Gen. Qymaen - 2010-05-05 17:55:33

Któż by pomyślał, ze wielka korporacja to tu, na tej lodowej pustyni ulokuje swoją głowiną bazę. a  jednak. Umieszczone kilka kilometrów pod powierzchnią skutego lodem gruntu niezliczone przestrzenie niskostopowych pomieszczeń składały się na ogrom liczącej tysiące metrów kwadratowych bazy. Centrum badań ogrzewane wielkimi fuzyjnymi reaktorami. Stonowane waniliowe barwy ścian, charakterystyczne rozsianie dźwięku, atmosfera chłodnej kalkulacji, obcowania z odkryciem. Zimno. Baza na Hoth. Serce Cochrelu.

Gen. Qymaen - 2010-05-05 18:02:29

*Pojazd płozowy sunął po powierzchni z niesamowitą prędmkoscią, zostawiając za sobą czteroślad, który natychmiast zasypywały płatki śniegu. Podróz trwała pół godziny. Potem cały pokazd zostal wchłoniety przez zaspy i towarową turbowinda ściągnięty w otchłań. Pod powierzchnie zasniezonej kuli. Śniegl zmarzlina, lodowiec, twardy grunt, przemarznieta ziemia i w  koncu coraz cieplej – gorący pot generatora. A oni zjeżdzali coraz głęboiej…
Kiedy podróz doboegla konca znowu podłączono rękaw,. I kiedy trójka goszci wyszla, znaleźli się w przestronnej „Sali odpraw” w któ®ej roilo się od robotów – strażników. Oni sami mieli ze soba dwóch IG 100. General wyszedł pierwszy.z atrzymal się kilka kroków od wyjscia i omiótł spojrzeniem pomieszczenie* Witam w sercu Cochrelu *wycharczał*

Darven - 2010-05-05 18:07:19

*Darven podczas podróży nic nie mówił, nie ruszał się. Dopiero gdy pojazd dojechał do celu - wstał i wysiadł, rozglądając się.* Niezmiernie mi miło... *Wyszeptał, dokładnie oglądając pomieszczenie i roboty.*

Moc - 2010-05-05 18:12:48

*Cóż, siedział spokojnie przez całą tą podróż, nie odzywając się podobnie jak reszta. To nie była chwila na swobodne pogaduszki o błahostkach... sam też nie wiedział, czy byłby w stanie prowadzić takie rozmowy. No ale w końcu dotarli na miejsce, więc opuścił ten pojazd zaraz za Generałem i Darvenem... serce Cochrelu... ciekawe. Bardzo interesujące...* Imponujące... *Mruknął cicho rozglądając się po sali. Cóż, tutaj Imperium na pewno ich nie znajdzie, nawet za tysiąc lat... bo chyba tylko desperat szukałby bazy tak głęboko pod powierzchnią...*

Gen. Qymaen - 2010-05-05 18:22:00

*Zmrużone oczy generała skierowały się przez ramie najpierw na jednego, potem na drugiego towarzysza* czujecie coś? *zapytał, po czym warknaszy głośno rozłożył ramiona na boki i rzucił ostre spojrzenie przez hol. Wcześniej wysłał wiadomość o odwołaniu wszelkich komitetów powitalnych. Nie potrzebuja tego. Dooku czeka. Jego mistrz.
Zawsze wszyscy separatyści byli na każde jego skinienie.
Generał czul satysfakcje z tego, ze Dooku na niego czeka…
Ja chyba czuje – pomyślał i ruszył pewnym, szybkim krokiem przez hol. Peleryna łopotała za nim. Ręce poruszały siew  rytm kroków. Dlonie miale zaciśnięte w pieści. Poprowadził ich do turbowindy, która zjechali jeszcze głębiej. Kilka pięter.
Dooku był wcześniej w sekcji dowodzenia, potem przewieźli go do „materiałów niebezpiecznych”. Tam tez zmierzali. Sześć pięter…*

Darven - 2010-05-05 18:31:45

A więc, tutaj znajdziemy Dooku... *wyszeptał w końcu. Miał wątpliwości, nie wiedział co będzie. Bo, jeśli to Hrabia postanowił sobie ich wyrzucić w powietrze... Tylko, gdzie w tym logika? Nie ma. Szedł za Generalem i jeśli nie musiał, nie odzywał się. Po prostu towarzyszył.*

Moc - 2010-05-05 18:36:21

Ciężko cokolwiek stwierdzić... może się ukrywać przed nami... *Zjawy miały to do siebie, że bez trudu potrafiły maskować swą obecność. Nie były materialne, mogły się przemieszczać, rozpływać... ale miały słabe punkty, dało się je pokonać, zniszczyć. Ale i tak trzeba uważać...* Cóż... Dooku czeka *Mruknął Mace i ruszył za całym korowodem, wypuszczając swoje myślowe sądy na teren całej bazy, tak więc Sith na pewno wyczuje jego obecność. W końcu znał jego aurę bardzo dobrze, na długo przed jego rebelią a także i w jej trakcie. Mistrz Winud podążał spokojnie za Generałem... czekał na to spotkanie, ale chyba nie tak bardzo, jak cyborg*

Gen. Qymaen - 2010-05-05 18:53:41

*winda otworzyła przed nimi swoje wrota i wyszli. Przed nimi ciągnął się sklepiony na okrągło korytarz na ktorego końcu znajdowało się chronione barierą wejście. a  przed nimi stal człowiek. Mężczyzna, starszy już. Jego twarz o żółtawym odcieniu skóry poorana była zmarszczkami starości. Pogłębiały one jego dobroduszny choć odrobinę chytry uśmiech. Skośnie oczy były tak zmrużone, ze niemal niewidoczne zza szkieł okularów. Generał stanął jak wryty  po chwili, dosłownie po sekundzie pochyliwszy łeb ruszył w  kierunku starca. Mężczyzna roześmiał się, rozkładając ramiona na boki, jakby miał cyborga uścisnąć* Aż się serce raduje, doprawdy, do tej pory nie mogę uwierzyć! *profesor Guede – ten, dzięki któremu generał znowu mógł żyć, poklepał radianie pancerz swojego „podopiecznego” wyraźnie szczęśliwy. A i generał wyglądał na zadowolonego. Jego metalowa łapa znalazła się na ramieniu profesora* {gorących dni i długich nocy, profesorze} *wycharczał po kaleeshiansku z jednoczesnym lekkim ukłonem* Jestem, i mam się świetnie. Tak jak i moi towarzysze: mistrz jedi Mace Windu oraz mój asystent Darven Saari. *I zwróciwszy się do towarzyszącej dwójki* To mój… hmmm… zawdzięczam mu życie. Profesor Guede.
*i znowu do profesora* Wpadliśmy z wizytą do Hrabiego. Ma czas?
*profesor momentalnie spoważniał ale nic nie powiedział*

Moc - 2010-05-05 18:58:31

*Szedł cały czas za Generałem i z pewnym zaciekawieniem obserwował tą niespodziewaną reakcję cyborga. Ale czy do końca niespodziewaną? Przez cały okres Wojen uważano go powszechnie za bezdusznego cyborga, pozbawionego uczuć... i tak właściwie było do czasu "wypadku" z mistrzem Kenobim i wtedy się zmienił. Mace dostrzegał to, ale dopiero teraz słysząc tą serdeczność w pełni pojął, że Grievousa już tak na prawdę nie ma, a jest za to Qymaen. Czy to źle? Chyba nie... ale nie wiedział, czy to też dobrze. Miał nadzieję, że tak. Gdy go przedstawiono to skinął głową* Miło mi... *Powiedział cicho i tylko czekał, aż zostaną dopuszczeni do Dooku... nie, nie do Dooku, do jego szczątek. Powinni je spalić dawno temu... tak, zgodnie z tradycją Zakonu, spalić, by Zjawa nie mogła się uczepić swoich resztek, by pozostać na tym świecie. Teraz mogli to nadrobić... z szacunku dla człowieka, którym kiedyś hrabia był.*

Gen. Qymaen - 2010-05-05 19:06:40

*Profesor uśmiechnął się do Mace’a dużo mniej serdecznie niż do generała, z  którym stał teraz cały czas „twarzą w  twarz” z  jego dłonią na swoim ramieniu. a  jego stara twarz powoli zmieniała wyraz* dobrze, ze przyprowadziłeś jedi *odezwał się w  końcu wbrew sobie* Jest tak, jak na raportach… kiedy się tam wejdzie… to on tam jest. Nauka nie potrafi tego wyjaśnić. Co jakis czas przyrządy wariują. Ciało czasem się porusza i są to ruchy skoordynowane…
*Widząc rosnący w  profesorze przestrach, generał warknął gniewnie*
to się skończy, profesorze. Zaraz. *zabrał dłoń, a  człowiek po chwili wahania odwrócił się i poprowadził ich przez korytarz. Generał poczuł, jak narasta w nim podniecenie. Prawie go rozsadza.*

Moc - 2010-05-05 19:11:39

*Cóż, nie zdziwiło go to przywitanie, wciąż był na terenie byłych Separatystów.. a ci nie przepadali za Jedi, delikatnie rzecz biorąc. Wysłuchał uważnie słów tego profesora, ale nie komentował, co nie znaczyło, że w myślach nie analizował całej tej sytuacji. Trzeba to jak najszybciej skończyć... tak. Gdy tylko otworzą się drzwi i wkroczą do środka, by przerwać to... szaleństwo*

Darven - 2010-05-06 12:04:26

*Szedł za nimi, ciężko stukając laską. Przywitał się z doktorem, którego zresztą lubił. Przedstawiać się nie musiał - znali się. Stal teraz nieco obok, między Macem a Generałem, ale nie bezpośrednio "w linii strzału". Generalnie jak dotąd mało mówił. Ale czuł narastające emocje... Podobnie jak Generał, choć nie tak mocne i szczególne. Znał Hrabiego, dobrze, lepiej od Generała. To z Dooku miał głównie styczność u Separatystów. Nadal pamiętał rozmowy w jego bogato zdobionych pokojach. Kontakty układały im się dobrze, poza tym, czuł sentyment do tego człowieka. Nadal czuł. Hrabia mógł doprowadzić łatwo do jego śmierci podczas pamiętnego odmówienia wykonania zadania zleconego przez jego mistrza. Ale nie zrobił tego. I nie starał się. Dla niego zresztą to było wygodne, nie musiał udawac, że się stara - Darven w pore uciekł. W świetną pore. Nie było już nawet do czego wracać. Ale teraz, człowiek miał wątpliwości... Nie chcial niszczyć Hrabiego, palić jego zwłok. Generał chciał "oficjalnie", ale Darven wiedział, że kontakty jego i Dooku były wyjątkowe, skomplikowane. To dla Qymaena pewnie nic łatwego, jeśli podejmie taką decyzje. Jedyny tutaj Mace bez mrugnięcia okiem pociągnął by za symboliczną dźwignie do końca Hrbaiego, jego ciała. Tylko, czy to dobrze o nim świadczyło?*

Gen. Qymaen - 2010-05-06 12:16:43

*Hrabia Dooku już nie żył, jego doczesność się skończyła, to, ze tu był było jego „wyborem”, sprzeciwiającym się naturalnej kolei rzeczy. To, co zrobią nie będzie morderstwem. Generał nie powinien mieć wyrzutów. Co nie oznacza ze nie będzie miał kiedy stanie twarzą w twarz ze świadomością, z „duszą” mistrza, o którą wielokroć się ocierał. Ponad plecami profesora wpatrywał się dziko w pole energetyczne które chroniło wejście do tego pomieszczenia. Wcześniej ciało było w  bardziej widowiskowym miejscu.*
szkoda czasu do stracenia *wycharczał a w ciasnym korytarzu jego słowa, wypowiedziane za głośno poniosły się echem. Ale generał chciał być głośny, chciał by In wiedział, kto przyszedł. Profesor odwrócił się i zgromił go wzrokiem. Jakby mówił: jesteś taki odważny póki jesteś po tej stronie bariery. Ruszyli, i za niespełna minutę profesor już rozpoczynał procedurę wejścia*

Moc - 2010-05-06 12:46:27

*Generał i Darven znali hrabiego Dooku, przywódcę Separatystów, podczas gdy Mace go jako mistrza Jedi i niegdyś byli w dobrych stosunkach. Typowano go na przywódcę Najwyższej Rady, ale pewne epizody z jego życia, pomyłki podminowały jego zaufanie do Zakonu, co potem wykorzystał Sidious... teraz, mając przed sobą resztki hrabiego Mace spali je, ale nie z zemsty czy nienawiści, tylko z litości. Ostatecznie pozwoli odejść swemu dawnemu przyjacielowi i towarzyszowi z tego świata. Taka jest naturalna kolej rzeczy, tak chce Moc. Nikt nie ma prawa tego zmieniać, nawet najpotężniejsi mistrzowie Jedi muszą się temu podporządkowywać. Windu przygotował się już psychicznie na ta konfrontację i tylko czekał na otwarcie wrót...*

Darven - 2010-05-06 12:54:17

*Mace pozwoli odejść? Ale przecież, właśnie Hrabia nie chce odejść. Niestety, poglądy na moc są różne. To, że nikt nie ma prawa tego zmieniać, że to jest kolej rzeczy, że tak chce Moc... To jest zdanie Windu. Darven, zaraz za Generałem czekał, aż wrota się otworzą. Miał jednak spore wątpliwości. Tak, to nie morderstwo - ale to nadal niszczenie tego, co pozostało. Tego, bez czego być może Hrabia juz ostatecznie odejdzie. Bo, ze tak się stanie nie było pewne. Dla Ducha nie jest potrzebne ciało.*

Gen. Qymaen - 2010-05-06 13:05:12

*Zatem wszyscy trzej razem znali Hrabiego od podszewki. Byli grupą wręcz doskonalą do stawienia mu czoła.
Generał odzyskał dziwny spokój pochyliwszy głowę tak nisko, ze była ona niżej niż ramiona Windu i Darvena, palił wzrokiem kontrolkę przy drzwiach.
Bariera zniknęla. Drzwi otworzyły sie. Ale nie przywitało ich światło. Przywitała ich ciemność. I nagle wszyscy trzej stracili przytomność…
Każdy z  nich przeżył na nowo najstraszniejsze chwile ze swojego zycia, ból i rozpacz, poczucie końca i świadomość potępienia paliły ich umysły. To trwało wieczność, miliardy lat, oni przeżyli każdą sekundę tego piekła…

A kiedy ten milion lat już minal, kiedy zarośli mchem, zbutwieli i stali się niczym, przyszedł oddech, bolał i rozsadzał pluca. Rozsadzał głowę*
W porządku… hej, Mistrzu… Mistrzu?
*To profesor Guede klęczał przy mistrzu Windu, który najwyraźniej ocknął się pierwszy. Darven w chwile po nim. Generał na końcu. Widzieli zarys pomieszczenia. Było z demolowane, zniszczone, pocięte mieczami, podziurawione , powyginane rzucanymi ciałami.
Generał kaszląc podniósł się na ramieniu. Ale miałem koszmar, jaki realistyczny…a  może teraz śnie?*
kto to zrobił? *zapytał, tocząc wzrokiem po pomieszczeniu*
wy *odparł profesor* Jak tylko tu weszliście, zaczęliście walczyć ze sobą. Musieliśmy wezwać straż i użyć ogluszacza…

Moc - 2010-05-06 13:13:23

*Każdy miał swoje spojrzenie na Moc. Mace jako Jedi uważał się za jej strażnika i wykonawce jej woli... uważał uporczywe trwanie przy życiu jako coś nienaturalnego. Każde życie ma swój czas i się kiedyś kończy a wtedy pozostaje tylko Moc... Nie ma śmierci, jest Moc, jak głosi ostatnia linijka Kodeksu. A teraz czekali na otwarcie sie grodzi i gdy to się stało to... ciemność nastała.

