Secorsha - 2010-02-22 14:10:36

Ulice, nie widać z nich nieba, tylko wąski niebieski pas miedzy piętrzącymi się budynkami, ulice są szerokie, nie trudno ani o market, ani o miejsce do rozwoju kulturalnego, ani tez o żebraka który o jałmużnę prosi. Klasa średnia przelewa sie kolorowym nurtem. Od ostatnich wydarzeń wzmógł się ruch, ucieczki ku dołowi, i oglądanie sie za siebie, kiedy z dnia na dziej coraz wiecej białych pancerzy przebijało tłum. Coraz tez częściej po cywilnemu inkwizycja wkradała się w żywy krwiobieg planety - miasta. najczęściej właśnie tutaj, na ulicach średniego miasta

Darth Nemedis - 2010-02-22 14:32:36

*Ulicą szybko kroczyła wysoka postać, a za nią druga, dużo mniejsza.* Draks! Draks? Pośpiesz się, nie mamy czasu. Musimy sie śpieszyć. *Powiedziała szybko ta pierwsza, wyższa istota. Był nią Nemedis, lord sith. Mroczny był szczelnie otoczony znoszoną szata z kapturem, której postrzępione końce falowały nad podłożem popychane powietrzem. Zakapturzona postać w pośpiechu przepychała się przez malejące tłumy istot, nie odwracając się. Powoli oboje przechodzili z zatłoczonego placu do małej, ciemnej uliczki.* Draks? Trzymaj się blisko mnie. *Powiedział cicho do ucznia, lekko odwracając głowe. Własnie... Ile to już czasu minęło? Na pewno sporo od momentu, gdy dug stał się jego uczniem. Draks robił spore postępy i Nemedis w głębi duszy był z niego bardzo dumny, szczególnie dlatego, że to jego pierwszy uczeń. Nemedis czuł, że oboje się dobrze rozumieją, powstała między nimi tak ważna więź łącząca mistrza z uczniem. Tak... Sith był z Draksa zadowolony.*

Draks - 2010-02-22 14:42:38

*Ostatnimi czasy, kiedy wojna niespodziewanie zbliżała się do kresu, Draks zmienił nieco swój charakter. Może to kolejny etap życia, a może po prostu medytacja z mistrzem wyciszyły niepokorną duszę, sprawiły ze młody dug, który teraz towarzyszył wysokiemu, majestatycznemu sitowi, stał się bardziej podobny do niego, ale zarazem pogodniejszy, jakby wyzwolony z więzów samego siebie.
Przyspieszenie kroków dla Nemedisa było tylko przyspieszeniem, natomiast dla Draksa było już biegiem, jednak nie stanowiło to dla niego większej trudności. Młody, wydajny organizm, wytrenowany i zdyscyplinowany bez trudu podoła takiemu wysiłkowi. Jednak zaniepokojenie mistrza i w nim budziło niepewność. Rzucił okiem w dół ulicy i w ruchu postawił biały kołnierz swojej kurtki* Co się stało, Mistrzu? *zapytał szeptem, zupełnie jakby lękał się, ze ów tajemnicza siła podsłucha ich rozmowę* Nic n-nie czuje…

Darth Nemedis - 2010-02-22 14:53:20

Sama sytuacja nie wygląda obecnie najlepiej. *Nemedis zwolnił, by być bliżej ucznia, jednocześnie nie zaprzestając ciągłego ruchu.* To nie jest dobry czas dla nas, Draks. Nie dla nas. Imperium to zdecydowanie coś, co nie powinno się nigdy narodzić. A teraz... Teraz już wszystko gna ku zagładzie. Darth Sidious zacieśnia pętle, by w końcu ostatecznie zdusić wszelki opór i nieposłuszeństwo. Jestem pewien, że prędzej czy później wymorduje tez własnych uczniów... Zostanie sam. Chociaz, mnie to bardzo ciekawiło. Co takiego Darth Sidious może zrobić, gdy już podporzadkuje sobie wszystkich i wszystko? Nie wiem do czego on zmierza, nie wiem też co się będzie działo... Myślę, że nie możemy tutaj zostać. Wcześniej to miejsce było dla nas odpowiednie, teraz nie jest. To nie są przychylne czasy, i nie pora na tak wielkie ryzyko. *Nemedis uśmiechnął się lekko. Sam nie wiedział co będzie dalej, ale myślał o jak najszybszym wydostaniu się z Coruscant. Losy mają to do siebie, że często same się toczą, wystarczy im tylko lekko pomóc. Jednak, dzisiaj sith był niepokojony czymś więcej. Czuł to, czuł niebezpieczeństwo. Czuł, że coś jest nie tak jak trzeba. I to było źródłem niepewności i zdenerwowania. Problem w tym, że Nemedis nie potrafił tego odczytać...* Draks? Trzymaj się blisko mnie, pamiętaj...

Draks - 2010-02-22 15:02:45

*Postawił uszu, opuszczając wzrok jednocześnie, i choć przerabiali to już setki razy, on nie mógł zrozumieć. To było poza jego jeszcze ograniczoną zdolnością przyswajania. Palpatine, bo resztę mógł zrozumieć. Nie mógł natomiast zrozumieć Palpatina. Mógł zrozumieć zdradę Jedi, choć nie podejrzewał. Jedi byli zbyt ograniczeni, by odwrócić się przeciw własnym ograniczeniom. Jak to mówił Nemedis – musieliby wyjść z pudełka. a wtedy nie byliby Jedi.* Wiem, ze m-miałem nad tym medytować, Mistrzu… *wyszeptał. Im ciszej mówił, tym mniej się zacinał, wiec mówił cicho. Bardzo, jednak z mocą, wwiercając się w świadomość. Zwłaszcza wobec mistrza, który go znał* …ale nadal nie rozumiem Palpatina… *posłusznie trzymał się blisko, tak blisko ze szata Nemedsisa obijała się o jego pysk. Do położy nieruchomy, do polowy zdezorientowany, ale tez zdeterminowany. Nie wiedział już, kto jest jego wrogiem,. Wygląda na to, ze wszyscy*

Secorsha - 2010-02-22 15:08:19

I wcale nie musisz go rozumieć, gówniarzu
*padł za nimi ostry, donośny głos, niespodziewany. Zupełnie, jakby nagle spadli z nieba, lub dwójka sithów nagle przeniosła się w inny wymiar, pełen takich jak oni…

Kiedy Nemedis i Draks, skupieni na sobie, niczym jedna osoba weszli w wąski przesmyk uliczki, w której nie było nawet prześwitu w dół, tylko chodnik i trakt, droga wylotu nagle została zamknięta. Było ich pięciu. Czterech Czterech karabinami. Klony, stali ramie w ramie w różnych odstępach. Trzeci także nosił pancerz, jednak nie miał hełmu, a jego ludzka twarz miał jakby zaspane, zlewające rysy. Z naprzeciwka dało się słyszeć kroki. Nemedis Nemezis Draks zostali otoczeni. Krąg się zacieśniał, pułapka zatrzaskiwała mechanizm, by ich pogrążyć. Znudzony człowiek zbliżał się pewnie. W nikłym świetle mrocznej uliczki, rzucanym przez latarnie złowieszczo igrały refleksy odbicia. Jakby światło się go nie imało. Pachniał zdradą, samego siebie i ideałów. To jedi. Były jedi, zdegradowany i pohańbiony. Sługus Imperatora*

Darth Nemedis - 2010-02-22 15:24:43

*Nemedis zastygł w bezruchu* Draks. To bardzo ważne... Gdy powiem, uciekaj jak najszybciej możesz i nie odwracaj się za siebie... *Sith wypowiadał słowa wyjątkowo cicho, tak, że tylko Draks mógł go usłyszeć. Nie poruszał prawie ustami, nadal stojąc w bezruchu. Tylko powoli poruszające się oczy dawały pewność, że jest żywy.* Teraz! *Pozostające dotąd w bezruchu dłonie Nemedisa zatoczyły z impetem okrąg wokół ciała wypuszczając śmiercionośną fale pchnięcia. Na efekty nie trzeba bylo długo czekać, w promieniu okręgu poszybowała z grzmotem fala przypominająca skoncentrowane, potężne pchnięcie.* Mend'ae eok'ie ssanguiss... *Słowa grzmiały wśród szumu zbitych mas powietrza uderzających w inkwizytorów. To one dawały pchnięciu taką siłe - starożytne zaklęcia sithów.*

Draks - 2010-02-22 15:32:25

*Kiedy jego wewnętrzny zmysł szybciej niż oczy czy uszy wykrył tę sytuację, Draks z jakaś chorą satysfakcją stwierdził, ze nie jest z zaskoczony. Cos takiego jak najbardziej mogło im się przytrafić. Nie czuł się wiec, jak to powinien – sparaliżowany strachem czy jakoś onieśmielony. Nic z tych rzeczy. Nieważne były teraz słowa, spieranie się z decyzją Nemedisa, czy pytanie dlaczego. Tą sekundę, która mu dano wykorzystał na chwilowe zapatrzenie się w samego siebie. W Moc. I wyciszenie, co sprawiło, ze mógł to wszystko strawić w sobie, i pokonać. I tak na komendę Nemedisa wystrzelił jak z procy, prując prosto pod nogi tych klonów, z którymi nie było dowódcy, czyli w dół uliczki, przy ścianie, jak szczur*

Secorsha - 2010-02-22 15:36:07

*Ciało Zaspanego, bo tak będę go teraz nazywać, wystrzeliło w gorę, w nieprawdopodobnym, wspomaganym mocą skoku, ponad chmurą zaklęcia i woli Nemedisa, która poprzewracała jego żołnierzy jak zapałki, jednak nie odrzuciła na tyle, by nie mogli zaraz pozbierać się i podjąć kontry. Już w chwili, kiedy zaspany, saltem wylądował, przecinaja tor drogi ucieczki Draklsa*
Dokąd… *warknął kpiąco. W jego ręku zalśniła zielona klinga miecza, która rozwiała chyba jzu ich wszystkie wątpliwości. Zapach zdrady, tej plugawej istoty i ozonu jego oręża. Zamachnął się na głowę Draksa najbardziej haniebnie, jak tylko może człowiek. w  tym czasie już teraz pojedyncze strzały zbierających się z ziemi klonów pomknęły ku Nemedisowi*

Darth Nemedis - 2010-02-22 15:47:55

*Nemedis błyskawicznie przyciągnął do dłoni miecz zwisający u pasa. Już w locie śmiercionośna broń błysnęła czerwienią jak żywy feniks, przecinając ze świstem powietrze.* Draks! Nie możesz się poddać! *Wrzasnął na całe gardło, kiedy bolty już zmierzały z zawrotną szybkością by go unicestwić. Jego prawa dłoń razem z mieczem uniosła się wyzej, Nemedis przyjął postawe defensywną. Mieczem starał się odbić pojedyncze pociski lecące głównie z prawej strony, podczas gdy lewa dłoń wystrzeliła do przodu w celu stworzenia osłony, która wchłonęła by lub tez odbiła te mocniejsze bolty, szczególnie nadlatające z lewej strony. Jego oczy zapłonęły gniewem. Nie było już w nich spokojnej determinacji. Obłąkane strzelały nienawiścią, przeszywały na wylot klony. Po chwili dało się słychać przeraźliwie głośne i złowieszcze "Nie!".*

Draks - 2010-02-22 15:50:43

*Impuls Mocy, trwające chowie, ostrzeżenie sprawiło, ze jego dłoń sama pomknęła do miecza. Nie dobył go, on się nagle znalazł w jego dłoni i zapłonął dokładnie w tym momencie, kiedy noga ugięła się, by całe ciało mogło ustąpić na rzecz rozjarzonego zielonego energetycznego pręta, który skrzyżował się ze spadającą na niego klinga. Przez krzyż ostrzy spojrzał w oczy Inkwizytora* Odwal się! *syknął, po czym, skupiając w sobie Moc, najwięcej, na ile był w stanie w tej chwili ją skupić, naparł na swoją klingę, by odepchnąć człowieka* Nic nie zrobiliśmy Imperium!

