Gen. Qymaen - 2010-05-26 15:25:57

Próżne były nadzieje biednych pracowników hangaru z  Widma. Nadzieje związane z wlotem do hangaru. Miało być energetyczne, a  było jak wcześniej – otwierane, wymagające pracy i kontroli. Generał nigdy by nie pozwolił by na Widmie mógł lądować kto chciał bez wcześniejszego kontaktu. Dlatego tez  nic z tego, i hangar był jak w starym widmie_ mieścił jedno miejsce lądowiskowe, oraz przechowalnie statków w ładowni, do której były one odciągane, jednak mało kiedy pozwalano lądować na Widmie dwóm jednostkom  tym samym czasie. To nie kurort!
Widmo II taki właśnie hangarem miało, na którym to znowu objął piecze durosjanin Rudi i jego trzech podwładnych.

Gen. Qymaen - 2010-05-26 15:36:27

*Haris naturalnie znał procedury i zawiadomił Widmo II, jednakoż automatycznie, bo głos miał co najmniej nieświeży. Wrzask autopilota obudził go (to nie to samo co jego „Kapitan” z  komety, kochany robocie) i dzięki temu wyszli  nadprzestrzeni i nie uderzyli  burtę zamaskowanego carracka – właśnie widma.
Usadowił się na fotelu i walcząc z bólem głowy poprowadził „Dziedzica” do lądowania. Swoją drogą – strasznie brudny ten statek, śmierdzi rzygami, szczynami, ogólnie-  ni… ah, tak, jaraliśmy…
Obejrzał się przez ramie na Zabraka* Aru? *zapytał skrzekliwym głosem,. Bo jeśli nie żyje to w ogóle nie ma sensu się na Widmie pokazywać i ryzykować ze ktoś doniesie generałowi jak to jego oficerowie wyglądają po przepustce*

Aru - 2010-05-26 15:43:40

*Nie dane będzie widać Rudiemu i jemu trzem podwładnym nie dane będzie w spokoju się byczyć. Robota czekała. Gdy tylko znajomy sygnął od "Dziedzica" pilotowanego przez Harisa doszedł do obsługi lotów, pracownicy hangaru zostali poinformowani o ruszeniu rzyci i zabraniu się do otwierania bramy hangaru. Jakim cudem "Dziedzic" zdołał wylądować? Chyba tylko dzięki dobremu oprogramowaniu i zaawansowanej budowie bo pilot raczej nie był w stanie nim robić cokolwiek, nie wspominając już o jego towarzystwie latać nie potrafiącym za dobrze i na trzeźwo... Ale wylądowali, a brama mogła zostać zamknięta by można było bezpiecznie opuścić pokład statku. Chyba, że jednak po otwarciu wrót, pole energetyczne jest uruchamiane by nie tworzyć próżni w samym hangarze, ale o tym już Aru nie wiedział. A co do samego statku, to strach co z tym stateczkiem w środku zrobiono... tak to jest jak się nie można dostać do kajuty i w ostateczności odlewa się obok drzwi do niej, co z tego że się otworzyły w końcu jak zabrak już skończył sikać?*

Gen. Qymaen - 2010-05-26 15:54:50

*z całą pewnością otoczenie, załoga widma, ono samo, dziedzic,  Haris i wszyscy wdzięczni będą jeśli Aru zajmie się  swoim nawalonym „ja”, a  sprawy cochrelu zostawi osobom do tego upoważnionym, chce otwierać statek to niech se kupi.
Ale niech już będzie – Haris wylądował, jednak nie otrzymał do tego czasu odpowiedzi od Zabraka, który… no cóz, nie wiadomo co, co Haris wkurzyło nie na żarty. Ładnego pracownika przywiózł.*
Wstawaj ssacza cipko! *warknął agresywnie, kiedy już z hangaru krzyczeli ze można wyłazić, bo atmosfera została wpompowana* Na Widmie jesteśmy!

Aru - 2010-05-26 16:03:24

*Oj zdarza się błąd popełnić każdemu. Tak też Aru uniżenie przeprasza i wraca do zajmowania się swoim nawalonym "ja". No, a wracając do akcji właściwej to "ssacza cipka" łeb swój z kajuty wystawiła zaraz po tym jak statek wylądował. Po minięciu efektów działania zielska i lekkim otrzeźwieniu dawał sobie radę z otwieraniem drzwi do jednej z kajut i tam też spędził ostatnie chwila lotu doprowadzając się do jako takiego porządku.* No już jestem! Nie drzyj tak tej paszczęki.. kuźwa *Zza pleców Harisa głos się rozległ należący do zabraka z nieco wilgotną twarzą której nie zdążył wytrzeć po opłukaniu jej wodą i wypłukaniu gęby ze smaku wódki. Ale już po wyjściu z hangaru znów skupił się na swym otoczeniu rozglądając się. W oczy rzuciła mu się brama hangaru.* Sprytnie. *Skonstatował krótko i pytające spojrzenie zawiesił na zirytowanym jego opieszałością Harisie*

Gen. Qymaen - 2010-05-26 16:12:54

*Raczej to Haris nie zdziwiło. W sumie lepiej a wiele nie wyglądał, tym bardziej ze nadal miał na sobie tę pseudoelegancką marynareczkę, wygniecioną, może nie zarzyganą ale brudną, możliwe ze chciał się napić i polał się od kołnierzyka aż po krocze* gówno tam, a nie sprytne *poprawił, choc jakby powiedział generałowi to by oberwał. za to jakby powiedział tym w hangarze,. Top by mu poleli*
jesteśmy na Widmie. Zabieraj się i idź do Rudiego. Powiedz, ze roboty szukasz,  i ze Haris cie rekomenduje. A o reszta nic nie wiesz

Aru - 2010-05-26 16:20:00

Ta, jest. *Mruknął wzrokiem wodząc po całym hangarze by odnaleźć jakieś inne istoty które by mu mogły wyglądać na "Rudiego" ,albo go do niego naprowadzić. Wiele się on naszukiwać raczej nie musiał bo poza nim i Harisem w tym miejscu znajdowała się tylko obsługa. Wielu to tutaj pracowników w tej sekcji nie było. To i Zabrak ruszył w stronę istot na horyzoncie by od razu przejść do rzeczy* Rudi? Szukam Rudiego, Haris mi kazał go znaleźć. W sprawie roboty jestem *Spoglądał a to na jednego pracownika,a to drugiego. Może któryś z nich to ten Rudi.*

Gen. Qymaen - 2010-05-26 16:31:26

*Stałą tam grupka miedzy skrzyniami,. Kiedy zobaczyli Aru zrobili minę, jakby zjedli cos zepsutego,. Był tam durosjanin, twilek, zabrak i jeszcze jakiś humanoidalny nieczłowiekowaty* właź lepiej do pakamery, bo trzeba wpuścić tego idiotę, eh, pierdolomny wylot, po stokroć pierdolony! *jęknął duros. Miał długą cienką bliznę po lewej stronie szczęki. Ubrany był - jak i reszta, w srebrny mundur cochrelu.
Wszyscy poszli do pakamery, jak to określił, wiec Aru pewnie tez* To ja jestem Rudi *odezwał sie duros, podczas kiedy reszta znowu otwierała trap. Widzieli to przez szyby, ale byli bezpieczni. Przyjrzał się Aru krytycznie* a ty niby do jakiej roboty, co? Chyba tylko go worków… *Skrzywil się jeszcze bardziej. No cóż, Aru zbyt świeżo ani nie wyglądał, ani nie pachniał* Haris znalazł cie w zupie, czy jak?

Aru - 2010-05-26 16:39:56

*Oh,ach jakie wrażliwe towarzystwo. Oni też pięknie nie wyglądali. Ale dwa razy mu powtarzać nie trzeba było. Do pakamery z resztą się udał co by nie zostać na dłużej w próżni jaka powstanie w hangarze gdy zajmą się otwieraniem trapu. No i Rudi wreszcie raczył się przyznać do bycia Rudim. Tyle dobrze, Aru przyznać mu rację musiał co do tego do jakiej roboty tu przyszedł* No z tego co Haris gadał to nikogo wam nie trzeba poza, jak to określił, chujem do noszenia worków, a że mnie praca potrzebna... to i wybrzydzać nie zamierzałem. I oto jestem. Aru, do usług. *Nieco teatralnie przedstawił swą nieco wątpliwej świeżości na ten moment.*

Gen. Qymaen - 2010-05-26 16:48:12

*Może trochę smaru na uniformach mieli, ale wyglądali naprtawde bardzo przyzwoicie jak na pracowników fizycznych. Widać na nieszczęście swoje znalazł się Aru na pokładzie statku gdzie dyscyplina panuje. Durosjanin usmiechnął się polową gęby, raczej wymuszenie* aaa… przebrać się masz w co… bo wiesz, ze cie ten wał gammoerriański przywiózł to jeszcze nie znaczy, ze tu robisz, bo wiesz… my jesteśmy firmą trochę specyficzną. U Harisa do noszenia worków wystarczy chuj, u nas to się nazywa personel robotniczy *Westchnąl. Pieprzony Haris. Tu nastra, tam nasra, a  on musi sprzątać te kupy* No dobra, już dobra… coś wymyśle… no zamykaj, zamykaj co się tak czaisz jak ewok z armatą *machnął ręką na pracownika*

Aru - 2010-05-26 16:57:09

Nie, nic więcej nie mam poza tym co możesz zobaczyć. *Odrzekł pomijając już fakt insynuowania mu, że jest chujem... no może i jest. Każdy go lubić nie musiał,a i jemu na tym zbytnio nie zależało. Nie przybył tu na konkurs popularności w końcu.* Oj, ja tam tylko zacytowałem czyjeś słowa, żadna praca nie hańbi... *Zaczął jednak po chwili się zreflektował dodając* no może handel żywym towarem. I służba Imperialnym.

Gen. Qymaen - 2010-05-26 17:00:50

*Rudi słynął  tego ze był raczej tym, co z założenia „lubi”, bo na tum stanowisku raczej musial być pozytywnie nastawiony* No niewiem gdzie ten Haris ma mózg. Jak taki staniesz przed dowództwem, to cie latać nauczy. Nieważne, chodź, do magazynu, na pewno znajdziesz swój rozmiar… Rogaty, pilnuj porządku *I skierował się ku wyjsciu, bo już było bezpiecznie. Hangar z ziemi wydawał się wielki i bardzo chłodny. Kierował się ku wielkiej wnęce do której prowadziła droga wyłożona antygrawitacyjnymi plytkami po której holowało się statki* A tak w ogole, to skad ty? Boi chyba nie z couruyscant?

Aru - 2010-05-26 17:11:08

*Nie miał zamiaru rozważać gdzie też Haris mózg chowa. To co tam na stateczku wypalili okazało się nie być w cale łagodnym zielskiem więc mózgi ich na pewien okres czasu gdzieś się pochowały i mogły nadal nie wrócić na swe pozycje.*
*Bez słowa udał się w ślad za durosem, swoim nowym przełożonym. Jednak zagajony raczył odpowiedzieć. Nieco informacji na swój temat musiał,a i on potem kilka dość praktycznych pytań mieć będzie, jak na przykład to gdzie swoje rzeczy będzie mógł zabrać i co zrobić z bronią. Oddawać jej nie miał ochoty, no może blaster, ostrzy jednak już nie bardzo* Nie, na Coruscant to ja byłem ostatnio chyba ze 3-4 lata temu. Ciężko mi powiedzieć skąd... można jednak uznać,że jestem z Tatooine. Haris mnie znalazł w knajpce na Nar Shadda.

Gen. Qymaen - 2010-05-26 18:46:01

*O dziwo Rudi odpowiedział pełnym zrozumienia długim „aaah…” i wiecej już nie zapytał. Odbił tuż przed głównym pomieszczeniem ładowni, wiec Aru nie zobaczył so w niej jest, ale za to weszli do tak zwanego magazynu, gdzie to wszelkie śmieci robotnikom potrzebne walały się w poszanowaniu naturalnie stopnia wysokiego. Głownie srebrne cochrelowskie mundury, ale i ciuchów troche, zkomfiskowanych przez pracowników, pracowników w jaki sposób – lepiej nie pytać* no to –wybieraj, a  potem zaprowadzę cie do łaźni, a   jak już to… ee… zawiadomię generała. Bo skoro ty od Haris, to chyba musze… *Założył, ze Aru conieco wie, w koncu Haris nie aż taki głupi. Choć Rudi wyjątkowo go nie lubił*

Aru - 2010-05-26 19:13:18

*Gdy zastał magazyn aż się ucieszył nieco. Już się bać zaczynał,że tu na całym pokładzie wszędzie jest sterylnie i wszyściutko poukładane równiutko,a tu taka miła niespodzianka.... twórczy nieład, burdel, bajzel... jego żywioł. Żywioł w który bez słowa się zanurzył by znaleźć coś na swój niezbyt duży rozmiar. Gdy już o ziemię stuknęła uprząż z wibroostrzami, oraz pacnęła kamizelka i tunika, przerwał poszukiwania by spytać, tak dla pewności.* Em... to musi być koniecznie mundur, czy może być coś mniej formalnego? * I nie czekając na odpowiedź odwrócił się do Rudiego swymi wytatuowanymi, oraz chyba bliźniatymi, plecami. Wiadomością o tym, że generała powiadomią o jego powiadomieniu się-pozornie się nie przejmował. Pozornie bo w środku to aż się gotował od emocji. No bo ja kto tak? On w końcu walczył przeciwko Separatystom większość czasu ,a teraz byłego separatystę będzie mieć za szefa...*

Gen. Qymaen - 2010-05-26 19:22:04

Eeee… *przeciągnął Rudi, i zaraz rzucił się na ratunek* nie, nie, nie, nie rozbieraj się tutaj, nie, wybierz coś i potem sie rozbierzesz! *jakby kamery nagrały jak jakiś chłop robi przed nim striptiz, to by musiał niechybnie ze statku uciekać bo by go śmiechem zabili* Nie, mundur dostaniesz potem, na razie weź… o, to na przykład *kopnął jakieś spodnie z zacerowana na okrętkę dziurą na tyłku. No ale z tyłu, wiadomo – to nie widać. Energicznie pochylił się by jakąś pierwsza lepszą koszule na te plery zarzucić*

Aru - 2010-05-26 19:30:17

*Cóż, nigdy nie trzymał się w miejscach tego typu by się przejmować tym,że ktoś w samych gatkach łazi przebierając się czy coś. No, ale skoro duros taki wystraszony był to i się ubrał pospiesznie w to co nosił zwykle co by nie denerwować Rudiego i nie zostać zakopany pod stosem szmat gdy ten go przykrywać będzie.* Wybacz, nieco inne otoczenie tu jest od tego do jakiego się zdążyłem przyzwyczaić. Muszę się przestawić. *Przeprosił szefa ekipy hangarowej z zakłopotaną miną i zebrał naręcze ciuchów składających się na biały mundur cochrelu. Ale bez żadnych dziur na rzyci, czy innych. To co mu proponował duros było nawet na niego za małe, nie dziwota, że na dupsku trzasły.* No, gotowe. Teraz co, łaźnia? Capię prawie jak bantha więc jakiś prysznic mi by się przydał albo wymoczenie zadka w wodzie.

Gen. Qymaen - 2010-05-26 19:36:56

*Na statku, gdzie miesiącami lata się w przestrzeni bez bodźców zewnętrznych każda anomalia urasta do rangi sensacji, jak w  przedszkolu, bo towarzystwo nie ma co robić. Wprawdzie Widmo II na chodzie od niedawna i wszystko świeże, ale – cóż, nagranie mogą zachować na przyszłość.* O tak, nie bede się w tej kwestii z tobą spierał, chodx, odkazimy cie *no i ruszył, przeleźli przez hangar, mijając wlepione spojrzenia trzech par oczu podwładnych Rudiego, i tym razem udali się w głąb pokładu, w korytarze. Przy wejściu stróżowały dwie droideki, nieruchome i „znudzone” wielce*

Aru - 2010-05-26 19:44:32

*No można się było spodziewać, że atrakcji to tu wielu nie mieli,a jakiekolwiek ploteczki o współpracownikach , i oczywiście o przełożonych, były chodliwym towarem na każdym stateczku na którym się spędza dużo czasu. Widząc spojrzenia brygady wlepione w durosa oraz zabraka już się podejżewać zaczynał czy aby nagrania z kamery prosto do ich mózgów nie wędrowały, ale może to już tylko przewrażliwienie spowodowane znalezieniem się w obcym otoczeniu.* Wewnątrz się z Harisem odkażałem bardzo intensywnie to i z zewnątrz by wypadało. *Mruknął z rozbawieniem, milcząc resztę drogi. No, aż do ujrzenia droidek.* No, nie mów, że one łaźni pilnują. *Z lekkim zaskoczeniem wtrącił gdy mijali nieruchome maszyny bojowe*

Gen. Qymaen - 2010-05-26 19:52:25

*Duros zaśmiał się tak gwałtownie, ze niemal się opluł* to dobrze, bo wiesz, tu trzeba uważać. Nie, ze się nie udaje, no ale – po prostu, nie podpadnij, bo jak podpadniesz czy nieostrożny będziesz, to zaraz pójdziesz, sprzedany za zakazaną fajkę. Właśnie – absolutny zakaz palenia… *po przejściu miedzy droidami znaleźli się w korytarzu, niewielkim w porównaniu do wielkich krążowników. Po prostu ciasnawym. Ale oni jako ze nie byli bykami mogli isc swobodnie obok siebie* Niiie, one pilnują tego wejścia, z hangaru, do korytarza, tutaj. Nie mają za dużo do roboty. W ogóle – na początku uważaj na droidy, nie drażnij ich, niby to maszyny, ale wiesz… zdarzają się wypadki. Niedawno jeden niszczyciel od nas zabiel jedi na oczach właściciela *maszerowali sobie korytarzem raz po raz mijając droidy, tutaj typu B2*

Aru - 2010-05-26 20:05:05

Zakaz palenia? Filtry niesprawne? Szkoda nie ukrywam... choć w kajucie by się coś popykało. *Zaraz jednak pacnął się w głowę* Dupa zbita, wyjaraliśmy wszystko w drodze. No.. problem z głowy jeśli idzie o pokusę. *Wzruszył ramionami nie mając zamiaru rozpaczać już nad swą stratą. Podkute buty miarowo stukały o zadziwiająco czystą podłogę korytarza. Aru zdążył się już zorientować, że Generał lubi czystość na swym pokładzie i mimo wszystko Aru musiał przyznać, że to dobre otoczenie. Ale z pewnością nadmierny porządek jest szkodliwy, czym by był świat bez chaosu? Ale wracając już do rozmowy i ostrzeżenia o droidach..* Dzięki za ostrzeżenie, Rudi. Nigdy jednak tendencji, do drażnienia czegoś co zamiast kończyn ma działa, to nie miałem znowu. *Rzekł z uśmiechem, spoglądając na mijane B-dwójki. Dziwny widok...eh, trochę potrwa nim się przyzwyczai do niego, że te puszki do niego nie strzelają na sam widok cienia zabraka.*

Gen. Qymaen - 2010-05-26 20:24:02

*Niby generał za wojen klonów właśnie z chaosu i nieprzewidywalnosci słynął, ale któż wiedział, jaki był naprawdę? A wojskowi – tacy z  powołania – lubują się w porządku, wręcz nieprawdopodobnym i wykańczającym pedantyzmie podchodzącym pod terror, i na Widmie to chyba wszystko odhaczyć można było*
czasem coś się zdarzy, ktoś wraca z misji i te pe, temu lepiej ze wszystkimi w zgodzie żyć… *Zaśmiał się, kiedy zaczął Aru o droidach mówić, zatrzymał się wtedy i klepnął w „bezgłowy” kark tych śmiesznych (ale tylko jak się nigdy przed nimi nie uciekało) droidów* Złe wspomnienia, co? Nic dziwnego, wiesz, sam się na początku bałem. A te wszystkie to… ja wiem, jak to określić… odzysk, weterani, poskładane wraki. Tak samo mogą się nas „bać” po swojemu… o, oto nasz kibel *wskazał ręką na drzwi w oddali*

Aru - 2010-05-26 20:33:24

*O i to jeszcze weterani, ni ma przeproś, musiał zapytać* A czy aby dobrze im tam procesorki wyczyściliście? Nie chciał bym by nagle jednemu się przypomniało coś z wojen klonów i mi wypalił w tyłek. *Lepiej dmuchać na zimne, Aru mimo że typ tolerancyjny to do tych modeli droidów podchodził nieufnie. Nie miał zamiaru nawet klepać po łbach tych maszynek, jeszcze im coś przestawi w "odpowiednie" miejsce i będzie buba...i kuku.*  No to skoro do pierwszego przystanku w podróży dotarliśmy... to się wezmę doprowadzę szybko do porządku i przebiorę w mój nowy mundur. Poczekaj pare minut. *Rzucił do durosa przystając na moment gdyby ten chciał go jeszcze jakąś informacją obdarzyć. Jeśli nie, nie pozostało mu nic innego jak przekroczyć próg kibelka, rozejrzenie się po wnętrzu i wzięcie prysznica. Nawet jeśli i jakieś wanny były to nie było chyba teraz czasu na moczenie się i nasiąkanie wodą. To i po umyciu się i pozbyciu woni nieprzyjemnych, z łaźni wyjdzie już odziany w biały, pasujący do niego mundur-choć dla niego zbyt formalny i za sztywny- cochrelu, z naręczem swoich zwykłych ubrań oraz z przewieszoną przez ramię uprzężą z wibroostrzami. Bo mundur przepasać postanowił swoim  własnym pasem z kieszenią na kredyt i kaburą na jakiś starusieńki blaster większego kalibru.*

Gen. Qymaen - 2010-05-26 20:47:40

*Rudi wzruszył ramionami, zatrzymując się ebz strachu tyłem do jednego  droidów, który chyba Aru nie kojarzył, o ile w ogóle kojarzył* Nie wiem, ja się tu droidami nie zajmuje, nie znam się i tak nie za szczególnie za nimi przepadam, choć te bojowe jeszcze przecierpię bo z reguły ciche są. Ale wiem, ze wszystkie mają Cochrelowski program, a  na tym pokładzie jest jedi w mundurze… znaczy się wiesz, w tym szlafroku, i jeszcze żaden nie zaatakował. Droidy nie potrafią nienawidzić, nie szukają zemsty, żyją by służyć… *No i chyba tyle, wiec Aru mógł zniknąć w czeluściach pomieszczenia gdzie już żadnego droida nie było. Kibel jak kibel – w średnim standarcie i czystosci, bo to męski, a  może nawet – chłopski  - wiadomo, niższy  personel, ale może nie dostanie Aru grzyba. Prysznice w niezłym stanie były bo nie każdy robotnik często się myje. Generał tych przybytków nie odwiedza i od razu widać…
Ale zawsze można chodzić do damskiego. Lepsze towarzystwo.
Rudi se czekał stojac ramie w ramie z droidem. Rudi z łbem, droid – bez łba*

Aru - 2010-05-26 20:55:50

*No wiadoma sprawa, że w damskim towarzystwo lepsze. Ale wejdź tam do nich tylko. To już lepszy ostrzał prowadzony przez B2, mając przy tym za tarczę drewniany taborecik, niż zmasowany atak kobitek przy wtórze infradźwięków wydawanych przez ich gardziołka. Aru widząc stan łazienki nie był zawiedziony. Grzyb się go nie imał na tatooine to i tutaj go nie zmorzy. Dlatego też pod prysznicem spędzić nieco więcej czasu postanowił pozwalając by gorący strumień wody(jeśli taki był w "ofercie") obmywał jego ciało z łepetyną włącznie, którą to później pod jakąś suszarką nieco osuszył. No,ale jak już wspomniano powyżej, wrócił odziany już w robocze łachy.*  Coś wspominałeś o jakimś Jedi tu na pokładzie? Imię jakieś ma, hę? *Mruknął małym palcem lewej ręki borując w uchu ile wlezie bo go cuś zaswędziało.*

Gen. Qymaen - 2010-05-26 21:03:20

*Rudi zadarł łeb i na chwile patrzył czerwonymi oczami  sufit* No chyba myśle ze jakieś ma, nie wiem, czy jedi mają własne imiona czy ktoś ich nazywa jak leci… wiesz… może to już ci powie dowództwo, jeśli zechce, w sumie ty niższy personel roboczy wiec … no kurde, popracuj tu trochei w wszystko będzie jasne *zatarł ręce z przyklaśniecie, po czym zwrócił się do robota, odbierając brudne ciuchy od Aru* Ty, zaniesiesz to do kajuty 23, powinna być wolna,, a jak będzie zajęta to do pierwszej wolnej *Jako ze robot nie domyślił się co zrobić z ciuchami, Rudi wyciągnął jego rękę i wszystko na niej pozawieszał. Po zwyczajowym „rozkaz rozkaz” maszyna poszła.*
widzisz, przydają się. *I ruszył dalej w dół korytarza, już bardziej zadowolony bo jak kto go teraz z Aru zobaczy to już nie wstyd* Mysle ze generał już wie o twoim przybyciu... *do tej pory mówił „dowództwo”, teraz już „generał”* to mały statek, dobrze monitorowany…

Aru - 2010-05-26 21:13:35

*Nie drążył już więcej tematu tego jak się ten Jedi nazywa. Aż tak nęcąca to sprawa nie była, a informacja o dobrym monitoringu wzbudziła zainteresowanie Aru... no bo nie chciał by godzono w jego prywatność kurde bele,a nawet znajome "rozkaz,rozkaz" z tropu go zbić nie mogło w tej chwili.*  Właśnie... ten monitoring. On jest naprawdę wszędzie? Nie bardzo mi się, szefuńciu, by podobał fakt, że kamery są w każdym rogu... *Nie żeby miał coś do ukrycia, ale sama myśl, że ktoś każdy jego ruch obserwuje nie nastrajała optymistycznie.*  A Generał zawsze jest tak zainteresowany personelem robotniczym, że aż osobiście go sprawdza? *Pomimo kamer to jednak to go ciekawiło. Widać sama okoliczność jego werbunku i przywiezienie go przez Harisa stawiało go w jakimś niepewnym świetle,albo coś..*

Gen. Qymaen - 2010-05-26 21:33:05

*Rudi znowu pokazał jak to potrafi opluć się na sucho* Stary… to jest jeden  głównych statków dowodzenia cochrelu… ty chyba jeszcze nie rozumiesz, co to jest. Ale wierz mi – jak masz zamiar kombinować, to spierdalaj, znajdą cię, i poznasz nowy wymiar cierpienia zakończony zgonem w męce… nasz generał… nie lubi nielojalności. Nie żebym straszył, ale jak jesteś w porządku to kamery nie przeszkadzają, naprawdę... *Odpowiedź na oba pytania: top jakaś bardzo ważna jednostka, na której wszystko musi być w 100% godne zaufania* [i]zawsze *odparł Rudi i skręcił w odnogę korytarza. Przed nimi gdzieś w oddali zamajaczyły pancerze droideków*

Aru - 2010-05-26 21:44:57

Przeciwnicy Imperium to moi sprzymierzeńcy więc o nielojalność nie ma się co martwić. No, ale jeśli taki jest wymóg to się przyzwyczaję do tej drobnej niedogodności.  *Spokojnie odpowiedział na grzeczne ostrzeżenia,ze strony szefuńcia popisującego się po raz kolejny swymi zdolnościami parskająco/plującymi. I kolejne droideki na horyzoncie. Czyżby kolejna sekcja statku? Najpewniej te machiny robiły za swego rodzaju odźwiernych poszczególnych części tej wojskowej jednostki.*  Czuję się tu jak jakiś dzikus przeniesiony do cywilizacji, cholerka. *Parsknął, teraz on dla odmiany, krótkim śmiechem z własnej sytuacji. Nie ma co. Spodziewał się prostej roboty w charakterze tragarza, a tutaj szykuje się iście wojskowa służba... jednak o dziwo wcale mu to nie przeszkadzało, aż jego samego to dziwić zaczynało.*

Gen. Qymaen - 2010-05-26 21:58:30

Nawet nie zauważysz. Kajuty i kible są niestrzeżone, możesz się ciągać za Freda ile chcesz… *Uśmiechnął się Rudi z  pokazaniem ostrych, durosjanskich zębów. Szczękę trochę przykoszoną miał, jakby ostro oberwał. Aru nie wiedział, ale wcześniejsze  Widmo szlag trafił i Rudi był bardzo ciężko ranny. Przeżył tylko dlatego, ze robił dla cochrelu, a oni mają dobrą medycynę.* Aj, nie gadaj… dobrze będzie… *zbliżyli się do droideków. Tak, te – jako widać lepsze – były poustawiane w ważniejszych miejscach. Jedna wyglądała normalnie, a druga była po przejściach, co było widać, bo brakowało jej nóżki, którą to zastąpiono jakimś przyspawanym w stawie kawałkiem metalu. Pancerz był pocięty, a zastygający ,metal potworzył „blizny”. Lewe ramie było całkowicie wymienione, co sugerował jego podejrzanie dobry stan. Także lewy fotoreceptor był odcięty i nie zastąpiony niczym.
Ten droid z cała pewnością wie jak przetrwać.
Duroisjanin stanął miedzy droidami. Ten pokiereszowany wyraźnie zwracał na niego uwagę. Na Aru też. A Rudi tymczasem stukał coś w panelu* to nasza sala konferencyjna. Przetestujesz ją

Aru - 2010-05-26 22:13:11

Od smarkactwa się z a Freda nie ciągam własnoręcznie... *Zaprotestował na takie insynuacje co do ciągot do samogwałcenia się zabraka niejakich. Ale, owszem, Aru przyuważył, że szczęka Durosa jest jak by nieco... przemieszczona. Ślad po jakimś dawnym urazie, ledwo widoczny w sumie, ale jednak. Co do przyczyn powstania tej rany, Aru nie miał na ten temat bladego pojęcia. To Widmo było dla niego.. no Widmem. Nie wiedział, że miało poprzednika który dość brutalnie się ze światem rozstał. *  A temu biedakowi co się stało? * Z nutką troski w głosie, Aru zwrócił uwagę na droidekę będącą zdecydowanie weteranem. I chyba nieco bardziej rozwiniętą od towarzysza bo i jakoś tak przyglądała się uważniej dwóm "organicznym worom mięcha" w osobach durosa i zabraka.*  Nie mieliście widać okazji do skorzystania z sali konferencyjnej, co? Widać niewiele ma tutaj miejsce sytuacji wymagających korzystania z pokoiku.

Gen. Qymaen - 2010-05-26 22:22:18

to jest nowy statek, poprzedni został zniszczony… jesteśmy tu od niedawna *przerwał Rudi na chwile i odwrócił się twarzą do Aru. Chwile patrzył a potem wyciągnął rękę, by poklepać „biedaka” po pancerzu,. Drugi w ogóle tego nie widział, za to pierwszy bardzo subtelnie reagował* A to… to jest „Szeryf”, tak go nazywamy. Na początku, jeszcze przed wojną budowano droideki z procesorem logicznym, zostało ich obecnie kilka sztuk… żadna droideka tyle nie przeżyje. Dlaczego? Bo jest głupia. a  on jest mądry, wiele żyć uratował i jeszcze więcej zabrał. Bywa tu jeszcze jedna podobna. Prywatna, Dżony go wołają, rozpieszczona rozczulająca kupa złomu która zabiega o uwagę. Szeryf przeciwnie – zrównoważony jest *No i w końcu drzwi, jeszcze nie takie piękne jak na poprzednim Widmie, rozsunęły się wpuszczając ich do wnętrza: pomieszczenia na razie jeszcze skromnego, ale już widać było, ze to miejsce będzie wyjątkowe, kiedyś tam*

Aru - 2010-05-26 22:32:21

Zniszczony? Wnioskuję, że sprawka Imperialnych. *Odrzekł w odpowiedzi z większym zainteresowaniem zaczynając obserwować "Szeryfa". Nie wiedział, że produkowano droideki z procesorami logicznymi i informacja ta go bardzo zaciekawiła. A na pewno obiekt w postaci samego Szeryfa. Ale i słowa tyczące się niejakiego Dżonego sprawiły, że zabrak cicho się zaśmiał. Droideka która zabiega o uwagę inaczej niż strzelając czy stukając swoimi pazurkami. Zaciąg na tę łajbę to był jednak dobry pomysł. Doświadczeń nowych mógł tutaj doznać sporo,a to nawet jeszcze jeden dzień nie był pobytu jego!* Przytulnie. *Skwitował po przekroczeniu progu sali konferencyjnej.* Jakieś rady co do tego jak mam się zachowywać czy też zwracać do Generała Greviousa? *Czas na ostatnie pytania chyba jeszcze miał więc i go spożytkować odpowiednio zamierzał by nie popełnić jakiejś gafy gdy Generał wejdzie, typu: siedzenie na jednym z miejsc w tym pomieszczeniu gdy on wejdzie, czy patrzenie mu w oczy- kto tam wie co go drażniło.*

Gen. Qymaen - 2010-05-26 22:39:47

Wiesz, tak naprawdę to nie wiemy… było dochodzenie ale tam… wiesz, jak jest dżedaj to się dziwne rzeczy dzieją, wchodź wchodź, na razie to tu surowo jest, a  nie przytulnie… *W środku- stół taktyczny, dywan, sofa, wyłożone drewnem ściany, ale ogólnie – skromnie. Choć niewątpliwie miło, w końcu to sala konferencyjna.
Rudi spojrzał na Aru badawczo. Kiedy usłyszał, ze Aru doskonale wie z jakim to generałem będzie miał do czynienia*
Najlepiej nie używaj tego imienia. I nie rób z siebie idioty, to będzie dobrze. Po prostu: z klasa, wiesz… *wzruszył ramionami* To wszystko? Może chcesz jeszcze o cos zapytać, czy mogę isc? *Nic wiecej nie powiedział, wiec chyba patrzeć w oczy można*

Aru - 2010-05-26 22:50:05

No to dla bezpieczeństwa będę się do niego zwracać po prostu "Generale". No i nie martw się ,postaram się zachowywać z klasą.... parę lat temu umiałem to i sobie chyba przypomnę jak to jest na "salonach". *Mrugnął złotym okiem zawadiacko do Rudiego jak by chcąc go podnieść na duchu i przypomnieć że w razie czego to nie on zostanie przez śluze wystrzelony. A  tak "mrożonka" czyli zabrak, zasiadł sobie przy stole taktycznym dłonie swe ze sobą palcami splatając po wcześniejszym oparciu łokciu na tymże stole.* Tak. Do zobaczenia później Rudi. *Uśmiechnął się do błękitnoskórego durosa i kiwnął mu głową na pożegnanie.*

Gen. Qymaen - 2010-05-26 22:54:03

*Uśmiechnął się Rudi, bo widac mu zawierzył, machnął ręką i wyszedł. Teraz Aru mogł tylko czekac na konfrontacje z legendą*

[dobranoc]

Aru - 2010-05-26 22:59:10

*I tak też miał zamiar uczynić. A z legendą nie byle jaką się skonfrontować miał. Ale o tym jakoś na razie nie myślał. Widać w pewnym stopniu tak na prawdę do niego nie docierało, że zaraz do pomieszczenia może wkroczyć generał Grevious we własnej osobie. Dopóki nie ujrzy, to jego umysł chyba nie zaakceptuje tego wszystkiego. A wraz z ujrzeniem Generała i to, że Windu oraz Yoda okazać się prawdą będzie musiało.. eh, za dużo na raz dla bidnego Arusia. Dlatego też zabrak spokojnie zajął się kontemplacją stołu przy którym spoczął ręce swe na piersi krzyżując.*

[dobranoc]

Gen. Qymaen - 2010-05-27 11:08:56

*Tak wiec sala konferencyjna ugościła Aru. Nie miała nic przeciwko by se spoczął czy tez napił się herbaty z automatu. Stół tez nie protestował. Był nieskazitelny, nowy, ale jego obramowanie wykonano z  naturalnego drewna, a  nie jakiegoś syntetyku, gdzieś na przeciwległej ścianie wisiało poroże jakiegoś zwierzęcia. Powoli ta sala nabierze wymowności, z  całą pewnością – kaleeshianskiej*

Tymczasem na mostku…
*Po ataku na Imperialnych nad Mandalore generał zdążył się wściec i uspokoić, i to, co było w  nim teraz było tym naoptymarniejszym stanem sytości po polowaniu – zadowolenie, rozrywka i coś a’la wyciszenie. Kiedy zastał go komunikat przekazywany przez nemoidianskiego asystenta, stał on spokojnie przy iluminatorze, ale jednocześnie obok rzutnika holo, który cały czas wyświetlał raport po obrus tronach – po stronie przeciwników sięgnęły one dna.*
Generale, ten facet od Haris… chce generale  nim porozmawiać, czy mamy…? *sugestywnie wykonał ruch głową.
Ale jak już powiedziane – generał miał dobry humor. Nie taki dobry graniczący z  niebezpiecznym kiedy to udał się do Windu, ale taki  - dobrze dobry. Nie odpowiedziawszy sięgnął durastalowym ramieniem, które to wyłoniło się nagle spod peleryny w stronę przełącznika transmitera z skaner i przywołał obraz z Sali konferencyjnej, by zobaczyć zabrakla grzecznie sobie siedzącego*
Uprzedzić, ze za 15 minut złoże mu wizytę
*wycharczał głębokim, trzeszczącym głosem*

W Sali konferencyjnej
*Aru nic nie zmalował, ale i tak rozlegl się dzwięk, jakby dzwonka, a  potem tresc komunikatu*
uwaga przebywający w  sali konferencyjnej. General zejdzie do was za 15 minut czasu lokalnego
*I koniec*

Aru - 2010-05-27 11:26:04

http://www.swewok2.pun.pl/viewtopic.php … 501#p11501

[kontynuacja tego wątku została przeniesiona do tematu z linku powyżej.]

Aru - 2010-05-28 23:15:22

*I tak też nie po upływie nawet jednego dnia,a jeszcze tego samego, ten sam zabrak wrócił w okolice Hangaru. Widać za każdym razem gdy tu będzie trafiać to w tym samym niezbyt dobrym ubraniu. Teraz jednak poza swymi skórzanymi spodniami, tuniką, kamizelką oraz bronią, miał przy sobie mały plecach. Jedynie żałował, że nie zdołał jakoś uprać tego ubrania....cuchnąć nie cuchnęło,ale trochę czasu już je nosił, no, ale cóż z tego. Po wizycie na planecie będącej zbudowanej praktycznie z piasku i tak ubranie pójdzie tylko do czyszczenia. Teraz jednak jego celem było odnaleźć Rudiego, z pewnością już został poinformowany o tym kto ma pilotować statek,a i pewnie to jego brygada musiała zając się przygotowaniem pojazdu do drogi z czego z pewnością zadowoleni nie byli."Ciekawe czym też mi przyjdzie lecieć."-w myślach odezwa się sam do siebie.*

Secorsha - 2010-05-29 11:10:37

*Ano się okazało, ze wiedzieli. Podróż z mostka 15 minut – w przypadku Aru troche mniej, bo szybciej chodził, plus te 10 na ubranie i zaczepienie o kwaterę, na pewno też siusiu i te sprawy, tak wiec- jak Aru doszedł to statek już był a on miał jeszcze czas. Mógł podziwiać odrestaurowany stary rodiański frachtowiec linii „Osa” – tal na nie mówili. Numery starły się już dawno, ale nie było ni grama rdzy – statek był wyszorowany, zadbany, odmalowany i wyglądał naprawdę pięknie,. Nic dziwnego, jak Aru pobędzie tu dłużej (jeśli pobędzie) to przekona się, ze Rudi kocha statki. Nawet nadaje im imiona. Tak tez i Rudi koło niego się kręcił i zaraz jego niebieska gęba wychyliła się zza kadłuba*
A masz ty chłopie o tym pojecie? *zapytał klepiąc metal. Czyli innymi słowy: umiesz prowadzić?*

Aru - 2010-05-29 11:20:26

*Czy pobędzie dłużej to szczerze Aru wątpił ku swemu niezadowoleniu. Z pewnością jednak nie da się zamknąć w celi klasztornej i nie zerwie kontaktów z Cochrelem. Jeśli w ogóle do Zakonu powróci, nic nie postanowił jak do tej pory. Siusiu i te sprawy zrobił i do hangaru trafił by całkiem dobry statek zobaczyć. On się tam nie znał na modelach. Widział, że toto latać potrafi, jest całe i nie dziurawe,a do tego ładnie odczyszczone i to mu starczało. Spoglądając na pojazd zbliżał się coraz bardziej tej machiny gdy Rudi się objawił i Aru już na jego niebieski ryj patrzeć zaczął* Jakieś tam pojęcie mam. Przeszkolenie przeszedłem w kwestii pilotażu... ale żebym się urodził za sterami, to nie powiem, bo kłamać znowu nie chcę. *Cóż rzec, nie był mistrzem pilotażu. Wystartować umiał, wylądować też... w warunkach bojowych jednak jego sztuka pilotażu by się raczej nie sprawdziła za dobrze i wszystko byłoby w rękach losu czy też Mocy*

Secorsha - 2010-05-29 11:43:22

*Tedy Rudi te słowa słysząc za szczeke się dowoma palcami ujął, i pomasował, naciągając przy tym długą cienką bliznę* to ja ci puszkę dam… eeee, chłopaki! *odwróciwszy sie do swej załogi krzyknął* Astromecha dajcie jakiegoś!
*I zaraz odpowiedziało mu gromkie* tajeeest!
*no i się tam uwijać zaczęli, a Rudi – oparłszy się o kadłub uśmiechnął się do Aru półgębkiem, ale przyjaźnie*
chyba dobrze rozmowa poszła, skoro miałeś być robolem za dostajesz trasę pierwszego dnia…

Aru - 2010-05-29 11:50:09

*O ,widać, że Rudi dobrze myśli. Aru miał się pytać czy by jakiegoś astromecha mu udostępnili do pomocy w nawigacji i w locie, a tu Rudi sam z inicjatywą wyszedł. Zabrak tylko kiwnął głową na znak, że dziękuje za "puszkę". Plecak z ramienia były pracownik fizyczny, obecnie znowu "chuj wie co", położył na podłodze choć ciężki to on nie był skoro w środku znajdowało się parę zwojów materiału i jakiś stary płaszcz skórzany z kapturem jaki to w szafie kajuty 23 znalazł. Dziurawy, lecz czysty, to i go lekko przerobił odcinając część dołu i rękawy przycinając bo płaszcz był raczej na większe stworzenie dawniej. Na słowa Rudiego, Aru nieznacznie się skrzywił jak by zjadł coś gorzkiego* No, nie sądzę by tak dobrze poszła.... chyba chcąc niechcąc znów trafię na łono Zakonu... *Odrzekł krótko. Nie musiał nic więcej Rudiemu mówić bo i głupi nie był i powinien się zorientować, o jaki to zakon chodzić może...i z kim właśnie sobie rozmawia. Zabrak był pewien, że nastawienie Rudiego zmieni się z przyjaznego, na ledwo tolerancyjne.*

Secorsha - 2010-05-29 12:06:10

*durosjanin skrzywił się demonstrując nieskazitelnie… kremowe zęby kiedy usłyszał tę wiadomość* em… do jakiego zakonu? Chyba nie TEGO zakonu, co? *zapytywał nachalnie, obchodząc statek by znaleźć się twarzą w twarz z zabrakiem. Nie patrzył z nienawiścią, czy cos, ale z takim… niesmakiem. niesmakiem całą pewnością od niego się szczerej prawy Aru dowie. Pokręcił głową z takim „eh, a  tak się dobrze zapowiadało”*

Aru - 2010-05-29 12:13:18

No jakiego zakonu, Rudi? *Jedna z bezwłosych brwi uniosła się wyżej prawie zawadzając o pierwszy z różków.* Brałem udział w Wojnach Klonów. Walczyłem w nich u boku klonów i mojego Mistrza. *Postanowił mu wszystko raz a dobrze wyjaśnić.* Jednak konflikt między poglądami Zakonu,a moimi sprawił,że opuściłem go zajmując się do końca wojny współpracą z przemytnikami wożącymi medykamenty i pożywienie dla uchodźców i ofiar wojennych. A jako,że po zakończeniu wojny, cały bity rok spędziłem na Tatooine to zgłosiłem się na ochotnika by tam polecieć po.... *Zawahał się użyć tego słowa* Po naszych. Wybacz, że Cię okłamałem Rudi i nic nie powiedziałem w tej materii.

Secorsha - 2010-05-29 12:27:33

tyyy, kurwa mać… taki z  ciebie dobry chłop wyszedł, i chcesz tam wrócić? *skrzywił pozbawione warg usta, przymykając jednocześnie jedno oko. Ramieniem oparł się o kadłub maszyny. Patrzył na Aru z mieszaniną uczuć, takim koktajlem, ze nie można tego definiować.* [i[teraz dla jedi jest tylko jedna alternatywa: schować się na tym zasranym świecie co oni znaleźli sobie, i udawac, że cie nie ma… nie no – twój wybór, ale ja sobie takiego zycia nie wyobrażam, choć może powiesz, ze siedzę na Widmie i tez za dużo nie robie…[/i]

Aru - 2010-05-29 12:39:09

Czy chcę to nie bym był tego taki pewien. Ale w pewnym sensie mam wobec nich jakiś dług... *A raczej wobec swojego Mistrza który odkrył tamtych handlarzy dzieciakami. Teraz mógł robić za seks zabawkę jakiegoś zboka,albo być zwykłym niewolnikiem... lub trafić do jakiejś rodziny jako adoptowany dzieciak. Różny los go czekać mógł, ale został Jedi. W samej świątyni będąc tylko do wieku lat 12, resztę czasu spędzając z Mistrzem na Rubieżach, od czasu do czasu wracając do świątyni na nie krócej niż kilka dni.Od tamtego okresu tylko na Tatooine na dłużej się zatrzymał, a tak to całe życie tylko podróż.* I dla Jedi i dla wrogów Imperium. Więc i Ty nie masz jakiegoś komfortu Rudi. *Rzekł z lekkim uśmiechem.* Przyznam, że to wszystko za szybko się dla mnie toczy. Zgłupieć idzie. Wiem jedno, chcę coś robić. Na Tatooine spieprzyłem jak jakiś tchórz i nie uśmiecha mi się znowu uciekać tylko dlatego,że nie chcę ubierać szaty Jedi i słuchać ich mądrości życiowych *Tak, pewne poglądy Jedi i pod jego podchodziły, zdecydowana większość jednak nie. Tak jak ich odcinanie się od miłości... wiedział jedno. Chce pomóc temu sojuszowi. Choćby miał latać ze świątyni, na Widmo i spowrotem przez cały czas. Z drugiej strony jednak wciąż żądza wiedzy co do sztuki walki mieczem oraz chęć głębszego poznania Mocy, w nim była... chciał się stać potężniejszy by móc swe cele skutecznie wykonywać. "Heh.. zaczynam myśleć, jak większość potencjalnych Sithów i Mrocznych Jedi"-zaśmiał się w duchu, lecz bez wesołości.* No, gdzie ta konserwa jest? *Głos nieco podniósł, na myśli mając droida.* Już wystarczająco zdenerwowałem Generała, a nie chcę go dodatkowo wkurwiać opieszałością z udaniem się na Tatooine.

Secorsha - 2010-05-29 12:55:16

wiesz… *Podjął duros* za każdym razem kiedy każe otworzyć te wrota to wiem, ze jest to częścią większego planu, nawet jeśli to głupie lądowanie, czy wylot, tak jak teraz-  ty wylecisz po naszego człowieka, który cos znaczy dla sprawy i działa, tak wiec czyje się w tej durnej ociupince mojej aktywności częścią walki przeciw Imperium… gdybym miał to zamienić na siedzenie na dupie i medytacje… nie, to by ,mnie zabiło… *odkleił się od maski i odszedłszy kilka kroków stanął  lekkim rozkroku tyłem do Aru. I patrzył na wrota.* Masz racje. Generała nie można wkurwiać… Jedi się pewnie niew wkurwiają, co? Najwyżej „denerwują” czy „czują wzburzenie” *Rudi odwrócił się przodem, chwile popatrzył na Aru i nagle jak nie wrzaśnie* co wy nieroby cholerne, składacie tego droida tam, czy co? Dawać go tu, nie chce mieć opóźnień w raporcie, to brzydko wygląda!

Aru - 2010-05-29 13:06:07

Tia, słysząc co mówisz i wiedząc co ja myślę, to praktycznie każdy Mistrz by pewnie powiedział,że pośpiech prowadzi do zguby. Tylko, że ja tutaj widzę doskonale działającą machinę i to zorganizowaną przez byłych Separatystów, nie Imperium, ani Jedi...którzy z wiadomych względów mają przekichane. *Mruknął w odpowiedzi na pierwsze słowa Rudiego. Jednak gdy ten go obszedł odczekał spokojnie aż przestanie się wydzierać na uwijających się jak w ukropie pracowników i podjął rozmowę dalej* No to ja chyba nie jestem dobry Jedi skoro potrafię się wkurwiać i to nawet bardzo. Co nie znaczy,że mi ma za tydzień odbić i zacznę we wszystko co się rusza walić piorunami jak jakiś Dooku. Bity rok chlałem, czasem i ćpałem, paliłem zielsko, chędożyłem co się dało i walczyłem na arenie w walkach do pierwszej krwi... i dziwnym trafem nadal jestem zdrowy psychicznie... no w tym ograniczonym zakresie jakiego nie spieprzyło to co widziałem na wojnie. *Teraz to on plecami o pojazd się oparł, ręce na swej piersi krzyżując.*

Secorsha - 2010-05-29 13:13:03

*Rudi uśmiechnął się dobrodusznie i zbliżywszy się klepnął zabraka po ramieniu* Bycie dobrym jedi nie musi iść w parze z bycie dobrym człowiekiem. Szkoda by było znowu ciebie stracić na ich rzecz. Tylko jednego znałem, który zachowywał się jak w miare porządny gosc. *Mowa rzecz jasna o Tajenie, który tez „sam się chował” i miał własne poglady. Ten to i w ciąganiu skrzynek pomóc potrafił i ogólnie do życia chłop* [i]No dobra, nieważne, bo Kamienna Twarz usłyszy. O, masz droida… *pojawił się mały robocie, wyraźnie wystraszony w swoim droidzim znaczeniu. a  co, dziwne? Wszędzie roboty bojowe* Niech przestworza będą łaskawe *Uśmiechnął się dobrodusznie Rudi*

Aru - 2010-05-29 13:20:57

Jak się nazywa? *Mruknął spoglądając na popiskującego malca sprawiającego wrażenie niezbyt zadowolonego z tego gdzie mu przyszło być. Cóż, jego zmartwienia na jakiś czas odejdą w cień bo na pokładzie rodiańskiego frachtowca raczej żadnych maszyn bojowych nie było i astromech będzie mieć spokój i brak stresu dla jego obwodów.* Dobra, Konserwa, idź zacznij rozgrzewać statek. * Aru nieco pewnie przechrzcił robocika wysyłając go po opuszczonym trapie do środka frachtowca.* Niech wam ten hangar lekko i sprawnie pracować będzie. *Odpowiedział w podzięce za ciepłe słowa. Spojrzeniem powiódł za droidem który już zniknął w ładowni, samemu już ku niej ruszając. Oczywiście plecak po drodze zabierając.*

Secorsha - 2010-05-29 13:26:57

*Rudi podszedł do wjeżdżającej po trapie jednostki R, by jeszcze w ostatniej chwili odczytać nazwę* R3 K11. lećcie *Rudi machnął ręką i pobiegł truchtem ku pakamerze, czy tez schronie. Po chwili już wszystko było gotowe i potoczyło sie bardzo sprawnie. zamkniety, rozgrzany statek – otwarte wrota i wylot*

Aru - 2010-05-29 13:35:40

*Wszystko potoczyło się sprawnie. R3K11 odtąd nazywany przez Aru "Konserwą" sprawnie wspomagał wszelkie procesy związane z rozruchem silników, nie wtrącając się do działań pilota bez potrzeby, choć inicjatywę własną wykazywał, co Aru zauważył podczas samego startu, gdy zerwał pojazd z płyty hangaru nieco za gwałtownie i mógł by zawadzić o dach pomieszczenia gdyby nie astromech. Start jednak bez żadnych kłopotów się udał i wyleciał poza Widmo II z zabrakiem za sterami.* Konserwa, współrzędne do skoku w nadprzestrzeń, Tatooine. * Gdy tylko skoczyli, prowadzeni już przez komputery statku wstał z fotela pilota.* Daj mi znać na jakieś pięć minut przed wyjściem z nadprzestrzeni. Gdy już wyjdziemy spróbuję się skontaktować z tym całym Darvenem i dowiedzieć się gdzie jest, wybierzemy wtedy najbliższe jego pozycji lądowisko. * I tyle, podróż rozpoczęta*

Secorsha - 2010-06-01 18:30:51

*Minął pewien czas, nie za długi nie za krótki od wylotu Aru, wiec nikt nie będzie miał wobec niego pretensji o czas misji jaką mu powierzono. Jakimś cudem nie dał plamy i poinformował o przybyciu zaraz po wyjściu, a  załoga, równie grzecznie powitała go na pokładzie jednostki flagowej generała Qymaena, znanej bliżej jako Widmo II. Jednostka która pilotował zabarw wylądowała bez wspomagania wręcz perfekcyjnie, tak ze Rudi mało nie zemdlał z  rozkoszy, wszystko zostało zamknięte, uszczelnione, i trap – opuszczony. Arutek może wyłazić!*

Aru - 2010-06-01 18:37:29

*Ano może, a jednostka R3 już się nawet do wyjścia pchała* Gdzie?! Konserwa siedź tutaj! Za piętnaście minut możesz opuścić to pomieszczenie. *Jeszcze tego by brakowało by się po drodze ten astromech natknął na Dżonego. No, ale skoro już wylądowali wypadałoby poinformować Darvena,że są na miejscu. A poinformował go dosadnie. Przez głośniczki w kajutach po wcześniejszym podkręceniu głośności* Jesteśmy już na miejscu. Można wysiadać. * I tyle. Po czym przekroczył rozsuwane drzwi kabiny pilotów by obok Dżonego przejść, klepiąc go po pancerzu.* Chodź blaszaku, trza Cię umyć nim z wiadomością do Generała się poturlasz. *I po trapie do hangaru zlazł, załogę informując wcześniej.* Na razie statku nie zwijajcie bo tam chyba nadal śpi Darven. Gdy już wyjdzie to róbta co chceta. *I tyle, jeśli nie był wraz z Dżonym zatrzymywany, opuścił hangary kierując się.. do kibelka.*

EFECTOR - 2010-06-01 18:42:45

*Dżony tez „spał” – to mogło wyjaśnić, dlaczego kilka godzin podróży w nadprzestrzeni w  ogole nie było go słychać. Dopiero kiedy Aru powiedział jego imie – diody się zapaliły, i wzbudzony do nowego, radosnego działania droid podreptał za Aru zostawiając za sobą w kilku pierwszych kroków subtelne slady piasku. Pójdzie żony za Arusiem choćby i do najdalszego kibla galaktyki. I nie mów że to nie jest miłość, ze to się tylko zdaje nam…*

Aru - 2010-06-05 13:56:39

*I znów zawitał w Hangarze.... cóż, toż to jego prawie dom ostatnimi czasy jest. I jak się okazało w hangarze, o Mocy, znalazł siebie! Czyli Generał dobrze mówił! No,a skoro już się Aru odnalazł przez siebie samego mógł się czymś zająć. Lenić się może i lubił, ale pod warunkiem, że to lenienie się było jakieś aktywniejsze niż gapienie się w sufit w kabinie lub przeglądanie holonetu. A z nudy człowiek,zabrak czy inne stworzenie nawet skłonne jest się zabrać do pracy. A jeśli się brać za pracę w hangarze to trza iść do "kanciapy" Rudiego, czyli do pokoiku skąd otwierają jego chłopcy bramę hangaru. Tam też się udał by się do czegoś Rudiemu jeszcze przydać nim sobie o nim Mistrz Windu przypomni i na gwałt potrzebować będzie. Albo Generał nie wezwie do siebie by jednak mu łeb urwać.*

Gen. Qymaen - 2010-06-05 14:21:38

*W kanciapie siedziała święta czwórca no i Rudi piąty – wszechmogący. Wszyscy trzymali nogi na jednym taborecie, siedząc w pięcioramiennej gwieździe, rozwaleni jak banthy po kopulacji, i palili wspólnie jednego papierosa, podając go miedzy sobą. Byli przykładem tego stanu który Aru miale a sobą. Lenienie się do potęgi. Kiedy Zabrak pojawił sie w drzwiach, wszyscy na niego spojrzeli. Papierosa akurat Rudi trzymał. Nie schował go, mimo iż w hangarze palic nie wolno. Nie wolno, ale czasem się pali, wiadomo*

Aru - 2010-06-05 14:27:23

A niby tak palić nie wolno pod groźbą kary śmierci... *Mruknął ironicznie po przekroczeniu progu pomieszczenia i zamknięcia za sobą drzwi. Ręce na piersi skrzyżował, opierając się bokiem o ścianę z uśmiechem rodzącym się w kąciku jego warg.* Ja tu jakiegoś zajęcia poszukać przylazłem po sprawdzeniu-zgodnie z życzeniem Generała-czy mnie czasem nie ma w hangarze,a ci się byczą i nic nie robią. *Spojrzeniem przesunął po brygadzie.* O, przepraszam. Relaksują się. *Tu już zęby w uśmiechu wyszczerzył.*

Gen. Qymaen - 2010-06-05 14:33:05

*Nikt się nie zaśmiał, dopiero kiedy w wąskich wargach Rudiego zaigrał żółty uśmiech, to roześmiała się reszta. Duros podał papierosa Aru, co by tez pociągnął, w końcu nieładnie nie poczęstować* A my jesteśmy klub niedoszłych samobójców. Hehe, fajne rozkazy dostajesz, czym starszego wkurwiłeś? *zapytał, jednocześnie pokazując palcem jakieś tam krzesło, co było zaproszeniem do wspólnego byczenia się. Sjesta*

Aru - 2010-06-05 14:40:43

*On na sjeste był gotowy o każdej godzinie toteż nie odmówił, zasiadając na krześle które sobie do grupki istot przysunął i zaciągając się zawartością raczej zwykłego papierosa. Samobójcy czy nie, raczej nie palili doprawianych zielskiem lub przyprawą papierosów,bo naćpani mogli by źle skończyć po przyłapaniu przez generała. Po pociągnięciu i wypuszczeniu po dłuższej chwili szarego dymu, fajka została podana następnemu w kolejności jegomościowi.* Czym go wkurwiłem... telepatą to ja nie jestem. Ale możliwe, że me słowa zinterpretował inaczej niż chciałem i uznał, że mu sugeruję że nie potrafi zająć się swoimi ludźmi... może to go wnerwiło. *"Albo widok tamtej samiczki w wiadomości."-dopowiedział sobie w myślach. Ale jeśli tak było, że to była jego znajoma,przyjaciółka,ktokolwiek to czemu uznał by nie wysłać za nią kogoś? Prośbę jej o nie wysyłanie nikogo mógł by zignorować jeśli mu zależało na gadzince... no chyba, że gadzinka posłuch u generała miała i dlatego usłuchał. Swoją drogą... ciekawa istota. Jakiej rasy była? Gadzich gatunków jest sporo w galaktyce, wiele z nich zabrak widział,ale istoty o takim wyglądzie nie miał okazji widzieć. No i to imię.. "Fler,Fler,Fler...coś mi to mówi..."- zadumał się nad tym tak, że najpewniej nie usłyszał co do niego duros odrzekł.*

Gen. Qymaen - 2010-06-05 15:08:44

*Rudi przeciągnął bezgłośnie takie „aaah”, jakby łapał powietrze* Bardzo to możliwe. Drażliwy jest… *Ktoś tam podjał temat. Papieros był już w połowię koła* A weź, całe wojny klonów musiał z  Gunrayem pracować, toż to każdy by zwariował. Rudi machnął ręka* [i]Głupi jestes. Szybciej jarajcie… A ty o czym tak myślisz, pstrokaty? *szturchnął duros zabraka łokciem*

Aru - 2010-06-05 15:17:16

*"Pstrokaty" pokryty czarnymi tatuażami zamrugał zdezorientowany po szturchnięciu przez łokiec. Syknął cicho,ale mimo wszystko odpowiedział.* A myślę nad pewnym znajomym imieniem... możliwe,że w czasie wojen klonów obiło mi się o uszy,albo wcześniej, jeszcze za czasów bycia padawanem *Mruczał pod nosem, teraz dla odmiany mysląc w głos.* Tylko nie jestem pewien czy to ze świątyni czy z innego miejsca imię mi znane. Odkąd zostałem uczniem Po Kai'a w świątyni bywałem raz do roku, resztę czasu wędrując z nim po rubieżach. *Na koniec, sfrustrowany niemocą w związku ze skojarzeniem imienia, wydał z siebie odgłos przypominający "Arghh" i potargał się za kudły, warkocze rozpieprzając we wszystkie strony.*

Gen. Qymaen - 2010-06-05 15:35:28

nie denerwuj się tak, na pewno jeszcze ci się przypomni… *odparł Rudi, pociągając papierosa, którego już mało zostało, i podal Aru. Rozmawiał z  nim, reszta panów miedzy sobą* Jakie to imie?

