- Star Wars: Ewok III - Era Imperium http://www.swewok2.pun.pl/index.php - Nar Shaddaa http://www.swewok2.pun.pl/viewforum.php?id=22 - prywatne ladowisko http://www.swewok2.pun.pl/viewtopic.php?id=187 |
Secorsha - 2010-03-21 14:49:25 |
Centrum, tak można zwać tę część miasta, jednak w przeciwieństwie do publicznej stolicy – ta stolica miała w sobie miejsce dla licznych, prywatnych istot, które wykapowały lub wynajmowały skibie kawałek tego pięknego księżyca. To miejsce było prywatnym lądowiskiem, położonym w miarę wysoko, mniej wiecej w połowie wieżowca, jednak na trasie prowadzącej do „punktu widokowego” widokowego z wyjątkowo uroczego kasyna, tak wiec wszyscy ci którzy tam się udawali się na góre mogli obserwować to co działo się tutaj, na tej platformie. a dziś dokował tu piękny, nowy frachtowiec produkcji malastareańskiej, jednak jego właściciel pewnie uznał ze mimo wszystko maszyna jest niedoskonala, bo klapa z przody była otwarta. Jakieś drobne przeróbki ale na pewno znaczące. Bo w tym miejscu długie się przy uzbrojeniu… Koło statku kręciły się roboty techniczne. No i rzecz jasna – żywa istota, właściciel. Jak wszyscy przedstawiciele jego rasy – pozornie niepozorny* Nie, nie „potem”, musze to mieć teraz, stary… *Dug wyszczerzył przednie zęby do holoprojektora, ale nie był to uśmiech* I nie obchodzi mnie ze nie zdąża. Mam swoje terminy. Jeśli się nie wyrobicie, trudno. Znajdę kogoś innego, to nie będzie wcale takie trudne. Przestań pierdolić, bo tracisz czas *rozłączył się i westchnął. Co za banda idiotów, i tacy zdobyli władze… żenada* Yeeep! *krzyknęło coś co siedziało na otwartej masce. To Kowakiańska małpojaszczurka.* jeszcze ciebie mi tu brakowało, pasożycie… *warknął Axan, podrzucając od niechcenia swój komunikator i nagle ŁAP… i nic nie spadło mu na dłoń. Podniósł wzrok, a w niebieskich oczach odmalował się przerażający widok – złośliwa małpa pchała już jego komunikator do dzioba. Warknął, i odbiwszy się dolnymi kończynami rzucił się na nią jak krayt, ale małpa była zwinniejsza i ani się obejrzał a ona gnała już na trasę dla platform, która to „turyści” wjeżdżali na góre…* |
Darth Nemedis - 2010-03-21 15:04:33 |
*Wśród owych turystów znajdował się Nemedis, zupełnie nieświadomy tego, co dzieje się przed nim. Nieświadomy bardzo niebywałego zbiegu okoliczności... Gdyby był Jedi, bylby pewien, ze to moc. Że mu "sprzyja". Lub może jest przeciwko? Co to za różnica, w końcu i tak nie był Jedi. Idąc z tłumem roznej maści istot zobaczył przed sobą coś dziwnego i niespodziewanego... Biegnącą małpojaszczurke z komunikatorem w dłoni... A może w nodze? W kazdym razie, w kończynie. Jako, że zawsze nie mógł odmówić ciekawym zjawiskom - nie bylby sobą, gdyby nie zareagował. Spojrzał z nieukrywaną ciekawością na biegnąca małą, uprzykrzającą życie wszystkim małpe. Wahał się tylko chwile. Mógł tu użyć mocy, przynajmniej delikatnie. Nikt na to nie zwróci uwagi, w tym całym tłumie, a już na pewno nie ma tutaj żadnej osoby wrazliwej na moc. A jeśli małpa ucieka i to z czymś w ręku... Skupił na niej wzrok, jak każdy ciekawy "turysta" idąc bez zmian przed siebie. W rzeczywistości jednak, w skupieniu próbował zapanować nad zwierzęciem. Było o tyle łatwo, że to tylko małpa, a nie bestia z Dxun, jakie przychodziło mu czasem próbować kontrolować... Z drugiej strony, nie używał rąk, był w tłumie istot i musiał dbać o to, aby fizycznie nie objawic tego co robi, nie wspominając już o tym, ze nie mógł się skupić tak, jakby chciał. Podsumowując, podjęte działanie nie było tak proste, jak można było się spodziewać - mimo wszystko, wygrana ze zwierzęciem była dla niego kwestią czasu. Próbował opanować małpę i z wielką ciekawością czekał, aż w końcu mu się to uda, a szkodnik posłusznie stanie w miejscu... Może wtedy zyska jakies odpowiedzi? Miał się spodziewać niespodziewanego, co tez mu się udawało jak dotąd bezbłędnie, z drugiej strony, wiedział, ze odpowiedzi na takie ciekawe sytuacje przychodza dośc szybko i dynamicznie, tak jakby same chciały jeszcze bardziej zaskoczyć.* |
Secorsha - 2010-03-21 15:15:41 |
*Kowiakańskie malpojaszczurki to istoty inteligentne, no ale na pewno nie o silnych umysłach. Pasożyt biegł radośnie, raz po raz potrząsając zdobyczą. Za nią zaś podążał zapamiętale o wiele groźniejszy, bo wkurzony „zwierz”. |
Darth Nemedis - 2010-03-21 15:24:22 |
*Nemedis przyglądał się wszystkiemu ze stoickim spokojem, az do momentu w którym pojawił się Dug. W jego zachowaniu dla obcych oczu nic sie nie zmieniło, jednak sam też się zdziwił. To niewiarygodne... I niespodziewane, ale on już sobie chyba radził całkiem dobrze z tym - może to przyzwyczajenie. Taka istota jak on co chwilę ogląda nieprawdopodobne rzeczy.* No coś takiego! Nawet nie przypuszczałem, że jeszcze się spotkamy. Jak widzę, małpa porwala komunikator, ale chyba juz nie będzie przeszkadzać, prawda? *Spojrzał na zwierze siedzące na ramieniu. Faktycznie, nie będzie...* |
Secorsha - 2010-03-21 15:31:59 |
*Dug zmrużył oczy troche nieufnie, a trochę pytająco. Ten małpiszon uprzykrzał mu zycie od kiedy wynajął sobie ta platformę. Nie wiedział, komu to to podlega, choć wiedział, ze małpojaszczury same wybierają sobie „pana” z którym czyją i trują życie mu. Axan wolną ręką chwycił się za ocalałego wąsa, i patrząc na Nemedisa zaczał rolować go w palcach. Założył, ze małpa należy do niego* To… bardzo dobra wiadomość…[/wiadomość] *odezwał się jednostajnym głosem, trochę chrypliwym, typowo dugańskim* [i]Właśnie… ocaliłeś życie kilkunastu frajerom *dodał, przenosząc błękitne spojrzenie na komunikator, trochę nadgryziony i ośliniony, ale sprawny. Podrzucił go w dłoni, jakby prowokował małpę, ale ta ani drgnęła na ramieniu Nemedisa, ale patrzyła pożądliwie. Axan uśmiechnął się do quermianina połową pyska, demonstrując uzębienie. Ciekawe kto wymyślił ta głupią płotkę ze dugowie maja brzydkie żeby. Szczęki Axena były bardzo zadbane* |
Darth Nemedis - 2010-03-21 15:44:48 |
Ciesze się. Lubie ratować życie innym. *Odparł głosem, którego nie da się pomylić. Dug jednak go już znał, z kantyny. Nemedis strzelił palcami, oblizał wargi, mrugnął nierówno...* Nie wszyscy sa tacy szaleni, na jakich wyglądają, tylko, że to pomocne. Powiedziałbym, że w obecnych czasach wyjątkowo potrzebne. *przekrzywił głowe, nie spuszczając wzroku z Duga* Bo, czy ktoś obawia się szaleńca? Czy ktos martwi się nim? Nie, jest niepozorny ukrywa się... *Rozłożył delikatnie dłonie* Czeka... Poluje... I gdy wszyscy myślą, że to tylko Klik... Małe, niepozorne zwierzątko, obiekt polowań większych drapieżników... On nagle przyjmuje postać Lewiatana. Zaskakuje wszystkich. Przechodzi straszną metamorfozę na oczach innych... Staje się gigantycznym tworem alchemii i inżynierii genetycznej pochodzącej jeszcze z mrocznych czasów. *Wypowiadał wszystkie słowa z dużym zaangażowaniem wpatrując się w te specyficzne oczy Duga przyciągające uwage.* Swoją drogą... *Nagle wyprostował się, kręgi nieprzyjemnie trzasnęły.* Lewiatany to bardzo ciekawe stworzenia, wiesz? Są wrażliwe na moc i potrafią gromadzić esencje życiową pokonanych przeciwników... Potem magazynują ją w specjalnych gruczołach zlokalizowanych w korpusie... Dlatego są tak niepokonane. *Uśmiechnął się ukazując blizny będące przedłużeniem oczodołów i ust.* To superbronie. |
Secorsha - 2010-03-21 15:54:31 |
*W miarę słuchania na twarzy duga było coraz mniej zainteresowania a coraz więcej niechęci, a potem także czegoś w rodzaju strachu. Czy on mi grozi? – zastanawiał się w duchu, ale wolał nie zostawać na tyle by się o tym przekonywać* Nie wiem, nie znam się na zoologii i nie lubię zwierząt *rzucił, wyraźnie szykując się do odejścia. Analiza tych słow tutaj i odnoszenie doi rzeczywistości jest niezdrowe* Dziękuję za komunikator *rzekł tylko, jakby mówił: jestem porządku, nie chce mieć do czynienia z żadnymi lewiatanami ani inny łajnem* |