Secorsha - 2010-02-22 15:55:19

*Ręka Zaspanego cofnęła się, jak i caly tors, nieznacznie, pod naporem. Jakby nie było Draks już nie był takim gówniarzem, za jakiego miał go człowiek. I na pewno nie takim nowicjuszem, jakim chciał go widzieć, jednak to mu nie przeszkadzało, by zaraz, uwolniwszy klingę wykonać cięcie na bok Duga, któremu do ziemi było juz tylko tknąć i trzymał się dzięki chyba tylko Mocy, bo żaden akrobata by z  tego nie wyszedł*

*Klony kontynuowały ostrzał, który był teraz jeszcze silniejszy,w  miarę, jak dochodziły kolejne, które się podniosły. a było ich w sumie osiem, po czterech z  każdej strony. Wtem rozległ się krzyk. Jeden z nich został trafiony rykoszetem. Ale i tak Nemedis był w sytuacji bardzo marnej*

Darth Nemedis - 2010-02-22 16:04:41

*Na twarzy sitha wymalowało się wyjątkowo mocne skupienie. Dłoń, razem z włączonym mieczem wystrzeliła do przodu, by zrównać się z lewą. Zielonkawa osłonka pulsująca energią objęła tez prawą stronę. Nemedis próbował iśc do przodu, lecz szło mu to bardzo wolno. Musiał utrzymywać  mocną tarcze, a to nie pozwalało mu na przyspieszenie. Zza galaretowatej ściany widac było mrożące krew w żyłach oblicze skryte pod kapturem, które ujawniały patrzącym nagłe błyski światła powodowane kontaktem pocisków z tarczą oraz sama zielonkawa poświata bijąca od osłony. Gdy moc się zwiększyła, tarcza przestała przypominać galarete. Wyglądała jak wielka, wodna fala o zielonym zabarwieniu. Musiała teraz, w krytycznym momencie przyjąć na siebie wiele pocisków. Nemedis zatrzymał się w miejscu. Nie był w stanie iść dalej jednocześnie utrzymując tak potężną osłone, która miała mu pomóc w najgorszym momencie.*

Draks - 2010-02-22 16:08:53

*Nie puszczając ani nie zmieniając położenia swojego miecza nagle wystrzelił w kierunku napastnika lewą górną kończynę, by mocno chwyciwszy jego ramienia podciągnąć się, w wyniku tego manewru klinga powinna przeorać chodni, miast amputować mu nerkę.
Jeśli mu się to powiedzie, a Draks miał nadzieje że tak (o ile w ogóle można coś mieć jak wszystko dzieje się tak szybko). Jednak tego dnia, w tej chwili czuł w sobie ten nurt o którym mówił Nemedis, i właściwie to, teraz walcząc o życie cieszył się ze swojego postępu. W każdym razie, jeśli mu się to uda, będzie trzymał swój miecz pod lewą greką Inkwizytora. Skieruje go wtedy tak, by amputować mu za plecami prawe ramie. Nie poddam się –odpowiedział w myślach Mistrzowi.
I ty też się nie poddawaj*

Secorsha - 2010-02-22 16:13:14

*Zaspany nie docenił sprytnego dugańskiego młodzieńca. Jak łatwo jest tracić trzeźwy osąd, gubiąc wcześniej ideologię. Zawył, a  w chwile później jego ramie wraz z mieczem upadło na chodnik. Szarpnął się i momentalnie złapał za dymiące ciało, a  jego twarz wykrzywił koszmarny grymas bólu*

*u Nemedisa nic się nie zmieniły, klony atakowały zdeterminowane. Pozbawione strachu patrzyły w oblicze Nemedisa, i trudno powiedzieć co czuly. A może nic? Ich karabiny na pewno się nie meczyły*

Darth Nemedis - 2010-02-22 16:16:31

*Na twarzy Nemedisa nadal utrzymywała się płomienna determinacja. Był zdecydowany utrzymać osłone - wzmaniając ją siłą wirujących w nim emocji, co czyniło ją wyjątkowo niebezpieczną pułpaką, tym bardziej, jeśli pociski zamiast wchłaniać się, zaczną się odbijać, a wtedy zaleją tych samych ludzi, którzy je wystrzelili.*

Draks - 2010-02-22 16:17:57

*Wykorzystując bezwzględnie ów chwile przeciwnika na walkę z bólem, odskoczył, przenosząc ciężar ciała na dolne kończyny, by zyskać na wzroście, a nie tracić gibkości, sięgając Mocą po jego miecz, nadal ściskany przez odcięta dłoń. Teraz już dwie kling błysnęły w jego górnych łapach. Bez zastanowienia i cienia refleksji wziął głowę inkwizytora w nożyce, i wprawnym ruchem, jakby tylko tego żył – dokończył dzieła. Jeśli Moc pozwoli, rzecz jasna.*

Secorsha - 2010-02-22 16:24:16

*Głowa Inkwizytora o twarzy zastygłej w grymasie zdumienia potoczyła się pod nogami Draksa. To znaczy, pod tymi kończynami na których teraz stał.
Dug w pozycji bojowej, nie draśnięty nawet, w świetnej kondycji był gotów na kolejną falę*

A na tą nie było trzeba długi czekać...

*Klony nadal strzelały, taki w  końcu był rozkaz, aż do chwili, kiedy do ich uszu doszedł najpierw krzyk,a  potem ten charakterystyczny dźwięk końca życia i stukniecie głowy.
Podział był natychmiastowy. Po dwa klony z obu stron nagle posłały salwę w kierunku Draksa. Pozostałą trójka (dwa z tyłu i jeden od frontu Nemedisa, bo jeden poległ) kontynuowali. Jednak Moc pułapki Nemedisa była już prawie gotowa do eksplozji,a  jego sytuację jeszcze poprawiał fakt, ze mknęło do niego mniej pocisków. Ale czy może komuś poprawić humor fakt, ze to zmiana na rzecz ucznia? Nemedis poczuł w sobie kolejną silną emocję. coś, co było w stanie rozsadzić całe Couruscant. To była wizja przyszłosci, tego, co wydzray sie za chwile...*

Darth Nemedis - 2010-02-22 16:32:01

*Sith płonął. Tak bardzo, że mogło się zdawać, że za chwile i fizycznie zacznie płonąć. Wszystko dla niego zwolniło, widział wszystko jak przez mgłe.* Nie.... Nie! *Wrzasnął ile sił w płucach, tak przejmująco i gniewnie, że nawet kamień by się przestraszył. Nemedis nie mógł jeszcze zrozumiec, ze nie może już nic  zmienić. Bombardowany tysiącami róznych potęznych emocji, czując pękającą nić odchodził od zmysłów. Zamieniał się w demona. Cała jego twarz wykrzywiła się przerażająco, płonąc z nienawiści i jednocześnie zamarzając ze smutku, kiedy czuł, co się zaraz stanie.*

Draks - 2010-02-22 16:34:53

*dwie klingi zatańczyło wokół drobnego ciała Draksa, a ten oddał się nurtowi Mocy, tylko to mógł w tej chwili. Widział przeciwników, bez udziału intelektu czy wysiłku oszacował ilość wystrzelonych boltów i porównał do przepustowości własnego ciała. Wynik go nie zaskoczył, nawet nie zdenerwował. Przyspieszył do granicy swoich możliwości, zamknął oczy, ale to nie miało znaczenia, bo i tak to nie on tutaj był…*

Secorsha - 2010-02-22 16:39:39

*Draks niesiony nurtem Mocy, wręcz jak Jedi , w zasłonie swoich dwóch kling odbijał pierwsze bolty niemal bez trudu. Klony widząc jego ruchy wprowadziły zmianę powtarzalności ostrzału. Jeden skoczył w bok, drugi trochę zwolnił. Wystarczyło jedno trafienie – w bok Draksa. Błyskawica energii weszła jak w  masło w jego ciało. Zachwiał się, to spowodowało zakłócenie rytmu. Draks był przytomny, kiedy klony faszerowały go plazmą*

*Nemedis eksplodował. Nastąpiło to, co ujrzał wcześniej. Jego kumulująca się energia, którą nagromadził uderzyła z  taka siłą, ze posypał y się gruzy ze ścian tworzących uliczkę budynków. Jednak żaden nie tknął sitha. Kiedy opadł gruz, był już tylko Nemedis. i  Draks. Bo jeszcze był*

Darth Nemedis - 2010-02-22 16:52:18

*Nemedis opuścił dłonie dysząc ciężko. Mgła opadła, tempo z powrotem przyśpieszyło. Został on sam i Draks. Odwrócił się i pobiegł niewiarygodnie szybko w miejsce, w którym jego uczeń umierał. Nemedis nie czuł teraz zmęczenia, nie czuł wyczerpania po uwolnieniu tak poteznej i śmiercionośnej energii, ale miał wrazenie, że zaraz odejdzie od zmysłów. Przez chwile łudził się, że uda mu się uratować Draksa chociaż na ta chwile potrzebną do przetransportowania do kliniki, ściągnięcia pomocy, czegokolwiek... Tragicznie ściągnął go na ziemie widok, jaki zastał. Kiedy stanął przed Dugiem zobaczył to. Rozszarpane ciało, obficie krwawiące rany... Wszystkie wnętrzności podeszły mu do gardła, kiedy ciężko opadł na kolana przy Draksie. Chwycił go za głowe i mały tułów lekko gładząc po nich dłonią. Spojrzał niewiarygodnie smuto w oczy ucznia. Wiedział, że ta chwila nie potrwa długo... Wiedział, że Dug umiera.* Przepraszam... *Wyszeptał, gdy wreszcie udało mu się pozbierać na tyle by wycisnąć słowo. Głos łamał się. Był pełen smutku... I tej straszliwej pustki.*

Draks - 2010-02-22 17:02:21

*Nawet nie wiedział, jak to się stało. To było tak szybko. Nie, nie czuł bólu, nie czuł się przegrany. Nagle stwierdził, ze leży na ziemi, iż e to już niedługo. W chwile później wiedział, ze nie jest sam. Na początku była to tylko świadomość istoty, coś, co czuł już wcześniej, ale po chwili przyszła świadomość, ze nie jest sam. Ze tak naprawdę od jakiegoś czasu nie był już sam w swoim życiu, bo miał mistrza.
Jego oczy były już nieobecne. Uśmiechnął się nietrwale, zdrową połową pyska, szczerze i wdzięcznie* dzięki… *szepnął. Właściwie to tylko poruszył ustami* Mistrzu… mój… ja… mam mistrza…
*I to był koniec*

Darth Nemedis - 2010-02-22 17:19:02

*Oczy Nemedisa zaszkliły się łzami, które powoli zaczeły ściekac po ciele, aby opaść z dosłyszalnym dla Nemedisa w tej ciszy dźwiękiem na ziemię. Sith mocno przycisnął martwego już Duga do siebie, z wielką boleścią na twarzy.* Wybacz mi... Wybacz... *Powtarzał jak mante, ale słowa trafiały w pustke. Nie było niczego, co by go wysłuchało. Na ulicy został tylko on sam. Sam. Z martwym Draksem w rękach, z tak bliską mu istotą, co przecież było takie wyjątkowe dla niego.* Dlaczego... Dlaczego teraz...? *Westchnął boleśnie. Przymknął oczy. Przeraźliwie piekły. Przypomniał sobie te wszystkie chwile, które spędził z uczniem. Od momentu poznania, przez szkolenia, długie rozmowy, treningi, testy, medytacje... Tak wiele. Tak wiele się wydarzyło i to już... Koniec? Przecież to niemożliwe! Tak nierealne, tak bardzo smutne. To uderzyło w Quermianina z całą siłą, tak niespodziewanie, tak nieprawdopodobnie... Nemedis wbił wzrok w pozostawione bez życia oczy duga, potem przeniósł spojrzenie na zniszczoną ulice, ciała bez życia, a raczej ich pozostałości rozsiane na całej szerokości. I poczuł, że nie może uwierzyć. Że to... Koszmar. Nie mógł opanowac tej burzy myśl, która go zaatakowała. Wziął ucznia na ręce i wstał. Teraz pozostała mu droga do domu... Długa. Być może najdłuższa w jego życiu.*