Aru - 2010-06-05 15:42:17

*Sterczące we wszystkie strony włosy pozostawił w spokoju, zaciągając się resztką papierosa by tę resztkę starczającą na ledwo jedno zaciągnięcie się, podać dalej.* Fler. *Odparł krótko.* Jakaś gadzinka.

Gen. Qymaen - 2010-06-05 16:07:27

*Na dźwięk tego imienia zagwizdało czterech z pięciu, bo piąty gejem był. Durom zaśmiał się* U hu hu, bracie… chyba się na nią nie zasądziłeś, co? Znamy ją, to właścicielka Dzonego… *odparł. Papieros skończył się za dwie osoby po Aru, i koniec raju, pozostało tylko byczenie się*

Aru - 2010-06-05 16:12:48

*Też by pewnie poparł gwizdy samców tu zebranych gdyby nie to,że widział jak na obecną..chyba, chwilę wyglądała. Najpierw odkarmić, dać wypocząć,i potem się można zasadzać dopiero.* Że jego właścicielka to wiem. Ale nie, nie zasadziłem się na nią. Na własne oczy jej ani razu nie widziałem. Po raz pierwszy to ją w sumie zobaczyłem w jej wiadomości jaką to generał odebrał. *Mruknął nogi przed siebie wyciągając samemu też maksymalnie się wydłużając oraz ślepia przymykając.Nic więcej jednak nie mówił. Nie uznał za stosowne powiedzieć brygadzie o tym, że nie wyglądała by była w dobrej kondycji na tejże wiadomości.*

Gen. Qymaen - 2010-06-05 16:31:05

*Panowie z hangaru nie widzieli tamtej projekcji, za to kilka razy widzieli żywą jak się kręciła, jak wyglądała iż zachowywała się. Chłopcy mruknęli cos w stylu „aha” czy tam „mhmm”* ]i]a wiec, Fler. To o nią chodzi? Nie wiesz, czy słyszałes o niej wczesniej? Ona na Couruscant pracowała w lokalnym radiu…[/i]

Aru - 2010-06-05 16:38:42

Możliwe,że coś mi się obiło o uszu apropo tego radia. *Wzruszył ramionami. Nie był pewien, radia na pewno z jej głosem nigdy nie słuchał, w samym Coruscant wyjątkowo rzadko bywał. Poza samą świątynią Jedi i paroma wycieczkami w dolne poziomy tej metropolii przy okazji nauk byłego Mistrza, nie znał Coruscant i jego rozrywkowej części.* W tamtych latach miałem dosyć napięty harmonogram. *dodał jeszcze,a po chwili od jego strony bulgot się dobył,bulgot nie wiedzieć czemu nazywany "burczeniem". Mówiąc inaczej, żołądek jego postanowił przypomnieć się,że od dwóch dni to tylko o trunkach i innych płynach jest.*

Gen. Qymaen - 2010-06-05 16:51:29

*Towarzycho zareagowało na to burczenie długim, pełnym zdumienia „oooo”* Idź ty lepiej zjedź coś, Pstrokaty, bo wrzodów się dorobisz…

Aru - 2010-06-05 17:06:07

*Widać im się tu bardzo nudziło skoro nawet burczenie żołądka mogło tak żywiołowe reakcje z ich strony wywoływać. Ale rację im przyznać musiał.* Tia,chyba to dobry pomysł. *Ślepia znów się rozwarły,a ciało przesunęło tak by zadkiem po "ludzku" na krześle zasiąść ,a w końcu się też podnieść.* Gdzie tu jest jakaś stołówka? No chyba, że jedziecie na samej papce z dozowników

Gen. Qymaen - 2010-06-05 17:44:20

Nie no, jest stołowka, prosto korytarzem i schodami na dól. Stołówka jest tuż nad maszynownią, wiec głosno tam troche, a teraz nieobiadowa pora, ale na pewno cos znajdą dla ciebie… *Odparł ktos tam, bo Rudi ziewał własnie*

Aru - 2010-06-05 17:53:56

Dzięki za informację. *Mruknął w końcu w stu procentach swój zadek z krzesła unosząc i zabierając się do wyjścia.* Jak sobie podjem to przyjdę, sjesty chyba cały dzień mieć nie będziecie. *Pożegnał się tymi słowy i tyle go widziano. No przynajmniej do czasu gdy nie posili się czymś, nie napije jakiej herbaty i nie skorzysta z kibelka.*

Moc - 2010-06-14 09:46:03

*Kilka dni po tych pamiętnych negocjacjach na Widmo przybyła po raz kolejny delegacja Przymierza ale tym razem to Teona sama wybierała wszystkich jej członków, nie dając sobie narzucić opinii innych, bo nie chciała tego wszystkiego zniszczyć. Oczywiście przeżyła lekkie chwile "grozy" gdy się wszyscy dowiedzieli, że jednym z przywódców Cochrelu jest Grievous... Admirał na szczęście przyjął to znośnie, Jena jakoś nieszczególnie... ale po kilku dniach debat zdecydowano, że to nie jest przeszkoda nie do przeskoczenia i do dalszych rozmów przystąpiono. I tak nowy prom dyplomatyczny zjawił się w hangarze Widma, osiadł na nim i z wnętrza wyszła oczywiście Teona, w towarzystwie kilku przedstawicieli Przymierza, którzy zostali odpowiednio wcześnie poinformowani o tym, czego się spodziewać mogą, więc nie było problemu. Wszyscy oczywiście byli trochę zdenerwowani, ale radzili sobie z tym dobrze. Trzeba odpowiednio reprezentować Przymierze*

Gen. Qymaen - 2010-06-14 09:56:39

*Tym razem na Widmie spotkanie miało być krótkie, okrojone do niezbędnego minimum,. Jak tylko zamknięto wrota i wpompowano atmosferę, przed cielskiem statku Przymierza pojawiła się delegacja Widma. Naturalnie generał na jej czele, reprezentujący Cochrel. Miał na sobie fioletową pelerynę. Wyjściową, jak wówczas, a  i jego pancerz doprowadzono do stanu niemal idealnego. Stojąc na czele dwóch eleganckich przedstawicieli (doskonale maskujących swoje umiejętności walki pod nienagannymi manierami) rasy durosjanskiej w mundurach korporacji. Obaj z lekkimi uśmiechami na twarzach,. Dalej za nimi statek krótkodystansowy, który zabierze ich na pokład „Królowej Szlaków”, czekającej w mgławicy niedaleko oby statków: cochrelowego Widma II i Bliskiej Moim Myślom która to należała do Przymierza.
Pamiętający ostatnie wydarzenia generał też nie czul się komfortowo. Kiedy czuł na sobie wzrok tych łebków z hangaru, którzy chyba przykleili się do tej dzwigni kontrolnej, wolał by do niego nie mierzono.*
Witamy po raz drugi na pokładzie Widma II
*wycharczał, dostrzegłszy delegację. Skinął łbem, jak i jego towarzysze*

Moc - 2010-06-14 10:05:24

*Tym razem obyło się bez incydentów, każdy wiedział co go czeka, więc był spokój, chociaż Generał swoją sylwetka wywoływał niemałe poruszenie, bo jednak nadal wyglądał jak postrach Galaktyki. A o planie dzisiejszych obrad powiadomieni byli wszyscy, obie strony go zaakceptowały więc pozostawały tylko grzecznościowe formułki i można ruszać* Cieszę się, ze mogę tutaj być po raz drugi. Mam nadzieję ,ze tym razem wszystko przebiegnie w spokojnej atmosferze...*Omwatka uśmiechnęła się do Generała jak i jego delegacji, a jej towarzysze skinęli głową. Co prawda nie byli tak ekspresyjni jak durosi, ale wyraźnie się rozluźnili, ale nadal zachowywali ścisłą dyscyplinę. Wszyscy mieli w pamięci ten niedawny incydent z krewkim iktotchim*

Gen. Qymaen - 2010-06-14 10:14:28

*Nadal cochrelowcy mieli mentalną przewagę w postaci swojego statku. i kolejnego swojego. Sama Królowa też była cochreloiwska. Wyszło tak samo – Cochrel miał pod dodatkiem statków cywilnych i dyplomatycznych. Lepiej się negocjuje w luksusowym pólapartamentowcu niż na krążowniku, nieważne jakiego typu*
Ja również rad jestem niewymownie, pani kapitan *zamglone oczy zmrużyły się charyzmatycznie. w  dobrej formie i optymalnym humorze był, tym bardziej ze do niego już nie mierzono – chyba wszyscy się rozluźnili. Jakby nie było, Przymierze trochę wryło się w pamięć i przez to narastała otoczka nerwowości.*
Nalegałem na przesiadkę z powodów czysto praktycznych. Królowa ma standardowe stanowiska dokujące, wasze cudo mogłoby się tam nie zmieścić. Zapraszam *I wykonawszy lekki gest durastalową dłonią, ruszył do podstawionego lekkiego krótkodystansowca. Mały statek, typowo osobowy, bez napędu nadświetlnego. Kiedy przechodzili, jeden  durosów usmiechnął się szeroko do Teony.
Obserwujący scenę Rudi uderzył się otwartą ręka w twarz.*
co za jełop, nie może oprzeć się niczemu, co niebieskie… *podsumował półgłosem a jego towarzysze zachichotali.*

Moc - 2010-06-14 10:32:04

*Przymierze kiedyś miało pełno luksusowych statków na stanie, ale w ostatnim czasie zostały po prostu zmodernizowane do standardu okrętów wojennych i wiele z tych latających dzieł sztuki, jak statki kalamarańskie, zostały zmodyfikowane do obecnych standardów, ale i tak są wygodniejsze niż większość strikte wojskowych jednostek. Ale ta przeprowadzka była wcześniej ustalona, więc nie było problemów* Rozumiem. Jako, że to nie nasz statek to trochę rzeczy musimy zabrać ze sobą, mam nadzieję, że nie ma pan Generał nic przeciwko *Machnęła ręką i ze środka ich promu wyjechało kilka walizek na repulsorowym wózku. Nie zajmowały dużo miejsca, więc bez problemu powinni się zmieścić. Dokumentacja, trochę garderoby, jakieś prywatne rzeczy, bo zamierzali spędzić tam ładnych kilka dni. W końcu ustalanie szczegółów to bardzo nudne i czasochłonne zajęcie, niestety. No i gdy przechodzili obok rzeczonego durosa to Teona się do niego uśmiechnęła a słysząc komentarz innego durosa to spojrzała na niego lekko rozbawiona. No i weszli spokojnie już na pokład, delegacja nie była za duża, tylko pięć osób*

Gen. Qymaen - 2010-06-14 10:45:03

*Kiedy Rudi i jego świta zostali zdemaskowany na tych podszeptach, zaraz zajęli się praca bardzo sumiennie. Rudi zmieniał barwę na fioletową, a  jego kumple raczyli go kuksańcami. Na szczęście generał tego ani nie usłyszał, ani nie znaczył. Machnął tylko ręką by otworzyli skromną ładownie na te rzeczy, które były naturalnie czymś normalnym* Oczywiście, proszę się nie krępować. Wbrew pozorom to nie jest znowu takie bardzo małe *rzekł, chociaż to było bardzo małe. Miało 22 miejsca siedzące pasażerskie i 6 „vipowskich” na przedzie. Ale to wystarczy, tym bardziej ze było ich tylko piecioro, bo licząca tyle samo osób ekipa cochrelu była już na Królowej. Oczywiście prócz tego kilka osób personelu, gotowanie, sprzątanie, ochrona i kilku pilotów oraz cała masa astromechów, tak by każdy, i z cochrelu, iż  Przymierza miał swojego asystenta dla siebie.
Weszli na poklad. Z boku wejście, i od razy skierowali się do przedziału dla dowodzenia. Szesc miękkich siedzeń, cicha muzyczka w tle, ładny wystrój. Odpreżajaco. Nawet generał na tle tego niewielkiego pomieszczenia wyglądał milej*

Moc - 2010-06-14 10:52:51

*Teona jeszcze to zauważyła, gdy wchodziła na pokład statku Cochrelu i była lekko tym rozbawiona no i mile połechtana, bo zaspokoili jej kobiecą próżność. Co prawda silnie utrzymywaną w ryzach przez mundur, ale zawsze gdzieś się tam kryjącą. Tak więc delegacja weszła a pokład, troszkę zdziwieni wystrojem, ale pozytywnie. Umieścili swoje bagaże w bezpiecznym miejscu i zajęli swoje miejsca, bo zapewne wskazano im gdzie usiąść. Nie byli na razie zbyt rozmowni, ale to się zmieni, gdy dojdzie do samych negocjacji... z pewnością głowa potem wszystkich rozboli od nawału rozmów i drobnych sprzeczek, bo takowe na pewno będą. Teraz już goście z Przymierza czekali tylko na odlot...*

Gen. Qymaen - 2010-06-14 10:57:25

*gmerał tez zajął miejsce. Z grzeczności, choć nie było mu to na ręke ani na ządna inna część jego durastalowego ciała. Niewygodnie, niepraktycznie, wolał stać. Jednak siedział, a obok jego dwaj „przyjaciele”, jeden cały czas uśmiechnięty.
Padła wymiana grzeczności, zapytań o samopoczucie i tak dalej, nic ważnego, po prostu. Statek wystartował lekko i profesjonalnie i po chwili połknęła ich przestrzeń. Następny przystanek: Królowa Szlaków*

Haris - 2010-06-18 16:28:10

Wnętrze statku Harisa
*w niewielkim frachtowcu, zamkniętym, co zapewniało prywatność, siedział kapitan Haris. Na wardze miał drobne rozcięcie, już zakrzepłe. Siedział rozwalony na ekskluzywnej kanapie, nijak nie pasującej do wnętrza tego niewielkiego pokładu. Patrzył na „swojego” HK i powoli przeżuwał w  pysku niematerialną złość, mrużąc przy tym oczy. Stan ten trwał od kilku minut. Kaleesh milczał aż do tej chwili, w której się odezwał, a  raczej zaczął głośno myśleć* HK mieli mnie wydać doba temu… przez ten czas nie ma żadna dokumentacja… powstał bałagan, ta? Ten idiota miał się tobą zajac, mój ty blaszany cudzie… Powiedz – jakie jest prawdopodobieństwo według twój symulatory logiczne, ze ten palant coś w tobie spierdolił zwarzywszy na to, ze myśli o wszystko tylko nie swoja praca…

Hk-47 - 2010-06-18 16:35:24

*HK nic nie obchodziło wnętrze frachtowca, mogło to być tylko pudło z kablami jemu i tak by to różnicy nie robiło, bo był tylko droidem, nie zaprogramowano mu czegoś takiego jak poszanowanie piękna czy zmysł estetyki. To była domena organików. A teraz stał sobie z boczku i o tym, że działał świadczyły tylko czerwone "płonące" fotoreceptory oraz od czasu do czasu poruszająca się głowa. Patrzył na Harisa, którego lubił. A czemu? Bo był brutalny i nie bawił się w głupie gierki i umiał do cenić kunszt droida zabójcy* Stwierdzenie: Prawdopodobieństwo "spierdolenia" głównych systemów serwomotorowych w przypadku niedostatecznej uwagi wynosi 37,21%. Prawdopodobieństwo nieprawidłowego scalenia systemów ruchowych - 29,96%. Mogę go zabić w akcie zemsty panie? Będzie to ciche, szybkie i bardzo bolesne. Poooosze *Ten owy Deimos jednak nie powinien czuć się "wyróżniony" tym, że HK chce go zabić. On wszystkich chciał zabić, więc jeden mniej czy więcej...*

Haris - 2010-06-18 17:23:28

*I bardzo dobrze, bo tu nie było piękna ani estetyki tym bardziej. Po prostu małomiasteczkowy kaleeshianski gust. Wywalił ze trzy tysiące na ta kanapę i już luksus. Pewnie nie pozwalał nikomu na niej siadać.
Haris podniósł znacząco czarny pazur uciszając tym samym droida*
Nie popędzaj geniuszu. Myślę. *I znowu wpadł w ten marazm, machając noga jak wahadłem i wyglądał jak nażarty samiec smoka krayt który dopiero co wytarzał się w padlinie dla dobrego samopoczucia i teraz dochodzi na słoneczku.
Kilka minut kolejnego oczekiwania, i Haris przewalił się na bok*
No dobra… zabij go. Spierdolił w  tobie jakiś ważny program ograniczający. Tak to jest jak się nie przykłada do pracy, prawda? *wyszczerzył do droida ostre (chyba nawet troicie przyostrzone sztucznie) kły* Możesz to zrobić jak chcesz, chcesz końcu masz usterkę, prawda?

Hk-47 - 2010-06-18 17:30:11

*HK od razu się zamknął, by nie popędzać Harisa, bo tego kaleesha sklasyfikował jako istota brutalna i lubiąca zabijać, więc zapewne mu pozwoli, tylko w swoim organicznym procesorze zwanym mózgiem musi to wszystko przeanalizować. Co prawda wolno mu to szło strasznie, ale w końcu pozwolenie było.* Stwierdzenie: Ależ oczywiście panie ,to jego wina. Powinna mu się należeć bolesna śmierć. *Niestety wadą tego droida było to, że nauczył się on kłamać. A raczej miał to zaprogramowane, bo w końcu był droidem zabójcą i często tygodniami musiał tak bezczelnie kłamać, by w końcu zrealizować zadanie. No i Harisowi wciskał kit, że coś ma niesprawne, chociaż z tego co mu systemy meldowały to w 80% był sprawny, lepiej niż poprzednio. Ale kaleesha i tak to nie obchodziło* Zapytanie: Jak go mam wyeliminować? Tradycyjnie, po cichu, z pozdrowieniem? A może śmiertelna pułapka? *Ten droid na prawdę miał szeroki asortyment niesienia śmierci*

Haris - 2010-06-18 17:38:04

*Dla użytkownika była to zaleta. A użytkownikiem był Haris. Póki nie okłamywał Harisa w sprawach ważnych - wszystko było w  porządku. Sprawa ważna była taka, jak ta. Sprzątnąć śmiecia, przecież to dla dobra wszystkich, dlatego HK musi zachować się profesjonalnie* Najlepiej wypadek. Zdam się na twoja inwencję, zobaczym jaką masz wyobraźnie *po czym bezceremonialnie wepchał pazur do japy i zaczął dłubać w zębie*

Hk-47 - 2010-06-18 17:41:44

*No w sprawach ważnych to kłamać nie mógł swojemu panu, ale w takich drobnostkach typu "zabij kogoś bezwartościowego" to tak.* Zapytanie: A kiedy mam przystąpić do wykonania zadania? *HK bez wątpienia miał dużą "wyobraźnię" a raczej dobrze rozwiniętą bazę skryptową, z której jego program zabójcy umiejętnie korzystał, a nie wybiórczo. Wiele typów droidów zabójców preferowało jedną konkretną formę rozwiązywania problemu - zastrzelenie, ewentualnie bomba, HK był bardziej jak człowiek w tej materii. Szybko się uczył, przyswajał dane i je modyfikował*

Haris - 2010-06-18 17:45:46

Już *odparł na to bez wahania Haris, podkładając sobie łokieć pod głowę* jak będziesz wychodził, to powiedz Rudiemu, ze mam flaszkę i szukam do niej wspólnika… *Rudiego lepiej usunąć z drogi. za wrażliwy jest, zbyt chętnie pomaga i za dużo plotek roznosi. Lepiej go na chwile zabrać z ewentualnego pola działania*

Hk-47 - 2010-06-18 17:57:17

Stwierdzenie: Tak jest sir, biorę się do roboty z radością w mym mechanicznym "sercu" a moje oprogramowanie śpiewa! *Zeszło mu na poezję. Robot odwrócił się i po prostu swoim mechanicznym krokiem ruszył w stronę rampy, by opuścić statek Harisa, a gdy do tego doszło, to z pewnością wystraszył kilku techników z hangaru, bo on zawsze straszył. Część się śmiała z niego, wyzywali go od złomków, ale skoro teraz należał do Harisa (psychopaty) to jego dyscyplina troszkę się poluźniła. Podszedł on do Rudiego, przekazał wiadomość i poszedł sobie w cholerę, planując już w swoim elektronicznym mózgu zabójstwo owego Deimosa*

Aru - 2010-06-18 21:37:16

*No, to dobrze,że zabrak się nie miał okazji minąć z HK. Raczej droidowi rogacz do gustu nie przypadł,a ten nie miał okazji jeszcze wypytać HK o jego umiejętności... no, może kiedyś się trafi. Tak czy siak, odziany nadal w elegancki mundur , zabrak zjawił się w Hangarze widząc... statek którym tutaj przybył. I pomyśleć,że gdyby nie Haris to Aru by tutaj za diabły nie trafił, nie wspominając o trafieniu na powrót na łono zakonne. Pokrętne są ścieżki Mocy.* Żyw tu kto? *Głos, a jakże, ochrypnięty i niezbyt miły do wnętrza pojazdu Harisowego wpadł czekając na jakąś odpowiedź. Ładować wytatuowanego dupska do środka, bez pytania, nie chciał.*

Haris - 2010-06-18 21:43:40

*Statek Harisa wydawał się pusty. Wejście od rufy otwarte było, a  tam wszystko co Aru pamiętał + wytworna sofa za cholerę tu nie pasująca a na niej… Haris… i Rudi… i trzy butelki, w  tym jedna w łapię Haris. Siedza na sofie, łbami styknieci. Nawaleni w tridupy,. I tylko błogi wyraz twarzy jednego id drugiego (*tak, Herosa tez) świadczył o tym, ze im jest dobrze… Po prostu piękne.
Duros chrapnął głośno, Haris drgnął trochę nerwowo i zaczął coś majaczyć przez sen o pastowaniu butów*

Aru - 2010-06-18 21:49:46

*Uśmiech powoli rodzić się na ryju zabraka począł. W końcu, gdy ten na pokład się wdrapał, już zębami swymi błyskał w szerokim uśmiechu. No tak, żyw nikt nie był. Ale nawalony co niemiara to i owszem. Postanowił na ten, wręcz uroczy, widoczek popatrzeć nieco w ciszy bo i coś czuł w kościach, że jak trafi na Tython to nie prędko ujrzy podobne pejzaże. Tutejszy był nawet estetyczny, bez rzygów w około i innych artystycznych pokryć ścian i podłóg. Ale,ale...co oni pili? I zabrak sprawdzić to zamierzał. Dwie butelki wolne były, na sofie chyba skoro stołu nie było, więc i z nich niuchnąć można.*

Haris - 2010-06-18 21:57:13

*Butelki po korrelianskiej były, jednak węch podpowiadał, iż bimber był to, a i to taki drugiego sortu, chyba w maszynowni pędzony bo zalatywał metalem jakimś takim… na śrubkach czy cóś, mniejsza. Kiedy Aru podchodził, to Haris podświadomie wyczuł jego aurę. Dźwignął się wtedy do pionu, a  oczy jego zmrużone, aż bruzdy na czole się potworzyły, zamrugały raz i drugi. Kiedy Haris pijany był jego mimika była niemal w porządku. Łeb odwrócił, chwile patrzył. Jak to HK zauważył – procesy w  procesorze mu zachodziły. W końcu zebami błysnął*
Aru Kan, co go kurwa Nar Shaddaa wysrało… i jeszcze raz na ten pokład wlazł mi… chuj jhhebany… *I zaśmiał się po pijacku, na co Rudi zareagował przebudzeniem* Haris, ty jebany celu… byś go poczęstował…
*ale Haros dostał głupawi i pokładając się po sofie zaczął śmiać się jak opętany*

Aru - 2010-06-18 22:07:27

Wszechświat wysrał,galaktyka. Nar Shadda to ino przystanek był,mordo Ty moja. *Odrzekł butelki z miejsca wolnego zbierając i... no "kładąc" na podłodze by samemu miejsce obok tej barwnej dwójki zająć. Nie był wielki to i nie było kłopotu by się we trzy sztuki pomieścić na tej wygodnej kanapie nie pasującej kompletnie do reszty wystroju przez co według zabraka pasowała idealnie. Wróć! Aru próbował sobie klapnąć na kanapie,ale zrezygnował widząc, że Haris nagle dostał ataku śmiechu i się obecnie tarza i po wolnym miejscu i po bidnym, wybudzającym się w dość brutalny sposób, durosie Rudim.* Co wy tu za trutkę żłopiecie,hm?  *Woń bijąca od butelek zbyt zachęcającą nie była. Nie był pewien czy nie padnie po jednym łyku tego czegoś, ale łyka na pewno skosztuje. mimo, że woń naprawdę "zachęcała". Na razie jednak musiał spasować, czekając aż Haris nieco ochłonie i przestanie wgniatać Rudiego w fotel za każdym razem gdy ten niemrawo wstać próbuje.*

Haris - 2010-06-18 22:15:03

*Rudi rozwarł gębę i wskazawszy palcem na herosa, który w obecnym stanie nic nie powie, zaczął tłumaczyć* Yyyyyyy... Eeeee…
*W końcu tez się śmiać zaczął, uderzając pięściami w sofe i swoje kolano. Wtedy tez Haris powagę odzyskał. Ba – nawet werwę, bo na raz się na równe nogi poderwał, w jednej sekundzie nawet nim nie chwiało. Ale top tylko jedna sekunda* przepraszszm… jessstem tu sużżżbowo… *mordę rozdziawił, demonstrując szczeki, które okazały się być naprawdę mocne i większe niż na pierwszy rzut oka. Dolne i górnre kły bardzo ostre były. A uśmiech – zniewalający.
Przeczesał pazurami rozwichrzone szczeciniaste włosy barwy czarnej* To… mama mnie nauczyła… to jest bimber, cienkowcu. Pij, nie zaszkodzi. Ja pierwszego wypił-łem jak miał 3 lata

Aru - 2010-06-18 22:21:35

*Tak, uśmiech o charyzmie wookiego. Choć przynajmniej od niego tak nie capiło jak od tych chodzących dywanów. Ale łowcy z nich byli doskonali, Kashyyk był dla nich idealnym miejscem.* Bije wam w dekle. *Skwitował Aru któtko gdy i Rudiemu odbijać zaczynało,a Haris szczerząc się oświadczył że jest na służbie.* Tylko szefa wam wcięło,a już chlejecie.  *Ale butelczynę od Harisa odebrał, korzystając z okazji i tyłek swój sadzając na wygodnym meblu.Jeśli Haris postanowi usiąść to może i na zabraku wylądować....przygotowanym do tego by lekko tor lotu wielkoluda skorygować tak by ten poleciał w bok. W ten sposób zabrak będzie po środku kolorowej bandy.* Ja jak trzy latka miałem to soczki piłem,a nie bimber na...śrubkach. *Niuchnął, oddech wstrzymał i przechylił zawartość solidnego łyka biorąc. Czekając na efekty.*

Haris - 2010-06-18 22:27:38

*Aru chciał efekty po jednym łyku? Bimber mocny wprawdzie, ale to nie żaden magiczny eliksir, tylko no: bimber zwykły. Na śrubkach. Trza se jakoś radzić.
Haris cudem odwrócił się, zachowując pion. Rudi patrzył zas w przestrzeń i chyba anioły jakie widział bo taka błogość się na mordzie wymalowała.
Haris na służbie był, to i patrzył twardo, ale zarazem bardzo nietrwale na Aru. Dyscyplinował sam swoje spojrzenie. Dało się zauważyć na jego twarze cos jakby żałobne symbole* Nie ma generała… i od razu ten skurwysyn pijany jest *na Rudiego wskazał, na co ten od razu zareagował podniesieniem ką, zaczepiając przy tym Aru* co się mnie czepiasz, a  ty to niby jaki jesteś!
*Na go Haris warknął dość niebezpiecznie* Ja niepijany jestem jeszcze, a  jak będzie gadał tak to będę lał w  mordę… znaczy się: policzkował

Aru - 2010-06-18 22:36:04

*Efekty czyli to czy go nie udusi, nie zacznie wypalać flaka czy inne takie. Pijanym po jednym łyku nie miał zamiaru być. Ale skrzywić się potężnie mu to nie przeszkodziło i oddech głębszy złapać gdy go nieco przypiekło to...no to coś. Trunkiem to nazywać się nie dało. Bełtem,owszem.  Aru Rudiego spojrzeniem obecnie nie zaszczycał ślepi od twarzy kaleesha nie odrywając, odnotowując barwy żałobne,najpewniej żałobne i przenosząc spojrzenie na ślepia Harisowe. Aruś miał już chęć dodać coś od siebie,apropo tego, że obaj są narypani gdy Rudi zaczął naparzać łapskami. A po groźbie tyczącej się policzkowania zabrak, już zirytowany machającymi łapskami, szybkim ruchem sięgnął dłonią poza barierę rąk, oparł dłoń na boku niebieskiego ryja i popchnął tak by duros się położył na bok i tam sobie już machał z dala od twarzy i fryzury zabraka.* Po pierwsze, obaj jesteście pijani. Po drugie... jego lać będziesz? On nawet nie siedzi prosto. *Na durosa wskazał ręką dzierżącą flaszkę, ważąc się na łyk kolejny. * No i..pobrudzisz kanapę zębami i krwią. *Wysapał.*

Haris - 2010-06-18 22:44:53

*Bimber nie był trujący, nie zawierał kwasu, nie wypadną od niego włosy. Po prostu – bimber. Rudi został unieszkodliwiony, co nie znaczy ze się nie bronił, za to odepchnięty przechylił się poza sofę i puścił wonnego bąka w stronę Aru* nerfopasy wy…. jebane…
*mamrotał i wygrażał się, czego to on im nie zrobi zaraz.
Haris natomiast najwyraźniej po pijanemu bardziej skłonny do myślenia był. No i teraz – zamyślił się właśnie* Hmmm… dobrze gada,. Nie będę bił. Ja ta kanapę kupił na aukcji po bardzo promocyjna  cena za tszszy dziewieć dziewieć i dziewieć i dziewiedziesiąt dziewięć decykredytów po kropce, bo ja tu jestem pan! Mnie stać! *ręce rozłożywszy nachylił się do Aru wytrzeszczając żółte oczy* Bo ja kapitan jestem i poziom mam!

Aru - 2010-06-18 22:52:55

Bantha w dupsko walona! *Określił, jakże odpowiednio, wonne dupsko Rudiego. Miał nerfopas wyczucie kiedy pierda walnąć, no miał! A po tym pierdzie, Aru się nie krępował i pierdolnął prosto w zadek durosa zaciśniętą pięścią celując tak by rypnąć po kościach. Niech ma, zatruwacz powietrza za swoje. Po tym czynie uwagę skoncentrował na kapitanie, właśnie oświecającym Aru co do swojej funkcji, racząc się przy tym kolejnym łyczkiem bimberku. No i kaleesha facjatę po chwili, zabrak, mógł kontemplować naprawdę z bliska. Żeby tylko czasem Haris nie zgłodniał,albo nie nabrał nagle ciepłych uczuć w stosunku do rogatego.* Ano jesteś! Poziom masz,a przynajmniej jeszcze go trzymasz. Siądnij se,a nie stoisz jak ten strach na ptaki. *A miejsca było aż nadto, tylko chycić nogę durosa i kanapa wolna od jakiegokolwiek niebieskiego i złorzeczącego obiektu*

Haris - 2010-06-18 23:04:31

*Rudi jęknął uderzony w  kościstą dupę, wypionował się i odwrócił, by zaatakować łeb Aru szybkimi jak obroty rodianskiej maszynki do golenia ruchami górnych kończyn zwanych rencami jak wiadomo.*
Moja kanapa jest… żeby na Kalee taką kanapę widzieli, to ja by… taką kanapę to nawet szaman nie miał… to jest… kanapa produkcja bardzo szlachetnej z Cato Nemoidia… ja kupił ja… na aukcji! A jak mi się job ją mac znudzi, to se druga kupie, i trzecią! O! *usiadł obok Aru i z determinacją ściskając pieści wyznał* Ja sobie druga taka kanapa kupie, będę miał dwie… i jeszcze większą klasę będę miał!

Aru - 2010-06-18 23:23:10

*Z jednej strony był prany po łbie przez rence Rudiego którego od czasu do czasu wystarczało tylko pacnąć w ryj by temu zapał do napieprzania przechodził chwilowo,a z drugiej strony miał zwierzającego się kaleesha który uznał,że posiadanie dwóch wygodnych kanap było drogą do awansu klasy jego.  Zabrak nie zrażony atakami ze strony durosa-w końcu się znudzi/zmęczy- postanowił propozycję Harisowi złożyć który sobie po jego- nie obleganej przez Rudiego-prawicy usiadł* Ty, to weź Ty sobie kup wannę jacuzzi. Zamontuj gdzieś i dopiero klasę będziesz mieć. Tylko tam to już raczej jakieś drinki pić lepiej, nie bimber bo od gorącej, bulgoczącej wody może się nagle okazać że ktoś popuścił i coś żółtawo się robić zaczyna. *Oj tak. Taka wanna była komfortowa,ale i nosiła ze sobą pewne wady.*

Haris - 2010-06-19 10:22:45

*Trzeba było być na Kalee chociaż raz by zrozumieć o czym Haris majaczy z  ta klasą. Dla niego taka kanapa to wielki luksus, i pewnie nie wie, ze w każdym republikańskim /imperialnym domu kanapa taka jest.
Kiedy Aru się odezwał, Haris spojrzał na niego jak na idiotę* Wannę? A po chuj mnie wanna? * wszystko jasne…*

Aru - 2010-06-19 10:30:08

A co Ty niby jesteś? Wookie co się boi wody? Łuski Ci nie odpadną, nie bój gizki. *I kolejny typ wodoodporny jakiego przyszło mu poznać. No, Rudi może jeszcze wody się nie bał,ale obecnie nie był zbytnio dysponowany. Choć chyba się zmęczył i zaprzestał atakowania. * Ale druga kanapa też dobra... może jakaś z bajerami, jak masaż czy ichnie dziadostwo. *Mruknął tyłkiem zsuwając się niżej tak by łbem czarnowłosym i rogatym oprzeć się o oparcie sofy, nogi swe wyciągając na podłodze i łykiem się racząc kolejnym by butelkę gdzieś na podłogę odstawić.*

Haris - 2010-06-19 10:35:39

*zaklął cos po kaleeshiansku i ogólnie odburczał. Rudi zaczął sie śmiać, ze Haris się nie myje a potem spojrzał na Aru i jak nie prychnie… chyba oglądał nagranie.* O tak, namawiaj go… niech sobie kupi prysznic… i droideke niech se kupi!
*kaleesh warknął, obnażając zęby, po czym pochyliwszy się oparł łokcie o uda i myślał: co mu większą klasę przyniesie: kanapa czy wanna. Czy prysznic i droideka (nie widział nagrania). No ale droida on już ma, a  wanna i prysznic to to samo w  sumie z ta różnicą ze w wannie pić można a pod prysznicem to tylko z  gwintu*

Aru - 2010-06-19 10:46:38

*I tak jakoś Aru odflaczał. Bo i sflaczał nieco pokładając się na sofie,a Rudi sprawnie go z tego stanu wyrwał.* Milcz heretyku! *I zatykać łapskami ten bliźniaty niebieski ryj. Na pokładzie już chyba wszyscy film widzieli bez wyjątku. No, może nie licząc zamyślonego obecnie Harisa. Pół biedy jak tylko na Widmie to widzieć będą,znając życie to się toto na resztę floty rozejdzie. * Masz...jakie...skarpety? Knebel założę. *Rzucił zabrak pytanie podczas mocowania się z Rudim.* Bo,szefuńcio majaczy. *I nadal go per "szefuńcio" określał mimo tego, że pracownikiem cochrelu był jakieś dziesięć minut. Ale co z tego skoro przez te pare dni pracował w Hangarze.*

Haris - 2010-06-19 10:50:56

*Rudi nie miał bliźniatego ryja. Tylko jedna bliznę miał i wcale nie szpecącą. Kiedy Aru zaczął go uciszać, ten podjął próby odepchnięcia go i nadal mamrotał o tym ze on wszystko widział. Śmiał się przy tym do łez. Za to wiecznie poważny Haris nadal analizował swój przyszły iście taktycznych ruch. Kanapę czy wannę…
Kiedy Rudi usłyszał o skarpetach, spojrzał z  przestrachem na Harisa i zaczął się drzeć*
NIIEEE! NIIEEEE!!!

Aru - 2010-06-19 10:54:54

*No, jedną stylową bliznę miał dodającą mu uroku, szczegół! W tej chwili lepiej dla niego byłoby się zamknąć i nic nie gadać na temat tego nieszczęsnego nagrania które w przypływie natchnienia nagrać raczył Dżony.Ale gdy Rudi wrzasnął to i Aru aż podskoczył uszy swe zakrywając. Skąd ten duros dźwięki o takim natężeniu produkował? Nie ważne. Poduszkę z podłogi się zerwało i ciap, na ryj Rudiego. Nie udusić,ale uciszyć. Higieniczniejszy sposób niż skarpetki wtykać do gęby.*

Haris - 2010-06-19 10:59:58

*Haris, posępny i zamyślony tylko łeb odwrócił by dostrzec tę epicką walkę. Rudi machał odnóżami wszystkimi czterema i to bez komputera, a  Aru go zatykał poduszką. No skoro tak trzeba to Haris nie podważy. z  reszta – Haris rozmyślał wiec gdzieś miał to wszystko*

Aru - 2010-06-19 11:08:20

*Ależ zabrak nie zamierzał Rudiego zamordować co to to nie. Dlatego też po dłuższej chwili poduszkę oderwał od twarzy durosa i zaczął go nią okładać po łbie po każdym ciosie jedno słowo z siebie wyrzucają* Nie...drzy...japy! *I pac pac pac po łbie miękką poduszką obecnie pełniącą rolę jakiejś maczugi. W potrzebie wszystko  za broń może posłużyć,nawet tępa łyżeczka.*

Haris - 2010-06-19 15:31:54

*Rudi opór stawiał, jakże by nie, z tym z  szanse miał marne, wiec w końcu tylko ramieniem się zasłoniwszy burczał coś. Haris wspaniałomyślnie w  dupie ich miał. Siedział, i myślał, myślał, myślał…* Ja ide spać! Oświadczył nagle* I wszszystko jebie mnie. Jak bedzie bitwa, to niech czekają… *I oparłszy się na kanapie oczy zamknął*

Aru - 2010-06-19 15:36:49

Jaka bitwa niby? To ma się szykować jakaś bitwa,a wy tu chlejeta? *Oho, sumienie czy też resztki odpowiedzialnego zachowania w zabraku się odezwały toteż mordować Rudiego przestał i poduszkę pieprznął na podłogę tam skąd ją wziął. I się złotymi ślepiami gapić począł w twarz Harisa jak zawsze po pijaku ekspresje dużą mając i mimikę.*

Haris - 2010-06-19 15:43:22

Zaaamknijsieee… *przeciągnął Haris i opadł na bok. Tak wiec teraz Rudi zwieszał się z  jednej, a  Haris – z drugiej strony* [i[]Mają naszego dowódcę, wiedza, ze jesteśmy osłabieni, powinni zaatakować[/i] *I tak sobie wisiał* Pszszyjde do ciebie, niebieskooka… przyjde do ciebie gdy będzie świt… Aru…a  ty pamiętasz jakżesmy bzykali dziwki na Nar Shaddaa?

Aru - 2010-06-19 15:46:19

*No cóż, nie komentował przygotowania Harisa do bitwy. Bo Rudi to Rudi on chyba zbytnio przydatny by nie był i na trzeźwo,ale przynajmniej by wyżył. No,ale nic to. W końcu Haris sobie dyndał po jednej stronie zabraka,a Rudi po drugiej. Lepiej niech zregenerują swe siły witalne.* Mhm. *Mruknął tylko w odpowiedzi, oparty,a raczej rozwalony na kanapie, z oczyma skierowanymi w sufit.* A, co pytasz?

EFECTOR - 2010-06-19 17:14:07

*W okolicy statku Herosa pojawiło się coś dużego, rdzawobrązowego. Kręciło się dość bezsensownie, za blisko podszycia, raz po raz uderzając o krawędź statku główką czy tam innym elementem swojego doczesnego jestestwa, po czym następowało kółeczko, zawsze przesz prawą stronę i zmiana kierunku. Dżony dreptał w okolicach. Gdyby nie fakt, ze był droidem można było rzec, ze jest chory. Zmiennicy Rudiego, który oddawał się wznioślej rozrywce zerkali na niego dziwnie, a Dżony do nich nie podchodził. Zabłądził? Oszalał? A może oślepł? ŁOMOT – kolejne uderzenie*

Aru - 2010-06-19 17:47:37

*Na odpowiedź jednak Aru chyba nieco poczeka bo i Haris nieco się zawiesił czy też przysnął. Może i on by sobie drzemkę uciął gdyby nie fakt,że coś tłukło się po hangarze. No niby nic dziwnego, naturalne dźwięki takiego miejsca. Ale coś za często to było i za długo trwało. I zabraka aż wywabiły odgłosy te jakże intrygujące. Zmuszając do zerknięcia na to co się wyprawiało na zewnątrz pojazdu. I tak też, na spuszczonym trapie zjawił się zabrak, głową wyglądając samą poza pojazd.* Dżony?A Tobie co? Chodź tutaj. *I zawołał nieboraka co by wlazł na pokład i nie obijał się o statek.*

EFECTOR - 2010-06-19 17:53:21

*Słysząc głos Dżony zatrzymał się, opuścił ramiona i wyprostował nózki, wydłużając się iście komiczne, co najśmieszniejsze – stał przodem do Aru. Dało się zauważyć, ze brak mu lewego fotoreceptora i połowa główki była zniekształcona od strzału  blastera. I ewidentnie wiele razy uderzona. Ale poznał Aru* Sir! *ucieszył się na swój sposób i już „biegł” na trzech nóżkach w jego stronę, ale nadal znosiło go właśnie na lewo. Jeszcze cal i spadnie z rampy zanim dojdzie do Aru*

Aru - 2010-06-19 17:56:56

*Nie było co ukrywać,że Aru zdziwiony był widokiem dopiero co wypuszczonego z serwisowni droida który wydawał się brać udział w małym pojedynku. Ale mniejsza z tym, gdy droid się zbliżał już do krawędzi rampy zabrak krzyknął krótko* Stój!Skręć nieco w prawo bo spadniesz. *I tak korygując trasę Dżonego zamierzał go zaprowadzić do kanapy gdzie obecnie była zrobiona istne melina. Poduszki na podłodze, trzy butelki w tym jedna prawie pełna i postawiona odpowiednio...no i dwa zwłoki na tejże kanapie.*

EFECTOR - 2010-06-19 18:00:33

*Jako ze Dżony posłuszeństwo miał we kr… w smarze, natychmiast zatrzymał się dosłownie centymetry od krawędzi, i chyba nie do końca świadom tego, co mogło się stać odbił jak Aru chciał. Znowu widać zobaczył go ocalałym fotoreceptorem i zaczął się do niego zbliżać. Zatrzymał się przy Aru, ale już bardziej w środku niż na zewnątrz, wiec nie spadnie*

Aru - 2010-06-19 18:03:42

Jak chcesz możesz wejść... *Co prawda nie jego pokład,ale na razie właściciel był niedysponowany,a jak się ocknie to i tak może nie zauważyć Dżonego jeśli ten sobie gdzieś stanie i udawać będzie element wystroju.* I opowiadaj czym prędzej co Ci się stało. *Trzeba będzie Dżonego zdecydowanie odprowadzić do warsztatu. Tak odprowadzić, co by na kogoś nie wszedł,albo się nie uszkodził jeszcze bardziej po drodze. Czekając na odpowiedź, zabrak paczkę nadjedzonych nieco chrupek z podłogi zebrał zaczynając sobie...no chrupać chrupki. Cebulowe, ujdą.*

EFECTOR - 2010-06-19 18:09:02

Wejść? *zdziwił się tym swoim naiwnym głosikiem* Lecimy, sir? *Cóż, jakby nie było – statek. Dżony chyba nie był gotowy by lecieć. Trochę mu oko wylała* Jednostka uszkodzona…z  leksza, sir *zameldował po czym dumnie uniósł działa, które zademonstrowały się bohatersko po obu stronach pancernego kręgosłupa* Ale HK uszkodzony bardziej, sir

Aru - 2010-06-19 18:13:31

Nie lecimy, pilot jest... *Zerknął na Harisa kończąc wypowiedź* ...z leksza nieprzytomny. *Chrup chrup chrup. Złote oczy spoglądają na zdezelowany fotoreceptor Dżonego i na jego prezentowane właśnie działka.* Z Hk? Co ja Ci mówiłem o strzelaniu do neutralnie nastawionych droidów, Dżony? Mam tylko nadzieję,że te uszkodzenia Cię nie bolą. * Bo chyba ból czuć był w stanie drogi Dżony...w jakiś sposób*

EFECTOR - 2010-06-19 18:22:55

Napaśc na pracownika, sir *zameldował Dżony, ale mimo to – cofnął się* Dyrektywa dwa, sir… *i do tylu, i do tyłu. Boi się. No bo strzelał, a  nie kazano. Ale tez trzeba – bo dyrektywa.
Dżony czul uszkodzenia. Jego system odbierał i opisywał rodzaj uszkodzeń, co miał na względzie cały czas jako pewien rodzaj alarmu. To można nazwać bólem. Ani się obejrzał jeden i drugi, a  Dżony był już na dole i dalej się cofał…*

Aru - 2010-06-19 18:29:14

*Niepotrzebnie swą uwagę skupił chwilowo na wyłowieniu jednej chrupki z gąszczu innych wyglądających identycznie bo gdy wzrok swój uniósł Dżony tuptał do tyłu, po rampie w dól leząc. No gdzie ten głuputek leci?* Dżooony...wracaj no! Przecież nie będę na Ciebie krzyczeć. *Tonem powiedział jak do dzieciaka jakiego. Że teżHK chciał na kogoś napaść... z tego co mu wiadomo było to ograniczniki tego psychopaty działały. Musiał widać dostać rozkaz ubicia tamtego pracownika. Tylko ciekawe od kogo? Aru nie wiedział do kogo tamta kupa złomu należy,może to i lepiej.* Przecież broniłeś czyjegoś zdrowia, mały. Nic się nie stało. A właściwie to stało się! *Podniósł się podchodząc do Dżonego by dłoń ku niemu wyciągnąć licząc na to, że ten zrobi podobnie. Jeśli tak, uścisnął mu łapkę,jak nie to poklepał po dziale.* Dobra robota. Jak prawdziwy obrońca uciśnionych się zachowałeś.

EFECTOR - 2010-06-19 18:34:00

*Ale Dżony nie zrobił. Miał konflikt poleceń iż robił coś zgoła innego, bo skoro tylko Aru się doń zbliżył, to droideka przygiął kolanka i tup tup tup  odtuptał w stronę otwartej przestrzeni warsztatu, tym razem bokiem, by widzieć Arów  miarę dokładnie, wiec lazł ślepą stroną w nieznane* Brak zgodności. Polecenie sprzeczne. Dyrektywa dwa, ochrona osób i mienia. Dyrektywa jeden: posłuszeństwo jednostce dowodzącej…

Aru - 2010-06-19 18:37:36

Choć tutaj głupku i nie uciekaj. *Westchnienie z ust wytatuowanego zabraka się wydobyło, gdy ten ze skrzyżowanymi nogami usiadł na podłodze pokładu wcześniej poduszkę sobie pod zadek kładąc.* Nie uciekaj mi nigdzie to Ci spokojnie wyjaśnię o co mi chodziło w prośbie dotyczącej nie atakowania droidów. Dobrze? *No cóż. Dżony widać nie miał jeszcze tak rozwiniętego myślenia by dojść do wniosku,że w takiej sytuacji w jakiej się znalazł mógł rozwalić innego droida nawet w drobny mak.*

EFECTOR - 2010-06-19 18:57:25

*No nie miał, niestety. Był prosty, naiwny i bardzo ufny. Zatrzymał się jakieś 10 metrów od Aru. Działa miał opuszczone cały czas, co znaczyło ze prędzej da się zabić niż strzeli do Aru. I tak, nie rozumiejąc dalej stał i czekał na to, co już tylko od boga o imieniu Aru zależy…*

Aru - 2010-06-19 19:01:20

No to słuchaj, mój głupiutki przyjacielu. *Zaczął chrupiąc smakołykami i mówiąc na przemian.* Nie możesz strzelać do droidów tylko dlatego, że ich nie lubisz,ale to co dzisiaj zrobiłeś. By bronić czyjegoś życia i zdrowia jest dobre. W takich sytuacjach nie sprzeciwiasz się...mojemu rozkazowi. Droid był w końcu wrogo nastawiony, a wrogo nastawione droidy powinieneś niszczyć gdy atakują kogoś z naszej załogi. *No i tyle, chrupki zeżarte.*

EFECTOR - 2010-06-19 19:22:18

*Niszczyciel, mały czołg, chodzący arsenał i jeszcze kilka określeń pokrewnych jakie można przykleić Dżonemu jakoś teraz nie miały racji bytu. Zdezorientowany był i przydałaby mu się najlepiej funkcja płaczu. Stał i patrzył się jednym oczkiem, cos tam w procesorze przewalając, i sortując dane, by przyswoić nowe rozkazy, tudzież wskazówki*

Aru - 2010-06-19 19:25:37

*No jak by jeszcze płakać umiał to już Aru by nie wiedział co mówić i robić. Mimo wszystko podejścia do dzieci to on nie miał. Jak by z jakimś miał się spotkać to raczej metody trenowane na Dżonym by nie były w pełni skuteczne. * Nie spiesz się. *Odrzekł cicho, z nieznacznym uśmiechem. I spokojnie czekał aż Dżony pomyśli.* Pomedytuj sobie może.

EFECTOR - 2010-06-19 19:31:17

*To była dobra sugestia. Medytacja pomaga na wszystko, a  droideka, słysząc o tym, ożywił się, naturalnie w przenośni, bo „ożywić” nie może się przedmiot, a  Dżony właśnie nim był. Droidy to rzeczy* Dobrze, sir. Dżony medytuje *I ufnie przeszedł s stan czuwania na środku otwartej przestrzeni*

Aru - 2010-06-19 19:35:15

*No cóż, ta konkretna rzecz była wyjątkowo żywotna i nazywanie tego konkretnego droida rzeczą było bardzo dla Dżonego krzywdzące nawet jeśli to prawda była. Aru tak tego pociesznego samobieżnego czołgu nigdy nie nazwie. A teraz, skoro Dżony medytował sam Aru mógł wrócić na kanapę by położyć się jak poprzednio,wpatrując się w sufit i...medytując*

Moc - 2010-06-19 20:00:51

*Nagle Dżony otrzymał sygnał, że wzywany jest w trybie pilnym do serwisowni na Widmie, zapewne w celu wymiany zniszczonego fotoreceptora*

EFECTOR - 2010-06-19 20:07:05

*Sygnał wzywania wyrwał go z ”medytacji”, natychmiasta dyscyplinując do postawy bojowej którą z sykiem i charakterystycznym droidzim warkotem ciężkich tłoków przyjął. Anteną spłynęło mu prosto do mózgu, ze jest wołany do serwisowni. Dżony nie miał takiej zdolności kojarzenia faktów, wiec „nie wiedział” po co ale to nie było ważne. Rozkaz is rozkaz* Siiiiir! *przeciągnął rozbrajająco, jak to tylko on potrafił* Dżony idzie do serwisu, sir! Kocham cię! *I tak się pożegnawszy zamienił się w kule i potoczył się hen Helen aż do warsztatu, po drodze mając kilka obić*

Aru - 2010-06-19 20:10:49

*Gdy tylko Dżony zerwał się przy wtórze warkotu machinerii, to i Aru zareagował unosząc głowę i spoglądając pytającym wzrokiem na Dżonego. Ale odpowiedź na jego zachowanie padła szybko, a Aru nie mając nic przeciwko kiwnął głową.* Pa, Dżony. Też Cię kocham. *Rzucił na pożegnanie, wracając do poprzedniej pozycji. Przynajmniej droidece fotoreceptor wymienią. I obicia naprostują.*

Haris - 2010-06-22 11:30:43

*Wara od Harisa i wszelkich rzekomych jego powinności względem kogokolwiek. Dokładnie w chwili kiedy Aru mógl chcieć kontynuacji tej historii, Haris i Rudi spali niczym dwa wielkie, obleśne niemowlaki. A później? Minie czas, obudzi ich kac, i złorzecząc na swoją głupotę wrócą do pracy. Rudi z bólem głowy pójdzie na stanowisko do hangaru, a  targany mdłosciani Haris dowie się rzeczy strasznych…*

EFECTOR - 2010-06-29 16:00:36

*od chwili kiedy Dzony udał się po swoje rzeczy do prywatnego mieszkania (kibla) minęło dużo czasu i zaraz okazało się dlaczego. Otóż – Dżony wyłonił się z korytarza prowadzącego do rzeczonego kibla. W trybie bojowym, czyli na trzech rózgach drepcąc, w lewej łapie niósł koszyk z  tworzywa – połamany – wiec dla Dzonego, miast na smieci. W drugiej łapie taszczył jakas tkaninę, serwetę, obrus czy cos takiego. Raz po raz nadeptywał sobie na to, co jeszcze bardziej spowalnialo marsz, no ale już widac go było a i on widział cel, wiec dreptał ile sil w serwomotorach*

Aru - 2010-06-29 16:05:02

*A cel, w postaci wytatuowanego zabraka, spokojnie czekał spoglądając w stronę skąd nadchodziła maszyna bojowa dzierżąca koszyk połamany oraz jakiś obrus albo prześcieradło. No i teraz wiadome było czemu tak wolno mu te człapanie szło. Droideki zbyt szybkie nie były przynajmniej gdy były w trybie bojowym, nie zaś kołowym. Ale nic to, Aru zaczeka.*

EFECTOR - 2010-06-29 16:08:32

*To bardzo dziwne zwarzywszy na to ze miały aż 3 nogi! Po 100 kilo na każdą. Dżony dreptał wyraźnie zadowolony, bo „Dżony poleci”. Zlokalizowawszy Aru zaraz obrał kierunek i ze swoim dobytkiem kierował się na niego, az w końcu po paru minutach doszedł i wyciągnął w stronę Aru łapkę z obrusem, na któryż  drugiej strony nadepnął* Dżony przyniósł, sir, ale to z Dżonym nie chce lecieć… *Tak, obrus bardzo się opierał przez cała drogę*

Aru - 2010-06-29 16:25:27

Zły obrus,zły. *Potwierdził słowa Dżonego biorąc od niego ten kawałek materiału. Torba Dżonego było otwarta, a plecak Aru już od dawna leżał na ziemi. Co do ubioru był ubrany tak jak na Nar Shadda. Skórzane spodnie, kamizelka,płaszcz długi.*  Dżony podnieś nogę. *Wskazał palcem na nogę droideki którą przygważdżał materiał do ziemi, jeśli łaskawie Dżonuś nóżkę podniesie to i jego obrusik trafi do torby. Tak jak i koszyk.*  No,Dżonuś,ale jak tak chcesz lecieć to lepiej się gdzieś schowaj i wejdź bez pozwolenia. Inaczej Cię wygonią i będziesz musiał zostać. *Drobnych rad ciąg dalszy*

EFECTOR - 2010-06-29 16:31:31

*Dżony miałby się nie posłuchać? Absurd – zaraz nóżkę podniósł. Mógł to robić dosłownie chwile, ale to Arusiowi wystarczy. Co zaś się tyczy pakowania – to Dżony zdecydowanie zaprotestował Arusiowym metodom i…  po jednej rzeczy począł mu podawać. Rzeczy były w koszyczku. Znalazły się wśród nich dwie szczoteczki doi zębów, kolanko z rury, kawałki szkła i plastiku, deska do krojenia już bardzo zużyta, stary stanik, mazak, jakis zasuszony owoc i tak samo zasuszona kromka pieczywa, tubka po kleju, talerzyk z nietłukącego tworzywa, i cała masa papierków po przyprawach  kuchni*

Aru - 2010-06-29 17:00:18

*A Aru zaś bez protestu, więdząc że protestowanie nic nie da, po kolei pakował poszczególne rzeczy. Skoro Dżony uznał,że tak chce być spakowany, jego sprawa.Porządek by większy miał gdyby to wrazić z koszyczkiem,ale... no to Dżonego torba w końcu będzie i to jemu ma być wygodnie coś znaleźć,a nie jakimś nieupoważnionym do tego organikom czy, broń Mocy, droidom.*

EFECTOR - 2010-06-29 17:06:55

*Raczej mało prawdopodobne by Dżony coś z torby wyciągał, jednak racja – porządek być powinien. Droid zachowywał przez cały czas charakterystyczną mechom powagę i milczeniem. W końcu nie było co z koszyczka wyjąć, to dał do zapakowania koszyczek. Malutki był wiec wejdzie. Taki ot koszyczek babski na badziewie. Zielony, za nic do Dżonego nie pasuje.*
Dżony poleci *odezwał się nagle, kierując błysk światełek na twarz Aru* Polecimy statkiem, i Dżony poleci *W śmiesznym cienkim głosiku droida bojowego słychać było wyraźnie radość. Bardzo dziwne, dlaczego droidom bojowym dawano możliwość ekspresji głosem. Może dlatego, by konkretniej przekazywały komunikaty*

Aru - 2010-06-29 17:11:26

*Dla niego było to dosyć okrutne. Po co dawać droidom bojowym możliwość nasycania emocjami swoich słów skoro większość z nich rozwalana jest w pierwszych chwilach bitew czy walk? *  No, liczę na to. Ktoś normalny przyda się tam, na miejscu. *Skwitował poklepując przez krótki moment, droidekę po łepetynie*  Się pomedytuje razem, pobawi, obejrzy filmy. *Wiadomo jakie.*  Bo tam żadnej elektroniki rozrywkowej nie będzie raczej... eh. Aż szkoda,że nie można Ci wgrać jakiejś gry...skombinowało by się pada i już by była jakaś rozrywka na czas wolny. *I do siebie i do Dżonego te słowa kierował,a co. Nieświadom tego, że jak mu się trafi jakiś mistrz to najpewniej będzie mieć bardzo mało czasu wolnego. A jeśli Yoda to będzie mieć taki zapier..ol, że nie będzie mieć czasu się po tyłku podrapać.*

EFECTOR - 2010-06-29 17:21:02

*po to, ze kiedy droid wyjdzie zza węgła i powie „Jedi” to reszta już wie, ze to źle że jedi, albo dobrze ze jedi, albo ze mają uciekać. A na gre było chyba już za późno, nikt nie podrasuje emitera w 10 minut. No i trzeba jeszcze przekonać Dżonego by „połknął” grę, który by prawdopodobnie zawetował już przy regulaminie firmy która gre wydała. Dżony sam mógłby grać w grę, ale i tak wolałby inną formę zajęcia. Na przykład pomaganie Arusiowi w zapier…olu  poprzez drapanie go po dupie*

Aru - 2010-06-29 17:27:29

*To by była wielce ciekawa opcja. Oj tak, nauczyć Dżonego masażu to chyba następny priorytet zabraka będzie. Co jak co,ale nie ma to jak po dniu pełnym ciężkiej pracy klapnąć sobie zadkiem na krześle wygodnym i oddać swe ramiona do wymasowania przez kogoś. Choćby i przez maszynę taką jak Dżony. A teraz na pewno lepiej by mu to wychodziło niż gdyby to czynić miał działami.*  Masz. I się Dżony czymś zajmij bo nici z Twojego przemytu. *Odrzekł podając Dżonulkowi jego torbę na zabawki.*  Do zobaczenia, mały *Ot... zabezpieczenie gdyby mu się jednak nie udało przemycić. I tak i tak kiedyś się znów spotkają, tego być mógł pewny. Nigdy zabrak nie sądził,że aż tak sie zżyje z jakąś maszyną. I to droideką z którymi stykał się na wojnie w zdecydowanie nie przyjacielskich stosunkach.*

EFECTOR - 2010-06-29 17:43:13

*Aru będzie tam miał luksus – własny droid i to bardzo wszechstronny. Tylko czy nie zabiorą mu Dzonego w ramach wyżekniecia się przywiązania?
Otrzymaną torbę podniósł i usiłował sobie zarzucić na plecy, odchodząc krzywą linią od Zabraka, choć jednocześnie zblizajac się do statku, który chyba ich był. W koncu torba wysmukła się z palców i wpadła na podłogę. Dżony znowu ją podniósł, jednak nie ruszył. Stanął przodem do Aru. Działa opadły. Torba znowu na ziemi. Oczka skierowane na twarz swojego przyjaciela*
Samotność czeka na peronie
Na rozstania pierwszy znak,
Czerwonym światłem smutku płonie
Jak nieznana jeszcze dal.
Samotność czeka na peronie,
Łzy ociera raz po raz
I w pożegnaniu wznosi dłonie
I zostaje w każdym z nas.

