Moc - 2010-05-23 10:40:04

Nazwa tego lokalu mówi sama za siebie, jest to sporej wielkości klub nocny podzielony na kilka dużych sekcji, zwanych dystryktami. Każda z nich odpowiada konkretnej grupie gatunkowej klienteli, ale najbardziej oblegana jest oczywiście sekcja humanoidów, gdzie kręci się sporo ludzi, twi'leków, zabraków, zeltronów i innych prawie ludzkich istot. Sam wygląd poszczególnych dystryktów jest inny, zależny od upodobań gatunkowych klientów. No i przede wszystkim by wejść do środka to trzeba zapłacić za wejściówkę, na co nie wszyscy mogą sobie pozwolić, ale ci którzy płacili nigdy nie żałowali...

Dystrykt V - jest to sekcja "ludzka" mieszcząca się w dużej sali o kolistym kształcie. Przy ścianach znajdują się specjalne tarasy dla bogatszej grupy klientów, która może sobie pozwolić na wynajęcie takiej loży. Wiążą się z tym duże profity, odosobnienie, spokój, najlepsze drinki i oczywiście tancerki. Najlepsze balkony znajdują się na samej górze, jest to odpowiednik trzeciego piętra. Największe loże z najlepszym widokiem na resztę lokalu. Natomiast parter przypomina nieco labirynt, który w miarę poruszania się ku środkowi to schodzi coraz niżej po schodach. Na szczęście ścieżki są szerokie i wygodne, chociaż w godzinie szczytu ciężko jest się przepchać do serca lokalu - Głównego Parkietu, gdzie swoje wdzięki prezentują najpiękniejsze kobiety na Nar Shaddaa. Pozostaje jeszcze kwestia drinków i innych trunków. Te można zakupić przy ścianach okalających serce lokalu, tuż pod balkonami pierwszego piętra. Tam również można zamówić sobie jakiś boks, czy to na parterze czy na piętrze oraz oczywiście jakieś tancerki w zależności od upodobań.

Zindarad - 2010-05-23 20:22:19

Wszedłszy do środka, Zin otworzył szeroko usta. Przetarł oczy, myśląc, że to co widzi nie jest prawdą. Po chwili jednak uśmiechnął się pod nosem i rzucił.
-No...To dopiero życie musi być.-Powiedział do siebie i ruszył, mijając tancerki, których rzecz jasna nie mógł ominąć wzrok Kobdara. Męskie odruchy miał, to oczywiste. Rozglądał się na wszystkie strony, by obaczyć te przepiękne tancerki. Z cudem uniknął zderzenia z pewnym wysokim osobnikiem. Zobaczywszy bar, ruszył w jego kierunku, coby napić się z kielonka i porozmawiać z barmanem i dowiedzieć się coś więcej o tym Zandim, któremu prawdopodobnie sprzeda miecz Viriny. Stanął przy ladzie, po czym usiadł na wolnym stołku. Machnął ręką w stronę barmana i powiedział.
-Zarzuć ino koreliańskiej.-Kiwnął przy tym głową i oparł się wygodnie o ladę. W podobnym lokalu był wiele lat temu na Alderaanie, gdy to Zin skończył pełnoletność i razem z kolegami ruszyli na podbój przepięknych kobiet, które rzecz jasna skończyło się fiaskiem. Mniejsza. W każdym razie, Zin chciał rozpocząć jakąś małą konwersację z barmanem, toteż rzucił.-Co słychać w dalekim świecie?-Spytał i lekko się doń uśmiechnął, coby pokazać, że nie ma złych zamiarów.

Moc - 2010-05-23 20:29:47

*Tancerek  było pełno, twi'lekanki, ludzkie kobiety, zabrackie... ale największe powodzenie miały zeltronki, a to z powodu ich koloru skóry jak i feromonów. Po prostu magnetyzm dla samców. Nikt nie zwracał uwagi na zina, nie wyglądał ani na szczególnie wpływowego ani bogatego, zabójczym przystojniakiem też nie był. Jedynie barman nawiązał z nim rozmowę, podając mu koreliańską, ale jak zobaczy inżynier rachunek to zbaranieje pewnie. Im drozszy lokal tym trunki też droższe* Nie wiem... Imperium i te sprawy. Tutaj o polityce się nie rozmawia, to miejsce rozkoszy... zalecam poogladanie co niektórych piękniejszych tancerek. Najlepsze są zeltronki, jak ta zatańczy to zgłupiejesz do reszty *Poradził mu barman z uśmiechem. Był to wysoki i umięśniony człowiek o jasnej karnacji i pogodnym obliczu. Czarne włosy i nienaganny strój*

Zindarad - 2010-05-23 20:35:00

Co racja to racja. Zin był niemal zerem w porównaniu do innych. Przejechał dłonią po brodzie i rozejrzał się. Chwycił w dłonie szklankę z koreliańską i upił łyk. Pewnie cena adekwatna jest do jakości, bo inżynierowi wydawała się ona wprost genialna. Kiwnął głową.
-Rozpusta panie.-Powiedział z uśmiechem i rzucił.-Tak, zeltronki to istny cud natury, jak Ci machnie tym swoim płucem to...ja pierdziu.-Dodał z uśmiechem i spojrzał na zeltronki. Nie miał zamiaru wydawać kredytów przed załatwieniem ważnych dla niego spraw. W końcu chodzi tu o kupę kredytów, toteż Kobdar postanowił od razu przejść do meritum sprawy.-Dobra. Potrzebuje kilku informacji.-Rzucił od razu, prosto z mostu. Nie miał zamiaru bajerować, tak jak to zazwyczaj robił.-Znasz niejakiego Zandiego?-Spytał.

Moc - 2010-05-23 20:48:44

To miejsce to raj dla rozpusty *Skwitował barman krótko i z uśmiechem, robiac drinka jakiemuś innemu biznesmenowi, ale miał dobrą podzielność uwagi, wiec słuchałZina. Jego pytanie go nie zdziwiło, przychodziło tutaj wielu "petentów" z prosbą o informację* Trzecie piętro kolego, sam szczyt. Lepiej żebyś miał do niego ważną sprawę inaczej skończysz w ciemnej alejce bez jakieś części ciała... *Barman nie żartował ale tez nie przejmowałsię tym, bo to było Nar Shaddaa nie jakieś zawszone Coruscant. Tutaj nie ma czegos takiego jak prawo i porzadek, jest tylko siła i układy* A przed odejsciem zapłać za trunek. Dwadzieścia kredytów...

Zindarad - 2010-05-23 20:57:09

No to Zin się wpakował. Będzie źle jak straci nogę, albo rękę. Zawsze można sprawić sobie protezę, ale trzeba patrzeć na ich cenę, a poszły ostatnio w górę prze te wszystkie imperialne cła. Zin skrzywił usta, miał nadzieję, że jego sprawa zainteresuje nieco tego jegomościa. Wtedy padło magiczne słowo zapłać, a Zin bardzo niechętnie do tego podszedł, ale też nie chciał dostać po gębie, zatem wyciągnął portfel (znowu!) i wyciągnął dwadzieścia kredytów. Jego ostatni banknot o tym nominale. Szybko wypił zawartość szklanki (na odwagę i coby mu się język nie plątał) po czym pozostawił kredyty na ladzie i odszedł. Oczywiście zostawił to miejsce z lekkim smutkiem. Tyle pięknych pań jest jeszcze do zobaczenia, ale Kobdar otrząsnął się i poszedł schodami na trzecie piętro. Musiał, bez tego nie będzie kredytów na dalsze życie. Wbiegł po schodach na sam szczyt. Rozejrzał się i zobaczył jednego z wielu goryli. Przełknął głośno ślinę i podszedł do niego.
-Czołem kolego. Gdzie znajdę Zandiego?-Och, jak ładnie mu się zarymowało. Mógłby zostać poetą, a nie inżynierem.

Moc - 2010-05-23 21:01:42

*Cóż, Zin dobrze zgadywał, że ci goryle są od Zandiego, bo bórny poziom był tylko i wyłacznie dla elity i było tu mało balkonów, właściwie to tylko cztery i to sporej wielkości. I one były znacznie lepsze niż to, co można zobaczyć na dole. Inżynier spotkał akurat wysokiego, czarnoskórego ochroniarza, najwyraźniej wszyscy tutaj byli albo ludźmi albo zabrakami, jak kolega obok. Spojrzeli oni krytycznie na nieproszonego gościa* Czego chcesz od szefa wieśniaku? *Warknął groźnie człowiek i patrzył na Zina z góry, ale nie fizycznie tylko psychicznie*

Zindarad - 2010-05-23 21:05:57

Wieśniak. To słowo, którego bardzo Zin nie lubił. To, że wychował się na Alderaan, z daleka od miasta wśród nefrów i innych zwierząt pastewnych nie oznaczało wcale, że jest wieśniakiem. Jego ojciec był zacnym inżynierem, do tej pory jest wzorem dla samego Zina. W każdym razie. Kobdar stanął bliżej czarnucha i rzucił.
-Mam ładną i lśniącą rzecz dla twojego szefa.-Powiedział. Nie powiedział od razu, że to miecz świetlny, ale można było się tego domyślić. Inżynier ostatnimi czasy był traktowany z góry i przyzwyczaił się do tego, że wszyscy mają go za nic. A niech se mówią. Kiedyś im zwieracze puszczą, jak Zin będzie latał pięknym jachtem, taaak. Pomarzyć dobra rzecz.

Moc - 2010-05-23 21:14:42

*Tak, pomarzyć dobra rzecz. A ochroniarze każdego trakotwali z góry, kto nie nosi najdroższych ubrań i nie ma tłumu innych ochroniarzy. No ale dobra, ten człowieczek chce coś od szefa to go zaprowadzą. Gorzej będzie dla niego, jeśli okarze się, że daremnie marnował jego czas. Wtedy mu z radościa połamią nogi* W takim razie za mną... *Powiedział ochroniarz i przeszedł przez drzwi. Dalej Zina z pewnością olśni, bo to co zobaczyłto bardziej przypominało pokój w pięcio gwiazdkowym hotelu. Wszędzie luksus, drogie skórzane kanapy, piękne dywany, obrazy, rzeźby, ogólnie przepych. Wszędzie byli ludzie i inne istoty, nie tylko humanoidzi. A między nimi najpiękniejsze kobiety jakie Zinuś w życiu widział. Część z nich to były niewolnice, ale dobrze traktowane i zadbane. Widać to było po ich skromnych strojach odsłaniajacych dużą część ciała. Mężczyzna jednak nie zatrzymał się tutaj i szedł dalej, do drugiej sali, gabinetowej. To pomieszczenie było równie gustownie urządzone, dużo skóry i drewna jak w dawnych gabinetach. Pod ścianą znajdowało sie ogromne okno oraz przeszklona podłoga, przez którą można było spoglądać w dół. Widok był niesamowity. I włąśnie tam, na dużej sofie siedział starszy mężczyzna, idealnie gładko ogolony, w bardzo drogim białym garniturze. Miał czarną jedwabną koszulę i aksamitny krawat. Wygladał dostojnie mimo nieco ekstrawaganckiego stroju. Zerknął na ochroniarza i na Zina, unosząc nieznacznie brwi. W pokoju była też jedna kobieta, w zwiewnej sukni odsłąniające bardzo wiele. Była to ludzka kobieta o egzotycznej urodzie, od której nie można było oderwać wzroku* Ten pan ma coś dla pana, szefie *Męzczyzna poruszyłsię nieco na sofie i gestem kazał wyjść ochronie. W końcu zostali we trójkę* A więc słucham?

Zindarad - 2010-05-23 21:21:08

Zin zobaczył rzeczy, których do tej pory w życiu nie widział. Takie bogactwo, wielki przepych. To życie, o którym Kobdar zawsze marzył i chyba marzyć będzie dalej. Inżynier rozejrzał się po gabinecie, gdy został do niego wprowadzony. Oczywiście nie mógł pominąć kobiety, uśmiechnął się lekko pod nosem i później spojrzał na mężczyznę. Zin nie tak go sobie wyobrażał, ale dobra...nie wnikajmy w jego myśli, bo one są niekiedy bardzo dziwne. Przełknął ślinę i gdy pozwolono mu dość do głosu, postanowił od razu przejść do rzeczy.
-Mam dla pana propozycję.-Powiedział i zdjął plecak. Położył go na ziemi i spojrzał na dół. Widok rzeczywiście był oszałamiający. Przez chwilę tak gapił się na dół, aż w końcu otworzył plecak i wyciągnął z niego obiekt, który miał na sprzedaż, czyli...miecz świetlny.-Proszę. Chciałby pan to kupić?-Spytał i pokazał mu, że miecz był prawie nie używany. Ciekawe skąd on go dostał?

Moc - 2010-05-23 21:25:16

*Zandiego to nie obchodziło, skad go ma, ważne, że jest. Spojrzał na przedmiot z ogromnym zainteresowaniem i skinął kobiecie, by go mu podała, a ta zwiewnie i lekko podeszła do inżyniera, kusząc go samym sposobem poruszania się, nie mówiac już o wygladzie i na prawde "apteycznych" kształtach, wręcz idealnych. Cieżko o takie kobiety. Odebrała ostroznie rękojęść i zaniosła go mężczyźnie, który siedziałwygodnie a potem siegnął po tą elegancką broń. Kobieta natychmiast się odsunęła a Zandi aktywował miecz i z jeszcze większym zaintrygowaniem sprawdzałjak działał, ale nic nie przecinał* Ile za niego chcesz? *Zapytał od razu, bez zbędnych szczegółów. Byłbajecznie bogaty i mógł sobie pozwolić na taką ekstrawagancję*

Zindarad - 2010-05-23 21:31:35

No wiedział doskonale, że Zandi był bajecznie bogaty. Wystarczyło tylko spojrzeć jakimi to przedmiotami i kobietami się otaczał. Zin podrapał się po głowie tak jakby się jeszcze zastanawiał się nad ceną. Zawołać cztedzieści kafli czy też nie? Zawołać? Nie zawołać? Zastanawiał się i to bardzo intensywnie. Przejechał dłonią po brodzie i rzucił.
-No to tak. To nówka sztuka. Lekko używana.-Powiedział do niego, chcąc mu już na początku wytłumaczyć cenę za ten sprzęt, który był bardzo elegancki. Widać było, że wykonano go z pasją. Nie to co inne miecze świetlne.-Sześćdziesiąt tysięcy?-Powiedział, lecz takim niepewnym, lekko pytającym tonem. Po chwili zastanowienia tylko kiwnął głową i rzucił.-Tak, tak...sześćdziesiąt tysięcy.-Dodał po chwili. Wiedział, że trochę zawyżył cenę, ale Zandi musiał zwrócić uwagę na tą perfekcyjnie wykonaną rękojeść, która naprawdę zwracała na siebie uwagę. Cena adekwatna do jakości, podobnie jak w przypadku koreliańskiej, którą wypił na dole.

Moc - 2010-05-23 21:35:53

*Zandi spojrzałna Zina i od razu wiedział co mu chodzi po głowie, był zbyt wytrawnym graczem by nie wiedzieć, że inżynier kompletnie nie wie jak się w to bawić i próbuje ugrać jak najwięcej. Amator... ale dostarczył mu to, czego najbardziej pragnął, wiec trochę potargować się można* Trochę za dużo, nawet jak na miecz świetlny panie...? *Odczekał chwilkę, by Zin się przedstawił, po czym kontynuował* Przechowywanie czegoś takiego to duże ryzyko, mimo iż jestem pasjonatem wszelkich broni, a jedynie miecza świetlnego mi brakuje w kolekcji. A więc prosze uczciwie się zastanowić nad ceną... *Cóż, lepiej niech Zin to przemyśli, bo on jest sam i Zandi nie musi się z nim targować majac już swoją zdobycz w ręku*

Zindarad - 2010-05-23 21:45:30

Jeśli chodzi o targowanie, Zin nigdy nie był w tym najlepszy. Specjalizował się w konstruowaniu, a nie handlu (pomimo tego, że własną kantynę miał). Kobdar zastanowił się tak jak mu kazano. Nie podobało mu się to, że Zandi się targował. Skoro potrzebuje tej broni to niech za nią płaci, ale inżynier nie chce mieć kłopotów, bo bronić się za bardzo nie potrafi. Skrzywił usta, pomyślał jeszcze trochę i rzucił w efekcie.
-Trzydzieści kafli i ani kredyta mniej.-Powiedział stanowczo, jakby chciał zaznaczyć, że jest mocnym i silnym graczem. Wiedział, że mógł go zostawić z niczym, ale Zinowi wydawało się, że Zandi jest w porządku i takiego świństwa mu nie zrobi. No chyba, że umie dobrze grać i tak naprawdę jest kawałem konkretnego chuja.

Moc - 2010-05-23 21:50:35

*Z pewnością był kawałem konkretnego chuja, w końcu prowadził interesu tutaj a nie na Coruscant, ale czasami bywałteż uczciwy, gdy ktos jest z nim uczciwy* Od razu pan zmądrzał. Trzydzieści to dobra cena... a teraz zechce się pan czegoś napić? *Zandi deaktywował miecz i położył go obok siebie i gestem kazał kobiecie by podała im trunki. Najwyraźniej i ona była niewolnica, jedną z wielu tutaj. I z pewnościa kosztowała dużo więcej niż miecz świetlny...* Mam wiele różnych trunków najlepszej jakości i zawsze nimi przypieczętowuję umowę. Mam nadzieję ,ze pan mi nie odmówi szklaneczki dobrej brandy bądź whiskey? *Podtekst brzmiał - siadaj, pij i się ciesz, że dałem ci tyle za coś, co mi przyniosłeś bez obstawy*

Zindarad - 2010-05-23 21:58:53

Zin ucieszył się. Miał ochotę podskoczyć. Trzydzieści tysięcy ostatnio widział, kiedy to podliczał zyski z kantyny. Wyszczerzył zęby i na samą myśl o dobrym trunku zrobiło mu się dobrze. Nadal jednak uważał, że wziął nieco za mało za ten miecz, ale cieszył się. W końcu to trzydzieści tysięcy. Zatarł dłonie i rzucił.
-Speedera mam zewnątrz. W sumie...z przyjemnością.-Powiedział z lekkim uśmiechem na twarzy. W końcu to kulturalnie zwieńczenie umowy między nim a Zandim. Odprowadził wzrokiem niewolnicę. Była pewnie warta więcej od wszystkich sprzętów posiadanych przez niego. Po chwili powrócił wzrokiem do Zandiego, coby nie wyszło na to, że interesuje go ta kobieta. W sumie trudno było o tym nie myśleć. Kochaś się znalazł.

Moc - 2010-05-23 22:04:34

*Cóż, Zandi i to zauważył, był wytrawnym obserwatorem. Poczekał aż kobieta poda im na srebrnej tacy po szklaneczce whiskey i odeszła dalej a mężczyzna się rozluźnił, trzymając w ręku swoją porcję* Proszę usiąść... *Wskazał Zinowi krzesło przy biurku, które było wykonane z drewna, pięknie rzeźbione i bardzo wygodne. Wszystko tutaj było warte tyle co suma dziesięcioletniego wynagrodzenia Zina w WARze, czyli cholernie dużo* Zauważyłem, że interesuje się pan Airą... piękna, prawda? Moja chluba i radość... kupiłem ją pięć lat temu, gdy była szarą myszką nie wiedzącą co ma robić. A teraz? Najpiękniejsza kobieta na księżycu... *Pochwalił się Zandi bo lubił to robić, wprawiać w zakłopotanie swoich gości, to była gra, zawsze grał. Uwielbiał obserwować emocje ludzi, nie wiedzących co odpowiedzieć na to otwarte wyznanie* Zdrowie! *Podniósł szklaneczkę i zrobił łyk. Trunek był wyborny, bardzo stary i bardzo drogi*

Zindarad - 2010-05-23 22:12:24

Zin był bardzo zakłopotany. Nie wiedział co powiedzieć, sam też lubił się chwalić, ale przy nim nie miał czym. Nie miał ani bogactwa, ani nie był otoczony pięknymi kobietami, mógł jedynie opowiadać o tym jakie to maszyny zdążył zaprojektować, czyli dla Zandiego to nic wielkiego. Inżynier usiadł na wskazanym przez niego krześle. Rzeczywiście, bardzo wygodne było. Przez chwilę poczuł się jak jakiś dostojnik.
-Naprawdę piękna.-Rzucił zakłopotany, nadal nie mogąc wyjść z podziwu dla tego człowieka. Miał taką fortunę, Zin na pewno by nie wiedział co z nią robić. Chwycił za szklanicę i skinął głową.-Ach...no tak. Zdrowie.-Powiedział i upił łyk trunku. Zaiste wyborny był to trunek. Można było sobie tylko pomarzyć, że wypije tak drogi trunek, a tu niespodzianka. Właśnie go pił i był tym faktem bardzo usatysfakcjonowany. Uśmiechnął się lekko pod nosem, nadal nie dowierzając temu, co się przed chwilą stało. Sprzedał miecz swojej przyjaciółki. Myślał także nad sprzedaniem jej samej. Być może nawet Zandiemu. Skoro ceni sobie towar z wysokiej półki, ta dżedajka będzie wprost dla niego. Póki co nadal się zastanawiał.

Moc - 2010-05-23 22:19:05

*I Zandi to widział i się cieszył z tego powodu, ale nie było tego po nim widać, jedynie Aira to widziała, gdyż spędzała bardzo wiele czasu ze swoim panem. Znała go na wylot, bo zabierał ją wszędzie, była jego pupilkiem, maskotką, niemal człowiekiem. Niemal, bo mógł robić z nią co chciał, bo była jego, jak rzecz, tak jak teraz ten miecz świetlny* W dzisiejszych czasach trudno o dobrą niewolnice, prawda Aira? Wszystkie takie buntownicze i niepokorne... potem kończą pod którymś z katów, który musi je złamać. Ale wtedy nie ma z nich przyjemności... bo najlepsza niewolnica jest taka, która chce służyć. Zmuszona i złamana to nie to samo... dlatego moje są najlepsze... podejdź tutaj... *Kobieta posłusznie podeszła a gdy kazał jej spocząć to usiadła obok niego... a potem położyła mu się na kolanach i patrzyła z uwielbieniem na jego twarz. Bez wątpienia wiedział jak zapewnić sobie bezwzględną lojalność. W ramach pieszczoty pogładził ja po głowie a ta zamruczała zadowolona, co wprawiło w jeszcze lepszy nastrój Zandiego* Widzi pan, trzeba umieć postępować z kobietami... wtedy skoczą w ogień za tobą... tak, skoczysz za mną w ogień, prawda? *Aira tylko kiwnęła głową i wtuliła się w swego pana, szukając bezpieczeństwa i stałości*

Zindarad - 2010-05-23 22:25:38

No właśnie. Trzeba umieć postępować z kobietami, a to kolejna rzecz, z którą Kobdar sobie nie radził. Jego żona bardziej jego traktowała jak rzecz, którą można miotać na wszystkie strony, a on się po prostu dawał. Pomińmy fakt, że inżynier to akceptował i nie miał zamiaru zmieniać układu, który mu pasował. Mógł zniknąć na kilka tygodni, przeżyć kłótnię, a potem znowu gdzieś zniknąć. Ciekawe co by się stało, gdyby jej zabrakło? Na pewno nie byłoby za ciekawie. W każdym razie Zin tylko przytaknął mu głową, nie miał zamiaru się odzywać, a kiedy wspomniał coś o dobrej niewolnicy, uznał, że to czas na zaczęcie kolejnej rozmowy o interesach. Inżynier odchrząknął i rzucił
-No i widzi pan. Mam dla pana kolejną ofertę. Mógłbym panu sprzedać kobietę...jeszcze nigdy nie była niewolnicą, ale...moje ogólny stan na koncie każe mi handlować żywym towarem.-No tak. Sytuacja finansowa Zina nie była za ciekawa. Jeszcze nie wiedział o tym co stało się na Mandalore, a kiedy się dowie...to na pewno będzie zły.

Moc - 2010-05-23 22:31:06

*Zandi spojrzał na Zina z nowym zainteresowaniem i w głowie zaczął analizować. Kobieta, nigdy nie będąca niewolnicą... spojrzał na rękojeść miecza świetlnego, która przejawiała oznaki kobiecości. Mężczyźni stawiają na bardziej praktyczne rozwiązania, potem na urodę broni, w przeciwieństwie do kobiety. Szybko te fakty skojarzył ze sobą i uśmiechnął się dziwnie* Zgaduję ,ze jest to właścicielka tego miecza? Zaskakuje mnie pan... Jedi są dosyć problematyczni, mają silną wolę i tą całą Moc... ale jakże byłby to cenny nabytek, prawda Aira?*Zapytał się kobiety a ta cicho przytaknęła, zadowolona z miejsca, które zajmowała* Ile? *Zapytał w końcu inżyniera. Z Jedi można sobie poradzić, wystarczy naszprycować taką osobę narkotykami a potem tak długo utrzymywać ją na głodzie, że zniszczy się ta jej silna wola a potem już łato jest ją na nowo ukształtować. Może nawet stworzyć z niej zabójczynię? To było godne rozważania... gdyby nie Imperium... ale i to się załatwi*

Zindarad - 2010-05-23 22:37:50

Zin znowu zaczął analizować. Virina. Ładna, zgrabna, powabna, do tego łatwo dająca się bajerować. No cóż. Taki towar kosztuje. Zin przeliczał, a że matematykiem był dobrym to szybko ze swoich rachunków określił cenę tej Jedi.
-No tak, zgadza się. To Jedi, ale inna niż wszystkie. Łatwowierna, naiwna...łatwo daje się ją bajerować, a jak pan ją czymś nafaszeruje to już w ogóle.-Powiedział mu z lekkim uśmiechem na twarzy. Wszystkie te cechy były adekwatne do Viriny.-Do tego ładna i zgrabna, jest za co złapać.-Stwierdził Zin i zaśmiał się lekko ze swojego żartu. Po chwili jednak wrócił do interesów. Upił łyk trunku i walnął.-To są bardzo drogie rzeczy, dlatego...pięćdziesiąt tysięcy.-Rzucił od razu, po dłuższym zastanowieniu i rachunkom, które ułożył sobie w głowie. Uważał, że to dobra cena.

