- Star Wars: Ewok III - Era Imperium http://www.swewok2.pun.pl/index.php - Mandalore http://www.swewok2.pun.pl/viewforum.php?id=15 - Wielka Sawanna http://www.swewok2.pun.pl/viewtopic.php?id=165 |
Tangorn - 2010-03-05 22:31:12 |
Jak sama nazwa wskazuje jest to jedna wielka równina, pośrodku której znajduje się Siedziba klanu Fibal. Wszędzie łagodnie morza traw z lekkimi pagórkami i wzniesieniami, przecinanymi od czasu do czasu przez drobne strumyki i rzeczki, wpadającymi do jednej wielkiej rwącej rzeki, biorącej swój początek w lesie na północnym skraju równiny. Co jakiś czas sawannę przemierzają wielkie roślinożerne zwierzęta a ich tropem podążają drapieżniki. Czyli tak jak na każdej normalnej planecie, gdzie ekosystem nie został jeszcze zachwiany przez przemysł |
Tangorn - 2010-03-05 22:34:23 |
*Tangorn poczekał na Fler w pewnym oddaleniu od osady, zastanawiając się o co jej tez może chodzić. Prawdopodobnie o pochodzenie myśliwca i droideki, bo to było dosyć intrygujące zagadnienie. Obiecał też sobie, że będzie spokojny i nie będzie się darł na nią jak w wojsku na di'kutów. Zależało mu raczej na zdrowej atmosferze tutaj.* No dobra, to o co chodzi? Tutaj nikt nas nie podsłucha, Brex i Ven są dalej na północny wschód od nas. *Starał się mówić spokojnie, bo początkowa wściekłość już z niego uchodziła.* |
Fler - 2010-03-05 22:44:08 |
*Szłą za nim, w pewnym oddaleniu, z dłonmi na wysokości mostka. Głowe miałą przechyloną w bok,a wzrok utkwiony o krok przed sobą. Włosy łagodnie falowały, mokre od potu. Miedziane oczy nie podnosiły się, choć szeroko otwarte, iskrzące, pijane emocją. |
Tangorn - 2010-03-05 22:53:46 |
*Spojrzał na kontrolkę którą mu ona podała po czym wyciągnął rękę ale zamiast wziąć do ręki urządzenie to objął palce jej dłoni i zamknął je* Ufam Ci tak samo jak ufam Seco i jeśli tylko Dral potwierdzi twoje słowa, to możecie zatrzymać droidekę. Nie możecie się wypierać wszystkiego, bo coś mi by nie pasowało. Zawsze coś się znajdzie, ale musimy się nauczyć akceptować nawzajem. *Mówił cicho, lecz stanowczo, czyli nie przyjmował odmowy. Chciał by się im tu jakoś dobrze wspólnie żyło, więc musieli dojść do kompromisu. A to wymagało poświęcenia z obu stron* Co do prawdziwego życia... to też chcę takie mieć, w miarę możliwości. Proszę was tylko o to, że jak chcecie z kimś porozmawiać przez komunikatory na odległość większą niż 100 km to zgłoście się po prostu do mnie, mamy zakamuflowaną sieć komunikacyjną której nikt nie wykryje. Poza tym domy są z góry osłonięte, a nawet jak ktoś je wypatrzy, to weźmie je za osadę rolniczą... bo za niedługo mam zamiar zaorać parę pól. Trzeba się z czegoś utrzymać... *Przedstawił jej swój nieco mglisty plan, by utwierdzić ją w przekonaniu, że i jemu tez zależ na normalnym życiu a nie na wiecznym ukrywaniu się w strachu, że ich odnajdą. Jak będą przestrzegać tylko kilku prostych zasad to się to uda. Musi* Tak, jesteś kobietą, dlatego trzeba was tylko odrobinkę przeszkolić jak się zachować z konkretnych sytuacjach. Resztą się zajmiemy my... a teraz co chciałaś mi jeszcze powiedzieć? |
Fler - 2010-03-05 23:07:06 |
*Chwile patrzyła mu w oczy, by nagle podnieść wolną rękę do twarzy i wpleść palce we włosy, a jej głowa zaczęła wykonywać jakieś nerwowe, chaotyczne ruchy. Na bogów, życie, nie, nie dam rady tak – szeptały jej myśli – przyszłam tu ze świata, gdzie pracowałam w gazecie, w radiu, pomagałam młodym dziewczynom, byłam potrzebna, tu nawet witają mnie oschle, nie przyjmują prezentów, nie jestem im potrzebna, jestem obca, zamknięta do obrębu własnego domu, własnego świata, zaduszona, tańcząca przed lustrem… |
Tangorn - 2010-03-05 23:15:44 |
Wybacz, ale takiego życia jak Mando nie dasz rady wieść. To trzeba mieć tutaj... *Pokazał gestem swojej serce i lekko się uśmiechnął. Nie chciał ich zmuszać, by przestrzegali wszystkich jego zasad, ale dla świętego spokoju jakieś muszą. Jeśli jednak szuka bezgranicznej wolności to się srogo przeliczy... takie coś już nie istnieje, nie tutaj.* Cóż... jeśli nie możesz to szkoda... myślę, że w końcu byłoby tu nam całkiem miło... *Westchnął bo jak oni będą uciekać wszędzie to chyba nigdzie nie zaznają spokoju. Ale nie oceniał, nie potępiał... w końcu ich przywitanie nie było najwyższej klasy. Trzeba to będzie bardziej dopracować, jeśli mają się nie zdradzać przed nikim...* Wiadomość dla Mandalora? Musiałbym ją zobaczyć, bo nie mam ochoty nadstawiać karku jeśli to będą jakieś niepomyślne wieści... ale jeśli powiadasz że wojna to zgaduję ,ze przeciwko Imperium, co średnio mnie interesuje... mogę to zobaczyć? *Nie podobała mu się za bardzo wizja walki z klonami Jango Fetta, z klonami takimi jak jego synowie. Ale jeśli tylko by odnalazł Skiratę i porozmawiał z nim, to może by wspólnie doszli do czegoś, by ratować klony* |
Fler - 2010-03-05 23:24:36 |
wiem *odparła cicho* Tutaj… *sama wskazała serce* Mam to, co mando wyśmieją. Może jedynie tylko Dral by ze mną zatańczył. Dlatego musze to miejsce jak najszybciej opuścić. *Z miedzy bawełnianych nici wydobyła mała płytkę i podała Tangowi* A powinno. Kąsacie jak dinki w potrzasku. Imperium zagoniło was, pozbawiło dumy i zastraszyło. Ale Ty zaprzeczysz. Powiesz, ze nie znacie strachu, a ja spuszczę głowę i nie powiem już nic. Sam ocenisz, co jest dla Ciebie ważne, tak jak ja oceniłam |
Tangorn - 2010-03-05 23:33:23 |
Ja mówiłem o sercu i duszy wojownika... a kto co sam chowa w sercu to nie nasza sprawa. *Po chwili jednak jego wyraz twarzy sie zmienił. Fler może i zrobiła to nieświadomie, ale obraziła honor Tanga, przez co jego oczy niebezpiecznie się zwęziły i teraz powoli wypowiadał każde słowo by nie przesadzić* To co według ciebie mam robić, co panno była prawie Jedi? Rzucić się na Imperium? Mam rodzinę, o którą muszę się troszczyć. Chcę, by mieli choć namiastkę prawdziwego życia, ale w tym celu trzeba przestrzegać kilku reguł. Oni to wiedzą... dla nich jestem gotów wsadzić sobie swoja dumę i honor głęboko w shebs, byleby ich Imperium nie dopadło. Mogę tutaj nawet tkwić jako zwyczajny rolnik... ale jak ty tego nie rozumiesz to Twoja sprawa, nie moja... *Tangorn odebrał od niej płytkę i przyjrzał się jej uważnie, by nie patrzeć na Fler. Podłączył płytkę do komunikatora i odpalił* Zobaczmy co tutaj mamy... |
Fler - 2010-03-05 23:39:10 |
Właśnie… nie wasza sprawa…. *szepnęła, jakby z bólem, bo i bolało ją to, jak kogoś obchodziła tylko własna sprawa. Ona się zawsze starała zrozumieć sprawy wszystkich. Ale to już coraz bardziej w niej twardniało. Stawało się bez znaczenia. Coraz bardziej wraz ze znikającą z twarzy pogodą. Pokręciła głową, jakby mówiła: przeczysz sam sobie. Ale, jak wcześniej zakomunikowała, nic nie rzekła. Odeszła jedynie o krok, zakładając na dłoń bransoletkę od droideki, i odchyliwszy sieczoną twarz wbiła spojrzenie w glebę* |
Gen. Qymaen - 2010-03-05 23:46:47 |
*Obraz ożył błękitną mgiełką, która szybko uformowała siew kształt. Kształt osoby, choć wielu nie nazywało go osobą. Znany, rozpoznawalny. Powłóczysta peleryna spływająca z ramion, zakrywająca całe potężne metalowe ciało. Znajoma maska-czaszka Grievousa, zza której zerkały gadzie oczy, pokryte bielmem, zmęczone, ale nie ugięte. Hologram ożył, i zaczaił się przekaz* |
Tangorn - 2010-03-05 23:52:30 |
*Nie on jednak poddał się nim wszystko tak na prawdę się zaczęło. Z powodu jednego incydentu wyrobiła sobie opinię o całym ich życiu i chciała uciekać. Nie skomentował już tego, nie jego sprawa. Nie był empatyczną osoba oglądającą się na innych, działał według własnego uznania i własnego sumienia. Są swoje porażki odpowiadał sam i musiał z tym żyć. Teraz zaryzykował i postanowił wrócić do miejsca, gdzie zaczęło się wszystko dla niego. Chciał odbudować klan, powoli i metodycznie. Potrzebował na to czasu i planu, ale póki co nie miał dogodnych warunków do działania. Tymczasem obraz ożył i przyjrzał mu się po czym... krew całkiem uciekła mu z twarzy* Ja pierdole... chyba wykrakałem... *Przypomniał mu się jego własny toast sprzed kilkunastu dni "Za wieczne życie Generała...". Wysłuchał całego komunikatu a potem i jeszcze raz i jeszcze raz aż w końcu spojrzał na Fler z dziwna mieszanina emocji na twarzy* No to w niezłe bagno wdepnęłaś... *Tang ukrył twarz w dłoniach próbując ogarnąć sytuację* On nie żyje... on kurwa nie żyje... *Po kilku chwilach spojrzał znowu na Fler* Skontaktuj mnie z nim. Nie jestem Mandalorem ale jeśli ten... on... ma coś do zaproponowania to lepiej, bym wiedział co. Bo jak raz się w to wdepnie to nie ma ratunku... na Taungów coś ty zrobiła... |
Fler - 2010-03-06 00:02:07 |
*Właściwie to spodziewała się ciosu i to by przyjęła ze spokojem, a nawet ulgą. Podniosła jednak głowę z wyrazem lekkiego zdziwienia, ale dopiero wtedy, kiedy zwrócił się do niej. Znowu zaplotła ze sobą ręce* W bagno? *powtórzyła, jak ciche echo, a potem patrzyła, jak Tang próbuje odwrócić rzeczywistość siłą perswazji* Dostarczyłam ci wiadomość. Teraz cie z nim skontaktuję *wyciągnęła rękę i nie pytając o nic, zabrała mu komunikator* Wedle Twojej woli *odparła. Jej głos nadal był bardzo miły dla ucha, ale pusty, bez emocji. A przynajmniej bez takich, które chciałaby przed nimi wylać. Ukleja na gołej ziemi, a komunikator postawiła przed sobą, jak emiter taktyczny. Uruchomiła przekaz, wybrała ukrytą opcję i wprowadziła kod dostępu – swój odcisk palca. Miganie diody było oznaką łączenia. Czyli adresat był dostępny* |
Gen. Qymaen - 2010-03-06 00:04:08 |
*I odbyło się to jak zawsze kiedy ktoś łączył się z Widmem. Połączenie zostało nawiązane, jednak nie pojawił się obraz. Odezwał się za to ten osobliwy, damski glos* Zgłasza się Statek Widmo, z raportu widzę, ze to Ty, Fler. Słucham |
Tangorn - 2010-03-06 00:09:23 |
Tak, bagno do cholery... kobietami łatwo manipulować górnolotnymi hasłami... Wojna? Jaka wojna? Czym? Nie ma armii droidów, wyszkolenie zwykłych żołnierzy trwa lata... a Mando? Jak jest nas kilka tysięcy na całą Galaktykę to by było wręcz cudownie... kilka setek to już dobrze... *Zaczął mówić sam do siebie i chodzić tam i z powrotem w lekkim zdenerwowaniu. Najpierw szok a teraz jeszcze... nie, trzeba porozmawiać i dowiedzieć się co chodzi po głowie temu chodzącemu trupowi* To jest nierealne... skąd on weźmie wojska? Przecież nie żyje... technicznie... ale sam też nie żyję.. technicznie. Wojna... pff... łatwo powiedzieć trudniej zrobić... a nie, łatwo zrobić a trudniej wygrać...*W końcu gdy nastąpiło połączenie to przystanął za Fler ale z daleka od odbiornika* Wołaj go, bo coś myślę, że sobie utnę małą pogawędkę z panem chodzącym trupem... jego to chyba nic nie zabije... |
Fler - 2010-03-06 11:36:52 |
*prychnęła wcale nie subtelnie, tak, by wiedział, ze to prychniecie, zupełnie jakby mówiła: a teraz Ty sprawiasz mi przykrość. I tak wyglądają jego wcześniejsze słowa o zrozumieniu. Raczej tylko w teorii. Nie podniosła wzroku* Avo, nie jest to mandalor. To przyjaciel mój, i mojego męża, Tangorn Fibal, udzielił nam schronienia, i czułam siew powinności pokazać mu nagranie, z resztą podejrzewam, ze ma podobne zdanie co mandalor *oni wszyscy są do siebie podobni – dodała w myślach. Dlatego nikt kto jest inny, nie wyrobi tutaj* Proszę, zawołaj generała *Ja też chciałabym powiedzieć mu kilka rzeczy. Ale nie powiem. Spuściła tylko głowę, i oparłszy dłonie na kolanach czekała pokornie na dalszy rozwój wypadków, dalsze krzyki, znajomy głos, a potem kłótnie po której będzie się wstydziła postawić stope na Statku Widmo. Ale postawi. I tak, chyba ze Tangom powyrywa jej nogi z shebs* |
Gen. Qymaen - 2010-03-06 11:39:59 |
*Komunikator milczał przez chwile co było oznaką, ze tam po drugiej stronie słuchają, i zastanawiają się czy wykonać prośbę Fler, czy nie. Raz zazgrzytało, ale tak porządnie, zupełnie jakby ktoś oberwał w łeb, i w koncu emiter ożył, tym razem większy obraz niż poprzednio wyklarował się z niebieskiej mgły. I pojawił się generał, taki, jakim go poznała. Zmęczony, niedoskonały, ale władczy i pewny siebie. Nie wściekłość z wojen klonów a doświadczenie i podszyty wyższością dystans* Ahh… Rzeka… zawsze miło cie widzieć. Chętnie rozmówię się z Twoim… przyjacielem Tangornem z klanu Fibal… |
Tangorn - 2010-03-06 11:48:14 |
*Subtelność i elokwencja nigdy nie były mocna stroną Mando, a już na pewno nie Tanga, więc powinna już wiedzieć, jak reaguje na tego typu sytuacje stresowe. Lekką agresją. Gdy pojawił się hologram generała to Tang zmrużył oczy. Trochę inaczej go zapamiętał, ale pewnie Kenobi nieco mu shebs przetrzepał. W końcu wszedł w teren wyświetlacza, by ten go zobaczył* Tia... tylko bez pierdolenia i owijania w bawełnę. Dzisiaj i tak już mam stresujący dzień, więc proponuję przejść od razu do rzeczy. Po pierwsze... jaka wojna? Z Imperium? Skąd fierfek weźmiesz armię? Droidy są wyłączone, nie ma, kaput. Mando? Jak jest nas kilka setek to będzie wręcz świetnie, bo nie wiem czy wiesz, ale tak ze 20-30 lat temu wyrżnęliśmy się nawzajem podczas wojny domowej ze Strażą Śmierci. Szkolenie zwykłych ludzi zajmie lata, nie mówiąc już o tym skad ich wziąć. Więc pytanie podstawowe... czym? W jakim celu? I co my mamy do tego? I tak, jestem w cholerę nie miły, nie jestem wygadany i nie jestem jebanym dyplomatą. *Wyrzucił z siebie od razu mając głęboko w shebs to co sobie o nim wielki pan Generał pomyśli. Jeśli będzie trzeba to się wszyscy stąd ewakuują i ukryją w jednej z górskich twierdz.* |
Fler - 2010-03-06 11:54:24 |
*To strasznie przykre że się wyrżnęliście – pomyślała Fler bez jadu, jeszcze, ale już teraz doskonale wyobrażała sobie jak to było. Do generała się uśmiechnęła, skinęła głową i odsunęła się, po trawie, nadal siedząc na ziemi. Sięgnęła do rękawa, jakby chciała wyjąć sztylet, ale nie, był to – o zgrozo – grzebień. Przesunęła się na boku po ziemi poza zasięg i zaczęła się czesać, wciąż bacznie obserwując i wysłuchując rozmowę, rzecz jasna w absolutnym milczeniu, bo wyrażała mniemanie że lepiej trochę pomilczeć i wyjść na nie elokwentną, niż odezwać się jeden raz za dużo i wyjść na idiotkę. Tak wiec jej czarne włosy spłynęły luźno, a ona zaczęła przeczesywać je grzebieniem, raz po raz krzywiąc wargi, kiedy nadciągnęła czy wyrwała sobie boleśnie jakiś włos* |
Gen. Qymaen - 2010-03-06 12:02:48 |
*Hologram rzecz jasna nie przedstawiał całej krasy generała, a przy tym, tego wszystkiego, co stracił po potyczce z Kenobim. Pewnie by Tanga rozczarował, ale sądząc po wyrazie jego oczu – raczej o tym teraz nie myślał* [i]Nie, zdecydowanie nie jesteś za to jesteś cholernie zaangażowany w coś co nie miałów ogóle dostać się do twoich uszu, jednako cieszy mnie, ze tak ci leży na sercu pomyślny obrót moich planów. Otóż, Tangornie z klanu Fibal, na pewno był to potężny klan, nim się wybiliście… wybacz mi jeśli ci nie zdradzę szczegółów moich posunięć, albo jeśli w przeciągu tygodnia nie usłyszysz na holo wiadomości o zamordowaniu Imperatora… Powiem ci, tak niezobowiązująco, ze nie jest to kwestia dni. Nie jestem jednak z tych, którzy zostawiają sobie taki potencjał jak wy na ostatnią chwile. Przekonał się już o tym ktoś, kogo obaj nie lubimy. Zaś co wy macie do tego… a może- co będziecie z tego mieli. O mandalorianach krążą różne plotki, powiedzmy, ze zawierzyłem im: ze mandalorianie to honorowi wojownicy, ze lubują się w walce, może nawet w samym zabijaniu… może niektórzy chcą odbudować swoje klany, może ktoś chcieć odkupić stracony honor… wojny klonów nie były dobre dla nikogo. Były zagrane od początku, do końca. Ale to nie znaczy, ze nie wyciągniemy z nich wniosków[/wniosków] |
Tangorn - 2010-03-06 12:12:49 |
*Warknął gniewnie ale cicho, na Fler nie zwracał uwagi, bo była kobietą nie Mando, czyli po prostu nie znała się na tym o czy teraz mówili. Ale w myślach pogratulował sprytu Generała, bo gdyby przysłał kogokolwiek innego to z miejsca by pewnie zarobił kulkę w głowę.* Jeśli chcesz pogadać z Mandalorem to jednak co nieco musisz mi zdradzić. Sam do niego nie dotrzesz, więc lepiej powiedz co planujesz... oględnie. *Skrzyżował ręce za plecami w podobnym geście który czynił jego rozmówca. Tang nie miał na sobie pancerza, więc pewnie nie wyglądał tak przerażająco jak w nim, ale nadal biła od niego ta pewność siebie i arogancja Mandaloriańskiego wojownika* O tym, że to było ukartowane zdążyłem się przekonać na własnej skórze, wiec to nic nowego. I tak, nie przepadam za tym pierdolonym zdziadziałym skurwielem siedzącym na tronie Imperium. *Zapowiadała się długa rozmowa, ale o odrodzeniu Mando nic nie wspomniał. Było to zbyt skomplikowane i trudne, nawet dla Tanga, a dla Generałą pewnie nie zrozumiałe.* |
Fler - 2010-03-06 12:18:01 |
*Zaśmiała się cicho, chwytając swoje włosy w połowie mocno w dłoń i zaczęła szarpać ich końcówki grzebieniem z prawdziwą agresją, mrucząc oczy i momentami pokazując zęby. Na początki nie miała nic przeciwko byciu kobieta mando. Nie mandalorianką, po prostu kimś, kto tu żyje. Ale teraz już nie. Zmieniło się wszystko. Starała się nie mieć żalu do Tanga i nadal traktować go przyjaźnie, choć była pewna ze ona dla niego od teraz znaczy tylko tyle co rzucony za siebie śmieć. Było to bolesne. Ale zamknęła to w sobie, i wyżywała się na włosach* |
Gen. Qymaen - 2010-03-06 12:26:47 |
*Hologram generała zakasłał paskudnie, ale, w przeciwieństwie do dawnych czasów, tym razem nie prosto w głośnik, jakby chciał rozmówce ogłuszyć, tylko z nieco odchyloną głową, dało się wówczas zobaczyć kręcony kabel biegnący od ucha gdzieś w dół i prawdopodobnie podłączony do komunikatora* W rzeczy samej także nie przepadam za tym pierdolonym zdziadziałym skurwielem, a to bardzo mnie motywuje, a skoro mi się już nieszczęśliwie przytrafiło przeżyć, to postanowiłem jeszcze kilka razy nasrać mu pod ten jego tron *zmrużył oczy, jakby chciał wyostrzyć sobie pole widzenia i wyraźnie przyglądał się, jak Tangorn, pewnie nieświadomie, przyjął jego postawę. Na Kalee kiedy tak zwana „rada starszych” zbierała się na debatę, to tak się właśnie stało. Wszyscy pochyleni, z rękami z tyłu i debatujący aż do chwili kiedy ręka musi zostać użyta do trafienia kogoś w pysk. Lepszy zarzut.* Oględnie, w tej chwili planuje organizacyjnie, oczywiście każdy rząd, planeta, organizacja czy jednostka która popiera mnie w moich działaniach ma zapewnioną pewną anonimowość i ochronę, wiec nie zdradzę szczegółów. Nie zdziwi cię na pewno jeśli powiem, ze naszego pierdolonego zdziadziałego skurwiela nie lubi jeszcze pare…set… tysięcy nie tylko osób prywatnych |
Tangorn - 2010-03-06 12:33:18 |
*Fler jednak w swej empatii do Generała nie wzięła pod uwagi faktu, że Tang poczuł się jakby przyparto go do ściany. Największy wróg Galaktyki ostatnich kilku lat poznał lokalizację ich bazy, pewnie poznał kilka szczegółów ich życia a fakt ze miał on reputację bezwzględnego skurczybyka raczej nie napawało optymizmem. A fakt że to Fler go tutaj sprowadziła rodziło pewne uczucie zdrady, które Tang ze względu na przyjaźń starał się zwalczyć.* No i wreszcie odeszliśmy od tego pieprzonego dyplomatycznego tonu. Jasno, zwięźle i z dosadnymi epitetami *Uśmiechnął się sam do siebie, bo takie rozmowy lubił najbardziej. Jak z normalnym innym wojownikiem, choć gdy trzeba było potrafił się wysilić i rozmawiać na tak zwanym "wysokim poziomie kultury". Teraz to jednak nie bardzo im by się przydało, zwłaszcza ze w Tangu nadal się gotowało.* No pareset? Powiedziałbym parę miliardów... tylko pozostaje dalej problem armii, bo to mnie ciekawi najbardziej. Samą liczbą to można jedynie zasrać Pałac Imperatora i tyle, bo potem klony sprawia nam tęgie lanie, a obaj wiemy, co oni potrafią... |
Fler - 2010-03-06 12:39:18 |
*Rozumiała to. Byli wiec kwita. Generał był tez śmiertelnym wrogiem Jedi, ale fakt, ze nie przywitał jej na swoim statku siedmioma zbrojnymi sprawiło, ze mu po prostu zaufała. Tak to mniej więcej u niej działa. Dalej bawiła się włosami, patrząc przed siebie, czekając aż posypią się wreszcie kurwy, kutasy i fierfeki, bo doszli do dyplomatycznego tonu.* |
Gen. Qymaen - 2010-03-06 12:45:25 |
Wiemy, wiemy też ze już teraz jest ich coraz mniej. Imperium rekrutuje żołnierzy z poboru, niedoświadczonych, niezdyscyplinowanych, niedoszkolonych, wszyscy w tych pancerzach wyglądają jak klony, ale dodatek klonów do tej bandy kretynów niewiele ją uszlachetnia. Oficerowie się boją, można ich kupić. To nie jest już ten przeciwnik, to nie to, co pamiętasz. Bardziej bym się bał tego, co budują w kosmosie. Póki co jednak zagram dywersją. Za słaby by walczyć, za silny, by się poddać. Nie chodzi mi o dobro galaktyki. Ale jak powiedziałeś – są miliony gotowe oddać życie by uprzykrzyć je imperatorowi. Ja tu jestem, by uprzykrzyć mu je za ich sprawa jak najbardziej. Możecie dołożyć swoje szpilki kiedy już nadejdzie ten czas, że będziemy go kłuć. To wam proponuje |
Tangorn - 2010-03-06 13:14:51 |
Klony to główny problem ale z innego powodu... *Urwał na chwilę, wpatrując się w holograficzną sylwetkę niegdyś bezwzględnego generała, którego imię budziło autentyczną grozę nawet wśród Jedi* Klony to Mando a walka przeciwko swoim jest trochę przerażające. Niegdyś już zabijałem swoich braci, więc nie chcę powtórzyć tego po raz drugi... *Słowa Grievousa brzmiały sensownie, ale nie miały aż tak silnego oddziaływania, by Tang zaufał mu bez zastrzeżeń. Nawet pracując dla WARu nie ufał Jedi, to czemu miałby ufać jemu?* Moim priorytetem są klony oraz wyeliminowanie Imperatora, więc to czyni nas... sojuszników? *Jak to mówią, wróg mojego wroga jest moim przyjacielem, więc trzeba się czasowo sprzymierzyć dla wspólnych korzyści... czyli dla zemsty. Zemsta zawsze łączy wojowników, przynajmniej do czasu jej wykonania. Co potem będzie? Nie wiadomo* |
Fler - 2010-03-06 13:18:40 |
[puszczam kolejkę] |
Gen. Qymaen - 2010-03-06 13:22:52 |
Wiesz o moim istnieniu, znasz moje cele.. *wycharczał na to hologram i nastała przerwa na kolejny atak kaszlu* Co z tym zrobisz, to już Twoja sprawa. Nie jest moim priorytetem przekonywanie cie, skoro masz swoje powody. Zrobisz, co zechcesz, możesz mnie nawet próbować *zaakcentował „próbować”* sprzedać Imperium. Ja i tak zrobię swoje. Z wami… i tobą, lub nie. Wiem, ze Rzeka nie dotrze do Mandalora, sadząc po jej milczeniu wnioskuje, ze zechce wrócić na mój statek, dlatego jeśli uważasz sprawę godną rozważenia, zanieś wiadomość mandalorowi. Nie każdy musi chcieć walczyć, ale każdy ma prawo wziąć w tym udział *Wtem hologram generała odchylił głowe. w tle pojawiła się niewyraźna postać* Teraz? Łącz *po czym wrócił wzrokiem do Tangorna, czekając na jego odpowiedź* |
Tangorn - 2010-03-06 13:31:33 |
Nie jestem chakaare, więc nie zdradzę... *Powiedział z naciskiem na to zdanie, bo bywał dosyć drażliwy w tych kwestiach. Urwał na kilka dłuższych chwil, rozważając w myślach wszystkie za i przeciw. Niestety większość wychodziło "za" co mu się nie podobało, ale co robić.* Muszę omówić wszystko z moimi synami, gdyż nie jest to decyzja prosta i łatwa... *Odezwał się w końcu, dalej wpatrując się w holograficzną sylwetkę bez strachu. Ale czy zachowywałby się podobnie w czasie rozmowy w cztery oczy?* Dam odpowiedź jutro. Jeśli się zgodzę to dotrę do Mandalora, ale negocjacje z nim nie będą łatwe. Jeśli się nie zgodzę, to możesz próbować dotrzeć do niego inaczej, ale ja uznam, ze tej rozmowy nie było.*Wolał zapewnić sobie jakąś furtkę na wypadek gdyby rozmowy poszły w złym kierunku* |