Darth Nemedis - 2010-02-28 18:53:54

*Był już zmrok. Ulice całkowicie puste, nie licząc przewijających się czasem małych oddziałów szturmowców. Niezauważalnie, jak cień, uliczkami przechodziła zgarbiona, ubrana w ciemne szaty postać. Wysoki Quermianin szedł w ciszy, nie rozglądając się. Wtapiając się w tło nie był dostrzegalnych dla mało spostrzegawczych oczu. Unikał świateł, głównych dróg, patroli i zamieszania powstającego w wyniku konfrontacji imperialnych sługusów z mniej posłusznymi obywatelami, których przedstawiciele czasem pojawiali się burząc wyobrażenie o zupełnie osamotnionej planecie. Mogło by to Nemedisa dziwić - Coruscant to ogromna planeta, zawsze tętniła życiem niezależnie od pory dnia, a szczególnie nocy, kiedy kwitło życie przestępcze na niższych poziomach (jesli mozna powiedzieć, że kwitło tylko w nocy) a na tych najwyższych były wydawane luksusowe przyjęcia i spotkania śmietanki towarzyskiej. Ale nie dzisiaj. Wszystko wyglądało tak, jakby działała tu wyjątkowo skuteczna godzina policyjna - Nemedis jednak prędzej doszedłby do wniosku, że ludzie, czy też po prostu istoty wszelkiej maści z własnego rozsądku i - co bardziej prawdopodobne - dzięki instynktowi samozachowawczemu postanowiły skryć się w najgłębszych i najciemniejszych zakamarkach. Jak szczury. Tak... Sith jednak miał głowe zaprzątaną innymi myślami. Niedawno pochował ucznia, zgodnie ze starym zwyczajem paląc ciało. Nie potrafił zebrac myśli do kupy, nie miał planu. I chyba nigdy nie wyglądał, jakby miał plan. On tylko robił rzeczy. Ale teraz było trudniej. Przed podjęciem dezycji chciał skontaktować się z jedynym przyjacielem - Hakonem. W obecnych czasach, jako Jedi, znajdował się w wielkim niebezpieczeństwie. Jednak Nemedis wiedział, że zyje. Wyczuwał tak dobrze znany mu punkcik w siatce mocy. Tak, powinien się z nim spotkać...

Zajęty własnymi myślami, przestał zwracać dużą uwage na otoczenie. Powoli tracił poczucie czasu i odległości jaką przebył.*

Secorsha - 2010-02-28 19:02:02

*Hakon, jeśli tam był zapewne będzie próbował ukryc się w Mocy, bo nie było tajemnicą że wielu jedi wkupiło się w łaski imperatora, zdradzając zakon w zamian za łaskę i życie. Przynajmniej tak gadano. Było tez kilka znanych przypadków. Czy to propaganda, czy prawda… w kazdym razie wśród inkwizycji byli mocowładni. Wyszukiwawcze…
Kwiat paproci, kwitnący tylko nocą, czyli przestempczosc dolnych poziomów w istocie zanikła, nie było nic, jedynie głuchy wiatr, przeciąg ciągnął zapachem stęchlizny od dołu, wołając. Wtem Nemedis mógł dosłyszeć słaby głos, jęk, dochodzący z  wnęki w ścianie wieżowca, którą zapewne wykuł sobie kiedyś ktoś na stragan*

Darth Nemedis - 2010-02-28 19:10:36

*Nemedis zdawał sobie sprawe, z tego, że Hakon musi sie ukrywac. Dlatego jeszcze go nie znalazł. Całą jego wiedza było to, że jedi zyje. I to go nie pocieszało, bo życie nie oznacza brak problemów. Wiedział jednak, że teraz nie moze nic zrobić, musi poczekac, az Hakon sam się z nim skontaktuje - jeśli będzie chciał. Sith momentalnie odwrócił się w strone, z której dochodził jęk, wybudzony z własnych myśli. W ciemności, w ukrytym dla uwagi innych zakamarku cieżko było cos dostrzec. Nemedis wytężył zmysły, by zobaczyć, co się stało.*

Secorsha - 2010-02-28 19:15:36

*Na pewno nie był to ów karabel, którego Nemedis pragnął odszukać. Było to coś innego… jednak zyło, jęczało i wyraźnie wołało Nemedisa, jakby stróżką mocy nie swojego umysłu. Kiedy Nemedis skupił sie na celu dostrzegł smukły, wijący się kształt. Na tle ciemności malowała się szeroka głowa i cztery punkciki oczu. Zwierze syknęło i zaraz potem wyszło ku Nemedisowoi, bez strachu, za to okazując coś w rodzaju wrogości, ale jednocześnie jakiejś przymuszonej radości. Zupełnie jakby tym zwierzęciem ktoś sterować,. Ale czworoboki, szerokopyski bury muuunlistiński kot nie był scyborgizowany. Zwierze patrząc w górę na twarz Nemedisa syknęło wpierw, a  potem usiadło i zaczęło mruczeć*

Darth Nemedis - 2010-02-28 19:28:50

*Nemedis zatrzymał się ze zdziwieniem patrząc na zwierze. Naturalnym odruchem rozejrzał się szybko patrząc, czy nikogo nie ma na ulicy. Po chwili powolnym ruchem pochylił się, uwaznie obserwując kota. Czuł dziwny dysonans, wyczuwalne drżenie w aurze lub w mocy. Po prostu czuł, że coś jest nie tak, dziwnie, chociaz juz samo zwierze "wołające" go tutaj było dziwne. Wbił spojrzenie w siedzącego, mruczącego kota powoli podchodząc, coraz bardziej garbiąc się i schylając. Zatrzymał się kawałek drogi przed kotem, przekrzywiając głowe z oczami obserwującymi zjawisko. Znał gatunek, jednak nie spotkał osobiście. Cos bardzo interesującego. Nemedis na chwile zapomniał o otoczeniu i całą uwage skupił na zwierzęciu.*

Secorsha - 2010-02-28 19:32:42

*Zwierze patrzyło. z  bliska miało sierść wpadającą z burej w zieleń. Czworo niewielkich czarnych oczu ułożonych w jednej linii nad szerokim, zębatym pyskiem. Zwierze rozwarło szczęki, sycząc, ale jednocześnie mruczało. Zupełnie, jakby w owym kocie syczał sam kot, a coś, co sprawowało nad nim władze mruczało. Jakby kot był tylko narzędziem. Walczył w sobie, ale nie był w stanie zwyciężyć tej ingerencji. Był w Mocy jasnym punkcikiem zostawiającym smugę, ale  nie można było wykryć sterującego zwierzęciem. Kot chwile jeszcze wpatrywał się w sitha, by nagle wstać i czmychnąć. Zatrzymał się kilkanaście kroków dalej. Syknął, i usiadł, jakby czekał*

Darth Nemedis - 2010-02-28 19:39:20

*Nemedis patrzył nadal na kota przenikliwym wzrokiem, gdy ten podniósł się i ruszył dalej. Nemedis nie zastanawiając się, cicho pobiegł za nim, kryjąc się wśród cieni. To była słabość sitha - nigdy nie ptorafił zostawić nierozwiązanej zagadki, choćby miał przypłacić to życiem... Lub czyms gorszym. Wiedział też, że nalezy się spodziewać wszystkiego. A najbardziej tego, czego się nie spodziewa. Rzeczy najbardziej nieprawdopodobnej. To pewnie go charakteryzowało - nie było łatwo go zaskoczyć. A ta sytuacja była jedną z tych nieprawdopodobnych. Strasznie ciekawa, a Nemedis nie potrafiłby się oprzeć, tym bardziej, że za nic nie mógł zrozumieć zjawiska. A może nawet nie chciał?*

Secorsha - 2010-02-28 19:44:27

*Kot czmychnął, zupełnie, jakby nagły ruch Nemedisa go spłoszył, ale za chwile czekał już na rogu ulicy. Nie pozwolił się zbliżyć do siebie, pobiegł znowu, jak malutki bardzo ruchliwy element nocy, lawirował miedzy pozostawionymi  nieładzie śmieciami. Czasem nikł z oczu, by potem znowu pojawiać się gdzieś na chodniku, czekający na Nemedisa, ponaglający go sykiem. Ów gonitwa trwała, i znający topografie osobnik na pewno już wiedział, ze za chwile napotkają w tym mieściły barierę. Gdzieś wysoko, wysoko nad tymi monstrualnymi fundamentami mieścił się senat. Teraz zbliżali się do jego rogu. Obejście go zajęło by godzinę, może dwie. Ale kot nie zwolnił. Nadal wołał Nemedisa*

Darth Nemedis - 2010-02-28 19:53:00

*Nemedis zatrzymał się na chwile, wzdychając z lekkim usmiechem. Czuł się bardzo dziwnie, ale nie mógł, nie potrafił odmówić... Z lekko otwartymi ustami wrócił do podążania za kotem, nie potrafiąc odmówić wołaniom. Trzymał się w stałej odległości za zwierzęciem, nie zwalniając, utrzymując stale jednakowe tempo i nie spuszczając z oczu kota. Trzymał się stale w cieniu, sunąc jak wiatr, pozostawiając za sobą tylko cichy szelest. Jego szata postrzępionymi końcami falowała za nim, wtapiając się w niewyraźne tło.*

Secorsha - 2010-02-28 19:57:56

*Przed Nemedisem zarysowała się ściana. Prymitywne ludy bez wahania powiedziałyby o tym – koniec świata. Gdziekolwiek nie spojrzysz, w  góre, w  dół czy na boki, wszędzie sięgała, zasłaniała wszystko próćz rozgwieżdżonego nieba, ale teraz, w  mroku wydawała się i je dzielić. Po prostu – koniec.  A tam to wyglądało właśnie, kiedy stało się o dwa, trzy kroki od fundamentów najważniejszego republikańskiego budynku. Kot popatrzył na Nemedisa, po czym ześliznął się po krawędzi chodnika i skoczył w dól. Po wychyleniu się dało się zobaczyc,ze  znalazł się na wmurowanej półce, pod którą była rura kanalizacyjna z metalową siatka, ale trochę zębów było wyłamanych. W sam raz na kota. Większa istota musiałaby poszerzyć sobie to wejście, wycinając zabezpieczenie.
A kot? Znikł w rurze*

Darth Nemedis - 2010-02-28 20:13:38

*Nemedis zatrzymał się z cichym westchnieniem. Niepewnie wychylił się by spojrzeć w dół, czyli tam, gdzie przed chwilą z jego pola widzenia zniknął kot. Skoro doszedł tak daleko, nie mógł się zatrzymać. Lub nie potrafił. Zrobił pare kroków w strone przepaści. Jeden, drugi... Zgiał lekko nogi w kolanach i wyskoczył, by wylądować lekko na półce, wystarczająco delikatnie, by nie uszkodzić ścian. Było przeraźliwie cicho i ciemno. Idealnie. Sith delektował się każda chwilą. Odpowiadał na wezwanie, prowadzony przez tą siłe. Złapał mocno jedną dłonią kraniec półki i opuścił się niżej, aby druga przyłożyc do siatki. Rozległ się bardze delikatny, niknący w mroku błysk, będący efektem precyzyjnego impulsu skierowanego na zabezpieczenia. Gdy tylko siatka ustąpiła, sith płynnym ruchem przeniósł ciężar ciała na druga strone po lekkim rozbujaniu i wskoczył cicho w ślad za kotem - aby prowadzic się dalej, ku nieznanemu.*

Secorsha - 2010-02-28 20:21:17

*I tak Nemedis znalazł się w rurze. Była to wprawdzie rura kanalizacyjna, ale była sucha. Inaczej kot, który boi sie wody na pewno by tu nie wszedł. Nie było widac czworonożnego przewodnika w tych ciemnościach, za to doskonale słychac było szuranie jego łapek, którymi przebierał pospiesznie, prowadzony swoją droga – jak to kot – do celu.
Podróz kanałem była długa, i trwała tyle, ile grubości miał fundament, czyli kilkadziesiąt metrów. Zimna, ciemności i ciasnoty, jednak w  koncu kot stał się widoczny na tle zielonego swiatła u wylotu rury. Kiedy wyszli znaleźli się w kadzi. Zbiorniku, czyli – szambie. Nad wylotem rury która ich przywiodła było zamkniecie filtrujące, teraz otwarte. Widac to „szambo” było w naprawie, lub kible pod niego podchodzące nie cieszyły się dużą popularnością. Kot bezstresowo przemierzył zbiornik, by potem, szczebel po szczebelku wdrapać się na drabinkę prowadzącą na platformę z której cała gównianą robotę się obsługiwało. Tu już było czuć „zapachy” innych zbiorników wypełnionych cennymi senatorskimi odchodami*