Moc - 2010-05-23 22:44:57

*Więc jego przewidywania się sprawdziły, to dobrze, lubił mieć rację. Fakt, Jedi mogła być problematyczna, jeszcze sprawa z Imperium, ale jeśli już dojdzie co do czego, to Zandi już ją odda w łapy Imperatora i niech go zostawi w spokoju. Ale czy tak to się da? Nie ma zabawy bez ryzyka* Pięćdziesiąt to sporo pieniędzy... to w sumie nasza umowa opiewałaby na osiemdziesiąt tysięcy... *Zandi się zastanawiał, czy to mu się kalkuluje, czy nie sprawi za dużych kłopotów i tak dalej. Ale nie zamierzał się z nią cackać* Ujmę to tak... teraz dostanie pan trzydzieści tysięcy za miecz i dwadzieścia w ramach zaliczki za tą Jedi. Przyprowadzi ją pan do mnie, całą, zdrową... może być naćpana, upita, nie obchodzi mnie to, ma być tylko zdrowa i niebita. Potem porozmawiamy o reszcie wynagrodzenia... ale jeśli jej pan nie dostarczy a weźmie pan zaliczkę, to wie pan jak to się skończy? *Jego goryle zajmą się Zinusiem i przerobią go na konserwy, powoli i boleśnie. Niezbyt chwalebna śmierć i bardzo ale to bardzo męcząca* Opcja druga, bez zaliczki pan ja tu sprowadza na tych samych warunkach i po obejrzeniu towaru to wtedy się dogadamy... *Nie powiedział jasno nie, wiec jest nadzieja na te 50 000 ale tez nie powiedział jasno tak*

Zindarad - 2010-05-23 22:51:11

Zin cały czas igra z Imperium. W końcu latał imperialną Kappą, zna dżedajkę, zna kilku klonów oraz mandalorianina. Wie gdzie jest ich baza. Zin ryzykuje odkąd się urodził, więc dla niego to nic nowego. Wiedział doskonale jak może się skończyć jego przygoda, jeśli nie przyprowadzi Viriny, ale inżynier z niego uczciwy, toteż postanowił wyjść z tego tak.
-Wie pan co? Pójdziemy według opcji numer dwa. Ja mogę panu ją szybko podrzucić, nie wiem...za pół godziny? Wtedy wszystko uzgodnimy, o.-Powiedział i upił kolejny łyk trunku. Pozostawał jedynie jeden problem. Transport. Zin nie posiadał innego pojazdu niż swój speeder, toteż chyba jedynym odpowiednim rozwiązaniem będzie zakomunikowanie Fumborowi, że Zin pożyczy jego śmigacza na czas przewiezienia dżedajki tu. Dokładnie tak zrobi Zin.

Moc - 2010-05-23 22:57:39

*Ale jak się ma biznes na skalę galaktyczną, dodajmy do tego legalny inaczej, to się patrzy na takie sprawy z innej perspektywy, nieco szerszej* Dobrze... będę oczekiwał pana powrotu. Aira, podaj panu zapłatę... i dorzuć coś na zachętę. *Kobieta posłusznie wstała, nie ociągając się. Podeszła do jakieś szafki i wyjęła z niej karty o najwyższych nominałach, spakowała do specjalnej saszetki i podeszła do Zina. A ten miłośnik kobiet z pewnością nie oderwie od niej wzroku, bardzo atrakcyjna, bardzo kobieca o idealnej figurze, do tego długie złociste włosy i szafirowe urzekające oczy. Podała Zinowi zapłatę za miecza a potem delikatnie go pocałowała na zachętę. Trwało to sekundy, ale to było istne mistrzostwo, tak zagrane na nerwach i pragnieniach mężczyzny, ze ten zrobi wszystko, by jeszcze raz tego spróbować* Czekamy z niecierpliwością na pana... *Szepnęła jeszcze cicho głosem, który mógł poruszyć nawet trupa, po czym wróciła do swego pana ana dawna pozycję* Może pan ruszać... i przy okazji, bo chyba nie dosłyszałem, albo pan... jak się pan nazywa?

Zindarad - 2010-05-23 23:05:22

Urzekła go bardziej, niźli mogła to sobie wyobrazić. Ciepło mu się w środku zrobiło, gdy tylko poczuł jej usta. Szkoda, że było to tylko kilka sekund, ale to było wystarczające, by Zin szybko tu wrócił z towarem, który miał zamiar sprzedać. Po odebraniu zapłaty i pocałunku od pięknej kobiety, od której wzroku nie chciał oderwać, Kobdar wstał i skinął głową.
-Ano tak. Zindarad Kobdar.-Powiedział do niego i uśmiechnął się lekko po tym wszystkim wyszedł z gabinetu z uśmiechem spojrzał na goryla i szybko sięgnął po swój komunikator. Przejechał pół listy swoich kontaktów, by znaleźć to zbawienne imię. Fumbor. Nacisnął przycisk, który inicjował połączenie i wyczekiwał niecierpliwie odebrania przez niego komunikatora.-Szybciej, kurwa szybciej Fumbor.-Mruczał pod nosem i zszedł po schodach na dół, by po chwili minąć ladę, zerknąć na tancerki i opuścić lokal. Stanął przy swoim speederze, coby schować pieniądze do sakwy i porozmawiać z Fumborem, na spokojnie, lecz tak to chyba się nie da.

Moc - 2010-05-23 23:08:58

*Cóż, Zinuś pewnie wróci po więcej, ale nic ponad pocałunek nie dostanie, reszta zarezerwowana była tylko dla szefa i niech kogoś Moc broni przed dotykaniem Airy, wtedy to trup na miejscu.
Połączenie z Fumborem zostało w końcu zrealizowane. Nie był to przekaz holo, ale i tak Zinuś mógł się domyślić, że rodianin był zajęty czymś* Tak, tak, ja mieć narkotyk i mieć goryla jakby co. Ty się pośpieszyć, my ją ogłuszyć i sprzedać. Dzielić się po połowa? *Rodianin nie miał pojęcia jakiej ceny zażądał Kodbar, więc da radę go wyrolować. Teraz czekali tylko na inżyniera w hangarze a trzeba się śpieszyć*

Zindarad - 2010-05-23 23:13:09

-To gitara bracie. Rozerwij kable w drzwiach i powinny się otworzyć. Naszpikuj ją tam, a ja za dziesięć minut będę.-Powiedział do niego. Nie wspomniał nic dzieleniu się. Do tego dojdzie później, a Zin pewnie go wyroluje. Po połowie. Co on sobie myśli? Kobdar odwalił mokrą robotę. Naraził swoje życie na niebezpieczeństwo, a ten tylko dragi załatwił. Nie, nie, nie. Tak być nie może. Zin zakończył rozmowę, schował komunikator do kieszeni i schował szybko pieniądze. Założył kask, włożył kluczyk i odpalił speeder. Po chwili odjechał w znajomym mu kierunku, czyli hangarze, w którym czekało na niego jego pięćdziesiąt tysięcy kredytów.

Zindarad - 2010-05-23 23:43:14

Tak jak mówił Zin. Pół godziny i będzie z powrotem. Przed lokalem zatrzymał się średnich rozmiarów śmigacz, który nie był bardzo atrakcyjny, ale widać było, że był dość szybki. Wylądował już bardziej spokojnie, niźli ruszył. Otworzył drzwi i wyszedł na zewnątrz. Nie będzie przecież wyciągał Viriny, przecież jeszcze ktoś pomyśli, że sprzedaje tą biedną, zaćpaną kobietę (przecież właśnie to robi!). Zin czekał. Może ktoś będzie na niego czekał. Może nawet nie zapłaci za wstęp? No...to by było idealne. Zin ucieszył się z napływających kredytów do jego kieszeni, które najprawdopodobniej go nawiedzą w najbliższym czasie. Zarobek w taki łatwy sposób go zadowalał, jednak jego ojciec na pewno by tego nie pochwalił. No i właśnie. Zina ruszyło sumienie, ale stłumił je w zarodku. Nie miał zamiaru bawić się w jakieś bzdety. Ważne były kredyty.

Moc - 2010-05-23 23:45:23

*Przed lokalem na Zia czekała już dwójka ludzi, goryli Zandiego. Mieli za zadanie przejąć Jedi i zanieść ją razem z inżynierem do odosobnionego miejsca. Tak więc wynieśli ją z aerowozu, jak tylko przybyli i ruszyli gdzieś w ciemną uliczkę, potem przez drzwi i do podziemi. Tam, w nieco grobowej atmosferze stał już ich szef ze swoją ukochaną niewolnicą. Oboje wyglądali na zrelaksowanych. Widząc Virinę i Zina, Zandi uśmiechnął się i zapalił bardzo drogie cygaro* To ona jak mniemam panie Kodbar? Całkiem niezła sztuka... Rozebrać ją! *Mężczyzna chciał, by Zin był przy tym, tak dla perwersyjnej radości, by widział jak zajmują się jego niedawną przyjaciółką, którą sprzedał za kupę kasy na los niewolnicy, przedmiotu. Ochroniarze szybko zdarli z niej ubranie, zostawiając ją w samej bieliźnie a Zandi zajął się za oglądanie jej i ocenianie jej potencjału* Jak myślisz kochanie, nada się na drogą dziwkę czy może jednak zrobić z niej zabójczynię? *Aira spojrzała ze znudzeniem na Virinę, jakby robiła to już dziesiątki razy, a w jej oczach przebrzmiewały echa dawnego współczucia* Zobaczymy, gdy się ocknie...

Zindarad - 2010-05-23 23:51:03

Zina bardzo obchodził los Viriny. Nikomu nie życzyłby takiego losu, ale chyba tak już musiało być. Patrzył na Zandiego, myślał, że spodobała mu się kobieta, którą mu sprowadził. Musiał się trochę nabiegać, by ja tutaj przywieźć.
-Tak. To ona. Mówiłem, że ładna.-Powiedział do niego i sam miał ochotę zapalić, jednak uświadomił sobie, że papierosy został w lewej sakwie speedera, w tej samej, w której trzymał pieniądze. Oby Fumbor się nie zorientował gdzie one są schowane. Poza tym z niego jest dobry przyjaciel i takiego świństwa na pewno nie zrobiłby Zinowi. Inżynier podrapał się po głowie. Polizał usta i uśmiechnął się lekko do Airę. Nie chciał, by Virina skończyła jako dziwka, ale wzrok Zinowi przyćmiły kredyty. Czysty zysk, bez podatku...do ręki...istne...szaleństwo.

Moc - 2010-05-23 23:58:25

*Zandi popatrzył na Zina, uśmiechając się dziwnie. Wygładził swój garnitur i podszedł do jakieś półki, z której wyjął coś na kształt obroży oraz opaski na głowę, wszystko przeplatane elektroniką* Najlepsza broń przeciwko Jedi... obroża posłuszeństwa i obroża neuronowa. Już nie ucieknie... jak tylko nauczy się nowych zasad to będzie mogła sobie pozwolić na większą wolność... załóżcie jej to! *Podał urządzenia jakiemuś gadowi, który właśnie pojawił się w sali. Był to przedstawiciel rasy falleen, który potrafił niewolić kobiety za pomocą swoich feromonów, więc świetnie nadawał się do tej roli. Nałożył to wszystko biednej nieprzytomnej Virinie a potem na dokładkę jeszcze kajdany na ręce i kostki. I tak skrępowaną Jedi po chwili wyniesiono z piwnicy. Targ dobiegł końca i pozostał tam tylko Zandi, Aira i Zin* Cóż, to wszystko panie Kodbar... interesy z panem to przyjemność. Teraz zatroszczy się o pana moja kochana. *Gestem zachęcił kobietę, a ta wyjęła z małej torebki kolejną saszetkę z kredytami, aż okrągłe 50 tysięcy. Podeszła do niego podobnie jak przedtem, uśmiechając się przy tym prowokująco a jej oczy wręcz wwiercały się w Zina, unieruchamiając go na moment. Podała mu saszetkę a na koniec położyła swe dłonie na jego policzkach. Były bardzo delikatnie, niemal kruche, ale zdradzały też oznaki pewnej siły. Nie wyglądała na taką niewinną jak przedtem. Pocałowała Zina teraz o wiele dłużej i namiętniej, sprawiając, że mu się ziemia pod nogami osunie... mistrzyni uwodzenia. Tego długo Kodbar nie zapomni. A na koniec wyszeptała mu do ucha* Jesteś niegrzecznym chłopcem... wydaj mądrze te pieniądze, a jeśli będziesz chciał niewolnicy to Zandi znajdzie coś dla ciebie... *Musnęła jeszcze ustami jego policzek po czym wycofała się całkiem i podeszła posłusznie do swego pana i położyła swoją głowę na jego ramieniu, a on ją pogładził delikatnie po włosach w dowód uznania* Może pan odejść panie Zindarad, jesteśmy kwita... ale zapraszam ponownie do prowadzenia interesów... *I po chwili ta niezwykła dwójka opuściła piwnice lokalu zostawiając Zina samego.. z małą fortuną*

Zindarad - 2010-05-24 00:05:19

Rzeczywiście. Tego pocałunku Zin nigdy nie zapomni. Tego niewątpliwego komplementu również. Kobdar uśmiechnął się lekko i odpowiedział Zandiemu.
-Cała przyjemność po mojej stronie.-Powiedział. Papa mu się uśmiechnęła od ucha do ucha, a gdy dwójka wyszła Zin zgiął rękę i wydał z siebie okrzyk radości. Teraz wystarczyło uregulować sprawy z Fumborem i zabrakiem, a wtedy Zin będzie mógł się w pełni cieszyć swoją fortuną. Temena na pewno się ucieszy. Kobdar opuścił piwnice zadowolony, nucąc pod nosem swoją ulubioną piosenkę. Po chwili wsiadł do śmigacza. Położył kasę na fotelu obok siebie i odpalił maszynę. Wzniósł ją w powietrze i następnie odleciał w kierunku hangaru, coby już formalności stało się zadość.

Aru - 2010-05-24 18:04:33

*I tak oto próg "Cielesnych rozkoszy" przekroczyć mu dane było. Choć dziwnie się czuł bez swej broni.. w szczególności bez swych ostrzy, blaster i tak był w sumie ino na pokaz, nie była to broń pierwszej świeżości i zawsze się obawiał, że w końcu go pozbawi dłoni niźli ubije czy unieszkodliwi przeciwnika... nic, to. Brak broni szybko został zastąpiony przez nadmiar odkrytego ciała i to nie byle jakiego. Aż szkoda, że zabrakowie mają tylko dwoje oczu. W tym miejscu przydały by mu się patrzałki w okół głowy porozstawiane.Co tu robić, co tu robić? Gdzie wzrok kierować? Gdzie iść? Światła neonów i lamp odbijały się w jego złotych oczach gdy kierował swe nogi instynktownie w stronę baru. Jak nie wiesz gdzie iść w danym lokalu, zapytaj barmana.. on doradzi i wspomoże strudzonego wędrowca. Aru nie miał większej ochoty pytać tutejszych gości o różne pierdółki. Z tego co czuł to towarzystwo tu bardzo wrażliwe jest i delikatne.. tiaa nie ma to jak bez mrugnięcia okiem kogoś rozkazać zabić przed swoimi oczyma, ale napinać się jak bantha z zatwardzeniem gdy "pospólstwo" raczy się odezwać. Eh.. * Panie barman! *Rozległo się w końcu gdy zabrak do baru dotarł, na zydlu zasiadając.* Aldeerańskiego szklaneczkę poproszę... *Rzucił zaraz w stronę barmana by, już po dostaniu trunku, podpytać go nieco o szczegóły* Możesz mi, pan, poradzić w które rejony lokalu się zapuszczać bez strachu o to, że jakiejś grubiej rybie nadepnę na odcisk? Jakie też kobitki proponujecie, no i co też tutaj można dostać w materii... używek troszkę innych niż alkohol. Najlepiej coś do palenia...

Moc - 2010-05-24 18:18:55

*Lokal już od pierwszych chwil przytłaczał swym ogromem nowych gości, którzy przyszli tutaj nie wiedząc czego się spodziewać, a to co widzieli swoimi oczami to pewnie przerastało ich wszelkie wyobrażenia. Wszędzie goście oraz roznegliżowane kobiety tańczące bardzo wyzywająco i prowokująco, ale nie można ich dotykać bez ich zgody. A to zazwyczaj wymaga dodatkowych opłat... to drogi lokal i nie dla byle szumowin. Takie osoby były bardzo szybko usuwane z sali.
Przy ladzie stał akurat jakiś zabrak, więc pewnie Aru się z tego powodu ucieszy, w końcu to przedstawiciel tej samej rasy. Barman spojrzał na gościa i uśmiechnął się uprzejmie* Już się robi szefie... *Jego ręce poruszały się bardzo szybko. Nie wiadomo nawet kiedy w jego ręce pojawiła się butelką, z którą wyczyniał wiele ciekawych akrobacji, nim napełnił szklankę i postawił ją przed zabrakiem* Proszę... gdzie można bez strachu się zapuszczać? Parter... główny krąg jest ogólny, niższe wymagają zarezerwowania boksu, nie licząc wielkiego parkietu, ale tam się dostać jest bardzo trudno. Stąd w sumie też świetnie widać... ale nie radze wchodzić na pietra, tam głównie rezydują bossowie. Poradził mu spokojnie, zajmując się na chwilę innym klientem. Po prostu urwanie głowy, ludzi i innych obcych było tu na prawdę wielu, a przeważali ludzie oraz twi'lekowie. Oni to byli bardzo charakterystyczni* Z kobitek proponuję zeltronki, są na prawdę gorące, ale bardzo oblegane. A z używek to niestety, tylko alkohol... szefostwo nie życzy sobie ćpunów... *Barman westchnął, bo sam by sobie coś zapalił, ale niestety, odgórne rozkazy i nic z tym zrobić nie można*

Aru - 2010-05-24 18:39:17

Mhm... rozumiem. *mruknął upijając łyk trunku. O cenę nawet nie pytał. Nie chciał sobie psuć doskonałego smaku jaki dawał chłodny płyn spływający z jego ust do gardła. A co do zabraka.. to i przyznać trzeba, w oczy mu się rzucił bo wielu tu takowych nie widział, no nie licząc samych tancerek. Ale, żeby jakoś się szczególnie z tego faktu ucieszyć? Bez przesady. I tak nigdy nie miał okazji żyć wśród "swego" ludu i jakoś nie miał aspiracji by te zaległości nadrobić.* Czyli nawet ziela się nie zapali? No trudno, przynajmniej nikt mnie tu w amoku narkotykowym nie napadnie. *skwitował krótko, palcem wskazującym lewej dłoni dźgając się o rożek z czoła wyrastający. No, ale dosyć dumania, trza się zabrać do roboty. Dlatego też szklanicę szybko opróżnił wzdychając z zadowoleniem i jeszcze pytając.* Ile płacę? No i pozwolę sobie jeszcze zapytać gdzie mniej więcej mogę spotkać kobietki ogoniaste... *no co? Aru lubił gdy nad całkiem fajnym tyłeczkiem znajdował się ogonek. Można je było bardzo twórczo wykorzystać!* .... no i boks da się wynająć na teraz czy niestety nic z tego? *Jeśli nic z tego, cóż. Nie będzie płakać. Najwidoczniej nieco wcześniej się zorientuje czy nie jest potrzebny komuś pracownik na czas nieokreślony. Ale to dopiero po zabawie, tak tak..*

Moc - 2010-05-24 18:48:58

*No nikt go tutaj nie napadnie, nie ma na to szans. Dbano tutaj o bezpieczeństwo, bo zainwestowano na prawdę grube pieniądze w ten lokal, co jest paradoksem zważywszy na lokalizację budynku - środek Czarnego Rynku. Ale też nie powinno to specjalnie dziwić, w końcu na Czarny Rynek przybywają szychy świata przestępczego, by dobijać targów.* Trzydzieści dwa kredyty... *Barman uśmiechnął się lekko. Wszystko tu było droższe, bo też trunki najlepszej jakości były. Normalnie za tą cenę można kupić tanią podróbkę w sklepie, ale to nie to samo. Ba, nawet nie jest zbliżone w smaku do oryginału* Ogniste kobitki, hę? Zaraz spojrzę... *Przy barze był zamontowany mały ekranik pokazujący aktualny stan sali. I akurat zwolnił się jeden boks. Miał Aru szczęście* Fart, jest jeden boks wolny. A więc zeltronka, tak? *Z barmanem załatwiało się "formalności" a potem udawało się do wyznaczonego miejsca i się czekało. A tak gwoli ścisłości, to zeltronki nie mają ogonów, z wyglądu przypominają ludzi, maja tylko inne odcienie skóry, od czerwonego do czarnego. No i jak falleeni wydzielały hormony, które znacznie zwiększały doznania. No i uwielbiały się bawić, im bardziej dziko tym lepiej* Ale wynajem boksu kosztuję dwieście kredytów od godziny, z wliczeniem tancerki. Napiwki dla niej to nie nasza sprawa... bierze pan? *Lokal na prawdę był drogi, ale Aru na pewno nie pożałuje tych pieniędzy*

Aru - 2010-05-24 19:05:23

*Że zeltronki ogonów nie mają to wiedział.. no chyba, żeby się trafiła jakaś ekstrawagancka która sobie sprawiła taki element cybernetyczny. Ale jak wiadomo, dodatkowe kończyny niezbyt sprawnie funkcjonowały, to nie to samo co zastąpić coś co się straciło. Ale mniejsza z tym, ważne, że oczy Aru wręcz zabłysnęły złotym blaskiem gdy dobra nowina uszu jego doszła.Nie było co się zastanawiać, oczywiście, że zeltronka! Szczególnie, że miał szansę pobyć w samotności z takową... można było poluzować, a na scenę nie chciał wtargnąć z zamiarem dopadnięcia kobity na środku sceny, to i tym bardziej go uradowały wieści.* No pewnie, że zeltronka i boksik z góry na dwie godzinki płacę! *entuzjazm wręcz promieniował od tego typka który właśnie wykładał dla barmana 500 kredytów, 400 na bosk, 32 za szklaneczkę. Reszta miała się włączyć w zapłatę za buteleczkę aldeerańskiego winka.* To proszę aldeerańskiego co by mieć co z panią pić i oczywiście samą panią też poproszę... *aż swe dłonie zatarł z zadowolenia sprawiając, że linie jednej dłoni z drugą się "przemieszały" na skutek złudzenia optycznego. Oj ktoś pijany patrząc na niego w ruchu mógł szybko bełtnąć od takich zawirowań.* Ile dopłacić? *Był gotów do płacenia, jak na razie z tych 10 tysiaków jakie przeznaczał na rozrywkę, wiele nie stracił. Choć musi uważać bo w końcu zostanie i bez zapasowych 5 tysięcy.. choć i tak po tym robotę trzeba będzie znaleźć, eh... ciężkie życie hulaki. Lub osoby, która ucieka od własnych niezbyt miłych przemyśleń do szklaneczki i między nogi chętnej kobiety prawie że obojętnie jakiego gatunku.*

Moc - 2010-05-24 19:27:05

No to zamawiamy... *Powiedział barman i "zaklepał" to miejsce dla Aru, który teraz mógł się udać w stronę boksu i tam poczekać na kobietę, ale barman jeszcze mu chciał doradzić coś* Nie dotykaj jej bez pozwolenia, taka rada. Nie lubią, jak ich byle kto obłapuje. Wtedy są na prawdę wredne... *Jednemu facetowi wbiły kiedyś dwie tancerki szpilki z butów w uda a potem stopami podeptały go po jadrach. Biedak przez miesiąc nic nie mógł robić i się tutaj już nie pojawił* Jak się zgodzi to nie widzę problemu. Ale to też nie jest burdel... od tego jest sąsiedztwo... *Cóż, napaleni faceci często musieli sobie ulżyć, więc burdel w sąsiedztwie był bardzo opłacalnym przedsięwzięciem. Barman jeszcze sięgnął po butelkę i dwa kieliszki, zgodnie z życzeniem klienta* To będzie jeszcze dopłata ekstra 70 kredytów. Wszystko drogie... *Dodał usprawiedliwiającym tonem*

Aru - 2010-05-24 19:38:15

Wbrew pozorom jestem jegomość kulturalny,,, i szacunek dla pań być musi. Każdej kobiecie się on należy... Jednak bardzo dziękuję za rady. *Lekko nawet raczył się pokłonić przed barmanem, co mogło być dziwnym gestem w tego typu miejscu. Ale kredyt w ręce jego trafił. Jednak nie 70 kredytów, a 80. Może i żałośnie mało jak na tutejsze napiwki, ale choć odrobinkę się odwdzięczyć chciał skoro natrafił na tak miłego barmana. Choć brał pod uwagę to, że jest już dawno rypany w poślady ile sił i ceny już zawyżone zostały wcześniej. Tak to bywa w tej galaktyce. Jego wyborem było odcięcie się od Mocy i od korzyści z tego płynących. Nawet pokusa by sprawdzić czy mężczyzna kłamie, się pojawiła i została szybko zatopione resztką trunku chwilę temu. W końcu z butelką w dłoni i z dwoma kieliszkami udał się w stronę prywatnego bosku by tam nieco się rozgościć i rozejrzeć w wystroju. Butelkę już otwartą na stoliku najbliższym postawił, jak i dwa- na razie puste- kieliszki, a sam wygodnie rozpostarł się na fotelu czy co tam było w prywatnym boksie osadzone. Znając tego typu lokale, najprawdopodobniej za "kanapę" robiły wielgaśne i niesamowicie wygodne poduchy... a przynajmniej takie coś pamiętał z okresu gdy był na Tatooine i miał okazję odwiedzić pałac Jabby.*

