Tangorn - 2010-02-25 16:38:54

Każda planeta zamieszkana przez rozwiniętą cywilizację posiada port kosmiczny, gdyż jest to podstawa do jej kontaktów z resztą Galaktyki. Nie inaczej sprawa ma się w przypadku Nar Shaddaa, księżyca przemytników. Tutaj jednak portem zarządzają najbardziej wpływowi przestępcy, a nie jak wszędzie indziej, rząd. Co prawda każdy gangster ma swoją prywatna platformę lądowiskową, ale od czasu do czasu na powierzchnię przybywają osoby niezwiązane z nikim, więc taka "bezpieczna przystań" jest potrzebna, by uzupełnić paliwo i podreperować statek. Tak więc witaj podróżniku na Nar Shaddaa i uważaj na swoje plecy, bo możesz szybko zarobić zarówno kredyty jak i kulkę, czy nóż w plecy.

Tangorn - 2010-02-25 16:45:08

*Podróż Tangowi i A'denowi upłynęła spokojnie, choć nieco się im dłużyło. Ale taki urok podróży nadprzestrzennych, nawet najszybsze statki potrzebują godzin do przebycia trasy. Tak więc, gdy lekki frachtowiec Mandalorian wyskoczył z tunelu nad orbitą księżyca przemytników to skierował się on od razu ku portowi kosmicznemu, chyba jedynemu w całym tym szambie. Sam księżyc był w całości zabudowany i czasami nazywano go Coruscant Odległych Rubieży, gdyż była to stolica wszystkiego co nielegalne. Tangorn, siedzący w fotelu pilota powoli posadził swój statek w jednym z wolnych hangarów, spoglądając przez iluminator na durastalową ścianę.* Poczekaj na mnie A'den'ika, dobrze? Sam to załatwię wszystko. Pilnuj statku... *Klon tylko skinął głową i zajął się procedurami bezpieczeństwa, podczas gdy Fibal opuścił pokład frachtowca po rampie, ubrany w swój czarny Beskar'gam i uzbrojony w dwa pistolety blasterowe ruszył w stronę miasta, które podobnie jak Galactic City nigdy nie zasypia, więc trzeba się mieć na baczności*

Tangorn - 2010-03-03 16:08:38

*A'den w końcu dotarł do portu kosmicznego i szybko odnalazł stanowisko, gdzie stał przycumowany frachtowiec Tangorna. Od razu rozpoznał, że statek jest gotowy do startu, silniki w fazie zapłonu, płyta lądowiska wolna, więc klon szybko wszedł na pokład i zamknął rampę wejściową. Worek z małym zaopatrzeniem rzucił do ładowni i udał się do kokpitu, gdzie zajął fotel drugiego pilota. Tang póki co milczał, potem wypyta syna o wszystko, teraz tylko musieli wystartować. Po kilku sekundach poderwali frachtowiec do lotu i w ciągu kilku minut opuścili powierzchnię księżyca przemytników, wprowadzając do komputera nawigacyjnego koordynaty Mandalore do skoku w nadprzestrzeń. Gdy trasa została obliczona, to Mando uruchomił silniki, które zawyły i po chwili skoczyli...*

Moc - 2010-03-07 19:57:41

*W istocie, Nar Shaddaa to niebezpieczne miejsce dla osób przesadnie pewnych siebie. Bardzo łatwo tutaj zarobić strzał w plecy czy też dodatkową ozdobę w postaci noża. Ale póki co Taalonowi nic nie groziło, bo teren portu jest jeszcze w miarę bezpieczny i przyjazny. Nikomu nie zależało na tym, by ewentualnych odwiedzających odstraszać już na samym początku. Tak więc masyw ludzki ruszył w kierunku wyjścia z Portu, gdzie jednak nie było żadnych stanowisk celnych, bo i po co to komu? Przy wejściu stało może kilku oprychów, sługusów lokalnego gangstera i wyrywkowo żądali od przechodniów haraczu. Jeden z nich, wysoki i barczysty trandoshanin spoglądał łakomym wzrokiem w kierunku nadchodzącego Taalona. Tymczasem staruszek zaczepiony przez Echaniego przestraszył się i lekko się skulił, bo obawiał się, że zaraz zostanie okradziony. Ale gdy zorientował się, ze chodzi tylko o zwykłe wskazanie drogi to zamyślił się* Yyy... napić się? Jest parę kantyn po drodze... jedna z nich to się chyba u Temeny nazywa. Jakaś nowa... spokój tam przynajmniej jest... inne mniej poważane są... *Staruszek spoglądał na swego rozmówcę nieco przestraszony, mając nadzieję ,ze to już wszystko. Musiał wracać do chorej żony*

Moc - 2010-03-07 20:29:20

*Ale już samo opuszczenie Portu nie przebiegało tak gładko, bo zaraz Taalonowi drogę zagrodził trandoshanin ze swoja bandą. Wyglądali może i na półgłówków, ale z pewnością trochę siły mieli... no i na pewno znali się na lokalnym terenie* Tssseee... Białowłosy, a ty dokąd, co? *Wysyczał przez obnażone kły, które były całkiem imponujące, nawet jak na jego rasę. Wielki, silny i do tego nieco tępy, idealna wręcz mieszanka dla zwykłego egzekutora długów czy bramkarza. Jego towarzysze nie wyglądali lepiej. Rodianin, duros, weequaynin.

Moc - 2010-03-07 20:54:00

*Trandoshanin popatrzył tępo na swego rozmówcę i zamrugał kilka razy, nie wiedząc co się dzieje. Słyszał w głowie jakieś głosy, nakazujące mu słuchać tego echaniego. W końcu potrząsnął on pyskiem* Ssss... "U Themeny" powiadasssz? Kawałek drogi to jessst... zaprowadzimy cię, co chłopcy? *Zwrócił się teraz do swoich towarzyszy którzy byli cholernie zaskoczeni. Cóż, sztuczka myślowa Taalona zadziałała, tylko na jak długo? Lepiej nie przeciągać struny. Wśród bandziorów wywiązała się krótka sprzeczka zakończona zwycięstwem wielkiego, głupiego gada.* Zzza mną! *Machnał swoja wielka, pazurzastą łapą i ruszył przed siebie, rozpychając po drodze tłum istot. Echani mógł się nacieszyć chwilową obstawą*

Moc - 2010-03-07 21:15:00

*No i banda go zaprowadziła do kantyny "U Temeny".*

Kontynuacja wątku w tym temacie

Zindarad - 2010-03-13 16:45:58

Zin nie patrzył na to jak młoda para stała pod jego warsztatem, po prostu szybko wyszedł z warsztatu i ruszył w stronę portu. Znalezienie statku typu Kappa było banalnie proste, w końcu to statek imperialny i nietrudno jest go rozróżnić. Poza tym Zin zdawał na nim swoją licencję pilota, tak więc znał ten statek na pamięć. Po dojściu do portu zaczął rozglądać się po płycie. Patrzył.
-Albo oślepłem, albo kurwa nie ma tu jebanej Kappy.-Powiedział sobie pod nosem i spojrzał w prawo. Znalazł. Statek, a raczej złom, który nie miał siły latać. Sam nie był do końca pewien czy go kupić. Jeśli to statek AI to Zin będzie miał przesrane, bo tam na pewno będzie czujnik. Minął kilku osobników, którzy z zdziwieniem patrzyli na aparaturę, którą trzyma. Podszedł do statku, uruchomił skaner, który zapikał trzykrotnie. Ekran zapalił się i pojawił się napis Uruchamianie nadajnika...Proszę czekać...-Szybciej...kurna szybciej.-Pośpieszał Zin i kilka razy puknął trzy razy w ekranik. W końcu aparatura włączyła się. Skaner działał na bardzo prostej zasadzie. Prześwietlał obiekt falami o bardzo wysokiej częstotliwości, na dodatek wmontowane było również światło podczerwone, które współpracowało ze skanerem. Na ekranie tworzył się obraz obszaru, przy którym pracował skaner. Zin poprawił sobie aparaturę na ramieniu i rozpoczął skanowanie tego złomu.

Moc - 2010-03-13 16:51:44

*Skaner gdy tylko ożył to rozpoczął sekwencję skanowania. Kilka sekund później promienie wychodzące z urządzenia rozpoczęły przeszukiwanie powierzchni promu a dodatkowe systemy zaczęły poszukiwać śladów sygnału namierzającego. Nie trzeba było za długo czekać na wyniki i po chwili na ekranie urządzenia pojawił się wielgachny, czerwony napis "UWAGA! Wykryto urządzenie szpiegowskie!". Gdy tylko napis zniknął pojawił się raport. Na statku znajdowało się urządzenie śledzące o sporym zasięgu, montowane fabrycznie w każdym pojeździe należącym do WAR, a teraz do AI. Tak więc Imperium od dawna musiało śledzić tą dwójkę. Tylko na co czekali?*

Zindarad - 2010-03-13 16:57:23

-O kurwa.-Otworzył szeroko usta, gdy przeczytał to co wyświetlił mu monitor. Podrapał się po głowie i zmrużył oczy. Przeczytał raport. Nie trzeba było mu mówić, że ten statek ma czujnik. Sam je testował kiedy pracował na Coruscant. Tropił statek, który był rzekomo kradziony. System ten miał dlatego tak wielki zasięg, gdyż gdy statek mijał sporą stację transmisyjną, wysyłał sygnał o określonej częstotliwości, który w mgnieniu oka podawał dokładną pozycję statku i pozostawiał za sobą chmurę, która wytaczała szlak lotu statku. Sprytne urządzenia. Zin wiedział o tym doskonale.-Para idiotów. Jeden głupszy od drugiego.-Mruknął pod nosem i spojrzał w niebo, oczekując trzech statków lambda po brzegi wypełnionych szturmowcami. Tylko na to oni czekali. Na chwalebną śmierć z rąk imperialnych. Kobdar nie chciał tak, dlatego też zdecydował, że nie kupi tego statku.

Moc - 2010-03-13 19:31:03

*Póki co jednak nie zapowiadało się na nagłą inwazję sił Imperium. Jeśli gdzieś tutaj byli, to pewnie działali z ukrycia, więc Zin lepiej zrobi jak stąd zwieje. Był płotką w porównaniu z ukrywającymi się Jedi, ale teraz mógł zaprzepaścić ich plany. Kodbar powinien spokojnie i nie wzbudzając niczyich podejrzeń obejrzeć resztę statku, jak przystało na służby serwisowa a potem się po prostu ulotnić*

Zindarad - 2010-03-13 19:58:15

-No...Nie spełnia norm.-Powiedział i poklepał statek po korpusie.-Silnik zaniedbany, tu nieco wyszczerbione, mandat im wlepię i będzie spokój.-Mówił dość głośno, coby każdy przechodzeń myślał, że to pracownik służb kontrolnych portu. Obszedł jeszcze statek kilka razy i po chwili ulotnił się z tego miejsca. Gdziekolwiek imperialni byli niech lepiej nie odwiedzają kantyny, bo to przyniesie więcej kłopotów niźli pożytku. Kobdarowi jeszcze życie miłe i chciałby jeszcze nieco świata zobaczyć. Teraz musiał szybko iść do lokalu, wsadzić płytkę od Tangorna do komunikatora i uświadomić mu, że przylatuje na Mandalore statkiem rodianina. Jeśli nie chce podać współrzędnych to niech wyleci na orbitę, ot co.

Darth Nemedis - 2010-03-13 20:22:23

*Robort przeszedł do pomieszczenia, w którym przez ostatnie pare godzin funkcjonował Nemedis. Miał zamiar poinformować go o tym, ze są już blisko celu.* Sir! *Droid niepewnie dał znać o swojej obecność. Sith wyrwany z medytacji jęknął, krzywo patrząc na sprawce tego haniebnego czynu.* Sir! Jesteśmy już blisko portu kosmicznego zlokalizowanego na Nar Shaddaa. Przed chwilą wyskoczyłem z nadprzestrzeni. Kazał mi pan informować gdy będziemy blisko... *Robot przestał uciszony podniesioną dłonią Quermianina.* Tak, wiem. Przygotuj nas do lądowania. Zaraz będę. *Mechaniczny pilot posłusznie udał się do kokpitu by wykonać wszelkie wymagane procedury, by móc wylądować. Tymczasem sith podniósł się i uzupełnił ekwipunek noszony na co dzień, ubrał zewnętrzoną szate...*

Secorsha - 2010-03-13 20:32:41

*Jako ze na Nar Shaada reguły uwaza się za wskazówki a względy ebezpieczenstwa wyrzuca na śmietnik, ladowisko wybrane przez nawigacje Nemedisa było niestrzeżone. Ot, połać wybetonowanego suchego lądu, by posadzić statek, a  jedyna formalność to zaplata za „przypilnowanie” go, kiedy już wyląduje, tak wiec po prostu – trzeba wyładować*

Darth Nemedis - 2010-03-13 20:39:17

*I było tak, jak się Nemedis spodziewał. Dla niego na pewno wygodnie. Nie czekając polecił robotowi wylądować na tym skrawku betonu, bo co innego mógłby zrobic? Potem tylko zapłacić za "opiekę" nad statkiem i witaj Nar Shaddaa. Tak więc robot szczęśliwie wylądował, opuścił kładkę... A Nemedis zabrał to, co potrzebne i wyszedł, nakazując droidowi pozostać w środku i zająć się sprawami technicznymi statku. Udał się na wprost, w poszukiwaniu czegoś lub kogoś, co sie porusza i potrafi mówić. Bardziej lub mniej dobrze.*

Secorsha - 2010-03-13 20:45:25

*I – jak się bardzo szybko okazało – tu było takich co niemiara, bo zaraz obskoczyła Nemedisa banda zasmarkanych młodych recydywistów proponujących ochronę jego maszyny, procedura celna, jak należy sadzić, od której się nie wymiga. Dalej, gdzieś pod skrzydłem innego tatku na poklejonym fotelu plażowym siedział jakiś gości o niebieskim odcieniu skry. Żuł coś, najpewniej grzybki fantazi, i obserwował Nemedisa spod rondla kapelusza przypominającego piramidę. Co ma się fatygować? I tak zainteresowany do niego podejdzie!*

Darth Nemedis - 2010-03-13 20:57:56

*No to - jak można było się spodziewać - Nemedis zainteresował właśnie ten gosc. Ktoś taki jak on na pewno nie powierzyłby bezpieczeństwa statku tym, którzy go obskoczyli chętni natychmiastowego zysku. Bez przesady. Tak więc, powolnym krokiem wymijał te bandy, puszczając mimo uszu ich oferty. Udał się w stronę tego niebieskiego jegomościa* Pan też się zajmuje szeroko pojęta "ochroną" statku? *Spytał w końcu, przyglądając się nieznajomemu. Jego nie było widac - miał nas sobie szate z kapturem.*

Secorsha - 2010-03-13 21:04:52

*Gośc zadarł łeb i spod nakrycia głowy błysnęła para czerwonych oczu* Ja.. niii, ja tu tylko rejestruje przyloty. Mam mieć odpowiednią liczbę dziennie, dla Huttów. Życzy pan se wizytuweczkę? W sprawie ochrony niech pan zagada z tym wysokim. On cała bandę trzyma w ręce, możesz się pan zdziwić, ale to ochrona najlepsza z najlepszych jest… *Uśmiechnął się demonstrując żółte uzębienie* A ja jeszcze dodam – dobrześ pan trafił, to najlepsze lądowisko, z  dala od głównych interesów, ale blisko cichego centrum. Cel wizyty? *zapytał i otaksował Nemedisa spojrzeniem* [i[]Zniknąć z oczu, jak mniemam. Najlepiej do Zina. Za sztabke dam jego adres…[/i]

Darth Nemedis - 2010-03-13 21:24:10

Mhm... Tak, dać. *Mruknął niewyraźnie, nadal obserwując osobnika o żółtym uzębieniu.* Ciesze się, że ochrona jest na poziomie. Na pewno prędzej czy później kogoś wynajmę. I dobrze, że lądowisko "dobre". *Obejrzał się na przekrzykującą się grupe, narjwyraźniej się o coś kłócili.* Tak, tak, cel wizyty... Oglądać beton, jak zawsze. Jest bardzo ciekawy. Co z tym Zinem?

Secorsha - 2010-03-13 21:29:34

A… beton… właściwie to…. *Niebieskoskóry poruszył się, a  krzesło zazgrzytało. Dokopywał się do portfelika* To tutaj nie za ciekawy jest, kruszy się, tynk sypie, stawia się raczej na importowany stalobeton, no ale fajne hobby, nie powiem. Zin? Siedzi tu od jakiegoś czasu, hangar posiada, kantynę prowadzi w imię żony swojej nieobecnej… ogólnie – dobra meta, Panie, tutaj to sie wszystko o metę opiera. I w sumie niedrogo. O, wszechpotężny miłościwie nam panujący glut… *Uśmiechnął się do plastikowej karty z danymi, jednocześnie zerkając na Nemedisa spod kapelusza. No cóż, on też powinien do portfela już siegać*

Darth Nemedis - 2010-03-14 09:37:33

Tak, beton jest bardzo ciekawy. Przybyłem z odległej planety aby zająć się waszym betonem, pobrać próbki... Ostatnio nawet zrobiłem kierunek kałologii, więc może pan śmiało już o mnie powiedzieć jako o kupologu. Badam niektóre odchody, bo są strasznie ciekawe... Osobiście uważam, że warto napisac o nich prace, każda kupa ma wnetrze, swoją historie, poglądy... Ale sa one niezauważalne przez zwykłych laików! I to mnie smuci... *Spojrzał uwaznie na jegomościa w kapeluszu.* Pieniądze, pieniądze, pieniądze... Wam wszystkim chodzi o pieniądze. Dobrze, to podsumujmy... Jeśli chcesz coś dostać, musisz powiedziec ile i dokładnie za co. Nie dostaniesz pieniędzy za informacje o Zinie, bo umowa dotyczyłą jego adresu, a tego sie nie dowiedziałem i wcale nie chcę wiedzieć. Za "wizytówki" też przeważnie się nie płaci - o ile nie mają jakieś wartości i nie ustala się ich ceny -, a tym bardziej za ochrone statku, której od ciebie nie dostane. Pozostał sam wpis i przejście, ale o tym jeszcze nie rozmawialiśmy, prawda? *Sith uśmiechnął się lekko.*

Secorsha - 2010-03-14 19:06:29

*Niebieski spojrzał na Nemedisa jak na… jak na czuba, nie ma co tu kryć* [i[]Nawet na Nar Shaddaa to coś nowego…[/i] *zauważył subtelnie, jednak byle kupa nie wystraszy takiego bohatera jak on* Powinieneś pan być zadowolony, posiadamy tu wszelakie rodzaje gówna, takie właściwe i takie na dwóch nogach tez. A co do płacenia, to jak pan se chcesz. Za wpis 200 kredytów się należy, a jak za ochronę nie dasz, to możesz mie mieć jutro statku, bo mnie sie tu czasem przysnąć zdarza *I rozwalił się znowu na swoim wymęczonym życiem krzesełku* Kontrola celna złapie cie w hotelu

Darth Nemedis - 2010-03-14 19:15:10

Oczywiście, że będę zadowolony. Pobiore tyle próbek, że sam bym mógł wygrać z całą armią. Wyobraź sobie bombardowanie pałacu imperialnego kupami... *Westchnął cicho, sięgając po podręczny zapas łamacza cudzych serc i mózgów.* Oczywiście, 200 kredytów się należy. A skoro się należy, to i ja zapłacę, prawda? A za ochronę, też chętnie zapłacę, ale sam wspomniałeś, że się tym nie zajmujesz i jak już, to muszę robić interesy z tymi krzykaczami. *Szybki obrót głowy, aby wymownie wskazać grupkę młodych ubijaczów doskonałych interesów.* W końcu, każdego mzoe zmorzyć sen, a ja bym nie chciał wrócić tutaj i zastać statek cały w... O, w gównie na przykład. Mimo, że lubie swoją pracę, wole jak gówno spływa po innych.
*I podał - tak jak trzeba było - magiczną liczbę dwustu zmiękczaczy nawet najbardziej zatwardziałych, wspaniałych i bohaterskich. Nawet kupa by się nie oparła.*

Secorsha - 2010-03-14 19:19:51

*I niebieski tez się nie oparł, przyjął kosc kredytową, zadowolony* Właściwie to za ochronę możesz też mnie uiścić, ja się z  nimi rozliczam, a  pieniądz w przeciwieństwie do kupy nie śmierdzi. Co łaska, zacny kupologu. Naprawdę fascynujące zajęcie… *zaśmiał się cicho, trzęsąc ramionami*

Darth Nemedis - 2010-03-14 19:38:57

Gdyby nie było fascynujące, nie zajmowałbym się tym. Nie każdy wie, ze kupy tworzą własną społeczność, rodzaje... Maja problemy takie jak my. To materiał na lata badań... *Westchnął cicho, wyobrażając sobie bombardowanie Coruscant kupami. To by było wspaniałą nagrodą za lata badań!* Oczywiście, zapłace... Ale jak mojemu statkowi mimo wszystko cos się stanie, kupy cie dopadną. *Dodał poł - zartem, pół - serio. Przesłanie było jasne - na pewno nie byłby zadowolony z problemów ze statkiem. Nawet jako kupolog i znawca betonu.* Ile to będzie?

Secorsha - 2010-03-14 19:44:45

*Nie można wykluczyć, ze ów uwagę puścił mimo uszu. Nemedis wyglądał mu na  wariata, a  taki wiadomo, co moze zrobić? Może nie skrzywdzi poważnie ale na wieczność upokorzy. Nie skrzywił się, ale widac było jego niewielki psychiczny dyskomfort* W porządku, a ptaki mogą na niego srać? W końcu materiał do analiz… daj pan jeszcze stówę i możesz pan być spokojny

Darth Nemedis - 2010-03-14 19:54:55

*I kolejna boska setka wpłynęła do żądnych zysku dłoni niebieskiego. Żadna kupa, nawet w zmowie z betonem i Sidiousem nie oparła by się mocy magicznego przedmiotu zwanego pieniądzem!* Oczywiście... Że tak. Kupy są zawsze cenne, byle tylko to były prawdziwe kupy, a nie te chodzące na dwóch nogach jak już ładnie wspomniałeś. I będę bardzo, ale to bardzo spokojny... W końcu, obaj wiemy, że mojemu statkowi nic się nie stanie! Prawda? *Sith pochylił się lekko, by dokładnie zajrzeć pod kapelusz owego osobnika, który tak chętnie brał pieniądze.* No, cieszy mnie to niezmiernie! A więc, wszystko uregulowaliśmy i mogę spokojny o bezpieczeństwo kup w moim statkowym laboratorium iść?

Secorsha - 2010-03-14 20:01:00

*Pod kapeluszem jarzyły się czerwone oczy w których lśnił cały koktajl emocji, i to bardzo sprzecznych* Tak, kupka im z głowy nie spadnie, czy tam włosek. Pańska praca jest bezpieczna! Chciałbym kiedyś obejrzeć cie na holo w twoim własnym programie o gównie…

Darth Nemedis - 2010-03-14 20:05:31

Ciesze się. O, i być może kiedyś taki program się pojawi... Bo czemu nie? Trzeba edukować społeczeństwo! Trzeba siać, siać, siać! *Uśmiechnął się ukazując blizny będące przedłużeniem oczodołów i ust. Odchylił się i zaczął iśc, dalej, przed siebie. Pieniądze, pieniądze, pieniądze...* To miasto zasługuje na lepszej klasy kryminaliste... Ahha ha ha he hu ha haaaa! *Wyszeptał, najprawdopodobniej sam do siebie. Nie dbał o to, czy ktoś go słyszy. Szedł dalej w sobie znanym kierunku i śmiał się. Bo trzeba się cały czas uśmiechać!* W końcu... Żyjemy w zabawnym świecie! Haa ha!

Moc - 2010-03-19 19:33:06

*Powietrzna taksówka podleciała spokojnie ku miejscu parkingowemu przed Portem. Z maszyny wyszła najpierw Temena wraz z synkiem i spojrzała na ten przeklęty budynek, do którego zawitali kilka miesięcy wcześniej. Nie sądziła, że tak szybko znowu tutaj się pojawi. Czekała na zina, aż ten się w końcu wygramoli z środka taksówki i weźmie ich bagaże. A potem? Do statku i odlot na Mandalore.* Zin pospiesz się!

Zindarad - 2010-03-19 19:42:03

Zin już wygramolił się z taksówki. Pozostała jedynie kwestia bagaży, których ilość zatrwożyła by nawet największego podróżnika, który bierze ze sobą cały swój dobytek. Inżynier zapłacił za taksówkę, wziął wszystkie bagaże. Spojrzał na budynek. Też nie sądził, że go odwiedzi w tak krótkim odstępie czasu. Pieprzyć to. Po prostu wystarczyło wsiąść do statku i odlecieć w długą na Mandalore.
-Łatwiej powiedzieć, trudniej cholera zrobić.-Odgryzł się jej i podszedł do statku Fumbora. Ważne, że latał. Na miejscu się go ewentualnie naprawi. RDR został w warsztacie. Kobdar przyleci po resztę swoich rzeczy, gdy ogarnie wszystkie sprawy na Mandalore. Miał swój cyfronotes, a to oznaczało, że miesiące pracy w postaci licznych schematów i projektów nie zostały zrobione na marne. Podszedł do statku i otworzył go po czym wszedł i załadował wszystko do środka. Wparował do kokpitu i zasiadł przy sterach. Popatrzył na konsolę, przycisnął kilka guzików, przestawił kilka wajch. Wystarczyło odpalić silniki i odlecieć.

Moc - 2010-03-19 19:56:10

*Nie skomentowała tej jego pyskówki, bo nie chciała się kłócić publicznie, ale pewnie w czasie lotu to zrobi. Czekałą spokojnie, stając z boku i patrząc, jak jej biedny mąż (który de facto wpakował ich w to wszystko) męczy się z walizkami i podchodzi do statku, który po chwili stał już otworem. Kobieta wraz z dzieckiem udała się śladami męża i weszła na pokład, marszcząc brwi widząc i czując stan wnętrza maszyny. W czasie lotu będzie musiała go nieco ogarnąć, bo inaczej nie wytrzyma tutaj za długo. Fumbor najwyraźniej czyścioszkiem nie był. Zostawiła variena w jednej z kajut, by pobawił się zabawkami a sama zamknęła rampę i udała się do kokpitu* Możemy ruszać *Powiedziała do Zina, gdy już sie tam znalazła*

Zindarad - 2010-03-19 20:00:22

-Tak jest szefowo.-Powiedział do niej, aż w końcu nacisnął swój ulubiony przycisk startowy. Kontrolki zaczęły mrugać, a Zin uśmiechnął się. Dawno nie latał, ale z pewnością nie zapomniał swoich nieprzeciętnych umiejętności. Kobdar poderwał maszynę do góry i pociągnął do siebie wajchę, która odpowiadała za dodanie mocy do silników. Nie pociągnął jej oczywiście do końca, coby nie poprzewracało wszystkiego. Dodał mocy z umiarem, wystarczająca ilość, z którą spokojnie można opuścić planetę. Manewrował sprawnie, aż w końcu opuścił orbitę.

Zindarad - 2010-04-04 17:21:42

Po wyjściu z nadprzestrzenii na orbicie księżyca Nar-Shaddaa, Zin zaczął kierować swoją maszynę ku powierzchni. Leciał bardzo spokojnie, no cóż. Uświadomił sobie, że zrobił z siebie idiotę i obiecał sobie, że będzie latał spokojniej. Kobdar powoli widział migające neony, zaczął czuć z powrotem ten ogrom miasta. Szczerze mówiąc, trochę mu jego brakowało, gdyż na tej planecie było tyle wiele grup społecznych, a na Mandalore. Jedna...i to na dodatek głupia jak but. Zin prowadził w towarzystwie rytmów, na których się wychował. Mocny bit, potężne rymy. Typowa stara szkoła uprawiania muzyki. To zupełnie co innego, czego się teraz słucha. To co teraz puszczają w radiu to badziewie, Temena nawet podzielała zdanie Zina. Pilot transportowca wyprostował maszynę i zaczął krążyć woków lądowiska.-
-Akwarium, akwarium tu rybka. Słyszycie mnie?-Spytał z lekkim rozbawieniem w głosie. Lubił robić głupków z obsługi kontroli lądowiska.

Moc - 2010-04-04 17:34:51

*Obsługa Portu Kosmicznego na tym ksieżycu nie była poważna i profesjonalna jak ta z Coruscant. Często zachowywali sie nieco chamsko i prowokacyjnie, ale mogli robić co chcieli, w końcu to oni tutaj prowadzili ten interes* Kurwa, kolejny idiota co myśli, że jesteśmy debilami? Rybka uważaj, bo cię rekin wpierdoli... A teraz czego? *Rozległ się ten oto głos przez komunikator Zina. Najwyraźniej obłsuga nie lubiła, gdy sie z nich żartuje*

Zindarad - 2010-04-04 18:03:40

-Chce wskoczyć do akwarium. Mogę?-Spytał z rozbawieniem w głosie. Lubił robić z nich debili.-A rekin mnie nie wpierdoli. Łykowaty jestem.-Powiedział do kontrolera, nadal krążąc nad lądowiskiem. Nawet jeśli mu nie pozwoli to wyląduje, ale skoro jest okazja, by się nieco pośmiać to można to zrobić. Zin odłożył na chwilę mikrofon, by się zaśmiać, po chwili chwycił go z powrotem i czekał na ich odpowiedź.

Moc - 2010-04-04 18:14:57

Żebyś się kurwa nie przeliczył. Laduj jak musisz, dok C-7/A. I uważaj na rybaka, bo on lubi takie małe łykowate kąski jak ty *Warknął osobnik z obsługi lotów i przerwałpołaczenie, bo nie lubił takich cwaniaków jak Zin. Potem się przekona, że nie warto zadzierać z obsługą Portu, gdy zobaczy rachunek za paliwo i inne pierdoły*

Zindarad - 2010-04-04 18:29:25

Może i się przekona, ale wtedy Zin będzie zmuszony zadzwonić po swoich kilku kolegów, którzy na pewno zrobią tu zamieszanie. Pilot od razu skierował się do rzeczonego doku, gdzie wylądował. Najpierw zawisnął nad miejscem lądowania, a gdy wyciągnął podwozie wówczas usadził maszynę na twardym lądzie. Zin podrapał się po głowie. Odpiął pasy i nacisnął guzik. Wyjechał trap, a drzwi powędrowały do góry. Zin zszedł z niego i rozejrzał się. No nic, trzeba go zamknąć. Inżynier wyciągnął mały pilocik i nacisnął na nim guzik. Wszystko się schowało. Drzwi szczelnie się zamknęły, a na szyby z duraplexu zjechał po kawałku blachy, coby nikt ich nie przestrzelił. Tak zabezpieczony statek Zin uważał za dobry i dopiero wtedy ruszył w kierunku miasta. Rzecz jasna na piechotę, bo wszystkie swoje maszyny i speeder zabierze nieco później. Kiedy już się napije w progach, w których do niedawna był gospodarzem.

Moc - 2010-04-11 20:09:04

*Fumbor zgodnie z umową dostarczyłwszystkie rzeczy Zinowe do portu, tam gdzie stał statek Kodbara. Tylko teraz pytanie, gdzie ta przebrzydła gnida jest? Bo trzeba to załądować i wracać, by interesu pilnować. Rodianin byłteraz człowiekiem interesu... stwierdził, że poczeka chwilę a potem da mu sygnał na komunikator, by się pospieszył. Czas to pieniadz... (materialista pieprzony)*

Zindarad - 2010-04-11 20:19:19

-Teeej!-Krzyknął Zin, gdy odpalił papierosa i zdążył zaciągnąć się nim. Machał lewą ręką jak opętany w stronę Fumbora.-Tu. Tu banci, zafajdany łbie.-Powiedział. Statek, z którego wyszedł Zin na pewno nie należał do niego. Przecież on był tuż obok tego, z którego właśnie wyszedł. Wyszczerzył zęby i podszedł do niego. Otworzył drzwi transportera. Wszystko całe. I bardzo dobrze, bo jakby jedna rysa się na tych maszynach pojawiła to Zin byłby wściekły.

Moc - 2010-04-11 20:25:04

Hę? Co ty tam robić? Toż to tu być twoja statek... kurwa, ja już nie wiedzieć. Fumborowi myślenie trochę z oporami przychodziło, ale co tam. Przywiózł wszystko to zabrał się za rozlądunek, Zinuś sam sobie zapakuje gdzie będzie chciał. Repulsorowe wózki stały pod ścianą i były do użytku wspólnego. Więc sobie poradzą, bo na Fumbora lepiej nie liczyć. Szybko się uporali z rozłądunkiem i potem było tylko* No to ja spadać już do kantyna. Miło widzieć cię Zin, wpadnij potem... *I już zacząłdawać drapaka, co by go do roboty nie zabrali*

Aidan - 2010-04-11 20:26:19

Aidan opuścił statek po czym otworzył właz do luku magazynu. Szczerze dziwiło go to jak Zin odnosi się do innych. Ale cóż, człowiek ten był na swój sposób nieobliczalny.
-Wszystko gotowe do załadunku? -zapytał zwracając się do Zina.

Zindarad - 2010-04-11 20:34:06

-Tia. Otwórz ino luk, bo nie chcesz, żebym Ci japę wyjebał w poszyciu.-Wyszczerzył zęby i podrapał się po głowie. Na kolejne zaproszenie Fumbora odpowiedział z uśmiechem.-Spokojna twoja rodiańska, krzywa gęba. Schlejemy się jeszcze.-Po chwili uścisnął mu dłoń mocno i klepnął go kilka razy po plecach. Spojrzał na Aidana.-Weźmiesz Plazmę, TOX-a i Blazera do siebie.-Aidan pewnie nie wiedział o co chodzi, dlatego też Zin podszedł do każdej maszyny i klepnął ją.-Ja wezmę projektor i tego robota przemysłowego, co żem z WAR-u zajebał.-Ten robot wyglądał bardzo imponująco. Miał wiele różnych instrumentów i narzędzi, które można było zaprogramować, a wtedy maszyna wykonywała dowolną robotę.

Moc - 2010-04-11 20:35:34

*No to pozegnał się z Zinem, tego drugiego nie kojarzył, ale on nie potrzebny do niczego. Fumbor wpakował się do swojego pojazdu i pojechał w cholerę czyli do kantyny*

Aidan - 2010-04-11 20:47:52

Aidan powoli wziął się za pakowanie wszystkich rzeczy na statek. -Cholera jeszcze muszę pakować te wszystkie jego graty. No cóż, ale jeśli ma nam to pomóc w spotkaniu z resztą Jedi... -pomyślał nie dokańczając.
-To może tak zaprogramujesz tego robota co go zwinąłeś by pomógł nam w załadunku co? -zapytał uśmiechając się.

Zindarad - 2010-04-11 20:53:11

Wtedy Zin zaczął się głośno śmiać. Zaprogramowanie robota. A to dobre. Spojrzał na Aidana z rozbawionym spojrzeniem.
-Dziki Wookie musi mieć stały dostęp do energii.-Powiedział do niego. Podrapał się po głowie. Po co je podnosić, skoro są wózki repulsorowe.-Weźmiemy te wózki barani łbie.-Powiedział do niego i puknął się w czoło. Główka pracuje, nie to co w przypadku Aidana. Rozbawiony podszedł do jednego z wózków, na którym akurat stał robot. Nacisnął kilka guzików, zaprogramował tor jazdy i po chwili otworzył drzwi luku bagażowego na swoim statku. Wózek szybko wjechał do luku, następnie Zin podszedł do wózka z projektorem. Też go zaprogramował i urządzenie znalazło się na pokładzie. Statek Zina był załadowany po brzegi, w końcu był to mały statek.-Dalej. Programuj i lecimy, bo mi się śpieszy.-Ponaglił go.

Aidan - 2010-04-11 21:01:14

Aidan zaprogramował pozostałe wózki i wprowadził odpowiedni tor jazdy. Upewnił się kilka razy czy aby na pewno wszystko dobrze zrobił Nie miał zamiaru by jakaś cholerna maszyna ostukała mu jedyny środek transportu jaki posiadali z Viriną. Wolałby użyć w tym przypadku Mocy, ale rzeczywiście użycie maszyn było w tym przypadku najodpowiedniejsze. Nie narazi to Viriny i jego na zdemaskowanie, a i nie będzie się musiał przy tym zbytnio wysilać.
-Sporo tego masz. -powiedział i stanął przy luku magazynowym swego statku pilnując aby wszystko znalazło się na swoim miejscu.

Zindarad - 2010-04-11 21:10:05

-Jak chcesz zrobić coś ciekawego to sam wkrętak i młotek nie wystarczy.-Powiedział do niego i uśmiechnął się lekko. Wszystko raczej znalazło się na swoim miejscu, toteż Zin postanowił, że już pora lecieć.-Bierzemy dupy w kroki z tego miejsca. Mam dość tej pierdolonej planety. Siadaj za stery, podam Ci koordynaty Mandalore. Polecisz za mną. Dwadzieścia pięć kilometrów za mną, coby wyglądało na to, że lecimy osobno.-Powiedział do niego i pobiegł do kokpitu przez luk bagażowy. Szybko usiadł za sterami i zamknął luk. Nacisnął kontrolki, przeciągnął dźwignię i silniki statku włączyły się. Charakterystyczny dla tego modelu furkot wydobywał się z silnika. Inżynier poderwał maszynę po czym skierował ją ku górze po czym odleciał. Na głowę założył sobie Com-link, coby umożliwić komunikację między tymi dwoma statkami.

Aidan - 2010-04-12 18:25:35

Kereth w ślad za Zinem udał się do kokpitu swojego statku. Postanowił jednak nie budzić żony i sam zasiadł za sterami. Sprawdził gotowość wszelkich przyrządów. Po chwili zamknął luk magazynu i poderwał delikatnie maszynę do lotu. Nad płaszczyzną lądowiska uniosła się niewielka smuga pyłu. Aidan poderwał maszynę, wyżej i skierował ją w stronę orbity.
-Za Tobą! -powiedział poprzez com-link i ruszył za Zinem.

Zindarad - 2010-04-16 18:46:43

-Dobra. To wąchaj spaliny.-Powiedział z rozbawieniem w głosie i pociągnął dźwignię prędkości do połowy. Maszyna ruszyła gwałtownie, a Zin poderwał maszynę do pionowego lotu. W tej pozycji musiał właśnie opuścić atmosferę, coby się po drodze nie spalić. W międzyczasie Zin włączył swoją ulubioną muzykę, rozsiadł się wygodnie w fotelu i z uśmiechem na ustach kierował się ku przestworzom. Po kilku minutach opuścił atmosferę i rozpoczął procedurę skoku w nadprzestrzeń.-Masz tu koordynaty. Wskocz od razu za mną.-Powiedział do niego i wysłał mu szybko koordynaty Mandalore, które powinny mu się wyświetlić na jego komputerze pokładowym.

Aidan - 2010-04-16 19:39:09

-Heh... -uśmiechnął się wzruszając lekko ramionami. Sprawdził jeszcze czy u Viriny wszystko w porządku i wrócił do kokpitu. Po chwili maszyna wystartowała i skierowała się w stronę atmosfery. Po chwili statek opuścił bezpiecznie atmosferę Nar Shaddaa i znalazł się w przestrzeni. Aidan wprowadził podane przez Zina koordynaty i przygotował statek do wejścia w nadświetlną. Po chwili gwiazdy zamieniły się w długie cienkie smugi i w ułamku sekundy statek wszedł w nadprzestrzeń.

Zindarad - 2010-04-16 19:42:34

Zin również skoczył w nadprzestrzeń. Nie lubił tego, to przyprawiało go o mdłości. Już znajdował się na kursie Mandalore. Jak na razie...bez większych problemów.

Zindarad - 2010-05-04 20:28:30

Virina napisał:

*A ona? Zamknęła się w łazience, rozebrała i wzięła prysznic. Ogoliła nogi, poprawiła brwi, taki rytuał, ale kobiet. Gdy już wyszła spod gorącej wody użyła kilku kosmetyków. Owinęła się w ręcznik. Wyjrzała, czy jej przypadkiem nie podgląda i szybko poszła do sypialni. Tam wygrzebała świeże ubranie - Jakąś białą tunikę z wieloma koralikami na dużym dekolcie oraz zwyczajne, czarne spodnie. Jeszcze tylko uczesała włosy w zgrabny warkoczyk, bo były one mokre i skierowała się się do kokpitu. Szła cichutko, aby zobaczyć, co robi...*

Statek w efekcie wyszedł z nadprzestrzeni. Zrobił to bardzo zgrabnie. Nie było żadnego wstrząsu, trzasku, do którego Kobdar był przyzwyczajony. Pochwycił za stery. Wykonał prosty manewr odbicia w prawo. Przez radio poinformowano go, że obecnie w porcie nie ma żadnego wolnego lądowiska. Zin się nieco zdenerwował. Skrzywił usta i wyrównał lot. Nie miał po co lądować. Po prostu czekał na komunikat. W tym czasie odpiął pasy i wstał z miejsca. Ujrzał Virinę. Ale się ubrała. Normalnie...bosko. Zin wyszczerzył głupkowato swoje zęby i po chwili wrócił do świata żywych.
-Musimy poczekać. Brak miejsc tam na dole.-Powiedział i skrzywił usta. Podszedł do jakiegoś wygodniejszego krzesła, rzecz jasna oglądając się za sobą, a że widoki były ładne, to gęba znowu mu się rozjaśniła. Po chwili usiadł.

Moc - 2010-05-04 20:35:04

*No i tak czekali jakiś czas na orbicie Nar Shaddaa gdy nagle... łup! Coś wstrząsnęło statkiem i rozległ się alarm zbliżeniowy. Ktoś na nich polował i raczej nie miał pokojowych zamiarów. Kolejne uderzenie, rozległ się alarm sygnalizujący o powolnym zaniku tarcz. Ogólnie sytuacja była bardzo nieciekawa... Jeszcze dwa trafienia i można się pożegnać z życiem.*

Zindarad - 2010-05-04 20:48:50

-Kurwa. Strzelają.-Powiedział. Nie wiedział co zrobić w takiej sytuacji. Poddać się czy może odpowiedzieć ogniem. Co mogło zrobić siedemdziesięciomilimetrowe działko przeciwko kilku wielkim laserom.-Virina. Chowaj się. Ja się tym zajmę.-Powiedział do niej. Strzelcem to on najlepszym nigdy nie był, ale postanowił bronić statku swojej przyjaciółki. Zin pobiegł do działka. Rozejrzał się. Odbezpieczył je. Strzelanina to żadne rozwiązanie. Przypomniał sobie słowa ojca.-Przemoc nie jest rozwiązaniem problemu.-Powtórzył sobie. Pokiwał głową i pobiegł do kokpitu. W mgnieniu oka com-link został założony na głowę. Zin zlokalizował statek, który do nich strzelał. Dobra...połączenie.-Tępaki. Wy chyba statki pomyliliście...

Moc - 2010-05-04 20:52:21

*Strzelanie ustało a przynajmniej na razie... za to pojawiły się myśliwce, a konkretnie trzy. Były to Łowcy Głów, stare ale wciąż całkiem dobrze spisujące się maszyny. Oznakowania na nich jasno wskazywały... to piraci. Połączenie nawiązano i zaraz też rozległ się śmiech jakiegoś siepacza, gardłowy i nieprzyjemny* No Imperialne pieski, pobłądziliście, a teraz grzeczniutko czekajcie na sprowadzenie was na pokład! *I komunikat się urwał. Kolejny atak i osłona całkiem padła a potem nagły wstrząs... dostali się w pole działania promienia ściągającego. Ci piraci byli dobrze wyposażeni i działali z zaskoczenia. Zin nie miał szans im uciec*

Virina - 2010-05-04 20:56:47

*Uśmiechnęła się zniewalająco widząc reakcję Zina, ale ona tylko coś na siebie włożyła...*
O żeż... ku... znaczy kłódka... *Stwierdziła. Siedziała w fotelu pilota, trzymała stery, ale nic nie dało się zrobić. Nagle wstała i... pobiegła do łazienki. Po chwili wróciła z mieczem i blasterem w rękach.*
Tak łatwo mnie nie wezmą. *Stwierdziła i popatrzyła i mężczyznę obok.*

Zindarad - 2010-05-04 21:00:45

-Jacy kurwa imperialni? Aaaa...Kappa.-Powiedział pod nosem. Poczuł wstrząs związany z promieniem ściągającym. Zin wstał z miejsca. Ściągnął com-link z głowy i również chwycił za blaster. Jego DC-15s był rzadko używany, rzekłbym...prawie wcale. Był wypolerowany i świecił się jak psu jajca. Inżynier odbezpieczył go i skrzywił usta. Stanął przy drzwiach i czekał.-Debile. Jak wyjdę to im tak napierdolę, że to mała bania.-Powiedział pod nosem i chwycił blaster w dwie dłonie. Tak, by celować było prościej.

Moc - 2010-05-04 21:04:46

*No ale przez to, że Zin i Virina oddalili się od kokpitu, podchodząc do wejścia nie zauważyli, że z nadprzestrzeni wyskoczył jakiś inny statek, większy niż ten który ich pojmał i natychmiast wywiązała się walka. Małym stateczkiem, którym podróżowała ta dwójka strasznie zaczęło trząść i ponownie oberwali, tym razem w napęd. Byli unieruchomieni, ale nadal żyli. Gdyby ktoś z nich podbiegł do iluminatora to by zobaczyli, że jednostki piratów obrywają i to solidnie od niezidentyfikowanych maszyn. Po kilku minutach wszystko ustało, gdy okręt piracki zniknął w eksplozji a na Zina i Virinę czekała kolejna przejażdżka, gdyż zostali złapani kolejnym promieniem ściągającym. I po kilku minutach znaleźli się na pokładzie tego niezidentyfikowanego okrętu.*

Virina - 2010-05-04 21:09:32

No zajebiście po prostu! Nie można zjeść nawet kolacji! *Stwierdziła nieco poirytowana. Mrugnęła do niego okiem. W dłoni trzymała blaster, miecz miała przy pasie ukryty pod tuniką. Stała przy drzwiach i czekała. Cały czas jednak patrzyła na Zina...*

Zindarad - 2010-05-04 21:14:09

-Co to kurwa jest? Ja się pytam. Co to kurwa jest?!-Spytał. Pokiwał głową i cały czas trzymał się ciasno drzwi. Byli obezwładnieni. Bez żadnej możliwości ucieczki. Ten prymitywny statek nawet nie miał kapsuł ratunkowych. Republikańska myśl techniczna. Jak najwięcej. Jak najtaniej. Idź pan w cholerę, idź pan w cholerę. Pokręcił głową i co miał robić. Czekał. Cierpliwie czekał, aż wyląduje na jakimś nieznanym statku. Kiedy znaleźli się na pokładzie tego statku, Zin otworzył drzwi. Blaster nadal trzymał w ręce. Był odbezpieczony i gotowy do użycia.-Coście kurwa za jedni?-Spytał, wymachując dłońmi. Jego palce niebezpiecznie błądziły po spuście.

Moc - 2010-05-04 21:17:43

*Od razu mogły mu się rzucić w oczy dwie rzeczy. Po pierwsze hangar w którym się znaleźli był przestronny, czysty i ogólnie zadbany. To nie piraci... po drugie ochrona. Czyste pancerze, oznakowane w dziwnych barwach - dominacja niebieskiego wraz z białymi i złotymi elementami z dziwnym znakiem na prawej piersi. Zdecydowanie to nie byli piraci, a żołnierze i to dobrze wyćwiczeni* Proszę wyjść na zewnątrz z podniesionymi rękoma! *Rozległ się głos nie znoszący sprzeciwu. A zważywszy na to, że kilka karabinów wycelowanych było w Zina, to lepiej robić co się im każe.*

Zindarad - 2010-05-04 21:20:40

Zin zabezpieczył jedynie swój blaster i rzucił go na podłogę. Model jego broni był używany tylko przez komandosów republiki, więc teraz pytanie. Skąd się dostał w jego ręce? Nie wiadomo. W każdym razie Zin wyciągnął ręce ku górze po czym grzecznie wyszedł ze statku.
-No. Już.-Powiedział do jegomościa, który wykrzyknął te słowa. Nie miał zamiaru być rozstrzelanym na samym początku. Przypomniała mu się Kometa. Tam było o wiele, wiele przyjemniej. Tam go przynajmniej nie straszyli blasterem.

Moc - 2010-05-04 21:24:03

*A czy na prawdę powinien się dziwić latając Imperialnym statkiem? Raczej nie... jego właśnie uznali za takiego Imperialnego z powodu Kappy. Wokół zina stała sześciu żołnierzy, każdy z karabinem i po trzech na jego stronę (3 z lewej a 3 z prawej). Na przeciwko niego stał twi'lek z nieco nachmurzoną miną. Najwyraźniej mu się to nie podobało* Proszę mi powiedzieć... co Imperium robi w tych stronach? Nie jest one zbyt mile widziane... *Nikt im jeszcze nie wyjaśnił tej pomyłki a nawet zapewnienia Zina mogą nie wystarczyć. Cóż, oby był przekonywujący...*

Zindarad - 2010-05-04 21:28:07

-Wiedziałem, żeby nie lecieć tym statkiem.-Powiedział do siebie. Pokiwał głową. Mogli lecieć złomem Zina i kłopotów żadnych by nie było. Mały problem. Zin kobiecie postawić się nie potrafi, toteż wychodzi zawsze na pozycji przegranej.-Panowie. Nastąpiła mała pomyłka. Może to jest statek imperium, ale w rzeczywistości to on nim nie jest. Z tego co wiem to on został im podwędzony podczas tego nieszczęsnego rozkazu sześćdziesiąt sześć.-Powiedział. Niewygodnie mu się robiło. Ręce miał wysoko uniesione w górze. Poza tym. Zin nie wyglądał na imperialnego. Nie miał munduru, lecz zwykłe cywilne ubranie. Jedyną rzeczą nie pasującą do całokształtu była kabura przy spodniach i blaster na ziemi. Wytłumaczenie? W końcu trzeba jakoś chronić swoją dupę.

Moc - 2010-05-04 21:32:59

*Twi'lek zmarszczył czoło, bo podejrzewał, że to szpieg... tylko po co szpieg miałby używać Imperialnego promu na Nar Shaddaa? Przecież to od razu ściąga uwagę... On sam tutaj trafił całkowicie przypadkiem, gdyż to ci piraci byli ich celem. Szybkie, precyzyjne i bardzo mordercze uderzenie, nic więcej. A Kappa to przypadkiem i teraz mieli dylemat* Załóżmy, że panu wierzę... kim pan jest? I czy podróżuje pan sam? *Zapytał spokojnie i kiwnął głową, dając znak trójce żołnierzy, by ci przeszukali statek. To było po prostu podejrzane*

Zindarad - 2010-05-04 21:37:43

-A tak. Przedstawić się. Nie wiem czy mogę jeszcze używać swojego tytułu wojskowego. Dla WAR-u już nie pracuje, ale dobra. Sierżant inżynier Zindarad Kobdar.-Przedstawił się. Jak ładnie się zachowuje. Uśmiechnął się lekko do twi'leka, coby dobre wrażenie na nim zrobić.-Na statku jest ze mną taka co z latarko-przecinakiem biega. Jedi, o Jedi.-Dodał po chwili. Ręce go bolały. W końcu trzymał je w górze od dobrych kilku minut. Skrzywił usta.-A wy? Kim jesteście? Najemnicy? Nie. Brak syfu w hangarze. Imperialni...też nie. Od razu by strzelali.-Zastanawiał się. Nie miał pojęcia. Kim mogliby być. Oto kolejny temat do rozmyślań na najbliższe godziny, która prawdopodobnie spędzi w areszcie.

Moc - 2010-05-04 21:42:26

*No teraz to twi'leka zaskoczył. Były oficer WAR'u? Bardzo interesujące... a słysząc jeszcze o Jedi to natychmiast dał znak swoim ludziom, by się wycofali. Nie wiadomo jak zareaguje Jedi, gdy do środka wpadną ludzie z karabinami. A ten oficer miał już z nimi do czynienia*No proszę... dezerter czy też wyrzucono cię, co? *Oby to był dezerter pomyślał twi'lek, bo wtedy były taki jak on. Sam też służył w armii, dla Republiki. Był patriotą, dlatego tutaj był... a to całe parszywe Imperium kalało wszystko. No ale żołnierze nadal trzymali karabiny w gotowości, ale jakoś tak trochę mniej agresywnie* Panie Kodbar... jeżeli pan kłamie, to źle się dla pana skończy. A jeżeli nie to cóż... się zobaczy. My jesteśmy patriotami, którzy nie przepadają za Imperium. Tyle pan powinien wiedzieć... ja nazywam się Sorac Fres i również jestem byłym oficerem WAR'u...

Zindarad - 2010-05-04 21:47:23

-Ja najchętniej wsadziłbym termodetonator w dupę Imperium i włączyłbym zapalnik.-Powiedział, by potwierdzić swoje słowa. Nie były to kłamstwa. Dla dowiedzenia prawdy, Zin mógł pokazać nawet swoją legitymację.-Dezerter. Nie chciałem wychowywać syna na wzorcach imperialnych.-Powiedział do niego.-Mogę już opuścić ręce?-Spytał. Miał już dość. Wszystko związane z rękoma zaczęło go boleć. W gruncie rzeczy się cieszył. W końcu znalazł na kogoś, kto był w podobnej sytuacji do niego. Szkoda tylko, że Zin nie trafił na nich, kiedy miał wylatywać na Mandalore. Wtedy może potoczyłoby się wszystko inaczej.

Moc - 2010-05-04 21:53:08

No dobrze... jeśli faktycznie masz na pokładzie Jedi to będzie to cenna informacja dla naszego dowódcy... tylko na drugi raz nie rozgłaszaj tego wszem i wobec, bo za głowę zwykłego padawana wyznaczono nagrodę w wysokości miliona kredytów... *Poinformował go twi'lek i dał znać żołnierzom, by ci się cofnęli. Opuścili broń, ale jej nie zabezpieczyli, więc w razie czego będą od razu gotowi, by strzelać* Cóż... postawy antyimperialne w naszych szeregach są na porządku dziennym. Proszę przywołać tą Jedi, chętnie z nią porozmawiamy. *Mężczyzna nieco się uśmiechał a jego lekku się poruszało nieznacznie. Miał jadowicie zieloną skórę, ale nie wyglądał źle. Po prostu inaczej. A i mundur miał osobliwy. Prawie cały niebieski z białymi pasami po prawej stronie, przetkane dodatkowo złotymi nićmi. Ogólnie mundur sprawiał wrażenie eleganckiego i dobrze skrojonego. Widać, że mieli pieniądze na detale* Mogę zapytać, co pan tutaj robi panie Kodbar?

Zindarad - 2010-05-04 22:00:55

Stroju Zina ni jak można było porównać do eleganckiego munduru oficera. Zwykłe bojówki, znoszona koszulka okryta kamizelką. Do tego ten zarost i ogolenie na jeżyka. Nie wyglądał na dżentelmena, chociaż pewnie mógł, gdy chciał. W każdym razie na prośbę o zawołanie jedi, Zin rzucił.-Nie ma sprawy...Virina. Virina...wychodź. Nie strzelają, nie krzyczą. Jest git.-Powiedział do niej. Ona wyszła. Jak gdyby nigdy nic. Miecz przypięła do pasa. Podobnie jak blaster, który włożyła do kabury. Stanęła obok Zina i czekała na pytania.-Ja? Głodny byłem. Zaproponowałem Virinie kolację i poleciałem tu. Jedni do nas strzelają, wy. A tam.-Machnął ręką.

Moc - 2010-05-04 22:05:49

*Wszyscy cierpliwie czekali aż Jedi wyjdzie ze statku, ale jej nieformalny strój trochę im się kłócił z wyobrażeniem członka zakonu. Część z nich służyło w WAR'ze w różnych sekcjach, wiec mieli jako takie wyobrażenie o Jedi* Witamy na pokładzie "Obrońcy". Trochę kiepskie miejsce wybraliście na kolację... *Twi'lek lekko zmrużył oko z rozbawieniem. Zin mu zdecydowanie nie pasował na jakiegoś dżentelmena a prędzej na rekruta wojskowego. A słysząc oskarżenie o ataku to skrzywił się* To nie my, tylko kapitan piratów... a mieliśmy z nim na pieńku, więc z niego nic nie zostało. W każdym razie, proszę za mną. Pani kapitan porozmawia potem z wami na osobności... *Kiwnął ręką każąc im iść za sobą. No i poszli, wraz z ochroną*

Asyr Kai - 2010-06-01 19:47:09

Kontynuacja sesji z Coruscant (TUTAJ)

Kai zbudził się dokładnie tak jak planował - jakieś 15 minut przed lądowaniem. Akurat tyle, że zdążył się wybudzić, oporządzić i
zrobić kawę. Napój był mocny, trochę za mocny, ale dało się przeżyć. Zrobił też jajecznicę, trochę przypaloną, ale cóż - nie można mieć wszystkiego. Wyszło za dużo jak na jedną osobę, ale podejrzewał, że Dass też jest głodny, a przecież nawet Jedi muszą coś jeść. Nałożył sobie do tego trochę chleba i proszę - idealne śniadanie. W tym czasie statek wylądował i odsunął się na bok, aby zrobić miejsce następnym.

Dass Farr - 2010-06-03 08:56:40

*Obudził się kilka minut po Kaiu. Zabrał broń i wyszedł z pomieszczenia. Był jeszcze nie do końca obudzony co nie pomagało mu zbytnio w odnalezieniu kabiny, z której dochodził przyjemny zapach jajecznicy. W końcu do niej trafił. Powitał Kaia i spojrzał na jedzenie.* Dostanę trochę? *Dopiero teraz uświadomił sobie jak był głodny.*

Asyr Kai - 2010-06-03 10:53:55

-Cześć, Dass.- powitał go radośnie. -Jasne, siadaj. Na stole stoi kawa dla ciebie.- powiedział. Kai skończył jedzenie i poszedł do kabiny. Szybko wziął ze sobą broń i resztę ekwipunku, po czym wrócił do salonu. -Podejrzewam, że nie skontaktuje się z nami dzisiaj. Idę na miasto i tobie radzę to samo. Powydawaj kasę, pobaw się. Zrobiłeś swoją robotę, teraz czas na nagrodę.- poradził. -Gdyby jednak się z tobą skontaktował, zadzwoń do mnie.- po czym wyszedł ze statku. Odetchnął głęboko brudnym powietrzem Nar Shadaa i skierował się w stronę rynku.