Fler - 2010-03-06 13:36:38 |
*Wyczesane włosy zrolowała w kulkę, ugniatając mocno. Wyszło jej coś wielkości piłeczki tenisowej. Odrzuciwszy czarną kulkę teraz czesała się już gładkimi ruchami, nucąc cichutko, cichuteńko, tak ze nikt nie mógł jej usłyszeć. Oczy miała zamknięte, i chyba pogrążyła się w czymś w rodzaju transu. Odwróciła głowę a włosy kaskada przesypały się na drugą stronę* |
Gen. Qymaen - 2010-03-06 13:40:58 |
*Holograficzny, miniaturowy i jakby nie było – niewiele straszny w tej wersji, malej i niebieskiej- generał skinął głową* Naturalnie, taka decyzja to nie kupno areowozu, choć i nad tym istoty się miesiącami zastanawiają. Masz czas. Dużo czasu i wierze, ze go dobrze wykorzystasz. Jeśli coś pójdzie nie tak – wszystkie dane Twojej enklawy zostaną wykasowane z naszych baz, myśliwca Rzeki, pamięci droida i jeśli sobie życzysz, to z pamięci niektórych osób też |
Tangorn - 2010-03-06 13:48:23 |
Cieszy mnie to, bo bezpieczeństwo moich synów to dla mnie sprawa priorytetowa. *Nie ufał mu, bo miał wszelkie powody by zniszczyć tą cybernetyczną imitację życia, ale też miał kilka powodów, by z nim współpracować, dlatego też zgodził się zastanowić nad kwestia odpowiedzi. Dzisiaj czekać go będzie ciężka i długa noc...* Będę miał odpowiedź to skontaktuję się przez Fler tudzież Rzekę. Z mojej strony to koniec. *Poczekał tylko chwile na ewentualną odpowiedź po czym odszedł od projektora, nadal z rękoma skrzyżowanymi za plecami i podszedł powoli do Fler.* Mam nadzieję, ze zdajesz sobie sprawę z tego, co tak na prawdę zrobiłaś. Porozmawiaj sobie ze swoim szefem, a potem wracaj do Seco i Malkita, oboje bardzo się stęsknili za Tobą... *Mimo spokoju w jego głosie nie wydawał się teraz zbytnio zachwycony tym wszystkim, ale to naturalna reakcja osoby, na którą nagle zwaliło się tyle rzeczy, że z trudem to ogarniał. Po chwili ruszył w drogę powrotną do Osady, której sylwetka majaczyła w oddali, tak jak i sylwetka myśliwca* Ad'ike... nie będziecie zachwyceni tym, co wam teraz powiem... *Zaczął rozmowę przez swój komunikator...* |
Fler - 2010-03-06 13:56:11 |
*Podniosła wzrok, powoli, a włosy posypały się po jej ramionach i plecach. Spojrzenie miała zimne, puste. Twój szef, na bogów. Zjechała spojrzeniem z twarzy Tanga tak szybko, ze mógł poczuć niemal siarczysty policzek wymierzony życzeniem sprawienia mu bólu. Wstała i zebrawszy suknie podeszła do komunikatora, przed którym uklękła, a jej wielkie oczy wbiły się w „twarz jej szefa” * Dziękuje, Generale. Na dniach wrócę na Widmo, z rodziną, już teraz przepraszam za kłopot, ale przysięgam, ze znajdę sposób, by odpracować wszystkie kłopoty |
Gen. Qymaen - 2010-03-06 14:13:07 |
Nie przysięgaj, bo nie jesteś politykiem *odparł jej, kiedy Tangorn odszedł, ale jego słowa niosły się jeszcze jakiś czas* Wierze, ze dasz rade, a na Widmie będziemy na ciebie czekać. Już się nie mogę doczekać kiedy dla mnie zatańczysz *Wycharczał, a w jego głosie było słychać realne ciepło. Widział twarz Fler, jej ukrywany pod skorupą smutek. Tam wydarzyło się coś złego, ale to go nie dziwiło. z tym, ze on wszystko zwalał na swoją osobę. Wtem pojawiła się w oddali, na krawędzi Ava, którą Fler znała. Generał obejrzał się na nią* Zawsze możesz się ze mną skontaktować, jeśli trzeba wyśle po Ciebie większy statek. Jeśli będzie trzeba, Fler, ostrzelam tę osadę, wiec nie bój się o nic *to dodał ciszej, by tang nie słyszał. Czy by ostrzelał – raczej nie, ale chciał, by jego agentka działała bezstresowo, a przez to sprawnie* niech cie dobre bogi, Rzeko *I holo zgasło, pozostawiając samą płytkę* |
Fler - 2010-03-06 14:15:36 |
*Kiedy emisja zakończyła się, porwała w dłonie tę małą płytkę, i zwinąwszy się jak droideka, ściskając ją i przytulając padła na ziemie, obrzucona własnymi włosami, drżąc i dusząc w sobie to wszystko co ją niszczyło, te razy z rąk bliskich osób* Nie mów tak, nie mów tak, nawet tak nie myśl… *szeptała, wysyłając słowa nadprzestrzenią prosto na mostek Widma* Nie mów tak, nie myśl, tylko zabierz mnie stad… |
Secorsha - 2010-03-06 16:13:37 |
*Zobaczył ją z daleka, taką lezącą, skuloną, i coś złapało go za serce. Może to była durastalowa rękawica Grievousa, a może mięsista łapa Tanga? A Może ich obu? Przyspieszył, do lekkiego truchtu, by w końcu przyklęknąć przy tym dobrze znanym ciele, które kochał, i za którym tęsknił* |
Fler - 2010-03-06 16:16:20 |
*Drżała cały czas, ale pod osłoną dotyku przestała, a kiedy odgarnął jej włosy mógł dostrzec, ze wcale nie płacze. Ale to było gorsze, co w niej siedziało. Nie była to Fler, tylko jakiś stłamszony strzępek, który w ogóle nie powinien się tu znaleźć* |
Secorsha - 2010-03-06 16:19:41 |
*Położył się obok niej, objął ramieniem, przytulił się. Zamknął oczy i zdał sobie sprawę ze na to czekał zdecydowanie za długo. W końcu nadeszła ta chwila, ma ją przy sobie, rozdygotaną, zdenerwowaną i upokorzoną. Nie tak powinno być. Ona powinna wrócić tam, gdzie stał z klonami przy statku, z Tangiem objęta ramieniem, jak przyjaciele, śmiejąc się z własnej głupoty z przed chwili,a potem Tracyn wsiadłby do myśliwca i robil na niebie śmieszne znaki. A Dral na ziemi uruchomiłby droidekę, wszyscy by się śmiali, cieszyli, ze są razem, a najbardziej Seco. |
Fler - 2010-03-06 16:26:15 |
*Wczołgała się niemal pod Secorshę, dalej leząc na brzuchu, na twarzy i ściskając kurczowo płytkę. Pomyślała nagle ze powinna ją zniszczyć, żeby nikt już jej nigdy nie odtworzył i uciec z tej planety. I zapomnieć te wszystkie okropieństwa. Oswobodziła jedną rękę by objąć Secorshę za szyję. Chciała iść spać, położyć się, zakopać w pościel, wreszcie spać, ale wiedziała, ze tu nie zaśnie. Ze cała noc będzie jednym wielkim koszmarem, strach nie pozwoli jej zmrużyć oka. Nie mogła ochłonąć. Mogła dalej w to brnąć aż ją zamęczą* Secorsha… generał żyje. General Qymaen. Polecimy na jego statek, dobrze? Nie chce tu zyć. Chyba wiesz, dlaczego |
Secorsha - 2010-03-06 16:29:28 |
Nie tak wyobhrrazałem sobie tą infohrrmacje… *prychnął Seco i odnalazł jej czoło miedzy włosami by je pocałować z czułością, jakby mówił: już po wszystkim. Nadal gładził jej plecy. zaczął też coś nucić, ale nie mógł zmusić umysłu do głębszych przemyśleń. Nawet tego „co z nami będzie”. Ani do refleksji na temat tego czy było mu tu dobrze czy nie. Jedno jest pewne: mogło być. Malkit jest zachwycony tym miejscem, Tangiem, klonami. Widać nie można dogodzić wszystkim naraz* |
Fler - 2010-03-06 16:32:48 |
Mam wiadomość… dla mandalora. Będzie wojna, a on proponuje im współudział… Seco… *podniosła się i usiadła naprzeciwko niego,. Była cała w trawie. Brudna, zmęczona, zestresowana. A w jej dłoni mała płytka wielkości karty kredytowej. Płytka z danymi, uniwersalna do każdego emitera, albo nawet działająca samodzielnie* Ale nie chce już żeby to się ciapnęło. Nie chce żeby, jak cos pójdzie nie tak, przeklinali mnie. Weź ją i zgnieć *podała mu płytkę do mechanicznej ręki* |
Secorsha - 2010-03-06 16:40:42 |
*Sam tez usiadł, pochylił się, ze skrzyżowanymi nogami, i siedział naprzeciwko Fler, patrząc na nią i pozwalając jej na wszystko, co robiła. Kiedy mały przedmiot spoczął na jego palcach, przyglądał się chwile swojemu odbiciu w emiterze, po czym zacisnęła pięść. Rozległ się cichutki trzask. Serwomotory zajęczały. A Seco ściskał coraz mocniej* Nie bój się Tanga. Thrroche się wkuhrrwił, ale to nie potwóhrr. Nie chciał zhrrobić ci krzywdy. Wiem, ze zhrrobił. Ale niechcący. Ty tez zhrobilaś coś złego mu, czego ja nie rozumiem, ale tez niechcący. Powinniście sobie to wybaczyć i zyć dalej nohrrmalnie, ale „ty nie zhrrozumiesz, Seco”, wiec nawet nie phrrubuje… *wyciągnąwszy ręke rozluźnił pieśc. Odłamki malutkie drzazgi płytki z wiadomością za którą Imperium płaciłoby w złocie na miarę wagi kontrahenta, posypały się na trawę i znikły w niej* |
Fler - 2010-03-06 16:45:19 |
*Nic nie powiedziała, tylko uśmiechnęła się blado. Ją to wszystko dręczyło, była tylko skorupą, bo w środku jej dusza dusiła się pod niewyobrażalnym ciężarem. Zamknęła oczy i pochyliwszy się oparła głowę o tors Secorshy. Słuchała bicia jego serca. Niedawno słyszała bicie serca samego generała. Inne, zupełnie inne. Nie da się porównać. |
Secorsha - 2010-03-06 16:48:04 |
*Kiedy tak zrobiła, objął ramionami jem plecy* Chodź do domu. Wykąpiesz się, przebierzesz, wsypiesz hehrrbatę… a potem obudzimy Malkita… Zamknę drzwi na klucz, zamknę okiennice. Nikt nie przyjdzie, nikt nas nie podejrzy, będziesz bezpieczna. W końcu się pocieszymy, pośmiejemy. Opowiesz nam wszystko. Ja tak na to czekałem… |
Fler - 2010-03-06 16:51:44 |
*Zaśmiała się krótko, prychliwie, gwałtownie ale szczerze, moze nie z radością, ale z rozbawieniem, prawdziwym rozbawieniem, napierając czołem na jego tors jak szela, która się bawi. Daleko miała jeszcze do stanu w którym chciałaby brykać, choć tutaj na tej sawannie miałaby idealne warunki do życia w zgodzie ze swoją dziką naturą. Ale nie.* |
Secorsha - 2010-03-06 16:54:48 |
*Wstał wiec i on, w końcu uśmiechając się szeroko, trochę wariacko, jak to Secorsha,. Po drodze zbierając jej dłonie w swoje, i zamykając tak jakby chciał ją przy sobie zatrzymać na zawsze* Dobhrra, weźmiemy Johnego, będziemy się nim bawić sami, z Malkitem |
Tasire - 2010-03-10 18:16:07 |
*Znów nie dostała żadnego konkretnego zadania. Coraz częściej czuła się tu gościem. Nie było jej źle po prostu nie wiedziała czyn zasłużyła na tyle dobroci na raz. Zawsze kiedy miała wolny wieczór wychodziła z domku i szła przed siebie przez to wielkie może traw. Czasem towarzyszyła jakimś zwierzętom w drodze do wodopoju. Tak było też dzisiaj, szła w stronę rzeki obserwując jakieś gazelo podobne stworzenia przemierzające w lekkim kłusie przestrzeń sawanny. Słońce powoli zachodziło nad równiną. Która teraz wyglądała jak kraina z ognia i bursztynu. Po jakimś czasie usiadła na pobliskim pagórku i napawała się widokami. Chwile później przypomniała sobie o medytacji, medytowała każdego wieczoru kiedy tylko miała czas. Usiadła wygodnie przymknęła oczy i odnalazła wewnętrzny spokój* |
Secorsha - 2010-03-10 18:22:49 |
*Secorsha zaś znalazł się tuz innego powodu, a było to pakowanie się. Rzecz jasna nigdy nie zniżył się z własnej nieprzymuszonej woli do taj haniebnego zajecia jak dobieranie w pary skarpet i układanie ich w kosteczkę w walizce ciasno jedne obok drugich. Nie, Seco ma swój honor, tak wiec zostawiwszy w domu żone i syna, poszedł sobie odreagowac, choć i tak bardzo spokojny był tego wieczoru. Może czul,z e to już nocka idzie. Ba –czuć nie musiał, widział jak zachodzi słonce. Takie ogniste, prawie jak na Kalee. Brakowało tylko morza i ostrych zębów górskich szczytów w oddali. No i zapachu ognia, dźwięku gitary, śpiewu, radości. Cholera – wszystkiego! Seco zatrzymał się, by powiercić w skupieniu kłykciem oku, a kiedy skończył, dostrzegł postać na pagórku. Zmrużył oczy. Nie, nie znał jej,a to bardzo dziwne. Chociaż… wcale nie, żył na uboczu tego dziwnego świata, a to bardzo źle na niego działało. Powoli ruszyli kierunku istoty* |
Tasire - 2010-03-10 18:34:41 |
*Za każdym razem kiedy zaczynała medytować widziała jakieś obrazy, wizje.. ale nie umiała w nich odnaleźć żadnej spójności. Chociaż bardzo się starała, widziała wnętrza budynków, uśmiechające się do niej twarze. Ale wszystko było dla niej niejasne. Dzisiejsza wizja była inna... w końcu coś się zmieniało. Była w jakiejś sali, dzieci z mieczami świetlnymi powtarzały skomplikowane ruchy za mistrzem. Czuła, ze zna to miejsce, zna te sekwencje ruchów, lecz obraz uciekł. Potem obrazy zmieniały się szybko i dość chaotycznie. Po chwili poczuła wiatr na twarzy. Siedziała na pagórku, pośród traw. Włosy unosiły się na wszystkie możliwe strony porwane przez wieczorną bryzę, ale było coś jeszcze czyjaś obecność. Mimo to nie odwracała się i dalej siedziała z półprzymkniętymi powiekami.* |
Secorsha - 2010-03-10 18:42:59 |
*On zaś, podchodząc wolno, wspinając się po niezbyt stromym pagurku, pochylony jak łąkowy kot, z oczami wbitymi w jej postać znał ów stan, kiedy to jest się jeszcze tu, ale tak naprawdę gdzieś, niewiadomo gdzie. Jednak nigdy nie zrozumiał i nie zrozumie głębi idei medytacji. Nie było to dla niego, dla kogoś tak zwykłego, choć rzucającego siew oczy wyglądem i zachowaniem. Zbliżył się cicho, bezszelestnie i bardzo spokojnie, by po prostu usiąść obok, w bezpiecznej dla siebie a przede wszystkim dla niej odległości. Zerkał to raz jednym okiem przez ciekawość, ale po każdym jednym były dwa zerknięcia naokoło siebie. Szerokie ziewniecie obnażyło jego piękne uzębienie drapieżnika.. Był chudym, tak, wyraźnie chudym dryblasem o pociągłej twarzy, ostrych rysach i wielkich złotych oczach w których tkwiły pionowe źrenice, teraz przypominające migdały. Jego czerep był całkowicie łysy. Prawa ręka była sztuczna az od ramienia* |
Tasire - 2010-03-10 18:52:19 |
*Nagle otworzyła oczy i spojrzała na niego. Cóż typowa dwudziestoparoletnia kobieta, czarne długie włosy, szare spokojne oczy i delikatny uśmiech. Co do budowy ciała to była dość drobnej postury jednak nie wychudzona. Biła od niej jakaś wewnętrzna siła. Nie wynikała ona bynajmniej z siły mięśni. * Witaj* Powiedziała i przeniosła wzrok na rzekę. * My się jeszcze nie znamy ale musisz być Seco, ojciec Malakita* Powiedziała i uśmiechnęła się lekko. Ostatnim razem gdy widziała malca obraził się na nią, taki już niesforny malec. * Miły chłopak miałam okazje go poznać* Dalej wpatrywała się w rzekę i odbijające się w niej słońce. Głos którym przemawiała był dość cichy, spokojny ale zarazem zdecydowany.* |
Secorsha - 2010-03-10 19:01:54 |
*Spotkały się ich spojrzenia, bo kiedy zaczęła się ruszać, Seco odwrócił głowe i takim to sposobem się stało. Czubki szpiczastych uszu zbliżyły się do skroni, a nozdrza rozdęły, jak u zwierzęcia. Tak czy siak zbyt długo to spojrzenie nie trwało, nie z powodu Secorshy, który dalej poddawał ją wzrokowej analizie, tak bezemocjonalnej, aż trochę obrażającej. Ale widać u niego patrzenie i myślenie nie koniecznie szło w patrzę. To drugie, wraz z odczuwaniem i programem „kontakt społeczny” włączyło się kiedy usłyszał głos* |
Tasire - 2010-03-10 19:10:24 |
*Przyglądała mu się może ciut zbyt ciekawsko, ton głosu, zdziwił ją nieznacznie jednak tylko szerzej się uśmiechnęła.* To raczej ja naraziłam się jemu. Mam nadzieję, ze bardzo się na mnie nie pogniewał. Choć Tang twierdził, ze mu przejdzie.Jeśli ci opowiadał to jestem "tą panią którą wujek Tang trzyma w kiblu". * Zaśmiała się parafrazując słowa malca. Nagle uświadomiła sobie, ze się nie przedstawiła. * Wybacz ... nazywam się Ruusaan.. to co prawda tymczasowe imię ale zawsze lepsze takie niż "hej Ty"* Uśmiechnęła się znów i wyciągnęła dłoń w kierunku rosłego kalesha.* |
Secorsha - 2010-03-10 19:24:44 |
*Zamrugał kilkakrotnie, przekrzywił łeb, jak ktoś kto uwierzył, ze Tang ją w kiblu trzyma, a potem jego gadzi, dziki pysk rozświetlił uśmiech, szeroki aż po trzonowce, pełen ostrych, mocnych zębów typowego mięsożercy. Było to w równym stopniu przerażające co po prostu rozczulające, tym bardziej ze oczy otwarły mu się nieco szerzej i nabrał wyrazu „dobrodusznego frajera”. Bardzo niebezpieczne złudzenie* Fajnie, bo do tej pohrry jesteś tu bahrrdzo tajemniczą istotą. Wszyscy wiedzą, ze istniejesz a nikt cie nie widział. Przynajmniej nikt od nas, nie? Ale rzeczywiście, ja jestem Secorsha, a Ty jesteś… *zastygł w bezruchu z palcem mechanicznej ręki wycelowanym w jej brzuch, ale był to grzeczny gest. Nieurągajacy* Rhussan… *powtórzył, oczywiście kalecząc, a potem wyciągnął ręce. Tak, obie. Prawa ręka była sztuczna, a nie każdy sobie życzył ściskać metal, wiec Seco dawał możliwość wyboru* Tymczasowe imie? *zdziwił się an głos* to jest, kuhrrde… jakiś nowy mandalohrriański zwyczaj? Ja za nim nie nadążąm… |
Tasire - 2010-03-10 19:34:59 |
*Widząc że wyciąga obie dłonie ona też tak zrobiła i uścisnęła swoją prawą dłonią jego lewą i na odwrót. Kto wie może to taki ichni zwyczaj.* Sama dla siebie jestem tajemnicą, dlatego też imię jest tymczasowe. Tang je dla mnie wybrał na czas aż przypomnę sobie własne. * Powiedziała i skrzywiła się nieznacznie. Chciała znać swoją przeszłość ... Otrząsnęła się z rozmyślań.* Tang znalazł mnie podczas patrolu w lesie, o tam * Wskazała palcem na ciemną linię lasu, widoczną w oddali na tle zachodzącego słońca.* Niestety nie wiem skąd się tam wzięłam, jak się nazywam i kim jestem... A Tang w swojej dobroci się mną zaopiekował. Dał mi schronienie w zamian za prace... z tym że na razie nie dał mi żadnej sensownej pracy.* Zaśmiała się i znów spojrzała na słońce.* |
Secorsha - 2010-03-10 19:42:54 |
*Seco zas uznał to za zart, ale ciągle był uśmiechnięty, wiec na jego twarzy niewiele się zmieniło. Chyba jedynie mrukniecie obiema powiekami, ale jak usłyszał więcej, to uśmiech jego jakby zrzedł. Jemu Tang nie mówił, ale to nie dziwne, bo on nie pytał* Wcale nie taki dobhrry, bo mnie to na przykład pomógł za dahrrmo *wzruszył wychudłymi ramionami. Wyglądał trochę upiornie, bo chudy był na tyle, by to się rzucało w oczy. Może jakieś zmartwienia? Nie widać było po nim, ale nie zawsze istnieje tylko to, co widać.* I tak… nic nie pamiętasz? Może uderzyłaś się w głowę… *mruknął, demonstracyjnie stukając się mechanicznym pazurem w łysy czerep* [i] Bo ja tez się kiedyś uderzyłem mocno w łeb i właściwie to… do dziś nie pamiętam kilku minut…ale ty se na peeewno przypomnisz, tylko musi się łepetyna zagoić![/i[] *rzucił lekkim, pocieszającym tonem* |
Tasire - 2010-03-10 19:58:01 |
Mam nadzieję, że tak właśnie będzie* Powiedziała i uśmiechnęła się do niego szczerze. Fascynował ją jego wygląd, wiedziała, ze to może być złudne, ale czuła że nikogo takiego nie widziała w swoim życiu, nie licząc Malakita.* Czy, możesz mi powiedzieć coś o swojej rasie... wybacz ale... chciała bym mieć jak najpełniejszy obraz Świata w którym żyje. Utrata pamięci nie pomaga.* Postukała się lekko w głowę i uśmiechnęła. * Wybacz moją bezpośredniość, ale czasem czuje się jak dziecko .. kiedy pytam, o nazwy roślin, zwierząt... czasem przedmiotów... chciała bym jakoś nadrobić stracony czas. * Usmiechnęła się raz jeszcze i popatrzyła w oczy mężczyzny. * Chciała bym móc ci opowiedzieć o sobie, ale może kiedyś... teraz wiem tylko ze umiem walczyć mieczem... ale raczej to marna informacja.* |
Secorsha - 2010-03-10 20:07:40 |
*Malkit to był mały, niezwykle witalny wiercioł i nie był biologicznym synem Seco, ale rasa była dość podobna i biologicznie i troszeczkę z wyglądu, a młody naśladował zachowanie i mimikę ojca. |
Tasire - 2010-03-10 20:23:06 |
*Zakrztusiła się śmiechem, na wieść jakież to bezbożniki żyją na Mandalore.* Nie mogę i nie chcę oceniać Mandaloran bo słabo ich znam, jednak chce sobie o nich wyrobić zdanie samodzielnie. Wiesz jesteś chyba pierwszą osobą która nie mówi słowa Jedi z lękiem. Szczerze mówiąc to nie wiem czy byłam Jedi... nie wiem czy chciała bym nią być. Na teraz moim największym marzeniem jest odzyskanie pamięci....* Zamilkła przełknęła ślinę. Wiedziała że nie chciała by odzyskiwać pamięci jeżeli miało by to przynieść problemy Tangowi lub jego synom. postanowiła zmienić temat. * Widać, że bardzo kochasz Kalee, mówisz o niej z takim żarem, to piękne. Ale cóż zawsze wychwalamy to co doskonałe, więc jak tu nie kochać tak zacnej planety. * Powiedziała i skinęła mu głową. Po chwili położyła się na plecach i spojrzała w niebo które z wolna zaczęło pokazywać swoje najcenniejsze skarby. W takie noce jak ta całe usiane było błyszczącymi niczym gwiazdy perłami. * Ja zaczynam kochać Mandalore... o co zresztą nie trudno... tak tu pięknie.* |
Secorsha - 2010-03-10 20:33:18 |
*Lezący na trawie drylbas strzelił w jej stronę wielkim, złotym okiem i uśmiechnął się w stylu: „ale kadzić to ty potrafisz”* Flehrr miała być Jedi. To dziwne istoty są… wielu uważa ze są jebnięci, inni ze to mohrrdehrrcy, ale tez wielu mówi ze to bohatehrrowie… tehrraz, po wojnie pochowali się, albo poginęli, tak czy siak niewiele ich ale czasem jakieś się znajdują… nawet jeśli jesteś Jedi to lepiej, żebyś w razie czego wymyśliła sobie jakaś histohrrie któhrra będzie Twoja, wiesz? *Odparł, po czym zamilkł i spojrzał w góre. Nie jest tu pięknie, najwyżej tak sobie – pomyślał. I za duzo nerwowości, za mało celu. Trochę nijako* Pochodzisz z Couruscant… *rzekł nagle. Nie pytał, jakby stwierdził, wysnuł hipotezę* Dla tych co stamtąd pochodzą wszędzie jest pięknie. U nas na Kalee, jak patrzysz w niebo widzisz te same gwiazdy, tylko inaczej, wiesz? Są bliżej, bo Kalee jest gohrrętsza, ma nizsząwahrrstwę atmosfehrry… czasami masz whrażenie, ze wiszą ci and samą głową… A zachody u ans są bahrrdziej puhrrpuhrrowe… i cyka robactwo za uchem, pahrrska twój wierzchowiec… gdybyśmy byli na Kalee, leżelibyśmy tu tehrras cali mokrzy, bo tam płynie rzeka. Zawsze kogoś sie wwalało, żeby było śmiesznie… |
Tasire - 2010-03-10 20:45:23 |
Couruscant.... a co to za planeta... opowiesz mi... proszę....* Przetoczyła się na brzuch i wpatrzyła w niego a oczy jej iskrzyły jak małemu podekscytowanemu dziecku. Odetchnęła lekko i poprawiła włosy.* Oczywiście jeżeli masz czas i ochotę.* Nie powinna była tak nagabywać praktycznie obcych...ale to było silniejsze od niej. Nagle uśmiechnęła się ciut szalenie i złapała go za pazurzastą łapę biologicznej dłoni.* Chodź, chodź* Ponaglała go jak dziecko a kiedy się podniósł pociągnęła w dół zbocza. Biegła swobodnym krokiem który dla niego był pewnie zaledwie truchtem. Kiedy dobiegła do niewielkiej rzeki uśmiechnęła się do niego trochę dziko i bez słowa ostrzeżenia popchnęła go do wody. Nie wiedziała czemu to zrobiła.... może uderzenie w głowę coś jej namieszało... o ile takowe uderzenie było.* |
Secorsha - 2010-03-10 20:53:48 |
*Seco wziął wdech nosem, głęboko, a wypuścił powietrze ustami. Łapy pod głowę podsunął, umościł się, i znowu pieprzyć od rzeczy zaczął* Bo to jest tak… Couruscant jest głupie… tylko się nie pogniewaj, ze ja niby powiedziałem ze Ty z Couruscant jesteś a Couruscant głupie jest to ze możesz se pomyśleć ze ty głupia jesteś, bo ja tego nie powiedziałem! *zarzekł się na wstępie* Couruscant to jest tak… taka… planeta, a na niej jakieś khrrasnoluidki kiedyś pobudowali jedną wahrrstwe bloków, potem drugą, i tak dalej, i tak… *wyciągnął rece spod głowy i zaczął gestykulować, nakładając po kolei nowe warstwy na couruscant* Aż się taka wielka zhrrobiła, i sthrrasznie zabudowana, wiesz, tam nie ma płatka gołej ziemi, wszędzie tylko duhrrabeton, dughrrastal, szahrro, smiehrrdzi, no wiesz – wielkie, ale to w pyte wielkie że nohrrmalnie szok miasto… echem… no ze ja piehrrdole… *Pauza na zmrużenie oczu, zmarszczenie czoła i kląskaniecie, głośne i bardzo dziwne, ale pozytywne. Już miał podjąć temat, przez co się rozproszył, i został złapany. Nawet się nie zorientował, kiedy wstał* że c…o… o KUHRRWA! Nie, NIIEEEE! |