W końcu się wybudził powoli i zaczął się podnosić... zlekceważyli ostrzeżenia... głupcy z nich! Natychmiast Windu otoczył swój umysł barierami Mocy, tak by nic i nikt się przez nie nie przedarł. Dooku był najwyraźniej bardzo potężny, musiał znaleźć jakieś źródło dla swoich mocy. Rozejrzał się po pomieszczeniu... zdemolowane. Spojrzał na resztę i na swój miecz... stracił kontrolę nad sobą. To źle wróżyło...* A niech to... skończmy z tym. *Powoli wstał, nadal czując dziwne zawroty głowy. Skutki ogłuszenia...* Pokaż się hrabio! Wszyscy dobrze wiemy, po co tutaj jesteśmy więc nie przeciągajmy tej chwili! *Można by powiedzieć że oszalał, ale wokół Mace'a tworzyła się fala determinacji i zdecydowania. Koniec gierek...*

Darven - 2010-05-06 13:21:37

*Darven powoli otworzył oczy. Leżał bezładnie, podpierając się ścianą. Tyle pytań mogłoby się nasunąć - ale nie. Otworzył usta i zaczął dyszeć. Dosłownie, łapał powietrze garściami. W oczach malował się wielki ból. Nie miał siły wstać, powiedzieć. Nic. Pustka. Wbił sparaliżowany spojrzenie w przeciwległą ścianę.*

Gen. Qymaen - 2010-05-06 13:25:33

*Złapał się za głowę, w bardzo „ludzkim” geście, durastal zgrzytnęła o płytki maski. Nie mógł wstać. z  cala pewnością jakieś przeciążenie. Profesor zaraz do niego przylgnął. Słyszał przez pisk słowa Windu.
Wziął nas z zaskoczenia – pomyślał. Działania profesora sprawiły, ze gdzieś przy uchu przeskoczyła iskra i cyborg wstał jak gdyby nigdy nic. Powłóczysta fioletowa peleryna teraz była zwęgloną szmatą. Jego miecze leżały w różnych kątach Sali. Jeden nawet z połówką dłoni. Przy sobie miał tylko jedna rękojeść.
Odwrócił głowę i nagle jakaś tajemnicza siła nacisnęła mu na grzbiet, pochylając do lekkiego pokłonu*
Mistrzu?
*Nie, to tylko ciało. Słój średnicy metra, w  którym odziane w białą tunikę pływało bezgłowe i pozbawione dłoni ciało hrabiego Dooku. Glowa o twarzy na zawsze zastygła w wyrazie świadomości zdrady pływała obok, tak jak i obie dłonie. Siwe włosy unosiły się i falowały wraz z polami szaty. A Dooku był miedzy nimi. Nie był ani widzialny, ani słyszalny ani poznawalny innymi zmysłami, ale wszyscy doskonale go widzieli, słyszeli i czuli – jak w całej swojej wyniosłości stal miedzy nimi. Top było nielogiczne, chore. Przynajmniej generał tak czul – ze wariuje, ze odszedł od zmysłów, a może już nie zyje.
Natomiast dla Mace’a i Darvena była to Moc*
chciałem Was ostrzec *przemówiła zjawa. Generał, stojący teraz nad lezącym Darvenem, jako ze był już w tym lekkim ukłonie, wyciągnął łapę by złapać asystenta za fraki i postawić na nogi*
jeszcze nigdy twoje słowa nie były tak absurdalne… mistrzu… *warknął*

Moc - 2010-05-06 13:34:52

*Mace był twardym zawodnikiem, pochodził z Haruun Kal, więc był twardszy niż normalni ludzie. Poza tym jego wytrwałość i determinacja dodawały mu sił. Skupił się i odciął się świadomie od bólu poranionego ciała. "Nie ma bólu, jest Moc..." To ona teraz dodawała mu sił. Słysząc wypowiadane słowa Generała odwrócił na chwilę głowę... zamknął oczy na kilka sekund i je ponownie otworzył... Jeśli ktoś spojrzałby teraz na jego oczy zobaczyłby dziwną, nieco fioletową poświatę z nich emanującą... Mace znowu widział rzeczywistość w postaci kryształu Mocy, szukając w jego strukturze punktu przełomu, a gdy go odnalazł to uniósł rękę i skupiając się na tej rysie, natarł na nią przy pomocy Mocy. Dzięki temu Generał będzie mógł się wyprostować, gdyż Windu przeciął więzy łączące zjawę z cyborgiem. Ale na chwilę... Odwrócił się znowu i spojrzał na resztki hrabiego a na twarzy mistrza Jedi pojawiła się odraza. Ale tylko na chwilę, stłumiona szybko. Znowu jego twarz przypominała kamienną maskę* Ostrzec? Jakiś dziwny sposób... hrabio. Przed czym chciałeś nas ostrzec? *Zapytał głośno i dźwięcznie, nie lękając się wcale Dooku.*

Darven - 2010-05-06 13:38:01

*Darven został przez Generała postawiony, jak bezwładna szmaciana lalka. Jakby go Qymaen podczas tej czynności puścił - bez wątpienia upadłby. A teraz stał, z nieobecnym wzrokiem wbitym przed siebie, głową spuszczoną. Stał tak, jak go Generał postawił, żadnych ruchów. Nic.*

Gen. Qymaen - 2010-05-06 13:49:22

*Generał wyprostował się, owszem, jednak to nie nacisk Mocy od strony Dooku kazał mu się pokłonić. To coś w rodzaju wpajanego długo szacunki, niewolniczego oddania które zapewniły modyfikacje mózgu. Kipiący dziwnym rodzajem wściekłości stal teraz na szeroko rozstawionych nogach, caryc zaś trzymając Darvena za grzbiet. Może chciał użyć go jako broni, a  może… po prostu potrzebował jego fizycznego wsparcia? Nie patrzył na ciało, a  przed siebie, gdzieś w przestrzeń tam gdzie „widział” Dooku takim jakiego zapamiętał. Każdy z nich widział  tam hrabiego takiego, jakim zapamiętał go najlepiej. I to wyobrażenie zaśmiało się*
Jesteście tutaj, marni słudzy doczesności, korzystający z tego ułamka Mocy, który mogą ogarnąć wasze ograniczone nie wielkie rozumki, Mace. Ja stałem się absolutem. Tylko Ciemna Strona gwarantuje taką potęgę zrozumienia, i jeśli powiedziałbym ci przed czym chciałem was ostrzec, Twój kryształ punktów przełomu uległby samozniszczeniu z przeciążenia *na obliczu wyimaginowanego widma Hrabiego wymalował się ten dobrze wszystkim znany kpiący uśmiech*
Pragnę tez podziękować swojemu… uczniowi, gdyż gdyby nie jego bezdenna głupota i próżność, nie było by mnie tutaj… Galaktyka jest ci  wdziećzna, generale. Ale skoro już się tu zebraliście, to chciałbym wam cos zdradzić… w tajemnicy…
*Cyborg w pól tej wypowiedzi warknął coś w rodzaju „to się da załatwić”, ale pewnie nikt teraz na niego uwagi nie zwracał*

Moc - 2010-05-06 13:56:35

*Mace patrzył na tą zjawę bez cienia lęku, przerażenia... ale z litością i współczuciem* Dooku... wciąż po tylu latach tego nie zrozumiałeś? Potęga to nie wszystko... tak na prawdę nie masz żadnej potęgi. Możesz nas zabić, możesz robić co chcesz, ale nie posiądziesz władzy nad naszymi życiami, duszami... nie posiądziesz władzy nad Mocą. Gdybyś tylko wsłuchał się w głos twego dawnego ucznia... tak Dooku, Qui-Gon nie zniknął, jest częścią Mocy i gdybyś tylko nie trwał z uporem w swym błędzie to usłyszałbyś jego głos. On był tam od chwili jego śmierci i będzie tam *Odparł spokojnie Windu na te przechwałki Hrabiego. Qui-Gon... to była właśnie ostatnia kropla goryczy, która przepełniła kielich i to wtedy Dooku postanowił opuścić Zakon. Jednak jego dawny uczeń nie umarł, a stał się potężniejszy niż oni wszyscy. Ale nie dlatego, że mógł rozwalać góry samą myślą... stał się jednością z Mocą, jego świadomość przenikała całe stworzenie. On też widział wszystko, co się działo w Galaktyce, podczas gdy Dooku był uwięziony tutaj, w tej namiastce życia i ciała* Słuchamy cię hrabio...

Darven - 2010-05-06 14:05:30

*A więc, Darven stał trzymany przez Generała. Jedno jednak było pewnym, bez względu na wszystko, o wiele bardziej lubił Hrabiego niż Maca. A teraz widział go, takim, jakim go zapamiętał. Starszego człowieka, z siwymi włosami... W tym wszystkim jednak jednego Darven nigdy nie był w stanie zrozumieć. Nie potrafił pojąć, jak Hrabia był w stanie zamordować własnego przyjaciela... Przyjaciela, z którym od wielu lat tyle go łączyło. Przyjaciela, który mu bezgranicznie ufał, powierzył tajemnice, której nikomu innemu, nawet najwyższym mistrzom nie powierzył. Tak, ufał mu... Darven przecież tyle by dał, by wrócic do owych strasznych chwil jego życia, cofnąć czas, nie dopuścić do tego, co się stało, co porwało jego duszę. A Dooku to zrobił. I zrobił to z powodu Armii Klonów, jedynie małego dodatku do intrygi palpatina. Niczego wielkiego. Darven wbił spojrzenie w to, co widział mocą. W postać Hrabiego. Spojrzenie dziwnie wymęczone, zasmucone. Przelewała się gorycz i żal.*

Gen. Qymaen - 2010-05-06 14:14:06

*Zjawa rozłożyła ręce* Ja tez jestem częścią Mocy. Zrozumiałem wszystko, na rozumieniu czego mi zależało. Potęga to może i nie wszystko. Jest jeszcze satysfakcja. Bo co mi przyjdzie po takich marnych żywotach jak wasze… Qui Gon był bliski zrozumienia, dlatego też Moc zezwoliła mu na stanie się częścią w niej, owszem. W moim przypadku to Moc jest częścią mnie.* [i]przerwał, w pomieszczeniu falowała chłodna ciemność. Generał patrzył bardzo dziwnie, jakby znowu coś wpełzało do jego umysłu i nagle Mace i Darven mogli przypomnieć sobie ze wyglądał identycznie zanim w chwile później zaatakował ich i wszyscy w transie zaczęli ze sobą walczyć. Jego umysł był wręcz stworzony doi wpływów Dooku. Niektórych urazów nie da się naprawić, a  to były urazy, zniekształcenia które hrabia sam sobie wyżłobił w psychice ucznia.*
[i]Obserwowałem was. Zabieracie się do tej walki od niewłaściwej strony… zamiast zapobiegać, staracie się leczyć. Zanim obciąć pień, zapamiętale odcinacie gałęzie. Robota lubi głupiego. Dam wam wskazówkę. Wskazuje ona na planetę Malachor. Grievousowi nie będę tego nawet tłumaczył, czcza gadanina, ale tobie, Mace… tak, tobie mogę przypomnieć o potędze jaka daje Moc, nie tylko wam, ale tez waszym wrogom… Grievous! Puść go w końcu, żałosna gnido!

*Durastalowa pięść otworzyła się i Darven został puszczony. Natychmiast, a czy się przewrócił, czy stał, to już zależało od niego*
No proszę, odmówiłeś tego rozkazu i zyskałeś taką piękną wdzięczność tego monstrum… chcesz mnie może o coś zapytać, Darvenie?

Moc - 2010-05-06 14:22:44

*Mace pokręcił głową. Może jest jeszcze jakaś szansa na odzyskanie dawnego Dooku? Może jest szansa na odkupienie? Szkoda, że nie ma z nimi Yody... w końcu to on był jego mistrzem i znał go najlepiej z nich wszystkich.* To my wszyscy jesteśmy częścią Mocy, nie ona częścią nas... przypomnij sobie nauki Yody... przypomnij sobie to, co przekazałeś swemu uczniowi. W głębi duszy wiesz, że on stał się potężniejszy niż ty... Odnajdź go, posłuchaj go *Można to uznać za zbędny trud czy szaleństwo, ale w historii Zakonu wielu było takich, którzy nawracali się nawet po śmierci, stając się na nowo częścią Mocy. Ale tego trzeba chcieć. Mace pochylił nieco głowę, przymykając oczy* Taaak... Malachor prześladuje mnie w wizjach... i na niego przyjdzie czas Dooku. Na wszystko przyjdzie czas. *Nie zapomniał o tym tajemniczym nagraniu, ale też musiał dokończyć parę spraw, nim się tam wybierze... bo już zdecydował, że osobiście weźmie udział w tej wyprawie. Nie można lekceważyć Ciemnej strony...*

Darven - 2010-05-06 14:31:31

*Darven spadł ciężko na kolana, pochylił głowę.* Taaak... Odmówiłem wykonania rozkazu... Ale to nie był twój rozkaz. To był rozkaz Sidiousa. I nigdy byś nie kazał tego zrobić... Szczycisz się kontrolą nad Qymaenem? A twój mistrz? Kontrolował cie, manipulował tobą... By na końcu zdradzić. Tak, Dooku. Zostałeś zdradzony. Przez ten cały czas byłeś dla niego nikim. Tylko narzędziem. W jego planie, w jego własnym planie. Nawet nie mrugnął zgadzając się na twą śmierć, ba, każąc cie zabić... Byłeś dla niego nędznym robakiem. *Darven, niemal leżąc na podłodze, uśmiechnął się podle, szydzącym uśmiechem.* A Sifo-Dyas? Jak mogłeś mu to zrobić...? On ci udał! Wierzył! Zrobiłby dla ciebie wszystko, powierzył ci tajemnice, której nikt inny nie poznał... Tymczasem, ty go oszukałeś, zamordowałeś, dla planu Sidiousa w którym Armia była jedynie dodatkiem. Dodatkiem dla jego intrygi. Ale Sidious cie zdradził, miał cie za robaka... I dla niego zniszczyłeś najbliższą osobe. To jego krew płynęła w żyłach Generała! Sifo-Dyasa... Powiedz mi... jak? Nigdy nie potrafiłem tego zrozumieć... pojąć...

