Zindarad - 2010-02-25 15:58:55

Kantyna jak to kantyna. Jest to miejsce do wypoczynku, zrelaksowania się po ciężkim dniu pracy. Jest to miejsce, w którym można napić, zjeść coś tłustego oraz pooglądać wspaniałe(niedawno wynajęte) twileckie tancerki, które Zin wynajął na dwa dni. Stylem dominującym w tym lokalu jest styl alderaański. Zazwyczaj w tym właśnie miejscu przesiadują więksi czy też mniejsi ludzie półświatka. Kobdar nie tak wyobrażał sobie ten lokal, ale czego się spodziewać po społeczności Nar-Shaddaa, która w większości składała się z przestępców. Zin wraz z Fumborem zajmowali się przywróceniem tego miejsca do porządku przez dwa tygodnie. Pracowali w pocie czoła, by lokal zaczął tętnić życiem. Kantyna została tak nazwana na cześć żony właściciela Temeny Kobdar, która miała być gwiazdą tego lokalu, a jak później się okazało, Temena wylądowała za barem, by nieco wspomóc swoich nieporadnych towarzyszy. Nad wejściem wisi ogromny neon informujący o lokalu oraz zawierający jego nazwę. W środku trudno przebić się przez dym tytoniowy oraz ziela. Wielkie pomieszczenie rozświetlają czerwone lampy, które sprawiają, że wielu gości wpada szał. Nietrudno tu o jakąś bijatykę, jeden drugiemu nie oddał pieniędzy to ten pierwszy zazwyczaj wyciąga blaster by zerwać wrzód z dupy, przez którego mamy debet na koncie. Na to Zin znalazł sposób, każdą bójkę stara się pacyfikować kilkoma droidami, które strzelają do napastników ładunkami elektrycznymi, które powinny paraliżować. Lokal podzielony ma również balkon, z którego doskonale widać mały parkiet taneczny oraz gości z dołu. Zazwyczaj te miejsca zajmują ważniejsi członkowie danych grup przestępczych. Jeśli nie ma tancerek, to wyjściem na to są zainstalowane w podestach projektory holograficzne, które wyświetlają taniec pań z czternastu przeróżnych ras. Do tego odbiorniki ogromny odbiornik holonetu, na którym zazwyczaj transmitowane są ważne wydarzenia sportowe. Alkohol się leje, mniej więcej wszystko toczy się dobrze. Syn Zina i Temeny zazwyczaj pomaga swoim rodzicom i roznosi drinki, ucząc się w ten sposób odpowiedzialności i samodzielności. Po prostu nie mają go z kim zostawić, dlatego wychowuje się w tak beznadziejnym miejscu. Zin boi się o swój lokal, bo nigdy nie wie jaka gnida go odwiedzi.

Zindarad - 2010-02-25 17:01:15

Wieczór zaczął się normalnie. Kantyna była niemal pusta, goście dopiero zaczęli się schodzić. Pierwsze zamawiane drinki już zostały rozniesione przez przemiłe kelnerki w ładnych strojach. Zin włączył odtwarzacz. Puścił muzykę o ciekawych, lekkim rytmach. Wokaliści rymowali i większość z uśmiechem na twarzy słuchała tych utworów. Fumbor stał za ladą i powiedział do Zina.
-Zin. Piwo się już kończyć.-powiedział do niego. Zin spojrzał na niego i zmarszczył brwi. Przecież jeszcze kilka beczek było na zapleczu.
-Idź na zaplecze, tak jeszcze powinna być beczka, albo dwie.-powiedział i wskazał na drzwi zaplecza. Chwycił za szmatkę i zaczął czyścić kufle. Coraz to nowsi goście wchodzili do lokalu. Kobdar się cieszył, bo w końcu kredyty płyną do kieszeni.
-No właśnie nie być piwa.-dodał Fumbor. Zin pokiwał głową i zacisnął dłonie.
-No to kurwa...mogiła.-powiedział pod nosem. Inżynier wyciągnął kasetkę, wyciągnął kredyty z niej i dał je Fumborowi.-To skocznij się do jakiegoś magazynu. Kup jakieś tańsze.-powiedział. Rodianin nabrał powietrza i chciał się o coś zapytać, jednak Zin go wyprzedził i dodał.-Nie. Żadnych świerszczyków.-pokiwał palcem i wrócił do swojego zajęcia. Za ladą Fumbora zastąpiła przepiękna twilecka kobieta o bardzo konkretnych walorach. Zin spoglądał z uśmiechem na nią i pomyślał, że dobrze, że jak na razie Temena zajmuje się młodym. Później zejdzie, więc póki co Zin ze spokojem może podziwiać jej gabaryty.

Tangorn - 2010-02-25 17:10:52

*Tangorn przebywał na powierzchni księżyca już kilka godzin i udało mu się załatwić większość swoich spraw. Parę mniej legalnych ładunków znalazło się w ładowni jego frachtowca, ale nie było tego za wiele na szczęście. Odwiedził też kilku starych znajomych, którzy na jego widok dosłownie zachowywali się jakby zobaczyli ducha. W sumie nie ma się co dziwić, w końcu był Cuy’val Dar, tym który już nie istnieje, nie żyje. Było mu to na rękę i teraz miał zapewnione sobie wejście smoka. Teraz zmierzał do jakieś nowo otwartej kantyny o jakieś dziwnie znajomej nazwie "U Temeny", ale to chyba nie chodziło o żonę jego znajomego inżyniera Kodbara. W każdym razie Mandalorianin dotarł pod wskazany adres i wszedł do środka, zakuty od stóp do głowy w czarny pancerz, a jego złowrogi hełm z wizjerem w kształcie litery "T" wzbudzał respekt. Mimo iż Mando było niewielu to nadal wzbudzali strach. Tang wszedł do środka i pierwsza jego reakcję było słowo* O kurwa... *Bo nie spodziewał się tego co zastał. Bywał w wielu kantynach na Nar Shaddaa i wszystkie podobne, obskurne ale takie... klimatyczne. Ale to? Czerwone oczojebne lampy, jak w domu rozpusty, muzyka jakaś taka dziwaczna i łagodna i lekki tłumek ludzi. Co to ma być? Mando westchnął i wszedł do środka, szukając tej durnej wykrzywionej Devaroniańskiej mordy. Skierował się więc w stronę lady, gdzie stała jakaś twi'lekanka*

Zindarad - 2010-02-25 17:24:27

Twi'lekanka spojrzała na mando i przestraszyła się. Zaczęła nerwowo nalewać drinki i stawiać je na ladzie. Nie wiedziała po co taki człowiek przyszedł do tego miejsca. Przecież jej szef chyba nie podpadł nikomu, chyba...Może nie jest inżynierem, a zwykłym oprychem, ale on przecież nie jest taki chamski. Potrafi zmieszać kogoś z błotem, ale nie tak jak robi to większość na tym księżycu.
-W...cz...czym mogę pomóc?-spytała nieco zdenerwowana. Oczy starały mijać się z tym paskudnym, przerażającym wizjerem. Goście lokalu zaczęli od razu szeptać coś do siebie. Na pewno coś na temat mandalorianina, który wszedł do kantyny. Rzadko się ich widywało, a jeśli już to nie zapowiadało to niczego dobrego. Zin w tym samym czasie przebywał na zapleczu. Liczył towar. Nikt by nie pomyślał, że taki człowiek jak on skończy w kantynie(chuj, że w swojej). Dla niego liczenie tego nie sprawiało problemu. Wszystko robił w pamięci i doszedł, że niedługo skończy się koreliańska oraz wódka do drinków. Po chwili wyszedł z zaplecza ze skrzywionymi ustami. Spojrzał na twi'lekankę i rzucił do niej.
-Ael zadzwoń...kto to jest?-spytał nieco zdziwiony, gdy zobaczył Mando. Podrapał się po łbie, zastanawiając się kim mógłby być ten jegomość, który wszedł do kantyny. No cóż, nieczęsto widuje się mando na tej planecie.

Tangorn - 2010-02-25 17:32:26

*Rzucił okiem na przerażoną twi'lekankę co sprawiło mu niejaką, perfidną satysfakcję. Dlatego lubił pancerz Mando, wzbudzał strach i respekt. Zignorował ją, bo nie przyszedł tutaj pić, tylko pogadać ze starym przyjacielem. Przeszedł koło baru, nie zwracając na nikogo uwagi, przynajmniej teoretycznie, bo nikt nie wiedział na co on akurat spogląda, a wszystko dzięki hełmowi. W tym niewielkim tłumiku gości w końcu go wypatrzył, wielki, czerwonoskóry i rogaty jegomość siedzący przy wolnym stoliku. Tangorn przepchnął się w jego kierunku i rzucił* No, no, no... kogóż to moje "martwe" oczy widzą? Witaj Vilmar Devaronianin zerknął na przybysza i pobladł na twarzy, co jest nie lada wyczynem dla tej rasy. Cofnął się od razu przerażony tym widokiem, bo wiedział kim jest osoba w pancerzu. Nie trudno go rozpoznać po charakterystycznych czerwono-złotych zdobieniach na czarnym tle* T-t-t-tan-gorn? Ty nie żyjesz! *Wyjąkał jakby zobaczył ducha. Dla Vilmara to ten Mando był duchem. Nie żył od prawie 12 lat, to jakim cudem on się tutaj znalazł?* No coś takiego... chyba mamy do pogadania Vilmar... *Usiadł na krześle i rozsiadł się wygodniej nie zdejmując hełmu.*

Zindarad - 2010-02-25 17:44:01

Twi'lekanka spojrzała na swojego szefa, który wyraźnie myślał. Nigdy nie widział tej zbroi, tak więc nie mógł stwierdzić kto to. Jeśli Zin myślał, to niewolno było mu przeszkadzać. Po chwili wrócił do świata żywych i dokończył zdanie.
-Trzeba zadzwonić do tych jełopów z hurtowni. Zamów pięć beczek piwa.-Kątem oka spojrzał jeszcze raz na mandalorianina i skrzywił usta.-Jak tak dalej pójdzie to pójdziemy z torbami.-zażartował sobie lekko. Ael jak kazał szef, tak zrobiła, udała się na zaplecze, gdzie podeszła do komunikatora. Połączyła się z kierownikiem hurtowni. Ci nigdy nie kończyli swojej roboty, w końcu zbijali kokosy na tym księżycu. Ciągłe zamówienia, komunikator się urywał non-stop. Zin przysłuchał się rozmowie, wiedział, że to niekulturalnie, ale znajdowali się na tyle blisko, że Kobdar ze spokojem się im przysłuchał. Po usłyszeniu imienia Tangorn jego oczy się otworzyły.-Czy to on? Nie...to jest niemożliwe, przecież on kurwa nie żyje.-powiedział do siebie i skrzywił usta. Z tego wszystkiego pozwolił sobie na szklaneczkę koreliańskiej. Przy niej zawsze lepiej się myślało. Po upiciu łyku ze szklanki Zin wyszedł zza kontuar i podszedł osobiście do stolika devonorianina.-Panowie. Co podać?-spytał uprzejmie. Miał głupią nadzieję, że się dowie kim jest ten mandalorianin. Spojrzał na parkę życzliwym spojrzeniem, w końcu chciał wyjść na dobrego gospodarza.

Tangorn - 2010-02-25 17:58:48

Ale... ale... ale? *W głowie devaronianina kłębiły się chaotyczne myśli, bo nie wiedział po prostu jakim cudem Tang siedzi przed nim. Zniknął nagle 13 lat temu i wszyscy twierdzili, że nie żyje. Fakt, ostatnio słyszał jakieś tam plotki, że jakiś Mando pojawił się w Galaktyce i że dziwnie przypomina Fibala, ale im nie wierzył. A teraz duch siedzi przed nim.* Nigdy się nie zmienisz... a teraz przejdźmy do interesów... *Tang cieszył się tą władzą, którą miał nad biednym Vilmarem, bo wiedział, że teraz jest już jego. Trochę go zastraszy i będzie znowu dostarczał mu informacji, bo był jedną z najlepiej poinformowanych osób na Nar Shaddaa. I wtedy podszedł do nich kelner, czy jakaś inna cholera, wiec Mando powoli przeniósł na niego swoje spojrzenie. Cholera jasna, to Zin? - pomyślał intensywnie jak z tego wybrnąć. Nie chciał go mieszać do swoich spraw więc nic nie powiedział i pokręcił głową. Załatwi wszystko z Vilmarem a potem pogada sobie z inżynierem. Zdenerwowany devaroniani też odmówił.*

Zindarad - 2010-02-25 18:25:54

-Jakby co to wołajcie.-powiedział, machnął do nich ręką i poszedł z powrotem za kontuar. Jakiś Dug podszedł do lady i poprosił o jakiegoś drinka. Zadaniem Zina było mu go przygotować. Tak więc krzątał się przy półce z trunkami i robił wybuchową mieszankę na życzenie klienta. Po kilku minutach nalewania, mierzenia w końcu drink był gotowy. Podał go z kawałkiem jakiegoś cytrusa na skraju szklanki. Po chwili wyszła Ael i rzuciła.
-Szefie. Chcą z panem rozmawiać.-powiedziała i podała mu komunikator. Zin od razu skierował się na zaplecze i zaczął rozmawiać z handlarzami. Oczywiście nie szczędząc przy tym przekleństw i pogróżek. Jego miejsce zastąpiła urodziwa twi'lekancka, która z nudów spoglądała jak jej koleżanki wyszły właśnie na specjalne kręgi do tańca z durastalową rurą. Zaczęły tańczyć, światła przy tych kręgach zaczęły migać, dodając dynamizmu całemu przedstawieniu. Wielu z klientów podeszło właśnie do podestów i zaczęli oglądać tancerki cudnej urody, które nie szczędziły śmiałych poz oraz gestów. Widać było, że kobiety te mają fach w ręku i ich kunszt jest naprawdę na wysokim poziomie.

Tangorn - 2010-02-25 18:39:11

*Rozmowa Tanga z Vilmarem przebiegła bardzo szybko i od razu doszli do porozumienia. Mando tylko raz musiał uciec się do siłowej perswazji waląc opancerzoną pięścią w czaszkę pomiędzy rogami devaronianina, tak by jasno zaznaczyć kto tu rządzi. Mimo że Vilmar należał do wojowniczej rasy to sam był tchórzliwym wyrzutkiem, ale bardzo sprytnym. Cóż, wyjątek potwierdza regułę. W końcu wszystko było załatwione i rozmówca Tanga się ulotnił, a on sam wstał i podszedł do baru by się czegoś napić i ewentualnie dowiedzieć się czegoś o Zinie. Bo co on tu do cholery robił? Przecież pracował dla WAR'u... możliwe, że jak wiele innych osób po prostu zrezygnował i przyleciał tutaj szukając szczęścia. Ale pracując jako kelner? Dziwne to było. Po podejściu do lady oparł się o nią łokciami i powiedział cicho, a jego głos został przefiltrowany przez systemy hełmu, nadając mu nieco bardziej złowrogi ton* Szklanka koreliańskiej... *Zerknął na twi'lekankę za ladą baru a potem na jej koleżankę na rurze.*

Zindarad - 2010-02-25 19:03:04

Twi'lekanka nadal patrzyła na mandalorianina ze strachem w oczach. Do tego ten głos przyprawiał ją o dreszcze. Nic się nie odzywała, tylko wykonała to co jej kazał. Szybko nalała pełną szklankę koreliańskiej. Ręce jej się trzęsły, nieco rozlała na półkę, ale to było dla niej nowe doświadczenie. Wiele słyszała o krwiożerczości i brutalności tych wojowników. Słyszała, że są bezlitośni wobec każdego. Nawet kobiet i dzieci, stąd ten strach. Postawiła przed nim szklanicę, lekko skinęła głową. Zin szybko wyszedł z zaplecza, rzucił komunikatorem o ziemię i zrównał go z glebą.
-Zasrane skurwiele. Chcą od groma kredytów za ten ich pierdolony alkohol.-powiedział głośno i spojrzał na mandalorianina. Nie chciał poprawić przed nim swojego wizerunku, w końcu był dosyć zdenerwowany.-A jednak żeś się pan skusił.-powiedział do niego z lekkim uśmiechem na twarzy. Całe szczęście, że wynajął tancerki, przynajmniej one przynoszą mu spore dochody.-Przemytnicy płacą krocie za zobaczenie kawałka gołej twi'leckiej dupy.-powiedział do niego z uśmiechem. Jego pracownica prychnęła jedynie, nieco się obraziła na niego po tych słowach, ale zdążyła się przyzwyczaić do tego, że jej szef jest bezpośrednim człowiekiem. Kobdar oparł się o ladę. Uśmiechnął się pod nosem. Był dumny ze swojego lokalu, w końcu był to jego twór.

Tangorn - 2010-02-25 19:09:46

*Odebrał od niej szklankę marszcząc brwi pod hełmem. Przyzwyczaił się do takich reakcji na widok jego osoby, ale czasami odczuwał przez to lekką konsternację, gdy np. niewinna kobieta się go bała, ale miał też świadomość, że nie bezpodstawnie. I wtedy wrócił Zin, więc Tang spojrzał na niego tak, że ten mógł w jego czarnym wizjerze widzieć swoje odbicie.* Bo to jest banda chakaare, którzy nie szanują kobiet... powiedz Zin, ty szanujesz je? *Zapytał cicho tym swoim zimnym, nieco mechanicznym głosem po czym dłońmi sięgnął po hełm i szybkim ruchem kciuków rozszczelnił go. Rozległ się cichy syk i już po chwili hełm wylądował na ladzie a jego właściciel uśmiechnął się lekko do inżyniera* Nie pierdol, że jesteś właścicielem tego burdelu. Atmosfera jak w domu schadzek w Dolnym Coruscant... *Wtedy też zerknął na twi'lekankę i nieznacznie skinął jej głową w podziękowaniu za trunek. Szybko chwyciłdo ręki szklankę i wypił za jednym razem cała jej zawartość, krzywiąc się lekko*

Zindarad - 2010-02-25 19:19:35

Twi'lekanka szybko usunęła się i zaczęła robić drinki kolejnym klientom, nie bacząc na to co mandalorianin robi. Zin nie wiedział skąd ten człowiek zna jego imię, ale to mniejsza. W końcu na Nar-Shaddaa wieści szybko się rozchodzą, że kolejny uciekinier przybył tu szukać szczęścia.
-Jasne, że szanuje kobiety. Przecież je trzeba szanować.-powiedział do niego. Swoje tancerki traktował jak królowe, niczego im tu nie brakowało, jak miały problem to mogły przyjść i porozmawiać, a Zin na pewno znajdzie jakieś rozwiązanie. Kobdar siedzi już nieco na tej planecie i zdobył kilka kontaktów. W końcu przez zaplecze wbił rodianin.
-Zin, ja kupić piwo.-Powiedział i od razu wyprzedził pytanie Zina-Reszty nie być-dodał po chwili i Zin spojrzał na niego. Zmarszczył brwi i wyciągnął rękę przed jego gębę.
-Reszta kurwa.-rzucił szybko. Rodianin myślał, że coś wpadnie do jego kieszeni, a tu lipa. Nigdy dobrze oszukiwanie mu nie szło. Dlatego jego życie przemytnika skończyło się na obsłudze klienteli przemytniczej. Podał kredyty inżynierowi, który szybko schował je do kieszeni. Kiedy hełm mandalorianina znalazł się na ladzie, Zin otworzył szeroko gały i krzyknął radośnie.-Tang! Tang mordo ty moja!-wyszczerzył się szeroko i pociągnął łyk ze swojej szklanicy. Klepnął swojego przyjaciela w ramię. Naprawdę ucieszył się na jego widok.-Żebyś wiedział, że tu rządzę. A co do wystroju to pretensje kieruj do Temeny, ona sobie to kurwa wybrała.-powiedział do niego. Ucieszył się, że w końcu zobaczył jakąś znajomą mordę z czasów, w których pracował w WAR-ze.

Tangorn - 2010-02-25 19:36:40

*Chrząknął znacząco i spojrzał na rodianina. Ciekawe towarzystwo, nie ma co.* Widzę, że nie tylko ja spierdoliłem z Coruscant, gdy zaczęło się to osik. *Odparłz lekkim uśmiechem, bo też ucieszył go fakt, że znajoma osoba uciekła nim zaczęły się te wszystkie cyrki. Imperium to nie to samo co niegdysiejsza Republika. Wtedy wszystko było prostsze i łatwiejsze* No cóż, ma twoja żonka gust. Nazwa też taka oryginalna... *W jego głosie można było wyczytać lekki sarkazm, ale tylko lekki. Nogą przyciągnął ku sobie jakiś taboret i siadł na niego wygodnie, opierając ciężar swojego ciała na łokcie oparte o ladę. Przypatrywał się inżynierowi w skupieniu przez kilka sekund, po czym zapytał* Co u ciebie słychać stary druhu, co?

Zindarad - 2010-02-25 19:44:36

Rodianin szybko usunął się z pola widzenia mandalorianina. Też zaczął obsługiwać innych klientów. Zin postanowił, że sobie nieco odpocznie, ot co. Mimochodem dwójka przysłuchiwała się ich rozmowie. W końcu nigdy nie wiedzieli, że Zin zna mandalorianina oraz, że mieszkał na Coruscant. To miło, że ich szef pochodzi z tak cywilizowanej planety.
-Młody Kobdar rośnie słuchaj. Temena kwitnie i interes też. Tylko nudzi mi się cholernie. Brakuje mi tej roboty w WAR-ze.-powiedział do niego. O, kolejna ważna informacja do zarejestrowania. Szef był wojskowym. Ael i Fumbor lekko się do siebie uśmiechnęli. Klientela zbierała się przy kręgach i podziwiała z bliska wybujałe kobiece kształty. Jeden nawet chwycił za pośladek i na jego nieszczęście Zin to wszystko zauważył.-Te kurwa. W ryj byś nie chciał?-spytał go głośno, by każdy usłyszał. Zawsze mógł dać komuś w ryj to odpręża. Po chwili wyszedł za ladę i począł kierować się do osobnika, który macał jego pracownicę.-Ty sobie uważaj.-powiedział do niego i pogroził mu palcem. Usiadł obok Tanga przy ladzie, na wysokim barowym krześle. W końcu poczuł się dobrze na tej planecie, w końcu zobaczył kogoś znajomego.

Tangorn - 2010-02-25 19:53:23

No to się cieszę, że w rodzinie wszystko w porządku. W końcu rodzina najważniejsza *Znowu się lekko uśmiechnął a kiedy Zin zareagował gwałtownie na widok klienteli obłapiającej jego tancerkę to sięgnął po blaster i położył go na ladzie* Zin, jak chcesz to ja się nimi zajmę... skutecznie. *Nie trzeba chyba nikomu tłumaczyć, co w słowniku Mandalorian oznacza zwrot "zając się kimś skutecznie". Zrobił trochę miejsca dla inżyniera i spojrzał na niego badawczo. Nigdy by go nie podejrzewał o to, że założy sobie bar na Nar Shaddaa. To jednak nie jest najlepsze miejsce do wychowywania syna, chyba, że chce się z niego zrobić przestępcę* Nieźle się ustawiłeś. Kantyna całkiem nieźle prosperuje. Ale pewnie ci szkoda starej roboty, co? Tego grzebania w kabelkach i tak dalej... *Ale potem przyszło imperium i dupa... pomyślał Mando i spojrzał ponownie na tańczącą kobietę. Czasy się zmieniają* Temena nie dała ci jeszcze w zęby za nie?

Zindarad - 2010-02-25 20:00:50

-Spokojnie. Jeszcze raz ją chwyci to się moje droidy nim zajmą.-powiedział do niego z lekkim uśmiechem na ustach. Zin nie byłby sobą, gdyby nie majsterkował po godzinach. Wynajął stary hangar, gdzie zrobił swój mały warsztat. Widać było, że brakowało mu tej roboty.-Kabelki to jest chuj. Mi brakuje tych siłowników, zapachu spawanej durastali. W każdym razie. Mam plany Iskry na cyfronotesie.-powiedział do niego. Kiedy imperator się ujawnił, prace nad tym pancerzem zostały wstrzymane.-Okazja była, to go skopiowałem.-powiedział zadowolony z siebie. Może kiedyś uda mu się go skonstruować, ale Zin potrzebuje do tego wiele tygodni oraz specjalistycznych narzędzi.-One zawsze wchodzą, gdy Temena idzie z młodym na górę.-znalazł sposób na to, by kryć swoje tancerki przed żoną. Doskonale wiedział, że ona jest zazdrosna i trzeba było kryć wszystko co związane z innymi kobietami. Problem z tym miał Fumbor co w kilku oglądał świerszczyki i często je tam zostawiał.-A co u Ciebie? Jak tam twoi synowie? Jak tam Tracyn? Co u niego?-powiedział i upił kolejny łyk ze szklanicy. Drugi raz ten gość nie odważy się chwycić tancerki, bo widzi z kim zadaje się Zin. Tracyn był szczególnie lubiany przez Zina, w końcu byli do siebie bardzo podobni.

Tangorn - 2010-02-25 20:08:34

Nie wiem co ci się podoba w tym grzebaniu w kabelkach *Pokręcił głową, bo dla niego było to trochę abstrakcyjne, ale co się dziwić, w końcu Tang nie ukończył żadnej szkoły. Właściwie to do żadnej nie chodził, ale podreperować to i owo umiał, ale robił to w ostateczności i trochę niechętnie.* Sprytny plan, nie powiem... bo o ile pamiętam, to była dosyć... cięta na te sprawy *Właściwie to która kobieta by nie była? Mąż siedzący sobie w barze, gdzie alkohol leje się strumieniami oraz piękne kobiety eksponujące swe wdzięki. Możliwych komplikacji multum... ale to już jest zależne od zaufania w związku i Tang wiedział o tym, mimo że od kilku lat w żadnym nie był. Stanowczo za dużo... ale nie czuł się samotny z powodu swoich synów. A teraz miał lekki dylemat, powiedzieć inżynierowi całą prawdę czy tylko tą oficjalną, częściową? W końcu postanowił zaryzykować i wybrać opcję pierwszą* Oficjalnie wszyscy polegli podczas zadania, a A'dena wykopali z Armii, co w sumie było najlepszym wyjściem. Ale teraz siedzą na Mandalore... wszyscy *Był też mały podtekst, jak wszyscy to znaczy że ukartowane to wszystko było, ale Tang boi się o tym tutaj mówić*

Zindarad - 2010-02-25 20:16:49

-Coś Ci powiem. Nie będziemy o tym tutaj gadać, bo ściany mają uszy.-Powiedział do niego. Zin podejrzewał, że któryś z jego ludzi szpieguje go na rzecz imperium. Taka informacja nie byłaby korzystna dla jego rodziny. Zin wstał i powiedział do Tanga.-Pokaże Ci mój warsztat. Pokaże Ci co zmodyfikowałem w Iskrze.-Poszedł za kontuar i drzwiczki zostawił otwarte czyli Tang mógł swobodnie przejść na zaplecze. Zin od razu się tam skierował i ubrał swoją ciemnozieloną kurtkę z wytrzymałych syntetyków, pewnie przyjechał tu speederem. Do warsztatu jednak miał kawałek, wystarczyło wyjść tylnym wyjściem i przejść przez jeden most i znajdowało się na miejscu.-Odczep się od moich kabelków, bo jak Ci powiem co planuje to Ci zwieracz puści.-powiedział i pokazał mu palec. Zin był szalony i nikt tego nie zaprzeczy, w końcu to on był pomysłodawcą tych wszystkich dziwacznych projektów, które konstruowano w WAR-ze. No dobra. Prawie wszystkich. Noo...Niewielkiej części tych wszystkich. Zin czekał na Tanga, w końcu niekulturalnie jest tak wyjść bez gościa. Poza tym to mandalorianin i szacunek jemu się należy.

Tangorn - 2010-02-25 20:39:00

Dobra*Zgodził się z ochotą, bo wiadomo, lepiej o takich sprawach rozmawiać na osobności niż w kantynie i to w dodatku na Księżycu Przemytników, gdzie nawet śmietniki mają uszy. Tutaj informacje roznoszą się błyskawicznie i zawsze znajdzie się ktoś chętny na ich kupno. Prawo rynku. Tang pozbierał swoje rzeczy, hełm na głowę wcisnął i go uszczelnił, blaster w kaburze wylądował i udał się za Zinem. Nie przejmował się faktem, że mogą lecieć gdzieś na speederze, jego kombinezon był równie wytrzymały co ten używany przez komandosów czy zwiadowców, więc dobrze chronił przed wszelkimi niekorzystnymi warunkami atmosferycznymi. Włąściwie to był lepiej chroniony niż sam inżynier* No to w drogę

Zindarad - 2010-02-25 20:57:29

-Spokojnie. To tam. Po drugiej stronie.-powiedział, gdy wyszedł na zewnątrz. Pokazał palcem drzwi od hangaru. Jak widać na speederze nigdzie nie musieli lecieć. Zin po prostu trzymał go tu dla szpanu, ale o to mniejsza. Fumbor tolerował takie nagłe wyjścia Zina, przecież każda pora jest dobra, by załatwić jakieś sprawy. Inżynier często wychodził z kantyny w godzinach szczytu, bo miał dosyć tego tłoku. Owszem lubił zabawy, ale gdy codziennie się w niej bierze udział to odbiera to wszelką przyjemność. Zin ruszył mostem na drugą stronę i szybko się przemieścił. W końcu most nie był zbyt długi. Stanął przed wrotami hangaru i wszedł mniejszym wejściem. W końcu nie chciał każdemu pokazywać co tam się znajduje.-Dalej Tang, rusz się.-machnął do niego i wszedł do środka. Drzwi zostawił otwarte, żeby się nie zablokowały. Zostaną otwarte za pomocą karty, a później zamknięte to tylko ktoś wewnątrz może je otworzyć. Sprytny system konstrukcji Zina. Kobdar włączył zasilanie. Lampy rozbłysnęły, a Zin podszedł do projektora, coby pokazać swoje projekty mandalorianinowi.

Tangorn - 2010-02-25 21:04:37

Dobra *Odparł inżynierowi i ruszył tuż za nim, spokojnie i pewnie jak zawsze. Już dawno temu zorientował się, że pewność siebie połączona ze złowrogim wyglądem działa cuda. Osobnicy spod ciemnej gwiazdy zawsze dwa razy się zastanawiają widząc kogoś takiego. A jak miał jeszcze pancerz Mando to już spokój. Doszedł za Zinem do warsztatu i wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi. Rzucił okiem na wnętrze garażowego warsztatu* No nieźle, ale to nie WAR, co?

Virina - 2010-03-01 19:52:17

*drzwi otworzyły się i pierwsza osoba, która weszła była to kobieta o rudych lokach. Ubrana była w beżową tunikę z szerokimi rękawami i do tego czarne, luźne spodnie. rozejrzała się po wnętrzu. z pewnością była tu po raz pierwszy.*

Aidan - 2010-03-01 20:03:55

*Tuż za kobietą wszedł mężczyzna. Był wysoki, szczupły. Ubrany był w ciemnobrązowe spodnie wciągnięte w oficerki, brązową bluzę i skórzane zarękawice. Na to wszystko zarzucona była tunika otwarta z przodu i nacięta po bokach. Podobnie jak ona, rozejrzał się dookoła.*

Zindarad - 2010-03-01 20:12:00

Za ladą stał rodianin i jego twi'lecka przyjaciółka. Rodianin był zapewne przyjacielem właściciela, który obecnie przebywał na zapleczu i załatwiał ważne sprawy związane z dostawą piwa, które właśnie się kończyło. Ledwo kupione, a już wszyscy je wychlali. Szlag by ich trafił. Rodianin ucieszył się na widok nowych gości. Zatarł dłonie i rzucił.
-Ja Fumbor witać was w ta kantyna. Co podać? Piwo czy co innego?-spytał. Jego ryjkowate usta wygięły się w lekkim uśmiechu. Towarzystwo nie było zachwycone przybyciem nowych klientów. Byli tu nowi i na dodatek mocno w oczy się rzucali. Nikt nie lubił tutaj nowych, w końcu stwarzali potencjalne zagrożenie dla ich interesów. Tancerki rozgrzewały myśli męskiej części klienteli, zaś kelnerki uwijały się w ukropie z obsługą tej całej bandy. Nie była to łatwa robota. W szczególności na tej planecie, która zbyt dobrą renomą się nie cieszyła. W końcu wyszedł i Zin. Inżynier był bardzo wysoki i bardzo dobrze zbudowany. Na czoło zaciągnięte miał gogle, cholera jasna wie po co, ale tak już robił. Pewnie stare zboczenie zawodowe, która pozostało mu do dziś. Z uwagą spojrzał na nowych. Lekko usta skrzywił w delikatnym uśmiechu.

Virina - 2010-03-01 20:17:16

*Zerknęła kątem oka na męża i razem podeszli do lady.*
Poprosimy coś lekkiego i do tego jakiś posiłek. *Odpowiedziała wręcz obojętnym głosem, ale obdarzyła barmana delikatnym uśmiechem. Dyskretnie przyjrzała się każdemu z gości oraz dokładnie samej sali.*

Aidan - 2010-03-01 20:20:45

*Stojąc tuż obok żony, mężczyzna kontynuował dyskretnie rozglądanie się po sali. Ostatnie wydarzenia sprawiły, że stał się chyba aż nadto ostrożny*
-Widzisz tego faceta? -zapytał dyskretnie wskazując ruchem głowy na mężczyznę w goglach. -Warto by z nim pogadać, może coś wiedzieć.

Zindarad - 2010-03-01 20:30:13

Wino. To najsłabszy trunek jaki posiadali w tym lokalu. Fumbor rzecz jasna czym prędzej nalał im tego trunku do ciekawie wyglądających kielichów. Z racji tego, że rodianin był nieco przygłuchy, zmrużył oczy i spytał.
-Czego jeszcze?-Zin puknął się w czoło i pokiwał głową. Podszedł do niego i krzyknął mu do ucha.
-Żarcia baranie jeden!-po chwili inżynier spojrzał na gości i powiedział.-A co państwo życzyliby sobie do jedzenia?-spytał uprzejmie. Był wygadany, na pewno był inny od tych wszystkich jegomościów będących gośćmi tego lokalu. Twi'lekanka poszła do kuchni, coby przygotować sobie towary potrzebne do ewentualnego gotowania.-Polecam stek z nefra w potrawce z pyrek.-dodał po chwili i oparł się na ladzie. Z uśmiechem popatrzył na parkę. Przypominało to mu trochę jego pierwsze spotkanie z Temeną.

Virina - 2010-03-01 20:34:31

Em... dobrze, niech będzie, dwie porcje poprosimy. *Odpowiedziała. Uważnie popatrzyła na mężczyznę w googlach. Zupełnie nie pasował jej do całego otoczenia, ale przeczucie bywa mylące. Uśmiechnęła się do niego bardzo ciepło dziękując tym samym za propozycję.*
I dziękujemy tym samym za pomoc. *Dodała. Zaczesała odruchowo włosy prawą ręką przez co co niektórzy mogli spostrzec dość dziwną obrączkę na jej palcu. Ale co zrobić w tych czasach, jak nawet oficjalnie nie można się pobrać?*

Aidan - 2010-03-01 20:39:05

*Aidan chwilę się zamyślił kiedy bacznie przyglądał się mężczyźnie. Po chwili chwycił za kaptur i powoli go zdjął.*
-Ładnie pan się tutaj urządził... -powiedział z uśmiechem na twarzy rozglądając się jeszcze raz, po czym spojrzał na mężczyznę w goglach.

Zindarad - 2010-03-01 20:45:48

-To wymysły mojej żony.-powiedział do niego z rozbawieniem. Sam na prawej dłoni miał obrączkę, co mogło oznaczać, że los go połączył z jakąś istotą. Fumbor szybko podszedł do drzwi kuchni i rzucił.
-Ael. Dwa stek.-język cholernie mu się plątał jak widać. Nie przystosowany do otoczenia widocznie. Rodianie z reguły nie były takie głupie, ale tu zjawił się ewenement na skalę galaktyczną. Zin obserwował parkę i w końcu podał im wino, coby z pragnienia nie padli tu na twarz. Pewnie byli tu przejazdem, żeby uzupełnić zapasy, a później wyruszyć w dalszą drogę. Taki był pierwotny plan Zina, ale jak widać został tu na dłużej, zdecydowanie dłużej...

Tangorn - 2010-03-01 20:56:01

*Nagle drzwi do kantyny się otworzyły z sykiem i do środka wszedł kolejny w ostatnim czasie Mandalorianin. Ten jednak miał bardziej kolorowy pancerz niż poprzedni. Rozejrzał się po pomieszczeniu i jak tylko dostrzegł Zina za barem to ruszył raźnym krokiem w jego kierunku, przepychając się po drodze przez niewielki tłumek. Nikt nie chciał z nim zadzierać, więc poszło gładko, wiadomo, Mando wzbudza szacunek i grozę. Dotarłwszy do lady siegnął dłońmi do zapięć hełmu i zdjął go z sykiem rozszczelnianego kombinezonu. Hełm wylądował na ladzie odsłaniając twarz... klona Jango Fetta. Z lekkim uśmiechem zwrócił się do Zina* Czołem sierżancie... *A'den powoli uczył się tych wszystkich zwyczajnych wyrażeń, ale szło mu to oporniej niż Sigmom, którzy łapali to wszystko w mig.* Byłem w pobliżu załatwiać coś z ojcem i kazał mi przekazać, że nie może dłużej czekać i że odlatujemy. *Powiedział spokojnie po czym rozejrzał się na boki po czym nachylił się ku niemu* Masz może trochę orzeszków warra i tych Alzakiańskich owoców? Bracia mnie prosili... *Pierwsza zasada Sigm... jeśli można wykorzystać brata do zdobycia pożywienia to nie myśl tylko wykorzystaj okazję*

Virina - 2010-03-01 21:00:12

*Skinęła głową gdy otrzymała wino. Akurat upijała jego łyczek, gdy mando zdjął hełm i zakrztusiła się. Z łatwością można było to zwalić na wino mimo, że pierwszy smak jej posmakował.*
O ja, jeszcze nigdy nie piłam wina. *Stwierdziła cicho, aby to wszystkim dookoła zasugerować. ,,Popatrz na tego mando...'' powiedziała telepatycznie do męża...''

Aidan - 2010-03-01 21:06:47

*Aidan delikatnie odwrócił głowę i to co zobaczył wprawiło go w lekką panikę. Momentalnie jednak się opanował i zwrócił się do żony.*
-Uważaj kochanie... -powiedział czule całując ją w policzek i upił łyk wina. -Pij powoli i delektuj się jego smakiem. -powiedział po czym zwrócił się telepatycznie do żony "Tak... wiem".

Tangorn - 2010-03-01 21:45:19

*A'den spojrzał na parę obok i zmarszczył nieco brwi, nie wiedząc co wywołało taka reakcje u kobiety. Możliwe, że rozpoznała w nim klona. Przyjrzał się uważnie ich twarzom, kojarząc je skądś tylko nie wiedział skąd. Był pewien, że gdzieś mu mignęli w oddali, pewnie na Coruscant lub jednej z planet, które odwiedzał. Poczuł przez to lekki niepokój, bo intuicja mu podpowiadała, że to coś ważnego, ale umysł nie potrafił odnaleźć jakiegoś logicznego związku. Po tej krótkiej obserwacji rozejrzał się po reszcie kantyny*

Virina - 2010-03-01 21:52:12

*Uśmiechnęła się do Aidana.*
Chodź może do jakiegoś stoliczka? *Zaproponowała. Mocą wyczuła niepokój u klona. ,,Musimy być bardziej ostrożni...'' stwierdziła telepatycznie, ale obdarzała męża ciepłym uśmiechem.*

Aidan - 2010-03-01 21:55:20

*Ucałował kobietę ponownie w policzek i objął w pasie*
-Masz rację, kochanie. Przyda nam się chwilka odpoczynku... -powiedział i w objęciu ruszyli w stronę wolnego stolika.

Moc - 2010-03-01 22:00:49

*Jednak w ostatniej chwili tuż przed nadchodzącą parą, wolny stolik został zajęty przez rozgadana grupkę osób różnych ras, ludzi, twi'leków, rodian i tak dalej. W sumie rozsiadli się oni na kilku krzesłach, a ruch w lokalu panował tak duży, że praktycznie miejsc siedzących nie było. Jedyną zasadą rezerwacji tutejszych miejsc siedzących było "kto pierwszy ten lepszy" a więc Aidan i Virina najzwyczajniej w świecie przegrali. Mogli albo spróbować negocjować z którymś z gości albo wrócić do barowej lady.*

Tangorn - 2010-03-01 22:04:36

*Klona znudziło oglądanie bawiących się osób, którzy z takim zapałem obserwowali tańczące twi'lekańskie kobiety. A'den nie bardzo rozumiał co im się tak bardzo w tym podoba, ale jego postrzeganie świata "odrobinę" różniło się od światopoglądu typowego człowieka czy innego przedstawiciela ras rozumnych. Po prostu znał świat z innej, wojennej perspektywy i tego akurat się uczył dopiero. Zerknął znowu z ciekawością na tą parę ludzi. Nie chciał się przyznać nikomu (no może z wyjątkiem Tanga) ale lubił obserwować zakochane pary, bo wtedy uświadamiał sobie, że to dla nich on i jego bracia walczyli na froncie. Niestety oni również zostali oszukani...*

Virina - 2010-03-01 22:08:48

*Cóż, więc wrócili do lady, gdzie spokojnie sączyli wino milcząc. Stali jednak blisko siebie, często się do siebie uśmiechali. Wciąż ją obejmował, co wyraźnie sprawiało jej przyjemność.*
Trzeba znaleźć jakiś nocleg. *Stwierdziła cicho do męża patrząc wciąż w jego oczy.*

Aidan - 2010-03-01 22:17:51

-Zajmiemy się tym później -powiedział. -Na razie dopijmy wino i poczekajmy na danie, które zamówiliśmy. -powiedział opierając się o blat lady.

Tangorn - 2010-03-01 22:25:54

*Wyglądało na to, że Zin gdzieś przepadł, możliwe, że poszedł po te małe zapasy które zamówił A'den. Trochę mu się śpieszyło, bo miał w sumie tylko po to tutaj przyjść i zaraz wracać. No i oczywiście po kilku chwilach odezwał się jego komunikator i klon zmarszczył brwi. Nie przejmując się tym, że dookoła jest sporo osób wyjął urządzenie i rozłożył je w dłoni. Kilka sekund później ożył holograficzny obraz małego człowieka w pancerzu Mando* Ad'ika gdzie ty do cholery jesteś? *Rozległ się donośny, nieco poirytowany głos* Spokojnie Tan'buir. Tracyn prosił mnie, żebym przywiózł im trochę orzeszków... wiesz jakie z nich łasuchy, zeżrą wszystko, co jest słodkie. Zin miał mi przynieść trochę zapasów, ale gdzieś poszedł... *Mandalorianin zamilkł na chwilę, sprawdzając coś poza kadrem kamery. Prawdopodobnie siedział w kokpicie jakiegoś statku, bo co chwilę jego ręce to się unosiły to opadały znikając za kadrem* Rusz swój shebs... i tak już tu zabawiliśmy za długo przez tego auretiise... bierz co musisz i spływamy. *Transmisja została przerwana a A'den z lekkim poirytowaniem schował komunikator do sakwy przy pasie. Nie lubił czekać, to była jego wada jeszcze z okresu służby w WARze...*

Virina - 2010-03-01 22:37:17

*Słyszeli całą rozmowę, ale tego po sobie nie dała poznać. Upiła łyczek wina. Głowę oparła o jego ramię przez co włosy zakryły nieco jego plecy. Wolną dłoń położyła na dłoni, którą ją obejmował i zaczęła jego dłoń gładzić palcami.*
Jak długo tu zostaniemy? *Spytała cicho i popatrzyła na męża wciąż jednak mając głowę na jego ramieniu. Czuła się nieco rozdarta: z jednej strony szczęśliwa, a z drugiej? Z drugiem była w rozpaczy. Najpierw cała sprawa z rozkazem 66, a teraz jeszcze ten klon-mando. Nie wiadomo, co gorsze bo za mando też nie przepadała. Kisza się w puszkach, które, jak sądziła, przeszkadzają w dobrej koordynacji ruchowej, no i to, że wcinają się praktycznie do wszystkiego i mają się za pępek świata. Tak rozmyślała wpatrując się w wino.*

Aidan - 2010-03-01 22:42:52

-Myślę, że troszkę tu zabawimy... -powiedział czule do żony i czule pogłaskał ją po policzku. -Wiem, ta planeta to nieprzyjemne miejsce, ale musimy tutaj troszkę zostać by potem móc ruszyć dalej. -mówił spokojnym czułym głosem. Po chwili znów sięgnął po wino i upił łyczek.

Zindarad - 2010-03-01 22:46:48

Zin na życzenie A'dena szybko polazł na zaplecze, by przynieść kilka rzeczy dla klonów. Bardzo ich lubił, więc czemu miałby nie dać im kilku przysmaków. Po kilku minutach szperania po regałach i szafkach, wyszedł z zaplecza i podał wszystkie przysmaki A'denowi.
-Proszę.-powiedział do niego z lekkim uśmiechem na pysku. Chwycił za szklanicę z rumem koreliańskim i upił z niego łyk. Patrzył z lekkim uśmiechem na swoje tancerki i miał nadzieję, że Temena nie skarci go za to, że one tu przebywają. W każdym razie zajmowała się młodym Kobdarem i nie miała czasu, żeby zobaczyć co się dzieje w lokalu. Fumbor zniknął gdzieś w kuchni, tam właśnie stała urodziwa twi'lekanka. Pewnie znowu chciał ją poderwać. Jak zwykle mu się nie uda i będzie przygnębiony przez kilka dni. Taki już los nieudacznika. Zin powiedział do pary.-Czego szukacie? Mieszkania? Może pracy potrzebujecie? Coś się dla was znajdzie.-powiedział do nich. Był bardzo pomocny.-Kapitanie. Powiedz Tangornowi, żeby ruszał stąd ten swój zadek, bo i tak Temena nie chce wyjeżdżać. Póki co rzecz jasna.-odesłał go i upił kolejny łyk wspaniałego trunku.

Tangorn - 2010-03-01 22:52:09

To księżyc nie planeta ty di'kucie... *Mruknął A'den lekko kąśliwym tonem, bo już taki był. Niestety tą cechę nabył od Tanga, swego przybranego ojca. Właściwie to wielu uważało, że jest on pierwszym człowiekiem, któremu udało się zdegenerować klony Jango Fetta... ile w tym prawdy to nie wiadomo. No i wtedy pojawił się znowu Zin, więc na twarzy klona zagościł uśmiech* Wielkie dzięki, vode się ucieszą. Pewnie zjedzą to wszystko od razu, nie znają umiaru po tych wojskowych racjach... *Odebrał od Zina pakunek z kilkoma przysmakami dla Sigm, no i coś się też odpali Malkitowi oczywiście. Może nawet Seco się załapie, o ile lubi słodycze, choć ten preferowałby pewnie coś płynniejszego i to w dodatku z procentami* No dobra, to powiadom nas, gdy będzie skłonna łaskawie ruszyć swój shebs. Ale postaramy się coś tam przygotować, ale na plac zabaw nie licz... chyba, że taki w stylu Tracyna, wiesz, boom boom... *Zawsze uważał, że jego brat ma trochę nierówno pod sufitem, ale jakoś wszyscy najbardziej go lubili. Dziwny paradoks.*

Virina - 2010-03-01 23:01:38

*Wywróciła oczami słysząc typowy dla mando tekst. Zignorowała go jednak, nie powinni zadzierać z nikim w tym momencie, może za kilka lat... popatrzyła tylko na męża. ,,Puść to mimo uszu...'' poprosiła telepatycznie i uśmiechnęła się do niego słodziutko. Popatrzyła znów na Zina.*
O tak, mieszkanie by się przydało i chcielibyśmy też sprzedać statek. *Odpowiedziała na jego pytanie. Ten człowiek był dla niej zagadką, ale może jak go lepiej pozna dokładnie, co mu w głowie siedzi. Zerknęła kątem oka na mando, aby sie upewnić, czy on przypadkiem nie będzie wszczynał bójki...*

Aidan - 2010-03-01 23:10:09

*Aidan wydawał się już o wiele spokojniejszy niż chwilę temu. Teraz kompletnie nie zwracał uwagi na mando. Wiedział że w razie kłopotów ma ze sobą "argumenty", które dosłownie będą mogły ukrócić jakiekolwiek problemy. Spojrzał na żonę, potem na Zina*
-Racja, potrzebujemy jakiegoś schronienia i kogoś, kto kupiłby od nas statek. Na tą chwilę nie jest nam potrzebny, a planujemy tutaj chwilę zabawić... -przerwał biorąc kolejny łyk.

Zindarad - 2010-03-01 23:18:46

Wtedy padło słowo statek. Piękne to słowo, kiedy chciało się uciec z tej zapadłej dziury. Wyszczerzył swoje zęby i odstawił szklaneczkę. Spojrzał na drzwi kuchni i stwierdził, że nikt go nie usłyszy. W końcu słychać było jakieś trzaski. Pewnie znowu się do niej dobiera, ale po ryju dostanie i się skończy.
-Powiadasz statek. Jaki model?-spytał całkiem poważnie. Za kredyty mogliby sobie wynająć mieszkanie, a właśnie mieszkanie.-Wiem u kogo możecie zamieszkać.-powiedział do nich i wyszczerzył zęby. Miał na myśli Trexla, on rzadko przebywał w swoim domu. W końcu całe życie imprezował i ani myślał o końcu takiego żywota. Poprawił gogle, bo uwierać go zaczęły i w końcu przedstawił się.-Sierżant inżynier Zindarad Kobdar.-powiedział i wyciągnął swoją spracowaną dłoń w kierunku głowy rodziny, czyli Aidana. Wyglądał, że wszystko konsultował żoną i na dodatek dziwacznie przypominali Jedi. To jednak nie grało wielkiej roli, podczas wojen klonów Zin wiele razy rozmawiał z nimi i stwierdził, że to bardzo dziwni ludzie, ot co.

Tangorn - 2010-03-01 23:23:37

Były sierżancie, tak samo jak ja jestem byłym shalba kapitanem... *Przypomniał mu od razu A'den, który zbierał się już do drogi.* Ja znikam, bo buir już się wpienił lekko, a wkurzanie go to nie jest najlepsza rzecz, zwłaszcza gdy on pilotuje... chociaż, i tak bym go pokonał... *Wyszczerzył zęby w niewinnym uśmiechu, jakby mówił o zwyczajnej grze w pazaaka a nie o pojedynku na pięści i siłę. A'den rzucił jeszcze na ladę kredyty by zapłacić za te przysmaki. Spojrzał jeszcze przelotnie na siedzącą parę, po czym założył na głowę hełm i go uszczelnił. Gdyby tylko wiedział o czym myślał ten Jedi to by pewnie w mordę oberwał za takie myśli. A'den nie bez powodu otrzymał takie imię... z Mando'a oznacza to furię a on często wpadał w gniew a wtedy bywał... nieprzyjemny.* Do zobaczenia kiedyś tam i pozdrów aliit. *Klon odwrócił się i wraz z torbą szybko opuścił kantynę, śpiesząc się na swój frachtowiec, w końcu Tang na niego czekał. Wracali na Mandalore...*

Virina - 2010-03-01 23:29:19

Ja jestem Virina. *Odpowiedziała spokojnie, wciąż się delikatnie uśmiechała. Stwierdziła, że decyzję co do sprzedaży statku pozostawi jemu, ale kwestię mieszkania chciała sama rozwiązać.*
Cóż, dopóki nie dostaniemy mieszkania będziemy potrzebować statku. Ale też chcielibyśmy najpierw obejrzeć lokum, o którym mówisz. *Odpowiedziała spokojnym, może nawet nieco znużonym głosem. Znów przeczesała włosy w tył bowiem te, bardzo niesforne, wciąż zachodziły jej na oczy. Może jakoś je związywać? O tym, w jakiej fryzurze jest jej najlepiej pomyśli później, teraz były ważniejsze rzeczy niż wizerunek.*

Aidan - 2010-03-02 00:25:44

-Virinę już pan poznał, panie Kobdar... -powiedział z uśmiechem spoglądając na żonę. Obrócił wzrok z powrotem na Zindarada. Na początku pomyślał gdzieś tam w głębi, że może to być jeden z tych cwaniaczków, którzy to próbują okantować nowo przybyłych przy pierwszej okazji, tak może podpowiadała mu logika. Jednakże Moc i intuicja mówiły coś innego. Z resztą nie zamierzał dłużej zastanawiać się nad tym jakie są jego intencje. Na razie była to jedyna osoba, która mogła im pomóc, i to się liczyło najbardziej w tej chwili. W końcu postanowił zaufać w jakimś stopniu Kobdarowi.
-Aidan Daytar -powiedział jednocześnie zwracając się telepatycznie do Viriny "Używajmy tego nazwiska, tak na razie będzie bezpieczniej". I ponownie zwrócił się do mężczyzny. -Może mi pan mówić Aidan. -powiedział do mężczyzny i uścisnął mu dłoń. -Pytał pan o typ statku prawda? To wahadłowiec klasy Kappa. W prawdzie po większych przeróbkach, ale w całkiem dobrym stanie. -powiedział pewnym tonem.

Zindarad - 2010-03-02 17:20:52

-Mi mówcie Zin. Nienawidzę swojego imienia. Kurwa, matka mnie skrzywdziła.-pokiwał głową i skrzywił usta. Uścisnął mocno jego dłoń. W końcu był silniejszy od mężczyzny. Miał typowy wojskowy uścisk ręki, którego nauczył się w pracy w WAR-ze. Ael krzyknęła głośno. Zin puścił człowieka i otworzył drzwi. Fumbor poszedł o krok za daleko.-Ty rodiańska kurwo!-krzyknął do niego i podszedł. Zatrzasnął za sobą drzwi i można było przypuszczać, że działy się tam istne dantejskie sceny. Po jakimś czasie Fumbor opuścił kuchnię i trzymał się za prawe oko.-Mówiłem Ci. Tkniesz, a kurwa oko znajdziesz w swojej dupie.-powiedział do niego inżynier, gdy wychodził z kuchni. Ael oddychała ciężko, nigdy nie przypuszczała, że rodianin posunąłby się do takiego czynu. Rodianin spojrzał na swojego wspólnika.
-Zachowywać się jak żona Fumbora.-rzucił do niego z wyrzutem i żalem. Zin kopnął go jeszcze w zadek.
-Idźże do domu i pomyśl co robisz baranie zafajdany.-Inżynier pokiwał głową.-Z kim ja muszę pracować.-mruknął pod nosem i podrapał się po łbie. Oby tutaj Trexl przyszedł, pozna swoich nowych lokatorów. Później wrócił do interesów.-Kappa powiadasz. Imperialne ścierwo, nie wiem jakim cudem to może latać.-powiedział do Aidana i chwycił za szklankę. Dolał sobie koreliańskiej i upił łyk nie ze szklanki, a z butelki. Oj, chyba się zdenerwował.

Virina - 2010-03-02 19:30:16

*Patrzyła na tą całą sytuację, oj ona by sama pokazała facetowi, który by się do niej dobierał. Zerknęła kątem oka na swojego męża i delikatnie uśmiechnęła widząc, że Zin pije z butelki, a nie ze szklanki.*
Szkoda zdrowia na nerwy. Mogę? *Spytała patrząc na mężczyznę i nieco unosząc ręce. Znała wiele sposobów na uspokojenie drugiej osoby, za to nieco mniej na uspokojenie samej siebie.*

Aidan - 2010-03-02 19:50:53

Nagle zapiszczał komunikator Aidana. Aidan bez słowa udał się na stronę tak by móc bezpiecznie odebrać połączenie. Po chwili wrócił do lady z lekko zdenerwowaną miną.
-Kochanie zajmiesz się wszystkim? -zapytał po czym zwrócił się telepatycznie do niej "Kochanie muszę wyjść, mam ważne informacje. Potem wszystko Ci opowiem". -Wszelkie decyzję pozostawiam żonie. To zaradna kobieta i jestem pewien, że sobie poradzi. -powiedział. Podszedł do żony przytulił i ucałował namiętnie. -Muszę załatwić pewną sprawę, zobaczymy się później. -dokończył i szybko opuścił kantynę.

Zindarad - 2010-03-02 20:12:25

-Dobra.-powiedział do Aidana. Upił jeszcze kilka łyków trunku i otarł usta. Kiedy już się uspokoił w miarę, spojrzał na swój chronometr. Już ta godzina, a Trexla jak nie było tak nie ma. Przecież miał tu przyjść.-Gdzie jest ten debil?-spytał sam siebie, aż w końcu spojrzał na kobietę. Była ładna, ale nie równała się z urodą jego żony. Temena miała śliczne piegi, Zin bardzo lubił piegi. W każdym razie podał Virinie prawą, zaobrączkowaną dłoń. Goście prosili o więcej trunków, dlatego też Ael postanowiła wyjść. Wyglądała marnie po tym co się stało, ale mimo wszystko nalewała dalej piwo. Zin był wściekły na swojego wspólnika i myślał sobie jak wykluczyć tego kiepa z interesu.

Virina - 2010-03-02 20:38:15

O żeż... *Urwała. Patrzyła na leżącego mężczyznę. ,,No to mogą być problemy.'' pomyślała i przez chwilę pożałowała, że Aidan sobie poszedł. Ale cóż, ufał jej.*
To ten facet? *Spytała i popatrzyła na Zina. Wzięła również znów swój kieliszek i dopiła wino, bowiem mało go już zostało. Znów patrzyła na tego dziwacznie ubranego mężczyznę. Miała sprzeczne uczucia, jak na pierwsze wrażenie, ale cóż, miała z wieloma istotami już do czynienia. Trzeba było przyjmować pomocną dłoń, bo nie każdy jest miły.*

Zindarad - 2010-03-02 20:44:49

Kiedy drzwi automatyczne się otworzyły, Zin ucieszył się, gdy kantynę odwiedził mężczyzna z afro. Popatrzył na jego popisy i uśmiechnął się. Goście popatrzyli na niego z lekkim rozbawieniem, gdyż kojarzyli tego gościa z widzenia. Często go widywali, gdy siedział pod jakimś blokiem i trawkę palił. Niecodzienny widok, na który każdy patrzył z zaciekawieniem. Zin wyszedł za ladę, gdyż wiedział doskonale, że zaraz w coś wyżnie i nie będzie zbyt ciekawie.
-Te. Nie pędź tak. To niezdrowe w twoim stanie.-powiedział, a gdy wyrżnął w glebę, zaśmiał się głośno i szybko podszedł do niego, by go pozbierać z ziemi. Twi'lekanka nawet się uśmiechnęła. Bardzo lubiła pana Trexla, gdyż był taki czarujący i ekscentryczny.-No mówiłem kurwa, żebyś nie biegał baranie jeden.-powiedział i podniósł jego cielsko z ziemi. Zatargał go do lady i usadził na krześle.-Poznajcie się. Trexl, Virina. Virina, Trexl.-powiedział do nich i zaraz przygotował trunek, który najlepiej działał na czarnego brata Zina. Przygotował szybko BB i podał mu w podaniu specjalnym czyli z czterema kostkami lodu, które mógł ze spokojem przyłożyć do czoła.

Virina - 2010-03-02 21:02:29

*Skinęła głową na powitanie.*
Zin, mógłbyś mi dolać? *Spytała spokojnie patrząc znów na właściciela.*
Może wrócimy do interesów? *Zaproponowała i znów popatrzyła na przybyłego Trexla. Zmarszczyła brwi nieco zaciekawiona tym, co on też tam tworzy.*
No ładnie, nie mów, że palisz to świństwo... *Stwierdziła rozpoznając zapach trawki..*

Zindarad - 2010-03-02 21:21:23

-No on sobie popala trawkę. Czasami.-Powiedział i klepnął go w ramię po czym przyłożył zapalniczkę do jego gęby. Kiedy odpalił mu skręta, włożył zapalniczkę do kieszeni. Sięgnął po butelkę z winem i dolał Virinie.-No za ile chcecie tą Kappa sprzedać?-spytał. Wyglądał na bardzo zainteresowanego kupnem tego statku. W końcu wyrwie się stąd i wyśle żonę na Mandalore, w miejsce, w którym będzie bezpieczna. Zin podrapał się po łbie i upił łyk koreliańskiej ze szklanki, nadal trzymając prawą dłoń na ladzie. Spojrzał na Trexla i stwierdził, że on nigdy się nie zmieni.-Kurwa. Na mnie nie chuchaj. Jeszcze pomyśli, że też dziś paliłem.-rzucił do Trexla i odsunął się kawałek w stronę Twi'lekanki, która zbliżyła się nieco do szefa.
-Co podać panie Hando.-spytała uwodzicielskim szeptem. Znała dobrze zagrywki, by posiąść mężczyznę. On jej się bardzo podobał i doszła do wniosku, że musi go mieć.

Virina - 2010-03-04 18:35:43

Hm... uważam, że 20000 kredytów to rozsądna cena za równo dla nas jak i dla Ciebie. *Odpowiedziała spokojnie patrząc na mężczyznę i upiła łyczek wina. Popatrzyła na zaloty kelnerki i zachichotała w duchu. Ach te dziewczęta, zawsze im mało: przed chwilą była gotowa amanta walić patelnią po głowie, a teraz sama zaleca się do innego. Ale fakt, podobna zabawa w kotka i myszkę jest bardzo atrakcyjna. Ona sama tego nie przeżyła. Pogrążyła się przez chwilę we wspomnieniach, jak to pierwszy raz zobaczyła Aidana...*

Zindarad - 2010-03-04 18:58:58

-Dwadzieścia kafli? Dam...dziewiętnaście i ani kredyta więcej.-Powiedział do niej. Chciał się targować, a że Zin znał się na tym, to postanowił przyjąć taktykę agresora czyli dużo za małą cenę. Kobdar nie lubił statków produkowanych przez imperium, to przez to, że uważał je za cofanie się w postępie, które w tych czasach powinno iść naprzód. Poza tym Zin ma złe wspomnienia z Imperium, nie tak wyobrażał sobie koniec wojny.-E...Trexl. Obudźże się.-Rzucił do niego i klepnął go w gębę z otwartej ręki. Zasnął, jak zwykle, gdy był potrzebny. Szlag by go trafił i te jego zasraną trawkę też. Ael straciła zainteresowanie czarnym mężczyzną i poszła obsługiwać innych klientów. Przecież to nie ostatni wolny mężczyzna w galaktyce. Zin zaś znowu oparł się na ladzie i lustrował Virinę. Ciekawa postać, to niezaprzeczalne.

Virina - 2010-03-04 19:02:51

Co to to nie... bo za raz będę targowała więcej i będziesz miał problem. Kupca zawsze znajdziemy. A w tych czasach jest wiele osób, które potrzebują statku. *Odpowiedziała nieco chłodnym głosem. Zmrużyła przy tym oczy uważnie go lustrując.*

Zindarad - 2010-03-04 19:07:27

-Ja jeszcze tego statku na oczy nie widziałem. Weź się kurna zastanów. Na pewno, aby wszystko w nim działa?-spytał. Nie miał pewności czy para nie chce go oszukać. Chętnie zobaczyłby ten statek i ocenił go, coby stwierdzić czy na daje się do użytku. To, że jest inżynierem nie oznacza wcale, że będzie grzebał w tym statku nie wiadomo ile. On potrzebował statku do podróży na Mandalore. Wystarczy go zakupić, zapakować do niego niezbędny ekwipunek i ruszyć na bezpieczną planetę, gdzie Zin w końcu zacznie normalnie pracować i zajmować się rodziną. To dla niego był nadrzędny cel, który musiał spełnić. Musi zapewnić bezpieczeństwo rodzinie, a to nietrudne w towarzystwie mandalorianina i pięciu nieco świrujących klonów. Cholera wie co Zin będzie robił, gdy zostawi rodzinę na Mandalore. Może wróci na Nar-Shaaddaa i sprzeda kantynę, coby mieć nieco kredytów na wspomożenie rebelii, która zapewne się już tworzy.

Virina - 2010-03-04 19:15:18

Zatem zobaczysz. Ale ja chciałabym zobaczyć też lokum, które dla nas, jak powiedziałeś, przewidziałeś. *Wciąż mówiła chłodnym głosem. Nie lubiła kantowania, ale tez nie wyczuła, aby on kantował, chciał tylko nieco zarobić. Ale to też szło w drugą stronę. Ona tym bardziej mogła stawiać warunki. Patrzyła twardo w oczy mężczyzny czekając na to, co dalej. Już nie zwracała uwagi na murzyna, nie upiła nawet łyczka wina.*

Zindarad - 2010-03-04 19:31:19

-Trexl śpi jak jakiś zawszony kundel. Nie dobudzisz, sukinkot jest w transie jakim.-Powiedział z lekkim uśmiechem na twarzy. Zin miał dziwne poczucie praworządności i demokracji, toteż nie odpowiadał mu ustrój w obecnym Imperium. Najchętniej obłożyłby całą siedzibę imperatora termodetonatorami, a później wysadziłby wszystko w powietrze. To rozwiązanie nawet często brał pod uwagę, gdy uciekał z Coruscant. Przeciążyć wszystkie generatory w siedzibie AI, które po pewnym czasie wybuchłyby. Uśmiech ponownie zagościł na gębie.-A skąd macie ten statek? To statek WAR-u był przecież i nie był on dla cywilów.-Powiedział. Pierwsze podejrzenie, które teraz do niego dotarło. Kappa było statkiem wojskowym, toteż nadajniki miał przeróżne, które lokalizowały położenie statków.-Nie chce was martwić, ale pewnie ma nadajnik. Pewnie już po was lecą.-przestrzegł ją. Teraz bardzo poważnie zastanawiał się nad kupnem, chociaż była możliwość na zakłócenie sygnału, lecz za to bardzo ryzykowna, gdyż mogła ona zniszczyć systemy nawigacyjne.

Virina - 2010-03-04 19:34:59

kupiliśmy ten statek. A że na razie go nie potrzebujemy sprzedajemy. I gwarantuję, że nie będziesz miał problemów, jeśli go kupisz. *Mówiła beznamiętnie, lecz wciąż patrzyła w jego oczy. Palcem zaczęła wodzić po brzegu kieliszka... Tak, podobało jej się to, że facet jest dociekliwy, przynajmniej długo przetrwa, jednak wiedziała, ze dla niej i jej męża było to niebezpieczne...*

Zindarad - 2010-03-04 19:38:56

-Nie słyszałem, żeby WAR organizował wyprzedaż. Lepiej powiedz prawdę, jeśli nie chcesz mieć nieprzyjemności. Ja Ci nie grożę, tylko ostrzegam przed skurwielami z Coruscant. Wzięłaś ich rzecz, a oni zabiorą Ci coś bardzo cennego. Twoje pieprzone życie.-Powiedział. Był dociekliwy, w tych czasach trzeba być dociekliwym, coby nie zginąć zbyt wcześnie z nieznanej Ci ręki. Lepiej było prześwietlić każdego. Nie ufał kobiecie i jej mężowi, to dlatego, że dość podejrzanie wyglądali. Nie wiedział dlaczego, ale coś mu nie grało. Ot co. Jego święty spokój został naruszony, a to mu się nie podobało.

Virina - 2010-03-04 19:41:31

ukradliśmy jeden statek to też sprzedaliśmy go później na części. A to już nie moja wina, że statek, który następny kupiliśmy również był skradziony. *Odpowiedziała, wciąż patrzyła w jego oczy.*
Co chcesz jeszcze usłyszeć? *Spytała chłodnym głosem...*

Zindarad - 2010-03-04 19:45:47

-Trzeba było tak od razu. Trzeba będzie statek przeskanować.-Powiedział do niej. Szczerze mówiąc, również im chciał zapewnić bezpieczeństwo. Obudził się w nim dobry wujek Zin, który chce nieść pomoc tym, którzy jej potrzebują. Ten świat i ten system nie należał do najlepszych do życia toteż, trzeba będzie ich nieco do tego przygotować, w końcu inżynier siedzi tu od kilku ładnych miesięcy i orientuje się jak to wszystko funkcjonuje.-I uśmiech też by się przydał. Teraz szczerzenie zębów jest bardzo potrzebne. Przeskanować ten statek?-Spytał z lekkim uśmiechem. W jego warsztacie leżało pewne ustrojstwo. Zapewne prowizorka takiego skanera, żaden cud techniki, lecz coś co mogło niekiedy uratować dupę. Zin upił łyk ze swej szklanki i znowu dolał sobie koreliańskiej. Raz się żyje, a nieraz pije. Tak powtarzał jego brat, który teraz męczy się na Alderaan.

Virina - 2010-03-04 20:00:12

Dobrze. I przy okazji go obejrzysz. *Odpowiedziała i wychyliła resztkę wina z kieliszka.*
Załatwimy to od razu, czy przełożymy to na później? *Spytała już nieco cieplejszym głosem. Widać dochodzili do porozumienia, powoli, ale były postępy. Uśmiechnęła się delikatnie i dłonią przeczesała włosy za ucho. Patrzyła tak na tego mężczyznę i próbowała go rozgryźć, ale było to trudne...*

Zindarad - 2010-03-04 20:25:29

-Ael. Przypilnuj interes, Fumbora i tego ćpuna. Idę do warsztatu-Powiedział do niej z lekkim uśmiechem, zaś twi'lekanka uśmiechnęła się doń lekko i kiwnęła głową na znak, że zrozumiała. Zin zaś otworzył drzwi, które prowadziły za ladę, a sam zaś poszedł na zaplecze. Nie panował tam zbyt wielki porządek, wszędzie półki i mnóstwo towaru, którego chcieli się w jakiś sposób pozbyć. No niby interes się kręcił, ale pozostawały towary mniej popularne, których nikt nie chciał konsumować. Zin zgarnął swoją kurtkę i wyszedł na zewnątrz, gdzie czekał na kobietę.