Tasire - 2010-03-10 21:06:45 |
*Usiadła na dość wysokim brzegu rzeki i śmiała się w głos w końcu przewróciła się na plecy i śmiała się dalej. Kiedy się opamiętała przewróciła się na brzuch i zaczęła udawać cykadę. Rzeka była płytka to też gdyby Seco zechciał usiąść to woda sięgała by mu zaledwie do piersi.* W takim razie masz racje Couruscant jest głupie...*Powiedziała i znów zaczęła udawać cykadę a po chwili znów śmiała się w głos. Nagle spoważniała. * Chciała bym kiedyś zobaczyć Kalee, musi być tam naprawdę pięknie... ale skoro jest cieplej niż tu to nie wiem czy bym wytrzymała.* Uśmiechnęła się ciepło. * Powiedziałeś że Mando w nic nie wierzą... a w co wierzą Kaleshowie... no oczywiście o ile możesz o tym opowiedzieć.* Dalej leżała na brzuchu i uderzała się piętami w pośladki obserwując coraz słabiej widoczne zarysy mężczyzny na tle ciemniejącego nieba.* |
Secorsha - 2010-03-10 21:16:58 |
*O dziwo szybko się pozbierał, wstał, podnosząc ramiona do góry, i piszcząc na wysokie tony i dziwnie obnażając ręce, patrzył jak obcieka z niego woda i wpada do nurtu. Dno zruszył, i teraz odpływał muł. Seco odkleił koszule która przylgnęła mu do ciała, a miny przy tym robił, jakby zdzierał z siebie własną skórę. Strasznie to nieprzyjemne było, ale nie wkurzył się. Ba – uśmiechnął tylko, po czym zdjął swoją do cna przemoczoną koszulkę i rzucił nią w Ruusaan, z wrednym uśmiechem na pysku. Stał wiec teraz w samych spodniach, no i butach, oczywiście do suchej nitki przemoczonych, w wodzie do połowy ud* Ja bym był skłonny powiedzieć, ze tutaj jest chłodno. Na Kalee jest cieplej, thrroche… no – inaczej jest… *rozejrzał się, popatrzyl na nią, usmeichnał się i… usiadł w wodzie i rzeczywiście – woda sięgała mu do piersi. Zmrużył oczy,sciągał wargi i wtem oczy mu się szerzej otworzyły, jakby coś znalazł. Wycibtył reke, a w niej jakis wodorost. Powąchał, posmakował. Hmm… przeleci* |
Tasire - 2010-03-11 11:39:33 |
*Usłyszała szum lecącej w jej kierunku mokrej koszuli, jednak próbując się uchylić tylko skrzyżowała swoją twarz z trajektorią lotu. Wrzasnęła ... parsknęła i roześmiała się. Ujęła materiał mocniej w obie dłonie i dokładnie wycisnęła odzienie. Po chwili zawiesiła je na pobliskim krzaku. Opowieści o wierzeniach istot Kalee wysłuchała w skupieniu i ciszy, ale już po chwili myślami była gdzie indziej. Rozważania przerwało jej dopiero mlaskanie mężczyzny. Nie wiedziała co to za dźwięk i tak naprawdę skąd dochodzi. Dopiero po chwili zrozumiała co jest grane. * Seco ... czy ty coś jesz. Czy to tylko jakiś drapieżnik mlaska na myśl o posiłku * Zapytała wpatrując się w mrok.. chociaż prawda była taka, ze nie widziała już praktycznie nic.* Jak to się stało, że poznałeś Tanga* Zapytała nagle innym głosem, a lekkie mruczenie sugerowało, się przeciąga. Po chwili ułożyła się na plecach w trawie i patrzyła w niebo. * Pewnie też mierzył do ciebie z broni*Dodała jeszcze i parsknęła cichym śmiechem.* |
Secorsha - 2010-03-11 11:51:59 |
*Uszy Secorshy, na których wisiało po kilka kolczyków ze zwykłego metalu, poruszyły się łapiąc dźwięki, ale szybko doszedł do wniosku, ze to właśnie on, chociaż na codzien za specjalnie nie mlaskał, to raczej trudno nie mlaskać jedząc jakiegoś glona. Seco widział o zmierzchu duzo lepiej niż człowiek. Jego źrenice były szerokie. Po chwili już w łapie trzymał nową „rzeczną trawę”* Sałatę jem *Odparł wesoło, po czym wstał, co było bardziej słychać niż widać, a kiedy wyszedł na brzeg, wrażenia dźwiękowe związane z człapaniem mokrych butach były jeszcze ciekawsze* Tanga poznałem na Couruscant. Wojny Klonów właśnie się zaczynały… Thrroche się go bałem, bo szkolił w WAR-ze, a ja byłem sepahrratystą *I właściwie to nie mierzył… chyba, spotkaliśmy się na ulicy i to ja wybiegłem z kijem. A potem spotkaliśmy się w barze, wypiliśmy i tłukliśmy ochroniarzy. Wesoło było[/i] *Usiadł sobie obok niej, cały mokry i trzęsący się, ale zadowolony* |
Tasire - 2010-03-11 12:07:16 |
Mhm .. sałatę... to smacznego.* Powiedziała z raczej słabo ukrywanym obrzydzeniem w głosie. Ale szybko się otrząsnęła i odrzuciła przykre skojarzenia z mułem, szlamem i zgnilizną. Inna kultura... może to ichni przysmak. Wytłumaczyła sobie i uśmiechnęła się. Do póki jej nie częstuje to nie powinno jej to przeszkadzać. Dalej leżała i wgapiała się w niebo. *Nic dziwnego, że do nowo poznanych mierzy z broni, też bym miała traumę jak byś mnie z kijem ganiał.* Powiedziała przez niepohamowany śmiech i odetchnęła głębiej. * Jednak widzę, ze wszyscy mężczyźni mają umiłowanie to bitki pitki i rozróby. No przynajmniej wszyscy których udało mi się poznać. *Mówiła dalej z uśmiechem, lecz coraz to ciszej i ciszej. Nagle ziewnęła donośnie i przetarła kłykciami oczy. *Nie jest ci zimno w tych mokrych ciuchach* Zapytała i zatrzęsła się lekko. Kiedy słońce zaszło wieczory bywały tu bardzo chłodne, trudno było uwierzyć że w dzień słońce może doskwierać tak mocno. |
Secorsha - 2010-03-11 12:18:13 |
*Gdyby Seco owe myśli słyszał rzekłby, ze z jej pamięcią nie jest tak źle, skoro już wie, co jest dla niej obrzydliwe, a co nie. No ale- nie częstował, bo jemu za mało będzie. Sam przeżuwał, moze nie z lubością, ale ze smakiem. Zaśmiał się nagle, gwałtownie, znacząc brzeg na którym siedzieli zgniłozielonymi drobinkami przeżuwanego deseru. Na szczęście ona leżała wiec tego widzieć nie mogła, a nawet jeśli – to ciemno było* Ta, kuhrrrwa, Tang i thrrauma… on to by thrraume miał chyba tylko wtedy kiedy by sobie pancerz obrzygał. Chociaż nie – wtedy to by miał dephrresję. Ale wiesz, jak będziesz chciała kiedyś na Couruscant whrrucić, to cie mogę z kijem poganiać, bo tam thrrrauma jest modna *rzekł Seco i uśmiechnął się szeroko, tak szeroko ze było to słychać w głosie* Tak lubią, bo kiedy tego nie lubią, to są bahrrdzo samotni, wiesz? I muszą się zmienić. Jest mi zimno, ale udaje ze nie jest, bo jestem twahrrdzielem, łapiesz? *I nie spojrzał na nią. Patrzył na rzekę, oparty mechaniczną ręką o kolano i pochylony do przodu* |
Tasire - 2010-03-11 12:30:24 |
*Pamięć nie była konieczna, węch i słuch starczał aż nad to. Jednak umiłowania kulinarne kalesha nie przeszkadzały jej czuć do niego jakiś dziwaczny rodzaj sympatii. * No Tang bardzo ceni swoją zbroję... ale to chyba jak każdy chłopiec swoje zabawki* Powiedziała i zaśmiała się szczerze. Nagle podniosła się na równe nogi, zrobiła parę przysiadów, parę wymachów ramion i wyciągnęła rękę w jego kierunku. * To chodź twardzielu, bo ja już zmarzłam. No chyba że masz ochotę tu jeszcze posiedzieć... Ah i jeśli znaleźli byście czas to chętnie poznała bym Fler. Może ona była by w stanie opowiedzieć mi coś więcej o tym kim jestem.* ostatnie zdania wymawiała z głęboką nadzieją w głosie. Może była naiwna, jednak świat jej w tym pomagał. Jej pamięć nie sięgała daleko jednak świat który poznawała był dla niej łaskawy.* |
Secorsha - 2010-03-11 12:35:17 |
*Kiedy ona nagle wstała i zaczęła te wymachy czynić, to Seco aż łeb skupił, widać w taki sposób „karcony” był, ale całe jego wystraszenie się trwało krócej niż sekundę. Popatrzył na nią dość dziwnie. Ona mogła widzieć tylko wielkie koła odbijających światło źrenic, wiec błyskających odblaskowo lekko zielonym refleksem. Nie było zbytniego entuzjazmu, co mogło oznaczać jakąś lekką gafę która zawisła miedzy nimi, jednak Seco był tak luźny, rzec by można -rozluzowany, ze już na takie rzeczy nie zwracał uwagi* To co, znaczy ze zaphrraszam cie na kolacje dziś, tak? Bo Flehrr jest w domu *I dalej siedział, patrzył bez mrugania, źrenice lśniły. Czekał na odpowiedź* |
Tasire - 2010-03-11 12:49:13 |
*Zapatrzyła się w spodki jego oczu i dłuższy czas pozostała bez ruchu z uśmiechem na twarzy. * To bardzo miło z twojej strony, że mnie zapraszasz. Nie sądzę jednak, żeby twoja żona ucieszyła się z niezapowiedzianego gościa o takiej godzinie. Poza tym pewnie i tak będzie zdziwiona twoim stanem. Uśmiechała się lekko do niego. Nie chciała go urazić, ale poczuła, że się wprasza i nie chciała robić mu problemów. *Jeżeli propozycja będzie nadal aktualna to chętnie skorzystam z niej przy innej okazji. A teraz jeśli pozwolisz udam się już na spoczynek. Jeżeli masz ochotę to możesz iść ze mną.* Zapadła cisza w której jej śmiech rozbłysł ze zdwojoną siłą. * Przepraszam chyba źle to ujęłam, jeżeli masz ochotę... miło mi będzie jeśli mnie odprowadzisz * Powiedziała i błysnęła zębami w jego kierunku.* |
Secorsha - 2010-03-11 12:56:50 |
*Już tego widac nie było, ale słychać było jak podnosi mechaniczną ręke i drapie się z tyłu po glacy* [i[]Wiesz, my tam gościnni jesteśmy, ale jeśli uważasz, ze niezapowiedziana wizyta przy okazji jest bahrrdziej w porządku niż z członkiem owej rodziny, no to spoko, widać thrroche się różnimy, ale dla mnie to żaden phrroblem, uprzedzę żonę, ze do czasu odlotu ma się mieć na baczności, nie?[/i] *I szeroki uśmiech* Ale jak cos to mozesz z Tangiem przyjść. Przynajmniej dhrroideka cie nie wysthrraszy. I naphrrawde bahrrdzo chętnie bym się z Tobą przespal, ale mogę nie zdążyć wrócić do domu i plotki będą, wiesz, mała społeczność *błysnął kłami w uśmiechu. Odprowadzić? Właściwie to chciał tu jeszcze trochę zostać, ale w związku z tym, ze jest mu zimno…* Dobhrra, ale nie zgwałcisz mnie? *wstał, przeciągnął się, warknął i sięgnął po koszule na krzaku rozwieszoną* |
Tasire - 2010-03-11 13:09:50 |
To nie do końca tak po prostu nie chcę robić wam problemów. Brzydko mówiąc odniosłam wrażenie że się wpraszam*Wypowiedziała swoje myśli na głos i wolnym krokiem ruszyła w kierunku domostw. Kiedy wspomniał o małej społeczności zaśmiała się tylko lekko Nie wygłupiaj się przecież, no przecież nie proponowałam ci....* Kiedy wypowiedział kolejne słowa zamilkła.... po chwili zaczęła otwierać i zamykać usta jak ryba.eeeeeee.... Tak zakończyła się jej wypowiedź. Spuściła głowę oblała się rumieńcem i szła dalej wolnym krokiem w kierunku domu. Wyraźny wyraz zmieszania odbijał się na jej twarzy.W końcu odetchnęła głęboko*Będę musiała się jakoś powstrzymać choć przyznam, ze robię to z żalem* Powiedziała do niego i wyszczerzyła się ciut głupkowato. W oddali widać było już pagórko-domy. |
Secorsha - 2010-03-11 13:18:40 |
*Wziąwszy w łapy koszulę śmiał się i strzepywał. Secorshe trzeba poznać by się z nim komfortowo czuć, bo on takie głupie żarty uwielbiał nadzwyczajnie* Wiem. Pewnie tylko to cię powstrzymuje, ze Tang będzie phrretensie do ciebie miał, bo się klony gohrrszą… *zarzucił sobie koszule na prawe ramie, przeskoczył z nogi na nogę, zmieniając krok, i ruszył sobie leniwie za nią, strzelając wzrokiem ponad jej ramieniem, gdzieś w bok, gdzie w jednym z domków jarzyło się światło. U nas jest zupełnie inaczej – myślał wciąż. Zupełnie. Wtem zdał sobie sprawe, ze chyba kolejna osoba uważa go za wariata. Słusznie? A jakże!* |
Tasire - 2010-03-11 13:33:44 |
No Tang mi powiedział że jak będę rozpraszała kolny to mnie pomaluje na niebiesko i z wioski wypędzi* Powiedziała poważnym tonem ale zaraz zaczęła się śmiać. * Czasem się zastanawiam ... kim byłam kim jestem.... nie wiem nawet ile mam lat... Nawet nie wiem jak mam na imię... *Zrobiła pauzę na oddech *Nie powinnam cię zanudzać tą samą opowiastką po raz enty. Wyjeżdżasz razem z żoną.* Zapytała od tak sobie. Chociaż zaraz pożałowała... nie wiadomo co ten dziwny jegomość sobie pomyśli. Przyspieszyła trochę kroku. |
Secorsha - 2010-03-11 13:39:50 |
*Seco zwolnił nagle, został trochę z tyłu, i zaraz przyspieszy* Tee… naphrrawde? Thrroche to nie w jego stylu, nigdy nie miał ciągot do niebieskiego, to dżedajski kolohrrr… *A potem wziął wdech* No… nie wiem, czego ode mnie oczekujesz… bahrrdzo mi przykhrro, ze tak ci się przydarzyło, jeśli sobie życzysz, mogę się rhozplakać, ale wiesz, była wojna, kto wie, czy może własnie dzięki temu mozesz nohrrmalnie żyć. W galaktyce dzieją się okhrropne rzeczy. Ty jestes w porządku, nie sthrraciłąś osobowości, możesz nauczyć się pahrru rzeczy i żyć… inni mają gorzej… *zamilkł, wyraźnie zastawiając się nad przesłaniem jej słow* Czy wyjeżdżam. Pewnie tak, Flehrr mówi, ze bahrrdzo się tu zapuściłem, aż żal patrzeć. A co, chcesz nasz dom zająć? |
Tasire - 2010-03-11 13:48:22 |
*Dochodzili już do jej domku. Zwolniła kroku poczekała na niego. W zasadzie masz rację, miło jest mieszkać tu z wami w spokoju. Nie chciała bym teraz uciekać w wojennej zawierusze. Czasem zastanawiam się czy gdybym nie straciła pamięci to nadal bym żyła. Co do płaczu... niee przecież ty jesteś twardzielem a twardziele nie płaczą[i]* Powiedziała i posłała mu szeroki uśmiech. [i]* Co do domu to nie ... nie chce go zajmować... dostałam własny kąt i to nawet nie taki mały. Zasadniczo planowałam gwałt... ale skoro wyjeżdżasz to nici z tego.* Znów posłała mu szeroki uśmiech i zaśmiała się. * Dziękuję za odprowadzenie i już pójdę... no chyba, ze zaryzykujesz i wejdziesz na coś do picia. Ale wiesz wtedy za siebie nie odpowiadam.* Cały czas mówiła wesołym typowo żartobliwym tonem i uśmiechała się szeroko. Wymawiając ostatnie słowa skierowała się do drzwi domku.* |
Secorsha - 2010-03-11 13:58:52 |
Aha… no to może, skohrro już nic z tego, to Tanga zgwałć? *zaproponował delikatnie. Tu, w blasku żarówko przy drzwiach (w założeniu ze taka jest. U nich była) był widoczny, uśmiechnięty, beztroski* I będziesz miała pewność, ze nie skończysz pomalowana na niebiesko. Wszedłbym ale thrroche się boje, wiec wybacz, może jak będzie thrroche jaśniej kiedy, wiesz, bezpieczniej. A tehrraz nahrrazie i dobhrrej nocy *skinął łbem, cmoknął w powietrzu, oczywiście w gescie co najwyżej przyjacielskim, odwrócił się i poszedł w kierunku swojej chałupy* |
Tasire - 2010-03-11 14:06:56 |
*Zaśmiała się wesoło i pomachała mu dłonią na pożegnanie. * Powiem mu że mi podsuwasz takie pomysły. Pozdrów Malakita ode mnie. * Powiedziała jeszcze i patrzyła jak odchodzi. Potem najciszej jak mogła wdrapała się na pagórek, który dla ścisłości był szczytem jej własnego domku i znów zaczęła medytować. Obrazy płynęły wolno przez jej głowę, znów sala pełna młodych Jedi, znów mistrz....Powoli wspomnienia wypełniały jej głowę. Jednak nie nazwy i imiona. Najpierw kolory zapachy, odczucia i uczucia. Siedziała tak spokojnie a wiatr rozwiewał jej włosy. Kiedy skończyła medytować księżyc był już wysoko na niebie. Zebrała się więc i jak najciszej umiała udała się na spoczynek.* |
Tasire - 2010-03-11 20:15:57 |
*Wstała dziś bardzo wcześnie, słońce ledwo wschodziło kiedy pewnym krokiem ruszyła przed siebie. Ubrana była jak zwykle w ciemne obcisłe spodnie wysokie buty ze skóry i tunikę. Włosy starannie zaplotła i ułożyła nad karkiem w kok. Opuściła zabudowania i ruszyła w stronę znajomej rzeki. Stanęła na pagórku na którym poprzedniego wieczora rozmawiała z Seco. Zamknęła oczy wsłuchała się w siebie. Wyciągnęła zza paska miecz świetlny. Po chwili ostrze wysunęło się posłusznie.* Zobaczymy na ile zdadzą się moje medytacje* Powiedziała i odetchnęła głęboko. Stanęła z mieczem w prawej dłoni, nogi razem dłonie pod kątem trzydziestu stopni do ciała. Wykonała serię czterech bloków. *Prawy, lewy, górny, prawy*Odliczała przekładając broń płynnie z pozycji do pozycji. Potem przyszła pora na młynki i półobroty połączone z dźgnięciami w niewidzialnego wroga. Po każdej takiej sekwencji powracała do pozycji wyjściowej. Po około 15 minutach ściągnęła wierzchnią tunikę i ćwiczyła dalej z uporem maniaka. Cisze przerywał jedynie jej oddech i głos którym upominała się co jakiś czas.* |
Tangorn - 2010-03-11 20:29:39 |
*Wokół panowała cisza. Bujna, wysoka trawa z przeciwnego brzegu niemal się nie poruszała. Nie było słychać żadnych odgłosów prócz buczenia miecza świetlnego. Było cicho... za cicho. Ale jeśli się skupić to można dosłyszeć głośny szelest traw, jakby ktoś biegł a potem dziwne odgłosy, jakby przejechanie czymś ostrym po metalu... Nagle głośny trzask i z trawy na przeciwko kobiety wyskoczyła, a raczej wyleciała jakaś ludzka sylwetka w pełnym pancerzu czarnego koloru. To był Tang. Przeturlał się po zboczu ale zaraz podniósł się na nogi, prawą ręką opierając na ziemi a lewą uniósł i skierował za siebie. Po chwili z jego karwasza z cichym trzaskiem wyjechało wibroostrze przymocowane na stałe do elementu pancerza. Sekundę później, tyle co uderzenie serca z zarośli wyskoczyła jakaś kotopodobna bestia i to spora. Zarówno Tang jak i zwierze nosili na sobie znaki ostrej walki* Kici kici miau miau... choć do wujka Tanga... przerobię cię na plasterki... *Warknął na niego nie zwracając na nic uwagi. Skupiony był na przeciwniku, który zaraz się na niego rzucił, skacząc wysoko i obnażając pazury. Tang odskoczył, o włos unikając zagryzienia, szybko się podniósł i wbił ostrze w cielsko bestii, a ta silnym uderzeniem łapy odrzuciła go na parę metrów.* |
Tasire - 2010-03-11 21:18:51 |
*Całkowicie pochłonęły ją ćwiczenia sekwencje skracały się bo ich tempo wzrastało. Blok. blok, młynek, półobrót i dalej i dalej i znów i jeszcze raz. Nagle usłyszała ryk, zatrzymała się w bloku i skupiła się na otoczeniu. Zobaczyła Tanga i jakieś dzikie zwierze. Patrzyła z lekkim przerażeniem jak Tang ściga zwierze a potem z jeszcze większym kiedy odleciał odepchnięty przez drapieżnika. Nagle w jej pamięci pojawił się obraz.... postąpiła jak kobieta z jej wspomnień. Wyciągnęła dłoń przed siebie i zaczęła iść pewnym acz ostrożnym krokiem w stronę kota. Szła z przymkniętymi oczyma i mruczała coś pod nosem. Zwierze nie atakowało... miarowo potrząsało łbem. Po dłuższej chwili stali tak nadal chociaż Ruusaan wyraźnie zaczynała blednąć.* |
Tangorn - 2010-03-11 21:23:27 |
*Nawet jej nie zauważył, bo jego organizm działał na trybie bojowym, widział przed sobą tylko wroga. Mimo sporego bólu po tej walce to wstał z ziemi i rozpędził się rzucając się na szyję kota i obejmując ją prawą ręką wbił ostrze w jego gardło tak głęboko, że niemal przeszło na wylot. Wisiał tak chwilę, w akompaniamencie ryku zarzynanej bestii i po chwili zwalił się wraz z nią na ziemię. Tang leżał obok, cały brudny i we krwi, ale żył, bo się poruszał i z trudem dźwignął się na nogi.* Cholerny Skaor... *Kopnął truchło i zobaczył stojącą niedaleko Ruusaan w dziwnej pozycji. Skąd się tu wzięła?* Eee... ty to zrobiłaś, że stał jak baran gotowy do zabicia? *Stał prosto, ale cholernie bolało go całe ciało. Miał dzisiaj pecha...* |
Tasire - 2010-03-11 21:32:50 |
*Odskoczyła z krzykiem, poczuła emocje i ból zabijanego zwierzęcia. Upadła na trawę i oddychała ciężko. Wycierała dłońmi twarz jak gdyby chciała pozbyć się krwi której wcale na sobie nie miała. Trzęsła się... po policzkach ściekały jej łzy.* Ty... ja... nie... on ...nie wiem.* teraz już trzymała się za skronie ale dalej drżała na całym ciele. Przyciągnęła nogi do tułowia oparła głowę na kolanach i położyła się na boku w pozycji płodowej i oddychała ciężko. Była blada jak świeżo pomalowana ściana.* |
Tangorn - 2010-03-11 21:36:12 |
Fierfek... *Warknął i pokuśtykał do rzeki i wskoczył do niej, by obmyć cały pancerz z brudu. Wypłynął dopiero po drugiej stronie i wyszedł na brzeg, ociekając wodą wraz z krwią zwierzęcia, która spływała po nim. Podszedł do niej ciężko i zdjął hełm, rozszczelniając go.* Co się stało? Ruusaan? *Przyklęknął przy niej z troską i położył swoją dłoń na jej ramieniu i lekko pociągnął, by zobaczyć co się z nią dzieje. Pierwszy raz widział coś takiego. Co ona właściwie zrobiła? |
Tasire - 2010-03-11 21:45:25 |
*Kiedy podszedł krople czerwonej wody zrosiły trawę dookoła niego. Widząc to dziewczyna poderwała na równe nogi i niewidzącym wzrokiem patrzyła na niego. Oczy miała szeroko otwarte, puls przyspieszony, ręce jej drżały.* On się uspokoił a ty ... ty mnie... ty jego.. ty go zabiłeś.* Wrzasnęła ciut dziko i popłakała się jak dziecko. Ramiona jej drżały, dopiero gdy usłyszała jego głos i poczuła dotyk na ramieniu uspokoiła się nieco. Po chwili zbladła gwałtownie i osunęła się na ziemię z hukiem. Ciało miała całkiem bezwładne, puls dalej przyspieszony, mimo to jej skóra była blada i zimna.* |
Tangorn - 2010-03-11 21:53:04 |
Hej, hej spokojnie... *Wyciągnął ku niej rękę, by się uspokoiła. Zachowywał się tak jakby chciał zbliżyć się do dzikiego zwierzęcia* On chciał mnie zabić! Prawo dżungli moja droga, albo on albo Ja *Mruknął bo nie zamierzał się tłumaczyć z tego, że zabił kota, który chciał odgryźć mu głowę. Ale podszedł do niej, by ją jakoś uspokoić, objąć, no ale nagle zemdlała, więc doskoczył do niej gwałtownie* Hej?! Słyszysz mnie? Fierfek... *Zdjął rękawicę i przystawił dwa palce do jej tętnicy szyjnej, by sprawdzić co jej jest. Prawdopodobnie miała wstrząs, więc ułożył ją na plecach tak, by jej głowa skierowana była w dół lekkiego zbocza a pod nogi wepchnął swój hełm.* Tylko mi tu nie umieraj... *Warknął głośno i wolną ręką sprawdzał jej funkcje życiowe, podczas gdy próbował połączyć się z klonami. Gdy mu się to udało to kazał natychmiast im go namierzyć i przybyć z jakimiś noszami* Piękny dzień, na prawdę zajebisty... |
Tasire - 2010-03-11 22:02:46 |
*Oddychała już równiej, puls się nieco uspokoił. Nadal była blada, co jakiś czas rzucała się lekko, powieki były zamknięte ale gałki oczne w ciągłym ruchu. Przed jej oczyma mnożyło się wiele obrazów. Znów stała w sali treningowej i powtarzała te same rutynowe figury, nagle ktoś do niej podszedł ukłoniła się. "Prz tym bloku zawsze trzymaj ostrze miecza skierowane dokładnie w dół" Wybrzmiały słowa w jej głowie. I znów ta sama sekwencja ruchów i znów. Nagle wszystko zbladło pojawiło się ogrodzenia w którym stało wielu młodych Jedi i ona również tam była. "Wszystko co w nas otacza jest przepełnione mocą, jeśli ją odnajdziecie możecie na nią wpłynąć" Kolejne obrazy w których mistrz uspokaja dzikie zwierze... kolejne i kolejne skrawki nauk skrawki rozmów.* |
Tangorn - 2010-03-11 22:12:42 |
*Tymczasem Tang robił co mógł, by mu czasem nie zjechała na drugi świat. Chwycił ją za rękę i nachylił się ku niej, by go usłyszała* Nawet o tym nie myśl, by teraz mi tu umrzeć... słyszysz? Zaraz cie stąd zabierzemy i wszystko będzie dobrze... *Nie był dobry w przemawianiu, a zwłaszcza w stresowych. Wtedy to głównie warczał i dużo klnął pod nosem. Teraz klęczał przy niej i miał cholerną nadzieję, że mu tutaj nie zjedzie. A jeszcze jakiś czas temu by pewnie się tym nie przejął i poszedłby dalej... chyba zaczynało mu na niej jakoś zależeć, co wolał jednak skrywać przed wszystkimi. Nagle usłyszał za sobą pośpieszne kroki, wiec puścił ja i wstał. Zauważył nadbiegającego Drala oraz Vena z repulsorowymi noszami* Co tak długo do cholery? Z resztą, chuj z tym. Na nosze i zapieprzamy do bazy... *I jak powiedział tak też zrobili. Minutę później leżała już na noszach a klony pędziły z nią do osady a Tang sobie spokojnie kuśtykał za nimi przeklinając pod nosem we wszystkich językach jakie znał* |
Tasire - 2010-03-11 22:22:14 |