Dass Farr - 2010-06-04 07:51:32

*Spokojnie zjadł śniadanie zostawione mu przez Kaia, za co bardzo był mu wdzięczny, zabrał płaszcz i wyszedł na ulicę Nar Shadaa. Rozejrzał się dokładnie dookoła i jeszcze raz upewnił się, że ma broń. Nie wiedząc co zrobić z taką ilością kasy ruszył w stronę rynku. Jako jedi nigdy nie miał pieniędzy, bo przecież nie były mu potrzebne. Powoli chodził i oglądał otaczające go na straganach przedmioty. Nagle spostrzegł miejsce gdzie sprzedawali statki różnej wielkości i zastosowań. Od małych myśliwców po sporej wielkości transportowce przemytników. Wiedział, że nie może przecież wiecznie siedzieć u Kaia. Podszedł bliżej i zaczął rozglądać się za odpowiednim modelem. Zastanawiał się nad patrolowcem typu Firespray lub frachtowcem Dynamic.*

Moc - 2010-06-17 09:27:50

*No i też na Arxx'a ktoś czekał a był to wysoki mężczyzna rasy... wookie i to chyba średnio znający basic, bo trzymał starą tabliczkę z jego imieniem do góry nogami więc jeśli ktoś nie wie o co chodzi to już się nie dowie. Chociaż ten wookie wyglądał trochę dziwnie, jakby miał ciężką noc (co w sumie było prawdą, wystarczy zapytać kilku właścicieli okolicznych barów... wypił dużo, dużo zapłacił - było super. Ale jak zaczął rozrabiać z innymi gośćmi to było gorzej. A rano miał kaca mordercę, który jeszcze mu nie przeszedł i stąd ta mała pomyłka.). W każdym razie czekał na Arxxa i się nie ruszał. A i miał brązową sierść... no i był duży*

Moc - 2010-06-17 10:15:47

*Wookie chyba nie bardzo wiedział kogo się spodziewać, bo gdy nadszedł nautolanin to spojrzał na niego z góry, odwrócił tabliczkę w łapie, by się jej przyjrzeć, skonsternowany podrapał się po głowie, a gdy pytanie usłyszał to ryknął (basic znał, ale z wiadomych przyczyn posługiwać się nim nie umiał)*"Grrraaaggghhh! Wrroaarrrr!" * Znaczyło to mniej więcej tyle co "Dobra chodź bo głowa mnie napieprza!" i wywalił tabliczkę w kat, trafiając jakiegoś biednego, niczego nie spodziewającego się żula, chwycił za ramiona Arxxa, podniósł go, okręcił się wokół własnej osi, postawił go na wprost jakiegoś pojazdu i tam go zaciągnął. Jeszcze tak trochę krzywo szedł, ale nikt nie jest na tyle szalony, b zaproponować wookiemu test alkomatem. Więc lata w takim stanie w jakim jest po całonocnej imprezie*

Moc - 2010-06-17 11:16:43

*No rozsądek Arxxa był w tej chwili bardzo na miejscu i wookie ucieszył się, że ten wlazł do pojazdu bez gadania. Sam też usiadł w fotelu kierowcy, tudzież pilota, ale ledwo się mieścił. Walnął też w jakieś radio, które "jęknęło" i się uciszyło. Najwyraźniej pilota pojazdu bolała głowa. Zawył tez przeciągle, waląc w tablicę rozdzielczą pięściami aż pojazd się uruchomił. Ci wookie maja bardzo dziwne sposoby uruchamiania pojazdów. No ale maszyna odpaliła, zaczęła się wznosić i po chwili pomknęli ulicą wzdłuż Portu. Aerowozem nieco zachwiało, gdy skręcił nagle, ale leciał w miarę prosto... tyle, że pod prąd.* Aghrrr! Wrrraaa! Brroar! *Pomstował wookie na pilotów innych pojazdów i w końcu trafił na odpowiedni korytarz powietrzny*

Moc - 2010-06-17 13:11:11

*Jeżeli Arxx uznał pilotów (kierowców) z Nar Shaddaa za najgorszych w Galaktyce to z pewnością nie był na Korelii... tamci to nie mieli pojęcia co to Przepisy Ruchu Powietrznego czy też ograniczenia prędkości. Tyle, ze Korelianie mieli jakby we krwi pilotowanie pojazdów w sposób brawurowy i z pewnością można ich zaliczyć do czołówki najlepszych w Galaktyce, jeśli przypadkiem nie rozbiją się na swojej rodzinnej planecie z kimś, kto przestrzega zasad* Groar, Wrrroach... Hrggrar *Zawtórował mu wookie, któremu okrzyki Arxxa przypadły do gustu. Ale lepiej nie tłumaczyć co takiego wookie wrzasnął, b to by było bardzo niecenzuralne i w ogóle ciężko znaleźć odpowiedniki w basiku na ich przekleństwa. W każdym razie aerowóz dalej mknął przed siebie*

Moc - 2010-06-17 16:26:30

Graorrr! Wrrraaarrr! *Znaczyło to tyle co "Nar Shaddaa jest wielkie durniu! Latanie trwa!" zwłaszcza, ze wybrał trochę odległy kosmoport, więc niech nie narzeka. W pięć minut nie doleci się do celu, zwłaszcza w takich korkach. A że nie jest zbytnio rozmowny to już problem Arxxa, on miał go wywalić gdzieś po drodze. No ale zaczęli nagle obniżać lot, trochę ostrych manewrów podczas których nautolanin polata sobie trochę po tylnym siedzeniu, aż w końcu gwałtownie się zatrzymali* Grrryyyhhh! *"Jesteśmy na miejscu"*Waaagrrrhrrr! *"Spierdealaj*

Moc - 2010-06-17 19:27:24

*Pierwsza zasada współżycia na NAr Shaddaa i w ogóle z wookiemi... nie denerwuj skacowanego wookiego, bo a) jest silniejszy, b) może ci wyrwać ręce. A ten konkretny futrzak był nerwowy, co można było wiedzieć po przekleństwach podczas pilotażu. Tak wiec wyszedł ze swojego pojazdu, chwycił za szmaty Arxxa i warknął na niego tak, że cały smród omal biedaka nie zabił. Wookie nie używają szczoteczek do zębów* Wrrraaaa! Ghhhraa! *Tłumaczyć to można jako "Przeproś kundlu" tudzież "Wpierdol ośmiornico?!" jak zwał tak zwał, wiec lepiej przeprosić i powiedzieć, ze to żart był, bo futrzak gotów pozbawić go paru głowoogonów albo rąk.*

Moc - 2010-06-19 15:49:41

*Wookie ryknął coś co chyba znaczyło "Nooo" po czym odstawił Arxxa na ziemię i swoja wielką łapą zaczął mu poprawiać ubranie, co wyglądało komicznie po tym pokazie siły, ale nautolaninowi pewnie do śmiechu nie było.* Wrraarraa! *"Trza było tak od razu" jeszcze mu ubranie poprawił, wlazł do swojego pojazdu, odpalił silniki i po chwili zniknął gdzieś w korku powietrznym, rozpychając się na inne korytarze powietrzne. I tym sposobem Arxx, jeśli znowu tego wookiego spotka, pozbył się sporej liczby kredytów dzięki tej obietnicy*

Asyr Kai - 2010-06-23 13:31:12

Niedaleko wylądował stary, nieco zużyty YT-1300. Przez okienka w kokpicie było widać krótką rozmowę dwóch ludzi (a właściwie człowieka i bothanina). Gadali przez jakąś minutę, po czym futrzak wyszedł ze sterowni. Po lewej stronie kadłuba otworzył się trap i teraz można było dokładniej mu się przyjrzeć. Był ubrany w długi ciemny płaszcz z kapturem, teraz odrzuconym do tyłu. Dzięki temu każdy mógł zobaczyć śnieżnobiałą, wręcz jakby nienaturalną sierść bothanina i równie dziwne czerwone oczy. A może to tylko gra świateł? W każdym razie dziwna istota zeszła po trapie na płytę portu i rozejrzała się dookoła, jakby starając się rozpoznać gdzie jest. Po chwili jednak skierowała się w kierunku starego, wysłużonego BR-23.
Kai zauważył, że oprócz normalnych, typowych frachtowców przyleciał też jakiś średni transportowiec. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie dziwna scenka jaka się przed nim rozegrała. No bo wookiego podnosząc bez trudu nautolanina i ryczącego na niego w swoim języku trudno nazwać "zwykłym". Na szczęście kryzys został chyba zażegnany, bo wookie z powrotem postawił kolegę na ziemi i poprawił mu ubranie. Tak więc Kai przestał zaprzątać sobie tym głowę i wszedł do swojego "kurierowca". W środku przywitał go znajomy bałagan i dość luksusowe wnętrze. Wyciągnął z kieszeni papierosa i zapalił. Zaciągnął się parę razy, po czym przeszedł dalej wgłąb statku. Otworzył ukryty schowek i wrzucił tam oba karabiny. Wrócił do salonu, gdzie otworzył barek i z głębi wyciągnął dobrą koreliańską. Nalał sobie do szklanki i usiadł na kanapie. Wszystkie te czynności, od wejścia, zajęły mu jakieś dwie, trzy minuty. Otworzył połączenie z kokpitem. -Jakieś rozkazy, sir?- spytał droid. -Startuj i sprawdź gdzie tu jest porządny warsztat.- padła odpowiedź. Po chwili statek wystartował i odleciał w bliżej nieokreślonym kierunku.

Kart - 2010-06-24 17:19:59

*Nie od razu udało mu się tutaj dotrzeć. Problemy zaczęły się zaraz po starcie. Myśliwiec, miał nadajnik, przyczepiony przez jakiegoś aruetii. Trzeba było się go więc pozbyć... Co zrobił na pierwszym przystanku. Sprzedał go za minimalna cenę. Taką, że wystarczyło by na dotarcie do celu, przy wykorzystaniu byle jakiego transportowca, promu, czy też statku należącego do jakiś przemytników. I to wszystko bez naruszania środków na dwóch kontach... na których nie było wiele więcej kredytów niż posiadał za sprzedaż. Plan niemal doskonały. Niemal... Nie przewidział sługusów imperium szukających jakiś zbiegów... Nie przewidział, że sam może być pośród nich... I nie przewidział, że ukrycie się będzie kosztowało zawartość jednego z kont. Cudownie... Przez całe to zamieszanie wzrosły koszta podróży...
Zaniedbanie i błąd w planowaniu. Kart był na prawdę szczęśliwy. W końcu, co może bardziej poprawić humor niż utrata góry forsy? W końcu jednak dotarł jednak do celu swej podróży. Zszedł z rampy transportowca i bez słowa ruszył w kierunku wyjścia z portu kosmicznego. Wystarczyło przecież "podążać za tłumem".*

Issa Maya - 2010-07-25 17:45:28

*Issa właśnie wyszła z nadprzestrzeni ciągle myśląc jak znajdzie kogos przyzwoitego który zgodzi się na niby sprzedaż a później zorganizuje ratunek jeśli będzie potrzeba. Wylądowała na lądowisku i zapłaciła za miejsce, ale dużo kredytów nie miała więc musiała oszczędzać. Spojrzała na swój statek i upewniając iż jest bezpieczny odeszła z portu, w swojej granatowej szacie i ukrywając swój miecz świetlny*

Akam Nay - 2010-07-26 15:08:08

*Do lądowania podchodzić zaczął stary, mocno zniszczony, a raczej, precyzyjniej określając - wyeksploatowany YT 1000. Zewnętrzne poszycie, w licznych miejscach powgniatane i pokryte zaciekami z pewnością nie prezentowało się imponująo. Transportowiec zawisł nad lądowiskiem, po czym zaczął powoli wytracac wysokość w pionowym opadzie. Wszystko przebiegało gładko aż do ostatniego etapu. Będąc około metra ponad powierzchnią stanowiska Buzzard - bo taką nazwę, wymalowaną na "burcie" można było odczytać z nagła stracił moc i gwałtownie siadł na podwoziu. Siłowniki jęknęły głośno, jednak, na szczęście, wytrzymały. Jakiś czas trwało wyciszanie i wyłączanie wszystkich podzespołów, po około minucie zaś dało się usłyszeć dochodzące z wewnątrz łupanie. Chwilę później "wrota" luku, chroniące wejście opadły z głośnym hukiem - widać zawiodła hydraulika. Po nich też zszedł aktualny właściciel statku (ale nie znajdującego się na nim ładunku). Akam wypuścił z fajki zgrabne dymne kółko, po czym podszedł obejrzeć siłowniki podwozia i włazu. Pokręcił głową z dezaprobatą*
- Ehhh, wygląda na to że przydałby Ci się 'mały' remont staruszku
*Nie dość że przy dużych obciążeniach, tak jak przed chwilą siadał napęd, to na dodatek, nadwyrężone wymuszonymi tym twardymi lądowaniami powoli puszczało i podwozie. Było to jednym z powodów, dla których nie zezwolono Nayowi na lądowanie na prywatnym lądowisku kartelu. Po pierwsze - obecnie wszystkie stanowiska były zajęte, przeładunek był w toku, po drugie zaś - obawiano się że jego 'grat' mógłby się finalnie rozkraczyć i zablokować pas na czas dłuższy niż było to konieczne. Więc i tak czy siak - póki co na własną rękę poszukać musiał dobrego mechanika i warsztatu.
Człowiek odwrócił się mając zamiar udać się do najbliższej kantyny - by w utopić z alkoholu monotonię kosmicznej podróży gdy... zza rogu wyleciał, dosłownie wyleciał, Toydarianin, najwyraźniej nadzorca lądowiska*
- O jasna cholera...
*Cóż... komentarz mówił sam za siebie - każdy rozsądny pilot od konforntacji z wściekłym Toydarianinem (jakby to było cos nowego) wolałby już walczyć z głodnym Rancorem. Coż, nie było sensu dłużej zwlekać, Akam czym prędzej ruszył, starając się zniknąć nadzorcy z oczu, zanim ten zacznie swą, nieodłączną jego gatunkowi, tyradę*

Taarn - 2010-07-29 14:41:08

Od jakiegoś czasu na lądowisku stał statek zwiadowczy „ważka” i rozładowywał masę dziwnych elementów, prawdopodobnie szczątków jakiegoś statku. Winda towarowa powoli zjechała, na nim stał dziwnej konstrukcji droid w kształcie sporej piłki z nóżkami i mechanik w szaro-niebieskim kaftaniku, który instruował robota w jakiejś misji. Głośne pikanie droida rozbiegło się echem po hali, lecz zostało szybko zapomniane w gwarze i pośpiechu… gdy dotarli na podłogę hangaru Taarn zlazł z windy i zaczął maszerować wolnym, cyklicznym krokiem w kierunku wyjścia na ulice… Starał się nikomu nie wejść w drogę, lecz wybierał najszybszą możliwą drogę.

[rozmowa wewnętrzna]
[Ds] Trzeba wymyśleć nowy sposób chodzenia… ten jest za wolny.
[Dj] Stwierdzenie:Droideka używa całego ciała do poruszania się.
[Ds] Czy ja wyglądam jak droideka? Myślałem coś bardziej o kółkach.
[Dj] To jest stare… stwierdzenie: a zwiększając moc i odpowiednio programując możesz zwiększyc szybkość przemieszczania się.
[Ds] Stosunkowo też rośnie zapotrzebowanie na energię, a silniki tak wykorzystywane trzeba częściej wymieniać.
[Dj] rozmyślenie: Koła też nie są idealne… nie wszędzie dotrzesz. A na lewitowanie za ciężki jesteś.
[Ds] Ale część mnie mogłaby latać, taki dronek naprawczy, czy zwiadowczy. Mała latająca kuleczka…

Akam Nay - 2010-07-29 15:08:18

*Tak jak się wczoraj umawiał z Rishianinem, kilka minut przed szesnastą przybył na umówione lądowisko. PK 23... zawsze puste, 'zarezerwowane' przez Hutta Toggę, głowę kartelu do którego należał Akam... 'Prywatne' (bo nie należące do Naya - co nie zmieniało faktu że miał prawo z niego korzystać), 'wiecznie w remoncie' lądowisko w publicznym porcie było jednym z licznych pozytywów, które niosła ze sobą przynależność do... nie do końca legalnej organizacji. Jak widać ptakopodobnego jeszcze nie było. Ale nie szkodzi, przemytnik miał czas. Ważne że zdążył z konserwacją i przeładunkiem statku. Nie mając nic do roboty, a jeszcze chwilę wolnego czasu przed sobą, oparł się o ścianę, wsadził ręce w kieszenie płaszcza i czekał.*

Secorsha - 2010-07-29 18:38:21

*dokładnie punkt 16 na wielkim zegarze przy głównym „peronie” ladowiskowym nad człowiekiem przeleciał cien,. Był jak statek, szybki myśliwiec gotujący się do zrzucenia ładunku, jednak cichy, zwodniczo zwiewny i tajemniczy. Za chwile przyszło uderzenie wiatru w twarz, i rishianin się pojawił, na niebie, jego pięknie zielonozłote skrzydła mieniły siew  słońcu. Machał nimi harmonijnie, artystycznie i rzadko,. Szybował Kolami i zniżał się ku Akamowi. Kiedy był nisko, człowiek mógł zauważyć siatkę na jego piórach. Lekką zbroje.
Ptak wyładował na niewysokim, sięgającym człowiekowi do pasa murku. Raz ostatni z zatrzepotawszy skrzydłami przycupnął jak prawdziwy ptak i znalazł się głową na wysokości glowy człowieka. Jego oczy uśmiechnęły się serdecznie, a  zdobna w pióropusz glowa skłoniła w zwyczajowym, grzecznym ukłonie. Siedzącą na grzbiecie małpa była chyba jeszcze zbyt przestraszona lotem, by się drzeć*

Akam Nay - 2010-07-29 18:49:30

- No niech Cię... *Mruknął cicho oczekujący na 'gościa' przemytnik. Gdyby miał wrażliwszą naturę, zapewne popadłby w niemały zachwyt obserwując lot ptaka, falowanie różnokolorowych piór na wietrze... piękny materiał na poetycki opis. Jednak... gdyby zrobił coś takiego nie byłby Akamem - rozpoznawszy w szybującym kształcie Rishianina pierwszym o czym pomyślał była praktyczność takiego 'wyposażenia', niewiele ustępująca jetpackowi i jego ewentualne wykorzystanie.
Ujrzawszy gest ptaka człowiek również odkłonił się w podobie i przywołał na swe usta wytrenowany przez lata, sugerujący pełne zaangażowanie i przychylność uśmiech. Czekał na pierwszy ruch - miał nadzieję - swego zleceniodawcy*

Taarn - 2010-07-29 18:56:55

*Maszyna, którą oddelegował niedawno jakiś mechanik wróciła do portu, co dziwniejsze stanęła przed pustym miejscem na okręt niedaleko. Trochę poburczała i połaziła po okolicy pytając się okolicznych ludzi o miejsce statku zwiadowczego… nikt jednak nie był w stanie określić jej położenia. Zobaczyłą dziwnego ptaka, zlustrował go swoim czerwonym okiem i podpełzł powoli na sześciu kończynach przyglądając się mu nieustannie, podniósł łeb i powiedział mechanicznym głosem.*
-Wie pan może gdzie znajduje się „ważla”- taki mały okręt. *Przed droidem pokazał się mały holocron ukazujący statek….* To bardzo ważne dla mnie.
[Ds] On wygląda na ważnego... musi coś wiedzieć.

Secorsha - 2010-07-29 19:06:28

*Z cała pewnością Akam chciał dobrze wypaść przed rishianinem, jego uśmiech oczywiście został dostrzeżony i zinterpretowany jako nadzieje na ubicie interesu. Po prostu miejska mowa ciała. Ale – niestety – niestety może po prostu tak, wzrok jasnych oczy padł najpierw na maszynę. Nietypowy droid przyciąga wzrok. Bardzo dziwna maszyna. Ptak nie znal się na maszynach, ale jak wszystkie ptaki był ciekawski. Przyjrzał się wiec holoprojekcji i zapytanie potraktował bardzo poważnie, bo jego porośnięte delikatnym meszkiem powieki przymknęły się jakby w zamyśleniu*
widziałem ten statek. Ten, lub bardzo podobny. Odleciał *odparł, podnosząc skrzydło do dzioba, by pomasowac się kciukiem miedzy nozdrzami*
nozdrzami skoro mowa o statkach… *znowu skinął człowiekowi* który jest Twój, przyjacielu? *czyli – zapewne chodziło rishianowi o konkretny statek*

Akam Nay - 2010-07-29 19:20:23

- Nie mam pojęcia *Wpierw odpowiedział na pytanie zadane mu przez droida. Głos miał spokojny, jednak wewnątrz się gotował. Ta... puszka śmiała mu przeszkodzić w takim momencie... A słyszał o wielokrotnie większych interesach, rwanych w strzępy częstokroć przez o wiele mniejsze niedogodności* - A raczej... trudno byłoby zidentyfikować go w tym tłumie statków *Na potwierdzenie słów potoczył ręką wokół siebie... i rzeczywiście, 'Ważka' której szukał Taarn mogła być wszędzie. Co najgorsze nie wyróżniała się niczym szczególnym - po prostu przeciętnej wielkości mały statek jakich na Nar Shaddaa było setki tysięcy*
*Akam skrzywił się lekko... No tak. Przyszedł czas na 'prezentację'. A jedno trzeba było Buzzardowi przyznać - z zewnątrz nie prezentował się zachwycająco*
- Tamten, brązowy *(fakt że nie tylko od farby... Rdza również robiła swoje)* YT 1000 na PK 24 *Dłonią wskazał na sąsiednie lądowisko, gdzie przezornie zlądował uprzednio swym ruchomym lokum. Jednocześnie miał nadzieję, że Rishianin nim wyda 'wyrok' zechce wpierw, jak przystało na profesjonalistę, zapoznać się z wnętrzem, silnikami i mechaniką... które w przeciwieństwie do poszycia były warte każdej możliwej uwagi*

Taarn - 2010-07-29 19:27:30

[Dj] Potwierdzenie: tutaj już go nie ma…
[Ds] Czyli teoretycznie jesteśmy wolni, gdyż po pierwsze nie ma na tej planecie istoty imieniem Zin, po drugie wszyscy co chcieli mnie gdzieś wysłać zniknęli. Czyż to nie cudowne?
[Dj] Zacznij nowe życie…
*Droid spojrzał na Akama, który posiadał statek. Przyjrzał mu się uważnie, później na jego dobytek z jego czerwonego oczka pojawiła się mały czerwona wiązka, który widoczna była tylko na latających drobinkach* Uszkodzenie poszycia, zaawansowane. Naprawa - możliwa. *powiedział trochę bardziej donośniejszy niż zwykle głos* Tylko trzeba zdobyć parę części. *Na małym holocronie przed droidem wyskoczyły drobne elementy* Widziałem takowe na stanie w pobliskim opuszczonym hangarze Kobdara… Ale myślę, że i tutaj będą mieli na stanie, wszak to hangar…
[Ds] Może ten jegomość nam pomoże… jakoś zacząć
Jestem Taarn, robot naprawczy, kolektor i technolog *powiedział z jak największą radością- czyli metalicznym zgrzytem*

Secorsha - 2010-07-29 19:43:47

*złożył skrzydła do tyłu teraz na dobre upodabniając się, do ptaka. Koko – małpojaszczurka dziś ubrana w spódniczkę założyła mu chude ramiona za szyje i poskrzekując cicho wtuliła łeb w  pióra. Patrzyła nieufnie na Tarana. Widac straszono ją w domu czymś podobnym.
Ptak zaś podniósł głowę, a  szyja wydłużyła mu się, jak to ptakowi. Dostrzegł statek i niebezpiecznie długo milczał, i nie było to bynajmniej celowe budowanie napięcia. Bo jakby nie patrzeć statek pierwszej, ani nawet drugiej klasy nie był*
wierze, ze statki mają duszę *odezwał się nagle. Czyżby delikatna odmowa? Na pewno chciałby się zapoznać ze specyfikacją. Tak, właśnie jeden specjalista się odezwał, a z oczu ptaka znikł uśmiech* ale ja nie mam czasu na naprawę, przyjacielu… *odparł Adamowi, patrzył jednak na droida… na Tarana* Tak… piękne imie, Taaran… *rishianin wyraźnie się zakłopotał, a Koko wydała z siebie wyjątkowo nieprzyjemny wrzask*

Akam Nay - 2010-07-29 19:55:47

*W tym momencie Akam o mały włos nie stracił nad soba panowania. Zimna WŚCIEKŁOŚĆ napełniła mu trzewia... Gdyby tylko nie obecność rishianina, nie wahałby się wpakować serii z blastera w ten impertynencki, zakuty droidzki łeb*
- Statek... Jest w pełni sprawny i gotowy do lotu. *Lodowatym tonem gotowym bez większego kłopotu zmrozić rozpalone pustynie Tatooine odpowiedział droidowi*
- I nie potrzebuje obecnie żadnych napraw *Dokończył, już spokojniej, spoglądając na ptaka, choć głos, mocno podniecony mieszanką negatywnych emocji nadal lekko mu drżał*
- Calo Bann *Akam bez mrugnięcia okiem przedstawił się jedną z wielu swoich fałszywych tożsamości i wyciągnął dłoń w stronę Rishianina* - Może... przejdziemy się, obejrzeć Buzzarda od wewnątrz? *Zaproponował. Miał nadzieję że mimo pierwszego rozczarowania jego rozmówca  zgodzi się... i nie pożałuje*

Taarn - 2010-07-29 20:07:09

*Taarn stał sztywno przez chwilę wpatrując w okręt- jak na robota przystało, po czym stwierdził odruchowo* Nie potrzebuje?  *spojrzał na podwozie* Cóż, każdy posiada swoje minimum bezpieczeństwa, sam latałem już we wrakach...  ale *przerwał nagle*
[Ds] chyba jesteśmy spaleni, nie uda nam się powiązać z tym humanoidem.
[Dj] to jeden z przemytników…
Może i da radę wylądować w kolejnym porcie, żeby dokonać pewnych drobnych napraw *Powiedział nie przerywając procesów myślowych i szacowania możliwości rozbicia* Tak, ma jakieś szanse. *Droid lekko obrócił swoje cielsko na sześciu kończynach i spojrzał na ptaka* Lecz widzę, że wam w czymś przeszkadzam… *Ciekawość ludzka kazała mu zostać, a droidzi rozsądek kazał wyturlać się na co najmniej kilometr* Może będę w ramach wynagrodzenia mógł w czymś pomóc? *Spojrzał na Akama… *chyba Droid wygrał nad mechanicznym ciałem, gdyż zaczął powoli się wycofywać ze słyszalnym sapaniem silniczków*

Secorsha - 2010-07-29 20:11:34

*Jak wiadomo każdy chciał na tym zarobić, zrobić dobrze, bezpiecznie. Akam – Calo reklamował swój statek klientowi, klient usłyszał uwagę/ostrzeżenie a przecież zależy mu na bezpiecznym locie, i tak dalej. Ciekawe, czy droid zrobił to świadomie*
Kaird, niepomiernie mi miło *pozwolił by mężczyzna uścisnął jego wątłą dłoń ukrytą pod skrzydłem. I chyba trochę bal się mocnego ściśnięcia. Musiał już tego doświadczyć.* wprawdzie jestem ptakiem i przestworza nie są mi obce, jednak w  kwestii statków musze ufać ich panom… *tu spojrzał badawczo na droida* …i ekspertom… *droid z sukcesem zachwiał zaufanie Kairda do statku pana Akama. I to bardzo, bardzo bardzo…*

Akam Nay - 2010-07-29 20:16:11

*Akam uścisnął dłoń ptaka i... chyba załapał o co chodzi. Jeśli miał jeszcze jakąkolwiek szansę by przekonać do siebie Kairda, to musiał wykorzystać w tym celu droida. Cała nadzieja w tym, że ten wewnątrz nie znajdzie niczego do czego mógłby się przypieprzyć*
- Skoro tak... Zapraszam Was obu na pokład *Spojrzał na droida* - Tak, Ciebie też...? *Pytając zawiesił głos*

Taarn - 2010-07-29 20:27:14

Każdy ma swój czas, a czas to pieniądz mawiają *Obrócił się do przemytnika*
[Ds] Coś kombinuje…
[Dj] Też mu nie ufam, lecz zauważ, że posiada broń…
[Ds] Jak każdy w okolicy paru mil… lecz w środku będzie mógł nam zrobić wszystko…
Tylko dlaczego ja, skoro mamy w tym hangarze wielu specjalistów… *mechaniczny głos mówił stale jednym, dziwnym tonem… przez chwilę milczał* Nie ufam Ci organiczna istoto. *Stwierdził nagle* Jaką mam pewność, że w środku nie ma porywaczy? Może ja nie jestem nic warty, lecz nie bez przyczyny znalazł się tutaj nasz trzeci towarzysz. *Taarn nie przestawał powolnego wycofywania, już znajdował się metr dalej niż poprzednio* Zresztą można sprawdzić systemy odpowiednim, testującym oprogramowaniem, więc potrzebny nie będę, a cyferek nie zmienisz *dalej próbował się wymigać od wejścia na pokład* Posiadasz takie?

Secorsha - 2010-07-30 16:44:59

*to już chyba było za wiele dla Kairda. Niby zwykły droid, a  tak potrafił zmienić sytuacje, wpłynąć na czyjeś decyzje, bo teraz najwyraźniej sprawił, ze Kaird widział w człowieku porywacza. Małpa natomiast najwytraźniej chwalą lecieć bo zaskrzeczała, i skoczyła na ziemie, by ruszyć energicznie w  stronę droida*

Akam Nay - 2010-07-30 17:48:43

*No nie, tego było za wiele To nie mógł być przypadek! Ta puszka z premedytacją rujnowała mu ubicie interesu. Spojrzał ukradkiem na Rishianina... Gdybyś łaskawie sobie stąd odfrunął *pomyślał* wpakowałbym temu zakutemu łbowi trochę wysokoenergetycznego rozumu *Mimo to Akam starał się panować nad sobą (jeszcze), w końcu jakaś... minimalna chociażby szansa na ugodę istniała, dopóki Kaird tu był. Walkę żywiołów która rozgrywała się z przemytniku ukazywało jedynie lekkie drżenie rąk, które postanowił zamaskować wyjmując i zapalając fajkę. O tak, wspaniały 'aromat' fajkowego tytoniu z delikatną nutą wanilii był wszystkim, co potrzebne było Nayowi do odprężenia się... Ukontentowany, wypuścił z płuc chmurkę dymu i...*
- Jeśli nie chcesz, to znikaj stąd. Oby prędko *Odparł droidowi* - I nie, nie posiadam ogólnej autodiagnostyki. Z resztą, i tak by nie zadziałała...
*Skłamał... i po chwili zorientował sie, że nieopatrznie wkopał się jeszcze głębiej. Jego słowa nie oznaczały wprawdzie, że systemy nie są sprawne... ale mogły zostać zinterpretowane właśnie w ten sposób. Po prostu na statku zamontowane były podzespoły z innych jednostek, ot choćby jak silniki i hipernapęd żywcem wyjęte z YT-1300, co kosztowało Buzzarda zmniejszenie powierzchni obu ładowni, czy dwie laserowe wieżyczki, choroba wiedziała jakiego pochodzenia. Dlatego też program taki nie mógł zadziałać - wedle ogólnie przyjętych wytycznych taka kombinacja części składowych statku nie miała prawa ze sobą współpracować... a jednak - wprost przeciwnie. Jedyną trudnością jaka się z tym wiązała, była konieczność sprawdzania każdego podzespołu z osobna, ale i na to był sposób*

Taarn - 2010-07-30 18:03:08

[Ds]Propozycje?
[Dj]Zróbmy tą diagnozę i się ulotnijmy…
Dobrze panie Calo. Z chęcią obejrzę pański pokład *Stwierdził, po czym ruszył w kierunku okrętu* Niech pan nie wchodzi dopóki ja nie wyjdę * Swym dziwnym głosem zdradził wahanie, lecz nawet nie odwracał się- trwałoby to zbyt długo, a nie chciał marnować czasu…* przebadajmy tę kupę złomu *powiedział cicho wspinając się do luku wejściowego. Widocznie nie podobał mu się ten pomysł, gdyż jego ruchy były dziwnie wolne…*

Secorsha - 2010-07-30 18:20:10

*To już naprawdę wszystko robiło się zbyt niebezpieczne, a zwarzywszy na to, ze na każdym lądowisku kilku najemników czeka na klienta, to Kaird nie musi wcale ryzykować życia w jakimś złomie.* Koko! *zawołana małpa posłusznie acz niezbyt chętnie wróciła do pana i zajęła miejsce na jego grzbiecie* Zastanowię się jeszcze *odparł ta bardzo grzeczną wymijająca fraza która oznaczała ni mniej ni więcej: nie, nie ide na to. Rozpostarł skrzydła do odlotu*

Akam Nay - 2010-07-30 18:25:12

*SZLAG! Jedna jedyna myśl wybiła się ponad wszystkie inne.*
- Oczywiście, rozumiem, cóż, miłego dnia
*Uprzejmym, aczkolwiek lekko 'drewnianym' tonem odpowiedział przemytnik. Cóż... po ptakach (tu uśmiechnął się... ot, kolejna przypadkowa gra słów, które tak uwielbiał). Tyle z tego dobrego, że będzie przynajmniej miał - być może - darmową ekspertyzę statku... Zdecydowanie, to nie był dobry dzień.*

Taarn - 2010-07-30 18:35:07

*Nie zważał na to co się dzieje na zewnątrz między przemytnikiem a ptakiem, wsunął natomias głowę do środka, schylił ją lekko w prawo, później w lewo* Ale wyjebane wnętrze… *Powiedział nienaturalnym- bo iście ludzkim głosem, po czym nie zważając na reakcję stojących na zewnątrz wbił do środka i zaczął panoszyć się z kamerą rejestrując każdy swój. Opór całkowicie zniknął a prędkość z jaką to robił odbijała się dudniącym echem przez drzwi wejściowe* Super! Ekstra! * i masa podobnych słów dawała się słyszeć przez otwarte drzwiczki, w których pojawił się nagle droid* Czysto- może pan wchodzić… *Powiedział mechanicznym tym razem głosem, po czym zeskoczył z rampy na ziemie* Niedogodności w lądowaniu na pewno nadrobi pan w czasie. Albowiem stosunek masy do zamontowanego silnika powinien dać bardzo dobry efekt. *powiedział spokojnym mechanicznym głosem, lecz zdziwił się, gdy nie było już nikogo obok Akama...*

Akam Nay - 2010-07-30 18:52:07

*'Okrzyki' zachwytu dobiegły Akama... I cóż z tego. Jakoś, dziwnym trafem stracił dobry humor. Usiadł tylko na rampie i smętnie dopalał fajkę.*
- Daruj sobie mały, już po wszystkim *Głowę oparł na ręce, którą z kolei podpierał się o kolano.*
- Chcesz to możesz sobie oglądać ile wlezie... Za jakąś godzinę będę musiał lecieć do Toggi, przyjąć standardowy załadunek *Wykrzywił usta w grymasie niechęci po czym splunął za oddzielającą go od kilkusetmetrowej miejskiej 'przepaści' barierkę*

Taarn - 2010-07-30 19:03:38

*Taarn usłyszał słowo mały i zaczął siebie badać kręcąc głową i wywijając kamerką mierząc w siebie*
[Ds] Jestem mały?
[Dj] stwierdzenie: 200kg na robota to mało. 220 wraz z ekwipunkiem.
[Ds] Phi…
Cóż, w tym mieście na pewno jest wielu kupców, którzy chcieliby, by ich towar znalazł się w Todze. Może poszukasz innego? Ten ptak wyglądał naprawdę podejrzanie… *powoli oddalał się od okrętu* I tak pewnie chciał coś ostrego wykombinować, widziałeś jak Ci uściskał dłoń? Zarejestrowałeś jego twarz? *Mówił nieprzerwanie oddalając się od wejścia do okrętu. Jego mechaniczny głos nagle zmienił się w gwizdanie* Pik pilik pik. Pilik pik pk piiiiiiik *Co znaczyło mniej więcej „statystyka na Nar shaddaa wyjawia tendencje do niszczenia i porywania statków”, dokończył swym ludzkim, sztucznym głosem* I Twój okręt mógł zostać porwany…. Ja muszę załatwić coś jeszcze na mieście, wybacz mi, lecz muszę coś jeszcze zakupić na mieście.

Akam Nay - 2010-07-30 19:11:49

- Taa. Jasne *Mruknał tylko zrezygnowany. Dzień NAPRAWDĘ nie należał do udanych. Raz, że stracił kontrakt, dwa, podpadł Toddze... Czym? Ano samą chęcią wzięcia zlecenia na własną rękę. Kartel to tolerował, ale specjalnie za tym nie przepadał. Trzy - jakiś niewiadomego pochodzenia droid (konkurencja? Choroba go wie) właśnie przeskanował mu statek*
- Porwany, porwany, żebym ja Ciebie nie porwał.*Zagroził* - Przynajmniej wyszedłbym na swoje sprzedając części *Dodał już do siebie, po czym wymownie spojrzał w gwiazdy... i wszedł na pokład Buzzarda*

Taarn - 2010-07-30 19:18:08

*Zdziwił się, że nie podziałały na Akama jego dziwna zdolność do przekonywania, lecz nie przejmował się, dostał to czego chciał, a zanim Akam się zorientuje zdąży zmyć się. Przemytnik był zbyt zapatrzony w swój los by się przejąć... a droid zbyt skupiony na tym by uciec by to ukryć* Żegnaj * powiedział zanim zniknął w tłumie wychodzących z portu...*

Secorsha - 2010-07-30 19:24:28

*Ano za późno. Klient polecił Taarn załatwił Akama pierwszorzędnie. I na dodatek – zostawił samego. Zdecydowanie – zły dzień*

EFECTOR - 2010-07-30 20:48:36

*Nad lotniskiem usytuowanym tu właśnie zawisł cień, może trochę mroczny i przerażający, ale tutaj nikt tego nawet nie zauważał, bo statki lądowały i startowały co chwile, racząc innych takimi doznaniami.
Tym razem lądował tu frachtowiec roboczo nazwany „Statkiem Mistrza”. Miale a sobą drogę dość długa, jednak jak widać nie zrobiła ona na maszynie większego wrażenia. Statek osiadł prawie mieszcząc się w wyznaczonym miejscu ladowiskowym. Trochę zaorał burtą, zdzierając farbę. Chyba pilot nie był wprawiony w lądowaniu, bo zgrzyt jaki temu towarzyszył postawił chyba wszystkich na nogi w promieniu… całej płyty ladowiskowej*

Akam Nay - 2010-07-31 16:46:49

*Odgłos dartego metalu dobiegł nawet do wnętrza Buzzarda, wyrywając jego właściciela z zamyślenia.*
- A to co za choroba? *Pomyślał na głos spoglądając przez iluminator. Wyglądało na to że ktoś zaliczył lądowanie całkiem w jego stylu.*
- Nie zaszkodzi zobaczyć *Cóż, człowiek ma to do siebie że przyciągają go niepowodzenia innych... a Akam nie różnił się pod tym względem od reszty przedstawicieli swojego gatunku. Wyszedł ze statku zerknąć jak się sprawy mają... i przy okazji podnieść sobie zdeptane samopoczucie, napawając oczy porażką innego pilota.*

EFECTOR - 2010-07-31 17:10:10

*No to Akam miał mocny motyw do radości – cały bok rozharatany. Wcześniej wymyty, wylakierowały, jakby nie mieli co w  domu robiąc tylko statek myc. Moze nie nowy no ale – cudo, jakby sama Moc go utrzymywała. A teraz – powgniatany, porysowany bok, krechy od góry do dolu, spawać będzie trzeba bo się rozszczelniło. Ściana o którą sobie to zrobił pokruszona, jakaś cegła w burcie tkwi…
Jak to mawia Secorsha – aż się serce raduje.
Zaraz tez rampa się otworzyła. zaraz pewnie pilot wyskoczy i będzie się trząsł*

Akam Nay - 2010-07-31 17:17:55

- Whew *Przemytnik zagwizdał przez zęby*
- Ładnie rozdupczone *Podsumował krótko wyczyn pilota... a w swoim 'wniosku' nie różnił się zbytnio od grupki gapiów która zdążyła się już na miejscu zebrać (swoją drogą... co za niezwykły gatunek ci gapiowie, pojawiający się zawsze tam gdzie akurat potrzebni nie są). Jedynym co różniło go od reszty , było to że zdecydował się podejść w bezpośrednie sąsiedztwo statku i obejrzeć uszkodzenia z możliwie jak najbliższej odległości. Co nim powodowało? Cóż, nazwijmy to pasją która wiązała się z wykonywanym 'zawodem'.*
- Na Twoim miejscu pośpieszyłbym się i zniknął stąd czym prędzej. Chyba że chcesz mieć na głowie rozwścieczonego Toydarianina *Krzyknął w pustą jamę rampy... O tak, kto jak kto, ale Akam miał nie raz okazję zapoznać się z wrednym charakterem nadzorcy tej części portu*

EFECTOR - 2010-07-31 17:27:27

*Z rampy odezwał się głosik. Był to cienki, cichy śmieszny dźwięk wydawany przez wokabulator droida. To, co nim władało musiało być najwyraźniej maskotką statku należącego do ekscentrycznego właściciela który parkuje jak idiota, niszcząc własną maszynę. To już jakiś autowandalizmą!*
Dżony nie chce Toydarianina. *odezwał się znowu głosik i stukanie. Coś tam łaziło. Brzmiało jakby cos ciężkiego, ale może to jakiś droid załadunkowy.*
Ale Dżonemu nie podoba się ze ktoś tu wybudował plotek żeby Dżony zaczepił, sir!

Akam Nay - 2010-07-31 17:34:24

*Ki ciort? Czyżby wstrząs wywołany uderzeniem oberwał coś w środku unieszkodliwiając załogę? Cóż... doświadczenie mówiło Akamowi, że za żadne skarby nie powinien pakować się na pokład nieznajomego. w każdym calu podejrzanego statku, niemniej jakies ludzkie odruchy w końcu posiadał. Jeśli rzeczywiście stało się coś niedobrego, powinien, choćby dla spokoju ducha wejść i sprawdzić... Tym bardziej jeśli jedyną istotą dającą oznaki 'życia' na pokładzie był droid...*
- Wszystko w porządku? *Spytał, wskakując na rampę i wchodząc po niej na pokład niefortunnego statku.*
- Gdzie jesteście?

EFECTOR - 2010-07-31 17:41:02

*Rampa była stabilna. Wnętrze… dziwne. Nic tam nie było, żadnego towaru. Na pustej skrzyni lezał… miecz świetlny. Był jednak uszkodzony. Przejście do kokpitu otwarte. Widać polowe kontrolki. Ani żywej duszy. Mały, zadbany stateczek, nic nie oberwane, nic nie iskrzy – nie było w środku uszkodzeń. a  po spojrzeniu  bok, nieco w głąb pojawiło się coś: parzyste, choć różnokolowe punkciki fotoreceptoreów (pomarańczowy i czerwony) i w nieoświetlonej części ładowni kształt jakby kobry. Masywne ramiona rozchodzące się na boki. W miejscu przedramion dwie armaty patrzące mężczyźnie w oczy lufami*
Tutaj! *odezwał się droideka piskliwym głosikiem* tutaj Dżony!

Akam Nay - 2010-07-31 17:47:55

*Miecz świetlny? Przemytnik pierwszy raz widział to cudeńko na żywo, ale rozpoznał bez kłopotu... W końcu nie na darmo był holonet. Dziwne. Podejrzane. Niebezpieczne? Oby nie, choć wszystko wskazywało na coś wręcz przeciwnego. Chwila minęła zanim oczy Akama przyzwyczaiły się do panującego na pokładzie półmroku. Wtedy też zobaczył... 'światełka' i... TO. Do jasnej cholery, prawdziwy, najprawdziwszy droid bojowy! I to z oboma działkami wymierzonymi wprost w głowę 'intruza' - bo i tak w tym momencie nazwał się w myślach Nay*
- ło kurwa *Wydusił z siebie, a placy oblał mu zimny pot. Jednocześnie, odruchowo niemal poderwał obie ręce do góry w geście poddania się*

EFECTOR - 2010-07-31 17:58:17

*Maszyna stałą niewzruszona. W miare przyzwyczajania się do mroku pojawiały się szczegóły – droid miał 183cm wysokości i klasyfikował się chyba w klasie superciezkiem – kable na ramionach, silne tłoki i masywne serwomotory – o wiele masywniejsze niż u standartowych droideków podtrzymywały bliźniacze działa równe obwodowi męskiego uda. W każdym jeden duży kaliber i dwa mniejsze. w  lewym z  boku jeszcze coś. Opancerzony kręgosłup kończący siew  kulistym tułowiu z którego wychodziły trzy masywne nogi – szpony. Całość rudobrązowa. Lśniąca. Łepek niżej najwyższego punktu kolistego pancerza. z  lewej trony antena i kawałek wymalowanej na pancerzu pomarańczowej błyskawicy.
I cos jeszcze. Pod szyją, na wspornikach łączących trzon droida i jego ramiona z opływowym górnym pancerzem był przewleczony sznurek, a  na sznurku – jakiś kolec, cierń czy cos takiego, w charakterze wisiorka. Bardzo osobliwe.
Akam  mógł zauważyć ze przez chwile podświetlił się na czerwono. I w ogóle jakaś taka dziwna łuna pojawiła się na drodze droid – Akam. To był skaner optyczny.
I kiedy mężczyzna podniósł ręce, droideka z cichym sykiem opuścił działa*

Akam Nay - 2010-07-31 18:05:34

*Brązowy. Zupełnie jak mój statek. Ta myśl przeraziła Akama. Jaki cudem był w tej chwili w stanie produkowac tak irracjonalne spostrzeżenia? Na szczegóły 'anatomii' droida przemytnik póki co uwagi nie zwracał. Zbyt 'przejęty' (a w zasadzie - wypadałoby powiedzieć, 'przerażony') był tą sytuacją, umysł jego pracował teraz na najwyższych obrotach, próbując wymyśleć jakiś sposób na uratowanie swego tyłka. Gorzej tylko, że sposobu takiego Nay nie widział.*
- Ekhm, tego... To... ja *Wyjąkał jedynie, powoli dając krok w tył. Droid już nie mierzył w niego... niemniej człowiek 'z jakiegoś dziwnego powodu' nie opuszczał rąk*

EFECTOR - 2010-07-31 18:13:49

*W dosc bardzo mocno zdecydowanie niezręcznej sytuacji gosc się znalazł. Wlazł na czyjś statek. Nieważne, ze nic tam nie było ale wygląda na to, ze tego niczego pilnuje droideka, wiec jeśli człowiek zabierze stąd nic (tudzież nie zabierze niczego) to droid ma prawo go zabić, bo on tu pilnuje!
No w  końcu chyba z jakiegoś powodu to był, przecież tu nie mieszkał, to typowo użytkowa maszyna!
Ale nikt nie przychodził ratować Akama. Może ten ktoś miał oddzielne wyjście z kokpitu i sobie wyszedł, zostawiając sam na sam intruza ze swoim ciezkozbrojnyym ochroniarzem.
A droid tymczasem… tymczasem zgrozo, rozluźniwszy ramiona zawiesił je jakby w  wygodnym trybie transportowym i ruszył. Przednia prawa, tylna, przednia lewa, tylna….
I stukał tymi szponami. Na Akama nie zważając do rampy dotarł. Nieświadomie (lub wręcz przeciwnie) odcinając mu drogę ucieczki*
Gdzie wściekły toydarianin, sir? *rozległ się znowu ten głosik*

Akam Nay - 2010-07-31 18:25:14

- Ghh... *Głos uwiązł Akamowi w krtani. Z jego perspektywy wyglądało to tak, jakby droid miał zamiar podejść do grodzi i zamknąc go w środku. Na wszystkie kredyty Nar Shaddaa, czy ten dzieś może być w jakikolwiek sposób jeszcze gorszy? W momencie gdy droideka odwrócił się do niego 'plecami' przemytnik opuścił wreszcie ręce*
- Powinien już tu być *Sir? Jaki do cholery sir? No tak, sprawa niby prosta, przecież droid był stricte wojskowym modelem. Akam znów dał kilka kroków w tył, oby dalej od tej piekielnej maszyny. Czy nikt inny nie zdecyduje się wejść na pokład? Choroba, mogliby załatwić jakąś pomoc czy co. Ahh, no tak, był przeciez jeszcz Toydarianin. Ten zaś powinien się tu zjawić niebawem. I o ile Nay zdążył zapoznać się z jego temperamentem, rozpętać niezłą zadymę - choć z drugiej strony czy to dobrze? Jeszcze rozdrażni droida, a Akam nie mógł sę spodziewać by personel lotniska dysponował sprzętem zdolnym unieszkodliwić tej klasy niszczyciela*
*Swoją drogą, cała ta sytuacja była mocno podejrzana (nie - złe słowo - coś tu śmierdziało niewątpliwie)... i przemytnik powoli zaczął się zastanawiać co to ma w ogóle znaczyć i czy może to mieć coś wspólnego z Rishianinem i śmiesznym sześcionogim droidem*

EFECTOR - 2010-07-31 18:36:22

*oczywiście nikt mu teraz ani nigdy nie odpowie na te pytania które nie zostaly wypowiedziane, a  sama prawda byłaby tak szokująca ze Akam by nie uwierzył, wiec po co strzępić język?*
Ale Dżony nie chce, sir. Nie chce toydarianina… *głosik był naprawdę nieadekwatny do modelu. Jeszcze śmieszniejszy od głosiku B jedynek. I z jakiegoś dziwnego powodu droidy bojowe miały opcje modulacji głosu. Może po prostu jakaś firma opracowała program i dała do testowania za darmo.
Trzy szpony nóg stuknęły i maszyna odwróciła się frontem. Sprawnie, ale dla kogoś, kto się obawia o własne życie trwało to powoli, mrocznie i strasznie, jak w  horrorze. Bo jakby nie było – maszyna do zabijania była klasy wysokiej. Kawał dobrego droida.
I teraz dopiero – na nieszczęście – się Akamem zainteresował. Para oczu na szypułkach zamontowanych na płaskim łbie znalazła sobie nowy cel – człowieka. I do tego celu całość zaczęła się zbliżać*

Akam Nay - 2010-07-31 18:45:37

- Nie zbliżaj się! *Wykrzyczał falsetem przyszpilony przemytnik. Odruchowo też uniósł ręce, tym razem tylko uginając je w łokciach, tak by mieć większą swobodę ruchu, jednocześnie przyparł też plecami do ściany, instynktownie, jak zwierzę. Jakby mogłoby to mu w jakikolwiek sposób pomóc w konfrontacji z droideką.
Kurwa, kurwa, kurwa, kurwa bezwiednie powtarzał w myślach przemytnik. W tym momencie nie był w stanie logicznie myśleć, był zbyt przerażony. Pojedyncza krople potu spłynęła mu po policzku, kapneła i potoczyła się dalej po pole płaszcza. Płaszcza, za którego zdjęcie Akam oddałby w tej chwili wszystko (mniejsza z tym, że przede wszystkim oddałby wszystko za pozbycie się tego droida) - pod wpływem nerwów człowiekowi zrobiło się piekielnie gorąco*
- Słuchaj, ja nie chciałem, ja tylko chciałem pomóc! *zaczął* - Statek się mało co nie rozbił i myślałem, wszedłem, bo, bo... *Mowa Akama bardziej przypominała bełkot niż dźwięki jaki zwykle wydaje ludzki aparat mowy*

EFECTOR - 2010-07-31 18:58:47

*Maszyna zatrzymała się natychmiast. Czujnik ruchu, czyli te trzecie oko pod spodem łba rozjarzyło się bardziej, co świadczyło o tym ze droid zbiera i analizuje dane z tego nadprogramowego zmysłu.
Nie drgnął nawet, a jego wygląd nie zmienił się ani na jotę, ale mimo to tak zdezorientowanego droida nie można było oglądać nigdzie. Dżony stał, z  działami w pozycji neutralnej (choć jak ktoś się upatruje rychlej śmierci to dla tego kogoś zawsze będą mierzyć w samo serce). I nagle drgnął – wykonał energiczny ruch prostowania nóżek i urósł nagle o jakieś 2cm, a ramiona opadły w dół, przez co droideka się „wydłużył”*
Statek, sir! *odezwał się ochoczo* statek leciał, i Dżony leciał statkiem, sir! *rzucił jakby go to strasznie podniecało. Przedni szpon zaczął stukać o podłogę. Trzy stuknięcia-  kilka sekund przerwy i tak dalej. Taka sielanka i nagle…*

Peedunkel! *wrzasnął jakis ochrypły glos od strony rampy. Trzepot skrzydeł. To topydarianin. Tak jak przewidywał Akam – wściekły. I chyba przez te wściekłość zupełnie nie skojarzył faktu „przyparcia do muru” człowieka przez droida.
Zamiast tego wycelował w twarz Akama oskarżycielsko palcem*
ty! Wiedziałem, ze beda z tobą kłopoty! Nie, to już przechodzi wszelkie pojęcie, ZABIERAJ TO Z MOJEGO LĄDOWISKA! Księżyc przemytników księżycem przemytników, ale póki ja rządzę na tej plycie, to nie będzie tu żadnych bojowych droidów! Nie słyszałeś, ze im po pierwszym serwisie blokady siadają? Nie, nie nie będziesz mi tu wmawiał, ze ten jest bezpieczny! To ma zniknąć! *tym razem pazurem wycelował w droida* I naucz się latać, fujaro! Cała sciana pokancerowana! I kto za to zapłaci?!
*Po tym wywodzie toydarianin trochę się uspokoił. Chyba się pokapował ze jeśli droid należy do Akama, to zaraz może paśc komenda „ognia”. Ale nadal w oczach gniew kipiał* Jak za godzinę wrócę to AM tu tego nie być! Bo dopiero mnie popamiętasz!

Akam Nay - 2010-07-31 19:15:34

*Leciał? Droid leciał statkiem? No i co z tego? Cóż w tym niezwykłego? Dziwna jednak była pewna... wesołość, tak, chyba tak to mozna nazwać w głosie droida. Do choroby... czyżby coś mu siadło w oprogramowaniu? Blokady siadły?*
- YYhhh *Wyrwało się Akamowi gdy ujrzał Toydarianina. Odetchnął z ulgą, po czym wysłuchał przepięknie skleconej przez funkcjonela wiązaneczki. O dziwo, wyglądało na to, że ów nie skojarzył grozy sytuacji w jakiej obaj się teraz znaleźli*
- Bo shuda *Odpowiedział Akam* - Ale... to nie moje *Człowiek nawet nie zdawał sobie sprawy z tego jak głupio to w jego ustach zabrzmiało... Niby Toydarianim miał się dać na to nabrać? Cóż... w sumie nic dziwnego, biorąc pod uwagę fakt, że umysł w tej chwili miał jasny niczym podmiasto. Po chwili jednak Nay poczuł... gniew? Chyba tak, tak jak i za każdym razem gdy ktoś podważał jego umiejętności pilotowania statków. Pierwszy raz choć na chwilę zapomniał o droidzie*
- Chcesz, to sobie zabieraj ta krypę! To NIE moje *W rewanżu wycelował palcem w funkcjonariusza... Po czym znów jego spojrzenie zatrzymało się na niszczycielu* - I sprowadź pomoc *Dodał o wiele ciszej*

EFECTOR - 2010-07-31 19:24:29

*no to dziwnego, ze droideki w wyposażeniu standardowym nie mają ani wtyczki do wymiany danych ani nawet dłoni. Dżony miał, ale co on może wiedzieć co ma Dżony. Tych elementów nie było widać. Poza tym typowo bojowe droidy nie mają takiego SI by samodzielnie lecieć statkiem. A już na pewno droideki, bo B-jedynki niby latały.
Toydarianin poleciała  sprawca zamieszania jak stał tak stoi i gapi się, jeśli można tak opisać ową czynność droida.*
sir?