Moc - 2010-03-07 21:19:35

*Wąskimi i zatłoczonymi uliczkami przeciskała się czteroosobowa grupa lokalnego gangstera z wielkim trandoshaninem na czele. Jego towarzysze nie byli zachwyceni tym co robi i co chwilę rzucali w jego stronę dosyć pogardliwe określenia w stylu "głupek" albo "debil", ale mięśniak od razu ich uciszał swoimi sposobami. Za nimi podążał tajemniczy, białowłosy osobnik, który jakby nie było wyróżniał się nieco z tłumu, wiec rzucano mu ukradkowe, ciekawskie spojrzenia, zwłaszcza że jego obstawy nie dało się ignorować. Po pewnym czasie na horyzoncie pojawił się neon obwieszczający wszem i wobec, że poniżej znajduje się kantyna "U Temeny"* Zbliżamy sssię... *Zasyczał gad i wskazał ręka na neon, jakby to głupkowi tłumaczył.*

Moc - 2010-03-07 21:44:46

*Banda trandoshanina oddalała się dosyć szybko, gdyż ich przywódca, rzeczony gad skuszony był wizję skopania kilku osób i okradzenia ich. Ale czego się można spodziewać po zwykłych rzezimieszkach? A tymczasem Taalon bez przeszkód i już z niewątpliwie mniejszym zainteresowaniem tłumu zdołał dotrzeć nie niepokojony pod drzwi kantyny, które w przypadku nadejścia klienta rozsuwały się posłusznie, wpuszczając do środka nadchodzącą osobę.*

Moc - 2010-03-08 20:41:04

Przy barze tymczasem stała atrakcyjna twi'lekanka pełniąca rolę barmanki, a jakże by inaczej. Szefa nie było, wiec ona musiała sobie ze wszystkim radzić, bo durny rodianin Fumbor był bezużyteczny jej zdaniem, tylko się gapił na tyłki kobiet. Ale w pilnowaniu porządku pomagała jej grupa droidów zaprojektowanych przez Zina, więc panował spokój. Widząc nadchodzącego echaniego na ustach kobiety zagościł miły, promienny uśmiech* Witamy w kantynie "U Temeny". W czym mogę pomóc?*Miejsca przy ladzie było pod dostatkiem, więc Taalon mógł tam na chwilę pozostać, obserwując tancerki, które skupiały na sobie uwagę większości gości, bądź też po prostu poczekać tam na swoje zamówienie.

Moc - 2010-03-08 20:56:53

*Ael była jednak uczciwą i sumienną osobą, więc gdy tylko usłyszała zamówienie to odparła "Robi się" no i zabrała się za przygotowanie herbaty. Niestety nie mieli na stanie liści dobrych gatunków więc musiała skorzystać z torebek. Herbata smakowała całkiem nieźle, ale daleko jej było do oryginalnych napojów z herbaciarni. Po niecałych dwóch minutach filiżanka wylądowała na ladzie tuz przed klientem a zaraz za nią kubeczek z cukrem* Życzy pan sobie do tego jakiś sok? *Część istot dodawała soku z kwaśnych owoców by polepszyć smak herbaty, ale co inna osoba to inny zwyczaj, wiec się nie narzucała. Patrzyła jednak z ciekawością na białe włosy, bo takie były niespotykane u młodszych osób*

Moc - 2010-03-08 21:20:50

*Twi'lekanka tylko się uśmiechnęła i zaczęła obsługiwać innego gościa, który zamawiał jakiś drink. Katem oka zauważyła jednak niecierpliwość echaniego i roześmiała się cicho, ale dźwięcznie. Kobiety tej rasy były atrakcyjne pod każdym względem* Ostrożnie, nadal gorące... *Posłała mu lekki uśmiech i skończyła przygotowywać zamówienie jakiegoś durosa. Po chwili wzięła szmatkę, by powycierać nią ladę, trzeba wszak dbać o czystość lokalu. Szef by ja pewnie zbeształ za to, gdyby tutaj był brud.* Ależ skąd, może pan tutaj stać ile chce. *Powiedziała spokojnie, patrząc na jego włosy, po czym nachyliła się nieco ku niemu, tak by lepiej ją słyszał* Przepraszam, ale czy to będzie wielka nieuprzejmością, jeśli zapytam dlaczego ma pan takie białe włosy? *Czysta kobieca ciekawość teraz przez nią przemawiała i nie chciała być nie miła. Po prostu wyróżniał się z tłumu*

Moc - 2010-03-08 21:48:39

Och... rozumiem. A mogę jeszcze zapytać jakiej jesteś rasy? Bo jak mówisz to jest taka cecha jak lekku... *Mówiąc to Odruchowo pogładziła jeden ze swoich głowoogonów, który był w tym momencie zawieszony wokół jej smukłej szyi jak szal. Robiła to nieco nieświadomie, gdyż twi'lekowe dbali bardzo o swoje lekku, które służyło im również do komunikowania się z innymi przedstawicielami ich rasy. Był to swoisty język ciała. Po kilku sekundach jednak powróciła do rozmowy z Taalonem, uśmiechając się lekko* Cóż, niedaleko stąd jest motel, ale mieszkają w nim głównie osobnicy o kiepskiej reputacji. Tutaj wiele rzeczy jest drogich... ale jak masz kredyty to polecam kompleks mieszkalny Razera. Wynajmuje on całkiem niezłe mieszkania ale sporo też trzeba zapłacić... *Posmutniała nieco mówiąc to, ale zaraz musiała wrócić do swoich obowiązków i obsłużyć kolejnego klienta*

Moc - 2010-03-08 22:06:22

Ach... rozumiem... *Odpowiedziała i spuściła nieco wzrok, przygotowując napój dla innego klienta. Póki co byłą trochę zajęta, więc nie mogła wskazać drogi do kompleksu Razera. Ale szybko uporała się z kolejnym klientem, który okazał się nie być zadowolony z jej usług, wiec fuknęła na niego, że jak się nie podoba to nie musi tutaj przychodzić. Szmatkę ze złością rzuciła na ladę i spojrzała na Taalona nieco dzikim wzrokiem, ale zaraz się uspokoiła* Przepraszam, czasami tracę nerwy. A więc Razer... mam tutaj mapę, to pokażę... *Z jednej z wewnętrznych szuflad barku wyjęła mały cyfronotes z zapisem cyfrowym map najbliższych okolic. Szybko wyskalowała ja odpowiednio i położyła na ladzie* O tutaj jesteśmy... pójdzie pan tutaj, tą ulicą, potem tu... skręci pan w tą przecznicę a potem prosto. Łatwo trafić... *Cały czas gdy mówiła to wskazywała na urządzeniu konkretny kierunek, by łatwiej było zapamiętać.*

Moc - 2010-03-08 22:23:51

Najmocniej przepraszam, zapomniałam... *Szybko się ogarnęła i podliczyła zamówienie echaniego. Wyszła dosyć skromna sumka, ale jak to mówią, grosz do grosza... Podała Taalonowi świstek papieru z zapisaną kwotą czterech kredytów* Proszę i zapraszamy ponownie *Herbata może i droga, ale tak to już jest we wszelkich barach i kantynach, wszystko droższe niż w normalnym sklepie. Uroki kapitalizmu.*

Zindarad - 2010-03-13 20:06:34

Zin szybko wrócił tylnym wyjściem. Zdjął z siebie skaner i miał zamiar zejść schodami na górę, coby poinformować rodzinę o nagłym wyjeździe, dzięki którym unikną kłopotów związanymi z imperialnymi. Zin położył aparaturę na dwóch beczkach piwa i spojrzał na schody, po których schodził mały, pięcioletni syn Kobdara Varien.
-Cześć tato!-krzyknął na jego widok. Ostatnio jego ojciec późno wracał do domu i nie miał czasu się z nim bawić. Inżynier podszedł do niego i wziął malca na ręce.
-Siemasz synek.-Powiedział do niego i uśmiechnął się do niego lekko po czym wyszedł z zaplecza i spojrzał na Fumbora. Goście spojrzeli się na chłopca na rękach właściciela, ale Zin miał to gdzieś i po prostu rzucił.-Fumbor. Na zaplecze. Ael. Znajdź Temenę. Już.-Wyraźnie był zdenerwowany, ot co. Decyzja była zbyt szybko podjęta, ale trzeba było to zrobić, coby odpocząć sobie od tego zamieszania i tej pary podejrzanych ludzi. Wyglądali na takich, którzy ściągali kłopoty na siebie i na ludzi ich otaczających. W końcu Zin postawił syna na ziemi i rzucił.-Idź się pobawić...-Pogłaskał go po głowie i stanął po środku zaplecza i jak to miał w zwyczaju. Chodził wte i wewte ze względu na swoje zdenerwowanie.

Moc - 2010-03-13 20:12:56

*Fumbor podreptał za Zinem z dziwnym wyrazem twarzy, ale mimika rodianina była trudna do ustalenia. Mógł się albo przewrotnie uśmiechać albo mieć tzw. minę zbitego psa.* Coś się stało szefie? *Zapytał, gdy znalazł się na zapleczu z dala od wścibskich uszu czy oczu. Różnie z tym bywa. Ael póki co wciąż szukała Temeny*

Zindarad - 2010-03-13 20:18:12

-Ty wiesz, że jesteś moim kumplem, nie? I że nigdy bym Cię tu nie zostawił. Chuj...do sedna. Potrzebuje twój statek. Rzecz jasna coś za coś.-Powiedział do niego, nie ujawniając od razu wszystkich informacji. Nie miał zamiaru wszystkiego paplać bez Temeny, która pewnie będzie stawiała opór, ale Zin wytoczy ciężkie działa w postaci żelaznych, niezłomnych argumentów.-Pamiętasz tą dwójkę co przyszła tu dzisiaj? Oni latają imperialną Kappą z aktywnym nadajnikiem. Jeszcze tu szturmowcy wlecą i powybijają nas jak nefry na Alderaan.-Dodał po chwili i podrapał się po głowie. Ten kto znał go dłużej musiał wiedzieć jak się zachowuje ten człowiek, gdy jest zdenerwowany. Tym czasem mały Kobdar pobiegł na górę, oczywiście podsłuchiwał tą rozmowę, stojąc w tym czasie na trzecim, albo czwartym stopniu. Cwana bestia, po ojcu to odziedziczył.

Moc - 2010-03-13 20:28:31

Noo... szef wie... co ja zrobić? *Zapytał podejrzliwie, bo ta przemowa mu się z oczywistych względów nie podobała. No i potem gdy się dowiedział, to mina mu zrzedła* Mój statek? Po co? I co ja mieć z tego? *No jak mu przedtem zrzedła mina to teraz wyglądał jakby zobaczył samego Palpiego przed sobą* Szturmowcy? Oni nas pozabijać! My musieć uciekać... co, gdzie? Biedny ja... my być w ciemna dupa wookiego! *Rodianin zaczął panikować a to ostatecznie sprowadziło Temenę, żonę Zina, która obrzuciła ich surowym, pytającym spojrzeniem* Zin? Co się tutaj dzieje? Czemu Fumbor szaleje jakby zobaczył ducha? Możesz mi to wyjaśnić?

Zindarad - 2010-03-13 20:35:03

Zin, gdy zobaczył Temenę zaczął nerwowo pocierać dłońmi. Jak zwykle, gdy był w nerwowej sytuacji. Fumbor nieco przesadzał, ale on zawsze tak ma. Zanim zaczął wszystko wyjaśniać żonie, wziął głęboki oddech, podrapał się po głowie i w końcu zaczął mówić.
-No to tak. Hmmm. Przyszła dzisiaj tu taka para, młodzi, piękni i w ogóle szczęśliwi. Chcieli sprzedać statek. Kappę, jakbyś kochanie nie wiedziała to Ci powiem, że to statek byłej republiki czyli teraźniejszego imperium. Jak pracowałem w WAR-ze to zanim statek miał swój pierwszy lot to oni montują w nim taki mały nadajnik, co podaje dokładną pozycję statku. No i nefr ich by wyruchał do jasnego zawszonego wafla, oni chcieli mi go sprzedać. Głupi nie jestem, to chyba wiadomo.-Wtedy lekko się klepnął w pierś i uniósł wysoko głowę.-No i przeskanowałem. Nadajnik działa, wysyła sygnał na Coruscant i wszystko może pierdolnąć jak szybko stąd nie uciekniemy. Także Fumbor. Biorę statek, ty dostajesz kantynę w zamian.-Powiedział. To nie był zbyt dobry interes, ale teraz nie to się liczyło. W końcu rodzina była najważniejsza, to rzecz, którą nauczył się od klonów i Tangorna.

Moc - 2010-03-13 21:21:02

*Temena skrzyżowała ręce na piersi i ze zmrużonymi oczami wysłuchała w skupieniu całej tej opowieści swego męża. Nie panikowała jak Fumbor, bo potrafiła zachować powagę i spokój, czego nauczyła się pracując w banku.* Och Zin, dobrze, że sprawdziłeś ten statek... ale oddać kantynę? Gdzie my się podziejemy? *Zapytała spokojnie, starając się, by głos jej nie drżał od emocji, ale bała się. Imperium było nieprzewidywalne. A tymczasem Fumbor jakby o tym zapomniał, bo wyniuchał dobry interes... ba, bardzo dobry* Ty chcieć statek za kantyna? Ja się zgadzać! *W końcu poczuje sie kimś ważnym, szefem! Widać nie był aż tak rozgarnięty i kantyna długo nie pociągnie... chyba że akurat każe się jego żyłka do interesów*

Zindarad - 2010-03-13 21:26:50

-Polecimy tam, gdzie będziesz bezpieczna.-Powiedział do niej z lekkim uśmiechem. Powiedział jej, że Tangorn ją odwiedził, ale rzecz jasna nie powiedział jej wszystkiego.-Polecimy na Mandalore. Do Tangorna i klonów.-Powiedział i znowu podrapał się po głowie. Po chwili spojrzał na rodianina i pokiwał głową. Dobry interes był dla Fumbora, a dla Zina liczył się tylko statek. Taki, który wytrzyma wielogodzinny lot w nadprzestrzenii. Po przylocie do bazy Fibali zorganizuje się remont tego złomu.-Fumbor. Idźże w cholerę.-Powiedział do niego i pokiwał głową.

Moc - 2010-03-13 21:47:41

*Zin co prawda jej coś wspominał o tym, ale nie paliła się za bardzo do tego pomysłu. Ale teraz? Gdy istniało realne zagrożenie ze strony Imperium? Trzeba działać i to szybko, nie ma innej rady* Dobrze... Tangorn i jego synowie wydawali mi się godni zaufania. Pójdę nas spakować...*Tylko tyle powiedziała, bo nie chciała okazywać emocji przy Fumborze, który zaraz potem się skulił i zwiał z pomieszczenia za bar kantyny, jego kantyny. Spiszą tylko umowę i to będzie jego najlepszy w życiu interes.*

Zindarad - 2010-03-13 21:52:08

Zanim Fumbor zdążył wyjść z zaplecza to Zin chwycił go za chabety, coby powiedzieć mu coś na ucho. Przyłożył jego zielone cielsko do ściany i ostrzegł go.
-No więc. Mam nadzieję, że wszystko na tym statku działa. Jeśli nie. To pamiętaj, że mam panel sterowania do droidów.-Puścił go i popchnął. Miał nadzieję, że to ostrzeżenie będzie skuteczne. Droidy chroniące kantynę miały wmontowany paralizator i celownik termiczny. Jeśli Zin aktywuje go w miarę sprawnie to Fumbor straci skarb każdego mężczyzny, Kobdar już o to zadba. Musiał być twardy, w końcu jego kantyna była warta o wiele więcej niż złom tego rodianina.

Moc - 2010-03-18 17:10:02

Wszystko działać! Wszystko działać! Ty mnie znać! *Pisnął przestraszony rodianin a gdy go Zin puścił to uciekł, bo nigdy nie wiadomo co mu jeszcze do głowy przyjdzie. Lepiej trzymać się z daleka od niego, póki nie opuści kantyny. Jego kantyny... Fumbor napawał się cały czas tą myślą. Tymczasem Temena pakowała wszystkie rzeczy, swoje, męża i syna, marudząc cicho pod nosem, bo Zin ich wpakował w kolejną kabałę*

Zindarad - 2010-03-19 18:22:45

-Właśnie dlatego się boję.-Powiedział, gdy uciekł z jego uścisku. Pomyślał sobie, że klonom powinien zabrać jakieś żarełko, coby wdać się w ich łaski jeszcze bardziej. Zin chwycił za pierwszą lepszą torbę i zabrał ze sobą kilka paczek wafli deserowych, orzeszków oraz słodkiego kremu. Wszystkie te składniki były używane do znanego na całym księżycu deseru, którego przepis pochodził z Alderaan. Inżynier nie widział w nim nic wielkiego, w końcu on nie jadał słodyczy z prostego względu. Nie lubił ich, ot co. Kobdar po zapakowaniu prowiantu, skrzywił usta. Znowu wpakował rodzinę w kłopoty. Nie potrzebnie się mieszał w sprawy tej pary, ale on tylko chciał kupić statek, a skończyło się na tym, że weźmie jakiś złom w zamian za kantynę. Podrapał się po swoim kilkudniowym zaroście. Zgoli go dopiero na Mandalore, tam sobie odpocznie o taaa. W końcu odpocznie po wielu miesiącach spędzonych na tej beznadziejnej planecie.

Moc - 2010-03-19 18:43:33

*Czas Zinowi ciągnął się niemiłosiernie długo w oczekiwaniu niemiłosiernie długo. Może jakby jej pomógł się pakować to by szybciej się spakowali. A tak dopiero pół godziny później zeszła do kantyny, trzymając synka za rękę. Wzrokiem poszukała Zina. Wyglądała na zmęczoną, włosy miała w lekkim nieładzie, ale trzymała się dzielnie. Gdy w końcu wypatrzyła męża to podeszła do niego szybko* Walizki są na górze. Zabierz je proszę. Spakowałam tylko najpotrzebniejsze rzeczy... *Czyli jakieś pięć pękatych torb podróżnych. Cóż, od ich noszenia są w końcu mężczyźni, Temena była już gotowa do drogi, ubrana w strój podróżny, by nie wyróżniać się z tłumu.*

Zindarad - 2010-03-19 18:50:01

On wiedział co Temena miała na myśli, mówiąc o rzeczach najpotrzebniejszych. Skrzywił usta i pokiwał głową. No cóż, takie już są kobiety. Trzy czwarte to ciuchy, jedna czwarta to rzeczy naprawdę ważne. Zin nie wiedział co ich czeka na Mandalore, stąd też nie wiedział co będzie im potrzebne. Miał jedynie nadzieję, że będzie tam można kupić papierosy. Z tą myślą w głowie, odrzekł żonie.
-Już, już.-Powiedział do niej i pobiegł na górę. Zobaczył torby i nie do końca wiedział jak się za nie zabrać.-No...Zin...weź się w garść.-Rzucił do siebie i jedną torbę zabrał na plecy, dwie wziął do prawej, a dwie do lewej ręki po czym wytargał je na dół.-Więcej cholera nie dało się zabrać?-Spytał ją i stanął przy drzwiach. Mały Varien jedynie rozglądał się zdezorientowany całą tą sytuacją. Spojrzał na tatę, później na mamę i spytał.
-A gdzie my lecimy tato?-Spytał ojca. Zin jedynie odrzekł.
-W bezpieczne miejsce młody, w bezpieczne miejsce.-Oczekiwał jedynie Fumbora, który miał przynieść jakąś pieprzoną umowę. Oby statek był sprawny, inaczej znajdzie go i mu nogi z dupy powyrywa.

Moc - 2010-03-19 18:54:43

*Tymczasem jego żona zabrała się za prowiant na czas podróży. Nigdy nie wiadomo ile im to zajmie i co tak na prawdę znajduje się na pokładzie statku rodianina. Lepiej samemu wziąć jedzenie. Gdy pojawił się Zin to spojrzała na niego wykrzywiając usta w grymasie niezadowolenia* Nie marudź, bo nie chciałeś mi pomagać z pakowaniem, więc teraz bierz wszystko. *Razem z synkiem ruszyła w stronę tylnych drzwi kantyny, by je otworzyć Zinowi, bo w tej sytuacji raczej by się sam zabił niż tego dokonał*

Zindarad - 2010-03-19 19:05:49

Na całe szczęście była Ael, która uprzejmie otworzyła drzwi, gdyż akurat przyszła na zaplecze w zamiarze zabrania kilku trunków i pożegnania się z szefem, który obecnie nie miał jak ruszyć ręką. Twi'lekanka słyszała rozmowę "zarządu" i wiedziała co się szykuje.
-To szefie już nie przylecisz?-Spytała go z lekko zasmuconym wzrokiem, który próbowała zamaskować swoim uśmiechem. Zin pokiwał potwierdzająco głową i uśmiechnął się lekko.
-Pewnie przylecę za jakiś czas. Pamiętaj. Głowa do góry, pilnuj Fumbora i interesu. Jak będzie się do Ciebie dobierał to przypierdol mu z pozdrowieniami od Kobdara. Trzymaj się.-Powiedział do niej i wyszedł na zewnątrz. Ael uśmiechnęła się jedynie, było jej nieco smutno, w końcu teraz będzie miała do czynienia z szefem, który zapewne będzie molestował swoje pracownice. Jej uśmiech jedynie był maską, którą zakrywała swoje rozpacz na wieść o tym, że Zin emigruje...znowu...Mały Varien bardzo lubił Ael, bawiła się z nim, opiekowała, gdy było to konieczne. Rzucił do niej.
-Pa Ael.-Ta odrzekła mu.
-Cześć Varienku-po czym pocałowała go w policzek. To była chyba kolejna przełomowa chwila w życiu rodziny Kobdarów. Kolejna emigracja, kolejne próby zaaklimatyzowania się w nowym systemie.
-Gdzie jest ten baran Fumbor?-Spytał Zin i poprawił sobie torby spoczywające w jego prawej ręce.

Moc - 2010-03-19 19:15:31

*Temena nie przepadała za pożegnaniami, była twardą kobietą (ktoś w tym związku przecież musi nosić spodnie) więc tylko uściskała Ael na pożegnanie, życząc jej powodzenia w dalszej pracy z tym napalonym Fumbotem. Potem wraz z Varienem pod ręką opuściła kantynę, wychodząc na zaciemniona ulicę. Kilka minut później nadszedł ucieszony rodianin trzymając w ręku umowę handlową sporządzoną przez lokalnego prawnika (sam był za głupi na to, albo przynajmniej udawał... wyjątkowo dobrze)* Ja mieć umowa. Ty poczytać i podpisać. My się widzieć jeszcze potem? *Zapytał już ciszej. Mimo tych ciągłych przepychanek z Zinem to się zaprzyjaźnili (przynajmniej on tak uważał) i żal mu było, że odlatują*

Zindarad - 2010-03-19 19:21:44

Zin uważał, że to on nosił spodnie w tym związku, ale Temena była taką kobietą, że to ona dawała mu tylko pozory swobody. To była chyba pierwsza samodzielna decyzja podjęta przez Kobdara. Po przyjściu Fumbora Zin puścił torby, które wylądowały na podłodze. Chwycił za cyfronotes i zaczął czytać umowę. Pokiwał głową, zastanowił się. Kobdar znał tylko podstawy ekonomii i bankowości, dlatego też takie sprawy chciał zostawić żonie, bo ona kiedyś pracowała w banku. No cholera. Nie chciał tracić czasu. Wyciągnął rysik, machnął podpis i oddał rodianinowi.
-Jeśli Cię nie zajebią, to tak.-Powiedział do niego i lekko się uśmiechnął. Uściskał tą zieloną kupę gówna i poklepał go po plecach.-Do miłego przyjacielu.-Dodał i chwycił za torby po czym zaczął kierować swe kroki do portu kosmicznego. Szedł wolno, w końcu był konkretnie obciążony przez prezenty dla chłopaków i pakunki jego żony.-Dalej. Chodźcie.-Powiedział do rodzinki.

Moc - 2010-03-19 19:31:10

*Temena stała z boku, bo to była decyzja męża, ale i tak nie mogła powstrzymać się przed zerkaniem na umowę. W innych warunkach to zdzieliłaby Zina w łeb za tak uwłaczającą wymianę, ale skoro Imperium deptało im po piętach to trzeba czasami podjąć zdecydowane kroki. No i podjął, bez konsultacji z nią, za co mu się oberwie jeszcze, ale potem. Z Fumborem się nie wyściskała, bo miała uraz do rodian, ale kiwnęła mu głową na pożegnanie i wszyscy potem zapakowali się do zamówionej wcześniej taksówki powietrznej, by udać się do portu kosmicznego.*

Zindarad - 2010-04-04 19:38:05

Zin obiecał, że przyleci na Nar-Shaddaa i wywiązał się z umowy. Miał pewność, że nic w jego byłej kantynie się nie zmieniło, dlatego też pozwolił sobie wejść od strony zaplecza.
-Nie zmienił zamków...-powiedział i zarechotał Zin. Otworzył spokojnie drzwi i wszedł do środka po cichu. Skradał się czy jak? Nie wiadomo. W każdym razie wyciągnął swoje DC-15s z kabury i odbezpieczył go. Jeżeli chodzi o obsługę pistoletów Zin radził sobie całkiem nieźle, gorzej było z większym kalibrem. W każdym razie wyjrzał na salę. Fumbor stał za ladą, toteż Kobdar podszedł do niego od tyłu i przyłożył mu blaster do łba.-Wyciągnij kasę...skurwysynu.-Powiedział twardym tonem. Powstrzymywał się od wybuchnięcia gromkim, niepowstrzymanym śmiechem. Zatkał jednak sobie usta, by Fumbor nie słyszał jak Zin się śmieje.

Moc - 2010-04-04 19:53:32

*Fumbor stał przy kasie a sala była pusta, jeszcze nie otworzyli lokalu, było za wcześnie. I nagle przyszedł Zin, o czym jednak Fumbor nie wiedział, więc się wystraszył i palcem nacisnął mały przycisk przycisk przytwierdzony do dłoni. A co on robił? Kodbar dowie się o tym za chwilę.* Nie zabijaj! Nie zabijaj! *Wykrzyknął spanikowany rodianin a chwilę później Zin mógł poczuć na swojej głowie ciężkie uderzenie czegoś bardzo twardego. Za nim bezgłośnie pojawił się droid ochroniarz, który w takich przypadkach ogłuszał delikwenta. Kosztował on sporo, ale też Fumbor się wycwanił.* Rzuć broń w przeciwnym razie zostaniesz zneutralizowany! *Rozległ się metaliczny głos droida, a Fumbor ucieszony odwrócił się no i szok* Zin kurwa! To być Ty?!*Cóż, wpadł z niezapowiedzianą wizytą i jeszcze straszył*

Zindarad - 2010-04-04 19:58:50

-Ja pierdole. Co to było?-Spytał go i pomasował się po łbie. Puścił broń z wrażenia i wylądowała ona na podłodze. Patrzył tak na rodianina od spodu i ta perspektywa zdecydowanie mu się nie podobała. Postanowił wstać, spojrzał na droida.-A żeś se maszynerię walnął.-Powiedział do niego i klepnął przyjaciela w plecy. No cóż. Stare dobre czasy poszły gdzieś, a Zinowi zaczęło brakować tych czasów. Pociągnął nosem, Zin sięgnął po broń i włożył ją do kabury.-Puszko. Zaraz Ci coś wytłumaczę. JA BYĆ PRZYJACIEL SZEFA.-Pokazał na siebie palcem i sięgnął po stary stołek, na którym Kobdar spędzał bardzo wiele czasu.-Zamiast tak straszyć droidami to podałbyś jakiegoś drinasa. W gębie suszy jak mała bania.-Powiedział do niego i usiadł, jak za starych dobrych czasów. Oparł się o ladę i patrzył na lokal. Wiele się w nim nie zmieniło, rzecz jasna prócz dobrej ochrony.

Moc - 2010-04-04 20:05:57

To być mój droid ochroniarz. W kantynie być kilka burd i ja musieć zainwestować. Teraz spokój... *Cóż, czasy się zmieniają i trzeba jakoś zabezpieczyć swój interes. Droidy celujące w jaja najwyraźniej się nie sprawdziły, a taki masywny droid jednak wzbudzał respekt. Mimo że sporo kosztował, to miał wiele ciekawych i przydatnych funkcji* Sir? Dodać do kategorii "Znajome mordy nie do bicia"? *Cóż, każdy miał swoje określenia na przyjaciół, a Fumbor podrapał się po głowie aż w końcu powiedział* Dodaj i sio! *Droid zeskanował Zina po czym odszedł, a rodianin zabrał się za robienie drinka. Wychodziło mu to już coraz lepiej. Cóż, jego knajpa i nauczyć się musiał. A wystrój się nieco zmienił też, zniknęły gdzieś te czerwone lampy, barwy stały się nieco bardziej jaskrawe, ale odpowiednio stonowane, co świadczyło o tym, że to nie było autorstwa Fumbora* Co cię tu sprowadzać? *Zapytał w końcu i podał mu szklankę*

Zindarad - 2010-04-04 20:13:12

-Miałem po drodze.-Dobry żart. Zin wziął szklankę i upił z niej łyk. Rozsiadł się wygodnie. Założył nogę na kolano i uśmiechnął się lekko.-Muszę wziąć wszystkie graty z hangaru, bo na Mandalore niczego nie kupię. Zadupie z tego cholerne.-Powiedział i podrapał się po głowie. Znowu gardło zwilżył smacznym trunkiem i spojrzał jeszcze raz na Fumbora.-A co tam u Ael?-Spytał. Ciekawy był losu swoich byłych pracowników. Nadal się o nich martwił, a Fumborowi chciał łeb odstrzelić. Cholera wie za co. Po prostu chciał się z niego ponabijać jak za starych dobrych czasów.

Moc - 2010-04-04 20:20:24

Rozumieć, rozumieć. Towje rzeczy być na swoim miejscu. *Fumbor ich nie ruszał, bo miał nadzieję, ze kiedyś po nie zin wróci. Poza tym nie był pewien ile to jest warte i dlatego jeszcze tego nie sprzedał. Cóż, interes musi się kręcić, a dodatkowe kredyty zawsze się przydadzą. Zwłąszcza komuś takiemu jak on* Ael pracować dalej. Być moja wspólniczka i prawa ręka. Dawać mi czasem po głowie. Wystrój być jej pomysł... *Wskazał ręką na cały lokal. Zina trochę czasu nie było i proszę, już takie zmiany. Profil kantyny uległ lekkiej modyfikacji na taki bardziej młodzieżowy i rozrywkowy, co wychodziło im na dobre. Mniej kłopotów lepsze zarobki. W kącie sali stały nowoczesne automaty do gry oraz różne maszyny hazardowe. Bilard i inne tego typu gierki. A dalej parkiet do tańczenia. A dla osób lubiących prywatność to osobne boksy oddzielone od siebie. Niezła rewolucja*

Zindarad - 2010-04-04 20:24:49

-To dobrze, bo jakbyś je sprzedał to normalnie twój łeb...znalazłby się w dupie...o tego tam zabraka.-Wskazał go palcem i upił kolejny łyk trunku. Ael zawsze miała łeb do interesów, ale pewnie nie dlatego została prawą ręką Fumbora. Przecież rodianin się w niej zakochał, ale mniejsza o to.-Ja zrobiłbym to podobnie jak wy, ale wiesz...ta pierdolona siła wyższa w postaci Temeny.-mruknął pod nosem i skrzywił usta. Dobrze, że stały na miejscu. Po raz pierwszy niewiedza Fumbora go zadowalała. Pewnie chciał wszystkie maszyny sprzedać, ale co. Nikt mu ich nie kupi, bo ze świecą szukać tutaj inżyniera.-Tak na marginesie przyjacielu. Te maszyny są warte więcej od tej całej kantyny.-Dodał i podrapał się po głowie.-A ty jak żyjesz? Hmmm?

Moc - 2010-04-05 15:42:18

Przecież ja wiedzieć, że to być Twoje! Ja nigdy tego by nie sprzedać. *Oburzył się rodianin, ale tak po prawdzie to on zwyczajnie kłamał, a w ostatnim czasie nieźle się w tym podszkolił. Prawda jest taka, że Fumbor najpewniej by to sprzedał, gdyby tylko dostał wycenę tego sprzętu i by zaszalał.* Ja mieć teraz wolność i móc robić co chcieć. No chociaż czasami Ael mi w łeb dać, ale tak dobrze być... *Faktycznie się zakochał w twi'lekance, ale ona jakoś ignorowała jego zaloty. Dla niej nawet skończył z pornolami! Ale nie docenia tego* Nie pierdol... serio? *Zainteresował się i zaczął na siebie klątwy rzucać, że też nie powiedział Zinowi, że go napadli i okradli. Miał droida ochroniarza, który by go uratował* Ja? Dobrze, dobrze... pieniądze być, spokój też. Żyć nie umierać.

Zindarad - 2010-04-05 15:54:06

-To dobrze, że jest dobrze.-Powiedział i upił łyk ze szklanki. Zin podrapał się po głowie i spojrzał na drzwi. No cóż. O tej godzinie jeszcze się nie otwarły. Dziwne.-A wy o której otwieracie? Nikogo tu do chuja nie widzę.-Powiedział do niego i odłożył szklanicę. Chciał samemu otworzyć drzwi, toteż wstał i wyszedł za ladę. Podreptał po nowym parkiecie i podszedł do drzwi. Spojrzał na nie. Nacisnął jeden guzik na konsoli i automatyki zaczęły działać. Po chwili Zin wrócił, ale zasiadł przy ladzie.-A pornole rzuciłeś?-Spytał go z lekkim rozbawieniem w głosie. Chwycił za szklanicę i upił łyk. Dobry ten drink, rzeczywiście. Fumbor nauczył się je przygotowywać. Przynajmniej jeden plus z tego, że Zina nie ma na tej planecie. Ten idiota zaczął się w końcu uczyć fachu.

Moc - 2010-04-05 16:09:57

Za chwilę, za chwilę... *Powiedział do niego, ale najwyraźniej Zin poczuł się jak dawny właściciel knajpy i sam ruszył dupę, by otworzyć drzwi. W sumie to dobrze. Fumbor nie musiał ruszać swojego tyłka zza lady. Zamiast tego zajął się przygotowaniami do przyjęcia gości, chociaż o tak wczesnej porze było bardzo mało klientów. Wieczorem wszyscy się schodzili, bo ciekawe mecze leciały w holonecie, a dzieciaki były po wszystkich tych zajęciach i oblegały automaty do gier. Gdy Zin wrócił to rodianin zmarszczył się nieco* Taa... rzuciłem, a co? *Zapytał nieco napastliwym tonem, bo to był drażliwy temat. Ciężko pozbyć się starych nawyków. No i nagle pojawił się jakiś klient, więc parszywa gęba Fumbora wykrzywiła się w szaleńczym uśmiechu* Witamy! Witamy! Ja zaraz podać... *Powiedział w kaleczonym basicu i zabrał się do roboty*

Zindarad - 2010-04-05 17:03:20

-No i bardzo dobrze, bo ile można pornosy oglądać. Jak tylko żeś na zaplecze wychodził to żeś sobie gałę trzepał.-Zaśmiał się głośno i upił łyk trunku. Pokręcił głową z uzależnienia Fumbora. Spojrzał na nowo przybyłego. Nie znał go. Nie kojarzył. Pewnie nigdy nie był w tej kantynie, ot co.-Widzę, że nowa klientela się tu gnieździ.-Dodał po chwili i usta ponownie zamoczył w trunku. Pozostawił pustką szklanicę i dał Fumborowi znak, żeby dolał.-A i jeszcze paczkę ML-i podaj.-Chodziło mu o ćmiki, które do drinka były obowiązkowe.

Moc - 2010-04-05 17:27:40

*Fumbor ochoczo przygotowywał zamówiony drink, ale zezował podejrzliwie na Zina, bo ten to nieprzewidywalny był. Po kilku chwilach szklanka wylądowała przed klientem a rodianin oparł prawą rękę o blat i tak zerkał na Kodbara* Tee... Zin, klienta mi nie przestrasz! Ja ciężko pracował na ta kantyna... *Tiaa... ciężko pracował. Sprzedał inżynierowi swój statek po bardzo zawyżonej cenie, wchodząc w posiadanie tego lokal, ale zaraz musiał prosić Ael o pomoc, bo mu klienteli ubywało. Ale o tym Zin się nigdy nie dowie.*

Zindarad - 2010-04-05 17:33:59

-Ta kurwa. Ciężko pracował. Ja stworzyłem tą kantynę i się odpierdol.-Powiedział do niego, mając ochotę trzepnąć mu w pysk. Popukał kilka razy w ladę, coby sobie nieco ulżyć. Chęć przywalenia mu była silna, ale powoli Zin się powstrzymywał. Inżynier był pewien, że kantyna upadała po jego wyjeździe, ale gdyby nie Ael to Fumbor wszystko puściłby z dymem.-Ty lepiej mi powiedz...Co żeś przez ostatnie trzy miesiące zrobił dla tej kantyny?-Spytał go z wyczekującym spojrzeniem. Spojrzał później na klienta i powiedział mu.-Nie pij pan tego trunku. Fumbor szcza do każdego drinka.-Wskazał palcem na rodianina i zaśmiał się głośno. Ot taki stary, dobry żarcik.

Moc - 2010-04-05 18:09:29

Ja? Ja za barem stał, finansami sie zajmował! Ja tu biznesu pilnował! *Się oburzyłna te insynuacje Zina, ale jednak on dobrze trafił z atakiem, bo Fumbor mało robił, głównie to zasługa Ael, ze to jeszcze działało. Rodianin zmrużył oczy, patrząc na inżyniera a potem na swojego klienta* Z drinkiem nic nie być! Zin, były włąściciel żarty se robić, bo mnie nie lubić! *Warknął na niego i nagle odezwałsię komunikator. Jakaś wiadomość doszła do niego* Wy czekać chwilę... *Powiedział po czym zniknął na zapleczu*

Virina - 2010-04-05 18:37:38

*Drzwi rozsunęły się i przez prób przeszła osoba, której nikt by się nie spodziewał. Virina z nieco podkrążonymi oczami miała teraz na sobie jeszcze płaszcz. Może nie był pierwszej klasy, ale był wygodny. Znikła dla wszystkich na jakiś czas, sama również straciła poczucie czasu. A teraz? Teraz otumaniona nieco nowymi wieściami i moralnością postanowiła się napić... Wciąż pogrążona w swoich myślach podeszła do lady nawet nie patrząc, kto tu jest a kogo nie ma... usiadła i czekała na głos barmana proponujący coś do picia... dopiero po chwili, gdy nikt nie podchodził wybiła się z rozmyślań i popatrzyła po lokalu.*

Zindarad - 2010-04-05 18:54:19

-O...Virina.-Powiedział, gdy zobaczył znajomą twarz. Mogła go nie poznać, ponieważ teraz ogolił się na jeża. Zmiana fryzury jednak wiele zmieniła w jego wyglądzie. Podrapał się po głowie.-No nic. To nie jest już moje, ale obsłużyć mogę. Fumbor się nie obrazi.-Powiedział z uśmiechem i niemal wskoczył za ladę. Stanął za nią jak obrońca stojący na murze. Uśmiechnął się do kobiety, która w gruncie rzeczy mu się podobała.-Co podać?-Spytał i wyciągnął butelkę wina. Z tego co pamięta to ona ostatnio piła wino. Zin miał dobrą pamięć, to przez te częste obliczanie poprzez przeróżne wzory. No nic. Wyciągnął w razie potrzeby także shaker, którym przygotowałby ewentualnego drinka.

Virina - 2010-04-05 18:59:27

Zin? o ja Cię... nie poznałam Cię! *Stwierdziła z uśmiechem. Oj dobrze było napotkać kogoś takiego, jak Zin.*
Cóż, w zasadzie to chciałabym się napić czegoś mocniejszego... a najlepiej w dobrym towarzystwie... *Dodała z uśmiechem widząc, że trzyma butelkę wina w ręce. Cóż, widać facet miał dobrą pamięć, a teraz jeszcze bardzo dobrze wyglądał. Rozejrzała się po lokalu w poszukiwaniu jakiegoś wolnego stolika...*

Zindarad - 2010-04-05 19:07:10

-Zawszę mogę zrobić stare, dobre BB.-Powiedział z lekkim uśmiechem na twarzy i mimo wszystko nalał wina do kieliszka. Jeśli Virina zechce to zrobi jej ten popisowy trunek. Podał jej trunek.-Na mój koszt.-Dodał po chwili i podrapał się po głowie. No cóż. Uświadomił sobie, że w tej fryzurze mu o niebo lepiej. Ogolił się nawet i zarósł w końcu porządnym kilkudniowym zarostem. Jedynie ten jego styl ubierania psuł cały efekt.-Co u Ciebie moja droga?-Spytał się. No cóż. Dawno jej nie widział. Nagle wyemigrował i zapomniał się z nią pożegnać.

Virina - 2010-04-05 19:10:07

a nic... doszły mnie wieści o tym, kogo znalazło imperium  i tak sobie myślę, jak to będzie... *odpowiedziała nieco przyciszonym głosem. Uśmiechnęła się jednak i upiła łyczek wina.*
Hm,... jednak wolę coś mocniejszego... *Dodała odstawiając kieliszek i mrugnęła do niego okiem. Mimo kiepskiego humoru uśmiechała się do niego, samo to spotkanie sprawiło, że nieco problemy i udręki uciekły.*

Zindarad - 2010-04-05 19:16:54

-To BB zrobimy.-Powiedział z lekkim uśmiechem. Składniki były nieznane nikomu innemu jak tylko Zinowi i jego przyjacielowi Trexlowi, bowiem to oni wymyślili ten napój długo, długo przed pracą Zina na Coruscant. Po kilku minutach Zin wyciągnął mały kieliszek i nalał do niego niebieskiego trunku o słodko-kwaśnym zapachu. Wyglądało to dość egzotycznie i nie wiadomo dlaczego nazwano ten specjał BB, nieważne. Było najważniejsze to, ze smakował wybornie. Na koniec Kobdar wyciągnął zapalniczkę i przyłożył ogień do trunku, który zaczął się palić niebieskim płomieniem.-Proszę.-Powiedział do niej i zrobił to samo z drugim kieliszkiem, który uszykował dla siebie.-To za co pijemy?-Spytał z uśmiechem na ustach i odłożył shaker na ladę. Dobrze, że Fumbor nie widzi, co wyczynia tutaj Zin, bo jeszcze zapragnąłby przepisu na ten specjał.

Virina - 2010-04-05 19:22:07

*Patrzyła na płonący trunek... a sądziła, że już wiele widziała.*
Cóż... nie wiem... masz jakieś propozycje? może za normalne życie? *zaproponowała, ale wciąż patrzyła zaciekawiona na trunek.*
a jak to się pije, przepraszam bardzo, skoro to się pali? *spytała i teraz popatrzyła na mężczyznę. no i znów to ukłucie w klatce piersiowej, oj teraz to jest bardzo przystojny... i jak na zawołanie wróciły wszystkie myśli przed wejściem do lokalu. Mógł spostrzec po jej oczach, że dużo ją trapi. A ona nie dbając o jakąkolwiek etykietę wychyliła do końca kieliszek wina chcąc się najpierw dowiedzieć, jak pije się ten egzotyczny trunek.*

Zindarad - 2010-04-05 19:26:26

-Zdmuchujesz i łykasz.-Zrobił tak jak mówiła prosta instrukcja obsługi tego trunku. Otrząsnął głową. Dawno tego nie pił. Nabrał powietrza do płuc i wyszczerzył się. Walnął kieliszkiem w ladę i zrobił wielkie oczy.-To drink z czasów studenckich.-Powiedział. To już nie jest na jego biedną wątrobę. Wiele przeżyła i na pewno już nie będzie chciała trawić tego trunku następny raz. Zin odsunął sobie krzesło i klapnął sobie na nim. Podrapał się po głowię i popatrzył na Virinę.-Skoro tak pijesz, to pewnie coś Ci jest. Zwykle kobieta nie pije takich rzeczy jak jest dobrym humorze.-Stwierdził. Wiedział po sobie doskonale, że jak Temena się wkurzy to i butelkę koreliańskiej wypije duszkiem.

Virina - 2010-04-05 19:33:17

*Zdmuchnęła wedle rady i wychyliła na raz trunek. Odstawiła kieliszek i zrobiła wielkie oczy.*
Ale mocne to cholerstwo! *Wydyszała i popatrzyła na mężczyznę.*
Chodźmy może do stolika, tam sobie pogawędzimy... *Zaproponowała z uśmiechem i zatrzepotała rzęsami jakby chciała go zachęcić, ale i to wywołało falę myśli.*
Aha i jakbyś mógł to weź ten trunek, smakuje mi. *Dodała z uśmiechem.*

Zindarad - 2010-04-05 19:38:42

-To jest moc sama w sobie.-Powiedział. Gdy zatrzepotała rzęsami, Zin nie był wstanie jej odmówić. No cóż. Chciał sobie posiedzieć za barem. Pokręcił głową, setki myśli przeszły mu przez głowę, ale w końcu ugiął się jej propozycji. Chwycił za shaker i za swój kieliszek po czym wyszedł na salę. Podążył za Viriną do stolika, który wskazała. Odsunął jej kulturalnie krzesło i położył trunek oraz kieliszek na stole. Usiadł na krześle i oczekiwał, aż ona dojdzie. No cóż.-Na studiach robiliśmy trzy razy mocniejsze.-Zaśmiał się. Wtedy to aż z kieliszka kipiało i można było odpalać od niego papierosy. To była zajawka. Kiedyś to były imprezy, a teraz. No cóż. Młodzież tylko ćpa i płodzi nowe pokolenia. Nie to co kiedyś.

Virina - 2010-04-05 19:45:29

*Usiadła, oj nie pijała mocnych trunków, więc już ten nieco z równowagi ją wybił.*
Powiedz Ty mi, jak dobrze się znamy? *Spytała patrząc mu w oczy. Nie czekając na odpowiedź i na to, aż on poleje sama chwyciła butelkę i im nalała trunku. Wciąż jednak patrzyła w oczy mężczyzny. Słysząc o tym, co opowiadał o dawnych czasach aż szeroko się uśmiechnęła.*
Co jeszcze ciekawego robiłeś za dawnych lat? *Dodała pytanie i upiła łyczek trunku.*

Zindarad - 2010-04-05 19:49:55

-No znamy się słabo.-Odrzekł jej. Chwycił za kieliszek i wypił jego zawartość. Studencka tradycja nakazywała, by tylko pierwsze BB było podpalane. Uśmiechnął się do niej lekko i rzucił.-Wiele rzeczy się robiło. W Technikum natomiast narysowaliśmy nauczycielowi kutasa...znaczy...wiesz...na jego łysinie, gdy spał smacznie na wycieczce.-Wyszczerzył zęby. Był wyraźnie zadowolony, że mógł się pochwalić ze swoich szkolnych wybryków. Zin był bardzo zabawowym mężczyzną i dzień bez żartu to dzień stracony w jego przypadku.

Virina - 2010-04-05 19:55:21

*Zaśmiała się ciepło. Oj dawno się nie śmiała.*
Oj, umiesz mnie rozśmieszyć... i długo tak chodził? *Spytała z uśmiechem. I nagle zastanowiła się, czy były jakieś zabawne momenty w jej życiu, ale oprócz wparowania jej męża do damskich natrysków i tego, jak się czasem kłócili z bronią to raczej nic takiego nie było.*
Bo, widzisz, co raz częściej zastanawiam się, czy wybory w moim życiu były słuszne... *Stwierdziła nagle, teraz bawiła się kieliszkiem i na niego też patrzyła... jakby czekała na odpowiednią chwilę, aby wychylić trunek.*

Aidan - 2010-04-05 19:59:18

Do kantyny wszedł Aidan. Widząc Zina i Virinę siedzących przy stoliku ucieszył się na ich widok.
-Witam! -krzyknął jednocześnie machając ręką na powitania i ruszył w ich stronę.

Zindarad - 2010-04-05 20:03:43

-Nie wiem...nazajutrz się obudził i nie zauważył tego do południa.-Powiedział z uśmiechem na gębie. Tym razem to on rozlewał. Co do rozmów o wyborach. No Zin też nie wiedział czy wszystkie jego wybory są dobre. Pokręcił głową, bo nie bardzo wiedział co powiedzieć. No nic. Chwycił za kieliszek i wypił jego zawartość.-Słuchaj. Powiem Ci tak. Każdy wybór jest dobry, tylko czasem nie wszystko wychodzi i dostajemy porządnego kopniaka w dupsko.-Pokiwał przy tym głową i rozsiadł się wygodniej. No cóż. Skoro pić to w dogodnej pozycji, jak rozmawiać to w dogodnej pozycji. Prawą ręką oparł się o stół. No...było mu wygodnie, a to najważniejsze.

Virina - 2010-04-05 20:07:52

*Popatrzyła na Aidana i delikatnie się uśmiechnęła. Wychyliła trunek. Oj takiej Aidan jej jeszcze nie widział.*
Hm... coś w tym jest... ale kiedy wiadomo, kiedy dostaje się tego kopniaka? *Spytała wciąż patrząc na swojego rozmówce...*

Aidan - 2010-04-05 20:13:16

Aidan odwzajemnił uśmiech Viriny. Widząc ją i Zina robiło mu się lżej na duchu.
-Pozwolicie, że się przysiądę? -zapytał z uśmiechem i ucałował Virinę w policzek.

Zindarad - 2010-04-05 20:14:56

-W tym właśnie sęk. Cholera wie kiedy.-Powiedział do niej z lekkim uśmiechem i wtedy właśnie dostrzegł Aidana. Machnął mu ręką i rzucił.-No witam Cię brachu.-No był już lekko nietrzeźwy. BB robiło z człowieka kompletną miazgę, a pite na szybko po prostu zabijały na miejscu. Przy takim tempie picia, obydwoje szybko opuszczą lokal. Rzecz jasna nie sami, bo rady nie dadzą wyjść. Zin szybko polał następną kolejkę. Uśmiechnął się pod nosem i mruknął.-No. To za dobre wybory.-Powiedział i chlupnął sobie od razu w ten swój głupi dziób.

Virina - 2010-04-05 20:19:09

*Ona przyłączyła się i wychyliła kolejny łyk. Gdy Aidan ją pocałował w policzek uśmiechnęła się. Teraz zaś westchnęła i otrząsnęła się z dreszczy od trunku.*
Napijesz się z nami kochanie? *Spytała i popatrzyła teraz na męża...*

Aidan - 2010-04-05 20:22:50

-Oczywiście kochanie. -powiedział, po czym przysunął sobie krzesło i usiadł przy stoliku. -Nie gwarantuję efektów jakie na mnie wywrze, z reguły pijam tylko soki... -powiedział robiąc kwaśną minę. -Raz Banth'cie śmierć. -powiedział i ponownie się uśmiechnął. -Można wiedzieć jaki temat rozmów przyjęliście? Nie chciałbym siedzieć jak ten kołek. -dodał.

Zindarad - 2010-04-05 20:28:55

-Pić nie gadać.-Powiedział do niego i pobiegł po kieliszek. Sięgnął go jak gdyby nigdy nic i wrócił ile sił w nogach. Szybko polał wszystkim i uśmiechnął się.-Wiesz. Gadamy o wyborach, ale ten temat specjalnie mnie nie bawi. Dołuje jak straszna cholera.-Powiedział do nich i chwycił za kieliszek. W Zinie obudziła się chyba bestia, bowiem pił jeden kieliszek za drugim. Pociągnął nosem, zaciągnął się zapachem trunku i po chwili zawartość kieliszka znalazła się w gardle inżyniera.-Uuuuha.-Jęknął Zin i potrząsnął głową. No trunek był mocny i takiego laika jak Aidan na pewno szybko poskłada.

Virina - 2010-04-05 20:32:23

*Virinę też, źrenice miała bardzo rozszerzone. Do tego jej głos wskazywał na to, że swoje już wypiła. Ale mimo to wychyliła kolejny kieliszek.*
Dołujące? Więc opowiedz jeszcze, co Ci się przydarzyło za czasów tego profesora z przyrodzeniem na głowie! *Odpowiedziała z szerokim uśmiechem i tym razem ona polała trunki. O dziwo nie rozlała.*

Aidan - 2010-04-05 20:37:43

Aidan ujął swój kieliszek w rękę i szybkim ruchem wypił trunek. Nie za bardzo lubił alkohol, ale ten jednak mu zasmakował. Czując jak zaczyna rozgrzewać go od środka lekko się wstrząsnął.
-Dobre... -powiedział i uśmiechnął się. -Historyjki? Ciekawy temat. To co był oz tym profesorem? -zapytał.

Zindarad - 2010-04-05 20:42:17

-Narysowalim mu chuja na łysinie.-Zaśmiał się głośno. Trunek powoli zaczął mu szumieć w głowie. Popukał się w nią i drążył temat dalej.-No wiesz. Mieliśmy takiego barana w klasie. Wołaliśmy na niego Srex, bo ponoć w majty robił jak się przestraszył. Wsypaliśmy mu środka przeczyszczającego do zupy i ksywka Srex stała się rzeczywistością.-Zaśmiał się jeszcze głośniej. Teraz Virina powinna rozlać, jej kolej. Zin pewnie niedługo pójdzie zrobić nową porcję trunku, coby zalać się w trupa. Wyszczerzył zęby i spojrzał na Virinę. Dobrze, że Temeny tutaj nie ma.

Virina - 2010-04-05 20:45:39

*Temeny nie miała okazji poznać, ale teraz o niej nie myślała. Wybuchnęła śmiechem słysząc kolejną historię Zina.*
Ale Ty masz pomysły... Aidan, a my coś śmiesznego zrobiliśmy w szkole? *Spytała z szerokim uśmiechem patrząc teraz na męża. Chwyciła butelkę i rozlała z czubkiem do każdego kieliszka...*

Aidan - 2010-04-05 20:48:40

-Ano było coś zabawnego... -powiedział uśmiechając się szczerze. -Mam mu o tym opowiedzieć? -zapytał śmiejąc się głośno. Jednocześnie zaczął się drapać po głowie w geście zakłopotania.

Zindarad - 2010-04-05 20:52:54

-Kiedyś się takie numery w szkole robiło.-Powiedział z lekkim uśmiechem i nalał sobie jeszcze odrobinę BB. Oczekiwał w spokoju, aż Aidan opowie mu tę historię.-Nie pierdol ty mów.-Ponaglił go i uśmiechnął się lekko. Założył ręce na klatce piersiowej i oczekiwał tej opowieści, co ponoć śmieszna była.

Virina - 2010-04-05 20:54:22

No, opowiedz, bo szczerze mówiąc nie wiem, którą to wyniuchałeś. *Odpowiedziała z uśmiechem i wychyliła swój kieliszek...*

Aidan - 2010-04-05 21:01:25

-Hmmm... mruknął i łyknął kieliszek trunku. -To było już kiedy byliśmy rycerzami. Jak zwykle zaczytany w wiadomościach w cyfronotesie zmierzałem do łazienki. W tym całym zaczytaniu wlazłem z impetem do jednej z nich. -przerwał upijając kolejny łyk. -Jakież było moje zdziwienie, kiedy spod prysznica wyszła Virina. -przerwał zarumieniając się. -Myślałem, że spalę się ze wstydu. Cyfronotes wypadł mi z łapsk i w ogóle. Tak szybko jak tam wpadłem tak wybiegłem. Na korytarzu zderzyłem się ze swoim Mistrzem, któremu powiedziałem, że te wypieki to nic więcej jak gorączka. Przez resztę dnia siedziałem w pokoju z wypiekami i uśmiechem na twarzy. -powiedział kończąc i upił kolejny łyk.

Zindarad - 2010-04-10 15:48:23

Kiedy Aidan wspomniał coś o rycerzach, Zin niemal spadł z fotela. Stracił równowagę, zaczął wywijać śmiesznie rękoma, a kiedy już wszystko wróciło do normalnego poziomu, Zin przetarł oczy.
-Czekaj, czekaj. Czy ty żeś coś wspomniał o rycerzykowaniu?-Spytał i podrapał się po swojej ogolonej głowie. No cóż. To był dla niego spory szok. Poznał dwóch ukrywających się Jedi. To...nieczęsto spotykane wydarzenie.-Czy ja o czymś nie wiem?-Spytał jeszcze raz z niedowierzaniem w głosie. Zawsze sobie wyobrażał, że Jedi są samotni. Małżeństwo nie gra roli w ich życiu.-No popatrz kurwa. Nie spodziewałem się.-Dodał po chwili i rozsiadł się wygodnie. Nadal był nieco zaskoczony.

Virina - 2010-04-10 15:54:36

*Kopnęła Aidana pod stołem.*
Oj kochanie, nie będziesz więcej pił! A Ty Zin... hm, porozmawiajmy może w stosowniejszym miejscu? *Zaproponowała i mrugnęła okiem. Zdawała sobie jednak sprawę, że nawet jeśli uda jej się wstać to miała nadzieję, że chociaż upadłe na krzesło, a nie na podłogę...*

Zindarad - 2010-04-10 15:57:45

-Ale łba mi nie odetniecie, nie? Jestem bardzo zżyty ze swoją głową.-Powiedział nieco poddenerwowany po czym sam wstał z miejsca. Zin miał mocną głowę, nawet to BB, które było cholernie mocne i powalało nawet Wookiego. Chwiejnym krokiem podszedł do Viriny i podał jej pomocną dłoń, coby jej pomóc wstać. No cholera. Nie chciał stracić życia w sposób tak mało chwalebny. Po pijaku i jeszcze od Jedi. O nie. Zin się nie da. W razie czego zawoła tę nową puszkę Fumbora, co ją kupił. Pewnie za kredyty Ael, ale fakt ten pomińmy. Zin skrzywił usta, bo do końca nie wiedział czego się spodziewać.

Virina - 2010-04-10 16:00:09

Skąd, tylko oskalpujemy i ugotujemy w gorącym oleju... *Odpowiedziała z szerokim uśmiechem z jego pomocą wstała i... chwyciła butelkę trunku.*
Zatem Prowadź! Skarbie, idziesz? *Spytała i popatrzyła na męża.*

Aidan - 2010-04-10 16:17:45

-Taa, a chyba najlepiej będzie smakował z Adreesem z dodatkiem mięsa pieczonego Tauntauna. -powiedział z uśmiechem na twarzy. Nie przypuszczał, że w tym stanie Zin będzie mógł w ogóle uwierzyć w tę historyjkę. Uwierzył, ale może to dobrze.
-Tak kochanie, już idę. -powiedział. Jako że wypił nieco mniej niż jego żona i Zin, wstał od stolika opierając się ręką o jego blat. -Możemy ruszać -dodał po czym podszedł do żony, wziął ją pod ramie.

Zindarad - 2010-04-10 16:27:25

-Zawszyjcie gęby, bo mi się niedobrze robi na samą myśl.-Przeszły go ciarki, co było dość widocznie poprzez delikatny ruch ramionami. Po otrząśnięciu się z tego niemałego szoku, w końcu był wstanie myśleć w miarę logicznie.-Eee. A gdzie wy w ogóle chcecie mnie zaprowadzić, he? Bo jak do jakieś ciemnej uliczki to ja podziękuje bardzo. Nie chce być zgwałcony przez bandę piratów z tamtejszych rejonów.-Pokiwał przy tym głową i położył ręce na klatce piersiowej, oczekując na ich odpowiedź.

Virina - 2010-04-10 16:49:16

A zgwałcony przeze mnie? *Spytała i pokazała mu język.*
Hm.. to może chodźmy do nas? *Zaproponowała i popatrzyła na męża, aby powiedział swoje zdanie na ten temat. Chciała pogadać o tym z Zinem, ale nie sądziła, że sprawy przyjmą taki dziwny obrót.*

Aidan - 2010-04-10 16:52:50

-Wydaje mi się, że nasz statek to na razie jedyne najbezpieczniejsze wyjście. -Powiedział przytakując propozycji Viriny.

Zindarad - 2010-04-10 18:31:34

-Eee. Do tego statku co ma imperialny nadajnik?-Spytał. Podrapał się po głowie. Nie był do końca pewien czy to był akurat dobry pomysł. Nie było zbyt wielu gości. Jakiś dziwny typ przy ladzie. Trandoshanin w boksie. Nic ciekawego. Tu można było spokojnie porozmawiać. Nikt nie podsłuchiwał, ale to już ich problem. Mogą go gdzieś zaprowadzić.-No chuj. Idymy.-Machnął ręką i uśmiechnął się do Viriny. Ładna z niej kobieta była, ale z racji tego, że miał już żonę to nie mógł jej prawić komplementów. Temena zamontowała podsłuch w jego rzeczach, stąd jego ostrożność.

Virina - 2010-04-10 18:42:02

*Cóż, podsłuch nie problem, zawsze można komplementy prawić nago...*
Nadajnika już się pozbyliśmy. *Odpowiedziała z uśmiechem i nieco chwiejnym krokiem udała się z obstawą mężczyzn w stronę drzwi...*

Zindarad - 2010-04-10 18:54:28

Nago można robić wiele rzeczy, nie tylko prawić komplementy. W każdym razie ruszył za Viriną i jej mężem po czym sobie pomyślał, że mógłby teraz siedzieć na Mandalore w towarzystwie swojej żony z drinkiem w ręku. Czas spędziłby na ostrej wymianie zdań, kiedy to ona prawi kazanie, a Zin najzwyczajniej w świecie nie widzi niczego poza swoim trunkiem.
-To zmienia diametralnie postać rzeczy.-Powiedział do niej z lekkim uśmiechem na twarzy. Wyprzedził ich i otworzył kulturalnie drzwi. No co? Przecież wypada być dżentelmenem w każdej sytuacji.

Secorsha - 2010-05-11 17:24:41

*D’rea musiał mieć niezłego nosa, ta kantyna tez od pewnego czasu należała do rodianina, ale nie zmieniło to za bardzo jej stylu. Nadal podawali trunek  niedomytych kuflach a od południowoschodniej ściany z  deka zalatywało rzygowinami, ale co tam, każdy łowca nagród już do takich atrakcji dawni przywykł.
Żywy inwentarz, zwany także w niektórych kręgach klientelą zaraz wlepił w rodianina wszelkiego rodzaju narządy wzrokowe, głownie na blaster spojrzenia padały, bo i łowca nagród to tu towar co ma wzięcie. A jeszcze lepiej, zeby był najemnik, jednak – można się dogadać z każdym. I tak nie minęła chwila jak juz do D’rey dosiadał się jeden gosc o aparycji człowieka. Niski wzrostem i wielki waga z trudem wdrapał się na krzesło*
co pijesz? *była to propozycja: ja stawiam, wybierz tylko co*

Secorsha - 2010-05-12 11:51:08

*Grubas wykrzywił twarzyczkę, a  kiedy zaczęły padać słowa, jakby nie patrzeć nie będące poematem ku serc pokrzepieniu – skrzywił się jakby przyszło mu lizać alderiaańską cytrynę* czło… em, to znaczy – chłopie, to jest Nar Shaadaa! *więcej nic nie musiał mówić. Wiadomo – na Nar Shaadaa podejrzanym jest tylko to co nie jest podejrzane.
Grubas zamówił rodianinowi to, na co on wskazał* Ale skoro tak wolisz to dla mnie nawet na rękę. Nazywam się Muko Kosso i mam problem z dłużnikami. *dłużnikami tym miejscu zagajenie kogoś na taki temat było normalne. Gość po prostu szukał rozwiązania. a  jeśli przysiadł się do łowcy nagród, to już wiadomo, jakie to rozwiązanie miało być…*

Secorsha - 2010-05-12 17:20:09

*człowiekowaty zademonstrował drobne ząbki*
od razu widać ze jesteś pomocny *wiadomo,z a kredyty, które - jak to Muko miał nadzieje - zostaną juz na zawsze w jego kieszeni*
Widzisz, nie jestem żadnym łajdakiem, ot, zwykłym facetem, który potrzebował kasy. a ze interes nie zaskoczył, to sam rozumiesz. Mamy sie spotkać dziś wieczorem w umówionym miejscu. Powiedziałem ze mam kasę i nie bedzie problemów. Ale tym razem nie dotrzymam słowa *Uśmiechnął sie bokiem do Rodianina* to będzie łatwa fuha. 10 tysięcy wystarczy?

Secorsha - 2010-05-13 11:45:23

*Po chwili Muko i sobie zamówił podobny trunek, widać stwierdził, ze skoro rodianin to poje i się nie krzywi to musi być dobre*
to jest jakaś firma, kiedy pożyczałem byłem na ich statku, było ich tam pięciu, jeden taki mały, śmieszny nieznanej mi rasy, dwóch durosów, ewok i wookie, ale jak rozmawiałem dzisiaj z nimi to zapewniłem, ze nie będę kłopotliwy. Powiedział, ze przyjdą we dwóch. Ale nie powiedział kto. To ja mu na to – ja też będę z przyjacielem. No i rozumiesz przyjaciela szukam teraz *zaśmiał się aż zafalowały mu fałdy na podbródku* No i tyle wiem

Secorsha - 2010-05-28 13:53:06

*człowiekowaty przyjrzał się dosc krytycznie uzbrojeniu rodianina* wiesz, lepiej to pochowaj, do chwili, kiedy będzie trzeba tego użyć, wiesz, lepiej ich nie wystraszyć. Umówiłem się z  nimi dzis wieczorem na pod warsztatem Kobdara…

Zindarad - 2010-06-16 20:20:14

Zanim wszedł przez zaplecze, Zin jeszcze zastanowił się chwil kilka. Jeśli będzie inny barman, albo kolejny droid bojowy, to na pewno Zin szybciej zejdzie z tego świata niż się pojawił. Pociągnął nosem i obszedł kantynę na około. Kiedy znalazł się już pod drzwiami, bez zbędnych ceregieli wszedł do niej. Rozejrzał się. Sala była dość pełna, ale do tej pory nie mógł przeboleć tego, że na sali głównej nie można było palić. Wszystko wydawało się takie sterylne, że aż ohydne. Inżynier podszedł do lady. Spojrzał na barmana,
-Czołem-Przywitał się z uśmiechem. Widać było, że Zin nie spał od kilku ładnych dni. Ten kilkudniowy zarost, zmęczony wzrok i ten...strój mówił sam za siebie.-Szklaneczkę koreliańskiej.-Dodał po chwili. Kiedy barman podał zamówienie, Kobdar po prostu zaczął sączyć ten przewspaniały trunek, za który ktoś powinien otrzymać order jakiś.

Tangorn - 2010-06-16 20:29:59

*A przy barze siedział jakiś łachmaniarz, do tego murzyn, nieogolony i w ogóle prezencja taka średnia, niezbyt też przyjacielska. Spojrzał w bok i sapnął* No kurwa, mam nadzieję ,ze nie zabiłeś przypadkiem Brexa i Tracyna, co? Bo bym musiał ci nogi z dupy powyrywać *Głos chrapliwy nieco nieprzyjemny i ta morda... tak, to był Tangorn i siedział sobie przy ladzie popijając coś mocniejszego niż Koreliańska. Brakowało mu kogoś do kieliszka, Seco najlepiej. I ostatnimi czasy siedział na Dxun, a tam to nie chlali, to obóz czysto militarny, więc musiał w "domowym zaciszu" pić do lustra. Zbrzydło mu się to, wiec zaraz po przylocie tutaj przyczłapał. A wylądował całkiem niedawno więc nie zabawił długo na Nar Shaddaa* Siadaj i pij kurwa... bo wyglądasz gorzej niż ja i to nie jest komplement. Pamiętam jak raz mnie Fler widziała, to myślała, że pochorowałem się... kurwa, przydałoby się trochę rozrywki *rozrywki w stylu Tanga - czyli konkurs w piciu a potem mordobicie. Po prostu cudnie...*

Rashaf - 2010-06-16 20:35:48

*gdzieś  oddali zamajaczył inny mandalorianski pancerz. Jednak na Zina nie zareagował entuzjastycznie. Ktokolwiek był w tej puszce – Kobdara chyba nie znał, za to znał Tanga. trudno, zeby nie, wszak to mandalorianin. Ten drugi tez, przynajmniej fizycznie. Pełna zbroja, hełm, i jakaś czarna pólpeleryna zarzucona an lewe ramie.a  za nią niemal przyklejona do ręki broń. Kimkolwiek był – bardzo nie ufał temu miejscu*

Zindarad - 2010-06-16 20:45:48

Ktoś się do niego odzywał. To bardzo niedobrze, oj bardzo. Już ściągnął na sobie kłopoty, ledwo trzydzieści sekund po wejściu. Znaczy, że można to odebrać jako jakiś talent, albo inne cóś. W końcu spojrzał się na źródło głosu. Zorientował się, że czarnoskóry gość mówił coś o Brexie i Tracynie. Zin nagle uśmiechnął się. Gęba robiła się coraz bardziej szeroka, aż w końcu Zin rzucił.
-Tanguś! Tanguś...ja pierdole. Ty moja czarna mordko...-Powiedział do niego zadowolony po czym wyciągnął dłoń wprost na piąteczkę. Spojrzał na tego co przyszedł z jego przyjacielem. Jakoś tak nietęgo wyglądał. Skrzywił łeb, ale nie przejął się zbytnio tym. Pewnie pozna się z nim w późniejszym etapie przyszłej zabawy. Zin nie przyszedł, by schlać się jak świnia, chociaż teraz nic mu nie szkodzi.-Widziałeś się w lustrze? Lepiej nie patrz, bo i tak by pękło.-Powiedział żartobliwie i rzucił.-Dobrze Cię widzieć.-Dodał i pokiwał głową w tym swoim bardzo...wyluzowanym stylu.