Darth Nemedis - 2010-02-28 20:27:42

*Nemedis szedł kierowany dźwiękami, zdecydowany iść dalej, do końca. Czując zapach przycisnął materiał do receptorów węchowych. Gówna senatorów... Obrzydliwe. Sith nie przestawał poruszać się dalej, za kotem, az dotarli do szamba. Z obrzydzeniem zaczął swą przeprawe, aby w końcu w sład za intrygującym zwierzęciem zacząć wspinaczke w góre. Poruszał się cicho, pozostawiając po sobie głuche, nieprzyjemnie kojarzące się plasknięcia. Straszne...*

Secorsha - 2010-02-28 20:33:59

*Kiedy Quermianin osiągnął szczyt drabinki mógł dostrzec kota, który siedział na płycie i z pieczołowitością i zapałem czyścił futro. Koty nie lubią brudu. Wiec wędrówka musiał poczekac, ale dzieki temu Nemedis mógł rozejrzeć się dookoła. Z góry widział kilkadziesiąt podobnych szamb w większym lub mniejszym stipniu napełnionych. Na pewno, to co cierpiał jego zmysł węchu kwalifikował go do rangi męczennika. Ale tak oto wygląda senat od kuchni. A raczej piwnicy. Patrząc w góre widac było plątaniny rur które to doprowadzały „towar” do zbiorników. Między nimi biegł szyb turbowindy towarowej, i niknął aż pod sklepieniem.
Kot umył się i miauknął, jakby móil: teraz możemy isc dalej. Pobiegł w kierunku windy. Widać było jak korzystając z możliwości gibkiego ciałą szybko niczym szczur wspina się po wysięgniku windy. Z cała pewnością podążał do tego miejsca, które jest wyżej. Dla którego podłoga jest sufit który widać stąd*

Darth Nemedis - 2010-02-28 20:43:49

*Nemedis strzepnął brud i rozejrzał się szybko. Smród był obezwładniający, tak jak i widok senatorkisch cennych odchodów z radością i nieopisaną werwą zaśmiecających szamba tlyko po to, aby uprzykrzyć mu i zwierzęciu życie. Sith cierpliwie czekał na kota, nie wychodząc z dziwnego amoku. Gdy tylko zwierze skończyło pielegnacje futra, Nemedis udał się z nim do windy. Spojrzał na wspinającego się kota i sam, powoli wszedł do pomieszczenia turbowindy, aby udać się w sadl za kotem.*

Secorsha - 2010-02-28 20:51:19

*Musiał odczekać jeszcze chwile, inhalując się tym co zostało z Republiki, bo jakby ruszył teraz, winda zabiłaby kota. Jednak zwierze poradziło sobie szybko z  odległością, wiec i Nemedis mógł uruchomić windę. Zależmy, ze uczynił to, by nie męczyć go jeszcze jedną kolejka w tym niesprzyjającym otoczeniu. Mechanizm ruszył i winda zaczęła wspinać się ze zgrzytem, niosąc Nemedisa wyżej. Na pewno był w  budynku Senatu, a  to już samo w sobie niezbyt bezpieczne. ale żeby dostac się do pięter na których urzędowały te wszystkie bebechy, teraz już nie majace nic doi powiedzenia, trzeba było wspinać się bardzo długo.
Kiedy winda zacumowała, kot czekał na Nemedisa. Wstał, i ruszył wzdłuż szerokiego korytarza. Była cisza. Nikt nie pracował z gównem od lat, widać zautomatyzowane szamba radziły sobie same. Ten poziom senatu był wiec cichy. Łapki kota wchodzące w kontakt z wypolerowaną płytą podłogową niosły się charakterystycznymi plaśnięciami i stuknięciami pazurków. Kiedy miauknął, chyba słyszała to cala galaktyka, tak poniosło to echo. Ale nikt tego nie słyszał tam, na górze.
Mógł słyszeć tylko ktoś na tym poziomie…*

Darth Nemedis - 2010-02-28 20:59:18

*Nemedis powoli wyszedł z windy i rozejrzał się. Stanął w miejscu patrząc na kota.* A więc...? Chciałes mnie tu przyprowadzić?  *Wyszeptał w pustą przestrzeń. Głos poniósł się niewyraźnym echem, odbijając od ścian. Szedł za kotem ciemnym korytarzem cicho, praktycznie sunąc po podłodze bezgłośnie. Poruszał się za zwierzęciem tak długo, az ten się nie zatrzymał. Wbił w niego uważne spojrzenie, stojąc w miejscu, zdecydowanie zadowolony z zakończenia kontaktu z wszech obecnym gównem. *

Secorsha - 2010-02-28 21:05:20

Nie./.. *odezwał się nagle mocny, głęboki głos, który pojawił się za plecami Nemedisa. Niski, mocny, władczy, wzmocniony jakby elektronicznie, w  akompaniamencie mrązącego krew w żyłach oddechu i miarowego stukania niespiesznych kroków. Także szelest tkaniny nie uszłaby uwadze komuś, kto ma dobry słuch, a  kogo serca nie zmiażdżył jeszcze strach. W korytarzu nagle zgasły światła. Nic nie szło zobaczyć już teraz, tylko cztery lśniące punkciki oczu kota przed, i kilka kolorowych światełek za Nemedisem. Na wysokości piersi człowieka. Jelsi to był człowiek* To JA chciałem cie tu przywieść

Darth Nemedis - 2010-02-28 21:12:32

*Na twarzy sitha rozkwitł delikatny uśmiech. Odwrócił się powoli, by spojrzeć w strone przybysza.* Interesujące... *Wyszeptał w zamyśleni.* A więc? Chciałeś mnie sprowadzić? *Rozległ się syczący, zimny i nieprzyjemny głos. Wyraźny i wwiercający się głęboko w umysł, zapadający w pamięć. Rozbił się echem wśród ścian, aby dotrzeć do istoty.* Kim jesteś...? *Spytał po chwili milczenia, przekrzywiając lekko głowe. Dłonie opadały mu swobodnie w dół, szata furkotała lekko nad podłogą, ciągnięta przez przeciągi. Stał zgarbiony, wbijająć wzrok w miejsce, w którym powinna być istota.*

Secorsha - 2010-02-28 21:16:39

*Świszczący oddech odbił się od Nemedisa. Stał się tlenem tego tunelu. Korytarza, który ich uwięził.*
Twoim katem *odpowiedziała ciemność na uderzenia serca przed tym, zanim szkarłatna klinga wystrzeliła i szybkim niczym myśl łukiem pomknęła ku szyi quermianina z zabójcza precyzją i taką agresywną mocą, ze mogła przerazić nie jednego tego, który mógł nazywać siebie sithem. Czarna esencja pierwotne  nienawiści zasadzona zbyt głęboko, by w ogóle mówić o początkach*

Darth Nemedis - 2010-02-28 21:25:42

*Spodziewaj się niespodziewanego. Nawet najbardziej nieprawdopodobnego... Jednak tym razem, Nemedis ociągał się zbyt długo. O setną sekundy za późno. Nie zdążyłby już wyjąć miecza i obronić się, tym bardziej w starciu z tak agresywną siłą, potegą. Wszystko co mógł zrobić, to z prędkością myśli stworzyć osłone, by odbić klinge - czyli coś, w czym był zdecydowanie skuteczniejszy. Z równie duza szybkościa precyjnie wytworzył pole, aby próbować zatrzymać poteżny atak, chociaż wiedział, że to nie będzie łatwe. Nie było czasu ani możliwości na uniki. W tym samym czasie, lecz odrobine później w dłoni Quermianina pojawiła się czerwona niczym pióra feniksa zabójcza broń. Sith był uwieziony w korytarzu. Musiał stoczyć ciężki pojedynek. Wiele obserwatorów powiedzialoby: nierówny. Ale uśmiech, który pojawił się wczesniej, nadal wytrwale nie schodził z ust sitha.*

Secorsha - 2010-02-28 21:32:12

*Ten drugi nie mógł się uśmiechnąć, nie dla oczu przeciwnika. Nie mógł zastraszyć grą ciała, wyrazem oczu, czy subtelną mimiką. Jednak kiedy jego rozpędzona broń weszła w kontakt z polem Nemedisa, odbicie, i blask wyładowania oświetliło na chwile czarną jak śmierć postać. Wzbudzający groze kombinezon wydał się tu, w  ciemnym korytarzu obdartym ze skóry, z zwęglonym ciałem. Twarz zaś, ni to złudzenie, ni maska ukazała się tylko na chwile, błyskając wypolerowanym metalem w których odbiły się obie klingi.
Vader nie odskoczył, ale jednocześnie Nemedis mógł poczuć, że coś bezlitośnie miażdży mu nie tylko gardło, ale cała głowę*

Darth Nemedis - 2010-02-28 21:43:07

*Sith odruchowo chwycił lewa dłonią za gardło. Mimo takich okoliczności - w oczach nie można było znaleźć strachu. Cała postać Quermianina wygięła się drastycznie pod uściskiem mieżdzącym głowe, a więc i pierwszy mózg, bardzo wrażliwy. Nemedis zebrał siły i z zawrotną szybkością wyrzucił w powietrze, przed siebie prawą dłoń, wypuszczając potęzny impuls. W umyśle powtarzał słowa starożytnego zaklęcia sithów - wypowiedziec ich nie mógł, miażdzony z zabójczą siłą. Gdy mordercze pchnięcie ruszyło na spotkanie z mrocznym oprawcą Nemedis nie miał szansy zobaczyć efektu. Bezlitosna siła zaciskająca się na jego glowie wycisnęła z jego płuc całe powietrze, razem ze stłumionym jękiem. Sith przymknął oczy, starając się powstrzymać wędrujący po ciele ból oraz siłe, która go wywołała, nie widząc efektów własnych działań, będąc półprzytomnym. Ból był nie do zniesienia.*

Secorsha - 2010-02-28 21:49:48

*rozległ się cichy trzask. Byłą to czaszka. Świadomość Nemedisa zdominował pysk, poczuł, ze odpływa. I w chwile później leżał już na podłodze.
Było, jak miało być. Nie wiedział, co się stało z przeciwnikiem, stało się to bowiem w chwili jego chwilowej utraty przytomności. W chwilę później jednak klinga znowu rozjarzyła się, kilka metrów dalej,. Kiedy czarny rycerz wyszedł bez szwanku ze ściany w którą go wgnieciono. Ruszył z  nową determinacją, niosąc gniew na klindze. zbliżał się niespiesznie, wręcz zwodniczo wolno, sapiąc* Zamiast próbować tych swoich sztuczek… *odezwał się dźwięczącym jakby w maszynie głosem* …pogodziłbyś się z tym, co jest Twoim przeznaczeniem. Imperium zgładzi was wszystkich *kroki dudniły coraz bliżej* Zostanę tylko Ja i mój Mistrz…

Darth Nemedis - 2010-02-28 22:02:13

*Nemedis leżał bez przytomności na podłodze. Nawet jeśli świadomość momentami wracała, nie był w stanie z niej korzystać. Organizm naturalnie bronił się przed bólem zbyt wielkim, przeciązającym nerwy. Nemedis walczył, jak tylko mógł z tym, co go niszczyło. Dłonie drgały mu wolno, mechanicznym odruchem. Jak do tego doszło... Mimo tego, że wiedział, że dużo ryzykuje, wędrował za kotem? Dał się zamknąć w pułapce bez wyjścia, całkowicie bezbronny.* Nie... Nie... Nie masz nic... Co by mogło mnie złamać.... *Znów rozległ się lodowaty głos, z trudem wydzierający się z przygasającej świadomości sitha. Nie było pewne, czy głos dudnił w świecie fizycznym czy w świecie mocy. Nemedis czuł się tak, jakby wpadł nagle do jakiegoś koszmaru. Nerwowo oblizał wargi leżąc bez sił na ziemi, być może nie całkiem świadomie. Usta wykrzywiły się w dziwnym, prawie niedostrzegalnym grymasem, który mial być usmiechem.* Co nie zabije... To... Udziwni... *Wysyczał znów, z wyraźnym trudem. Zdaje sie, że tylko dzięki mocy. Ale nie był w stanie stawić teraz oporu nadchodzącemu katowi. Mógł próbować, co też robił, mimo wszystko zdając sobie sprawe z własnej słabości, leżąc bezwładnie na podłodze.*