Darth Nemedis - 2010-03-21 15:59:48 |
Ja też nie lubię zwierząt. I nie chciałem cie męczyć ta toporną przenośnią... Jednak, chodzi mi o to, że nie wszystko jest takie, jakie się wydaje na poczatku. *Wyszeptał zacierając dłonie.*Proszę. Nie powinna brać twoich rzeczy, więc to naturalne, że ci oddałem to, co zabrała. *Odparł szybko, siląc się na neutralny ton, z odrobiną czegoś w rodzaju... Uprzejmości. Nawet. Sprawa była zbyt ciekawą, by ją zostawic po tym wszystkim* Wiesz... Przypominasz mi kogoś... Znałem jednego Duga. Jest w tobie cos podobnego do niego. |
Secorsha - 2010-03-21 16:08:31 |
*No rzeczywiście, nie jest. Na początku Axan uznał go za lekkiego oszołoma a teraz za prawdziwego schizofrenika, który chyba czerpie przyjemność z tego, ze najpierw straszy swoje ofiary a potem pewnie je zjada w ciemnym koncie, w otoczeniu kupy i betonu a mózgami karmi swoją małpojaszczurkę żeby była mądrzejsza. Owszem, czuł coś w rodzaju zainteresowania ale zdecydowanie za bardzo lubił swoje życie, by podlegać tym kaprysom. Tym bardziej, ze Nemedis był mocowładny. Doskonale to poczuł, kiedy ten złapał go w kantynie. Mogło to oznaczać albo profit – jednak pod dużym znakiem zapytania albo totalną zagładę* No skoro znałeś to silą rzeczy będę do niego podobny, w końcu tez jestem dugiem. Jak tez znałem quermianina i ty jesteś do niego podobny *Rzekł, choć Nemedois nie był do niego podobny. Był jakiś taki… strasznie brzydki. Ale dla obcej istoty wszyscy quermianie będą do siebie podobni. Tak jak wszyscy dugowie, i jakoś galaktyka to rozumiała, za wyjątkiem ludzi. Ci mieli pretensje do wszystkich o to, ze są posądzani o „bycie podobnym do” Kenobiego chociażby. Jedenz miliarda powodów dla których Axan nie znosił ludzi* |
Darth Nemedis - 2010-03-21 16:19:46 |
Zdaje sobie z tego sprawę. Jednak, zdarza mi się widzieć "dugów" i mimo wszystko, w tobie jest coś, co sprawia, że mam wrażenie, że jesteś do niego bardzo podobny... Być może to tylko moje, szaleńcze wymysły, którymi nie powinienem karmić obcej osoby. W ogóle, to przepraszam, że zabieram ci czas. Masz pewnie sporo innych rzeczy do robienia. *Wzruszył ramionami, uśmiech z jego twarzy znikł. A wszystko bardzo naturalne...* Po prostu, tak mi przyszło na myśl... A tak w ogóle... Ta twoja propozycja z kantyny jest jeszcze aktualna? Tak się złozyło, że wylądowałem tutaj, na Nar Shaddaa. Cokolwiek chciałeś mi przekazać, jeśli to coś wartego uwagi, to czemu nie... *Wyszeptał, dość "zwykłym" tonem głosu.* Aha! Gdzie moja kultura!? Nemedis jestem. Quermianin, jak trafnie zauwazyłeś. |
Secorsha - 2010-03-21 16:24:23 |
*Uśmiechnął się połową pyska. Tak prawie jak ktoś inny, który usmiechał się polową pyska, bo druga połowa była sparaliżowana…* Axan, dug. Podobny do twojego przyjaciela. Bo to przyjaciel, mam nadzieje. Przełaź, tamujesz ruch *Machnał łapą i ruszył w kierunku maszyny. Było to przyjęcie propozycji, ale nie będzie przecież rozmawiał z Nemedisem w miejscu, gdzie za jego plecami przetaczają się obce istoty. a tutaj to uszy długie oj długie* |
Darth Nemedis - 2010-03-21 16:28:43 |
*Zamarł na chwilę widząc ten uśmiech.* Tak... To był... Um... Przyjaciel. *Odpowiedział dość smutno i ruszył za Axanem. Tam, gdzie go prowadził, w okolice maszyny. To stawało się coraz bardziej dziwniejsze... A Nemedis był istotą na tyle wyprutą, wykończoną, wyniszczoną, że nie miał nawet ochoty się zastanawiać. Chodzacy wrak, lub jak kto woli, trup.* |
Secorsha - 2010-03-21 16:34:02 |
yeeep? *odezwała się „jego małpojaszczurka na ramieniu, ściskającą długimi palcami szatę, by nie spaść.* Tio *wskazała palcem na plecy duga, który beztrosko (a przynajmniej takie pozory stwarzał) poruszał się przed nimi. Dotarłszy do statku nachylił się do otwartej maski, dmuchnął na „flaki” i zamknął, mrucząc coś cicho. Czekał, aż Nemedis podejdzie* Jak zawsze w takich rozmowach najpierw pyta się: czego szukasz *uniósł powiekę, wcześniej melancholijnie opuszczoną do polowy oka. Strasznie niebieskiego oka. Jak dżedajski miecz. W większości kultur istoty niebieskookie uważa się za dobre. Wiec to niezła cecha dla manipulantów. Bo Axan raczej przedszkolu nie pracował* |
Darth Nemedis - 2010-03-21 16:47:30 |
*Nemedis stanął i spojrzał na Duga* Nie wiem... Myślałem, że ty, tam w kantynie, miałeś coś konkretnego dla mnie. W prawdzie, wcale nie podoba mi sie przebywanie na Nar Shaddaa, ale nic na to obecnie nie poradzę. A... Wiesz może, gdzie bym mógł dostać broń? I byc może jakiś ludzi? *Powiedział w końcu, jednostajnym, całkowicie typowym dla zwykłego obywatela głosem. Nie zwracał uwagi na małpe.* I zastanawiam się, co tutaj kieruje tym wszystkim... Jaka organizacja przestępcza teraz ma największa siłe na Nar Shaddaa. Co do propozycji... Jeśli masz dla mnie coś ciekawego, to chętnie spytam: co? |
Secorsha - 2010-03-21 16:54:12 |
*Poklepał maskę swojej nowiutkiej maszyny z której dumny był, i słuchał Nemedisa, mimo iż na niego nie patrzył. Na koniec cmoknął* Wiesz, zacznę tak: jeśli masz coś wspólnego jedi… *Odwrócił się i oparł plecami o statek* To powiedz mi teraz. *Zmrużył oczy, widać miał z tym cos wspólnego. Nowy statek, uzbrojony, dobre roboty…* rządzą tu huttowie. Na razie, tudzież: jeszcze, bo Imperium coraz częściej to zagląda, co mnie nie dziwi. Jedi lecą tu jak muchy do kupy. A klany huttów czasem się kłócą, a niezgoda rujnuje. Mimo to jeśli szukasz źródła, to u ślimaków, niestety. Niestety nich możesz znaleźć ludzi lub zatrudnić jakichś najemników, albo – po prostu – kupić niewolników. No to chyba wyczerpałem temat *rozłożył dłonie na boki. Komunikator już siedział w kieszeni* A teraz moje osobiste zdanie: Nad Shaddaa nie jest najlepszym miejscem do stawiania pierwszych kroków… |
Darth Nemedis - 2010-03-21 17:06:06 |
Nie, zdecydowanie nie. Jedi to... Zupełne przeciwieństwo mnie, jeśli wiesz, co mam na myśli. *Uśmiechnął się lekko.* Powiedz mi, Axanie... Co ty masz z tym wszystkim wspólnego? *Rzucił okiem na statek.* Nie jesteś zwykłym, najzwyklejszym dugiem, osobnikiem z Nar Shaddaa. Czuje, że jest coś jeszcze, i to jest niebywale ciekawe. *Pochylił się nad nim po chwili.* Widzisz... Jeśli jest coś, czego nie chcesz mówić, bo jest.... Dziwne, niepoprawne, niepotrzebne lub za dużo istot nie powinno o tym wiedzieć... Ja potrafie dochowac tajemnicy, a jak zapewne wiesz, też nie jestem taki znowu zwykły. Myślę, że nasza współpraca może sie rozwinąć - ale aby tak się stało, musimy w pewien sposób sobie zaufać. Jak dotąd to jest trudne, bo zupełnie nie wiem... Nie układa mi się to w logiczną całość. Chociaz... Dużo rzeczy nie jest logiczne. Po prostu, mam wrażenie, że jestem obecnie poza czymś, że jakaś informacja mi umyka. Tylko nie wiem jaka. *Na jego twarzy znów pojawił się uśmiech.* Tak, Nar Shaddaa, to nie przedszkole, ale w obecnych, imperialnych czasach ściąga do siebie wszystkich uciekinierów... To jeden wielki azyl, juz nie taki przestępczy jak kiedyś. Najwięcej oczywiście robią na tym ślimaki i zorganizowane grupy przestępcze, które potrafią myśleć, zebrać się, planować... To już tworzy sporą siłe i nie zdziwie się, jak kiedyś wpadnie na Nar Shaddaa spory oddział imperialnych, widząc w nim zagrożenie i dobre miejsce do tworzenia się wszelkiej maści buntów, aktów sprzeciwu... |
Secorsha - 2010-03-21 17:18:18 |