Gen. Qymaen - 2010-05-06 14:50:19

*Zjawa uśmiechnęła się z politowaniem* Każdy popełnia błędy, nie należy ich rozpamiętywać, przyjacielu. Tak właśnie widzę szkolenie jedi. Jako błąd. Stało się dokładnie to, czego się bałem. Polegliście. Niezdolni do zmian pozwoliliście się omamić i stłamsić. Nie żałuje swojego wyboru. Mnie zgubiła wiara w Sidiousa a was – ignorancja. To jest właśnie ta satysfakcja o której mówiłem.
*stojący obok Darvena generał przewalił oczami, ale nie z irytacji. Wyglądało to jak silny fizyczny ból nie wynikający z jakichś obrażeń a z obcej ingerencji albo… a raczej na pewno – z obrony przed atakiem, których chciał wyprowadzić. Dooku tymczasem odwrócił głowę ku Darvenowi*
Tak, wiem. I dlatego tak go nienawidzę… *Syfo Days był jedna z  pierwszych, i najbardziej niszczących hrabiego ofiar, które poświęcił, wierząc wówczas w słowa swojego mistrza. Momentalnie generałem zarzuciło, poleciał ku ścianie, a  Darvenowi odebrało oddech. Ciało w  zbiorniku poruszyli się niby przypadkowo. Mace mógł poczuć ściskającą mózg energie ciemnej strony.
Generał wyrżnął o ścianę. Upadając jego pazurzasta dłoń sięgnęła za pas. Jeszcze leżał, kiedy z jego ręce rozjarzyła się zielona klinga.
Zjawa wysłała ku niemu spojrzenie.*
Odłóż to
*Cyborg się zawahał...*

Moc - 2010-05-06 15:00:35

*Mace, zapewne ku zdziwieniu wszystkich uśmiechnął się i znowu spojrzał na zjawę.* Nie przeczę... spoczęliśmy na laurach, ufaliśmy we własna siłę i we własną moc... to nas zgubiło. Zgubiła nas też wiara w Wybrańca... w Skywalkera. Dlatego zdecydowaliśmy się powrócić do źródeł, do podstaw filozofii Zakonu... ale to nie zmienia faktu, że jesteśmy sługami jasności, obrońcami Mocy... zawsze twierdziłeś, że Zakon pogrążył się w zepsuciu Hrabio... teraz pragniemy to naprawić. A ty nadal w głębi duszy wiesz, co jest dobre... zbłądziłeś ze szlachetnych pobudek, wiec w Tobie nadal tkwi dobro... *Windu wierzył w dawnego towarzysza, że może się odkupić i znowu stać się Jedi. Ale czy nie był zbytnio naiwny? Wtedy też wyczuł ponownie tą ciemną aurę i wzmocnił swoje bariery otwierając się jednocześnie na Moc, całym umysłem i całym ciałem. Ponownie widział rzeczywistość w formie kryształu, szukając charakterystycznego Punktu Przełomu. To dzięki tej bardzo rzadkiej umiejętności Mace był tak groźnym przeciwnikiem... każda sytuacja, każde zdarzenie posiadało Punkt, który jest najsłabszym ogniwem łańcucha. On potrafił je odnajdywać, interpretować i wykorzystywać... no i rozporządzał wielką potęgą, która ustępowała jedynie Yodzie... I teraz, gdy ponownie całun Ciemności zaczynał ich otaczać, to Mace odnalazł najwrażliwszy punkt w tym ataku i sam skierował w niego swoją Moc, dążąc do rozproszenia tego. Działał pewnie i zdecydowanie... odzyskał wiarę w swoje umiejętności, w swoją siłę a przede wszystkim w Moc. Działo się to długo, ale już się dokonało... Mace Windu wracał* Dosyć tego! *Zawołał groźnie, a tego nie można lekceważyć.*

Darven - 2010-05-06 15:09:15

*Darven, przewrócił się na bok usiłując wstać, roześmiał się.* Mace, mace... Zdradziliście moc. Nie szliście ścieżką prawdy... *Uśmiechnął się znów.* W tej sytuacji, ten bełkot nic nie zmieni... Ja już wiem jacy wy jesteście. Wy zawsze macie racje! Taaak, spalić go, powiesić! Niech ginie bo myśli inaczej, niech ginie każdy, kto myśli inaczej. To wy zdradziliście republike... *I wtedy to się stało. Powietrze z płuc Darvena  uciekło w jednej chwili, kątem oka widział, jak Generał leci w stronę ściany. Chwycił mocno własną laskę, skupiając się w mocy. Skierował ją w stronę tego ducha. Warknął wściekle i zaczął się zwijać na podłodze, czując, jak się dusi.*

Gen. Qymaen - 2010-05-06 15:41:15

czymże jest dobro, jeśli nie wyzwaniem dla zła? Czymże jest zło jeśli nie brakiem dobra. To słowa puste i tak naprawdę nic nie znaczące, ważna jest idea która zwiastuje poprawe. Zawiera w sobie dobro i zło jako nierozerwalne elementy, które muszą się w sobie zawierać. Do tego dążyliśmy aż do chwili pojawienia się błędu. Innymi drogami, lecz w tym samym kierunku. Tyle jest we mnie dobra ile w Tobie zła, i tak naprawdę oznacza to to samo. Zdobywanie potęgi przez wiedze, i wiedzy przez potęgę. Strzeż się przed zaufaniem mi,, Mace. Chcemy tego samego, ale nie możemy istnieć obok siebie. Naprawdę chciałem was ostrzec.
*I zaatakował ponownie. Wszyscy trzej poczuli ze brakuje im tlenu. Ruch w Mocy wywołany przez Darvena pchnął słój z ciałem, który poleciał prosto ku pancernej szafie w której trzymano broń. Efektownie, bowiem to działanie było punktem przełomu sytuacji. Zjawa Mocy otoczyła jedi całym sobą, mrokiem  siła ciemnej strony. Otuliła go ujmującą bliskością zrozumienia wszechrzeczy* Nie zabijaj mnie, mace. Nie odsyłaj, potrzebujesz mnie, by zrozumieć…a  ja mogę ci pomóc…
*Słój rozbił się o pancerną szafę a także poniekąd o generała i jego aktywny miecz, który nieumyślnie szarpnął ciało. W tej chwili siła zaciskająca jedi zamajaczyła, jakby była mgłą.
Generał podnieś się i wbił pazurami w uszkodzoną przez uderzenie szafę. Z przerażającym rykiem rozerwał jej ściankę jak papier*
Nie słuchaj go! *charczał w  kierunki Windu* Nie słuchaj go!!!

Moc - 2010-05-06 15:59:14

*Mace przymknął oczy słuchając słów Dooku, pełnych jadu, które tylko czekały, by wsączyć się w jego umysł. Czy takimi słowami Sidious omamił tego niegdyś potężnego mistrza? Czy cel może uświęcać środki? W końcu pokonanie Imperatora było bardzo ważne, praktycznie niezbędne do tego, by uratować Galaktykę. Ale czy sięgając po potęgę nie stałby się kimś takim jak on, jeśli nie gorszym? Hrabia wiedział gdzie uderzyć, wiedział, że w Windu drzemią pokłady mroku, które tylko czekają na to, by się wyrwać spod jego kontroli* Nie masz racji... Dooku... straciłeś swą mądrość wraz z jadem Sidiousa *Powiedział cicho Mace i zastanowił się, co teraz zrobić, gdy poczuł coś dziwnego. Obecność kogoś, kogo nie wyczuwał od bardzo, bardzo dawna... Wtedy też wszyscy, Mace, Darven, Generał i Dooku mogli usłyszeć w swoich umysłach głos ale tylko Windu i Hrabia mogli go rozpoznać* Mylisz się mój mistrzu... tak bardzo się mylisz... *To był Qui-Gon, ale nie jako Duch tylko jego świadomość. Po raz pierwszy to on przybył do kogoś, a nie tak jak przedtem, oni do niego... Chciał ostatecznie załatwić wszystko ze swoim byłym mistrzem* Nie tego mnie uczyłeś... nie to mi pokazywałeś mistrzu. Czemu więc jesteś tak ślepy na wszystko? *Więź łącząca mistrza z padawanem zawsze była silna, a ta która kiedyś łączyła Dooku z Jinnem była wyjątkowa*

Darven - 2010-05-06 16:09:41

*Darven podniósł się z ziemi i gwałtownym ruchem wskazał ciało dooku. Laska podniosła się nieco, druga dłoń wyciągnęła się i zacisnęła.* Nie... Nie tym razem, Dooku! *Rozległ się swąd palonego ciała. Trzeba to zakończyć... A co nie osłabi Dooku tak bardzo, jak zniszczenie ciała? Zwłoki zajęły się ogniem. Niech spłoną... Niech znikna raz na zawsze. W oczach Darvena odmalowała się determinacja i wściekłość... Ta wyniosłość Dooku. Tak irytująca... Ale Darven nienawidził go z innego powodu. Za Sifo-Dyasa. Nienawidził go za to, że to zrobił. Że zrobił coś, z czym Darven walczy od tragedii jego życia. Podczas gdy Dooku po prostu to zrobił, Darven nigdy nie mógł zapomnieć.* Spłoń, gnido... *Krzyknął, gdy kolejny atak znów zaczął zabierac mu powietrze, z trudem mógł mówić. Upadł na kolana, cały czas jednak starając się podtrzymać ogień. Generałowi będzie łatwiej zniszczyć szczątki... Bo Darven wiedział - Dooku będzie walczyć.*

Gen. Qymaen - 2010-05-06 16:20:49

*generał momentalnie zamarł, trzymając się szafy pancernej, charczą, czul się jak pijany. Zamknął oczy słysząc głos. To ja mówię – pomyślał, już półświadom. Przecież Dooku to jego mistrz – myślał dalej.
To ja mówię… To ja mówię?
Nie, to nie ja. Dooku niczego mi nie pokazywał*
wynoście się z  mojej głowy! *warknął, pozwalając by jego szpony żłobiły koryta kiedy znowu zsuwał się ku dołowi, walcząc z miażdżącą siłą jego byłego mistrza – hrabiego Dooku.
Ale tu już było dwóch uczniów Hrabiego. Jeden reprezentujący w sobie to, co w Dooku było dobre – drugi osobiście przez Dooku zniszczony był wszystkimi złymi cechami sitha.
Zjawa Mocy którą był Dooku podniosła nieistniejące ramiona*
Mówił mi Mace, ze gdybym nie trwał w swoim uporze, usłyszałbym twój głos. Znaczy to – ze mój umór nie jest błędny. Mój upór jest słuszny. To wy go nie chcecie rozumieć. Musicie jeszcze poćwiczyć w otwieraniu umysłu… *zjawa uśmiechnęła się serdecznie* gdybyście tylko nie skupiali się tak na walce ze mną umielibyście mnie pokonać. Ale to jedi, w  obliczu czegoś, co jest inne niż oni, zawzinają się i staja się ślepi na wszystko to, co pozwala im widzieć więcej, niż innym… *tyle zdążył powiedzieć, kiedy Darven zaatakował jego doczesne szczątki. Jego bazę. Zjawa napełniła się zmieszaniem, czymś w rodzaju bólu* Zdrajca! Chciałem wam pomóc, ograniczeni śmiertelnicy! *wszyscy mocowladni poczuli silne skupienie energii, a  generał nagle poderwał się na równe nogi i zawył jak zwierze. Ciemna strona na usługach ginącej zjawy wypełniła ciało potężnego cyborga. Kontrolki na jego pancerzu natychmiast rozjarzyły się alarmami ostrzegającymi przed zagrożeniem zycia. Ale to nie był w tej chwili Qymaen, a  Dooku.a  ten kpił sobie z  jego zycia. Jarzący się miecz z olbrzymia silą i wręcz nieprawdopodobną szybkością która zmieniła klingę w ledwo dostrzegalną smugę światła opadł na ciało Darvena*

Moc - 2010-05-06 16:29:58

*Ale świadomość Gui-Gona pozostała, wypełniając umysły wszystkich zebranych tutaj* Tyle że to ja do ciebie przyszedłem mistrzu, nie wy do mnie. Mam dość mocy, by to uczynić... *Odparł bardzo spokojnie Jinn, martwy, nie żyjący, a jednak nadal mogący rozmawiać z nimi* Czy to nie ty, mistrzu, uczyłeś mnie, że zdolność wykorzystania Mocy została nam nadana w konkretnym celu? Że mamy chronić i pomagać wszystkim żywym istotom? Wszyscy tworzymy jedność z Mocą mistrzu, widziałem to i teraz też to widzę... przestań walczyć i poddaj się jej... *Kojący i cichy głos docierał do każdego zakątka ich umysłów. Nie mogli się go pozbyć, nie mogli go zablokować, gdyż pochodził on właśnie z Mocy a nie z zewnątrz, tak jak głos Dooku. A gdy ten opanował ciało Generała to Mace natychmiast się poderwał i aktywował swój miecz świetlny. Purpurowa poświata zalała całe pomieszczenie i śmignęła do przodu, blokując uderzenie cyborga* Poddaj się Dooku i posłuchaj swego ucznia! *Syknął na niego i silnym ruchem ręki odepchnął klingę od Darvena, przybierając postawę bojową. Vapaad... Mace nie zamierzał przebierać w środkach, ale też nie chciał skrzywdzić Generała. Oby tylko Jinnowi udało się jakoś ich rozłączyć*

Darven - 2010-05-06 16:36:40

*Darven mógł przede wszystkim liczyć na pomoc innych, on sam nie potrafił walczyć wręcz. Jeśli da rade, spróbuje uniknąć czy zablokować cios mocą, ale było mało czasu. Jedynie inny miecz świetlny mógł pomóc, miał nadzieje, że purpurowa klinga zablokuje cios. Jeśli tylko Darvenowi uda się ochronić, zacznie iść w stronę ciała Dooku, powoli, skupiony, z laska skierowaną w jego stronę, lewą ręką zaciśniętą i podniesioną w górę. Płomienie przybiorą na sile, zaczną trawić ciało Dooku. W tym niemym porozumieniu liczył, że Mistrz ochroni go przed zjawą, podczas gdy on zniszczy ciało... I raz na zawsze, razem, zniszczą to monstrum.*

Gen. Qymaen - 2010-05-06 16:50:08

Uczyłem ciebie, Quo Gonie, uczyłem i wierzyłem w  to, co mówię, lecz potem to się zmieniło. Gdybym uczył cię po tamtym zdarzeniu nigdy nie usłyszałbyś tych prawd z moich ust w kształcie ozdobionym kolorowymi wizjami jedi… *ciało płonęło, ale Zjawa ustabilizowała się, co oznaczało ze była na tyle silna by za pomocą Mocy uciszyć płomienie. Widać to było powoli* zabijecie go *zauważył spokojnie w kierunku Mace’a i Darvena. Klinga jedi i cyborga starły się ze sobą, ale nacisk był tak silny, ze mimo zablokowania był w stanie wytrącić mistrzowi łokcie ze stawów. Kontrolki wyły, generał charczał, z jego oczu ciekła krew* Istotę, która wam pomaga, Jedi. Tylko dlatego, by nie dać mi porozmawiać z byłym uczniem? No cóż, widać nie do końca poznałem tajniki waszych nauk. To mi widać pozwalało być nawet mistrzem, bo gdybym wiedział, wcześniej pewnie wcześniej bym odszedł *paląca do żywego ironia opuściła usta zjawy* wierzyłem w mój cel. Uczniu. Ale dopiero głębsze poznanie po opuszczeniu ciała pozwoliło dostrzec mój błąd. Tym błędem było zaufanie. Tego właśnie musi nauczyć się sith.

