- Star Wars: Ewok III - Era Imperium http://www.swewok2.pun.pl/index.php - Hoth http://www.swewok2.pun.pl/viewforum.php?id=34 - Baza Cochrelu - głowna siedziba http://www.swewok2.pun.pl/viewtopic.php?id=236 |
Gen. Qymaen - 2010-05-05 17:55:33 |
Któż by pomyślał, ze wielka korporacja to tu, na tej lodowej pustyni ulokuje swoją głowiną bazę. a jednak. Umieszczone kilka kilometrów pod powierzchnią skutego lodem gruntu niezliczone przestrzenie niskostopowych pomieszczeń składały się na ogrom liczącej tysiące metrów kwadratowych bazy. Centrum badań ogrzewane wielkimi fuzyjnymi reaktorami. Stonowane waniliowe barwy ścian, charakterystyczne rozsianie dźwięku, atmosfera chłodnej kalkulacji, obcowania z odkryciem. Zimno. Baza na Hoth. Serce Cochrelu. |
Gen. Qymaen - 2010-05-05 18:02:29 |
*Pojazd płozowy sunął po powierzchni z niesamowitą prędmkoscią, zostawiając za sobą czteroślad, który natychmiast zasypywały płatki śniegu. Podróz trwała pół godziny. Potem cały pokazd zostal wchłoniety przez zaspy i towarową turbowinda ściągnięty w otchłań. Pod powierzchnie zasniezonej kuli. Śniegl zmarzlina, lodowiec, twardy grunt, przemarznieta ziemia i w koncu coraz cieplej – gorący pot generatora. A oni zjeżdzali coraz głęboiej… |
Darven - 2010-05-05 18:07:19 |
*Darven podczas podróży nic nie mówił, nie ruszał się. Dopiero gdy pojazd dojechał do celu - wstał i wysiadł, rozglądając się.* Niezmiernie mi miło... *Wyszeptał, dokładnie oglądając pomieszczenie i roboty.* |
Moc - 2010-05-05 18:12:48 |
*Cóż, siedział spokojnie przez całą tą podróż, nie odzywając się podobnie jak reszta. To nie była chwila na swobodne pogaduszki o błahostkach... sam też nie wiedział, czy byłby w stanie prowadzić takie rozmowy. No ale w końcu dotarli na miejsce, więc opuścił ten pojazd zaraz za Generałem i Darvenem... serce Cochrelu... ciekawe. Bardzo interesujące...* Imponujące... *Mruknął cicho rozglądając się po sali. Cóż, tutaj Imperium na pewno ich nie znajdzie, nawet za tysiąc lat... bo chyba tylko desperat szukałby bazy tak głęboko pod powierzchnią...* |
Gen. Qymaen - 2010-05-05 18:22:00 |
*Zmrużone oczy generała skierowały się przez ramie najpierw na jednego, potem na drugiego towarzysza* czujecie coś? *zapytał, po czym warknaszy głośno rozłożył ramiona na boki i rzucił ostre spojrzenie przez hol. Wcześniej wysłał wiadomość o odwołaniu wszelkich komitetów powitalnych. Nie potrzebuja tego. Dooku czeka. Jego mistrz. |
Darven - 2010-05-05 18:31:45 |
A więc, tutaj znajdziemy Dooku... *wyszeptał w końcu. Miał wątpliwości, nie wiedział co będzie. Bo, jeśli to Hrabia postanowił sobie ich wyrzucić w powietrze... Tylko, gdzie w tym logika? Nie ma. Szedł za Generalem i jeśli nie musiał, nie odzywał się. Po prostu towarzyszył.* |
Moc - 2010-05-05 18:36:21 |
Ciężko cokolwiek stwierdzić... może się ukrywać przed nami... *Zjawy miały to do siebie, że bez trudu potrafiły maskować swą obecność. Nie były materialne, mogły się przemieszczać, rozpływać... ale miały słabe punkty, dało się je pokonać, zniszczyć. Ale i tak trzeba uważać...* Cóż... Dooku czeka *Mruknął Mace i ruszył za całym korowodem, wypuszczając swoje myślowe sądy na teren całej bazy, tak więc Sith na pewno wyczuje jego obecność. W końcu znał jego aurę bardzo dobrze, na długo przed jego rebelią a także i w jej trakcie. Mistrz Winud podążał spokojnie za Generałem... czekał na to spotkanie, ale chyba nie tak bardzo, jak cyborg* |
Gen. Qymaen - 2010-05-05 18:53:41 |
*winda otworzyła przed nimi swoje wrota i wyszli. Przed nimi ciągnął się sklepiony na okrągło korytarz na ktorego końcu znajdowało się chronione barierą wejście. a przed nimi stal człowiek. Mężczyzna, starszy już. Jego twarz o żółtawym odcieniu skóry poorana była zmarszczkami starości. Pogłębiały one jego dobroduszny choć odrobinę chytry uśmiech. Skośnie oczy były tak zmrużone, ze niemal niewidoczne zza szkieł okularów. Generał stanął jak wryty po chwili, dosłownie po sekundzie pochyliwszy łeb ruszył w kierunku starca. Mężczyzna roześmiał się, rozkładając ramiona na boki, jakby miał cyborga uścisnąć* Aż się serce raduje, doprawdy, do tej pory nie mogę uwierzyć! *profesor Guede – ten, dzięki któremu generał znowu mógł żyć, poklepał radianie pancerz swojego „podopiecznego” wyraźnie szczęśliwy. A i generał wyglądał na zadowolonego. Jego metalowa łapa znalazła się na ramieniu profesora* {gorących dni i długich nocy, profesorze} *wycharczał po kaleeshiansku z jednoczesnym lekkim ukłonem* Jestem, i mam się świetnie. Tak jak i moi towarzysze: mistrz jedi Mace Windu oraz mój asystent Darven Saari. *I zwróciwszy się do towarzyszącej dwójki* To mój… hmmm… zawdzięczam mu życie. Profesor Guede. |
Moc - 2010-05-05 18:58:31 |
*Szedł cały czas za Generałem i z pewnym zaciekawieniem obserwował tą niespodziewaną reakcję cyborga. Ale czy do końca niespodziewaną? Przez cały okres Wojen uważano go powszechnie za bezdusznego cyborga, pozbawionego uczuć... i tak właściwie było do czasu "wypadku" z mistrzem Kenobim i wtedy się zmienił. Mace dostrzegał to, ale dopiero teraz słysząc tą serdeczność w pełni pojął, że Grievousa już tak na prawdę nie ma, a jest za to Qymaen. Czy to źle? Chyba nie... ale nie wiedział, czy to też dobrze. Miał nadzieję, że tak. Gdy go przedstawiono to skinął głową* Miło mi... *Powiedział cicho i tylko czekał, aż zostaną dopuszczeni do Dooku... nie, nie do Dooku, do jego szczątek. Powinni je spalić dawno temu... tak, zgodnie z tradycją Zakonu, spalić, by Zjawa nie mogła się uczepić swoich resztek, by pozostać na tym świecie. Teraz mogli to nadrobić... z szacunku dla człowieka, którym kiedyś hrabia był.* |
Gen. Qymaen - 2010-05-05 19:06:40 |
*Profesor uśmiechnął się do Mace’a dużo mniej serdecznie niż do generała, z którym stał teraz cały czas „twarzą w twarz” z jego dłonią na swoim ramieniu. a jego stara twarz powoli zmieniała wyraz* dobrze, ze przyprowadziłeś jedi *odezwał się w końcu wbrew sobie* Jest tak, jak na raportach… kiedy się tam wejdzie… to on tam jest. Nauka nie potrafi tego wyjaśnić. Co jakis czas przyrządy wariują. Ciało czasem się porusza i są to ruchy skoordynowane… |
Moc - 2010-05-05 19:11:39 |
*Cóż, nie zdziwiło go to przywitanie, wciąż był na terenie byłych Separatystów.. a ci nie przepadali za Jedi, delikatnie rzecz biorąc. Wysłuchał uważnie słów tego profesora, ale nie komentował, co nie znaczyło, że w myślach nie analizował całej tej sytuacji. Trzeba to jak najszybciej skończyć... tak. Gdy tylko otworzą się drzwi i wkroczą do środka, by przerwać to... szaleństwo* |
Darven - 2010-05-06 12:04:26 |
*Szedł za nimi, ciężko stukając laską. Przywitał się z doktorem, którego zresztą lubił. Przedstawiać się nie musiał - znali się. Stal teraz nieco obok, między Macem a Generałem, ale nie bezpośrednio "w linii strzału". Generalnie jak dotąd mało mówił. Ale czuł narastające emocje... Podobnie jak Generał, choć nie tak mocne i szczególne. Znał Hrabiego, dobrze, lepiej od Generała. To z Dooku miał głównie styczność u Separatystów. Nadal pamiętał rozmowy w jego bogato zdobionych pokojach. Kontakty układały im się dobrze, poza tym, czuł sentyment do tego człowieka. Nadal czuł. Hrabia mógł doprowadzić łatwo do jego śmierci podczas pamiętnego odmówienia wykonania zadania zleconego przez jego mistrza. Ale nie zrobił tego. I nie starał się. Dla niego zresztą to było wygodne, nie musiał udawac, że się stara - Darven w pore uciekł. W świetną pore. Nie było już nawet do czego wracać. Ale teraz, człowiek miał wątpliwości... Nie chcial niszczyć Hrabiego, palić jego zwłok. Generał chciał "oficjalnie", ale Darven wiedział, że kontakty jego i Dooku były wyjątkowe, skomplikowane. To dla Qymaena pewnie nic łatwego, jeśli podejmie taką decyzje. Jedyny tutaj Mace bez mrugnięcia okiem pociągnął by za symboliczną dźwignie do końca Hrbaiego, jego ciała. Tylko, czy to dobrze o nim świadczyło?* |
Gen. Qymaen - 2010-05-06 12:16:43 |
*Hrabia Dooku już nie żył, jego doczesność się skończyła, to, ze tu był było jego „wyborem”, sprzeciwiającym się naturalnej kolei rzeczy. To, co zrobią nie będzie morderstwem. Generał nie powinien mieć wyrzutów. Co nie oznacza ze nie będzie miał kiedy stanie twarzą w twarz ze świadomością, z „duszą” mistrza, o którą wielokroć się ocierał. Ponad plecami profesora wpatrywał się dziko w pole energetyczne które chroniło wejście do tego pomieszczenia. Wcześniej ciało było w bardziej widowiskowym miejscu.* |