Akam Nay - 2010-07-31 19:34:50

*Toydarian odleciał, oby tylko z zamiarem sprowadzenie posiłków... Sir? Akam zdziwiony, raczej zaskoczony, spojrzał na droida. Powoli zaczęło do niego docierać, że ten jednak nie chce rozpłatać go wpół*
- Yyyy... Tak? Poza... Poza tym, żaden ze mnie sir
*Nadal lekko zdenerwowany, z członkami jakby z drewna, rozluźnił się nieco. Jasna choroba... W tej chwili do Naya dotarło, że jeśli rzeczywiście droideka nie stanowi zagrożenia, a funkcjonel sprowadzi oddział szturmowy... to przemytnik będzie muszony zapłacić za to z własnej kieszeni! A wtedy nie wypłaci się do końca życia!*


/PS: Akam 'leciał statkiem' zrozumiał jako 'leciał na statku'/

EFECTOR - 2010-07-31 19:42:07

[aha, spoko, sorry]

*Bez dwóch dań, tylko co będzie więcej kosztowało – jeśli zniszczą Dżonego i ktoś się upomni o zapłacenie, to będzie więcej, czy jak Dżony wybije co do nogi tych co tu przyjdą, demolując przy tym lotnisko…
Lepiej jednak chyba toydarianinem się przejąć*
Chcesz zobaczyć film, sir? *zapytał, bo skoro go zapytano to musiał cos powiedzieć. Stal nieruchomo. Co się tam w nim działo – nie wie nikt*

Akam Nay - 2010-07-31 19:49:51

- Yyyy... Nie, to nie jest teraz najlepszy pomysł. Lepiej jeśli sobie teraz stąd pójdziemy. Szybko. *Wreszcie, Koniec myślowej blokady, wreszcie było coś do roboty*
- Chodź *Jeśli ze spotkania z droidem wyniknie jakakolwiek draka, to cała wina i tak spadnie na Akama... Jedynym w miarę sensownym rozwiązaniem było się w tej chwili po prostu ulotnić... wespół z droideką. Ewentualnie samemu dać nogę, ale wtedy Akam raczej nie będzie 'mile' widziany w tej okolicy, a co najgorsze, odetnie sobie tym sposobem dostęp do jedynego 'publicznego' lądowiska kartelu. Myśl doprawdy szalona... ale w tej chwili jedynie słuszna*
- Później pokażesz
*Co powiedziawszy, szybkim krokiem skierował się do wyjścia, starając sie minąć Dzonego*

EFECTOR - 2010-07-31 19:58:33

*droid cofnął się by puścić człowieka, i w miarę postępowania jego wędrówki zmieniał położenia, bo nie mógł kręcić głową, wiec musiał się cały przekręcać by obserwować, i choć droideki widziały prawie naokrągło, to i tak preferował potrzebie do przodu, bo tam miał cała mase programów wspomagających – analizatory, celowniki, programy diagnostyczne i naprawdę sporo bajerów. Bo gdyby tak zajrzeć do środka okazałoby się ze jest tam wielki procesor i pojemne dysku oraz solidny rdzeń. I na pierwszy rzut oka żadnych błędów.
Jednak bogate uposażenie nie wykluczało naiwnej natury, bo skoro się Dżony przekonał ze Akam jest niegroźny, to podchodził już pod wszelkie wytyczne Dżonego, z kochaniem włącznie*
rozkaz rozkaz sir *i podreptał za nim chętnie i ochoczo. No i dziwisz się facet, ze ktoś mówi, ze to twój droid? To się proszę nie dziwić, bo Dżony jak pies wiernie za nim lazł jakby go cieniem przywiązali*

Akam Nay - 2010-07-31 20:03:17

*Akam wespół z droidem wyszedł na powierzchnię lądowiska. Jak widać tłumek ciekawskich zdążył się już rozrzedzić, niemniej, lepiej byłoby dla nich obydwu by znikneli stąd czym prędzej. Po cóż niepotrzebnie kusić los? Cel - Buzzard. Przede wszystkim należało teraz zmienić lądowisko i gdzieś pozbyć się droida... Najprościej będzie jesli po prostu wysadzi go na innym lądowisku. Bez niepotrzebnych słów, szybkim krokiem, przemytnik skierował się w stronę swojego statku*

EFECTOR - 2010-07-31 20:05:49

*A Dżony? Za nim, a ze musiał przebierać tymi nóżkami to nawet się nie zastanawiał kogo mija, choć kiedy wchodzili  największe zagęszczenie istot – podniósł działa. Było to tak sugestywne ze raczej nikt ich nie zaatakuje, no ale widać wiedział do czego służy to, co ma na ramionach. No i leciał za  Akamem, co tu duzo mówiąc*

Akam Nay - 2010-07-31 20:11:16

*Wreszcie... Z powrotem na pokładzie swego ukochanego YT 1000. Znajomy zapach... domu, pełne odprężenie. No, może nie do końca - droideka wciąż stanowił sporą niewiadomą. Bez zbytniego ociągania Akam podążył do kokpitu i zainicjował systemy statku. Chwilę potrwa zanim wszystko właściwie 'zagra', przemytnik skierował się więc do spiżarki i wyjął puszkę chłodzonego napoju. Spojrzał na droida*
- Yhh... A Tobie nie wiem co mógłbym zaproponować... Może wtyczkę? *Podrapał się, lekko zażenowany po głowie* - Zaraz startujemy. Trzeba zmienić lądowisko *Wyjaśnił pokrótce sytuację maszynie*

EFECTOR - 2010-07-31 20:17:33

*Dżony władował się na statek, wprawnie pokonując pochylą rampę i znalazł siew środku,. Jego dreptanie nie ustające świadczyło o tym ze jest w  środku i ma się aż za dobrze* polecimy statkiem, sir! i Dżony poleci! Dżony poleci statkiem! *Maszynę aż nosiło, działa trzasnęły raz bardzo niebezpiecznie, generator zaszumiał, ale nic nie stanowiło zagrożenia, bo nie celował, tylko łaził jakby mu jakiś obwód się poluzował. I nagle stop. I w bezruchu spojrzenie w twarz człowieka* ale Dżony poleci, sir?
*wygląda na to że tego droida już raz ktoś zostawił gdzieś, i on to zapamiętał jako traumę, bo teraz tak się upewniał. Po chwili bezruchu zainteresowała go puszka…
…i znowu zaczął się zbliżać*

Akam Nay - 2010-07-31 20:25:34

- A czemu to miałby nie polecieć? *Zdziwił się przemytnik... W końcu o to chodziło - by dać stąd nogę i gdzieś się niewygodnego kompana pozbyć.*
- No, wygląda na to że możemy ruszać *Silniki rozgrzane, wszystko gra. Za chwilę wystartują. Akam skierował się na powrót do kokpitu... Nie ufał automatom, całą procedurę wolał przeprowadzić ręcznie. Co człowiek to człowiek*
- Co to za film? *Spytał... Cóż, temat pierwszy lepszy jaki się nawinął, a że droid sam o tym wspomniał...*

EFECTOR - 2010-07-31 20:33:36

*Skoro się człowiek ruszył, to droideka za nim, stukając tymi szponami i przywodząc na myśl wspomnienia z wojen klonów, kiedy to relacje na holo na żywo ukazywały takie właśnie drepczące droidy, straszne i dalekie. a  teraz ten cichutki szum doskonale zgranych ze sobą podzespołów grał za plecami Akama, kiedy 300 kilo morderczego bronzium z ufnością podążało za nim. Tak się musieli czuć nemoidianie, kiedy droideki łaziły za nimi po apartamentach, pilnując i broniąc przed ich własnym cieniem. Droidy takie musiały być bardzo zapatrzone w pana, by to wykonywać…*
film! Dżony pokaże, sir! *kiedy o to zapytano reszta przestała się liczyć. Droid zajął miejsce na przeciwko człowieka, w jasnym kokpicie demonstrując całe swoje zabójcze piękno. z  usytuowanego pod szyją holorzutnika wystrzelił błękitny płomień który uformował nagranie. Projekcja miała wysokość 30 cm i przedstawiała… gołego wytatuowanego zabraka który biorąc prysznic tłumaczył coś osobie która robiła nagranie, czyli prawdopodobnie Dżonemu*

Akam Nay - 2010-07-31 20:41:58

*W pełnym świetle, droid rzeczywiście robił piorunujące wrażenie...
Na ukazany mu widok, Akam plasnał się otwartą dłonią w twarz. No pięknie. Nie dość że miał na pokładzie nielegalnego droida, to w dodatku ten zdawał się należeć do jakiegoś dewianta. Pięknie, po prostu pięknie. Choć... to by tłumaczyło dziwny sposób zachowywania się maszyny. Utrwalone wzroce rzutowały na dalszą interakcję. Tak, zdecydowanie, takie tłumaczenie było satysfakcjonujące... W tym wypadku nawet wisiorek nie powinien dziwić*
- Ehhh... Doskonałe *Człowiek mimo tego zachował kamienną twarz, mimo tego że w środku aż się skręcał*
- Startujemy. Yyy... nie wiem, trzymaj się? *Spytał niepewnie. Nigdy nie miał do czynienia z tym modelem, w związku z tym nie wiedział też jak się zachowa w reakcji na przeciążenie związane ze startem*
*Statek poderwał się gładko, uniósł ponad płytę lądowiska i ze świstem przeciął powietrze szybując ponad portem... Nar Shaddaa... Z tej wysokości ujrzeć można było kwintesencję tego miejsca. Buzzard gładko lawirował pomiędzy wierzchołkami wieżowców i wystającymi z nich neonami. Kierunek - najbliższe lądowisko.*

EFECTOR - 2010-07-31 20:47:21

lecimy statkiem i Dżony tez leci! *powtarzał droid, kręcąc się po kokpicie, bo widac już do tego że „Dżony leci statkiem” był przyzwyczajony. I powtórzył to co najmniej 20 razy podczas trwania lotu. I tylko tyle jeśli chodzi o przeszkadzanie pilotującemu*

Akam Nay - 2010-07-31 20:54:11

*Podróż zajęła im nie więcej niż pół kwadransa. Fakt, lądowisko nie było imponujące, ledwie pół setki miejsc, ale spokojnie wystarczy by wysadzić droida... i odlecieć. Akam starał się łagodnie osadzić statek...  Transportowiec zawisł nad lądowiskiem, po czym zaczął powoli wytracac wysokość w pionowym opadzie. Wszystko przebiegało gładko aż do ostatniego etapu. Będąc około metra ponad powierzchnią stanowiska Buzzard standardowo już z nagła stracił moc i gwałtownie siadł na podwoziu. Wyglądało na to, że bez poważnej naprawy się nie obędzie... Ileż w końcu było można polegać na zawodnej prowizorce.*
- Dobra... Zgruntowaliśmy. Jesteś wolny *Wreszcie, wreszcie kłopot z głowy. Nigdy więcej nie wejdę na obcy statek bez zaproszenia. Nigdy, choćby nie wiem co na nim było - cóż, postanowienie takie biorąc pod uwagę stan rzeczy nikogo nie mogłoby dziwić.*

EFECTOR - 2010-07-31 20:58:26

*No dobra, ale…
No ale Dżony jakoś się za bardzo ta wolnością nie przejął. Stał tylko tam, gdzie stal i świecił diodami w oczy Akama. I ani słowa, ani ruchu przez kilka minut. Cisza…
O w końcu cichutko szum. Lewe działo podniosło się a pod nim ukazały się… dwa cienkie palce. Dłoń! I jak zmyślnie ukryta. Pojawiła się. Dżony przemieścił się do miejsca gdzie stała puszka wcześniej w sesji występująca. I chwycił ją. Zero reakcji na fakt wylądowania*

Akam Nay - 2010-07-31 21:04:22

- Eee *Nie no, to niezwykłe... Maszyna miała niezwykły talent do zbijania Akama z tropu. Z dodatku... DŁOŃ. Przemytnik nie pamiętał by jakikolwiek model bojowych droidów był wyposażony w chwytaki. Wprawdzie nie był ekspertem... Ale po bliższym przyjrzeniu się zauważył kilka następnych, niepokojących szczegółów - ot, choćby dodatkowa sygnalizacja zamontowana wzdłuż 'szyi' czy wyjątkowo grube cylindry siłowników.*
- Niech no zgadnę... W jakie gówno znowu wdepnąłem *Powiedział cicho do siebie po czym otarł rękawem czoło w jakże wymownym geście...*
- Słyszałeś mnie? Jesteś wolny, możesz iść. Nie wiem... chcesz żebym Cię gdzieś wysadził? Masz jakies umówione miejsce? *Głupie pytanie... Przecież droid był tylko maszyną mającą wykonywać polecenia... Z drugiej strony, wszystko, oby tylko pozbyć się droideki z pokładu*

EFECTOR - 2010-07-31 21:10:20

*Puszka znalazła siew  łapie. Wszystko szło obok Dżonego, i ogóle nie przejmował się ani Adamem, ani wolnością. Tym co się do niego mówi – tez nie. Trzask, zgrzyt – puszka została w łapce zgnieciona. Nie miał jakiejś miażdżącej siły chwytu, ale puszka łatwo się poddaje. Dżony odwrócił się płynnie i znowu patrzył na człowieka. Patrzył, patrzył i wtem – uzbrojone ramie z cichym szumem wcięło zamach i… puszka została rzucona. Jeśli Akam się nie uchyli, odboje mu się od czoła, ale nie zrobi mu krzywdy. Bo to tylko puszka*

Akam Nay - 2010-07-31 21:15:51

*Pac. Pusta metalowa skorupa po napoju uderzyła zamyślonego przemytnika w czoło...*
- Co do... *Akam zamilkł nagle tak gwałtownie jak się odezwał. Olśnienie. Przecież żaden droid nie powinien być w stanie wykonać tak precyzyjnego manewru! Wyglądało na to, że przed sobą miał niezwykły, bez wątpliwości szalenie wartościowy egzemplarz. Eureka - jeśli tylko uda mu się wywabić maszynę z pokładu, będzie mógł bo opchnąć Toddze za grubą kasę... Gdzie tam Toddze! Od razu skieruje się do wyżej od Toggi postawionych Huttów! A potem... kto wie, może założy małą 'firmę' i skończy wreszcie z samotnymi lotami?*
- Powiedz, czym ty właściwie jesteś?

EFECTOR - 2010-07-31 21:29:19

program celowniczy „target” 100% wydajności zameldował sobie sam, bardzo energicznie, jak wcześniej. Nim dążył znaleźć sobie nowe zajęcie, padło pytanie. Dżony znowu znieruchomiał. I znowu patrzył. W oczy. Droidy nie patrzą w oczy. Ten patrzył. Po kilku chwilach tego patrzenia nagle działa mu się podniosły, a  grzbiet wyprężył, a i tak droideka stanął  pełnej pozycji bojowej, z której to już wykonuje rozkazy silnego ostrzału. Pewnie i stabilnie stojąc na trzech nogach prezentował się w pełnej krasie.*
Pełna nazwa: Collianskie warsztaty zbrojeniowe ECXNIX (Producent: Manufacturing Colicoid) typ: niszczyciel, model: droideka, seria P, rzut 556, Linia T44, Numer identyfikacyjny 556 778 6544 56664 7658007. Wersja z procesorem logicznym trzynastordzeniowym scalonym, system operacyjny „Battale OOT 7.8”, konfigurowany przez: ekipa Statku Widmo, program autorski Cochrel dla droida ochroniarza i droida towarzyszącego. Numer seryjny 778654 654456 5656546 67-00-99.[i] *wyrecytował droid, a  w miarę recytowania widać ze coraz bardziej się nakręcał, coraz bardziej starał się być idealny. W pewnym momencie działa mu zadrżały, i coś zaczęło głośno szumieć*
[i]UWAGA – nie określono jednostki dowodzącej. Niektóre programy mogą nie działać. System katalogowania aktywny. Rozpoczynam skanowanie.
*teraz jego głosik był bezemocjonalny, typowo druidzi. Znowu czerwona poświata padła na Akama*
Jednostka nieznana. Aktywuje program rozpoznawczo – zwiadowczy na sytuacje: brak jednostki dowodzącej. Status Aktywny. Zalecane środki ostrożności: proszę opuścić broń i nie dotykać produktu

Akam Nay - 2010-07-31 21:37:28

*Gdy droid spojrzał mu w oczy... Akam poczuł się co najmniej... nieswojo. W miarę zaś jak wysłuchiwał pełnej wersji nazwy sprzętowej droida oczy rozszerzały mu się ze zdumienia. Ten sprzęt był wprost niewiarygodnie drogi... Unikatowy! Gdy zaś padły trzy słowa - Statek Widmo i Corchel... przemytnikowi wyrwało się jedno, idealnie podsumowujące sytuację słowo*
- Kurwa... *Wdepnął... I to tak głęboko jak tylko było można. Dobrze że byli w największym znanym ośrodku bezprawia... bo prawdopodobnie na każdej innej w miarę cywilizowanej planecie galaktyki na ogonie siedziałby im już batalion szturmowy.*
*Nagle z droidem zaczęło się robić coś... niedobrego. Bynajmniej w odczuciu pilota Buzzarda*
- hejj, spokojnie *Powiedział, po czym uniósł powoli ręce i odruchowo odchylił się na swym kapitańskim fotelu*

EFECTOR - 2010-07-31 21:43:53

*Znowu nastąpiła chwila mierzenia spojrzeniem, po czym – wyraźnie niechętne – opuszczenie dział. Często można było obserwować u droidów cos takiego jak zapał. Ten wyraźnie lubił pracować zgodnie  oprogramowaniem. Droid bojowy – walczyć, ochroniarz – chronić i droid towarzyszący, czyli robić te wszystkie dziwne rzeczy które robił wcześniej. Zabezpieczenie działek oznajmione było cichym sykiem.* Priorytet: znaleźć jednostkę dowodzącą *zakomunikował sobie już mniej fanatycznie i: stuk stuk stuk. Cofnął się. Teraz pewnie będzie szukał jednostki dowodzącej, czyli „pana”*

Akam Nay - 2010-07-31 21:48:36

*Ulga... Nie no, to wahanie nastrojów droida było wprost nie do wytrzymania. Trzeci raz w ciągu pół godziny brał go 'na muszkę'.*
- Yhhh... Nie chciałbym Cię martwić, ale nikogo tu nie... *Urwał nagle. Po cóż ma zwracać na siebie uwagę maszyny? Tak jak już to kilkukrotnie udowodniła była nieprzewidywalna i niebezpieczna. Poza tym, jeśli nie znajdzie nikogo jej odpowiadającego na pokładzie statku, to zawsze istnieje szansa, że po prostu... sobie stąd pójdzie?*

EFECTOR - 2010-07-31 21:54:33

*Nigdy nic nie wiadomo, Dżony towarzyski jest, a Akam taki miły dla niego, no ale pewnie pójdzie. Akam nie był jednostką dowodzącą. No ale jak pójdzie, to go przemytnik nie sprzeda za grubą kasę! Póki co – kręcił się, jakby tu się pierwszy raz znalazł*

Akam Nay - 2010-07-31 22:04:05

-Yhhh... *Westchnął głęboko przemytnik, po czym potarł dłonią czoło. No nic, wyglądało na to że nie ma póki co na droida najmniejszego wpływu. A skoro przy lądowaniu padło zasilanie, to i tak czy siak, znów musi się zająć naprawieniem wiecznie trapiącej bo prowizorki, więc nic nie stało na przeszkodzie by najbliższy czas poświęcić właśnie na to. Wstał więc i przeszedł na tył statku, do pomieszczenia w z którego miał dostęp zarówno do obu silników jak i hipernapędu... A także skrzyneczki rozdzielającej energię do reszty układów. Jeśli nie była to żadna nowa 'usterka' - bo Akam zdążył się już mocno uczulić na słowo 'awaria' - to źródła problemu należało szukać właśnie tu. Sięgnął po skrzyneczkę z narzędziami i odkręcił chroniącą okablowanie płytkę, którą też odrzucił na bok. TRZASK! Efektem tego było wyładowanie i kłąb czarnego dymu*
-Aaaa, przeklęty złom! *Krzyknął, zabierając odruchowo rękę by uniknąć poparzenia. Cóż... znów trzeba będzie to łatać*

EFECTOR - 2010-07-31 22:16:45

*Kiedy człowiek wyszedł, droid wyszedł a nim. Co nim kierowało – nie wiadomo, ale najprawdopodobniej on sam, dlatego to było takie nielogiczne. Dżony dreptał za Adamem aż do tego miejsca. A ze się nie odzywał i nie eksploatował otoczenia – nie był uciążliwy. Widać najlepiej mu sie „myślało” w czymś towarzystwie, stąd ta serdeczność. I kto tam wiedzieć może co by stało się dalej i jak by się te ścieżki potoczyły, gdyby nie dym. Dużym zadymił dość konkretnie, na co Dżony zareagował odwrotem tudzież ucieczką. Potem nie było go słychać. Poszedł sobie? Może…*

Akam Nay - 2010-08-01 13:24:44

- Ykh, ykh, ykh *Krztusząc się, Akam wyszedł z obloku czarnego, gryzącego dymu. Ale, ale - nie ma powodu do obaw. System wentylacyjny (jako jeden z nielicznych) na szczęście byl w pełni sprawny i szybko powinien sobie poradzić z nieporządanym zanieczyszczeniem środowiska statku. Przemytnik skierował więc swe kroki do części kuchennej statku, by obmyć ręce i przy okazji odwiesić uciążliwy w tym momencie (bo za gorący) płaszcz. Tym co go zdziwiło była... cisza. Stukot droidzich 'łapek' umilkł, więc albo maszyna się po prostu nie poruszała, albo też... dała nogę*
- P-556? *Zapytał*

EFECTOR - 2010-08-01 13:46:39

*No i w reakcji na głos – znalazł się. Wcześniej gdzieś się zamelinował, a ze miał kolor pasujący do mroku, to znikł optycznie. Jednak wystarczyło się odezwać i już: stuk stuk stuk stuk – leci. Albo raczej drepta. Daleko nie usiekł – w łądowni był. Widać tam spędzał większość podróży. To najlepsze miejsce dla dużych droidów, a  droideki niewątpliwie są duze, a przynajmniej w trybie bojowym* Dżony jest Dżony, sir! *zaprotestował rezolutnie na nazywanie go numerem, jak zwykłego droida* Dżony Dwururka, sir *Pojawił się w wejściu i wdreptał do srodka*

Akam Nay - 2010-08-01 13:55:31

- A więc Dzony, tak? Dwururka? *Spytał, lekko zdziwiony, by się upewnić. Cóż... rzeczywiście, sama idea nadania droidowi imienia była dziwaczna, ale miała też swoje dobre strony. Przynajmniej właściciel - w tym wypadku jak to już Akam zdążył wydedukować ktoś z Corchelu, nie musiał sobie łamać języka na ciągu cyferek.*
- Więc, masz imię Dzony? *Przemytnik postanowił nie marnować więcej czasu. Droid zdał się wreszcie uspokoić i nie zerkał mu już cały czas przez ramię tak jak wcześniej. Człowiek podszedł do terminalu, wywołał komunikator i szybko wystukał wiadomość o następującej treści, nadawcę określając jako Togga (jeden z Huttów, przywódca pomniejszego przemytniczego kartelu):
"Mam sprawnego droida bojowego Corchelu na statku. Cudo. Przyślijcie ekipę, grube kredyty. SZYBKO"
Niby to mimochodem przesłaniając droidowi swą sylwetką ekran*

EFECTOR - 2010-08-01 14:06:48

Tak sir, Dżony ma na imię Dżony! *ów imię jak widać często było wypowiadane, droid widać nie miał jeszcze na tyle opracowanego schematu „ja” by używać zaimka.
Dżony nie zainteresował się tym co robi człowiek, ważniejsze było to co leży na stoliku aneksu kuchennego. Wiadomo, jakieś żarcie, łyżka, i – nóż! Może być niebezpiecznie, lepiej ten przedmiot zabrać*

Akam Nay - 2010-08-01 14:12:38

*Więc teraz... najgorszy czas. Oczekiwanie.*
- I Dzony pewnie teraz szuka swojego dowódcy?
*Akam postanowił wykorzystać teraz cały swój spryt... By wywabić droida w odpowiednie miejsce - czyli przed statek - zanim zjawi się tu 'szturmowa' ekipa Hutta*
- A czy Dzony wie gdzie go znaleźć?
*Dziwne... droideka zainteresował się nożem... Zaś przyboczny blaster Akama uparcie ignorował. Choć... Nie powinno to Naya dziwić, w końcu maszyna udowodniła już kilkukrotnie że jest całkowicie nieprzewidywalna*

EFECTOR - 2010-08-01 14:19:13

*Droid nie czul tu się zagrożony. Klastery znał – nóż był dla niego nowym przedmiotem. Nie myślał o ataku tylko o poznawaniu nowych przedmiotów. Nóż znalazł się w mechanicznej łapie, złapany za ostrze. Ale zaraz Dżony puścił i wyglądał na zdumionego. Widać miał w tych łapkach całkiem niezłe sensory.
Kiedy zapytano o dowódcę, maszyna znowu spięła się w sobie, a  łapki znikły pod działami, które uniosły się do pozycji bojowej,. Teraz stal bokiem do człowieka, jakby się prezentował. Urządzenia elektroniczne zarejestrowały zakłócenia powodowane przez aktywne łącze holo. Ale tylko przez chwile*
Trwa przeszukiwanie folderu dowodzenia na: potencjalne jednostki dowodzące w rejonie Nar Shadda. Znaleziono propozycji: 7. prawdopodobieństwo jednostkowe 65% odnalezienia. Brak szczegółowych danych

Akam Nay - 2010-08-01 14:24:31

*Szlag... zadanie nie będzie proste.Widac droid zdążył już wybrać swoje typy...*
- Wiesz gdzie oni są? Może pomóc Ci ich znaleźć?

EFECTOR - 2010-08-01 14:27:48

*Kolejne pytanie sprawiło, ze droid opuścił działa i zaczął się znowu przemieszczać, czyli dreptać bez celu* Dżony nie wie, ale Dżony może znaleźć sir. Tobie tez Dżony może znaleźć jednostkę dowodzącą, sir! Dżony ma na to fotoreceptor jak w mordę strzelił, sir!
*pogadał pogadał, pokręcił się i znowu: stuk stuk stuk stuk. Wychodzi!*

Akam Nay - 2010-08-01 14:32:37

*Oho! Moment krytyczny. Akam podskoczył do terminalu i wyklepał kolejną wiadomość*
"Droid wychodzi, idźcie za sygnałem!"
*Po czym złapał swój prywatny mini nadajnik, włożył go do kieszeni i wyskoczył za droidem. W pośpiechu zapomniał zabrać nawet swojego płaszcza, w rezultacie czego za wierzchnie ubranie służyła mu tylko prosta szara tunika. Ale to nie było ważne... Oby tylko dotrzymać kroku maszynie, a właściwi ludzie zajmą się resztą. Przemytnik będzie mógł zaś liczyć na niezłą działkę z ewentualnego zysku*

Secorsha - 2010-08-01 14:41:41

Te, i czego się tak denerwujesz, gosciu! *odezwał się zlewający glos w komunikatorze. Widać panowie byli już przy statku i czekali. Jednak ton tego co odezwał się nie był zbyt zdenerwowany. Przez kamerę bezpieczeństwa Akam mógł ich zobaczyć: było to trzech wysokich, pomarszczonych gruboskórnych najemników – weequeyów. Każdy miał ze sobą karabin, a  na sobie zbroje. No i w torbach na pewno jeszcze pare niespodzianek* Spokooojnie

EFECTOR - 2010-08-01 14:44:45

*No to spokojnie. Dżony usłyszał jakis glos. Wprawdzie miał zamiar wrócić do ładowni, ale glos zwabił go na zewnątrz, bo był po prostu ciekaw. A widząc już trzech gości – energicznie przebierając kończynami zaczął złazić z trapu powoli ukazując siew  świetle dnia: najpierw masywne szponiaste nogi, kolisty tułów, wielkie łuski generatora tarcz, opancerzony kręgosłup i w koncu armaty. Potem szyja i łepek. No i antena i już Dżony zlazł i stanął na litej płycie lądowiska. Trzymając działa w pozycji neutralnej począł fotoreceptorami po twarzach świecić i przyglądać się*

Akam Nay - 2010-08-01 14:50:29

*Trzech? Tylko TRZECH? Togga musiał chyba od ich ostatniego spotkania spaść na ten swój, tłusty, huttcki pusty łeb. Przemytnik przełknął ślinę... Nie było potrzeby by wychodził? Dobrze więc. Jak tylko droideka zejdzie z rampy zamknie luk statku i przejmie kontrolę nad zaontowaną na podwoziu statku wieżyczką... coby chłopaków wydatnie wspomóc. Komentarz zaś najemnika olał... Cóż, nie on tu nadstawiał karku. Na pokładzie Buzzarda powinien być w miarę bezpieczny. Poza tym... to nie jego droid postrzegał póki co jako zagrożenie*

Secorsha - 2010-08-01 14:56:18

*Goście stali. Dżony wyszedł. I zapanowała cisza, przez ktorą przez te kilkanaście sekund na mordach wymalowały się najprzeróżniejsze wyrazy*
O kurwa… Szepnął jeden z nich, całkowicie zafascynowany* Ja całe swoje gówno warte życie marzyłem, zeby cos takiego zobaczyć… *bez jakiegokolwiek instynktu samozachowawczego (samozachowawczego końcu to weequey) podszedł do droida, by dotknąć jego pancerza drżącą ręka* jest absolutnie przewspaniały… te, gościu?
*gościa nie było, wiec ten co miał komunikator, nazwijmy go łącznościowcem – znowu wywołał Akama* Te kurde, jak sprzedajesz droida to może byś wyszedł, co?

EFECTOR - 2010-08-01 14:59:09

*Pancerz był chłodny. Droid przebywał w statku wiec nie zdążyło go słoneczko nagrzać. Miał na sobie trochę osadu ze smolistego, czarnego dymu. Kilka osmaleń od strzałow które nawet nie wygięły pancerza. I pomarańczową błyskawice wymalowaną na opływowym grzbiecie. Kiedy panowie powiedzieli o nim to co powiedzieli, Dżony podniósł działa, nie kierując jednak w  nikogo i opuścił się troche w kolankach, przyjmując pełną mroczącego krew w żyłach dostojeństwa postawę bojową*

Akam Nay - 2010-08-01 15:02:00

*O kurwa... a to wdepnął*
- To wy nie jesteście... Ekipą utylizacyjną?
*Koniec. Absolutny koniec. Jeśli nie zatłucze go droideka, to Togga każe go żywcem upiec i podać na stół.*
- Staaaryy... Ten droid nie jest bezpieczny.
*Całą tą mrozącą krew w żyłach scenę Akam widział przez boczny iluminator kokpitu statku. To się nie skończy dobrze, to się nie skończy dobrze... Powtarzal w myślach, mimo lekkiego ubrania cały oblewając się potem*

Secorsha - 2010-08-01 15:09:14

No cie chyba pojebało do reszty, człowieku! Jaka utylizacyjna, to jest kawał pięknego złomu! Niebezpieczny! Jasne, to droideka! Ale zobacz – Cienki go dotknął i nic się nie stało, hehe! Widać ma dobry program. Hej, spokojnie, wyłaź! On się naprawdę nam bardzo podoba! *Akam mógł usłyszeć przez  interkom. Komunikator nie został wyłączony. Dwóch pozostałych panów zbliżyło się by obejrzeć droida, najwyraźniej wychodząc z założenia, ze skoro Akam sprzedaje droida, to sprzedaje droida. Bo tak tez było – jedźcie szybko na płytę taką i taką bo gość sprzedaje dobrego droida. A ze panowie często byli do takich spraw wzywani i rzadko było na czym oko zawiesić, tak teraz byli zachwyceni*
Te, panowie, toż to nówka jest! *Jeden z nich – właśnie ten nazwany Cienkim – zaszedł Dżonego od przodu i obejrzał* Podaj specyfikacje mały

EFECTOR - 2010-08-01 15:12:02

Pełna nazwa: Collianskie warsztaty zbrojeniowe ECXNIX (Producent: Manufacturing Colicoid) typ: niszczyciel, model: droideka, seria P, rzut 556, Linia T44, Numer identyfikacyjny 556 778 6544 56664 7658007. Wersja z procesorem logicznym trzynastordzeniowym scalonym, system operacyjny „Battale OOT 7.8”, konfigurowany przez: ekipa Statku Widmo, program autorski Cochrel dla droida ochroniarza i droida towarzyszącego. Numer seryjny 778654 654456 5656546 67-00-99.
*Odezwał się droid. Za tym poszła specyfikacja dział – siła artyleryjska, i osłon, tez wzmocniona, całe dodatkowe wyposażenie, czego tu nie wypisuje, bo to sam techniczny bełkot. Droid cały czas prezentował się jak koń na pokazach. I nic nie wskazywało na jakieś uszkodzenia*

Akam Nay - 2010-08-01 15:17:13

*Akam i tak czy siak był spalony... Ale... Ale w tym momencie odezwała się w nim nutka hazardziarza. Skoro zakończenia można sie spodziewać tylko jednego... to czemużby na tym nie spróbować wpierw zarobić? A potem zniknąć po prostu z Nar Shaddaa?*
- Spokojnie panowie, już wychodzę Przemytnik przeczesał rozcapierzoną dłonią włosy i otarł twarz, by wyglądać w miarę spokojnie, po czym skierował sie do wyjścia. A nóż... Uda się przelać kredyty zanim blaga wyjdzie na jaw? Jeśli tak - będzie mógł się zwać mistrzem... niecodziennych transakcji. Sprzeda wrogiego droida za ciężkie kredyty... Na tą myśl aż się uśmiechnął i z tym przepięknym grymasem wymalowanym na twarzy zszedł na spotkanie Weequayów*

Secorsha - 2010-08-01 15:25:30

*Trzej panowie spojrzeli na niego. Łącznościowiec z uśmiechem uścisnął mu rękę*
Piękny. Nie szkoda sprzedawać? *zapytał, szorując energicznie i z prawdziwą przyjemnością pancerz Dżonego. tymczasem Cienki odsunął się i zaczal grzebać w kieszeniach* Te… mam tylko pięćiokredytówke, szkoda… *stojący obok podał mu 50 decykredytów, a cienki wyszczerzył się* Droid! Cel! *podrzucił monetę* One uwielbiają tą zabawę! Mój brat robił u separatystów wiec wiem!
*tymczasem Łącznościowiec nadal kontynuował rozmowę z Adamem wyraźnie starać się tobić dobre wrażenie* sto razy już co najmniej jeździliśmy po droideki. Toga je lubi. Ale to to – daj pan spokój, ze złomu skręcane, kopnij a się rozleci, rozkalibrowane, bez celownika, z nieczynnymi działami, żal. Ten wygląda naprawdę solidnie. Tylko… co to za kurwa firma – Cochrel?
*Korporacja była tajna, byle siurki, takie jak ci panowie nie mieli o niej pojęcia*

EFECTOR - 2010-08-01 15:29:08

*Kiedy padło TO słowo Dżonym dosłownie szarpnęło. Rozległ się trzask i szum rozgrzewanego generatora. Zapadki na działach cofnęły się, w opcji aktywowania, przednie nogi ryszyly za weequeyem, z całości droideki az buchnęła energia kojarzona ze wściekłością. Cos wydało dźwięk podobny do basowego warkotu i zaraz działa zaczely się poruszać. Ułamek sekundy i cel został namierzony* Namierzanie kompletne. Cel namierzony *zameldował Dzony, oczywiście spokojnie, ale az go nosilo, każdy rzut kamienia wywoływał szarpniecie, jakby droideka chciał skoczyć, a  działa nie spuszczały z toru ruchów „celu”. Racja – droideki kochają ta zabawe*

Akam Nay - 2010-08-01 15:36:50

*Akam odwzajemnił uścisk - mocny, krótki - starał się zrobić również dobre wrażenie, jak przystało na osobę pewną siebie i zdecydowaną. A na taką w tym momencie chciał się kreować.*
- A co ja z nim zrobię? *Rozłożył ręce w geście bezradności... Uhhh... Ciężko. Mówiąc szczerze, takiego stresu i presji nie czuł chyba jeszcze nigdy*
- Mówiąc szczerze... nie wiem. Wygląda na autorski programing. No... i droid nie został jeszcze sformatowany *Dodał, o wiele ciszej. Klasyczne zagranie... Obniżało wartość droida, ale w końcu Akamowi zależało nie na jak największym zysku, tylko na tym, by go w ogóle sprzedać* - Ale działa sprawnie. Poza tym ma kilka... niespodzianek *Tu wskazał na 'łapki' droida ukryte pod bliźniaczymi działami*
...
*Gdy zaś droid szarpnął... Akamowi zdawało się, że jego serce na moment się zatrzymało. Jednak, na szczęście udało mu się zachować kamienną twarz. Ba... Coś takiego przekuć można było na zaletę!*
- Widzicie? Idealnie sprawny *Powiedział gładko... a tak naprawdę - tylko on wiedział, jak mocne uczucie strachu w tym momencie nim targa*

Secorsha - 2010-08-01 15:41:23

*Cienki podrzucał kamyczek, i choć droideka raz po raz na niego nacierająca z tą „agresją” to przerażający widok – nie okazywał strachu, lub może nawet go nie czul. W końcu podrzucił monetę wysoooko wysoko i krzyknął: * Ognia!
*Weequey stojący przy Akamie przez chwile patrzył przez ramie na to co robi kolega no i oczywiście, a  może przede wszystkim – na droida*
Nie sformatowany? Kurwa mać… ale masz do niego hasła, nie? *zapytał bo widać droid bojowy łamany silą to coś złego – zapewne potem nie działają jak należy* wygląda na samodzielne SI… to fabrycznie, czy klejone? Bo wiesz, takie taśmówki – demobil to całe gówno. I kto mu te działa zrobił, toż to armata!
*Kiedy już tam się cienki bawić skończył, Łącznościowiec zagwizdał* Droid! Daj tarcze!

EFECTOR - 2010-08-01 15:44:43

*Kiedy padło magiczne słowo Dżony z największą radością cofnął działa nieznacznie i dał ognia z obydwóch, ze średniego kalibru, o wiele zbyt silnie niż wymagał tego cel. Moneta została spopielona prawie w tej samej chwili w której słowo opuściło usta „cienkiego”. Cienkiego chwili następnej maszyna stała już przodem do pierwszego Weequaya i Akama.*
rozkaz rozkaz *ale zabawa! Dżony w ogóle kochał wykonywać rozmazy, nawet te głupie. I już po chwili utworzyła się Kolo niego bladobłękitna bańka, która zamykała całą maszynę w swoim wnętrzu*

Akam Nay - 2010-08-01 15:51:09

- Mam, oczywiście że mam. *Uśmiech i gładkie łgarstwo. Kolejne? Nie szkodzi, na Nar Shaddaa i tak nie było dla niego przyszłości*
- No toż mówię że program unikatowy *No tak. Weequay. Mógł nie zrozumieć co znaczy 'autorski programing'* - tak samo jak i konstrukcja. Widać ktoś się przy tym dużo bawił. Ja tam wiele nie wiem, tylko pośredniczę. *Co powiedziawszy, przemytnik podniósł obie dłonie wnętrzem do rozmówcy. Ot, drobny gest, mający ukazać dobre intencje i prawdomówność. Mała mowa ciała*
- Dzony, dobry Dzony *Skomantował reakcję droida... A co tam... Kluczowym elementem całej tej 'transakcji' był jak najdłuższy okres trwania dobrego humoru droida*
- To co, może przejdziemy do sedna? *Znów - uśmiech* - Czterysta tysięcy. Taniej nie dam *Choroba wie, ile wart był akurat ten egzemplarz droida... Ale, długie lata w handlu pozwoliły Akamowi z grubsza wycenić wartość maszyny... Cena powinna być przystępna*

Secorsha - 2010-08-01 16:03:15

*cala trójka ryknęła śmiechem. Skomplikowani nie byli, nie ma co kryć* Rozkaz rozkaz! *widać to dla nich zabawne było. Łącznościowiec klepnął Akama w ramie, zginając się w pół a Cienki u tamten szukali już drugiej monety. Tym razem miał rzucać Trzeci. Wyglądał na awanturnika niespełna rozumu i miał bardzo wariackie spojrzenie*
Dżony? Droid ma na imię Dżony? Dżony Dwururka – była taka bajka, pamiętam, za młodu ją oglądałem – to była prawdziwa kreskówka, a  nie ten chłam o dżedajach czym się obecnie dzieci karmi *I znowu wybuch śmiechu, ale serdecznego* Ah… sam bym go kupił, cholera… szkoda do dla Togi… *Trzeci krzyknął „cel”. Tarcze już obejrzeli, chyba nikt nie miale zamiaru strzelać by sprawdzić ich stan – wyglądały świetnie* 400 tysięcy? *widać nie znał się aż tak na droidach by wiedzieć, czy to dużo czy mało. Czołg był piękny, ale…* Musze zapytać Toggi… *i zaczął się łączyć przez swoje radyjko. I wtedy Trzeci powiedział „ognia”, trzymając monetę w dłoni*

EFECTOR - 2010-08-01 16:06:12

*Samemu przedmiotowi transakcji bardzo się to podobało – cztery osoby a on w centrum zainterresowania. Gdzieś tam dalej tłumek gapiów, wszyscy skupieni na Dżonym, i jeszcze można bawić się w cel!
Kiedy znowu usłyszał to słowo, powtórzyła się reakcja wcześniejsza – wręcz buhajach energia i rwanie się do strzału, śledzenie toru monety gdziekolwiek by nie było i oczekiwanie na „ognia”.
I kiedy Trzeci krzyknął „Ognia”. Dżony dał Ognia. Z obu dział z siłą jak wcześniej, wiec moneta została zdezintegrowana. Pytanie tylko, ile zostanie z tego ręki? Czy zostanie łokieć czy już tylko bark. Ale Dżony wykonał rozkaz rozkaz!*

Akam Nay - 2010-08-01 16:09:18

*No cóż, co innego mu pozostało, jak na śmiech odpowiedzieć - uśmiechem. Akam wyluzował się... Cały proces sprzedaży szedł gładko i bezboleśnie. Pięknie, pięknie. No tak. Jeszcze konsultacja z Toggą i po bólu. W tym momencie... Dzony wypalił i przemytnik dosłownie oniemiał*
- Ja pierdole *Wyszeptał, odwracając się od obrzydliwego obrazu i powstrzymując torsje*

Secorsha - 2010-08-01 16:14:50

*Ręka Trzeciego dosłownie eksplodowala, a  weequeyanin nawet nie krzycząc z powodu szoku został odrzucony na kilka metrów, ludzie zaczęli krzyczeć, uciekać, rozbiegać się. Łącznościowiec chyba poją co się może stać. W końcu długo tu już był. Całkowicie ignorując jęczącego towarzysza wybiegł w kierunku tłumu, rozkładając ręce* spokój, idioci, nic się nie stało, on jest niegroźny, to wypadek, przestancie się drzeć, nie trzeba nikogo wolać! Już go stąd zabieramy, spokojnie, hej!
*Ale wiadomo – ludzie. Tłum głupie zwierze*
Kurwa! Zabieraj go, szybko! Ooo… Cienki, bierz tego palanta i sprietrdalaaaaaj!
*dlaczego? Ano zaraz ku nim wybiegło kilku fanatyków z karabinami i zaczęło strzelać w ich kierunku. Co najśmieszniejsze, nie w  Dżonego, tylko w  nich*

EFECTOR - 2010-08-01 16:18:35

*Gdyby Dżony był bardziej skomplikowany intelektualnie skojarzyliby teraz obraz Secorshy, który bawił się z nim w cel. Długo stal, trzymając kamień miedzy dwoma palcami i wahał się czy nie dac komendy. Widac zastanawiał się czy Dżony odstrzeli rękę. Tu jeden gość wreszcie to sprawdził. Dżony robił tylko to, co robił zawsze. Cel – ognia.
Ale za chwile rozpętała się zadyma. Droid w reakcji na nadciągające niebezpieczeństwo, szarpnął ramionami, ustawiając je do ostrzału i z pyknięciem aktywował tarcze*
dyrektywa dwa ochrona osób i mienia *Kiedy padły strzały, Dżony odpowiedział ogniem,. Poszła gładka jednostajna seria maszynowa z obu dział w  kierunku panów awanturników. I to coraz bardziej zaciekle!*

Akam Nay - 2010-08-01 16:28:07

- O ja pierdole *Wypowiedział płaczliwym tonem. Bo i naprawdę - tym razem chciało mu się tylko płakać. Czy nic nie może pójść po jego myśli? W dodatku padające randomowo strzały droida mogł zmasakrować stojący za awanturnikami tłum, a tego byłoby za wiele... Raz, dwa, trzy i mamy obławę z dodatkiem orbitalnej blokady, do czasu ujęcia sprawcy. Sprawcy? O nie, nie, droidem oczywiście nie przejmie się nikt. Kara spadnie na nieroztropnego 'właściciela' - czyli Akama. Tak mniej więcej przebiegł tok myślowy przemytnika... do czasu aż obok niego nie rozproszyły się na poszyciu kadłuba strzały z blastera.*
*Nie było czasu do stracenia - jedyne co mu pozostało, skoro z transakcji i tak nici, to zamykać czym prędzej gródź i startować - z rozbebeszonym silnikiem, co samo w sobie było hazardowym zagraniem - już drugi raz tego dnia uciekając z lądowiska. Pilot Buzzarda nie czekał na droida czy Weequyayów, wskoczył czym prędzej do środka i wcisnął przycisk odpowiedzialny za zamknięcie grodzi. Oby tylko ta głupia maszyna niczego nie zablokowała, pomyślał, po czym rzucił się do kokpitu, inicjując procedurę startową.*

Secorsha - 2010-08-01 16:36:36

*Weequey schował się za czymś i zaczął strzelać, drąc się na głupotę ludzką, i nagle okazało się ze Akama nie ma. Rozejrzał się i dostrzegł, ze ten startuje. Ręce mu by opadły gdyby nie skrzynka* I ty GNIDO! *wrzasnął, odgrażając się pięścią w stronę zamkniętej rampy, tak ze o mało mu ktoś ręki nie ustrzelił* dorwę cie, zobaczysz – dorwę! *co sobie pomyślał? Ano konkurujący z  Toggą hutt zorganizował wiarygodne spotkanie, by upokorzyć najemników swojego konkurenta. Kto wie, co jeszcze ten droid narobi! Jego pan sobie spierdala, droideka sprzątnie ladowisko, a  potem spotkają się w umówionym miejscu. Toż to oczywiste, ze dobrego droida nikt nie sprzeda! szmelc się sprzedaje na Nar Shaddaa.
Ostrzał Dżonego był bardzo silny i efektowny, a do tego sam strzelec nietykalny, bo tarcze pochłaniały  wszystkie trafienia. Napastnicy szybko zrozumieli, ze nic z tego i zaczeli się wycofywać. Widac oni tez myśleli, ze jeśli się sprzedaje droida to tylko szmelc i nic ten szmelc nie zrobi*

EFECTOR - 2010-08-01 16:39:10

*No to Dżony naparzał z pasją i wściekłością, coraz silniej, z coraz większą agresją, nawet jak się wycofywali – walił, żeby trafić, całkowicie po kretyńsku, bez pomyślunku, za to z siłą iście niszczycielską. Bo w końcu był niszczycielem! Można było zaobserwować jego cechę – pasje. Im dalej i dłużej to trwało tym bardziej się nakręcał. I strzelał, bez ustanku. 360 strzałów na minutę*

Akam Nay - 2010-08-01 16:45:18

*Procedura startowa była w toku... Jeszcze kilka sekund i silniki osiągną odpowiednią moc by poderwać Buzzarda do lotu.*

Secorsha - 2010-08-01 16:56:28

*Wściekły weequey zaczął strzelać w statek. Miał karabin, ale raczej go nie uszkodzi. To już taka ostateczna desperacja* chuj ci w dupę padalcu!!! *Darł się ile sił w płucach. Jego ranni towarzysze tarzali się po płycie w okolicy droida* Dżony, głupia zdradliwa kupo złomu! Spocznij, wyłącz tarcze i do mnie! *krzyknął, bo już tamci strzelać przestali, to może jeszcze go posłucha na odchodnym, bo jakby nie było kochany panuś jeszcze na lotnisku był*

EFECTOR - 2010-08-01 16:59:54

*Wrogów już nie było, a Dżony – nadal strzelał! Niech no sie tylko tam cos ruszyło, do dawał nową salwę. Spadająca deska, jakieś drgania rannego, kołysanie czegos przez wiatr. Nie tak mu łatwo się uspokoić*
Brak uprawnień, sir! *odparł weequeyowi i w końcu jednak tarcze wyłączywszy, odwrócił się. Stał w lekkim oddaleniu od statku. statek się rusza! Dżony w  nowym przypływie elektronicznej radości trzasnął działami i zaczął ostrzeliwać rufę frachtowca. Postrzelał chwile, i zaraz okazało się, ze za skrzynia cos się rusza!
I tak Dżony nacelował dwururki na pana weequeya łącznościowca*

Akam Nay - 2010-08-01 17:08:10

- Haha, a pocałujcie mnie, frajerzy *Szepnął ze mściwą satysfakcją w głosie, po czym pchnął przepustnicę na maksymalną moc Statek zadrżał i powoli poderwał się. Jednocześnie z tyłu dobiegł dziwny, niepokojący syk... Ale nie było teraz czasu zajmować się szczegółami. Nagle - trzask, seria z działek droida przejechała po kadłubie. Czy mogła uszkodzić poważnie statek? To się jeszcze okaże*
- Hhhh... Ja Ci teraz dam * Uśmiechnął się i odsłonił zęby w drapieżnym grymasie inicjując podwoziową wieżyczkę. Cel - namierzony. Pal! I... nic. Zero reakcji. Nie padł żaden strzał.*
- Co do kroćset? *Spojrzał na ekran statusu. Wyglądało na to, że wieżyczce zabrakło mocy... w zasadzie - to nie było jej nawet krztyny. Zupełnie jakby ktoś wyjał ogniwo... Niemniej, Buzzard cały czas unosił się w pionie, jeszcze chwila i będzie mógł przejść do standardowego lotu, zostawiając kłopoty daleko za sobą. Zostawiając za sobą Nar Shaddaa, wraz z Toggą i żądnymi krwi Akama najemnikami*

Secorsha - 2010-08-01 17:11:26

*Najemnik zbladł* Nie! Spocznij! *warknął, i nagle przypomniał mu się entuzjazm droida kiedy się z  nim bawili, wskazał wiec unoszący się statek którego lekko zniosło w bok przez ostrzał* Cel! *wskazał palcem na podszycie statku* ognia!

EFECTOR - 2010-08-01 17:14:01

*Spocząć to Dżony nie zamierzał, ale potem już padły słowa o wiele bardziej konkretne. Widać da się jeszcze gadac na poziomie. Droid wycelował i na komendę jego oba działa plunęły energią w podszycie maszyny latającej, jak mu pan łącznościowiec kazał. Choć tam Dżony w ogóle się nie zastanawiał jak tam z  boku wygląda. Polecenie strzelania on wykona chyba dla każdego. Każdego jak nie ma jednostki dowodzącej to droideka się rozpuszcza. W sensie socjologicznym, nie fizycznym*

Akam Nay - 2010-08-01 17:20:44

*Statkiem targnął wstrząs, do cichego syczenia zaś dołączył smród przepalanych obwodów i huk trzaskających podzespołów*
- Kuuuhwa! Tylko nie silniki! *Zawył przemytnik, po czym spojrzał na ekran. Status prawego - uszkodzony. Lewy - krytyczny. Moc spadła do 27 % wartości maksymalnej, to jest odrobinę ponad to co wymagane było do lotu. Co gorsze Buzzard dopiero co wystartował i nie było najmniejszych szans, by rozwinął prędkość odpowiednią by uciec przed drugą serią szalonego droida. Jeśli znów dostanie w silniki - o tym wolał nie myśleć... kilkudziesięciopiętrowa przepaść wieżowców tylko czekała, by pochłonąć YT 1000 wraz z kapitanem. Gryzący dym wypełnił pokład, wentylacja zaś nie nadąrzała z usuwaniem nieporządanego czynnika*

Secorsha - 2010-08-01 17:29:05

*Nie było tak źle, bowiem statek znajdował się jeszcze nad płytą. Weequeey podniósł głowę gdy cień maszyny pochłoną go całego* O kurwa…
*Ostatnie słowa. Kolejna salwa wysadziła jeden silników. Statek łomotnął o płytę prosto na weequeya…
Koniec. A Akamowi nic się nie stało. Statek - wiadomo*

EFECTOR - 2010-08-01 17:34:12

*Dżony cofnął się jednocześnie przerywając ostrzał. Nagle nie ma weequaya i statek się nie rusza. Puścił siatkę, skanując lotnisko na formy życia. Ale wszystkie formy były martwe. No może tych dwóch co postrzeleni byli nie, ale tez się nie ruszali to Dżony się nimi nie przejął.
Działa opadły, imponująca postawa bojowa rozpłynęła się gdzieś. Dżony został taki miły, niepozorny i spokojny, wpatrzony przed siebie. I nagle coś pyknęło cichutko, i z głośników droida najpierw popłynęła miła dla ucha nostalgiczna choć tez energiczna melodia, a  potem słowa nagranego utworu*
Piąta rano, zabawa skończona
różowieje już niebo na wschodzie
jakim słowem przywita mnie żona
bardziej święta niż proboszcz dobrodziej

głowa ciężka, leciutkie kieszenie’
i w łazience unika się lustra
bo najtrudniej z obitym sumieniem, razem ze sobą
doczekać do jutra…

Akam Nay - 2010-08-01 17:44:02

*Przez chwile Akam myślał że to koniec... Gdy statkiem targnął potężny wstrząs, głową uderzył o kokpit. Cóż - jak zwykle, za nic miał wszelkie procedury bezpieczeństwa, pasów też nie zapiął.*
- Chhhh...hhhhra *Wykrztusił. Czuł się tak, jakby w tym momencie urwały mu się wszystkie narządy. Wnętrze statku przedstawiało się tragicznie, czarny dym zasnuwał pomieszczenie ograniczając eidoczność praktycznie do zera. Sytuację pogarszała jeszcze dodatkowo krew, cieknąca z rozcięcia na czole i zalewająca oczy. Po omacku wydostał się z kabiny i - na czworakach - skierował do wyjścia, przebijając się (i krztusząc jednocześnie) przez kłęby czarnego jak smoła dymu. 'Na szczęście' wstrząs urwał klapę wyjściową, więc przemytnik dał radę jakoś wytoczyć się ze zdezelowanego statku. Wstał i oślepiony, nadal na wpół ogłuszony ruszył powoli przed siebie, zataczając się niczym pijany.*

EFECTOR - 2010-08-01 17:51:50

*I skoro tak szedł, to na pewno w  końcu najdzie na Dżonego, który wyszedł mu troszeczkę na spotkanie i dalej grzecznie stał, dalej odtwarzając swoją piosenkę. Na listwach cyfrowych pod szyją, które dopiero teraz się aktywowały, zaczęły tańczyć wykresy foniczne, jak minidyskoteka*
A jutro znów idziemy na całość
za to wszystko co się dawno nie udało. Za dziewczyny które kiedyś nas nie chciały
za marzenia które w chmurach się rozwiały
za kolegów których jeszcze paru nam zostało…

*Plaski łepek opadł nieznacznie, a  światełka fotoreceptorów zaświeciły w stronę zataczającego się mężczyzny*
A jutro znów idziemy na całość
miasto bezie patrzeć twarzą oniemiałą
bo kto widział żeby z nocą się nie liczyć
na dwa głosy nagle śpiewać na ulicy
że w tym życiu to nam jakoś życia ciągle mało
ciągle mało

Akam Nay - 2010-08-01 18:01:43

*Muzyka?! Kto w takim momencie mógł puszczać muzykę?! Czysta psychodela!. Akam otarł oczy z zalewającej je posoki, i... ujrzał droida*
- Nie *Jęknął, po czym upadł na kolana. Było mu niedobrze... Czył się chory, zupełnie jakby to był jakiś zły sen*
- Zostaw mnie w spokoju *WYchrypiał błagalnym tonem* - Idź, po prostu idź sobie! *Wypowiedzenie tego wyczerpało go... Wbił więc wzrok w podłogę, próbując uspokoić rozdygotane członki. A może... niech strzeli i to wszystko skończy? I tak... ch**j wszystko strzelił. Nay obejrzał się... jego statek, zamienił się w kupę syczącego i dymiącego złomu... Buzzard najprawdopodobniej nie poleci już nigdy. Togga? Najpewniej mu nie przepuści. Zaraz z resztą zjawią się tu służby porządkowe... A zeznania naocznych świadków (najpewniej przekupionych wcześniej przez Huttz) załatwią mu szybki wyrok. Tak czy siak wyglądało to na koniec*

EFECTOR - 2010-08-01 18:07:29

*Dżony nagle się zamknął, czyli przestał emitować jakiekolwiek dźwięki*
Sir…. *pisnął wręcz i cofnął się o kilka kroczków, tak się kuląc jakby go Akam systematycznie tłukł. I pewnie jeszcze jeden poziom załamania niżej i Akam by Dzonego wypałował tym co pod ręką by miał. Droid zagnał swoje procesy myślowe do pracy i nagle* Sir! A Dżony ma statek! Dżony tobie go da, sir! *zaproponował, a  biorąc pod uwagę poziom lotności umysłowej tej maszyny, to była to prawdziwa okazja*
Dżony zna kody, sir!

Akam Nay - 2010-08-01 18:12:33

- ?
*Przytępiałe zmysły Akama miały problemy ze zrozumieniem co ta szalona maszyna znów ma na myśli*
- Statek? Jaki znowu statek?
*Statek... no tak. Być może istniała jakaś szansa na ucieczkę z księżyca. Czyżby chodziło o statek na którym Akam pierwszy raz spotkał niszczycielskiego droidekę? Rzeczywiście, wysilając pamięć... model wcale niezły, bez porównania lepszy od Buzzarda*
- Prowadź *Szybka decyzja. Nie było czasu do stracenia... Nie było nic do stracenia. Jeśli zostanie tu dłużej i tak będzie martwy. Gorzej, że do przebycia mieli naprawdę spory kawał miasta*

EFECTOR - 2010-08-01 18:20:39

rozkaz rozkaz sir! *odparł zadowolony Dżony i … trzask. I nie ma Dzonego. Jak to – a tak! przeszedł  tryb kołowy i teraz jak piorun potoczyl się zręcznie przez lądowisko i dalej, ciągnięty nawigacją holo w kierunku tamtej płyty. No ale Akam tez wiedział, gdzie to jest. Dżony na pewno będzie tam czekał*

Tangorn - 2010-08-07 19:17:30

*Na orbicie Księżyca Przemytników pojawił się lekki frachtowiec, wiadomo, wyskoczył z nadprzestrzeni i od razu skierował się ku powierzchnie Nar Shaddaa. Nie było to nic ciekawego ani nic nowego, takie rzeczy zdarzają się co kilka minut. Za sterami tego statku siedział A'den, kolejny Tangowy klon, z tym, że nie był komandosem a elitarnym zwiadowcą, wiec relatywnie dla wrogów to gorzej. Taka jednoosobowa zmodyfikowana genetycznie armia, z którą chyba nawet Tang na dłuższą metę miałby przesrane, ale skoro to jego synek był, to nie miał się o co martwić. Właściwie to kilkanaście godzin temu Tann'buir (dla tych co nie wiedzą to znaczy to "ojczulek Tan") skontaktował się z A'den'iką (A'denkiem) i kazał mu przylecieć na NS bo szykuje się robota. A że Seco zostawił mu wcześniej list (swoją drogą tak cholernie enigmatyczny że aż denerwujący, chociaż Tang by się uśmiał. Klon jednak nie, chyba gdzieś po drodze poczucie humoru stracił), więc nie musiał zostawać na Coruscant. Pozbierał tylko resztki rzeczy Tanga i swoje, poodwiedzał stare śmieci i tym podobne, wiec był gotów do drogi. I teraz kierował się ku portowi kosmicznemu właśnie statkiem Seco. Cóż, skoro jemu nie będzie potrzebny to go skonfiskował, jemu jak najbardziej transport się przyda. No i w ten sposób klon trafił na Nar Shaddaa by poszukać Tanga i spółki. Będzie to pewnie łatwe, właściwie to mógł się z nimi skontaktować, ale chciał im zrobić niespodziankę. Zapewne pójdzie do kantyny "U Temeny" i tam się dowie, gdzie ten czarnuch jest. W każdym razie statek wylądował w jakimś hangarze, klon zabezpieczył wszystko i w Mandaloriańskim pancerzu opuscił swój środek lokomocji wkraczając do Nar Shadda...*

Akam Nay - 2010-08-07 20:11:03

*Kilka dni minęło nim Akam doszedł do siebie po 'incydencie' z droideką Dżonym i weequayskimi 'handlarzami'. Wprawdzie Buzzard, doszczętnie zniszczony poszedł 'na złom'. ale nie było tego złego... Przemytnik wszedł w  posiadanie statku którym niszczycielska maszyna przyleciała na Nar Shaddaa, nowiutkiego YT 1300 w idealnym stanie (pomijając rozoraną burtę, lecz to szczegół). Koniec końców jego sytuacja nie była taka zła - alternatywne tożsamości i nieznany kartelowi statek czyniły go w miarę bezpiecznym w gąszczu księżyca przemytników. Oby tylko się nie wychylał... i nawet Togga go nie znajdzie. Teoretycznie zasoby kredytów na koncie powinny pozwolić Akamowi na długie i spokojne, ale skromne życie (szczególnie jeśli zdecydowałby się sprzedać statek), ale... nie leżało to w jego awanturniczej naturze. Doprowadziwszy się i drugiego Buzzarda (cóż, sentymentalizm) do stanu używalności Akam zlądował w jednym z publicznych portów...*

Akam Nay - 2010-08-08 15:31:47

*Po wyjściu z Dziupli Akam swe kroki skierował do portu kosmicznego - jednego z większych, publicznych otwartych hangarów, gdzie można było łatwo zyskać anonimowość poprzez wmieszanie się w tłum. Ćmiąc wciąż swą fajkę i wypuszczając z niej co raz obłoczki dymu po blisko kwadransie doszedł do Buzzarda dwójki, doskonale utrzymanego, YT 1300, wyglądającego jjakby dopiero co został zdjęty z linii produkcyjnej*
- Proszę *Wskazał Zinowi dłonią dopiero co przez chwilę otworzoną przez niego rampę, gestem podobnym do tego, którym inżynier kilka minut wcześniej zastsował wobec niego. O dziwo, okazywało się, że w potrzebie chwili Akam potrafi być równie 'dworny'*
- Tylko się nie przestrasz... Jest dość hmm... surowy *I rzeczywiście. Wnętrze ogołocone było z wszelkich elementów dekoracyjnych. Po prostu - standardowe, błyszczące metalem stricte użytkowe powierzchnie, jakie rzadko można było ujrzeć na eksploatowanych statkach.* - Nie zdążyłem go jeszcze odpowiednio zagospodarować. Ale to chyba dobrze, mniej będzie roboty z rozmontowywaniem złomu

Zindarad - 2010-08-08 15:38:32

Zanim doszli do portu Zin zdążył już wyrzucić papierosa na ziemię i przydepnąć go. Niestety. W drodze do domu kupi sobie paczkę papierosów i wszystko będzie w jak najlepszym porządku. Zanim wszedł do środka statku, Zin obszedł go i przejechał dłonią. Przykucnął przy bakburcie i przyjrzał się jej. Dlaczego? To wiedział tylko pan inżynier. Może to tam znajdują się wszystkie ograniczniki. Po jakimś czasie pojawił się przy rampie i wszedł po niej do statku. Skrzywił usta. Nie raził go wystrój. Wręcz przeciwnie. Podobał mu się. Jako inżynier widywał prawie zawsze tego typu wykończenia i nigdy go to nie raziło.
-Dobrze, że nic nie kombinowałeś. Będzie łatwiej.-Powiedział do niego i od razu ruszył do maszynowni, coby ją obejrzeć. Przyjrzeć się jej i przygotować dokładny plan działania. Kiedy już tam dotarł, podszedł do panelu sterowania generatorem mocy. Zaczął coś klikać, przeglądać.-Przydałaby się dodatkowa cewka. Jak zdejmiemy ograniczniki to może nie wyrobić.-Rzucił i dalej przeglądał dane generatora. Wyglądało na to, że już trzeba będzie dodatkowo zmodyfikować statek, coby wszystko działało gładko.