*Nagle usłyszała znajomy głos w oddali. Szybko jednak ucichł a wizje wróciły ze zdwojoną mocą. Zobaczyła wielką grotę pełną krystalicznych odłamków. Nagle znów znajomy głos.. przerwał jej wizję. "Wybierz swój kryształ. To musi byś twoja decyzja". Wszystko co widziała zaczęło się gwałtownie kołysać. Dudnienie stóp było coraz to bliżej i bliżej. Znów znajome głosy Ven... Dral... co oni robią w jej wizji..... Nagle zrobiło jej się bardzo zimno. Wszystko odpłynęło, wszystkie dźwięki, wszystkie obrazy, został tylko chłód i silne uczucie potrząsania.* |
Tangorn - 2010-03-11 22:25:27 |
*Cóż, starali się ustabilizować nosze tak, by nie trzęsło, ale to nie zawsze się udawało. Dral je pchał a Ven pozostał z tyłu, by pomóc Tangowi, który wyglądał jakby dostał porządne lanie. No i gdy byli już blisko osady to znikąd pojawił się A'den, który tylko rzucił okiem na tą dwójkę i od razu przyczepił się do buira, by go najnormalniej w świecie ochrzanić. Kłócili się cicho, ale to nie było tak na prawdę poważne, bo Tang wiedział, że klon się martwi o niego a tylko tak umiał to przekazać. Odziedziczył to chyba po Mandalorianinie* |
Tasire - 2010-03-11 22:33:09 |
*Teraz była już tylko ona i cisza, kiedy tak leżała zaczynała coraz lepiej rozumieć co właściwie zaszło. Wiedziała, że nic jej nie jest, że to tylko ból i lęk zwierzęcia. Chciała otworzyć oczy ale nie miała siły. Wyglądała już ciut lepiej, skóra odzyskiwała normalniejszy kolor, oczy nie strzelały tak jak gdyby jakiś obłęd ją otaczał. mimo wszystko nadal pozostawała nieprzytomna. |
Tasire - 2010-03-27 21:59:02 |
*Kiedy uporała się z obiadem wyszła szukać Zina i jego syna. Ubrana w długą luźną tunikę koloru błękitnego, kroczyła wolno pomiędzy domkami aż doszła na skraj obozu. Nigdzie nie mogła znaleźć mężczyzny ani chłopaka, wdrapała się jeszcze na jeden z pobliskich pagórków i rozejrzała się dookoła. Poczuła na twarzy powiew wiatru niosący zapach wygrzanej słońcem sawanny, wymieszany ze słodkawo bagiennym zapachem rzeki. Rozpuściła włosy które i tak zdążyły już wysmyknąć się z misternej fryzury, jak gdyby pragnęły wolności. Spadały teraz ciemną kaskada sięgając niemal ud. Przymknęła oczy i wolnym krokiem ruszyła w stronę rzeki. Idąc w wysokiej trawie pozwalała jej końcówkom gładzić swoje dłonie. Szła tak i choć wyglądała na rozmarzoną jej myśli krążyły wokół jednego tematu... dalej nie wiedziała skąd u niej taka znajomość mechaniki, inżynierii czy jak to zwał.* |
Taken - 2010-03-27 22:03:50 |
*Tymczasem nad rzeką, na jednym z pagórków siedział i medytował jakiś kel dor. Jego pomarańczowa skóra na głowie odbijała lekko promienie słoneczne, przez co mogło wyglądać z daleka, że świeci lub płonie. Taken jednak nie zwracał na to uwagi. Oczy miał zamknięte, nogi skrzyżowane a ręce opadały lekko na zgięte kolana. Plecy proste a głowa dumnie uniesiona. Jednakże nie wiedział on co się wokół niego dzieje. Co prawda odczytywał w Mocy jakieś delikatne subtelne informacje, ale jego umysł błądził gdzieś daleko poza ciałem. Osiągnął stan niemal zupełnego zjednoczenia się z Mocą, która teraz przepływała przez jego ciało jak woda przez otwartą tamę.* |
Tasire - 2010-03-27 22:10:18 |
*Zauważyła mężczyznę z dość daleka i mimowolnie podążyła w jego kierunku. Domyślała się kim jest mimo to sprawdziła czy miecz spoczywa ukryty pod jedną z warstw tuniki. Potem podeszła najciszej jak umiała i zaszła pagórek tak aby wspiąć się na niego od strony twarzy mężczyzny. Nie chciała bowiem niepotrzebnie go niepokoić gdyby jednak nie medytował. Wspięła się po pagórku cicho i zwinnie jak kot i usiadła przy mężczyźnie. Nie medytowała po prostu pozwalała swoim myślom płynąć, atmosfera spokoju i wyciszenia okazała się w tym niezwykle pomocna.* |
Taken - 2010-03-27 22:24:59 |
*Taken odczuł w Mocy jej pojawienie, ale póki co odpłynął za daleko, by się teraz tak nagle wybudzić i z nią porozmawiać. Medytował spokojnie, ale aura wokół niego przypominała burzę z porywistym wiatrem. Gdyby leżały tutaj jakieś przedmioty większe od kamyków to z pewnością by lewitowały wokół, tak jak jego miecz, który nagle wyłonił się nie wiadomo skąd i powoli okrążył postać Tasire i zniknął za plecami kel dora. Dopiero po kilku minutach jego świadomość powróciła do ciała, a rękojeść upadła na jego kolana* Witaj... ty pewnie jesteś tą Jedi z amnezją, Tasire prawda? *Zapytał cicho głębokim głosem, tak różnym od głosu ludzi* |
Tasire - 2010-03-27 22:35:21 |
*Z jakimś dziwnym spokojem przyjęła przelot miecza świetlnego. Kiedy opadł na kolana mężczyzny uśmiechnęła się lekko. Wstała a kiedy się do niej odezwał, skłoniła się lekko. * Witaj mistrzu Takenie, miło mi nareszcie cię spotkać* Powiedziała oficjalnym tonem. Wszak mistrz Windu nie ostrzegł jej że jego wysłannik jest padawanem, a wiek na ile mogła go oszacować wskazywał na co najmniej rycerza. Stała tak zgięta w lekkim pokłonie, uśmiechając się lekko, w spokojnych szarych oczach coś jednak iskrzyło, może to lęk, może jakiś dziwny rodzaj podniecenia związany z obecnością innego Jedi a może tylko promienie słońca igrające w jej oczach.* |
Taken - 2010-03-27 22:39:06 |
Jaki tam ze mnie mistrz? Oficjalnie dalej jestem padawanem od trzydziestu lat... *Rzekł pogodnie, nie wstając jednak, tylko dalej siedząc na szczycie pagórka. Powoli podniósł rękę i wskazał jej miejsce obok siebie, by usiadła. Wiedział, że nie ma wspomnień, więc jego zadanie było o tyle ułatwione, że wiedział jak się za nie zabrać. No i to było priorytetem. Z tego co mu mówił mistrz Windu była wyszkolonym rycerzem, więc powinna pamiętać wszystko, musi tylko te wspomnienia w sobie odnaleźć* Siadaj, nie będziemy przecież stać. Medytuje się najlepiej siedząc wygodnie... *Zachęcił ją kolejnym gestem ręki* |
Tasire - 2010-03-27 22:49:30 |
*Uśmiechnęła się lekko i usiadła naprzeciw niego. Rękojeść miecza sterczała jej zza paska uniemożliwiając wygodne siedzenie to też wyjęła ją i położyła na kolanach. Rękojeść była niewielka, dość długa jak na miecz o jednym ostrzu, lekko wygięta jak gdyby jej kształt miał wspomóc blokowanie broni o przedramię. Jedną dłoń ułożyła na rękojeści drugą zaś oparła o trawę, którą lekko przeczesywała palcami. Zdziwiła ją wiadomość iż mężczyzna jest zaledwie padawanem jednak nie dała tego po sobie poznać.* Czy jest coś o co chciał byś mnie zapytać, zanim zaczniemy i czy mógł byś mi powiedzieć jakie masz wobec mnie plany.* Zapytała, głos miała spokojny, dość cichy jednak przyjemny dla ucha i ciepły. Dłonią odgarnęła włosy za ucho i wpatrywała się w twarz kel dora, niezbyt nachalnie jednak nieustannie.* |
Taken - 2010-03-27 22:53:40 |
*Jego twarz stanowiła głównie maska umożliwiająca mu oddychanie, więc za dużo nie mogła niestety zobaczyć. Obrócił się nieco, by swobodniej na nią patrzeć, a rękojeść jego miecza spoczywała mu na nogach. Była dłuższa od standardowej i co dziwniejsze miała po obu stronach emitery. Był to podwójny miecz świetlny, broń bardzo rzadko spotykana ale bardziej śmiercionośna niż normalny miecz o jednym ostrzu* Cóż... chętnie się dowiem co w ogóle pamiętasz. A co do planów to nie mam konkretnych... |
Tasire - 2010-03-27 23:04:12 |
*Odetchnęła głębiej, strzepnęła niewidzialny pyłek z tuniki. * W zasadzie mam wiele wspomnień, problem jest taki, ze nie potrafię ich usystematyzować, nie wiem czy należą do mnie, czy nie. Problem tego typu mam między innymi z wszelaką wiedzą. Zdarza mi się odnajdywać w głowie informacje, których bym się nie spodziewała. Dzisiaj na przykład zaczęłam, w dość sensowny sposób dyskutować z inżynierem o budowie prototypowego silnika.* Westchnęła lekko i potarła skronie* Z jego miny wynikało, że to co mówię nie jest niedorzeczne. Kiedy medytuje wraca do mnie wiele wspomnień, nawet przepisy na potrawy. Nigdy jednak nie mogę sobie przypomnieć niczego bezpośrednio związanego z moją osobą. Swoje imię poznałam dopiero Gdy wymówił je Mistrz Windu.* Zakończyła wypowiedź lekkim westchnieniem i uśmiechem* |
Taken - 2010-03-27 23:11:48 |
Mhm... *Mruknął w odpowiedzi. Niczego nie skomentował, tylko przymknął oczy zastanawiając się nad dalszymi krokami. Trzeba wybrać odpowiednie metody, by jak najlepiej ją przeprowadzić przez ten żmudny proces, który nie będzie wcale prosty.* No dobrze... w takim razie zaczynajmy. Usiądź wygodnie, tak jak do medytacji i zamknij oczy. Otwórz swój umysł, tak jak to zawsze robisz... wycisz się... *Polecił cicho przechodząc od razu do sedna. To co mu powiedziała w zupełności wystarczało, by zająć się jej problemem* |
Tasire - 2010-03-27 23:18:46 |
*Odetchnęła, przymknęła powieki, lekko opuściła głowę dotykając brodą do klatki piersiowej, pozwoliła myślą płynąć swobodnie i oddychając miarowo powoli aczkolwiek konsekwentnie wprowadziła się w stan opisany przez Kel dora. Przez chwile po jej głowie pałętała się jeszcze ciekawość tego co będzie. Parę pytań które właściwie nie miało teraz znaczenia ale już chwile później przyszło wyciszenie w którym pozostała czekając na dalsze instrukcje Takena.* |
Taken - 2010-03-27 23:30:32 |
*Taken wprowadził się w podobny stan, by jak najlepiej poprowadzić Tasire przez kolejne etapy. Różniło się to nieco od jego poprzedniej medytacji, która była dużo bardziej skomplikowana i trudniejsza do nauczenia się.* A teraz opuść bariery krępujące twój umysł i świadomość. Pozwól by swobodnie badał to co cię otacza. *Odczekał kilka chwil, by wykonała jego instrukcje, po czym dalej kontynuował spokojnie i cicho* Wyczuwasz to wszystko? Całe życie które nas otacza? Zarówno te spokojne i majestatyczne zwierzęta dumnie stąpające po ziemi, jak i maleńkie owady, milionami kłębiące się na ziemi i pod nią? Czy widzisz w Mocy to bogactwo życia? Jeśli tak to określ swoje granice postrzegania... a potem stopniowo je zmniejszaj, aż w końcu bariery obejmą twoje ciało, ale nie tylko umysł. Ma on pozostać wolny... |
Virina - 2010-04-18 20:50:04 |
*Tak, po wyprowadzeniu tego złomu, co Zin nazywa swoimi maszynami ogarnęła się, czytaj wzięła prysznic, uczesała się, ubrała w świeże ubranie i zjadła jakieś ciężkostrawne jedzenie, coby jej żołądek zapełniło. Postanowiła pozwiedzać trochę to miejsce, w końcu nie wiadomo, ile będą mogli tu zostać. Udała się więc przed siebie, przeszła przez osadę i szła teraz wśród traw. Szybko jednak zamyśliła się obracając obrączkę na swoim palcu...* |
Taken - 2010-04-18 20:54:20 |
*Taken bez przeszkód dotarł na Mandalore. Miał zamiar zabrać swój statek i powrócić na Widmo, ale coś go zaniepokoiło, obecność dwóch osób mocowładnych w pobliżu... ich aury nie rozpoznawał, wiec wychodząc ze statku zabezpieczył swój miecz świetlny i ruszył tropem jednej z tych osób. Przebywała ona akurat poza osadą, niedaleko miejsca jego medytacji. Po kilku minutach dostrzegł w oddali.. kobietę. Jej aura była wyraźna, prawdopodobnie była Jedi, gdyż panowała nad Mocą i miała w pewnym stopniu wykorzystany swój potencjał.* Witaj... *Przywitał się z nią ostrożnie, zbliżając się powoli. Nie mógł sie usmiechnac, bo by tego nie zobaczyła, przekleństwo jego rasy* |
Virina - 2010-04-18 21:01:16 |
*Wyczuła kogoś, był Jedi? Możliwe. Nie rozpoznawała go jednak w Mocy. Rudzielec odwróciła się powoli i zobaczyła wysokiego kel dora.* |
Taken - 2010-04-18 21:07:57 |
*Podchodził powoli, ręce złączył za plecami w geście "generalskim" bo to chyba już opatentowane jest. Trawa leniwie szumiała wokół niego, rozkołysana lekko przez wiatr* Ja? Nazywam się Taken Karr... i jak zapewne już to wyczułaś, to jestem mocowładny... padawanem formalnie, ale tylko formalnie... *Aura wokół niego była po prostu przyjazna i otwarta, więc nie miała się czego bać, jego bardzo interesowało kim ona jest i skąd się tu wzięła* A może zdradzisz mi swe imię? Bo nie pamiętam cię od ostatniej mojej wizyty na tej planecie, a to było tylko kilkanaście dni temu... *Znalazł się już jakiś metr od niej, więc mogła dokładniej przyjrzeć się jego całkiem niezłej budowie ciała oraz, a może przede wszystkim, rękojeści miecza świetlnego zwisającej mu u pasa. Była zdecydowanie dłuższa niż normalna* |
Virina - 2010-04-18 21:14:47 |
Jestem Virina... Virina Kereth, choć Jedi mogą mnie znać z nazwiska Andhoren. *Odpowiedziała spokojnym, przyjaznym głosem. Skłoniła głowę na powitanie. Formalnie? Cóż, z pewnością zachowywał się na Jedi rangą wyżej niż padawan... Zaciekawił ją więc tym ''formalnie''.* |
Taken - 2010-04-18 21:23:31 |
Miło cie poznać Virino... tylko czemu masz inne nazwisko, hmm? *Zainteresował się tym zagadnieniem, ale wyjaśnień mogło być wiele, fałszywa tożsamość i tak dalej. Ciekaw był też tego drugiego mocowładnego, przebywającego teraz w okolicach tego innego statku* A to długa historia. W skrótcie to przed osiemnastu laty Zakon uznał mnie za zmarłego, gdyż moja mistrzyni zmarła a ja nie powróciłem na Coruscant, tylko wędrowałem sam po Odległych Rubieżach... Miałem wtedy ile? Dwadzieścia sześć lat? tak, tak... tyle... na Moc, ten czas szybko leci... miałem przejść próby Jedi. A teraz mi się nie chce, rozleniwiłem się *Zaśmiał się szczerze, chociaż już mu proponowali ten tytuł, to jednak go nie przyjął, uważał, że nie zasłużył na niego. Poza tym, czym tak na prawdę są tytuły, jeśli nie próbą zaspokojenia własnych ambicji?* |
Virina - 2010-04-18 21:29:18 |
Cóż... wyszłam za mąż. *Odpowiedziała spokojnie. Słuchała jego słów uważnie, tak życie zawsze było złośliwe. Ona sama cieszyła się, że zakon jej za zmarłą nie uznał... a może już to zrobili? To się dopiero okaże... bowiem nie mieli długo kontaktu z nikim i tak na prawdę nie wiadomo, ilu jeszcze Jedi jest rozproszonych. Gestem dłoni zaproponowała spacer. Czuła, że mogła mu zaufać, nie we wszystkim, ale w większości mogła.* |
Taken - 2010-04-18 21:35:48 |
Mężatka, tak? To ciekawe... mam nadzieję ,ze zdajesz sobie sprawę z wielkiego ryzyka, jakim jest poddawanie się namiętnościom? *Powiedział cicho i spokojnie Taken, zgadzając się bez słowa na spacer i ruszył powoli przed siebie. Mówiąc te słowa opierał się na własnym doświadczeniu z przeszłości, bo nie był nigdy świętym, buntował się, kiedyś się zakochał, co o mały włos nie sprowadziło go na Ciemną Stronę Mocy...* Tak, mam z nimi kontakt... właściwie to z mistrzem Windu obecnie utrzymują stałe relacje... takim chłopcem na posyłki jestem, ale cóż, ktoś musi tyłek po Galaktyce wozić... w sumie zgromadziło się wokół resztek Rady około trzydziestu rycerzy, mistrzów i padawanów... razem. Tak mało albo aż tak dużo... *Niestety, ponieśli wszyscy wielkie straty z powodu Rozkazu 66 nad czym Taken bardzo bolał, ale go tutaj nie było wtedy* |
Virina - 2010-04-18 21:43:07 |
Mistrz Windu? Kto jeszcze przeżył? *Spytała. Oj wspaniałe wieści... dobrze, że przybyli tutaj... 30? z jednej strony wielu, ale z drugiej - Zakon został zdziesiątkowany. Westchnęła.* |
Taken - 2010-04-18 21:47:07 |
Mistrz Yoda, Mistrz Kenobi... kilka innych mistrzów, ze starej Rady chyba nikt więcej... *Chociaż nigdy nic nie wiadomo, mogą się ukrywać gdzieś na jakieś planecie, przed Imperium, tak jak i oni teraz się ukrywają* Na statkach, szukamy nowego domu... i chyba znaleźliśmy go, ale to póki co sekret, bo nie wiemy, czy jest bezpiecznie tam przebywać... *Tython pozostawał w ukryciu od wieków, nie wiadomo, czy ktoś nie znalazł do niego drogi przypadkiem. Wszystko trzeba zbadać. To budziło obawy Takena, ale ufał on Mocy, a póki co ich wspierała. Udało im się odzyskać holocron, poznać lokalizację planety... oby to nie poszło na marne.* A czy ty znasz kogoś, kto przetrwał jeszcze? |
Virina - 2010-04-18 22:09:58 |
Oprócz mojego męża niestety nie. Szukamy odkąd wylizaliśmy cielesne rany po rozkazie... A czy byłaby możliwość, abyśmy na dniach wyjechali do ocalałych? *Spytała patrząc z większą nadzieją, lecz i bólem, w jego oczy. Tak niewielu... cóż, będą musieli sobie jakoś radzić. Oj gdy tylko skończą tą rozmowę pójdzie z flaszką, albo dwiema do Zina, aby mu podziękować...* |
Zindarad - 2010-04-18 22:12:42 |
Zin. Po wymknięciu się z domu właśnie skierował się na nieznane mu tereny. A że dzień na tej planecie krótki to zawsze trzeba było być zaopatrzonym w jakieś źródło światła. Inżynier wyciągnął z kabury swój blaster i włączył latarkę. Jeszcze go nie odbezpieczył, bo komuś by krzywdę niechcący zrobił. Szedł powoli, ostrożnie. Rozglądał się niczym wytrawny myśliwy, którym nie był i nigdy nie zostanie zresztą. Posuwał się do przodu i usłyszał. Głosy. Dość znajome. Podszedł bliżej, usłyszał głos Kel Dora oraz Viriny. Wyszczerzył zęby i podbiegł bliżej. |
Taken - 2010-04-18 22:14:06 |
Mhmm... rozumiem, a więc rozkaz zbliżył was do siebie, co? *Niestety, ta kwestia interesowała Takena najbardziej, gdyż ta dwójka złamała Kodeks Jedi, zaryzykowali wiele, ale czy wiedzą co ich może spotkać? Raczej nie... miłość przychodzi szybko i jest to piękne uczucie, samo w sobie nie jest złe, ale towarzyszące niej emocje to już inna sprawa. Zazdrość, porządnie, namiętność... strach przed utratą ukochanej osoby. To właśnie miłość zaprowadziła Galaktykę w to miejsce, gdzie teraz jest. Miłość Anakina Skywalekera i jego strach przed utratą żony* Musiałbym to uzgodnić z mistrzem Windu, gdyż aktualnie Zakon przebywa... na garnuszku naszego sojusznika. Trudnego sojusznika *No tak, muszą liczyć się z opinią Generała teraz, gdyż są od niego zależni. Kolejne zmartwienie, jedno z wielu. I nagle usłyszał znajomy głos, więc się odwrócił. No tak, kogóż to jego oczy widziały* Ach... Zin, niepoprawny jak zawsze. Mam nadzieję ,ze kawy nie piłeś, bo ci tyłka znowu ratować nie będę *Uśmiechnął się pod maską, ale tylko kilka jego mięśni zadrgało* |
Virina - 2010-04-18 22:21:38 |
*Uśmiechnęła się słysząc przywitanie Zina.* |
Zindarad - 2010-04-18 22:26:52 |
-Spokojna twoja łepetyna. Temena schowała przede mną kawę tak, że nie wiem gdzie ona teraz jest.-Wyszczerzył zęby w ich stronę. Podszedł bliżej nich. Podrapał się po głowie.-Nic nie mów. Nakrzyczała na mnie, blaster wyciągnęła, strzelać zaczęła. Tang do mnie mierzył. Ach...kurwa...pokrzywdzony przez los jestem.-Stwierdził. Jednak bardzo się tym nie przejął. Uśmiech znowu zagościł na jego gębie. Nie wiedział o czym rozmawiali, toteż nie wypowiadał się w ogóle. Pogładził się po swoim kilkudniowym zaroście.-A o czym sobie gawędzicie? Gołąbeczki...-Zaśmiał się ze swojego żartu. Wiedział doskonale, że nic nie łączyło Takena i Viriny, ale zawsze lubił się podroczyć z tymi Jedi. Miła alternatywa. W końcu to on się nad kimś pastwi. |
Taken - 2010-04-18 22:33:42 |
No to cieszy mnie to, bo ostatnio po kawie to niezłą szopkę odstawiłeś... *Jak tu nie pamiętać Generała, który chciał wywalić popsuty statek Zina z nim na pokładzie w przestrzeń kosmiczną? Oby to tylko podziałało dobrze na niego i stał się bardziej odpowiedzialny* No tak... słyszałem wasze krzyki aż na statku. Swoją drgoą, niezły furiat z Tego Tangorna, więc nie byłbym taki pewien faktu pozostania tutaj Virino... radzę solidnie się przygotować do rozmowy, bo ten Mandalorianin "nie przepada" za "dżedajami" *Pytanie zagadka. Skoro Taken słyszał to wszystko ,to czemu nie pomógł Zinowi? Cóż, on wyznawał ideę Żywej Mocy, a więc ufanie jej i swojej intuicji, a ona podpowiadała mu, że nie powinien się wtrącać w ich osobiste sprawy. No i jak widać poskutkowało, bo Zin żyje i jest w jednym kawałku* Zinuś... dobrze wiesz, co sądzę o takich domysłach... miłość nie jest drogą Jedi... ani ruchanie ani cokolwiek co jest z tym związane. I nie, nie jestem pedałem. Od razu uprzedzam twoje głupie domysły... |
Virina - 2010-04-18 22:38:43 |
*Powstrzymała śmiech słysząc ich wymianę zdań.* |
Zindarad - 2010-04-18 22:42:40 |
-Jak chcesz gadać z Tangiem. To musisz mu flaszkę whisky załatwić.-Podpowiedział jej. Tak właśnie działała prosta, przewidywalna logika mandalorianina. Kup flaszkę i wszystko będzie w porządku. Inżynier nieraz sobie tym dupę uratował.-Ach Taken, Taken. Nie znasz się w ni cholery.-Odrzekł mu. Kel dor w ogóle się nie znał to po co się wypowiadał? Nieważne. Rozejrzał się i podrapał się po głowie. Nie widział nic śmiesznego w ich rozmowie. Po prostu jeden nie przepadał za drugim, ot co. |
Taken - 2010-04-18 22:49:02 |
Radzę przygotować się na ciężką rozmowę... i ewentualny przelot do pobliskiego miasta. Ale cóż, ja muszę na chwilę się oddalić... porozmawiamy później. *Z pewnością porozmawiają, skoro on był ich "biletem" do reszty Jedi. A on miał do nich kilka pytań, no i trzeba też ich przygotować na rozmowę z Mistrzem Windu, a to już trudniejsze, bo on się nie ucieszy z tego małżeństwa. Ruszył w stronę osady, ale mijając Kodbara położył mu rękę na ramieniu i spojrzał na niego wesoło* Znam się na wielu sprawach o których ty Zin, nie masz zielonego pojęcia... a ty na kilku bardziej przyziemnych, o których ja pojęcia nie mam... troszkę pokory Zin, troszkę pokory a daleko zajdziesz. *Ruszył przed siebie, ale po przejściu kilku metrów opuścił rękę i dłoń skierował na inżyniera, skupił się na Mocy i bach, pchnął go lekko Mocą tak by się wywrócił, a że trawa miękka i gęsta to nic mu nie będzie. Po sawannie rozległ się głośny śmiech kel dora* |
Virina - 2010-04-18 22:53:13 |
*Stłumiła znów śmiech. Podeszła do Zina i podała mu rękę.* |
Zindarad - 2010-04-18 22:56:56 |
Gdy wylądował na trawce to zrobił jeszcze przewrót w przód, a co. Zaszpanuje swoją sprawnością! Niech ludzie patrzą. Wstał i otrzepał się. |
Virina - 2010-04-18 22:59:34 |
To chodźmy, trzeba kupić te flaszki. I muszę Ci jeszcze podziękować. *Odpowiedziała z uśmiechem.* |
Zindarad - 2010-04-18 23:03:20 |
-A za co chcesz mi dziękować?-Spytał ją. Był nieco zdziwiony. Że niby chodzi o to, że on ich tu przywlókł.-Aaaa...za to...Tang mi dzisiaj podziękował. Nie musisz.-Wyszczerzył zęby. Fajnie podziękowania. Lądowanie na glebie, chowanie się za głazem i gadanie wszystkiego podczas, gdy mando trzyma za chabety. Nic lepszego Zin wymarzyć sobie nie mógł. Jeszcze Temena, co się na szczęście spać położyła. Cyrku narobiła. Biedaczyna...pewnie któryś z Sigm jej pewnego dnia łeb odstrzeli i nawet Kobdar jej nic nie pomoże.-Na mój statek.-Powiedział do niej z lekkim uśmiechem. Czuł się jak gdyby miał szesnaście lat i pierwszy raz szedł pić alkohol. Musiał się chować. Tym razem nie przed matką, lecz przed swoją żoną, a to zdecydowanie gorsze. |
Virina - 2010-04-23 19:30:29 |
*Następnego dnia, po nieprzespanej nocy, Virina udała się na spacer. Miała nadzieję, że właśnie na nim spotka Takena i będą mogli spokojnie o wszystkim porozmawiać. Pogrążona w myślach udała się więc na sawannę. Spacerowała wśród traw. Czuła się jeszcze trochę rozdarta, ale wiele przez tę noc sobie ułożyła w głowie.* |
Taken - 2010-04-23 19:36:01 |
*Taken w czasie nocy czuwał nad Viriną, ale z pewnej odległości, choć może w Mocy wyczuła jego obecność. Nie spał zbyt wiele, ale też tego nie potrzebował, medytacje Jedi skutecznie odnawiały siły i zapewniały jasność umysłu. Wczesnym rankiem udał się też na małe poszukiwania drewna i zajęło mu to nieco czasu, ale w końcu ułożył odpowiedni stos na niewielkiej polanie, w pewnym oddaleniu od osady, ale nie za daleko. W dodatku ciało Aidana również tam było, otulone w biały całun. Sam kel dorianin ubrany był w szaty Jedi, nieco podniszczone, ale odpowiednie na tę okazję. No i miał też miecz świetlny przy sobie. Czekał już tylko na Virinę, ale wyczuwał jak nadchodzi...* |