Moc - 2010-05-06 12:46:27 |
*Generał i Darven znali hrabiego Dooku, przywódcę Separatystów, podczas gdy Mace go jako mistrza Jedi i niegdyś byli w dobrych stosunkach. Typowano go na przywódcę Najwyższej Rady, ale pewne epizody z jego życia, pomyłki podminowały jego zaufanie do Zakonu, co potem wykorzystał Sidious... teraz, mając przed sobą resztki hrabiego Mace spali je, ale nie z zemsty czy nienawiści, tylko z litości. Ostatecznie pozwoli odejść swemu dawnemu przyjacielowi i towarzyszowi z tego świata. Taka jest naturalna kolej rzeczy, tak chce Moc. Nikt nie ma prawa tego zmieniać, nawet najpotężniejsi mistrzowie Jedi muszą się temu podporządkowywać. Windu przygotował się już psychicznie na ta konfrontację i tylko czekał na otwarcie wrót...* |
Darven - 2010-05-06 12:54:17 |
*Mace pozwoli odejść? Ale przecież, właśnie Hrabia nie chce odejść. Niestety, poglądy na moc są różne. To, że nikt nie ma prawa tego zmieniać, że to jest kolej rzeczy, że tak chce Moc... To jest zdanie Windu. Darven, zaraz za Generałem czekał, aż wrota się otworzą. Miał jednak spore wątpliwości. Tak, to nie morderstwo - ale to nadal niszczenie tego, co pozostało. Tego, bez czego być może Hrabia juz ostatecznie odejdzie. Bo, ze tak się stanie nie było pewne. Dla Ducha nie jest potrzebne ciało.* |
Gen. Qymaen - 2010-05-06 13:05:12 |
*Zatem wszyscy trzej razem znali Hrabiego od podszewki. Byli grupą wręcz doskonalą do stawienia mu czoła. |
Moc - 2010-05-06 13:13:23 |
*Każdy miał swoje spojrzenie na Moc. Mace jako Jedi uważał się za jej strażnika i wykonawce jej woli... uważał uporczywe trwanie przy życiu jako coś nienaturalnego. Każde życie ma swój czas i się kiedyś kończy a wtedy pozostaje tylko Moc... Nie ma śmierci, jest Moc, jak głosi ostatnia linijka Kodeksu. A teraz czekali na otwarcie sie grodzi i gdy to się stało to... ciemność nastała. |
Darven - 2010-05-06 13:21:37 |
*Darven powoli otworzył oczy. Leżał bezładnie, podpierając się ścianą. Tyle pytań mogłoby się nasunąć - ale nie. Otworzył usta i zaczął dyszeć. Dosłownie, łapał powietrze garściami. W oczach malował się wielki ból. Nie miał siły wstać, powiedzieć. Nic. Pustka. Wbił sparaliżowany spojrzenie w przeciwległą ścianę.* |
Gen. Qymaen - 2010-05-06 13:25:33 |
*Złapał się za głowę, w bardzo „ludzkim” geście, durastal zgrzytnęła o płytki maski. Nie mógł wstać. z cala pewnością jakieś przeciążenie. Profesor zaraz do niego przylgnął. Słyszał przez pisk słowa Windu. |
Moc - 2010-05-06 13:34:52 |
*Mace był twardym zawodnikiem, pochodził z Haruun Kal, więc był twardszy niż normalni ludzie. Poza tym jego wytrwałość i determinacja dodawały mu sił. Skupił się i odciął się świadomie od bólu poranionego ciała. "Nie ma bólu, jest Moc..." To ona teraz dodawała mu sił. Słysząc wypowiadane słowa Generała odwrócił na chwilę głowę... zamknął oczy na kilka sekund i je ponownie otworzył... Jeśli ktoś spojrzałby teraz na jego oczy zobaczyłby dziwną, nieco fioletową poświatę z nich emanującą... Mace znowu widział rzeczywistość w postaci kryształu Mocy, szukając w jego strukturze punktu przełomu, a gdy go odnalazł to uniósł rękę i skupiając się na tej rysie, natarł na nią przy pomocy Mocy. Dzięki temu Generał będzie mógł się wyprostować, gdyż Windu przeciął więzy łączące zjawę z cyborgiem. Ale na chwilę... Odwrócił się znowu i spojrzał na resztki hrabiego a na twarzy mistrza Jedi pojawiła się odraza. Ale tylko na chwilę, stłumiona szybko. Znowu jego twarz przypominała kamienną maskę* Ostrzec? Jakiś dziwny sposób... hrabio. Przed czym chciałeś nas ostrzec? *Zapytał głośno i dźwięcznie, nie lękając się wcale Dooku.* |
Darven - 2010-05-06 13:38:01 |
*Darven został przez Generała postawiony, jak bezwładna szmaciana lalka. Jakby go Qymaen podczas tej czynności puścił - bez wątpienia upadłby. A teraz stał, z nieobecnym wzrokiem wbitym przed siebie, głową spuszczoną. Stał tak, jak go Generał postawił, żadnych ruchów. Nic.* |
Gen. Qymaen - 2010-05-06 13:49:22 |
*Generał wyprostował się, owszem, jednak to nie nacisk Mocy od strony Dooku kazał mu się pokłonić. To coś w rodzaju wpajanego długo szacunki, niewolniczego oddania które zapewniły modyfikacje mózgu. Kipiący dziwnym rodzajem wściekłości stal teraz na szeroko rozstawionych nogach, caryc zaś trzymając Darvena za grzbiet. Może chciał użyć go jako broni, a może… po prostu potrzebował jego fizycznego wsparcia? Nie patrzył na ciało, a przed siebie, gdzieś w przestrzeń tam gdzie „widział” Dooku takim jakiego zapamiętał. Każdy z nich widział tam hrabiego takiego, jakim zapamiętał go najlepiej. I to wyobrażenie zaśmiało się* |
Moc - 2010-05-06 13:56:35 |
*Mace patrzył na tą zjawę bez cienia lęku, przerażenia... ale z litością i współczuciem* Dooku... wciąż po tylu latach tego nie zrozumiałeś? Potęga to nie wszystko... tak na prawdę nie masz żadnej potęgi. Możesz nas zabić, możesz robić co chcesz, ale nie posiądziesz władzy nad naszymi życiami, duszami... nie posiądziesz władzy nad Mocą. Gdybyś tylko wsłuchał się w głos twego dawnego ucznia... tak Dooku, Qui-Gon nie zniknął, jest częścią Mocy i gdybyś tylko nie trwał z uporem w swym błędzie to usłyszałbyś jego głos. On był tam od chwili jego śmierci i będzie tam *Odparł spokojnie Windu na te przechwałki Hrabiego. Qui-Gon... to była właśnie ostatnia kropla goryczy, która przepełniła kielich i to wtedy Dooku postanowił opuścić Zakon. Jednak jego dawny uczeń nie umarł, a stał się potężniejszy niż oni wszyscy. Ale nie dlatego, że mógł rozwalać góry samą myślą... stał się jednością z Mocą, jego świadomość przenikała całe stworzenie. On też widział wszystko, co się działo w Galaktyce, podczas gdy Dooku był uwięziony tutaj, w tej namiastce życia i ciała* Słuchamy cię hrabio... |
Darven - 2010-05-06 14:05:30 |
*A więc, Darven stał trzymany przez Generała. Jedno jednak było pewnym, bez względu na wszystko, o wiele bardziej lubił Hrabiego niż Maca. A teraz widział go, takim, jakim go zapamiętał. Starszego człowieka, z siwymi włosami... W tym wszystkim jednak jednego Darven nigdy nie był w stanie zrozumieć. Nie potrafił pojąć, jak Hrabia był w stanie zamordować własnego przyjaciela... Przyjaciela, z którym od wielu lat tyle go łączyło. Przyjaciela, który mu bezgranicznie ufał, powierzył tajemnice, której nikomu innemu, nawet najwyższym mistrzom nie powierzył. Tak, ufał mu... Darven przecież tyle by dał, by wrócic do owych strasznych chwil jego życia, cofnąć czas, nie dopuścić do tego, co się stało, co porwało jego duszę. A Dooku to zrobił. I zrobił to z powodu Armii Klonów, jedynie małego dodatku do intrygi palpatina. Niczego wielkiego. Darven wbił spojrzenie w to, co widział mocą. W postać Hrabiego. Spojrzenie dziwnie wymęczone, zasmucone. Przelewała się gorycz i żal.* |
Gen. Qymaen - 2010-05-06 14:14:06 |
*Zjawa rozłożyła ręce* Ja tez jestem częścią Mocy. Zrozumiałem wszystko, na rozumieniu czego mi zależało. Potęga to może i nie wszystko. Jest jeszcze satysfakcja. Bo co mi przyjdzie po takich marnych żywotach jak wasze… Qui Gon był bliski zrozumienia, dlatego też Moc zezwoliła mu na stanie się częścią w niej, owszem. W moim przypadku to Moc jest częścią mnie.* [i]przerwał, w pomieszczeniu falowała chłodna ciemność. Generał patrzył bardzo dziwnie, jakby znowu coś wpełzało do jego umysłu i nagle Mace i Darven mogli przypomnieć sobie ze wyglądał identycznie zanim w chwile później zaatakował ich i wszyscy w transie zaczęli ze sobą walczyć. Jego umysł był wręcz stworzony doi wpływów Dooku. Niektórych urazów nie da się naprawić, a to były urazy, zniekształcenia które hrabia sam sobie wyżłobił w psychice ucznia.* |
Moc - 2010-05-06 14:22:44 |
*Mace pokręcił głową. Może jest jeszcze jakaś szansa na odzyskanie dawnego Dooku? Może jest szansa na odkupienie? Szkoda, że nie ma z nimi Yody... w końcu to on był jego mistrzem i znał go najlepiej z nich wszystkich.* To my wszyscy jesteśmy częścią Mocy, nie ona częścią nas... przypomnij sobie nauki Yody... przypomnij sobie to, co przekazałeś swemu uczniowi. W głębi duszy wiesz, że on stał się potężniejszy niż ty... Odnajdź go, posłuchaj go *Można to uznać za zbędny trud czy szaleństwo, ale w historii Zakonu wielu było takich, którzy nawracali się nawet po śmierci, stając się na nowo częścią Mocy. Ale tego trzeba chcieć. Mace pochylił nieco głowę, przymykając oczy* Taaak... Malachor prześladuje mnie w wizjach... i na niego przyjdzie czas Dooku. Na wszystko przyjdzie czas. *Nie zapomniał o tym tajemniczym nagraniu, ale też musiał dokończyć parę spraw, nim się tam wybierze... bo już zdecydował, że osobiście weźmie udział w tej wyprawie. Nie można lekceważyć Ciemnej strony...* |