Moc - 2010-05-24 19:56:52

*No barman się pozegnałi zabrał się za innych klientów, a tych było sporo. A gdy zabrak dotarł do boksu to przeszedł przez czerwoną zasłonę zapewniającą troche prywatności. Drzwi nie było, ale samo wnętrze bardzo wygodne i przytulne, choć nie było duze. Po środku znajdował się niski stolik z centralnie umieszczoną rurą do tańca, taki snandardzik. Blat był szeroki na jakieś dwa metry, więc nie aż taki duży. A wokół niego bardzo wygodna sofa, na któej można się wygodnie rozłorzyć, oglądajac spektakl. Nie był to pałac Jabby... to było cos lepszego. Czas mijał na spokojnym oczekiwaniu aż w końcu przez zasłonę weszła wysoka,szczupła kobieta w zwiewnej sukience. Uśmiechneła się lekko do zabraka, podchodząc do niego. Miała ciemnoczerwoną skórę i długie, czarne włosy. No i oczywiście rozsiewała wokół siebie zapach feromonów, pobudzajacy zmysły i rozpalający. A do tego jeszcze bardzo atrakcyjna figura i wcale nie brzydka twarz. Włąściwie to wręcz przeciwnie, miała ponętne usta, którymi kusiła od razu* W czym mogę służyć? *Zapytała cicho szepcząc mu do ucha, gdy się pochyliła nad Aru*

Aru - 2010-05-24 20:13:45

*Nim kobieta zjawić się zdołała zabrak postanowił pozbyć się swej kamizelki z brązowej skóry już nie pierwszej jakości... nie żeby była brudna, nie. Jednak dosyć mocno poharatana, a szczególnie metalowe płytki(czy aby z metalu? Możliwe, że z czegoś mocniejszego) dosyć sporo rys posiadające oraz conajmniej jedną "łatę" jak by została przestrzelona lub przebita. Mniejsza. Ważne, że kamizelka została pizgnięta gdzieś na podłogę, a zabrak został tylko w białej tunice bez rękawów, z cienkiego materiału i w reszcie garderoby. Długo się nie naczekał... i dobrze zważywszy na to ile tutaj wszystko kosztowało. Choć o dziwo o funduszach nie było mu teraz w głowie myśleć. Cała uwaga złocistych oczu i wszystkich zmysłów "dzikusa" skierowana była na czerwonoskórej kobiecie która pochyliła się nad nim omiatając go zapachem swego ciała oraz jego widokiem. Dłoń prawa drgnęła wyraźnie jak by chcąc się poderwać i pogładzić delikatnie szyję istoty powstrzymując się jednak w połowie drogi. Zabrak musiał się liczyć z niechęcią kobiety do jakiegokolwiek kontaktu fizycznego z kimś o jego wyglądzie. Brzydki to on nie był, wysoki, atletycznie zbudowany, ale ubiór miał nie za bogaty, a i tatuaże mimo, że dziełem sztuki były to nie nastrajały do jego osoby pozytywnie...* Swym towarzystwem, piękna pani... swoją obecnością oraz prezentacją tego co potrafisz najlepiej. Lubię gdy kobieta robi co zechce, tak jest najlepiej dla obu stron. * Mruknął chrypliwie, sucho, do zeltronki uśmiech ku niej posyłając i odsłaniając przy tym biel zębów tak odznaczających się w burzy czarnych włosów pełnych koralików i warkoczy, oraz czarnego tuszu rysunków na skórze się znajdujących*

Moc - 2010-05-24 20:40:34

*Kobieta uśmiechnęła się do niego i kątem oka spojrzała na rękę zabraka, który na szczęście się powstrzymał, co niewątpliwie podziałało na jego korzyść. Bo jakby próbował ją obmacywać to by nici były z występu, a tak odwróciła się do niego tyłem i powoli i zgrabnie weszła na stół. PRzez chwilę mógł podziwiać jej zgrabną i umięśnioną nogę w rozcięciu jej sukni. W istocie była bardzo wysportowana, ale bez przesady. O tym dopiero się Aru dowie. Po chwili popłynęła muzyka odpowiednia do nastroju, na początku powolna, zmysłowa, w sam raz na małą rozgrzewkę. Zeltronka zaczęła powoli chodzić wokół rury, dotykając jej pieknymi i zgrabnymi rękoma, ocierajac się o nią ciałem i w miarę szybszych rytmów robiła to bardziej zdecydowanie i zmysłowo, wysyłając w kierunku zabraka nowe fale feromonów*

Aru - 2010-05-24 20:51:10

*Nic nie mówił. Jedynie oczu swych nie odrywając od ruchów jej ciała, dłońmi machinalnie pomanewrował napełniając oba naczynia trunkiem. Jedno z nich w ręce swej pozostawiając i ulewając między wargi odrobinę chłodnego i ożeźwiającego napoju. Była wyjątkowo miła atmosfera, tak inna od zgrzytania niezbyt pięknego frachtowca w którym spędził ostatnie dni. Eh, dobrze, że choć tam prysznic mieli. Miła odmiana... miękka sofa, dobry trunek, piękna kobieta o ciele sprawnym i woni samej w sobie będącej lepszym narkotykiem niż jakiekolwiek prochy czy ziele. Taak, teraz rozumiał czemu tutaj używki mocniejsze były zakazane, łącznie z wcale nie takim mocnym zielem. Na cholerę komu to było skoro wystarczyła uczta dla zmysłów w postaci zeltrońskiej pani wijącej się przy rurze na środku małej sceny. Trzeba było umieć dobrze się poruszać na tak małej przestrzeni. Zwinna kobietka to była. Bardzo dobrze skupiająca na sobie całą uwagę klienta który brodę swą wsparł na lewej dłoni, wodząc za nią tylko swymi oczyma o barwie płynnego złota.*

Gen. Qymaen - 2010-05-25 13:29:54

Haris:

*W sali numer V, czy tam dystrykcie, job ich mać na te nazwy pojawił się kolejny klient, który to już któryś z kolei zarówno lokal jak i dystrykt odwiedzał, w poszukiwaniu tego, czym oczy cieszyć by mógł, a że wszędzie zaczynał od kieliszeczka, był już podochocony dść mocno, tak wiec tu – po czterech co najmniej jego gadzie oczy i pionowych, za szerokich zdecydowanie jak na to oświetlenie źrenicach zwracały uwagę, tym bardziej ze nalezały do rasy która rzadko pojawiała siew  galaktyce. Kaleeshianin około 180cm wzrostu, ubrany a’la wyższe sfery zmaterializował się nagle w bezpośrednim sąsiedztwie całego zajscia i krytycznym okiem przyjrzał się kolejnej półnagiej kobiecie. Przyćmione światło rozbijało się na pociągłej twarzy o surowych rysach* Kurwią się tylko a robić to nima komu job ich mać, tfu, pierdolone ssaki

Aru - 2010-05-25 13:44:37

*No i tak też dwie i pół godzinki upłynęły zabrakowi wyjątkowo... szybko. Przy pięknej kobiecie czas płynie szybciej, tym bardziej takiej która z każdą minutą coraz mniej na sobie garderoby ma i która coraz bardziej staje się istotą bezpośrednią i nadal uporczywie "nie tykalną" mimo, że biustem prawie wali o rogi zabraka. Ale swojego w końcu dopiąć mu się udało... może i nie był to burdel, ani zamtuz jako taki. Ale zabawa tak dobrze się rozwijała, że i nieco się więcej poza tańcem udało uszczknąć. A tancerce nie tylko udało się zabawić na kliencie używając go w charakterze sex-zabawki, ale i zarobić 10 tysięcy napiwku od otumanionego samca przez feromony i bliskość zeltronki. Ale gdy boks opuścił od ucha do ucha był uśmiechnięty. Może dlatego, że jeszcze efekt działania feromonów nie minął i sam dobrze nie zdawał sobie sprawy, że nie dał kobitce dziesięć kart o wartości stu kredytów, a dziesięć o wartości tysiąca kredytów.... o czym sobie zdał sprawę siedząc przy jednej ze scen podczas obserwacji jakiejś wywijającej głowoogonami twi'lekanki z gołym prawie zadkiem.* O, żesz! Ale ze mnie xsan’iten durny! *w kaleeshiańskim mu się zaklęło nieco* Wyruchała mnie jak łysą banthę.... *ciszej już zabrak mruknął, czołem uderzając o blat baru, zaostrzonymi różkami rysując jego powierzchnię*


//myślę,że Miszczu Windu się nie obrazi za skrót ;]//

Gen. Qymaen - 2010-05-25 13:55:57

Haris:

*Już miał się zabrać z tego brudnego przybytku wątpliwej rozkoszy na szkieletorach z łysymi cipkami, bo tu na pewno nie zabawi i rozkoszy nie zazna ni cielesnej ni estetycznej chociażby i już się zabierac miał kiedy jego trochę otępiale hałasem uszy jakże bliskie sercu słow usłyszały, tak wiec cały Haris niedbale się na pięcie oktręcil bo popatrzeć co za łajza jego jezyk rodzimy swoim plugawym gardłem znieważa.
I dostrzegł. Eh, zabarczyna na stole się pokłądający, musi chuja złamał na cizie jakiejś co się za rychło poruszyła na nim, ech ślamazarne ssaki.
No ale nuic, podszedł, bo jak wiadomo, kaleeshianie wrażliwi są na czujac krzywdę, a  skoro już podszedł, to w plecy Aru klepnął*
Skracam męki za zawartość portfela *zaoferował się kalecząc basick swoim ostrym akcentem*

Aru - 2010-05-25 14:05:56

* Nie dość, że został z nędzną sumką 4 tysięcy kredytów i że roboty w tym lokalu mu nikt nie da, no chyba że w charakterze męskiej prostytutki, to jeszcze go jakiś łuskowaty wali w plecy. Ale poskutkowało. Złote tęczówki znów spod powiek wychynęły, a plecy niziutkiego zabraka się wyprostowały. Choć to w co uderzyła łapa kaleesha do chucherka nie należało i było dość twarde.* Tym co mi zostało wiele nie zrobisz na tym księżycu *odrzekł nieco już podpity osobnik. W końcu prawie w pojedynkę wyżłopał całego winiacza, a jego jakże ogromne gabaryty nie pomagały mu w piciu większych ilości trunków.* Co pijesz? Ja stawiam....i tak bardziej się spłukać tu już chyba nie zdołam. *Chłopina na barmana machnął by uwagę jego zwrócić i złożyć jakieś zamówienie.*

Gen. Qymaen - 2010-05-25 14:15:18

Haris:

*Ruchomy bukiet różnobarwnych świateł przyświecał od tyłu kaleeshianinowi, tańcząc poświatami na jego fabrycznie wytartej marynarce. Sznury koralików zaszurały, kiedy przekrzywił łeb. Włosy wyrastające z tyłu czaszki (właśnie na podobnej zasadzie jak u zabraków) splecione w warkoczyki przesypały się na ramie*
ja to tak przed dobroć na moje wrażliwe serca proponował *odparł – wyraźnie tez już troche wstawiony, wiec doprawić się wypada a nawet należy. Warknął cicho, z zadowoleniem i kopniakiem odsunął sobie krzesło przy stoliku strapionego gościa burdelu*
mnie tam wsio równo, szagom, byle tylko zakręcone dawali, bo do szklanków to oni dolewają, żeby ich tak kurwa ich mać…
*No i usiadł – ba – rozwalił się jak prawdziwy panisko* a ty co – na dziwki wydał, hę?

Aru - 2010-05-25 14:26:00

Ano, te szklaneczki to jakaś zbrodnia. 32 kredyty za jedną zafajdaną szklaneczkę aldeerańskiego.... dobre,ale za mało. *Przytaknął słowom swego nowego towarzysza od kielicha. A że wszystko jedno mu było to i on wysilać swej mózgownicy nie zamierzał i barman dostał zamówienie w postaci słów takich* Coś dobrego dla mnie i kolegi. Byle nie droższego niż pięć dych na butelczynę... *Lekko łepetyną potrząsnął śmiejąc się w odpowiedzi na pytanie Harisa. Włosy jego w postaci niezliczonych warkoczyków z wplecionymi w nie koralikami, omiotły ramiona zabraka. Kudłów miał tyle, że i na ryj mu opadały zakrywając prawie wyżej osadzone różki* A Ty to cholera, Jedi jesteś albo wyrocznia jaka? *I ślepia złote, choć nieco przymulone, skierowały się na twarz gadziny.* Zeltronka... *I tyle. Nic więcej dodawać nie trzeba było*

Gen. Qymaen - 2010-05-25 14:34:36

Haris:

Ano *zgodził się Haris* bo tu na dupy przychodzą job ich, a  nie na szklaneczki, taka to polityka jest *podjął, opierając się łokciem, a jego zdegustowane spojrzenie padało na tancerkę: za chudą, zbyt różową, i ogólnie nie podobającą mu się. Już by był w  innym dystrakcje gdyby mu ten miły Zabrak szklaneczki nie zaproponował.* ze niby żedaj? Niech mnie bogi bronią przed ten brud i tałatajstwo! Jakbym ja był jedi – strzeliłby se w łeb, zawsze jednego mniej, nie? *I zaśmiał się chrypliwie, a agresywnie, z wyszczerzenie ostrych kłową po same dziąsła* matka moja mawiała: jak cie chuj za dużo kosztuje to obetnij. Tiaaa, mądra kobiecina była z niej… *przyniesiony (w założeniu) trunek w pazury schwycił, ale do pyska jeszcze nie podniósł, jedynie oparcie dla ręki to stanowiło. Wymienił się z Aru spojrzeniem, uważnym, bacznym i w  końcu prychnął* ehhh, wy ssaki, wy są śmieszne dla mnie, zeltronka… gdyby nie te ich zapachy to by psy nawet tego nie dymali. Zdrowie *teraz dopiero podniósł szklanice czy tam kielicha i napił się*

Aru - 2010-05-25 14:42:23

Założę się, że jak byś dobrze poszukał to by się i chętny znalazł do tego by sobie w łeb strzelić. *Mruknął tonem znawcy spojrzeniem wodząc za tym co też przyniósł im barman. Oczywiście zapłacić musiał równo stóweczkę. Stówa za butelczyny jakiegoś piwa? O mamuńciu. No cóż, przynajmniej dobre jak wszystko tu podawane.* O nie, nie... *Zaprotestował wyraźnie na ucinanie swojego przyrodzenia* Może i drogo,ale mój Ci on i nie oddam. *W pierś się pięścią uderzył na potwierdzenie tych słów i za butelczynę się zabrał, opinię kaleesha na temat zeltronek nie popierając.* Niestety w tym lokalu widać nie uznają gadzich samiczek więc się zadowolić musiałem tym co mają. * I stuknął się z gadem, o dziwo nie szklanicą czy kielichem,a butelczyną piwa jakowegoś. A, że ta butelka była rozmiaru takiego jak by tam był soczek dla dzieci, to już inna kwestia.*

Gen. Qymaen - 2010-05-25 14:50:04

Haris:

no to lepszą robotę musi znaleźć *poradził także tonem znawcy. Bo wiadomo – jak się już ma to dobre warunki zapewnić należałoby. A Haris jak wiadomo – chętny dobrych rad udzielać, jak po kielichu jest. Mądrość wtedy potęguje się jak wiadomo, a tym co bogowie w łaskawości dali dzielić się idzie* Nie wiem, to dopiero piąta sala, trza by dalej poszukać, na pewno są, ale obskoczyć wszystkich na poziomie muszą, wiec nie zawsze na scenie *Bo wiadomo – tanie mięso psy jedzą aż już nie dają rady prawie, a ładne towary mają mocnych sponsorów. Rozmarzył się Haris na chwile patrząc na swoją butelkę, co wcześniej wydawała mu się szklanką, a  to znaczyło ze Haris nawalony jest.*
Jeee tam taki burdel. U nas na Kalee to są dopiero burdele!

Aru - 2010-05-25 14:57:48

Tylko gdzie tą robotę znaleźć? Tutaj każdy ma znajomości,a robić za pomywacza nie zamierzam...* Mrukł nieszczęśliwym tonem przysłuchując się w to co o burdelach na swej ojczystej planecie jaszczur gada.*Nie wiem, nigdy mi nie było dane odwiedzić Kalee. No może z raz byłem, ale nawet ze statku nie zszedłem, tylko jakąś paczkę odebralim. *Napomknął co nieco, mimo woli przypominając sobie jak to z Mistrzem podróżował. Eh.. co to za alkohol tu sprzedają który zamiast zamazywać wspomnienia to je wywleka!* Mam tylko nadzieję, że nie jesteś jednym z tych co towarzysza od kielicha...butelki... czy czego tam, po pijaku sprzedają. Już jeden doug na Tatooine mnie próbował opchnąć w sklepie z droidami. Tak był nawalony, że myślał żem jest protokolarny  *Szczeknął prawie w krótkim śmiechu przypominając sobie jakie to zdziwienie przeżył budząc się w środku sklepu z jakimś złomem przy wtórze ledwo mogącego mówić douga kłócącego się z jakimś twi'lekańskim handlarzem próbującym mu wyjaśnić, że to co przyciągnął to nie droid jest.*

Gen. Qymaen - 2010-05-25 15:05:58

Haris:
*Siorbnął sobie z buteleczki jak prawdziwy znawca i nadal tym pańskim spojrzeniem dookoła wszystko raczyć zaczął. Jedynie jak na rozmówce patrzył to trochę mu się ten wzrok zmieniał. a  w ogóle jego spojrzenie niosło jakaś treść tylko wtedy jak pijany był. Tak jak teraz. Teraz to był nawalony pierwszorzędnie* ja nie jestem, szagom, ja uczciwy jestem, ja dobrą prace mam i mnie stać na mojego chuja i na moje gardło, a  inszych do tego mieszać nie musze! I ten… co ja miał… aha… *Po pijaku to nawet wymowę miał lepszą* jak chce karierę zrobić to musi dumę w buty wsadzić, no chyba ze ma atut… nie wiem – wykształcenie dobre, bo znajomosciów raczej nima, co? *Odstawiwszy butelkę na stół i zmrużył oczy* Nieźle nawalony chłopak musiał być, bo ty nie jak protokolarny wyglądasz tylko jak jakiś BX bardziej…a tego to nikt nie kupi, jak bojowego to tylko dorideke, reszta to tam szajs

Aru - 2010-05-25 15:19:40

*Aru zaś na pewien czas zawiesić się musiał. Najwyraźniej nie był w stanie zebrać myśli i skojarzyć jak te BX-y wyglądają i czy to czasem jaki nie śmigacz. No co? Łba to on mocnego nie miał oj ni. A piwko mu już nie wchodziło zbytnio bo popijał tylko od czasu do czasu. Ot, otoczenie go powstrzymywało. Nie chciał zostać wyniesiony. Na zewnątrz w trymiga by go obrobiono ze wszystkiego. Na tatooine choć miał barmana znajomego co go na zaplecze wciągał i nie było problema.* Uznam to za komplement.. *Odrzekł mrużąc ślepia. Bo i skojarzył już co to BX. A i nie był pewien czy kaleesh nie określił go w tej chwili mianem szajsu.* Od B1 to kij już lepszy.... *Ocenił te cholerniki których już za dużo w ciągu swego krótkiego żywota widział.* To co Ty za robotę masz,że tak na wszystko masz? Bo atuta to ja żadnego nje mam na tej planetce *No ta, już nawet zapomniał,że na księżycu są.* A co mi po wykształceniu jakimkolwiek bez znajomości? Zresztą! Nie dla mnie jakieś babranie się urzędnicze czy robienie obliczeń..z tym to jestem na bakier, a do prywatnych armii dołączać nie zamierzam bo to robota już na stałe by była... a na stałe to mi robota by i odpowiadała. *Rozgadał się kolega najwyraźniej. Bo i butelczyną gestykulować zaczął* Ale nie dla mnie to otoczenie. Krew mnie zalewa gdy widzę handlarzy niewolników i innych takich... zajebał bym najlepiej te cholerne kop'y * Jak widać był to językoznawca. Przynajmniej w kwestii podłapywania przekleństw.*

Gen. Qymaen - 2010-05-25 15:26:36

Haris:
*prychnął w  butelkę i śmiać się zaczął, az całego nosić go zaczęło, zgarbił się, syknął i jak koń rżał jakiś czas* Ano lepszy, ale bardzo romantycznie to zabrzmieć dla mnie. A ja pracuje dla… *zamilkł. Wiadomo – burdel, czyli dom bardzo publiczny gdzie nie tylko dupy otwarte ale uszy też* Na takim statku pracuje. A widzisz, bo dla urzędnika i bankiera zawsze robota jest. *pociągnął łyczka grzecznie i kulturalnie* tooo… co by chciał robić? Bo tak… w sumie u ans robota zawsze dla inżynierów, ekonomistów i chujów do noszenia worków które droidy mogą uszkodzić…

Aru - 2010-05-25 15:34:11

Na takim statku. *Też se prychnął. No nie miał zamiaru jakoś wybrzydzać. Ale chyba rozumiał czemu nie podaje jego towarzysz nazwy statku. Może i oni napruci, ale nie znaczy że wszystko w około jest naprute.* Co by chciał robić? Lać po ryjach, ściślej mówiąc, ciachać. *Kiwnął głową sam sobie przytakując i dopijając resztę złocistego napoju. Wargi swe oblizał, kręgami karczku swego chrupnął przy gwałtownym ruchu. Stęknął i podrapał się po czole.* Możemy się przenieść na jakiś bardziej... neutralny grunt bez wścibskich uszu, to i pogadamy spokojnie *Zaproponował twarz swą zwracając w stronę gada, oczyma jednak gdzieś ponad jego ramieniem spoglądając.*

Gen. Qymaen - 2010-05-25 15:40:23

Haris:
*słuchając tych słów kołysał okrężnym ruchem butelkę za pięć dych i przez muzykę która gwałciła uszy słuchał jak piwo pięknie chlupoce. Jego pociągła twarz o skórze nie nawykłej do mimiki wymalowała się uśmiechem. Zakręcił i wychylił do dnia, po czym zbyt nieco entuzjastycznie uderzył o blat, bo poniosło się niemile dla (wścibskich lub nie) uszy* nie ma potrzeby, bo ja nie potrzebuje żadnych ciachaczy.

Aru - 2010-05-25 15:48:58

No ekonomista ze mnie to chujowy bo liczyć nie umiem, inżynier też niezbyt dobry, chyba że chcesz by statek wyjebało na orbitę i bez startowania.... *Westchnienie z ust zabraka się wydostało gdy tam po łbie się skrobał* W ostateczności mogę i być chujem od noszenia worków. Byleby worki nie były większe ode mnie to dam radę. *Oj tak to bywa gdy się spłuka na niezbyt sympatycznej planetce czy też księżycu. Oczywiście, że mógł by kogoś okraść czy zajebczyć dla kasy, ale nawet jak by mu się to upiekło to.... cholera mordercą to on nie był mimo, że parę kończyn w swym życiu poodcinał dla pieniążków. Ale dla mamony zabijać? No może jeśli zlecenie by się dostało na kogoś pasującego do jego standardów "istot do zapierdolenia". Ale dla paru kredytów to ni. Tutaj zresztą za niebezpiecznie ku temu było. A noszenie worków nie hańbi przynajmniej.*

Gen. Qymaen - 2010-05-25 15:55:24

Haris:
Niii, dzie tam, te worki waża po 12.45 kilo i mają po dwa uchwyty *widac to nie była fanaberia, tylko naprawdę prawdziwa, potrzebna tam u nich praca. Haris otaklował rozmówce wzrokiem. Chyba naprawdę był w  kiepskiej sytuacji finansowej. Ale tym lepiej – pocłechce się go premią i będzie dobry pracownik. Tylko ze on an swoim statku miał już wiele chujów. Ale na Widmie…*
dobra to ja myśle mu musimy umówic się w inne miejsce i po trzeźwości, bo nie wiem jak ty, ale ja nawalony jestem i zaraz może będę rzygał…a  może nie… *zgiął się nieznacznie, by w  podłoge spojrzeć* albo może jednak tak

Aru - 2010-05-25 16:02:38

Mi tylko się we łbie kręci i nieco mąci w myślach... poza tym w porządaluu. *Odrzekł na próbę głową szybko kręcąc z prawa w lewo i na odwrót, kudłami swoimi wymachując we wszystkie strony. Testował jak mocno mu się we łbie kręci. Mocno dosyć. * Daj mi z godzinkę i mogę gadać na trzeźwo... *Czyżby jakieś chemiczne gówienko miał przy sobie dzięki któremu organizm szybciej wydala organizm? No tak by kaleesh mógł pomyśleć. Aru był skłonny spróbować medytowaniem przyspieszyć pozbywanie się alkoholu z krwioobiegu jeśli by tego wymagało dostanie roboty. Jeśli nie, to i trzeźwieć mógł w tempie normalnym. To jednak wiązało by się z przekimaniem w jakimś bezpiecznym miejscu.* Ale to zależy i od Ciebie gadzie. Jak nie na gwałt trzeźwy muszę być to... kimnę się gdzieś i jutro gotowy.