*Postawił pytająco uszu, i odkleiwszy się od maski powoli podszedł do Nemedisa, właściwie to nawet nie tak ostrożnie. Jakby coś go ciągnęło* No co ty powiesz… *wyszczerzył żeby. Przeciwieństwo jedi, znaczy ten inny. Jak się to ma do Imperatora – nie wiedział. Ale może się dowiedzieć.* Wszystko się nieźle składa. Pracuje w branży eksterminacji jedi… chyba ich nie lubisz, ja tez nie, i Imperium nie. Właśnie czekałem na wskazywaczy, ale – niech ich zaraza – utknęli na orbicie. *Mrugnął do Nemedisa, jakby chciał powiedzieć: mam wolne stanowisko. Bo czym jest jakaś imperialna przechrzta w porównaniu z sithem?* |
Darth Nemedis - 2010-03-21 17:28:51 |
Teraz to jest rozmowa... *Jego twarz wykrzywiła się w dziwnym uśmiechu.* Eksterminacja Jedi... Bardzo ciekawe... Tylko, jak to się ma do Imperium? Widzisz... Byc może racją jest, że nie przepadam za nimi... Lecz tak samo nie przepadam za dziadkiem palpem i jego nowym uczniem, jeśli wiesz, co mam na mysli. Oni nie eksterminują tylko jedi - najczęściej zjadają wszystkich wrażliwych na moc. *Oblizał wargi, jego dłonie drgnęły...* To wszystko jest po prostu niezmiernie ciekawe! |
Secorsha - 2010-03-21 17:34:01 |
*Pstryknął palcami, a kąciki luźnych warg ochoczo powędrowały do góry* Nie jestem jakimś bezmózgim byłym dżedajem czy durną chodzącą próbówką w pancerzu. Imperium korzysta z moich usług na Nar Shaddaa, a teraz dostałem ciekawe zlecenie. Czekałem na wskazywacza, czyli takiego wrażliwego na moc imbecyla, byłego jedi, i jego bandę klonów. Myślisz, ze ja lubię Imperatora? Jasne że nie, tak samo jak nie lubię huttów, ale trzeba z czegoś żyć. Póki dobrze się spisuje, póty Imperium nie wtyka nosa jak to robię i z kim. Nie przejmuj się, jedynymi istotami które nie mogą siew tym układzie czuć bezpieczne, to jedi |
Darth Nemedis - 2010-03-21 17:42:36 |
*Uśmiechnął się. Bardzo wymownie, teatralnie...* W takich chwilach czuje, że żyje... *Wciągnął głęboko powietrze, z lekkim świstem. Dłonie drgnęły, powieki zamknęły się nierówno, by po chwili ociężale się podnieść.* Mój mistrz powiedział mi kiedyś... Że niektórzy ludzie nie potrzebują żadnej logiki ani pieniędzy. Nie można ich kupić, torturować ani negocjować z nimi. Niektórzy chcą tylko patrzeć, jak świat płonie. *Spojrzał na duga oblizując wargi.* To faktycznie bardzo ciekawy układ... Coś bardzo interesującego. *Rozległ się zimny, syczący głos. Zapadający w pamięć, wwiercający się głęboko.* Zapolujmy zatem... *Po chwili roześmiał się, bardzo nieoczekiwanie. Śmiech przerodził się z tłumionego, wysokiego i nieco piskliwego chichotu do potężnego niskiego, nieco demonicznego i szaleńczego. Ot, wizytówka.* |
Secorsha - 2010-03-21 17:49:33 |
*Tym razem to nie wystraszyło duga, o nie. Wyszczerzył zęby drapieżnie i sam uderzył w śmiech, wtórując Nemedisowi, tworząc z nim chór, bo i sam mimo niewielkich rozmiarów potrafił śmiać się naprawdę szaleńczo. Aż ci, co wędrowali szlakiem zerkali na nich. Axan pogładził wąsa* Wyrobisz się w godzinę? Chcę startować, i dobrze by było zdążyć przed tymi, co zakleszczyli się na orbicie |
Darth Nemedis - 2010-03-21 17:57:44 |
Oczywiście... Znajdę... A potem wytropie i zniszcze... Musisz mi tylko dac jakies informacje i ewentualnie środki potrzebne do tego. *Jego twarz wykrzywiła się w dziwnym grymasie, który chyba miał być uśmiechem.* Sprawę wszelkich "wynagrodzeń" załatwimy potem. *Olibzał wargi, dłonie znów drgnęły, teraz nieco mocniej, jakby z podekscytowania... Nemedis znów odczuł tak długo tłumiony głód... Tak! Czuł to! Poczuł, że krew szybciej biegnie mu w żyłach... Że podekscytowanie i fascynacja nasilają się... Czuł to.* Możemy zaczynać. Mogę zacząc polowanie...! *Strzelił palcami, głośno, nieprzyjemnie.* A więc, pierw musimy znaleźc zwierzyne... Jakieś dane, przybliżone miejsce przebywania? Imię, rasa, jakaś rzecz? To zawsze przyśpiesza proces. |
Secorsha - 2010-03-21 18:02:06 |
*Dug nie przestawał bawić się wąsem* Proponuje ci standartowa stawkę wskazywacza i jego oddziału. Mam wszystko. Polecimy na Boz Pity. Wysłano mi informacji jakoby kryło się tam paru jedi… weź po prostu to, co będzie ci potrzebne do walki z nimi. Przeważnie robili to oni. Teraz Jedi łatwo załatwić bo „jest dużo ciemności” *Przewalił oczami i uśmiechnął się* |
Darth Nemedis - 2010-03-21 18:06:47 |
Właściwie, mozna powiedzieć, że już możemy leciec. Nie miałem ze soba bagazy, wszystko co mi potrzebne, mam przy sobie. Reszte przygotuje w locie. *Roześmiał się znów.* Ooo tak... Dużo ciemności. Nawet nie zdają sobie sprawy JAK dużo. |
Secorsha - 2010-03-21 18:10:12 |
Dla mnie to to wszystko czcza gadanina *podniósł powiekę znowu. Mocowładni własnie tacy byli. Ludzie – orkiestry. Wszystko ze sobą. Ale dla niego to nawet lepiej. Lubił konkretne istoty, a nie godzinne przygotowania i zabieranie tony rupieci* Więc – na pokład |
Darth Nemedis - 2010-03-21 18:16:04 |
Na pokład. *Niemal wysyczał i udał się powolnym krokiem w stronę statku. Szedł przygarbiony, z przekrzywioną głową. W jego chodzie było coś innego... Coś nietypowego.* Chcę widzieć, jak świat płonie! *Wyszeptał idąc, niemal sam do siebie.* Tak... Wszystko spłonie... Będziemy oglądac, jak świat staje w płomieniach! Ahhhaha! |
Secorsha - 2010-03-21 20:29:52 |
*Dug zaśmiał się gardłowo, obserwując jak Nemedos wchodzi. Kompletny szajbus – pomyślał, po czym żwawo przeskoczył z nogi na nogę, i truchtem ruszył w kierunku budki strażnika* Ale bez małpy! *krzyknął jeszcze w stronę Nemedisa. Przy budce zostawił pełną sarkazmu i ironii wiadomość dla swoich spóźnialskich przyjaciół z Imperium, uiścił opłatę i wrócił. Roboty załadowały się na statek. W pomieszczeniu pasażerskim nogami kiwało ośmiu szturmowców. Na widok Nemedisa odpowiedzieli nierównym chórem „dzień dobry sir”. Z tego dało się wywnioskować, ze piątka to klony, a trójka pozostałych – jakieś ofiary z poboru, bo to właśnie ta trójka nie dopasowała się z „dzień dobry” do reszty. Jak na zawołanie wszedł Alan* Widzisz, ludzie na swoich miejscach *syknął do Nemedisa kiedy przechodził obok niego i wejścia do luku pasażerskiego* Startujemy chłopcy |
Darth Nemedis - 2010-03-21 20:36:42 |
*Nemedis odwrócił się bez zrozumienia. Dopiero po chwili przypomniał sobie o małpie na ramieniu.* Tak, nie będzie potrzebna... *Mruknął niewyraźnie. Spojrzał na nią, a ta od razu zeskoczyła i pobiegła dalej, daleko za Axanem. W końcu wszedł do środka i rzucił okiem na oddział.* Mhm, na swoich miejscach... *Syknał, uważnie przyglądając się wszystkim. W końcu odwrócił się i spojrzał na Duga.* Potrzebuje odrobine czasu i miejsca, zeby się przygotować. W praktyce, mozemy już lecieć, zrobie to podczas lotu. Więc... Startujemy. Na polowanie... *I usmiechnał się znów, ale dziwnie... Było w tym coś niebezpiecznego, złego. Juz teraz trudno mu było opanować sporadyczne drżenie rąk czy silne oblizywanie warg.* |
Secorsha - 2010-03-21 20:45:15 |
Ooo, nakręcasz się *wyszczerzył się dugański kapitan lśniącego frachtowca* Jasne, zajmij się sobą, masz do dyspozycji cały statek, znajdziesz sobie dobre miejsce, roboty nie będą ci przeszkadzać. Startuje, bo nie mogę patrzeć jak cie niecierpliwość męczy *nie ma to jak współczujący towarzysz podróży. Wydał rozkaz zamknięcia włazu i przygotowania statku do lotu. Sam udał się do kabiny pilota i z nieukrywaną radością uruchomił silniki i rozpoczął procedurę startu. Maszyna zaszumiała jak rozleniwiony kot* Jak statki na nieeebieee… *zanucił sobie, wsłuchany w prace nowiutkiego serca maszyny. Zaraz tez poderwał ją a potem – poleciał, rzecz jasna* |
Darth Nemedis - 2010-03-21 20:53:17 |
*Sith zostawił klony i Duga za sobą. Wszedł do czegoś w rodzaju ładowni. Przysiadł, urządził sobie małe miejsce medytacyjne. Wyjął artefakt - obecnie technicznie zmniejszony, by mógł być przechowywany przy sobie - i odpowiednio go ułożył na dziwnym, pokrytym runami sithańskimi czerwonym materiale. Wyjął pare tabletek Isih, położył przed sobą i zaczął ładować ciemną energią, aby w momencie spotkania były w pełnie wydajne. I zaczał medytować, przygotowywać się, odpowiednio formować szate, pielęgnowac miecz... Wszystko w skupieniu.* |