Darven - 2010-05-06 14:31:31 |
*Darven spadł ciężko na kolana, pochylił głowę.* Taaak... Odmówiłem wykonania rozkazu... Ale to nie był twój rozkaz. To był rozkaz Sidiousa. I nigdy byś nie kazał tego zrobić... Szczycisz się kontrolą nad Qymaenem? A twój mistrz? Kontrolował cie, manipulował tobą... By na końcu zdradzić. Tak, Dooku. Zostałeś zdradzony. Przez ten cały czas byłeś dla niego nikim. Tylko narzędziem. W jego planie, w jego własnym planie. Nawet nie mrugnął zgadzając się na twą śmierć, ba, każąc cie zabić... Byłeś dla niego nędznym robakiem. *Darven, niemal leżąc na podłodze, uśmiechnął się podle, szydzącym uśmiechem.* A Sifo-Dyas? Jak mogłeś mu to zrobić...? On ci udał! Wierzył! Zrobiłby dla ciebie wszystko, powierzył ci tajemnice, której nikt inny nie poznał... Tymczasem, ty go oszukałeś, zamordowałeś, dla planu Sidiousa w którym Armia była jedynie dodatkiem. Dodatkiem dla jego intrygi. Ale Sidious cie zdradził, miał cie za robaka... I dla niego zniszczyłeś najbliższą osobe. To jego krew płynęła w żyłach Generała! Sifo-Dyasa... Powiedz mi... jak? Nigdy nie potrafiłem tego zrozumieć... pojąć... |
Gen. Qymaen - 2010-05-06 14:50:19 |
*Zjawa uśmiechnęła się z politowaniem* Każdy popełnia błędy, nie należy ich rozpamiętywać, przyjacielu. Tak właśnie widzę szkolenie jedi. Jako błąd. Stało się dokładnie to, czego się bałem. Polegliście. Niezdolni do zmian pozwoliliście się omamić i stłamsić. Nie żałuje swojego wyboru. Mnie zgubiła wiara w Sidiousa a was – ignorancja. To jest właśnie ta satysfakcja o której mówiłem. |
Moc - 2010-05-06 15:00:35 |
*Mace, zapewne ku zdziwieniu wszystkich uśmiechnął się i znowu spojrzał na zjawę.* Nie przeczę... spoczęliśmy na laurach, ufaliśmy we własna siłę i we własną moc... to nas zgubiło. Zgubiła nas też wiara w Wybrańca... w Skywalkera. Dlatego zdecydowaliśmy się powrócić do źródeł, do podstaw filozofii Zakonu... ale to nie zmienia faktu, że jesteśmy sługami jasności, obrońcami Mocy... zawsze twierdziłeś, że Zakon pogrążył się w zepsuciu Hrabio... teraz pragniemy to naprawić. A ty nadal w głębi duszy wiesz, co jest dobre... zbłądziłeś ze szlachetnych pobudek, wiec w Tobie nadal tkwi dobro... *Windu wierzył w dawnego towarzysza, że może się odkupić i znowu stać się Jedi. Ale czy nie był zbytnio naiwny? Wtedy też wyczuł ponownie tą ciemną aurę i wzmocnił swoje bariery otwierając się jednocześnie na Moc, całym umysłem i całym ciałem. Ponownie widział rzeczywistość w formie kryształu, szukając charakterystycznego Punktu Przełomu. To dzięki tej bardzo rzadkiej umiejętności Mace był tak groźnym przeciwnikiem... każda sytuacja, każde zdarzenie posiadało Punkt, który jest najsłabszym ogniwem łańcucha. On potrafił je odnajdywać, interpretować i wykorzystywać... no i rozporządzał wielką potęgą, która ustępowała jedynie Yodzie... I teraz, gdy ponownie całun Ciemności zaczynał ich otaczać, to Mace odnalazł najwrażliwszy punkt w tym ataku i sam skierował w niego swoją Moc, dążąc do rozproszenia tego. Działał pewnie i zdecydowanie... odzyskał wiarę w swoje umiejętności, w swoją siłę a przede wszystkim w Moc. Działo się to długo, ale już się dokonało... Mace Windu wracał* Dosyć tego! *Zawołał groźnie, a tego nie można lekceważyć.* |
Darven - 2010-05-06 15:09:15 |
*Darven, przewrócił się na bok usiłując wstać, roześmiał się.* Mace, mace... Zdradziliście moc. Nie szliście ścieżką prawdy... *Uśmiechnął się znów.* W tej sytuacji, ten bełkot nic nie zmieni... Ja już wiem jacy wy jesteście. Wy zawsze macie racje! Taaak, spalić go, powiesić! Niech ginie bo myśli inaczej, niech ginie każdy, kto myśli inaczej. To wy zdradziliście republike... *I wtedy to się stało. Powietrze z płuc Darvena uciekło w jednej chwili, kątem oka widział, jak Generał leci w stronę ściany. Chwycił mocno własną laskę, skupiając się w mocy. Skierował ją w stronę tego ducha. Warknął wściekle i zaczął się zwijać na podłodze, czując, jak się dusi.* |
Gen. Qymaen - 2010-05-06 15:41:15 |
czymże jest dobro, jeśli nie wyzwaniem dla zła? Czymże jest zło jeśli nie brakiem dobra. To słowa puste i tak naprawdę nic nie znaczące, ważna jest idea która zwiastuje poprawe. Zawiera w sobie dobro i zło jako nierozerwalne elementy, które muszą się w sobie zawierać. Do tego dążyliśmy aż do chwili pojawienia się błędu. Innymi drogami, lecz w tym samym kierunku. Tyle jest we mnie dobra ile w Tobie zła, i tak naprawdę oznacza to to samo. Zdobywanie potęgi przez wiedze, i wiedzy przez potęgę. Strzeż się przed zaufaniem mi,, Mace. Chcemy tego samego, ale nie możemy istnieć obok siebie. Naprawdę chciałem was ostrzec. |
Moc - 2010-05-06 15:59:14 |
*Mace przymknął oczy słuchając słów Dooku, pełnych jadu, które tylko czekały, by wsączyć się w jego umysł. Czy takimi słowami Sidious omamił tego niegdyś potężnego mistrza? Czy cel może uświęcać środki? W końcu pokonanie Imperatora było bardzo ważne, praktycznie niezbędne do tego, by uratować Galaktykę. Ale czy sięgając po potęgę nie stałby się kimś takim jak on, jeśli nie gorszym? Hrabia wiedział gdzie uderzyć, wiedział, że w Windu drzemią pokłady mroku, które tylko czekają na to, by się wyrwać spod jego kontroli* Nie masz racji... Dooku... straciłeś swą mądrość wraz z jadem Sidiousa *Powiedział cicho Mace i zastanowił się, co teraz zrobić, gdy poczuł coś dziwnego. Obecność kogoś, kogo nie wyczuwał od bardzo, bardzo dawna... Wtedy też wszyscy, Mace, Darven, Generał i Dooku mogli usłyszeć w swoich umysłach głos ale tylko Windu i Hrabia mogli go rozpoznać* Mylisz się mój mistrzu... tak bardzo się mylisz... *To był Qui-Gon, ale nie jako Duch tylko jego świadomość. Po raz pierwszy to on przybył do kogoś, a nie tak jak przedtem, oni do niego... Chciał ostatecznie załatwić wszystko ze swoim byłym mistrzem* Nie tego mnie uczyłeś... nie to mi pokazywałeś mistrzu. Czemu więc jesteś tak ślepy na wszystko? *Więź łącząca mistrza z padawanem zawsze była silna, a ta która kiedyś łączyła Dooku z Jinnem była wyjątkowa* |
Darven - 2010-05-06 16:09:41 |
*Darven podniósł się z ziemi i gwałtownym ruchem wskazał ciało dooku. Laska podniosła się nieco, druga dłoń wyciągnęła się i zacisnęła.* Nie... Nie tym razem, Dooku! *Rozległ się swąd palonego ciała. Trzeba to zakończyć... A co nie osłabi Dooku tak bardzo, jak zniszczenie ciała? Zwłoki zajęły się ogniem. Niech spłoną... Niech znikna raz na zawsze. W oczach Darvena odmalowała się determinacja i wściekłość... Ta wyniosłość Dooku. Tak irytująca... Ale Darven nienawidził go z innego powodu. Za Sifo-Dyasa. Nienawidził go za to, że to zrobił. Że zrobił coś, z czym Darven walczy od tragedii jego życia. Podczas gdy Dooku po prostu to zrobił, Darven nigdy nie mógł zapomnieć.* Spłoń, gnido... *Krzyknął, gdy kolejny atak znów zaczął zabierac mu powietrze, z trudem mógł mówić. Upadł na kolana, cały czas jednak starając się podtrzymać ogień. Generałowi będzie łatwiej zniszczyć szczątki... Bo Darven wiedział - Dooku będzie walczyć.* |
Gen. Qymaen - 2010-05-06 16:20:49 |
*generał momentalnie zamarł, trzymając się szafy pancernej, charczą, czul się jak pijany. Zamknął oczy słysząc głos. To ja mówię – pomyślał, już półświadom. Przecież Dooku to jego mistrz – myślał dalej. |
Moc - 2010-05-06 16:29:58 |
*Ale świadomość Gui-Gona pozostała, wypełniając umysły wszystkich zebranych tutaj* Tyle że to ja do ciebie przyszedłem mistrzu, nie wy do mnie. Mam dość mocy, by to uczynić... *Odparł bardzo spokojnie Jinn, martwy, nie żyjący, a jednak nadal mogący rozmawiać z nimi* Czy to nie ty, mistrzu, uczyłeś mnie, że zdolność wykorzystania Mocy została nam nadana w konkretnym celu? Że mamy chronić i pomagać wszystkim żywym istotom? Wszyscy tworzymy jedność z Mocą mistrzu, widziałem to i teraz też to widzę... przestań walczyć i poddaj się jej... *Kojący i cichy głos docierał do każdego zakątka ich umysłów. Nie mogli się go pozbyć, nie mogli go zablokować, gdyż pochodził on właśnie z Mocy a nie z zewnątrz, tak jak głos Dooku. A gdy ten opanował ciało Generała to Mace natychmiast się poderwał i aktywował swój miecz świetlny. Purpurowa poświata zalała całe pomieszczenie i śmignęła do przodu, blokując uderzenie cyborga* Poddaj się Dooku i posłuchaj swego ucznia! *Syknął na niego i silnym ruchem ręki odepchnął klingę od Darvena, przybierając postawę bojową. Vapaad... Mace nie zamierzał przebierać w środkach, ale też nie chciał skrzywdzić Generała. Oby tylko Jinnowi udało się jakoś ich rozłączyć* |
