Moc - 2010-06-07 18:06:56

Tak kiedyś nazywał się ten wielki plac przed głównym budynkiem Świątyni, ale obecnie jest to obszar pokryty dziko rosnącymi drzewami i krzewami, stary bruk w wielu miejscach został naruszony, fontanny pokryły się bluszczem, wszystko sprawia wrażenie na nietknięte przez cywilizację. I tak jest w istocie, od setek, jeśli nie tysięcy lat to miejsce było opuszczone i natura ponownie wzięła we władanie to, co kiedyś do niej należało. Obecnie jednak Jedi starają się przywrócić temu miejscu dawny blask, łącząc dawne tradycje z zastanym stanem. Po środku wielkiego ogrodu znajduje się prowizoryczne wykarczowane z drzew lądowisko, gdzie mogą osiadać statki przybywające z wizytą.

Moc - 2010-06-07 18:12:13

*Gdy tylko tajemniczy frachtowiec z dwójką osób mocowładnych osiadł na prowizorycznym lądowisku, to wokół niego zgromadziła się małą grupka Jedi, gotowa w razie czego stawiać opór tym, którzy wyjdą ze środka. Początkowo podejrzewali, że to może jakaś grupka ocalałych członków Zakonu, ale nie dostali informacji o ich przylocie od Mistrza Windu, więc to było podejrzane. Tylko pozostawało pytanie, jakim cudem się tutaj znaleźli? Koordynaty tego miejsca były ściśle tajne...
Gdy rampa frachtowca opadła na ziemię, to na czele komitetu powitawczego stanęła dwójka rycerzy, stateczny i starszy ithorianin oraz stosunkowo młoda ludzka kobieta z ozdobną chustą na głowie, zasłaniającą oczy... nie, nie była człowiekiem, to miraluka. Oczekiwali oni na swoich "gości"*

Secorsha - 2010-06-07 18:21:02

*Statek stał jak stał. Jakieś głosy  po drugiej stronie rampy, która na razie była zamknięta. Dało się rozpoznać coś w rodzaju* O nie, ja ich witał nie będę! *I wtedy ŁOMOT – trap opadł i oczom (lub immym zmysłom) istoto oczekujących na wydarzenia, na tkle wnętrza statku, które wyglądało zupełnie jak… wnętrze statku wymalowała się figura istoty – wysokiej i chudawej trochę, acz o zbitym ciele zahartowanym w trudach niegdysiejszego zycia na Kalee, świadczącym o sile i nieprzejednaniu. Ręce rozłożone były na boki. Prawa wyglądała jak zaśniedziałe, metalowe kości zakończone niezbyt precyzyjnie chwytną dłonią. Na ów osobniku wisiała brudna koszula bez rękawów i również wątpliwej czystości spodnie. z aś najwyżej… o, to wazne, i w pamiec zapadające. Bo na samej górze był łeb! Twarz pociągła, nozdrza duze, kolce na brodzie, duze żółte oczy pod masywnymi łukami brwiowymi. Po bokach szpiczaste, przedłużone do dolu uszy a na samym końcu i szczycie – łysy czerep* eeee…. A’den… *Kaleeshianin stanąwszy pewnie na stopach niczym tancerz obrócił się w bok* wpiehrrrdol masz za to chuju… echem… to znaczy fiucie, rozumiecie… *Wyszczerzywszy się opuścił łeb względem ramion* bo wiecie… chuj to inaczej fiut, to znaczy to czym chłopy sikają,  nie?

Moc - 2010-06-07 18:29:59

*Gdy ich oczom, a raczej oczom ithorianina ukazała się sylwetka kaleesha to biedny rycerz nie wiedział co powiedzieć i jak to skomentować, bo w istocie był to widok niezwykły i zaskakujący. Jedynie kobieta u jego boku poruszyła się nieznacznie i pochyliła się ku swemu towarzyszowi szepcząc mu na ucho, tudzież organ słuchowy* Kto to jest? *Jako że miraluka postrzegają świat przy pomocy Mocy to nie zawsze są w stanie rozpoznać wygląd danej osoby. Z rasami jest akurat łatwiej, ale trzeba mieć jakiś "materiał" porównawczy, a ona go nie miała. Rozległa się basowa i nieco przeciągła odpowiedź ithorianina. Jako, że ta rasa posiada dwoje ust umieszczonych po bokach szyi* To kaleeshanin moja droga... i to dosyć niezwykły *Kobieta kiwnęła głową i "spojrzała" poprzez Moc na niego, nie wyczuwając w nim niczego groźnego, przynajmniej na tą chwilę. Ithorianin wysunął się nieco do przodu i zagaił, podczas gdy jego towarzyszka mimowolnie chichotała słysząc te wyjaśnienia jeśli chodzi o fiuta* Cóż... jako przedstawiciel męskiego grona wiem co to jest chuj i do czego służy... bardziej ciekawi mnie kim jesteś młody człowieku i co tu robisz? *Głos miał spokojny, bo jego rasa była pacyfistycznie nastawiona do życia, wiec póki co nic Seco nie grozi z jego strony*

Secorsha - 2010-06-07 18:41:39

*Na te słowa Secowi – jak to się mówi – ręce opadły, a  pysk wygiął się w takim typowym „skrzywieniu” kiedy to po jednej stronie widać zęby, a  po drugiej tylko grymas irytacji. Żeby zas okazały się żółtawe, z  dwoma zachodzącymi an siebie długimi kłami.* Ele… przephrraszam barhrrdzo kuhrrwa mać – że ja niby co ja rhobie? Banthom kahrrme dhrrobie, nosz... przez tego waszego dżedaja jebanego myśmy tu z nahrrażeniem naszego cennego życia i zdhrrowia psychicznego lądowali, i ty mnie pytasz, co ja tu rhobie… *zamilkł na chwile, i stanąwszy do nich przodem w jeździeckim rozkroku skrzyżował ręce na piersi i odparł* A bo ja wiem… *odparł spokojnie, głosem analitycznym, spokojnym, inteligentnym. Przewalił oczami, spojrzał w  chmury, wykonując szczekami ruchy przeżuwania, po czym nagle ten wyraz kontemplacji przerwał i rozluźniwszy ręce podciągnął spodnie* Ten no… nic… kolejna kuhrrwa wasza jebana planeta bez kultuhrrry!
*chyba był bardzo zestresowany. Kolejnym jego ruchem było (w końcu) zainteresowanie się rozmówcami. Przyjrzał im się uważnie, wcale tego nie kryjąc. Zwłaszcza jej, jakby nie było, zawiązane oczy zastanawiają. a  co taki Seco może o milarukach wiedzieć? Tyle co w bajce dla syna było* ja jestem Secorsha, a  tam w śhrrodku jest A’den, ale to di’kutas wiec go nie zwalam, i moja mamucia kochana, co jak się ktoś doi niej dotknie to łapy upiehrrdole i dwóch dżedajów co się nam cudem ostali po rzezi *tu zaleciwszy ze sobą palce udał, ze mdleje*

Moc - 2010-06-07 18:53:41

*Ta dwójka spojrzała na siebie skonsternowana, bo nie wiedzieli o co chodzi, byli odcięci od informacji od kilku dni. Poza tym rozmowy międzyplanetarne ze względów bezpieczeństwa ograniczono do minimum, tak wiec tutejsi rycerze nic nie wiedzieli o Mandalore ani o tym, że maja na pokładzie dwójkę Jedi, chociaż już zostali o tym fakcie poinformowani, a przedtem tylko podejrzewali to* W takim razie wybacz Secorsho ale nic nie wiedzieliśmy o waszym przylocie i dlatego to przyjęcie jest takie chłodne, lepiej dmuchać na zimne. I jeżeli pozwolisz, to chcielibyśmy zobaczyć się z tą dwójką Jedi... *Powiedział spokojnie Ithorianin, gdy już Seco skończył swą rozbudowaną odpowiedź, która wrpawiła w lekkie zdumienie ową miralukiankę. Ale nim ktokolwiek wykonał jakiś gest to za plecami tej dwójki rozległ się piskliwy i trochę irytujący chichot, który sprawił, że rycerze Jedi się odwrócili, ukazując stojącą miedzy nimi maleńką zielonkawą postać o wielkich oczach, odstających uszach i siwych włosach, z drewnianą laską w ręku. Ubrany w jakieś łachmany patrzył z dołu na Seco a jego wzrok przewiercał się przez postać kaleesha* Ho ho ho, gościa mamy, tak, tak... dalej, dalej zapraszamy o tak, ja gośćmi się zajmę, wy odejść możecie...*Głos miał nieco piskliwy i najwyraźniej nie radził sobie z basiciem, bo dziwnie zdania budował. Ta dwójka bez słowa pokłoniła się maleńkiej istocie, pożegnali się z Seco i odeszli.* Hmm... hmm... opowiesz mi o przygodach twych może, co?

Secorsha - 2010-06-07 19:03:15

ja tez nie wiedziałem nic o tym przylocie, wiesz? Puść dżedaja do konthrrolki tylko… i ktoś mi mało klamki od maszynowni nie uhrrwał, podejrzewam ze to też oni… *Kiedy ten złotogłowy napomknął o zobaczeniu się z jedi, Seco wyszczerzył się szeroko* No! Widać ze wy swoje, kuhrrwa, zabiehrrajcie ich i byle daleko. wykąpani, zaszczepieni, odhrrobaczeni – wiehrrni będą i będziecie z nich pociechę mieć bo ja niestety mam ahrrelgie *I nagle Seco znieruchomiał. Podniósł łeb, oczami przewalił, nasłuchując. Coś lezie i się jakoś chocholi durnowato. Po chwili już jego spojrzenie spotkało się ze spojrzeniem Yody, które widać wystarczyło, by Seco zamknął się. Może troche ze zdumienia, a  trochę na pewno ze strachu. Bo kto to jest Yoda to wiedział chyba każdy.* eeeeee? *”zapytał” w kierunku zielonego gnoma*

Moc - 2010-06-07 19:08:45

Hmm... hmm... w gębie języka zapomniałeś, co? Ze strachu czy ze śmiechu, hmm...? *I znowu się roześmiał w ten swój zabawny, charakterystyczny sposób i powolutku, kroczek za kroczkiem podszedł do kaleesha, który znacznie nad nim górował, ale w jego przypadku to wzrost i siła nie mają znaczenia.* Cieszy mnie to, że braci naszych do nas przywiozłeś, odwdzięczyć się możemy, jeśli możliwość taką mieć będziemy... *Cóż, jakby nie patrzeć, to Seco dostąpił nie lada zaszczytu, rozmawiając sam na sam z Yodą. Dawniej, za czasów Republiki to każdy chciał chociaż na chwilę z nim porozmawiać, sądząc, ze przyniesie im to szczęście. Takie małe przesądy... A on sam nie był nigdy tym zainteresowany, a teraz z ciekawością przyglądał się kaleeshowi, bo dużo słyszał o tej rasie a sam chciał się przekonać niejako na własnej skórze, czy te pogłoski są prawdą, czy nie*

Secorsha - 2010-06-07 19:19:45

*Widać to był sposób na Secorshę. Zaskoczyć go. A chyba bardziej się nie da. Organiczna łapa gada podniosła się by pazurami poskrobać po łysinie. Kiedy Yoda się zbliżał, Seco, nadal trochę  zbity z tropu przyklęknął na jedno kolano wyraźnie rezygnując ze swojej „przewagi” w zrostowej* W sumie… chce dwa kotlety schabowe i pól kulo sałatki ze śmietaną dla każdego z mojego statku i kwita będziemy phrrosze pana mistrza.
*Zaszczyt… zdecydowanie, ale Seco tam się jedi interesował jak Nerf astrologią*

Moc - 2010-06-07 19:23:52

*Yoda spojrzał na niego z rozbawieniem, opierając się ciężko o swoją laskę, przez co wyglądał na jeszcze starszego niż w rzeczywistości, a to raczej trudne jest, zważywszy na jego mocno zaawansowany wiek. Bądź co bądź miał 900 lat* Hmm... hmm... pełny żołądek ważna rzecz, o tak, myślę, że znajdzie się coś dla ciebie i przyjaciół twych, ale dużo obiecywać nie mogę, starzy gospodarze domu nie popisali się *I znowu się roześmiał głośno, zaglądając ciekawskim wzrokiem do wnętrza statku. Yoda wcale nie wyglądał na takiego potężnego, mądrego i szanowanego mistrza Jedi jak o nim mówiono, ale to tylko taka otoczka, skorupa*

Secorsha - 2010-06-07 19:28:39

*A Seco wyglądał i zahcowuywał się jak idiota a wcale nim nie był. Pozory są po top by zwodzić. Kaleesh zmrużył oczy i przyglądał się Yodzie otwarcie, może nawet trochę chamsko, można bowiem rzec, ze po prostu się gapił. Ale o dziwo zachowywał się spokojnie* No w  sumie to żołądek już jakiś czas niepełny… impehrrium rhozpiździło nam dom i nie było czasu zjeść *odparł jakoś tak dziwnie bez emocji. Pusto? Jakoś tak. Zamrugał, wracając do rzeczywistości* A ile ma pan lat? *&Padło pytanie w stylu Secorshy. W końcu wiedział, ze Yoda to prawdziwy dziadek, i… zachowywał się jak wnuczek*

Moc - 2010-06-07 19:41:13

*Yoda na chwilę oderwał wzrok od wnętrza statku i przyglądał się spokojnie oczom kaleesha, taki pojedynek na spojrzenia, kto dłużej wytrzyma? Jeśli byłyby zakłady z tego powodu to zapewne największe szanse miałby właśnie Yoda* Hmm... Imperium powiadasz, tak? Opowiedzieć mi musisz co wydarzyło się złego, że przylecieliście tutaj *Nie mieli informacji od Mistrza Windu, więc trzeba je zdobyć drogą pośrednią niestety* Ja? Ja stary jestem oj stary, gdybyś tak stary jak ja był to byś wysuszone drzewo przypominał, o tak... 900 lat liczę sobie już *I wydał z siebie kolejny stłumiony chichot, co świadczyło o tym, że ta rozmowa jest taka nieformalna i można sobie pozwolić na takie swobodniejsze zachowanie*

Secorsha - 2010-06-07 19:46:10

*Z cała pewnością, bo Seco nawet nie podjął wyzwania. Złote oczy, kojarzące się komuś niewtajemniczonemu tylko z  oczami zza maski Grievousa, od razu uskoczyły w bok. Podtrzymując się ramieniem, usiadł na rampie, na której teraz obaj się znajdowali* Nie chcieliśmy tu przylatywać. Uciekaliśmy. Nie wiem, ten dżedaj znał koohrrdynaty, i po phrrostu - przylecieliśmy. *zmrużył oczy i podniósł spojrzenie na pomarszczoną zieloną twarz* Eee, dupa, ja tyle nie dożyje

Moc - 2010-06-07 20:11:19

*Tak, te złote oczy przywodziły na myśl Grievousa, ale nikt nie powinien sądzić po pozorach i od razu wyrabiać sobie opinię na temat danej osoby w oparciu o znajomość tylko jednego osobnika, który jakby nie było nie zapisał się chlubnie na kartach historii, choć to zależy od punktu widzenia* Rozumiem, rozumiem... o przylocie waszym poinformowani nie zostaliśmy, dlatego ostrożność nasze działania cechowała... *Stwierdził cicho Yoda, zamyślając się i pochylając nieznacznie swoja głowę. Jego nieco oklapnięte uszy zdradzały, że zamartwiał się czymś. Tyle niewinnych ludzi zginęło przez Imperium... trzeba to zakończyć jak najszybciej. W końcu głowę podniósł i nieznacznie się uśmiechnął, po czym szturchnął swoim kijem kaleesha* Nie, nie dożyjesz... i cieszyć się powinieneś, długi wiek niesie ze sobą trosk wiele i bólu, gdy obserwuje się, jak bliscy odchodzą a ty iść dalej musisz. Ha, jak staruszek już gadam, co? Hmmm... *Te ostatnie "hmmm..." przeciągał długo aż w końcu nerwowo zachichotał jak chochlik jakiś*

Secorsha - 2010-06-07 20:19:59

Aaaj, niech się pan mistrz nie przejmuje, wy się całkiem kultuhrralnie jak na dżedajów zachowali! *Zapewnił Seco, naturalnie nie szczędząc gestów szczerości, tak jak teraz – ręki na piersi. Bo Seco bardzo ekspresyjny był* Ja to w ogóle nie wiedziałem, ze taka planeta dżedajsna istnieje… moja żona coś tam mi czasem napomykała, ale ja to musze się przyznać ze nie słuchałem jej… bo na to widzi pan – dżedaje tghrroche wkuhrrwiali, szczególnie jedna, co jej w nieszczęśliwym wypadku mąż zginął a ona się zaczęła puszczać z naszym żonatym sąsiadem... i tak ją jakoś diabli wzięli… *wzruszył ramionami, a  słysząc jak Yoda chichocze, sam obnażył zęby* Wie pan, ja to bym chciał na stahrrośc być taki jak mój dziadziuś kochany, niech mu niebiosa lekkie będą, mojej mamusi kochanej tatuś, też na imię Secorsha miał i ja po nim to imię dostałem, bo jak się urodziłem to on, znaczy się dziadziuś nagłej jasności doznał, phrrawie na trzeźwo i zahrraz od stolika wstał, i do domu pobiegł co by mnie piehrrwszemu na ręce wziać1 tak, do dzisiaj bliznę mam! *po czym zaraz jął energicznie koszule ściągać co by się blizną pochwalić. Widać dziadziuś do najdelikatniejszych nie należał*

Moc - 2010-06-07 20:30:38

*Przekrzywił nieco głowę i nadal na niego patrzył, analizując sobie jego słowa i składając do kupy jakiś tam jego portret psychologiczny. Tak to już bywa, że jak się kogoś nowego spotka, to trzeba sobie po prostu go ocenić, nie ma innej rady* Planeta ta stara jest, Jedi pochodzą stąd, ale od dawna zamieszkana nie była... dziwne to nie jest, że jej nie znasz. Dobrze to znaczy o nas *I znowu lekko szturchnął go swoim patykiem i uśmiechnął się szerzej. Yoda był bardzo sympatyczny, chociaż gdy chciał to potrafił być nieprzystępny i złośliwy, ale z reguły na dobro odpowiadał dobrem* Jedi to też ludzie są, błądzą i źle robią... A źle robiła ona, wiesz o tym ty, wiem o tym ja... ale czy ona wie? *Zapytał nieco zachrypniętym głosem i wciąż stał jak mały posążek, aż w końcu zdecydował się usiąść na ziemi, co przyszło mu z trudem i musiał sobie laska i ręką pomagać, aż w końcu ciężko siadł* Wzorzec do naśladowania mieć trzeba, dążyć do niego by się takim stać. Pochwalenia godne to jest. Ja mentora swego też miałem i tez chciałem jak on być... autorytet w życiu ważny jest*Yoda zerknął na tą bliznę, zastanawiając się, czy to tradycja czy jednak patologia mała?*

Secorsha - 2010-06-07 20:36:12

*tym razem Seco położył uszy, bo nie wiedział, jak na zareagować na to szturchanie. Popatrzył na miejsce szturchnięcia – bok, tym razem nagi, bo koszule już zdjął, i zaraz podniósłszy się na kolano odwrócił tyłem do mistrza. Na plecach jego widniał wielki tatuaż, przedstawiający planetę wypełnioną kaleeshianskimi symbolami i rysunkami* Ona ma to w dupie, mistrzu. Ooo, to mój ślad po dziadziusiu… *Blizna była malenka, niewidoczna, nic dziwnego, miała tyle lat co Seco. Po demonstracji kaleesh usiadł naprzeciwko Yody. Mała patologia? Raczej – całkiem spora* I to tez mam po dziadziusiu *uniósł demonstracyjnie prawe ramie – protezę która na pewno wielu dziadziusiów pamiętała…*

Moc - 2010-06-07 20:51:12

Niestety... niestety... tradycje przez mrok zanikają, niewielu już ścieżką podąża...*Mruknął sam do siebie, siedząc na ziemi ze skrzyżowanymi nogami, ukazując trójpalczaste stopy. Butów nie nosił, bo mu nie były potrzebne. Patrzył za to na ślady kaleeshańskiej kultury, która musiała być dosyć brutalna i nieco okrutna. Ciężko mu było coś z tego zrozumieć, ale starał się nie oceniać zbyt surowo, gdy patrzył na te wszystkie blizny* Pamiątka rodzinna, hmm? *Zapytał i wskazał kosturkiem na starą protezę, która według obecnych standardów była antykiem. Ciekawe ile miała już lat i ilu takich dziadziusiów pamiętała?*

Secorsha - 2010-06-07 20:57:20

*Secorsha może miał nieco okaleczeń na ciele, ślady po ranach, rytualne ciecia, utracona ręka. Ale nie cechował się największym zniszczeniem, jakie może wyrządzić wychowywanie w brutalności – nie miał okaleczonej psychiki. Wesoły, otwarty, trochę nieprzewidywalny, owszem, ale nie zmanierowany. Prawdziwy.* Ano! Wczesniej przed dziadkiem do takiego wujka należała, ale ja nie pamiętam bo on umarł jeszcze zanim się urodziłem, no a wcześniej… *Seco zmrużywszy oczy zaczął bawić się mechaniczna ręką. Na gołe oko widać było jej ograniczoną ruchliwość. Była to bardziej pomoc niż narzędzie* wczesniej to do jakiejś tam dalekiej kuzynki, przez przypadek, bo to meska, i tak się złorzyło, nonie,a  wcześniej, to chyba już nie w naszej rodzinie… *czyli u-hu hu i jeszcze lepiej. Ale Seco zadowolony był. W końcu czekał na nią prawie dwa lata, żyjąc przez ten zaś tylko z  lewą ręka*

Moc - 2010-06-07 21:10:43

Ho ho, ręka co historię własna ma... może nawet starsza niż ja jest, hmm? *Zapytał mały skrzat i się roześmiał, bo zważywszy na jej surowy charakter, to na pewno jest dużo starsza od jej obecnego właściciela, ale czy od Yody to nie wiadomo, ale kto tam wie? Raczej daty produkcji i numeru seryjnego to ona nie ma. Yoda patrzył to na kaleesha to na coś nad jego ramieniem aż w końcu sfrunął do nich jakiś mały, kolorowy ptaszek, który zaczął świergotać radośnie nad ramieniem Seco i patrząc na nich z góry*Nie myślałeś nad inną protezą nigdy? Nad lepszą i sprawniejszą?

Secorsha - 2010-06-07 21:16:16

*Trochę się Seco obruszył, ze niby jego ramie ponad 900 lat ma, no ale wcale to nie byłoby takie dziwne, wiec nic nie mógł powiedzieć „na swoją obronę”. Tak czy siak – działała. Nie tak jak mistrz Yoda ale całkiem nieźle.*  Właściwie to… wie pan, myślałem, bo żona zrzędzi, ze niby ją w łóżku uwiehrra i ogólnie ze kaleka z nia jestem, ale ja se tak myślałem, i wymyśliłem ze jednak nie chce nowej, bo to by była zniewaga dla dziadziusia! *oznajmił z  powagą, przytakując ruchem głowy, po czym uchylił się w bok, uciekając od ptaka* Nie shrraj!

Moc - 2010-06-07 21:32:07

*To był tylko taki żart Yody, ale chyba nie załapał go Seco. Cóż, nie każdy musi mieć takie samo poczucie humoru, co 900 letni mistrz Jedi. Co nieco mu pozostało z tych "starożytnych": czasów w których żył. Humor chyba jest jedna z tych rzeczy* Jeśli dobrze z nią ci jest, to zatrzymać możesz ją. Decyzja twoja to jest, ale jeśli zmienisz ją a tą na pamiątkę zostawisz sobie, to zniewaga to nie będzie... *Zauważył spokojnie maleńki mistrz, ale nie namawiał go do tego, od tego ma żonę, która pewnie mu jeszcze nad tym po marudzi trochę. Yoda zerknął na ptaka i rękę swoja wystawił. skusiło to małego skrzydlatego przyjaciela i usiadł mu na ręce* Srać on nie będzie, przywitać się z nową osobą chciał... widzisz, spokojny jest, śpiewa ładnie i kolory piękne ma

Secorsha - 2010-06-07 21:40:34

*Ani nie takie jak około 30to letni Secorsha, który miał poczucie humoru bardzo dziwne, i czasem lepiej go nie rozumieć. Niestety, ale dla Seco najśpieszniejsze to kogoś od chujów zwyzywac. Wtedy śmiesznie jest.
Jakby nie było – słowa Yody trafiały. I jakoś tak dziwnie, sobie kanał znalazł ze Seco go słuchał, patrząc na swoją zdezelowaną żelazną (bo nawet nie durastalową) prawicę. Yoda dobrze gadał, z resztą – wszyscy dobrze gadali tylko ze… Seco trochę się techniki bal…  Z resztą konserwatyzm to cecha chyba każdego kaleesha. Nawet Grievousa w pewnym sensie, udokumentowano sporo przypadków w których pierwszą reakcją na nowość było „nie” a dopiero po sugestii Hrabiego zdanie było zmieniane (zapewne niechętnie).
Ale na szczęście temat za sprawą ptaka się zmienił. Seco, skoro już bezpieczny był od ptaka, oparł się dłońmi o kolana skrzyżowanych nóg, i przyjrzał zwierzowi* Hehe, fajny! My też mamy zwierzaka… *wymknęło mu się, i po chwili uświadomił sobie ze to jednak nie zwierzak. No ale teraz się nie wycofa* Nooo, i też śpiewa ładnie… ale kolohrrów nie ma takich, tylko bhrrazowy… *Wyciągnął palec (organicznej ręki oczywiście) by dotknąć ptaszka*

Moc - 2010-06-08 19:25:27

*Każdy się czegoś boi, nikt nie jest tak na prawdę wolny od strachu, bo to on sprawia, że jeszcze w ogóle żyjemy, bez niego to wszyscy robili by bardzo głupie i ryzykowne rzeczy, ginąc przy tym. Ale też nie można pozwolić, by ten strach paraliżował, kluczem do sukcesu jest zapanowanie nad nim, ale też i "słuchanie" go. Ale tego już Yoda nie dopowiedział, bo się temat zmienił, a zmiana protezy to tylko i wyłącznie decyzja Seco, on musi być jej pewny* Tak? Tak? Chwali się to, człowieka, lub kaleesha, po sposobie zwierząt traktowania poznać można, czy dobry jest czy też okrutny... *Wymamrotał spokojnie Yoda i podstawił nieco rękę z ptakiem, by Seco mógł go dotknąć, a jego skrzydlaty przyjaciel po prostu patrzył się swoimi małymi, czarnymi oczkami na tą rękę i nawet nie drgnął* A zwierzak wasz jaki jest? *Mistrz Jedi patrzył z zainteresowaniem w oczy kaleeshowi i najzwyczajniej w świecie czekał na jakąś odpowiedź. Po prostu był ciekawy*

Secorsha - 2010-06-08 19:41:33

*Seco nie był okrutny. Na pewno nie do zwierząt. Podstawił palec ptakowi, by go „przejąć” . Uśmiechnął się, pokazując piękne, acz niedomyte nieco uzębienie* Ano coś w tym jest… my mamy… hmmm… dhrropidekę… *Odparł naturalnie, zupełnie jakby droideka to był jakiś mały gryzoń, gryzoń nie maszyna bojowa. W każdym razie – Dżony w domu miał taki właśnie status – zwierzaka.*

Moc - 2010-06-08 19:49:15

*Yoda podał mu ptaszka, który natychmiast przeskoczył na palec kaleesha i zaświergotał cicho, a mistrz powrócił do swojej pozycji wyjściowej, siedząc spokojnie, ale gdy usłyszał o droidece to aż postawił nieco uszy* Powiadasz, że droidekę oswoiliście, hmmm? Ciekawe to jest i to bardzo... Jaka jest ona? *Yoda w przeciwieństwie do części Jedi nie był uprzedzony do droidów, chociaż z niektórymi się w sprzeczki wdawał, jeśli któryś miał rozwinętą osobowość i starał się pozbyć "żebraka" ze swojego otoczenia, bo za takiego szkodnika brali właśnie maleńkiego mistrza*

Secorsha - 2010-06-08 19:59:58

*Popatrzył Seco na Yodę ponad grzbietem ptaszka.* eeee… a nie chcial pan mistrz czasem powiedzieć, ze jesteśmy idiotami ze trzymamy  domu bojowego dhrroida i to jeszcze takiego, i że on nas kiedyś zabije? *przekręcił głowę, bo jakby nie było – takiej reakcji nie słyszał jeszcze nigdy* no to… Dżonego żona przywiozła, ale się okazało, ze to całkiem mądhrre jest. I bahrrdzo nas kochał. Syn to z  nim cuda robił, polowali na niewidzialne potwohrry… on, znaczy Malkit – syn nasz je wymyślał, i zmuszał dhrroida do niszczenia ich. A Dżony nawet nie wiedział, ze rhatuje świat… *Mina Secorshy zrzedła. Zapatrzył się w kolorowe piórka* Widziałem, jak Flehrr i Malkit wbiegają do statku i odlatują. Ale nie wiem, co się stało z Dżonym. Pewnie zginął. To był naphrrawde dobhhhry dhrroid…taki… przyjacielski

Moc - 2010-06-08 20:14:35

Idiotami jesteście i głąbami. Wystarczy to? *Zapytał poważnie, wpatrując się z nieco podniesioną głową w twarz Seco, po czym zarechotał tym swoim nieco krzykliwym śmiechem jak jakiś dzieciak. Yoda tą rozmowę traktował jako mała odskocznię od codziennych problemów, od trosk o przetrwanie Zakonu, o zaginionych Jedi, o mistrza Windu... mógł na chwilę zapomnieć, że istnieje Imperium, które na nich poluje* Rodzinkę udaną masz, tęsknisz za nimi pewnie, co? A droid pewnie ocalał też, ciężko jest zabić niszczyciela w bojowej konfiguracji, wiem o tym coś *Uśmiechnął się lekko, by otuchy mu dodać, bo widać było, że do tego droida się przywiązał.*

Secorsha - 2010-06-08 20:21:24

*zaśmiał się krótko kiedy usłyszał ze idiotami i głąbami są. Ten jedi jakby tak trochę na Mandalore pomieszkał, to by pewnie nieźle dawał i dmuchnął na ptaszka, by zobaczyć, co ten zrobi* Mam nadzieje. Jeśli go nie oszukają, bo nasz Dżony tyle samo ile madhrry, tyle głupi i łatwo go zhrrobić w chuja wykorzystując jego naiwność. *spojrzał przez ramie do wnętrza statku. czemu te dżedaje nie wyłażą do jasnej ciasnej…*
No, tęsknie. Jakbym nie tęsknił to by oznaczało ze mam patologie w domu a nie mam. Zajebistą rodzinę mistrzu mam, to najlepsze jest, co może spotkać w życiu takiego debila jak ja *I uśmiechnął się szeroko, mrucząc przy tym ufnie oczy*

Moc - 2010-06-08 20:28:04

Dobrej myśli trzeba być, może uratował go ktoś i teraz szukacie się? Niezbadane są Mocy ścieżki... *Mówiąc to Yoda ciężko wstał na swoje nogi, podpierając się ciężko laską. Stęknął przy tym i sapnął, bo to trochę meczące było, wiek dawał mu się już mocno we znaki a i chociaż nadal umiał wyczyniać wiele zadziwiających rzeczy wspomagając się Mocą, to bez niej był takim niemrawym, schorowanym staruszkiem. Kto wie, czy bez niej nie dożyłby nawet połowy tego wieku? Wszak o jego rasie milczą wszelkie kroniki i encyklopedie* Tak, tak... rodzina ważna rzecz to jest, każdy swoja powinien mieć i troszczyć się o nią... Ja też rodzinę mam, a są nią wszystkie istoty żywe, gdyż w Mocy braćmi wszyscy jesteśmy... i siostrami też *Zachichotał znowu, stojąc spokojnie i patrząc teraz Seco w oczy, bo na podobnym poziomie byli, jeśli on siedział*

Secorsha - 2010-06-08 20:33:09

[i]ścieżkami mocy chodzą tylko istoty żywe, nie dhrroidy. Poza tym – dzedaje i te dhrrugie… syf czy jakoś tak – no, rhozpychaja się na tych ścieżkach, tyle wiem![i] *Tak, Seco nadal siedział i powalał sobie patrzeć w oczy. Moc… Moc to, Moc tamto, w  Mocy braćmi, poza mocą wilkami. Dla niego to było czcze gadanie. Ale przynajmniej miłe dla ucha. Seco podniósł palec, by posadzić ptaszka na ramieniu Yody z pełną powagą na twarzy*

Moc - 2010-06-08 20:38:57

Prawda to, ale pośrednio działać też może, istotę dobrą podesłać może, by droida poratował... nikt nie wie, co los zgotuje nam *Cóż, nie każdy musiał być zwolennikiem filozofii Jedi, oni wbrew pozorom nie narzucali nikomu swojego zdania, swojej opinii, choć tak powszechnie się ich kreowało, że tylko oni maja rację, że inni to głąby i ich Jedi tępią. To rodziło nienawiść i niezrozumienie. Toda spokojnie dał sobie posadzić taszka na ramieniu a ten zaświergotał cicho, na co mistrz Jedi zareagował cichym westchnięciem i wolna ręką pogładził go po upierzeniu, mrucząc coś cicho pod nosem i po chwili skrzydlatego brata już nie było, leciał gdzieś wysoko i kierował się ku drzewom* Na mnie czas już jest, ale o nagrodę w kuchni zapytam o ile nie wyrzucą mnie z niej... *Zaśmiał się znowu i powoli odwrócił się, by odejść, co mu kilka minut co najmniej zajmie*

Secorsha - 2010-06-08 20:46:46

*No niestety, tak było. Ale nie było tak z niczego, mimo wszystko jednak troicie to swoje zdanie jedi forsowali do świadomości publicznej, może nie nazywając innych otwarcie głąbami, no ale widać wystarczająco nachalnie by dorobić się takiego o sobie zdania. Z jedi w dyskusji jeszcze nikt nie miał szansy nigdy wygrać.* Dobhtrra, dzięki phrrosze pana mistrza. Ja pójdę zobaczyć co mamusia robi i przy okazji tych waszych dwóch lewych pacanów wywalę bo pewnie siedzą i piehrrdzą mi w statek… *to rzekłszy wstał, skłonił się grzecznie Yodzie, i odwróciwszy się na pięcie, pomaszerował do statku krzycząc* A’den, chuju, gdzie mamusia?

Moc - 2010-06-08 20:52:54

*Czy nachalnie? Zależy też od Jedi, który to się wypowiadał publicznie, chociaż oni unikali zawsze wypowiadania się przed mediami, nawet w czasie Wojen Klonów, nie udzielają wywiadów, nie zapraszają nikogo do świątyni. Możliwe, ze trochę za bardzo oddalili się od zwykłych ludzi, co stanowi zagrożenie, ale Yoda już to widział i postara się to zmienić* Chętnie zobaczymy ich u nas... *Rzucił jeszcze na pożegnanie i nagle zrobił kilka dalekich skoków i już go nie było. Na stare lata nadal się nieźle ruszał*

Taken - 2010-06-10 10:01:32

*Jakiś czas po rozmowie mistrza Yody i Secorshy do statku tego drugiego zbliżył się spokojnie kel dor, którego kaleesh już wcześniej poznał na Mandalore w trochę mniej przyjemnych okolicznościach. Teraz został niejako wykopany przez resztę, by przytaszczył do świątyni tą dwójkę Jedi z frachtowca, co mu akurat nie przeszkadzało. Miał na sobie zwykłe ubranie i tylko płaszcz rycerza, więc aż tak nie rzucał się w oczy. Wszedł spokojnie na pokład statku i kierując się Mocą odnalazł pierwszego z ocalałych, ale jego widok nie napawał jakimś wielkim optymizmem* A ciebie to co, rancorn przetrawił i wypluł? *Rzucił na powitanie wchodząc do kajuty w której przebywał owy poturbowany Jedi. Takenowi coś się zdawało, ze raczej sam o własnych siłach frachtowca nie opuści*

Slayd - 2010-06-10 10:09:37

*Kiedy lecieli tutaj starał się medytować i szczerze powiedziawszy nie wiedział gdzie lecieli a także się o to nie pytał. W tej chwili sobie jakoś leżał, nie przejmując się niczym - bądź razie tak po nim było widać. Od czasu do czasu jakoś się poruszał po statku, bo cały czas leżeć nie mógł skoro mniej więcej chodzić już ponownie potrafił - a że musiał opierać się o ścianę to nieco dziwnie wyglądało. Wylądowali a nawet gdy się do planety bardzo się zbliżali już czuł moc innych istot chociaż w sumie nie dokońca pewny był, pewności dopiero nabrał kiedy tylko wylądowali. Nie podnosił się z łóżka, lecz opierał się o ścianę. Nie musiał długo czekać, jakiś Jedi tutaj przybył a on spojrzał na niego.*
- nie rancorn, lecz inny stwór... i miałem wielkie szczęście że uratowano mnie, bo martwy bym był już w tej chwili...

Taken - 2010-06-10 10:15:21

No to prawie trafiłem... *Odparł z uśmiechem kel dor, ale niestety tego już Slayd nie zobaczy z powodu maski zasłaniającej połowę twarzy Takena. Była niestety konieczna do utrzymania go przy życiu, chociaż trochę przeszkadzała i była uciążliwa. Ale już przywyknął do tego. Taken wszedł głębiej do pokoju, rzucając okiem na poranionego Jedi, zastanawiając się co też go musiało spotkać? Niektórzy to mają "pecha"* Albo szczęście albo fakt, że miałeś kiepski smak... *Skomentował całą tą sytuację dosyć żartobliwie, bo ostatnio wszyscy tacy strasznie poważni się stali, co nie powinno dziwić, zważywszy na sytuację ,w której się znaleźli, ale Taken uważał, ze wszędzie trzeba dopatrywać się jakichś pozytywów i powodów do śmiechu* Jestem Taken Karr a ty? W każdym razie wstawaj kolego, czas ci pokazać to i owo...

Slayd - 2010-06-10 10:24:24

- owszem, wyglądał na zmutowanego Zakkega którego spotkałem na Mandalore... gdzie teraz jestem?
*mówił spokojnie i usiadł na brzegu łóżka, bądź co bądź nie było miłe jak tamten mówił a on leżał co nie? Co tyczy się maski jego nie pytał się o nią, bo to nie grzeczne prawda? Sam się teraz zastanawiał co miałby tutaj robić, chyba w sumie by musiał jakiś raport złożyć czy coś w tym stylu i pewnie będą zainteresowani tym stworem*
- no, w sumie tak... ja bym siebie też nie jadł, jestem zbyt łykowaty
*no i w tym momencie także się zaśmiał, widać miał dobry humor mimo wszystko co jemu się przydarzyło.*
- Lores Navi'k, albo po prostu Slayd do mnie mów czy jak ostatnio było modne... trupek...

Taken - 2010-06-10 10:32:07

Tython *Odparł spokojnie podchodząc do Slayda i podając mu rękę, by go podnieść na równe nogi. Przecież nie będą siedzieć na frachtowcu i dyskutować o czymś, podczas gdy na zewnątrz czeka ich... no to trzeba po prostu zobaczyć. Potężny gmach Świątyni, góry i las, po prost sielska okolica, idealna jako sanktuarium dla Zakonu* Miło mi "trupku", bo to w sumie trochę do ciebie pasuje. Ale bez obaw, damy ci tak w kość, że już półżywego nie będziesz przypominać. A teraz chodź, nie będziemy nadużywać gościnności właścicieli frachtowca...*Rękę wciąż miał wyciągniętą, czekał tylko aż Slayd poda mu swoją. Co prawda jego dłoń mogła troszkę przerażać, pomarańczowa, silna, z długimi czarnymi paznokciami, które przywodziły na myśl szpony jakieś bestii, ale to tylko takie pozory. Nie gryzie, przynajmniej nie tu, bo by go to zabiło*

Slayd - 2010-06-10 10:42:55

- myślałem że tutaj nikogo nie ma... *odrzekł ze spokojem a gdy ten podszedł do niego oraz wyciągnął rękę w jego stronę, podał swoją rękę i powoli wstał, ale w sumie to on wstał na własnych siłach. No cóż, powiedziawszy szczerze nie spodziewał sie takiego obrotu spraw. Przecież tyle szukał innych Jedi aż w końcu w sumie przez przypadek znalazł.* - no wiem że przypominam trupka.... dobrze chodźmy... Od kiedy tutaj Jedi przebywają? Po za tym muszę sobie zrobić nowy miecz, ale nie mam żadnych części...

Taken - 2010-06-10 10:55:14

I tak było przez bardzo długi czas... *Od wieków właściwie. Taken pomógł mu wstać, ale to była tylko taka symboliczna pomoc, gest bo jak sam zauważył, Slayd potrafił już sam wstać. Ale lepiej go asekurować.* Pójdziesz dalej sam, czy mam ci pomóc? *Zapytał spokojnie, bo jednak wyglądał nieco kiepsko i będzie potrzebował leczenia i rehabilitacji, ale w tym miejscu powinno się to dosyć szybko stać.* Od kiedy? Od kilku dni praktycznie... ja tu jestem trochę dłużej. No to idziemy *No i Taken wyprowadził go na zewnątrz statku i ich oczom ukazał się potężny kamienny gmach Świątyni oraz ogrody, po których krzątała się grupka Jedi, głównie rycerzy i padawanów. Właściwie to sprzątali oni okolicę, wykonując przy okazji proste ćwiczenia Mocy bądź też wytrzymałości fizycznej. Najbliżej nich stała kobieta rasy miraluka z chustą zakrywającą całą jej głowę i twarz na wysokości oczu* Ooo witaj Cersi, jak zdrowie? *Zapytał Taken spoglądając w jej kierunku, ale tez dyskretnie obserwował poczynania Slayda, by go poratować w razie potrzeby. Kobieta powoli się do nich odwróciła i na jej ustach zakwitł przewrotny uśmieszek* Mistrzyni Cersi Takenie, mistrzyni... *Ostatnie słowo powiedziała z lekkim naciskiem a stojący w pobliżu padawan podniósł głowę i obserwował* Oczywiście Cersi, zapamiętam... *Odparł nieco zuchwale kel dor i roześmiał się basowo a jego rozmówczyni uczyniła podobnie, zakrywając usta dłonią*
- I tak dobrze wiem, że nie zapamiętasz...
- To czemu mnie pouczasz?
- Och, ktoś musi uczyć padawanów dyscypliny... jeszcze bedą brać z ciebie przykład i co?
- Jak będą mieli taki sam staż w padawaństwie jak ja to też tak będą mówić... a i przy okazji to jest Lores Navi'k

*Przedstawił Slayda Taken, wskazując na niego ręką a kobieta skinęła mu uprzejmie głową* Dobra chodź, trzeba cię gdzieś usadzić, by cię zbadali...

Slayd - 2010-06-10 17:04:23

- dam radę w sumie sam w statku, ale nie wiem jak będzie jak wyjdziemy. Na razie muszę się opierać niestety... a to denerwujące jest...
*no niestety rehabilitacja na pewno jemu będzie potrzebna, a leczenie tym bardziej jemu się przyda bo juz półtrupkiem to on nie chce być, chociaż pewnie jak zaczęli tak mówić to nie przestaną. No i ruszyli naprzód aż w końcu wyszli z tego frachtowca a kiedy ujrzał świątynię uśmiechnął się wesoło i wciągnął powietrze w płuca. Spojrzał na zamaskowaną, nie przerywał im rozmowy, po prostu rozglądał sie dookoła opierając się o Taken'a. Kiedy te, jej go przedstawił, chciał ukłonić się ale chyba to nie był najlepszy pomysł więc zrezygnował i tylko powiedział wraz z kiwnięciem głową*
- miło Ciebie poznać Mistrzyni Cersi
*No i ruszyli gdzieś, on zaś grzecznie szedł wraz z nim*

Taken - 2010-06-10 17:19:11

Ciebie również *Odparła mistrzyni i wróciła do instruowania młodego jeszcze padawana, zapewne ocalałego z rzezi w Świątyni na Coruscant. Właściwie to wszyscy Jedi będący obecnie na terenie tej Świątyni to ocalali z rozkazu 66, nie przybyło nowych kandydatów. Teraz o takich bardzo trudno i nie ma się czemu dziwić. Taken ruszył do przodu, kierując się ku wielkim drzwiom zagradzających wejście do budynku. Co jakiś czas też na ich drodze pojawiał się jakiś rycerz bądź padawan, gdyż większość członków Zakonu, którzy tutaj byli pracowała na zewnątrz, tylko nieliczna grupka badała starą Świątynię. Może też dla Slayda być intrygujący fakt, że padawani witali się z Takenem jak z jednym ze swoich, natomiast mistrzowie różnie reagowali na jego spoufałe powitania, najczęściej traktowali to z przymrużeniem oka, inni jednak wymagali od niego szacunku i besztali go jakby był padawanem* No wszystkich coś chyba użądliło... drażliwi... spokój tu był nim się tu przenieśli, ale co zrobić? Trzeba pomagać braciom *Kel dor się tym nie przejmował i cały czas zachowywał godną podziwu pogodę ducha, gdy już w końcu dotarli do bramy mogli zajrzeć do środka. Pomieszczenie było spore, tonęło w półmroku i zdecydowanie było chłodniejsze*

Issa Maya - 2010-06-10 19:24:02

*Nie czuła się najlepiej, w sumie od dawna gdy tylko straciła uczennice. Mimo medytacji nie umiała się przestać się winić za jej śmierć - chociaż może i jej wina to nie była. Niemniej jednak zadaniem jest ochrona i nauka padawana, ale niestety nie udało jej się - tłumaczyć sobie zaczęła że to przez obowiązki jakie miała. Zbliżała się swoim Delta-7 do Tython ciekawa czy na pewno tam znajdują się jacyś Jedi, przecież tak dawno nie miała kontaktu z innymi. Kiedy tylko zaczęła lądować, widziała jakiś frachtowiec, ale wylądowała. Nie będąc pewna do końca co tutaj może zastać, wychodząc wzięła w dłonie swój podwójny miecz świetlny. Rozejrzała się dookoła i sie uśmiechnęła widząc w oddali jakieś postacie oraz świątynię*
- widać odnawiają ją
*westchnęła cicho i schowała miecz. W sumie nie wiedziała teraz gdzie się miała podziać, gdzie iść.*

Slayd - 2010-06-12 12:24:55

*No to szli dalej zaś Slayd po prostu rozglądał się dookoła zaciekawiony wyglądem starej świątyni. Kiedyś tutaj był wraz z mistrzem i jak mu opowiadał o pierwszych Rycerzach Jedi. Właśnie w tym miejscu powstał zakon. Pamięta jak z mistrzem chodził po i w ruinach, ale czy by teraz poznał jakieś pomieszczenie? Wątpię, to dawno było. Kiedy tak szedł zwracał także uwagę na innych członków zakonu, podobnie na mistrzów którym schylał głowę, bo sam nie mógł się ukłonić. W końcu dotarli do pomieszczenia*
- to tutaj?

Taken - 2010-06-12 12:35:02

*Cóż, lokalizacja planety Tython zaginęła przed wiekami, nikogo tutaj nie było od czasu Nowych Wojen Sithów, ale o dziwo stara Świątynia trzymała się nieźle i się nie zapadła. Stare budownictwo, mógłby ktoś powiedzieć i była w tym ziarenko prawdy, dawniej korzystano z wytrzymalszych materiałów, bardziej się starano a tą konkretnie Świątynie zbudowano prawie 3,5 tysiąca lat temu* Tak... w środku jeszcze jest nie posprzątane, więc jak ci się trafi komnata z roślinką po środku to nie narzekaj... mogła ci się trafić taka z gniazdem lokalnych ptaków. Ciekawe tylko ,czemu mistrz Yoda ją wybrał jako swoją? *Nie "sam" Yoda, nie staruszek czy dziadunio, tylko Mistrz Yoda. Najwyraźniej kel dor darzył maleńkiego jedi wielkim szacunkiem, który nie pozwalał mu na takie spoufałości. Co prawda z kimś kogo zna jest w stanie pożartować na ten temat, co nie zmienia faktu, że dalej bardzo szanuje tą osobę. Z innymi mistrzami to było różnie i często zwracał się do nich po imieniu, co jak przedtem było widać, irytowało ich to*

Issa Maya - 2010-06-13 15:42:34

*Issa w końcu postanowiła ruszyć swój zad co by po prostu rozruszać nieco kości, sama też idąc rozglądała się dookoła podziwiając świątynie. Szczerze w tej chwili myślała czy ta świątynia na Couruscant by też się zachowała jakby była poddana na czynniki przyrody przez tyle lat, ale to teraz najmniejsza sprawa. Musiała znaleźć radę i dowiedzieć co się właściwie dzieje. Nie raz czuła jak Jedi gineli ostatnimi czasy ale nie wiedziała czym to jest spowodowane. Szła dalej i widziała "młodych" jak trenowali, jedni widzieli ją i nawet się skłonili drudzy nie. Przecież nie znali jej prawdopodobnie, chociaż może i się myli. Szła dalej i innym nie przeszkadzała, weszła do jakiegoś budynku. I zauważyła dwóch osobników. Jeden ranny człowiek a drugi Kel'dor i wyglądał na zdrowego.*
- witam, coś się stało? Wygląda prawie jak trupek... Dopiero wróciłam i już widzę rannych... No i szukam rady, gdzie ją znajdę? Zwłaszcza jeśli chodzi o Mistrza Yodę

Slayd - 2010-06-15 07:49:01

//Slayd znajduje się w szpitalu dosyć w poważnym stanie, więc aby po prostu nie blokować to ja (Leila) podjęłam się za odpisywanie w tej sesji do czasu jego powrotu do zdrowia//

*No niestety lokalizacja planety została zapomniana, ale nie przez wszystkich. Slayd może i nie wiedział gdzie się nie znajdowała, ale wiedział że istniała ta planeta, jednak nie znając koordynantów to po prostu nie próbował szukać tej planety - dochodził do wniosku, że jeśli ma znaleźć Jedi to moc go ku temu celowi doprowadzi. Teraz jednak potrzebował mistrza jakiegoś co by wziął go pod opiekę i szkolił. Jednak zmieńmy temat.*
- nie jestem wybredny, może być...
*Zaśmiał się cicho i usiadł na jakiejś ławce ktora stała pod ścianą, musiał trochę odpocząć. Jednak spojrzał po chwili na wejście, zauwazył kobietę i nie wiedział czy to jest padawan  jeszcze czy też rycerzem. Jednak postawił na tą drugą opcję*
- ja też niedawno tutaj przybyłem, a za trupka to dziękuję...

Taken - 2010-06-15 15:33:52

*No cóż, wygląda na to, że dobrali się stopniem, bo Taken też padawanem był, co prawda wyrośniętym i z niezłym bagażem doświadczeń. No i nie szukał mistrza, nie potrzebował takowego w zupełności. Osiągnięcie tytułu Rycerza Jedi nie było jego celem i nawet członkostwo z Zakonie nie odbierał jako zaszczyt dla elitarnej grupy. Ot tak sobie jest, przybył, wrócił a potem znowu gdzieś poleci, gdzie oczy poniosą albo gdzie będzie potrzebny. Kel dor spojrzał na nadchodzącą kobietą... on nie miał dylematu z tym, czy jest to mistrzyni, rycerz czy padawan, człowiek to człowiek, bez względu na tytuły* Po kolei... jego zaatakowała jakaś bestia, zmutowany zakkeg... zapewne na Mandalore, prawda? A rany co poniektórych to się goją od miesięcy, więc to nie nowość. A Rada jest aktualnie w rozjazdach, nie wiem gdzie... a mistrz Yoda pewnie oswaja ptaki w swojej komnacie. Chodzą słuchy, że lata sobie na nich po okolicy. To by było tak w największym skrócie... *Uśmiechnął się lekko ale z wiadomych przyczyn to nic nie da, mimikę to on miał bardzo ograniczoną przez maskę* A teraz wypada przejść do początku... ja jestem Taken Karr... a ty?

Issa Maya - 2010-06-17 11:03:37

- zmutowany zakkeg? Dziwne, ale po co i kto by mutował stwory? Kolejne niebezpieczeństwo... Trzeba to jak najszybciej przedstawić radzie i podjąć jakieś działania... Zaprowadzisz mnie do Mistrza Yody? Ale najpierw zaprowadź go do ambulatorium, musi szybko stanąc na nogi...
*powiedziała kobieta po chwili zastanowienia się, co do oswajania ptaków, no cóż jakoś ją to nie dziwiło chociaż nie wiedziała dlaczego. Spojrzała na Slayda, chętnie by mu pomogła, ale ona nie zna się zbytnio na leczeniu, a że nie groziła jemu śmierć to mógł udać się do ambulatorium. Zależało jej teraz tylko na spotkaniu z Mistrzem Yodą*
- Issa Maya, może o mnie słyszałeś... Dosyć dużo było w pewnym czasie o mnie słychać...