Secorsha - 2010-03-21 21:04:47 |
Gen. Qymaen - 2010-05-25 16:44:03 |
*Prywatne lądowisko zawsze było miejscem dla uprzywilejowanych. Tym razem też. Mieszcząca się w centrum, wysoko elegancka zadbana płyta a na niej kilka statków w tym ten jeden, konkretny należący do Haris, który pamiętał ze tego dnia rano umówiony był z gościem w sprawie pracy, tylko – cholera… wczoraj, będąc na haju zapomniał mu powiedzieć na którym lądowisku, i jeśli biedaczyna nie trafi przypadkiem, to nie znajdzie. Bo to przecież prywatne lądowisko. Tak wiec Kaleesh (cierpiący wielce z powodu kaca) siedział na rampie pięknego frachtowca linii „Dziedzic” (podobno cała linie – 22 statki wykupiła jedna frakcja), no i czekał kij wie na co* |
Aru - 2010-05-25 16:58:14 |
* I "kij wie co" właśnie na prywatnym lądowisku sobie wędrował od jednej płyty lądowiska, a raczej osobnych "wnęk" w wieżowcu do drugiej. Choć wędrował to za duże słowo. Zwykle to zapierniczał przeganiany przez wynajmujących bądź ochronę tych terenów. No, ale łaził dalej. Był zdecydowany odnaleźć tego kaleesha z którym zeszłej nocy co nieco ustalił. Wszystko poza kuźwa tym które lądowisko i gdzie. Będą jaja jeśli się okaże, że ten gad jednak w porcie publicznym zadokował. Wtedy całe te łażenie na kop'ę było. Ale, ale... jakieś tam. Kudły jakieś znajome na horyzoncie ujrzał,a i sylwetka podobna do kaleesha. A i stateczek, frachtowiec jakiś całkiem porządnie wyglądający przy nim był. Aru nie wiedział jakiej to jest linii, bo i nie znał się na statkach ani na pilotażu. Jedyne na czym "latał" to śmigacze i ślizgacze czy też speedery. Na tatooine się na tym fajnie popierniczało. A jeszcze fajniej gdy strzelali w stronę twego dupska Ludzie Pustyni.* Mogłeś mi powiedzieć gdzie u diaska zaparkowałeś.... *Za plecami kaleesha się rozległ znany mu już głos, a należący do także znanego zabraka. Jedyna różnica z poprzedniego dnia była taka, że miał do pasa przypięty jakiś zdezelowany blaster, a przez pierś przepiętą uprzęż na której w pochwach znajdowały się dwa wibroostrza. No i nie był pijany, a na skacowanego nie wyglądał.* |
Gen. Qymaen - 2010-05-25 17:06:56 |
Haris: |
Aru - 2010-05-25 17:17:36 |
No, nie szkodzi. Przecież w końcu Cię znalazłem. *Machnął ręką niedbale, nieco szerzej oczy otwierając gdy kaleesh(który mu do tej pory imienia nie zdradził) zaczął się rozwodzić nad gamoerrianką. No cóż, każdy ma swoje gusta. W gusta Aru, świnki się nie wpisywały.* To skoro są takie złe to odstąp jedną. *Zażartował, spojrzeniem obrzucając statek i przechodząc już do sedna, przerywając tym samym rozmarzone gadki jaszczura.* No, nie zapominajmy tylko czemu tu się dziś spotkaliśmy. Nie umawialiśmy się chyba po to by negocjować odsprzedawanie jednej z Twoich żon i by o gustach podyskutować. |
Gen. Qymaen - 2010-05-25 17:27:52 |
*ostre spojrzenie bez wyrazu padło na twarz Aru. Teraz było nieprzyjemne, takie ze chciało się odwrócić wzrok. I choć Haris nie miał złych zamiarów – ono się nie zmieniało. Taki urok a-juata.* Taa, tak tylko mówisz… jakby je zobaczył, to by podziękował, wszystko na wolności żyć chce… *Niby niedbałym ale jednak poprawił kołnierz tym razem skórzanej kurtki podkreślającej walory jego sylwetki: wzrost, szeroką klatę, umięśniony kark* właśnie, jestem Haris z rodu Vittiz, i zapraszam do statku na pogadanie ja pamiętam o czym *po czym bezceremonialnie odwróciwszy się zagłębił się w profesjonalnej ładowni „Dziedzica 18”,a tam już flaszka czekała, jak i dwa kieliszki, przy stoliczku i pufy, bo kultura być musi. A Haris, zanim powie kim jest, musi wiedzieć, z kim ma do czynienia, i czy fakt, ze powie Aru więcej o ofercie nie będzie się równało z tym ze będzie musiał go zabić* |
Aru - 2010-05-25 17:40:47 |
To czemu żeś się żenił? Błędy młodości czy też rodzinka na siłę wcisnęła żonki? *Odrzekł niczym nie wzruszony nawet mimo tego zimnego spojrzenia. Widać taki urok Harisa był, że po pijaku emocje widać było,a na trzeźwo to niczym droid spojrzenie emocje posiadało. Przynajmniej inteligentnie spoglądał, bo i widywało się typy o spojrzeniach bez emocji,a i myślą nie zmąconych.* Tak więc, Harisie z rodu Vittiz, prowadź na swe włości. *Dworskim prawie tonem, zabrak rzucił, udając się za dobrze zbudowanym kaleeshem na pokład jego statku by na pufie się wygodnie walnąć, spojrzeniem obrzucając zawartość flaszeczki i rozluźniając swój umysł otwierając się w pewnym stopniu na pływy Mocy. Co jak co, ale wolał być pewnym czy nie jest czasem oszukiwany przez Harisa. Mimo, że sprawiał wrażenie równego chłopa i istoty honorowej to aktorów dobrych w Galaktyce było wielu, a Aru niestety życie miał tylko jedno i nie spieszno było mu z niego rezygnować.* |
Gen. Qymaen - 2010-05-25 17:49:45 |
Haris: |
Aru - 2010-05-25 18:00:29 |
*Kiwnął tylko głową na znak, że rozumie jego sytuację. Taki ożenek był kierowany jedynie czystym zyskiem. Czy to w polityce rodziny czy w jej funduszach, ot co. Aru z zaproszenia na ucztę wystawną skorzystał rad z tego, że po drodze do portu coś sobie skubnął do jedzenia w jakiejś knajpce. Co prawda to co zamówił chyba nie zostało definitywnie zabite,ale było zjadliwe i przynajmniej zaspokoił głód. Teraz jednak pragnienie będzie mu dane zaspokoić. Już kieliszek w dłoni miał by toast wznosić gdy pytanie padło. Szkło więc wróciło na stoliczek i po chwili krótkiej złote tęczówki wbiły się w ślepia gada. Milczenie się zaczynało nieco przedłużać gdy Aru starał się wyczuć jakąś nutkę podstępu od strony kaleesha.* Cóż... wątpię byś był szpiegiem Imperium... *Zaczął głowę swą na bok nieco przechylając.* Do drugiego roku wojen klonów- po stronie Republiki. Później po niczyjej. Wolontariat i pomoc uchodźcom z planet dotkniętych wojną lub przemyt w zależności od dostępności do planet. *Krótko i oszczędnie streścił ten wyjątkowo intensywny okres w jego życiu, począwszy od samego udziału w wojnie, po przemyt medykamentów i jedzenia dla ofiar tego durnego konfliktu.* |
Gen. Qymaen - 2010-05-25 18:10:30 |
Haris: |
Aru - 2010-05-25 18:17:00 |
Co jak co, ale Imperium zdecydowanie nie lubię. Nie po tym w jaki sposób zostało stworzone. Wróg mego wroga jest moim przyjacielem jak to mędrcy powiadają. *Rzekł z lekkim uśmiechem, unosząc kieliszek w niemym toaście i przechylając go przy swych ustach by sobie chlapnąć.* Fortuna nie jest dla mnie ważna. Po ogłoszeniu Republiki nowym Imperium Galaktycznym zaszyłem się na tatooine i żyłem z tłuczenia się na arenie, śpiąc darmo w zamtuzie. Chędożonko, jedzenie,picie i używki to już kupować musiałem.Więc jak widzisz, wymagań ja wielkich nie mam. *Co nieco o sobie więcej opowiedzieć raczył, czekając grzecznie aż mu nalana zostanie kolejna porcja wódeczki którą od razu łyknie by zaspokoić swą ciekawość co do pytania ostatniego.* |
Gen. Qymaen - 2010-05-25 18:25:00 |
Haris: |
Aru - 2010-05-25 18:32:53 |
*A jako,że był "czysty" Aru znów brutalnie odciął się od tego źródła od którego odciął się z dniem zniszczenia tego czym była Republika. Nie było potrzeby nadal sprawdzać a-juata, a to że mimikę miał jaką miał nie przeszkadzało zabrakowi w żadnym wypadku. Choć wspólny momentami nieco niezrozumiale wychodził w ustach kaleesha to Aru nie proponował by przeszli na język w którym Haris lepiej się czuje, bo poza huttyjskim którego się nauczył na tatooine żadnych innych języków nie znał. Niby Jedi mogli zrozumieć praktycznie każdy gatunek nie opierający się jakoś szczególnie Mocy, ale jak już wspomniano zabrak od Mocy się odcinał jak mógł.* No...wtedy to była jeszcze Republika nie zapominaj. Wygrali dopiero gdy Kenobiemu udało się zabić Greviousa... no,ale mniejsza o tym przejdź do Twojego pytania. Do sedna. *Odrzekł spokojnie, drugi kieliszek opróżniając z korelliańskiej krzywiąc się przy tym nieznacznie.* |