Gen. Qymaen - 2010-05-25 16:16:35

Haris:
*znowu się wyprostował. Nieugiętym wzrokiem  dal wyskoczył, jak na prawdziwego a-juata przystało, po czym wstał. Też się testował. Mu bardziej ma mózg niż na ciało padało. Wciągnąwszy powietrze nosem z cichym świstem ramiona na boki rozłożywszy wydal z siebie głośne* RHHPAGHRRRRRR!!! *naturalnie ściągając na siebie spojrzenia mówiące: idiota* tehrras to ja ide dupczyć, ale jutro z rana możemy się na lotnisku spotkać przy moim statku… *zamrugał kilka razy* dzieki za wypitke – jutro się zre.. ref… no kurwa odstawie! Bywaj! *I poszedł dalej szukać odpowiedniej sali*

Aru - 2010-05-25 16:28:59

Nie ma problemu. Tylko nie daj się tu wyruchać na kredyty... *Wstał nawet zgrabnie choć mu nieco w głowie zawirowało i już miał odejść gdy do kaleesha rzucił.* Chwila! Jak się nazywasz? *Do jaszczura też podreptał nieco chwiejnie by łapę jego złapać w uścisku dłoni, zaskakująco silnej, jak na gabaryty* Aru jestem. *Mruknął głowę nieco zadzierając w górę by kontakt wzrokowy uzyskać. Po dowiedzeniu się o ewentualnym imieniu jegomościa nie pozostawało mu nic innego jak opuścić przybytek, twi'lekańce przy wejściu podając kluczyk od swojego sejfu by swój oręż odzyskać. Po tym czekało go niezbyt trudne zadanie poszukania noclegu. Jak w każdych około portowych okolicach to i niedaleko portu powinny się jakieś hoteliki znajdować gdzie też się zabrak zadekować będzie mógł i odespać swoje.*

Zindarad - 2010-08-01 18:31:36

No i stało się. Po kilkunastominutowym locie po aerostradach Nar-Shaddaa, Zin w końcu ujrzał cel swojej podróży. Tak. Cielesne rozkosze. Wyszukane stroje, piękne kobiety i szybkie aerowozy czyli to co duzi chłopcy lubią najbardziej. Można uznać, że Kobdar leciał dość szybko, najwyraźniej się śpieszył, a jego aerowóz nie prezentował się tak wspaniale jak reszta zaparkowanych pod lokalem. Wylądował. Gdzieś pod koniec płyty parkingowej, coby wstydu nie robić swoim pojazdem. Wysiadł z niego spokojnie. Jego strój znacznie odbiegał od standardów panujących w tym lokalu. Twi'lekanka przyjmująca opłatę mogła go już kojarzyć. W końcu zrobił tu dość sporo zamieszania w czasie jego ostatniej wizyty. Podszedł spokojnie do niej. Wyciągnął sto kredytów. O ile dobrze pamiętał, tyle właśnie należało zapłacić, by tam wejść. Był gotowy dać mamonę i wejść do środka, byle szybko dostać się do Zandiego.
-Słuchaj mała. Zależy mi na czasie...-Powiedział do niej i machnął jej kredytami przed twarzą. Nie miał zamiaru czekać, chciał wejść od razu, gdyby nie dwójka goryli, już by to zrobił.

Moc - 2010-08-01 18:41:36

*Zin był tutaj po raz ostatni ze trzy, może cztery tygodnie temu, wiec oczywiście, że go nie kojarzyła. Nie był nikim znaczącym i to była brutalna prawda. Tak więc gdy podszedł to obdarzyła go swoim wyćwiczonym, ale sztucznym uśmiechem zachęcającym do wejścia do środka. Ale skoro pokazał kredyty to je wzięła a słysząc "mała" to jej oczy zwęziły się w szparki po czym kopnęła zina miedzy nogi* Więcej szacunku gówniarzu... *Odparła z wyższością i przepuściła go a jej ochroniarze zaśmiali się a jeden nawet współczująco poklepał go po ramieniu* Nie jesteś pierwszy i nie ostatni, który zarobił od niej kopniaka. Sam kilka dostałem...*Cóż, Zin ma szczęście do charakternych kobit.*

EFECTOR - 2010-08-01 18:43:03

*Po drugiej stronie ulicy zamajaczyło cos brązowego, poruszało się wręcz z zawrotną prędkością, mknąc po chodniku. To… kila! Jakaś wielka kula toczyła się w  stronę Zina z oddali, ale skoro tylko się areowozy zaczęły, to coś owo zwolniło i wyodrębniły się nózki. Stuk stuk, prawa lewa, i całość rozwinęło się w owadzia sylwetkę droideki i masywnych działach. Antena drgała jeszcze chwile prostując się po wcześniejszym trybie kołowym. Niecodzienny widok. Ba – bardzo niebezpieczny. Ale droid nie wykazywał agresji. Stał akurat przy aucie Zina. I…
I patrzył akurat na Zina*

Zindarad - 2010-08-01 18:48:40

Zawył z bólu, gdy dostał kopniaka. Gówniarzu. On już jej da gówniarzu. Dziś wiele rzeczy wyprowadzało go z równowagi, ale Ci goryle. W sumie jeden był w porządku. Powiedział coś jak człowiek, a nie machina do zabijania. A propos machiny. Kobdar czuł, że coś go obserwuje. Po opanowaniu bólu, Zin odetchnął z ulgą i rozglądał się nerwowo. Spojrzał jeszcze na twi'lekankę spojrzeniem dość dziwnym. Niezinowym. Tangowym raczej. W każdym razie odwrócił się. To co ujrzał przerosło wszelkie jego oczekiwania. Ujrzał Dżonego. To, że go przepuścili teraz się nie liczyło.
-Dżonula!-Krzyknął głośno i machnął do niego ręką.-Chodź tu do mnie dziubasku!-Krzyknął po raz drugi, ukazując swoją ogromną radość z zobaczenia półtonowego kawałka bronzium z dwoma działkami laserowymi. Ruszył w jego stronę, póki co przejście przez bramkę go nie obchodziło. Zin był zadowolony z faktu, że zobaczył te dwie czerwony diodki i jego przepiękną, monstrualną sylwetkę.

Moc - 2010-08-01 18:52:17

*No cóż a ochrona już nie bardzo, bo gdy zobaczyli bezpańska droidekę to od razu zameldowali, że mogą być kłopoty, ale tylko tyle. Żaden się nie ruszył, nie ich teren. A twi'lekanka? Zignorowała wzrok Kodbara, bo miała swoich dwóch osiłków, którzy jej pilnowali a poza tym to ona decydowała kto wchodzi a kto nie. Proste. Zin zapłacił, może wchodzić, ale bez Dżonego niestety. Droidów nie wpuszczają. Tak więc oni zajęli się swoimi sprawami wpuszczając kolejnych gości.*

EFECTOR - 2010-08-01 19:03:33

*w pierwszej reakcji maszyna podniosła działa, jakby nie poznała, ale trwało to chwile, dosłownie moment*
Sir! *pisnął głośno śmieszny cienki głosik. Droid niemal skoczył, wchodząc w tryb kołowy i pomknął do Zina tak szybko, ze sypnęły iskry, a  dopadłszy go z dymiąca z emocji pasją w pełnej prędkości okrążył Kobdara kilkoma pierścieniami, tocząc się naokoło niego tak szybko iż  taka siłą ze na płycie chodnikowej zostawały ślady. I dopiero po tej eksplozji nieokiełznanej radości wyprostował się do tryby trójnożnego, i tak tuz przy Zinie znalazł się wielki, masywny droid bojowy który, może i bez wyrazu twarzy, może i niehumanoidalny, ale nie posiadał się z  radości i to było widać. Zaraz siec os rozwyło – to alarm systemowy Dżonemu „puścił” i z taką syreną dosłownie zaczął się przyklejać do Zina wszystkimi elementami swojego mechanicznego istnienia*
siiiiir!

Zindarad - 2010-08-01 19:11:58

Widział tą radość bijącą z obwodów Dżonego na kilometr. Można rzec, że Zin czuł swąd palących się przewodów. Uśmiechał się szeroko i spojrzeniem śledził niszczyciela, gdy ten robił wokół niego okręgi. Kiedy się zatrzymał, Zin stanął przed swoim mechanicznym przyjacielem. Dawno go nie widział, radość malowała się na twarzy Zina. Szeroki uśmiech, lekko podniesione brwi i delikatnie zmrużone oczy. Pogłaskał Dżonego po jego głowie i po chwili objął go prawym ramieniem.
-I tak Dżonula? Co słychać?-Spytał go z uśmiechem na gębie. Gdyby radość można było zmierzyć miernikiem służącym do pomiarów promieniowania jonizującego, to przy pomiarze Zina licznik by pękł. Nie obchodziły go teraz spojrzenia goryli i urodziwej panny w kusym stroju. Wiedział, że nie wpuszczą tu Dżonego. Będzie musiał tutaj zostać, dlatego też Zin postanowił wykorzystać tą chwilę z Dżonym. Na powitanie się z nim i krótkiej rozmowie. Odprężył się. Negatywne emocje opadły. Wszystko było w jak najlepszym porządku. Dżony w swej słodyczy bił wszystkie inne droidy na głowę. Był jedyny w swoim rodzaju, po prostu.

EFECTOR - 2010-08-01 19:24:00

siiir! Siiiir! *werbalizował swoją radość w tym jednym prostym słowie, nadal prąc na Zina, by jak najwięcej Dżonego miało z nim fizyczny kontakt. Na szyi na sznurku dyndał jakiś dziwny kolec. Pneumatyczne ramiona zakończone działami oplotły Kobdara i tak został przytulony przez droideke, dość mocno, bo i emocje były silne, syrena przestała wyć, ale nadal wszystkie programy raportowały o błędach, Dżony na dobre się zapomniał, zawiesił, wariował, szalał i był szczęśliwy*

Zindarad - 2010-08-01 19:27:51

-Też się cieszę Dżonula.-Powiedział do niego i dalej głaskał go po jego głowie. Co tu dużo mówić. Obydwoje przeżywali porównywalną radość ze wspólnego spotkania. Gdyby Dżony mógł pić, to Zin chętnie wziąłby go na kolejkę do Temeny. Niestety. Dżony to maszyna, ale za to jaka. Pełna emocji, pełna wyrazu. Niepowtarzalna. Wszystko to co w Dżonym było najlepsze to jego świadomość. Był prawie jak żywa istota. Kochany Dżony.-Stęskniłem się za tobą.-Powiedział do niego i przytulił go porównywalnie mocno. Skoro obydwoje okazywali publicznie swoje uczucia, to niech im będzie. Później Zina nazywają wariatem, ale co tam. Dla Dżonego warto było zostać wariatem.

EFECTOR - 2010-08-01 19:34:41

*W środku droida szumialo to wszystko co składało się na jego jestestwo, cała masa podzespołow i jakichś czesci współpracujących ze sobą by to wszystko razem tworzylo maszynę do zabijania. Ale nie, już nie, teraz Dżony był przede wszystkom Dżonym i to oddawało całą jego wyjątkowość*
sir! *odezwał się droid kiedy już kilka pierwszych napadów miał za sobą*
statek leciał i Dżony leciał statkiem, sir a potem mistrz wyrzucił Vadera i zawalił się dom sir, a Dżony poszedł bo była mgła sir i Dżony strzelał sir a potem dziewczynka poszła spać a Dżony płakał, a  generał mówi: idź Dżony i nie wnerwiaj mnie. I Dżony odzyskał swój przedmiot, sir! I statek leciał i Dżony leciał tez a potem Dżony bawił siew  cel, sir i Dżony tu przyszedł a tu Zin – sir i Dżony kocha Zina! *poleciała ciurkiem pełna relacja ubogacana jeszcze przytupywaniem lewą nóżką*

Zindarad - 2010-08-01 19:47:35

Zin wysłuchał wypowiedzi Dżonego uważnie, jednak niewiele zrozumiał. Droideka po prostu za szybko mówiła, nawet zdenerwowana Temena tak nie potrafiła. Zin znowu pogłaskał Dżonego po głowię, pełnej podzespołów, procesorów i systemów elektronicznych, ale też pełnej emocji, które właśnie ukazywał.
-Statek? Vader? Mistrz? Dżony. Walczyłeś?-Powiedział do niego i nawet pozwolił sobie go ucałować w jego korpus. A co! Jak strugać z siebie wariata to na całego. Pogłaskał go jeszcze i uśmiechnął się do niego, gdy niszczyciel powiedział, że kocha Zina.-Ja też Cię kocham.-Powiedział do niego. Cóż za wyznanie. Nawet nie było to skierowane do kobiety, tylko do DROIDA. To dziwne, ale Dżonego i Zina łączyła dziwna więź. Zin widział w nim przyjaciela, takiego pociesznego, ledwo mówiącego droida.-Dżony. Pięknie mówisz.-Powiedział do niego i znowu pogłaskał go głowie. Takich pieszczot nigdy dość.

EFECTOR - 2010-08-01 19:53:24

Dżony się stara, Dzonego uczył Aru, Aru Dżonego nauczył o kiblu i o gównie sir. Dżony lubi, sir! *No proszę, widać Dżony miał kadrę nauczycielską na wysokim poziomie. Jednak nie podjął tematu bowiem zaraz cos pyknęło i uruchomił się odtwarzacz*
Gdy cie nie widze nie wzdycham nie płacze
nie trace zmysłów kiedy cie zobacze
jednakże gdy cie długo nie oglądam
czegoś mi braknie, kogoś widzieć żądam
i tęskniąc sobie zadaje pytanie
czy to jest przyjaźń czy to jest kochanie

*i wtem pod lewym działem Dżonego uwydatniły się trzy długie palce układające siew  drobną rączkę. Ramie podniosło się a palce zaczęły głaskać Zina po glowie, tak jak Zin głaskał Dzonego. Dla Dzonego głaskanie jest mile wiec dla Zina tez powinno!*

Zindarad - 2010-08-01 19:59:04

Aru. Kim był Aru? Pewnie jakiś oficer Cochrelu. Tak. Na pewno. Zin starał sobie wszystko w głowie poukładać, jednak prędkość z jaką Dżony wyrzucał z siebie słowa, była naprawdę zatrważająca. Uśmiechnął się tylko, gdy ten zaczął głaskać go po głowie. Jego palce drażniły jego najeżone włosy, które widziały już niejeden gatunek żelu do włosów. Mężczyzna dalej głaskał Dżonego, ale w końcu ta sielanka musiała zostać przerwana. Zin miał ważne rzeczy do załatwienia. W końcu chodziło o dobro Jedi i dobro galaktyki.
-Dżonula. Mógłbyś popilnować mojej bryki? Ja mam ważną sprawę do załatwienia, a obawiam się, że tu Cię nie wpuszczą.-Powiedział do niego, nadal go głaszcząc po łebku. Wysłuchał uważnie pieśni odtworzonej przez droidekę i uśmiechnął się lekko.-Jesteś kochany.-Dodał po chwili, nie przerywając pieszczoty dla receptorów Dżonego.

EFECTOR - 2010-08-01 20:08:10

*Ludzie zaczęli knajpy wychodzić, patrzeć i się śmiać z tego co Zin robił, a Dżony stał i się rozanielał. Fotoreceptory przygasły jakby droid mrużył oczy, działa opadły, razem  ta rączką która Zina głaskała. Jednak ciezko tak te dwudziestokilowe działo wysoko podnosić. I głaskany był*
Dyrektywa jeden, posłuszeństwo jednostce dowodzącej, sir *oznajmił lojalnie głosem pełnym oddania i uwielbienia. Zin był w folderze dowodzenia skatalogowany, wiec jednostka dowodząca, cel w życiu i tak dalej*

Zindarad - 2010-08-01 20:16:24

Niech się śmieją. Zin kochał Dżonego i vice versa. Głaskał go i było fajnie, a inni niech sobie do kąta idą, o. Zin w końcu puścił go, choć odczepić się od niego nie mógł. Te półtony słodkości z bronzium. Eh. Poklepał go jeszcze po korpusie i pociągnął nosem.
-To bądź tak kochany i popilnuj.-Słowa te zwieńczył uśmiechem. Odszedł od Dżonego i powoli ruszył w kierunku drzwi. Zapłacił to mógł wejść i to się liczyło. Misja. Zin czuł się jak agent pod przykrywką. Napięcie, stres i jednocześnie euforia z mocy pomocy galaktyce. Wszedł zatem do środka. To co zobaczył wprawiło go w osłupienie. Piękne kobiety, tancerki, drogie drinki. Luksus w najczystszej postaci, Zin od lat marzył o takim życiu. Kredyty wpadające same do kieszeni, pomimo tego, że Zin kochał swoją pracę. Nie pytał się nawet barmana o drogę, po prostu wszedł na najwyższe piętro po schodach. Kondycję jeszcze miał dobrą, toteż wszedł bez większego problemu. Rozejrzał się. Goryle. Nie zdziwiło go to, przy jego pierwszym spotkaniu również go zaczepili. Machnął do nich ręką i rzucił.-Czołem koledzy. Ja do szefa. Interes mam.-Miał nadzieję, że go przepuszczą. Mówił tonem nadzwyczaj wyluzowanym, spotkanie z Dżonym go odprężyło, stres sobie gdzieś poszedł i można było spokojnie prowadzić negocjację.

EFECTOR - 2010-08-01 20:24:36

*trochę przesadził Zin bo to było 300 kilo uzbrojonej miłości z bronzium na trzech nóżkach. Kiedy Zin odchodził, maszyna została wiernie przy statku. ale nic się nie zmieniło, bo Dżony patrzyl aż Zin znikł, i potem tez patrzył, patrzył, patrzył…*
To męska rzecz być daleko
a kobieca wiernie czekać
Aż zjawi się pod powieką
Inna łza – radości łza

Moc - 2010-08-01 20:29:52

*Cóż, gdy Zin podszedł do ochroniarzy to ci się zdziwili. No tak, nikt go nie poznawał, bo niby czemu? Był tylko płotką... no ale zgłosili to szefowi ochrony, mijały minuty aż w końcu zaproszono Kodbara dalej, do gabinetu Zandiego, który wyglądał tak jak przedtem. A sam właściciel ubrany w drogi, szyty na miarę garnitur siedział na wygodnej sofie i spoglądał na Zina swoimi zimnymi oczami, ale po chwili rozpoznał go* Ach pan od sprzedaży tej Jedi... wpadł pan zapytać co z nią? *Zapytał i zaśmiał się cicho i zawtórował mu kobiecy śmiech z kąta sali, gdzie stała ta sama atrakcyjna kobieta co przedtem. Dzisiaj byłą tylko w bardzo seksownej bieliźnie, zapewne się zabawiali w wolnej chwili*

Zindarad - 2010-08-01 20:38:03

Ten przepych. Istny raj dla oczu Zina. Mógłby tu przesiadywać codziennie, nigdy by się tu nie nudził. Kobdar podążał za ochroniarzami. Wszyscy tak elegancko ubrani. Zin jedynie jak taka ostatnia fleja. No cóż. Taki już jego styl i z trudem można byłoby go sobie wyobrazić w garniturze. No tylko na niego popatrzeć. On bez gogli nigdzie się nie rusza, najeżone włosy. Dobrze wymodelowane, to prawda, jednak nie będą one pasowały do garnituru. W każdym razie stanął w progu. Nie wiedział czy może wejść. Może przeszkadzał. Kiedy zostało mu zadane pytanie, on odpowiedział.
-Nie prze pana. Przyszedłem z nową ofertą. Mam do sprzedania kolejną Jedi.-Powiedział do niego z lekkim uśmiechem na twarzy. Issa miała założoną na sobie uszkodzoną obręcz neuronową. Część mocy mogła użyć, jednak większość jej umiejętności była blokowana. Był ciekaw jak Zandi zareaguje na jego ofertę.

Moc - 2010-08-01 20:43:04

*Cóż, kolejnej oferty to on się nie spodziewał i gdy Zin od razu przeszedł do interesów to się zaśmiał cicho a kobieta wolnym krokiem, kręcąc ponętnie biodrami podeszła do Zandiego i usiadła tuż obok niego, wtulając się w jego ciało, by zabrać się potem za pieszczoty, wszystko na oczach Kodbara, który stał sobie po środku i czekał.* No no no, komuś sprzedawanie Jedi do niewoli weszło w krew, to dobrze, to dobrze. Stawka jak poprzednio, pięćdziesiąt tysięcy. Kiedy ją mogę odebrać? *Bez zbędnej gadaniny przeszli do interesów, mimo że ta kobieta wręcz prowokowała swego pana do jakieś ostrzejszej zabawy i on powoli się zaczął zajmować nią nie Kodbarem.*

Zindarad - 2010-08-01 20:48:59

Starał się nie zwracać uwagi na pannę, która swego czasu dwa razy go pocałowała. No tak. Tego się nigdy nie zapomina. Czy weszło mu to w krew? Raczej nie. Teraz to była siła wyższa niż chęć zarobku, chociaż i to bardzo go kusiło. Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem. Nie miał zamiaru się targować. Stawka była odpowiednia i satysfakcjonująca.
-Choćby za chwilę. Leży w bryce nie przytomna...Zanieść ją tam gdzie poprzednio tą rudą?-Spytał. Mówił jak rasowy łowca niewolników. Musiał się wczuć, gdyż chciał sprawić wrażenie konkretnego kontrahenta. W końcu Kobdar podrapał się po głowie i spojrzał na to co robi kobieta. Zrobiło mu się gorąco. Nie dziwota, przecież była taka ładna. W końcu przypomniał sobie o Sel. Otrząsnął się i skrzywił usta, starając się o niej myśleć.

Moc - 2010-08-01 20:55:02

*No cóż, kontrahent dobry czy nie, towar doniósł, zapłaci mu się i więcej go nie zobaczy. Ale coś mu się przypomniało, bo swego czasu badał nieco przeszłość Kodbara i wiedział o nim całkiem sporo. Sięgnął teraz ponad ramieniem swojej niewolnicy i dostał się do cyfronotesu, by zerknąć na coś. Po chwili spojrzał na inżyniera z takim złowrogim błyskiem w oku* Hmm... moi informatorzy donieśli mi ostatnio, że swego czasu zadawał się pan z niejakim sierżantem Tangornem Fibalem, to prawda? *O tak, stare urazy nigdy nie znikają i chętnie by się Zandi dowiedział czegoś o tym przeklętym Mandalorianinie. Wszedł mu w drogę prawie czternaście lat temu i do teraz nie dostał jego głowy. A gdy się dowiedział, ze ten dureń żyje to urazy się odnowiły. Jak wiadomo najlepsza zemsta smakuje na zimno...*

Zindarad - 2010-08-01 21:01:59

No i teraz go zastrzelił. Zin nie wiedział co ma powiedzieć. Język zaczął mu się plątać. Mruczał coś pod nosem. Przecież nie wyda swojego przyjaciela, nawet jeśli jest z nim w stanie wojny. Oddychał głośno, musiał wymyślić coś sensownego. WAR. Tak...WAR. Walnie się historyjkę o WAR-ze i wszystko się wyjaśni. Zin poprawił się i spojrzał na Zandiego. Odetchnął głośno i rzucił w końcu.
-Podobnie jak on pracowałem w WAR-ze. Ja jako inżynier, on szkolił klony. Raz czy dwa z nim słowo zamieniłem. To wszystko.-Powiedział do niego. Jeśli informatorzy Zandiego powiedzieli, że widzieli Zina z Tangiem tu, na Nar-Shaddaa to oznacza, że wpadł. Wpadł i to w wielkie, śmierdzące gówno. Niech to szlag. Zin jeszcze musi wrócić na kolację. Obiecał to w końcu swojej Selene. Zamartwił się nieco. A nieco, teraz znaczy sporo.

Moc - 2010-08-01 21:06:54

*Czy kupił to? Raczej nie, ale póki co szpiegów za nim nie wysyłał, nie było takiej potrzeby. Nie wiedział gdzie się Fibal kryje i w sumie jego głowy nie pożądał tak jak dawniej, ale byłby to miły dodatek, gdyby go tak Zin wsypał i sprzedał mu go* Cóż, jeśli go kiedyś spotkasz, to daj mi znać, namiary daj... zapłacę dużo, bardzo dużo, więcej niż za tą dżedaj... jakieś sto tysięcy za samą informację, ale pamiętaj, jeśli spróbujesz mnie oszukać to zginiesz w męczarniach. *Przestrzegł go surowo po czym zabrał się za dobieranie do swojej niewolnicy, jakieś pocałunki, pieszczenie i po chwili wylądowała już bez stanika a on dalej się zabawiał zerkając co jakiś czas na Kodbara, by ten się zastanowił*

Zindarad - 2010-08-01 21:14:49

Zandi przynajmniej sprawiał wrażenie osoby, która to kupiła. To dobrze, bo Zin się uspokoił. Dobrze, że nie wiedział, gdzie krył się Tang. Zin nigdy go nie wsypie, może...później, kiedy już z nim porozmawia o tej sprawie. Wtedy się tu zgłosi i o wszystkim opowie. W każdym razie podał numer swojego komunikatora. Tak dla potwierdzenia swojego profesjonalizmu. Rzecz jasna nie miał zamiaru sprzedać Tanga, w końcu kochał go jak brata.
-Ostatni raz widziałem go...hmmm...ze trzy lata temu.-Powiedział do niego. To, że zginie w męczarniach to wiedział. Jeśli nie z rąk Tanga to z rąk Zandiego. I jedno i drugie bardzo bolesne.-To zanieść ją do piwnicy, ta?-Spytał Zandiego i odetchnął głośno. Musiał szybko zapalić, inaczej go szlag trafi. Stres. Stres. Odczuwał ogromne zdenerwowanie zaistniałą sytuacją. Nie spodziewał się jej. Nie spodziewał się tego, że Zandi pokuma, że Zin pracował z Tangiem.

Moc - 2010-08-01 21:17:44

*Nigdy nie należy lekceważyć kogoś takiego jak Zandi, bo się skończy jako trup w rynsztoku. Póki co był on jednak zajęty czymś całkiem odmiennym, a mianowicie swoją niewolnicą* Tak, tak... przyjdę za kwadrans *Kodbar miał więc czas na uspokojenie się i tym podobne bzdury, podczas gdy Zandi się zabawiał w najlepsze. Inżynier został wyprowadzony przez ochronę i to właściwie tyle... na razie*

Zindarad - 2010-08-01 21:24:29

Zin spojrzał na swój chronometr. Za półgodziny kolacja. Nie mógł się spóźnić. Wybiegł więc szybko z lokalu. Uspokoił swój chód i odpalił papierosa. Podszedł do swojego wozu, usiadł na masce i kopcił spokojnie rozkosz z tytoniu. Wiedział, że jak wpadnie to trzeba będzie uciekać na drugi koniec galaktyki. Tang musiał szybciej sprowadzić statek dla Zina, trzeba mieć jakiś środek transportu. Speeder i aerowóz to nie wszystko. Palił papierosa dalej. Mruknął jedynie pod nosem.
-Zin. Debilu. W co żeś się wpakował?-Spytał sam siebie i oddawał się ukojeniu płynącemu z przyswajania nikotyny. W końcu rzucił papierosa na płytę i przydeptał ją. Szykowała się ostatnia część transakcji. Czyli wymiana towaru za gotówkę. Zin szybko podszedł do drzwi od strony pasażera. Otworzył je i odpiął Issę. Wyciągnął jej bezwładne ciało z bryki. Kopnął drzwi, coby się zamknęły i później ruszył w stronę drzwi do piwnicy. Mknął między innymi aerowozami, coby nikt go nie zauważył. Stanął przed durastalowymi drzwiami. Otworzył je sobie łokciem i zszedł na dół. Issa była ładna. Była warta swojej ceny. Położył ją na jakiś skrzynkach i czekał. Czekał sobie, aż Zandi przyjdzie.