Darven - 2010-05-06 16:36:40 |
*Darven mógł przede wszystkim liczyć na pomoc innych, on sam nie potrafił walczyć wręcz. Jeśli da rade, spróbuje uniknąć czy zablokować cios mocą, ale było mało czasu. Jedynie inny miecz świetlny mógł pomóc, miał nadzieje, że purpurowa klinga zablokuje cios. Jeśli tylko Darvenowi uda się ochronić, zacznie iść w stronę ciała Dooku, powoli, skupiony, z laska skierowaną w jego stronę, lewą ręką zaciśniętą i podniesioną w górę. Płomienie przybiorą na sile, zaczną trawić ciało Dooku. W tym niemym porozumieniu liczył, że Mistrz ochroni go przed zjawą, podczas gdy on zniszczy ciało... I raz na zawsze, razem, zniszczą to monstrum.* |
Gen. Qymaen - 2010-05-06 16:50:08 |
Uczyłem ciebie, Quo Gonie, uczyłem i wierzyłem w to, co mówię, lecz potem to się zmieniło. Gdybym uczył cię po tamtym zdarzeniu nigdy nie usłyszałbyś tych prawd z moich ust w kształcie ozdobionym kolorowymi wizjami jedi… *ciało płonęło, ale Zjawa ustabilizowała się, co oznaczało ze była na tyle silna by za pomocą Mocy uciszyć płomienie. Widać to było powoli* zabijecie go *zauważył spokojnie w kierunku Mace’a i Darvena. Klinga jedi i cyborga starły się ze sobą, ale nacisk był tak silny, ze mimo zablokowania był w stanie wytrącić mistrzowi łokcie ze stawów. Kontrolki wyły, generał charczał, z jego oczu ciekła krew* Istotę, która wam pomaga, Jedi. Tylko dlatego, by nie dać mi porozmawiać z byłym uczniem? No cóż, widać nie do końca poznałem tajniki waszych nauk. To mi widać pozwalało być nawet mistrzem, bo gdybym wiedział, wcześniej pewnie wcześniej bym odszedł *paląca do żywego ironia opuściła usta zjawy* wierzyłem w mój cel. Uczniu. Ale dopiero głębsze poznanie po opuszczeniu ciała pozwoliło dostrzec mój błąd. Tym błędem było zaufanie. Tego właśnie musi nauczyć się sith. |
Moc - 2010-05-06 16:59:47 |
*Może i nacisk byłby to w stanie zrobić z normalnym człowiekiem, ale nie z Macem pogrążającym się w Vapaadzie. Ten styl był niezwykle niebezpieczny i zabójczy, gdyż Windu sięgał po głęboko wiezione pokłady mroku i wykorzystywał je w walce wspomagając się Mocą. W głębi duszy uwielbiał brutalne starcia, siłowe rozwiązania, ale szkolenie Jedi to hamowało, jednak Vapaad uwalniał to. Był wtedy jak lawina i tornado, nie do zatrzymania... przekonał się o tym już Sidious, który niemal poległ z jego ręki. Skoncentrowany mistrz Jedi nagle odskoczył do tyłu, po czym natarł od prawej strony na Generała celując w jego rękę, by ją odciąć. Cóż, dostanie nową... a tymczasem Qui-Gon nadal "zabawiał" rozmową Dooku* A pamiętasz mistrzu dlaczego odszedłeś? Dlaczego sprzymierzyłeś się z Sidiousem? Bo widziałeś chylącą się ku upadkowi Republikę, chciałeś ją ratować... myślałeś, że sam będziesz w stanie powstrzymać Sitha. Robiłeś to wszystko z dobrych intencji, wierzyłeś w to co robisz... jednak dałeś się zwieść i wykorzystano twoją szlachetną naturę przeciwko temu, co chciałeś ratować *Qui-Gona nie było przy tym, kiedy hrabia uległ Imperatorowi, a przynajmniej nie cieleśnie. Przez Moc obserwował go, widział jak znika w mroku i nie mógł nic na to poradzić* Nie myl nauk Jedi z błędami ludzkimi... one się zdarzają i sam dobrze o tym wiesz. Przypomnij sobie nauki wielkich mędrców Zakonu... przypomnij sobie Kodeks mistrzu. To w nim zawarte jest wszystko to o co walczą Jedi. Uwolnij Qymaena, pozwól mu żyć... |
Darven - 2010-05-06 17:09:20 |
*Darven próbował rozszarpać mocą ciało, które wygrywało z ogniem... Ale Dooku był potężny. Bardzo potężny. I to pewnie przetrwa. Człowiek ze złością rzucił ciałem w przeciwległą ścianę. Odwrócił się do Maca.* Jest zbyt potężny... *Szepnął, co znaczyło jedno. Nie da rady. Nie uda mu się zniszczyć ciała. Co gorsza, Generał może przy tym umrzeć...* Przestań Dooku! Ty gnido... Nic dla ciebie nigdy nie znaczył, a był twoim uczniem. Mogłeś być nadzieją, Hrabio, a stałeś się zgubą! A wiesz co dziwi mnie najbardziej? Że nawet po zdradzie ze strony Sidiousa, który zresztą zdradził wszystkich, niszczysz istoty, które z nim walczą! Które nie dały się tak stłamsić jak ty! *Warknął ze złością.* |
Gen. Qymaen - 2010-05-06 17:19:57 |
*Ale generał tez miał w sobie coś ponadludzkiego, wiec poszedł za ruchem Mace’a, i kiedy ten się ugiął, uciekając spod jego ataku, cyborg niczym w rykoszecie własnej siły zgiął siew pól, by olbrzymim łukiem ciąć na uda Mace’a, goniąc go swoją klingą we wściekłości połączonej z własnego bólu, zszarpanej psychiki i nieznającej sprzeciwu woli Dooku* |
Moc - 2010-05-06 17:31:54 |
*Ale Mace zablokował ten atak, po czym wykonał zręczny obrót ostrzem, by ten przeciął durastalową rękę, jednocześnie odsuwając się z pola rażenia klingi Generała* Ponieważ wiem, że nadal tkwi w tobie dobro mistrzu a ja chcę cię uratować. Ponieważ w twoich wspomnieniach tkwi siła do odkupienia... czy żałujesz tych wszystkich lat, kiedy to byłeś mi mistrzem? *Qui-Gon nie rezygnował, chciał ratować hrabiego najmocniej ze wszystkich tu zebranych. No ale on nie musiał walczyć o życie, tak jak Darven i Windu... no i to nie jego opętała zjawa. Nagle Darven mógł poczuć silniejszy nacisk na jego psychikę* Zostaw go Darvenie... to sprawa miedzy nami... między uczniem a mistrzem... *I znowu on zelżał, skupiając się na Dooku. Wszystko to działo się bardzo szybko* Tak, chcę wskazać ci jedyną słuszną drogę... czy to źle? Stając się jednością z Mocą dostrzegłem wszystko to co się działo, co się dzieje i co się dziać będzie. Podczas gdy ty trwasz tutaj, w tym ciemnym lochu zależny od swego zniszczonego ciała, ja mogę odwiedzić każdy zakątek stworzenia i widzieć prawdę... czy Jedi mają rację? Mają, ale połowiczna... ich nauki mi nie wystarczyły. Szukałem wiedzy, ale nie dla potęgi, tylko dla zrozumienia i ochrony... to jest ścieżka. Potęga jest złudna... *Przemówił po raz kolejny a gdy Zjawa się zmaterializowała przed Darvenem to głos Jinna nabrał dziwnej mocy i siły* Skończcie walczyć... a ty mistrzu nie skrzywdzisz już nikogo, gdyż ja ci na to nie pozwolę... pozwól sobie pomóc... w przeciwnym razie, powstrzymam cię |
Darven - 2010-05-06 17:38:58 |
*To sprawa między nimi? Darven niemal warknął... Łatwo mówić, gdy się tu nie stoi. Łatwo mówić, gdy nie ma się nic do stracenia, gdy ma się dużą siłę. O wiele trudniej robić gdy jest się w skórze jednego z trzech, którzy tu przybyli. Darven spojrzał na Dooku, który się przed nim zmaterializował. Wściekle rzucił laskę na ziemie.* A więc rozmawiajcie! Dyskutujcie sobie o tym, kto ma racje, podczas gdy my będziemy umierać. Nie chcę w tym brać udziału... *Warknął wściekle i się wycofał.* |
Gen. Qymaen - 2010-05-06 17:52:41 |
masz potęgę, Qui Gonie, osiągnąłeś ją, wiec nie musisz już jej pożądać. *nie odpowiedział na słowa o powstrzymywaniu przed krzywdzeniem. Jeśli nie zajdzie taka potrzeba, to Jinn nie będzie miał okazji próbować go powstrzymać. Bo próbować można zawsze, choć jedi uważają, ze słowem „próbować” narzucają sobie ograniczenia. |
Moc - 2010-05-06 18:02:08 |
*Mace zgasił swój miecz świetlny i czekał. Cóż, jemu się też nie podobał fakt, że maja czekać, ale wolał posłuchać Qui-Gona. Kiedyś go nie słuchał i potem dostrzegł swój błąd, stanowczo za późno. Teraz tak nie będzie.* Nigdy jej nie pragnąłem mistrzu... powinieneś to wiedzieć. *Rozmawiali spokojnie, jak gdyby to co się tutaj działo ich nie dotyczyło, ale to się tutaj skończy. Musi.* Gdzie leży druga połowa? Wszędzie... tutaj tego nie zobaczysz, są jedynie lodowe ściany... ale na planecie pełnej życia widać to wyraźnie. To życie tworzone przez Moc jest tą drugą połową... dopiero ludy, które wszyscy swą prymitywnymi otworzyły mi oczy na to. Jedi powinni chronić życie, każde życie, każdy przejaw Mocy... jednak świadom jestem pewnych ograniczeń... a tak zwane prawdy sithów nie mają racji bytu. Dlaczego? Bo oni skupiają się na sobie i dobrze o tym wiesz. Potęga, władza, nieśmiertelność, to to na czym im zależy. A Jedi powinien zrobić najtrudniejszą rzecz, na jaką stać myślącą osobę... wyzbyć się siebie, poświęcić się dla innych, dla Mocy. To jest ścieżka prowadząca do oświecenia... ale czy ty ja widzisz mistrzu? Już nie... *Westchnął, a raczej tak wszyscy pomyśleli.* Proszę cię tylko o jedno mistrzu... odejdź na zawsze z tego świata i zjednocz się z Mocą... |