Gen. Qymaen - 2010-05-25 18:46:31 |
Haris: |
Aru - 2010-05-25 18:52:47 |
Eee.... że co? *Uśmiech szeroki na jego licu się pojawił w ruch dziwny wprawiając linie tatuaży na jego twarzy. Zabrak dłoń między swe kudły wraził przesuwając kilka razy po swej łepetynie, marszcząc przy tym czoło.* Jak ten stary mikser może żyć skoro ponoć został usmażony jak na grillu? Ładnie został zrobiony w banthę przez Imperium, ale żeby to sprawiło że z martwych wróci to wątpię... *Szczerzyć się już przestał. Za to zdecydowanie był zdezorientowany wieściami. Nie był pewien czy Haris nie robi sobie z niego aby żartów durnych To wszystko brzmiało zbyt fantastycznie* Może mi jeszcze powiesz,że cała Rada Jedi żyje i sobie z nim piknik urządza na Naboo? *Brew jedna podjechała wysoko w górę jeszcze bardziej plącząc linie wzorów na jego skórze, ręce zaś splótł ze sobą na swej klatce piersiowej* |
Gen. Qymaen - 2010-05-25 19:01:20 |
Haris: |
Aru - 2010-05-25 19:09:30 |
*Z tego wszystkiego zabrak nieco się zagalopował. Ale co poradzić gdy tak niesamowite wieści są mu prezentowane. Jednakowoż Haris nie wyglądał mu na wariata i nie miał celu w wymyślaniu takich bajek. Ale,że Windu i ,co ważniejsze, Yoda żyją to.... co by on o Jedi nie mówił i o Radzie i co by nie sądził o nich w ogóle to ta wieść sprawiła, że mężczyzna uśmiechnął się. Nieznacznie i nie ukazując zębów. Jednak ten uśmiech miał w sobie jakieś poczucie ulgi. Czyli "Sparaliżowany Ryj" i "Dziadzio" żyją.... Po chwili jednak otrząsnął się i wrócił do swego zwykłego wyluzowanego wyrazu twarzy* No to skoro zwykłemu tragarzowi takie rzeczy mówisz to rzeczywiście musi być u was nie wesoło z siłą roboczą. Przyjęcie tej posady jest dla mnie przyjemnością. *Znów spojrzenie swe skupił na postaci Harisa* Najwidoczniej Generał nie był taki zły jakim go malowano... |
Gen. Qymaen - 2010-05-25 19:24:29 |
Haris: |
Aru - 2010-05-25 19:34:05 |
Przeżycie nie ma tu nic do rzeczy. Skoro się z Jedi był w stanie sprzymierzyć przeciwko Imperium to jednak nieco inny z niego typ od tego jakim go ukazywano podczas Wojen Klonów. *Wyjaśnił spokojnie. Nie chciał nikogo urażać, a na pewno nie Harisa. A gdy mu polano to i sobie po raz kolejny chlapnął bo wieści sensacyjnych za dużo było na jego, nadal niedowierzający, łebek było.* Ale jak teraz sobie pomyślę... po tym co "Kanclerz" sobie wykombinował... to możliwe,że Greviousa nie tylko ulepszono cybernetycznie,ale i mu przeprogramowali mózg. *Aż palcem się postukał w czoło na podkreślenie swych słów. Zamyślił się, gdybając sobie na głos.* To by pasowało idealnie do wszystkiego... może mu coś przyblokowali? Niczym u droida założyli mu jakieś gówno które go poprzestawiało *Tu już spojrzał w stronę kaleesha z którym to znajdował się na pokładzie należącym do gada.* Jeśli tak było w rzeczywistości, jak tu sobie gdybam, to straszny los w jego udziale był. Nawet nie niewolnikiem był,a marionetką.... *Nie wydawał się być wesoły z tej myśli. Wiadomo, że lepiej się o swym dawnym wrogu myśli, bardziej komfortowo, sądząc, że ten robi wszystko z własnej woli... a nie, że jest kontrolowany przez jakichś gnoi.* |
Gen. Qymaen - 2010-05-25 19:43:13 |
Haris: |
Aru - 2010-05-25 19:51:29 |
Tak...tak. To pozostaje nam wypić za powrót do zdrowia Generała Greviousa i odzyskanie przez niego wolności. *Rzucił z uśmiechem, wesołym by już tę atmosferę coraz mocniej przygnębiającą odegnać. Kolejny kieliszek w jego gardle zniknął. Zawartość jego oczywiście, nie szkło.* Pozostaje nam tylko jak najszybciej nowego cyborga wybawić z niewoli. *Dodał jeszcze, wierzchem dłoni ocierając swe wargi. Oj, już czuć zaczynał,że alkohol wpływać na niego z lekkim opóźnieniem zaczyna.* Moje życie jest ostatnimi czasy... bezsensowne. Może praca dla..tego Cochrelu, nawet jako tragarz, pomoże mi się nieco pozbierać. Z przyjemnością będę dla was pracować. *Oj tak. Choćby noszeniem sprzętów nieco wspomoże wrogów Imperium. Skoro oni nie stchórzyli i nie ukryli się... to i on z nich przykład wziąć musiał. I pomyśleć,że w czasie Wojen Klonów tak aktywnie starał się pomagać ofiarą wojny,a gdy tylko powstało Imperium, wydano rozkaz 66, to on co robi? Odcina się od Mocy by nie palnąć sobie w łeb i spieprza na Tatooine opuszczając istoty którym mógł w jakiś sposób pomóc, grając przy tym Imperialnym na nosie.* |
Gen. Qymaen - 2010-05-25 20:05:54 |
Haris: |
Aru - 2010-05-25 20:12:55 |
*No kumple jak w mordę strzelił. Niech tylko ubranko podobne przywdzieją,niech jeszcze się Haris tatuażami ozdobi z powiekami i dupskiem włącznie i będzie cacy. * Gotów. *Odpowiedział podnosząc się z pufy zamierzając widać towarzyszyć Harisowi w kabinie pilotów. No co? Aru lubił się gapić przez szybę. A, że bagażu nie miał dla niego dziwne nie było. Jedyne co przy sobie miał to broń, sakiewkę i jakąś niby torbę obijającą się o tyłek,a przypiętą do pasa. W niej miał jedynie fajeczkę skręcaną z dwóch części wypolerowanego drewna. Zwykła, długa prawie jak jego przedramię fajeczka.* Pozwolę sobie zapytać... czy w huttyjskim jest Ci wygodniej mówić niż w basicu? Jeśli tak to możemy na ten język się przerzucić. *Komfort przy rozmowie ważny był. A język w którym ktoś się dobrze czuje jest lepszym wyborem w konwersacji.* |
Gen. Qymaen - 2010-05-25 20:22:58 |
Haris: |
Aru - 2010-05-25 20:29:54 |
*No to się dobrali, trza dodać. Bo Aru to latać nie umiał ni diabła. No może jak by mu statek dać do pilotowania już w powietrzu, to jeszcze da radę. Startować lepiej mu nie dawać,lądować też nie... no chyba, że lubicie uderzenie w płytę lądowiska z pełną prędkością aż z samej orbity.* Twoja wola Harisie. *Mruknął zasiadając na fotelu pilota za wczasu przypinając się do niego pasami co by potem nie mieć problemu.* Dym ziela czasem Ci nie przeszkadza? *Zapytał poklepując dyndający u pasa worek. No ta, nie dość, że podpity pilot będzie to jak się jeszcze nawdycha oparów ziela rozluźniającego to dopiero lot będzie.* |
Gen. Qymaen - 2010-05-25 20:43:44 |
Haris: |
Aru - 2010-05-25 20:52:44 |
*Aru specyfiki pojazdu nie znał w ogóle to i był pod wrażeniem tego jak kaleesh potrafi dobrze latać pod wpływem. Istny mistrz pilotażu.* No, fajkę mam jedną, ziela myślę że wystarczy. Jeśli tylko nie boisz się bakterii podczas przekazywania.. Fajki Pokoju. *A co, nazwać tę nieużywaną jeszcze, dopiero co zakupioną, fajeczkę powinno się odpowiednio. Start przebiegał bez kłopotów, dużo czasu nie trzeba było czekać, a już "Dziedzic" płynął w dal by opuścić ten księżyc i udać się w kierunku chyba statku gdzie znajdowało się dowództwo. Aru pewnym nie był gdzie też dokładnie Haris go zawiezie.* |
Gen. Qymaen - 2010-05-25 20:59:04 |
Haris: |
Aru - 2010-05-25 21:19:05 |
*I tak też sobie lecieli w oparach ziela zanurzeni, trunkami doprawiani. Jedyne czego brakowało na tym statku to jeszcze rozpusty, a że kobit nie było to z rozpusty trzeba było zrezygnować. Ale dzięki temu nie musieli się przejmować czyjąś opinią czy dbać o kulture... a narkotyczne ziele i alkohol inwencję twórczą rozwijały. Od plucia w dal, do dłuższego beknięcia... czy też prób grania w paazaka nie bardzo zdając sobie sprawę z tego co się trzyma. Nie wspominając już o nieudanej ekspedycji Aru w poszukiwaniu kibelka....* |
Jenathaza - 2010-06-22 21:40:55 |
*Frachtowiec Jeny stał właśnie w tym miejscu, nienagannie posadzony, oświetlony według republikańskich przepisów, homologacja aktualna, wszystko sprawne, i wykupione czas postoju na eleganckiej prywatnej płycie lądowiskowej. I jeszcze się jakos dzieciak kręcił, mimo późnej pory, bo jena dał 10 kredytów by „okiem rzucił”. |