Akam Nay - 2010-08-08 15:44:03

- Hmmm cóż, skoro tak mówisz *Przemytnik podrapał się po głowie z lekkim zażenowaniem*- Cóż, na YT 1000 wszystko działało bez dodatkowych przeróbek. Fakt, że tam napęd był żywcem wyjęty z tysiąc trzysetki, więc dla uzyskania większej mocy nie były potrzebne większe modyfikacje. Ehh... *Co powiedziawszy machnął ręką*
- A tak w ogóle... Calo, Calo Bann *Akam zełgał gładko i wyciągnął rękę w stronę inżyniera. Po co to? Cóż, po prostu zaczynało powoli go męczyć zwracanie się do rozmówcy i myślenie o nim w trzeciej osobie. Fałszywą tożsamość było zaś zmienić równie łatwo co schodzone buty*

Zindarad - 2010-08-08 15:54:33

-Problem jest tu taki, że jak zdejmiesz bezpieczniki i ogranicznik to generator nie wyrobi. Dodatkowa cewka i będzie grać.-Powiedział do niego i odkleił swe łapska od panelu sterowania. Podszedłby jeszcze do wewnętrznej pokrywy silnika i otworzyłby ją, ale zostało mu to przerwane. Przemytnik w końcu się przedstawił. Chciał poznać imię tego gościa, ale uważał, że nie będzie nalegać. Po prostu uścisnął mocno jego prawicę i rzucił.-Zin Kobdar.-W dowodzie miał Zindarad, ale wstydził się tego imienia. Jest to jeden z wielu powodów, przez który nie odzywa się do matki. Do tej pory uważa, że matka skrzywdziła go, dając mu takie, a nie inne imię.-Skoro mamy to za sobą, Calo. To ja wracam do roboty.-Mając na myśli robotę, Zin miał na myśli dalsze oględziny. Odwrócił się tyłem do przemytnika. Podszedł do pokrywy i jednym, sprawnym ruchem otworzył klapę. Zajrzał do niej.-Łohoho. Błyskotka.-Powiedział i włożył rękę do środka, tak coby przejrzeć i złapać. Po prostu. Oględziny.

Akam Nay - 2010-08-08 16:01:56

- Jasna sprawa *Cóż... nie na wiele mógł się tu zdać. Najrozsądniejszym wyjściem było po prostu nie przeszkadać fachowcowi w jego pracy. By zabić jakoś wolny czas, Akam udał się do 'szatni'. gdzie zdjął i odwiesił swoją kurtkę. Resztę zaś oczekiwania spędził popalając swoją fajeczkę*
- Życzysz sobie może... Nie wiem, coś do picia? *Zaproponował. Zanosiło się na dłuższe posiedzenie, a przemytnik nie lubił marnować czasu o suchym pysku*

Zindarad - 2010-08-08 16:07:52

-W robocie piję, ale jakiegoś soku to bym się napił.-Powiedział do niego i dalej grzebał. Nic ciekawego nie znalazł, toteż postanowił zamknąć klapę po kilkunastu minutach grzebania i koniec. Wzruszył ramionami i podszedł do generatora, którym swym niebieskawym blaskiem, niemal hipnotyzował Zina. Kobdar bardzo lubił generatory. Zawsze można było z nich zrobić coś ciekawego. Przyjrzał się mu, przykucnął przy nim i zaczął myśleć. A o czym? To znowu wiedział szanowny pan inżynier. Pewnie zastanawiał się jak tu otworzyć generator, coby większych szkód nie narobić. W końcu ciecz mogła się wylać i pozarażać wszystkich chorobą popromienną. Przy tej części pracy, trzeba będzie zachować najwyższą ostrożność. Po dłuższej chwili wstał i pociągnął nosem.-Statek masz zajebisty. Nówka, nie?-Spytał go. Był pewien, że wyszedł dopiero z fabryki. Nowy statek, który wymagał modyfikacji. Dla Zina było to dość niezrozumiałe, ale skoro mu za to zapłaci to czepiać się nie będzie.

Akam Nay - 2010-08-08 16:14:16

- Dobra. Do wyboru masz... *Zina dobiegł stukot przesuwanych w lodówce butelek* Bothańską brandy... Borhańską brandy... i Bothańską brandy. Cóż, wybór jest raczej prosty, by nie rzecz, z góry nakreślony obecnymi warunkami *Co powiedziawszy, złapał dwie szklanki i do połowy napełnił je jasnobursztynowym trunkiem, po czym postawił przysługującą inżynierowi na znajdującej w centralnym pomieszczeniu konsoletce*
- Tak, można tak powiedzieć że nówka *Łyknął i skrzywił się lekko. Gorycz brandy była okropna, jednak... w jakiś dziwny, niewytłumaczalny sposób lubił się w ten sposób 'umartwiać'. Głęboko ukryty w zakamarkach psychiki masochizm? Choroba wiedziała.*

Zindarad - 2010-08-08 16:21:18

Wybór ogromny. Niczym w sieci Alderaańskich sklepów Feers. Po prostu trudno było się zdecydować. Po chwili namysłu w końcu odrzekł.
-To ja tej brandy się napije.-Powiedział do niego. Zin ostatnimi czasy prawie w ogóle nie pił alkoholu. A jeśli już pił to delektował się każdym jego łykiem. Po prostu. Kobdar głowę do trunków wyskokowych stracił zupełnie i jakby na to nie patrzeć, wychodziło mu to na dobre. Nie to co w przypadku Tanga. Najbardziej poszukiwanego alkoholika w całej galaktyce. Poszedł do głównej sali, chwycił za szklanicę i upił z niej łyk. Zin tam w brandy niczego specjalnego nie widział. Smak mu odpowiadał, bowiem słodycze i wszystkie słodkie alkohole przyprawiały go o mdłości, a gorycz nadawała swoistego charakteru.-Łożyska się świecą jak nefrowi jaja. Ładna maszyna, chociaż jakaś taka bez wyrazu. No cholera. Brakuje mi tu czegoś.-Powiedział, rozglądając się po statku. Surowe wnętrza to jedno, ale nowe statki nie posiadały w ogóle duszy, którą tak Zin uwielbiał. Maszyny po przejściach dawały o wiele więcej frajdy niż te nowe. Stare, zużyte złomy zawsze czymś zaskakiwały, fascynowały, a tu...wszystko za dobrze działało.

Akam Nay - 2010-08-08 16:29:58

- Właśnie dlatego fatalnie się tu czuję. Te przeróbki to tylko pierwszy krok. Po pierwsze, zbyt ładnie to wszystko z wierzchu wygląda. Po drugie - pusto tutaj. Po trzecie - nie cierpię standardowych, ergonomiczno-ekonomiczno-srycznych zaprojektowanych seryjnie wnętrz. Ehhh... Żebyć ty widział Buzzarda *Przemytnik na chwilę rozmarzył się... Tak. To był statek. Jak to się mówi - z duszą. No i znał tam każdy kabel, każdą śrubkę. Nie to co tu - seryjna, doskonała w każdym calu, ale pusta seryjna produkcja. Mniejsza z tym, że YT 1000 zawodził częściej niż wymagała tego przyzwoitość. Uproszczoną konsturkcję Akam był w stanie naprawić własnoręcznie skleconą, choćby z widelców prowizorką, ba... w większości przypadków rodzaj awarii był w stanie poznać niemalże po sposobie zmieny drgań kadłuba. A tu? Banthowa kupa za przeproszeniem. Ale, ale, zbyt sie zagalopował w wspominkach, machnął więc ręką odganiając jakby gryzące go zjawy z przeszłości.*
- Po prostu, nie lubię tych nowych modeli. Za dużo tu elektroniki, za dużo... wszystkiego *kontynuował co raz popijając drobny łyczek ze szklanki i delektując się przyjemnym alkoholowym szczypaniem w język*

Zindarad - 2010-08-08 17:13:18

-Ja tam jestem przyzwyczajony do fabrycznych wykończeń, ale...cholera. Selene będzie musiała pomóc.-Powiedział pod nosem. Może jego dziewczyna nie była dekoratorką wnętrz, ale była kobietą i pozwoli dobrać jakieś meble, coby wnętrze nabrało wyrazu i swoistego charakteru. Przeszedł się jeszcze wzdłuż głównej sali. Zin tam nie przepadał za siedzeniem na dupie, lubił chodzić, zwiedzać. Choćby statki. Te małe, te duże. Zin je po prostu ubóstwiał. Były jakoby jego życiową pasją. Kobdar chciał zaprojektować i zbudować statek, który dumnie nosiłby nazwę wymyśloną przez inżyniera. Niestety, taka okazja nigdy mu się nie przydarzyła. No nic. Co do Selene, ta pewnie podejdzie sceptycznie do wystrajania wnętrza, ale co tam. Się ją poprosi ładnie. Kwiatka, wódkę kupi i będzie w porządku. Upił łyk brandy. Odetchnął z ulgą. Nie wiedząc czemu, ta goryczka go odprężała. Jakoś wszystkie problemy przestawił na boczny tor. Podobało mu się to.

Akam Nay - 2010-08-08 17:18:36

- Będzie musiała pomóć... w czym? *Nie no, cholera, tylko babskiej ręki mu tu brakowało. Mnóstwo niepraktycznego badziewia. I zapewnie jeszcze tapeta w kwiaty. Najpewniej różowe.*
- Spokojnie, z hmm... umeblowaniem poradzę sobie sam. *Akam powoli zaczął się zastanawiać do czego zmierza Zin...*
- Jedyne czego potrzebuję to te trzy przeróbki o których wspomniałem, nic więcej *Powtórzył, zupełnie jakby chciał przypomnieć powoli 'odlatującemu' konstruktorowi o podmiocie przyszłego zlecenia*
- I wreszcie, chyba jedna z ważniejszych spraw... Na ile sobie cenisz taką robotę?

Zindarad - 2010-08-08 17:29:45

Babska ręka również nie pasowała Zinowi. Baba to wszystko widzi w innych kolorach, a kobiety nie miały pojęcia co mężczyzna potrzebuje w swoim mieszkaniu. Chodzi o duży odbiornik holonetu, ogromną kanapę i lodówkę obok niej i wszystko na ten temat. No i jeszcze mały stoliczek, coby można było kufel postawić na nim i basta. Nic więcej mężczyźnie nie jest potrzebne do szczęścia. Co do ceny. A to już temat na poważniejsze kontemplacje. Otóż. Robocizna była prosta. Dla Zina to był pryszcz, no prócz tego generatora. No to trzeba będzie za to zawołać nieco więcej. W końcu po czasie namysłu, Zin wziął głęboki oddech i już miał coś powiedzieć. Nie. Upił łyk brandy i w końcu się odezwał.
-Gdyby nie ten generator to zawołałbym trzy kafle, a tak zawołam siedem.-Powiedział do niego, w końcu innego rozmówcy na tym statku nie było.-Przy tym generatorze trochę zabawy będzie. Sam rozumiesz.-Powiedział do niego. Cena ta była rozsądna, a poza tym wszyscy będą zadowoleni. Nie podreperuje tym swojego budżetu za bardzo, ale dzięki temu przemytnikowi, Zin znowu ubrudzi się smarem.

Akam Nay - 2010-08-08 17:35:59

- Stoi. *Akam wiele się nie zastanawiał... Każdy stracony dzień poza 'branżą' kosztował go o wiele więcej... potencjalnego zysku oczywiście. Tym bardziej, rozsądna, bo nie podejrzanie niska czy za wysoka cena odpowiadała przemytnikowi, dodatkowo zanadto nie uszczupli jego podręcznego budżetu - w końcu, jakiekolwiek oszczędności musiał zachować by mieć w ogóle jak na nowo zacząć kręcić interesem. jak to mówią - by wyjąć trzeba najpierw włożyć... Ta zaś inwestycja była ledwie przebieżką przed prawdziwym maratonem kredytowych manipulacji które go czekały*
- Płatne trzy tysiące tytułem wstępu, reszta po zakończeniu roboty? *Spytał. Stosunek trzy do czterech, całkiem korzystny wobec ogólnie ustalonego jeden do trzech*

Zindarad - 2010-08-08 17:42:02

No i Zin uśmiechnął się szeroko. Budżet zostanie chociaż trochę podreperowany. W sumie to został, ale Selene gdzieś schowała te pięćdziesiąt tysięcy gdzieś w dziupli, a Zin za cholerę nie mógł ich znaleźć. Skoro cena była odpowiednia dla obydwojga, toteż wystarczyło zacząć pracę. Chociażby jutro, od rana kiedy wszyscy będą wypoczęci, a ich umysły będą sprawnie pracować. Upił łyk trunku i rzucił.
-No, no. Zaliczka by się przydała. Muszę materiały na cewkę kupić.-Tia. Kupić. Przecież on był otoczony sprzętem elektronicznym. Jego dziewczyna prowadziła warsztat naprawiający droidy, ale nie. Zin je musi kupić. Pewnie je schowa w bezpiecznym miejscu, a cewkę zrobi sam, bądź też z pomocą Selene. Dopił brandy jednym łykiem i odstawił szklanicę na konsoletkę. Skoro wszystko zostało ustalone, to można było już iść do domu. Po drodze kupić papierosy, a później położyć się spać. Tak. To świetna opcja.

Akam Nay - 2010-08-08 17:47:57

- Dobrze więc... Widzimy się jutro, zląduję statkiem i przeleję zaliczkę. Powiedz tylko, gdzie mam wylądować, bo nie wydaje mi się by ta mała... Hmm... klitka była w stanie pomieścić Buzzarda. I kolejna sprawa, ile czasu, w teorii powinna Ci zająć modernizacja? *Jeszcze kilka ostatnich pytań, co by pozbyć się nieścisłości... i voila*
- Na cewkę... Oczywiście. Te trzy tysiące mam nadzieje na nią starczą? *Nay miał już serdecznie dość wszelkich opóźnień i wolał zająć się detalami jeszcze przed czasem, by uniknąc niepotrzebnych komplikacji*

Zindarad - 2010-08-08 17:57:01

-Zorganizuje Ci miejsce w hangarze, naprzeciw tej kantyny "U Temeny". Tam przylecisz i wszystko będzie grać. Ile? Dwa, góra trzy dni. To łatwa robota. Z generatora się upuści ciecz i później to z górki będzie.-Powiedział do niego. Jednak nie. Po drodze będzie musiał zahaczyć o hangar i powiedzieć kulturalnie Tangowi, żeby się z niego wynosił, bo klienta ma. Trzeba być twardym, a nie miętkim. Do Tanga to tylko tak trzeba, inaczej jego czarny mózg tego nie zrozumie, a po tym jak Zin powiedział mu kilka dosadnych słów, będzie prościej powiedzieć mu, że ma się wynosić. Wszystko szło świetnie.-Trzy tysiące starczą w zupełności.-Dodał po chwili i wziął głęboki oddech.-To ja się będę zmywał.-Rzucił tylko i ruszył w kierunku rampy, przez którą wszedł do statku. Drogę do wyjścia znał. YT-1300 był jednym z najbardziej rozpowszechnionych statków w galaktyce. Kobdar znał go lepiej od swojej kieszeni, krótko mówiąc.

Akam Nay - 2010-08-08 18:02:37

- Jasna sprawa. Więc, do usłyszenia. *Wreszcie, koniec... Można było odrzucić na bok cywilizowane maniery i walnąć się na łóżku, czy skoczyć do najbliższej kantyny. Robota zlecona, więc najbliższe dwa - trzy dni Akam mógł najnormalniej w świecie przebarłożyć*

Seathen - 2010-08-17 10:30:27

Można powiedzieć, że w godzinach popołudniowych wylądował mały i zapewne lekki frachtowiec na jednym z lądowisk w porcie kosmicznym. Frachtowiec na pewno nie należał do jakiś wyjątkowych, a także widać było doskonale że tylko i wyłącznie przewoził pasażerów. W ten właśnie sposób mężczyzna na ten księżyc dostał się w wiadomym sobie celu. Podobno w tym właśnie miejscu znajduje się osoba, która jest bardzo podobna do niego więc postanowił to sprawdzić. Miał nadzieję, że tutaj właśnie odnajdzie swoją siostrę, której od dawna szukał i brakowało jemu jej. Właśnie w tej chwili sobie wyszedł z frachtowca - lecz nie wzdychał ani nie wciągał powietrza głęboko w płuca. Odszedł więc powoli od statku mając ze sobą tylko i wyłącznie starą, zużytą torbę w której to rzeczy niezbędne do podróży przechowywał. Żeby nie było, mężczyzna nie był bezbronny bowiem tuż po lewej stronie pasa znajdował się blaster - czemu po lewej? Powód był prosty, był praworęczny i łatwiej oraz szybciej było jemu po prostu wyciągnąć z kabury. Frachtowiec odleciał i on pozostał sam. Nie minęła chwila a opuścił port kosmiczny słowami:
- no cóż... poszukiwania czas zacząć...

[zt]

Aru - 2010-08-27 20:39:06

*Hiper przestrzeń. Monotonna przestrzeń z migającymi kreskami. Można zwariować. Szczególnie spędzając sporo czasu za sterami.... jako jedi jednak ma się ten komfort,że można oddać się medytacji. A podróż trwała.*

*I tak też lot w nadprzestrzeni mijał zabrakowi na regeneracyjnej medytacji podczas której mógł wypocząć lepiej i szybciej niż podczas zwykłego snu. Oraz zastanowić się nad samą istotą jego zadania licząc też na to że sama Moc może podpowie mu co ma czynić. To co jednak Moc mu ukazała nie było czymś czego się spodziewał.Podczas odpoczynku, będąc zanurzonym w spokojnych nurtach Mocy, nagle został "wciągnięty" w wir, wciągnięty w ciemną przestrzeń.* No pięknie... *Własny głos dochodzący jak by z oddali usłyszał, a następnie ujrzał coś co rozświetliło ciemności. Ogromna kula upstrzona światełkami, emocjami od miłości, znudzenia po najgorsze z możliwych, bijące od wielu istot i stworzeń przeżywających swoje wzloty i upadki, swoje koszmary i cudowne chwile. Następnie zaś został wciągnięty w tę kulę życia w rozmywające się strugi świateł.Wtem tak szybko jak barwy go bombardować poczęły tak szybko wszystko ustało rozmywając się i składając na nowe kształty. Obraz w jego oczach drżał, rozmywał się... nie to świat drżał i rozmywał się. Sam zabrak siebie nie był w stanie ujrzeć, lecz był pewien że znajduje się w jakimś miejscu,a mianowicie przy stole. Spojrzenie jego skupiło się na niewyraźnym stworzeniu z prawą ręką, nie bez bez prawej ręki, zamiast niej zaś wyładowania przeskakiwały niczym z rozbitego elektronicznego urządzenia. Znów stół, szklanki, butelka z niewidoczną etykietą. Inna istota przy tym stole. Szara, skryta w wojskowym pancerzu, ciągle się zmieniającym-zmieniającym swe części składowe i barwy- smutek bił od tego stworzenia z twarzą skrytą w dłoniach, żal, ból i rozgoryczenie, gniew... Scena. Pusta, nikt nie występował na niej, znów świat się rozmywa, w polu widzenia pojawia się kula wyładowań takich samych jak u jednej z istot. Spora, większa od zabraka mimo że ten teraz nie ma określonej formy. Kula wyładowań od której bije niesamowicie silnie, miłość, posiadająca dwa światełka jedno obok siebie, lewe czerwone a prawe pomarańczowe od których bije dziecięca naiwność i ciekawość świata. Znów wszystko się rozmywa, przekształca. Po chwili Aru orientuje się,że unosi się w powietrzu nad spokojną, nieruchomą taflą oceanu. Dziwne, nie ma fal. Jedi spojrzał pod swe nogi, tak teraz już widział nogi, stopy jego stały jak by nigdy nic na nieruchomej tafli wody pod którą pływały rekiny. Szum, szum fal rozbijających się o brzeg. Brzeg z marmuru ociekającego wręcz zdobieniami na którym to piękny i ogromny tron stał. Pusty. Nie, nie pusty jednak. Zabrak zbliżył się ku niemu by ujrzeć.. istotę. Małe i przerażone stworzenie, strach przed utratą wszystkiego, strach wywołujący wojny i śmierć. Grzmot rozchodzi się ponad ich głowami. Niebieskie niebo zasnuwają czarne chmury przecinane czerwonymi błyskawicami. Marna istota na tronie wnika w monument który starzeje się i rozpada w oczach. Mrok gęstnieje za plecami Aru, ten odwraca się w jego stronę by ujrzeć... zwyczajnie Ciemność. Skłębiony mrok zbliżający się powoli i nieubłagalnie, wyciągający ku Aru swe macki gniewu, nienawiści i szaleństwa.Chcąc go dotknąć.* {Nie! Nie zbliżaj się! Nie zbliżaj! Nie... nie... Jeśli teraz mnie dotkniesz...] *Głos, jego głos! Głos należący do Aru,drżący, przerażony..* { Jeśli złapiesz mnie za ramię.Ja już nigdy.. Ja już z nigdy..Nigdy nie wybaczę.}

*Bum bum  bum bum.... serce zabraka biło przyspieszone niczym podczas bitwy, pojedynku. Pot zrosił rogate czoło, zimny dreszcz jego ciało przetoczył. Ciężki oddech, rozszerzone źrenice, po chwili przysłonięte powiekami i twarzą skrytą w dłoniach. To była tylko wizja, tylko wizja.* {wyjście z nadprzestrzeni na orbicie Nar Shadda za.... 10...9....8...7...6...5....4....3...2....1} *Zakomunikował komputer pokładowy gdy zabrak wyprostował się w swym fotelu by spojrzeć jak rozmazane smugi stają się nieruchomymi gwiazdami gdy pojazd jego wyskoczył z nadprzestrzeni. Nie myśląc już więcej ,odpychając od siebie dopiero co widziane obrazy, za pomocą komputera wpisał dodatkowe koordynaty lądowania. Zabezpieczając też dane w swym statku w ten sposób,że w razie przejęcia go przez kogoś innego ten od razu wykasuje wszelkie dane nawigacyjne, oraz gdy po 12 godzinach nie dostanie sygnału z komunikatora zabraka uczyni to samo.* Dzielnica uchodźców. Tylko tam ten myśliwiec zostanie zignorowany....

Pachcka - 2010-09-07 19:30:14

Niewielki frachtowiec wylądował na ziemi. Wszystko było jak zwykle. Otworzyło się wejście, ze środka wyszła trójka ludzi niosąc sporawe, białe skrzynie. Położyli je przed schodami statku i odeszli kawałek dalej rozmówić się z jakimś technikiem. To był ten moment. Wieko jednej ze skrzyń uchyliło się i wyskoczyło z niego coś brązowego. Owinięty  w brązowe kawałki materiałów Pachcka z łukiem w ręku stał jak oniemiały. Nie mógł się nadziwić w zasadzie wszystkiemu co zobaczył. Statki, budynki, ludzie i wszystko inne wkoło zarazem napawało go strachem jak i ciekawiło. Wygrała ciekawość, toteż zamiast schować się do skrzyni, brązowa kula (bo tak teraz wyglądał) zawiesiła łuk na ramię i pobiegła do wyjścia, w kierunku ulic.

Taken - 2011-01-23 16:19:52

Taken pozbierał się dosyć szybko, nie miał zbyt wielu rzeczy w mieszkaniu, a to co zbędne oddał najbardziej potrzebującym, by chociaż mieli coś z tego. Podejrzewał, że raczej nie wróci już tutaj, choć tego nie wykluczał. Wchodząc do hangaru, w którym ukrył swój zdezelowany frachtowiec obejrzał się za siebie, na niknący w ciemności korytarz prowadzący do miasta bezprawia, bo tak można tylko określać Nar Shaddaa. A potem kel dor spojrzał już przed siebie, odwracając się od przeszłości i spojrzał w przyszłość. Moc mu podpowiadała, że ta misja będzie niebezpieczna i brzemienna w skutkach. Ścieżka przed nim była spowita mgłą i nie mógł jej przejrzeć... jednak nie napawało go to wielkim strachem. Już dawno powierzył swoje życie Mocy, co ona zdecyduje tak będzie. Co nie znaczyło jednak, że żył biernie. Przeciwnie, od tego momentu uparcie dążył do celu, wykorzystując swoje umiejętności. Teraz jednak będzie chyba potrzebował wszystkiego co umie i wie...
Taken westchnął i podniósł małą torbę z ziemi, po czym wszedł na pokład, zamykając za sobą rampę. Kilka minut później wystartował i wszedł na orbitę, przygotowując się do skoku w nadprzestrzeń. I tak też zrobił... zniknął w nadprzestrzeni.

Aru - 2011-02-04 23:16:22

//kontynuacja z tematu : http://www.swewok2.pun.pl/viewtopic.php … 796#p22796 //

*I tak też para, zabraka w pancerzu i mistrzyni Issy w przydużym ubraniu roboczym dotarła na odpowiednie lądowisko. W tym czasie Issa mogła się upewnić, że osoba z którą idzie nie ma złych zamiarów, przynajmniej w tej chwili. Jeśli zaś idzie o jego środek transportu był nim dobrze wyglądający, spory wahadłowiec zdolny pomieścić na "stałe" z 5 osób z pominięciem nadprogramowych sztuk. Z pewnością ładownia nie była zbyt wielka,ale zdolna pomieścić zapasowe paliwo czy zapasy jedzenia. Statek wyglądał niczym swoista kolejka, dość długi, prostokątny o łagodnych zagiętych rogach zwieńczony krągłym kokpitem niczym w statkach podwodnych którego wnętrza z tej strony widać nie było. Na bokach statku nadal widać było logo rodziny Boggi, a konkretnie to hutta Vottagga.*
Zapraszam
*Zabrak wywołał ze swej lewej dłoni interfejs holograficzny za pomocą którego uruchomił systemy statku i otworzył wejście na pokład. Drzwi wysunęły się otwierając jedną połówką w górę, drugą w dół i wysuwając wąską kładkę. Schodki kierowały do przedsionka z kilkoma miejscami siedzącymi i ekranami oraz drzwiami zarówno wgłąb statku jak i do kokpitu. Pstrokaty zaraz za Issą wkroczył do środka.Wnętrze było dość eleganckie, jeśli tak można by powiedzieć.*

Issa Maya - 2011-02-05 13:32:25

*Będąc na miejscu - a przynajmniej tak Issa wnioskowała po tym jak się zatrzymali przed jakimś wahadłowcem. No ale musiała przyznać, był dosyć spory i pewnie pewnągromadkę ludzi by pomieścił. Zastanawiała się tylko czy da się go namówić, aby poleciał z nią do zakonu. Bo coś jej mówi, że to by jemu pomogło czy coś w tym tylu. Spojrzała na logo, lecz nie poznawała go a co za tym idzie? Nie miała pojęcia do kogo te logo należy*
- To Twój wahadłowiec?
*Może głupie pytanie, ale lepiej się upewnić, no bo ona w sumie ciekawa nie była tylko bardzo lubi wiedzieć. Podciągnęła w tej chwili swoje spodnie, bo ciut za bardzo jej opadły i z kazdym kolejnym krokiem groziło potknięcie się o nie, albo pokazania tyłka całemu światu czy też tym i tym na raz. Weszła do środka, rozglądając sie uważnie po wnętrzu - ładnie było i o kilka nieb lepiej. Spojrzała na Zabraka gdy tylko wszedł*
- Poleć ze mną...

Aru - 2011-02-05 13:43:50

Można powiedzieć, że to prezent od kogoś. Ot rekompensata za szkody moralne.
*Odrzekł gdy już za kobietą wszedł do środka statku. Zamknął jednak wejście na pokład za nimi. Mimo wszystko to było Nar Shadda i trzeba było być ostrożnym. Szczególnie że poza tym statkiem i tym co na sobie miał nie miał niczego innego. Nawet o kredytach mógł zapomnieć choć w schowku w kokpicie znalazł trochę pieniędzy.Jednak tego było za mało na cokolwiek innego niż na jedzenie. Pytanie kobiety jednak wyraźnie rozśmieszyło mężczyznę który parsknął krótkim śmiechem, twarz zwracając w jej stronę. Szkarłatny blask wizjerów skierował się w stronę Issy.*
Nawet jak bym znał wszystkie koordynaty-a nie znam żadnych- nie poleciał bym. Obiecałem pomoc, pomoc dam. Nic więcej.
*Wyminął kobietę naciskając przycisk by otworzyć drzwi na dość obszerny kokpit z dwoma miejscami przed iluminatorem. Issę puścił przodem zaraz po niej wchodząc do środka. W samym kokpicie były jeszcze przy ścianach w sumie cztery rozkładane miejsca wraz z odpowiednimi zapięciami w razie gwałtownego lądowania.*
Nie testuj mej wyrozumiałości Isso.

Issa Maya - 2011-02-05 14:17:35

- szkody moralne...
*Tylko to powtórzyła i nic więcej już nie powiedziała, no bo i po co - jaki to byłby za sens? Co do statku i Nar Shadda, to owszem trzeba było być ostrożnym - coś o tym wiedziała, a na przykład przykładem było zaginięcie jej myśliwca, który w sumie ona powinna już mijać. Ona w sumie oprócz tego ubrania nie miała niczego - nawet swojego miecza świetlnego. Tak, strata miecza to było bolesne a ona głupia zaufała jednemu mężczyźnie, który miał przechować jej miecz. Mniejsza o to. Kiedy parsknął, spojrzała na niego*
- ja znam koordynanty do miejsca, do którego chce lecieć... Po za tym czemu nie polecisz ze mną do rady? Rada by zrozumiała
*Wiedziała czemu nie chciał, a przynajmniej tak przypuszczała. Wyczuwała w nim moc i tą z ciemnej strony - po prostu to czuła i musiała go zaprowadzić pod oblicze rady. Jednak on nie skrzywdził jej, a nawet pomaga więc i siłą nie mogła go sprowadzić tam. Po za tym w nim było jeszcze dobro i to było czuć oraz widać w tej sytuacji. Została puszczona przodem no to i ruszyła tak, jednak spodnie zrobiły jej psikusa. Potknęła się i jej spodnie opadły ukazując Zabrakowi jej pośladki. Poczuła się dziwnie i głupio, więc zaraz podciągnęła spodnie w górę ze swoich ud i zmieszana usiadła na jednym z foteli*
- nie testuję, lecz uważam że powinieneś stanąć ze mną przed radą... bym wstawiła się za Tobą, a to by na pewno Ci pomogło...

Aru - 2011-02-05 14:27:17

*Przystanął na moment głowę na chwilę na bok przekręcając co wyraźnie było widać po ustawieniu hełmu. Na co tak patrzył? Za goły zadek mistrzyni Jedi. Niecodzienny widok i dla oka nawet miły zważywszy na to, że zabrak kobiecego i gołego tyłka od dłuższego czasu nie miał okazji widzieć. A niestety holonet na wahadłowcy był straasznie wolny. Tylko ze trzy zdjęcia w ciągu godziny się wczytać mogą. Jeśli jednak Issa spodziewała się,że ten jakoś skomentuje jej zadek to.. nie myliła się. Uczyni to niebawem. Gdy ta zasiadła na wskazanym ruchem dłoni miejscu, sam usiadł po lewej stronie na fotelu pilota uruchamiając głównie hologramowy interfejs i klawiatury.*
Taaa...machniesz Windu gołymi pośladkami przed nosem i na pewno nie wpadnie na wielce litościwy pomysł by odciąć mnie od Mocy.
*Mimo dość syntetycznego głosu mężczyźnie udało się oddać mimo wszystko ociekające sarkazmem słowa. Palce przebiegły po holo-klawiaturze i zaraz wyświetlił się pomiędzy nimi, na iluminatorze ekran płaski.*
Wpisz numer do kogoś z Jedi. Będzie to tylko rozmowa głosowa, przynajmniej z naszej strony rozmówca będzie mógł przekaz dać. Jak się połączysz nic na mój temat nie mów. Możesz sobie opowiadać dopiero na Tythonie, nie teraz. Zobowiązałem się komuś pomóc w sprawdzeniu co z jego rodziną i nie chcę by mnie tutaj banda Jedi napadła by zaciągnąć do swego gniazda.
*Płaszcz powieszony na oparciu fotelu był toteż poklepał on bez problemu szmatkę na swych biodrach i pasie która szczelnie skrywała dwa miecze świetlne.*
A uwierz mi, nie mam w interesie odcinać tej pięknej główki.

Issa Maya - 2011-02-05 20:51:06

*No tak bardzo nie codzienny i bardzo rzadki widok, więc on mógł się nazwać szczęściarzem widząc piękny tyłeczek (i jaki seksowny) Issy, która w tej chwili siedziała skrępowana na fotelu. Takiego obciachu to sobie jeszcze nigdy w zyciu nie zrobiła. W sumie pocieszała się, że on czegoś więcej lub czegoś innego nie widział. Co do jego komentarza, to ją rozluźniło i się cicho nawet zaśmiała. Tak, dawno uśmiechu na jej twarzy nie było widać a taki prosty zart rozbawił ją nieco. Po chwili dostała instrukcję jak ona ma skorzystać z tego urządzenia, lecz nic nie zrobiła. Spojrzała gdzie poklepał i zrozumiała co tam może być.*
- Może nie zakręcę tyłkiem, ale nie odetnie Ciebie z mocy. Wiem to. Po za tym wiesz kim jestem i mogę się wstawić za Tobą... Tym bardziej, że zobaczą że nie jesteś przesiąknięty mocą ciemnej strony. Przemyśl to czy nie lepiej być wśród innych niż samemu latać po galaktyce.
*spojrzała na niego, naprawdę chciałaby aby wrócił - jest dla niego jeszcze ratunek, aby uniknął ciemnej strony. Chwilę później zaczęła wciskać liczby komunikatora Windu - to akurat pamiętała - do liczb miała głowę i ogólnie do nauki więc i koordynanty też zna. Jednak po wybraniu numeru komunikatora nieco się oddaliła od tego. Chciała dać czas na zastanowienie, może posłucha jej. Wstała.*
- Z chęcią bym wzięła prysznic. Mogę?

Aru - 2011-02-05 21:00:33

*Po miesiącach stresu nawet żarty prowadzącego Familiadę w holowizji mogły sprawić, że dostanie się ataku duszności od śmiechu. Toteż nie był to wielki wyczyn, przynajmniej jednak nieco humor Issie poprawiający. I jej zadkowi.*
Powiedziałem raz. Nigdzie nie polecę. Chcę sam odnaleźć siebie bez ingerencji Jedi czy Sithów. Nie naciskaj na mnie bo nasza współpraca zakończy się prędko.
*Głos nie wykazywał żadnych uczuć, przynajmniej to co emitował hełm przez co nie można było się zorientować jak nacechowane emocjonalnie jego słowa były. Za to w mocy szło wyczuć, że zaczynał się irytować nagabywaniem kobiety co do jego powrotu na Tython i bezpieczeństwa jakie mu ono rzekomo może dać. Issa zdawała się nie słuchać co on mówi, miał inne zobowiązania już niż wycieczki na Tython z którego raczej nie czuł, że wróci sobą....*
E? A, tak... możesz.
*Ocknął się wstając z fotela.* Choć, zaprowadzę Cię. *I tak też znów znaleźli się w przedsionku z kilkoma miejscami, skąd jedynymi drzwiami dalej przeszli, tutaj już sekcję sypialnianą widać było. Cztery prycze po dwie po bokach. Do tego było jeszcze jedno specyficzne rozkładane...z sufitu. Ot prych niczym wejście na strych. Mniejsza jednak z tym, tuż przed łóżkami były jeszcze jedne drzwi z prawej strony.*
Proszę bardzo. Potem zadzwoń gdzie trzeba i zostaw mnie w spokoju.
*Sam zaś skierował się na najbliższą z pryczy na której to usiadł. Będzie czekać dopóki nie skończy.*
Z prysznicem nie musisz się spieszyć.
*I nie dlatego, że tam kamery były...bo takowych nie było bo i po co?*

Issa Maya - 2011-02-05 23:03:05

*To w holowizji jest nawet familiada i do jasnej cholery nikt Issie o tym nie powiedział? No ładne rzeczy. No ale fakt faktem poprawił się nieco jej humor w tamtym momencie, a może Aru by nadawał się na komika? Warto by spróbować, tak sądzę.*
- Jesteś uparty...
*skwitowała i nic już na ten temat nie powiedziała, bądź razie na tę chwilę przestała. No ale owszem wyczuła że sie irytować, trudno by było tego nie wyczuć. Co do słuchania to słuchała to co mówił, a chciała nawet zaproponować później, że jak wrócą na Tython że jemu pomoże z tą rodziną - no ale jego wola i też już nigdy nie zobaczy tyłka Issy, o! Następnie ruszyła za nim i tak o to poznawała statek, czy raczej jego wahadłowiec. W każdej chwili rozglądała się dookoła, obserwowała  po prostu lubiła znać otoczenie w którym przebywała. W końcu jednak pokazał jej drzwi*
- dzięki...
*I zniknęła w łazience. Najpierw poszła na kibelek siusiu zrobić, a później rozebrała się i pod prysznic wskoczyła. Myła się długo, dobre pół godziny jak nie dłużej. Będąc w niewoli to albo jakieś służki ją myły w pośpiechu, albo sama musiała jak najszybciej się umyć - teraz jednak była wolna, a przyjemna ciepła woda obmywała jej ciało. A jednak się myliłam, myła się czterdzieści pięć minut. Później kolejne piętnaście minut odczekała aby się niejako wysuszyć i tak o to, znowu w stroju roboczym wyszła z łazienki. Wyrżnęła wodę z włosów, co jako tako uschły - jednak dalej były wilgotne*
- aż od razu lepiej

Aru - 2011-02-05 23:19:45

*I tak też on w ciszy czekał spokojnie aż kobieta się umyje. Sam w końcu jej przyzwolił brać jej prysznic ile jej to będzie potrzebne.I tak też w końcu wyleźć postanowiła.*
Gotowa? Należało by wreszcie dokończyć co zaczęliśmy. W końcu potrwa nim przybędą, poza tym ja muszę ten statek przenieść w inne miejsce.
*I tak też jeśli nie oponowała powrócili do poprzedniego miejsca.*

Issa Maya - 2011-02-06 14:39:48

*No właśnie, nie mógł narzekać skoro powiedział że ona nie musiała się śpieszyć z prysznicem, więc tak a nie inaczej postąpiła - czyli myła się bardzo długo, a że ręczników nie było to także nieco się przedłużyło. Nic mu nie odpowiedziała, tylko poszła razem z nim do kokpitu poprawiając swoje spodnie. Numer ponownie wybrała do Windu, bo po jakimś czasie się zerowało. No i poszło połączenie. Issa z każdą chwilą się denerwowała, ale wiedziała że musi się skontaktować - bo wiedziała, że tak sama nie dałaby rady za długo.*

Moc - 2011-02-06 14:49:14

*Niestety Issa miała pecha i nikt nie odbierał. Połączenie zostało ustaniowione i tyle. I tak przez pół minuty... minutę, aż w końcu rozmowa została przekierowana i w końcu ktoś inny odebrał. Pojawiła się sylwetka zaspanego bothanina, który nieco nieprzytomnym wzrokiem spojrzał na Issę w ogóle jej nie poznając. Ziewnął.* Słucham? *Odwrócił on głowę w poszukiwaniu kawy czy czegoś ożeźwiającego, mrucząc pod nosem na kretynów dzwoniących w środku nocy.*

Aru - 2011-02-06 14:53:47

*Raczej bothanin na nikogo nie mógł spojrzeć bo z jego strony żadnego przekazu holo nie było. Jedynie ewentualnie on sam mógł holo ze swą osobą przesyłać. Zabrak zadbał już o to by obrazu żadnego nie było. Nie odzywał się, teraz wszystko zależało od Issy.*

Issa Maya - 2011-02-06 14:58:19

*No tak, on raczej nie widział Issy co nie bardzo jej samej się podobało, ale od początku. Czekała aż Windu odbierze, przecież numer prawidłowo wprowadziła, więc powinien odebrać. Mniejsza. Czekała i w sumie coraz bardziej się denerwowała, bo nie wiedziała co to miało znaczyć. Kiedy Bothanin odebrał i powiedział swoje znudzone "Słucham", ona nie miała pojęcia z kim rozmawiała. Przez chwilę milczała i nic nie mówiła, jednak w końcu odezwała się*
- Nazywam się Issa Maya... Z kim mam przyjemność?

Moc - 2011-02-06 15:06:31

*No brak obrazu go zdziwił trochę i pewnie by go normalnie zaniepokoił, ale był zaspany, się zdrzemnął w centrum łączności, a tu ktoś go budzi. Co za świat, jakby nie szło poczekać na zmianę warty.* Że co? Wam się już we łbach poprzewracało... nazywam się... *Ale zaraz się też bothanin ożywił, bo coś sobie przypomniał o skojarzył. Ale chyba nie to kim była Issa* Proszę się pełniej zidentyfikować i podać cel rozmowy *Rzucił już bardziej rzeczowym tonem, sprawdzając przy okazji szczegóły połączenia. Chciała nawiązać połączenie z misrzem Windu... a to ciekawe* I proszę przede wszystkim pokazać twarz oraz podać hasło*Co prawda Issa dobrze trafiła, ale Jedi się zabezpieczyli na wypadek przypadkowej próby kontaktu z Tythonem. Było to uciążliwe ale niestety konieczne.*

Aru - 2011-02-06 15:09:46

*Zabrak zaś chwilę spędził nad ustawieniem odpowiednio sprzętu i po kilku chwilach powinno się po stronie bothanina pokazać lico Issy i drobny kawałek tego co za jej plecami było. Nic więcej, ustawił wszystko tak by go kamera nie obejmowała. Nie było takiej potrzeby.  Samej Issie on dał znać by teraz mówiła. Sam zaś nadal milczał.*

Issa Maya - 2011-02-06 15:34:16

*A skąd ona biedna mogła wiedzieć, że biedak śpi? A nawet jakby wiedziała to by się i tak skontaktowała oraz budziła go. To było dla niej pilne i bardzo ważne, więc przebudzenie kogoś to nie było takie straszne. Na pierwsze zdanie nic nie odpowiedziała, mając pewność że on ją z kimś pomylił. Patrzyła na niego nieco zdenerwowana i troszkę zniecierpliwiona, chciała mieć to już za sobą, a tamten po drugiej stronie wcale nie ułatwiał jej zadania.*
- Issa Maya, kilka miesięcy temu zostałam wysłana przez Radę Jedi z misją na Nar Shadda... Cel rozmowy, tylko mistrza Windu powinien interesować...
*odparła najspokojniej jak tylko potrafiła, ale coraz bardziej się denerwowała - lecz zauważyła że Rada zwiększyła bezpieczeństwo w łączności.*
- chwila...
*I tutaj w tym czasie Aru poustawiał wszystko aby było widać jej twarz. Bothanin teraz spokojnie mógł oglądać jej młodą Twarz, a co do hasła do Issa nie znała Go i tutaj był problem.*
- Widzisz już moją Twarz, lecz hasła nie podam... nie znam go. Jednak potrzebuję skontaktować się z Mistrzem Windu. Przekaż Jemu, że proszę o kontakt z nim.

Moc - 2011-02-06 15:41:31

A skąd mam mieć pewność, że Issa Maya to pani a nie ktoś inny? Poproszę o coś bardziej szczegółowego, skoro nie zna pani hasła *W sumie jeśli ktoś ją przesłuchał bardziej gruntownie to by mógł się dowiedzieć różnych szczegółów, a to czy Issa to Issa mógstwierdzić jedynie Yoda, a jego nie było na Tythonie, więc problem. A co do mistrza...* Mistrz Windu medytuje i nikt mu nie ma przeszkadzać chyba, że w sytuacji awaryjnej. Czy to jest sytuacja awaryjna? *Bothanin wątpił, by to była taka sytuacja, bo jakoś odgłosów walki czy pościgu nie słyszał, a więc może albo poczekać albo z kimś innym porozmawiać.*

Aru - 2011-02-06 15:44:25

Możesz mu przekazać, Isso, że lepiej by dupsko ruszył bo masz szansę na tylko jedną bezpieczną rozmowę. *Mruknął jedynie do Issy tak by niczego bothanina sprzęt nie wyłapał. Zabrak po prostu przypominał się Issie, że on sekretarką nie jest i nie ma czasu na stratę czasu. Możliwe,że A'den już na niego czekał.*

Issa Maya - 2011-02-06 17:27:33

- A co Tobie mówi moc? Bardziej szczególnie? Jestem czy raczej byłam uczennicą Mistrza Yody, byłam mistrzynią Ceri...która zginęła podczas Wojny Klonów. Coś jeszcze?
*Irytowało ją to, że kazał jej czekać a ona po prostu nie miała czasu by czekać. To była pierwsza szansa na bezpieczne połączenie, więc nie mogła stracić tej szansy. Wysłuchała Aru i chociaż nie musiał jej o tym przypominać, ale jednak o tym przypomniał. Issa ponownie zwróciła się do Bothanin'a*
- Nie chce być nie grzeczna, ale lepiej rusz dupsko i przekaż Mistrzowi Windu że czekam na rozmowę... To może być moja ostatnia szansa na bezpieczne skontaktowanie się z kimkolwiek i nie mam czasu aby czekać. Więc tak, to jest sytuacja awaryjna.
*Mówiła to jakoś bardzo przejęta bo i tak było.*

Moc - 2011-02-06 17:42:54

Mówi to, że jesteś daleko i niczego nie czuję... *Odciął się bothanin, bo jak to wyglądało z jego strony? Połączyła się z nim jakaś kobieta, która podawała się za Jedi, miała tylko imię i nazwisko, podając się za uczennicę mistrza Yody. Nie znała hasła, podobno nie było jej kilka miesięcy i tak dalej. Jak dla niego marna wymówka a on nie chciał przeszkadzać mistrzowi Windu. Bywał wtedy na prawdę drażliwy, bo aktualnie nadzorował kilka różnych misji i ciągle albo czytał raporty, opracowując dalsze kroki albo pomagał przy odbudowie Zakonu.* No dobra, skoro chcesz... *Najwyżej to jej się oberwie nie mu. I tak rozmowa została zawieszona i bothanin zniknął.*

Aru - 2011-02-06 17:48:57

//nie mam nic do dodania, Aru po prostu czeka na rozwój wypadków//

Issa Maya - 2011-02-06 18:04:10

- Mniejsza o to... Proszę tylko o kontakt z Windu
*Westchnęła na sam koniec. No ale jakby patrząc z jego strony - to może ona podobnie by się zachowała jak on. No może to marna wymówka, lecz jednak ona mówiła prawdę i nie zamierzała kłamać. To było dla niej bardzo ważne, musiała się stąd wydostać a nie miała jak - bo dobroczyńca nie chce z nią polecieć*
- Dziękuję.

Moc - 2011-02-06 18:11:38

*No wymówka to marna była i mogła poprosić o dowolnego dostępnego mistrza niż upierać się o konieczną rozmowę z Windu, który jak już było wspomniane, medytował. A on był dużo bardziej surowy niż Yoda, któremu nawet jak się przeszkodzi to był miły dla rozmówcy. No zazwyczaj był miły. No i tak po kilku minutach połączenie znowu odżyło i tym razem pojawił się sam Mace Windu, który jednak nie wyglądał na specjalnie zadowolonego czy zachwyconego z powodu tej rozmowy. Ale w sumie on zawsze tak wyglądał.* Słucham?

Aru - 2011-02-06 18:16:44

//puszczam kolejkę.//

Issa Maya - 2011-02-06 18:32:36

*Kiedy połączenie się "zawiesiło", ona czekała w skupieniu i z obawą a dłonie zaczęły lekko drżeć. Teraz do jej głowy wpadło "Czemu ona zadzwoniła do Windu a nie do Yody?". Nie umiała sobie na to odpowiedzieć, może nie chciała go martwić że nadal ona jest w beznadziejnej sytuacji? Kiedy się Windu pojawił, ona wstała i się ukłoniła w geście przywitania - nadal w swoim dziwnym i za dużym stroju.*
- Witaj Mistrzu... ja... znaczy to ja Issa. Jestem nadal na Nar Shadda...

Moc - 2011-02-06 19:09:52

*Mistrz Windu obrzucił ją badawczym spojrzeniem ale nawet się nie uśmiechnął. Jego twarz nie zdradzała żadnych emocji* No tak. Więc? To ta cała sprawa, którą miałaś mi do zakomunikowania? *Zapytał nieco groźnie bo jeżeli nic pilniejszego nie ma mu do powiedzenia to niepotrzebnie zmarnowała jego czas. Co do transportu z Nar Shaddaa to dla niego było jasne jak się wydostać, w końcu wysłał tam mały oddział uderzeniowy Jedi, by odbili więźniów z rąk ludzi Zandiego. Więc podejrzewał, że i ją też uwolnili, w końcu nie orientował się do końca w jej sytuacji.*

Aru - 2011-02-06 19:22:43

Chyba kogoś tu powinnaś opierdolić za ciekawe podejście. Ciekaw jestem czy by nadal tak kamienną facjatę miał jak by go rżnięto w dupsko przez kilka miesięcy. *Mruknął w stronę Issy, biła od niego teraz nie tylko irytacja, ta już wyparowała, pojawił się za to gniew na zachowanie Mistrza.Nemedis pod wieloma względami miał rację co do nich.... dobrze jednak, że Aru już ustawił sprzęt z ich strony tak, że tylko z miejsca Issy można było powiedzieć coś co usłyszanym będzie dla rozmówcy z którym się łączyli.Dłonie w rękawicach zacisnęły się w pięści, kości chrupnęły choć tego usłyszeć nikt nie mógł przez kombinezon.*

Issa Maya - 2011-02-06 19:42:59

*No to Windu jej wcale nie pomagał, a dłonie kobiety zaczęły drżeć zwłaszcza po tym jak Aru wspomniał o gwałtach na niej, ale jakoś wytrzymała chociaż Windu mógł zauważyć że nieznacznie się skrzywiła i denerwowała się. Co miała mu powiedzieć? Niby wiedziała, ale jednak przez irytację i zdenerwowanie jakoś uciekło.*
- Od kilkunastu dni Zandi już nie żyje - w sumie nie wiem ile czasu minęło. Został zabity w zamachu a że ja byłam przy nim... udało mi się uciec... Byłam uwięziona przez ten czas na dolnych poziomach Nar Shadda, ukrywałam się. Po śmierci Zandiego wybuchła istna wojna. Dzień w dzień gangi spotykają się i mordują siebie nawzajem. Dzisiaj udało mi się wydostać z tych poziomów....
*Na chwilę przerwała wspominając tamte sytuacje i tych żebraków, którzy zostali w tamtym miejscu. Spojrzała na Windu i przełknęła slinę*
- Niestety nie byłam w stanie innych uwolnić, bo sama stałam się niewolnicą... Potrzebuję drogi ucieczki, aby ktoś po mnie przybył... Nie dam rady nadal się ukrywać, zwłaszcza że teraz jeszcze intensywniej szukają Jedi. Proszę o pomoc, jak wrócę opowiem o wszystkim...

Moc - 2011-02-06 19:56:01

*I powiedział to zdrajca który ratując własne życie zmieniał swoje ideały jak chorągiewka kierunki na wietrze. Mistrz Windu zawsze był surowy i powściągliwy, tylko wąskie grono znało go lepiej. Co prawda przejmował się losem Issy, ale nie należy zapominać, że sama sobie wybrała taki los a Rada nie kazała jej zostawać niewolnicą. A Aru, który został wysłany tam by jej pomóc w zadziwiająco szybkim tempie porzucił swoją misję uznając że jest niewykonalna i zajął się kontaktami z gangsterami i wymachiwaniem mieczem świetlnym na ich imprezach. Więc dobrze, że się ukrywał, bo by mu Mace do słuchu powiedział.* Na Nar Shaddaa obecnie przebywa grupka mistrzów Jedi jak i rycerzy, którzy odbili resztę więźniów jak i szukają pozostałych. Ciebie z pewnością też szukają *Odpowiedział spokojnie, chociaż wciąż nie widział powodu dla którego miałaby ona domagać sie rozmowy z nim podczas gdy na Tythonie było jeszcze kilku innych Jedi.* Hsen prześle ci numery komunikatorów, zabiorą cię z księżyca. Coś jeszcze?

Aru - 2011-02-06 20:01:24

//na razie kolejkę popuszczam//

Issa Maya - 2011-02-06 20:15:11

*Owszem rada nie kazała zostawać jej niewolnicą, tylko wysłała ja na misję aby odwaliła robotę bo jest młoda i ładna... Tak, ale czy inne wyjście było żeby się dostać do Zandiego, który nie przyjmował nikogo nowego do swojej świty czy nie dawał dostępu do niewolników. Po za tym pewnie miał wśród swoich ludzi, którzy wyczuwali moc i by ją rozpoznali. Więc raczej ona nie miała wyboru. Po za tym Issa strasznie się irytowała zachowaniem Windu, bo poniekąd to przez radę właśnie wdepnęła w to bagno w którym teraz jest. Zamiast będąc zdenerwowana i wstydem, to ona teraz czuła narastającą wściekłość i właśnie wcześniej wspomnianą irytację. Jakby ona kogoś wysłała na misję i miałby ten ktoś taki problem lub podobny, to by trochę inaczej to robiła.*
- Dziękuję Mistrzu, to wszystko i przepraszam że przeszkodziłam w medytacji...
*Starała się ukrywać swoją złość, lecz chyba nie do końca jej to wychodziło.*

Moc - 2011-02-06 20:24:37

*A czego się spodziewała po Windu, który już w Świątyni miał wiele mówiący przydomek "kamienna twarz"? Wybuchu radości i załamywania się nad jej smutnym losem? Mace był zawsze oschły a w czasie Wojen Klonów się to pogłębiło, a już na pewno mocno na niego wpłynęła zdrada Skywalkera i Palpatine'a. Niech teraz nie narzeka, bo rozmawia z tym z kim chciała, chociaż mogła wcześniej pomyśleć nad konsekwencjami. A co do jej misji to sam Yoda się ją osobiście pytał, czy się tego podejmie, ostrzegając przed trudnościami, Rada niczego jej nie narzucała, więc teraz niech nie zrzuca winy na cały świat skoro sama zawiodła, wybierając bardzo ryzykowną drogę w ogóle tego nie przemyślawszy.* Nic nie szkodzi, namiary dostaniesz za chwilę. Niech Moc będzie z tobą... i cieszę się ,ze nic ci nie jest *No i Mace się rozłączył, wracając do swoich przerwanych obowiązków, ale za to Yoda się ucieszy. Kilka chwil później przysłane zostały namiary*

Aru - 2011-02-06 20:30:09

Skontaktuj się teraz jednym z tych do kogo namiary dostaliśmy.
*Milczący przez większość czasu towarzysz odezwał się wyświetlając krótką listę jaką przyszło im dostać. Najwyraźniej zabrak uznał,że jedna rozmowa nie wystarczy to może i drugi "telefon" wykonać. Nic go to nie kosztowało. Choć i tak zastanawiał się co Issie przyszło do głowy by wołać akurat Windu. Nie był on przykładem Jedi porządnego czyli takiego pełnego empatii i współczucia, był to przykład Jedi który był wyjątkowo typkiem bezuczuciowym. Przed Wojną Klonów też wcale sympatyczniejszym nie był i komik z niego był by kiepski.*
Możesz ich nawet skierować na to lądowisko. Ja Cię po wszystkim będę zmuszony pożegnać i stąd odlecieć.

