Moc - 2010-05-07 22:36:50

Integralna część każdego szanującego się okrętu wojennego. To tutaj lądowały wszelkie transportowce oraz myśliwce, tutaj dokonuje się napraw i przeładunków. Czyli najzwyklejsze rzeczy na świecie. Obrońca posiadał cztery takie hangary, z czego dwa największe przeznaczone były do działań wojennych, dwa mniejsze do przyjmowania transportowców i gości. Z reguły panował wszędzie porządek, ale to nie były sterylne pomieszczenia jakie znajdowały się na pokładach Imperialnych okrętów. To tu to tam walały się jakieś pojemniki, kilka plam oleju czy chłodziwa... ogólnie widać było, że tutaj ktoś w ogóle pracuje

Moc - 2010-05-07 22:46:26

*Oficer zaprowadził tą dwójkę do hangaru w którym wylądowali. Po drodze się nie odzywał, ochroniarze również byli dzisiaj milczący strasznie. Jakiś twi'lek o niebieskiej skórze i człowiek. Najpowszechniejsza rasa na tym okręcie jak widać. W końcu dotarli do sali, grodzie się otworzyły ukazując ich Kappę, ale to otoczenie statku przyciągało największą uwagę. Jakiś średniego wzrostu, czarnowłosy człowiek stał oparty o beczkę i popijał aromatyczną, mocną kawę z filiżanki. Ubrany był w uwalony smarem kombinezon a jego podwładni zbierali podniszczone części. A ich szef im wydawał rozkazy* Ruszajcie się, ruszajcie! Moja matka robiłaby to szybciej niż wy! Aj aj aj ty kapuściany łbie, gdzie z tą beczką? *Człowiek przy tym żywo gestykulował lewą ręką, gdyż w prawej trzymał filiżankę. Gdy oficer do niego podszedł i wymienił kilka słów, to znowu o coś się posprzeczali i ten starszy się po prostu ulotnił a mechanik odwrócił się do nich w końcu. Miał nieco ciemniejszą karnację, tak jakby długo opalał się na słońcu, do tego równo przystrzyżony wąs i białe zęby wyszczerzone w uśmiechu* A więc to te ofiary losu od tej nieszczęsnej Kappy! Większego badziewia ja w życiu nie widziałem. Mój ojciec by się w grobie przewrócił... biedny tatko... a teraz na pokładzik hop siup, bo was zaraz wywalą przy PeZecie... *Mechanicy tymczasem dalej kończyli zbieranie wszystkich niepotrzebnych już części, narzędzi... niektórzy nawet szorowali pokład bo wylał im się olej. Ogólnie istny chaos a wszędzie gdzie się tylko dało to znajdowały się filiżanki od kawy i termosy* I jeszcze nie zapomnijcie tych swoich rzeczy... latarka i blastery są w środku

Zindarad - 2010-05-08 06:10:02

Zin spojrzał na Kappę. Wygląda paskudnie...tak jak większość statków nowego imperium. Podszedł do niego. Przejechał ręką po poszyciu. Wziął rękę. Spojrzał na nią. Brudne.
-Co z Ciebie za mechanik?! Statku żeś nie umył po robocie...fuszerka.-Powiedział i pokiwał łbem.-A świece chociaż żeś wymienił?-Spytał go. Miał co do tego spore wątpliwości. Każdy statek po trafieniu w silniki powinien mieć wymienione wszystkie świece. Jeśli tego się nie zrobi, to po włączeniu silników, ten od razu posłuszeństwa odmówi. Zin obejrzał statek z każdej strony. Pedant z niego wielki. Uważa, że jak coś robić to robić to dobrze. Z tyłu nie podobał mu się jeden element, ale powstrzymał się od komentarza. W każdym razie wrócił do towarzystwa Jedi i mechanika.-Wiem, że to gówno. Odpad kosmiczny wyruchany przez rancora, ale wiesz...skoro lata.-Powiedział bezradnym tonem po czym odwrócił się w stronę Viriny. Uśmiechnął się do niej i podszedł do drzwi. Otworzył je. Pełna kulturka. Nie wszedł pierwszy. Najpierw wskazał dłonią, by to ona weszła pierwsza. W końcu wobec kobiet trzeba być dżentelmenem. Dobrze, że oddali im ich zabawki. Na Nar-Shaddaa mogą się bardzo przydać.

Moc - 2010-05-08 09:03:00

*Gdy tylko Zin zaczął krytykować ich robotę to oczy mechanika się zwęziły, wziął do ręki jakiś klucz, podszedł do Zina i przywalił mu nim lekko w głowę* Od trzydziestu lat zajmuję się statkami, a przedtem to robił mój ojciec i jego ojciec i tak od pokoleń! Nie będziesz mnie tu uczył jak mam poskładać tą kupę złomu by latała! A jak ci się nie podoba to mogę zaraz rozmontować wszystkie części! *Wrzasnął na niego, bo miał dosyć ognisty temperament i szybko się wkurzał. Odwrócił się i podszedł do swojej filiżanki z kawą, by się napić. A co do mycia, przed chwilę skończyli wszystkie naprawy i nie mieli czasu. A Kappa jest w 100% sprawna, wszystko w pełni profesjonalnie zrobione i jak Zin się czepiać będzie i próbować coś poprawić, to jedno jest pewne, za daleko nie zaleci... geniusz geniuszem, ale inni ludzie też znają się na swojej robocie, zwłaszcza, że ten mechanik miał statki we krwi* Pakować się i jazda mi stąd! *Niech Zinuś się zbiera, bo właśnie zdenerwował głównego mechanika Obrońcy. Hangar był normalny więc gdy tylko dostaną pozwolenie na start to mogą sobie polecieć*

Zindarad - 2010-05-08 09:42:31

Zin nie krytykował. Zwracał delikatnie uwagę, a że słowa jakich użył mogły być lekko krzywdzące to już nie jego sprawa. Zin najpierw mówił później myślał. Gdy dane mu było poczuć klucz na jego głowie, Zin złapał się za miejsce, w którym go uderzono i syknął z bólu.
-Tej. Kurna...uważaj se.-Warknął do niego. To nic, że Kappa była w stu procentach sprawna, ale powinna się na dodatek należycie prezentować. Kobdar od razu chciał się wziąć za poprawianie, zatarł dłonie i poszedł na lewą stronę statku.-Rysa...rysa!-Powiedział do niego. Ktoś pewnie kluczem przez przypadek walnął i nikt normalny nie zwróciłby na to uwagi, ale Zin uważa, że wszystko powinno mieć ręce i nogi, a przede wszystkim musi być dokładnie zrobione. Skrzywił usta. Nie podobało mu się to. Rękawem przetarł miejsce, w którym była rysa. No cóż. Nie za ciekawie. Nie dała się spolerować, a to już był duży problem.

Moc - 2010-05-08 10:05:33

Bo co? Ja tu rządzę, nie podoba się to wynocha! *Warknął mechanik i napił się kawy, żeby się uspokoić. Jak był takim pedantem, to mógł sobie wszystko poprawić w domu, tutaj nie mają czasu na pierdoły, gdy do sprawdzenia czeka jeszcze eskadra myśliwców, a one mają priorytet... no dobra, teraz priorytetem było pozbycie się tej dwójki, więc Kappę naprawiali najlepsi. Więc niech się Zin nie czepia* Czyś ty na głowę upadł? Strzelali do was piraci, rozwalili wam napęd a ty się rysą zajmujesz?! Trzymajcie mnie bo nie wytrzymam i mu przy...! *Nim zdążył coś powiedzieć rozległ się ł alarmowy. 5 minut do wyjścia z nadprzestrzeni* Ruch! Ruchy! Zabezpieczyć mi wszystko, ale już! *I teraz w hangarze wszyscy uwijali się jak w mrowisku*

Zindarad - 2010-05-08 10:45:10

-Wszystko cycuś glancuś.-Powiedział do mechanika, coby go uspokoić. Jednak wady kosmetyczne pozostawione na statku to jednak inna sprawa. Widocznie Zin przykładał dużą wagę do prezencji swoich maszyn (taa...wystarczy spojrzeć na jego statek).-Ty wiesz jak jedna jebana rysa powiększa ryzyko zmęczenia poszycia? O jedną dziesiątą procenta.-Pouczył go i kiwnął głową. Kiedy usłyszał sygnał alarmowy, postanowił stanąć spokojnie przy statku i poczekać, aż Virina w końcu łaskawie do niego wejdzie. Rysa jest rysą, a potrzeba szybkiego lotu na Nar-Shaddaa jest ważniejsza. Zin podrapał się po głowie i oparł się o statek.

Moc - 2010-05-08 10:51:47

*Wszyscy się uwijali a cenne minuty mijały. Wszystkie ruchome elementu musiały zostać zabezpieczone przed wyjściem z nadprzestrzeni, żeby przypadkiem kogoś nie przygnieść. Mechanik spojrzał surowo na Zina* Jak ci padną tarcze to w tej kupie złomu nawet poszycie ci dupy nie uratuje *Się mu tu będzie mądrzyć, jakby on sam tego wszystkiego nie wiedział. Nie, zdecydowanie nie lubił Zina. Wydawał rozkazy swoim podkomendnym i po chwili wszystko było gotowe. Minuta minęła i kolejny sygnał. Wszyscy się czegoś chwycili i nagle statkiem zatrzęsło i wrota hangaru się otworzyły. Przez niebieskawą poświatę pola ochronnego mogli zobaczyć, że znajdują się już w normalnej przestrzeni* Wchodzić na pokład i jazda! Nie ma czasu! *Warknął mechanik, bo za kilkanaście minut znowu skaczą. Dotarli do Punktu Zbornego z okrętem flagowym, więc za chwilę ruszą na dalszą misję*

Zindarad - 2010-05-08 11:01:18

Zin też przestał lubić mechanika, ale co zrobić. Nie wszyscy muszą się lubić. W każdym razie Zin podszedł do Viriny. Chwycił ją delikatnie za ramię i wprowadził ją do statku. Zamknął za sobą drzwi i poszedł do kokpitu. Obsługa tego statku była o wiele prostsza od obsługi statku Zina, toteż Kobdar szybko uruchomił silniki i czekał na pozwolenie na start. Założył com-link na głowę. Spojrzał na wszystkie instrumenty nawigacyjne i chwycił za stery. Dobrze. Zin otworzył przepustnicę. Pociągnął za dźwignię prędkości, a następnie podciągnął maszynę do góry. Po naciśnięciu jednego przycisku, podwozie się schowało, a Kappa powoli opuściła Obrońcę. Zanim jednak wskoczył do nadprzestrzeni, Zin obrócił statek tak, by zobaczyć oba statki. Obrońcę i ten drugi. Tak z czystej ciekawości.