*Spośród kilku wersji tej piosenki Dzony wybrał najbardziej nostalgiczną i rzewną. Wziawszy znowu torbę z zi4emi za jedną czaszkę, poszedł, ciągnąc ją za sobą po ziemi…*

Aru - 2010-06-29 17:48:25

*I to by było na tyle jeśli idzie o pożegnania. Repertuar piosenek Dżony miał duży. Kolejna zaleta. A czy by mu go zabierano? Nie sądził. Zresztą znalazło by się parę pożytecznych zastosowań dla Dżonego. Ot zawsze mógł by robić za, powolny bo powolny, ale trójnogi transport dla Yody. Albo roznosił by jedzenie na stołówce jeśli takowa w świątyni jest. Wbrew pozorom dla droideki z rękami byłoby też zajęć sporo. No, ale mniejsza z tym. Aru w miejscu swym został, pomachał za Dżonym i.. sobie najzwyczajniej na podłodze hangaru zadkiem spoczął po to by w końcu się na podłodze położyć z rękoma pod głowę wsuniętymi.**

Moc - 2010-06-29 19:17:42

*Po jakimś czasie w hangarze pojawił się sam Mace Windu, wyniosły i dostojny jak zawsze no i ze swoim nieodłącznym kamiennym wyrazem twarzy. Ale cieszył się ,ze lecą w końcu na Tython, tam będą mogli odpocząć, nabrać sił, przygotować się psychicznie i duchowo do walki z Imperium. W każdym razie czarnoskóry mistrz Jedi ubrany w swoją szatę członka Rady pojawił się w hangarze i spojrzał na statek, który na nich czekał. Sam nie miał żadnych rzeczy osobistych, jedynie drobiazgi w kieszeni, w tym i holocron. Wypatrzył szybko Aru i podszedł do niego* Gotowy do drogi... padawanie? *Zapytał nieco ironicznie zabraka, gdy już do niego podszedł*

Aru - 2010-06-29 19:23:43

*Ten obecność Mistrza wyczuł już gdy ten wkroczył do hangaru. Ale podnieść się postanowił dopiero gdy ten do niego podszedł i nazwał go padawanem. Na co zabrak zareagował wysunięciem rąk z pod głowy, oparciu dłoni o podłogę hangaru i zgrabnym wyskokiem podnosząc się błyskawicznie z ziemi.* Gotowy. *Odrzekł błyskając zębami w uśmiechu, chwytając w dłoń plecak i zarzucając go na prawe ramię. Dopiero po tej czynności raczył..* Mistrzu. *I tak oto gotów do drogi był*

Moc - 2010-06-29 19:37:37

To mnie cieszy. W takim razie wejdź na pokład i znajdź sobie jakąś kajutę, ja poczekam na jeszcze gościa, którego zabieramy. Nie jest to Jedi tylko jeden technik i małą dziewczynka, więc z łaski swojej nie strasz nikogo *Mace jak widać był trochę sceptycznie nastawiony do Aru, bo jego tatuaże i rogi nadawały mu trochę "demoniczny" wygląd, ale każdy kto go znał wiedział, ze to na wyrost wszystko.* W każdym razie wchodź i się rozgość. Droga będzie trochę długa *W istocie, trasa na Tython była dosyć skomplikowana i tak na prawdę to tylko jedna droga tam prowadziła, wiec odnalezienie tej planety było bardzo trudne.*

*Deimos w ciągu kilkunastu minut obszedł cały statek Widmo wraz z Kinią, bo musiał w różnych miejscach pozdawać wszystkie swoje rzeczy, należne mu z racji stanowiska, a że je utracił to musiał teraz się nagimnastykować. Co jakiś czas robili przerwę, by Kinia się nie męczyła a potem poszli prostą drogą do hangaru. No i tak się tutaj zjawili, rudy technik w cywilnym ubraniu, z walizką i małą dziewczynką trzymaną za rączkę* Już jesteśmy proszę mistrza Jedi... *Nie miał pojęcia jak się do niego zwracać, wiec wyszło takie śmieszne coś*

Kinia - 2010-06-29 19:50:57

*Kinia to całe obchodzenie znosiła bez marudzenia. Wręcz podejrzanie spokojnie. Cały czas szła ze spuszczoną główką, przygaszona i jakaś nieobecna. Nie rozglądała się, nie patrzyła na tych z którymi wujek zamieniał pojedyncze słowa. Nie bała się więc. Chociaż może lepiej, żeby się bała niż szła taka nieswoja. Ale miała powody do smutku. Obwiniała się, a do tego wiedziała już, że jej tutaj nie chcą. Co było dla niej niejakim szokiem. Toteż była, ale jakby jej nie było. I taka też zjawiła się w hangarze. Szła grzecznie za rączkę, i tyle z jej aktywności. Nawet nie podniosła główki by zobaczyć kogo wujek tak dziwnie nazwał. Zagryzała ząbki i może nawet nie do końca zwróciła uwagę na słowa, które padły. *

Aru - 2010-06-29 19:59:03

No, dobrze. To się schowam by nikogo nie straszyć. *Zgodził się choć chyba domyślał się o jakiego technika chodzić może. O Deimosa z pewnością, niedoszłą ofiarę HK którego ocalił Dżony. Ale nie dane mu się będzie przed startem zorientować w sytuacji. nim Deimos i Kinia dotarli, on już na statku wskazanym mu przez Windu, się kokosił w swe posiadanie jedną z kajut biorąc. Wszystkie były takie same więc wiele do wyboru i dumania nie było.*

EFECTOR - 2010-06-29 20:09:02

*A kiedy Aru już na statku był… to poczuł obecność czyjąś. Nikt jej czuć nie będzie, jedynie Aru miał tak silną więź z pewną „mechaniczna osobą” której tu nie było ze mógł poczuć, ze Dżony tutaj jest i widzi Aru, choć ten pewnie nie. Przypadkowe elementy kodu, polecenia programu względem nabytego doświadczenia tworzyły migotliwą aurę zadowolenia, uśmiechu z szalejących bajtów, prawdziwej radości, ze lecimy statkiem i Dżony też leci. Z Aru którego kocha najbardziej*

Moc - 2010-06-29 20:14:18

Dobrze *Skwitował krótko Mace i czekał na pojawienie się ostatnich pasażerów a potem mogli ruszać. Nie był uprzedzony o żadnej wizycie, więc planował jak najszybsze opuszczenie pokładu Widma. No i wtedy nadszedł Deimos z małą dziewczynką* No jesteście w samą porę. Wchodźcie na pokład i zajmujcie miejsca *Wskazał im ręką wnętrze statku i czekał aż wejdą. Lekko się nawet jego twarz rozjaśniła.*

*Deimos uśmiechnął się z ulgą i ruszył nieco szybciej w kierunku statku. Martwił się tym marazmem dziewczynki, ale teraz mieli niestety napięty grafik i dopiero na pokładzie statku się nią właściwie zajmie.* Dziękuję. Chodź Kiniu, znajdziemy sobie pokoik *Powiedział do małej i powiódł ją do środka frachtowca, kierując się ku kabinom mieszkalnym.*

Kinia - 2010-06-29 20:25:58

*Niestety, nie zareagowała nawet na znajomy głos Mace'a. Nic jej nie interesowało. W jakiś sposób zamknęła się w sobie. W końcu tak bardzo jej zależało na tym by miała swoje miejsce. Tyle oczekiwała po pobycie na Widmie. Niby wiedziała o tym, że to będzie tylko kilka miesięcy, ale bardzo liczyła na to, że uda im się zostać. Polubiła ten mały pokoik, polubiła swoją gąbkę służącą za łóżeczko. Źle znosiła zmiany. A ledwie się dobrze poczuła na Widmie, musieli się przenieść. Dla niej to było bardzo trudne. Szczęście, że miała wujka, inaczej pewnie całkiem by się załamała. Teraz zaś szła trochę jak na skazanie. Bez reakcji minęła czarnoskórego i bez ekscytacji dała się poprowadzić na statek, nawet go nie oglądając. Nie była zainteresowana. Raz jednak się obróciła i obrzuciła smutnym spojrzeniem hangar w zasięgu wzroku. Potem już poszła nie spoglądając za siebie i znów spuszczając główkę. *

Aru - 2010-06-29 20:29:00

*No cóż. W końcu nawet droidy zakłócenia w mocy powodują. Więc i nie zdziwił się bardzo czując,że Dżony tu gdzieś jest. Można to nazwać uczuciem,przeczuciem, instynktem. On wiedział,że to Moc mu podpowiada, sprzyja w orientacji w tym,że Dżony jest. Wszak więź między nimi mimo wszystko rozwinęła się silna. Dużo spędzali ze sobą czasu,a uczucia wbrew temu co mówią nauki potrafią wyostrzyć zmysły*

Moc - 2010-06-29 20:41:17

*Deimos w końcu znalazł odpowiednia dla nich kajutkę i postawił swoją torbę na ziemi. Spojrzał na łóżko. Cóż, luksusy to jak w jego poprzedniej kajucie, tu na Widmie, więc nic ciekawego. Westchnął cicho po czym wziął Kinię na ręce, ale jęknął niestety cicho* Ho ho kochanie, jeszcze troszkę i wujek będzie miał problemy *Zaśmiał się cicho i pocałował ją w policzek a potem zmartwiony przyjrzał jej się uważnie* Kochanie, co się stało? Bo widzę, ze jesteś taka mrukliwa. Wujkowi możesz wszystko powiedzieć *I wraz z nią usiadł na łóżku, kładąc ja sobie na kolana*

Kinia - 2010-06-29 20:54:23

*Nie rozejrzała się nawet. Nie interesował jej nowy pokoik. Wolała stary, niby podobny, ale jednak stary to stary, Znany. Tutaj już czuła się obco. I nawet nie przekonywało jej to, że tam gdzie lecą będą drzewka i trawka i inni czarodzieje. Było jej po prostu smutno. Bo znów jej ktoś nie chciał. Postawiła swoją torbę obok wujkowej i pozwoliła Aszu poznać pokój w zwyczajny dla niej sposób. Oblecieć, obejrzeć, dotknąć, powąchać, polizać. Sama zaś stanęła niemrawo na środku, wciąż cichutka. Nie wyrywała się kiedy wujek wziął ją na ręce, ale się nie przytuliła. Tylko przytrzymała się go i tyle. Także gdy posadził ją sobie na kolanach początkowo siedziała dość sztywno, wpatrzona w kolanka i skubiąca sukienkę. Po dłuższej chwili jednak cichutko odpowiedziała, w końcu wujek nie był winny. Tylko ona.* Bo.. bo nigdzie mnie nie kcią.. Ty jeśteś bohatelem a ja wsiśtko popsiułam...

Moc - 2010-06-29 21:07:45

Kochanie, niczego nie popsułaś. I ja cię chcę, to się tylko powinno liczyć. A jak ktoś cię nie chce, to znaczy, ze nie zasługuje na ciebie, wiesz? Znajdziemy w końcu taki kącik dla nas, gdzie nas będą chcieli, zobaczysz *I przytulił ją mocno a w oczach łezka mu się zakręciła, ale nie wiedział, czy ze szczęścia (Kinia w końcu nazwała go bohaterem) czy ze smutku (bo uważała, że nikt jej nie chce i to wszystko przez nią).* A teraz śpij kochanie, wujek czuwać będzie. Za niedługo dolecimy do nowego domu *

*Mace czekał jeszcze chwilę na zakończenie wszystkich procedur po czym wszedł na pokład, zamykając za sobą właz. Szybko udał się do kokpitu, gdzie czekał na niego jeden rycerz Jedi wraz ze swoim padawanem, ich piloci dzisiejszego dnia.. Nikt też nie wiedział o pasażerze na gapę (Dżony), wiec opuścili hangar i odlecieli na odpowiednia odległość od Widma i skoczyli w nadprzestrzeń*

//Z racji braku czasu MG sesja "lot" zostaje pominięta. Przechodzimy od razu do lądowania, za utrudnienia przepraszam//

Shalass - 2010-07-07 15:37:12

Selkath siedział w niewielkiej jednostce, najwyraźniej nieco zmodyfikowanej kanonierce, o zmienionym identyfikatorze, oraz danych właściciela. Prościej mówiąc, kradziony statek, pożyczony od znajomego z oddziału Shalassa. Rybie oczy obserwowały bacznie wszystkie komputery i światełka, raz po raz zerkając do cyfronotesu i kończąc "kurs latania". W sumie nie było źle, bo statek to taki większy batyskaf, który lata w przestrzeni a nie pływa. Kliknął niepewnie jakiś przycisk i przemówił do urządzenia, zastanawiając się, jak głupie to jest. - Mała Shas'a proszhi o porhzwohlenie na lądowanie  - powiedział swoim gardłowym, świszczącym, szeleszczącym i charczącym ale nawet przyjemnym(wedle jego zdania) głosem. Ale dziwne to wszystko, takie suche.

EFECTOR - 2010-07-07 15:45:53

*Co było najdziwniejsze, w okolicy nie było widac zadnego statku choć koordynaty zgadzaly się i nie było mowy o bledach. System poprawny, liczby wskakuja, ba – komunikat oebrano, a tu nic* słysze cie, Mała Shas’a, czekaj, dokonuje autoryzacji
*I nastana cisza, podczas której przez iluminatory wkradała się pustka. kontrolka migala miarowo zielonym swiatelkiem – POLĄCZNIe było aktywne. i w koncu odezwal się mdlody, męski glos, raczej wysoki, należący do durosjanina lub nemoidianina*
Pan Shalass Welko? wszysto się zgadza, czekamy na pana. przesylam koordynaty dokujące. proszę się ich scisle trzyma

Shalass - 2010-07-07 15:51:04

- Tha jeszt - odpowiedział do komunikatora, nieco zbity z tropu. Stuknął parę razy wpisując kody do komputera pokładowego. Wprowadził krótką sekwencję kodów, aby statek się tam udał. Uruchomił automatyczne procedury dokowania, jednak nie wiedział gdzie go to zaprowadzi, w końcu niczego nie widział. Zawsze ocean wydawał mu się olbrzymią, nieskończoną pustynią, jednak teraz uświadomił sobie ogrom przestrzeni kosmicznej. Wpatrywał się w gwiazdy, oczekując pojawienia się tam czegoś przypominającego kupę żelastwa.

EFECTOR - 2010-07-07 15:57:48

*To musiał być szok dla istoty wodnej, wszedzie pustka upstrzona punkcikami, i niewidzialny cel… zaraz zaraz, czy aby naiwno? w pewnym momencie kontrolki na chwile zakomunikowały błędy, statek oślepł na pol sekundy, a  potmwidac uz było otwartą paszcze wrót hangarowych. steczek przekroczył granice pola. automatyczny nawigator prowadził statek do hangaru. to jego cel, jego przyszłe miejsce pracy tajemniczej korporacji która zgodzila się w zamian za prace zapewnic byt osieroconej przez imperium z macierzystej planety istoty. teraz juz będzie latwo, coraz jaśniej*

Shalass - 2010-07-07 16:15:47

Zafascynowało go pole maskujące statku i jego działanie. Bardzo zaawansowana technologia, już czuł ekscytację miejscem nowej pracy. Jednak nie należy zapominać o głównym celu jego podróży. Shalass opuścił maszynę na podłogę hangaru, trzeba przyznać, że lądowanie nie było delikatne, bo statek rąbnął nieco z brzękiem o metal podłoża. Rampa opadła nieco szwankując, a gdzieniegdzie widać było rdzę(baczny obserwator mógłby stwierdzić, że statek musiał być zanurzony w wodzie). Wstał z fotela i wyszedł. Dopiero teraz można było się przyjrzeć nowemu technikowi Korporacji. Selkath miał niebieską, gładką skórę na które widać było lekkie ślady wyschnięcia. Jego rybie oczy spoglądały z lekkim, uprzejmym zainteresowaniem. Poruszał się wyraźnie komfortowo, jego zrobiony jakby z drobnej łuski kombinezon wyglądał na wygodne ubranie, jednak był idealnie dopasowany do właściciela.

EFECTOR - 2010-07-07 16:24:56

*Wnętrze hangaru nie było tak imponujace jak technologia maskowania. ot troche brudy i ciasny hangar z jednym stanowiskiem, ręczna obsługa wrót. dalej bdka techniczna i trzech technicznych patrzących na Shalassa dość dziwnie. jakby nie było nietypowa rasa. był tam durosjanin, twilek i zabrak. ten ostatnio się smiechal. ae to podobno gej. w kncu durom podniósł reke i zaczął się zbliżać, jak zawsze otwarty i przyjacielski. miał na sobie srebrny mundur cochrelu*
Witamy na Statku Widmo II *przywital się szeroko uśmiechnięty duros* Ty na miejace Deimosa, nie? Jestem Rudi, a ci idioci to moje chopaki od skrzyń
*I wyciągnąl prawice w strone rybowatego*

Shalass - 2010-07-07 16:35:25

Obserwował niewielki komitet powitalny z ciekawością. Przekrzywił nieco głowę, przyglądając się wielkim oczom Durosa. Wciąż nie rozumiał po co im takie duże, ale stwierdził, że nie jest to pora na takie pytania. Nie wiedział nic o swoim poprzedniku, ale skinął głową, oraz także się uśmiechnął, pokazując rzędy idealnie równych zębów. Popatrzył z zainteresowaniem na wyciągniętą rękę, zastanawiając się nad intencjami rozmówcy. Jego ręka automatycznie powędrowała do wolnego od kolczyka "wąsa", który zaczął pocierać, jak człowiek bródkę. Po krótkiej chwili zaskoczył. - Ah, rohzumiem, powshinienem uścishnąć thwoja dłochrń... - uścisnął mu rękę, swoimi trzeba palcami.

EFECTOR - 2010-07-07 16:44:05

*Przez chwile mimika Rudiego, bardzo podobna do ludzkiej wyrażała zdziwienie, ale w koncu obaj zaskoczyli i Rudi te wyszczerzył uzębienie – trochę niekompletne i pożółkłe*
Tak, takie powitanie, dosc popularne w galaktyce i u nas tez
*Komitet był skromny, bo i technik programista to żadna szycha, ale Rudi cieszyl się ze nie ma tu Darvena który by biedka mogl na dzien dobry wysraszyc*
Ciekawy.. hmm…percing *zauważył, wskazując dyskretnie na kosc w… w tym czymś w glowie goscia* kompletujemy załogę. dobra rada – nie łam regulaminu, Chociaż na początku, proszę… a teraz pokaze ci twoje nowe sanktuarium *Rudi wykonal zamaszysty gest „ZA MNĄ” i ruszyl przed siebie*

Shalass - 2010-07-07 16:51:47

Uznał "ciekawy" za komplement(według niego nie było innego powodu wypowiadania tego stwierdzenia na głos. Selkathowie to wyjątkowo dziwna rasa, jednak szybko się uczą, więc pewnie niedługo nasiąknie tymi zwyczajami), więc uśmiechnął się trochę szerzej i skinął głową. Shalass nie znał słowa sanktuarium, ale mu się spodobało, więc ruszył za Rudim swoim równym krokiem. Rozglądał się, stwierdzając, że statek jest duży, jednak jak dla niego za suchy. Selkath poruszał się wyraźnie rozluźniony, mimo nowego otoczenia.

EFECTOR - 2010-07-07 16:55:01

http://www.swewok2.pun.pl/viewtopic.php … 889#p14889

Fler - 2010-07-08 17:43:57

*w pobliżu statku widmo II wyskoczył statek. Frachtowiec serii „dziedzic”, dawniej statek którym Darven przyleciał na Mandalore. Teraz ten statek, który widać dostał koordynaty z komety, wysyłał sygnał na mostek Widma II z prośba pozwolenia na dokowanie na pokładzie. Po ufności i pewności pilota można było wnioskować, ze to ktoś wtajemniczony*
Tu Dziedzic… nie wiem, jaki numer… *odezwał się damski, śpiewny, miły dla ucha glos* Fler Gawila, proszę o pozwolenie na dokowanie i podanie koordynatow

Darven - 2010-07-08 17:56:38

*Pochylona nad stołem taktycznym postać zadrgała w reakcji na dźwięk. Twarz przysłonięta kapturem podniosła się bardzo powoli.* Ktoś próbuje nawiązać połączenie proszę pana... *Darven skinął młodemu łącznościowcy głową.* Tak, słyszę... *Szybko skojarzył ten łagodny głos, poza tym widział specyfikacje statku. A więc Fler. Ta Fler.* Przekaż dane. *I tak też zaraz się stało. Fler otrzymała zgodę na lądowanie i potrzebne koordynaty. Człowiek tymczasem odwrócił się i wolnym, mocnym krokiem zaczął zmierzać ku wyjściu z mostka, a zaraz za nim pewien cathar, czyli wielki kot.* Nie przeszkadzajcie teraz, chyba, że to coś bardzo ważnego... *Tyle zdązyła jeszcze usłyszeć załoga mostka po czym grodzie zasunęły się za obiema posępnymi postaciami.*

Fler - 2010-07-08 18:07:19

*aż dziw jak można opanować pewne umiejętności, kiedy jest to konieczne. Na przykład teraz. Mowa oczywiście o pilotażu. Po otrzymaniu zgody i tajemniczego ciągu liczb Fler skierowała „dziedzica na wlot hangaru i pozwoliła autonawigatorowi na posadzenie statku wtedy, kiedy to było możliwe. Nie pierwszy raz lądująca na widmie (choć pierwszy na widmie II) wiedziała, ze należy odczekać na zielone światełko, ale i tak nie wyszla od razu. Ubolewała nad swoim wyglądem: marna namiastka dawnej świetności. W żadnym wypadku nie dama. Nie chciała pokazać się Qymaenowi taka… obdarta, zmęczona, wychudzona, mimo i zwracająca z ojczyzny. Troska niszczy.
On na pewno czeka. Chciała wybiec, zobaczy znajome oczy, zakończyć tą złą passę i być już bezpieczna…
Wiec wybiegła – po trapie, w  niegdyś wytwornej sukience, a  teraz przypominającej ledwo fartuszek kopciuszka. Włosy zwichrzone, zero makijażu. Wyraźnie zaokrąglony brzuch rzucający się w oczy przy jej wychudzeniu. Na jej podrapanej twarzy i w zmęczonych oczach mimo wszystko radość ze spotkania.
Spotkania, które minie się z jej wyobrażeniami…*

Darven - 2010-07-08 18:16:50

*Zaraz gdy wyszła jej oczom ukazały się dwie postacie. Obie ponure, niedostępne. Jedna z nich była wyraźnie na pierwszym planie - to Darven. Druga nieco na uboczu, w cieniu - cathar, olbrzymi kot. Człowiek miał na sobie szatę o egzotycznych zdobieniach i bardzo ciemnych kolorach, pod ręką zaś masywną laskę. Ten widok nie odbiegał zbytnio od wspomnień Fler na temat tej akurat istoty, bo bez wątpienia już Darvena widziała. Zmianą było najwyżej to, że był jeszcze bardziej ponury i z całą pewnością zmęczony. Gdy ją ujrzał, jego dotąd zastygła w bezruchu niczym ponura maska twarz wykrzywiła się w uśmiechu. Wyszło nieco nieporadnie, ale raczej sprawca nie miał złych intencji.* Witam na pokładzie Widma II, Pani Fler. *Ukłonił się dworsko. Stojący za nim Cathar zmierzył Fler wzrokiem i także się skłonił - tyle, że bardzo sztywno.*

Fler - 2010-07-08 18:28:17

*Mimo kiepskiego w porównaniu z dawnym stanu, Fler niemal płynęła z rampy w kierunku zimnej płyty lądowiska, ale kiedy dostrzegła te dwie postaci – momentalnie zastygła. Tylko wprawione w ruch włosy owiały jej twarz i opadły, falując jeszcze chwile.
Patrzyła w oczy Darvenowi gorącym miedzianym spojrzeniem które stopniowo tracąc temperaturę przeznaczoną nie dla niego, nabierały mrożącej krew w żyłach świadomości ze cos nie jest tak…
Ramiona rozjechały się na boki, z  dłońmi artystycznie skierowanymi ku górze. Usta nie były w stanie się zamknąć. Stała taka z lekko rozchylonymi wargami i patrzyła długi. Dla nich może kilka sekund. Dla niej – cale lata. W końcu i ona ukłoniła się po damsku, z gracją i smakiem, nieświadomie nawet, ale po tym ruchu widać było, kim naprawdę jest. W końcu ruszyła.
Uśmiech Darvena był taki…niepokojący.
Dygniecie bylo powitaniem. Teraz jej usta poruszały się bezgłośnie w pytaniu: co się stało?*

Darven - 2010-07-08 18:34:37

...może porozmawiamy na spokojnie. Zapraszam do sali konferencyjnej. *Powiedział spokojnie, chorobliwie spokojnie Darven. Jego głos nie trudno sobie przypomnieć, jest charakterystyczny. Cichy, głęboki, nieco smutny. Człowiek wskazał dłonią drogę do wspomnianego wcześniej pomieszczenia.* Proszę za mną. *Odezwał się stojący nieopodal kocur i począł iść drogą prowadzącą do sali. Darven tymczasem zastygł jak posąg, wpatrzony zimnoniebieskimi oczyma we Fler. Nie uśmiechał się już. Wyraz twarzy miał raczej posępny.* Musi być pani bardzo zmęczona...

Fler - 2010-07-08 18:44:22

do sali konferencyjnej… *powtórzyła głucho jak jakieś wadliwe echo, pop czym spuściła głowę jakby pod ciężarem tego bezbarwnego głosu. Jej ręce wygładziły wspomnienie niegdyś pięknej sukni. Wyglądała tak… źle. Wstydziła się. Nie była sobą. Do tego działo się coś złego.
Skuliła uszy, jakby wystraszona. Ruszyła, nie mając w sobie na tyle siły by poprosić o… o to co Qymean zawsze wiedział sam.
To on cały czas siedział w jej głowie. A raczej jego nieobecność*
zmęczona? Nie… to znaczy – to nie ma znaczenia… *wyszeptała tak cicho ze wręcz bez udziału głosu. I szła za nimi*

Fler - 2010-07-09 13:48:32

*Fler wróciła na statek. Nie bylo jej dziwnie krótko, a wróciła zła i załamana, wręcz trzęsąca się. To musiało tłumaczyć zamkniecie włazu jak tylko się pojawiła. A także staniecie w ciemności i milczenie, przeszywane tylko głośniejszymi oddechami, tłumienie i walka ze sobą, by nie usłyszał Malkit. Oparta plecami o ścianę statku zjechała powoli na podłogę*

Tangorn - 2010-07-09 13:57:55

*Gdy Fler opuściła statek to Dral rozwalił się w swojej kabinie na łóżku i z uśmieszkiem wspominał jego pobyt na Venui, bo to było coś interesującego i godnego zapamiętania. Miał opalone ciało, pachniał jakimiś kwiatami i tym podobne. Trochę zapuścił brodę, dłuższe włosy... niemal pacyfista. Ale w końcu usłyszał, że ktoś wraca. Czyżby Fler? Wstał więc ze swojego miejsca i wyszedł z kajuty. Drzwi miał otwarte a do głównego włazu było niedaleko, więc szybko tam trafił i spostrzegł Fler... i to go zaniepokoiło nie na żarty. Szybko do niej podszedł i przyklęknął przed nią* Hej, hej, co się stało? *Spojrzał na nią z troską i dłonią delikatnie nakierował jej twarz na swoja, by w oczy jej spojrzeć*

Fler - 2010-07-09 14:02:57

*jej miesnie nie stawiały oporu a oczy… czy były istna siekaniną emocji. Długo milczała, patrząc klonowi w oczy,w  milczeniu, drżąc lekko. Dral mogl to rozpoznać. Powierzchowne reakcje to zdenerwowanie, ktos musiał powiedziec jej cos przykrego. Ale głębiej…*
Malkit spi? *zapytala cicho. Widac nim odpowie, chciała być tego pewna*

Tangorn - 2010-07-09 14:07:47

Tak, śpi *Powiedział do niej cicho i złapał ją za rękę, by ją po chwili podnieść* Wstawaj, nie możesz tak tutaj siedzieć. *Wychodził z założenia, że jeśli będzie chciała mu powiedzieć i się wyżalić, to to zrobi. Naciskanie nic tu nie pomoże a nawet i pogorszy wszystko. Wstał na równe nogi i powoli pociągnął za sobą Fler, obejmując ją pewnie, ale niezbyt mocno, gdyby nie chciała. Jeśli się podda, to pójdą do jej kajuty by mieć spokój*

Fler - 2010-07-09 14:16:05

*wstała, ale nie wyraziła chęci pójścia do kajuty poprzez postawienie oporu własnym ciałem. Westchnąwszy głęboko zamknęła oczy, i trzymając Drala za rękę znowu długo milczała*
generał jest w rękach Imperium i prawdopodobnie nie żyje. Jego asystent czuje się na siłach instruować wszystkich w bardzo chamski sposób. I chyba nie dostaniesz tu nic, poza kopem na rozpęd. Musimy lecieć na Kometę…
*no i jesteśmy zgubieni – dodała w myślach. Ja jestem*

Tangorn - 2010-07-09 14:22:43

*Skoro nie chciała pójść do swojej kajuty to stanęli po prostu na korytarzu, nie będzie jej przecież do niczego zmuszać. No i po chwili wszystko się wyjaśniło, skąd ten podły nastrój, chociaż to delikatnie powiedziane. Fler wyglądała na kompletnie załamaną.* Imperium złapało Generała? Ale jak? *Zapytał cicho. Jego reakcja była niezauważalna, ale się tym przejął, ale jego zawsze szkolili, że żaden dowódca nie jest niezastąpiony, chociaż i tak wiedział, że to gówno prawda. Jednak nie okazywał emocji, musiał zimno i analitycznie myśleć. Po prostu włączył mu się "tryb wojenny".* Kometa? Dobrze, polecimy tam... ale czemu? *Właściwie nie wiedział czemu tam chce akurat lecieć. Dral jeszcze rzadziej niż Fler odwiedzał Cochrel*

Fler - 2010-07-09 14:29:14

Tłumaczył mi. Wracał z jakichś negocjacji. Przyszpilili ich i schwytali z całym statkiem. W końcu powiedzieli cochrelowi: dość. *nie obserwowała Drala. Nie chciała patrzeć na nikogo. Miała zamknięte oczy* teraz dowodzi tu Darven. Wiesz, kto to, był na Mandalore. Nie dogadamy się z nim. A ja nie chce zostać na statku gdzie… nie chce zostać na tym statku, po prostu. Zatrzymam się na Komecie. Oni dadzą ci statek, a  ja pomyślę co dalej

Tangorn - 2010-07-09 14:34:51

*Większość uznawała Imperium za debili bo byli przecież z Imperium, ale jeśli ich machina wojenna działała sprawnie tak jak kiedyś WAR, a może nawet i lepiej, to Dral nie dziwił się, że w końcu ich dopadli. Cochrel aż tak nie krył się ze swoimi akcjami a Widmo było zawsze tam gdzie było. Więc siłą rzeczy w końcu kiedyś się można było spodziewać ataku. Ale w czasie negocjacji? Ktoś mógł ich zdradzić i Darven pewnie to podejrzewał, bo sądząc z sytuacji na Mandalore to był rzeczowym człowiekiem, chociaż o kiepskich zdolnościach przywódczych* Dobrze, polecimy tam. Chodź do kokpitu *Moze tam się zgodzi pójść?*

Fler - 2010-07-09 14:38:51

*Nie była pewna, czy chce lecieć natychmiast, ale ta propozycja była motywująca. Na Komecie urzęduje znajomy jej mężą. Nie ukrywajmy – mniej inteligentny od Darvena, ale bardziej uspołeczniony, nawet jeśli to a’juat. Zwilżyła wargi czubkiem języka*
tak… nie ma czasu do stracenia,…
*I ruszyła w kierunku kokpitu*

Tangorn - 2010-07-09 14:47:37

*Dral nie miał okazji poznać Harisa ale o nim sporo słyszał od Tracyna i Brexa, a raczej o jego popijawach z Seco i resztą Mando więc można uznać, że trochę o nim wiedział. Ale teraz zaprowadziłFler do kokpitu, usadził na miejscu drugiego pilota i sam zajął się startem i innymi duperelami wymaganymi podczas wylotu z hangaru Widma, złożycząc na ich system dokowania. Bo to mordęga zawsze jest. Ale w końcu z hangaru wylecieli, spokojnie i pewnie. On nie przejawiał skłonności do brawury tak jak Tang czy Tracyn, był raczej spokojnym pilotem. A potem? Koordynaty wpisał, które Fler mu podała i skoczyli w nadprzestrzeń*

Rudi - 2010-08-04 17:52:44

Kontynuacja z: http://www.swewok2.pun.pl/viewtopic.php … 695#p16695

*Podróż  miała się ku końcowi. Dla kogo uciążliwa dla tego uciążliwa, jednak kończąca się właśnie tu. Dla pasażerów nie miało to znaczenia. Nie widzieli ani tajemniczego carracka ukrytego za optycznym złudzeniem, ani jego hangaru, ani samego lądowania, czy tez wymiany informacji jaka miała miejsce miedzy Dziedzicem 4 i mostkiem okrętu. Wszystko się zgadzało i Rudi wylądował gładko na płycie w hangarze którego wreszcie nie musiał otwierać.
Bardzo cicho i subtelnie. Mały hangar, sklepiony nad nimi na masywnym rusztowaniu szkieletu całego Widma które było małym krążownikiem klasy eskort. Szybki, zwrotny, jak na tę wielkość nie najgorzej uzbrojony. Ekonomiczny i niepozorny, wprost idealny na koczownika.
Więcej tajemnic na pewno zdradzi kiedy pasażerowie z niego wyjdą*

Nordom Solus - 2010-08-04 18:35:37

*Doktor, wypoczęty. Obudził się tuż po wyjści z nadprzestrzeni. Długo nie trwało,a już było po lądowaniu. Tyle że córa spała nadal. Budzić jej nie zamierzał,ani Deoksyrybonukleina do którego to się przykleiła toteż cicho i spokojnie wstał ze swego miejsca, po drodze płaszczem przykrywając swą catharkę. Tak też raźno, ino w koszulce z krótkim rękawem i eleganckich spodniach no i butach, wyszedł ze statku do... innego statku tak jak było w umowie. A doktorkowi nie pozostało nic innego jak rozglądać się.* Hm..hm...

Rudi - 2010-08-04 18:44:30

*Bagaż doktorostwa był wyładowywany na platformę repulsową. Było tu kilku robotników w srebrnych mundurach. Hangar był niewielki i dostatecznie czysty by nie zarazić się tu jakaś śmiertelną chorobą. Niedaleko budka panów robotników i… droidy. Nie tylko techniczne. Pod ścianami chude droidy bojowe serii B1. przy wejściu na korytarze B-2l, gdzieś tam w  kącie szczątki droida – pająka, które widać były tu naprawiane. Gdzieś tam jakiś pocisk typowo konfederackiej produkcji. No i w koncu do doktora podszedł Rudi* w porządku?

Nordom Solus - 2010-08-04 18:47:55

W porządku. *Kiwnął głową. Zaraz też ruchem dłoni wskazał to co się w oczęta rzucało. Czyli B2-ki.* I kurewsko konfederacko. *Podsumował ten jakże dobrze znany dla obywateli Republiki sprzęt. Ale co tu dużo mówić. Wiele się nie zmieniło widać. Separatyści nadal walczą z tym co na miejsce Republiki pomogli nieopatrznie stworzyć.* Córka śpi w środku, nie chciałem jej budzić więc nie ruszajcie tego statku,dobra?

Rudi - 2010-08-04 19:08:47

*Duros spojrzał na statek, potem na wlot do hangaru, a  potem na chronometr* W porządku, nie planujemy na razie lądowań. Konfederacko. Powiada pan… no cóż, ważne by nie imperialnie. A ich się proszę nie bać, są bardzo miłe i strasznie głupie, zwłaszcza te cienkie *wyszczerzył zeby, wskazując głową droidy. Chyba chciał przekonać doktora ze „separatyści nie są straszni”* Nie az takie głupie jak w  republikańskich kreskówkach, no ale rozkoszne są

Nordom Solus - 2010-08-04 19:15:34

No, jeśli moje akta żeś czytał to wiedzieć powinieneś że ja ten złom już widziałem. Jak to je jeden klon określał co go zszywałem.... *Mruknął zaczynając spacerować z dwoma dłońmi za plecami, palcami splecionymi.* A! "Chodzące tarcze strzelnicze." *Zakrzyknął z zadowoleniem palec na znak olśnienia ku górze unosząc.* I co racja to racja. Ważne,że nie imperialnie. Ba, gdyby nie to że u Separatystów to same droidy były to bym się może i przyłączył..ale gdzie tu sens skoro w perspektywie miałem kupę organicznych stworzeń do naprawy? *Bo doktor proszę ja cię, kierował się zasadą,że organiczne to fajniej jest naprawiać, ot co.*

Rudi - 2010-08-04 19:20:52

*roześmiany duros machnął ręką, śmiejąc się głośno* Tiaaa, tych to się nie opłaca naprawiać, są tanie jak barszcz i właściwie nie wiem, czemu je kupowali tak masowo. Pewnie to wszystko było z góry ustalone. No ale zawsze taki statyw na karabin. Pokazać panu kwaterę? *zagaił, bo skoro stać tak mają to lepiej by coś pokazać, chociażby gdzie mieszkać będzie*

Nordom Solus - 2010-08-04 19:24:36

Tak,tak. Pokaż ją Rudi bo nie ukrywam ciekawym jest gdzie mi będzie przychodzić spać w ciągu...pewnie długiego czasu. *Kiwnął głową gotowym będąc do drogi.* Regina mam nadzieję,że dostanie też osobną kwaterę? Jeśli moja jest większa to jej oddam, ja mam malutko rzeczy poza gaciami i ubraniami. *W gruncie rzeczy to nic poza ubraniami nie zabrał. Przynajmniej ich częścią. Resztę dla Bliźniatego zostawił.*

Rudi - 2010-08-08 18:50:13

Tiaaaa, wie pan, wszystko można ustalic, oboje będziecie mieć kwatery dla wyszego personelu. Teraz, to… *zamilkł. Cos przemilczał, czegos nie chciał powiedzieć*
Za mną *I poprowadził do kwater. Temat z kwatera i opis doktor robi sam*

Nordom Solus - 2010-08-08 19:23:40

*No i poszli. Temat i opis doktor zrobi w swoim czasie gdy wenę mieć będzie.*

Gen. Qymaen - 2010-08-19 18:07:46

*Kiedy doktor wpadł do hangaru, Rudi i ekipa holowali „Dziedzica 3” na pas startowy. Zdziwił się wielce duros na widok medyka*
Pan… już? To świetnie, ma pan pilne wezwanie na Hypori. Proszę wsiadać
*Otworzył drzwi, kiedy statek się zatrzymał.*
Nie mamy zadnych szczególów, niestety…

Nordom Solus - 2010-08-19 18:12:00

No już,już! Wysrać się wysrałem przed jedzeniem, można lecieć! *No doktor jak zawsze szerze i lekko poinformował durosa czemu też tak szybko się zjawił. Co tu dziwnego było? Nad czym myśleć? Doktor jedyne co jeszcze zrobił to zawitał w sekcji medycznej by swe preparaty zabrać, w tym próbkę swego, jak to on określał "regeneratora", choć próbkę to delikatnie powiedziane, fiolkę. Najwyżej zmarnuje na jakiegoś pacjenta kilka lat opracowywanych formuł.* Szczegóły,szczegóły... *Mamrotając skierował się w stronę statku. Stary profesor z walizką w łapie był wyjątkowo podekscytowany. Wyczuwał coś wielkiego w powietrzu. Ba,nawet jego organiczna noga doskonale z nim współpracowała!* Na co mi szczegóły dowiem się na miejscu. *Już na trap właził, widać myślał,że to Rudi leci.* Wciskaj gaz do dechy ogórko-oprawco!

Gen. Qymaen - 2010-08-19 18:16:22

wysrać się można po drodze *podjął Rudi równie lekko, widać to dla niego był temat bardzo bliski. Doktor miał racje w mysleniu – Rudi leciał. Powazna sprawa,  pilot nie mógł zawieść.
Wystartowali bardzo szybko*

Nordom Solus - 2010-08-19 18:18:05

No to tym lepiej nie ma co czekać. *Przytaknął znikając w środku pojazdu. Dupsko swe zamierzając usadzić u boku Rudiego w kabinie pilotów jeśli tylko na to przestrzeń pozwalała. I tak też... polecieli. A że przy tym fajeczka profesorowa z zawartością w ruch poszła to tylko drobny szczegół. Ciąg dalszy nastąpi gdzieś tam, pewnie na Hypori*

Nash - 2010-09-12 19:51:48

Przez jakiś czas Nash przebyła na Tython. Znaczną część czasu spędził sam w głuszy nieopodal dawnej świątyni Jedi. Po tym jak został odnaleziony przez Dzonego, wrócił do świątyni. W jakiś sposób i o jego uszy obiła się historia jaka przytrafiła się Generałowi Qymaen'owi. Jakoże młodzieniec darzył Generała wielką sympatią niezwłocznie postanowił wyruszyć w podróż i sprawdzić jak miewa się Qymaen. Teraz w końcu dotarł na miejsce. Jego noga dotknęła posadzki hangaru. Spokojnie opuścił statek, schylił się by poprawić zapięcia oficerek jakie nosił. Kiedy wyprostował się, obrócił się parę razy by zastanowić się, którą stronę się udał. Zawsze miał z tym problemy na większych statkach. Kiedy wybrał już drzwi, ruszył ku nim przeglądając jednocześnie cyfronotes.

Gen. Qymaen - 2010-09-12 19:57:30

*Nash coś się szybko ruszył. A może to panowie hangarowi wyjątkowo opieszali dziś byli? Rudi i jego kamraci zdążyli tylko za nim popatrzeć. Lądowanie było autoryzowane wiec cóż*
Eeeeee…. *przeciągnął jeden z nich, by w końcu machnąć ręką*
A paszoł w pizdu. Rozdawaj!
*I gra potoczyła się znowu a Nash zapewne teraz już przypominał sobie stare korytarze Widma*

Moc - 2010-09-22 19:39:38

*Z nadprzestrzeni, w pobliżu Statku Widmo wyskoczył mały frachtowiec, który załoga mostka z pewnością rozpozna po kodzie transpondera. Była to jedna z maszyn Zakonu Jedi, która odbywała w miarę regularne kursy z planety Tython (w odstępach ok dziesięciodniowych) w celu uzyskania niezbędnych części jak również skonsultowania się z Generałem w sprawie pomocy Cochrelowi przez Jedi. Co prawda ich możliwości były jeszcze niezbyt duże, ale stopniowo starali się coraz bardziej angażować w pomoc.
Dziś jednak prócz zwyczajowego jednego pilota w randze rycerza lub mistrza, na pokładzie "Gwiazdy Aranii" przebywał dosyć niezwykły gość, którym był sam mistrz Yoda. Siedział on sobie spokojnie, wciśnięty w za duży dla niego fotel i żuł gałązkę jakieś rośliny, dla odprężenia i spokoju. Tymczasem maszyna bez zbędnych problemów zadokowała do głównego hangaru Widma i kalamarański mistrz Jedi udał się do rampy, by zejść na pokład. Ślad za nim udał się Yoda...
I tak oto załodze hangaru ukazał się ten niezwykły widok. Wiekowy już, maleńki i zielony mistrz Jedi, o wyglądzie jakiegoś przewrotnego chochlika, wspierając się na swojej wysłużonej, drewnianej lasce, zszedł powoli na pokład okrętu Cochrelu, zamierzając się po raz pierwszy spotkać z osławionym Generałem Qymaenem, dawniej Grievousem...*

Gen. Qymaen - 2010-09-22 19:52:25

*Parszywe nieroby z hangaru w osobach Rudiego i jego świty po zamknięciu śluzy olali, mówiąc łopatologicznie, transportowiec i wznowili grę w sabaka na skrzyni z tajemniczą zawartoscią. a  bo to rzadko frachtowiec dokował? W dupie – grali.
Ale i tak w pewnym momencie już wszystkie pary oczu skierowane były na rampę statku – gościa, a  ręce mechanicznie rzucały karety do puli. Twilek obok Rudiego rozwarł usta*
Ty… ten mały stary to jak cholera do Yody podobny, nie? *rzucił cicho, ale nie na tyle cicho by to za „w Marie grzeczne” uszło. Cóż, właściwy człowiek na właściwym miejscu, czyli prostak w hangarze.
Pozostałą dwójka mu podobnych nie wiedziałą co robić, a  jak się nie wie, to się liczy na Rudiego.
Tak tez było. Ten czwarty – Durosjanin w średnim wieku stłumiwszy w sobie pierwsze zaskoczenie wyglądał już normalnie, zwyczajnie – ot, beztroski, wesoły Rudi z hangaru*
Witamy na Statku Widmo II, cóż za niespodziewany zaszczyt *niespodziewany – Rudi nie wiedział ze przybędzie Yoda. Czy gosc z Hangaru winien wiedzieć takie rzeczy? Statek Widmo rządzi się własnymi prawami, nawet w obrębie cochrelu. *
Panowie do generała? *nie, do panienki ze stołówki – pyknął sam sobie w myślach. Bo to bardzo głupie pytanie było.
Ale przynajmniej nie ma Windu! Jego kamienna twarz bardzo ciążyła na pokładzie *

Moc - 2010-09-22 20:01:59

*Cóż, Yoda może i wiekowy był, ale nie głuchy, jednak za obrazę tego nie uznał, jedynie za niespodziewana reakcje na jego niespodziewaną i niezapowiedzianą wizytę. I tak, stuk, stuk, stuk... odgłos uderzania drewnianej laski o metal podłogi hangaru niósł się echem po całym pomieszczeniu, gdy mistrz Jedi się zbliżał.* Do Yody podobny jestem, hmm? A może Yoda do mnie podobny jest? A może bliźniakami jesteśmy? Po pozorach niczego nie osądzaj nigdy, wzrok mylić może... a i spasować radze, w kartach szczęścia dzisiaj nie masz *I zielony stworek zachichotał głośno, co było jego niejako wizytówka, gdy rozmawiał spokojnie z kimś i gdy nie byłą to rozmowa oficjalna, jedynie taka towarzyska. Po chwili jego wielkie, brązowe oczy spoczęły na durosie, który wykazał się elokwencja i chyba był tutaj szefem tego miejsca. A jeśli chodzi o kalamariańskiego Jedi, to ten załatwiał jakieś sprawy z szefem załadunku, czy kimś podobnym, ale obserwował uważnie Yodę.* Hmm... hmm... Generała odwiedził chętnie bym, o ile zajęty zbytnio nie jest, bo jeśli tak, to w karty z wami zagram chętnie. *Jeżeli ta grupka miała chociaż jako takie pojęcie o Yodzie i Jedi to przenigdy się nie zgodzą na jego udział w grze, bo zwyczajnie ich ogra. Wbrew pozorom wielki mistrz lubił takie rozrywki od czasu do czasu, oczyszczały umysł.*

Gen. Qymaen - 2010-09-22 20:12:58

*Twilek choć skóre czerwonawą miał – zmienił kolor na jeszcze bardziej  tej barwie zdecydowany – zaczerwienił się bardziej kiedy to Yoda przemówił. Chyba nie wiedział jak się wobec kogoś takiego zachowywać i czy się zawstydzić wypada. No ale widać Yoda go onieśmielił.
Duros zaś – bez wątpienia szef – wyglądał przez chwile jak ktoś kto spojrzeniem obiecuje twilekowi trzask po lekko.
Żaden nie zaproponował Yodzie rozgrywki. Choć powinni – gra to tylko gra, a z grzeczności idzie zaprosić do skrzyni. Ograłby ich i co – od nowa by grali. Nie na pieniądze grają. Tylko ze jak Yoda idzie do generała to lepiej niech nie wie o co toczy się rozgrywka*
Widzi pan mistrz… *odezwał się niefrasobliwie Rudi*
Z naszym generałem to jest tak ze nawet jak nie ma nic do roboty to ma, szybko się organizuje. Wiec dobrze że… pan jedi mistrz i pana jedi kolega mistrz też jedi *uśmiechnąwszy się nonszalancko skłonił się w kierunku kalmarianina* …przybyliście tutaj *zawsze cos się będzie działo, za szluga się obejrzy filmy z kamer bezpieczeństwa, będzie o czym gadać przez bity miesiąc. Taka atrakcja – generał kontra Yoda*
chcą panowie mistrzowie się zrelaksować po podróży, czy może zaprowadzić od razu do sali konferencyjnej? Generał jak się dowie to zapewne zmodyfikuje swój plan dnia

Moc - 2010-09-22 20:22:16

*No cóż, nie co dzień spotyka się mistrza Jedi tak znanego jak on, wiek i doświadczenie robią swoje, chociaż Yoda nie puszył się z tego powodu i nie wymagał jakichś czerwonych dywanów czy fanfar z tego powodu. No i chyba też dlatego wolał to wszystko zrobić po cichu, tak niejako "tajniacko", by uniknąć ewentualnych komitetów powitawczych. Takie zachowania bywały męczące, a tak co miał? Wyraźnie zakłopotanego twi'leka swoją bezpośredniością. Ale mistrz Jedi tylko się uśmiechnął a jego uszy nieco oklapły, po czym już na dobre jego wzrok na durosie spoczął, który nawet siedząc był od niego wyższy, nie mówiąc już o tym, że w pozycji wyprostowanej to przypominał górę przy zielonym ludku.* Jeżeli rozmowa odbyć się mogła, to skorzystać nie odmówię. *Stuk, stuk, stuk... Yoda znowu nieco się przemieścił, chociaż chodzenie sprawiało mu spore trudności ,widać to było od razu. A mimo to gdy musiał to by zadziwiająco sprawny.*

Gen. Qymaen - 2010-09-22 20:32:23

*znając cochrel i „kaleeshianską kulturę”, gdyby wiedzieli o tym przylocie to by był i czerwony dywan i szampan  z Dantooine i hymny pochwalne. Wiec dobrze ze się Yoda nie zapowiedział. Już na tyle długo byli sojusznikami z jedi, i tylu ich po pokładzie chodziło i krzywdy nie uczyniło nikomu, ze załoga widma przywykłą, i Yody nikt się „nie bał”, czyli nie upatrywał siew  wizycie małego Wielkiego Mistrza niczego podstępnego. Lepiej – było to jakby naturalne, oczywiście niecodzienne, ale – dobrze widziane.
Duros wyglądał jakby był  zdumiony kruchością Yody. Czyli – wyglądał jak normalny, nieświadom niczego cywil. Ale jednocześnie było w nim cos, co umykało chyba wszystkim. Wszystkim prócz tak doświadczonym mistrzom. Było coś w Rudim co mówiło, ze on wcale nie mysli tak, jak zdawac by się było ze mysli. On wcale nie jest zdziwiony. Doskonale zdaje sobie sprawe kto stoi przy nim, i co potrafi. Już sklasyfikował, bardzo precyzyjnie.
Rudi ma podwójne dno*
dobrze, czy życzy sobie pan jedi mistrz i mistrz towarzyszący plandekę antygrawitacyjną? *czyli innymi slowy – oferuje wygodny kurs hangar – konferencyjna*

Moc - 2010-09-22 21:04:51

*No a tego właśnie Yoda chciał uniknąć, nie lubił szumu wokół własnej osoby. Było to według niego niewłaściwe i niewskazane, ale też nie będzie wytykał tego palcami, gdyby ktoś go tak przywitał, ale gdy się dało, to tego unikał. Taki już był, chociaż plotek na temat jego osoby było całe mnóstwo i wiele z nich, jeśli nie zdecydowana większość, były wyssane z palca.
A teraz ten maleńki zielony mistrz Jedi przypatrywał się Rudiemu uważnie, bo i jego "radar" Mocy wychwytywał różne ciekawe rzeczy i chyba kiedyś podczas wojny czuł podobną aurę jak tą emanującą od durosa. Była jednak ona zbyt nieuchwytna, by mógł ja od razu skojarzyć z tym łowcą nagród, który włamał się kiedyś do Świątyni Jedi, by wykraść pilnie strzeżony holocron. Póki co jednak Yoda nie robił żadnych aluzji co do wychwytanych emocji od Rudiego.* Hmm... hmm... plandekę powiadasz, tak? Podobnej używałem w Świątyni niegdyś, więc nie zawadzi i dziś. Towarzysz mój, mistrz Hexen sprawy własne do załatwienia z medykami ma, o ile problemu sprawić to nie sprawi. *Powiedział powoli Yoda swoim nieco skrzekliwym głosikiem, a kalamarianin spojrzał w ich stronę swoim rybim okiem i czekał tylko na reakcję reszty załogi. On nie był potrzebny mistrzowi przy rozmowie z Generałem i chyba nie palił się sam do tego.*

Gen. Qymaen - 2010-09-22 21:11:43

*Duros skinął głową na znak „nie ma sprawy”, i chyba nikt, a na pewno nie jego podwładni nie uważali ze to zbyt wiele jak na zarządcę hangaru. Za to wstali kiedy Rudi dał im znać, ze to, o czym rozmawia z Yodą wchodzi  w zycie. Zaraz tez i platforma była. Trochę większą niż ta ze świątyni, no cóz- tu na Widmie wszystko musi na siebie zapracować, a ta platforma woziła skrzynie „do 50 kilo” czyli koło 100… miala metr kwadratowy powierzchni, a  genialni chłopcy Rudiego położyli na niej koc.
Nic innego na stanie nie było w tej chwili, no ale – ta jest dobra przecie!*
Proszę, mistrzu. Ja zaprowadzę do Sali *i czekając aż Yopda zajmie miejsce, wydobył cyfronotes i zaczał niespiesznie pisac wiadomość na mostek*

Moc - 2010-09-22 21:21:11

*Gdy przyprowadzono jego nowy środek lokomocji to Yoda nie wydawał się zbytnio poruszony faktem, że na tej platformie przewożono towar. Byleby tylko ulżyć starym stawom, które powoli odmawiały już posłuszeństwa. Cóż, starość nie radość i gdy nie było to konieczne, to maleńki mistrz starał się nie forsować zbytnio.* Prowadź, prowadź, Generała waszego poznam chętnie *Zaskrzeczał wesoło i nieporadnie wszedł na tą platformę repulsorową, by ciężko opaść na kocyk i usiąść po turecku, z laska położoną na kolanach. Cóż, nie przypominała za bardzo jego starej platformy ze Świątyni, bo tamta była dopasowana specjalnie dla niego i mógł nią sterować, ale nie narzekał. Przynajmniej nie musi pokonywać tej odległości o własnych siłach, bo by to zajęło mu sporo czasu.*

Gen. Qymaen - 2010-09-22 21:26:47

*Duros miał w swojej wybiórczej wredności nadzieje ze w chwili odebrania wysłanej właśnie wiadomości generał będzie blisko tego pedała Addika. Nemoidianin zesra się ze strachu. Z resztą nie pierwszy raz. Generał bywał w zdziwieniu gwałtowny.
Rudi ruszył dziarsko w droga waskimi i niskimi korytarzami statku typu carrack, bo tym właśnie był Widmo II. Tak jak i Widmo I*

http://www.swewok2.pun.pl/viewtopic.php?id=267&p=8

Fler - 2010-09-26 10:46:01

*streszczenie wydarzeń wcześniejszych: Fler niepokoiła amnezja Dzonego i jego zmienione zachowanie. Niepokoiło ją tez postępowanie Secorshy. Wiedziała, ze przyniósł do domu jakieś „biedne dziecko”. Dobre serce miał, to chwaliła zawsze, ale – czy pomyślał przez chwilę choć ze nie będzie z tym dzieckiem mieszkał sam?
Poczuła ochotę na rozmowę z Qymaenem. Był jej przyjacielem. Obecnie – chyba nawet jedynym, prawdziwym przyjacielem któremu ufała i była pewna, ze zrozumie jej problemy. Pod pretekstem zajrzenia do droida, zabrała się na Widmo. Pilotowanie powierzywszy Dżonemu siedziała cala drogę w fotelu i zastanawiała się nad ich wspólną, nie tak odległą przyszłością. Zastanawiała się, długo, różne wizje mając. I dopiero obudziło ją uderzenie, bo Dżony wylądował nieostrożnie*
Madame! *odezwał się droideka, wesoło i ekspresyjnie, niezwykle jak na droida* Polecieliśmy statkiem i Dżony leciał i Dżony pilotował, madame! Kocham cie!
*Zaśmiała się serdecznie. Chcesz szczerości, nieskrępowana i bezwarunkowej akceptacji  -kup droida. Koniecznie bojowego, bo nie potrafi kręcić*
No dobrze, Dżony. Przywitaj się z kim tam chcesz, i bądź jak cie wezwę *wyszła pierwsza, Dzony został na statku. splynęła po rampie, odziana w grafitową sukienkę, prosta i elegancką. Na nią miala zarzucony płaszcz w kolorze przejrzałej cytryny, na który spływały kaskadą długie, zadbane włosy. Na szyi miała kaleeshianski symbol słońca – chyba z szacunku dla Qymaena. W uszach kolczyki z symbolem kota*

Darven - 2010-09-26 11:05:53

*Darven postąpił kilka spokojnych, powolnych kroków w stronę otwierających się grodzi statku. Rudi i spółka w tym czasie zajęli się różnymi czynnościami, które należało podjąć podczas lądowania, jak skończą wrócą do gry w karty pewnie.* Zaszczyt panią gościć ponownie na Widmie, Pani Fler. *Skłonił się dworsko. Jego widok będzie zapewne niemałym zaskoczeniem, bo raczej w niewielkim stopniu przypominał starego Darvena. Prawa ręka była mechaniczna od łokcia w dół, lewa miała wszczepione stalowe płytki od których odchodziły przewody i rurki. Jedna noga była w całości durastalowa, zakończona ostrymi szponami, druga wyglądała podobnie poza tym, ze była organiczna od kolana w górę. Tors przykrywał w większości standardowy, stalowy pancerz. Pod nim znajdowało się wszystko to, co najważniejsze, w tym cała aparatura. Twarz częściowo była przysłonięta czymś, co wyglądało jak fragment maski ciągnący się między ustami a oczami. Tam znajdowały się filtry i usprawnienia układu oddechowego. W miejscach gdzie nie było mechanicznych części widać było szatę utrzymaną w ciemnej tonacji barw. Zdobiły ją egzotyczne wzory.* Co panią sprowadza do nas tym razem? *Spytał cichym, głębokim głosem.*

Fler - 2010-09-26 11:14:23

*Fler zatrzymała sie gwałtownie. w  rzeczy samej  - w niewielkim stopniu. Ba – nie poznała go. Ujrzała jakiegoś pólorganika, cyborga, człowieka po ciężkim wypadku. Na pewno nie Darvena. Poza tym – czy Darven by się kiedykolwiek jej ukłonił?
Dżony ! krzyknęły jej myśli. ale droid nie zareaguje na mentalne wołanie. Teraz pewnie szykował pudełko na nowe przedmioty.
Dopiero po chwili aura Mocy i barwa głosu powiedziały jej, z  kim na do czynienia, a pamiętając wcześniejsze opowieści Qymaena – stało się dla niej jasne, kto to jest, i wtedy pomyślała, ze Darven drwi.
„tym razem”…
gęste wachlarze rzęs najechały na miedziane oczy*
Ja byłam umówiona *syknęła wyniośle, postanawiając sobie w duchu nie litować i nie użalać się nad Darvenem* Tym razem *dodała z naciskiem* w sprawach prywatnych

Darven - 2010-09-26 11:29:52

*Ukłoniłby się, ostatnim razem to zrobił mimo tego, że ostatecznie rozeszli się w nieprzyjemnych okolicznościach. Niebieskie oko skierowało się na kobietę. Tylko ono się zachowało, drugie było mechaniczne. Ale to organiczne nie utraciło nic ze swojego dawnego wyglądu i nadal płynęło potężnym oceanem.
I nie drwił. Spojrzał na Fler zaskoczony.* Tak, w istocie. *Uniósł delikatnie brwi. Długa, czarna peleryna zafalowała lekko gdy się wyprostował.* Rozumiem, że nie chce się pani dzielić celem wizyty, a więc uszanuję to. Generał nie mógł niestety stawić się osobiście, ale jestem pewien, że mu przykro z tego powodu i niebawem wasze spotkanie dojdzie do skutku. Do tego czasu, zgodzi się pani pójść za mną? *Głos był nieco zmieniony. Filtry sprawiały, że miało się wrażenie, że nie pochodził z ust tylko gdzieś z oddali. Ale nadal był spokojny, cichy, mimo tego głęboki i mocny. Nieco smutny. Charakterystyczny, Darvenowski.*

Fler - 2010-09-26 11:38:01

*na gładkiej twarzy Fler odmalowały się jakieś szelianskie emocje, inne niż te cywilizowane, i trwały chwilę. Patrzyła jakby nie wiedziała, na co patrzy. Podniósłszy dłonie z wdziękiem, okręciła szyję kołnierzem cytrynowego płaszcza, jakby było jej zimno, a  kiedy tak uniosła ręce, owal brzucha, już bardzo wyraźny, stał się wręcz oczywisty. Dziecko niebawem się urodzi*
Oczywiście *odrzekła głosem tyleż aksamitnym co bezbarwnym, i podjęła przerwany marsz po rampie w dół, a  kiedy napotkała schodek, przystanęła. Skoro zaoferował Darven pójście z nim, powinien zaoferować ramie. Oczywiście obejdzie się i bez tego, w tym stanie mogłaby skoczyć bez użycia Mocy z  pierwszego pietra i nic by się jej nie stało. To szela. No ale także dama*

Darven - 2010-09-26 11:47:58

*Darven spojrzał na swoje ręce. Prawa była stalowa, zimna jak lód. Podszedł do Fler od jej prawej strony by podać jej lewe ramię, to bardziej organiczne.* A więc proszę ze mną. *Odrzekł spokojnie. Wyglądał trochę jak zły potwór z bajek dla dzieci, ale po pewnym czasie można było się jakoś oswoić. Skoro z Generałem Fler dała rade, to z Darvenem będzie jej łatwiej.* Pewnie dopadło panią zmęczenie po tak długiej podróży? *Spytał życzliwie wolnym krokiem prowadząc ją w stronę jednego z korytarzy. Zobaczył znacznie okazalszy brzuch niż ostatnim razem, ale niegrzecznie by było pytać o dziecko, nawet jeśli to bardzo dobra nowina dla całej rodziny Gawila. Może potem. Uśmiechnął się lekko oczekując odpowiedzi.*

Fler - 2010-09-26 11:53:31

*Generał wzmocnił w niej tolerancję na organizm wspomagany techniką. Poza tym lubiła droidy. Jakże można by sądzić inaczej, skoro Dżony miał się u niej jak paczek w maśle, i jeszcze ona stawała w jego obronie przez tradycjonalistami – przyjaciółmi męża.  Jakby teraz wzdrygnęła się na mechaniczne ramie (jej maż tez ma mechaniczna reke), byłaby hipokrytką. Smukłe palce kobiety oparły się na przedramieniu Darvena. Żadnych negatywnych emocji. Jakiegoś obrzydzenia czy strachu. Nie. Czysta akceptacja.*
Nie, podróż była bardzo komfortowa *odparła lekko. Jej spojrzenie tylko prześliznęło się po masce. Dłużej zatrzymało się na oku* To bardzo dobry statek, za który oczywiście nadal jestem niezmiernie wdzięczna *tyle statków nadostawali naokoło od cochrelu, wiec Fler chociaż przypomni ze to cos znaczy*

Darven - 2010-09-26 12:05:07

Oczywiście, to żaden problem. Rad jestem, że mogliśmy pomóc. *Odparł od razu, bez zająknięcia. Zimnoniebieskie oko nakierowało się na kobietę.* A zgodzi się pani, bym umilił pani wolny czas posiłkiem i rozmową? Przygotowałem coś ciekawego, nasz główny kucharz był bardzo zadowolony, że mógł przygotować coś ambitniejszego niż zawsze. Uczyniłaby mu pani z pewnością jeszcze większą radość zgadzając się, by spróbować jego specjałów. *Prowadził Fler do sali konferencyjnej. To budziło nieco złe wspomnienia, bo ostatnim razem było podobnie, wtedy Fler dowiedziała się o zaginięciu Qymaena. Ale teraz Generał był wśród nich i należało się z tego tylko cieszyć.*

//kontynuacja w sali konferencyjnej

Darven - 2010-10-17 11:51:03

*Gdy Darven otrzymał wiadomość, że w pełnej gotowości ma być w hangarze w przeciągu dwudziestu minut, znalazł się w nim już za dziesięć. Wyraźnie czuć było, że to coś ważnego. Poza tym, Darven zawsze podchodził do sprawy poważnie.