Issa Maya - 2011-02-06 20:46:55

*W sumie nic wielkiego, tylko może lekkiego okazania że jakoś się przejął jej losem? Sama nie wiem. Co do zgody na tą misję, to zgodziła się na to bo czuła że powinna, że moc po prostu mówiła że to jej powinność - czuła po prostu. Po za tym cała ta misja powinna inaczej się potoczyć, miała tylko wparować do siedziby Zandiego jako niewolnica, a tam miała dostać swój miecz i by było szybko, zwinnie ale jednak przez jednego łebka się nie udało. Mniejsza.*
- A także i z Tobą Mistrzu.
*no i był koniec rozmowy, a ona miała ochotę coś kopnąć. Jednak nic nie zrobiła tylko westchnęła z bezsilności. Spojrzała na Aru i wysłuchała, ale nic nie mówiła. Patrzyła tylko przed siebie i na namiary, które mistrz podał. Skąd miała wiedzieć do którego najlepiej się zgłosić?*
- dziękuję za pomoc... Chociaż w sumie sama nie wiem czemu akurat z nim się skontaktowałam... Mogłam do Mistrza Yody wybrać numer...
*no i z powrotem zaczęła wystukiwać numer do innego mistrza Jedi, po czym teraz tylko czekała aż ten odbierze*

Moc - 2011-02-06 20:52:14

*I po kilkunastu sekundach w końcu ktoś odebrał i pojawiła się sylwetka kobiety ubranej w jakieś łachmany a do tego na oczach miała wystrzępioną przepaskę oraz kaptur. Wyglądała jak żebrząca ludzka kobieta, ale Issa mogła ją skojarzyć z Tythona - była to miralukańska mistrzyni Jedi Cersi* Słucham? *Zapytała spokojnie a po ruchu obrazu widać było, że gdzieś się teraz przemieszcza, by spokojniej porozmawiać.*

Aru - 2011-02-06 20:59:06

*Zabrak ją znał. Tą mistrzynię znał i akurat nawet parę słów z nią zamieniał. Miła kobitka ot co. No i najważniejsze jej Dżony nie mógł pokazać nagrania z Aru pod prysznicem co niejakim plusem było. Zawsze go deprymowało to, że jego dupa była bardziej znana od niego samego.... w sumie to cholera wie co z tym nagraniem dalej się działo. Pewnie już w całym cochrelu  widzieli wytatuowane dupsko nie wiedząc nawet czyje ono jest. Ale to akurat nie był problem. Aru w każdym razie się nie odzywał gdy połączenie zostało odebrane. Chciał by to się zakończyło i by ten mógł zabrać się do pracy.*

Issa Maya - 2011-02-06 21:18:41

*Ona zaś czekała na to aż sie połączy, a skoro tak się stało spojrzała na mistrzyni Jedi. Rozpoznała ją i w sumie lekki usmiech na jej twarzy zagościł. Kiedy tylko usłyszała "Słucham", od razu odpowiedziała, no bo i po co miała milczeć. Cieszyła się, że w końcu wróci do domu*
- Nazywam się Issa Maya, przed chwilą Mistrz Windu dał mi ten numer abym się skontaktowała w celu wydostania się z Nar Shadda

Moc - 2011-02-06 21:25:39

*Mistrzyni chwilkę milczała, przygryzając wargi, rozmyślając chwilkę nad tym co powiedziała Issa. Starała się dokłądnie wszystko przypomnieć, ale w końcu chyba jej się to udało, bo jej usta wygięły się w wyrazie radosnej ulgi* No nareszcie cię znaleźliśmy, szukamy cię od wielu dni. Myśleliśmy, że nie żyjesz. Gdzie jesteś? Zaraz po ciebie kogoś wyślę *Cersi wolała to szybko załatwić bez zbędnych rozmów co tam u ciebie itp, będzie czas na to później ,teraz trzeba pozbierać wszystkich i się wynosić stąd.*

Aru - 2011-02-06 21:28:38

Powiedz jej, że średnie poziomy, lądowiska niedaleko kantyny u Temeny.
*Poinstruował Issę,a przy okazji dał jej niejakie przyzwolenie by zdradziła ich obecną lokalizację. I tak nim ktokolwiek tu dotrze zabrak zniknie z wahadłowcem przenosząc się z nim w miejsce wskazane przez A'dena.*

Issa Maya - 2011-02-08 15:03:15

*Siedziała nadal w swoim fotelu i czekała na jakąkolwiek reakcję. Bo naprawdę już jej się chciało wracać na Tython, miała dosyć tego miejsca. W końcu mistrzyni odezwała się a ulga wypełniła jej serce. Aru przypomniał jej gdzie są i zaraz odzwała się do Cersi*
- jestem na lądowisku, niedaleko kantyny u Temery... to średnie poziomy

Moc - 2011-02-08 15:11:23

Hmm *Miralukanka zamyśliła się na chwilę, chcąc się zorientować w którym sektorze jest ta kantyna. Była tu już jakiś czas i się jako tako orientowała w rozkładzie tego konkretnego kwadrantu miasta. I chyba już miała rozwiązanie, bo po chwili uśmiechnęła się mając dobre wieści.* Już wiem gdzie to... najbliżej ciebie jest... Mistrzyni *Przygryzła wargę strapiona, bo wysyłanie tej konkretnej osoby po Issę nie byłoby zbytnio... rozsądne* Ale mistrz Tyhus jest troszkę dalej i to on cię odbierze, dobrze? zajmie mu to jakiś kwadrans

Aru - 2011-02-08 20:18:33

//nic do dodania nie mam obecnie.//

Issa Maya - 2011-02-08 21:28:33

- rozumiem, nie ma problemu. Będę czekała... To ja sie rozłączam. Niech Moc będzie z Tobą
*No to teraz chyba została kwestia czekania aż ktoś po nią przyjdzie prawda i w sumie było jej obojętne kto przyjdzie. Jednak wysłuchała mistrzyni co mówiła i na sam koniec rozmowy sama się uśmiechnęła, po czym się rozłączyła. W sumie teraz zdała sobie sprawę, że czas się zbierać. Spojrzała na Aru i posłała mu uśmiech, po czym wstała*
- no to chyba już koniec tego dobrego. Mam pytanie... chciałabym zobaczyć Twoją Twarz...

Moc - 2011-02-08 21:38:21

Niech Moc będzie z tobą siostro *No i się rozłączyła ale nim dotrze mistrz Tyhus doleci to moze minąć trochę więcej czasu niż kwadrans.*

Aru - 2011-02-08 21:40:02

Nic mi nie zaszkodzi twarz pokazać.
*Odparł krótko nie ruszając się z miejsca i nie patrząc na Issę. Zajęty był usuwaniem śladów rozmów przed chwilą poczynionych, usunął także odpowiednie numery. Nie potrzebował możliwości kontaktu z Tythonem, a nauczony życiem wolał nie zostawiać tak ważnych danych zapisanych na jakimś statku.Gdy to zrobił palce w rękawicach powędrowały do hełmu tuż przy szyi zabraka. Wizjery hełmu zamigotały gasnąc i pozostawiając czarne tworzywo, a następnie rozległ się syk i wydobyła lekka mgiełka z połączenia hełmu i szyi. Po chwili hełm został zsunięty z głowy jak się okazało zabraka. Włosy w nieładzie twarz przykryły. Był to młody mężczyzna z widocznymi dobrze dwoma rogami nad brwiami i gorzej kolejnymi dwoma wyżej tuż pod miejscem gdzie włosy rosły. Same kudły, smoliście czarne sięgały ramion, a twarz o szarej barwie zdobiły linie czarnych i skomplikowanych wzorów wytatuowanych na skórze.*
Usatysfakcjonowana?
*Głos, niski i chrypliwy lecz dość przyjemny dla ucha z gardła Pstrokatego(bo tak się nazywać kazał) wyszły. Hełm został położony tuż za kontrolkami, a oczy skierowały na Issę. Złotej barwy, blask wyraźny emitujące w półmroku, lecz złoto to było skalane przez drobne ledwo widoczne pęknięcia na swej powierzchni, jak by czarne żyłki*

Issa Maya - 2011-02-08 22:08:38

*Obserwowała Aru jak zaczął coś tam robić przy komunikatorze i po chwili zorientowała sie, że on wszystko kasuje, ślady po rozmowie, numerach i takimi podobnymi rzeczami. W sumie mogłaby sama to zrobić, lecz to już jego sprzęt i nie będzie mu w nim grzebała. I chwilę później nadeszła oczekiwana chwila gdy to Aru zaczął swój hełm zdejmował, zrobiło psss i dymek poleciał, a następnie ujrzała Twarz jej towarzysza. Zobaczyła Twarz Zabraka*
- zdecydowanie...
*Wtedy wstała i się zbliżyła do niego, następnie pocałowała go w czoło*
- dziękuję za pomoc... No to ja się chyba już powinnam zbierać.. Niech moc będzie z Tobą.
*I wtedy swoje kroki skierowała ku wyjściu z wahadłowca, jednak będąc już przy wyjściu - stanęła w miejscu i spojrzała na niego.*

Aru - 2011-02-08 22:23:17

*Oczy nieznacznie przymknął gdy ta odcisnęła swe wargi na jego wytatuowanej skórze. Jego włosy pachniały potem, widać nie miał okazji jeszcze samemu się umyć jakoś konkretniej. Z pewnością nadrobi zaległości gdy tylko zmieni lądowisko. W końcu po dwóch dniach A'den miał się z nim skontaktować, kwestia bezpieczeństwa. *
Taak.... i z Tobą także Moc niech będzie, Isso.
*Powiedział obracając się fotelem w stronę drzwi i wstając z niego. Sam co do Mocy miał jedną radę, by mu dała spokój z wrzucaniem go w dziwne miejsca,ale cóż począć.. tak czy siak zabrak Issę odprowadził do wyjścia, główne przejście otwierając. Teraz mogła swobodnie po kładce zejść z nisko osadzonego pojazdu.*
Postaraj się ten kwadrans przetrwać, szkoda by było zmarnować czas na rozmowy przeznaczony.
*Mrugnął do kobiety lekko przy tym się uśmiechają na co linie na jego twarzy zareagowały,a następnie kładka wsunęła się i następnie drzwi zamknęły. Lepiej by Issa nieco się odsunęła bo po krótkim czasie usłyszeć można było uruchamiane silniki,a silniczki pod spodem i bokach pojazdu wybuchnęły głośnym sykiem zwiastującym wystrzelenie sprężonego gazu który uniesie wahadłowiec chowający  "nogi"   podczas obracania się by odlecieć w stronę miejskiej panoramy.*

Issa Maya - 2011-02-10 17:23:37

*Na pożegnanie tylko pomachała Jemu na pożegnanie, jednak czuła że to nie było ich ostatnie spotkanie. Intuicja podpowiadała jej, że jeszcze nie raz będzie miała okazję z nim porozmawiać lub nawet spotkać. Rozglądała się dookoła nie wiedząc gdzie na mistrza poczekać, ale ruszyła w stronę wyjścia z lądowisk. Tam szybciej on ją znajdzie a ona go wyczuje, po za tym jeżeli będzie tłum to można się w niego wmieszać. Tak też zrobiła, ustała sobie nieopodal wyjścia i oparła się o jakąś tam ścianę*

Moc - 2011-02-20 15:13:51

*Ruch poza lądowiskiem panował dosyć duży, ale dzięki temu łatwiej było się wtopić w tłum masy anonimowych istot. Nikt nie zwracał uwagi na Issę, każdy gdzieś się śpieszył, nikogo nie obchodziły sprawy innych osób. Tak było bezpieczniej, lepiej, wygodniej. Na szczęście po jakichś dwudziestu minutach pojawił się stary, zdezelowany frachtowiec, który chwilę krążył ponad lądowiskiem, aż w końcu wylądował dokładnie tam, gdzie przedtem stał statek Aru. Nie trwało to długo i w końcu rampa wyjściowa się otworzyła a z wnętrza maszyny wyłonił się jakiś starszy, zapuszczony mężczyzna w brudnych ubraniach. W ogóle nie wyglądał na Jedi, ale pozory mylą*

Issa Maya - 2011-02-20 15:32:01

*Stała tak przez jakiś czas i w sumie była chyba niecierpliwa, ale już na pewno ostrożna aby czasem nie oberwać od kogoś lub od czegoś. Ręce miała skrzyżowane na piersiach i tak oto próbowała kogoś wypatrzeć, kto miał się po nią zjawić. Raz zaważyła kogoś podejrzanego, ale to na pewno nie była ta osoba która miała się pojawić po za tym zaraz odeszła tak jak się pojawiła. Nie zbyt jej się podobało takie stanie w miejscu, bo jeśli jakiś mocowładny by przechodził, pracujący dla imperium to ona wtedy byłaby łatwym kąskiem a tego nie chciała. No i nagle usłyszała lądujący frachtowiec, gdzie też na niego spojrzała. Wylądował w tym samym miejscu co statek Aru, ale to nie był on. Rampa wyjściowa opadła, wyszedł jakiś mężczyzna -chyba mężczyzna. Jednak nie ruszała się z miejsca, zwyczajnie nie wiedziała co robić. Wyczuwała w nim moc, ale jednak nie ruszyła się z miejsca. Poczuła po prostu obawę, niepewność i w sumie inne uczucia*

Moc - 2011-02-20 15:41:52

*Starszawy mężczyzna z włosami przyprószonymi siwizną zszedł po rampie i spokojnie podszedł do Issy, chociaż wprawne oko wyłapie od razu, że zachowywał się trochę nienaturalnie ostrożnie, jakby spodziewał się zasadzki. No ale póki co był spokój, więc dotarł do kobiety.* Irsa Mysa? *Przekręcił jej imię nieco celowo, jeśli poprawi go to będzie przynajmniej znaczyło że co nieco ona wie. Głupia ostrożność, ale trzeba sobie jakoś radzić. Przynajmniej mocowładną była, bo to akurat łatwo było wyczuć.* No w tym ubraniu to akurat w oczy się trochę rzucasz

Issa Maya - 2011-02-20 16:40:40

*Kobieta w sumie czuła jak on do niej powoli podchodził, a im bliżej była jego postać, to tym bardziej niespokojna. NIe wiedziała czy to właściwa osoba, czy ktoś podający się za tą właściwą bo wysłuchał rozmowy jak gadała z pokładu Aru z mistrzynią Jedi. No niestety paskudne to miejsce było i mozna było sie spodziwać wszystkiego, a już na pewno zasadzki. Kiedy podszedł do niej starzec, spojrzała na niego. Kiedy przekręcił jej imię - podniosła jedną brew*
- Nazywam się Issa Maya
*No skoro inaczej nie umiał wymówić jej imienia, to go poprawiła ale mniejsza o to. Patrzyła się nadal na niego, ze skupieniem i ostrożnością gotowa do ewentualnej ucieczki.*
- lepszy ten strój, niż ten co miałam poprzedni... Jesteś Mistrz Tyhus?

Moc - 2011-02-20 17:37:14

Do dobrze trafiłem wsiadaj... i cholera dziewczyno, bez mistrzów mi tutaj *Syknął na nią i rozejrzał się w obawie, że ktos mógł wyłapać sformułowanie "Mistrz". To zdecydowanie przyciągało uwagę osób niechcianych i nawet jeśli to nie byłoby zwiazane z Zakonem to i tak ktoś się przyczepi a potem doniesie odpowiednim osobom i nieszczęście murowane. W dzisiejszych czasach trzeba zważać na słowa.* Wsiadaj, tutaj nie jest bezpiecznie *wskazał ręką na swój frachtowiec i sam też powoli w tym kierunku ruszył. Nie było czasu na pogaduszki*

Throul - 2011-02-20 18:45:16

- Skoro tak chce przeznaczenie
*mruknął do siebie. Ruszył w stronę swojego frachtowca w pozornym zamyśleniu wpadając na Isse Maye, która jakoś wpadła mu w oko*
- Hej, hej. Nie tak ostro dziewczyno.
*zagadnął do niej*
- Rozumiem, że wpadłem ci w oko, ale żeby tak odrazu rzucać się na mnie?
*spojrzał jej głęboko w oczy i uśmiechnął się rozbrajająco*
- Czy to przystoi młodej panience?

Vottagg - 2011-02-20 22:05:09

Czarny, połyskujący, duży, z przyciemnianymi szybami - karawan swobodnie opadł z nieba niemal potrącając jakiegoś faceta, który narzucał się jakiejś kobiecie. Drzwi z przodu natychmiast się otwarły i wychyliła się głowa Zabraka. Flinta oddzielał od Capricorna cały szeroki dach karawanu, jednak widzieć mógł dokładnie jego rozgniewaną twarz. - Panie! Co pan?! Karoserie by mi pan o mały włos uszkodził! Jak pan stoisz na chodniku?? - zawołał oburzony wymachując przy tym rękami. Sprawa była poważna, facet stał akurat w miejscu, gdzie on chciał lądować! Zwykła bezczelność.

Issa Maya - 2011-02-21 19:35:48

- Wybacz, głupie przyzwyczajenie...
*No cóż,faktycznie powinna bardziej uważać na to co i jak mówi, no bo jak mówił wystarczy że ktoś zbyt ciekawski usłyszy i już mają problemy. Już miała ruszyć w stronę statku, gdy jakiś Palant bo inaczej nie nazwie ona tego jegomościa, wpadł na nią prawie ją przewracając i jeszcze na dodatek zrzucił na nią winę, że to niby ona na niego wpadła. Już miała taką wielką ochotę kopnąć go z kolanka między nogi ale zrezygnowała zaraz z tego pomysłu, przecież chciała jak najszybciej sie stąd wydostać - wybacz Aru, że Ciebie... Nie, jednak po chwili w stu procentach się na to zdecydowała. Spojrzała na niego tak zawistnie, trzeba chamstwo chamstwem leczyć - i z całej siły kopnęła go w jajca.*
- chyba śnisz... Następnym razem uważaj.
*I tak jak jej mistrz nakazał, a raczej wskazał drogę ona udała się na pokład. Weszła do środka po rampie i tak zniknęła. A skoro WPADŁA mu w oko, to powinien się normalniej i jako tako właściwie się zachować*

Moc - 2011-02-21 21:04:13

*Gdy tylko wyczuł pojawienie się dwóch nowych osób to odwrócił się powoli i spokojnie, chociaż w przez głowę przelatywały mu już różne czarne myśli, ale póki co żaden się nie ziścił. Tylko jakiś dureń wpadł na Issę a chwilę później pojawił się jakiś kolejny, który pomylił chodnik z hangarem. Doprawdy, ten świat schodzi całkiem na psy. Mistrz Tyhus zauważył, że młoda Jedi sobie całkiem nieźle poradziła z nachalnym gościem, wiec nawet się uśmiechnął, ale z tej dwójki wzroku nie spuszczał. Najlepiej byłoby się ewakuować stąd jak najszybciej, bo jeszcze jeszcze dojdzie do jakieś awantury i będzie jeszcze gorzej.* Szybciej *Mruknął do niej gdy go mijała i sam też na pokład wszedł, od razu zamykając za sobą rampę.*

Throul - 2011-02-23 21:36:48

*Potraktowany niespodziewanie przez młodą Jedi jak worek treningowy pirat złapał się za krocze. "Czekaj, suko, jeszcze cię dorwę. Starając się opanować ból wyprostował się. Sięgnął do pasa po swojego przyjaciela - Magnum 44, kaliber 11,2mm. Ten pistolet to przenośna wersja podręcznej ciężkiej artyrelii. Puścił bolące krocze ujmując kolbę pistoletu oburącz. Magnum 44 miało dużą siłę obalającą, spory odrzut i laik, chcący posłużyć się tą bronią mógłby zrobić sobie krzywdę. Cornelius nie był laikiem. Umiał strzelać jak mało kto w Galaktyce. Wycelował w głowę kretyna, który był przyczyną zamieszania, podczas którego ucierpiał i świadkiem upokorzenia. Po wymierzeniu odciągnął kurek i nacisnął spust.*

Vottagg - 2011-02-24 16:30:44

* Świat faktycznie schodził na psy, wszystkie idee upadały, wszystko stopniowo ginęło w otchłani jak dziurawy okręt w odmętach oceanu. Nawet Jedi dosięgła stopniowa degradacja, bo Ci obecni tutaj najwyraźniej zatracili się w sobie, zapominając o podstawowych założeniach swojego zakonu. Jedno daje upust złości głupią agresją, której można było uniknąć, a drugie się na to uśmiecha. Zdeptana idea, będąca kiedyś wspaniałą cechą obrońców galaktyki. Capricorn widząc ruch przy pasku natychmiast się schylił za samochód. Cóż, jako najemnik z wieloletnim stażem miał pewne odruchy w tym kierunku i wiedział kiedy spodziewać się zagrożenia - zwłaszcza kiedy kogoś prowokował. Tyłkiem opadł twardo na ziemię, machinalnie podejmując działanie. Jak wcześniej było wspomniane - Flinta i jego dzielił dach, więc wkładając dłoń do wozu pociągnął krótko wajchę, pozwalając sprężynowym drzwiom otworzyć się i conajmniej powalić Corneliusa na ziemię z połamanym nosem. Drugą ręką sięgnął po strzelbę pod siedzeniem. Była to przeróbka karabinu, który przez pozbawienie większości lufy i koncentracji ognia działał jak shotgun.

Moc - 2011-02-24 19:45:23

//Issa nie ma dostępu do internetu i po krótkiej konsultacji puszcza kolejkę. Jej postać znajduje się już na statku.//

*Cóż, czasy były takie a nie inne, Jedi występowali w roli "zwierzyny łownej" dla Imperium i wszelkiego rodzaju szubrawców. Nie mogli już wyróżniać się z tłumu, nie mogli publicznie używać Mocy, musieli się wtopić w otoczenie. Jedni znosili to lepiej, inni gorzej, jedni porzucali Zakon a tylko mała garstka nadal żyła według dawnych zasad. Mistrz Tyhus ich w sumie nie porzucił, jednak trochę je naginał, a ten kretyn który zainicjował to całe dziwaczne spotkanie po prostu dostał to na co zasłużył. Nie każdego można naprostować, a ten nie wyglądał na takowego. Co też potem pokazał, chcąc strzelić w Capricorna. Jedi się nie przejmował tą dwójką, nie jego sprawa. Brzmi to brutalnie, ale teraz liczyło się dla niego tylko przetrwanie. Zszedł już może ze ścieżki Jedi pod tym względem. W każdym razie kilka chwil później silniki frachtowca odżyły po czym maszyna wzbiła się w górę i odleciała.

Co do Corneliusa to chybił on, gdy nagle oberwał z drzwi w twarz, reakcja dobrze wyćwiczonego Capricorna była nieco szybsza od obolałego po kopniaku człowieka. Tak więc leży on na ziemi z lekko obitym, ale nie złamanym nosem. Kolejna "rana" na jego dumie.

Throul - 2011-02-24 20:11:35

Hej, ja w Vottagga celowałem a nie w Jedi/

Wybacz, mój błąd, ale następnym razem troszkę bardziej sprecyzuj.

Throul - 2011-03-02 15:03:43

/karawan mojego przeciwnika stoi na jakichś nóżkach lub kółkach?/

Vottagg - 2011-03-02 17:13:19

dzięki repulsorowej technologii unosi się kilka centymetrów nad powierzchnią.

Throul - 2011-03-03 16:52:42

*uderzenie oszołomiło go na chwilę, ale na swoje szczęście upadając broni z ręki nie wypuścił. Karawan unosił się na repulsorach kilka centymetrów nad ziemią. Cornelius postanowił to wykorzystać. Wymierzył najdokładniej jak potrafił w stopę Vottagga tak by kula z pistoletu przelatując pod pojazdem roztrzaskała ją w drobny mak*

Vottagg - 2011-03-03 17:50:47

Pamiętać należy iż Cornelius miał do czynienia z Capricornem - człowiekiem Vottagga, a nie z samym Huttem(który swoją drogą nie ma nawet nóg). Zabrak, chwilę po otwarciu sąsiednich drzwi, chwycił obrzyna silną ręką i okrążał dosyć duży(w końcu karawan dostosowany do wielu ras) wóz. Jego buty lekkiego pancerza wydały metaliczny dźwięk, kiedy robił szybkie kroki.  Strzelenie w ruchomy cel musiało być dla kogoś kto oberwał w twarz i leży na podłodze nieco trudne, więc nie wziął tego pod uwagę, tylko natychmiast strzelił w  uzbrojoną rękę leżącego mężczyzny. Cóż było ostrzeżenie, pan zamierzał się nadal bawić to Capricorn mimo przyjaznego nastawienia i dobrego humoru nie będzie się cackał. Rozbity na wiele fragmentów olbrzymi pocisk wystrzelił z czymś na rodzaj metalicznego huku - obrzyn był domowej roboty.

Moc - 2011-03-05 14:50:00

*Capricorn słusznie działał od razu i nie czekał na reakcję przeciwnika, który tracił cenne sekundy dochodząc do siebie. Nim Cornelius zdążył zlokalizować pozycję najemnika, to ten już stał przy nim. A ten podjął słuszną decyzję strzelając od razu, bez zawahania się. Skutki dla człowieka były właściwie to opłakane, bo pocisk z obrzyna praktycznie zmasakrował mu rękę od łokcia w dół, tak, że mało co z niej zostało. Bliska odległość robiła swoje. Dla Corneliusa lepiej będzie, jeśli się podda.*

Throul - 2011-03-05 18:38:34

*gruchnął strzał. Ręka Corneliusa zapiekła jakby przytknięto dó niej rozpalone żelazo. Ból był potworny. Głowa pirata opadła na beton i człowiek stracił przytomność*

Vottagg - 2011-03-07 16:51:31

Capricorn, umięśniony wielkolud podszedł do nieprzytomnego ciała człowieka, i podniósł go wolną ręką do pozycji siedzącej, wciąż mierząc obrzynem w twarz, na wypadek, gdyby to był podstęp. Po chwili przerzucił nieprzytomnego faceta przez ramie, podszedł do karawanu, otworzył tylne drzwi i wrzucił Corneliusa do otwartej trumny, której wieko natychmiast zamknął. Była to śliczna tytanowa trumna z lekkimi wyrytymi zdobieniami. Wewnątrz wyłożona czerwonym pluszem i miękką watą. Mężczyzna - grabarz-najemnik wszedł za kierownice i aktywował silnik. Obok na fotelu położył Magnum swojego nowego klienta.

Throul - 2011-03-07 18:13:24

*wrzucony do uroczej trumny nawet nie zaprotestował bo i nie bardzo miał jak, skoro był nieprzytomny i nie bardzo było po co. Ot został wrzucony do trumienki przykryty wiekiem i pojechaliii w pizdu... tzn. nie wiadomo gdzie.*

Zindarad - 2011-11-27 15:23:48

Nar-Shaddaa. Tyle wspomnień związanych z tym miejscem. Szczególnie tych złych. To tu zaczęły się problemy z Zandim. Utrata Selene, małej. Miał tu swego czasu mały biznes, bar...Jeden z lepszych w tej części tej planety, jednak sprzedał go, gdy zorientował się, że imperialni są na jego tropie. To wszystko wina Zina, tylko i wyłącznie jego. Zdawał sobie z tego sprawę, jego podróże po galaktyce były spowodowane tchórzostwem i niechęcią konfrontacji z jego starymi znajomymi. Na małym statku typu Barloz Zin wiózł cały swój dobytek. Razem ze zdobyczami wywiezionymi z Darr Taha. Opuściwszy statek i stanąwszy na płycie lądowiska, Zin wyciągnął papierosa. Odpalił go. Rozejrzał się po okolicy. Musiał znaleźć jakieś zajęcie. Najlepiej, całkowicie legalne, choć na tym świecie to kryterium będzie trudne do spełnienia.
-Witaj w domu, Zin.-Mruknął do siebie, patrząc na miejsce, które kiedyś mógł nazywać domem.

Secorsha - 2011-11-27 15:27:51

*Nic się właściwie nie zmieniło, gdyby się Kobdar rozejrzał, to i papiery po chipsach walały się w tych samych miejscach. Łyse koty lizały się po jajkach, tak samo śmierdziało nieprawidłowym spalaniem starych rzęchów. Tylko jedna rzecz się nie zgadzała. przed Kobdarem, w oddaleniu, za dwoma niższymi statkami stal większy, i choć w Polowie zasłaniany, to Zin bez trudu przeczyta ogromny napis na kolorowym tle naklejony na całej burcie statku: Cochrel, dla przyszłości Waszych…
Żeby zobaczyć dokładniej trzeba by podejść*

Zindarad - 2011-11-27 15:38:21

Zainteresował się tym napisem od razu. Cochrel kojarzył mu się z postacią Generała i gościa, który obwiniał go o zniszczenie pierwszej wersji statku Widmo, na który kiedyś Kobdar często latał. Kojarzył mu się również z Tangiem, z którym nie rozmawiał od wieków. Podobnie jak z Seco, Fler. Zresztą, wszystkie elementy otoczenia przywracały mu pewne wspomnienia. Te lepsze i te gorsze. Podszedł do statku, by spojrzeć na napis. Widocznie, za długo przebywał w przestrzeni i nie wiedział co dzieje się w galaktyce. Czyżby Cochrel przejął władze nad światem? W końcu wyszedł z cienia i pragnie otwarcie walczyć z Imperium? No cóż, to było tak ciekawe, że Zin musiał to zbadać.

Secorsha - 2011-11-27 15:42:57

*Teraz już było widać dokładnie: olbrzymi malowany na burcie obraz – plakat. Na dole logo cochrelu, wyżej napis: Cochrej, dla przyszłości Waszych dzieci, i wielkie zdjęcie roześmianego, rozkosznego bobasa. Reklama w prozaiku, tylko jedna ciekawa rzecz, jak i Zin słusznie zauważył: cochrel nie był instytucją jawną, a przynajmniej nie wtedy kiedy Kobdar miale  nim do czynienia. Z cochrelem znaczy się.*

Zindarad - 2011-11-27 15:48:01

Ciekawe, doprawdy ciekawe. Wygląda na to, że generał (o ile jeszcze żyje) zmienił taktykę. Wyszedł z cienia, a co za tym idzie. Działa teraz otwarcie. Zaciekawił go motyw dziecka, czyżby zaczęli handlować swoimi towarami? Droidami, statkami? Zin był tak zaciekawiony całą sytuacją, że postanowił to sprawdzić. Chciał wejść do tego statku, porozmawiać z jego kapitanem. Może od niego więcej się wyciągnie. Podszedł do śluzy statku i zapukał trzykrotnie. Oczywiście swoją metalową łapą, która robiła zdecydowanie więcej huku od tej organicznej.
-Staruszek zmiękł, czy to tylko pozory?-Zadał sobie pytanie głośno. Musiał to wybadać, być może znajdzie jakąś pracę, o ile zapomnieli o jego istnieniu. Jeśli nie, to może wybaczą mu jego wcześniejsze błędy.

Secorsha - 2011-11-27 15:54:44

*Statek był; otwarty. Kiedy Zin zaszedł od rufy okazało się, ze pukanie nie jest konieczne. Było tam z sześciu facetów różnych ras, łączących się jednym kolorem uniformów o typowo cochrelowskim stylu. Ciemny granat, wiec robole. Tak się glos obcy odezwał, to się dwóch najbliższych odwróciło, a  jeden z nich zapytał uprzejmie*
kto kurwa?

Zindarad - 2011-11-27 15:59:19

-Panowie. Może tak bez agresji? Nie szukam kłopotów, choć może nie wyglądam na takiego.-Wystawił ręce w pozycji obronnej. Gesty miał spokojne, nie chciał nikogo zdenerwować. Choć denerwowanie i umiejętność grania na nerwach miał chyba w genach.
-Zindarad Kobdar, kłaniam się.-Powiedział uprzejmie, nie wykonując żadnego zbędnego ruchu, który mógłby go przyprawić o stracenie kolejnej kończyny. Jeśli Cochrel nadal jest taką organizacją, jaką zapamiętał ją Zin, to z pewnością wiedzą, albo znajdą kim Kobdar jest.
-Szukam pracy.-Dodał po chwili. Wszystkie dokumenty świadczące o jego wykształceniu, doświadczeniu, etc, etc miał na swoim statku. Mógł je zaraz przynieść.

Secorsha - 2011-11-27 16:04:49

*Panowie zdumieni popatrzyli po sobie. Agresji nie było, to po prostu taki przecinek… *
Te, rudy, stawim ta skrzynie…
- ale po kiego?
– stawim! bo muszenie kurwa po jajach poczochrać!
*Wiec postawili, i tak jeden zaczął się drapać, a  drugi podszedł kilka kroków do Kobdara*
To byś musiał z szefem pogadać, ale z tego co wiem, to komplet mamy.
*I z tego trudno było wywnioskować, czy panowie rzeczywiście z cochrelu czy to tylko taki statek… i taka reklama…*

Zindarad - 2011-11-27 16:09:25

I teraz zaczęły go brać wątpliwości, co do przynależności tych jegomościów do Cochrelu. Musiał troszeczkę dłużej z nimi porozmawiać, by ich poszufladkować odpowiednio. Zin skrzywił usta, poprawił swoją najeżoną grzywę i mruknął.
-Zresztą...Wy pracujecie dla Cochrelu, czy latacie tak sobie z tym z plakatem? Reklamówkę im robicie, czy coś w tym guście?-Po tym pytaniu, zerknął na jednego z nich, co drapał się po jajach. No cóż, jeśli to pracownicy generała, to z pewnością obniżył standardy zatrudnianych przez siebie pracowników.
-A szef gdzie?-Spytał po chwili.

Secorsha - 2011-11-27 16:12:42

poszedł na dziwki *Odparł ten, który teraz z Zinem rozmawiał. Był to zabrak, o twarzy czerwonej jak pomidor i oczach nieco podkrążonych. Ale żadnych tatuaży*
No, dla Cochrelu robimy *wskazał naszywkę na mundurze*
A co, może pracowałeś tam kiedyś? Na jakim statku?

Zindarad - 2011-11-27 16:19:32

No to super. Pracowali dla Cochrelu. Generał obniżył standardy, ale może są specjalistami w jakieś tam dziedzinie.
-To dość skomplikowane. Handlujecie pewnie tym napędem anihilacyjnym, co?-Spytał z ciekawością w głosie. W końcu zaprojektował to urządzenie, napawało go to dumą. Ogromna energia, ogromna sprawność tak małym kosztem. Koncepcja tego silnika powstała na Mandalore, gdzie niegdyś Zin mieszkał wraz ze swoją żoną, dzieckiem. W sąsiedztwie Seco i jego rodzinki oraz Tanga. Wyszedł na debila, gdyż podpisał dokument świadczący o wycofaniu się z projektu, a cała dokumentacja techniczna została w korporacji. A sam Zin został bez grosza.
-Ja go zaprojektowałem, ale niestety nie byłem świadkiem jego budowy.-Rzucił.

Secorsha - 2011-11-27 16:29:57

Nie, w tym jest hybrydowy *Wskazał kciukiem za siebie na ich frachtowiec, z  resztą niezbyt nadzwyczajny*
A przewozimy złom… metale kolorowe, tutaj walają się, nikt się tym nie zajmuje, można je mieć za grosze. Nie wiem, kto to wymyślił, ale w sumie miał łeb… *Czy mówił o generale? Chyba Zin musi zapytać wprost…*
Panie, my prości robotnicy jesteśmy, nie znamy się na projektowaniu silników… no ale skoroś pan go zaprojektował, to powinieneś być zatrudniony w  cochrelu…

Zindarad - 2011-11-27 16:35:49

Hybrydowy. Oszczędność energii, możliwość ograniczenia poboru mocy. Zin szybko zanalizował to co mu na razie powiedziano. Z pewnością Ci mężczyźni nie byli tu od myślenia, zbierali tylko złom.
-A jak miewa się generał?-Spytał. Nie wiedział czy mieli z nim osobisty kontakt, ale w takich korporacjach zazwyczaj pojawiają się plotki, które mogą być bardzo użyteczne. Chociażby dla takiego człowieka jak Zin. Obecnie, każda informacja mogąca go doprowadzić do zdobycia pracy w jego zawodzie była na wagę złota.
-Mam szansę się z nim jakoś skontaktować?-Zadał kolejne pytanie. Mógł spróbować spojrzeć w paszczę lwa i ubiegać się o pracę. Zawsze mógł użyć argumentów w postaci jego zdobyczy z Darr-Taha.
-Powinienem, ale nie pracuje. To wszystko przez moją głupotę, wierz mi.-Dodał po chwili i pomyślał jak koszmarny błąd wtedy popełnił.

Secorsha - 2011-11-27 16:42:52

*Kiedy Zin zadał pierwsze pytanie, to tylko patrzyli. Kiedy drugie, to już trochę dziwnie patrzyli… Trzecie już było nie do tematu, ale trochę wyjaśniało, dlaczego Zin chce się kontaktować z generałem który… no właśnie*
Ale… o TEGO generała pytasz? On nie żyje już od jakiegoś czasu…

Zindarad - 2011-11-27 16:45:56

Ta informacja nim wstrząsnęła. Jak to nie żyje? Owszem. Kiedy Zin go poznał już był w kiepskiej formie, ale nie przypuszczał, by ten stary skurczybyk dał za wygraną śmierci. Otworzył szeroko oczy i usta.
-Jak to nie żyje? Co się stało?-Spytał ze zdziwieniem w głosie. To może oznaczać tyle, że zdecydowanie trudniej będzie mu się teraz dostać do Cochrelu. Choć wtedy było to prawie niemożliwe. Niech to szlag. Co teraz będzie? Kto jest teraz szefem korporacji? W głowie Zina roiły się coraz to lepsze pytania, które musiał zadać.
-Kto teraz jest waszym szefem?-Spytał.

Secorsha - 2011-11-27 16:50:55

No… no umarł. Nie żyje, nie ma. Teraz tylko Rada. Jest drugi generał, Nimret, też stary i pewnie długo nie pociągnie. Ale w sumie – od kiedy nie ma generała Cochrel potroił obroty, jest robota, jest kasa, spłaca się mieszkanko… nie wiem, czy to ma jakiś związek z  generałem, ale kręci się… a my dla byłej federacji robimy. Zbieramy ten zlom, a  on go sprzedaje dla unii technokratycznej. Unią z resztą teraz droid rządzi. Cuda nie widy się dzieją, panie!

Zindarad - 2011-11-27 16:55:42

Zin gwizdnął pod nosem. Ładne rzeczy się dzieją, ale skoro śmierć generała spowodowała taki obrót spraw, to może to trochę lepiej dla tej organizacji. Hmmm...Szkoda go w sumie, choć jego konserwatywne poglądy trochę denerwowały inżyniera. Droid? Jaki znowu droid? Nimret? Cholera, za długo nie lądował. Musi się teraz wszystkiego dowiadywać.
-Jaki droid?-Może Dżony? Niee...To raczej niemożliwe...Zin miał niemały mętlik w głowie. Wszystko zaczęło mu się dwoić i troić. Jakoś nie wyobrażał sobie droida na stanowisku kierowniczym. Nie miał zaufania do tych maszyn. Pracował w końcu dla WAR-u. Wstręt do puszek ma wobec tego wbity do głowy.

Secorsha - 2011-11-27 17:00:56

Taki duży… *Padła odpowiedź odnośnie „jaki droid”, ale nie odpowiedzieli konkretnie wiec nie był to żaden ze znanych modeli. Wiec na pewno nie Dżony*
Nie wiem, nie znam się na droidach, ale taki superbojowy. No i podbno to nie droid. Coś jak generał

Zindarad - 2011-11-27 17:05:18

Może chodzi o ED-a? Zresztą. Nie miał zamiaru się teraz o to pytać. Potrzebował jakiegoś kontaktu z Cochrelem. Miał nadzieje, że fanty jakie ma ze sobą pomogą mu w zdobyciu pracy. W końcu ta technologia, o ile zostanie rozpracowana, jest warta krocie. Jeśli pewne elementy wdroży się do normalnego życia, wzrośnie komfort obywateli.
-A ten droid jest trochę zardzewiały i zepsuty?-Spytał, knując w głowie plan zdobycia namiaru na kogoś ważniejszego w korporacji. Musiał porozmawiać z jakąś grubą rybą, by móc rozpocząć badania nad znalezionym na pradawnym statku sprzętem.

Secorsha - 2011-11-27 17:24:52

Ja go nigdy z bliska nie widziałem, wiec nie wiem, czy jest zardzewiały, ale podobno jest stuknięty *Stwierdził beztrosko zabrak, i posądził dupe na skrzyni*
szef na panienkach, to i my też. Chłopaki: pierdolimy, nie robimy! *I wszyscy pracę przerwali. Ten od drapania się po jajkach gdzieś poszedł. Dwóch pozostałych podeszło, zapaliło papieroski…*
Gadacie o tym droidzie z Unii? Mojego brata żona leciala wtedy tą trasą jak, on na drogę wtargnął, widzialna jak go facet takim pięknym saxxetem pierdolnął…

Zindarad - 2011-11-27 17:29:09

No podejście typowe dla zwykłych robotników. W WAR-ze również niektórzy też mieli takie zrywy. Tam jednak obowiązywały ich specjalne protokoły, regulaminy, a jak ktoś opuszczał stanowisko pracy musiał odbić kartę w czytniku. Wojskowy rygor jak to mówią. Zin pozwolił sobie na wykonanie kilku kroków wgłąb pokładu, patrząc na pracowników. Kobdar miał coraz mniej wątpliwości, że mówią teraz o ED-zie.
-A pytanie mam. Nie da rady mnie z kimś skontaktować? Najlepiej z kimś z rady?-Spytał. Ostrożnie badał teren. Jeśli nie, to poszuka innego sposobu na rozmowę z kimś ważniejszym. Pewnie potrzebna będzie autoryzacja kapitana, który jest na dziwkach.

Secorsha - 2011-11-27 17:34:48

kogo ty o to pytasz, człowieku! Gdybyśmy mieli dojścia do kogoś z rady to byśmy tutaj te skrzynie tachali?! *Prychnął jeden z nowodoszłych pracowników. Nie zaprotestowali żeby Zin wszedł głębiej  pokłąd. Palili sobie. a Kobdar tymczasem znalazł gazetę, taką zwykłą, typu „dziennik”*

Zindarad - 2011-11-27 17:39:26

-No tak, macie rację.-Mruknął do nich, pochwycił za gazetkę i zaczął ją czytać. Do tej pory nie wiedział niczego o otaczającym go świecie. Co jakiś czas lądował na jakiejś stacji kosmicznej, by uzupełnić zapasy, zarobić trochę grosza jako mechanik i polecieć w długą. Zajmował się też rozpracowywaniem technologii, którą zdobył, jednak z sprzętem badawczym nic nie mógł wskórać. Co mu po umiejętnościach i prowizorce, jeśli nie może przeprowadzić analizy promieniowania czy składu chemicznego kompozytów, z których zbudowano urządzenia.
-A wiecie, gdzie tutaj dostanę jakieś dobre narzędzia? Moje prawie szlag trafił, a mam pewne fanty do zbadania.-Rzucił, odrywając się na moment od lektury.

Secorsha - 2011-11-27 18:05:05

*Lepiej będzie jeśli Zin tą gazetę szybko schowa, jak nie widzą, i przeczyta w ustronnym miejscu, bo tak to i tak nic nie znajdzie, a i stać tak i wertować w nieskończoność nie będzie. Gazeta nazywała się „Data”, tyle Zin z niej wywnioskował, bo było tu ciemno, nie włączyli światła bo pewnie nie działało albo tak oszczędzali.*
A chuj wie, jak jeszcze wcześniej pracowałem na „Arce” to mógłbym ci zajebać z magazynu za odpowiednią opłatą, ale to przeszłość. Nie wiem, nie znam Nar Shaddaa…a  co ty tam myszkujesz po naszej norze?

Zindarad - 2011-11-27 18:09:44

-A nawinąłem się na jakąś gazetkę. Można?-Spytał. Chętnie by ją przeczytał, a brak światła nie działał na korzyść lektury. Nazwa nie była może zbyt chwytliwa, ale może zawiera jakieś dobre informacje, na których tak Zinowi zależało. Skoro nie mogą go skontaktować z nikim ważniejszym, ani nie wiedzą gdzie można kupić dobre narzędzia, to może kupi od nich coś na boku. Jakiś złom, który do czegoś się przyda.
-Znaleźliście dzisiaj coś godnego uwagi? Czy raczej jakieś gówno?-Zagaił spokojnie. Najpierw wybada teren, później ewentualnie przystąpi do interesów. Skoro nie było go stać na nowe części, musiał sobie jakoś radzić. Zresztą, jak już się od nich oderwie, to wróci do starych rejonów. Odwiedzi swój stary lokal, pozostałości hangaru i Dziuplę, o ile jest jeszcze co tam przeszukiwać.

Secorsha - 2011-11-27 18:16:45

co?! NIE! *Poderwał się do tej pory milczący pracownik jakiejś człowiekowatej rasy, ale zabrak zaraz się obejrzał i dostrzegł, co Kobdar chce*
Uspokój się, debilu, nie twoją, tą bez obrazków chce. A bierz pan. Tą gazetę to my wozimy już ze dwa miesiące, na wypadek jakby się papier skończył, wiec może kilku stron brakować. A co mamy? Nic tam ciekawego, ale skoro teraz pierdolimy, to se możesz do skrzyń pozaglądać…

Zindarad - 2011-11-27 18:24:40

-Ja przez trzy miesiące prawie statku nie opuszczałem, także...Każda forma informacji mi się przyda.-Powiedział. Kobdar był tak zajęty, że nie zaglądał do holonetu. Był w swoim technicznym świecie, o którym nikt prócz niego nie ma zielonego pojęcia. Tak to już bywa z takimi ludźmi.
-O, dzięki.-Powiedział i zaczął zaglądać do skrzyń. W pierwszych skrzyniach nie znalazł niczego ciekawego. Nie wiedział na dobrą sprawę czego szuka. Wiedział jedynie, że w jego statku wysiada generator i musiał przejść na zasilanie zapasowe. Musiał przywrócić generator do dawnej formy, albo pozbyć się tego złomu. Potrzebował jakiegoś pierwiastka energetycznego. Najlepiej palladu, na którym ostatnio egzystował jego generator.

Secorsha - 2011-11-27 18:29:06

*Miał bardzo male szanse znaleźć tutaj coś działającego, bo chłopcy zbierali to, co już nawet menele zostawiali. Na Nar Shaddaa nie było wiele hut, wiec złom można było znaleźć, ale to już był prawdziwy złom…*

Zindarad - 2011-11-27 18:46:39

Jego nadzieje zostały rozwiane, nie znalazł tutaj niczego ciekawego. A kapitan statku jak nie przychodził, tak nie przychodził. Nie połączy się z nikim, kto mógłby dać mu choć cień szansy na zatrudnienie w Cochrelu, tak więc wydawało mu się, że będzie musiał opuścić ten statek. Nie będzie czekał w nieskończoność na powrót ich przełożonego.
-A tak na koniec panowie...Kiedy tamten generał umarł?-Spytał. Jego jedynym punktem odniesienia były wydarzenia z Darr Taha. Tam ponoć Cochrel miał odbić jego towarzyszy. Zin uciekł od razu po tym, jak jego śluza się otworzyła, a statek mógł bezpiecznie wystartować.

Secorsha - 2011-11-27 18:49:59

Będzie już ze dwie wypłaty… *Poskrobał się miedzy rogami zabrak. Dziwny ten chłop – pomyślał. I taką gazete bez panienek chciał…*

Zindarad - 2011-11-27 18:54:32

Ano dziwny. Zdecydowanie tak. A gazetek z panienkami nie chciał, bo jakoś nie odczuwał takiej potrzeby. Niuansów z kobietami ma po dziurki w nosie, każdy swój związek spieprzył. Zawiódł żonę, jest winny jej śmierci. Nie wie co się dzieje z Selene, z dzieckiem, które przygarnęli. Zresztą...Miał ważniejsze sprawy na głowie, niż panny. One zawsze sprowadzały go na manowce, zachowywał się przy nich jak idiota, więc musiał sobie dać z nimi spokój. Informacje o dacie śmierci generała przyjął normalnie, bez większych ekscesów. Nie myślał o tym za długo.
-A szef to długo potrafi na tych dziwkach siedzieć?-Spytał. Może on będzie miał lepsze informacje, no chyba, że jest takim samym kretynem jak jego pracownicy.

Secorsha - 2011-11-27 19:00:58

Szczerze mówiąc dzisiaj to on pierwszy raz od wielu lat poszedł, wiec może mu zejść… ale wiesz co, jak ci tak bardzo zależy to daj mi swój namiar, na do ciebie napisze jak się chuj pojawi *Cała brygada zaczęła się śmiać kiedy ten szefa chujem nazwał.*

Zindarad - 2011-11-27 19:06:45

-O. To jest bardzo dobry pomysł.-Rzucił do niego z uśmiechem. Wyciągnął swój komunikator i podyktował namiary temu pracownikowi. Tak więc, jego sprawa w tym miejscu się kończyła. Mógłby jeszcze posiedzieć, pogadać, ale miał wrażenie, że musi odwiedzić jeszcze kilka miejsc. Jakoś go do nich ciągnęło. Musiał zamknąć swoje dawne sprawy i obejrzeć jakich zniszczeń narobił. Uświadomić sobie, że to co robił było złe.
-No to...Do zobaczenia.-Machnął im ręką i opuścił pokład. Ruszył w znane mu rejony Nar-Shaddaa. Na dzielnicę, która kiedyś była jego domem. Nie wiedział jak wygląda teraz, przecież wiele czasu minęło od jego kolejnej ucieczki od rzeczywistości i od kłopotów, których sam był sprawcą.  Pociągnął nosem, otworzył gazetę i czytając ją, oddalał się w stronę zniszczonego hangaru, w którym miał swój mały warsztat.

EFECTOR - 2012-01-17 10:50:16

*Po niedawnych atakach Imperium na Cochrel zapanował ogólny chaos. Nie tylko na zaatakowanych światach. uciekinierzy musieli gdzieś osiadać. Nar Shaddaa było wymarzonym do tego miejscem docelowym. Zwłaszcza w tych bardziej parszywych częściach miasta widać było nowy natłok istot które zupełnie sobie nie radzą w nowym życiu.
Ranni, martwi i pogrążeni w  depresji, głownie nemoidianie leżeli na ulicach. także tu – na w tej chwili już zamkniętej platformie lądowniczej, na której stał ograbiony do granic możliwości szkielet frachtowca w którym „mieszkalno” parę osób.
Bladym rankiem, kiedy ruch był najmniejszy, jeszcze zanim najraźniejsze ptaszki się pobudziły, jak jeszcze na dobre nie rozbiło się jasno, dało się słyszeć potrójne tup-tup-tup.
Przerwa, i znowu. W akompaniamencie cichych, subtelnych syków serwomotorw, którym nigdy w życiu nie powodziło się tak marnie jak teraz.
Ale nadal należały do nowego, zadbanego robota.
Dżony oczywiście, jak to Dzony, sytuację teoretycznie rozumiał, ale owe „pojąć nie mogę” było zbyt silne by można było stwierdzić ze droideka działa świadomie i przemyślanie.
On nadal realizował rozkazy. Ta „podpowiedź” była kręgosłupem jego dążeń. Wszystko wiec robił bardziej lub mniej w celu realizacji zadania.
teraz przykurzony droideka w typie „deluxe” -  o karabinach jak ludzkie udo zatrzymał się nad ogołoconym do żywej szmaty ciałem durosa. Ów nie miał nic co mogło zainteresować droidekę, ale droidy jak ludzie – czasem robią rzeczy bez sensu, toteż Dżony rzuca teraz nieregularny cień na twarz nieprzytomnego nieszczęśnika i wyraźnie coś tam w  tym swoim płaskim łebku (w którym de facto nie było mózgu, mózg droideki jest w  innym miejscu) myślał*

Tangorn - 2012-02-04 11:46:04

Po kilku godzinach lotu z nadprzestrzeni wyskoczył frachtowiec Fibala i od razu skierował się ku Księżycowi Przemytników. Podróż Tangowi i Seco minęła spokojnie i raczej szybko. Niewiele ze sobą rozmawiali, raczej drzemali by po dotarciu na miejsce być jak najbardziej wypoczętym i gotowym na różne nieprzewidziane wypadki.
Wejście w atmosferę Nar Shaddaa odbyło się bez problemów i dosyć szybko trafili do odpowiedniego portu kosmicznego. Po uzyskaniu pozwolenia Tang wylądował w wolnym hangarze, wyłączył silniki i wszystkie systemy. Później wziął swoją broń, hełm (pancerz ubrał wcześniej) i poszedł budzić kaleesha, który gdzieś tam pewnie drzemał. A potem obaj opuścili pokład frachtowca.
- Ehh... zawsze czuję się dziwnie jak tu przylatują... to miejsce cieszy mnie i wkurwia

Secorsha - 2012-02-04 11:51:54

*Seco zas był ubrany jak łachmaniarz. Jak wylatywali z Dxun wyglądał prawie normalnie, a teraz jakby go z jakiegoś śmietnika wyciągnęli. I raczej się nie ubrudził tak, bo ciuchy innej barwy i rodzaju były, wiec przebrał się. Kamuflaż! Widać uznał, ze tak ma być, tak jego filozofia się układała. Przez ramie miał przewieszoną torbę z podręcznymi rzeczami i czymś do jedzenia dla dzieci, jak już je znajdą, żeby czymś im wynagrodzić te dni z Dzonym. Miał tez swój cenny list.*
A mnie… mnie to ono, kuhrrrwa… skłania do rhefleksji

Tangorn - 2012-02-04 11:59:33

Kamuflaż Seco w zupełności odpowiadał Tangowi, bo łachmaniarze wzroku nie przyciągają, więc było mało prawdopodobne by wpadł w jakieś kłopoty. Takich jak on to się odpycha i każe spieprzać. Tang zaś w swoim pancerzu czuł się bezpiecznie, bo tutaj jeszcze Mando budzili respekt i strach. Głównie dlatego że pracując dla gangsterów popisywali się wyjątkową bezwzględnością i efektywnością.
- Tiaa...jak to mówią, każdy kto przyleci na Nar Shaddaa coś tutaj straci. Pieniądze, jakieś drogie przedmioty... sumienie, moralność... może i życie. Taki to już urok tego miejsca.
Tang nie miał przy sobie laski więc stał trochę krzywo by odciążyć bolącą nogę. Ale w ręku trzymał mały zestaw stymulantów wraz z aplikatorem. Powoli włożył małą fiolkę do dozownika a następnie przystawił pistolet do szyi i nacisnął spust. Substancja została wstrzyknięta do jego krwioobiegu a aplikator schował do pudełka i przypiął do paska.
- Uff... na kilka godzin wróci stara forma. Dobra, nie stójmy tutaj jak chuje.
No i ruszył przed siebie a jego krok stawał się stopniowo co raz równiejszy. Zaczął też zakładać hełm na głowę i łączyć go z kombinezonem.

Secorsha - 2012-02-04 12:05:30

Weź ostrzegaj zanim się sztachniesz, to obrzydliwie wygląda *Seco skrzywił pysk, widząc jak Tang sobie aplikuje dopalacze. Jak to Seco, czasem był „wrażliwy”, co wynikało z tego ze musiał powiedzieć jakaś mądrość i tyle. Charknął i splunął, po czym rozejrzał się, jakby czegoś szukał, ale ostatecznie wyrok padł negatywny.
No i ruszył za Tangiem*

Tangorn - 2012-02-04 12:11:32

- Pan delikatny się znalazł
Odpowiedział jeszcze przed założeniem hełmu a potem się zaśmiał. Jakoś mu do głowy nie przyszło, że Seco może być w tej kwestii taki delikatny, w końcu takich aplikatorów używano w każdym szpital w miejsce prymitywnych strzykawek.
Idąc przed siebie Tang zauważył strażnika portowego ubranego w lekki pancerz, na którym znajdowały się jakieś dziwne symbole, których nie rozpoznawał.
- Ehh kurwa, złodzieje pierdolone. Trzeba zapłacić
No tak, opłat lądowiskowych jakoś nikt nie lubi, ale płacić trzeba. Fibal załatwił to dosyć szybko, ale gdy wrócił do kaleesha to wciąż zastanawiał go jeden czerwony symbol wyryty na naramienniku. Tam zawsze umieszczano znak gangu lub organizacji do której dana osoba należy.
Na korytarzu wiodącym do lądowiska taksówek takich znaków było więcej.
- Kurwa... rozpoznajesz ten symbol? Bo ja za cholerę
Wskazał Seco jeden z tych znaków wymalowanych na ścianie, który przedstawiał wielkie czerwone słońce w środku którego znajdował się czarny trójkąt. Przy każdym wierzchołku zaś znajdował się jakiś znak z nieznanego alfabetu.

Secorsha - 2012-02-04 12:17:10

*Tylko ile razy Seco był w szpitalu? Był na Widmie, ale wtedy jakoś zastrzyków nie robiono, nie wymagał tego jego stan.
Seco sobie szedł, pluł co chwile, a na znaki zwrócił uwagę dopiero jak Tang go uczulił. Wtedy zaczął się przyglądać, ale nie gapić, bo wiadomo – to zwraca uwagę, a  Seco już trochę życie nauczyło.*
Nie wiem, ale wydaje mi się ze widziałem statek Kobdahrra… może to jego sekta.

Tangorn - 2012-02-04 12:22:08

- Kodbara? Gdzie?!
Seco mógł nie wspominać o tym a przynajmniej nie teraz, bo Tang z miejsca stracił zainteresowanie tymi dziwnymi symbolami. Teraz to w głowie zaczął układać plan zapolowania na tego cholernego durnia Kodbara.
- Zabije skurwiela... a fakt, znaki podobne do sekciarskich... przypałętał dziadostwo skurwiel zajebany
Tang zaczął się rozglądać po najbliższych hangarach, szukając tego inżyniera od siedmiu boleści. Teraz to już za szybko się nie skupi na swoim zadaniu, a czasu też za dużo nie mieli.

Secorsha - 2012-02-04 12:28:18

Nie zaciskaj tak zwiehrraczy, Tang, przecież żahrrtowałem, żeby należeć do sekty Kobdahrra trzeba być do końca najbahrrdziej khrretyńskim khrretynem bez mózgu, skąd on by tylu imbecyli znalazł? Tak, duhrrniów nie bhrrakuje, ale śmiem twiehhrdzić ze aż takich duhrrniów to nie ma wielu. A statek tam… *wskazał mniej więcej kierunek gdzie stały statki* Malkit robił komunikatohrrem zdjęcia z tego opuszczonego statku i zhrrobił statek Kobdahrra, miał takie chahrraktehrystyczne czehrrwone paski z zębami, jak ten.

Tangorn - 2012-02-04 12:43:16

- Wiem przecież. Takich pojebów na świecie jest bardzo mało. W ogóle dziwię się, że jeszcze żyje, nikt tak jak on nie potrafi przyciągać kłopotów i nieszczęść
Tang zerknął też w stronę wskazaną przez Seco i od razu mu przez myśl przemknął podstępny plan, by wpakować mu do środka bombę z opóźnionym zapłonem czy coś, ale zaraz z tego zrezygnował. Wolałby go sam udusić albo patrzeć jak rozrywają go na strzępy bestie na Dxun. O tak, to by było piękne.
- Mam ochotę poderżnąć mu gardło... ale najpierw obowiązki potem przyjemności... pewnie znowu chuj spierdoli jak tylko mnie zobaczy
Tang tytanicznym wysiłkiem woli oderwał spojrzenie od frachtowca Kodbara i ciężko ruszył przed siebie, przepychając się przez tłumy ludzi zmierzających do postoju taksówek.

Secorsha - 2012-02-04 13:13:35

Oszczędź ghrranata. Ja mam whrrażenie ze go się nie da zabić, głupota go chroni.
*Szedł sobie teraz obok Tanga. Już nie oglądał się na statek Kobdara a na dziwne nieznane mu znaki rzucał tylko przelotne spojrzenia*

Tangorn - 2012-02-04 13:19:01

- Bóg głupoty broni swojego proroka głupoty
Odparł kwaśno Tang i już nie wracał do tematu Kodbara, bo jeszcze gotów był wrócić i mu wysadzić ten cały grajdołek w powietrze z autografem. No ale szkoda granatu i ludzi, którzy potem będą sprzątać ten cały burdel.
Zaś dotarcie do lądowiska taksówek zajęło im parę minut. Opuszczając budynek portu kosmicznego od razu rzucały się w oczy strzeliste wieżowce oświetlone lampami oraz potężnymi, kolorowymi neonami. Widok na Nar Shaddaa przypominał Coruscant nocą. To miasto nigdy nie zasypia, a hałas powodowany przez latajace bez ustanku aerowzy od razu atakował wściekle uszy.
- Nie ma to jak wielgachna metropolia, co?
Mruknął Tang do Seco, który pewnie odwykł od takiego hałasu Na Dxun przeważnie słychać był ćwiczących Mando lub ryczące w dżungli bestie.
- Chcę się wybrać na Czarny Rynek, lecisz ze mną czy odwiedzasz stare śmiecie?