Taken - 2010-06-17 11:12:32

Cóż, obawiam się, że Rada niewiele będzie mogła zrobić z tym problemem. A kto mutowałte stwory? Pewnie Imperium, oni mają dziwne pomysły *Taken w tej sprawie był realistą, więc wiedział, że nic nie wskórają i nie dowiedzą się kto tak na prawdę zmutowałtego zakkega i po co. Pewnie slady zostały zatarte. A w sytuacji kiedy większa część Galaktyki poluje na twój tyłek to prowadzenie śledztwa jest też nieco trudniejsze niż przedtem* Spokojnie, mogę cię do niego zaprowadzić, poczekajmy tylko na Uzdrowicieli... *Taken wezwał ich przed chwilą i wystarczyło odczekać kilka chwil aż się zjawią, bo faktycznie Slaydowi przydałąby się opieka medyczna. Po minucie czy dwóch faktycznie nadszedłjakiś kalamariański Jedi wraz z twi'lekiem i odebrali od kel dora czlowieka, prowadząc go ostrożnie. Kierowali się do jednego z wyzszych poziomów Świątyni, gdzie urządzono tymczasową salę medyczną. Teraz Taken mógł swobodniej porozmawiać z ową kobietą* Issa... Isaa... nie, nie słyszałem. Ale trudno bym słyszał na Odległych Rubieżach... to jednak trochę daleko od Coruscant. A czemu miałbym słyszeć o tobie?

Issa Maya - 2010-06-17 11:33:18

- ja jednak myślę że da się coś zrobić, przynajmniej wyśledzić kogoś kto to robi...
*odparła opanowanie jemu, Jedi zawsze mógł coś zrobić a po za tym jak wiadome jest ona przez pewien czas była w odosobnieniu więc po rpostu nawet nie wiedziała że rozkaz 66 w ogóle istniał. Ona prosto tutaj przyleciała z medytacji. Spojrzała na odchodzącego Slayda i pozdrowiła go. Późneij już ponownie patrzyła na Taken'a*
- skoro nie słyszałeś, ja się chwalić nie będę bo nie ma czym... możesz innych się popytać...
*uśmiechnęła się do niego swobodniej i oparła się o ścianie, no bo co jej szkodziło porozmawianie z nim?*

Taken - 2010-06-17 11:48:00

*Taken spojrzałna nią uważniej, zastanawiając się, czy ona czasem nie była w podobej do niego pozycji, gdy powróciłz Rubieży. Więc postanowił zapytać, żeby nie było nieporozumień* Powiedz mi gdzie spędzilaś ostatnie kilka miesięcy i co wiesz o Imperium i Republice? *Własciwie sam za dużo nie wiedział i nie spotkał się jeszcze z Imperialnymi szturmowcami. Cóż, miał szczęście, ale z opisów wydarzeń msitrza Yody, mistrza Windu i innych wynikało, że nie było za wesoło.* Popytać innych? Hmm... dobra myśl. Cersi?! Cersi?! *Zawołał jedną z kobiet stojacych kilkanaście kroków od nich. Miraluka odwróciła się i skrzywiła nieco usta, bo rozpoznała ten głos no i najzwyczajniej w świecie podeszła do nich* - Takenie, ile razmy mam ci przypominać, że jestem mistrzynią, co?
- Do mojej śmierci kochana i jeszcze jeden dzień dłużej. No nie obrażaj się, wiesz jaki ja mam stosunek do mistrzów.
- Ano wiem... szkoda tylko, że mistrz Blay tego nie rozumie. Ale o co chodzi?
- Hmm... jak chce to może mi to wytłumaczyć w jego ulubiony sposób. Ostatnio w walce z nim zremisowałem... ale do rzeczy. Kto to Issa Maya?

*Kobieta zamyśliła się i podniosła "wzrok" właśnie na Issę po czym skłoniła się jej lekko* Witaj Isso, nie wiedzieliśmy, że przybywasz. Mistrz Yoda z pewnością się ucieszy... a tym tutaj się nie przejmuj, Taken od zawsze miał mierny stosunek do wszystkich przewyższajacych go rangą. Aż dziw, że znalazł mistrzynię...
- Oj tam dramatyzujesz. Raz tylko podpaliłem szatę mistrzyni Trey i zaraz się rozeszło, że nie lubię mistrzów...

*Miraluka roześmiała się i położyła rękę na ramieniu kel dora. Zawsze ja bawiłtym swobodnym tonem, który najwyraźniej byłzarezerwowany dla niewielkiej grupki jego przyjaciół* - Oj Takenie, kiedyś trafisz na godnego "przeciwnika". Ja musze wracać do pracy, bo mój padawan wymaga jeszcze wiele uwagi, a nie chciałabym, by skończyłtak jak ty. Ach... a Issa to była padawanka mistrza Yody... *Uśmiechnęła się szeroko, pożegnała się z kobietą i odeszła, pozostawiajac lekko skonsternowanego Takena, który teraz patrzył na Issę nieco inaczej. Chcoiaż przez filtry jego maski nie można był odgadnąć jak on włąściwie teraz patrzy* Ho ho wielkie wyróżnienie, gratuluję. Mnie to mistrz Yoda nigdy by na padawana nie wziął, przejawiałem zbyt wielką "indywidualność" jak to się mówi...

Issa Maya - 2010-06-17 12:14:17

*spojrzała na niego i przymrużyła oczy, w zasadzie nie przeszkadzało jej jego ton więc był tak zwany luzik. Nie była taką osobą co rygorystycznie zmuszała do tytułowania jej. Kiedy się spytał ona postanowiła mu odpowiedzieć zgodnie z prawdą*
- w granicach zewnętrznych rubieży, tuż po stracie uczennicy...
*powiedziała niby spokojnie, ale jednak przejętym tonem głosu. MImo upłynięcia tyle czasu ona nadal to jakoś przezywała, tęskniła za nią ale pogodziła się z jej śmiercią. Tylko jakoś nadal obwiniała się za śmierć jej. Kiedy przybyła Miraluka spojrzała na nią i się uśmiechnęła, ale nic nie powiedziała nie chcąc przerywać jej konwersacji z Taken'em. Znała ją i później także ukłoniła się jej mówiąc*
- dziękuję Ci za powitanie Mistrzyni Cersi... Miło Ciebie ponownie zobaczyć... Sama nie wiedziałam że tutaj przybędę... Najpierw poczułam że giną nasi bracia i siostry, później dostałam sygnał na powrót do Couruscant... jak już przygotowywałam się do lądowania dostałam sygnał aby uciekać, że to pułapka... i tutaj przybyłam... Nie rozumiem co się dzieje i chcialabym się spotkać koniecznie z Mistrzem Yodą...
*Spojrzała na Taken'a i się uśmiechnęła*
- zauważyłam... ale nie przeszkadza mi to... Bywaj zdrów i niech moc ma Ciebie w opiece Mistrzyni...
*Pożegnała sie i ona, patrzyła na nią i zniknęła. Teraz ponownie spojrzała na Takena i się uśmiechnęła*
- dziękuję, też takmyślę... No wiesz, jakbys się zwracał z większym szacunkiem do mistrzów to by pewnie lepiej się zachowywali w stosunku do Ciebie... Możesz mnie zaprowadzić do mistrza Yody?

Taken - 2010-06-17 12:25:52

*Jej słowa rozjaśniły nieco okoliczności w jakich tutaj przybyła, więc najwyraźniej Taken będzie musiał ja poinformować o niedawnych wydarzeniach.* Sam nie wiem dokłądnie jak to się stało... do przestrzeni Republiki powróciłem kilka tygodni temu po latach przebywania na Rubieżach... ale Republiki już nie ma, przeistoczyła się w Imperium, a armia klonów rozstrzelałą wszystkich Generałów Jedi i zniszczyła Świątynię na Coruscant. Kanclerz Palpatine jest w istocie Lordem Sithów i teraz włąda Imperium, ścigając nas Jedi po całej Galaktyce w wiadomym celu... *Eliminacji. To były prawdziwie morczne czasy i nikt nie wiedział jaka będzie przyszłość, nawet mistrz Yoda. Kel dor westchnął i przejechał długim paznokciem po swojej masce w zamyśleniu* Inny stosunek do mistrzów? Cóż, gdy byłem adeptem to tego nie potrafiłem, a moja mistrzyni nie potrafiła we mnie tego zmienić a potem zginęła. I technicznie rzecz biorąc nadal jestem padawanem majacym 44 lata i jakoś nikt się nie pali, by mnie uczyć znowu. No ale chodźmy, skoro tak bardzo śpieszy ci się do mistrza Yody... *No i ruszyłprzed siebie, ale ominąłwejście do świątyni, kierując się ku drzewom w oddali*

Issa Maya - 2010-06-17 12:34:59

*Słuchała dalej przejęta i starała sie być opanowana, nie były to na pewno miłe wieści. Nie wiedziała co robić, czy to co sie stało z uczennicą miał jakiś związek z Imperium? Wątpiła, było to za wcześnie. W sumie nie mogła uwierzyć w to co się stało. Spojrzała na mężczyzne i tak zapadła niemal grobowa cisza.*
- Nie mogę w to uwierzyć. Na couruscant przecież było pełno Jedi i nikt nie mógł zdemaskować sitha? Po za tym skoro nas ściga, to czy on nas tutaj nie znajdzie? Nie dobre to czasy dla Jedi i dla Zakonu... trzeba coś z tym zrobić, ale co i jak? Tak, chodźmy...
*Ruszyła za nim i milczała, widać że to dało jej do myślenia, próbowała czegoś się dowiedzieć kiedyś o przyszłości ale nic nie ujrzała.*
- 44 lata? dużo jak na padawana... Czemu nie zostałeś Rycerzem?

Taken - 2010-06-17 12:48:11

Ciemna strona już dawno temu zaczęła oślepiać Jedi, Palpatine to wykorzystał. Rozpętał wojnę między Separatystami a Republiką, stojąc na czele obu tych frakcji tylko po to, by wyciągnąć Jedi z Coruscant i jeden po drugim ich pozabijać. A co możemy teraz zrobić? Jedynie odnaleźć pozostałych przy życiu i ich tutaj ściągnąć... *Niestety Taken już nieco przywykł do tej myśli, że zostali oszukani i zdradzeni. Teraz toczyła sie zawzięta walka o przetrwanie ale też i o spokój, dzięki któremu będą mogli znaleźć chwilę ukojenia od mroku Galaktyki. Jest to bardzo potrzebne dla padawanów i młodszych rycerzy, którzy byli załamani po rozkazie 66. Stracili przyjaciół, mistrzów, padawanów... wszystkich których szanowali i kochali...* Tutaj nas nie znajdą, lokalizacja planety Tython zaginęła dawno temu, nie ma jej nawet w Archiwach Jedi... tobie ją pewnie podał któryś z mistrzów, prawda? *Wysłano kilku mistrzów Jedi, by poszukiwali pozostałych przy życiu i by przekazywali miejsce ukrycia się Zakonu. Dokonywali też niestety selekcji, bo jeśli ktos nie był godny zaufania to nie dostawał koordynatów* Moja mistrzyni została zabita przed powroten na Coruscant i przed próbami. Ja nie wróciłem, zostałem na Odległych Rubieżach sam się szkoląc... wróciłem niedawno. A ranga rycerza mi nie potrzebna, bo czym ona jest? Dla osób próżnych wyróżnieniem i prestiżem, a ci którzy do tego nie dążą nawet tego nie zauważają. *Szli dalej, powoli zblizając się do lini drzew*

Issa Maya - 2010-06-18 10:53:07

- rozumiem wszystko, ale Jedi także nie może siedzieć w miejscu... jak mówisz, musimy zebrać się wyleczyć rany i jakieś rozwiązanie znaleźć... Przecież nie można się cały czas ukrywać bo w końcu i tutaj nas znajdzie... Jeżeli chodzi o współrzędne to owszem, jeden z mistrzów się ze mną skontaktował a ja zapamiętałam... Po drodze z nikim w sumie nie rozmawiałam... Po za tym jak mistrzyni Cersi mówiła, nikt chyba się nie spodziewał mojego powrotu... *mówiła spokojnie chociaż w pewnych momentach było jej na prawdę spokój trudno zachować. Ta sytuacja jednak nie zmuszała do opanowywania się, więc nawet sie nieco rozluźniła. Słuchała go dalej i sie usmiechnęłą. Dobrze prawił*
- rozumiem Ciebie i Twoje rozumowanie godne pochwały...

Taken - 2010-06-18 11:11:00

Cóż, nie wszyscy radzą sobie tak dobrze z tą sytuacją tak jak ty. Przedtem mieliśmy Enklawę na Boz Pity, ale Imperium nas tam dopadło i jakiś Sith... powalił pięciu mistrzów, nim Yoda go powstrzymał... a potem udaliśmy się na mała tułaczkę i z pewnymi problemami tutaj trafiliśmy. Ledwie od kilku dni przebywają tutaj inni Jedi, nie osądzaj ich, potrzebują spokoju by odzyskać równowagę.*Wspólnie powoli oddalali się od budynku Świątyni, drzewa tutaj były masywniejsze, większe i zdecydowanie roślinność była gęstsza. Nic dziwnego, że mistrz Yoda wybrał sobie to miejsce jako zakątek do medytacji, po prostu idealne odizolowane miejsce* Żeby tak tylko reszta myślała to by było dobrze... oho, chyba dochodzimy, ale nie jestem pewien. Mistrz Yoda kręci się tutaj od jakiegoś czasu. Lubi cisze i samotność. *Wszyscy wiedzieli ,ze medytuje nad przyszłością zakonu i martwi się o mistrza Windu, bo ostatnio w Galaktyce dzieją się coraz gorsze rzeczy*

Issa Maya - 2010-06-18 11:52:16

- nie osądzam przecież, tylko mówię co można... każdy po takich przeżyciach potrzebuje odpoczynku, medytacji i zastanowienia się nad przyszłością... przecież wiem że czasu potrzeba... Potężny skoro 5 zabił... pewnie to był również Lord Sith, może samozwańczy no ale jednak... dobrze że nie ma go już... Po za tym czułam śmierć innych Jedi, każda zadawała jakiś cios mojemu sercu...
*Spojrzała na rośliny, na całą okolicę. Może i nie było tutaj jeszcze zbyt zadbane, no ale mimo wszystko dobre miejsce na medytacje. Może sama tutaj przyjdzie późneij pomedytować? Może. Spojrzała na niego jak mówił że tutaj powinien być Mistrz Yoda, więc rozglądała się dookoła, próbując wychwycić go w myślach powiedzieć że wróciła i jest tutaj, w tym miejscu - chociaż pewnie nie musiała tego robić*
- dziękuję za pomoc, mam nadzieję że jest tutaj

Taken - 2010-06-18 12:02:51

Powalił, nie zabił, mistrz Yoda go powstrzymał... ale potem uciekł. Prawdopodobnie jednak nie żyje, nasz sojusznik się nim zajął... *Kto by pomyślał, że ten złom sprzed 4 tysięcy lat, który uratowali z Hakonem na Ossusie może się przydać i to w taki sposób? Dobrze, że Nemedis nie żyje, mieli z nim prawdziwe utrapienie i nie bardzo wiedzieli co z nim począć, jednak Generał się nim zajął. No właśnie, Generał... Issa przeżyje szok, gdy się dowie, kto był ich sojusznikiem* Tak, rozkaz 66 i mnie wykurzył z Odległych Rubieży, ale to było miesiące temu. Dopiero mistrz Yoda mi wyjaśnił powagę sytuacji... a teraz jeśli chcesz to mogę cię zostawić sam na sam z mistrzem... jeśli go znajdziesz *Uśmiechnął się do niej, ale było to bardziej zauważalne w Mocy niż na jego twarzy. Maska tłumiła jego mimikę*

Moc - 2010-06-18 12:08:01

*Mistrz Yoda w istocie był tutaj, ale tak jakby go nie było. Siedział kilkanaście metrów dalej, na zwalonym pniu drzewa i medytował. Wyczułoczywiscie przylot Issy oraz to, że nadchodzi tutaj z Takenem. Nie wyszedł jednak na jej powitanie, czekajac aż ona sama do niego przyjdzie, bo wiedział, że przyjdzie. Była młoda, więc ona moze mu wyjść na spotkanie, sam medytował nad przyszłością Zakonu oraz nad programem szkolenia, który miałzamiar wprowadzić. I ten kel dor też mu się przyda do tego, gdyż odebrałbardziej wszechstronne wykształcenie w dziedzinach Mocy niż nie jeden mistrz...*

Issa Maya - 2010-06-18 12:29:21

- wybacz, źle musiałam zrozumieć. Sojusznik? Kim on jest?
*Spojrzała na niego oczekująco jak i z zainteresowaniem, bo ciekawa była kto to był za sojusznik i czy na pewno jest godny zaufania. Co do sojusznika to pewnie przeżyje jakby szok, no ale co się dziwić skoro walczyła w zasadzie przeciwko niemu. Póki co nie wiedziała kim był sojusznik i chyba dobrze. Słuchała znowu towarzysza a kiedy spytał sie czy pozostawić ją samą uśmiechnęła się delikatnie*
- jeśli pozwolisz, chciałabym porozmawiać z Mistrzem Yodą w cztery oczy... porozmawiamy później, bo jak na razie nie zamierzam stąd wybywać
*I wtedy zatrzymała sie widząc swojego mistrza, medytował a sama delikatnie uśmiechnęła się, spojrzała na Takena ruszając w stronę mistrza*
- bywaj przyjacielu... do następnego spotkania

*Podeszła do mistrza, w sumie jak medytował nie chciała jemu przeszkadzać, w sumie to on powinien pierwszy się odezwać, skoro był starszy i medytował. Uklęknęła obok zwalonego drzewa i czekała aż mistrz się odezwie. teraz w tym momencie już nie ukrywała sie pod maską spokojniej i wesołej kobiety, a mógł wyczuć u niej troskę i zmartwienie*

Taken - 2010-06-18 12:35:27

*Taken spojrzał na nią i zastanawiał się, czy jest odpowiednią osobą do przekazania jej tej powalającej nowiny... Ale mógł się czuć niejako jako ojciec tego niezwykłego sojuszu, bo na początku to on robił za nie tyle dyplomatę, co posłannika w relacjach Cochrel - Zakon. Tak więc położył jej rękę na ramieniu i z lekkim uśmiechem* Kiedyś znałaś go jako Generała Grievousa... a teraz bywaj, o pytania pomęcz mistrza Yodę... *I kel dor odwrócił się i odszedł, ale nie za daleko, był tak mniej więcej w połowie drogi, gdy sam przysiadł i pogrążył się w bardzo głębokiej medytacji, jednocząc się z mocą umysłem i duchem, tylko ciało pozostawało na miejscu*

Moc - 2010-06-18 12:38:22

*Poczuł, że podeszła do niego i niejako się uśmiechnął ,gdy zaczekała aż skończy medytację, chociaż pewnie w jej umyśle toczy się zażarta bitwa, wyścig o pierwszeństwo zadania pytania, a tych z pewnością wiele było. Yoda siedział tak jeszcze kwadrans, z zamknietymi oczami, aż w końcu przemówił, nie ruszajac się jednak z miejsca* Dobrze widzieć cię w zdrowiu dobrym Isso... pytwnia twe czuję aż tutaj, wiec krępować nie musisz się *Jego głos był z pewnością taki jak zapamiętała, nieco skrzekliwy, ale w gruncie rzeczy spokojny i opanowany. Dał szansę Issie się "wygadać" i zasypać go pytaniami, na które odpowie bardziej bądź mniej*

Issa Maya - 2010-06-18 12:51:05

*No jak on sie zastanawial nad tym czy jej powiedzieć, czy też i nie ona czekała aż cokolwiek powie, ale słysząc odpowiedź nie wiedziała co odpowiedzieć, a odpowiedź była dla niej zaskakująca*
- Generał Grievous...
*powtórzyła tylko ale nic nie mówiła. A teraz? Teraz czekała na odezwanie się mistrza Yody, owszem miała wiele pytań i ogóle dużo do powiedzenia. Kiedy się odezwał już spojrzała na niego i ukłoniła Mu się jeszcze*
- I ciebie Mistrzu Yodo... Cieszy mnie że mogę znowu być przy Twym boku mistrzu...
*i po chwili całkowicie spoważniała patrząc w niebo*
- mimo mojego medytowania nadal nie potrafię się pogodzić z jej śmiercią, cały czas czuje że winna jestem jej śmierci... staram się, ale nie mogę odzyskać swojego spokoju... nie wiem co robić, jak spokój odzyskać, jak się pogodzić z tym... czasem nawet myślę, że jakbym dostała szansę aby zaopiekować się innym padawanem to by mi to pomogło, ale nie wiem czy jestem na to gotowa...

Moc - 2010-06-18 13:06:59

*Mistrz Yoda powoli otworzył oczy i spokojnym wzrokiem zmierzył postać Issy i oczywiście wysłuchał jej słów bardzo uważnie, tak samo jak wtedy, gdy padawanką jego była. Wtedy też wysłuchiwał ją z uwagą, nawet jeśli na dobrą sprawę były to małe, dziecinne głupotki, ale zawsze służył dobrą radą, czasami też złośliwymi komentarzami zmuszając swoja uczennicę do zdwojenia wysiłków* Śmierć to naturalna część życia jest, rodzimy się dzięki Mocy, dzięki niej wzrastamy i umieramy, łącząc się z nią. Uczennica twa teraz w świecie lepszym jest, w Mocy i zawsze towarzyszyć tobie będzie. Obwiniać siebie nie możesz o to... *Poradził jej a potem na chwilę oczy swe zamknął, myśląc nad jej słowami odnośnie nowego padawana* Czy gotowa jesteś okaże się to ponownie... teraz o padawana trudno jest, mało zostało nas, ale wielu bez mistrzów pozostało... czy dasz radę w chwili takiej?

Issa Maya - 2010-06-18 15:37:30

*Pamiętała, że on zawsze ją wspierał i dlatego Jego kochała, a wręcz w ogień by za nim wskoczyła. Ufała mu najbardziej ze wszystkich, on ją wszystkiego nauczył i on był jej mistrzem. Pamiętała sytuację jak jeszcze adepką była, jakieś może 5 lat miała i podchodząc do niego zapytała się "skąd się biorą dzieci?", wtedy to nawet on ciekawie zareagował. Jednak to przeszłość. Kiedy mówił ona ponownie go słuchała z powagą i pochłaniała każde słowo, rozumiała to wszystko ale nie umiała sobie poradzić.*
- wiem mistrzu, rozumiem to... ale to trudne jest zaakceptować jej śmierć, była dla mnie niczym młodsza siostra... Może jakbym nie poleciała na ten statek w celu sprawdzenia i została na Allacamatorze (nie wiem jak się pisze xD) to by nadal żyła? Czy też na czas przęjęcia Venatora kazała ją wynieść na mostek? Ale przecież nie mogłam wiedzieć że tak się stanie...
*spojrzała na niego, tyle mała wątpliwości ale powoli z czasem traciła je lub rozwiązywała. Kiedy mówił o padawanie, i kiedy sie spytał czy da radę spojrzała ponownie w niebo*
- mistrzu, pozwól mi na to odpowiedzieć później... I czy byśmy mogli razem pomedytować, tak jak kiedyś? Zawsze jakoś mi dawało to ukojenie...

Moc - 2010-06-18 17:00:42

Powinności swe wykonywałaś, o żołnierzy martwiłaś się. Obwiniać o jej śmierć się nie powinnaś... *Powiedział tylko i ponownie na nią spojrzał. Był stary, bardzo stary, zmęczony już życiem. W swoim długim istnieniu widział już wiele śmierci, swoich mistrzów, uczniów, przyjaciół... długie życie bardzo często z daru zmienia się w przekleństwo, chociaż Yoda przez ten czas oddawał się swojemu głównemu celowi - wychowaniu nowego pokolenia Jedi i robił to od stuleci. Teraz też robić to będzie, póki starczy mu sił* Medytować możesz ze mną... siadaj, otwórz się na Moc... i jeśli świadomość jakąś w Mocy poczujesz to nie bój się... być może to Qui-Gon... Ja być może... Taken być może... mistrz Windu... lub Jedi inni. *Ostatnimi czas coraz więcej czasu poświęcali wszyscy na pogłębianiu medytacji, nie wszystkim to wychodziło jeszcze, ale starali się.*

Issa Maya - 2010-06-20 14:36:31

- spróbuję Mistrzu, dziękuję za radę...
*Ona może i nie żyła tak długo jak Yoda, ale życie dało już jej w kość, pewnie nie tak bardzo jak Yodzie ale trochę i owszem. Spoglądała sobie na niebo, myśląc o Cerii, nawet uśmiechnęła się widząc jej uśmiech w swojej głowie, w swoich wspomnieniach. Zawsze była dziewczyną pełną entuzjazmu, pogody ducha oraz prawie wcale uśmiech nie znikał z jej twarzy. Słysząc mistrza Yodę że pozwala jej na wspólną medytację - usiadła obok niego po turecku.*
- tak i dziękuję mistrzu...
*i w tym momencie zamknęła oczy, pogrążając się w medytacji. Dosyć łatwo jej to wyszło, mimo wszystko teraz widziała tylko obrazy przedstawiające szkolenie przez nią Cerię*

Moc - 2010-06-20 14:44:03

*I tak wspólnie w medytacji się pogrążyli, mistrz Yoda niedaleko swojej byłej padawanki siedział, nie poruszał się, nie zdradzając w ogóle oznak życia, poza westchnieniami, które z jego ust się wydobywały. W końcu powiedział cicho* Umysł oczyścić swój musisz, o padawance swej nie myśl, skup się na tym, co jest tu i teraz, co było to było, odejść temu pozwolić musisz! *Yodzie to już przychodziło łatwiej, choć tez wiele czasu upłynęło, nim to zrozumiał. Issa też to zrozumieć musi i miał nadzieję, że w końcu jej się to uda. To był kolejny kroczek, który przybliży ją do lepszego zrozumienia Mocy, a miała potencjał, tylko musiała nauczyć się go wykorzystywać odpowiednio. I tak mijały sekundy... minuty... może nawet godziny*

Issa Maya - 2010-06-20 15:59:13

*Akurat te wspomnienia miło wspominała, lecz był jeden minus... w tej chwili jednak nieco potęgowało w niej poczucie winy, więc starała za radą mistrza po prostu oczyścić umysł. Co do swojego potencjału, to w sumie nie była co do tego przekonana. Fakt nie raz coś takiego słyszała ale nie zbyt w to wierzyła, nie czuła się nigdy jakoś wyjątkowo jeśli o moc chodzi. W końcu umysł oczyściła i mijały chwile a nawet godziny, do czasu aż sam mistrz przestał medytować*

Moc - 2010-06-20 16:04:15

*Potencjał miała, każdy jakiś miał, większy czy mniejszy. A to, że nie czuła się lepsza z tego powodu było jej zaletą, bo taki Skywalker, chwalono go bardzo często aż stał się trochę arogancki co doprowadziło go do zguby... podobnie jak i resztę Zakonu. Jedi cechuje skromność... W końcu jednak Yoda otworzył oczy i spojrzał na otoczenie, tonęło już w półmroku. Medytowali wiele godzin i teraz trzeba wracać do Świątyni, Issa pewnie głodna była i zmęczona po podróży* Wstawaj padawanko moja, czemu nie odeszłaś, hmm? Nie jesteś taka stara, by na pniu przez dzień cały przesiedzieć... *I szturchnął ją lekko swoim kosturem, pewny, że już śpi. Kilka razy się tak już zdarzało, gdy Yoda za bardzo w medytacji się pogrążał.*

Issa Maya - 2010-06-20 16:34:51

*Takie właśnie zasady wpajano jej, żeby uważać co by arogancką osobą się nie stać, że skromna powinna być jak to każdy Rycerz Jedi, a skoro to było jej zaletą to powinna cieszyć się. Zawsze przecież mimo wielu przeciwności losu starała i dążyła do tego, aby się nie zgubić - zwłaszcza że miała ku temu powody. Cóż, Issa faktycznie od pewnego czasu odczuwała głód, w sumie w czasie podróży coś jadła, ale od wylądowania nieco czasu już minęło. Kiedy ja szturchnął, otworzyła leniwie oczy w sumie powoli zasypiała, lecz głupio by było przyznać się do tego, więc postanowiła odpowiedzieć na zadane pytanie*
- chciałam skorzystać z okazji, że jesteśmy razem ze sobą mistrzu.
*I posłała delikatny uśmiech do niego. Spojrzała w niebo, na prawdę ciemno się już zrobiło. Teraz zastanawiała się nad jednym, otóż nad tym czy jest gotowa przyjąć ucznia lub uczennicę. W sumie może i byłaby gotowa, ale to nie decyzja na jedną noc.*

Moc - 2010-06-20 17:07:35

Pytaj pytaj, po to jestem tutaj *I nagle Yoda jak mały zielony pocisk wystrzelił w powietrze, przekoziołkował parę razy i gładko wylądował kilka metrów dalej, już na prostej ziemi.* Wybaczyć musisz mi, ale moje kości stare schodzenia już nie wytrzymują... *Właściwie to Yodzie nie chciało się dreptać tyle czasu w dół, więc użył Mocy, by to przyśpieszyć. Sam już też głodny był i posiłkiem by nie pogardził, jednak wadą jego wieku było to, że bardzo powoli się poruszał o własnych siłach, nie wspomagając się Mocą. Ciekaw był też o co Issa chciała go zapytać, więc nieco uszy swoje nadstawił, by lepiej słyszeć i czekał, oparty ciężko o swoją laskę*

Moc - 2010-06-30 22:38:42

Jako  że sesja ma opóźnienie względem reszty to zostaje ona zakończona. Issa dostała nowy pokój gdzie będzie od tej chwili pomieszkiwać.

Taken - 2010-07-06 13:35:11

Zazdrosny droid? To nowość dla mnie... więc lepiej poinformuję osoby odpowiedzialne za droidy, by ci poinformowali astromechy o nowym szeryfie w mieście... byleby im tylko do procesora nie strzeliło, żeby Dżonego napastować, bo cholernie ciekawskie są *No z nimi też problem był, bo dawno nikt im pamięci nie kasował to humorzaste się zrobiły i takie bardziej myślące, chociaż wadą astromechów było to, że zawsze się mądrzyły. Jednym to pasowało innym nie.Taken akurat miał mieszane uczucia, widać było, że Aru lepiej się z droidami dogaduje. I wtedy dotarli już do ogrodów i akurat do części ze sporą wyrwą w murze, dzieło roślin i drzew* Te mury kiedyś musiały być potężne... a teraz natura je pokonała. Tak wszystko się kończy, w końcu natura bierze górę... *Mruknął w zadumie przekraczając barierę i wkraczając na teren Świątyni*

Aru - 2010-07-06 13:42:46

No lepiej niech nie próbują bo je sam wykopię z okolicy Dżonego. Lepiej nie wystawiać na próbę jego cierpliwości nie jest towarzyski jeśli idzie o towarzystwo innych droidów. *Czy Aru lepiej się z droidami dogadywał to nie wiedział. Z Dżonym w każdym razie doskonale się dogadywał,ale Dżony to Dżony, on jest jedyny w swoim rodzaju i trochę ciężko go kwalifikować do tego samego "worka" co inne droidy.No i on mówił...binarnego Aru nie rozumiał zbytnio dlatego astromechy szczególnie go wkurzyć potrafiły gdy się już co mądrzejszy orientował,że zabrak rozumie co drugie zdanie.* Najlepiej niech im powiedzą,że Dżony je rozwali gdy tylko je ujrzy,to może ostudzi ich ciekawość? *Tutejszych maszynek nie znał więc kto tam wie ilu samobójców się tu pętało* Jak dla mnie to miejsce wygląda chyba nawet lepiej niż w przeszłości. *Odparł gdy wyrwę w grubym murze przekroczyli. Dla niego świątynia obrośnięta pnączami lepiej się obecnie prezentowała. Ba, sam miał na ścianie w swym pokoju piękne pnącza nad których twórczym zagospodarowaniem już się zastanawiał. Z pewnością ich nie będzie usuwał.*

EFECTOR - 2010-07-06 13:46:38

*Bardzo się to co Taken powiedział Dżonemu spodobało, bo zaraz się pięknie zademonstrowal, pry tym niechcący prawie nadeptując Arutkowi na nogę, ale zaraz cos mu się przypomniało*
Dżony szeryf… ale Dżony Dżony! nie Szeryf… *Aru widział, na widmie był inny droideka, nazywał się wlasnie Szeryf. Nie był agresywny wobec nikogo, bardzo pasywna jednostka. Nie to, co Dżony, który bardzo chętnie by zaspokoił ciekawoc astromechow. silą y je trzeba było z ciasnych kątow wyciągać.
Kiedy Taken przełaził przez wyrwe, Dżony przytrzymal zabraka za ramie*
sir… gdzie jest „Natura”?
*Taken powiedział to slowo,a Dżony go nie zna. potem przyszlo do przechodzenia, ale zamyslony droid nie przelazł*

Taken - 2010-07-06 13:58:47

No to mały problem, bo one ciekawskie i towarzyskie. Z przybyszami z Mandalore... a właśnie, przypomniało mi się. Dżony, nie jesteś czasem własnością niejakiego Secorshy Gawila. Kaleesha? *Bo właśnie ten kaleesh przyleciał tutaj jakiś czas temu z tym apatycznym klonem, swoja matką (jeśli wierzyc tym ciekawskim padawanom) oraz z dwójką Jedi i astromechem, który zasilił grono droidów Świątynnych, ale teraz to wszystko poszło niejako w odstawkę* Bo spotkałem go tutaj jakiś czas temu, ale odlecieli gdzieś, najwyraźniej "dżedajowata aura" tego miejsca im przeszkadzał. Seco klnął ile wlezie i darł się tak czasami, ze medytować się nie dało... ciekawy osobnik *Zaśmiał się cicho i spoglądał na Dżonego pytająco. A Szeryfa to mu Aru wyjaśni... jak i Naturę*

Aru - 2010-07-06 14:05:17

Nie pamiętam imienia,ale Dżony mówił,że należy do Gawilków właśnie więc to pewnie jego właściciel był...no cóż. Szkoda,że taki wrażliwy na dżedajowatą aurę był bo by właśnie odzyskać mógł swojego pieszczoszka. *Czyli właśnie Dżonego. Z tego co jednak Taken mówił to ten Secorsha też ciekawe indywiduum było. No cóż, nie można się spodziewać normalności po osobie która z droideki zrobiła pupilka domowego.W pozytywnym znaczeniu oczywiście bo to tylko dowodzi o dużej dozie kreatywności.*  Aaa...no tak. Na Widmie, Takenie, była też inna droideka. Szeryf właśnie się nazywał, bardzo spokojna maszynka. Więc Dżony to po prostu Dżony jest. *Ale już zatrzymanie się Dżonego i pytanie kolejne było już dosyć zajmujące. I siłą rzeczy i zabrak się zatrzymać musiał.* Natura Dżonuś to wszystko to co nie zostało stworzone sztucznie. Tak jak zbudowanie świątyni, blastera, różnych narzędzi i tym podobne. Natura to drzewa,trawa, rośliny zwierzęta... *Gałązkę, którą nadal miał w lewej dłoni , pokazał Dżonemu unosząc ją na wysokość jego fotoreceptorów* To jest też natura... wszystko co żywe jest naturą, ale także i kamienie, góry... *I tylko czekać, aż Dżony zacznie "płakać", że on nie jest naturą. Oby tylko tak nie podłapał*

EFECTOR - 2010-07-06 14:09:38

potwierdzam, sir *odparł głosik zza muru* Secorsha Gawila sklasyfikowany jako główna jednostka dowodząca numer dwa.
*Jednak nie zareagował jakos specjalnie na wiadomość ze jego pan tu był. Nic się nie zmieniło. Za to natura Dżonego zaintrygowala. najbardziej tym ze pokonala nienaturalny mur*
Aru jest natura. Dżony Ne jest… Dżonego stworzyly zakłady Colcoid manufacturing…

Taken - 2010-07-06 14:21:38

Cóż, a kto by pomyślał, że jego pieszczoszek tutaj trafi? *Wzruszył ramionami, zastanawiając się nad pewną kwestią. Czemu Dżony jest tutaj z Aru a nie ze swoimi właścicielami? Kolejna zagadka nie rozwiązana, bo zabrak raczej wiedzieć nie będzie, od Dżonego nic nie wyciągną a Gawilkowie chyba poza zasięgiem* A to już wiem czemu tak zareagował. Mnie o innego szeryfa chodziło, ale to już w sumie nieważne *A potem już z uśmiechem słuchał jak Aru tłumaczy co to jest natura. Cóż, mówił tak prostym językiem, że droideka powinna zrozumieć. Nic tylko przysiąść na kamieniu i obserwować tą dwójkę*

Aru - 2010-07-06 14:28:22

Dżony nie jest natura, natura czegoś takiego stworzyć nie potrafi. Ale w żadnym wypadku to nie znaczy,że jesteś gorszy Dżony. Chodźmy, mały. Jak będziesz mieć pytania jeszcze jakieś to później Ci wszystko wyjaśnię. *Jak tylko będę w stanie- w myślach dokończył swą wypowiedź. Nieopatrznie zbyt dokładnie mu opisał to czym jest natura...* Masz,teraz masz trochę natury. *I jak droideka raczy wyjść to i się Takenowi ukaże Dżony z gałązką zawiniętą w okół antenki. Tą samą jaką miał przed chwilą Aru* Ja na Dżonym to po prostu szlify zbieram na opiekuna do dzieci.... *Mruknął ciężko do Takenka z nutką zmęczenia w głosie tym wszystkim. Z Dżonowego towarzystwa zabrak jednak rezygnować nie zamierzał. Dopóki, dopóty sami właściciele się nie zgłoszą po niego.* W końcu Gawilkowie będą chcieli go odzyskać..na razie jednak mają raczej kłopoty. Wiem tylko,że jego właścicielka jest gdzie indziej od tego Secorshy. W każdym razie w miejscu bezpiecznym, tak wynikało z wiadomości przysłanej Generałowi. *Dodał jeszcze spodziewając się tego nad czym to Taken rozmyślał* Nie wiem czy słyszałeś.... ale Generała Qymaena dorwało Imperium...

EFECTOR - 2010-07-06 14:32:54

*Dżony zrozumiał i raczej lekko to przyjął, a co się tyczy położenia droida względem właścicieli to Taken na pewno słyszał o masakrze na Mandalore. Resztę dopowie logika. Niestety nie bylo tak pieknie, bo Dżony przechodząc wszedł w tryb kolowy i wyskoczyl przez tą dziure. za chwile rozwinąl się, stanął na trzech nozkach i rozejrzał się za zagrozeniem. natura dzielnie się trzymala*

Taken - 2010-07-06 14:41:53

Tak, słyszałem o wszystkim *Mruknął Taken spoglądając w stronę Świątyni. Zastanawiał się nad kilkoma sprawami i musiał też dopatrzeć kilku spraw* Mistrz Windu nad tym medytuje, on wie najlepiej co się stało. Ja już muszę już iść. Miło się rozmawiało, ale obowiązki pewne wzywają. I pilnuj Dżonego! *Przestrzegł Aru a potem poklepał go po ramieniu oddalając się powoli w kierunku nieco przeciwnym do Świątyni* I niech Moc będzie z Wami! *No i zniknął miedzy drzewami*

Aru - 2010-07-06 14:53:15

Tak, oby tylko udało mu się wymedytować coś w porę. No, nie zatrzymuję Cię dłużej. Do zobaczenia i niech Moc i z Tobą będzie. *Pożegnał się już z odchodzącym Takenem spoglądając na Dżonego który wyraźnie się ożywił. Natura jego kręcenie się wytrzymała to i mogli się wybrać do miejsca które ma od tej pory robić za pokój Aru. Choć łóżka tam żadnego nie było,,,gdyby tak tylko jakiś materac choć znaleźć, nic więcej by mu nie było potrzeba. Resztę by wziął z samego lasu, choć szlifierka by się przydała, to już pewnie w warsztacie by się znalazło. Deimos chyba tam nawet lokum dostał* No, nic Dżony...chodźmy do mnie, obejrzyjmy dokładnie pokój.

EFECTOR - 2010-07-06 15:05:26

*odwrocil się ufnie, przez chwile patrzac jak odchodzi Taken a potemwrocil do Aru. znalazł się i mogl już towarzyszyc Arutkowi  zyciu codziennym*

Aru - 2010-07-06 15:11:14

//http://www.swewok2.pun.pl/viewtopic.php?pid=14820#p14820 kontynuacja w tym wątku//

Aru - 2010-07-09 11:55:47

*Zabrak nie poszukiwał zbyt aktywnie "zaginionej" droideki. Dlaczego? Ano dlatego, że widział jak go molestują padawani (lub może to raczej Dżony ich molestował) i najwidoczniej Dżonowate polazło sobie poznawać mieszkańców świątyni. Część padawanów się rozlazła po tym więc Aru był spokojny o to, że Dżony jest bezpieczny. Plotki wszak szybko wśród tak małej społeczności się rozchodząc. Więc co zabrakowi pozostało? Zająć się swoimi sprawami. Po napastowaniu i jego skromnej osoby przez żądne wieści padawańskie stworzenia udało mu się dostać nieużywany materac i jakiś koc który już do jego pokoju trafił.*
*Obecnie jednak zabrak siedział nad swym kamieniem/stołem gdzieś po środku ogrodów. Zakłócając ich ciszę odgłosem elektrycznej szlifierki, którą pożyczył ze składziku, polerującej szczyt kamulca powoli przy wtórze chmur kurzu robiąc z jego szczytu płaską powierzchnię. I przy okazji kolor Aru na biały zmieniając. Dobrze, że tylko w samych gatkach to robić zaczął bo by ubranie schowane w krzakach już się na nic nie zdało. Choć...pewnie niebawem mu szaty i dadzą jakieś*

Aru - 2010-07-09 16:08:31

*Zabrak w końcu nie niepokojony zrobił co zrobić miał. Dziwić się trochę zaczynał tym spokojem, może się już odzwyczaił,ale od jakichś trzech dni tu już był,a poznał tylko niejakiego Takena no i kilku padawanów. Nikogo więcej. Ale jakoś mu to nieszczególnie przeszkadzało. Nim się pofatyguje ku niemu, lub uzna że pora się pojawić, jakiś mistrz zabrak będzie mieć swą komnatę w miarę humanitarnie wyglądającą. Nad czym pracował kończąc stół który dolewituje sobie do komnaty po krótkim opłukaniu się w zimnej wodzie ze strumienia. Tak czy inaczej, zabrak w końcu wrócił do swej komnaty z nowym nabytkiem.*

Aru - 2010-07-12 15:23:15

*Po urządzeniu swego nowego mieszkanka Aru wrócił po raz wtóry na plac świątynny. Tym razem ubrany. Ubrany przynajmniej w spodnie i buty, bez koszuli, z dwoma ostrzami w dłoniach. Trening ot co. Z braku towarzystwa Dżonego mógł się w spokoju skoncentrować na małej rozgrzewce w postaci pojedynku z wyimaginowanym oponentem,a nawet kilkoma. Ostrza harmonicznie przecinały ze świstem powietrze, ciało uchylało się giętko, robiło uniki przemieszczało z jednej części trawnika na którym "walczył" w drugą, mięśnie drgały pod skórą upstrzoną skomplikowanymi liniami tatuaży poruszających się w swoim hipnotycznym rytmie... i tak od ponad dwudziestu minut odbywał się ten taniec ostrzy rozmazanych od prędkości włosów poruszających się przy gwałtownych ruchach, wyskoków, ataków z powietrza... swoisty sposób zabraka na aktywną medytację. Podczas podróży ze swym mistrzem często w sali medytacyjnej na jego statku zamykał się by ze swymi ostrzami wirować w tańcu, oddając się przepływowi Mocy by Ona kierowała jego ruchami... tak też i tym razem było. *

Moc - 2010-07-12 15:32:17

*Nagle ni stąd ni zowąd z pobliskiego drzewa, wykonując salto w powietrzu zeskoczył potężnie zbudowany cathar o brązowej sierści i bystrych oczach. W dłoni miał rękojeść miecza świetlnego i wpatrywał się w Aru spokojnie, choć czujnie* Widzę, ze brakuje ci przeciwnika jak i broni... *Zauważył bowiem, że zabrak używa wibroostrzy, które są relatywnie gorsze niż miecze świetlne, mniej poręczne i przede wszystkim nie współgrają tak z Jedi.* Nazywam się mistrz Seasen *Podszedł bliżej, czekając aż ten skończy machać rękoma, by podać mu dłoń w starym geście powitania. Te ukłony go nieco wkurzały. Nie ma to jak porządne uściśnięcie ręki przez mężczyzny*

Aru - 2010-07-12 15:40:37

*Głos dopiero po kilku chwilach przebił się do świadomości zabraka który nie zatrzymał się natychmiast jednak począł znacząco zwalniać swe ruchy w końcu definitywnie przestając machać kończynami i wbijając ostrza w ziemię z braku równolegle do swych nóg. Złote oczy długowłosego obrzuciły uważnie catharskiego Jedi.* Niestety.... z orężem Jedi rozstałem się już dość dawno. *Odparł w odpowiedzi na słowa mistrza futrzastego na temat broni i braku przeciwnika. Tego drugiego tu miał Aru pod dostatkiem, lecz niestety bez oręża odpowiedniego i najlepiej zrobionego przez siebie nie powalczy wiele* A ja jestem Aru Kan. *Dłoń i on wyciągnął mocny uścisk dłoni wymieniając z Mistrzem. Najwidoczniej i on do ukłonów miał dość luźne podejście* Były padawan tuż przed mianowaniem.... obecnie po prostu Padawan. *Dodał krótko bo i sam nie wiedział zbytnio jak siebie tytułować. Mistrza nie miał więc formalnie rzecz biorąc znów robił za Adepta*

Moc - 2010-07-12 15:55:11

Ano słyszałem, wieści szybko się rozchodzą. *Uśmiechnął się lekko ukazując nieco szpiczaste kły odpowiednie dla tej kotowatej razy. Podrapał się za uchem, namyślając się chwilę. Obserwował jakiś czas trening Aru i chciał przetestować jego zdolności w walce, ale brak broni przeszkadzał* Cóż, to może mały sparing? Hej, wy dwoje, podejdźcie tutaj! *zawołał za dwójką padawanów którzy kierowali się ku Świątyni. Byli nieco starsi, jeden miał na oko siedemnaście lat a drugi piętnaście. I obaj mieli miecze świetlne. Powoli podeszli do mistrza i pokłonili mu się* Tak mistrzu Seasenie? *Zapytał starszy z nich, patrząc na zabraka ciekawskim wzrokiem* Pożyczcie Aru swoje miecze, nie zniszczy ich, obiecuję. chcemy potrenować a jak widać matoł swoich nie ma *Był to lekki cios dla zabraka ale cóż, taka prawda. I po chwili dostał już dwie rękojeści, jedną większą, drugą nieco mniejszą. Ta większa miała zielony kolor klingi a mniejsza żółty* Czy teraz ci to pasuje?

Aru - 2010-07-12 16:05:52

*Milczał przez większość tego spotkania. Nie miał zamiaru protestować na sparing, gdzie tam. Był wyjątkowo wyposzczony jeśli idzie o pojedynki z wymagającymi przeciwnikami, Nawet z odrobinką wspomagania się Mocą nie było większych trudności w pokonaniu większości gladiatorów na arenie na Tatooine. Gdyby walki były śmiertelne to by zabrak już kilkadziesiąt żyć miał na sumieniu. Nigdy jednak nie splamił się zabiciem dla pieniędzy.* No dawajcie matołowi. *Mruknął odbierając obie rękojeści, w lewą dłoń mniejszą z nich chwytając. Chwilę ważył oręż w dłoniach, następnie uruchomił je przy wtórze charakterystycznego dźwięku i uniósł wyżej sprawdzając najwidoczniej długość kling.* Drobna różnica w wadze między nimi ale to nie problem jest. Na długość ostrza takie same więc nadają się. *Rzekł z uśmiechem szerokim i widocznych w jego złotych oczach rozpalonych ognikach.* Weźcie stąd moje ostrza. *Zwrócił się w stronę padawanów by Ci wysunęli z ziemi dwoje ostrzy.* Hmm... *Mruknął jeszcze odskakując od Mistrza i wykonując kilka cięć w powietrze oraz kręcąc samymi rękojeściami zmieniając kilka razy ich uchwyt. Najwidoczniej wygodnie mu było walczyć "latarkami" trzymając je w sposób charakterystyczny dla techniki Shien(jak to padawanka Anakina walczyła) lub klasycznie trzymanym. Tak też finalnie swój tymczasowy oręż dzierżył* Pasuje.

Moc - 2010-07-12 16:14:00

*Padawani zabrali jego broń i cofnęli się na odpowiednia odległość, oczekując pojedynku. Cóż, lubili je oglądać, bowiem mogli się nauczyć czegoś ciekawego z samej obserwacji. A Cathar tymczasem odczekał aż Aru skończy testować swoją broń po czym lekko mu się pokłonił na znak szacunku. Rozpoczynali tym samym pojedynek sparingowy. Rękojeść mistrza znalazła się w jego prawej ręce i klinga powoli ożyła jasno błękitnym blaskiem a Seasen przybrał pozycję wyjściową właściwą dla Soresu* To będzie pasjonujące starcie. Zaczynaj młodziku *Uśmiechnął się do niego, jednocząc się duchowo i umysłowo z Mocą, poddając się jej nurtowi. Czekał na pierwszy ruch Aru*

Aru - 2010-07-12 16:25:35

*Ostrza zetknęły się z sobą z sykiem gdy zabrak je ze sobą skrzyżował kłaniając się przed swym przeciwnikiem. Złote oczy oceniły przeciwnika i to w jakim stylu walczy. Soresu... trzeba przyznać, idealna technika do obrony przed przeciwnikiem posiadającym dwa ostrza. Dobra do obrony. Ale Jar'Kai to agresywna technika, w przeciwieństwie do Nimanu wykorzystująca w ataku w równym stopniu jeden jak i drugi miecz. A Jar'Kai był stylem w jakim zabrak się specjalizował.* Uwaga na futerko Mistrzu Seasenie. * Jedno ostrze wyciągnął w stronę mistrza mrugając przy tym do niego zadziornie. Uśmiech z twarzy zabraka nie znikał. Nie było podchodów. Od razu przystąpił do ataku, koncentrując się by z Mocą się połączyć nie ograniczając się, pozwalając strumieniowi w nim zmienić się w potok łączący się z Mocą. Ostrza popłynęły gdy nisko pochylony zabrak wystrzelił na cathara z rozłożonymi na boki ostrzami które do wewnątrz cięcie wykonać miały w ten sposób atakując na raz z dwóch stron*

EFECTOR - 2010-07-12 16:27:11

*Tymczasem jakies kilkaset metrów od tego miejsca w bramie pojawił się Dżony. Wielkim wysiłkiem zajęty był. A co robił? Szedł sobie po piaszczystym podłożu i nózki mu się zatapiały. Nikt nie wie, jaki to dla droideki wysiłek, no, chyba ze monitoruje aktualny pobór energii w różnych czynnościach i prowadzi zbior danych na ten temat. Kolejny głupi temat na prace licencjacką dla kogoś z cochrelu co chce się dostac na asystenta na Hypori i zarabiać tyle co dinko napłakał, puki nie zrobi magistra na temat równie mądry i ludzkości potrzebny. Taka drobna aluzja to tak zwanej rzeczywistości. No nic. Dzony zblizał się w miare upływu czasu, i w kinu było już go widac: insektoidalna, dumna sylwetka „lekkiego czołgu’, z działami podniesionymi, zostawionymi w pozycji neutralnej, z parzystymi plamami swiatła biegającymi pod lukowato wygięta „szyją”, na koncu której znajdowała się niepozornie mała „głowa” ze śmiesznymi „oczami” na patyczkach. Zblizał się od strony parawanów. Nie dlatego, ze teraz nie mieli drogi tylko ze według skomplikowanych wzorów geometrycznych – stali mu na drodze*

Moc - 2010-07-12 16:39:26

Radzę zmienić ton młodziku, nim skończysz w ambulatorium *Odparł spokojnie cathar i czekał na natarcie, które nadeszło od razu. Cóż, obserwował przedtem dokładnie ruchy swego przeciwnika i częściowo rozgryzł jego styl walki. Poza tym specjalizował się właśnie w Soresu, głęboko defensywnym stylu walki, który wraz z połączeniem z Mocą bywał bardzo skuteczny. A teraz skupiając się na swoim przeciwniku Seasen miał na ułamki sekund przed zadaniem ciosu niejaką wizję, która ukazywała mu możliwe kierunku ataku by w końcu zespolić się w jedno, ostrzegając go przy tym. Wiedział, gdzie padnie cios, tak wiec cofnął się o krok, ustawiając się bokiem do niego i blokując szybko jeden atak a potem wyprowadził szybkie pchnięcie mocą, powstrzymując atak drugiej ręki. Po chwili znowu się cofnął, wykonując młynek mieczem i przyjmując znowu pozycje wyjściową* Postaraj się na przyszłość...