W hangarze poniósł się dźwięk ciężko stawianych kroków bardzo zresztą podobny do tych, które podczas chodzenia produkował Generał Qymaen. Darven począł się rozglądać w poszukiwaniu cyborga lub kogoś z obsługi.*

Gen. Qymaen - 2010-10-17 12:05:34

*Generał miał nieco inny typ chodu – tak zwany palcowy, z  racji innej budowy nóg, z resztą dla kaleeshian nie za bardzo naturalnej, jednak tak była skonstruowana jego zbroja i tak było. W każdym razie zanim jeszcze dało się słyszeć owe kroki generała, do Darvena dołączyło kilku panów rasy cathar. Ich statek był właśnie odholowywany, widać i cochrel miał jednostki blisko siebie i ów ochrona zdążyła przybyć. Cała czwórka miała szare futro w czarne pręgi. Bracia z jednego miotu, z wystrzyżonymi bokami łbów, z charakterystyczną bródką każdy. Pokłonili się Darvenowi z  gracją. Wojownicy teras kaasi. Ochrona generała na statku. Eleganccy, opanowany, reprezentatywni.*
Proszę przejść za barierę, będziemy przygotowywać się do przyjęcia okrętu *pouczył Rudi, by przeszli poza wyznaczoną linię. Potem włączono zaporę, i mogli obserwować dokowanie.
Zaraz tez i słychać było generała*

Moc - 2010-10-17 12:13:01

*I tak do hangaru został wpuszczony elegancki stateczek o opływowych kształtach. Konstrukcja nieco ekstrawagancka, z dużą liczbą iluminatorach po bokach kadłuba, po to by pasażerowie mogli cieszyć się widokiem kosmosu lub też planet poniżej. Od razu widać było, że to luksusowa wersja promu dyplomatycznego, odpowiednio wzmocniona w specjalistyczne kalamariańskie osłony jak i dodatkowe uzbrojenie. Jednostka pozbawiona była hipernapędu, jednak była szybka i zwrotna, by jak najszybciej wrócić na macierzysty okręt. Przysyłanie takiego a nie innego promu świadczyło o dużym szacunku, bowiem mogli przysłać byle stateczek, a jednak... maszyna opadła na powierzchnię hangaru niejako tyłem do nich. Silniki ustawione po bokach zgasły i z tyłu otworzyły się drzwi, wyjechała rampa, zapraszająca do wejścia na pokład. Ze środka wyszedł tylko jakiś człowiek ubrany w mundur pilota Przymierza. Czekał na gości.*

Darven - 2010-10-17 12:30:43

*Darven odpowiedział im również skinieniem głowy. Gdy się zatrzymał, sztuczne stawy syknęły nieco. Jego stalowe stopy były zakończone masywnymi, ostrymi szponami.

Cyborg w ciszy obserwował to, co działo się za linią bezpieczeństwa. Dokowanie oglądał z uwagą do momentu, gdy usłyszał kroki Generała (a prawdopodobnie usłyszał pierwszy, bo miał teraz lepszy słuch niż zwykły człowiek). Odwrócił się w stronę, z której dochodził do niego ów dźwięk.*

Gen. Qymaen - 2010-10-17 12:56:02

*Generał zbliżał się od strony serca statku. Za nim lewitował posłusznie niewielki robocie przypominający piłkę. Była to baza danych, która umożliwi mu szybko kontakt z cochrelem i planami, rozmieszczeniem flot. Ogólnie – niezbędnik oficera. Bracia catharzy zasalutowali mu,a  on skinął głową zarówno im, jak i Darvenowi, do którego także za chwile przemówił*
Poinformowano cię? *padły słowa. Przez bariera przyjrzał się statkowi. Trzeba przyznać, ze przymierze zawstydziło cochrel, bo ten statek był piękny.
Chwila bezruchu i granatowa, wyjściowa peleryna przestała się poruszać. Był gotów by wejść na ten statek*

Moc - 2010-10-17 13:04:01

*Oficer czekał cierpliwie na nadejście gości. Miał rozkaz nie ruszać się z miejsca, dopóki nie nadejdzie delegacja, którą potem musi zakwaterować i przewieść na pokład Wyzwoliciela przy zachowaniu wszelkich środków ostrożności. Przymierze wyciągnęło wnioski po wpadce przy negocjacjach i nie chcieli powtórki.*

Darven - 2010-10-17 13:11:29

*Ze spokojem czekał na przybycie generała. Skinął mu głową głęboko, z szacunkiem. Gdy Qymaen był już blisko, Darven się z nim zrównał by stanąć z nim przysłowiowe "ramię w ramię".* Nie do końca... Dowiedziałem się, że mam być w miarę szybko w hangarze, prawdopodobnie coś ważnego - i to tyle, nie było więcej szczegółów. *Odpowiedział cicho i spokojnie, nieco smutno - Darvenowsko po prostu. Głos był trochę zmieniony przez filtry - sprawiał wrażenie, że pochodzi gdzieś z oddali.* Interesujące... *Wyszeptał obserwując z uwagą statek przymierza. Dobrze się prezentował, był wyjątkowo ładny jak na pojazd tej klasy.

Jeśli Qymaen ruszy - Darven podąży zaraz za nim.*

Gen. Qymaen - 2010-10-17 13:22:58

i widzisz, Darzenie, tak to jest jak cie nie ma na mostku *rzucił jakby z irytacją na to, ze musi przekazać mu to sam. A zrobił to patrząc na statek. Catharowie ustawili się – dwóch po bokach i dwóch  tyłu, równo, jak w układzie tanecznym*
Admirał Przymierza chce się ze mną pilnie widzieć. *Więcej chyba nie musiał nic dodawać. Właśnie tam lecieli. Tym oto statkiem. Bariera zgasłą i Qumaen ruszył, wraz z Darvenem i resztą, tradycyjnie, trzymając ręce za sobą. Nie widac było, by pod peleryną połyskiwał miecz. Może był wetknięty głębiej, by nie świecić po oczach. W każdym razie jeśli nie liczyć zamglonych oczu – teraz przypominał bardzo siebie z czasów wojen klonów, gdy poły peleryny przykrywały dodatkowe urządzenia.
Szli prosto na oficera przymierza*

Moc - 2010-10-17 13:33:20

*Gdy tylko bariera opadłą i delegacja ruszyła w stronę statku, to oficer pokłonił się z szacunkiem i gestem ręki wskazał środek statku.* Zapraszam na pokład "Lazurowego skoczka" Generale *Człowiek wyglądał dosyć naturalnie, chociaż lekkie zmarszczki wokół jego oczu jak i na czole sugerowały, że zdziwił go bardziej widok Darvena niż Generała. Spodziewał się jednego cyborga, nie dwóch... no ale nikt kłopotów robić nie będzie. Odczekał aż wszyscy wejdą do środka po czym każdemu wskazał miejsce. Generałowi przypadł w udziale duży fotel, taki  w sam raz by pomieścić jego mechaniczne ciało. Darven dostał trochę mniejszy a catharowie dwa najbliższe miejscu Generała. Środek "Skoczka" był elegancki, utrzymany w biało-beżowej tonacji barw, jednak nie było w tym przesady i przepychu. Iluminatory po bokach dawały swobodny widok na to co się działo na zewnątrz. Wszystko nastawione na jak największą wygodę i przyjemność z lotu*

Darven - 2010-10-17 13:40:51

*Chociaż łatwo było go tak nazywać, bo było to najbliższe prawdy, to Darven de facto nie był cyborgiem. Widać było, że miał zdecydowanie więcej organicznych części niż Generał.
Człowiek podążył we wskazane przez oficera przymierza miejsce, a potem usiadł gdzie było trzeba. Prawa, mechaniczna do łokcia ręka spoczęła na jego oparciu. "Admirał Przymierza chce się ze mną pilnie widzieć" - powtórzył w myślach słowa Generała. W istocie, bardzo ciekawe. Czyżby coś się ruszyło?*

Gen. Qymaen - 2010-10-17 13:52:19

*Generał nie nazwał by tego słowami „cos się ruszyło”. Bardziej: coś nam zagraża. Skinął oficerowi głową, przywitał go nawet jakimiś grzecznymi słowami na wypadek takich spotkan, czyli nic za sobą nie niosących. Koty zamruczały. Tak – zamruczały, uśmiechając się. Podobał im się statek. Jeden nawet przyglądał się aplikacjom z wyraźną pogoda na kociej twarzy. General zaś, zająwszy miejsce wyjrzą przez iluminator, starając się dostrzec statek macierzysty. A konkretnie to jego zarys – plamę na tle kosmosu. I nadal przewalał w głowie ewentualności zdarzeń*

Moc - 2010-10-17 14:00:23

*Gdy wszyscy już usiedli to grodzie za nimi się zamknęły z sykiem, silniki zostały uruchomione i czekano tylko na pozwolenie na start., A gdy je otrzymano i hangar stanął otworem, to maszyna delikatnie się uniosła i opuściła Widmo... Pasażerowie mogli przez iluminator zobaczyć, ze niemal natychmiast po obu stronach promu pojawiły się czarne, smukłe myśliwce. Eskorta. Widma, najlepsi piloci i najlepsze maszyny Przymierza. Najwyraźniej dbali bardzo o bezpieczeństwo pasażerów. Mijały sekundy i minuty aż się rozległ głos jednego z pilotów*Dla wszystkich chętnych, zbliżamy się do "Wyzwoliciela", wiec kto chce go sobie zobaczyć to ma teraz okazję. Proszę spojrzeć na prawo... *A po spojrzeniu w tamtą stronę można było dostrzec ogromny krążownik kalamariański o organicznych kształtach, przypominający z wyglądu jakiegoś morskiego stwora. Przednia część kadłuba przypominała trójkątny klin, rozszerzający się tak do 1/3 długości całego okrętu, a potem nastało wcięcie prawie do połowy szerokości. Z tego wcięcia wystawały potężne silniki jonowe, napędzające cały okręt. Kolejne 2/3 kadłuba ciągnęły się dalej, zwężając się stopniowo by na końcu oba boki płynnie się połączyły w coś na kształt organicznego ogona. Sam kadłub też nie był idealnie gładki, tylko zgodnie z tradycją kalamariańską naznaczony był setkami bąbli i dziwnych kształtów. Całość konstrukcji przypominała o tym, że ten nadal piękny okręt pełnił niegdyś rolę liniowca pasażerskiego i to bardzo luksusowego, jednak w obecnych czasach został przekształcony w ruchomą bazę Przymierza.* Za pięć minut będziemy lądować w głównym hangarze *

Darven - 2010-10-17 14:10:15

*I Darven nie czuł potrzeby jakoś specjalnie zaznaczać swoją obecność. Siedział tylko sobie, opierając głowę o mechaniczną część prawej ręki. W zamyśleniu obserwował świat za iluminatorami. Gdy na horyzoncie pojawił się okręt przymierza - to on zajął jego uwagę. Monumentalny, imponujący. Może człowiek nie znał się jakoś specjalnie na statkach, ale takiego nigdy nie widział.*

Gen. Qymaen - 2010-10-17 17:22:57

*Generał zaś widział. Kalmarianie robią dobre statki. Kilka, ale tylko kilka, dosłownie cztery, służyły także w Cochrelu jako ekskluzywne okręty flakowe dowódców, wchodzących w skład tak zwanej Rady Cochrelu, której przewodniczył właśnie on, generał Qymaen ze statku typu carrack, mającego trochę ponad 300 metrów długości. Generał klasy nie pokazywał w tym zakresie, oj nie. Bębniąc sobie palcami  durastalowe przedramię, mrużył oczy by zwiększyć sobie ostrość widzenia na Wyzwoliciela. Nazwy republikańskie – pomyślał sobie. W tym samym stylu. Nazwy okrętów u Separatystów były przewaznie inwencją dowódców, dowódców nawet ich kaprysem. Przeszło to i na Cochrel. Generałowi kojarzyło się trochę właśnie z takim ekonomiczno – konfederacyjnym rozbiciem. Jestem  sojuszu bo mi się opłaca, ale na każdym kroku podkreślam, ze jestem inny. Szły wiec różne języki, różne znaczenia. Okręty generała: Niewidzianla Ręka, Bezduszny, Malevolence, i w oknu oba Widma miały w sobie odzwierciedlenie osobowości generała dokładnie w chwili, kiedy ich używał.
Jeśli Wyzwoliciel jest odbiciem osobowości admirała, to musi to być ciekawa istota*

Moc - 2010-10-19 13:07:20

*Owszem, nazwa nawiązywała do tradycji Republikańskiej, ale kapitanowie mieli dowolność pod tym względem. Mogli wybrać dowolną nazwę dla własnego okrętu... prom dyplomatyczny zbliżał się do okrętu macierzystego w całkiem dobrym tempie i w pewnej chwili delegacja mogła zobaczyć główny hangar, który mieścił się w górnej części tzw. Kotwicy, czyli strzelistej przedniej części kadłuba. A sam hangar był ogromny, zdolny pomieścić kilka większych jednostek jak również i sporo myśliwców, choć aktualnie został przebudowany tak, by pełnić funkcję reprezentatywna (rzadko ale jednak) oraz załadunkową (dosyć często wykorzystywana, z uwagi na sporą pojemność). W każdym razie prom przekroczył barierę energetyczna, oddzielającą wnętrze od próżni i mały stateczek znalazł się w białym wnętrzu kalamariańśkiego olbrzyma.*

Darven - 2010-10-19 16:17:43

*Wyzwoliciel. Emocjonalna, wypełniona patosem nazwa. Darven spojrzał na to od trochę innej strony - republika mu się mocno kojarzyła z tym, z monumentalnym dobrem pełnym takiej wzniosłości, z holokreskówkami o dobrych Jedi - ulubieńcach małych dzieci, bo prawie każdy chciał w przyszłości zostać wielkim rycerzem przedstawianym jako ktoś, kto mógł sobie poradzić z każdym wrogiem. Nie da się ukryć, że gniło to od środka, ale na zewnątrz obraz republiki był dość jasny. Przy tym wszystkim człowiek doszedł do wniosku, że Jedi nie mieli tyle szczęścia, kiedy mieli okazje spotykać się z "naszymi" droidekami. Zapachnęło nieco - nie da się ukryć - ksenofobią, ale co zrobić. Darven od początku był separatystą z krwi i kości, przy czym ten ruch niezależnych systemów odbierał jako niknący głos wołającego tłumu, to, co republika chciała zdusić, zakneblować, sprawić, by ten głos zniknął. "Niezależność". Świat bez układów z grubymi senatorami na czele, a przede wszystkim, brak tej niemożliwie mocnej nici łączącej jedi z systemem, dając im własną, jedyną i niepowtarzalną pozycje na szczeblach społecznej drabiny. Ba, trochę taka już inna drabina to była. Nawet władza jakiegokolwiek kanclerza niknęła w tych wpływach. Ale ostatecznie okazało się, że nawet ten Doooku, który swego czasu stał na czele konfederacji, został zdradzony przez tego samego człowieka, który usunął Jedi i uśmiercił republike. Darven wierzył, że Dooku nie robił tego tylko dla tych celów, które stawiał mu jego mistrz - wierzył, że on naprawdę wyznawał idee separatystów, że chciał coś zmienić, że nie mógł wiedzieć, co tak naprawdę planuje jego mistrz. Nie wiedział ile w tym racji było, ale wolał wierzyć, że będąc wtedy tak oddany sprawie, miał powody. Lepiej nie myśleć, że cała konfederacja była zdradzana przez zdradzonego człowieka. Nie wspominając o Generale, który zdradzony został ze wszystkich stron. I tak jakoś wielkie - dla Darvena - ideały się rozmywały. Konfederacja stawała się z czegoś wielkiego tylko narzędziem w rękach jednego człowieka chcącego zrealizować swoje cele, albo jeszcze czymś gorszym według innych wersji. To dopiero było przykre.* Ładny okręt. *Pozwolił sobie wyrazić opinie o statku przymierza, by tym samym przerwać nazbyt narastającą cisze. Przymierze odbierane jako prorepublikańska organizacja de facto w jego umyśle nie spotykało się za jakąś niechęcią - wbrew przeciwnie, uważał je za solidnych sprzymierzeńców. O wiele gorzej było z Jedi - tutaj były ogromne pokłady niechęci, ale ostatecznie udało się to poukładać. Poza tym wszystkim, Darven jest na tyle profesjonalny, by pilnować, by jego zdanie nie wpływało na rozmowy o tak wysokim szczeblu albo na relacje z jednym z sojuszników, którymi - bez wątpienia - stali się także Jedi.*

Gen. Qymaen - 2010-10-19 16:48:17

*Obserwując wszystko co się działo, generał doszedł do wniosków ze mogliby tu wlecieć Widmem. Bo mogliby, po usunięciu pasów, kolos był imponujący, no ale taki miał być: to duzy statek, wiec to, ze jest duży to żadna jego zasługa.*
Prawda? *podjął chrypliwie bez większego entuzjazmu. Za to twarze ich ochrony jaśniały. Nie przeszkoleni na bezwzględną dyscyplinę wojskową bracia pozwalali sobie na „nieprofesjonalny entuzjazm”, oglądając ów wejście, dokowanie w okręcie republikańskim. Bo dokowania w statkach separatystów jednak wyglądają inaczej: hangary są raczej surowe i nie ma na co patrzeć.
Tymczasem generał przyglądał się temu wszystkiemu z niezmąconym spokojem, i nie tylko dlatego, ze zaćma uniemożliwiała mu odbieranie tego w pełni. On już dokował wszędzie. Łacznie z krążownikiem Imperium. A gdyby słyszał myśli Darvena to by mu delikatnie przypomnial, ze to poniekąd dzieki jedi Hakonowi, udało się go uratować, bo cały geniusz cochrelu nie wiedział co ma robić z mięskiem którym był.
Poza tym: właściwie to generał był w tym temacie jeszcze gorszy niż Darven – podchodził pod samą brame hipokryzji i miał oczywiście najwięcej do powiedzenia, a  jak ktoś ośmielił mieć onne zdanie – to się wkurzał.
To jest po prostu bardzo trudna kwestia…
Miał nadzieje ze o tym z Admirałem nie będzie rozmawiał.*

Moc - 2010-10-19 17:01:27

*Po kilku chwilach maszyna swobodnie i miękko opadła na płytę hangarową. Silniki zostały wyłączone a w przedziale pasażerskim pojawił się ten sam oficer, który witał ich na pokładzie Widma.* Dotarliśmy na miejsce, proszę za mną *Powiedział uprzejmie i udał się na tył promu, otwierając grodzie oraz opuszczając rampę. Przez wejście widać było elegancki, biały wystrój hangaru, który był jednak trochę niepraktyczny, jednak kalamarianie sprzeciwiali się przemalowaniu go na mniej brudzący się kolor. I tak cholernie ciężko było ich przekonać, by swoje latające dzieła sztuki przerobić na okręty wojenne, które już wyglądają nieco gorzej niż pierwowzory... * Witamy na "Wyzwolicielu" Generale Qymaen *Powiedział oficer i wskazał na kalamariańskiego pierwszego oficera, który oczekiwał już na delegację wraz z małym komitetem powitawczym.*

Moc - 2010-11-08 21:15:56

*No i tak po kilku godzinach na pokładzie "Widma II" ponownie wylądował prom z delegacją Cochrelu. Podróż przebiegła wręcz wzorowo, bez zakłóceń i tym podobnych. Generał wraz ze świtą został odstawiony w jak najlepszym stanie, piloci się pożegnali i nie czekając zbyt długo odlecieli z powrotem na macierzysty okręt, który gdy tylko statek wrócił, natychmiast zniknał w nadprzestrzeni. I tak zakończyło się to doniosłe spotkanie, jeśli tak to można ująć.*

Gen. Qymaen - 2010-11-08 21:26:38

*O tak… otwierany „ręcznie” hangar, czterech łebków zawsze w tych samych kombinezonach, wszystkowiedzące, a teraz wręcz zatroskane spojrzenia tak dla odmiany… aż się cieplej na sercu w durastal zakutym robi.  Z całą pewnością. Bogatszy o dane w wewnętrznej kieszeni peleryny ukryte rozejrzał się po swoim hangarze i stwierdził ze chyba zabroni sprzątać przez jakiś czas żeby się traumy sterylności z  Wyzwoliciela przywiezionej pozbyć.*
No to czas wolny *mruknął do Darvena i sam ciezko człapiąc szybko się ulotnił*

Darven - 2010-11-10 19:43:42

Tak... *Odmruknął Darven. Rozejrzał się mimo tego, że ten hangar znał bardzo dobrze. Za nic w świecie nie oddał by go za tego lśniącego, walącego bielą kolosa. Ostatecznie i on się ulotnił, idąc w tylko sobie znanym kierunku.*

EFECTOR - 2010-12-01 17:16:07

czujniki statku Widma, jak zawsze ukrytego w polu maskującym, wychwyciły sygnał niezidentyfikowanej jednostki bez oznaczeń. Był to wiec najpewniej prywatny stateczek snujący po kosmosie chwiejnym kursem, i pewnie Korporacyjnych nic by to nie zabolało gdyby nie fakt, ze stateczek kierował się, nieświadomie całkowicie, prosto w lewa burę carracka, co wkrótce może okazać się dla niego zgubne a  Widmu zarysuje karoserię. Trzeba podjąć decyzję

*Niezależnie od tego, co działo się za bezpieczną ścianą statku. Dżony za ręke z Nashem wydreptał radośnie, jak to Dżony, w mdło oświetlony hangar, tam gdzie panowie łamali regulamin. Nie zainteresował się nikim konkretnie, wyglądało na to, ze jego aktywność odnosiła się jedynie zmiany miejsca na bardziej neutralne. Dżony stanął za bariera bezpieczeństwa, tak ze stali przodem do zamkniętych wrót starego, bardzo starego typu, jakie to były na Widmie, a na które Rudi i jego banda siarczyscie sadzili*
Dżony tam nie idzie sir *syntezator mowy sciszył siłę głosu o kilka poziomów, do szeptu*

Nash - 2010-12-01 17:20:23

Nash wszedł z Dżonym do hangaru i zatrzymał się wraz z droidem. To co powiedział bardzo go zaniepokoiło bo dlaczego miałby przyprowadzać tutaj Nasha? Cóż chłopak wolał nie czekać na to aż Dżony sam opowie.
-W takim razie dlaczego mnie tutaj przyprowadziłeś? -zapytał ze zdziwieniem. -Dlaczego nie chcesz tam wejść? -dodał. Ciekaw był co ten droid może kombinować i czy czasami czegoś się nie obawia. A jeśli tak to czego.

Gen. Qymaen - 2010-12-01 17:26:26

Tymczasem na mostku…
Generale… *W osobliwym, niewielkim pomieszczeniu  którym 3 z 4 ścian stanowiły iluminatory, odezwał się nieco irytujący glos Addika, odpowiedzialnego o to by statek nie zmieniał pozycji* …Jakiś myśliwiec zbliża się do naszej burty, za 10 minut rozbije się o Widmo.
*Istota, do której skierowane były te słowa, już teraz śledzona spojrzeniem nie tylko nemoidianina ale także dwóch geonosjan, okryta powłóczystą cieczką peleryną w kolorze zgniłej zieleni, niespiesznie, acz z energią odwróciła się w kierunku nigdy niezmiennego terminala Addika*
To się z nim połącz, idioto, a  nie się gapisz *warknął elektronicznie syntetyzowany głos, basowy i chrapliwy, a  wyłaniająca się, niemal trupia, durastalowa ręka zacisnęła szponiaste palce w pieść. Generał był trochę poirytowany. Zaraz po tym rozniosło się miarowe, naprzemienne stukanie durastalowych, przypominających szpony stóp o wypolerowaną na glans podłogę mostka.*

*PO chwili, jeśli aparatura nadawczo-odbiorcza na małym myśliwcu działa, z całą pewnością rozedrze się informacją o nadsyłanym połączeniu z bardzo bliskiej odległości*

A w hangarze:
Na skrzyni Rudi siedział i dwóch jego „robotników” ale w karty nie grali,. Siedzieli tylko, bo im jeszcze nikt rozkazu nie wydał. Zycie w Hangarze piękne jest. Za barierą ujrzeli Dżonego i Nasha. Palcem jeden pokazał, drugi powiedział cos, i cala trójka ryknęła śmiechem*

"Trzeci" - 2010-12-01 17:41:59

Miganie i pipczenie czegoś na pulpicie wyrwały Trzeciego z drzemki. Obruszony przebudzeniem przez irytujący pisk prędko zaczął badać co sie dzieje. Komunikat o nadchodzącej transmisji wyświetlił sie na holo-monitorze hełmu ... Tylko problem w tym ze Trzeci nie lubił gdy coś mu na głowie przeszkadzało i hełm znajdował sie na miejscu drugiego pilota razem z całym jego dobytkiem. Gdy jednak kątem oka spostrzegł to wykonał gwałtowny ruch na tylni siedzenie co spowodowało ze tracił wolant i jednostka wykonała zwrot przez prawe ramie. Spanikowany wrócił do pierwotnej pozycji na fotelu, zamyślił sie czy ten pojazd nie ma czegoś co sprawia ze może rozmawiać bez hełmu. Delikatnie jeżdżąc palcami po przyciskach na kokpicie szukał odpowiedniego klawisza. Wydawało mu sie ze znalazł odpowiedni przycisk nacisnął go dumnie, zdziwienie było wielkie gdy zamiast rozmowy usłyszał dźwięk odpalanych wabików. Nie zrażał sie i po kilku sekundach obserwacji oddalających sie obiektów wrócił do poszukiwań... Tym razem chyba mu sie udało bo czerwona lampka zgaszał a dokładnie zmieniła kolor na zielony... Nie wiedząc ze nadaje Trzeci drapał sie po głowie i spokojnym głosem rzekł - Chyba jednak to nie to . Po czym znów przyglądać sie zaczął kokpitowi...

EFECTOR - 2010-12-01 17:43:41

*Obserwował zza bariery roześmiane mordy tych trzech, pożal się Mocy fachowców. Jego barki ze stopu bronzium uniosły się, jakby miał albo strzelać, albo z impetem przejść w tryb kołowy. Zmiana natężenia światełek „oczek” świadczyła o tym, ze Dżony próbuję cos wypatrzyć. W chwili, kiedy stateczek przebił barierę Widma, włączył się alarm. Jednak Dżony jako maszyna mógł wyłapać magnetyczne zakłócenia wcześniej*
Bo będzie lądowanie, sir *oznajmił konkretnie, i w chwile później…*

W Hangarze rozległa się syrena, kiedy mały statek, nadal dryfując i męcząc się z przekazem, przekroczył odległość krytyczną. Dla Trzeciego jednak nie mialo to znaczenia, nie mógł przeciez tego słyszec. Całkowicie nieświadomie oddalił od siebie ryzyko zderzenia, i leciał teraz w kierunku rufy widma, bardzo blisko granicy przekroczenia pola maskującego

Nash - 2010-12-01 17:53:38

-Lądowanie? Jakie lądowanie? -zapytał i po chwili w hangarze rozległ się hałas syren alarmowych. Cóż tym razem Nash nie był wystarczająco skupiony by podobnie jak Dzony tle, że w Mocy wyczuć co się miało wydarzyć. Próbował się skupić, ale widać nagły alarm nieco chłopaka rozproszył, a Nash zawsze miał problemy z uspokojeniem się. W obawie przed najgorszym czyli niespodziewanym atakiem prawą dłonią krążył w okolicy pasa, tam gdzie zawieszony był miecz świetlny. Miał jednak nadzieję, że nie dojdzie do tego by musiał go używać.
-Co się dzieje Dżony? Czyżbyśmy mieli nieproszonego gościa? -zapytał cały czas rozglądając się po hangarze. Nash cały czas zastanawiał się jak w ogóle mogło dość do tego, że ktoś lub coś nie zostało wychwycone przez załogę Widma. Wszystko miało wyjaśnić się niedługo.

Gen. Qymaen - 2010-12-01 18:04:42

Na Mostku

*Całą załoga widziała stateczek przez iluminatory. Nawet generał, mimo zasłaniającej pionowe źrenice katarakty. Trupioblada maska stylizowana na czaszkę humanoida skierowana była ku tańczącemu myśliwcowi, który stał się całkiem intrygującą zagadką, a przy tym nie zagrażająca, wiec rzec można, ze było to zdarzenie iście serialowi. Za plecami generała jeden  geonosjanskich pilotów zaterkotał ze stawia 10 kredytów ze myśliwiec się rozbije.
Nie zwracając na to uwagi generał rzucił ostre spojrzenie na nawiązaną transmisje głosową. Kiedy neoidianin usłyszał „to jednak nie to”, zaśmial się głosno* O Senatora miałbyś` ambicje się rozbić? *mruknął do siebie, po czym otworzył przekaz i odezwał się tymi słowy do Trzeciego, który własnie coś odpalił. Może chciał ich zestrzelić*
Witaj Nieoznakowany Superpodniebny, radzę ci oddalić się stad, tutaj, za niewidzialną mgławicą czai się smok, lepiej stąd zmiataj! *Generał nie skarcił Addika za tą wymyślną wypowiedz. Ewidentnie ktoś na haju latał statkiem nad którym nie panował, co do kogoś takiego rzec?*

W Hangarze:

*Trójca bardzo rozluźnionych pracowników wystrzelila w góre niczym trzy wyjatkowo niezgrabne i brzydkie fajerwerki.*
Uzbroić stanowisko altyleryjne! *krzyknął ktoś. Tylko stary dobry wiecznie optymistycznie nastawiony di życia Rudi śmial się w głos, kiedy to dane mu było zobaczyc przekaz z kamer*
To tylko jeden, głupi statek! Mały myśliwiec, ktoś leci nawalony, zaraz się o ans rozsmaruje, wytrzymajcie… *I… podszedłszy do kontrolki  swojej pakamerze przyciszyl syrenę co by tak bardzo nie denerwowała jego jakże delikatnych pracowników*
A wy nie wchodzić, być może będę musiał to ściągnąć *głośniczek nad głowny Nasha i Dżonego rozbrzmiał głosem durosjanina. Raczej Rudiemu nie było w smak łapanie Dżonego i Nasha wessanych przez próżnię, bo o ile pierwszego można by byłoś ciągnąć w całości, to drugiego niekoniecznie*

"Trzeci" - 2010-12-01 18:15:01

Działa, jednak działa ! *Głos z głośnika ewidentnie był ucieszony* Witaj ... smok ? jaki smok ... ale ja cie nie widzę ... i nawet jeśli bym wiedział jak tym sterować to nie wiedział bym w którą stronę mam sie oddalić... *Ewidentnie coś nie tak było z tym "pilotem" podekscytowany znów tracił ster wprawiając maszynę w serie kołyszących ruchów. Choć zawsze to mogła być nieznana załodze widma taktyka obrona*

EFECTOR - 2010-12-01 18:16:39

*Trzy czerwone światełka oczek odbijały się w migotliwej przeźroczystej barierze osłony, a  kiedy rozległ się głos Rudiego, głowa Dżonego podniosła się o cały centymetr, jakby Dżony chciał popatrzeć na głośnik*
Dżony nie lubi jak Dżonemu ktoś mówi do głowy *Obruszył się na ów grzeczność niższego personelu technicznego. A właściwie ich z całym szacunkiem kierownika. Dżony, drepcząc bokiem na trzech śmiesznych nóżkach dotarł do terminala. Spod lewego działa wystrzeliła wtyczka, która zaraz wepchnięta została do gniazda i – obejmując teraz rolę standardową dla Astromecha – Dżony puścił ze swojego projektora zainstalowanego pod szyją obraz z kamer, a na nim, najkrócej mówiąc, wszystko to, co robi myśliwiec*
Dżony myśli że on sobie lata i lata, sir. Lata jak psychopata

lata i lata, z całą pewnością, ale Nash poczuł tez, ze kwintesencja tego latania to zniszczony, zagubiony człowiek, cierpiąca dusza, rozdarta i z jakimś dużym, poważnym ubytkiem…

Nash - 2010-12-01 18:28:18

-Spokojnie... -odpowiedział na słowa wypowiedziane przez jedną z osób personelu. Roześmiał się delikatnie znów za sprawą Dzonego i jego wypowiedzi. Ten droid naprawdę potrafił rozbawić. W końcu jednak zobaczył jak Dżony coś kombinuje i podłącza się do terminala wyświetlając jakąś projekcję. Prawdopodobnie był to statek, który przed chwilą tak namieszał. Jeden myśliwiec nie stanowił zagrożenia dla Widma więc pewnie alarm był spowodowany tym, że pojawił się w jego pobliżu nagle. Myśliwiec może nie był zagrożeniem ale zawsze w ślad za nim mogło udać się coś większego. Zwłaszcza, że Nash poczuł coś w Mocy. Poczuł jakby była to osoba po hmm... przejściach.
-Może i lata jak psychopata Dżony, ale nie znamy powodu dlaczego tak jest i skąd się tutaj wziął. -powiedział.

Gen. Qymaen - 2010-12-01 18:29:45

Na mostku

*Addik i generał spojrzeli po sobie, w zdumieniu, i była to jedna z nielicznych chwil kiedy nemoidianim mógł patrzeć prosto w oczy swojemu przełożonemu bez strachu. Zaległa aksamitna cisza w ciemnej salce mostka. Nic nie znaczący szczegół, mała żywa drobnostka latająca koło ich okrętu jak mucha, a  jakże ciężko wymyślić na poczekaniu cos, co można by zastosować. W końcu generał mruknął cos do Addika, a  ten na podstawie tego stworzył odpowiedź*
Smok to my. Statek jest ukryty, nie jesteś Imperialnym, wiec zjeżdżaj w pokoju *I po chwili dodał* Jak to nie panujesz nad statkiem? To co ty robisz w przestworzach, stary?! Skąd lecisz? I dokąd? Jesteś chyba porządnie napruty!

*A w hangarze nic się nie dzieje, czekają na rozkazy*

"Trzeci" - 2010-12-01 18:42:19

To miło poznać smoku ... ja jestem natomiast trzeci... Nie wiem czy jestem imperialny ... smoku ja nie wiem co to jest imperialny. *Statek cały czas sie "turlał" a jego akrobacje sprawiały ze nawet wprawiony obserwator walk myśliwców mógł poczuć sie niedobrze - po prostu pijany mistrz za sterami* Nie pruty ... jestem całkowicie zszyty... tylko kilka rys. *Chwilka ciszy słychać tylko alarmy systemów zbliżeniowych z kokpitu myśliwca* Co robię ? Latam jak widać i nie wiem skąd lecę ... nie wiem ogólnie zbyt wiele ... ale chyba polubiłem smoka. A macie może jakieś żarcie ? Kończą mi sie już wędzone chomiki, mam trochę sprzętu na wymianę jakby co... I weź sie pokaz smokuś bo tak głupio. *Głos trzeciego uspokoił sie zdawać by mogło ze dawno z nikim nie gadał ale coraz bardziej sie rozkręcał* Nie bądź taki pokaz sie ...

EFECTOR - 2010-12-01 18:44:17

*Dżony zrobił maksymalne powiększenie i wyostrzenie obrazu. Statek był nie oznakowany, prywatny, a otoczenie czyste. Nagle projektor zgasł, a droideka odwrócił się frontem do Nasha tak gwałtownie, ze mogły się wojny klonów przypomnieć. Plaski łepek, umiejętnie zadarty przez odchylenie całości maszyny, wpatrywał się w  twarz jedi*
Przylecieli… po rzeczy Dżonego, sir… *Trzask i charakterystyczny pisk rozgrzewanego generatora był akompaniamentem dla unoszenia w pozycji bojowej pneumatycznych ramion zakończonych działami* Dżony bez walki nie odda!

Nash - 2010-12-01 18:49:43

Nash odskoczył jakby chciał uniknąć ataku ze strony droida, po chwili jednak zbliżył się do niego.
-Spokojnie Dżony, spokojnie. W razie potrzeby obronimy Twój dobytek. -powiedział klepiąc droida po łebku. -Na razie musimy ustalić skąd ten ktoś przyleciał i czego tutaj chce. Choć wygląda na to, ze trafił tutaj przypadkiem. -powiedział. -Jednak musimy poczekać na przebieg wydarzeń i wtedy być może wszystko się okaże. Musimy cierpliwie poczekać, bo na razie nic nie możemy zrobić. -dodał. Zaczął spacerować w ta i z powrotem na krótkim odcinku.

Gen. Qymaen - 2010-12-01 18:53:34

Na mostku

*Gdyby generał widział teraz Dżonego, wiedziałby iż powinien żałować ze go teraz nie widzi, hipoteza bowiem była trafiona jak kulą w płot. Jasnym było ze srajtaśma zgromadzona przez Dżonego miała zbawienny wpływ na organizm, leczyła nowotwory wszystkich typów i sprawiała tez ze ludzie zyli po 200 lat. Nie dziwota ze ktoś wysłał po nią wariata w myśliwcu.
  Kaszel rozległ się za plecami Addika, i tak skołowanego dostatecznie.
Wyczyścili go – pomyślał. Tylko taka ewentualność przychodziła mu do głowy.
Ale z jakiegoś powodu, to go bawiło. Nie był do końca nieczuły, nie było to „cieszenie się z  cudzego nieszczescia”. Ta sytuacja zdawala mu się niemal skrajnie groteskowa. Jednak jak każdy pan w słusznym wieku był za szczęśliwymi zakończeniami. Durastalowe szpony poderwały przenosiny głośniczek z bazy tuz miedzy nemoidianskimi łapskami Addika. Głos, który teraz usłyszał Trzeci, brzmiał jakby… mniej organicznie, był mocny, trochę niewyraźny, zdecydowanie starszy, poważniejszy i jakby odkopujący coś z odmętów świadomości. Chyba każdy w czasie wojen klonów słyszał o Grievousie*
Jeśli zdołasz, wyłącz silniki, będziemy cię ściągać *Nic nie rzekl odnośnie pokazywania Widma. Zbyt duzo energii zżera rozruch generatora pola* rozpocznij procedurę *mruknął, odrzucając głośniczek nemoidianowi. Jego ruch, gwałtowny, wprawiający pelerynę w łopotanie za jego osobą, sugerował to, ze właśnie ma zamiar osobiście przyjrzeć się temu okazowi*

W hangarze

*Nagle rozpoczęła się krzątanina. Dostali polecenie na ściągnięcie statku*

"Trzeci" - 2010-12-01 19:05:50

Na pewno zdołam ... jeśli udało mi sie głośnik uruchomić. *Klikanie z kokpitu znów sie przedostało do przekazu* A jakie macie żarcie smoku ? I co z twoim głosem ? chyba głośnik nie działa poprawnie. Macie chleb ? *Statek wykonał manewr szybkiego przyspieszenia pokonując kilkadziesiąt metrów na dopalaczu* O rzesz wszyscy wielcy... *Kolejna dawka popisów jednak tym razem zakończonych jednostajnym kręceniem sie wooku  własnej osi i zgaszeniem silnika* Chyba coś sie popsuło smoku wiesz gdzie jest wyłącznik ? Albo jak wyglądać może ? *Klikanie z kokpitu dalej sie rozchodziło w głośnikach nawet nie miał pojęcia ze silniki nie działają. Lecz zabawa w "wciskanie" mu widać przypadła do gustu*

EFECTOR - 2010-12-01 19:08:25

*Naturalnie generał miał racje. Dziwi się jeszcze ktoś, ze Dżony strzeże swoich skarbów? Dżony zaraz ruszył w ślad za Nashem, i rozlegało się to trzytaktowe stukanie za Jedi, w te i nazad, bez żadnego celu poza samym łażeniem. Szybko się uspokoił, bo po chwili był już w swoim normalnym, codziennym, nieagresywnym trybie. Raz tylko zatrzymał się by przez barierę powyglądac na hangar. I dalej  -za Nashem, za Nashem, on na pewno ma jakiś cel w tym łażeniu* Dżony myślał, że to Secorsha, sir. Ale Dżony już nie będzie myślał, sir *obiecał lojalnie*

Nash - 2010-12-01 19:14:55

-Nie wydaję mi się by Secorsha chciał zabrać Twoje skarby. -powiedział. -Poczekajmy jeszcze chwilę, a na pewno dowiemy się kto to taki i czy będziemy musieli bronić Twoich skarbów. Całe to wyczekiwanie sprawiało, że Jedi czuł się troszkę poddenerwowany. Jak na razie nie wyczuwał by ze strony przybysza groziło im jakieś niebezpieczeństwo, ale wszystko jest możliwe. Musiał się jednak uspokoić by móc zapanować nad sobą i Mocą. Po kolejnej chwili marszu oparł się o ścianę i zamknął oczy, jakby próbował się skupić i dowiedzieć się przy użyciu Mocy co dokładnie dzieje się wokół statku i kim jest przybysz.

Gen. Qymaen - 2010-12-01 19:22:25

Na mostku

*Generał już poszedł, i biedny Addis został sam z  tym niewyobrażalnym manewrem za iluminatorem, jednak w skórek tego zapewne Trzeci w  swoim statku doświadczy czegoś, co można by nazwac chwilowym zakłóceniem wszystkiego i nagle zobaczy, ze w jego niebezpiecznie bliskim sąsiedztwie rozciąga się burta może nie olbrzymiej, ale dużej, bo trzystumetrowej jednostki bojowej, czyli statku oznakowanego jako Statek Widmo II. To własnie był Smok, ozdobiony w apokaliptyczne grafitti w surrealistycznym stylu.*
dzwignią do dołu, dzwignia do dołu *próbował wytłumaczyć Addis, równie zielony jak i trawa na wiosnę. On tu się zajmował przekazami wewnętrznymi i zewnętrznymi tez, jak widać.* Uspokój to, bo cie zestrzelą!

W hangarze

*Bariere za którą stali Nash i Dżony uszczelniono, pas przygotowano, oczyszczono, a  jeden  hangarowych zajął stanowisko artyleryjne. Za dużo dla postronnego obserwatora się nie działo. Wszystko szło po kablach. Rozkazy, błyskawiczne obliczenia. I w końcu seledynowa wiązka energii wystrzelona w manewrujący myśliwiec. Jeśli strzelec miał dobre oko, złapie nieszczęśnika, i skończy się jego rozpaczliwy taniec.*

"Trzeci" - 2010-12-01 19:31:58

*Posłusznie wykonywał polecenia niemal wolantu nie wyrwał. Zdziwienie wielkie wymalowało sie na twarzy trzeciego gdy "smok" ukazał swoja paszcze. Przetarł odruchowo i bezwiednie oczy, odchrząknął i spokojnym głosem rzekł gdy poczuł promień ściągający* No to smokuś chyba jesteśmy w domu. Tylko mnie nie połknij... będziesz mieć niestrawność. *Roześmiał sie nerwowo, wreszcie nie wiedział co sie dzieje i co go czeka*

EFECTOR - 2010-12-01 19:33:06

*A Dżony stanął przy Nashu, grzecznie, cierpliwie, swoją mechaniczna łapką chwycił go za przegub i tak stal przy nim, na swój sposób przeżywając, ale jak obiecał – już nie myśląc*

Nash - 2010-12-01 19:36:31

-No to się zaczęło... -powiedział Nash słysząc i widząc co dzieje się dookoła. -Zaraz się dowiemy Dżony cóż to za gość nas odwiedził tym razem. -powiedział spojrzawszy uśmiechając się do droida. Zapewne Dzony też był ciekawy, któż taki może być potencjalnym zagrożeniem dla jego łupu. Nasha ciekawiło zaś cóż to za osoba i w jakim mniejszym, lub większym celu tutaj przyleciała.

Gen. Qymaen - 2010-12-01 19:40:06

*Bez obaw – chciało by się rzec. Statkiem Trzeciego zarzuciło przykładnie, i wtem okazało się, ze smok otwiera paszczę. Paszcza jednak mieściła się z boku, a  od wewnątrz Nash i Dżony widzieli, jak w  opustoszałym hangarze otwierają się wrota. Będzie dokowanie, wymuszone, po prostu ściągniecie, bo mózg smoka tam postanowił. Niebawem Nash i Dżony usłyszą za sobą miarowy stukot durastalowych szponów o gładką płytę podłogi. Zgarbiona sylwetka w zgniłozielonej pelerynie na „kościstych” ramionach cyborga, oraz brudnobiały pancerz. Stanął za nimi, miedzy jednym i drugim i zmrużył przysłonięte bielmem oczy, by lepiej widzieć. Nic nie powiedział*

"Trzeci" - 2010-12-01 19:45:48

Oczekuje na lądowanie spokojnie niczym straceniec na egzekucje, niby luz, niby nieuniknione ale jednak... Co by rozładować sie podśpiewywał jakaś melodyczna wyliczankę w nieznanym mu całkowicie języku, ot tak sie mu zmaterializowała w głowie.

EFECTOR - 2010-12-01 19:51:26

*Dżony kiedy usłyszał, ze ktos idzie, odwrócił się, bo łebka odwrócić nie mógł. Nadal trzymając Nasha za ręke, oczywiście.  Rozpoznał generała, bo jego trudno nie rozpoznać. Gdyby Dżony nie był Dżonym, zapytałby, co to za statek, ale Dżony nie miał pojęcia, ze generał może to wiedziec. w  końcu Dzony nie wie*
Ląduje statek, sir. *poinformowal lojalnie o wydarzeniu które właśnie mialo się odbyc*

Nash - 2010-12-01 19:55:49

Nash odwrócił się zaraz po tym jak Dżony zwrócił się w stronę Generała. Trudno było wystać w miejscu kiedy taki droid trzyma Cię i się odwraca. Stanąwszy twarzą w twarz z Generałem Jedi odezwał się do niego.
-Witaj Generale. -powiedział przez chwile nie mówiąc nic więcej. -Czy już wiadomo któż to nas odwiedza? -zapytał z zaciekawienie słyszalnym w głosie. -To chyba nic poważnego? -dodał.

Gen. Qymaen - 2010-12-01 20:07:23

*Przez wielki kwadrat otwartych wrót do hangaru zaglądała pustka kosmosu. Nie było już tu żadnych ruchomych elementów, wszystko zabezpieczone, a wnętrze czekające na połkniecie kąska niewiadomo skąd.
I nagle – jest – przez ów mroczną dziurę wpada starek, upada na płytę nagle, gwałtownie, az idą iskry. Przejmują go promienie wewnętrzne, bo silnik nada pracuje, a później coś jakby strzale  małego dziala jonowego, uśmierca cała elektronikę maszyny, i silnik gaśnie.
Generał stojący za bariera przyglądał się temu z  niezmąconym spokojem, świadom, ze ów „Trzeci” musi się wewnątrz czuć niekomfortowo*
W rzeczy samej, Dżony
*Chociaż ja bym tego lądowaniem nie nazwał – pomyślał.*
To się wszystko okaże, Nasz *odparł cyborg, a ów odpowiedź była jednocześnie odpowiedzią, przywitaniem, jak iż wróceniem uwagi na to, ze wrota zamykają się. W końcu pojawiła się zielona lampka – wpuszczono atmosferę, wszystkie promienie zgasły. Statek, bezpieczny, i nieruchomy leżał na płycie. Był w dobrym stanie. Rudi rozszczelnił barierę, i wszyscy trzej mogli przejść. Pierwszy ruszył generał. Objęło go światło hangarowe. Jego zgarbiona sylwetka rzucała długi cien. Szedł jak zawsze, z  rękami założonymi za plecy, prosto do myśliwca*

"Trzeci" - 2010-12-01 20:11:20

*Komfort ładowania nie był najważniejszy, wreszcie czuł sie wmiare bezpieczny i mógł opuścić puszke...Mężczyzna mniej więcej po trzydziestce wyczłapał sie z kokpitu rozglądając sie po zgromadzonych. Jego widok natomiast był co by nie powiedzieć ze żałosny to bardzo ekscentryczny. Nieokiełznane, brudne, pozlepiane włosy, zarost dodając do tego ubranie ze skór gryzoni sprawiło ze odór okropny cały ten obraz jeszcze bardziej dopełniało... Obraz nędzy rozpaczy i zdziczenia, tak zdziczenia bo w ręce trzymał włócznie samoróbkę. Opierał sie na niej nie tylko fizycznie ale i psychicznie dawała mu pewna dozę poczucia samodzielności.* Witam smoka *Zwrócił sie ku generałowi gdyż ten oceniony został za jednostkę alfa*

EFECTOR - 2010-12-01 20:17:32

*Dżonego wmurowało*
…w rzeczy, sir…. Rzeczy! Rzeczy rzeczy rzeczy rzeczy! *I dawaj za generałem jak ogonem, jak posłuszny wierny piesek, prawa przednia, tylna, lewa przednia, tylna, szybko i energicznie. I tak do myśliwca za generałem zbliżał się trójnożny bojowy droid, o barwie rudobrązowej, przypominający nieco kobrę. Droideka, może nie typowy, bo ulepszony, działa iście przeciwczołgowe miał.
Skoro tylko dostrzegł rozbitka, przyspieszył, jeszcze szybciej i „rozkoszniej” przebierając nóżkami. Wygląd Trzeciego sprawił, ze Dżony nie zakwalifikował go jako jednostkę niebezpieczną*

Nash - 2010-12-01 20:30:17

Nash podążył za Generałem z z rękami zaplecionymi na klatce piersiowej. Kiedy ujrzał "rozbitka" był naprawdę zaskoczony. Wyglądał jak ktoś kto cywilizacji na oczy nie widział, a jednak przyleciał tutaj statkiem. Zastanawiał się jak ktoś odziany w śmierdzące skóry zwierząt i z włócznią u ręki mógł w ogóle wejść w posiadanie myśliwca i w dodatku nim latać i dostać się tutaj. Cóż tak wyglądało wszystko z wierzchu. W gruncie rzeczy okoliczności jakie go tutaj przyprowadziły mogły być zaskakujące. To jednak ocenią później. Odór człeka prawie zwalił Nasha z nóg co zaowocowało swoistym gestem przysłonienia twarzy w okolicy nosa. Nash tylko skinął głową i pozwolił by to Generał zaczął rozmowę z gościem.

Gen. Qymaen - 2010-12-01 20:38:34

*Od frontu na nietypowego gościa zbliżała się istota, tudzież forma egzystencji która na pierwszy rzut oka mogła wyglądać na maszynę, jednak na tle drepczącego za nim droida, rzucało się w oczy cos osobliwego, organicznego.
I nie były to tylko oczy, choć był to jedyny widoczny organiczny element jego postaci. Było to coś.
W oczodołach maski mieściły sie właśnie te oczy, złote, gadzie, z centrycznie zamglonymi źrenicami. Jednak mimo zaćmy zdawał się widzieć doskonale, a to co widział bynajmniej nie wprawiło go w ekstazę, a  sam dystans w jakim się zatrzymał świadczył jednoznacznie o woni Trzeciego*
Właściwie to generała Qymaena Shelaal’a *Odpowiedział tym głosem, który tylko raz zagościł w interkomie. Po tym co zobaczyl, już nie wątpil, ze Trzeciemu coś się stałow  głowę. Generał stal na lekko rozstawionych nogach z wydatnym stawem skokowym. Całe jego ciało było pancerzem. Na klatce piersiowej migały jakieś ustrojstwa*
Jesteś na Statku Widmo *Poinformował. Pamiętając wyznania rozbitka, nie pytał o nic. Przyjdzie czas. Cyborg przekrzywił głowę, niczym zaciekawiony ptak*

"Trzeci" - 2010-12-01 20:48:26

Nie smok ? Widmo ? Nieważne ... handlować mieliśmy. *Powoli zszedł na pokład widma, zdawało sie ze innych nie zauważa tylko jemu godny jest generał, który pomimo dziwacznego wyglądu nie odrzucał trzeciego. Trzeci chwytał wszystkie dostarczone informacje niczym gąbka* Generale ... *Zakotłował sie nie zapamiętawszy nazwiska niestety. Przecież były ważniejsze impulsy do zapamiętania dziwny dron, jakiś młodzieniec z problemami z nosem itp* Wielki ten was smok, znaczy sie widmo... *Podążał do generała z włócznia jednak nie trzymał jej w sposób bojowy, wręcz odwrotnie niczym ofiarę oburącz ja trzymał na wyprostowanych rekach jakby ja składał razem z swoja wolnością generałowi *

EFECTOR - 2010-12-01 20:50:21

*póki co generał zachował się ładnie. Nie skrzywił się (swoją droga – jak?), tylko trochę dalej się zatrzymał. Nash zakrył twarz, czyli troche gorzej. Ale i tak Dżony pobił ich obydwóch*
Sir! *zapiszczał takim „tonem”, ze należało się spodziewać, ze popuści olejem* [i]szczotka do kibla![/i[ *rzucił entuzjastycznie i dawaj do przodu, prosto na Trzeciego, by wylac na niego swoją serdeczną fascynacje, jako ze od chwili ekscia z tasmy produkcyjnej nie miał sensorów węchowych*

Nash - 2010-12-01 20:59:15

To co powiedział i robił Dżony bardzo Nasha rozbawiło. -No pięknie... Szczotka do kibla. No to go skwitował. -powiedział tak cicho by tylko Generał mógł to usłyszeć i nieco się roześmiał.
-Witaj na Widmie... -powiedział przyjaznym tonem Nash. Widać, że Trzeci musiał przejść niezła gehennę zanim tutaj dotarł. Wyglądał jak jakiś dzikus, jaskiniowiec. Co w tych czasach mogło spowodować taki stan? Nie wiedział. Miał jednak nadzieję, że szybko tą zagadkę rozwiąże czy to sam czy z Generałem.