Secorsha - 2012-02-04 13:21:59

Leć sam… chcialbnym skonfhrrontować się ze wspomnieniami… *Odparł Seco, który naprawde i szczerze przez chwilę zadumał się nad nietypowym „pieknem” tego miejsca*

Tangorn - 2012-02-04 13:26:44

- Dobra. W razie czego dzwoń do mnie i nie pchaj się w kłopoty.
Tang spojrzał jeszcze raz na panoramę miasta. Dla wielu na prawdę Nar Shaddaa wyglądało pięknie, przynajmniej powierzchownie, bo od środka to miejsce gniło zawsze.
Fibal skierował się do najbliższej taksówki, którą potem wyruszył w stronę Czarnego Rynku.

Moc - 2012-02-04 17:00:23

Do portu kosmicznego na Nar Shaddaa zbliżał się nieoznakowany średni frachtowiec z fałszywym numerem ID. Tutaj nikt się tym nie przejmował, wiele dokujących maszyn było kradzionych lub zarejestrowanych na osoby z fałszywymi danymi. Ta konkretna maszyna zaś należała do Przymierza, które musiało uzupełniać zapasy co jakiś czas. Legalnie tego robić za bardzo nie mogli, bo Imperium by ich wyśledziło. Za to Księżyc Przemytników idealnie nadawał się do takiego zadania. Mieli kilka umów z bardziej "uczciwymi" huttami (chodzi o takich mniej sprzedajnych, dotrzymujących uzgodnionych warunków).
Maszyna wylądowała spokojnie w bocznym hangarze, gdzie niewiele osób miało wstęp. Towary zamówione wcześniej już czekały a załoga frachtowca musiała je tylko załadować i przekazać pośrednikom wcześniej umówioną sumę. Standardowa procedura

Darth Nemedis - 2012-02-04 17:07:54

Coś jednak zakłóciło spokój Przymierza. Drobny stateczek zbliżał się do miejsca przeładunku. Mały, szybki, zdawał się być dobrze uzbrojony - niewątpliwie należał do jakiegoś łowcy nagród, co w miejscu takim jak Nar Shaddaa nie dziwiło szczególnie. Interesujące natomiast było to, że ów nieoznakowany statek wyraźnie starał się zwrócić na siebie uwagę. Nie przekroczył granicy, którą można by było uznać za "niekomfortową", ale dawał wyraźne znaki, że chce się skontaktować. Zawisł w powietrzu, widocznie nie mając zamiaru lądować na płycie hangaru. Jego numery kompletnie nic nie mówiły. "Tutejsi" nie odnosili się wrogo, nikt nie próbował statku się pozbyć. Najwidoczniej łowca musiał mieć korzystne układy w przestrzeni Huttów.

Moc - 2012-02-04 17:15:11

To nagłe pojawienie się wywołało lekkie poruszenie wśród ludzi Przymierza, którzy zwykłymi robolami nie byli. Zaraz też sięgnęli po broń i byli gotowi do starcia. Musieli być, bo zawsze groziło niebezpieczeństwo, że Imperium ich wykryje i zaatakuje, by zdobyć namiary na ich okręty itp. Może i zachowywali się jak paranoicy, ale jak się przez wiele miesięcy walczy z Imperium jak partyzant to wtedy bywa się trochę przewrażliwionym.
Ale statek nie atakował, jedynie dawał jakieś znaki, zwracające na siebie uwagę. Dowódca oddziału uciął sobie krótką pogawędkę z szefem pośredników - tak by wyjaśnić sobie sytuację. Ostatecznie zadecydowano połączyć się z niezapowiedzianym gościem. Pilot frachtowca wywołał go od razu.
- Elizjum do niezidentyfikowanej jednostki, zgłoś się. Elizjum do niezidentyfikowanej jednostki, zgłoś się.

Darth Nemedis - 2012-02-04 18:00:00

Po chwili na apel odpowiedziano. Nie ukazał się żaden obraz, połączenie zostało jednak nawiązane. Chwilę trwała cisza.
- Mam dla was przesyłkę... - odezwał się chrypliwy, niski głos.
- On kazał mi wam to przekazać. Powiedział, że będziecie wiedzieli, co z tym zrobić. To prezent. Niebawem wszystko stanie się jasne.
Stateczek zbliżył się odrobinę. Nie wykonywał żadnych gwałtownych ruchów, wręcz przeciwnie - sunął w powietrzu delikatnie i wolno, jakby chciał przekonać, że nie ma złych zamiarów.
- Możecie ją przeskanować, zapewniam, że nie ma w niej nic niebezpiecznego - znów odezwał się nieznajomy. Miał głos spokojny, ale było w nim coś takiego, co nakazywało zachowywać wzmożoną ostrożność. Coś niepokojącego.
- Mam wam to tylko dostarczyć.

Moc - 2012-02-05 18:31:07

- Jaki on?
Odpowiedział pilot, konsultując się na bieżąco z dowódcą. Wśród pozostałych osób panowała lekka konsternacja, część z nich była skłonna przesyłkę odebrać, część nie ale w końcu doszli do porozumienia.
- Dobra, możesz wylądować
Na miejsce od razu udało się trzech uzbrojonych komandosów, tak na wszelki wypadek. W takich miejscach jak Nar Shaddaa zaufanie było towarem deficytowym, co nie powinno dziwić.
Nie przerwano jednak załadunku, cały czas droidy oraz kilku pomocników z Przymierza przenosiło pudła z żywnością, lekami, częściami itp. Same najpotrzebniejsze materiały, żadnych ekstrawagancji i luksusów.

Darth Nemedis - 2012-02-05 19:14:54

- Nie powiedział, jak ma na imię - odparł głos. - Nazywał się waszym "przyjacielem", cokolwiek to znaczy. Mam wam to tylko dostarczyć, nic więcej.
W momencie, kiedy łowca otrzymał pozwolenie, skierował swój statek w stronę hangaru krążownika. Dostarczenie do rąk własnych. Kiedy wszelkie procedury przebiegły pomyślnie, zanurzył się wewnątrz małego królestwa Przymierza, zajmując wolne miejsce. Nie miał zamiaru tu pozostawać, nie wyłączył silników. Z tyłu statku na podłoże opadła rampa, dając obserwującym wgląd w ładownię. Była przestronna, ale znajdowała się tam tylko jedna, dość sporych rozmiarów skrzynia. Wykonana była z ciemnego drewna, a więc z materiału drogiego. Po bokach była zdobiona w dziwne symbole, ale żaden z nich zapewne nie mógł ich skojarzyć. Wszelkie testy dały wynik negatywny - wewnątrz nie znajdował się ładunek wybuchowy, broń chemiczna, biologiczna, słowem - prezent był bezpieczny. Czekał spokojnie. Komandosi mogli go wnieść na pokład krążownika, jeżeli chcieli.

Moc - 2012-02-05 19:20:05

Generalnie w tego "przyjaciela" nikt nie uwierzył, bo jeśli by nim był faktycznie to by się przedstawił albo doręczył przesyłkę osobiście. Przynajmniej tak rozumowali ci z Przymierza, podejrzliwie zerkając na lądujący stateczek.
Przesyłkę komandosi oczywiście przeskanowali, sprawdzili itp, a gdy okazała się bezpieczna to ją po prostu wynieśli z ładowni i przenieśli w bezpieczne miejsce. Nie ładowali jej jeszcze na swój frachtowiec, woleli zachować ostrożność. Dowódca postanowił ją po prostu otworzyć, gdy ten nietypowy kurier odleci sobie w cholerę. I jeśli czekał na jakieś pokwitowanie czy pieniądze to się raczej nie doczeka. Prędzej pakunek zostanie mu zwrócony.

Darth Nemedis - 2012-02-05 19:32:05

Słowo "przyjaciel" w tym wypadku nie miało tak pozytywnego wydźwięku. Ot, łowca wypowiedział to bez emocji pozwalających stwierdzić, że to ktoś faktycznie przyjaźnie nastawiany w stosunku do Przymierza. Zwykły przydomek.
Przybysz nie czekał, zresztą nie miał na co - jego zadanie ograniczało się do dostarczenia przesyłki, zapłacone miał za swój trud z góry. Komandosi wytargali skrzynię z ładowni i tajemniczy nieznajomy wzniósł się w górę, wylatując poza obręb portu. Nie śpieszyło mu się specjalnie, ale też nie zwlekał i tak oto załoga Przymierza została sama.
Drewniana skrzynia zaopatrzona była w dziwny, archaiczny mechanizm. Wyglądało na to, że nie wykorzystywała zdobyczy najnowszych technologii, co najwyżej system zapadni, zębatek i młoteczków. W jej wieku wyżłobiona była klepsydra. Przesypujący się piasek musiał odliczać czas do otworzenia - właśnie się kończył. Minęła chwila i coś wewnątrz zaczęło postukiwać cicho. Raz czy dwa rozległ się przytłumiony chrzęst lub trzask i potężne wieko odsunęło się, pozwalając zajrzeć do środka.
A wewnątrz była zwykła, śnieżnobiała, bezprzewodowa lodówka. Tę mogli otworzyć bez żadnych problemów. Wystarczyło pociągnąć za uchwyt.

Moc - 2012-02-05 19:40:48

Archaiczny mechanizm zaintrygował komandosów, więc szybko przywołali swojego dowódcę. Postawny zabrak nadszedł od razu, podejrzliwie patrząc na skrzynię. Żaden z nich nigdy czegoś takiego nie widział i nie bardzo wiedzieli co z tym zrobić. Aż nagle skrzynia sama się otworzyła. Ale najbardziej zdziwiła ich zawartość, a mianowicie lodówka. Zabrak pełen złych przeczuć kazał jednemu ze swoich podwładnych ją otworzyć. Reszta na wszelki wypadek się cofnęła. Nie mieli pewności co znajduje się w środku, więc lepiej było zachować szczególną ostrożność.
Zamieszanie w hangarze stopniowo ucichło, wszyscy patrzyli z zainteresowaniem na ten nietypowy "prezent". W końcu jeden z komandosów wziął się w garść i otworzył lodówkę.

Darth Nemedis - 2012-02-05 19:54:40

Lodówka otworzyła się z cichym sykiem. Na zewnątrz wypłynął mały, mroźny obłoczek. Dopiero, gdy rozpłynął się w powietrzu, pozwolił im wszystkim ujrzeć prawdziwą zawartość skrzyni.
A było to ciało, jednak by to zrozumieć, potrzebowali co najmniej chwili na dokładniejsze przyjrzenie się. W środku znajdował się kel dor, był jednak w takim stanie, że jego widok wywoływał mdłości.
Całe jego ciało pokryte było licznymi bliznami i krwawymi obrzękami. Miał bardzo wyraźne ślady po przypaleniach. Ktoś musiał go znakować żywcem. Był pozbawiony maski, z kolei jego oczodoły były puste - wydłubano mu oczy. Na jego czole widniał symbol węża pożerającego własny ogon, otoczony znakami, których nie byli w stanie zidentyfikować. Język starosithiański. Kończyny miał powykręcane, ze śladami wielokrotnych złamań. Na klatce piersiowej ktoś wyskalpelował mu tajemnicze znaki. Lepiej nie było się zastanawiać, czy nacinano go żywcem.
Razem z nim w lodówce znajdował się miecz świetlny, pozbawiony jednak kryształu i systemu, "pusty" od wewnątrz. Symbol zakonu Jedi.

Moc - 2012-02-05 20:09:16

Widok tak zmasakrowanych zwłok wywołał nagły napad mdłości u biedaka, który otwierał lodówkę. Pozostali którzy zobaczyli zawartość wycofali się pospiesznie, walcząc z uczuciem obrzydzenia. Ich dowódca też ledwo się trzymał. Widział w życiu wiele okropieństw, ale to biło wszystko.
Pośpiesznie rzucił okiem na to co tam było a potem zatrzasnął pokrywę. Prawdopodobnie to były zwłoki tego Jedi, który zaginął. Całe Przymierze wiedziało o sojuszu z Zakonem, to działało dobrze na morale żołnierzy. Ale to mogło je mocno podminować, więc zabrak wydał wszystkim rozkaz milczenia i wniesienia skrzyni do ładowni. Po dotarciu na Wyzwoliciela przekażą ją Zakonowi, niech on się tym wszystkim martwi.
Jednak ci komandosi, którzy widzieli te zwłoki prędko o tym nie zapomną. Woleli nawet nie myśleć kim była ta bestia, która go tak urządziła.
Załadunek trwał jeszcze z pół godziny a później frachtowiec się odmeldował i odleciał.

Tangorn - 2012-02-25 18:50:11

W hangarze zajmowanym przez starego Fibala panowało lekkie zamieszanie wywołane przez droidy towarowe, które przenosiły skrzynie z platformy repulsorowej do frachtowca Tanga. W większości znajdowały się w nich prozaiczne rzeczy, takie jak leki, których im brakowało, części zamienne do psujących się urządzeń naziemnych (atmosfera Dxun im nie sprzyja), zapasy amunicji, części do frachtowców i myśliwców, środki czystości no i sporo innych dupereli, w tym osobiste zamówienia niektórych Mando.
Tang tą całą sytuacją był trochę poirytowany, bo przez dobrych kilka godzin latał od sklepu do sklepu realizując konkretne "prośby" jego sąsiadów z Dxun. Wkurwiony był też z powodu spotkania tej pierdolonej suki, jak pięknie nazwał Morrigan. Ciekaw też był gdzie się ten fajfus Seco podział, bo coś się nie odzywał. Jeśli zachlał się w jakieś norze to mu do dupy nakopie.
- Uważajcie kurwa! Wy pierdolone blaszaki!
Wrzasnął na droida przenoszącego jedną z większych skrzyń. Trochę koślawo mu to szło.

Secorsha - 2012-02-25 19:11:10

*Seco zjawił się po dłuższej chwili i rzeczywiście – czysty jak łza nie był, ale nie był tez pijany. Wygladał za to na bardzo strapionego. Szedł powoli, niosąc na rękach coś na oko dużego, a  kiedy był blisko, Tang zauważy, ze to dzieci. Ela była skulona, bardzo przestraszona, bez kontaktu, jakby nadal miała przed oczami śmierć Fler.
Ven był za mały by rozumieć jakiej tragedii był świadkiem. tez był troche wystraszony i zabiedzony przez opiekę Dżonego ale widac było ze nic mu nie jest i ma się naprawde dobrze*

Tangorn - 2012-02-25 19:18:24

A Tang stał przy rampie prowadzącej do ładowni jego frachtowca i przyglądał się uważnie każdej wnoszonej skrzyni, licząc w pamięci wszystkie, czy się rachunek zgadza. Ubrany był jak wcześniej w swój pancerz. Jedynie hełmu na głowie nie miał, leżał on sobie spokojnie wewnątrz statku.
Po twarzy Mandalorianina widać było, że zadowolony nie jest. Warczał co jakiś czas na jakiegoś głupiego droida, który się potykał. Najwyraźniej miał on usterkę, ale Fibala to nie obchodziło. Miał spierdolony dzień i chciał się wynosić z tego przeklętego księżyca.
Pojawienie się Seco zauważył od razu, bo pomimo paskudnego nastroju nie zapomniał o podstawowych rzeczach. Cały czas na oku miał główne wejście do hangaru, spodziewając się kłopotów.
- Noż wreszcie. Bierz dupe w troki i ładuj się na pokład.
Warknął ale generalnie ciszej by dzieci nie budzić.

Secorsha - 2012-02-25 19:22:10

*Ven wielkimi i bardzo przytomnymi oczami rozgladał się naokoło, patrzyl tez na tanga, kiedy byli blisko. Nie bał się i nie płakał, jak to często czynią dzieci delikatniejszych ras, ale czy poznał Tanga? Na swój sposób pewnie tak, jego twarz musiala być gdzieś w „bazie danych”.
Z Elą nie było kontaktu. Seco był nachmurzny. Miał jakieś obce ciuchy na sobie*
Dżony… *Przypomniał* …jeszcze Dzony… *Brzmiał, jakby miał jakieś wątpliwości. Nie tylko dotyczące Dżonego, ale jeszcze głębsze.*

Tangorn - 2012-02-25 19:28:20

- Znajdzie się. Zanieś dzieci do kajuty, a jeśli chcesz pogadać to tu będę
Mruknął już trochę spokojniej, ale w jego spojrzeniu dalej czaił się gniew, który nie dawał mu spokoju. To nie było coś, czym trzeba było się martwić, o czym Seco z pewnością wiedział. Tang miał trzy poziomy wkurwienia: gniew taki jak teraz, który szybko przychodził i łatwo odchodził, bo był powierzchowny. Potem była furia, wpadał w nią, gdy coś go dotknęło osobiście, wtedy to musiał komuś lub czemuś zrobić krzywdę. Ale i tak mu to mijało z czasem. Ostatnia była zimna furia, w którą wpadł na poważnie tylko raz, gdy jego ojciec zginął w wyniku intrygi Straży Śmierci. W konsekwencji bez litości i w bardzo okrutny sposób wyrżnął kilku jej członków. Tego nie dało się pozbyć i zawsze wracało, gdy widział któregokolwiek z tych skurwysynów.
- Ruchy durnie bo wam metalowe zadki blasterem osmale
Warknął na bogu ducha winne droidy. Na szczęście powoli już kończyły załadunek.

Secorsha - 2012-02-25 19:37:07

*Seco wszedł na pokład by zostawić dzieci, i po kilku chwilach jak się należało spodziewać – wrócił,. założył ręce na klatce piersiowej i stojąc przy Tangu obserwował droidy*
Nie wiem, co z  nią będzie. Z Elą. Wydaje mi się, ze ona to widziała… *Mówił to jak ktoś, kto już pogodzili się, ze to co się dzieje z dzieckiem po prostu się dzieje i rwane wlosów z głowy nie pomorze, trzeba stawiać czoła temu, co jest*
Ale o czymś innym myśle, Tang. O sobie. I o niej, o Flehrr…

Tangorn - 2012-02-25 19:43:46

Seco po powrocie zastał Tanga mniej więcej w tym samym miejscu, kręcił się on koło rampy i obserwował załadunek. Potem pewnie wejdzie do ładowni by pozabezpieczać wszystko.
- Domyśliłem się. Nie raz widywałem takie twarze
Powiedział to bez głębszego przesłania, ot stwierdził że widział to. Brał udział w wielu walkach, w wielu wojnach, lokalnych lub planetarnych. I tam też widywał dzieci będące świadkami mordu ich rodziców. Reagowały one na trzy zasadnicze sposoby: stawały się otępiałe jak Elea. Dzieci z drugiej grupy chowały się po kątach i norach zbyt przerażone by o cokolwiek dbać. No te z trzeciej same chwytały za broń lub też wrzeszczały, szarpały się i gryzły, chcąc się zemścić, chociaż tego tak na prawdę nie rozumiały. Mandalorian interesowała tylko trzecia grupa, pozostałym czasem pomagali, czasem nie, zależnie od sytuacji.
- I do jakich wniosków doszedłeś?
Zapytał ale nie spojrzał na Seco. Jeszcze nie. Musiał się trochę uspokoić przed tą rozmową, ale jakoś mu nie szło.

Secorsha - 2012-02-25 19:56:29

[i]Do zadnych, nadal nie wiem, ale zastanawiam się. Najpiehrrw – co zhrrobić z Dzonym. Wiesz, Flehrr go kochała. Nie chce by go kopali i nieszanowali na Dxun. Ale jednocześnie nie znam nikogo komu ufałbym na tyle by go oddać. Zagaila mnie baba któhrra chciala kupić dhrroideki, ale jej go nie sprzedam. Dhrruga sphrrawa to ja. Chce wrócić na Kalee[/i….

Tangorn - 2012-02-25 20:02:30

- Tiaa... na Dxun za bardzo go szanować nie będą
Tang przyznał mu rację, bo Mando bardzo rzadko używali droidów bojowych a jak już to w charakterze strażników jakichś bunkrów czy składów broni. Używanie ich w bitwie uznawali za akt tchórzostwa, bo co to za wojownik, który wysyła do boju kupę blachy zamiast samemu stanąć na polu? Nie, Mando nie szanowali droidów.
- Nie wiem, twój droid, twoja decyzja. Wiesz jaki ja mam do nich stosunek. Podobnie jest z ad'ike. No może poza Dralem
W końcu się do niego odwrócił. Przyglądał się badawczo Seco, mrużąc nieco oczy. Tang miał zacięty wyraz twarzy, bo spodziewał się podobnej rozmowy prędzej czy później. Tzn takiej "muszę zmienić swoje życie". Z tym, że wiedział jak to się skończy - generalnie na kupie gówna i powrocie do dawnego życia. Ludzie się nie zmieniają.
- Kalee tak? Po co?

Secorsha - 2012-02-25 20:11:36

Bo to jest jedyny dom jaki mi jeszcze został *Odparł, zerkając bokiem na tanga i bardzo długo milczał, zanim podjął temat dalej*
Chciałbym, zebyś zajął się Malkitem i Venem. Byś wychował ich na mandalohrrian, bo w obecnej sytuacji to dla nich szansa. Ja wezmę Ele i whróce na Kalee. Tam jest chujowo, ale właściwie to w pewnym sensie nawet spokojnie. A Dzonego najlepiej oddać Dahrrvenowi
*Patrzył teraz z takim wyrazem „co o tym myslisz?”*

Tangorn - 2012-02-25 20:17:49

"Jedyny dom jaki mi jeszcze został - powtórzył sobie w myślach. No tak, jakby prześledzić ich "przygody" które ich spotkały od zakończenia Wojny, to Seco nigdzie nie zagrzał miejsca na długo. Tang w sumie też, ale on był Mando, był nomadem. Wiecznie w ruchu a jego dom był tam gdzie była jego rodzina. I czasem przez to zapominał, że kaleesh taki nie jest. No i jego rodzina się rozpadła.
- Możesz zostać z nami, na Dxun. Załatwię ci mieszkanie, robotę...
Podsunął jeszcze pomysł. Tylko czemu do cholery miał tak niemrawą szczękę? Praktycznie mówił przez zaciśnięte zęby, bo coś się w nim kotłowało, chociaż jeszcze nie umiał sam określić co.
- Dobra, wychowam ich na Mando. A Dżonemu z Darvenem będzie dobrze
Nie lubił tego chuja, chociaż spotkał go chyba tylko parę razy. Wyniosły i sztywny jakby mu ktoś w dupę rurę wsadził I to sporą.

Secorsha - 2012-02-25 20:24:24

*Sec uśmiechnął się. Nie był to uśmiech sztuczny, był to uśmiech kogoś kto wcale nie chce się uśmiechać.
Darven nie był najlepszym wyborem, ale przynajmniej Dżonego nie sprzeda, chociażby z czystego wyrafinowania. *
Nie wydaje mi się, żebym po tym wszystkim co zobaczyłem w galaktyce pothrrafił jeszcze żyć jak kiedyś. Wiec trzymaj dla mnie to mieszkanie *wyciągnął rękę, by poklepać Tanga po ramieniu* …na pewno kiedyś wrócę…

Tangorn - 2012-02-25 20:27:54

- Albo wrócisz albo sam cię znajdę i nakopię ci do shabs za to, że nie wpadłeś z wizytą
Warknął na niego gniewnie, ale się potem uśmiechnął. Rozumiał to co czuł, sam w życiu widział wiele gówna, z którym się zmagał do teraz. Czasem jest tego zbyt dużo i trzeba się zresetować. Czasem pomaga, a czasem nie bardzo.
- Podrzucić cię na Kalee? Mam czas
Przynajmniej dowie się na jakiej pipidówie teraz będzie mieszkać. Co prawda miał trochę napięty harmonogram, ale przyjaciela zawsze gdzieś wciśnie.

Secorsha - 2012-02-25 20:38:15

*Skinął głową, teraz już uśmiechając się bardziej od serca. Patrząc na Tanga nie zauważył, jak z naprzeciwka pędzi ku nim rozpędzona kula bronzium. Droideka wtoczyła się na pokład tuż za plecami Seco. Dżony dobił, można lecieć*

Tangorn - 2012-02-25 20:43:04

Jak tylko Dżony się wpakował na pokład to Tang znowu lekko się usmiechnął.
- To pakuj się, po drodze pogadamy. No i z Malkitem jakoś się musisz pożegnać
No tak, on został na Dxun, więc tam najpierw polecą. Seco za dużo swoich rzeczy nie miał w mieszkaniu Tanga, bo praktycznie wszystko zostało na Cato Neimoidii. Z osobistych rzeczy to był tam tylko stary miecz świetlny Fler, który ocalił A'den.
Fibal poczekał aż droidy wyjdą z jego ładowni po czym przyjrzał się temu wadliwemu. Wkurwiał go cały czas, więc wyciągnął broń i po prostu rozwalił mu łeb. Zrobił to bo mógł, bo musiał emocje gdzieś rozładować, no i go wkurzał.
- Kupilibyście nowego do kurwy nedzy. Macie.
Na kupę złomu rzucił parę czipów kredytowych i wlazł na pokład. Roboty załadunkowe zaś jak gdyby nigdy nic polazły do swojego schowka.

Moc - 2012-03-18 13:20:39

Podróż z Tythona na Nar Shaddaa trwała prawie dwa dni. Sporo czasu zajęło im samo wydostanie się z obszaru Jądra Galaktyki, gdyż tamtejsze trasy nadprzestrzenne do najłatwiejszych i najprostszych nie należą. Później już było nieco łatwiej.
Na pokładzie zaś panował wzgledny spokój i porządek, T'kul tam mógł sobie podyskutować z ludźmi z Przymierza, ale za wiele informacji od nich wyciągnąć nie mógł. Nie wiedzieli zbyt wiele o tajemnicach swojej organizacji, za to różnymi plotkami z portów kosmicznych się dzielili. Ashen zaś, który pilotował frachtowiec trzymał się nieco na uboczu.
W końcu jednak dotarli bezpiecznie na orbitę Nar Shaddaa o czym T'kul został poinformowany. Wylądowanie frachtowcem trochę trwało, ponieważ musieli udać się do części towarowej Portu Kosmicznego, ale z tego miejsca też można było się udać gdzie się chciało.
Koreliański Action ciężki opadł na płytę lądowiskową i od razu grodzi się otworzyły, rampa opadła, więc pau'anin bez trudu mógł opuścić statek. Hangar w którym się znajdowali był spory, trochę podniszczony. Pod ścianą czekały droidy towarowe, naprawcze i techniczne. Gdzieś tam też kręcili się ludzie od obsługi portowej. Niektórzy zaś chlali za licznymi skrzyniami poustawianymi to tu to tam. Czyli generalnie zwyczajny widok.

Throul - 2012-03-18 15:39:09

Z plecakiem na plecach stanął u wyjścia na rampę. Raptem zorientowawszy się, że czegoś mu brakuje obrócił się.
- Bzyk idziemy.
Zawołał do swedo astro droida, który w odpowiedzi wydał z siebie kilka bzyknięć w różnej tonacji. Jedi zrozumiał i mzarszczywszy groźnie brew wskazał palcem na rampę.
- Jak to nie pójdziesz ty cholerna kupo złomu?
Kolejnych kilka bzyknięć.
- Że niby co? Boisz się o swoje obwody?! Jak się natychmiast nie ruszysz to każę cię zezłomować ale tak, że będziesz mnie błagał o zresetowanie pamięci!
Dwa bzyknięcia i obrażony droid ruszył ku rampie. Przejeżdzając obok T'kula nie omieszkał go porazić prądem po tyłku. Zwaliło go to z nóg i klapnął tyłkiem na podłogę cfrachtowca. Dłuższą chwilę zajęło mu pozbieranie się i przyjście do siebie po tych elektrowstrządach Droid w tym czasie wyjechał spokojnie po rampie do hangaru bzycząc (narzekając na swojego właściciela). W końcu i T'kul opuścił statek podziękowawszy za podrzucenie. Teraz miał przed sobą misję i kilka godzin przyjemności.

Moc - 2012-03-18 15:46:57

Bzyk chyba słusznie obawiał się Nar Shaddaa bo miało ono paskudną reputację. Każdy kto tu przybywał coś tracił. Czasem były to pieniądze, czasem jakieś drogie towary lub sprzęty. Czasem niewinność lub nadzieję. W najgorszych wypadkach traciło się wolność lub życie. Tutaj wszystko było na sprzedaż a normy moralne innych planet to tylko puste słowa. Prawdziwa oaza "wolności" którą rządzili gangsterzy pobierający haracze w podatku za ochronę. Tylko najsilniejsi tutaj potrafili przetrwać.
T'kulem nikt się nie interesował, mógł swobodnie przejść przez cały hangar i nikt by go nie zaczepił. O opłatę lądowiskową też nikt prosić nie będzie, bo frachtowiec zaraz poderwał się do lotu i z głośnym hukiem silników zaczął się oddalać.
Przy wyjściu stały tylko dwa droidy bojowe postawione tam na wszelki wypadek, gdyby doszło do zamieszek. Przechodząc przez prób pau'anin został jednak przeskanowany, twarz, sylwetka itp. Ale żaden alarm się nie właczył, nikt nie reagował. Ot standardowa procedura. Przynajmniej nikt nie sprawdzał czy miał broń.

Throul - 2012-03-18 15:59:38

Procedury ochrony nie ptzestraszyły go. Przeszedł przez odprawę gładko.
- Szukam taniego noclegu. Taniego i wygodnego zarazem.
Powiedział do droidów bojowych mając nadzieję na uzyskanie żądanej informacji.
- Nie wiecie gdzie mogę taki znaleźć?
Spytał oczekując odpowiedzi. Bzyk trzymał się blisko swego pana. Tak na wszelki wypadek. Raz, że bał się o swoje obwody a dwa, że groźba T'kula wciąż była w nim żywa.

Moc - 2012-03-18 16:11:18

Najbliższy niego droid bojowy skierował na niego swoje fotoreceptory i milczał przez kilka chwil. A potem odpowiedział sztucznym głosem.
- Brak danych.
No i koniec rozmowy. Nadrzędną funkcją tych jednostek była walka a nie informacja turystyczna. T'kul musiał więc iść korytarzem w głąb kompleksu i może tam znajdzie jakąś pomoc. A jak nie to zawsze może poprosić taksówkarza o pomoc.
Pau'anin idąc dalej mógł zaobserwować na ścianach dziwny, żółty symbol słońca w który wpisany był czarny trójkąt, który w dodatku u każdego wierzchołka miał wypisany tajemniczy znak. Te symbole powtarzały się co jakiś czas, jak znakowanie terytorium. Później gdy zaczęli pojawiać się ludzie to część z nich nosiła różnego rodzaju pancerze z takim właśnie symbolem.

Throul - 2012-03-18 16:20:30

I poszedł korytarzem kompleksu. Zatrzymał się przy tym dziwnym znaku na ścianie.
- Bzyk zeskanuj ten znak i zapisz w pamięci.
Podczas gdy Bzyk bzyczał i skanował T'kul z zainteresowaniem przyglądał się osobom w pancerzach z tym symbolem. Wiedział już, że musiał to być znak którejś z organizacji przestępczych. Bzyk skończył robotę. Ruszyli ku taksówkom. Podeszli do pierwszej z brzegu.
- Szukam taniego lokalu na nocleg.
Rzucił jakby od niechcenia bawiąc się trzymaną w dłoni dziesięciokredydówką.

Moc - 2012-03-18 16:31:14

Taksówki stały na rozległym placu przed budynkiem kompleksu portowego. z tego miejsca rozciągał się widok na miasto i jego strzeliste wieżowce rozświetlone tysiącem różnokolorowych neonów. Do tego ten wszechobecny hałas, którego źródłem były szlaki powietrzne biegnące pomiędzy budynkami.
Pilotem taksówki przy której stanął T'kul był trochę mizernie wyglądający duros, ale jak zobaczył czip kredytowy to trochę się ożywił.
- Hmm... motel "Czarna Noc" pasuje? Tanio, w miarę wygodnie i dyskretnie. Za kurs biorę pięć dych.
Od razu poinformował by frajer nie próbował nawet myśleć, że za nędzną dychę poleci taki kawałek drogi. Zawsze moze skorzystać z publicznego środka transportu - powietrznego pociagu lub aerobusa.

Throul - 2012-03-18 16:40:29

- Hmm... Czarna Noc... Daleko to? W którym kierunku, bo może się przejdę.
Rzucił kierowcy te dziesięć kredytów śmiejąc się w duchu. Z czasów gdy był Senatorem ostała mu się mała fortunka. Zarabiał nieźle i mało wydawał. Teraz taki prywatny zapas gotówki się przyda. Dziewczynki i alkohol. A dla bzyka porządne czyszczenie i smarowanie. Słowem przegląd. Już dawno miał to komuś zlecić tylko tam, na tej zapyziałej planecie Jedi wolał się nie wychylać. Czekał na odpowiedź taksiarza.

Moc - 2012-03-18 16:45:15

Duros spojrzał na przybysza jak na wariata, no ale pewnie nowy tutaj był wiec nie wiedział co i jak.
- Prostym lotem? Jakieś szesnaście kilometrów. Kładkami? Dobre pięćdziesiąt, może więcej jeśli pobłądzisz.
W tak rozwiniętych miastach jak Nar Shaddaa transport odbywał się głównie przy pomocy powietrznych pociagów, zatrzymujących się przy głównych stacjach danego sektora. Stamtąd można było swobodnie wszędzie dojść kładkami, ale to zajmowało trochę czasu. Aerobusy zaś kursowały wewnątrz danego sektora, wiec trzeba było znaleźć odpowiednią linię i przeczekać te kilka stacji. Taksówki były najszybszym środkiem lokomocji, no ale to kosztowało więcej.

Throul - 2012-03-18 16:55:59

T'kul westchnął. Nie obawiał się długiego spaceru tylko Bzyk by zapewne nie nadążył. Westchnął ponownie.
- Dwadzieścia pięć.
Zaproponował cenę przejazdu taksówką rad, że będzie miał okazję się potargować. Kiedyś nawet nawet mu to szło, ale to było tak dawno... Gdyby coś poszło nie tak mógł, teoretycznie oczywiście bo był tu incognito, użyć Mocy na taksiarzu by nie przepłacać. Ale to w ostateczności.

Moc - 2012-03-18 16:59:29

- Panie, głuchy jesteś? Pięćdziesiąt albo spieprzaj pan stąd szukać innego frajera
Taksówek było sporo więc zawsze można próbować dogadać się z kimś innym, bo duros generalnie z ceny nie zejdzie i już. Gdyby tak z każdym miał się targować to w życiu by nie zarobił na chleb. Opłaty za przeloty miał z góry już ustalone i nie podlegały negocjacji. Jeśli T'kulowi one nie pasowały to trudno, duros znajdzie sobie innych klientów. Odwiedzających było sporo.

Throul - 2012-03-18 17:12:47

Nie udało się targowanie. Trudno. Choć pokusa była spora Jedi nie użył Mocy. Zamiast tego wrstchnął teatralnie ptzewracając oczyma.
- Choć Bzyk. Ładujemy się.
Zakomunikował droidowi na co ten bzyknął dwukrotnie. Zaraz też zwrócił się do taksiarza.
- A pan na co czekasz? Lećmy.
Wsadził droida do taksówki sam też wsiadł i rzucił plecak obok siebie.
- Jakiś dobry bar z dziewczynkami się tu znajdzie?
Spytał taryfiarza obiecujàc sobie dać mu napiwek, choć skurczybyk targować się nie chciał.

Moc - 2012-03-18 17:17:24

Pilot odczekał aż wejdą do jego taksówki po czym odpalił silniki repulsorowe i wprawnie poderwał maszynę do lotu. Na początku trochę trzęsło, ale potem wszystko się uspokoiło i mały aerowóz dołączył do ruchu powietrznego.
- Dobry bar z dziewczynkami? Co drugi jest taki. Zależy ile chcesz pan zapłacić. Najlepszy jest klub "Cielesne Rozkosze" na Czarnym Rynku, ale też cholernie drogi. Wyższa półka po prostu
Nar Shaddaa to jedno wielkie siedlisko rozrywek, kantyny, bary ze striptizem, burdele, kasyna, a po przeciwnej stronie luksusowe hotele, teatry, kina, drogie restauracje. Rozrywki i dla gminu i dla wyższych sfer.

Throul - 2012-03-18 17:36:27

Skinął głową na znak, że rozumie. Zastanowił się. "Jeśli mam odlaleźć tę kobietę to muszę przeszukać najpierw mordownie. Tam, choć będzie niebezpiecznie mam chyba największe szanse wpaść na jej ślad.
- Nie no, bez przesady. Aż taki bogaty to ja nie jestem. Gdybym był woziłbym się limuzyną. Szukam lokalu gdzie dziewczynki są wesołe, czyste a nade wszystko zdrowe. Co do baru to może być jakaś spelunka. Z resztą i tak bèdzie należała do pani Morrigan.
T'kul obserwował taksówkarza w skupieniu choć wypowiedział się jakby od niechcenia. Teraz, po wymienieniu imienia spróbował odczytać myśli taksówkarza na temat tej osoby. A nóż coś wie.

Moc - 2012-03-18 18:45:27

Taksówkarz skupiony był na prowadzeniu taksówki, ale słuchał tam co też pau'anin do niego mówi. Uśmiechnął się chytrze na samo wspomnienie o Morrigan.
- Jasna sprawa, cały sektor do niej należy do niej. Ma udziały w każdym lokalu i w każdym przedsięwzięciu. Haracz pobiera od wszystkich, ale generalnie spokój jest i nad swoimi ludźmi panuje... Kiedyś za czasów Bareesha to tu burdel był, teraz porządek
Durosianin się rozgadał na ten temat. W sumie jemu rządy Morrigan pasowały, bo nie bał się ,ze jakiś pieprznięty lokalny gang nagle wpadnie na genialny pomysł by mu zdemolować taksówkę tylko dlatego, że im się nie podobał.
- A co do lokalu to sam szukaj, ja tam się nimi nie interesowałem. A spelunek radzę unikać, bywają tam często łowcy nagród, najemnicy i inni typkowie spod ciemnej gwiazdy. Tobie to za sam wygląd mordę obiją, że rodzona matka cię nie pozna. A jeśli cię zabiją to nikt nawet śledztwa w tej sprawie nie przeprowadzi, bo policji tutaj brak
Wolał od razu wyjaśnić T'kulowi parę spraw, bo nowo przybyli często kończyli kiepsko tu na NS. Z nożem w plecach lub też otruci jakąś substancją dosypaną do drinków. Czasem delikwent budził się na innej planecie jako niewolnik. Niezbyt ciekawa perspektywa.

Throul - 2012-03-20 19:43:45

Nareszcie. Dowiedział się czegoś o poszukiwanej przez siebie kobiecie. I to w kwadrans po zejściu z promu. To się nazywa szybkość działania. Choć posiadał już pewne informacje nie popadał w samouwielbienie. Przed nim było jeszcze dużo pracy. I niebezpieczeństw.
- Dziękuję za radę. Rozsądnie mówisz. Wybiorę lokal o mniejszej szansie na zejście.
Uśmiechnął się i wyluzował. Cieszył jazdą przez miasto. Podziwiał widoki i starał się zapamiętać gdzie co jest. Wybrać najwyższy budynek w okolicy na punkt odniesienia gdyby zgubił się podczas pieszych wędrówek.

Moc - 2012-03-20 19:54:53

Lot trwał kilka minut z powodu ograniczających prędkość przepisów. Taksówkarz musiał trzymać się wytyczonych tras oraz zjazdów, dopiero później mógł się skierować na niższy pułap by dolecieć na miejsce.
T'kul zaś mógł cieszyć się generalnie ładnymi widokami, Nar Shaddaa nie było brzydkim miejscem. Potężne, nowoczesne wieżowce, wiele budynków przyciągających wzrok swoją atrakcyjną architekturą, krzykliwe neony, tłumy ludzi odwiedzający główne place rozrywki. Miasto tętniło życiem, zupełnie jak Coruscant. W końcu jakoś gangsterzy zarabiać muszą.
- Radzę się trzymać
Ostrzegł duros przed wykonaniem ostrego manewru. Taksówka ostro skręciła w prawo i opuściła korytarz powietrzny a następnie pochyliła się i zaczęła pikować przez kilka sekund. Później już lot się ustabilizował a T'kul mógł się zorientować, że teraz znajdują się w biedniejszych poziomach miasta. Neonów tutaj było mniej, podobnie jak i ludzi.
- Jeszcze minutka

Throul - 2012-03-20 20:09:42

Nie przejął się pikowaniem i czasem przelotu. Cieszył się wolnością w myślach snując plany na najbliższy tydzieñ pijaństwa i rozpusty. Taksówkarzowi skinął tylko głową.

Moc - 2012-03-20 20:15:39

W końcu aerowóz zatrzymał się na platformie lądowiskowej przed troszkę ponuro wyglądającym budynkiem. Okna były generalnie nieco brudne, ale całe. Neony świeciły nieco smętnie, rzucając przytłumione światło na chodnik. Gdzieś tam w rogu ciemnej uliczki stała grupka pijaków wspólnie racząca się jakimś trunkiem. Nie była to luksusowa dzielnica, ale przynajmniej nikt nie strzelał.
A tuż nad wyjściem stary napis głosił "Czarna Noc". Nazwa akurat była bardzo adekwatna. Za przeszklonymi głównymi drzwiami świeciło się światło, więc w portierni był ktoś, u kogo będzie można się zameldować.
- No to się należy pięć dych.
Duros odwrócił się do pau'anina i wyciągnął rękę oczekując na zapłatę. W końcu bez problemów dowiózł pasażera na miejsce

Throul - 2012-03-20 20:27:15

- Chybaś oszalał.
Zawołał udając oburzenie. Uśmieszek w kąciku jego ust skutecznie popsuł ten efekt. T'kul zapłacił stówę mrugnąwszy to taryfiarza porozumiewawczo. Miał nadzieję, że przewoźnik.zrozumie i skutecznie zapomni kogo dzisiaj wiózł z lądowiska i jakie ta osoba zadawała pytania.
- Dziękuję za podwiezienie. Do nocy bym chyba tutaj nie doszedł.
Zabrał z siedziska swój plecak. Niewiele w nim było cennych przedmiotów. Głównie to, co przydaje się w podróży.
-.Bzyk wysiadamy. Konec leniuchowania.
Wysiadł z taksówki i poczekał aż jego droid też to zrobi. Gdy to się stało odwrócił się i wszedł do hotelu "Czarna Noc" a droid podążył za nim.

Moc - 2012-03-20 20:34:21

W mig pojął o co chodzi więc tylko się uśmiechnął i chciwie zagarnął stówę. Tak więc ten kurs mu się bardzo opłacał. Kto by pomyślał, że ten skąpy pau'anin da taki napiwek? No ale taksówkarz postanowił nie rozmyślać nad tym, w końcu nie jego sprawa.
- Do widzenia
Pożegnał się, gdy już T'kul wraz ze swoim droidem puścili jego pojazd, po czym oddalił się szybko naginając nieco przepisy ruchu powietrznego.

Drzwi motelu otworzyły się z sykiem przez pau'aninem wpuszczając do środka jego oraz jego droida. Wystrój wnętrza nie nastrajał zbyt optymistycznie. Farba na ścianach była już stara i w niektórych miejscach się łuszczyła, meble były wysłużone, ale na szczęście czyste. Za kontuarem siedział jakiś starszy, trochę kiepsko wyglądający rodianin. Oglądał sobie na ekranie wiadomości holonetowe, gdy akurat weszli nowi goście. Spojrzał na nich krzywo po czym przywołał ich gestem ręki.
- Słucham?
Spoglądał to na T'kula to na ekran, nie chcąc przegapić niczego ważnego.

Throul - 2012-03-20 20:44:50

- Witaj.
Przywitał recepcjoniste grzecznym ukłonem w stylu jakim padawan wita Mistrza Rady. Dopiero po chwili się w tym zorientował, ale było już za późno by cokolwiek z tym zrobić. Ukłon został złożony.
- Ja i mój droid szukamy pokoju do wynajęcia na jakiś miesiąc, może dłużej. Zależy nam bardzo na spokoju.
Dodał z naciskiem gdyż rzeczywiście liczył na chwilę wytchnienia po pijaństwie i kirestwie.
- Czegoś nie drogiego a zarazem przytulnego. Taksówkarz polecił nam ten przyjemny hotelik.
Tym razem złapał się na przymilnych słowach dyplomaty chcącego utargować coś w drodze negocjacji.

Moc - 2012-03-20 21:00:21

Rodianin generalnie nie zwrócił na to większej uwagi, bo w sumie tyle obcych tutaj przychodziło, że go nic już nie zdziwi. Co inna rasa to inne powitania i takie tam duperele.
- Bry, bry... pięćdziesiąt kredytów od dnia za normalny standard. Czterdzieści za niski, a trzydzieści za ubogi bez kibla.
Rodianin popatrzył ze znudzeniem ma pau'anina. Nigdy w życiu żadnego nie widział, ale ras w galaktyce było tyle, że nawet nie próbował ich wszystkich zapamiętać. Znał kilka najbardziej powszechnych i to mu wystarczało.
- Przytulność to rzecz względna. Pokoje są czyste. Przeważnie. W normalnym standardzie jest mała łazienka, kuchni brak. Śniadań nie przewidujemy. To co pan bierze?
Tutaj raczej też niczego nie utarguje. Mieszkańcy niższych poziomów Nar Shaddaa generalnie muszą być twardzi i odporni psychicznie, inaczej kończą na ulicy. To brutalny świat.

Throul - 2012-03-20 21:13:09

- Jak podasz mi namiar na knajpkę gdzie można dobrze zjeść za przyzwoite pieniądze, adres na tani bar z mocnmi trunkami i kierunek do domu wesołych czystych i zdrowych panienek za przystępną cenę to wezmę standart.
Zadecydował bez chwili wachania.

Moc - 2012-03-20 21:19:33

Rodianin westchnął cicho po czym nachylił się, wyjmując coś spod lady. Gdy się wyprostował trzymał w dłoni arkusik flimplastowych, różnokolorowych ulotek turystycznych. Trochę starych, ale nadal aktualnych.
- Proszę, do wyboru do koloru
Położył je wszystkie przed T'kulem by ten mógł sobie wybrać co chce. Mógł też wziąć je wszystkie, były za darmo. Tej makulatury miał pełno na zapleczu i nie bardzo wiedział co z tym cholerstwem zrobić.

Throul - 2012-03-21 09:11:37

Skoro recepcjonista spełnił jego prośbę T'kul nie zamierzał robić z gęby cholewy. Na stosiku ulotek turystycznych położył zapłatę z góry za dwa tygodnie pobytu w najlepszym tutejszym.standarcie.
- Biorę najlepszy standart. Płacę z gòry za dwa tygodnie. Przed upływem terminu uiszczenia kolejnej wpłaty prosiłbym się przypomnieć. Dobrze?
Powiedział czekając aź portier wyda mu klucz od pokoju - jego oazy spokoju.

Moc - 2012-03-21 09:51:39

Rodianin spojrzał na zapłatę a potem na pau'anina. Przez chwilę nad czymś myślał po czym ostatecznie kiwnął głową i po raz kolejny sięgnął pod ławę. Miał tam skryty mały sejf w którym trzymał pieniądze oraz klucze elektroniczne do pokoju. Szybko wybrał jeden z nich a potem podał go gościowi. Klucz był mały, prostokątny, łatwo można go było schować w kieszeni.
- Proszę, trzecie piętro, numer 37.
Recepcjonista zgarnął przy okazji czipy kredytowe i szybko je przeliczył. Wszystko pasowało, więc sumkę schował do sejfu. A potem powrócił do obserwacji wiadomości holonetowych.

Po przeciwnej stronie recepcji znajdowały się drzwi do turbowindy. Tuż obok nich umieszczone były schody, tak na wszelki wypadek, gdyby winda się popsuła.

Throul - 2012-03-21 18:46:33

Podziękował, zabrał klucz od pokoju oraz wszystkie foldefy i turbowindą wraz z droidem pojechał na górę do swojego pokoju.

Throul - 2012-04-19 18:45:13

T'kul po rza drugi, i miał nadzieję, że nie ostatni przechodził przez skanery w porcie kosmicznym. Tym razem szedł w stronę zaparkowanego na lądowisku myśliwca. Swojego myśliwca załadowanego jego nedużym dobytkiem. O dziwo były tam też zapakowane szczelnie stare łachy w których przedzierał się od kryjówki Myszy do hotelu. Ta Morrigan była jednak cyniczną suką. Uśmiechnął się. Tym, kto go przywitał był jego droid Bzyk naprawiony i gotowy do działania. Droid z swego miejsca w myśliwcu zabzyczał wesoło.
- Ja też się cieszę, że cię widzę.
Odpowiedział Pau'an po czym wsiadł do myśliwca. Sprawdził wszystkie systemy uruchomił silnik, zamknął pokrywę kabiny i odleciał z NS ku swemu przeznaczeniu.

Garrett Kalosi - 2012-05-07 16:33:24

Statek Skakti już od kilku godzin był w porcie. Nar-Shaddaa, ukazywana we wszystkich źródłach jako świat największego bezprawia okazał się nie być tak wielkim chaosem za jakiego go podawano. Pewna organizacja najemników, wynajęta przez osobę decyzyjną i najprawdopodobniej rządzącą na tym księżycu prowadziła kontrolę graniczną. Oczywiście sprawdzano, czy nie ma na statku czegoś, co mogłoby się przydać ich chlebodawcy. Na dodatek, oboje musieli umieścić w depozycie tzw. opłatę celną, będącą niczym innym jak haraczem, dzięki któremu zapewniano bezpieczeństwo każdej zbłąkanej duszy, która pojawiła się na tej planecie. Po zakończeniu tych wszystkich śmiesznych "formalności", Garrett uznał, że nie może już dłużej czekać i postanowił sam udać się na czarny rynek, kiedy to Shakti spała smacznie w swojej kajucie. W końcu przez kilka godzin pilnowała, by ta kupa złomu nie rozpadła się podczas lotu w nadprzestrzeni.
Mężczyzna ubrał się w jasnoniebieski płaszcz ze zdobieniami na ramionach, to było jedyne odzienie, jakie zdążył ze sobą zabrać z Coruscant. Ciemne spodnie i skórzane buty do jazdy na speederze. Po opuszczeniu statku, zaktualizował swojego palmtopa, zgrywając mapy tej ogromnej aglomeracji. Niemniej jednak, musiał komuś spytać się o drogę, prowadzącą do najbliższego miejsca handlu sprzętem komputerowym.
-Ej, ty!-Zawołał do jakiejś istoty, stojącej przy hangarze. Spoglądał na niego podejrzliwie, nauczył się, że obecnie niczego nie można być pewnym. Zabrał nawet paralizator, który otrzymał od pani pilot. Tak na wszelki wypadek.
-Gdzie tu kupię sprzęt komputerowy?-Krótkie pytanie, oszczędność słów. Chyba nic więcej nie było potrzebne.

Moc - 2012-05-07 17:59:58

Nar Shaddaa rzeczywiście nie było światem bezprawia. Ten w całości pokryty zabudowaniami księżyc Nal Hutta był świetnie działającą machiną, która rządziła się własnymi prawami. Bezprawie wiec istniało tutaj tylko w teorii, a raczej było znacznie mniej zasad i praw niż na typowych planetach z silnym rządem.
Księżycem zarządzało wiele organizacji mniejszych lub większych, dzieląc się tym wielkim tortem. Najlepsze kąski zarezerwował dla siebie kartel huttów, niegdyś najpotężniejsza organizacja w Galaktyce, obecnie miała mniejsze znaczenie, ale nadal się liczyła.
Port w którym wylądował Garrett należał do organizacji Triumwirat Wiedźm, nazwa nieco kiczowata ale nikt na to nie mógł wpłynąć. Symbolem tej grupy był znak słońca w który wpisany był czarny trójkąt, u wierzchołków którego wypisane były jakieś symbole.
Korytarze portu były zaś dosyć ruchliwe, co chwilę przechodził ktoś z ochrony, obsługi technicznej czy po prostu zwykły obywatel lub gość.
Garrett zaczepił akurat młodego twi'leka, który rzucił człowiekowi wyzywające spojrzenie.
- Informacje kosztują, dawaj dziesięć kredytów!
Tutaj nawet młodzież chciała go orżnąć na kasę.

Garrett Kalosi - 2012-05-07 18:11:00

Ostatnie informacje, jakie Garrett uzyskał o Nar-Shaddaa, to wiadomości o tym, że jedną z najbardziej wpływowych osób na tym księżycu, jest niejaka Morrigan. Podobno, mocowładna, chciwa i kapryśna. Haker miał nadzieję, że nie wpadnie w jej drogę. Miał dość kłopotów, przynajmniej na jakiś czas. Wolał być statyczny i nie wychylać się za bardzo z ram normalnego społeczeństwa. Jednak, sformułowanie normalne społeczeństwo tutaj może być kompletnie odmienne, od tego, w którym wychował się Kalosi. Co prawda, nie był dobrym dzieckiem. Swoim rodzicom napsuł sporo krwi, jednak wyszedł na ludzi. Przynajmniej, do jakiegoś czasu tak mu się zdawało. Znajomość z tą mandalorianką i odnowienie starych kontaktów uświadomiła mu, że wcale tak nie jest.
Wpływy, teraz one rządzą tym światem. Informacja, to najcenniejszy towar. Cortosis jest mniej warte od dobrze sprawdzonej informacji, godnej zapłaty w tysiącach kredytów. Właśnie, takim interesem miał zamiar zająć się Garrett. Tylko potrzebował sprzętu, a na tym świecie można dostać dosłownie wszystko. Począwszy od dział przeciwlotniczych, skończywszy na bombach nuklearnych. Wczep w mózgu zaczął analizować młodzieńca, wydzielane przez niego feromony.
-Zrobimy tak. Pięć dostaniesz teraz, pięć po tym, jak powiesz coś godnego uwagi. Pasuje?-Spytał. Analiza twi'leka wykazała, że jest to osobnik nadzwyczaj twardy, trudno będzie z nim negocjować.
-Zawsze możesz dostać pięć dych.-Dodał po chwili. Ale to zależało od tego, co ciekawego ten chłopak ma do powiedzenia.

Moc - 2012-05-07 18:36:11

Na Nar Shaddaa nawet prosty, szary obywatel musi być na swój sposób twardy, bo tutaj zabicie kogoś nie uchodzi za przestępstwo, jeśli ten ktoś nie ma znajomości. Jak mawiają lokalne władze "masz problem z miejscowymi? Kup blaster i sam go załatw" - tak to mniej więcej wyglądało w praktyce. Oczywiście dotyczyło to tylko cięższych przypadków, bo jakby nagle wszyscy obywatele zaczęli do siebie strzelać, to by wybuchła regularna wojna... co już parę razy w przeszłości się zdarzało.
Tak więc młodzieniec rozmawiający z przybyszem był też na swój sposób twardy. Nie umiał co prawda strzelać, kraść czy mordować, ale widział już wiele w swoim młodym życiu, więc trudni go było zastraszyć.
- Hmm... dobra. Ale okantuj mnie a doniosę komu trzeba
To akurat była groźba bez pokrycia, bo by się tym nikt nie przejął, ale czy przybysz może o tym wiedzieć?
- Sprzęt komputerowy? Zależy czego szukasz i do jakich celów. Najlepsze sklepy są na Promenadzie, markowy sprzet z górnej półki, sprawdzony. Mniejsze sklepy masz rozsiane po dzielnicach, zwykłe i tradycyjne urządzenia. Rzadkie towary tylko na Czarnym Rynku, ale tam trzeba uważać co się kupuje, bo często kantują i na cenach i na sprzęcie. Ale jak ktoś się zna to może niezłą okazję podłapać o ile noża w plecy nie zarobi w prezencie
Wyjaśnienie nadzwyczaj wyczerpujace a młody twi'lek wyciagnał rękę w niemym "dawaj kredyty"

Garrett Kalosi - 2012-05-07 18:56:09

Podobnie było w dolnych poziomach Coruscant. Tam jedynym prawem był brak jakichkolwiek zasad. A respekt liczono w ilości przelanej krwi. To bestialskie podejście najprawdopodobniej przeniosło się z tego świata. Pozornie chaotycznego, a jednak mającego swój porządek. Każdy tutaj miał swoje miejsce. Panowała tu hierarchia. Większy pochłaniał mniejszego. Drapieżnik zawsze znajdywał swoją ofiarę i bezlitośnie ją eliminował. Tu siła i wpływy odgrywały największą rolę w tym teatrze. Niemniej jednak, nie różniło się to zbytnio od "cywilizowanych" światów, gdzie te same czynniki miały największy wpływ na społeczeństwo. Jednak wszystkie działania są skrywane pod paskudnym płaszczem dyplomacji i brudnej jak kurwa z Nar-Shaddaa polityki. Tu wszystko stawało się jasne, proste, rzeczowe zasady, z którymi nikt nie miał zamiaru walczyć. Wychylanie się jest złe, zazwyczaj przynosiło tylko złe rzeczy.
Kiedy twi'lek zaczął wymieniać informacje, haker tylko kiwał głową. W końcu...Sięgnął po portfel i wyciągnął z niego pięćdziesiąt kredytów. Tak, jak obiecał. Był człowiekiem, który dotrzymuje danego słowa.
-Masz, ale nie przechlej od razu wszystkiego.-Rzucił tylko i wręczył mu kredyty. Skinął mu tylko głową i ruszył w kierunku wspomnianej promenady. Najpierw Garrett spróbuje zdobyć potrzebne mu towary legalnie. Miał przygotowaną już odpowiednią listę i odpowiednią sumę kredytów. W razie potrzeby, uda się na czarny rynek, jednak będzie potrzebował pomocy kogoś, kto lepiej zna to środowisko. A Shakti z pewnością jest bardziej obeznana. Nie pozostawało mu nic innego, jak tylko odejść. Ruszył powolnym krokiem, obserwując całą aglomerację i szukając podobieństw między Coruscant a Nar-Shaddaa.

Moc - 2012-05-07 19:01:46

- Dzięki gościu. A i jak zobaczysz gdziekolwiek ten symbol to się zachowuj. Nie chcesz zadzierać z Morrigan, bo wyrwie ci jaja a twoje zdychające truchło zawiśnie w Promenadzie
Młody twi'lek przstrzegłw ramach gratisu nieznajomego a potem schował kasę do kieszeni, wyraźnie uradowany tym niespodziewanym prezentem.
A by dostać się na Promenadę trzeba był przebyć spory kawałek korytarzy Portu i dojść do głównego wyjścia, przed którym znajdowała się platforma taksówek oraz przystanek aerobusów i powietrznego pociągu. Czyli rodzaje transportu takie same jak na Coruscant i nawet modele podobne. W końcu Nar Shaddaa było całkiem bogatym miejscem.