Aru - 2010-07-12 16:44:30

*Oczywiste było,że młodzik tylko żartował nie mając zamiaru obrażać mistrza. Wszak był to tylko przyjacielski pojedynek ni mniej ni więcej. Mimo tego,że odepchnięcia ręki za pomocą Mocy się nie spodziewał nie wybiło to z rytmu zabraka. Nadal z uśmiechem na wytatuowanej twarzy kontynuował atak poddając się Mocy jaka w jego rękę uderzyła przez co zrobił piruet uderzając z drugiej strony ostrzem dopiero co odepchniętym od catharskiego Mistrza Jedi, drugi miecz trzymając w pogotowiu do obrony gdyby jednak coś niespodziewanego się stało*

EFECTOR - 2010-07-12 16:53:36

*Droid zatrzymał się na granicy krzakow,a  jego sensor ruchowy momentalnie zarejestrował taniec obu istot, a program rozpoznał jedną z nich. Sylwetka Aru obrysowała się w trybie widzenia droida miękką niebieską kreską, cały obraz mignął dwa razy. Zidentyfikowano jako: Aru*
siiiir….[/;i] *posnął. Następnie program zakomunikował niebezpieczeństwo. Broń*
[i[dyrektywa dwa, ochrona osóbi mienia

*działa trzasnęły, ale nic się nie stało. Żadnego komunikatu. I żadnego strzału. Nawet zapowiedzi, jedynie postawa strasząca*

Moc - 2010-07-12 17:00:21

*Cathar wciąż pozostawał skupiony a Moc podpowiadała mu potencjalne kierunki ataku i tak jak poprzednio dostrzegł jak to wszystko zlewa się w jeden punkt, punkt którego musiał bronić. Ustawił od razu swoja broń w pozycji dogodnej do obrony i gdy cios już padł, wywołując cichy syk to siłą swych mięśni lekko odepchnął Aru, uważając tym samym na jego drugie ostrze i cofnął się ponownie, ale tym razem po to, by samemu zaatakować. Wprawił w ruch swoja klingę, która zaczęła szybko wirować i zaatakował od góry, spodziewając się napotkać tam opór a potem niezauważalnie wręcz użył pchnięcia Mocą na lewej nodze zabraka. A Dżonego nie zauważył, ale padawani jak najbardziej. Spojrzeli zaskoczeni na droidekę, bo wcześniej już ją widzieli, wiedzieli nawet, że nazywa się Dżony, a teraz on chciał użyć broni?* Mistrzu? *Zapytali niepewnie i się cofnęli*

Aru - 2010-07-12 17:06:43

*Lewe ostrze powędrowało ku górze by powstrzymać uderzenie miecza cathara, prawe z pewnością by cięło przez brzuch gdyby nie to że to był tylko sparing, więc jedyne co w brzuch cathara miało uderzyć to sama Moc pchnięta przez zabraka nadal ścierającego się klingą o klingę mimo tego że jego lewa noga została przesunięta przez co opadł na kolano. Dżonego jak na razie nie zarejestrował niestety, zaaferowany walką i tym, że jeśli pchnięcie cathara się uda, Aru wykona salto w tył wspomagając swe ruchy Mocą by na moment się choć oddalić od przeciwnika i by móc stanąć na równych nogach*

EFECTOR - 2010-07-12 17:11:34

*Droid wyraźnie zadowolony, ze padawani się cofnęli, tyle samo do przodu postąpił – o ten jeden krok, i ani ruchu nowego, jedynie nadal „straszny” pozostawał, trzymając działa w pozycji bardzo niebezpiecznej (tudzież niebezpiecznie wyglądającej) ale w nikogo nie celował. Za to „spojrzeniem” celował w Aru, czy aby mu się żadna krzywda nie dzieje, bo jakby tak, to dyrektywa dwa niweluje wcześniejsze rozkazy – chodzi o zycie jednostki dowodzącej.
Ale się nic nie działo. Szkoda…
Ale zauważyć należy, ze tal samo dla jedi nietypowym spotkaniem było spotkanie z nie agresywnym droideką, którego można dotknąć i obejrzeć, tal dla Dżonego zdecydowanie niecodziennym było bezpieczne obserwowanie pojedynku na miecze świetlne…*

Moc - 2010-07-12 17:21:25

*Udało się i obaj odłączyli się od siebie a mistrz Seasen uśmiechnął się do Aru, nie zwracając uwagi na padawanów a tym bardziej (o zgrozo!) na wielgachną droidekę. A przynajmniej jeszcze nie teraz.* Pora na coś szybszego... *Powiedział spokojnie, gdyż stali w kilkumetrowej odległości a już po chwili cathar ryknął głośno i ruszył do ataku rozpędzając się do zadziwiającej prędkości i w ostatniej chwili przeskoczył Aru wykonując salto i lądując dokładnie za jego plecami, wprawiając swój miecz w ruch kołowy i ciął w jego bark na skos do jego nogi. Oczywiście przedtem ustawił swój miecz na tryb treningowy, wiec nic mu się nie stanie nawet jeśli trafi. Aru miał podobnie, tyle, że nie zapytał o to.*

Aru - 2010-07-12 17:34:36

Dżony spokojnie, to tylko trening. *Odparł tuż przed catharem zauważając kątem oka droidekę. Nie miał teraz zbytnio czasu tłumaczyć Dżonemu co się też tu wyprawia. Jednak przez to nieco się zdekoncentrował i Mistrz Seasen mógł nie niepokojony wystrzelić w stronę zabraka i przeskoczyć go. Na co ten zareagował całkowicie instynktownie unosząc ostrze miecza po stronie zagrożonego obszaru ciała. Nie miał wizji jako takiej, lecz Moc tak pokierowała jego ciałem by ostrze uniosło się i za karkiem zabraka nieznacznie opadło powstrzymując uderzenie miecza Mistrza, opadającego od góry przyjmując impet uderzenia na klingę ścierając się zielonym ostrzem z niebieskim gdy Aru odwracał się ostrze zielone odsuwając tak by "pociągnąć" rękę mistrza za nim. I ciachnąć od lewej strony przez nadgarstek Mistrza, żółtym dzierżonym przez lewą łapę ostrzem. Widać zabrak zorientował się,że miecze zostały odpowiednio przekalibrowane. Choć nie przeszkodziło mu to w zakrzyknięciu* Hola! Nie chcę być w kawałkach po tym!

EFECTOR - 2010-07-12 17:36:03

[puszczam kolejke]

Moc - 2010-07-12 18:23:44

Spokojnie! *Odparł ze śmiechem i gdy cios został zablokowany to sam wykonał piruet oddalając się nieco od zabraka i ciął na odlew tym razem od dołu ku barkowi jednocześnie wykonując silne pchnięcie Mocą, by zdekoncentrować Aru. Pojedynek nabierał niejako rumieńców, gdyż cathar od razu cofnął miecz i przerzucił go do lewej ręki napierając od góry tym razem i wspomagając się Mocą. Cały czas otrzymywał "podpowiedzi" co do tego, co się może zdarzyć...*

Aru - 2010-07-12 18:42:19

*No cóż, niejako odepchnięciem i to silnym za pośrednictwem Mocy, pomógł zabrakowi. Ten cięcie od dołu zablokował i poddał się uderzeniu Mocy samemu też od ziemi się odbijając i odskakując kilka metrów do tyłu z szeroko uśmiechniętą facjatą lądując w kucki na kamiennej poręczy otaczającej ich "arenę". Mistrz przerzucił w tym czasie ostrze do swej lewej ręki chcąc zaatakować od góry zabraka który chciał uczynić to samo... nieco na przekór Mistrzowi gdyż z poręczy wyskoczył chcąc oboma mieczami ciąć od góry, z powietrza prosto w mistrza. Nie trudny atak do zablokowania,owszem, ale gdy za pomocą Mocy przyspieszy się znacznie swój lot w dół i tuż przed samym mistrzem tnie się ostrzami dostanie się brutalną i może i nie dystyngowaną wersję ataku. Prosty, brutalny i wykonany z dużą siłą mający na celu złamanie obrony przeciwnika*

EFECTOR - 2010-07-12 18:44:48

*A Dżony obserwował, mniej lub bardziej spokojnie, jednak w chwili, kiedy szala oddaliła się do Aru, wydał z siebie coś w rodzaju warknięcia mieszanego z praca pneumatycznych stawów wykonujących ruchy z dużą siła, czyli – szarpniecie dział jednocześnie rozgrzewanych do strzały i obranie celu, a wycelował na mistrza. Prócz tego zmienił się rozstaw nóżek – jak do silnego ostrzału z dużego kalibry*
Dyrektywa dwa: ochrona osób i mienia. UWAGA, jednostka ma prawo użyć siły w razie uszkodzenia jednostki dowodzącej. Dyrektywa pięć: profilaktyka w czasie pokoju. Uprasza się o zaniechacie agresji w stosunku do obiektu sklasyfikowany jako Aru Kan. Ze względu na dynamizm sytuacji jest to pierwsze i ostatnie ostrzeżenie, sir!
*Czuć w mocy wręczże to nie czcza gadanina. Dżony… bal się o Aru? Na to wygląda, ale czy można mieć mu to za złe?
Ale za chwile sytuacja się odwróciła, Aru się odgrywał, wiec Dżony opuścił działa, cofnął się, i udawał ze co złego to nie on*

Moc - 2010-07-12 20:56:33

*Mistrz spojrzał na Aru gdy ten wylądował na kamiennej poręczy i Moc ostrzegła go przed tym co planuje zrobić, wiec postanowił przyszykować mu bardzo paskudną niespodziankę. Jak już zabrak przedtem zauważył, mistrz Seasen w czasie walki dosyć aktywnie używał Mocy i tak tez było tym razem, gdy Aru wyskoczył na niego, ale zamiast zablokować atak, to odskoczył do tyłu unikając trafienia a potem skupił w sobie Moc i pchnął silnie zabraka, który tuz przed wylądowaniem na ziemi został silnie pchnięty i poturlał się po ziemi kilka metrów dalej a jego broń wypadła z ręki. Cathar w końcu teraz dostrzegł droidekę i uśmiechnął się* Twojemu przyjacielowi nic nie będzie, tylko się potłucze... *Ciekaw był czy ten będzie skłonny kontynuować ich pojedynek czy też nie?*

Aru - 2010-07-12 21:06:02

*No cóż. Niespodzianki są na porządku dziennym szczególnie gdy walczy się przeciwko Jedi. Toteż aż tak zaskakujące nie było gdy zamiast celu dojrzało się ziemię,a potem ta ziemia zaczęła się cofać gdy zostało się uderzonym przez niewidzialną siłą tocząc się przy tym i wypuszczając z dłoni oba miecze. Łbem strząchnął włosami potrząsając obrzucił krótkim spojrzeniem catharskiego Mistrza spoglądającego na Dżonego i... ruszył ku niemu po drodze przyciągając do swych dłoni rękojeści mieczy zgrabnie jedną nogą wybijając się poręczy tym razem nie w górę, a centralnie, prosto w Mistrza posiłkując się przy tym Mocą. A jeśli idzie o ostrza zdawać się mogło że atakują one bezwładnie, prawe od dołu prosto w lewe kolano, a lewe tnąc po łuku w ramię. Cały czas był też gotowy do ewentualnego sparowania broni mistrza lub nawet w razie konieczności wykorzystaniu go w charakterze punktu do odbicia się i przeskoczenia za jego plecy*

EFECTOR - 2010-07-12 21:09:57

*Droid zaś zdawał się sceptyczny co do słow mistrza, jednak zachowywał względny spokój zewnętrzny, choc wyglądał na zdenerwowanego, o ile może wyglądać na takiego droid. Chcąc być bliżej, i mieć wiekszą kontrole nad sytuacja, a  także zmniejszyć bezczynność, począł się zbliżać do parawanów, których chyba jeszcze nie dotykał…*

Moc - 2010-07-12 21:18:52

*Mistrz cały czas czekał na niego, w pozycji gotowej do obrony. Moc zsyłała mu podpowiedzi, odpowiednie scenariusze a on wybrał najlepszy dla niego. Jak szybko to się działo? Ułamki sekund. I gdy Aru po prostu nadleciał centralnie na niego to nie sparował ataków, nie widział takiej potrzeby. Wybił się wysoko w górę, wykonał salto i wylądował zgrabnie za zabrakiem, który zapewne będzie miał drobne problemy z lądowaniem* Oj ktoś tutaj się irytuje... *Zawołał wesoło i przygotował się na kolejny atak, ale jak widać te z rozpędu nie przynoszą zbyt wielkich skutków. A padawani tymczasem zerknęli nieco przestraszeni na Dżonego, ale się nie poruszyli. Bo jak tak błyska działami i komunikaty wydaje to bywa groźnie*

Aru - 2010-07-12 21:27:00

Gdzie tam! *Odparł zabrak po wylądowaniu. O dziwo nie zarył twarzą w glebę napychając się ziemią i trawą,a po prostu wyłączył na moment swe tymczasowe ostrza by odbić się na pięściach i wykonać salto z obrotem by wylądować twarzą w stronę swego przeciwnika, odpalając na nowo swą broń* Zaczyna mi to przypominać nieco zabawę w ganianego. *Dodał z lekkim uśmieszkiem. Ruszył też w stronę Mistrza stawiając krok za krokiem, niezbyt spiesznie wydawać by się mogło. W końcu jakiś metr przed nim przyspieszając i atakując cathara. Nie miał żadnego planu, płynął z nurtem, jak to jego Mistrz mawiał "co Moc przyniesie wykorzystaj".*

EFECTOR - 2010-07-12 21:31:32

*za to jak ktoś stoi nieruchomo, to Dżony nie wie co robić. Jeden ze sposobów radzenia sobie z droideka, pod warunkiem, ze nie rozpoczął już ostrzału. Zdezorientowana maszyna zatrzymała się o dwa-trzy metry od jednego z padawanów. Działa trzymał w pozycji neutralnej. Pod szyją powoli przesuwały się czerwone plamy świetlne, a błyskanie fotoreceptorów sugerowało przyglądanie się*

Moc - 2010-07-12 21:37:45

Interesujące skojarzenie... zważywszy na to, że atakujesz coraz bardziej rozpaczliwie *Cóż, brak planu nie zawsze skutkuje dobrymi wynikami. Cathar cały czas pozostawał skupiony, obserwował przeciwnika i korzystał z zasobów Mocy by się bronić, a teraz gdy tak natarł bez większego zastanowienia, to uniósł swój miecz w pozycji obronnej, odsuwając się od jednego z ni, blokując poślizgowo atak drugiego, wykonał błyskawiczny piruet i ciął na odlew zabraka, przypalając mu nieco spodnie na udzie.* Twoja taktyka coś się nie sprawdza... *A padawani? Cóż tak teraz bardziej wpatrzeni byli w Dżonego i powoli zaczęli do niego podchodzić, ciekawi jego reakcji, bo jednak nie mieli za wiele do czynienia z droideką*

Aru - 2010-07-12 21:48:15

*I cóż, znów nieskuteczna ofensywa w wykonaniu zabraka. Ale za to unik przed ostrzem mistrza nieco lepiej się udał bo jedynie nieco mu spodnie przypalono ,nic ponad to. Od razu po przypieczeniu robiąc krótki ruch bez konkretnych myśli, poza skupieniem i koncentracją na tym co się dzieje podczas walki i na Mocy. Ruchem tym było taneczne wręcz wyminięcie Mistrza tak by znaleźć się za jego plecami i... uderzyć w niego. Moc z wypchniętych gwałtownym gestem dłoni uderzyć miała na całe plecy/tors Mistrza. Uderzenie było silne wyduszające tlen z płuc i będące porównowalne prawie do walnięcia przez belkę drewna. Nutkę gniewu można było wyczuć w zabraku gdy tak uderzał, lecz nie gniewu z tej sytuacji, czegoś głębiej czego on sam nie dostrzegał*

EFECTOR - 2010-07-12 21:49:22

*Gdyby Dżony był „żywy”, zapytałby o wiek padawanow, ale nie był, i choć znał te kwestie, to nie przyjmował do wiadomości i dla niego wszyscy byli w wieku dobrym do zbadania. Działa zostały na swoich miejscach, na opuszczonych ramionach z „luźnymi” kablami, no ale lufami ku przodowi, bo tak po prostu był zbudowany, nie ma co się upatrywać agresji której nie ma. I tak się zainteresował zbliżającymi się do niego obiektami, ze już nie plonował walki. Na razie*

Moc - 2010-07-14 13:27:55

*Gdy Aru zaczął go okrążać to cathar odwrócił się swobodnie w jego kierunku, gotowy do natychmiastowej obrony, z ostrzem miecza skierowanym ku swojemu przeciwnikowi. Nie zamierzał jednak dać się ot tak pchnąć Mocą, wiec po prostu skupił się odpowiednio i przy użyciu lewej ręki przyblokował atak zabraka w prosty sposób, sam tez użył pchnięcia co powinno przyblokować lub też nawet skierować siłę uderzenia z powrotem do Aru.*

Aru - 2010-07-14 14:31:59

*O nie, nie ma totamto. Zabrak nie da się tak łatwo załatwić własnym "pociskiem". Jednak odrzucenie w jego stronę jego własnego uderzenia było zagraniem wyjątkowo sprytnym. Nie ma to jak dać poczuć przeciwnikowi jego własny cios i efekty nim wywołane, nie? Tak czy siak catharskiemu Mistrzowi udało się uderzyć w stronę zabraka który nie uniknął ciosu, a skrzyżował swe ręce z nich tworząc swoistą tarczę gdzie Moc miał przyjąć skupiając się maksymalnie by to co jego praktycznie rzecz biorąc wchłonąć i rozproszyć rozrzucając ręce na boki warcząc przy tym wręcz. Przy okazji dodając nieco siły od siebie w to zwrócone w stronę sparing partnera uderzenie Mocy, tę falę jaką w ten sposób zabrak utworzył. Owszem, po uczynieniu tego odsłoni się, lecz obszar dotknięty przez jego atak będzie teraz znacznie większy.*

EFECTOR - 2010-07-14 14:35:14

*Jako ze na Dzonego nikt nie zwracał uwagi, nawet padawani, a  wszystko się dłużyło – droid, przybrawszy tryb kołowy, potoczył się gdzieś w siną dal*

Moc - 2010-07-14 15:36:13

*Niestety jednak przez te lata umiejętności władania Mocą zabraka nieco przyrdzewiały i mu to średnio wyszło, ale ogólny bilans był taki, że obaj stali na przeciwko siebie, patrząc na siebie. Cathar uśmiechał się do siebie i kręcił młynki mieczem niejako z "nudów"* Spokojnie padawanie... pamiętaj, złością i irytacją niczego nie wskórasz... co najwyżej swojej piękności zaszkodzisz... *Obserwował go uważnie, gdyż uznał, ze czas zakończyć ten krótki sparing. Jego celem była nie tyle sama walka co sprawdzenie umiejętności panowania nad sobą Aru... no i wychodziło mu to raczej średnio, gdy wróg tak jak mistrz Seasen sobie po prostu unikał konfrontacji. W końcu zaatakował Aru od góry poprzez bark, ale w ostatnim momencie zmienił tor padania ciosu i pociągnął w górę*

Aru - 2010-07-14 16:03:04

*Niestety. Czas swoje robi. A rok praktycznie bez Mocy i medytacji porządnych zrobił swoje. Choć tyle,że przyblokować mu się udało i rozproszyć uderzenie. Jednak dobra to była także informacja dla samego zabraka. Tylko w ten sposób mógł sprawdzić jak jego forma obecnie się miewa. Jeśli idzie o aspekty fizyczne, tak jak zawsze, lecz jeśli idzie o Mocy wykorzystanie nie był zadowolony. Choć tyle,że nadal sprawnie swe ciało potrafił "dopalać"..choć to go pocieszało.* Przez tatuaże mało kto mą urodę docenić potrafi, więc nie wielka strata. *Z uśmiechem odrzekł odskakując jak najdalej od Mistrza Seasena. Nie atakował. Widać jeśli sparing nadal będzie trwać, to teraz pora była ku temu by się bronić.*

Moc - 2010-07-14 16:25:24

*Cóż, ciąg dalszy zabawy w kotka i myszkę... tym razem to jednak mistrz Seasen atakował, więc Aru się bronił. Nie było problemu. Cathar użył Mocy by przyspieszyć swoje ruchy i zwiększyć siłę, bo teraz planował bardziej szybki i brutalniejszy pojedynek, przyjmując pozycję wyjściową właściwą dla Ataru. Co prawda nie był to jego wiodący styl, ale opanował go całkiem dobrze. Rozpędził się do sporej prędkości, odbił od ziemi, ale wbrew pozorom nie chciał przeskoczyć nad Aru, tylko zaatakował go od boku wykonując zamasztysty cios na jego ramię a potem wylądował zręcznie na ziemi za nim, okręcając się błyskawicznie i zadał serię bardzo szybkich ciosów atakując to jego ramie to nogi to brzuch, niemal tańcząc wokół zabraka, gdyż poruszał się nadzwyczaj żwawo.*

Aru - 2010-07-14 16:50:09

*Tak... Ataru. Dobra technika,nawet bardzo. Zabrak czasem i sztuczki z tej techniki wykorzystywał. Wszak wzrost miał niski więc jeśli idzie o miejsce do skoków to nie było takiego problemu, choć przy Yodzie wymiękał nie tylko ze względu na różnicę wzrostu. Lecz mniejsza o tym. Teraz zabrak musiał skoncentrować się na obronie i wykorzystać podstawy swej techniki, Jar'kaia czyli właśnie Niman z którego on się wywodził. Lecz nie jeden miecz miał służyć do obrony,a oba by odbijać ten grad ciosów po uniknięciu ataku z powietrza. Tak też teraz oczom padawanów mógł się pokazać spektakl w postaci Seasena i Aru tańcujących w okół siebie będących raczej rozmazanymi kształtami niż czymś wyraźnie widocznym. Moc płynęła przez zabraka zwiększając jego szybkość, instynkty i refleks dzięki któremu jeszcze nie był cały w plamkach po poparzeniach od miecza Mistrza uderzającego co rusz w inne miejsca. Nowy/Stary Padawan nie miał jednak zamiaru poprzestać na defensywie, doskonale wiedział że w końcu się zmęczy i Mistrz odnajdzie lukę w jego obronie, lub sam nie zdąży uchylić się przed ciosem.Bronić się było trzeba lecz i kontratakować. Raz bronił się jednym mieczem raz drugim, jak i atakował. Chciał nieco spowolnić Mistrza by móc swobodnie go przeskoczyć lądując w bezpiecznej odległości za nim, będąc gotowym do obrony. Ewentualne pchnięcia Mocy lub próby pochwycenia miał zamiar blokować. Ataki Mocą w wydaniu Aru jak na razie nie były za skuteczne na Mistrza*

Moc - 2010-07-14 17:01:45

*Póki co to był bardzo dynamiczny pojedynek. Mistrz Seasen atakował praktycznie bez wytchnienia z różnych kątów i w różne miejsca, a kontrataków Aru po prostu unikał, korzystając ze swojej zręczności i szybkości. Początkowo było to wyrównane starcie, jednak powoli szala zaczęła przesuwać się na stronę cathara, gdy ten nagle zmienił wyznaczniki walki, przechodząc ponownie na soresu i kierując impet walki właśnie na zabraka, wykorzystując jego zapał i szukając luk w obronie, aż w końcu jedna wypatrzył i bezlitośnie wykorzystał zbijając swoje ostrze w udo zabraka, powodując ostre swędzenie. W końcu się wycofał na większa odległość.* Walczysz nieźle, ale sie musisz podszkolić *Rzucił z uśmiechem po czym zgasił swój miecz i pokłonił mu się lekko* I panuj nad emocjami bo to cię może zgubić

Aru - 2010-07-14 17:11:39

*No cóż. Nic tylko nagrywać walkę by potem puścić w jakimś filmie akcji. Eh, nie umywają się prawdziwe pojedynki Jedi do tych jakie pokazywali za Republiki w holowizji. Teraz co oczywiste w Imperium nikt nie chce przypominać o Jedi, że kiedyś byli i jacy byli w rzeczywistości. Choć sam fakt uczestnictwa w wojnie był iście nie dżedajski. Lecz mniejsza z tym, poglądy Aru w tej sprawie znane są, mimo tego że to dzięki bitwom najwięcej się nauczył. I mimo sobie pokochał walkę,choć niekoniecznie z setkami durnych B-Jedynek.* Aj ajajaj. *syknął odskakując i ten taniec kończąc. Z sykiem miecze zabraka zgasły gdy i ten się odkłonił Mistrzowi.* Dziękuję za miłe słowa. *Co do swych emocji nic nie odpowiedział. Walka,tylko ona potrafiła w nim wzbudzać emocje które nie przystoiły Jedi. Nawet teraz gdy był taki "zdegenerowany" pod względem moralności-przynajmniej według Windu.* I jeszcze bardziej dziękuję za wspaniały pojedynek. *Już mu się porównanie nasuwało,że "to było lepsze niż dobre chędożenie", ale to już wolał zachować dla siebie....Padawani oczywiście miecze odzyskali, gdy rzucił ku nim właściwe rękojeści* Dzięki za pożyczkę chłopaki. *I im się lekko ukłonił.By zaraz jęknąć nędznie* Muszę zdobyć jakieś kryształy....

Moc - 2010-07-14 17:54:03

*Cóż, padawani odebrali swoją broń, odkłonili się i odeszli do swoich zajęć, a mistrz przymocował rękojeść do swojego pasa i podszedł do Aru, przyglądając mu się spokojnie* Niestety nie pomogę ci. Jeśli chcesz poszukać kryształów to musisz sam udać się na poszukiwania. Nikt nie zna za dobrze planety *Byli tu ledwie kilka tygodni a przetrząsnęli okolicę Świątyni tylko, dalej zapuszczali się tylko nieliczni. Wiec jeśli Aru chce odnaleźć jakiś kryształ to musi po prostu zdać się na Moc* Myślę, że sam mógłbyś wyruszyć na poszukiwania, choć któryś z padawanów lub Jedi mógłby ci towarzyszyć...

Aru - 2010-07-14 18:10:13

*Zabrak w tym czasie zaglądnąć zdążył w dwie dziury jakie mu w spodniach porobił Mistrz. Tylko w jednej dziurze ślad po lekkim oparzeniu znaleziony został. Więc nie było tak źle! W prawdziwej walce tylko nogę by stracił...kontemplację dziurawych spodni przerwał gdy cathar ku niemu ruszył napotykając złote spojrzenie zabraka.* Cóż, wyruszyć, wyruszył bym... ale nie jestem pewien czy Mistrz Windu by takie wędrówki teraz pochwalał. Nie gdy z Yodą coś mają zamiar zrobić. *Odparł dłonią przeczesując swe czarne włosy* Bo tak to... znam kogoś kto pasuje do obu tych kategorii jakie podałeś. Taken mianowicie... myślę,że chętnie by się wybrał w małą wędrówkę. I z rozmów z nim mogę wysnuć wnioski, że on jeśli by już miał kiedyś zostać podniesiony rangą to raczej na Mistrza od razu. *Tak ,tak. Taken raczej wydawał się być osobą doświadczoną. A i w wieku był odpowiednim by zostać mistrzem. Choć jemu to raczej obojętne było jaka ranga mu przypadała.*

Moc - 2010-07-15 19:30:33

A czemu by nie miał? To nie obóz wojskowy a ty nie masz też pięciu lat *Zapytał szczerze rozbawiony Seasen. Aru troszkę mylił pojęcia, to nie była Świątynia z Coruscant, gdzie znajdowali się niejako odgrodzeni od świata. Tutaj samotne wędrówki po lesie mogły ich wielu rzeczy nauczyć, więc było to wskazane. Rada miała inne zmartwienia na głowie.* Hmm... Taken, tak? No skoro jego wolisz... jest dosyć osobliwym przypadkiem, mało respektuje innych i jest nieco arogancki a przy tym dziecinny *Skrzywił się nieco bo najwyraźniej nie przepadał za kel dorem, ale to wybór Aru* Ale cóż, ty decydujesz z kim pójdziesz. Może wam się akurat poszczęści i znajdziecie jaskinie? *To byłaby dla nich bardzo dobra wiadomość, bo obecnie mieli problem ze zdobyciem odpowiednich kryształów*

Aru - 2010-07-15 20:57:35

Hm...no skoro tak mówisz, to w najbliższym czasie się wybiorę w drogę. *Odparł gdy jednak okazało się,że swoboda w świątyni jest dość duża. To dobrze... na Coruscant tego właśnie nie lubił. Aż dobrze,że gdy tylko został padawanem to w świątyni bywał raz do roku na kilka dni, do miesiąca najwyżej.* Jaki by Taken nie był wydaje się być nieco znudzony siedzeniem tutaj... zapewnię mu nieco wrażeń. *Uśmiech lekki na jego twarzy się pojawił. Opinię o Takenie pozostawił jednak bez komentarza. Zresztą on za długo kel-dora nie znał. Podróż wspólna będzie dobrą okazją do lepszego poznania towarzysza "niedoli".* Jednak to nastąpi dopiero gdy... *Swój oręż pozostawiony pod murkiem przez padawanów w dłonie chwycił* .. gdy znajdę Dżonego. Dziękuję za poświęcony mi czas Mistrzu Seasenie. *Skinął głową catharowi na pożegnanie i ruszył w głąb świątyni do sekcji mieszkalnej skąd uda się do lasu by znaleźć droidekę.*

Moc - 2010-07-22 15:19:19

*Od czasu ukończenia medytacji minęła może z godzina, Mace przygotował się do drogi, zjadł solidny posiłek i porozmawiał z Yodą, wszystko to w ekspresowym tempie, by zdążyć. To był wyścig z czasem i on doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Nie miał też jak poinformować Darvena o swoim odkryciu, zrobi to po przylocie na miejsce, gdy już będzie wiedział co to za planeta. Teraz opuszczał bezpieczne mury świątyni, mając na sobie zwykłe ubranie oraz płaszcz Jedi, nie chcąc za bardzo rzucać się w oczy. Płaszcz zapewne zostawi w lekkim frachtowcu, którego użyje podczas lotu. Dwójka rycerzy właśnie przygotowywała go do lotu, ale było jeszcze coś, co chciał zabrać... a raczej... kogoś? Kazał jednemu z Jedi wezwać do siebie tą droidekę Dżonego. Przyda mu się dodatkowa siła ognia jeśli natrafią na Imperialnych, a tak będzie, widział to. Oni też byli na tropie i węszyli jak ogary kath za swoją ofiarą. To był wyścig, kto pierwszy dopadnie do Generała ten wygra... jego życie.*

EFECTOR - 2010-07-22 15:24:50

*póki co udawało się utrzymać cały odlot we względnej tajemnicy i Mace miał spokój. Nawet Dżony wyjątkowo nie kręcil się za dupskiem Aru i go nie ściągnął ze sobą. Całą drogą zaczepiał dżedaja który wiódł go az tutaj, az w koncu stanął jak zawsze dostojnie i patrzył na Mace’a. Mistrza jedi nigdy nie zaczepiał. Wiedział, ze Mace to rządzi,a  Dżony ma marne szanse w zawojowaniu jego serca. Stał wiec grzecznie i czekał*

Darven - 2010-07-22 15:32:05

*Komunikator Mistrza lub cokolwiek innego przez co można było nawiązać z nim łączność poinformował o nadchodzącym połączeniu. Z Cochrelu, od Darvena. Zaznaczone jako "pilne".*

Moc - 2010-07-22 15:41:32

*No sercem Mace'a ciężko zawładnąć, skoro nawet sympatycznym astromechom, które praktycznie każdy lubi, się nie udało. Jego stosunek do droidów był taki trochę... jak do droidów właśnie. Nie utożsamiał się z nimi, nie szukał w nich oznak uczuć. Brzmi to okrutnie, ale też nie był zagorzałym ich przeciwnikiem, bo tacy się zdarzali. Po prostu akceptował fakt, że są, bywają pomocne, czasami jakiegoś pochwali za wyjątkową akcję. Tyle... i w sumie pochwała z ust Mace'a Windu to niebywała rzecz. Mało kto na nią zasługiwał. A teraz dostrzegł pojawienie się droideki więc podszedł i zaczął ostrożnie* Witaj Dżony... co prawda nie nawiązaliśmy przyjacielskich stosunków, ale będę potrzebował twojej pomocy. Generał jest w potrzebie, znasz go prawda? Potrzebne mi będą twoje działa... *Zaczął dyplomatycznie, ale zaraz przerwał, gdyż nadszedł komunikat od Darvena. Może oni coś odkryli? Szybko aktywował urządzenie.*

EFECTOR - 2010-07-22 15:46:56

*Kiedy mace podszedł. Droideka przyjął pozycje bojową, jednak bez odbezpieczania broni, wiec nie było nawet cienia zagrożenia, to po prostu takie „baczność”. Dżony tak reagował na oficjalne kontakty i w takiej pozycji wysłuchał słów, a kiedy się skończyły, zapanowała cisza na kilkadziesiąt sekund, az w końcu droid, po dogłębnej analizie słow, odezwał się* ale Dżony nie może ich oddać, sir, nie da się… markowy sprzęt korporacji jest kontabilny z systemem operacyjnym jednostki… *czyli – Dżony stwierdził, ze Mace chce jego działa wziąć i lecieć sobie a resztę zostawić tu. A na komunikator nie zareagował. a  co to – do niego?*

Darven - 2010-07-22 15:51:37

*Naturalnie od razu pojawił się przed zgromadzonymi HoloDarven.* Nie wiem co z tymi twoimi poszukiwaniami, ale wiem gdzie jest Generał. *Zaczął od razu - czyli, że ważne i był tym wyraźnie pochłonięty*

Moc - 2010-07-22 15:56:04

*Mace spojrzał jeszcze na Dżonego i uśmiechnął się z lekkim politowaniem, ale cóż, czego oczekiwać od droida bez systemu aktywnej mowy* To takie powiedzenie, a mówiąc prostymi zdaniami potrzebuję ciebie i twoich dział, byś trochę mógł pomóc. Albo bardziej niż trochę *A potem już skupił się na holopostaci Darvena, który bez zbędnych ceregieli wyjawił mu powód swojego kontaktu z nim. A więc Moc im sprzyjała* To dobrze, bo ja mniej więcej wiem gdzie jest, wiem że żyje i jest z nim jakiś Jedi. Nie mam dokładnych koordynatów, wiec będę za nie wdzięczny, gdyż szykuje się do odlotu właśnie. *Powiedział spokojnie i nie poganiał, tylko gestem kazał reszcie kończyć przygotowania. Odlot był już kwestia kilku minut.*

EFECTOR - 2010-07-22 16:09:15

Rozkaz rozkaz, sir! Dyrektywa jeden: posłuszeństwo jednostce dowodzącej. Życzy pan sobie specyfikacje jednostki, sir? *zareagował energicznie droid, bo jakby nie było – żył by służyć a tu zapowiada się na bycie potrzebnym nie tylko do nagrania filmu w łazience. I chociaż Mace nie był w  folderze dowodzenia, to Dżony będzie go słuchał bo… chce go słuchać*

Darven - 2010-07-22 16:18:06

Mirial. *Darven przesłał koordynaty konkretnej lokacji, o której dane mówiły jako o miejscu przelewu.* Chociaż nie jestem optymista pomysłu, według którego tak ważną dla mnie i dla korporacji perosne miałbyś ratować w pojedynkę. Z całym szacunkiem, nawet ty nie posiadłeś mocy graniczących z boskimi.

Moc - 2010-07-22 16:29:11

Obawiam się ,ze wasza pomoc będzie konieczna. Vader jest na tropie... zapewne wojsko ściągnie. Polecę pierwszy... Mirial... trafie zapewne tam przed wami, odnajdę Generała. Wy zapewnijcie nam ucieczkę... prześlę wam raport z sił jakimi dysponuje Imperium *Stwierdził poważnie Mace, bo przez Vadera ta misja nie będzie szybka ani tajemna. Podejrzewał ,ze spotkają się nawet w boju i wtedy się okaże, który z nich jest lepszy. Ale bezpieczeństwo Generała przede wszystkim. Czemu? Bo de facto on trzymał wszystko w kupie a Jedi już przywyknęli do niego, wiedzieli na co go stać. Darven nadal był nieco tajemniczą personą, choć działał póki co dobrze.*

EFECTOR - 2010-07-22 16:33:20

*Dżony sobie stal, czekał, przysłuchiwał się rozmowie. Wbrew pozorom cos tam kojarzył. Takie rozmowy często odbywały się przy droidach na polach bitew. Dżony do tego coraz bardziej specyficzny był wiec zaraz Mace mógł poczuć ze cos się dorwało do jego płaszcza. Co się okazało -końcówka ów odzienia już była przekładana w długich cienkich palcach i badana dla zabicia czasu, lub ze zwykłej ciekawości*

Darven - 2010-07-22 16:42:46

Mhm. Zobaczę co da się zrobić, bardzo prawdopodobne, że osobiście tam zajrzę. Ale masz racje, trzeba zyskać na czasie, więc taki ruch - wylecisz i przybędziesz tam jak najszybciej się da - nie jest zły. Zyskamy przynajmniej rozpoznanie... W każdym razie, ja muszę robić swoje. Będziemy w stałym kontakcie - przynajmniej jeśli się da. Niechaj gwiazdy wskażą ci drogę. *Darven skinął głową Windu i jeśli ten nie miał już nic do powiedzenia - rozłączył się. Musiał działać.*

Moc - 2010-07-22 16:59:28

I niech Moc będzie z wami *Dodał na pożegnanie, bo niczego od siebie mówić już nie musiał. Spojrzał w dół na swoją szatę i zobaczył rączkę droida badającą jego płaszcz, który był grubszy i cięższy od takiego typowego. Cóż, skoro bawił się w poznawanie otoczenia to mu nie przeszkadzał, spojrzał tylko na jednego Jedi a ten kiwnął mu głową* Wszystko gotowe mistrz *To świetnie, stwierdził w myślach i na droidzie teraz się skupił* No to Dżony, do środka, wylatujemy *Zachęcił go i sam poczekał na wyswobodzenie swego płaszcza i wszedł na pokład niewielkiego frachtowca.*

EFECTOR - 2010-07-22 17:03:39

*To gest ze strony mistrza, ze mu tego placzcza nie wyrwał. Ale za to mogl obserwować zdecydowanie niecodszienny widok – pofarbowane metalowe opuszki szybko chwytaly i puszczały naprzemiennie tkaninę która próbowała uciec, bo była ciężka i wołała ją grawitacja.
Kiedy jednak padło polecenie, Dżony zapomniał o zabawce, i bardzo ochoczo wdreptał do środka na trzech nóżkach, co mogło znaczyć ze nie tylko jest chętny do pracy, ale tez ma pełną baterie i „rozpiera go energia”*
polecimy! I Dżony też poleci!

Moc - 2010-07-22 17:26:14

Tak, tak, Dżony też poleci *Powiedział do niego Windu i gdy znalazł się na pokładzie, to zamknął właz i udał się do kokpitu. Maszyna była w pełni gotowa do lotu, zatankowana, sprawdzona... oby tylko nie musieli od razu toczyć pojedynku w przestrzeni. Zasiadł spokojnie za sterami, uruchamiając silniki i wszystkie systemy, by po kilku chwilach wystartować. Maszyna sekundę ,czy dwie unosiła się spokojnie w powietrzu,m gdy ryk silników zakomunikował, że zaczyna oddalać się od powierzchni, kierując się ku orbicie. Po kilku minutach byli już w przestrzeni, wiec Mace wpisał tylko koordynaty do komputera i po chwili skoczyli. A na Mirial czekało na nich ich przeznaczenie...*

Issa Maya - 2010-07-25 15:57:59

*Kobieta dostała misje aby uwolnić zniewolonych Jedi, wybadać co się tam dzieje i tym podobne. Właśnie dotarła do swojego statku i spojrzała na niego. Sama sie do siebie uśmiechnęła, ale w końcu westchnęła ze zrezygnowaniem. Teraz jednak stała i czekała na mistrza, może przyjdzie a może już tutaj był? Cały czas zastanawiała się co się stanie tam wtedy, co będzie z nią i jak będzie traktowana - tego niestety nie wiedziała.*

Moc - 2010-07-25 16:57:41

*Jakiś czas później zjawił się w końcu mistrz Yoda, powoli i spokojnie zbliżał się do Issy, obserwując ja swoimi wielkimi oczami. Zatrzymał się kilka metrów przed nią i nieco głowę uniósł, by jej w oczy spojrzeć. Wyglądał teraz tak jak za dawnych lat w Świątyni, gdy ja uczył zrozumienia Mocy, szermierki, oraz filozofii Zakonu. Ale wraz z nadeszłym wiatrem ten wizerunek gdzieś uleciał i pozostał Yoda stary i nieco schorowany* Gotowe do drogi wszystko już jest, padawanko moja. Pożegnać cię przyszedłem... *Przemówił w końcu tym swoim nieco skrzekliwym głosem. Oparł się jeszcze ciężej o swoją laskę i westchnął. Nie wiedział jakie przeciwności losu czekają na nią ale pokładał ufność w Mocy*

Issa Maya - 2010-07-25 17:13:51

*Ona nie odlatywała, wiedziała że mistrz tutaj przyjdzie pożegnać się z nią. Stała tak i patrzyła w niebo, wszystko było juz gotowe do drogi. Poczuła lekki powiew wiatru, powiew który delikatnie unosił jej włosy. Lubiła te uczucie, jednak poczuła że jest już obserwowana przez mistrza. No nie raz pewnie mistrz ją w takiej pozycji widział: uniesiona głowa, zamknięte oczy i powiewające włosy, wraz z kierunkiem wiatru. Kobieta spojrzała na mistrza i słuchała mistrza.Kiedy skończył mówić, podeszła do niego, uklęknęła i po prostu dała mu buziaka w polik. Może nie powinna tego robić, no ale cóż taka już była. Posłała uśmiech jemu i powiedziała*
- dziękuję Ci mistrzu za wszystko, nie zawiodę Ciebie i naszego zakonu.
*i wtedy wsiadła do swojego statku. Nie zamykała włazu tylko spojrzała na mistrza*
- Mistrzu, niech moc będzie z Tobą
*W tym momencie włączyła silniki, zamknęła właz i zaczęła się wznosić. Później wystartowała*

Moc - 2010-07-25 17:30:15

*No nie powinna tego robić, ale Yodzie dawno nikt tak sympatii nie okazał, wiec tylko się uśmiechnął, patrząc jak dociera do statku, wchodzi na pokład i powoli startuje* Niech Moc będzie z Tobą... *Odpowiedział jeszcze tylko, patrząc jak jej maszyna znika w atmosferze a potem stał jeszcze tam chwilę i wrócił do świątyni*

Aru - 2010-08-01 13:34:39

*Gdziekolwiek Mistrz Yoda się znajdował, jeśli tylko przy sobie miał komunikator ten w tej chwili odezwał się swym charakterystycznym odgłosem wieszczącym,że ktoś stara się nawiązać połączenie z małym stareńkim i doświadczonym Mistrzem Jedi który był świadkiem zmian w Republice jak i w Zakonie oraz upadku jednego oraz drugiego... choć w tym drugim wypadku raczej nazwać to można było powrotem do korzeni.*

Moc - 2010-08-01 14:07:01

*Cóż, mistrz Yoda aktualnie medytował na jednym ze zwalonych drzew, było to jego ulubione miejsce, gdzie wszystko łaczyło się w harmonijną całość. Niestety jego medytację przerwało nadejscie komunikatu o nowym połaczeniu, tak więc chcąc nie chcąc odebrał on to połączenie i czekał*

Aru - 2010-08-01 14:18:46

Albo go nie ma,albo medytuje.... *Dotarło sporych uszu Yody nim jeszcze przed nim nie pojawiła się miniaturowa projekcja holograficzna przedstawiająca długowłosy i wytatuowany oraz rogaty łeb. Łeb który zaraz zorientował się o połączeniu* Mistrz Yoda! Witaj, wybacz za przerywanie odpoczynku,ale jest kwestia niecierpiąca zwłoki. Jestem Aru Kan, nie mieliśmy się jeszcze okazji spotkać w świątyni. Wyruszyłem wraz z Takenem kilka dni temu w stronę gór w poszukiwaniu jaskini z kryształami. Znaleźliśmy jednak.... rasę tubylczą. Wrażliwi na Moc, telepatią porozumieliśmy się z nimi. *Przerwał na moment spoglądając na kogoś poza obszarem holo* Potrzebują pomocy. Żyją tu od wieków, niektórzy z nich pamiętają jeszcze Jedi którzy żyli tu w świątyni. Teraz jednak w jaskini zalęgły się Terentateki. Dwa. Nie mam zamiaru,ani ja ani Taken ich opuścić. Taken właśnie próbuje odnaleźć aurę bestii, potem ruszamy odnaleźć wioskę tubylców.Poczekamy tam na wsparcie.

Moc - 2010-08-01 14:31:15

*Cóż, Yoda nieco się zdziwił widząc ten widok, ale tylko nieco. Pamiętał trochę inny wygląd Aru, ale to nie miało znaczenia, gdyż wieści które przynosił były jednocześnie bardzo pomyślne jak i złowróżbne. Tubylcy pamiętający poprzednich Jedi? To byłby dla nich wielki skarb, ale terentateki? Yoda dawno dawno temu spotkał jednego i wygrał sam, ale cóż, Yoda to Yoda, nawet kilkaset lat temu był potężny i zdolny, chociaż walka trudna była i bardzo niebezpieczna, dlatego informacja o aż dwóch takich na Tythonie go zmartwiła* Bestii pilnować musicie by szkód nie narobiły ale tubylcy też kwestią ważną są... ochronić ich musimy a najlepiej to do ataku terentateków na nich nie dopuścić. Hmm... *Maleńki mistrz Jedi zamyślił się głęboko nad czymś, starając się dojść do jakiegoś rozsądnego rozwiązania.*Rozdzielić się musicie. Ktoś z was terentateki pilnować musi a inny tubylców odnaleźć musi i pomóc im

Aru - 2010-08-01 14:40:31

Owszem. Cóż...ja nie mam mieczy świetlnych więc do pilnowania teretanteków się nie nadaję. Choć i z bronią bym się do nich raczej nie zbliżał... *Zaczął w zamyśleniu wyraźnym. Może i się zmienił z wyglądu znacznie to jednak mimo tych wszystkich zmian też w jego osobowości był to nadal ten sam zabrak co zawsze. Ten który tak "Dziadziusia" za smarkactwa męczył o kolejne bajki i legendy.* Myślę,że lepszy kontakt z tubylcami udało mi się zawrzeć, Mistrzu. Odnajdę ich, jednak... nie wiem czy bezpiecznie dla nich będzie pozostać w swej wiosce. Każdy z nich ma na szyi kryształ kolorem pasujący do barwy ich ciał. Myślę,że jaskinie są niedaleko ich siedzib, z pewnością to ich święte miejsce... im bliżej tych jaskiń jednak żyją tym gorzej. Może by tak spróbować ich nakłonić do opuszczenia wioski i udania się do świątyni? Przynajmniej do czasu aż nie pozbędziemy się potworów. *Zabrak nie sądził by tubylcy mieli jakieś budynki, a nawet jeśli to... zamykanie wszystkich w jednym miejscu to też nierozsądne bo gdy bestia wbije się  do środka zmasakruje wszystkich na raz.*

Moc - 2010-08-01 15:18:00

Terentatekami Taken w takim razie zajmie się. Misją twoja będzie tubylców strzeżenie *Zawyrokował Yoda zgodnie z podpowiedziami Aru. Skoro lepiej sobie z tubylcami radził to jego misja ich dotyczyć będzie. Jednak problem nadal pozostawał, co jeśli znajdowali się oni blisko jaskiń i byli w niebezpieczeństwie* Świątynia ostatecznością będzie, oni sami bezpieczne kryjówki mieć muszą. Do przybycia tutaj namawiać ich możesz, lecz zmuszać nie. Słuchaj ich, ucz się, pomagaj i strzeż. Z Takenem łączność utrzymuj, obaj musicie zgrać się, działać jak drużyna *Yoda tymczasem zajmie się organizowaniem jakieś pomocy dla nich, tylko ile to potrwa? Nie wiedział...*

Aru - 2010-08-01 15:28:11

Dobrze Mistrzu, zrobimy tak jak każesz. Niech Moc będzie z Tobą, Mistrzu... i nie zwlekajcie. Przybądźcie tak szybko jak tylko będziecie mogli. Przesyłam teraz nasze aktualne położenie, miejsce lokalizacji wioski przyślę już ze swojego komunikatora. *I jeśli już nic Mistrz do powiedzenia nie miał. Rozłączył się po wymienieniu krótkiego pożegnania.*

Moc - 2010-08-01 15:36:44

I niech Moc będzie z wami. Pomoc nadejdzie jak najszybciej *No i rozmowa się zakończyła a maleńki mistrz Jedi przywołał myślą swego nowego przyjaciela, wielkiego kolorowego ptaka, na grzbiet którego wskoczył i pofrunął w kierunku Świątyni.*

Aru - 2010-08-01 21:00:15

*Komunikator mistrza Yody zapikał kilka razy i ucichł. Znak przybycia wiadomości. Krótkiej acz treściwej. Od zabraka: "Wioska jest kilka kilometrów na wschód od ostatnio podanej pozycji. Jaskinia, chyba kryształów. Bez skazy mroku, to nie tu Bestie mają leże."*

Nash - 2010-08-12 14:17:57

Po spotkaniu z Dżonym w lesie Nash postanowił jeszcze chwilkę poczekać i dołączyć do pozostałych troszeczkę później. Kiedy nadeszła odpowiednia pora ogarnął już mocno zużyte szaty, zarzucił przez ramię plecak i ruszył w stronę, z której przyszedł Dżony. Lekko już wycieńczony po długim czasie medytacji miał już dosyć samotności. Żywiołowy chłopak z niego był więc czas spędzony na medytacjach dobrze mu zrobił. Był bardzo ciekaw co dzieje się w świątyni, którą mijał przylatując tutaj podczas ucieczki z Mando. Gęste zarośla przerzedzały się co raz bardziej aż w końcu jego oczom ukazała się monumentalna budowla. Stara świątynia Jedi zrobiła na nim jeszcze większe wrażenie niż przedtem. Noszące ślady zniszczenia mury porośnięte różnego rodzaju roślinnością sprawiały, że miejsce wydawało się jakby zapomniane. Nash rozejrzał się i ruszył w stronę ogrodu, który znajdował się przed głównym - tak by się wydawało, wejściem do świątyni. Spokojnym krokiem ruszył przed siebie rozglądając się i podziwiając otoczenie.

Aru - 2010-08-23 16:44:12

*No i cóż. Zabrak po tygodniu biedzenia się, stworzył swoje nowe miecze...ale zamiast je od razu wypróbować w boju ten wolał zwyczajnie odespać ostatnie dni. Toteż po wyspaniu się i najedzeniu czymś w sali pełniącej rolę stołówki zawitał nigdzie indziej jak do ogrodów na umówiony sparing z Takenem niejakim. Gdyby jeszcze tylko Dżony był to by po pojedynku mogli obejrzeć ewentualne nagrania droideki poczynione w łaźniach lecz... Dżonego nie było, a szkoda. Nic to jednak. Zabrak odziany był w swoje zwykłe, brązowe skórzane spodnie poprzecierane w kilku miejscach, buty też stare z czubami metalem podkutymi. Zamiast jednak tej samej także znoszonej kamizelki grzbiet swój skryty miał za tradycyjną tuniką Jedi. No i u pasa miał umieszczone po bokach swe srebrne i zakrzywione rękojeści mieczy.*

Taken - 2010-08-23 16:50:11

A Taken ostatnimi czasy dużo czasu spędzał w dżungli, szukając śladów po terentatekach, bo one ot tak sobie nie znikają niestety, a wiec wrócą i lepiej być przygotowanym na taka ewentualność, bo inaczej zrobi się nie za ciekawie. Teraz jednak znajdował sie na terenach ogrodów, ubrany w tunikę Jedi i czekał sobie spokojnie na Aru, który miał już nowe miecze, wiec czas na wypróbowanie ich. Kel dor dawno nie sprawdzał swoich umiejętności w pojedynku z innym Jedi, więc to może być interesujące. Dwa miecze przeciwko jednemu podwójnemu i dwie agresywne formy walki... Byle tylko nie wyrwało to im się spod kontroli, bo może być trochę nieciekawie. Póki co Taken siedział na trawie i medytował, trzymając swoja wydłużoną srebrną rękojeść i czekał na zabraka, który jak poczuł, zbliżał się powoli.

Aru - 2010-08-23 16:55:27

*Ano zbliżał powoli. Zatrzymując się przed siedzącym na trawie kel-dorem i drapiąc po łepetynie mrugając ślepiami z zaspanym wyrazem. Zamlaskał pojedynczo szczęki swe rozwarł szeroko, mięśnie na jego ciele zadrżały gdy dłonie ku górze wyciągnął przeciągając się i ziewając potężnie. Po tym zaś czynie zgiął się w pół ręce luźno swe puszczając.* Zdrzemnął bym się. *I tyle też na powitanie odrzekł. Przy okazji z lewego oka śpiocha wydłubując palcem dłoni, prawego buta czubkiem drapiąc się po lewej łydce.* To jak? Może mała pobudka dla mnie,hę? *Po tychże rytuałach,drapaniu,ziewaniu,dłubaniu, odezwał się już zdecydowanie do Takena.*

Taken - 2010-08-23 17:05:12

To śpij, w końcu sen potrzebny jest... byle nie erotyczny, wtedy się Aru nie wyśpisz
Odparł spokojnie Taken, który w przeciwieństwie do zabraka był wypoczęty i pełen sił, więc może być ciekawie. Uczucie senności wszak nie pomaga w skupieniu się na walce, ale może akurat uda się to Aru przezwyciężyć. W każdym razie kel dor powoli wstał i zwrócił się swoją twarzową maską w stronę twarzy zabraka i lekko się uśmiechnął, co dostrzec można było po prawie niezauważalnym drgnięciu mięśni jego twarzy.
- A więc chcesz tego sparingu? No dobra, obiecuję cię za bardzo nie pogruchotać... ustaw poziom energii na treningowy i możemy zaczynać...
Taken już to wcześniej zrobił, wiec teraz sobie krzywdy nie zrobią, co najwyżej będzie ich swędzieć skóra. Pomarańczowo skóry padawan oddalił się nieco od Aru i zaczął bawić się rękojeścią swojej broni, obracając ją szybko w dłoni.