Gen. Qymaen - 2010-12-01 21:08:47

*Nie można powiedzieć ze się tego nie spodziewał. Szybki ruch, zlewający się w brudnobiala smugę pancerza na przedramieniu, i juz durastalowe palce zacisnęły się na kablu ramiennym Dżonego, powstrzymując go przed być może brzemiennym w siniaki wyrazem sympatii* RAZ… *Warknął tylko sugestywnie, a powieki uniosły się tak wysoko ze nad złotym owalem tęczówek zajmujących cala szparę powiek błysnęła cienka przekrwiona linia białkówki. Chyba mu się zart nie spodobał.
Gdyby tak generał zechciał się wyprostować, miałby ponad dwa metry wzrostu, tudzież wysokości. Tymczasem głowę trzymał niżej od najwyższego punktu Dżonego, czyli około 180cm.*
Nie zwracaj na niego uwagę… Trzeci, jeśli dobrze pamiętam… wyglądasz, jakby cię troche życie poturbowało… *Mruknął bez ogródek. Kiedy przechodził Kolo nich technik, generał złapał go i mruknął coś do niego, dla odmiany tak ze nikt go nie słyszał*

"Trzeci" - 2010-12-01 21:18:11

Tak, Trzeci, chyba tak... generale *Przełamał sie z paraliżu jaki wywołała w nim szarża drona. Widać było ze ma charakter i ducha bo tylko zamknął oczy czekając na śmierć, nie uciekał... nawet nie drgnął* Poturbowało ? Nie raczej, nie ... tylko ja przeżyłem katastrofę. *Zbliżał sie do generała jednostajnym krokiem* Proszę przyjąć ten ... *Zawiesił na chwile głos, nie chciał obrazić nikogo* Ta włócznia przez 193 dni była mi bardzo bliska, to dobra włócznia panie generale bardzo dobra ... Proszę ja przyjąć jako gest dobrej woli...

EFECTOR - 2010-12-01 21:22:37

*No i co Dżony winny… Mimo całkiem dużej masy, został zatrzymany przesz generała, który jednak pociągniecie miał, a Dżony na tych swoich nóżętach… co on może. Zatrzymał się pokornie i wręcz skulił, kiedy padło to strasznie złe słowo. Niewinnie skarcony, bo przecież chciał dobrze. Dżony zawsze chce dobrze. Patrzył na obcego  takim… w sumie z niewiadomo czym, bo to przecież tylko trzy światełka. Dwa pomarańczowe i jedno, lewe – czerwone.*

Gen. Qymaen - 2010-12-01 21:28:45

Bez obaw, nie skrzywdzi *Uprzedził, widząc, ze powieka Trzeciemu drgnęła kiedy Dżony się zbliżał. Jakby nie było, te droidy nie wyglądały na przytulani, choć generał wątpił by Trzeci wiedział/pamiętał, jaka role w wojnie odegrały droideki. Ten był już okiełznany. Szponiasta dłon puściła Dżonego i chwyciła włócznie. Generał lekko podniósł grzbiet, uwalniając zza niego drugą ręke. Włócznie obejrzał, oczywiście z zainteresowaniem, ale raczej w innym kierunku niż podziwianie kunsztu broni. Własnoręczne wykonanie, ślady używania w konkretnym charakterze świadczyło o trybie życia niemal koczowniczych plemion* skąd pochodzi ta szlachetna broń? *zapytał, unosząc nieznacznie jedna powiekę. Skromna, ale jakże wyrazista mimika tego skrawka ocalałego ciala. Tymczasem do Trzeciego podszedł niebieskoskóry jegomość średniego wzrostu, ebz nosa, i z jednolicie czerwonymi oczami. To Rudi, który wcisnął gościowi w łapy torbę z kanapkami z jakimś mięchem, które to Rudi jadał*

"Trzeci" - 2010-12-01 21:37:43

*Ukłonił sie gdy generał odebrał broń, mimo zapewnień nie czuł sie zbyt pewnie w towarzystwie drona. Droidek przypominał mu robaka ... a ze jego dieta ostatnio na chomikach i robakach sie opierała bał sie iz roborobak będzie chciał zemsty* Nie potrafię dokładnie określić skąd ... wykonałem ja z dostępnych przedmiotów jakie po wraku zostały, oraz z tego co planeta mi udostępniła. *Na włóczni widoczne były oznaczenia, bezlik oznaczeń, najpewniej każdy przeżyty dzień oznaczał* Nie mam wiele a to najcenniejsza cześć mojego ekwipunku. *Gdy zobaczył, bo nie mógł poczuć zapachu kanapek, rzucił sie na kanapki. PRawie z folią zjadł jenda połykając i głośno przełykając zanim sie opanował.* Wybaczcie generale ... dziękuje

EFECTOR - 2010-12-01 21:40:47

*Dżonemu jak zawsze niewinnie się obrywało, ale cóż poradzić może taki Dzony, całkowicie od innych zależny. Cóz poradzi ,ze insektoidalni colcoldianie budowali droideki na własne podobieństwo, i Dżony właśnie robaka z leksza przypominał. Trzy ruchliwe palce uwydatniły się pod lewym działem i złapały skraj generalskiej peleryny, jakby tym gestem Dżony krzyczał: tylko mnie kochaj….*

Nash - 2010-12-01 21:56:44

Nash stanął obok Dżonego uwalniając jedną rekę i pogłaskał go po pancerzu. Chciał by Dżony się uspokoił i przestał myśleć o tym, że coś zrobił źle bo tak nie było. Generał po prostu nie chciał kłopotów dlatego zatrzymał Dżonego.
-Spokojnie, spokojnie jeszcze zdążysz się na jeść, a poza tym takie łapczywe jedzenie nie działa dobrze. -powiedział ciepłym tonem Nash by nieco uspokoić przybysza.

Gen. Qymaen - 2010-12-01 22:05:43

Ależ… *Podjął chrypliwie generał, przejeżdżając po wyżłobieniach na włóczni durastalowym palcem. Nagle dostrzegł kątem oka ze Dżony mietli jego pelerynę. Szponiasta pięść zacisnęła się na materiale i jednym zdecydowanym szarpnięciem wyrwała pelerynę biednemu droidowi, po czym generał dostojnie jak zawsze powrócił do wcześniejszej myśli* …nie ma za co dziękować. Jednak winieniem cie poinformować ze Moc się do ciebie usmeichneła – bo gdyby schwytało cię Imperium, to nawet tak szlachetny dar by ci dupy nie uratował *Końcem włóczni wskazał środek piersi człowieka, posilającego się łapczywie*
Uważam, ze powinieneś tu na trochę zostać *dodał po chwili. Jeśli dopisze szczęście, Solusówna będzie mogła zbadać głowę tego biedaka, i może cochrel dowie się czegoś ważnego…*

"Trzeci" - 2010-12-01 22:19:57

*Nie chciał nikogo urazić, jednak ekstaza jaka sie teraz rozlewała w jego umyśle i kubeczkach smakowych całkowicie odcięła go od otoczenia. Miał nadzieje ze tym razem nie będzie tak jak ostatnio ... najpierw kanapeczka później po łbie, choć ostatnio w takiej sytuacji "dostał" w spadku myśliwiec, a smok mu sie coraz bardziej podobał ... mieli lepsze kanapki oczywisice tego nie powiedział nashowi, tylko uśmiechnął sie z resztami kanapki i jednym lub dwoma kawałkami foli na zębach. Przełknął i zwrócił sie do generała mocno ściskając kanapka drugą tak by nikt mu nie zabrał a zwłaszcza robkorobt* Moc ? Imperium ? Mnie to nie dotyczy generale. Inaczej bym chyba wiedział co to jest *Nieśmiało wpatrywał sie w niby złowieszczego samca alfa, jednak miał jakieś niewytłumaczalne poczucie ze to godny "coś"* Dziękuje za propozycje zostania, jeśli mnie odstawicie gdzieś gdzie będę mógł pracować i spokojnie, godnie żyć, to latadło wasze zostanie. *Opuścił oczeta i oczekując na generała odpowiedz niczym wariat wpatrywał sie w kanapke od czasu doczasu jęzorem zęby przeczyszczając i rozkoszując sie smakiem*

EFECTOR - 2010-12-01 22:27:17

*Dżony jak zawsze po dupsku dostał, w przenośni tym razem, wiec dał za wygraną i cofnął się do Nasha, za Nasha, i za Nashem został, demonstracyjnie pokazując jak to go już nic nie obchodzi*

[ide spac. do juttra wam]

Nash - 2010-12-01 22:40:15

-Na pewno się tutaj zadomowisz... -powiedział Nash, który sam nie lubił większych statków i dłuższych podróży, a który w końcu Widmo i jego załogę polubił. Cóż teraz zapewne "Trzeci" odżyje. Dobre warunki, jedzenie, zakwaterowanie, higiena i zapewne możliwość pracy na pewno pozwolą mu w większej części wrócić do zdrowia.

Gen. Qymaen - 2010-12-02 16:08:34

*Zapewne Rudi byłby bardzo rad gdyby słyszał ów pochwały które w umyśle Trzeciego się klarowały. Na widmie raczej nikt nie głodował, choć generałowi Pr[zez myśl przeszło wspomnienie Hakona, którego to „odpaśli”.
Generał nic nie odpowiedział odnośnie ów „nie dotyczy”, i nadal trzymając włócznie jedna ręką, drugą badał wyżłobienia, wyglądając przy tym, jakby dzielił uwagę miedzy rozmowę, a  tą czynność. Tak jakby chciał przez to powiedzieć: jeszcze o tym porozmawiamy*
Nie przeczę, tu, Na Widmie, każdy ma swoją dole do odpracowania, i dlatego żyjemy jak niezależna, dobrze funkcjonującą społeczność. Jeśli chcesz się odświeżyć i odpocząć, to Nasz i Dżony służą pomocą *Teraz włócznią wskazał na Nasha, bo Dżony się schował*

"Trzeci" - 2010-12-02 16:39:18

Dziękuję Generale, mam nadzieje ze i ja jakoś sie przydam, nie chce za bardzo przeszkadzać. Choć nie wiem do czego mogę sie przydać. *Jego wyraz twarzy nie ukrywał rozbrajającej przed chwilą wypowiedzianej prawdy.* Smokiem sterować raczej nie bedę, choć kto wie *Uśmiechnął sie juz nie nerwowo a sympatycznie na ile to było możliwe patrząc na jego prezencje neandertala* Tak odpocząć trzeci pragnie, ale bardziej jeść. Człowiek ze szmatą na twarzo-szyji i robakorobot pomogą zabrać skarby trzeciego z latadła ? *wypowiedz oczywiście ku dzoneu i nashowi skierowana została*

EFECTOR - 2010-12-02 16:50:35

*Na ów wypowiedź do nich skierowaną, Dzony jeszcze bardziej za Nasha wlazł, i chwyciwszy go za ramiona swoimi długimi, durastalowymi palcami starał się najlepiej jak się da ukryć łepek i schować się. Widać pierwsze „odepchniecie” jego uczuć bardzo zraniło jego procesor. Z całą pewnością chciał oznajmić że „Dżony nie”, ale bał się generała*

Nash - 2010-12-02 16:57:43

Nash odwrócił się do Dżonego i pogłaskał go po głowie.
-Spokojnie mały, wydaje mi się, że jak będziemy razem pomagać Panu "Szczotce"... -przerwał na chwilę odwracając się do Trzeciego i uśmiechnął się. Chciał w ten sposób pokazać, że powiedział tak po to by uspokoić Dżonego. Nie miał zamiaru urazić gościa. -To nie będzie tak źle... -dokończył i tym razem zwrócił się do Trzeciego.
-Służymy pomocą "Trzeci"... Zanim jednak pójdziemy zjeść proponuję byś skorzystał z łaźni, potem dam Ci jakieś ubranie i wtedy udamy się do stołówki. Co Ty na to? -powiedział. -A tak w ogóle jestem Nash. -dodał i ukłonił się lekko jak to Jedi w zwyczaju mieli.

Gen. Qymaen - 2010-12-02 17:06:24

*Włócznia zawirowała w harmonijnym, szybkim młynku, zmieniając się na chwile w smugę, na końcu wyciągniętej ręki generała która wtem zgiąwszy się w  łokciu znalazła się za plecami, z grot włóczni górował teraz nad jego okrytym peleryną lewym barkiem.*
Obecnie Widmo stoi, jak zauważyłeś – jest zamaskowany. z  czasem na pewno dowiesz się więcej… *Z cichym szumem serwomotorów mechanicznego ciała, postać przygarbiła się, a złote oczy jakby cofnęły się w głąb maski kiedy głowa zmieniła położenie* …o smoku i o nas… *Ruszył powoli, z ów włócznią a plecami. Przechodząc koło Nasha lekko go w bok odsunął, a  Dżonego za Łeb chwycił i pociągnął, by obok jedi postawić*
Beż żadnych kibli, odrywania guzików i golej dupy Aru. Pilnuj go, Nasz *Mechaniczny palec przejechał po antenie droideki, przygiął ją i puścił, az wydala dźwięk. Raz jeszcze przez ramie spojrzawszy zmrużonymi oczami, skinął głową i poszedł*

"Trzeci" - 2010-12-02 17:15:22

Dobrze generale smokusiu... *Nie był sobie w stanie przypomnieć prawdziwego nazwiska metalowego wojownika* Postaram sie być przydatny ... i dziękuję. *Ukłonił sie uczynił to o dziwo z zachowaniem wszystkich norm panujących w międzygalaktycznej dyplomacji, ruch był odpowiednio dynamiczny, dystyngowany a zarazem nie prowokujący. Wyczyn ten był całkowicie groteskowy patrząc na całokształt trzeciego* Miło mi Nashu, idziemy ? *Obrócił sie bez czekania na odpowiedz* A co to właściwie jest łaźnia? *Znów było słychać mlaskanie i inne odgłosy istniejące przy pałaszowaniu kanapki* Pychotka! *Zawołał niespodziewanie* A zapolujemy dziś jeszcze na kanapki ? *Odwrócił sie ku jedajowi uśmiechając sie i rękawem wycierając usta*

EFECTOR - 2010-12-02 17:18:34

*Dżony z charakterystyczną sobie uległością mimo całkiem sporej siły ognia, poddał się temu ustawianiu jak i demonstracji generalskiej. To sprawilo, ze nie wyprodukował już ani słowa, choć trzeba przyznać, ze pokazanie dupy Aru było kuszące. Ale niestety generał wpadł na to pierwszy i Dżonemu zabronil. Zycie jest złe. Kiedy generał poszedł, to Dżony wdreptal z powrotem za Nasha*

Nash - 2010-12-02 17:26:08

-Łaznia? Takie miejsce, w którym możesz się umyć. -powiedział z pokorą tłumacząc znaczenie jakże przyziemnej lokacji. -Umyjesz się i będziemy mogli ruszyć do stołówki. -dodał.
-A Ty Dżonulku już się nie bój... -powiedział klepiąc droida po głownie.

"Trzeci" - 2010-12-02 17:39:39

Ale ... poco sie myć to na marne pójdzie nacieranie sie wnętrznościami chomikowców... całkowicie bezsensowne... drapieżniki mnie wyczują. *Jakaś prawda to i była dla trzeciego najważniejsze było przeszycie a największe zagrożenie jakie sobie wyobrazić mógł byl właśnie atak drapieżników* A Nash powie trzeciemu jak sie nazywa generał ? Trzeci nie zapamiętał... a pytać nie miał odwagi, generał groźnie wygląda i nie naszej rasy to przedstawiciel. Moze nie groźnie ale wiesz ...  tak jakoś drapieżnie... *Wczłapywać na myśliwiec sie zaczął* Długo masz roborobaka ? Nie podgryza ? Nie będzie chciał mi czegoś zabrać ? On szybki jest i wielki ...

EFECTOR - 2010-12-02 17:42:36

Dżonemu nie można do kibla *odparł. Głos miał płynący z typowego syntezatora, przypominał nieco głos lekkodusznego gangstera, co pasowało do droideki doskonale. I widać szybko skojarzył łaźnię z bliższym sobie terminem, w  końcu jak Aru go prysznicowa, to tez to miejsce nazwano „kiblem** Generał powiedział: żadnych kibli *poinformował, niewiadomo po co, po czym wprawiwszy nóżki w  ruch oddalił całą swoją wpisana w okrąg pancerną osobę. O trzy metry od Nasha stał. Nachylony do przodu, w maksymalnym wyważeniu przypominał bardziej typowego droidekę niż „oswojonego” Dżonego. Foch.
A jedyny drapieżnik na statku to właśnie generał był, i chyba nawet on czuł woń Trzeciego. Tylko Dżony nie, bo to droid.*

Nash - 2010-12-02 17:48:21

-Tutaj nic Ci nie grozi. No chyba, że się nie umyjesz to obsługa sama Cię siłą pod prysznic wrzuci. -powiedział uśmiechając się. -Uwierz, nikt nie będzie tutaj na Ciebie polował, zwłaszcza Dżony. -dodał i uśmiechnął się do Droida. Nash podszedł do myśliwca i znów zwrócił się do Trzeciego.
-I co tam masz do targania? -zapytał.

"Trzeci" - 2010-12-02 17:57:14

Trochę jedzonka i wszystko co udało sie mi załadować. *Odwrócił sie konsumując chomiczą tuszkę, wymachując dwoma innymi* Chcesz ? A dzony chce ? *Rupiecia zaczęły wylatywać z myśliwca, czego tam nie było ... kilkanaście czaszek jakiegoś gryzonia, kusza samoróbka, coś na styl śpiwora z nie do końca fachowo wyprawionej skóry, zawiniątka strasznie śmierdzące odchodami, garnek zrobiony z osłony wentylatora, wbijaka do gwoździ itp oraz dwa worki tego czego nawet dzony nie spodziewał sie*

EFECTOR - 2010-12-02 18:01:59

*Dżony się w ogóle nie spodziewał, i o ile na początku trzymał się te 3 metry za nimi, tak teraz było to już co najmniej 10 metrów. A gdzieś jeszcze dalej słychać było wyraźne chichotów panów z hangaru wraz z Rudim, który podśmiewał się nieco szelmowsko, ale raczej nie zwracał na nich szczególnej uwagi*

Nash - 2010-12-02 18:12:57

-Wiesz, radził bym Ci to gdzieś tutaj zostawić. Wątpię by ktokolwiek pozwolił Ci wnieść tutaj te rzeczy, boję się, że w nich może czaić się jakiś bakcyl, a Generał nie chciałby by jego załoga się pochorowała. Zostaw to tutaj i szoruj się umyć, potem coś zjesz i powinieneś spotkać się z Reginą i Nordomem Solusami. -dodał. Martwił się o stan Trzeciego.

"Trzeci" - 2010-12-02 18:19:26

Nie lubi skarbów trzeciego ? *Oburzył sie lecz kilkusekundowa agresja znikła z jego twarzy gdy sie dowiedział ze bezie jeść* To zakapować trzeba je do latadła bym wiedział gdzie są bo to są dobre skarby ... Przydatne. *I rozpoczęło sie wrzucanie śmietniska powrotem do kokpitu, oczywiście przerywane przegryzaniem chomikowca. Ino wielgachny nóż za pas wsadził i "śpiwora" na ramie zarzucił* Gotowy polować na kanapkowca ... idziemy ...  czekaj ! *Wrócił sie po kusze samoróbkę*  Tak będzie łatwiej dopaść bestia

EFECTOR - 2010-12-02 18:20:48

[puszczam kolejke]

Nash - 2010-12-02 18:25:51

-Cóż jeżeli tak bardzo chcesz weź ze sobą tą kuszę, ale ja nie odpowiadam za ochronę i personel Widma. Jeżeli będą chcieli skonfiskować sprzęt to radziłbym oddać go dobrowolnie. -poinstruował nowoprzybyłego. -Ale nie martw się, w takim przypadku nic się z Twoim sprzętem nie stanie, tylko go przechowają. -dodał. -A teraz ruszajmy do sekcji kwater, tam udasz się do łaźni i się ogarniesz. Uwierz będzie o wiele lepiej. -dodał. -No, ruszajmy. -powiedział u machnął ręką wskazując drogę po czym wolnym krokiem skierował się ku wyjściu.

"Trzeci" - 2010-12-02 18:33:21

Dobrze ... *Zamyślił sie i nastało pół minuty ciszy* Ale jak upoluje wtedy kanapkowca ? *Zaczął podbiegać za jedajem* A ty kim jesteś ? Treserem dzonego ?

EFECTOR - 2010-12-02 18:35:54

*Wiec i Dżony, widząc, ze ci ruszają, ruszył za nimi w odpowiedniej odległości, drepcząc na trzech nóżkach*

Nash - 2010-12-02 18:55:56

-Na kanapkowca nie będziesz musiał polować. -powiedział. -Poczekaj tylko jak zobaczysz schaboszczaka. -dodał u roześmiał się delikatnie. -Tutaj na jedzenie nie trzeba polować, tutaj inni przyrządzają je dla Ciebie. -dodał. szli dalej korytarzami i gawędzili.
-Kim jestem? Jestem Nash, a Dżony to mój przyjaciel. Jak wielu z resztą. Poza tym Dżonego nie trzeba tresować, jest bardzo inteligentny i sam się uczy. -dodał odwracając się do Droida i uśmiechnął się do niego.

"Trzeci" - 2010-12-02 19:05:04

Nie trzeba polować ? Padlinę jadacie ? Po niej boli i trzeba sporo lisciaków mieć w zapasie. *Zaczerwienił sie nieznacznie* A i tak no wiesz swędzi ...
*Zmienił temat jak to juz nie raz czynił* Czyli poza jedzeniem padliny nie zajmujesz sie niczym ? A co dzony robi normalnie ? *Zmierzał za jedajem i robotem nie sprzeciwiał sie ... rozglądał sie po hangarze, był niczym dziecko wpuszczone do fabryki słodyczy wszystko sie mu podobało i ciekawiło*

EFECTOR - 2010-12-02 19:08:51

Dżony nie lubi padliny *mruknął sobie sprawca dreptania, który mimo to ze majaczył coraz dalej, to jednak jakoś ciągnął, chyba tylko przez ciekawość, bo Dżony źle znosi nie zwracanie na niego uwagi, albo zwracanie niedostateczne. Póki co jeszcze się ciągnął, ale niechybnie zwieje jak tylko jakaś odnoga korytarza się pojawi*

Nash - 2010-12-02 19:14:54

-Padlinę? Skądże... -powiedział stanowczo i z odrazą Nash. Zapomniał, że Trzeci nie obcował z takimi "luksusami" jak normalne, zdrowe jedzenie, a raczej zapomniał że to robił. Cóż, pewnie będzie trzeba Trzeciego uczyć wszystkiego od nowa. Ale miał nadzieję, że szybko będzie się uczył dopóki nie odzyska pamięci. -Nie jadamy padliny, a zdrowe, dobrze przygotowane jedzenie, które raczej Ci nie zaszkodzi. -powiedział. -I nie, nie jadam tylko i wyłącznie. Jak by Ci to najprościej wytłumaczyć. Jestem Jedi, to jest moja funkcja. -dodał. -A Dżony co robi? Chyba najlepiej będzie jak sam o sobie opowie... Prawda Dżony? -powiedział zwracając się do droida.

"Trzeci" - 2010-12-02 19:21:37

To jesteś nash czy jedi ? Co to jest jedi ? *Tak nash miał rajcie teraz zamiast rycerza będzie musiał sie zamienić w niańkę, chyba ze odpuści ale czy to godne było by jedaja ?* Dzony ... *Niepewnie sie odezwał* Co dzony robi ? Tez jedi jest ? I dobry dzony jak trzeci nie lubi padliny ... chce dzony chomikowca ?

EFECTOR - 2010-12-02 19:26:12

*Na słowa Nasha Dżony momentalnie zatrzymał się, i ostentacyjnie odwrócił tak może nie zupełnie tyłem, ale bokiem nieco*
Dżony nie powie! *odparł z naciskiem, i zastygł w bezruchu, jakby tym samym demonstrował swoje niezadowolenie z czego. Być może wyczul coś, albo wykrył, a  może to jego najzwyklejszy shiz* Dżony nie chce chomikowa, Dżony ma swój papier do kibla!

Nash - 2010-12-02 19:35:02

Nash uśmiechnął się lekko. Myślał, że Trzeci zrozumiał, że imię to Nash, a Jedi to funkcja co z resztą już powiedział. No ale jednak trzeba będzie Trzeciemu nieco prościej wytłumaczyć.
-Mam na imię Nash, Ty jesteś Trzeci a ja Nash, tak na mnie mówią. -powiedział. -Jedi to funkcja, w pewnym sensie zawód jaki pełnię. -dodał. -A Dżony nie jest Jedi, jest droidem i to naprawdę bardzo wyjątkowym. -powiedział szczerze i miał nadzieję, że te słowa podbudują Dżonego.

Po chwili wkroczyli już na teren mieszkalny, a dokładniej do sekcji łazienek.

Przenosimy się tutaj: http://www.swewok2.pun.pl/viewtopic.php … 037#p21037

Secorsha - 2011-01-01 11:29:44

*By zbędnie nie przedłuzac – w hangarze Widma zadokował statek – prywatny mały frachtowiec pomalowany w stylu pijanych piratów, zamalowane i zaspawane numery miał, znaczy to ze pochodzenie jego było nielegalne. Z Nar Shaddaa, wiozący cenny towar. Szybko okazało się czym ów towar był. Z ładowni na powierzchnię hangarową wyprowadzono załadowanego pod korek Saxxeta Karetę 3.3. o maską areowozu opierał się ktoś, kogo w cochrelu uznano by za ostatniego chama z zadatkami na mendla – rozpięta koszula nie do końca w spodnie wsadzona, spodnie na kolanach wytarte, nogawki do polowy łydek, skarpetki podciągnięte na kostki i buty „couruscantki”. Jegomość był przedstawicielem rasy kaleeshianskiej, jednak nie miał w  sobie niczego  majestatu generała choć może jego pociągła, gadzia twarz przypominała kształtem maskę Wielkiego Bohaterskiego Wodza.
Seco na ów twarzy wymalowany miał nieco ironiczny uśmiech kretyna. Przyglądał się krzątaninie w hangarze, i raz po raz mówił cos, lecz z daleka nie szło zrozumieć. Zaciągał się tez jakimś wyjątkowo śmierdzącym tanim papierochem*

Darven - 2011-01-01 11:44:25

*Szybko się okazało, że oprócz Seco i roboli w hangarze znajduje się ktoś jeszcze. Jego nadejście zwiastowały ciężko stawiane, "metalowe" kroki. Trochę podobne do tych generalskich, w końcu obaj - w mniejszym lub większym stopniu - byli cyborgami. Darven pokonywał odległość dzielącą go od kaleesha raczej niespiesznie, pod metalową od łokcia w dół ręką niósł stos jakiś papierów tudzież teczek.* O, Seco. *Mało w tym było zdziwienia, wszakże wiedział wcześniej, kto przyleci. Jak można było się spodziewać - szczególnego komitetu powitalnego nie było. Cóż.* Witamy na Widmie II, okręcie flagowym korporacji Cochrel dowodzonym przez Generała Qyamena. *Wyrecytował formułkę wypranym z emocji głosem, zatrzymując się przed kaleeshem.* No Seco, dawno się chyba nie widzieliśmy. Co cie tu sprowadza? Do Fler przyjechałeś? *Sięgnął do któreś z kartek spoczywającej pod ręką i paroma szybkimi ruchami nagryzdolił jakieś formalne szczegóły.* Tu nie wolno palić. *Stwierdził wskazując ten tani, śmierdzący papieros. Palcem celował na oślep, w stronę, z której wyczuwał ów smród, nadal bazgrząc coś na kartce.* Zaraz ktoś przyjdzie i się tym twoim statkiem zajmie. Jest coś do wyładowania jeszcze? *Spytał, odrywając wzrok od papierków i tym razem uważnie spoglądając na Seco. Przyloty nigdy nie były czymś emocjonującym.*

Secorsha - 2011-01-01 11:57:42

*Seco długo nie widział Darvena. Zapewne przyjął ze jego kroki to kroki jakiegoś droida, których tu było pełno (aż dziw, ze nie było tu jeszcze Dżonego). Jednak Darven był coraz bliżej i w  końcu łeb Seco, zapewne w innym celu odwrócił się, ale ujrzawszy nietypową postać, zareagował typowym dla niższej klasy społecznej zdziwieniem, wytrzeszczeniem oczu i lekkim rozchyleniem warg: o cholera, czegoś takiego jeszcze nie widziałem, zdawał się mówić. Bo i nie ma co w bawełnę owijać – Darven wzrok przyciągał, a  przy tym „lepiej” odziany był, co sprawiło, ze Seco, nawet nie używając wyższych funkcji intelektualnych wiedział, ze to oficer. Odwrócił się wiec przodem, i nadal utrzymując na twarzy ten „wiejski przestrach” patrzył zdumiony na Darvena, stojąc niemal na baczność, a  papieros wypalał mu się w mechanicznej dłoni bardzo starego typu.
Darven mówił do niego jakby go znał, ale kaleesh wyraźnie go nie poznawał. Jednak nie zamierzał dać po sobie poznać*
No… *odparł, nie chcąc robić pauzy, co dało efekt dość… Secorshowaty. Pazurami organicznej ręki podrapał się po kędzierzawym czarnym jerzu porastającym łeb* Bo mnie z intehrresu wyjebali psze pana *pożalił się z charakterystyczną dla niego szczerością* pedały jebane pod zlewem przez nieboszczyka zmahrrleho trzy lata temu na tyfusa odpytu, z głębi rhubierzy *zaciągnął się tanim papierosem w pośpiechu, po czym zgasil go na przedramieniu mechanicznej ręki i…. wsadził do kieszeni. Tam już chyba sporo różności było*
Przephrraszam. Ja nie pale, wie pan, to jest kuhrrwa niezdhrrowe i tylko cwele palą, ale dziś zapaliłem, bo mam, wie pan, wewnętrzne rhozdahrrcie kuhrrwa *pochyliwszy łeb nieznacznie spojrzał z  prawdziwym bólem w organiczne oko Darvena*Przyjechałem do żony. Przywitam się, a potem ona mnie zabije *widać problemy Secorshy nie kończą się na „wyjebaniu z interesu”*
Do wyładowania… *spojrzał w kierunku statku, z którego wyleciał jego areowóz* cały mój dobytek to ja wpiehrrdolilem do samochodu, a  w statku to są jeszcze…dwa… trzy… cztehrry kutasy w mandalohrriańskich zbhorrojach i dziecko

Darven - 2011-01-01 12:34:50

*W istocie, wyglądał całkiem niezwyczajnie. Nogi miał w większości metalowe, zakończone ostrymi szponami zwiększającymi przyczepność. Tam, gdzie powinna być klatka piersiowa, znajdował się tradycyjny pancerz, a wewnątrz "serce" tego dziwnego "organizmu" i wszelka aparatura. Prawa dłoń była metalowa od łokcia w dół, lewa miała wszczepione stalowe płytki zaopatrzone w jakieś przewody i rurki między innymi od wewnętrznej strony dłoni. Na twarzy było widać coś na wzór fragmentu maski obejmującej przestrzeń między oczami a ustami. Tam były filtry i usprawnienia układu oddechowego. Z dwojga oczu, żywe pozostało tylko jedno, to, w które teraz wpatrywał się Secorsha. W miejscach, gdzie nie było widać części mechanicznych, tam znajdowały się elementy egzotycznie zdobionej szaty utrzymanej w ciemnych barwach. Zdecydowanie nietypowo.* Rozumiem, tak już bywa. W tych czasach żaden interes nie jest spokojny. *Mruknął, kończąc tworzenie zapisków na jakimś świstku.* Ano tak, palenie jest dla frajerów. Taki jeden bardzo lubił palić, a potem się okazało, że na statku bez niczyjej wiedzy schował dziecko, wkurwił pewnego kapitana z innego okrętu i pozwolił, by polował na niego HK. Zabawne, ale on już tu nie pracuje. *Wyprostował się nabierając powietrza.* Nie ma co się martwić, pani Fler zawsze wydawała się być miłą i spokojną osobą, dużo radości wlała na ten statek, raczej nie wyrzuci cie za burtę, Seco. Może trochę potorturuje w swojej kwaterze, ale na pewno nie zabije... *Powiedziawszy te wyjątkowo uspokajające słowa, klepnął kaleesha w ramię. Ta, potorturuje, nie ma co.* Mandalorianie? A, to nawet dobrze, będę miał się na kim wyżyć w nerwowych sytuacjach. Generał uprzedzał, że przylecisz z dzieckiem, więc dałem rade jakoś się przygotować. Nie spodziewaj się jednak niczego wyjątkowego, wiesz... To statek wojenny, nie wiem, czy dzieciak się zaaklimatyzuje. *Wzruszył ramionami. Z ostatnim dzieckiem, jakie tutaj się znalazło, było niemało historii godnych filmu sensacyjnego. Darven spojrzał uważnie na kaleesha, dumając przez chwile. Dopiero teraz doszedł do wniosku, że on go przecież jeszcze nie widział w tej postaci.* Seco, ale ty na pewno wiesz kim ja jestem? Pamiętasz Darvena, tego z Mandalore?

Secorsha - 2011-01-01 12:49:32

To nie byłem ja! *rzucił głośno i bardzo asekuracyjnie, siadając niemal na masce swojego Saxxeta i zapierając sie dłońmi o niewidzialną barierę, jakby Darven zaraz miał go zaatakować. Uśmiechał się przy tym szeroko i bardzo pojednawczo i nagle z kretyna stał się wcale nie głupim gościem któremu nie obce jest „miejsce w szeregu”, nie chce go zmieniać, ale wyraźnie chce z Darvenem dobrze i bezkonfliktowo żyć.
Kiedy Darven zmienił temat, Seco zmienił nieco uśmiech – teraz było to serdeczne zainteresowanie. Klepniecie w ramie przyjął jak „młodszy kolega”, rozluźnił żylaste ramiona i przez to dał się Darvenowi wprawić w nieznaczny ruch*
Tiiaaa, ale ona jak się wkurhhwi to tak mocno w glace jebnie, o tu *obrysował pazurem miejsce za uchem łeb jednocześnie odchylając by Darven dobrze wiedział gdzie Fler atakuje jak się „wkuhrrwi”.
Potem nastała chwila milczenia. Seco słuchał patrząc w oczy (oko?) i dumał wyraźnie strapiony, a  kiedy Darven zamilkł, ten westchnął głęboko i bardzo boleściwie*
No właśnie… Ja piehrrdole, thrrafił Pan w samo sehrrce kuhrrwa boleści mojej sthrraszliwej, bo ja, wie pan wyjątkowo jestem whrrażliwą kuhrrwa pehrrsoną i przeżywam wszystko, nie? *asekuracyjne spojrzenie w kierunku statku, czy niby nuikt n nie idzie, nie podsłuchuje, i powrót do Darvena*
Żona… to znaczy Flehrr… bo ona przeciwna jest, i w sumie nie dziwota, nie? Własne dziecko tehrras mamy, ale ja… ja mam ja piehrrdole miętnie jajca takie, bo mnie się zal zhrrobiło, a z hujami to się źle chowała, wiec Tang piehrrdoli do mnie żebym ja wziął ją bo ja kuhrrwa wahrrunki mam, ja piehrrdole na cudzym statku… przephrraszam, to miało być powiedziane z całym szacunkiem *to rzekłszy dupe od karoserii odkleiwszy stanął przed Darvenem na baczność. Aż kipiał emocją*
Ale ja się państwu zhrrewanżuje, ja… ja taki piękny zyhrrandol mam… przephrraszam *sprytnie się w bok usunął by łezkę wytrzec bo rozdzierała go perspektywa pożegnania się z żyrandolem. Jednak kiedy już powrócił, nie widac było po nim chwilowej słabości*
no… dam wam, albo panu, powiesicie se i będzie zwisał jak fujahrra senatohrra.. Dahrrvena z Mandalohrre? *przerwał nagle mrużąc oczy* No, pamiętam. To syn pana? *dopiero teraz jakby jakby doszukał się w tym oku podobieństwa*

Darven - 2011-01-01 13:07:40

Wiem, wiem. Tak tylko mi się skojarzyło frajerstwo palenia z tamtym gościem. Dużo nam krwi napsuł, ale sobie z nim poradziłem. Teraz zapierdala gdzieś na plantacji buraków u dżedajów. *Zaśmiał się cicho. Dość obrazowo to przedstawił. Nie obawiał się, że Seco się zaraz obrazi na niego za używanie niestosownego języka, a że nie prowadził żadnych oficjalnych negocjacji, to sobie pozwolił na przystanie chociaż częściowo do stylu wypowiedzi kaleesha. Oczywiście ilością przekleństw na zdanie go nie dogoni, to już był chyba znak rozpoznawczy Seco.* Nic się nie martw, na statku zawsze jest co robić. Może Rudi cie przyjmie do swoich chłopaków, to zarobisz na utrzymanie. Jak zostaniesz zatrudniony, to pewne rzeczy dostaniesz za darmo, na przykład opiekę zdrowotną, ale to trzeba już pracować, wiesz, być w Cochrelu. Trzeba być zdecydowanym. Fler ma dobre kontakty z Generałem, więc jestem pewien, że nie będziecie tu mieli źle. No ale mimo wszystko, to nadal okręt wojenny. Póki dzieciak nie będzie robił problemów, może być, ale nie wiem czy to jemu dobrze będzie. Będziesz musiał coś z tym począć Seco, życie na takim statku to nie jest coś zdrowego dla delikatnego szkraba. Co innego Malkit - jemu to nie będzie przeszkadzać, jest energiczny i sobie poradzi. Ale z tego co wiem, to ty przywozisz ludzkie dziecko. *Westchnął cicho. W niemałe rozdarcie popadł Seco, w istocie. Co by nie zrobił, to źle i ktoś się gniewać będzie. Teraz na przykład gniewa się Fler z tego co Darven zdążył usłyszeć.* Z tym żyrandolem to spokojnie... *Mimowolnie zaśmiał się słysząc kaleesha. Dobry chłop - pomyślał. Stara się.* Właśnie nie. Ja jestem Darven. *Uśmiechnął się lekko.*

Secorsha - 2011-01-01 13:20:30

*Seco był ostatnią osobą w galaktyce której przeszkadzałyby wulgaryzmy. Zapewne wkrótce do Darvena zaoczna napływać oficjalne skargi na „niecywilizowane słownictwo” jednego gościa. Ale Seco… mógł się starać, ale to była jego cech osobnicza. On tak mówił. Nawet jak rugał kogoś to nie był do końca świadom ze może kogoś urazić. Bo co w tym obraźliwego jak nazwie się kogoś chujem?
Ale Darven widać rozumiał „delikatną naturę” Secorshy.*
Ja piehrrdole, dla istot z moim wykształceniem to tu rhoboty pewnie kuhrrwa nie ma, no ale pójdę skrzynie tahrrgać jak trza będzie, toż nie będę siedział i piehrrdział w stołek jak delegaci rhepubolikańscy. z  reszta ja to z ciezko phrracujacej rodziny pochodzę *to mówiąc pieśc na sercu nacisnął, na amen zapominając, ze Darven może to w prosty sposób zweryfikowac – zapytać generała – i okaże się jaki to ród Gawila pracowity. Ale dobre chęci Seco miał.*
A ja to nie pale, nie, wiem, ze nie wolno i nie pi… *urwał, i zerknął mimochodem na statek mandalorian* …phrrawie nie pije…
*chrząknięcie, chwila refleksji i podjecie tematu*
Tak wyszło… ja nie chciałem, ale jak bym zostawił to już by ją jastrzębionietoperze rozdziobały… Malkita nie ma z nami, ale w sumie to on by tu większego galimatiasu nahrrobił, bo on już ma 80 kilo i kuhrrwa zajebiscie rhadosny jest a nie każdy zdhrrowe kości ma… coś się wymyśli… ja piehrrdole, Flehrr coś wymyśli bo ona lepiej myśli niż ja… Może nahrrazie wojny nie będzie… No ludzkie dziecko, ludzkie, ale to… to całkiem miły statek jest… taki kuhrrwa jak domek, nie? *obejrzał się po surowych elementach „wystroju” hangaru i ciarki mu po plecach przeszły. I zaraz wszystko stało się nieważne. Trwarz kaleesha wygładziła się nagle i stałą się naprawde poważna. Ostre, nieco brutalne rysy, wygładzone zmarszczki mimiczne. Głęboko zdumione, zagubione spojrzenie*
Dahrrven… to…. *oblizał nerwowo wargi. Darven. Był ciezko ranny. Coś słyszał.*
Ale to…. To się nie stało… WTEDY, co? *ewakuacja z Mandalore. Dalej już jego informacje były postrzępione*

Darven - 2011-01-01 13:35:56

Ah, Malkita nie ma, rozumiem. *Podrapał się metalowymi palcami po brodzie.* No wiesz, nie oszukujmy się, pozostaje ci robota stricte fizyczna, prawdopodobnie w hangarze. Chodzi jednak o to, że jak zostaniesz na papierze zatrudniony, to będą ci przysługiwać różne świadczenia wewnątrz korporacji, wiesz, to taki mały kraj jakby, rządzi się swoimi prawami. Generał wam na pewno pomoże, da miejsce do zamieszkania i to co trzeba, ty się weźmiesz pewnie za robotę, a potem to już zobaczymy. W każdym razie, tutaj ci śmierć z głodu nie grozi, ani was tez nikt ze statku nie wyrzuci, więc biorąc pod uwagę to, co się dzieje w galaktyce - twoja rodzina jest bezpieczna. *Przemówił, jak to Darven, głosem spokojnym, miłym dla ucha, nieco zmienionym przez te wszystkie filtry. Przez to wydawał się odległy, jakby dochodził z innego miejsca.* Zależy jak na to patrzeć... Wiesz, to mały statek, dla dziecka lepiej tu, niż na takiej... Komecie... *Westchnął cicho. Ani na chwilę nie zapomniał, co stało się z i na Komecie.* Jakoś to będzie.
*Darven przetarł dłonią zmęczoną twarz.* Nie... Wtedy udało się, twoja rodzina odleciała moim statkiem, ja zabrałem się z innym, ale de facto nie ucierpiałem. To stało się podczas operacji prowadzonych przy ratowaniu Generała. Zostaliśmy zaskoczeni, nie było żadnych szans na obronę. Cokolwiek bym zrobił, to musiało się tak skończyć. Pamiętasz Harisa? Oficer dowodzący Kometą. Nie żyje. Komety już nie ma. *Wciągnął ze świstem powietrze, wbijając spojrzenie zimnoniebieskiego oka gdzieś w przestrzeń za Seco.*

Secorsha - 2011-01-01 13:41:02

*Seco zamrugał. Ten kretyn, a-juat z portowego miasteczka, co Seco z  niego podśmiechujki robił. Haris podrywał jego żonę „na kanapę za 7 tysięcy kredytów”. a  teraz nie żyje, debil.
Tak jakoś… szkoda*
To… to przykhrre… jak chuj przykhrre… *mruknął ze smutkiem, patrząc na Darvena, jakby się go bał. Co on musi czuć? Biedny Darven*
A… a genehrrał? On… co mu te impehrrialne naplety zhrrobili?

Darven - 2011-01-01 13:51:19

Generał został porwany podczas podróży na statek Przymierza, miała charakter dyplomatyczny. Był przetrzymywany przez imperialnych. Wiesz Seco - same smutne rzeczy. Ale udało mu się uciec, potem my go namierzyliśmy i znaleźliśmy. Windu go wyczuł mocą, my spostrzegliśmy operacje na koncie Cochrelu, do którego miał dostęp tylko on. I tak nas to do jednej planety sprowadziło. Mace go szukał na ziemi, a my zabezpieczaliśmy orbitę na wypadek przylotu imperialnych. Trzeba było ściągnąć Generała z planety. Ostatecznie Qymaen przebił się, Windu z tego co wiem też. Mnie przejęli z kapsuły ratunkowej - a cała reszta zginęła na komecie. Dużo szczęścia miałem, Generał też. *Spojrzał na Seco uważnie.* Przykre, przykre. Ale udało się Generała uratować, więc są i dobre strony. Nie skończyło się to kompletną porażką. *Uśmiechnął się lekko. Kto wie co by było gdyby Qymaen nie przeżył.* Formalności mamy załatwione. Dostaniesz przydział, tu masz numer kwatery Fler. Potem dobrze będzie jak pogadacie z Generałem. Z tymi mando nie wiem co zrobić, pewnie też dostaną jakiś przydział. Dziecko lepiej żebyście mieli przy sobie. *I to powiedziawszy wręczył kaleeshowi papierek z nakreśloną pozycją mieszkania Fler, coby wiedział gdzie iść na ścięcie.*

Secorsha - 2011-01-01 13:55:11

jaaaa… załatwie to z nimi, ale najpiehrrw pójdę zobaczyć się z żoną… dzięki *odebrawszy papierek uśmiechnął się znowu, ale już mnie tak jak wczesniej. Jak normalna, wrażliwa osoba. I patrzył jakoś tak… normalnie.* Ja to… pozałatwiam, nie będziecie mieli phrroblemów z nami. Dzięki raz jeszcze i… i kuhrrwa, fahrrt, ze tak to się skończyło, nie? *chcąc wybrnąc z trudnego tematu wybrał właśnie taką drogę* Zapahrrkujecie moje rzeczy gdzieś? *wskazał na samochód*

Darven - 2011-01-01 13:59:30

No ta, fart. *Stwierdził kiwając głową.* Pracownicy hangaru się tym zajmą i zaparkują gdzie trzeba. *Uśmiechnął się lekko.* No nic Seco, idź, idź, porozmawiaj z żoną. Powodzenia. *Rzucił jeszcze w stronę kaleesha i udał się w swoją drogę.*

Secorsha - 2011-01-01 14:01:05

*Tak wiec i Seco grzecznie podziękował odpowiednim gestem, i ruszył biegiem  kierunku korytarzy, patrząc na mapkę którą od Darvena dostał.*

Tangorn - 2011-01-02 15:27:24

A tymczasem "kutasy w mandalohrriańskich zbhorrojach" siedzieli na statku i nie raczyli ruszyć swoich shebs z niego, bo niech najpierw tam Seco załatwi swoje sprawy. Oni raczej z Cochrelem mieli niewiele do czynienia, nie licząc jednej akcji przejęcia dwóch Imperialnych okrętów a z nimi klonów. No i tyle, chociaż Tang pamiętał, że to oni mu zafundowali protezę nogi jak i statek (który niestety poszedł z dymem... to już drugi w ciągu kilku miesięcy. To się nazywa pech). A ad'ike również się nie śpieszyli, by poparadować po okręcie byłej konfederacji, taki uraz z przeszłości. Tak więc cała grupka zjadła coś, potem się przespali, ale w końcu trzeba było wyjść, no to w drodze "demokratycznego" głosowania padło na Tanga, który w swoim beskar'gami pojawił się na rampie statku i rozejrzał się nieco podejrzliwie. No i gdzie ten Seco?

Secorsha - 2011-01-02 15:31:09

*Tymczasem statek odstawiono do „sekcji garażowej”, czy coś koło tego, czyli w miejsce, gdzie trzymano statki, by w razie czego wyciągnąć je i używać. Statek Tanga wraz z zawartoscią też tam trafił, i teraz mandalorianin widział hangar ale z innej perspektywy. Widział puste miejsce dokowania, widział całą przestrzeń i przejście do korytarzy a także… Seco. Seco wyraźnie nie wiedział gdzie jest statek. Kręcił się, trzymał cos w rękach, raz po raz na to spoglądał, ale trzymał to jakoś tak dziwnie. Ostrożnie, ale i z wprawą*

Tangorn - 2011-01-02 15:35:00

Tang go na szczęście zauważył i od razu ruszył w jego stronę, a odgłos jego opancerzonych butów stykających się z posadzką hangaru niósł się po całym pomieszczeniu. Dźwięk trudny do pomylenia dla osób, które już go kiedyś słyszały.
- No wreszcie kurwa. Gdzieś ty się wałęsał, co?
Zaczął Tang podchodząc i wtedy dostrzegł wtedy to "coś" w rękach kaleesha i przystanął, bo coś podejrzewał, co to może być. No ale nic nie mówił, by czasem nie zapeszyć i dać Seco szansę na ewentualne pochwalenie się.

Secorsha - 2011-01-02 15:41:23

*Seco długo nie słyszał tych krokow. Nie docierały do niego, jakaś zapadka w mózgu, a u Seco takie mózgowe blokady często się zdarzały. Jednak na znajomy głos okręcił się na pięcie i zaraz wyrwał zgrabnie na spotkanie Tanga lekkim truchtem*
Tang, ty stahrry sphrruchniały oghrrrodowy wieszaku na kondomy, zobacz! *znalazł się przy mandalorianinie w trymiga i pozwolil mu zajrzeć miedzy poly kocyka.
Dzidziuś nie był typowym dzidziusiem  reklamy – pucowatym, różowym i śmiejącym się dwoma ząbkami. Istotka miała nieco jaśniejszą skórę niż Seco, a  łuski zarysowywały się subtelnie. Były jeszcze miękkie. Cech matki nie było widac. To był mały Secoś. Miał nieco za duża głowę w stosunku do reszty, jak to u niemowlaków. W przeciwieństwie jednak do ludzkiego dziecka, miał już w tym wieku, czyli nieco ponad tygodnia calkiem „rozumne spojrzenie” i kompletne uzębienie. Skrobał nim jakies twarde ciastko, miarowo otwierając i zamykając nozdrza, jednak kiedy w polu widzenia pojawił się Tang, osoba obca, stworzonko przerwało, a  jego wielkie oczy o źrenicach gada skierowały się na ta wielką czarną mordę*

Tangorn - 2011-01-02 15:46:52

- O kurwa... no tego, no... ładny bobas. Wykapany tata
No czyli to czego się spodziewał, chociaż pierwszy raz widział małego kaleesha i trochę go ten widok zamurował. I jeśli miałby być szczery, to za piękny to on nie był, przynajmniej na ludzkie standardy, ale jakby brać pod uwagę kaleeshańskie, to chyba był całkiem całkiem.
- W każdym razie gratuluję, na prawdę się cieszę
Poklepał Seco po ramieniu w przyjacielskim geście i uśmiechnął się, zaglądając na bobasa, szczerząc się przy tym głupkowato, jak to zawsze dorośli robią by zabawić dzieci. Ach, no i znowu Secuś został ojcem, cóż za dumna ale i odpowiedzialna rola.
- Jak ma na imię?

Secorsha - 2011-01-02 15:50:37

*Biedny dzieciak. Tym bardziej biedny, ze ludzkie dzieci nie pamiętają swojego głębokiego „pisklęctwa”, a kaleeshianskie owszem, tak wiec niewykluczone, ze głupkowaty wyraz gębo wujka Tanga zostanie zapamiętany, bo już całkiem kontaktujący junior był. Węszył teraz w stronę Tanga, nie okazując strachu. Widac był jeszcze za mały by się bać.*
Dzięki, kuhrrwa *odparł wzruszony tatuś, najwyraźniej hołdujący zasadzie „niech się młody od małego do właściwego słownictwa przyucza”.*
Się uhrrodził przez ten… ze opehrracje się rhobi, a e Flehrr dobrze się czuje. A on nazywa się Ven Gajusz. Na cześć… no, Vena i Gajusza chyba kuhrrwa, nie?

Tangorn - 2011-01-02 15:55:25

Tang tego faktu nie był świadom, pierwszy raz miał do czynienia z tak małym kaleeshem, ale z czasem się przyuczy, tak jak z Malkitem. Bo wujkować będzie malemu z ochotą, podobnie jak reszta "Tangów". A póki co robił te śmieszne, głupie miny, ale palca to już do jego główki nie zbliżył. A gdy Seco wspomniał, jak ma mały na imię, to podniósł głowę, przypatrując się twarzy kaleesha z dziwnym wyrazem.
- Seco. ja... znaczy... Ven byłby dumny z tego, że mały nosi jego imię. Gajusz na pewno też.
Uśmiechnął się w końcu, patrząc znowu na małego Vena Gajusza.
- Byłby bardzo dumny...

Secorsha - 2011-01-02 15:59:50

To Flehrr wymyśliła, bo ja to się upiehrralem żeby go po genehrrale nazwać, ale Flehrr uważa że nazywanie dziecka imieniem żyjącego nie wypada bo to tak jak by się smiehrrci życzyło. Ja tak nie uważam, no ale na ten pomysł to zgodziłem się od razu, bo to zajebisci chłopacy byli *podniósłszy łeb uśmiechnął się do Tanga. Widać było wzruszenie na jego wariackiej twarzy. Mały kaleesh zaparł się łapkami i próbował wyciągnac głowę jak najwyżej. Dobrze ze mu Tang palca nie dał, bo patrząc po ciastku, mogłoby to skończyć się podziurawieniem.*
Ty, kuhrrwa! *Seco zaraz wypalił z entuzjazmem* Ty pewnie nie pamiętasz bo najeżany byłeś ale ja ci kiedyś pokazywałem zdjęcia jak taki maluśki byłem! To on jest identyczny jak ja wtedy! To znaczy ze przystojny będzie jak dohrrośnie, nie?

Tangorn - 2011-01-02 16:06:16

- No cóż, ja popieram twoją opinię, ale i tak to piękne imię. Chłopaki byli zajebiści, szkoda, że ich wśród nas już nie ma... ale to piękny pomnik pamięci
No mały raczej by materiału rękawicy nie przegryzł, bo był specjalnie wzmocniony by chronić przed niesprzyjającymi warunkami środowiska jak i przed próżnią. Co nie zmienia faktu, że by poczuł na własnej skórze ostre ząbki małego kaleesha.
- Eee... no właściwie to fakt, najebany byłem i pamiętam coś przez mgłę. Ale to nie zmienia faktu ,że pewnie będzie równie przystojny co buir.
Ale to już od gustu zależy w dużej mierze. I to gustu kobiet, więc o opinię lepiej Fler pytać.
- Hmm... jak on szybko rośnie? Znaczy się, tak szybko jak Malkit czy jak ludzkie dzieci?

Secorsha - 2011-01-02 16:11:26

*Skoro się Fler ożeniła z takim wariatem, to musiał być w jej oczach bardzo przystojny. A teraz śmiał się jak głupi*
Szybciej niż ludzkie, wolniej niż szeliańskie. Będziemy się mieli czas nacieszyć jego dzieciństwem. Tylko kuhrrwa *syknął, oblizując wargi, obejrzał się przez ramie, kilka sekund, i spojrzawszy na tanga zapytał*
Jak się Ela ma? Bo, no ja wiem, Flehrr nie jest zachwycona, z  ten Dahrrven cały, ten co na Mandalohrre był, to on tu jednym z  rządzących jest i chyba nie jest za specjalnie zadowolony…

Tangorn - 2011-01-02 16:30:22

No co racja to racja, chociaż może Fler dostrzegała w Seco to coś wyjątkowego, że uroda roli nie grała. Ale tego lepiej nie sugerować, niech już będzie, że Seco przystojny jest.
- No to przynajmniej za rok nie zacznie ćwiczyć naszej wytrzymałości podczas jazdy na plecach
Zażartował Tang, bo z Malkitem to czasami przechodzili ostry trening wytrzymałościowy. A przynajmniej on, bo klony ciężej było "zajechać" niż normalnego człowieka, a Tang już pierwszej młodości nie był. Zabawiał jeszcze Venka Gajuszka różnymi minami i dźwiękami, jak to dziecko, gdy dalsza część wypowiedzi do niego dotarła i trochę humor stracił.
- No śpi sobie i ją Tracyn pilnuje... no nic, zobaczy się co będzie potem. A co do tego Darvena... to może mnie w shebs pocałować, koczować tutaj długo nie będę.
Z szacunku dla Generała to nie będzie sprawiał kłopotów, ale żaden nadęty bufon rozkazywać mu nie będzie. On na Widmie być nie musi.

Secorsha - 2011-01-02 16:34:21

ciebie może całować, ale mnie nie, bo ja tu zostaje i pedalstwa szerzyć nie zamierzam *zmarkotniał wyraźnie,. Nie miał dokąd isc, przynajmniej na razie. Musiał, jak mu sugerował Darven, dostać robote w Cochrelu, i może gdzieś się osiedlić, pod protekcją korporacji.*
Tylko co z Elą? *dziewczynka wolała zostac z Seco i Tang, jak pamiętamy skłanial się ku temu, bo i lepsze warunki, przynajmniej  teorii, miał kaleesh. Tylko ze to tez nie było takie proste i oczywiste*

Tangorn - 2011-01-02 16:40:21

- No póki co to w miarę rozsądny wybór... co będziesz robił?
Tang protekcji nie potrzebował, on się z Vottagiem nie zadawał a śmierć Zandiego była mu na rękę, więc mógł się wynieść gdzie tylko chciał. No może poza planetami gdzie silne wpływy miało Imperium. Seco już tego luksusu nie miał. Ale póki co Mando mu towarzyszył by go wspierać.
- Nie wiem Seco, nie wiem.
No w teorii mała miała by lepiej u kaleesha, Tangi w ciągłym ruchu, w ciągłym niebezpieczeństwie strzelanin, walk i ucieczek. To nie jest atmosfera do wychowywania dzieci. Nawet Mandaloriańskich. Przez pierwsze kilka lat wychowywaniem dzieci zajmowała się u Mando matka, choć powoli przygotowywała je wraz z ojcem do wyprawy w Galaktykę.