Darven - 2010-05-06 18:08:16 |
*Darvena strasznie irytował ów spokojny ton, wrażenie, że są poza tym, że to co się tu dzieje nie dotyczy ich. Spojrzał znacząco na Maca. Ale nic nie mówił. Zrobić też nie mógł. Spoglądał co pewien czas na ciało Dooku. Będące w zasięgu ręki... Ta bezradność go dobijała. Będzie stał i czekał. Słuchał spokojnej rozmowy mistrza z uczniem, jak przy ciasteczkach, którzy przekonują się nawzajem do swych racji nie bacząc na to, co się dzieje. Jeszcze gorsze jest to, że nie miał tutaj w czyje słowa się wsłuchiwać... Ani Dooku, ani Qui-Gona nie popierał. Obu filozofiom się sprzeciwiał.* |
Gen. Qymaen - 2010-05-06 18:19:22 |
Nigdy nie oszukiwałem siebie twierdząc, że sitowie chcą ratować galaktykę. Nie mógłbym, skoro odszedłem z zakonu z powodu świadomości ze traci on swoje ideały. Chciałem poszerzyć świadomość. Nie wszystko, czego nauczył Sidious jest kłamstwem czy ułudą. W wielu kwestiach miał racje. W wielu się z nim zgadzałem. Poszukiwałem wiedzy – właśnie wiedzy, Qui Gonie. Skręciłem, by szukać odpowiedzi. Przez pewien czas byłem niemal świadom, ze osiągnąłem doskonałość. Widziałem ścieżkę, była szeroka, równa, obiecująca. Ale na jej końcu stał mój nauczyciel. To on jest największym błędem mojej nowej idei. *tu zjawa zwróciła się do Windu* Punkt przełomu. Chyba przestałeś to ćwiczyć. Nie dziwię ci się. Chciałem was ostrzec, gdybyś ćwiczył, nie musiałbym. Tamten jedi miał w sobie ciemność, ale jest to coś osobliwego. On stoi przy ścianie. Nie wchodzi dalej, ale doskonale wie, co jest w jego zasięgu. Jest jak ja. Sądzi, ze jeśli wejdzie, będzie w stanie wyjść. *zamilkli na chwilę. Zjawa zamknęła oczy. Wycie alarmów kontrolek na piersi generała wyciszyło się. Nie była to śmierć. Była to stabilizacja. Widać Dooku umiał nie tylko niszczyć. A Grievous był jego uczniem, tylko w innym znaczeniu tego słowa. Był jego żalem, który został po śmierci Qui Gona* Nie mogę zjednoczyć się z Mocą. Skoro Moc jest jednością w nas wszystkich, a my w niej, to nie mogę narazić ogól na mnie samego. To jest właśnie moje poświęcenie |
Moc - 2010-05-06 18:29:03 |
Ścieżka prowadząca do oświecenia nigdy nie jest prosta, łatwa ani jasno oświetlona. To labirynt pomyłek i ślepych zaułków... ale nie chodzi tutaj o pokonanie drogi, chodzi o upadek i o podnoszenie się z niego. *Odparł spokojnie Qui-Gon, gdyż rozumiał postępowanie swego mistrza... dawnego mistrza. Trwał on uporczywie przy swoich racjach... nigdy nie brakowało mu wytrwałości i uporu. Te cechy przejął właśnie po nim i tymi cechami doprowadzał Radę do szału... może nie do szału, ale nie podobało im się to. Gdy zjawa zwróciła się do Mace'a to ten zmarszczył nieco czoło, starając sobie przypomnieć o co może mu chodzić... a raczej o kogo. Gdy w końcu zrozumiał to szepnął cicho* Hakon... byłem ślepy... *Ale też był tylko człowiekiem, na barki którego zrzucono bardzo wiele spraw. Musiał równocześnie planować kilka rzeczy na raz, więc nie dziwił się ,że coś przeoczył... znowu* Rozumiem... ale nie zostawię cię samego mistrzu. Może z czasem zrozumiesz mój punkt widzenia i ostatecznie zjednoczysz się z Mocą... *Wygląda na to, że cel ich wizyty może nie zostać osiągnięty. Nie zniszczą Dooku...* |
Darven - 2010-05-06 18:38:27 |
*To wszystko i tak działo się poza Darvenem. Ten usiadł sobie pod ścianą i bezradnie patrzył na to, co się dzieje. Nie mając na to wpływu.* |
Gen. Qymaen - 2010-05-06 18:40:32 |
*Zjawa jedyne, co uczyniła, to uśmiechnęła się lekko. Nie padło już ani jedne słowo na temat filozofii. Dooku był uparty, jak Qui Gon słusznie zauważył. I stanowczy, stały w poglądach. Ale historia zataczała koło. Tak jak kiedyś Dooku dostrzegł niedoskonałości, tak i teraz. Proces zaczął się już wtedy, w kwaterze generalskiej na Niewidzialnej Ręce. Teraz moszna w tym trwać. Ale on nie poprosi o zycie tej trójki pokiereszowanej po „zabawie” jaka im urządził. Chyba Qui Gon będzie musiał pokazać mu raz jeszcze dobro.* |
Moc - 2010-05-06 18:45:19 |
*I to zrobi, stanie się opiekunem i strażnikiem dawnego mistrza, stanie się dla niego nauczycielem takim, jakim on był dawniej* Mace... Darvenie... Qymaenie... proszę was, byście opuścili tą salę i na zawsze pogrzebali ją pod pokładami lodu. Ta sala stanie się grobowcem hrabiego Dooku... mistrza Jedi i lorda Sithów... *Powiedział "na głos" do wszystkich, a gdy Mace chciał zaprotestować, to Qui-Gon zwrócił się do niego osobiście.* Stanę się jego strażnikiem... nigdy już nie ucieknie z tego miejsca i nikomu nie zagrozi. Dopilnuję tego... a teraz odejdźcie i zapomnijcie o tym miejscu. Zapieczętujcie je! *To była zarówno prośba jak i rozkaz. Ciężka do spełnienia, ale mieli jakiś wybór? Hrabia był potężny, a Jinn najwyraźniej nie chciał go niszczyć...* |
Darven - 2010-05-06 18:54:21 |
*Rozkaz to był dla Mistrza Windu. To jedyna istota tutaj, która miała formalny obowiązek czuć respekt do Qui - Gona. Darven za to czuł gniew, po tym wszystkim, co go dzisiaj spotkało, szczególnie jak usłyszał, że po tym wszystkim po prostu mają odejść i zostawić to w spokoju. Bo duchy się dogadały łaskawie, ale wcześniej omal ich nie zabiły. Specjalnie się zresztą tym nie przejmując. Cyrk na kółkach. To się wydawało po prostu Darvenowi nie do pojęcia. Nic nie zrobi, dopóki Generał nie wyda jasnego rozkazu, bo nie chce. Ale Darven wiedział co będzie. Jedi się dogadali, czas zmykać. Przeklęte wielkie sprawy. A co jakby się duchy nie dogadały? Qui spokojnie dyskutowałby z Dooku, oni by sobie tutaj umierali. W końcu, nie warto używać przemocy. Darven podobnie jak Mace miał spore obiekcje. Mace zaakceptował decyzje z jego punktu widzenia ważniejszej i potężniejszej istoty. Darven podobnie, ale to jest już związane z Generałem, a nie z Qui-Gonem, dlatego czekał na jego decyzje.* |
Gen. Qymaen - 2010-05-06 19:02:20 |
*A generał wracający powoli do siebie powtarzał wściekle w głowie tylko jedno: zabić, zabić, zabić. I nawet nie słuchał już duchów (ale to będzie dla niego naprawdę ciężkie przeżycie, bo Kaleeshowie wierzą w duchy i ich ingerencje. Wściekły i jednocześnie raz kolejny złapany dźwignął się na metalowe nogi. I w swoim geniuszu wpadł na pomysł, by wysadzić ten burdel. A może to podświadomość. Warknął cos nieskładnie do żywych z tej Sali, to chyba było polecenie wyjścia. Nadal był w amoku. |
Moc - 2010-05-06 19:07:49 |
*Przez chwilę świadomość Qui-Gona zniknęła dla wszystkich, tylko nie dla Generała. Mógł on usłyszeć w swoim umyśle jego spokojny głos* Odejdź Qymaenie... ja się nim zajmę. Już nigdy nie zagrozi tobie ni twoim sprzymierzeńcom... wiesz, że jest dla ciebie zbyt silny, więc zostaw go mnie. Zakop to miejsce, pogrzeb je na zawsze... *I głos się urwał, choć świadomość obecności drugiego ducha nadal pozostawała. Minęło kilka spokojnych chwil, po raz pierwszy od wejścia tutaj... I wtedy wszyscy żywi tutaj mogli poczuć, że ich ciała zostały uzdrowione. Jak? Nie wiadomo... ale dzięki komu? Chyba to wszyscy wiedzieli...* Odejdźcie w spokoju i niech Moc będzie z Wami... *Pożegnał się Qui-Gon, a Mace skłonił lekko głowę w wyrazie szacunku dla mistrza Jedi, po czym przypiął rękojeść miecza do pasa i wyszedł z pomieszczenia, na odchodnym jeszcze mówiąc* Niech Moc będzie z tobą hrabio... obyś odnalazł właściwą ścieżkę... *I opuścił ten grobowiec...* |
Darven - 2010-05-06 19:13:26 |
*Generalnie Darven miał podobne myśli do Generała, był wściekły przy tym. Osobiście pewnie pociągnąłby za dźwignie powodującą przeciążenia systemów. I głos Quia nie mógł tego zmienić. Po prostu czuł się tak, jakby zaraz miała z niego wyjść bestia. Zaraz po wejściu do tego pomieszczenia przeżył piekło... Gdy musiał oglądać, czuć to wszystko od nowa... Wolał umrzeć. I z całej siły chciał uśmiercić Hrabie. Teraz, po prostu w nim wrzało. W oczach płonęło istne infermo. Darven zaczął powoli kroczyć do wyjścia. Nie było żadnych pożegnań, skinień głową... Po prostu odwrócił się plecami do prawdopodobnego miejsca obecności ów duchów i wyszedł.* |
Gen. Qymaen - 2010-05-06 19:24:50 |
*Biedny Qymaen w zbroi cyborga złapał się tylko a obolały łeb, próbując wyciągnąć sobie go z głowy, ale sugestia była silna. Bronił się rozpaczliwie, ale to do niego trafiało. A po chwili nagle wróciła mu pełna sprawność, oczywiście w ramach wcześniejszych możliwości. Odwrócił się gwałtownie. Niczego nie było, żadnych zjaw, głosów, tylko ogólny rozgardiasz. Zmrużył oczy. |