Moc - 2010-08-01 21:30:32

*No i w końcu się zjawili, najpierw jego ochroniarze, którzy sprawdzili pomieszczenie a potem znowu Zina a na końcu sam Zandi wraz ze swoją kochanką i niewolnicą, która ubrana znowu była w zwiewną suknię podkreślającą tylko jej urodę. Ten człowiek zdecydowanie uwielbiał luksus, piękno i wszystko co się z tym wiązało, ale przede wszystkim kochał władzę. Spojrzał więc na nieprzytomną Issę i zlecił dwóm gorylom, by ją podnieśli. Potem nastąpiło to co przedtem w przypadku Viriny, rozebranie niemal do naga, sprawdzenie jej stanu i tym podobne.* No niezła, lepsza niż ta poprzednia... pięćdziesiąt kawałków, masz *Tym razem osobiście wręczył mu należną zapłątę i wrócił do swojej kobiety, podczas gdy ta dwójka wynosiła nieprzytomną Issę. Gdzie ja nieśli? Tego Zin nigdy się nie dowie...*To wszystko? *A moze akurat Zin bedzie coś mieć... na przykład miecz świetlny?*

Zindarad - 2010-08-01 21:38:23

Zin miał przy sobie blaster, jednak ten był nieodbezpieczony teraz. Nie sprawiał on wielkiego wrażenia osobnika, który potrafi zrobić zamieszanie byle jakim blasterem. Patrzył tylko jak ją rozebrali. Wzruszył ramionami. Już go tak nie kręciło jak przedtem. Pewnie znalazł sobie jakąś kobietę, o i się chłopak nam nieco zmienił. Dostał pięćdziesiąt kafli do ręki od samego Zandiego. Czuł się w pewien sposób zaszczycony. Uśmiechnął się i skinął głową.
-Wielkie dzięki.-Powiedział z szerokim uśmiechem.-Interesy z panem to czysta przyjemność.-Dodał po chwili. Czy to wszystko? Pewnie nie, ale Zin obiecał Issie przetrzymanie jej miecza do czasu odbicia. Zin był ciekawy co zrobi Zandi, gdy ten zobaczy jak jego luksusowy świat zamienia się w proch.-Tak, to wszystko.-Powiedział i pozwolił sobie nawet zasalutować. Tak w swoistym Zinowym stylu.-Do zobaczenia.-Powiedział do parki i machnął im dłonią, po chwili wyszedł z piwnicy. Rozpalił kolejnego papierosa. Z uśmiechem patrzył na sakwę pełną kredytów. Trzymał ją kurczowo. Znowu mu się udało. Kolejny sukces. Podszedł do swojego aerowozu. Otworzył go i wsiadł do niego. Sakwę położył obok siebie, odpalił silnik, włączył repulsor i wystartował, kierując się do swojego nowego domu, czyli do Dziupli.

Moc - 2010-08-01 21:40:45

*Czy w istocie był to sukces? Lepiej nie czuć się zbyt pewnie przy kimś takim jak Zandi, bo mógł za Zinem wysłać szpiegów, którzy zbieraliby informacje o Kodbarze. Póki co on się nigdy chyba nie zorientuje co się może święcić, póki nie będzie za późno. Ale Zandi wraz z nową zabawką zniknęli gdzieś na Nar Shaddaa*

Taarn - 2010-08-13 21:02:35

*Dwójka żebraków siedziała sobie niedaleko cielesnych rozkoszy, obserwowała, rozmawiała i prosperowała nad wymiar dobrze… a to ktoś da za wyczyszczenie buta, a to ktoś wrzuci bezinteresownie… za popilnowanie areowozu… żyć - nie umierać*
Ty… a widziałeś no tego nowego… no to metalowe takie latające… *Powiedział dumnie mocno gestykulując, odpowiedział mu drugi* Ten co nam złom ostatnio popierdzielił? *splunął i spojrzał przelotnie po ulicy* Kiedyś to ja go dorwę… to my zobaczyliśmy ten rozpieprzony statek pierwsi! A nie… o wyciągnął parę tych… no… i się cieszy… *Chwilka ciszy, po czym jeden z nich zauważył jakiś obiekt wspinający się po ścianie Burdelu* Ty- spójrz co to za ustrojstwo wspina się na ścianę… bo ja ino gorzej widzę… *Drugi wstał i pochylił się odruchowo marszcząc brwi* To mi wygląda na jakiś mechanizm naprawczy… Khe khe *Zakrztusił się* Chyba znowu im kable poszły po tych śmieciach co spadły z wysoka… Mówio, że ktoś duży tam się wprowadził *Usiadł i rozłożył ręce* O taaaki gruby! I Wysoki na cztery metry! Wiesz ile to musi jeść? *Pierwszy zastanowił się chwilę* Przeto nie ma takich dużych ludzi… pewnie tam mały hotel otworzyli dla bogaczy… co dużo jedzą… *Zastanowili się przez chwilkę* A myślisz, że oni opróżniają kosz… co ile? *Drugi odpowiedział śmiechem* Pewnie co siedem dni co reszta hoteli… Czyli za… raz, dwa, *liczył dzielnie w pamięci* cztery… *Z nieba spadły resztki organiczne, a to kawałek nadgryzionej gizki, a to trochę zupy tworzącej już bajorko, a to inne kości i smakołyki…* O kuu *z niedowierzaniem* wa… *Oboje podbiegli do miejsca w którym wysypywane były resztki…* Niech Moc Ci w dzieciach wynagrodzi! *Krzyknął w niebo zakryte niedawno powstałą posiadłością, po czym zaczęli szukać obiadu dla siebie… Tymczasem droid zamontował to co chciał na dachu i zszedł- korzystając z nieuwagi reszty zainteresowanej istną „manną z nieba” jak to określił ktoś z uboższych przechodniów… Urządzenie było podczepione do kabla od kamery rejestrującej przestrzeń na dachu „cielesnych rozkoszy”, wyglądem przypominało mały procesorek z antenką, których pełno w okolicy, mniejszych, większych… Urządzenie było jeszcze wyłączone*

Taarn - 2010-08-17 22:07:18

<Taarn - Okolice Cielesnych rozkoszy>
[Ds] To co? Zaczynamy akcje?
[Dj] Sprawdzanie łącza w toku... błąd- brak połączenia zabezpieczeń- monitoringu. Dwa osobne systemy. Trzeba będzie dostać się do środka.
[Ds] Żebraków się nakłoni... kamery pozwolą nam stworzyć mapę wnętrza. Tworzenie hologramu w toku...
[Dj] Musimy dostać się ... błąd krytyczny ...
[Ds] Dobra, róbmy to szybko i odłączmy się, żeby nie wykryli miejsca podłączenia...
[Dj]Przesyłanie informacji do jednostki samodzielnej w toku: obraz, treść, losowy monitor, przekaż na C480. Czas przekazu- 4 minuty. Po wykonaniu - ucieczka.

<Jednostka samodzielna>
*Mały droid znajdujący się pod kontenerem na śmieci zaczął szybko przetwarzać i wysyłać dane, aż jego obwody wydawały dziwny pomruk wzbudzając zainteresowanie okolicznych szczurów... Po jakiejś chwili ruszył w jakimś mniej określonym kierunku strasząc gryzonie*

<centrum monitoringu>
*Na jednym z monitorów zazwyczaj pokazujący centrum cielesnych rozkoszy pojawiło się dziwne zdjęcie - Dwóch leżących ludzi, jednym z nich był znany inżynier, obok niego Jedi, która niedawno tutaj trafiła, w tym samym stanie, a z tyłu na jakimś podeście Tangorn z bronią... reszta była zamazana, więc nie można było określić miejsca. Chwile później na innym monitorze, który nagle poczerniał zakrywając półnagie neimodianki pojawiały się powoli literki układające się w wiadomość*
"Chcę Tę Kobietę... Wybacz, że nie zjawię się tutaj osobiście, lecz mam z tym małe trudności... Resztę mogę omówić na ulicach górnego poziomu w porcie - żywą i gotową do walki na śmierć - szukaj tej maszyny" *Poprzednie zdjęcie zamieniło się pokazując droida protokolarnego bez obudowy... całość zniknęła pokazując na nowo piękno lokalu... lecz przekaz został zachowany w zapiskach monitoringu.*

Cichy - 2012-02-05 14:49:40

*Dug oczywiście nie odpowiedział, nie zrobił tez żadnego gestu ani wymownej miny. Ruszył powoli, wiedząc, ze tang pójdzie za nim. Raz tylko spojrzał, to spojrzenie było całkiem normalne. Nic w nim nie było, co by sugerowało odpowiedź, jednak tang już wiedział: huttowie. To była odpowiedź. Mandaloroanin miał w tej chwili prawo poczuć się bardzo mądry przez fakt, ze wiedział, co oznaczało to spojrzenie, choć pozornie nic.
Tak była skonstruowana „komunikacja” Cichego. Tak żeby osoba która wybrał jako wyróżnionego tym, ze on z nim się komunikuje uważała, ze że jest tak spostrzegawcza iż rozumie co dug „mówi”.
Przed samym „burdelem” zatrzymał się. Wiedział, ze tu kontrolują, ze czasem się placi. A mandalorianin był tym co zaprasza, wiec niech on się upora z „biurokracją”*

Tangorn - 2012-02-05 15:01:24

Przed takimi lokalami zawsze stała jakaś banda ochroniarzy, którzy przeprowadzali wstępną weryfikację. Byle kto wchodzić nie mógł i tak dalej. Cichego za sam wygląd z miejsca by wykopali (o ile by im się udało) a co do Tanga. Cóż, generalnie swoim ubiorem nie miał szans by wtopić się w tło, więc jego by też nie wpuścili. Ale od czego istnieje uniwersalny język handlowy, czyli łapówka? Szefowi ochrony przekazał jeden czip kredytowy o wysokim nominale i zaraz obaj zostali wpuszczeni, po uprzednim zapewnieniu, że nikogo nie zabiją i będą względnie grzeczni.
Tang skierował się ku dystryktowi V a więc przeznaczonemu dla humanoidów o ludzkim wyglądzie. Po drodze na ścianie korytarza wymalowany był ten sam symbol, który Tang widział w porcie a więc czerwone słońce z wpisanym czarnym trójkątem. Trochę go to intrygowało, ale uznał to za znak jakieś nowej organizacji przestępczej. Tutaj to wszystko zmienia się bardzo szybko.
A po wejściu do odpowiedniej sali zaatakowała ich feeria barw i dźwięków muzyki, wszędzie zaś bawili się ludzie, twi'lekowie, zabrakowie, zeltorianie itp. Na podwyższeniach swe wdzięki prezentowały szalenie atrakcyjne i półnagie tancerki. Tang z zainteresowaniem na nie spoglądał, bo chociaż miał pięćdziesiątkę na karku to jednak na atrakcyjną kobietę popatrzeć lubił. Ale robił to przy okazji drogi do baru, gdzie zamówił dwa najlepsze i najdroższe drinki. Co prawda wiele osób na nich krzywo patrzyło, ale Fibal miał to w dupie. Zdjął hełm z głowy, ukazując swoje oblicze. Był czarnoskóry, miał kozią bródkę a na policzkach blizny. na lewym dwie równolegle i nieco grubsze, ewidentnie ślady po szponach jakieś bestii. Na prawym prostopadle przecinała ona łuk brwiowy przez cudem chyba ocalałe oko, aż do zarysu szczęki. Do tego był łysy a po zmarszczkach można było ustalić, że do najmłodszych ludzi nie należy.

Cichy - 2012-02-05 15:12:40

*Sekcja V nie pasowała Cichemu jeśli chodzi o cechy fizycznie, no ale – jeśli do takiego miejsca wchodzi tak młody nastolatek, to już więcej pytań nie potrzeba. Z resztą dugi łatwiej odnaleźć się w otoczeniu dla ludzi niż człowiekowi w otoczeniu dla dugów. Z resztą ten dug był z rodzaju wszystko zlewających.
Kiedy znaleźli się przy ladzie (choć tam on preferował stoliki najlepiej „w ciemnym kącie”), to bez trudu wspiął się na wysokie krzesło. Jedyne, co go tu interesowało na tyle, ze można było z wahaniem stwierdzić, ze ma jakiekolwiek znaczenie dla tego osobnika to była twarz Tanga. I widać – był zaskoczony tym, ze ma przed sobą osobnika o wiele starszego od siebie. Bo nie wierzył, by Tang nie umiał oszacować jego wieku.
Cichy stwierdził ze stoickim spokojem ze Tang prawdopodobnie jest pedofilem, dlatego zaprosił takiego gówniarza jak on w to urocze miejsce. Jako ze lubil kastrować- nie przejął się tym, a  nawet się uśmiechnął*

Tangorn - 2012-02-05 15:58:56

Tang pedofilem z całą pewnością nie był, ale o tym Cichy nie wiedział, a całą ta otoczka sugerowała co innego. Co prawda Mando preferował ciemne spelunki o bardzo podejrzanej klienteli, to jednak wybrał Cielesne Rozkosze z dwóch powodów. Pierwszym i najważniejszym było to, że tutaj ten pechowy najemnik miał przekazać Scrubsowi cyfronotes. A po drugie serwowali tutaj dobre drinki, które wkrótce obaj otrzymali.
Fibal bez wahania wziął do ręki szklankę i wypił część jej zawartości. Drink był bardzo mocny i słabszych osobników z pewnością zwala z nóg, ale on akurat miał spore doświadczenie w tej dziedzinie.
Gdy odstawił swoją szklankę to wyciągnął dwa czipy kredytowe i podał je barmanowi. Pierwszy stanowił zapłatę za drinki, a drugi łapówkę.
- Gdzie znajdę Scrubsa?
Barmani zawsze wiedzą co się dzieje w lokalu a ich lojalność bywała bardzo wątpliwa. Z reguły wystarczy mała łapówka i powiedzą wszystko co wiedzą. I tak też było w tym przypadku. Wskazał on na lożę na pierwszym piętrze i tyle.

Cichy - 2012-02-05 16:07:36

*Cichy zaś po zapoznaniu się z drinkiem i posmakowaniu szybko spasował. Bez wątpienia pod tym względem był tym słabszym i nie ma co oszukiwać biologii – ważył może 20 kg, miał nie do końca fizycznie rozwinięty organizm, po wypiciu tego drinka leżałby pod stołem, nawet mając Moc za sprzymierzeńca. Zatem szklanica została odstawiona na bok, a młody „towarzysz” Tanga którego już pewnie wielu ich obserwujących brało za pedofila, bez skrępowania sięgnął po ulotkę w poszukiwaniu czegoś dla siebie. Nie był z tych głupków c na sile będą szpanować na zasadzie „wypije, niech widzą jaki jestem twardy”.
Zamówił wskazując pazurem nazwę napoju i zachowywał się tak, jakby był tu sam a barman był jakimś debilem którym nie warto zawracać sobie głowy*

Tangorn - 2012-02-05 16:14:41

Tang tylko zerknął na odstawiony drink i uśmiechnął się nieco. No tak, przesadził trochę z tym. Za wiele chyba przebywał z Secorshą, który pił zawsze na równi z nim. No cóż, ten drugi wypije też, po co ma się marnować. A co do opinii innych osób, to miał to w dupie, chociaż stojący niedaleko twi'lek krzywo na niego spoglądał. A że stał w grupce to był taki odważniejszy i w ogóle. W końcu po krótkiej rozmowie ze swoimi kumplami podszedł do Cichego, uważając go pewnie za pokrzywdzonego.
- Hej młody, czy ten staruch ci się narzuca? Bo jak tak to mu łomot spuścimy
Fibal to oczywiście usłyszał, bo i twi'lek nie krył się z tym co mówił. Generalnie swoją postawą okazywał pogardę Mando, co nie było zbyt rozsądne, ale wiadomo, alkohol dodaje odwagi. Tang jednak mruknął tylko pod nosem coś na temat pijanej gównażerii i pił dalej, zerkając co jakiś czas w stronę wskazanej wcześniej loży. Starał się obmyślić jakiś plan, by nie wykurzyć ich nieuczciwego pośrednika.

Cichy - 2012-02-05 16:35:39

*Zagadany dug odwrócił obkolczykowany łeb w stronę twilektanina. Naprawdę kusiło go, by „odpowiedzieć” : Tak, chce mnie molestować, spuście mu łomot. Ale wtedy by wylecieli z tego lokalu, mandalonanin nie załatwiliby i jego „interesów”, bo nieuczciwych pośredników należy odstawiać z obiegu. Tak wiec chwilę popatrzył, po czym potraktował głowoogoniastego spojrzeniem o przekazie miedzy „nie” a „nie twoja sprawa”. Otrzymał swoje zamówienie – tak zwanego kolorowego  lodem, czyli typowe  coś dla takiego młodzika, i tym się zajał. Jednocześnie sondował mandalorianina moca, chcąc się zorientować w jego zamiarach i planach odnośnie Scrubasa*

Tangorn - 2012-02-05 18:04:45

Twi'lek nie załapał od razu o co chodzi, niektózy nie mieli takiej wprawy w odczytywaniu odpowiedzi ze spojrzenia i mimiki. Tak więc "obrońca" Cichego uznał raczej, że ten Mando go sterroryzował i bał się odpowiedzieć.
- Nie martw się, zajmiemy się nim
Zapewnił młodego duga ale jeszcze do działania nie przystąpił. Tang tymczasem wykombinował sposób na Scrubsa. Przywołał barmana i poprosił go o najlepszą zeltroniańską tancerkę, zaś twi'lekiem się nie przejmował, chociaż obserwował go katem oka.
Tymczasem twi'lek ruszył w końcu do działania i zaszedł od tyłu Mando, kładąc mu rękę na ramieniu.
- Stary odwal się od tego dzieciaka. Nie lubimy tu pedofilów, jasne?
Starał się nadać swojemu głosowi poważny i groźny ton, ale wywołał tylko u Tanga wybuch śmiechu. Odwrócił się tylko do twi'leka z drwiącym uśmiechem.
- Spierdalaj młody nim zrobię ci krzywdę
No i wymownie położył rękę na kaburze swojej broni. Twi'lek spojrzał na nią, zbladł a potem po prostu spieprzył.

Cichy - 2012-02-05 18:13:57

*Bohater – pomyślał sobie kpiąc w myślach z twilektanina, widać zabrakło wódki na odwagę by zabezpieczyć się na wypadek jak przeciwnik nie daj Mocy dotknie swojej broni.
Spojrzał za to na Tanga kątek oka z takim wymowny „zastanawiający jesteś, „Stary””*

Tangorn - 2012-02-05 18:20:57

Zerknął na duga i w mig pojął o co mu mniej więcej chodzi. Przez dziesięć lat ćwiczył się w rozpoznawaniu drobnych różnic w mimice twarzy klonów, a wcześniej też starał się obserwować swoich przeciwników by domyślić się co im po głowie chodzi. Z dugami też trochę do czynienia miał, więc problemów większych nie miał.
- Nie warto zabijać idiotów, potem tylko sam syf zostaje i problemy
Po kilku chwilach nadeszła zeltronianka, wysoka, czarnowłosa o czerwonawej skórze, ubrana w skąpy strój tancerki. Wyglądała zjawiskowo i roztaczała wokół siebie feromonową mgiełkę.
- Co dla was, przystojniaki?
Oczywiste łgarstwo, ale wiadomo, dla klienta trzeba być miłym. Wszystko też wskazywało na to, że Tang jednak chce się z nią zabawić.
- Specjalny występ dla człowieka w loży 6, daj z siebie wszystko a dostaniesz super napiwek.
- Znajomy jakiś?
- Przyjaciel. Chcę mu zrobić niespodziankę, więc pomiń może to jak wyglądam, dobrze?

Przekazał jej jeszcze czip kredytowy. Ta w mig pojęła o co chodzi, uśmiechnęła się i odeszła.
- No, mamy pięć, dziesięć minut.

Cichy - 2012-02-05 18:27:30

*Dug co było dziwne, niespecjalnie reagował na tę kobietę. Wcale nie musiały mu się humanoidy podobać. Słuchał jednym uchem, sączył swojego drinka, pozornie w dupie miał i to było denerwujące, bo mów do takiego. A tymczasem, kiedy Tang mówił o minutach, dug, choć siedział bokiem i pozornie miał go w  dupie, nagle obnażył zęby, przygryzł szklankę odruchowo i charakterystycznie drgnął. Oczywiście nie wydal z siebie żadnego dźwięku, ale ewidentnie był to śmiech.
A kiedy spojrzał na Tanga miał na twarzy coś w rodzaju: pięć minut? Nie przeceniasz kolegi?*

Tangorn - 2012-02-05 18:36:48

Generalnie zachowanie Cichego było trochę wkurzające, ale Tang się nie pluł. Sam go w sumie tutaj zaprosił i stawiał drinki, więc nie miał prawa do niezadowolenia. Poza tym młody dug jakoś szczególnie wkurzająco się nie zachowywał, więc można było to jakoś przełknąć.
Za to ten nagły i dziwny wybuch śmiechu czy czegoś podobnego zwrócił uwagę Tanga. Spojrzał na niego trochę krzywo, ale też się po chwili uśmiechnął i to zdecydowanie drwiąco.
- No fakt, przesadziłem. Po minucie spuści się w spodnie z ekscytacji. Ale niech ma, muszę dokończyć drinka, szkoda go marnować przez taką łajzę
Była to trochę dziwna deklaracja zważywszy na fakt, że wydał sporo gotówki na zeltronkę, która miała zabawiać ich pośrednika. A tu szkoda mu kilku kredytów za drinka.

Cichy - 2012-02-05 18:51:14

*Tak się mówi i tyle, Cichego to nie zdziwiło. Może bardziej tu było szkoda tego drinka który kusi niż pieniędzy. Bo nie ma co kryć, widać po mordzie jak ktoś lubi wypić. I tego na przykład po mordzie Cichego widać nie było. Męczył tego swojego kolorowego jak dzieciak na drugim śniadanku. Naturalnie ze smak alkoholu znał, miał już przecież te 17 wiosen, jednak nie był to typ który lubi się schlać. Już nie był. Alkohol w życu Cichego pojawiał się, kiedy brakło narkotyków. Wtedy spijali plyny z chłodnicy czy inne świństwa*

Tangorn - 2012-02-05 18:56:51

Na twarzy Tanga było widać oznaki tego, że lubi sobie wypić i sobie tego nie oszczędzał. Co prawda do nieprzytomności chlał tylko z przyjaciółmi i to w lokalach, w których mógł sobie na to pozwolić. Ale jeśli był na misji, tak jak teraz, to ograniczał się do drinka czy dwóch. W czasie jakichś walk to zdecydowanie sobie tej przyjemności odmawiał.
Minuty mijały powoli a Fibal już dopił te dwa stojące przed nim trunki. Cichemu jakoś wolno szło, ale łatwo się domyślić czemu.
- Dobra, nasz koleżka chyba nacieszył się wdziękami tancerki. Pora sprowadzić go na ziemię
Tang wziął swój hełm do ręki, ale go jeszcze nie zakładał. Za bardzo się w nim rzucał w oczy i było go widać z daleka. Bez niego w tłumie jakoś jego pancerz się gubił.
Szedł nieśpiesznie w stronę schodów, które miały zaprowadzić ich do odpowiedniej loży. Prowadził stary Fibal, bo bywał już tu kiedyś i jeszcze drogę pamiętał.

Cichy - 2012-02-05 19:02:30

*Dug nie poszedł za Fibalem. Okręcił się tylko by go lepiej widzieć, obserwował, ale żeby się ruszyć – niekoniecznie, a  co on. Jakby trzeba było jak wtedy z bliborda strzelić, to by strzelil. No ale w knajpie byli, teraz to co innego, jakby zaczęło wrzeć to bez miecza by się nie uratował. A jak już powiedziano z oczywistych powodów wolał nie prezentować się z bronią tego rodzaju*

Tangorn - 2012-02-05 19:09:26

No cóż, to Cichy został a Tang ruszył na spotkanie z tym, który chciał go wydymać. Szybko dotarł na miejsce, gdzie zastał kompletnie otumanionego przez zeltronkę Scrubsa. Biedak nie zajarzył od razu, że grozi mu niebezpieczeństwo, więc zdrowo oberwał w mordę. Tancerka ulotniła się jak gdyby nigdy nic, a Fibal "rozmawiał" sobie z pośrednikiem. Nie zabił go, ale porządnie obił przestrzegając przed podobnymi numerami.
Do lady wrócił po jakichś 10 minutach. Na rękawicach miał już zaschniętą krew biedaka, ale nikt na to uwagi nie zwracał, a i krzyków nie było żadnych ani odgłosów strzelaniny.
- Po sprawie, problemów robić nie będzie... no i wspaniałomyślnie stwierdził, że zrzeka się swojego udziału w handlu
Czyli operacja zakończyła się sukcesem i nic ich tu już nie trzymało. Jednakże Tang zwrócił na siebie uwagę i przy wejściu do sali pojawiło się dwóch ochroniarzy a trzeci ruszył w ich kierunku, przepychając się przez tłum.