Tangorn - 2010-06-16 20:55:01

*Tang podniósł na niego wzrok i tak się skrzywił widząc i słysząc tą reakcję* Zin... czy ja ci kurwa na nastolatka wyglądam? No przyjrzyj mi się, co? *Mina, wygląd, postura, gnat pod tym płaszczem podróżnym no i pancerz Mando - reasumując, jak to by był nastolatek to wybitnie brzydki i odpychający. Taki  rynsztoka* No więc kurwa przystopuj... na czym to ja stanąłem? Ach... *I wychylił zawartość swojej szklanki, patrząc na nowo przybyłego. Uśmiechnął się i zepchnął nagle jakiegoś durosa z krzesełka obok. Spojrzał na niego z góry i pokazał gnata pod płaszczem* Spierdalaj jeśli ci życie miłe... *No i duros wziął nogi za pas zostawiając wolne miejsce* Siadaj Rashaf... nie wiem, pijesz coś? I nie bądź taki spięty... jak już będzie jakaś akcja to na pięści *Ale musiał przyznać, prezentował się zabójczo. Mandalorianin pełną gębą z niego będzie. Znowu na Kodbara spojrzał, opierając się łokciem o blat* Cóż, ty wyglądasz jakby cię turbina silnika wessała a potem wysrała. Co znowu majstrujesz, co? A o i to jest Rashaf, jeden z "moich" *W domyśle klonów i lepiej by Zin nie dokończył zdania*

Leila - 2010-06-16 20:58:22

*Do pomieszczenia weszła kobieta, a dla ścisłości Mirialanka z tatuażami na twarzy i Pani kapitan statku "Napalona Kotka". Nie oddała broni, nie ufała tutaj nikomu i czuła sie z nim owiele pewniej, po za tym broni nie bylo widać, schowany pistolet był ale tak że mogła swobodnie wyjac go i odstrzelić jakiemuś gościowi jajca. Po chwili usiadła do baru i po prostu zamówiła sok z czegoś tam. Sama powoli rozglądałasię dookoła, jakby poprostu czegoś szukała a może tylko tak się zdwało?*

Rashaf - 2010-06-16 21:06:32

*obcy w istocie był spięty. Zanim jednak podszedł na tyle blisko, by można było do niego podejść, poświecił kilka chwil na analize słyszanych słow puszczanych kanałem miedzy Tangiem a Zinem. Jak już wczesniej wspomniane było, Rashaf nie znał Zina, ale kojarzenie miał na całkiem niezłym poziomie, takl wiec pozbierawszy dane, szybko odnalazł. Pierwszym obrazem było te upieczone żywcem dziecko, które wynosilz  płonącego domu. To był synek tego gościa. Zina.
Podszedł w koncu i usiadł na kulturalnie zwolnionym mu miejscu. Po sekuncie na kolana wypełzły obie schowane w rękawicach dłonie, co oznaczało, ze puścił broń, znaczy „rozluźnił się”* Nie chce zdejmować hełmu *odparł odnośnie zapytania. Nie chciał pokazać, ze jest klonem. Wolał udawać prawdziwego mando. Przestawiony skinął Zinowi łbem*

Zindarad - 2010-06-16 21:15:06

Zin spojrzał na Rashafa. Miał bardzo trudne imię. Nawet dla takiego lingwisty jak Zin. Kobdar nie mógł zripostować Tanga. Za bardzo się go bał. Biedny Zin, każdy go bije. W każdym razie na jego pytanie, starał się znaleźć dobrą wymówkę. W głowie zrodziło mu się setki myśli. Każda była zdrowa, nagle rzucił.
-A tak sobie przy Zephyrku majstruje. Świece wymieniłem i teraz repulsor zakładałem, ale tak sobie pomyślałem, że...-Wtedy obejrzał się za Mirialanką i uśmiechnął się lekko. No teraz to on na przystojniaka nie wyglądał. W sumie...to on chyba nigdy nim nie był. Poza tym. Każdy wie, że Zin to najmarniejszy kłamca w całej galaktyce. Byle burek ze wsi rozpozna kiedy kłamię, zatem...nie trzeba było go rozszyfrowywać. Inżynier upił łyk koreliańskiej i dokończył myśl.-sobie odpocznę. Miło mi...Rash...Rashafafie...Rash, o. Będziesz Rash.-Powiedział i również skinął mu głową.-Hełm zdejmij...sami swoi tutaj.

Tangorn - 2010-06-16 21:22:14

*Tang obejrzał się na klona i klepnął go w ramię po ojcowsku i nachylił się ku niemu* {Nie ma sprawy bracie. Może to i lepiej} *Powiedział w Mando'a tak by nikt inny ich nie zrozumiał ale także dlatego, by się Rashaf uczył tego języka i obył z jego wymową, bo to trudny język, wiele zależy od kontekstu i wymowy. A potem znowu skupił się na Zinie i jego mina wiele sugerowała. Takie łagodne "Łżesz baranie i jak to wiem!", ale nim zaczął cokolwiek mówić, to powędrował za wzrokiem Zina, a potem wrócił na jego twarz i szturchnął go z łokcia* Mało ci jeszcze kurwa? Jak niewyżyty jesteś to idź sobie dziwkę zamów *Bo już częściowo odszyfrował to, co ten dureń zamierzał. Żona mu zginęła przed dwoma tygodniami, Tang się o to obwiniała ten dureń romansował z dżedajką. No właśnie, dżedajka* Tee... a gdzie masz tą rudą głupią pindę, co? *No jak widać jego językowy poziom ostatnio trochę zmalał, ale też w kiepskim humorze był, wypił z pół butelki jakiegoś gówna i musiał odreagować. Jakby tu był A'den to by wiedział co się szykuje... albo Seco. Ale ich nie było i to wkurwiało Tanga nie na żarty* Hmm Rash, niezłe... co myślisz? *Odwrócił się na chwilę w kierunku klona, woląc zapytać się go o opinię*

Leila - 2010-06-16 21:24:48

*Siedziała tak przy barze i czekałana zamówienie, alejak widać barman się nie śpieszył więc rozglądała się po pomieszczeniu i w tym momencie zobaczyła Zina,oczywiście nie znała go. Spojrzała mu rosto w oczy, ale to przez ułamek sekundy, później spojrzala na Tanga - Jego także nie znała,nikogo nie znała. W końcu soczek swój dostała i patrzyłan na butelki przed soba na barku. Popijać zaczęła swój sok, a co! Zapłaciła jednak najpierw*

Rashaf - 2010-06-16 21:35:25

*trudne imię miał? Była jedna osoba za to odpowiedzialna. Jego brat – Rellish. Byli zwykłymi żołnierzami, zawsze mieli numery. Nigdy nie zasłużyli na imię, wiec wymyślili je jeden drugiemu. Rellish wymyślił imię Rashafowi.
Ale Rellish nie żył. Nie można było już się do niego z reklamacją przyczepić.
Udał ze nie słyszy słow Zina. Okazało się już na Duxum, ze biedny klon cierpi na wybiórczą głuchotę – mianowicie słyszy tylko to, co chce. Wiec nie zdjął hełmu.
Zdanie Tanga zrozumiał (i usłyszał), było z tych łatwiejszych, choć Rashaf zadumał się jak to można być jednocześnie ojcem i bratem, ale widać to jakiś idiom. Będzie musiał nad tym „pomedytować”*
Może być *wzruszył ramionami, stukając przy tym naramiennikami o zbroje. On tam nie przepadał za zdrobnieniami. Ale jak już ktoś naprawdę nie jest w  stanie przyswoić takiego arcytrudnego słowa jak „Rashaf” to niech se skraca. Teraz – kiedy uczył się języka i musiał nie takie słówka powtarzać – trochę go to irytowało. Ale naturalnie to jego problem i zachowa go dla siebie.*

Zindarad - 2010-06-16 21:42:32

Zin był bombardowany pytaniami, które były bardzo niepożądane w jego przypadku. Upił łyk trunku i spojrzał na Tanga spojrzeniem w stylu "Wiem, że wiesz, ale chuj.". Pociągnął nosem i rzucił do niego.
-Widziałeś dziwki na Nar-Shaddaa? Wyglądają jak poligon WAR-u na Korelii. Nic ciekawego.-Powiedział i pokiwał przy tym głową, dla potwierdzenia swojego śmiałego, aczkolwiek prawdziwego stwierdzenia. Inżynier został zastrzelony drugim pytaniem. Prawie spadł z krzesła. Wtedy to już Zin w ogóle nie wiedział co powiedzieć.-Eee...no wiesz...tego...no...Śpi?-Odpowiedział bardzo pytającym tonem. To już pewnie wystarczyło Tangowie, żeby stwierdzić, że Zin wpakował się w ogromne kłopoty, a wygląd jego kombinezonu tylko na to wskazuje. Jego znajomi wiedzą, że zestresowany Zin to bardzo pracowity Zin.

Tangorn - 2010-06-16 21:56:09

*No Rashaf trafił pod opiekuńcze skrzydła Tanga, co nie zawsze oznaczało pozytywne zmiany, bo jakby to powiedzieć... klon zapieprzał na poligonie w dżungli razem z innymi Mando i nie było litości, a trzeba wspomnieć, że nie ma chyba bardziej ekstremalnego programu ćwiczeń wojskowych niż te wymyślone przez Mandalorian. Obejmowało wszystko, od tarzania się w odchodach i resztkach zwierząt (cuchnie tak jakby nos miał odpaść) aż po skoki z gór na linach pod ciężkim ostrzałem wroga. Co prawda teraz używali ogłuszaczy, ale to i tak boli. Ale Rashaf dzielnie dawał radę, z czego Tang był dumny. Ale teraz wracając do Zina, który zaczął się miernie tłumaczyć, więc Tang skrzywił się niezadowolony* Taa kurwa, śpi snem wiecznym. Gadaj co żeś z nią zrobił? Wydupił przez okno? Zastrzelił? Sprzedał huttom? *Cóż, każda z tych opcji Tangowi nawet do gustu przypadała więc prawda tak go nie wkurzy. Wkurzy go plan jej odbicia, bo wg. niego to strata czasu, sił i pieniędzy. Niech tam gwałcą dżedajkę huttowie, jakiś pożytek z niej będzie w końcu*

Leila - 2010-06-17 15:42:13

- chyba to był błąd przychodząc tutaj samej, nic się nie dzieje... nuda...
*westchnęła cicho odwrcając plecami w stronę baru a sama patrzyła gdzieś na drzwi. Nie lubiła nie wiedzieć co za nią się dzieje. Spojrzała jeszcze raz w stone Zina, Tangorna i Rasha, ale zaraz odwróciła głowę - co ja obchodzili, zwłaszcza ich rozmowa? Nic a nic, więc postanowiła tylko wypić sok i odejść, no bo co miała tutaj robić? Spojrzała na swój komunikator zaś później schowała go, nikt nie odbierał więc jeszcze śpią*

Zindarad - 2010-06-17 17:59:33

Oczywiście znowu pokazał jak bardzo jest bezpośredni. Wiedział doskonale, że nie będzie miał przeciwko pozbycia się dżedajki, ale na pewno potępi jego plan odbicia jej. Zin w tych sprawach był zupełnie irracjonalny (chyba w większości spraw taki był), ale uważał to za logiczne przynajmniej jego sumienie byłoby czyste. Upił łyk koreliańskiej i rzucił do niego.
-Ściany uszy mają. Powiem Ci w warsztacie, dobra?-Spytał go i skrzywił usta. Nie miał ochoty o tym tutaj mówić. Obiecał Brexowi, że się nie pojawi tam przez najbliższe dwanaście godzin, ale Zin często łamie swoje obietnice. Pewnie gdy zobaczą Tanga, od razu im się humor polepszy.-Ja idę się odlać.-Dodał po chwili i odszedł od lady. Skierował się ku drzwiom toalety. Rzecz jasna inżynier znowu blefował. Pewnie chciał zagadać do tej mirialanki, ale musi poczekać do momentu, w którym Tang odejdzie od lady.

Tangorn - 2010-06-17 18:25:50

Coś ty kurwa zmajstrował? *Zapytał odchodzącego Zina ale już nie wnikał, nalał sobie znowu trunku do szklanki i spojrzał przez ramię na Rashafa* Rozluźnij się trochę. Poobserwuj, to teraz twój świat, czy tego chcesz czy nie i musisz przywyknąć chociaż troszkę *Co będzie trudne, zważywszy na to ,że całe życie spędził w koszarach. Sigmy i A'den mieli łatwiej, mieli już jakieś wyobrażenie o życiu poza wojskiem* Jak chcesz to siądziemy z boku, bo tutaj trochę na widoku jesteśmy *Cóż, dla biednego klona wszystko, ble czuł się bardziej komfortowo*

Rashaf - 2010-06-17 18:36:00

*Klin nabrał powietrza i westchnął tak głęboko, ze było to słychać mimo pewnego wyciszenia jego hełmu. Zaplótł opancerzone przedramiona na piersi* Tłoczno tu, śmierdzi, jest duszno, a  wszyscy patrzą jak ostatni idioci którzy mają w mózgu trzy programy: jedzenie, wydalanie i zabijanie. Wole tamten świat *Mówiąc tamten miał na myśli Dxun. Klony tez mają jakieś swoje wartości. Trzeba przychodzić do takich miejsc, by się rozluźniać? To nienormalne. A ten cały Zin? Gówniarz w skórze dorosłego chłopa. Wiedział, ze Tang lubi dzieci, ale to chyba przesada…* No dobra, usiądźmy, tu się nawet normalnie rozmawiać nie da…

Zindarad - 2010-06-17 18:51:54

Zin już po wykonaniu swojej fizjologicznej potrzeby, postanowił jeszcze chwilę przeczekać, by oni w końcu sobie odeszli. Czekał dobre pięć minut. Zdążył spalić papierosa, ale w końcu nie wytrzymał. Przeszedł pierwszym piętrem lokalu i wyszedł tuż obok lady. Wolał wykonać takie podchody, by go Tang nie zauważył. Po co ma mu kazania prawić. Ot co. Usiadł obok mirialanki. Uśmiechnął się lekko. Lowelas się znalazł.
-Cześć.-Powiedział do niej z lekkim uśmiechem. W sumie jego kontakty z kobietami były ostatnio bardzo urozmaicone, ale i tak nie miał pomysłu na rozpoczęcie rozmowy. Gdyby miał jakąś sprawę od razu zacząłby rozmawiać do rzeczy, a umiejętność podrywania minęła mu wraz z poznaniem Temeny. Po drugie nie wyglądał zbyt atrakcyjnie w swoim obecnym stroju, mógł chociaż zmienić ubranie, a nie tak. Prosto z roboty do kantyny. W sumie co kto woli.-Jak leci?-Zadał bardzo trywialne pytanie. Jak już wspomniałem...Zin stał się marnym podrywaczem.

Leila - 2010-06-17 20:24:22

*Siedziała taksobie i już miałaiśc narzekającnanudę, a tutaj proszę jakies podchody kogoś zauwazyła... bądź razie tak jej się zdawało bowiem jakoś dziwnie szedł, zamiast prosto iść i już być namiejscu to ten dziwny tor przeszkód sobie ufundował. Jednak nie spodziewała się że to do niej podejdzie, ba nawet wywróciła oczyma i spojrzała na niego gdy powiedział "cześć"*
- witam, od razu mówię zajęta jestem... ale porozmawiać możemy
*lubiła gasić ludzi myślących że zarwią, ale jak się postara tomoże coś z tego będzie? Nie sądzę. Kiedy się spytał jakleci spojrzała naniego, no cóż odpowie zgodnie z prawdą*
- jeśli imperium nie próbuje mnie zestrzelić to może być...

Tangorn - 2010-06-17 20:34:25

*No Tang przed podchodami Zina się ewakuował, podszedł do jakiegoś stolika i z właściwą sobie delikatnością wywalił jakichś trzech stałych bywalców i zasiadł w kącie, wskazując miejsce Rashafowi. Uśmiechnął się też słysząc jego komentarz odnośnie ludzi z knajpy* Kłócić się nie będę, bo rację masz. Dużo tu idiotów i przegrańców, co w kieliszku szukają wytchnienia... ja w sumie szukam tylko rozluźnienia... alkohol pomaga *A co do Zina to faktycznie, trochę jak gówniarz się zachowywał, dziwne upodobania i te sprawy. Ale w sumie Tang takich ludzi trochę przyciągał, jak choćby Seco, on to normalny nie był, ale najlepszy przyjaciel Mandalorianina. I chyba ze wzajemnością. Taka dziwna brać... ale cóż, Tang nie lubi nudy, jedynymi jego normalnymi przyjaciółmi byli Mando (ale jacy z nich normalni ludzie)*Cóż Rashaf... z obserwacji takich typków można wiele rzeczy wywnioskować. Się to potem przydaje...

Rashaf - 2010-06-17 20:41:26

*Tak, o Seco to już w ogole nie ma co móc i o ile większość go lubiła, to Rashafa drażnił. Nie przepadał za tym wariatem. Nie czuł tez potrzeby po poznawać jego „prawdziwe ja” które to podobno każdy miał. Rozwalił się z gracją banthy na krześle (rozluźnił się!) i patrzył przez wizjer hełmu z niejakim politowaniem na pana przyjaciela Tanga.* On… rozumiem że stracił rodzinę. To jego dziecko wyniosłem z  płonącego domu. Tak? Hmmm… on się potrafi bardzo rozluźnić. Ale nie będę się tego od niego uczył *wcześniej, na Duxn oprócz morderczego szkolenia zdarzyło się cos, co sprawiło, ze Rashaf po prostu Tangowi zaufał. Tang teraz przejął role Rellisha – musiał słuchać tych wszystkich kąśliwych uwag klona.
Odwrócił głowe w kierunku Tanga. nie trzeba było widzieć jego oczu by stwierdzić z pełną stanowczością ze to spojrzenie wymowne* Dobra…. To chcesz te… wnioski usłyszeć?

Zindarad - 2010-06-17 20:53:41

No znowu. Znowu to samo. Kolejna baba zastrzeliła go przy pierwszym podejściu. Wyciągnąć blaster i sobie w łeb z niego strzelić. Dołączyć do Temeny, Variena i spokój w galaktyce nastąpi. Inżynier podrapał się zakłopotany po głowie i polizał usta. Nie wiedział co teraz ma powiedzieć. Skrzywił usta. Tang jednak dobrze mówił, żeby sobie odpuścić i na dziwkę sobie pójść, ale Kobdar jak zwykle musi inaczej...w końcu to Kobdar, a nie kto inny.
-Dobra...pogadajmy. Jestem Zin, Zin Kobdar, chociaż we wszystkich papierach mam Zindarad...cholera...matka mnie skrzywdziła.-Powiedział. Każdy z jego bliższych znajomych wie, że Zin wprost nienawidzi swojego imienia. Najchętniej by je zmienił, ale skoro już matka takie wybrała to trzeba się z tym pogodzić.-To dobrze, że jest dobrze.-Dodał po chwili. Kolejne pytania wydawały się zbędne. O czym mogli teraz pogadać? O pogodzie? Przecież na Nar-Shaddaa jej nie widać. W końcu codziennie jest tu ciemno jak w dupie banthy i nijak ten temat rozpocząć. Zawód? Na to jeszcze za wcześnie. Zin już w ogóle został zdezorientowany.

Leila - 2010-06-17 21:03:18

- Leila Cora, była pierwsza oficer we flocie Republiki na okręcie Venator,, teraz no cóż inaczej się trudnię...Miło mi, wybacz że tak od razu Ciebie spaliłam ale idąc tutaj z frachtowca już 2 mnie zaczepiło... Postawić Ci coś?
*spojrzała na niegoi się uśmiechnęła doń delikatnie, gotowa aby jemu coś zamówić. Nieco się zganiła za to jak na początku go potraktowała, ale może dasię jeszcze to naprawić?*
- Skrzywdziła? Czemu? ładne imię...

Tangorn - 2010-06-17 21:16:52

*No cóż, nie każdy musiał lubić Seco, on ma specyficzny sposób bycia, który klonowi przyzwyczajonemu do uporządkowanego życia może nie przypaść do gustu* Szczerze? Z niego przykładu nie bierz... jak się okaże, że znowu którąś podrywa, to tak dostanie w pysk, że się obróci kilka razy. Jeśli chodzi o odprężanie to możesz brać przykład ze mnie, albo któregoś z ad'ike... tylko błagam, nie bierz nigdy przykładu z A'dena... drugiego takiego ja nie przeżyję *Uśmiechnął się jednak lekko rozbawiony. Dostał wiadomość od niego, że żyje i jest na jakieś planecie dżedajów i wariuje. Ale podobno z Seco mają się wynosić. Chociaż ten wariat przeżył. To dobrze, bardzo dobrze...* Oczywiście, wal jak z karabinu. Jestem ciekaw jak u ciebie stoi obserwacja otoczenia *Tang dlatego pytał Rashafa o to, bo był ciekaw jak ten postrzega rzeczywistość. I przede wszystkim, czy potrafi właściwie zdiagnozować zachowanie innych? Na polu bitwy wbrew pozorom to ważna umiejętność*

Rashaf - 2010-06-17 21:36:08

*On tam lubił A’dena. Lubił na zasadzie – nie miał nic przeciwko, bo blisko  nim tez nie był. Z Sigm zaprzyjaźnił się niejako tylko z  Brexem. Jeszcze na Mandalore jeśli rozmawiał na głębszym poziomie, to tylko z  nim.
Znowu zaplótł ręce na piersi, tym razem siedząc* w porządku. Facet trzy stoliki od ciebie pewnie zawsze chciał być żołnierzem, mieć muskuły i tak dalej, ale był za tchórzliwy i miał alergie na myślenie, wiec napompował się sterydami. Panienka dwa stoliki od niego, ta malowana na blond ma chyba chore spojówki, bo tak mruga i mruga. Jeśli zaatakuje nas Imperium, to spadną prosto na głowę Temu kalmarianinowi bez oka, bo nad nim belka jest przegnita. No, chyba ze wejdą drzwiami, wtedy najdłużej będzie żył twój przyjaciel, bo najpierw zasłoni się mirilanką a potem da nura za ladę. Za tobą facet zaraz się porzyga wiec się odsuń… Podejrzewam, ze chciał przemycić tutaj trochę żarcia z innej knajpy…

Zindarad - 2010-06-17 21:46:45

-Wyobraź sobie, że też pracowałem w WAR-ze, ale ja to raczej robotę miejscową miałem. W sekcji inżynierów, w głównej siedzibie siedziałem. Gnaty majstrowałem i inne bajery również.-Powiedział do niej i lekko się uśmiechnął. Zin okrywał się płaszczem swojego nieograniczonego luzactwa, jednak pod nim był jednak smutek i żal związany z jego rodziną, którą stracił niedawno. Znowu jego sumienie (które budziło się bardzo rzadko) zaczęło pracować. Stwierdził, że nie ma sensu szukać znowu sobie jakieś panny. Póki co musi opłakać Temenę, Varienka, a dopiero później zacząłby myśleć.-Leila. Taki lokal był u nas na Alderaan. Dobre żarcie tam podawali, hehehe.-Palnął znowu jakąś głupotę. To w jego stylu, trzeba się do tego przyzwyczaić, jeśli chce się z nim współpracować.-Mam koreliańską, tam...u tego gościa.-Wskazał delikatnie palcem na Tanga, coby ten go nie zauważył. Później doszedł do wniosku, że jego miejsce jest teraz przy flaszce i przy Tangu.-Naprawdę przepraszam. Muszę iść...wybacz, że to ja tak zaatakowałem bez zaskoczenia.-Powiedział z lekkim uśmiechem na twarzy i wstał z miejsca po czym ruszył w kierunku stolika, przy którym siedział Tang i Rash.-Polej mi ino tam, Tanguś. Mam ochotę się schlać jak prosie.-Powiedział do niego i zasiadł przy stole niczym prawdziwy pan.

Leila - 2010-06-18 21:15:28

Nie zdążyła nic odpowiedzieć, bo piła a kiedy przestała to go już nie było. Co miała więc sama teraz robić? W sumie nic. Dopiła tylko sok, i odeszła.

//wiem, super krótko ale zmęczona i nie chce blokować.

Tangorn - 2010-06-18 21:37:31

*Tang spojrzał najpierw na Rashafa a potem po kolei na opisywanych przez niego gości. Uśmiechnął się nawet lekko, bo trafnie przewidywał, ale miał jednak jedno ale* Dobrze, tylko musisz się jednego wyzbyć, pogardy dla innych. Wiem, wiem, pierdolę jak Jedi, ale to jednak ważne. Bo jeśli zlekceważysz przeciwnika, to ci wbije nóż w plecy i to będzie koniec. Nawet nie wiem jak pogardzany osobnik zasługuje na polu walki na jakąś dozę szacunku, bo inaczej sam trafisz do piachu *Pouczył Tang klona, słusznie czy nie, ale takie rzeczy warto przypominać. Tang obejrzał się jeszcze na Zina i ze zdziwieniem stwierdził, że ten stoi tuż obok* A ty tu niby co? Ja pierdole, święto, kobicie przepuściłeś... jak masz coś do picia to dawaj *JAk zawsze miły i wyrozumiały pan Mandalorianin*

Rashaf - 2010-06-18 21:46:39

*skrzywił się pod hełmem w reakcji na zachowanie Zina* Przed chwilą do niej zagajałeś… *Zwrócił uwagę dość ostro. w  końcu po to odeszli do stolika – żeby mógł ją podrywać* Może byś ją zaprosił? *Nawet dla Klona który gówno wie o świecie Zin zachował się jak ostatni nerfopas.* Oni nie są moimi przeciwnikami, Tang… *odparł mandalorianinowi. Bo dla przeciwnika Rashaf miał szacunek. a  dla takich o darmozjadów co siedzą i powietrze psują – raczej nie. Psycholog powiedziałby ze to zazdrość o to, co oni maja a co Rashafowi od początku odebrano. Może i tak, ale nikt tu na to nie wpadnie.
Nie ruszył się nawet. Tanga do statku zaniesie najwyżej*

Zindarad - 2010-06-19 19:44:26

Nie przysłuchiwał się ich rozmowie. Nie odczuwał takiej potrzeby, odprowadził wzrokiem Mirialankę i uśmiechnął się lekko. Spojrzał na Tanga, który jak zawsze musiał znaleźć jakieś ale.
-Żadne kurwa święto. Podryw dzisiaj nie dla mnie. Żałobę mam.-Wyjaśnił. Ostatnie zdanie powiedział dziwnym tonem. Bardzo nieZinowym jakby to określić. W końcu nie dziwota. Stracił żonę, syna, o których w ogóle nie dbał. Dopiero teraz uświadomił sobie, kim byli tak naprawdę w jego pechowym życiu. Inżynier zasiadł przy stole wraz z nimi. Gwizdnął w stronę barmana.-Koreliańska...najlepiej zero koma siedem.-Powiedział głośno, coby bez problemu mógł go usłyszeć.-Wiesz co Tang? Uświadomiłem sobie, że przez ostatnie parę miesięcy byłem kawałem niezłego skurwiela. Takiego egoistycznego, pierdolonego w dupę skurwiela.-Pokiwał przy tym głową i oparł się o stół. Najlepsza pozycja do takich rozmów.

Tangorn - 2010-06-19 20:29:14

*Tang najpierw na Rashafie się skupił, ale katem oka spogladał na Zina nieco podejrzliwie, jednak klon ważniejszy, bo trzeba mu pewne zasady wyjaśnić* W takim miejscu jak to to każdy jest potencjalnym przeciwnikiem. Tutaj nie ma jak na polu bitwy, że przeciwnik to żołnierz lub droid, każdy moze mieć sztylet, nóż, blaster i go użyć w najmniej spodziewanym momencie, więc oczy otwarte*Poradził mu, bo tego już uczyłswoich ad'ike. W normalnym świecie niebezpieczeństwo moze przyjść z każdej strony i trzeba być czujnym... a teraz Zin...* Noż kurwa swięto jest. Żałobę w końcu ogłosił *Mruknąłkąśliwie Tang, bo byłprzyjacielem Zina. A czemu w ten sposób się zachowywał? Bo dawał mu do zrozumienia, że jego dotychczasowego postępowania nie aprobował. Trochę dziwny sposób, ale ci co go znają to wiedzą co i jak* Popieram, byłeś kawałem skurwysyna, ale dobrze, żeś sobie o tym przypomniał. A teraz pij na rozluźnienie! *Polał mu, polał sobie i oczywiście to wypił, co będzie stało i wietrzało?*

Rashaf - 2010-06-19 20:41:18

*Przypomniał sobie ze żałobę ma – prychnął w myślach Rashaf. O żałobie taki tam coś wie… I znowu wizja tego chłopca. Ale nie, nic już nie powie. Nie jego sprawa, on chyba jakiś ograniczony był bo tego toku myslenia za cholere nie łapał. Skinąl Tangowi głową i dalej obserwował, tym razem bez pogardy. Chyba*
[pomijajcie Rashafa i grajcie]

Zindarad - 2010-06-19 21:03:15

Chwycił szklanicę. Trunek nie mógł się marnować. W końcu to była dobra koreliańska o dobrym, gorzkim smaku. Był to idealnym trunkiem, w którym można było utopić wszelkie smutki. Przechylił szybko naczynie i wlał sobie wszystko do gardła. Przełknął alkohol, jednak od razu zachciało mu się pić. Zrobił się cały czerwony i rzucił.
-Daj popitkę, bo zaraz się zesram.-Powiedział i odczekał chwilę. Kiedy to uczucie przeszło to wziął głęboki oddech i rzucił.-Poza tym. To możesz już przestać z tym swoim pierdoleniem. Stałeś się jak ten Kel Dor. Cały czas byś kazania prawił. Wiem, wiem. Zjebałem. Z Temeną, z Varienkiem i jeszcze dżedajką, którą sprzedałem Zandiemu.-Powiedział i zamówił butelkę jakiegoś soku (rzecz jasna niesłodzonego, w końcu Zin nie lubi słodyczy). Wtedy uświadomił sobie to, że powiedział właśnie za wiele. Pacnął się w czoło i rzucił.-To wpadłem...-Mruknął pod nosem i spojrzał na Tanga a'la "Błagam, błagam. Nie zabijaj mnie!".

Tangorn - 2010-06-19 21:11:51

*Tang uśmiechnąłsię z politowaniem patrząc, jak Zinuś o popitkę prosi. On sam juz nie potrzebował, tyle w życiu przechlałtego alkoholu, że mu przed czterdziestka wątroba siadła. Miał szczęście, że na Kamino wtedy był, to mu wyhodowali nową i przeszczepili, teraz mógł ją znowu zajechać, chociaż i tak pił mniej niż kiedyś... co jakiś czas tylko nawali sie jak świnia, to już sukces jest!* Nie porównuj mnie kurwa do tego jebanego ścierwa Jedi! A do odkrycia tego, że zjebałeś, to nie potrzeba je... co żeś kurwa powiedział? *Datarłdo niego sens słów - sprzedałem dżedajkę Zandiemu. Czemu ze wszystkich gangsterów na Nar Shaddaa ten pojeb musiał akurat jemu? W sumie, w końcu najbardziej dziany, więc to nie dizwi...* Zin... ty jebano pipo, polej mi jeszcze, bo teraz mi w gardle zaschło. Nie wiedziałem, że z ciebie handlarz niewolników. Ile uzbierałeś? *Nie bił, to byłbardzo dobry sygnał, jedynie oczka zmrużył i wykrzywił usta w grymasie bardzo przypominajacym jego drapieżny uśmiech, który sugerował jedno - "Spierdalanie w trybie pilnym" jak to Dżony określił kiedyś (czy jakoś tak to było)*

Zindarad - 2010-06-19 21:19:36

Zin ostatnio nie miał zbyt wielkiej styczności z alkoholem, toteż popitka była obowiązkowa do tak mocnego trunku. Kiedy podano mu sok, Zin od razu uzupełnił sobie nim drugą szklankę i popił nim koreliańską. Inżynier już szykował się na ewentualne mordobicie ze strony Tanga. Myślał, że go za to skarci, a tu patrzcie państwo. Nawet ręki nie podniósł.
-Po pierwsze.-Tutaj wyciągnął kciuk.-Gdybym Cię kurwa przybliżał do Dżedajów, już wołałbym na Ciebie Taken, albo jakoś tak.-Później wyciągnął palec wskazujący.-Po drugie. Tylko nie jebana pipo, bo jej nie mam.-I na koniec doszedł palec serdeczny.-I tak, sprzedałem. Osiemdziesiąt patoli w sumie za nią i za jej latarko-przecinak.-Kiwnął i polał następną kolejkę koreliańskiej. Znał to spojrzenie Tanga. Nie bał się tego, po prostu zaśmiał się, bo ta mina wydawała mu się bardzo komiczna.

Tangorn - 2010-06-19 21:34:12

*Może i była komiczna, ale to było takie ostrzeżenie i czemu do cholery wszyscy je ignorują? A potem płączą, że mają połąmane ręce tudzież odstrzelona jakąś kończynę. Przecież ostrzegałsubtelnie* Tee kurwa, nie tym tonem. *Ostrzegałdrugi raz, widać Zina trzeba ostrzej. Sam sobie uzupełnił trunek w szklance, bo kieliszki to za małe na taką powagę sytuacji. Wypił oczywiście, lekko się otrząsnął i dopiero teraz mówił. A waliło już od niego jak z gorzelni* Osiemdziesiat to trochę mało, ale zważywszy na to komu ją opchnąłeś... kurwa, przecież każdy wie, że Zandi to lokalna szycha. JAkim cudem żeś sie do niego dostał, co? *Tanga to bardziej interesowało niż los dżedajki. Przedtem to by go opierdoliłza to, ale teraz? Miał Jedi tak serdecznie dość, że sam by pewnie zastrzelił na miejscu jakby któryś go wkurwiał tak jak ta Virina, pożal się Mocy...*

Zindarad - 2010-06-19 21:42:46

Zin nie był zwolennikiem przemocy. To, że nosił przy sobie blaster nie oznaczało wcale, że strzela do każdego. Nie, nie, nie. Zin był typem człowieka o dość...szeroko rozumianej pokojowej naturze. Lubił się pokłócić, ale nie lubił strzelać. Zin zasłonił się dłońmi, jakby chciał się obronić.
-Dobra, dobra. Wyluzuj trochę.-Powiedział do niego i lekko się uśmiechnął. Upił łyk koreliańskiej ze szklanki. Zapił to sokiem z owoców, które bardzo mu smakowały i dodał.-Mi tam te osiemdziesiąt kafli wystarczy.-Wyjaśnił i upił kolejny łyk koreliańskiej, tak dla zwilżenia gardła.-Ano. Najpierw wylądowałem na czarnym rynku, później w Cielesnych Rozkoszach. Długa historia. W każdym razie ten cały Zandi to miły gość.-Odpowiedział. Miał wiele czasu, mógł całą tą historię opowiedzieć, ale po co go zanudzać. W końcu tyle postaci się przewinęło w trakcie, że nie warto wcale o tym wspominać.-Wystarczyło tylko dobrze zagaić, o.-Dodał i wyszczerzył swoje zęby, co oznaczało, że jest w pewien sposób z siebie zadowolony.

Tangorn - 2010-06-19 22:45:42

*Tang z kolei byłzwolennikiem przemocy i to wielkiej, jakby szło to by nią załatwiał większość problemów. W sumie w ten sposób i tak załatwia sporą ich część, wiec nie ma problemu.* Taa tak jak ty, co? By pierwszej lepszej do łóżka pchać się... w sumie, trzeba by gdzieś pójść *Podrapał się po brodzie, bo dawno nie miał kobiety, chyba za dawno. Mówi się, ż ejak facet sobie nie ulży to nerwowy... w Tanga przypadku to część prawdy jest*Taa... wystarczy zagadać. Miałem kiedyś interesy z jego ojcem, ten młody to szuja jakich mało. Dalej otacza sie niewolnicami? Pewnie tak, skurwiel jeden.... gdy ojca zabił to na wystawiłnagrodę za moja głowę. Ciekawe jak by się zdziwił, gdyby się okazało, że jednak żyję, co? I ani mi się waż myśleć, że mnie sprzedasz. Rozwalę ci ryj jedną ręką i będziesz błagało litość, jasne? *Uśmiechnąłsię z rozbawienia i pięścia lekko trącił mu szczękę* A teraz chlup w ten gópi dziób! *NAlał sobie szklankę i to wypił, zgodnie z toastem. W końcu na poziomie pili, nie?*

Zindarad - 2010-06-20 09:47:41

Zin zaśmiał się z uwagi Tanga. On tam się nie pchał każdej do wyra. Upił łyk soku, później koreliańskiej, później znowu soku. Usadził się wygodniej na krześle i rzucił.
-Nie wskakuje każdej do wyra. Ja nie z tych.-Tak, tak. I komu on to mówi. Osobie, która zna go jak własną kieszeń. Kiedy Tang wspomniał o Zandim to zrobił wielkie oczy.-Skubany wydawał się przyjemny. Serio? Zajebał własnego ojca?-Spytał zdziwiony, a kiedy ten wspomniał o sprzedaży, Zin parsknął śmiechem głośno. Pokiwał głową i dodał swoje trzy grosze.-Nie jesteś w mojej lidze. Za mało bym za Ciebie dostał.-Zaśmiał się znowu i upił łyk trunku. Podrapał się po głowie, a później oparł się wygodnie o stół, przy którym siedzieli. Oczywiście dogryzał czysto po przyjacielsku. Tak, żeby trochę podenerwować Tanga, w sumie Zin lubił tak się kłócić z Tangiem. Inaczej nie byłby Zinem.

Tangorn - 2010-06-20 10:04:12

Jasne, możesz takie ściemy puszczać komuś innemu. A ta dżedajka? Może sama ci do wyra skoczyła? *No Tang go już trochę znał i wiedział co z niego za podrywacz od siedmiu boleści. W ogóle, jakim cudem on je do łóżka zaciągnął? Prochami? To by się chyba nawet zgadzało...* Zin kurwa, na jakim ty świecie żyjesz? Chciał interes ojca, on mu go oddać nie chciał, to kulka w łeb i do rowu. Choć z tego co słyszałem, to ciało ojca sprzedał na czarnym rynku, podobno jakiś anzat chciał jego zupkę wypić... *No o tym gościu krążyły legendy, Tang znał ich wiele ale też sporo się mogło zmienić. Ale jedno wiedział, temu Zandiemu nie należy wierzyć, bo to przeklęta kupa osik. No a gdy Zinuś wspomniał coś o sprzedaży, to Tang wychylił się i z otwartej dłoni lekko przywalił mu w głowę* Tee nie wkurwiaj mnie, bo zobaczysz *No ale to były takie żarty. Teraz sobie szklankę znowu uzupełnił i ją podniósł* Pij bo w tyle jesteś ciamajdo... *No i wypił wszystko do dna. Jak tak dalej pójdzie, to on się najebie a Zinuś nie*

Zindarad - 2010-06-20 10:12:13

Żadnymi prochami. Zin nie bawi się w takie rzeczy, jak mu się uda to może nawet dobrze zagadać. W tym jest przynajmniej lepszy od Tanga, bo ten to musi płacić, by jakaś wskoczyła mu do łóżka.
-No ma się ten wrodzony urok, nie to co poniektórzy.-Powiedział i wyszczerzył zęby krótko po swojej wypowiedzi. Nie słyszał tych wszystkich legend, myślał, że Zandi dorobił się tego sam.-A wiesz? Ja sobie myślałem, że on sam doszedł do tych wszystkich panienek i wypasionych furek.-Wyjaśnił. W sumie to Zandi jest tak leniwy, że nigdy sam by do tego nie doszedł. Zin już wie dlaczego wszyscy się go boją, rzecz jasna prócz Tanga. Pozory mylą. W końcu opróżnił szklanicę do dna i zapił szybko sokiem, coby mu gardła nie wypaliło.-Tylko nie ciamajdo. Ja przynajmniej nie jestem alkoholikiem, kurwa.-Powiedział i szybko zalał szklanicę, tak mniej więcej do połowy.

Tangorn - 2010-06-20 10:25:29

Taa urok ścierwojada chyba *Wyszczerzył zęby, bo jak dla niego to Zin nie poderwałby nawet gamorreańskiej kobiety by nie wyrwał, chociaż... trochę podobni* Ty sobie nie myśl, że on głupi jest. Może i zgarnął po ojcu fortunę, ale gdyby nie był sprytny i silny dawno by go zżarli na śniadanie... nie, to twardy gracz. *Odziedziczona kasa i wpływy to jedno, ale umieć je wykorzystać to drugie. A Zandi to potrafił... niestety. A czy się go wszyscy bali? Może... Tang nie, ale on miał tą przywarę, że wszystkich miał w swoim shebs i w końcu się trafi taki, którego nie przeskoczy lub nie ominie. Wtedy będzie niewesoło* Nie jestem kurwa alkoholikiem. Jestem koneserem trunków wysoko procentowych, więc spierdalaj *Warknąłna zina, bo miana alkoholik nie lubił*

Zindarad - 2010-06-20 12:15:26

-Żaden tam urok ścierwojada. Widziałeś się w lustrze kiedyś? Ja przynajmniej płacić za babki nie muszę!-Powiedział stanowczo, ale rozbawiony był mocno. Takie kłótnie mocno odprężały. Upił łyk trunku. Nie miał zamiaru się spić na śmierć. Po prostu pełna kultura dzisiaj.-Ja wiem, że z niego ostry gracz jest, ale kurwa...żeby aż taki. Zdziwko przyjąłem.-Rzucił. Nie było żadnego podobieństwa między zieloną świnią a Zin. Gdyby były to Zin musiałby ważyć z dwieście kilo, a tak nigdy nie było, nie ma i nie będzie. Zin ostatnio zaczął uważać na to, kogo mieć w dupie, a kogo nie. Jak na razie dobrze mu to wychodzi, bo Fumbor żadnej krzywdy mu nigdy nie zrobił. Na wzmiankę o alkoholizmie, Zin wyszczerzył swoje kły.-Jak zwał tak zwał. Jeden pies.-Pokiwał głową i upił łyk trunku. Po chwili zapił go sokiem. Niebo w gębie.

Tangorn - 2010-06-20 13:10:51

*Tang pogładził się tylko po brodzie patrząc na Zina* A pierdolnął cię kiedyś ktoś w łeb? *Zapytał pół poważnie pół żartobliwie, ale jako że był już w stanie lekko wskazującym to mógł mu na serio przywalić w łeb. Wypił znacznie więcej niż Zin i działało to już na niego* Ostry, a jak... ale widziałem gorszych, on jeszcze kulturkę zachowuje... Kurwa, pij chuju bo blado wyglądasz... że też Seco powiało gdzieś w pizdu *No i nie ma konkurencji do picia. Z tym szalonym kaleeshem to tang zazwyczaj przegrywał, bo on to już przepity w ogóle był, ale Tang go gonił, tylko czy jego wątroba wytrzyma do mety? A jeśli chodzi o zagadnienie alkoholizmu, to koneser trunków wysoko procentowych brzmi lepiej, alkoholik ma negatywny wydźwięk, ale to i tak to samo* Tee... czemu ty nie musisz niby płacić za dziwki, co? Z litości dają ci za darmo na małpią gębę?

Rashaf - 2010-06-20 13:23:45

*Klon tymczasem siedział i przysłuchiwał się rozmowie która to się toczyła. Z Tangiem rozmawiał wielokrotnie i jego poziom znał, ale to… na jedyny karabin mój, zaraz puszcze pawia* Przepraszam… *mruknął Rashaf, po czym podniósł się i ruszy w  kierunku kibla. Przejdzie się, łeb przewietrzy i zdystansuje trochę. Ogólnie ciężka sprawa.*

Zindarad - 2010-06-20 13:42:05

-Nieraz, nie dwa.-Odpowiedział Zin i zaśmiał się. Wypił duszkiem koreliańską, otarł pysk dłonią i spojrzał na Tanga.-Rozumiesz. Kulturka musi być, no. Bez niej ani rusz.-Powiedział z uśmiechem. Wątroba Zina była całkiem w porządku i on był bardzo z tego zadowolony, nie musiał się martwić o jej przeszczep, bo jemu to wyraźnie nie groziło. Kobdar wyciągnął paczkę fajek, zapalniczkę. Wyjął jednego szluga z paczki, wsadził go sobie do gęby i odpalił. Miał to gdzieś, że to byłą sekcja dla niepalących. Znał Fumbora to mu to pewnie wybaczy. Jarał, jarał pomalutku i wyszczerzył gębę do Tanga.-Nie...rozumiesz. Co czwarta wizyta gratis.-Nie można było odczytać czy on to mówi na serio czy żartem, bo wtedy zobaczył, że Rashaf odchodzi od stolika i na dodatek jest zielony jakby miał za chwilę puścić pawia.-A temu co?-Spytał i zaciągnął się papierosem.

Tangorn - 2010-06-20 13:52:57

No to zaraz mogę ci przywalić jeszcze raz *Tang byłtypem agresora, wiec się niech nikt nie dziwi, jak mu na serio przywali w łeb, co bedzie wstępem do prawdziwej rozgrzewki. Od alkoholu trochę świrował czasami i burdy mu się chciało urządzać. Raz to tak oberwał, że miałdwa złamane żebra i go kumpel musiał do kupy składać... paskudna historia. A tydzień później z tym od żeber to chlał koreliańską w najlepsze.*Zin... ty a kulturka? Chyba kurwa z rynsztoka, popatrz ty na siebie, fryz jak idiota, morda małpy i maniery don juana... *Skwitował sobie Tang, pewny, że Zin mu nic nie zrobi. Bo co, walnie go w ryj? Odda tak, że inżynier swoimi kopytami się nakryje* A że kartę stałego klienta masz... no to ja się nie dziwię ,przedtem Temena ci nie dawała to trzeba było wykupić... pożyczysz na jeden wieczór? *Uśmiechnąłsie złośliwie, popijając trunek już nie ze szklanki a bezpośrednio z butelki, co się będzie rozdrabniać? A co do Rashafa to chyba miałhełm nadal na glowie* Nie wiem, pewnie nasze rozmowy mu nie pasują... *Patrzył za odchodzącym klonem i wzruszyłramionami. Poradzi sobie*

Zindarad - 2010-06-20 13:57:54

-A ty spójrz na siebie lepiej.-Powiedział mu i skrzywił usta. Po chwili jednak uśmiechnął się lekko i nalał sobie więcej koreliańskiej, która w mgnieniu oka zniknęła w jego gardle. Nie lubił, gdy ktoś porównywał go do małpy. Każdy od niej pochodził, a wydawało mu się, że Tang ma twarz bardziej podobną do małpy niż on.-Fryz to ja mam zajebisty. A ty masz łysą pałę!-Powiedział stanowczo, ale więcej było tutaj żartu, niż powagi. Upił łyk soku. Nie chciał się spić, ale wszystko wskazywało na to, że to nastąpi. A co jak jakaś ładna panna tutaj przyjdzie? I co wtedy? Zin będzie nietrzeźwy. Inżynier ten jest bardzo pomocnym człowiekiem, toteż wyciągnął kartę i położył ją na stół.-Bierz i korzystaj. Póki co nie będzie mi potrzebna.-Czyżby przeszedł na abstynencję? Nie, nie, nie. W jego przypadku to chyba niemożliwe.

Rashaf - 2010-06-20 14:05:11

*Jaki kolor miał Rashaf (nie był to zielony, miał bowiem typową, lekko opaloną skóre klona ) okazało się w toalecie dopiero, kiedy zdjął hełm w kabelku w trakcie mycia rąk, kiedy było już „po wszystkim” wsłuchany w  szum wody z kranu który na tle tamtej Sali był wręcz kojący, wpatrywał siew  oczy swojemu odbiciu tym niezwykłym, różnokolorowym spojrzeniem. PO kilku chwilach stwierdzil, ze naprawdę mógłby się porzygać. Kiedy zdjął hełm uderzył go w nozdrza „zapach” barowej toalety.

Tangorn - 2010-06-20 14:05:33

Taa jasne. Mi pasuje moja łysina. Spróbuj ty biegać w hełmie na łbie kilka godzin z taka czupryną *Tang to bardzo praktyczny był, poza tym jakby się ogolił, zadbał o siebie to wcale najgorzej by nie wygladał, tyle tylko, że mu się nie chciało. Nie miał dla kogo a w latkach się już posunął. Co będzie podrywałdwudziestolatki? Poza tym, która by jego tryb życia wytrzymała? Chyba tylko Mandaloraianka* Taa jasne, uważaj bo ci uwierzę *Tang sceptyczny był ale na razie nie sięgałpo kartę, bo dalej myślał, czy korzystać, czy nie. Ale juz trochę przepity był, wiec bez róznicy. Wziął do ręki i schowałdo kieszeni. Jakby tu teraz weszła jakaś kobieta i o dziwo zainteresowałaby się ujebanym inżynierem i niechlujnym Mando to by był cud*

Zindarad - 2010-06-20 15:10:43

-Bla, bla bla. Ja wiem, że mam włosy...tu i ówdzie.-Powiedział do niego i zrobił do tego głupią minę. Wypił kolejną kolejkę rumu i odetchnął głośno. Szybko zapił go sokiem i podrapał się po głowie.-No przecież mówię, że żałobę mam! Kurwa. Czemu nikt mi nie wierzy?-Spytał go i pokiwał głową. Nie podobało mu się to, że nikt nie wierzy mu z tą żałobą. Polał kolejną porcję trunku i skrzywił usta.-Wkurwia mnie jeszcze to, że nikt nie traktuje mnie poważnie.-Dodał po chwili. Teraz zaczął być bardzo wylewny. To oznaka tego, że Zinuś się schlał. Na dodatek kręciło mu się we łbie i rozsiadł się jeszcze wygodniej niż poprzednio. Z jednej strony chillout, z drugiej powaga. To mieszanina, która pasuje tylko do delikwenta takiego jak Zin.

Tangorn - 2010-06-20 15:46:32

Tiaa... w mózgu też? *Rzuciłswój zwyczajowy tekst na jego poziomie. Ktoś, kto Tanga nie zna uzna go za półgłówka, prostaka i w ogóle personę niegodną zainteresowania. Taki brutal... Jemu ta opinia pasowała i to bardzo, bo nie był aż tak towarzyski jakby się wydawało. A słownictwo... cóż, potrafił nie przeklinać i nieźle się wysławiać... ale po cholerę?* Czemu? Bo zdradzałeś żonę, ot co... i jak skurwiel sie zachowywałeś. Poza tym, my mamy trochę inne pojęcie żałoby WyjaśniłTang całkiem "kulturalnie" a przynajmniej na niego. Zawsze mógłmu przywalic w gębę by go siłą naprostować, ale po co? Kodbar sam powinien wiedzieć co spartolił w swoim życiu, Tang jest tylko wspomaganiem jego sumienia. Takim brutalnym trochę wspomaganiem*

Marina - 2010-06-20 18:15:49

Marina poraz pierwszy pojawiła się na Nar Shaddaa, więc niezbyt wiedziała, co, gdzie i jak. Z tego względu zupełnie przypadkowo znalazła się w kantynie "U Temeny". Twardo pchnęła drzwi, które wpuściły do pomieszczenia trochę chłodnego powietrza. Kiedy pojawiła się w drzwiach i spojrzała na to, co się dzieje w środku, po prostu westchnęła. Nie tego się spodziewała. Jeszcze nigdzie nie widziała tak... Zadusznego lokalu, gdzie dym z papierosów hurtowo się unosi. Jedyne, co dostrzegła, a co jej się rzuciło w oczy, to dwóch mężczyzn kłócących się o jakąś pierdołę, ale niespecjalnie ją to interesowało. Idąc w kierunku lady, obserwator mógł zauważyć wysoką kobietę o długich, czarnych włosach. Kiedy w końcu dotarła do swego celu, zamówiła świeżą wodę. Była zmęczona i to dało się zauważyć właściwie od razu. Czego się spodziewać po kobiecie, która właśnie zwiała ze swojego domowego podwórka...


//Uprasza się o nie używanie kolorów, gdyż są one zarezerwowane dla MG. Dziękuję za uwagę.//

Zindarad - 2010-06-20 18:33:50

Zin palił no i pił w najlepsze. Już w stanie mocnego upojenia alkoholowego był, toteż myśli miał przeróżne. Słysząc te wszystkie uwagi Tanga, Zin oczywiście robił sobie z tego jedno wielkie gówno.
-W mózgu? To chyba ty masz zamiast na jajach.-Odgryzł mu się. Upił łyk soku i pokiwał trochę głową na boki. Strzyknęło mu coś w karku, toteż szybko się za niego złapał i pomasował. Odezwało się spanie na niewygodnej pryczy.-Ja to wszystko wiem, wszystko wiem. Powtarzasz to co ja powiedziałem, no. Poza tym. Temena przyczyniła się do mojego usposobienia. Sam wiesz jaka ona jest...tfu...była.-Powiedział o niej. Brakowało mu tych kłótni z nią, kiedy to ona wyjmowała blaster i celowała do niego. Taaak. To były wspaniałe czasy, które dobrze było wspominać. Zin lekko się uśmiechnął, a gdy do kantyny weszła kolejna kobieta to inżynierowi gęba zaczęła się śmiać jak małemu dziecku.-To wiesz...ja skoczę po kolejną butelkę.-Powiedział ochoczo i wstał. Zachwiał się mocno, a kiedy jego błędnik już przestał wariować to Kobdar ruszył w stronę lady, bardziej w kierunku tej babki, niźli w stronę Fumbora, stojącego za ladą.

Moc - 2010-06-20 18:35:49

*De facto drzwi rozsuwały się automatycznie przed każdą nową osobą, ale to szczegół. A lokal co prawda wypchany był ludźmi i nieludźmi, ale aż takiego ścisku i gwaru nie było, panował względny spokój, nie licząc tego Mando i inżyniera, ale to margines społeczny. Tyle, że za ladą stał kolejny, zielony rodianin z głupim wyrazem ryjka gapił się na nadchodzącą kobietę i nawet się nie zdziwił, gdy ta poprosiła o wodę... w kantynie. Co to, Tatooine?* Proszę, proszę tu ty mieć świeża woda, prosto z kran... eee... butelka, butelka. Ja słabo w basic mówić! *Słabo, słabo, dobrze mówił, tylko trochę ze składnią miał problem, ale wszyscy wiedzieli jak Fumbor latał za pięknymi kobietami. Kątem oka zauważył pijanego Zina, wiec od razu butelkę postawił, by go jak najszybciej spławić*Co panią tu sprowadzać? Może coś mocniejszego wypić chce?

Tangorn - 2010-06-20 18:40:21

*Tang tylko sie uśmiechnął tak drapieżnie, odsłaniajac zęby po czym z fałdów ubrania podróznego wyciagnąłblaster i postraszył nim Zinusia* Masz coś do dodania? A jak nie to spieprzaj po następną butelkę... *To by było na tyle z ich konwersacji, bo Tang zauważył jakąś nowo przybyłą, w sumie całkiem urodziwa, toteż się nie zdziwił, gdy Zin, ten cholerny pies na baby ruszył do lady po "butelkę" a tak na prawdę, by do niej zagaić. I w głowie Mando zrodziłsię podstępny plan, by dac Zinowi się zabawić a potem by mu ukrucić to i przytaszczyć go do stolika.... tak, chamskie to, ale w jego stylu. Świetnie*

Marina - 2010-06-20 19:07:16

Kiedy Rodianin chciał dokończyć zdanie, iż miałby jej podać wodę z kranu, gotowa była zaprzeczyć. I zapewne by to zrobiła, gdyby się nie poprawił i nie powiedział o butelce. Zignorowała więc jego paplaninę, o czymkolwiek on mówił. Raczej zastanawiała się nad tym, od czego miałaby zacząć "nowe życie" na tej planecie. No, skoro to planeta bezprawia, to powinna sobie poradzić. Tylko, że z pewnością nie była wyspecjalizowanym skrytobójcą, posiadającym bagatelne umiejętności. Cóż, trzeba będzie sobie jakoś poradzić. Gdy przed jej oczami pojawiła się butelka z wodą, prawie gwałtownie po nią sięgnęła, jakby ją pierwszy raz w życiu widziała. Dopiero jak już upiła dużego łyka, odezwała się doń.
- Ile płacę? - I w chwilę później dotarło też do niej pytanie Fumbora. - Nie, jedna butelka wody wystarczy. - Odparła spokojnie. Prawda, jej głos był trochę zachrypnięty, bo przecież jeszcze nie ochłonęła po tym wszystkim. Kartę z fałszywym nazwiskiem wciąż posiadała, bo nie mogła tego nigdzie zostawić. Co najwyżej spalić.

Zindarad - 2010-06-20 19:13:59

Po złapaniu butelki, Zin i tak doczłapał się do lady. Oparł się o nią wygodnie, bo przeprawa przez tą ciemną salę była dla osoby w stanie Zina prawdziwym wyzwaniem. Odetchnął z ulgą i spojrzał na kobietę po czym tak po prostu od serca się do niej uśmiechnął. Spojrzał na Fumbora. Przełknął głośną ślinę.
-Dopisz to-Pokazał butelkę.-i jeszcze sok do rachunku. Jutro Ci zapłacę, bo dziś...-tutaj weszła straszliwa czkawka, która zazwyczaj nękała Zina podczas ogromnego picia.-chyba nie dam rady. A...i tą wodę też dopisz.-Powiedział do niego i swój wzrok od razu przeniósł na kobietę. Widać, że nietutejsza była. Od razu to się w oczy rzucało, bo większość kobiet na tej planecie były zupełnie inaczej ubrane. Jak na przykład te z Cielesnych Rozkoszy.-Jak leci?-Spytał ją. Zaczął prostym, aczkolwiek jednoznacznym pytaniem. Chciał ją poderwać. Nerwowo spojrzał się za siebie, patrząc czy aby Tang już za nim nie stoi z blasterem w ręku. W końcu to jego niepisana przyzwoitka, która bez skrupułów przywołuje do porządku.

Moc - 2010-06-20 19:17:24

*Fumbor spojrzał na zapijaczonego Zina i klepnął się w głowę, o nie, będzie mu utrudniać życie. Zin czuł się tu jak u siebie i gwarancji nie było, że zapłaci "bo to był jego lokal". Fumbor głupi nie jest* Nie, by ty nie zapłacić potem. Ja cię znać Zin, ty mnie w bambuko zrobić. Płać teraz albo wracaj do swój kumpel Mando. On zapłacić! *Ha, podstępny plan roodianina, zdyskredytować go w oczach kobiety by ta go uznała za niegodnego zainteresowania a potem Fumbor uderzy znienacka. Ha! O ile Ael prędzej go nie dopadnie i nie wykopie na zaplecze*

Tangorn - 2010-06-20 19:19:41

*Tangorn? Przyzwoitką? Ależ skad, on tylko wypił resztki z butelki, rozsiadłsię wygodnie, wpakował nogi na stół i zaczął się bujać na krześle, bawiąc się blasterem, który umieścił na kolanach. Każdy rozsądny osobnik trzymał się z daleka od niego, bo pijany Mando to nieprzewidywalny Mando. A nóż coś mu odpieprzy i zacznie strzelać? Póki co patrzył na Zina i się uśmiechał z politowaniem. Romeo zasrany... Rodzinę stracił i takie szopki odpierdala... to się kłóciło z kodeksem moralnym Tanga, więc interweniował, a raczej będzie to robił. Choćby siłą. Taki z niego przyjaciel... *

Marina - 2010-06-20 19:24:50

Marina zamknęła na chwilę oczy, kiedy Fumbor dogadywał Zinowi. Nie chciało jej się z nimi kłócić, bo była cholernie zmęczona i w ogóle nie miała siły na jakiekolwiek trzepanie języka.
- Nie. Zapłacę sama, nie potrzebuję pomocy. - Mruknęła, ale zabrzmiało to na tyle głośno, by mężczyzna, który się do niej przyczepił, mógł to dobrze usłyszeć. Zresztą, śmierdziało od niego alkoholem ile wlezie, więc niespecjalnie wzięła to wszystko na poważnie. I, jakby nie patrzeć, faktycznie wyglądała tu na nietutejszą. Zupełnie inaczej prezentowała się na tle tych wszystkich wyzudanych panienek.

Zindarad - 2010-06-20 19:32:29

Zin podrapał się po głowie. Wcale nie przeszkadzało Zinowi to, że ona wygląda inaczej od tych wszystkich innych panienek z tej planety. W sumie to dobrze, bo wygląda na niedostępną, a to inżynier bardzo, bardzo lubił. Uśmiechnął się lekko i spojrzał na Fumbora. Nieco zdenerwowany na niego był, gdyż przyjaciółmi są, a teraz szopki odwala, coby się babie przypodobać.
-Fumborku...czy ja Cię kiedykolwiek oszukałem?-Spytał, gestykulując przy tym żywo. Spojrzał jeszcze raz za siebie. Tang siedział, ale bawił się swoim blasterem, a to bardzo niedobry znak. Zin jednak teraz był zajęty bajerowaniem tutaj panny. Od niechcenia wyciągnął swój portfel. Wyciągnął banknot o nominale stu kredytów i położył go na ladzie.-Masz gadzie ty. Podlicz wszystko, nawet z tą wodą, ale wiesz...ino mi nie kantuj, bo ten mando do Ciebie podejdzie i z ogromną chęcią Ci łepetynę odstrzeli, bo on nie lubi rodianinów.-Powiedział. Dość przekonująco, bo wystarczyło spojrzeć na czarnucha w pancerzu. Straszny był, oj straszny.

Moc - 2010-06-20 19:36:25

*Fumbor szczerze odparł* Tak*Ale jak dostał banknot to się uśmiechnął, zgarnął go i podliczył wszystko, wiec wydał mu tylko, lub aż dwa kredyty reszty. Oczywiście posiedziałby dłużej i pogadał, ale zaczęli go wołać na zaplecze, więc się skrzywił i chcąc, a raczej nie chcąc udał się tam a na jego miejsce stanął jakiś nowy, młody barman i zajął się innymi klientami*

Tangorn - 2010-06-20 19:37:05

//a razie puszczam kolejkę//

Marina - 2010-06-20 19:46:20

Przecież doskonale powiedziała, że nie potrzebuje pomocy. Nie chciała, by ktokolwiek za nią płacił, przecież nie prosiła o utrzymanie czy cokolwiek innego. Dlatego też poczuła się nieco zdezorientowana, kiedy Rodianin przyjął pieniądze od nieznanego jej mężczyzny. Zanim jednak kolejny raz zdążyła zaprotestować. Fumbora już za ladą nie było.
- Powiedziałam: nie potrzebuję pomocy. - Prawie, że warknęła na Zina, położyła mu przed nosem dziesięć kredytów. Następnie wstała, wzięła swoją butelkę wody i skierowała swe kroki w kierunku stolika, gdzie nikt nie siedział. Butelkę nań postawiła, założyła stopę na kolano i zapaliła sobie papierosa. Czuła się zdecydowanie lepiej, jak mogła się zaciągnąć tą esencją.

Zindarad - 2010-06-20 19:55:22

Jak zwykle coś musiało pójść nie tak. Zin miał wrażenia, że odkąd Republika przestała istnieć, to pech go w ogóle nie opuszcza. Pokręcił głową, chwycił te dziesięć kredytów. Zin tak łatwo nie odpuszcza. Uparty był jak jasna cholera, toteż szybko od niej się nie odczepi. No chyba, że Tang wkroczy do akcji. Wówczas najlepszym rozwiązaniem będzie zamknąć się na cztery spusty w hangarze. Podszedł do jej stolika i położył te kredyty na ladzie i rzucił.
-Każdy nowy na tym księżycu tak mówi, a później okazuje się, że leży połamany gdzieś w ciemnej uliczce. Tą dychę sobie zostaw. Musisz przecież jeść.-Powiedział z lekkim uśmiechem. Skąd wiedział, że jest nowa. Zin długo przebywał na Nar-Shaddaa, stąd poznał schemat zachowania emigrantów na tej planecie. W końcu sam przez jakiś czas nim był i wie jak to jest "nie potrzebować" pomocy.-Jestem Zin.-Powiedział i wyciągnął swoją prawicę ku niej. Owszem. Zalatywało od niego alkoholem, ale dopóki nie było z nim Tanga to był bardzo spokojny. Upity Zin równa się spokojny Zin, dopóki rzecz jasna ten czarny mando do niego nie dołączy.

Tangorn - 2010-06-20 20:05:18

*A Tang wpadł na perfidny pomysł, więc wstał i schował blaster do kabury, opanowując chwiejnie się podłogi. No nie było tak źle, jego organizm już w sumie sklasyfikował alkohol jako dodatkowy typ płynu ustrojowego, wiec w miarę pewnie ruszył do lady. Nie wyglądał źle.... no dobra, troszkę podpity, nieogolony z kilku dniowym zarostem i łysą głową mógł wyglądać nieco odpychająco. I w sumie o to chodziło. Zin stracił żonę i dziecko a tu proszę, takie coś? W końcu dotarł do Kodbara, zarzucił mu swoja ciężką rękę na łapę i uśmiechnął się serdecznie do nowo przybyłej.* Zin, nie nagabuj pani, nie widzisz, że ona zmęczona po pewnie długiej podróży, prawda? Nie chcieliśmy się narzucać, po prostu tak wyszło. Jeśli jednak pani pozwoli, to zapraszamy do naszego stolika, o tam w rogu, ustronne i ciche miejsce *No a niedawno to tang stamtąd wywalił jakichś gości, więc nikt się tam nie zbliżał. Mando nikt nie lubił.* Ale oczywiście to tylko luźna propozycja, prawda Zin? Nie narzucamy się. Jęśli jednak zdecyduje się pani na nasze towarzystwo to możemy opowiedzieć co nieco o Nar Shaddaa. W końcu znamy je całkiem dobrze. A teraz idziemy, nie będziemy przeszkadzać. *I ścisnął dłonią jego obojczyk tak, by zmusić go do ruszenia dupy. Dalej uśmiechał się lekko, ale powoli odwracając się ten uśmiech mu gasł, nie lubił być miły... ale teraz to pewnie odstraszył tą kobitę i będzie spokój. Do Zina wycedził przez zęby* Idziemy kurwa albo cię tam zaniosę. Wyboru nie masz... *I go pociągnął z powrotem do stolika, oczywiście z butelką*

Marina - 2010-06-20 20:05:33

- Myślisz, że jestem biedna i nieporadna jak dupa wołowa? - Spytała, lekko podnosząc głowę i podnosząc powieki, coby lepiej Zina zobaczyć. Ani trochę nie zaskoczyła ją ta zmiana taktyki, ani drgnęła. Ok kiedy to się nią ktokolwiek przejmuje? Przywykła, że większość istot to po prostu kurduple, którzy chcą Cię tylko bezczelnie wykorzystać. Nie ma tak łatwo. I Zin prędko zaufania u niej zyska. Trzeba sobie trochę zapracować. Zupełnie więc zignorowała jego skomlenie, jaka to musi być niedożywiona. A z tymi niewielkimi umiejętnościami skrytobójczymi powinna sobie poradzić z małą bandą skurwysynów.
- Weź te dziesięć kredytów i się odczep. - Chciała powiedzieć "spierdalaj", ale przez grzeczność do tego wariata, darowała sobie takie przekleństwa. Odwróciła od niego wzrok i już chciała się wygodnie rozsiąść, kiedy podszedł do nich jeszcze jeden typ. *Tylko tego mi tu brakowało...*, przemknęło jej przez głowę. Zanim jednak w ogóle się doń odezwała, raczyła wysłuchać kolejnej paplaniny, jej zdaniem, niepotrzebnych słów.
- Jak będę potrzebować pomocy, skorzystam. - Odparła spokojnie. Podniosła głowę, wlepiając swe szare oczy w Tanga. Dziwnie jej się te oczy zaświeciły. Na policzku dało się dostrzec jedno małe zadraśnięcie. Gdy tak biegła jak wariatka do tego statku kosmicznego, ledwo co uniknęła poważniejszego zetknięcia z niepożądanym elementem. Jedna chwila, a pewnie by tam została się wykrwawiła. Na szczęście jednak, to było tylko... Małe zadraśnięcie.

Zindarad - 2010-06-20 20:23:44

-Nic takiego nie powiedziałem.-Odrzekł jej. Kolejna osoba, która myśli o nim jak o wariacie. Pięknie. Lepiej już się nie odzywać, ale Zin to przecież Zin. On umiera, gdy nic nie mówi. Rozglądał się. Tanga już nie było przy stoliku. To bardzo zły znak. Pewnie już stoi za nim. Blaster przyłożył mu do głowy, a on nic nie czuje. Jeśli chodzi o małe bandy to one w rzeczywistości nie są wcale takie małe, ale skoro wierzy, że są małe to niech sobie wierzy. Prędzej czy później dowie się, gdzie lepiej nie chodzić nocami.-Nie wezmę ich i nie...-Tutaj syknął z bólu, gdyż Tang cholernie mocno chwycił go za obojczyk.-Kur...-Mruknął jeszcze i ugiął delikatnie kolana.-To ja może już pójdę. Tak...Nie będziemy Ci przeszkadzać.-Powiedział z ogromnym uśmiechem. Takim od ucha do ucha, wydawał się bardzo nienaturalny przez to.-Kurwa. Tang...opipiałeś do reszty. Co tak mocno?-Spytał, gdy już usiadł przy stoliku. Zaczął masować swój obolały obojczyk. Pokręcił głową i skrzywił usta. Bardzo mu się to nie podobało. Miły Tang...on naprawdę musiał być pijany.

Tangorn - 2010-06-20 20:29:15

*Tangowi o t ochodziło, gadał dużo jak jakiś laluś, miło i w ogóle, by ją zmęczyć i by do stolika nie podchodziła. A z tym durnym inżynierem trzeba pogadać, ale powoli. Tang usiadłna swoim miejscu, zmierzył Zina wzrokiem i wyciągnąłz kabury pierwszy pistolet. Pokazałgo Zinowi i odstawiłna blat. To samo stało się z drugim pistoletem, a potem z długim sztyletem, z tym, że jego wbiłw blat. A potem krótszy nóż. I taką kolekcję broni ukazał Kodbarowi* No wiec zasadnicza rzecz, czy ty kurwa masz żałobę? Chyba tak. Druga rzecz? Co ty odpierdalasz? *Wskazał kciukiem na tą kobietę, którą podrywał* Honoru nie masz i godności? Po trzecie, jak tak mozesz zarywać do innej mając  wgłowie Temenę? Albo juz jej nie masz? Albo Varienka. *Teraz wychyliłsię przez stół i chwyciłZina za ubranie, przybliżył do swojej twarzy i zacząłmówić bardzo wyraźnie* Widziałem jego spopielone zwłoki, zadręczałem się godzinami, że nie uratowałem twojej rodziny, a TY KURWA ROMANSUJESZ?! POJEBAŁO CIĘ?! MAM SIĘ ZABRAĆ ZA CIEBIE?! Więc dorośnij Zin kurwa, dorośnij! *I pchnąłgo na krzesło samemu siadajac ze złością i zajmując się swoją kolekcją broni ,zerkajac gniewnie na Kodbara.*

Marina - 2010-06-20 20:33:25

/ Puszczam kolejkę, najpewniej odpiszę jutro. /

Zindarad - 2010-06-20 20:45:33

Wtedy do Zina dotarło wszystko. Wyobraził sobie zwłoki swojego syna, swojej żony. Tak nagle o nich zapomniał, a przecież tak nie można. Zin oparł się o stół i głowę schował w swoich dłoniach. Zrobił się czerwony jak burak. Było mu wstyd za siebie. Dobrze, że Tang w porę się za niego wziął. Przynajmniej Zin się poprawi. Pociągnął nosem, w końcu poderwał łeb do góry. W oczach kręciły się łzy. W końcu wypalił.
-Ty kurwa nie wiesz jak jest mi ciężko. Ten pierdolony statek to nie tylko dla Viriny, ale też dla Temeny i Varienka, coby imperium nie spaliło już żadnego domu i rodziny razem z nim.-Wylało się teraz z niego wszystko, co męczyło go przez dłuższy czas. Trzeba zapytać Tracyna i Brexa co tak naprawdę działo się przez te dwa tygodnie w hangarze, bo nikt jak na razie nie wiedział jak szła tam praca.-I wiesz co Ci jeszcze powiem. Byłem skurwielem. Mówię to otwarcie, bo mam tego stanowczo dość. Kawał chuja ze mnie był, a to wszystko przez te pierdolone kredyty.-Powiedział. Skrzywił usta i twarz znowu skrył w swoich dłoniach, coby nikt nie widział, że Zin płacze.