Moc - 2010-05-06 16:59:47

*Może i nacisk byłby to w stanie zrobić z normalnym człowiekiem, ale nie z Macem pogrążającym się w Vapaadzie. Ten styl był niezwykle niebezpieczny i zabójczy, gdyż Windu sięgał po głęboko wiezione pokłady mroku i wykorzystywał je w walce wspomagając się Mocą. W głębi duszy uwielbiał brutalne starcia, siłowe rozwiązania, ale szkolenie Jedi to hamowało, jednak Vapaad uwalniał to. Był wtedy jak lawina i tornado, nie do zatrzymania... przekonał się o tym już Sidious, który niemal poległ z jego ręki. Skoncentrowany mistrz Jedi nagle odskoczył do tyłu, po czym natarł od prawej strony na Generała celując w jego rękę, by ją odciąć. Cóż, dostanie nową... a tymczasem Qui-Gon nadal "zabawiał" rozmową Dooku* A pamiętasz mistrzu dlaczego odszedłeś? Dlaczego sprzymierzyłeś się z Sidiousem? Bo widziałeś chylącą się ku upadkowi Republikę, chciałeś ją ratować... myślałeś, że sam będziesz w stanie powstrzymać Sitha. Robiłeś to wszystko z dobrych intencji, wierzyłeś w to co robisz... jednak dałeś się zwieść i wykorzystano twoją szlachetną naturę przeciwko temu, co chciałeś ratować *Qui-Gona nie było przy tym, kiedy hrabia uległ Imperatorowi, a przynajmniej nie cieleśnie. Przez Moc obserwował go, widział jak znika w mroku i nie mógł nic na to poradzić* Nie myl nauk Jedi z błędami ludzkimi... one się zdarzają i sam dobrze o tym wiesz. Przypomnij sobie nauki wielkich mędrców Zakonu... przypomnij sobie Kodeks mistrzu. To w nim zawarte jest wszystko to o co walczą Jedi. Uwolnij Qymaena, pozwól mu żyć...

Darven - 2010-05-06 17:09:20

*Darven próbował rozszarpać mocą ciało, które wygrywało z ogniem... Ale Dooku był potężny. Bardzo potężny. I to pewnie przetrwa. Człowiek ze złością rzucił ciałem w przeciwległą ścianę. Odwrócił się do Maca.* Jest zbyt potężny... *Szepnął, co znaczyło jedno. Nie da rady. Nie uda mu się zniszczyć ciała. Co gorsza, Generał może przy tym umrzeć...* Przestań Dooku! Ty gnido... Nic dla ciebie nigdy nie znaczył, a był twoim uczniem. Mogłeś być nadzieją, Hrabio, a stałeś się zgubą! A wiesz co dziwi mnie najbardziej? Że nawet po zdradzie ze strony Sidiousa, który zresztą zdradził wszystkich, niszczysz istoty, które z nim walczą! Które nie dały się tak stłamsić jak ty! *Warknął ze złością.*

Gen. Qymaen - 2010-05-06 17:19:57

*Ale generał tez miał w sobie coś ponadludzkiego, wiec poszedł za ruchem Mace’a, i kiedy ten się ugiął, uciekając spod jego ataku, cyborg niczym w rykoszecie własnej siły zgiął siew  pól, by olbrzymim łukiem ciąć na uda Mace’a, goniąc go swoją klingą we wściekłości połączonej z własnego bólu, zszarpanej psychiki i nieznającej sprzeciwu woli Dooku*
dlaczego wciąż nalegasz, bym przypominał sobie nauki mędrców zakonu, kodeks jedi, i wszystko co dotyczy jedi, kiedy dobrze wiesz, ze zwątpiłem w  te idee. To, ze popełniłem drugi błąd, nie oznacza, ze mój pierwszy już błędem nie jest… *na twarzy zjawy pojawił się grymas wściekłości, kiedy Darven po raz kolejny próbował rozłączyć go z rzeczywistością. Westchnął bezradnie, choć rzecz jasna nie było to westchnienie, jedynie symbol* Spójrz uczniu na ta biedne, żałosne byty, które według ciebie w Mocy stanowią z nami jedność. By uprzykrzyć nam rozmowę narażają życie swoich sojuszników. Nie mogę uwolnić Grievousa, bo on broni mnie przed tym furiatem, to jest moje narzędzie, które poświeci swoją nic nie wartą egzystencje po to, byś miał szanse wskazać mi jedyną słuszną drogę, Qui Gonie… *po czym zjawa nagle znikla i zmaterializowała się przed Darvenem* Wiec może zaniechaj tej dramatycznej szarpaniny i oszczędź mu bólu. Możemy zawrzeć układ. Dajcie spokój mojemu starganemu ciału bym skończył rozmowę. A potem… być może przeżyjecie. Wszyscy

Moc - 2010-05-06 17:31:54

*Ale Mace zablokował ten atak, po czym wykonał zręczny obrót ostrzem, by ten przeciął durastalową rękę, jednocześnie odsuwając się z pola rażenia klingi Generała* Ponieważ wiem, że nadal tkwi w tobie dobro mistrzu a ja chcę cię uratować. Ponieważ w twoich wspomnieniach tkwi siła do odkupienia... czy żałujesz tych wszystkich lat, kiedy to byłeś mi mistrzem? *Qui-Gon nie rezygnował, chciał ratować hrabiego najmocniej ze wszystkich tu zebranych. No ale on nie musiał walczyć o życie, tak jak Darven i Windu... no i to nie jego opętała zjawa. Nagle Darven mógł poczuć silniejszy nacisk na jego psychikę* Zostaw go Darvenie... to sprawa miedzy nami... między uczniem a mistrzem... *I znowu on zelżał, skupiając się na Dooku. Wszystko to działo się bardzo szybko* Tak, chcę wskazać ci jedyną słuszną drogę... czy to źle? Stając się jednością z Mocą dostrzegłem wszystko to co się działo, co się dzieje i co się dziać będzie. Podczas gdy ty trwasz tutaj, w tym ciemnym lochu zależny od swego zniszczonego ciała, ja mogę odwiedzić każdy zakątek stworzenia i widzieć prawdę... czy Jedi mają rację? Mają, ale połowiczna... ich nauki mi nie wystarczyły. Szukałem wiedzy, ale nie dla potęgi, tylko dla zrozumienia i ochrony... to jest ścieżka. Potęga jest złudna... *Przemówił po raz kolejny a gdy Zjawa się zmaterializowała przed Darvenem to głos Jinna nabrał dziwnej mocy i siły* Skończcie walczyć... a ty mistrzu nie skrzywdzisz już nikogo, gdyż ja ci na to nie pozwolę... pozwól sobie pomóc... w przeciwnym razie, powstrzymam cię

Darven - 2010-05-06 17:38:58

*To sprawa między nimi? Darven niemal warknął... Łatwo mówić, gdy się tu nie stoi. Łatwo mówić, gdy nie ma się nic do stracenia, gdy ma się dużą siłę. O wiele trudniej robić gdy jest się w skórze jednego z trzech, którzy tu przybyli. Darven spojrzał na Dooku, który się przed nim zmaterializował. Wściekle rzucił laskę na ziemie.* A więc rozmawiajcie! Dyskutujcie sobie o tym, kto ma racje, podczas gdy my będziemy umierać. Nie chcę w tym brać udziału... *Warknął wściekle i się wycofał.*

Gen. Qymaen - 2010-05-06 17:52:41

masz potęgę, Qui Gonie, osiągnąłeś ją, wiec nie musisz już jej pożądać. *nie odpowiedział na słowa o powstrzymywaniu przed krzywdzeniem. Jeśli nie zajdzie taka potrzeba, to Jinn nie będzie miał okazji próbować go powstrzymać. Bo próbować można zawsze, choć jedi uważają, ze słowem „próbować” narzucają sobie ograniczenia.
Zjawa o twarzy Dooku uśmiechnęła się z  politowaniem i w tejże chwili durastalowe cielsko padło bezwładnie na ziemie, a  klinga Mace’a chlasnęła pelerynę tuz przy samym karku.
Dooku wrócił do ucznia. Nie było nigdzie jego widma, ale widać Dooku uważał, ze tamto miejsce wcześniejsze jest miejscem do rozmowy z uczniem.* Uważam, ze galaktyce wystarczy jedna żałosna forma półżycia, w tym wypadku Anakin Skywalker, ale skoro tak wam zależy na tych kaleeshiańskich trzewiach, to proszę. Nie, Qui Gonie, nie żałuje ani jednej chwili którą śledziłem z tobą i dla Ciebie. Żałuje natomiast trochę kształtu słów, jakie niegdyś wypowiadałem. Bo może gdyby wtedy były one inne, to teraz mógłbyś powiedzieć: te nauki mi wystarczają. Jeśli jedi maja racje połowiczną, to gdzie jest ta druga połowa? Może to moje racje. Moje, przed którymi tak się bronicie. Zatykacie uszy, bo nie krocze waszą scieżką

Moc - 2010-05-06 18:02:08

*Mace zgasił swój miecz świetlny i czekał. Cóż, jemu się też nie podobał fakt, że maja czekać, ale wolał posłuchać Qui-Gona. Kiedyś go nie słuchał i potem dostrzegł swój błąd, stanowczo za późno. Teraz tak nie będzie.* Nigdy jej nie pragnąłem mistrzu... powinieneś to wiedzieć. *Rozmawiali spokojnie, jak gdyby to co się tutaj działo ich nie dotyczyło, ale to się tutaj skończy. Musi.* Gdzie leży druga połowa? Wszędzie... tutaj tego nie zobaczysz, są jedynie lodowe ściany... ale na planecie pełnej życia widać to wyraźnie. To życie tworzone przez Moc jest tą drugą połową... dopiero ludy, które wszyscy swą prymitywnymi otworzyły mi oczy na to. Jedi powinni chronić życie, każde życie, każdy przejaw Mocy... jednak świadom jestem pewnych ograniczeń... a tak zwane prawdy sithów nie mają racji bytu. Dlaczego? Bo oni skupiają się na sobie i dobrze o tym wiesz. Potęga, władza, nieśmiertelność, to to na czym im zależy. A Jedi powinien zrobić najtrudniejszą rzecz, na jaką stać myślącą osobę... wyzbyć się siebie, poświęcić się dla innych, dla Mocy. To jest ścieżka prowadząca do oświecenia... ale czy ty ja widzisz mistrzu? Już nie... *Westchnął, a raczej tak wszyscy pomyśleli.* Proszę cię tylko o jedno mistrzu... odejdź na zawsze z tego świata i zjednocz się z Mocą...

Darven - 2010-05-06 18:08:16

*Darvena strasznie irytował ów spokojny ton, wrażenie, że są poza tym, że to co się tu dzieje nie dotyczy ich. Spojrzał znacząco na Maca. Ale nic nie mówił. Zrobić też nie mógł. Spoglądał co pewien czas na ciało Dooku. Będące w zasięgu ręki... Ta bezradność go dobijała. Będzie stał i czekał. Słuchał spokojnej rozmowy mistrza z uczniem, jak przy ciasteczkach, którzy przekonują się nawzajem do swych racji nie bacząc na to, co się dzieje. Jeszcze gorsze jest to, że nie miał tutaj w czyje słowa się wsłuchiwać... Ani Dooku, ani Qui-Gona nie popierał. Obu filozofiom się sprzeciwiał.*

Gen. Qymaen - 2010-05-06 18:19:22

Nigdy nie oszukiwałem siebie twierdząc, że sitowie chcą ratować galaktykę. Nie mógłbym, skoro odszedłem z zakonu z powodu świadomości ze traci on swoje ideały. Chciałem poszerzyć świadomość. Nie wszystko, czego nauczył Sidious jest kłamstwem czy ułudą. W wielu kwestiach miał racje. W wielu się z nim zgadzałem. Poszukiwałem wiedzy – właśnie wiedzy, Qui Gonie. Skręciłem, by szukać odpowiedzi. Przez pewien czas byłem niemal świadom, ze osiągnąłem doskonałość. Widziałem ścieżkę, była szeroka, równa, obiecująca. Ale na jej końcu stał mój nauczyciel. To on jest największym błędem mojej nowej idei. *tu zjawa zwróciła się do Windu* Punkt przełomu. Chyba przestałeś to ćwiczyć. Nie dziwię ci się. Chciałem was ostrzec, gdybyś ćwiczył, nie musiałbym. Tamten jedi miał w sobie ciemność, ale jest to coś osobliwego. On stoi przy ścianie. Nie wchodzi dalej, ale doskonale wie, co jest w  jego zasięgu. Jest jak ja. Sądzi, ze jeśli wejdzie, będzie w stanie wyjść. *zamilkli na chwilę. Zjawa zamknęła oczy. Wycie alarmów kontrolek na piersi generała wyciszyło się. Nie była to śmierć. Była to stabilizacja. Widać Dooku umiał nie tylko niszczyć. A Grievous był jego uczniem, tylko w innym znaczeniu tego słowa. Był jego żalem, który został po śmierci Qui Gona* Nie mogę zjednoczyć się z Mocą. Skoro Moc jest jednością w nas wszystkich, a my w niej, to nie mogę narazić ogól na mnie samego. To jest właśnie moje poświęcenie

Moc - 2010-05-06 18:29:03

Ścieżka prowadząca do oświecenia nigdy nie jest prosta, łatwa ani jasno oświetlona. To labirynt pomyłek i ślepych zaułków... ale nie chodzi tutaj o pokonanie drogi, chodzi o upadek i o podnoszenie się z niego. *Odparł spokojnie Qui-Gon, gdyż rozumiał postępowanie swego mistrza... dawnego mistrza. Trwał on uporczywie przy swoich racjach... nigdy nie brakowało mu wytrwałości i uporu. Te cechy przejął właśnie po nim i tymi cechami doprowadzał Radę do szału... może nie do szału, ale nie podobało im się to. Gdy zjawa zwróciła się do Mace'a to ten zmarszczył nieco czoło, starając sobie przypomnieć o co może mu chodzić... a raczej o kogo. Gdy w końcu zrozumiał to szepnął cicho* Hakon... byłem ślepy... *Ale też był tylko człowiekiem, na barki którego zrzucono bardzo wiele spraw. Musiał równocześnie planować kilka rzeczy na raz, więc nie dziwił się ,że coś przeoczył... znowu* Rozumiem... ale nie zostawię cię samego mistrzu. Może z czasem zrozumiesz mój punkt widzenia i ostatecznie zjednoczysz się z Mocą... *Wygląda na to, że cel ich wizyty może nie zostać osiągnięty. Nie zniszczą Dooku...*

Darven - 2010-05-06 18:38:27

*To wszystko i tak działo się poza Darvenem. Ten usiadł sobie pod ścianą i bezradnie patrzył na to, co się dzieje. Nie mając na to wpływu.*

Gen. Qymaen - 2010-05-06 18:40:32

*Zjawa jedyne, co uczyniła, to uśmiechnęła się lekko. Nie padło już ani jedne słowo na temat filozofii. Dooku był uparty, jak Qui Gon słusznie zauważył. I stanowczy, stały w poglądach. Ale historia zataczała koło. Tak jak kiedyś Dooku dostrzegł niedoskonałości, tak i teraz. Proces zaczął się już wtedy, w  kwaterze generalskiej na Niewidzialnej Ręce. Teraz moszna w tym trwać. Ale on nie poprosi o zycie tej trójki pokiereszowanej po „zabawie” jaka im urządził. Chyba Qui Gon będzie musiał pokazać mu raz jeszcze dobro.*

Moc - 2010-05-06 18:45:19

*I to zrobi, stanie się opiekunem i strażnikiem dawnego mistrza, stanie się dla niego nauczycielem takim, jakim on był dawniej* Mace... Darvenie... Qymaenie... proszę was, byście opuścili tą salę i na zawsze pogrzebali ją pod pokładami lodu. Ta sala stanie się grobowcem hrabiego Dooku... mistrza Jedi i lorda Sithów... *Powiedział "na głos" do wszystkich, a gdy Mace chciał zaprotestować, to Qui-Gon zwrócił się do niego osobiście.* Stanę się jego strażnikiem... nigdy już nie ucieknie z tego miejsca i nikomu nie zagrozi. Dopilnuję tego... a teraz odejdźcie i zapomnijcie o tym miejscu. Zapieczętujcie je! *To była zarówno prośba jak i rozkaz. Ciężka do spełnienia, ale mieli jakiś wybór? Hrabia był potężny, a Jinn najwyraźniej nie chciał go niszczyć...*