Virina - 2010-04-23 19:39:41 |
*I dotarła. Miała na sobie płaszcz Jedi, ale pod nim z pewnością miała swoje codzienne ubranie. Zbliżyła się do stosu. Skinęła głową Takenowi na powitanie i popatrzyła na ciało. W pierwszej chwili Taken mógł wyczuć u niej rozpacz, ale szybko ją powstrzymała. Odetchnęła głęboko trzy razy. Nie wyczuwała, aby ktoś jeszcze nadchodził...* |
Fler - 2010-04-23 19:44:50 |
*Nie powiedziano jej ze uroczystość odbędzie się tutaj, ale wiedziała. Po dłuższej chwili na horyzoncie, od strony osady pojawiła się postać. Czarne, rozpuszczone włosy zlewały się z czarną suknią do samej zieli. Na szyi dodającej Fler wyniosłości teraz powiewała czarna apaszka, zasłaniającą dekolt. Fler nie miała żadnej sukni żałobnej, musiała zadowolić się tą. Szła z opuszczoną głową. W dłoniach splecionych na wysokości łona trzymała bukiet zebranych wczoraj wieczorem kwiatow. Z jej prawej strony można było dostrzec jej męża a dalej – syna* |
Secorsha - 2010-04-23 19:47:41 |
*w milczeniu towarzyszył małżonce,. Małżonce jego Fler ubrała odpowiednio. Zachowywał się natomiast odpowiednio sam z siebie, rozmyślając o przeróżnych rzeczach. Droida oczywiście zostawili w domu. Obok Secorshy dreptał Malkit, o dziwo bardzo poważny, trzepiący uszkami, ciekawski, ale stonowany. Ale to nie koniec. Za nimi, gdzieś daleko ciągnął się klon. Gajusz, w czarnej koszuli i spodniach zabranych innemu, bardziej dbającemu o ubrania klonowi* |
Taken - 2010-04-23 19:52:03 |
Witaj... cóż, powoli możemy zaczynać... *Powiedział do niej cicho, ale nie uśmiechnął się. Była w kiepskim stanie psychicznym i fizycznym, więc lepiej to mieć za sobą i ostatecznie pożegnać jej męża, który już wcześniej zjednoczył się z Mocą, ale teraz robili to bardziej symbolicznie. W Zakonie palono ciała poległych Jedi, zamieniając je w pył, którym tak na prawdę byliśmy. Taken podszedł powoli do leżącego na ziemi ciała, wciągając przed siebie dłoń i skupiając się na nim, pozwalając, by Moc przez niego przepływała. Po chwili ciało podniosło się w górę i poszybowało nad stos, gdzie ostatecznie opadło* Zaczekamy jeszcze chwilę na kogoś? *Wymówił to akurat w chwili gdy wyczuł zbliżającą się rodzinkę Gawila oraz jakiegoś klona, zapewne tego, który był wtedy świadkiem całego zdarzenia* Hmm... *Mruknął cicho i podszedł kawałek i ich kierunku, rozkładając szerzej ręce i skinął im głową* Witajcie... zapraszam, o ile Virina nie ma nic przeciwko temu *Zerknął na nią, niepewny jej reakcji* |
Virina - 2010-04-23 19:58:40 |
*Odwróciła się i popatrzyła na idących. Obdarzyła ich bardzo delikatnym uśmiechem.* |
Fler - 2010-04-23 20:05:00 |
*widząc powitanie Takena podniosła wzrok miedzianych oczu. Miała subtelny żałobny makijaż. Wydawała się teraz dużo starsza niż w rzeczywistości, poważniejsza. Nawet jak się uśmiechnęła, nie było w tym jasności. Płatki kwiatów – białe były skropione błyszczącymi „koralikami” symbolizującymi łzy. Jednak Fler nie płakała. Jeszcze, i – miejmy nadzieje – wcale. Lekki wiat zakołysał jej długie, proste czarne włosy o kasztanowych refleksach. Ominąwszy Takena zbliżyła się do stosu, jednocześnie zbliżając się do dziewczyny, którą powitała ciepłym uśmiechem. Kwiaty położyła na szczycie stosu, przy ciele, po czym zbliżywszy się do Viriny bez słowa wzięła ja za rękę, ścisnęła delikatnie, z dużym ładunkiem niemego wsparcia, i stanęła obok* |
Secorsha - 2010-04-23 20:07:30 |
*Seco, Malkit (nie wiedzący do konca co się dzieje) i Gajusz także się zbliżyli. Dorośli skinęli głowami. Malkit zaczaił się uśmiechać i wić, ciesząc się ze spotkania, ale zaraz Seco subtelnym znakiem dał mu do zrozumienia ze to nie wypada* Nie wiem, nie pytałem… ale on sam ma tehrraz… kłopoty, niewiem, czy będzie. Myślę, ze możemy zaczynać *odpowiedział szeptem. Wiedział, ze Tang nie przyjdzie, bo to Tang ale nie chciał stawiać go w złym świetle* |
Taken - 2010-04-23 20:15:22 |
Rozumiem... *Skinął głową jeszcze raz po czym powoli podszedł do stosu, narzucając sobie na głowę kaptur, tak, że jego twarz tonęła w lekkim półcieniu. Uczestniczył już w wielu pogrzebach, ale zazwyczaj znał tę osobę, teraz było inaczej, więc miał lekki problem z wyborem jakieś mowy na pożegnanie. Postanowił sięgnąć do ogólników, niestety... ale zawsze to coś, na ukojenie serca* Zebraliśmy się dziś tutaj, by towarzyszyć Aidanowi w tej ostatniej drodze. I chociaż jego duch zjednoczył się już z Mocą, to jego ciało wciąż oczekuje na ten zaszczyt. I choć nie znałem go za życia, to jednak wiem, że był dobrym Jedi oraz przykładnym mężem. I takim powinniśmy go zapamiętać. *Odwrócił się powoli w stronę Viriny i dłonią wskazał na stos* Chcesz coś dodać Virino? Ty go znałaś najlepiej... |
Virina - 2010-04-23 20:18:00 |
Dobrze. *Powiedziała na słowa Seco. Fler zaś trzymała za rękę, bo czuła, że było jej to teraz potrzebne. Gdy Taken zaczął momentalnie w jej oczach zebrały się łzy. Pokręciła głową i otarła dłonią łzy, gdy zaproponował, aby przemówiła. Ona jednak nie umiała dobrać słów, poza tym czuła, że jej słowa byłyby nieskładne i niewyraźne. Patrzyła na ciało swego męża, a w dłoni ściskała swoją obrączkę.* |
Fler - 2010-04-23 20:24:52 |
*nic już nie powiedziała, stała w ciszy głową lekko opuszczoną ku ziemi. Nie patrzyła na zwłoki. Jej oczy błądziły pod na wpół opuszczonymi powiekami* |
Secorsha - 2010-04-23 20:25:04 |
[puszczam kolejke] |
Taken - 2010-04-23 20:30:50 |
*Taken znowu skinął głową i Mocą przywołał podłużny kawałek drewna, który okazał się być pochodnią, ale jeszcze nie rozpaloną. Jeszcze, gdyż po niecałej minucie już stała się ofiarą ognia, wywołanego przez bezduszną zapalniczkę. Kel dor uniósł ją do góry i wyprostował rękę, nachylając równocześnie nadgarstek tak, że jego ręka i drzewiec pochodni tworzyły jedną linię* W Mocy się rodzimy, w niej wzrastamy i w niej umieramy. Stanowimy jej część, ale dopiero po śmierci ostatecznie się z nią jednoczymy. Znajdź ukojenie w Mocy Aidanie... *I opuścił powoli pochodnię. Po minucie cały stos zajął się ogniem, trawiąc doczesne szczątki rycerza Jedi. Taken oddając mu honory odpiął swój miecz świetlny od pasa i aktywował go, ale tylko jego górną część. Żółta klinga dumnie sterczała ku niebu podczas gdy Taken obiema dłońmi trzymał rękojeść i nachylał lekko głowę przed stosem pogrzebowym, który z każdą chwilą coraz bardziej trawił ciało mu powierzone* |
Virina - 2010-04-23 20:36:21 |
*Ścisnęła dłoń Fler. Łzy bezgłośnie spływały strumyczkami po jej policzkach. Łapała powietrze, nie była wstanie się ruszyć. Stała tylko i patrzyła... na wszystkie chwile z nim spędzone, które teraz miała przed oczami. W pewnym momencie złapała powietrze bo zapomniało jej się oddychać. Była blada, drżała. Patrzyła, jak złociosto-czerwone języki ognia owijały się wokół ciała trawiąc całun, stos oraz ciało. Dało się czuć zapach świeżego drewna oraz smród palonego ciała. A ona stała, już nawet łzy przestały płynąć. Stała tylko i wpatrywała się w stos i płomienie. Nie czuła już nic prócz pustki... żadnej nadziei, żadnego bólu, radości... była pustka...* |
Fler - 2010-04-23 20:41:10 |
*Fler nie miała miecza,. Nie była już jedi, nie mogłaby uczcić zmarłego ten sam sposób jak Taken. Stałą wiec tylko w milczeniu, a kiedy stos rozjarzył się ogniem podniosłą powieki, by wszystko mogło odbijać się w jej olbrzymich źrenicach. Poczuła nagle ciepło na ciele, ale i tak zadrżała, bo to był lodowaty ogień. Nie spojrzała na Secorshę i Gajusza choć chciała. Odwzajemniła uścisk dłoni, łagodnie i czule, jakby mówiła: nadal tu jestem.* |
Secorsha - 2010-04-23 20:43:29 |
*Seco i Gajusz stali obok siebie. Seco patrzył na stos, na Fler, na Virinę. Gajusz wydawał się być zagubiony, jakby nigdy nie był na pogrzebie, na którym żałuje się zmarłego. Stało obok, jakby potrzebowali wzajemnego wsparcia. Mnalkit dreptał w miejscu, wypatrując oczy, strzygąc uszami i wodząc wzrokiem za Takenem, którego wyraźnie chciał zagadać lub chociaż uszczypnąć. Dla niego na poznanie zagadnienia śmierci było za wcześnie* |
Taken - 2010-04-23 20:49:20 |
*Stał tak jakiś czas aż w końcu szepnął tylko* Żegnaj bracie. Obyś znalazł ukojenie w Mocy... *I zgasił swój miecz świetlny, odwracając się plecami do stosu, który praktycznie pożerał ciało Aidana, zwracając je naturze i Mocy. Podszedł powoli do Viriny i położył jej rękę na ramieniu* Mimo iż twój mąż zginął, to tak na prawdę dalej jest przy tobie, pamiętaj o tym, gdy będziesz sięgać ku Mocy. Zjednoczył się z nią stając się jej częścią, a tym samym na zawsze będzie częścią ciebie. Nie rozpaczaj po nim, teraz jest tam, gdzie my wszyscy trafimy. *Mówiąc to starał się przekazać jej uczucie ukojenia i spokoju, próbując wygnać ból, rozpacz oraz przede wszystkim tą pustkę w sercu. Mimo tak żałobnego dnia, to Taken nie mógł zapomnieć o czymś tak okrutnym jak Ciemna Strona... można to uznać za upierdliwość i skrzywienie zawodowe, ale martwił się o nią, że z żalu może zrobić coś głupiego. Zdarzały się takie przypadki i to wcale nie rzadko* |
Virina - 2010-04-23 20:55:28 |
Dziękuję Takenie. *Powiedziała słabym, zachrypniętym głosem. CS? Cóż, nie zamierzała stać się sługusem imperatora. A takie chwile, jak ta to doskonały sprawdzian i lekcja na opanowanie samego siebie. Patrzyła na takena, jakby wyczekiwała jego dalszych słów. Ale patrzyła na niego z wdzięcznością. Następnie spojrzała na Fler.* |
Fler - 2010-04-23 20:59:56 |
*ona zaś w swojej pracy na Couruscant radziła klientkom się wypłakać, az do zmęczenia, aż do osiągnięcia tego szczytu rozpaczy w ciszy siebie samej, by potem móc znowu zacząć żyć. Cokolwiek wybierze Virina – Fler pomoże jej to znieść* nic wielkiego kochanie *szepnęła ciepło, kierując spojrzenie wielkich, miedzianych oczu na dziewczynę* jeśli chcesz możesz u nas pomieszkać do czasu, kiedy już się pozbierasz |
Secorsha - 2010-04-23 21:02:18 |
*Seco uśmiechnął się do nich z oddalenia, jako ze nieco dalej stał. Klon nadal łeb miał spuszczony, wiec Seco zasadził mu kuksańca pod zebra, no i podniósł wzrok, spłoszony i zdezorientowany. Nie zaprotrestoiwał na słowa żony, widac oboje tak ustalili* |
Taken - 2010-04-23 21:07:09 |
*Wypłakiwanie się i wyrzucenie z siebie tych wszystkich negatywnych emocji też było pożądanym sposobem i wcale nie wykluczało też sposobu Takena. Można to wszystko połączyć, by sprawniej działało* Jesteś w dobrych rękach, Fler na pewno ci pomoże... *Uśmiechnął się lekko pod maską i powoli cofnął dłoń, zerkając jeszcze w stronę stosu pogrzebowego. Ciało powoli się wypalało, podobnie jak i sam stos. Taken nie mógł niestety spędzić tu zbyt wiele czasu, czekało go wiele ważnych zadań, których nie mógł już bardziej odkładać w czasie* Jeszcze raz składam wyrazy współczucia... jednakże muszę już niestety iść. Zaopiekujesz się nią, przez pewien czas? *Spojrzał na Fler, ale wiedział, że się zgodzi. Virina nie powinna być teraz sama* |
Virina - 2010-04-23 21:10:56 |
Cóż, dziękuję moja droga... ale będę dla Was zbyt dużym ciężarem... *Odpowiedziała Fler. Uśmiechnęła się do niej jednak delikatnie.* |
Fler - 2010-04-23 21:14:24 |
*Patrząc na Takena skinęła głową, jakby mówiła „możesz być tego pewien”, choć nie powiedziała tego na glos, to było oczywiste. Zrozumiałą tez decyzje dziewczyny. Skinęła tylko głową* |
Secorsha - 2010-04-23 21:14:35 |
[puszczam kolejke] |
Taken - 2010-04-23 21:16:52 |
Sprawy Zakonu wzywają... ale porozmawiam z mistrzem, bo niewątpliwie będę się z nim widzieć *Zerknął na chwilę na Fler, bo ona wiedziała, gdzie Windu przebywa i z kim jest. Ale na razie Viriny w to nie wtajemniczał, dla jej dobra.* Niech Moc będzie z wami. Żegnajcie... *Skłonił się im po czym ruszył w drogę powrotna do osady, a oddalał się powoli i spokojnie* |
Virina - 2010-04-23 21:19:44 |
Niech Moc będzie z Tobą... *Powiedziała cicho patrząc, jak odchodził. Po chwili jednak otrząsnęła się i popatrzyła na obecnych.* |
Fler - 2010-04-23 21:25:12 |
*Kiedy Virina się przytuliła, objęła ją oburącz za plecami w geście bardzo siostrzanym, a potem pozwoliła się wyswobodzić. Patrzyła łagodnie w oczy młodej wdowie. Opary od stosu kołysały jej pojedyncze włosy* pamiętaj, ujedli poczujesz, ze nie chcesz być sama, nigdy się nie krępuj *popatrzyła jeszcze jak ona odchodzi, po czym sama ruszyła w strone „swoich chłopów” by isc razem do domu* |
Secorsha - 2010-04-23 21:26:03 |
*chłopy odwróciły się na pięcie i kiedy Fler się z nimi zrównała, ruszyli wszyscy wszyscy szeregu, tylko Malkit wyrwał się do przodu, bo pewnie Dżony już za nim tęskni. I tak opuścili sawannę* |
Virina - 2010-05-02 13:53:59 |
*Prowadziła tak, aby przypadkiem nie natknąć się na pozostałości stosu pogrzebowego. Szybko dotarli na duże odludzia, gdzie też rozłożyła dwa koce i na jednym z nich usiadła.* |
Zindarad - 2010-05-02 14:00:13 |
Zin szedł cały czas obok Viriny. Nie śpieszyło mu się, toteż z każdym krokiem zwalniał. Kiedy ona usiadła, on też to zrobił. Niemal położył się. Wyrwał kawałek trawy, który wsadził sobie w usta i zaczął go miętolić. Robił tak na Alderaan kiedy był jeszcze piękny i młody. Inżynier na pytanie o statku odrzekł. |
EFECTOR - 2010-05-02 14:09:35 |
*Sawanna to piękne miejsce. Miejscami trawa jest bardzo wysoka, lub rosną krzewy które mamią w5zrok, bo ich liście maja taką bordowa barwę. Stanowią dobrą osłonę przed wiatrem. I wzrokiem. Doskonałe miejsce obserwacyjne. Widać stad i wioskę, której oddanie całym procesorem się strzeże, i bezkresną równinę, która aż się prosi o lądowanie floty inwazyjnej. Dżony do tego nie dopuści. Dyrektywa trzy – patrolowanie terenu. |
Virina - 2010-05-02 14:11:29 |
Oj, mi to chyba nie przeszkadza. *Odpowiedziała z uśmiechem i wzięła jedną z butelek.* |
Zindarad - 2010-05-02 14:18:26 |
-No koreliańska powinna kopać.-Odpowiedział jej, gdy upiła łyk. Wziął butelkę z jej dłoni i również upił łyk. Na wzmiankę o zamianie statków Zinowi jeszcze bardziej uśmiechnęła się gęba. Imperialny statek w rękach kogoś kto nienawidzi imperatora. Ciekawa myśl.-Jak wyremontuje złoma to Ci dam znać.-Powiedział do niej. Wtem. Usłyszał coś co kręciło się trawie. Zin zlokalizował źródło odgłosów i spojrzał w tamtą stronę. Kto to do cholery mógł być? Bez zastanowienia Zin sięgnął po blaster. Położył go blisko swojej dłoni. Może klony chcą zrobić im jakiś głupi kawał? Albo jacyś najemnicy chcą sobie zrobić z dwójki ruchome cele? W każdym razie Zin był już przygotowany na ewentualny ostrzał. Jednak...Zin zapomniał go odbezpieczyć, toteż w razie czego nie będzie za wesoło. |
EFECTOR - 2010-05-02 14:28:25 |
*Zin był chroniony „z folderu”, jednak jakby co to Dżony by się bronił. Na szczęście „jakby co” właściwie nie istniało, bo Zin znał Dżonego a Dżony Zina, tak wiec nawet widząc broń w jego dłoni nie zareagowałby agresywnie. Do pierwszego strzału. A może nawet drugiego. Bo Dżony to dobry droid. Jego pojawienie się nie było nagle. Było mozolne. Jedna szponiasta noga, polowa drugiej, wyzierającą zza gałązki, a u góry opływowy owal bronzium po którym promienie słońca ześlizgiwały się jak krople wody po kapeluszu borowika. Po wewnętrznej stronie szyi zadbanego „domowego” niszczyciela państwa Gawila na listwach świetlnych przemieszczała się z góry do dołu czerwona plama świadcząca o dobrym stanie i „humorze” droida. Kiedy stał już przed krzakiem (który odbijając rysował mu pancerz, ale wystarczy tylko przetrzeć szmatką by to znikło), opuścił pokornie działa* |
Virina - 2010-05-02 14:34:57 |
Cóż, więc jesteśmy umówieni. *Odpowiedziała o remoncie statku. Patrzyła teraz na droida, a słysząc jego słowa zachichotała. Na blaster zerknęła tylko raz - gdy o wyciągnął. Teraz zaś siedziała spokojnie i sięgnęła po butelkę. Upiła łyczek. Czy rozpoznała droida? Tak, ale wiedziała, że to tylko maszyna, któa jedynie wykonuje swoje obowiązki, które zostały mu zaprogramowane. Oddała butelkę Zinowi.* |
Zindarad - 2010-05-02 14:39:40 |
-O. Dżony.-Powiedział z radością w głosie. Wstał i podszedł do niego po czym poklepał go po jego korpusie.-Dobrze Cię widzieć.-Powiedział i pogłaskał go po jego głowie.-Alkohol jest zdrowy...w odpowiednich ilościach. Dżony zapamiętaj to i powiedz swojej pani.-Polepsza nastrój i w ogóle. Gitara po nim dobrze gra.-Dodał po chwili i upił łyk trunku i przekazał butelkę Virinie.-Szkoda, żeś droid. Napiłbym się z tobą.-Powiedział do niego i wrócił na siebie droid.-Jak się czujesz?-Spytał go. Jego uśmiech nie schodził mu z gęby. Podrapał się po głowie i oczekiwał na odpowiedź droida.-Znasz Virinę, prawda?-Spytał go i spojrzał na swoją znajomą. |
EFECTOR - 2010-05-02 14:47:16 |
*cóż, maszyny nie wiedza zbyt wiele o relaksie, relaksie nawet jeśli to uważają to za coś zupełnie zbędnego, przynajmniej Dżony, którego „ambicją życiowa” było wykonywanie rozkazów.* relaks - Stan relaksu charakteryzuje się zmniejszeniem napięcia mięśniowego, tempa pracy serca i ciśnienia krwi, spowolnieniem oddechu. W stanie relaksu zmienia się aktywność elektryczna mózgu - pojawia się rytm fal alfa. *zdefiniował sam sobie, widać łatwiej my „myśleć” na głos. Jego nieruchoma fizyczna powłoka stalą teraz o trzy metry od nich. Tam się zatrzymał.* brak zgodności czynników, madame. |
Virina - 2010-05-02 14:54:16 |
*Znów się zaśmiała - tym razem słysząc nagrane przekleństwo. Trzymała spokojnie butelkę patrząc na droida i na Zina.* |
Zindarad - 2010-05-02 14:58:50 |
Zin parsknął śmiechem, słysząc słowa Dżonego. |
EFECTOR - 2010-05-02 15:07:11 |
dyrektywa trzy – patrolowanie terenu, madame *odparł Dżony, co znaczyło mniej więcej to ze: patrolowałem sobie teren, patrzę, a tu wy, wiec przyszedłem się przywitać żeby nie było ze jak droideka to zaraz cham i prostak |
Virina - 2010-05-02 15:11:41 |
*Tym razem to ona się roześmiała.* |
Zindarad - 2010-05-02 15:19:57 |
Kiedy Virina odeszła, Zin tylko lekko się do niej uśmiechnął i machnął jej ręką. No cóż. Kolejny raz wystawiony na wiatr. |
EFECTOR - 2010-05-02 15:27:40 |
*Jeśli droida można nazwać znajomym. Dla zatrważającej większości Dżony był po prostu kupą złomu, przedmiotem* |
Zindarad - 2010-05-02 15:56:28 |
-Dokładnie Dżony, dokładnie tak.-Powiedział do niego i poklepał go po głowie.-Dobry z Ciebie kumpel Dżony.-Powiedział i pogłaskał go. Naprawdę to najlepszy droid jaki Zin spotkał w swoim bądź co bądź krótkim życiu. Kobdar chętnie by się napił, ale nie miał jak. Obydwie ręce były zajęte. Wszystko przez te butelki i koce, z którymi zostawiła go Virina.-Baba to wcielenie zła. Na przykład moja żona ostatnio do mnie strzelała. Kumasz to Dżony? Strzelała do mnie.-Powiedział z wyrzutem. Inżynier doszedł do wniosku, że łatwiej wyżalić się maszynie niźli komuś żywemu. Zin najwyraźniej poczuł więź przyjaźni między sobą a Dżonym. |
EFECTOR - 2010-05-02 16:05:24 |
*I Zin tez był jednym z najlepszych ludzi jakich znał Dżony. Traktował go jak przyjaciela. Chyba. Może nawet jak żywą istotę. W każdym razie, można wierzyć, lub nie, ale wieź miedzy Dżonym a Zinem istniała. Była faktem, choć może niektórzy w to nie wierzyli. Przecież „to tylko droid”. |
Zindarad - 2010-05-02 16:13:50 |
-Trafia...taa kurwa...szczególnie jak baba strzela blasterem na oślep.-Powiedział do niego. Dżony to nie był tylko droid. Był przyjacielem. Prawdziwym przyjacielem, który wysłuchał i radził w swój...nietypowy sposób. To właśnie Zin lubił w tej maszynie.-A powiedz mi. Co słychać Fler i Seco?-Spytał. W końcu dawno go tu nie było. Poza tym strzelanina przed jego domem i gniew Tanga sprawił, że Zin ostatnio miał mało czasu na rozmowę z nimi. Z Seco to mógł jeszcze pić. To dodatkowa opcja, gdy Zin pojawiał się przy nim z butelką. Byli coraz bliżej wioski. Zin odbił nieco w prawo coby dojść na szagę do statku. Ot. Po co chodzić wytyczonymi ścieżkami, skoro można iść na skróty? To było jedno z wielu mott Zina, których nigdy jeszcze nie wypowiedział. |
EFECTOR - 2010-05-02 16:29:20 |
*trudno powiedzieć, czy potrafił czuć się zaszczycony. Potrafił się cieszyć – z tego że jest potrzebny. Tak wiec idąc tokiem tego rozumowania – cieszył się ze był przyjacielem Zina. I na pewno nie powie nikomu, ze Zin żali się na swoją żonę. Dżony nie był głupi, i dobrze wiedział ze oficjalnie Zin twierdził o niej cos innego. Wstyd się przyznać przed innymi chłopami, ze baba robi mu cos takiego. Droid jest czymś zupełnie innym.* |
Zindarad - 2010-05-02 16:35:30 |
-Dżony. Przestań już. Jakie dwa serca? Jakie obrączki?-Spytał Zin. Takie piosenki tylko utwierdzały Zina w przekonaniu, że jest w swego rodzaju niewoli. Ah. W dupę z tym wszystkim. Przekraczał niewidzialną granicę wioski. Widział już swój zdezelowany statek, który wymagał porządnego remontu, albo...zmiany właściciela. Druga opcja bardziej podobała się Zinowi, który jak najprędzej chciałby się pozbyć tego statku.-Dżony. Jak droga jest turbina i pulsar do mojego statku?-Spytał go. Nie orientował się w cenach dla tego modelu. Części do Kappy tej pary Jedi były tanie jak barszcz na Tatooine. A ten...Zinowy statek? Pewnie za uszczelkę Kobdar zapłaciłby fortunę. |
EFECTOR - 2010-05-09 13:52:18 |
*Od strony lasu przez Sawannę w kierunku osady poruszał się wielki rdzawobrązowy obiekt. Poruszał się dość wolno, była to bowiem droideka w konfiguracji bojowej. Ten typ droidów raczej rzadko wybierał się na spacerki, no ale to był Dżony. Kiedy Kolo niego nie było już nic tylko przestrzeń, zatrzymał się i opuścił działa. Nieźle wiało, smagało go po pancerzu, wysokie trawy machały się jak jakieś nawiedzone, ukrywając w swoim gąszczu droida prawie do połowy. Wlazł w najwyższą trawę i tu przystanął. Obserwował* |
Darth Nemedis - 2010-05-09 13:59:05 |
*Wszystko wydawało się równie ciche jak zawsze, równie spokojne. Wiatr hulał sobie po ogromnej przestrzeni, nieco oddalonej od osady - bo tu właśnie znajdował się teraz droid, patrolując okolicę. Jednak ta sielanka musiała być czymś przerwana. Było zbyt idealnie, by w ramach przeciwwagi nie znalazło się coś złego, niechcianego. I wtedy Dżony mógł usłyszeć, a raczej zarejestrować receptorami dźwięk, gdzieś z oddali. Wycie. Sawanną czasem przechodizły gromady roślinożernych stworów, w asyście tych drapieżnych... Jednak, to było inne. Nietypowe. Nie pasowało do tej planety.* |
EFECTOR - 2010-05-09 14:03:41 |
*Dżony w swoich bankach pamięci do tej pory miał już zarejestrowane wszystkie typowe dla okolicy dźwięki, a tego jeszcze nie znał, co automatycznie wzmogło w nim czujność* |
Darth Nemedis - 2010-05-09 14:10:01 |
*Niczego takiego nie było. Jednak, rozległo się kolejne wycie, wyraźniejsze, nadal jednak dobiegające gdzieś z daleka. Nie było tego widać. Nie było widać bestii. Dżony mógł "skojarzyć", że dźwięk dobiega z oddalonej, opuszczonej dolinki zamkniętej strzelistymi skałami tak, że tylko z jednej strony można tam dotrzeć. I ów strona była przed dżonym, oddalona o około trzysta metrów czystej przestrzeni.* |