Tangorn - 2010-06-20 20:52:21

*Tang był w końcu nieco zadowolony, ale to nie znaczy, że nie przestanie na niego naciskać, bo mu do łba trzeba wbić co powinien robić. Był jak wyrośnięte dziecko, którym trzeba się zająć... trochę brutalnie* Co im po jebanym statku jak ty na widok byle jakiej baby zapominasz o wszystkim, co? Jak tak ma wyglądać twoja żałoba to ty się za to w ogóle nie bierz... Byłeś i póki co nadal jesteś skurwielem, więc się opanuj do chuja *Warknął na niego nieco ciszej, ale i tak już zaczęli tak hałasować, że ich kilka osób usłyszy. Tang ze znudzeniem bawił się swoim sztyletem z beskaru, który należał do jego ojca. Zawsze go nosił przy sobie, nikomu go nie oddawał. Tym sztyletem też zabił tych skurwieli ze Straży Śmierci. Na pamiątkę ojca...* Kredyty to nie wszystko. Jeśli ktoś o tym wie najlepiej, to ja. Więc bierz się w garść do jasnej cholery i jak jeszcze raz zobaczę cię z inna kobietą, z którą romansujesz, to pokarzę ci czym jest Mandaloriański Krąg Bitewny. I zapewniam, po tym będziesz musiał spędzić miesiąc w bactcie*I Tang niestety, albo stety, nie żartował.*

Zindarad - 2010-06-20 21:05:54

Co on mógł na to poradzić. Jego ojciec był takim samym kobieciarzem, co Zin jednak on ani razu nie został przyłapany na zdradzie. Zin w tej kwestii jest równie nieporadny co z konstrukcją droidów. Zin spojrzał na Tanga. Otarł oczy, które jakby to określił, obecnie się strasznie pocą. Po chwili takiej ciszy odezwał się.
-Dobra. Już rozumiem. Jestem skurwielem.-Taki jakiś nietęgi głos ma Zin. W głębi duszy jednak mu się gotowało. Można rzec, że Tang obudził chęć zemsty w Zinie na nowo. Nie będzie to zemsta tak jakby to sobie każdy wyobrażał. Z zerowego wyszkolenia wojskowego Zin stanie się prawdziwym mścicielem i zacznie zabijać wszystko co się rusza. Wykorzysta swoje umiejętności, których nabył w dzieciństwie i w szkole. Konstruowanie jakiś ustrojstw, które będą denerwować Imperium sprawi dużo frajdy Kobdarowi. W wzmiankę o Kręgu Bitewnym Zin rzucił jedynie.-Aye, aye sir.-I zamknął się. Nalał sobie do szklanicy koreliańskiej i wypił jej zawartość do dna. A co. Nie będzie sobie teraz żałował.

Marina - 2010-06-21 09:26:35

Gdy chłopcy sobie poszli, a Marina została sama, poczuła się lepiej. Miała chwilę na to, by to wszystko ogarnąć. Ojciec zapewne wie, że statek leciał do Nar Shaddaa, więc prędzej czy później się tutaj zjawią. Teraz pozostało pytanie czy ma używać swojego prawdziwego imienia. Tego fałszywego na pewno nie. No, ale przecież nie była jakąś szychą, by tatuś miał za nią gonić przez pół kosmosu, więc wydedukowała, że przyleci, popyta, jakiś czas pobędzie, a jak jej nie znajdzie, to odleci. Czyli, nawiasem mówiąc, ma już święty spokój. To jednak nie zmienia faktu, że przez najbliższy okres czasu nikt nie może znać jej prawdziwego imienia. Tożsamość Mariny kryła się w jednej z kieszeni płaszcza i tylko ta rzecz była jedynym niepodważalnym dowodem na rzeczywiste istnienie jej osoby. Paląc papierosa i mając przed sobą do połowy opróżnioną już butelkę wody, wyjęła swoją fałszywą kartę przed oczy. Zapalniczka wprawdzie nie zdziała cudów, ale chociaż wypali imię i nazwisko, zaznaczy to na czarno. To, na chwilę obecną, powinno wystarczyć. Bo przecież dowodów tożsamości się nie wyrzuca.
Marina spojrzała kątem oka na tych dwóch imbecyli. Dostrzegła porozstawianą broń na ich stoliku i stwierdziła, że ten łuk, który ze sobą ma, z pewnością nie wystarczyłby w zwartej walce. Ba! Łuk, nawet ten tradycyjny, w ogóle nie nadaje się na jakiekolwiek użycie w zwarciu. Dla niego trzeba przestrzeni, odległości, celu... Dziewczyna otrzęsła się jednak, wzięła butelkę, wypaliła papierosa w popielniczce i wstała. Następnie skierowała swe kroki w stronę Mando i Zina. Niech no chociaż Mandalorianin będzie miał sensowne informacje na temat tej planety, bo kolejnych głupot na pewno nie będzie chciała słuchać. A kilka drobnych, pożytecznych wiadomości czasem się może przydać.
- Mam nadzieję, że panom nie przeszkadzam. - Powiedziała zdecydowanie, siadając naprzeciwko nich. - I, jeśli mają panowie jakieś sensowne informacje na temat tejże planety, to chętnie posłucham. - To zdanie, które wypowiedziała było raczej skierowane do Mando niż do Zina. Zdecydowanie wolała porozmawiać z tym pierwszym mężczyzną, niż drugim. Wydał jej się bardziej sensowny, a osobom po pijaku nie należało ani ufać, ani wierzyć.

Tangorn - 2010-06-21 10:09:19

Noo... doszliśmy do porozumienia *Dalej się bawił sztyletem i wycierał go o materiał płaszcza podróżnego. Spoglądał dalej podejrzliwie na Kodbara, bo ten miał różne durnowate pomysły i o ile gdy pracował w WARze to było użyteczne (zrobił kilka niezłych zabawek, które uratowały shebs Sigmom) to o tyle tutaj to sprawiało kłopoty* Masz się wziąć w garść, znajdź jakieś rodzinne zdjęcie kurwa, zostaw je sobie i jak następnym razem zobaczysz jakąś kobietę, to je wyjmij i gap się w nie, póki twój fiut przestanie wywierać presję na twój mózg *No to dał mu poradę życiową. A jego potwierdzenie odnośnie kręgu bitewnego zignorował, bo biedak nie wie co to jest. Tang już się zaczął zastanawiać, czy nie zabrać się za tą przyniesioną butelkę, ale pojawiła się ta kobieta, do której Zin zagajał, wiec od razu zbeształ go wzrokiem z przekazem "Ani mi się kurwa waż!" po czym wychylił się lekko z krzesła i z lekkim trzaskiem wbił sztylet w blat stołu. Ostrzeżenie dla Zina, a potem już się zajął tą kobietą* Jeśli nic o tym księżycu nie wiesz, to radzę się stąd wynieść. Tutaj nie ma władzy, są tylko gangsterzy, połowa populacji to przestępcy, członkowie gangów, mordercy, przemytnicy, łowcy nagród a reszta to emigranci, pijacy albo niewolnicy. Idziesz ulicą, patrz wszędzie, bo za marne 10 kredytów mogą wbić ci nóż w plecy. A na dolnych poziomach to za niewątpliwie ładną buzię zgwałcą cię a potem sprzedadzą w niewolę. Zajebista perspektywa, więc sugeruję trzymanie się górnych poziomów, tutaj jest w miarę bezpiecznie. *Tang chrząknął, w tych sprawach to on był dosyć rzeczowy a Nar Shaddaa nieźle znał, co prawda ostatnio tu nie bywał, ale kiedyś nawet tu mieszkał przez kilka miesięcy, pracował dla gangsterów więc wie jak to wygląda.* Szukasz roboty radzę rozejrzeć się w kilku kantynach, tam z reguły wywieszane są propozycje dla amatorów. Profesjonaliści sami wiedzą, gdzie szukać roboty. Co jeszcze? Hotel polecić? Uzdrowisko? Jak nie jesteś twardą "dala" to radzę po prostu stąd odlecieć, jest wiele miłych, sielskich planetek... nudnych jak chuj, ale bezpiecznych. *I na Zina wymownie zerknął, by ten niczego nie próbował.*

Zindarad - 2010-06-21 20:35:06

Zin poderwał łeb i zobaczył kobietę, którą kilkanaście minut wcześniej próbował poderwać. Spojrzał na nią na chwilę, ale zamknął oczy, by ujrzeć Temenę i Varienka. Ujrzał ich, widział w ich twarzach żal i zawód, gdyż Zin nie potrafił być prawdziwym mężem i ojcem. Wiedział, że Tang go zabije, jeśli ten znowu zacznie rozmawiać, ale ona była nowa, trza było jej pomóc, a Zin znacznie lepiej zna Nar-Shaddaa niż ta łysa pała. Myśli w głowie mu się kłóciły. Odezwać się czy nie odezwać się. Podrapał się nerwowo po głowie i doszedł do wniosku, że Tang go nie skarci, jeśli on po prostu normalnie do niej zagada. Wziął głęboki oddech. Najpierw jednak wyciągnął papierosa, odpalił go. Zaczął go powoli palić. Wziął kilka zdrowych machów i w końcu.
-Nar-Shaddaa. Jak chcesz tu przeżyć musisz poznać schemat myślenia wszystkich tych debili. Schemat ten jest bardzo prosty. Wypić, zjeść, zapalić. Ewentualnie zaspokoić potrzebę w toalecie, bo oni to zazwyczaj szczają na mur, nie Tang?-Spytał go i pozwolił sobie na lekki uśmiech.-Jak chcesz nocleg, to podejdź do lady. Poproś Ael i pewnie przygarnie Cię na kilka dni. Dobra dusza z niej, nikogo nie zostawi bez pomocy. Fumbora sobie odpuść, to idiota.-Stwierdził jakże odkrywczo.-Robota...Na górze zazwyczaj siedzi trandoszanin o ksywce Baniak. On szuka amatorów mocnych wrażeń, zgrywa wielkiego gangstera, ale wszyscy mają go za ciotę. W sumie to zawsze jakiś punkt zaczepienia. Ponoć nie płaci za wiele, ale na podstawę wystarczy.-Po udzieleniu tych wszystkich informacji, Zin się zamknął kontemplując nad palącym się papierosem.

Jenathaza - 2010-06-21 20:45:52

*O kantynie „U Temany” w jego kręgach mawiało się raczej ciepło. Na Nar Shaddaa zaś z racji specyfiki planety teraz pojawiali się często. Był to niejako punkt spotkań miedzy Przymierzem a  tymi, którzy pracowali dla nich, ale nie wiedzieli dla kogo. Szczegóły zaś przybycia ów gościa, który za chwile wejdzie do kantyny zastawny spowite w całunie tajemnicy. Dla zdrowia waszego i naszego, bo ma się tylko jedne.
Wracając do wcześniejszego toku myślenia: jako ze był raczej rządny poznawania szczegółów, ciekawski i przez to trochę dociekliwy, dobrze wiedział kim rzeczona Temena jest/była. Teraz jednak kantyna należy do kogoś innego, ale w lokalne sprawunki już nie będziemy wchodzić, ograniczmy się do wejścia w progi przybytku.
Gdyby tylko chciał, wejście miałby tak efektowne, ze nie byłoby głowy która by na niego nie spojrzała. A tak…
Kiedy wszedł – nie wiadomo. Nagle ponad głowami tłumku przy drzwiach pojawiła się inna głową. Masywny gadzi łeb, szerokie, umięśnione szczeki, w tym dolna dłuższa o centymetr. Łuski czarne jak noc łączące się z brunatnymi na pysku, porośniętym zarostem niczym drutu. Głęboko osadzone oczy były kwintesencją zieleni. Kiedy wyszedł zza tłumku i skierował się do baru, można było podziwiać wręcz nieprawdopodobnie wielkie, umięśnione ciało. Czarna skórzana kurtka szyta z cała pewnością na miarę i tak trzeszczała na mocarnych ramionach. Kulał na lewą nogę. Za nim wił się umie śniony ogon. Po prostu olbrzym. Kierował się do lady, nie zwracając uwagi na nikogo, i na nic*

Marina - 2010-06-21 20:55:08

Marina skrzywiła się nieznacznie, ledwo zauważalnie. O ile Tang robił tutaj za straszydło, o tyle Zin powiedział jej więcej sensownego. Zresztą, czy ona była na tyle głupia, by przylatywać akurat tutaj i kompletnie nie wiedzieć, co to za miejsce? Owszem, wiedziała jakie tu panują realia, jak inni obnoszą się z danymi osobami, ale bez przesady. Bardziej jej odpowiadała taka Nar Shaddaa niż Couruscant. W międzyczasie jak obaj panowie mówili, Marina popijała tą swoją swoją wodę z butelki. Można powiedzieć, że podczas rozmowy czujnie na nich patrzyła - liczył się każdy gest, każda mimika twarzy, każde słowo. Na tym to właściwie polegało. Skrytobójca jest jakby szpiegiem. Bo, jakby nie patrzeć, nie ograniczało się to wszystko tylko i wyłącznie do strzelania z luku. A to, że mogła uzyskać cenne dlań informacje, bardziej ją wyczuliło. Zresztą, kiedy człowiek ma zajmujące zajęcie, zapomina o wszelkich troskach i bólu.
- Uzdrowisko i hotel w jednym to może dla Ciebie - Odrzuciła Tangowi prawie, że bezczelnie. A jakby się jeszcze czepiał jej języka, to ona już wie, co mu odpowiedzieć. Nawet się nie uśmiechnęła - a powinna? - kiedy Tang wspomniał jej o gwałceniu z powodu ładnej buzi. Był to zarazem jakby komplement, ale i przestroga.
- Z noclegu i roboty pewno skorzystam. - "Od czegoś się w końcu zaczyna", przemknęło jej przez głowę. Przecież nie musiała im wszystkiego mówić. Kiedy Zin zapalił sobie papierosa, jej też się zachciało. W końcu był to jej jedyny nałóg, którego nie mogła się pozbyć. Machinalnie sięgnęła do kieszeni płaszcza, a po chwili papieros już miała w ustach. Odchyliła niego głowę do tyłu, kierując oczy w sufit. Najwyraźniej się zamyśliła.

Tangorn - 2010-06-21 21:04:44

*Gdy odparła nieco bezczelnie to się uśmiechnął leniwie, co prawda widać było, że charakterek miała, lubił w sumie kobiety z charakterem, a nie jakieś miłe i uczynne dżedajki, jak to Zinuś ostatnio (tak, jemu to długo będzie po głowie chodzić), no ale też nie do przesady, bo taka Temenę sam by zastrzelił.* Byłem w takim jednym, Kamino się nazywało, raz a więcej nie, przereklamowane, słońca za mało. Nawet się kurwa nie opaliłem *Mruknął ironicznie i na Zina zerknął znacząco. Gadać normalnie to może, rady dawać, ale niech nawet nie myśli o podrywaniu. Bo na prawdę mu coś odstrzeli. Co jak co, ale jego gróźb to lepiej nie lekceważyć. Zrelaksował się na swoim krześle i zerkał na resztę gości* No Zinuś, mądrze gadasz. Ale Baniak to kiepskie miejsce startowe, sugeruję knajpę "U Rampiego" na Średnich poziomach. Niezłe oferty pracy z różnych branż... i alkohol przedniej klasy podają. A czym się w ogóle zaj... kurwa, znam ten łeb. *Tang się nagle wyprostowała jego wzrok zbystrzał od razu, szukając w pamięci podobieństw. Jego uśmiech powoli się rozszerzał.* Jena, ty stary di'kucie *Wstał zaraz z miejsca i ruszył tam, ale przy Zinie się zatrzymał* Miej oko na moje zabawki, bo połamię ci rękę. I pamiętaj co ci powiedziałem, jasne? *No i ruszył przez tłum, torując sobie drogę do Mavhonica, a gdy się znalazł przy nim to rzucił wesoło* Twoją mordę to bym poznał i z odległości mili. Co tu robisz stary druhu? *No tak, Tang nigdy się nie zmieni.* Jeśli na nikogo nie czekasz to do stolika zapraszam *No i też swoją rękę mu podał. Trzeba się przywitać odpowiednio.*

Zindarad - 2010-06-21 21:16:50

No właśnie. Zgodnie z poleceniem Tanga i jego rodziny, która jakby przemawia do niego z zaświatów, Zin tylko mówił rzeczy istotne, rzecz jasna...dopóki jego sumienie przestanie na niego tak działać jak dajmy na to teraz. Pokręcił łbem i zanim Tang odszedł od stolika to odrzekł mu.
-Ja nie powiedziałem, że dobre tylko zawsze to coś. Ja mówią mówią na Alderaan. Lepszy grzyb na stopie, niż gówno nefra na głowie.-Pozwolił sobie drugi raz na uśmiech. Podrapał się po głowie.-W sumie jak chcesz porządną robotę. To lepiej pojechać do Cielesnych Rozkoszy...tam same grube ryby siedzą. Dobrze płacą-Zin coś o tym wiedział.-i znają się na tym co robią. Nie to co Baniak.-Powiedział do niej i upił łyk koreliańskiej. Odwrócił się, by spojrzeć do kogo tam Tang pognał. Ujrzał wysokiego gada, którego skądś kojarzył. Przyjrzał mu się. Taaak. To ten oficer z Obrońcy, którego Zin miał okazję poznać. Bardzo miły facet, pomimo swojego topornego wyglądu. Później wrócił do pilnowania zabawek Tanga. Nóż to on sobie tylko kojarzył z narzędziem kuchennym i narzędziem używanym przy metodzie obróbki skrawaniem. To wszystko.

Jenathaza - 2010-06-21 21:20:58

*Nim jednak Tangom rozpoznał jego mordę, jak to się wyraził, Jena wcześniej jeszcze zdążył dobić do lady. Może to zaskakujące być, ale beż żadnego rozpychania się, zdecydowanie wystarczała mu taka przestrzeń, która zajmował. Dotarłszy do lady pozwolił swoim wielkim dłoniom oprzeć się o blat. Raz nawet obejrzał się w bok. Masywny łeb odsadzony na równie masywnym karku poruszał się ruchem harmonijnym, wywarzonym, wprawiając przy tym w  ruch gruby warkocz spleciony z czarnych, posiwiałych włosów, który sięgał mu aż poza nasadę ogona. Kiedy Pierwszy raz zdało mu się, ze słyszy znajomy glos, i nastawił ruchomych uszu, podano mu zamówienie, za które podziękował uśmiechem bez pokazania zębów i od razu zapłacił. Mimo postury i wzrostu liczącego 207cm, nie odstraszał powierzchownością. Uśmiech miał miły, spojrzenie łagodne, inteligentne, a  kiedy padło na Tanga – także wesołe, choć ten błysk rozpalał się przez chwilę którą można nazwać niedowierzaniem.*
Galaktyka jest tak mała, że można dostać odcisków… *odparł na zagajenie Tanga. Bardzo mocny, głęboki bas, wręcz pomrukujący, kiedy tchnął  tą wypowiedź uśmiech szeroki na cały pysk, tak ze zademonstrował pełne uzębienie masywniejsze niż rogi zabraków. Odstawiwszy zamówiony napój zgarnął Tanga na wysokości szyi zgiętym ramieniem o muskułach jak Tanga łeb, i przytulił po przyjacielsku, wyrażając tym samym swoją autentyczną radość ze spotkania. Zaśmiał się nisko,, basowo, ale bardzo czysto. Szybko puścił Fiala*
Przysiądę się z radością, mój stary przyjacielu. Jestem tu … już prywatnie
*czyli załatwił co ma załatwić i już nic go nie wiąże aż do powrotu*

Marina - 2010-06-21 21:30:32

Właściwie to nawet nie zauważyła, kiedy Tang odszedł od stolika. Przez chwilę zdawała się być zupełnie nie w tym miejscu. Dym z jej ust leciał, jak się dało. Gdy paliła szybko, to oznaczało to, że jest trochę podenerwowana. Tylko tak mogła wyrazić swoje uczucia. Bo, szczerze mówiąc, nie za bardzo była uczuciowa w stosunku do innych.
- Z pewnością pójdę do Cielesnych Rozkoszy... - Była to raczej odpowiedź z politowaniem niż na poważnie. W ogóle to całe szczęście, że Tang sobie poszedł, bo przynajmniej nie musiała mu odpowiadać i kłamać, czym się zajmuje. Niespecjalnie się z tym obnosiła, a jak na razie nie miała ochoty na wymyślania sobie przybranych zajęć. W tej krótkiej chwili, jak swój wzrok skierowała na Zina, by mu odpowiedzieć, jej szare oczy na chwilę zatrzymały się na jego niebieskich tęczówkach.

Tangorn - 2010-06-21 21:38:19

W istocie jest mała *Objął oczywiście przyjaciela, bo w końcu myślał, że nie żyje, choć ostatnio gadali ze sobą, ale to dawno temu było. A gdy już wzajemna porcja czułości minęła to spojrzał mu w tą gadzią twarz i uśmiechnął się szeroko. Każdy z nich wyglądał trochę gorzej, chociaż Tang i wtedy tez nie najlepiej się prezentował.* Nie tak łatwo się nas pozbędą, co? Siedzę sobie przy stoliku z tym inżynierem Kodbarem, pamiętasz dziada? Za przyzwoitkę mu robię... z nożem w ręku. Wiesz, słynna Mandaloriańska delikatność. *O ich "delikatności" to krążyły już legendy. Część to wyssane z palca były, ale niektóre nawet prawdziwe* No to idziemy, napijemy się razem, powspominamy... *Zarzygamy coś razem. Czyli jak za starych dobrych czasów. I ruszyli do stolika, ale teraz trochę wolniej, bo się rozpychali obaj*

Zindarad - 2010-06-21 21:50:11

-W sumie to niezbyt dobry pomysł jest. Baniak nie jest zły, podobno. Nie pracowałem dla niego, nie ten fach. Inżynierka to nie jego działka.-Powiedział z lekkim uśmiechem. Tang jak zawsze uważał, że zawsze wie lepiej. Znał kilku takich, co pracowali dla Baniaka i nie narzekali. Później się wybili z tego bagna i zostali najemnikami i większych szych. Wystarczyło ino dobrze zagaić. Zin upił łyk koreliańskiej. Zaciągnął się papierosem. Spojrzał się na Tanga i Jenę.-Wiem, wiem kto to jest.-Przypomniał sobie i lekko się uśmiechnął. Później spojrzał na zabawki Tanga. Postanowił, że chwyci za blaster i obejrzy go sobie dokładnie. Ujął go zatem w dłoń i oglądał. Zin lubił broń. Rzecz jasna nie po to by z niej strzelać, ale po to, by ją podziwiać, pooglądać. Był dość dziwnym człowiekiem. Wystarczyło spojrzeć na jego idiotyczną fryzurę...

Jenathaza - 2010-06-21 21:52:02

*Trochę gorzej, o tak… Jena bardzo rzadko bywał nieogolony, ale teraz spędził na Nar Shaddaa kilka dni i nieszczęśliwie kosiarka mu wysiadła, bo maszynką to on może się najwyżej popieścić. Choć ogólnie nie wyglądał bardzo źle. Gorzej niż za republiki, owszem, bo nawet na jego twarzy, tak niepodatnej na ząb czasu widać było zmęczenie, i nawet zmarszczki wokół oczu. Ale nie pozwalał sobie na zbytnie obniżenie poprzeczki. Nienaganny, schludny ubiór z tak zwanym smakiem, dobre perfumy, poczesane włosy, żadnej tam „wczorajszosci” na obliczu.
Strzelił zielonym spojrzeniem w stronę stolika przy którym wcześniej zasiadywał Tangorn. Uśmiechnął się do Zina*
Pamiętam, Tang, ale chyba… hmmm… chyba jak bym ci poopowiadał tak szerzej, to bardzo by ciebie zainteresowało, ale w skrócie: otóż ja się niedawno  panem Kobdarem widziałem. Dzięki niemu miała miejsce tamta nasza rozmowa holo.
*Ale co wtedy gadali o Zinie, to Jena nie pamiętał. Pamiętał co tang mówił o sobie, o synach, klanie. Ale o Zinie tnie pamiętał za wszystkie skarby galaktyki i może to i lepiej.*
Hmmm… a po co, czystość ślubował na godło Twojego klanu? *I zgarnąwszy ze sobą swój kufel, który mu cały w dłoni znikł, ruszył spokojnie za Tangiem*

Tangorn - 2010-06-21 22:03:36

*Na obliczu Tanga to i "przedwczorajszość" widniała. On za bardzo o wygląd nie dbał, miał już swoje lata, zgorzkniał, jedyne co dobrego w życiu go spotkało to jego synowie - klony, których przygarnął. Rashaf też gdzieś tu był, jego też przygarnął. Ale on da radę, a jak nie to ma wzywać pomoc, żadnych heroicznych czynów. I tak przepychali się ku stolikowi* No pamiętam, pamiętam. Ale już bez szczegółów... potem możemy u mnie na statku się zamelinować i powspominać. Sporo tego by było. *Wiadomo, własny frachtowiec najlepszy jest bo jest pewność, że nikt nie podsłucha nieproszony. Tang w tej materii zawsze ostrożny był* Co? A nie... potem opowiem, to niezbyt miła historia *Nie chciał za plecami Zina go obgadywać. Może potem wspomni mimochodem, jak streści wydarzenia z Mandalore. Bardzo złe, odcisnęły na Tangu swoje piętno. Ale on to już w ogóle chyba był nawet przerzuty przez Rancorna... W końcu dotarli do stolika, Tang krzesełko dostawił a sam też siadł na swoim i zerknął na Zina* Tee nie baw się, bo kupę forsy kosztowały, rzemieślnicza robota *Jena ten zestaw broni na stole na pewno zna, nóż myśliwski, sztylet ojca Tanga i dwa bliźniacze blastery* Zinuś, pamiętasz Jenathazę Mavhonica, co? To Kodbar jest a to... nie wiem, jakaś nowa na NS i o porady pytała *Się chyba nawet nie przedstawiła, więc trochę marginalna osobowość. Tang od razu po butelkę sięgnął, szklankę swoja uzupełnił i Zinusia* Takie spotkanie oblać trzeba, nawet Imperium nas nie powstrzymało! *Tang wyraźnie poweselał i stał się bardziej przyjazny. Taka już dwoistość natury Mando, przy obcych skurwiele a przy znajomych to serdeczni przyjaciele*

Marina - 2010-06-21 22:18:56

Dziewczyna zignorowała odpowiedź Zina. Dla niej liczyła się jedna tylko informacja: że mogłaby od czegoś zacząć. Bo u szychy to ona by się zesrała z powagi sytuacji raczej. W momencie, jak Zin zaczął się bawić tymi zabawkami Tanga, a potem przyszedł kolejny gość do stołu, dziewczyna wstała. Wzięła pustą butelkę po wodzie i właściwie to chciała odejść bez zbędnego gadania, słowa, pożegnania. Nie czuła jakiekolwiek potrzeby tłumaczenia się. Osobista kultura wymagała jednak chociaż powiedzieć "Cześć", co tez uczyniła. Potem zniknęła w tłumie, by za kilka minut znów znaleźć się przed ladą. Tam też oddała butelkę i poprosiła i zapytała o wspomnianą przez Zina Ael.

Zindarad - 2010-06-21 22:30:49

Siedział tak i oglądał broń Tanga. Prawdziwe arcydzieło. Wspaniale leży w dłoni. Istny majstersztyk. Zin nie był rusznikarzem, toteż lepiej by tego nie zrobił i wolał nic nie wspominać o jego pracy w BlasTech, bo tam to on zajmował się bronią większego kalibru. Podrapał się po głowie i wystraszył się, gdy Tang się do niego odezwał. Wypuścił broń z rąk, lecz w porę ją złapał. Odetchnął z ulgą. Odłożył grzecznie broń i chwycił za szklaneczkę.
-Już nic nie dotykam.-Powiedział do niego i lekko się uśmiechnął, zachowując jednak przy tym zdrowy umiar. Spojrzał na Jenę. Oczywiście, że go pamiętał. Upił łyk ze szklanki. Wstał i wyciągnął ku niemu swoją prawicę, która wyglądała jak mrówka w porównaniu do jego łapska.-Dobrze pana znowu widzieć.-Wyszczerzył zęby lekko. Był mocno podpity, nawet nie zorientował się, że Marina sobie gdzieś poszła. Nie poznał nawet jej imienia, chociaż może to i lepiej.-Co słychać?-Spytał Jenę. Nie znał go za dobrze, ale cieszył się, że go zobaczył. Ot, wydawał mu się bardzo przyjemnym jegomościem.

Jenathaza - 2010-06-21 22:35:22

*Niech nie narzeka zgrzybiały Fibal na lata. Jena był w  podobnym wieku. To wcale nie jest dużo, jeszcze przed nimi piękne…. Hmmm… „dziadostwo”?*
Jestem za *odparł zanim jeszcze do stolika dobili.
Siedzącym przy nim natomiast ukazana była rosnącą w miarę zbliżania sylwetka olbrzymiego gapowatego jegomościa nieznanej rasy. A może znanej, ale tak słabo, ze właściwie nie wiedział o nich nikt prócz zawodowych antropologów w tytule doktora.
Na widok noża na stole tylko uniósł nieznacznie  górę kącik pyska w lekkim uśmiechu, jakby do jakiegoś zamglonego wspomnienia które czai się na skraju świadomości. Gdyby ktoś zapytał – na pewno Mavhonic podzieliłby się anegdota na temat tego przedmiotu. Przedstawiony Zinowi po raz kolejny, a  może tylko przypomniany bardziej, uśmiechnął się tym swoim charyzmatycznym sposobem, po prostu ciepło, przecząc jednocześnie temu, ze na tak pozornie odpychającym pysku cos takiego może się wymalować. Mięśnie bowiem miał na szczęce jak niektóre szczupłe rasy na ramionach.
Wyciągnął rękę do Zina w zwyczajowym męskim geście powitania, oczywiście wcześniej uwolniwszy ja od swojego kufla, uścisnął rękę w sposób nie narażający jego kosci na żaden uszczerbek. Naturalnie nie było to tak jak zwykł robić, bo pochodził z  tej mniej chamskiej części galaktyki. Tang powinien najpierw przedstawić kobietę. Ale przedstawił potem, w sumie jak na Tanga to nawet całkiem kreatywnie – nowa na Nar Shaddaa.
Jak już Zinowi prawice uścisnął, zawiesił spojrzenie o barwie głębokiej zieleni na obliczu kobiety. Nie znal jej, bez dwóch zdań, ale nie wykluczało to wykonania lekkiego skłonu i podania ręki – no ale tego nie zdążył, uciekła im. No cóż, jej wola, chociaż Jena by wolał, by siedziała, taki antychamski odsiew – bo trochę przy kobiecie jednak wstyd, a  tak? Oj, bardzo swojsko* Jena Mavhonic, milo mi *przedstawił się samodzielnie. Skoro już Tang zwerbalizował jego miano, to co będzie udawał ze nie słyszał. Może nie ustrzeli. A jak ustrzeli to trudno – dzień zwolnienia i znowu do roboty.*
A zależy gdzie ucho przyłożyć, panie Zinie *pamiętał, żeby Zindarad nie mówić, bo go to denerwuje. Za to Jena lubił gdy nazywało się go pełnym imieniem, ale to tortura innych zmuszać do łamania języka* czemu nie z narzeczoną? *zapytał w dobrej wierze z serdecznej ciekawości*

Tangorn - 2010-06-21 22:44:25

*No ale jak nie znał to jak ma przedstawić? Więc na końcu ją sobie zostawił, ale poszła. W sumie to i lepiej, bo po pijaku to on dużo rzeczy gadał, jeszcze by się przestraszyła, ale skoro szpiegiem podobno jest, to by się wielu ciekawostek dowiedziała. Jeśli nie padłaby z nudów, gdy to Tang zacząłby wspominać lata swojej świetności... ech piękne czasy. Teraz to nawet "dziadostwo" mu nie przynosiło perspektyw... przez Imperium.* Ekhm... Jena, porzućmy ten teren tak stabilny jak bagno. *Rzucił od razu znaczące spojrzenie Zinowi i uniósł swoją szklankę pełną koreliańskiej. Tak, Tang już wstawiony, wiele mu nie trzeba, więc Jena spokojny może być... chyba. O ile Mando nie padnie na mózg żeby się bić* No Jena przychylam się do opinii Zina, co słychać? O ile możesz mówić *Uśmiechnął się znacząco, bo co nieco już słyszał o jego nowej robocie, więc pewnie to tajne jest, a Tang aż taki ciekawski nie był.*

Zindarad - 2010-06-21 22:52:36

Dobrze pamiętał, że Zin nienawidził swojego imienia. Do tej pory ma do swojej matki żal o to, że wybrała mu tak paskudne imię, stąd wolał wszelakie ksywki i zdrobnienia, które mu wymyślono. Inżynier nadal stał. Skoro wszyscy stali, to nie wypada usiąść przed nimi. No cóż. Czysta grzeczność, której nauczył go ojciec. Jednak Zin w głębi duszy jest dżentelmenem, ale bardzo dobrze to ukrywa. To pewnie przez jego dziwny charakter. Zaśmiał się z żartu Jeny, a gdy ten zadał pytanie o narzeczonej, Zin zaczął się zastanawiać czy chodzi mu o jego żonę Temenę czy o dżedajkę Virinę. Narzeczona...Taaak. Pewnie chodzi o Virinę. Lepiej, gdyby o Temenę zapytał, wtedy powiedziałby po prostu, że przeżywa żałobę z nią związaną, a teraz został zastrzelony. Co ma powiedzieć? Że ją sprzedał największej rybie na tym księżycu? Musiał go jakoś zbić z tropu.
-Załatwia bardzo ważne sprawy.-Wyjaśnił mu. Miał tak przepity głos, że nie dało się rozróżnić czy kłamię czy mówi prawdę. Spojrzał na Tanga w stylu "Błagam kryj mnie i wymyśl coś..."

Jenathaza - 2010-06-21 23:05:08

*Po tych wszystkich wymianach grzeczności delikatnie, by nie rozwalić krzesła, spoczął na nim przy stoliczku dwóch mniej lub bardziej zawianych panów. Natychmiast spojrzał ten na Tanga, wymownie, ale nie pytająco. Jena nie był najlepszy w znaczących spojrzeniach. Miał raczej otwarty przekaz, ale za to bardzo dużo taktu. Coś tam o czym nie chcą mówić, po prostu. Uśmiechnął się pojednawczo i zapomniał o temacie*
Mogę mówić, niedawni słyszałem opinie, iż mam bardzo ładną dykcje i kreatywny styl wysławiania, wiec mogę mówić, i powiem *oczywiście nie o robocie. Pogada, pochodzi naokoło. naokoło robocie najwyżej prywatnie, w statku. Choć Zin wiedział, i to na niego raz nawet zerknął  taki sposób… dziwny.
Nawalony to wiadomo co zaraz zacznie wspominać?
Poprawił się na krześle, westchnął, wziął nóż Tanga i teraz on bawić się nim zaczał*
Niedawno, właściwie to dni kilka temu w końcu odnalazłem Senemedarkę. Po trzech latach… *bo nie było go w domu podczas wojny. Nie widywał się z  rodziną* Kończy prawo. Kalet nie studiuje, był w  wojsku za republiki, Tang pamiętasz go. Uciekł po zakończeniu wojny i ukrywa się po galaktyce, nie do namierzenia. Mam też dwoje wnucząt, na Naboo mieszkają, w nadmorskiej miejscowości rybackiej, Sedit robi na łajbach… dziewczynki są u rodziny na drugim końcu galaktyki… *westchnął. Ostrze noża wbił sobie  palec* Iliani nie żyje… zmarła na atak serca po… mojej śmierci. Niedawno się dowiedziałem od córki

Tangorn - 2010-06-21 23:14:56

*A Tang? On już siedział, bo jak mu Seco wypominał u niego z kulturą i obyciem to krucho, chociaż już kiedyś jedna kobieta próbowała to zmienić, ale dzieje tego były na prawdę dziwne. I to też nieco nieprawdopodobne, więc lepiej, by Tang o tym po pijaku nie wspominał.* No to z dykcją czy bez, gadaj a nie pierdol. *Szczere zachęcenie do rozmowy. Tanguś wypił swoją porcję koreliańskiej i zerknął na ten nóż myśliwski. Z beskaru, pamiątka po swoim pierwszym udanym, samodzielnym polowaniu. Stary już był, ale nie tak stary jak sztylet. Przekazywany z ojca na syna... Elementy pancerza podobnie. Rzadko które nowe były. A co do wspomnień Jeny to Tang lekko się skrzywił, odstawił szklankę i poklepał przyjaciela po ramieniu* Przykro mi z powodu straty żony. Każdy kogoś traci, ale przynajmniej dzieci całe i zdrowe. Gratuluję też wnucząt, ja się chyba ich prędko nie doczekam *Uśmiechnął się znacząco do niego, bo klony raczej w tych tematach nieobeznane i trochę... powolne. Chciałby mieć wnuki, by się z nimi bawił, pomagał przy wychowaniu... ale jego synowe to by musiały być porządne, bo byle komu nie da skrzywdzić jego synów. Tang wbrew pozorom bardzo kochał swoją rodzinę, niezwykłą bo niezwykłą, ale rodzina. Aliit iru'shya tal'din - Rodzina to więcej niż krew, jak mawia stare Mandaloriańskie przysłowie* A za ich przyszłość warto wznieść toast. *Kto wypił to miał już teraz uzupełniony trunek w szklance a jak toast był to i wypił Tang wszystko, spijając się coraz bardziej*

Zindarad - 2010-06-22 20:01:27

Na wzmiankę o stracie żony Zin znowu pogrążył się w zamyśleniu. Przynajmniej on nie jest sam w tej sytuacji. Zawsze to jakieś pocieszenie. Upił łyk koreliańskiej. Nie miał ochoty dalej pić. Jeszcze tutaj stół zarzyga i dopiero będzie. Ael będzie miała więcej do sprzątania, Zin bardzo ją lubił. Ona zawsze taka uczynna była. Warto było z niej brać przykład.
-No tak, każdy kogoś traci.-Stwierdził. Jego wypowiedź nabrała bardzo osobistego brzmienia. Tak jakby mówił o samym sobie. Zin jakiś dziwny był. Pewnie picie z nim to nie był najlepszy pomysł. Jakiś taki poważny się zrobił. Nie dało się z nim normalnie pogadać. Jenie przynajmniej zostały dzieci, a Zinowi? Nic...dosłownie nic, do czego byłoby wracać. Inżynier podrapał się po głowie. Chwycił za szklanicę i rzucił.-Taak. To dobry toast. Za przyszłość.-Zin miał jeszcze wiele przed sobą. Przerobienie Kappy, może jeszcze jakiś inny pomysł wskoczy do Kobdarowej głowy i kolejna praca się będzie szykowała, ale skąd na to wszystko wziąć kredyty? Znowu kogoś sprzedać? Nie, nie, nie. To w grę nie wchodzi. Kobdar najprawdopodobniej będzie musiał sobie poszukać jakieś roboty, najlepiej na jakieś spokojniejszej planecie.

Moc - 2010-06-22 20:16:34

*Barman stojący przy ladzie odebrał od niej butelkę a gdy o Ael poprosiła to kiwnął głową i zniknął na zapleczu. Po kilku chwilach pojawiła się całkiem śliczna twi'lekanka i zerknęła na Marinę, po czym podeszła do niej spokojnie. Ten barman, który po nią poszedł wrócił zaś na swoje stanowisko i zaczął obsługiwać gości* Witaj, podobno chciałaś ze mną rozmawiać. O co chodzi? *Uśmiechnęła się do nieznajomej i spoglądała na nią w oczekiwaniu. Nie miała pojęcia kto to jest i czego chce, no ale skoro chciała rozmawiać to tu była*

Jenathaza - 2010-06-22 20:21:29

*Jego ręka sięgnęła po słownie zamówione piwo a palce chwyciły ucho, bo wsadzenie palca w ucho nie możliwe było z powodu rozmiarów jednego i drugiego. Uśmiechnął się lekko do obu. Nie wymuszenie, łagodnie, spokojnie, jak to Jena – twardy łeb, cielsko i charakter, co nie wykluczało naturalnie wrażliwości, która byłą w nim jakaś taka osobliwa, żołnierska.*
Dziękuje *odparł tylko i na tym zakończył smutny temat, a toast spełnił swoim kuflem. Odstawiwszy go mruknął przeciągle, i spojrzał na Tanga tym spojrzeniem, które powinien już znać: teraz coś powiem, ale będę chciał kiedys kontynuować na osobności, bo to ważne*
Lepiej niech teraz nie maja dzieci. Niech poczekają ten rok, dwa, aż uporamy się z  Imperium. To będzie świetny czas na wnuki *skinął łbem i uśmiechnął się. Zina tez zaczepiał wzrokiem, Obserwował jego metamorfozy ekspresyjne. Każdy kogoś traci, każdy musi z tym żyć…*

Tangorn - 2010-06-22 20:29:06

*No Zin to cholernie dziwny był, raz się cieszy jak dziecko, raz ma minę zbitego psa a raz to w ogóle jakiś nie do życia. I pij tu z takim. Niech się do cholery zdecyduje jaki nastrój mu pasuje a nie taka huśtawka jak u kobiet. To już wolał skupić się na Jenie, bo ten przynajmniej stały w emocjach, myślach i uczuciach, chociaż ta niestałość Kodbara miała swój dziwaczny urok* Póki co im to nie grozi, jeszcze nie ten poziom "zaawansowania" jeśli wiesz o co mi chodzi. Dopiero wkraczają psychicznie w fazę nastolatka... To będzie dla mnie apokalipsa. Pewnie nawalony codziennie będę *Roześmiał się cicho ale też spojrzał na Jenę osobliwie, bo wiedział o co mu chodzi, ale tutaj lepiej o tym nie mówić. Żołnierze tacy jak Jena czy Tang umieli porozumiewać się ze sobą bez słów, gra gestów i spojrzeń wystarczała.*

Zindarad - 2010-06-22 20:36:29

No niby miała, ale Zin teraz się tak zastanawiał. Pomimo stano mocnego upojenia alkoholowego snuł sobie plany na jutrzejszy dzień. Skoro tak ostatnio wszystko mu chujowo idzie, to lepiej zająć się tym, co idzie mu dobrze, jak nie wyśmienicie. Inżynieria. Tiaaa. Im szybciej skończy przerabianie silnika tym szybciej pójdzie z resztą. Bo reszta to pikuś (prócz pierdolonej elektryki). Zin po prostu dopił swój trunek i rzucił.
-Wiecie co wam powiem? Ja chyba pójdę do warsztatu i uderzę w kimono. Zjebanie się coś czuje.-Powiedział. Rzeczywiście. Jakiś taki blady na twarzy. Wyglądał na niewyspanego, zmęczonego. Worki pod oczami. Ciekawe co robił przez te ostatnie dwa tygodnie. Wystarczy spytać Brexa. On chyba najbardziej odczuł oznaki pracy z Kobdarem, który w tym wypadku jest bardzo pedantyczny do aż niemożliwego stopnia. Przejechał dłonią po twarzy i głośno ziewnął. Nie było sensu go tak trzymać na siłę.

Jenathaza - 2010-06-22 20:40:24

No to pilnuj ich, pilnuj, nie wiadomo kiedy to się stanie, będą wybuchać jak granaty. Propos – jaki ja znalazłem piękny karabin, Waylandzki, ręczna robota, snajperski… jest po prostu tym wszystkich co zawiera siew  broni by była sztuką. Cos niesamowitego *mówił łagodnym, cichym basem z niesamowita grą emocji, widać ta rzecz byłą naprawdę dla niego fascynująca, bo aż oczy momentami przymykał, no i można było bezpiecznie oddalic się na neutralny grunt* Pomyślałem, ze dam go A’denowi, twojemu „pierworodnemu”.
*Jena był zdania ze niektóre przedmioty nie pasują w czyichś rękach  w innych jak najbardziej. Karabin o którym mówił widać w jego wyobrażeniu leżał na A’denie jak ulał. A Mavhonic nie był skąpy, wiec nawet jeśli to antyk – to odda i się jeszcze będzie cieszył.
Potem podniósł głowę a jego ruchome uszka podniosły się czujnie*
No rzeczywiście, nienajlepiej panie Kobdar wyglądacie… jednakoż jednako ile się znam na medycynie, to i tak nie zaśniesz. Może lepiej idź na spacer *poradził, a w  głosie słychać było autentyczną troskę*

Tangorn - 2010-06-22 20:47:59

Taki Tracyn to raczej jak wielka bomba, pieprznie to wszystko po drodze zgarnie *No Tracyn miał najwięcej energii i o niego bał się najbardziej, a o A'dena chyba najmniej, bo w sumie on już chyba w tą fazę wszedł i jakoś dawał sobie radę, nawet dziewczynę znalazł. No i o wilku mowa* Ooo... się ucieszy z pewnością. Na razie nie mam z nim kontaktu, jest na jednej takiej beznadziejnej planecie, ale pewnie wkrótce wróci. Przy okazji mi go pokarzesz *Tanguś znał się na takich niuansach i lubił bardzo broń. Sam miał wiele ciekawych okazów, jak choćby jego dwa bliźniacze blastery, teraz leżące na stole. Rzemieślnicza robota, po prostu cuda. A gdy Zinuś wstał to Mando na niego spojrzał badawczo* No lepiej idź się przejdź, przewietrz bo wyglądasz jak śmierć. Tak to jest, gdy się amator bierze do picia z zawodowcami *Zaśmiał się cicho i na Jenę zerknął, dolewając sobie koreliańskiej. Jemu to już mało brakowało, ale jeszcze z sensem jako takim gadał*

Zindarad - 2010-06-22 20:54:54

-No to ja tego no. Idę.-Powiedział i podniósł swój zadek z krzesła. Tak mu się wygodnie siedziało, a musi wstać. Nie chciało mu się, bo źle się czuł. Nie reagował nawet na uwagi Tanga, jakoby Zin byłby amatorem. Mógł pić, dużo...ale to nie był jego dzień. Nie przespał dwóch nocy przez przeróbki statku. Kiedy to Tracyn i Brex sobie chrapali, on dokańczał montaż siatki do systemu elektrostatycznego. Tak być nie może. Musi nieco odpocząć, potrzeba mu więcej rąk do pomocy, a nie.-Moglibyście mi jutro pomóc przy Kappie. Z dupą siedzicie, a robić to ni ma komu.-Dodał tylko i ruszył w kierunku wyjścia. Szedł chwiejnym krokiem. Miał nawet momenty, w których to wiatr tak mocno zawiał, że Zin prawie się przewrócił. Podszedłszy do drzwi, Zin szarpnął je i walnął się w czoło delikatnie. Pomimo tego uderzenia, nie przewrócił się, acz wyszedł i poszedł przed siebie, by wziął łyk świeżego powietrza.

Jenathaza - 2010-06-22 20:59:20

*Wolałby Mavhonic by Tang się nie ululał mu, no ale przecież nie zabroni. Póki co w barze siedzieli  bar do tego służy. Popijając piwo raz po raz z goryczą wspominał pełne wyrzutu spojrzenia Iliani, kiedy wracał do domu po kilku głębszych, czasem na dwóch nogach, czasem na czterech, kilka razy Tangiem, bo nie miał go gdzie zostawić, albo z innymi kolegami. Miała się z nim jego umiłowana żona, oj miała, i tak zawsze go prosiła jak normalnego chłopa – nie pij.
Teraz popijał tylko piwko. Czemu dopiero teraz. Byłaby szczęśliwa, gdyby o tym wiedziała.
Zina odprowadził wzrokiem* Hmmm… nie radzi sobie ze sobą? *zapytał cicho. Gołym okiem było widać ze coś ze chłopina nie tak. Łatwo wpaść w poważną chorobę*

Tangorn - 2010-06-22 21:07:26

*No cóż, Tang to taki profesjonalista, nawali się raz na jakiś czas porządnie, pozdycha tydzień i znowu to samo. No, chyba, ze ma robotę, wtedy jest w stanie długo wytrzymać bez alkoholu. Jakim cudem? Cholera go tam wie. Ale on tam mógł, na niego nie czekała nigdy żona z wyrzutami, nikt na niego nie naciskał, by rzucił w cholerę alkohol. Trochę tego Jenie zazdrościł a ten pewnie to wiedział, choć na głos ta kwestia nigdy nie była poruszana.* Co? Taa... stracił żonę i dziecko, ale zachowuje się jak ostatni osioł. Nie wiem co z nim począć. Kurwa Jena, ty wiesz jaki ja jestem. Szorstki, walę prosto z mostu, wielu mnie ma za skurwiela... ale ja się autentycznie martwię o tego durnia *Patrzył za odchodzącym Zinem popijając swoja koreliańską. Trochę mu już było za dużo, ale to się okaże potem. Najwyżej go Mavhonic odniesie na jego statek, się zdrzemnie, przetrzeźwieje i takie tam.*

Jenathaza - 2010-06-22 21:14:00

*Na topornym pysku wymalowało się zrozumienie. Słuchał Tanga, patrząc za Zinem. Zatrzymał dla siebie wnioski wyciągnięte z jego obserwacji na Obrońcy. Przecież Tang nie jest głupi.* Skoro zachowuje się jak osioł, to może pop prostu jest osłem, i nic na to nie poradzisz, niezależnie od tego czy jesteś szorstki, czy gładki. Pomożesz mu przy tej Kappie, i powinno być w porządku. Swoją drogą – radziliśmy by się jej pozbył. *widać statkom wierniejszy niż kobietom – pomyślał, ale Jena nie cham, nie ośmieszy nikogo jeśli nie musi.
Wychylił znowu trochę ze swojego kufelka i subtelnie oblizał dolną wargę*
Tu nie można rozmawiać otwarcie… chcesz zobaczyć mój statek?

Tangorn - 2010-06-22 21:20:15

*Tang westchnął i dopił swój trunek, po czym wzrok na gada przeniósł, chociaż katem oka patrzył na wciąż wypełnioną butelkę* Osioł czy nie jest moim kumplem, więc go nawracać będę, bo skończy w rynsztoku z kolejną dziwką pod ręka *Tą wspomnianą dziwką poprzednią naturalnie w mniemaniu Tanga była Virina. Bo która normalna kobieta zaraz po śmierci męża pcha się do łóżka żonatego mężczyzny? No która? Tang pod tym względem był konserwatystą* Ta Kappa nie jest jego... a ja mu pomagać w remoncie nie będę, głupi nie jestem. Prędzej go zastrzelę... *Na nieszczęście parę razy ze sobą pracowali z miernym skutkiem. Za często się kłócą. Wszyscy wiedzą, że Tang ma trochę choleryczny charakter i nerwowy jest* Dobra, to idziemy *Wstał z krzesła i ziemia się zakołysała. Zły znak, bardzo zły. Ale butelkę zakorkował a potem pochował cały swój arsenał, zabezpieczył i tak dalej. O tym nigdy nie zapomina, bo to jego żyć albo nie żyć. A potem butelka w dłoń i*Idziem... *I zaczął trochę chwiejnie się poruszać w stronę wyjścia. Lepiej niech Jena mu pomoże...*

Jenathaza - 2010-06-22 21:27:57

*gdyby Jena fakty znał to by Tangowi przytaknął, ale nie znał i dobrze, bo on konserwatywne poglądy miał na te sprawy także i to chyba jeszcze bardziej, ba – nawet zacofane, typu seks po ślubie i tak dalej, choć nie był wierzący.
Kiedy Tang wstał, to jedna tak wymownie, z  boleścią westchnął, opuszczając mocarne ramiona, ni ale zaraz dolna warga obnażyła kły żuchwy w uśmiechu spod znaku czarnego humoru. Wstał, zrównał się z Tangiem, wziął go pod pachę i ruszyli razem ku wyjściu.
Jena nadal kulał. To się już nie zmieni, chyba ze zdecyduje się na protezę. Ale stabilny był. Opuścili w końcu bar, a zanim dojdą to może iż  Tanga wywieje trochę*

Tangorn - 2010-06-22 21:33:23

*No tak kulał, co Tangowi o czymś przypomniało, a ze przepity był to nie był zbyt delikatny, jak to on* Byś sobie tą nogę uciął i dał protezę kurwa. Mi nogę urwało i mam protezę z lewej strony. Od kolana bodajże w dół, ale nie pamiętam. Zabawne, nie wiem ile mi nogi urwało... *W sumie wtedy był na takich prochach że miał dziwne wizje i z Grievousem o pierdołąch gadał. A Secuś to się go chyba bał w tym stanie, chociaż... kto go tam wie. W każdym razie bar opuścili*

Marina - 2010-06-23 15:50:45

Marina zupełnie nie takiej Ael się spodziewała. No, ale skoro już jest, to dobrze. Ważne, że będzie miała dach nad głową na tej zasranej planecie. Bo prawdopodobnie na powietrzu to by długo miejsca nie zagrzała.
- Niejaki Zin poleciał mi panią co do noclegu. - Powiedziała spokojnie, a od Mariny dało się wyczuć silny zapach papierosów. Cóż, nie paliła delikatnych. - Myślę, że parę dni nie zrobi Ci kłopotu. - Dodała, patrząc na dziewczynę. Nawet się nie wysilała na uśmiech. Bo i nie miała dlaczego się uśmiechać, i po co. Nie twierdziła, że jest biedną, pokrzywdzoną dzieweczką, bo są gorsze istoty od niej. To jednak nie zmienia faktu, że od początku mogła mieć lepsze życie. Normalne.

Moc - 2010-06-23 16:04:40

Och... poleca cię Zin, tak? Może coś się znajdzie... *Zamyśliła się na chwilę, bo Kodbar był w sumie godny zaufania, więc skoro on ją polecał, to pewnie ona też. No ale rozterki twi'lekanki trwały jeszcze chwilę aż w końcu uśmiechnąła się przyjaźnie* No dobrze, chodź na zaplecze, coś się pomyśli *I ruszyła wzdłuż lady, docierając do miejsca, gdzie znajdowały się automatyczne drzwiczki. Otworzyła je, czekając aż Marina przez nie przejdzie, po czym zamknęła je i weszła na zaplecze, które było trochę zagracone różnymi pakunkami* Cóż, dobrze znasz pana Kodbara? Kiedyś był właścicielem tej kantyny i wciąż dobrze go wspominam, ale potem poleciał na Mandalore do tego swojego kumpla brutala... ehh... kto by chciał mieszkać z Mandalorianami, co? Ale dziwne, bo się Zin z jednym przyjaźni... to ten murzyn, Tang. *Mówiła troszkę dużo, ale sprawiałą wrażenie symatycznej.*

Marina - 2010-06-23 16:32:14

- Nie, Zin polecił mi panią. - W myślach stwierdziła, że to powinno wystarczyć. Marina, jakby nie patrzeć, wyglądała dziwnie. Miała na sobie tą białą koszulę, jeździeckie spodnie i wysokie buty zapinane na sześć klamer. Ale i tak była prawie cała brudna i przepocona. W pewnym momencie odkrywczo zauważyła, ze dobrze by było, jakby się umyła. Co oni w niej widzieli..? Dziewczyna ruszyła za Ael posłusznie. Bacznie rozglądała się tu i tam, ale robiła to dyskretnie. Nikomu nie należało tu ufać, jednak żyje się tylko raz i czasem warto zaryzykować. Kiedy już obie znalazły się na zapleczu, Marina poprawiła wiszący na plecach swój łuk i kołczan z kilkoma strzałami. Plecak miała zawieszony na drugim ramieniu i prawdę pisząc, nie było tam wiele rzeczy, poza tymi najważniejszymi. Przecież wszystkiego nie mogła zabrać.
- W ogóle nie znam Zina. Tak samo, jak tego Mandalorianina. Po prostu spytałam o Nar Shaddaa. Zin był jednak pijany, toteż nie za bardzo wierzyłam co do wiarygodności jego słów. Ale pani jest. - Marina stwierdziła, że jak więcej powie, to się od niej odczepią. Z drugiej strony, dobrze było co nieco wiedzieć o tych dwóch imbecylach, bo jakże inaczej ich nazwać. Przynajmniej na przyszłość będzie wiedziała, z kim rozmawia. O ile się jeszcze spotkają.

Moc - 2010-06-23 16:45:46

*Zmarszczyła brwi spoglądajac na nią. Zamknęła drzwi zaplecza i ruszyła dalej przez pomieszczenie, które było nawet spore, ale co się dziwić, byłto skład na wszystkie produkty oferowane w menu ich kantyny a Ael doskonale wiedziała co gdzie jest. Bo po prawdzie to ona kierowała całą kantyną* Hmm... mogę odpowiedzieć na pani pytania, mieszkam na Nar Shaddaa od kilku lat i znam nieźle tą okolicę. Pana Kodbara również, pracowałam u niego. A jego przyjaciela może za dobrze nie poznałam, ale coś niecoś słyszałam o nim, więc słucham? *Doszli do jakichś drzwi, które twi'lekanka otworzyła a potem weszła na małą klatkę schodową, wiodącą na piętro kantyny*

Marina - 2010-06-23 17:00:13

Cóż, Marina... Dziwnie się czuła. Ledwo rzuciła okiem na te porozwalane rzeczy. Może będzie miała okazję by się temu lepiej przyjrzeć, ale co ją teraz obchodziło... Menu tej kantyny?
- Taki Baniak od zadań specjalnych istnieje? - Spytała, delikatnie podnosząc kąciki ust i ukazując kilka zębów. Było to raczej gwoli rozbawienia, bo z tego, co jej Zin mówił, to ten baniak jest taki... Baniakowaty właśnie. Dziewczyna ruszyła za twi`lekanką dalej, prawie nie odstępując jej ani na krok. I znów Marina rozejrzała się dookoła. Może zobaczy coś interesującego, ale jak na razie nic nie dostrzegła.

Moc - 2010-06-23 17:06:04

*Bo co może być ciekawego w kartonach i skrzynkach na jedzenie i napoje? Raczej nic. A klatka schodowa wyglądała zwyczajnie, miała nawet jakieś mało ciekawe graffiti, które malował chyba jakiś niespełniony nastolatek* Baniak? Taaak... nieciekawy typ. Trandoshanin. Oni już są gorsi od Mandalorian, a o to już trudno *Najwyraźniej nie przepadała za nimi i wierzyła w te różne plotki, które krążyły na ich temat. Jakim cudem ktoś taki jak Zin, inżynier i porządna osoba przyjaźni się z taką... bestią? W końcu dotarli na piętro, był tam mały hol z kilkoma drzwiami, Ael podeszła do pierwszych z nich i je otworzyła, wchodząc do środka i gestem ponagliła kobietę. Włączyła światło, pokoik był mały ale w miarę przytulny* Akurat jest wolny, więc możesz tutaj spędzić trochę czasu...

Marina - 2010-06-23 17:26:37

Graffiti swoją drogą było bardzo ciekawe. O ile przedstawiało coś interesującego. A takie dwie liżące się kobiety przedstawione na ścianie dla jednych mogły być ciekawym malowidłem. Dla innych po prostu beznadziejnym. Dla Mariny czymś zwyczajnym. W końcu, to nie jest planeta, gdzie są sądy i trybunały...Cóż, co do Baniaka to Marina w plotki nigdy nie wierzyła, ale doskonale wiedziała, że kryje się w nich nawet malutki cień prawdy. Także, po prostu przyjęła do wiadomości to, co Ael jej powiedziała.
- Dziękuję. Ile płacę? - Rzuciła do niej, wchodząc do tego małego pokoiku. Tak, to jej wystarczyło. Nie potrzebowała nie wiadomo jakiej rezydencji z luksusami.


/ Windu, jeszcze walnij mi w opisie następnym gdzie jest łazienka i toaleta. ;xx /

Moc - 2010-06-23 17:31:50

*Ael spojrzała na nią spokojnie po czym się uśmiechnęła* Skoro Zin kazał ci się do mnie zgłosić, to nic, ale jeśli będziesz nalegać to uregulujemy wszystko, gdy już przestaniesz potrzebować tego mieszkanka. *Po co umawiać się z góry na to ile kto tu pozostanie? Pomieszka, znajdzie coś innego to zapłaci i sobie pójdzie. A łazienka i toaleta znajdowały się w tym mieszkaniu, kuchnia też, chociaż wszystko było dosyć małe i pełniło zazwyczaj dwie funkcje. Kuchnia z jadalnią, salon służył za sypialnię itp. (a rozlokowanie i wystrój to już nie moja sprawa).* Coś jeszcze? Jakieś pytania odnośnie NS czy jakiegoś osobnika? *Twi'lekanka lubiła pomagać innym, więc pytała. Taka dobra dusza z niej*

Marina - 2010-06-23 17:44:02

- A oprócz Baniaka to jest tu ktoś jeszcze, jeśli chodzi o pracę? Do Cielesnych Rozkoszy nie pójdę, to nie ten świat. A na początek to by mi się coś przydało. - Odwróciła się w stronę Ael, jednocześnie zdejmując ze swoich pleców plecak i zwalając go na łóżko. Potem powoli wzięła łuk i postawiła go na ziemi, tez przy łóżku. Skórzany pas ze sztyletami również położyła obok łuku, a jak Ael sobie pójdzie, to pod poduszkę jeden weźmie. Nigdy nic nie wiadomo. Przeczesała palcami swe czarne włosy i odetchnęła chwilę. Dopiero teraz poczuła, jak bardzo jest zmęczona. I uświadomiła sobie, że paczka papierosów już się prawie kończy.

Moc - 2010-06-23 17:54:02

*Ael zdziwiła się słysząc o tym lokalu* Który z tych pijaków proponował ci Cielesne Rozkosze? Pewnie ten Mando, co? Przeklęci Łowcy Nagród... ci zaraz myślą, że jak ktoś szuka roboty to zaraz chce pracować dla jakiegoś lokalnego gangstera. *Wyrzuciła z siebie z lekką pogardą, nie wiedząc, że to Zin wysunął taką propozycję. Bo w końcu to on musiał o Baniaku wspomnieć, więc chyba logiczne, że tak kiepskie miejsce mógł zaproponować tylko Mandalorianin* Zależy jakiej pracy szukasz? Kelnerka to nie problem, jest kilka lokali całkiem przyjemnych. Z pracą biurową już trudniej, a jeśli chodzi o robotę najemniczki *Zerknęła wymownie na łuk i sztylety* To tylko kilka kantyn wchodzi w grę. Ale to jest wątpliwa praca...

Marina - 2010-06-23 18:23:02

- A zdziwiłabyś się. Zin mi proponował, ale jednocześnie odradzał. - Marina pochyliła głowę do przodu, na dół i przekrzywiła ją w bok. Jednocześnie uniosła jedną brew ku górze.
- Kelnerka na początek wystarczy. W tej kantynie dałoby radę czy jednak nie? I gdzie najlepiej szukać? - W pierwszej chwili pomyślała, że to jakaś farsa. Ale po namyśle stwierdziła, że dobrze by było się nieco rozejrzeć. Jako kelnerka przynajmniej będzie mogła zaobserwować to i tamto, dowiedzieć się paru rzeczy. A jednocześnie, dopóki nikt jej nie będzie macał, mogłaby spokojnie pracować, nikogo nie zabijając.
- Najemniczkę zostawię sobie na potem. - Dodała. Może jeszcze gdzieś po drodze załapie się na jakiś kurs. O ile jej w ogóle pieniędzy na to starczy. Może uda się załapać na kelnerkę i pogadać jeszcze z Baniakiem... Ale pewnie będzie trudno, bo zarówno kelnerka, jak i najemniczka idą pod osłonę nocy. No, zobaczymy.

Moc - 2010-06-23 18:32:53

*No faktycznie się zdziwiła a potem zwęziła oczy w szparki. Już ona sobie z nim porozmawia. Co on sobie wyobraża, chodząc do takich lokali? Całe szczęście, że nie wiedziała co on tam z Fumborem przedtem uknuł, bo by go patelnią zabiła* Hmm... możesz spróbować na próbę, ale uważaj na niektórych gości. Potem ci pokażę na których. Aha i jakbyś spotkała dwóch klonów, którzy proszą o coś do jedzenia to im wydaj i zapisz na rachunek Zina, biedak ich tam męczy w hangarze. Zwłaszcza jeden z nich wygląda na umęczonego... biedak... może mały masaż by mu się przydał? *Zamyśliła się chwilkę patrząc w bliżej nieokreślony punkt pokoju, bo jak tu nie zachwycać się klonami? Mili, przystojni, umięśnieni i w ogóle niepodobni do tej prostackiej hołoty, która tutaj przychodzi. Parę razy nawet interweniowali uspokajając gości.* Ehh... aż dziw, że to synowie tego nieokrzesanego murzyna. Wygląda jak każdy pijak... ale co ja plotę. *Wróciła zaraz na ziemię, patrząc spokojnie na Marinę. Cóż ona wyglądała na osobę, która sobie poradzi z nachalnymi klientami* Jak chcesz. Twoje życie twoja decyzja... a przy okazji, jak mam się do ciebie zwracać?

Marina - 2010-06-23 18:44:29

Klonowi masaż? Ael była całkiem wporzo kobietą, ale momentami plotła do rzeczy.
- Dobrze. W takim razie wezmę na próbę, zobaczymy jak mi pójdzie. - Szczerze w to wątpiła, że na dłużej popracuje jako kelnerka, bo zwyczajnie jej coś takiego nie podpasowało. Po prostu nie pasowała do tej roboty. Ale czego nie robi się dla interesów.
- Tang faktycznie wygląda jak jakiś pijak. Z drugiej jednak strony wydaje się facetem, który potrafi silną ręką doprowadzić wszystko do porządku. - Jasna cholera, co się z nią stało? Od kiedy ona taka rozgadana? Marina westchnęła. Jezeli ejdnak ma pracować w tej kantynie, to już lepiej się podlizywać niż podskakiwać.
- Marina. - Odpowiedziała na pytanie Ael, postępując krok do przodu i podając jej dłoń.

Moc - 2010-06-23 18:57:32

*Cóż, klon też człowiek i należy mu się trochę relaksu. I ze zdziwieniem też odkryła, że każdy z nich ma inną osobowość, jeden był wesołym typem żartownisia a ten drugi milczącym i chyba trochę brutalnym żołnierzem. W każdym razie był raczej bezkompromisowy* Dobrze, to może jutro uzgodnimy szczegóły? Fumbora na końcu wprowadzę w to... a jak się będzie próbował do ciebie dobierać to strzel go w ryjek, pomaga *Dodałą tonem znawczyni bo do niej też próbowałsię dobierać i go strzeliła parę razy w twarz* Tang? No tak, nie dba o siebie, zawsze taki nieogolony i w ogóle, ale to typ z którym nikt nie zaczyna. Parę razy widziałam jak wywalał kilku pijaków z boksu tylko dlatego, że chciał tam sobie usiąść w spokoju. Ale Zin uparł się ,ze on jest w porządku. Nie wiem, może... bo jakby taki nie byłto by przecież nie przygarnąłKodbarów pod swój dach, prawda? *Westchnęła cicho, ale dalej do niego była uprzedzona z powodu pijaństwa, wyglądu i przede wszystkim dlatego, że był Mando. To wystarczało* Miło cie poznać Marino *Uśmiechnęła się szczerze i podała jej rękę*

Marina - 2010-06-23 19:29:15

- W porządku. O Fumbora nie martw. - Cóż, jeśli chodzi o Marinę w kwestiach miłosnych... Nie przepadała za tym. Nie była też kobietą odpowiednią do tychże ekscesów. Ona była po prostu sztywna. Dany mężczyzna mógłby dla niej zostać co najwyżej dobrym kumplem. Nic więcej. W kwestii Tanga, zauważyła, że to zarówno brutalny facet, ale jednocześnie dobry przyjaciel. A przynajmniej tak wywnioskowała z tego, co mówiła Ael.
- Cóż, może coś sprawiło, że się do siebie zbliżyli. - Jakkolwiek by to zabrzmiało dla twi`lekanki, to dla Mariny oznaczało przyjaźń. Żadnych podtekstów.
- Wzajemnie. - Ot, i Ael mogła zobaczyć delikatny uśmiech na twarzy Mariny. Kobieta zdecydowanie i mocno uścisnęła rękę kobiety, bo to oznaczało, że jest pewna siebie i zdecydowana.
- Nie przetrzymuję Cię? Nie jesteś potrzebna na dole? - Spytała, patrząc na nią, a dokładniej w jej oczy. Nie, nie chciała jej wygonić, ale nie chciała też i przetrzymywać. Przecież ona miała poza nią pracę.