Tangorn - 2010-06-22 21:52:01 |
*No cóż, jeśli chodzi o frachtowiec Jeny, to był on w lepszym stanie i miał te wszystkie bajery, których żaden statek Tanga nie miał. Pod tym względem był dziwakiem, nie lubił nowych maszyn, wolał star, zdezelowane latające wraki z duszą. Oczywiście wszystko były odpowiednio podkręcone. A co do atmosfery na księżycu, to no cóż... Tang miał to głęboko w shebs, bo on duszy artysty nie posiadał za cholerę. No chyba, że walkę można uznać za sztukę, to wtedy był prawdziwym artystą. A potem wnętrze statku, ładne, stylowe, nie to co u Mando, potem kanapa a której się sam posadził i odprężył, słuchając biadolenia Mavhonica* Jak tam chcesz, mnie dali do wyboru, własna uszkodzona noga tak jak ty. Bez urazy... albo rach ciach i najnowszy model zupełnie za darmo. Jako, że u mnie sprawność potrzebna to dałem sobie uciąć. Co prawda byłem na takich prochach że logicznie nie myślałem, ale nie narzekam... *Poklepał w zamyśleniu prawą nogę, ale zaraz zmienił na lewą. Pijany już był* |
Jenathaza - 2010-06-22 22:00:48 |
*Głową pokręcił, przez chwile stojąc nad Tangiem i uśmiechał się w ten taki groteskowy sposób, troche jakby go to bawiło, trochę jakby mu odbiło* Eh, Tang, ciebie to tylko lać i patrzeć czy jeszcze egzystuje, naprawdę… *I Tang poczuł, jak się kanapa obniża kiedy to Jena posadził swoje 200 kilo obok, wciąż coś jeszcze biadoląc, z tym ze już nie na Tanga tematy, bo chyba ogólnie się żalił na niesprawiedliwości* |
Tangorn - 2010-06-22 22:11:23 |
Ja tam kurwa nie do zajechania i nie do zdarcia... *Wyszczerzył zęby. Jena chyba go jeszcze nie widział bez ubrania i to chyba dobrze, bo jakby zobaczył jego kolekcję blizn to by się za głowę chwycił, twierdząc ,ze już dawno żyć nie powinien. Ale jemu się akurat one podobały, najbardziej ta na klatce piersiowej, trzy długie równoległe blizny po szponach, od lewego ramienia do prawego biodra. Wtedy ledwo przeżył. Jest co wspominać. Gdy kanapa się lekko zapadła to na drugi koniec się przemieścił, by równo siedzieć. Już miał zapytać Mavhonica o nową robotę, gdy ten wspomniało Mandalore i Tang zamyślił się, ściskając mimowolnie butelkę coraz bardziej i bardziej aż się rozleciała z trzaskiem, ale o zgrozo nie zwrócił na to uwagi* Jebane skurwysyny... zabili Vena. Pocięli go a potem zmiażdżyli mu ciało... Imperium zapłaci za to... choćbym zginął próbując |
Jenathaza - 2010-06-22 22:19:00 |
*Niewykluczone, choć sam Mavhonic miał ich pare, kilka to nawet takich bardzo głębokich. głębokich resztą pare razy otarł się o śmierć, nie dziwota wiec. Jednak mimo iż zdecydowanie miał się czym pochwalić i nie jeden magazyn dla kobiet hojnie by go wynagrodził za sesje zdjęciową – niechętnie pokazywał gołą klatę. Za stary był – tak uważał. |
Tangorn - 2010-06-22 22:24:07 |
*Podobnie u Tanga, chociaż dla wielu kobiet to te blizny pewnie szpeciły mocno jego sylwetkę, tam po kulach tu po oparzeniach od blastera, szpony, miecze, sztylety, noże... na sobie chyba testował wszystkie możliwe bronie eksterminacyjne. A to było ciekawostką. Poza tym pamiętał którą bliznę za co zarobił, od kogo i czym. Taka Tangusiowa mapa drogowa po wspomnieniach. Ale wracając do rzeczywistości to faktycznie wspomnienie Mandalore nieźle go wkurzyło. Bo jak się tutaj nie wkurwić po prostu? Wszystko szlag trafiło* Taa... Dral gdzieś zniknął, ale żyje. Brex i Tracyn tutaj są a A'den na planecie dżedajów. Nie wiem gdzie, sam nie wie, mówi tylko, że gdzie okiem sięgnąć tam dżedaj, którym ma ochotę poskręcać karki *A to jasno już mówiło o jego stanie psychicznym i poziomie wkurzenia. Mało brakuje, by przeszedł do czynu i pewnie sam by poległ* A w ogóle skąd to wiesz, co? |
Jenathaza - 2010-06-22 22:32:59 |
*zmorzył ręce tak, ze czubki pazurów trafiły na siebie. Mogło to się niemożliwe wydac, ale Jena miał w tych wielkich łapskach bardzo dużą precyzję, w końcu to artysta, o czym tez niewiele osób wie. Tang wie alt chyba to do niego nie dociera* |
Tangorn - 2010-06-23 11:28:53 |
*No raczej nie docierało, bo Tang w tych kwestiach oporny był, ale coś mu tam świtało, że Jena artystyczna dusza, bo Dral o tym wspominał, a on go lubił i to bardzo.* No to ekhm... dobrze skurwielom tak. Przymierze... *Mruknął pod nosem, bo o nich nie słyszał, ale się też za bardzo nie interesował. Współpracował z Cochrelem tylko, dostawali robotę, lecieli, rozpieprzali Imperialnych i wracali.* Ooo... wiecie o korporacji, tak? No powojowało się, w trakcie jednej wojaczki nogę straciłem właśni. Durni Imperialiści... do teraz nie wiem jakim cudem nie zostali ogłuszeni hukówką, która powaliłaby i rancorna *Tanga to zastanawiało, bo raczej oficerowie floty nie byli szkoleni do działań przeciwko abordażowi. Ale pozostawmy to już, było i minęło* Dużo skopaliście imperialnych sbebes? |
Jenathaza - 2010-06-23 11:34:33 |
*Ano Dral, w istocie jeden umysł z Jenathazą, wiec lubienie było wzajemne. Przejechał sobie Mavhonic pazurami z tyłu po włosach, patrząc przed siebie, lekko się uśmiechając na słowa Tanga.* Dużo, nie dużo… my uważamy ze dużo, oni – pewnie nie. Mieliśmy nadzieje dopiero zacząć kopać od teraz, tal porządnie. No ale jest problem. Jeden ich dowódców, jak śmiem twierdzić najważniejszy od spraw wojskowych prawdopodobnie nieżyje… |
Tangorn - 2010-06-23 11:48:27 |
*Ta kwestia zainteresowała Tanga i to bardzo. Podniósł swój zapijaczony wzrok i patrzył na Jenę przenikliwie* Który dowódca? Ten ze Statku Widmo? *Nie chciał zdradzać za dużo informacji jeśli Jena sam nie wie kto to. Bo może nie wiedzieli, że za wszystkim stoi Grievous, teraz Qymaen, wiec lepiej ich samemu nie informować o takim drobnym szczególe.* Co się stało i kiedy? *Może i Tang za bardzo za Cochrelem nie przepadał, ale do Generała nabrał szacunku i można się pokusić o stwierdzenie, że w jakimś tam stopniu go polubił.* |
Jenathaza - 2010-06-23 11:55:11 |
*Połyskujący czarną ł7uską w mroku łeb gada skinął potakująco. W tym oświetlenie miał takie wielkie źrenice o niejasnym przekazie. Tak, to było potwierdzenie. Ten ze statku Widmo. Grievous. Kiedyś wszyscy się cieszyli jak obwieszczono jego śmierć. Teraz zapanowało napięcie, strach. W przymierzu także, wiec wolał sobie nie wyobrażać co działo się w Cochrelu.* |
Tangorn - 2010-06-23 12:01:11 |
Ja pierdole... *Zaklnął sobie jak to miał w zwyczaju. Bez Generała Cochrel to już nie to samo niestety. Bo kto go zastąpi? Ten cały Darven? Nie miał zadatków na dowódcę z prostego powodu, prezencja. Może i był inteligentny i bystry, ale dobry dowódca motywuje swoich ludzi i zachęca ich do poświecenia swoim przykładem, Darven tego nie potrafił. Generał to co innego...* Pierdolone Imperium... by ich wszystkich zajebać, to by było piękne. Ale znając życie to Generał żyje, ale teraz go pewnie torturują, więc prędko sam padnie z wycieńczenia. Nie ma co stawiać na optymizm... wszystko się wali *Kopnął szczątki butelki i wbił wzrok w sufit z nachmurzoną miną. Nie podobało mu się to, że nagle Imperium zaczęło zadawać straty korporacji... muszą mieć gdzieś kreta, to pewne* |
Jenathaza - 2010-06-23 12:09:07 |
Ja to raczej wyobrażałem sobie… *podjął cicho Jena. Podnosząc wzrok na drzwi* Ze będzie walczył. A skoro będzie walczył, to zabiją go w samoobronie *Jena nie widział generała na własne oczy, nie wiedział w jakim jest stanie. Teona mu relacjonowała, ale i ona nie za bardzo się znała na cyborgach, poza tym wiadomo jak to jest słuchać od kogoś, choć pani kapitan Sall jako dyplomatka raczej nie koloryzowała faktów.* To by było dla niego lepsze. Trudna sprawa. Zabrali nam nasza przewagę. I wszystko co mógł nam jeszcze powiedzieć i w czym pomóc |