Secorsha - 2011-01-02 16:44:39

Pewnie ciągał skrzynie, ktohrrych dhrroidy nie ciagają bo to poniżej ich godności *wyznał jak zawsze szczerze, opuszczając ramiona, przez co kocyk z jego synkiem opadł o kilka centymetrów, ale na małym nie zrobiło to wrażenia*
A jak się im spodobam to awansują mnie do czyszczenia kibli po Dżonym
*zaśmiał się, choć jednocześnie było top bardzo poniżające, bo Dżony jako drogi sprzęt znaczył tu więcej niż Seco*
Musimy coś wymyślić, Tang. Ty odlecisz, ja zostanę. Zabhrralismy jaz  Nar Shaddaa… musimy coś kuhrrwa wymyślić…

Tangorn - 2011-01-02 16:51:47

- Tiaa... ambitna i potrzebna robota jak chuj. Ale lepszy rydz, niż nic. Żarcie, dach nad głową i jakaś kasa...
No cóż, niestety na to wyglądało, że Seco tu mało znaczył, a jego droid to cenny sprzęt i był traktowany ulgowo. Cholerna niesprawiedliwość społeczna... no ale nic się na to nie poradzi, trzeba żyć dalej i starać się jakoś z dołka wybić.
- No kurwa... piękne życie
Mruknął sarkastycznie, bo dla Seco to musiało boleć. Jeszcze parę dni temu bylk dumnym właścicielem nieźle prosperującego lokalu. A teraz miał nosić skrzynki których droidy nie przenoszą. Awans społeczny jak w mordę strzelił.
- Wiem Secuś, ale u mnie nie będzie miała za bezpiecznie. Wiesz jak ja często pakuję się w kłopoty. Tu komuś mordę obiję, tamten do mnie strzela... od czasu do czasu coś w powietrze się wysadzi... ale ty masz swoją rodzinę. Szkoda, że ona swojej nie ma... i nie ma komu jej podesłać

Secorsha - 2011-01-02 16:56:30

*Fortuna koołem się toczy, ale na szczęście, to co było nie do pomyślenia pod względem honoru dla Tanga, było całkiem do zaakceptowania dla Secorshy, który potrafił się ukorzyć, zrobić dobrą minę do złej gry, wleźć w dupe i cierpliwością oraz charyzmą wdrapać się wyżej. No ale miał tez ku temu odpowiednie atrybuty. Przede wszystkim był młodszy, jemu „jeszcze wypada”.
Seco rozejrzał się znowu po hangarze*
Ja piehrrdole, wszystko przez tego jebaka leśnego Kobdahrra. Gdyby wtedy zaczął phrracowac dla Cochrelu to by mi tehrraz posadę asystenta załatwił, chuj. A Ela… wiesz co? *uśmiechnął się na sile* Może… może jakaś bezdzietna rodzina ja adoptuje… jakoś będę musiał to zgłosić…

Tangorn - 2011-01-02 17:02:00

No Tang by raczej z własnej nieprzymuszonej woli posady tragarza nie przyjął, chyba, że by wymagała tego jakaś misja bądź zlecenie. Gdy pracował jako łowca nagród to dla przykrywki wiele różnych dziwnych  poniżających prac wykonywał... ale to pod przymusem. Poza tym Tang miał inne poglądy na "uczciwą pracę", on przede wszystkim korzystał z tego, czego nauczył go ojciec, był dobry w wojaczce, z tego żył. No i nie miał atrybutów potrzebnych do takiej normalnej pracy. Szybko by go wywalili.
- Jak go spotkam to po prostu zastrzelę, nie ma zmiłuj...
Mruknął groźnie Tang. Nie żartował, Zin bardzo szybko spadł z pozycji przyjaciela na jego czarną listę. Wystarczyło kilka głupich decyzji.
- Nie wiem, czy ktoś by ją przygarnął i czy by ona do kogoś obcego się przekonała po tym co się jej przytrafiło. To trudne dziecko

Secorsha - 2011-01-02 17:05:37

Ja myśle, ze on już jest zastrzelony *rzekł z pełnym przekonaniem i wesołym uśmiechem, jakby to o czym mówił wcześniej dawno odeszło w  zapomnienie, lub nigdy nie było poruszone.*
Wiesz, ze nie mogę zmusić Flehrr do wychowywania obcego dziecka, tym bahrrdziej tehrraz jak uhrrodzil się Ven *do mówiąc mechanicznym palcem odchylił kocyk. Ven kruszył ciasteczko, a biadolenie starych w ogóle mu nie przeszkadzało*

Tangorn - 2011-01-02 17:08:45

- Szkoda, miałem nadzieję, na tą przyjemność
Mruknął Tang w odpowiedzi ale porzucił ten temat, po co psuć atmosferę Kodbarem? Kiedyś go znajdzie i mu wytłumaczy bardzo wyraźnie czym się kończy zadzieranie z Mando'ade. No i może tą całą Sel też gdzieś znajdzie... ale to kiedyś, póki co miał inne zmartwienia na głowie.
- No wiem Seco, wiem... dlatego to jest beznadziejna sprawa. Ale to jest dziecko, nie można go sobie podawać jak piłki. Potrzebuje stabilizacji. Ja jej tego nie dam. Umiem wychowywać dzieci tylko na Mando, a ona... cóż, raczej się nie nadaje

Secorsha - 2011-01-02 17:38:47

Wiem, wiem Tang, kuhrrwa, wiem… *zamknął się. Miał tyle do powiedzenia, tyle chciał powiedzieć, wylać z siebie uczucia, ale poczuł nagle, ze im bardziej się wymawia od odpowiedzialności, tym większym jest egoista. Bo Tang miał racje.* Nawet jak nie wiem, to wiem… dobhrra, spiehrrdalam małego zanieść, a  potem… *chciał powiedzieć ze trzeba się napić, ale szybko zdał sobie sprawe, ze lepiej nie zaczynac pracy w cochrelu od nawalenia się* Coś wymyślimy, nie? To później wpadnę *i skierował się tam skąd przyszedł uprzednio pożegnawszy Tanga skinieniem głowy*

Tangorn - 2011-01-02 17:42:28

Dobra... ja się tu pokręcę... może się z kimś dogadam
Mruknął tylko i pożegnał się z Seco, który też miał rację, lepiej nie zaczynać kariery w Cochrelu od nawalenia się z Mandalorianinem, bo w końcu obaj byli gośćmi. Tak więc gdy kaleesh polazł to Tang też gdzieś się ulotnił.

Tangorn - 2011-01-12 17:56:54

Tang wraz z synkami po rozmowie z HK grzecznie udał się do hangaru, gdzie w sumie zaczęli się wszyscy przygotowywać do odlotu, bo nie mieli co robić na Widmie no i w sumie im tutaj się zbytnio nie podobało. Klonom za bardzo przypominało to o Separatystach, o których woleli zapomnieć, a Tang nie czuł się tutaj mile widziany. Nie bez przyczyny. Przywiózł Seco i mógł już brać dupę w troki. Jedynie przed odlotem wszyscy razem odbyli małą pielgrzymkę do kajuty Gawilów, by się pożegnać, bo nie wiadomo kiedy się znowu zobaczą. Tang już miał pewne plany przygotowane, a Seco zapewne wsiąknie tutaj na dłużej. Jedynie podczas powrotu Tracyna wsiąknęło gdzieś na chwilę, ale w hangarze zjawił się przed odlotem. No a potem to na statek się załadowali, wystartowali i odlecieli w cholerę.

Taken - 2011-01-23 16:37:04

W pobliżu Widma pojawił się mały, zdezelowany frachtowiec "Szalona Gizka", który już kilkakrotnie pojawiał się w pobliżu tego okrętu i go chyba załoga już jako tako rozpoznawała. No ale jak zwykle nawiązał łączność, przedstawił się oraz cel wizyty i na szczęście wszystko się potwierdziło. Mistrz Yoda go gdzieś tam oczekiwał, więc skierował frachtowiec w stronę hangaru, odpowiednio uważając. Pilotem to trochę kiepskim był a obsługa statku samemu to nie przelewki. No ale jako tako zgrabnie do hangaru wleciał i posadził maszynę na głównej płycie. Kel dor poczekał tylko na wpompowanie powietrza, po czym opuścił "Gizkę" zabierając mały prezent dla Rudiego w postaci flaszki porządnej gorzały, ale to później. Najpierw musiał porozmawiać z mistrzem lub z Generałem. W ostateczności z Nashem. Lub Hakonem ,bo jego obecność również tutaj wyczuwał. Czyżby to miało być jego "ubezpieczenie"? Tak więc Taken poszedł sobie gdzieś.

Gen. Qymaen - 2011-01-23 18:54:24

*Tak się okazało ze gdzieś tu niedaleko była jedna z osób z listy Takena. Cyborg pojawił się zaraz po zamknięciu wrót hangarowych, kiedy było już bezpiecznie. Może statku nie pamiętał, ale wiedział, ze nadlatuje Taken. Miał po drodze, wracając z sekcji medycznej, tak wiec zahaczył, co by znajomą z dawna „twarz” zobaczyć.*

Taken - 2011-01-23 19:03:32

Taken był już właściwie przy grodzi prowadzącej do i z hangaru, gdy te się otworzyły, przepuszczając cyborga. Kel dor właściwie nie przejął się tym pojawienie, a raczej nie przestraszył się czy też nie poczuł się dziwnie. Nie znał Generała sprzed ich spotkania, znał tylko plotki o jakimś "Griwesie", który dowodził armią droidów i tyle. Dopiero Yoda mu wyjaśnił kim on był, ale konfrontacja opowieści o tym kim kiedyś był z tym kim był teraz nie wypadła jakoś szczególnie "krwawo", więc Taken nie zmienił zdania o Qymaenie.
- O witaj Generale. Właśnie miałem się udać do ciebie lub mistrza Yody... podobno potrzebujecie mojej pomocy
Taken uśmiechnął się przy tym, ale jego mimika twarzy była jeszcze bardziej ograniczona niż mimika cyborga. On miał przynajmniej żywe oczy, kel dor miał je w całości zasłonięte, wiec trzeba było się kierować jedynie tonem głosu. A w tym przypadku był on raczej beztroski i radosny, co skrywało jego niepokój. Bo cóz takiego się stało ,ze musieli go ściągnąć?

Gen. Qymaen - 2011-01-23 19:13:17

*Może czasem i po cichu generał nad tym ubolewał, bo każdemu kaleeshowi potrzebna jest pewna doza brutalności,. Może nie aż tak jak to miało miejsce teraz, no ale emerytura go męczyła. Kiedy Taken pojawił się w zasięgu, generał ustawił się doń frontem. Poświeciwszy kilka sekund na otaksowanie go wzrokiem, przemówił tymi słowy*
No, Taken, ale wyprzystojniałeś *Podsumował, rzecz jasna nie miało to żadnego punktu odniesienia bo nigdy nie widział twarzy Takena. A szyja mu się nie zmieniła.*
Zgadza się, zdaje się ze będziesz musiał trochę mieczem pomachać… *Okuty w durastal łeb pochylił się tak, ze przez chwilę patrzył na kel dora ukosem i z dołu*
Sitha mamy

Taken - 2011-01-23 19:21:03

No cóż, przynajmniej u nowo poznanych osób budził sprzeczne emocje, w najlepszych okolicznościach, a w tych trochę gorszych to pewnie by go chcieli zabić, więc Generał aż tak źle się nie ma. Może i ciało zawodzi, ale umysł wciąż ten sam.
- Aż tak jest to widoczne? Cóż, na Nar Shaddaa mają najlepsze spa w galaktyce... a i ekspresowe zwiedzanie ulic przy jednoczesnym ćwiczeniu refleksu też pierwsza klasa.
Podchwycił żart Generała i zbliżył się na taką odległość, by komunikacja między nimi przebiegała jak najsprawniej. Pamięta, że chyba cyborg miał jakieś problemy ze słuchem czy czami, ale mógł już zostać wyleczony tudzież naprawiony.
No ale pan Generał też dobrze się trzyma
Odpowiedział komplementem na komplement, tak w ramach małej kurtuazji, ale dalsze wieści były trochę niepokojące. Znowu Sith... jakby ich już za dużo na głowie nie mieli. Dwóch u władzy, jeden ambitny wyeliminowany. No to czwarty musiał się pojawić.
- Znowu? Oni się mnożą jak króliki... ehh... jakieś szczegóły?
Nie podobało mu się to, ale co zrobić. no i przeczuwał, że sprawy jeszcze się pogorszą.

Gen. Qymaen - 2011-01-23 19:33:30

*Kłopoty sensoryczne były i ze stanem technicznym, i fizycznym i z wiekiem związane, niemniej opieka mechaniczno-medyczna niezła tu była i najwyraźniej generałowi tez było lepiej już. Oczy nadal miał zamglone, ale wcale nie zdawał się czegoś nie dostrzegać.
Na usłyszane słowa Takena zmrużył oczy charakterystycznie w sposób oczywisty, określany u niego właśnie jako uśmiech, którym to przegrał z  Windu w rywalizacji o tytuł „mistera uśmiechu galaktyki”.*
Nie, nie mnożą się jak króliki, raczej klonują, bo to ten sam sith. Szczegóły to ci Mistrz Yoda powie… jakieś tam… czary na Korribanie i ofiara z duga

Taken - 2011-01-23 19:39:02

No mistrz Windu czasem się uśmiechał, chociaż po rozkazie 66 to już prawie w ogóle. A i kiedyś ciężko było z tym. Zawsze taki poważny, trochę sztywny, ale przez to był szanowany. Na swój sposób co prawda. U Generała to chyba wyglądało podobnie, z tym, że więcej emocji ukazywał. No ale wracając do rdzenia tematu, to Taken się zdziwił słysząc odpowiedź Generała. Ten sam? Spróbował sięgnąć pamięcią wstecz, próbując odnaleźć jakiegoś Sitha... ale znał tylko Nemedisa. A on przecież zginął. Klony? Rytuały i ofiara? Oj... miał złe przeczucia.
- Zadam teraz bardzo głupie pytanie... czyżby chodziło o Nemedisa? Tego co go HK kropnął na Kamino?
No właśnie, kropnął, definitywnie poległ, z ciała zostało sito. Widział w końcu nagranie.

Gen. Qymaen - 2011-01-23 19:46:15

Tak! Dokładnie, chodzi o Nemedisa, tego którego zabił HK na Kamino. *powtórzył jakby dla lepszego zaznaczenia faktu*
Co lepsze, HK naprawdę go wówczas zabił i to tak że nic z niego nie zostało.
*W głosie generała zaigrała irytacja. Mimo to, iż przeżywanie własnej śmierci nie było tu tylko domeną Nemedisa. Przykładu nie trzeba było daleko szukać, bo właśnie generał nim był. Do tej pory twierdzono, ze nie żyje. Nie licząc Cochrelu rzecz jasna, ale i w korporacji może i nie wszyscy, w końcu ileż tam było cywili…*

Taken - 2011-01-23 19:51:25

- Och...
Mruknął tylko i od razu jego prawa ręka powędrowała do podbródka w geście zamyślenia. Jego czarny, długi paznokieć poszurał trochę po powierzchni maski gdy zaczął składać do kupy fakty. Nemedisa zabili, to był fakt. Ale coś po nim zostało... naturalnie, miecz. A kryształ w nim zawarty wiązał go z tym światem, bo w końcu jako sith nie mógł zjednoczyć się z Mocą... Korriban i dug? No tak, ktoś znalazł miecz a on telepatycznie kazał zrobić to i to, jakiś rytuał na tej przeklętej planecie-grobowcu. No i mamy nowego Nemedisa. Szlag by to bo pewnie jest silniejszy i bardziej zły... ale coś mu mówiło, że to jeszcze nie wszystko.
- Nie dobrze... już rozumiem po co mnie ściągnęliście. Wiecie gdzie on jest? I skąd w ogóle wiecie, że żyje?
No tak, Generała nic nie pobije w wracaniu zza grobu, już dwa razy mu się to udało nie będąc mocowładnym, a to już wyczyn. Co prawda do końca nie umarł tak jak Nemedis, ale to szczegół.

Gen. Qymaen - 2011-01-23 20:00:41

Z przypadkowego nagrania rozmowy naszego łącznościowca z jego nowym uczniem… *Tu zamglone gadzie oczy skierowały się na gogle maski rozmówcy* … niejakim zabrakiem Aru. Nie wiemy, gdzie to jest, dobrze zakłócają, wiec to miejsce tajne, zapewne jakaś przestępcza organizacja. Ale mistrz Yoda niby jakiś pomysł już ma. *I wyprostowawszy się nieznacznie wycharczał z siebie dwa krótkie kaszlniecia*

Taken - 2011-01-23 20:11:16

- Aru?! Na Moc, tylko nie on...
Sprawy wyglądały do prawdy fatalnie. Taken nie mógł się powstrzymać, by nie ukryć na chwilę twarzy w dłoniach, ale potem je powoli cofnął. Aru, w coś ty się wpakował? On wiedział o Cochrelu... o Przymierzu... o Zakonie... na Moc, wiedział o Tythonie! Jeżeli został uczniem Nemedisa to mógł mu zdradzić wszystkie tajemnice, a to bardzo, bardzo niedobrze. No i teraz  przypomniał sobie tą walkę Aru z jakimś Sithem w siedzibie Vottagga, ale teraz już wiedział, czemu ta mroczna aura wydała mu się znajoma. To był Nemedis... Bardzo nie dobrze.
- Aru zna wiele naszych tajemnic... to bardzo źle dla nas wróży Generale. Zwłaszcza dla Jedi. Cholera... gdybym wtedy na Nar Shaddaa zareagował albo powiadomił Radę... A co do przestępczej organizacji... wiem, że na Nar Shaddaa Aru kontaktował się z gangsterem, huttem Vottaggiem czy jakoś tak. Powiedział mi o tym kaleesh Secor... o cholera... jego syn!
Przypomniał sobie teraz tą rozmowę przez komunikator, kiedy to z trudem nawiązał połączenie. Z Aru był Malkit, razez z Vottaggiem na jakieś stacji... i jeśli już wtedy byłz nimi Nemedis. Sytuacja była katastrofalna.

Gen. Qymaen - 2011-01-23 20:25:50

*Generał skinął głową jakby to wszystko nie było dla niego nowością*
Może to sith, ale jest jeden, o ile nie skuma się z imperium, nie jest tak źle, można to opanować, w ostateczności spopieli się stacje na atomy po znalezieniu jej. Nie przejmuj się, Taken, jakbyś rade powiadomił, to rada co by mu rozbiła? Niestety ewolucja popełniła błąd i każdy swój własny rozum dostał.
*Najlepiej będzie jeśli Taken rozmówi się z Yodą by od dżedajskiej strony zdobyć informacje, o których generał nie tyle nie wiedział co nie chciał wiedzieć i w ogóle się przyznać ze one są. wiadomo – Moc. Wielki wpływ na generała miała*

Taken - 2011-01-23 20:32:43

No tak, można teraz gdybać, czy by Rada coś poradziła czy nie. On też może mógłby coś zdziałać... ale tego się już nie zmieni i trzeba teraz naprawić swoje błędy. I błędy innych. Najbardziej martwił się o tego Malkita, w końcu może stać się niewinną ofiarą porachunków tych "lepszych". A jeżeli zawiodą to Tython zostanie spustoszony przez Imperium. Do tego nie można dopuścić i jeśli będzie trzeba to się spopieli stację... no ale co z ludźmi tam przebywającymi? Takena rozbolała nieco głowa, za dużo rewelacji i problemów jak na jeden raz.
- Zdecydowanie, muszę porozmawiać z mistrzem Yodą... ale chyba już wiem co planuje, to w końcu jedyne logiczne wyjście... a proszę mi powiedzieć, jak czuje się Hakon?
Wiedział że tu jest. O Nasha nie pytał, bo wiedział z rozmowy. Ekscytował się jakby to była jego pierwsza misja... a w końcu jako padawan musiał brać w jakichś udział. Ale brać go na tą misję... efekty mogą być niezbyt ciekawe.

Gen. Qymaen - 2011-01-23 20:40:51

*Ludzie to i tak pójdą z dymem jak HK tam się dostanie, no ale o HK na razie Taken nie wiedział. W sumie rozpylenie z krążownika byłoby bardziej humanitarne*
Hakon? Ma się świetnie, i też leci, wiec będziecie mieli czas na poplotkowanie o starych dziejach. a  teraz wybacz, Taken, dawno mnie na mostku nie było *to powiedziawszy znowu lekko zmrużył oczy, i począł powoli przemieszczać się w dół korytarza*

Taken - 2011-01-23 20:49:09

- To dobrze...
Mruknął cicho. Domyślał się, ze Hakon leci... Mistrz Yoda już raczej w "akcji" brać udziału nie będzie z racji wieku, więc została ich trójka, chyba, że mistrz Windu upora się z problemami na Tythonie. No cóż, trochę czasu będzie teraz miał, więc może się rozejrzeć po Widmie, gdy już informacje zdobędzie.
- Oczywiście Generale. Dziękuję za to powitanie, ja tymczasem porozmawiam z mistrzem a potem z Hakonem. Do widzenia i niech Moc będzie z Tobą
Może i kaleesh nie wierzył w Moc, no ale to pozdrowienie było bardzo serdeczne, więc czemu by go nie użyć? Gdy Generał odszedłto Taken ruszył korytarzem przed siebie, pogrążając się w myślach.

Gen. Qymaen - 2011-01-25 19:56:48

*W hangarze czekał już Diament 11, szybki frachtowiec uzbrojony w dwa działka i całkiem niezłe osłony, efektowny system łączności, wspomniany czujnik i przede wszystkim wręcz legendarny silnik. Do tego doskonale się prowadzi, sterowny, lekki, no – nie można go nie kochać. Kolor kakaowy, kształt pestki  dyni. Prawdziwa wyścigówka. Czekała już tylko na swoją załogę.
Statek zawiera awaryjne uzbrojenie – kilka karabinów, blasterów, kombinezony próżniowe i maski przeciwgazowe. Naturalnie także podstawowy zestaw medyczny*

EFECTOR - 2011-01-25 19:59:02

*Przy statku Dzony czuwał od chwili jego wcholowania. Jako ze zabroniono mu wejść do środka, stal tylko, wypolerowany, załadowany, przygotowany do akcji, i wodził tym swoim naiwnym wzrokiem w poszukiwaniu kogoś, kto go wpuści. I takie to droidzie czekanie, przy otwartym włazie*

Taken - 2011-01-25 20:03:59

Taken zjawił się w hangarze dosyć szybko, chociaż po drodze odłączył się od Hakona i nie wiedział, czy ten już przybył czy nie. Gdy grodzie się rozsunęły to zobaczył statek, prawdziwe cudeńko. Cóż, przynajmniej dobrze wyposażeni są do tej drogi. No i jeszcze Dżony stał gotowy do akcji. Brakowało już tylko Nasha i HK, ale nie wątpił, że ci się zjawią w końcu. Kel dor raźnym krokiem ruszył w stronę statku, ubrany w lekką szatę Jedi z mieczem świetlnym przypiętym do pasa. Trzeba się prezentować.
- No Dżony, gotów do akcji? Wskakuj...
Obejrzał się jeszcze za siebie czy nikt nie idzie i wszedł na pokład.

Moc - 2011-01-25 20:10:07

*Kilka chwil później do hangaru wkroczył dumnie HK, uzbrojony praktycznie po zęby, bo skoro miał pełen dostęp do zbrojowni, to grzechem i głupotą byłoby nie skorzystać. Tak więc miotacz ognia został zoptymalizowany i zwiększono nieco pojemność małej butli, zaopatrzył się w zapas rakietek burzących i zapalających, prewencyjnie kazał zamontować sobie do nóg magnetyczne zatrzaski, w razie gdyby grawitacja padła. A do tego "zwyczajny" ekwipunek. Pas z granatami, całkiem pokaźne działko burzące Trandoshan oraz wysokoenergetyczny verpiński karabin szybkostrzelny. Rozpruje na sito praktycznie wszystko. HK z ogromnym entuzjazmem zbliżał się do statku, dzierżąc w rękach karabinek a działku przymontował do pleców. Zaleta bycia droidem, nie musiał martwić się o udźwig czy transport broni. I tak kolejny droid wszedł na pokład.

I jako że nie ma gracza to Nash wbiegł do hangaru i bez słowa ale z wielkim entuzjazmem zapakował się na statek. Teraz juz tylko Hakon i można ruszać.

Hakon - 2011-01-25 20:16:16

*Kiedy Hakon pojawił się, a trzeba było na tę chwilę poczekac trochę, wyglądał jak ciezko chory, lub pijany. Szedł chwiejnie, trzymał się za głowę, z nosa ciekła mu stróżka krwi. Widac jednak wiele z siebie posięcil na odgrzebanie wspomnienia i wyciągniecie go na powierzchnie, wyrywając je jednoczesnie z ciała w kroje wrósł. Przy samym trapie opadł na kolano tuż przy Dżonym. Chwycił się nóżko droida, zwymiotował na taflę podłogi. Chwilę jeszcze trwał w tej pozycji, nim wspiął się po droidece*
Do środka, Dzony,… do środka… dajcie mi stery! *krzyknął, co w przypadku Hakona było niemal cudem, bo Hakona zawsze mówił bardzo cicho. Wspiął się niezdarnie po trapie, nadal jedna ręką masując skronie, i skierował się do sterówki, by tam, ktokolwiek już zajął miejsce pilota, zwalić bezpardonowo tego kogoś. Zaciskał zęby, by utrzymywać trop, który nadal z siebie wyrywał. To było takie bolesne…
Szkoda, że nie mogę Ci tego po prostu powiedzieć, ale zostałeś mi tylko Ty. Mój uczeń, Draks... Nie żyje. Zginął na Coruscant, został... Zamordowany. Stała za tym inkwizycja i chociaz robiłem wszystko co mogłem, co potrafiłem - nie udało mi się go uratować. Jesteś moim jedynym i najlepszym przyjacielem, pierwszym jakiego miałem i tym bardziej źle się czuje pisząc ten list. *

EFECTOR - 2011-01-25 20:22:06

Dżony cie kocha, sir! *wypalił serdecznie na widok Takena, ale jakoś tak od razu nie wszedł, jakby chciał odliczyć wszystkich członków załogi. Kiedy HK przechodził, Dżony udawał słup. W ogóle na niego nie zareagował, nawet nie drgnął. Za to Zakonem bardzo się przejął*
Siiir… wyciek! *na widok wymiotowania zakomunikował najwyraźniej Takenowi, który już w środku był. * Jednostka Hakon się zepsuła… siiiiiir! Nie ma Nasha… A w dupie, Dżony idzie.
*I Dżony się po rampie wspiął*

Taken - 2011-01-25 20:24:12

- Hakon!
Syknął kel dor, ale słysząc, że ten jest w transie nie przerywał mu, bo to mogło być niebezpieczne. dsunął mu się tylko z drogi i sprawdził stan statku i załogi. Dwa droidy, Nash, on i barabel. Wszystko był, można ruszać. Zamknął klapę, dając jednocześnie znać załodze, że zaraz startują, po czym szybko pobiegł do kokpitu, gdzie zmierzał Hakon. Nie zamierzał jednak pilotować, to wszystko było teraz w rękach pierwszego z Jedi, kel dor zaś siadł na podłodze, pogrążając się w medytacji, by wspomóc nią barabela, by nie zamęczył się na śmierć. W kieszeni zaś miał jakieś lekarstwo na wzmocnienie dla niego. Dał mu jej jakiś przypadkowo spotkany po drodze staruszek. Chyba był medykiem. Cóż, okaże się potem. Byli gotowi do startu. Jeszcze tylko przez trans powiedział do droideki.
- Spokojnie Dżony, nie przeszkadzaj. Ruszamy...

Hakon - 2011-01-25 20:30:01

*Hangarowi pracowali pełną parą, kiedy tylko zamknęła się rampa, otwarły się wrota.
Hakon zacisnął ręce na sterach. Nie potrafił pilotowac, ale w chwilach takich jak ta potrafi się wszystko, bo Moc poprowadzi każdy statek. Widac to było doskonale przy obserwowaniu go, bo głowa machała mu się na boki calkiem bezwładnie, wszystko wykonywaly ręce jakby należące do innej osoby.
Ja ściągnąłem na Ciebie to niebezpieczeństwo. Niestety, nie mogąc się dobrać do mnie, śmierc zabiera wszystkich wokół mnie. Obawiam się, że istoty, które chcą mnie zniszczyć lub kontrolować, nie zawahałyby się uderzyć w jedyną bliską mi osobe - czyli Ciebie. Będziesz musiał udać się do siedzimy rady, Twoi przyjaciele z zakonu zadbają o Ciebie i mam nadzieję, że nie będziesz miał kłopotów... Być może nie dowiedzieli się jeszcze o naszych relacjach, jeśli jednak tak się stało, musisz byc gotowy na trudną konfrontacje - będa Cie pytac, przesłuchiwac, nie dadzą Ci spokoju. Mimo wszystko, to najlepsze wyjście. Z pewnością o wiele lepsze od okropieństw, które mogłyby Cie prędzej czy później spotkać, a ja będę spokojny, że podejmując kolejne działania będę ryzykował tylko swoim życiem, a nie wciągając w to też Twoje, czego na pewno jak każdy sobie nie życzysz.
Wyciągnął ręke, i chwycił go. Poczuł, jak go ciągnie za sobą. Wtedy statek wyrwał do przodu. Po chwili skoczyli w nadświetlną*

Fler - 2011-01-31 16:32:27

*Jakieś 15 minut temu w hangarze zadokował spory transportowiec. Piloci wyszli, zaczęła się krzątanina, przygotowanie do przejęcia towaru, ale ładowni nie otworzono. Czekał na osobę upoważnioną. Był to młody i elokwentny ale też postawny fizycznie zabrak w charakterystycznym mundurze cochrelowskiego kuriera.  Chwile z Rudim zagaił, zdradził, ze cos ważniejszego niż zwykłe pudła ma na pokładzie. I tak oparty o wrota ładowni swojej jednostki gawędził z durosem, czekając na kogoś, kto może przesyłkę odebrać*

Secorsha - 2011-01-31 16:38:03

*Jakiś dziwnym trafem wkrótce pojawił się Seco. Ciekawe, czy miało to jakiś związek z  tym, ze na kamerach zobaczył to, ze stoi tu jakiś statek. I tak stoi i stoi. Kaleesh wyłonił sie zza wnęki odprowadzającej na korytarz. Chwilę obserwował w konsternacji. Zabraka ujrzał i Rudiego, tego babkojebcę. Tedy zaraz wysunął się ruchem czającego się vonskra i tak oto zbliżył się do centrum wydarzeń z miną rodiańskiego szpiega po prochach*
Dzień dobhrry, co pan kuhrrwa przywiozłeś do chuja biszkopta? Bo ja kuhrrwa wasza to już wszystkie gazety przeczytałem, nawet te babskie
*Pretensjonalnie ręce na piersi skrzyżował. Kurier to na pewno zaopatrzenie, warto jednym z  pierwszych być*

Fler - 2011-01-31 16:45:35

*Kurier odwrócił się i spojrzał na Seco jak na jakiś muzealny eksponat który wywoływał duże wśród zwiedzających emocje: co u licha, czego on chce? Uśmiechnął się trochę głupio, w podtekście ”idź pan stąd”*
Ja nie przywiozłem gazet… ja tu na specjalny kurs ze Skako. Przywiozłem robota. Ale musi mi pokwitować generał Qymaen lub pani… *Sięgnął po cyfronotes lezący na skrzyni wraz z jakimś innym, staroświeckim urządzeniem* Gawila Fler

Shalass - 2011-01-31 16:49:41

Oj do tego hangaru, to same najciekawsze persony ściągały. Najpierw Secorsha, później wpadł do środka rybolud, który wyglądał, nieobecny - półprzymknięte oczy, zamglone spojrzenie i dziwny przedmiot w rękach. Istny wookie na Ryllu. Shalass - złota rączka - programisto mechanik, wpadł zobaczyć, bo podobno coś przyleciało, a on wciąż nie umiał zrozumieć... czy inaczej pojąć(bo teoretycznie wszystko wiedział i umiał z tym pracować) jak to wszystko pływa bez wody w tym kosmosie. Uśmiechnął się na widok nowego znajomego, z którym ostatnio pił bimber. I tak szczerząc się tymi rzędami równych siekaczy, szedł jak idiota do rozmawiających.

Secorsha - 2011-01-31 16:53:15

*Seco natychmiast wyprostował się do pozycji pełnej gracji i zdumienia, a  jego mechaniczna łapa podniosłą się z cichym zgrzytem by rozgrzebać gniazdo na głowie. Złocistymi oczyskami patrzył na kuriera jak na kogoś, kto patrzy na niego jak wyżej opisano, a  to się Secowi nie podoba, bo on tu przecie prawie król, młodszy oficer, jego trza z szacunkiem traktować należytym lub nie*
Ja kuhrrwa jebie twa banthę kaloszem aż po same odpiehrrdolone na pizdohrróżowy kolohrr migdały, ze co kuhrrwa, ci moja żona potrzebna żeby jakiegoś piehrrdolonego rhobocika zostawić?! O… o kuhuuuuhrrwa, Shalass, jak dobrze że jesteś chuju złamany, chodź, trzeba temu celowi przypiehrrrdolić bo on aż się phrrosi! *I patrząc teraz na nadchodzącego „rybka” bezpretensjonalnie w zabraka palcem pokazał*

Fler - 2011-01-31 16:56:27

*nie no, tego to w żadnym kinie nie grali – pomyślał młody mężczyzna, odruchowo cofając się aż oparł się szerokimi plecami o zamkniętą gródź statku. Uniósł ręce pojednawczo, bo z debilami to nic nie wiadomo*
Ej, chłopie, co ci? Ja tu tylko doręczyciel jestem, mam go tu wysadzić i zjeżdżać, nie chce przeszkadzać, skoro Twoja żona to pani Fler, to zawołaj ją, podpisze, dostanie robocika i już mnie nie ma, gościu! Ja się nie proszę o żaden wpierdol!
*Stracha miał, nie ma co, bo wiadomo? a  wiele po cochrelu chodziło o tym widmie anegdot. Ze niby tu ktoś droideki molestuje i w ogóle…*

Shalass - 2011-01-31 17:11:49

Shalass podszedł bliżej, zerknął na Secorshę... Nikogo atakować nie będzie, ale wszystkie istoty były tutaj takie nielogiczne. Coraz bardziej dawał się ponosić tym ich dziwnym zabawom i tak było tym razem. - Asz jedhnakszsze wpierszdol będzie... Nhogi szię połamiesz, ogólnie nawalimy... - Dla większego efektu strzelił palcami, długimi, i mocnymi jak trzy ludzkie palce. Dla większego efektu, z jednej dłoni wysunął czarne pazury, które były ostre i długie. Nadal uśmiechałsię jak szaleniec, biorąc udział w tej grze. Ktoś by się spodziewał że spróbuje powstrzymać Secorshę?  Shalass, facet, który był chyba tutaj najczęściej ochrzaniany za odchyły w zachowaniu, za włamywanie się do nie swojej kwatery, ale wszystko przypadkiem, poza tym jego GENIUSZ technika wszystko rekompensował. Obecnie opracowywał nowy procesor dla droidek, który powinien zwiększyć ich funkcjonalność o kilka procent.

Secorsha - 2011-01-31 17:17:57

*Seco sceptycznie uniósł jedną  powiek tak wysoko e nad złotą tęczówką błysnęło białko oka. Na całe szczęście on nie miał problemu z funkcjonowaniem w społeczeństwie. To społeczeństwo miało lekki problem z funkcjonowaniem  Secorshą. Teraz stali obok siebie z Shalassem. Seco uśmiechnął się dziwnie*
No dobhrra, chuj tam. Ona na pewno zahrraz przyjdzie, ale nie mógłbym tego kuhrrwa ja pokwitować? W końcu mąż i żona to jedna dusza jest *Tu tak ujmująco nadgarstki do piersi przycisnął*

Fler - 2011-01-31 17:23:12

*Zabrak o kolorze skóry kawy z mlekiem stal się nagle jasnoorzechowy. Przełknął głośno ślinę. Dobrało się dwóch wariatów, pewnie wąchali płyn chłodniczy z myśliwców i teraz bić się chcą!  Nerwowo porwał ze skrzyni ten drugi przedmiot, nie będący cyfronotesem. Był to pulpit kontrolny, wiec jeśli ten drugi był geniuszem, to rozpozna w tym właśnie zdalne sterowanie do jakiegoś droida. W końcu kurier droida przywiózł*
Mam obowiązek wydać tylko generałowi albo pani Fler…

Shalass - 2011-01-31 17:30:21

- Szeczorsza, on nam groszi dhroidem... Wiesz czo ja myszle? On nas obraża. Trzszeba mu dhać nauczke!   - powiedział Shalass do Secorshy, pokazując na to co trzymał kurier. Selkath podrapał się chwilę po wąsie, po czym zaskoczył. Gdyby był to komiks obok jego głowy pojawiłaby się żarówka. - A mosze on thegosz droidha dla pani żony przynosi. Ale ja ni wiem, then wpierdszol i thak sie chyba nalszy... - popatrzył na Kaleesha, choć nie był do końca pewien co ten zrobi. Jeśli chodzi o Shalassa to ten tekst z płynem chłodniczym mógłbyć nawet bardzo trafny. Przecież nie zawsze taki był, a dopiero jak zaczął pracować na Widmie. Coś mu tutaj musiało szkodzić, czy też poprawiać nastrój, ale nie przeszkadzało mu to zbytnio.

Secorsha - 2011-01-31 17:38:04

*Podparł sobie Seco kciukiem kącik ust. W sumie to dobry wpierdol jeszcze nikomu nie zaszkodził. Ale zaraz zaraz, niech no Seco genialny mózg pomyśli…
Przecież oni mają już droida! Co ta Fler wymyśliła?
Pod boki Seco sobie pięści wcisnął*
Wiesz stahrry, kuhrrwa, ja nie wiem… Ty, rogaty, co to za droid w ogóle jest? I po chuj mojej on? Mi nic nie mówiła, ja piehrrdole aż jajca dzwonią... kolejna dhrroideka? I ani mi się waż nim nas sthrraszyć, kolega tu jest najzajebistrzym mechanikiem o specjalizacji rhozpiehrrdalacza…

Fler - 2011-01-31 17:40:26

*Zabrak powoli, powoli począł się w bok wycofywać, by się za statek dostać*
Spokojnie, panowie, spokojnie, to wszystko było ustalane, ja jestem tylko kurierem, na miłość! To nie droideka, to taki stary robot… na Skako go mieli a ja o nim nic nie wiem!
*Nie spodziewał się czegoś takiego, czy ten robot to jakiś wyjątkowy towar?*

Ekhm ekhm… *Rozległo się nagle za plecami Seco i Shalassa*

Shalass - 2011-01-31 17:50:39

- Ja tesz nic nie wiem! - powiedział Shalass jakby to miało sens i jakby to czy on coś tutaj wie miało znaczenie strzelił ostro palcami idąc powoli za kurierem, kiedy za ich plecami rozległo się chrząknięcie. Wbrew pozorom Selkath znał takie chrząknięcia i na pięcie się obrócił, stając niemal na baczność. Głupi uśmiech natychmiast zniknął z jego twarzy, ale szybko się okazało, że to nie to kto myślał. - Szeczo, to pehwnie thwojsza żonha?   - zapytał wesoło kumpla, który pewnie teraz będzie miał nieźle przesrane. A jak to bywa jego to bawiło.

Secorsha - 2011-01-31 17:54:50

*Bo w filmach kretyni z uśmiechem takim jak Shalass na gębie miał śmieli się z takich sytuacji. Seco odwrócił się w drugą stronę i podrapał łeb znowu. Kurier za plecami obu został, zupełnie bezpieczny, bo oni jak drapieżnicy czaili się na niego*
Eeee… kochanie?

Fler - 2011-01-31 18:04:59

*A za nimi, tak, w rzeczy samej i we własnej osobie*
Tak, jego żona *odparła wysokim głosem, ów głos zdradzał irytacje, bo przeważnie miała głos głębszy i niższy. Stalą prosto, wdzięcznie, ale i w pozycji nieco bojowej. Nie kaleeshianka. Ciemnozielona, gładka, pokryta łuskami skóra, aksamitna i lśniąca. Długa szyja, kształtny gadzi łepek o orientalnych rysach twarzy i dużych, miedzianych oczach. z  głowy spadały wijącą się elastyczną kaskadą długie czarne włosy. Fler trzymała się pod boki odziane (tak jak i całe ciało) w grafitową sukienkę. Na piersi, umieszczone w chuście zawiązanej z tyłu spało małe dziecko*
Secorsha, czy ty już nie masz co robić? *Syknęła po czym wychyliła się zza nich by złapać wzrokiem kuriera*
Już w porządku, spokojnie. To ja jestem Fler Gawila

Shalass - 2011-01-31 18:10:52

Popatrzył na kuriera i jego reakcję. - Szeczo, trzeba było powiedziesz że jesztesz Flersz Gawilsza! - powiedział do Kaleesha. Co z tego, że ten nie jest kobietą? Dla Shalassa to było proste, trzeba było kłamać i z głowy. Zawsze wszystko łatwo przychodzi, jak się głupio szczerzysz i wydajesz być pewnym siebie. Ludzie tacy już są, Shalass pamiętał, jak kiedyś poszedł jeszcze jako kijanka na zebranie rodzicow przebrany za swojego ojca. Ale lanie dostał. Może dobrze, że Seco nie przebrał się za Fler Gawila, bo też by go zbiła po gołej dupie?

Secorsha - 2011-01-31 18:16:05

Przecież ona jest kobietą, khrretyńcze! *odparł zupełnie jakby strofował cos drobnego, a  nie zapytanie czemu nie mógł udać baby.
Seco kołnierzyk se poprawił w wymietolonej koszuli i teraz patrzył na to, co Fler będzie robila z kurierem. Raczej wpierdol mu nie da. Wpierdol to Seco dostanie. Na golą dupę. Eh…*
Kochanie, a  może mnie oświecisz po co ci kolejny dhrroid?

Fler - 2011-01-31 18:24:12

*Obejrzała się przez ramie na ich obu. Zmrużyła oczy niby gniewnie, ale widać było ze już jej przeszło. Seco już taki był a Shalass… widocznie był podobny. Zafalowała ogonem. Ośmielony kurier wypełzł zza ścianki statku, z kontrolką pod pachą*
Dziękuje… tu pokwitować.
*Fler podpisała i wróciwszy do obu panów, nacisnęła ich na klaty co by się odsunęli*
Rampę będzie opuszczał *wyjaśniła*
To nie mój droid. Z dziesięć razy ci mówiłam, oto efekt: tak mnie słuchasz. Jeszcze dziś rano przy śniadaniu mówiłam ci o tym droidzie… Tak, dziękuje
*Przejęła kontrolkę. Dmuchnęła w nią. W górze widniało nieco starte już logo Cestus Cybernetics*

Shalass - 2011-01-31 18:32:04

Shalass cofał się pod siłą kobiety, aż byli w bezpiecznej odległości. Minę miał nietęgą, jakby mu coś tutaj nie pasowało. Coś było nie tak, przecież... - No i cósz, że kobihetą... Na Czuuruszczant widzihałem facetów przszebhranych za bhaby, dziwne zwyczaje macie... - zamrugał i popatrzył na Secorshę, jakby ten oszukiwał w Sabaka. -Wiec mógł udhawacz Flersz Gawilsza. - uparł się przy swoim, bo wiedział co widział. Zwyczaje tej galaktyki go zaskakiwały, na Manaan nie miewali takich dziwactw, a facet, który przebrałby się za kobietę byłby uznany za wariata, ale we wielkim świecie to normalne. Pewnie z nudów się zamieniają, nie mają tutaj rekinów, to jeden facet jest babą, druga baba jest facetem wszyscy są zadowoleni, zupełnie jak po dosiadaniu firaxana i ściganiu się na nim.

Secorsha - 2011-01-31 18:42:14

*Kiedy Fler odsunęla się, Seco przywarł do Shalassa i nachyliwszy się do niego tak rzekł*
Facet przebhrrany za babę jest pedałem a takim to się należy bezwahrrunkowy wpiehrrdol! To sobie do konca życia zapamiętaj: bić pedałów bo to piehrrdoleni zboczeńcy, macają się z chłopaki i dotykają pisiohrrami
*Odchrząknął głośno, jakby się resetujac. Shalassowi nie opłaca się tłumaczyć bo on to może tak przerobić ze ho ho*
Nic to kuhrrwa, gówno dupa pizda cycki i wazelina! *Strzelił z kłykci organicznej ręki i wbil wzork w rampę. Zaraz droida obejrzą*

Fler - 2011-01-31 18:51:18

*Fler cofnęła się miedzy nich. Może to sprawi, ze zaczną się zachowywać. Zerknęła na Shalassa, którego nie znała osobiście. Chwilę przyglądała mu się a wzrok miała bardzo serdeczny. Posłała ryboludowi lekki uśmiech, po czym wbiła się biodrem w Secorshę, jakby mówiąc: spokojnie, czyli: ani mi się waz ruszyć bo w łeb!
Rampa opadła, ukazując ciemne wnętrze przestronnej ładowni, w  której w mroku rysowala się sylweta czegoś wielkiego. Zabrak wszedł do środka i znikł w ciemności, gdzieś za ów monstrualnym cieniem. Rozległo się klepniecie, jedno, drugie, potem mocniejsze. „No wyłaź, wyłaź”. I w końcu cień się ruszył. Uruchomił się szumiały generator, ciężkie tłoki hydraulicznych wysięgników sapnęły, syknęły. Wszystko szumiało, trzeszczało cichutko. Człap – jedna noga, wielka jak u banthy. Druga… kolejny krok…
Rampa ugięła się, ułożona pod dużym kontem, kiedy blisko dwutonowy olbrzym schodził na pokład widma. Przypominał kabinę myśliwca na dwóch masywnych nogach. Po obu stronach łba, na krótkich ramionach umieszczono wręcz monstrualne działa…*

Shalass - 2011-01-31 18:58:56

- Thak, sprzedawali waszeline! - powiedział Shalass słysząc znajome słowo, o którym już zapomniał. Ciekawe do czego jest ta wazelina i po co była facetom przebranym za kobiety, których Seco nazwał pedałami, którym kazał wpierdolić, którzy się dotykają. Uśmiechnął się lekko do Fler, po czym popatrzył na rampę. Kiedy maszyna zaczęła opuszczać statek, Selkath natychmiast zapomniał o pedałach, a jego dłoń powędrowała ku wąsowi, który pocierał w geście głębokiego zainteresowania. Przekrzywił lekko głowę w prawo i podziwiał cudeńko, które powoli spływało na pokład hangaru jak.

Secorsha - 2011-01-31 19:05:24

*A Seco… Paszczę szeroko rozwarł i cofnął się o kilka kroków kiedy ten… potwór wyłaził. Oczy zrobiły mu się wielkie, okrągłe jak denka od butelek*
O ja… kochanie… ja piehrrdole, kuhrrwa jebana w oczko, to jest… kuhrrwa mać, stój! Stój, ty… kuhrrwa Duży… o… ooo… Shalass, on tym chciał nas załatwić… *Drżącą ręką na kuriera wskazał. Zamrugawszy kilka razy przyjrzał się bestii. Nigdy czegoś takiego nie widział. A nie, nie, widział, w gazecie. Tak, już sobie przypomniał. Fler mu pokazywała, on nie słuchał. Ale nie sadził, ze to zainteresowanie tematem jest aż tak głębokie.
Zerknął na kontrolkę w rękach Fler*
Cestus Cybernetics?

Fler - 2011-01-31 19:16:37

*Kiedy ostatni krok postawiony do przody zwolnił nacisk, rampa odskoczyła do góry jak na sprężynach. Ciężko droid zamarł w bezruchu, stojąc na podniesionych wysięgnikach nóg – lśniących, choc zaśniedziałych przedłużeniach skierowanego w tył kolana. Jego pancerz miał spokojny, szary kolor. Znaczenia i detale były zszokowanymi już czarnymi paskami. Czarna i lśniącą byłą także siatka pokrywająca górną część łba. Pod siatką miarowo, jednostajnie migała zielona dioda statusu. Olbrzymie działa miały po kilka luf, co dowodziło różnorodnego uzbrojenia, w  tym dociskowej broni fizycznej.
Maszyna nie odezwała się. Nie zareagowała na Fler, trzymającą kontrolkę, ani na stękanie Secorshy.
Fler promieniała, zaciskając palce na pulpicie kontrolnym*
Jest wspaniały, nie sądzicie?

Shalass - 2011-01-31 19:22:37

- Szliczny... - powiedział Shalass obserwując uzbrojenie maszyny. Taka jedna maszyna mogłaby stanowczo i ostro zmienić sytuację na Manaan... Imperium by zobaczyło co Selkath'ci o nich myślą, ale niestety, rybolud nie miał takiej siły przebicia, aby przekonać korporacje do pomocy jego planecie. Pewnie teraz już nie ma komu pomagać. Uśmiech zniknął z twarzy, a i powietrze wydawało się sztuczniejsze niż zwykle. Shalass stanowczo miał ochotę wyjść, ale jakoś nie mógł się na to zdobyć, więc opadł ciężko na jakąś skrzynię, która zazgrzytała lekko pod jego ciężarem. Patrzył na robota przybity, czując dużą potrzebę udania się do tajnej bimbrowni.

Secorsha - 2011-01-31 19:27:21

*Seco skrzywił pysk, cofając się nieco, jakby uciekając od droida*
Jest kuhrrwa wielki jak chuj impehrratohrra…[i]Nie zdecydował się by dotknać maszyny. Nawet się nie odezwała. Może nie umie mówić. Jego żona była zachwycona, ale dla niej wszystko co wielkie i ciężko uzbrojone, jest wspaniale*
[i]Shalass, ale ty się nie bój, nie ma się czego bać, phrrawda? Nie zabije nas. Kochanie, ale co to w ogóle jest?

Moc - 2011-01-31 19:34:10

*Grodzie do hangaru otworzyły się i do środka wlewitowała sobie mała platforma repulsorowa na której siedział sobie mistrz Yoda. Od czasu odlotu Hakona, Takena i Nasha medytował, chcąc dowiedzieć się czegoś o ich losie. Przeczuwał, że są cali i zdrowi, więc trochę się rozluźnił. Postanowił więc odwiedzić hangar, by dowiedzieć się w jakim stanie jest statek Jedi, bo za niedługo będą musieli wracać na Tython, i tak już tutaj za długo przebywali w gościnie u Generała. I wtedy, gdy wlatywał sobie to wyczuł jakieś wzburzone emocje a wtedy też dostrzegł co jest tego przyczyną. Jakiś olbrzymi droid oraz grupka stłoczonym przy nim osób. Rozpoznawał dwie, Samrune oraz jej męża, Secorshę. Póki co czaił się Yoda z boku, ciekaw co się dalej stanie... prawdę powiedziawszy to dawno nie miał takich... atrakcji.*

Fler - 2011-01-31 19:37:26

co się stało? *zapytała z troską widząc, jak Selkath oklapł. Może jakieś skojarzenia*
On… nie zrobi nikomu krzywdy… *Raczej niemożliwe, by Shalass pamiętał jakies krzywdy związane z tą maszyną. Było ich szesnaście sztuk w całej galaktyce*
To jest… droid egzekucyjny… ED, numer 12… ma ponad dwieście lat…
*Uniosła dłoń. Dziecko w chucie na jej piersiach spało słodko.
Fler poczeła zblizać się do maszyny, krok po kroczku, z  wyciągniętą reką, by dotknąć boku działa. Zabrakło kilku centymetrów, droid z ciezkim szumem tłoków w nogach przeważył na druga stronę i odszedł o krok, uciekając od kobiety.
A Fler cofnęła rękę jak ktoś, kto nie wie o co chodzi. I wtedy dostrzegła Yodę. Nie przywitała go, by go nie zdemaskować. Sama poczuła się dziwnie… odepchnięta. I to za sprawa maszyny…*

Shalass - 2011-01-31 19:48:33

Shalass pokręcił głową przecząco - Ni boje szie maszny. - i to by było na tyle, zamilkł, a w jego głowie kłębiły się myśli o jego pobratymcach zniewolonych przez imperium i zmuszonych do wykonywania ciężkich prac, zabijanych i karanych za czary. Jeśli zaś o to chodzi, Yoda ewentualnie mógł wyczuć u niego wrażliwość na moc, niewielki potencjał, ale ktoś u kogo przeprowadzono podstawowe szkolenie w posługiwaniu się nią. Selkath należał do Zakonu Shasy, o którym stary mistrz Jedi pewnie miał jako tako pojęcie. Grupa mocowładnych Selkathów która miała bronić planety, co za ironia, kiedy główny cel nie wychodzi. Jednakże aż tak nie dotyczyło to Shalassa, który chyba nie był długotrwałym członkiem, nie mówiąc o tym, że nie było widać przy nim miecza Fira(nieznaczy to, że taki nie istnieje).

Secorsha - 2011-01-31 19:53:47

*Seco nagle stracił zainteresowanie smutkiem Shalassa*
Ze co? Dhrroid egzekucyjny? Ja piehrrdole, kochanie, czy ty aby nie przesadzasz? Nie mogłaś sobie sphrroiwadzić.. nie wiem, dhrroida spawacza, tylko coś takiego? To jest wielkie, ja piehrrdole, wielkie i… i cie nie lubi, widzisz? *prychnął, zupełnie jakby był zadowolony, ze robot nie pragnie bliskości jego żony. Jeszcze wprawdzie nigdy nie obserwował usuwanie się robota od ręki istoty organicznej, ale jakoś zamiast się nad tym zastanowić ewidentnie zadowolony był*
Kochanie, odeślij go, jak Dżony go zobaczy to będzie dym jak jasna dupa…

Moc - 2011-01-31 20:00:35

*A Yoda spokojnie obserwował wszystko z boku, nieco się domyślając o co chodzi. Osobiście nie rozumiał tej fascynacji droidami i sztuczną inteligencją. Wiele osób zamiast skupiać się na istotach żywych, które są cudem, wolało skupiać się na rzeczach martwych, obdarzając je wolą, myślą a w skrajnych przypadkach nawet uczuciami. A raczej ich namiastką. Było to w pewien sposób nienaturalne i Yoda tego nie pochwalał, chociaż droidy bywały przydatne, ale jako narzędzia. Po to w sumie je tworzono, jako pomoc dla istot żywych... Yoda westchnął, to nie była jego sprawa i chyba był w takich wypadkach postrzegany jako staromodny, ale tak już został wychowany i kształcony. Mała platforma skierowała się k wnętrzu hangaru, trzeba było poszukać jakiegoś mechanika, by zapytać  stan statku.*

Fler - 2011-01-31 20:07:41

*Odsunęła się, obejmując wcześniej wyciągniętą rękę druga, tuż pod chusta w której drzemał Ven*
Jest po prostu… zdenerwowany. To dla niego przecież nowe miejsce. Nowe osoby. Dobrze wiesz, jak głęboko droidy potrafią reagować. *Cały czas czuła położenie mistrza względem nich ale nie chciała zdradzić jego obecności. Zaraz wszyscy zaczną zachowywać się nienaturalnie. Nienaturalność była tak samo naturalna jak naturalność w dzisiejszych czasach. Droidy gdyby nie miały się pojawić i nie miały dla siebie miejsca w galaktyce, nie pojawiły by się. A przecież coś sprawiało, ze działały, i była to energia, a  każda energia wiąże się z Mocą.*
Secorsha, tu nie chodzi o to, ze sprawiłam sobie nowego droida, on nie jest mój… on jest… *Spojrzała w kierunku maszyny, która wyraźnie teraz zdystansowała się względem nich* …jedyny w swoim rodzaju, Seco. Próbowałam cie na to przygotowac, tłumaczyc, a ty? Ty mnie w ogole nie słuchasz, kochanie *Tu odwróciła się do Seco. Do Seco mogla gadać co chce i jak chce. Natomiast patrząc na droida czula się dziwnie… speszona*

Shalass - 2011-01-31 20:18:38

Shalass miał podobne podejście do Mistrza Yody, nawet jeśli maszyna wydawała się bliska człowiekowi, to to tylko programy, które przyswajają dane, a następnie je wypluwają. Nie mają uczucia, nie takiego prawdziwego, mogą jedynie je udawać, a chwilę później odstrzelić głowę bez skrupułów. Należało zachować dystans, najwyraźniej ta rozpieszczona droideka należała do Gawilów. Shalass westchnął cicho i oparty, patrzył na to, jak Secorsha wita nowe pisklę w swoim gniazdku. Unikalną i jedyną w swoim rodzaju broń - maszynę do zabijania, która przelewała pewnie krew na lewo i prawo. Ale co on tam wie... Z żonami się nie dyskutuje, więc pewnie Seco jest na straconej pozycji i aż dziw, że wogóle próbował się sprzeczać o ED. Mechanik wyprostował nogi, jakby rozleniwiony nieco. Narzucony na pancerz uniform korporacji ledwie wisiał mu na ramionach.

Secorsha - 2011-01-31 20:28:08

Niieee no *przeciągnął dziwnym tonem*
Słuchałem, tehrraz to nawet sobie przypominam, ale nigdy nie mówiłaś, ze to thrrafi tutaj, przecież… przecież to jest niebezpieczne, Flehrr! Jeśli wszystko co mi mówiłaś to jest phrrawda to święty Palpatine piehrrdol nas wszystkich  dupsko, amen!
*Strząchnął ramionami*
I do tego jak widać silnie zesthrresowany jest. No to co, omijać, nie?
*Seco był na przegranej pozycji? On w ogóle na pozycji nie był, trzecia linia za bramką, ot co! On z  kolei droidy traktował jak… jak coś, co mu (i wszystkim) się należy z racji pozycji „białkowiec”, nie uprzedmiatawiał ich w każdym swoim geście i lubił je, a  czasem (znany jeden przypadek) odbijało mu i stawał się gorszy od Fler. Ale generalnie nie był istotą specjalnie skomplikowaną i tak jak Haris kochał sofę, tak on uważał ze można kochać i droida i myszokrólika i swój statek. z  tym ze wiadomo iż każda z tych rzeczy może dać właścicielowi cos innego. Z droidem można się dogadać na wyższym poziomie niż ze zwierzęciem. Natomiast czym ten droid jest to już go niejako nie interesowało.
Właściwie to dla Seco droid był droidem, ale swój droid to naddroid. A ten swój nie był. Tego Seco nie lubił, bo to… dziwne takie.
Objął swoją żonę ramieniem, wiedząc ze będzie miał później długi wykład…*

Moc - 2011-01-31 20:37:00

*Yoda po prostu oddalił się a że nikt nie zwracał na niego uwagi to i sam się ujawniać nie będzie, bo zdawał sobie sprawę z tego, jaka reakcja zazwyczaj towarzyszyła jego pojawieniu się. Wszyscy stawali się nagle dziwnie spięci i uważali na to co robią i co ze sobą reprezentują. To było dosyć nienaturalne... więc mistrz Jedi oddalił się na bezpieczną odległość, by porozmawiać z technikami, ale cały czas miał na oku tą grupkę przy wielkim droidzie. A co do niego samego to już sam wygląd był niepokojący. Sylwetka, uzbrojenie... po co komu takie wielkie maszyny zniszczenia? Yodzie zaraz nasunęło się skojarzenie z Separatystami Dooku. Wynikło wtedy z tego wiele zła, teraz też może...*

Fler - 2011-01-31 20:44:03

Jest nieuzbrojony *Odparła na tyle głośno, ze wszyscy którzy naokoło się przysłuchiwali (bo na pewno mistrz Yoda nie był w  tym osamotniony) mogli poczuć się bezpieczniej.*
Dzony tez na początku był nieuzbrojony, bo wszyscy się go bali, a  okazało się ze zupełnie nie ma czego
*Wzruszyła ramionami i przytuliła się do męża.
Droid przyglądał się im, choć nie było tego widać. Nie było widać jego oczu, tylko tę błyszcząca siatkę. Stał w bezruchu, ale w pozycji z której mógł zarówno uciec jak i zaatakować. W oddaleniu, bezpiecznym obserwatorium, z  cichym szumem. I zupełnie niespodziewanie górna część nagle obróciła się o kawałek, jakieś trzydzieści stopni. Pochyliła się także dosłownie o dłoń. Zauważył Yodę. Teraz na niego patrzył. Działa na ramionach cofnęły się nagle, z głośnym sykiem pracujących ciężkich mechanizmów. Zachował się zupełnie jakby Yodę rozpoznał.
Fler sapnęła głośno* ED! *Krzyknęła, podnosząc ręce i klaszcząc, jakby chciała zwrócić na siebie uwagę maszyny. A raczej – odwrócić ją od Yody.*

Shalass - 2011-01-31 20:51:07

Shalass zerknął w kierunku, w który zwróciła się maszyna i zobaczył jakiegoś zielonego, śmiesznego karzełka. Wielkie mi rzeczy. Stary do tego był, no ale może jakiś ważny, to też Selkath pomachał mu ręką, po czym oparł się lekko o kolano. Jakoś mu się ta obecność zielonego dawała we znaki, jakby ktoś na niego patrzył, a jednak Yoda nie zwracałna niego uwagi, poprostu czuł go. Był zdecydowanie inny niż reszta tutaj obecnych? Odwrócił się jeszcze w kierunku tego stworka, żeby mu się dokładniej przyjrzeć.