Darven - 2010-05-06 18:54:21

*Rozkaz to był dla Mistrza Windu. To jedyna istota tutaj, która miała formalny obowiązek czuć respekt do Qui - Gona. Darven za to czuł gniew, po tym wszystkim, co go dzisiaj spotkało, szczególnie jak usłyszał, że po tym wszystkim po prostu mają odejść i zostawić to w spokoju. Bo duchy się dogadały łaskawie, ale wcześniej omal ich nie zabiły. Specjalnie się zresztą tym nie przejmując. Cyrk na kółkach. To się wydawało po prostu Darvenowi nie do pojęcia. Nic nie zrobi, dopóki Generał nie wyda jasnego rozkazu, bo nie chce. Ale Darven wiedział co będzie. Jedi się dogadali, czas zmykać. Przeklęte wielkie sprawy. A co jakby się duchy nie dogadały? Qui spokojnie dyskutowałby z Dooku, oni by sobie tutaj umierali. W końcu, nie warto używać przemocy. Darven podobnie jak Mace miał spore obiekcje. Mace zaakceptował decyzje z jego punktu widzenia ważniejszej i potężniejszej istoty. Darven podobnie, ale to jest już związane z Generałem, a nie z Qui-Gonem, dlatego czekał na jego decyzje.*

Gen. Qymaen - 2010-05-06 19:02:20

*A generał wracający powoli do siebie powtarzał wściekle w głowie tylko jedno: zabić, zabić, zabić. I nawet nie słuchał już duchów (ale to będzie dla niego naprawdę ciężkie przeżycie, bo Kaleeshowie wierzą w duchy i ich ingerencje. Wściekły i jednocześnie raz kolejny złapany dźwignął się na metalowe nogi. I w swoim geniuszu wpadł na pomysł, by wysadzić ten burdel. A może to podświadomość. Warknął cos nieskładnie do żywych z tej Sali, to chyba było polecenie wyjścia. Nadal był w amoku.
N9ie mógł już widzieć Dooku. Znikł on. Ale tylko dla niego.*

Moc - 2010-05-06 19:07:49

*Przez chwilę świadomość Qui-Gona zniknęła dla wszystkich, tylko nie dla Generała. Mógł on usłyszeć w swoim umyśle jego spokojny głos* Odejdź Qymaenie... ja się nim zajmę. Już nigdy nie zagrozi tobie ni twoim sprzymierzeńcom... wiesz, że jest dla ciebie zbyt silny, więc zostaw go mnie. Zakop to miejsce, pogrzeb je na zawsze... *I głos się urwał, choć świadomość obecności drugiego ducha nadal pozostawała. Minęło kilka spokojnych chwil, po raz pierwszy od wejścia tutaj... I wtedy wszyscy żywi tutaj mogli poczuć, że ich ciała zostały uzdrowione. Jak? Nie wiadomo... ale dzięki komu? Chyba to wszyscy wiedzieli...* Odejdźcie w spokoju i niech Moc będzie z Wami... *Pożegnał się Qui-Gon, a Mace skłonił lekko głowę w wyrazie szacunku dla mistrza Jedi, po czym przypiął rękojeść miecza do pasa i wyszedł z pomieszczenia, na odchodnym jeszcze mówiąc* Niech Moc będzie z tobą hrabio... obyś odnalazł właściwą ścieżkę... *I opuścił ten grobowiec...*

Darven - 2010-05-06 19:13:26

*Generalnie Darven miał podobne myśli do Generała, był wściekły przy tym. Osobiście pewnie pociągnąłby za dźwignie powodującą przeciążenia systemów. I głos Quia nie mógł tego zmienić. Po prostu czuł się tak, jakby zaraz miała z niego wyjść bestia. Zaraz po wejściu do tego pomieszczenia przeżył piekło... Gdy musiał oglądać, czuć to wszystko od nowa... Wolał umrzeć. I z całej siły chciał uśmiercić Hrabie. Teraz, po prostu w nim wrzało. W oczach płonęło istne infermo. Darven zaczął powoli kroczyć do wyjścia. Nie było żadnych pożegnań, skinień głową... Po prostu odwrócił się plecami do prawdopodobnego miejsca obecności ów duchów i wyszedł.*

Gen. Qymaen - 2010-05-06 19:24:50

*Biedny Qymaen w zbroi cyborga złapał się tylko a obolały łeb, próbując wyciągnąć sobie go z głowy, ale sugestia była silna. Bronił się rozpaczliwie, ale to do niego trafiało. A po chwili nagle wróciła mu pełna sprawność, oczywiście w ramach wcześniejszych możliwości. Odwrócił się gwałtownie. Niczego nie było, żadnych zjaw, głosów, tylko ogólny rozgardiasz. Zmrużył oczy.
„pogrzeb je na zawsze”. Zamrugał. To był ten lepszy uczeń Dooku. Ten, któremu on nigdy nie dorówna. Wszyscy widzieli stosunek Dooku do niego. Mimo jego prawdziwego oddania.
Nie można wiecznie walczyć. Trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść, niepokonanym.
Dobrze – podpowiedział w myślach i skłonił się łbem w pusta przestrzeń. Mógł to zrobić, bo był przecież jednym z  prymitywnego, kaleeshianskiego ludu który wierzy w duchy. Odczekał, aż Mace i Davren wyjdą, po czym podniósł z ziemi swój miecz – tylko jeden – i sam wyszedł. Profesora nie było, wszyscy uciekli. Na korytarzu wył alarm. Cyborg zatrzymał się rpzy kontrolce. Dwoił mu się trochę obraz ale zdołał wpisać kod zamykajacy, zaplombował to pomieszczenie polem siłowym, jak wcześniej. I tak jak chciał Darven w  swoim wyobrażeniu. Rozpoczął procedurę błędu – czyli przeciążania. Za góra 15 minut to pomieszczenie i kilkadziesiąt sąsiednich stanie się gruzowiskiem. Wiec dobrze, ze alarm ogłoszono. Odwrócił się i bez emocjo szybkim krokiem skierował się za Mace’m i Darvenem*

Secorsha - 2012-02-04 16:08:08

*Po kilkunastogodzinnej podróży statek bez oznakowań po podaniu autoryzacji wylądował na odległym lądowisku zgodnie z procedurami bezpieczeństwa. Mieli ze sobą dwie szczelnie zamknięte kapsuły. W jednej był Darven, który raz odzyskiwał, raz tracił świadomość. Szyba jego kapsuły była częściowo odkryta. Widział małym skrawkiem powierzchni co się dzieje. Kapsuła była zaizolowana ale i tak było mu potwornie zimno i nie mógł choćby się ruszyć by się ogrzać. Przez grube ściany słyszał coś w rodzaju jęku mutanta który był teraz jego fizyczną kopią.
Wylądowali na lądowisku 60 kilometrów od bazy. Jechali półtorej godziny prozowym pojazdem.
Darven słyszał szum i gwar. Było tłoczno, baza tętniła życiem. Stało się cieplej, wiec musieli być już w bazie. Białe sufity i lampy, co trzy metry lampa. Potem co cztery, potem – jarzeniówki. Wiec schodzili coraz nizej. Dolne poziomy skromniej oświetlano.
I jeszcze nizej. Darven musial pamiętać – w najtajniejszym dystrykcie trzymano kiedyś cialo Doku. Teraz też tam z  nim zjeżdżano.
Byli już w miejscu, gdzie normalny pracownik nie ma wstępu. W koncu kapsuła się zatrzymała*

Darven - 2012-02-04 16:19:00

Darven starał się zarejestrować tyle, na ile pozwalała mu sytuacja. W tych chwilach, kiedy odzyskiwał świadomość, patrzył i słuchał uważnie, mając nadzieję, że niebawem jego zagadka się rozwikła. Gdyby chcieli go tak po prostu zabić, już by to zrobili. Ale ten sobowtór... Samo jego istnienie napełniało nienaturalnym niepokojem. Pewnie wykorzystają go, by wciągnąć resztkę Cochrelu w kolejną intrygę. Tak przynajmniej zdawało mu się w tej chwili. Do czego nie był im potrzebny drugi Darven, na pewno nie robili tego dla zabawy. Podobnie jak kopie innych oficerów floty - szykowało się coś większego.

Secorsha - 2012-02-04 16:30:40

*W koncu wyjęli Darvena z kapsuły. Było nieznośnie zimno. Ale na szczęście owinięto go w materiał termoizolacyjny, zaraz tez podpięto kroplówki by go odżywić. Nie chcieli go zbajać, lub przynajmniej nie od razu. Po kilku chwilach Darven odzyska zdolność widzenia. Choć było tu ciemno. Sala laboratoryjna z bardzo skromnym rozproszonym światłem.
Był tu Darven i jeszcze jedno łóżko ale nie było to stanowisk mutanta którego tu nie było. Kilka razy Darven usłyszał nazwisk „Nimret” i raz „Saraai.” Ale nie chodziło o Darvena, a o Eda. Następnie kategoryczny zakaz by nie wpuszczać. Prawdopodobnie właśnie Eda.*

Darven - 2012-02-04 16:41:40

Kiedy już odzyskał możliwość widzenia, zaczął mrugać, próbując przystosować się do warunków. Było mu cieplej, bo obłożono go materiałem - widocznie jego prognozy się sprawdzały, nie chcieli go uśmiercić, nie od razu. Nie mógł jednak powiedzieć, by to było coś radosnego. Jeżeli go dotąd nie zabili - a były to istoty zdecydowanie zdeprawowane - to nie mogło być lepiej w przyszłości. Na pewno nie wypuszczą go ot tak. Służyć im będzie za królika doświadczalnego? Im dłużej o tym wszystkim myślał, tym większy miał mętlik w głowie. Starał się połączyć fakty, ale nie było mu łatwo. Czego oni mogą od niego chcieć? W umyśle łomotało mu, jakby o czaszkę rozbijały się tysiące młotów.

Secorsha - 2012-02-04 16:49:18

*Podeszli bliżej, więc Darven słyszał rozmowy*
Na razie zostanie tutaj. Jak przestaną łazić to zabierzemy g na zabiegowy, wyżej. No naturalne że będzie węszył, ale można go sprzątnąć. Jak już zrobimy to z Darvenem go można powiedzieć – sam się sprzątnie. Lece, mam rozmowę z panem generałem.
- Też jede, zgłodniałem. Mogę ich zostawić samych?
- Bez obaw.

*I poszli. zostawili ich samych. ICH. Więc był tu ktoś jeszcze. I ten ktoś musiał być żywy. I musiał istnieć przynajmniej cień nadziei, ze coś się może stać, bo jeden  mężczyzn się zawahał*

Darven - 2012-02-04 16:57:22

A więc nie był tu sam. Pozostawieni zostali jednak bez nadzoru... Dawało to cień szansy. Spróbował się szarpnąć, tak dla zasady. Nie mógł leżeć bezczynnie. Starał się nawet zgromadzić w sobie choć trochę mocy, mimo obroży, która miała go od tego powstrzymać. Wiedział, że na niewiele to się zda, ale nie potrafił tak po prostu się poddać. Robił to, co mógł, a co przynajmniej myślał, że może w jakikolwiek sposób zaowocować. I w ten sposób będzie szukał dla siebie ratunku do czasu, kiedy straci siły, albo się coś wydarzy.

Secorsha - 2012-02-04 17:09:56

*Zbieranie mocy nie wiedząc na co, czyli taki opór dla samego oporu niewiele da. Jednak po jakiś czasie kiedy emocje Darvena opadną i znowu wróci kalkulacja, kiedy zacznie się rozglądać, to prócz ciemnej sali a’la laboratoryjnej przypominającej raczej bardziej prosektorium obaczy niedaleko łożko – stanowisko. Stało ono pod kątem 45% od jego miejsca i nieco niżej, wiec widok miał idealny. Światła nie było, jedynie umieszczony powyżej monitor miarowa kreską i pikaniem oznajmial, ze monitoruje żywą osobę.
Osoba ta była naprawdę ogromna. Bardzo wysoka. Miała długie nogi, zakończone szponami, zaciśniętymi jak odnóża martwych pająków. Ręka, którą widział Darven, nie opierała się na stole – a leżała na podłodze, szponiastymi, ostro zakończonymi palcami ku górze. Na klatkę piersiową, która wyglądała jak otwarta do operacji – leżała tkanina. Na ziemi, miedzy dłonią a szafką na której stał respirator leżała trupioblada, kaleeshianska maska z pustymi oczodołami, za którymi wydać było tylko kant szafki o która była oparta…*

Darven - 2012-02-04 17:18:27

Łatwo można się było domyślić, jak bardzo zdziwiony był Darven, kiedy dostrzegł, "kto" tak naprawdę leży z nim w tej sali. Przez chwilę nie wiedział, jak zareagować. W mig przestał robić to, co robił, a choć było to bezcelowe, to przynajmniej dawało złudzenie, że może "próbować". I tak patrzył na swojego dawnego mentora. To mogła być ich kolejna sztuczka, efekt badań, mutant. Ale co... Co, jeżeli posłużyło im od wszystkiego jego prawdziwe ciało? W końcu w dawnych czasach wydał naukowcom na Hoth pozwolenie na prowadzenie badań... Może wykorzystali materiał genetyczny Generała? Bo nie wierzył, żeby mógł mieć przed sobą prawdziwego, "wskrzeszonego" Qymaena. Teraz, jak o tym myślał, to faktycznie - nie widział na własne oczy, by ciało zostało zniszczone... Może naukowcy przywłaszczyli sobie coś więcej, niż tylko mózg kaleesha? Spróbował cokolwiek powiedzieć, ale nie wiedział, czy ograniczenia, jakie na niego nałożono, na to pozwalały.

Secorsha - 2012-02-04 17:59:49

*monitor pokazywał funkcje życiowe, które były na podobnym poziomie jak wtedy kiedy Darven ostatni raz widział się z  generałem. Maska leżała na ziemi, wiec nie było jej na twarzy i Darven – choć niewyraźnie – ale mógł pierwszy raz zobaczyć twarz Qymaena bez maski. Ciało znajdowało się jedynie na wysokości od czoła do połowy policzków. Dalej była żywa, pokryta brązowym preparatem kość. Czaszka kończyła się na górnych zębach. Oczy były zamknięte.
I samo przypominało się to co mówił tamten mężczyzna: czy możemy ICH zostawić. Ich miało wiele znaczeń i nadziei. przede wszystkim ich – obaj żywych i ich – z podobnymi intencjami. Żeby mieć jakieś intencje, na przykład intencje ucieczki stąd, trzeba mieć sprawny umysł*

Darven - 2012-02-04 18:10:49

A więc była nadzieja. Mimo okoliczności, dla Darvena była to chwila sentymentalna. Ile by dał, żeby to faktycznie był Generał, z "krwi i kości"! Nie mógł opierać się na takich poszlakach, ale zawsze było pewne radosne podejrzenie - że może tkwią w tym obaj, że może to nie jest sobowtór, że może uda im się uciec, że może w końcu porozmawia ze swoim mentorem. Qymaen wiedziałby, co z tym wszystkim zrobić. Darven często wracał wspomnieniami do czasów, kiedy mu towarzyszył. Wtedy jeszcze nie rozumiał, jak wielka presja może spoczywać na dowódcy.
Zatrzymał jednak myśli, by nie tworzyć zbyt nieprawdopodobnych scenariuszy i później nie być zawiedzionym. Skupił się na mocy, tym razem formując ją jednak bardzo konkretnie - by wyłączyć urządzenie na własnej szyi. Stosował niekonwencjonalną siłę, więc być może uda mu się oszukać obrożę. W końcu nie był ani Sithem, ani Jedi. Większy będzie z niego pożytek, jeżeli nie będzie uzależniony od tego żelastwa.