Cichy - 2012-02-05 19:17:49

*Tez szczególnie się tym nie przejął, rzec by można – zareagował bo tak wypadało. Towarzyski nie był i chyba nie specjalnie potrafił. Mocno płynący z prądem.
Jednak szybko wyczuł kolejne zagrożenie. Tym raz się pozornie nie przejął, ale szturchnał Fibala i wskazał pazurem kciuka za siebie, tam gdzie zaczął się charakterystyczny ruch*

Tangorn - 2012-02-06 11:44:50

Na ladzie stała jeszcze szklanka z resztą drugiego drinka. Wypił więc pozostałą zawartość i zerknął na siedzącego obok duga. Wiedział, co ten mu pokazuje, zauważył ich gdy schodził po schodach. Musieli go zobaczyć przy pomocy kamer lub zeltronka doniosła na niego.
- Spokojnie... lepiej nie urządzać tutaj rzezi
Tang myślał praktycznie. Co prawda gdyby zaczęli tutaj strzelać to w wyniku powstałego zamieszania mogliby spokojnie dać drapaka. Jednak wtedy z miejsca trafiliby na czarną listę lokalnych przestępczych władz. A tego Fibal nie chciał, bo miał jeszcze kilka interesów do załatwienia na księżycu. No i nie narozrabiali za bardzo, poza pobiciem jednego klienta i to nieuczciwego. Szkód nie było, napiwek porządny był, więc nie ma czym się przejmować.
Osiłek w końcu dotarł do lady i stanął tuż za Tangiem i Cichym. Był człowiekiem i typowym "byczkiem", wysoki, umięśniony a garniturek ochroniarza wyglądał jakby miał zaraz rozpaść się w szwach.
- Szefowa zaprasza was na rozmowę. Obu.
Fibal nie odwrócił się tylko spojrzał wymownie na Cichego - "idziemy?" W sumie ładnie prosili.

Cichy - 2012-02-06 19:35:15

*Dug obnażył silnie zaciśnięte zęby, jakby się sparzył. Zabrakło mu trochę taktu – odchylił się i popatrzył „byczkowi” w twarz jakby ten nie był człowiekiem, a w  najlepszym razie jakimś ciekawym droidem, bo to spojrzenie było jak na zjawisko, nie jak na osobę. Widać było że nie jest zadowolony z obrotu spraw, ale jednocześnie jest daleko od myślenia typu „czego ja głupi tu przyszedłem. Trochę się jednak obawiał bo cały czas miał przy sobie pieniądze.
Nie zależało mu tez za specjalnie na tym ze może sobie spalić ten burdel bo i tak by tu nie chodzil, „dzieciaków” nie traktuje się poważnie w takich miejscach. No ale nie był taki do konca pewien czy zdołałby stad po cichu i bez szwanku wyjść. On jednak nie miał takiego pancerza a tu sam spryt może nie wystarczyć. Niczego to nie przesądza, ale cóż – kiedy tasz się ponieść nurtowi mocy często ona sama wyrzuci cie na brzeg, a  nawet jeśli nie to umiesz pływać, poradzisz sobie. Tak więc „odpowiedział” Tangowi wzruszeniem ramion, takie: możemy iść , w koncu i tak nie ma co robić. Szczeniackie, ale cóż – czy Cichy wyglądał na dorosłego?*

Tangorn - 2012-02-06 19:45:27

Ochroniarz generalnie nie traktował Cichego poważnie, oceniał go tylko po wyglądzie. I gdyby nie dostał rozkazu, by przyprowadzić obu, to by go nawet nie zauważył. Niestety miał oko na duga, bo nie chciał podpaść szefowej, więc oddalenie się cichaczem nie wchodziło w grę. A gdy Cichy spojrzał na niego dziwnie, to człowiek odwdzięczył mu się tym samym. Jego oczy wyraźnie mówiły, że uważa go za nic nie wartego szczyla.
Do Tanga zaś zachowywał niewielki dystans, bo on w swoim pancerzu oraz z bronią w kaburach wyglądał po prostu groźnie. Dodatkowego "uroku" dodawały mu krzywe blizny na policzkach i spojrzenie typu "zaraz ci przypierdole". Oczywiście tylko w stosunku do tego ochroniarza, bo na Cichego spoglądał raczej obojętnie i ze zrezygnowaniem. Takie "no to idziemy".
- No to prowadź do szefowej
Ostatnie słowo wypowiedział dosyć złośliwie, co się mięśniakowi wyraźnie nie spodobało i tylko tytanicznym wysiłkiem powstrzymał się, by nie wszcząć burdy. Kazał im tylko iść przodem do schodów a potem wejść po nich na samą górę, czyli trzecie piętro.
Fibal zabrał tylko swój hełm i przytwierdził go do pasa używając krótkiej linki. Wolał mieć ręce wolne w trakcie ewentualnej walki. Cichy jako że był mocowładnym mógł wyczuć, że jego towarzysz zrobił się spięty i czujny, a pod maską spokoju powoli gotowały się różne emocje: gniew, lekka ekscytacja, nutka strachu i spora dawka irytacji.

Cichy - 2012-02-06 19:51:54

*Młodzieniec nie wyglądał na zaskoczony wyrazem spojrzenia ochroniarza. Z oczywistych względów był przyzwyczajony, bo trudno nie uważać za szczyla kogoś kto faktycznie, przynajmniej fizycznie – nim jest. Ale duga to bawiło. n Później, idą c na górę bardzo chętnie obserwował Tanga w Mocy. Podobały mu się jego uczucia, takie inne niż miejskich bandziorów. Lub lepiej: takie same ale inne.
Zanim poszedł, wychylił swojego „drinka” i teraz już trzymał się blisko tanga, tak samo zaangażowany w rzeczywistość jak zwykle. Az się chciało zapytać co on wącha i czy czasem nie ma gdzieś ukrytego aplikatura, bo przecież nie można tak ciągle nie mieć kontaktu z innymi, zwłaszcza w takiej sytuacji*

Tangorn - 2012-02-06 20:05:22

Tang miał spore doświadczenie w takich sprawach, wiedział jak się zachować i jak utrzymać swoje uczucia na wodzy. Zawsze ekscytowały go takie sytuacje, gdy istniało prawdopodobieństwo utraty zdrowia lub życia. To dodawało wszystkiemu pikanterii. Bał się też, że coś może pójść cholernie nie tak lub że wkraczają w pułapkę. Fibal nigdy nie zgrywał twardziela, który niczego się nie boi. Strach uważał za pożyteczne odczucie, przynajmniej powstrzymywał przed robieniem na prawdę wielkich głupot.
Idąc przed siebie stawiał równe, zdradzające pewność siebie kroki. Nie uciekał wzrokiem po katach ani też nie wlepiał spojrzenia w każdego mijanego ochroniarza. Co jakiś czas tylko zerkał to tu to tam oceniając poziom ochrony i środki jakimi dysponują. W głowie układał różne scenariusze ucieczki lub walki z wykorzystaniem zauważonych elementów.
Droga na ostatnie piętro minęła im na szczęście spokojnie, nikt ich nie zaczepiał ani nie starał się ich rozbroić, co było trochę dziwne.
Mando i dug dotarli w końcu na ostatni poziom. Tutejsze ściany miały ciemnobordowy kolor a po bokach schodów znajdowały się pięknie rzeźbione kolumny z białego marmuru. Sklepienie miało kształt łagodnego łuku i było pokryte misternymi płaskorzeźbami.
- Ktoś tu lubi popisywać się kasą
Mruknął Tang i obejrzał się na Cichego przekazując mu spojrzeniem pytanie "wszystko gra?". Nie miał pojęcia, że ten jest mocowładnym, który pewnie mógłby go zabić swoim "czary-mary". Dalej uważał go za zaradnego dzieciaka z ulicy.
- Wchodzić. Tylko spokojnie i macie się zachowywać
Przed nimi znajdowały się potężne drzwi wykonane z ciemnego drewna. Otworzyły się przed nimi, chociaż nie było żadnego odźwiernego. Pewnie miały jakiś mechanizm. Nikt ich też nie zrewidował, nie odebrano im broni. Najwyraźniej ta szefowa była bardzo pewna siebie.

Cichy - 2012-02-06 20:11:07

*Dug oczywiście z racji tego, ze był mały, musiał nadrabiać szybszym przebieraniem kończynami by za Tangiem nadążyć. Ów pospiesz odbierał mu trochę tego zlewającego charakteru, wiec po kilku chwilach musiał już wykazywać większy kontakt z rzeczywistością. On z  kolei rozglądał się umiarkowanie, bez ładunku emocjonalnego, jakby nie miał zdania na temat wystroju.
Na chwile nawiązał z  Tangiem spojrzenie, ale nie „powiedział” niczego szczególnego. Czy w porządku? Raczej się nie rozryczy*

Tangorn - 2012-02-06 20:21:51

Obaj weszli do przestronnej sali utrzymanej w podobnej stylistyce co korytarz. Pod ścianami stały kolumny a między nimi piękne rzeźby. Podłoga wyłożona była najwyższej jakości parkietem z ciemnego, egzotycznego drewna. Wystroju dopełniały skórzane kanapy i fotele, drewniane meble. Wszystko to wyglądało jakby zostało żywcem wyjęte z innych czasów.
Dla Cichego to pewnie znaczenia nie miało, Tang zaś z zainteresowaniem oglądał elementy wystroju. Ale w tym pomieszczeniu były drobne rzeczy, które mogą przykuć uwagę duga, gdyż nasycone były Mocą. Ukryte były gdzieś tutaj, ale emanowały wyraźną aurą jak artefakty. Nie można było jednak ustalić ich przynależności do Ciemnej czy Jasnej strony.
Tymczasem obaj dotarli do drugich drzwi, które otworzyły się same wpuszczając ich do mniejszego gabinetu. Styl się nie zmienił, jedynie ściana na przeciwko wejścia wykonana była ze szkła, dając właścicielowi wgląd na cały klub. I tam właśnie stała szefowa, skierowana plecami do nich. Tang ni umiał rozpoznać rasy z tej odległości, ale przypominała mu człowieka. Z tym, że była kompletnie łysa, miała czerwoną skórę naznaczoną tatuażami w różnych odcieniach błękitu.
- Tangorn Fibal i jego tajemniczy towarzysz. Siadajcie
Przed nimi znajdowały się dwa skórzane fotele zwrócone ku szybie. Na przeciwko nich stała zaś sofa i raczej łatwo się domyślić kto tam będzie zasiadał.

Cichy - 2012-02-06 20:31:25

*Nie ma co przeceniać, trochę miało, on po prostu tak wyglądał jakby wszystko miał w  dupie. No i fakt, ze on nie potrafił odbierać takich wystrojów, nigdy nie pragnął i nie miał aspiracji by poznać architekturę czy choćby posiedzieć w „wypasionym” fotelu. Surowe wychowanie, jeśli w ogóle można mówić o wychowaniu w tym przypadku, i dalsze równie surowe życie, a  obecnie zainteresowania skierowane zupełnie w inną stronę.
Więc dla Cichego to, ze ktoś wydaje ileś tysięcy kredytów na skórzany fotel było niedorzecznością, bo przecież dupe posadzić można wszędzie.
Tak jakoś mniej więcej myślał
Dopiero te przedmioty zdradzające jakąś łączność z Moca zaczęły go interesować, tak wiec, a przynajmniej dla Tanga który juz go troche poznał, jego zainteresowanie przez chwile będzie widoczne – zaczaił się oglądać za jakimiś duperelami. Ale łatwo wytłumaczyć – pewnie chciał ukraść.
Szybko się garnął i wrócił do poprzedniego zachowania. Musi się najpierw zorientować kim jest „szefowa”. Czy się nie zdemaskuje.
Jak wyglądała fizycznie Cichego w ogóle nie obchodziło (dopóki nie zobaczy jakiegoś szczegółu w rodzaju jego własnych skaryfikacji na przedramionach które teraz były ukryte przez przylegające rękawy, opinające ciało by nie było łatwo ich zsunąć.
Na fotel władował się jak zuchwale zwierze, ale się nie rozsiadł. Zagnieździł się raczej neutralnie*

Tangorn - 2012-02-06 20:42:14

Tang akurat myślał podobnie, zarobioną kasę zawsze oszczędzał na czarną godzinę a gdy gdzieś mieszkał to kupował rzeczy wygodne i funkcjonalne, ale względnie tanie. Bo wiedział, ze prędzej czy później je porzuci. Również był wychowywany w surowych warunkach. A wnętrzem się nie zachwycał, raczej próbował coś wyczytać z wystroju o tej tajemniczej szefowej. O przedmiotach związanych z Mocą nie wiedział, jak było wcześniej wspomniane był na nią całkowicie ślepy.
Wygląd szefowej go trochę intrygował, a fakt że znała jego imię i nazwisko potęgował to zainteresowanie. W fotelu rozsiadł się wygodnie, na ile pozwalał mu pancerz oczywiście.
- Cóż, znasz moje imię, więc może się przedstawisz?
Zapytał Tang tonem zdradzającym jego Mandaloriańską arogancję. To był ich tzw język handlu, z reguły najemnicy jego pokroju rozmawiali tak z huttami i innym ścierwem. Szefowa jednak nie dała się złapać na starą zaczepkę. Dalej stała zwrócona plecami do nich. Ubrana była zwyczajnie, bardziej młodzieżowo, obcisłe czarne spodnie, buty na lekkim obcasie sięgające kolan, do tego krótka z jakiegoś syntetycznego materiału.
- Jestem Morrigan.
Przedstawiła się krótko i zapadła cisza. Tang trochę się tym irytował i uparcie wpatrywał się w jej plecy, nie zwracał za bardzo uwagi na Cichego, który z kolei widział i czuł więcej przez jego kontakt z Mocą. Przez ten pokój przepływały delikatne prądy energii kumulujące się w kilku miejscach gabinetu. Tam też znajdowały się jakieś artefakty skupiające, które później przekazywały cały zgromadzony ładunek do jednego centralnego miejsca. Do Morrigan. W Mocy jednak bardzo trudno było ją wyczuć, jej aura była nieco rozmyta, zapewne był to efekt jakiegoś przedmiotu.

Cichy - 2012-02-06 20:48:21

*Tyle już wyastarczalo dugowi do wyjscia z przypuszczeniem, ze jest ona świadoma Mocy, o ile nie jest mocowładna. Wcale nie musiała być, ale świadoma była na pewno. na chwile postawil uszu kierując je w jej kierunku. Chciał spojrzeć w bok tym spojrzeniem mówiącym „widze ją”. Ale obok nie miał swojego mistrza, tylko całkiem obcą osobę. Poczuł się przez chwile jak cel tej „szefowej”. Tang był przynętą, lub nawet doręczycielem, nieświadomie, ale skutecznie. A jeśli unosi się tu wyczuwalna Moc, to musialo chodzić o niego. Teraz on poczuł podobny koktajl emocji co wczesniej mandalorianin. Ale widząc sytuacje pozostał czujny, i wykorzystywał podzielną uwagę i już nie takie calkiem lamerskie wyszkolenie to maskowania się nie tylko fizycznie, ale i w  mocy – by nadal pozostawać nic nie znaczącym gówniarzem którego się nie docenia*

Tangorn - 2012-02-06 21:03:37

Kobieta na razie niczym nie zdradzała się ze swoją mocowładnością czy wiedzą o zdolnościach Cichego. Póki co panowała cisza, która niezmiernie wkurzała Fibala. Nie miał pojęcia po co został tu sprowadzony, a ta cała szefowa niczego nie wyjawiała. W końcu po jakieś minucie chciał coś powiedzieć, gdy ta cała Morrigan nagle się odezwała, jakby wiedziała co zamierza jej rozmówca.
- Dotkliwie poturbowałeś Scrubsa. Dlaczego?
Tego pytania w gruncie rzeczy się spodziewał. W końcu wszystko na to wskazywało. Odprężył się więc trochę, ale zwlekał z odpowiedzią, odpłacając jej pięknym za nadobne. Musiał jednak postępować ostrożnie, w końcu to jej teren.
- Skurwiel chciał mnie okraść i pewnie też zabić. Należało mu się. Niech się cieszy, że żyje przez wzgląd na dawne czasy
Przystopował nieco ze swoim aroganckim tonem przy okazji tej wypowiedzi. W końcu po co sobie robić nowych wrogów w miejsce starych? Poprzedniemu właścicielowi tego klubu porządnie podpadł i musiał się ratować poprzez upozorowanie własnej śmierci. Drugi raz pewnie ta sztuczka by nie przeszła.
- Przyjmuję to wyjaśnienie. Na drugi raz jednak postaraj się załatwiać swoje sprawy poza moim lokalem.
W końcu Morrigan odwróciła się do nich. jej twarz pokrywały tatuaże utrzymane w podobnych barwach co z tyłu głowy. Niebieskie i bordowe fale symetrycznie spływały do kącików jej ust, by potem połączyć się na gardle. Wokół jej oczu miała wytatuowane błękitne obwódki a przez środek jej czoła biegła bordowy pas ozdobiony po bokach błękitnymi nitkami. Najbardziej niezwykłe były jej oczy, całe pomarańczowe i siatkowane jak u jakiegoś owada. Spojrzała ona w kierunku Cichego bardzo wymowne - "widzę cię i wiem kim jesteś". Nie wykonała jednak żadnego agresywnego ruchu, skupiła się za to na Tangu.
- Masz interesującego przyjaciela o którym nikt nic nie wie. Przedstawisz go może?

Cichy - 2012-02-06 21:10:03

*A wiec wie – pomyślał. Może to irracjonalne, a nawet głupie – przynajmniej mu się  ta, wydało – ale zależało mu teraz żeby mandalorianin się nie dowiedział. Mandalorianin który go nie przedstawi. Nikt go nie mógł przedstawić, nawet jego mistrz. Nikt nie znał jego imienia. Dug nie spojrzał na tanga w chwili, kiedy ten zapewne wymowne spojrzy na niego, majac ostatnią nadzieje że ów nagle odzyska głos i się przedstawi, jak wymaga sytuacja.
Kobieta w tatuażach, które mogły coś znaczyć (choć równie dobrze mogły nie znaczyć nic) go odkryła. Widziała, wiec jej mocwładność była oczywista. Nie sprawiło to jednak, ze zrezygnował ze swojego wcześniejszego zamierzenia. „wiek kim jesteś” to stwierdzenie bardzo wąskie*

Tangorn - 2012-02-06 21:19:22

Tang trochę się zdziwił ale faktycznie spojrzał na Cichego z takim niemym pytaniem "przedstawisz się czy nie?". Ale odpowiedź w sumie już znał. Po chwili znowu spojrzał na Morrigan, rozsiadając się nieco wygodniej  fotelu, zakładając też nogę na nogę.
- Cóż, nie pomogę ci bo też nie mam zielonego pojęcia kto to. Pomógł mi to mu w ramach rewanżu postawiłem drinka, proste.
Kobieta uśmiechnęła się tylko i powoli ruszyła w kierunku sofy. Poruszała się jak modelka na wybiegu a przy tym brzydka nie była, miała raczej egzotyczny typ urody. Uśmiechała się przy tym w dobrze znany Tangowi sposób "mam kasę i władzę i potrafię z tego skorzystać".
- No proszę proszę... aż tak lubisz dzieci?
Zapytała prowokująco. Głos miała miły dla ucha, nieco uwodzicielski. Bawiła się tą sytuacją i miała z tego niezłą frajdę.
- Jestem Mando, cenię dzieciaki, które potrafią przetrwać w tak gównianych miejscach jak to
Tang odpowiadał hardo, ale nie rzucał otwartego wyzwania. Starał się skupić na sobie jej uwagę, ale Morrigan i tak co jakiś czas spoglądała badawczo na Cichego. Nie sondowała go jednak Mocą, ale zdecydowanie on ją bardziej interesował niż Fibal.

Cichy - 2012-02-06 21:24:18

*Cichy tez to zauważał, jednak on z  kolei nawet na nią nie spoglądał, a jeśli tak, to zawieszał wzrok i uwagę na konkretnych ciekawiących go elementach. Wyglądało na to, ze on inaczej nie potrafi, choć oczywiście potrafił więcej niż im się obu zdawało, i jemu samemu tez. A że nie potrafił się zachować to inna sprawa. Wiec zachowywał się jak on, taki cichy. I cichociemny.
Zostali tu zaproszeni, wezwani przez tą kobietę wiec prędzej czy później dowiedzą się o co chodzi, najpierw pani gospodarz musi się na nich dowartościować. Wytrzymają. A przynajmniej Cichy, on nie miał honoru, jak Fibal, wiec nie musiał go bronić stanowczym tonem.*

Tangorn - 2012-02-06 21:35:34

Pokaz był zdecydowanie nastawiony na pokazanie im kto tutaj rządzi. Nad Fibalem miała przewagę, Cichego nie była pewna, więc póki co zostawiała go sobie na później. Postępowała ostrożnie, bo chociaż ich tutaj zaprosiła i znajdowała się na swoim terenie, to jednak nikt z nich nie zagrał jeszcze w otwarte karty. Paradoksalnie zaś najsłabszym ogniwem był tutaj niewrażliwy na Moc Tang.
- No tak, ten wasz słynny instynkt rodzicielski.
Morrigan uśmiechnęła się z wyższością. Minęła kanapę i podeszła do siedzącego Fibala, którego twarz zastygła w kamiennym wyrazie, nie wyrażającym zbyt wiele emocji. Wewnętrznie się gotował, to dug mógł wyczuć. Bo ona to wyraźnie czuła. Nachyliła się nawet nad nim a ich spojrzenia się spotkały.
- Czego ty chcesz?
Zapytał w końcu zniecierpliwiony Tang. Morrigan w odpowiedzi jedynie się uśmiechnęła i nagle musnęła swoimi ustami jego. Trwało to ułamek sekundy, ale jej chyba wystarczyło, bo nagle się cofnęła i stanęła plecami do generalnie wściekłego już Fibala.
- Ach ta paleta emocji... coś ekscytującego, aż dostałam dreszczy z podniecenia. Dawno nie czułam czegoś takiego
- Shabla, nie mam czasu na gierki

Tang zaczął wstawać. Nie podobała mu się ta sytuacja, bo czuł, ze zaczyna tracić grunt pod nogami. Coś mu tu nie pasowało i za cholerę nie potrafił dociec co to jest.
- Siadaj
Morrigan powiedziała władczo, porzucając swój miły, kuszący głosik.

Cichy - 2012-02-06 21:46:34

*słuchał, panował nad emocjami, ale w pewnym sensie, sięgającym gdzieś tam głęboko do najbardziej bolesnych upokorzeń, to sformułowanie kobiety odnośnie Tanga było miłe. Instynkt rodzicielski obcej osoby względem niego, podczas kiedy tego instynktu zabrakło jego własnej matce.
Nie pozwolił wyjść temu na wierzch. Ale myśli przypływają. I odpływają, Cichy kazał tej myśli odpłynąć.
Biedny mandalorianin – pomyślał, widząc ów grę dominacji. Poniżała go. Pokazywała, ze może z nim zrobić co chce. Suka. Ale niektórzy takie lubią.
Cichy był mimo wszystko za młody na tak daleko posunięte dewiacje*

Tangorn - 2012-02-06 22:02:54

Tang nie lubił takich kobiet i bez wyrzutów sumienia im zazwyczaj przywalał z pięści w twarz. Teraz jednak się hamował, chociaż z trudem. O wiele łatwiej przychodziło mu opanowanie emocji na polu bitwy niż przy takich jawnych gierkach słownych. Nie usiadł też gdy mu rozkazała.
- Możesz mnie pocałować w shebs
Warknął wyraźnie agresywnie a ona znowu uśmiechnęła się złośliwie i podeszła do sofy, siadając na niej wygodnie. Takie olewanie wściekłego Mandalorianina dolewało tylko oliwy do ognia.
- Możesz się wściekać... twoja furia jest wręcz elektryzująca. I zabawna... ale zabawniejsze jest to twoje poczucie winy...
- Co ty...

Nie dokończył bo nagle odchyliła głowę do tyłu i zamknęła oczy. Artefakty w gabinecie nieco ożyły i zaczęły przekazywać Morrigan większą dawkę energii. Na drobną chwilę też opadła jej zasłona, ale nie na wiele się to przydało, bo jej aura była bardzo egzotyczna. Nie była ani Jedi, ani Sithem. Skłaniała się jednak ku Ciemnej stronie, ale nie tak jak Nemedis.
- Straciłeś kogoś bardzo bliskiego dawno temu... chyba ojca. Zabił go... Jedi. W bitwie. Od tej pory nienawidzisz mocowładnych. Potem zemsta... och słodka, doprowadzająca moją krew do wrzenia. Potem okres spokoju... upozorowana śmierć, szkoleniowiec na Kamino. Po wojnie zwiałeś z Coruscant "uprowadzając" czterech klonów których usynowiłeś... ach i jeszcze piąty na dokładkę. Kilka miesięcy temu jeden z nich zginął... znowu przez Jedi. Och cóż za ironia losu...
Tanga zmroziło gdy to usłyszał. Stał tylko przed nią jakby niezdolny do poruszenia się, ale w środku jego emocje były rozszalałe jak tornado.
- Wiesz co, teraz możesz iść, ja porozmawiam sobie z twoim przyjacielem
Tang miał już dość, ale nie mógł się ruszyć. Zorientował się już, że ma do czynienia z jakąś wyjątkowo wredną mocowładną. Morrigan tylko opuściła głowę i otworzyła oczy. Jej oczy chwilkę lśniły intensywnym, pomarańczowym blaskiem a potem przygasły.
- Jesteś otwarty jak książka, łatwo z ciebie wyczytać różne rzeczy... ale twój... przyjaciel. On to co innego
Skupiła się na Cichym a Tang nagle odzyskał władzę w ciele. Nie zaatakował, bo wiedział, że tej walki nie wygra.