Aru - 2010-08-23 17:14:47

I to niby to mnie jedno w głowie. *Odparł krótko na słowa Takena o snach erotycznych. Niewyspany zabrak? nie, tylko zaspany. Wystarczy bodziec do rozbudzenia się, zresztą co tu dużo mówić, bodziec się pojawił. Zabrak w ciągu chwil z zaspanego zabraciątka stał się czujnym i wyglądającym na wypoczętego zabrakiem. Wyprostowanym na swe nieimponujące 168 centymetrów wzrostu z wytatuowanym ciałem i dwiema rękojeściami w dłoniach z których wytrysnął błękitny blask. Prosty i nijaki, widać na poziomie treningowym nie wykazywał żadnych ciekawszych wizualnie efektów po włączeniu.* Starsi mają pierwszeństwo. *Odparł lekki ukłon przed Takenem robiąc i przyjmując pozycję obronną. To będzie ciekawe. Aru korzystający z Jar'kai, i Taken z Teras Kasi.*

Taken - 2010-08-23 17:26:40

Taken spokojnie obserwował zabraka przez kilka chwil po czym odpalił swój miecz. Jego klinga mieniła się żółtym kolorem i tez nie miała żadnych niezwykłych efektów wizualnych, poza tym, że  były dwie. Uśmiechnął się do zabraka, bo ten był pewny siebie. Cóż, kel dor również... z tym, że on wiele ćwiczył jak i medytował, potrafił utrzymać swoje emocje na wodzy.
- Skoro tak...
I zaczął powoli obracać w dłoniach rękojeść... najpierw w prawej, potem szybko przeszła ona do lewej i za plecami znowu do prawej ,a klinga ze swistem przecinała powietrze, nabierajac coraz większego impetu, by nagle znaleźć się ponad głową Takena, gdy ten ruszył do ataku, opuszczając swoja broń ze znaczną siłą na prawy bok zabraka. Należy dodać, że rękojeść wciąż wirowała jak wirnik, co dodatkowo utrudni obronę takiego ataku.

Aru - 2010-08-23 17:39:35

*No cóż, ostatni tydzień dla zabraka upłynął wyłącznie na medytowaniu, kierowaniu Mocą tak by stworzyć to czym teraz mu walczyć przyjdzie. Więc jak by nie patrzeć nie było w jego wypadku jakiegoś opuszczania się w medytacji odkąd przybył na Tython. Nie licząc samej podróży i pobytu w wiosce duchów. Z tym jednak mniejsza już, teraźniejszość obecnie zaprzątała głowę. Ostrze Takena wirujące w okół niego tę uwagę z całą stanowczością przykuwało. Oraz Moc której ujście zabrak uwolnił w swym ciele. Prawy kącik jego ust wygiął się w uśmiechu dodając nowe kształty czarnym liniom na jego twarzy. Walka się rozpoczęła, Taken zaatakował. Zabrak jednak nie zamierzał bronić się przed tym atakiem mimo, że lewą klingą dałoby się zablokować ten atak, zabrak mimo niskiego wzrostu był typem silnym fizycznie,a Moc to dodatkowo wspomagała.... lecz nie ważne to. Aru gdy tylko Taken ruszył do ataku chciał odskoczyć w tył wykonując zgrabne salto by wylądować stopami prawie że tylko na swych palcach na kawałku białego murku, dawniej poręczy czy też ogrodzenia odgradzającego ten placyk po środku ogrodów. Palce stóp jego jednak zetknąć się z tym kawałkiem kamienia miały tylko na ułamek sekundy praktycznie od razu odbijając się od niego by nad kel-dorem poszybować ciało wprawiając w ruch niczym kręcący się korkociąg mający przy lądowaniu za plecami sparing-partnera zaatakować go dwoma ostrzami na raz po plecach. Zabrak zaś zanurzył się w tych chwilach w Moc... tak. Znów to wspaniałe uczucie, życie przepływające przez ciało i umysł, wzmacniające jedno i drugie, radość płynąca z boju...*

Secorsha - 2010-08-23 17:46:21

Skok Aru się udał. Nic nie stalo na przeszkodzie, by nie. Zabrak wylądował za kel-dorem dokładnie w chwili, kiedy ten miał najbardziej optymalną pozycję do ataku, zarówno jeśli idzie o wyważenie ciala jak i pozycje broni, która nie natrafila na opór w postaci klingi przeciwnika

Taken - 2010-08-23 19:00:04

Aru miał wiele możliwości na wybrnięcie z tej sytuacji i Moc podpowiedziała wszystkie te drogi Takenowi, wiec nie był do końca zaskoczony. Moc to potężny sprzymierzeniec, jeśli zna się odpowiednie jej ścieżki i gdy potrafi się je odpowiednio wykorzystać. Aru powrócił na ścieżkę Jedi przed kilkoma tygodniami, wiec siłą rzeczy jeszcze wiele pozostało mu do odkrycia, a kel dor? On większość życia poświęcił na poszukiwaniu i odkrywaniu zapomnianych ścieżek Mocy, znał więc wiele "trików" mogących mu pomóc w walce. I teraz, gdy klinga jego miecza nie napotkała oporu to płynnie Przeniósł ciężar ciała na drugą nogę, którą podparł się, ratując się przed upadkiem i lekko się wybił wykonując szybkie, ale niezbyt wysokie salto w powietrzu, lądując metr, może dwa dalej od Aru, z mieczem gotowym do obrony. Taken wbrew pozorom był całkiem wysportowany i dobrze zbudowany, miał ciało akrobaty, wiec stanowił spore niebezpieczeństwo, zwłaszcza przy takim stylu walki jak Teras Kasi. I teraz Taken uniósł broń pod odpowiednim kątem, blokując oba ataki naraz, po czym lewą rękę zgiął w łokciu, jednocześnie prostując prawą, zmuszając zabraka do cofnięcia się, po czym szybkim i zdecydowanym ruchem obu rąk poderwał swoje ostrze do góry, wykonało one pełny obrót, by zaraz ponownie spaść na lewy bok Aru i to z dużą siłą i agresją.

Aru - 2010-08-23 19:18:39

*Owszem zabrak nie spodziewał się by jego atak wyrządził szkodę kel-dorowi , nie w tej fazie pojedynku. Przerwa w byciu zakonnikiem swoją drogą,ale wiek i doświadczenie kel-dora było większą przeszkodą dla rogacza naszego. Pamiętajmy, że ten tylko ponad rok ukrywał swe zdolności i praktycznie nie używał ich w stopniu w jakim mu przychodziło to dawniej. Jednak wszystkie te przejścia, obserwacja prawdziwego świata tak innego od tego co w świątyni widzieć mu przychodziło i co najważniejsze obserwacja samotna, bez mistrza... pomogła zabrakowi. Czy w dobrym kierunku swe zdolności kierował i emocje, nie jemu sądzić. Ważne,że było to skuteczne. Roczna przerwa przytępiła mu zdolności, jednak pobyt na Tythonie wpłynął na niego wyjątkowo pozytywnie, od krótkich sparingów pożyczonym orężem,poprzez medytacje i spotkanie z duchami, z Oo, wystawienie na tak pozytywną siłę bijącą od tych stworzeń.... z tego wszystkiego czerpał siłę. Z emocji płynących z tych wspomnień,z radości płynącej z samego scalania z Mocą, jak i z walki.... świat zawirował, zabrak wylądował jednocześnie atakując Takena który ostrza jego w zwarciu złączył błyski i syk tworząc w ten sposób i odpychając od siebie zabraka za pomocą siły i naporu jego ciała. Ten nie napierał na niego dał się odepchnąć by zgrabnie uniknąć ostrza wymierzonego w jego lewyy bok. Ostrza Aru z sykiem chować się w srebrnych rękojeściach poczęły gdy ten ciało swe w tył wygiął odsuwając się przy tym nieco w stronę umożliwiającą uniknięcie cięcia po skosie... wykonał przez to w gruncie rzeczy mostek opierając się dłońmi o podłoże i odrywając swe stopy. Najwidoczniej zabrak uznał, że kopniak prawą nogą w podbródek kel-dora podczas salta będzie dobrym wyjściem z sytuacji...a i wybicie się ze swych dłoni i wylądowanie półtora metra dalej od kel-dora przy wtórze syku wysuwanych na nowo ostrzy gotowych do sparowania kolejnych ataków to dobra taktyka. Zabrak poznawał powoli sposób walki Takena.*

Secorsha - 2010-08-23 19:36:20

Taken poznawał ścieżki Mocy, ale niekoniecznie ścieżki Jedi. Ścieżek bowiem jest wiele, a idąc wieloma ścieżkami można zabłądzić. Można to porównać do ogólnego oczytania. Mądrości – owszem, ale bez głębi. Kel dor poczuł to w pewnym momencie swojego ruchu. Nie jest tak mocny, jakby siebie widział. A Aru? Jego pokora działał na jego korzysc, jednak nie ma co ukrywać – nie miał takich umiejętności jak Taken, co nie oznaczało ze ich mieć nie będzie. Ta walka to lekcja. Póki co obaj, zamiast skupic się na walce, popisywali się najwyraźniej przed sobą. Taken zmarnował doskonały moment na atak, kiedy jego miecz właściwie szedł sam, jak widać w poprzedniej mojej wypowiedzi – Aru nie zdążył go zaatakować. Cóz się nie robi w imie finezji…
W każdym razie Aru wylądował gdzie chciał i niewiele z tego wynikło.

[atakuje Aru, Taken się broni]

Aru - 2010-08-23 19:50:23

*Może i nieco się popisywali, czy świadomie? Ciężko stwierdzić. Raczej podświadomie, ot zaprezentowanie siebie nawzajem. Tak czy siak jak każda walka sparingowa miała ona na celu naukę, była lekcją. Zarówno dla doświadczonych bardziej lub mniej. Wynikały z nich tylko korzyści. No może nie licząc drobnych poparzeń czy swędzenia skóry. Obronę jednak zakończyć było pora.... zabrak gdy tylko jego ciało wylądowało na nogach bez zbędnej przerwy rzucił się w stronę Takena. Podobny ruch do tego jaki wykonał podczas walki z Seathenem, nisko pochylone ciało błyskawiczny ruch wzmocniony,przyspieszony mocą. Błysk błękitnych kling i złotych rozjarzonych oczu. Sympatyczny uśmiech tracący na swym uroku przed groźnie wyglądające rysunki. I atak. Prawa klinga uderzająca w lewe przedramię Takena, proste cięcie od dołu zaczęte i łukiem wiedzione tak by w przedramię od góry na skos uderzyć, uderzyć i zablokować ostrze Takena bo to,że zdoła się zasłonić było pewne, ten scenariusz Moc mu wskazywała może nie dosłownie lecz instynktami jego kierowała. A drugie ostrze? Żadne cięcia, pchnięcie wyprowadzone ułamek sekundy później po rozpoczętym ataku prawicą, pchnięcie skierowane na prawy bok kel-dora na wysokości mniej więcej nerki. *

Taken - 2010-08-23 19:56:47

Ścieżka Jedi opiera się w dużej mierze na filozofii korzystania z Mocy, a poszukiwania innych jej aspektów mogą przyczynić się do głębszego jej zrozumienia, ale fakt, można zbłądzić, jeśli tylko zapomni się, dlaczego poszukuje się tej wiedzy. Taken miał nadzieję, że nie dał sie zwieść na manowce... a czy się popisywał? Raczej wątpliwe. Styl Teras Kasi opierał się na szybkich, brutalnych i zdecydowanych atakach, połączonych jednak z finezją i płynnością ruchów z dodatkami akrobatyki, więc jego poczynania zamykały się w kręgu jego stylu, ale troszkę też chciał przetestować Aru jak i swoje umiejętności, ten sparing nie wszedł jeszcze w decydującą fazę. I byłą to też swego rodzaju lekcja, jednak jej sens dopiero po pewnym czasie stanie się dla nich jasny.
Wracając jednak do pojedynku, atak Takena nie był pozbawiony sensu, bo gdy Aru uniknął pierwszej "salwy" to miecz nadal pozostawał w ruchu, kręcił się, dając Takenowi możliwość oderwania lewej ręki  i tak kręcąc ostrzami wypuścił niejako do przodu prawą rękę, dzięki czemu zasięg się zwiększył, choć osłabła siłą tego ataku. Poza tym manewrowanie rozpędzonym podwójnym mieczem jedną ręką było może i trudne, ale lata ćwiczeń pomagały Takenowi, więc gdy też Aru zechciał go kopnąć to po prostu zgiął łokieć a ostrza same zasłoniły ciało kel dora. Podwójny miecz dawał sporo możliwości i nie należy zapominać o tym.
No i wtedy też nastąpił atak Aru a Taken chwycił lewą ręką swoja rękojeść i lewe ostrze skierował ku dołowi, blokując pierwszy z ataków, a drugi atak? Kel dor był wysportowany jak było wcześniej wspomniane, wiec posiłkując się Mocą po prostu zszedł z drogi klindze Aru, wykonując szybki piruet, odpychając swoim ostrzem miecz zabraka, ten przyblokowany na dole, by po chwili lewa klina z impetem opadła na odsłonięty prawy bark Aru. Wszystko to działo się bardzo szybo.

Secorsha - 2010-08-23 20:01:53

Tak, tylko ze MG tez ma sesje i nie zawsze ma ochotę na arbitrowanie wzajemnej prezentacji, można było porosić po dwóch, trzech kolejkach…

Ataki Aru poszły jak burza. Rozległ się trzask, klingi zderzyły się, zanim cokolwiek zdołal zrobić przeciwnik, choc początek ejgo ruchu postawil goz  nieco gorszej pozycji, a naparcie zabraka było silne. Swąd palonego mięsa, kiedy czubek klingi musnął ramie kel dora.
Lekcja - zalecamy więcej pokory.
Pojedynkujący się znaleźli siew  zwarciu – dolna klinga i jeden mieczy Aru, odpowiednio po tej samej stronie skrzyżowały się na wysokości nerki Takena.

Taken atakuje, Aru się broni

Taken - 2010-08-23 20:12:14

No tak, bo osobnik szkolący się przez dwadzieścia parę lat stylu walki mieczem świetlnym nie może się czuć pewnie i wykorzystywać wszystkiego czego się nauczył, tylko z trwogą w sercu i z bojaźnią wyczekiwać na atak przeciwnika. Ale cóż, jak widać doświadczenie i biegłość w walce nie jest w cenie tylko pokora. Z czymś takim to chyba każdy Jedi powinien pokonywać Sithów... W każdym razie Taken cicho syknął, gdy miecz przeciął jego skórę, ale to tylko wyzwoliło w nim chęć na brutalniejszą walkę, a nie tylko na popisy. Kontakt w2 zwarciu bywał dosyć irytujący, wiec trzeba wyjść z tego impasu i to najlepiej używając starych i sprawdzonych sposobów... Taken skupił w sobie Moc i ukierunkował ją na Aru, by odepchnąć go na kilka metrów, by przyjąć porządna pozycję do kolejnego ataku. Cała swoją uwagę skupiał na swoim przeciwniku, by nic go nie rozpraszało.

Aru - 2010-08-23 20:31:52

*Trwoga? Nieee. Ale lepiej nie nie doceniać kogoś młodszego czy sprawiającego takie,a nie inne wrażenie. Także sam czas nauki danego stylu... styl stylowi nie równy, ktoś łatwiej chłonie inny,ktoś inny. A styl kel-dora był jednym z trudniejszych w zestawieniu z walką tą jakże skuteczną bronią jaką jest podwójny miecz świetlny. Jednak zabrak wiedział jedno. Trza uważać! Bo te ostrza Takena mają większe pole manewru niż można by się spodziewać po dwóch klingach utkwionych w jednym mechanizmie i pod tym względem właśnie zabrak nie docenił oręża Takena przypłacając to prawie przypiekaniem. A apropo przypiekania...Takena skóra jako żywo zapachniała mu pieczoną gizką, dziwne skojarzenie i kompletnie nie adekwatne do tej chwili. Nic to,zabrak w euforię wpadać nie zamierzał z powodu delikatnego osmalenia ramienia Takena. Szczególnie, że kel-dor nie dał Aru chwili by ten go dźgnął a od razu przystąpił do ataku samą Mocą. Ataku któremu zabrak się poddał niczym pływak fali wody. Stopy jego sunęły po trawie gdy ten nieznacznie nogi w kolanach ugiął starając się utrzymać równowagę przy tym pchnięciu od razu kontratakując. W jaki sposób? Biorąc przykład z Takena. Uderzając Mocą, wyrzucając ją z obu dłoni jednocześnie które to przed siebie wypchnął , czubkami swych ostrzy celując w boki poziomo je utrzymując jedynie palec wskazujący i serdeczny jednej i drugiej dłoni prostując. Powietrze nieco odkształciło się gdy kula drgającego niczym od gorąca powietrza pomknęła w kierunku klatki piersiowej Takena.*

Secorsha - 2010-08-23 20:41:24

Co jak co ale od takiego gracza MG ironii się nie spodziewał na tak niskim poziomie. MG postanawia jednak przerwać arbitrowanie, skoro się nie podoba – to jest jeszcze trzech

Taken - 2010-08-23 20:48:29

Cóż, gracz też człowiek i bywają złe dni gdy byle gówienko zirytować może, no ale takie życie. Wracając jednak do sesji, to zabawa trwałą nadal między zabrakiem a kel dorem. Obaj chcieli wygrać, żaden nie odpuszczał, tyle że ciekawym pytaniem było to, który z nich pierwszy straci panowanie nad sobą. Póki co teraz to Aru miał inicjatywę, ale nikt raczej cierpliwie nie będzie czekał, aż zabrak odpowiednio sie skupi by zrobił co chciał, wiec Taken wyskoczył spokojnie w górę, oczywiście wspomagając się Mocą i wykonując zgrabne salto wylądował za plecami przeciwnika, od razu przystępując do ataku, tnąc z półobrotu, trzymając mocno rękojeść prawą ręką, którą wystawił też do przodu, a więc zasięg jego ataku był dłuższy niż normalnie. Więc teraz Aru musiał się bronić. Taken go oczywiście nie lekceważył, bo to by był przejaw arogancji, on był jedynie pewny siebie, jednak te dwa stany umysłu oddzielała na prawdę wąska linia.

Aru - 2010-08-23 21:05:47

*Złe dni każdy miewa, wybaczone to jest, jednak nie usprawiedliwia to wyżywania się pewnego na innych stworach z jakimi współżyjemy na tej planecie. No nic, walka jednakże trwać trwała. Może ostatnie wydarzenia by mogły potoczyć się z goła inaczej...lecz nie potoczyły się. Uderzenie Mocy zabraka poleciało w dal rozpraszając się momentalnie jakieś dwa metry za miejscem w którym obecnie stał Taken, wszak zabrak nie chciał ewentualnych gapiów uszkodzić lub samej świątyni. Pomińmy już fakt,że wielkiej ilości czasu do skupiania się nie potrzeba by wyrzucić dziką i brutalną siłę. Kel-dor nie próżnował. Wylądował za plecami Pstrokatego który w cale jaskrawy ani kolorowy nie był, którego wyostrzone obecnie zmysły działały wyjątkowo sprawnie. Wibracje ziemi podczas lądowania Takena, powiew powietrza na skórze, impuls przebiegający mięśnie długowłosego... ostrze miecza Takena przypiekło koniec jednego z warkoczy zabraka swąd spalonych włosów wywołując, sam zaś nosiciel tychże kudłów wylądował w trawie przewrót w prawą stronę wykonując unosząc się i obracając na kolanie prawym by....prawe ostrze skierowane było w kolano,w zgięcie nogi Takena, lewe zaś poniżej na kostkę kel-dora.Wszystko to jeszcze nim atak przeciwnika dobiegł końca.*

Taken - 2010-08-24 18:27:20

Aru zdążył uciec, tak jak się tego Taken spodziewał, bo nie było tak, że nie doceniał swojego przeciwnika, wiedział, że ten ma już spore doświadczenie, dzięki Wojnom Klonów a potem walkom na Tatooine, więc reasumując, postrzegał Aru jako równorzędnego przeciwnika. I tak gdy zabrak uciekł przed jego atakiem to jego podwójne ostrze nadal znajdowało się między nimi, więc drobna korekcja kąta trzymania rękojeści, wzmocnienie przy pomocy lewej ręki i nastąpiła blokada obu kling Aru. Był to jeden z podstawowych manewrów i stosunkowo łatwy do wykonania, nie trzeba nawet znacząco zmieniać pozycji rękojeści, dzięki podwójnej klindze. I tak gdy ciosy zostały powstrzymane to kel dor wycofał się nieznacznie, uwalniając swój miecz ze starcia, po czym wykonał serię młynków a na końcu przybrał pozycję dogodną do ataku. Rękojeść znalazła się za jego plecami, trzymana w prawej ręce, a lewą miał wyprostowaną przed siebie i tak spoglądał na Aru z lekkim uśmiechem.
- No to pokaż na co cię stać.

Aru - 2010-08-24 18:47:44

*Same walki na Tatooine raczej nauczyły zabraka jak minimalnie wspomagać się w sytuacjach kryzysowych Mocą. Wszak z walk chciał mieć też jakąś przyjemność, i nie chciał być też szybko wykryty... oj Jabba pewnie by się wielce ucieszył na wieść,że jakiś mocowładny walczy sobie na jego arenach. A Aru propozycji nie do odrzucenia od hutta nie chciał dostać. Syk mieczy rozległ się jednak gdy trzy klingi ze sobą się starły. Kel-dor musiał chyba nieco cofnąć swą nogę albo przytrzymać rękojeść swej broni dwiema rękami gdyż atak zabraka był dosyć silny, lecz nie tak bardzo jak by ten się przyłożył do niego siłowo. Pamiętajmy, że był to sparing. Dlatego też, Aru pozwolił wycofać się Takenowi i... no gdy ten go tak ładnie poprosił... po co się hamować, nie? Czarne grudki ziemi poruszyły się i uleciały w górę wraz z kilkoma kępkami trawy. Zabrak wręcz wystrzelił odbijając się mocą w stronę keldora. Dla odmiany jednak atakując jedną klingą i to lewą by pokazać że nie ma u Aru czegoś takiego jak ręka dominująca, obie były jednako sprawne i groźne,a klinga poszybowała w górę, ku szyi kel-dora, oczywiście od dołu gdyż ten nisko uderzył na przeciwnika, prawą rękę trzymając w pogotowiu do obrony... lub podparcia się pięścią o ziemię gdyby jednak Taken unik zrobił rezygnując z parowania ataku nie tylko orężem lecz i całym ciałem. Bo i różki, choćby tępe uderzające w bebech nie są milusie,nie?*

Taken - 2010-08-24 18:57:05

Taken jak było wcześniej wspomniane chwyciłrękojeść rónież lewą ręką, więc bez problemu sparował atak. A potem ,gdy tak Aru wystrzeliłjak pocisk to Taken na moment oczyściłumysł ze wszystkich emocji, któe zaczynały brac górę podczas walki i teraz miał jasny obraz całej sytuacji, wiele mozliwości, ale tylko jedna dobra. Dałsię ponieść nurtowi Mocy... a wszystko to trwało ułamki sekund, jedno mrugnięcie. I tym razem prawa ręka zamachnęła się i rękojeść znalazła się turz przed klatką piersiową kel dora w pozycji obronnej tuz przed atakiem. JEdynie jeszcze lewą ręką złapałwydłużony sylinder i przechylił ostrze tak, by zablokować atak, zapierajac się nogami i wspomagajac się Mocą. Doszło do bezposredniego starcia i kontaktu.

Aru - 2010-08-24 19:05:10

*Eh, Taken, Taken. A drugie, wolne ostrze? Przecież teraz zabrak mógł by je wpakować prosto w klatkę piersiową Padawana. Lecz to się nie stało. Zderzyli się, ostrza zasyczały, zabrak wręcz ramieniem naparł na ciało wyższego od niego kel-dora spoglądając złotymi oczyma do góry w miejsce gdzie maska skrywała Takeńskie ślepia. Zęby błysnęły w uśmiechu drapieżnym gdy zabrak zamiast się siłować rozluźnił swe ciało i skoncentrował się uwalniając Moc. Nieznacznie wycofał się,a raczej odgiął swe ciało w tył i uderzył. Chciał odrzucić od siebie Takena podmuchem Mocy rozchodzącym się od jego osoby, jednak nie na około niego lecz w stronę Takena samego, napierając na cały przód jego ciała.*

Taken - 2010-08-24 19:11:16

Ataku zawsze można uniknąć, w walce nie liczy się tyulko brutalna siłą, ale też i zręcznośc i gibkość, a tej kel dorowi nie brakowało. Poza tym jest też Moc, z której po chwili zrobił użytek Aru. I o ile w walce na miecze byli sobie równi, to jednak w Mocy to Taken był bieglejszy, znałwięcej różnego rodzaju technik, których nauczył się od szamanów, uzdrowicieli, czarodziejów... każdy z nich opracowałjakaś włąsna unikatową technikę, Taken się jej nauczył i przystosował do własnych potrzeb, co teraz zademonstrował. Mógł uniknąć ataku, odpowiedzieć atakiem na atak, bądź też stworzyć coś na kształt ochronnego bąbla Mocy niwelującego ataki przeciwnika. No i wybral tą trzecia opcję, tak trochę dla popisu. Skupił się, przywołując z pamięci odpowiedni wzorzec uzywania tej zdolnosci i tuż przed atakiem otoczył się czymś takim, chroniac się całkiem skutecznie, by po chwili, korzystając z koncentracji zabraka nad czymś innym odepchnąc zdecywoanie jego jedną klingę, podrywajac do góry swoje lewe ostrze, by zaatakowało od dołu. W przypadku kontrataku to prawe ostrze zmieni połozenie, blokując atak zabraka.

Aru - 2010-08-24 19:19:15

*No i tak oto pojedynek na Moc praktycznie rzecz biorąc się rozpoczął. I co racja to racja. Więcej ciekawych zastosowań Mocy Taken znał. Zabrak jak można było zauważyć raczej szedł na żywioł, dawał porywać się instynktowi i Mocy samej w sobie. Przez co jego ataki mogły być może i dość brutalne, pierwotne lecz i mniej przewidywalne. Jednak takie iście na żywioł mogło zbliżać do mroku, bo w czasie takich ataków Moc jako taka nie była zbyt kontrolowaną siłą, mogła zranić osoby postronne. Ale teraz ich tu nie było. Toteż gdy odepchnięcie przeciwnika się nie udało to zabrak postanowił się od niego odsunąć nim ostrze Takena go dosięgnie. Zabrak odskoczył w tył i w górę posiłkując się Mocą, mimo że ostrze kel-dora przypaliła mu spodnie i łydkę ten nadal się uśmiechał i nie zważając na nic wyrzucił w kel-dora dziką Moc, z lewej ręki w zenicie swego skoku uderzając prosto na barierę Takena jeśli tylko ten ją nadal utrzymywał. Następnie co logiczne wylądował jakieś trzy metry dalej od Takena.*

Taken - 2010-08-24 19:35:16

Tym razem jednak postawiłna unik i w czasie odskoku Aru Taken zjandowałsie już w innym miejscu, przyczajony i gotowy do ataku. Miecz swój zgasił, nie było potrzeby go na razie używać i tak oto cylinder znalazł się przy jego pasi. Poza tym nawet bez miecza był bardzo niebezpieczny, bo Teras Kasi to również styl walki bez broni, na pięści i to bardzo niebezpieczny. Teraz jednak pojedynkowali sie na Moc. Kel dor jedynie wyczekiwał na moment wylądowania na ziemi zabraka, po czym zogniskował całą Moc w prawej pięści i uderzył nią o ziemię. Strumień energii o znacznej sile błyskawicznie przebyłziemię i eksplodował tuż pod stopami Aru. Tak po prtawdzie to siła eksplozji wyrzuci jedynie zabraka w powietrze i co najwyzej trochę go poobijają co twardsze gródki ziemi.

Aru - 2010-08-24 19:47:08

*Ciekawa zagrywka. Zabrak zamiast wylądować na stabilnym podłożu to ono zaraz wręcz eksplodowało samego rogacza w powietrze wyrzucając. Jednak można było też usłyszeć głośne i pojedyncze "Ha!" gdy ten został wyrzucony. Z początku lot był niezgrabny, chaotyczny, jednak po chwili zabrak ciało swe wyrzucił w przód nieznacznie mocą się posiłkując by zrobić fikołek w powietrzu lądując w kuckach na nie wybuchającej już ziemi. Zachwiał się przy tym nieznacznie jednak nie zrażony tym ruszył z pełnym pędem w stronę Takena który swój oręż obecnie wyłączył...a zabrak nadal oba ostrza miał uruchomione i zamierzał zrobić z nich użytek tnąc z obu stron naraz, szeroko rozłożone ramiona planowa skrzyżować na swej piersi, toteż jedno ostrze cięło w prawy bok ciała Takena,a drugie w lewy na wysokości ramienia. Zabrak był szybki to mu przyznać trzeba było...*

Taken - 2010-08-24 20:01:05

Taken niejako przygotowany był na taką ewentualność i teraz po prostu walczyłtylko Mocą, ale nie tak by zranić Aru, jedynie by go przystowpować. Yoda kiedyś powiedział, że żaden oręż nie dorówna Mocy, więc teraz trzeba sie przekonać o tym. Gdy tylko pstrokaty ruszyłdo ataku to mógł poczuć jak piasek i gródki ziemi wraz z prochem podrywają się z podłoza i zaczynają wirować wokół jego postaci, atakując zarówno oczy jak i nozdrza, uszy i usta, wpychajac się wszędzie tam gdzie się da, podczas gdy Taken najzwyczajniej w świecie zszedł z lini natarcia, kontroljąc przy pomocy swego umysłu ten irytujący atak.

Aru - 2010-08-24 20:07:10

*A Aru? Przystopowano go. I to znacząco. Gdy pierwsze grudki do nosa i ust mu się pchać zaczęły ten zamknął gębę i przestał oddychać. Zwyczajnie chciał zdmuchnąć z siebie ten upierdliwy wir jakim został otoczony. Coś bardzo podobnego do tego czym próbował potraktować Takena gdy ten otoczył się ochronnym bąblem. Z tym,że teraz już podmuch skierowany był we wszystkie strony niczym mały wybuch którego epicentrum był nie kto inny jak sam zabrak który charknął wypluwając ziemię. Ten wir był upierdliwy,wkurwiający wręcz. Cały Aru będzie po tym usyfiony łącznie z bronią, choć tyle że kling się zabrudzić nie da...ale gdyby nie były w trybie treningowym ziemia by po zetknięciu z nimi wyparowała a nie nagrzewała się.*

Taken - 2010-08-24 20:11:11

No i o to chodziło, to przystopowanie miało dać czas Takenowi na przygotowanie kolejnej paskudnej niespodzianki, a mianowicie tego samego, co przedtem aru chciał wykonać, czyli znacznie silniejszy podmuch Mocy. Kel dor otworzyłsię cały na Moc przepływajacą swobodnie przez Tython, łącząc sie z jej źródłami po czym skierował te cieniutkie żyłki energii do swoich rąk i skumulował w nich cała siłę, którą następnie uwolnił. Poteżny strumieńczystej Mocy uderzył w zabraka pochłoniętego walką z upierdliwymi grudkami ziemi, piasku i pyłu. Sam atak byłmęczący ale i też bardzo trudny do zablokowania czy uniknięcia. Nie była to może klasa mistrza Yody czy Windu, ale jednak niosło to pewne zagrozenie.

Aru - 2010-08-24 20:19:49

*Uderzył? Zabrak jak by mógł to by zawołał "Ale jebło!" lub coś równie przesiąkniętego artyzmem i poezją iście dżedajską i pełną jakże wielkiej kultury. No,ale nie krzyknął. Jedynie sapnął ręce swe krzyżując ze sobą na znak X przed swą twarzą będąc zgarbionym mocno oraz na ugiętych nogach stojąc. Resztki ziemi zmiotła sama działalność Takena... dodatkowe zaś wzniosły się w powietrze gdy zabrak pojechał na swych stopach do tyłu niszcząc do szczętu resztki trawnika na swej drodze. Wszystkie mięśnie jego ciała były napięte jak postronki, kości wręcz zatrzeszczały przy tym uderzeniu nie zablokowanym z początku niczym poza samą siłą fizyczną zabraka i ciałem wzmocnionym przez Moc. Moc przy której użyciu ten zaraz przy uderzeniu Takena i na początku swej "wycieczki" po pobojowisku naparł na to co stworzył Taken chcąc rozerwać tenże strumień z dzikością i brutalnością okraszoną warknięciem i błyskiem w złotych oczach. Zabrak świadomie w tej chwili sięgnął do tego co w sobie skrywał, do gniewu...a ogniwa jednego z łańcuchów w jego jaźni zatrzeszczały.*

Taken - 2010-08-24 20:51:56

No cóż, Aru trochę się niestety poobija przez ten atak, bo Taken powoli pokazywał na co go stać. W Mocy był bardziej biegły, o wiele więcej czasu poświęcał na poszukiwaniu prawd o jej naturze i strukturze, zgłębiając się w nowe, dziwne a zarazem i fascynujące nurty.
Gdy Aru użył sił pochodzących ze swoich emocji to Taken od razu to wyczuł i momentalnie odciął dopływ Mocy i niejako sam z niej zniknął, tak jakby w ogóle nie istniał. Nie można go było wyczuć w niej a ni dostrzec gołym okiem, bo gdzieś po prostu się ulotnił korzystajac z zawirowań pyłów i prochów w powietrzu. Znalazł się jednak dosyć szybko, za plecami aru przy pniu jakiegoś drzewa.
- Oczyść się z emocji Aru... niebezpiecznie jest z nimi igrać podczas walki, łątwo stracić kontrolę
Stał spokojnie i cierpliwie, ale byłteż dziwnie czujny, bo nie wiedział czego się może spodziewać po zabraku.

Aru - 2010-08-24 21:00:04

*Zniknął? Gdzie on... zabrak kilka razy kudłatym łbem poruszył rozglądając się gwałtownie. Słysząc spokojny głos Takena na powrót się uśmiechnął...i odwrócił do niego jak najbardziej spokojnie i cicho mówiąc* A Ty orientuj się, przyjacielu. *I niby to niedbałym ruchem prawej dłoni wyrwał z obruszonej ziemi oderwany kawałek kamiennego murku otaczającego plac który tak bez litości zniszczyli. No, ale przynajmniej pielić nie będzie trzeba, już to uskutecznili. Mniejsza jednak z tym. Kawałek murka był całkiem sporym kawałem białego i twardego oraz dośc ciężkiego kamienia który z dużą szybkością został ciśnięty w stronę Takena. Tym razem już bez żadnych negatywnych emocji. A co do biegłości Takena w Mocy... cóż. Aru z pewnością chętnie by się od niego pewnych technik nauczył.*

Taken - 2010-08-24 21:16:57

- Orientuję się, spokojnie...
Poderwanie sporego kamienia kosztuje trochę energii jak i zajmuje troszeczke wiecej czasu niż małe kamyczki, więc dało to czas kel dorowi na przygotowaniu planu obronnego. Mógł Mocą zablokować atak kamieniem, albo też wykorzystując do tego mniej sił i energii po prostu zepchnąć go nieco z toru lotu, tak by wyrżnął w ziemię o pare metrów od Takena. I tak też zrobił. Subtelna siatka Mocy oplotła kamienny pocisk, by potem skierowana w nią energia posłużyła do zmiany trajektorii lotu. Rzecz trudna, gdy ma się do czynienia z innym użytkownikiem Mocy, ale nie niewykonalna. I tak kamień poszybował w bok.
- Coś jeszcze masz do dodania?

Aru - 2010-08-24 21:25:32

*Nic trudnego zważywszy na to, że zabrak pozwolił zadziałać samej sile pędu i "puścił" kamulca przez co ten prosto i bez większego kłopotu odrzuconym mógł zostać.  W każdym bądź razie ostrza zabraka z sykiem schowały się w rękojeściach srebrnych, niegdyś lśniących obecnie mówiąc wprost upierdolonych ziemią jak i ich właściciel. Pięściami podparł się o swe biodra i brew prawą ku górze uniósł wraz z kącikiem swych ust.* Ty mnie prowokujesz? *Uśmiech się poszerzył jednak gdy Pstrokaty(gdzie tu nawiasem mówiąc były jakieś pstrokate barwy?!) głową pokręcił z boku na bok.* Na dziś już nic. Dobra walka. *Lekko głową skinął z tym samym uśmiechem. Rękojeści swych mieczy przy pasie mocując i obserwując swe dłonie i ogólnie całokształt.* Upieprzony jestem... mam nadzieję,że kobitek nie ma w łaźni....

Taken - 2010-08-24 21:58:15

- Ależ skąd...
Zaprzeczył, ale ton jego głosu też temu przeczył, wiec jednak prowokował, ale w ostateczności strzepnął proch ze swoich ramion i nieco się rozciągnął.
- Tak, interesująca walka, a teraz wybacz, ja muszę jeszcze coś załatwić. Może zobaczymy się później. Niech Moc będzie z Tobą...
Pożegnał się i po prostu się oddalił.

Aru - 2010-08-25 18:37:42

*I tak też w pokojowej atmosferze się rozstali. Każdy w swą stronę się udał. A zabrak dokąd? Do łaźni,a jako że tylko łaźnia damska funkcjonowała... kobitki tam całą dobę nie tkwiły Mocy dzięki toteż zabrak się przemycić tam zdołał by doprowadzić do porządku swą osobę. Zwyczajnie się wykąpał w ciepłej wodzie, umył kudły i w samych ino gatkach z ubraniem pod pachą i butami w jednej ręce spierdzielił w stronę miejsca które samcom w udziale przyszło. Czyli rzeki... tam też spodnie swe skórzane obmyć zdołał i od razu ubrać jak i buciory. Tunikę to pierdzielnie na mury i sobie spokojnie wyschnie,i tak wolał swą kamizelkę. A co potem zabrak robił? Różne rzeczy. Można jednak uznać,że po skończeniu ze swą osobą zwyczajnie wrócił do ogrodów by na dach świątyni się wspiąć i na rozgrzanym kamieniu spocząć w wygodnej pozycji leżącej by pomedytować.*

Moc - 2011-03-26 17:19:25

*W końcu po kilkunastu godzinach lotu w nadprzestrzeni frachtowiec pożyczony od Cochrelu znalazł się na orbicie Tythona, a duros, który go pilotował pewnie skierował go ku powierzchni planety. Lot przez całą drogę był spokojny i właściwie to nudny. Ashen przez większą część czasu siedział w kokpicie i medytował, nie będąc zbytnio chętny do nawiązywania nowych znajomości. Nie przeszkadzał innym, twierdząc, że jego rola polega tylko na dostarczeniu ich w jednym kawałku na planetę, co też teraz robił.
Frachtowiec obniżał pułap, lecąc spokojnie nad lasami aż w końcu dotarli w pobliże Świątyni. Od pewnego momentu towarzyszyły im dwa myśliwce Jedi, ale o tym tylko duros wiedział. W końcu statek wylądował na otwartej przestrzeni i aż chciałoby się zameldować "Orzeł wylądował!", no ale nie było komu. Gdy silniki zgasły to Ashen użył komunikatora wewnętrznego, by zameldować, że dotarli, Otworzył rampy i można było wychodzić spokojnie na zewnątrz.*

Hakon - 2011-03-26 17:25:08

*Nie dane było Hakonowi by w pore mógl powiadomić pilota, ze chciałby iż ten ustawił statek możliwie jak najbliżej lasu, rufą ku otwartej przestrzeli, ale pełen dobrych chęci jedi liczy, ze jego prośby zadziałają wstecz.
Lot spędzili  ładowni, z Edem. No i z Malkitem, który się darł lub nie darł, zależy od niego, ale Hakon i tak i tak wytrzymał to czego dowodem była właśnie ta chwila.
Czas lądowania stał uczepiony barierki i czekał na ów charakterystyczny wstrząs.
Który w końcu nastąpił*
No, orzeł wylądował. Dziękujemy, Ashen
*Jednak ktoś wypowiedział te słowa. Teraz tylko otwarcie rampy i pierwsze spojrzenie na Tython*

ED - 2011-03-26 17:27:18

*Od chwili wejścia w atmosferę Ed zbaczał robić się podenerwowany i unikał rozmowy, warczał i próbował nawet stukać Hakona z łebka. Do chwili tej właśnie, w  której to osnuty ciemnością znieruchomiał całkowicie i zaczął nasłuchiwać. Nie miał najlepszego słuchu, nie mógł rozumieć rozmów zza statku, ale mógł usłyszeć jeśli takie były*

Moc - 2011-03-26 17:40:28

*Wylądowali na otwartej przestrzeni, blisko zewnętrznych murów Świątyni, z dala od głównego budynku, więc ED jak będzie chciał się ukryć to gdzieś miejsce znajdzie. Kilkaset metrów dalej znajdowała się spora wyrwa w kamiennym murze i można było przez nią przejść do lasu. Co do reszty, to osoby opuszczające pokład mogły zobaczyć rozległą przestrzeń, pełną jakichś roślin ozdobnych, wokół których przebiegały częściowo wyremontowane kamienne ścieżki. Całości dopełniały podniszczone posągi pradawnych Jedi. Niektóre z nich były wciąż oplecione bluszczopodobnymi roślinami. Ale i tak najbardziej zapierającym dech w piersi widokiem była sama Świątynia. Potężny kamienny gmach wybudowany na planie koła i uwieńczony kopułą. Do głównego budynku przylegały dwa mniejsze, o podobnym kształcie. Z tej odległości nie widać było szczegółów, ale wprawne oko mogło dostrzec zarysy balkonów, kamiennych kolumn, posągów i innych tym podobnych ozdób. Mimo, że budowla wyglądała na starą, mającą już lata świetności za sobą, to jednak wciąż była imponująca.
Na podróżników czekała tylko jedna, maleńka postać, która przycupnęła na kamiennym bloku kilka metrów od statku. Mistrz Yoda czekał na Hakona, by go powitać na Tythonie i ewentualnie by uzgodnić kilka spraw.*

Hakon - 2011-03-26 17:49:21

*Oko Hakona zdecydowanie nie było wprawne. Schodził powoli, wyprostowany. Zasłonił odruchowo oczy od światła. Pierwszego światła słonecznego, naturalnego które zobaczył. Aż syknął. Bolało. Yody nie zobaczył. Wyczuł, i tak stojąc w pól zgięty, z  rękawem nad czołem, odezwał się*
Przepraszam mistrzu Yodo… to znaczy witam… wyobrażałem to sobie bardziej epicko…
*No niestety miast zachłysnąć się przepięknym widokiem, on w ogóle nie dał rady otworzyć oczu które już „zaprogramowały” się na oświetlenie statkowe*

ED - 2011-03-26 17:52:05

*Niestety nie miało być epicko i to nie tylko z powodu Hakona. Wraz za jego słowami, jakby wtórując, cos ryknęło wściekle, niczym uwiezione zwierze, i z łoskotem przetarabaniło się na drugi koniec ładowni. Oczywiście nosa na światło dzienne nie wyściubiając. Charakterystyczna aura była już wyczuwalna: zdenerwowanie, nieufność, wręcz wrogość do wszystkiego, tak charytatywnie. Ktoś niedoświadczony mógłby stwierdzić, że przywieźli na pokładzie sitha. Luzem.
I żeby nie daj mocy nikt nie wszedł do ładowni!*

Moc - 2011-03-26 17:56:59

Epicko? Fajerwerek oczekiwałeś? NA miecze walki epickiej? *Zarechotał Yoda z rozbawieniem, bo nie bardzo wiedział co kryje się pod terminem "epicko". Na nim widok Świątyni wywarł kolosalne wrażenie, połączone z aurą tego niezwykłego miejsca. A pierwsza przechadzka tymi starożytnymi komnatami to było niesamowite uczucie. Porównywalne z jego pierwszym pojawieniem się w Świątyni na Coruscant.* Jak rozumiem droida EDa ze sobą przywiozłeś. Emocje jego wyczuwam wyraźnie... bać się nie musi, nikt w pobliżu nie pojawi się, zadbałem o to *No chyba, że ktoś z rozmysłem zakaz Yody zlekceważy, wtedy będzie musiał przed nim stanąć, a to nie będzie dobrotliwy Yoda staruszek, a Wielki Mistrz Jedi, przywódca Rady Jedi. Dla tego kogoś lepiej będzie, jeśli nie wystawi cierpliwości mistrza na próbę.*

Hakon - 2011-03-26 18:02:44

Nie… mistrzu… ze spojrzę na świątynię i powiem: jaka piękna świątynia! *widać aż takich wymagań Hakon nie miał. A te które miał nie odnosiły się do innych  do niego samego. Bo nie dał rady otworzyć oczu. Może wieczorem. Na razie był zmuszony zaciągnąć na głowę kaptur. Za jasno. Pierwsze światło słoneczne w konfrontacji z protezami oczu -= wygrało.*
Przepraszam. Tak, Ed jest w środku, jak.. hmm.. jak widać jest zdenerwowany, a słowa typu „nie bój się” do niego nie docierają, ale on się uspokoi. A jak się uspokoi to będzie zupełnie inna rozmowa, wtedy nie wykluczam ze w nagrodę kogoś pozna *Starał się mówić cicho, by Ed nie podsłuchiwał. Ale wydawało mu się, ze mu to teraz nie w głowie*
najlepiej go tutaj na razie zostawić. Jest w statku jeszcze jedna osoba. Malkit. Nie sprawi kłopotów. Wziąłem go ze względu na Eda

ED - 2011-03-26 18:04:41

*Nieco inaczej było, bo szmery i łomoty ucichły a Ed wyraźnie nasłuchiwał, z tym ze nic nie słyszał. Chwila absolutnej ciszy i znowu to samo, tym razem jednak zagłębił się jakby chciał uciec przez statek. Nieładnie się witał, ale cóż chcieć od takiego „dzikusa”? Przynajmniej na nikogo nie naskoczy i nikomu nie dokuczy. A jak zdemoluje to statek cochrelu. Jedi są bezpieczni*

Moc - 2011-03-26 18:12:09

Hmm... otworzyć oczy może trzeba? *I znowu zarechotał z rozbawieniem, ale Yoda wiedział doskonale, czemu Hakon ich nie umie otworzyć. Pierwszy raz od dawna widział światło słoneczne swoimi oczami tudzież protezami. To wymagało czasu.* Czas na oswojenie się ma. *Powtórzył Yoda spokojnie, siedząc przygarbiony na kamiennym słupku. Z wnętrza pokładu wyszedł duros, który pokłonił się mistrzowi Jedi i odszedł spokojnie w kierunku świątyni.* Z pilotem waszym słówko zamienić muszę, wy oswójcie się z planetą. Znajdziesz w Światyni mnie. Niech Moc będzie z Wami *I tak Yoda zeskoczył ze swojego siedziska i szybkimi skokami dogonił Ashena. I tak obaj Jedi odeszli.*

Hakon - 2011-03-26 18:21:05

*NO a Hakon zajął się tym, czym zajac się winien*

ED - 2011-03-27 13:26:34

*Czas do wieczora ED i Hakon spędzili sami.
Ed nie był nawet nie tyle chętny co zdolny do konwersacji, ale jednocześnie wykazywał ochotę spędzania tego stanu w towarzystwie Hakona – w tej chwili jedynej osoby na planecie, której ufał. Nie odzywał się. Powarkiwał, czasem łaził i przeżywał całą sytuacje w sobie samym. Dopiero teraz, kiedy przyszedł wieczór, uspokoił się i zbliżył się do jedi, by juz koło niego stanąć spokojnie i powoli osiągać stan wyciszenia. Od chwili lądowania do teraz nic się nie stało. Cały dzień, a  wieczorem wszyscy idą spać, wiec to dobra pora

Hakon - 2011-03-27 13:30:37

*Wcale nie zamierzał zabawiać Eda rozmowa. Jego emocje były tak wyraźne, ze Hakon miał ochotę momentami wyjść. Bo to po pewnym czasie już aż boli. Jednak nie przerwał kontaktu z Mocą i słuchania krzyków tej poszarpanej duszy. Wprawdzie nie było na to żadnych dowodów, no ale może brała ona coś z Halonowego spokoju, wiec tego nie odmawiał.
Siedział, ale nie przeszkadzało mu to myślec o swoich sprawach. Czekał na wieczór. Ładnie im się sprawy złożyły. Hakon bardzo pragnął zobaczyć świątynie. Tython. Wieczór mu to umożliwi, nie będzie tak jasno.
Przyszła wreszcie chwila w której Barabel wstał, tuż przed Edem który oto sobie ku niemu przyczłapał*
Chodź, obejrzymy świątynię *odezwawszy się spokojnie w mroku ładowni, ruszył ku rampy, z której do środka wdzierało się senne światło wieczoru*

ED - 2011-03-27 13:43:52

*cichy szmer całego żelastwa które składało się na Eda zwiastowało odsuniecie się, by Hakon nie uderzył głową w działo.
Nie odpowiedział od razu, a właściwie nie odpowiedział w ogóle jeśli nie liczyć długiego przeciąganego mruknięcia. Ruszył się dopiero kiedy ujrzał Hakona na tle prostokąta przez który jak przez okno zaglądała do środka trawa. Eda to intrygowało. Duza ładownia, ciemna, i ten jasny prostokąt. Teraz światło było tajemnicze, a świat zewnętrzny wydawał się zmęczony. Ed zachęcony ruchem Hakona wprawił w ruch masyw swojego cielska i spokojnie zbliżył się do rampy – trochę stromej, ale poradzi sobie. W górę było łatwiej, zawsze w góre jest łatwiej to zaleta, w razie czego można szybciej zwiać.*

Hakon - 2011-03-27 13:47:39

*Poruszał się cały czas, więc kiedy Ed znalazł się u szczytu rampy, Hakon był już na dole. Pierwsze kroki na zielonej, żywej trawie. Znowu zasłonił oczy rękawem, robiąc sobie daszek i teraz już niemal bez trudu poslał niedawno odzyskany wzrok na monumentalną budowle przed nimi.
Zachwyt Hakona był cichy, ulokował się płucach i spłycił oddech.
Niedowierzanie pokręciło Hakonowi głowa.*
Widzisz to, Ed? To jest świątynia Jedi, ma ponad trzy tysiące lat. Cały czas wygląda, jakby właśnie teraz była najpiękniejsza
*Moc była tak silna, ze czuł się mądrzejszy o 50 lat nauki. Czul się w tej chwili wszystkim. Widział świątynie Jedi na Tytonie. Jego usta rozciągnęły się w uśmiechu*

ED - 2011-03-27 14:00:37

*Warkniecie pełne irytacji. Postawił nogę a ta zaczęła zjeżdżać. Ed jednak był na tyle zwinny, ze mógł zjechać i nie stracić równowagi. To też zjechał. Guma na tym trapie wyślizgana ze starości. Statek może jak świątynia jedi. Ale on nie wyglądał jakby właśnie kwiat wieku przezywał.
ED wyburzył się spod osłony statku jak ruchomy głaz i wyszedł może pól kroku przed jedi. Było już szaro, zaraz zajdzie słonce. Za godzinę będzie noc. Powiewało przyjemnym wieczornym chłodem. Słońce malowało kopułę świątyni. Tak, było pięknie*
Przypomina mi trochę pałac Pieciu Rodów. Ale ja się nie znam na architekturze. Powiedzieć mogę jedno – wolę tę świątynię, niż tamta na Couruscant. Głownie dlatego, ze nie ma… Couruscant
*Teraz dopiero zdał sobie sprawę jak głośno mówił na co dzień na widmie. Miał ustawioną siłę głosu na ósemkę, i tam w niewielkich zamkniętych pomieszczeniach było to optymalne. Tutaj – wielka otwarta naturalna przestrzeń i Ed miał wrażenie że słyszy go cała planeta. Sila głosu została natychmiast zmniejszona, a  droid wydał dźwięk jakby przepraszał ciszę.*

Hakon - 2011-03-27 14:05:34

*Zaciągnął się powietrzem jak narkotykiem. Świątynia cały czas zajmowała główny pulpit jego świadomości. Nie potrafił oderwać wzroku, choć jednocześnie nie było w  jego spojrzeniu zachłanności czy zachłystywania się nadzjawiskiem jakie było mu dane ujrzeć. Patrzył bardzo racjonalnie, dojrzale. I był wzruszony, bo mógł to widzieć. Choć patrzenie było trudne*
Świątynia na Couruscant jest zupełnie inna. Ale masz racje. Mi też ta się bardziej podoba
*Zanim jednak zaproponował Edowi przejście się, musiał go przygotować. Zabezpieczyć.*
Zaczekaj chwilę
*szepnąwszy odwrócił się na pięcie i pobiegł do ładowni, a płaszcz zatrzepotał za nim jak peleryna za superbohaterem*

ED - 2011-03-27 14:17:14

*Oczywiście, ze zaczeka. Nie czuł się zagrożony, a co za tym szło – nie rozglądał się, nie warczał, przy podnoszeniu dział. Choć nadal najbardziej narażone na niebezpieczeństwo były boki. Widział tylko do przodu i to bardzo wasko. Tyle mu wystarczało, by opatrzeć się z  krajobrazem. I – z jakiegoś dziwnego powodu – był spokojny. To pewnie wieczór. Jedi poszli spać, a nic gorszego niż jedi na tej planecie nie ma.
Tak więc sam bez dyskusji został na tą chwilę, kiedy Hakon polazł. Mechaniczna noga uniosła się i chłapnęła jeden liczący ponad metr krok. Czyli niewielki.
Ed podniósł się i z szumem mechanizmów dźwigających jego monstrualne cielsko, rozejrzał po półokręgu. Ogrody, drzewa, dalej góry. Ani żywej duszy.*

Hakon - 2011-03-27 14:23:28

*Hakon wrócił szybko z podręczną torbą przewieszoną przez ramie. Odejście z Edem od statku mogło zakończyć się spotkaniem kogoś. Stan umysłu Eda był teraz bardzo dobry, ale Ed był impulsywny i to mogło się szybko zmienić. Miał wiec ze sobą „środki uspokajające”, o których Ed wiedział, jak działają.
Miał jeszcze jeden doraźny środek zapobiegania nieszczęśliwym wypadkom.
Kiedy Ed się rozglądał, Hakon dyskretnie obszedł go od tyłu, i wykorzystując chwilę, na lewym dziale w widocznym miejscu przykleił kartkę. Bardzo ładna była, estetyczna, z  tekstem:
„strach wiedzie do gniewu,
gniew do nienawiści,
nienawiść prowadzi do cierpienia”
                           (mistrz Yoda)
- Nie skreślaj mnie,
Popełniam błędy ponieważ żyję
P.S.: Nie wiem, ze mam tą kartkę:)

Oczywiście pisane przez Hakona odręcznie. Takie ostrzeżenie w razie spotkania obcego jedi bez Hakona.*

ED - 2011-03-27 14:37:44

*Oczywiście nie zauważył. Nie miał fizycznej możliwości z tymi uszkodzeniami zauwazyć, ze Hakon robi mu coś na dziale. Oczywiście poczuł dotyk, ale uznał to za jakieś zwykłe poklepanie, zwracanie na siebie uwagi czy poprawianie tego paska, który opatentował Seco, a  który teraz wzięli, by Hakon miał nad Edem lepszą kontrolę.
W chwili doklejania i ostatnich poprawek przy kartce, odwrócił, to znaczy zaczął odwracać łeb, ale Hakon zdąży zrobić swoje.
A kiedy już Elb został odwrócony a jedi pojawił siew  polu widzenia, Ed mruknął.
Nadal nie przepadał za dotykiem tego osobnika, ale był to już etap w którym go akceptował i powoli zaczynał traktować jak przyjaciela*

Hakon - 2011-03-27 14:41:09

*Hakon zauwazył, ze jak się da Edowi szansę, to on bardzo szybko stawał się wdzięcznym obiektem do terapii, a  także po prostu do przyjaźni. Dla Hakona jawił się mimo swojej agresji i nerwowości jako wielki, spokojny, zrównoważony i bardzo bezpieczny „osobnik”, bo nawet nie droid mimo ciała z durastali.  I mimo uzbrojenia wzbudzał w Jedi zaufanie. Wywoływał bardzo pozytywne emocje, jak już się go poznało*
no to idziemy
*czarna pokryta łuskami dłoń wsunęła siew  rączkę „obroży” o której już była mowa w poście Eda, od strony zewnętrznej. Ruszył, jednocześnie napierając na ów narzędzie, żeby pociągnąć Eda ze sobą*

ED - 2011-03-27 14:56:51

*Ruszył. Nadzwyczaj lekko, bardzo pewnie, spokojnie, z wrażliwością na przewodnika, skupiony na tym co widział przed sobą. Zero problemów.
Nogi jedynie dziwnie stawiał. Trawa była czymś, czego nie znał. Drażniła receptory. Ed miał bardzo czułe receptory na podeszwach, ponieważ jego budowa uniemożliwiała mu patrzenie pod nogi. Szedł więc jak po bagnie – delikatnie. W razie kamyczka – poprawiał. Dezorientacja sensoryczna. Ale było to tak delikatne że aż zabawne.
Jednak w końcu warknął z irytacją*
Strasznie roślinny ten twój Tython

Hakon - 2011-03-27 15:01:08

*Zauważył ten dziwny taniec po pierwszym kroku. Po kilku nastopnym aż się pochylił, by zobaczyć czy może się dość przykleiło, co Edowi przeszkadza*
Buty powinieneś nosić *zauważył w pewnym momencie, jak najbardziej poważnie bo ewidentnie coś przeszkadzało*
Roślinny Tython? No tak, na pewno trochę bardziej niż Ord Cestus.
*zaśmiał się lekko, tak, by idący obok Ed, który teraz nie widział jego twarzy, mógł wnioskować na podstawie barwy głosu co Hakon chce przekazać*
To specyfika planety. Duże skupisko Mocy, to roślinki rosną. Cieszą się życiem

ED - 2011-03-27 15:15:18

Jasna cholera, Hakon, to ja wracam do statku, bo nie mam sumienia deptać tych roślinek
*I bach Hakona z działka w bok, to znaczy w rękę, którą go trzymał. Nie mocno, zaczepnie, z  lekkim pomrukiem. To było zadowolenie, objawiające się w lekkim nabieraniu prędkości na rzecz ustępującego „tańca”*
Ta, buty by się przydały. Bo ta „moc w każdej żywej istocie” trochę mnie denerwuje
*nadal droidzi głos był bardzo cichy. To znaczy dla Hakona słyszalny. Ale zdawał się bardziej mistyczny*

Nash - 2011-03-27 15:56:38

Nash wracał z kolejnej przechadzki po lesie. W sumie od momentu przybycia w świątyni na spędził zbyt wiele czasu. Raczej wolał przebywać w oddaleniu, w ciszy i spokoju leśnego otoczenia. Cóż, jednak kiedyś trzeba wrócić by uzupełnić zapasy czy przede wszystkim opowiedzieć archiwistom o spotkanym zwierzęciu. Nash wszedł w sekcję ogrodów zmierzając w stronę wejścia do świątyni. W oddali słyszał jakieś głosy, jeden naturalny, drugi nieco syntetyczny. Nie wiedział jednak do kogo dokładnie owe głosy należą. W końcu jednak w mocy wyczuł obecność znajomego.
-Hakon... -pomyślał. -Czyżby reszta w końcu dotarła na Tython? -zapytał jakby samego siebie. W nieco radosnym nastroju ruszył dalej, w stronę skąd dochodziły głosy.