Moc - 2010-06-23 19:39:39

W porządku *Cóż, Ael nie wiedziała jakie jest stanowisko Mariny w tych sprawach, sama miała trochę kłopotów z tego powodu. Twi'lekanki były bardzo atrakcyjne i wielu gości ją zaczepiało, co bywało irytujące. Co prawda zawsze któryś z barmanów jej pomagał w takich sytuacjach, ale jednak nie było to za przyjemne* Z tego co wiem to Zin i Tang pracowali razem dla Wielkiej Armii Republiki parę lat temu, z tym, że Zin był inżynierem. Sama się przekonasz, jest trochę zbzikowany na tym punkcie, ale jest bardzo inteligentny i twórczy, choć nie zawsze mu się wszystko udaje. *Uśmiechnęła się znacząco do swojej rozmówczyni. Faktycznie Kodbar był znany z szalonych pomysłów mających usprawnić wszystkim życie. Poza tym odebrał solidne wykształcenie i miał tytuł inżyniera, a to wiele znaczy* A Tang chyba zajmował się czymś związanym z wywiadem i komandosami. Nie wiem, zawsze jak pytam jego synów o to to zbywali mnie jakimiś zabawnymi anegdotkami o ich misjach, ale o tym co tam robił to nic. *No i tyle wiedziała. Głównie z opowiadań Zina o nim i jego dawnej pracy dla WAR'u. Lubił się tym chlubić, a kto by nie lubił?* W ogóle ci dwaj są jak ogień i woda. Zin to taki trochę pacyfista, spokojniejszy i o milszym usposobieniu. No i wykształcony. Tang to brutal, w gruncie rzeczy niemiły, chyba lubi zabijać i z tego co wiem, to nigdy do szkoły żadnej nie chodził. Nic dziwnego że tylko wojaczką się zajmuje, skoro niczego nie umie. Bez przyszłości to to... *Mruknęła z lekką pogardą, bo jak dla niej tylko najwięksi tępacy nie chodzili do żadnej ze szkół i zajmowali się takimi pracami jak Łowca Nagród.* Na dole? Wcale a wcale... dadzą sobie radę i... och. Jeśli chcesz żebym poszła to sobie pójdę, trochę się rozgadałam, przepraszam...

Marina - 2010-06-23 19:49:40

Marina stwierdziła, że Ael mogłaby tak o Zinie i Tangu gadać i gadać i gadać... I końca by nie było. Niemniej, spokojnie wysłuchała tego, co ma do powiedzenia na ich temat. Wbrew pozorom, w każdej nowej wypocinie pojawiało się ciut więcej informacji. Gdyby tak Ael mogła o wszystkich mówić, to niewątpliwie uchodziłaby za chodzącą encyklopedię.
- Doceniam to, że chcesz mi pomóc, ale naprawdę wystarczy mi to, co powiedziałaś o Zinie i Tangu. - Powiedziała, posyłając dziewczynie szerszy uśmiech, coby jej przypadkiem nie rozdrażnić.
- Nie szkodzi. Nie będziesz jednak stała w drzwiach, wejdź. - Rzekła doń, kierując się do drzwi, coby je zamknąć.

Moc - 2010-06-23 19:53:46

Wybacz... bo Zin był moim szefem i dobrze go znam i... dobrze, koniec *Uśmiechnęła się, bo by znowu zaczęła plotkować sobie o byłym szefie. Jak to szybko można przejść do tych "babskich spraw" i najspokojniej w świecie sobie poplotkować o tych, których się dobrze zna. A jeśli chodzi o miejsce, gdzie Twi'lekanka stała to była w sumie w środku, ale blisko drzwi. Tak więc teraz weszła głębiej do pokoju i dalej się uśmiechała. Może i chodzącą encyklopedią nie była, ale o stałych bywalcach kantyny i o okolicy sporo wiedziała.*

Marina - 2010-06-23 20:48:52

- Jeśli nie masz nic przeciwko, to chciałabym się teraz umyć. Wyglądam jak ostatnia pokraka. - Mruknęła. Marina zostawiła zapalone światło i zasunęła zasłony okienne, coby nikt nie podglądał. Były one w miarę grube, więc nikt niepożądany nie powinien zobaczyć czegoś, co nie jest przeznaznaczone dla jego oczu. Dziewczyna postawiła plecak na łóżku tak, by mogła go otworzyć i pierwej wyjęła z niego grubą, ale za to niewielką książkę "Ostatni Czas". Żadna tam telenowela czy opowieść o superherosie, tylko zwykła książka psychologiczna. Potem wyjęła jedną parę spodni i bluzkę, coś na zapas trzeba mieć. Reszta to były zwykłe przybory i raczej nic co mogłoby zainteresować widza. Resztę rzeczy, które były jej najmniej potrzebne, zostawiła weń i odstawiła plecak na dół. Potem zdjęła z siebie płaszcz, nie wyjmując z niego jednak pamiętnika. To była jej prywatna rzecz i nie ufała Ael na tyle, by móc go pokazywać. Zresztą, po chwili ten płaszcz poszła powiesić w łazience.

Moc - 2010-06-24 13:38:52

No to ja może przyniosę coś do jedzenia, co? *Zapytałą tylko, ale skierowała się w stronę drzwi, nie chcąc jej przeszkadzać. Niech się spokojnie odświeży, ona tymczasem przygotuje lekką kolację, sprawdzi co się dzieje na dole, strzeli w głowę Fumbora tak prewencyjnie, by klientek nie podrywał. No a potem wróci na górę. Tak więc twi'lekanka wyszła, zostawiając Marinę samą w mieszkanku*

Marina - 2010-06-25 12:45:20

/ Podbijam. Poprzedni post można usunąć. /

- Okej. - Marina momentalnie podniosła głowę, zwracając swe szare oczy na jej lico. Potem tylko kiwnęła głowa na znak, że się zgadza. Kiedy Ael wyszła, dziewczyna łuk schowała pod łóżko, kołczan również. Sztylety z trucizną włożyła pod poduszkę. Cóż, antidotum prawdopodobnie istnieje, ale dany osobnik ma jedynie jedną minutę czasu na to, by ją wstrzyknąć. Tak więc, jeśli dobrze użyje się tej broni i nie zmarnuje się okazji, to sztylety Mariny są bardzo dobrym sposobem na obronę. Na szczęście Marina rzadko musiała się uciekać do jego zastosowania. Zresztą. Jeden sztylet posiadała bez trucizny, na wszelki wypadek gdyby chciała kogoś pozostawić przy życiu. Czasem i to jest wskazane. Gdy już uporządkowała swój ekwipunek, ruszyła do łazienki, gdzie się umyła, a następnie przebrała w czyste ubrania. Te brudne upierze później. Jej puszyste włosy po umyciu zrobiły się dosłownie jak kluski, ale to dobrze. Jak wyschną, będą w porządku. Potem siadła na łóżku, wzięła książkę "Ostatni Czas" i zaczęła ją czytać setny raz. To takie zadziwiające... Czytać coś, co się zna na pamięć. A jednak za każdym razem czujesz się inaczej, robiąc tą samą rzecz. Wydaje Ci się to czymś... Nowym. Tak, nowym. To dobre słowo.

Moc - 2010-06-25 16:44:15

*Minęło może pół godziny, może trochę więcej. W każdym razie rozległo się pukanie do drzwi a potem rozsunęły się one i do środka weszła Ael wraz z tacą. A na niej znajdowała się lekka kolacja, chociaż trudna do sklasyfikowania. Były to jakieś przysmaki z Ryloth, rodzinnej planety Ael. Ujrzała ona Marinę na łóżku, więc się do niej uśmiechnęła* Proszę, częstuj się. Ja moze już nie będę przeszkadzać zbytnio... *Twi'lekanka położyła tacę na stole i wycofała się powoli* Jeśli nadal jesteś chętna do pracy to zgłoś się rano do mnie. Rano kantyna jest jeszcze zamknięta dla gości, więc pokażę ci co i jak. A teraz musze iść, praca wzywa *Uśmiechnęła się, pozegnała się i "uciekła" bo Fumbor wdał sie w małą sprzeczkę z jakimś klientem. Normalnie jak dziecko...*

Marina - 2010-06-26 11:25:03

/ Przepraszam za zwłokę. Niepotrzebnie sprawiłam sobie nadmiar sesji i mam teraz codzienny zapiernicz. /

Marina zupełnie została wyrwana ze świata, w jakim się znalazła. Ael przywitała takim gestem, jakby zapomniała, że ta w ogóle miała się zjawić.
- Dziękuję, Ael. - Mruknęła, wstając na równe nogi i patrząc na tą lekką kolacje.
- Coś Ty, nie przeszkadzasz... - Naturalnie, że jeszcze nigdy tego nie jadła. Kiedy znów chciała się odezwać, by zatrzymać dziewczynę i by jadła razem z nią, skoro za to nie płaci, to ta musiała już iść. Marina z westchnieniem stwierdziła, że przecież nie można mieć wszystkiego. Czasem suche uczucie stawały się tymi prawdziwymi. Nic to, wzięła tacę i powoli to jadła. Dziwne to jedzenie było, suche jakieś i słone niemiłosiernie. Ale żołądek niestety musi zostać czymś nakarmiony. W międzyczasie wyjęła drugi notes z plecaka i zaczęła weń wpisywać wszystkie pozyskane informacje na temat Zina i Tanga oraz jego dwóch synów. Informacji nigdy nie należy lekceważyć.

-

- Hej. - Marina dosyć donośnym głosem przywitała twi`lekankę, kiedy zeszła na dół i właśnie otwierała drzwi do kantyny. Wyglądała trochę niesfornie. Bujne, czarne włosy skręciły się bardziej niż powinny, zresztą i tak były ułożone w lekkim nieładzie. Usta nasączone błyszczykiem jak grom rzucały się w oczy. Biała koszula nie została włożona w spodnie, toteż Marina ogólnie wyglądała jak niepoprawna kobietka. Ale grzeczna. Łuku już ze sobą nie miała, jeno tylko skórzany pas przywiązany do biodra z jednym pokrowcem na sztylet. Bez trucizny, naturalnie. W pierwszych dniach wolała być chociaż lekko zabezpieczona.

Moc - 2010-06-26 18:05:08

*Ale powitała Marinę z uśmiechem i gestem ręki przywołała ją do siebie. Była troszkę niewyspana, bo do późna musiała doglądać interesu, a teraz praktycznie gości nie było, dla klientów zamknięte, ale drzwi były otwarte, akby jednak któryś przyszedł* No teraz wyjaśnię ci pokrótce co masz robić. Przyjmujesz zamówienia tak do wieczora, bo w późnych godzinach to tu jest istny bajzel i jeśli nie chcesz to nie musisz pracować. W dzieńjest spokojnie i ludzie częściej coś do jedzenie zamawiają. Holokarty są tam *Wskazała na cieniutkie urządzenia z napisem "Menu"* Zapisujesz wszystko w cyfronotesie, numer stoilka też, dajesz barmanowi a on do kuchni. Potem roznosisz. Proste, prawda? *Uśmiechnęła się do niej ciepło i zabrała sie za swoja rachunkową robotę. A co do stroju kobiety to nie miała nic przeciwko, nie obowiazywały jakieś formalne mundury czy coś w tym stylu. Ma być jej wygodniej*

Tangorn - 2010-06-26 18:55:06

*I nagle drzwi do kantyny się otworzyły i do środka weszła dosyć nietypowa dwójka, bo byli oni klonami (jeśli ktoś miał z nimi do czynienia to wiedział). W każdym razie byli to młodzi, dobrze zbudowani przystojni mężczyźni, każdy z nich miał tatuaż na twarzy przedstawiający jakieś odmienne symbole w dziwnym języku. Dyskutowali spokojnie* Nie no Brex nie przesadzaj... Zinuś wstawiony był ale spokój miałeś...*Zaczął jeden z nich, o bardziej pogodnej twarzy a drugi mruknął* Jaasne tylko czemu musiał się nade mną męczyć i opowiadać historie swojego życia? Co ja takiego zrobiłem?*Mruknął ten bardziej zamyślony i tak kierowali się ku ladzie* Bo go wkurwiałeś cały wczorajszy dzień tymi jękami, to teraz masz... Cześć Ael, dasz nam coś do jedzenia? Na rachunek Zinusia oczywiście *Przywitał się wesoło z twi'lekanką a Brex, ten drugi tylko głową kiwnął i po głowie się podrapał, nie miał dobrego humoru* Może tak jajecznicę dla nas dwóch, po 3 jajka na głowę, nerfi bekon, sztuk trzy... na głowę. Jeszcze jakieś kanapki i to wszystko *Uśmiechnął się do Ael przymilnie a Brex mruknął jeszcze* I kawa... porządna *Trunek lubiany rzez klony. A potem obaj skupili uwagę na... Marinie*

Marina - 2010-06-26 19:05:32

Marina podrapała się z tyłu za głowę, zrobiła śmieszną minę i podeszła do dziewczyny. Była dzisiaj nawet w dobrym humorze. Z uwagą pilnej uczennicy wysłuchała tego, co ma do zrobienia. Wziąć Holokartę, zapisać wszystko w cyfronotesie w dziale "Menu", wpisać doń numer stolika i dać barmanowi, ten natomiast poleci do kuchni. Jasne, że proste.
- Jasne, rozumiem wszystko. - Odpowiedziała spokojnie. - Posprzątać coś? Zdjąć krzesła ze stolików? - Wskazała brodą na część stolików, gdzie krzesła były jeszcze zawieszone.
- I jeszcze... Jest tu ktoś dosyć charakterystyczny, na kogo mam uważać? - Dorzuciła, opierając się o oparcie jednego z krzeseł.

Moc - 2010-06-26 19:30:21

Na razie zaznajom się może z rozkładem pomieszczenia. A co do gości... to już masz jedną dwójkę. Witajcie chłopcy! *Pomachała dwójce klonów i przesłała im ciepły uśmiech. Lubiła ich bardzo, Tracyna i Brexa. Nauczyła się przez te dwa tygodnie ich rozpoznawać* Marina, to jest Tracyn... dobrze? Tak... a to Brex. Pracują z Zinem w hangarze. Biedak ich meczy a ja dokarmiam *Znowu się do nich uśmiechnęła i bez mrugniecia okiem przyjęła standardowe zamówienie. Klony strasznie dużo jedzą... a Kodbar się nie wypłąci przez nich.* Popilnuj ich a ja zaraz wracam *No i zniknęła szybko na zapleczu*

Tangorn - 2010-06-26 19:41:10

*Oba klony - bracia przywitali się oczywiście z Ael, uśmiechając się do niej przymilnie. Bardzo lubili tutaj przychodzić, bo twi'lekanka się nimi zajmowała, jeść im dawała a nawet ubrania zwykłe skądś wytrzasnęła. A teraz obaj zerknęli na tą Marian. Wyglądali w miarę sympatycznie i tacy byli, póki ich ktoś nie prowokował* Cześć! Jestem Tracyn, jak Ael powiedziała... tak, tak, jesteśmy klonami i braćmi. Bo wiesz, wielu się na nas gapi, co nie Brex? Tylko takie "Uuu... to jest klon/ To prawdziwy klon?!" jakbyśmy byli dziwadłami *Powiedział szczerze i serdecznie, siadając na stołku, a jego brat obok i mruknął* Jesteśmy dziwadłami pacanie... nie urodziliśmy się tylko obaj z probówki jesteśmy... Mruknął trochę niezbyt optymistycznie a Tracyn po plecach go poklepał* No to co? Komuś to przeszkadza? Noo.. więc siedź cicho jak masz tak mówić, bo mamusia byłaby niepocieszona *I roześmiał się głośniej, szturchaj brata* No więc Marina, co tutaj robisz o tak wczesnej porze?

Marina - 2010-06-26 20:54:28

Marina już chciała rozejrzeć się po pomieszczeniu, zobaczyć to i owo, dowiedzieć się gdzie stoją dane stoliki i w ogóle. Wolała wiedzieć, na jakim gruncie stoi. Nie dane jej jednak było tego uczynić, bowiem chwilę po tym już miała dwóch gości pod sobą. Doprawdy, Tiscan był się zdziwił jak mało kto, widząc ją na stanowisku... Kelnerki.
- Jasne. - Odpowiedziała z uśmiechem Ael, która to zostawiła jej pod ręką tych dwóch braci. I znów nie zdążyła zrobić tego, co chciała, albowiem bracia zaczęli klekotać strasznie.
- Dobra, chłopcy, to jak mam rozpoznać? Macie jakież znaki szczególne? - Spytała się, patrząc na nich. Faktycznie, pierwszy raz w życiu widziała klony. Z tym, że ona miała na tyle kultury, by nie robić głupich min i nie pytać się o takie rzeczy.
- Właśnie Ael mnie zatrudniła na kelnerkę na próbę. - Uśmiechnęła się delikatnie, zdeczko stropiona przez to pytanie. No... Tak, nie przyswoiła się jeszcze. Ale pewnie niedługo nabierze wprawy.

Tangorn - 2010-06-27 10:02:22

Noo... ja jestem tym przystojniejszym, nie widać? *Zagadnął wesoło Tracyn i zaczął nieco bujać się na krześle a jego brat przewalił oczami, mrucząc coś pod nosem w stylu "Co za zawszony di'kut", ale w końcu zdecydował się odezwać na głos, bo jeszcze ta Marina uzna ich za półgłówków* Nie zwracaj na niego uwagi, na Kamino chyba uderzył się w głowę i jest lekkim niedorozwojem. W każdym razie po tatuażach można. O, widzisz? Inne znaki mamy *Wskazał na swój policzek oraz na policzek Tracyna. Faktycznie, inaczej wyglądały*Brex, nudny jesteś, wiesz? Ty chyba za dużo siedziałeś w sali zbrojeniowej, bo ci mózg zardzewiał. Za dużo żelastwa... *Odgryzł się drugi klon, ale on miał bardziej przyjazną powierzchowność i nie warczał bez ustanku* Kelnerka? Fajnie, to się chyba będziemy często widywać, bo my tu na posiłki przychodzimy i czasami, by pograć z dzieciakami na automatach *I wskazał parę maszyn stojących w kącie a Brex tylko mruknął* Mów za siebie... ja tu na bitkę przychodzę *I się wydało. Ci dwaj sie różnili i to bardzo, choć podobni jak dwie krople wody, głosy te same, twarzy, sylwetka. Tylko tatuaże inne*

Marina - 2010-06-27 11:37:13

- Czyli mam zapamiętać, że Tracyn to ten przystojny i półgłupi, tak? - Zaśmiała się. Byli całkiem weseli. Tacy... Jak dzieci. Marina była wprawdzie słuchaczem i rzadko kiedy się odzywała, ale miło było, jak przyjdą takie klony i Cię nie zjedzą już na wstępie.
- Wybaczcie, zapomniałam. Czy potrzebujecie czegoś do jedzenia? Ael mówiła, że dużo jecie... - Uśmiechnęła się delikatnie, ukazując rząd dwóch, białych ząbków. Był to raczej gest rozbawienia.
- No tylko przypadkiem nie zróbcie mi tu burdy potem. - Wyszczerzyła ząbki, jakby chciała ich ostrzec, że sobie nie żartuje. Twarda to baba była, jeśli o bitki chodzi. Bo kto jak kto, ale dla Mariny bitki nie były czymś niezwykłym.

Tangorn - 2010-06-27 11:48:16

Nie jestem wcale półgłupi *Mruknął nieco obrażony Tracyn a Brex o dziwo się uśmiechnął do niego* Jesteś ner vod, jesteś... tylko głupki i ci co nie mają odruchów samozachowawczych bawią się termodetonatorami w biały dzień, przy dziecku i przy babie która chce męża zabić. *Uśmiechał sie na samo wspomnienie tej sceny. To było dosyć zabawne. A jeśli chodzi o skojarzenia Mariny z dziećmi to były one jak najbardziej na miejscu,. bo wyglądali na dwudziestokilkulatków, ale psychicznie byli tak na etapie nastolatków. W końcu klony rosły dwa razy szybciej, ale rozwój psychiczny nie szedł w parze z fizycznym*Ael poszła po posiłek dla nas. Ona wie co dobre *Rozmarzył się Tracyn i uśmiechnął się nieco głupkowato a Brex ponownie przewalił oczami i ciężko oparł się o ladę. A gdy o burdzie było wspomnienie to się uśmiechnął przewrotnie* Proszę pani... jakbyśmy tu burdę mieli zrobić, to by połowa klientów trupem padła a ten tutaj by kantynę w powietrze wysadził. Jemu takich rzeczy niestety powtarzać nie trzeba. Piroman prawdziwy...
- Ej ej ej... nie jestem żadnym piromanem. Ja tylko lubię redekorować wnętrza przy pomocy ładunków wybuchowych. Szybko, łatwo i przyjemnie...
- Tiaa... dla kogo?
*Jak wspomniała Marina. Jak dzieci*

Marina - 2010-06-27 15:36:53

Marina uśmiechnęła się delikatnie i usiadła przed nimi na krześle, bo już ją ręce bolały od tego podtrzymywania się na oparciu krzesła.
- Marina jestem. Nie postarzajcie mnie. - Mruknęła i posłała im oczko porozumiewawczo.
- Ja mam nadzieję, że żadnych wybuchów, jeśli tu będę pracować, nie doczekam. Nie dość, że rozwalilibyście kantynę, to jeszcze pozabijali pewne osoby. A to raczej nie sprzyja. - Dodała, i rozgadała się bardziej, iż powinna. Sama siedziała wyluzowana,z  ręką opartą na krześle, zaś jedną nogę miała założoną na drugą.

Tangorn - 2010-06-27 16:56:10

Nie ma sprawy proszę pani... znaczy się Marino *Odparł wesoło Tracyn i szybko zaakceptował fakt, że można do niej mówić normalnie, chociaż starsza od nich była, bardziej doświadczona życiowo. Bo oni to jedynie koszary znali, poligon oraz tereny wojenne. Więc byli trochę nieżyciowi* Oj tam... ja też mam nadzieję ,ze ten napalony zjeb niczego nie wysadził, łącznie z moi shebs...*Mruknął Brex i wyglądał Ael, bo głodny był, a jego brat już dawno zaczął podejrzewać, ze twi'lekanka wpadła mu w oko. Klon przed klonem mało co ukryje* Shebs to z Mando'a dupa. W każdym razie obiecuję się nie bawić, bo gdzie my tak dobrze sobie pojemy? *Odparł z rozbrajającą szczerością. Nie wyglądali na śmiertelnie groźnych byłych elitarnych komandosów Republiki, którzy wykonali setki misji na tyłach Separatystów*

Marina - 2010-06-28 09:39:49

Jeśli mówić, że Marina była doświadczona życiowo - należy też zwrócić uwagę na to, w jakim aspekcie. Faktycznie poznała życie w luksusie i biedocie, rozumiała wiele kwestii, ale niestety nigdy nie miała okazji poznać ludzi na tyle, by móc z nimi więcej przebywać. Dlatego czuła się teraz nieswojo. Po prostu... Nie rozumiała tego. Przecież wszystkie Twoje relacje opierają się na zaufaniu. A ona nie potrafiła podejść do każdego ze świadomością, że ktoś mógłby ją wytrynić. Po prostu. I tak, nie potrafiła rozmawiać na jeden temat, wypowiadając masę wyrazów bliskoznacznych. Myślała to, co myślała. A to, co się do niej mówiło, było przyjęte. Coś, jak u robota. Żywego robota.
- Pójdę pomóc Ael. - Rzekła, wstała i wyszła do miejsca, gdzie poszła twi`lekanka. Trzeba sobie jakoś w życiu radzić.

Moc - 2010-06-28 10:22:35

*Twi'lekanka była akurat w kuchni i kończyła przygotowywać posiłek dla klonów. Wielka porcja jajecznicy i mięsa na talerzu. Wyglądało to tak, jakby wookie zgłodniał i chciał przystawkę, ponieważ normalny człowiek tyle nie je na śniadanie. A tu proszę, dwa klony i od razu posiłek jak dla czterech osób* O Marina, mam nadzieję, że cię nie przestraszyli. To dobre chłopak ale... *[/*Zniżyła głos do szeptu* [i]... trochę dziwni, jak to na klony. Wiesz, nie mieli normalnego dzieciństwa tylko ta głupia wojna i wojsko. Biedactwa *Ael im współczuła z całego serca, ale nic zrobić nie mogła. Chwyciła wiec talerze i wyszła z kuchni, podając im jedzenie* Proszę chłopaki, jedzcie! Ja zaraz wracam *I wróciła na zaplecze*

Tangorn - 2010-06-28 10:27:27

Dobra *PowiedziałTracyn i odprowadziłją wzrokiem, po czym zwróciłsię do brata* Dziwna jakaś. I miała sztylet, ciekawe po co jej? *Zapytał brata i nachyliłsię ku niemu. Osobom takim jak oni żaden szczegół nie ujdzie ich uwadze* Bo ja wiem, by poderżnać komuś gardło? Może tobie? *Brexa tam nie obchodziło to, że kobieta była uzbrojona. Mogłaby mieć nawet karabin, ale co z tego, jak pewnie używać tego nie umie?* Aj zamknij się *I zaczeli sie cicho kłócić, jak to w rodzinie. No i wtedy Ael przyniosła im jedzenie, podziekowali grzecznie i zabrali sie za pochłanianie tego wszystkiego w całkiem niezłym tempie*
- Jak mówiłem, pychotka, racje wojskowe to były śmiecie.
- Tiaa... ale do Tan'buira sie nie umywa!
*No i jedli jedli aż zjedli*

Marina - 2010-06-29 14:38:17

/ Puszczam kolejkę, jak coś, bo widzę, że stoicie. /

Moc - 2010-06-30 22:40:25

Cóż, ja jako Ael już nie gram, udała się na zaplecze by tam pozałatwiać różne sprawy. Jak chcecie to grajcie

Tangorn - 2010-07-04 14:05:15

*Cóż, o tej godzinie kantyna nie była zatłoczona, ba! Była nawet pusta, nie licząc dwójki klonów siedzących przy ladzie i zajadających obfite śniadanie. Dyskutowali tam o czymś w sposób ożywiony, co można było zauważyć po ich częstych zaczepkach. W każdym razie w końcu się posilili, wypili kawę i chcieli sobie trochę odpocząć, ale że w kantynie panowała cisza i spokój, to odwrócili się i zobaczyli jakiegoś nowego gościa w przybytku. Jeden z nich uśmiechnął się szeroko* Czołem! *Zawołał do Tocona przyjaźnie a jego towarzysz, bardziej ponury zmrużył lekko oczy patrząc na sylwetkę gościa. Obaj wyglądali niemal identycznie, nie licząc tatuaży na twarzy, każdy miał po prostu inny*

Tangorn - 2010-07-04 15:02:12

Jestem Tracyn Fibal a to mój brat, Brex *Przedstawił się klon spokojnie. Ich ojciec, Tangor chlał teraz gdzieś z kimś w jakieś kantynie, zawsze to robił z nudów, no chyba, że akurat miał pod ręką kogoś, komu mógł połamać jakieś kości. Jego asortyment rozrywek był dosyć... mały. Ale jak to Mandalorianin, brutalna walka bawi go najbardziej.* Stół dziób ner vod. Musisz każdemu napotkanemu mówić, kim jesteśmy? *Warknął cicho jego brat, ten bardziej ponury. Ten wesołek, Tracyn tylko go szturchnął i nic nie powiedział* Nowy w okolicy? Bo przedtem jakoś cię tu nie widziałem... chociaż, z hangaru mało się wychodziło ostatnio.

Tangorn - 2010-07-04 16:58:27

*Tracyn przyglądał mu się z zainteresowaniem, a gdy posłyszał czym się zajmuje to się nawet uśmiechnął, ale jego brat nabrał więcej podejrzeń.Nie lubił Łowców Nagród, uznając ich za istoty co najmniej podejrzane, bez honoru i warte eksterminacji. To co, że Tang był też kiedyś Łowcą?* Ciekawy zawód. Nasz ojciec też kiedyś nim był, ale narobił sobie sporo problemów i poszedł na emeryturę *Właściwie... Jango też był Łowcą i skończył tragicznie. Jakby nie było, miał pecha* Brex? On zawsze taki jest. Taki już jego urok *Owy klon spojrzał podejrzliwie na Tocona i mruknął* Nie twój biznes, jasne? *Nie był zbyt przyjaźnie nastawiony*

Tangorn - 2010-07-04 17:41:52

Nie ma zleceń? Wydawało mi się, że jest ich aż nadto *Tracyn podrapał się po głowie, bo mu ostatnio Tang wspominał, że  gdyby nadal się zajmował "łowiectwem" to by miał w cholerę kasy, minus te kilka/kilkanaście % jakie trzeba wydać na tych przeklętych informatorów, a miał ich setki. Bo dobry łowca musi mieć rozległą siatkę informatorów, a to niestety kosztuje a stworzenie takiej też zajmuje sporo czasu* W końcu Imperium ma wielu przeciwników, a tym samym chcą ich się pozbyć po cichu. No ale to różnie to bywa*Wzruszył ramionami, bo sam się tym nie zajmował i nie chciał się zajmować.* My? Niczym konkretnym, po prostu ojcu pomagamy... w różnych sprawach. A tu kogoś zabić, tam coś wysadzić... nic wielkiego, na wojnie było gorzej *Rzekł pogodnym głosem*

Tangorn - 2010-07-04 20:03:54

*O dziwo teraz odpowiedział Brex a nie Tracyn* Wątpię, chyba, że jesteś takim samobójcą i zapytasz Mandalorianina o pracę. *No i to by chyba urywało temat o pracy, bo oba klony wiedziały, że  Tang raczej roboty nie rozdaje... no chyba, że atak na jednostki Imperialne, ale tego to raczej on się nie chwyci. Obserwowali go obaj w spokoju a gdy zaproponował im piwo to oboje zaprzeczyli.* Nie pijamy alkoholu, jest niedobry... taki... nie wiem. Dziwny *Odparł Tracyn. Mało który klon lubił pić alkohol*

Tangorn - 2010-07-05 11:24:58

Na NS jest pełno ludzi szukających pomocy. Podobno trzeba tylko rozejrzeć się po niektórych kantynach na Dolnych Poziomach albo na czarnym Rynku *Odparł Tracyn, ale sam za dużo nie wiedział, bo był tutaj od dwóch tygodni? Trzech? Rozbili się tu celowo kradzionym Imperialnym promem a teraz pomagali przyjacielowi, który był inżynierem i tak tu utknęli.* Wiemy co tracimy, piliśmy to i nam nie smakuje po prostu. Wolimy coś słodszego *No klony wręcz uwielbiały słodkości, bo przez prawie całe życie nie mogli jeść niczego, co by miało dobry smak, to teraz odrabiali to z nawiązką*

Zindarad - 2010-07-05 20:27:11

Kilka dni odpoczynku dobrze zrobiło inżynierowi. Jego małpia gęba nabrała zupełnie innych kolorów, worki pod oczami nagle zniknęły. W końcu wygląda jak człowiek. Nie jest umorusany smarem, ubrał się nawet w miarę normalnie. Ciemnozielona (Ciemna zieleń to jego ulubiony kolor) kurtka, bojówki i obuwie sportowe. Z tego stylu Zin chyba już nigdy nie wyrośnie. Wszedł do środka, rozejrzał się. Słyszał, że ta włóczęga w przepoconym płaszczu zaczęła tu pracować. Tanga nie widział od kilku dni, ale ściany mają uszy, toteż warto uważać. Zamiast chlejącego Tanga zobaczył klony. Tracyna i Brexa. Uśmiechnął się lekko i machnął do nich ręką. Poprawił gogle, które były obowiązkowym dodatkiem do jego stroju. Zakładał je pomimo tego, że uciskały strasznie na głowę. Niektórzy mówią, że to jest przyczyną jego dziwnych, czasem irracjonalnych decyzji. Podszedł do nich.
-Czołem wam.-Wyszczerzył do nich zęby i pozwolił usiąść sobie przy stoliku klonów. Pamiętał do tej porty to co mu Brex obiecywał i na pewno nie zawaha się tego wykorzystać.-Wcinajcie, wcinajcie. Od jutra znowu robota. Ino bez wymówek, bo się wkurwię. I tak mamy już opóźnienie.-Dodał po chwili i zamówił tylko szklankę soku. Jeść mu się nie chciało, biedak jeszcze nam zmarnieje.

Tangorn - 2010-07-05 20:44:47

*Gdy tylko Zin pojawił się w kantynie to od razu go dostrzegli. Czemu? Bo ranek był i nikogo nie było prócz nich i jakiegoś Łowcy Nagród, ale i tak rozmowa się nie kleiła. Brex zmarszczył czoło, patrząc na inżyniera, mrucząc pod nosem*Kurwa, błagam, tylko nie powrót do tej zawszonej roboty... *Mruknął błagalnie, Tracyn się zaśmiał z brata i poklepał go po plecach a potem jak Zin powiedział co miał powiedzieć to ponurak przywalił głową w ladę i mruknął* Zabijcie mnie... wolę śmierć od tego *Najwyraźniej mechanizmy mu nie służyły, skoro wolał śmierć a Tracyn wyszczerzył zęby do Kodbara* No brawo, jesteś pierwszą osobą którą ten palant prosi o śmierć. Należą ci się za to najszczersze gratulacje *I wyciągnął rękę by mu pogratulować. Był w świetnym nastroju, bo już się najadł* A właśnie, nie wiesz gdzie Tang? Bo się nawet nie przywitał...

Zindarad - 2010-07-06 13:36:11

Zaśmiał się, słysząc słowa Brexa. Dobrze, że mu to nie służyło, przynajmniej wie, że praca przy machinach jest równie trudna co walka. Wielu ludzi nie doceniało inżynierów, uważali, że oni to biorą kredyty za nic, a tu patrzcie. Nie przespane noce, zmęczenie i stres. Niczym na polu walki. Zin za to uważał, że bycie żołnierzem to fajna sprawa. Strzelaniny, wybuchy. Tego chciał spróbować, ale nigdy nie było mu to dane. W czasie wojen klonów miał wybrać się na Hypori, by zniszczyć bazę separatystów, jednak dowództwo stwierdziło, że zachowanie Kobdara budzi zbyt wiele zastrzeżeń. Uścisnął dłoń Tracyna i rzucił.
-Dzięki.-Wyszczerzył zęby. Sam nie wiedział gdzie jest Tang. Pewnie jest gdzieś w Cielesnych Rozkoszach i zabawia się z pannami. Albo korzysta z karty, którą podarował mu Zin.-Cholera go tam wie. Pewnie znowu gdzieś chleje. Zasrany alkoholik.-Stwierdził i skrzywił usta. Sok został mu podany. Zin chwycił za szklanice i upił łyk.-Teraz będzie lekka robota. Elektronika, zdejmiecie pancerze, żeby was prąd nie kopnął.-Dodał po chwili i znowu upił łyk soku.

Tangorn - 2010-07-06 14:15:31

*Dla Brexa było to męczące i wolał już pole bitwy, dużo prostsze. Dostajesz karabin i jedyne zadanie - eksterminacja wroga wszelkimi dostępnymi metodami. No to wtedy klon rozwijał swe skrzydła i był "artystą śmierci i zniszczenia" jak się sam określał a Dral go wyśmiewał. No ale wojna prostsza jest, ale też niebezpieczna bardziej no i siadająca na psychice, gdy obserwuje sie palących się braci czy też innych okaleczonych przez wojnę* No pewnie znowu chleje no... dopadłem Rashafa i powiedział co robili przez ten czas to się nie dziwię. On długo bez alkoholu nie może, anie pił przez dwa tygodnie chyba, więc nadrabia zaległości... *Zaśmiał się Tracyn. A Brex? Dalej leżał na stoliku i mruczał coś pod nosem w stylu, że wolałby już trafić na pole bitwy bez pancerza, z nożem przeciwko armii droidów* Żeś go zmotywował...

Zindarad - 2010-07-06 19:21:58

-Spokojna twoja rozczochrana Brex. Jeszcze dwa tygodnie i zakładany poszycie. Wkurzam się, ale trza skończyć skoro zaczęliśmy. Nie Tracyn?-Spytał go i lekko się uśmiechnął. Trochę było mu żal Brexa. W końcu poświęcał się dla niego, robił to czego nienawidził, ale mimo wszystko pracował. Zin w czasie pracy nie oglądał się za panienkami i to był plus, bo gdyby Tang zobaczył, że Zin ogląda się za jakąś kobietą to to równałoby się ze śmiercią Kobdara. A przecież wszyscy go lubią i nikt nie ma zastrzeżeń do jego zachowania, toteż nikt nie chciałby, by inżynier zginął w strasznych męczarniach. Upił łyk soku i rzucił do Tracyna.-No. Teraz chleje równo. Kiedy przyszedł tutaj to wypił flaszkę koreliańskiej i nie miał dość. Skubany ma łeb. Trza mu to przyznać. Jak ja studiowałem to też mogłem chlać i chlać. Teraz. To już zupełnie inna sprawa.-Kondycja do alkoholu pogorszyła się wraz z zmniejszoną częstotliwością jego picia.

Tangorn - 2010-07-06 20:43:58

*Jak można było się spodziewać, nie podniosło to na duchu rzeczonego klona, tylko jęknął głośniej* Tracyn... weź tego termodetonatora i wypróbuj go tutaj, co? Będzie szybciej... *Biedak, kompletnie załamany, no ale pracuje. Serdecznie tego nienawidzi ale pracuje i tylko modli się (tylko do czego może modlić się klon?) żeby Tang przestał robić rundki po barach (jego szlak znaczą burdy i zniszczenia. Czasem i trupy) i w końcu przyszedł po nich. A Tracyn? Jemu to było wszystko jedno, bo trochę to przypominało składanie bomb. Tam kabelek tu czip, tam ci łapę ujebie...* Skończymy, skończymy. Byle Tang nawalony nie przylazł... chociaż, pamiętam jak czule głaskał swój frachtowiec... myślałem, że chcą zostać sam na sam. Wiesz, "kochanie tylko ty mnie nigdy nie zawiodłaś" itp... *Jak to mile z jego strony, że śmieje się z ojca za jego plecami* [i]A łeb faktycznie twardy ma. Wątrobę też... na sterydach prosto z Kamino... tej już prędko nie rozwali

Zindarad - 2010-07-06 21:07:21

Zin też czasem miał serdecznie dość tej żmudnej roboty przy statku. No ale czas poświęcony na składanie tego "Potwora" na pewno przyniesie oczekiwany efekt w postaci ciężko opancerzonego statku ze sporą siłą ognia. Nie wspominajmy o małej prędkości, która będzie skutkiem ogromnej masy. Zin dalej pracuje nad zwiększeniem wydajności silnika. Może się okazać, że znajdzie sposób już po zakończeniu prac.
-Tang miał dziwne kontakty z tym swoim frachtowcem. Gdyby mógł to pewnie zrobiłby mu kilkanaście dzieci, no ale widzisz. Tang nie ma durastalowej fujary.-Zaśmiał się i upił kolejny łyk soku. Przydałaby się jeszcze jedna para rąk do pracy, bo wydajność Brexa nie była zbyt wielka. Tracynowi to się chyba nawet podobało. Szczególnie podłączanie generatora. Przypominało to pracę sapera. Jeden fałszywy ruch i źródło energii do wyrzucenia.-A tego termodetonatora to sobie odpuść. Brex pewnie chciałby zginąć jako mando. Wiesz kurwa...w boju. Co nie? Brexiu?-Spytał go i pokiwał głową. Bezradny i bezsilny Brex był nawet zabawny.

Riff Mekne - 2010-07-06 21:15:48

Ciekawe, czym płaci się w takim miejscu.. - pomyślała Riff, otwierając drzwi kantyny i wchodząc do środka. Dopiero niedawno wytłumaczyła znajomym przemytnikom jak to się stało, że znalazła się na ich statku bez ich zgody i nadal odczuwała jeszcze euforię, spowodowaną zachowaniem głowy na swoim miejscu. Rozejrzała się dookoła. Jak zwykle czuła się po prostu zagubiona w takich miejscach, nie wspominając o tym, że nie tylko nie miała pracy, ale nawet - nie miała gdzie spać. Była.. no, w potrzasku.
Do tego wyglądała jak rasowy mechanik. Nadal nieco jeszcze ubrudzona wszystkimi tymi dziwnymi maziami, jakie wydziela statek, kiedy się w nim grzebie, w obszernych, szarych i nieco startych spodniach, w koszulce na ramiączkach. Szeroki pas z narzędziami - jedyne, co miała swojego na tym przeklętym księżycu i oczywiście - czapka z kieszonką po jednej stronie i zestawem małych kluczy po drugiej. Dosłownie - wykapany naprawiacz statków. Może sam wygląd przyciągnie do niej jakieś pracodawcę? Jeśli nie - mogiła.

Tangorn - 2010-07-06 21:16:51

No miał, dopóki ten kaleesh mu go nie rozwalił... wiesz, imperialni porwali go. Tang wkurwiony był strasznie... wiesz, zdaje mi się ,ze płakał po swoim "skarbie". Cóż, niejedna osoba mogła pozazdrościć ich relacji... znaczy się, traktował statek lepiej niż ludzi *W końcu udało mu się wyjaśnić o co mu chodziło. Trochę się zaplątał w tym zeznaniu ale co tam. A Brex? W końcu podniósł się i spojrzał na Zina jak na wroga numer jeden. Cóż, jego docinki zaczynały klona irytować... a to nie dobrze.* Zaraz zginę jak Mando zabijając najpierw ciebie, chcesz?

Zindarad - 2010-07-06 21:26:19

-Frachtowiec to on miał fajny, ale silnik to mu strasznie nierówno chodził. Jak mu kiedyś powiedziałem, że mu wał i turbina pójdzie to nic. Spojrzał na mnie jak o.-Wskazał palce na Brexa, który najwyraźniej już się zdenerwował. Zin zorientował się, że chodziło o jego docinki. Nawet podroczyć się trochę nie można? Idź pan w cholerę. Na żartach się nie zna czy jak? Za długo zadaje się z A'denem, to pewne jak to, że kobalt musi zostać użyty w reaktorze łukowym.-Brex. Wyluzuj, to są tylko żarty.-Powiedział i wyciągnął rękę w geście obronnym. Nie miał zamiaru się bić. Do czynienia miał z modyfikowanym genetycznie klonem, którego siłę można porównać do siły rozwścieczonego rancora.Z takim przeciwnikiem nie warto zadzierać. Zin uśmiechnął się i spojrzał na twi'lecką barmankę, która stała za ladą.-Ael. Wafle dla tych dwóch tutaj.-Rzucił. Zin jakoś zgrzeczniał. To dziwne, ale mimo wszystko zachowywał swój wyluzowany styl bycia. Strata Temeny i Variena go zmieniła. Ciekawe na jak długo. Wtem spojrzał na drzwi. Do środka wszedł...mechanik?! To dziwne, ale Zin nie spotkał tu jeszcze przedstawiciela tego zawodu.

Tangorn - 2010-07-06 21:36:55

Tiaa... widziałeś ty jego komputer pokładowy? Tak go z A'denem i Dralem przerobili, że połowa funkcji nie działała a rozruch tylko z kopniaka. Świetny to był statek *Nie mówiąc już o tym, że co chwile się psuł, przeżył więcej wypadków niż oni i w ogóle, to latający antyk był. Prawdziwy statek z duszą, którego Tang bardzo kochał, jakby nie było. Ale on był dziwny, temu nie da się zaprzeczyć i każdy to wiedział. A jego najbliższe otoczenie? Kolejna banda dziwaków* On nie ma chyba poczucia humoru *Mruknął do Zina wskazując na Brexa, a ten się rozwalił na krześle i mruknął* Żartowałem przecież... *Tracyn tylko szepnął"no widzisz", ale słysząc o waflach to się ucieszyli i też zarejestrowali pojawienie się nowej osoby w kantynie. Akurat oni mechanikiem się nie zdziwili, ba Brex aż się ucieszył i oczy mu zaświeciły* Hej ty tam! Podejdź no tu, no chodź, postawimy ci coś, mam ofertę pracy! *Tracyn widząc jego zapał zaśmiał się, bo już wiedział co kombinuje. Tego mechanika wrobić w robotę... i to była kobieta, wiec szturchnął brata i syknął* To kobieta imbecylu ślepy. I ty jesteś naszym snajperem? Cud, żeś nam głów nie poupierdalał...*A Brex się nie zmieszał i wołał dalej* Proszę pani!*Naiwny klon*

Riff Mekne - 2010-07-06 21:42:53

Zmarszczyła brwi. Nie była do końca pewna, czy to do niej krzyczą.. Niech to, miała nadzieję, że owszem. Spojrzała w stronę mężczyzn i uśmiechnęła się lekko. Nie zdarzyło się, żeby ktoś nazwał ją "panią" odkąd opuściła Naboo. No cóż, widać potrzebowali mechanika, skoro uderzali w miły ton.
Jak zwykle, kiedy była skrępowana splotła dłonie za plecami i podeszła do stolika mężczyzn. Spojrzała na wszystkich, lustrując ich uważnie.
- Mm.. Bry? - zapytała cicho, przygryzając wargę. Machnęła lekko głową, a czapka przesunęła się nieco. Ten tik ją zawsze uspokajał. - Oferta postawienia czegoś nadal aktualna? Głodna jestem..

Zindarad - 2010-07-06 21:53:19

Zanim kobieta w ogóle zdążyła podejść, Zin spojrzał na Brexa nieco zdziwiony. Co on tam sobie myślał? Może wie o tym co Tang powiedział Kobdarowi i chce go wrobić? Nie. Zin się nie da. Inżynier nie pasuje w mandaloriańskim kręgu walki. Co toto nie. Zin przejechał dłonią po swoich najeżonych włosach i skrzywił usta. Spojrzał na Tracyna i spytał go.
-Co on kombinuje?-Wyjaśniło się, gdy ten wspomniał, że jest dla niej oferta pracy. No ładnie. Wymigiwanie się z roboty. Może to i lepiej. Zin myślał, że Brex w końcu kiedyś go zabije za tą bezpłatną pracę. Zin mógł zgadywać, że to co dzisiaj zjadły klony jest na jego rachunek, toteż on pewnie będzie musiał zapłacić za kobietę. A co! W końcu jest dżentelmenem.-Bry. Siadaj tu.-Twi'lekanka podeszła do stolika. Podała wafle dwóm panom. Zin uśmiechnął się lekko do niej i rzucił.-Oootoowerg dla tej pani.-Powiedział i wskazał palcem na Riff. Ael zapamiętała i wróciła za ladę tylko po to, by zniknąć gdzieś w kuchni i przygotować posiłek.

Tangorn - 2010-07-06 22:01:17

*A Brex miał już w głowie przygotowany plan jak się wymigać od roboty razem z Tracynem, chociaż troszkę się poopieprzają niby mu tam "pomagając" a tak na prawdę patrząc jak to się męczy z panią mechanik* Dzień dobry, proszę, niech pani siada... *Uśmiechał się życzliwie do niej, a wyglądał jak normalny klon Jango Fetta w młodości, bo wyglądał tak na dwadzieścia sześć lat, Jego brat podobnie, też był klonem. Różnili się tylko tatuażami na twarzy. Gdy podano wafle to na razie nie reagowali, a raczej nie Brex, bo Tracyn zabrał się do jedzenia* No to skoro już przełamaliśmy pierwsze lody to przejdę do rzecz. Nasz drogi przyjaciel i dobrodziej Zin ma problemy ze swoim statkiem i szuka mechaników, prawda Zin? *Spojrzał na Kodbara wzrokiem mówiącym "spróbuj zaprzeczyć a zrobię z twojego dupska strzelnicę". Mowy spojrzeń nauczył się od Tanga*

Riff Mekne - 2010-07-06 22:14:05

Riff obserwowała mężczyzn uważnie, a kiedy usłyszała zamówienie, uśmiechnęła się. Nie jadła nic od dwóch dni, tak też potężny stek zabrzmiał w jej uszach jak symfonia, czy też, bardziej w temacie, odgłos dobrego, szybkiego silnika. Uśmiechnęła się lekko i poprawiła czapkę. Zerknęła na ręce, szepnęła coś i pokiwała głową, zdejmując obszerne rękawice, pod którymi kryły się, oczywiście, dość drobne dłonie.
- Praca.. Dobra rzecz. Kiedy zaczynam? - zapytała spokojnie. Owszem, nie pytała ile, nie pytała gdzie, nie pytała co. Ważne było, żeby mieć co robić i gdzie spać. Właśnie. - Nocleg jest przewidziany?

Zindarad - 2010-07-06 22:27:05

-Brex.-Mruknął i spojrzał na niego w stylu "Przestań bajerować biedną babę". Bajerował ją i to mocno. Istniało wiele argumentów przeciw pomysłowi przyjęcia jej do pracy. Nic o niej nie wiedzą. Wyglądała na uczciwą osóbkę, ale pozory czasem potrafią mylić. Zin nie wiedział czy ona sobie poradzi. W końcu to co obecnie robi jest bardzo skomplikowane. Zin miał pewne obiekcje, ale spojrzenie Brexa było bardzo przekonujące.-No to tak. Idzie nam całkiem nieźle, co nie chłopaki?-Spytał ich i lekko się uśmiechnął. Chwycił za szklanicę. Upił łyk soku. i dodał.-Mimo wszystko jedna para rąk do roboty zawsze się przyda. Przerabiamy imperialną Kappę. Skubana ma wiele części, Tracyn trochę ich pogubił.-Zin zaczął się zastanawiać gdzie położył śrubę numer czterysta osiemdziesiąt osiem. Po chwili zastanowienia wrócił do rozmowy.-Trza założyć elektromagnes, podłączyć go. Sprawdzić czy silnik kontaktuje. To jonowy silnik...zwykły, elektrostatyczny. Rozumiesz.-No i zaczynał swoją technogadkę, której nikt nie miał zamiaru słuchać, bo nikt tego bełkotu nie rozumiał. Ael wyszła z kuchni z ogromnym talerzem. Stek gotowany na parze w otoczeniu warzyw. Podano to kobiecie. Ael uśmiechnęła się lekko, a Zin na wzmiankę o noclegu zakłopotał się jeszcze bardziej.-Jeśli Ci miejscówka w moim hangarze odpowiada to nie ma problemu.-Uśmiechnął się lekko i upił kolejny łyk soku.

Tangorn - 2010-07-06 22:35:18

No co? *Zapytał pozornie niewinnie ale on już miał wszystko ułożone. Zin przepyta czy się nada, on poobserwuje czy nie szpieg, a jeśli tak to ją po prostu zabiją i tyle. On nie miał oporów moralnych przed tym. Wada i zaleta klonów, jeśli trzeba to zabiją bez mrugnięcia okiem, bez złości czy nienawiści, jak droidy...* Nie, bo się nie znamy *Wpadł w słowo Tracynowi, który już chciał zapewnić, ze wręcz wyśmienicie sobie radzą, ale Brex się rozkręcił i wali prosto z mostu. Co będzie kłamał?* Wcale nie pogubiłem! Ty żeś się schlał z Tangiem ostatnio i kopnąłeś puszkę na części... ekhm, to ja się nie będę odzywać *Powiedział cicho by podłapał spojrzenie brata, które było mordercze, bo posądzał Tracyna o sabotaż. Do technogadki się nie wtrącali a przy rozmowie o noclegu to znowu ponurak się wciął* No mamy wygodne łóżka, co prawda improwizowane. Wraz z Tracynem odstąpimy je, prawda? *Może nawet spać na ziemi byle nie naprawiać tej zasranej kappy*

Riff Mekne - 2010-07-06 22:44:04

Riff nie należała do osób, których okres skupienia uwagi był długi. Raz zajmowała się jedną śrubką, raz drugą, potem znowu przeskakiwała do pierwszej, by koniec końców pozostawić za sobą tak zwany rozpierdziel. Ale tak czy siak, była dobrym mechanikiem. Gdyby mogła pracować sama, pewnie odnalazłaby się spokojnie w chaosie, jaki tworzyła. Niestety, musiała pracować zawsze w grupie, co zwykle.. Kończyło się krzyczeniem na nią, że nie jest uważna. Miała dziwne metody pracy, zapoczątkowane metodą "bo mam ochotę naaa...".
- Silnik jonowy? - zapytała spokojnie, rzucając się na jedzenie. Najpierw zgarnęła nieco warzyw z talerza, zjadła trochę, po czym spojrzała na mężczyznę. - No to chyba nie jest taki duży problem, nie? - zapytała, marszcząc brwi. Może i wiedziała gdzie należy pokręcić, żeby działało, ale z kolei o prawdziwym świecie nie wiedziała nic. - Elektromagnes to zawsze trochę roboty, ale z tego co pamiętam, takie trudne to to nie jest. - Przygryzła wargę. Mimowolnie podwinęła jedną nogę pod brodę, opierając but o ławkę. Postukała widelcem o końcówkę nosa, myśląc nad czymś intensywnie. - Ale z Kappą nie powinno być problemów. Ostatnio pozwolili mi w niej nieco pogrzebać, bo była i tak do kasacji. Śrubek od cholery. Jeżeli w niej czegoś nie ma, to będzie trzeba słono zapłacić, żeby to skombinować, tak sądzę. Ale większość podstawowych części można z niej tam wygrzebać..

Zindarad - 2010-07-06 22:55:30

-Słuchaj. Elektromagnes musi mieć idealny styk z turbinami, bo patrz. Jak go nie ma to spięcie się zrobi i mogiła.-Wyjaśnił jej. Robota z nim będzie trudna, bo Brex i Tracyn dowiedzieli się jaki z niego pedant. W warsztacie z luzaka zamienia się w potwora, który musi mieć wszystko poukładane. Pedantycznie ułożone narzędzia, części. Nawet głupie śrubki i sworznie muszą być na swoim miejscu ku ogólnej radości Zina i jego przeraźliwego porządku. Prawdopodobnie praca z nią będzie bardzo ciekawa, skoro jest taka chaotyczna. Zinowi pewnie się to nie spodoba, ale po jakimś czasie do tego przywyknie. Miejmy taką nadzieję. Uwagę Tracyna mimo uszu puścił. Nie chciał wspominać o tej popijawie z Tangiem. Po co? Schlał się, kopnął puszkę i zgubił kilka śrub, ot co.-Większość części do Kappy pasuje na przykład z...-Tu zastanowił się. Musiał sobie przypomnieć jakie zamienniki mógł zastosować.-z koreliańskich YT, o. O wiele tańsze i wytrzymalsze, bo koreliańskie. Poza tym. Zawsze jakiś duperel można zrobić samemu.-Stwierdził. Był inżynierem. Przy pomocy dobrych maszyn mógł ze zwykłego kawałka durastali zrobić prawdziwe cudo. Jest tylko jeden problem. Zin nie ma takich maszyn, a kredyty powoli zaczęły mu się kończyć.-Tracyn. Gdzie można szybko załatwić kredyty?-Spytał go. Jeśli usłyszy wzmiankę o handlu niewolnikami to się obrazi i sobie pójdzie. Lepiej mu o tym nie przypominać. Chodziło mu o naprawdę sensowny pomysł.

Tangorn - 2010-07-06 23:01:57

*Spojrzeli na siebie i wymienili dziwne uśmiechy. No tak, to będzie bardzo ciekawe, już teraz zaczął swoje skomplikowane wywody jak to coś źle się zrobi i wszystko pieprznie. No Tracyn miał lekkie wyrzuty sumienia wobec niej, ale w końcu dostanie za to jakąś zapłatę. Oni harowali za darmo. A na wzmiankę gdzie można szybko dostać pieniądze to odpowiedział jak to klon, szczerze* W banku. Daj nam trzy dni i obrobimy wszystko, Tang pomoże... *Oj oni byli czasami zbyt praktyczni i nieprzystosowani do życia w normalnym społeczeństwie, skoro na bank napadać chcieli, ale jako byli komandosi to nie widzieli problemu wielkiego* Zawsze można "grzecznie poprosić" jednego z gangsterów o pieniądze. Brex i Tang bardzo są wtedy mili podczas próśb *Kolejna gra słów, by ta pani mechanik się nie zorientowała* I przy okazji, nazywam się Tracyn proszę pani. A to mój brat Brex a to Zin, przyjaciel rodziny... nie wiemy jakim cudem

Riff Mekne - 2010-07-06 23:13:09

- Riff. - powiedziała odruchowo, machając dłonią, jakby chciała się tym gestem przywitać. Nie wiadomo jakim cudem, ale dziewczyna zjadła już połowę swojego posiłku. Spojrzała uważnie na Zina i przekrzywiła nieco głowę.
- No jasne, ale co za problem? - zapytała, jakby nie do końca wiedząc, czemu Zin uważa zrobienie idealnego styku za coś trudnego. Na Naboo pracowała z naprawdę dobrą ekipą, którzy nie zwykli do marudzenia: dzięki temu nagle wszystko wydawało jej się proste, nawet, jeśli nie zawsze wychodziło. - Po prostu spędzi się nieco więcej czasu na budowaniu, tak, żeby mieć pewność, że będzie idealnie, zamiast pracować na szybkiego i po prostu mieć nadzieję. - powiedziała filozoficznie. To rozumowanie było wzięte prosto z jej własnego doświadczenia. Kiedy taka nadzieja osmali ci brwi, koniec, wiesz już, że trzeba mieć pewność. - A na co wam pieniądze? - zagadnęła jeszcze, zupełnie, jakby nie wiedziała o co w ogóle rozchodzi się rozmowa.

Zindarad - 2010-07-06 23:19:27

Co to za problem? A to spory problem jest. Uzyskanie idealnego styku zajmuje sporo czasu, ale Zin bardzo lubi martwić się na zapas, by później na spokojnie podejść do sprawy. Ot, taki typ człowieka. Dopił sok. Nie musiał się przedstawiać, skoro już klon go przedstawił. Nie powie swojego pełnego imienia, bo go mocno nienawidzi. Do tej pory ma matce za złe, że jego bratu dała lepsze imię od niego. Ach. Zin i jego problemy. Każdy by chciał takie mieć. Rozsiadł się wygodniej i odrzekł.
-Czeka nas kilka ładnych godzin na mierzeniu, szlifowaniu pokrywy turbiny.-Zmarszczył brwi. Długo przebywał z klonami i wiedział jak one żartują. Nie do końca jednak wiedział na czym one polegają i jak je rozumieć. Specyfika tych istot. Zin podrapał się po głowie i dodał.-Mamona nam się kończy. Trza szybko skombinować, bo jeszcze jakiś buc mi wykupi ten system nawigacyjny co go sobie upatrzyłem.-Gdzie go sobie upatrzył? Na czarnym rynku rzecz jasna. Tutaj nie ma renomowanych salonów. To zupełnie inna bajka.

Tangorn - 2010-07-06 23:26:39

Miło nam*Odpowiedział jeszcze Tracyn nim przewalił oczami słysząc problemy Zina a Brex mruknął* Znowu się zaczyna... błagam ner vod, daj mi go zastrzelić... raz, nikt nie zauważy, no? *Spojrzał na swego brata jakoś tak dziwnie a ten parsknął śmiechem i chyba przestał zwracać uwagę na to co się dzieje* Nie no, ty to jesteś dziwny. W probówce chyba dali ci za dużo testosteronu skoro tylko o zabijaniu myślisz. Przez ciebie jestem skrzywiony już!*No to Zin już chyba wiedział co nadchodzi a mianowicie kłótnia klonów, której postronni ni za cholerę nie zrozumieją*
- Ho ho znalazł się normalny "dekorator wnętrz". Nie wiem jakim cudem do tej pory nie poodpadały nam różne kończyny podczas gdy ty radośnie ładowałeś materiał wybuchowy w myśl zasady M = Mnóstwo a Mnóstwo znaczy lepiej!
- Nie przesadzaj, bo gadasz jak moja matka...
- Tracyn, ty nie masz matki...
- Nie, ale jakbym miał to by to pasowało...
- Ale z ciebie di'kut
- A z ciebie niewyżyty popapraniec....
- Jaki niewyżyty? A ze zazdrościsz mi mojej skuteczności?
- Ja?! Tobie? Zaraz ci granat w shebs wpakuję to się nieco rozerwiesz, bo ponury jesteś i wszystkich straszysz...

*I tak w zasadzie mogą godzinami. Lepiej niech ktoś ich uspokoi...*

Riff Mekne - 2010-07-06 23:47:14

Właśnie pakowała do ust kolejny kawałek mięsa, kiedy klony rozpoczęły swoją kłótnię. Riff jeszcze nigdy nie widziała kłócących się klonów. Może dlatego zareagowała.. odruchowo. Nie zdążyła nawet wyjąć widelca z ust - po prostu zaczęła się śmiać. Był to zapewne cudowny widok - młoda dziewczyna w za dużej czapce, warkoczu opadającym na ramię, śmiejąca się głośno z widelcem wetkniętym w usta. Jeśli to nie przerwie kłótni klonów, to.. chyba nic nie będzie w stanie.
Chwila minęła, zanim dziewczyna się uspokoiła. Wyjęła widelec z ust, spokojnie przeżuła jedzenie, po czym spojrzała na Zina.
- No ale to chyba dobrze? - zapytała, jakby zdziwiona tym, że mężczyzna przejmuje się poświęcaniem tak dużej ilości czasu na jedno zadanie. - Spieszy się wam gdzieś? - zapytała jeszcze, zdejmując z głowy czapkę. Wyjęła z niej jeden z małych kluczy. Chwyciła go za dwa końce i płynnie rozsunęła. Odłożyła go, klucz zawisł w powietrzu a pomiędzy nim pojawił się wyświetlacz. Wpakowała sobie kolejny kawałek mięsa do ust, nie przejmując się gadżetem.

Zindarad - 2010-07-06 23:59:09

-Ej, ej. Kurwa. Nie przy ludziach.-Powiedział do nich, próbując ich uspokoić. Pokiwał głową i zaczął się śmiać. Był świadkiem wielu kłótni tych klonów, ale one zawsze go zaskakiwały. Przebieg, użyte obelgi. Zawsze były inne. Oni nigdy nie przestaną go zaskakiwać. Zin wiedział, że to dobrze. Sam nie lubił się śpieszyć, ale on czasami bardzo lubił sobie marudzić. Tak na byle jaki temat, to czasami go odprężało.-Mniejsza. W warsztacie porozmawiamy o robocie. Teraz jesteśmy poza nią to powiedz nam coś o sobie. Skąd pochodzisz i takie tam bzdety.-Rzucił z uśmiechem. Spojrzał znowu na klony. Wyraźnie rozbawiony nie chciał ich rozdzielać, ale...przypomniał sobie ich ostatnią kłótnię, która mordobiciem się zakończyła.-Nie będzie wafli!-Krzyknął. Kupował je niemal hurtowo ku radości klonów i by Brex zaczął efektywniej pracować. Podczas skręcania silnika, Brex cholernie się obijał. Kilka wafli załatwiło sprawę. Inżynier wyciągnął paczkę papierosów, wyciągnął jednego i spytał Riff-Palisz?-Po czym włożył sobie papierosa do ust. Wyciągnął zapalniczkę i odpalił fajkę. Zaciągnął się dymem, by po chwili wypuścić go nosem.

Tangorn - 2010-07-07 00:09:33

- Ja ponury? Tobie chyba te granaty coś we łbie poprzewracało... a mówili, nie zadawaj się z saperami, bo oni mają nierówno pod sufitem
- Tee co masz do saperów, co? Ja przynajmniej nie jestem ślepy... snajper się znalazł.
- Siedź cicho ty daltonisto. A kto ostatnio się pytał - cholera, który to był kabelek, czerwony czy niebieski? Cud, żeś się sam nie wysadził...
- Bo mi błysnęło do oka jakbyś chciał wiedzieć.
- Wymó...

*Urwał na chwilę słysząc czyiś śmiech i obaj nagle się odwrócili i tak zabawnie razem powiedzieli*
- Co?!
*Potem z powrotem na siebie spojrzeli i znowu jednocześnie*
- To twoja wina!
- Nie małpuj mnie!
- To ty mnie!
- Przeginasz!
- Dość...

*W końcu Tracyn to przerwał bo to zaczynało się robić niebezpieczne i w sumie głupie, ale jak to klony. Wychowali się razem, szkolili się razem, nie znali innego towarzystwa niż siebie nawzajem, ale tak trzynaście lat... może zdołować każdego. No ale się uspokoili i już nie za sprawą wafli Zina (bo jego przekupstwa to marne były, bo nauczyli się go wykorzystywać. Jak chcieli słodkości to strajkowali) ale za sprawą śmiechu tej dziewczyny. Dziewczyna... biologicznie i psychicznie starsza od nich była o ładnych kilka lat. W końcu mieli dopiero po trzynaście lat i dlatego tacy zabawni byli*

Riff Mekne - 2010-07-07 03:53:42

Może i była starsza, ale się nie zachowywała starzej. Wręcz przeciwnie, chichotała radośnie, patrząc na klony, ale na razie powstrzymała się od komentarzy. Ot, po prostu kiedy skończyła jeść, zabrała się za oglądanie wyświetlacza, zawieszonego w powietrzu.
- Nie ma o czym gadać. - skwitowała krótko temat własnej osoby. - Nazywam się Riff Mekane i jestem z Naboo. W sumie tyle chyba. - dodała, przesuwając najróżniejsze rzeczy i naciskając. Nagle w urządzenia dobiegł cichy szmer.
- Wprowadź dane pobytu. - zarządził cichy, kobiecy głos.
- Włączam namierzanie. - odpowiedziała spokojnie dziewczyna, wstukując coś na bladoniebieskim ekraniku. - Dotarły?
- Taaa.. - kobiecy głos jęknął cicho. - Cholera, Riff, co ty robisz na księżycu przemytników? - Ciche westchnięcie było idealnie słyszalne. - Dobra, wyłącz to, bo jeszcze namierzy cię coś, czego byś nie chciała mieć na karku. Znowu mamy ci przesłać kredyty?
- Yhmm.. - powiedziała dziewczyna siadając wygodniej. - Znalazłam sobie pracę, ale wiesz, przydałoby się tego trochę. Muszę znowu kupić sobie narzędzia no i wiesz..
- Tak, wiem, Riff. Wszyscy wiedzą. Powodzenia. Bez odbioru.
Dziewczyna wzruszyła ramionami, po czym chwyciła za oba końce odbiornika i zamknęła je, tworząc klucz.
- No, to po sprawie.

Zindarad - 2010-07-07 19:41:56

A Zin był już zupełnie starszy od nich i czasami zachowywał się jak szczeniak. Specyfika tego człowieka, wieczny luz, wieczna wolność i wieczne szaleństwo. To cały Zin. Niezmienny od lat. Może to i lepiej, bo kto sobie wyobraża poważnego Zina i ulizaną grzywką i schludną fryzurą, ubranego we frak, albo inne eleganckie ścierwo. Najeżone włosy w całości oddają jego charakter i jest jego znakiem firmowym. Spojrzał na Riff. Bardzo się zdziwił, gdyż ta w mgnieniu oka załatwiła pieniądze. Czemu Zin nie miał takiego talentu, albo i takich znajomości.
-Tej. Jak ona to zrobiła? Czemu ja tak kurna nie umiem?-Spytał i skrzywił usta. Zaciągnął się papierosem, popiół zrzucił do popielniczki i po chwili uśmiechnął się. Nie wiedział ile dokładnie pieniędzy ona jest wstanie załatwić, toteż do Kobdara doszedł kolejny wspaniały pomysł.-Mam pomysł!-Rzucił tryumfalnie, jakby odkrył jakąś nieznaną planetę. Wyszczerzył zęby i rzucił.-A jakbyśmy tak se w wyścigach wystartowali?-Spytał ich i zatarł dłonie, po czym znowu zaciągnął się papierosem.

Tangorn - 2010-07-08 08:44:08

*Brex spojrzał spokojnie najpierw na Riff a potem na Zina. Jego akurat to załatwianie pieniędzy niezbyt ruszyło a na pytanie Kodbara odpowiedział uniwersalnie* Bo jesteś idiotą i nie masz pieniędzy *A Tracyn parsknął śmiechem słysząc tą szczerą i bardzo miłą wypowiedź jego brata. No w gruncie rzeczy to jak na niego to popisał się całkiem taktowną odpowiedzią. A potem nastała era wspaniałych pomysłów Zina, którą znowu Brex skomentował* Pojebało cię... *Jemu się ten pomysł nie podobał, więc spojrzał na brata, by zobaczyć jego reakcję i ta.... go przeraziła* O nie, nie, nie i jeszcze raz nie, Tracyn di'kucie nawet o tym nie myśl! *Bo twarz klona rozświetlił szaleńczy wyraz podniecenia, bo on kochał wręcz olbrzymie prędkości, brawurową jazdę "na krawędzi"*

Moc - 2010-07-20 20:30:18

Na prośbę graczy kończę sesję. Interes został ubity, każdy poszedł w swoją stronę, nie wymaga to komentarza.

Monroe - 2010-07-20 20:35:18

Do przybytku wlazł dosyć młody mężczyzna o długich włosach, ubrany w luźną białą koszulę, skórzane spodnie, przy których był blaster. No i była jeszcze przyklejona do niego Twi'lek'anka, która chichotała na to, co Tac szeptał jej do ucha ze sprośnym uśmieszkiem. Nar Shaddaa było dla młodego człowieka darem niebios, czymś wspaniałym! Zaznał imprez dwukrotnie mocniejszych, niż te na Coruscant, zaliczył więcej panienek, do tego wreszcie Imperium go olało, więc miał wolne 24 godziny na dobę. Czerwono skóra, zmysłowa panna nagle zmieniła wyraz twarzy i ku uciesze tudzież zgromadzonych, zamachnęła się i otwartą dłonią strzeliła jak z bata, w gładką jak pupa dziecka, niczego nie spodziewającą się twarz Monroe'a. Głowoogoniasta kobieta wyszła z baru, krzycząc przekleństwa w swoim języku. Masując policzek, młody ruszył w stronę lady wzruszając ramionami.

Zindarad - 2010-07-20 20:44:00

Zin siedział chwilę przy stoliku. Dojrzał, że w paczce został ostatni papieros, w szklance nie została ani jedna kropla soku. Stwierdził, że trzeba podejść do lady. Chwycił zatem za naczynie i wstał z miejsca. Był ubrany w skórzaną kurtkę pod nią biała koszulka z krótkim rękawem, bojówki moro oraz sportowe obuwie. Nie wyróżniał się specjalnie niczym od mieszkańców Nar-Shaddaa, gdyby gogle wiecznie zaciągnięte na czoło. Niektórzy w tym lokalu mówili, że zastępują mu one kobietę w nocy. Żartownisie. Zin podrapał się po swojej głowie i ruszył w kierunku lady. Wtem drzwi otworzyły się. Kobdar spojrzał na nie i ujrzał tą parkę. Kiedy ta wypaliła mu mocno w twarz, inżynier zaczął się głośno śmiać.
-Chyba Ci kosza dała.-Powiedział do niego rozbawionym tonem i jakby nigdy nic ruszył w kierunku lady. Za nią stała równie urodziwa twi'lekanka o niebieskim kolorze skóry.-Ael. Dolej i daj mi paczkę M&L Niebieskich.-Rzucił do niej i lekko się uśmiechnął. A co! Chyba w Zinie zaszła jakaś zmiana. Nie przeklinał. Pewnie był chory.