Secorsha - 2012-02-04 16:08:08 |
*Po kilkunastogodzinnej podróży statek bez oznakowań po podaniu autoryzacji wylądował na odległym lądowisku zgodnie z procedurami bezpieczeństwa. Mieli ze sobą dwie szczelnie zamknięte kapsuły. W jednej był Darven, który raz odzyskiwał, raz tracił świadomość. Szyba jego kapsuły była częściowo odkryta. Widział małym skrawkiem powierzchni co się dzieje. Kapsuła była zaizolowana ale i tak było mu potwornie zimno i nie mógł choćby się ruszyć by się ogrzać. Przez grube ściany słyszał coś w rodzaju jęku mutanta który był teraz jego fizyczną kopią. |
Darven - 2012-02-04 16:19:00 |
Darven starał się zarejestrować tyle, na ile pozwalała mu sytuacja. W tych chwilach, kiedy odzyskiwał świadomość, patrzył i słuchał uważnie, mając nadzieję, że niebawem jego zagadka się rozwikła. Gdyby chcieli go tak po prostu zabić, już by to zrobili. Ale ten sobowtór... Samo jego istnienie napełniało nienaturalnym niepokojem. Pewnie wykorzystają go, by wciągnąć resztkę Cochrelu w kolejną intrygę. Tak przynajmniej zdawało mu się w tej chwili. Do czego nie był im potrzebny drugi Darven, na pewno nie robili tego dla zabawy. Podobnie jak kopie innych oficerów floty - szykowało się coś większego. |
Secorsha - 2012-02-04 16:30:40 |
*W koncu wyjęli Darvena z kapsuły. Było nieznośnie zimno. Ale na szczęście owinięto go w materiał termoizolacyjny, zaraz tez podpięto kroplówki by go odżywić. Nie chcieli go zbajać, lub przynajmniej nie od razu. Po kilku chwilach Darven odzyska zdolność widzenia. Choć było tu ciemno. Sala laboratoryjna z bardzo skromnym rozproszonym światłem. |
Darven - 2012-02-04 16:41:40 |
Kiedy już odzyskał możliwość widzenia, zaczął mrugać, próbując przystosować się do warunków. Było mu cieplej, bo obłożono go materiałem - widocznie jego prognozy się sprawdzały, nie chcieli go uśmiercić, nie od razu. Nie mógł jednak powiedzieć, by to było coś radosnego. Jeżeli go dotąd nie zabili - a były to istoty zdecydowanie zdeprawowane - to nie mogło być lepiej w przyszłości. Na pewno nie wypuszczą go ot tak. Służyć im będzie za królika doświadczalnego? Im dłużej o tym wszystkim myślał, tym większy miał mętlik w głowie. Starał się połączyć fakty, ale nie było mu łatwo. Czego oni mogą od niego chcieć? W umyśle łomotało mu, jakby o czaszkę rozbijały się tysiące młotów. |
Secorsha - 2012-02-04 16:49:18 |
*Podeszli bliżej, więc Darven słyszał rozmowy* |
Darven - 2012-02-04 16:57:22 |
A więc nie był tu sam. Pozostawieni zostali jednak bez nadzoru... Dawało to cień szansy. Spróbował się szarpnąć, tak dla zasady. Nie mógł leżeć bezczynnie. Starał się nawet zgromadzić w sobie choć trochę mocy, mimo obroży, która miała go od tego powstrzymać. Wiedział, że na niewiele to się zda, ale nie potrafił tak po prostu się poddać. Robił to, co mógł, a co przynajmniej myślał, że może w jakikolwiek sposób zaowocować. I w ten sposób będzie szukał dla siebie ratunku do czasu, kiedy straci siły, albo się coś wydarzy. |
Secorsha - 2012-02-04 17:09:56 |
*Zbieranie mocy nie wiedząc na co, czyli taki opór dla samego oporu niewiele da. Jednak po jakiś czasie kiedy emocje Darvena opadną i znowu wróci kalkulacja, kiedy zacznie się rozglądać, to prócz ciemnej sali a’la laboratoryjnej przypominającej raczej bardziej prosektorium obaczy niedaleko łożko – stanowisko. Stało ono pod kątem 45% od jego miejsca i nieco niżej, wiec widok miał idealny. Światła nie było, jedynie umieszczony powyżej monitor miarowa kreską i pikaniem oznajmial, ze monitoruje żywą osobę. |
Darven - 2012-02-04 17:18:27 |
Łatwo można się było domyślić, jak bardzo zdziwiony był Darven, kiedy dostrzegł, "kto" tak naprawdę leży z nim w tej sali. Przez chwilę nie wiedział, jak zareagować. W mig przestał robić to, co robił, a choć było to bezcelowe, to przynajmniej dawało złudzenie, że może "próbować". I tak patrzył na swojego dawnego mentora. To mogła być ich kolejna sztuczka, efekt badań, mutant. Ale co... Co, jeżeli posłużyło im od wszystkiego jego prawdziwe ciało? W końcu w dawnych czasach wydał naukowcom na Hoth pozwolenie na prowadzenie badań... Może wykorzystali materiał genetyczny Generała? Bo nie wierzył, żeby mógł mieć przed sobą prawdziwego, "wskrzeszonego" Qymaena. Teraz, jak o tym myślał, to faktycznie - nie widział na własne oczy, by ciało zostało zniszczone... Może naukowcy przywłaszczyli sobie coś więcej, niż tylko mózg kaleesha? Spróbował cokolwiek powiedzieć, ale nie wiedział, czy ograniczenia, jakie na niego nałożono, na to pozwalały. |
Secorsha - 2012-02-04 17:59:49 |
*monitor pokazywał funkcje życiowe, które były na podobnym poziomie jak wtedy kiedy Darven ostatni raz widział się z generałem. Maska leżała na ziemi, wiec nie było jej na twarzy i Darven – choć niewyraźnie – ale mógł pierwszy raz zobaczyć twarz Qymaena bez maski. Ciało znajdowało się jedynie na wysokości od czoła do połowy policzków. Dalej była żywa, pokryta brązowym preparatem kość. Czaszka kończyła się na górnych zębach. Oczy były zamknięte. |
Darven - 2012-02-04 18:10:49 |
A więc była nadzieja. Mimo okoliczności, dla Darvena była to chwila sentymentalna. Ile by dał, żeby to faktycznie był Generał, z "krwi i kości"! Nie mógł opierać się na takich poszlakach, ale zawsze było pewne radosne podejrzenie - że może tkwią w tym obaj, że może to nie jest sobowtór, że może uda im się uciec, że może w końcu porozmawia ze swoim mentorem. Qymaen wiedziałby, co z tym wszystkim zrobić. Darven często wracał wspomnieniami do czasów, kiedy mu towarzyszył. Wtedy jeszcze nie rozumiał, jak wielka presja może spoczywać na dowódcy. |
Secorsha - 2012-02-04 18:37:26 |
*Niestety obroża nie dawała się pokonać. Na niej jednak Darven musiał skupiać tą fizyczną, sprawdzą moc, która raczej nie mogła działać inaczej, wiec jej nie wyłączy. Jednak zbieranie Mocy, świadome jej odkładanie, począwszy od teraz może znaleźć uzasadnienie kiedy przyjdzie odpowiednia okazja, bo teraz, nawet jeśli Darvenowi udałoby się na chwile oswobodzić, to bardzo szybko zostałby ponownie uziemiony. Potrzebowali pomocy* |
Secorsha - 2012-02-05 18:08:21 |
|
ED - 2012-02-05 18:18:20 |
*Jak już nie było otwartej przestrzeni, znaleźli się znowu w bezpiecznych czertach ścianach, mniej czy bardziej przestronnych ale zawsze ścianach, Ed był dużo spokojniejszy. Oczywiście na oznakowanie w tak brutalny sposób bardzo się burzył, był nawet gotów złożyć skargę, ale po tym co zobaczył po wyjściu ze stateczku to… się po prostu zresetował. Nie ma co pisać co myślał, bo przez kilka pierwszych chwil nie myślał w ogóle, nie był w stanie. Tylko stal i gapił się. Jak ich pogonili, to ruszył się parek toków do pierwszej zatoczki, i tam stał i gapił się na Nimreta na scianie* |
Hakon - 2012-02-05 18:32:26 |
*Hakon zachowywał się podobnie jak Ed – oczywiście nie oznaczało to ze warczał, kopał i tak dalej. Nie był zadowolony, uważał ze zachowanie panów jest niegrzeczne i nijak się ma do konstytucyjnego prawa o zachowaniu prywatności. No ale tam. |
Missay - 2012-02-05 19:08:14 |
Miss niestety nie była tak pokojowa gdy przyszło do kłucia. Co innego jak ją kłują pod okiem Eda i z jego zgodą, choć i tak tego nie lubiła. A co innego jak przychodzą obce i niemiłe cośki i wyskakują do niej z igłą. To się nie mogło dobrze skończyć i wymagało uspokojenia werbalnego i przekonywania, żeby się w ogóle zgodziła. Bo jak wiemy, Miss igieł nie lubi. Co jest dość dziwne zważywszy na tatuaże robione słomkami. |
ED - 2012-02-05 19:14:21 |
Tak, to jest generał Alstor Nimret, który po śmierci generała Qymaena wziął cochrel we własne ręce. Resztę opowiem w naszym pokoju, chodźmy, reszta sobie poradzi *Mieli odstawić gnijącego Aru w jakieś tam miejsce, gdzie się przetrzymuje takich zgniłków. Edzik ruszył, zostawiając portret Nimreta za sobą. jeśli dalej się trzymali – to ich pociągnie. Miał wgrany plan kompleksu, a na razie droga była miedzy barierkami prosto, wiec Ed będzie szedł. Potem będzie szedł jak korytarz prowadzi. W korytarzach, nawet niskich czuł się dobrze. Wiec szli. Ed się nie odzywał i mało mruczał, bardziej charcholił i |
Hakon - 2012-02-06 14:58:52 |
*Zakaszlał w zaciśniętą pięść, z oczami nieco nieprofesjonalnie wytrzeszczonymi, ale nie powiedział to, co pomyślał. koro Nimret już posunął się do tego by wieszać swój wielki portret na ścianie w hangarze to na pewno ma podsłuchy* |