Moc - 2010-05-08 11:18:02

*Wszystkie systemy działały bez zarzutu a jeśli potem Zin z ciekawości rzuci okiem na naprawy jakie dokonali mechanicy to się przekona, że pod tym względem są prawdziwymi profesjonalistami i nie ma się do nic przyczepić. Pozwolenie oczywiście otrzymał i wyleciał. A gdy odwrócił statek, by  rzucić okiem na dwa okręty to na pierwszym planie znajdował się "Obrońca". Był to długi okręt o kształcie klina, podobnie jak te budowane na potrzeby Imperium, tylko nieco smuklejszy. No i nie wzbudzał takiego przerażenia. Ale jego uwagę zapewne przykuje drugi okręt, który po prostu wyglądał majestatycznie na tle Obrońcy. "Wyzwoliciel" bo tak nazwany był ten Kalamariański Ciężki Krążownik był dwa razy większy od swojego towarzysza i w niczym go nie przypominał. Podczas gdy mniejszy okręt miał proste geometryczne kształty, to Wyzwoliciel zgodnie z kalamariańską myślą techniczną przypominał nieco latające dzieło sztuki: organiczne kształty, łagodne łuki i wybrzuszenia. Wszystko to przywodziło na myśl jakieś podwodne stworzenie wyniesione do kosmicznej przestrzeni. I do tego bardzo śmiercionośne. Z tej odległości nie można było dostrzec wystających nieco dział turbolaserów czy ukrytych wyrzutni torped protonowych, ale one tam z pewnością były. Ten okręt zapewne drwił sobie z sił Imperium, bo jak na razie był w bardzo dobrym stanie. A wokół niego latała mała chmara myśliwców bojowych. Oba okręty powoli zrównały się, gotujac się do skoku w nadprzestrzeń*

Zindarad - 2010-05-08 11:47:01

W przypadku mniejszych statków, przygotowanie do skoku w nadprzestrzeń nie zajmowało wiele czasu. Wystarczyło wpisać koordynaty. Obrócić odpowiednio statek, a gdy komputer wyliczył wszystko, wystarczyło pociągnąć za jedną wajchę i po sprawie. Zin tak też zrobił. Statek w mig wskoczył w nadprzestrzeń. Inżynier wyciągnął swój mały przenośny komputer, który niestety był pozbawiony głośników, pomimo tego było na nim zapisane mnóstwo plików muzycznych. Zin wyciągnął mały kabel, którym podpiął komputer do systemów nagłaśniających. Po chwili w statku zaczęło się ostre granie w rytm muzyki, którą Zin słuchaj w młodości. Inżynier ściągnął com-link z łba i poszedł wgłąb statku, ot tak, coby usiąść gdzieś na jakimś innym, wygodniejszym krześle.

Moc - 2010-05-08 11:52:02

*Po zniknięciu Zina minęło jeszcze trochę czasu nim "Obrońca" i "Wyzwoliciel" również zniknęły w nadprzestrzeni, ale wcześniej musiała nastąpić mała wymiana towarowa, gdyż okręt flagowy pełnił też niejako rolę statku zaopatrzeniowego. To była ruchoma baza operacyjna Przymierza i w bitwach brał udział rzadko, tylko wtedy gdy potrzebna była znaczna siła ognia. A tak normalnie trzymał się poza teatrem działań, gdyż na pokładzie znajdowało się Centrum Dowodzenia i wszystkie decyzje zapadały właśnie tutaj, więc był szczególnie cenny dla floty. Po zakończeniu wszystkich operacji oba okręty zniknęły w nadprzestrzeni*

Leila - 2011-05-22 15:46:03

*Już od dłuższego czasu zapowiadało się Leila po prostu opuści ten statek. Jako takiego stanowiska na okręcie nie dostała i nie dostanie, po prostu żadne miejsce się nie zwolniło. Wczoraj została wezwana do Pani kapitan, gdzie to zaczęły rozmawiać o pobycie ich na statku, roli i tym podobne. W pewnym momencie może nawet były podniesione głosy, ale suma sumarum spotkanie skończyło się pokojowo. Leila wraz z Panią kapitan, że Leila zostawia tutaj rodzinę a sama bierze statek i leci. Leila bedzie miała możliwość powrotu do poprzedniego życia, ale... no właśnie. Jej głównym zajęciem nie miał być przemyt, ale zbieranie informacji na temat Imperium, a dopiero później przemycanie. Jest w stałym kontakcie z Panią Kapitan - ot, Leila będzie pełniła rolę tak zwanego wolnego strzelca. Będzie wypełniała rozkazy jeśli owe przybędą. Teraz jednak udała się z bagażami do Hangaru, pożegnałą się z Dorrenem oraz ze swoimi dziećmi. Chciała z początku zabrać Neil ze sobą, ale jednak wolała na razie nie ryzykować. Jak zostało wspomniane weszła do hangaru gdzie już czekała na nią "Napalona Kotka", nie powiem oryginalna nazwa. Przy rampie już widziała Dorrena, podeszła do niego i pocałowała, a sama po chwili weszła do frachtowca. Pomachała mu na pożegnanie i rampa się zamknęła. Weszła do kokpitu, sprawdziła czy wszystkie systemy są sprawne a następnie uruchomiła maszynę i odleciała.*

Moc - 2012-01-01 15:30:19

Na wstępie należy wspomnieć o aktualnej kondycji "Obrońcy", która niestety za dobra nie była. Okręt w ostatnich tygodniach brał udział w kilku większych lub mniejszych potyczkach, ale to ostatnia bitwa dosyć mocno dała mu w kość. Uszkodzenia były na tyle duże, że Admirał zdecydował o odstawieniu "Obrońcy" ze służby, dopóki technicy nie dokonają podstawowych napraw. Dlatego też okręt znajdował się na skraju niezamieszkanego i w gruncie rzeczy opuszczonego systemu słonecznego, by zminimalizować ryzyko wykrycia przez Imperium. Tutaj pozostała załoga mogła się w zupełności skupić na dokonywaniu napraw, jednakże jak to najczęściej bywa brakowało części zamiennych oraz droidów technicznych.
Obsługa hangaru oczekiwała zaś na dostawę wyżej wymienionych elementów, robiąc porządki we wszystkich pomieszczeniach. A trochę tego do sprzątania mieli, wiele narzędzi i części myśliwców i promów walało się po posadzce, uwolnionych ze swoich miejsc podczas bitwy, a wstrząsy rozrzuciły to wszystko po całej powierzchni. Obsługa zaś była niekompletna, wielu jej członków musiało siedzieć w sekcji medycznej, a ci, którzy byli zdolni do pracy w większości nosili jakieś opatrunki świadczące o niedawnej, ciężkiej bitwie.

Jenathaza - 2012-01-01 15:42:45

*dzialo się, ale Obrońca bronił ich tak dzielnie, ze trzeba było teraz mu pomóc odzyskać sprawność, wiec ci co tylko mogli – pracowali, a  ci, którzy nie byli najlepsi w naprawach robili coś innego. Na przykład kapitan Mavhinic.
Włascnie wleciał do hangaru i posadził duży, towarowy frachtowiec w dogodnym miejscu alby obsługa mogła wygodnie wyładować to, co przywiózł. Nie było go sporo ponad dwie doby. Większość czesci zdobył na szrotach, od zbieraczy złomu czy złodziejskich gangów.
Kiedy wyszedł, wyglądał całkiem odmiennie od tego eleganckiego oficera, podejmującego się debat dyplomatycznych.
Był w roboczych spodniach i samym podkoszulku, przez to jego niesamowite umięśnienie ramion i torsu było widoczne jak nigdy. Na szerokim pysku rósł wyglądający jak papier ścierny niespełna dwudniowy zarost, taki, ze teraz uderzenie Jeny w pysk moglo spowodować pokaleczenie ręki*
Mam generalnie wszystko, ale z różnych modeli, w obecnej chwili nie ma nic lepszego na „wolnym rynku” *odezwał się do tego, który się zainteresował ładunkiem, i odszedł kilka kroków, by rozejrzeć się po hangarze*

Moc - 2012-01-01 15:59:03

W hangarze Jena został przywitany przez średniego wzrostu jegomościa o nieco ciemnej, jakby opalonej karnacji. Miał krótkie czarne włosy i pokaźny wąs tego samego koloru. Ubrany był w uwalony smarem i olejem kombinezon technika, a w dłoni trzymał pokaźny cyfronotes aktualnie wyświetlający całkiem sporą listę potrzebnych części.
- Dobre i to, poupycha się gdzieniegdzie a ci syfiarze z technicznego trochę to zmodernizują, by działało. EJ chłopaki! Ruszcie swoje leniwe dupy i wyładujcie z frachtowca pakunki! Tylko migiem! I niczego mi nie rozwalić, bo wam do dupy nakopię!
Szef mechaników darł się na swoich podwładnych by ich zmotywować do pracy, a ci w miarę szybko rzucili się do rozładowania frachtowca. Jedynie dwóch ciężej rannych parzyło nową porcję kawy, na której wszyscy obecni ciągnęli od kilkunastu godzin. Mieli braki w załodze, więc wszyscy pracowali w pocie czoła i zdecydowanie ponad siły. Niestety taka była konieczność, musieli uruchomić podstawowe systemy jak najszybciej.
- Ekhm... panie kapitanie, napije się pan kawy?
Zapytał Szef już trochę spokojniejszym głosem. Sam zdecydowanie miał ochotę na mocną czarną bez cukru i mleka.