Secorsha - 2012-02-04 18:37:26

*Niestety obroża nie dawała się pokonać. Na niej jednak Darven musiał skupiać tą fizyczną, sprawdzą moc, która raczej nie mogła działać inaczej, wiec jej nie wyłączy. Jednak zbieranie Mocy, świadome jej odkładanie, począwszy od teraz może znaleźć uzasadnienie kiedy przyjdzie odpowiednia okazja, bo teraz, nawet jeśli Darvenowi udałoby się na chwile oswobodzić, to bardzo szybko zostałby ponownie uziemiony. Potrzebowali pomocy*

Secorsha - 2012-02-05 18:08:21



*Obecny opis lokacji*

*Podróż ekipy Eda, nie licząc drobnych kłopotów z samym Edem – przebiegła bez zarzutów. Pokazd wjechał do samego hangaru, skład mogli już wyjść na przestronną salę przypominająca trochę postój różnorakich taksówek w przestronnym magazynie. Zanim jeszcze pozwolili im wyjść, do pojazdu weszło sześciu geonosjan w mundurach oznaczonych jako kontrola przylotów. Kazdy z nich dostał zastrzyk – chip podskórny. także nieprzytomny Aru. Także Ed, z tą różnicą ze jego oznaczono jak znaczy się droidy – szybkim przyspawaniem czujnika. Musieli się na to zgodzić i w ich interesie było tak trzymać Eda by się nie wyrwał. B – od razu zaznaczono – jak nie to pojazd za chwile wraca i mogą się zabrać bo nie będzie jechał pelny.
Obsługa nie była może otwarcie opryskliwa, ale nikt nie był specjalnie mily.
W koncu mogli wyjsc na otwartą halę, skad wezmą taksówkę lub pójdą pieszo. Kompleks na Hoth był zbudowany zupełnie inaczej niż na Hypori. Był zdecydowanie mniejszy, taksówek używało się jedynie do podróży górnymi pasami poza trzema głównymi dystryktami.
W każdym razie – wyszli. Na wprost, pod oświetlonym pasami jarzeniowymi sufitem widniał olbrzymi jak boisko portret starego pomarszczonego geonosjanina uśmiechającego się dobrotliwie, z  ręką podniesioną do salutu.
generał Alstor Nimret wita.
Postać była ubrana w srebrny mundur z zielonymi detalami. I teraz dopiero dało się zauważyć ze grupa sześciu „znakujących” miała identyczne numery.
Straże były wszędzie. Prawie wyłącznie geonosjanie.
Grupa Eda została wręcz pognana naprzód, by nie stali w  przejściu*

ED - 2012-02-05 18:18:20

*Jak już nie było otwartej przestrzeni, znaleźli się znowu w bezpiecznych czertach ścianach, mniej czy bardziej przestronnych ale zawsze ścianach, Ed był dużo spokojniejszy. Oczywiście na oznakowanie w tak brutalny sposób bardzo się burzył, był nawet gotów złożyć skargę, ale po tym co zobaczył po wyjściu ze stateczku to… się po prostu zresetował. Nie ma co pisać co myślał, bo przez kilka pierwszych chwil nie myślał w ogóle, nie był w stanie. Tylko stal i gapił się. Jak ich pogonili, to ruszył się parek toków do pierwszej zatoczki, i tam stał i gapił się na Nimreta na scianie*
Nie no, Hakon, czy ty to widzisz? *dezwał sie w końcu*

Hakon - 2012-02-05 18:32:26

*Hakon zachowywał się podobnie jak Ed – oczywiście nie oznaczało to ze warczał, kopał i tak dalej. Nie był zadowolony, uważał ze zachowanie panów jest niegrzeczne i nijak się ma do konstytucyjnego prawa o zachowaniu prywatności. No ale tam.
Wyszli.
Hakon nigdy jeszcze nie widział owego sławnego Nimreta, nawet na zdjęciach, nie przypominał sobie by Ed mówil mu jakiej jest rasy wiec nie pomyślał od razu ze to on, ale pomyślał jedno – no, ktoś się tu ładnie urządził. Trzymał się Eda aż ten zaskoczony dobił do jakiejś przystani. Tym razem to Hakon trzymał Eda za uprząż, drugą ręką pewnie trzymał Miss i tak wszyscy byli przez Eda ciągnięci. Wyglądali jak jacyś emigranci z rubieży – w kurtkach i z tobołami.*
Cicho, Edziu… *nachylił się w kierunku Eda, sugerując mu by otwarte opinie formułował w prywatnym gronie*
Kto to jest ten facet z obrazu?

Missay - 2012-02-05 19:08:14

Miss niestety nie była tak pokojowa gdy przyszło do kłucia. Co innego jak ją kłują pod okiem Eda i z jego zgodą, choć i tak tego nie lubiła. A co innego jak przychodzą obce i niemiłe cośki i wyskakują do niej z igłą. To się nie mogło dobrze skończyć i wymagało uspokojenia werbalnego i przekonywania, żeby się w ogóle zgodziła. Bo jak wiemy, Miss igieł nie lubi. Co jest dość dziwne zważywszy na tatuaże robione słomkami.
Potem już była spokojniejsza, ale sobie zapamiętała to, że tutaj są niemiłe duchy.
A jak się Edzio zagapił na portret to i ona się odezwała.
- A co to?
Bo nie wiedziała czy to lustro, czy okno, czy obrazek. I po co to tutaj i czemu się patrzą.

ED - 2012-02-05 19:14:21

Tak, to jest generał Alstor Nimret, który po śmierci generała Qymaena wziął cochrel we własne ręce. Resztę opowiem w naszym pokoju, chodźmy, reszta sobie poradzi *Mieli odstawić gnijącego Aru w jakieś tam miejsce, gdzie się przetrzymuje takich zgniłków. Edzik ruszył, zostawiając portret Nimreta za sobą. jeśli dalej się trzymali – to ich pociągnie. Miał wgrany plan kompleksu, a  na razie droga była miedzy barierkami prosto, wiec Ed będzie szedł. Potem będzie szedł jak korytarz prowadzi. W korytarzach, nawet niskich czuł się dobrze. Wiec szli. Ed się nie odzywał i mało mruczał, bardziej charcholił i
fafluczył jak fumpak”.*

Hakon - 2012-02-06 14:58:52

*Zakaszlał w zaciśniętą pięść, z oczami nieco nieprofesjonalnie wytrzeszczonymi, ale nie powiedział to, co pomyślał. koro Nimret już posunął się do tego by wieszać swój wielki portret na ścianie w hangarze to na pewno ma podsłuchy*
Hmmm… ładne *stwierdził nieszczerze oczywiście, i ruszył, bacząc przy tym na Miss by im się nie urwała, choć podejrzewał ze ona teraz przyklei się do Eda żeby się nie zgubić*

Missay - 2012-02-07 18:30:59

-Hmmm?
Spytała zasłyszanym u kogoś dźwiękiem. Trochę nie nadążyła za tematem rozmowy więc nic dziwnego że chciała wyjaśnień. I co jak co, ale Eda się pilnowała. W końcu nie czuła się pewnie w takich miejscach.

ED - 2012-02-09 14:49:37

*Tylko ze tutaj chyba nie było zbyt wielu pizzerii. Żywienie jak klony na wojnie – pigułka i pól szklanki wody.
By oddać Edowi kartę, nalezało ja włożyć do „kieszonki”. Zakladamy ze to Miss zrobila.
Ed przeciągnął się przez wejście i znalazł się na korytarzu. Tam zaczekał na swoją towarzyszkę. Na razie nie było ruchu.*
za 15 minut zamkną magazynek z mundurami bo pracują d 18. Wtedy tam wpadniemy i poprzymierzamy sobie. Zapomniałem zapytać Hakona jaki nosi rozmiar. Trudno, weźniemy na oko, chodź *I Edzik ruszył*

Missay - 2012-02-09 14:51:59

Miss jest mądra, więc schowała kartę do kieszonki i nawet zapięła! A o pizzę miała zamiar pomarudzić jak wrócą. Tutaj miała poczucie misji, więc wiernie dreptała z Edziskiem.
- Czemu my inne ubrania?
Spytała nie rozumiejąc po co to wszystko.

ED - 2012-02-09 14:58:47

Bo tutaj wszyscy mają takie same. Wszyscy ubierają się na biało. Nie mają gustu, no i takie tu są zasady. na biało. Jak ktos ubiera się inaczej to na niego patrzą. Ja się raczej na biało nie ubiorę ale ty i Hakon możecie *Mówił bardzo cichu, spdziewajac się ze szanowny generał założył czujniki i podsłuchy wszędzie w całej bazie, by wszystko kontrolować. Cenzura*

Missay - 2012-02-09 15:37:58

Pokiwała głową bo zrozumiała, że tutaj są w gościach. Więc wola gospodarza, zwyczaje plemienia bogów są ważniejsze i przewodnie i należy się dostosować.
Mimo to rozglądała się zainteresowana i może nawet nieco zbyt natarczywa.
- Ty tu już był?

ED - 2012-02-09 15:50:05

*Tylko ze tu nie było na co się rozglądać. Puste korytarze, sporo oznaczeń i drogowskazów wymalowanych na ścianach ale dla Miss wszystkie będą wyglądać jednakowo. Ed zaś kierował się nagraną wcześniej mapą, czy tez planem tych pomieszczeń.*
Nie, nigdy tu nie byłem, ale sporo czytałem. Chodź tędy *Ed wykręcił całkiem sprawnie i zatrzymał się. Przed nimi, jakieś 15 metrow dalej stał kontener, jak na śmieci, z którego wyzierały skotłowane szmaty. Dalej widzieli szerokie, otwarte drzwi*
O, chyba remanent, mamy farta. Nie mogą nas zobaczyć… *wycofał się delikatnie, zgarniając za sobą Miss, by zatrzymać się za rogiem, czyli tam skąd tu weszli*

Missay - 2012-02-09 16:02:12

- To jak Ty wiesz gdzie iść?
Nie miała przecież pojęcia, że Edzio ma wgrane plany i sobie czyta na bieżąco. Myślała, że może jakoś sobie radzi dzięki znaczkom na ścianach, których ona sama nie potrafiła rozgryźć.
Odważnie wkroczyła w korytarz i zatrzymała się razem z Edziem, a potem razem z nim się cofnęła. Nie ogarniała tego. Co innego skradanie się do zwierzyny, co innego jakieś chowanie się za rogiem. Dawała więc sobą kierować, choć nie pojmowała o co chodzi.

ED - 2012-02-09 16:07:36

*A Edzio jej na to prosto z mostu: *
Bo mam wgrane plany
*I tak prędzej czy później musiałby odpowiadać na podobne pytania. Wiec lepiej do tematu niż potem na abstrakcyjnym przykładzie.
A znaczki na ścianie – powinien radzić sobie dzięki nim, ale one były dla niego słabo widoczne.
Teraz chowali się za rogiem. Ed jednoczesnie mruczał i nie mruczał. nie mruczał – bo cicho ma być,a  mruczał, bo mu czasem się wymykało tak cichutko*

Missay - 2012-02-09 16:26:43

- Wgrane plany?
Spytała od razu. Mówiła dość cicho, ale i tak nie pamiętała, że mają być cicho. Ciekawość tym razem jednak była większa. I tak to jest zabrać Miss na misję.

ED - 2012-02-09 16:43:32

*Ed też na agenta nie wyglądał, choć teraz stal na ugiętych nogach w dosc dziwnej pozycji, wyraźnie nasłuchując, widać jedno ucho działało mu lepiej od drugiego bo niesymetrycznie łeb trzymał, u wydawał cichutkie dzwięki jak terkocząca kosiarka samobieżna. Komandosi sikali by po nogach, zarówno  niego jak i z niej*
To znaczy, ze widziałem taką mapkę… było narysowane gdzie co jest… i ja to sobie zapamiętałem. Teraz wiem gdzie co jest tu na Hoth…

Missay - 2012-02-09 16:47:41

W mig zrozumiała jego wytłumaczenie i porzuciła tę kwestię uznając, że Edzio ma doskonałą pamięć. Ale bogowie i duchy przecież muszą pamiętać wszystko, więc się nie zdziwiła.
- I co teraz?
Spytała "konspiracyjnym szeptem" bo się jej przypomniało po co tu są.

ED - 2012-02-09 16:55:26

*Od dłuższego już czasu porozumienie Miss-Ed było harmonijne jak odwieczna komunikacja-  żadnych zgrzytów, rozumieli się, a  tłumaczenie zawsze trafiało. Nauczyli się siebie, nie tylko Ed rozumowania Miss ale i Miss w jakiś sposób dekodowała wypowiedzi Eda*
Poczekamy do osiemnastej, jeszcze siedem minut. Skończą prace i pójdą, wtedy my sobie otworzymy magazyn i tam wleziemy

Missay - 2012-02-09 16:57:14

-Aha...
No, przyjęła do wiadomości teorię, bo praktyki nie rozumiała. Ale wiedziała, że nie ma co teraz wypytywać o każdy szczegół, bo są na misji. Jakiejś dziwnej, ale jednak... Temu oparła się o ścianę i czekała.

ED - 2012-02-09 17:06:49

*Ed zaś wcale się do misji nie nadawał. A przynajmniej nie sam. gdyby tu był Hakon lub inny silny autorytet, który by nad Edem panował, to Ed by był spokojny i na pewno przydatny. Teraz- kręcił się, mruczał, opierał o ścianę. Szczęście ze tu chodziło o włamanie do głupiego magazynu w którym nie trzyma się niż ważnego – tylko ciuchy i papier toaletowy, to jest szansa ze się ta ekipa włamie naprawdę. Specjaliści.
W końcu zasugerował Miss, by wyjrzała i sprawdziła czy już ich nie ma. nie było, zatem wyszli, i dobili do zamkniętych drzwi magazynu*
Otwórz…

Missay - 2012-02-09 17:15:57

Jak wyjrzała i powiedziała, że nikogo nie ma, to poszła zaraz do drzwi, bo wiedziała że ona jest od otwierania ich.
Najpierw pokombinowała z nimi normalnie, potem nawet wzięła edzikową kartę i nic. Niestety biedna nie wiedziała co to za dziwny panelik na nich.

ED - 2012-02-09 17:22:54

*Stał grzecznie i czekał, kręcił się, podnosił nogę, przydeptywał sobie palec, przekręcał łeb. a  drzwi się nie otwierały*
Co jest? Nie chcą się otworzyć? Drzwi na kod?[/] *dopiero p dłuższej chwili zauważył panel*
[i]O, się boją ze ktoś im przyjdzie mundury kraść? Ludzie są dziwni…
*Zapomniał dodać ze rzeczywiście byli tu po to by kraść mundury*
No trudno, wysunę magiczną atenkę… *Spod działa wysunął się „lizak” a z lizaka wtyczka, w mowie potocznej – robak* …i się pobrykamy.  Missay, wsadź to do dziurki

Missay - 2012-02-09 17:33:39

- Nie chcą.
Poinformowała, ale juz przy kodzie milczała, bo nie wiedziała co to.
Tym razem już nie reagowałą negatywnie na jego robaka. Po pamiętnym zapoznawaniu odważnie chwyciła końcówkę i włożyła do dziurki. Bo tyle umiała zrobić, nawet jak nie wiedziała po co to.