EFECTOR - 2010-05-09 14:14:40 |
*Droid zawahał się. Teren do patrolowania był określony, tutaj były jego granice, dalej nie musiał go patrolować. Zaczął intensywnie „myśleć”, jak na doridekę całkiem konkretnie. Jeśli zagrożenie jest tam, to za te 300 metrów będzie tu, tak wiec pod dyrektywę 5 się łapie. Można to nazwać inwestycją. Po kilku intelektualnych próbach w końcu system zaskoczył i rozpoczęła się realizacja dyrektywy piec. Droid z trzaskiem zwinął się do kuli i ruszył z ogromną prędkością w stronę zasłyszanego wycia* |
Darth Nemedis - 2010-05-09 14:19:45 |
*Po pokonaniu dystansu dystansu Dżonymu ukazało się wejście do czegoś, co przypominało odsłoniętą, zarośnięta jaskinie. I droid stał przed jedynym wejściem do niej. Jak się okazało, ów zamknięta dolinka była całkiem spora. Rozciągała się dużym terenem, chociaż dość jednostajnym. Cała szczelnie pokryta trawą. I wtedy Dżony zobaczył to, co wcześniej wyło. Gdzieś na samym końcu dolinki, wielkie, niemal olbrzymie, przed jedną ze skał. Co to było? Z tej odległości wiadomo było jedno - to było duże. I z całą pewnością nie było to zwierze pozytywnie nastawione...* |
EFECTOR - 2010-05-09 14:30:49 |
*Po pokonaniu dystansu Dżony naturalnie szybko rozłożył się do konfiguracji bojowej, rozejrzał się, co by zbadać okolice, jak już było powiedziane. Był tu pierwszy raz. Jakoś błąd programu, nie powinien tu być. Zapędził się. Zaraz jego sensory skupiły się na jedynym potencjalnym zagrożeniu – tym zwierzęciu. Przeładował działa, i oceniwszy jego wielkość dobrał optymalną sile ewentualnego ognia. |
Darth Nemedis - 2010-05-09 14:37:22 |
*Bestia przypominała Zakkega, nieco zmutowanego. Na Dxun jeszcze, zabicie tego zwierzęcia łączyło się z szacunkiem ze strony Mandalorian. Bestia pokryta była mocnym pancerzem, przypominała po prostu organiczny czołg. Ale bardziej ciekawym było to, co robiła. Znajdowała się przed wnęką prowadzącą zdaje się, do jaskini, tym razem "prawdziwej", bo w całości znajdującej się w skale. I jadła... Przeżuwała coś wielkimi szczękami, powoli idąc w stronę wnęki. Wyglądało to tak, jakby przenosiła do swojego legowiska ciało, przygotowując je do strawienia.* |
EFECTOR - 2010-05-09 14:50:14 |
*Dla Dżonego niewiele to warta informacja, ale, jak to się mówi, dobrze wiedzieć. Niestety nie mógł tez ocenić czy to, co robi zwierze jest dziwne czy nie. Był tylko droidem, i dlatego też zrobił to, co zrobił* dyrektywa piec, profilaktyka w czasie pokoju… stać! Podaj swoją tożsamość! *zaradzał zdecydowanie zaprogramowanym poleceniem, bowiem „miał prawo wylegitymować każdą podejrzaną jednostkę w obszarze. Obszarze właściwie – wszędzie, bo obszaru (nie mylić z terenem do patrolowania) mu nie wyznaczono* |
Darth Nemedis - 2010-05-09 14:56:32 |
*Dla dżonego pewnie tak, ale bestia właśnie to robiła. Dopiero po odzewie z jego strony, zauważyła go. Wypuściła z masywnych szczęk zwłoki (ludzkie, przynajmniej tak to wyglądało) i wbiła zdezorientowane spojrzenie w maszynę. Dla niej to dopiero nic nie znaczyło. Ale miała instynkty. A były one proste, dżony stał się intruzem. Wszedł na jej teren, może chce zabrać pożywienie, może chce ukraść jaja... Ale dżony może być też pożywieniem. W końcu ów bestia to drapieżnik. Na pewno nie wie, że dżony jest niejadalny, chociaż, ciekawiło to, że nie śmierdzi żarciem. Zmutowany Zakkeg się jednak nad tym nie zastanawiał, ba, zaczał robić to, co w jego, zwierzęcym "programie" było zakodowane. Paru tonowa, ogromna masa cielska zamkniętego w pancerzu z kolcami zaczęła się powolnie rozpędzać w stronę Dżonego, wyjąc przy tym.* |
EFECTOR - 2010-05-09 15:04:11 |
*Droidowi zaraz uaktywnił się program obrony podlegający pod dyrektywę dwa* dyrektywa druga, ochrona osób i mienia *W tym przypadku należało chronić mienie jakim był Dżony, oraz…* dyrektywa cztery, pilnowanie porządku publicznego… *Sekunda na obliczenie przyspieszenia przeciwnika* Anulowano… *przeładowanie dział, ciche klikniecie oznajmiło nastawienie ich na pełną moc, osłony się uaktywniły* rozpoczęto procedurę obrony koniecznej. Jednostka ma prawo użyć siły *I w tejże chwili mordercza energia uwolniła się z działek droida, niczym nieokiełznane, wypuszczone z niewoli demony i z silą zdolną wysadzać kanonierki, pomknęły w kierunku szarżującej bestii. Niestety, było zbyt mało czasu na dwa ostrzeżenia, poza tym Dżony nie mógł wydać polecenia rzucenia broni bo zwierze jej nie miało* |
Darth Nemedis - 2010-05-09 16:27:38 |
*Rozjuszona bestia gnała na spotkanie droidowi i wtedy ten zaczął ostrzał. Ale pociski nie wbijały się jak w masło, wprost przeciwnie. Pancerz chronił ciało, przed urazami. Czasem bolty trafiały w połączenia łusek, bestia wtedy wyła jeszcze bardziej się wściekając, jednak to za mało by ją położyć trupem. Mimo wszystko, zmutowany Zakkeg zaczynał się gubić, a Droideka w porównaniu z nim była mała. Bestia nie trafiła. Teraz próbowała zahamować jednocześnie obracając się w stronę droideki.* |
EFECTOR - 2010-05-09 16:34:16 |
*Dżony miale zakodowane cos takiego jak dystans krytyczny czego nie miały inne droideki, a działało to mniej więcej tak, ze wiedział, kiedy wróg jest za blisko i nadal utrzymuje tendencje zbliżającą, i w związku z tym, może przejść przez barierę. Kiedy ta odległość została przekroczona, a było to już bardzo blisko. Droid złożył się do koła co trwało ułamek sekundy i potoczył się w tył, by zwiększyć odległość, a przez ten czas dał działom czas by ostygnąć. Wybrał najsilniejszy ostrzał, taki do wysadzania kanonierek, wiec powinno zadziałać. Może przy kolejnym podejściu. Szybkość kołującej droideki była zawrotna. Dżony zatrzymał się i rozwinąwszy do konfiguracji bojowej zaraz po aktywacji tarcz zaczął ostrzał z nowym zapałem i determinacją, znowu z bezpiecznej odległości i być może z zaskoczenia, bo kołował tak, by być jak najdalej od głowy w bezpiecznej odległości do ostrzału. Musiał zwyciężyć nawet kosztem istnienia, nie mógł uciec, to sprowadziłoby nieprzyjaciela do bazy* |
Darth Nemedis - 2010-05-09 16:45:45 |
*Fakt z jakich dział Dżony prowadził ogień jeszcze bardziej udowadniał, jak bardzo wytrzymała jest bestia. Nawet nie tyle bestia, co jej pancerz. Gruby i twardy, przystosowany do wchłaniania energii. Pancerz zmutowanego Zakkega. Naprawdę nie łatwo położyć to monstrum, legendy opowiadające o nim są prawdziwe. Te bestie mają zresztą ciekawą właściwość. Są w stanie przyjmować na siebie ogromne obrażenia. Nie bez powodu nazywa się je żywymi czołgami... A ten był dorosłym, zmutowanym osobnikiem. Gdyby nie fakt, że Dżony ma dobrą broń, miałby marne szanse. Teraz ma tych szans wiele więcej. Drugie podejście znowu zaczęło siekać w Zakkega - ale nadal żył. I był wściekły, mimo, że pod wpływem działek niemal martwy. Ale te bestie nie poddają się łatwo. Nawet gdy wiedzą, że nie dadzą rady. Monstrum zawyło, wyraźnie zwalniając. Zarzuciło rogatym łbem, otwierając paszczę. Doskoczyło do Dżonego i przez chwilę zmagało się z polem, ale było już za słabe, zeby wygrac. Bestia odbiła się i zaczęła powoli opadać na ziemię, wyjąc. W agonii.* |
EFECTOR - 2010-05-09 16:51:43 |
*niestety Dżony nie wyciągał refleksji (wnioski tak),a szkoda, bo dodałoby to dramatyzmu sytuacji. Zwierze było targane furią. Droid nawet się nie zdenerwował. Nie był do tego stworzony i o ile czasem potrafił „przezywać” różne sytuacje w osadzie, tak teraz był tylko bronią. W kolejnym starciu odległość krytyczną osiągnięto bardzo szybko, Dżony nie zdarzył uciec, ale okazało się, ze to nie było konieczne. Oczywiście zmienił położenie raz jeszcze, kiedy zwierze już leżało i po chwili oddał salwę z równą silą od tyłu w już leząca bestię. Ostatni ostrzał trwał równo 5.5 sekundy. Standartowo jak na „bombardowanie” tą silą ognia. Po tym, o ile nie pojawił się kolejny cel lub ten sam postanowił jednak żyć, Dżiny odłoży broń, czyli opuści działa* |
Darth Nemedis - 2010-05-09 16:57:07 |
*Bestia nie miała już szans z przeszywającymi ją od tyłu pociskami. Technika wygrała z potężną matką naturą. Po ostrzale rozległ się huk, po chwili mocno błysnęło i bestia niemal rozpadła się od środka. Dżonego zalała fala gorąca. Wniosek taki, że monstrum postanowiło jeść nie tylko ciała swoich ofiar... Jako, że Dżony był w bezpiecznej odległości, nic mu się nie stało, co najwyżej mógł się "cieszyć" fajerwerkami i elementami wnętrzności zwierzęcia wokół siebie. Zrobiło się cicho. Nie wyglądało na to, aby celów było więcej. Żadnej szczęśliwej rodzinki. Zakkeg musiał być czymś nietypowym tutaj.* |
EFECTOR - 2010-05-09 17:17:46 |
*Kiedy wszystko ucichło można było dostrzec tryumfującą kupe bronzium upstrzoną rozpryskanymi trzewiami. Jakiś uroczy kawał ścięgna zwieszał mu się z antenki, miał na sobie nie tylko krew, ale i zawartość żołądka, słowem – droid pełen życia, albo chrupiący twardy orzeszek miękkiej panierce. |
Darth Nemedis - 2010-05-09 17:25:55 |
*Jedzonko Zakkega walało się już mocno strawione. Wniosek jeden, bestia głodna była. Pewnie zbierała na pożywny obiad i sporo jedzenie trzyma jeszcze w swojej jaskini. W różnym stanie pewnie, niektóre na wpół strawione, niektóre "świeże". Odnalezienie głowy dla Droida nie było problemem, jedno ciało bestii wypadło z olbrzymich szczęk gdy się przygotowywało na natarcie na Dżonego. I to było to najświeższe ciało, dopiero znoszone do jaskini. Dzieki temu dało się je w miare zidentyfikować. Człowiek, a na ciele resztki strawionego w ustach Zakkega pancerza... Bestia widocznie w drodze już zajmowała się przyszłym pożywieniem. Niestety, zwłoki nie podziękują. Ale pocieszmy się - nie miały także obiekcji co do działań Dżonego.* |
EFECTOR - 2010-05-09 17:34:20 |
sir? *zagaił Dżony, który jako droid bojowy bardzo łakną zwierzchnictwa. Niestety, ta jednostka była uszkodzona. A szkoda, bo widać od razu ze istota wartościowa. Może trochę no… sztywna (to nie była zniewaga!) ale z całą pewnością wnętrze miała ciekawe… gdzieś tam… |
Darth Nemedis - 2010-05-09 17:42:17 |
*Tak, trupów było pełno, w róznym stanie. Tutaj bestia znosiła, to co znalazła. Jak była głodna, to zjadała na miejscu, to co zostało, zostawiała. Czasem też niektóre twardsze trupy (w pancerzu na przykład) musiały odleżeć i trawić się dłużej, przed zjedzeniem. Droid miał przyjemnie, ale człowiek zapamiętał by ta wizyta do konca życia. Smród niemiłosierny. Większość ciał nie dało się rozpoznać, ale były też takie, które były w lepszym stanie. Była jedna kobieta z dziwną latarką, coś stylizowane na Mandalorianina, przynajmniej trzech osobników w na wpół przetrawionych białych pancerzach... No tak, kostnica. O dziwo, nikt tutaj nie był zdziwiony w związku z wizytą droideki, nikt się nie wystraszył. Wszyscy w stanie depresyjnym, nie reagowali.* |
EFECTOR - 2010-05-09 17:53:40 |
*W cichej pełnej śmierci jaskini rozbrzmiał cichutki syk poruszających szponami serwomotorow. Dżony niczym pozaswiatowy turysta lawirował miedzy ciałami, rozglądając się, choć naturalnie nie poruszał głową. Po prostu zbierał bodźce. W końcu zatrzymał się na środku tej trupiarni. Znowu okręcił się wokół własnej osi. Mu smród nie przeszkadzał. Nie czuł go. Ale jak wróci do domu to poczuje ktoś inny* |
Darth Nemedis - 2010-05-09 17:59:15 |
*Wszędzie trupy... Trupy... A jednak, wśród jednego z "trupów" był żywy. Nie dosłownie, bo leżał tak jak i reszta. Tyle, że to był jeden z tych świeższych. W ciężkim stanie. Dość młody, ale za wiele nie dało się ustalić, duże uszkodzenia kwasem. Jak się uchował? Bestie zazwyczaj nie są wyjątkowo inteligentne. Ten miał szczęście trafić do drobnego stawu (bardziej dużej kałuży). Po prostu, zamiast być martwym, umierał. Dżony mógł w chwale go ratowac, ale nie na długo. Ten człowiek umrze. Pytanie: kiedy?* |
EFECTOR - 2010-05-09 18:06:36 |
*To już Dżonego nie obchodziło. Sensory zarejestrowały ruch, i maszyna ruszyła w kierunku istoty przejawiającej oznaki życia* Witamy w programie ratunkowym. Proszę się nie obawiać. Pańskiemu życiu lub zdrowiu zagraża nie bezpieczeństwo. Wynik skanowania: ciężkie obrażenia. *droid zatrzymał się nad nim. Rzecz jasna jego elektroniczny móżdżek nie miał pojęcia co musi przeżywać ta istota o ile w ogóle jest świadoma. Dżony nie posiadał przy sobie żadnych leków, a przetransportowanie człowieka „na grzbiecie” przy tempie droida, trwałoby bardzo długo* Podaj swoja tożsamość *zażądał. Zażądał odzewu. Prawdopodobnie potoczy się po pomoc. Chociaż na taki stan najlepszą rade miał przy sobie. a nawet dwie. Jego dwururki* |
Darth Nemedis - 2010-05-09 18:14:20 |
*Odzewu nie było. Świadomości tez nie. To tylko ciało. Ledwo żyjące ciało. Umrze, prędzej czy później. Może jednak wytrzymać troche czasu, osada jest niedaleko. Droid ma prawo ryzykować i udać się tym wolnym tempem do "jednostek dowodzących", temu człowiekowi nikt na dłuższą mete nie pomoże, ale być może uda się coś zdziałać. Mógł też Dżony zakończyć życie tej istoty... Bo cierpienia nie, teraz już go nie było.* |
EFECTOR - 2010-05-09 18:21:50 |
*Tak wiec nastąpiła czynność w wyniku której ciało zostało zarzucone na droida. Czynność była skomplikowana, a droid nie miał dłoni, ale mimo to istniał specjalny rodzaj „chwytu”. Mało ważne, jak. W każdym razie korpus droideki jest opływowy, można na nim bezpiecznie podróżować. Dżony z ciałem/facetem na grzbiecie udał się w mozolną drogę powrotną* |
Fler - 2010-05-10 18:48:30 |
*Było już zdecydowanie późno. Nad zwłokami zmutowanego Zakkega zaczęły zbierać się muchy, kiedy pojawił się tu znowu ruchomy, brązowy obiekt. Dżony zatrzymał się dokładnie w miejscu, w którym był w momencie który można było uznać za koniec bestii. Przed nim leżało Olbrzymie, wręcz monstrualne kilkutonowe cielsko zwierzęcia, któremu dosłownie eksplodowało wnętrze, wiec sila musiała być naprawdę imponująca. Tu droideka czekała na ekipę* |
Tangorn - 2010-05-10 18:53:35 |
*A ekipa nadciągnęła zaraz za droidem i to co zobaczył Tang to mu się wybitnie nie spodobało. Czemu? Zakkegi występują na Dxun, nie na Mandalore, a ten w dodatku był jakiś dziwny, jakby nienaturalny, zmutowany. To nie nastrajało optymizmem. Maszyna zatrzymała się w bezpiecznej odległości a za nimi speeder klonów, którzy natychmiast z niego zeszli i podeszli po swoją broń. Tang uczynił podobnie. Zerknął jeszcze na Fler poprzez wizjer hełmu i powoli podszedł w kierunku cielska* Tan'buir... co to shabla jest? *Zapytał Brex, wpatrując się w zwłoki a Tang podszedł jeszcze bliżej* To? To najprawdopodobniej jest Zakkeg... cholernie niebezpieczne zwierze... z Dxun. Kiedyś jednego upolowałem... do teraz mam po nim ślady. Skąd się tu do cholery wziął? *To pytanie teraz najbardziej nurtowało Mandalorianina, bo jeżeli ktoś go tu celowo sprowadził, to trzeba tego kogoś złapać i mu solidne manto spuścić* |
Fler - 2010-05-10 18:58:35 |
*Kiedy schodzili ona stała na maszynie i patrzyła. Wiatr rozwiewał jej włosy, co dawało nostalgiczne wrażenie. Lekko rozchyliła usta w zdumieniu. I ona wiedziała o tych zwierzętach. Wiedziała tez, ze tu ich niema. Kiedy mandalorianie podeszli i nic się nie stalo, bestia nie odżyła, i ona zeskoczyła na ziemie i powoli zbliżyła się do potwora. Zakryła usta pięścią, krzywiąc przy tym twarz, ale w granicach przyzwoitości. Rozejrzała się i nagle dostrzegła cos* patrzcie… *wskazała przez przesmyk miedzy Tangiem a jednym z klonów na cos, co było za nimi. To były porozrywane zwłoki. Niedojedzony ostatni obiad zwierza* |
Tangorn - 2010-05-10 19:05:27 |
*Fler była w niejako gorszej sytuacji od Tanga i klonów z prostej przyczyny. Ci widząc truchło przełączyli w hełmach opcję na zamknięty obieg powietrza, tak jak w próżni, więc oddychali zapasem tlenu. Mogli tak mieć przez max 2 godziny. Ale do tego czasu tu skończą. Zaczęli powoli badać zwłoki, gdy Fler wskazała na coś. Tang od razu się tam skierował i skrzywił się... to była rzeź. Wiedział, jak niebezpieczny jest Zakkeg, ale to przerastało nawet jego* Brex... spalcie truchło nim się tutaj zjawią padlinożercy. Zostawcie tylko jakąś próbkę do badania... *Chociaż już dawno powinni się tym posilać, chyba, że mięso było niejadalne, więc tym bardziej trzeba to coś spalić. Brex i Ven zajęli się wykonywaniem rozkazu i zaczęli polewać zwłoki jakimś płynem a Tang przyglądał się spokojnie trupom* |
Fler - 2010-05-10 19:10:34 |
*Fler walczyła z obrzydzeniem, kiedy mandalorianie się w tym babrali, odwróciła się i mało brakowało do pawia. Wróciła do maszyny, by wziąć szmatę do czyszczenia broni czy cokolwiek, by można było tym zakryć twarz. Dżony natomiast wykazywał wyraźne podniecenie, ale wyraźnie nie wiedział jak poinformować Tangów, ze tu jest coś jeszcze ciekawszego* |
Tangorn - 2010-05-10 19:14:22 |
*No cóż, każdy inaczej sobie z tym radzi. Ich na szczęście smród nie powalał, jedynie wyglad co nieco. Tang badał zwłoki, klony się babrały w pancerzach aż w końcu Mandalorianin zawróciłi skierował sie ku Dżonemu, który byłnaocznym świadkiem tutejszych wydarzeń* Dżony, czy jest jeszcze coś? *Zapytał i zerknął katem oka na Fler. Całkiem nieźle sobie radziła jak na kogoś, kto ma chyba pierwszy raz styczność z czymś takim* |
Fler - 2010-05-10 19:19:45 |
*Szeli płynęły łzy. Reakcja na zapach. Sama była drapieżnikiem, no ale to już było poza granicą jej tolerancji. Mrucząc oczy podeszła do klonów by się przyjrzeć. Całkiem nieźle. |
Tangorn - 2010-05-10 19:24:12 |
*Klony już niemal skończyły tą babraninę, wystarczyło tylko odsunąć się i podpalić, a tymczasem Tang spojrzał we wskazanym kierunku i dostrzegłtą jaskinię. Ale przed wejściem do niej będzie potrzebował właśnie Brexa i Vena, którzy milcząco podeszli do Mando na kiwnięcie ręką* Przygotujcie broń i idziemy w tamtym kierunku. Dżony! Prowadź... *Cóż, na droida sie bestia nie rzuci, bo nie smaczny, dlatego niech idzie przodem i w miarę możliwości niech ich osłania. Dalej ciężko uzbrojone Tangi i może Fler, jeśli pójdzie za nimi. Truchło zostawili sobie na potem* |
Fler - 2010-05-10 19:34:02 |
rozkaz rozkaz *droida i na śmierć wyślij to będzie się cieszył. a już na pewno Dżony, to typ niezmordowany. Stukając trzema szponami wszedł do środka. Tangi nie musieli go widzieć, już sam dźwięk działał na wyobraźnie. Brzmiało to tak jakby droid szedł po bagnie. Było ciemno. Dżony sobie tym radził, ale oni będą musieli zapalić jakieś światło. |
Tangorn - 2010-05-10 19:36:35 |
*Tangi mieli inny patent i poniekąd lepszy... noktowizję i termowizję. Brex uaktywnił ta drugą a Ven z Tangiem tą pierwszą opcję. No i szli za droidem. Bo jeśli coś tam bedzie, to światło od razu to sprowadzi, a tego woleli uniknąć. Zapachu też jako tako nie mieli, nie licząc smrodu tego truchła z zewnątrz. Ich włąsne zapachy były tłumione przez kombinezony ochronne. Problem miała Fler, ale ona i tak znajdowała się daleko za nimi. Tak więc szli za Dżonym, niepewni co tam znajdą* |
Fler - 2010-05-10 19:44:49 |
*termowizja nic nie pokazała. Nic tu nie wydzielało ciepła. Noktowizja owszem. Względnie suchych było kilka pierwszych kroków. Dalej… to co zobaczyli przerastało tolerancję zdrowego umysłu. Ciała były wszędzie, bardziej lub mniej strawione, ich ręce, nogi, pourywane, walające się wszędzie, powyzerane kwasem oczy, zdarta skóra aż do kości, wszędzie flaki, zaawansowany rozkład, odchody, elementy brony w zupie ze swojego właściciela. Dobrze, ze termowizja z racji swojej specyfiki oszczędza szczegółów. Dzony zatrzymał się w kałuży. Z jego pozycji wynikało, ze tam właśnie znalazł nieszczęśnika. Rozległo się ciche „psss”. To kropelka kwasu kapnęła na pancerz droida i zrobiła w nim laurką plamkę. |
Tangorn - 2010-05-10 19:52:05 |
*Faktycznie, to przerastało tolerancję wszelkich istot i Tangi z ledwością powstrzymali się od zwymiotowania. Już sam widok powalał, a co moze zrobić zapach? Lepiej nie sprawdzać... Tang podszedłtrochę blizej, na szczęście miał na sobie pancerz z Beskar'gamu i byle kwas mu nie zaszkodzi, przynajmniej nie taki organiczny, wydzielany przez zwierzęta, bo bojowy i chemiczny owszem. Ale trochę trudniej. Nie bez powodu Beskar uznawany jest za jeden z najtwardszych metali galaktyki. Gdy tak oglądali to pobojowisko to Tang doszedłdo wniosku, że i tu trzeba urządzić mały ogień... a potem zawalić wszystko. Ta bestia musiała tutaj znajdować się od dawna. No i wtedy usłyszeli ten głos i wszyscy sie spieli, odbezpieczajac broń. Ale to tylko Fler... no i włąśnie pozostała kwestia werbalizacji tego wszystkiego* Ogólnie? Rozpierdol totalny... lepiej stąd wyjdź... Brex, idź po podpałkę i po bomby Tracyna... zawalmy to i znikamy *Nikt nie chciałsie babrać w tym, by poszukać czegoś ciekawego, choć Tang na chwilę wyłaczył noktowizję i uruchomił latarki w hłemie, oswietlajac jaskinię* |
Fler - 2010-05-10 20:01:05 |
*Dżonemu kwas tez nie zrobił zbyt wiele. Wszedł w reakcje z bronzium, poleciał dymek i zostanie plama,. Cos takiego mogłoby zajść i na Tangowym hełmie. To słaby kwas. Ale jesli cos w nim marynuje się od tygodni, to wygląda tak jak cale to „dobro” walające się tutaj. Kilkadziesiąt osób. |
Tangorn - 2010-05-10 20:06:05 |
*Tang powędrował wzrokiem za Dżonym i rozpoznał szaty oraz latarkoprzecinak. Podszedłpowoli do ciała i sprawdził oznaki życia...* Kurwa... by to szlag trafił. Tyle ludzi... *Nikt się najwyraźniej nie uchował a on nawet nie wiedział, że pod nosem żyje taka bestia. Trzeba będzie dokładniej sprawdzić teren, bo niemożliwym jest dociekanie, skąd się tu wzięła? Światło latarki padało jeszcze na inne trupy* Jest tu jeszcze coś Dżony? *A miecz świetlny skonfiskował Tang a ciało się wyniesie, bo jeszcze w miarę dobrym stanie. Po kilku minutach Brex wrócił z całym sprzętem i zabrałsię z Venem za rozmieszczanie wszystkiego, a Tang z droidem zabrali się znowu za badanie resztek ofiar. Może coś ciekawego znajdą, chociaż brodzenie w płynach ustrojowych nie nastrajało optymistycznie* |
Fler - 2010-05-10 20:12:25 |
*Dżony przeładował się po jakimś trupie, miażdżąc jego klatkę piersiowa a właściwie to… tylko łamiąc kości bo ciało dawni już spleśniało. Fler by go chyba za to dezaktywowała. Ale Tang może się nie poskarży. Droid miał w sobie wszelkiego rodzaju badziewka na wykrywanie broni wiec piszczał co chwila, ale głownie były to podręczne klastery* brak oznak życia, brak oznak życia… *przy ktorymśdziesiatym z kolei „braku oznak” zaczynało już brzmieć to jak piosenka. I w końcu się zamknął. Ale nic nie zameldował. Zatrzymał się przy kawałku kadłuba myśliwca. Blacha leżała odwrócona. Dalej… był statek. Wyglądało to jakby bestia przyniosła tu statek, by wydrapać z kokpitu pilota. Droid wpatrywał się w maszynę niezmordowanie. I można było przysiąc: wyglądał jakby zaraz miał się rzucić i gryźć* |
Tangorn - 2010-05-10 20:16:09 |
*Gdy klony zakłądały łądunki i polewały wszystko łatwopalną substancją (dopóki nie natrafili na ciało Jedi, które szybko wynieśli na zewnatrz, więc Fler mogła ich widzieć jak coś tam niosą, ale co?), by się wszystkiego pozbyć. Tang badał wszystkie trupy, ale nikt nie miał niczego ciekawego. No aż w końcu Dżony znalazł resztki statku, co zaciekawiło Tanga. Skąd się tu wziął i w ogóle co to za maszyna? Czy ma jakieś oznaczenia? Tang tego wszystkiego szukał na powyginanych blachach, czekajac aż jego synowie skończą wszystko rozlokowywać* |