Jenathaza - 2012-01-01 16:06:46

*Jena był zmęczony. Nie spal od dwóch dni. Wprawdzie mógłby jeszcze trochę pociągnąć, ale to nie oznaczało, ze nie był zmęczony. A jego „dzień pracy” jeszcze się nie skończył. Odwrócił się do szefa techników,. mistrza, czy jak oni go tam nazywali*
Bardzo chętnie. Nie mam pojęcia, co mnie jeszcze trzyma na nogach, ale kawa temu pomoże, dziękuje *Mówił ciszej niż zazwyczaj, mieszając słowa z głębszymi oddechami. Nie był pierwszej młodości, choć mógł jeszcze wiele, jednak  -nie był już dwudziestolatkiem, a to coś znaczy. Na szczescie po protezowaniu nogi ogólnie było mu lżej się poruszać, wiec spokojnym, całkiem płynnym krokiem podszedł do stanowiska „kawowców”*
[iWitam. Jak leci, chłopaki?[/i] *przywitał pracujących tam panów i poczekał na „szefa”*
Udało mi się wyciągnąć od nich kilka droidów technicznych, chyba tylko dlatego ze nie działają, ale wydaje mi się, ze pańscy cudotwórcy postawią je na nogi i będą mieli niezgorszą pomoc

Moc - 2012-01-01 16:15:32

Na człowieka wołali po prostu "Szef", tak było prościej i szybciej niż wymawianie jego pełnej rangi. A on sam na to się nie obrażał, generalnie wojskowym nie był, podobnie jak niemal wszyscy członkowie jego ekipy. Podłapali się do Przymierza z różnych powodów, ale generalnie łączyła ich jedna rzecz - nienawiść do Imperium.
- Zawsze można próbować na stymach ciągnąć, ale wątroba siada momentalnie... Parkins ty zasrany partaczu! Ostrożnie!
Niespodziewanie Szef wrzasnął na podwładnego, który trochę nieostrożnie szedł z pakunkiem pełnym części i o mało co się nie przewrócił na rampie, niemal doprowadzając innych do zawału. Bo nie dość, że z trudem zdobywają części, to jeszcze jakiś baran je rozwali.
Tymczasem przy automacie do kawy stał twi'lek z pokaźnym bandażem na głowie a towarzyszył mu pokiereszowany czarnoskóry człowiek z ręką na temblaku.
- A bywało gorzej co nie Cid?
Człowiek szturchnął twi'leka o imieniu Cid a ten się skrzywił nieco.
- Przestańcie pieprzyć i weźcie się do roboty
Pogoniła ich ciemnoskóra zabraczka, która najlepiej wyglądała spośród reszty ekipy. Cóż, jej rasa była wytrzymalsza fizycznie od ludzi.

Jenathaza - 2012-01-01 16:29:56

*Jena krotko wspomniał niedawne, choć już zamierzchłe dzieje, gdzie w WARze wątroby nie oszczędzano… Ale nie nawiązał, jakoś nie przepadał kiedy myślano o nim jako o takim który lubi i może wypić. A Jena i lubił i mógł, a alkohol nie raz go upodlił. Ale teraz nie pił już. Nie, nie.*
W ostateczności *Uśmiechnął się, ukazując przednie zęby, gdzie dolne zachodziły za górne, a nie jak u reszty galaktyki – górne za dolne. jena tak miał, taka jego uroda wynikła z niezbadanej na czas wady zgryzu.
Uszy mu trochę drgnęły, kiedy „szef” krzyknął, ale reakcje Mavhonicka były już trochę otępiałe. Sięgnął po to, co na stoliczku największe. Filiżanka to dla niego nic – nawet śmiesznie by wyglądała w tak wielkiej dłoni. Zamknął oczy, i oddal się chwili relaksu*

Moc - 2012-01-01 16:38:12

Akurat Szefowi o stymulanty chodziło, które dawały mocnego kopa, polepszały ogólną sprawność i w ogóle, ale działały tylko kilka godzin, obciążając dosyć mocno wątrobę. Znacznie mocniej niż alkohol czy mocniejsze leki, więc był zalecany tylko w ostateczności i to w większych odstępach czasowych. Częste zażywanie groziło uzależnieniem... w końcu produkowano je na bazie Przyprawy, czyli silnych narkotyków.
- Tiaa... też tak mówię. Piloci tylko na tym ciągną
Szef podrapał się po głowie i jeszcze chwilę gapił się na podwładnych, dopóki nie był pewien, że ci niczego nie narozrabiają. Potem podszedł do automatu z kawą i wziął swój plastikowy kubeczek. Z filiżanek nikt tutaj nie pił, a przynajmniej nie teraz. Generalnie używali tanich, plastikowych kubeczków po wielokroć.
- Ach nie ma to jak mocna czarna... ale i tak przydałaby się porządna drzemka, albo w ogóle kilkanaście godzin snu...
Mruknął Szef po czym otarł usta wierzchem dłoni.
- Ja się tam cieszę z tej roboty, techniczni mają gorzej, łatają właśnie silniki. Śmierdzi tam u nich w cholerę...
- Tiaa... a mostek? Połowa komputerów do wymiany, w ogóle wygląda jakby granat tam wybuchnął. Pierdolone działa jonowe spięć narobiły

Mechanicy gadali swoje, w ogóle nie przejmując się tym, że obok nich stoi oficer w randze kapitana.

Jenathaza - 2012-01-01 16:48:55

*Obecnie rangi były umowne. Oficer w randze kapitana właśnie wrócił z „brudnej fizycznej roboty” jaką było zdobywanie części… żeby tylko! Szperanie po wysypiskach i szrotach różnego rodzaju w poszukiwaniu tego, co im było potrzebne. To nie były zwykle zakupy*
heh, biedny statek *mruknął między łykami. W sytuacji takiej jak ta, statek jest jak przyjaciel. Sojusznik w walce z wrogiem, a jego rany bolą jak własne. Bo cóż by mogli bez statku?*
Jesteśmy w stanie wyjść z tego bez pomocy z zewnątrz? *Obrońca oberwał porządnie. Kiedy Jena odlatywał, uszkodzeń nie można było nawet zdiagnozować*

Moc - 2012-01-01 16:58:06

Generalnie każdy pracował nad naprawami, jak zawsze. Tylko niektórzy oficerowie zostali przydzieleni na inne jednostki a to ze względu na braki w kadrach. Co prawda Przymierze starało się utrzymywać wewnętrzną wojskową strukturę, jednak w wielu przypadkach ciągnęło na prowizorce. Nie mieli też dostępu do żadnej akademii oficerskiej, więc wielu wyższych rangą szkoliło się "w biegu" od starszych i bardziej doświadczonych oficerów.
- Gorzej wyglądała "Ironia Losu" trzy miesiące temu... ale poskładali okręt do kupy. Chyba dlatego, że ma on ze sto lat i o części na złomowisku było łatwiej...
- No co ty, przecież Raynolds to stary cwaniak... wiesz co o nim gadają? Że był piratem? No więc części załatwił...
- Pierdolicie... do jego pancernika jest po prostu więcej części i tyle. Obrońca jest w miarę nowy i do tego z mało popularnej serii więc i mało części...
- A ja ci mówię...

No i się tak trójka sprzeczała o to kto ma rację. Póki co robić nic nie musieli, więc mogli tak sączyć kawę i wymieniać się poglądami odnośnie napraw okrętów Przymierza, natomiast Szef kręcił nosem przeglądając swoje notatki na cyfronotesie. Kawę już wypił i czekał na świeżą dokładkę.
- Generalnie tak, ale potrwa to ze dwa, trzy tygodnie. Gdybyśmy mieli stocznię, pełną ekipę i części to w niecały tydzień Obrońca byłby jak nowy. Ehh kurwa i gdzie tu znajdziesz stocznię nie kontrolowaną przez Impów?
To była największa bolączka Przymierza. Nie mieli dostępu do przemysłu ciężkiego, chociaż w ostatnim czasie ruszyło kilka kampanii wojennych mających zmienić ten stan rzeczy. Ale zdobycie i utrzymanie jakieś planety sporo kosztowało

Jenathaza - 2012-01-01 17:16:03

No teraz już… *On z  kolei pomyślał o rozbitym cochrelu. Ci mieli wszystko. A przymierze miało sojusznika. teraz rozbił się ten sojusznik, nie można było skorzystać ze stoczni. O ironio – kiedy mogli byli z nich korzystać – okręty nie odnosiły takich uszkodzeń…
Dokończył kawę i począł bawić się kubkiem dla zajęcia rąk. Czuł, że boli go kark i cały kręgosłup. Klei się od gęstego gadziego potu, a  długi warkocz dzielący mu plecy na pól jest już sztywny od tego całego dobra które zbierał po szrotach*
Może się przedłużyć do miesiąca… *Szepnął. Nie wszystkie zdobyte przez niego części będą pasować. A jeszcze ile trzeba zdobyć…*

Moc - 2012-01-01 17:25:30

Przymierze cały czas było w ruchu, większość działalności skupiała się na flocie, więc z przemysłem było ciężko, ale systematycznie zjednywali sobie kolejne planety, które miały jakieś tam zaplecze techniczne. Powolutku rozkręcała się całą ta infrastruktura i może w końcu będą mogli cieszyć się w miarę stałymi dostawami części. Ale to odległe plany i nie rozwiązujące ich aktualnej sytuacji.
- Jak zawsze... nie jeden okręt już tak składano do kupy i jakoś wszystko działa. Dobra, kolejna kawa i trzeba do roboty wracać.
Szef nie miał zbyt wiele czasu na pogaduszki. Rozładunek frachtowca powoli się kończył, teraz trzeba było te skrzynie porozdzielać, przetransportować do innych miejsc na statku, tam gdzie były potrzebne. Roboty nie ubywało...
Szef nalał sobie nową porcję kawy i od razu ruszył poganiać resztę pracowników. Zagonił również tych stojących przy ekspresie.
- Jazda wy leniwe, spasione gundarki! Pani kapitan kazała nam się streszczać z tym a wy się lenicie jakbyście byli na wakacjach! JAZDA JAZDA JAZDA! Skrzynia A-12 do maszynowni, a B-6 do B-9 na mostek!
Ruch się wzmógł, grodzie prowadzące na korytarze się pootwierały i mechanicy zaczęli się przez nie przeciskać wraz z pakunkami na repulsorowych platformach.