Hakon - 2011-03-27 16:01:15

Nie będąc jedi możesz sobie nie zwracać na Moc uwagi. To zwykła trawa, kamyczki, kwiatuszki takie małe…
*Podjął Hakon głosem jak lektor w bajce dla trzylatków, z zachwytem nad trawką, kamyczkami i kwiatuszkami. Ten ton pozwolił mu nieco zdystansować się do rzeczywistości, wyczuł bowiem czyjaś ekscytację w niedalekim otoczeniu. Ktoś ich usłyszał i być może rozpoznał*

ED - 2011-03-27 16:03:36

*A Ed oczywiście niczego nie zauważył/ nie usłyszał, wiec nadal mógł być rozluźniony i cieszyć się „wolności’ otwartej przestrzeni wieczornego Tythonu. Naprawdę w dobrym humorze, z eksponowaniem tego wątłego zycia w nim. Wewnątrz przerażająco wielkiego masywnego, opancerzonego ciała.
Podążał za Hakonem, to znaczy „był prowadzony w ręku” i już równo szedł, nie zwracając pozornie uwagi an trawę. Bo ta uwaga nadal była skierowana tam. Taki masaż to dla niego osobliwe, niepoznane doznanie i nie tak łatwo o tym zapomnieć*

Nash - 2011-03-27 16:08:43

Nash był już co raz bliżej Hakona i drugiego osobnika, którego nie mógł wyczuć, aczkolwiek w jego głosie było coś znajomego. W końcu dojrzał dwóch osobników. Byli to Hakon i Ed. Tak właśnie. Ed z którym Nash jak dotąd nie miał dobrych wspomnień. Cóż miał nadzieję, że tym razem pójdzie lepiej. Wyszedł im naprzeciw i kiedy już obaj mogli go zauważyć zatrzymał się.
-Witajcie. Hakonie... -powiedział kłaniając się. -... i Ty Ed. -dodał unosząc rękę w geście powitania. -Widzę, że przybyliście w końcu na Tython. Miło Was widzieć. -dodał. Mimo wszystko nie żywił do Eda żadnej urazy, w końcu to Nash źle podchodził do tego osobnika podczas ich ostatnich spotkań.

Hakon - 2011-03-27 16:14:31

*Właśnie w chwili, kiedy Hakon podnosił głowę (bo samoistnie jego wzrok wędrował na stopy pancernego towarzysza) i objawił mu się na horyzoncie Nash. Jakże inaczej wyglądał na tle świątyni, niż w ciemnych korytarzykach Widma.
Pojawił się Nash. Pojawiło się duże wyzwanie dla Eda. Teraz Hakon musiał być czujny. Zatrzymał Eda silnym przytrzymaniem za opaskę na dziale. Niezależnie czy ten wyrwie by Nasha zaatakować, czy zacznie się cofać. Pierwszym ruchem było uspokojenie zanim ten jeszcze zacznie szaleć*
Nash… cóż za niespodzianka, tak przylgnąłeś do Widmowych klimatów ze wyszukujesz jakiegoś związku… *zaśmiał się łagodnie*
Witaj… *Jednak wolna ręka podniosła się i dała niemy sygnał: nie podchodź*

ED - 2011-03-27 16:18:19

*Eda ciężko było nie rozpoznać – on szumiał, trzeszczał, człapał ciężko, bardzo charakterystycznie, pomrukiwał. Głośny był. I był… droidem. Nie osobnikiem. Nie zgłębiamy się tu rzecz jasna w metafizykę ani w jego niezwykłość o której wiedziało pare osób. To był droid, wielki, zły i niemiły.
Ciężko było mieć z nim dwa starcia – niewypały i dalej nie myśleć o nim źle. Choć w sumie ED jeszcze Nasha nie zaatakował.
Jeszcze…
I nagle sru – z rykiem, do przodu, z  działami na boki, groźnie, agresywnie. Hakon trzyma? Niech trzyma. 80 kg kontra prawie dwie tony!
I oczywiście prosto na Nasha*

Nash - 2011-03-27 16:30:59

I nastało to czego obawiał się Nash. Droid ruszył na niego jakby chciał go pożreć, niczym smok krayt. Zapominał chyba jednak, że tym razem nie jest u siebie i nie może atakować kogo tylko zechce, nawet jeśli jet to ktoś kto nie przypadł mu do gustu wcześniej. Trzeba było jednak uniknąć niepotrzebnego starcia. Na szczęście droid nie był tak zwinny, a dodatkowo Nash posiłkujący się Mocą w porę przeczuł atak. Jedi odskoczył na bok unikając szarży Eda. Po chwili wskoczył na jeden z nisko osadzonych gzymsów i z góry kontynuował rozmowę.
-Do jasnej cholery uspokój się! -powiedział. -Ja rozumiem, że nie musisz mnie lubić, ale na Moc wszechmogącą opanuj się, takim zachowaniem doprowadzisz do swojej dezintegracji zwłaszcza, że atakujesz mieszkańca tej lokacji. -powiedział. -Po co sprowadzaliście tutaj tego droida? -zapytał. -Mało Jedi mają kłopotów? -dodał.

Hakon - 2011-03-27 16:46:38

*Reakcje Hakona w pewnej chwili zostały mocno ograniczone, niewiele można zrobić będąc ciągniętym za ręke. Tyle dobrze ze Ed nie był zbyt szybki ale przez samą mase miał takie… wyrwanie, wystrzał, przyspieszenie*
Nie…
*wydusił w końcu, ale nie koncentrował się na Edzie. Szukał wzrokiem Nasha*
Nash… to ty się uspokój, jesteś jedi, nie ma emocji, to ważne, wyjaśnię ci – uspokój się, Nash!
*Do Eda nic nie mówił, po prostu leciał za nim jak przywiązana do psiego ogona bandura i uważał, by mu Ed stopy nie zmiażdżył.
Hakon wiedział, że umysł nie może w stanie silnego wzburzenia długo wytrzymać, więc Ed się zaraz uspokoi*

ED - 2011-03-27 17:02:05

*Skoro Nash zachowywał się jak zachowywał i zadawał pytania jakie zadawał, to znaczy ze był szczęściarzem który nigdy nie miał nieszczęścia cierpieć na jakieś dolegliwości psychiczne.
Ed niestety nie, i o tym Hakon powiadomił mieszkańców Tythona przez holo. Widać do Nasha nie dotarło.
Oczywiście w tym poście nie zostanie przedstawiona charakterystyka psychologiczna Eda, bo go trzeba poznać. Hakonowi tez nikt tego w pliczku nie dał.
Nash zniknął muz  oczu, gdzieś odskoczył, jednak zaraz jego pseudomadrosci dżedajskie go zdradziły, i Ed odwrócił łeb, oczywiście razem  Hakonem, który to został znowu szarpnięty. No, chyba ze puści, a  powinien. Teraz bowiem Ed stał. Patrzył na Nasha. Cały czas w pozycji bojowej, z działami groźnie rozłożonymi, warcząc cicho, ale agresywnie.
Było też to coś, co na Tytonie chyba żadnemu Jedi nie umknie. Emocje.
Był to siarczysty, wręcz gotujący się gniew, charytatywna nienawiść do wszystkiego, co się rusza. Co może mu zagrozić.
Myśli przy tym nie było. Było tylko szaleństwo. Brak poczucia bezpieczeństwa, więc atak uprzedzający atak. Nawet jakby miał nie nastać.
ED nie był zły. Był tylko nie rozumiany. Nikt nie był w stanie poświęcić mu odrobiny swojego jakże wybitnego intelektu. Jak na kartce którą przykleił mu Hakon:

„strach wiedzie do gniewu,
gniew do nienawiści,
nienawiść prowadzi do cierpienia”
                           (mistrz Yoda)
- Nie skreślaj mnie,
Popełniam błędy ponieważ żyję
P.S.: Nie wiem, ze mam tą kartkę:)

*

Nash - 2011-03-27 17:12:05

Nash nie zastanawiał się długo. Zdawał sobie sprawę, że reaguje nieco burzliwie i bardzo często dając się ponieść emocją. Cóż jednak miał zrobić kiedy pędziły w jego stronę dobre 2t żelastwa. Usłyszał to co powiedział Hakon i znów jakby coś uderzyło go w głowę. Spojrzał w stronę ED'a i bez wahania zeskoczył na dół. W momencie uderzenia o ziemię przyklęknął na jedno kolano ze spuszczoną głową.
-Masz rację Hakonie, znów masz rację. -powiedział kiedy w jego głowie kołatały się te same myśli co niegdyś. -Wybacz ED. -powiedział z pełną skruchą podnosząc głowę i spoglądając na EDa. -Wybaczcie oboje moją reakcję.

Hakon - 2011-03-27 17:16:03

*No, mógł ochłonąć. Ręka go bolała, nadciągnięte mięśnie. Ed jest kochany.
Nie puścił jednak. Pociągnął ową uprząż do tyłu by ustawić Eda tak by nie stał do Nasha w pozycji konfrontacyjnej, bo to nakręca i jego samego i Nasha też*
Nash… Nie ma emocji jest spokój… Wiesz… mogłeś tego nie wiedzieć, owszem, ale jeśli nie wiedziałeś, to znaczy ze musisz uzupełnić wiedze. Jakbyś stanął prosto i opuścił głowę, to on by się przed tobą zatrzymał. W ostateczności by cie odepchnął. To nie jest agresja żeby zabić. *Starał się mówić cicho, patrząc na Nasha, i jednocześnie popukiwać Eda, poprawiać tą uprząż by go zdezorientować, żeby nie podsłuchiwał, co na pewno nie uda się w stu procentach, ale choć trochę. Taka rozmowa była niezręczna w obecności Eda który aż buchał negatywnymi emocjami*
Nash, on się boi, czy ty tego nie rozumiesz? *to już wyszeptał, poruszył ustami*
Do tego stopnia ze nie panuje nad sobą a to nie jest jedi.
*potem nastała chwila ciszy. Hakon poklepał Eda, pogłaskał go, mimo świadomości, ze to nie jest przez niego lubiane, no ale to są bodźce na których można się skupić. I czy się on będzie cieszył czy irytował to już w tej chwili mniej ważne, ważne żeby się uspokoił.
Kiedy Nash zeskoczył, Hakon znowu zatrzymał go gestem, a nawet kazał mu się cofnąć, także gestem*
Nash, ja się z tobą spotkam i porozmawiamy, wytłumaczę ci o co tu chodzi, ale teraz proszę cię – idź już, bo możesz zrobić mu krzywdę, na podstawie której on skrzywdzi potem kogoś innego. To jest silny, duży droid, raz blefuje, a raz może zaatakować osobę taką jak ja, która już jest traktowana jak przyjaciel, tu nie ma żartów…

ED - 2011-03-27 17:18:04

*i długo nie trzeba było czekac. ED warcząc i szarpiąc się postąpił o krok do tyłu, z łbem nieco zadartym w górę. Hakon mówił, ale Ed chyba go nie słuchał. Nash tez mu jakoś zniknął  horyzontu. Był opukiwany, oklaskiwany. Nie cieszył się, irytował – owszem, co się objawiało w warczeniu i uciekaniu do boku, i nagle jak nie podniesie nogi i nie wymierzy Hakonowi kopa…
(kop w bok nie jest tak niebezpieczny jak do tyłu, niemniej może zadać obrażenia)*

Nash - 2011-03-27 17:22:46

-Wybaczcie oboje... -powiedział ponownie. -Zwłaszcza Ty ED. -dodał spoglądając na niego i ukłonił się lekko. -Nie będę Wam już przeszkadzał. I z niecierpliwością czekam na rozmowę Hakonie. Bywajcie. -dodał i udał się do swojej kwatery.

Hakon - 2011-03-27 17:29:47

*Starał się uskoczyć, w końcu on sprytnym jedi była noga trochę pokraczna. Musiał puścić, no ale Nash już odchodził. Hakon nie miał generalnie nic do Nasha ale w tej chwili wypada powiedzieć: na szczęście. Mogło by być niebezpiecznie, po prostu*
Bywaj *pożegnał się. Nagle zdał sobie sprawę że jest cały mokry*
Dobra, nerwusie, wracamy na statek.
*rozłożywszy ręce zaczął obchodzić Eda od przodu, i podnosząc ramiona zbliżać się do jego łba*

ED - 2011-03-27 17:31:31

*Momentalnie Ed przybrał Tajką pozycje jak wcześniej: podniesienie, szarpniecie do przodu, działa na boki i ryk, jakby krzyczał: no teraz to już cie na serio zabije!
Ale kiedy okazało się, ze Hakon kontynuuje swój ruch, to równie szybko – działa do tyłu, i cofanie, jeden, dwa, trzy kroki, potem odwrócenie się i truchtem po własnych śladach*

Hakon - 2011-03-27 17:33:20

*Hakon ruszył za nim,. Dalej gotów kontrolować jego tor, w razie jakby coś mu się pokićkało/odwidziało czy nabrał ochoty by kogoś zabić. Niestety im więcej sytuacji jak ta, tym bardziej Ed będzie agresywny. No ale Hakon liczył tez na jego dobrą wolę, ze jeszcze uda się to wszystko wyprostować. Bardzo by nie chciał trzymać Eda w statku do końca tej przymusowej wizyty*

ED - 2011-03-27 17:35:29

*Na pewno teraz Ed się dwa razy zastanowi zanim ze statku wylezie. Kiedy Hakon za bardzo się zbliżał, droid reagował warczeniem czy wymachem nogi do tyłu. Aż do momentu kiedy znalazł się w ładowni – właśnie na swoim terytorium, w miejscu bezpiecznym. Tutaj Hakon mógł podejść i go wygłaskać. Nie będzie sprzeciwu. Był zmęczony emocjami. Negatywnie doświadczony, wystraszony i zły. No ale już był sobą*

Hakon - 2011-03-27 17:39:03

*Kiedy do tego doszło, to znaczy do zagonienia Eda do ładowni, była już ciemna noc. Hakon ześliznął się po burcie i usiadł na trawie.
Zdał sobie sprawę, jaki jest zdenerwowany właśnie teraz. Ręce mu się trzęsły. Był cały mokry. Tak, barabelowie się pocą. A jedi się denerwują.
Do tego serce mu się kolatało. Nie był to podwyższony puls. Był to osobliwy ból egzystencjalny.
Pozwolił sobie na doraźny środek zapobiegawczy – płytką medytację. Nie przebierał się nawet. Kiedy poczuł ze Ed już nie stanowi zagrożenia ani dla siebie ani dla innych, wstał i poszedł. Gdzie nogi poniosą*

Nash - 2011-03-27 20:18:56

Cóż dzisiaj po raz kolejny spotkanie Nasha z ED'em dało podobne efekty co poprzednie razy. Nash po prostu nie znał ED'a, nie znał ani jego historii, ani motywów jego postępowania. A w takim przypadku nawet jeśli jest się Jedi to nie czeka się aż ktoś połamie Ci kości, raczej unika się walki i oczekuje wyjaśnień. Tak, Jedi potrafili wyczuwać uczucia, myśli czy przyszłość. Niestety utrudnione jest to w przypadku droidów, a talentem wizji przyszłości, a tym bardziej przeszłości danej osoby Nash raczej nie dysponował. Cóż, Nash na atak mógł odpowiedzieć inną formą obrony niż unikiem, ale wolał się jednak od tego powstrzymać. Skoro ED był w towarzystwie Hakona, nie było powodów do walki. Teraz siedział w głębi ogrodu i medytował.

Hakon - 2011-03-27 20:25:27

*Kiedy Hakon spotykał się z Edem pierwszy raz też nie znał jego motywów, historii ani osobowości, nikt go szczególnie nie ostrzegał. Przy pierwszym kontakcie ED niemal złamał Hakonowi zebro. Po pól godzinie Hakon siedział bezpiecznie pod jego nogami.
Nie ma usprawiedliwienia na pewne rzeczy. Jeśli się chce, potrafi się słuchać– da się.
   Czasem by otrzymać zaufanie trzeba najpierw pokazać, ze cos takiego istnieje. Potem to komuś dać. Odebrać – dopiero potem.
Nash tak naprawdę nie zrobił niczego karygodnie złego. Z punktu widzenia zwykłej istoty nie zrobił nic złego. Jego przewinieniem było tylko to ze zabrakło mu wrażliwości. Zbyt mało był Jedi.
Ale to Hakon powie mu sam, jeśli Nash zechce.
Hakon szedł przez noc. Nawet nie zauważył ze zrobiło się ciemno i znowu porusza się bez udziału wzroku, jak dawniej. Nie miało to znaczenia. Kiedy objęła go aura Nasha zatrzymał się, i zawołał go po imieniu*

Nash - 2011-03-27 20:30:29

Nash medytował pozostając cały czas otwartym na bodźce z zewnątrz. Nie były to głębokie stadia medytacji. Raczej w ciszy i spokoju rozmyślał nad wydarzeniami z dzisiejszego dnia, oraz o tym jaki jest, co robi źle i co powinien zmienić. Trwało to już jakiś czas, ale w końcu usłyszał głos Hakona w niedalekiej odległości. Powoli wybudził się z transu, otworzył oczy i nie zmieniając pozycji odpowiedział.
-Tutaj jestem Hakonie... -powiedział przerywając na chwilkę. -Przy fontannie. -dodał, ale to już Hakon zapewne wiedział, bo również Nash wyczuł jego obecność.

Hakon - 2011-03-27 20:33:00

*Nie chodziło tyle o odnalezienie Nasha co o nawiązanie kontaktu. Bo Hakon nie podszedł. Został tam gdzie stał. Zarysowywał się tylko ciemną sylwetką na tle nocy*
Jestem, jak obiecałem
*tylko tyle rzekł*

Nash - 2011-03-27 20:36:50

Nash wspierając się ręką wstał i przeciągnął się. Powoli zszedł z murku otaczającego fontannę, poprawił ubranie i spokojnym krokiem ruszył w stronę Hakona.
-Witaj, Hakonie... -powiedział przerywając na chwilkę by pokłonić się. -... mieliśmy porozmawiać, pamiętam, dlatego tutaj jestem. Pomyślałem, że pomedytuję sobie trochę i nawet nie zauważyłem jak zrobiło się ciemno. -dodał.

Hakon - 2011-03-27 20:39:27

Tak, zgadza się *podjął Hakon, a  kiedy Nash dobił do niego, Hakon ruszył. Czuć było od niego charakterystyczną aurę zmęczenia. Takiego poczucia przegranej. Hakon nie był zbyt szczęśliwy w tej chwili, ale nawet to zdawało się mieć w sobie jakieś ukryte, pogodne przesłanie.*
Teraz mogę odpowiedzieć na Twoje pytania, Nash. Bo wydaje mi się, ze nie poznałeś komunikatu od mistrza Windu

Nash - 2011-03-27 20:43:56

-Przykro mi, ale żadnego komunikatu nie otrzymałem. -powiedział. -Nie było mnie wtedy w świątyni, przebywałem poza nią, a prywatnie się ze mną nie skontaktował. Z resztą podobnie jak osoby w świątyni. Nikt nie dał mi znać. -dodał. -Cóż to za komunikat? -zapytał z zaciekawieniem w tonie. Czuł jednak, że miało to związek z przybyciem ED'a do świątyni.

Hakon - 2011-03-27 20:48:28

że przybywam na Tython z niebezpieczną formą nieorganicznego życia. ED nie jest droidem. Komunikat ostrzegał jedi przed Edem. Przed takimi sytuacjami która się zdarzyła. Mieli nie wchodzić mu w  drogę, on nie radzi sobie z nowymi sytuacjami i robi się niebezpieczny
*wytłumaczył spokojnie. Może nie słowo w słowo, ale jakoś tak miał brzmieć ten komunikat*

Nash - 2011-03-27 20:58:08

-Cóż, nie zwalnia go to jednak z myślenia Hakonie. Wiele osób wymaga współczucia, zrozumienia. Ale ktoś kto atakuje pierwszy, bez wyraźnego powodu, w dodatku kiedy nie jest u siebie i nie wie czego się spodziewać? Zachowanie głupie nawet jak na droida, zwłaszcza bojowego jakim się wydaje. -powiedział. Nie mówił tego ze złości, raczej z braku zrozumienia głupiego postępowania droida, bo jak na razie tym dla Nasha był ED. Nie śmiał go nawet porównywać z Dżonym, który wydawał się znacznie bardziej ludzki.
-Ale nie rozumiem... -przerwał. -Powiedziałeś, ED nie jest droidem? -zapytał z wielką ciekawością.

Hakon - 2011-03-27 21:13:59

Nash, to nie było zachowanie, to było zupełnie niekontrolowana przez niego reakcja, poza myśleniem. Myślisz, ze gdyby to było kontrolowane to byłby potrzebny jakikolwiek komunikat? Nie, bo nie stanowił by zagrożenia. Psychika jest dużo bardziej obszerna niż ci się zdaje. Z takim atakiem trzeba sobie poradzić inaczej, trzeba go wyciszyć żeby włączyć myślenie.
*no cóż, skoro Nash nie wie najbardziej podstawowych rzeczy, to Hakon będzie od zera spokojnie tłumaczył. Tylko co robił jego mistrz przez tyle lat… to znaczy Nasha*
Na nasz umysł składa się świadomość, na którą mamy wpływ, i podświadomość, na która nie mamy, za to odciskają się na niej bardzo głęboko wszelkie doświadczenia życiowe. Oczywiście to bardzo podstawowy i schematyczny podział. Jeśli równowaga jest zachwiana możemy mówić o chorobie psychicznej. Choroba psychiczna często nie jest somatyczna, czyli nie zależy od wadliwej budowy czy funkcjonowania samego mózgu. A jedynie umysłu w sensie metafizycznym. Naszego jestestwa.
Ed gdyby w tamtej chwili zachował świadomość, nie zaatakował by cię. Jego podświadomość kazała mu tak postąpić bo kiedyś stało się coś tak destrukcyjnego, ze zaszczepiło w nim to na zawsze

*Szli sobie. W ruchu lepiej się mu rozmawiało na takie tematy. W ruchu konwersował ze swoim uczniem. Którego Ed bardzo przyjaźnie przywitał, ale to było w miejscu dla niego znanym i bezpiecznym. Wiec tutaj kompletna analogia do pojmowania Nasha. Bo chodzi o podświadomość, a nie logikę*
Nie, i z tego poniekąd wszystko wynika bo żaden droid nie byłby w stanie mieć takich reakcji. To są reakcje żywego intelektu. Istota, która wcześniej z bezpiecznego miejsca została wyrwana, potwornie okaleczone i umieszczona w ciele maszyny. Wyobraź sobie – przychodzi obca osoba, zabiera cie stąd, wyrywa ci ręce, nogi, obdziera cie ze skóry, umieszcza w jakiejś puszce, ogranicza mechaniką, programem, twój mózg podłączą do komputera i traktuje cię jak maszynę. Możesz sobie wyobrazić ten strach? Tą nienawiść? Nie próbuj.

Nash - 2011-03-27 21:29:48

To co opowiedział mu Hakon wywołało na samą myśl jakieś odrażające uczucie. I nie było to zniechęcenie czy odraza do samego ED'a. Było to uczucie swoistego przerażenia na myśl co mógł przejść ten "droid". Wciąż jednak nurtowało go jedno.
-Wszystko co mówisz rozumiem, ale w takim razie wytłumacz mi dlaczego tak reaguje na osoby, które absolutnie mu nie zagrażają? Nie ja go skrzywdziłem, nie ja sprawiłem, że cierpiał. -powiedział. -Nie bierz mnie za bezdusznego. Po prostu niezrozumiałym jest dla mnie to, co popchnęło go do takiego zachowania. Jedyne logiczne wytłumaczenie to to, że mógłbym być podobny to tych, którzy go skrzywdzili, albo zrobiliśmy to my Jedi, w co wątpię bo nie sprowadzano by go w samo epicentrum jego strachu w dodatku w towarzystwie Jedi. -powiedział. Nie chciał zagłębiać się myślami zbyt daleko, nie szukał dwuznacznych odpowiedzi. Interesowała go prawda.
-Ani ja, ani jakakolwiek inna osoba tutaj nie jest "zapalnikiem" do takowego działania, zwłaszcza, że na Moc wszechmogącą nie zrobiłem nic złego. A wątpię by takie zachowanie działo się losowo. Chyba, że jeszcze czegoś nie wiem. -dodał.

Hakon - 2011-03-27 21:43:33

Ponieważ on nie jest Jedi, nie jest mocowladny, nie czuje naszych intencji, zaś pracując przez… tak naprawdę to niesiemy czy pełne dwieście, ale załóżmy: przez dwieście lat jako egzekutor z bardzo wieloma osobami, które mogły mu robić różne rzeczy w różnych sytuacjach o których prawdopodobnie nie chcielibyśmy wiedzieć – mógł nabrać takiego lęku. Podświadomie zakłada, ze jednak coś mu grozi. Może to mieć podłoże jeszcze głębsze. On jest chory, potrzebuje pomocy. Inaczej będzie wchodził w to coraz głębiej, będzie atakował i w końcu kogoś skrzywdzi. Tak, takie zachowanie jest losowe, a  raczej – jest powtarzalne, za każdym razem kiedy pojawi się nowa osoba, chyba że Ed się przyzwyczai, zaufa, pojawi się wiecej osob które uważa za przyjaciół. Poczuje się bezpiecznie
*zakończył myśl i wpatrzyl się w ciemność*
Nash… nie zrozum mnie źle… to są podstawowe kwestie… Malkit to zrozumiał. Wydaje mi się, ze na wyrost dostałeś rangę Rycerza. Nash, ty… no po prostu jesteś upośledzony emocjonalnie, bo nawet nie bezduszny. I wybacz mi jeśli cie ramie ale każdy ci powie to samo, po usłyszeniu tego co ja.

Nash - 2011-03-27 21:56:50

-A może właśnie to we mnie jest nie tak? -powiedział. -Może moje podłoże emocjonalne jest upośledzone? -dodał. Zastanawiało go to i zgadzałoby się z jego dotychczasowym zachowaniem.
-Pozwól, że pomedytuję nad tym. -powiedział, ukłonił się i opuścił ogrody zmierzając w stronę hangaru.

Hakon - 2011-03-27 22:01:40

*W ciemności postać Hakona skinęła głową*
Wydaje mi się, ze tak, Nash. Coś z tobą jest nie tak. I nie wiem, jak ci pomóc.
*Odpadł ze smutkiem, po czym Nash mógł poczuć ciepłą dłoń na ramieniu*
Niech Moc będzie z tobą.
*I zaczął się oddalać, pozostawiając Nasha z Medytacją. Ale jak do tej pory nie pomogło to już nie pomoże…*

Hakon - 2011-03-28 10:20:27

*Po kilkunastu minutach marszu ze spuszczona głową, kompletnie zdemotywowany Hakon dotarł do statku. Spojrzał w gwiazdy.
Teraz wyglądały śmiesznie. Kiedyś fascynowały, a teraz były takie… zabawne. Ale nie roześmiał się. Sam nie wiedział, co czuje. Nie wiedział też jak powinien się czuć. Było mu tak niewyobrażalnie ciężko. Smutno. Źle. Planeta próbowała go uspokoić. Starał się jej oddech, z oddechu na oddech było lepiej, ale nadal pozostał kac. Co zrobiłem źle?*

ED - 2011-03-28 10:26:58

*Było cicho. Spokojnie. Wreszcie, ale nie znienacka i nie nachalnie miedzy łopatki Hakona nacisnęło coś zimnego, silnego i obłego. Z cała pewnością znanego. Było ciche, łagodne. Nie emanowało gniewem. Raczej poczuciem winy. Przyszłą odpowiedź na twoje pytanie. To nie ty zrobiłeś coś złego. To ja*

Hakon - 2011-03-28 10:33:53

*Poczuł ten delikatny dotyk „potwora” który wcześniej chciał „zabić” Nasha. Zrobiło mu się cieplej w okolicy mostka. Z uśmiechem sięgnął do tyłu by zgiętym palcem poszurać w gładką siatkę.
Mylisz się, Ed – pomyślał. Nie było trudno domyślić się, ze Ed chciał powiedzieć. – to nie twoja wina. Nawet nie Nasha. To dowód na to, ze pokutujemy za krzywdy, które nam zadano. Ty pokutujesz bo cię skrzywdzono. Nasha tez skrzywdzono. Tym, ze nie dano mu wiedzy. Za wcześnie zostawiono go samego.*
Nic się nie stało, Edziu. Nie przejmuj się

ED - 2011-03-28 10:42:57

*Do uszu Hakona mogło dojść ciche, przeciągłe ale smutne mrukniecie. Łeb dropia został w  tej samej pozycji, podpierając plecy barabela. Bardzo spokojnie, wręcz trochę nieśmiało*
Zawaliłem, Hakon. Liczyłeś na mnie, ze nie narobię ci kłopotów. Ani nikomu innemu. Żałuje tego. Czuje się winny. Ale zdałem sobie sprawe z tego co się stało dopiero tutaj, w statku. Przepraszam
*głos teraz był bardzo cichy. Im cichszy tym mniej wyraźny ale całkowicie zrozumiały. Nacechowany emocją. Koszmarnym wstydem za siebie*

Hakon - 2011-03-28 10:56:19

Bardzo się cieszę, ze tak o mnie myślisz, ale nie powinieneś tak bardzo brać tego do siebie. Wpędzasz się w błędne kolo. To jest inny świat. Nigdzie nie znajdziesz podobnego. To paradoks, ale jesteś tak wrażliwy, ze ci ciężko. Uspokój się, Ed. Pomyśl, że może już jutro poznasz tu kogoś, kogo zapamiętasz do końca
*Pomknął w ciemność łagodny, ciepły głos Hakona*

ED - 2011-03-28 11:05:37

Do końca… *powtórzył głucho Ed. Był tak blisko, ze jego postawa dawała do zrozumienia iż teraz potrzebuje bliskości. Że dotyk nie jest dla niego nieprzyjemny. To był właśnie ten moment tak ładnie kiedyś przez Hakona określony jako włażenie na kozetkę*
Nie będziesz pamiętał połowy rzeczy o których ja nigdy nie zapomnę…

Hakon - 2011-03-28 11:16:30

*Dość późno to zauważył, no ale lepiej późno niż wcale. Odwróciwszy się położył na siatce oba przedramiona i czoło. Oparł się o EDa, zamknął oczy i zanurzył w płytkim nurcie Mocy. Wsłuchał się w to okaleczone życie w Edzie.
Naszła go refleksja, ze zaufanie, kiedy trzeba na nie zapracować, jest najlepszą nagrodą*
Jeśli czujesz się winny, możesz sobie pomóc i przeprosić Nasha. Ale Nash nie jest osobą z którą się zaprzyjaźnisz. Jesteście zupełnie innymi typami. Nikogo nie skreślam. Ostrzegam cię. Ostrzegając można uniknąć wielu nieprzyjemnych rozczarowań

ED - 2011-03-28 11:30:25

*Hakon trafił w sedno. W tej chwili dotyk był pożądany. Tak to się zaczynało, najpierw paluszkiem, potem zezwolenie na dotyk techniczny, w  końcu można było go głaskać i przytulać. Przychodził tez czas kiedy on sam tego chciał a nawet potrzebował.
Mimo iż nadal nie miał pojęcia ze jest czymś więcej niż druidem*
Mógłbyś to zaaranżować?

Hakon - 2011-03-28 11:47:30

*Oparłszy się dłońmi o druidzi łeb wyprostował się i uwolnił głowę*
Jutro pomówię z Windu. Jeśli tak, to przy kimś z Rady. Jestem tu przede wszystkim by nie pozwolić tobie się zniszczyć. Chodź, jestem zmęczony
*Klepnął jeszcze blachę z boku, po czym ruszył po rampie do statku*

ED - 2011-03-28 11:47:54

*ED mruknął łagodnie, i pokornie podreptał za Hakonem do ładowni*

Moc - 2011-03-30 16:45:54

*Było przyjemne popołudnie, więc grupa młodzików zrobiła sobie przerwę w naukach, by się pobawić na dworze. Oczywiście za wiedzą i zgodą mistrzów. No i ich zabawy były też swego rodzaju ćwiczeniami, bowiem grali w coś na kształt piłki ręcznej, tylko, że przy pomocy Mocy. Nie można było używać rąk, wszystko robiło się siłą umysłu i to w biegu. Trzeba było szybko myśleć, koncentrować się w trudnych warunkach, no i współdziałać. Dzieciaki były zachwycone tą grą a mistrzowie z reguły z zadowoleniem obserwowali postęp w opanowaniu podstaw telekinetycznych zdolności. Tak więc dzieci różnych ras i w różnym wieku podzielili się na dwie grupy no i szaleli po prowizorycznym boisku z dala od głównego budynku Świątyni, by nikomu nie przeszkadzać.*

ED - 2011-03-30 16:49:52

*W pewnym oddaleniu od epicentrum wydarzeń, a więc od meczu, znajd0wał się stary cochrelowski frachtowiec który stał tu już od paru dni, cały czas z otwartą rampą.
Tego wieczoru nie było Hakona. Poszedł czegoś do lasu a Edowi silnie przykazał „grzecznym być” i póki na Ed nie działały żadne bodźce – zadanie nie było trudne, grzeczny był jak szczeniaczek. Dopiero dźwięki zabawy wywabiły go na zieloną trawę i tak w  jednej chwili był sam frachtowiec, a w drugiej już coś więcej. Wygadało to na pierwszy rzut oka jak jakaś cześć od statku. A to był ów sławny Ed, czy Edward.*

Moc - 2011-03-30 16:56:39

*Dzieciaki oczywiście wiedziały, by do frachtowca się nie zbliżać, więc trzymały się daleko. Jednak jak wiadomo podczas gry wyzwalają się różne emocje, w tym chęć zwycięstwa. Nie inaczej było i tym razem. Jeden z młodszych padawanów tak bardzo chciał zdobyć gola, że przesadził trochę z siłą "rzutu" i piłka zamiast polecieć w stronę bramki trochę zboczyła z kursu i poleciała dalej, aż dotarła pod nogi droida. No może nie pod same nogi, ale w każdym razie wylądowała kilka metrów od niego. No i nastała konsternacja, bo przecież nie można tam podchodzić, a trzeba odzyskać piłkę. Nikt chętny do tego zadania nie był, więc "wydelegowano" dwójkę najmłodszych, trochę przestraszoną, małą twi'lekankę oraz trochę starszego bothanina. Tak więc oboje powoli zaczęli się zbliżać w kierunku Eda, a gdy byli już tak w zasięgu, to chłopiec się pokłonił droidowi i zapytał.
- Przepraszamy panie droidzie... ale czy moglibyśmy zabrać piłkę, jeśli to panu nie przeszkadza?

ED - 2011-03-30 17:08:44

*Ed tez wiedział ze do frachtowca nikomu tu nie wolno, wiec wyszedł dość daleko wiedziony ciekawością, bo ufał, że nikt nie podejdzie.
A tu nagle…
Pach… pach… pach…
Trzy skoki i piłeczka potoczyła siew  jego kierunku, by znieruchomieć za chwile. Ed ze zgrzytem opuścił łeb i mruknął odgłosem przypominającym gotującą się wodę.
Zanim dzieci ustaliły kogo wyślą na pożarcie bestii, minęło kilka chwil, przez które Ed ośmielił się, i jak już dzieci były blisko, okazało się, ze stal już nad piłeczką. Olbrzymia, trochę pokraczna maszyna na jednej nodze, drugą zaś, wielka na blisko metr kwadratowy powierzchni stopy wprawiał przedmiot w ruch. Nie było to zbyt sprawne, za to bardzo ostrożne.
Kiedy odezwał się glos, trzymana w powietrzu noga z sykiem tłoków opadła na ziemie w kroku do tylu. Za nia druga. Ed się cofał.
Warknął mimowolnie a jego centrum sensoryczne nakierowało się na dwójkę straceńców.
Jednak wystarczyła chwila, by Ed sobie wszystko poukładał, a  skoro sobie poukładał, to mógł jakoś zareagować*
Ależ proszę *odparł, i najwyraźniej nie zamierzając robić problemów począł się cofać by padawani mogli bez stresu wziąć zabawkę. Nieuszkodzoną*

Moc - 2011-03-30 17:16:01

*Ta dwójka spoglądała na droida trochę przestraszona (bo w końcu był wielki, dziwny i miał jakieś tam uzbrojenie, chociaż nieaktywne), ale też i trochę zaciekawiona (Najwyraźniej bawił się ich piłką). A gdy ED odpowiedział im, to się ucieszyli, bo będą mogli dokończyć grę. Twi'lekanka powoli do piłki podeszła i wzięła ją do rąk, nie korzystając z Mocy. Po części by nie przestraszyć droida a po części też dlatego, żeby się nie popisywać przed obcym. Bothanin natomiast zamyślił się na chwilkę, jakby coś w głowie planował. I rzeczywiście, po chwili padła oferta.*Przepraszam... a może chcesz zagrać z nami? *Ot, zwykła dziecięca propozycja i całkiem szczera.*

ED - 2011-03-30 17:21:33

*Nie było widać po uzbrojeniu czy jest aktywne czy nie, wiec mogło to robić wrażenie.
ED odsunął się na odległość niecałych siedmiu metrów. Pomrukiwał cicho i wyglądał na całkiem rozluźnionego. Jeśli takie dzieci potrafiły już wyciągać z Eda to, co inni jedi, to była to ciekawość i lekki niepokój. Ale przede wszystkim ciekawość. Wolno żyjących i bawiących się dzieci nie widział nigdy. Nie interesował się tematem to i mało wiedział.
Mógł polegać tylko na swoim intelekcie i tej skromnej wiedzy którą miał*
Nie potrafię grać w piłkę *odpowiedział raczej cichym, jednostajnym głosem, kończąc wypowiedź pomrukiem i ruchem odstawienia nogi w bok*
Nie ta kategoria wagowa

Moc - 2011-03-30 17:30:13

*No to obie strony były zarówno zaniepokojone jak i zaciekawione, bo to spotkanie było dosyć nietypowe, a i nad młodzikami wisiała pewna groźba. Bo co się stanie, gdy ich nakryją mistrzowie? Były w sumie dwie opcje, jeśli nie narozrabiają to nic wielkiego, jakieś dodatkowe ćwiczenia. Ale jeśli narozrabiają, to wtedy kary mogą być troszkę surowsze. No ale mała twi'lekanka postanowiła zaryzykować, bo Edek tak trochę samotnie wyglądał.* Możemy cię nauczyć, jeśli chcesz... chociaż w troszkę inną wersję *W wersję "dżedajską" to nie dałby rady zagrać, bo nie potrafi władać Mocą, ale taka normalna to czemu nie. No ale drugi problem był poważniejszy* Ooo... no nad tym nie pomyśleliśmy *Mruknął smutno bothanin.*

ED - 2011-03-30 17:36:47

*Uczenie Eda gry w dżedajską wersje czegokolwiek wykończyło by nauczyciela, bo Ed nie miał „tego” w sobie. I w ogóle jego oddziaływanie na świat było dość ograniczone. Mógł sobie chodzić i patrzeć, zaś wszelka manipulacja (wyjąwszy niszczenie) właściwie nie wchodziła w grę.
Ed mruknął znowu. Nagle stał się wyższy, ale nie wyglądało to groźnie. Miał tak skonstruowane nogi ze mógł się trochę podwyższyć. Zmienić sobie perspektywę. Wyglądało to jakby sam, nieśmiało szacował swoje szansę.*
Mógłbym wam niechcący zniszczyć ta piłkę Odezwał się w końcu. Ed, jak każdy starszy pan miał duże opory typu „nie wypada” czy „jest to źle widziane”.
A także droidzie typu „nie mam prawa”. Nie wolno droidom, nie do tego jest skonstruowany żeby bawić się piłką.
Jednak był już za sprawą pracy wielu osób na tyle otwarty, ze go ciągnęło do poznawania. Potrzebował jeszcze pomocy mentalnej, ale już bardzo wiele robił sam*

Moc - 2011-03-30 18:33:03

*Gdy się tak podwyższył to dzieci nieco się cofnęły, ale gdy zobaczyły, że nic takiego się nie stało, to a powrót wróciły na swoje miejsca. Troszkę skonsternowane były, bo chciały nauczyć Edka grać w piłkę, tylko że ta ich była za mała i mógł ja łatwo nadepnąć. No i by nie mieli czym grać. Ale jakiś sposób się pewnie znajdzie... zawsze jest jakieś rozwiązanie. Nagle odezwał się młody bothanin* A jeśli piłka byłaby większa? *No jakiś to pomysł był, chociaż to sam Edek musiał ocenić, czy dałby radę. Dzieci nie znały się na jego ograniczeniach i tym podobnych sprawach. Ale chciały dobrze.*

ED - 2011-03-30 18:37:13

*Ed też był skonsternowany, i to silnie, a  do tego onieśmielony i z konfliktem wewnętrznym.
Mali jedi mieli poważny problem który mogli jak jedi rozwiązać, a  Ed… Ed też miał nie lada problem bo nie wiedział, jak się zachować. Sam zdawał sobie sprawą jak niebezpieczną „rzeczą” był on sam.
Większa piłka? Właściwie nie miało to znaczenia. Ale tego Ed nie wytłumaczy,. Dopiero jakby zobaczyły go w „akcji” to by zrozumiały, ze taki kloc w piłkę raczej nie zagra*
Nie wiem… nigdy nie grałem w piłkę. Żadną, ani dużą ani małą

Moc - 2011-03-30 18:42:06

*Może i to dzieci były, ale też szkoliły się na Jedi, więc były też troszkę bardziej "kumate" niż inne w ich wieku. Tak więc gdyby Edek im wytłumaczył, że technicznie to niewykonalne to by może porzuciły ten problem, chociaż ze smutkiem. A tak to czepiały się tego pomysłu, bo chętnie by z nim zagrały, by nie był taki samotny. Tak siedział w pobliżu tego swojego frachtowca i nie wiadomo co robił.* No to możesz spróbować... bo możesz? *Zapytała twi'lekanka z lekką nadzieją w głosie. A dzieciaki za nimi zaczęły troszkę się niecierpliwić, bo piłki jak nie było, tak nie ma. Ale nikt dodatkowy do nich nie podszedł.*

ED - 2011-03-30 18:46:36

*Ed sam nie wiedział jak to by miało wyglądać, bo i jeszcze za krótko się na ten meczyk przyglądał. Człapać za piłką i jakoś tam na nią wpływać, kopnąć czy popchnąć to mógł. Taka by była z nim gra. Oczywiście do każdego kopnięcia musiał by się zatrzymać, opanować równowagę na jednej nodze – na pewno ciekawe doświadczenie, acz malo porywające.
Co do samotności to niestety dzieciaki mialy racje. Ale sam Ed nie zdawał sobie z tego sprawy. Nadal uważał, ze nie ma prawa do zmian. Był maszyną, a maszyny nie narzekają na samotność.*
Mogę… tak mi się wydaje *odparł już trochę żywszym głosem, oczywiście w granicy możliwości technicznych*

Moc - 2011-03-30 18:51:33

*Dziewczynka aż klasnęła z radości a chłopak tylko się uśmiechnął, po czym odrzucił piłkę do czekającej grupki, by ci się nie nudzili. Oni tutaj muszą skądś wziąć większą piłkę,a to wymagało troszkę kombinowania...* No to świetnie, zobaczysz, będzie fajnie. Najpierw nauczymy cię grać. A potem zagramy sobie. *Dzieci żadnych przeszkód nie widziały, wiec z entuzjazmem zabrały się do jego realizacji. Bothański chłopak pobiegł szybko w kierunku świątyni a twi'lekanka została.* Grakh poszedł po większą piłkę. Poczekamy, dobrze? *No i siadła sobie na ziemi, patrząc to na wznowioną grę, to na Eda. Po głowie chodziły jej jakieś tam niewinne pytania, no i w końcu jedno zadała.* Co lubisz robić?