Tangorn - 2010-06-23 12:16:42 |
Tiaa... jasne. Zmartwychwstały cyborg wyskakuje nagle z promu, zabija kilku a oni w szoku go zabijają. Fajny scenariusz... znając życie ogłuszą go i zabiorą na zabawę Vadera. Durny ćwok... *O tym, że Vader to tak na prawdę Skywalker Tang dowiedział się tuż przed odlotem z Coruscant, a więc nie aż tak dawno. I zdziwił się cholernie, bo lubił go, świetny wojownik i dowódca dbający o klony. No i proszę co się z nim stało. Jebany w dupę ruchany Imperator* No ale odbić się go raczej nie da, no chyba, że któryś z tych zasranych dżedajów ruszył dupę i go poszukał. Irytują mnie oni strasznie. Gdyby nie to, że ciągnęli pielgrzymkami na Mandalore to by się Imperium nie zorientowało, że coś się święci. Noż kurwa! *Warknął, bo już było wiadomo kogo oskarżał o te wszystkie nieszczęścia. Jedi* |
Jenathaza - 2010-06-23 12:37:53 |
*Wzruszył potężnymi ramionami, wprawiając materiał kurtki w ruch* Nie mam pojęcia, niby z nimi dobrze żyją. *Jedni byli uniwersalni we wszystkich zastosowaniach, także jako kozły ofiarne, bardziej lub mniej słusznie, tak wiec Jena nie podsumował racji lub nie racji tangowych. On tam wiedział, ze cały ten cyrk był po to, by się jedi pozbyć wiec nie jest to takie byle co. Może wiedza, ile są warci i dyktują cochrelowi warunki. Cochrel nie przepuści żadnej okazji do inwestycji, i tanczy jak oni zagrają.* |
Tangorn - 2010-06-23 12:42:35 |
*Tang oczywiście wysłuchał jego opinii a nawet się uśmiechnął do niego* Osada spalona jest, dlatego wybrałem Dxun... *Tang już od chwili ucieczki z Mandalore zbierał wszystkie klany, które mu przedtem sprzyjały i wspólnie obrali na siedzibę jedną z dawnych twierdz. Właściwie po całym księżycu rozsiane były stare bunkry, bazy, schrony i twierdze wszystko doskonale ukryte. Dxun było ich ostatnia kryjówką i to najbardziej zmyślną. Bo żeby odnaleźć Mando to trzeba zagłębić się w dżunglę, a ona jest śmiertelnie niebezpieczna, nawet dla oddziału Mandalorian.* Prowadzę tam intensywne szkolenie, takie jak dawniej klonów komandosów. Mi rzeczy oczywistych tłumaczyć nie musisz... |
Jenathaza - 2010-06-23 12:49:27 |
Myślałem o Twoim klanie *odparł na to spokojnie, choć naturalnie to co powiedział Tang było pocieszające* Nie wiem, co się czuje jak ktoś niszczyć i ojcowiznę. Nie miałem nigdy klanu. Nawet prawdziwej rodziny dopóki nie założyłem własnej, a teraz oni zniszczyli mi wszystko, i nie mogę niż zrobić. Nie mogę zebrać swoich dzieci na statek. A Ty masz. Miałeś swoją osadę, którą zniszczyli. Po prostu uważam, ze powinieneś ją odbudować *odwrócił głowę by popatrzeć na tanga. Nie było taką wielką przeszkodą to, ze był pijany, bo w sumie kiedy był to nawet racjonalniej myślał i można było z nim rozmawiać* |
Tangorn - 2010-06-23 12:55:51 |
*No to dopiero komplement, większość pijaków po alkoholu nie myśli racjonalnie, a Tang tak1 I to jeszcze lepiej niż gdyby nie był pijany. Wniosek? Na narady wojenne przychodź po alkoholu* Jena... z mojego klanu zostałem tylko ja i ad'ike. No chyba, że gdzieś tam jeszcze czai się jakiś Fibal o którym nie wiem. Prawda jest taka, że klan się rozpadł *Powiedział twardo, by zamaskować wszystkie swoje uczucia. Ale fakt, że jego klan, który istniał od setek lat rozpada się na jego oczach bolał i to bardzo. I nie mógł też nic poradzić. Teoretycznie był przywódcą klanu... jednej rodziny i to w dodatku klonów. Niezbyt pocieszające*Odbuduję ją, ale gdy będzie już bezpiecznie. A ad'ike prędzej czy później przylecą na Dxun, o nich się nie martwię *Martwisz się i to jak cholera! - zganił sam siebie w myślach, ale Jena to wiedział. Tang oszukiwał sam siebie ale lepiej mu teko nie wykładać. Niech sobie trochę powciska kitu, że o nich się nie martwi. Ale jakby im coś się stało...* |
Jenathaza - 2010-06-23 13:07:11 |
*Jena strzelił palcami* czy nie mieszkałeś tam czasem przyjaciółmi? Coś wspominałeś. Chyba mieli syna, tak, pamiętam jeszcze z Couruscant. Chciał zostać mandalorianinem. Twoja osada i twój klan były ważne. Możesz go odbudować. Masz czterech synów. Kiedyś będą mieli dzieci. *uśmiechnął się i poklepał znowu Tanga po ramieniu, dwa razy, krótko. Dobrze wiedział i nie miał zamiaru Tanga zmieniać* |
Tangorn - 2010-06-23 13:17:38 |
*A Tang oparł się o tą kanapę plecami i uśmiechnął się w odpowiedzi* Chciał, chciał... ale to dziecinne marzenie spowodowane fascynacją klonami i po części mną. Jenuś, nie wychowam go na Mando ze względu na jego rodziców... ilu by chciało, by ich syn stał się Mandalorianinem? To nie letnia szkółka... *Nigdy nie proponował tego Secusiowi ani Fler. Malkit dorośnie i będzie miał przed sobą przyszłość, jako Mando nie miał zbyt wielu perspektyw* Taa... klan i rodzina są ważne. I nie myśl sobie, że nie próbuję go odbudować, ale wiem też, że to jeszcze nie jest czas. *Wszystko przyjdzie z czasem, teraz trzeba uporać się z Imperium, bo oni mogli wszystko zniszczyć i to bardzo szybko* Ja im mogę zaoferować jedynie testowanie bojowe. *Uśmiechnął się przewrotnie, bo Jena znał Tanga i pewnie wiedział co oznacza testowanie bojowe. Cochrel dałby im broń a oni postrzelaliby sobie do Imperialnych, gdziekolwiek, byle napsuć im krwi* |
Jenathaza - 2010-06-23 13:27:49 |
*Uśmiechnął się raz wtóry, krótko i lekko. Nie miał zamiaru forsować swoich racji nie swoim temacie, to nie jego cechy. Ale powiedział, co myślał a tang zrobi jak uważa. Skinął głową. Tak wiedział, ale w takim testowaniu bojowym łatwo zginąć.* |
Tangorn - 2010-06-23 13:31:14 |
*Łatwo zginąć, ale to w końcu Mando, mają delikatnie rzecz biorąc śmierć w poważaniu, więc testowanie bojowe to coś dla nich. A jenę Tang lubił właśnie za to, że nie forsował na upartego swoich racji i nie próbował przekonywać. To była jedna z jego najlepszych cech* Dawaj co tam masz, bo humor mi się pogorszył *Poważne rozmowy nie powinny odbywać się po alkoholu, bo potem to chce się tylko doprawić i schlać jak świnia. Tang teraz właśnie tego chciał* Tylko nie pamietam już cholera, gdzie wylądowałem... |
Jenathaza - 2010-06-23 13:41:36 |
Na Nar Shaddaa *przypomniał usłużnie i wstał, by udać się to tajemniczego magazyny. W półmroku widać było zarys jego wielkiej sylwetki. Słychać było nierówny chód. Sam nie miał zamiaru pić. Postanowienie, mniej lub bardziej restrykcyjne. Ale przynajmniej tera,z w żałobie, choć Iliani nie żyła już od roku. |
Tangorn - 2010-06-23 13:55:27 |
Wiem kurwa... ale gdzie na Nar Shaddaa? Bo muszę jakoś trafić tam *Warknął, bo najwyraźniej Jena nie załapał jaki to wielki problem ma Tang bo pamiętał gdzie lądował gdy jeszcze pamiętał by nie pić bo nie będzie pamiętał o tym, gdzie wylądował. Tak więc nie miał zielonego pojęcia o tym co miał pamiętać. A gdy Mavhonic przyniósł butelkę bimbru to ją wziął i się napił, po uprzednim odkorkowaniu* A ty czemu nie pijesz, co? *Zapytał Jenę patrząc na niego podejrzliwie* |
Jenathaza - 2010-06-23 13:59:38 |
*Kiedy pytanie go zastało, stał akurat przed Tangiem, w jednej chwili wyglądał normalnie, a w drugiej – wyglądał na strapionego* |
Tangorn - 2010-06-23 14:08:30 |
*Obserwował Jenę przez dłuższy czas i w końcu kiwnął głową* Rozumiem. Więc nie będę namawiał do wspólnego picia... *Cóż, głupio się pije samemu ale co zrobić? Jena sobie postanowił, że ograniczy alkohol to nic tego nie zmieni. Tang natomiast się doprawi i będzie koniec tego rozdziału. Zrobił duży łyk bimbru a potem się lekko skrzywił. Stanowczo za dużo pił... ale co tam, to pomaga koić nerwy i czasami pomaga zasnąć* |
Jenathaza - 2010-06-23 14:13:28 |