Jenathaza - 2012-01-01 17:38:03

*Jena opdstawil kubek. Nie wyrzucał, z  oszczędności, i już sam miał się udać do skrzyń, bo w koncu pary trochę w tym gabarycie miał, kiedy nagle zapikał mu komunikator. Mavhonic odszedł kilka kroków i wyjął urządzenie. Wiadomość od Arsleksyra. A akurat myślał o nich…
Ars prosił o zorganizowanie spotkania z Admirałem dla ich dowódcy, Darvena.
Dla Jeny była to prośba wysokiej wagi dyplomatycznej, tak wiec odszedł jeszcze dalej poza zasięg mało kulturalnej rozmowy pracownikow fizycznych i wybrał namiar do admirała*

Moc - 2012-01-01 17:45:42

Z Wyzwolicielem ogólnie był stały kontakt, okręt większość czasu spędzał nieruchomo w kosmosie, koordynując działalność całego Przymierza, więc kontakt z nim musiał być stały. Jedynie okresowo skakał w nadprzestrzeń, starając się utrudnić wykrycie przez Imperium.
Dlatego też połączenie Jeny zostało od razu przyjęte, tyle, że na kanale "powszechnym" gdzie oficer łączności ustalał rangę priorytetu połączenia. Musiał tak robić bo inaczej Admirał nic innego by nie robił jak tylko siedział przy holokomunikatorze i rozmawiał.
W końcu połączenie nawiązano i pojawiła się postać młodej catharki, pozbawionej jednak gęstego futra, więc jej twarz była dosyć dobrze widoczna.
- Tu oficer Sylar... proszę podać adresata rozmowy oraz jej temat w celu określenia priorytetu.
Mruknęła wyraźnie zmęczona, najwyraźniej zbliżał się koniec jej zmiany.

Jenathaza - 2012-01-01 17:52:04

*Biedna – pomyślał sobie, w ogole zapominając o tym, ze sam jest brudny, nieogolony i widocznie zmęczony, a  pracował więcej zmian niż ta pani*
Witam serdecznie. Kapitan Mavhonik. Właściwie to nie ja chciałbym rozmawiać z Admirałem. Dowództwo sojuszniczego okrętu Statek Widmo II chciałoby porozmawiać z Admirałem i umówic się na spotkanie. O co chodzi – nie wiem

Moc - 2012-01-01 18:14:00

- Hmm... Połączę pana z Admirałem
Odpowiedziała tylko catharka, bo sama też nie mogła decydować o takich sprawach. Przekierowała jedynie rozmowę i po kilku sekundach pojawiła się postać cereanina, który również wyglądał na przemęczonego.
- Ach kapitan Mavhonic... przekazano mi, że ma pan informacje o naszym sojuszniku. O co chodzi?
Mruknął Tar Serir i czekał na odpowiedź Jeny. Sam od kilku godzin zastanawiał się co z tym całym Cochrelem? Wywiad Przymierza poinformował ich o zorganizowanej inwazji Imperium przeciwko korporacji. Niestety informacja przybyła za późno i nie mogli wysłać większych sił na pomoc. Ich operacje toczyły się w innych rejonach Galaktyki.

Jenathaza - 2012-01-01 18:19:18

Dzień dobry panie Admirale *przywitał się Jena. Nie sądzil, ze go przekierują, wiec nie obawiał się o swój niewizytowy wygląd. No ale admirał na pewno nie jedno już widział. I pewnie szybko zapomni Jenę „bardzo po cywilnemu”*
…skontaktował się ze mną Arsleksyr Resska ze statku Widmo II. Dowódca tego okrętu, jak i podejrzewam całego… ramienia cochrelu… *bo czy to był już cochrel – pomyślał Jena. Raczej nie…*
…chce się z panem spotkać. Nie znam szczegółow. Resska skontaktował się ze mną, bo ma namiar tylko do mnie.

Moc - 2012-01-01 18:32:02

Admirał się wyglądem Jeny nie przejmował. Co jakiś czas zerkał na ekran niewidocznego w transmisji komputera, ale tam sprawdził dokładnie obecny przydział Mavhonica i wiedział już, że ze swoim okrętem pomaga przywrócić Obrońcę do stanu używalności.
- W końcu... kilka godzin temu próbowaliśmy nawiązać kontakt z kimkolwiek z dowództwa Cochrelu ale się nie udało. Dobrze słyszeć, że ktoś tam jeszcze działa. Skontaktuję się osobiście z Widmem II i zobaczymy co mają do powiedzenia
Cereanin sprawdził coś jeszcze na jakimś komputerze, po chwili pojawiła się jakaś postać, mówiąca coś Admirałowi na ucho, a potem zniknęła. Chwilę później znowu przemówił.
- Według przydziału powinien pan wspierać Obrońcę, nie mylę się?

Jenathaza - 2012-01-01 18:34:38

Tak, zgadza się, właśnie jestem na jego pokładzie *odpowiedział Jena, zaś odnośnie Cochrelu nie powiedział nic. On sam wiedział tyle, co mu Resska raczył napisać, a  Jena go nie próbował ciągnąć za język, bo poznał go już na tyle ze wiedział, ze w taki sposób osiągnie odwrotny efekt*

Moc - 2012-01-01 18:38:31

- To dobrze. Proszę znaleźć kapitan Sall i przekazać jej rozkaz oddelegowania na inną jednostkę. Nadzorowaniem napraw zajmie się jej pierwszy. Sall jest uparta i będzie się spierać, o czym pewnie pan wie... proszę ją przekonać. Tar Serir bez odbioru
No i połączenie z Wyzwolicielem zostało przerwane a na Jenie spoczął obowiązek odciągnięcia Teony od jej okrętu, ktory generalnie rzecz biorąc obecnie bardziej przypominał kupę złomu, pozbawioną podstawowych czujników oraz systemu komunikacji.

Jenathaza - 2012-01-02 15:11:53

Bez odbioru…
*Noszenie skrzyń stało się dla jeny nagle bardzo atrakcyjnym zajęciem. Przekonywanie Teony nie było czymś, co by go śmiertelnie przerażało, w  końcu był z  nią i mieli jakiś staż, no ale nie wtedy, kiedy się jest po 48 godzinach na nogach. Mózg wtedy trochę inaczej pracuje.
No ale – pocieszył się – przynajmniej wezmę prysznic. I ruszył, uprzednio poinformowawszy „szefa”, ze znika sobie z hangaru*

Moc - 2012-01-02 15:20:57

Szef tylko machnął ręką i dalej nadzorował przeładunek. Jednakże odnalezienie pani kapitan mogło być nieco kłopotliwe, skoro wewnętrzny system komunikacyjny nie działał a jej osobisty komunikator nie działał. Na szczęście na horyzoncie pojawił się duros w mundurze oficera łączności. Miał przy sobie awaryjny komunikator i właśnie konsultował się z kimś, przyglądając się jednocześnie swoim notatkom w cyfronotesie.
- Nie, nie, nie... mówiłem do maszynowni B nie C. Przenieście to, tylko ostrożnie, te cewki są nam potrzebne. Dobra... macie szczęście... czekaj. Wy barany, przenieście te komputery na mostek... żeby przywrócić operacyjność... ruchy!... banda baranów...
I tak konsultował się cały czas z kimś i nie zauważył nawet Mavhonica.

Jenathaza - 2012-01-02 15:27:22

*Ale Jena go zauważył. Co jak co, ale polozenie kapitana na okręcie jest ważne, wiec to najlepsza osoba by zapytać. Tak wieć ruszyl w jego kierunku,a  kiedy znalazł się w zasięgu do rozmowy, odezwał się niskim, wyraźnie przbiącym już zmeczeniem glosem*
dzień dobry, czy pana magiczny notesik powie mi gdzie znajdę panią kapitan?

Moc - 2012-01-02 15:32:50

Duros nieco się przestraszył, gdy Jena wyrwał go z jego świata, a jeszcze jego wygląd do najłagodniejszych nie należał, więc nie ma się co dziwić, że biedak się zestresował. Ale zaraz się opanował i tylko kiwnął głową, przeszukując pliki na swoim cyfronotesie. W końcu na ekranie pojawił się schemat okrętu z zaznaczoną pozycją pani kapitan. Była w okolicy mostka.
- Phil daj mi minutkę... minutkę baranie! Muszę z kimś... co? Zamknij się. Bez odbioru... och przepraszam. No dobrze, pani kapitan jest na mostku, ale system turbowind nie działa, jakieś problemy z zasilaniem, technicy nad tym pracują. Odradzam zewnętrzne korytarze w sekcjach 10-20 i 40-50. Dekompresja. Wskażę panu trasę...
Duros szybko nakreślił w miarę prosty schemat dojścia na mostek, chociaż droga była całkiem spora. Brak turbowind dawał nieźle w kość.
- Wszystko jasne? Dobrze... dobra jestem. Co? Nie, nie byłem w kiblu... ty półgłówku... gdzie wpadł? Haha... dobra, do roboty...
No i duros poszedł dalej zostawiając Mavhonica samego.

Jenathaza - 2012-01-02 15:37:08

Dziękuje panu bardzo *odparł uprzejmie, jaklby wszechobecny chaos w ogóle się go nie imał. Przebywał poza statkiem. Było ciezko, nerwowo, ale to inny rodzaj stresu, gdyby był tutaj przez ten czas, pewnie tez by się  - przynajmniej trochę – irytował
Jako ze znał schemat „Obrońcy” – nie musiał sobie przepisywać tej trasy, po prostu ja zapamietał, i ruszyl energicznym krokiem na mały spacerek*

Jenathaza - 2012-01-03 13:44:07

*Po jakimś czasie Jena wrócił do hangaru. Wyglądał już jak Jena-  wziął prysznic i przebrał się. nadal był zmęczony ale już nie rzucało się to w  oczy. Czekal na Teonę przy swoim statku, już nie tym wielkim brudasem do przewozu części, a  przy swoim*

Moc - 2012-01-03 13:50:13

To sobie trochę poczekać musiał, bo Teona miała do załatwienia kilka spraw. Najpierw oczywiście wzięła prysznic i się przebrała, potem trzeba było się spakować, co rodziło wiele problemów. I to właśnie walizki pierwsze dotarły do hangaru. W zasadzie dwie były, ale raczej spore. Ale na samo pojawienie się pani kapitan trzeba było poczekać jeszcze z godzinę. Ale chyba trud czekania się opłacił, bo jak się w końcu pojawiła to wyglądała już zdecydowanie lepiej. Czysta, pachnąca, ze świeżymi opatrunkami, do tego ubrana po cywilnemu, więc nie było za bardzo widać jak bardzo schudła.
- Wyvacz, musiałam porozmawiać z pierwszym, potem z Hexem i szefem inżynierów odpowiedzialnych za łatanie napędu... no i jeszcze z kilkoma innymi. Mam nadzieję, że się nie gniewasz?
Uśmiechnęła się do niego uroczo, tak po prywatnemu, bo ten rodzaj uśmiechu był zarezerwowany wyłącznie dla niego.