Missay - 2012-02-07 18:30:59 |
-Hmmm? |
ED - 2012-02-09 14:49:37 |
*Tylko ze tutaj chyba nie było zbyt wielu pizzerii. Żywienie jak klony na wojnie – pigułka i pól szklanki wody. |
Missay - 2012-02-09 14:51:59 |
Miss jest mądra, więc schowała kartę do kieszonki i nawet zapięła! A o pizzę miała zamiar pomarudzić jak wrócą. Tutaj miała poczucie misji, więc wiernie dreptała z Edziskiem. |
ED - 2012-02-09 14:58:47 |
Bo tutaj wszyscy mają takie same. Wszyscy ubierają się na biało. Nie mają gustu, no i takie tu są zasady. na biało. Jak ktos ubiera się inaczej to na niego patrzą. Ja się raczej na biało nie ubiorę ale ty i Hakon możecie *Mówił bardzo cichu, spdziewajac się ze szanowny generał założył czujniki i podsłuchy wszędzie w całej bazie, by wszystko kontrolować. Cenzura* |
Missay - 2012-02-09 15:37:58 |
Pokiwała głową bo zrozumiała, że tutaj są w gościach. Więc wola gospodarza, zwyczaje plemienia bogów są ważniejsze i przewodnie i należy się dostosować. |
ED - 2012-02-09 15:50:05 |
*Tylko ze tu nie było na co się rozglądać. Puste korytarze, sporo oznaczeń i drogowskazów wymalowanych na ścianach ale dla Miss wszystkie będą wyglądać jednakowo. Ed zaś kierował się nagraną wcześniej mapą, czy tez planem tych pomieszczeń.* |
Missay - 2012-02-09 16:02:12 |
- To jak Ty wiesz gdzie iść? |
ED - 2012-02-09 16:07:36 |
*A Edzio jej na to prosto z mostu: * |
Missay - 2012-02-09 16:26:43 |
- Wgrane plany? |
ED - 2012-02-09 16:43:32 |
*Ed też na agenta nie wyglądał, choć teraz stal na ugiętych nogach w dosc dziwnej pozycji, wyraźnie nasłuchując, widać jedno ucho działało mu lepiej od drugiego bo niesymetrycznie łeb trzymał, u wydawał cichutkie dzwięki jak terkocząca kosiarka samobieżna. Komandosi sikali by po nogach, zarówno niego jak i z niej* |
Missay - 2012-02-09 16:47:41 |
W mig zrozumiała jego wytłumaczenie i porzuciła tę kwestię uznając, że Edzio ma doskonałą pamięć. Ale bogowie i duchy przecież muszą pamiętać wszystko, więc się nie zdziwiła. |
ED - 2012-02-09 16:55:26 |
*Od dłuższego już czasu porozumienie Miss-Ed było harmonijne jak odwieczna komunikacja- żadnych zgrzytów, rozumieli się, a tłumaczenie zawsze trafiało. Nauczyli się siebie, nie tylko Ed rozumowania Miss ale i Miss w jakiś sposób dekodowała wypowiedzi Eda* |
Missay - 2012-02-09 16:57:14 |
-Aha... |
ED - 2012-02-09 17:06:49 |
*Ed zaś wcale się do misji nie nadawał. A przynajmniej nie sam. gdyby tu był Hakon lub inny silny autorytet, który by nad Edem panował, to Ed by był spokojny i na pewno przydatny. Teraz- kręcił się, mruczał, opierał o ścianę. Szczęście ze tu chodziło o włamanie do głupiego magazynu w którym nie trzyma się niż ważnego – tylko ciuchy i papier toaletowy, to jest szansa ze się ta ekipa włamie naprawdę. Specjaliści. |
Missay - 2012-02-09 17:15:57 |
Jak wyjrzała i powiedziała, że nikogo nie ma, to poszła zaraz do drzwi, bo wiedziała że ona jest od otwierania ich. |
ED - 2012-02-09 17:22:54 |
*Stał grzecznie i czekał, kręcił się, podnosił nogę, przydeptywał sobie palec, przekręcał łeb. a drzwi się nie otwierały* |
Missay - 2012-02-09 17:33:39 |
- Nie chcą. |
ED - 2012-02-09 17:39:56 |
*Ed nic nie bil pozornie, ale zamek zaczął reagować, ekranik się rozjarzył,. kilka wpisań kodów było błędne, ale kolejny został przyjęty, i po cichym trzaśnięciu, drzwi się otworzyły.* |
Missay - 2012-02-09 17:56:57 |
Zainteresowana patrzyła na to jak ekranik sam ożywa. Cuda na kiju normalnie. Ale powoli się przyzwyczajała do tego, że tu to normalne. |
ED - 2012-02-09 18:11:55 |
*to ze Ed nie podszedł od razu do zwierzątek nie znaczyło ze jest nieczuły, tylko po prostu nie widział, dla niego to były jakieś pudła, obiekty, które są, bo Ed widział bardzo ramowo, dopiero po przyjrzeniu się widział szczegóły. Szafy poznał po kolorze, lub po prostu przypadkiem poszedł w tamtą stronę a nie drugą, ale zawołany, jeszcze takim głosem, zaraz przybiegł. Nie człapał, przyleciał truchtem, szybko, bo ból w głosie zaalarmował ze dzieje się coś nie tak. Nie samej Miss. Jej duszy coś się dzieje niedobrego* |
Missay - 2012-02-09 18:13:35 |
- Patrz co tu robią.... |
ED - 2012-02-09 18:19:21 |
*Podszedł bliżej i zaczął się rozglądać. najpierw zauważył kontener martwych zwierząt, potem te ostatnie żywe. Strzykawki, pudła odpadów pooperacyjnych* |
Missay - 2012-02-09 18:21:47 |
Jej sapnięcie było chyba najlepszym komentarzem do tego wyjaśnienia. Brakowało jej słów - dosłownie - by wyrazić swój pogląd na ten temat. Bo jak ktokolwiek może tak szkodzić zwierzętom? Miss rozumiała zabijanie dla pożywienia, w końcu muehawi też tak robią, ale to tutaj to było coś całkiem innego. |
ED - 2012-02-09 18:36:23 |
Prawdopodobnie tak. Tu obok leża zwłoki wiec te zwierzęta przeznaczono do kasacji, widać nie chcieli zostawiać ich w laboratorium aż zdechną. Przykro mi *dodał, widząc smutek dziewczyny* Missay, musimy się spieszyć. Musimy wziąć mundurki i uciekać zanim nas ktoś nakryje, a ja sam sobie nie poradzę *Kolejna niedogodność w nie posiadaniu rąk. Gdyby je miał, nie było by problemów w wzięciu dwóch odpowiednich paczuszek. A tak musiał liczyć na Miss, która widać teraz miała trudne chwile* |
Missay - 2012-02-09 18:57:44 |
Milczała dopóki Ed bezdusznie jej nie pogonił. Pierwszy spojrzała na niego prawie morderczym wzrokiem. |
ED - 2012-02-09 19:02:24 |
*Szczerze mówiąc, aż się Edowi serwomotory polokowały z zaskoczenia, ale nie zareagował źle. nawet nie warknął. Znal Miss i rozumiał jej tok myślenia, choć pewnie w innej sytuacji ta wrażliwość przyniosła by im zgubę. Ale teraz nawet jeśli nakryli by ich na włamaniu do magazynu z pierdołami, to najwyżej zapłacą mandat.* |
Missay - 2012-02-09 19:05:53 |
Najwyraźniej bycie córką szamana to coś więcej niż nieokazywanie strachu. to też odwaga by się postawić duchowi gdy życie męczonej istotki jest zagrożone. Ale miała tyle szacunku, że nie zaczęła się na Eda wydzierać, tylko się poważnie wyprostowała i gromiła go spojrzeniem. Nie prosiła o to czy może zabrać, chociaż nie jest u siebie. Stawiała go niejako przed faktem dokonanym. |
ED - 2012-02-09 19:15:00 |
*przy innym charakterze takie postawienie sprawy wywołało by automatycznie reakcję odwrotną na zasadzie „a bo nie, bo będzie na moje”. Ed taki nie był, a przynajmniej nie do „swoich”. Obcego pewnie by pogonił i ustawił. Swojego nie. Zwłaszcza Miss która była dla niego osobą bliską. taką „rodziną” już. |
Missay - 2012-02-09 19:21:48 |
Gdyby Ed był Hakonem, to by poczuł ulgę jaką Miss się wykazała gdy się zgodził, a potem rosnącą irytację, gdy nie mogła pokonać zamka. W końcu wyładowała na nim złość i go połamała. Bała się, mimo całego zaufania do Edzia, że niechcący mogłoby się zwierzaczkom coś stać. |
ED - 2012-02-09 19:25:05 |
*Zwierzęta raczej się nie stawiały. dorosła była już bardzo słaba, przelewała się przez ręce, a młoda trzymała się jej kurczowo, serduszko jej łomotało, ale dla niej matka była całym światem, wiec kurczowo się tego świata trzymała. Ed zaś był cierpliwy, choć coraz bardziej denerwowany, bo jednak tracili czas* |
Missay - 2012-02-09 19:28:25 |
A Miss gruchała, aż ulokowała zwierzątka pod kurtką. Tak, żeby reszta zapięcia podtrzymywała matkę. Jak już je ulokowała, to obie delikatnie pogłaskała i w końcu spojrzała na Edzia przychylniej. I choć nie było tego widać, to w sobie była nadal roztrzęsiona tym co zobaczyła. Ale trzeba być dzielnym, misja jest. |
ED - 2012-02-09 19:35:51 |
Chodź *odstąpił, odwrócił się i poprowadził. Bardzo oszczędny w słowach jak i w gestach, bo sytuacja jednak poszła nie po jego myśli, nastąpiło zdarzenie trudne, dla Miss bardzo trudne, bo zobaczyła coś, co było dla niej po prostu jawnym grzechem, no a Ed miał wrażenie ze traci kontrolę, a on niestety musiał opierać kontrolę na autorytecie, bo nie złapie Miss za rękę i nie pociągnie w swoją stronę. |
Missay - 2012-02-09 19:46:16 |
Pilnowała zwierzaków, więc jeszcze nie zorientowała się, że Edzio jest jakiś dziwny. Ale w końcu i z niej jeszcze nie zeszło. |
ED - 2012-02-09 19:53:13 |
*Ed tez o tym pomyślał. Prawdopodobnie by zeshizowała. Jak tak pomyślał, to dla niej zobaczenie tego co zobaczyła to jak dla Eda teraz zobaczyć jak gwałcą jedenastolatka. Ed został zresocjalizowany, ale mimo to krzywdzenie fizyczne nie było dla niego takim problemem jak powinno. Duzo bardziej ruszało go czyjes cierpienie psychiczne. |