Secorsha - 2010-02-28 22:09:27

*Tu powinien roznieść się śmiech, ale on chyba nie umiał się śmiać. Klinga miecza poruszała się wraz z ręką, naprzemiennie do kroków. Ciekawe, czy Nemedis poczuł, kiedy puszczona w ruch dla zwykłej zabawy klinga amputowała mu stope. Poniósł się swąd palonego mięsa i tkaniny. Czerwone ostrze wykonało młynek*
Jesteś taki żałosny że aż nie chce mi się ciebie zabijać
*kiedy miecz pomknął w tył, przygotowany by wykonać zamach do ostatecznego ciosu, jego blask oświetlił raz jeszcze maskę Madera. Ostrą, wykrzywioną, groteskową.
Metalową twarz która miała ukryć na zawsze Skywalkera*

Darth Nemedis - 2010-02-28 22:15:08

*Dla sitha wszystko momentalnie zwolniło. Gdy już czuł, że wszystko pulsuje, rozmazuje się, zachodzi mgłą... Ból odcinanej kończyny złączył się razem z resztą przekazywanych impulsów, tylko wzmacniając efekt. Sith czuł już, że umrze. Mimo tego, że śmierci się nie bał... Czuł nieprzyjemny zapach ozonu i niemal odczuwał na sobie następny, śmiertelny cios. I wtedy opuszki palców dłoni zetknęły się z podłożem. Nemedis resztką sił, które udało mu się zgromadzić, z całą swoją możliwą do wytworzenia siłą naparł pchnięciem na podłoge, aby wpaść w przepaść.*

Secorsha - 2010-02-28 22:23:34

*Klinga rozmyła się w czerwoną smugę, kiedy płyta podlogowa zmienila się w krater wywiniety ku dołowy. Wszystko ułamku sekundy. Wymeczone ciało nemedisa ześliznęło się w przepasc, a rozpędzona smuga energii miast odebrać mu życie, przeplatała mu tylko bok powyżej lewej nerki.
Jeśli Nemedis Nemezis ogole czuł coś w Mocy, to była to wściekłość Madera, ze przez własną pychę pozwolił wymknąć się celowi. Ale nie podjął pościgu, jakże łatwego. Nemedis na pewno sam się wykończy…
Tymczasem ciało spadło na płytę piętro niżej, z której prowadziła droga do zbiorników z gównem, czyli tam, gdzie już był. Tym razem jednak po platformie kręcił się droid techniczny, który na umierającego sitha nie zwrócił uwagi.
Vader spojrzał przez dziurę wybitą przez Nemedisa.
Jak powiedział: nie chciało mu się go zabijać. Charakter Skywalkera kazał mu zlekceważyć Nemedisa po raz drugi. Może dlatego, by mógł straszyć nim innych? A może miał jakiś głębszy powód? W każdym razie – odszedł*

Darth Nemedis - 2010-02-28 22:31:43

*Sith już tracił świadomość. Nie był w stanie sam sobie pomóc, był po prostu w pełni wyczerpany fizycznie i psychicznie, niezdolny nawet do ruchu palcem. Upokarzające. Walka skoczyła się jeszcze zanim się zaczęła. I to wszystko piekło go jeszcze bardziej, niż tępy ból fizyczny rozdzierający całe ciało. "Jesteś żałosny..." - zabrzmiał głos Vadera. Nemedis był już nie raz łamany, ale nigdy z taka siłą i częstotlwością jak ostatnio. Juz nigdy nie byłby taki sam. Coś w nim pękło. A teraz... Teraz bezwładnie leżał na ziemi, praktycznie umierający. Niezdolny do niczego "Pogódź się ze swoim przeznaczeniem!".*

Hakon - 2010-03-01 13:09:11

*czasy, które nadeszły były ciezkie dla wszystkich, tak wiec powtarzanie i uazalanie się, ze były ciezkie dla Hakona, nie miało sensu, i mozna pominąć sobie ów wstęp, nawet jeśli hakon musiał kryć się po rynsztokach. tak tez było. Jedi zaraz po zdradzie był w  świątyni, jednak jemu udało się przebić przez zasłonę klonów i zbiec. Potem już nikt o nim nie słyszał, zaginęły o nim wszelkie wiesci. Nie pokazał się ani razu, czy w świątyni, czy obok, czy w mieście.
Nieuchwytny dla inkwizycji używał nieraz całej siły woli by ukryć się w mocy, stac się niewidzialnym. Całkowicie wówczas bezbronny i prawdziwie ślepy siedział w dziurach które obierał sobie za schronienie, a miał ich kilka. parszywe życie…
Tego dnia jednaka, kiedy walczył ze swiatem o przeżycie poczuł w sobie coś, co mogło oznaczac tylko jedno, i hakon dobrze wiedział, co.
Na Couruscant istniała tylko jedna osoba z która łączyła go nic przyjaźni. Hakon często myślał o Nemedisie. Zastanawiał się jak mu się teraz powodzi. zwłaszcza teraz. Ale wtem wszystkie jego pytania jakby same na siebie odpowiedziały. Z Nemedisem jest źle.
Kiedy wyszedł z krykówki była ciemna noc.dla niego nie miało to znaczenia. nawet nie wiedział, ze teraz nawet swiatła poumierały. Opatulony szczelnie płaszczem otworzył się na Moc. Ryzykował tym, ale nie czas teraz na zabawe w badanie chodnika kijem. Poza tym, musiał jakoś trafić na ślad, który go poprowadzi. Nie sztuka wiedziec, ze ktośpotrzebuje pomocy. Można z tą wiedza skazac kogoś na śmierć, o ile nie będzie się wiedziało jak ta wiedze wykorzystać…*

Secorsha - 2010-03-01 13:13:57

*Myślenie Hakona było jak najbardziej poprawne. Wieź miedzy nimi była silna, ślad widoczny, a zdarzenie nie tak odległe w czasie. Wszystko jeszcze świeże, jak ślady krwi po morderstwie, czy piany po myciu areowozu. Wszędzie unosiła się nad Zakonem migotliwa mgiełka niebezpieczeństwa. Użycie Mocy może przywabić Inkwizytorów. Może właśnie w ten sposób dorwali Nemedisa?
Ślad prowadził Hakona najkrótszą drogą, przez budynki i rozpadliny, wiec ten musiał wykazać się niew tylko wrażliwością na Moc ale i myśleniem i sprawnością w pokonywaniu tej drogi.
I w  koncu okazało się, kiedy sygnał wzmocnił się w okolicy fundamentów Senatu.
Z całą pewnością Nemedis był w środku, i to gdzieś na tej wysoikosci, a  wiec w senackich piwnicach*

Hakon - 2010-03-01 13:18:50

*Otwarty na Moc niewiele różnił się od istoty widzącej,a  biorąc pod uwagę ciemności, jeszcze miał przewagę. w całej tej mrocznej i pełnej strachu otoczce sam bardziej przypominał sitha niż jedi, ale w obecnych czasach niewielka to była Różnica, jako że za wielkich Sithów – władców miała się tylko dominująca para urzędująca na najwyższych piętrach gmachu, w którym rzekomo przebywał jego przyjaciel.
Na Moc, ale co jest w senackich piwnicach? Hakon, przemierzając chodnik lekkim truchtem, który niósł go do celu snół wizje które przerażały jego samego. Wymyślne sale tortur, takie, w  których zginął jego mistrz? Więzienia? Sale tajnych przesłuchań, a może jakiś skarbiec?
I… jak się tam dostać?
Wreszcie zatrzymał się, bo po wyciągnięciu dłoni mógł już dotknąć fundamentów senatu.
Nemedisie, druhu mój, jak ty tam wlazłeś na niebiosa,...*

Secorsha - 2010-03-01 13:22:32

*Jakie to straszne rzeczy kryły w sobie te mury, przyjdzie jeszcze zakonowi zbadać, i gdyby ktoś rzekl mu jak szybko, pewnie by nie uwierzył. Wtem, kiedy Jedi tak stał, zastaanwiajac się, zaczęło coś na niego kapać. Kap kap, na ramie, jakaś cuchnąca ciecz. Czyżby… szambo? W tch okolicach okresowo odnotowywano za Republiki skargi na smród i epidemie, ale to było dolne miasto, nikt się nie przejmował. Jednak fakt faktem, i fakt ze teraz – coś kapało.
Jeśli Hakon „spojrzałby” na tej swój tajemniczy sposób w góre, okazałoby się, ze to za sprawką rury, z której ktoś oderwał kratkę zabezpieczającą. I zapewne tam wszedł*

Hakon - 2010-03-01 13:38:32

*Drgnął lekko, kiedy coś spadło kropelką na jego szatę. dotknął dwoma palcami ów substancji. ciepłe… nieco lepkie… śmierdzi…
Powstrzymał się od wniosków i zdusił w sobie przekleństwo, kiedy wszystko stało się jasne. zarówno – co to jest, jak i jak Nemezis dostał się do środka. Musiał być bardzo zdeterminowany, żeby wchodzić do senatu przez szambo. No cóz, miał nadzieje dowiedzieć się powodów póki co nie ma co zgrywać bohatera który boi się kupy. chwycił się krawędzi rury, podskoczył i wbił się do środka. Zakrztusił się przykładni. Gdyby miał oczy już ciekłyby z nich łzy. oddychając przez zaciśnięte żeby ruszył na kolanach wzdłuż owego „tunelu”*

Secorsha - 2010-03-01 13:43:01

*Gówno senatorskie szlachetne i Hakon powinien to jako zaszczyt potraktował. Póki co, brodził po nadgarstki (skoro poruszał się na czworaka) w szambie, za to sygnał Nemedisa był coraz wyra mniejszy, ale zarazem coraz słabszy, co oznaczało ze jest coraz bliżej obiektu który jest już coraz dalej niego. Czyli – umiera. Jeśli był tan Nemedis, to był w  bardzo kiepskim stanie fizycznym. I psychicznym. Tym może jeszcze gorszym. Tunel skończył się i Hakona powitało powoli zapełniające się szambo. Zbiornik wielkości frachtowca, do którego wyszedł Hakon. Dla stojącego Jedi „urobek” sięgnął kolan. Sygnał wołał do przodu, do drabinki*

Hakon - 2010-03-01 13:44:48

*zakrztusił się znowu, i gdyby miał czym to puściłby pawia. ale nie miał, nie jadł od trzech dni. czuł całe pomieszczenie. na bogów, szambo! Jestem w szambie!
Strząchnał się. Nie, nie po to był jedi by chodzic po sznureczku za prowadzącym go sygnałem, jak jakiś piesek. Znowu otworzył się na Moc, by „zobaczyć” całe pomieszczenie i Nemedisa*

Secorsha - 2010-03-01 13:47:46

*W rzeczy samej, było to szambo. Kilkadziesiąt zbiorników zasranych po brzegi. Ten w którym stał Hakon w chwili kiedy przybył tu Nemedis, wieczorem, jakieś 10 godzin temu, był jeszcze niemal pusty. Teraz Hakon stał już po kolana w „imperium”. Drabinka którą miał przed sobą, prowadziła z dna zbiornika na platformę sterowana po której kręcił sie robot i… i leżał kształt nieruchomej istoty. To był Nemedis*