Jenathaza - 2012-01-03 13:55:35

*Przez ten czas Jena zaniósł walizki do statku. I je ze 4 razy przełożył, trochę się nudząc. Ale Był i cierpliwy i przyzwyczajony do tego, ze kobiety tak mają. Miał przecież i żonę i córki. Do tego jak mieszkali na Couruscant to mieli jedną łazienkę.
łaził sobie tak po statku, aż w końcu wyszedł, a  tam Teona. A to ci niespodzianka*
Ooo, nie spodziewałem się ciebie tak wcześnie *odparł zaczepnie, i odwzajemniając bardzo prywatny uśmiech, zaprosil ją do srodka, przy okazji ciesząc się jej widokiem, bo był to już widok calkiem przyjemny, tym bardziej ze wiedziała jak trochę oszukać jego wzrok*

Moc - 2012-01-03 14:01:15

- Bardzo śmieszne... może mam zawrócić i coś jeszcze załatwić?
Zapytała przewrotnie ale wiadomo, że tego nie zrobi. A tym ubraniem to fakt, chciała troszkę pooszukiwać. W mundurze byłoby aż nadto widoczne jak bardzo schudła, bo był szyty na miarę i obecnie był dla niej zbyt luźny. A tak w cywilnych ubraniach, które już przedtem były luźne to można było ukryć dodatkowe ubytki.
- No to panie kapitanie mamy teraz czas wyłącznie dla siebie.
Uśmiechnęła się jeszcze a potem po wejściu na pokład zamknęła właz i tyle ją widziała załoga Obrońcy, a przynajmniej do czasu zmiany rozkazów Admirała.

Jenathaza - 2012-01-03 14:26:17

*No to polecieli, a  co się działo po drodze to już nie temat tej historii*

Tane - 2012-09-29 18:22:20

Na zewnątrz iluminatora widać było charakterystyczną błękitną poświatę, a w środku na fotelu pilota można było zauważyć dość młodego mężczyznę.
- Mam nadzieję, że to właściwe koordynaty - powiedział wstukując jednocześnie kombinację klawiszy w panelu kontrolnym. - Sprawdź to jeszcze raz Thee... - dodał do astrodroida umieszczonego w stacji dokującej przeznaczonej do tego typu droidów. Wyglądało na to, że chłopak jest nieco zdenerwowany. Droid wykonał kilka pisknięć.
- W takim razie wychodzimy, przygotuj wszystkie systemy. Po chwili statek wyszedł z nadświetlnej. Pierwsze co zauważył w oddali był jakiś statek. Był jednak na tyle daleko, że nie potrafił określić jego rodzaju i do kogo przynależał.

Secorsha - 2012-09-29 18:32:07

*Kiedy chłopak – pilot niewielkiego stateczku poddał w  wątpliwość poprawność namiarów, wprawdzie tylko  wobec swojej pokładowej jednostki R, to już zza włazu, od strony pokładu dało się słyszeć nieprzyjemne dla słuchu gderanie. Mistrz, który Tane’a chwilowo adoptował nie słynął ostatnio ze zbyt wielkiej pogody ducha, i chyba tylko dzięki Ścianie Światła w ogóle dało się z nim wytrzymać. Syano Luggi był trogutaninem, w ostatnich miesiącach stracił ucznia, był ciężko ranny i z ledwością wywinął się jednoczącej Mocy. Jak wszędzie tak i u Jedi krążyły plotki. O nim krążyła jedna – podobno chciał odebrać sobie życie, dlatego tak ciężko było przywrócić mu zdrowie.
Ale udało się. W efekcie otrzymano chudego i przygaszonego zgreda który w wieku 40 lat wyglądał i zachowywał się jak dziad*
Co ma znowu nie wchodzić, koordynaty nie pasują? Widzisz statek? *Od wejścia począł się pluć co już Tane powinien po kilkudniowym locie całkiem nieźle znosić. Trogutanin wycelował kościstą dłonią przez iluminator na rosnący statek przed nimi*
10 minut się spóźniliśmy, pewnie czekają. Co oni sobie o nas pomyślą?! *Dla dobra zdrowia psychicznego – lepiej było mu nie odpowiadać, lepiej po prostu przemilczeć*

Tane - 2012-09-29 18:47:22

Tane faktycznie przywykł do gderliwego mistrza. Było to zapewne łatwiejsze dzięki postawie Jedi i ich kodeksowi. Kiedy mistrz zaczynał zrzędzić Tane automatycznie recytował w myślach jedną z linijek kodeksu, co znacznie ułatwiało mu utrzymanie spokoju. Kiedy mistrz rzucił luźną uwagą na temat ich spóźnienia Tane wzruszył ramionami delikatnie.
- I co? Jest wiele rzeczy, które mogły wpłynąć na dziesięciominutowe spóźnienie, zrozumieją. - pomyślał i powoli skierował się ku większej jednostce.

Secorsha - 2012-09-29 18:56:20

*są różne zestawy mistrzów. Oczywiście, ze każdy woli tych sympatycznych, z prostym tokiem nauczania, klarownym językiem, i potrafiący sprzedać swoją wiedze jak ciekawą historię.*
Ty mnie nie uruchamiaj, gówniarzu *zagroził mężczyzna o surowej twarzy, w tej chwili wydający się tak suchy, ze jakby się połamał to by trzasło.*
Leć *nakazał szorstko, a  kiedy kostropatymi rękami uczepił się z tyłu fotela Tane’a, ten mógł poczuć jakby na pustyni po długotrwałej wędrówce wytropił go sęp. Samo nasuwało się pytanie: czemu takiego grzyba wysłano do sojuszników, ale – lepiej nie pytac, oj nie…
Wymiana informacji między statkami odbyła się automatycznie – Jedi i przymierze to jak się mówiło – jedna ręką. Zaraz Tane dostał namiary na dokowanie*
Leć. Szybciej!

Tane - 2012-09-29 19:03:43

W momencie otrzymania namiarów na dokowanie Tane przygotował statek to sekwencji podprowadzania statku. Droid coś zapiszczał. Tane tylko lekko się uśmiechnął kiedy mistrz napomknął coś o pospieszeniu się, co było chłopakowi akurat na rękę. Podczas lotu obowiązują pewne restrykcje dotyczące bezpieczeństwa, a skoro mistrz je nieco zignorował można było go nieco utemperować. W jednym momencie przyspieszył i wykonał manewr zakrętu by ustawić statek przodem do doku. Przyspieszenie było na tyle odczuwalne, że mogło posadzić stojącą postać z powrotem na fotel, zaś szybkie spowolnienie lotu ponowne wyrwanie się z fotela. Kiedy był już w odpowiedniej pozycji zaczął dokować i statek powoli przeniknął przez barierę hangaru.

Secorsha - 2012-09-29 19:17:40

*Statkiem zarzuciło tak bardzo, ze materiał fotela za który trzymał się mistrz rozpruł się z  charakterystycznym „trrrach”, bo jak łatwo się domyślić, ten nie puścił, a prawom fizyki podlegał. Statek zmienił pozycie, mistrz zakaszlał cicho, i niemal równocześnie z tym zakaszlaniem Tane poczuł mocne uderzenie otwartej dłoni w czaszkę, z  boku*
Kretyn! *skarcił go mistrz, takoż fizycznie co i głosowo. * Taki stary koń a taki głupi!
*Co było ciekawe – Syario rugał Tane’a na wszelkie możliwe sposoby ale nigdy nie wypomniał mu, ze jest złym jedi, ze mistrz go źle wyszkolił, czy ze jego lekkomyślność jest udziałem jego pochodzenia. To było ciekawe, bowiem generalnie inni mistrzowie chcąc dokuczyć padawanowi uderzali właśnie w te miejsca.
Kiedy już sie uspokoiło, warczący trogutanin nadal posapywał nad karkiem nieszczęsnego padawana, mamrocząc coś w stylu „za jakie grzechy…”
Sprawiał wrażenie jakby wszystko go irytowało. Jakby taki odwiedził Cochrel, to by go latać nauczyli na kopie.
Statek osiadł na plycie. Poczuli przechodzący przez nich stawiający włosy na karku na baczność promień skanujący – procedury bezpieczeństwa.
I mogli wychodzić.
Mistrz fuknął cos w swoim zgredzim języku, zapewne był to rozkaz by isc za nim, i skierował się ku rampie. Nacisnął guzik opuszczający i za chwile mieli dostrzec hangar. Ot, hangar, ale bardzo ożywiony, pełen uwijających się w robocie mundurowych. Przymierze świąt nie obchodzi, u nich robota na trzy zmiany*

Tane - 2012-09-29 19:29:26

Tane mimo iż poczuł chlaśnięcie w głowę dość dokładnie zważywszy na kościstą dłoń mistrza, nie przejął się tym tak bardzo. Miał już naprawdę po dziurki w nosie zgredziałego mistrza mimo iż przebywali ze sobą tak naprawdę krótki okres czasu. W każdym razie, nie był to typ mistrza i charakteru, który Tane zwykł tolerować. Gdyby nie był Jedi radziłby mu znaleźć jakąś kobietę, ale na szczęście ugryzł się w język. Kiedy osiedli na płycie hangaru Tane zastosował się do niezrozumiałego mamrotania mistrza i ruszył za nim ku wyjściu.

Secorsha - 2012-09-29 19:35:37

*No i wyszli w codzienny zgiełk. Nikt na nich nie czekał, nie wyszedł żaden komitet powitalny. I w sumie nic dziwnego, bo kto by chciał takiego zgreda witać?
Czerwomobiałe trogutańskie głowo ogony, równie chude jak i ich właściciel, kołysały się przed Tane’m. Syario chodził jakby coś go bolało w dole len części, stawiał duże kroki, poruszał się niezgrabnie, dopełniając tym samym swojego „dziadzi ego” wizerunku. Poprowadził chłopaka korytarzami aż do pewnej Sali, przy której się zatrzymał. Wtedy tez zwrócił się do Tane’a*
No to zajmij się sobą *trrach – drzwi się otworzyły, drzwi się zamknęły, niemal nos padawanowi ucinając. I co?
No właśnie, i co…*

Tane - 2012-09-29 19:42:57

Tane odruchowo nieco cofnął głowę w tył kiedy drzwi trzasnęły mu przed nosem.
- Na jaką cholerę on mnie tu zabierał?! - powiedział unosząc dłonie ku górze w geście zrezygnowania. - Wygląda na to, że potrzebował szofera. Nie ważne, trzeba znaleźć jakieś miejsce gdzie można odpocząć. Podwinął nieco rękaw szaty i wstukał coś w komunikatorze.
- Thee, miej oko na statek, ja się tutaj troszkę rozejrzę. - powiedział i ruszył pierwszym lepszym korytarzem.