Monroe - 2010-07-20 20:50:06

Stanął koło Zina i poczekał, aż zostanie obsłużony, po czym zamówił sobie blue bantha. Popatrzył na - w jego oczach - dziadka i wzruszył ramionami ponownie. - Widocznie pomyliłem znowu te cholerne imię. I tak było po wszystkim. -  To ostatnie powiedział z satysfakcją i gestykulując rękoma znacząco. Sięgnął po trunek który podała mu inna Twi'lekanka. Rozejrzał się po kantynie. Popatrzył na jakąś panią, ale w sumie stwierdził, że zmęczony trochę jest, więc tylko puścił jej oczko. Zerknął ponownie na barmankę, zastanawiając się, czy już tutaj kiedyś nie był. Odrzucił włosy, żeby sterczały ,,dumnie", po czym wlał sobie do gardła trochę niebieskiego napoju.

Zindarad - 2010-07-20 20:58:19

-Nie dziwie się, że Ci wyjebała.-Powiedział do niej. Sam znał ten ból. Jak Zin był w szkole średniej, to przed Temeną był szereg innych kobiet. Z czasem zaczął mylić ich imiona i wszystkie zerwały z nim kontakt. Taki los prawdziwych mężczyzn. Kobdar chwycił za szklankę i upił łyk soku.-Nowy na tym zadupiu?-Spytał go i kolejny łyk soku upił. Wyciągnął ostatniego papierosa z paczki, włożył go sobie do gęby i odpalił zapalniczką. Wiedział, że na tej sali nie można było palić, ale znał w końcu właściciela. Ba! Sam nawet nim był, ale to kilka ładnych miesięcy temu.-Szukasz może roboty?-Zadał drugie pytanie. Tracyn był zbyt narwany na prowadzenie śmigacza. Trzeba było znaleźć dobrego pilota, który nie rozwali sprzętu w fazie testów. Budżet Zina by tego nie wytrzymał. W sumie to on już cierpi na brak kredytów. Musiał szybko wymyślić sposób na zarobienie pieniędzy. Sprzedaż kolejnej bezbronnej kobiety? Zin z tym skończył. Trzeba było znaleźć coś innego. Bardziej...eee...humanitarnego.

Monroe - 2010-07-20 21:06:27

Pokiwał głową, zastanawiając się nad składem napoju. Jednak wyrwało go pytanie o zadupie, więc grzecznie odpowiedział: - Nowy jak prawiczek w pochwie, ale szybko się klimatyzuje. - wypił resztę trunku, zamawiając kolejny - oto co potrafi zrobić Nar Shaddaa z człowiekiem z Coruscat w parę dni. Nie przeszkadzało mu, że rozmówca pali, bo to na tej planecie normalka. W ogóle to nie rozumiał sensu wywieszania zakazów, gdzie wszyscy na nie sikali... Raz nawet dosłownie. - Roboty? E... Od roboty to ja spierdalałem - powiedział niepewnie, jednak machnął ręką, żeby kontynuował.

Zindarad - 2010-07-20 21:20:07

Nowy. To dobrze. Takich trzeba szybko przekabacić na swoją stronę. Zin uśmiechnął się lekko. Dobrze wiedział jak zakręcić nowym. Pewnie ekscytował się burdelami, tutejszymi lokalami. Zaśmiał się z jego żartu. Papierosa palił powoli, nie śpieszyło mu się zbytnio.
-Skoro żeś prawiczek.-Ostatnie słowo zaakcentował tak, by brzmiało jak żart. Upił łyk soku dla zwilżenia gardła.-Pewnie podobają Ci się te półnagie dupy, co po ulicach biegają, nie? Chcesz je mieć za darmo?-Spytał go. Co on kombinował. Wypuścił dym nosem i zrzucił popiół do postawionej mu popielniczki.-Bo wiesz. Ja chce skonstruować śmigacz i wystartować z nim na wyścigach, ale...potrzebuje dobrego pilota. Kasa, nagie cycki. Wszystko to za jeden pierdolony wyścig.-Powiedział do niego z lekkim uśmiechem. Teraz wyszło szydło z worka. Zin już zaczął myśleć nad tym śmigaczem. W końcu to dość łatwa forsa, tylko trzeba umieć się przebić. Z jego budżetem było to trudne, ale wystarczy chyba odwiedzić po raz kolejny Cielesne rozkosze. Wtedy wszystko powinno się wyjaśnić.

Monroe - 2010-07-20 21:30:17

Czuł w tym przekręt, jednak taki śmigacz to dla niego nic nowego. Pilotowanie miał w małym palcu, tak więc mógł spróbować. - Nagie cycki? Eh... Nie doceniasz mnie... pół nagie dupy po ulicach... Może jeszcze do burdelu mam iść?! Ja kobiety szanuje mój drogi, ja je kocham. Ale kasa to co innego! - powiedział pijąc kolejny trunek. Jego kanonierka gdzieśtam stała, miał tam podręczny warsztacik, projekty małej jednostki naprawczej, i kupe złomu. - A ty się znasz na konstruowaniu dziadziu? - ostatnie słowo było zaczepne, ale widać było że to żart. Włożył między zęby wykałaczkę, na której nabity był jakiś owoc. Zaczął ją gryźć.

Zindarad - 2010-07-20 21:44:26

Właśnie Zin dostał popis tego, jak to ten pan kocha kobiety. Ilość nie przekłada się na jakość, a Zin zdążył się tego nauczyć jakoś dziesięć lat temu po ślubie ze swoją żoną (świętej pamięci). Kobdar nie chciał tego komentować, odchrząknął jedynie i upił łyk soku. Zaciągnął się papierosem, wypuścił dym i w końcu odezwał się.
-Jak ja składałem silniki, to ty żeś na gówno papu wołał. Jestem inżynierem, a poza tym to aż taki stary to ja nie jestem. Żaden dziad.-Powiedział do niego. Nie chciał póki co się przedstawiać. Jeszcze gość skojarzy jego nazwisko i dopiero będzie. Na tej planecie trzeba było być ostrożnym. Imperialni krążą w przebraniu, przedstawianie się byle komu było naprawdę niebezpieczne. Zin znowu powtórzył operację sprzed chwil kilku. Mianowicie. Upił łyk soku, zaciągnął się papierosem i wypuścił dym.

Monroe - 2010-07-20 22:10:29

- No dobra, ale nie mam zwyczaju pracować z nieznajomymi... - powiedział, jako że ostatnio każdy pretekst do picia był dobry. W gruncie rzeczy Monroe był imperialnym, jednak znajomości, oraz programowanie zapewniły mu sporo wolnego czasu... Poza tym żywił prywatne urazy jedynie do Jedi, a reszta mało go obchodziła. - Tac Monroe - podał imię absolwenta szkoły Republikańsko - a następnie Imperialnej - gdzie 1 % szansy było, aby Zin usłyszał o jakimś gościu kończącym  z wyróżnieniem jakąś tam akademię. Podał dłoń nowemu znajomemu.

Zindarad - 2010-07-20 22:18:26

-Zin Kobdar.-Przedstawił się i uścisnął dość mocno jego dłoń. Jego dłonie były spracowane, szorstkie. Widać, że dużo czasu poświęcał na konstruowaniu. Zin był absolwentem Politechniki Republikańskiej na wydziale Konstrukcji niekonwencjonalnych. Skończył tą szkołę z wyróżnieniem, jednak jego zachowanie na zajęciach i wykładach pozostawiało wiele do życzenia. Kobdar bowiem niektórych wykładowców nazywał idiotami i konserwatywnymi banthami, nie mającymi pojęcia o konstrukcji. Nikt w rodzinie nie wie po kim Zin ma taki charakter. Jego ojciec był przecież taki spokojny. To istny ogień rodziny Kobdarów. Puścił jego rękę i upił łyk soku. Zgasił papierosa i powiedział.-To umiesz latać czy nie?-Spytał go. Obserwował jego twarz. Na szczęście nie kojarzył jego gęby. Młody był, toteż pewnie też nie znał Kobdara. No chyba, że imperium posłało za nim. W końcu dezerterem był.

Monroe - 2010-07-20 22:25:25

Może i imię wydało się znajome, nawet jeśli imperium posłało za Zinem, to młody Monroe, miał bardzo lekkie podejście do tego typu spraw. Za krótko imperium wpajało mu swoje ideały, żeby w nie wierzył.  Uścisnął dłoń, dosyć zdecydowanie i silnie. - Ano umiem - powiedział szczerze, bez większych przechwałek. Rodzinna umiejętność była u niego jak oddychanie, więc nie rozprawiał o tym, jakby było to coś fascynującego, nie siał opowieści o tym jakim jest fantastycznym pilotem. Wszystko zawsze i tak pokaże ster w dłoni. Nadal przygryzał koniec wykałaczki, uśmiechając się luzacko.

Zindarad - 2010-07-20 22:31:36

-To jak? Bierzesz robotę?-Spytał. Zin dopiero dzisiaj wpadł na pomysł wystartowania w wyścigach. Miał w głowie ogólny zarys śmigacza. Już określał jakie modyfikacje wprowadzić, by pojazd był szybki jak światło. Skrzywił usta, zagłębiając się w zamyśleniu. Upił łyk soku. Zmarszczył brwi. Był w trakcie opracowywania kolejnego genialnego planu.-Masz statek?-Spytał nagle. Tak bez zastanowienia. Imperium wcale nie odpowiadało ideałom Zina. On wierzył w wolność, demokrację. To co reprezentował sobą Palpatine wcale się mu nie podobało. Miał inny pogląd na wygląd galaktyki i jej ustrój. Dobrze, że ktoś postanowił wszcząć rebelię. Zin o niej wiedział, dowiedział się przez przypadek.

Monroe - 2010-07-20 22:37:24

- Biorę - powiedział, jednak uważał, że to bardziej zabawa niż robota. - Ano mam statek. Kanonierka, w której działają podstawowe systemy. Lata! - podkreślił dumnie ostatnie słowo, w końcu spędził trzy tygodnie na doprowadzenie statku do tego stanu. Był ciekaw, co też dziadkowi po głowie chodzi, bo ślicznotki tak łatwo porąbać ZA DARMO nie da. Poza tym miała imperialne kody.

Zindarad - 2010-07-20 22:44:18

Gdyby wypowiedział na głos słowo dziadek, Zin zająłby się nim już odpowiednio. On krzepę miał, a i w młodości też ćwiczył jakieś sztuki walki, toteż pewnie by mu gębę w jakimś stopniu obił. Zadowolony z faktu, że bierze robotę, dopił sok i rzucił. Teraz już na temat statku, który go bardzo zaciekawił.-A przepustnicę to masz tam rozporową czy klapową?-Spytał go. Czy chciał ją porąbać? Nie. Tylko popytać, a później dopiero porąbać. Za darmo czy też nie. Zawsze znajdzie się sposób na to, by dostać się do ładnego silnika z odpowiednimi częściami. Można rzec, że Zin był koneserem statków. Interesował się konstrukcjami i silnikami. W końcu po części był to jego zawód. Gdyby nie miłość do tych rzeczy, Zin nie zostałby inżynierem. Zostaje jeszcze talent. Talent matematyczny i dziwny talent do składania wszystkiego do logicznej całości.

Monroe - 2010-07-20 22:53:22

- Dupową. Nie dam Ci ślicznotki. - powiedział, mimo że grat to obawiał się o spadek. Nie odda złomka i tyle. - Muszę iść, masz tu namiary na mój komunikator, a przepustnica jest klapowa.  - rzucił mu mały wyświetlacz z numerem kanału, psama itd. Monroe postanowił, że musi się pobawić klapową przepustnicą, i polatać nad Nar Shaddaa. Co prawda przyśpieszenie takie jak nic, ale zawsze to coś. Musiałby przeczyścić silnik, który w gruncie rzeczy nie był zły, tylko rozpieprzony. Poza tym zmęczony był, skoro miał się ścigać, musiał przeżyć tego kaca który go czekał.

Tangorn - 2010-07-21 19:54:24

*Drzwi czy co to tam mieli w tym lokalu otwarły się z sykiem, zwiastując nadejście kolejnego gościa w osobie mocno skacowanego Mandalorianina bez hełmu na łbie, wiec każdy mógł oglądać jego nieogolona, łysą, czarną głowę. No i Zin na pewno rozpozna w tym Mando Tanga, który zabalował ostatnio z jakimś innym Mandalorianinem, jakimś Kartem i teraz go kac morderca męczył, czyli to co zwykle. Bo to niezły alkoholik jest, był i raczej będzie, dopóki mu wątroba nie siadzie. Raz mu siadła to wymienił. No w każdym razie, ubrany w swój Beskar'gam ruszył w stronę lady, krzywiąc się lekko, Zina wypatrzył, skrzywił się jeszcze bardziej i poszukał wzrokiem, czy nie podrywał przypadkiem jakieś kobiety, bo miał ochotę komuś przypierdolić, tak dla zasady. A ze Kodbar ostatnio nieco mu podpadł tym podrywaniem jakieś kobity to na nim się wyżyć można, chociaż byli przyjaciółmi... ale taki urok Tanga, nawet jeśli go dobrze znasz, to i tak wpierdol dostać możesz. No w każdym razie do baru doszedł, zamówił koreliańską, zapłacił i od razu całą szklankę wychylił, bo suszyło strasznie*

Zindarad - 2010-07-21 20:07:47

Ostatnio Zin był bardzo grzeczny. Żadnej panny nie podrywał od jakiś dwóch tygodni. To mogło się Tangowi spodobać, bo chyba w końcu dotarł to tego dziecka w skórze dorosłego człowieka. Uśmiechnął się do niego.
-Ael. Lej jeszcze jedną dla mojego przyjaciela.-Powiedział do niej, ta szybko nalała koreliańską i podała ją Tangornowi. Kobdar wyszczerzył do niego zęby. Dobrze było widzieć tą jego czarną gębę.-Co? Znowu kac?-Spytał go. Jeśli chce, to Zin zaraz może poprosić obecną tu twi'lekankę o sporządzenie najlepszej zupy na kaca. Maksymalnie tłustej i gaszącej pragnienie. Po tej dawce protein można aż się porzygać. Zin podszedł do niego.-Co u Ciebie słychać?-Spytał go z lekkim uśmiechem. Nie widział go od dłuższego czasu. Klony się o niego martwiły. Tracyn się nieco ponabijał z niego.-Synki się o Ciebie pytają.-Dodał po chwili i upił kolejny łyk soku. Jeszcze chwilę, a zapali sobie. Ale potrzeba jeszcze krótkiej chwili.

Monroe - 2010-07-21 20:27:24

Trzeba przyznać, że młody pilot miał smykałkę, bo nim się znalazł przy wyjściu, jego szyi uczepiła się panna w skórzanej kurtce. Pomachał palcami na pożegnanie Zindradowi, ominął Mandalorianina i wyszedł.

Tangorn - 2010-07-21 20:34:34

*Tang stał jak stał gdy dostał kolejną szklankę, to naturalnie ja wypił, nie krzywiąc się nawet przy tym. Miał już wprawę, walił bez zapitki wszystko jak leciało. Ale i tak lepsi byli od niego, taki Seco na ten przykład. Ale teraz tylko głowę przekrzywił, spoglądając na Kodbara dziwnie* Nie, choroba weneryczna... a jak kurwa myślisz, co? *Warknął swoim zwyczajowym tonem, gdy miał kaca, Coś w nie w humorze dzisiaj... ale należy się też zapytać, kiedy on w ogóle miewał dobry humor? Chyba tylko wtedy, gdy sobie wypił, w mordę dał a na końcu jakąś kobitę zaliczył, wtedy jak w raju...* Jakże głębokie pytanie... co u mnie słychać? A nic, wypiłem, zarzygałem pokład a potem zastrzeliłem jakiegoś pajaca, co mnie okraść chciał. Zwyczajny dzień... Jeszcze jedno *Mruknął do barmana czy barmanki, jedna cholera. Czekając na swój trunek padło stwierdzenie, ze się synowie o niego martwią. No tak, trzeba ich odwiedzić.* Tiaa... wpadnę do nich jak się doprowadzę do używalności...

Zindarad - 2010-07-21 20:41:53

Pytanie. Czy Tang kiedykolwiek miał dobry humor. Zin był jego przyjacielem, jednak uważał, że dobre dni Tanga nie różniły się niczym od tych złych. Skrzywił usta.
-Nie chlej tyle, bo Ci wątroba pierdolnie. Tracyn o tym dzisiaj mówił.-Powiedział do niego i pokręcił głową. Upił łyk soku, wyciągnął papierosa z paczki i włożył go sobie do gęby. Odpalił go i poczęstował Tanga. Z tego co pamięta, to Tang palił kiedyś. Chociaż nie był do końca pewien. Zaciągnął się papierosem i po chwili wypuścił dym z płuc. Ael dolała trunku i uśmiechnęła się lekko.-Zjedz coś zamiast pić. Kurwa.-Znowu pokręcił głową. Podejście Tanga do alkoholu go denerwowało. Pić zamiast normalnego życia. Niby robota to głupota, ale pić wiecznie nie można.

Tangorn - 2010-07-21 20:47:12

*Oj tam jak miał dobry dzień to nawet pożartować z nim szło, jak się umiało odpowiednio trafić. Zin miał tego pecha, że nie zawsze trafiał, Seco prędzej, ale obaj trochę pomyleni są, wiec siebie warci.* Mam nową... prawie. Z Kamino, wiec zajmij się swoimi płucami *Tang nie palił papierosów, parę razy tylko trawką się zaciągnął, nic wielkiego. A jego wątroba jeszcze dawała radę, a jak nie, to sobie sklonuje ją, kasę ma. Już raz tak zrobił, drugi raz też się da... a picie mu pomagało na myśli, uspokajało umysł, gdy nie miał roboty, bo jak miał, to ona całkiem zaprzątała mu myśli* Jadłem, wiec spierdalaj, Patrz lepiej na siebie. *Porwał znowu szklanicę i ją wychylił od razu. Już było nieco lepiej, jeszcze tak jedna i będzie już całkiem sprawnie funkcjonował i może zje coś jeszcze, ale woli sam to ugotować. Kucharzem był całkiem dobrym* A ty co tak siedzisz? Nie powinieneś dłubać w czymś?

Zindarad - 2010-07-23 10:27:11

Prawda. Żarty Zina były często niezrozumiałe i nielogiczne dla mandalorian i klonów. W sumie i vice versa. Zin podrapał się po głowie i zaciągnął się kolejną dawką dymu papierosowego. Spojrzał na Tanga i nie komentował jego nowej wątroby. Jeśli mu wyhodowali to fajnie, Zin chętnie by sobie załatwił lepsze płuca, ale w sumie. Jak na razie palenie nie sprawiało mu tak wiele trudności.
-W sumie. To bym sobie coś zjadł, kurwa.-Pomasował się po swoim brzuchu. Spojrzał na Ael i rzucił.-Sześć kanapek z nefriną.-Rzucił do niej. Ta od razu ruszyła do kuchni, by uszykować kanapki. Zin znowu zaciągnął się papierosem. Kobdar był kucharzem takim jak Tang inżynierem. On potrafił nawet wodę przypalić, uznał, że umiejętność gotowania jest mu kompletnie niepotrzebna.-Jakby miał pierdoloną przepustnicę, to był dłubał. Kurwa. Zostało mu pięć kafli...-Powiedział do Tanga. On już powinien wiedzieć o co mu chodzi. Zin stracił prawie wszystkie pieniądze, a jeszcze chce wystartować w wyścigach. Skrzywił usta i upił łyk soku.

Tangorn - 2010-07-23 22:19:49

To se jedz *Padła błyskotliwa Tangowa odpowiedź, ale co się dziwić, skoro skacowany jest? Dopiero stawia się na nogi dzięki wódce. A jeść jadł, coś sobie tam  ugotował na frachtowcu. Kucharzem był dobrym, w przeciwieńśtwie do Zina. Klony ceniły sobie jego kuchnię i nawet szczur z ogniska smakuje całkiem nieźle, pomijając wygląd. A szczury się już nie raz jadło. Kodbar pewnie by dostał rozstrojów żołądka na sam widok tego, co czasem Mandalorianin jadł. Nikt wszak nie mówił, że wojna jest przyjemna.* A że forsy brakło? No to nie mój problem... weź zrób to po staremu, zastrzel kogoś, zabierz forsę i gra. Wymuszenia też niezłe... Ad'ike nie proponowali? Dobrzy są w tym *Skąd o tym Tang wiedział lepiej nie pytać. On i reszta Mando to osobliwe typy, którzy bijatyki, mordobicia, wymuszenia i tym podobne spawy uznaja za skłądowy element ich dnia. Alkohol też, ale to na marginesie...*

Zindarad - 2010-07-23 22:44:20

Kanapki zostały mu podane. Zin ochoczo zabrał się do jedzenia. Wcinał równo, aż mu się uszy trzęsły. Wyglądał na takiego co chyba przez cały dzień nic nie jadł. Pociągnął nosem. Jadł z apetytem swoje ulubione kanapki z nefrinką. Spojrzał na Tanga. Ten jak zwykle zabłysnął swoimi pomysłami. Wymuszenie? Przecież to nie w stylu Zina. Raz sprzedał jedną Jedi, ale to jednorazowa akcja była w akcie kompletnej desperacji i chęci zdobycia szybkiej gotówki.
-Gorzała Ci chyba gówno z mózgu zrobiła. Ja nie z tych co strzelają i wymuszają. Doskonale o tym wiesz.-Powiedział do niego. Tang doskonale znał Zina. Znał jego mocne i słabe strony. Jedną z jego wad była na pewno słabość. Zin trzymał się jak najdalej od wszelakiej przemocy i krzywdy wyrządzanej innym. Najlepiej czasami zostać obojętnym na czyjeś troski. To czasem ułatwiało sprawę. Upił łyk soku i dodał po chwili.-Brex o tym wspomniał. Chce się wymigać od roboty, nawet taką babkę do roboty zaprzęgł dzisiaj.-Wtedy padło magiczne słowo babka. Zin walnął to nieświadomie, ale w końcu dotarło do niego to co powiedział. Chciał się jakoś wybronić, ale to na pewno pogorszy jego sytuację.

Tangorn - 2010-07-23 22:58:05

I tu twój zasadniczy problem, boś cienias kurwa... *Mruknął Tang i co zrobił? Zamówił kolejną kolejkę koreliańskiej na rozluźnienie. Właściwie to byłciekaw jaka jest teraz pora dnia, bo Nar Shaddaa ma to do siebie, że zazwyczaj jest tutaj kurewsko ciemno. Ale cóż, takie życie na księżycu, słońce się pojawia dopiero przy okrążeniu planety a i tak z tym różnie bywało. A patrząc na Zina jak ten wpieprza kanapki to zachciało mu się rzygać, ale jakoś powstrzymał to przemożne pragnienie, wypijając kolejną szklanicę. Juz było nieco lepiej.* Bo Brex rozsądny jest, bierz z niego przykład... i jaką kurwa babę, co? *Zerknął podejrzliwie na Kodbara, bo ten miał kolejną wadę, byłpsem na baby i żadnej nie odpuści, chociaż mu nie idzie. I jak tu z takim człowiekiem żyć? Nic tylko strzał w łeb i do piachu*

Zindarad - 2010-07-23 23:04:03

-Żaden kurwa cienias.-Powiedział oburzony z pełną gębą. Żuł powoli każdy kęs, Zin miał obsesję na punkcie śmierci poprzez uduszenie. Co to za śmierć w ogóle? Uduszony przez kawał chleba i wędliny. Brex wcale mądrze nie gadał. Od roboty się wymigiwał i tyle. Do tej pory Zin ma mu to za złe, ale przynajmniej obiecał mu naukę strzelania z blasteru, a to Zinowi może się przydać. Inżynier wcinał kanapki jak oszalały. Na talerzu zostało jeszcze cztery. Zapił wszystko sokiem i zatkał usta, coby sobie beknąć.-Tang. Uspokój się kurwa. Baba, młoda. Mechanik co mi pomoże Kappę do kupy złożyć. I chce Ci powiedzieć przyjacielu, że nawet nie pomyślałem, by ją za cyca złapać.-Powiedział, będąc dumny z siebie. Lekcja Tanga dała Zinowi do myślenia i to cieszyło pewnie i nauczyciela jak i ucznia. Kobdar wziął się za kolejną kanapkę, która znikała w jego ustach w tempie niewyobrażalnym.

Tangorn - 2010-07-23 23:14:42

Cienias, na Mando się nie nadajesz*Podsumował go krótko i jak tak patrzył jak ten dalej je, a do dobrych manier przy stole było mu daleko, to zamówił kolejną rundkę i jak tak dalej pójdzie, to skończy najebany jak poprzedniego dnia. Trzeba by w końcu przejśc na odwyk, ale... no właśnie to ale. Nie chciał, dobrze mu było z tym alkoholizem, nie miał problemów ze snem. Ogólnie zajebiście. A Brex madrze gadał, bo on to chyba po Tangu odziedziczył. Był wcale nie zgorszym wojownikiem. A Zin to się tam nie znał, kombinował i źle na tym wychodził.* No ja myślę kurwa... spróbuj ty tylko jakąś se przygruchać to ja ci pogruchotam kości *Przestrzegł go przed zejsciem na Ciemną Stronę Mocy. Co prawda byli przyjaciółmi, ale przyjaźńz Tangiem to rzecz niebezpieczna jest, ale czasem wyjatkowo opłacalna.*

Zindarad - 2010-07-24 10:45:16

-A ty na konstruktora.-Odgryzł mu się w jakże błyskotliwy sposób. To prawda. Jego maniery nie były na wysokim poziomie, a to spowodowane było głodem. Zajadał powoli kanapki. Tang zdecydowanie za dużo pił. Zin chętnie pomógłby mu w jakiś sposób, gdyby tylko wiedział jaki. Podrapał się po głowie. Dopił sok i poprosił o dolewkę. Otarł usta dłonią i rzucił do Tanga, chcąc go uspokoić.-Spokojna twoja rozczochrana. Dałeś mi lekcję i zrozumiałem wszystko. O babach nie myślę, tylko o tej pierdolonej Kappie. Opóźnienie mam, bo przepustnicy brak.-Wyrzucił wszystko z siebie. Wszystko szło jak z płatka, a teraz się większość posypała. Zin nawet czasami myślał, że nie uda mu się wyremontować tego statku, że zostanie tylko sam szkielet i silnik. Kobdar nie odpuści, siedziałby do usranej śmierci, ale przy jego budżecie i ilości pomocników, to naprawdę trudne, tfu. Bardzo trudne zadanie.

Tangorn - 2010-07-24 11:36:59

Na szczęście nie mam takich ambicji *Odparł na tą zaczepkę z lekką kpiną w głosie. Tang na inżyniera w ogóle się nie nadawał, bo on nawet do szkoły nie chodził, więc niby jak? Z mechaniki to wiedział jak statek do lotu zmusić i tyle, to co mu wystarczało to wiedział. A Zin to Zin... miewał dziwne pomysły. I niech nawet nie próbuje leczyć Tanga z alkoholizmu, bo to się źle dla niego skończy. Bo ten nie chciał się leczyć, więc pomoc mu nie potrzebna jest*Weź ty się kurwa załap porządnej roboty a nie baw się tą zajebaną Kappą. Z tą kasę co tam władowałeś to mógłbyś kupić porządny frachtowiec... *Dla Tanga to było całkowitą głupotą, tyle kasy zmarnować na taki bzdet. Jemu na łeb padło ,zdecydowanie*

Zindarad - 2010-07-24 12:10:16

Zin zaczął zastanawiać się nad tym co powiedział Tang. Porządna robota. Żadne półśrodki w postaci wyścigów, handlu niewolnikami czy też konstrukcji jakiś badziewnych droidów. Inżynier chyba stracił pomysł na siebie, nie był taki jaki kiedyś. Pełen zapału. Praca w WAR-ze sprawiała mu przyjemność i spełnienie. Dawała mu sens, po stracie Temeny wszystko legło w gruzach. Kobdar podrapał się po głowie i po chwili zjadł już wszystkie kanapki. Zapił to sokiem i pociągnął nosem.
-Słyszałeś o takim statku? Obrońca się zwie.-Powiedział cicho, by nikt go nie usłyszał. Wiedział, że ściany mają uszy, stąd jego ostrożność. Chciał być dyskretny, ale nie zawsze mu to wychodziło. Co do Kappy, Zin się nie wypowiadał. Tang nawet nie wie ile radości może dać przebudowa statku, który później napawa dumą. On jest tylko Mando. Wszystko bierze na logikę, a inżynieria to nie tylko liczby. Gdyby nie wyobraźnia konstruktorów, na pewno nie miałby swoich blasterów, frachtowca i innych przydatnych dupereli.

Tangorn - 2010-07-24 12:26:16

*Jemu chyba wszystko legło w gruzach wraz ze sprzedażą kantyny, bo wtedy Zinuś podłapał tą dżedajkę, zaczął olewać rodzinę i kombinować jak bantha pod górkę i potem wychodzą takie dziwne przygody. Ale teraz Tang nie wiedział co mu się tam we łbie roi i słysząc pytanie o jakimś statku to zmarszczył brwi i spojrzał dziwnie na Kodbara, mrużąc oczy* Nie, nie słyszałem. I co z nim? To twój wymarzony statek? *Zin mówiąc statek sprawiał ,ze Tang wyobrażał sobie jakiegoś frachtowca tudzież liniowca, bo Obrońca prawdę powiedziawszy był okrętem wojennym. Zwykli ludzie mylili często pojęcia statek - okręt, ale Zin powinien to wiedzieć, w końcu pracował w WAR'ze*

Zindarad - 2010-07-24 14:52:39

-Ej. Przepraszam bracie. Ktoś do mnie dzwoni.-Powiedział. Tang doskonale słyszał, że jego komunikator wydaje z siebie dźwięki, jakby ktoś do Zina dzwonił. Inżynier wstał z miejsca i ruszył w kierunku kibla. Nikogo tam nie było. Wcześnie jeszcze. Można na spokojnie porozmawiać z tym nieznajomym dla niego numerem. Może Zin coś wygrał? Może dostał spadek? Cholera go tam wie. W razie czego to szybko wyjdzie z kibelka.

Tangorn - 2010-07-24 15:54:58

*Przewalił oczami i co miał zrobić? Kiwnął głową i dalej siedział przy barze namyślając się co tu tym razem zrobić. Chyba najlepiej będzie jeśli spotka się z ad'ike i z nimi porozmawia. Dawno się z nimi nie widział. Tak, przez te pijańskie ekscesy ich zaniedbał, ale najpierw trzeba poczekać na Zina... no i trzeba zamaskować zapach alko0holu, więc poprosił jeszcze o miętówki i zapłacił za wszystko, czekając na inżyniera*

Issa Maya - 2010-07-25 17:54:01

*Szukać sprzedawcy niewolników to najlepiej w jakieś karczmie lub w kantynie, a kantyna taka była najbliższa właśnie tutaj. Weszła więc do kantyny i rozejrzała sie dookoła szukając jakiś podejrzanych ludzi, no ale wszyscy pewnie byli podejrzani. Zrezygnowana usiadła sobie przy barze i patrzyła na barek z napojami różnymi. No cóż, od czego tutaj zacząć to nie wiedziała bo chyba na głos nie powie że szuka sprzedawcy niewolników, który ją sprzeda. Więc chwilę później wstała od baru i usiadła gdzieś na miejscu, które znajdowało się w cieniu a tam zamknęła oczy i w medytacji sie pogrążyła, chcąc wychwycić myśli istot które wskażą jej, kto ma jakieś powiązania z niewolnictwem*

Zindarad - 2010-07-25 18:21:43

Tu byle burek może zostać handlarzem żywym towarem, wystarczyło odrobina szczęścia i kilka strzykawka pełna jakiegoś narkotyku. Tak przynajmniej było w przypadku Zina, który właśnie opuścił łazienkę. Ubrany był na sportowo. Czarna bluza z kapturem, bojówki moro oraz sportowe obuwie. Najeżone włosy otrzymane dzięki połowie pojemnika żelu do włosów. Na czoło obowiązkowo zaciągnięte gogle. Świadczyły one po części o jego zawodzie. Mechanik? Konstruktor? Dla wielu to jedno i to samo, jednak dla Zina to diametralna różnica i każdego bluzga, gdy ktoś popełni tak haniebną pomyłkę. Podszedł do lady. Spojrzał na Ael i rzucił do niej.
-A nalej jeszcze szklaneczkę.-Podał jej swoją szklaneczkę, do której nalano płyn w kolorze pomarańczowym. Sok. Najzwyklejszy sok. Spojrzał na kobietę. Przymknęła oczy. Co ona robiła, mało go obchodziło. Wzruszył tylko ramionami, odpalił papierosa i sam zaszył się w zamyśleniach.

Tangorn - 2010-07-25 18:32:02

*No a Zinuś chyba zapomniał o obecności skacowanego murzyna w prawie pełnym Mandaloriańskim pancerzu, bo hełmu nie miał. No i Tang spojrzał na Zina mrużąc oczy i szturchnął go mocno łokciem, a ze miał na nim płytkę pancerza, który w połączeniu z siłą Mando sprawiał spory ból* Gdzieś ty kurwa polazł chuju jebany? *Tak, kulturą osobistą to on nie grzeszył... chociaż, gdy chciał to umiał się powstrzymać od bluzgania, chociaż i tak bywał niemiły i upierdliwy. A na Kodbara podejrzliwie patrzył, bo polazł dawno do kibla bo jakąś rozmowę odebrał* Kto to był do cholery, co? *a on szklaneczki kolejnej nie zamawiał, nawalić sie nie chciał.*

Issa Maya - 2010-07-25 19:06:32

*Siedziała więc sobie tak i medytowała, aż w końcu dostrzegła urywki myśli jednej z tej osób. Spojrzała nagle w stronę Zina i podniosła się. Poprawiła swoją szatę i podeszła do niego. Nic wprawdzie nie powiedziała, tylko dłoń na jego ramieniu położyła*
- musimy porozmawiać... sami...
*Puściła go więc po chwili i po prostu udała się w stronę swego miejsca po czym usiadła czekając na niego. Nic nie mówiła, tylko patrzyła na niego oczekując aż on w końcu przyjdzie*

Zindarad - 2010-07-25 19:20:50

Skrzywił się i syknął z bólu. Zaczął masować swoje żebra i upił łyk soku. Nie lubił, gdy Tang go tak uderzał. To było dość nieprzyjemne, szczególnie w jego wykonaniu.
-Dzięki, ale żeś kurwa nie musiał.-Powiedział do niego z żalem w głosie. Zaciągnął się dymem. Nie lubił być pomiatany, a ostatnio cały czas czuł, że ktoś nim pomiatał. A to Brex, tu Tang, a teraz ta tutaj. No to do szaleństwa może doprowadzić. Odwrócił się w jej stronę. Wydmuchał dość sporą ilość dymu papierosowego prosto na jej tors. Spojrzał na nią jak na dziwaczkę. Po chwili spojrzał na Tanga. To on był jego selektorem jeśli chodzi o kobiety. On musiał zadecydować, bo dla Zina to wszystko jedno.-Mooooogę?-Zapytał Tanga w efekcie. Skrzywił usta. Nie podobało mu się to. To było zbyt podejrzane. Może Tang ją na niego nasłał? Tak. To jedna z bardziej prawdopodobnych opcji.

Tangorn - 2010-07-25 19:34:04

Musiałem kurwa... po coś tam lazł? *Zapytał znowu, bo był ciekaw jaka rozmowa wymaga udawania się do kibla? No ale potem przeszkodziło mu pojawienie się jakieś kobiety, która od razu mu wydała się podejrzana, wiec skrzywił się lekko, zmarszczył czoło jak to miał w zwyczaju i powiedział tylko do Zina* Ani mi się kurwa waż... coś mi tu nie pasuje... *Zdecydowanie coś w jej zachowaniu dziwnego było, a Tang nosa miał do taki spraw, więc sam wstał i gestem ręki kazał Zinowi przejść na zaplecze a sam do kobiety podszedł.* Chce coś? Na zaplecze, jazda... ja porobię za przyzwoitkę *I wymownie położył ękę na kaburze z pistoletem blasterowym. Miał jeszcze drugą taką. A potem sam na zaplecze się udał, czekając na tą dziwaczna kobietę, już z odbezpieczoną bronią.*

Issa Maya - 2010-07-25 19:49:11

*Ta siedziała więc na swoim miejscu i coś mówiło jej że tamten drugi nie puści tamtego samego ale nie ruszała sie z miejsca, no bo może jednak się uda po jej myśli. Dziwaczna? Dziwaczna kobieta? No ładnie, ona taka miła a oni na nią dziwaczna. Czy było w jej zachowaniu coś dziwnego? Wszystko możliwe, ale nie sądzę - bądź razie nie od strony Jedi. Kiedy Tangorn podszedł do niej, ta spojrzała mu w oczy a później na kaburę. Ta tylko uśmiechnęła się spokojnie i odpowiedziała*
- rozmowa tyczy się tylko mnie i Jego, Tobie Panie nic do tego... Przyzwoitki także nie potrzebuje, ale dobrze pójdę z Wami...
*I w tym momencie sama wstała i powoli się udała w stronę zaplecza. Kiedy już wszyscy w środku byli, nic nie powiedziała ale spojrzała ponownie na kaburę z pistoletem. Wyciągnęła dłoń i dzięki mocy przyciągnęła ją do siebie. Więc teraz Tang był bez jednego pistoletu. Niemniej jednak nie wycelowała w nikogo tylko spojrzała na nich, po czym przemówiła patrząc na Zina*
- nie chce walczyć, lecz prosić Ciebie o pomoc

Zindarad - 2010-07-25 19:56:08

-Nie uwierzysz z kim rozmawiałem Tang. Ci mówię. Kopara Ci do ziemi opadnie. Fler i Puszka do mnie zadzwoniły! Wyobrażasz to sobie?-Powiedział zadowolony. Nigdy nie sądził, że Puszka wpadnie na tak genialny pomysł. Pewnie nauczyła się czegoś od Dżonego. Zrobiła się nieco mądrzejsza. Posłusznie podreptał na zaplecze. W końcu kiedyś był to jego lokal i był tu prawie stałym bywalcem. Mógł tu robić niemal wszystko co chciał. Kobieta była dziwna z tego względu, że nikt na Nar-Shaddaa nie jest tak miły jak ona. Była w tym środowisku sztuczna i obca. Zin wiedział jak się zachować.
-Nie mnie to mów. Mój do niego.-Wskazał łbem na Tanga. To on zawsze chciał komuś obić mordę. Zin dążył do pokoju w galaktyce, podobnie jak Jedi. Jednak ich metody się różniły. Zin poza tym nie miał pieniędzy i nijak nie mógł wprowadzić swych pomysłów w życie.-Dobra. O jaką pomoc chodzi?-Spytał ją. Papierosa nadal palił. Nie miał zamiaru go zgasić. Nawet w obecności damy, Tanga i ogromnej ilości prowiantu. Kiedy zabrała mu pistolet, on stwierdził, że nie chce być świadkiem jej tragicznej śmierci.-No...to na razie.-Powiedział im i szybko czmychnął z zaplecza. Biedna Jedi. Zin nikomu nie życzył takiej śmierci.

Tangorn - 2010-07-25 20:18:23

*No to to był raczej kiepski początek znajomości. Bo ogólnie od czasu masakry na Mandalore Tang nie lubił Jedi, chociaż określenie nie lubił było bardzo delikatne, wiec gdy tylko jego broń mu z kabury wyleciała to włączył mu się tryb "napierdalamy!" i wszystko potoczyło się w ułamkach sekund. Tang całym ciałem na nią naparł, chwytając ją lewą ręką za gardło i praktycznie rzucając nią o ścianę a potem z prawego karwasza wysunęło się długie ostrze z beskaru, a wiec odporne częściowo na ataki miecza świetlnego. I to ostrze niebezpiecznie blisko znalazło się jej szyi.* Jeden pierdolony fałszywy ruch Jetii a twoje wnętrzności zaleją tą posadzkę, jasne? Albo zrobię sobie z ciebie grilla... a teraz bez pierdolenia, czego tutaj szukasz?! *Mówił cicho ale z takim ładunkiem gniewu i wściekłości, że słowa niemal wwiercały się w umysł słuchacza. Był na prawdę wkurzony i lepiej dla Issy będzie, jeśli walczyć nie będzie, bo to Mando, a oni to psychopaci.*

Riff Mekne - 2010-07-25 20:42:51

Mimo tego, że zwykle w Kantynie panował niezwykły rozgardiasz, aktualnie, możliwe, że z powodu pory dnia, było tu teraz dość cicho i spokojnie. Były to idealne warunki, by móc bezkarnie posłuchać najbliższych odgłosów z zewnątrz. Zwykle w tych godzinach nie działo się tam nic ciekawego.. A jednak teraz - owszem, odgłosy wskazywały na to, że coś się dzieje. Słychać było wyraźnie, jak ktoś wpada na drzwi, uderza o nie, a potem, najprawdopodobniej, ląduje na tyłku, na ziemi. Zaraz potem drzwi otworzyły się z impetem, a ktoś, kto je otworzył, potknął się majestatycznie. Jakimś cudem, na środek sali poleciał.. but. Zwykły klapek, wyraźnie damski.

Zindarad - 2010-07-25 20:48:50

Zin wszystko niestety usłyszał. Był zestresowany tak bardzo, że zapalił kolejnego papierosa. Wyszedł zza lady. Wróciłby na swoje miejsce, gdyby nie odgłos uderzenia o posadzkę. Zainteresowało go to niezmiernie. Ciekawe kto mógł być taką niezdarą jak ona. Pokręcił głową i ruszył w kierunku wyjścia. Papieros zażył się, kopciło się z niego. Kogo Zin zobaczył? Osobę, która ma pomóc mu naprawiać statek. Podniósł jej klapek i podszedł do niej.
-Cholera. Riff. Jeszcze sobie łepetynę rozwalisz.-Powiedział do niej i nachylił się przy niej.-Nic Ci nie jest?-Spytał i skrzywił usta. Wyciągnął papierosa z ust. Nie chciał jej chuchnąć przypadkiem w twarz. Pewnie nie paliła. Wyglądała na to za młodo. Jeśli pali to nic. Zin nawet ją poczęstuje. Pokiwał ino głową. Mała niezdara z niej.

Riff Mekne - 2010-07-25 20:56:00

Kiedy Zin aktualnie podchodził bliżej, badać nieznanego stwora, Riff podnosiła się z podłogi. Nie wyglądała zupełnie na przejętą tym, że wywaliła się dwa razy w ciągu kilku minut. Co dziwne, nie była ubrana nawet tak jak zwykle. Tego jednego dnia miała mieć wolne, bo z tego, co mówiła, podobno ktoś miał przywieźć jej pieniądze ubrania i inne takie. Po ubraniach widać było, że już ma wszystko, czego jej potrzeba. Miała na sobie bluzeczkę na ramiączkach, jaką marynarkę na tym i czarną spódniczkę za udo, z trzema metalowymi klamrami na boku. I klapka - aktualnie tylko jednego, czarnego, wiązanego nad kostką - widać, dziewczyna totalnie zapomniała o tym, żeby faktycznie związać obuwie.
Kiedy tylko zobaczyła Zina, potrząsnęła głową. Białe włosy miała rozpuszczone, a zamiast zwykłej czapki z przegródkami - czarny kaszkiet. Mimo wszystko, nadal widać było na nim kieszonki na małe narzędzia, z którymi się nie rozstawała.
Słowa Zina zignorowała całkowicie. Szybko pozbierała się z ziemi i w następnej sekundzie piszcząc radośnie rzuciła się mężczyźnie na szyję. Objęła go nogami w pasie i przytuliła mocno, nadal rozradowana jak mała dziewczynka. Czym? Cholera wie.

Zindarad - 2010-07-25 21:20:03

W ręku dzierżył jej klapek. Zrobił wielkie oczy, gdy ta zaczęła go ignorować. Zin sobie na to nie mógł pozwolić. W sumie to kobieta. Jej nic nie powstrzyma, nawet jak śmiercią zagrozisz. Podrapał się po głowie. Papierosa chciał znowu do gęby włożyć, by się nim zaciągnąć, a tu nagle Riff rzuciła mu się na szyję, a przedtem pisnęła. Co to za porządki? Co to w ogóle? Zin za cholerę nie wiedział co się stało, dlatego też postanowił się szybko zapytać. Nie mógł się ruszyć, bo nic nie widział. W wejściu cholernie ciemno było. Czuł ciężar na swoim ciele i to nie był tylko jego ciężar. Coś ewidentnie ciągnęło go ku dołowi.
-Tej, tej. Riff. Złaź ze mnie. Jeszcze ktoś nas zobaczy.-Powiedział do niej. Mając na myśli ktoś, Zin miał na myśli Tanga, którego Riff jeszcze nie miała okazji poznać. W sumie. Dla dobra jej psychiki lepiej, by go nie poznała. Położył ją szybko na ziemi i spytał krótko i rzeczowo.-Co się tak cieszysz? W loterii wygrałaś?-Uśmiechnął się lekko i zaciągnął się papierosem.

Riff Mekne - 2010-07-25 21:30:30

I znowu, zupełnie się nie przejęła tym, że widocznie nie powinna się rzucać mu na szyję. Młoda była, całkiem jeszcze głupiutka i dlatego pozwalała sobie na więcej, niż można było normalnie. Kiedy Zin zapytał o powody jej radości podskoczyła i tylko cudem wylądowała na obu nogach, mimo różnicy wysokości. Sięgnęła szybko do kieszeni marynarki i wyjęła z niej malutki przedmiocik, lśniący srebrno. Dopiero, kiedy Zin przyjrzał się mu bliżej, mógł rozpoznać śrubkę. Małą bo małą, ale cholernie ważną przy budowie, którą aktualnie się zajmowali.
- Widzisz? Widzisz? - zawołała, widocznie podekscytowana. Jej twarzyczka rozjaśniła się w wielkim uśmiechu. - Mówiłeś, że zgubiłam, a ja byłam pewna, że ją znajdę! - zawołała jeszcze, a wielkie oczy były wpatrzone w mężczyznę. Fakt, dzień wcześniej w pracowni było dosyć gorąco. Zin był wściekły na Riff, uważając, że mała zgubiła małą, ważną i co dość istotne - cholernie drogą część pojazdu. Wtedy była cicha, jakby nieobecna. Dopiero teraz, po jej minie i zachowaniu widać było, jak bardzo ważne było dla niej wczorajsze zdarzenie - jak przykro jej było z powodu śrubki i złości Zina i jak mocno wtedy w siebie zwątpiła.

Zindarad - 2010-07-25 21:44:54

Kiedy pokazała mu tą śrubkę, on oniemiał. Nie wiedział co powiedzieć. Napawała go duma, gdyż w końcu nauczył Riff czegoś pożytecznego. Mianowicie szukania. W sumie. To Zin był bardziej dumny z siebie niż z niej. W końcu on nakłonił ją do szukania czegokolwiek.
-Dobrze młoda. Chcesz coś do picia?-Spytał ją. A co! Dzisiaj świętują. Zaciągnął się papierosem. Poza tym. Kobdar nie czuł do niej urazy za to. Tylko nawrzeszczał, gdyż on czasem wyolbrzymiał pewne sprawy. To tak naprawdę była śruba o numerze X-405. Podstawowa śruba łącząca elektromagnes z turbiną silnika. Nic specjalnego. Ruszył w kierunku lady. Wskazał jej miejsce obok siebie. Zaniepokojony spojrzał na drzwi zaplecza. Był ciekaw co tam się działo. Pewnie Tang ją zabił. On nikomu nie pozwalał sięgać po swoją broń. Nikomu. Kategorycznie tego zabraniał.

Issa Maya - 2010-07-26 09:56:58

*No może i niezbyt przyjemny początek znajomości, no ale jednak to ona tego nie spowodowała a wybuchowy charakter Tanga. Ona nieco to odczuła jak walnęła o ścianę, patrzyła jemu prosto w oczy dziwnie spokojnie. Nic przez chwilę nie mówiła, a także nawet się nie ruszyła czując uścisk na swoim gardle. Nie zamierzała mówić póki on jej nie puści.*
- puść mnie... nie przyszłam tutaj walczyć a jesli mnie zabijesz, to zginie wiele osób i na pewno nie za sprawą Jedi...
*Mówiła to spokojnie i opanowanie, ale wewnątrz siebie jakoś się tej sytuacji bała lub była niepewna. Niemniej jednak nie zamierzała nic więcej mówić jeśli on ją tak traktuje. No to teraz sobie tak stała i czekała aż ten ja puści, bo co bądź nie była to dobra pozycja do rozmowy*

Tangorn - 2010-07-26 10:18:26

*Jak Zin wcześniej wspomniał, dotknęła jego blastera, a tego się nie robi, on nikomu nie pozwalał bez pozwolenia ich brać i tyle,. No może tylko ad'ike mieli ten przywilej, a tak? Nikt! Więc pierwszy błąd ona popełniła... drugim był sam fakt, że była Jedi, bo to ich oskarżał o wywołanie masakry na Mandalore i miał ogromną ochotę na zabicie jej, tak dla zasady.* Nie, nie puszcze, tylko gadaj od razu po co tu jesteś. A ta pozycja mnie uspokaja. Jak mi się nie spodoba co powiesz to cię zabiję. I mam w dupie życie innych, nie umieją sobie radzić to trudno. Zrozumiano? Warknął na nią i w jego oczach to było widać. Zrobi to i nawet się nie zawaha. Nie ważne, czy była Jedi, kobietą, czy cholera wie jeszcze jaką pacyfistką. Zarżnie ją i będzie tyle.* Więc słucham...

Issa Maya - 2010-07-26 10:34:54

*Ona tego nie wiedziała, po prostu zabrała blaster aby ten nie zaatakował jej z zaskoczenia, po za tym nic nie powiedział a ona się nie pytała o zezwolenie. A że była Jedi, o w zasadzie nie była jej wina, to ją przygarneli, nauczyli i jest kim jest i nawet nie żałuje. Patrzyła na niego ze spokojem cały czas maskując swoje prawdziwe uczucia. Wiedziała, a raczej czuła że on wini Jedi za coś i po chwili skojarzyła o co chodzi*
- jak nie puścisz to i tak nie dowiesz... Po za tym za to co winisz Jedi, to nie ich wina... Puść mnie, a ja po prostu usiądę i nie wyciągnę nawet ręki po miecz... Ja przyszłam szukać pomocy a nie wrogów... Dlatego też wolałam z nim porozmawiać a później z Tobą...

Tangorn - 2010-07-26 10:42:38

Nie ich wina?! *Ryknął teraz tak, że pewnie goście w kantynie go usłyszeli. Ostrze do karwasza się schowało, ale tylko po to, by mógł ja na ułamek sekundy puścić, chwycić za ubranie i z cała siłą cisnąć na jakieś paczki czy co to tam stało w kącie. Był cholernie wkurzony* To przez takich jak wy, co wtrącają się do wszystkiego bez pytania zginął mój syn! To przez was dopadło nas to pierdolone Imperium, które zarżnęło większość osób mieszkających w mojej osadzie. To was śledzili wy przeklęci, pierdoleni pacyfistyczni chuje! Nie pierdol mi, że to nie przez was, skoro wszyscy się pchaliście na Mandalore jakby to było jakieś jebane UZDROWISKO! *Wpadł w sporą wściekłość. Dobył nawet blastera, gotów ja po prostu zastrzelić z czystej nienawiści i wściekłości, chociaż ona nic nie zrobiła i jakby rozsądnie na to spojrzeć, to Jedi nie mieli za dużo z tym wspólnego, ale otworzyły się też dawne rany, m. in. to, ze to Jedi zabił jego ojca na jego oczach. Ta nienawiść ma dosyć głębokie korzenie. Ale w końcu schował broń, ale nadal był wściekły i to strasznie. A Zin debil wiedział co się świeci to dał drapaka.* A teraz gadaj czego tacy jak wy tutaj szukają... i sięgnij po miecz a przysięgam a zabiję cię...

Issa Maya - 2010-07-26 11:14:58

*jęknęła cicho gdy upadła na stertę worków, podniosła się powoli i usiadła na owej stercie nie szukając nawet metody aby go zabić, nawet nie sięgnęła po miecz tylko patrzyła i słuchała jego słów. Według niej Jedi nie byli winni za to co się jemu wydarzyło, Jedi chcą pokoju a nie śmierci i jakby wiedzieli co się stanie to pewnie by tam nie przybyli. Ona tego w sumie nie wie, była na zewnętrznych rubieżach. Kiedy skończył mówić ona zaczęła swoje rację mu powiedzieć*
- sama nie miałam w życiu łatwo... Matki w ogóle nie znam, a mam tylko skrawki wspomnień gdy miałam zaledwie trzy lata. Miałam uczennicę, którą traktowałam jak własną córkę. Zginęła na moim okręcie po desancie droidów więc wiem co czujesz po stracie syna i współczuję. W tym czasie co się działo na Mandalore to mnie nie było tutaj, byłam na zewnętrznych rubieżach... Straciłam wszystkich przyjaciół więc wiem co to znaczy ból po stracie bliskich... I nie mówię pustych słów... Jakby Jedi wiedzieli co się stanie tam to by pewnie nie przybyli, nam nie zależy na śmierci innych lecz na pokoju... Teraz również imperium i imperatora trzeba przepędzić. Jeżeli taką ulgę poczujesz, to zabij mnie... bronić się nie będę.. Tylko czy Twój honor Mandalorianina pozwoli zabić osobę która się nie broni?
*I w tym momencie spojrzała na swoje ręce i zaczęła je delikatnie masować zastanawiając się co powiedzieć, ale w końcu powiedziała*
- jestem tutaj tylko ja, nikogo innego nie ma a szukam pomocy, która pomoże uwolnić innych Jedi którzy przeżyli i którzy pomogą pokonać Imperatora. Jest nas niewielu, ale jak się uda ich uwolnić będziemy silniejsi. Więc szukam sojuszników, którzy pomogę mi w tej misji...

Tangorn - 2010-07-26 11:32:30

*Spojrzał na nią tak jak na ścierwo, gdy zaczęła swoją filozoficzną gadkę szmatkę Jedi. Dlatego nie lubił Jedi, zawsze to samo, wiem jak się czujesz, wiem co przeżywasz, ale to nie twoja wina, pogódź się ze śmiercią. Filozoficzne pierdolenie od rzeczy, nie dla niego. Miał już jej wygarnąć, ale stwierdził, że nie będzie sobie języka strzępić. I tak już mu dzień popsuła. Ale gdy powiedziała, że ma ją zabić  to spojrzał na nią i uśmiechnął się, ale nie było w tym uśmiechu ani krztyny serdeczności, wesołości i ciepła* Nie kuś losu chakaar... bo z chęcią to zrobię. Warknął na nią a potem poznał powód jej wizyty. No tak, kolejne pierdolenie bez sensu, jak gdyby Jedi nie mogli by być chociaż raz bezpośredni* Do rzeczy kurwa *Rozkazał i podszedł do drzwi by wyjrzeć na zewnątrz. Zina dostrzegł z jakąś kobietą... no kurwa, spuści go z oka na minutę i już romansuje. Spuści mu za to łomot niezły*

Issa Maya - 2010-07-26 11:41:39

- no to na co czekasz? Dobra nie ważne. Chodzi o to, że potrzebuję kogoś co by mnie wprowadził w świat niewolnictwa, a mówiąc prosto sprzedał mnie... Sama siebie nie sprzedam, więc ktoś musi to zrobić i później zorganizować ucieczkę za jakiś czas... a wiem że Twój towarzysz sprzedał jedną z Jedi i chce trafić do tego samego klienta... Przy okazji trochę zarobicie... Wyczułam, że twój przyjaciel nie jest złym człowiekiem a Ty też jesteś honorowy i odważny więc postanowiłam poprosić Was o pomoc... Musiałabym tez jakoś miecz przemycić by później w czasie ucieczki móc z niego skorzystać...Jednak nie będę do niczego zmuszać...
*Chciał aby prosto i jasno mu powiedziała o co chodzi? To powiedziała i mogła się wydawać że jest jakaś stuknięta, ale jednak ona została z tą misją wysłana i musiała wypełnić tą misję. Jesli oni się nie zgodzą to będzie musiała poszukać innych, ale Ci wydawali jej odpowiedni do tego zadania. Co do bólu po stracie, to ona na prawdę wiedziała jak się czuł, sama przez to przechodziła. Ale fakt, ona traktowała ją jak córkę a nie była jej córką a on stracił pewnie rodzonego syna*

Tangorn - 2010-07-26 11:53:56

*Odwrócił się i spojrzał na nią jak na wariatkę. Chce się sprzedać w niewolę? No pięknie, po prostu zajebiście. Ci Jedi na serio maja coś złego z głową, ale skoro tego chce, to nie będzie jej tego wybijał z głowy. Ale on nie jest od sprzedaży, to Zinuś się na tym zna, wiec znowu podlazł do drzwi, otworzył je na oścież i ryknął* KODBAR! Ty chuju! Chodź tutaj! *Cóż, normalnie to by podszedł do niego i wymownym uściskiem na ramię kazałby mu iść z nim, ale teraz był "lekko" wkurzony (gdzie "lekko" to słowo klucz) i jakby tam podszedł to by mu w mordę dał, więc lepiej tak załatwić tą sprawę. A do tej Jedi się nie odzywał póki co. Jedynie zakomunikował* No to z Zinem se pogadaj *I tyle z ich konwersacji*

Zindarad - 2010-07-26 12:37:20

Zin słyszał wszystkie odgłosy dobiegające z zaplecza. Nie chciał się w to mieszać, jednak czuł, że będzie potrzebny. Ot taka. Inżynierska intuicja. Riff zastała w miejscu. Zamyślona była. Przepełniona dumą za to, że znalazła tę śrubkę. Uśmiechnął się lekko. Podszedł do lady, poprosił o dolewkę soku, jednak wszystko to zostało przerwane. Tang zawołał, znaczy ryknął tak, że Ael przestraszyła się i zniknęła w kuchni. Kobdar był przyzwyczajony do jego krzyków. Pewnie znowu chodzi o jakieś kazanie moralne, ale dziś Kobdar niczego złego nie zrobił. Niech go szlag.
-Kurwa. Nie krzycz tak. Słyszę i już idę.-Rzucił do niego. Nie wiedział o co może mu chodzić, mruczał pod nosem jakieś przekleństwa. Ruszył za ladę. Wszedł za nią spokojnie, chociaż stresował się ogromnie. Pewnie znowu Zin wpakował się w jakieś kłopoty. Tylko ciekawe jak? W każdym razie po chwili znalazł się na zapleczu. Spojrzał na kobietę, później na Tanga. No nic. Trzeba się odezwać.-Co złego to nie ja. Nic nie ukradłem, niczego nie rozpierdoliłem. Jestem niewinny.-Zaczął się od razu tłumaczyć. Stres dał mu najwyraźniej we znaki.

Issa Maya - 2010-07-26 19:20:00

*No cóż spodziewała sie że on tak na nią spojrzy, ale nie obchodziło jej to. Może znajdzie tam swoich przyjaciół i uda jej się ich uwolnić. Teraz jednak czekała na tego z kim miała porozmawiać, bo to na prawdę - dla niej było to ważne. Miała nadzieję w powodzenie misji, wierzyła w moc która poprowadzi ja do zwycięstwa. Teraz jednak czekała a gdy przyszedl i zaczął się tłumaczyć ta tylko się zaśmiała cicho i odpowiedziała jemu*
- nie o to chodzi... chce Was prosić o pomoc... Słyszałam że sprzedałeś kiedyś Jedi i chce abyś mnie także sprzedał temu samemu mężczyźnie... chce odbić wszystkich Jedi i ludzi a to jest jedyny sposób... Później jakiś statek ukradnę i odlecę z nimi..

Tangorn - 2010-07-26 19:40:34

*Tang czekał na Zina a gdy ten wlazł to od razu zamknął drzwi, spojrzał na inżyniera i rzucił* Jak tak pierdolisz to masz coś na sumieniu. Potem to z ciebie wyciągnę, a teraz zamknij papę i słuchaj *Od razu widać było kto tutaj niejako rządzi. Zin się Tanga bał i to całkiem słusznie, ale nie taki straszny Mando jak go malują... chyba. W każdym razie stał se z boku spokojnie, ale fale emocji waliły od niego jak fale podczas sztormu na Kamino, czyli mocno wkurzony był* No to bierz kurwa narkotyki, zapakuj jej do żyłki, idź sprzedać, targuj sumę dobrą i tyle. *Proste, logiczne*

Zindarad - 2010-07-26 19:47:15

Zaczęło się. To było do przewidzenia, że ktoś przyjdzie i dowie się o sprzedaży Viriny. Już czekał na kolejne kazanie moralne, jaki to on nie jest okrutny i bezduszny, lecz Zin żałował tego i dlatego zaczął przerabiać statek. Właśnie po to, by móc ją odbić z tego piekła. Jego tłumaczenia zawsze były dla niego pewnym systemem obrony. To nic śmiesznego. To taka odruchowa reakcja, gdyż Zin nie przepadał nigdy za przemocą. Czekaj, czekaj. Czy ona powiedziała sprzedaż? Spojrzał na Tanga. Zrobił wielkie oczy. No nigdy by się nie spodziewał, że ktoś chce zostać sprzedanym.
-Hola, hola. Chyba Cię pojebało dziewczynko. Ja już z tym dawno skończyłem i nie mam zamiaru tego robić kolejny raz.-Dla Zina był to rozdział zamknięty, ale najwyraźniej to musiało do niego wrócić. Los chciał, że ta sprawa nie chciała mu dać spokoju.-Czekaj, czekaj. Ty jesteś Jedi, tak?-Spytał dla pewności. Nie miał zamiaru pakować się w to samo gówno, ale czasem było trzeba wykonać radykalny ruch w postaci mniejszego zła dla większego dobra.

Issa Maya - 2010-07-27 11:11:50

*No ale jej się nie pojebało, miała taką misję aby się dowiedzieć co i jak oraz uwolnić tych którzy zostali schwytani. No ale innego sposobu dostania się tam nie było jak tylko sprzedaż jej do tamtego osobnika. Po za tym musiała tam wniknąć a ze sprzedażą nie będzie raczej problemu, bo przecież ładna jest, bystra i mądra. Walory także posiada, jednak współgrające z resztą ciała. Czyli w sam raz. Czyżby usłyszała słowo "pojebało"? Owszem*
- skądże chłopczyku-sprzedawczyku, nie pojebało mnie... masz talent do sprzedania i wiesz do kogo, masz kontakty. Po za tym teraz na poważnie i wierzę, że nikt z Was nikomu nie powie o tym co usłyszeliście, zwłaszcza jesli chodzi o Jedi i zakon. Według Was i wszystkich wierzycie że wszyscy Jedi wygineli i są tylko niedobitki, a zakon zniknął bezpowrotnie. Otóż nie, Zakon istnieje oraz Jedi, którzy zbierają siły do walki z Imperatorem, jednak siły nasze są zbyt małe żeby choćby na chwilę stawić opór w otwartej walce. Nawet walka w ukryciu jest trudna i mało co możemy sobie pozwolić. W całym imperium nas się ściga i chwytają... Ja zostałam przez radę wysłana aby wniknąć do osoby, której sprzedałeś Jedi gdzie muszę niestety być jako niewolnica a później powoli starać się uwolnić innych i uciec bądź jeśli się uda pojmać handlarza czy też zabić. Nie wiemy po co on tyle Jedi próbuje chwytać, ale wiem że to nic dobrego i możliwe iż będzie chciał ich do czegoś wykorzystać. Może nawet uda mi się wspiąć w hierarchii że będę miała pieczę nad innymi... nie wiem, muszę ich po prostu uwolnić. Potrzebuję kogoś kto mnie wprowadzi do tego środowiska, a wiem że to ty sprzedałeś Virinę to wiem że i możesz mnie sprzedać. Więc tylko czysty zysk dla Ciebie i też pomożesz galaktyce. Przy sprzedaży muszę być świadoma... jeśli masz obręcz neuronową, to zrobić tak aby wydawało się że działa ale nie tak dobrze jak powinno... abym w jakimś stopniu mogła skorzystać z mocy.  Również dobrze by było, aby w jakiś sposób udało się Wam dostarczyć mi mój miecz albo jakoś ukryć abym mogła go przemycić.

Zindarad - 2010-07-27 11:18:57

Zin przysłuchał się jej wypowiedzi. Szczerze nie podobało mu się to, ale usłyszał. Pomożesz galaktyce. To bardzo podziałało na jego ego. W końcu w jakimś stopniu zostanie bohaterem. Pozostawał jednak sceptyczny. Skrzywił usta i spojrzał na nią. Aż takiego doświadczenia to on nie miał, ale skoro sobie z Viriną poradził to i z nią sobie poradzi. Zamyślony Zin spoglądał na kobietę. Nie wiedział co zrobić w tej sytuacji. W końcu to kłopotliwe, szczególnie że Zandi może się połapać o co w tym wszystkim biega. Trzeba było wszystko dokładnie zaplanować. Wszelkie tajemnice u Zina trzymane są jak w skarbcu. Tang o tym coś wie.
-Spokojna twoja rozczochrana dziewczynko.-Odrzekł na wzmiankę o gębie na kłódkę.-Nic nie powiemy.-Powiedział do niej i lekko się uśmiechnął. Sprawa nie podobała mu się, ale to Jedi. Jedi nie kłamią. Pomoc w tej misji była dla niego zaszczytem, jednak pozostaje kwestia ucieczki. A to będzie jeszcze trudniejsze od samej sprzedaży. Obręczy neuronowej nie miał, ale wystarczyło odwiedzić czarny rynek i tam go zakupić.-Obręczy to ja nie mam, ale można coś skombinować.-Znowu pogrążył się w zamyśleniach. Podrapał się po swojej bujnej czuprynie. Sprawa kłopotliwa, ryzyko spore. Zawsze można było ją popieścić prądem i po sprawie.-Lubisz prąd?-Spytał bez zastanowienia. Musiał tą sprawę przemyśleć. Tang mu przy tym pomoże, ale na cudy liczyć nie można.

Tangorn - 2010-07-27 11:25:20

*Tang słysząc tą jakże górnolotna przemowę to sobie aż z wrażenia beknął głośno, bo takie gówna to można cisnąc jedynie Zinowi do mózgu, on był odporny na wszelkie próby odwoływania się do jego sumienia i tym podobnych. Wystarczy wyłożyć kawę na ławę i już, a nie pieprzyć jak to w życiu Zakon ma ciężko. I co z tego? Mando mają podobnie teraz, ale nie siedzi, nie narzeka, nie płacze, tylko działa. Szczerze wątpił, by Jedi to robić umieli. A sprawa odwrotu? Już wiedział komu to przypadnie... cholera, trzeba by A'dena sprowadzić, ale ten na Coruscant... Dral gdzieś się kręcił, ma tu przylecieć... ale dokopanie Zandiemu mu pasowało. Jakby go tak jeszcze zabić...* Prądem popieścić? Bejsbolem przez łeb i będzie smacznie spać przez kilka godzin. Albo jakieś narkotyki w nią wpakować, też działa... *Mruknął Tanguś pod nosem ale stał gdzie stał. Jemu ten pomysł to latał póki co.*

Issa Maya - 2010-07-27 11:50:15

*Ona siedziała i tak słuchała co miał do powiedzenia Zin. Co do gadania jej, ona po prostu mówiła wszystko aby po prostu nie zarzucili jej że coś utajała, że skryła jakąś informację która później mogłaby zaważyć na misji. Ona nie płacze, już nie płacze a to tylko dlatego że wie jakie jest życie i sie przyzwyczaiła się do tego. Kiedy usłyszała o prądzie podniosła brwi*
- prąd jedynie lubię gdy zasila komputer... a tak to nie
*mruknęła spokojnie i spojrzała tylko na Tanga, ale nic nie odpowiedziała tylko patrzyła i czekała*

Zindarad - 2010-07-27 13:56:35

A Zin wysłuchał za to Tanga. Pokiwał głową. On nie rozumiał, że czasem było trzeba zadziałać finezyjnie. Prąd dawał o wiele więcej możliwości od kija czy narkotyków.
Przy tym pierwszym zostanie ogłuszona, a przy tym drugim. No cóż. Osiągną oczekiwany efekt, lecz Zin nie ma zamiaru odpalać kolejnej działki dilerowi, tak jak to było w przypadku sprzedaży Viriny. Drugi raz nie da się wyrolować na kolejne pięć kafli. Skrzywił usta.
-No bo wiesz. Można Cię prądem kopnąć, ale nie ostrzegam. To nie jest metoda bezbolesna.-Wtedy na jego małpiej gębie pojawił się głupawy uśmieszek. Jeśli nie przyjmie tej propozycji, to będą zmuszeni sięgnąć po konwencjonalne środki, ale Zin znany jest ze swoich dziwnym pomysłów, które zazwyczaj przynoszą oczekiwany efekt. Spojrzał jedynie na Tanga i na Issę, oczekując ich wypowiedzi.