Secorsha - 2011-01-31 20:56:51

Tang się go bał, ja się nie bałem Dżonego *Burknął, gładząc talię swojej żony i właściwie przestał patrzeć na monstrum. Po prostu skupił się na niej, przyjmując ów fakt ze blaszak jest, bo jeśli zarząd cochrelu stwierdził, ze ma być tu, to będzie. Fler, miłośniczka droidów na pewno będzie koło niego skakać. Ale póki co teraz wyskoczyła, aż Seco przytrzymał zawiązaną na niej chustę z dzieckiem*
Przestań! Bo zmieni zdanie! *Warknął. Z lekkim przestrachem łeb uniósł i dostrzegł Yode. Yoda ważna persona, owszem, ale lepiej on niż my – odwieczne prawo „lepiej jeśli”. Shalass dostał depresji (brak witaminy b jak bimber). Ten głupi kurier gdzieś zniknął, pewnie żreć poszedł. Jego statek został a droid chce zaatakować Yodę!
No cóż, odważny Seco żonę pożegnawszy począł z zacięciem zbliżać się do „dwunastki”, celując w niego palcem jak mieczem*
spocznij… SPOCZNIJ! Dezaktywacja!

Moc - 2011-01-31 21:06:12

*Zainteresowanie droida jego osobą jakoś Yody nie ruszało, chociaż ciekawsze było to, dlaczego w ogóle na nim się skupił, skoro miał wokół siebie taką małą grupkę zainteresowanych, podczas gdy mistrz Jedi trzymał się z boku. No ale wielkie, brązowe oczy zielonego skrzata odwzajemniły to "spojrzenie" droida ze spokojem, ale potem Yoda poczuł coś innego. Spojrzenie kogoś, kogo w sumie nie znał, ale wyczuwał coś znajomego. Powoli jego wzrok przeniósł się z wielkiej maszyny i spoczął na tym selkathcie. No i wtedy mistrz Jedi jasno poczuł co to było, ten osobnik był wrażliwy na Moc. Czemu też wcześniej tego nie wyczuł? Yoda uznał, że to przez zbyt dużą ilość trosk, które wziął na siebie w ostatnim czasie.*

Fler - 2011-01-31 21:10:51

*Podniosła z ziemi kontrolkę, która wypadła jej jak machała rękami. Przytrzymując dziecko przyjrzała się uważnie. Ale nie potrafiła jeszcze tego obsługiwać…
Kiedy krzyknęła, ED odwrócił łeb, równie niespodziewanie, ze świstem, i można było mu spojrzeć „oko w oko” w lufy.
Natomiast na Secorshę nie zwrócił uwagi. Nie zainteresował się ani jego pewną siebie postawą, ani wykrzykiwaniem poleceń, które przechodziły mu obok. Maszyna powtarzając wcześniejszy ruch odwróciła się znowu tak, by patrzeć na Yodę. Coś to znaczyć musiało, być może przyjdzie czas i ktoś się tego dowie. Być może nie.
Sama Fler także spojrzała na Yodę, który teraz patrzył na Shalassa, wiec i ona na niego zerknęła, a  ten siedział.
A oni gadają, ze ja jestem dziwna – pomyślała w trakcie tej wędrówki spojrzeń. Poczuła się dziwnie zażenowana…*
Secorsha, nie rób z siebie durnia *Rzucila za mężem. Seco, on ma cie w dupie…*

Shalass - 2011-01-31 21:19:49

Shalass przymknął lekko oczy, ale nie w ten sposób co zwykle(jakby był przyćpany), to było skupienie. Przypomniał sobie wszystko co wiedział na ten temat i spróbował sięgnąć umysłem do tej istoty... to powinno być łatwiejsze ze względu na silną aurę. Ostatni raz poczuł taką moc... tak to słowo, to jest moc. Poczuł to ostatnim razem, kiedy człowiek zwany Lordem Vaderem przybywał na Manaan, a oni musieli uciekać kilka dni później. Jednak ten osobnik był inny, jakby nieskazitelnie czysty, Shalass pozwolił swojemu umysłowi ponieść się w stronę Yody, chociaż nie wiedział co z tego wyjdzie.

Secorsha - 2011-01-31 21:26:40

*W połowie drogi zakręcił się na pięcie*
Nie rhobie z siebie duhrrnia, tylko bohatehrra!
*Bo skoro droid był nieuzbrojony, to czego tu się bać, przecież go nie ugryzie. Chwilę popatrzył na Shalassa. Podrapał się po głowie*
Te, chuju? Na pewno dobrze się czujesz?
*Stał tyłem do EDa, teraz już bez lęku, bo mu w plecy nie strzeli.
Ale Shalass raczej nie odzyska mózgu, wiec Seco znów podjął wędrówkę, by stać się bohaterem, a będąc już przy samym droidzie zamarł. Sięgał mu łbem do działa w tej chwili. Wahał się chwilę, po czym zacisnąwszy pieść mechanicznej ręki, wziął zamach i trzasnął droida w działo, z  boku. Metalem o metal*
Spocznij, zostaw mistrza!
*Bo i Seco już Yode zauważył*

Moc - 2011-01-31 21:30:41

*Yoda wyczuł tą próbę kontaktu i od razu odpowiedział na nią, wypuszczając swoje myślowe macki czy też liny, którymi zręcznie oplótł Shalassa i zaczął go nieco przyciągać do siebie. Przekazywał mu również swego rodzaju obrazy myślowe wymieszane z uczuciami oraz myślami samego Yody. Wszystko to dotyczyło Jedi oraz Mocy. Ciężko to było jednoznacznie odpisać, gdyż doznania te były wielowymiarowe, dotyczyły wielu spraw, ale selkath mógł wywnioskować z nich to kim jest, czym jest Moc i kim jest Yoda. Oczywiście jeśli dostatecznie się skupi i będzie szukał odpowiedzi. Bo jeśli potraktuje te wizje jako głupie obrazy, to niczego się nie dowie. Yoda go pod pewnym względem testował przy tej okazji, sam nie poruszył się jednak z miejsca.*

Fler - 2011-01-31 21:34:45

*Droid wielki i niewzruszony bohaterstwem zbliżającego się kaleesha dalej stał i kierował pozbawione oczu spojrzenie na niewielki przy nim punkcik, którym był Yoda, i moc raczy wiedzieć, dlaczego akurat tak. Jednak wtem wydarzyło się coś, czego nie spodziewał się się sam ED. I w chwilę, dosłownie ułamek sekundy po tym zdarzyła się reakcja na ów zdarzenie – uderzenie robota. Górna cześć okręciła się błyskawicznie a masywne działo z rozmachem przyrżnęło Secorshy w łeb i bynajmniej nie był to ruch niezamierzony, o czym świadczyło stłumione, ale jednak wymowne rykniecie drapieżnego zwierzęcia*

Shalass - 2011-01-31 21:45:52

Shalass początkowo się zawahał, ale tylko na krótko, a później zdał się na swoje przeczucie i oddał się wizji, jego umysł oddał się pojmowaniu widzenia świata przez Yodę, równocześnie otwierając swoją blokadę i wpuszczając mistrza do swojego mózgu. Pełen był cierpienia i poczucia winy, że nie walczy razem ze swoimi rodakami o wolność, była też kobieta i jakiś przedmiot, symbol przypominający wibromiecz. Przez chwilę obawiał się, że połaczenie się zerwie, nigdy nie połączył tak umysłu w mocy, jednak Jedi był silny, dużo silniejszy od niego. Starał się możliwie chłonąć wiedzę, jednak delikatnie nie będąc w tym agresywnym. W pewnym momencie zerwał połączenie, początkowo nie będąc pewien dlaczego. Szybko jednak zobaczył jak droid przywalił Secorshy. Rozproszony, zerknął na Yodę.

Secorsha - 2011-01-31 21:48:46

*Jęknął głośno i po chwili gruchnął o ziemie kilka metrów dalej, i miał teraz bliżej do żony niż do droida. Nawet nie wiedział, jak to się stało. W amoku dźwignął się na łokcie, upadł. Z pyska i nozdrzy krwawił obficie a skroń zaczęła mu puchnąć. Zaniósł się kaszlem i dźwignął raz jeszcze, tym razem podnosząc się na kolana*

Moc - 2011-01-31 21:53:59

*Yoda ostrożnie badał psychikę selkatha, ale miał w tym wielowiekową wprawę, więc sam Shalass nie poczuje praktycznie nic, poza świadomością, że jakiś potężniejszy umysł niejako ociera się delikatnie o jego własny, jednak bez agresji. Myśli Jedi były w tej chwili jak spokojny i czysty górski potok, który niósł ze sobą ukojenie dla umysłu jak i duszy, jednak wkrótce potem połączenie zostało zerwane a Yoda spojrzał na droida, który zareagował na coś, jednak nie wiedział na co. Nie skupiał się na tym, co się dzieje wokół, więc był troszeczkę zaskoczony, ale potem na chwilę znowu na selkatha spojrzał po czym przywołał go spokojnym gestem dłoni. Droidem zajmie się już Samrune, ale jeśli będzie wymagać tego sytuacja to Yoda oczywiście wkroczy.*

Fler - 2011-01-31 21:56:33

*Fler krzyknęła, i przytrzymując dziecko  chucie rzuciła znów kontrolkę na podłogę i podbiegła do zakrwawionego męża*
Oh, Seco… mówiłam, mówiłam – zostaw, nie rób z siebie idioty… Oh, Seco, patrz na mnie, powiedz coś! *Przyklęknąwszy przy nim wyciągnęła ręce ku twarzy męża, ale nie dotknęła, bojąc się ze uszkodzi go bardziej. Możliwe, ze czaszka pęknięta, czy coś…
ED zaś stał tam gdzie stał, teraz  działami podniesionymi wysoko jak do strzału. Ale długo to nie trwało. Widać szybko przeanalizował sytuację, bo zaczął się wycofywać. I widać było ze on już to przerabiał*
Shalass! *krzyknęła do selkatha*
Zawołaj doktora… albo Reginę! *Miała nadzieje, ze rybek jednak wybierze ratowanie kolegi nad zgłębianie Mocy*

Shalass - 2011-01-31 22:06:16

W oczach Shalassa Seco wyglądał na poważnie uszkodzonego, nie znał się co prawda na Kaleesh'ach, ale krew cieknąca z każdej dziury w ich łbach to raczej nie dobrze. Nie było czasu na Yodę, ale to potrwa chwilę. No cóż, nie był Jedi, kierował się uczuciami, ale chyba Yoda też by pomógłSecorshy gdyby widział z bliska w jakim jest stanie.  Bez dłuższego zastanowienia, sięgnął po przedmiot z którym przyszedł. Obrócił jego główkę o kilka kresek, po czym powiedział dosyć wyraźnie. - Dhothorek zgłosz szie, poważnie ranny paszient w hangarze. Dhoktorhek szybcko! - powiedział do komunikatora, który był zmyślnym urządzeniem wielofunkcyjnym. Podszedł szybko do nich szybko - Nie ruszaj szie Szeczo! - powiedział dosyć ostro.

Secorsha - 2011-01-31 22:10:24

*Spuścił łeb niemal dotykając podłoża i porzygał się obficie, z krwią i jakimś śluzem, cudem nie na Fler. Kiedy podniósł głowę jedno oko miał przekrwione. Usiadł na łydce, podparty mechaniczną reką, a  organicznym przedramieniem otarł usta*
kochanie, co się stało?
*Pociągnąl nosem. Leb się machał*
Shalass, ja z tobą piłem? Ty mi najebałeś… oddam ci, skuhrrwysynu… ale może juthrro… dziś nie mam dhrrobnych…

Nordom Solus - 2011-01-31 22:12:55

No, co tam chcesz moje Ty gadające Sushi? *Głos charakterystyczny odezwał się w komunikatorku Shalaasa.* Komu coś się urwało? *I jak zawsze profesor pytanie standardowe w jego wypadku zadawał. Co się komu urwało. I najlepiej by było gdyby kończyna urwana się nie nadawała do użytku. Ku nieszczęściu profesorka obecna medycyna i technologia pozwalała mocno zmasakrowane kończyny przymocować sprawnie i uczynić je funkcjonalnymi przez co w naprawdę tylko skrajnych przypadkach mógł się pobawić we wstawianie kończyn cybernetycznych lub ich syntetycznych kopii.Choć z technologią dostępną na hypori pewnie by był w stanie nawet brakującą kończynę wytworzyć.*

Moc - 2011-01-31 22:14:44

*Yoda zamknął oczy i sięgnął Mocą do Secorshy by zbadać jak poważnie jest ranny. Mistrz Jedi nie widział co tak na prawdę się stało, więc nie zareagował od razu, ale teraz zdecydował się mu pomóc. Otworzył oczy, powoli wstał na swojej platformie... i sekundę później był już przy leżącym kaleeshu a ci co go obserwowali w tej chili to mogli tylko zauważyć zielonkawą smugę lecącą w powietrzu. Teraz zaś Yoda stał przy Seco i położył rękę na jego głowie, zamykając oczy. Zaczął powoli przelewać Moc do jego rannego ciała, zaś sam jedi skupiał się na poszukiwaniu nitek życia w jego organizmie, które ucierpiały w wyniku działalności droida. I tak wszystkie te uszkodzone połączenia zostawały powoli leczone przez Moc wielkiego mistrza. Ale zwyczajny odpoczynek też mu się przyda jak również trochę leków na ból.*

Fler - 2011-01-31 22:20:09

*Wzdrygnęła się, bo ona dla odmiany nie wiedziała jakim cudem Yoda znalazł się nagle tak blisko, ale nie ważne, ważne ze jest. Dziecko zaczęło się kręcić, wiec sprawnie i szybko odwróciła chustę tak ze syn był na plecach.
Widząc, co robi Yoda, po prostu przytrzymała Secorshę, sama rozszarpywana w głębi sienie na sto kawałków.*

Shalass - 2011-01-31 22:28:31

A jednak doktorek może nie mieć nic do roboty. Shalass musi kiedyś się dowiedzieć, jak robić takie cuda z mocą, aby naprawić człowieka. To byłoby dużo przydatniejsze od lewitowania cyfronotesu. Popatrzył na Seco i odsunął się nagle trochę. Czuł, że wszystko będzie dobrze i czuł się tutaj zaskakująco niepotrzebny. Usiadł na skrzyni, czekając, aż wpadnie doktorek narzekając że ponownie go wezwał bez celu. Stary pierdziel wogóle nie znał się na żartach.

Secorsha - 2011-01-31 22:31:19

*To, co pod czerepem działo się najłatwiej było określić jako wstrząśnienie mózgu, jednak ze względu na specyfikę budowy kaleeshianskiego łba i twardości czaszki, nie stwarzało to zagrożenia dla życia. Co nie znaczy, ze pomoc się nie przyda.
Faktem było natomiast jedno: droid umie jebnąć. Bo uderzyć a jebnąć, to różnica.*
eeee… nic już, kochanie. *Dał się położyć, oczy zamknął i poddał się Yodzie*

Nordom Solus - 2011-01-31 22:35:45

*A tu do hangaru wpadło sapiące, kuśtykające i stukające laską podstarzałe cuś. Choć nie tak stare jak Yoda. No tutaj by musiał się chyba profesor zmumifikować by tyle wytrzymać. Ale gdy tak sapiący profesorek dotarł, nie wiedząc co się dzieje, z apteczką podręczną przy sobie, ognikiem w ślepiach... podbiegł on do tego co leżało rozciągniętego na podłodze hangaru. I tak też widząc zakrwawiony ryj Secorshy wzrokiem powiódł od Yody trzymającego rękę na jego głowie, na Secorshę i znów na Yodę i wypalił .*No wiedziałem,że on kiedyś jakiegoś Jedi wkurwi, ale żeby mu jeszcze Mistrz Yoda musiał w mordę tak dawać?To już chłopak musi mieć talent.

Moc - 2011-01-31 22:44:57

*Yoda nie odpowiedział, zbyt głęboko zanurzył się w medytacji leczniczej. Musiał się skupić na odpowiednim połataniu wszystkich nitek i połączeń, uważając by nie poczynić większych szkód. Bo jak wiadomo Moc potrafi zarówno życie tworzyć jak i niszczyć, a źle dobrana jej dawka mogła poczynić większe spustoszenie w organizmie kaleesha niż sam cios i upadek. Na szczęście dla Secorshy mistrz Yoda był wiekowy ale i doświadczony i takie "łatanie" nie stanowiło dla niego wielkiego problemu. W końcu po dłuższym czasie, sam nie wiedząc ile to trwało, mistrz Jedi cofnął swoją rękę, po czym oparł się ciężko o swoją drewnianą laskę, bez której nigdzie się nie ruszał. Był trochę zmęczony tym wszystkim* Za stary już na gimnastykę taką jestem już

Fler - 2011-01-31 22:47:59

*Mistrz Yoda w mordę dał? Dyplomatycznie milczała, trzymając dłoń Secorshy, patrzyła mu w twarz i trzęsła się w  duchu.*
Dziekuje, Mistrzu *Pochyliła głowę z szacunkiem*

*ED natomiast, przez doktora w ogóle nie zauważony, wycofał się aż do miejsca gdzie można było czmychnąć w korytarze. Maszyna była jednak specyficzna. Nie chodziło tu nawet o jej niestandardową wielkość. Był to stary droid który 99% swojego istnienia przepracował w  jednym miejscu, w dodatku  sześciu fotoreceptorów z pakietu, funkcjonował mu tylko jeden. Taki droid nie potrafi zbyt dobrze się ukryć w obcym miejscu. Jednak całkiem logicznie postępując, idąc za wskazówkami udało mu się dotrzeć do korytarzy i tam po prostu, wybierając większy uciekać „na oślep”. Bo on już znal ten schemat. Broń jonowa i jakaś ciemna piwnica…*

Shalass - 2011-01-31 22:51:00

Shalass obserwował wszystko jakby lekko nieprzytomnym, lekko zamglonym wzrokiem, jednak docierało do niego co się dzieje wokoło, oby tylko doktorek znowu go nie obwiniał, kiedy Yoda pogrążył się w leczeniu Secorshy, Selkath umknął gdzieś z dala od hangaru, jakby musiał przemyśleć sobie kilka ważniejszych spraw. Jedi byli dobrzy, może uda ich się namówić na pomoc Manaan.

Secorsha - 2011-01-31 22:54:27

*Seco zabołbotał coś nie składnie, w stylu „a mnie to wszystko jebie”. Leżał jak do położyli, oddychał głęboko. Niebezpieczeństwo zostało zażegnane. No, doraźnie, bo nie wiadomo, czy znowu nie narazi się EDowi*

Nordom Solus - 2011-01-31 22:58:11

Tak,uciekaj ty cholero! Jeszcze jeden fałszywy alarm i Cię zjem cholerniku jeden! *Zawołał za Shalassem, lepiej dla niego by kolejnego cudownie uzdrowionego pacjenta przed przybyciem Profesora własnoręcznie uszkodził niż sprawiał,że profesor bez potrzeby będzie lecieć jak kot marcujący przez cały statek jak długi i szeroki był.* Cóż tu się narobiło? I co to za czołg próbujący się schować w korytarzu? *Spokojnym już tonem pasującym do profesorka odrzekł wzrokiem wodząc za wielgaśnym droidem właśnie sobie "ukradkiem" spieprzającym. Jeśli to on pierdzielnął Seco, co było najprawdopodobniejsze to i tak ten miał szczęście bo jakoś Nordom wątpił w możliwości Yody w regenerowaniu mózgu leżącego na podłodze.*

Moc - 2011-01-31 23:05:12

Intencje dobre miał on, mojej reakcji pod uwagę nie brał. *Mruknął Yoda na obronę Shalassa, który czmychnął z hangaru a podobnie uczynić chciał też ten cudaczny droid. Jego zachowanie było co prawda dosyć dziwne i nieco interesujące, jednak to już znajdowało się poza kręgiem zainteresowań mistrza Jedi. Specjalistką d droidziej... psychiki, najwyraźniej była Fler i lepiej, by to ona się nim zajęła.* Wielkiego nic to nie jest *Odpowiedział na jej podziękowania po czym śmignął z powrotem na swoją platformę repulsorową, by tam wygodniej usiąść i pomedytować nad tym co wydarzyło się wcześniej.*

Fler - 2011-01-31 23:07:12

*A wiec jednak widział EDa. Cóż, jego to już nie obchodziło, znikł z  hangaru i gdzieś tam dalej zapewne błądzi.
Fler podniosła głowę, kiedy mówił doktor, rozglądając się za maszyną*
To był wypadek. Seco… cóż, wpadł pod czołg…ten czołg… konkretnie pod działo. *Trzeba podać przez radio, by tego czołgu nie zaczepiać – pomyślała. Omijać go, aż się uspokoi, może uda się go złapać.
Przejechała palcami po włosach i spojrzała na doktora. Yodzie jeszcze raz skinęła głęboko głowa w podzięce. Dziecko niespokojnie poruszyło się na jej plecach*

Secorsha - 2011-01-31 23:09:57

że co, kuhrrwa, wpadłem pod czołg?
*Ciężko ranny pacjent nagle otworzył oczy i spojrzał w twarz Solusa całkiem przytomnie*
Oooo, pan doktohrr, dzien dobhrry, dobrze się pan czuje? *Chciał podrapać się po glowie, a  tu ręka Fler. Ścisnął wiec jej dłoń, czule*
Kochanie, a  z tobą to ja się rhozmówie. To jest kuhrrwa za wielkie, na pewno nie zgodze się by to u nas w mieszkaniu stało!
*Jak widać, Seco nie pamiętał jak doszło do wypadku…*

Nordom Solus - 2011-01-31 23:16:03

W to nie wątpię,ale alarm odwołać mógł nim byłem zmuszony przebiec z jednego końca Widma na drugi,Mistrzu. *Odparł na własne usprawiedliwienie. Nie był on już młody i takie biegi przez pokład nie wpływały najlepiej na jego żywą nogę, którą to już operator Profesora znowu zapomniał więc pomińmy to milczeniem.... dlatego też wzrok ślepi zielonych doktora, spoza szkieł okularów zerknął na Seco.*
Ja się dobrze czuję Seco, ale Ty wstrząs mózgu miałeś skoro nie pamiętasz tego co się stało. Z tego co widzę Mistrz Yoda naprawił ten durny łeb. *Z uśmiechem szerokim odparł wygodniej na lasce swej się opierając.* Nie wątpię w możliwości Yody,ale lepiej bym się czuł gdybyś zechciał, jeśli jesteś w stanie, udać się do mnie. Zrobię Ci parę badań by sprawdzić czy wszystko gra w Twojej dyńce-no w miarę możliwości gra. Ale i tak z pięć dni wolnego minimum wziąć musisz by nie wysilać się psychicznie... *Co trudne nie było przesadnie w wypadku Seco chyba, choć głupi nie był.* ...jak i fizycznie.

Moc - 2011-01-31 23:20:48

*Yoda na swojej platformie tymczasem się rozsiadł i jako że już swoje sprawy załatwił to mógł oddalić się by gdzieś pomedytować w spokoju. Tutaj już nie był potrzebny, a Doktorek załątwi wszelkie sprawy z Seco i Fler. Tak więc Wielki Mistrz na swej platformie doleciał do grodzi, które się rozsunęły a chwilę później zamknęły za Yodą.*

Fler - 2011-01-31 23:21:57

*Nie wtrącała się. Nie mogła już wytykać Secorshy co się stało, ba – nie zamierzała wcale mu tego uświadamiać. Dać mu szanse jeszcze raz ułożyć się z „Dwunastką”. Tylko czy droid zechce z Secorshą? Z tego, co przeczytała to inteligentna maszyna.
Fler bała się. O innych. Musi powiadomić generała o tym, ze uciekł jej czołg.
Albo pójdzie sama go złapać. Nie będzie Secorshy, nikt jej nie będzie przeszkadzał…*
Tak, doktorze, powinien zabrać go pan na obserwacje. Mocno oberwał
*To był doświadczony robot – pomyślała. Tak jak wcześniej Seco do wniosków doszedł*

Secorsha - 2011-01-31 23:24:37

aaaaaaaj…. *przeciągnął jękliwie*
Flehrr mówi, ze ja w ogóle mózgu nie mam, wiec nie mógł się wstrząsnąć, nie? Tylko dyńka obita thrroche… kuhrrwa, ale jak to było, kochanie, jak to… pod taki… czołg wyjebać się? Ja musiałem zdhrrowi najeżany być ale nie byłem bo bym pamiętał chyba, takie rzeczy się pamieta, kuhrrwa, nie? Ja nie mogę wziąć uhrrolu, doktorze, bo ja, rozumie doktohrr, na kamehrrach rhobie, bo ja jestem młodszym oficehrrem do sphrraw łączności i jebanego w dupe bezpieczeństwa, o!

Nordom Solus - 2011-01-31 23:29:18

A rób se co chcesz. Ale jeśli myślisz, że będę za Tobą wszędzie łaził nie mając Cię pod okiem sprzętu to się grubo mylisz chłopcze. Nie chcesz chyba by potem znaleźli Twojego trupka któremu różnorakie płyny poszły i z jednej i z drugiej strony, co? *No doktor dar przekonywania mieć powinien. Choć na oko doktorkowate to ten droid albo był niewydarzony, albo wyjątkowo delikatny. Bo jeśli to on przypierdzielił Seco to powinien ten jego czerep rozsmarować na swoim dziale i najbliższej okolicy. A tak to w gruncie rzeczy Seco miał więcej szczęścia niż rozumu.* Pana żona to inteligentna kobieta i pewnie rację pod względem zawartości Twojej czaszki ma, ale lepiej się ze mną nie kłóć bo jak porozmawiam z Generałem to Ci takie czopki do dupska będę mógł zamontować że zaczniesz chodzić jak protokolanty.

Fler - 2011-01-31 23:35:35

*Seco generalnie miał więcej szczęścia niż rozumu w tym bez przerwy obijanym łbie.
Ale w istocie, droid nie wykorzystał maksimum swojej sily, jeśli brać pod uwagę jego masę i to z  czego był zrobiony. To Fler podniosło na duchu. Nic nie mówiąc rozwarła oczy szerzej by Seco spojrzeniem zmolestowac i do uległości zmusić.
To-dla-Twojego-dobra*

Secorsha - 2011-01-31 23:36:39

ale pan jest, doktorze, upiehrrrdliwy
*przewalił oczami i syknął  bólu*
No ale dobhrra, bo coś czuje ze jak by mnie tehrraz jeszcze Flehrr walnęła to by mi się glaca rozpadła…

Nordom Solus - 2011-01-31 23:39:33

A Ty uparty jak bantha, wszystko wskazuje na to że do siebie pasujemy. No już, ruszaj łuskowaty tyłek. *Ręką machnął na Secorshę i jeśli ten nie oponował więcej doktor wraz z Secorshą spokojnie udali się w stronę sekcji medycznej. Po drodze oczywiście doktor wypytywał Secorshę o to jak się obecnie czuje, czy nie ma zawrotów głowy i tym podobnych. Lekarz jednak spodziewał się, że Secorsha był tylko nieco oszołomiony pewnymi brakami w pamięci która to pamięć może za jakiś czas wrócić. Mistrz Yoda  raczej wszystko co trzeba mu poskładał.*

Fler - 2011-01-31 23:47:58

*A Fler ruszyła za nimi, by jeszcze w sekcji medycznej trochę pognębić męża, a co stało się potem, dowiemy się już niebawem*

Moc - 2011-02-08 21:57:04

*W końcu w pobliżu Statku Widmo II pojawił się krążownik Przymierza Obrońca, który wyglądał jak po stoczeniu ciężkiej bitwy, na poszyciu widać było ślady po trafieniach a w niektórych miejscach kadłub był lekko naruszony, ale sam okręt poruszał się bez większego problemu, więc uszkodzenia nie były poważne. Pani kapitan przesłała jedynie na mostek Widma skrócony raport z bitwy po czym z hangaru Obrońcy wystartował frachtowiec, którym poruszali się Jedi. Doleciał on bezpiecznie do hangaru okrętu Cochrelu i co dalej się z nimi dziać będzie to już nie sprawa Przymierza. Oni zaś zniknęli tak szybko jak się pojawili.*

Secorsha - 2011-02-15 18:29:18

*Zaczęły się przygotowania do wyprawy na „planetę na O”. Duży frachtowiec, „królowa Minnie” już czekała. Załadowano ją, jak Seco prosił – ciezką towarową platformą antygrawitacyjną do transportu ciężkich ładunków. w  tym przypadku – Eda. Seco zapakował tez całe mnóstwo głupot i wykwintny prowiant. Zostało jeszcze miejsce dla jego jedynego w tej wyprawie towarzysza – Eda właśnie.*

ED - 2011-02-15 18:39:14

*ED od początku trzymał się w tych okolicach, nie podchodził, ale miał pieczę. Zbliżał się tylko do Seco. Oczywiście został załadowany, a Seco miał przy sobie pakiet do zdjęcia blokad, kiedy uzna to za stosowne.
ED był bardzo spokojny  - wpatrywał się w statek, prawie cały czas. Zadbał, by żaden z  techników nieopatrznie za blisko nie podszedł, i wszystko toczyło się spokojnie i harmonijnie*

Secorsha - 2011-02-15 18:49:17

*Kiedy wszystko było gotowe, nie było co na siłe przeciągać. Seco nie chciał być zegnany,. Jeszcze raz tłumaczyć tego Fler. Podszedł do Eda*
Na pokład, mały *Wykonał znaczący ruch głową. Zawrócił i poszedł*

ED - 2011-02-15 18:50:12

*To było dziwne, ale chyba zauważał w Seco jakieś napiecie. Przyjaznym pomrukiem przypomniał sowją gotowośc i ruszyl za Seco poslusznie*

Secorsha - 2011-02-15 18:50:23

*A potem już... odlecieli*

Nash - 2011-02-19 20:19:31

W hangarze można było zobaczyć Nash'a pakującego bagaż do jednego z przydzielonych Jedi myśliwców. Nie zdążył się pożegnać z wszystkim, w gruncie rzeczy był pewien, że z niektórymi jego ścieżki się skrzyżują. Wsiadł do myśliwca, który po chwili uniósł się nieco nad posadzkę i ruszył w stronę wylotu z Widma. Po jego opuszczeniu w bezpiecznej odległości od statku przygotował się do wejścia w nadświetlną. Po chwili przez przednie szyby myśliwca Nash zobaczył rozciągające się gwiazdy, które zaczęły skupiać się w jeden punkt i po chwili jego statek zniknął w nadprzestrzeni.

Moc - 2011-03-07 20:08:12

*W hangarze stał podstawiony chwilę wcześniej nieco zdezelowany frachtowiec Jedi, którym przybył wcześniej mistrz Yoda, a który teraz po niego przybył. Wielki Mistrz zabawił na Widmie i tak już długo i nie chciał nadwyrężać cierpliwości Generała. Tak więc pozałatwiał wszelkie naglące sprawy, pożegnał się z kilkoma osobami, w tym i z Qymaenem i był już prawie gotowy do drogi. Na statek załadowywano jeszcze kilka drobnych zapasów a Yoda przyglądał się temu wszystkiemu stojąc na płycie lądowiska, opierając się ciężko o swoją drewnianą laskę. Cieszył się na myśl o powrocie na Tython.*

Hakon - 2011-03-07 20:14:28

*Mimo iż ludzie z widma radzi byli na pozbycie się jedi, jeden został. Na rekonwalescencję, poza tym jakoś dziwnym trafem był powszechnie lubiany, co go zastanawiało.
Hakon pojawił się na horyzoncie, miał na sobie tradycyjną szatę jedi, schludną i skromną, odsłaniającą głowę. Cochrel dał mu nową twarz, nie musiał wiec już kryć jej przed nikim.
Dowiedziawszy się o odlocie Yody pragnął z nim się pożegnać. Ale nie tylko.
Chciał tez ostatni raz tu, na wismie w tym okresie który właśnie się zapytał, podzielić się czymś, co zauważył. Było to zdarzenie tym dziwniejsze, ze Hakon nigdy wcześniej nikomu się nie zwierzał. Teraz tez szedł niosąc na barkach opory, gdyż to co poczuł i wykrył było dość kontrowersyjne.
Zblizywszy się do Yody pokłonił się z szacunkiem*
Witaj, mistrzu. To zabawne, ze witam cię na pożegnanie, ale zawsze można zwalić wszystko na Moc… *zaczął ostrożnie, ale z nutka humoru*

Moc - 2011-03-07 20:23:51

*Yoda wyczuł pojawienie się Hakona na długo przed tym nim ten się przywitał. Sam też chciał się na koniec pożegnać z barabelem i teraz będzie miał okazję. Z tym, że teraz nie będzie go musiał szukać po statku.* Witaj Hakonie... owszem, osobliwa sprawa to *Yoda uśmiechnął się serdecznie do niego. Był on można by powiedzieć bardziej ludzki niż inni Jedi, w tym sam Wielki Mistrz. Yoda to widział, lata spędzone w Świątyni po prostu odseparowały ich od zwykłych ludzi. Owszem, swego czasu powszechnie ich szanowano za mądrość i bezstronność, ale chyba nigdy ich po prostu nie lubiano jako jednego ze swoich. Hakona tak lubili, miał dar.* Również pożegnać się chciałem... do Świątyni wracać już czas. Pamietaj, że miejsce zawsze znajdziesz dla siebie tam

Hakon - 2011-03-07 20:33:27

*Hakon pochylał się lekko do przodu. Jego wcześniej wygolona do zera głowa teraz porośnięta była gąszczem niezdyscyplinowanych sterczących na wszystkie strony barabelskich włosopodobnych wyrostków, które nadawały mu wygląd niesfornego nastolatka. Do tego jednak wizerunku nie pasowała cała reszta. Nowo odzyskana twarz nabierała już kształtu i wyrazu. Znikła opuchlizna, pojawiło się poważne oblicze z kilkoma wyraźnymi pooperacyjnymi bliznami.
I oczy, które nadal nie zyskały wyrazu. Spojrzenie Hakona było szklane i nieobecne,. Rzec by można – niewidzące, choć odzyskał wzrok i nauczył się z niego korzystać.
Jednak nie służyło mu do celów interpersonalnych. Może nigdy nie będzie, nigdy być może nie nauczy się spoglądać znacząco.
Na pierwszy rzut oka mógł wydawać się nawet odpychający, lecz wystarczyło, by raz się odezwał i to złudzenie pryskało*
Wiem, i wrócę tam *odezwał się. Głos miał niesamowicie ciepły, miły i przyjazny. Pogodny i spokojny, trochę cichy. I to właśnie sprawiało ze przestawało się doszukiwać w nim złych cech. Jakoś tak miał*
Jednak na razie czuje, ze ktoś mnie tutaj potrzebuje…
*nie zastanawiając się – a przynajmniej nie widać było, by się zastanawiał – po prostu przykucnął tam, gdzie stal. Po cóż narażać Yode na ból karku*

Moc - 2011-03-07 20:43:47

Rozumiem... potrzebny jesteś tu... i zapytać cię chciałem, czy łącznikiem Cochrelu z Zakonem mógłbyś być? *Wielkie brązowe oczy spojrzały w górę, na Hakona. Scenka z pewnością osobliwa była, wielki i jakby nie było groźny barabel rozmawia ze znacznie niższym osobnikiem o wyglądzie przerośniętej żaby z wielkimi uszami. No ale takie osobliwości się zdarzają.* Hmm... konkretny to ktoś jest? *Zapytał Yoda z wesołym przebłyskiem w głosie. Cóż, ciekawiło go tak troszeczkę, kto tez może wymagać pomocy barabela. Czyżby ten Darven? No ale jak nie będzie chciał tego zdradzić to wiadomo, mistrz Jedi nie będzie naciskać.*

Hakon - 2011-03-07 20:55:49

*Mięśnie na szyi Hakona poruszyły się pod pokrytą czarnymi łuskami skóra której do idealnej daleko było z racji fizycznych ubytków. Na twarzy tez pod skórą odbudowane mięśnie poruszyły się dziwnie jakby same nie wiedziały co chcą pokazać*
To dla mnie… wielki zaszczyt mistrzu *Trudne zadanie spadło na Hakona, jednak nie odmówił, a jedynie skłonił się z pokora, pochylając głową. Nie ma co oglądać się na trudy, kiedy wszyscy naokoło wiedzieli ze Hakon jest chyba jedyną osobą która się do tego nada. Oczywiście nie było to powiedziane przez pychę a przez logikę.
Oczywiście chciał by jeszcze wrócić na Tython. Zobaczyć go. Pomóc sobie odszukać wyciszenie. Po wyrwaniu olbrzymiego kawałka siebie, który dotyczył Nemedisa, rana wciąż krwawiła. Trzeba będzie ją zaleczyć, bo nie wyleczy się nigdy. *
Ten ktoś nie istnieje *Hakon podniósł to dobijajaco puste spojrzenie i nie patrzył na Yodę, tylko gdzieś przed siebie, na statek, lub jeszcze dalej.*
Nie istnieje w formie, którą my, Jedi nazywamy życiem. Długo zastanawiałem się, czy w ogóle przyjąć to do kategorii zdarzenie, a  nie tylko przeczucie czy zakłócenie Mocy…

Moc - 2011-03-07 21:00:51

*Owszem, Hakon najlepiej się do tego zadania nadawał bo jego członkowie załogi Widma tolerowali a nawet lubili. Nawet Generał i Darven, więc jego towarzystwo im nie przeszkadzało tak jak np. towarzystwo mistrza Yody czy mistrza Windu, a przecież oni mają swoje sprawy do załatwienia na Tythonie. Ale jeśli Hakon zapragnie wyciszenia na Tythonie to oczywiście prześlą kogoś na zastępstwo. Rada postanowiła, że lepiej będzie jeśli będą mieć swojego przedstawiciela i w Cochrelu i w Przymierzu. Tak na wszelki wypadek.* Hmm... hmm... zaintrygowałeś mnie Hakonie. Kogo na myśli konkretnego masz? *Ktoś nie istniejący w formie nazywanej przez Jedi życiem... czyżby zjawa lub duch Mocy?*

Hakon - 2011-03-07 21:04:57

*Hakon nagle, niespodziewanie usiadł na podłodze hangaru, nie do końca czystej. Skrzyżował nogi i oparł nadgarstki o kolana, jak do medytacji. Nadal patrzył niewiadomo gdzie, ale był skupiony na Yodzie. W tej rozmowie nie używał wzroku, dlatego tez ten zmysł błądził swoimi własnymi drogami a do świadomości wyższej Hakona te bodźce nie docierały ponieważ tam trwała rozmowa z Yodą*
Poczułem silne emocje, jednak nie poczułem osoby, miało to miejsce jakiś tydzień temu. Skonsultowałem to z Darvenem. Okazało się, ze były to emocje droida, jakkolwiek nieprawdopodobnie by to nie zabrzmiało

Moc - 2011-03-07 21:12:31

Hmm...hmm...hm... *Mruknął Yoda wysłuchawszy Hakona a potem zaczął przechadzać się przed nim, jak to miał w zwyczaju, gdy rozmyślał nad jakimiś trudnymi zagadkami czy problemami. Najpierw laska ciężko opadała na podłogę a potem szuranie obu stóp. Stuk, szuranie, stuk, szuranie... i tak w kółko. A Yoda myślał. To był rzeczywiście spory problem, bo droidy nie żyją. Nie mogą więc oddziaływać na Moc. Więc może Hakon się pomylił?* Moc od wszystkich istot żywych pochodzi,w nich wzrasta i w nich wszystko w harmonijną całość łączy. Droidów w więzi tej nie ma... *Stuk, szuranie, stuk, szuranie. Glos Yody był teraz bardziej "mistrzowski" jeśli tak to można powiedzieć. Przemawiał nie Yoda staruszek, nie Yoda nauczyciel, a Yoda Wielki Mistrz Zakonu Jedi.* Co to za droid jest i skąd? *Nie lekceważył też przeczucia Hakona, bo żył bardzo długo już i wiedział o przeróżnych eksperymentach z Mocą na przestrzeni wieków. Może to jeden z nich?*

Hakon - 2011-03-07 21:19:51

Wiem, mistrzu *odparł spokojnie Hakon. Doskonale wiedział, dlatego tez sam bardzo dziwował się temu zjawisku, które odkrył. Wykluczył już kwestie pomyłki, zbyt głęboko medytował nad tą kwestią. Był pewien, ze poczuł emocję, a nie poczuł osoby*
Niewiele o nim wiem. Stary egzekutor z Ord Cestus. Darven mówił ze ma rozwiniętą osobowość. Mówi o nim, że jest istotą zamkniętą w ciele z metalu

Moc - 2011-03-07 21:32:16

Ha! Ord Cestus... Do czynienia z tą planetą już miałem... Cestus Cybernetics pewnie zamieszany w to jest, hmm? Tak... Komplikuje to sprawę, o tak Bardzo żądna wyników i postępu firma to jest... X'Tingów wytępić nawet chciała. Do wielu potworności skłonni oni są... nawet do z Mocą zabaw *Mistrz Yoda widział na własne oczy mroczną stronę tej firmy i już samo stwierdzenie, że ten droid to egzekutor dało mu wiele do myślenia. Technologie z Cestusa były plugawe, bo naukowcy z Cybernetics pozbawieni kośćca moralnego byli. I może w końcu udało im się stworzyć coś, co mogłoby pomóc w walce z Jedi, tak jak podczas Wojen Klonów - droidy ZJ-13. Wczesny prototyp? Tylko jak to osiągnęli* Osobowość istotą jeszcze nie czyni. W droidów przypadku ważne rozróżnienie to jest... ale w osobowość nie wątpię. Hmm... hmm... hm... *Mistrz Yoda maszerował nadal zastanawiając się nad tym. Coś mu umykało. Nie znał się za dobrze na droidach, ale wiedział jak się je buduje. Przynajmniej teoretycznie... według standardów Galaktycznych... Standardów Galaktycznych... ale on z Cestusa, więc inna budowa. Więc Yoda poszedł tym tropem.*

Hakon - 2011-03-07 21:41:03

*Jeśli zaś idzie o Hakona, to nie miał nawet mglistego pojęcia o budowie droidów, nigdy się tym nie interesował i dopiero po wojnie, kiedy zaczęli kontakty z cochrelem spotkał się bliżej z droidami, a konkretnie z Dżonym, którego poznał na Tythonie. I była to dla niego absolutna nowość*
Tak, wiem. Ale poczułem jego emocje. Był gniewny ale i przerażony. Na pewno nie jest cyborgiem. Nie poczułem od niego potencjału Mocy. Tylko uczucia
*W Mocy teraz obserwował Yodę. Najwyraźniej według niego wzrok nie nadawał się do obserwacji innych*
Ale tak czy owak – został tu ściągnięty, i lepiej żeby nie pogrążał się w nienawiści, jakkolwiek to absurdalnie brzmi wobec maszyny. Jeśli pozostawimy go samego sobie, stanie się niebezpieczny
*Gdyby nie może momentami trochę zbyt wielka skromność Hakona, być może pokusiłby się o stwierdzenie, ze być może właśnie uczą się o mocy czegoś więcej. Czegoś nowego. Jedi już zdecydowanie za długo byli zapatrzeni w tradycje, nie dopuszczając innowacji i rozwoju, a  galaktyka przecież nie stoi w miejscu.
Może następnym krokiem w „ewolucji mocy” miał być właśnie wpływ na maszyny, które zajmowały już coraz stabilniejsze miejsce w doczesności*

Moc - 2011-03-07 22:00:21

- Hmm... hmm... *Yoda dalej się zastanawiał nad tą anomalią. Bo tym ta sprawa była dla niego, anomalią. Fakt, ostatnimi czasy Zakon zatrzymał się w miejscu, ufny w swoją siłę i poniósł sromotną klęskę. Dostali nauczkę. Dlatego Yoda postanowił o powrocie do korzeni, do starych tradycji i zwyczajów, bo to one ich identyfikowały jako Jedi. I chociaż nie wykluczał też rozwoju, to jednak miał on przebiegać na zasadach ewolucji, nie rewolucji. I nigdy, przenigdy nie zdecyduje się nadać droidowi rangi istoty, bo tylko istoty żywe miały łączność z Mocą. Miały duszę. To automatycznie wykluczało droidy. Nie negował jednak ich osobowości i uczuć, ale one były zaprogramowane. Stworzone przez istoty żywe... dlatego więc próba pokuszenia się o stwierdzenie, że droidy mają duszę złączoną z Mocą byłaby dla Yody herezją i lepiej by takiego czegoś nie usłyszał.* Hmm... gdy na Ord Cestus przebywałem, na szczególne kryształy skupiające Moc natknąłem się. Z energią elektryczną osobliwie rezonowały. Naukowcy badali je lecz laboratoria zniszczyłem. Może ocalało któreś? Hmm... *Yoda zastanowił się poważnie nad tym zagadnieniem. Tak, to by było możliwe, nie wiedział jak, ale cień szansy istniał.* Kryształy skupiające rezonują w Mocy w szczególny sposób. Działając Mocą na nie w Mocy odpowiedź otrzymujesz. W eksperymentach tych Cestus Cybernetics Moc elektrycznością zastępował, o specjalnych natężeniach. W sposób ten w Mocy kryształy rezonowały... może w droidzie tym kryształy te zamontowało, jako eksperyment swoisty i dlatego uczucia jego wykryłeś? Hmm... może... może... szaleni naukowcy ci byli, o tak. Mądrzy, ale niewłąściwie dar swój wykorzystywali

Hakon - 2011-03-07 22:09:58

*A Hakon słuchał i nie zastanawiał się ani nad sensem ani moralnością takich zabaw. Jednak skoro Opyda o tym mówił, to znaczy ze było to faktem. I niewykluczone, ze Cestus Cybernetics postanowił swoje badania wznowić, a  cóż może być bardziej „niepozornego” dla ukrycia takiego eksperymentu, jak droid egzekucyjny? Ostatnia jednostka którą Hakon by zbadał na obecność takiego kryształu, jeśli by go szukał.
Wydało mu się to tak proste, ze aż żałosne. No oczywiście, jeśli chcieli ukryć ta niemoralną technologie, to tylko w takiej maszynie.
   Jakie Hakon miał stanowisko do „istoty” bycia osobą w droidzie, czy droidziego człowieczeństwa? Jeśli jego zdanie i słowa miały komuś pomóc, czy choćby ucieszyć, Hakon mógł nazwać droida osobą. Czy trzeba mieć dusze, by być osobą? Nawet jeśli trzeba, to można przemilczeć pewne kwestie dla dobra innych, by nie denerwować, nie ranić. W szacunku dla czyichś poglądów łatwiej przedstawić własne bez bólu i tworzących się zgrzytów.
Idąc tym ciosem: Yodzie Hakon powie ze droid nie może być istota. Darvenowi powie ze może, iw  obu przypadkach będzie to prawda.*
Galaktyka jest wielka, i nie brakuje w niej istot które za kredyty zrobią wszystko. Ale jeśli jest tak, jak mówisz, mistrzu, to Mocy dzięki ze ten droid wyśliznął im się z rąk.

Moc - 2011-03-07 22:16:56

*Dla Jedi wiele spraw obracało się wokół Mocy i to ona definiowała większość ich światopoglądu. I dlatego droid nie może być istotą, osobą. Może mieć osobowość, charakter, ale nie będzie prawdziwą osobą, bo osoba musi mieć duszę, musi być połączona z Mocą. A droidy czegoś takiego nie posiadają. Tak wyglądało to u Jedi i to się nie zmieni. Hakon jako Jedi powinien to pojmować i się zastanowić nad tym. I nawet jeśli będzie uważał, że droid może być osobą, to z tym postanowieniem trwać powinien nawet jeśli w grę wchodziłby konflikt z Radą. Yoda wbrew pozorom cenił ludzi o zdecydowanych poglądach, nawet jeśli diametralnie różniły się od jego. Ale nie ma nic gorszego od osoby "chorągiewki", takiej jak np. Aru. Dostosowuje się do zmieniających się warunków jak szczur... wielu się na nim ostatecznie zawiodło chociaż była wciąż nadzieja. Ale umarła wraz z jego ostatnim wybrykiem.* Hmm... nie droid niepokoi mnie lecz technologia. Straszna może być, zwłaszcza w Imperium łapskach. Baczenie miej na droida Hakonie, spróbuj dowiedzieć się czegoś o tym.

Hakon - 2011-03-07 22:22:51

*Kilka dni obcowania z tematem, poznania go i można wypracować sobie takie poglądy, które są w zgodzie z własnym pojmowaniem rzeczywistości, a  odrobina dobrej woli i taktu wystarczy, by swoimi poglądami nie ranić innych.  Ranienie innych i kłótnie było w Halonowym systemie wartości na pierwszym miejscu tego czego powinien unikać.
Nie miał charakteru osoby stanowczej, we wszelkich dyskusjach ideologicznych odpadał bardzo szybko, i to nie dlatego ze nie miał własnego zdania.
Dlatego był właśnie takim… Hakonem.
Zaś rzeczonego droida Hakon nie znał. Z dropiów znał tylko Dzonego, ale za kogo/co go uważał, sam nie wiedział, bo nie zastanawiał się nad tym. W ogóle Hakon był nie w temacie, jakby mu dali wtyczkę to nie wiedział by gdzie ja wetknąć. Znajomość rzeczy: zero.
Zdanie Hakona na ten temat dopiero się ukształtuje.*
Zrobię wszystko co w mojej mocy, Mistrzu *Odezwał się spokojnie rycerz*

Moc - 2011-03-07 22:28:51

*Nie trzeba od razu innych ranić broniąc swoich opinii i poglądów. Yoda uważał, że osoby o wykrystalizowanych poglądach mogą prowadzić całkiem rozsądną rozmowę o ile nie są arogantami i nie uważają, że ich postrzeganie świata jest jedyne i najlepsze. Bo jeśli by tak było to po co rozmowa? Każdy pogląd trzeba kiedyś zweryfikować. No prawie każdy, fundamentalnych zasad raczej się nie rusza.* Wiem i dlatego zadanie to powierzyłem tobie. I jeszcze sprawa jedna pozostała. Selkathianin Shallass na Moc wrażliwy jest. Czasu i okazji do dalszych rozmów z nim nie miałem. Jeśli na siłach poczujesz się to porozmawiaj proszę z nim

Hakon - 2011-03-07 22:32:20

*No właśnie, i Hakon nie uważał. Za to już kilak razy spotkał się z takim stwierdzeniem w całkiem bliskim otoczeniu.
Hakon o ile droidem zainteresował się sam, to podrzędnym mocowladnym już nie. Nie, zeby nie doceniał potencjału, ale takich istot było naprawdę wiele*
O co mam go zapytać, mistrzu? To istota żywa, albo odziaływuje świadomie na Moc, albo nie. Do szkolenia Jedi na pewno się nie nada, wiec nie widze tu swojej roli…

Moc - 2011-03-07 22:37:20

Malo zostało nas i dostęp do wrażliwych utrudniony jest. Z nim porozmawiać o Mocy możesz i potencjał jego sprawdzić też możesz. Nie wszystko jest takie na jakie wygląda. Wielu starożytnych Jedi w wieku dorosłym odkryto... choć optymizmu takiego tutaj bym nie miał. *Podejście do tematu typu "podrzędny mocowłądny - nie nada się" nie wynikało raczej z mądrości mistrza. Jedi nie powinni wydawać osądów kierując się jedną poszlaką. No ale jak Hakon nie zachce to nikt go zmuszać nie będzie.*

Hakon - 2011-03-07 22:43:58

*Hakon raczej tez nie, raczej wyczuł by to lub miał chociaż jakieś bardziej klarowne przeczucie co do tego.
Chociaż – tu wszystko się mieszkało. Taki pokładowy gulasz, typowe dla zamkniętych społeczności.*
Dobrze mistrzu *Głowa Hakona schyliła się po raz kolejny. Nie wydał osądu, tylko po porostu nie zapłonął entuzjazmem. Takim samym mocowlądnym był Malkit – był wrażliwy na Moc, młodszy, pierwotny, ufny. Też na tym statku. Jeśli miałby wybierać, to ten ‘podrzędny mocowładny” miał większy potencjał. Jak widać – zjawisko dosc powszechne. No ale to Yoda tu jest mistrzem*

Moc - 2011-03-07 22:46:42

[color=#33CCCC]- Wybacz Hakonie, że nasze rozmowy przeciągnęły się, lecz odlecieć muszę już. Jeśli wytchnienia potrzebować będziesz to w Świątyni z radością powitamy cię. *Yoda zerknął na frachtowiec i na jego pilota. Trochę się już niecierpliwił bo znowu odwlekali moment odlotu. Ale chyba już wszystkie naglące sprawy zostały załatwione.*[/color[

Hakon - 2011-03-07 22:49:29

*Hakon skinął głową, i wstał nieco niezgrabnie, z racji swojej wielkości. Zagarnąwszy szatę do tyłu, skłonił się z pokorą*
Niech Moc będzie z Tobą, Mistrzu *tymi słowy się pożegnawszy począł cofać się. Kiedy Yoda wejdzie do statku, Hakon pośpiesznie opuści Hangar, by można było bezpiecznie wypuścić statek w przestrzeń*

Moc - 2011-03-07 22:51:55

- I z tobą również Hakonie *No i Yoda zaczął niezgrabnie zmierzać w kierunku ramp by wejść na pokład. Zrobił to po kilku dłuchich chwilach a gdy już był w środku to właz się zamknął. Pilot odczekał aż wszyscy opuszczą hangar a gdy ten się otworzył to odpalił silniki, wystartował i opuścił Widmo. A potem skoczył w nadprzestrzeń.*

Tangorn - 2011-03-08 20:18:15

Tak dla wyjaśnienia. Na Statek Widmo przybył "pożyczony" przez Mandalorian frachtowiec z EDem, Seco, Aru i Tangami na pokładzie. Ci ostatni nie zamierzali spędzać tutaj za dużo czasu, jedynie tyle by się przywitać z Fler, zobaczyć jej synka, zjeść coś, odpocząć. Ale i tak klony i Tang rozmyślali przez cały czas nad pewną desperacką misją odbicia kobiety, której Fibal nie widział od bardzo dawna. Nie był w stanie nawet dokładnie policzyć ile to już minęło. Szaleństwo. No ale to byli Mando. W każdym razie kto chciał wysiąść to został a reszta spakowała się ponownie na frachtowca i odlecieli, nie chcąc nadmiernie denerwować Generała. Tang jedynie podrzucił jednemu z oficerów małą płytkę z danymi o pozycjach grup pirackich w kilku rejonach Odległych Rubieży, może to się Cochelowi do czegoś przydać. No i tak polecieli sobie.

Hakon - 2011-03-09 18:13:43

*Do Hangaru wbiegł Hakon,a  wyglądał jak w amoku. Jak wówczas kiedy prowadził delegacje na Nebulę. Dobil zaraz do jednego  pracowników nim ten zdążył o cokolwiek zapytać*
Czy w okolicy statku jest jakaś jednostka? Coś uszkodzonego? Najprawdopodobniej mała jednostka? Przeskanuj, spróbuj coś znaleźć…
*Chłopak trochę obawiał się jedi, jak wszyscy na widmie, no ale jak ktoś już wcześniej zauważył – na widmie Hakon był lubiany, wiec zaraz tez pracownik zabrał się do pracy, a  jedi – caly czas nasłuchiwał w  mocy. I choć mogło się wydawać ze się denerwuje – był spokojny, po prostu wiedział ze musi działać szybko*

Asyr Kai - 2011-03-09 18:27:13

Szept cały czas tkwił w głowie Hakona, przyzywał, błagał o pomoc. Być może to tylko złudzenie, ale robił się coraz bardziej rozpaczliwy. Pracownik widząc zdenerwowanie Jedi spieszył się jak mógł. Poddenerwowanie udzieliło się także jemu. Wciskał przyciski w pośpiechu, często w nie nie trafiał i musiał kasować błędy. W końcu jednak ustawił skanery i na ekranie pojawiły się odczyty. -Cała masa kosmicznego śmiecia i w zasadzie tyle.- powiedział. -Hej, zaraz!- zawołał ucieszony. Widocznie bardzo chciał się przypodobać Jedi. -Tu jest coś przypominającego kapsułę.- powiedział wskazując na ekran. -Tyle że nie wysyła żadnych sygnałów.- głos w tym czasie stawał się coraz słabszy. Mimo to coraz wyraźniej dało się wyczuć jego źródło. Stanowczo była to istota żywa. Znajdowała się też mniej więcej w rejonie w który wskazywał technik.

Hakon - 2011-03-09 18:30:36

*Hakon nie patrzył w ekrany. Szklane oczy w kolorze lawendy niknęły pod powiekami*
Wysyła… wysyła sygnały bardzo wyraźnie, tylko ze ta aparatura ich nie odbierze. I ma coraz mniej siły. Jesteś w stanie chwycić to promieniem ściągającym? *Ku zdziwieniu – głos Hakona zabrzmiał jak kołysanka. Taka spokojna piosenka. Skumulowawszy w swoim umyśle wiązkę energii, wysłał ją w postaci wiadomości do wołającego. O treści: słyszę cię. Już będzie dobrze*

Asyr Kai - 2011-03-09 18:37:28

-Skoro tak mówisz...- stwierdził z powątpiewaniem. Ale chcąc, nie chcąc uruchomił odpowiednią aparaturę. -Zaraz powinien być w hangarze.- poinformował. W tym czasie promień ściągający zaczął działać. Technik ręcznie namierzył obiekt i na kropka na ekranie zaczęła się przesuwać w stronę statku.
Głos nadal słabł, jakby zaczynało brakować mu sił. Nie zareagował na wezwanie - cały czas powtarzał to swoje "pomocy". -Wychodzimy!- zawołał technik i wszyscy zaczęli zmierzać ku wyjściom z hangaru. Niestety, w hangarze nie było pola energetycznego i było to konieczne.

Hakon - 2011-03-09 18:40:22

*Hakon także zabrał się w slad za technikami, by ukryć się przed zgubnym wpływem próżni. Zaciskał żeby, jakby trzymał w nich tą nić na którym dyndało proszące o ocalenie życie. Ten ktoś, kogo słyszał,a  kogo może skanery na formy życia nie wykrywały. Powinien już teraz dzwonić do Solusów, by przygotowywali salę. Ale z premedytacją tego nie robil, tylko czekał, zasłuchany w sygnał*

Asyr Kai - 2011-03-09 18:45:24

Drzwi do hangaru zamknęły się za wychodzącymi z trzaskiem. Sygnał zaś ciągle słabł, aż w końcu stał się ledwie zrozumiały. -Jeszcze chwila- rzucił technik. I rzeczywiście, nie minęła nawet minuta i drzwi się otworzyły. Wrota hangaru znów były zamknięte, a na środku podłogi leżała mocno poturbowana kapsuła ratunkowa. Wyglądała jak po spotkaniu z rozwścieczonym rancorem. Szept zaś zmienił się z powrotem w ledwo słyszalny szum. Wysyłanie sygnałów musiało być dla tego "kogoś" bardzo męczące.

Hakon - 2011-03-09 18:54:18

*Jedi pierwszy wyszedł na otwartą przestrzeń bezpiecznego już hangaru, i lekkim truchtem, wprawiając w ruch trzepocząca za nim szatę zbliżył się do kapsuły, by przyłożyć dłoń do powgniatanego metalu. Chwilę dosłownie poświecił na skupienie, na wsłuchanie się w to życie, które tliło się w środku, i wtem jego pięść zacisnęła się, a nie znające sprzeciwu szarpniecie mocy chwyciło za zaplombowane drzwiczki, by wyrwać je wraz z odrzuconą do tyłu ręką jedi*
Jesteś bezpieczny1 *powiedział na głos, mocno, ale jednocześnie spokojnie, zanim jeszcze dowiedział się, kto jest w środku. Przyjaciel, czy wróg*

Asyr Kai - 2011-03-09 19:00:02

Drzwiczki łatwo poddały się niepowstrzymanej sile Mocy i odsłoniły wnętrze kapsuły. Był to model typowy dla frachtowców lub okrętów wojennych - surowy, bez zbędnych luksusów. Tylko odrobina miejsca. Na samym dnie zaś leżało ledwo żywe stworzenie zwinięte w kłębek. Dokładnie było widać jego rany - to cud że jeszcze żył. Białe futro unosiło się i opadało wraz ze słabym oddechem. Sylwetka była wyraźnie humanoidalna, jednak tkwiła w niej jakaś dziwna drapieżność. Istota była nieprzytomna, nie dawała żadnego znaku życia. Tylko delikatny oddech słabnący razem z sygnałem wysyłanym przez stworzenie.