Secorsha - 2012-09-29 19:49:50

*teraz było jako tako, a Tane był w szatach jedi wiec się do niego nie uczepią. Ale – ani zjeść, ani umyć się. Spać jedynie – we własnym statku. A mistrz? Posiedzi tam, pewnie do kajuty pójdzie, a Tane będzie się szwendał przez te kilka dni. Jakiś test, czy co?
Tak czy siak padawan szwendał się i nic ciekawego nie znajdował. Wszędzie korytarze, pracownicy, wojskowi, z  nikim za bardzo nie pogadać bo głupio tak od roboty odrywać. Z resztą oni wszyscy w rozmowie jakiegoś kodu chyba używali, bo tane rozumiał tylko wypowiadane słowa, ale sensu  tego – nic. Taka statkowa gwara długo przebywających ze sobą osób. Wszędzie się taka tworzy z czasem. Nowi nie mogą się odnaleźć.
Biedny Tane krążył i krążył, znalazł łazienkę, wiec mól ulżyć sobie, bo po 2 godzinach takiego chodzenia mogło się zachcieć. I potem znowu – aż się we łbie telepie, taki Duzy statek. A mistrz chronicznie w dupie ma. Jakiś koszmar, nikt nie widzi Tane’a!
Aż wreszcie…*
Ty jesteś Tane, tak? *Zabrzmiał za nim silny, męski głos dobywający się bez wątpienia z bardzo szerokiej klatki piersiowej jakiejś wielkiej istoty o typowo couruscanskim akcencie*

Tane - 2012-09-29 19:56:45

Tane nie omieszkał skorzystać z odnalezionej przez siebie łazienki. W końcu nie za przyjemne to uczucie chodzenia z pełnym pęcherzem, a mimo iż Jedi był to jednak swoje potrzeby załatwiać musiał. Ruszył dalej nieco zrezygnowany. Jego chód przypominał nieco krok znudzonego człeka kopiącego kamienie, które napotka po drodze. Szedł tak z lekko opuszczoną głową i dłońmi w kieszeniach spodni. W pewnym momencie gwałtownie przystanął kiedy usłyszał za sobą nieznany głos i to w dodatku taki, który zna jego imię. Było to naprawdę dziwne. On, na nieznanym mu statku, bez mistrza i nagle ktoś zwraca się do niego po imieniu. Powoli się odwrócił i faktycznie osobnik sprawiał wrażenie silnej istoty.
- Witaj nieznajomy. Tak jestem Tane, faktycznie. Z kim zaś ja mam przyjemność? - przedstawił się kłaniając się delikatnie jak to miał w zwyczaju. Pytanie o to skąd osobnik zna jego imię pozostawił na później.

Jenathaza - 2012-09-29 20:09:59

*Tylko ze tu kamieni Ne było. Było coś innego, a  raczej ktoś.
Kiedy Tane się obejrzał ujrzał bardzo niecodzienną postać. Wysoki, bardzo postawny Humano. Wyrzeźbione silą natury miesnie zarysowywały się pod marynarką munduru, która wydawała się troche za ciasna, jednocześnie wyglądał tak jakby każdy rozmiar był dla niego za ciasny. Koszula pod mundurem tez pod szyją nie była dopięta – nie ogarniała obwodu olbrzymiego karku, na którym, na szczycie krótkiej szyi znajdował się łeb przypominający tępo ścięty pysk kopalnych gadów wielu planet, tudzież trochę przypominał przedstawiciela rady histori. Ale na pewno nim nie był, za dużo różnic.
Przede wszystkim wyraźnie wyodrębnione uszy i włosy – zaczesane do tyłu, kiedyś czarne (jeszcze gdzieniegdzie pasma o tym świadczyły), teraz szpakowate a miejscami regularnie siwe. Koński ogon kończył się aż za pośladkami, opadając z jednej trony za ogon, który też istota posiadała. Dosc długi, na ziemi leżało z pól metra ów masywnej jak całą osoba części ciała.
Gad miał ciało okryte czarnymi, tarczkowatymi łuskami. Jedynie na pysku, nad oczami, dwie plamy około obojczyków i koniec ogona miały brązowo ceglastą barwę.
Jego mundur miał dystynkcje kapitana.
Prawa ręka ukryta była pod rękawiczką.
Spotkały się spojrzenia: Tane’a i spokojne, głęboko zielone spojrzenie olbrzyma*
Jenathaza Mavhonic * I podał mu rekę. Tę w rękawicy, nie zdjął jej. Po uścisku łatwo szlo odgadnąć czemu  -to była sztuczna ręka. Ale teraz, po wojnie wielu było właścicieli takich rąk. Nikogo już to nie dziwiło.*

Tane - 2012-09-29 20:19:38

Widok był naprawdę imponujący jednak Tane starał się po sobie tego nie pokazywać. Tane jakby odruchowo na widok tak potężnej osoby wyprostował się i wyjął ręce z kieszeni.
- Bardzo mi miło poznać. - powiedział odwzajemniając gest i uścisnął dłoń rozmówcy. Była to ewidentnie mechaniczna ręką ale Tane'owi to nie przeszkadzało. Już nie raz miał do czynienia z osobami, które w różnych okolicznościach pozbyły się swoich kończyn i nie zawsze były to okoliczności starć wojennych. Jego umysł zajmowała teraz próba odgadnięcia tego skąd ów Jenathaza zna jego imię ale w końcu łatwiej było zapytać.
- Pozwoli pan, że zapytam... skąd zna pan moje imię? - powiedział z rysującym się na jego twarzy zaskoczeniem. Tak naprawdę był nikim, zwykłym padawanem ale ktoś widocznie z jakiegoś powodu znał jego imię. Cóż, możliwe, że jako kapitan znał niezbędne dane dotyczące osobników, którzy zawitali na jego pokładzie. Ważniejszym jednak był powód dla którego ów osobnik raczył Tane'a rozmową.

Jenathaza - 2012-09-29 20:30:28

*Uścisk Mavhonica był mocny, ale nie za bardzo, wyważony, by tym metalem komuś krzywdy nie zrobić. Ciało jednak – nawet takiego mięśniaka – jest miękkie, co innego metal. W każdym razie to był bardzo męski uścisk.
Zapytany o ów nurtującą padawana rzecz gad ściągnął wargi obnażając żeby w uśmiechu – z resztą bardzo przyjemnym, trochę zakasującym. Żeby miał ogromne, kły bez wątpienia długości palców Tane’a, choć przykładać i mierzyć raczej nie wypada. Trochę przyżółcone, chyba z powodu weku. Po włosach można było poznać ze nie jest młodzieńcem. Po twarzy tez, wprawdzie na łuskach nie robią się zmarszczki, ale wokół oczu było ich pełno. No i po prostu widać. Jedynie sylwetka i postawa walczyły z wiekiem. No cóż – wojskowy.*
Poznanie imienia jednego z dwóch jedi, którzy maja przylecieć na twój statek to raczej niezbyt trudne zadanie. No ale powiem prawdę, twój mistrz mi powiedział *Niby banalne. Jak ktoś nie zna mistrza. Ale Tane go znał i teraz mógł sobie zadać pytanie: czy on w ogóle sam wiedział jak Tane ma na imię, a  jeśli tak to: czy on potrafił takie zdanie ułożyć i bez furczenia je wypowiedzieć?*

Tane - 2012-09-29 20:38:16

- Doprawdy interesujące. Z reguły posługuje się jedynie poleceniami, niemalże rozkazami wręcz i nie używa przy tym mojego imienia. Zupełnie tak jakbym był kimś w rodzaju jego służącego, choć nawet szlachcic ma więcej szacunku do swojego służącego aniżeli mój mistrz do mnie. - mówił. - Dziwi mnie fakt, że zna moje imię i panu je przedstawił. - dodał ze słyszalnym zaciekawieniem w tonie. Rozmówca mimo wielkich zębisk i postawy wydawał się być sympatyczny, nawet jego uśmiech miał coś w sobie.
- Pozwoli pan jednak, że zapytam w jakim celu odbywamy tę rozmowę? Wybaczy pan moją ciekawość. - ukłonił się lekko.

Jenathaza - 2012-09-29 20:51:17

*Pan kapitan wydał się równie zdumiony tym co słyszy jak i Tane tym ze mistrz użył jego imienia w formie niepotępiającej. Jednak zdziwienie Mavhonica bardzo szybko przeszło, jakby przypomniał sobie lub zrozumiał więcej. Kiedy zaś przyszedł koniec wypowiedzi, na chwile urwał kontakt wzrokowy, by mrużąc oczy po gadziemu spojrzeć gdzieś w dal. Tane musiał cały czas zadzierać głowe by na niego patrzeć – miał spokojnie ponad dwa metry wzrostu. Nozdrza mu się nieznacznie rozdęły jak u smoka – bo smoka też przypominał. I wtem odezwał się nostalgicznie, znowu zjeżdżając wzrokiem na padawana*
Twój mistrz… to znaczy mistrz, bo wiem, ze nie jest twój. W każdym razie bardzo dobrze się o tobie wypowiadał. Mówił ze jesteś zdolnym, cierpliwym i rozumiejącym Moc młodym człowiekiem i że widzi w tobie nadzieje dla zakonu, bo takich ludzi ów potrzebuje *wyznał spokojnie a jego glos brzmiał naprawdę szczerze. Nie, nie kłamał.
Może jednak w tym mistrzu było coś wiecej niż tylko stary, przedwcześnie zdziadziały zgorzkniały zgred? Pozory mylą. Jenathaza wyglądał jak gladiator, a był całkiem miłym facetem*
No i jak go posłuchałem to pomyślałem: szkoda żeby taki zdolny padawan zgubił się na statku i przepadł. Chodź, pewnie jesteś głodny po podróży, w stołówce palą się steki… *I – nie tracąc kontaktu wzrokowego, bokiem oddalił się, jakby ciągnąć chłopaka za sobą. Odwrócił się i ruszył normalnie dopiero jak był pewny iż ten idzie za nim*

Tane - 2012-09-29 21:00:39

To co powiedział Jenathaza było naprawdę szokującym doznaniem dla młodego padawana. Nigdy nie słyszał tak miłych słów kierowanych w jego stronę w kontekście bycia Jedi, a już w ogóle nie spodziewał się takich słów ze strony obecnego mistrza, który wydawał się go traktować jak robaka. Być może przed chwilą dostał kolejną lekcję, którą zapamięta na długo. By nie oceniać innych powierzchownie. Ciężko jednak oceniać pozytywnie kogoś, kto traktuje Cię niemalże jak służącego i w dodatku tobą poniewiera. Pewnym jednak było to, że Tane zmieni podejście co do mistrza. Przez chwilę wyglądało to tak jakby Tane był nieco zabłąkany w swoich myślach, jakby na chwilę uciekł gdzieś poza rzeczywistość.
- To co mówisz jest niezwykle zaskakujące i bardzo miłe. Nie spodziewałbym się takich słów kierowanych ku mojej osobie, a już na pewno nie od mojego obecnego mistrza. - powiedział nieco rumieniąc się na twarzy. Widać było, że chłopak nie przywykł do pochwał. - To bardzo miło z pana strony, z chęcią coś przekąszę - powiedział i na myśl o soczystych stekach zaburczało mu nieco w brzuchu. - Przepraszam... - dodał chwytając się odruchowo za brzuch i ruszył za Jenathazą.