Missay - 2012-02-09 19:56:33 |
Radziła sobie. Małpkę podtrzymywała przedramieniem, więc mogła nieść coś i w zajętej ręce. Nie skarżyła się i nie posiłkowała Edziem choć faktycznie nie było jej wygodnie. Ale pocieszała się tym, że to drobiazg wobec losu zwierzątek. Tym bardziej je ujęły tym, że są podobne do mau, a więc skojarzyły się jej z domem i zwierzętami, które często się kręciły przy wiosce. Co bardziej odważne czasem nawet podjadały z ręki, więc dla Miss były to bardzo ciepłe wspomnienia. Dlatego tak jej zależało by uratować małą. Bo co do matki nie miała niestety złudzeń. |
ED - 2012-02-09 20:00:44 |
*Wyszli. Trzeba było zamknąć te drzwi. Ed czul się naprawdę zażenowany w tej sytuacji. Nie powiedział słowa, przepuścił Miss, stanął przy drzwiach, warknął cicho, po czym próbował „wydłubać” sobie drzwi, które wsunęły się w ścianę i zasunąć samodzielnie, ale się nie dało, wystawało może 2cm, to dla Eda za mało. A nawet jeśli by się udało to pewnie kosztem rozwalenia prowadnicy, dlatego musiał zwrócić się do Miss* |
Missay - 2012-02-09 20:09:12 |
Zaczynała czuć, że jest jakoś inaczej. Zasunęła drzwi w iście cyrkowym stylu i spojrzała na Edzia z namysłem. |
ED - 2012-02-09 20:19:33 |
*Zanim odpowiedział, popatrzył chwilę. Po chwili odpowiedział: nie. Miała racja, nie mógł się gniewać, postąpiła bardzo moralnie. Zrobiła coś, za co powinna być pochwalona. jednak wykazała jakaś tam niesubordynację w warunkach trudnych, bo w każdej chwili mógl ktoś wejść, robili coś nielegalnego. W koncu odpowiedział:* |
Missay - 2012-02-09 20:22:23 |
Pokiwała głową, ale jakoś jej to nie poprawiło humoru. Wiedziała, że teraz trzeba Edzia wygłaskać, ale stojąc z workami i jeszcze małpkami nie bardzo miała jak.Więc musiał wytrzymać aż przyjdą do Hakona. Temu zaraz ruszyła za nim, całkiem konkretnym tempem, żeby się nie ociągać. Chciała też na spokojnie zobaczyć w jakim stanie jest maleństwo. |
ED - 2012-02-09 20:33:13 |
*Tym razem nie był to spacerek, z resztą Ed nie chciał bo ktokolwiek ich widział, bo te torby oznakowane jako „uniform uniwersalny rozmiar 38” był bardzo dobrze rozpoznawalny, i choć można było uznać, ze Missay niesie go wedle prawa, to jednak idąc z Edem i jeszcze tak dziwnie to trzymając, to… dziwnie. I tak ich pewnie prędzej czy później na kamerach znajdą, ale może to już będzie jak opuszczą Hoth. W końcu dobili do drzwi. Ed zatrzymał się i czekał w milczeniu. Bo – znowu drzwi. Dosłownie z drzwi na drzwi Ed zaczynał się bardziej frustrować. Po pobycie na swoim statku bez barier czul się tu kaleką. Zero kontroli nad czymkolwiek, nawet nad „swoją” Miss* |
Missay - 2012-02-09 20:36:01 |
A jego Miss grzecznie mu towarzyszyła i tym razem otworzyła drzwi już bez proszenia. Musiała jednak odstawić worki, żeby wyjąć kartę, otworzyć drzwi, schować kartę, wpuścić Eda. Potem podniosła jakoś porzucone pakunki i weszła za nim, według zasady że ważniejszy wchodzi pierwszy. No i jak się znalazła przy Hakonie, to położyła worki, usiadła na podłodze i do końca rozpięła kurtkę, asekurując małpkę jedną ręką. |
ED - 2012-02-09 20:39:31 |
Hakon - 2012-02-14 16:17:36 |
*Tym razem prowadził Hakon. Eda prowadzil „w ręku”, trzymając za uprząż. Głownie w niego się wsłuchiwał, skupiając się na nim jako na swoim największym tryumfie. Po reakcji jego sprzed chwili, zanim się spakowali i wyszli, Hakon był naprawdę dumny. Missay pewnie trzymała się gdzieś blisko. Zanim dotarli aż tutaj, Hakon musiał trzy razu użyć mocy by odciągnąć uwagę pracowników od Eda. Zaś kiedy tu wchodzili – używał mocy nie bezpośrednio na nich, ale wokół nich, jak bańkę, by odpychać od nich uwagę innych możliwie najefektowniej. |
Secorsha - 2012-02-14 16:24:18 |
*Gośc na którego trafili był geonosjaninem, tym łatwiej przyszło mistrzowi jedi wczuć się w rolę, bo jednak w pewnym stopniu niechęć czasem pomaga. Owadzie oczka na tle szpetnego pyska wpatrzyły się w Hakona, którego ‘czar” mimo wszystko nie chronił dostatecznie i na Eda zerkano. |
Missay - 2012-02-14 16:29:18 |
Miss była jakaś wyłączona z akcji. Ubrała się, ulokowała maleństwo pod nieco rozpiętą kurtką owinięte kawałkiem materiału z hakonowego kokona. I tyle. Właściwie to cały czas milczała, rozważając nad czymś i szła po prostu za Edem. Mało aktywnie. |
ED - 2012-02-14 16:33:56 |
*W tej sytuacji można było powiedzieć ze bierność Miss była pożądana, ale nie mogło być tak żeby Ed nie zauważył ze od chwili w której dostała tego zwierzaka przestał dla niej się liczyć cały świat, co Eda bardzo denerwowało. Oznaczało to ze nie tylko nie może na nią liczyć, ale i – on nic nie znaczy dla niej, bo jest nowa „osoba do troszczenia się”. To dla Eda oznaczało, ze od tej chwili radzi sobie sam. Popatrzył wiec na Hakona, który do tej pory męczył go tą mocą po drodze, a Ed to dzielnie znosił. Popatrzył niemo – tak się pożegnał, a kiedy padło niezbyt przyjemne ponaglenie ze strony pracownika – po prostu grzecznie sam wszedł po kładce do środka, jak na droida przystało, bez sprzeciwu* |
Hakon - 2012-02-14 16:40:06 |
Doskonale *skinął geonosjaninowi, po czym ponaglił Miss słowami* |
Secorsha - 2012-02-14 16:48:26 |
*Geonosjanin wyglądał na zirytowanego ich opieszałością, choć może i ruszali się nienajgorzej jeśli chodzi o ogólną prędkość. No ale – skoro ma ich bezpiecznie odstawić i asekurować przy wylocie to niech się spieszą, bo już inni patrzą na nich krzywo, i jak zaczną wywoływać z powrotem, to będzie miał nieprzyjemności (choć naturalnie musiał ich bezpiecznie odwieźć, to oczywiste!)* |
Missay - 2012-02-14 16:52:48 |
Wcale nie chodzi o Eda, ani o świat, ale tego nie mogli wiedzieć bez zapytania jej. Coś tam się jej uroiło i tyle, bo nawet małpkę asekurowała instynktownie, bez szczebiotania do niej. |
ED - 2012-02-14 16:57:41 |
*Ed wszedł do srodka i niemal natychmiast, asekuracyjnie, bo lepiej wcześniej, dla bezpieczeństwa, wbił łeb w sufit. To był inny stateczek, wiec nie było tu wgłębienia. Będzie jak dojadą. tak się zabezpieczył, choć na razie kontaktował, wyłączy się jak zaatakuje go mroźna przestrzeń* |
Hakon - 2012-02-14 17:07:24 |
*Kiedy Miss weszła, jedi nie czekając zamknął za nią drzwi* Leć. ja się zajmę tymi tutaj. *polecił geonosjaninowi, po czym sam stanął na jego stanowisku, jak zmiennik. Zatknął ręce za plecy i spojrzał zdumionym wzrokiem na tych wszystkich, co patrzyli, jakby mówił: no co, pracuje, nie? Jednocześnie już bez fizycznych ruchów po kolei do każdego wysyłał sugestię w Mocy: zajmij się w końcu robotą człowieku* |
Secorsha - 2012-02-14 17:21:37 |
*wzruszył ramionami i załadował się do kokpitu. Zaraz ruszyli. |
Secorsha - 2012-03-08 10:49:19 |
*Biuro do spraw zarządzania i koordynacji, księgowość. |
Hakon - 2012-03-08 11:06:42 |
*Hakon, czyli Percy był tutaj przykładnym, sumiennym i utalentowanym (dzięki Mocy) pracownikiem. Talentu używał do wpływania na inne istoty w taki sposób, by wychodziło na jego. czyli na interesy dyrektora, który musiał być blisko najwyższych władz. Musiał, bo on zarządzał tu finansami. |
Secorsha - 2012-03-08 11:32:34 |
Świetnie, tylko się pośpiesz bo wieczorem będziemy mieli panów z kontroli, a ty jakoś dobrze na nich działasz… *Machnął reka na Hakona, to znaczy Percego i poszedł. Zaś dokumenty mówiły o tym, ze są ścisłego zarachowania. Percy został obdarzony ogromnym zaufaniem szefa. Było to sześć pięter w dół. Dystrykt zamknięty. Materialy niebezpieczne…* |
Hakon - 2012-03-08 12:07:57 |
Panie dyrektorze… *wyciągnął rękę za odchodzącym człowiekiem* |
Secorsha - 2012-03-08 12:49:22 |
*Dyrektor zatrzymał się w wejściu. Właściwie to ci na dole zostali powiadomieni i mieli Percego wpuścić kiedy ten się zgłosi, ale – przecież jak teraz poda mu hasła, to tylko ułatwi. Dostał je wprawdzie w największej tajemnicy i pod groźbą gniewu Nimreta miłą nikomu nie udostępniać no ale… Percyemu nie da? jak jemu nie zaufa, to komu ma zaufać* |
Hakon - 2012-03-08 13:25:58 |
Oczywiście, panie dyrektorze, przecież dobrze pan we, ze może mi pan ufać *Zapewnił pracownik, który to na zewnątrz nie miał w sobie niczego szczególnego i stosował jedynie swoje słowa. W Mocy jednak ten, kim naprawdę Percy był, cały czas wzmacniał tajemnicza siłą swoje działania. Tak i teraz, wiec zapewnienie było mocne jak ślubowanie. |
Secorsha - 2012-03-23 13:56:03 |
Zakończenie sesji na prośbę gracza: |