Hakon - 2010-03-01 13:51:07

*przerażenie zbombardowało świadomość Jedi. znalazł go. tu, nieprzytomnego, może konającego? Nie zawracał sobie głowy drabinka. skoro był już w Mocy zanurzony, skoro i tak prawdopodobnie go wykryto, to co mu szkodzi raz jeszcze użyć swojej przewagi.Skoczył, wspomagając się Mocą, wystrzeliwując nią swoje ciało jak pocisk, by wyładować na platformie, w pewnym oddaleniu od Nemedisa. Kiedy jego niemiłosiernie brudny i cuchnący plaszcz opad, hakon zbliżył się do rannego. przyklęknął przy nim, i delikatnie dwoma palcami zmierzył puls.*
Nemedis…*szepnął* To ja… zabiorę Cie stąd…

Darth Nemedis - 2010-03-01 14:15:40

*Nemedis leżał na ziemi bez świadomości. Nie mógł odpowiedzieć. Byc może, gdzieś w odległym świecie czuł dzięki mocy czyjąś obecność. Nie mógł stwierdzić, czy to ktoś kto mu pomoże, czy ktoś, kto go dobije, ale ktoś był. Więc już nie musiał się trzymać całą siłą by zachować strzępki przytomności, tej widzialnej w mocy. Wydawał się martwy, ale żył. Puls był bardzo słaby - widocznie sith utrzymywał się przy życiu resztkami sił. Wyglądał okropnie - cały zakrwawiony, z pękniętą czaszką, bez stopy, z duża raną powyżej lewej nerki. Powoli sączyły się z niego krople krwi, dołaczając do juz i tak pokaźnej kałuży. Nie miał przymkniętych powiek - oczy nieruchomo wbite były w jakis odległy punkt, ale nie przekazywały żadnych wiadomości do mózgu, na skraju wyczerpania. Przytłaczający widok i jednocześnie przerażający.*


<Nemedis przez najbliższy czas raczej nie da znaku życia, a to oznacza opuszczanie wszelkich tur>

Hakon - 2010-03-01 17:40:15

*Pozwolił sobie na chwile słabosci, nostalgii, zamyslenia, melancholii, po czym najdelikatniej jak to tylko było możliwe, zarzucił sobie ciało Nemedisa na plecy, tak jak to robia klony z rannymi towarzyszami, Wstał bez problemu, w koncu był przedstawicielem silnej rasy, a Nemedis wiele nie wazył. Ruszył w drogę powrotną, sondując sobie drogę oczami Mocy, chcąc jak najszybciej znaleźć się poza tym miejscem*

Secorsha - 2010-03-01 18:57:05

*Droga powrotna nie była zakłócona. Hakonowi nic nie przeszkodziło w zejściu, czym tam zeskoczeniu ku zbiornikowi i zbliżeniu się  do dziury.
W pewnym momencie jednak Jedi mógł poczuć silny impuls Mocy, gdzieś wysoko, wysoko na górze. Vader, lub Imperator. Przynajmniej jeden z nich wyczuł Hakona.
I raczej nie stwierdził, ze można zostawić, bo umrze sam…*

Hakon - 2010-03-04 12:31:09

*Jak mógł zreagowac? tyko w jden sposób. poprawiwszy sobie na ramionach zwisającego Nemedisa wczołgał się do rury, by jak najszybciej wydostac z tego miejsca. w zalozeniu ze mu się udało, wypełzł na kładkę, gdzie na chwile położywszy przyjaciel na ziemi, korzystając z widzenia w mocy odnalazł odrzuona siadke zabezpieczaja nałożył ja na wylot rury, zabrał Nemedisa i dał noge*

Secorsha - 2010-03-04 12:57:12

*Kilka razy Hakonowi udało sie zaczepić Nemedisem podbicia rury i dało sie słyszeć trzask rwanej szaty, ale na szczęście nie rwanego ciała. Pospiech nie jest dobrym sprzymierzeńcem. ale na pewno niezłą motywacją jesli chodzi o taką drobnostkę, jak życie. Ich niewidzialny wróg dostrzegł, ze uciekają. dostrzegł Hakona, jego impuls w Mocy. Jedi musiał być świadom, ze nie ucieknie,. Nie ma takiego miejsca, gdzie mógłby sie skryć. Wszystkie jego dzialania beda tylko dzialaniami doraźnymi*

Hakon - 2010-03-04 13:06:54

*Na razie miał do załatwienia wiele małych, doraźnych spraw. cały czas planował ucieczkę, jednak cały czas nie był do niej gotów. teraz tez, ale ciezar Nemedisa, którego zaraz znowu zarzucił sobie na plecy, uzmysłowił mu, ze ma porzucić idealizm.
Priorytetem jego stało się teraz dostanie się do kryjówki, bez względu na to, czy go ktoś goni, czy nie. Jeśli nie pomoce Nemedisowi, nie opatrzy ran, to ten się wykończy. Pozostając nadal w kontakcie z Mocą, jednak skupiając się na fizyczności, widzeniu drogi i zwiększeniu wydajności ciała ruszył biegiem do jednej, ze swoich kryjówek w głębi dolnych poziomów, by stamtąd zacząć już działania szersze*

Darth Nemedis - 2010-03-04 14:35:42

*Nemeds lezał cały czas bez przytomności, nieświadomy problemów Hakona. Dopiero gdy ten nałozył na jego głowe "bąbel", dał pierwszy znak życia. Poruszył lekko głową. Zakopana świadomość powoli wracała. Nie na tyle, aby móc coś od razu powiedzieć czy się ruszyć, ale gdzieś w środku Nemedis miał wrażenie, jakby nagle zrzucono z niego całe tony kamieni.*

Hakon wyszeł bez przeszkód. Nic się jak dotąd nie działo.


Kontynuacja sesji z tego tematu- http://www.swewok2.pun.pl/viewtopic.php?id=159

Hakon - 2010-03-04 14:41:55

*I tak hakon z Nemedisem znowu znaleźli się na ulicy. Hakon skupiał się w Mocy, by zamknąć ich w sobie, nie wydać, żeby nie było widac ich w Mocy. Ukrywał się, przez co niczym nie różnił się od zwykłego karabela. No, może jedynie tym, ze miał na grzbiecie dodatkowe 60 kilo i był ślepy. Ale nie podda się z powodu tych drobiazgów. Zacisnął zęby, i badając droge kijem, zmierzał w  kierunku jednego  mniej legalnych lądowisk. gdzieś tam, gdzie będzie przekupny pilot i robot medyczny na pokładzie*
Trzymaj się *szeptał co jakiś czas coś w tym stylu* Zaraz tu będzie krawęznk, który zawsze mnie podcina, złośliwiec…

Darth Nemedis - 2010-03-04 14:51:32

*Nemedis powoli wracał do świata żywych, ale tylko duchem. Umożliwiło mu to nałożenie bąbla ochronnego przez Hakona i oczyszczenie ran. Odciązyło go to i nie musiał się juz podświadomie tak bardzo starać by zachowac życie, jednym słowem wychodził z transu. Przynajmniej teraz docierały do niego strzępki dźwięków z otoczenia, nadal jednak przez mgłe. Hakonowi na pewno to nie umknęło. To była chwilowa poprawa, ale zawsze.*


*Hakon skutecznie ukrywał się w mocy przed upadłymi sługusami Imperatora. Inkwizytorzy uparcie węszyli nawet teraz - najpewniej nie spoczną dopóki nie wymordują wszelkich możliwych przeciwników ich pana i nie słumią wraz z armią wszelkiego oporu. Robiło się już ciemno, więc Hakon musiał uważać, aby nie natknąć się na patrole szturmowców. Dzięki zmierzchowi było go trudniej wypatrzeć, a na ulicach było znacznie mniej ludzi, którzy mogli mu przeszkodzić, jednak przez to stawał się tez łatwiejszym celem. Póki co nic nie stawało na drodze barabela pomijając wredne krawężniki, jednak do najbliższego lądowiska zostało jeszcze trochę drogi, a jak wiadomo, czasy są niebezpieczne*

Hakon - 2010-03-04 15:01:43

*Świadomość tego wszystkiego, a miał ów świadomość, wszak się wczoraj nie urodził, wywoływała w nim lęk. nie był sithem i znał strach. czuł ujmujący chłod. Brak możliwości sondowania Moca skazywał go na łaskę losu.Mógł tylko isc, starając się nie rzucac w oczy. choć wyglądem on, i jego nieprzytomny towarzysz raczej odstraszali. z  tym, ze szturmowcy mogą mieć rysopis Nemedisa. Był teraz w innym ubranio\u, ale szturmowcy czasem myślą.
Póki co starał się nie tracić swojej troche irytującej, dżedajskiej pogody ducha* Budzisz się? Tu nie ma nic ciekawego, spij lepiej *przemówił znowu, szeptem. Zatrzymał sie na chwile, by ponasłuchiwac. zblizali się do kładki łączącej dwa chodniki po obu stronach ulic. strategiczne miejsce dla patrolu. Ale nie zawahał się. Przeżyja,uda im się. wierzył w  to*

Darth Nemedis - 2010-03-04 15:17:38

*Jak się miało okazać, Hakon bardzo dobrze zrobił zatrzymując się. Być może zawdzięczał temu życie. Dosłownie w momencie gdy zaczął nasłuchiwać po drugiej stronie przeszedł niewielki, składający się z trzech szturmowców patrol. Był dość nierozgarnięty - żaden z nich sie nie rozglądał, nie było z nimi dowódcy. Najpewniej zostali wysłani na patrol w te okolice za kare - mimo wszystko rzadko kiedy Imperium zapuszcza się na te tereny. Zwykłe klony nie były zbyt inteligentne, jednak miały zwyczaj zatryzmywania przechodniów. Często legitymowali biednych obywateli Coruscant, a teraz zbierało się ich coraz więcej, z powodu godziny policyjnej, która nadchodziła w związku z wieczorem. Spotkanie ze szturmowcami teraz najpewniej bardzo przeszkodziłoby Hakonowi - tym bardziej, jeśli miałyby na tyle oleju w głowie, by ta sytuacja wydała im się dziwna. Patrol jednak niczego nie zauważył i poszedł dalej, znikając z pola "słyszenia" barabela. W najbliższym czasie z jego strony nie powinno być problemów, jednak nadal trzeba być czujnym, w końcu nic teraz nie jest pewne.

Jeśli Hakon z Nemedisem na plecach pójdzie dalej, "zobaczy" przed sobą dość prostą ulice, nieco większą od innych. Najprawdopodobniej tutaj prowadzą drogi z najbliższej okolicy. Gdzieś w oddali majaczył wieżowiec odznaczający się sporej wielkości platformą przymocowaną do prawej ściany, z windą od strony ulicy. Dla Hakona dojście nie powinno być problemem - zna ten teren, a na ulicy nie widać przeszkód.*

Hakon - 2010-03-04 15:31:52

*Poczuł nagłą suchośc w gardle, co nie miało związku z mocą, a chyba jedynie z najzwyczajniejszym instynktem przetrwania. udało mu się, Im się udało.Zadarł głowę, wyłapując z ciszy niknące dzwięki umykającego patrolu. Dzięki Mocy. Pozwolił sobie na kilka głębszych oddechów i na usmeich, który nie wyglądał najlepiej na pokiereszowanej twarzy* Własnie wygraliśmy życie na loterii, mój przyjacielu 8mruknął znowu, poprawił quermianina na plecach., mruknął dziarsko i ruszył rzecz jasna czujnie w dalsza drogę, którą znał, co troche jego sytuacje poprawiało. Nadal majac na celu lądowisko które miało oznaczac względnąwolnosc. na bezpieczniejszych prostych wsłuchiwał się w bicie serca i oddech Nemedisa, z  trwogą przed usłyszeniem jakichś anomalii*

Darth Nemedis - 2010-03-04 15:47:09

*Hakon był przed chwila świadkiem wielkiego szczęścia... Ale czy na pewno? Byc może to moc tchnęła w niego to ostrzezenie przed zbliżającym się niebezpieczeństwem. Jesli można mówić, że moc ma strony, to dzisiaj im sprzyjała. Na dość otwartej przestrzeni w porównaniu z wcześniejszymi ulicami Hakon byl bardziej odsłonięty, jednak jak narazie do czułych uszu barabela nie dotarł żaden dźwięk, który mógłby wydac skrywająca się w mroku istote, lub nadchodzacy z z któregoś zakrętu oddział szturmowcówl. Wszystko wydawało się strasznie spokojne... Byc może zbyt spokojne. A może to tylko wrażenie? W każdym razie Hakon dotarł do windy jak dotąd nie napotykając problemów. Musiał przeczekać kilka nerwowych chwil, zanim winda z wysokiego szczytu wiezowca dostała się na ich poziom.* Proszę zaczekać, aż winda zajmie pozycje i drzwi się otworzą. *Odezwał się łagodny, damski głos. Po chwili można było usłyszeć ciche piknięcie oznaczające rozsunięcie się drzwi...*