Jenathaza - 2012-09-29 21:14:16

*Bez wątpienia. Dlatego tak wiele jest w galaktyce osób samotnych, opuszczonych, niezrozumianych, choć tak bardzo mądrych i wartościowych. Takich, którzy nigdy nie otrzymali szansy lub takich, których zmieniło życie. łatwiej jest tym z przystępnym charakterem - wtedy nawet niedoskonałości fizyczne, jakże ważne w obecnych czasach - gdzieś sie zacierają. Jenathaza który wyglądał jak bramkarz na dyskotece tudzież kark na siłowni czy chociażby coraz bardziej znany Edward Saarai - fascynująca osobowość zamknięta w ciele maszyny. Duzo trudniej mieli jednak ci, którzy nie potrafili być "fajni". Być może mistrz Syano nigdy w zyciu nie zwróci sie do Tane'a chociażby po imieniu. Ale jak dobrze mógł go obserwować przez ten czas... Jak wiele mógł z niego wyciągnąć, utrzymując tak silny dystans. Stając się wręcz niewidzialny dla tego, co umysł Tane'a uważał za towarzysza.
Jednak jak się okazało byli ludzie, którzy dotarli głębiej. Mavhonic powiedział Tanowi to, co powiedział bo wiedział o tym.
Jena tez obserwował Tane'a, oczywiście nie na takim poziomie, co mistrz. Ciekawe, czy Tane zechce zasięgnąć języka na temat ów jedi*
Nic nie szkodzi, kiszki rządzą sie swoimi prawami. Stołówka jest naprawdę blisko, wytrzymają
*I rzeczywiście, po kilku krokach zapach zaczał jeszcze bardziej drażnić rozjuszone bebechy Tane'a. Zaraz tez weszli do stołówki, gdzie kilka osób się posilało. Pracownicy wstali od stolików, by zasalutować Jenathazie. ów oddał honory i zachęcił padawana, by zamówił sobie coś na ząb*

Tane - 2012-09-29 21:20:18

Tane mimo iż owe honory nie były czynione jemu ukłonił się uprzejmie przed pozostałymi osobami w stołówce i korzystając z pozwolenia kapitana szybko zamówił coś do jedzenia by móc ponownie wrócić do rozmowy.
- Zna pan mojego mistrza? Nie łatwo z nim rozmawiać zwłaszcza kiedy się go nie zna, a wygląda na to, że panu bezproblemowo wyjawił moje imię i do tego obsypał mnie przy tym wielkim komplementem. To do niego niepodobne - powiedział czekając na to czy kapitan zechce zająć jakieś miejsce.

Jenathaza - 2012-09-29 21:29:53

*Jena też sobie coś wziął, ale raczej do przegryzienia – panierowane udka gizki w takiej ilości ze Tane’a pewnie by zdęło i przekręciło na drugą stronę. Ale Mahvonik był przynajmniej dwa razy taki licząc w przybliżeniu. To był kawał gada.
Także wyposażył się w duży – chyba jego indywidualny bo z napisem, jednak na razie tak trzymał ze nie można było odczytywać – czegoś zimnego do picia.
Zajęli stolik – pewnie oficerski, bo na uboczu.
Usiadł i na chwilę poddał chwili relaksu. Kiedy wziął głębszy wdech widać było dokładnie jak materiał marynarki – choć doskonale lezącej – krępował jego ogromne, umięśnione ciało. Znowu nie patrzył na Tane’a a gdzieś w bok, jakby patrzył w przeszłość.*
Nie zawsze był taki. Wojna zmieniła wiele osób. Czasem pewne wydarzenia bardzo na nas wpływają. Pozornie coś nieistotnego. No ale nikt nie jest uczyniony z  czystej Mocy – to słowa mistrza Syano. Tak, znam go. Nie specjalnie dobrze, poznałem go na wojnie. Już wtedy powoli robił się „taki”
*Ów „taki” pokazał plącząc ze sobą palce, jakby chciał powiedzieć: taki splątany. Taki nie on sam*

Tane - 2012-09-29 21:36:15

Tane siadając i przystępując do jedzenia skinął głową w stronę Jena życząc mu jednocześnie smacznego.
- Poznałeś go na wojnie? A zatem znasz go w moim mniemaniu całkiem długo w porównaniu ze mną. Powiedziałbym, że to właśnie wojna uczyniła go takim suchym, ale mówisz, że był już taki kiedy się poznaliście. Wiesz coś na temat tego cóż sprawiło, że stał się taki? Sprawiasz wrażenie jakbyś znał go całkiem dobrze.

Jenathaza - 2012-09-29 21:46:14

*Konsumowanie udka w przypadku Jenathazy wyglądało jak jedzenie chipsów – wziął po prostu jedno w dwa palce, podał sobie do pyska i schrupał w ułamku sekundy, razem  kością i śladu po nim nie było. Oczywiście bardzo elegancko. Dobrze był wychowany i taki miał tez styl bycia. Cokolwiek robił, musiało to mieć pewien poziom.
Nie śpieszył się z  odpowiedziami, jakby na bieżąco przypominał sobie tamte zdarzenia*
Nigdy nie byliśmy bliskimi przyjaciółmi ale tak – poznałem go wcześniej. Długo przed tymi druzgocącymi dla zakonu wydarzeniami. I nie lubiłem go *wyznał, co mogło Tane’a trochę pokrzepić: a wiec Jena też się na to nabrał.*
Wojna uczyniła go wyrafinowanym. Ale ostateczną pieczęcią było coś zupełnie innego *po schrupaniu kolejnej nóżki zamarł i spojrzał Tane’owi głęboko  oczy*
Wiesz, po co tu przyleciałeś?
*Wcale się nie zdziwi, jak usłyszy „nie”. Czemu? Patrz temat: Mistrz Syano*

Tane - 2012-09-29 21:51:27

- Nadal jestem ciekaw cóż takiego go tak odmieniło... I niestety nie, nie wiem dlaczego tutaj przyleciałem. Domyślam się tylko, że jestem tutaj raczej w charakterze szofera gdyż wygląda na to, że mistrz nie za bardzo przepada za lataniem. - powiedział uśmiechając się delikatnie kiedy przypomniał sobie w jaki sposób podszedł do dokowania i reakcję mistrza. - Fakt, jest to dla mnie dziwne, gdyż nie mówił mi żadnych szczegółów co do tej wizyty więc nie wydaje mi się by była to jakakolwiek oficjalna misja zlecona przez Radę. - dodał.

Jenathaza - 2012-09-29 22:00:08

*Kapitan cały czas sprawiał niejasne wrażenie, jakby to właśnie on wiedział. To musiało być oczywiste, skoro nie-jedi to widział i rozumiał. I wyraźnie chciał pomóc Tane’owi. Lub bardziej – pomóc Syanowi za jego pośrednictwem.*
Znasz Edwarda Saarai, prawda? Dość dobrze. Otóż: Saarai pochwycił i przetrzymuje u siebie sitha, który zabił uczennicę mistrza Syano. Oraz kilku innych jedi w bardzo bestialski sposób. Dziś zabierzecie na swój pokład spreparowane zwłoki jednej z ofiar. *Być może Tane już po tym zacznie coś rozumieć, ale to nadal nie było sedno sprawy. Jena obserwował: jakimi torami pójdą myśli padawana. Był ciekaw, choć oczywiście nie był jedi by na podstawie tego co usłyszy dojść do jakichś szczególnie odkrywczych wniosków.*

Tane - 2012-09-29 22:12:56

Tane uniósł głowę i nieco wytrzeszczył oczy po tym jak usłyszał co do powiedzenia miał Jenathaza.
- Owszem znam Eda bardzo dobrze... - powiedział skracając imię przyjaciela do wersji, która się posługiwał po czym przycichł nieco. Opuścił głowę na złożone razem dłonie i przyłożył je do warg jakby nad czymś się zastanawiał. Robił wrażenie smutnego.
- Hmm... Więc tak się mają sprawy. Teraz rozumiem dlaczego mistrz jest wobec mnie tak surowy i dlaczego zachowuje tak wielki dystans. Choćbyś nie wiem jak bardzo starał się być książkowym Jedi, nigdy nie unikniesz przywiązania... Wygląda na to, że nadal nie może pogodzić się ze stratą uczennicy jak i nie chce przywiązywać się do kolejnego ucznia. Dodatkowo myśl o tym, że morderca jest gdzieś w zasięgu ręki. - powiedział i na chwilę ucichł. Po czym podniósł głowę patrząc głęboko w oczy Jenie.
- Bez względu na to co mówią o Jedi nie jesteśmy do końca obdarci z uczuć, a współczucie to nie jedyne jakie nam pozostało. Przyjaźń, oddanie a nawet niekiedy miłość wciąż są zarówno siłą jak i słabością Jedi. I choćby nie wiem jak bardzo starał się to ukryć, strata ucznia musiała wywrzeć na nim potężne piętno. - dodał.