Cichy - 2012-02-06 22:10:33

*przysłuchiwał się temu, i jak w  każdym ciemnostronnym mocowladnym, tak iw  nim zaczęło kiełkować dzikie pożądanie potęgi, bo to co zrobila, skanując mandaloeianina było bardzo widowiskowe. Wyczuł jednak aktywność artefaktów, wiec jechała na dopingu.
Cichy momentalnie zaczal się z nia porównywac, choć wiedział, ze jest przegrany. On był – w tym układzie – naprawde smarkaczem.
Nie chciał żeby Tangorn odchodził. Rozpraszał ją. Dug jednoczesnie chciał się czegoś o niej dowiedzieć, poszerzyć wiedze, zdobyc informacje, a zarazem nie, chciał uciec i po prostu być bezpieczny.*

Tangorn - 2012-02-06 22:19:47

Siedziała zadowolona z siebie i ze swojego efektu. To krótkie przedstawienie miało im obu pokazać, że z nią należy się liczyć i lepiej jej nie podskakiwać. Straciła przy tym zainteresowanie Fibalem i patrzyła na Cichego. Nie wyzywała go na pojedynek, jeszcze nie. Ale oboje mieli podobne cele, chcieli się dowiedzieć czegoś o drugiej stronie.
Tang zaś zaczął coś podejrzewać, ale najpierw musiał odreagować wściekłość i chyba wiedział już jak. Uśmiechnął się tylko wrednie do Maorrigan i powiedział.
- Przepraszam na chwilę
Odszedł od nich, ale nie wyszedł. Podszedł do najbliższej kolumny i po prostu przywalił w nią pięścią z całej siły, rozpraszając uwagę kobiety. Z wyrazu jej twarzy dało się wywnioskować, że ten atak na jej własność jej się nie podobał.
- Zostaw to.
Powiedziała zimno. Przedtem jej rozkazujący ton podziałał, teraz jednak efekt był mniejszy.
- Bo co? Popsuję ładną dekorację? Zapłacę za szkody jeśli cię nie stać
Odgryzł się jej i znowu przywalił pięścią w kolumnę. Ból hamował jego furię i sprowadzał go do rzeczywistości. Przy okazji rozpraszał uwagę Morrigan, która nie mogła się zająć Cichym. Przynajmniej na razie. Nie ulegało jednak wątpliwości to, że to on ją interesuje najbardziej.
- Zostaw!
Ponownie użyła Mocy, "zamrażając" Fibala. Artefakty jednak nie aktywowały się, więc ich przeznaczenie musiało być nieco inne.

Cichy - 2012-02-06 22:24:07

*W innej sytuacji ruchy mandalorianiona sprawily by ze Cichy by zaatakował, jednak tutaj sytuacja zdecydowanie nie była zwykla. Kobieta miałą tu środki właściwie nieogrqaniczone, mogla ich przerobić na mokra karmę dla kota jeśli by chciala. Nie robiła tego wiec nie chciala. Tan przywalili w kolumne dwa razy i zył. To oznaczała ze coś od nich chce. Od niego bardziej – od Cichego. W każdym razie kiedy tang skupil an sbie uwagę tajemniczej Maorrigan, dug skupil swoją uwagę na artefaktach. Bardzo subtelnie, ale na tyle silnie, by cokolwiek się dowiedziec*

Tangorn - 2012-02-07 11:43:07

- Za takie coś w normalnych okolicznościach bym cię zabiła... masz szczęście, że mam do ciebie interes. A raczej do Mandalorian. Ale póki co... zostaw nas
Nas czyli ją i Cichego. Tangowi ta propozycja w gruncie rzeczy odpowiadała, bo siedzenie z mocowładnymi było sporym obciążeniem dla jego nerwów. Nigdy nie ukrywał, że darzył ich szczególną niechęcią, nawet gdy pracował dla WAR'u.
- Co z młodym?
- Nic mu się nie stanie, o ile będzie siedział spokojnie.

Tang kiwnął głową i wyszedł. Spojrzał jeszcze tylko na Cichego i po chwili zniknął. Ale nie opuścił budynku, krążył po pokoju przez który przechodzili. Tam też czekali na niego ochroniarze. Dla Fibala było to znośne towarzystwo, poza tym miał okazję by ich podpytać o różne sprawy.
Młody dug został sam na sam z tajemniczą kobietą. Nie okazywała mu otwartej wrogości, jednak jej motywy pozostawały nieznane.
Z kolei o artefaktach Cichy niewiele mógł się dowiedzieć. Nie był wystarczająco biegły w sztukach Mocy, rozpoznać subtelne niuanse w ich budowie i działaniu. Poza tym reagowały tylko na Morrigan i to w trudny do ustalenia sposób. Czy dodawały jej sił? Czy ją chroniły? A może miały całkiem inne zastosowanie?
- Mam sentyment do Mandalorian, ale bywają kłopotliwi i strasznie krnąbrni. Ale nie o tym chciałam rozmawiać... a raczej o tobie... i twoim mistrzu, kimkolwiek jest
Utkwiła w nim spojrzenie swoich pomarańczowych oczu. Dzieliła ich odległość kilku metrów, ale przestrzeń wokół młodego duga zaczęła gęstnieć. Nie był to atak, a próba wysondowania go przez Moc. Póki co było to bardzo delikatne i ostrożnie, prawie niewyczuwalne.

Cichy - 2012-02-07 17:33:16

*Cichy nie okazywał niczego, żadnego nastawienia, jakby nie był żywą istota. Ba – nie był nawet droidem. Jego zachowanie kojarzyło się chyba tylko z pierwotniakiem. Fizycznie, bo oczywiście młody myślał i analizował. Kiedy padały pierwsze w tej rundzie słowa, zastanawiał się, czy Tang już wie. Czy już wie, ze ona… - to na pewno. Ale czy wie, ze on?
Poczuł niezadowolenie. Wolał żeby mandalorianin nie wiedział. Swoją drogą absurd – myślał. jest dla mnie obcą osobą, co mnie to obchodzi co on wie i myśli.
Mocowładność była przykładem największej niesprawiediwosci galaktyki. Była ikoną w tej dziedzinie. Rozgraniczała istoty na nadistoty i resztę, upośledzoną zmysłowo, która to reszta musiała bardzo się starać, pracować całe życie by dorównać najsłabszemu w wybrańców.
Powinien napawać się wyższością nad innymi, ale on czul obrzydzenie do tej zasady. Dlatego tez postanowił nie przejmować się żadnymi, mieć po prostu własne. Zasady Cichego polegały na tym, ze on sobie decydował na podstawie własnego humoru kogo lubi, kogo szanuje, kogo nienawidzi.
Zanim zareagował na kobietę minęło dużo czasu, może minuta. W końcu spojrzał. Obejrzał ją sobie, jak wtedy ochroniarza – na zasadzie obiektu do patrzenia.
W końcu przyszła jego odpowiedź, nie tak typowo, jak robią to jedi. Mimo zwiększającego się powoli nacisku był bardzo zamknięty. przekaz jakby przeciekał przez gęste sito.
„Mój mistrz nie szuka kolejnego ucznia”*

Tangorn - 2012-02-07 17:50:14

Tang nic nie wiedział na pewno, ale podejrzewał, że Cichy jest mocowładnym, a to mu już nie pasowało. W kwestii Mocy miał podobne podejście co Cichy, uważał ją za sporą niesprawiedliwość, bo przez nią byle lamer miał przewagę nad kimś, który ciężko pracował całe życie. No i pozostawała kwestia poczucia wyższości takich osób.
Morrigan zdecydowanie należała do tej grupy istot, która czuła się lepsza z powodu swojego daru. I w przeciwieństwie do Jedi w całości wykorzystywała go do osiągnięcia własnych korzyści. Dzięki Mocy bardzo szybko osiągnęła coś, na co inni gangsterzy pracują wiele lat. A to i tak było jej mało, jej ambicje były znacznie większe, ale ograniczały się jedynie do świata przestępczego.
Kobieta siedziała teraz spokojnie na sofie, założyła nogę na nogę a jedną rękę położyła na oparciu. Gdy dotarła do niej odpowiedź Cichego tu uśmiechnęła się z lekkim politowaniem.
- Sądzisz, że szukam mistrza? Niee... wiem sporo o zagadnieniach Mocy, o filozofiach Jedi i Sithów. Na mojej rodzinnej planecie zostało trochę pozostałości po nich. Ale jestem ciekawa, kim jest twój mistrz i co ze sobą reprezentuje
Nauczyciel Cichego mógłby być potencjalnym sprzymierzeńcem, lub też wrogiem, na którego trzeba uważać. Potrzebowała informacji.

Cichy - 2012-02-07 18:10:12

*W przypadku Cichego jedno zdanie odpowiedzi to już rozmowa. Dwa to dyskusja, a  jak dojdzie do trzech, następujących po sobie w miarę szybko, to zainteresowanie.
Na razie zwlekał. Nie było to przeciąganie na silę, to była taka jego cecha. Jakby przeciągał na siłę, rozmowa mogłaby trwać rok.
Nie był spięty. Fizycznie wyglądał na rozluźnionego, siedział wygodnie choć tak jak wszedł, tak nie poruszał się prawie wcale.
„Po co?”
W końcu przyszedł kolejny komunikat*

Tangorn - 2012-02-07 18:18:41

Morrigan potrafiła być cierpliwa. Ta cecha była wręcz niezbędna przy długofalowym planowaniu swoich działań. Czasem na efekty pewnych posunięć trzeba czekać miesiącami albo nawet latami. W rozmowie z Cichym też musiała wykazać się cierpliwością, by osiągnąć swoje cele. Jeśli dobrze go oceniała, to te zwlekanie z odpowiedzią było raczej naturalne niż nastawione tak, by ją wkurzyć. Chociaż nie można wykluczyć, że to była dodatkowa motywacja.
- Po co? Po co ludzie wciąż się uczą, po co zadają pytania czy szperają w różnych miejscach? By zdobyć wiedzę i informacje. A to już klucz do potęgi
Odpowiedziała wymijająco, nie spuszczając wzroku z Cichego. Powolutku sięgała ku niemu coraz śmielej swoimi sondami Mocy. Próbowała wywnioskować poziom jego przeszkolenia itp.
- Ale ta odpowiedź pewnie cię nie zadowoli... niech będzie. Chcę wiedzieć, czy twój nauczyciel może stać się moim sprzymierzeńcem, czy wrogiem. Jedna prosta informacja może zaważyć na moich planach
Póki co starała się być miła i rozwiązać to wszystko na stopie pokojowej. Ale oczywiście wszystko też ma swoje granice.

Cichy - 2012-02-07 18:29:28

*W kwestii przeszkolenia łatwiej było wyciągnąć wnioski z tego co widziały oczy i podpowiadała logika niż tego co udało się wysondować, b naturalnym było, ze w chwili kiedy Cichy spodziewa się sondowania, to będzie się coraz aktywniej przeciw temu bronił. Przede wszystkim był bardzo młody. Gdyby był jedi, to można by było mówić o kilku latach aktywnego szkolenia, ale nie miałby szans być rycerzem.
On jedi na pewno nie był. Moc stosował bardzo świadomie i rozważnie. Silniejszy nacisk by g prawdopodobnie zgniótł, ale nie złamał.
Wygląd świadczył o przeszłości zycia na ulicy – tego się łatwo nie zapomina. Brak było Cichemu tego mistycyzmu ciemnej strony. To kolejny argument za tym ze oto ma przed sobą istote bardzo młodą i wiekiem i wyszkoleniem.
Ale niewątpliwie – był zdolny. W rękach odpowiedniego mistrza można było uzyskać z niego coś bardzo cennego.
„Może się stać twoim sprzymierzeńcem” – przyszła odpowiedź – „ale to zależy od tego kim są twoi wrogowie”.*

Tangorn - 2012-02-07 18:38:39

Jego talent wyczuwała, to było szczególne zawirowanie w Mocy. U innych, "zwykłych" mocowładnych się tego nie czuło. Dlatego potrzebowała dodatkowego, ale nie inwazyjnego badania. Wielu rzeczy się jednak domyślała. Nie był przepełniony Ciemną Stroną tak jak prawdziwy Sith, daleko mu też było do Jedi. Istniało kilka wyjaśnień. Mógł być w przeszłości szkolony przez Jedi ale w wyniku wojny lub Rozkazu 66 stracił mistrza i poszedł na poniewierkę, gdzie był wystawiony na działanie Ciemnej Strony. Równie dobrze jego mistrz mógł go znaleźć na jakimś zadupiu i zacząć szkolić. Do ukończenia nauk miał jeszcze sporo, był praktycznie pół produktem. Ale w rękach odpowiedniego nauczyciela mógłby wiele osiągnąć.
- Och wrogów mam sporo. Niezbyt zadowolony z mojej działalności kartel huttów, wielu innych gangsterów, niezliczona rzesza "skrzywdzonych". Imperium też niezbyt korzystnie wpływa na interesy
Morrigan miała sporą grupę wrogów, ale nie zaliczali się do nich Jedi. Do tej pory nie wchodzili jej w drogę a i nic nie zapowiadało, by to się zmieniło.
- Twój mistrz zapewne również ma wielu wrogów, nie mylę się? Niedobitki Jedi współpracujący z rebeliantami, Imperium z pewnością...

Cichy - 2012-02-07 18:44:58

*Tutaj Cichy nie „odpowiedział” nic, ale ze był niezwykle w tym zakresie oszczędny należało założyć, ze to było potwierdzenie: tak, mistrz miał wrogów. Wielu nie z winy jego samego, choć był to sith. Można było zaryzykować stwierdzeniem, ze sith był dyskryminowany z  racji tego ze był sithem i dlatego miał wrogów – było to wynikiem uprzedzeń.
„Jakich huttów?” - zapytal. Jego mistrz współpracował z  jednym z  nich, dlatego jeśli wspólnik mistrza jest wrogiem Morrigan to już źle*

Tangorn - 2012-02-07 18:56:02

Cóż, każdy kto próbował zdobyć władzę i potęgę idąc po trupach zyskiwał sobie wrogów. I sithowie nie byli tutaj dyskryminowani. Jedi również mieli wrogów, chociaż teoretycznie starali się zachować pokój w Galaktyce.
Morrigan uznała milczenie Cichego za potwierdzenie jej przypuszczeń. Jedi na pewno byli wrogami jego nauczyciela, tutaj nie było nawet mowy o innym rozwiązaniu. Imperium zaś było wrogiem wszystkich mocowładnych pozostających poza ich jurysdykcją. Ciekawa był jednak tego, ilu jeszcze wrogów może mieć tajemniczy mistrz duga? Bo mogłoby się okazać, że czasem ich cele są zbieżne... lub też całkiem przeciwnie. Zdziwiła się natomiast gdy Cichy zapytał się o huttów. Kobieta oparła się mocniej o sofę a palce dłoni złączyła razem, tworząc piramidkę. Musiała się chwilkę zastanowić nad odpowiedzią.
- Mam ci podać całą listę? Trochę ich będzie, bo traktują Nar Shaddaa jako swoje terytorium i nie lubią konkurencji. A tak się składa, że po drodze wypchnęłam z interesu kilku z nich.
Nie spoglądała teraz bezpośrednio na Cichego tylko na ścianę za nim. Rozmyślała nad tym pytaniem. Czy to była czysta ciekawość, czy może coś się za tym kryło? Czyżby jego mistrz współpracował z jakimś huttem? Jeśli tak to byłoby to bardzo interesujące.

Cichy - 2012-02-07 19:03:12

*Mistrz Cichego nie robił interesów, a  przynajmniej nie takie, a  ona pewnie już przeszukiwała listę tych którzy ostatnio podpadli huttom. Bo pytanie odnośnie huttów mogło oznaczać zarówno ze mistrz współpracuje, jak i ze ma mocno na pieńku z jakimś ślimakiem.
Tym razem nie zareagował, nic nie powiedział*

Tangorn - 2012-02-07 19:09:51

Owszem, taką interpretację również brała pod uwagę. Ale nie przeszukiwała w myślach szufladki pod tytułem "ci którzy podpadli huttom" bo zwyczajnie nikt nie był w stanie tego ogarnąć. Gdyby policzyć wszystkie takie osoby to po zsumowaniu można by zaludnić nimi małą planetkę albo księżyc.
- Więc? Sprecyzuj nieco swoje pytanie
Nie była to może bardzo cenna informacja, raczej wskazówka i ciekawostka. Mogło by się np okazać, że mają wspólnego wroga, wspólnego przyjaciela lub wersja pomieszana.
Nie naciskała jednak na odpowiedź. Właściwie wręcz przeciwnie, wycofała swoje sondy, dając mu odetchnąć. Co prawda mogła spróbować siłowo wyciągnąć z niego informacje, ale to by oznaczało, że jego mistrz stałby się automatycznie jej wrogiem. Morrigan nie chciała sobie robić nowego wroga i to potencjalnie niebezpieczniejszego niż huttowie. Kalkulowała sobie na zimno.

Cichy - 2012-02-07 19:14:02

*Znowu nastała dłuższa chwila milczenia. Nie była wypełniona zastanawianiem się. Fale jakie wysyłał w Mocy umysł duga świadczyły o tym, ze odpowiedzi pojawiały się natychmiast po usłyszeniu pytania, i było ich wiele. Jednak padała zazwyczaj ta najmniej rozbudowana wersja.
„Jeśli by się okazało że sojusznik mojego mistrza jest twoim wrogiem, to nie zostaniecie przyjaciółmi.”
Pytania jak widać nie było, nie zostało sprecyzowane, ale przyszło takie ot zdanie.
„Huttowie bywają przydani”. *

Tangorn - 2012-02-07 19:23:36

- Więc podaj po prostu jego imię
Tak byłoby najszybciej. Jeśli sojusznik jego mistrza okaże się jej wrogiem, to wtedy będzie go musiała zakwalifikować jako potencjalnego przeciwnika. Mogłoby się też okazać, że dany jeszcze nie podpadła danemu huttowi, więc od niego trzymałaby się z daleka, by nie robić sobie zbyt wielu wrogów.
- Owszem, bywają. Z kilkoma współpracuję, chociaż zaufania do nich nie mam. Bywają jednak zdradliwi i mogą wbić nóż w plecy
Morrigan póki co porzuciła wszelkie próby sondowania Cichego. Z pozoru nie wyciągnęła z niego żadnych istotnych informacji, ale jeżeli poskłada się do kupy wszystkie drobne poszlaki i wskazówki, to już jakiś obraz osoby młodego duga będzie miała. Jedynie jeszcze jego mistrz pozostawał tajemnicą.

Cichy - 2012-02-07 19:41:27

*Tym razem zwlekał bo się zastanawiał, ale nie trwało to dłużej niż zazwyczaj.
„Mistrz powie ci sam kiedy się spotkacie”
Cichy był na etapie narzędzia swojego mistrza, a  nie jego zaufanego wspólnika. Nic dziwnego, był bardzo młody. Ale mógł już na tym etapie stwierdzić ze Nemedis zechce spotkać się z tą kobietą.*

Tangorn - 2012-02-07 19:54:54

- A więc niech tak będzie
Z Cichym już praktycznie skończyła. Wstała więc ale jeszcze nie kazała mu wyjść. Zamiast tego ruszyła przez pokój już normalnym, zdecydowanym krokiem. Przy Tangu poruszała się jak modelka, by wywrzeć odpowiednie wrażenie, duga zaś nie miała jak czarować.
Morrigan zatrzymała się przed pustą ścianą. Chwilę się w nią wpatrywała a tymczasem Cichy mógł wyczuć kolejne uaktywnienie się artefaktów. Poprzednio zadziałały, gdy "czytała" z Tanga jak z książki, przedstawiając mu wybiórcze fakty z jego życia. Teraz tego nie robiła... Za to ściana przed którą stała zniknęła, odsłaniając sporą wnękę z półkami wypełnionymi różnymi przedmiotami. Książki, kryształy, zwoje, dziwne pudełka, tajemnicze próbki roślin, piór itp. Prawie jak zestaw młodego alchemika.
Z wnęki wyjęła jakiś mały przedmiot a gdy cofnęła rękę to ponownie pojawiła się ściana, a aktywność artefaktów ustała. Morrigan odwróciła się w kierunku Cichego i spokojnie do niego podeszła, trzymając na wyciągniętej dłoni jakieś małe pudełeczko pokryte tajemniczymi znakami. W Mocy było ledwo wyczuwalne.
- Przekaż to twemu mistrzowi. Jeśli rozwiąże zagadkę mego ludu to będziemy mogli się spotkać. Niech jednak uważa, za błędy zapłaci wysoką cenę
Musiała się upewnić, że spotkanie z mistrzem Cichego okaże się warte jej czasu i zainteresowania. Nie była pierwszą lepszą użytkowniczką Mocy pragnącą spotkania z tajemniczym Sithem.

Cichy - 2012-02-07 20:06:44

*czarowanie nastolatka przez dorsalną kobietę w taki sposób byłoby trochę upokarzające dla kobiety, a  przynajmniej w oczach Cichego. Z resztą lepiej go nie czarować, ktoś o jego przeszłości może zafundować nieprzyjemną chorobę. Cichy miał kilka wirusów, które w ustroju duga nie przekształcały się w chorobę bo dugowie mieli taki a nie inny organizm.
Obserwował, bardzo czujnie z resztą. Kiedy podchodziła, wiedział już, ze coś zostanie mu przekazane, wiec wstał. Stał na fotelu. Nie podnosił łba – jak wcześniej przy Tangu – nie pokazywał gardła. Odebrał przedmiot i obejrzał go. Oglądaniu towarzyszyły dalsze słowa kobiety.
„Mistrz odgadnie zagadkę i zdecyduje, czy chce się spotkać” – Przyszła informacja podczas której Cichy nadal oglądał przedmiot, nie patrzył na Morrigan*

Tangorn - 2012-02-07 20:15:41

Przekazując mu przedmiot na chwilę dotknęła ręki Cichego. Wtedy po raz trzeci artefakty zareagowały a oczy Morrigan rozświetlił pomarańczowy blask. Młody mógł też poczuć jak silna energia Mocy go na chwilę otacza a potem znika. Nic mu się nie stało. Kobieta zaś wyglądała tak jak wcześniej.
- Czy odgadnie to się jeszcze okaże
Odwróciła się i podeszła do przeszklonej części gabinetu. Stała tam gdy wspólnie z Tangiem wchodzili do środka. Najwyraźniej to był już koniec ich rozmowy.
- Możesz odejść, chcę jeszcze porozmawiać z twoim "przyjacielem" Mando. A i jeszcze jedno... Jeśli nie chcesz wylądować w szpitalu, to uważaj na czerwony neon przy przejściu 4A i pijanego rodianina w zielonej taksówce
Ostrzegła go i to był już koniec rozmowy. Drzwi się otworzyły.

Cichy - 2012-02-07 20:22:15

*Poczuł, i z jakiegoś dziwnego powodu się nie zbuntował, ale i nie poddał się. To się po prostu stało. Nie spodziewał się, ale wszystko skończyło się dobrze.
Popatrzył jej w oczy. Pierwszy i ostatni raz przez 2-3 sekundy. Spojrzenie przestało być płytkie, bez wyrazu. Miał lodowobłękitne oczy o spojrzeniu dużo doroślejszym niż wskazywał fizyczny wiek.
Kiedy drzwi się otworzyły, wyszedł. Zatrzymał się dopiero za nimi, by rozeznać się w sytuacji. Rozejrzał się za mandalorianinem*

Tangorn - 2012-02-07 20:28:22

Tang rozmawiał sobie z dwoma ochroniarzami i wyraźnie był w lepszym nastroju. Jakoś udało mu się dogadać z tymi osiłkami i wyciągnąć od nich kilka informacji dla nich nieistotnych, ale jemu dawały jakiś punkt zaczepienia.
A gdy tylko Cichy wyszedł z sali to Fibal w jego kierunku spojrzał, oceniając jego stan fizyczny. Ogólnie było ok. Przeprosił jednak swoich rozmówców i do niego podszedł.
- W porządku młody?
Zapytał z autentyczną troską, bo to jednak z jego powodu Cichy trafił tutaj na dywanik. On go na drinka zaciągnął, on pobił Scrubsa itp.
Mniej więcej w tym samym momencie jeden z ochroniarzy dostał informację na swój komunikator. Spojrzał w kierunku Mandalorianina i zawołał.
- Masz na chwilę wejść.
Tang kiwnął głową, ale zwlekał z wykonaniem polecenia, najpierw chciał się upewnić, czy faktycznie wszystko gra.

Cichy - 2012-02-07 20:34:14

*W tej chwili zachowanie Cichego wobec Tanga było diametralnie inne jak te które prezentował wcześniej. Niemal od razu spojrzał mu w twarz, uszy miał neutralnie wzdłuż głowy, oczy szeroko otwarte (nie zlewająco zmrużone jak zazwyczaj). Po prostu normalny dzieciak. od razu złapał kontakt spojrzenia.
Zachowanie Tanga było odpowiedział na jego pytanie: jaki pozostanie jego stosunek do duga po tym, jak otrzyma kilka całkiem wymownych powodów do przypuszczeń iż ten jest mocowładny.
Albo się nie domyślił, albo przyjął to dobrze.
Dug skinął głową i naprawdę jak na kogoś  jego pokroju naturalnie się uśmiechnął, choć dla normalnego cywila np. z Couruscant mogło by to być nawet niezauważalne*

Tangorn - 2012-02-07 20:39:12

- Uznam to za potwierdzenie. Za chwilę wracam, muszę pogadać sobie z wiedźmą
Mówiąc to uśmiechnął się lekko a kontaktu wzrokowego nie przerywał. Co prawda domyślał się, że Cichy to jakiś mocowładny, ale po przemyśleniu całej sprawy stwierdził, że nie jego sprawa póki ten nie zacznie wykorzystywać swoich zdolności przeciwko niemu. Czyli generalnie nieźle to przyjął.
No a potem wszedł do środka, drzwi się zamknęły i nie było możliwości by cokolwiek podsłuchać lub poczuć, pełna blokada.
Z gabinetu Fibal wyszedł po dziesięciu minutach i jeśli Cichy zaczekał na niego to pewnie wyczuje jego dziwny nastrój. Ciężko było dociec co tak na prawdę teraz czuje i myśli Tang, bo w jego umyśle panował lekki chaos. Miał sporo rzeczy do przemyślenia.