Hakon - 2011-03-09 19:03:54

*Hakon wcale się nie przyglądał, właściwie dopiero jak zagłębił się w środku po pas, i dotknął ciała biedaka, zorientował się, ze ten ma futro. Hakon jeszcze nie posiadł na nowo spontanicznej umiejętności korzystania z nowych oczu. Po prostu chwycił stworzenie na ręce*
Zadzwońcie do Reginy, powiedzcie jej, ze za chwile będę u niej w Sali medycznej, to pilna sprawa! *kiedy poczuł ten gasnący oddech siedział już ze nie ma czasu do stracenia, i nawet jeśli zaoszczędzą kilka minut, to może to być uratowane lub nie – życie. I kiedy podnosił się by wynieść nieszczęśnika, przeszło mu przez myśl, ze wie, kto to jest.
Później puścił się biegiem, jak szalony, w  kierunku sali medycznej*

Moc - 2011-03-25 19:27:49

*Po kilkunastu godzinach, które minęły od rozmowy Hakona z mistrzami Yodą i Windu, na Widmo przybył durosiański Jedi na pokładzie starego już myśliwca Delta-7, który mógł pomieścić tylko jedną osobę, plus droida astromechanicznego. Jego zadanie było proste, miał przewieźć na Tythona Hakona wraz z jakimś droidem. Został oczywiście uprzedzony, że ten konkretny droid jest niezwykły i może w Mocy wyczuć jego emocje, dlatego miał się zachowywać nad wyraz ostrożnie i jakby co to barabel miał dowodzić. Durosianinowi to nie przeszkadzało, po przybyciu chciał jedynie odpocząć by zregenerować siły, a potem był gotowy do dalszej drogi, z tym, że frachtowiec miał dostarczyć Cochrel. Wszelkie ustalenia to już musiał załatwić sam Hakon. Obecnie durosianin czekał na niego w hangarze.*

Hakon - 2011-03-25 19:34:52

*Statek już czekał. Było to wielkie, stare coś w olbrzymią ładownią, wygodną sterówką, miękkimi fotelami jeszcze ze „starych dobrych czasów”. Nie było to specjalnie szybkie. Relikt przeszłości czyli tak zwany statek z dusza. Nazywał się Orzeł 2.
I to ów statek towarzyszył wysłannikowi z Dżedajskiej Planety Buraków, dopóki nie pojawił się Hakon. Zamajaczył na horyzoncie, wyposażony w worek, w którym zabrał podstawowe artykuły i drobny upominek dla Len’py w postaci ciastek. Za nim zaś także kroczył główny pasażer. Jeśli się nie urwał po drodze*

Malkit - 2011-03-25 19:40:11

*Ale zanim jeszcze doszli…
Pryz Durosie coś się zakręciło. Wyglądało na pierwszy rzut oka jak wielkie zwierze. Około metra w kłębie, na grzbiecie pokaźny plecak. Grzywa porastająca szyję i długi wężowaty ogon – wyczesane. Na giętkiej długiej szyi osadzony był łepek o bardzo pogodnym, wesołym wyrazie długiego, gadziego pyszczka. Oczy okrągłe jak piłeczki wpatrywały się ufnie w obcego.
Wyraźnie się to ciemnozielone pokryte łuską stworzonko wybierało z nimi. Jednak usiadło i z pokorą oczekiwało na Hakona, jakby mu się zameldować chciało. Ot – widać ustalone, że leci jeszcze to stworzonko, jakl wydąć, grzeczne, przykładnie się zachować umiejące i coś zdecydowanie mające z Mocą wspólnego*
Sześć muciu *Odezwało się się w końcu. Użyto tu „ono”, ale widać było ze to był samczyk* Ciebie lubie

ED - 2011-03-25 19:44:43

*ED kroczył za Hakonem. Trzymał się blisko. Oczywiście nie miał bagażu. Była to olbrzymia, ciężka i budząca grozę maszyna. Wizerunku bezduszności dopełniał brak widocznych oczu. Wyglądał jak ślepy, nieugięty czołg – obły, przypominający kabinę myśliwca, pochylony do przodu łeb, po bokach działa grubości takiej jak Hakon w pasie. A jakby przetopić jego jedną nogę, powstała by z tego droideka.
Jednak nie była to maszyna nowa. Tu i ówdzie rdza, jakaś łata, sławne kable wystające za prawym działem, porysowany pancerz malowany na szaro zwykłą farba. Farbą, która już się wycierała.
I tylko ta niezwykłość, ze jak skupi się osoba władająca Moca, to może odebrać jakieś echo. W tej chwili – silne zdenerwowanie*

Moc - 2011-03-25 19:53:43

*Duros czekając na Hakona obserwował podstawiony frachtowiec z trochę nieodgadnionym wyrazem twarzy. Jego czerwone oczy badały każdy metr maszyny, oceniając jej zewnętrzny stan techniczny, ale nie miał się do czego doczepić. Obecność Malkita w Mocy wykrył, ale nie reagował jakoś szczególnie na jego obecność. Tak właściwie to nie za bardzo przepadał za dziećmi i chyba z tego powodu nie miał on nigdy padawana. Nie nadawał się po prostu na mistrza. Ale gdy szelek się odezwał, to duros spojrzał na niego swoimi wielkimi oczami, które u niektórych osób powodowały dreszcze.* Witaj *Przywitał się i czekał na barabela, który wkrótce się pojawił. Widok ED'a jakoś na Jedi nie zrobił wrażenia, widział straszniejsze rzeczy podczas Wojny. Ten droid akurat wyglądał w miarę w miarę.* Witaj Hakonie. Gotowy do odlotu? *Przywitał się, lekko się skłaniając przed barabelem.*

Hakon - 2011-03-25 20:00:45

*Hakon zbliżył się. Nie poznał tego Jedi. Kiedyś zakon był wielki. Wielu jedi się nie znało. Natomiast Duros nawet jeśli wcześniej znał Hakona czy o nim słyszał, to mógł nie pamiętając imienia po prostu go nie poznać. Wyglądał zupełnie inaczej. A zarazem – wyglądał jak ktoś, komu nie można mieć nic do zarzucenia. Nikt nie znający go nie pomyślał by ze jeszcze nie tak dawno niemal w ogóle nie miał twarzy.
Skłonił się przed wysłannikiem z pogodnym uśmiechem*
Witaj. Poproszę jeszcze o chwilę zwłoki…
*stanął bokiem, tak by z jednej strony mieć durosa, a  z drugiej droida*
To jest Ed. Daj mu chwilę, musi się z tobą opatrzeć. To pomoże nam uniknąć niepożądanych sytuacji po drodze
*I o ile na sceny z udziałem Eda Hakon był przygotowany, to…*
Malkit, a co ty tu robisz *zapytał, może nie ze zdumieniem które odbiera oddech, no ale był zdziwiony*

Malkit - 2011-03-25 20:04:35

*Malkit nie dawał za wygraną. Łepek do nogi nieznajomego przytulil. Wcale nie wyglądał jak dziecko. Może po mowie szło wywnioskować, ale było to zdecydowanie niestandardowe stworzenie.
Widac było, ze czuje duży respekt przed droidem, ale panuje do siebie. Tak wiec tulił się jak zwierzak*
Ja lece ja *poinformowali  pełną powaga i przekonaniem, patrząc Hakonowi prosto w oczy, bez śladu wahania*
Mi tata pozwolił mi. Ja mam plesaszek. I mogę jechać ja, bo moja mama zadzwoniła do łysego wujka ale ona poszedł do ciebie tobie powiedzieć ze Malkit leci, ale ciebie nie było a twój uczeń jest za cienki i ona nie poszedł do niego. Mi kazała iść tutaj i być drzeczny. I ja drzeczny jestem, sonie muciu?
*zapytał, zadzierając łeb i starając się zwrócić na siebie uwagę durosa*

ED - 2011-03-25 20:08:55

*Jakby Edowi tak ktoś sprawę rozrysował, to na pewno rzekłby że skoro ten dżedaj nie lubi małych padawanów to niech się zajmie reedukacją tych co podobno są dorośli, ale przydał by im się solidny mistrz.
Tak, są tacy.
Póki co jednak ten dżedaj mu wyraźnie niepodpasował. Ed zwolnił kroków i poruszał się teraz jakby się bujał z boku na bok. Nie kryl się z pomrukiem o wrogim podtekście, podchodzącym do gardłowego powarkiwania. Oczywiście wszystko to było w zbiorze powszechnie używanych dźwięków. Odtwarzanych, albo nagranych z oryginału ryków jakichś zwierząt, a także pomruków x’tingów i samodzielnie uzyskiwanych miksów tych dźwięków.
Oczywiście ED się nie odezwał, zatrzymal się za Hakonem w odległości ponad siedmiu metrów od obcego. I Malkita. Oj, nie ucieszył go ten widok.*

Moc - 2011-03-25 20:16:57

Jestem Ashen Den i miło mi poznać zarówno ciebie jak i Ed'a *Przedstawił się duros. Osobiście nie znał on Hakona, ale Rada poinformowała go przecież kogo zabiera oraz podała przybliżony rysopis barabela oraz ED'a, w końcu mistrz Yoda jakiś czas przebywał na Widmie. Ashen nie reagował w zupełności na ocierającego się o jego nogę Malkita, ale gdy usłyszał, że ma też lecieć to się mocno zdziwił.* Proszę wybaczyć mistrzu Hakonie, ale Rada poinformowała mnie, że mam zabrać ze sobą jedynie ciebie oraz ED'a. O żadnych dodatkowych pasażerach nic nie wiem *Duros raczej nie uwierzył w bajkę, że Malkit też ma lecieć.*

Hakon - 2011-03-25 20:24:40

*Hakon także się lekko zdziwił. W końcu Widmo nie takie wielkie, można go znaleźć i poinformować. No ale po namyśle…*
Dobrze, niech leci *To była pierwsza tak inwazyjna w zdanie innych decyzja Hakona, no ale dobrze się z nią czuł. Relacje Malkit – Ed nie były wzorowe, ale zawsze jest to element dawnego otoczenia, acz żywy i wrzaskliwy. W gruncie rzeczy jednak nie groźny, i nad którym ED ma swojego rodzaju władze. Malkit może być terapeutyczny.*
Jest w pewnym sensie mocowładny, może Planeta Świątynna go wyciszy, bo jest trochę hiperaktywny

Malkit - 2011-03-25 20:26:11

*NO i na te słowa rozległo się radosne* uuuuu.u.u.u.u.u.uu.u.u.u. *I Malkit wraz z plecaczkiem na grzbiecie odkleił się od mrukliwego durosa by przykleić się do nóg Hakona, klekocąc i turkocząc, zadowolony. Oj, badania będzie robił! Całą faunę Tythona ma do opisania!*

Darven - 2011-03-25 20:34:19

Zaskakująco miła atmosfera, niemalże rodzinna, to bardzo wzruszające. *Odezwał się czyiś głos, Darvena zapewne, który podszedł cicho do całej, zajętej sobą grupki. Metalowa dłoń spoczęła na "ramieniu" Eda.* Przyszedłem się pożegnać, zabójco. *Nachylił się w stronę droida.* Tylko nie zabij ich za dużo, potrzebują rąk do pracy przy plantacjach buraków... *Szepnął, uśmiechając się szeroko. Obszedł Eda (a właściwie wyszedł zza niego, jakby się teleportował) i przesunął wzrokiem po wszystkich obecnych, ostatecznie kończąc na Malkicie.* I do tego pasażer na gapę. *Wyprostował się, pozwalając, by ciemna, egzotycznie zdobiona peleryna ześlizgnęła się po lśniącym metalu pancerza.* Jak mniemam, Hakonie, wszystko już gotowe? Dobrze by wypadało, w sam raz żeby uwinąć się przed przylotem tych babsztyli. Jestem wdzięczny za twoją pomoc.

ED - 2011-03-25 20:39:52

*Metamorfoza była natychmiastowa, jeśli chodzi o EDa – łagodny pomruk, opuszczenie do dołu łba i naparcie, jednak delikatne i wywarzone w kierunku Darvena. Tłoki sapnęły, kiedy noga ugięła się nieco niezgodnie z założeniami modelu.
Oczywiście rozumiał, że to pożegnanie. Ed wiele rozumiał choć nigdy nie uczył się życia z autopsji.*
Bez obaw, sir *Odezwał się, demonstrując tym samym przed kurosem swój nietypowy głos droida starego typu* Dla bezpieczeństwa mnie rozbrojono
*A kiedy Darven stanął przed nim, droid „zaparkował” przednia cześć siatki w jego plecach*

Moc - 2011-03-25 20:45:01

To twoja decyzja mistrzu Hakonie... *Duros nie oponował, jeśli Hakon chciał go zabrać to proszę bardzo. Jak coś to on będzie odpowiadał przed Radą Jedi. Ale dzieciak raczej wielkich szkód nie narobi, prędzej zanudzi się na śmierć, na Tythonie mało co się działo. Medytacje, ćwiczenia, medytacje, ćwiczenia, czasem wyprawa do lasu, a karnie to zajmowanie się uprawami. Ale gdy pojawił się Darven to atmosfera trochę zgęstniała, więc Jedi postanowił się ewakuować.* Pójdę przygotować statek do lotu. *Pokłonił się lekko po czym odwrócił się i ruszył w kierunku frachtowca, znikając potem na jego pokładzie.*

Hakon - 2011-03-25 20:54:33

Nie jestem mistrzem. *przypomniał delikatnie, bowiem wyglądało na to, ze duros ma rangę rycerza, wiec nie powinien go tytułować. Na widmie już nie przypominał, no ale zakon jedi to co innego. Nie chciał by poszło po Tytonie i doszło do Rady, ze się Hakon obnosi jak niewiadomo kto, bo go w Cochrelu pochwalili*
No jak widzisz potrafi być bardzo miły… *Już zaczął prelekcję pod tytułem „Ed jest kochany i…*
…aha. Nie widzisz. No to jak nie widzisz Ed bardzo ładnie zegna się z Darvenem. Witaj Darvenie *całkowicie niezrażony ani odejściem Ashena ani przyjściem i uwagami Darvena, skupił się na tym drugim*
Nie ma o czym mówić, Darvenie, to ja i Zakon mamy wobec was ogromny dług wdzięczności którego prawdopodobnie nigdy nie spłacimy, a ja to już w ogóle bo moja zdolność kredytowa jest bardzo niska. No a szczypior leci z nami. Jedi ostatnimi czasy jest nieco mało, więc Mistrz Windu nie powinien mnie za to zabić.
*Hakon błysnął zębami, poprawiając szatę na karku*
Za chwile statek zostanie rozgrzany. Tak trochę przeciągałem, żeby wszystko było jak najbardziej harmonijne. Ed się denerwuje, ale da radę.
*Nie wyciągnął ręki do droida. Nie osiągnął jeszcze takiego poziomu więzi z nim jak Darven. I wiedział ze nigdy nie osiągnie*

Malkit - 2011-03-25 20:56:36

*A oburzony Malkit strząchnął grzywą*
Sam jesteś gapa ty fu tepatu i nawet nie znasz się na zwierzątach, a  ja i tak pojadę i będę wykopywał buraki a ty ić bo małe oko masz!
*I tak oburzony szelek w ślad za jedi po rampie do środka wbiegł. Ale wrzask na wodzy trzymał. Do czasu aż wejdą w nadprzestrzeń…*

Darven - 2011-03-25 21:06:26

*Darven spojrzał na odchodzącego Malkita, uśmiechając się lekko.* Parę dni na buraczanej planecie i zmienisz zdanie. *To powiedziawszy - naturalnie pamiętając o surowym i bardzo głębokim zakazie używania słowa "Tython" - odwrócił się, by spojrzeć na Hakokna.* Da rade, Ed jest silny. To będzie tymczasowa niedogodność, do przezwyciężenia. Jak wróci, to mu zafunduje psychologa żeby sobie poradził z wszelkimi traumatycznymi skutkami wizyty na Tej, Której Imienia Nie Wolno Wymawiać. *I uśmiechnął się, wcale nie czując, by atmosfera gęstniała. Sięgnął dłonią do opierającego się o jego plecy Eda.* Pozostaje życzyć wam powodzenia, sporo przed wami. Ta cała wizyta będzie z całą pewnością... Interesująca. Już nie mówiąc o tym, że Malkit wykończy was wszystkich.

ED - 2011-03-25 21:10:24

*Malkit to dosłownie gwóźdź do trumny. Ale skoro ma to już by ć trumna to niech będzie solidnie ubita. Darven jako pretendent do tytułu Pana musiał być istotą wyjątkową i najważniejszą. I był. Ed milczał i tylko trwał w tej chwili. Oczywiście nie obyło się bez refleksji, ze być może zegnają się po raz ostatni, a  powrót na Widmo może będzie dla niego oznaczał bilet w jedną stronę na złomowisko.
No ale mimo wszystko bardzo się uspokoił przy Darvenie*

Hakon - 2011-03-25 21:15:38

No już nie demonizujmy. Nic mu się tam nie stanie, i Malkit nikogo nie wykończy. Zaś z rolą psychologa do tej pory jakoś sobie radziłem. Nie będzie dodatkowych kosztów
*Hakon odporny na prowokację, z resztą znał już Darvena i wiedział na jakiej zasadzie to działa, odpowiadał serdecznie, a na poziomie kontaktu z mocą uśmiechał się do jakże poprawnej relacji Ed- Darven. Jeśli istota potrafiła tak oswoić tą nieufną, skrzywdzoną formę egzystencji, to musiała to być naprawdę niezwykła istota.
Wskazał na drooida lekko unosząc dłoń*
O taki stan umysłu mi chodzi. Powinieneś lecieć z nami. Masz na niego fantastyczny wpływ

Darven - 2011-03-25 21:23:08

*Dłoń przejechała po pancerzu Eda.* Przyjemnie to słyszeć. Niestety, jestem potrzebny tutaj, zresztą... Prawdopodobnie nie wytrzymałbym choćby dnia, z całym szacunkiem. Pewnie zrobiłbym się takim kłębkiem nerwów, że Eda bym zestresował zamiast uspokoić, aczkolwiek pochlebia mi stwierdzenie o tym, jaki mam na niego wpływ. *Organiczna dłoń powędrowała do krańca peleryny, by ścisnąć ją lekko, podczas kiedy ta metaliczna w dalszym ciągu spoczywała na droidzim ciele Eda.* A i w twoje umiejętności nie wątpię, wszakże ufam ci. Wiem jednak, że nie każdy - a nawet znakomita większość - jest taki jak ty, więc pewnie będzie to dla naszego Eda solidna próba. Tak czy siak, ufam, że obejdzie się bez zbytnich problemów.

ED - 2011-03-25 21:27:27

*Może i wyglądał jakby nic do niego nie docierało, ale słuchał uważnie, i mógł się pod tym popisać, bo uważał podobnie. Szczerze powiedziawszy miał ambicje na ten wyjazd, ale czy zrealizuje chociażby wyjście ze statku – to się okaże. No ale – to sytuacja tymczasowa. Musi być dobrze*

Hakon - 2011-03-25 21:30:38

*Ramiona jedi zwisały luźno, w chwili kiedy westchnął delikatnie i przemówił kojącym, łagodnym głosem*
ciebie i Eda bardzo wiele łączy. Obaj na sile szukacie tego co w sytuacji złe, a tymczasem wystarczy drobna zmiana w samym sobie, zauważenie pozytywów, i już ranga zdarzenia zmienia się diametralnie. Nad Edem popracuję, ale Ty Darvenie musisz mi obiecasz że wykrzesasz z siebie trochę optymizmu. Będę wysyłał dobrą energię. A teraz wystarczy. Edziu, do statku. Długie pożegnania dobre są tylko w filmach. Ostatnie buziaki i na statek *Wykonał energiczny ruch ręką, by zwrócić na ten ruch uwagę Eda*

Darven - 2011-03-25 21:38:14

*Darven zaśmiał się lekko.* Niczym w ckliwych romansach. No nic, Ed, trzymaj się. *Odwrócił się, odklejając od droida. Spojrzał na niego uważnie.* Do następnego. A tobie, Hakonie, dziękuję za cenną radę, acz myślę, że mój pesymizm niechętnie odebrałby twoją chęć jego zlikwidowania. Powiedzmy, że przywykłem do jego obecności. *Zatknął dłonie za plecy.* Będę o tym pamiętał, zobaczymy co będzie dalej. Tymczasem życzę powodzenia i mam nadzieję, że się spotkamy za jakiś czas, w towarzystwie pozytywnych wieści i bezkresów Naboo. Gorących dni i długich nocy, nie pozabijajcie się. *Uśmiechnął się lekko, oczekując ich zniknięcia we wnętrzu statku.*

ED - 2011-03-25 21:41:23

*ED mruknął przeciągle* Obiecuje się starać *Odezwał się w końcu. Jego pożegnanie było energicznym „atakiem” na pierś Darvena – oczywiście nieagresywnie. Jak Hakon zauważył, Ed miał teraz bardzo dobry stan umysłu. Mógł pożegnać się i ze spokojem wkroczyć po rampie do przestronnej ładowni, w której spędzi komfortowo całą podróż*

Hakon - 2011-03-25 21:42:50

*Na słowa Darvena odparł krótkim* Nie chce się dżedaić na koniec wiec po prostu trzymaj się. I powodzenia w wiesz czym
*Uśmiechnął się porozumiewawczo i uścisnąwszy Darvenowi dłoń, oddalił się i wbiegł po rampie. Kiedy byli w środku – rampa zamknęła się. Mogli ruszać*

Moc - 2011-03-25 21:47:45

*Duros zaś wygodnie rozsiadł się w kokpicie i zaznajomił się ze stanem statku oraz pobieżnie z wszystkimi funkcjami. Każda maszyna była inna, więc lepiej wiedzieć co gdzie jest i jak działa. Gdy zaś na pokład wkroczył Hakon i ED to Ashen sprawdził, czy wszystkie włazy są zamknięte, po czym odpalił silniki manewrowe i odczekał, aż hangar się otworzy. A potem już klasycznie, ostrożnie wyleciał w próżnię kosmiczną, odpalił główne silniki i z pamięci wprowadził do komputera pierwszy zestaw koordynatów na Tythona. Po kilku chwilach skoczyli w nadprzestrzeń.*

Dakien Tarek - 2011-04-01 21:23:55

*Hangar na Widmie ostatnimi czasy był używany dosyć regularnie. A to Darven gdzieś wyruszał i siłą rzeczy wracać musiał, a to Jedi z Widma się wynosili, a to dziwna banda klonio-mandaloriańsko-zabracza(tego ostatniego było sztuk jeden) się pojawiała dosłownie na krótką chwilę by zmyć się niczym... widmo z Widma. Teraz jednak na pokład przyleciał transportowiec z gościem zgoła innego kalibru. Nic tak dziwnego jak ostatnia grupka,ani znaczącego jak Jedi się nie pojawiło. Ot ponad sto kilo sierści,tkanki mięśniowej i kości. Plus minus kilka kilo w postaci bagażu.*
   *I tak jak wspomniano po wcześniejszej rozmowie z kontrolerami na Widmie,pilot poprowadził statek do hangaru. Statek transportowy z napisem i logo firmy "MechaInvest". Z ładunkiem już od jakiegoś czasu oczekującym na to by pozwolenie na przebywanie na tej jednostce dostał by mógł on poprowadzić swoje badania. I tak, już po wylądowaniu i doprowadzeniu hangaru do stanu umożliwiające przeżycie istot na bazie białka, trap statku otworzył się. Po nim zaś na pokład zszedł katharski mężczyzna. Z torbą podróżną przewieszoną przez ramię i walizką w lewej łapie.Wysoki cathar o żółtej sierści ozdobionej przez czarne tygrysie pręgi, o szerokim torsie odznaczającym się znacząco nawet pod koszulką. Kot o słusznej posturze i dużym wzroście,żółtych ślepiach. Groźny z wyglądu by się mógł zdawać. Tak "zdawać". Ubranie jego efekt groźnego stworzenia burzyło. Był bez butów jakichkolwiek, w spodniach z jeansu i czarnej koszulce z krótkim rękawem oraz z okularami przeciwsłonecznymi opartymi nad swym nosem tzw.lenonkami. Wróć! Zatrzymajmy się na koszulce. Bo to ona imidż drapieżcy niszczyła niczym pewien zabrak zmieniający strony konfliktu. Czarna koszula miała na sobie kolorowy obrazek przedstawiający pewnego żółtego ptaka z dużą głową(wodogłowie zapewne) nad którym to w białym dymku napisane było krótko Cy ktoś widział kotecka?, z tyłu koszuli zaś był prosty biały napis. Nic innego jak właśnie Kotecek.*

Dakien Tarek - 2011-04-06 19:11:22

*W końcu kot jednak doczekał się. Najpewniej któryś z chłopaków w hangarze, może i Rudy, zaprowadzili kota wraz z jego małym bagażem na jego kwatery by nie tkwił w hangarze bezcelowo. Statek zaś którym przybył po jakimś czasie odleciał by wrócić na Cato Neimodię.*

EFECTOR - 2011-04-06 19:51:17

*Nadszedł w końcu ten dzień. Oczywiście zapowiedziany i umówiony, tak jak miało być. Tak też było. W pustym hangarze zadołował statek – istny diament. Piękny, lśniący duży frachtowiec z wygodami. Wyszła z niego istota w kombinezonie i kilka osob obstawy, tak zwanych ciotek towarzyszących, by Lipini nie czuła się samotna. Przyjechała tu na przekór sobie, niezadowolona. W końcu raz: Darven polecił jej osobiście przylecieć po swojego droida. Dwa: znalazł się ktoś kto chciał go odkupić. Lipini wyraziła chęć spotkania, i z radością to uczyni. Tak wiec skoro tylko pojawił się komitet powitalny Widma, została poprowadzona prosto do Sali konferencyjnej, gdzie czekał na nią pewien biznesmen…*

Secorsha - 2011-06-05 18:33:03

*Kilka dni od niedawnych wydarzeń traumatycznych. czyli od zaniemogniecia generała, bo statkiem duchów prócz zainteresowanych to za specjalnie nikt się na Widmie II nie przejmował.
Sam Seco tez już zdystansował się troszeczkę. w końcu cały czas dżedaje czuli ich żywych, a naturalny optymizm Secorshy w  końcu wytłumaczył mu ze jego nerwy nie pomogą.
Tego dnia po służbie spędzał milo czas przy kielichu z jednym panem  hangarów, twilekiem Krossem, który to lubil wypić i nie był pedałem.
Zadziwiającym zjawiskiem było to, ze na płycie już od kilku godzin stal Dziedzic 2 i jeszcze nikt z niego nie wyszedł.
A wiadomo było, ze statek pusty nie jest. nie było na nim tez bomby, a nikt nie wychodził. Także Seco i Kross zajeli się sobą*
no to tehrraz damy – rozkazy na magazyn 8. Halo, magazyn 8… *Seco teraz bawił się komunikatorem, wywołując połączenie z prywatnego komunikatora na służbowej linii* chuje, nowe rozkazy: *wziął wdech, na chwile wstrzymał oddech i: beeeeeeeek! Seco był już trochę wstawiony. Kross tez – jeszcze bardziej zerwony niż zawsze choicholil się jak głupi*
I jeszcze! *wstał, odwrócił się, rozciągnął material spodni na dupie i: prrrrrrrrrrryyyk do mikrofonu, co spowodowało podobny wybuch radości u Seco*
czy magazyn 8 zhrozumiał czy powtórzyć może?
- Gawil, ty jebany kretynie, to linia otwarta, Darven może słyszeć…
- a co, kuhrrwa, Dahrrwen nie słyszał jak się piehrrdzi? w regulaminie nie ma ze nie można piehrrdzieć… ale chyba jest ze nie można bekać, kuhrrwa, z pensji mi pojadą… kuhrrwa, ty jebany cwelu, to wszystko przez ciebie!

*Kross zanosił się śmiechem kiedy Seco jeszcze kilka chwil bluzgał się z magazynem 8 kiedy wtem…
Obaj weseli panowie zamknęli się, a  ich oczy skierowały się na rampę Dziedzica 2.
Oto z niej, i ku nim kierował się całkiem zwyczajny facet, weequay nie pierwszej młodości, taki nawet w sumie trochę menelowaty, niższy od Secorshy, i trochę chwiejnym krokiem*
Te patrz, Krośku, chuj najebany przyjechał, czy on nie wie, ze u nas kuhrrwa jebana w dupe kultuhrra obowiązuje, menda psia, nosz ja piehrrdole, jak zapoconą skahrrpetą w mohrrde, choć mu wpiehrrdol posuniemy bo ja na to kuhrrwa patrzeć nie mogę…
*wstał oczywiście, bohatersko po kaleeshiansku prężąc klatę nieco za mało pokazową jak na jego wzrost. rękawy za krótkie zakasał, pasek podciągnął, ale koszuli już nie wsadził, i ruszył dziarsko, pewnym krokiem w  kierunku przybysza. Kross niestety był już zbyt pijany, i po dwóch krokach zaliczył glebę.*
Dzień dobhhrry *zaczął Seco z prostackim przekąsem i nieprawdopodobna pewnością siebie jaką gwarantuje tylko zalanie ośrodka myślenia logicznego.*
Ja przypominam kuhrrwa ze jesteśmy na statku Widmo II, jednej kuhrrwa mac z najwaszniejszych jednostek kuhrrwa Korchelu, i tu obowiązuje kultuhrra, znaczy się jak się chcesz cieciu bahrrowy napić to nie siedzisz na swoim statku jak kuhrra na kutasie koguta, tylko wychodzisz, i tu: towarzystwo mile, kuhrrtuhrralne *Akurat twilek puszczał pawia kiedy Seco go wskazał*
A nie tak jak wy, ja piehrrdole bancie wahrrklaki cyhrrklem przez przedszkolaków po śniadanku jebane, siedzieliście sobie w tym stateczku kuhrrwa dla jebanych Vipów co jebają się z dhroidami podczas długich wilgotnych podróży. rheasumujac: chuj pan jesteś!
   *Obcy nieco pochylił twarz, czyniąc teraz nią wyraz taki, ze kiedy spoglądał na twarz wesołka, pod wielkimi, weekueyskimi tęczówkami pojawiła się mdłoróżowa tafla białkówek*
Trey’kwe anarte klgyt kutte raka *warknął i bezceremonialnie ominął Secorshhę. ten oczywiscie okręcił się za nim, gotów wyprowadzić ripostę na zwrot, którego nie rozumiał, kiedy nagle chlast! I gwiazdki!
Ze statku wyszło bowiem nagle trzech weeyueyów. największy przypaździeżył Secorshy z zaskoczenia prosto w szczękę.
Odeszli, śmiejąc się cicho, a  Seco jeszcze chwile leżał, nie dlatego, ze nie mógł wstać, a  dlatego, ze był tak bardzo zaskoczony…*

Tangorn - 2011-06-21 18:46:50

W pobliżu Statku Widmo pojawił się frachtowiec, którego numery identyfikacyjne obsłudze są już zapewne znane, bo była to maszyna Tangów, Mandalorian, którzy od czasu do czasu tutaj wpadali, by rozmówić się z Gawilami lub z Generałem, z którym w przeszłości łączyły ich wspólne cele a obecnie to tak średnio. Ale kontakt jakiś utrzymany był.
Tracyn na wszelkie formalności był gotowy, ale zdziwił się, bo tych przybyło. Nie wzbudziło to w nim jakichś podejrzeń szczególnych, ale ciekaw był czemu właśnie teraz tak się stało.
W każdym razie maszynę skierował do hangaru i wysłał wiadomość do Seco, bo z nim chciał się zoaczyć. Musieli go poinformować o tym, że Tang, jego najlepszy przyjaciel, nie żyje. Sami o tym byli przekonani, nie wiedzieli, że Jena go uratował. Mieli uszkodzone systemy komunikacyjne i chcieli na Widmie je naprawić.
I tak wylądowali w hangarze, a gdy już powietrze zostało przywrócone to w swoich pancerzach udali się na rampę. Vi kazali siedzieć w kajucie, bo woleli nie nadużywać gościnności Cochrelu. Czekali już tylko na Seco.

Secorsha - 2011-06-21 18:51:54

*Seco już czekał za barierą, wyraźnie zadowolony. Dżedaj dał im informacje ze wydostali się ze statku. Malki i Ed żyli. Dżedaj przy okazji tez, a niech żyje, co dżedajowi żałować. Kiedy wpuszczono atmosferę, Seco z bananem od ucha do ucha już leciał, myślac tylko o to, by wypytać Tanga co zrobił Kobdarowi. Już oświadczył Fler, ze przyjdzie pojany do domu, bo będzie świętował, miało być wszystko na legalu.
Seco pod sama rampe podlazł*
Chuje przylecieli, po trzykhrroć hurra hurra hurra! Chujeeee! wyłazić!
*I jeszcze nie wiedział, nic nie wiedział…*

Tangorn - 2011-06-21 18:55:54

Seco mógł zobaczyć ich miny, bo nie mieli hełmów na głowach. Wyraz ich twarzy mówił sam za siebie - coś się stało, coś niedobrego i nie wiedzą jak to Seco powiedzieć. Ale ruszyli w jego stronę, nie energicznie jak zawsze, tylko tak ociężale, ospale. I nigdzie nie było Tanga, który zawsze jako pierwszy wyłaził ze statku, by się z kaleeshem napić.
W końcu byli dosyć blisko niego i starali się uśmiechnąć na jego widok, ale bez skutku. Ciążyło im to, co za chwilę będą musieli powiedzieć biednemu Gawilowi.
- Cześć Seco... słuchaj... możemy gdzieś pogadać i usiąść?

Secorsha - 2011-06-21 19:01:40

*spotkali się. Spojrzeli na siebie. Seco: ramiona rozpostarte jakby chciał odlecieć, na nich rozpostarta trochę sprana marynarka z poplamionym kołnierzem, rozpięta do polowy koszula, z  jednej strony ze spodni zwisająca. Stał w lekkim rozkroku, witając całą galaktykę swoim szerokim, szczerym uśmiechem.
Zamarł. Minęła sekunda. Dwie, trzy… Uśmiech Secorshy rzedł, spływał jakby polany rozpuszczalnikiem na świeże malowanie… I spojrzenie, z  radosnego przybierające wyraz typu: rozumiem.
Opuścił ręce i już nie wiedział, co powiedzieć. Popatrzył na Tracyna. Drala. Nie ma Tanga. Poleciało trzech*
Gdzie on jest? *Może w statku, leży ranny, trzeba zawiadomić medyka!* Zahrraz zawołam doktohrra Solusa! *Krzyknął, ale zaraz uświadomił sobie, ze gdyby Tang umierał w statku, to chłopaki by tak spokojnie do niego nie podchodzili. Seco zacisnął zęby*
Dobhrra, chodźcie… *I bez slowa ruszył ku magazynowi*

Tangorn - 2011-06-21 19:08:22

- Zaraz ci powiemy
Odparł Dral, spokojnie bo już opanował emocje, miał na to wiele godzin lotu. Ale i tak ta rozmowa nie będzie należała do łatwych. Bo niby jak powiedzieć Seco, że jego najlepszy przyjaciel, który już z wielu opresji wychodził cało, teraz nie żyje. To będzie dla niego taki sam cios jak dla nich.
Poszli więc za Seco do magazynu, na razie milczeli i tylko w głowach układali sobie treść małej przemowy, ale nie wiedzieli jak to przekazać łagodnie, aż w końcu zdecydowali się na terapię szokową.
Dotarli więc do magazynu, nie usiedli na razie na niczym, tylko spojrzeli po sobie i wzięli głęboki wdech.
- Seco, usiądź... tak będzie chyba najlepiej. Bo widzisz... jakieś dwa dni temu byliśmy razem z Tangiem na pewnej opuszczonej stacji kosmicznej. Musieliśmy przenieść droidy. Pomagał nam ten dżedajec... Hakon.
- Pracowaliśmy kilka godzin i już wracaliśmy, gdy coś zaczęło wybuchać a Tang z Hakonem zostali z tyłu...
- Przy końcu rozsadziło korytarz którym biegli... dżedajec miał szczęście i wypchnęło go ku nam ale Tang...
- Nie mamy pewności, ale...
- Seco, on tam został, a powietrza miał tylko na pięć godzin.
- Statek odleciał i nie mogliśmy po niego wrócić...

W miarę tego jak mówili ich głosy zaczęły się tak po prostu trząść, z trudem panowali nad swoimi emocjami.

Secorsha - 2011-06-21 19:15:18

*Widać było, ze już się Seco domyśla, jak szedł, to jakoś tak sztywno, ręce mu chodziły na boki, oglądał się za siebie. Oznaki zdenerwowania. Secco nie był taki głupi, brak Tanga, „musimy porozmawiać”. Bez dwóch zdań – domyślił się, ale teraz jeszcze miał nadzieje, ze usłyszy straszną prawdę, ale nie najstraszniejsza.
Doszli do magazynu, i Seco usiadł na skrzyni.
Patrzył na nich jak dziecko z trzeciego świata…
I kiedy skończyli, Seco został z otwartymi ustami, wpatrzony już nie w nich, a  gdzieś w niewidzialnego Tanga za ich plecami. Minęło kilka sekund. Dla nich – jak godzina, kiedy kaleesh zamrugał, i zamknął usta, zostawiając odsłonięte zęby, i pokręcił głową*
Nie, to niemożliwe… to jest niemożliwe, co  mówicie

Tangorn - 2011-06-21 19:19:24

Pewnie się spodziewał, że zaraz Tracyn się roześmieje i wrześnie, że to głpi kawał, że wejdzie Tang i zaczną chlać. Ale nic takiego się nie stało. Po prostu stali sztywno, nie wiedząc co zrobić, autentycznie czuli się zagubieni. Dla nich śmierć braci była rzeczą naturalną, byli oswojeni z nią, więc wiadomość o śmierci Tanga przyjmowali od razu do siebie, nie zaprzeczali temu Seco próbował.
- Obawiamy się, że to prawda.
- Seco, sam widzałem ten wybuch. Nawet jeśli Tang go przeżył to nie miał powietrza, nie miał jak stamtąd uciec.
- Byliśmy po środku Nieznanych Rejonów.
- Wiemy, że trudno to pojąć, ale... nie utrudniaj, proszę... ledwo się z tym pogodziliśmy.
- W końcu to nasz ojciec... a przynajmniej nim był

Secorsha - 2011-06-21 19:25:47

*Nie, nie spodziewał się. Nie zagraliby tego tak dobrze, poza tym to niesmaczny żart. Seco wiedział, ze oni mówią prawdę, ale sam się bronił, przed sobą. Po kaleeshiańsku: bóg Shrupack go ocalił, moc czy inna siła nadprzyrodzona.
Seco pokręcił głową jeszcze raz, prychnął przez żeby, chyba to miał być śmiech, ale nie wyszedł. Wzruszył ramionami, strzepnął dłońmi, i oparłszy przedramiona na kolanach spuścił głowę i popatrzył w podłogę. Nic nie powiedział. Nie wiedział, co ma mówić. Powtarzać w kółko „nie wierzę”*
Ale… jak to… Tang może umrzeć… Nie wyobhrrażam sobie tego… To tak jak… *Przerwał nagle, jakby odcięto mu dopływ tlenu. Wstał nagle, i popatrzył w  oczy pierwszemu  klonów*
Jak genehrrał… *A co z generałem – wiadomo. Zabrali go na Hypori. Jego los jest przesądzony. I Tanga nie ma.*

Tangorn - 2011-06-21 19:31:33

A Tangi rozejrzeli się po kanciapie i przysunęli sobie jakieś skrzynki by móc usiąść. Stało się trochę niewygodnie i było to krępujące. Usiedli więc na czym mogli i popatrzyli na biednego, załamanego Secorshę. Biedak... chcieli go jakoś pocieszyć, ale nie wiedzieli jak. Sami byli jak dzieci we mgle, w całkiem nowej sytuacji
- Wiemy, że to trudne... ale jednak... możliwe.
Mruknął ponuro Dral i też spuścił wzrok. Nic nie wiedzieli o tym, że jednak cud się stał i Tanga uratowano.
- Co generał?
Nie wiedzieli nic o Generale.

Secorsha - 2011-06-21 19:36:05

*To teraz Seco stał, a oni siedzieli, ale kaleesh ani trochę się nie czuł skrępowany. Oczy mu trochę błyszczały, zaraz łezka poleci, ale trzymał się i miał chyba nowa energię*
Genehrrał – tyle rhazy miał umrzeć. Na Utapau – sytuacja właściwie patowa, ale uhrratowali go. Później impehrrium – tez mus ie udało. Tehrraz… nie wiem, dokładnie, coś mu się stało, jest na Hypohrri, chyba umiehrra. Ale nadal zyje! *wytrzeszczył oczy, o pochylił się, odrzucając ręce do tyłu, w  geście który chyba tylko kaleeshianie praktykują. Widać było, ze Seco jest wewnętrznie rozdarty, ale broni się ile sił. Niestety broni się przed logiką, co tez było cechą Secorshowatą*

Tangorn - 2011-06-21 19:46:22

- Niestety... na każdego przychodzi czas.
Powiedział dobijająco Dral i spojrzał znowu na Seco z ponurym wyrazem twarzy. Generał to generał... ale w sumie u Tanga podobnie było, tyle razy się o śmierć ocierał, ale zawsze się jakoś poskładał, pozbierał i ruszał dalej. Ale teraz pobił go nie żołnierz, a po prostu głupia stacja i brak tlenu. Głupia śmierć, nie w boju, nie jak na wojownika przystało, a w ciemnym i zimnym kosmosie, sam.
- Seco... to nie pomoże... Generał to nie Tang niestety. Jego nie ma... trzeba spojrzeć prawdzie w oczy

Secorsha - 2011-06-21 19:52:20

No ale… ale… *spuściwszy wzrok obszedł skrzynkę na której siedział iw wrócił do Fibali*
Piec godzin to kupa czasu, jak tam były działające dhrroidy, to może był działający statek? Nie, nie wierze, nie wierze, póki tego nie sphrrawdze! *Oczywiście Tang zarażał głupimi pomysłami, a  biorąc pod uwagę fakt ze Seco to Seco, to już jego pomysły były superekstra głupie. No bo przecież – wracając do generała – kiedy republikańskie media doniosły o jego śmierci, Seco był już gotów by go szukać. Tutaj widac zadziałał ten sam mechanizm.*
Trzeba zapytać Dżedajca czy czuje Tanga. Dżedaje na Dżedajskiej Planecie cały czas czuli Malkit, i tego swojego kolegę, Eda chyba tez. To wyniuchają Tanga! I będziemy wiedzieli. Bo kuhrrwa – póki nie zobaczę jego ciała – nie wierze, że umahrrł. On jest jak chuj bacy- zawsze wstanie

Tangorn - 2011-06-21 20:03:30

- No niby racja...
Zgodził się Tracyn, który trochę myślał podobnie do Seco - póki nie zobaczy ciała, to nie uwierzy. Ale Hakon nic nie mówił, że wyczuwa Tanga, a by pewnie o tym poinformował. No ale zawsze tam iskierka nadziei istniała, że może jednak jakimś cudem się udało. Może interwencja boska albo samej Mocy? Kto tam wie.
- No można zapytać... Ale Seco, minęły prawie dwa dni, może więcej. Bez powietrza on tam by nie przeżył...
Ponura myśl Brania nie chcieli czepiać się złudnej nadziei, że może jednak jakoś stary Fibal przeżył. To było okrutne. Oni już go opłakali... i pluli sobie w brodę, że nie mogli go ratować. Że go opuścili gdy ich potrzebował.

Secorsha - 2011-06-21 20:07:41

No ale mówię ci, może coś się stało, może znalazł statek, może… kuhrrwa, nie wiem, ale może coś! Może było tam szczelne pomieszczenie! Naphrrawdzie waszą łączność, na pewno wysyłał do was infohrrmacje. Wiecie, jak się czuje koniec to się wysyła… *Seco mieszał w sobie nadzieje i buntowniczość podszytą kaleeshianską brawurą z narastającą żałością, którą odpychał, bo przecież nie wierzył.*
chodźcie *No i ruszył do hangaru, by zarządzić reperacje statku Tangów*

Tangorn - 2011-06-26 16:53:57

- Za dużo tych "może" Seco. To by musiał być pieprzony cud. A ja w nie nie wierzę
Warknął Tracyn, bo to zaprzeczanie go zaczynało wkurzać. Też by chciał, by Tang żył, ale umiał spojrzeć prawdzie w oczy. Na tej stacji była cholernie mała szansa na przetrwanie. To było praktycznie niemożliwe, by Fibal tam jakoś przetrwał.
- Chodź Tracyn... trzeba naprawić systemy komunikacyjne...
- Przecież i tak Tang wiadomości nie mógł wysłać. Po cholerę więc?
- A'den i Brex muszą wiedzieć...
- A no tak... chodźmy

Bracia ciężko podnieśli się ze swoich miejsc i powędrowali za kaleeshem chociaż oni mieli zdecydowanie gorszy nastrój niż on.

Hakon - 2011-07-10 20:38:04

*W zasięgu statku Widmo II z nadprzestrzeni wyskoczył stary, duży frachtowiec pochodzenia cochrelowego, który już dawno opuścił jednostkę macierzysta i chyba miał ciężkie loty przez ten czas. Hakon, pilotujący go Jedi miał otwarty kanał, jednak leciał pewnie do hangaru, jak zawsze, kiedy to jego statek był automatycznie rozpoznawany i wpuszczany. Może dlatego wydawało mu się to takie łatwe ze nigdy sam nie pilotował. Teraz jednak i myślał o czym innym i sam leciał wiernym frahtowcem*

Secorsha - 2011-07-10 20:43:24

*co jednak było nowe – hangar wcale nie kwapił się do otwarcia przed Hakonem mimo iż ten podlatywał coraz bliżej i już systemy zaczęły ostrzegać ze brak powierzchni na bezpieczne dokowanie. Widmo nie zapraszało. Zamiast tego ktoś nachalnie wbił się na linię Hakona i ożywił głośniki tymi słowami*
Zostałeś wykhrryty przez skanehrry, rozpoznajemy cie ale twoja przepustka jest nieaktualna. Podaj nazwisko i  sphrrawe *I ciszej* i numehrr kuhrrwa chuja, łajzo
*kiedy komunikat się urywał można było przysiąc ze głos dopowiadał „jebane te przepisy…”*

Hakon - 2011-07-10 20:47:55

*Hakon za sterami zakaszlał cicho*
Secorsha! *rozpoznał go, trudno z czymkolwiek pomylić to jego „er”. I nawet się ucieszył. Tylko – po cóz to wszystko? czyżby coś się stało?*
Tu Hakon dżedaj. Wiozę Eda, siebie i jedną jaszczurkę, małą, bardzo uroczą i trochę bojową. I… nie mam przepustki. No nie mam…

Secorsha - 2011-07-10 20:52:53

Młodszy oficehrr do sphrraw bezpieczeństwa i łączności Secorsha Gawila, kuhrrwa twoja w mohrrde tasakiem jebana mać! *Seco oczywiście silnie poprawny był i do nowych wymogów się stosował, jednak na kaleeshiańską kulturę nie można było nic już poradzić. Już ani nigdy wcześniej, dlatego wypowiedzi jego były takie jakie były*
Bez przepustki nie wlecisz. Zhrób kółko, beczkę, czy tam kuhrrwa nie wiem co, palca Se w dupe wsadź żeby ci się nie nudziło, a  ja zahrraz jedne do Dahrrvena i zapytam się czy cie można wpuścić. A… i dzięki ze zająłeś się Malkitem, dżedaj. Flache u mnie masz!

Hakon - 2011-07-10 20:57:58

Nie ma sprawy, Secorsha, zrób coś żeby mnie wpuścili i jesteśmy kwita, twój synek jest uroczy *odparł jak zawsze pogodnie. Chciał odpocząć od tego pilotowania bo naprawdę niewprawionego meczy, a  do tego pamiętając szaleństwo Eda to już w ogóle chęć na latanie mu odeszła* Co się stało u was ze tak się pozmieniało?

Secorsha - 2011-07-10 21:03:16

chujowo, co? *podjął wesoły głos Seco* Tak czy siak dzięki, i że Dulka wieziesz, już się za mohrrdą stęskniłem kuhrrwa. Co ja miałem… a! Bo ten… bo kuhrrwa za dużo obszczymuhrów pasożytów to zbijało i zhrrobili. Twojego tego białego wypiehrrdolili na Tythona i kilka innych, wiec Widmo o kilka chujów lżejsze i od rhazu widac, słychać i czuć ze tu kuhrrwa jebana w shrrom kultuhrra jest, nie? Czujesz to?

Hakon - 2011-07-10 21:08:11

Na szczęscie jeszcze nie czuje, na razie tylko słyszę *syknął przez żeby tak by Seco nie słyszał, bo cóż – pojedynku na gębę to z nim chyba nikt nie wygra*
Tak, mam Edzia. Ale lepiej na niego uważać, nie czuje się najlepiej. Wiem, ze Asyr miał trafić na Dżedajską Planetę. chyba minęliśmy się w  drodze. ja u Was troche pogoszczę. jeśli mnie wpuścicie

Secorsha - 2011-07-10 21:10:50

Się nie bój, wiesz jaki ja jestem… o… pozwolenie dostałeś, ja piehrrdole ty to masz uhrrok osobisty. No dobhrra, to szykuj się do dokowana a ja jebne do tych bezchujów z technicznego by czehrrwony dywan kuhrrwa piehrrdolneli. Witamy na Statku Widmo II, uwaga na znikające papiehrry toaletowe. Secorsha, bez odbiohrru *I rozłączył się*

Hakon - 2011-07-10 21:13:20

Dziękuje *Rzekłszy to jedno slowo, pchnął stery, zmuszając starą maszynę do lotu w kierunku lśniącego błękitem prostokąta hangaru, do którego wleciał, kiedy juz mógł i posadzil statek, następnie polecił go szybko odholować razem  z zawartością ładowni, którą zabronił otwierac bo może to być niebezpieczne…*

ED - 2011-07-14 18:02:44

*kiedy Ed i Urga wypełzli na światło hangarowe była już pora późna i nikt się nie kręcił poza tych na nocnej zmianie którzy nic nie robili tylko byli. Hangar oczywiście niczym się nie różnił o godzinie 22 czasu lokalnego od 12 czy 13, takie samo oświetlenie, jedynie ruch mniejszy i cisza. Ed wiec człapał delikatnie, starając się nie rzucać w uszy i niepostrzeżenie przedrzeć się do korytarzy*

Urga - 2011-07-14 18:06:48

Rozglądała się niezbyt uważnie, bo póki co nie zobaczyła niczego co przykułoby jej uwagę. Ale po chwili zeskoczyła z Eda i zaczęła samodzielną wędrówkę z językiem przecinającym powietrze. Czuła mnóstwo nowych zapachów i musiała je wszystkie koniecznie zbadać.
-Edooo.. Urga szuuuje inny.

ED - 2011-07-14 18:17:53

*Bardzo się starał ale z powodu kulawej nogi nie wychodziło to idealnie i było Eda słychać. A ten – niby nie robil nic złego – ale nie chciał być usłyszany. Na razie nie chciał się na nikogo natknąć*
Urga, ciiicho bo nas zobaczą. *I dalej człap człap człap i w kierunku korytarzy ciągnął*

Urga - 2011-07-14 18:21:50

-Cooooooo?
I podbiegła w towarzystwie radosnego uderzania pazurami o podłogę. Kręcioła w ogóle dostała bo biegała wokół Eda jak szalona, dla czystej zabawy i chęci ruchu.

ED - 2011-07-14 18:33:35

*Na początku troche Eda skołowało bo nie nadążał za nią wzorkiem, bo jak wiadomo niestety ale Ed biedny był i łapał wzrokiem tylko 60 stopni, wiec musiał się narozglądać by widzieć więcej koło siebie*
Cicho, Urga! Cicho bądź! Bo przyjdzie… *czym by ją tu postraszyć…* …Mace Windu. Jak cie usłyszy to przyjdzie i cie zabierze. Ciii, bo przyjdzie…

Urga - 2011-07-14 18:36:55

Zatrzymała się przed nim, wachlując spokojnie ogonem i przekrzywiając łepek.
-Szyszie Mesindu?
Zaterkotała zdziwiona i aż na tylne łapy się podniosła.

ED - 2011-07-14 18:45:28

Tak, przyjdzie Mesindu, wiec ciiicho, chodź, idziemy cichutko do korytarza… za Edem… *I ruszył, wysoko podnosząc nogi i bardzo delikatnie je stawiając. Nie było to bezgłośne, ale widać było gołym okiem, ze Ed się stara być jak najciszej. I kiedy już niemal osiągnęli miejsce z którego można było ropzejśc do korytarzy to…*
Stać! Brak aktualnej przepustki. Dżony nie ma cie w bazie danych. Masz zakaz wstępu w dalsze rejony okrętu!
*rozległ się cienki, śmieszny głosik produkowany przez syntezator mowy droida, zgoła innego niż Ed…
brązowa kula wytoczyła się z ciemnych korytarzy i momentalnie wyodrębniwszy nózki, rozwinęła się w postać insektoidalnie wyglądającego droida bojowego typu droideka. Lśniący, owalny pancerz, dopieszczone tłoki ramienne, gładkie, niezaoliwione kable i ulepszone karabiny pod którymi widać było po trzy zwisające luźno, rozcapierzone cienkie palce. Niewielki łepek o trzech diodach oczu nieskażony intelektem wpatrywał się w otwór sensoryczny Eda, który to w zdumnieniu cofnął się o krok*

Urga - 2011-07-14 18:50:50

-Urga siiiicho.
Poinformowała biorąc to za zabawę. Więc zaczęła przedrzeźniać Eda i też wysoko podnosiła łapki, przez co stukanie było głośniejsze, ale za to szuranie pazurami mniejsze.
Jako że Dżony ją wystraszył od razu podniosła się na tylne łapy, postawiła pancerz i zasyczała ostrzegawczo. Nie ma siły na zaskoczoną Urgę.

ED - 2011-07-14 19:01:38

*Nop i można bylo powiedzieć, ze Mesindu przyszedł. Tylko ze nie był to Mesindu.
Ed tez dał się zaskoczyć, prócz kroku do tyłu warknął, ale nic poza tym, nie wpadł w żaden szał, za to logika mu podpowiedziała, żeby nie skakać, bo droideki gryzą. Strzelają w sensie. A Ed nie miał jak oddać, a przynajmniej ogniem. I już go ten robocik wkurzał, ale co mu zrobisz*
Jestem własnością Darvena, mały, zjeżdżaj…
*Dżony, piękna lśniąca wizytówka statku niespecjalnie przejął się zarówno Urgą, jak i Edem, i tez warknął, z  tym ze trochę mniej wiarygodnie niż Ed, przy którym wydawał się malutki mimo że była to duża, około 400 kilowa maszyna*
Ale dziecków nie wolno! Punkt 45 odnośnik „k” do regulaminu okrętowego *zaznaczył z naciskiem, wyciągając pneumatyczne ramie by chudym palcem wymierzyć w Urgę. Dżony nie miał rozkazów strzec statku przed obcymi, no ale wzbudzili jego nieufność, wiec zareagował. Zmiana polaryzacji światełek świadczyła o tym ze teraz na Urge spojrzał. EDa uznał za zwykłego droida wiec nie zaszczycił go większa uwagą.
I o ile Ed miał jedno światełko, to Dżony był jednym wielkim chodzącym khlaweczi – już sam jego pancerz lśnił jak nerfie jajca, a   pod szyją dwa aktywne ekrany cyfrowe odtwarzały animację podążania pomarańczowej plamy z dołu do góry…*

Urga - 2011-07-14 19:06:18

Widziała oczywiście, że Dżony cały lśni, błyszczy i jeszcze świeci, ale teraz czuła się zagrożona. A że ten ani się nie cofnął, ani nie ustąpił i jeszcze wymachiwał czymś, to zasyczała ponownie i uderzyła ogonem o podłogę, co w tej pozycji robiło więcej hałasu.
-Tu Urga! Inny sio!
Wyartykułowała ostrzeżenie i lekko się ugięła na tylnych łapach by skoczyć na Dżonego. Bo i skąd miała wiedzieć, że on coś może jej zrobić? Pachniał podobnie do Eda, wyglądał jak krzyżowka Eda i Urgi i świecił, ale Urga czuła zagrożenie.

ED - 2011-07-14 19:20:46

*Ale nas zaraz ściągnął – pomyślał, obserwując całe zajscie. na domiar złego spotkali teraz osobnika jeszcze „mądrzejszego” od Urgi. Niestety, Dzony swoim rozumkiem nie obejmował tego, że Urga rozmawia inaczej. Ale to nie był problem Dzonego. To był problem Eda który powoli, tracąc kontrole zbliżał się do granicy opanowania*
Dżony, spierdalaj ty mi stąd, bo powiem Darvenowi i dostaniesz po dupie.
*I wtedy, o ile dobrze autor zrozumiał, Urga skoczyła na Dżonego, na co Dżony zareagował odpaleniem bariery, wiec Urgę nie tyle popieściło, co Zatrzymało. No i bariera buczała*
Od Dżonego to proszę spierdalać! *zwrócił się do Urgi, tupiąc niezbyt efektownie jedną  trzech nóżek. Edowi na razie jakby spokój dał,. Nie szykował się do strzału, bo mu nienawiść do droidów niechcący wykasowano… acz, w głębi procesora to już do niego niechęć czuł. I z całą pewnością wzajemną, bo Ed charchotał jak stara pila maszynowa*

Urga - 2011-07-14 19:27:38

Urga oczywiście nie oparła się barierze i wylądowała na podłodze przed Dżonym. Tyle, że buczenie działało na nią tak, jak to od pola siłowego, któe miało jej służyć za "zagrodę". Cofnęła się potrząsając łbem i słaniając się na łapach dopóki nie odsunęła się na stosowną odległość. Piszczała przy tym jakby wzywała resztę stada na pomoc. Uważała, że mają poważny problem. Chciała tylko pozwiedzać, a tu ktoś z miejscowych ją zaatakował bez wstępnego ostrzeżenia. A za atak wzięła nagłe zaskoczenie i rozwinięcie się z kulki. To tak, jak ona gdy stawała na łapach.

ED - 2011-07-14 19:48:22

*O to do Dżonego to i Ed miał pretensje, warczał, charczał, i w końcu Urgę zawołał*
Chodź, Urga, wskakuj *zaprosił na wskoczenie mu na ramie, i zaczął obchodzić Dżonego łukiem Az do korytarzy.
Pole zostało dezaktywowane*
Dżony tak nie lubi! *znowu wyciągnął długi palec w kierunku Urgi*
Tu Dżony pilnuje porządku! Dżony ma was na oku Dżonego!
*Ed, będący już u wlotu do korytarza, niczym u bram wolności, warknął gniewnie*
Spierdalaj, Dżony! *rzucił, na co, co dziwnym było, Dżony zaraz niemal podskoczył*
Rozkaz rozkaz! *Rozkaz rozkaz było czymś tak uwielbianym przez Dżonego, ze nie umiał się temu oprzeć, jak zabawie w cel, tym bardziej ze dawno już się w to nie bawił, tak wiec zaraz z trzaskiem przeszedł  tryb kołowy i odpaliwszy silniczki repulsorowe potoczył się wgląd Hangaru z zawrotną prędkością, a chytry Ed w tym czasie dał nura w korytarze*

GotLink.pl