ED - 2011-03-30 18:59:30

*Droid mruknął energicznie, wręcz entuzjastycznie, jak w jakiejś bajce, ale skąd mu się wzięła taka reakcja – nie wiedział sam i nie myślał o tym.*
Świetnie, to doskonały pomysł *rzekł, zaczął się angażować, i wyłączyło mu się bezpieczne myślenie typu „zaraz może im się od mistrza dostać bo coś tam”. Poza tym jakoś… nie wywoływały w nim tej nienawiści do wszystkiego co się rusza, a  to uznał za dobry znak. Patrzył za chłopcem, szumiąc cicho, bo włączyło się chłodzenie, i potrwa jeszcze kilka sekund.
I nagle przyszło to zaskakujące pytanie. Pozornie błahe, proste, dziecięce. Ale…
Nie było na nie odpowiedzi. Co Ed lubił? On nie wiedział. Nigdy nie zadał sobie pytania: co lubię, co jest dla mnie ważne. Bo nie miał do tego prawa.
Może czasem przechodziło mu coś przez myśl, ale to były myśli przypadkowe.
Pewnym było, ze na pewno nie była to jego praca. Bycie egzekutorem. Ni to lubił, ni specjalnie nielubił. Był przez te setki lat jakby go nie było*
szczerze mówiąc to jeszcze nie sprawdziłem… *odparł. Szczerze – bo to w końcu tylko dzieciak i co on tam rozumie…*

Moc - 2011-03-30 19:08:29

*Chłopaka nadal nie było, ale nim wróci to minie trochę czasu, bo w końcu trzeba zorganizować większą piłkę, a to trochę potrwa. Więc dziewczynka postanowiła zabawić Eda rozmową no i chyba coś jej się tam udało. No bo w końcu odpowiedź dostała, tylko, że nie taką jaką się spodziewała. Był to drobny problem, ale od czego one są, jak nie po to, by je rozwiązywać?* No to musisz popróbować. Ja na przykład lubię biegać i wchodzić po drzewach. Mistrz mówi mi, że małpka ze mnie i się śmieje *Zrobiła nieco naburmuszoną minę, bo określenie "małpka" ją nie satysfakcjonowało.* Hmm... lubisz może spacery? Albo takie wylegiwanie się na słońcu jak kotki? *Podsunęła Edowi jakieś propozycje, bo skoro nie próbował, to musi w końcu kiedyś to zrobić.*

ED - 2011-03-30 19:13:02

*Może to i głupie ale dla Eda bardzo było wciągające i wymagające zastanowienia się nad sobą*
Jestem droidem. Maszyną. Maszyny nie mają zainteresować *druidzi głos zabrzmiał tak jakby… jakby przepraszał. Za to ze jest tym czym jest*
Nie za często widywałem słonce. Nie zastanawiałem się czy jest dobre, czy złe. Do spacerów tez nie miałem okazji, ale wydaje mi się ze to bym polubił *nadal na zasadzie że „dzieciak nic nie rozumie” powiedział na głos to, co w innej sytuacji mogło być nawet bolesne. Jego olbrzymi durastalowy łeb podniósł się i poszło w przestrzeń kolejne mruknięcie. Chwila ciszy i…*
Lubię rozmawiać *wypalił nagle, jakby nagle go olśniło*

Moc - 2011-03-30 19:21:57

Ale czemu nie? Myślisz, czujesz... to lubić coś musisz. Nikt o tym wiedzieć nie musi *Dziecięca logika była prosta, nie brała pod uwagę wielu zmiennych, warunków środowiska itp. Po prostu najprostsze pomysły przychodziły im do głowy, co czasami okazywało się zbawienne. Dorośli często "przekombinowywali", co prowadziło do różnych absurdów.* No to teraz możesz sprawdzić, czy to polubisz *Twi'lekanka uśmiechnęła się szeroko, i szczerze. Zaczęła nawet szukać posród traw jakiegoś kwiatka, by go dać Edowi jako taki mał prezent, o ile będzie chciał, gdy usłyszała, że ten lubi rozmawiać.* No to coś lubisz jednak! Ja też lubię rozmawiać*Dziewczynka rozpromieniła się cała a jej lekku zadrgało radośnie.*

ED - 2011-03-30 19:27:01

*Droid mruknął przeciągle i z sykiem padł do najniższego swojego pułapu. Jednak nie przeszedł w stan spoczynku, jakby nadal demonstrował gotowość do kontaktu. A jednak.
Bo lubił rozmawiać. To mógł robić na równym poziomie co i ludzie. Wcale nie był gorszy, mógł już to sprawdzić i robił to. Został pochwalony za inteligencję, umiejętność rozmowy była mu znana. Sam się tego nauczył.*
zatem: może porozmawiajmy *Rozmowa z dzieckiem była czymś, co robił pierwszy raz, czyli kolejny krok, zrobiony dość późno, bowiem wcześniej nie miał okazji*

Moc - 2011-03-30 19:33:00

*Tym razem dziewczynka zamrugała energicznie, troszkę zdziwiona tą odpowiedzią.* Przecież rozmawiamy *Stwierdziła rzecz chyba oczywistą, no ale może droid troszkę inaczej to nazywał? W to już nie wnikała, zbyt filozoficzne by to było pytanie. W każdym razie teraz wstała na równe nogi i otrzepała tunikę z resztek trawy i takich tam brudów.* Hmm... no to lubisz rozmawiać... a lubisz kwiatki? Bo ja je bardzo lubię. Na Coruscant uwielbiałam ogrody Świątynne... było tam bardzo dużo roślin. A ty możesz wąchać kwiatki? *Zapytała z ciekawości. Nie miała za bardzo o czym rozmawiać z Edem, była za mała by rozumieć, że ten ma jakieś problemy z kontaktami z innymi. Był miły, rozmawiał, wiec czego chcieć więcej? No może dowiedzieć się kilu rzeczy o nim. Tak wiec pytała.  rzeczy na prawdę prozaiczne. Lubisz słonko? Lubisz kwiatki? I tak dalej.*

ED - 2011-03-30 19:42:53

*Ed nie miał takiej lekkości społecznej, stąd mogły wychodzić nieporozumienia. Ale szczęśliwie jakoś nie wziął tego do siebie. Kiedy dziewczynka się ruszyła, ruszył się też Ed. Jego rozmiary i sposób owego ruchu przywodziło na myśl skojarzenie, ze musi być zmęczony dźwiganiem własnego cielska.
W każdym razie – ruszył się i obrócił tak, żeby mieć ją z przodu. W tym położeniu promienie słońca oświetlały gładki metal i ujmowały trochę lat starej kupie złomu. Bo i nawet stary pancerz zabłyszczy na słoneczku.*
Kwiatki? Nie miałem z nimi do czynienia.
*Ed był miły, chętny do kontaktu, ale jaki niedouczony… jaki niedoinformowany… kwiatki, piłka… wszystko do tej pory co uważał za niegodne uwagi i pomijał, tutaj okazały się bardzo praktycznym tematem.
Ale nagle, jak przez mgłę, która zaraz się rozwiała przypomniał sobie jedno zdarzenie. Zaraz system sięgnął do banków pamięci i przywołał scenę walki na Arenie. Widział jeszcze wtedy wszystkimi fotoreceptorami. Z trybun, po udanej pokazowej egzekucji w jego wykonaniu ktoś rzucił nieduży, biały kwiatek…
Ed podniósł nagle głowę i warknął cicho*
Kwiatki.. lubię. Lubię białe. I chyba mogę je wąchać
*Miał sensory zapachowe. Za nowości pewnie odebrałyby bodźce zapachowe z kwiatka. Teraz już jak większość w nim: zaśniedziale, pozatykane, zardzewiałe i nie działa. No ale kto tam wie…*

Moc - 2011-03-30 19:49:08

*Może więc dla Eda takie spotkanie z dzieckiem i jego prostym światopoglądem będzie trochę pomocne? W końcu o piłce nie wiedział, o kwiatkach... Hakon edukował go w ważnych sprawach a dziecko może mu pokazać rzeczy proste i codzienne, z których można się cieszyć.* Białe kwiatki? Widziałam gdzieś tutaj... chodź, pokażę *I z uśmiechem ruszyła przed siebie, podskakując lekko i beztrosko, jak to dziecko. Zwykły marsz był trochę za nudny, więc trzeba go jakoś urozmaicić, więc podskakiwała sobie, a jej lekku wdzięcznie pląsało razem z nią.* Poszukamy białych a potem ja ci pokażę moje ulubione... i dam ci powąchać, jeśli będziesz chciał. Tylko nie wiem jak się nazywają... zapomniałam *Dodała trochę zawstydzona, no bo pamiętała! Tylko tak z głowy jej wypadło.*

ED - 2011-03-30 19:56:51

*Na pewno będzie. Już jest. A w piłkę to Hakon na pewno tez grać nie umiał. I choć jego codzienność do tej pory wyglądała zgoła inaczej, miał w sobie tyle radości poznania, ze chętny był poznać codzienność Tythona. Stara kupa złomu jęknęła i Ed energicznie ruszył za dzieckiem, i to całkiem blisko. Z wiadomych względów – nie podskakiwał.*
to trochę inaczej niż u mnie. Droidy nie zapominają *kolejna wypowiedź zakończona pomrukiem. Ed zaczął oddalać się od frachtowca. Bez Hakona. Oto sposób by ukraść statek strzeżony przez agresywnego ciężkozbrojnego droida. Tak – najprostsze rozwiązania*

Moc - 2011-03-30 20:09:23

Masz szczęście, bo ja zapominam i mnie potem mistrzyni za to gani *Bycie dzieckiem szkolącym się na Jedi to nie łatwa rzecz, tyle w końcu trzeba zapamiętywać i tak dalej. Droidy miały łatwiej, zapisywały coś i pamiętały. No i można sobie takie wspomnienia wymieniać. Normalnie pełno plusów! le chyba by nie chciała mieć w głowie komputera.* Już powoli jesteśmy *Jeszcze kilka kroczków, parę chwil i już. Byli na miejscu. Mała polanka pełna kwiatów różnych gatunków, zapewne był to ogródek jakiegoś Jedi, a sądząc po guście i po stanie utrzymania to była to własność kobiety.* A teraz ciii... żeby nas mistrzyni nie zauważyła. Chcesz ten biały? *Wskazała na biały kwiatek rosnący pod małym drzewkiem. Twi'lekanka w podskokach dotarła w tamto miejsce i zerwała kilka kwiatków, wybierając te o naintensywniejszym zapachu. Po chwili wróciła do Edka i nieśmiało isę zbliżyła, dając mu je do powąchania*

ED - 2011-03-30 20:16:08

*Ed był pełen entuzjazmu do chwili, kiedy się okazało, ze jakaś mistrzyni tu urzęduje. Może nie miał nadzwyczajnych danych o ogrodach, ale nieprzypadkowość rosnących tu roślin dała mu do zrozumienia, ze właśnie wtargnęli na czyjąś „posesje”. ED wydał z siebie dobrze widziane w takiej chwili „ouuummm…”*
Jeśli mamy się narazić mistrzyni to ja jednak wytrzymam bez kwiatka… *krok do tyłu – bo wcześniej z rozpędu wtarabanił się na polankę. Miał taką naleciałość – sam dbał o szanowanie jego przestrzeni i jego „mieszkania” w maszynowni, wiec nie miał kłopotów z szanowaniem cudzej „własności”.
Obserwując dziecko przybrał pozycje stróżującą. W końcu robili cos zakazanego, robili to razem, wiec musiał jakoś jej strzec. Niestety – widział tylko do przodu. Z boku czy od tyłu łatwo było takiego strażnika zajść.
A kiedy dziewczynka się zbliżyła, Ed mruknął i pochyliwszy łeb na tyle, ze by go dotknąć w „czoło” musiała by lekko podnieść rękę, czekał*

Moc - 2011-03-30 20:21:16

Oj tam, mistrzyni się nie dowie... a nawet jeśli, to tylko parę kwiatków *Dziewczynka nie przejmowała się tym za bardzo. Szanowała własność innych, ale taki ogródek uważała za coś wspólnego, gdzie każdy może przyjść, powąchać kwiaty, podziwiać ich piękno. Ed nie mógł jednak się nachylić, by powąchać rośliny, wiec mu pomagała. To nic złego w końcu. Tak wiec podniosła wiązaneczkę do góry, podkładając ją pod miejsce, gdzie myślała, że jest nos. Niech sobie Ed powącha, bo na prawdę ładnie pachniały. Zapach skłodkawy, ale i ożeźwiajacy.*

ED - 2011-03-30 20:26:44

*Najwyraźniej Ed miał nos „w buzi” – ów otwór zaraz pod czarna, gładką siatką wyglądał właśnie jak paszcza – w środku były jakieś kratki i poziomo poukładane sztywne druciki. Ruch droida sprawił, ze bukiecik znalazł się właśnie w tej „paszczy” gdzie wonie zostały poddane analizie. Przy tym chcąc nie chcąc cały masyw tego olbrzyma znalazł się niemal nad dziewczynką. A droid był naprawdę olbrzymi. Łeb miał jak kabina myśliwca, wsiadło by na niego ze trzech dorosłych.
Z tak bliska widać też było wychodzącą ma łączeniach rdzę. Najwięcej właśnie w miejscu gdzie siatka stykała się z dolnym pancerzem.
Buchało od Eda ciepło. Może nie gorąco, ale takie chemiczne, trochę zalatujące izolacją ciepełko.
Chwila trwała ta analiza, i w końcu, owal kopuły podniósł się o kilkadziesiąt cm*
To pachnie jak odświeżacz powietrza

Moc - 2011-03-30 20:37:23

*Ciekawe doświadczenie, dawać droidowi kwiatki do powąchania. Dziewczynce się to nawet podobało, taka miła odmiana od codzienności. I nawet to buchające od Eda ciepło jej nie przeszkadzało, a słysząc porównanie kwiatów do odświeżacza powietrza to zachichotała.* Nie... bo to odświeżacze pachną jak kwiaty, o! *Dla Eda mogło to wyglądać odwrotnie, bo w końcu z kwiatami nie miał na co dzien do czynienia a z odświeżaczami już pewnie tak. No ale można to odnotować jako kolejny punkcik w nauce życia całkiem codziennego.*

ED - 2011-03-30 20:41:26

*Pierwsza reakcja była jaka była. Miał jakaś bazę do której się odniósł. Po chwili namysłu doszedł do wniosku że rzeczywiście – najpierw musiały być kwiaty.
Mruknąwszy znowu podniósł łeb,, by nie prowokować własnego środka ciężkości*
Po krótkiej analizie też tak myślę *zgodził się, odstawiając masywną nogę do tyłu. Stał całkiem blisko. Wąskie pole widzenia obserwowało zagajnik. Po krótkim mruknięciu kabina myśliwca znowu opadłą. Migająca na zielono dioda mrugała do dziewczynki*
No a twój ulubiony kwiatek?

Moc - 2011-03-30 20:57:53

No widzisz, mądry jesteś! Mistrzyni mówi, że tylko mądry człowiek umie się przyznać do błędu... znaczy się osoba. *Poprawiła się od razu, bo Edek człowiekiem nie był. Ona w sumie też nie, więc osoba. To pasuje i do niej i do niego. Takie dyplomatyczne wyjście. A gdy już Ed skończył wąchać kwiatki, to opuściła rączkę i wymyśliła co zrobić z zachowanymi roślinkami. Po prostu powplatała je w opaskę, którą nosiła na głowie, bo we włosy nie mogła ich wpleść. A szkoda, tego zawsze zazdrościła innym dziewczynkom, ale jej lekku i tak było lepsze. Szkoda, że obu tych rzeczy nie można mieć na raz.* O to te, purpurowo-białe *Wskazała na kwiaty rosnące na uboczu, po czym powtórzyła czynność zerwania kwiatów i dała je do wąchania droidowi. Tym razem zapach był silniejszy, mniej słodki ale w jakiś sposób ujmujący, przynajmniej tak uważała twi'lekanka. Na myśl przychodziło jej morze, gdy wąchała tą roslinkę.*

ED - 2011-03-30 21:03:48

*Ed zdecydowanie był bardzo „osobliwą osobą”, choć sam o tym nie wiedział. Chociaż momenty kiedy ktoś zwraca się do droida per „pan” (już trzy czy cztery takie sytuacje były” są zastanawiające.
Mruknął, jakby w podzięce za komplement że jest mądry. Podobno brak włosów ma coś z tym wspólnego, bo i Ed włosów nie miał. Chyba ze już mchem porastał, ale o tym nie wiedział. Kolejny kwiatek wylądował w otworze sensorycznym. Zapach był dla niego bardzo trudny do odróżnienia. Podchodził pod definicje odświeżacza*
to jest ciekawe poinformował werbalnie już po skończonej czynności.*
wianuszek… *chodziło rzecz jasna o kwiaty we „włosach” tzn w lekku, za opaską, albo po prostu – na głowie*

Moc - 2011-03-30 21:13:51

Słucham? Aaa... na głowie. No nigdy mi wianuszki nie wychodziły to tak je wplatam sobie *Wzruszyła ramionkami i z tymi kwiatami uczyniła podobnie, powplatała je w opaskę na czole, by ładniej wyglądać. No i też by ładniej pachnieć. Po skończonej czynności rozejrzała się po ogródku, by coś dać Edowi do powąchania. Kwiatów było tutaj sporo ,niektóre wyglądały zwyczajnie, inne były na prawdę egzotyczne.* A które chciałbyś powąchać? *Zapytała, bo może jakiś mu przypadł do gustu szczególnie, przynajmniej z wyglądu.*

ED - 2011-03-30 21:20:18

*Nic się nie działo, mistrzyni nie nadciągała, widać to tylko w filmach. Wiec mogli tu zabawić. Ed rozejrzał się znowu, tym razem zwracając większą uwagę na kwiatki jako oddzielne niezależne od siebie formy. Ciężko mu było patrzeć na kwiaty, bo zlewały mu się w jeden schemat. Taka droidzia wada.
Ale nagle problem rozwiązał się sam. Łeb olbrzyma jeszcze bardziej przygiął się do dołu*
O… tutaj. Ten. Ten tu nie pasuje
*a o co chodziło? Kilka centymetrów od nóżki dziewczynki, głęboko w trawie wychylał się mały różowy kwiatek przypominający stokrotkę. Wyglądał jak ucieleśnienie błędu w programie. Nie pasował. Taki mały, nic nie znaczący kwiatuszek co na niego się uwagi nie zwraca*

Moc - 2011-03-31 17:45:58

*A dziewczynka czekała, aż Ed wskaże jej jakiś kwiat. Nie wiedziała, że ma problemy z odróżnieniem ich, bo niby skąd? Droidowi do procesora nie wejdzie...* Czemu nie pasuje? Bardzo ładny jest *Zapytała zaciekawiona i nachyliła się nad różowym kwiatkiem, chcąc go powąchać. Faktycznie, w pobliżu nie było żadnego podobnego, więc bała się go zerwać. Bo jeśli to jakiś unikatowy, ulubiony kwiat mistrzyni? To wtedy mogłaby się troszkę zdenerwować, gdyby został on zerwany.*

ED - 2011-03-31 17:52:28

*Z lekkim mruknięciem odstawił do tyłu jedna z olbrzymich nóg, by lepiej widzieć małego kwiatka i równie małą swoją nową koleżankę*
bo to całkiem przypadkowy kwiatek. Dziki
*Kwiatek rósł  trawie, nie był wkomponowany w całość, widać po prostu sobie tu wyrósł i mistrzyni nawet o nim nie wiedziała. Była to najzwyklejsza pospolita na wielu światach stokrotka. Widać kiedyś kiedyś, tamci jedi którzy wybudowali tu świątynie przywieźli ze sobą nieświadomie stokrotkę.
Nie pachniała. Tylko tak sobie rosła.*
Mistrzyni go nie wkomponowała w całość. On sam tu się wprosił

Moc - 2011-03-31 18:00:08

Ale ładny *Dla twi'lekanki tam nie robiło różnicy to, czy on został celowo zasadzony czy też rósł sobie dziko. Chwastem ta stokrotka nie była, niech więc sobie spokojnie dalej rośnie, a jeśli mistrzyni ona się nie spodoba, to przecież sama wyrwie.* Taka jest natura, sama się wprasza i robi swoje porządki *Podsumowała krótko dziewczynka. Wystarczyło spojrzeć na Świątynię, zbudowana przez Jedi, ale została opuszczona na wiele lat, więc natura sama się zabrała za swoje porządki. A teraz, gdy Zakon wrócił to powstało przedziwne połączenie działalności ludzi i natury.*

ED - 2011-03-31 18:05:11

*To był już dla Eda całkowicie obcy temat,. Nie, żeby nie interesujący. Po prostu obcy, nigdy nie potrzebny, bo i po cóż maszynie w katakumbach pałacu wiedza o roślinkach. Inna wiedza mu była potrzebna.
Teraz – mruknął sobie, zaintrygowany tematem: bo po co ten kwiatek tutaj wyrósł?
Chociaż – Ed był już na tyle uspołeczniony ze wolał się zastanawiać nad kwestią czy to mistrzyni go tu zasądziła czy on sam się wprosił.
Tak czy owak o ile łażenie sobie z małym dżedajkiem mogło być całkiem sympatyczne, o tyle dużego nie chciał spotkac i to „na jego terytorium”, dlatego też Ed dyplomatycznie się cofał*
Chodźmy, Twój kolega pewnie już na nas czeka

Moc - 2011-03-31 18:11:48

*Dziewczynka nie miała pojęcia jak wyglądało kiedyś "życie" EDa, więc zakładała rzeczy oczywiste, a więc, że zna się troszkę na roślinkach i tym podobnych rzeczach. Bo w końcu wszyscy się znają, to czemu on miałby się nie znać? Normalnie abstrakcja!* Dobrze. Oby miał już piłkę *Stanęła prosto, okręciła się na pięcie i już w podskokach ruszyła w drogę powrotną, kierując się w stronę frachtowca. Na Eda nie czekała, przecież ją dogoni, w końcu miał wielkie nogi. I tak dotarli w pobliże frachtowca, gdzie już na nich czekał bothanin ze sporą piłką. Dzieci pewnie będą miały lekki problem z wprawieniem jej w ruch siłą mięśni, ale od czego jest Moc? A Edek to ją swobodnie kopnie swoimi nogami.*

ED - 2011-03-31 18:15:10

*No tak. Ed niedouczony. Wstyd! No ale na  szczęście temat nie został podciągnięty, za to piłka się pojawiła, Ed będzie więc miał okazje skompromitować się w innej dziedzinie, tak wiec ruszył za dziewczynką z takim entuzjazmem aż ziemia drżała. Oczywiście pełen dobrych myśli i nadziei że umie to zrobić, bo chyba jest w stanie podnieść nogę. Jak to jednak będzie – okaże się za chwile*

Moc - 2011-03-31 18:18:40

No gdzieście byli? *Zapytał od razu chłopak, bo widać było, że jest troszkę zniecierpliwiony. Pewnie czekał już na nich od jakiegoś czasu, ale jego przyjaciółka się tym nie przejmowała, tylko rozpromieniła się na widok piłki.* Jaka duuuża. Świetnie, możemy zagrać z... eee... przepraszam, ale jak ci na imię? *Teraz zdała sobie sprawę z tego, że nie wie jak droid ma na imię. Oj wstyd! Nie przedstawili się i tak jakoś się to potoczyło. Więc trzeba nadrobić zaległości jeśli chcą się razem bawić.* Ja jestem Susie a to Grakh. *Przedstawiła najpierw siebie a potem bothanina.*

ED - 2011-03-31 18:30:24

*Ed niczym wielki ogon człapał za dziewczynką aż do miejsca docelowego, które daleko się nie znajdowało. Tuż przy „jego” statku. Zachowywał się bardzo swobodnie, emanował pozytywnymi emocjami, wiec już poniekąd nie był straszny, tym bardzoiej ze pomrukiwał naprawdę wesoło*
W kwiaciarni *odparł łagodnym tonem na zapytanie – zarzut. Nie podszedł a blisko. Odruchowo zatrzymał się w pewnej odległości od dzieci. Stal, słuchał, kiedy się przedstawiali – pomrukiwał żywo*
Edward. Tak mi się przynajmniej wydaje *odparł im, bo kwestia jego imienia nie była taka jasna. To Seco mianował go Edwardem. Wszystkie „Edki” i „Edzie” tez były zdrobnieniem od Edwarda. Ale mogły być tez od Edmunda i Edgara. Wiec – jak każdy droid – imienia nie miał no ale jakoś tam go nazywano*

Moc - 2011-03-31 18:41:26

Miło nam... a teraz do nauki! *Twi'lekanka klasnęła entuzjastycznie i wypróbowała poruszanie piłki Mocą. Wyszło całkiem zgrabnie i potoczyła się ona powoli w stronę Edwarda. Zatrzymała się jednak jakieś dwa metry od niego.* zaczniemy spokojnie... dasz radę kopnąć tą piłkę nogą? *zapytał bothanin podchodząc do piłki by w razie czego jakoś Edowi pomóc w manewrowaniu, ale nie miał tak na prawdę pojęcia, jak mu mógłby pomóc. Pierwszy raz uczyli droida grać w piłkę, a przy tym Ed był na prawdę wielki i nietypowy. Więc problem był.* Dasz radę?

ED - 2011-03-31 18:46:42

*Żeby kopniak był efektywny piłka musiała mieć co najmniej 50cm. Raczej nie miała, wiec i to kopanie nie będzie wyczynowe, jednak Ed jeszcze nie wiedział, jakie to trudne. Nie znał do końca swoich ograniczeń, wydawało my się to łatwe.
Zaraz energicznie zbliżył się do piłeczki dwoma krokami. Jednak miał jeden… to znaczy wiele mankamentów miał ale w tej chwili do głosu doszedł jeden: Ed miał nogi zginane do tyłu, więc kopał do tyłu, a  do przodu… no nie było to to samo.
Jednak był tak bardzo pozytywnie nakręcony ze nie zwracał na to większej uwagi, w  rezultacie po kilkunastu sekundach piłka została wprawiona w ruch za pomocą ruchu nogi i przeleciala caaaałe cztery metry…
Co najdziwniejsze jednak Ed mruknął zadowolony.*

Moc - 2011-03-31 18:53:56

*Piłka miała gdzieś 40 cm średnicy, więc wcale taka mała nie była, więc prawdopodobieństwo jej zadeptania było niższe, chociaż nigdy nic nie wiadomo. Dzieci też o ograniczeniach Eda mało wiedziały, więc z dużym napięciem obserwowały jego poczynania. Właściwie to kibicowały biednemu droidowi w jego próbach kopnięcia piłki. No i udało się! Co prawda tylko cztery metry, ale to już był sukces.* Udało się! Brawo, świetny kopniak! *Dzieci się cieszyły i zaraz podsunęły mu z powrotem piłkę, by mógł kopnąć znowu.* Ale spokojnie, bez nerwów. Poćwiczymy technikę *Mruknął uspokajająco bothanin.*

ED - 2011-03-31 19:07:05

*na 40cm Ed bardzo swobodnie podnosił nogę wiec było niebezpieczeństwo, no ale jak się okazało – raczej piłkarzem to on nie będzie.
Ed mruknął radośnie. Naiwnie wierząc, ze naprawdę dokonał czegoś wartego braw. Bo co on tam wiedział. Lepiej mu szło kopanie do tyłu – tego bali się nawet na widmie, no ale az taki niedouczony nie był i wiedział ze jak się gra, to kopie się do przodu. Wyszedł do piłki na spotkanie i wyglądało już że może kopnie w ruchu ale nie. Zatrzymał się. Znowu kilkanaście sekund i ów nieporadny kopniak został powtórzony. Piłka poleciała miedzy dzieci, a gdzie celował – nie wiadomo, najpewniej jednak do jednego z nich. I choć Ed miał olbrzymie człapy, to piłka leciała siłą własnego pędu, czyli nie była mocno kopnięta*

Moc - 2011-03-31 19:22:49

*Cóż, zważywszy na gabaryty, budowę oraz przystosowanie, to nawet najprostsze kopnięcie piłki zasługiwało na brawa, bo Ed w sumie się rozwijał i przezwyciężał swoje ograniczenia. Co dla jednych było proste to dla innych niekoniecznie. To już dzieci wiedziały (zalety edukacji Jedi), więc wysiłki droida nagradzały brawami i pochwalnymi słowami. Co prawda widziały, że piłkarzem to on nie zostanie, ale bawić się zawsze jakoś tam można. Bo w grach to chodziło przede wszystkim o dobrą zabawę, radość, a potem z tego jakieś nauki można wyciągnąć. Przynajmniej u Jedi.* Świetnie... to może jeszcze raz, teraz podejdź do piłki... a potem my spróbujemy ją odbić, dobrze? *Metoda małych kroczków, teraz Ed miał podejść do piłki i ją kopnąć a dzieci mu ją odbiją.*

ED - 2011-03-31 19:27:29

*Ed bardzo radośnie mruknął co najwyraźniej było zgodą, tym bardziej ze zaraz wprawił się w energiczny ruch by podejść do piłki, i to samo: już wyglądało, ze zrobi to w ruchu, wyciągnie nogę, kopnie, będzie to miało ciągłość i jakąś dynamikę a tu… zatrzymanie Dos top – pewnie na dwóch nogach, przeniesienie ciężaru na jedną, odchylenie, i kopniak z podniesionej nogi – do przodu, ale tym razem to nawet ledwo przednim palcem trafił. Bo Ed nie widział tego co miał pod nogami, nawet jeśli opuścił łeb – jeśli opuścił to widział tylko piłkę. Swojej nogi nie.*
Na paraolimpiadę to aj się nadaje *stwierdził po kopnięciu  taką siłą, ze piłka prawie bez łaski dotoczyła się do dzieci*

Moc - 2011-03-31 19:39:21

*A dzieci czekały i czekały, a gdy piłka się do nich potoczyła to przy pomocy Mocy odbiły ją lekko w kierunku Eda, śmiejąc się przy tym radośnie. Nie wyśmiewały się z Eda w żadnym wypadku!* No może troszeczkę, ale przynajmniej próbujesz, a to się liczy! *Zawołała twi'lekanka uśmiechając się serdecznie do droida. Bothański chłopak stanął troszkę z boku, by obserwować poczynania droida. Domyślił się już jakie ograniczenia miał Ed i że raczej tego nie przezwycięży, chyba, że by mu przebudowano nogi, a to raczej niemożliwe. Ale jak na swoje możliwości to szło mu dobrze.* Liczy się zabawa a nie jakość czy siła kopnięcia. Mam nadzieję ,ze się dobrze bawisz Edwardzie?

ED - 2011-03-31 19:45:33

*Dżedajskie dzieci widać były wyedukowane i wrażliwe, bo w pierwszym lepszym publicznym przedszkolu Eda by zjedli żywcem. Nie było by mowy o dobrej zabawie. Swoją droga – musiał być spragniony rozrywki bo bez dwóch zdań korzystał i podobało mu się, co było widać nawet dla kogoś niemocowładnego. Jeśli chodzi o rozrywkę to dla droidów to dosad nietypowa sfera życia.*
Pewnie *Mruknąwszy energicznie podrzucił niespodziewanie ku górze cała górną część, , jakby chciał zobaczyć chmury. Kiedy opadł do normalnej postawi, lewa noga była już uniesiona. Czekał na kolejny ruch. Jednak tym razem nie poszło tak dobrze. Wyraźnie się czaił do energicznego kopnięcia – prawdziwego, trakcie ruchu piłki, no ale… nie umiał, w rezultacie piłka przeleciała za daleko i Ed jak nie zasadzi do tyłu…
A do tyłu to on miał parę jak ścigacz na Tatooine, także jak trzasnął to piłka wystrzeliła niczym pocisk międzyplanetarny…*

Moc - 2011-03-31 19:56:59

*No dżedajskie dzieci bardziej wyedukowane były od takich normalnych. Wychowywały się wśród Jedi i ich zasad od najmłodszych lat, wiec to miało spory wpływ na ich rozwój i postrzeganie świata. Co prawda zdarzały się typowe dla dzieci współrywalizacje i złośliwe docinki, to na szczęście Susie i Grakh nie należeli do tej grupy.* No to jazda *Mruknął entuzjastycznie bothanin, no ale teraz troszkę nie po ich myśli to poszło i o dziwo piłka kopnięta tyłem poleciała jak kamień wystrzelony z procy a dzieciaki tylko obserwowały to z szeroko otwartymi oczami no i ustami. Tego się nie spodziewały no i nie zareagowały na czas.* Ooo... to się nazywa kopnięcie *Wykrztusił bothann i powoli zaczął się szeroko uśmiechać a twi'lekanka podskakiwała z radości. Tyle tylko, że im to nic nie da a i piłka przepadła póki co*

ED - 2011-03-31 20:02:23

*Ed póki co nie zdawał sobie sprawy z siły sprawczej. Stal przodem do dzieci, czekał aż coś się stanie i nagle okazało się, ze nie ma piłki…
Mruknął zdezorientowany. Cały czas stojąc na jednej nodze wpatrywał się w dzieci, powoli domyślając się, co się stało.
I wtedy noga opadła, jak i cały Ed, który wydał z siebie to charakterystyczne, a teraz pełne skruchy „ouuuummmmm…”*

Moc - 2011-03-31 20:09:18

Nic się nie stało... to było na prawdę mocne kopnięcie *Powiedział radosnym tonem Grakh, podczas gdy Susi szukała wzrokiem piłki, ale jej nie widziała, co znaczyło ,że poleciała dosyć daleko. A niestety na szukanie jej nie mieli tyle czasu, zbliżała się godzina kończąca popołudniową przerwę, więc trzeba było wracać do zajęć.* Nie martw się, potem jej poszukamy *Stwierdziła pocieszająco twi'lekanka, wychodząc przed Eda tak, by ją widział całkiem dobrze. Jej przyjaciel szybko do niej dołączył.* Wybacz, ale musimy już iść, mamy zajęcia w Świątyni. *Powiedziała trochę smutnym tonem, bo wiadomo, wolałaby zostać z Edem niż się uczyć o historii Zakonu czy coś podobnego, no ale trzeba.* Ale jak chcesz to możemy jutro przyjść. Chcesz?

ED - 2011-03-31 20:13:53

*Trochę pracy, kilka spotkań i pod okiem Hakona sam Ed mógłby się uczyć o historii zakonu. Teraz, nadal jeszcze z poczuciem winy za zgubienie piłki, mruknął łagodnie*
Chętnie. Nie mam tu zbyt wiele do roboty…
*Dzieciaki zapewniły ze zgubienie piłki to nic takiego, ale Ed domyślał się, ze tutaj o piłkę niełatwo… Było mu więc zwyczajnie głupio i przykro, ze ją zgubił*

Moc - 2011-03-31 20:16:58

Fajnie... to może jutro poszukamy razem piłki, jeśli się nie znajdzie do tego czasu. A więc do zobaczenia *Twi'lekanka i bothanin pomachali mu na pożegnanie i puścili się biegiem w stronę Świątyni, by zdążyć na zajęcia. Strata piłki to nic takiego, bo dla nich i tak była za duża, więc jej nie używali, mieli swoją, mniejszą. Ta będzie specjalnie dla Eda a jutro ją poszukają na spokojnie. Bo co się moze takiej piłce stać w lesie na terenie Świątyni? Raczej nic. I tak spotkanie dobiegło końca.*

ED - 2011-03-31 20:21:36

*A Ed jeszcze bardzo długo patrzył za dziećmi. Nawet jak już ich nie widział. Jęknął z prawdziwym smutkiem, uświadamiając sobie, jaki tak naprawdę jest samotny i nieprzygotowany do życia.
Z tymi myślami poczłapał schować się pod osłonę statku*

Hakon - 2011-04-01 14:29:18

*Po kilku godzinach pojawił się Hakon. Jeśli Ed go wyglądał to pewnie widział go nadchodzącego. Ale Hakon nachodził na bok droida. Choć wiedział, ze to nie droid, no ale tak technicznie. Szarzało już, zblizał się wieczór. Hakon był mocno zamyśliny. Co jednak było najzabawniejsze – pod pachną niósł wielką, kolorową piłkę. Tę samą którą Ed posłął kopniakiem na niską orbitę. Widać spadła na Hakona*

ED - 2011-04-01 14:34:51

*Moc jest mistrzem zbiegów okoliczności. Ale Ed nie wiedział, bo nie zauważył, ze Hakon ma piłkę. Usłyszał go, jednak wyglądał na markotnego. Stał w milczeniu w bliskiej odległości do statku. Bokiem do Jedi i chyba patrzył w trawę. Był w nastroju bardzo refleksyjnym, jednocześnie jednak – raczej zamkniętym. Po prostu sobie rozmyślał. Rzadka czynność w obecnych czasach.*

Hakon - 2011-04-01 14:39:01

*Hakon powracał z rozmowy z Len’pą, wiec sam nie był w najlepszej formie psychicznej. Nie można z resztą było nazwac tego rozmową.
Stan umysłu Eda bardzo odpowiadał stanowi umysłu hakona. Takie obulólne przygnębienie to pułapka*
Edziu, Twoja zabawka *Odezwał się więc by sprowokować Eda do aktywności i miękko rzucił piłkę pod metalowe nogi*

ED - 2011-04-01 14:43:26

*Piłka potoczyła się po trawie i obiła o prawa nogę. Nic się nie stało, po chwili noga się podniosła, jakby droid chciał przytrzymać piłkę kłykciem. Ale to piłka – wysmyknęła się i potoczyła do przodu, wiec Ed pochylił łeb i już ją widział. Wydał z siebie bardzo długi i bardzo rozczulający pomruk*
Moja piłeeeczkaaa… *co jeszcze dziwniejsze odezwał się głosem małego, sepleniącego dziecka*
dziękuje Hakoniku *w zestawieniu z potężnie uzbrojonym molochem z durastali dało to iście makabryczny efekt. I jeszcze ta piłka*

Hakon - 2011-04-01 14:50:22

*Hakonika lekko przymurowało kiedy to usłyszał. Jednak jakoś – nie zaśmiał się*
cóż to, chrypka czy mutacja?
*Ed miał bardzo ładny, potężny, pasujący do reszty głos, więc może miał mutację odwrotną. Pożartować można, już się na tyle znali ze przejdzie.
Było to jednak dyskretne zapytanie typu „co ci jest?”.
Hakon stanął więc naprzeciwko Eda, nogą podał sobie piłkę i teraz trzymał ja w rękach*

ED - 2011-04-01 14:56:09

Zmiana orientacji *Odpowiedział ten sam cienki głosik, jednak warkniecie po nim i wszelkie słowa które później zostały wypowiedziane brzmiały już normalnie. Piłka zadziałała jak lep na ED-y. Zbliżył się i starał się wsadzić łeb miedzy piłkę a  ręce Hakona*
Mam w procesorze małego, różowego kwiatka, który rośnie w trawie ogródka Mistrzyni. Efekt dwustu lat pracy na pełnych obrotach. Odbija mi. Czy nie ma prawa mi odbić? Ma!

Hakon - 2011-04-01 15:07:59

Ah… *Pokwitował zmianę orientacji. Ciekawe tylko z czego na co. Na szczęście jednak wrócil tamten glos, który może nie do końca operowy, ale jakoś – przypadł do gustu Hakonowi. Był taki bardzo świadomy.
Kiedy Ed wpychał łeb w to strategiczne miejsce, Hakon pozwolił, a nawet pomógł piłce by wtoczyla się na siatkę, a  kiedy się wtoczyła, to przytrzymywał ją by nie poleciała na boki. Na Głowię Eda*
Opowiedz mi o tym kwiatku

ED - 2011-04-01 15:15:28

*Pilka teraz znajdowała się na łbie, ale Ed nie skupiał się na tym, by się tam utrzymała. Oddał ta odpowiedzialność Hakonowi. Pole jego widzenia wchodziło teraz miedzy ramiona jedi i leciało prosto na twarz*
tutaj niedaleko jest zagajnik roboczo zwany „ogródkiem mistrzyni”. Poszedłem tam za małą dziewczynką. Przyszli za piłką, która tu kopnęli i tak zaczęła się ta przygoda. W ogródku było sporo kwiatków, poddanych pewnemu porządkowi i jeden przypadkowy. W trawie. Z jakiegos powodu nie mogę przestać o tym myśleć

Hakon - 2011-04-01 15:22:16

*Utrzymywał piłke. Odbijała się raz od jednej, raz od drugiej dłoni. Ręce musiał wysoko podnosić, no ale był w stanie kontynuować tę czynność nieco rozpraszającą ale zarazem pozwalającą na skupienie na emocjach. Nie faktach. Fakty nie są ważne.* Wydaje ci się pewnie, ze ten kwiatuszek tam nie pasuje, prawda? Że jest niegodny

ED - 2011-04-01 15:30:03

*Olbrzymia kupa metalu mruknęła przeciągle*
Tak… nie pasuje, wprosił się i igra ze swoim istnieniem. Czego on tam w ogóle szuka, co on sobie myśli… *kolejne warkniecie było agresywne i zaowocowało energicznym podbiciem piłki poprzez zadarcie metalowego łba. Jednocześnie ruszył Ed do przodu jeden krok, zmuszając Hakona do cofnięcia się*
pierdolony mały kwiatuszek… *I nagle ryk – tak rozdzierający, ze aż niosący się echem. Ed poderwał się nagle, górując nad Hakonem a działa wisiały symetrycznie i wyzywająco po obu stronach jego torsu – łba*

Hakon - 2011-04-01 15:41:44

*Musiał się cofnąć, to już było niebezpieczne, Ed był olbrzymi i zirytował się. Więcej, wściekł. Piłka odbita poleciała gdzieś za Eda. Hakon zaś rozłożył ręce na boki, jakby negocjował lżejszą karę dla siebie*
Dlaczego tam mówisz? To kwiatuszek, ma prawo żyć. To taka sama roślinka jak tamte, które zasadziła Mistrzyni. *Spokojna, zatroskana twarz wpatrywala się w miejsce gdzie za siatką kryło się droidzie oko. Wsłuchiwał się w szalejącą dusze Eda, ale nie ingerował*

ED - 2011-04-01 15:51:24

*W Edzie nagle, niespodziewanie i zupełnie irracjonalnie po prostu zabuzowało.
Znowu wyrwał na Hakona, cały czas zmuszając go do odwrotu. A emocje? Ed promieniał agresją jakby był zbudowany z  czegoś radioaktywnego. Zaraz zleca się dżedaje z okolicy, było to napadowo silne. Przerażające. Niszczące. Eda niszczące.*
To śmieć. Nie pasuje. Nie jest kwiatkiem, jest chwastem, nie miał prawa znaleźć się w tym świecie.
*Nawet nie zdawał sobie sprawy jak bardzo bolą go własne słowa. Zarzucił łbem i wykonał ruch jakby chciał uderzyć Hakona. Nagle jednak… odwrócił się i rozjuszony truchtem przemierzył parę kroków i…
Dostrzegł piłkę. Zatrzymał się, a  działa się cofnęły. Wściekłość szybko zaczęła zmieniać sie w zagubienie…*

Hakon - 2011-04-01 16:00:03

Ed… *ustępował tylko tyle, ile musiał, żeby nie narazić zdrowia, cały tez czas był spokojny, ale tez pełen zrozumienia*
To, jak nazwiesz tego kwiatka to jest indywidualna sprawa twoja i twojego światopoglądu, który zestal ukształtowany przez różne czynniki. Ale jeśli coś żyje, to żadne obelgi tego nie zmienią. Niczyje złorzeczenia czy czyjaś wyższość. Ten kwiatek miał pod górkę. Nie przeznaczono na niego grządki, pokonał wiele przeciwności by wyrosnąć. Co się z nim stanie… *Mówił dalej, widząc, ze Eda uspokoiła trochę piłka. Pewnie przypomniało mu się, ze te dzieci przyszły do niego same z siebie. I jeszcze wiele aspektów tego zdarzenia*
… nie zależy od innych kwiatów, choćby nie wiem jak były piękne. Zależy od Mistrzyni. A ta może zrobić wszystko. Może nie zauważyć kwiatka. Może go wyrzucić, owszem. Ale równie dobrze może go przesadzić w  słoneczne miejsce. Wkomponować w inne kwiaty, uczynić z niego gwiazdę lub element pięknej całości. Może też usunąć czy przesadzić inne kwiaty. Życie każdego kwiatka zależy od ogrodnika. Pod tym względem wszystkie kwiaty są równe. Każdy dostał trochę inną powłokę, ale podlegają identycznym prawom

ED - 2011-04-01 16:14:50

*Ed wpatrywał się w piłkę, powoli opadając z emocji. Teraz pojawiło się szumienie. Chłodzenie generatora. Kwiatki to emocjonujący temat. Piłka za to działała studząco. Bo była taka cholernie okrągła ze po prostu nie ma się czego przyczepić*
Ale nic nie zależy od kwiatka. Prawda? Wiec czy to, co robi mistrzyni ma jakiś cel, czy jest to przypadek?

Hakon - 2011-04-01 16:27:58

*Jedi stal w oddaleniu od Eda. Tam gdzie ten go zostawił. Słuchał i czuł.*
Niewiele. To mały kwiatuszek. Dla niego to, co robi mistrzyni może być przypadkiem. Dla innych kwiatków może to być ściśle ułożonym porządkiem. Może nawet widzą w tym pewne prawidłowości, bo znają ją dłużej. Jeszcze inne kwiatki mogą być kapryśne, nienawidzić jej, chcieć więcej i nie doceniać tego, co mają. A ona i tak zrobi co zechce, bo jest ogrodnikiem. Każdy nazwie to po swojemu. Także nasz kwiatek.

ED - 2011-04-01 16:39:46

*W końcu – mrukniecie. Ed zmęczony wściekłością ostygł i teraz wpatrywał się tępo w piłkę*
to dobijające *podsumował cały wywód Hakona jednak nie podważył jego symboliki. Była bardzo klarowna i nie naciągana. Jednak… mimo wszystko chyba zbyt bardzo przywiązał się do głównego symbolu. Zupełnie jakby żądał dowodów. Był jednak tez mistrzem gwałtów na własnej psychice. Wiec nagle porzucił temat. Choć rzecz jasna został on odłożony do głębszej analizy. Zbliżył się do piłki. Piłka – symbol bezinteresownego zainteresowania jego osobą. Pilka tez jest niepozorna i właściwie głupia, bo to tylko taka rzecz. A jak chętnie istoty do niej się garną*

Hakon - 2011-04-01 16:51:08

*Hakon westchnął, może z ulgą, może ze współczuciem. Czy dotarło do Eda? Logicznie tak. Czy ufał Hakonowi na tyle by przyjąć ta prawdę do wiadomości? To już trudniejsze. Bardziej bolesne.* Ed… *zaczął powoli, zbliżając się do piłki z drugiej trony*
…przyjdzie czas, kiedy zrozumiesz wszystko. Na razie mogę ci powiedzieć, ze jesteś wyjątkowy *Już dwa razy dał Mocy szanse by podprowadziła mu Eda, kiedy mówił o tym, kim naprawdę jest. Ale Ed się nie pojawił. Hakon uznał, ze nie był to po prostu dobry moment. Ani jeden, ani drugi. A kiedy przyjdzie – Hakon to poczuje. Teraz – kopnął piłkę, wybijając ją z miedzy nóg olbrzyma*

ED - 2011-04-01 17:00:27

wszyscy są wyjątkowi *Odparł na to Ed. On sam czuł się „wyjątkowy” tylko z tego powodu ze był maszyną i nie mógł czuć się na równi ważny z innymi. Tutaj tak tego nie czul. Traktowano go jak żywą istotę. Ale to zupełnie inny świat. Wróci na Widmo, gdzie targowali się o jego akt własności, i nadal będzie rzeczą.
Zdał sobie sprawe, ze chodź tęskni za Darvenem, to nie chce wracać do prawdziwego świata. Nie chce wracac do bycia przedmiotem.
ruszył za kopnięta piłką całkiem naturalnie, by wpływać jakoś na jej ruch. Pokracznie i nieporadnie, ale z pasją i zalążkiem radości*

Hakon - 2011-04-01 17:12:16

Raczej nie wszyscy są, a  każdy jest. I to prawda *Hakon podbiegł, zabiegł zwinnie drogę Edowi, i kiedy ten już doczłapywał do piłki, to kop – i po nodze po ukosie mu uciekła. Hakon nie czekał na zemstę, tylko pobiegł za piłką, z cała pewnością coś planując*

ED - 2011-04-01 17:32:35

*Atak? Jak najbardziej… ale Hakon zwiał. Ed warknął i nagle… nic nie widać, uciekli. Odwrócił się i oto widzi przed sobą Hakona z piłka. Kolejne głośne, demonstracyjne warkniecie opuściło wokoder, i Ed ... nic nie zrobił. Podniósł nogę, ale rozmyślił się i postawił z powrotem. Hakon był za sprytny by go okiwac. Musiał nakłonić go do współpracy, chcąc odzyskać piłkę. Cofnął się wiec…*

Hakon - 2011-04-01 17:37:51

*ooo, dyplomacja – pomyślał Hakon. Wszystko co pokazywał soba Ed miały jakiś sygnał odnośnie tego, jak myśli. Już od dawna Hakon zbierał dowody na to, ze Ed jest bardzo mądrą, ułożoną istotą bez skłonności do agresji. Porównanie tego z obecnym stanem faktycznym dawało pojęcie na temat tego co musiał przejść by aż tak się zmienić.
Jedi zatrzymał piłkę noga. Kiedy Ed się uspokoił, dostał nagrodę w postaci piłki. Oczywiście nie była to forma wywyższenia się. Raczej subtelne oddziaływanie na podświadomość kojarzące spokój z otrzymaniem pożądanego przedmiotu/innej przyjemności. Wiec kopnął piłkę do Eda*

ED - 2011-04-01 17:42:52

*Piłka potoczyła się aż do nogi Eda, ale ten podekscytowany świadomością, ze piłka będzie kopnięta prosto do niego, wykonał zamach zanim ta jeszcze dotarła, do przodu, iw  rezultacie kopniak został zadany dosc mocny i piłka jak kula armatnia wystrzeliła i pomknęła daleeeko, w  krzaki, za którymi był tajemniczy ogródek*

Moc - 2011-04-01 17:50:50

*Na szczęście lub nieszczęście, teraz w ogródku przebywała owa tajemnicza mistrzyni, która zajmowała się pielęgnacją swoich kwiatów i nie była świadoma tego, że jedna roślinka z jej ogrodu stała się wcześniej tak ważna w dyskusji między Hakonem a ED'em. Teraz jednak wyczuła zbliżające się niebezpieczeństwo (w końcu piłka może niechcący zniszczyć jej kwiaty) i zareagowała instynktownie, przechwytując piłkę Mocą tak, by nie wpadła między rośliny. No i czekała na sprawców tego "ataku".*

Hakon - 2011-04-01 17:54:43

*Hakon zas, zajęty i skupiony na czymś innym, i to wcale nie takim błahym, nie zauważył aury innej osoby tak niedaleko. Jednak teraz, kiedy pilka im zginęła instynktownie sięgnął Mocą, by po prostu ją przywołać i nie dość, ze przedmiot stawił opór (trzymany przez kobietę) to jeszcze… Hakon po prostu wyczuł obecność innej osoby*
Oho… weszliśmy komuś w szkodę *oznajmił w kierunku Eda. Ważnym było by wiedział, i sam zdecydował czy podejdzie z Hakonem, czy nie. Tak czy owak Hakon dał gest, żeby szedł  nim. Oczywiście ten gest nie obliguje do niczego.*

ED - 2011-04-01 17:58:56

*Ed zamarł. Stał teraz jak posąg… no jak posąg Eda, choć zazwyczaj niezbyt ruchawy był, ale teraz widać było jak wmurowało go w świętą ziemię Tythona. Bo już był przyzwyczajony do sytuacji kiedy to broni się mniej lub bardziej słusznie bo ktoś narusza jego przestrzeń a tu proszę – Ed czyjąś przestrzeń naruszył za pomocą narzędzia zbrodni – piłki. No niebywałe.
Wydal z siebie wiec to swoje pełne skruchy „ouuuummm…” i pokornie powlókł się za Hakonem. Nie było to chodzenie. Było to właśnie wleczenie się, ciągnięcie nóg po trawie*

Moc - 2011-04-01 18:04:44

*Gdy Hakon podejdzie bliżej wraz z ED'em to się może zdziwić, bowiem opiekunką owego ogrodu była mistrzyni Cersi, a więc przedstawicielka rasy Miraluka, czyli że była pozbawiona wzroku, a przynajmniej takiego w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Postrzegała wszystko Mocą, cały otaczający ją świat, a więc i rośliny. Dla kogoś może się to wydawać dziwne, ale ona się tym nie przejmowała i dbała o swoje rośliny, doskonale wiedząc o każdym pojedynczym kwiatku z jej ogrodu. Póki co czekałą cierpliwie na sprawców, chociaż w Mocy ich już dostrzegała i wyczuwała. To będzie ciekawe spotkanie...*

Hakon - 2011-04-01 18:11:51

*na pewno. Hakon nigdy osobiście nie poznał tej osoby. Słyszał o niej tylko. Kiedyś ktoś nawet mówił, ze to ona miała ochotę, czy tam planowała wyciągnąć go z  tego nieciekawego stanu w którym był.
Zdecydowanie bardziej był rad z tego spotkania teraz niż z tego które mogło mieć miejsce w przeszłości. Tak więc niebawem stanął u wejścia do zagajnika. Niebawem dołączy Ed, zapewne nie obędzie się bez tańców i scen, ale taka już kolej rzeczy. No ale może…*
dzień dobry, Mistrzyni *pokłonił się przy powitaniu. Wyglądał jak nie ten Hakon. Ale dla niej to nie miało znaczenia. Tak teraz jak i kiedyś.*
Wybacz, ze nasza piłka zakłucia ci pracę. Piłki mają to do siebie ze czasem są krnąbrne

ED - 2011-04-01 18:16:11

*Ed był sprawca wypadku. Wielka trauma. Tym gorzej ze ktoś tam był. Do fobii społecznej dochodziła więc całkowita nieumiejętność przyznawania się do przewinień. Bo proszę nie sugerować się sytuacją  Nashem. Tam był moralniak. Zbliżał się od tyłu, za Hakonem się czaił i słuchać było to charakterystyczne „ouuuummm” w różnych tonach. W mocy – zdenerwowanie, niepewność, napięcie*

Moc - 2011-04-01 18:21:33

*Sam ED bardzo Cersi interesował, bo słyszała nieco o nim, ale sama nigdy go nie spotkała. A teraz, gdy się zbliżał, to "widziała" tylko zarys jego sylwetki, za to jego osobowość wręcz jaśniała w Mocy, co bardziej zwracało jej uwagę. Dlatego też nie będzie go postrzegać jako droida, dla niej powłoka w ogóle się nie liczyła, nie widziała jej własnymi oczami, za to widziała dokładnie "wnętrze", duszę, przy pomocy Mocy.* Dzień dobry... *Przywitała się grzecznie i nawet się uśmiechnęła. Spod chusty, która miała narzucona na głowę, widać było w sumie tylko dolną część twarzy i kawałek nosa, reszta była szczelnie zakryta.* Owszem, piłki bywają zdradliwie nieprzewidywalne, ale jak widać, obroniłam moje roślinki przed jej niszczycielskimi zapędami, więc nic się nie stało. Zwracam wam ją *I Mocą lekko popchnęła ją w stronę barabela, tak, by mógł ją sam złapać.*

Hakon - 2011-04-01 18:26:23

*Hakon także zaprezentował uśmiech, zupełnie naturalny, odruchowy i,… nowy, na nowej twarzy. Złapawszy pilke rzucił ją pod nogi Eda. Moc mocą ale ów prosta czynność da większe wejrzenie w stan jego umysłu. Czy podejmie zabawę, czy nie. Hakon domyślał się, ze oto zbliżył się bardzo do jadra kolejnego edowego problemu egzystencjalnego*
Piękny ogródek, mistrzyni *pochwalił i może troszeczkę mistrzyni przeszkadzali, jednak Hakon postanowił odrobinę się jej nawet narazić ze względu na Eda.*

ED - 2011-04-01 18:32:51

*Nogę podniósł i to tak wysoko ze piłka pod nią przeleciała i poturlała się dalej. Wtedy Ed opuścił nogę. Stal bardzo pokornie, jednak jego stan umysłu nie był zbyt dobry. Było przede wszystkim narastające napięcie. Raz – nowa osoba, bardzo tajemnicza, mistrzyni jedi, więc nie byle co. Tyle dobrze ze podczas tej jeszcze krótkiej wizyty tutaj Ed bardzo się do jedi przekonał. No i – przede wszystkim – kwiatek. Zaraz dało się słyszeć ciche, ale pełne ekspresji mrukniecie, a także szczek starych tłoków, kiedy Ed przetarabanił się metr dalej i zaczął zza Hakona wyglądać w poszukiwaniu swojego kwiatka. Odległość była duza, Ed wzrok miał słaby, wiec pojawiła się irytacja i niepokój…
Natomiast Mistrzyni zapewne pozna, ze Ed tu wczoraj był, z jeszcze jednym intruzem, bo pewnie jakieś ślady w  mocy pozostawiali. Tym bardziej e tu się zaczęła kwiatkomania*

Moc - 2011-04-01 18:41:12

Pięknie wygląda w twoich oczach czy może w Mocy? *Zapytała w odpowiedzi mistrzyni, wciąż się uśmiechając serdecznie do Hakona i do Eda. Dostrzegła jego lekkie poruszenie, jak również usłyszała, jak wykonywał ruch. Wyczuwała też jego napięcie, jego emocje, to wszystko było dla niej bardzo czytelne. Poznała też, że był on tu już wcześniej, wraz z Susie, którą dobrze znała. Uczyła ją przecież.* Mimo to dziękuję za komplement, staram się jak mogę i cieszę się, że ktoś tutaj przychodzi, by podziwiać piękno przyrody *Mistrzyni poprawiła swoja szatę, przechadzając się wśród kwiatów, po czym usiadła na małej skalnej wysepce po środku tego morza barw. Nie mogła co prawda tego zobaczyć oczami, czego żałowała, ale w Mocy widok był równie piękny.*

Hakon - 2011-04-01 18:48:33

W moich oczach. z  resztą nowych. W mocy nie zdążyłem się jeszcze przyjrzeć *Tan tez było. W obawie, bo jednak była obawa, ze coś uszkodzili nie myślał o przyglądaniu się w  Mocy kwiatom. Szybko przyzwyczaił się do dobrodziejstw wzroku. Czegoś, co jest dla innych tak naturalne. Dopiero teraz Cesi przypomniała mu tamte spojrzenie na świat.
Niestety – Hakon nie odchodził. Skoro piłka została niedoceniona, zaraz przywołał ją Mocą, a  kiedy „przyszła” – usiadł na niej.
Sam bardzo szybko odnalazł Edowego kwiatuszka. Rzeczywiście – maleństwo, stokroteczka, ze też tali olbrzym ją wypatrzył. Aż się zaśmiał cicho, no ale zaraz nakrył usta ręką by się zawczasu nie wydało. Trzeba Edowi dać szansę*
Jestem tu pierwszy raz, ale jestem przygotowany. Mieliśmy z Edem, bo jest tutaj ze mną, mała rozmowę na temat kwiatów z Twojego ogródka

ED - 2011-04-01 18:54:49

*Znowu krok do przodu. I zagląda, z prawdziwą pasją i napięciem. Bo jeśli by się okazało, ze nie ma kwiatka, to nie ma Eda! Przecie symbolika była jasna ze z nóg scina. Ed zachowywał sie teraz jakby szukał swojego imienia na luiscie tych przeznaczonych  urzędu doi kasacji. Po prostu być albo nie być. Napięcie stopniowo przeradzało się w panikę, jeszcze do tego słowa Hakona – czara się przelała i nie ważne, czy wypada, czy Ed dobrze robi czy nie dobrze i czy skrzywdzi czy nie – jak się nie rzuci z rykiem, nie bacząc ze Hakona przewróci – do miejsca gdzie stokrotkę wczoraj widział. Na szczęście było to znacznie bliżej gdzie stala mistrzyni wiec nic jej się nie stanie. Kiedy się zatrzymał, to wręcz gorąc z niego buchał, bo generator nie nadążał za emocjami. I łeb do doły. Warkot nie z tej ziemi i w spazmach emocji – szukanie kwiatka*

Moc - 2011-04-01 19:16:04

To musi być niesamowite przeżycie, tak długo tkwić w mroku a potem odzyskać wzrok. Ja nigdy tego nie doświadczyłam, jednak Moc mi to wynagradza *Uśmiechnęła się spokojnie i powiodła "spojrzeniem" po swoich kwiatach, które ją otaczały. Każdy był w Mocy nieco inny, unikatowy, chociaż tylko bardzo wprawne osoby potrafiły dostrzegać tak subtelne różnice. Ona, będąc miraluka od dziecka uczyła się, jak dzięki Mocy dostrzegać niewidoczne dla oka szczegóły. Dzięki temu mało co jej umykało.* Ooo... to interesujące. Niewiele osób rozmawia sobie spokojnie o kwiatach. *Cersi autentycznie się ucieszyła z tego, ponieważ skłanianie innych do refleksji było jednym z celów istnienia tego ogrodu. Jednak gdy w Edzie wezbrała rzeka emocji, to od razu na nim skupiła swoją uwagę. Wyczuwała to wszystko, co czuł droid i ją to poruszyło. Natychmiast wstała ze swojego siedziska i powolutku w jego kierunku się zaczęła zbliżać, jednak zachowywała bezpieczną odległość.* Przepraszam... mogę w czymś pomóc? *Zapytała grzecznie Eda i czekała na odpowiedź.*

Hakon - 2011-04-01 19:25:14

Wszystkim niewidomym, także mi, stawiało się milarukan za przykład. Ale to złe porównanie. Kiedy odzyskałem wzrok dostrzegłem, jak wcześniej kiepsko sobie radziłem. Wy to co innego
*nie było porównania takiego Hakona do istot które ćwiczą tą umiejętność od samych narodzin. Widzą takie rzeczy o których się Hakonowi nie śniło.*
cóż, spokojna rozmowa to to nie była *zdążył akurat powiedzieć kiedy przyszły dowody i Hakon musiał uciekać z piłką by nie dostać. A później musiał wstać, by w razie czego interweniować. No bo jestak Ed to Ed*
Edziu, no tutaj jest, tutaj, patrz, rozdziawo, widzisz, jest twój kwiatuszek, nic mu nie jest…
*I złapawszy Eda za lufę pociągnął by mu pokazać, bo nie chciał by się za bardzo rozpędził i zaczął szaleć. Niech się nie rozkręca. Do Cersi szepnął (w końcu niewidomi mają dobry słuch) subtelne: * Nie za blisko… *Bo Ed ma swoje takie… On musi sam podejść. Choć to może i niegrzeczne tak się na czyimś podwórku szarogęsić, ale to dla bezpieczeństwa*

ED - 2011-04-01 19:33:16

*na szczęście nie doszło do nieszczęścia, czyli żaden kwiatek nie przypłacił tego życiem. Rosły one tworząc jakby oddzielną fakturę, Ed tego nie naruszył, leciał po trawie, ale złapał go Hakon. Pierwsza reakcja: oczywiście warkot, ryk i walka, ale bardzo szybko okazało się, ze Hakon chce dobrze, bo wzrok Eda zahaczył o stokrotkę.
I wszystko minęło jak ręką odjął. Wściekłość, agresja, nie kontrolowanie się, napięcie, zdenerwowanie.
Nirwana. Kompletne oczyszczenie. Jest kwiatuszek. To jest tez Ed.
Wszystko inne stało się nieważne. Ed obudził się nagle w tym miejscu, to cofnął się przykładnie, żeby lepiej widzieć, i patrzył na kwiatek. I dopiero z opóźnieniem dotarło do niego, ze ta pani, czyli Mistrzyni coś do niego powiedziała. w  reakcji na to Ed bardzo grzecznie i przykładnie, niczym droid lokaj zadarł łab i z działami pokojowo cofniętymi zapytał*
Bardzo przepraszam, mówiła Pani coś?