*Może tak, może nie, zależy od punktu widzenia. Mądrzy i uczeni rożnie powiadają. Jena nie była ni mary, ani uczony, a swoje zdanie miał dla siebie. Starał się Tangowi towarzyszyć aż do momentu, kiedy postanowił skończyć. Jelsi chciał, to odprowadził go na statek. Jeśli nie, to nie. I tak skonczyło się to spotkanie* |
Granharr - 2010-07-10 15:15:07 |
Wookie trafił na miejsce w czasie wprost proporcjonalnym do niesionego bagażu. Przez ramię miał przewieszoną niewielką(jednak pojemną), ciemnobrązową, skórzaną torbę. Właściwie to wcale się nie pakował, tylko dosłownie wrzucił swój dobytek z skrytki do torby i od razu ruszył na lądowisko. Jak można zobaczyć, dotarł bez większego problemu. Jego ciemne oczy omiotły miejsce, jakby szukając Jenathazy. Nie wiedział czego może się spodziewać po nowym znajomym, jednak większa część - ta rozsądna - była nadal nieco nieufna. Wielki owłosiony Wook szedł nadzwyczaj spokojnie, opierając jedną dłoń(łapę) na rękojeści ostrza. |
Jenathaza - 2010-07-10 15:35:04 |
*Na ladawisku stalo kilka statkow, w tym statek Jenathazy. Nigdzie to nie było napisane a jaszczura nie było widac. No ale wookie przeciez maja węch. Zapach jeny dochodzil tylko z jednego statku, do którego wejście było otwarte. Wiec najwyraźniej tam isc należało by go spotkac* |
Granharr - 2010-07-10 15:45:29 |
Granharr zrezygnowany, że musi użyć innego zmysłu, pociągnął nosem, zbierając zapach, który go obrzydzał, zapach Nar Shaddaa. Przynajmniej teraz wiedział gdzie się ma kierować. Ruszył do statku, stawiając stopy na kolejnym żelastwie wydał warknięcie, które można potraktować jako westchnienie. Kły miał nieco wyszczerzone, bo ponownie przerzucił się na oddychanie ustami. Wkroczył do wnętrza Jenathazowego super okrętu, nie wierząc, że pierwszy raz poleci na niebo bez krycia się i nie jako niewolnik. |
Jenathaza - 2010-07-10 15:56:01 |
*ba – wyraźnie na superokręcie na niego czekano. Wejście było z boku przez ładownie, gdzie stała kanapa okryta kocem. wnetrze statku było utrzymane w połmroku. Na ścianach wisiało kilka obrazow – bez ram, z calą pewnością autorstwa Mavhonicka. Raczej pesymistyczna tresc, ale przyciągały wzrok. Kilka rzeźb czekających na skonczenie. Zapach terpentyny. Pracownia. Jena wyłonił się od strony kokpitu* |
Granharr - 2010-07-10 16:10:23 |
Wookie wyraźnie, wesoło warknął, szczerząc kły. Od razy też futro inaczej mu się dookoła oczu ułożyło, jakoś tak weselej. Najpierw pokazał Jenathazie środkowy palec, ale drugą ręką podrapał się po głowie, pokręcił przecząco, po czym pokazał uniesiony kciuk, ciesząc się przy tym jak psychopata. Rozejrzał się po pomieszczeniu zdziwiony, oglądając obrazy. W krainach cienia czasami widywał rysunki, ale jedynie wydrapane przez głupiutkich, młodych Wooków, którzy nie wiedzieli że nie niszczy się przyrody. Ah, a jeśli chodzi o rzeźby... Sięgnął do przymocowanej do paska torby i wyjął coś małego i drewnianego. Po pierwszym rzucie oka, mała brzydka laleczka wystrugana z drewna... ale po chwili można było dostrzec że linie układają się w coś znajomego, oraz są całkiem precyzyjne! Wookie chwycił drugą ręką figurkę za głowę i pociągnął. Pokazał swoje dzieło z bliska Jenathazie, jakby czekając na artystyczną aprobatę. Była to miniaturka szturmowca, z wyciąganą główką(czyżby zapęd do oderwania głowy imperialistom?). Bez czekania wyciągnął z torby kolejną rzecz: przyrdzewiały hydroklucz i pokazał na siebie: pomóc? Oczywiście wogóle się na tym nie znał, ale ukradł to jakiemuś ślepemu Sullustańskiemu mechanikowi. |
Jenathaza - 2010-07-10 16:25:47 |
*Kiedy zobaczył środkowy palec to na chwile mina mu zrzedła, bo jakby nie było ten gest był negatywnie wymowny, ale zaraz poprawka, i pełne zrozumienia skinienie głowy Jenathazy. Pomylił się biedak. Inny by się wkurzył. Mavhonic nie. Wiele trzeba by go wkurzyć, bowiem cnota cierpliwości znana mu była. |
Granharr - 2010-07-10 16:38:58 |
- Wraaahhhyyrr - pokiwał z dumą głową odbierając swój bezcenny skarb i wkładając go na powrót do torby. Wrzucił tam też klucz po usłyszeniu na czym polega problem. Nic mu to nie mówiło, ale jak większość Wookie uważał, że uczenie się jest ważnym elementem życia. Pokiwał głową z entuzjazmem, zadowolony, że dowie się kolejnej przydatnej rzeczy. Zdjął torbę z ramienia i położył ją - ostrożnie jak na Wookiego - gdzieś na boku, żeby nie przeszkadzała. Jego umysł był gotów chłonąć informację, więc jakby przedrzeźniając żartobliwie Jenathazę przechylił także głowę. Jednak żadne włosy nie zmieniły położenia! Sekretem jest tajny żel do włosów produkcji kashyyykańskich tradycji - brak mydła i wody przez bardzo długi czas. |
Jenathaza - 2010-07-10 16:50:25 |
*Jakoś to Mavhnonicka uwadze uszło. Znaczy się żel, może dlatego ze on nie używał i choć z całą pewnością ciezko było dbać o włosy długości 120cm co najmniej, to jednak dość plastyczne były i zarówno jeden kosmyk jak i cały warkocz spoczywający na plecach poddawały się ruchowi. Jena przymknąwszy oczy skinął łbem no i udał się niespiesznym, za to przy lasce wiele mniej kulawym krokiem do kokpitu, w którym widniała tylko jedna płaskorzeźba ba ścianie. Wyglądała jakby drzeworyt personifikacji wiatru. Czy jakos tak. na pulpicie rozbebeszona jedna z kontrolek, na która Mavhonic z miną inżyniera wskazał* |
Granharr - 2010-07-10 17:06:12 |
Wookie posłusznie szedł, a później usiadł, wpatrywał się w wszystkie urządzenia jak zaczarowany. W jego głowie kłębiły się myśli, wszystko było zbudowane jak zeg... nie, jak wioska. Każdy element pasował do czegoś. Chłonął wiedzę, jednak zmartwiony wciąż nie wiedział co to Gizka. Podrapał się po głowie i pokiwał z uznaniem na naprawę Jeny. Uznał, że to szczyt technologii i umiejętności więc jego kompan zdobył jeszcze więcej szacunku Wooka. |
Jenathaza - 2010-07-10 17:13:02 |
*za to Jena, kręcąc ze sobą dwa kabelki zerkał na towarzysza trochę pytająco, widać komponując w umyśle jakieś scenariusze jego przeszłości* na pewno już latałeś takimi statkami, może nawet lepszymi *wyprowadził wniosek cichym basem. Skręcone druciki począł owijać taśmą. Jego myśli nie chciały opuścić wookiego bo… co z nim zrobi? Zostawi na jakiejś planecie, tak jak chciał? |
Granharr - 2010-07-10 17:26:36 |
Pokiwał wymijająco głową na stwierdzenie o statkach. Granharr faktycznie postawił Jenathazę w skomplikowanej sytuacji, jednak się tym nie przejmował. Wzruszył ramionami jakby mówił: nic prostszego! i ruszył do drzwi. Posłusznie wcisnął przycisk i obserwował wrota. Był milczący, ale to dlatego, że zrezygnował z prób rozmowy, które i tak nie dałyby rezultatu. Wolał używać gestów jak do tej pory. Wrócił do kokpitu i rozsiadł się w fotelu. |
Jenathaza - 2010-07-10 17:33:02 |
*no to tak trochę sztywno było, choć miało to proste uzasadnienie. Zatopiony w myślach Mavhonic skinął głową i wyprostował się na swoim siedzisku* |
Granharr - 2010-07-10 17:40:19 |
Jakoś tak głupio mu było że nie ma większego celu, jedynie drobną zemstę... Więc się Granharr zamyślił i myślał tak przez bite cztery minuty, aż planeta robiła się malutka, a on w końcu wymyślił. W sumie coś co chodziło mu po głowie od dłuższego czasu. Jego zhańbienie mogło zostać trochę zrehabilitowane, jeśli pomógłby jakoś Kashyyyk. Wbrew pozorom(i po części własnej woli - tęsknota była silniejsza), Wook interesował się ojczyzną i wiedział, kto kontynuował dzieło prywatnej korporacji. Powoli z bólem w oczach popatrzył na Jenathazę i wyjął ponownie figurkę szturmowca. (Torbę zabrał kiedy zamykał wejście) Pstryknął ją lekko dając do zrozumienia, co znaczy dla niego imperium. Jednak nie znał planety na której walczono z imperium, więc nie spodziewał się czegoś wielkiego. |
Jenathaza - 2010-07-10 17:57:37 |
*skinął głową miękko, głęboko w takim niemym „ahaaa”, nadal spokojnie pilotując statek* |