Tangorn - 2010-07-27 14:05:55

Jak ty coś kurwa wymyślisz to paść można. Raziłem już prądem kilka osób i zazwyczaj się to kończyło nieciekawie, więc najlepiej środki usypiające i koniec. Tanie i sprawne. A że ty znajomości nie masz to nie mój problem *Zin był durniem dając się orżnąć na pięć kafli, za taki środek to można zapłacić góra sto kredytów, jeśli się wie gdzie to znaleźć. Po za tym sprzedaż to nie działka Tanga, on pewnie będzie musiał zrobić to, co umie najlepiej. "Przyjść, rozpierdolić, zajebać, rozpierdolić i wyjść", ewentualnie użyć trochę finezji, a jeśli chodzi o takie akcje to Tang całkiem dobry w tym był wbrew pozorom. Ale teraz mu się tego słuchać nie chciało* Nie wiem jak wy, ale to miejsce jest chujowe do takiej rozmowy. Ja idę, gadajcie sami, i tak pewnie ja wam potem dupy ratować będę musiał, jak zwykle z resztą... idę chyba do ad'ike...*Podszedł do Issy, wyszarpał jej z ręki jego blaster, zmrużył oczy, zapakował go do kabury i wyszedł, po drodze zgarniając jeszcze jedną szklaneczkę koreliańśkiej, po czym zniknął*

Akam Nay - 2010-07-27 16:28:36

*Awaria statku spowodowała, że Akam miał mnóstwo wolnego czasu. Z jednej strony szkodziło to zasobności jego portfela, z drugiej jednak - było miłą odmianą od niekończących się transgalaktycznych podróży. A skoro, przynajmniej przez jakiś jeszcze czas Buzzard nie będzie miał możliwości wyładować się na lądowisku kartelu - nic nie stało na przeszkodzie, by wreszcie móc odreagować miesiące spędzone za sterem, znajdując zapomnienie w oparach alkoholu. Nay przekroczył próg lokalu... przy czym automatycznie nasunęło mu się jedno spostrzeżenie - lokal prezentował się naprawdę (jak na standardy księżyca) przyzwoicie. I dobrze - dzięki temu nie będzie przynajmniej musiał uważać by nie dostać po mordzie... Taką przynajmniej miał nadzieję. Bez większego trudu zlokalizował kontuar, a za nim Twilekańską barmankę, całkiem z resztą jak na jego gust (tak jakby istniały brzydkie Twilekanki) zgrabną. Na jego twarzy pojawił się więc standardowy, wypracowany przez lata 'szczery' uśmiech.*
- Macie może Bothańską brandy?
*Pytanie było jak najbardziej na miejscu... Ulubiony napitek Akama nie był czymś luksusowym, niestety jednak nie często znajdował się w asortymencie odwiedzanych przez niego lokali*



Edit
Powód: bb code

Selene - 2010-07-27 17:24:18

*Droga do kantyny od jej warsztatu daleka specjalnie nie była. Po prawdzie elipsowaty, zabawny droid wciąż jej towarzyszył, niczym wierny piesek idący za drobna, siwowłosą kobitką o zielonych oczach. Przez chwilę jeszcze wejście oglądała uważnie, po czym w dół,spojrzała. jej towarzysz piknął pytająco. Ramionami tylko wzruszyła i próg przekroczyła. Z cichym westchnięciem. i do szynku się skierowała, starając się uwagi nie zwracać na siebie. mogło byc ciężko. Ale tylko mogło. Wszak siwe włosy na młodym pysku bywały... normalne. W galaktyce. Chyba. prawda?*

Issa Maya - 2010-07-27 17:53:30

- prąd nie zbyt mi pasuje. Prąd może poparzyć wnętrzności, mogą wystąpić komplikacje. Więc wolałabym narkotyk czy coś w tym stylu... mam trochę kredytów
*powiedziała po chwili namysłu i spojrzała na Zina oddając blaster Tangowi - w sumie on sam sobie go wziął a raczej wyszarpnął. Ale tylko patrzyła na Zina ze spokojem, po chwili wstała i podeszła do niego. Później podała kredyty, może wiele nie było ale na środek powinno wystarczyć. Przyznała jednak Tangowi rację więc się spytała Zina*
- powinniśmy przenieść się w inne miejsce aby porozmawiać

Zindarad - 2010-07-27 18:07:00

-Prąd nie...Hmmm.-Znowu zaczął myśleć na temat uśpienia jej. Narkotyk? To przecież za proste, a poza tym nigdy nie wiadomo co się dostanie od dilera. Narkotyk to jeszcze większe niebezpieczeństwo, ale co tam. Niech jej będzie.-Dobra, ale jak zostaniesz dziwką, co się puszcza za działkę to mnie nie obwiniaj.-Powiedział do niej i pogroził jej palcem. Nie miał zamiaru pakować się w kolejne gówno, chociaż i tak się już w nie wpakował. Pokiwał głową. Jak mogło do tego dojść? Przecież to było tylko jeden raz. Niech ich wszystkich szlag. I Jedi, i imperatora i imperium. Niech ich chuj jasny strzeli, o. Zin pokiwał głową i dodał.-Jak dla mnie dziewczynko. To wszystko jest już jasne.-Powiedział do niej, podrapał się po swojej najeżonej fryzurze i wziął głęboki oddech.-Przyjdź za cztery dni do tego hangaru po drugiej stronie. Jasne?-Zapytał, lecz to raczej było pytanie retoryczne.-To fajnie. To ja już sobie idę, o.-Po tych słowach ruszył spokojnie do drzwi i wyszedł na salę. Stanął za ladą i wypatrywał Tanga. Nigdzie go nie było. Skubany sobie poszedł. A niech go. W każdym razie wyszedł zza lady i usiadł przy niej, na swoim miejscu w towarzystwie pustego talerza i szklanki soku o pomarańczowym kolorze.

Selene - 2010-07-27 18:09:52

*O, ktoś się pojawił z zaplecza. Czyżby miejscowy właściciel? Może to ten, o którym jej bliźniacy mówili wcześniej...? Diabli wiedzieli. Wzruszyła ramionami, chustkę na dekolcie poprawiła i zatrzymawszy się przy szynkwasie, zastukała palcem, skrytym w skórzanej rękawiczce w blat. Chcąc na siebie jego uwagę zwrócić. Ciężko będzie po prawdzie niemowie zamówić coś do picia, ale spróbuje. A na pewno droida do tego wykorzysta. zielone oczyska zmrużyły się tylko,a  siwy, niedbały kucyk w tym momencie postanowił żyć własnym życiem i wyzwolił się z objęć sznurka. Super. teraz jak upiór jakiś będzie wyglądała. W dodatku cycaty!*

Monroe - 2010-07-27 18:37:44

Dla niektórych obecnych w kantynie, mogłoby się zdać iż mają Deje Vu. Otóż ponownie drzwi się otwarły, znowu wkroczył młody mężczyzna, w którego wtulała się kobieta, tyle że tym razem innej rasy - Falleen. Ponownie po powiedzeniu czegoś, Monroe oberwał w liścia prosto w - śliczne  jego zdaniem - oblicze. Zielono-skóra i kształtna istota wyszła wyraźnie wzburzona. Sytuacja postawiła pod znakiem zapytania tłumaczenie "pomyliłem imię". Jednak młody pilot przekrzywił tylko głowę, jakby chcąc rozprostować kręgi po uderzeniu. Rozejrzał się po zgromadzeniu i dostrzegł "cycatego upiora" pomachał jej, jakby ją znał. Usiadł przy ladzie i zamówił drinka dla tej pani, co tak dziwnie milczała. Dla siebie oczywiście też coś tam zakupił.

Zindarad - 2010-07-27 18:42:33

Ael szybko wylazła z kuchni. Ogarnęła swoje lekku i zarzuciła je do tyłu. Tak wyglądała o wiele lepiej. Szybko podeszła do siwuszki. Uśmiechnęła się do niej uroczo i zapytała.
-Co podać?-Uśmiech nie schodził z jej młodzieńczej, twi'leckiej twarzy. Natomiast Zin siedział sobie spokojnie. Poprawił sobie gogle i upił łyk soku. Wyciągnął papierosa z paczki. Dłoń mu się trzęsła, a to oznaczało, że dość zestresowany jest. Włożył go sobie do gęby, odpalił i zaciągnął się. Niby nie wolno było tutaj palić, ale z racji tego, że Zin kiedyś tu był właścicielem, to ma pewne przywileje, o których można jedynie pomarzyć. Przyjrzał się siwej kobiecie. Na starą to ona nie wyglądała. Podrapał się po głowie. Miał się już odezwać, ale uświadomił sobie, że Tang może się gdzieś tu kręcić. Siedział cicho. Obserwował jedynie kobietę. A co! Ma zaryzykować śmiercią? Zin był jeszcze za młody, by umierać. Jeszcze miał tyle marzeń. Tang mógł go zabić. Nie, nie, nie. Zin! Nie odzywaj się do kurwy nędzy.

Selene - 2010-07-27 18:43:34

*A upiór się schylił tylko po to, by droida swego podnieś na blat. I przy okazji kawałek sznurka złapać. I nie zwracając uwagi na to, że ktoś jej coś do picia postawił - zajęła się wklepywaniem listy poleceń. Co do drinkowych chłopców. Zwyczajnie takich typków olewała - uważała, że skoro nie mówi, a ma biust większy od pięści dziecka, to zazwyczaj zwraca na siebie uwagę. A tacy to raczej na raz by ją wówczas chcieli. Mieli pecha. Sel należała do kobitek, którym trzeba było o wiele więcej niż jeden marny drink. I dopiero wówczas odezwała się kobieta. Zielone oczyska na nią sie skierowały, ale głos dobył się z droida. mechaniczny, owszem, ale jej własny.* Coś co zwilży gardło, nie palnie mi w łeb i będzie znośne do picia. *po prostu. bez konkretnego celu. Miała się napić a nie spic.*

Issa Maya - 2010-07-27 18:47:24

- no nie bardzo prąd... mówię, jeśli mnie nie zabije to mogą narządy wewnętrzne się oparzyć więc może i to zgonem się skończyć a misja może sie nie powieść
*powiedziała spokojnie nadal stojąc na przeciw niemu i patrzyła non stop w jego oczy - trzeba przyznać, ciekawe miał. Jednak po jakimś bardzo krótkim czasie cofnęła się i słysząc jego potwierdzenie że wszystko rozumie, sama po chwili po prostu odeszła. Za cztery dni po prostu spotka sie z nimi*

Zindarad - 2010-07-27 18:51:34

Dostrzegł Taca. Machnął mu ino ręką i upił kolejny łyk soku. Przyglądał się i kontemplował nad kolorem włosów cycatej panny. Pewnie farbowane, ale dlaczego akurat taki kolor? No cóż. To temat na dalsze przemyślenia. Ael tylko skinęła głową i zrobiła szybko drinka. Więcej było w nim soku, niźli alkoholu. Typowy drink dla kobiet zwany Czerwoną Rozkoszą. Podała go jej i rzuciła.
-Proszę.-Nie miała zwyczaju wnikać, dlaczego to droid za nią mówi. To nie jej sprawa. W końcu wielu dziwaków widziała w tej kantynie. Zin ino siedział. Palił papierosa i w końcu zebrał w sobie odwagę, by się odezwać. Wziął głęboki oddech, upił jeszcze łyk soku. Sam dziś nie zamierzał pić, po prostu nie miał ochoty.
-A to ten...no...farbowane masz te włosy?-Spytał ją. Zin należał do ludzi bezpośrednich. Był zestresowany, nie chciał dostać kopa w swoje klejnoty, ale najwyraźniej się na to zapowiadało. Biedny Zin i jego skarb rodzinny odziedziczony po jego zacnym tatusiu.

Selene - 2010-07-27 18:55:06

*Podziękowała skinięciem głową. I zaznaczyła gestem, że na jednym raczej sie nie skończy. Cóz. już naczynie w górę uniosła by się napić, jak się Zin napatoczył. Jak sie przyglądał, jeszcze mogła to tolerować. Ale pytanie o farbowane kłaki... Posłała mu spojrzenie pełne zdumienia i rozbawienia. po czym potrząsnęła głową. Włosiska siwe były naturalnie i w pełni. Farbowane... No nie. Rozbawił ją tym pytaniem. Na tyle, że nawet się kwaśno uśmiechnęła. Ale milczała. ona i droid. Choć ten ostatni piknął pytająco, na co kobieta klepnęła go w korpus. W geście znaczącym tyle co "zamknij się". Po prostu. Niemowa pełną gębą.*

Monroe - 2010-07-27 18:59:32

Kurwa, ten stary dziad mi zwinie cel sprzed nosa! Wstydu dziadku nie masz czy co?! - pomyślał zniesmaczony Monroe. Ale wszystko na co było stać kogoś takiego jak on, to próba postawienia kolejnego drinka kobiecie o siwych włosach i pięknych zielonych oczach. No i zajebistych cyckach. Przed Selene pojawiła się druga szklaneczka zamówionego Blue Bantha. A Tac obserwował co Zin zrobi, kręcąc nosem na zboczeńca, który młodsze podrywać by chciał.  Poprawił nową skórzaną kurtkę i sam wlał sobie trochę trunku do ust. Ponownie zerknął kątem oka na Selene. Ha! Dobrze mu tak, że się do niego nie odezwała.

Selene - 2010-07-27 19:03:10

*Boże... Jakikolwiek. Albo i śnięta Mocy! Kolejny drink? Stanowczym gestem go od siebie odsunęła. Nie. NIE BĘDZIE piła niczego, co nie przeszło fachowej obróbki w mikroweli a wcześniej w rzeźni. Znaczy się... Nic, czego nie zamawiała Sel. Młodzika zignorowała. Po prostu. Choć kusiło ją w siwym czerepie, by coś odszczekać na temat stawiania jej drinków. Były setki innych sposobów na zwrócenie uwagi Siwej. A ten tu był nie tylko jednym z najżałośniejszych ale i najdurniejszych. Czekała na reakcję Zina. A co.*

[wybaczcie pośpiech - post do kasacji]

Zindarad - 2010-07-27 19:09:48

Zin bardzo nie lubił, gdy ktoś go dziadkiem nazywał. Biedak nie był taki stary. Siwuszka przez te jej siwe włosy wyglądała starzej od Zina, pomimo tego, że miała czym oddychać i jej twarz wyglądała w miarę młodo. Palił spokojnie papierosa. Spojrzał na kolejnego drinka zamówionego dla Siwuszki. No, no, no. Tac chce u niej zapunktować. Musiał się jeszcze bardzo wiele nauczyć, mało wie o kobietach. Zin już miał niejedną. Za wiele zapłacił. Tylko kilka poświęciły mu swój cenny czas za darmo. Pokręcił głową i spojrzał na jej rozbawioną minę. Zin się nie zna na włosach. Gdyby był fryzjerem to pewnie by inaczej zagadał. A tak zadziałała jego czysta ciekawość. Poza tym. Drugie co rzuciło się w jego oczy, a raczej uszy to to, że kobieta się nie odzywała. Niemową pewnie była. Przepalone struny głosowe, może w dzieciństwie się poparzyła. Może i tak. Teraz spojrzał na Monroe.
-Słuchaj. Nie bądź upierdliwy, bo jeszcze Cię w jaja kopnie i żadna Cię nie zechce.-Powiedział do niego w czysto przyjacielskim geście. Po chwili spojrzał na niemowę. Skrzywił usta w lekkim uśmiechu. Dalej kopcił papierosa. W końcu odezwał się.-Nowa na tym zadupiu?-Zapytał. Upił łyk soku, oczekując odpowiedzi nie wypowiedzianej przez droida. Może ona tylko udawała niemowę. Miejmy taką nadzieję.

Selene - 2010-07-27 19:21:47

Boże... Jakikolwiek. Albo i śnięta Mocy! Kolejny drink? Stanowczym gestem go od siebie odsunęła. Nie. NIE BĘDZIE piła niczego, co nie przeszło fachowej obróbki w mikroweli a wcześniej w rzeźni. Znaczy się... Nic, czego nie zamawiała Sel. Młodzika zignorowała. Po prostu. Choć kusiło ją w siwym czerepie, by coś odszczekać na temat stawiania jej drinków. Były setki innych sposobów na zwrócenie uwagi Siwej. A ten tu był nie tylko jednym z najżałośniejszych ale i najdurniejszych. Skrzywiła się jeszcze, wywróciła oczyma, siląc się na spokój. Bycie niemową czasem to utrudniało> nawet, jeśli było się niemową z wyboru a nie z zrządzenia losu. Kłaki w tył odrzuciła i znów na Zina spojrzała uważnie. Po czym pokiwała głową z cieniem uśiechu. Czy taka nowa... To by się kłóciła. Jakiś czas tu spędziła. Ale dopiero od niedawna była na tyle odważna, że sama wyłaziła na ulicę. W warsztacie była bezpieczniejsza. o wiele.*

Monroe - 2010-07-27 19:27:22

- Przepraszam bardzo, ale czy ty wiesz, co ty robisz?!  - zapytał kobietę nie zwracając uwagi na Zina i to, że przerywa im jednostronną konwersację. Niech sobie dziadek gada co chce.
- Odrzucasz najpiękniejszego drinka, jaki dał światu... los! Jego niebieska konsystencja jest efektem licznych prac, wielkich, elitarnych specjalistów, którzy dodając odpowiednie mieszanki alkoholi, soku oraz syropu, uzyskali nieskazitelny smak, który wypełnia jamę ustną! Tworzy w niej burzę smaku, która przechodzi przez kubki smakowe, po chwili burza się uspokaja, można wyczuć w ustach lekką słodycz jak i aromatyczny smak nie z tego świata. Uczucie picia Blue Bantha jest jak... orgazm dla podniebienia. - zakończył monolog Monroe udając absolutne oburzenie tym, że panna raczyła wzgardzić czymś tak pysznym i wspaniałym. Uniósł brew, po czym spojrzał najpierw na zielonooką a później na drinka.

Zindarad - 2010-07-27 19:33:22

Na jej uśmiech odpowiedział jedynie uśmiechem. Tac naprawdę albo był taki głupi, albo mu za to płacili. Kobdar śmiał twierdzić, że chodzi o to pierwsze. Pokiwał jedynie głową. Zinowi ta konwersacja najwyraźniej się udawała, skoro uśmiech mu posłała i odezwała się...gestem głowy. Upił łyk soku. Zgasił swojego papierosa. Oj. Tac najprawdopodobniej jajka straci. Biedny Monroe, a Zin zaczął go tak lubić.
-Masz cholernie dużo puszek. Zajmujesz się nimi?-Zin spytał z niejaką nadzieją. Od kilku miesięcy szukał kogoś, kto znał się na droidach. Zin nie miał za grosz pojęcia o nich, stąd jego zainteresowanie. Może tworzy jakieś zaawansowane machiny? Miejmy nadzieję, bo Zin to wizjoner i chętnie zbudowałby coś zaawansowanego. Coś bardziej zaawansowanego od jego Kappy. Przeklętej Kappy, która śni mu się po nocach.

Selene - 2010-07-27 19:36:46

*Monroe na prawdę prosił się o problem. I problem do niego przyszedł. Po tak... "zachwycającej przemowie" siwuszka wstała. Z tym przeklętym drinkiem w dłoni> Zbliżyła się do młodzika, obdarzyła go najlepszym ze swych uśmiechów... Po czym wylała mu na łeb całą zawartość naczynia. Cały ten Blue cośtamcoś. Nie to nie. Raz nie rozumiał? To się nauczy. Sel nie tolerowała nachalnych typków. Po czym odstawiła naczynie z trzaskiem na blat i wróciła na swe miejsce, by Zinowi kiwnąć głową. I coś z droidem przedyskutować palcami.* Tak. Zajmuję sie nimi. A co, potrzeba czegoś? *Zabawnie jej spokojny, mechaniczny głos teraz brzmiał. Choć ta gotowała się z nerwów w środku, na zewnątrz przypominała oazę spokoju. przeklęty smarkacz. niech się nauczy, że siwa miała WŁASNE gusta alkoholowe.*

Monroe - 2010-07-27 19:43:02

Oh tak, coś takiego to się tylko na holo-filmach widuje, więc się tego nie spodziewał. W sumie Selene musiałabyć straszną choleryczką.  Tac w sumie nawet nie był oburzony, tylko rozbawiony nieco, więc jak psychopata zachichotał tylko. Przeszedł obok nich, klepnął Zina w ramię, po czym kiedy był w odległości którą uznał za bezpieczną(jak to przystało na stereotypowego tchórza) Dosyć głośno powiedział. - Nie zapomnij o gumkach staruszku! - po czym opuścił kantynę, wycierając się w rękaw koszuli. Cóż, Zin miał stanowczo rację co do niego. Monroe reprezentował sobą wszystkie możliwe cechy głupca przez duże G.

Zindarad - 2010-07-27 19:48:58

Idiota. Po prostu idiota. Zin zaczął się śmiać. Uważał, że to doskonałe posunięcie. Był wniebowzięty. Charakterna. Przypominała nieco Temenę i ich pierwsze spotkanie. Skończyło się niemal tak samo, tylko że Zin został jeszcze obdarowany przepięknym kopniakiem w rodzinne klejnoty. To były wspaniałe czasy, godne uśmiechu, który Zin teraz wykonał. Na wzmiankę o gumkach, Zin tylko wzruszył ramionami. Nie będzie słuchał jakiegoś młodzika. A słowo staruszek puścił mimo uszu. Przy okazji sobie z nim o tym porozmawia.
-Przepraszam za niego. Termodetonator wybuchł w jego kołysce.-Powiedział z lekkim uśmiechem. Był dumny ze swojego żartu, upił łyk soku i dodał po chwili.-A to ten. Musiałbym zobaczyć.-Dlaczego Zin nie interesował się jej problemami z komunikacją. Po pierwsze. Zin nie chciał skończyć tak jak Tac, po drugie nie czuł potrzebny wypytywania się o wszystko i kładzenia sobie na barki całego losu galaktyki, której miał powoli dość, przez idiotów w niej mieszkających.

Selene - 2010-07-27 19:53:24

*Jej do śmiechu nie było. Dla niej młodzik był idiotą, którego należało wyraźnie pouczyć o tym, że cycate panny nie zawsze chętne są na takich jak on idiotów i są na tyle dużymi dziewczynkami, by radzić sobie samym. Choć... niech go wszystko chroni, by nie wpadł w jej łapki.
Spojrzała na Zina i przez chwile mrużyła zielone oczyska. Nie mylił się - była charakterna i to wybitnie.* Zapraszam do warsztatu. Zobaczysz, co mam na stanie *Dla niej oferta o podłożu czysto handlowym. A poza tym, nie pytał o brak głosu. Plus dla niego. Nawet znów się uśmiechnęła, teraz jednak na elipsowatego tłumacza zerknąwszy.* O ile nie masz czegoś innego do roboty.

Tangorn - 2010-07-27 19:54:12

*Drzwi kantyny się otwarły, to zrozumiałe, to robić musiały. Wpuściły wiec do środka nowego gościa, którym okazał się klon, ci co go znali rozpoznają w nim natychmiast Tracyna a to za sprawą specyficznego tatuażu na twarzy. A ta byłą teraz nieco zmartwiona i… pokryta smarem czy sadzą, a przynajmniej w małych ilościach. Podobnie jak i ubranie, które wyglądało już lepiej. Dostrzegł Zina i ruszył w jego kierunku. Zatrzymał się przy nim i poznał tą kobietę, z którą handle prowadzili*O cześć… *Zagaił do niej, uśmiechnął się a potem już na Kodbarze się skupił a minę miał zmartwioną* Zin, jakby to powiedzieć… Tang z Brexem testowali twoją Kappę i… no jakieś zwarcie było, nieco pierdolnęło i sfajczyło się parę obwodów…  i no tego no… naprawi się to, nie martw się, Tang zna dobrego mechanika na Sluis Van… no to cześć. *Odwrócił się i polazł w obawie przed reakcją Zina, ale w połowie drogi się odwrócił. Jednak ciekawość była silniejsza…*

Zindarad - 2010-07-27 19:59:28

Już miał zamiar wstać. Wyjść z nią do jej warsztatu, coby zobaczyć co ona ma na składzie. Dopił sok. Uśmiechnął się lekko do niej i poprosił Ael o rachunek. Ta szybko go wypisała i Zin zapłacił za wszystko czterdziestoma kredytami. Przejechał dłonią po podbródku, spojrzał na paragon i schował go szybko do portfela. Skórzany portfel schował do kieszeni i rzucił.
-No to możemy iść.-Po tych słowach wstał i spojrzał, że Tracyn wszedł. Dość zdenerwowany. Jak nigdy. Pewnie coś skombinowali z Brexem. Po wysłuchaniu jego przemowy, Zin zmarszczył brwi.-No kurwa mówiłem, żeby elektryki nie tykać, jak masa nie jest podłączona do generatora. Zasrane nieuki, pierdolone nieroby. Ja pierdole.-Kobdar puścił jeszcze dłuższą wiązankę, której zawartość lepiej przemilczeć.-Nie znam Cię, ale chodź. Będziesz mi świadkiem.-Powiedział do niej i wyciągnął palcem. Pomachał nim chwilę w powietrzu i sięgnął do swojej kabury. Ha! Miał blaster. Swoją DC-15s. Wszedł za ladę, zza lady na zaplecze i z zaplecza na ulicę. Przez krótki most ruszył w kierunku hangaru, będącym jednocześnie warsztatem Zina.

Selene - 2010-07-27 20:03:20

*Skoro płacił,nie oponowała. Wstała, ściagnęła elipsowatego tłumacza na ziemię i już miała się do drzwi skierować, jak klon wszedł. Machnęła mu dłonią z cieniem uśmiechu na powitanie, po czym... zdębiała. Wiedziała, że części, które od iej kupili były specyficzne i miała podejrzenia, że COŚ nakombinują, ale nie sądziła, że tak szybko. Szara brew powędrowała w górę. Super. Zajebiście po prostu. Następnie szybkie spojrzenie na Zina. Kuźwa, ona go TEŻ nie znała. I teraz co? Miała za nim iśc jak ten przysłowiowy baran i... i co teraz? Warknęła cicho, zduszenie, posłała ostatni raz klonowi spojrzenie obiecujące śmierć w męczarniach... i ruszyła za Zinem. Kogoś to będzie drogo kosztowało. Przez zaplecze na ulicę i do hangaru? Powoli. Wpierw musiała wszystko pokonać. A głownie zaplecze, z droidem uczepionym niemal jej nogi i popiskującym wciąż pytająco.*

Akam Nay - 2010-07-28 19:19:54

*Nadal lekko zdenerwowany, Akam wszedł do położonej najbliżej warsztatu kantyny. Może i żadne terminy go nie goniły, ale każdy dzień zwłoki i 'leżakowania' Buzzarda w porcie raz, kosztował go niemało kredytów za opłacanie miejsca postojowego, a dwa, odsuwał perspektywę kolejnego lotu i związanego z tym zarobku. Podszedł do kontuaru, złapał szklankę Bothańskiej brandy i usiadł w najdalszym rogu sali, goryczą napoju próbując zapić kwaśny uśmiech rezygnacji i rozczarowania.*

Secorsha - 2010-07-28 19:28:07

*W kantynie jak to w kantynie, jedni poją drudzy płaczą, ale była to dość dobra kantyna. Przy stoliku Akama raczej spokojnie, ciemnawo i daleko od największego i najbardziej uciążliwego gwaru. Miejsce trochę kiepskie na reklamę, ale dobre do posiedzenia.
Ale przypadki chodzą po ludziach, stołach i innych takich. Bo nagle, nie wiadomo skąd ale najpewniej z sufitu na stół przemytnika spadło cos, co w pierwszym wrażeniu przypominało jakąś niekształtną paczkę, zaś po bliższym przyjrzeniu się wyszło na jaw, iż jest to całkiem nieźle w galaktyce znany gatunek pokrętnego „inteligentnego zwierzęcia”. Małpojaszczurka – bowiem to spadło na stolik – istota o beczułkowatym tułowiu, długich chudych kończynach i jakimże ogonie i o wrednym spojrzeniu czarnych oczek wrzasnęła patrząc na człowieka, jakby mówiła: spierdalaj z mojego miejsca*

Akam Nay - 2010-07-28 19:37:17

-Szlag!
*Wyrwało się Akamowi. Nic dziwnego z resztą - 'wizta' była nagła i absolutnie niespodziewana, a na dodatek mało nie skończyła się rozlaniem zawartości stojącej na stoliku szklanki z trunkiem. Pierwszą też reakcją Naya na pojawienie się kowakiańskiego dziwadła było właśnie porwanie owej szklaneczki, by uchronić brandy przed ewentualnym uszczerbkiem. Zabezpieczywszy alkohol, zaczął się przyglądać paskudztwu*
-Aleś ty brzydki
*Wydął usta w mocno przerysowanym i sztucznym grymasie obrzydzenia*

Secorsha - 2010-07-28 19:51:50

*Małpojaszczura potraktowała go wyjątkowo wymownym wytrzeszczem i skrzekiem, jakby mówiła: wypierdalaj powiedziałem już raz! Zabębnila przednimi łapami wyposażonymi  długie, chwytne palce i już miała zaatakowac szklankę, kiedy rozległ się jakiś wysoki, swiergotliwy męski (tak tak!) głos*
Koko! Zostaw Pana! Na pamięć mojego Gniazda, same mam z  tobą kłopoty….
*Wystarczyła chwila, dosłownie mrugniecie powieką, by przy stoliku wymalowała się postać tak barwna i nietypowa ze nie można było oderwać wzroku. Jegomość z cała pewnością trasy inteligentnej nie przypominał człowieka ani nawet humanoida. Był to bowiem mierzący około 160cm skrzydlaty, opierzony złotozielony ptak o jasnych oczach barwy piwa. Skłonił lekko i pojednawczo zdobny w pióropusz łeb*
Przepraszam za mojego niesfornego towarzysza, k’nondo… nie zamierzał ci nic złego, mogę zapewnić… Koko! *Małpojaszczura skrzyknęła i skoczyła w ramiona ptaka. Okazało się, ze po wewnętrznej stronie skrzydeł posiada trójpalczaste dłonie*

Akam Nay - 2010-07-28 20:06:55

*Noh... Koniec wygłupów. Tym bardziej, że nigdy nie wiadomo co też małpojaszczurce może odbić. A wbrew pozorom nie była znów taka nieszkodliwa. Jej właściciel jednak... Toż dopiero kuriozum! W swych podróżach Akam zwiedził niejeden układ, jednak tej rasy nie uświadczył nigdzie. Nie ważne jednak, skoro była istotą inteligentną, można było traktować ją jak każdą inną*
- Nic nie szkodzi, ważne że nie zdążyła narozrabiać
*Gładko odpowiedział przemytnik. Szybka lustracja wystarczyła by mógł stwierdzić, że przybysz (przynajmniej na to wyglądało) jest niegroźny. A co więcej - będąc tak oryginalnym i decydując się mieszkać czy przebywać na księżycu przemytników zapewne nie należy też do biednych - będąc jego aparycji, Akam nie wychodziłby ze statku bez odpowiedniej ochrony... Inna sprawa że nie należał do najodważniejszych. Ten krótki myślowy tok pozwolił Nayowi wypracować odpowiednią strategię względem ptakopodobnego nieznajomego. Uprzejmy, łagodny uśmiech wpłynął na twarz człowieka niczym statek do położonego w lagunie portu*

Secorsha - 2010-07-28 20:13:47

*Jaszczura wdrapała się na ramię ptaka i tam znieruchomiała. Jej zadarty ogon sprawiał ze Akam widział dokładnie położone pod nim „centrum”, ale o tym może nie będziemy rozmawiać. Rishianin, bowiem tej rasy był to osobnik raz jeszcze skinął dziobem i wyraźnie zaczął się wycofywać. Widać nie uskarżał się ani na brak towarzystwa, ani na brak podaży tak zwanych :pomocników”. Akam słusznie zauważył – rishianin miał wszelkie cechy, by łatwiej mu było znaleźć tych których szukał. I na pewno miał w rękawach kilka Asów. Nawet jeśli szukał w  kantynie czegoś konkretnego, to nie musiał się zbytnio wysilać, bo jak nie ten, to następny*

Akam Nay - 2010-07-28 20:21:37

*A to wredna... małpa Pomyślał Akam... i zaśmiał się w kułak, bo i przypadkiem całkiem niezła gra słów mu wyszła. Niestety wyglądało na to że Rishianin postanowił odejść. Cóż, trudno, nie powinno to nikogo dziwić. Uśmiech na szczęście nic nie kosztował, Akam oprożnił szklaneczkę i wstał, odkłaniając się właścicielowi małpojaszczurki, z zamiarem pójścia po drugą kolejkę. W tym momencie wpadł jednak na pomysł, by nieprzemyślane skrócenie dystansu... wykorzystać*
- Coś specjalnego?
*Spytał cicho, mijając Rishanina*

Secorsha - 2010-07-28 20:29:38

*Ptak nie drgnął, za to zastygłszy w bezruchu leniwie podniósł spojrzenie wielkich czarnych źrenic okolonych jasnymi tęczówkami* przede wszystkim – dyskretnego *odparł świergotliwie, jak to ptak. Nawet jaszczura wydawała się w tej grze niewypowiedzianych treści bardzo zorientowana. Ptak znowu zbliżył się o krok i stanął tam skąd chwile temu ruszył. Pióra szeleściły mu miękko, wręcz zachęcały do dotyku. I małpa z tego korzystała*

Akam Nay - 2010-07-28 20:37:14

*Akam skinął głową na znak, że akceptuje ewentualne warunki wstępne i zwolnił krok*
- Port, lądowisko PK 23?
*Spytał. Proste i przejrzyste, jeśli sprawa jest na tyle delikatna by Rishianin nie chciał o niej teraz i tu rozmawiać, czy też wspólnie opuścić lokal, będzie mógł przysłać kogoś po Naya do umówionej lokacji. Tymczasem przemytnik podszedł wobodnie jakby nigdy nic do baru, by napełnić szklankę następną porcją brandy.*

Secorsha - 2010-07-28 20:45:30

Jutro o 16 *odparł pierzasty nieznajomy. Jego nieruchomy chitynowy dziób nie mógł pokazać żadnych emocji, ale charakterystyczne przymkniecie powiek oznaczało uśmiech. Malpa rozwrzeszczała się, kiedy już mogla. A rishianin znikł gdzieś w tłumie. Ale na pewno zjawi się w porcie. Tak, zjawi się sam*

Akam Nay - 2010-07-28 20:53:50

*Doskonale. W sam raz zdąży wyładować zarówno legalny towar jak i wydobyć ukryty głęboko w zakamarkach statku surowiec do przyprawy. I niech Togga protestuje. Jest zlecenie - nie ma dyskusji, zezwolenie na lądowanie musi mu dać. Z tym czasie powinien też zdążyć połatać napęd - fakt, że znów prowizorycznie (Buzzardowi już od dawna uśmiechał się poważny remont), ale lepsze to niż nic. Przechylił szklaneczkę i skierował się do wyjścia... Czekało go sporo roboty.*

Zindarad - 2010-08-02 18:03:35

Skoro szli razem to i weszli razem do kantyny. Zgodnie ze wszystkimi konwenansami. Żadnej kłótni, żadnej szarpaniny. Po prostu kultura w Zinowym wydaniu. Wszedł do środka i podszedł do lady. Nie ma się tu co rozwodzić. Podszedł i już. Oparł się o nią i ujrzał znajomą mordkę w postaci Ael.
-Podaj dwa piwa Ael. Tak szybko, bo sam nie jestem.-Powiedział do niej z uśmiechem i postukał palcami w ladę. Zamówienie zostało podane, Zin zapłacił i wszystko było w porządku. Schował portfel do kieszeni, chwycił za kufle i odwrócił się, by podejść do wolnego stolika. Też bez zbędnych ceregieli. Podszedł. Położył naczynia na stole i usiadł. Fotele były dwa i to wygodne. Obydwoje musieli porozmawiać. W warsztacie czasu za bardzo nie mieli, bo Zin wraz z Sel pracowali nad kilkoma popsutymi droidami. Zin zajmował się prostą elektroniką, podprowadzeniem kabli pod baterię i basta. A Sel robiła wszystko inne. Kobdar zielonego pojęcia o droidach nie miał, toteż musiał się opierać na wiedzy swojej wybranki i uczył się, bo lubił.

Selene - 2010-08-02 18:07:06

Wlazła za nim, obserwowała i... milczała. W końcu, gdy piwa dostał, gdy zapłacił i miejsce wybrał, usiadła na wolnym miejcu i sięgnęła po piwo. po czym pokręciła głową z rozbawieniem.
- Wciąż winnam jest wam za tamtego drinka.
Mruknęła półgłosem. Nie widziała potrzeby by wszyscy wiedzieli, że niemowa gadać umie. Po czym pociagnęła solidny łyk piwa i westchnęła z zadowoleniem. praca przy droidach, choć dla niej przyjemna, była wyczerpująca. Zwłaszcza, że ona robiła większośc prac. Elektronika, choc prosta dla niej przypadła Zinowi. nie am to jak podział obowiązków. Ostatecznie jednak brew w grę uniosła i zerknęla na niego. Trzeba było pogadać. Obowiązkowo.

EFECTOR - 2010-08-02 18:15:12

*wcześniej na ulicy…
w lewym oddaleniu od wejścia do kantyny miedzy kontenerami czegoś, czego Dżony na dobrą sprawe jeszcze nie znal, błyskal brązowy metal. Jak to się stało, ze Dżony się wczoraj zgubił? Normalnie: zgubił się, to nie pies, to droideka, nie wywęszy. Wyszedł za róg, potem dalej i przepadł, a ze po drodze pojawiło się kilka droidów, które pogonił z  prawdziwą przyjemnością, to i znikł. Jednak zaraz rozpoczał poszukiwanie Zina,a  ku temu posłużył mu – a jakże – jeden  bajerow. Wtyczka transmisji danych wetknieta w miejską baze powiedziala mu o kantynie „Temena” niegdyś należącej do Kobdarów. To był dość silny trop, który Dżony podjął*


*I dzięki temu teraz…
kiedy drzwi się otworzyły pojawił się niespodziewany i zdecydowanie nietypowy gosc. Przewz tłok chyba nikt  na dobrą sprawe nie zwrócił uwagi kto to / co to jest, wiec droid wszedł. Tłum był gęsty i dosc wysoki, a łepek Dżonego na dobrą sprawę nisko osadzony i droid nie mógl wyjrzeć nad gawiedź. Kilka osób zaklęło krótko, kiedy Dżony się o nich obił i w koncu przez spelunke przetoczył się przyciszony gwar: o kurwa, droideka!*

Zindarad - 2010-08-02 18:28:31

-No to ja za niego zapłacę jak będziemy wychodzić.-Powiedział, upijając łyk piwa. No to teraz musieli koniecznie porozmawiać. No tak. Nastąpiła chwila, przed którą Zin się bronił w nocy, ale wisiała teraz w powietrzu i raczej teraz się nie wymiga. W sumie. Sel by go skarciła, gdyby próbował. Przełknął głośno ślinę i rozsiadł się wygodnie. Skoro mieli już być razem, to Zin musiał jej wyjaśnić jego wczorajszy późny powrót do domu. Nie zbije jej z tropu, sprzedając jej denną historyjkę o wygranej na loterii. Musiał powiedzieć jej prawdę. Elektryka Zinowi obca nie była, nie znał się na samych droidach. Znaczy na ich procesorach, sensorach etc. Nie znał się i nie zamierzał zabierać głosu, gdyż Sel w tych sprawach zawsze miała rację. W końcu jakieś doświadczenie miała, nie to co Zin.-To teraz tak. Powiem Ci dlaczego późno wróciłem...-Tu zatrzymał się, gdyż ktoś rzucił coś o droidece. Dżony? Zin wychylił łeb i ujrzał trzysta kilogramów bronzium. Innej droideki raczej nie zobaczy się na tym zadupiu.-Dżony?!-Spytał bardzo głośno, zdziwionym tonem głosu. Jeśli to Dżony, to na pewno rozpozna nażelowaną czuprynę i kolorową koszulę Kobdara.

Selene - 2010-08-02 18:39:29

- czekam więc...
Z piwem w łapkach oparła się wygodniej, rozsiadła i wbiła w niego spojrzenie, oczekując jasnej odpowiedzi. Zresztą - on był elektrykiem, a ona zajmowała się całą resztą. i jeśli nie chciał zmieniać tego układu, to miałoby było gdyby...
- Jaki Dżony?
Brwi podjechały w górę a piwo prawie z dłoni wypadło. I cóz było robić? Tylko Zina obserwowała oczekując jakiś wyjaśnień. bez nerwów czy złości. Obojętnie.

EFECTOR - 2010-08-02 18:43:43

*Droid przesuwał się grzecznie wzdłuż lady, wyraźnie zaintrygowany. Kilka osób podeszło do niego, ktoś zrobił zdjęcie, ktoś go poklepał, byli tacy, co wyszli. W każdym razie lekkie poruszenie*
Madame? *Dżony zagaił nostalgicznie do kobiety za ladą, po czym podniósłszy bezgłośnie olbrzymie lewe działo aktywował pod nim… dłoń. Cienkie trzy palce chwyciły słomkę do napoju, i już z zadowolony droid się oddalał. Na ludzi reagował bardzo serdecznie. W sztucznym świetle pięknie odbijał światło załamując je na wypolerowanym pancerzu. Poruszał się wolno, majestatycznie, a kiedy usłyszał glos, momentalnie zastygł w bezruchu. Pyknęło o odtwarzacz rozegrał się wesołą piosenką*
Kiedy powrócisz już
Ja będę czekał
Ulicą pójdę wzdłuż
Kupię gazetę
Zabiorę z sobą psa
Usiądę na ławce
Skończę scenariusz
By gotowy był…

*I już trzy szpony nóżek mknęły przez tłum w kierunku głosu*
siiir! Dżony ma przedmiot! *zameldował nie przerywając „gry” – zapamiętanego utworu z radia, zapisanego na dysku i teraz odtworzonego*

Zindarad - 2010-08-02 19:00:13

No niestety rozmowa została przerwana. Dżony się pojawił i nie wiadomo dlaczego, Zina to cieszyło. Przynajmniej nie będzie awantury w kantynie. Co najwyżej w domu. Tak. To zdecydowanie lepsza opcja. Spojrzał na Dżonego i gdy ten podszedł, Zin poklepał go po jego głowie. Słyszał tą piosenkę. Podobała mu się. Zin w końcu nie lubił ciężkich szarpideł, co to to nie. W każdym razie uśmiechnął się do niego i spojrzał na przedmiot.
-Świetnie Dżony. To jest słomka. Słomka.-Powiedział do niego spokojnie, by ten zakodował i wdrożył to słowo do swojego słownika. Później spojrzał na Sel przepraszającym wzrokiem. Będą musieli porozmawiać później.-Wygląda na to kochanie, że porozmawiamy dopiero w domu. Poznaj Dżonego, najwspanialszego droida w galaktyce.-Powiedział i poklepał go po głowie.-Dżony, to jest Selene. Zapisz ją w folderze "Znajomi"-Zin nie miał pełni praw na Dżonym i nie mógł zapisać jej w innym folderze. Mimo wszystko, od teraz Selene będzie miała ochronę w postaci droideki. Najwspanialszego wytworu myśli technicznej separatystów.

Selene - 2010-08-02 19:05:01

Posłała Zinowi spojrzenie świadczące o tym, ze jak wrócą, to go udusi, a później poda w ziemniaczkach. Tangowi na przekąskę. Umawiali się inaczej, a tu...
- Dżony?
Powtórzyła półgłosem, wbijając wzrok w ów twór. Oczy zrobiły się okrągłe jak spodki, a ona sama wstała, wcześniej piwo odstawiwszy i przez chwilę mu się przyglądała, zastanawiając, CO posiada pod pancerzem. Szybko opanowała chęć rozebrania go i przebadania pod kątem technicznym, jednak fascynacja została. gdyby mogła, obskakiwałaby go i zajrzała w najmniejsza nawet szczelinkę, kierowana swą słabością do wszystkiego, co z droidami ma choć odrobinę wspólnego. Chwilowo Zin był uratowany, póki dziewczyna się nie napatrzy i nie uzna, że zakodowała sobie wszystkiego. A to jeszcze chwilę potrwa. Wyłączona z dysputy siwa wbijała w Dżonego wzrok. Z niezdrową wręcz fascynacją. Zin winien chyba interweniować. Znaczy się wyciągnąć z jej dłoni śrubokręt... znaczy się kufel.

EFECTOR - 2010-08-02 19:09:59

*Droid zademonstrował słonkę. Pod działem o trzech kalibrach  czego największy strzelał chyba rakietami słonka wyglądała jak igiełka. I była tak niesamowicie delikatnie trzymana w dwóch paluszkach…* Słonka Dżonego *odezwał się cienki głosik droida bojowego. Takim właśnie głosikiem obdarzyli go twórcy. Ten sam moduł dla wszystkich droidów batalistycznych. Dżony cichutko i grzecznie odwrócił się tak, ze znalazł się „oko w oko” z kobietą, na którą po chwili padła czerwona siatka. Trwało to chwile*
Potwierdzam wykonanie polecenia, obiekt skatalogowano  folderze „znajomi”. Witam madame Selene, życzę miłego użytkowania *komunikaty były formalne i bezosobowe, ale wypowiadane tym samym głosem choć brzmiał on bardziej… stanowczo? Jakoś tak. Ale nie miało to nic wspólnego z nieprzychylnymi uczuciami, bo Dżony – naiwne stworzenie nie był w ogóle świadomy zagrodzenia ze strony Selene które niewątpliwie niedlugo zacznie go dotykać, wiec po prostu… był Dżonym.
Wyciągnął łapkę ze słomką w stronę Selene*
To Dżonego przedmiot – słomka madame! *zakomunikował radośnie. a  przynajmniej tak to brzmiało*

Zindarad - 2010-08-02 19:16:39

-Przepiękna słomka.-Powiedział do niego z uśmiechem i nadal go głaskał. Zin nigdy nie miał ochoty go rozebrać na czynniki pierwsze. Jakoś nigdy nie interesowało go to, by zobaczyć co ma pod tym grubym pancerzem. Kobdar traktował Dżonego chyba jak małe dziecko, które trzeba przytulać, głaskać i opiekować się nim. W sumie to ostatnie odpada. Dżony dzięki swoim działkom doskonale wie jak się bronić. Droideka dla Zina była czymś normalnym, raz do WAR-u przywieziono jeden zniszczony egzemplarz, coby wyciągnięto z nich szczegółowe dane i Zin przyjrzał się budowie tej maszyny. W przypadku Dżonego określenie maszyna było nieodpowiednie. W końcu miał on świadomość i swego rodzaju uczucia. Rozebrany na części, Dżony nie czułby się komfortowo, a po złożeniu, na pewno rozstrzelałby Selene. A tego pewnie Zin nie chce. W końcu wstał i podszedł do niej. Złapał ją za ramiona i rzucił.-Ej. Kochanie. Spokojnie.-Zainterweniował, co powinni chyba wszyscy docenić. Szczególnie Dżony, który wydawał się nieświadomy zagrożenie ze strony Sel.

Selene - 2010-08-02 19:21:37

- tak. Słomka Dżonego.
No dobra. Już się uspokoiła i przestała zastanawiać, co Dżony ma pod pancerzem. zresztą... wydawał się być całkiem sympatycznym stworzeniem. Takim... dzieckiem. W zasadzie Zin dobrze go określił. Szkoda tylko, że Selene nikt nie uprzedził o opcji poznania driodeki - pewno inaczej by się zachowywała i przestała zastanawiać nad możliwymi opcjami rozebrania go. A tak... Westchnęła i usiadła, posyłając Zinowi kose spojrzenie. "O tym TEŻ porozmawiamy" informowała w ten sposób. Po czym sięgnęła po piwo i przez chwilę jeszcze obserwowała ta dwójcę.
- Wystarczy Sel. bez tego "madame". Nie jest to dla mnie odpowiednia nazwa.
Stwierdziła po chwili. Cholera. Wróci do warsztatu i przerobi jakiegoś droida. Nie ma co.

EFECTOR - 2010-08-02 19:28:08

*Dżony wie, jak się bronić, ale to nie znaczy, ze nie potrzebuje opieki. Potrzebuje! Jego „psychika” rozrastała się z  dnia na dzień, coraz bardziej potrzebował, by ktoś uczył go świata. Obroną w sensie czysto batalistycznym Dżony się opiekunowi odwdzięczał. A zaglądanie do środka? Potwornie się bał i bardzo źle reagował, nawet w autoryzowanym serwisie na Widmie mało brakowało a dokonałby autodestrukcji w obronie własnej, a może lepiej – w obronie swoich danych. Cóż, może się okazać, ze Sel to jednak wróg cochrelu, i jak zdobędzie dane Dzonego to będzie źle.*
Słomka Dżonego *powtórzył. Dla niego to bardzo wymagająca intelektualnie zabawa była. Wręcz gra edukacyjna. To jest słonka. Co to jest? Przedmiot, sir.*
rozkaz rozkaz madame *skwitował w sposób którego można było się spodziewać i… wetknął Sel słomkę do piwa. Oczywiście odwrotnie*

Zindarad - 2010-08-02 19:34:57

O tym TEŻ porozmawiają? Ale po co? Dla niego wszystko było jasne. To jest Dżony. Koniec kropka. Spojrzał na nią zdziwiony i pokiwał głową. Kobiety. Weź tu je zrozum. Wrócił na swoje miejsce i znowu jego dłoń wylądowała na "głowie" Dżonego, tak by ją głaskać i klepać co jakiś czas. Wiedział, że droideka to lubiła, a Zin lubił droidekę, toteż starał się jej sprawić przyjemność z tego spotkania.
-Dzięki za pilnowanie bryki.-No i tu padło już zdanie związane z dniem wczorajszym. Oby Sel nie zapytała Dżonego gdzie był wczoraj Zin w czasie kolacji. Dżony na pewno się wygada, że były to Cielesne Rozkosze. Miejsce, o których osoba taka jak Sel niechętnie wspomina. W końcu tam prostytucja była na porządku dziennym. Zin upił łyk piwa.-Systemy sprawne?-Spytał, gdy uświadomił sobie, że powiedział za dużo. Chciał czymś zająć Dżonego. Skanowaniem systemów czy może zwykłym pytaniem. Gdy powiedział do niej Madame, zaśmiał się. Dżony w tych kwestiach był niereformowalny.

Selene - 2010-08-02 19:38:08

Zmrużyła oczy, obserwując to Zina, toDżonego. No tak. BĘDZIE o czym rozmawiać w domu. A teraz...
- Dżony, byleś wczoraj z Zinem? Mogę wiedzieć, gdzie?
Spokojny ton głosu nie sugerujący niczego, poza zwyczajną ciekawością. Zin jednak winien już tę stronę natury Selene znać. pod zwyczajną, cichą obojętnością już szalał tajfun. A jak się dowie o "Cielesnych Rozkoszach"... Oj, to już zupełnie wesoluśko będzie. Zdecydowanie, przeszłość kobiety nie była tu najlepszym miejscem do wspominania o takich przybytkach. Ale co jej tam. bawiła się chwilowo własnym piwem.

EFECTOR - 2010-08-02 19:45:16

*No to kaszanka. Dżony kłamać nie umie. Nawet nie dlatego, ze jest droidem, ale dlatego ze jest Dżonym – procesor na dłoni. Nie miał w najgorszych swoich dniach nigdy zamiaru Zina zdradzić, ale on nawet nie wiedział, jak wiele znaczy to co zaraz powie*
Dżony spotkał Zina pod lokalem „Cielesne Rozkosze” madame. *Odparł ufnie i ochoczo. Należy przypomnieć, ze głaskanie Dzonego po głowie z pozycji siedzącej jest niemożliwe – no ale po dolnej części pancerza, tej do generowania tarcz – jak najbardziej. Były owe „listwy” metalowe od spodu wyłożone jakimś węglowym czymś, co zapewne chroniło całe centrum droida przez zakłóceniami powodowanymi przez tarcze. Droid niczego nie świadom patrzył uważnie na swój „przedmiot – słomke” który chwilowo wypożyczył Sel*

Zindarad - 2010-08-02 19:52:33

To co teraz powiedział Dżony, Zin w żadnym razie nie próbował zaprzeczyć. Po co? Nie chciał się pogrążać, bo Dżony i tak powtórzyłby tą samą wersją. Cielesne Rozkosze i już. Zin odstawił jedynie piwo. Zasłonił twarz dłonią i mruknął pod nosem.
-No to kurwa koniec.-Selene go zabije, zabije dopóki nie będzie martwy, poda w potrawce i zje na kolację. Niech to szlag. Jednak Dżony nie był dobrym powodem, do przesunięcia rozmowy. Teraz ona rozegra się na jego biednych, czerwonych sensorach. Zastanawiał się na początku jak wybrnąć z tej sytuacji, ale później stwierdził, że nie ma po co. W końcu odsłonił się, opał się o stół i rzucił.-Kochanie. Ja to wszystko wytłumaczę.-Chciał jej to wytłumaczyć, bo znał jej przeszłość. Wiedział kim była, zanim otworzyła Dziuplę. Wypadało jej o wszystkim powiedzieć. Historię o Jedi, o niewolnictwie i Zandim. Największym skurwysynie na tej planecie.

Selene - 2010-08-02 19:57:07

- Dżony, twoja rurka. oddaję ci ją
Wyciągnęła dłoń z owym przedmiocikiem z całkiem łagodnym uśmiechem na ustach. Cielesne Rozkosze, tak? A ona się poświęca... No to teraz rozegra się piekło. Spojrzała na Zina chłodnie i z uwagą. Sam się o to prosił.
- O tym, kochanie, chciałeś ze mną porozmawiać? Więc słucham. Co robiłeś w burdelu. Jedna dziwka nie wystarczy, więc trzeba kolejne sprawdzić, tak?
Lód był wręcz namacalny w jej głosie. Pogoda na co po niektórych planetach była o wiele bardziej gorąca od jej głosu teraz. Wbiła tylko wściekłe spojrzenie w Zina. Do Dzonego nie miała nic. Szczery był jak świeży obwód scalony, więc nie miała do niego pretensji. prosiła, więc miała. Za to Zin miał poważny problem. nawet bardzo poważny. Póki co, dziewczyna jeszcze nie uniosła sie gniewem. Ale blisko była. na tyle, że odstawiła piwo, co raczej nie zdarzało się za często. By odstawiała je nie dopite. Ups?

EFECTOR - 2010-08-02 20:04:02

*Dżonulek miał jeden sensor optyczny czerwony a drugi pomarańczowy, bo jak po pewnym zdarzeniu stracił jedno „oczko” to nie mieli drugiego takiego do pary i wyszło tak śmiesznie, ale dla Dzonego to tylko urody dodaje.
Niestety – jednak szpiegiem to Dżony nie będzie. Każdy go może wyspowiadać, jeśli dane nie są chronione i Dżony szczery i głupawy cały się sprzeda.*
słomka, madame! *widać „rurka” juz się w pamięci operacyjnej wiesza, bo Dżonemu wytłumaczono ze to słomka jest. Ostatecznie przedmiot, ale wziął w łapkę i skupił się na tym, bo z jednej strony jeszcze piwo kapało. Dżony postanowił wytrzeć to o Zina. Nie czuł jeszcze podniesienia temperatury miedzy tą dwójką.
Miał w bazach danych zapisy paru kłótni, z  tym nawet chyba jedno Zina z Temeną. Ale głownie Fler wyzywająca się na Secorshy za przekleństwa, brak higieny, picie z Tangiem i demoralizowanie klonów oraz Malkita (ale głownie klonów bo Malkit jest jeszcze mały i nie rozumie – tak jak i Dżony)*

Zindarad - 2010-08-02 20:11:45

Zin nawet Dżonego zignorował. Przestał go głaskać po osłonie generatora tarcz i spojrzał na nią krzywo. Wziął głęboki oddech. Musiał jej teraz wszystko powiedzieć, a co. Raz bantcie śmierć.
-To nie jest tak jak myślisz skarbie.-Powiedział tylko, by wziąć głęboki oddech. No. Zin. Jesteś gotowy na bycie szczerym.-To było tak. Pięć dni temu, gdy siedzialem tu rano z Tangiem i ja jadłem śniadanie, a on znowu chlał, to przyszła taka babka. Poprosiła mnie, bym poszedł z nią na zaplecze. Wtedy jeszcze obowiązywał ten pierdolony zakaz Tanga, toteż poszedł ze mną. No i tego, no. Okazało się, że jest Jedi i ma misję. Miała wejść do świata niewolników, by zinfiltrować to paskudne gówno i uwolnić kilku Jedi z uścisku Zandiego. Wiesz kim jest Zandi, prawda? No. To ten. I się zgodziłem. W końcu to dla dobra galaktyki i ideałów, w które wierzę.-Teraz miał zamiar przejść do sedna sprawy. Dlatego też upił łyk piwa i ponownie wziął głęboki oddech, by skończyć.-No i wczoraj ją wrzuciłem w to gówno. Sprzedałem ją Zandiemu, za pięćdziesiąt kafli, które wczoraj przyniosłem do domu. Przepraszam, że o tym nie powiedziałem, ale nie chciałem Cię w to wpakować, o.-Zin znowu odetchnął głośno i upił kolejny łyk piwa. Powiedział to wszystko niemal na jednym oddechu. Musiał chwilę odpocząć.

Selene - 2010-08-02 20:19:21

-Tak, Dżony. Masz rację. Słomka.
Poprawiła się jeszcze z tym samym łagodnym uśmiechem. Dla niego była miła, ale Zin... Cóż. Jej brew wyraźnie jej zadrgała. Galaktyka. ideały. Jedi. Zjeżyła się wyraźnie i prychnęła. Ze złością. po czym wstała i pochyliła się, niejako zmuszając swego lubego, by spojrzał jej w oczy a nie w biust. Możliwe acz trudne do wykonania, jeśli znajdują się an niemal identycznej lini widzenia.
- Nie obchodzi mnie, SKĄD masz pieniądze. ostatni raz robiłeś interesy z TYM Zandim. Jak jeszcze raz spróbujesz coś z nim pohandlować, osobiście poproszę Tanga o to, by strzelił ci w klejnoty rodzinne. Rozumiesz, kochanie? Chyba, że mam powtórzyć to o wiele dosadniej.
Znów ten lodowaty ton. Sel była wściekła. Ale jej wściekłość ujawniała się właśnie w ten sposób. Zin miał przesrane po prostu. Zresztą... Spojrzała na Dżonego. Wzbudził w niej sporą dozę sympatii, nie ma co.
- Dżony, mogę mieć do ciebie małą prośbę? Jeśli jeszcze raz mój drogi Zin pojawi się w jakimkolwiek burdelu, poinformujesz mnie o tym?
łagodnie i spokojnie, jak do trzyletniego dzieciaka. Oj tak. Zin miał zdecydowanie przesrane. Zwłaszcza dlatego, że Sel dotknęła do żywego nie idea ratowania galaktyki i całe to sranie w banię... a miejsce, do którego polazł i gdzie sprzedawał kobietę. kobietę, kurwa, a nie faceta. Tak. I tu był ten "drobny problem".

EFECTOR - 2010-08-02 20:27:21

*Kiedy zaczeła się wydzierac to się Dzony cofnął bo on już wiedział, ze rykoszetem może oberwac, takoż słownym jak i szmatą jakąś, no ale był na tyle wierny ze to przetrzymał, poza tym miał przedmiot. Droid nie angażował się za bardzo, choć za każdym razem jednak jakoś przezywał*
rozkaz rozkaz madame *Odparł szczerze. Dżonego trudno przekupić bo nie ma tak rozbudowanego abstrakcyjnego myślenia. To znaczy łapówkę przyjmie na pewno, ale efekt może być różny, z czego wynika ze Sel raczej dowie się od Dżonego o Zinie wszystkiego, co wie sam Dżony.*
czasem nagle smutniejesz…
*Odezwał się odtwarzacz, kiedy to Dzony połapał się w stanie emocjonalnym Selene*
to jakby dnia ubywa
i nie wiem jak ci pomóc
więc tylko roszę wybacz
czasem łzy w Twoich oczach
na krótką chwilę goszczą
i nie wiem, czy coś mówić
i nawet nie wiem, po co…

Zindarad - 2010-08-02 20:36:05

Zin był pantoflarzem i po potwornym, toteż przytakiwał na każde jej słowo. Nie miał zamiaru się sprzeciwiać, ale trzeba było mu przyznać. Był szczery i to się liczyło. Zin czuł pewną ulgę, gdyż powiedział wszystko. No prawie. Nie wspomniał o Virinie, ale o niej lepiej nie wspominać w towarzystwie nikogo. Wziął głęboki oddech i znowu się odezwał.
-Dobrze, oczywiście kochanie.-Powiedział do niej, chcąc potwierdzić, że już nigdy nie spotka się z Zandim i nie wpakuje się w żadne gówno. Zaraz, zaraz. Zin miał pewien dowód. Jeśli mu nie wierzyła, to to może być ostatnia deska ratunku. Zin podniósł swój zadek i wyciągnął to, co Zin tak skrzętnie chował w tylnej kieszeni swoich spodni. W końcu podniósł się i wstał, pokazując jej nic innego jak miecz świetlny. Broń Jedi.-To jej miecz jest.-Dodał tylko i wyciągnął go przed siebie. Zin z samego rana poszedł do aerowozu i opróżnił schowek, coby nikogo nie kusiło, by go okraść. Później schował go w swoich rzeczach, a następnie włożył go do spodni, zakrywając na dodatek koszulą. Teraz już miał zamiar się zamknąć. Dżony nie pomagał swoją piosenką, wydawało się, że psuła ona wszystko.

Selene - 2010-08-02 20:41:03

Zerknęła na Dżonego. Uroczy był, nie ma co. Tyle, że Sel nie krzyczała a mówiła prawie że szeptem. nie należała do osób lubujących się afiszować z faktem, że mówiła. A tu właśnie to się działo.
- Nie obchodzi mnie, czy to miecz twój, tamtej Jedi czy jeszcze kogoś innego. mam to w dupie, rozumiesz? Dość, że polazłeś do burdelu. Doskonale wiesz, CO o tym sądzę. jedna dziwka w tą czy w tamtą przecież różnicy nikomu nie robi, prawda? Dobrze jest mieszkać u mnie, ale wyjaśniać pewnych rzeczy nie łaska, jeśli się przypadkiem nie wyda. Mam nadzieję, że przynajmniej sobie popatrzyłeś na to, czym kiedyś byłam.
Zabrała swoje piwo, do Dżonego jeszcze mrugnęła i ruszyła do szynku. Musiała się uspokoić. A piwo nie da jej wiele. przydał by się bimber. Nie. przydałby się jej Tang i bimber. Tak. I coś do strzelania. Albo rozstrzelania. By się siwa uspokoiła. A tak... Wbiła tylko wściekłe spojrzenie w dziewczynę za barem. I wydusiła z siebie szybkie zamówienie "coś mocnego i zwalającego z nóg samym bimbrem". Słodko.

EFECTOR - 2010-08-02 20:47:19

*A Dżony? Zdezorientowany droid… podreptał za Sel jak cień, bo co jak co ale ona ostatnimi chwilami poświęcała mu więcej uwagi i droidowi się to podobało. Tak wiec przybił grzecznie do samej lady, nie wzbudzając już takiego zainteresowania, ze to sam był zainteresowany wszystkim wokoło. No i obserwował kobietę*

Zindarad - 2010-08-02 20:55:17

No i Zin został sam. Chciał jej to powiedzieć wcześniej, ale nocą zatrzymały ich miłosne ekscesy, rankiem była robota, a wieczór. No cóż. Wieczór miał być właśnie tą chwilą i właśnie o wszystkim jej powiedział. No cóż. Przyjął to z honorem. To, że został znowu odtrącony. Przez kolejną kobietę. No cóż. Co jak co, ale do Selene czuł już coś. Może nie tak silnie jak do Temeny, ale zaczęło już coś działać. Niestety. Kolejna próba chyba została zakończona fiaskiem. Jeszcze Dżony go zostawił. Może to i lepiej.
-Kurwa. Chłopie. Jesteś żałosny...-Powiedział sam do siebie i schował miecz do tylnej kieszeni, zakrył go jeszcze koszulą i usiadł na fotelu. Chwycił kufel i pociągnął łyk piwa. Wyciągnął paczkę papierosów i rozpalił go. Tutaj go każdy znał, toteż palił bez większego ukrywania się. Był tu właścicielem. Mógł robić niemal wszystko co mu się podobało. Palił spokojnie papierosa i pił piwo. Musiał sam jakoś odreagować. W gruncie rzeczy był załamany. Cóż. Znowu Ci się Zin nie udało.

Selene - 2010-08-02 20:58:10

Sel też musiała odreagować. Cóz... Drobna siwa zerknęła tylko na Dżonego i uśmiechnęła się lekko, widząc, że ten za nią się pojawił. ba! Nawet zaczęła, wzorem Zina, go głaskać. Z rozmysłem.
- Nie za ostro go potraktowałam? Jak myślisz?
To, że boga ducha winnego droida pytała o własną reakcję, było samo w sobie zabawne. Nie by coś, ale... Cóż. Poniekąd Zin sam sobie był winny. Miał jej powiedzieć wcześniej, a nie w ten sposób. Teraz miał karę. chwilową, ale jednak. Poza tym, Sel nie zamierzała pozbywać się elektryka z warsztatu.

EFECTOR - 2010-08-02 21:07:39

*Wtem do Zina dosiadł się jeden gość, chyba człowiek, acz nie było to do końca pewne, bo rysy miał dość dziwne*
To ty teraz widze jesteś wielki przedsiębiorca, Kobdar. Handlujesz z Zandim dziwkami, już rozumiem, po co ci droideka!  Propos – ktos ci na warsztacie napisał, ze macasz się z droidami *kapnął Zina w plecy i poszedł se dalej, śmiejąc się cicho. Długie uszy ma Nar Shaddaa*


*Słysząc słowo „ostro” Dżony rozejrzał się za nożem, oczywiście nie widać było jak się rozgląda, bo oczka miał nieruchome, ale tak właśnie było. a  potem przed ekran pomocniczy w szerokim polu postrzegania droida pojawiło się wspomnienie siostry Tanga i tego wszystkiego, czego Dżony był świadkiem. Jego SI automatycznie skonfrontowało oba zapisy – ten z przeszłości z  tym co dział się przed  chwilą i odpowiedź padła natychmiast*
Niiieeee, madame, Dżony nie sądzi. Trzeba wywalić rzeczy przez okno, madame, Dżony wie! *ekspert Dżony aktywował łapki i delikatnie, ale bardzo „po ludzku” poklepał Sel po plecach, jakby mówił: nie przejmuj się, jutro tez jest w  kogo strzelać!*

Zindarad - 2010-08-02 21:14:55

Ludzie na Nar-Shaddaa byli dziwni. Wszyscy mieli dziwne rysy twarzy, takie wykrzywione. Zin spojrzał na niego, dalej paląc papierosa. Skrzywił usta.
-Weź spierdalaj.-Rzucił doń tylko i upił kolejny łyk piwa. Zin spoglądał tylko na Sel i Dżonego, siedzących przy ladzie. Zin. Znowu spierdoliłeś sprawę. Niech to szlag trafi. Nie ma tu co pisać. Zin pił piwo i palił papierosa, mając nadzieję, że siwej to przejdzie. Oddychał spokojnie i miarowo. Czekaj. Ktoś napisał na warsztacie, że Zin tuli się z droidami? Oj. Niech no tylko Zin się dowie kto to i od razu wyślę Dżonego na łowy. Skoro był jego jednostką dowodzącą, to posłucha jego polecenia. Obecnie nie przejął się tym tak bardzo. Po prostu uznał, że będzie trzeba pomalować drzwi. Eh. Niech to szlag trafi. Jeszcze więcej problemów, one musiały chyba Zina kochać, skoro tak często go odwiedzały.

Selene - 2010-08-02 21:19:11

- Sądzę, że to zły pomysł, Dżony. Ale doceniam twoją pomysłowość.
Kolejny uśmiech w stronę drioda. i jak go tu nie lubić, prawda? Znów go pogłaskała ze spokojem po czym z powątpiewaniem spojrzała na to, co jej podano. Aha. No że niby to ma być coś mocnego? Cóz. raz kozie śmierć. Westchnęła tylko i wypiła połowę na raz, przez chwilę czekając, co się stanie.
- Możesz powiedzieć Zinowi, żeby przestał stroić miny? Za chwilę idziemy do domu. i chciałabym by był w miarę skory do dyskusji ze mną później.
Wolała wysłużyć się nim, niż osobiście to oświadczyć. To i tak cud, że mówiła. A nie milczała. Ale co tam. W tej chwili doszłoby do rękoczynów. Zdecydowanie.

EFECTOR - 2010-08-02 21:25:42

rozkaz rozkaz madame *Odparł droid i z ochotą odwróciwszy się począł dreptać przez bar w kierunku Zina, obserwowany już przez kilka osób. Ostatnie zdanie niczym  czarnej skrzynce zostało zapisane i przekonwertowane do dysku roboczego, z którego zostanie wywołane kiedy przyjdzie czas na to. Czas przyszedł kiedy droideka w pozycji pełnego dostojeństwa, ale nie bez przesady, znalazł się naprzeciw Zina*
Możesz powiedzieć Zinowi, żeby przestał stroić miny? Za chwilę idziemy do domu. i chciałabym by był w miarę skory do dyskusji ze mną później. *Powiedział nagrany głos Selene. Dżony by tak skomplikowanej wiadomości sam nie przekazał. Za chwile znowu podniosła się dłoń ze słomką* Przedmiot – słomka Dżonego, sir!

Zindarad - 2010-08-02 21:31:07

Spojrzał na Dżonego i uśmiechnął się do niego lekko. Zgasił papierosa i dopił piwo, tylko po to, by wstać i pogłaskać Dżonego po jego głowie. A co. Do Dżonego nic nie miał. Wiedział jaki jest i wiedział, ze nie potrafi kłamać. Tak jak dziecko. Papla wszystko co mu ślina na język przyniesie. Uśmiechnął się lekko do niego i rzucił.
-Już, już idę. Poza tym. Dzięki Dżony, gdyby nie ty, to pewnie w życiu bym tego nie powiedział.-Powiedział do niego i znowu pogłaskał go po głowie. Po chwili ruszył w kierunku rozwścieczonej Sel. Musiał z nią porozmawiać. To niezaprzeczalny fakt, no ale teraz Zinowi będzie prościej. Skoro powiedział to, to reszta nie będzie już problemem. Stanął tuż za siwą. Nie dotykał jej, mógł dostać kopa w wiadome miejsce. Nie chciał tego, był do swoich klejnotów bardzo przywiązany. Pociągnął nosem i czekał, aż jego wybranka poinformuje go, że wychodzą.

Selene - 2010-08-02 21:34:41

Musiał za nią stać, jak cień, prawda? Zmrużyła zielone oczyska i sarknęła pod nosem coś o głupocie nie mogącej latać. po czym skrzywiła się, dopiła resztę tego, co dostała i odwróciła się, by zerknąć na Zina. Po czym w milczeniu go wyminęła, zerknąwszy na Dżonego.
- idziecie czy mam smycz pożyczyć?
NIe wiadomo do kogo było to skierowane, jednak wypowiedziane było na tyle głośno, żeby nieco Zina ośmieszyć. Dżonego akurat ośmieszyć nie chciała, ale chyba uznała, że i tak i tak idą w trojkę. Znaczy najpierw ruszyła siwa. A za nią...? Diabli wiedzieli chwilowo. I tak i tak Zin miał przesrane. jego szacowna wybranka uznała, że czas zrobić mu przyspieszony kurs dorosłości. A to boli. Bardzo.