Garrett Kalosi - 2012-05-07 19:24:17

Kiedy chłopak dodał pewną informację, odwrócił się na chwilę. Nie szukał kłopotów. Nie miał zamiaru z nikim zadzierać, to nie leżało w jego interesie. Nie chciał zginąć pierwszego dnia pobytu na tym świecie. Jakoś nieśpieszno mu do ciasnej trumny, a raczej do ciasnego węzła na szyi, tudzież w okolicach przyrodzenia.
-Zapamiętam.-Mruknął tylko w jego stronę i ruszył w kierunku, wskazanym przez twi'leka. Przemierzał ciasne korytarze portu, bacznie obserwując to, co dzieje się wokół niego. Jego cybernetyczne wczepy wcale nie oznaczały, że ma oczy z tyłu głowy. Zachowywał największą ostrożność, na jaką mógł sobie pozwolić. Skupił się na jednym zadaniu. Dotrzeć cało do promenady. To było jego priorytetem i tego się trzymał.
Haker doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, że nie może czuć się tutaj bezpieczny, dlatego też swój paralizator trzymał bardzo blisko swojej dłoni. Wręcz na jej wyciągnięcie. Mógł nosić przy sobie blaster, jednak nie był wielkim zwolennikiem przelewu krwi. Wolał unieszkodliwić cel w bardziej humanitarny sposób, a paralizator zdecydowanie lepiej się do tego nadawał. Po kilkunastu minutach znalazł się w hangarze taksówek. Wolał skorzystać z tych usług, niż tułać się w przepełnionym aerobusie. Z pewnością było tu tak samo, jak na Coruscant. Jeśli chodzi o tłok na przystankach, oczywiście. Podszedł do jednej z taksówek i zapukał do okna. Kiedy okno opuściło się rzucił.
-Na Promenadę.-Kolejny, typowy dla Garretta komunikat. Krótki i rzeczowy.

Moc - 2012-05-07 19:54:36

Korytarze nie były wcale ciasne tylko szerokie, wygodne i im bliżej było wyjścia tym więcej istot przeróżnych gatunków się tutaj kręciło. Dodatkowo obsługa techniczna co jakiś czas przewoziła na wózkach repulsorowych jakieś części a zwyczajni robole wozili ze sobą skrzynie bogatych snobów, którzy robili tutaj zakupy. Gangsterzy zaś mieli swoje osobne wejścia i poziomy w tym porcie. Tak by się nie mieszało.
Przy wejściu roiło się też od małych sklepików i kiosków, co jakiś czas jakiś sprzedawca głośno zachwalał swoje towary, na ławeczce siedzieli pasażerowie czekający na regularne kursy, czytali gazety, jedli fast foody, rozmawiali. Zwyczajny port jakich wiele w Galaktyce.
A to wszystko patrolowali ochroniarze w pancerzach lub lekkich kurtkach ochronnych. Wszyscy bez wyjątku mieli oznaczenia słońca z trójkątem.
A co do taksówek to większość z nich stała na świeżym powietrzu, na specjalnej platformie lądowiskowej. Wszystkie ustawione w długie rzędy, więc można było przebierać. Klientów też trochę było, co chwilę ktoś wybierał jedną i odlatywał, a na zwolnione miejsce podlatywała następna. W hangarze też stało ich kilka, ale raczej woleli poczekać na miejsce na platformie, bo tam się kasę zarabia.
Garrett podszedł do aerowozu, którego pilotem był o dziwo wookiee. Jego pojazd nie miał szczelnej kabiny, więc taki ktoś mógł sobie swobodnie oglądać okolicę.
- {50 kredytów!}
Ryknął wookiee do człowieka tym swoim gardłowym językiem.

Shakti - 2012-05-07 21:05:36

Shakti obudziła się w końcu. Tych kilka godzin snu pozwoliło jej względnie wypocząć po podróży. Poza nią na statku nie było nikogo, znalazła tylko wiadomość od Garrettta, że ruszył pierwszy. Z tego, co zdążyła już zauważyć nie lubił tracić czasu. I dobrze, Nar Shaada nie może pretendować tytułu jej ulubionej planety, choć czasem można tu znaleźć jakieś ciekawe zlecenia. Dobrze, ze wcześniej załatwili wszystkie procedury związane z lądowaniem na tej.. bardzo gościnnej planecie.
Założyła zwykły kombinezon pilota, nie chciała wyróżniać się z tłumu. Zaopatrzyła się też w paralizator i nieduży blaster. Nie ma sensu kusić losu.  Zeszła po trapie statku i rozejrzała się. Nie było właściwie możliwe, by jej towarzysz kręcił się gdzieś w pobliżu, ale wiadomo, że Nar Shaada to dość niebezpieczne miejsce, więc lepiej od razu zlustrować najbliższe otoczenie w poszukiwaniu potencjalnych zagrożeń. A biorąc pod uwagę ilość istot, które się tu kręciły, i ryzyko nieprzyjemnych wydarzeń rosło. Wyciągnęła komunikator, żeby skontaktować się z Garrettem. Miała nadzieję, że zdążył już cokolwiek załatwić z tego sprzętu, który jest mu tak potrzebny. Ona na oprogramowaniu znała się... nie znała się, więc jeśli uważał, że coś na statku wymaga wymiany czy usprawnienia, wierzyła mu na słowo.
-Gdzie jesteś? - zapytała. Zaczynała powoli przejmować zwięzły sposób wypowiedzi, przynajmniej wtedy, kiedy miała coś do omówienia z nim.

Garrett Kalosi - 2012-05-07 21:26:31

Wookie za kierownicą taksówki. To Ci dopiero widok. Oczywiście, nie miał zamiaru go dyskryminować ze względu na jego bujną sierść. Nie miał też zamiaru negować jego umiejętności prowadzenia aerowozu. Nic z tych rzeczy. W jego interesie leżało to, by dotrzeć na Promenadę i zakupić najpotrzebniejszy sprzęt. W końcu, sam palmtop nie wystarcza. Choć to bardzo przydatne narzędzie, cyfrowa dusza Garretta domagała się bardziej zaawansowanego sprzętu. Nadal bardzo chciał zacząć pracować w swoim zawodzie. Znajomość zabezpieczeń z pewnością pozwoli mu osiągnąć sukces w odpowiednich kręgach. To pozwoli zarobić sporą sumę kredytów, a wówczas nie będzie musiał się martwić, za co będzie płacił alimenty. O to bowiem głównie chodziło.
-Byle szybko.-Już miał wyciągać z portfela kolejne kredyty, tym razem dla taksówkarza, kiedy na platformie rozbrzmiał się dzwonek komunikatora. Haker szybko go pochwycił i zobaczył, że dzwoni do niego Shakti. Pewnie się obudziła i jest ciekawa, gdzie on się znajduje. Odebrał, bo co miał zrobić.
-Jestem na postoju taksówek. Chcesz jechać? Masz dwie minuty. Liczę je od...Teraz.-Powiedział do niej i zerknął znów na wookiego, który nie wyglądał na zbyt zabsorbowanego konwersacją. Krótki uśmiech, Garrett rzucił.
-Pan poczeka...Dwie minuty.-Powiedział i przygotował odpowiednią kwotę pieniędzy. Miał nadzieję, że wookie nie zażąda większej. Niemniej jednak, musiał być gotowy na targowanie. Przecież nie mógł wydać części swoich środków na głupie wożenie po tym księżycu.

Moc - 2012-05-07 21:31:51

Wookiee tylko spojrzał na Garretta wymownie swoimi oczami i nie musiał nawet gniewnie powarkiwać, by mu przekazać, by się pospieszył. Poirytowanego przedstawiciela jego rasy dosyć łatwo rozpoznać z daleka, bo z reguły wtedy w grę wchodziło życie delikwenta, który futrzaka denerwował.
- {Szybko bo narzucę dodatkowe opłaty}
Warknął głośno, co przypominało bardziej GRAAAOAARRRHRRRHRR niż jakąś spójną mowę. Wookiee miał jeszcze na siedzeniu pasażera przenośny translator dla pasażerów nie rozumiejących jego mowy, ale najwyraźniej ten śmieszny człowieczek ją znał. Więc jeden problem z głowy.
Pilot odpalił swój pojazd, trochę przegazował silnik, ale dalej czekał. A przechodnie się nieco gapili na nich, a raczej na wookieego.

Shakti - 2012-05-07 21:40:51

Czekając, aż Garret się odezwie, niecierpliwie bębniła palcami o blachę kadłuba. Odpowiedź, jaką w końcu dostała, też jej nie zachwyciła. Przeciwnie. Biorąc pod uwagę, że nie znali się ani bardzo długo, ani bardzo dobrze, czasem pozwalał sobie na zbyt dużo. Tak, jak teraz.
-Kalosi... startuję, jak tylko uzupełnią paliwo. To będzie za jakąś godzinę, góra półtorej - zerknęła na uwijających się jak w ukropie pracowników portu. Jednak przed jej statkiem czekało jeszcze kilka.
-Jak się nie wyrobisz, lecę sama - dodała dla pewności, że mężczyzna dobrze zrozumiej przesłanie. Po tym krótkim oświadczeniu rozłączyła się i spokojnie wróciła na statek. Trzeba posprawdzać, czy stan statku nie pogorszył się za bardzo od ostatniego razu, kiedy mogła na spokojnie wszystkiemu się przyjrzeć. Zabrała potrzebne narzędzia i zaczęła przegląd od rdzeni paliwowych, które ostatnio zbyt często się przegrzewały.

Garrett Kalosi - 2012-05-07 21:48:10

Kiedy wysłuchał jej słów, zrobił wielkie oczy. Zawsze brakowało mu słów, lecz teraz...kompletnie go zamurowało. Musiał być w takim razie szybki. Wskoczył do taksówki i klepnął w fotel kierowcy.
-Dostaniesz kolejne dwie i pół dyszki za to, że zawieziesz mnie w ciągu dziesięciu minut.-Ponaglił go. To powinna być dla niego kusząca oferta. Wszak niecodziennie ktoś oferuje takie napiwki. Po krótkim namyśle jednak, skrzywił usta i sięgnął po swój Palmtop. Zajrzał również w notatki, mianowicie listę zadań związanych z systemami statku, które wymagały naprawy. Komputer nawigacyjny ostatnio mocno szwankował, dlatego też, ona nigdzie bez hakera nie poleci. Nawet jeśli ten się odrobinę spóźni. Rozsiadł się wygodniej na fotelu, no cóż, kazał lecieć szybko, to i tak pewnie będzie musiał mu zapłacić. Nie będzie się z nim kłócił. Chwycił za komunikator i napisał jej wiadomość tekstową.
A komputer nawigacyjny to co?

Moc - 2012-05-07 21:53:50

Wookiee słysząc odpowiedź jaką otrzymał Garrett zarechotał ze śmiechu i wcale się z tym nie krył. Bo kto mu coś zrobi? Nie ma takiego głupiego, który by startował na kogoś o jego posturze, sile i temperamencie, mimo że był tylko pilotem taksówki.
- {Wsiadaj i trzymaj się!}
Warknął gardłowo wookiee a potem poderwał maszynę do lotu. Do Promenady leciało się spokojnie jakieś dwadzieścia minut. Dziesięć dało się osiągnąć, ale lepiej wtedy zapiąć pas i trzymać się czegoś mocno. Bo i ile początek lotu był łagodny, to potem już nie bardzo. Pilot wcisnął gaz do dechy, maszyna zaryczała potężnie i po chwili już pikowali w dół, z daleka od oficjalnych tras powietrznych.
Futrzak leciał jak wariat, nawet gdy wyrównał lot. Wpakował się w wąską ulice pomiędzy budynkami i leciał takim slalomem, że porzygać się idzie. No i cały czas cieszył się niezmiernie.

Shakti - 2012-05-07 22:05:53

Usłyszawszy pikanie komunikatora, sygnalizujące wiadomość, odczytała ją i z niedowierzaniem pokręciła głową. Jasne, komputer nawigacyjny szwankował czasem, ale jednak jakoś dolecieli tu w jednym kawałku, więc nie mogło być z nim aż tak źle. Chyba, że Garrett zdążył rozmontować go, kiedy ona poszła spać. Nie zniżyła się do odpowiedzi na tę zaczepkę. Schowała komunikator i zajęła się rdzeniem. Przy przyjrzała się też obwodom chłodzącym, może te skoki ciepła to ich wina. Co jakiś czas patrzyła też, czy kolejka statków czekających na paliwo nie zmniejszyła się. Samo tankowanie też w końcu trochę potrwa, więc nie była pewna, czy orientacyjny czas, jaki podała hakerowi będzie się bardo różnił od rzeczywistego. Może przynajmniej Garrett się spręży i załatwi ten komputer w miarę szybko.

Garrett Kalosi - 2012-05-07 22:11:52

Zauważył, że wookie wcisnął gaz do dechy. Dlatego też pośpiesznie zapiął pasy i chwycił się za uchwyt przymocowany do podsufitki pojazdu. Trzymał się kurczowo i każdy mocniejszy ruch znosił w miarę dobrze. Nie miał słabego żołądka, dlatego też nie zwymiotuje na tapicerkę. Co to to nie. Postanowił przeczekać najgorsze, jednak katorga się nie kończyła. Zamknął po prostu oczy i przypomniała mu się pewna sytuacja z Coruscant. Kiedy on sam jechał do pracy, podobny imbecyl w taksówce (rasy rodiańskiej), gnał przez wszystkie skrzyżowania jak szalony.
Miał nadzieję, że kobieta bawi się zdecydowanie lepiej od niego. On teraz przeżywał katuszę i nie mógł się doczekać swojego dojazdu na Promenadę. Chciał jedynie szybko kupić sprzęt i wyruszyć. Najwyraźniej, Shak nie chciała spędzić tu wiele czasu. Nie dziwił jej się, on sam nie chciał długo zagrzać tu miejsca. Istoty są tutaj dziwne, wszystko wydaje się pozbawione logiki. To cud, że wszyscy się jeszcze tu nie powybijali, skoro są tu tak paskudni kierowcy.

Moc - 2012-05-07 22:18:51

Taksówka, którą leciał Garrett śmignęła obok innej lecącej w przeciwnym kierunku, a piloci zaczęli nawzajem obrzucając się wyzwiskami, chociaż minęli się w ułamku sekundy. Ale to wystarczyło, by potem klnąc przez parę minut.
Lot był szalony, brawurowy, karkołomny wręcz. Ostre zakręty, ocieranie się o budynki i nieustanne trzęsienie mogło doprowadzić do szaleństwa. Aż nagle zaczęli się wznosić i przelecieli przez tunel wydrążony w wysokim wieżowcu. A po opuszczeniu go ich oczom ukazała się Promenada - rozległy plac pełniący funkcję dzielnicowego rynku mający kształt wielkiego kwadratu. Po jego bokach wyrastały potężne i eleganckie budynki wzniesione w nowoczesnym stylu. Na nie padał blask setek a może nawet i tysięcy neonów i świateł rozlicznych klubów, kasyn, sklepów, hoteli. To wszystko tam było. A po środku tego placu wznosił się olbrzymi pozłacany pomnik hutta, założyciela Promenady, siedliska przepychy, bogactwa i wielkich interesów. Dawniej tutaj mieściły się ambasady różnych planet, korporacji czy organizacji. Republika w dawnych czasach też tutaj miała swoją ambasadę, ale to było dawno.
- {Trzymaj się! Jesteśmy prawie na miejscu!}
No i jak na złość znowu zaczęli pikować.

Shakti - 2012-05-07 22:39:22

Z pewnością Shakti nie mogła się nudzić. Prace przy statku trzeba w końcu wykonywać w skupieniu. Nie chciałaby, żeby nagle coś się urwało, kiedy będą z daleka od jakiegokolwiek mniej lub bardziej cywilizowanego miejsca. A że lubiła grzebać przy statku, to z koncentracją nie było żadnych problemow.
Skrupulatnie rozłożyła wokół siebie narzędzia, żeby do każdego mieć dobry dostęp i zaczęła poszczególne rozmontowywać poszczególne części rdzenia paliwa. Każdy element trzeba było sprawdzić osobno, bo czasem nawet najmniejsza, najbardziej niepozorna usterka leżała u podstaw większego problemu.
Przy takiej pracy kompletnie traciła poczucie czasu. Mogłaby kontemplować ułożenie każdego spojenia czy położenie każdego kabla. Nie zdziwiłoby jej, gdyby po "pięciu minutach" roboty okazało się, że minęła godzina. A w momencie gdy w grę wchodziło bezpieczeństwo statku, a co za tym idzie osób, które się na nim znajdowały, tym bardziej przykładała się do swojego zadania.

Garrett Kalosi - 2012-05-08 19:15:12

Na szczęście, Promenada była już bardzo blisko. Nadchodził koniec brawurowej jazdy, jaką zapewnił mu ten wookie. Co prawda, Garrett też lubił sobie depnąć do dechy, ale jedynie na drodze prostej. Zakręty jakoś go przerażały, szczególnie po wypadku, który przeżył. Zresztą widać było, że ten mężczyzna jest nieźle zrekonstruowany. Świecące się oczy, cybernetyczne ręce i jakiś stempel na skroni. Wookie mógł się zastanawiać, co mu się stało. Pewnie jednak nie zapyta, bo nie wypada. Zresztą, co go obchodzi kolejny klient, który płaci nieco więcej, niż inni. To tylko klient, tego się trzymajmy. Za chwilę pewnie przejażdżka się skończy i oboje będą zadowoleni. Haker kupi sprzęt, a wookie zarobi pieniądze. Wilk syty i owca cała, jednak to Garrett straci zdecydowanie więcej kredytów.
Informatyk nie miał szans na to, by pooglądać widoki. Nie miał na to czasu. Wszak pędzili jak szaleni, on musiał się trzymać uchwytu, by nie polecieć po tylnej kanapie w sposób kompletnie niekontrolowany. Nie odpowiedział na słowa włochatego, był małomówny, zresztą...no po prostu nie miał jak się odezwać. Cały czas walczył, by nie stracić kontroli nad swoim ciałem.

Moc - 2012-05-08 19:26:13

Wookieego gówno to obchodziło. Ludzi połatanych przeróżnymi śmieciami było tutaj pełno, jedni mieli bardzo drogie protezy a inni stare, podrdzewiałe i ledwo działające, ale jednak w miarę sprawne. Trzeba sobie jakoś w końcu radzić w miejscu, gdzie nie obowiązują ubezpieczenia zdrowotne ani nie ma refundacji leków i protez.
Po kilkunastu sekundach dzikiego lotu w końcu dotarli do kolejnej platformy lądowiskowej, gdzie stało kilka taksówek a po deptakach poruszali się ludzie i obcy przeróżnych ras. Większość z nich miała na sobie drogie, markowe ciuchy, modne gadżety i fryzury i takie tam.
Po wylądowaniu uśmiechnięty wookiee odwrócił się do swojego pasażera i jak gdyby nigdy nic klepnął go w ramię rycząc.
- {Jesteśmy na miejscu. To Promenada!}


Przenosiny do tego Tematu

Shakti - 2012-05-08 20:33:31

Jak wiadomo wytrwałość popłaca, jak ktoś szuka wystarczająco długo, to COŚ na pewno znajdzie. W przypadku Shakti CZYMŚ okazała się usterka kanału doprowadzającego Tibannę do komór chłodzących chłodzących hipernapęd. Gaz powoli, ale skutecznie ulatniał się, co prowadziło do nadmiernego grzania całego systemu. Dopiero teraz Shakti zdała sobie sprawę, jak niewiele brakowało, żeby tym razem podróż skończyła się mniej szczęśliwie. Usterce trzeba było jednak zaradzić.
Shakti pozbierała swoje narzędzia i te z części statku, które zdążyła wymontować i złożyła to wszystko w ładowni. Przynajmniej nie było ryzyka, że ktoś tym statkiem odleci, zanim ona zdąży wrócić. Zamknęła statek i upewniła się, że jego system zabezpieczeń działa. Na wszelki wypadek, żeby nikogo nie kusił. Po tym ruszyła do postoju taksówek. Podeszła do pierwszej, jaka była akurat wolna.
-Na Promenadę - powiedziała do kierowcy. Przy odrobinie szczęścia uda się tam kupić coś, czym da się uszczelnić kanał. No i może Garrett się znajdzie.

Moc - 2012-05-08 20:39:43

Pilotem tej taksówki był nieco pulchny człowiek, pochrapujący sobie w najlepsze. Na twarz miał naciągniętą czapkę tak, by nic nie raziło go w oczy. No ogólnie sobie drzemał korzystając z chwili wytchnienia od męczącego latania po okolicy.
No aż tu nagle ktoś go obudził Czapka mu zjechała z twarzy a on sam się rozejrzał i w końcu dostrzegł jakąś kobietę. Zmarszczył jedynie brwi a potem wzruszył lekko ramionami.
- Wskakuj, to będzie kosztować pięćdziesiąt kredytów
Powiedział uprzejmie, ale potem tak jej się przyjrzał bardziej przytomnie aż w końcu uśmiechnął się szerzej, bardziej szelmowsko.
- Ale jak dla ciebie to czterdzieści, promocja.

Shakti - 2012-05-08 20:58:27

Dla niej kierowcą mógłby być nawet i Jawa. Dopóki znal się na swoim zajęciu, było jej wszystko jedno, kto prowadzi. Czym prędzej zapakowała się do taksówki, chcąc tę podróż mieć jak najszybciej za sobą. Na uwagę o tej niespodziewanej, nadzwyczajnej promocji, skwitowała skinieniem głową i spojrzała w okno. Nie  miała chęci na konwersacje. A jeśli taksówkarz postanowił opuścić cenę, to tym lepiej. I to nie tak, że była skąpa. Po prostu nie lubiła niepotrzebnie wydawać pieniędzy, szczególnie, kiedy jest tyle pilniejszych wydatków.

Moc - 2012-05-08 21:14:55

Cóż, skoro pasażerka milczała to i pilot męczyć się nie będzie zagadywaniem ponurej damy, bo na pogodną, uśmiechniętą i radosną to mu ona nie wyglądała. Aż dziw, że na Promenadę leci, gdzie to tylko się pije, pali i dupczy. Ewentualnie czasem coś zje i posłucha muzyki. Bo raczej kupować tam nie leciała, przynajmniej tak na oko tego taksówkarza, bo nie wyglądała mu ona na kasiastą.
No ale skoro już kurs został ustalony, to odpalił silniki i powoli uniósł pojazd w powietrze a potem dołączył do ruchu powietrznego. Wszystko to robił zgodnie z przepisami, więc lot potrwa pewnie z kilkanaście minut. Znudzony człowiek włączył więc swoje radio i po chwili ożyło ono, wydając z siebie radosne dźwięki jakieś skocznej wyluzowanej piosenki.

Shakti - 2012-05-09 20:43:58

Bardziej niż rozmowy o niczym zajmowało ją, jaki uszczelniacz będzie najlepszy. Nie chciała, żeby po krótkim czasie okazało się, ze znów trzeba coś łatać, bo się rozlatuje. Choć pewnie tak właśnie będzie. Poza tym i tak nie widziała powodu, by szczerzyć się do kompletnie obcego człowieka, którego zapewne widzi jedyny raz w życiu. Rozmyślania taksówkarza na temat jej osoby też nie bardzo ją interesowały. W takich miejscach jak to ubierała się tak, by nie rzucać się w oczy. W miejscu, gdzie można zginąć za raptem parę kredytów lepiej nie obnosić się z faktycznym stanem konta.
Muzyka jej nie przeszkadzała, była nawet miłym dodatkiem, choć pewnie ona sama wybrałaby jakąś inną stację. Cieszyła się, że trafiła na kierowcę, który prowadził jak człowiek, nie ubliżając rzecz jasna innym rasom. Nie spieszyło jej się aż tak bardzo, więc nawet powolna jazda była jej niestraszna. Jak Garrett jednak postanowi zastosować się do jej ultimatum, to najwyżej zaczeka gdzieś  blisko statku. Bez niej raczej nie powinien odlecieć.

Moc - 2012-05-09 20:50:35

Taksówkarz lubił sobie porozmawiać z klientem podczas lotu, zwłaszcza gdy leciał jak najbardziej przepisowo. Taka niezobowiazująca pogawędka czasem była pouczająca, bo można się było dowiedzieć jakich dzielnic unikać, z kim nie zadzierać, albo wręcz przeciwnie do jakiego sklepu pójść by było taniej. Taki taksówkarz sporo słyszał podczas latania tu i tam, więc był takim lokalnym specem od plotek.
Ale skoro klientka woli milczeć to i zagadywać nie będzie... póki co. W końcu nie wytrzymał i zapytał, patrząc na nią we wstecznym lusterku.
- A panienka w jakiej sprawie leci na Promenadę? Zakupki? Kasyno? Może hotel? Ale ostrzegam, drogo tam strasznie, chociaż podobno pokoiki pierwsza klasa
Dołączyli już do głównego strumienia powietrznego, więc lot trochę zajmie. Na szczęście kabina solidnie tłumiła wszystkie głośne dźwięki.

Shakti - 2012-05-09 21:05:13

Nawet ktoś zwykle gadatliwy jak ona, musi umieć docenić też ciszę. W ciszy o wiele lepiej się myśli. Jednak kiedy mężczyzna zagadną ją, odwróciła się i uśmiechnęła lekko do niego. Skoro już zaczął rozmowę, to nie ma co tak od razu go gasić.
-Można powiedzieć, że zakupy. Trzeba uzupełnić parę rzeczy, zanim ruszę dalej.
W duchu stwierdziła, że może taksówkarz będzie w stanie pomóc jej trochę w zorientowaniu się, gdzie znaleźć to, czego potrzebowała.
-Jak już mówimy o drożyźnie, to może wie pan gdzie znajdę w miarę tanie narzędzia i części do statku?

Moc - 2012-05-09 21:15:38

- Uuu... no to nie Promenada moja droga, tam to tylko rzeczy z górnej półki są. Podobnie jest z cenami
Odpowiedział uprzejmie i tylko raz zerknął w lusterko by się przekonać jaki też efekt wywołają jego słowa. Tak z ciekawości, zwykły ludzki odruch. Miała jednak szczęście, bo trafił jej się akurat całkiem nieźle znający okolicę taksówkarz, więc się orientował co gdzie najlepiej kupić.
- Zależy jaką maszynę pani ma. Największy wybór części z drugiej ręki ma Groggun, stary ugnaught z okolic portu. Tanio i w miarę solidnie, da się z nim targować. Narzędzia to nie wiem gdzie najlepiej... u Maika może, używane i nowe, można nawet potestować
Uśmiechnął się do niej, ale tego może nie zobaczyła, a nie byłna tyle szalony by w czasie lotu się odwracać w jej stronę. Zwolnił jednak i zleciał na pas wolniejszego ruchu.
- To co, zawrócić i tam lecieć czy jednak Promenada?

Shakti - 2012-05-09 21:30:16

No proszę, jednak dobrze, że zapytała. A można by pomyśleć, że w okolicach Promenady znajdzie się wszystko.
-Frachtowiec DeepWater. Ma już parę lat i cały czas coś w nim nawala
Pokręciła głową. Można by zadać pytanie, czemu w takim razie nie zamieni go na coś lepszego, zamiast ciągle narzekać. Prawda jest jednak taka, że grzebanie w statku i naprawianie go sprawiało jej zwyczajnie przyjemność.
-Konkretnie muszę znaleźć dobry uszczelniacz. Zawracać, jak najbardziej.
Uśmiechnęła się do kierowcy z wdzięcznością. Mogła przecież trafić na jakiegoś, który dowiózłby ją na Promenadę, chciał zapłaty i dopiero później poinformował o kolejnym kursie.

Moc - 2012-05-09 21:38:23

Owszem, w okolicach Promenady znajdzie się wszystko, ale trzeba mieć fundusze. I to całkiem spore, bo to był odpowiednik takiego centralnego rynku czy placu, gdzie wystawiają się tylko najbogatsi. A ci mniejsi przedsiębiorcy i z reguły też tańsi mają lokale porozrzucane po różnych rejonach, często tam gdzie było ich stać albo gdzie po prostu było miejsce. 
- Ach kalamariańśka produkcja? Słyszałem, że ich statki to dzieła sztuki... i koszmar jeśli chodzi o naprawy. Za cholerę nie da się tego porównać z planami, co?
Zapytał wesoło, bo maszynach z Mon Calamarii wiele się słyszało. Sprzęt bardzo dobry ale jak zacznie się sypać to taki ludzki mechanik tylko sobie może włosy z głowy wyrywać, zastanawiając się co też ryboludziom do łbów strzeliło.
- Uszczelniacz się pewnie też znajdzie. Tam to się o klienta biją...
No i też zgodnie z sugestia klientki doleciał do najbliższego zlotu z korytarza powietrznego a potem zawrócił, lecąc z powrotem w kierunku portu.
- [i]- Kurs będzie kosztował tylko dwie dychy, zaoszczędzi pani
Przelecieli już jednak kawałek.

Shakti - 2012-05-09 21:51:53

-Plany? Proszę... Kalamarianie myślą chyba, ze skoro oni rozumieją budowę tego statku, to wszyscy inni także. Niby sprzedawca dal jakąś dokumentację, ale tak naprawdę można ją o kant dupy potłuc.
Odpowiedziała w podobnym tonie, co taksówkarz. O statkach mogła rozmawiać równie długo, co je naprawiać. To był jak najbardziej bezpieczny i interesujący temat.
-Tylko dwie? No dobrze, dziękuję.
Upewniła się słysząc cenę. Oby więcej takich taksówkarzy!

Moc - 2012-05-09 21:57:17

Taksówkarz zaśmiał się słysząc opinię Shakti dotyczącą zdolności technicznych kalamarian. W sumie to była sama prawda. Na robocie się znali ale jakoś nie na dokumentacji technicznej.
- Święta racja. Mój przyjaciel miał kiedyś frachtowiec, który oni wyprodukowali. Za cholerę nikt tego naprawić nie umiał, bo nikt nie umiał się w tym połapać. A przylazł taki ryboludź, pogapił się w te oczojebne ekrany, pomajstrował, postukał i działało. W godzinę problem rozwiązał nad którym on z kolegami głowił się tydzień! Ale to chyba był jakiś feralny model
Zakończył zruszeniem ramion. Teraz musiał bardziej się skupić, bo przyśpieszył i zaczął obniżać lot, zmierzając do nowego celu ich podróży.
- Dla ładnych i miłych kobiet zawsze mam zniżki.
Dodał z uśmiechem, normalnym, nie żadnym lubieżnym, który by pasował do starego zboczeńca oglądającego w nocy pornole bo nie ma żony. Ot bywał miły dla kobiet a zwłaszcza dla tych z którymi miło się rozmawia.

Shakti - 2012-05-09 22:14:01

Nie była przyzwyczajona ani do takich komplementów, ani do tak sympatycznego traktowania ze strony kogoś obcego. Nawiasem mówiąc wolałaby usłyszeć, że jest silna, dobrze walczy, albo chociaż dobrze lata, ale wiedziała, że nie powinna tego oczekiwać, bo w końcu skąd taksówkarz miałby takie rzeczy o niej wiedzieć. Dlatego też przemilczała jego ostatnią wypowiedź. Wolała mówić o statkach.
-Jak już się raz rozłoży go na części i przyzwyczai wzrok do tego, jak to wygląda, to już nie jest tak źle. Ale początki? Straszne. Nawet nie wiadomo co jest za co odpowiedzialne.
Na rozmowie czas mijał dużo przyjemniej niż na wyglądaniu przez okno, więc i podróż nie dłużyła się Shakti nadmiernie.

Moc - 2012-05-09 22:23:07

W sumie dobrze, że taksówkarz nie wiedział, że ona była Mandalorianką, bo od razu zmieniłby podejście i chyba raczej nie odzywałby się. Tutaj tacy jak ona mieli opinię... no może nie psychopatów, a bardziej krwawych wojowników, z którymi lepiej nie zaczynać. Cały czas tu i tam krążyły plotki o różnych Mando, co to zaleźli za skórę temu czy tamtemu, czy tez zabili kogoś tam bardziej znanego. Tutaj Mando się bano chyba bardziej niż Imperium. Ale i tak im było daleko do pierwszego miejsca, czyli do huttów.
- Wierzę na słowo. Sam tylko raz widziałem jakiś statek produkcji kalamarian. Nie stać mnie po prostu, dlatego latam taksówką.
Poklepał tapicerkę w okolicy tablicy rozdzielczej kontrolującej parametry lotu, który nawiasem mówiąc zbliżał się już do finiszu. Bo oto oczom Shakti ukazała się wielgachny, trochę podniszczony neon "Groggun and Bachs."a pod spodem wisiał już mniej rzucający się w oczy dopisek "Handel używanymi statkami i częściami. Handel detaliczny i hurtowy. Tanio." Sam sklep nie rzucał się aż tak w oczy, ogólnie wkomponowany był w resztę budynków. Na szczęście też nie wyglądał na zapadłą dziurę, gdzie handlowano złomem.

Shakti - 2012-05-09 22:53:03

Wiedziała jak w wielu miejscach, a może nawet i w większości miejsc, postrzega się Mando. Teraz jednak  pomalowana na czerwono zbroja leżała bezpiecznie w kabinie jej na statku. Kobieta podejrzewała, że mogłoby wybuchnąć spore zamieszanie, gdyby nagle pojawił się tu Mando, a nie zależało jej na rozgłosie. Wolała po cichu przybyć, zdobyć co trzeba i odlecieć w jednym kawałku. Choć pewnie założenie beskar'gam spowodowałoby znaczne przyspieszenie transakcji, albo opóźnienie, gdyby ktoś jednak okazał się zbyt odważny i zechciał spróbować swoich sił w starciu z Mandalorianką.
-Fakt, nie są tanie. Ja swój kupiłam z drugiej ręki, więc wyszło trochę mniej, ale i tak sporo.
"Sporo" było lekkim niedomówieniem, ale ponieważ podróż się kończyła, to nie ma co zagłębiać się w ten temat. Kiedy taksówkarz zatrzymał się, zapłaciła mu ustaloną kwotę i wysiadła. Szybko skierowała się do sklepu. Nie miała zamiaru oceniać sklepu po wyglądzie zewnętrznym, najpierw trzeba było przekonać się, co mają w ofercie. Weszła do środka i rozejrzała się w poszukiwaniu właściciela albo sprzedawcy.

Moc - 2012-05-09 23:06:30

Zamieszanie raczej by nie wybuchło, w końcu to Nar Shaddaa, widywano tu gorsze rzeczy. Ale zdecydowanie wzrosłaby niechęć wobec Shakti i ogólna wrogość, co mogłoby utrudnić wiele spraw. W końcu niewiele osób przepadało za Mando, a widząc takiego na swojej drodze to albo się mu schodziło z drogi albo w ogóle udawano, ze go nie ma.
- No tak... o i jesteśmy na miejscu. No to jak mówiłem, dwudziestak
Teraz dopiero odwrócił się do niej i wyciągnął rękę po kasę. A gdy już dopełnili formalności to się z nią pożegnał, ponownie odpalił silniki i odleciał.


Przenosiny do tego Tematu

Garrett Kalosi - 2012-05-13 17:10:12

Pilot kiwnął głową, uruchomił silniki i wyruszył dosyć spokojnie. Przewożąc wrażliwy ładunek starał się latać łagodnie, bo za uszkodzenia sam by musiał płacić z własnej kieszeni.
Podróż do portu kosmicznego raczej się dłużyła i przebiegała bardzo nudno. Duros jedynie włączył jakąś lokalną stację, w której puszczano jedynie najpopularniejsze piosenki, sam się zaś nie odzywał.
Do portu dotarli dopiero pół godziny później. Pilot musiał najpierw podać cel wizyty, numer hangaru i przejść przez te wszystkie inne procedury nim ostatecznie wylądował niedaleko frachtowca Deepwater. Następnie bez słowa opuścił kabinę i otworzył klapę ładowni, skąd można było już wyładowywać sprzęt.

Pół godziny od wyruszenia z Promenady, aerowóz dojechał na miejsce. Zatrzymali się przy odpowiednim stanowisku, wystarczyło jedynie wszystko wypakować. Nie było tego za dużo, co prawda. Kosztowało horrendalną kwotę, ale tak to bywa, jeśli kupuje się sprzęt najwyższej jakości. Mężczyzna wyszedł z aerowozu i popatrzył z dumą na transportowiec, którym się przemieszczał. Może nie był to szczyt technologii, ale miał kilka bardzo ciekawych funkcji. Mógł przecież przeistoczyć się w łódź podwodną i był niezwykle szybki w atmosferze. Nie o to jednak chodzi. Wyciągnął część pakunków i podszedł do śluzy. Otworzył ją po wbiciu odpowiedniego kodu do terminalu. Śluza ładunkowa otworzyła się, a haker wsadził wszystkie zakupione produkty na małym, blaszanym stoliku. Podobnie uczynił z resztą produktów. Duros nie potrzebował się już męczyć. Wystarczyło przecież, że zawoził wszystkie te produkty po tym paskudnym świecie, będąc narażonym na ciągłe ataki ze strony nieprzyjemnych typów spod ciemnej gwiazdy.
-Stówka, tak?-Spytał i wyciągnął czip kredytowy, który wręczył kierowcy w dłoń. Zawartość czipu wynosiła 115 kredytów, a to oznaczało, że te 15 jest dla durosa. Tak, żeby miał na to piwo.
-Żegnam więc.-Skinął mu głową i wszedł na pokład statku. Zamknął śluzę i przystąpił do montażu oraz przystosowywania sprzętu do jego potrzeb.

Moc - 2012-05-13 17:15:56

Duros pomógł Garrettowi rozładować swój aerowóz dostawczy a wszystkie pakunki wspólnie przenieśli w odpowiednie miejsce. A potem pilot odebrał zapłatę, podziękował grzecznie i po prostu odleciał. Nie był zbyt rozmownym typem i w ogóle, poza tym miał jeszcze inną robotę, a napiwek się przyda później.

Garrett Kalosi - 2012-05-17 20:38:18

Po przeprowadzeniu wszystkich niezbędnych napraw na statku, Garrett postanowił odrobinę odetchnąć i ruszyć do jakiejś kantyny. Słyszał, że tu można dostać najlepszy alkohol w całej galaktyce, dlatego też nie miał zamiaru nie skosztować tych wspaniałych wyrobów. Niemniej jednak, czuł się dziwnie. Każdą kantynę zwiedzał z Shakti, dlatego też miał zamiar na nią poczekać. To chyba oczywiste, w ciągu ostatnich kilku miesięcy byli niczym papużki nierozłączki i wszędzie bywali razem. Wyciągnął komunikator i zadzwonił do niej. Niestety, nie odebrała, dlatego też zostawił jej wiadomość głosową.
-Złomek naprawiony, jak wrócisz, to idziemy się napić.-Strój hakera teraz nieco odbiegał od eleganckiego płaszcza, jaki miał na sobie wcześniej. Biały T-shirt z logiem jakiejś informatycznej firmy. Bojówki oraz sportowe obuwie. Zwyczajnie, nie wyróżniał się z tłumu. No chyba, że liczyć te czarne protezy rąk, które mocno rzucały się w oczy. Ruszył w kierunku portu aerobusów oraz taksówek. Musiał się jakoś dostać do tych wspaniałych lokali, które przecież czekały na niego z otwartymi drzwiami.

Moc - 2012-05-17 20:56:24

Opuszczając frachtowiec Garrett będzie musiał po raz kolejny przejść przez cały port kosmiczny, więc czekał go całkiem długi spacer. Po drodze oczywiście mijał przeróżne istoty śpieszące by załatwić swoje interesy. Port tętnił życiem, w końcu był jednym z największych na Nar Shaddaa i korzystali z niego wszyscy. Nawet różnego rodzaju organizacje przestępcze. Tak też było dzisiejszego dnia. Kilka odnóg korytarzy zostało zamkniętych przy pomocy barierek energetycznych, a na ich straży stało kilku wartowników w poobijanych pancerzach. Odwiedzający port jednak trzymali się od nich z daleka, tak na wszelki wypadek, a miejscowi i stali klienci wiedzieli, że takie akcje nie zwiastują niczego dobrego. Z reguły bowiem każdy gangster korzystał z własnej strefy portowej, a wykorzystanie cywilnych obszarów zwiastowała raczej grubszą aferę.
Jednakże można było spokojnie przejść do wyjścia, więc Garretta nie czekały żadne nieprzyjemne niespodzianki.

Garrett Kalosi - 2012-05-17 21:01:03

Skoro wszystko szło bez większych ekscesów, to nie pozostawało nic innego jak tylko się cieszyć. Radość ta jednak nie była mocno okazywana przez twarz hakera, która pozostawała w bezruchu przez całą drogę. Co tu dużo pisać. Mężczyzna miał problem z okazywaniem swoich emocji. Potrafił je tylko wyrażać w sposób werbalny, jednak robił to w sposób tak oschły, że nic nie dało się z tego wywnioskować. Kierował się dalej do postoju, omijając jednocześnie wszystkie miejsca, które mogłyby go wpędzić w kłopoty. Nie miał zamiaru się wychylać, jednak zdawał sobie sprawę, że jego z daleka bijące drogie protezy kończyn mogą się stać nie lada chrapką dla wszelkich handlarzy. Niemniej jednak, miał przy sobie paralizator oraz blaster. Tym razem postanowił go wziąć, pomimo swoich przeciętnych umiejętności strzeleckich. Co prawda, strzelał tylko do tarczy. Z lepszym czy to gorszym skutkiem, co jednak nie oznaczało wcale, że w praktyce ta wiedza nie będzie przydatna. Owszem, to nie to samo, co prawdziwe pole bitwy, ale...Jakieś doświadczenie tam ma, nawet jeśli jest ono cienkie jak koci sik.

Moc - 2012-05-17 21:06:31

Gdyby ktoś faktycznie chciał ukraść protezy Garrettowi to by to już dawno temu zrobili i żaden paralizator czy blaster by im w tym nie przeszkodził. Bo po co komu żywy i wyrywający się człowiek? Kula w łeb i święty spokój. Tutaj w nosie mieli jego protezy, wiele osób bywało znacznie gorzej pokiereszowanych niż on, niektórych nie stać było na protezy, więc chodzili z kikutami na wierzchu. Inni mieli jeszcze staroświeckie protezy, strasznie groteskowe. A najtwardsi łowcy nagród czy najemnicy mieli tak zmechanizowane niektóre części ciała, że wyglądali przerażająco. Ale to były tylko pojedyncze osoby wyróżniające się z tłumu, którego w żaden sposób nie można było opisać jako szary czy nudny. Paleta barw, galeria przeróżnych obcych ras, każda z nich mająca własny styl ubioru. Tutaj bardzo łatwo można było się wtopić w tłum, bo nawet osoby w najbardziej krzykliwych kreacjach w ogóle się nie wyróżniały. Spokojne można było dotrzeć do wyjścia, gdzie tak jak wcześniej stały taksówki czekające na klientów.

Garrett Kalosi - 2012-05-18 20:38:23

Jego protezy wyglądały schludnie, cywilizowanie. Nie było widocznych żadnych elementów konstrukcji, wszystko było skryte pod wspaniałym oraz wytrzymałym tworzywem. Jego ramiona pomimo ustalonej siły na zwyczajną ludzką, miały zdecydowanie większą wytrzymałość. Przy uderzeniu nic nie krwawiło, a pęknięcia korpusu były tak drobne, że wystarczy jedynie zmiana panelu raz na jakiś czas. Poza tym, praca hakera nie jest profesją inwazyjną fizycznie, dlatego też nie miał wielkiej możliwości uszkodzenia sobie swoich protez. No chyba, że mocniej przywalił w swoją klawiaturę. Metalowe protezy były o wiele potężniejsze, jednak nie przemawiały one do Garretta. Wolał wyglądać w miarę normalnie, niż chodzić z ogromnymi, nadludzkimi protezami o zdecydowanie większych możliwościach bojowych. Nie wiedział, gdzie miałby spędzić ten wieczór. Oczywiście...Chciał pooglądać wspaniałe kobiece ciała, napić się dobrego alkoholu. Wiedział, że takich lokali tutaj nie brakuje, nie wiedział jednak, na który się zdecydować. Ba! Nie wiedział nawet, gdzie się takowy znajduję. Dlatego też, zaczepił jednego z przechodniów.
-Gdzie tu można się zabawić?-Spytał. Krótko i zwięźle...Tak jak miał to w zwyczaju.

Moc - 2012-05-18 20:49:37

Zaczepionym przechodniem okazał się starszy człowiek, tak gdzieś pod pięćdziesiątką, w schludnym garniturze i z teczką w ręku. Zmierzył Garretta od stóp do głowa potem jego twarz wykrzywiła się w pogardliwym grymasie.
- Spieprzaj pan, śpieszę się. Biuro turystyczne sobie znalazł...
Prychnął jeszcze a potem odszedł, znikając gdzieś w tłumie. Najlepiej by było zapytać jakiegoś sklepikarza lub właściciela małych budek z żarciem na wynos, bo takich to nie brakowało tutaj w porcie. I przy każdej stały małe kolejki głodnych osób.

Garrett Kalosi - 2012-05-18 20:55:21

Mężczyzna nie okazał się jednak przyjemniaczkiem. Co prawda, nie dziwił mu się. Pewnie się gdzieś śpieszył, a tu jakiś idiota pyta go o miejsce dobrej zabawy. Rozejrzał się po porcie, fakt...Znajdowało się tutaj dużo małych barów z fastfoodem. Co prawda, Garrett za takim jedzeniem nie przepadał, ale chciał napić się dobrej kawy. Być może tutaj taką dostanie. Nawet jeśli nie, to może dowie się czegoś ciekawego. Czasami warto posłuchać tego, co ludzie mówią dookoła. Ich informacje mogą być czasem niezbędne do osiągnięcia danego celu. A Kalosi był raczej typem słuchacza, niż mówcy. Podszedł do jednej z budek, poczekał w kolejce. Kiedy doszedł do lady, rzucił.
-Kawa, czarna i bez cukru. Proszę.-Ostatnie słowo wypowiedział w tak drastycznie uprzejmy dla niego sposób, że tłum powinien chyba bić mu brawa. O ile oczywiście by go znali. Podobnie jak jego oszczędność słów, niechęć w okazywaniu swoich emocji w sposób niewerbalny była równie spora. To jednak nieważne, miał zamiar posłuchać motłochu szlajającego się po okolicy.

Moc - 2012-05-18 21:17:41

Nikt tam na Garretta uwag nie zwracał, każdy zajęty był swoimi sprawami. A stojąc w kolejce mógł podsłuchać kilku rozmów. Jedna z nich dotyczyła nowego modelu frachtowca produkcji koreliańskiej oraz osiągów tej maszyny. Generalnie można wywnioskować, że rozmawiajacy byli chyba przemytnikami, bo bardzo interesowały ich możliwosci przeróbek danej maszyny.
Kolejna grupka rozmawiała o niedawnym meczu w Limmie i o przegranie lokalnego zespołu o nazwie "Jastrzębionietoperze Zarecka". Rozmowa ta była generalnie nudna i jedynie osoby zorientowane w miejscowej lidze mogłyby dowiedzieć się czegoś ciekawego.
I Tak w końcu Garrett dostałsię do kasy, sprzedawca zamówienie przyjął, kawę przygotował, rachunek wystawił i kubeczek podał klientowi. Napój ten zły nie był, ale zdecydowanie nie była to najlepsza kawa w okolicy.

Garrett Kalosi - 2012-05-18 21:22:40

W takim razie, niczego ciekawego się nie dowiedział. Pozostawało mu jedynie zapłacić, tak też uczynił. Chwycił za kubek i zaczął powoli siorbać kawę. Co prawda, nie był to trunek najwyższych lotów, ale wydawało mu się, że lepszej w tej okolicy nie znajdzie. Nie raziła mocno paskudnym smakiem, kopała. Czyli zawierała dwa najważniejsze elementy fenomenu kawy. Haker nie orientował się w ogóle w Limmie. Banda idiotów biegająca za piłką w ogóle go nie interesowała. Wolał zdecydowanie oglądać damskiego tenisa, albo siatkówkę. To zdecydowanie bardziej przyśpieszało tętno niż horda spoconych mężczyzn różnych ras biegająca z jednej strony boiska na drugą. To jednak nieważne.
-A...Jeszcze jedno. Gdzie tu można sobie wychylić kielicha, co?-Spytał właściciela budki.

Moc - 2012-05-18 21:32:51

Sprzedawca, który obsługiwał następnego klienta rzucił tylko okiem na Garretta a potem mruknął oś pod nosem o pieprzonych turystach, ale po chwili odpowiedział.
- Wszędzie, zależy czego szukasz. Różnych kantyn, spelun czy klubów jest tutaj więcej niż normalnych sklepów. Wyjdź na ulice to zobaczysz oczojebne neony, łatwo trafisz
No i to by było na tyle jeśli chodzi o uniwersalny przewodnik po Nar Shaddaa. Tutaj raczej ludzie nie byli zbytnio chętni do pomocy, każdy zapatrzony był w swoje sprawy. No chyba, że sypnie się kredytami, wtedy to już inna rozmowa.

Garrett Kalosi - 2012-05-18 21:36:32

-Nie chodzi mi o jakąś spelunę. Myślę nad czymś...Bardziej, no...-Miał na myśli miejsce bardziej eleganckie, gdzie ludzi z mniejszą zasobnością portfela po prostu się nie wpuszcza. Nie, żeby coś do biedniejszych miał, jednak skoro miał jeszcze kredyty, to po prostu chciał się dobrze zabawić. Poza tym, w tej całym niewinnym powodzie pojawienia się go w jakimś drogim lokalu była skryta jeszcze jedna sprawa. Mianowicie. W takim miejscu zdecydowanie łatwiej będzie znaleźć kogoś zainteresowanego usługami hakera, lub kogoś, kto chce zdobyć jakieś informacje drogą elektroniczną. Niemniej jednak, miał nadzieję, że wskazane będzie mu takie miejsce i sprzedawca go nie zawiedzie. Cały czas zastanawiał się jednak, gdzie znajduje się Shakti. Przecież bez niej nigdzie się nie ruszy. Zbyt mocno przyzwyczaił się do jej towarzystwa.

Moc - 2012-05-18 21:39:33

No cóż, sprzedawca po raz kolejny obdarzył go swoim oceniającym spojrzeniem a potem tylko wystawił rękę w chyba bardzo dobrze znanym wszystkim geście "daj forsę". Nie był zainteresowany udzielaniem darmowych informacji, więc albo Garrett płaci albo niech spierdala, szukając innego frajera. Chociaż z drugiej strony te informacje nie było jakieś wyjątkowo cenne czy tajemnicze, ale mimo to zasada to zasada. Chcesz coś wiedzieć - płać.

Garrett Kalosi - 2012-05-18 21:46:12

No tak ze spojrzenia tego jegomościa bardzo wiele można było wywnioskować. Chciał jakieś nagrody za informacje. Być może teraz uda mu się skutecznie użyć jego neurowczepu, który właśnie został aktywowany, a feromony sprzedawcy były analizowane przez szereg elektronicznych receptorów. Wszystko sprowadzało się do tego, że przed oczyma hakera pojawił się dokładny wykaz jego charakteru. Przynajmniej podstawowych cech, które go wyróżniały.
-Wiadomo, w końcu trzeba wykarmić rodzinę, nie?-Spytał, jakby doskonale wiedział, że sprzedawca chce pieniądze. Chciał jak najdłużej przeciągać rozmowę z nim, by uzyskać jeszcze bardziej szczegółowy wynik analizy jego feromonów i innych substancji chemicznych, mogących go w jakiś sposób określić.

Moc - 2012-05-18 21:52:51

Sprzedawca generalnie był zestresowany, bo żył w ciągłym biegu a posiadanie stoiska w porcie nie było aż takie bezpieczne. Strażnicy byli, ale haracz oczywiście chcieli, wynajem miejsca pod budkę tez kosztowało. Do tego nieustanne denerwowanie się z powodu upierdliwych klientów takich jak Garrett. Reszta informacji zaś raczej się rozpływała, ludzie nie wytwarzali tak intensywnych feromonów jak inne rasy, poza tym był tutaj spory tłum i wiele rzeczy się po prostu mieszało.
- Tak, tak, dajesz albo wypierdalaj
Warknął sprzedawca do Garretta, podczas gdy samemu obsługiwał kolejnych klientów. Nie miał czasu na pierdoły. Był w ogóle poddenerwowany tym wszystkim.

Garrett Kalosi - 2012-05-18 22:09:11

Kiedy jego prywatny system HUD zaprezentował zebrane dane o sprzedawcy, Garrett przez chwile obmyślał strategię działania. Była to osobowość typu alfa. Czyli tych władczych, żyjących w ciągłym stresie. Takie osoby najlepiej uspokoić i dać im do zrozumienia, że pomoc wcale nie musi kończyć się niczym złym. Tak przynajmniej wydawało się hakerowi. Nigdy nie miał okazji używać neurowczepu na kimkolwiek z Nar-Shaddaa. Tutaj rządził strach, uspokojenie i danie nadziei powinno poprawić ich stan życia.
-Słuchaj...Wiem, że masz ciężko. Trzeba opłacić "ochroniarzy", wykarmić rodzinę, zapłacić za towar, lokal i chuj wie jeszcze co. Spójrz dookoła, połowa mieszkańców tego zadupia ma tak samo jak Ty. Powiedzmy, że...Za tą informację będę winien Ci przysługę. Sporą, małą. Jaką sobie tam chcesz. Jestem hakerem, mogę wiele.-Jeśli sklepikarz potrzebował informacji, szukał na kogoś haka, lub jeśli po prostu chciał kogoś okraść z pieniędzy na koncie, mógł się zgłosić ze spokojem do Garretta.

Moc - 2012-05-18 22:16:16

Sprzedawca spojrzał na niego jak na debila, który postradał rozum. Jemu przysługi nie były potrzebne, chyba, że ten ktoś miał gnata i wiedział jak go używać. Chociaż z drugiej strony taka usługa mogła mu sprawić więcej problemów niż korzyści. Lepiej się nie wychylać i pracować na swoje.
- Spierdalaj, idź szukać innego frajera
Warknął i już sobie dupy nim nie zawracał. Uspokojenie tutaj raczej niezbyt mogło pomóc komuś, komu żal było dziesięciu kredytów czy dwudziestu za informacje. Chociaż z drugiej strony zawsze można przecież wydać te kredyty na zakup jakiegoś przewodnika w kiosku. Wystarczy tylko poszukać pośród sklepików kogoś, kto takie coś sprzedawał.

Garrett Kalosi - 2012-05-18 22:25:28

Skoro w ten sposób nie zadziałało. No cóż, Garrett nie był raczej typem człowieka, który warto ulega gadaniu szaraków. Wiedział, że jego mowa była zbyt wzniosła jak dla szarego obywatela, który nie widział innej wartości poza prostym kredytem. Widział tylko w nim wartość i doskonale zdawał sobie sprawę z trudów codziennego dnia. To fakt, użycie neurowczepu poszło na marne, poza tym...Analiza trwała zbyt długo, urządzenie zaczęło oddziaływać na mózg, co doprowadziło hakera do potwornych bólów głowy, których tak mocno nienawidził. Musiał namówić Shakti na to, by wybrała się z nim do kliniki, w której zamontowano mu ten wczep. Musieli do niego zajrzeć, ponieważ bóle głowy pojawiały się ostatnio coraz częściej. A to na pewno nie sprzyjało jego pracy. Ten ból niemal go otępił, odłożył kubek na ladę i wyciągnął czip o wartości dziesięciu kredytów.
-Bierz i gadaj, byle szybko.-Rzucił. Zmrużył oczy i skrzywił usta. Walczył z narastającym bólem. Bez żadnego wspomagacza w postaci proszków przeciwbólowych raczej wiele nie ugra.
-Kurwa.-Mruknął pod nosem.

Moc - 2012-05-18 22:37:14

- I nie można było tak od razu?
Odezwał się zadowolony sprzedawca, odbierając swoją zapłatę, a następnego klienta poprosił o chwilę cierpliwości. Człowiek nachylił się ku Garrettowi by przekazać mu informacje, które kosztowały go tyle nerwów. A wszystko przez to, że chciał się tylko napić...
- Jeśli chcesz popatrzeć na półnagie piękności i dobrze wypić to leć do Cielesnych Rozkoszy", to najdroższy i najlepszy nocny klub w okolicy. Najlepszy alkohol serwują w kantynie "Garisso" oraz w klubie "Błękitna otchłań". A jednym z najbardziej ekskluzywnych lokali z dobrą muzyką i alkoholem jest klub "Bez Nazwy".
Wybór był nawet spory a to nie była nawet część z długiej listy lokali lepszych bądź też nieco mniej. Dzielnica, w której przebywali była na prawdę spora a lokali było od zatrzęsienia.

Garrett Kalosi - 2012-05-21 18:53:54

Kiwnął tylko głową na jego pytanie. Nie miał ochoty myśleć na jakikolwiek temat. Nawet nad odpowiedzią. Nie dość, że nie był rozmowny, to jeszcze ból kompletnie go otępiał. Zazwyczaj brał jakieś proszki przeciwbólowe, ba...Miał jakieś przy sobie, ale Shakti wielokrotnie mu powtarzała, że jego branie leków zahacza powoli o lekomanię. Dlatego też, dla własnego bezpieczeństwa wolał się powstrzymać od doraźnej pomocy farmakologicznej. Po wysłuchaniu wszystkich informacji i zakodowaniu ich, skinął głowa w podzięce właścicielowi stoiska i skrzywił usta. Odepchnął się od lady i odszedł od stoiska, nadal rozglądając się za swoim pilotem. Był ciekawy, co ona tak długo wyrabia. Nie była typową kobietą, dlatego też kupno fatałaszków z pewnością odpadało. W końcu jednak nie wytrzymał, sięgnął do kieszeni i wyciągnął opakowanie leków przeciwbólowych o chwytliwej nazwie "PAPA". Wyciągnął dwie tabletki i bez zbędnych ceregieli włożył je sobie do paszczy i przełknął.

Moc - 2012-05-21 19:00:31

W tym tłumie istot raczej ciężko jest wypatrzeć kogokolwiek, jeśli dana osoba jakoś nie wyróżnia się spośród innych. Ale jeśli tak poobserwuje się dokładnie korytarz z jakiegoś spokojniejszego miejsca to może kogoś uda się wypatrzeć. Ale to mało prawdopodobne. Port był na prawdę spory, posiadał kilkadziesiąt hangarów cywilnych, drugie tyle pasażerskich, a sieć transportowa stanowiła oddzielną część kompleksu. Więc tłumy się przewijały, a gdy do tego dojdzie jeszcze blokada niektórych korytarzy przez ludzi lokalnej organizacji przestępczej to już ścisk murowany.