Jenathaza - 2012-09-29 22:23:59

*Tym razem Jena napił się ze swojego kubka, niemal do polowy go opróżniając, a kiedy go odstawił, widać było element napisu „kubek super faceta”. Ot, taki oklepany slogan, ale zapewne podarowany przez kobietę. Kiedyś Jena nosił obrączkę informująca ze jest wdowcem. Teraz na jego wielkich palcach zakończonych pazurami w lewej dłoni nie było widać żadnych znaków.*
Przywiązanie to jedna rzecz. Owszem, nie można tego uniknąć. Uczennica Syano nie była specjalnie zdolna, ale bardzo dużo z nią pracował. Można powiedzieć: bardzo inwestował. Dokonywał niemal cudów razem  nią, by nadążała za innymi. I nigdy nie powiedział na nią złego słowa, choć w twarz potrafił zrugać ze płakała cały dzień. To była taka jego metoda. Poznali swoje kody. Syano traktował to szkolenie bardzo osobiście. Raz się nawet z nim pokłuciem… teraz zaś… *Robił przerwy w rozmowie, na oddech, na rozważenie, na to by dać szanse rozmówcy na wypowiedzenie dygresji*
… Teraz istnieje obawa, i potwierdzam to, ze Syano, mając niemal pod ręka tego który zabrał mu to, co było celem jego życia… może, jak to jedi mówią, ulec pokusie i zechcieć sięgnąć po zemstę. Miałeś być mediatorem, w razie jakby Saarai zechciał wytoczyć na niego ciężkie działa za ewentualną zemstę.
*Jedi nie poinformowali samego Tane’a. Dlaczego? Bo przecież padawan i tak by to robił. Instynktownie, zgodnie ze szkoleniem – robiłby sam, bezwiednie to, po co go wysłali*

Tane - 2012-09-30 18:15:52

Tane siedział przez chwilę w milczeniu kiedy układał sobie wszelkie zebrane informacje na temat mistrza Syano i jego uczennicy. Za bardzo nie musiał się wysilać bo teraz doskonale widział, że jego mistrz w pewnym stopniu ulega presji jaką wywierają na niego uczucia i oddaje się Ciemnej Stronie. Było to naprawdę niepokojące, zważywszy na to, że Tane stracił teraz mistrza z oczu.
- Jesteś w stanie wyśledzić go i określić gdzie się znajduje? Ostatnio widziałem go jak wchodził do jednego z pomieszczeń, niestety nie zdążyłem zwrócić uwagi na to co było w środku i jakiego rodzaju było to pomieszczenie. Drzwi zamknęły się dosłownie przed moim nosem - mówił nieco zaniepokojony. - Czy jako Jedi ma on swobodny dostęp do pojmanego? -zapytał.

Jenathaza - 2012-09-30 18:37:08

Teraz jest bezpieczny *odparł spokojnie kapitan, a kiedy emocje z przekazu słownego nieco zeszły, mógł „skubnąć” kilka kolejnych udek.
Radzie, ani nikomu nie chodziło by Tane chodził mistrzowi za tyłkiem, to by mogło doprowadzić do rękoczynów, na pewno staruszek by na to chętny nie był. Tane miał być bardziej jak antywirus. Reaktywny i chłonący żywo bodźce, szczególnie te w Mocy miał się domyślać i przewidywać. Jena za bardzo się na tym nie znał, ale skoro jedi tak ten układ zaprogramował, to miał działać. A Syano robił swoje – przyleciał do przymierza, jak mu polecili i dalej wykonywał procedury wraz z pracownikami sojuszu. Tane chwilowo miał wolne. Największym jednak wyzwaniem dla obu będzie droga powrotna, wraz z tym ciałem i setką myśli.*
Ten sith nie znajduje się na tym statku. Na szczęście. Po niego z tego co wiem ma przybyć ktoś z rady. Ale skoro znasz się z Edwardem to możesz do niego napisać, na pewno udzieli ci informacji

Tane - 2012-09-30 18:48:54

- Całe szczęście, że umieszczono go na pokładzie innej jednostki. Nie wiem dlaczego ale instynkt mówi mi, że w przypadku Syano nie trzeba by było długo czekać na akt zemsty. Sprawia wrażenie naprawdę wybuchowego i trochę niestabilnego emocjonalnie człeka. A to w przypadku Jedi nie jest raczej bezpieczną mieszanką, ale owszem mogę się mylić. Nie jestem mocny w dziedzinie psychologii. - powiedział. Powierzchowność, pierwsze wrażenie to czynniki, które mogą mylić i Tane miał już dzisiaj tego przykład, dlatego z dystansem podchodził do oceniania stanu w jakim znajdował się jego mistrz. Tane powiercił się chwilę w krześle na samą myśl powrotu z mistrzem i ciałem jego byłej padawanki.
- Kwestię Sitha więc mamy częściowo zamkniętą, pozostaje mi tylko przygotować się na reakcję mistrza kiedy zobaczy ciało uczennicy i będzie musiał je stąd zabrać. Swoją drogą, niezbyt mądre to posunięcie wysyłać go po ciało swojej własnej padawanki, zwłaszcza w przypadku Syano i tego jakim się stał przez jej śmierć. - dodał.

Jenathaza - 2012-09-30 18:56:56

Okazja czyni przestępcę *Odparł na to spokojnie olbrzym z drugiego końca stolika. Gdzieś na dole słychać było szuranie ogona. Jakby się wychylić i spojrzeć, to ujrzałoby się, ze końcówki niesamowicie długich włosów oficera wiszą centymetry nad ziemią*
Poznałem kiedyś pewnego jedi który był mocny w psychologii. Fascynująca osoba. Zapewne powiedziałby, ze Syano zbłądził, ale potrzebuje czasu i przewodnika, oraz sporo cierpliwości, by wrócił. Żywa istota nie jest jednorazówką.
*Ciało nie należało do padawanki. Owszem, słowo „ofiara” było sugerujące ale – kwintesencję zostawimy Tanowi na deser. Zapewne prędzej czy później dowie się, ze ten sith zabił wielu jedi mimo bardzo młodego wieku.
Sam Jena widział go tylko an fotografii. Nigdy by nie powiedział, ze ten osobnik jest niebezpieczny,
Pozory, ciągle pozory! Pozory to silna broń.*
To nie jest jego padawanka. To jest ciało rycerza, które sith usiłował sprzedać Edwardowi Saarai jako dzieło sztuki. Ale wpadł, bo Saarai jednak postawił na lojalność.

Tane - 2012-09-30 19:13:16

- Szczęście w nieszczęściu mógłbym rzec. Gdybym wiedział, że Sith coś takiego planuje to spokojnie w ciemno mógłbym powiedzieć, że raczej nie wyjdzie to po jego myśli. - powiedział i uśmiechnął się lekko po czym kontynuował. - Znam Eda całkiem dobrze, mógłbym powiedzieć nawet, że prócz Hakona jest on moim najlepszym przyjacielem i Ed byłby jednym z ostatnich, po których spodziewałbym się braku lojalności i zdrady. - dokończył. W przypadku Eda pozory również myliły. Z zewnątrz wyglądał jak maszyna do zabijania i choć nieco podstarzała to jednak funkcjonalna. Wewnątrz zaś byłe pewnym przeciwieństwem tego co można było zobaczyć okiem. - Bardzo dobrze się stało, będę musiał o szczegółach porozmawiać z Edem. Nie rozumiem tylko dlaczego tak bardzo spieszno było Syano do przybycia tutaj, a może chciał to po prostu mieć za sobą.

Jenathaza - 2012-09-30 19:20:22

Widzisz, znowu pozory. Sith ocenił go po pozorach i się przejechał.
*Wszechświat był najeżony pułapkami, nie udają się obmyślane w najdrobniejszym szczególe plany. I weź tu bądź mądry. Nawet bycie sithem nie gwarantuje powodzenia.*
A może chciał po prostu ci dokuczyć, czego wykluczać nie można. Chciał do kogoś usta otworzyć, a  ze coś mu nie pozwalało normalnie to cie poganiał. Trzeba mieć na niego cierpliwość. Za to podejrzewam, ze calą drogę powrotną przemilczy. Lepiej go nie zaczepiać. Nie sądze by udało ci się z nim zaprzyjaźnić

Tane - 2012-09-30 19:33:25

- Powiem Ci szczerze, że nawet nie próbuję tego robić. Dawno już przyjąłem postawę na zasadzie "przyjaciele znajdują się sami" co jak na razie się sprawdza choćby w przypadku Eda. Powiedzmy, że po prostu toleruję Syano bo muszę jako zwierzchnika. Owszem rozumiem jego ból ale to nie zmienia faktu, że charakterek ma parszywy w stosunku do mnie, a i śmierć towarzysza nie jest wytłumaczeniem, bo wielu straciło swoich pobratymców, a da się ich lubić. Tane wykonał gest ręką koło głowy jakby przypomniało mu się coś o czym zapomniał wspomnieć.
- Zapomniałem podziękować za posiłek kapitanie... - powiedział uprzejmie się uśmiechając skinąwszy głową.

Jenathaza - 2012-09-30 19:49:45

*Gad skinął głową, jakby przytakiwał, ze tok myślenia Tene’a jest poprawny. Trzeba być dobrym, wyrozumiałym, ale nie każdy może być empatia z wyboru. *
Bardzo proszę. Ciesze się, ze moglem uraczyć goscia tym skromnym wiktem. Pewnie do twojego wylotu minie jeszcze trochę czasu, możesz pochodzić sobie po statku, w razie zgubienia dzwoń na numer 111. Zostaniesz automatycznie namierzony i ktoś cie przejmie

Tane - 2012-09-30 19:55:29

- Dziękuję panu bardzo za uraczenie mnie swym towarzystwem oraz za posiłek i dziękuję za wskazówki. Postaram się nie stwarzać problemów panie Mavhonic. - powiedział kłaniając się lekko i wykonując charakterystyczny gest dłonią, który niekiedy stosuje się podczas kłaniania.

Jenathaza - 2012-09-30 19:57:56

*Jena tez wstał, do „procedury pożegnania”. Wyciągnął rękę, uścisk na pożegnanie, lekki uśmiech. Wymiana standartowych grzeczności. Nie zabierał się do wyjscia, miał jeszcze zamiar zostać. Ale Tane’a nie zatrzymywał*

kostka granitowa Kancelaria Ultimatum krs wynajem agregatów warszawa kompensacja mocy biernej kompensacja mocy biernej stomatologia estetyczna łódź Szafa z drewna