Cichy - 2012-02-07 20:46:23

*Czekał. Zdarzyło się bowiem coś, co u Cichego się nie zdarza za często. Po prostu uznał jakąś osobę za osobę, za kogoś, z kim warto spędzić trochę czasu. Tang mu zaimponował, lub miał cechy które mu imponowały, albo po prostu było w nim to coś co sprawiało ze socjopatyczny nastolatek czekał na niego cale 10 minut. Kiedy tang wyszedł zastał Cichego  tym samym miejscu i niemal tej samej pozycji. teraz obkolczykowane uszy sterczały mu czujnie. Nie wyglądał jakby patrzył na Tanga, wzrok rozmywał się gdzieś obok. Ale on patrzył na tanga bardzo uważnie tym niefizycznym zmysłem*

Tangorn - 2012-02-07 20:52:57

Tangowi w gruncie rzeczy Cichy przypadł do gustu, bo miał cechy które Mandalorianie cenili. Dlatego też zachowywał się w stosunku do niego względnie przyjaźnie. Gdyby młody dug był inny, to by po zakończeniu transakcji w ogóle się już nie spotkali.
- Chodź, pora opuścić ten burdel. To miejsce zaczyna mnie dobijać
Mruknął do Cichego i ruszył przed siebie, dostosowując swój krok do jego tempa. Nie musiał się śpieszyć, na załatwienie swoich spraw miał jeszcze sporo czasu.
Do wyjścia doszli bez problemu, nikt ich też nie zatrzymywał ani nie zaczepiał. Ochrona ich po prostu ignorowała.

Cichy - 2012-02-07 21:01:03

*Zatem stalo się to, c czasem w gazetach się opisuje – przypadli sobie do gustu obaj. Po galaktyce chodzą rózne typy osobowości, jedne do siebie pasują, inne się przyciągają, jeszcze inne jak najdą na siebie, to wywołują prawdziwe piekło.
Młody ruszył już nie za tangiem, ale z nim. Nie nawiązywał z  nim kontaktu, zdawał się znowu być sam w sonie. Ale miał ta swoją nietypową wrażliwość na otoczenie. Wypatrywał przejścia A4. Tam przy czerwonym neonie pijany rodianin i zielona taksówka mialy zrobić coś na co mieli uważać. Cichy uwierzył ostrzeżeniu Morrigan. To w koncu jej świat*

Tangorn - 2012-02-07 21:17:23

Tanga nie ostrzegła, porozmawiali o kilku sprawach i to było tyle. Sam nie wiedział co z nią począć, jej sprawę będzie musiał przedłożyć na najbliższym zebraniu nieoficjalnego rządu Mando. Jakiś czas temu powołali coś takiego Fibala wciągnęli w to z kilku mniej istotnych powodów.
Wracając do teraźniejszości, obaj zeszli po schodach na parter. Klienci klubu bawili się w najlepsze i nie zwracali już uwagi na nich. Tang milczał cały czas, dalej znajdowali się na terenie Morrigan, więc lepiej jej było nie drażnić. Poprowadził tylko Cichego do głównego wyjścia z lokalu i obaj wyszli na Czarny Rynek.

//Przenosiny do tego Tematu

Morkai - 2012-06-02 20:58:44

Kontynuacja z http://www.swewok2.pun.pl/viewtopic.php?id=389&p=17

Droga Morkaia do "Cielesnych Rozkoszy" była dość długa. Dzięki wrodzonemu sprytowi i umiejętnościom udało mu się ominąć kilka, zapewne nieprzyjemnych w skutkach, spotkań z miejscowymi oprychami. Znaczy, większą część drogi pokonał taksówką.
Przed wejściem oglądał się za siebie i co jakiś czas przystawał, by sprawdzić czy ktoś go nie śledzi. I chyba nikt tego nie robił... Albo był w tym dobry.
Może i Morkai zachowywał się jak paranoik, ale ta paranoja nie raz i nie dwa uratowała mu życie.

Przy wejściu wykosztował się na "kartę wstępu". Wydał na nią sporą część swoich oszczędności.
- Oby tylko rozmowa z Morrigan mi się zwróciła - mruknął pod nosem wręczając kredyty bramkarzowi. Miał oczywiście na myśli jakiś dobrze płatny kontrakt.

Udał się do "Dystryktu V" czyli najbardziej ludzkiej części klubu. W środku został zaatakowany falą hałasu i jaskrawych barw neonów. Uwagę także zwracały piękne tancerki, lecz nie przyglądał się im zbyt długo. Choć był facetem to surowe szkolenie które przeszedł pozwalało mu odwrócić wzrok nawet od największych "wdzięków".

Nie były to jeszcze godziny nocne podczas których lokal odwiedzało najwięcej osób, lecz i tak było sporo gości. By dotrzeć do baru musiał się przeciskać przez ludzką ciżbę. Ale w końcu mu się udało, dotarł do wymarzonego celu! Zasiadł przy ladzie i gestem zwrócił uwagę barmana.
- Chciałbym porozmawiać z Morrigan. Gdzie mogę ją znaleźć?

Moc - 2012-06-02 21:05:15

Za ladą stała akurat barmanka, atrakcyjna zeltronka o raczej skąpym odzieniu, kusząca swymi wdziękami.. no i feromonami. Męska część gości nie umiało oderwać od niej wzroku, płacąc jej hojne napiwki, co ją oczywiście cieszyło. W kontrakcie nie miała żadnej klauzuli mówiącej o zakazie używania swoich naturalnych atrybutów.
Gdy barmanka dostrzegła nowego klienta to od razu przy nim się pojawiła, uśmiechając się przy tym zalotnie.
- Co podać?
A gdy Morkai zadał pytanie o Morrigan to popatrzył na niego dziwnie, ale że nie miała zakazu mówienia o takich oczywistych sprawach to mu odpowiedziała.
- Najwyższe piętro. Ale jak nie jesteś umówiony to tam nie wejdziesz, ochrona stłucze cię na kwaśne jabłko. Zostań lepiej tutaj, wypij drinka, rozluźnij się
Zeltronka musiała przekrzykiwać muzykę, bo ta grała na prawdę głośno. A i tłum ludzi też robił swoje.

Morkai - 2012-06-03 07:15:04

Nawet ascetyczny Morkai zainteresował się Zeltronką. Taak, wypij drinka, rozluźnij się. Miał ochotę zostać tu dłużej, porozmawiać z tą istotą o fioletowej skórze.
Nie! Nie mógł. Dzięki Mocy zdał sobie sprawę, że barmanka w jakiś sposób wpływa na jego umysł.
- Sprytne - mruknął pod nosem. Dzięki swym zdolnościom Zeltronka mogła wyłudzać większe napiwki. I na pewno nie miała problemów w kontaktach z ludźmi.
Skrzywił się, lecz zaraz na jego twarz powrócił zwykły spokój. Był zirytowany, lecz nie dawał tego po sobie poznać. Czego się spodziewał przychodząc tutaj? Łudził się, że jednak zostanie dopuszczony przed oblicze potężnej Morrigan? Rzeczywistość szybko zweryfikowała jego plany.
- Nie ma żadnego sposobu? A może jest tu któryś z jej zaufanych pracowników?

Moc - 2012-06-03 10:40:02

Klub musiał zarabiać, poza tym przychodzili tutaj tylko ci, którzy chcieli się zabawić. Więc obsługa im to ułatwiała, przy okazji zachęcając ich do nieco większej rozrzutności. Jednak nikt nigdy nie narzekał.
Zeltronka na chwilę zniknęła, bo musiała obsłużyć dwóch innych klientów, którzy zamówili sobie jakieś specjalne drinki. Morkai musiał więc cierpliwie poczekać aż wróci ona do niego.
- Drugie piętro, Xaro przyjmuje interesantów. Przy jego loży stoi dwóch ochroniarzy, szybko znajdziesz
Odpowiedziała mu barmanka, gdy już znalazła nieco czasu. Tym razem nie zachęcała do wypicia drinków, bo zorientowała się, że ten gość przyszedł tutaj w innej sprawie. Co prawda jej feromony dalej unosiły się w powietrzu, ale nie mogła nimi tak świadomie kierować, by kogoś z ich wpływu.

Morkai - 2012-06-03 11:19:24

Otrzymawszy potrzebną informację zszedł ze stołka i już miał odejść, gdy nagle się zatrzymał jak by coś mu się przypomniało.
- Ten, no... Dzięki - rzucił w stronę baru, ale Zeltronka zajmowała się już innym klientem.
Standard. Jak próbujesz być miły to cię olewają...

Dotarcie na drugie piętro zajęło mu dłuższą chwilę. Gości w klubie było coraz więcej i przebrnięcie przez tłum łatwe nie było, szczególnie jeśli do rozpychania miało się tylko jedną rękę. Sprawę dodatkowo utrudniał fakt, że parter był istnym labiryntem. Na szczęście po dotarciu do schodów poszło już łatwo.

Rzeczywiście szybko znalazł lożę Xaro. Przy wejściu stało dwóch zakapiorów - trandoshanin i zabrak. Nie wyglądali na szczególnie miłych...
- Mam interes do Xaro - rzucił Morkai podchodząc do ochroniarzy.

Moc - 2012-06-03 11:27:31

Ochroniarze ubrani byli w czarne pancerze lśniące nowością. Na ich powierzchni nie było widać żadnych śladów po jakichkolwiek walkach. Każdy z nich miał na prawym naramienniku namalowany symbol ich organizacji, złoty słoneczny krąg i wpisany w niego czarny trójkąt, który przy każdym wierzchołku miał namalowaną czarną literkę. Stojący nieco z boku trandoshanin obrzucił wrogim spojrzeniem nadchodzącego Morkaia. Gadowi trochę źle z oczu patrzyło, no i blizny na jego twarzy wskazywały, że nie miał on spokojnego i pokojowego usposobienia. Zabrak zaś wyglądał bardziej cywilizowanie, włosy miał upięty w kucyk a z twarzy nie znikał mu lekki uśmiech. Gestem ręki kazał zatrzymać się przybyszowi.
- Musi pan poczekać, szef załatwia inne sprawy
Przy okazji kciukiem wskazał na wnętrze loży, gdzie na szerokiej narożnikowej sofie siedział ubrany w elegancki garnitur fallen. Przed nim stał niski, drewniany stoliczek, na którym leżały trzy cyfronotesy. Czwarty znajdował się w rękach Xaro.

Morkai - 2012-06-03 11:38:24

Musiał poczekać. No cóż, trudno. Może i go to irytowało, lecz był cierpliwy. Cierpliwość była ważną cechą u dobrego skrytobójcy. Właśnie cierpliwość jest testowana podczas wielogodzinnego oczekiwania na ofiarę, często w niewygodnej pozycji i bez możliwości najmniejszego ruchu, gdyż każde poruszenie mogło zwrócić uwagę i zdemaskować kryjówkę.
Tak, Morkai potrafił być bardzo cierpliwy.
- Dobrze - rzekł do Zabraka. - Długo będę musiał czekać? - Zapytał jeszcze. Zawsze lepiej było wiedzieć ile czasu ma wynosić oczekiwanie. Przecież mogło się okazać, że szef będzie miał czas dopiero jutro.
- Chciałbym zaoferować twojemu szefowi swoje usługi - dodał jeszcze, tak dla nawiązania rozmowy. Może uda mu się dowiedzieć czegoś ciekawego o tym Triumwiracie? Prawdę mówiąc nie wiedział o nim wiele, prócz tego, że był najpotężniejszym gangiem w tej dzielnicy. Dobrze byłoby wiedzieć więcej o swym przyszłym "pracodawcy", prawda?

Moc - 2012-06-03 11:43:40

Morkai będzie więc musiał wpiąć się na wyżyny swojego opanowania, bo tutaj nikt przed nim płaszczyć się nie będzie ani też nie będzie odwoływał swoich zobowiązań bo on chce porozmawiać. Tutaj był po prostu nikim i często będzie spotykać się z taką sytuacją.
- Kilka minut
Odpowiedział zabrak a potem przyjrzał się uważniej stojącemu przed nim człowiekowi, oceniając możliwe zagrożenie. W takiej robocie nie można było lekceważyć potencjalnego przeciwnika.
- O robocie to gadaj z szefem, on ma rozeznanie w tym temacie
Jeśli Morkai chciał dowiedzieć się czegokolwiek o organizacji, dla której pracowali to musiał zadać odpowiednie pytania. Samą deklarację chęci pracy raczej nic nie wskóra.

Morkai - 2012-06-03 11:49:44

Ochroniarze nie byli zbyt rozmowni. Ale w końcu nie płacono im za strzępienie języka tylko za walkę, prawda?
Morkai zaklął w myślach. Jeśli będzie chciał się czegoś dowiedzieć będzie musiał ich zacząć wypytywać, co też może zostać źle odebrane.
Przesunął się trochę na bok, bliżej zabraka, tak by nie było go widać z wnętrza loży. Nie chciał tak sterczeć przy wejściu. Czuł się wtedy za bardzo odsłonięty.
- Co możesz mi powiedzieć o swoim szefie? - Rzekł do bliżej stojącego ochroniarza. - Słyszałem o nim, w końcu tu jestem, ale chciałbym dowiedzieć się czegoś więcej nim podejmę u niego pracę. Jak traktuje pracowników? Dobrze płaci?

Moc - 2012-06-03 11:57:58

Zabrak zerknął nieco krzywo na Morkaia a jego towarzysz wymownie przesunął rękę ku kaburze z bronią, sugerując by ten nie próbował żadnych sztuczek, bo pożałuje. A poza tym nie spotkał się on z jakąś większą wrogością, a zabrak nie miał większych oporów przed odpowiedzeniem na pytanie.
- Chodzi ci o Xaro? Zajmuje się głównie sprawami biznesowymi i przyjmuje interesantów. Płaci nieźle a robota nudna, rzadko komu trzeba przyjebać, by zrozumiał gdzie jego miejsce. A innych to standardowo traktuje, wykonujesz swoje obowiązki to jest spokój, podpadniesz raz to masz drugą szansę. Podpadnij znowu a twoje flaki zawisną na słupie.
Zabrak nieco się skrzywił, gdy tylko to powiedział. Widać było, że doskwierała mu nuda, ale niestety z tym nie mógł nic zrobić. Był dobry w swoim fachu, dlatego dostał robotę ochrony grubszej ryby. Nie spodziewał się jednak aż takiego spokoju.
Tymczasem trandoshanin coś tam powiedział w swoim języku a jego towarzysz kiwnął głową i na chwilę milczał.

Morkai - 2012-06-03 12:12:35

Mężczyzna pokiwał głową w zamyśleniu, przytakując zabrakowi.
- Czyli spoko facet - podsumował. Jego były Mistrz nie dawał drugiej szansy. Flaki na słupie? To nic przy torturach które czekałyby Morkaia gdyby zawiódł. Dlatego właśnie Morkai nigdy nie zawodził.
- Jak myślisz, znajdzie coś dla człowieka od mokrej roboty?

Moc - 2012-06-03 12:22:06

- Tiaa... a co do mokrej... czekaj... wchodź
Mruknął zabrak i gestem ręki ponaglił Morkaia, nie kończąc nawet swojej wypowiedzi. W końcu doczekał się, więc lepiej nie tracić czasu na pogaduszki z ochroniarzami.
Xaro już czekał, rozsiadł się wygodniej na swojej sofie i w prawej ręce trzymał szklaneczkę z jakimś brunatnym trunkiem. Przed nim na stoliczku leżały już cztery cyfronotesy, każdy z wygaszonym wyświetlaczem, więc nie można było odczytać żadnej treści. Falleen lekkim gestem dłoni wskazał miejsce na przeciwko siebie, przy okazji pozwalając Morkaiowi usiąść. A potem znowu dał mu znać lekkim ruchem dłoni, by referował swoją sprawę.
Xaro był bardzo przystojny, ale to nie było takie dziwne wśród falleenów. Jego czarne włosy zaczesane były do tyłu, ale tu i ówdzie pojawiało się jakieś siwe pasmo, co wskazywało na jego dosyć spory wiek.

Morkai - 2012-06-03 12:32:51

Morkai wszedł do loży, uważnie się po niej rozglądając. Pewnym był, iż ma jakieś dodatkowe zabezpieczenia, prócz dwóch ochroniarzy przy wejściu. Może jakieś ukryte wieżyczki albo gaz obezwładniający?
Nie spodziewał się walki, ale z przyzwyczajenia wypatrywał takich rzeczy. Tak na wszelki wypadek.
- Nazywam się Morkai - przedstawił się, zasiadając na wskazanym miejscu. Co prawda, zdradzanie swego prawdziwego imienia mogło być dość ryzykowne, ale liczył na to, że Xaro nikomu go nie przekaże. - Przybyłem zaoferować swe usługi. - Zaczął i nim falleen zadał pytanie "jakie to usługi?" on już na nie odpowiedział. - Jestem specjalistą od usuwania problemów. W przeróżny sposób. Od cichych i niezauważalnych po krwawe i spektakularne. Wszystko za odpowiednią cenę.

Moc - 2012-06-03 12:44:11

Jeśli jakieś dodatkowe środki ochronne znajdowały się w loży, to były dobrze ukryte i praktycznie nie do wypatrzenia. A gdy tylko Morkai usiadł na sofie to falleen sięgnął ręką po leżący obok niego pilot i nacisnął guzik. Zaraz też ich lożę otoczyło prawie niewidoczne gołym okiem pole siłowe. Od razu też ustał zwykły klubowy hałas.
A potem Xaro poczekał, aż jego gość zreferował swoją sprawę. Nawet nie próbował dopytywać, bo z doświadczenia już wiedział, że każdy referent będzie próbował przedstawić swoją sprawę w jak najlepszym świetle, chcąc po prostu zostać dobrze przyjętym.
- Nazwijmy rzeczy po imieniu... jest pan zabójcą, czyż nie?
Zapytał w końcu Xaro. Głos miał głęboki i spokojny, miły dla ucha. Dobrze komponował się z jego wyglądem zewnętrznym i podkreślał jego raczej wysoką pozycję społeczną.
- Nigdy o panu nie słyszałem, jednak to nie musi nic oznaczać... może znajdzie się coś dla pana.

Morkai - 2012-06-03 13:20:15

- Tak, jestem zabójcą. To, że pan o mnie nie słyszał świadczy o tym, że jestem dobry. - Specjalnie użył słowa "pan". Zauważył, że ludzie często tak się do siebie zwracają i najwyraźniej jest to w dobrym guście. Uśmiechnął się lekko, ukazując białe, równe zęby. Uśmiechanie się też ponoć wzbudzało zaufanie. Niestety, uśmiech Morkaia wyglądał dość sztucznie, jakby nie uśmiechał się zbyt często. Tak też było w istocie. W jego życiu nie było chwil które wywoływałyby radość na jego twarzy.
Ruchem głowy wskazał na kaleką kończynę.
- Nie trzeba się tym zrażać, potrafię poradzić sobie i bez jednej ręki. Choć przyznać muszę, że lepiej się pracuje posiadając obie dłonie...

Moc - 2012-06-03 13:25:50

- Oznacza też, że nie jest pan najlepszy w branży
Xaro zwrócił też uwagę na tą drugą stronę medalu. Najlepsi zabójcy byli dosyć znani w świecie przestępczym, chociaż oni nie szukali roboty, to robota szukała ich. Ale takich osób nie było zbyt wiele, poza tym nie ujawniali swojej prawdziwej tożsamości. Kwestie bezpieczeństwa i tak dalej.
- Cóż... osoba potrafiąca po cichu wyeliminować niewygodne osoby zawsze się przyda. A pańskie zdolności zostaną zweryfikowane w trakcie zadania
Falleen nie nawiązywał do braku ręki, bo może Morkai nie miał kasy, albo należał do tej grupki fanatycznych ludzi, którzy nienawidzili protez. Cóż, w takim wypadku zawsze można próbować dogadać się z klonerami, ale to kosztowało fortunę. No i obecnie było to nielegalne.
- Od kiedy mógłby pan zacząć?

Morkai - 2012-06-03 13:37:43

- Nie wiadomo - rzekł, gdy Xaro stwierdził, że nie jest najlepszy w swoim fachu. - Jak dotąd nie zapuszczałem się poza rodzinny system z powodu... kontraktu. Może jestem nieodkrytym talentem? Jeszcze nigdy nie zawaliłem zlecenia, a choć jestem młody, w ciągu mej kariery było ich całkiem sporo. Zabijam od szesnastego roku życia, a szkoliłem się do tego od dziecka.
- Od zaraz - odpowiedział na pytanie falleena. Właściwie to nie powinien tak się palić do tej roboty, bo kiedyś ten zapał mogą wykorzystać przeciw niemu, lecz skoro i tak pofatygował się, by tu przyjść i zapytać o pracę, to pewnie i tak uznano go za zdesperowanego.
- Jak rozumiem, na początku jakieś zadanie sprawdzające, a potem będę mógł zacząć pracować na pełen etat?

Moc - 2012-06-03 13:52:00

Xaro wysłuchał jego opowieści z lekkim uśmiechem na twarzy. Nie wyglądał na kogoś będącego pod wrażeniem.
- Wiele osób ma podobne "referencje", jednak rzadko kiedy one przekładają się na realne umiejętności. No ale zobaczymy
W jego głosie nadal dominował spokojny ton i nawet nie zniżył się do tego, by okazać swemu rozmówcy pogardę czy też wyższość. Zbyt wiele podobnych rozmów odbył w życiu, by się tym przejmować. Upił jedynie nieco trunku ze swojej szklanki a potem sięgnął po jeden z leżących cyfronotesów. Uruchomił wyświetlacz i przejrzał jego zawartość.
- Pełen etat to za mocne słowo. Raz na jakiś czas może trafić się jakaś robota na miejscu lub na innych planetach. Stawka zależna od twoich umiejętności oraz od "trudności" do pokonania. Masz...
W końcu rzucił Morkaiowi trzymany dotychczas w ręku cyfronotes. Urządzenie zaś wyświetlało wielkie zdjęcie jakiegoś twi'leka w eleganckiej szacie, który rozmawiał z jakąś mirialanką ubraną w podobny strój. Pod spodem zaś wypisane były dane ofiary (twi'leka).
- To były republikański senator Tai Corrda. Ostatnio przeszkadza naszym interesom. Jest dosyć popularny, więc klasyczna egzekucja nie wchodzi zbytnio w grę. Trzeba go wyeliminować ale tak, by wina spadła na konkurencję.

Morkai - 2012-06-03 14:13:02

Morkai zręcznie złapał cyfronotes prawą dłonią. Przyjrzał się "celowi". Twi'lek. Zabił już parę twi'leków. Ich rasa nie miała żadnych specjalnych umiejętności, ani wad. No, prócz skłonności do narkotyków i tańczenia w barach. Tak, twi'lekańskie tancerki były znane w całej Galaktyce.
Większym problemem było to, iż Tai Corrda był byłym senatorem. Co prawda, senat już nie istniał (ten nowy, imperialny, nie miał już takiej władzy), lecz były senator nadal mógł posiadać spore wpływy. I, przy okazji, dobrą ochronę jako ważna osobistość.
- Kim jest ta mirialanka? Na kogo mam zrzucić winę? Masz już jakiś pomysł czy sam mam obmyślić plan? Ma jakieś przyzwyczajenia, nałogi albo hobby które można wykorzystać przeciwko niemu?

Moc - 2012-06-03 14:43:09

No właśnie z powodu swoich wpływów miał zostać zamordowany "na czysto". Żadnych rajdów uzbrojonej bandy czy też publicznych egzekucji. Za ważna persona, by to zrobić oficjalnie.
- To jego była współpracownica, Thirin Va, ją zostawiasz w spokoju
Twarz falleena pozostała w gruncie rzeczy niewzruszona, więc nie można było z niej wyczytać, jaką wartość przedstawia dla niego mirialanka. Powód zostawienia kobiety w spokoju pozostawał już tylko w sferze domysłów.
- Zrzuć na kogo chcesz... no prócz Kartelu Huttów. Resztę pozostawiam w twojej gestii. Nikt nie może morderstwa powiązać z nami. A informacje masz w cyfronotesie
Lekkim ruchem wskazał na urządzenie trzymane przez Morkaia. W odpowiednich folderach były zapisane wszelkie przydatne informacje na temat tego senatora. Gdzie mieszkał, z kim się spotykał, jaką ma ochronę, jakie zwyczaje itp itd.

Morkai - 2012-06-03 15:04:48

Skrytobójcy nie obchodziły stosunki falleena i mirialanki imieniem Thirin Va. Miał jej nie zabijać to jej nie zabije, proste. Chociaż... Gdyby się dowiedział czegoś więcej mógłby kiedyś te informacje wykorzystać przeciwko Xaro, by pozbyć się go i... zająć jego miejsce? Może. Tak czy siak mogły okazać się przydatne. Jeśli będzie miał szanse, by dowiedzieć się czegoś więcej nie będzie się wahał.
Pokiwał głową potakując, następnie schował cyfronotes w kieszeni.
- Te informacje mi wystarczą. Lecz nim wyjdę... chciałbym jeszcze omówić kwestię wynagrodzenia. Jestem płatnym zabójcą, nie pracuję charytatywnie. Jako członek Triumwiratu na pewno masz znajomości. W ramach zapłaty chciałbym dostać... protezę. Jak już mówiłem wcześniej, posiadając dwie dłonie pracuje się o wiele łatwiej.

Moc - 2012-06-03 20:10:48

Falleen chwilę milcząco przypatrywał się Morkaiowi, nie śpiesząc się z odpowiedzią. Musiał to sobie wszystko przekalkulować.
- Zgoda. Gdy wykonasz zlecenie i szefowa będzie zadowolona to otrzymasz protezę.
Xaro poruszył nieco szklanką w swoim ręku, mieszając trunek, który się w niej znajdował. Bawił się tak chwilę, po czym przystawił sobie ją do ust i zrobił mały łyk. Delektował się smakiem swojego alkoholu, nie pił go jak zwykłej wódki.
- To wszystko, możesz odejść. W razie dalszych pytań masz w cyfronotesie zapisany numer twojego kontaktu operacyjnego. Nie nadużywaj jednak tego

https://www.hotelstayfinder.com/san-josecit-us-ru hotelstayfinder.com/casteldacciacit-it-no ehotelsreviews.com/angels-nest-wooden-house-cs internet kurów rynek konkursów sms strona newtext