Moc - 2011-04-01 19:39:20

*Mistrzyni to oczywiście usłyszała, ale też Hakon nie musiał jej o tym mówić, trochę zdrowego rozsądku miała, by nie podchodzić za blisko do rozjuszonego droida o takich gabarytach jak ED. Stała kilka metrów od niego, tak z boku i "obserwowała", a raczej postrzegała wszystko dzięki Mocy. Każde drganie w aurze Hakona i EDa, każdą zabłąkaną emocję "widziała" bardzo wyraźnie. W Zakonie nawet inni mawiali, że stając przed mistrzynią Cersi czuli się wręcz nadzy, bo potrafiła przejrzeć prawie każdego. Prawie, bo i lepsi od niej się trafiali.* Zapytałam, czy nie trzeba w czymś pomóc... i widzę, że zainteresowałeś się tą samotną stokrotką. Jest bardzo ładna *Stwierdziła uprzejmie Cersi. Postrzegała tą stokrotkę jako cieniutki paseczek energii życia, trochę niewyraźny, niemal ginący pośród trawy, ale jednak inny. Wiedziała o tej stokrotce i ją tutaj pozostawiła, by sobie rosła dalej w spokoju.*

Hakon - 2011-04-01 19:45:43

*No i to był właśnie ED. Zwroty o 180 stopni, za chwile kolejna burza. To znaczy – oby nie. Takie wahanie nastrojów było meczące, nie dziwota ze Ed jest taki rozchwiany. No ale oczyścił się, nawiązał kontakt, wiec idealnie. Klepnął Eda w blachę i wrócił do piłki na której siadł, by obserwować co będzie dalej. Jak zachowa się Ed? Jak zachowa się mistrzyni? Czy odkryje wartość tego kwiatuszka? Czy piłka pęknie pod Hakonem? O tym w dalszej części sesji*

ED - 2011-04-01 19:50:48

*To czego Ed najbardziej żałował, to to ze Hakona poniewierał, bo każdy taki napad to Hakon dostawał albo kopa, albo w bok, albo był popchnięty, rzucony czy coś. Z wielkością Eda nie ma żartów. Teraz jednak skupiał się na Cersi – osobie tajemniczej, trochę niepokojącej. Bo w końcu sprawy dotykały kwiatka. Tak, czyli samego Eda. On nawet nie zdawał sobie sprawy  głębi tej symboliki, jak bardzo to w  niego weszło. To właśnie dlatego  taką dzikością wpadł tu szukając stokrotki, jak kawałka własnej duszy.
Może i był droidem, czy tam jego powłoka była, jednak sprawiał wrażenie bardzo sceptycznego, nieufnego, ale w gruncie rzeczy pełnego dobrych chęci*
Taka sobie roślinka. Wcale mnie nie interesuje *Odparł bez zastanowienia*

Moc - 2011-04-01 20:01:09

Czyżby? *Zapytała troszkę rozbawiona, po czym spokojnie do tego kwiatka podeszła, po linii łuku, by nie naruszać zbytnio przestrzeni osobistej Eda. A gdy dotarła na miejsce to przysiadła na ziemi, na przeciwko droida, tak, że stokrotka znalazła się pomiędzy nimi. Taka granica.* To bardzo interesujący kwiat... mimo wielu przeciwności wyrósł tutaj, walcząc o życiodajne światło. Może i ta stokrotka nie jest najpiękniejsza ze wszystkich, może nie ma pięknego zapachu, ale należy jej się podziw za upór w dążeniu do życia. *Wyciągnęła przed siebie dłoń i delikatnie opuszkiem palca pogładziła płatki kwiatu. Nie do końca zdawała sobie sprawę z tego, że ED tak bardzo utożsamia się z tą stokrotką, jednak od razu odgadła, że w jakiś sposób była ona dla niego ważna. No i też zaprzeczał temu. Ciekawe...* Wielu mówiło już, że ten kwiat nie pasuje do reszty, że podobny jest do chwasta... jednak ja uważam, że jest najdzielniejszy z nich wszystkich. Bo wyrósł sam i walczy o swoje istnienie. Dlatego nigdy go nie wyrwałam i nie zamierzam.

Hakon - 2011-04-01 20:06:56

*A Hakon bujał się na piłce, po części zadowolony ze na chwile oddał Eda w dobre ręce, ale bardziej zadowolony z tego, jak zachowywał się w tej chwili Ed, i nieważne co było wcześniej. On już znał na tyle tego szaleńca, ze doskonale wiedział, na czym polega zaprzeczenie. No ale w ich rozmowie ta wiedza lub jej brak nie przeszkadza. Obserwował wiec w milczeniu*

ED - 2011-04-01 20:12:33

*reakcją Eda było warkniecie i cofnięcie się o krok, jednak był to krok zdecydowanie mniejszy niż mógłby być. Coś w rodzaju napięcia ustępowało i narastało na zmianę w miarę płynięcia słow. Ed bardzo się z tym kwiatkiem utożsamił, zupełnie spontanicznie, i teraz czul się niezręcznie rozmawiając o kwiatku (o sobie) z obcą osobą. Objawiało się Tm właśnie w powarkiwaniu i szuraniu nogą. No i oczywiście w Mocy*
To całkowity przypadek *Odparł zdecydowany, żeby zaprzeczać.* I założę się, ze nawet nie wiedziałaś o jego istnieniu wcześniej *kolejne ciche warkniecie i krok do tyłu. Bardzo dziwny gest, jednoczesne dążenie do konfrontacji, determinacja jak i wycofywanie się*

Moc - 2011-04-01 20:22:01

Nie ma czegoś takiego jak przypadek... ale nie będę cię zanudzać wykładami na temat filozofii Jedi. Uznajmy to za nudziarstwo *Gdyby mogła to by pewnie porozumiewawczo mrugnęła do ED'a, a tak to musiała odpowiednio akcentować każde słowo. Jej mimika twarzy była trochę ograniczona, widać było właściwie głownie jej usta. Chusty ze swojej głowy prawie że nie zdejmowała, przynajmniej nie publicznie.* Możemy się założyć i przegrasz mój drogi... ten ogród to moje małe królestwo. I chociaż nie mam oczu, to jednak widzę wszystko, nawet coś tak małego i niepozornego, jak ta stokrotka. *Znowu pogładziła delikatnie płatki kwiatu, robiła to wręcz z czułością. Lubiła obcować z kwiatami, zarówno  tymi naturalnymi jak i sprowadzonymi z innych planet. Żałowała tylko, że nie szło uratować roślin z ogrodów Świątyni Jedi z Coruscant.*

Hakon - 2011-04-01 20:25:12

[Puszczam kolejkę, bowiem Hakon z ciekawoscią przysluchuje się rozmowie ale nie chce przeszkadzać]

ED - 2011-04-01 20:29:35

*Ed tez nie miał najlepszego wzroku. Mrugnięcia widział, ale teraz mogło bu to ujść jego uwadze, to była obca osoba, Ed na nieco innych obrotach działał. Za to pogrożenie palcem zarejestrował na co była odpowiedź w postaci krótkiego cichego mruknięcia, coś miedzy pytaniem a przezornością.*
Nie udowodnisz mi że się mylę *I znowu swoje. Dopatrywał się spisku tej mistrzyni z  Hakonem dla udowodnienia słuszności wcześniej przedstawionej przez Hakona teorii. Chociaż gdzieś jakby równolegle w jego podświadomości cieszył się ze zeznania się pokrywają. Że jedno i drugie mówi tak samo przez co okazuje się ze stokrotka nie dość że ma rację bytu, to jeszcze jest wyjątkowa.*

Moc - 2011-04-01 20:48:00

Hmm... może i nie... ale ty też nie udowodnisz, że ty masz rację. Patowa sytuacja *Stwierdziła spokojnie, po czym wdzięcznie opadłą całym ciałem na ziemię, odchylając nieco głowę tak, jakby chciała wpatrywać się w czyste niebo i w słońce. Ale nie mogła. Zawsze chciała zobaczyć słońce, gwiazdy, księżyce. To było jednak poza jej zasięgiem, Mocą nie postrzegała rzeczy tak bardzo oddalonych.* Ja "widzę" świat inaczej niż Ty, Hakon czy też jakiś inny człowiek. Nie widzę tego co ty, widzę Mocą, widzę życie i energię. Stokrotka nie umknęła mojej uwadze. Podobnie jest z tobą mój drogi. Widzę to, co jest w tobie, nie widzę zbyt wyraźnie powłoki droida, a właśnie twoje Ja. Widzę inaczej.... nie widzę kolorów, twarzy, widzę energię i Moc. Zarówno, taką jak ta stokrotka, jak i większą, jak Ty... *Stwierdziła pogodnie, rozkładajac się wygodniej na trawie. Idealne miejsce do drzemki.*

Hakon - 2011-04-01 20:51:49

*No, stało się. Jak to się dalej potoczy?
Mistrzyni powiedziała cos bardzo ważnego, co zaczął dziś Hakon, a  Ed nie podjął.
Nie dając po sobie poznać, ze coś więcej go zainteresowało, siedział jak gdyby nigdy nic*

ED - 2011-04-01 21:06:45

Jeśli mam być szczery to też niewiele widzę, mam tylko jeden fotoreceptor. Z sześciu. To mnie irytuje… *warknął i niespodziewanie wierzgnął łbem. Nie wiadomo czemu i po co takie nagłe wylanie się ze irytuje go jego własne osobiste „kalectwo”.
Kiedy zaczęła mówić o nim – znowu się cofnął, robiąc pól kroku, wmieć stanął na nogach rozłożonych, jakby w  ruchu. Został zawieszony między prostym do przodu a do tyłu. Chce a nie chcę. Chwila do przodu i. A jednak. Do przodu.
Pochylił łeb, mruknął, co przeszło w odgłos piłowania.
Wdzięcznym był obiektem dla niewidomych. Wydawał różne dźwięki, wydzielał ciepło, był duży i niezbyt szybki. Jedyny defekt to to ze nie lubił być dotykany.
Ale to się zmieniało, i po dłuższej znajomości zaczynał lubić.
W każdym razie – słuchał. Słuchał, słuchał, i nic nie mówił. Tylko patrzył na tę bezstresową pozycję. Tak łątwo ją nadepnąć – pomyślał. Jednak nie było przy tej myśli agresji. Raczej uświadomienie sobie tego, co może zarobić…
Patrzył. Nagle wszystko pociemniało. Pojawił się gdzieś z boku stól techniczny, spirytus, alkohol, asystent oprawcy, łańcuchy i krzyk. Katakumby pod pałacem na Ord Cestus…
Nie zareagował gwałtownie na swoje wspomnienia. Odegnał je jednym gwałtownym zarzuceniem glowy, i kiedy wrócił do siebie, znowu widział kobietę*
Lepiej się za bardzo nie wpatruj… to nic ciekawego. W przeciwieństwie do kwiatka. A już myślałem, że to ja…

Moc - 2011-04-01 21:22:47

Każdy jest w jakiś sposób kaleki *Podsumowała cicho i trochę smutnym tonem, leżąc tak w beztroskiej pozycji. Wyglądała na istotę bardzo kruchą i bezbronną przy takim Edzie, który samym swoim wyglądem potrafił przerazić. Ona nie, kto by się tam jej bał? Miała jednak jeden wielki atut - Moc, z którą była związana od narodzin. Dzięki niej widziała więcej, wyczuwała więcej. Nawet teraz, w chwili beztroskiego leniuchowania pod gołym niebem czuła emocje ED'a oraz Hakona, chociaż to na droidzie bardziej swoją uwagę skupiała. Czuła jego wahanie, nie potrzebowała do tego słuchu i innych zmysłów, chociaż one też pomagały. Jednak nie mogły wyczuć tego, co się działo w jego duszy... Moc tak. Gdy złe wspomnienie przebiegło przez umysł Eda, wywołując gamę emocji, to Cersi przekręciła głowę, tak by "patrzeć" i na stokrotkę i na droida.* A czemu by ten kwiatek nie miał być tobą? Stokrotka wyrosła na trudnym terenie, pośród obcych, nie mając przy sobie nikogo bliskiego, żadnej innej stokrotki. Ty również często znajdujesz się pośród obcych, sam... a mimo to jesteś tutaj, nie poddajesz się, walczysz o światło, tak jak ten kwiat. Nie odrzucaj czegoś, co z pozoru może wydawać ci się bezwartościowe. Nasze uczucia nadają przedmiotom znaczenie, sens, nie wartość rynkowa. Jeśli będziesz chciał, to mogę delikatnie Mocą wykopać tą stokrotkę i przenieść ja potem do doniczki, którą ci podaruję. Wraz z kwiatkiem. To będzie twój kwiat, którego nikt nie skrzywdzi i którym będziesz się mógł opiekować wraz z Hakonem. Może też tutaj zostać, a wtedy ja się nim zaopiekuję.

Hakon - 2011-04-01 21:29:29

*Dumny opiekun wysiadywał piłkę. Przysłuchiwał się słowom i emocjom. Ed bardzo grzecznie słuchał mądrych słow. Dobry by był z niego uczeń. I był, acz w innym rodzaju. Nie wtrącał się. Wiec nadal niezbyt wiele miał do powiedzenia*

ED - 2011-04-01 21:33:18

*ED tez słuchał. Klimat Tythona mu się udzielił, ale jak miał się nie udzielić, i jak Ed miał się buntować na słowa, które były wypowiadane do niego jak do myślącej istoty. Nie jak maszyny. Stal, pomrukiwał, analizował. Znowu był spokojny.*
Nie. Ja będę musiał wrócić tam, i wszystko to co mówisz znowu przestanie mieć znaczenie. Nie będzie mnie. Będzie towar. Wiec niech ona tu zostanie

Moc - 2011-04-01 21:40:52

Hmm... A wiesz co czyni człowieka niewolnikiem? *Zapytała nagle Cersi, podnosząc się na łokciu do pozycji półleżące a potem całkiem już usiadła. Jej ubranie było nieco zabrudzone od suchej ziemi oraz od trawy, ale nie przejmowała się tym. "Patrzyła" się wprost na Eda. Rozumiała to o co mu chodziło i chciała też mu pokazać pewną prawidłowość w tym przytoczonym przykładzie.* Niewolnika nie czynią kajdany na rękach, czy nogach, a te, które sam sobie nakłada w umyśle. I jeżeli ty dasz sobie wmówić, że jesteś rzeczą, jeżeli sam tak będziesz uważać, to nią będziesz. I wtedy faktycznie, kwiatek nie będzie ci potrzebny. Ale jeśli sam się uznasz za osobę, myślącą, czującą... za osobę z wolną i nieskrępowaną wolą, to nawet jeśli nałożą ci kajdany na ręce i na nogi, to pozostaniesz wolny. Bo nikt nie odbierze ci twoich myśli, uczuć, twoich planów. Nadzieja jest potężna, potrafi ratować życie w najtrudniejszych sytuacjach... ale żeby ją mieć, to musisz odnaleźć tą siłę w sobie.

Hakon - 2011-04-01 21:50:33

[puszczam kolejkę]

ED - 2011-04-01 21:53:02

*ED mruknął łagodnie*
Tak, masz racje. Ale czasem zdarza się tak, ze ten człowiek naprawdę jest niewolnikiem. Naprawdę ma kajdany, naprawdę jest rzeczą, którą można kupić, sprzedać, czy wyrzucić. Akt własności na mnie posiadają  Lipini i Arba Azzuz. Osoby, których nie znam.
*Cersi miała dużo racji, ale niestety Ed też. Racja Eda nie miała nic wspólnego z metafizyką. Niemniej słuchał dalej. Brzmiało to pięknie, ale zdecydowanie było zbyt ciężkie dla osoby z ponad 200 letnim stażem w byciu przedmiotem*
Obawiam się ze nie jestem w stanie wygenerować w sobie takiej siły by wykopać pewne kwestie poza własną świadomość *Krok do tyłu w akompaniamencie jęku metalu. Temat zaczął przerastać jego tolerancję emocjonalną. Ed jechał w tej chwili na rezerwie. Chciał kontynuować rozmowę, ale już sobie nie radził*

Moc - 2011-04-01 22:01:22

A czy mają dostęp do twojego umysłu? Nie, to twoja ostoja... *Cersi miała już do czynienia z niewolnictwem, w latach swojej młodości. Nie wspominała tego najlepiej, ale wyrobiła sobie wtedy opinię, której się trzymała. Że niewolnictwo to stan umysłu. Chociaż przy Edzie to trudniejsze jest, bo jego staż był znacznie, znacznie dłuższy. Ale nakłaniać go do takiego myślenia nie miała zamiaru, sam to musiał w sobie odkryć.* No ale nie mówmy już o tym, czuję, że zmęczony już jesteś... możesz tutaj zostać wśród kwiatów, by odpocząć. Albo też zróbcie w końcu użytek z tej waszej piłki... tylko proszę, z dala od ogrodu, dobrze? Bo będę się gniewać *Posłała przysłuchującemu się im Hakonowi szeroki uśmiech. To była taka subtelna groźba, bo jednak o swoje kwiaty dbała i nie chciałaby, by ktoś je zniszczył w trakcie beztroskiej zabawy.*

Hakon - 2011-04-01 22:09:38

*Hakon znał już Eda jakiś czas. Zrobił on kolosalne postępy,. Na przykład teraz – rozmawiał jak w miarę normalna istota, potrafił zawalczyć o swój dystans krytyczny, o to, by go nie dotykano – chociaż do tego doszedł bez Hakona, no ale kiedyś to się zaczęło. Teraz trzeba było mu to usystematyzować. Ale postępy były.
Hakon odpowiedział uśmiechem. A nawet zaśmianiem się, czyli włożył w to lekki dźwięk chichotu*
Zabawę to my dopiero odkrywamy *kolejny dowód na to, ze Eda się powoli wyciąga z tego dołka. Inicjatywa, manipulowanie przedmiotami dla rozrywki*
To był wypadek, ciężko wyczuć jak się ma taką nóżkę malutką jak Edzio…
*Wiedział tez ze nie musi niczego dopowiadać. Ed poznał mistrzynię Cersi, najwyraźniej zaczął szanować. Będzie grzeczniutki, a  ogródek – będzie najbezpieczniejszym miejscem na planecie. I to mógł Hakoś zagwarantować. Póki co jednak wstał i wyjął piłkę z miedzy nóg*
Dobrze, Edzik, nie będziemy już zabierać czasu

ED - 2011-04-01 22:16:38

*Kolejne mrukniecie. Jakby tak tego słuchać to to dużo mówiło. Na chwile stracił z pola widzenia stokrotkę, ale szybko ją odnalazł. Takie pożegnalne spojrzenie. Ale dużo spokojniejsze. Bo coś ważnego się dowiedział, choć sam nawet nie wiedział, ze to miało na niego wpływ. Kiedy Hakon mówił o malutkiej nóżce, on odruchowo jedną podniósł i tak stal, dotykając ziemi tylko jednym palcem. Edowa nóżka ważyła około 300 kilo. Był po prostu czołgiem, co tu dużo kryć. Mając takie ciało ciężko jest się bawić, zauważyć kwiatka czy iść by nikogo nie popchnąć.
Ale ze swoją fizycznością był pogodzony.*
Nie będziemy, nie *odparł asekuracyjnie Ed. Rzeczywiście – był zmęczony, tak zdrowo psychicznie spracowany. Najpierw się trochę pobuntował, wkurzył, dał sobie wytłumaczyć, nie do końca dotarło, potem znowu silne emocje, po czym poprawienie i dotarło. A ktoś kiedyś powiedział ze do droida to się łatwo wprowadza*
Przepraszamy. I dziękujemy *Z charchoczącym jak silnik starego śmigacza pomrukiem pochylił łeb jakby się kłaniał*

Moc - 2011-04-01 22:23:51

Życzę powodzenia w odkrywaniu... moi uczniowie pewnie będą bardzo pomocni w tym *Uśmiechnęła się, bo o spotkaniu Eda z Susie i Grakhmiem wiedziała. Z różnych źródeł, ale im nie zabraniała. Skoro nawiązali kontakt z droidem to niech go dalej "męczą" o ile ten na to pozwoli. Taka "spokojna" rozrywka chyba mu się przysłuży dobrze.* Dziękuję za rozmowę i jeśli najdzie was ochota na podziwianie kwiatów, to zapraszam. Niech Moc będzie z Wami *Pożegnała się zarówno z Hakonem jak i Edem, po czym zgrabnie wstała, otrzepała swoją tunikę  ruszyła przed siebie, miała jeszcze kilka spraw do załatwienia. Na pewno jeszcze kiedyś się spotkają.*

Hakon - 2011-04-01 22:29:44

I z Tobą, mistrzyni *Hakon ukłoniwszy się dworsko z piłką w rękach na wysokości piersi, odwrocił się i rzucil piłkę tak by potoczyla się w kierunku statku, opuścił ogród w ciszy własnych myśli*

ED - 2011-04-01 22:35:53

Do… *zatrzymał się. Ed kojarzył szybko, i połapał się, ze nie do zobaczenia. Nie dowidzenia, więc…*
…następnego spotkania, madame *nawet mruknąć nie zdążył porządnie, kiedy mu piłka śmignęła, więc zaraz małym łuczkiem zakręcił i poooszeeedł… Na piłkę to on dobrze reaguje. I już Edzik załatwiony na dzisiaj.
Dziękujemy : )*

Malkit - 2011-04-02 16:28:27

*Malkit kręcił się koło statku, co mogło wyglądać na chęć wlezienia w szkodę,. Jednak nie tym razem. Przeciągał się i kluczył jak zaspana pantera, raz po raz wydając dźwięki nawoływania. W końcu znalazł. Jest. W statku. Hakon*
Hakonuuuuu.u.u.u. *zawołał, a ogon zafalował za nim. Zarzucił łebkiem i skupiony na jedi kontynuował*
Hakonu. Dzie jest Go?

Hakon - 2011-04-02 16:38:26

*Hakon był. W ładowni prócz dziupli Edowej było też łóżko, z którego korzystał Hakon, bo nie spal w świątyni. Musiał podostawać na służbie. Na gospodarce. Jednak nie spal, a jedynie drzemał*
Jakie „go”, Malkicie? *Jak na nazwę jego niewidzialnego zwierzęcia to było za proste*

Malkit - 2011-04-02 16:48:07

*Malkit ze sterczącymi uszami  burzy grzywy wskoczył na rampę i nóżka za nóżką, drobiąc drobniutko zbliżył się do łóżka Hakona, by przy nim usiąść iż  powagą w ciemności w twarz Jedi się wpatrzyć*
żywe. *oznajmił z powagą*
Wyszedł z lasu, do którego przyleciał statkiem, zostawił żyjątko i poszedł do świątyni. Dostałem łapówkę, wiec musze znaleźć Go i przyprowadzić. Do Urgi, bo ona jest smutna. I ma depresje. Bo oddala mi statek, za to ze znajde Go. TY musisz mi pomóc, Hakoś, szeba isc do świątyni i zapytać dzie Go

Hakon - 2011-04-02 16:56:44

*Podłożył sobie przedramię za głowę, i myślał. Łączył to wszystko w całość. Gdyby to mówił kto inny, to być może potraktował by to poważniej. Ale Malkit  to był mistrz wymyślania niestworzonych historyjek*
Trzeba będzie Malkitku zrobić tak. Pójdziesz do lasu, zrobisz zdjecie statku i pokażesz mi. Wtedy ja wezmę, pójdę do świątyni, i pokaże, a  oni powiedzą mi, gdzie Go. Zgoda? *wyciągnął rękę by potarmosić Malkita*

Malkit - 2011-04-02 17:06:14

*Ogon smagnął  jednej strony gdy Malkit przenosił ciężar siedzenia na drugi póldupek. Nie w smak to mu było, bo wolał tylko w Hakonie zaszczepić potrzebe poszukiwania a samemu zajać się pracą badawczą. No ale układ i tak był nienajgorszy. Ostatecznie, jak mu się nie uda niczego wywęszyć to powie Urdze ze Go jest za Tęczowym Mostek i załatwione*
No dobra *zgodził się. I tak musi isc do swojej nowej Bazy, wiec cyknie pare fotek dla tego dżedajka – niedowiarka*

Hakon - 2011-04-02 17:17:23

No to czekam na ładne zdjęcia, Malkitku. Weź ze sobą Eda, i jak spotkacie ewoka to go nie drażnijcie! *Rozluźnił się i zamknął oczy. Jedi tez żyjątko, potrzebuje odpocząć*

Malkit - 2011-04-02 17:57:00

doooobrze *a w myślach: a ić ty fu tepatu. Pomóc nie chce. To co ze pomoc polega na „zrób to za mnie”. Nie chce! Tepat! Ale nie to nie. Malkit sobie jeszcze się zabawi na tym obowiązku. Wychylił wiec łeb za granice ładowni. Uszy mu jak groty do tyłu sterczały*
Eeeeduu.u.u.uu.u.u….
*zawołał. Nigdzie bydlaka nie widział. zarzucił wiec łbem, sapiąc gniewnie, i za chwile znowu, słodkim głosikiem*
Eeeeduuuu.u.uu…..

ED - 2011-04-02 18:02:02

*ED właśnie nadchodził. Wrócił z  wycieczki do lasu, choć do samego lasu nie dotarł, zatrzymany przez zwierzątko. Jednak nie koniec niespodzianek, bo oto – Malkit go wola! Olbrzym drepcząc ospale, zbliżył się, by Malkit widzieć,. Bo tylko łeb wystawał*
A od kiedy ty się do mnie odzywasz?
*padło wypowiedziane idealnie sceptycznym głosem zapytanie*

Malkit - 2011-04-02 18:05:07

*Wypełzł Malkit i dupe posadził na rampie, tak by patrzeć Edowi „w oczy” a i samemu być dobrze widocznym. Westchnął. Na pyszczku pokora się malowała*
Musimy isc do mojej nowej tajnej bazy. Nie Bral bym cie, bo pewnie zaraz się wygadasz. Ale wezmę. To tajna baza. Badawcza. Musze zrobić zdjęcia, a  potem będzie misja. I niestety Hakon kazał ci iść ze mną… *pochyliwszy łeb jakby mu się źle robilo położył uszu po sobie*
Wiec już do ciebie odzywam. Wybaczam ci *nonszalancki wycelował pazurkiem w droida*

ED - 2011-04-02 18:10:12

Taaa… *przeciągnął całkiem nieźle Ed*
Tyle ci nie wierzę… *Niestety kłamstwa Malkit dotyczyły szerszej grupy. Także Eda który nie dawał wiary małemu klamcy. Zarzucił działem, jakby machnął ręką i ruszył ciężko, kołem, później po rampie, i do środka, aż do miejsca gdzie drzemał Hakon*
Musze uwierzytelnić informacje, mistrzu. Powiedziałeś, ze mam isc z Malkitem do tajnej bazy badawczej, sprawdzić czy klony gaguciów czy innych świństw poprawnie się rozwijają? *zapytał, stojąc już nad leżanką Hakona*

Hakon - 2011-04-02 18:14:31

*Nie dane mu było zasnąć. Nie otwierając ani jednego oka z dwóch posiadanych, westchnął*
Tak, Edziu. Malkit wziął łapówkę za informacje którą musi zdobyć z moją pomocą ale ja potrzebuje dowodów. Wiec idź dopilnuj żeby ich nie sfabrykował

Malkit - 2011-04-02 18:17:18

*A Malkit siedzial i czekal, co sabat czarownic uradzi...*

ED - 2011-04-02 18:25:22

I ja mam jeszcze za czyjeś łapówki odpowiadać… *Ze zgrzytem wycofał się, a kiedy odwrócił, jak zawsze z gracją, przed odstawienie nogi, to na tle jasności zewnętrznego świata, w  kwadracie wyjścia z ładowni siedział Malkit, mistrz manipulacji*
Masz szczęście ze zeznania się pokrywają… *ruszył więc by wyjść ze statku*

Malkit - 2011-04-02 18:33:58

*widząc ze bydle się zbliża, uskoczył na bok, jednak łepek miał zadarty a ogon w ruchu, oznajmującym dobry humor. Zadowolenie. Kiedy droid przechodził obok, Malkit oblizał pysk i zaklekotał potulnie. Obserwował Eda jak ten schodzi, i odezwał się dopiero kiedy był bezpiecznie na dole. Postawił wtedy uszek*
Szeba zrobić dobry uczynek. My jesteśmy bohatery. Mamy zgodę? *łebek przekrzywił się na bok*

ED - 2011-04-02 18:46:33

*skoro nad tym wszystkim wisiała wola Hakona, to już więcej jak wola Mocy. Iść, pilnować szczypiora, udokumentować, zobaczyć co on tam znowu kombinuje. No to się zrobi. Olbrzym zsunął się z  rampy już bardzo umiejętnie bo to wiele razy ćwicząc – opanował. Teraz odwróciwszy się z  jękiem starych tłoków, znalazł się przodem do Malkit i ku niemu migał zieloną diodą*
No niech już stracę. Zgoda. Jesteśmy bohatery. Wsiadaj *wykonał zachęcający ruch łbem*

Malkit - 2011-04-02 18:56:45

*Malkit zachwycony był, ale nie stracił czujności, bo Ed był odporny na jego urok. Ciezki przypadek, jednak wyglądalo na to, ze dla Hakona zrobi wiele. Zachęcony słowem i gestem zbliżył się truchtem po czym jednym skokiem znalazł się na kopule. Jednak usiadł dalej, a  raczej przykucnął, na siatce trzymając tylko łapy, szeroko rozstawione, bardzo asekuracyjnie, ale jednoczesnie rozkosznie, jak to Malkit*
Do lasu *poinstruował. a  w lesie poprowadzi Eda szczegółowo*

ED - 2011-04-02 19:15:57

*było takie wożenie dla Eda nieprzyjemne, ale na ręke, bo siedząca na górze osoba nim kierowała. Tak wiec ruszył. Swoją droga to i ciekawy był tej całej bazy*

ED - 2011-04-03 14:21:32

*Powoli ku pozostawionemu samotnie w tej części ogrodów dużemu frachtowcowi z logo cochrelu zbliżał się dziwaczny pochód: myśliwiec ciągnięty przez dropia. w  drodzidzie chyba każdy rozpozna sławnego Eda – dwunożny czołg z dwoma działami po bokach. Nachylony do przodu dla przeciwwagi, by nie przestawać w ciągnięciu, a  widać było, ze już mu ciężko, bo ładunek musiał walczyć ze stawiającą opór ziemią*

Hakon - 2011-04-03 14:24:53

*Hakon zdrzemnął się, owszem, i teraz właśnie znajdował się w błogim stanie „po-snu”, zaraz po przebudzeniu, kiedy to się lezy, nie myśli o niczym i dojrzewa, mówiąc potocznie. Dawno już Hakon tego stanu nie zaznał. Dopiero ostatnio przypominał sobie o nim, kiedy oto…
Nie,. Nie nagle, bo nie był to nagły dzwięk. Ale był denerwujący. Takie… szorowanie.
Zaraz się Hakon podniósł i ścianę dokladnie osłuchawszy stwierdzil, ze to nie ściana. I nie łóżko. Czując jednak w mocy znajome wibracje, wyszedł na rampę a tam*
Ed? *nie trzeba było pytać. Ed ciągnie statek*

Malkit - 2011-04-03 14:29:48

*A na kadłubie myśliwca dumnie jak lord Malkit na słońcu dojrzewa. Zauważywszy Hakona, bo w końcu blisko juz było, wypiął tryumfalnie spód szyi*
Tobie szynieślismy. Sam sobie teraz zdjęcia rób!
*iiii…  czmych. I nie ma. Bo Mlakit wiedział, ze zaraz będzie wypytywanie. Niech Eda wypytuje*

ED - 2011-04-03 14:36:06

*Jeszcze tylko kilka kroków, i stop. Dioda migała szybko, z Eda buchało gorąco, warczał jak silnik ścigacza z Tatooine przed startem. Sznurek był zapleciony na Edzie, i dalej – na statku. Mocna lina. Po mandaloriańsku wiązana.*
Tak, Ed khlaweczi i kinderstatek z niespodzianka. Weź głęboki wdech. Ale nie za głęboki. Wydaje mi się, ze odkrywamy tajemnice z Tythona. Mam nadzieje, ze nam się za to nie dostanie. Możesz mnie uwolnić? *I po tych słowach wykonał ruch jak pokłon, by Hakonowi objawić zaciśnięty silnie supeł*

Hakon - 2011-04-03 14:40:31

*Usta Hakona nie wypowiedziały ni słowa, bo były otwarte z powodu zaskoczenia w jakie wprawiło go to, co zobaczył. I pomyślał sobie ze łatwiej przestrzegać pierwszego punktu kodeksy, kiedy nie ma się oczu.
Nie musiał robić wdechu, za chwile zapach zwłok sam wprosił się do jego nozdrzy*
A… Maaaalkiiiit? *rozejrzał się, zerknął za Eda, ale szczypior już się teleportował w bezpieczne miejsce. No nic. Hakon obszedł Eda, iż  dystansu zajrzał do środka. Trup mężczyzny*
Nie wiem, co to za osoba, ani co to za statek… *Nagle Hakon sięgnął ukosem do pasa i wtem zalśniła mu w dłoni broń rycerzy jedi. Zielona klinga ścięła supeł i liny opadły*

ED - 2011-04-03 14:46:31

*W reakcji na miecz warknął groźnie i nawet się trochę uchylił, ale zaufanie jakim darzył Hakona stawiło ze zniósł to bez sensacji. w innym przypadku byłyby sceny i kontratak Eda. No ale był to najłatwiejszy sposób i Ed rozumiał. Supły pozaciskały się niemiłosiernie, lina tez się na nim ścisnęła. Uwolniony Ed odszedł kilka kroków i za chwile znalazł się tuż za Hakonem*
Ma związek z  Go. W lesie jest zwierze. Jaszczurka. Ktoś z tego statku dostał się do świątyni. Zwierze nazywa go Go. Zwierze nie było zachwycone kiedy zabieraliśmy statek. Pewnie wierzy, ze jego właściciel wróci w to miejsce. Jednak postanowiłem go zabrac. A Go trzeba poinformować, ze szuka go jego pupilek. Albo pupilka, ze Go nieżyje

Hakon - 2011-04-03 14:51:18

*Słuchał z uwagą słow Eda. Coś to się pokrywało ze słowami Mlakita, wiec nie do końca szczypior kłamał. A także nie do konca wyjawił prawdę*
Idź do świątyni i powiedz o tym *polecił. Silny bodziec sprawi, ze Ed powinien to zrobić. Jeśli zrobi, czegoś się znowu nauczy. A Hakon przez tan czas zamknie nos i obejrzy nieszczęśnika*

ED - 2011-04-03 14:52:59

*Ed wydal z siebie przeciągły pomruk. Było to pokwitowanie odbioru polecenia. Jakieś opory? Żadnych, jedi są dobrzy. Edowy światopogląd trochę ewoluował. W tej chwili był już w stanie dać z siebie wiecej. Tak wiec odwrócił się i korzystając z jeszcze nadal nieco wyższych obrotów generatora, ruszył truchtem w stronę świątyni*

ED - 2011-04-03 19:01:24

*Minęło coś około godziny. Może mniej. Od strony świątyni powracał Ed. Nie był jednak sam. W towarzystwie droida kroczyła inna osoba. Olbrzymi droid prowadził go prosto ku dwóm statkom. Jeden duzy, zadokowany jak moc przykazała, co do centymetra tam gdzie miało to być. Drugi zaś przyciągnety po ziemi, o czym świadczyła poryta drań i sznur na kokpicie. Wieć jedi tego nie przyniósł. Łatwo się domyślić ze to Eda robota bop podobną siła tylko fizyczną to nikt tu nie dysponował*

Moc - 2011-04-03 19:11:42

*No za ED'em człapał sobie spokojnie kalamariański Jedi, chociaż bardzo ciekawy był tego, co tam spotka. Owy "trup z lasu" go niezmiernie intrygował, bo praktycznie nic o nim nie było wiadomo. Jedynie miał podejrzenia, że to Jedi, a idąc tym tropem mógłby czegoś pożytecznego dla Zakonu się dowiedzieć. Oczywiście trzeba go było potem pochować zgodnie z tradycją. W końcu dotarli na miejsce i Mekhnesh dostrzegł dwa statki, jeden porządny, więc uznał go za "dom" droida, a ten drugi to to wrak był, więc tam pewnie znajdzie to czego szukali.* Hmm... ładna okolica...

ED - 2011-04-03 19:16:13

*Ed człapał bardzo blisko. Jeśli kalamarianin go obserwował, to na pewno dostrzegł bardzo silne uzbrojenie, a także niemałe oznaki starzenia się materiału i dawnego uszkodzenia. Mechaniczny towarzysz był raczej milczący. Co jednak było w  nim najdziwniejsze, to w mocy emanował czymś jakby podstawą do określenia tego, czy cos jest istotą żywą. Było w nim po prostu coś żywego. Ale nie białkowego.*
To są ogrody świątynne… *odparł, na chwile okręcając górna część tak by objąć jedi wzorkiem. ładna okolica? Przecież to jego okolica…*

Moc - 2011-04-03 19:28:07

Wieeem... ale tutaj nie zawędrowałem jakoś, częściej na bagna chodziłem po roślinki *Teren wokół Świątyni był całkiem spory. z jakiś kilometr kwadratowy, może nawet więcej. Nie każdy miał czas i chęci, by zwiedzać wszystkie zakątki, a zwłaszcza, że na Tython przybył w sumie niedawno* No a przechodząc do sedna... gdzie znaleźliście ten... no... złom? *Wskazał na wrak statku, który zachęcająco nie wyglądał. Aż dziw, że ten facet w śpiączce to przeżył. Swoją drogą trzeba bedzie ochrzanić pilotów myśliwców, za to, że przepuścili bez echa jakąś maszynę. A podobno mieli pilnować niebios planety.*

ED - 2011-04-03 19:34:18

*Ed zwolnił odrobinę, jakby słowo „bagna” go zastanowiło, ale zaraz wyrównał. Szedł jakieś 4 metry obok i taki dystans utrzymywał. siedem było by jednak za dużo.*
całkiem niedaleko. Jak podniesiesz łeb to ujrzysz takie gwałtowne podwyższenie terenu. Tam, jakieś 15 minut marszem. Niedaleko. To przypadkowe odkrycie. Jest coś jeszcze. Zwierzątko, które przyleciało z nimi. To dzięki niemu się udało. I to dla niego ta bransoletka. Chce sprawdzić, czy facet którego widziałem to Go *i… z szumem i zgrzytem przekręcił ten olbrzymi, przyozdobiony po bokach działami łeb, zupełnie jak człowiek spoglądający na rozmówce podczas konwersacji*

Moc - 2011-04-03 19:45:04

Głowę *Poprawił jakoś tak automatycznie, ale urażony się nie poczuł. W sumie obie nazwy opisywały tą samą część ciała, tylko głowa tak jakoś bardziej pasowała niż łeb.* No coś tam widzę... może jakbym miał szczudła to by lepiej było... przypadkowe odkrycie... jak zwykle, tutaj wszystko przypadkowo odkrywają. Ale mapy to za cholerę nikt nie znalazł. *Jakby tak spojrzeć teraz na biednego kalamarianina to wyglądał dosyć zabawnie teraz. Podskakiwał nieco, próbował obejść bokiem droida, by mieć lepszy widok i tak dalej. Edek mu trochę zasłaniał, ale chyba wiedział o co konkretnie mu chodzi.* Hmm... jak zwierzątko jest trochę inteligentne to może pozna. Ewentualnie po zapachu coś niecoś. W ostateczności się je zaprowadzi do naszego śpiocha... a jakie to zwierzątko? Ptaszek jakiś? Ssak taki uroczy? Bo chyba nie rybka? *Mekhnesh rozpatrywał kategorię zwierzątko według własnych doświadczeń, więc wymienił najczęściej spotykane. Jakiś egzotyczny ptak, albo milusiński ssak, ewentualnie rybka.*

ED - 2011-04-03 19:52:25

*Za to Edowi trochę to poprawienie do myślenia dało. Oczywiście starał się być jak najbardziej poprawny, ale widać czasem coś mu umykało* Przepraszam *zareagował wiec, bo oczywiście jedi miał racje, droidy nie powinny używać wobec istot wyższych takiego potocznego słownictwa.  Oczywiście zapamięta to na przyszłość.*
Jest inteligentne. Mówi. Niestety nie posiadam w swoim banku danych opisu tego gatunku, ale jest to bez wątpienia coś pustynnego, więc rybka nie. Wygląda mi na dużego stawonoga. Właściwie to trochę x’tinga przypomina… *wypalili z najbardziej „swojskim” skojarzeniem jakie mógł mieć. Jeszcze kilka kroków i zatrzymał się miedzy dwoma statkami. Zaraz zapewne przyjdzie Hakon*

Moc - 2011-04-03 20:10:33

Nie szkodzi *No poprawiać czasem trzeba, ktoś może czasami robić nieświadomie jakieś błędy a np nie chce ich robić, no to taka uwaga pomoże. A jak ktoś celowo używa takich sformułowań, to mu zwrócenie uwagi nie zaszkodzi, co najwyżej zigoruje to.* Stawonóg jako zwierzątko? A to ci nowość... Ja bym sobie tam ptaka jakiegoś kupił, takiego egzotycznego... rybek nie, solidarność taka rodzajowa *Ciężko stwierdzić, czy sobie żartował czy jednak mówił poważnie, no ale jako kalamarianin to z szeroko pojętymi sprawami wodnymi był blisko związany* No ale jak inteligentne i mówi to damy se radę... a teraz co, do statku? *Zapytał Mekhnesh bo chyba już na miejsce dotarli.*

Hakon - 2011-04-03 20:13:03

*Hakon objawił się za chwile. Wyszedł z dużego statku. Pośmiardywało tu zwłokami, widać wolał się odizolować od tych zapachów. Bolesnym było dla Hakona to, ze tak instrumentalnie podchodzi do śmierci jakiegoś tam pobratymca, można by powiedzieć, bo w końcu Jedi. No ale fizjologia wygrała, a to co było w myśliwcu to i tak tylko powłoka.
Tak wiec Hakon zjawił się przed nimi z mieczem świetlnym denata*
O, jesteś Edziu, świetnie. Witaj, przyjacielu, jestem Hakon *skinął głową w kierunku kalmarianina*

ED - 2011-04-03 20:16:00

*Mruknął tylko odnośnie ptaka. Na Ord Cestus trzymanie zwierząt nie było specjalnie popularne, chyba ze u pozaswiatowców. X’tingowie raczej nie. a  w katakumbach Eda to bywały zwierzątka takie do rozrywania ludzi, jak nexu np.*
Jeśli sobie życzysz… *odsunął się, dając dostęp do statków. Do dużego nie ma co isc, bo Hakon już jest*  Jestem. Jak oczekiwałeś: bez scen

Moc - 2011-04-03 20:23:37

Cześć, jestem Mekhnesh, tutejszy Uzdrowiciel *Przywitałsię pogodnie młody kalamarianin i rękę barabelowi podał, od razu koncentrując się na wnętrzu myśliwca. Podszedł tam i zajrzał do środka, ale cofnął się od razu, bo zapach omal go nie zwalił z nóg* Wooo... no miesiąc to biedaczysko ma... macie może maski tlenowe jakieś? *No ale nie czekał na odpowiedź tylko wszedł do środka, by przebadać zwłoki biedaka. Może i specjalistycznego sprzętu nie miał, ale to i owo dzięki Mocy się dowie, jednak większość śladów zatarłjuż czas. Cud, że zwierzęta go na śniadanie nie zjadły.*

Hakon - 2011-04-03 20:32:21

*Hakon uścisnął rękę z uśmiechem. Poznawał jedi od nowa. Niewykluczone że wcześniej spotkał tego młodzieńca jako oszpecony ślepiec. Tamto życie poszło jednak w niepamięć*
Tak, mamy. Podejrzewałem, ze będą potrzebne, dlatego masz je tutaj
*I jedną z masek wskazał ręką, a sam zbliżył się do Eda, by razem  nim obserwować*

ED - 2011-04-03 20:35:26

*Zwierzęta nie zjadły, bo Urga czuwała. Pewnie miała jakiś interes w bronieniu „jamy” i przy okazji tego trupka, który już dopominał się o pogrzeb. Ed wygiął się tak, by spojrzeć na trzymany w dłoni Hakona przedmiot, ale nic nie powiedział. Mu tam nikt mieczy nie pokazywał, i choć przewinęło się ich w katakumbach kilka, to nigdy nie widział ich z bliska. Wcześnie nie chciał widzieć, ani tym bardziej czuc. Teraz, w towarzystwie osób którym ufał, był po prostu ciekawy, tym bardziej ze godzinę temu miał taki ekscytująco bliski kontakt z pokojowo nastawionym ostrzem Hakona*

Moc - 2011-04-03 20:44:39

Mocy dzięki *Odparł młody Jedi i przy pomocy wspomnianej wcześniej Mocy przywołał tą maskę, którą potem założył sobie na twarz, choć bez problemów się nie obyło. Jego głowa troszkę się różniła budową od takiej ludzkiej, więc i maska za bardzo nie pasowała, ale powietrze czyste z rurki wylatywało więc jakoś się oddychało. Od razu też zauważyć można było, że Mekhnesh taki inny był, jemu podobnych nazywano żartobliwie "Jedi nowego rzutu", bowiem różnili się dosyć od starszych rycerzy. Byli bardziej otwarci, spontaniczni, mniejszą wagę przywiązywali do skostniałych tradycji. Otwartość i serdeczność przede wszystkim. Co innym przeszkadzało.* Uuu... biedak miał twarde lądowanie. Połamane żebra... zapewne kilka organów mu wysiadło, mózg poobijany. Zmarł pewnie od obrażeń wewnętrznych, nie miał szczęścia. Ciężko wyrokować, za dużo czasu upłynęło, jest w zaawansowanym stadium rozkładu, cud, że da się poznać w ogóle coś z budowy ciała. Miecz nam wiecej chyba powie *No i po kilku minutach wyłonił się z wnętrza statku, oddychając już normalnym powietrzem. Ulga widoczna była na jego twarzy*

Hakon - 2011-04-03 20:51:45

*Hakonowi bardzo młodzieniec przypadł do gustu i raczej nie zastanawiał się nad rodzajem rzutu, bo dla niego zawsze zakon składał się z  bardziej i mniej otwartych istot. Każdy jest inny, po prostu. Kiedy Mekhnesh wychodził, miecz był własnie demonstrowany Edowi – w wyciągniętej ręce Hakona tak by Ed go widział. Ale kiedy kalamarianin podszedł, Hakon wykonał rękojeścią ruch zachęcający do przejęcia broni*

ED - 2011-04-03 20:53:29

*Stał przy Hakonie. Lekko z tyłu, bardzo bliziutko, co u niego rzadko było obserwowane. Obserwował. Nic nie mówił, tylko pomrukiwał, po części oznajmiając tym swoje uczucia i myśli. Na razie był spokojny i zainteresowany, ale nie miał pytań, po prostu oddawał się biegowi wydarzeń i tylko obserwował*

Moc - 2011-04-03 21:00:56

*Młodzieniec przejął broń i zaczął ją sprawdzać, na razie powierzchownie, szukając jakichś charakterystycznych elementów, ale nie znalazł żadnego. Trzeba więc było zajrzeć głębiej. Rękojeść uniosła się dzięki sile Mocy po czym ułożyła się między wysuniętymi rękoma. Dłonie były skierowane ku mieczowi i między nimi popłynęła Moc poznawcza. Mekhnesh starał się coś z kryształu skupiającego wyczytać, jakieś echo aury tego Jedi.*

Hakon - 2011-04-03 21:05:34

*Teraz wiec nie przeszkadzał mu. Rękę włożył pod „pysk” Eda i wsunął wyżej, by tak sobie trzymać rękę wyżej niż jego głowa, tak wygodnie. I patrzył. Jednak nie sięgał mocą dla zaspokojenia ciekawości. Miecz ładnie wisiał w  powietrzu. Obaj jedi byli w  podobnym wieku, może uzdrowiciel coś wykryje co mu się skojarzy. A kiedy czynność się skończyła, odchylił głowę i szepnął do Eda*
A opowiedziałeś o zwierzątku? I o tym tajemniczym przyjacielu zwierzaka?