ED - 2012-02-09 17:39:56

*Ed nic nie bil pozornie, ale zamek zaczął reagować, ekranik się rozjarzył,. kilka wpisań kodów było błędne, ale kolejny został przyjęty, i po cichym trzaśnięciu, drzwi się otworzyły.*
No, to ja rozumiem. Grzeczny system. Missay, wyjmij, bo nie chce uszkodzić *zazwyczaj Ed sam się uwalniał z gniazd, ale wiadomo ze jak się ciągnie za kabel to szybciej się psują wtyczki. Kiedy Miss wyjmie wtyczkę – wejdą.
Okazało się, ze Nie był to tylko magazyn odzieżowy. Pod ścianami stały metalowe szafy, w  której była odzeż, a po drugiej stronie – sprzet do laboratoriów, strzykawki, narzędzia do sterylizacji, jakies śmieci do utylizacji. Dalej – kontener z ciałami martwych zwierząt. Jeszcze za nim szklana klatka w której skulone siedziały dwie małpki. jedna wczepina silnie w sierśc drugiej, która wyraźnie zdychala.
Ed skierował się od razu ku szafom*

Missay - 2012-02-09 17:56:57

Zainteresowana patrzyła na to jak ekranik sam ożywa. Cuda na kiju normalnie. Ale powoli się przyzwyczajała do tego, że tu to normalne.
Gdy już mogła, to wyjęła wtyczkę, a potem weszła za Edziem. On poszedł do szaf, ona zobaczyła dziwny sprzęt i zwierzątka, więc poszła tam. Strzykawki poznała, i źle się jej kojarzyły. Potem, w drodze do małpek, zobaczyła zawartość kontenera i aż jęknęła głośno. To było nie na jej nerwy. Powiązała bowiem martwe zwierzaki ze strzykawkami. A to wszystko ze zdychającą matką maleństwa.
- Edward....
Jęknęła z bólem w głosie, jakiego jeszcze nigdy nie słyszał. I pierwszy raz z emocji miała łzy w oczach.

ED - 2012-02-09 18:11:55

*to ze Ed nie podszedł od razu do zwierzątek nie znaczyło ze jest nieczuły, tylko po prostu nie widział, dla niego to były jakieś pudła, obiekty, które są, bo Ed widział bardzo ramowo, dopiero po przyjrzeniu się widział szczegóły. Szafy poznał po kolorze, lub po prostu przypadkiem poszedł w  tamtą stronę a nie drugą, ale zawołany, jeszcze takim głosem, zaraz przybiegł. Nie człapał, przyleciał truchtem, szybko, bo ból w głosie zaalarmował ze dzieje się coś nie tak. Nie samej Miss. Jej duszy coś się dzieje niedobrego*
Jestem, co się stało?

Missay - 2012-02-09 18:13:35

- Patrz co tu robią....
Aż się jej nawet gramatyka poprawiła z wrażenia. Nie patrzyła też na Eda, tylko w oczy małej małpki. Takie wielkie, wytrzeszczone. Widać czuła, że jej matka umiera. Miss potrafiła poznać takie rzeczy. Niestety.

ED - 2012-02-09 18:19:21

*Podszedł bliżej i zaczął się rozglądać. najpierw zauważył kontener martwych zwierząt, potem te ostatnie żywe. Strzykawki, pudła odpadów pooperacyjnych*
To są zwierzęta do testów. Sprawdzają, jak działają leki… chemikalia… zanim pozwolą używać go ludziom, testują to na zwierzętach… *wytłumaczył cicho istotę tego, czego skutki wyglądają naprawdę przykro. Właściwie to dopiero reakcja Miss uświadomiła Edowi, ze to jest bardzo „smutne” zjawisko. Wcześniej był nieświadomy i miał to gdzieś.*

Missay - 2012-02-09 18:21:47

Jej sapnięcie było chyba najlepszym komentarzem do tego wyjaśnienia. Brakowało jej słów - dosłownie - by wyrazić swój pogląd na ten temat. Bo jak ktokolwiek może tak szkodzić zwierzętom? Miss rozumiała zabijanie dla pożywienia, w końcu muehawi też tak robią, ale to tutaj to było coś całkiem innego.
- To podobne jak mau. Ona umrzeć.
Wykrztusiła z siebie po chwili.

ED - 2012-02-09 18:36:23

Prawdopodobnie tak. Tu obok leża zwłoki wiec te zwierzęta przeznaczono do kasacji, widać nie chcieli zostawiać ich w laboratorium aż zdechną. Przykro mi *dodał, widząc smutek dziewczyny* Missay, musimy się spieszyć. Musimy wziąć mundurki i uciekać zanim nas ktoś nakryje, a  ja sam sobie nie poradzę *Kolejna niedogodność w nie posiadaniu rąk. Gdyby je miał, nie było by problemów w wzięciu dwóch odpowiednich paczuszek. A tak musiał liczyć na Miss, która widać teraz miała trudne chwile*

Missay - 2012-02-09 18:57:44

Milczała dopóki Ed bezdusznie jej nie pogonił. Pierwszy spojrzała na niego prawie morderczym wzrokiem.
- Ja nie móc je tak zostawić.
Pierwszy raz też postawiła się Edziowi. Bo jak to tak, żeby duch z kamienia, heday i w ogóle, nie pochylił się nad cierpiącymi zwierzątkami?!

ED - 2012-02-09 19:02:24

*Szczerze mówiąc, aż się Edowi serwomotory polokowały z zaskoczenia, ale nie zareagował źle. nawet nie warknął. Znal Miss i rozumiał jej tok myślenia, choć pewnie w innej sytuacji ta wrażliwość przyniosła by im zgubę. Ale teraz nawet jeśli nakryli by ich na włamaniu do magazynu z pierdołami, to najwyżej zapłacą mandat.*
Missay, one zdechną… chcesz w domu patrzeć jak ci zdychają? *No widac te duchy nie takie wrażliwe jak się by Missay wydawało. Lub po prostu duch kamienia odpowiada za inne sfery życia, nie za zwierzęta. Albo po prostu nie jest duchem tylko normalnym śmiertelnikiem i to do tego nie w temacie*

Missay - 2012-02-09 19:05:53

Najwyraźniej bycie córką szamana to coś więcej niż nieokazywanie strachu. to też odwaga by się postawić duchowi gdy życie męczonej istotki jest zagrożone. Ale miała tyle szacunku, że nie zaczęła się na Eda wydzierać, tylko się poważnie wyprostowała i gromiła go spojrzeniem. Nie prosiła o to czy może zabrać, chociaż nie jest u siebie. Stawiała go niejako przed faktem dokonanym.
- Mała może uratować.
Powiedziała dosadnie, chociaż nadal chciało się jej płakać przez to co zobaczyła.
I w gruncie rzeczy nie czekając na Edzia zaczęła majstrować przy "mieszkanku" zwierzątek. Wsadzi je za kurtkę i będzie mogła wziąć paczki.

ED - 2012-02-09 19:15:00

*przy innym charakterze takie postawienie sprawy wywołało by automatycznie reakcję odwrotną na zasadzie „a bo nie, bo będzie na moje”. Ed taki nie był, a przynajmniej nie do „swoich”. Obcego pewnie by pogonił i ustawił. Swojego nie. Zwłaszcza Miss która była dla niego osobą bliską. taką „rodziną” już.
Ale mimo to dość długo stał i obserwował ją, bo jej zachowanie było diametralnie inne, wiec Ed musiał się zastanowić, czy ustąpienie będzie wychowawcze. Ale ostatecznie ustąpił, przecież byłoby głupie żeby w takiej błahej sprawie robić Missay gwałt na światopoglądzie*
No dobrze, dobrze, ale żebyś potem nie miala pretensji do niebios jak ci zdechną, bo ja ich niestety nie uzdrowię
*Klatka była zamknięta na dziwny zamek, otwieranie przez kogoś kto nie umie na pewno będzie boleć, bo palce jednak są miękkie, ale ostatecznie jak Miss się uweźmie to po prostu połamie ten zamek i dostanie się do srodka. Ed w tym czasie spokojnie (no, może nie do konca spokojnie, ale przynajmniej pokojnie fizycznie) czekał, bo niestety przy otwieraniu nie pomoze, chyba ze Miss zestawi mu klatkę na podłogę, wtedy Ed ją polamie*

Missay - 2012-02-09 19:21:48

Gdyby Ed był Hakonem, to by poczuł ulgę jaką Miss się wykazała gdy się zgodził, a potem rosnącą irytację, gdy nie mogła pokonać zamka. W końcu wyładowała na nim złość i go połamała. Bała się, mimo całego zaufania do Edzia, że niechcący mogłoby się zwierzaczkom coś stać.
Najwyraźniej Miss trzeba było chronić przed takimi widokami, bo cała jej łagodność szlag trafił. Ale gdy dostała się do środka to momentalnie wróciło ciepło i przyjazne nastawienie. Nie chciała straszyć małpek. Nie bała się pogryzienia czy podrapania. Takie rzeczy się zdarzają, a matka nie wyglądała na taką, która chciałaby walczyć. Miss mogła próbować oderwać od niej maleństwo i wziąc tylko je, ale nie miała serca zostawiać starszej samej. Temu ostrożnie wzięła ją, razem z maleństwem i jak było powiedziane - spróbowała sobie wsadzić za kurtkę, uważając na ogon. Gruchała przy tym coś po swojemu.

ED - 2012-02-09 19:25:05

*Zwierzęta raczej się nie stawiały. dorosła była już bardzo słaba, przelewała się przez ręce, a młoda trzymała się jej kurczowo, serduszko jej łomotało, ale dla niej matka była całym światem, wiec kurczowo się tego świata trzymała. Ed zaś był cierpliwy, choć coraz bardziej denerwowany, bo jednak tracili czas*

Missay - 2012-02-09 19:28:25

A Miss gruchała, aż ulokowała zwierzątka pod kurtką. Tak, żeby reszta zapięcia podtrzymywała matkę. Jak już je ulokowała, to obie delikatnie pogłaskała i w końcu spojrzała na Edzia przychylniej. I choć nie było tego widać, to w sobie była nadal roztrzęsiona tym co zobaczyła. Ale trzeba być dzielnym, misja jest.
- Dziękuję.
Uśmiechnęła się blado. I póki co tyle. Odetchnęła i spojrzała jeszcze raz.
- Co zabrać?
Tym razem ruchem głowy już pokazała szafy, bo przeccież widziała gdzie poszedł i skąd przyszedł.

ED - 2012-02-09 19:35:51

Chodź *odstąpił, odwrócił się i poprowadził. Bardzo oszczędny w  słowach jak i w gestach, bo sytuacja jednak poszła nie po jego myśli, nastąpiło zdarzenie trudne, dla Miss bardzo trudne, bo zobaczyła coś, co było dla niej po prostu jawnym grzechem, no a Ed miał wrażenie ze traci kontrolę, a  on niestety musiał opierać kontrolę na autorytecie, bo nie złapie Miss za rękę i nie pociągnie w swoją stronę.
Podszedł do szafek, i szedł w dół. Szafki były oznaczone numerami, ale nie porządkowo. Numery ubrań: w tej szafce wszystkie 36, w tej 38, dalej 40tki… po lewej damskie, po prawej męskie. Ed oszacował rozmiar Miss na 38. Hakona na jakieś 43/44 bo to duży chłop*
Tu… i tu… *wiec zatrzymał się przy tych numerach*
Weź po dwa

Missay - 2012-02-09 19:46:16

Pilnowała zwierzaków, więc jeszcze nie zorientowała się, że Edzio jest jakiś dziwny. Ale w końcu i z niej jeszcze nie zeszło.
Posłuchała go jednak, co raczej było dobrym objawem i poszła. A jak się namyślił to wzięła tak jak kazał. Ale nie spytała o znaczenie cyferek, choć widziała, że są różne i w jakiś sposób uszeregowane. Jeszcze się przejmowała tym, co zobaczyła. Strach pomyśleć co by było jakby się znalazła w laboratorium i zobaczyła te wszystkie biedactwa bez futerka, z plamami, guzami i czym tam jeszcze...

ED - 2012-02-09 19:53:13

*Ed tez o tym pomyślał. Prawdopodobnie by zeshizowała. Jak tak pomyślał, to dla niej zobaczenie tego co zobaczyła to jak dla Eda teraz zobaczyć jak gwałcą jedenastolatka. Ed został zresocjalizowany, ale mimo to krzywdzenie fizyczne nie było dla niego takim problemem jak powinno. Duzo bardziej ruszało go czyjes cierpienie psychiczne.
Wzieli te worki, to znaczy Miss wzięła, i Ed zarządził odwrót.
Dla Miss, która miała teraz jedną zajęta rękę będzie niewygodnie to nieść, chyba ze zarzuci to na Eda, powbija na lufy, czy coś. na razie ważnym było by wyjsc z magazynu*

Missay - 2012-02-09 19:56:33

Radziła sobie. Małpkę podtrzymywała przedramieniem, więc mogła nieść coś i w zajętej ręce. Nie skarżyła się i nie posiłkowała Edziem choć faktycznie nie było jej wygodnie. Ale pocieszała się tym, że to drobiazg wobec losu zwierzątek. Tym bardziej je ujęły tym, że są podobne do mau, a więc skojarzyły się jej z domem i zwierzętami, które często się kręciły przy wiosce. Co bardziej odważne czasem nawet podjadały z ręki, więc dla Miss były to bardzo ciepłe wspomnienia. Dlatego tak jej zależało by uratować małą. Bo co do matki nie miała niestety złudzeń.

ED - 2012-02-09 20:00:44

*Wyszli. Trzeba było zamknąć te drzwi. Ed czul się naprawdę zażenowany w tej sytuacji. Nie powiedział słowa, przepuścił Miss, stanął przy drzwiach, warknął cicho, po czym próbował „wydłubać” sobie drzwi, które wsunęły się w ścianę i zasunąć samodzielnie, ale się nie dało, wystawało może 2cm, to dla Eda za mało. A nawet jeśli by się udało to pewnie kosztem rozwalenia prowadnicy, dlatego musiał zwrócić się do Miss*
Zamknij drzwi

Missay - 2012-02-09 20:09:12

Zaczynała czuć, że jest jakoś inaczej. Zasunęła drzwi w iście cyrkowym stylu i spojrzała na Edzia z namysłem.
- Ty zły na ja?
Spytała już cicho i spokojnie. Chociaż w środku nadal się gotowała. Ale nie chciała, żeby Ed sie na nią gniewał. Ba, nie mógł, bo przecież zrobiła dobry uczynek.

ED - 2012-02-09 20:19:33

*Zanim odpowiedział, popatrzył chwilę. Po chwili odpowiedział: nie. Miała racja, nie mógł się gniewać, postąpiła bardzo moralnie. Zrobiła coś, za co powinna być pochwalona. jednak wykazała jakaś tam niesubordynację w warunkach trudnych, bo w każdej chwili mógl ktoś wejść, robili coś nielegalnego. W koncu odpowiedział:*
Nie, nie jestem zły *Bo i rzeczywiście zły nie był. Dzwnie się czul. Ed tez ma emocje, czasem dziwnie interpretuje. Poczul się jakoś tak inaczej i stad ten stan. Ale – nie żeby to miało być odebrane jako zachęta do bagatelizowania uczuć Eda – mu przejdzie. Teraz chciał jak najszybciej znaleźć się w bezpiecznym miejscu, bo po zamknięciu drzwi ruszyl w drogę powrotną*

Missay - 2012-02-09 20:22:23

Pokiwała głową, ale jakoś jej to nie poprawiło humoru. Wiedziała, że teraz trzeba Edzia wygłaskać, ale stojąc z workami i jeszcze małpkami nie bardzo miała jak.Więc musiał wytrzymać aż przyjdą do Hakona. Temu zaraz ruszyła za nim, całkiem konkretnym tempem, żeby się nie ociągać. Chciała też na spokojnie zobaczyć w jakim stanie jest maleństwo.