Shakti - 2012-05-22 18:29:07

-{Też prawda, że zależy gdzie szukać. Ale na żadnej z naszych planet już dawno nie byłam. A on nie jest tragiczny. Jak na obcego rzecz jasna.}
Jasne, czasem miała ochotę go zastrzelić, kiedy nie rozumiał najprostszych w jej odczuciu pojęć, ale z drugiej strony on też mógł się irytować, tłumacząc jej po raz kolejny coś z funkcjonowania komputerów.
Shakti nie miała paranoi, ale to nie znaczy, że nie zwracała uwagi na otoczenie i ewentualne zagrożenia, jakie mogły czaić się w okolicy.
-{Dok trzeci}
Powiedziała z roztargnieniem, bo właśnie zauważyła szukanego przez siebie mężczyznę. Który znowu zjadał jakieś tabletki. Chyba naprawdę trzeba będzie odstawić go do jakiegoś lekarza. Albo załatwić odwyk. Wyciągnęła komunikator i szybko wybrała kontakt do Garretta.
-Jak skończysz się faszerować lekami, to wracaj na statek.
Nakazała i rozłączyła się, zanim miałby szansę odpowiedzieć.
-{Tam}
Wskazała Mandalorianinowi drogę i ruszyła przodem w kierunku, gdzie stal jej statek.

Moc - 2012-05-22 19:32:16

- {Ja krążę po nich. I załatwiam pewne interesy.}
Odpowiedział odnośnie kwestii Mandalorian. Póki co nie miał zamiaru wyjawiać jej, że oto na Dxun trwała od dłuższego czasu mała mobilizacja Mando oraz ciche zbrojenia na wszelki wypadek. W końcu przedstawicieli ich kultury nie było aż tak mało... chociaż wszystko zależy od punktu widzenia. Bo cóż znaczy te kilka milionów rozsianych po całej Galaktyce w stosunku do ogólnej liczby jej mieszkańców? Toż to nawet procent nie był.
A odnośnie sprawy obcego tylko kiwnął głową. Sam znał nie do końca tragicznych aruetiise i jakoś potrafił z nimi żyć.
-  Jor'lekir
"Potwierdzam" - Mruknął A'den, przyzwyczajony do przepisów bezpieczeństwa z Dxun. Ruszył też przed siebie nie pytając o drogę, bo generalnie dobrze znał port. Dosłyszał też jak Shakti kontaktuje się z jakimś osobnikiem, najpewniej tym jej aruetii.

Garrett Kalosi - 2012-05-22 19:34:21

Garrett za żadne skarby nie dałby się przywlec do lekarza. Co prawda, czasami miewał problemy z neurowczepem, albo swoimi rękoma. Ale to raczej kłopot w elektronice i lepiej by zobaczył to jakiś dobry cybernetyk, niż neurochirurg albo inny konował. Odebrał komunikator, gdy stał tak w porcie i popijał kawę. Jak już wspomniano, nie była ona wyższych lotów, ale skoro nie można mieć nic lepszego, to nie ma co narzekać. Po odebraniu komunikatora, zauważył Shakti wlekącą się z tobołami do swojego statku. Kiwnął tylko głową, nawet nie chciał odpowiadać. Ruszył więc do statku, nie miał nic lepszego do roboty. Poza tym, głowa bolała go tak mocno, że nie był wstanie dzisiaj niczego wypić. Nawet jeśli chciał się zabawić, to teraz wszelkie chęci zostały mu odebrane poprzez uszkodzenie systemów neurowczepu, które wymagały natychmiastowego resetu. Owy błąd bowiem wpłynął również na jego implanty siatkówek i cały system HUD wyświetlał ogromny napis "ERROR!"

Shakti - 2012-05-22 20:58:29

Od czasu do czasu udawało jej się spotkać Mandalorian podczas podróży do różnych systemów, tak jak teraz. Nie było to jednak tak częste jak by tego chciała, dlatego czasem zastanawiała się nawet nad powrotem na Concord Dawn.
-{Dobrze by było, gdyby się pospieszył. Załatam statek i chcę ruszać dalej}
Mruknęła, chowając komunikator. Dobrze byłoby także, gdyby kolejka do tankowania zmniejszyła się choć trochę, ale w tak dużym porcie raczej nie było na to szans, więc Shakti nie miała na ten temat żadnych złudzeń.
Zmierzała konsekwentnie w stronę swojego statku, uważając tylko, czy żaden miejscowy cwaniak nie próbuje jej okraść. Choć biorąc pod uwagę jej towarzysza było to raczej wątpliwe.

Moc - 2012-05-22 21:06:29

{Ja muszę czekać na transport}
Stwierdził spokojnie A'den bo w sumie mu to nie przeszkadzało. Potrafił o siebie zadbać, a sam widok jego pancerza sprawiał, że większych problemów nie napotykał. Musiał tylko poczekać aż Tang przyśle tu po niego kogoś. Przyleciał tutaj jakimś starym gruchotem, którego miał opchnąć u Bachsa. Co się oczywiście udało.
- {Po co tu w ogóle przyleciałaś?}
Zapytał nagle klon. Bo jedynymi osobami, które szybko chciały opuścić Nar Shaddaa byli z reguły uchodźcy rozczarowani tutejszym życiem. Inni zdawali sobie sprawę z tego, jak wielkie jest to szambo.

Shakti - 2012-05-23 16:24:59

-{Części i tankowanie. Tak w głównej mierze.}
Wcześniej miała co prawda nadzieję, że znajdzie tu jakąś dorywczą robotę, ale od momentu postawienia stopy w tym miejscu, miała ochotę stąd odlecieć. Od ostatniej wizyty obraz tego portu trochę zbladł w jej pamięci, ale szybko znów uświadomiła sobie, że Nar Shaddaa to jedno wielkie bagno.
-{Jak się będziemy zbierać, to możemy gdzieś cię podrzucić.}
Zaproponowała. Nie wiedziała co prawda, jak na towarzystwo drugiego Mando zareagowałby Garrett, ale statek był w końcu jej.

Moc - 2012-05-23 17:30:06

- {Rozumiem}
Odpowiedział A'den i nie zagłębiał się w temat, idąc dalej w milczeniu. Mimo natłoku istot różnych ras nie miał większego problemu z przemieszczaniem się, bo nikt nie chciał zostać potrącony przez faceta w pancerzu. To po prostu bolało. Ale niektórzy, co bardziej odważni szli na czołowe i się przepychali, ale A'den na zaczepki nie reagował.
- {Zastanowię się}
Po niego miał co prawda ktoś przylecieć, ale dopiero za kilkanaście godzin a to trochę długo a załatwił już większość swoich spraw. Ale miał pewien interes do kogoś na Mandalore i rozmyślał, czy by nie wykorzystać okazji i nie zabrać się z tą Mando. Ale z drugiej strony wiedział o niej tylko tyle, że pochodzi z klanu Skirata. Ryzyko.

Garrett Kalosi - 2012-05-23 20:05:22

Wypił kawę i przespacerował się, by nieco ochłonąć od bólu głowy. Kiedy wszystkie objawy przeciążenia implantu minęły, Garrett postanowił wrócić na statek. Cały czas przed jego oczami ukazywał się ogromny napis "ERROR!", co świadczyło o tym, że błąd neurowczepu przerzucił się również na implanty siatkówek. Musiał jak najszybciej zresetować całe oprogramowanie, a to wymagało skorzystania z komputera. Musiał podpiąć pod swoje protezy ramion kabel, a później zrobić szybką operację resetowania całego obwodu, co spowoduje kilkuminutowy paraliż jego rąk. To jednak mało ważne, po powrocie na statek bowiem przeżył prawdziwy szok. Wiedział, że Shakti to mandalorianka, miał pewność, że ma jakiś znajomych z tego środowiska. Przecież to było bardziej niż pewne. Niemniej jednak, zaskoczył go widok. Na początku myślał, że to złudzenie spowodowane błędem w siatkówkach, jednak po dłuższej chwili upewnił się, że to co widzi jest prawdziwe.
-Jasna cholera.-Mruknął z niemałym przerażeniem, gdy ujrzał najprawdziwszego, bezlitosnego klona z serii ARC. Przynajmniej tak można było wywnioskować z typowych dla tej serii elementów pancerza idealnie skomponowanych w jedną całość z mandaloriańską częścią ekwipunku. Co prawda, tożsamość jego nie była jasna, aczkolwiek domyślał się kim mógłby być ten jegomość. Wszak serii ARC nie produkuje się od kilku lat, a ich pancerze są tak drogie, że byle kto raczej ich nie będzie nosił.  Widział takowych, pracując w WAR-ze. Pojawiali się z reguły na krótko i najczęściej używali windy 2B-A1, podróżującą wprost do podziemnego laboratorium. Starał się opanować, jednak osłupienie plus ogromny czerwony napis przed oczyma nie robił niczego na jego korzyść.
-Shakti...Potrzebuje kabel z wejściem HJS i komputer.-Powiedział, starając opanować nerwy. To jednak nie było proste. Wszak przed nim stała najbardziej bezlitosna istota w całej galaktyce.
-Przynieś to do mojej kajuty.-Dodał po chwili, nawet nie witając się z nowym znajomym Shak. Po prostu, poszedł z nieco otępiałym spojrzeniem prosto do swojej kajuty i zasiadł przy swoim biurku.

Shakti - 2012-05-23 21:12:12

„Że co?” Rzuciła do przechodzącego mężczyzny. To była jedna z tych chwil, kiedy naprawdę miała ochotę zrobić mu krzywdę. Tak, żeby mu nawet najlepsze protezy nie pomogły. Nie dość, że aruetii zachować się nie umie, to jeszcze na jej statku zamierza mówić, co ona ma robić?  Po minie i odruchowo zaciskanych pięściach widać było w pełni jej hamowaną ostatkiem sil złość.
-{Zostaniesz, żeby coś zjeść?}
Odwróciła się do Mandalorianina, by odwrócić swoją uwagę od wizji plamy z mózgu hakera gdzieś na ścianie. Zdecydowanie byłoby z tym za dużo sprzątania, więc wolała nie wprowadzać jej w czyn. Wprowadziła Mandalorianina do głównego pomieszczenia statku. To miejsce także pozbawione było zbędnych ozdób, ale przynajmniej stała tu kanapa i parę krzeseł, by można było usiąść. Nawet stół był, nieduży ale jednak. Widać jednak było, że nieczęsto ktokolwiek tu przebywa.
-{Zaczekaj chwilę, proszę. Zaraz coś przygotuję.}
Zgarnęła ze stołu komputer Garretta, a z jednego ze schowków nieszczęsny kabel. Z tym sprzętem przeszła do kajuty hakera i z rozmachem „postawiła” rzeczy tuż przed jego nosem.
-Haar'chak! Co ty robisz? Doprowadź się do porządku w miarę szybko. I zachowuj jak istota cywilizowana.
"Cholera" był najłagodniejszym ze słów, które teraz cisnęło jej się na usta. Postanowiła jednak zaczekać tu krótką chwilę, żeby sprawdzić, czy nie trzeba będzie na przykład pomóc mu do czegoś się podpiąć.

Moc - 2012-05-23 21:22:40

A'den rzucił okiem na nieznajomego, który jak się domyślał był członkiem załogi Shakti. A potem przyjrzał się jej postawie i uśmiechnął się złośliwie, jednak hełm wszystko zakrywał.
- {Ja bym mu na twoim miejscu przywalił. Nawet ja nie jestem tak głupi, by tak mówić do Mandaloriańskiej kobiety}
Na chwilę sobie wyobraził reakcję Amy, jego ukochanej kobiety. Jakby on przyszedł do domu i tak do niej powiedział i to jeszcze przy gościu to by pewnie dostał w łeb patelnią a potem by go wykastrowała. Dosłownie. Co jak co, ale kobiety to Mando szanują. Za bardzo są przywiązani do własnych klejnotów.
- {Niech będzie, mam dość tego szybkiego żarcia}
Przyjął ofertę posiłku a potem rozejrzał się po frachtowcu, podobnie jak poprzednio szukając miejsc dobrych do ewakuacji, ewentualnej walki jak również potencjalnych zagrożeń. Mando, nie Mando, A'den wolał nie ufać za bardzo nikomu. Istniała tez opcja, że zatruje jedzenie, więc ustawił sobie od razu system awaryjnej łączności na swoim komunikatorze. W razie czego jego rodzina dostanie podstawowy zestaw danych mogących pomóc im w pomszczeniu go. Ot na wszelki wypadek...
Trochę psychopatyczne myślenie ale to już było efektem jego szkolenia. Zbyt głęboko mu to siedziało w głowie.
Po kilku chwilach poczuł się nieco pewniej i zdjął hełm, który potem umieścił pod pachą. Przyniesione części przedtem gdzieś odstawił.

Garrett Kalosi - 2012-05-23 21:30:19

No cóż. Wiedział, że nie przestrzega teraz żadnych norm zachowywania się w mandaloriańskim domu. Kiedy usiadł przy swoim biurku, zawisł na moment przed nim i zdjął buty. Zgodnie z tym, co nauczała go Shakti. Będzie musiał ją później w jakiś sposób przeprosić, wiedział, że ona trzyma urazę bardzo długo. Jest pamiętliwa i mściwa. Zresztą, podobnie jak Garrett. On jednak był mniej ostry w sposobach zemsty. Uruchomił komputer. Potrwało to dosłownie kilkanaście sekund. Kiedy system operacyjny załadował się, haker podpiął swoje protezę ręki do komputera. Otworzył specjalne oprogramowanie i skrzywił usta. Otworzył okno poleceń i wpisał odpowiednie komendy do edytora. Wszystko to zajęło nie więcej niż pięć minut. Kiedy cały reset był już przygotowany, haker nacisnął kursorem przycisk "Wykonaj". Komputer zareagował bardzo żwawo, wydał bowiem komunikat werbalny.
-Wykonanie resetu protez wiąże się z ich kilkuminutową dezaktywacją, prowadzącą do chwilowego paraliżu, utraty wzroku, a nawet możliwością trwałego uszkodzenia mózgu. Proszę potwierdzić swoją decyzję.-Haker robił to już tyle razy, że od razu potwierdził polecenie. Polecenie zostało przesłane do całego systemu, tak więc od teraz na pięć minut Garrett nie mógł ruszyć rękoma, był kompletnie ślepy, a jego neurowczep był nieaktywny.

Shakti - 2012-05-23 22:09:47

-{Teraz i tak ledwo się trzyma na nogach. Przywalenie mu później będzie bardziej dotkliwe. I bardziej satysfakcjonujące.}
Zaopiniowała, jeszcze zanim przeprowadziła Mando wgłąb statku.
Stojąc nad Garrettem jak nie przymierzając kat nad dobrą duszą, Shakti z pewną satysfakcją stwierdziła, że część z wpajanych przez nią zasad jednak zostaje w tym wypełnionym elektroniką łbie. Dobre i to.
-Masz się pojawić przy posiłku.
Rzuciła krótko i wyszła z pomieszczenia, nie dając mężczyźnie czasu, ani szansy na odpowiedź. Wracając do swojego gościa, zebrała zakupione części i wstawiła je do ładowni, gdzie leżała już reszta potrzebnych do naprawy elementów i narzędzia. Uśmiechnęła się widząc, że A'den zdjął hełm. Truć go nie zamierzała, mógł nawet patrzeć na to, jak Shakti przygotowuje posiłek, bo prowizoryczna kuchnia była połączona z tym pomieszczeniem szerokim przejściem. Shakti umyła ręce i zabrała się za przygotowywanie jedzenia.
-{Nie znoszę jeść na szybko. Jasne, czasem trzeba, ale jednak nie ma jak prawdziwa, porządna kuchnia}
Nie lubiła pracować w ciszy. Nie przy zleceniach rzecz jasna, ale gotowanie w milczeniu było dla niej jak utrata połowy przyjemności z tworzenia czegoś smacznego. W miarę gotowania w powietrzu dawało się wyczuć zapachy ostrych przypraw i warzyw używanych przez kobietę.

Moc - 2012-05-23 22:22:04

Wracając Shakti mogła się przyjrzeć bliżej twarzy A'dena. Jeśli kiedykolwiek spotkała lub widziała Jango Fetta, lub też któregokolwiek z jego klonów to z pewnością rozpozna jego twarz. A jeśli tej "przyjemności" nie miała, to po prostu powita ją przystojna twarz młodego mężczyzny o nieco ciemniejszej karnacji, czarnych włosach i brązowe oczy, pozbawione jednak ciepła czy jakiegoś rozbawienia. Pozostawały czujne i zimne.
- {Nawet ładny statek... i funkcjonalny. Jakie ma uzbrojenie? Standardowe? }
U Mandalorian pojęcie ładny było raczej marnym komplementem. Za to funkcjonalny już nieco lepiej, a przed dalszą opinią się póki co A'den wstrzymywał.
- {Mój ojciec to samo powtarza i nauczył nas wszystkich gotować. Sam świetnie to robi... z każdej odwiedzonej planety kilka przepisów przywoziła potem ćwiczył... czasem kuchenkę podpalił przy bardziej skomplikowanych i dziwnych instrukcjach... ale kto by się przejmował}

Garrett Kalosi - 2012-05-24 19:46:42

Reset zakończył się sukcesem. Wszystkie błędy zostały skasowane, a cała aparatura i jej działanie wróciło do normy. Garrett odzyskał władzę nad ramionami. Na oczach był wyświetlany komunikat Sprawdzanie zgodności z oprogramowaniem, a na dodatek poczuł, że jego neurowczep działa jak należy. Do tego modelu bowiem był dodawany tester, który emitował feromony jednej z losowo wybranych ras. Analiza przebiegła bez usterek, ból głowy nie powrócił. Wszystko działało w jak największym porządku. Nie wiedział jednak jak ma przywrócić się do porządku. Nie miał pojęcia co mandalorianie rozumieją poprzez słowo porządek. On kojarzył to raczej z ładem w plikach systemowych, zapobiegając w ten sposób przed nagłą utratą kontroli nad tym co się robi. Dla zwykłych użytkowników, komputer to narzędzie z ograniczeniami, które on sam ustala. Dla ludzi takich jak Kalosi, to komputer był sługą użytkownika i robił wszystko to, co kazał mu operator. Mniejsza o to. Po upiciu łyka napoju energetycznego, Garrett wstał i ruszył w kierunku kuchni, będąc zwabionym tam pięknymi zapachami. Kiedy wszedł do środka, zobaczył klona.
-O...Jango Fett...-Spojrzał jeszcze raz na osobnika, który był już bez hełmu. Skrzywił usta. To jednak nie było złudzenie. Przez cały czas resetu myślał o tym, co widział po wejściu na statku. Cały czas miał wrażenie, że widział mandalorianina z elementami pancerza ARC. Co było dziwne, przecież ta seria była chyba całkowicie unicestwiona, albo przejęta przez nowe władze. Widząc jednak tą śniadą gębę Jango Fetta.
-O kurwa, Konserwa.-Mruknął do siebie, jednak na tyle głośno, że wszyscy obecni mogli to usłyszeć.

Trax - 2012-05-25 15:32:30

Nad statkiem naszych bohaterów Shakti i Garretta Kalosi rozległ się miarowy huk silników. Widać, a razej na razie tylko.słuchać było, że to nie żadna mała maszynka szykuje się do lądowania. I faktycznie. Z okien widać było potężną sylwetkę Jacht SoroSuub Luxury 3000 (Luxury 3000 Yacht)  pomalowanego w płonące czaszki, chmury i anioły trzymające świetlne miecze. Na burcie owego jachtu widniał płonący napis: "Pani Mgieł". Tak pomalowany statek był tylko jeden, jedyny w całej Galaktyce i mależał on do nikogo innego, jak do gwiazdy Heavy Isotope Throula Traxa, zwanego też, przez pzyjaciół Małym. Jacht zawisł na lądowisku obok i pomalutku, dostojnie i majestatycznie wylądował. Rampa jednak nie otworzyła się jak narazie. Widać pasażerowie nie zamierzali jeszcze wychodzić.

Shakti - 2012-05-26 20:24:45

Shakti spotkała już kilku klonów, choć zwykle starała się trzymać od nich z daleka, jako od przedstawicieli władz. Wiedziała też czyimi są klonami, a co za tym idzie, że naprawdę lepiej nie zbliżać się do nich zbyt blisko, szczególnie, jeśli stoją po przeciwnej stronie. W każdym razie nie pokazała po sobie zaskoczenia, tylko spokojnie pracowała nad stworzeniem czegoś do jedzenia.
-{Ładny? Nie ma być ładny, tylko ma działać. Standardowe uzbrojenie? To by było raptem podwójne działko. Mało strasznie, dlatego staram się je ulepszać.}
Nie zamierzała wdawać się w szczegóły uzbrojenia statku, w końcu zawsze lepiej mieć tych parę asów w rękawie.
-{Też może powinnam tak robić. Choć jedzenie robaków mnie nie pociąga, a to przecież też specjał w niektórych miejscach.}
Zamieszała bulgoczący już gulasz i odwróciła się do wchodzącego właśnie Garretta. Jego uwaga po raz kolejny wytrąciła ją z równowagi, ale ponieważ teraz wyglądało na to, że mężczyzna jest już w lepszym stanie, Mandalorianka uznała, że tym razem mu nie daruje. Złapała pierwszą rzecz, która nawinęła jej się pod rękę. Padło na naszykowany do nakładania potrawy półmisek. Naczynie zaraz poleciało w stronę hakera, odprowadzane wściekłym spojrzeniem Shakti. Może to i lepiej, że półmisek, a nie leżący dosłownie parę centymetrów dalej nóż.
-KALOSI, DO DIABŁA! Jak masz chrzanić głupoty, to lepiej się zamknij! A jak chcesz obrażać mojego gościa, to wypieprzaj stąd!

Moc - 2012-05-26 20:34:47

- {Standardowe zawsze jest do dupy. Durne przepisy}
Odpowiedział klon i dalej się kręcił po pokładzie aż w końcu znalazł sobie jakieś miejsce do siedzenia. Hełm odstawił sobie na bok i najchętniej położyłby nogi gdzieś na jakimś stolik, ale uznał to za okazanie braku szacunku gospodarzowi, więc sobie darował (tą pozę to od Tanga przyjął, który praktycznie w każdym barze tak się rozwalał).
- {Czasami też jedyna dieta. Sam kiedyś musiałem je jeść. I szczury... cholerne paskudztwo, ale lepsze to iż śmierć z głodu}
To akurat było mniej przyjemnym wspomnieniem z wojny. Właściwie, to z tego czasu mało miał takich dobrych wspomnień, większość to tylko pamiątki niebezpieczeństw, walk, podchodów z wrogiem... i jedzenia byle gównianego żarcia.
A gdy Garrett zjawił się w pomieszczeniu w którym oni przebywali to A'den spojrzał na niego badawczo tym swoim zimnym, bezwzględnym spojrzeniem. Nie dał po sobie poznać, że te słowa jakoś nim wstrząsnęły, ale cholernie nie lubił określenia "konserwa". Bo po pierwsze odnosiło się to do zwykłych żołnierzy, a on taki nie był, po drugie... no jak tu dobrze kojarzyć konserwę?
- Jeszcze raz użyj tego określenia a przeciągnę twój język przez przełyk, jelita aż do dupy.
Stwierdził bardzo spokojnie, chociaż w jego głosie wyraźnie przebrzmiewała groźba. Zaś na rzut talerzem zareagował tylko lekkim uśmiechem. On by wybrał nóż. Lepszy efekt psychologiczny.
- {Wybacz, ale na prawdę nie lubię tego określenia.}
Powiedział do Shakti, bo jednak otwarcie groził członkowi jej załogi a nie chciałby robić tutaj burdelu o byle co. Nie wiadomo też kto by wyszedł z tego cało.

Garrett Kalosi - 2012-05-26 20:51:56

Chyba żaden z klonów nie przepadał za tym określeniem. Garrett nie wiedział dlaczego "Konserwa" stała się tak popularnym przydomkiem dla każdego ówczesnego żołnierza republiki. Nie było to zbyt miłe, ale na polu bitwy raczej nie myśli się o tym, co kogoś obraża, a co nie. Został zaatakowany z dwóch stron. Tu Shakti rzuciła w niego jakimś przedmiotem, przed którym zasłonił się ręką. Przedmiot odbił się od protezy i tyle z tego pożytku było. Zaczepka słowna klona była bardzo dziwna. Nie wiedział dlaczego zareagował tak agresywnie na ten przydomek. Owszem, mógł go nie lubić, jednak większość klonów jakoś niespecjalnie reagowała chęcią oderwania komuś łba za to, że go tak nazwał. To dało mu do myślenia. Haker zaczął kojarzyć fakty. Zwyczajna konserwa potulnie wykonywała zadania. Tylko dwa rodzaje klonów dawały nieraz sprzeciw i sugerowały inne działania.
-No tak...Sądząc po elementach Twojego pancerza, daleko Ci do zwykłego mięsa armatniego. Agresywny, niezależny.-Tu pobierał odczyty z feromonów klona. Uruchomił się bowiem neurowczep, na polecenie Garretta. Urządzenie było tak zaawansowane, że wystarczyło pomyśleć o włączeniu tego urządzenia, a ono samo się aktywowało. Komendy głosowe były zbędne, wszak kto by się chwalił rzeczą, która umożliwia poznanie osoby, zanim w ogóle zacznie się z nią rozmawiać.
-ARC...Seria...Alfa? Dobrze mówię?-Spytał się. Był lekko zdenerwowany, ton jego głosu był pasywny, nie chciał wzbudzić niechcianego konfliktu.

Shakti - 2012-05-26 21:16:39

-{Jasne, że to lepsze od śmierci, ale też zbyt częste jedzenie byle czego na pewno nie jest za dobre. Szczury? Paskudztwo. Ale to przynajmniej ssak. Mnie kiedyś uraczyli jakimś żukiem... chyba. Paskudztwo jakich mało. Do tej pory czuję.}
Aż się zatrzęsła na wspomnienie tamtego incydentu. Nigdy więcej. Atmosfera jaka w tej chwili panowała w pomieszczeniu też nie działała na nią pozytywnie. Tylko tego brakowało, żeby Mando rozsmarował jej hakera na ścianie.
-{Jak to było? Przez przełyk, jelita, do dupy? Interesujące. Muszę to kiedyś zobaczyć. Ale niekoniecznie na nim, przydaje się, mimo swojego braku wychowania. Wybacz.}
Dobrze przynajmniej, że Garrett zmienił ton. Widać wreszcie postanowił wykazać odrobinę tej inteligencji, którą zwykle się szczycił.
-Podnieś ten półmisek i mi podaj.
Powiedziała do niego już spokojniej.

Moc - 2012-05-26 21:28:54

- {Gdy głodujesz jesz co musisz. A sztuka przyrządzenia strawnego posiłku ze szczura się przydaje}
A'den odpowiedział Shakti spokojnie, jednak Garrettowi przyglądał się uważnie tym swoim zimnym spojrzeniem. I niestety popis inteligencji w wykonaniu hakera wywarł na nim wrażenie, ale chyba z goła odmienne od zamierzonego, bo z pozycji "chakaar" awansował nagle do pozycji "potencjalny wróg". Zdecydowanie za dużo wiedział.
- Wiesz... mawiają, że mądry człowiek wie kiedy milczeć. Ja dodam, że martwy milczy na wieki
To już było drugie ostrzeżenie a A'den nie zwykł dawać trzeciego. Drugiego zazwyczaj też nie, ale ze względu na Shakti zdecydował się zrobić ten wyjątek. A jeżeli Garrett był na tyle inteligentny, by odgadnąć kim jest siedzący przed nim klon, to chyba nie popełni głupiego błędu i nie będzie tematu drążył, bo to się źle dla niego skończy.
- {Ten brak wychowania i zdolności trzymania języka za zębami wpędzi go do grobu i to szybko.}
A'den nie potwierdził zaś domysłów hakera. niech się głowi sam, byleby głupio nie pytał.

Garrett Kalosi - 2012-05-26 21:38:51

Wiedział dużo, bo służył tym, którym służył również A'den. Co prawda, rodzaj ich służby ku chwale republiki był zupełnie inny. Jednakże...ich praca była ze sobą połączona. Jeśli A'den jest rzeczywiście ARC, to niejednokrotnie dostawał informacje z jego wydziału. Na temat rozmieszczenia wroga, zdjęcia z satelitów. Mniejsza o to. Ostrzeżenie wydane przez niego było dlań bardzo jasne. Dlatego też, przymknął się raz dwa. Zresztą...Po co miał się odzywać, skoro wyraźnie oboje go tutaj nie chcą. Nie dość, że niegrzecznie gadają w Mando'a. Języku, który Garrett za grosz nie zna, to jeszcze czuł, że jakoś nie pasuje do tego wojowniczego towarzystwa. Położył tylko przedmiot obok Shakti i wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów. Wyciągnął jednego, położył na stole i wyszedł do hangaru. Po prostu, by spalić papierosa i wrócić do środka. Shakti nie lubiła dymu papierosowego, ten klon z pewnością zabiłby, gdyby jego żołnierski, wytrenowany nosek wyczuł odrobinę nikotyny w powietrzu.

Shakti - 2012-05-27 11:19:35

Wiadomo, że w czasie wojny nie ma za bardzo czasu zastanawiać się, co wrzucić do gara, byle coś było i dało się zjeść bez chęci zwracania tego jak najszybciej. Jeśli jednak była okazja do jedzenia lepszych rzeczy, to zdecydowanie trzeba z niej skorzystać. Dlatego teraz, zamiast potrawki ze szczura, gotował się gulasz z nerfa.
-{Mam nadzieję, że jednak zdoła się kiedyś tego nauczyć. Zanim go ktoś zabije.}
Mruknęła, odprowadzając wzrokiem wychodzącego mężczyznę. Wiedziała, że się obraził, ale przynajmniej nie będzie dalej prowokował Mando. A ona nie będzie musiała rozważać po której stronie konfliktu stanąć.
Shakti zostawiła podgrzewającą się potrawę i usiadła naprzeciwko A’dena, by móc na niego patrzeć w trakcie rozmowy.
-{Dokąd później będziesz leciał?}
Już wcześniej zaproponowała mu podrzucenie gdzieś, ale warto byłoby dowiedzieć się, dokąd w ogóle Mando chce dolecieć.

Moc - 2012-05-27 11:35:36

A'den odprowadził wzrokiem Garretta, nie wykonując przy tym żadnego agresywnego ruchu w stylu położenia ręki na blasterze, czy też przejechanie palcem po szyi. To było dobre dla amatorów, psychopatów albo dzieciaków. Często jedno zdanie, wypowiedziane odpowiednim tonem mogło zdziałać znacznie więcej niż jakikolwiek gest. Problem w tym, że działało to tylko na osoby inteligentne.
- {Jak to się w ogóle stało, że podróżujesz z obcym?}
Zapytał A'den, patrząc kątem oka to na Shakti to znowu na wejście do frachtowca. Zawsze siadał w miejscach, z których mógł obserwować całe pomieszczenie, mając najczęściej za plecami ścianę.
A gdy Mandalorianka siadła naprzeciw niego to lekko się uśmiechnął, niby wesoło ale nie obejmowało to jego spojrzenia, które nadal pozostawało zimne i w sumie obojętne.
- {Mandalore. Siedziba klanu Beskar. Mam do nich interes}
A więc generalnie rodzinne strony, obecnie jednak sporo imperialnych tam było.

Garrett Kalosi - 2012-05-27 11:51:37

Otworzył śluzę ładowni, coby później Shakti nie mówiła, że w całym statku fajkami śmierdzi. Była wrażliwa na nikotynę, a każda próba zapalenia papierosa na pokładzie kończyła się niezłym rabanem. Dlatego też, w otoczeniu miejskiego smogu, kilkuset statków w porcie, postanowił spalić papierosa. Odpalił go przy pomocy zapalniczki na benzynę. Zaciągnął się kilka razy? Czy się obraził? Może trochę. To chyba było związane z niewiedzą na temat mandalorian. Poznając Shakti, poznaje jej braci. Nie rozumiał ich motywacji, pobudek do działania. Nie rozumiał, albo nie chciał zrozumieć. Jedno z dwóch. Niemniej jednak, jego uwagę przykuł bardzo wyróżniający się z tłumu jacht. Kolorowy, błyszczący jak psu jaja. Pierwsze co przyszło Kalosiemu do głowy, to to, że przyleciał nim jakiś zniewieściały idiota, którego nozdrza zostały wydrążone przez Czerwony Piasek.

Shakti - 2012-05-27 12:29:24

Statek był chwilowo tym, co najbliższe było jej idei „yaim”, domu, przynajmniej dopóki nie osiedli się gdzieś na stałe. Znała w nim każdy kąt, położenie każdej śrubki. Wiedziała gdzie są skrytki z bronią i gdzie można się schować, by z ukrycia eliminować intruzów. Można powiedzieć, że czuła się w nim bezpiecznie, ale była w stanie zrozumieć postawę A’dena. Sama też zachowywałaby się w ten sposób w obcym miejscu.
-{Miałam go gdzieś przetransportować po tym, jak... odszedł z WAR-u. W każdym razie z tego przewożenia zrobił się niezły burdel. Garrett trochę mi pomógł i jakoś wyszło, że został. Normalnie gada mniej, za to z większym sensem.}
Wyjaśniła, nie wdając się niepotrzebnie w szczegóły. Zdążyła już przywyknąć do towarzystwa hakera i normalnie jej nie przeszkadzał. Chyba, że zaczynał zachowywać się jak dziś.
-{Mandalore? Dobrze by było tam wrócić... ale chyba dużo tam teraz obecnych władz? Jakoś nie bardzo mam ochotę mieć z nimi do czynienia.}
Nie dopytywała się bliżej o cel jego podróży. Jego sprawy to jego sprawy. Jej nic do tego.

Trax - 2012-05-27 12:48:41

Rampa jachtu z sykiem wykonywała swòj krótki bieg w dół. Gdy już na dobre zakotwiczyła na betonie lądowiska zszedł po niej niewysoki, a wręcz mały jak na swój wiek, bo mierzący zaledwie 140 cm przedstawiciel rasy ludzkiej. Dumny posiadacz długich, opadających na ramiona prostych kasztanowych włosów i czarnych przenikliwych oczu. Jego nos był krótki i prosty zaś cera blada niczym u nieboszczyka. Usta były wąską kreską i zawsze widniał na nich szyderczy, pełen wyższości uśmieszek. Znakiem szczególnym tej persony był tatuaż na prawym ramieniu przedstawiający czaszkę z wychodzącym z jej ust wężem. Ten tatuaż to efekt pewnej libacji alkoholowej zakończonej w łożu z czterema cycatymi kobietami o połowę starszymi od niego. Ową postacią, która to zeszła po rampie i przyglądała się teraz hakerowi przez chwilę był nie kto inny jak słynny w całej Galakryce lider zespołu "Mocowładni" Throul Trax. Throul stojąc juź na betonie lotniska wyciągnął z kieszeni spodni papierosy. Jednego włożył w kącik ust. Paczkę schował do kieszeni i zaczął obmacywać kieszenie w poszukiwaniu zapalniczki.

Moc - 2012-05-27 14:48:25

A'den praktycznie nigdzie nie czuł się w pełni bezpiecznie, jedynie co to w swoim domu pośród Mandalorian. Wtedy mógł sobie odpuścić te wszystkie paranoiczne przyzwyczajenia. Ale w obcym miejscu, takim jak statek Shakti było to w pełni uzasadnione. I chociaż zachowywał spokój, to jednak podświadomie czekał tylko na jakiś fałszywy ruch czy atak. Jango Fett go tak skrzywił.
- {Z WAR'u, tak? To by tłumaczyło, dlaczego mnie rozpoznał... ale wojna się skończyła dawno temu. I tak przyczepił się jak wesz dupy banthy?}
Ton jego głosu cały czas pozostawał spokojny, rzadko kiedy pozwalał sobie na okazywanie emocji komuś spoza rodziny. Dla niego emocje i uczucia równały się słabości a okazywanie ich potencjalnemu wrogowi było głupotą. Więc był zimny, cały czas.
- {Ale jestem w stanie zrozumieć, czemu pozwoliłaś mu zostać. Samotność to paskudna sprawa}
A'den już przywykł do swojej rodziny, do poczucia, że gdzieś tam czeka na niego ojciec i bracia, którzy zrobią wszystko, nawet największą głupotę, po to by wyciągnąć go z kłopotów. To było pokrzepiające. Ale sentymentalnych gadek dalej nie lubił.
- {Beskar mieszkają na uboczu, z dala od Keldabe. Imperialni się tam nie zapuszczają zbyt często. Gdyby było inaczej to bym tam nie leciał, nie lubimy się z Imperium.}


Z Shakti przenosimy się do tego Tematu. Trax i Garrett gracie sami.

Garrett Kalosi - 2012-05-27 14:48:40

Kiedy jakaś istota opuściła statek, Garrett przyglądał się jej. Mniej lub bardziej uważnie, ale to już raczej nieistotne. Wszak ktoś, kto przyleciał tak kolorowym statkiem, nie może być groźny. Jednak, Shakti mówiła, że pozory mylą i warto zachować największą możliwą ostrożność. Jednak po chwili, haker zorientował się kim jest ta persona, która wyszła z jachtu. Lider zespołu Mocowładni. Kalosi nawet nie wiedział, że on taki niski jest. Na ekranie wydawał się nieco wyższy, ta przebrzydła magia kina. Niech szlag ją trafi.
Zauważył, że jegomość szuka w swoim stroju zapalniczki. Zeszło mu kilka minut poszukiwań, a ten nadal nie miał jej w dłoni. No cóż, Garrett postanowił mu pomóc, choć specjalnie się do tego nie palił. Skrzywił usta, wyszedł ze statku i zamknął za sobą śluzę ładowni.
-Masz.-Powiedział i sięgnął po zapalniczkę, po czym rzucił ją w kierunku kurdupla. W jednej z książek fantasy, autor opisywał istoty o podobnym wzroście. Miały długie brody i walczyły toporami energetycznymi. Ten jednak tej istoty w ogóle nie przypominał, po prostu...Tak Garrettowi jego wzrost się skojarzył z tą książką.

Trax - 2012-05-27 17:21:35

Throul widział zbliżającego się do niego osobnika. Nie przeszkadzało mu to z resztą. W końcu był w miejscu publicznym a nie w jakiejś pieprzonej pustelni. Gdy ów osobnik rzucił mu zapalniczkę Mały złapał ją i jednym płynnym ruchem zbliżył do papierosa, którego odpalił. Z nieskrywanym zadowoleniem zaciągnął się dymem.
-  Dzięki, tego mi było trzeba.
Odlowiedział swoim charakterystycznym, lekko zachrypniętym i skrzeczącym głosem. Z kieszeni spodni wyciągnął czarny flamaster. Bez pytania napisał coś na niej a następnie złożył autograf.
- Trzymaj.
Odrzucił zapalnizkę właścicielowi. Gdyby haker na nią spojrzał przeczytałby napis: "Z podziękowaniem za ogień" a z drugiej strony zobaczyłby autograf Throula. Fani, gdyby się dowiedzieli o istnieniu takiego artefaktu jak zapalniczka z podziękowaniem i autografem Małego zapłaciliby zapewne za nią sporą sumkę.
- Też czekasz na swoją kobietę?
Spytał nieznajomego z lekkim uśmieszmiem.
- Moja pindrzy się od godziny.
Stwierdził z ubolewaniem. Dla niego, jego źona była najpiękniejsza w naturalnej postaci, bez pudru, szminek i tak dalej.

Garrett Kalosi - 2012-05-27 18:39:16

Patrzył na poczynania tego artysty od siedmiu boleści. Jakoś nie przepadał za muzyką tego zespołu. Może to dlatego, że w czasach młodości był ulicznikiem, wolał wsłuchać się w stare, dobre, czarnoskóre rymowanie. "Mocnowładni", co to za nazwa w ogóle. W mniemaniu hakera miała ona taką rację bytu, jak inteligencja tuskenów. Na dodatek, kiedy ten złożył zapalniczkę na tej wspaniałej metalowej obudowie z elementami bardzo drogiego tworzywa ceramicznego, myślał że go szlag trafi. Momentalnie chwycił kurdupla za chabety i napiął (o ile można to zrobić z protezą ręki, która w tym świetle wyglądała nadzwyczaj przerażająco) ramię, by unieść go nieco w górę.
-Coś Ty, kurwa, zrobił, grajku? Słyszałeś o sztuce "Skrzypek na dachu"? Tutaj dachy są cholernie wysoko, widzisz?-Wskazał wolną ręką na majestatyczne budynki. Otóż...Dlaczego tak mocno zareagował na to, że Trax złożył podpis na zapalniczce? Był to prezent z okazji rocznicy ślubu, który dała mu żona. Była żona. Niemniej jednak, przedmiot ten był dla niego bardzo ważny, a teraz jakiś gówniany grajek zniszczył wartość tej zapalniczki przez swój pieprzony flamaster.

Trax - 2012-05-28 20:51:32

Kroki na rampie. Pierwszy i Drugi, ochroniarze Throula zeszli na lądowisko. To, co zobaczyłi ewidentnie im się nie spodobało. Jakiś dupek bowiem potrząsał ich pracodawcą niczym dzwoneczkiem. Ruszyli więc na hakera.
- Chłopcy, chłopcy spokój. Tu tylko zaszło małe nieporozumienie. Ten pan zaraz mnie odstawi. Przylecieliśmy tu szukać pilota a nie wszczynać burdy z tubylcami.
Oświadczył. To powstzymało ochroniarzy od ataku. Throul zwrócił się teraz do Garreta.
- Wybaz, nie wiedziałem, że ta zapalniczka jest dla ciebie taka cenna. Wszyscy proszą mnie ciągle o autograf na różnych przedmiotach więc podpisałem się czysto machinalnie. Jestem gotów pokryć koszt czyszczenia i regeneracji tak, by twoja cenna zapalniczka była jak nowa. Co ty na to, przyjacielu?
Spytał hakera patrząc mu prosto w oczy bez cienia strachu czy obawy.

Garrett Kalosi - 2012-05-28 21:04:36

Ochroniarze wcale nie przestraszyli Garretta. W szkole średniej miał kontakty z typami, gorszymi od jakiś bezmózgich mięśniaków. Trzymał tak artystę za chabety, chcąc mu wyraźnie przywalić. Już zacisnął swoją dłoń w pięść. Już miał wymierzyć w niego cios, jednak powstrzymał się. Choć ten przedmiot był dla niego ważny, nie będzie robił draki za to, że ktoś się na tym podpisał.
-Skoro tak machinalnie robisz autografy, jestem ciekawy ile dzieciaków woła na Ciebie "tato".-Rzucił beznamiętnie i puścił karła. Spojrzał na ochroniarzy i postarał się na nich spojrzeć z teatralnym, miłym spojrzeniem, co jednak przez jego cybernetyczne oczy specjalnie nie wychodziło. Kiedy Trax wspomniał o tym, że szuka pilota, od razu skojarzył to sobie z Shakti, która teraz rozmawia sobie ze swoim pobratymcem.
-A co? Tak balujecie, że wszędzie tunel nadprzestrzenny widzicie?-Kolejna głupia docinka z jego strony. Skoro tak, to jakim cudem wylądowali w tym porcie. Przecież było tu mnóstwo statków. Był to jeden z najtłoczniejszych portów w galaktyce. Tutaj wymagana jest niemała precyzja. Co do zapalniczki, spojrzał na nią i włożył ją za pazuchę jegomościa.
-Zatrzymaj ją sobie. A co do pilota, to mam chyba kandydatkę.

Trax - 2012-05-28 21:18:19

- Jedno będzie za jakiś cas wołać.
Odpowiedział nie przejmując się docinką. Ochroniarze podeszli wolno i stanęli po bokach Małego chcąc go zabezpieczyć przed kolejnym potencjalnym atakiem. Niepotrzebnie z resztą. Owe spojrzenie Garretta nie zrobiło na nich wrażenia. Spotykali się z gorszymi szumowinami.
- Kiedy balujemy to balujemy. Kiedy praca, to praca.
Stwierdził beznamiętnym tonem poprawiając pomięte ubranie. Nijak mu to nie wychodziło. Z westchnieniem zrezygnował z powtarzania tej czynności.
- Mam dobrego pilota, ale chce odejść. Szukam tylko najlepszych i... wiedzących co to dyskrecja.
Wyciągnął zapalniczkę zza pazuchy i oddał hakerowi.
- Sprzedaj ją a zarobisz nie mało. Fani potrafià dobrze zapłacić za taki przedmiot. Mnie kasa nie potrzebna. Tobie przyda się bardziej. Bez obrazy ozywiście.

Garrett Kalosi - 2012-05-28 21:27:20

Z racji tego, że Garrett należał do ludzi małomównych, nie odzywał się więc, wsłuchując się tylko w słowa artysty, za którym i tak nie przepadał. Niemniej jednak, oferta jaką składał była ciekawa i godna rozważenia. Postanowił więc zdobyć więcej informacji na temat pracy. Skoro szukał najlepszych i dyskretnych, Shakti będzie doskonała. Odpowiedź jaką udzielił na temat baletów była tak idiotyczna, że aż Garrett poczuł wyraźne zażenowanie. Wszyscy przecież wiedzą, że połowa artystów wchodzi nawalona na scenę. No chyba, że jest się z zespołu "30 sekund do Ryloth", ale o tym lepiej nie rozmawiać. Kiedy oddał mu zapalniczkę, Garrett jeszcze raz spojrzał na kurdupla i na przedmiot. Pokiwał głową, przecież wydał sporo kredytów na swoją broń. Sprzedaż tej zapalniczki mogłaby przynieść pewne zyski. Niech będzie jego strata, schował ją do kieszeni.
-A Tobie bardziej przydałby się wzrost. Bez urazy.-Mruknął do artysty. Co prawda, z reguły na wszystkich patrzył z góry. Wszak był wysokim mężczyzną, ale ten bił już wszelkie normy wysokości. A raczej niskości. Przynajmniej nie ma problemów z czołganiem się pod stołem po imprezie. Nieważne. Chciał usłyszeć więcej informacji o pracy.
-Przestań pieprzyć. Konkrety proszę o tej pracy.

Trax - 2012-05-29 17:39:15

Docinkę o wzroście w przypływie dobeoduszności pominął, choć jeden gest Małego, a z hakera ostała by się jeno mokra plama na betonie. Nie w głowie muzykowi były takie krotochwile. Skinął tylko głową, że urazy nie chowa. Teraz musiał znaleźć odpowiedniego kandydata na pilota.
- A jak myślisz, jaką robotę mógłbym zlecić pilotowi? Zbieranie gówna bantha?
Spytał z wuraźną ironią w głosie. Ochronarze położyli mu ręce na ramionach. I dobrze, bo jeszce chwila a Throul rzucałby kurwami na lewo i prawo. Ten gest ochroniarzy wyraźnie go przystopował.
- Szukam osobistego pilota. Dobra pensja, wikt i opierunek. Kabiny nawet znośne jak na te warunki. Przynajmniej poprzednik się nie skarżył.
Wyszzerzył zęby w szerokim uśmiechu.

Garrett Kalosi - 2012-05-31 20:31:51

Może to i lepiej, że pominął tą ripostę. Garrett nie chciał mieć jego ochroniarzy na swoich plecach. Zresztą, czuł ich spragnione krwi spojrzenie na swojej klatce piersiowej, ale o to już mniejsza. Kiedy przedstawił o co chodzi w pracy, stwierdził, że jego towarzyszka będzie idealną osobą do tego zadania. Jest mądra, ma doświadczenie i nie wybrzydza. Może czasami, ale to już kwestia jej kobiecego widzimisię. Uśmiechnął się pod nosem i rzucił.
-Chodźmy na statek. Porozmawiasz z kim trzeba.-Powiedział i machnął ręką w geście zaproszenia. Po czym nie czekając na karła, ruszył w stronę statku. Miał cały czas na uwadze to, że na statku znajdował się A'den. Był klonem, a ta gwiazda muzyki może go podkablować imperialnym. Musiał ostrzec wszystkich, zanim karzeł wejdzie na statek. Kalosi miał już dość swoich kłopotów, by mieć jeszcze na karku mandaloriańskich najemników.

Trax - 2012-06-01 15:04:23

- W porzątku.
Odpowiedział hakerowi i ruszył szybkim krokiem do wnętrza jego statku pozostająz raptem krok za przewodnikiem. Tuż za gwiazdorem człapali jego wierni ochroniarze, zawsze czujni, zawsze spięci i gotowi do akcji.

Moc - 2012-06-14 12:06:27

Z powodu przedłużającej się nieobecności gracza sesję przerywam.
Nim Trax zdążył wejść na pokład to pojawiła się obsługa Portu, która domagała się od niego załatwienia podstawowych formalności, a więc wykupienie miejsca w hangarze, oraz ustalenie spraw związanych z tankowaniem i uzupełnianiem zapasów. To zajmie mu jakiś czas, potem zaś będzie wolny. A Garret zniecierpliwiony wrócił na frachtowiec.

Trax - 2012-06-14 12:12:07

Nieco rozdrażniony kurdupel poszedł załatwiać te cholerne formalności. Nie przepadał za tym, jednak.zawsze robił to bardzo sumiennie. Po kilku godzinach znów był wolny. Poszedł więc z obstawą obejrzeć miasto.

Moc - 2012-06-14 12:27:33

Formalności nie zajęły mu kilka godzin, jednak przeciągnęły się aż do godziny. Kolejki, pogubione dokumenty i te sprawy. To nie było Coruscant, gdzie wszystko działało jak w dobrze naoliwionej maszynie. Tutaj jednak łapówki były bardziej powszechne.
Póki co zaś Trax podróżował incognito, nikt na niego nie zwracał uwagi w tym tłumie, więc nikt go nie rozpoznał. Szczęśliwie też dotarł do postoju taksówek, gdzie miał spory wybór maszyn, od tych rozklekotanych i tanich po te całkiem wygodne, ale nieco też droższe. Po wyborze odpowiedniego środka transportu mógł się udać gdzie tylko chciał.

Trax - 2012-06-14 12:34:47

Wybrał tę droższą. Bądź, co bądź przywykł już do luksusu i bogactwa. Wraz z ochroniarzami wsiadł do środka. On oczywiście siedział pośrodku pomiędzy Pierwszym a Drugim.
- Gdzie tu można solidnych pilotów spotkać?
Spytał taksówkarza zanim jeszcze ruszyli i padło putanie dokąd jechać. Pilot Małego usiadł z przodu.

Moc - 2012-06-14 12:43:07

Pilotem taksówki był zaś młody, zielonoskóry twi'lek, którego lekku pokryte były różnymi tatuażami. Niektóre z nich były charakterystyczne dla miejscowych gangów, ale przyjezdny tego nie rozpozna.
- Solidny znaczy przemytnik, tak?
Dopytał się młody, startując swoim aerowozem. Leciał zaś spokojnie i zgodnie z przepisami, bo zgadywał ze jego obecny klient wolał właśnie taki rodzaj lotu. No i też nie podobali mu się ci ochroniarze. Lepiej z nimi nie zadzierać.
- Kantyna w porcie, sporo szumowin tam przebywa. Jest jeszcze "Pod Polujacym Rancornem", kilku tam wpada by się napić. A i jest jeszcze bar "U Jinxa", ale radzę tam uważać, pełno tam tez łowców nagród i najemników. Łatwo zarobić czymś w łeb
Twi'lek wymienił bardziej znane lokale o wątpliwej reputacji gdzie przebywali głównie przemytnicy, którzy może i byli dobrymi pilotami, ale też i oszustami dla których liczy się głównie kasa

Trax - 2012-06-14 13:04:53

Ochroniarze byli cały czas spięci i gotowi do działania. Za to w końcu brali niemałą kasę. Ironia losu polegała na tym, że za niemałą kasę ochraniali niedużego człowieka. Throul pokręcił przecząco głową.
- Solidny znaczy pewny i dyskretny, godny zaufania.
Odpowiedział kierowcy lekko zniecierpliwiony. Po chwili zwrócił się do jednego z ochroniarzy.
- Drugi, daj no łyka, bo czuję jakby mi skiff po głowie przejechał. Chyba znów mam kaca.
- Jasne, Mały. Trzymaj.
Ochroniarz spod marynarki wyciągnął piersiówkę, którą podał Throulowi. Dobry obserwator mógłby dostrzec kolbę pistoletu sterzącą z kabury pod pachą. Trax przyjął piersiówkę.
- Dzięki. Tylko Belci ani słowa. Urwała by mi jaja gdyby się dowiedziała.
Zaśmiał się i pociągnął kilka tęgich łyków wódki.

Moc - 2012-06-14 13:18:17

- Yyy... eee... no więc... tacy istnieją?
Zdziwił się taksówkarz, wytężając swoją mózgownicę. Próbował znaleźć kogokolwiek pasującego do tego określenia, jednak nie bardzo mu to wychodziło. Na Nar Shaddaa mało było takich pilotów. Jakby się poszukało to by się pewnie znalazło, ale to by trochę potrwało. Ale wtedy do głowy przyszedł mu pewien pomysł.
- W kantynach na Promenadzie spotykają się piloci frachtowców liniowych, generalnie spokojni ludzie i uczciwi, może tam się ktoś trafi?
Podsunął pomysł i zerknął w lusterko. Akurat dostrzegł kaburę pistoletu, ale to go nie dziwiło. Tutaj to każdy miał gdzieś upchnięty pistolet. Taksówkarz też, w schowku w drzwiach. Głupi i naiwny to on nie był. Jego część kabiny zabezpieczona była też polem siłowym, więc w razie kłopotów mógł je włączyć i miał z głowy nieprzyjemnych klientów.

Trax - 2012-06-14 13:36:46

- Leć zatem do tych kantyn na promenadzie.
Warknął Pierwszy a Throul zgromił go spojrzeniem.
- No, no. Nie tak obcesowo. On jest w pracy. Ty też, więz zachowuj się należycie.
Ochroniaż poskromiony przez liliputa mruknął do taksówkarza niewyraźne
- Przepraszam
Throul zaś, popijając z piersiówki przejął inicjatywę w rozmowie.
- Wybaz mu, nie pociupciał sobie tej nocy i jest nieco rozdrażniony.
zaśmiał się a ochroniarz zarumienił na twarzy jak panienka.

Moc - 2012-06-14 13:46:57

Lecieć lecieli, trochę twi'lek kurs skorygował ale i tak zajmie im to kilkanaście minut.
- Spokojnie panowie. Dolecimy... a kolega jeśli nie pociupciał w nocy to może teraz do burdelu iść. Na Promenadzie jest jeden taki luksusowy. Drogo, ale podobno doborze
Doradził pilot, uśmiechając się nieco zawadiacko, co widać było w lusterku, gdy się patrzyło pod odpowiednim kontem. Nie był on zaś na tyle nierozważny, by patrzeć do tyłu w czasie lotu. Znajdowali się teraz w powietrznym korytarzu szybkiego lotu, więc trzeba było uważać by nie wpaść na inny aerowóz.

Trax - 2012-06-14 13:53:24

- No to postanowione. Po znalezieniu kantyny idziemy wszyscy do burdelu.
Powiedział muzyk i klasnąwszy z zadowoleniem zatarł ręce.
- Pociupciamy sobie troszeczkę. Co robisz taką smutną minę?
Spytał taryfiarza przechodząc z nim na "ty".
- Kak wszyscy, to wszyscy. Ty też. Ja płacę. Tylko nikomu ani słowa, zrozumiano?
Pogroził wszystkim obecnym palcem i puścił oko szelmowsko się uśmiechając.

Moc - 2012-06-14 13:58:12

Twi'lek uśmiechnął się i zerknął w lusterko, obserwując to co się działo na tylnym siedzeniu jego taksówki. Chętnie by też poszedł, ale niestety miał inne sprawy na głowie.
- Dzięki za zaproszenie, ale w robocie jestem. Szef jakby się dowiedział to by mnie z roboty wykopał. No i dziewczynę mam.
Dodał to takim tonem jakby to wszystko przesądzało. Wiadomo, jak się ma dziewczynę to do burdelu iść nie można, bo jak się dowie to lekku z głowy powyrywa. Poza tym nie wiadomo ile im zajmie poszukiwania tego pilota.
- Ale bawcie się dobrze

Trax - 2012-06-14 14:08:40

- Ech, młody jesteś to nie wiesz. Przy jednej dziurze i kot nie wyżyje. Ja mam żonę i dzieciaka, a nie boję się pójść na mèskie rozrywki.
Ochroniarze zarechotali. To co mówił Throul było prawdą, ale tylko po części. Gdyby Belinea dowiedziała się o wypadzie do burdelu urwała by Throulowi jaja.
- Ale skoro odmawiasz, to trudno.

Moc - 2012-06-14 14:20:48

- Może i młody, ale w swoim życiu już wiele rzeczy schrzaniłem. Gangi i te sprawy. Teraz mam dobrą pracę, porządną dziewczynę. Nie chcę tego stracić i znowu w rynsztoku wylądować
Wyjaśnił twi'lek swoją sytuację życiową. Nie miał on lekko, ciężkie dzieciństwo, trudny okres dojrzewania w tym brutalnym świecie. Nie łatwo jest wyjść na prostą gdy ma się taką przeszłość. Mu się jakoś udało. I dla jednego ciupciania w burdelu tego nie rzuci.
Dalszy lot upłynął spokojnie a taksówkarz już za bardzo się nie odzywał. Skupił się na doleceniu do celu.
No i po kilku minutach spokojnego lotu dostrzegli już przez okno Promenadę. Był to najbardziej jaskrawe miejsce w okolicy, pełno kolorowych neonów, reflektorów a po środku olbrzymia pozłacany pomnik przedstawiający hutta, fundatora tego miejsca.
Dolecenie do lądowiska zajeło jeszcze kilka minut, ale w końcu wylądowali i się rozliczyli.

Trax - 2012-06-14 14:45:59

"Tyle świateł jak na scenie" - Pomyślał widząc przez okno promenadę.
- Ty byłeś w gangu, ja z sierocińca jestem.
Powiedział kiwając głową ze zrozumieniem. Skoro taksówkarz nie odzywał się, Throul też nie kontynuował rozmowy.

Moc - 2012-06-14 14:50:57

- Jesteśmy na miejscu, osiemdziesiąt kredytów się należy
Powiedział twi'lek gdy już bezpiecznie wylądowali na platformie przeznaczonej dla taksówek. Odwrócił się on w kierunku Traxa i wyciągnął rękę, oczekując na zapłatę. Cena była nieco wygórowana, bo najtańszy przelot kosztował tylko pięćdziesiąt kredytów. Jednak za lot luksusowym aerowozem policzono więcej.
A po załatwieniu formalności przed Traxem i jego ochroniarzami otwierał się tunel wybudowany między budynkami. Prowadził on do właściwej części Promenady.


Kontynuacja w tym Temacie

Trax - 2012-06-14 14:56:46

Throul uśmiechnął się i zapłacił. Zapłacił z sowitym napiwkiem, bo dał taksówkarzowi nie mniej, ni więcej jak pięćset kredytów po czym wraz z ochroniarzami wysiadł.

sleepzon.com/lavendula-garden-cottage-1290288-de wynajem agregatów warszawa szafa z drewna