Hakon - 2010-03-04 16:06:20

*Za kazdą sekunde tej wędrówki płacił utrata nowych komórek nerwowych, niemal się trząsł,oblizywał co chwile poszarpane bliznami wargi, ale parł do przodu, nadal licząc na swoją niepełna percepcje,ale musiał na coś liczyc, musiał przeć do przodu, w nieznane, w ciemność która go otaczała. nie było naokoło ani krztyny swiatła. Hakon nie znosił ciemności, mimo, iż żył w niej i to już się nigdy nie zmieni. Kiedy usłyszał dzwięk oznajmiający,ze winda przyjechała, odsunął się do do boku w razie wypadku, jakby coś miało z niej wyskoczyc. Tak, cisza go niepokoiła, to cisza przed burzą…*

Darth Nemedis - 2010-03-04 16:24:10

*Przed Hakonem powoli otworzyły się drzwi windy. W środku było ciemno, jednak pusto. Nikogo w środku nie było i Hakon mógł wejść do środka. Przywitał go ten sam głos, który poinformował o otworzeniu się windy - łagodny, damski. Głos oznajmił Hakonowi różne przydatne informacje związane z użytkowaniem windy, podał numer informacji i tym podobnych rzeczy, słowem - to co zawsze. Po chwili ciszy ze strony głośników odezwał się kolejny głos, tym razem męski i dość niski.* Witamy na lądowisku AmitiCe. Dziękujemy, że zdecydowali się państwo skorzystać z naszych usług. Wszelkich informacji można zasięgnąć w biurze na poziomie lądowiska. *Coś piknęło i znowu nastała cisza. Winda powoli wskakiwała z jednego piętra na drugie - widocznie to starszy model, bo w porównaniu do nowoczesnych wind faktycznie poruszała się dość wolno. Dodatkowo ściany nie były oszklone, więc korzystającym z windy nie ukazywała się żadna ładna panorama pomijając bloki betonu.*


Kontynuacja - http://www.swewok2.pun.pl/viewtopic.php?pid=5250#p5250

Secorsha - 2010-08-07 12:44:32

plaża… dzika plaża… morze dookoła…
*Niektóre osoby oglądały się za siebie słysząc czyjś głośny, i wbrew pozorom miły, zdradzający pewien talent wokalny spiew głosem męskim, nie za niskim, nie za wysokim, o łobuzerskim wydźwięku. Należał on do kaleesha,. Który to, zatknąwszy mechaniczną prawą ręke za grzbiet lewą ręka zręcznie wykonywał na murze jakiś malunek wysokości jego samego*
Z wysokiego brzegu wieczóhrr mewy woołaaa… *kroczek do tyłu, i szeroko uśmiech na twarzy szaleńca. Seco rozłożył ręce na boki*
Twarz przy twarzy, dłonie w dłoniach
w blasku słońca, roześmiani
razem ze sobą idą plażą
zakochani…

Vottagg - 2010-08-07 12:57:42

A tam między ludem galaktyki, razem z nurtem rzeki ludzi wielka, masywna postać hutt z tatuażem dookoła oka - dopiero teraz widać, że Vottagg urósł przez ten okres co go nie było. Osobnik jak na swoją rasę, nietypowo równo sunie pomiędzy istotami. To za sprawą sporej wielkości metalowej palety ze sterem, unoszącej się kilka centymetrów nad ziemią przy pomocy repulsorów. Za Huttem istna pielgrzymka! Dwóch Durosów targających jakąś skrzynię z plastali, za nimi dwaj Zabrakańscy ochroniarze i jeszcze Gammoreanin co się jak... wieprz rozpycha. A całe to najświętsze zgromadzenie idzie nigdzie indziej jak w stronę...
- Secorsha! Sie masz! - ryknął swoim basem Vottagg, unosząc się w kierunku Kaleesha.

Secorsha - 2010-08-07 13:03:04

*zaraz się ta grupka artystów co przy secorshy stała rozpieszchla bo jakby nie było strach troche kiedy hutt z obstawą się zbliza.a  Seco, odwróciwszy łeb wyszczerzył się serdecznie, i podrzucając puszke, co zaowocowało jej kaskaderskim lotem odwrócił na dobre twarzą do hutta a plecami do swojego dzieła* cześc ghjrrubasie, popatrz – nahrrysowałem Twój pohrthrret! *odsunąwszy się zademonstrował malowidło kutasa jego wzrostu*
Miał to być A’den, ale jakos tak…z a inteligentnie wyszedł. A u ciebie co? Co te fhrrajehrry w skrzyni taszczą? *wskazał puszką na durosów*

Vottagg - 2010-08-07 13:14:17

-Inkabunga! Śliczne, ale trochę za chudy. - powiedział Vottagg patrząc pół przymkniętymi oczami na dzieło Kaleesha. Przeniósł spojrzenie na Durosów, którzy ośmielili się postawić skrzynię na ziemi i zaczęli się obijać. - Nie opierdalać sie, już mi biegać do końca drogi i z powrotem! - powiedział Hutt do niewolników, którzy zaczęli posłusznie jak psy bieg, ku radości pana. Ślimak rechotał po swojemu, po czym zwrócił się do Secorshy. - Trochę tego i owego, liczyłem że Cię spotkam... - powiedział, po czym machnął ręką na Zabraka, który otwarł skrzynię i wyciągnął czarną, skórzaną kurtkę, która wyglądała jakby uszyta na Seco, normalnie najnowszy trend. - Ja i ty Seco, jesteśmy tutaj najmądrzejszymi istotami i ktoś musi zaprowadzić porządek, skoro imperium robi burdel. Obydwaj jesteśmy dżentelmenami Secorsha, dlatego wprowadzę Cię w wielki świat biznesu! - zaczął przemawiać z pasją i gestykulując jakby to były tak prawdziwe słowa jak to tylko możliwe.

Secorsha - 2010-08-07 13:23:59

*Seco skrzywił nieco pysk patrząc, jak Vottagg ćwiczy durosow. Chyba niespecjalnie mu się to podobało, ale nic nie mówił, w końcu to nie jego sprawa – to rzecz Vottagga co robi, i jak. w  końcu Seco tez denerwował swoją droidekę* Mogę poghrrubić *odparł artysta tonem typowego „nie ma sprawy”* Ale później bo mi się już ta chujowa fahrrrbka skończyła i mam tylko pomahrrańczową. A ty… te, Vottagg, co ty odpiehtrrdalasz? *zapytał z niedowierzaniem, ale i z uśmiechem, widać mu się podobało. Oczywiście Seco nie był głupi, i wiedział, jak to jest biznes prowadzić z huttem, ale teraz jakos tak – podobało mu się.*

Vottagg - 2010-08-07 14:02:11

- Widzisz, Seco, ja chce zaprowadzić sprawiedliwość. - powiedział Vottagg, nie przerywając sobie nawet, kiedy Secorshy wciśnięto w łapy kurtkę - Równowagę... Potrzebuję kogoś kto mnie będzie reprezentował, widzisz Seco, ludzie nie ufają Huttom, bo boją się ich rozmiarów. - mówił swoim basowym głosem, a Zabrak wyjął przyciemniane okulary które podał Kaleeshowi. - Widzę przed tobą wielkie możliwości panie Secorsha, choć widzę też wahanie... - przerwał na chwilę, przenosząc wzrok na wracających Durosów, którym nakazał stać.

Secorsha - 2010-08-07 14:09:26

*Uśmiechnięty gad ubrał kurtkę i założył okulary, wygładził lśniącą skórę i przeparadował przed Vottaggiem, jakby żywo wyciągnięty z filmu sensacyjnego. Naprawdę miał prezencje, oj tak, i Vottaggowi należało pogratulować wyboru. Zakręciwszy na piecie ruszył do hutta, i oparłszy organiczną rękę na jednym z  jego fałdów, mechanicznym palcem uniósł okulary* Vottagg… kuhrrwa, ja… musimy pogadać na osobności…

Vottagg - 2010-08-07 14:46:35

Gdyby mógł to by skinął głową, ale tylko machnął ręką i ruszył. kontynuacja: http://www.swewok2.pun.pl/viewtopic.php … 941#p16941

Huudo - 2012-08-20 14:14:17

*Huudo szedł ulicą odrobinę markotny, co oznaczało, że miał problemy, które normalną istotę przywiodłyby na skraj szaleństwa. Na szczęście Duros był z natury optymistą i wiele już miał problemów w życiu. Teraz najemnik był w impasie. Nie wykonał poprzedniego zadania, Cochrel się rozpadł, a więc jego cel zginął lub ukrywa się tak dobrze, że samo znalezienie go będzie nie lada zadaniem, dodatkowo nawet nie wie czy za zadanie zostanie wynagrodzony. Ba, on nawet nie wie czy zleceniodawca żyje. Jeśli żyje, a Huudo nie będzie szukać celu, może się domyśleć, że Duro nigdy nie planował wykonać zadania a przy jego środkach finansowych i wzajemnej nienawiści Duro do Neimoidian i jeszcze wiedza Huudo na temat zamachów. Ujść z życiem będzie trudno. I ze statkiem łowca musiałby użyć całego swojego kunsztu i wykorzystać wiele znajomości a tu Whiskey został na Cato. O takich to trudnościach myślał Huudo idąc spokojnie ulicą średniego poziomu Couruscant.*

Secorsha - 2012-08-20 14:36:52

*galaktyka jest doprawdy niezwykłym, fascynującym, zaskakującym miejscem a do tego – bardzo, bardzo ciasnym, małym, przez co wszystkie istoty maglują się jak bielizna w pralce: raz gacie są na wierzchu, raz skarpety. ileż to razy w jednym praniu gacie i skarpety spotykają sie ze sobą i z jeszcze innymi częściami garderoby. Doprawdy epickie i niezwykłe. Zapewne Huudo podzieli tę opinie jako istota i wyższej kulturze  osobistej, kiedy to przed nim w odległości może kilkudziesięciu metrów, u wyjścia jednego z klubów robił się gwar. Krzyki i znajomy karczemny żargon bliski sercu.
Ochrona wyrzuciła dwóch jego gosci. Pierwszy był niski, ale bardzo tęgi i postawny, drugi z kolei przeciwnie – chudy i wysoki. jednak na ryje polecieli z tym samym łoskotem.*
Drovianin już nie wstanie, ale na kaleesha uważajcie…
*Krzyknął jeszcze ochroniarz do bramkarzy, co zapewne Huudo usłyszy, jak i dostrzeże jak po chwili ten chudy zaczał się podnosić i zaraz począł trząchać grubego z pełnym emocji namawianiem przetkanym „kuhrrwami” by wracać i się mścić za honor*

Huudo - 2012-08-20 14:52:33

*Jak to często w życiu Huudo bywało nie przejmował się jakimiś tam zagrożeniami życia kiedy pod nosem jest karczma a kieszenie mile wypchane kredytami, dodatkowo jeszcze wysokie prawdopodobieństwo spotkanie towarzyszy kielicha i możliwość bójki. I jak tu martwić się możliwością stracenia życia w każdej chwili. Twarz Durosa rozpromieniła się i ruszył żywym krokiem w stronę procentowej świątyni. Kiedy był blisko ukuło go coś co normalnie by zauważył. Kaleesh, bójki, karczma. Niemożliwe żeby to był Seco, w końcu on ma tam u siebie rodzinkę i pantoflarskie życie. Może to ktoś z jego rodziny. Może zna Seco a może będzie miał zadanie. W każdym razie przez tego chuja każdy kalee wzbudza w Huudo pozytywne emocje. Zachęcony tymi myślami podszedł do obitych przez bramkarzy*
Pomóc wam w czymś panowie?