ED - 2012-02-09 20:33:13

*Tym razem nie był to spacerek, z resztą Ed nie chciał bo ktokolwiek ich widział, bo te torby oznakowane jako „uniform uniwersalny rozmiar 38” był bardzo dobrze rozpoznawalny, i choć można było uznać, ze Missay niesie go wedle prawa, to jednak idąc z Edem i jeszcze tak dziwnie to trzymając, to… dziwnie. I tak ich pewnie prędzej czy później na kamerach znajdą, ale może to już będzie jak opuszczą Hoth. W końcu dobili do drzwi. Ed zatrzymał się i czekał w milczeniu. Bo – znowu drzwi. Dosłownie z drzwi na drzwi Ed zaczynał się bardziej frustrować. Po pobycie na swoim statku bez barier czul się tu kaleką. Zero kontroli nad czymkolwiek, nawet nad „swoją” Miss*

Missay - 2012-02-09 20:36:01

A jego Miss grzecznie mu towarzyszyła i tym razem otworzyła drzwi już bez proszenia. Musiała jednak odstawić worki, żeby wyjąć kartę, otworzyć drzwi, schować kartę, wpuścić Eda. Potem podniosła jakoś porzucone pakunki i weszła za nim, według zasady że ważniejszy wchodzi pierwszy. No i jak się znalazła przy Hakonie, to położyła worki, usiadła na podłodze i do końca rozpięła kurtkę, asekurując małpkę jedną ręką.

ED - 2012-02-09 20:39:31

http://www.swewok2.pun.pl/viewtopic.php … 469#p38469

Hakon - 2012-02-14 16:17:36

*Tym razem prowadził Hakon. Eda prowadzil „w ręku”, trzymając za uprząż. Głownie w niego się wsłuchiwał, skupiając się na nim jako na swoim największym tryumfie. Po reakcji jego sprzed chwili, zanim się spakowali i wyszli, Hakon był naprawdę dumny. Missay pewnie trzymała się gdzieś blisko. Zanim dotarli aż tutaj, Hakon musiał trzy razu użyć mocy by odciągnąć uwagę pracowników od Eda. Zaś kiedy tu wchodzili – używał mocy nie bezpośrednio na nich, ale wokół nich, jak bańkę, by odpychać od nich uwagę innych możliwie najefektowniej.
Hakon ustal się w zdobyty przez Eda i Miss mundurek. Doprowadził ich jako pracownik do pierwszego lepszego stateczku. Zakazał się wtrącać przy tym, bo teraz on musi dac popis umiejętności. Nie pieścił się tym razem. Podszedł do pierwszego lepszego operatora i wykonał sugestywny ruch ręką, za którym poszła silna sugestia w mocy*
Zabierz ich na lądowisko i bezpiecznie odpraw. Potem zapomnij, co się działo…

Secorsha - 2012-02-14 16:24:18

*Gośc na którego trafili był geonosjaninem, tym łatwiej przyszło mistrzowi jedi wczuć się w rolę, bo jednak w pewnym stopniu niechęć czasem pomaga. Owadzie oczka na tle szpetnego pyska wpatrzyły się w  Hakona, którego ‘czar” mimo wszystko nie chronił dostatecznie i na Eda zerkano.
Geonosjanin zakaszlał dziwnie*
Zabiorę ich do sekcji ladowiskowej i bezpiecznie odprawie… a potem zapomnę wszystko… *podniósł kościstą łapę by postrzec oko, po czym spojrzał na Eda… i zaraz na Miss*
Te, lala, ładuj swego droida na pokład i pilnuj, byle nie rozrabiał. Lecimy, nie mamy czasu, następny kurs czeka!

Missay - 2012-02-14 16:29:18

Miss była jakaś wyłączona z akcji. Ubrała się, ulokowała maleństwo pod nieco rozpiętą kurtką owinięte kawałkiem materiału z hakonowego kokona. I tyle. Właściwie to cały czas milczała, rozważając nad czymś i szła po prostu za Edem. Mało aktywnie.
Dlatego kiedy w końcu dotarli do odprawy i pracownik ją zagadał, sprawiała wrażenie jakby nie znała basicka, bo spojrzała na niego nieprzytomnym wzrokiem. Ale może i lepiej bo oszczędziła tej całej gadaniny o tym kim jest Edzio.

ED - 2012-02-14 16:33:56

*W tej sytuacji można było powiedzieć ze bierność Miss była pożądana, ale nie mogło być tak żeby Ed nie zauważył ze od chwili w której dostała tego zwierzaka przestał dla niej się liczyć cały świat, co Eda bardzo denerwowało. Oznaczało to ze nie tylko nie może na nią liczyć, ale i – on nic nie znaczy dla niej, bo jest nowa „osoba do troszczenia się”. To dla Eda oznaczało, ze od tej chwili radzi sobie sam. Popatrzył wiec na Hakona, który do tej pory męczył go tą mocą po drodze, a Ed to dzielnie znosił. Popatrzył niemo – tak się pożegnał, a kiedy padło niezbyt przyjemne ponaglenie ze strony pracownika – po prostu grzecznie sam wszedł po kładce do środka, jak na droida przystało, bez sprzeciwu*

Hakon - 2012-02-14 16:40:06

Doskonale *skinął geonosjaninowi, po czym ponaglił Miss słowami*
Dalej, szybko. I pamiętaj: opiekuj się Edem. Wszystko będzie dobrze *delikatnie pchnął ją w ślad za Edziem, którego także pożegnał niemym spojrzeniem. Niech idzie, im szybciej, tym lżej dla niego*

Secorsha - 2012-02-14 16:48:26

*Geonosjanin wyglądał na zirytowanego ich opieszałością, choć może i ruszali się nienajgorzej jeśli chodzi o ogólną prędkość. No ale – skoro ma ich bezpiecznie odstawić i asekurować przy wylocie to niech się spieszą, bo już inni patrzą na nich krzywo, i jak zaczną wywoływać z powrotem, to będzie miał nieprzyjemności (choć naturalnie musiał ich bezpiecznie odwieźć, to oczywiste!)*

Missay - 2012-02-14 16:52:48

Wcale nie chodzi o Eda, ani o świat, ale tego nie mogli wiedzieć bez zapytania jej. Coś tam się jej uroiło i tyle, bo nawet małpkę asekurowała instynktownie, bez szczebiotania do niej.
- Pamiętam.
Odpowiedziała Hakonowi, wyrwana z zamyślenia i poszła z Edziem już trochę przytomniejsza. Ze zdziwieniem więc też przypatrzyła się temu, który miał ich odstawić.

ED - 2012-02-14 16:57:41

*Ed wszedł do srodka i niemal natychmiast, asekuracyjnie, bo lepiej wcześniej, dla bezpieczeństwa, wbił łeb w  sufit. To był inny stateczek, wiec nie było tu wgłębienia. Będzie jak dojadą. tak się zabezpieczył, choć na razie kontaktował, wyłączy się jak zaatakuje go mroźna przestrzeń*

Hakon - 2012-02-14 17:07:24

*Kiedy Miss weszła, jedi nie czekając zamknął za nią drzwi* Leć. ja się zajmę tymi tutaj. *polecił geonosjaninowi, po czym sam stanął na jego stanowisku, jak zmiennik. Zatknął ręce za plecy i spojrzał zdumionym wzrokiem na tych wszystkich, co patrzyli, jakby mówił: no co, pracuje, nie? Jednocześnie już bez fizycznych ruchów po kolei do każdego wysyłał sugestię w Mocy: zajmij się w końcu robotą człowieku*

Secorsha - 2012-02-14 17:21:37

*wzruszył ramionami i załadował się do kokpitu. Zaraz ruszyli.
Podróż – o ile Ed nie miał napadów miłości do galaktyki – odbyła się bez komplikacji. Czar Hakona działał zarówno na geonosjaninie, jak i w sali odpraw wystarczająco silnie, by przez najblizsza godzinę nikt nie zadzwonił wyzej by się upewnic czy aby tak to ma wyglądac. Hakon zdazy ukryć swoją obecność i zniknać*

Secorsha - 2012-03-08 10:49:19

*Biuro do spraw zarządzania i koordynacji, księgowość.
Od dłuższego już czasu zatajano przed zwykłymi cywilnymi pracownikami to, ze nie ma pieniędzy. Okazało się, że przetrzymywany w tajnych dystryktach prezes klanu bankowego nie dal się namówić na „dogodny kredyt”. Podejrzewano, ze obiecał bardzo dostatnie życie strażnikowi i jego rodzinie, gdyż… umarł we śnie, a strażnik zniknął. Ucieczka prezesa była niemozliwa, wiec wybrał taka  drogę do wolności.
Główny koordynator, można by go nazwać dyrektorem miał nie lada problem, ale kiedy był w największym dołku – przyszło wybawienie.
Ich nowy księgowy, który przyszedł tu z jakiegoś dziwnego polecenia, okazał się po prostu genialny. Facet był trochę dziwny, brzydki jak dwunasta w nocy, ubierał się jakby go na przepustkę z państwowego gospodarstwa rolnego na Rodii wypuścili. Pil dużo kawy i rozrzucał papiery, ale z kimkolwiek by się nie spotkał, to zawsze wychodził zwycięsko, dogadywał się z  każdym, zawsze zdobywał to, o co go dyrektor prosił. Tak, Percy był genialny.
  Dyrektor był niskiego wzrostu i konkretnej postury łysiejącym człowiekiem po 40tce. Wchodząc do nieskazitelnie czystego biura gdzie z centralnej sciany spoglądał na nich portret Nimreta, zatrzymał się przy biurku ich nowego wybitnego pracownika*
Percy, będziesz musiał się przejść na niskie poziomy, masz… *położył mu papiery na blacie* To jest odmowa dofinansowania. Niestety, ale kasy nie ma, będą musieli znaleźć inny sposób na ten przeszczep. Załatw to. Aha, i weź kurtkę, tam jest zimno

Hakon - 2012-03-08 11:06:42

*Hakon, czyli Percy był tutaj przykładnym, sumiennym i utalentowanym (dzięki Mocy) pracownikiem. Talentu używał do wpływania na inne istoty w taki sposób, by wychodziło na jego. czyli na interesy dyrektora, który musiał być blisko najwyższych władz. Musiał, bo on zarządzał tu finansami.
Na to, co teraz położno mu na biurku czekał odkąd wysłał Eda na Autodestrukcję i za pomocą Mocy wpłynął na faceta od nagrań by wykasował wszelkie dowody na to, ze Hakon tam był.
Percy był czysty. Zanim Percy się pojawił, Hakon zdobył wszelki niezbędny sprzęt posługując się głownie kartą kredytową Eda. Na Hoth wyraźnie zaczynał się kryzys. Były to wiec bardzo dobre motywacje.
Percy uśmiechnął się do dyrektora. Różnił się znacznie od Hakona, przede wszystkim tym ze był lizydupem. Hakon nie bez trudu, ale wczuł się w  tą rolę*
Oczywiście panie dyrektorze, już się robi *odstawił obficie slodzoną kawę i siegnął po dokumenty by je przejrzeć*

Secorsha - 2012-03-08 11:32:34

Świetnie, tylko się pośpiesz bo wieczorem będziemy mieli panów z kontroli, a  ty jakoś dobrze na nich działasz… *Machnął reka na Hakona, to znaczy Percego i poszedł. Zaś dokumenty mówiły o tym, ze są ścisłego zarachowania. Percy został obdarzony ogromnym zaufaniem szefa. Było to sześć pięter w dół. Dystrykt zamknięty. Materialy niebezpieczne…*

Hakon - 2012-03-08 12:07:57

Panie dyrektorze… *wyciągnął rękę za odchodzącym człowiekiem*
Potrzebuje haseł wejściowych… *W kierunku człowieka pomknęła delikatna i przyjemna jak muśniecie wiosennego wiatru wiązka sugestii Mocy* żeby wejść…

Secorsha - 2012-03-08 12:49:22

*Dyrektor zatrzymał się w wejściu. Właściwie to ci na dole zostali powiadomieni i mieli Percego wpuścić kiedy ten się zgłosi, ale – przecież jak teraz poda mu hasła, to tylko ułatwi. Dostał je wprawdzie w największej tajemnicy i pod groźbą gniewu Nimreta miłą nikomu nie udostępniać no ale… Percyemu nie da? jak jemu nie zaufa, to komu ma zaufać*
Zaczekaj, zaraz ci napisze, tylko żebyś nikomu nie pokazywał! I nikomu nie rozpowiadaj co widziałeś! Generał Nimret wie, co robi, jasne? *I podszedł do biurka by zapisać hasła*

Hakon - 2012-03-08 13:25:58

Oczywiście, panie dyrektorze, przecież dobrze pan we, ze może mi pan ufać *Zapewnił pracownik, który to na zewnątrz nie miał w sobie niczego szczególnego i stosował jedynie swoje słowa. W Mocy jednak ten, kim naprawdę Percy był, cały czas wzmacniał tajemnicza siłą swoje działania. Tak i teraz, wiec zapewnienie było mocne jak ślubowanie.
Jednocześnie Hakon poczuł mocniejsze uderzenie serca. Zaczyna się. Teraz musi dać z siebie wszystko.
Uśmiechnął się szeroko do dyrektora, i po urzędowemu chwycił kawę by dopić ją jeszcze przed wyjściem, by się nic nie zmarnowało. Kubeczek wyrzucił, i wstał po kurtkę*

Secorsha - 2012-03-23 13:56:03

Zakończenie sesji na prośbę gracza:

Hakon/Percy po otrzymaniu kodów, jako pracownik bez problemu dostał się do zamkniętego dystryktu. Wpuszczano go tam bez oporów i zajęto się papierami od niego. Hakon, korzystając z perswazji Mocy oraz głębi karty kredytowej przekonał dwoje naukowców do zmiany pracy – Praca na statku pana Saarai to spokój, dostatek, bezpieczeństwo i przede wszystkim – wolność, nie tak jak tutaj, w Imperium Nimreta. Hakon wyczul w  nich tak ogromny strach przed Nimretem,z e musiał naprawde dużo poświecić. Ostatecznie udało się. Kiedy zaczęli działać, byłi już we dwoje: Hakon, i dwoje ludzi, kobieta i mężczyzna.
Dezaktywowano kamery na kilka chwil, by załadować już nieprzytomnego i ledwo żywego Darvena oraz tego drugiego osobnika o którym na razie nic nie wiadomo na platformę przewożącą odpady do utylizacji, i wyzieziny ich z mrocznego lochu. Gonił ich czas, na szczęście Hakon był na tyle silny w Mocy, by utrzymać wokół nich aurę chroniącą ich przed zbędną uwagą.
Wykryto ich dopiero na orbicie, ale okazało się, ze statki odmówiły zaatakowania wylatujących „zdrajców”. I tak Hakon dowiedział się o ogólnym buncie floty Nimreta. A potem bezpiecznie skoczył w nadświetlną*

koszty ok. 42 tysiące kredytów – obciążono konto Edwarda Saarai

przegrywanie kaset woj.podlaskie piosenka o niedźwiedziu taxi koszalin hydraulik warszawa Biurko z drewna Fenster aus Polen Serwis komputerowy ursus wynajem fotobudki kraków