Fler - 2010-05-10 20:21:26 |
*Fler ewakuowała się do pojazdu. Nie chciała już więcej oglądać, wystarczy. Leżała sobie na siedzeniach, prawie jak Malkit, z głową spuszczoną tak że klonów widziała do góry nogami. |
Tangorn - 2010-05-10 20:24:47 |
*Właściciel lewej nogi musiał mieć wiec cholernego pecha, a ten astromech zainteresował Tanga, wiec zwołał klony i po chwili mocowania się z nim wyciągneli go z wraku pojazdu. Delta jasno wskazywała na to, że ten ktos od nogi był Jedi. Ciekawe, czy ta kobieta miała obie, bo sie nie przyglądali... ale ona była Jedi, więc mogła należeć do niej. Tak więc i tego popsutego pewnie droida wypchali na zewnątrz a Tang zostal jeszcze z Dżonym, by rzucić na wszysko okiem ostatni raz po czym wysadzic wszystko i zwiać stąd jak najdalej* |
Fler - 2010-05-10 20:29:38 |
*natomiast Dżony… czegoś takiego jeszcze nigdy nie pokazywał. Zaraz zaczął wydawać z siebie strasznie głośny pisk. Szarpnął się do przody, do tyłu, przeładował działa, podniósł je, opuścił, przeorał szponem bagno stanowiące podłoże* zabrania się! *zaczął rzucać komunikatami* proszę zaniechać. Komunikat sprzeczny. Zabrania się *w końcu wygiął do tylu maksymalnie metalowy kręgosłup i rzucił obiema ramionami na boki, zupełnie jak człowiek który się od czegoś ogrania. Protestował ile sil bardzo dramatycznie, nawet jak już klony wynosiły droida. Okręcał się przodem do nich i kontynuował ekspresje swoich emocji* |
Tangorn - 2010-05-10 20:35:11 |
Spokojnie Dżony... to tylko astromech... nieszkodliwy *Chyba, że ma już osobowość, to wtedy bywaja upierdliwe. Nawet mimo kasowania pamięci. Ale ten robocik może im powiedzieć co się tutaj wydarzyło. A gdy już cała jaskinia była sprawdzona, to czas wygonić stąd droidekę* Jazda na zewnatrz Dżony! *Pogonił go Tang, bo zostali już sami. Jeszcze tylko podpalić wszystko i potem można wysadzać w powietrze* |
Fler - 2010-05-10 20:39:34 |
*Dżony nadal się wkurzał. Kiedy Tang go pogonił, zaczął piszczeć, ale ruszył. Potem po drodze warczał i odtwarzał agresywne utwory cieżkoizotopowe. Okazywał swoje niezadowolenie, ale oczywiście – słuchał się jak na przykładnego droida przystało. To nie do pomyślenia. To on był jedynym droidem w osadzie, nie licząc Zinowej puszki, ale ona się nie liczy. A teraz? Dżony nie daruje! Znalezienie tego robocika rozpoczęło jego prywatną wojnę* |
Tangorn - 2010-05-10 20:42:55 |
*Cóż, biedny robocik... ale Dżony go nie zniszczy, bo już zostanie zaprogramowany, by go nie niszczyć. Taki pech droida. Gdy tylko się oddalił i Tang zostałsam to wyciagnąłzapalniczkę, patrzył na te trupy po czym wrzuciłja do tego śluzu, który od razu zajął się ogniem, a Mandalorianin powoli wyszedłz jaskini. Jego sylwetka wyraźnie odcinała się na tle ognia a gdy był już na powierzchni to nacisnął przycisk i całe to miejsce po prostu eksplodowało a ziemia zatrzęsłą się mocno. Spojrzał na ciało tej Jedi a potem podszedłdo Brexa i Vena, trzymajacego astromecha przy pojeździe* Dacie radę go naprawić? *Zapytał wskazując na tą kupę złomu* |
Fler - 2010-05-10 20:49:30 |
*Fler poderwała się na siedzeniach, odruchowo zasłaniając rękami twarz, a kiedy najgwałtowniejszy huk wybuchy minął zorientowała się, ze Dżony przykleił się do burty landspeedera* |
Tangorn - 2010-05-10 20:52:12 |
Myślę, że Dral powinien go zobaczyć, ale chyba damy radę, nie widać poważniejszych uszkodzeń. Pewnie Zakkeg nie miał na niego ochoty *Odpowiedział Brex, czyszcząc kopułkę robota a Ven z ciekawością patrzył na zachowanie Dożnego, które można nazwać ekstrawaganckim. Bo czy tak sie zachowuje droid bojowy? Tang tymczasem powędrował za Fler i spojrzał na nią spod hełmu i zorientowałsię, że musiała ją kiedyś znać. Tą Jedi* Dawna znajoma? *Zapytał cicho i przeniósł wzrok na leżące ciało* |
Fler - 2010-05-10 20:57:49 |
*Kiedy Dżony zobaczył ze Brex czyści kopułkę wpadli furie, i znowu rzucając ramionami na boki podreptał do klona, by natarczywie przylgnąć do niego od tyłu. Fler pewnie by go za to zganiła. Była to ewidentna… zazdrość. |
Tangorn - 2010-05-10 21:03:27 |
Dżony, spadaj! Warknął Brex, bo to nagabywanie mu się nie spodobało. Co z tym droidem jest nie tak? Nie przyszło im do głowy, że to moze być zazdrość. Tak więc dalej przyglądali się astromechowi, czyszcząc go nieco. Oj Dral będzie zachwycony mogąc przy nim podłubać do woli. |
Fler - 2010-05-10 21:07:43 |
*Dżony „spadł” ale nie przestał się wściekać i teraz dreptał naokoło nich wyraźnie zły, wydając przy tym jakieś opętańcze jęki. |
Tangorn - 2010-05-10 21:11:23 |
*Tang kiwnął głową i pochylił się, biorąc ostrożnie w ramiona ciało poległej Jedi. Chociaż ich nie lubił, to przez wzgląd na Fler okazał szacunek ciału i przeniósł je do landspeedera i umieścił na tylnym siedzeniu. Teraz będą się nieco kisić razem z bronią, bo pojazd był trochę za mały, a jeszcze z tyłu klony przymocowały astromecha linami, by nie spadł. Całość przypominało wielką improwizację.* Dobra, wracamy... wszyscy na miejsca... *Tang jeszcze dobył ręcznego blastera, krzyknął Uwaga i strzelił w truchło Zakkego, które natychmiast zajęło się ogniem. Gdy już wszyscy się spakowali to Tang siadł za kółkiem i powoli odleciał w stronę osady a za nim klony na speederze* |
Fler - 2010-05-10 21:17:20 |
*Fler siedziała w milczeniu. Czuła na sobie tak znajome ciało które teraz było zimne, martwe. Puste, takie jak Fler. Nie czuła dreszczy, nie odczuwała obrzydzenia trupem, to nie był trup, to nadal była Dymitri. Ale nie mogła na nią spojrzeć. Nie mogła znieść widoku jej martwej twarzy. Nie chciała jej takiej pamiętać. Tylko te żywą, zawsze uśmiechniętą. |
Tangorn - 2010-05-10 21:19:26 |
*Tang skupił się na prowadzeniu, ale wiedział jak to jest stracić kogoś bliskiego. Tylko, że nie umiał tego ukazać ani przekazać. Tak więc pędzili w stronę osady, ale ta droga zajęła znacznie więcej czasu, podczas gdy ścierwo płonęło wywołując olbrzymi komin dymu* |
Darven - 2010-05-16 15:50:21 |
*Od strony jaskini przemieszczała się niepozorna kropka. Zmierzała w stronę sawanny, dalej - osady i statku. Ów postać była szczelnie otoczona tajemniczą szatą, zaraz za nią mknęła platforma repulsorowa. Darven - bo o nim mowa - szedł ciężko stukając masywną laską. Na platformie za nim znajdowało się sporo różnej maści sprzętu, w tym zestawy do pobierania próbek i analizy, wykrywacze, radary, sprzęt badawczy, różne przydatne przedmioty... Słowem, bardzo dużo potrzebnych rzeczy. Darven niedawno pobrał własne próbki, zbadał grunt, resztki Zakkega, przeszukał jaskinię. Zrobił wszystko na co pozwalała sytuacja. Zbyt dużo nowego się nie dowiedział, między innymi dlatego, że ciała jak i monstrum zostały spalone - a to był ogromny problem. Ale może w laboratoriach powiedzą mu coś nowego.* |
Malkit - 2010-05-16 15:54:47 |
*Darven nie był sam. Tuz nieopodal, w zacienionym miejscu czatowal jadowity szczypior, który już wczesniej nasadzil się na tajemniczego czlowieka i zapamiętale śledził go, podchodząc raz to blizej raz to trzymajac sied alej, by nie zostać wykrytym, niestety, aż do teraz. Przelatujaca tuż koło schowanego trawie nosa platforma była aż nadto kusząca. Malkit sie nie powstrzymał. Jeden sus i już słuchac było uderzenie, kiedy to 30tokilowy drapieżny trzylatek wskoczył na środek transportu* |
Darven - 2010-05-16 16:05:36 |
*Darven gwałtownie odwrócił się słysząc trzask. Na bogów, jakby coś się z tym sprzętem stało...* Hej...! Kimkolwiek jesteś, złaź! *Wykrzyczał niemal pędząc w stronę platformy z całym sprzętem, próbkami i wynikami analiz. Malkita nie widział, bo w momentu skoku był odwrócony do niego plecami, a potem, można śmiało sądzić, że wśród całego sprzętu był on dla Darvena z pewnej odległości niewidoczny. Całe szczęście, że to nie jakiś zabłąkany roślinożerca, który kosztem Darvena chciał testować jadalność platformy - o tym by się Darven wcześniej dowiedział, bo ostrożny był.* |
Malkit - 2010-05-16 16:14:37 |
*Malkit, mający tu silne poczucie bycia najsilniejszym wojownikiem natychmiast wygiął grzbiet, stając się na platformie żywą podkowa. Oczyska w kolorze miodu wbił w człowieka. Paszcza rozwarła się, język zakręcił na końcu, i szelek syknął ostrzegawczo, jakby mówił: próbuj mnie zgonić to dopiero zobaczysz!* ja tu! *krzyknął wojowniczo* a ty ić ty fu tepatu! |
Darven - 2010-05-16 16:24:15 |
*Darven spojrzał na Malkita. Wyglądał na młodego, a więc dobrze. I chyba nawet na "ucywilizowanego", gorzej by było, jakby poważnie jakieś zwierze tu wpadło. Na przykład jedno z tych niezdarnych, wielkich, roślinożerców podróżujących po sawannie. Ale, Malkita nie wykrył wcześniej, ba, nic nie wskazywało na jego obecność. Nawet mówić potrafił.* Schodź, to ważne rzeczy są! To nie pożywienie! *Krzyknął. Nie wypada przecież krzywdzić z powodu sprzętu dopiero co poznanego młodego osobnika bliżej nie znanej mu rasy (chociaż możliwe, że nasuwały się już skojarzenia z wcześniej poznaną Fler), więc czekał. Generalnie, zaśmiałby się, ale ten sprzęt... Tutaj każda ryska i każdy zniszczony dokument analizy jest świętokradztwem.* Znajdź sobie własny sprzęt i własne wyniki badań, potem dowiedz się jaka jest tego cena i poczekaj na Mandaloriańskiej sawannie aż jakiś psotnik postanowi ci przeszkodzić! *Wysyczał ciężko trzymając w dłoniach laskę. Nawet nie zdawał sobie teraz sprawy, jakie to komiczne - młoda szelka w walce z nim o wazny sprzęt, podczas gdy dla niej to zabawa, a dla niego... No, coś dużego.* |
Malkit - 2010-05-16 16:30:04 |
nie-e! *zaprotestował pisklak – o zgrozo – tupiąc przy tym silnie tylną lewa nogą* ja tu! i besz dyskusji! *stawiał się jeżąc grzywę. Najwyraźniej nie docierało do niego co mówił Darven, tudzież – był jeszcze za mały by zrozumieć wielkość i sens słowa „badanie”.* Ty ić! *teraz starał się przegonić Darvena. Grzbiet podnosił coraz wyżej, to dopiero było zabawne. Ale dla szel to była „straszna poza” po której zobaczeniu każdy umiera ze strachu* |
Darven - 2010-05-16 16:36:20 |
*Darven skrzywił się. Wyciągnął laskę w stronę Malkita.* Schodź, bo będę musiał cie zrzucić! *Lojalnie uprzedził, głosem "Darvenowskim", ale głośniej niż zwykle, żeby - jak to się mówi - dotarło. Wyglądał jak zawsze, na twarzy nawet nie było widać zdenerwowania - wyglądała na zastygłą, jak maska. Ale nie trzeba być geniuszem, żeby wiedzieć, że to niezbyt komfortowa sytuacja dla niego. To nawet nie była jego prywatna własność.* Jak zejdziesz, to ci coś pokaże. *Dodał. Żeby był i kij i marchewka. Im dalej energiczna, młoda szela od rzeczy, które mają pozostać nieuszkodzone, tym lepiej.* |
Malkit - 2010-05-16 17:35:52 |
*w reakcji na wyciągnięta ku niemu laske Malkit przysiadł momentalnie i przednimi łapami chwycił jej koniec, by zaraz zabrać się do gryzienia – nie tak mocno jakby mógł, ale dosc na serio. Darł się przy tym jakby mu łuski zdzierano. A po chwili zamilkł. Trzymając dalej drewno laski spojrzał z ciekawością na Darvena* |
Darven - 2010-05-16 17:46:35 |
Tak, dokładnie, pokaże ci jak zejdziesz. *Laski nie wyrwał, bo jak się Malkit mógł przekonać - nie był w stanie zrobić jej szkód, ba, wydawała się niezwykle trwała, z różnych powodów.* No, schodź, to zobaczysz. *Mruknął z uśmiechem. Czy ciekawość wygra z zapisaną w umyśle ostrożnością? Pewnie tak. No, lepiej iść za marchewką, niż dostać z kija. Dość racjonalne, ale co to tam racjonalność dla małego wulkanu, którym jest młoda szela. I wtedy, zupełnie nieoczekiwanie, nieprzewidywalnie i przerażająco niespodziewanie znienacka zapikał komunikator Darvena. Człowiek sięgnął do kieszeni po podręczny "nawiązywator kontaktu" na chwilę przerywając epicki pojedynek z Malkitem. Darven westchnął.* Mhm... *Podsumował rewelacje dobiegające z głośniczka* Nash, zdasz mi raport. Niech droid medyczny pracuje z rannym, a ty wracaj do statku. *W swej łaskawości pominął zasłyszane "wolałbym" i "stawić się". Jak będzie chciał, to tak zrobi, nie na miejscu jest, żeby mu to ów Nash zalecał. W ten oto sposób, człowiek wyłączył urządzenie zaraz po odpowiedzi i wpakował na powrót do kieszeni, nie rwąc się jednak biegiem do ambulatorium. Jego wzrok znów wylądował na Malkicie.* |
Malkit - 2010-05-16 17:52:07 |
*Był gotów do zejścia już, ale komunikator wzbudzili nim nieufność. Ani chybi chcą młodego wykiwac i zadkiem do woiatreu wystawić. Młody puścił laska i położył po sobie uszy* Ty nieprawdę mówisz… *Spojrzał na Darvena kątem. Oj ten Nash, zepsuł tak dobrze zapowiadający się układ* Mi ty najpierw pokaż i ja zejdę! *Młody wyszedł kontrofertą* |
Darven - 2010-05-16 18:05:55 |
Dobrze. *Odpowiedział z uśmiechem. Długą, chudą dłonią wskazał położony parę metrów od nich punkt, widoczny dla nich obu.* Spójrz tam... *Wolna dłoń Darvena podniosła się i zacisnęła. Z gęstej trawy wyłoniła się głowa drobnego zwierzątka. Zwykle ukrywającego się, strachliwego... A teraz z ufnością wpatrującego się w Darvena. Na zwykle zastygłej pod niewidoczną maską twarzy Darvena wymalował się delikatny uśmiech, jego wzrok spotkał sie ze wzrokiem zwierzęcia przypominającego wiewiórkę. Dłoń delikatnie odwróciła się, palce rozłożyły. Wiewiórka po chwili pojawiła się obok nich dzięki paru zwinnym skokom, trzymała w dłoni drobny orzeszek i intensywnie badała węchem okolice. Nie wyglądała na przestraszoną - wręcz przeciwnie, zupełnie zadowolona, ufna i w ogóle nie strachliwa. Wskoczyła na platformę, potem na Malkita i spoczęła na jego ramieniu, obgryzając orzeszek szczęśliwa.* |
Malkit - 2010-05-16 18:09:30 |
*Na początku nie robiło to wrażenia na Szelku. Takich wiewiórek było tu multum. Ale dopiero kiedy zwierze siez blozylo, Malkit postawił uszu* O jejut! *zaśmiał się rozkosznie* tu weszło! Ty żyjątku, tu weszłeś? Ja jestem Malkit *rzekł rozgdakany, kierując paluszek by pogłaskać gryzonia* |
Darven - 2010-05-16 18:12:23 |
*Wiewiórka z zadowoleniem wyprężyła się pod palcem Malkita, dalej beztrosko obgryzając orzeszek. Popiskiwała przy tym wesoło. Darven uśmiechnął się patrząc na to. Może się zaprzyjaźnią... Wiewiórka chyba nie miała nic przeciwko.* Chyba cie polubiła. |
Malkit - 2010-05-16 18:20:19 |
o! *rozpromienił się szelek, uśmiechając do Darvena szeroko, w ten rozkoszny, szelkowy sposób* On nazywa wiesz jak? Lulat! Ja będę jego szyjacielem, wiesz? Bo ja już duzy jestem, wiesz? *no1 i od razu inna rozmowa. Malkit patrzył Darvenowi prosto w oczy bez śladu wcześniejszego łobuzerstwa* A powiedzieć tobie tajemnice? |
Darven - 2010-05-16 18:25:23 |
Lulat... Fajny wiewiór z niego. *Podsumował. Wiewiórka naturalnie nic sobie z komentarzy Darvena nie robiła, nawet nie zdenerwowała się na określenie "wiewiór". Obgryzała orzeszek trzymając go w mikroskopijnej wielkości łapkach. Co jakiś czas rozglądała się uważnie dużymi oczami. Nawet reagowała na dźwięk, odwracając łebek ciekawie, gdy Malkit coś mówił, jakby rozumiała.* Wiem, wiem. Duży. *I znów się uśmiechnął.* A co to za tajemnica?*Spytał zupełnie powaznie, przechylając się w stronę Malkita, jednoczesnie tworząc atmosfere stosowną do wyjawiania bardzo ważnych tajemnic, które pod żadnym pozorem nie mają prawa się rozpowszechnić.* |
Malkit - 2010-05-16 18:45:19 |
*jakby nie było wiewiór to zwierze i nie rozumie słow, bo jakby rozumiała to chyba by się wkurzyła za takie imię. Lulat… kto chciałby być Lulatem? |
Darven - 2010-05-16 18:50:39 |
*Jako, że wiewiór nie oponował, można się domyślić, że niewiele rozumie. Ale dźwięk słyszy. Darven pokiwał głową.* Mhm. *I tak oto stał się jednym z tych wyróżnionych, którym udało się dostąpić zaszczytu poznania tajemnicy. Chociaż, jakby nie było, przyjście w przyszłości brata lub też siostry (lub dwóch sztuk, a nawet więcej) to rzecz z zasady radosna, szczególnie dla młodszych, czyli takich jak Malkit. Natomiast, jakby Darven zobaczył, jak naprawdę się opiekuje droidem... No cóż, na pewno bardzo opiekuńczy jest. Dżony pewnie pomaga mu w zabijaniu potworów.* Wierze. Chodzi o dżonego? |
Malkit - 2010-05-16 18:56:53 |
*ostatnio już było lepiej – Dżony zdecydowanie mniej dostawali wciry. Zyskał miano i pozycje wspólnika w walce z potworami. Prawej ręki Malkita – najwierniejszego żołnierza. w końcu tylko on, prócz Malkita znal nazwy i specyfikacje wszystkich potworów.* Ta! Dżony jest on… jest odpowiedzialność za droida że szeba jego umyć, wiesz? Ja umywam Dzonego jak brudny jest! A wiesz, że Dżony jest najlepszy, on zabil dżedaja i potem był pogrzeb? *Zapytał wyraźnie podekscytowany* I drugi był pogrzeb pani ale ona była umarnięta… |
Darven - 2010-05-16 19:01:55 |
Tak... Coś już słyszałem. Chyba i ta pani i ten pan byli umarnięci. Dżony jest najlepszy, wiem. Kiedyś ci trochę opowiem, bo ja znam Dżonego. Fajna droideka z niego nie? *I Darven - nieco już rozbrojony dziecięcą niewinnością - z uśmiechem wysłuchiwał relacji Malkita. Szczęśliwa szela.* Podrzucić cie do osady? *Spytał w końcu.* |
Malkit - 2010-05-16 19:07:48 |
No! *odparł rozentuzjazmowany dzieciak, wyraźnie bardzo zadowolony z droida. Mało które dziecię może bawić się z niszczycielem* ja lubię droideki. a u mojego dziadka na statku jest droidek dziewczynka i oni jak spotkają sie to będą małe droideczki, wiesz? Bo oni w sobie zakochają. A jak ktoś jest umarniety to szeba zrobić pogrzeb. My jak mieszkaliśmy na Kursant to był królik on nazywal Tibo ale potem był umarniety bo mu flaki wylatały i taka wywalił go do zsypu na śmieci u wujka Tanga w domu. Bo mój tata wtedy nie miał czasu na pierdoły, wiesz? *Malkit cały czas siedział na platformie ale teraz wzorowo grzecznie* a pobawisz ze mną? *Rzecz jasna po podwiezieniu* |
Darven - 2010-05-16 19:14:24 |
*Darven wysłuchiwał tego wszystkiego nawet nie próbując przerwać, z rosnącym uśmiechem.* Jak znajdę czas, to tak. *Odparł krótko, chociaż, możliwe, że nie za wiele tej zabawy będzie, ale to się okaże jak dojadą. Korzystając z faktu, że Malkit wzorowo siedział sobie na nie przeciążonej jeszcze platformie - można było od razu przejść do rzeczy. I Darven ruszył w stronę osady, a za nim płynęła w powietrzu platforma z młodym szelkiem i sprzętem. Jak dobrze pójdzie, to za chwile, góra dwie będą na miejscu. Naturalnie, Darven będzie przy tym słuchał wszystkich tych tajemnic i opowieści. Malkit oprócz droideki będzie mógł się opiekować wiewiórem, bo zwierze ani myślało zeskoczyć mu z ramienia... Nawet, gdy skończyło jeść wrzucony do ust orzeszek. Po prostu wiewiór usnął na szeli.* |
Malkit - 2010-05-18 19:05:03 |
*Malkit gnał. Poruszał się na czterech łapach, bo to pozwalało mu osiągać zawrotne prędkości. Teraz wgalopował w trawę na sawannie. Darł się przy tym jakby go ze skóry obdzierali, a zadarty ogon sugerował wyśmienity humor. Bardzo lubił tak kogoś zmęczyć, a zanim tu trafili, obiegli trzy razy całą osadę* Oooo, i tu nie ma Dżonego… *oznajmił, kiedy się wreszcie zatrzymał. Niewykluczone, ze droideka – słysząc ten wrzask – po prostu uciekała, bo to mądry droid i wie, co to może oznaczać* |
Nash - 2010-05-18 19:09:59 |
Nash był już nieco zdyszany, myślał że wszystko pójdzie o wiele szybciej. Tymczasem okazuje się, że i tutaj nie ma Dźonego i zapewne oznacza to, że albo rusza dalej albo na niego zaczekają. |
Malkit - 2010-05-18 19:14:39 |
*Malkit znowu rozpędził się i wskoczywszy na kamień wielkości połowy człowieka stanął na tylnych nogach. Postawiwszy czujnie uszu rozejrzał się. Ponasłuchiwał. Trwało to dobre kilka chwil. I w końcu spojrzał na Nasha* Tu jego nie ma *stwierdził z pełną stanowczością* szeba jego zawołać! |
Nash - 2010-05-18 19:20:02 |
Nash uśmiechnął się ponownie widząc jak bacznie Malkit wypatruje droida. Wyglądał niemalże jak surykatka w tej chwili. Jedi podszedł bliżej malca i zwrócił się do niego. |
Malkit - 2010-05-18 19:24:05 |
o! to łatwo! Rób to co ja *poinstruowawszy poprawił się na skale, trzymając jej pazurkami nóg, dłońmi otoczył usta, jakby tworzył z nich megafon, wziął wdech, i: * DŻOOOOOOOONYYYY! DŻOOOOOOOONYYYY!!! OĆ TUUU!!! |
Nash - 2010-05-18 19:27:44 |
Nasz roześmiał się głośniej niż zwykle. Całe te poszukiwania przypominały mu jakąś zabawę. Miał już swoje lata i nieco głupio czuł się kiedy Malkit kazał mu krzyczeć, no ale cóż... niech dzieciak ma uciechę. Nash wskoczył na kamień, przyłożył dłonie do ust i krzyknął. |
Malkit - 2010-05-18 19:34:26 |
Nie-e, ty malo krzczysz, to szeba tak *demonstracyjnie wziął potężny wdech* DŻOOOONYYYY OĆ TUUUUU!!! DŻOOOONYYYY! *Malkit miał gardło godne podziwu, wydobywaly się z niego dzwięki wręcz zabójcze dla ucha, a po sawannie niosły się jak wiatr. Pewnie go w sąsiedniej osadzie słyszeli* |
EFECTOR - 2010-05-18 19:41:00 |
*Nie mógł dłużej ignorować, bądź udawać, ze nie słyszy, bo to już podpadało pod dyrektywę. Poza tym takie wrzaskom zaraz nawtykają mu biedy, kiedy ktoś powie, że „droid jest nieposłuszny”. Kiedy zaczęli się drzeć droideka była stosunkowo niedaleko, na granicy wioski miedzy drzewami, tam gdzie cień częściowo maskował jego rudobrązowy pancerz. Po kilku wrzaskach maszyna złożyła się z trzaskiem i ruszyła ruchem kołowym w kierunku nawoływań. Nie było pośpiechu, bowiem analiza glosu nie sugerowała niebezpieczeństwa. No, chyba ze to niebezpieczeństwo dla Dzonego. Po chwili już nawoływacze mogli dostrzec toczącą się ku nim kasztanową śmierć z bronzium* |
Nash - 2010-05-18 19:50:57 |
Nash przez chwilę chciał sięgnąć po miecz. Nie spodziewał się bojowego droideki, z którymi nie raz przyszło mu walczyć. -Czyżby to ten droid ubił Jedi, o którym mi wspominano? -pytał sam siebie. Mimo wszystko pozostawał w pogotowiu. Kto wie czy to aby tego droida wołał razem z Malkitem. Spokojnie w skupieniu oczekiwał na nadejście droida. W końcu jednak zapytał dzieciaka. |
Malkit - 2010-05-18 19:55:16 |
*Malec nastawił uszek i roześmiał się gdacząco* Ooo, już jest. Patrz jak biegnie! *wskazał pazurkiem na toczącą się droidekę, i nie było wątpliwości, ze to właśnie ta maszyna jest „Dżonym” którego szukali. Tylko że jakoś tak wypadło nieszczęśliwie, ze nie było tu ani mamy, ani taty. Tylko Nas (nie skatalogowany w folderach chronionych) i dziecko, które nie jest pełnoprawną jednostką dowodząca. Przewalone, tym bardziej, ze to jeszcze obszar przez maszynę patrolowany* |
EFECTOR - 2010-05-18 20:02:20 |
*Dżony „biegł” średnio szybko, mógłby toczyć się ze zdecydowanie większa prędkością,. Ale co tam może powiedzieć ten, kto pierwszy raz widzi droideke która nie ma za priorytet zabicia na amen. Co nie jest jednocześnie gwarantem jego absolutnej łagodności. Los pokaże. |
Nash - 2010-05-18 20:07:48 |
W pierwszym odruchu Nash miał już zamiar obudzić błękitną klingę swojego miecza. Kiedy jednak droid nie przyjął pozycji bojowej, wstrzymał się z zbyt pochopnym wyciąganiem broni. Miał styczność z podobnymi urządzeniami jednakże to było inne, zupełnie inne. W końcu nie spotkał się jeszcze nigdy by droid bojowy odtwarzał piosenki. Coś tutaj Nashowi nie grało. Rzeczywiście tak jak mówił malec, to musiał być ten droid. Kiedy Nash usłyszał melodię wydobywającą się z wnętrza droida nieco jakby się cofnął w geście zaskoczenia co było widać również po jego twarzy. Jedyne co mógł teraz powiedzieć to. |