Secorsha - 2012-08-20 15:00:16

*Biedaki lezeli na sobie. ten mniejszy o byczej bodowie i ramionach jak pnie leżał i mamrotał. Chyba coś śpiewał o milości do matki a jego głos zwiastował na rychłe rzygnięcie. Kaleesh zagrzewał go do wstania. Był pijany, ale nie na tyle by sobie jeszcze nie dolać. Kiedy Huudo stanął nad nimi, ten opierając się o plecy towarzysza oburącz podniósł zalane oblicze.
Kilka cech: stara proteza ręki, budowa ciała, w koncu – morda troglodyty i spojrzenie wariata, mina ni to smiech n to „Th”  czarne, kręcone włosy mocno przylegające do czaszki, jak u ludzkiego murzyna.*
Kuhrrwa… Shrupack jest wielki, on nawet w tej zahrrrajen przez gundahrrrki dziurze pothrrafi wybawicielską, dobhrrą dusze kuhrrwa przysłać. Jak ja mam ci panie dziękować! *zarzucił ramionami, wznosząc je do nieba. tak, to był Seco. Seco we własnej osobie – w takiej, jaką duros pamiętał. Z czasów kawalerskich. czyżby ktoś cofnął czas? A może po prostu żona na pysk wywalila z domu, tak czy siak – był, i teraz najwyraźniej dziękował swojemu dogu za przybycie Huudo. Kiedy skonczył, znowu oparł się o grubego, wbił wzrok w durosa i uśmiechał się głupawo, jak to Seco. poprawka – jak to pijany Seco*

Huudo - 2012-08-20 15:10:40

O ja pierdolę!
*Nie były to słowa, które wnosiły coś do rozmowy. Po prostu Huudo ucieszył się, że zobaczył przyjaciela. Jednak przeczucia nie myliły. Reakcja też wynikała z tego, że ni chuja nie spodziewał się go tutaj. Od razu duros pomógł wstać Seco, nie martwiąc się o jego towarzysza, który i tak by ponownie się obalił*
Mów, co się stało. Kto ci najebał, w ogóle co tu robisz. Nie spodziewałem się ciebie szybko zobaczyć po zachlanej nocy na Cato.
*Huudo pomógł Seco przysiąść na murku nieopodal karczmy, robiąc to spoglądał uważnie na bramkarzy. Wydawali się nie bać tego co za chwilę się stanie, bo rozróba jest już praktycznie nieunikniona.*

Secorsha - 2012-08-20 15:20:35

*nieco sflaczały ale nadal pełen życiowej energii Seco wstał. Do trzymania pionu musiał używać oparcia – w tym przypadku ramienia łowcy nagród, ale to wystarczało – trzymał się prosto, na własnych nogach, nabuzowany, chuchając Huudowi w twarz przetrawionym alkoholem.*
Nikt m nie najebał, sam się kuhrrrwa najebałem… *odparł jakże rzeczowo, podnosząc organiczną rękę by ująć dwoma palcami skórę nad oczami.*
Cato… chuj im w dupe z całej siły, tyle ci powiem! Wszystko się popiehrrdoliło i nie ma… tylko się zostało… się… kuhrrwaa… *zachwiał się, a  uścisk na ramieniu durosa stał się silniejszy co oznaczało, ze Seco miał zachwianie równowagi. Wzrok tez spuścił, mrużąc oczy, co oznaczało iż zastanawia się nad tym „co się kurwa”. i tak z pól minuty stal skupiony, zamyślony, by w  końcu podnieść wzrok, spojrzeć durosowi w oczy i z szerokim uśmiechem wariata oświadczyć: *
I chuj!

Huudo - 2012-08-20 15:40:41

*Huudo nie bardzo wiedział co się dookoła dzieje. Z jednej strony czuł, że coś jest nie tak, z drugiej odzywał się zew alkoholu. W końcu się zdecydował*
Dobra, chodź do baru. Przy kielichu opowiesz mi wszystko co się stało na Cato i później
*Łowca wziął Seco pod rękę i poszedł z nim w kierunku wejścia do baru. Towarzysz kaleesha leżał teraz pod ścianą i rzygał a bramkarze uwanie przypatrywali się Huudo kiedy ten się zbliżał.*

Secorsha - 2012-08-20 15:47:55

*Seco w przypływie pijackiej solidarności chciał zabrać tamtego, ale usłyszał jego ostatnie tchnienie. Poległ na polu chwały. Honor jego i cześc zasłużona aż do rana gdy sie z kacem obudzi. Szturmowcy tu nie chadzali, bo wydzieliny tutejszych meneli ciezko było wyczyścić z tych białych pancerzy.
Zaś panowie bramkarze, nie jedno już widzacy wyrazili najpierw wzorkową dezaprobatę, po czym, kiedy dwójka była już bliżej, jeden się odezwał*
Przepraszam bardzo, ale temu panu na dziś już dziękujemy *odezwał się pozbawiony karku humanoid, wskazując brodą na Seco, który teraz już wisiał na Huudo całym ramieniem i raz to się śmiał do siebie, raz to udawał, ze jest trzeźwy*
m kuhrrwa?! To zniewaga! Dziękować to ty możesz matce że cie po pohrrodzie w kiblu nie spuściła, a  ja jeszcze butelkę, albo cztehrry piwa to spokojnie wytrzymam!

Huudo - 2012-08-20 20:55:18

Dlaczego, czy on wygląda Panu na zapijaczonego. Nie widzi Pan jak składnie składa zdania. Zresztą teraz nie jest w stanie..ekhem znaczy w humorze wszczynać bójek a jeśli coś się zbije, lub ulegnie jakiemukolwiek uszkodzeniu, pokryję szkody a także inne opłaty, włącznie z wejściowym. Ile wynosi wejściowe w tym przybytku; pięćdziesiąt kredytów?
*Powiedział duros wręczając trochę wstydliwie ochroniarzowi wymienioną sumę. Huudo wiedział i ochroniarz wiedział i ochroniarz wiedział, że Huudo wiedział, że do tej speluny nie potrzeba żadnego wejściowego a co już dopiero tak wysokiego, bo po prostu większość klientów (czyt. meneli) na to nie stać. Łowca podkreślał słowo "Pan" i "Panu" za każdym razem kiedy je wypowiadał jakby mówił do ochroniarza jakiegoś senatora a nie kolegi syna właściciela z siłowniki, którym zapewne był.*

Secorsha - 2012-08-22 14:02:31

*panowie powaznym wzorokiem popatrzyli po sobie. Drugi się odezwał*
Pięćdziesiąt dla każdego  nas. taki tu zwyczaj. Tylko go pan pilnuj bo to bardzo żywotny kolega jest, myśmy go już nie raz wypraszali to wiemy…
*Prawda taka była ze gadziny z rodzaju kaleeshów w jednej chwili nawaleni w dupę zaraz okazywali się jeszcze całkiem rześcy. Seco był już porządne zakonserwowany, ale kto go tam wie – lepiej nie ufać. Ale skoro Huudo się zaoferował jako opiekun do pijaka to czemu nie. I jeszcze zarobić pięć dych można.
Ostatecznie Huudo i Seco zostali wpuszczeni. Seco szedł chwiejnie, ale dumnie, i na każde spojrzenie odpowiadał wyszczerzeniem klow*
A to chuje… yp… jebane, si myśleli ze byle pedaly dwa mogą mnie zgnębić i wyrzucić na próg jak szmate jakaś,a  tu takiego wała! Się kuhrrwa gapicie, co! Patrzajcie, to mój przyjaciel jest najwiehrrniejszy, Huudo z duhrrosjańskiego świata gdzie jest ład…. kuhrrrwa… i przodek, i co najważniejsze KULTUHRRRA jest!
*chwycił duosa za ramiona oburącz, jakby chciał go podnieść i pokazać wszystkim, że go ma*

Huudo - 2012-08-23 19:00:35

*Huudo jeszcze nic nie pił tego dnia (znaczy nic z wysoką zawartością alkoholu), więc jego język był wyschnięty jak frytki z solą po zbyt długim smażeniu w piekarniku znajdującym się na pustyni. Lecz wytężył silną wolę i powstrzymał się przed wpadnięciem w alkoholowy ciąg.*
- Słuchaj zaraz nakurwimy się w trzy dupy i będziemy robić to co miłośnicy procentów lubią robić - gnój, ale najpierw powiedz mi, co się stało na Cato?
*Mówiąc to Duros skinął na kelnera i zamówił dwie litrowe butelki najmocniejszej wódki jaką mają w tym lokalu. Kiedy łowca odwrócił się ponownie w stronę Seco zobaczył, że temu albo zbiera się na wymioty, albo chce coś powiedzieć, więc nastawił się na słuchanie bo wątpił żeby żelazny żołądek kalee odmówił współpracy w eliminacjach.*

Secorsha - 2012-08-24 08:17:22

*N, usiedli. Seco się gibał, gibał, oczy szklane miał, tak chwile niebezpiecznie wyglądał po czym dało się słyszeć głośny odgłos przełykania i objawy ustąpiły. Znowu „trzeźwość umysłu” oczywiście w duzym cudzysłowu. Kiedy się ocknął ujrzał, ze już flaszki an stole stoją*
Uuuu, Huudo, kuhrrwa, ty mnie cenisz, ty moją wartość znasz! Ja się przy tobie dopiehrrro wahrtosciowy czuje. Tang to zawsze co najwyzej zehrro siedem stawał… *zacmokał i z  uznaniem łbem pokiwał. Odkręcil butelkę, upil łyka i nieco się skrzywił*
Na cato. Kuhrrrwa jebana i jedni i drodzy chujem w dupe ładowani i impehrrialni i te drugie menoidiańsko-cochrelowe pały też! Może to i pokonfedehrraci, ale szlachetności to oni za chuj nie mają! Na cato najechało Impehrrium i wszystko rhozjebalo, wszystko! Moja  żona zginęła! *powiedział to z  prawdziwą, wzmocnioną pijaństwem gorycza. A wieć dlatego Seco był tu i w takim stanie. Żony już nie było. Na pewno tęsknił, no ale – zew  kaleeshanskej natury*

Huudo - 2012-08-27 14:22:15

No.... to nic cię już nie wiąże stary chuju, możesz się do mnie przyłączyć. Wykonamy parę misji to staniemy na nogi, hehe. Aco się stało z Tangiem jego też zajebali? Wiem, że był Mando, ale już w stanie spoczynku.
*Huudo dowiedział się czego chciał. Teraz wiedział, że nie ma po co wracać na Cato. Jego statek już na niego nie czeka a stary pracodawca już prawie na pewno nie żyje. W sumie to za pieniądze, które miał mógł kupić nowy statek i dalej wykonywać to co kochał. Mógł wraz z Seco wykonywać trudniejsze i bardziej opłacalne misje, niż w pojedynkę*

Secorsha - 2012-09-02 08:09:50

*Nagle jakby go olśniło niespodziewanie jak nagła jasność z nieba, bo gwałtownie oburącz złapał się za usta o tylko rozejrzał wytrzeszczonymi oczami. Kilka osób sie na niego gapilo, z  reszta trudno, żeby nie.
Ale przecież byli w sercu imperium, za opowieści o Cato Nemoidii można było nieźle zapłacić…
I tak chwilę siedział. Czknął, i pewnym było, ze nie porzyga się na stół tylko w swoje garści. W końcu jednak odpuścił.
O Tangu gadać można.*
Tang jest… na tym mandalohriańskim księżycu gdzie chujami wodę pompują. Ma pod opieką moich synów i zhrobi z nich mandalohrrrian. Ale… ale co ty do mnie rozmawiasz, ty chcesz żeby ja łowcą został. Jak ja nie umiem, kuhrrwa! *Złapał się za głowę, a wcześniejsze zdanie wypowiedział takim głosem, ze można było pomyśleć ze do zostania łowcą nagród potrzebny jest co najmniej magister*

przegrywanie kaset vhs ciekawe dyskusje przegrywanie kaset vhs wrocław https://wymarzonezdjecia.pl/przegrywanie-minidv-wi kominiarz Warszawa Biurka z drewna ddaddd