EFECTOR - 2010-08-02 21:43:46

*Dżony nie zrozumiał. Jakby zrozumiał to by się obraził, no ale Dżony to Dżony wiec trza poprawkę w obie strony czasem brać* Dżony idzie, madame *odparł na to droid i podreptał za kobietą*

Tangorn - 2010-10-02 14:45:27

*Za barem w kantynie stał... rodianin, o trochę głupawym wyrazie ryjka... znaczy twarzy. Był to Fumbor, obecny właściciel tej kantyny, ale na szczęście nie prowadził jej sam, pomagała mu pewna sprytna twi'lekanka, Ael, no i jakoś im się udawało im się na tym zarobić. I jakimś cudem ich kantyna nie wyleciała w powietrze.* Już sie robić *Powiedział rodianin i wygiął ryjek w uśmiechu, po czym wziął butelkę i nalał jej do szklanki trunku.* Prosze... *Powiedział podając jej szklankę, po czym zmarszczył zabawnie swoje czoło, zastanawiając się intensywnie nad jej pytaniem. W końcu jednak chyba wymyślił* Ja nie wiedzieć, ty może popytać kogoś przy stoliki, bo ja nie prowadzić w lokal haza... *Urwał nagle, bo ponad jej ramieniem zobaczył kogoś, kto właśnie wszedł do kantyny. No cóż, widok Mandalorianina w czarnym pancerzu z czerwonymi i złotymi zdobieniami raczej nie nastrajał pozytywnie, a zwłaszcza, że Fumbor wiedział, że ten konkretny Mando poluje na jego byłego szefa i przyjaciela - Zina Kodbara. Właściwie Tangorn (bo tak się nazywał ten Mando) przyjaźnił się kiedyś z Zinem, ale doszło do zbyt wielu różnic pomiędzy nimi oraz kilka sporych zatargów i teraz to ich znajomość przeszła na drugi biegun.* Emm... ja tego no... ja musieć na zaplecze coś sprawdzić. *I zwiał, podczas gdy Tang podszedł do lady spokojnie, i nie musiał się nawet pchać za bardzo, bo mu miejsce zrobiono. Sława psychopaty, mordercy i kogo tam jeszcze robiła swoje, nawet jeśli była dosyć przesadzona. Ale przy interesach to akurat była bardzo pomocna.*

Tangorn - 2010-10-02 17:57:17

*Owy łotr stał sobie tymczasem spokojnie przy ladzie i ani myślał wszczynać burdy, bo niby z kim? Kodbara nie było, wiedział to bo sprawdzał. Zniknął gdzieś wraz ze swoją "ukochaną" Selene... czy jak jej tam było. Pal licho ich teraz, musiał się porządnie napić, a u Seco nie chciał tego robić z prostego powodu - bo jeszcze by mu przypadkiem lokal zdemolował i by tyle z tego było. Tang sięgnął dłońmi ku brzegowi hełmu i naciskając ukryte przyciski uwolnił głowę spod "kubła", rozszczelniając skafander. Zawsze miał go zapięty, tak na wszelki wypadek, więc gazy i próżnia nie były mu straszne. A co ukazało się po zdjęciu hełmu? Łysa, czarna łepetyna, twarz starszego już mężczyzny z lekkim zarostem, ale dobrze przystrzyżonym, więc nie wyglądał jak ostatni pijak (choć przedtem tak wyglądał).* No i zaraz wszyscy zwiali... tee! Koreliańskiej *Zawołał w kierunku zaplecza, ale nikt nie odpowiedział. No tak, zła sława Mando docierała wszędzie... nawet ta kobieta stojąca obok niego kierowała swą dłoń w pobliże kabury... wywołało to tylko nieco wredny uśmieszek na jego twarzy.* Aż nazbyt czytelny gest... mam się bać? *Zapytał ironicznie, opierając opancerzone łokcie o blat lady*

Tangorn - 2010-10-02 18:21:42

*Zmierzył ją wzrokiem i uśmiechnął się lekko rozbawiony. Nie rozpoznawał jej, chociaż nie ma się czemu dziwić, bo wypadł z obiegu jakieś dwanaście lat temu, przed Kamino. Ona pewnie wtedy w pieluchy robiła... zawsze to samo, pełno dzieciaków pcha się do "wielkiego świata" a potem się kończy w worku* Gdybym nadepnął ci na odcisk kochaniutka, to byś to poczuła *Odpowiedział jej spokojnie, bez śladu agresji a na jej słowa o ucieczce zielonego to wzruszył ramionami. Nie miał oporów z samoobsługą, wiec po prostu sięgnął przez ladę i wydobył butelkę, choć nie tą którą chciał. Ale alkohol to alkohol...* Jak to miło z ich strony, że pozwalają na samoobsługę... *Wzrokiem poszukał jeszcze wolnej szklanki, nieco szurając płytkami pancerza o blat. A co do uzbrojenia, to nawet ukrywać go nie musiał. Dwie kabury z blasterami przypięte do obu ud, pas z przypiętymi granatami oraz długim sztyletem, a w samym pancerzu też kilka niespodzianek było w tym mini miotacz ognia. Taki Mandalorianin to chodząca zbrojownia i z nimi mało kto chciał zadzierać*

Tangorn - 2010-10-02 18:48:15

Rancorn dostałby niestrawności... wybuchowej niestrawności, bo ogólnie, to niejadalny jestem.*Rozbawiła go tym komentarzem, nie ma co. Mało kto decyduje się na takie śmiałe słowa w kierunku Mandalorianina, obawiając się reakcji. Bo albo taki Mando zrozumie kawał i się roześmieje, albo da w mordę, bo uzna, że to obraza. Cóż, trochę naciągany ten wizerunek, ale odpowiadało im to, mieli spokój przynajmniej.* Cóż, skoro mam lać to wypada znać imię tego, komu stawiam... *Sam w miedzy czasie zdobył szklankę, ale najpierw jej polał, dopiero później sobie. A potem butelka spokojnie spoczęła na ladzie, nie niepokojona przez nikogo, nawet przez powracającego "barmana", który zezował podejrzliwie na czarnoskórego, ale ten nic sobie z tego nie robił. Przyszedł sobie wypić i tyle... chociaż, brakowało mu tych starych dobrych burd, jednak chyba już powoli za stary się na to robił.* No to zdrowie *Mruknął unosząc szklankę, a potem wypił jej zawartość niemal od razu, z wprawą wieloletniego alkoholika. No ale nowa wątroba dawała sobie radę... A potem zerknął na swoją rozmówczynię, którą jednak za młodszą wziął, wiec można to za komplement uznać, gdyby to tylko na głos wypowiedział.*

Tangorn - 2010-10-02 19:10:25

*Zaśmiał się, słysząc jej historyjkę, którą chyba nawet kiedyś słyszał, była bardzo stara, chociaż wersje były różne. No i raczej tez nie było to prawdziwe, bo tuskeni wręcz nienawidzą ścigaczy i innych pojazdów mechanicznych, wolą banthy.* Cóż, ja słyszałem, ze to byli trzej Mando i potem rancorn miał cholerne zatwardzenie... *Dorzucił swoje "trzy decykredyty" do tematu, choć w sumie nie trzeba było.* Cóż, Tangorn z klanu Fibal... miło mi *I podał jej dłoń by się przywitać, ale trzymał ja nieco sztywnie i nie tak do końca "normalnie". Mandalorianie witają się troszkę inaczej niż większość Galaktyki, ponieważ przy powitaniu dłonią chwytają rękę tuż przy łokciu.* Wyreguluje się to... kiedyś. Jak mi się przypomni *Tang tam kasą nie śmierdział, ale sam Fumbor trochę go wkurzał i to od dawna, więc tak w ramach małej zemsty wypije mu trochę trunków za darmo.* Całkiem niezłe, ale i tak nic nie równa się Mandaloriańskiemu tihaar*Stwierdził z miną eksperta i jeszcze raz do szklanek polał.*

Tangorn - 2010-10-03 19:41:31

Wątpię, czy by się znalazł na tyle inteligentny rancorn by ten kawał opowiedzieć drugiemu, który by to zrozumiał. *Zaśmiał się cicho, wypijając zawartość swojej szklaneczki dosyć powoli, smakując każdy łyk. Trunek był nawet niezły, ale pił lepsze... na swoim statku miał nawet wyjątkowo rzadkie okazy whiskey, brandy czy wina, niestety przez działalność pewnego głąba wszystko to pierdolnęło. Dosłownie.* Co, nigdy nie spotkałaś żadnego Mando'ade? *Zapytał tak dla pewności i dolał sobie trunku do szklanki. W sumie nie było to dziwne, w dzisiejszych czasach Mando nie było tak wielu jak kiedyś i większość trzymała się okolic Mandalore. A raczej tak było przed pacyfikacją jej przez Imperium, teraz było jeszcze gorzej, ale dawali sobie radę.* A chodzi co Beskar'gam? W naszym języku to słowo oznacza "żelazną skórę", co znajduje całkiem niezłe odwzorowanie w rzeczywistości... *Przerwał na chwilę wypowiedź, popijając ze szklanki swoje brandy a w miedzy czasie przyglądał się kobiecie badawczo, starając się wybadać, czy nie stanowi zagrożenia.*Pancerze robione są z Beskaru, który występuje tylko na Mandalore i tylko kilka klanów potrafi robić z niego niezwykle trwały metal... a co do reszty zabaweczek to zależnie od właściciela i jego preferencji

Tangorn - 2010-10-03 20:03:02

- Cóż, na Mandalore nie ma niczego interesującego, poza ludźmi i żelazem. To dosyć zacofana planeta *Nie bał się tak nazywać swojego rodzinnego domu. W porównaniu z Coruscant, to Mandalore było setki tysięcy lat ewolucji do tyłu. Część domów budowano tradycyjnie z cegieł i kamieni, drzwi bywały drewniane nie elektroniczne a przy tym większość terenów była bezpańska. Ale dzięki temu surowy urok tej planety ocalał, utożsamiając tym samym ducha jej mieszkańców - prostych, dumnych, niezależnych i dzikich.* Nie, Beskar'gamy wykuwa się na zamówienie i tylko Mando'ade mogą je nosić, przy czym większość pancerzy przechodzi z pokolenia na pokolenie, jako pamiątka. Mój pancerz na przykład zawiera wiele elementów z innych beskar'gamów. *Poklepał lekko swój napierśnik. Taki był zwyczaj wśród Mandalorian. Gdy któryś z towarzyszy padał na polu bitwy to zabierało się fragment jego zbroi jako wieczną pamiątkę, która wciąż była obecna w sercach żywych.* A cena to już indywidualna sprawa kowala

Secorsha - 2010-10-25 16:27:34

Z powodu nieobecności jednego gracza i na prosbe drugiego zakańczam sesje. Prostacie rozeszły się.

Taken - 2011-01-08 21:03:56

Niedaleko nowo przybyłego siedział spokojnie Taken i obserwował salę. Ukrywał się tutaj, bo niedawno zrobił coś cholernie nierozważnego, ale i odważnego, skutkiem czego wylądował tutaj. Wolał unikać bardziej ciemnych zaułków i miejsc, gdzie przebywają Łowcy Nagród. Nie wiedział, czy już wyznaczyli nagrodę za jego głowę, czy nie. I czy w ogóle wyznaczą... w końcu tylko przez kilka sekund widać było jego głowę.
W każdym razie Taken przeniósł wzrok na nowo przybyłego, chcąc na chwilę oderwać się od ponurych myśli. Może nawet z kimś porozmawia ot tak dla przyjemności... chociaż patrząc na twarz tego człowieka to chyba nie trafił zbyt dobrze. No ale pomóc mu trzeba.
- Jeśli czekasz na kelnera to się nie doczekasz. Trzeba ruszyć się do baru
No i pazurzastą ręką wskazał miejsce, gdzie stał trochę głupkowaty rodianin i urodziwa twi'lekanka.

Taken - 2011-01-09 11:53:29

Taken tylko cicho westchnął, gdy mężczyzna poszedł zamówić coś do picia, po czym zerknął na swoją szklankę jakiegoś słabego drinka. Rzadko pił alkohol, jakoś mu nie smakował, no i wolał cały czas pozostawać trzeźwym, ale teraz nie zaszkodzi wypić odrobinę czegoś mocniejszego. Przymknął na chwilę oczy, wracając do wspomnień z niedawnych wydarzeń...

...Zandi nie żył, to była ich szansa. Zorganizował na szybko pomoc kilku Jedi, sam by nie dał rady. Dosłyszał plotki, że dotychczasowi zastępcy Zandiego rabują jego rezydencję i wywożą wszystko do jakiegoś tajnego lokalu. Podobno mieli ze sobą więźniów, tego jednak potwierdzić nikt nie mógł. Trzeba było zaryzykować... ale i tak decyzja mogła być tylko jedna. To był ich ostatni ślad, jeśli teraz zgubią trop to nigdy nie odzyskają uwięzionych Jedi. Podjęli ryzyko i teraz czekali przyczajeni w jednej z uliczek przy rezydencji Zandiego. Wylatywali, kilka opancerzonych aerowozów, dobrze strzeżonych. Sporo strażników, a ich zaledwie garstka. Będzie musiało to wystarczyć. Przelatują obok ich pozycji, pora działać... Taken uruchomił swój miecz świetlny, klinga ożyła wraz z charakterystycznym buczeniem i żółtym blaskiem. Skoczył... rozpoczęła się akcja.

Taken otrząsnął się i skrzywił się nieco, rozglądając się na boki. Ten dziwny nieznajomy siedział znowu przy stoliku i chyba dziękował za pomoc. Było w nim coś... dziwnego.
- Nowy na Nar Shaddaa, co?
Zapytał, wskazując od niechcenia na dwie torby leżące przy stoliku człowieka.

Taken - 2011-01-09 14:06:11

- NS potrafi przytłoczyć, ale to nic w porównaniu z Coruscant. Przynajmniej jeśli chodzi o rozmach, bo porównując porządek społeczny obu tych miejsc, to niestety... księżyc przemytników wypada bardzo ale to bardzo źle. Co ma swój urok dla ludzi, którzy pragną zniknąć... lub znaleźć pracę
Kel dor przekrzywił nieco głowę a mięśnie na jego twarzy zadrgały nieco, ale był to ruch w gruncie rzeczy niewidoczny dla niewprawnego obserwatora. Maski umożliwiały co prawda oddychanie i egzystencję na światach bogatych w tlen, ale uniemożliwiały odczytywanie emocji z twarzy kel dorów. Była to zarówno zaleta, jak i wada.
Taken spojrzał na swoją szklankę i w spokojnej tafli trunku zobaczył swoje odbicie, takie samo jak w oczach tego najemnika, którego musiał niestety zabić. Posunął się chyba za daleko, świadomie podniósł miecz na innych, wiedział, że będzie musiał ich zabić. Ale robił to dla szczytnego celu... ale czy nie tak mówili inni Jedi wyruszając na Wojny Klonów? Że to wszystko dla dobra Galaktyki?
Podirytowany trochę tymi myślami szturchnął szklankę, która przesunęła się po stoliku, rozlewając na boki nieco ze swojej zawartości. Podobnie jak ten człowiek też starał się nie myśleć o tym co było, a przy tym nie mógł medytować w spokoju, musiał się ukrywać.
- To wszystko minie, bo w sumie... jest tu wszystko co było na innych planetach. Nowe opakowanie, ta sama zawartość
Mruknął Taken i kątem oka przyglądał się człowiekowi. Było w nim coś niepokojącego, ale nie wiedział co. No i nie wyczuwał w nim Mocy.

Nash - 2011-01-20 16:47:59

Po rozmowie z mistrzem Yodą i Generałem Nash udał się do kwatery by przygotować się do rozmowy z Takenem. Przebrał się w swoje wyjściowe szaty. Kiedy przygotował wszystko co było potrzebne do rozmowy, nawiązał kontakt z Takenem i czekał na jego odpowiedź.

http://www.swewok2.pun.pl/viewtopic.php … 840#p21840 -zapraszam Takena tutaj :)

Taken - 2011-01-20 16:56:45

- O przepraszam... ktoś tu się do mnie dobija
Mruknął Taken i sięgnął do kieszeni, gdzie miał swój komunikator, wyjmując go po prostu. Dosyć mocno się zdziwił widząc adresata. czego oni od niego mogli chcieć, korzystając z bardziej "oficjalnych", o ile tak można to określić, kanałów. Cóż, przy stoliku to on tej rozmowy odebrać nie może, więc wstał, jedynie swego rozmówcę przeprosił i udał się w bardziej ustronne miejsce na zapleczu. Oby tylko nikt go tam nie przyłapał... po dotarciu na miejsce, upewnił się że jest w miarę czysto po czym z lekką obawą nacisnął przycisk aprobujący rozmowę. No i czekał ciekaw kogo tam niesie.

Nash - 2011-01-20 17:08:35

Nash był nieco zestresowany co do całej tej sytuacji. Pierwszy raz zleca mu się zadanie, a kiedy dochodził do tego kontakt na odległość niemalże dostawał spazmów. Cóż komunikacja z Widmem była jak do tej pory bezpieczna, ale zawsze gdzieś w myślach toczyła się wizja tego, że w jakiś sposób ktoś rozmowę podsłucha. Cóż, upewniając się, że połączenie jest bezpieczne odezwał się w końcu. W komunikatorze Takena odezwał się głos.
-Witaj Takenie... tutaj Nash. -powiedział spokojnym, jakby wesołym tonem.

Taken - 2011-01-20 17:21:11

No w końcu pojawił mu się ktoś w zasięgu holokamery i mógł zobaczyć tego kogoś w swoim odbiorniku. Ucieszył się ze to nie Yoda albo Generał, ich raczej trudno zamaskować w przypadku nakrycia, zbyt charakterystyczni. A tak skłamie się że Nash to jakiś stary znajomy albo ktoś od interesów i problem z głowy,
- Witaj Nash... ale żeś się wystroił... chyba do mnie nie dzwonisz, że po raz kolejny mi awans proponują, co? Albo że jakaś beznadziejna misja jest i głupiego szukają.
Przywitał się wesoło i tak trochę żartobliwie, ale jakby nie było to podejrzewał, że coś się dzieje, skoro się z nim komunikują. Ale od razu sobie przypomniał, że musi ostrzec jedi by się ten nie wygadał.
- Ne mogę tu za bardzo rozmawiać, więc możesz przemilczeć kilka oczywistości. A więc o co chodzi?

Nash - 2011-01-20 17:30:03

Nash uśmiechnął się tylko na to co powiedział Taken i postanowił, że odpowie również żartobliwie. Tak będzie najlepiej zarówno dla niego jak i Takena.
-No ba, wystroił... Specjalnie dla Ciebie. -dodał śmiejąc się. -Cóż, na awans nie masz co liczyć. Staruszek powiedział, że za mało się starasz. -dodał żartując. Nash podszedł do niewielkiego, okrągłego stolika by sięgnąć po szklaneczkę z napojem. Upił łyk i kontynuował rozmowę. -Sam jest bardzo zajęty dlatego kazał się z Tobą skontaktować w jego imieniu. -dodał i na ten czas zakończył monolog by pozwolić Takenowi dojść do słowa.

Taken - 2011-01-20 17:42:00

- Ach schlebiasz mi... nie musiałeś... a gdzie kwiaty?
Dodał ze śmiechem i rozejrzał się na boki, póki co miał spokój. Nie wiedział ile może czasu tu bezpiecznie rozmawiać, ale z tego co obserwował, to do tych magazynów nikt nie zagląda. Ale na wszelki wypadek zamknął drzwi i przy pomocy Mocy zabarykadował jakimiś kartonami przejście. A kamer i podsłuchów nie wykrył, a miał przy sobie małe urządzenie do wykrywania takich przykrych niespodzianek.
- No staruszek łamie mi serce, na prawdę
Nie mówił tego złośliwie, bo na awansie mu nie zależało, lubił swój status padawana. Poza tym za rzadko i tak przebywał z innymi Jedi, Taken był tam gdzie chciała tego Moc, więc podróżował wszędzie gdzie się dało.
- Hmm... czyli jednak coś się stało i potrzebna moja pomoc, tak?

Nash - 2011-01-20 17:50:06

Nash przez chwilę zastanawiał się czy ma kontynuować rozmowę taką jaką była czy może powiedzieć coś więcej. Wolał jednak, mimo iż sam czuł się w miarę bezpiecznie kontaktując się z nim z pokładu Widma, nie mówić o wszystkim w prost. Obaj byli Jedi co pomagało im w zrozumieniu siebie.
-Rzeczywiście, staruszek łamie Ci serce, ale o tym musisz już porozmawiać z nim osobiście. -powiedział. -O! I masz pretekst by nas odwiedzić. -dodał. -Co zaś się tyczy problemów i Twojej pomocy... -powiedział robiąc pauzę na łyknięcie napoju. -Tak, mamy problem i potrzebujemy jej. -dodał nadal spokojnie, choć sytuacja była bardzo poważna.

Taken - 2011-01-20 18:05:21

- No skoro zapraszasz. Wakacje mi się przydadzą, bo tu trochę narozrabiałem.
Taken wymownie podrapał się po dolnej części maski a gdy jego długi, czarny paznokieć spotkał się z metalem to wydał charakterystyczny, trochę nieprzyjemny dźwięk, ale tego młody Jedi mógł nie słyszeć. Jak również pewnie nie wiedział co takiego zrobił Taken, że sam się przyznał, że narozrabiał. Ale po przylocie na Widmo będzie mógł o to kel dora wypytać.
- A to ci niespodzianka. Czy wy coś umiecie zrobić beze mnie?
Zapytał żartobliwie i trochę przewrotnie. Co prawda nie uważał się za pępek świata ani za kogoś, kto wszystko wie. Właściwie to wiedział, że jeszcze bardzo długa droga przed nim by chociaż zdobyć mały procent wiedzy i mądrości mistrza Yody. No ale czasami zdarzało mu się żartować w taki sposób. Dobry sposób na rozluźnienie i na ukrywanie swojego niepokoju. Łatwo zauważyć pewną zależność, w im większe tarapaty wdepnął Taken tym jego żarty stawały się bardziej kąśliwe bądź aroganckie.

Nash - 2011-01-20 18:17:38

Nashowi żarty Takena nie przeszkadzały, wręcz przeciwnie, bardzo go bawiły. Lubił ten typ humoru.
-Mam nadzieję, że rodzaj wakacji jakie lubisz to aktywny wypoczynek.. -powiedział Jedi robiąc przerwę by móc sięgnąć po kolejny łyk napoju. Odkładając szklankę na stolik obok dokończył.
-Na brak atrakcji na pewno narzekać nie będziesz. -uśmiechnął się żartując.

Taken - 2011-01-20 18:29:19

Hmm... buty do wspinaczek i płaszcz też mam zabrać? A raczej kupić, bo poprzedni trochę został... podziurawiony. Właścicielom posesji się nie podobało to, że do nich wpadłem
No jakby tak się przysłuchać i poczytać między wierszami to można się domyślić, że kogoś nieźle wkurzył, skoro do niego strzelano (podziurawiony płaszcz), ale to trzeba już trochę Takena znać by wiedzieć co kryje się za poniektórymi zwrotami. On sam też zastanawiał się co takiego się stało, że go ściągają z Nar Shaddaa na Widmo a nie np na Tython. Ale tą zagadkę rozwiązać można tylko po przylocie.
- No to mnie pocieszyłeś... uwielbiam wręcz niespodziewane wakacje last minute pełne atrakcji. A ubezpieczenie zdrowotne w cenie?

Nash - 2011-01-20 18:38:22

-Będziesz musiał mi opowiedzieć tą historię po przylocie. -powiedział nawiązując do tego co mówił Taken o dziurawym płaszczu.
Nash nie chciał przekazywać tego co się dzieje podczas rozmowy. Priorytetem było to by skontaktować się z Takenem i poinformować o tym, że jego pomoc jest w tej chwili niezbędna. Poza tym był to w pewnym sensie rozkaz z góry, w końcu Nash nie wzywałby Takena bez potrzeby. O to by przekazać szczegóły zadba już Yoda i Windu.
-Cóż, ubezpieczenie zdrowotne powiadasz. -powiedział Nash gładząc się po brodzie. -W ramach ubezpieczenia zdrowotnego będziesz miał mnie i jeszcze jednego naszego znajomego, ale to działa w obie strony. -dodał. -Zaś o szczegółach dowiesz się na miejscu od samego staruszka, tak będzie najlepiej. -kontynuował.

Taken - 2011-01-20 18:44:59

- No plotkować to ja lubię
Oj będzie chyba co opowiadać, ale najpierw musi dokończyć kilka spraw, co mu może zająć kilka godzin, co go teraz martwiło. wezwanie wyglądało na pilne, ale też wszystkiego w cholerę rzucić nie mógł, bo tak sobie Yoda wymyślił (przy całym szacunku do niego). No cóż, kel dor będzie miał niezły orzech do zgryzienia.
- Hmm... no dobra, namówiłeś mnie. Ale jeśli coś pójdzie nie tak to cię nocami straszyć będę. A teraz muszę kończyć, bo mnie ktoś przyłapie czy coś... a ty tam lepiej uważaj, bo w okolicy mogą być osobnicy z problemem oddechowym
No Generał pewnie nie byłby zadowolony z tego plotkowania a zwłaszcza, że pewnie Nash ze sprzętu okrętowego korzystał. No i trzeba uważać, by nikt połączenia nie wykrył a kel dor obserwując swój chronometr zauważył, że czas im się kończy.
- No to niech śmoc będzie z tobą i twoją wątrobą
Powiedział na zakończenie. Podobał mu się ten zwrot, tutejsi menele się nim posługiwali i był całkiem powszechny.Tak więc Taken się rozłaczył gdy tylko Nash skończy mówić. No a potem... trzeba stąd wyjść do cholery.

Nash - 2011-01-20 18:53:14

-W takim razie z niecierpliwością czekamy. -powiedział. -A i nie zapomnij, że staruszek nie lubi czekać. -powiedział próbując uświadomić, że sprawa nie cierpi zwłoki, a kiedy Taken się pożegnał Nash odpowiedział mu tym samym zwrotem i zakończył przekaz. Miał nadzieję, że Taken zjawi się na miejscu tak szybko jak tylko będzie to możliwe. Kiedy już obaj zakończyli połączenie, Nash mógł odetchnąć z ulgą i nieco się uspokoić.
-Trzeba poinformować Yodę... -powiedział do siebie.

PS. Dziękować za sesję ;)

Issa Maya - 2011-02-01 15:53:13

*Issa na całe szczęście wydostała się z dolnych poziomów i właśnie wyszła z windy, przed którą się zatrzymała nie wiedząc w którą stronę pójść. Niemniej jednak gdy tak stała czuła na sobie spojrzenie licznych istot, które przechodziły w dosyć małej odległości od niej. No w sumie tak, ciekawie wygląda kobieta z długimi włosami i czarnymi włosami - po za tym wyglądała na niego zagubioną, lecz czy tak naprawdę było? Całkiem możliwe, że tak właśnie się działo. Ruszyła dalej, skręciła w prawą stronę i szła przed siebie aż w końcu ustała przed innym budynkiem. Weszła do środka i zamknęła za sobą drzwi. Rozejrzała się dookoła za wolnym stolikiem, a taki też zauważyła tam w kącie, spowinięty cieniem. Od razu tam sobie usiadła i zwyczajnie czekała.*

Moc - 2011-02-01 15:59:00

*Na górnych poziomach panował zdecydowanie bardziej ożywiony ruch niż na dole a strój Issy zdecydowanie przyciągał wzrok, bo w końcu miała na sobie męskie, robocze ubranie, które w dodatku było na nią za duże. Zwłaszcza pogardliwymi spojrzeniami obdarzały ją przedstawicielki płci pięknej przeróżnych ras, które ubierały się bardziej wyzywająco, eksponując i podkreślając ubiorem swoje wdzięki. Ale nikt jej nie zaczepiał, to nie była ich sprawa czemu tak wygląda. A w kantynie? Panował lekki tłok, ale nikt nie zwracał uwagi na cudacznie ubraną kobietę, po prostu ginęła gdzieś w tłumie, ale miała szczęście z tym stolikiem. Akurat jakiś się uchował... tylko nieświadomie czy celowo? A do stolika nikt nie podchodził, panowała tutaj samoobsługa. Chcesz coś? Rusz dupe do baru*

Issa Maya - 2011-02-01 16:15:21

*No to juz zauważyła,że jest to wszystko tutaj ozywione. Po za tym ona sama nie patrzyła na inne kobiety, po za tym czując ich wzrok, wiedziała o co chodzi. No ale nie miała czego innego do ubrania, więc musiała mieć to, co ma obecnie bo jakby w tamtej sukni przyszła w te miejsce to też niezbyt dobrze by było. Teraz jednak siedziała sobie przy stoliku, wazne że była sama i nikt nie podchodził - miała czas na przemyślenia.*

Moc - 2011-02-01 16:25:55

*No ale upierdliwość losu jest taka, że spokój nigdy nie trwa wiecznie i tak zjawił się w końcu ktoś, dla kogo ten stolik był zarezerwowany.* No no, lalunia, pryskaj stąd, to nie twoje miejsce *Rozległ się jakiś męski głos, a osobnik do którego on należał stał przed nią wysoki brunet o nieco srogim spojrzeniu. Spoglądał na nią uważnie, uśmiechając się zawadiacko, a rękę oparł na biodrze tak by uchylić nieco swój płaszcz, pod którym miał schowaną kaburę pistoletu blasterowego.* To miejsce jest zarezerwowane.

Issa Maya - 2011-02-01 17:00:26

*Upierdliwość czy złośliwość losu bardziej pasje do zaistniałej sytuacji? Osobiście uważam że to drugie. Bądź razie w tej chwili sobie siedziała na miejscu niczego się nie spodziewając, aż do czasu gdy pewny mężczyzna się tutaj zjawił. Spojrzała na niego spokojnie, z oczyma pełnych emocji - różnych emocji. Jednak słysząc, że miejsce było zajęte to się kłócić nie będzie. Jednak nie wiedziała czemu, ten uśmiech jakoś jej się spodobał i utkwił w myślach. Nic nie mówiąc, po prostu wstała i sie rozglądała za jakimś miejscem, powoli oddalając się od stolika*

Moc - 2011-02-01 17:24:30

*No cóż, gdy przechodziła to łotrzyk jeszcze tylko klepnął ją w tyłek, by się pośpieszyła, po czym rozsiadł się wygodnie na swoim miejscu, przy swoim stoliku, na który założył nogi. Czuł się po prostu jak u siebie w domu, bo prowadził pewne półlegalne interesy z właścicielami tej knajpy, więc mógł sobie pozwolić na więcej i nikt się go nie czepiał. Odprowadził jedynie wzrokiem tą zagubioną duszyczkę, po czym sięgnął po cyfronotes i zaczął coś na nim sprawdzać, mrucząc pod nosem jakieś przekleństwa. Trochę mu interesy ostatnio nie szły, ale źle też nie było, biedny nie był.*

Issa Maya - 2011-02-01 18:51:46

*Kiedy klepnął ją w tyłek, ona ustała na jego stopę i to starała zrobić jak najboleśniej. Mniejsza jednak o to, teraz dziewczyna nie wiedziała gdzie miała się udać. Nigdzie indziej nie było miejsca, a na dodatek duży tłok panował w tym miejscu - więc postanowiła wyjść na zewnątrz. Widziała tutaj jakąś ławeczkę i o dziwo, wolna była. Usiadła na niej i spojrzała w górę, po chwili jednak schyliła się i patrzyła na swoje dłonie, które oparła na kolanach*

Aru - 2011-02-02 23:44:17

*I tak też po podwózce przez A'dena pod ruinę domu Gawilków zabrak dalszą drogę postanowił pokonać z buta. Akurat jego trasa przechodziła koło pewnej tawerny. Nigdy w niej nie był, na Nar Shadda był tylko kilka razy, z czego ostatnie wizyty niezbyt ciekawie się dla jego osoby potoczyły. Ta planeta była jak zwrotnica na torze jego życia najwyraźniej. Ciekaw był gdzie też ona go jeszcze zaprowadzić może. Teraz jednak, spokojnym krokiem i w pełnym skafandrze ochronnym oraz hełmie kroczył ulicami. W ciągu swojej drogi przyglądał się mijanym osobom pozwalając Mocy krążyć w okół niego i zbierać informacje. Większość mijanych o tej porze stworzeń była po prostu zmęczona i śpiąca, niektóra mocno spięta,a inne z kolei pijane były i ich emocje były dziwnym i niestabilnym zlepkiem. Im bliżej kantyny tym częściej mu się takie osoby zdarzało wyczuć.*

Issa Maya - 2011-02-03 21:13:53

*Issa natomiast sobie dalej siedziała na ławce nie wiedząc co miała począć. Nie miała komunikatora aby się z kimkolwiek z rady skontaktować, nie wiedziała skąd taki komunikator dostać czy tym bardziej jakiś statek zdobyć. Spojrzała na jakiegoś Duros'a, który to tak bezczelnie sie na nią gapił jakby miał ochotę na miejscu ją wymacać - stary zboczeniec jeden, który już sobie na całe szczęście poszedł. Dziewczyna wiedząc, że nic się tutaj nie wydarzy wstała z miejsca i ruszyła... Gdzie? Przed siebie gdy tylko skręciła w prawą stronę. Jednak po chwili przystanęła, aby podciągnąć swoje zaaa duże spodnie. Westchnęła tylko cicho i szukała jakiegoś sklepu z ubraniami, ale chyba takiego nie widziała*
- W sumie lepsze te ubranie, niż tamta sukienka...

Aru - 2011-02-03 21:22:54

*Issa była mocowładną. Jedi i to ponoć mistrzem. Toteż powinna wyczuć inną osobę mocowładną która w dodatku nie kamuflowała się zbytnio i w dodatku używała Mocy w tej chwili by skanować otoczenie i osoby które mijał. Wątpliwym było by sama Issa w Mocy się jakoś kryła w tej chwili. Wystarczyło by zabrak wyczuł  choćby odrobinkę wrażliwej na Moc osoby, do tego wyraźnie w tym wprawnej i wytrenowanej. To by wystarczyło by wciśnięty w pancerz mężczyzna wzrok zawiesił na twarzy kobiety w za dużych roboczych ciuchach. Twarz, tak zna tą twarz! Okute buty skierowały mającego może ze z168 centymetrów wzrostu osobnika wprost przed Issę, przed którą ten się zatrzymał nic nie mówiąc. Tylko cichy oddech z głośników hełmu słychać było. Ważne było to, że świadomie dotknął ją Mocą, nie nachalnie, ot swoiste powitanie.*

Issa Maya - 2011-02-03 21:48:17

*No tak, Issa była mocowładną, Jedi i mistrzem ale narratorka schrzaniła ostatni post, nie uwzględniając lub nie myśląc o wyczuleniu na innych moc. Issa już miała ruszyć dalej, ale jak zostało wspomniane przez jegomościa w ostatnim poście - wyczuła w pewnym momencie istotę wrażliwą na moc. Zaczęła się rozglądać dookoła aby ujrzeć tamtą personę - a wiadomo, wiele istot przechodziło teraz niedaleko niej. najpierw spojrzała na Twi'lek'a, później na jakąś kobietę aż w końcu spojrzenie padło na istotę w pancerzu, który szedł w jej stronę. Tak, od niego czuło się moc i to nie małą - czuła to wyraźnie. Przyjrzała mu się dokładniej kiedy juz stanął przed nią po czym poczuła dotknięcie mocą*
- Witaj. Znamy się?

Aru - 2011-02-03 21:53:15

Nie. Ty mnie nie znasz, ja Ciebie znam. Znowu Cię wysłali na tę skałę? Nie wystarczyło im to, że Zandi Cię trzymał jako zwierzątko domowe?
*Głos syntetyczny, wyzuty z większości uczyć dobiegł z głośników dziwnego hełmu. Mimo tego jednak było czuć w głosie,a przynajmniej w aurze mężczyzny niesmak tym. Najwidoczniej ten kto stanął przed Issą sądził, że ta wróciła wysłana na powrót przez Radę do jakiegoś zadania. I widać nie podobało mu się tak prędkie wysyłanie kogoś, nawet mistrzyni jedi, po tak długim uwięzieniu. Ruchem skrytego w hełmie czerepu dał znać Issie by ta z nim podążyła dalej. Niezbyt to wyglądało gdy tak stali na środku bez ruchu,a cicha rozmowa w trakcie spaceru nikogo nie zaciekawi.*

Issa Maya - 2011-02-03 22:11:33

- Wybacz, ale wydaje mi się że to nie Twoja sprawa czy mnie wysłali jeszcze raz czy nie. Po za tym wypadałoby się przedstawić. Issa Maya, a Tobie jak na imię?
*No cóż, temat Zandiego był dla niej bolesny i trzeba wspomnieć że jeszcze żyła tamtymi wspomnieniami i nie bardzo miała ochotę dzielić sie nimi - poniekąd bardzo się tego wstydziła. Issa jednak wolałaby aby Aru z nią normalnie rozmawiał niż przez hełm z syntezatorem mowy - jakoś tak nie zbyt miło było. Co do rady, to rada jej nie wysłała ponownie na to miejsce - po prostu Issa się jeszcze nie wydostała z tej cholernej planety. Ruszyła obok niego, tak jakby na spacerek - bo trzeba było przyznać, że stojąc w miejscu i rozmawiając ze sobą, mogliby wzbudzić czyjeś podejrzenia. Idąc tak, przez pewien czas się nie odzywała - nie wiedziała co powiedzieć. W końcu doszła do wniosku, że skoro wiedział że ona tutaj została wysłana to może jemu co nieco powiedzieć.*
- Przepraszam za tamto. Rada mnie nie wysłała drugi raz, po prostu nie mogę wydostać się z tego miejsca od upadku Zandiego.

Aru - 2011-02-03 22:19:42

Nazywają mnie Pstrokatym. Tyle na razie Ci wystarczy, panienko.
*Odparł spokojnie, nie odwracając głowy w jej stronę. Nie robiło jej to chyba i tak różnicy w końcu tak czy siak hełm był dosyć bezosobowy.On sam nie miał pojęcia o tym co przeszła u Zandiego, a raczej mógł się tylko domyślać jak to sobie Zandi poużywał na urodziwej mistrzyni Jedi. I młodej do tego. *
Przecież to chyba 4 miesiące na tym cholernym księżycu jesteś! *Głos nieco podniesiony się stał* Jak zostałem tu przysłany po Ciebie, spędziłem na planecie dwa bite miesiące, potem niestety.... kolejne dwa miesiące spędziłem w innym miejscu gdzie niedawno się dowiedziałem, że ten dupek został zamordowany. No to chyba już z miesiąc minął odkąd jesteś..wolna. Byłaś ranna? Coś trudno mi uwierzyć by ktoś z takim doświadczeniem miał problemy ze skontaktowaniem się z... szefostwem.
*Jeśli Issa była uważna, mogła zorientować się,że zmierzają w kierunku tutejszych lądowisk.*

Issa Maya - 2011-02-04 21:41:44

- Miło mi
*I tyle odpowiedziała na jego przedstawienie się, lecz jedno jej się nie zbyt spodobało - a to, nazwanie jej "Panienką". Niby nic, ale jakoś nie przypadło jej to do gustu, no ale co my będziemy teraz na ten temat się rozwodzić. Ona jednak wolałaby aby ten zdjął ten hełm i porozmawiał z nią, a nie kryje się jak tchórz. Słuchała go uważnie i się zmieszała. Faktycznie trochę długo tutaj była, ale co jemu odpowiedzieć? Kłamać raczej nie będzie. Kiedy wspomniał, że został przysłany po nią - zerknęła na niego, ale ponownie ani słowem się nie odezwała.*
- Nie byłam ranna... Raczej zagubiona, bałam się skontaktować... wstydziłam się. W sumie dalej tak jest. Od niedawna szukam sposobu aby się skontaktować...

Aru - 2011-02-04 21:48:10

Z tego co słyszałem to po jego zabójstwie istna wojna wybuchła na niższych poziomach. Dobrze zrobiłaś, że się ukryłaś. Pewnie było całkiem ostro tam na dole.
*"Panienka" na pewno brzmiała normalniej niż mówić do niej per. Mistrzyni. A co do tego co ona sobie myślała na jego temat niezbyt go obchodziło. To nie on tutaj był w kiepskiej sytuacji chcąc się wydostać z księżyca, a ona.  Hełmu zaś ściągać nie zamierzał bo i po co? Nie było takiej potrzeby, i tak się dowiedzą, że ten jest na "wolności"i to jeszcze samopas bez swego nowego/byłego mistrza Nemedisa. Twarz może swą ukaże już na pokładzie statku jaki mu podarował Vottagg...*
Mam statek. A na tym statku coś co pomoże Ci w skontaktowaniu się z kim zechcesz. Przyślą po Ciebie kogoś z pewnością. Moja rola ograniczy się do tego. Nie jestem organizacją charytatywną.

Issa Maya - 2011-02-04 22:29:40

- to dobrze słyszałeś. Schroniłam się wśród żebraków...
*Odpowiedziała zgodnie z prawdą, no bo i po co miałaby kłamać. W sumie w tym momencie była trochę zadowolona z tego faktu, że nie spytał się o to czemu się bała i wstydziła - bo tak czy siak, nie odpowiedziałaby  na jego pytanie. No ale wracając jeszcze do "Panienki", to owszem lepsze to było niż Per Mistrzyni, bo wszak nie bardzo się teraz czuła jako "Mistrzyni". Po za tym ona nie wiedziała co on robił przez ten cały czas a póki co, to nie zamierzała o to się pytać. Kiedy wspomniał o statku, spojrzała na niego tak bacznie aż w końcu postanowiła się w sobie zebrać i odezwać się*
- Dziękuję. Jednak mam pytanie: skoro nie jesteś organizacją, to czemu mi pomagasz? Nie to, że nie jestem wdzięczna, ale ciekawość bierze górę

Aru - 2011-02-04 22:37:01

Rozumiem.
*Odparł spokojnie. I nie miał zamiaru wypytywać kobiety o rzeczy których się wstydziła. Nie był typem aż tak ciekawskim by drążyć takie kwestie. I tak domyślał się czego może się ona wstydzić. Na jej pytanie jednak dlaczego jej pomaga milczał przez dłuższy czas samemu się zastanawiając nad tą kwestią. Sam nie był pewien po co to robi i dlaczego. Ot, zrobi to i tyle. Taken by pewnie powiedział, że oddał się woli Mocy czy tam inne srutututu.*
Może dlatego, że na tę planetę trafiłem przez Ciebie. A potem poznałem inne osoby i wplątałem się w kilka sporych wydarzeń w których sam pierwszy klocek popchnąłem robiąc całkiem spore burdello bum bum. Mam do tego talent. Może uznałem, że należy dokończyć to po co tu pierwotnie przybyłem ostatnim razem?
*Nie dodał już nic na temat, że może lepiej by tak ciekawa nie była bo pomyśli głębiej i lepiej się zastanowi i dojdzie do wniosku, że oleje jakie kolwiek zobowiązania w przeszłości podjęte. Tak czy siak, zbliżali się powoli do lądowiska.*

Issa Maya - 2011-02-04 23:07:02

*Szczerze mówiąc już myślała że nie uzyska odpowiedzi na zadane pytanie, bo jakoś tak długo milczał jakby to było jemu nie na rękę. No bo w sumie nie musiał jej odpowiadać, aby tylko jej ciekawość została zaspokojona. W zasadzie była mu wdzięczna za zaoferowanie jej pomocy, no bo mało kto by to zrobił na tej głupiej planecie. Wysłuchała go uważnie i się uśmiechnęła*
- może to też dzięki temu, że poddałeś się mocy? Nie sądzisz?

Aru - 2011-02-04 23:10:20

Moc względem mej osoby ostatnimi czasy pokazuje bardzo spaczone, czarne poczucie humoru. Ale nawet jeśli, przed nią nie ucieknę. Choć, zbliżamy się do celu.
*Ruchem ręki wskazał kobiecie nieco inny kierunek. Kierunek na hangary.*

//ciąg dalszy tuuu http://www.swewok2.pun.pl/viewtopic.php?id=148&p=16 //

Zindarad - 2011-11-27 19:47:51

Stanął przed tym wielkim szyldem z napisem "U Temeny", który dawał pokaźne światło swoimi neonami. Znowu setki wspomnień powróciły do jego głowy. Uśmiech jego żony, mały Varien biegający między stolikami. Droidy typu Puszka i Fumborem za ladą. Teraz to miejsce się zmieniło z pewnością. Fumbor nie miał dobrego gustu i zamienił ten dość elegancki lokal w burdel na kółkach, ale oczywiście, mógł zostać mile zaskoczony. Wszedł do środka, głośna muzyka dawała we znaki. Nie słyszał nawet własnych myśli. Im dalej zagłębiał się w lokalu, tym bardziej zauważał, że niewiele się zmieniło. Układ boksów prawie się nie zmienił. Stoliki zachowały swoją dawną pozycję, a tancerki jak tańczyły tak tańczyły. Były zresztą gwoździem programu. Kobdar podszedł do lady, gdzie miał zamiar usiąść, wypić dobrej whisky i porozmawiać, o ile Fumbor był gdzieś w pobliżu.

Secorsha - 2011-11-27 19:58:11

*Są miejsca, gdzie czas się zatrzymał, ale było to swoistym hołdem dla tego co stworzył Zin – było dobre, wiec nie trzeba było tego zmieniać. Przy ladzie wysoko, przebarwienia na blacie, chyba nawet ta sama karta drinków…
I w końcu znajoma postać wyłażąca z zaplecza. też nic się nie zmienił… Tu chyba tylko Zin był inny niż ostatnio…*

Zindarad - 2011-11-27 20:03:06

To dobrze, że chociaż tu Zin doprowadził do czegoś dobrego. To miłe patrzeć na swoje dzieło. Dzieło, które kosztowało ogromne ilości kredytów, choć nie o nie w tym wszystkim chodzi. Lecz o trud i satysfakcję, którą odczuwał, widząc minę zadowolonego klienta. Nie o tym teraz mowa. Kobdar odłożył gazetkę na ladę i zauważył, wychodzącego z zaplecza Fumbora. Uśmiech od razu zagościł na twarzy człowieka.
-Fumbor! Bracie! Kopę lat, stary!-Rzucił z zadowoleniem. Jeśli nie pozna Zina po wyglądzie (bo ten diametralnie się zmienił), to pozna go po głosie, charakterystycznej grzywie i goglach na czole. Dobrze było zobaczyć jakąś znajomą twarz po tylu miesiącach samotnej tułaczki.

Secorsha - 2011-11-27 20:07:37

*Rodianin z jakimś pudłem pod pachą przez chwilę wyglądał na kompletnie skołowanego, bo raz: nie spodziewał się Zina, a  dwa, no – ten się zmienił i to bardzo, i nawet po usłyszeniu glosu potrzebował chwili, by wygrzebać go ze swojej przykurzonej pamięci, jednak wkrótce na ryjkowatym pyszczku zalśnił uśmiech*
Zin! O słodka Sokee, żyjesz! *I uściskali się jak bracia przez ladę*

Zindarad - 2011-11-27 20:12:15

Radość Zina była nieopisana. Spotkanie Fumbora sprawiło, że Kobdar pierwszy raz od kilku miesięcy szczerze się uśmiechnął.
-Żyję, żyję. Trochę zmodyfikowany, ale jest w porządku. Co tam u Ciebie, bracie? Opowiadaj!-Rzucił z radością w głosie. Tyle dobrych wspomnień powróciło do niego. Remont tego miejsca, śmiechy, przekomarzanie się. Varien, Temena i stara dobra załoga, o której nie dało się zapomnieć. Wspomnienia były żywe, tak jakby działy się dosłownie wczoraj.
-Polej whisky, ja stawiam.-Dodał po chwili, nie mogąc wyjść z podziwu, że nic się nie zmieniło.

Secorsha - 2011-11-27 20:27:35

Ha, wolne żarty! *Odparł rodianin, co najwyraźniej oznaczało, ze nie ma żadnego ja stawiam, tylko na koszt firmy, także polane zostało szybko – do pięknych szklanic, i z dużą ilością lodu*
U mnie? Jak widzisz, mam nadzieje, ze za bardzo nie zepsułem. Teraz naprawdę elitarny lokal, dumny jestem i szczęśliwy! A u ciebie? Jak… poradziłeś sonie? *Fumbor nachylił się nad ladą i spojrzał na Zina z troską w wielkich czarnych oczach*

Zindarad - 2011-11-27 20:32:35

-Przez jakiś czas było trudno, ba! Nadal jest trudno. Wiesz, Temena nie żyje od jakiegoś czasu, Varien też. Problemy się nawarstwiały, a ja...Spieprzyłem, jak to ja.-Rzucił, po czym chwycił za szklanicę. Upił łyk pysznego trunku i kontynuował.
-Trzeba iść do przodu, ale do mnie przykleiła się etykieta "TO JEST TEN, CO WSZYSTKO POTRAFI ZJEBAĆ!" i jakoś gówno nie chce się odkleić. Latałem, to tu, to tam. Szukałem roboty w zawodzie, ale każdy boi się zatrudnić kogoś, kto miał do czynienia z WAR-em. A co lokalu, jest świetnie. Naprawdę gratuluje, bracie. Sam lepiej bym tego nie zrobił. Masz talent po prostu.-Rzucił z uśmiechem. Przynajmniej na tym dziele Zina (które o dziwo się udało), ktoś osiągnął sukces. To go cieszyło, w końcu kiedyś był częścią tego wszystkiego.

Secorsha - 2011-11-27 20:36:28

*Rodianin uśmiechnął się lekko i skinał głową, po czym sam się napił, i dalej słuchał tego krótkiego wywodu*
I co teraz planujesz?

Zindarad - 2011-11-27 20:42:04

-Nie wiem, zaszyje się gdzieś znowu. Odpocznę trochę i ruszę dalej. A nóż, może stanę się częścią czegoś wielkiego.-Powiedział po czym zaśmiał się cicho, upił łyk trunku i spojrzał na gazetkę, którą zabrał pracownikom Cochrelu.
-A tak na serio, to myślę, że gdzieś trzeba się zagnieździć. Ale wiesz, tak ostatecznie. Tylko do tego trzeba mieć czynniki, których ja teraz nie mam. Bracie, zresztą...Prośbę mam. Mógłbyś mnie przenocować tak z dwa dni? Muszę naprawić statek, zresztą...Muszę trochę odpocząć od przestrzeni. Oczywiście zrekompensuje Ci to w jakiś sposób. Nie wiem, pozmywam kufle, albo będę rozlewał piwo. Przyda mi się jakieś zajęcie.-Mruknął. Nie narzekał, nie wybredzał. Nie miał zamiaru, cieszył się z tego co miał, choć na dobrą sprawę nie miał niczego. Tamten Zin, który miał ego jak stąd do Coruscant chyba odszedł w zapomnienie. Może to i lepiej.
-Muszę uporządkować sobie mętlik w głowie, a to miejsce chyba mi pomoże.-Dodał po chwili i ponownie zamoczył usta w brązowym płynie.

Secorsha - 2011-11-29 17:07:54

Mam nadzieje, ze żartujesz. Chyba życie już cię nauczyło pokory *Odparł na to cichym codziennym głosem obecny właściciel kantyny.*
Oczywiście, Zin. Może i sprzedałeś mi ten lokal, ale to zawsze będzie część ciebie i zawsze chętnie będzie cę gościł. Tak, jak i ja. *I uśmiechnął się na tyle na ile mu ryjek pozwalał*
Cieszę się, ze chcesz w końcu zarzucić kotwicę… od tego należało zacząć…

Zindarad - 2011-12-04 16:03:33

-Oczywiście, że żartowałem.-Rzucił do niego z uśmiechem. Upił łyk whisky i poprawił gogle, które źle się ułożyły na jego czole. Oparł się wygodnie na ladzie i mruknął do swojego przyjaciela.
-Dzięki, to naprawdę wiele dla mnie znaczy. Nie wiem jak, ale jakoś Ci się odwdzięczę.-Powiedział z uśmiechem na ustach. Był ciekawy, czy na górze coś się zmieniło, czy jednak Fumbor zostawił wszystko tak jak zastał. W mieszkaniu zawsze panował bałagan, Zin i Temena nie mieli czasu, by zająć się domem. Mały Varien musiał szybko dojrzeć, bo jego rodzice mieli dla niego mało czasu. Teraz nie żyje, podobnie jak Temena.
-Lepiej późno niż wcale, przyjacielu.-Rzucił do niego z bladym uśmiechem na ustach. Było mu głupio, że pojawił się dopiero po tak długim czasie.

Secorsha - 2011-12-04 16:35:18

Mówiąc kolokwialnie: jeśli nie spieszysz kolejny razy, uznam ze już mi się odwdzięczyłeś *Uśmiechnął się rodianin* często tu ciebie wspominałem, czasem nawet twoi dawni klienci którym naprawiałeś te ich rzęchy… ostatnio… nie zieje się dobrze na Nar Shaddaa, wszyscy wspominają stare dobre czasy, taka moda. Od kiedy zaczął się panoszyć ten cały cochrel, coraz częściej imperium przysyła tu swoje przedstawicielstwo, i węszy.

Zindarad - 2011-12-04 16:39:04

-Właśnie. Cochrel. Od dawna się tu panoszą?-Spytał. To miało dla niego bardzo dużą wagę, w końcu mógł u nich zacząć pracę. A raczej, chciał. Mógł nawet sprzątać, byleby miał jakieś stałe źródło dochodu. Długa, samotna wyprawa po galaktyce nauczyła go pokory i dała mu do zrozumienia, że nie jest pępkiem świata. Czas skończyć z przesadną dumą, przerośniętym ego, bo to do niczego dobrego nie doprowadzi. Mężczyzna dopił whisky i uśmiechnął się, gdy przypomniał sobie te stare dobre czasy.
-Szkoda, że te czasy już minęły, nie? Wszystko miało ręce i nogi, teraz się wydaje, że większość spraw wywróciła się do góry nogami.-Rzucił z sentymentem w głosie.

Secorsha - 2011-12-04 16:50:11

Tak, wszyscy co się żalą powtarzają to samo: kiedyś były ręce, nogi i inne członki, a  teraz takie niewiadomo co, niczego to to nie przypomina. A ten cochrel tylko wkurwia. Nowa firma, nagle się pojawila i już wykupuje co się tylko da, a z drugiej strony – złom po ulicach zbiera. Zatrudnili kilku dobrych łowców nagród, wykupili coś od huttów… wydaje mi się, ze to jakiś syndykat, czy coś… jakoś od miesiąca się panosza, czasem to przychodzą do nas, maja kasę, dają napiwki. Ale to nie są w porządku istoty… widać ze top to chytre, sprzedali by własną matkę z dostawa do domu…

Zindarad - 2011-12-04 16:57:30

Nowa firma. Dobre sobie. Gdyby Fumbor wiedział tyle co Zin, pewnie nie mógłby spać spokojnie. Oni wcale nie byli nową firmą, ale to już sprawa na inną opowieść. Kobdar przytaknął tylko przyjacielowi głową. Postanowił milczeć, jeszcze powie o jedno słowo za dużo i wplącze się w kolejne kłopoty, a tego z pewnością nie chce.
-Wiesz co? Idę do góry, wejście nadal jest na zapleczu?-Spytał. Chciał odpocząć, wyraz jego twarzy to mówił, że nie spał od kilku dobrych dni. Zanim jednak ułoży się do wspaniałego snu, przeczyta gazetę, którą zabrał od pracowników Cochrelu w porcie. Był ciekaw co tam ciekawego znajdzie. Chwycił wszystkie swoje rzeczy i wszedł za ladę, a stamtąd na zaplecze.

Secorsha - 2011-12-04 17:20:47

Tak, tylko uważaj, schody wymagają remontu. jeśli jesteś głodny to na ladzie stoi zupa w której klient znalazł włosa, poza tym włosem jest w stanie nieskazitelnym… *Odparł Fumbor, otwierając od środka Zinowi wejście za ladę, a  dalej już sobie trafi sam*

Zindarad - 2011-12-04 17:28:10

Otóż to. Zin sam trafił na górę. Stąpał bardzo ostrożnie, widział, że schody nadają się do remontu. Kiedy już znalazł się na górze i otworzył drzwi, wspomnienia uderzyły w niego od razu. Mały Varien oglądający kreskówki na HoloNecie, Temena, która tym czasie gotowała i on, którego nigdy w domu nie było. To siedział w warsztacie, to na dole i obsługiwał gości. Przychodził tutaj tylko, gdy chciał się wyspać. Choć to trochę smutne, Zinowi brakuje tych czasów, kiedy wszystko miało sens. Jakiś błahy, ale zawsze. Uśmiechnął się pod nosem i ruszył w kierunku kanapy, na której najczęściej spał. Nic się tu nie zmieniło, pewnie dla Fumbora to mieszkanie miało również wartość sentymentalną. Usiadł na kanapie, położył wszystko na biurko i później chwycił za gazetę. Wertował ją w poszukiwaniu ciekawych informacji.

Secorsha - 2011-12-04 17:47:18

*Nic się nie zmieniło, jedynie zużyło trochę. W mieszkaniu panował bałagan, Fumbor nie miał czasu ani głowy do sprzątania. Żony jak widać a raczej nie widać – też sobie nie znalazł.
Za oknem już szarzało. Na kanapę padało skromne światło, ale mimo to Zin jeszcze widział litery. Gazeta była wymietolona, brakowało kilku stron, które pewnie ktoś wyrwał do kibelka.
Po głębszym przejrzeniu jednak można było dojśc do ciekawych wniosków: gazeta była wewnatrzcochrelwcka, ale ten, co ją redagował miał wyraźne antypatie względem zarządu. Gazeta była pretensjonalna a artykuly kąśliwe. Najbardziej wymowne były jednak krótkie felietony i notatki, zazwyczaj podpisane pseudonimem „Mały Edi”, i dotyczyły niekonsekwencji i hipokryzji oraz krótkowzroczności udziałowców z rady cochrelu. Autor niepochlebnie tez wyrażał się o tym, co dziś Zin zauwazył – o „ujawnianiu się’*

Zindarad - 2011-12-04 17:53:33

"Mały Edi", nie wiedział dlaczego, ale ten pseudonim kojarzył mu się z kimś. Nie mógł sobie jednak przypomnieć z kim. Zaczytywał się coraz głębiej w artykuły. Jak widać, ktoś nie miał tu dobrego zdania o swoim szefostwie. Zin miał pewność, że jeśli ktoś z podrzędnych pracowników tak krytycznie wyrażał się o swoim szefostwie, na pewno zostałby szybko uciszony i wyrzucony (w najlepszym przypadku), ewentualnie zastrzelony i wyrzucony gdzieś w przestrzeni (w najgorszym wypadku). Zin zaczął dedukować pewne sprawy, pociągnął nosem. Miał coraz większe wrażenie, że chyba wie kto pisał te felietony.
-Edi, Edi...Hmmm...Kurwa. Czy to ten wkurwiający droid?-Zapytał sam siebie, musiał to sprawdzić, o ile znajdzie kogoś, kto udzieli mu tych informacji.

Secorsha - 2011-12-04 18:02:09

*Gazeta nie była przodującym w cochrelu medium, sam fakt ze była drukowana na szarym papierze o tym świadczył. Ale krytyka nie była nawet specjalnie ukrywana. Wyglądało na to, ze góra się tym nie przejmuje, bo inaczej by się tym zajęli spece od propagandy. W jednym z artykułów padło sformułowanie „za generała”. Czyli numer „Daty” który czytał Kobdar wydano kiedy juz generał albo nie żył albo już nie był w  stanie kierować korporacją.
W artykułach jednak nie było żadnego tropu odnośnie tego kim jest Edi, ale przeważnie w każdej gazecie jest rubryczka ze spisem nazwisk wszystkich z redakcji oraz numer kontaktowy*

Zindarad - 2011-12-04 18:08:43

Stopka redakcyjna, to może być jego klucz do informacji. Zanim jednak do niej zajrzał, przeczytał wszystkie artykuły. Czytał bardzo szybko, nauczył się tego w WAR-ze, gdyż często musiał się śpieszyć z czytaniem nowych dokumentacji technicznych, które wykonywali jego koledzy po fachu. Zapalił papierosa. Fumbor go pewnie za to zabije, ale na dole ma większą komorę gazową, niż tutaj. Skrzywił usta i w efekcie dotarł do stopki redakcyjnej. Mogła mu dać zdecydowanie więcej informacji, niż Ci idioci z portu kosmicznego. Numer kontaktowy, nazwisko wydawcy, redaktorów. Później mógł tam zadzwonić, popytać. Może nawet ustawić się na spotkanie, o ile wcześniej nie zablokują tej rozmowy.

Secorsha - 2011-12-04 18:15:44

*Skoro Zin już na wstępie robil coś, za co mógłby zostać „zabity” to jednak niewiele się nauczył, ale cóż, jego sprawa. Gazecie to nie robiło różnicy.
Nie wszystkie artykuły zarówno „małego Ediego” jak i innych były tak jadowite. Sporo pisali o codzienności, o supermarketach, o związkach, jakieś ciekawe historie pojedynczych istot. Kącik dla mamy i dziecka, kącik sportowca, całkiem fajna gazeta.
No i stopka. Redaktorem naczelnym był jakiś Mix Gerto. Nazwisko niewiele mówiące. Zaś Mały Edi nazywał się Edward H. Saarai. Nie było do niego numeru. Tylko do redakcji*

Zindarad - 2011-12-04 18:20:22

Niezwłocznie chwycił za komunikator i spisał sobie numer do redakcji. Zapisał go w kontaktach. Zaraz tam zadzwoni, tylko zastanowi się, co ma im powiedzieć. Bo co? Powie, że miał pracować dla korporacji, ale zrobił głupstwo i uciekł? Że skonstruował bazę ich oferty, czyli silnik anihilacyjny. Wszak, do tej pory ma jego schematy na swoim DataPadzie. Zamknął gazetę i zaczął myśleć.
-Dzień dobry, tu magister inżynier Zindarad Kobdar...Niedoszły pracownik waszej korporacji...Kurwa, przecież wyśmieją mnie.-Mruknął pod nosem. Musiał wymyślić jakąś lepszą gadkę. Zajrzał jeszcze raz do gazety, być może na podstawie, któregoś artykuły znajdzie jakąś inspirację.

Secorsha - 2011-12-04 18:24:52

*No tak, Data by to kupiła, kilka artykułów by zrobili na bazie „Skrzywdzonego pana Zindarada K.” Dla gazety całkiem poczytny temat. Tylko czy to Zinowi pomoże? Nawet jeśli mu dobrze zapłacą za te artykuły? Musi pomyśleć. Redaktor to dla niego obca osoba. Jedynie „Małego Ediego Zin zaczynal kojarzyć, ale do niego namiaru nie podano.
Kiedy Kobdar przeglądał gazetę po raz kolejny zauważył inny do tej pory przeoczany tytuł: ciecia w instytucie badań, czyli chwilowa przerwa w myśleniu”. Wiec teraz i tam gdzie miał Zin pracowac nie dzialo się najlepiej. Chyba, ze gazeta to przekłamuje by mieć większą sprzedaż*

Zindarad - 2011-12-04 18:30:26

Zin nie był skrzywdzony...Sam wpakował się w te kłopoty i do tej pory nie może wyjść z tego bagna. Wciągnęło go dostatecznie mocno i nie chce puścić za żadne skarby. Raz kozie śmierć - pomyślał sobie i skrzywił usta. Nadal zastanawiał się, czy ma zadzwonić czy nie. Jednak po przeczytaniu artykułu na temat redukcji budżetu w dziale badań, doszedł do wniosku, że zadzwoni i porozmawia na ten temat. Chwycił za komunikator, wybrał numer.
-Cholera, cholera, cholera.-Rzucił zdenerwowany, podszedł do okna, otworzył je i wyrzucił niedopałek. Niech zostanie przez chwile otwarte, wywietrzy się trochę. Nacisnął w efekcie zieloną słuchawkę, przyłożył komunikator do ucha i oczekiwał na połączenie.

Secorsha - 2011-12-04 18:46:07

*Zin już wiele razy tą kozę zabijał, no ale lepsze to niż leżenie na kanapie, na której wprawdzie nic mu nie grozi, ale to wyjście na krótką metę.
W słuchawce rozległo się tuuut… tuuut… tuuu… witamy w redakcji tygodnika „Data”, łacze z dzialem informacyjnym, proszę czekać…[/i] *Odezwał się słodki głos automatycznej telefonistki. Dalej skoczna muzyczka dla umilenia oczekiwania, i w końcu głos. Ale nie męski. Damski*
Tygodnik Data, Linda Evans, w czym mogę pomóc?

Zindarad - 2011-12-04 19:09:17

Po wczuciu się w rytm muzyki na czekanie, nagle sielanka została przerwana. Mężczyzna został zaskoczony damski głosem. Peszek. Teraz to nie wiedział co powiedzieć, po tym jak sobie wszystko w głowie ułożył, wszystkiego zapomniał. Niech to szlag - pomyślał sobie.
-Witam serdecznie, z tej strony Zindarad Kobdar. Przypadkowo natknąłem się na jeden z numerów waszej gazety i przeczytałem w niej wspaniały artykuł o cięciach w budżecie w dziale badań. Wiem, że pani nie jest upoważniona do takich informacji, chciałbym jednak o coś zapytać, ponieważ strasznie mnie to pytanie nurtuje. Czy mogłaby mi pani powiedzieć, czy znalazłaby się praca w waszej korporacji dla wykształconego i doświadczonego inżyniera?-Spytał. Mówił niezwykle serdecznym tonem. Miał nadzieję, że niczego nie przekręcił, ani nie skopał. W końcu od tego zależała jego przyszłość.

Secorsha - 2011-12-04 19:15:52

*Kobieta wysłuchała tego, co Zin mówił, nie przerywając mu, po czym podsumowała wszystko chichotem, ale nie szyderczym*
No rzeczywiście nietypowe szukać pracy w redakcji tygodnika dla inżyniera. Szczerze mówiąc przydał by się bo ciągle coś się psuje ale nie wydaje mi się byśmy byli w stanie pana utrzymać, taki wykwalifikowany inżynier pewnie dużo zarabia. Tylko wydaje mi się, ze ta gazeta którą pan czytał musi być stara, bo obecnie pisaliśmy o zamknięciu sekcji i zwolnieniu stu czternastu chemików jeśli chodzi o badania, wiec nie sądzie, by zechcieli kogokolwiek zatrudnić. Ale wie pan co… chyba mogę panu pomoc. Musi pan tylko chwilę zaczekać, wykonam połączenie „na boku”

Zindarad - 2011-12-04 19:22:24

No. Udało mu się przełamać pierwsze lody, wszystko chyba miało się na dobrej drodze. Zin uśmiechnął się, słysząc serdeczne ton kobiety i konkretne informacje. Gdy tylko wspomniała coś o przekierowaniu, Kobdar zaczął rozmyślać do kogo mogłaby go przekierować. Skrzywił usta, nie czas na myślenie. Czas na rozmowę, ale jeśli będzie to ktoś ważny? Co wówczas, gdy Zinowi zabraknie pewności siebie i zamilczy jak ostatni kretyn? Weź się w garść. - Myślał ciągle.
-Oczywiście, zaczekam z przyjemnością.-Odrzekł kobiecie. Cóż, najwyraźniej sprawy idą w dobrym kierunku.

Secorsha - 2011-12-04 19:31:31

*Widać ona Zina nie znała, wiec nie miała podstaw by coś do niego mieć, była mila jak dla każdego, nie było dla niej problemem wykonać drobny gest, zwłaszcza że ktoś mógł zyskać dobrego pracownika.
Po chwili w słuchawce znowu odezwał się jej głos*
Ma pan coś do pisania?

Zindarad - 2011-12-04 19:38:09

-Oczywiście, że mam.-Odpowiedział jej i chwycił za swój datapad. Włączył szybko notatkę i chwycił za rysik, którym szybko napiszę to co ona ma mu do przekazania. To dobrze, że go nie znała. Przynajmniej, gdyby poznała część jego historii, z pewnością już nie byłaby taka miła. Zin dodał po chwili.
-Może pani dyktować.-Po tych słowach zamienił się w słuch. Nie wiedział jakie informacje mu przekaże, ale miał nadzieję, że to jakiś kontakt do kogoś z góry.

Secorsha - 2011-12-04 19:42:02

*No i podyktowała ciąg cyfr, były to trzy numery holo, ale do kogo, to powiedziała dopiero jak podała ostatnią cyfrę*
Dokładnie nie wiem, jak nazywają się te osoby, to rekrutacja do jednej z fabryk Unii Technokratycznej na Geonosis. teraz tam u nich dzieje się coś dziwnego, ale to jedyna w miarę prosperująca sekcja badawcza w cochrelu. Proszę tam zadzwonić, może się panu uda

Zindarad - 2011-12-04 19:45:33

Po zapisaniu ciągu cyfr, mężczyzna odłożył rysik i zapisał notatkę.
-Rozumiem. Dziękuje pani bardzo za te informacje. Można powiedzieć, że ratuje mi pani życie.-Powiedział z nutką żartu w głosie, nawet cicho się zaśmiał.
-Do usłyszenia i jeszcze raz dziękuje.-Dodał na koniec i się rozłączył. Spojrzał na zapisany na datapadzie numer. Skrzywił usta. To pewnie do kogoś z zarządu tej placówki. Nie mógł zrobić już nic innego, jak wklepać ten numer do komunikatora i zadzwonić. No i tak zrobił. Po prostu, znowu przyłożył komunikator do ucha, usiadł na kanapie i oczekiwał na połączenie.

mata antyerozyjna pozycjonowanie stron wejherowo pozycjonowanie gąbin pozycjonowanie żuromin https://wymarzonezdjecia.pl/przegrywanie-minidv-oc komoda drewniana kluby muzyczne dobry prawnik od nieruchomości Warszawa