Malkit - 2010-05-18 20:16:22 |
Drzeczny Dżony! *Malkit pochwalił, po czym odbiwszy się tylnymi nóżkami od skałki, skoczył na droida. Miał świadomość ze Dżony stoi kilka metrów od niego, ale dla szelki to niewielka odległość. Złapał się pazurkami mocarnego ramienia i wdrapał na opływowy pancerz* Uu.u.u.u.u.uu.u.u.u.u.u.u.u.u |
EFECTOR - 2010-05-18 20:22:30 |
*Kiedy Mlakit był w fazie wdrapywania, droid za pomocą ruchu działa wepchał go wyżej i dalej stał, niewzruszony, nieruchomy, tym razem ciszy, lśniąc w słońcu i dzieląc się z Malkitem chłodem pancerza, który dzięki oslonie drzew nie nagrzał się jeszcze. Maszyna miała 183 cm wysokości, dwa bliźniacze potężne zmodyfikowane działa, a każde posiadało kilka kalibrów strzału. Pod szyją, na symetrycznych podłużnych ekranach cyfrowych zalały plamy świetlne. Z lewej strony płaskiego łepka w niebo wskazywała cienka antena. |
Nash - 2010-05-18 20:42:13 |
Nash starał się zachować spokój. W końcu jednak droid okazał się być przyjazny więc nie było potrzeby reagować nazbyt pochopnie. Nash zszedł z kamienia wolnym krokiem po czym poprawił swoją szatę. |
Malkit - 2010-05-18 20:46:50 |
[]Dżony! drzeczny bądź! Ty jusz duży jesteś![/i] *strofował maszynę jej młody „jeździec”. Kiedy Dżony nagle tożsamości zażądał. Malkit pociągnął go za antenę zupełnie bez strachu, co świadczyło o tym, ze droideka go nie skrzywdzi* |
EFECTOR - 2010-05-18 20:49:29 |
*Na pociągniecie za antenę maszyna zareagowała warknięciem. Niemal jak zwierze, i krokiem do tyłu oraz podniesieniem dział, jakby chciała zdjąć Malkita ze swojej głowy* zabrania się! *zameldował zwiększając silę głosu. Wyglądał na zdenerwowanego w tym momencie. Był dość „żwawą” droideką, co było widać kiedy się „wkurzył”.* Podaj cel wizyty *odezwał sie znowu do Nasha. Poprzednie słowa zostały odnotowane. Nash nie wyciągał broni, wiec i Dżony nie* |
Nash - 2010-05-18 20:55:26 |
-Przybywam tutaj jako asysta pewnego mężczyzny. -powiedział Nash bez chwili wahania kiedy przypomniał sobie słowa A'dena. "Żadnych kłopotów". Wolał by wszystko było jasne z jego strony. -Przybywam tutaj wraz z Darvenem. Miałem czekać na niego w naszym statku. Wtedy właśnie spotkałem Malkita, który zaproponował zapoznanie Ciebie... -powiedział jakby mówił do w pełni żywej istoty. |
Malkit - 2010-05-18 20:59:37 |
*Malkit puścił antenie (bo przecież to boli) i zsunął się na ziemie, by po chwili wydreptać zza droida i oprzeć się łokciem o jego bok, jak mały gangster. Jego ogonek zwijał się i prężył. Wyraźnie zadowolony był, ze ma się czym pochwalić* |
EFECTOR - 2010-05-18 21:02:53 |
*Uwadze droida to nie uszło, ale niestety, z racji tego że był tylko dropiem nie mógł zbyt wiele z tym zrobić. Ani podziękować, ani pozwolić sobie na dygresje. Nie miał funkcje aktywnej mowy. |
Nash - 2010-05-18 21:14:33 |
Widok Malkita opierającego się o droida był zabawny. Wyglądali niczym zgrany duet działający razem od wielu lat. Nash uśmiechnął się do Malkita. Nie dbał czy droida nagra ich rozmowę czy też nie. Nie mówił niczego co byłoby zastrzeżone. W końcu rozluźnił się nieco i ponownie zwrócił się do malca. |
Malkit - 2010-05-18 21:18:28 |
Ta! *przytaknął dzieciak, dalej opierając się w wyżej opisany sposób, uśmiechnięty i gdaczący* Dżony jest, on zabija ze mną potwory! Dżony! Powiedz ile zabiłeś potworów dzisiaj? *Wypiła się dumnie. Gdyby nie on z Dżonym to te potwory dawno jadłyby cała osadę* Ty cesz on ciebie lubił to musisz jego pogłaskać! *przypomniał w Nasha siew powagą wpatrując* |
EFECTOR - 2010-05-18 21:21:03 |
*Droid niestety nie potrafił myśleć abstrakcyjnie, a już na pewno nie tak jak Malkit, a i z wyobraźnią było u niego tak sobie, wiec odpowiedział szczerze i naiwnie* Zero, sir *Bo fizycznie nigdy nie zabił żadnego potwora, a zmyślać nie umiał* |
Nash - 2010-05-18 21:45:18 |
Nash uśmiechnął się nieco skrzywiony na myśl głaskania drodia. Ale cóż, skoro malec tego chce. Nie miał nic do stracenia. Zaryzykował i powoli podszedł do droida delikatnie kładąc dłoń na jego pancerzu. Nigdy wcześniej tego nie robił przez co czuł się jakoś nieswojo. |
Malkit - 2010-05-18 21:47:46 |
O! *Padło monogłoskowe oburzenie* On nieprawdę mówi on, bo on ma skromność! Dżony, a ja widziałem ty dziś osiemdziesiąt sto kulaciółów zabiłeś i dziewiętnaście milon tumaciów! Tak, tumaciów to on dooobrze zabija. |
EFECTOR - 2010-05-18 21:54:13 |
Tak jest sir *odpowiedział, bo w przypadku tym konkretnym opór sensu nie ma, jak Malkit mówi, ze zabił, to zabił. Po prostu „miał skromność” jak to szelek zauważył. Na próbę dotyku nie zareagowal agresywnie. Na sam dotyk też nie. Pancerz był gładki i chłodny. Był w dotyku po prostu metalem – płytą z bronzium. Nie miał futerka ani żadnych innych miłych dodatków. Jedyną różnica miedzy głaskaniem droidekia klepaniem blachy był fakt, ze to potężna maszyna do zabijania i naprawde niewielu wybrańców może ją sobie ot tal głaskać. A Nash mógł, będąc tak blisko, mógł go dokładnie obejrzeć: cala konstrukcje, działa, osłony. Droid widać już go za pogłaskanie lubił, wiec nie będzie protestował. |
Nash - 2010-05-18 22:02:18 |
Kiedy Nash walczył z tego typu droidekami podczas wojny nie robiły one na nim większego wrażenia. Były to zwykłe metalowe maszyny, których celem było trafić w odpowiedni cel. Dżony bardzo różnił się od tamtych bezmózgich maszyn. Miał okazję po raz pierwszy, na spokojnie, bez latających obok głowy promieni blasterów przyjrzeć się budowie droideki. Rzeczywiście robiła wrażenie. Do tego jego inteligencja i postrzeganie, analiza emocji. Wydawało się jakby maszyna żyła własnym życiem. Wciąż jednak czuł się troszkę dziwnie wykazując zupełnie inne podejście do droidów niż kiedykolwiek. |
Malkit - 2010-05-18 22:07:28 |
*Chyba jednak lepiej było spytać Dzonego, bo Malkit jak wiadomo to Malkit i on gada co mu ślina na język przyniesie. A najlepiej to mamusi zapytać bo to jej droid* O! On… to… to mama przywiozła go, wiesz? On miał trochę mniejsze te *wskazał działa, a właściwie to wstał i uczepił się jednego nich* i nie miał anteny on i nie umiał śpiewać. Mama go mi przywiozła z takiego statku drugiego. A potem była wojna taka so mój tata i wujek i braciowie poszli i Dżony tez i Dżony utszelił tych imperialnych złych i mojego tatę i wujka uratował, wiesz? *Ale z tego wynikało ze Dżony był modyfikowany* |
EFECTOR - 2010-05-18 22:13:25 |
*walka z droideką nie gwarantuje dogłębnego jej poznania. Zazwyczaj taki kontakt trwa kilkadziesiąt sekund góra, a po tym czasie któraś ze stron leży trupem. Jeśli droideka (i jeśli leżenie trupem to dobre określenie) to raczej się jej już nikt nie przygląda. Poza tym „martwy” droid nie wygląda jak żywy. Działo, na którym uwiesił się Malkit nie było zwykłym podwójnym karabinkiem blasterowym - to było działo. Górny kaliber miał bardzo dużą silę ognia. Dolne dwie „rurki” były mniejsze, typowo karabinkowe. |
Nash - 2010-05-18 22:19:02 |
-Niesamowite... -powiedział Nash kwitując to "czym" był Dźony. Był o wiele bardziej zaawansowaną konstrukcją niż droideki podobne do niego. Do tego zmodyfikowane działka. Mimo wszystko jednak największe wrażenie wywierała na Nashu jego sztuczna inteligencja, która wydawała się być na rzeczywiście bardzo wysokim poziomie. Mając takiego droida za sprzymierzeńca osadnicy rzeczywiście mogą czuć się bezpieczni. Po chwili stanął prosto i poklepał Dźonego po głowni niczym dobrze spisującego się rumaka. |
Malkit - 2010-05-18 22:23:09 |
*Malkit bacznie postawił uszu. Dla niego Dżony to był kompan – kolega z którym się bawił. Wszem i wobec oznajmiał ze się droidem „opiekuje”. A prawda była inna – to Dżony pilnował Malkita. Wszechstronny. A Malkit? Zaczął gruchać* |
EFECTOR - 2010-05-18 22:30:02 |
*Cisza pełną poczucia bezpieczeństwa zapanowała miedzy istotami. Jeśli Dżonego tez nazwiemy istotą. Cierpliwy metal prężył się pod dłonią. Pomarańczowe światełka fotoreceptorów bez wyrazu jarzyły się jednostajnie. Coś cicho szumiało, coraz głośniej. Tak, to kolejne nagranie, i po chwili już dało się słyszeć skąpane w muzyce słowa* |
Nash - 2010-05-18 22:38:24 |
Nash znów zaśmiał się lekko kiedy Dżony zaczął odtwarzać kolejny utwór. Bez wątpienia był chyba jedyny w swoim rodzaju. Nie trudno było zrozumieć o co chodziło Dżonemu. Widocznie odtwarzał dane utwory zależnie od humoru, nastroju jaki go w danym momencie nawiedzał. Aż nie chciało się wierzyć, że ta poczciwa maszyna mogła zabić kogoś przypadkowo. Widocznie Jedi, o którym mu wspominano za bardzo uprzedzony był do wszystkiego co przypominało mu wojnę. A może źle ocenił sytuację? Faktem było, że źle się wtedy stało, ale nie można było za to winić Dżonego, absolutnie. Nash sam z początku nie był przychylnie nastawiony ani do A'dena ani do Dżonego. Potrafił jednak opanować emocje i zachować spokój. |
Malkit - 2010-05-18 22:42:55 |
*Mlakit teraz leżący na prawie zbystrzał nagle, a jego oczęta zrobiły się wilkie jak dwie czarne dziury. Momentalnie złapał łapkami jedna z trzech nóg droideki. Wujek Tangorn kiedyś go kopnął nogę by zobaczyć czy się przewróci. Ale to stare dzieje* Ja Dżonego nie oddam! *zaprotestował ostro* |
EFECTOR - 2010-05-18 22:47:48 |
*Dżony nie zabił przypadkowo. Realizował dyrektywy, bronił swojej „rodziny” w sposób taki, jaki potrafił i jaki mu zaprogramowano. Nie był dyplomata. Widząc broń – odpowiedział bronią. |
Nash - 2010-05-18 22:54:44 |
-Ależ nikt nie ma zamiaru Ci go zabierać Malkicie... -powiedział głaszcząc malca po grzywie. -Tylko żartowałem. -dodał uśmiechając się. Będzie miał się nad czym zastanawiać po powrocie z misji. Dżony wywarł na Nashu ogromnie wrażenie. W końcu rzadko, a właściwie to nigdy nie spotkał się z takim droidem. Po chwili znów do myśli przyszła mu sprawa zadania i przemówił do obydwu. |
Malkit - 2010-05-19 17:48:11 |
*zamyślił się Malkit wielce i głęboko, czy aby ta propozycja nie koliduje z jego innymi ważnymi zajęciami: obiadem, drzemką, czasem na zabawe czy na zabijanie potworów, jednak szybko doszedł do wniosku, ze to wszystko da się obejść, wiec mrużąc rozkosznie oczy skinął łebkiem* ciebie odprowadzimy. Bo ty sam się boisz *Oznajmił, po czym wstał, otrzepał się i wskoczył na Dzonego. Bo sam szedł nie będzie. Ścisnął szyje droideki łydkami* |
EFECTOR - 2010-05-19 17:50:02 |
*Droidy z reguły nie są pytane o takie rzeczy, tak wiec asortyment odpowiedzi Dżonego ograniczał się do dwóch słow* rozkaz rozkaz *Ściśnięty łydkami ruszył, bo już tego gestu nauczył się po prostu podczas wspólnych „zabaw” ze swoim małym Panem. I poszli do osady* |
Tangorn - 2010-05-21 16:41:59 |
*Zgodnie z wytycznymi ustalonymi dużo wcześniej przez Tanga, cała piątka klonów zabrała się za patrolowanie terenu wokół osady. Każdy z nich miał przy sobie karabin snajperski, kilka granatów i lekki karabinek do walki bezpośredniej. Jedynie Tracyn miał granatnik, ale on to dziwak, każdy to wiedział. Teren podzielono na kilka równych kwadratów, które potem rozdzielono pomiędzy "Tangi". Każdy z nich utrzymywał stałą łączność radiową a w dodatku A'den posiadał dostęp poprzez komputer osobisty do wszystkich czujników rozmieszczonych wokół osady. Tak więc nie byli ani ślepi ani głusi. Co prawda oddział pozbawiony wszelkiej elektroniki mógł się do nich zakraść, ale od tego mieli oczy, oraz specjalistyczny sprzęt w hełmach, który przypominał standardami te z pancerzy typu Katarn. Była to osobista przeróbka klonów, trochę się przy tym wykosztowali, ale warte to było każdej ceny. Dzięki temu patrolowanie okolicy było dużo łatwiejsze, gdyż wysoka trawa nie ułatwia wypatrywania przeciwników. Póki co nie zanotowali żadnej wrogiej aktywności, ale czuwali cały czas...* |
Secorsha - 2010-05-21 17:03:04 |
*Nic nie wskazywało na nieprawidłowości. Kompletnie nic. Mogli wiec spokojnie pomyśleć, ze Tangorn robi sobie z nich jaja. Czwórka klonów mogła sobie poziewać. A piąty… |
Tangorn - 2010-05-21 17:09:20 |
*Klony tak nie pomyślą, bo ufają Tangowi i jego ocenie sytuacji. Jeśli ogłosił Kod Żółty to ma do tego podstawy, a żartów nie było... no czasami Dral z Tracynem. Nie różniło się to zbytnio od typowego patrolu, tyle, że teraz byli bardziej wyczuleni na wszelkie zmiany i nieprawidłowości. Nagle Ven poczuł się dziwnie i nie wiedział co zrobić. Powiadomić o tym czy nie? Przypomniał sobie czasy szkolenia, gdy Tangorn wbijał im do głowy, że oddział jest tak słaby jak jego najsłabsze ogniwo i jeśli któryś ma kłopoty to musi bezzwłocznie o tym meldować, tak na wszelki wypadek. Wiec Ven podjął decyzję* Dziwnie się czuję... drętwieją mi nogi. Niech ktoś tutaj przyjdzie... *Powiedział do komunikatora no i w końcu padł na ziemię, ale w sposób kontrolowany. W miarę możliwości postarał się przetoczyć na brzuch, odbezpieczając pistolet blasterowy, który trzymał w kaburze, a karabinek zarzucony miał na plecy. Oczywiście miał też na sobie pełen beskar'gam wraz z kombinezonem bojowym. Na kanale tymczasem zapanowała konsternacja i zdwojona czujność. A'den ruszył w jego kierunku dosyć szybko, bo był w centralnej części* |
Secorsha - 2010-05-21 17:19:49 |
*Naturalnie jego zgłoszenie zostało przesłane, ale usłyszał tez na kanale coś dziwnego, jakby szum. Ale nie mogła to być elektronika, przecież by to wykryli. Ven padł w trawę, stał się całkowicie niewidoczny z zewnątrz, i stał się niewidoczny. Przetoczyli nie naturalnie na bok, miał blaster. Podniósł go, i wtedy zobaczył, ze ziała jego ręka, od dłoni po łokieć od dołu jest czerwona. zakrwawiona. To jego własna krew. Kiedy spojrzał wzdłuż ciała dostrzegł, ze jego nogi od kolan leżą o pól obrotu dalej. Miejsca odcięcia były zamrożone. Nie czuł w ogóle bólu, ale krew strzykała jak z fontanny. |
Tangorn - 2010-05-21 17:24:57 |
*Tego się kompletnie nie spodziewał. Nie czuł bólu przecież i miał na sobie pancerz, wiec co się stało? Nie mógł sobie pozwolić na panikę, musiał działać sprawnie i szybko. Był ćwiczony do tego, zawsze działał według instynktu. Upewnił się, ze hełm nie przepuszcza żadnych dźwięków po czym nadał na kanale ogólnym z maksymalną mocą. Wszystko było jednak kodowane* Bezpośredni kontakt! Powtarzam bezpośredni kontakt! *Oznaczało to spotkanie z wrogiem. Ven nie czekając na posiłki odepchnął się ze wszystkich sił lewą ręką, przekręcając się na plecy, ignorując ból. Zlokalizował wroga i zaczął do niego strzelać z pełnej mocy blastera* |
Secorsha - 2010-05-21 17:30:27 |
*Kiedy klon wykonał ruch, poczuły, ze coś wczepia mu się w plecy. Strzały z klastera pomknęły gdzieś w sawanne, wzniecając miniaturowe pożary. Jeden poleciał wyżej, nad trawami i leciał daleko, aż… rozbił się o cos metalowego. Jakieś 100 metrów, i zbliżało się,. Teraz słyszał szum. |
Tangorn - 2010-05-21 18:18:27 |
*Ale już nie trzeba był alarmu czujników, klony zostały zaalarmowane i działały na pełnych obrotach, kierując się w stronę osady. Tang tez został powiadomiony o zagrożeniu więc pewnie w osadzie też wszyscy byli na nogach. Ven nie miał pojęcia co to jest, ale też nie zamierzał się poddawać. Maszyna była za daleko, ale to coś musiał z pleców zdjąć. Przerzucił blaster z prawej dłoni do lewej i prawą ręką zaczął grzebać po plecach szukając tego czegoś, by to zgnieść, zabić...* |
Secorsha - 2010-05-21 18:24:06 |
*To coś było zbyt duże, by zgnieść i zabić to jedną ręką, ale miało ręce, głowę, tułów… A maszyna była blisko, coraz bliżej. Już Ven ją widział. Czołg, wysoki, imperialny, siejacy grozę wyrósł przed nim. Leżał w trawie na pagórku. Nie widział, jak przyjeżdża z doliny, z lasu. Kiedy już leżał… |
Tangorn - 2010-05-21 18:29:49 |
*No sytuacja była nie najlepsza ale Ven miał nadzieję, ze jego bracia nadejdą z odsieczą. Sam też bezbronny nie był, sięgnął do pasa i wyciągnął granat burzący używany przeciwko pojazdom. Zwykły odłamkowy nie dałby sobie rady. Aktywował go i rzucił dokładnie pod repulsor czołgu. Nie miał problemu z obliczeniem odległości, nie mógł mieć. W czasie morderczego szkolenia na Kamino ten kto nie zaliczył10 trafień na 10 po prostu był eliminowany w sposób całkowicie bezduszny jako wadliwy "towar". Więc teraz musiał trafić... W tym samym momencie granat rzucił też nadbiegający od stronę osady A'den, oskrzydlając nieco tego metalowego potwora. Dwa granaty powinny go załatwić i dać im czas na wycofanie się w kierunku osady* |
Secorsha - 2010-05-21 18:41:12 |
*Nie miałby problemu… gdyby zdążył. Sięgnięcie po granat – sekunda. Odbezpieczenie – druga, rzut… |
Tangorn - 2010-05-21 18:49:07 |
*Nie miał czas u na błędy, zrobił błąd i mógł teraz zapłacić za to życiem... mógł, bo natychmiast gdy tylko szturmowcy wyskoczyli z pojazdu to rzucił się na ziemię i zaczął turlać się w dół, szukając osłony. Teren nieco opadał, ale to i tak za mało. W między czasie przy pasie znalazł granat odłamkowy, ale nie miał czasu go zabezpieczyć.* Potrzebuję osłony, natychmiast! *Reszta klonów powinna być już na stanowiskach z karabinami snajperskimi. Biegli razem z nim i w sumie nie odeszli zbyt daleko od osady. Patrolowanie na piechotę terenu o promieniu 50 km jest niemożliwe w czwórkę, dlatego ograniczyli się tak do dwóch km. Z tej odległości karabiny snajperskie były w pełni sprawne, wiec niemal natychmiast, gdy A'den w pancerzu przywarł do jakieś dziury i kamienia posypały się blasterowe błyskawice snajperów. Na pierwszy ogień poszli ci najbardziej wysunięci, potem stwarzający najbardziej realne zagrożenie. Każdy klon miał strzelanie i zabijanie we krwi, chybienie celu nie mogło wchodzić w grę. Lata morderczych treningów, lata koszmarnej wojny sprawiły, że ich oczy były szybkie i celne, a ręce stabilne i niosące śmierć. Z takim wrogiem szturmowcy nie mogą konkurować, chyba, że maja własnych snajperów, ale ci potrzebują czasu na zlokalizowanie przeciwnika ukrytego w trawie i w dodatku noszącego maskujące barwy. W tym czasie byli tez jak na widelcu... a A'den, jeśli będzie miał chwilę wytchnienia to odbezpieczy granat odłamkowy i rzuci go w kierunku żołnierzy, wykorzystując do tego swój zmysł orientacji oraz komputer celowniczy w wizjerze* |
Secorsha - 2010-05-21 18:57:51 |
*Zaczęła się więc gra świateł, fajerwerki błyskawic, które posypały się z zaskakujących miejsc, zmuszając szturmowców do krycia się za czołgiem, lub wewnątrz, a w każdej razie – ratując A’denowi życie przez to wycofanie się. Czołg za to sunąl nieublagalnie. Przestał już się „przejmować” zabezpieczeniami i alarmami. Bezczelnie komunikował się z przyjaciółmi, a co mówił: kto wie. |
Tangorn - 2010-05-21 19:05:59 |
*Cóż, gdy tylko ostrzał szturmowców się zmniejszył to A'den obejrzał się na czołg. Zbliżał się nieubłaganie, wiec trzeba go wyeliminować. Tak więc Zwiadowca sięgnął po ostateczność, bo jak dotrze do osady to zrobi pogrom. Tracyn kiedyś każdemu z nich dał po termodetonatorze domowej roboty, tak na wszelki wypadek. Ten wypadek był właśnie teraz... Odczekał chwilę, aż będzie miał najlepsze pole do rzutu, ustawił na optymalną ilość czasu, rzucił pod wielki repulsor i poderwał się do biegu. Gdy wybuchnie to zrobi całkiem spory krater... |
Secorsha - 2010-05-21 19:20:41 |
*Większość szturmowców wlazła do czołgów, ale jakieś 10 sztuk przycupnęła i znikła w trawie. Nagle któryś z nich krzyknął: „termodetonator” i było widać jak uciekają: wysypują się z czołgu, wszyscy na raz. Ze trzydziestu w maszynie było. Nawet kierowca zwiewał ile sił. Kilku padło na ziemie. Czołg znajdowałsie akurat tuż nad termodetonatorem, gdy rozległ się wybuch. Siła eksplozji rozerwała silnik repulsorowy tak że wgniotło go do środka maszyny powodujac przeciążenie systemów i w efekcie kolejna silną eksplozję. Odłamki raniły kilkunastu szturmowców, a trzech pechowców, którzy nie zdąrzyli uciec zginęło na miejscu. Samego A'dena zarzuciło na ziemię ale pancerz uratował go przed odłamkami, chociaż potem będzie miał siniaki.* |
Tangorn - 2010-05-21 19:29:15 |
*A'den pozbierał się z ziemi gdy nadciągnęły kolejne laserowe błyskawice jego braci. Jeden czołg wyeliminowany, ale na pewno jest ich więcej. Trzeba wycofać się do osady... a dym nad nią wskazywał, że tam już się toczyły walki. Elitarny Zwiadowca biegł ile miał sił, pokonując bardzo szybko dzielącą go odległość, podczas gdy trójka komandosów osłaniała go stosując od czasu do czasu ogień zaporowy. Jak tylko któryś ze szturmowców się pojawi, to długo nie pożyje. Jeśli dobrze pójdzie, to w kilka minut pokona tą odległość i znajdzie się obok braci* |
Secorsha - 2010-05-21 19:33:20 |
*No cóż, nie ma co kryć, szturmowcy bez wsparcia czołgu nie byli dla nich zagrożeniem. I w tej własnie chwili najmniej oczekiwanie … strzeliła do nich trawa… a ściślej ktoś tak niski, ze nie widac go było z trawy. Zielony płomień pomknął w kierunku Drala. To musiał być ten ktoś, kto załatwił Vena* |
Tangorn - 2010-05-21 19:39:55 |
*Dral w ostatnim momencie dostrzegł ten zielony promień i zaczął się turlać w bok, wzywając pomocy. Najbliżej niego był A'den który natychmiast przełączył wizjer na tryb termowizji i zaczął szukać celu, a gdy go znajdzie to na pewno przyszpili go do ziemi przy pomocy swoich bliźniaczych pistoletów na pociski konwencjonalne. Były może mniej śmiercionośne, ale za to znacznie trudniej się przed nimi obronić, bo prędkość pocisku była oszałamiająca w porównaniu do laserowych. A'den nie musiał się nawet zatrzymywać, doskonale panował nad swoim ciałem i strzelał, gdy żadna z jego stóp nie dotykała ziemi. Były to ułamki sekund, ale tacy byli ci z serii ARC. Niemal nadludzie jeśli chodzi o wojnę... ich umysły były nastawione tylko na jedno, na niesienie śmierci jak najszybciej i najskuteczniej. A teraz A'den pozbył się wszelkich hamulców...* |
Secorsha - 2010-05-21 19:53:21 |
*Dral dał szczupaka w bok, a właściwie w bok z tendencją do przody. Zielony płomień uderzył go w pierś. Ochronił go pancerz, a energia uderzenia wprawia w ruch śrubowy. Dral spadł na głowę, napór ciała przeturlał nim, cos strzyknęło mocno i Dral stracił przytomność. |
Tangorn - 2010-05-21 19:58:07 |
*Gdy trafił to nie poprzestał na jęku bólu, bo ból dekoncentruje i daje wrogowi przewagę. W takich chwilach nie ma miłosierdzia i tak klony były szkolone. Wiec szybko dobili rannego kilkoma strzałami. Tymczasem Brex i Tracyn już chyłkiem podbiegli do nieprzytomnego Drala i szybko sprawdzili jego stan, czy nie złamał sobie karku. Tak więc dwójka klonów chwyciła go za ręce, jego karabin i zaczęli się wycofywać a A'den ich osłaniał, gdy tylko uporał się z tym małym szkodnikiem. Podszedł do niego i jak był martwy to rozdeptał mu głowę tak, że gryzła ziemię po czym wszyscy ruszyli w stronę oblężonej osady* |
Secorsha - 2010-05-21 20:05:22 |
*Okazało się, ze ten który przysporzył im tylu zmartwien był karłem ludzkiej rasy. Teraz A’den mógł z nim zrobić wszystko, co też zrobił. Klon nie miał litości i gdy skończył, to ciało karła przypominało worek mięsa bez głowy... wkurzony klon to bestia. Potem cała czwórka pobiegła do osady, bo tam potrzebni byli* |