ED - 2011-04-03 21:27:02

*Dotknięty mruknął. Hakon już wchodził na najwyższe pułapy zaufania Eda. Tak trzymany mógł znieść wszystko. Na razie jednak był naocznym świadkiem używania mocy w celach kryminalistycznych. I tylko czekał, aż kalamarianin krzyknie: wiem, już wszystko jasne, było tak tak tak i tak.*
Powiedziałem. Wydaje mi się, ze dokładnie…

Moc - 2011-04-03 21:32:32

*Niestety to nie było aż takie proste, aura tego Jedi emanowała z kryształu, ale co z tego, skoro jej nie rozpoznawał? Przed Rozkazem 66 Jedi było setki, nie wszyscy przebywali też w Świątyni na Coruscant, ciężko się zatem zorientować. Ale jakiś trop to już był, miecz był ważną wskazówką. W końcu dochodzenie zostało skończone i kalamarianin złapał rękojeść ręką.* No jakiegoś faceta w śpiączce mamy u siebie, nikt nie wie kto to, może ten cały Go? Tu mamy jakiś dowód *WQyjąłz torby bransoletę i podał ją Hakonowi.* Niech to zwierzątko spróbuje to rozpoznać

Hakon - 2011-04-04 13:37:18

*Bransoletka, czy tam inny wisiorek upadł na dłoń Hakona. Ten zaś przyglądając się dotykał koralików bokiem palca. Oczy miał przymknięte, jakby świdrujące pod powieki, zupełnie jakby sam przez Moc próbował cos z tego wyciągnąć. W końcu, drugim palcem zaczął obracać koraliki leżącej na słoni biżuterii*
Zobaczcie. Piasek *Zwrócił ich uwagę na kilka ziarenek tle wysypały się z koralików na czarne łuski barabela*
mogli przybyć z jakiejś pustynnej planety. Da się zbadać nawigację  tego statku? *Następnie odwrócił się do Eda i począł mu zawiązywać ów bransoletkę na jednej z luf*
Pokażesz to zwierzątku.

ED - 2011-04-04 13:38:58

*Ed nie widział piasku, to było za malutkie dla niego. I za blisko, z  kolei dalej już w ogóle by nie widział. Nie ten kaliber. No ale wierzył Hakonowi, ze tak jest. Kiedy jedi zawiązał mu na lufie owo znalezisko. Ed mruknął na znak, ze przymuje do wiadomości i zrobi o co Hakon prosi*

Moc - 2011-04-04 14:16:14

*Mekhnesh zamrugał i pochylił się nieco, by spojrzeć na te ziarenka. Przedtem ich nie dostrzegał, bo jakoś nie zwracał uwagi na te bransolety. A tu proszę, jednak coś ciekawego się można dowiedzieć. Widać, że jeszcze kalamarianin musi się sporo dowiedzieć.* Niekoniecznie pustynna, piasek wszędzie występuje. Ale to już jakaś wskazówka... no chyba, że wpadł do rowu z piachem w lesie, bo i takie się tam znajdują *Zwrócił uwagę na to, by nie wyciągać zbyt pochopnych wniosków, ale do środka maszyny znowu zajrzał, by się przekonać w jakim stanie była elektronika.* Może być problem, jakiś technik by się przydał

Urga - 2011-04-04 15:15:38

//Przepraszam za OT, ale przypominam że Urga ogołociła statek ze wszystkiego co się w jakikolwiek sposób błyszczało czy połyskiwało. Także zapewne spora część elektroniki jest wyniesiona.
Post do kasacji przez administrację //

Hakon - 2011-04-04 15:26:29

*Bransoletka już oplatała lufę, a Hakon, wbijając sobie pieści w pasek obserwował poczynania młodego jedi*
obejrzałem to. Niewiele się na tym znam, ale pulpity są dosłownie oskórowane. Może jest cos w głównym komputerze. Technik by się przydał, owszem, ale myśle, ze wystarczy astromech *o ile na Tytonie jest taki sprzęt*

ED - 2011-04-04 15:28:08

*wyciągnąwszy w  przód potężne dzialo odchylił je jednocześnie w bok, by objąć wzrokiem ozdobioną lufkę. Zamruczał z wyraźnym zadowoleniem. Takim uwielbieniem. Podobało mu się. Szkoda, ze trzeba to oddac bo chętnie by to zatrzymał, tak mu „do twarzy” w tym. No ale trudno, Ed wie że życie jest brutalne i nie będzie robil problemów*

Moc - 2011-04-04 16:30:03

Może by dał radę, ogołocone to tylko powierzchniowo, do dysków chyba nie doszło *Ktoś się nudził chyba, skoro wszystkie pulpity były tak rozwalone i to w sposób cholernie nieporadny, tak jakby pazurami ktoś spróbował zdemontować panele. Ale żeby się dostać do dysków centralnych to jednak potrzebna jest albo spora siła, albo przynajmniej na poziomie zadowalającym umiejętności manualne* No mami kilka astromechów, ale większość z nich to zdziczała... znaczy się zaczęła miewać humorki i tym podobne sprawy. Czasami to trzeba je przekupywać by się ruszyły do roboty

Hakon - 2011-04-04 16:39:58

*usta Hakona ściągnęły się, choć i tak były wąskie, a  ramiona splotły na piersi*
czym się przekupuje astromechy? *nie miał pojęcia co taki mały robocik w zamian za pracę mógłby chcieć. Oparł się barkiem o Eda i nagle poczul, ze to jest metal. Hmm. Hakon podniósł w góre palec, jakby mówił: czekajcie, Hakoś ma pomysła, i okręciwszy się stanął przodem do Eda. Do niego ten sam gest powtórzył, i zaraz dobrał się do miejsca, w którym Ed miał swój niezbędnik wtyczkowy*

ED - 2011-04-04 16:46:31

*na początku tych dziwnych ruchów Hakona Ed się cofnął, zupełnie odruchowo, bo ten jakoś tak mu przed samym nosem wywinął. No ale gest wystarczył by Eda zatrzymać. Dioda trochę przyspieszyła, jednak tym razem była to oznaka wzmożonego wysiłku intelektualnego – chwila w której Ed głowił się o co Hakosiowi chodzi. Kiedy ten zaczął się grzebać w wyżej opisanym miejscu, Ed po prostu wysunął tak zwanego ‘lizaka” – na rurce około 20mm średnicy umieszczona była obrotowa głowica a na  niej ze 40 różnych końcówek do wymiany danych*

Moc - 2011-04-04 16:52:07

Zazwyczaj kompleksowym czyszczeniem i smarowaniem... czasami też dostępem do terminala z grami. Nie wiem czemu, ale im się to strasznie spodobało *Świątynne astromechy nie miały czyszczonej pamięci od dawna i nabrały charakterku, przez co technicy sobie włosy z głowy wyrywali. A gdy któryś już chciał taką pamięć wyczyścić to dziwnym trafem sprzęt się psuł, komputery się zawieszały i tak dalej. Droidy się wycwaniły. Mekhnesh obserwował to co robi Hakon, ciekaw o co chodzi. Stał więc z rękoma skrzyżowanymi na piersi i mrugał sobie cały czas.*

Hakon - 2011-04-04 16:59:00

*Obejrzał się do tyłu, by nawiązać z Mekhneshem kontakt wzrokowy*
Może uda się bez przekupstwa. Zobacz, tu są takie końcówki, na pewna któraś będzie pasować, trzeba tylko zrobić dziurę w odpowiednim miejscu kokpitu, by Ed mógł się podłączyć. *zaczął palcem obracać ową głowicę, oglądając po kolej końcówki. Dmuchnął w nie, bo jakieś pyłki się zaplatały*
I dowiemy się, skąd przyleciał statek. Niewiele nam to da, ale się dowiemy

ED - 2011-04-04 17:02:27

*w odpowiedzi na te słowa Ed zawył przeciągle, jakby wzdychał bardzo głośno*
Może to nam dać naprawdę wiele. Do kogo należy statek, cala jego trasa. Kiedy wprowadzono koordynaty Tythona, może jakiś zapis z kamer pokładowych. Jakoś stateczek trafił na tą cenną Planetę, a  gdyby ów jedi miał prawo znać koordynaty, to na pewno wasi mistrzowie go rozpoznają. *Ed mądry strasznie się nagle zrobił, bo mógł się przydać. I chciał jakoś okazać się przydatnym na goszczącym go Tythonie*

Moc - 2011-04-04 17:28:49

Hmm... no końcówek jest wiele, ale trzeba będzie dostać się do awaryjnego gniazdka *Czyli przekopywania się przez kilka różnych paneli by dostać się do niego. No i też problem był taki, że ED do środka nie wejdzie, chyba, że ma długą końcówkę.* Słuszne spostrzeżenia. Koordynaty Tythona zna ledwie kilku mistrzów, ja sam ich nie znam. Więc ten Jedi musiał albo być dosyć znaczący albo ktoś mu wygadał. Tego z kamer możemy się dowiedzieć... tylko jak się tam dostać? *Głowił się kalamarianin. Będzie to wymagało trochę kombinowania, ale może się udać. No i ED moze okazać się bardzo pomocny*

Hakon - 2011-04-04 17:32:19

Najpierw wyjmijmy zainteresowanego *rzucił Hakon po czym po prostu, na wstrzymanym oddechu wszedł i zaraz w szmacie zwłoki wyciągnął, bo szmata tam była właśnie do tego celu. Odciągnął trupa z miną nietęga, za swój statek, po czym wrócił otrzepując ręce*
No nie wiem… *rzekł,. Spoglądając na masywną postać Eda*
Trzeba ciąć. Wyciąć cała ta ścianę, tak żeby dostęp do panela był otwarty. Ile kabel ma długosci?

ED - 2011-04-04 17:40:11

Półtora metra *odparł Ed, kiedy go zapytano, no a  wcześniej obserwował w milczeniu co robi Hakon i słuchał, co Jedi postanawiają.* zanim wytniecie tą dziurę to może przejdę się po jakiegoś mistrza?[/i]
*skoro stateczek przyleciał na Tython to znaczy ze miał koordynaty od jakiegoś mistrza. Jeśli mistrz dal to będzie pamiętał*

Moc - 2011-04-04 17:43:30

Hmm... To może ja się przejdę a wy zabierzecie się do dzieła? *Hakon będzie mógł wyciąć dziurę i zacząć śledztwo wraz z EDem, podczas gdy Mekhnesh będzie szukał jakiegoś mistrza, który by cokolwiek o tej sprawie wiedział. Uwiną się raz dwa. Poza tym droid nie znał aż tak dobrze Świątyni, by wiedzieć gdzie kogo szukać, no i też nie wszystkie korytarze by go pomieściły.* Przy wycinaniu ściany trzeba uważać, by nie uszkodzić ważnej elektroniki, a to trochę ryzykowne. Więc co robimy?

Hakon - 2011-04-04 17:48:07

*Hakon pogładzil brodę dwoma palcami*
w porządku, ja zajmę się scianą. Wytne przedni iluminator i może dosięgniemy. Ty idź po mistrza
*Rzekłszy to sięgnął po swój, już dzisiaj nawet użyty miecz. Iluminator może wyciąć spokojnie. Później zobaczy gdzie mnie więcej ida te kable i będzie poszerzał* ale jak będzie ci po drodze, to weź jakiegoś astromecha na wypadek jakby nasz okruszek jednak nie dał rady…

ED - 2011-04-04 17:59:36

*Wymownie uniósł jedną z olbrzymich człap tak ze tylko przedni palec dotykał ziemi. Warknął przy tym, jednak bardzo przyjaźnie*
Okruszek się postara *poki co jednak nie podjął aktywności typu rozrywanie kadłuba statku. Chyba by nie da łady nawet sama siła swojego „ciała”. Za stary był*

Moc - 2011-04-04 18:03:31

Dobra, kogoś się znajdzie...zaczekajcie na mnie z najciekawszymi rzeczami *Powiedział pogodnie po czym ruszył szybkim krokiem w stronę Świątyni, ale trochę czasu mu to zajmie. Dojście na miejsce, odnalezienie konkretnego mistrza, zabranie astromecha, powrót. Przez ten czas Hakon z Edem powinni już być w trakcie śledztwa, o ile im się uda połączyć oczywiście. W każdym razie teraz zostali sami a kalamarianin człapał sobie szybko przez Ogrody.*

Hakon - 2011-04-04 18:11:34

*Pożegnał go gestem. Pożegnanie tymczasowe to było. Z mieczem w dłoni obszedł statek raz, dokładnie oglądając. Eh, ze nie uważał na zajęciach  mechaniki… No ale nic, jak się nie uważało to się teraz dyma. Zaktywowawszy miecz zrobil płytkie nacięcia z boku, w kształcie trapezu. Eda odgonił dalej, by mu się przypadkowo nie dostało. Nie ma co się rozdrabniać. To Hakon robił sam, w  milczeniu. Iluminator został wyrzucony za pomocą skoncentrowanego pchnięcia Mocy, wiec jedi wszedł do środka i powoli, po kablu doszedł do gniazda, które było nieciekawe, wiec zwierze jego nie wyciągnęło. Dalej było powolne wycinanie w ramach wcześniej zakreślonego śladu, od wewnątrz*

ED - 2011-04-04 18:17:31

*ED stał grzecznie, i czekał. Grzecznie. Obserwował jak rozpada się stateczek, ale bardziej interesowało go podziwianie „swojej” bransoletki. Raz nawet nawiedziła go wredna myśl Pt „ciekawe co na to Malkit”. W końcu bazę mu rozbierają. Ale co tam. Czekał, az Hakon go zawoła. Dopóki to nie nastąpi, Ed nie ma nic do powiedzenia wiec puszcza kolejki*

Hakon - 2011-04-04 18:22:36

*wycinał, wycinał az nagle doszło do tego, ze miecz wyszedł na wylot, i pokręcił trochę, poszerzając otwór. Zaraz się schował, a kiedy metal trochę ostygł, wychyliła się przez niego… reka Hakona*
Pomyślałem, ze nie ma co się wysilać, przecież można przełożyć twój kabel przez te dziurkę i go podłączyć. *Rzekł olśniony Jedi. Szkoda ze nie wpadł na to, zanim nie wywalił iluminatora. Ale i tak był popękany

ED - 2011-04-04 18:25:24

*Ed poderwał się nagle, rozkładając na boki swoje wielkie, groźne działa* a wiesz, ze o tym nie pomyślałem…
*tak wiec chętnie się zbliżył do wystającej przez burtę ręki, i pochyliwszy się w miarę swoich możliwości (na szczęście dziurka była w optymalnej dla niego wysokości), wysunąwszy wtyczkę uniwersalna, podał mu ja do palców. Mógł wyciągnąć kabel i podłączyć z drugiej strony*

Moc - 2011-04-04 18:35:06

*Po pewnym czasie na horyzoncie znowu pojawił się młody kalamarianin a za nim kroczył spokojnie mistrz Windu (bo niestety nie udało mu się znaleźć Jedi, który by cokolwiek wiedział o rozbitku) a za nimi jeszcze jechał na swoich trzech kółkach astromech. Mały robot głośno gwizdał w aktach protestu, bo po trawie to on nie lubił jeździć a go bezczelnie zmuszają szantażem. No ale byli już blisko i mogli zobaczyć efekt demolki Hakona i ED'a.*

Hakon - 2011-04-04 18:38:43

*nie było źle. To znaczy – najgorzej wyglądała ta orka podszyciem, kiedy Ed ciągnął, bo ziemia była przeorana i nieładnie to wyglądało. Dalej – wywalony iluminator, wiec szkło w jednym miejscu, już pobite i… normalny statek, a w statku dziura i ktoś trzyma się za ręke z olbrzymim ciężkozbrojnym droidem. Owa reka złapała za podaną wtyczkę i zaczęła ciągnąć do siebie*

ED - 2011-04-04 18:41:48

*wszystko oczywiście było cacy, Ed oczywiście wobec jedi grzeczny. Nie powinien zachowywać się nieobliczalnie. No ale się zachował… Znaczy nie aż tak strasznie, ale było warkniecie i gwałtowne wystartowanie do przodu, z  kompletnym zapomnieniem się, odnośnie tego, ze Hakon trzyma wtyczkę. Działa do góry, krok do przodu i groźne rykniecie. Oczywiście przy tym pełna prezentacji całej krasy Eda. Po chwili poznał mistrza Windu. w  końcu już go widział, i spokorniał natychmiast. No ale co się zadziało w „okienku” to się zadziało….*

Moc - 2011-04-04 18:49:31

Emm... mistrzu, ten tu to zawsze taki drażliwy? *Mruknął Mekhnesh do Windu a ten w odpowiedzi jedynie skinął głową. Tego pytania raczej ED z Hakonem nie usłyszą, byli jeszcze za daleko. Pokaz "siły" w wykonaniu droida zbyt wielkiego wrażenia na nich nie zrobił, bo Edka znali już trochę. Jedynie astromech zapiszczał z przerażeniem i chciał uciekać, ale go Jedi przytrzymali Mocą i przyholowali do wraku statku.* I jak idą badania? *Zapytał kalamarianin, gdy już byli wystarczająco blisko, natomiast Mace skierował się w stronę zwłok, by je obejrzeć. Może go akurat pozna.*

Hakon - 2011-04-04 18:54:40

*ważne żeby Ed usłyszał co innego*
Ed, przestań! *krzyknął Hakon i oczywiście kabel puścił, żeby go nie urwać. Ale kiedy Ed się uspokoił, to złapał wtyczkę na nowo. Ręką, a  jeśli była dalej, to za pomocą Mocy*
Na razie nie idą. Ta wtyczka nie pasuje *powiedział głos ze środka, po czym wtyczka wypadła, a  Hakon wyszedł przez wybity iluminator*
Chodź tutaj, Edzik. Na Moc, myślałem, ze już się opanowałeś z tym… *I pac – w Edową blachę kiedy ten podszedł*
Witaj Mistrzu Windu *wypadało tez się przywitać*

ED - 2011-04-04 19:00:40

*Pacnięty skulił się demonstracyjnie. Bo oczywiście podszedł pod samą rękę wystającego zza iluminatora Hakona. Potem już ustawił się tak by Hakon przejrzał wtyczki.
Częstotliwość migania diody świadczyła o lekkim zdenerwowaniu. I tak dobrze sobie poradził ze sobą, niemniej jakoś dziwnie „przegrany” się czul i bynajmniej nie dlatego, ze nie wystraszył.
Co zaś wtyczek się tyczy – było wszystkie w miarę popularne, wiec Hakon powinien znaleźć*

Moc - 2011-04-04 19:11:45

Witaj Hakonie. Ciekawe znalezisko tutaj macie *Mistrz przykucnął przy zwłokach i zaczął je Mocą badać, ignorując przy okazji parszywy zapach. W końcu jednak musiał otoczyć swoją twarz ochronnym bąblem, który nie przepuszczał żadnych zapachów. Taka prowizoryczna ochrona. Na razie jednak nic nie znalazł.* W razie czego mam Świruska, może pomóc. Świrusek, przywitaj się *Kalamarianin poklepał astromecha po kopułce a ten wydał z siebie kilka oburzonych gwizdów. Z binarnego na wspólny to będzie to znaczyć mniej więcej* {Sam żeś świrusek, ja tu wbrew własnej woli jestem! To porwanie było... i wypchaj się olejem! *No cóż, charakterny droidek się trafił.*

Hakon - 2011-04-04 19:18:40

Tak… to łapówka którą dostał Malkit w zamian za znalezienie informacji o niejakim Go. Rozpoznaje mistrz tego młodzieniaszka? *zapytał Hakon, powoli i dokładnie oglądając każdą z wtyczek. Zaśmiał się tez z droidka, zaś swojego „droidka” pogłaskał po kopule. Tak jak kalamarianin astromecha. No ale topólka topólce nierówna*
dobrze, wydaje mi się, ze ta pójdzie. Chodź, Edziu *I zanurkował by zaraz znowu wysadzić rękę przez otwór* Jak Edzik nie da rady, to Świrusek spróbuje *rzucił, jakby obiecywał*

ED - 2011-04-04 19:22:29

*Zreflektował się przyjaznym mruknięciem do Windu. Jakoś go ów jedi onieśmielał na tyle ze nie potrafił się przywitać. A już na pewno nie tak otwarcie jak Świrusek. Bo oczywiście ED rozumiał i władał binarnym. Ale póki co jednak nie odezwał się w żadnym języku. Oddany kabelek został pociągnięty doi środka. Ed stał przy statku i patrzył na jedi.*

Moc - 2011-04-04 19:40:17

Cicho, bądź grzeczny bo inaczej zamknę cię w komórce *Zagroził żartobliwie kalamarianin i tylko czekał na to, co zdziała Hakon z Edem. Stali już dosyć blisko, na tyle, by mieć całkiem niezły widok na to co się dzieje w środku. Natomiast mistrz Windu wciąż badał ciało, ale niczego konkretnego się nie dowiedział, więc przywołał do swojej dłoni broń tego zabitego, by ją zbadać dokładnie. Co prawda Mekhnesh już to zrobił, ale był póki co zbyt młody by wychwytywać pewne niuanse w Mocy.* Póki co nie mam pojęcia kto to jest... a to jest zastanawiające.

Hakon - 2011-04-04 19:44:51

Wiec skąd ma koordynaty? *zapytał głośno, bowiem był za ścianką i ta tłumiła jego głos*
Może powinien być tu jeszcze jeden trup… bardzo tajemnicza sprawa. Mam jednak nadzieje, ze nie jest to zadrę wyciek koordynatów. Dobrze, Edziu, podłączyłem. Spróbuj to ruszyć

ED - 2011-04-04 19:52:42

*Ed nie wykrył połączenia. Ale to nie dziwne, po drugiej tronie połączenia nie było ani iskierki energii. w  takiej sytuacji Ed dzieli się swoją. Tak tez teraz było. z  generatora przez wtyczkę do systemów statku pomknął ładunek elektryczny, który miał ruszyć zachowana przy sprawności elektronikę. Dalszym posunieciem miało być ściągniecie danych.
Tylko czy coś zastartuje po dewastacji przez Urgę…*

Moc - 2011-04-04 19:56:07

Nie wiem... w trasie jest kilku mistrzów, którzy mieli sprowadzać Jedi tutaj, ale bez podawania koordynatów. Skąd wiec on je zna... i kto jeszcze je zna? *To było najbardziej nurtujące pytanie, czy ktoś niepowołany miał dostęp do tych danych? Bo jeśli tak to skutki mogą być tragiczne dla nich. Póki co mistrz Windu koncentrował się na tym mieczu i wykrył niepokojące anomalie. Właściciel tej rękojeści w ostatnim okresie swojego życia popadał w szaleństwo i był bardzo blisko granicy Ciemnej Strony Mocy. To bardzo źle wróżyło* A jak wyciaganie danych?

Hakon - 2011-04-04 19:59:06

*Hakon zmrużył oczy, teraz znowu wystając z iluminatora i począł odginać palce, jakby odliczał sobie mistrzów o których wie. Czy jakiś mistrz jeszcze nie doleciał?*
Właśnie Ed, jak sobie radzisz? *Czując jakieś tam dziwne kopanie prądu, wylazł na zewnątrz. Wolał nie zostać popieszczonym*

ED - 2011-04-04 20:06:38

*Olbrzym przy burcie warknął cichutko, podniósł łeb, ale nie wiedział, w która stronę go obrócić. W stronę Mace’a czy Hakona. W rezultacie – nie poruszył się wcale*
Kiepsko. Instalacja jest niekompletna, podziurawiona, nie mogę znaleźć drogi alternatywnej. Pobieram historie lotów. Główny komputer jest uszkodzony. Nie mam dostępu do danych na temat właścicieli statku ani zapisów kamer

Moc - 2011-04-04 20:16:49

Szkoda... *Mruknął Mace wstając z ziemi. W prawej, mechanicznej ręce pewnie trzymał rękojeść miecza. Kryształ w niej zawarty przekazał mu już wszystko co mógł, więc resztę historii musieli sobie dopowiedzieć. A i sam statek żadnych konkretnych danych nie miał im do przekazania, więc sprawa owego ciała pozostaje jak na razie nierozwiazana* Szkoda. Moze technicy coś znajdą o ile uda im się naprawić niektóre połaczenia. Póki co nie mamy tropów żadnych

Hakon - 2011-04-04 20:20:37

A ten człowiek w skrzydle szpitalnym? *zapytał spokojnie. Człowiek był w śpiączce, ale może udało by się go wzbudzić. Jeśli nie farmakologicznie, to za sprawą mocy*
Jeśli nie uda nam się ustalić jak to było należy założyć, ze jest przeciek. A jeśli jest….
*wiadomo – nie jesteśmy bezpieczni.*
wykryłeś coś, mistrzu? *zapytał Hakon. Mace nie podzielił się wiadomością o szaleństwie, które wykrył*

ED - 2011-04-04 20:25:23

Nic ciekawego… *odparł Ed kiedy Hakon zapytał czy mistrz cos wykrył. Nie poddawał się, nadal wałczył, choć dziurawa instalacja powodowała spięcia, które w dochodziły do Eda, a  to nie było dla niego mile. Na szczęście nie niebezpieczne. W końcu jednak silne szarpniecie wyrwało wtyczkę, która schowała się w głowicy a ta w dziale i koniec*
Przylecieli z Tatooine. Lecieli najkrótszą drogą. Lądowali na autopilocie. Było kilka nieodebranych przekazów już w orbicie Tythona. To pewnie służby bezpieczeństwa. Podejrzewam ze jedyną przytomną istotą wówczas na pokładzie była tylko Urga *teraz uwolniony Ed cofnął się na równa linię z kalmarianinem i o mało nie nadepnął astromecha…*

Moc - 2011-04-04 20:37:10

Nie da się go dobudzić, próbowałem wszystkiego. Tak jakby sam się zablokował i tyle *Mekhnesh rozłożył bezradnie ręce. Trudny przypadek i właściwie zagadkowy. Fizycznie nic mu już nie było, ale wciąż się nie budził, nawet mimo interwencji Mocą.* Niebezpieczeństwo przecieku istnieje zawsze. Z tego powodu wszystkie niezbędne frachtowce zawsze są gotowe do natychmiastowej ewakuacji *Zakon był przygotowany na tą ewentualność, jeśli ktoś ich odkryje to się ulotnią najszybciej jak się da. Póki co Tython był ich jedynym bezpiecznym schronieniem.* Hmm... Tatooine... może mistrz Kenobi coś będzie wiedział *Obi Wan często bywał na Tatooine, więc może by go rozpoznał po rękojeści i aurze w Mocy?* Niewiele się dowiedziałem, nie znałem go przedtem osobiście... i wszystko wskazuje na to, że w ostatnich chwilach swojego życia oszalał...

Hakon - 2011-04-04 20:40:44

*Hakon skinął głową, kwitując wszystkie informacje które usłyszał*
jeśli to przeciek to dobrze by było go znaleźć i uszczelnić. No ale może nie. Jeden szaleniec, jeden nieprzytomny. Zwierzątko. To głupio zabrzmi, ale – powinniśmy przesłuchać zwierzątko

ED - 2011-04-04 20:47:35

*Dla Eda to mądrze zabrzmiało, a  nie głupio. Urga to świadek.  I nie byle zwierzątko.
Ed znowu poczuł się dumny z powodu bransoletki której nikt nie chwali, ale z drugiej strony dobrze. Przecież to nie jego.* Facet wygląda młodo. Może jego mistrz znal koordynaty ale zwinął, wiec uczeń oszalał… może był podobny do tego nieszczęśnika Go… *Ed podzielił się refleksjami, ale bardzo cicho,. Jakby nie wiedział, czy w ogóle mu wolno. Jedno jest pewne – wiedział jak się czuje ktoś kto oszalał.*

Moc - 2011-04-04 20:55:58

Drogi Hakonie, jeśli znasz sposób na przesłuchanie zwierzątka, to droga wolna *Mistrz Windu nie kpił z Hakona, przynajmniej nie aż tak bardzo. Przesłuchanie istoty inteligentnej jest trudne, bo chęć współpracy nie jest zbyt częsta. A naciski powodowane Mocą są też trudne do realizacji w przypadku obcych gatunków, im mniej spotykany przedstawiciel tym trudniej. Inna budowa mózgu, inaczej działające i postrzegające umysły. To wszystko komplikowało sprawę i to w kręgu istot inteligentnych. A zwierzęta? Prymitywne umysły są zagadką dla użytkowników Mocy, ale zdarzali się tacy w historii zakonu, którzy rozumieli je. Szkoda tylko, że pod ręką nikogo takiego nie mieli* Wszystko jest możliwe... będę musiał przepytać wszystkich, którzy znają koordynaty planety, moze czegoś się dowiem

Hakon - 2011-04-04 21:02:13

*zaś Hakon zaśmiał się serdecznie*
No… no tak, znam, i ty też znasz Mistrzu…
*Zwierzątko może jest niższą formą życia no ale ma umysł i jakąś tam pamięć* I bardzo chętnie się tym zajmę *z serdecznością na twarzy skłonił się lekko. Oczywiście nie miał tu na myśli typowego przesłuchania. Ale Hakon. Jak to wiele osób już powiedziało, „umiał robić takie rzeczy”. I jeśli to zwierzątko jest na tyle inteligentne jak utrzymywał Ed – to się da*

ED - 2011-04-04 21:03:35

[puszczam kolejkę]

Moc - 2011-04-04 21:12:36

No dobrze, skoro się tego podejmiesz, ja nie mam nic przeciwko *No cóż, może się to uda, ale mistrz Windu wielkich nadziei sobie nie robił. W końcu umysł zwierzęcy znacznie różnic się od takiego ludzkiego, a jak wyglądają sprawy wspomnień i przede wszystkim jak je odnaleźć? To jest zasadniczy problem i pewnie minie trochę czasu nim się Hakonowi cokolwiek wywnioskować uda.* Póki co zajmiemy się z Mekhneshem sprawą ciała, spalimy je podczas pogrzebu wieczorem. Możecie przyjść. *Mace skinął głową kalamarianinowi a ten Mocą uniósł ciało i ruszył w stronę swiatyni, żegnając się napierw ze wszystkimi. A astromech złożycząc na niego poturlał się za nim.*

Hakon - 2011-04-04 21:15:36

*Hakon skłonił się ponownie*
Będziemy na pewno. Niech Moc będzie z wami *to rzekłszy odwrócił się do Eda i „podrapał go pod brodą”*
Będziemy mieli jutro niecodzienne spotkanie
*to powiedziawszy skierował się w strony rampy frachtowca*

ED - 2011-04-04 21:18:16

Mam doświadczenie w niecodziennych spotkaniach *każde spotkanie z Edem, czyjekolwiek, było niecodzienne. Bo i Ed był. Ruszył za Hakonem, ale nie wszedł. Został na wzniesieniu i patrzył na świątynie.*

Nash - 2011-04-06 13:30:25

Po otrzymaniu od Mikala wiadomości Nash szybko wyruszył na spotkanie. W drodze towarzyszył mu Malkit. Kiedy dotarł na miejsce usiadł na jednym z siedzeń i cierpliwie czekał, aż zjawi się jego mistrz.

Moc - 2011-04-06 13:39:43

*No i tak czas Nashowi mijał, bo Mikala jak nie było tak nie ma, a czas mijał. Wybiła godzina, o której mieli się spotkać, ale jego nadal nie było. I potem już się potoczyło dalej, pięć minut, dziesięć, piętnaście, a jego nadal nie było widać. Jedynie gdzieś w oddali grupka padawanów ćwiczyła szermierkę ze swoim mistrzem, a tak to w ogrodach panował spokój.*

Nash - 2011-04-06 13:44:40

Cóż trochę było to dla Nasha dziwne. Mikal prosił by ten zjawił się w ogrodach ale jego nadal tutaj nie było. Cóż znudziło mu się czekanie i postanowił wypytać o swojego mistrza grupkę padawanów ćwiczących nieopodal. Wstał, poprawił szatę i ruszył w ich stronę. Zaś z jego oczu na chwilę zniknął mu Malkit, ale chłopak umie zadbać o siebie i pewnie gdzieś się w pobliży kręci.

Moc - 2011-04-06 13:50:34

A tobie to gdzie tak śpieszno? *Rozległ się nagle kobiecy głos i jakby się rozejrzeć, to w cieniu jednego z niewielu drzew stała mentorka Mikala, oparta bokiem o pień. Wpatrywała się drwiąco w Nasha, który po kwadransie czekania się znudził. Cały czas go obserwowała, skryta w cieniu przed wzrokiem, jednoczenie ukrywając w Mocy swą obecność. Było to trochę podejrzane, że sobie tak obserwowała Nasha, gdy ten czekał na Mikala. Chyba, że wiadomość to jej sprawka, ale tego to się już Nash nie dowie.* Myślałam, że na swojego mistrza masz tutaj poczekać?

Malkit - 2011-04-06 13:51:15

*Malkit wkrótce wrócił. Pobiegł schować pudełko w bazie, jednak wrócił nastroszony, rozbuchany i zły. Odnalazłszy Nasha obrał go za obiekt docelowy swojego kursu, a  kiedy znalazł się już blisko, strzepnął się, niezadowolony*
Rożjebali mi bazę. Karrra będzie srrrroga!

Nash - 2011-04-06 13:56:42

Kiedy Nash usłyszał dobrze znany mu głos zatrzymał się. Stanął jakby na baczność, po czym odwrócił się w stronę skąd on dochodził. Oczywiście ujrzał mistrzynię Mikala, dlatego fakt że jego samego tutaj nie ma był nieco dziwny. Dlaczego Mikal każe stawić mu się w ogrodach, a na miejscu widzi jego mentorkę? A może to jej sprawka? Cóż teraz nie miało to znaczenia.
- Witaj mistrzyni. -powiedział kłaniając się. - Tak, właśnie czekam. Ale jako, że Mikal się nie zjawiał pomyślałem, że zapytam o niego mistrza, z którym ćwiczą tamci padawani. -dodał o pokazał dłonią w ich stronę. - Ale widać już jest to niekonieczne. -dodał.

Moc - 2011-04-06 14:01:19

Hmm... a nie pomyślałeś, że może zatrzymało go coś ważnego i warto poczekać? W końcu dał ci chyba jasny nakaz, byś się zjawił w Ogrodach, prawda? *Zapytała z przewrotnym uśmieszkiem, puszczając mimo uszu przywitanie się Nasha. Jakoś nie odczuwała potrzeby, by odpowiadać na jego przywitanie się, co było trochę niegrzeczne. A właściwie nawet bardzo, bo pokazywało, że nie ma do niego szacunku.* Cierpliwy to ty nie jesteś... *Stwierdziła subtelnym, ale oskarżycielskim tonem. Cóż, teraz powoli stawało się jasne, że za tą wiadomoscią to ona stała, nie Mikal. Ten moze nawet o tym nic nie wiedział, bo w pobliżu go w ogóle nie było.*

Malkit - 2011-04-06 14:04:29

*Malkit teraz kręcił się koło Nasha. Nie zauważyli go? Niecodzienne, przeważnie Malkit miał głośne wejścia. Patrzył teraz zdziwiony na nieznane sobie stworzenie, ale nie odezwał się. Na razie orientował się w  sytuacji i wyglądał na czujnego*

Nash - 2011-04-06 14:10:36

- Cóż wydawało mi się, że chwilowe oddalenie się na kilka metrów problemu nie powinno stworzyć, ale jeśli tak to przepraszam. -dodał trochę jakby w odpowiedzi na jej zarzut. Nie miał w końcu zamiaru wracać do kwatery, iść na stołówkę. Po prostu na kilka sekund oddalić się od umówionego miejsca. Gdyby podszedł do wspomnianych osób i zapytał o Mikala, na pewno wróciłby na poprzednie miejsce i dalej czekał na mistrza. Nieco aroganckie zachowanie mistrzyni mogło być wkurzające, ale wolał się jej nie sprzeciwiać, bo widać było, że lepiej tego nie robić. Nie odpowiedział nic, na zarzut niecierpliwości.
- Czekałem na niego jednak nie przybywał, czyżby to On Ciebie przysłał mistrzyni? -zapytał. Prawdopodobieństwo, że to Ona wysłała wiadomość było spore, jednak wolał się dowiedzieć o tym od niej, a nie się domyślać.

Moc - 2011-04-06 14:18:00

A gdyby tak ci powiedzieli, że nie wiedzą gdzie jest, albo powiedzieli, że gdzieś indziej, to byś tam ruszył, nawet jeśli kazał ci czekać w wyznaczonym miejscu? *Zapytała drążąc dalej temat. Możliwe, że miała w tym jakiś cel, jakąś naukę, albo po prostu chciała po wkurzać Nasha i trochę się nad nim po pastwić. Różnie tam z nią bywało, nikt nigdy do końca nie wiedział jakimi motywami się kieruje w swoim postępowaniu* Nie *Odpowiedziała krótko na pytanie Nasha, ale niczego nie dopowiedziała, nic nie wyjaśniła. Mistrzyni w pewnym momencie dostrzegła też Malkita i na nim skupiła chwilowo swoją uwagę, po czym postanowiła zapytać co to za jeden. Oczywiście telepatycznie. I tak młody szelek mógł w swoim umyśle usłyszeć jej głos* {Coś ty za jeden i co tu robisz?}

Malkit - 2011-04-06 14:22:32

*Na to młody Malkit zaczał łebkiem podsząsać, bo do telepatii nie był przyzwyczajony. Zawył, i spuściwszy łeb zaczał jak baran podskakiwać na czterech łapach, za każdym razem fucząc.
Jednak… co bardzo dziwne uspokoił się szybko, i postawiwszy uszy zaczął się zastanawiać nad tym, czego doświadcz. Bardzo szybko to przerobił i zaraz jego myśli uformowały pełną wyrazistości, barwną odpowiedź: * {Jestem Malkit} *I cała barwna mozaika mówiącą o tym, jaki Malkit jest* {Rozjebali mi tajną baze i obmyślam zemstę}

Nash - 2011-04-06 14:26:02

- Masz rację mistrzyni, nie poszedłbym tam. Mijałoby się to z celem. W tym czasie mógłby tu wrócić. Gdyby trwało to dłużej raczej użyłbym komunikatora. -dodał. W końcu wszechświat jest na tyle zaawansowany technologicznie, że pozwala komunikować się ludziom bez potrzeby widzenia się oko, w oko.
- Ten młodzieniec to Malkit, przyjaciel. Cóż jest dla mnie jak młodszy brat. -powiedział na chwilę odwracając głowę w stronę Malkita by zobaczyć czy czegoś nie rojbruje i uśmiechnął się. - Ale powiedz mistrzyni, w jakim celu kazano mi się tutaj stawić. Domyślał się, że Mikal raczej się tutaj nie zjawi.

Moc - 2011-04-06 14:37:28

*Nie odpowiedziała i nie skomentowała słów Nasha, choć jego odpowiedź w jakimś tam stopniu ją zadowalała, ale tylko w jakimś stopniu. Ale i tak to mało ważne, ją bardzo trudno było czymkolwiek zadowolić, była bardzo wymagająca, oczekiwała myślenia wielotorowego, nie koncentrującego się tylko na jednym problemie, ale na wielu. Była to spowodowane tym, że jej mistrz był przedstawicielem rasy cerean.* {Ale się zaprezentowałeś... }*Padła mrukliwa odpowiedź na jego mozaikę myśli. Musiała to sobie jakoś w głowie uporządkować, ale mimo to ciągnęła konwersację z nim* {Ależ interesujące słownictwo... jak również plany. Zemsta, po co ci to?} *Zapytała sarkastycznie. Była ciekawa czy rozumie konsekwencje takiego postępowania, czy może jest jeszcze niedojrzałym gówniarzem, który naoglądał się za dużo holonetowych bajek.* Wiem, że to Malkit. A celu twojego stawienia się tutaj nie znam *Ciężko się było domyślić, czy kłamie czy jednak mówi prawdę. W Mocy nie szło nic wyczytać.*

Malkit - 2011-04-06 14:41:20

*Malkit na te „słowa” wygiął grzbiet i jak nie wrzaśnie jednym ze swoich bardziej inwazyjnych w cisze tonów. Czyli po prostu „obdzierają mnie ze skóry*
{Bo zjebali mi!} *odparł, i czuć było w  tych „słowach” mandaloriańską zapalczywość.*
{A to była moja baza! Dostaną nauczkę aż się osrają, tepaty!}
*Oczywiście Malkit nic im nie zorbi, bo będzie się bał, no ale teraz, widząc, ze ma publikę, to się odgrażał ku obłokom*

Nash - 2011-04-06 14:48:08

Nash doskonale zdawał sobie sprawę, że za tym wszystkim stoi mistrzyni Mikala, jednakże jasnego, konkretnego powodu jego stawiennictwa tutaj nie znał. Jedyne co przychodziło na myśl to swoistego rodzaju trening, lekcja.
- Cóż jednakże cieszę się z naszego spotkania. -powiedział zakładając ręce do tyłu. - Z Waszą dwójką będzie mi zdecydowanie raźniej będzie mi się czekało, na ewentualne pojawienie się Mikala. -dodał jednocześnie nieco bardziej kładąc nacisk na słowo "ewentualne". Odbiegając jednak od tematu, odwrócił się znów na chwilę w stronę Malkita.
- Niesamowity jest ten Malkit. -powiedział uśmiechając się. Skoro jednak Mikal nie miał się pojawić, znów zagadnął mistrzyni. - Cóż, a co dokładnie Ciebie sprowadza w to miejsce, mistrzyni? -dodał.

Moc - 2011-04-06 14:56:36

{Ach bo zjebali ci... no to jest dopiero powód. I co teraz im zrobisz?}*Zapytała o dziwo rozbawionym tonem, który przebrzmiewał teraz w myślach Malkita. Po prostu była rozbawiona tą jego zapalczywością i chęcią zemsty. Wyglądało na to, że chłopaczek jakiś charakterek ma, ale czy też ma jaja to się dopiero okażę. Na Nasha jakoś mniejszą uwagę zwracała, tak jakby nie był on jej godny. Po prostu zerkała co jakiś czas na młodzieńca i minę miała nieco zdegustowaną* Ach na pewno będzie ci się bardzo raźnie czekało. Kupa zabawy gwarantowana *O coś jej chodziło, ale nie było to skonkretyzowane. Albo po prostu Nasha nie lubiła i chciała mu dopiec tym swoim poczuciem wyższości* A reklamujesz go, że tak mówisz? Bo przecież widzę jaki jest a on stoi tuż obok. *Mruknęła trochę napastliwie dalej stojąc pod drzewem. Nie chciało jej się do nich podchodzić* To co mnie tu sprowadza to moja sprawa

Malkit - 2011-04-06 15:00:39

*Malkit uspokoił się i wyglądał teraz na zamyślonego. Zastanawiał się najwyraźniej jak zemścić się na istotach, których de fakto się bał. Kilka chwil, i chyba wpadł na pomysl, po zaświergotawszy radośnie odparł na owe myślowe pytanie w taki sam sposób, nawet nie zdając sobie sprawy ze to robi*
{Hakonowi nasypie kolek pod prześcieradło. a  Edowi to na łeb, niech mu powłazi w  te dziurki, tepatowi.} *Rozklekotał się radośnie, prawie jak Urga*
{I ja to zrobię żeby nie widzieli, tylko się domyślali, szemu, bo ja jeszcze posypie kolkami moją tajną bazę}

Nash - 2011-04-06 15:09:59

- Nie wiem jak to jest w przypadku Waszej rasy, ale ludziom czasami zdarza się na głos powiedzieć jakąś swoją myśl. A na reklamie się nie znam. -powiedział nieco od niechcenia. - O to, to na pewno, zabawy będzie sporo. -dodał. Po czym odwrócił się w stronę Malkita.
- Hej, Malkit! -powiedział nieco głośniejszym tonem. - Może do nas dołączysz? -dodał i machnął ręką zapraszając go do towarzystwa.

Moc - 2011-04-06 15:19:53

{No wspaniały pomysł, na pewno się zemsta uda i będą źli... a co potem? Jak odkryją, że to ty? }*Miał mały wyobraźnię co do sposobów "zemsty", chociaż rozpatrywała to w kategorii zabawy z przyjaciółmi. Pewnie trochę źli będą na niego, nawrzeszczą, karę jakąś zrobią i tyle. Była jednak ciekawa, czy ma na tyle odwagi, b zrealizować swój pomysł na tą zemstę.* No tak... ja to nazywam stwierdzaniem rzeczy oczywistych, co jest zupełnie niepotrzebne *Różnice rasowe były widoczne. Coś co dla Nasha jest naturalne, chociażby wypowiadanie myśli na głos, to dla niej bywało to oznaką głupoty po prostu. Rzeczy oczywistych się nie mówi, chyba, że uważa się rozmówcę za kompletnego idiotę, który myślowo nie nadąża.*

Malkit - 2011-04-06 15:28:09

u.u.u.u.uu.u.u. *zaproszony Malkit poderwał się na tylne łapy w skoku i naparł na Nasha bokiem jak radosny pies i tak pozostał, oparty o Nasha by kontynuować podświadomą rozmowę. Biedny Nash nie słyszał…*
{Jak oni dowiedzą, to oni pomyślą… oni są muciami, spotkają i powiedzą tak: to Malkit się chyba zemścił bo mu bazę rozjebaliśmy… ale jesteśmy fu, chyba musimy przeprosić Malkit… no i jak mnie przeproszą to będziemy muciami w trzech. Bo ja to tepat nie jestem, się na nich nie obrażę jak przeproszą mnie.}
*Wtem opadł po Cashu na cztery łapki i tyłem zarzucil, jakby tam silnik jaki miał*
Ja teraz będę szybko biegał dookoła! *Oświadczył i sssru – wystartował, az trawę z kawałkami ziemi na wysokość twarzy wysadziło*
[ja zw, grajcie sami, a jak ja wróce to i Malkit wróci]

Nash - 2011-04-06 15:42:27

Nash tylko podniósł rękę by ledwo zasłonić twarz przed trawą pędzącą w jego stronę.
- Ha ha. -uśmiechnął się. Jako, że zrobiło mu się nieco cieplej, zdjął płaszcz i odwiesił go na pobliskiej gałęzi. Ponownie jednak nie odparł nic na słowa wypowiedziane przez mistrzyni. Cóż może i rzecz oczywista, ale jednak ludziom to się często zdarza. Nie miał zamiaru tego rozpatrywać pod względami potrzeby lub nie, mówienia rzeczy oczywistych. Liczył się fakt. Poza tym dla jednych to co jest niesamowite, dla drugich może być zachwycające, stąd głośne oznajmianie rzeczy pozornie oczywistych.
- Podejrzewam, że mistrz Mikal dziś się tutaj nie zjawi, więc poczekam jeszcze jakiś czas i jeśli nie pojawi się do tego momentu to skomunikuję się z nim poprzez komunikator. Być może coś mu wypadło. -cóż skoro mistrzyni nadal nie wyjawiała mu powodu, dla którego ma tutaj czekać, może równie dobrze czekać na mistrza chociażby medytując w kwaterze. Usiadł na ziemi i skrzyżował nogi jakby szykował się do medytacji. Zamknął oczy, jednak nie było to medytowanie głębokie, a raczej spokojne wyczekiwanie.

Moc - 2011-04-06 15:54:16

Wątpią, raczej na ciebie nakrzyczą za zrobienie im przykrości i się do ciebie nie odezwą a już na pewno cię nie przeproszą *Poczuła się troszkę zawiedziona rozumowaniem chłopca, no ale czego wymagać od dziecka? By w pełni rozumiał konsekwencje swoich czynów? Raczej nie. Wyobraźnię miał, ale wiedzy o świecie to do końca jeszcze za dobrze rozwiniętej nie miał, ale nauczy się. Musi. A na słowa Nasha nie zareagowała i pozornie nie zwracała na niego uwagi, ale tylko pozornie. Po kilki minutach jego medytacji nadeszła wiadomość na jego komunikator "Medytuj dopóki nie przyjdę - Mikal." Wiadomość była krótka i zawierała w sobie prosty rozkaz, miał medytować.*

Nash - 2011-04-06 16:06:21

Nash otworzył oczy i sięgnął po komunikator. Po czym wrócił do medytacji nie odzywając się słowem do mistrzyni. W tej pozycji medytował czekając na Mikala.

Moc - 2011-04-06 16:13:32

*No to czekali. Nash medytował, Malkit się bawił a Mistrzyni się nudziła, więc postanowiła się nieco "zabawić" kosztem chłopaka. Ruszyła powoli w jego kierunku, zatrzymując się na kilka metrów przed nim, po czym Mocą delikatnie zaczęła łaskotać go w kilku miejscach na jego ciele, ot tak by mu poprzeszkadzać w medytacji. Złośliwym stworzeniem była jak na Jedi.*

Nash - 2011-04-06 16:32:24

Jak wiadomo wejście w głębsze stadia medytacji wymagało przejście wszystkich poprzednich. To dlatego sławetna umiejętność wspierania towarzyszy w boju wymagała od Jedi ogromnego skupienia. Z resztą w jego przypadku takiej umiejętności nie posiadał, ale mimo wszystko głębsze stadium wymagało wysiłku. Jednak to wymagało również czasu. Nash aktualnie był wyciszony jednak pozostawał otwarty na bodźce z zewnątrz, a jak wiadomo zbyt uzdolniony w medytacji nie był, dlatego starał się ją ćwiczyć. Działania mistrzyni jednak wywierały wpływ, niewielki bo niewielki ale zawsze. W tej wazie jej "tortur" uśmiechnął się lekko.

Malkit - 2011-04-06 16:32:29

*po dłuższym czasie na horyzoncie zamajaczyła sylwetka rozpędzonego drapieżnika. To Malkit pruł jak błyskawica w kierunku Medytującego Nasha. W miarę zmniejszania się odległości był coraz wyraźniejszy, i coraz szybszy. w  pysku miał jakieś gałęzie. I nie wyglądało na to, ze zatrzyma się przed Nashem!*

Moc - 2011-04-06 16:37:00

*Mistrzyni obejrzała się za siebie i się uśmiechnęła widząc pędzącego Malkita. Nada się oj się nada.* {Masz ochotę na małą zabawę? Poprzeszkadzajmy Nashowi }*W sumie chciała sprawdzić jak wygląda sprawa z jego koncentracją i jak szybko potrafi ją stracić. Taki mały test, czy umie odciąć się zupełnie od czynników zewnętrznych. Póki co sądząc po uśmiechu nie szło mu to aż tak dobrze, ale też tragicznie nie było.*

Nash - 2011-04-06 16:45:59

W momencie kiedy Nash był już skupiony na tyle by zatracić się we własnych myślach w jego stronę zaczął biec Malkit. I gdyby to było w momencie kiedy mistrzyni zaczęła go łaskotać, może by go usłyszał. Jednak teraz kiedy zarówno oczy, pozostałe zmysły jak i umysł miał zamknięte, nie było sposobu na to by uniknąć kontaktu z pędzącą "bombą energii" w postaci Malkita kierującego się wprost na niego. Na pewno zdobędzie siniaka do kolekcji.

Malkit - 2011-04-06 16:47:16

*Opędzi, pędzi, pędzi! I sus! Odbił się dwa metry przed Nashem i wyciągnięty przeleciał nad nim jak myśliwiec, by opaść dalej i dalej  galop! Dwa duze kola i jedno mniejsze zanim zatrzymał się przed mistrzynią. W pysku widać było kilka gałązek jakiegoś iglastego drzewa, które ściskały szczęki ze ściągniętymi wargami*
O to im podłoże! *powiedział już normalnie, głosem, bowiem było to jeszcze zanim wspomniała o Nashu. A kiedy wspomniała, Malkit usiadł, postawił uszek i odwrócił łeb. W oczach zaogniły się tak zwane kurwiki.*

Moc - 2011-04-06 16:51:50

*Nie wpadł na Nasha... może to i dobrze, to by było zbyt brutalne, a trzeba zacząć spokojnie i sukcesywnie przeszkadzać mu co raz bardziej. Z koncentracją różnie bywało u różnych Jedi, jedni dekoncentrowali się w miarę szybko, inni (jak np. mistrz Yoda) praktycznie nigdy. Ciekawe gdzie się Nash uplasuje? Bo jednak koncentracja i skupienie było dla Jedi niezmiernie ważne* {Pobawimy się troszkę. Powoli zaczniemy mu przeszkadzać, dobrze?} *Zaproponowała Malkitowi w myślach wspólną "zabawę" - test wytrzymałości.*

Nash - 2011-04-06 16:56:10

Wydawało się, że Malkit wpadnie na Nasha jednak stało się coś innego. Może na szczęście dla niego. Jak na razie nie stało się nic co mogłoby w jakiś sposób bardziej wpłynąć na jego koncentrację. Medytował dalej, co raz bardziej zagłębiając się w myślach. Możliwe, że wpływała tak na niego obecność mistrzyni.

Malkit - 2011-04-06 16:59:13

u.uu.u.u.u.u.u.u *Ucieszył się Malkit co niewątpliwie było zgodą, bo to w  koncu jest zabawa a Malkit lubi się bawić. Kłująca gałązka została upuszczona, a  Malkit spojrzał na Nasha. Ogon za nim zafalował. Później wesołe spojrzenie przeniósł na Mistrzynie, czekając na sugestie, bo przecież bawili się razem. Ona wymyśla a Malkit wykonuje to na Nashu*

Moc - 2011-04-06 17:06:00

{No to słuchaj... Połaskocz go najpierw i hałasuj cały czas, możesz mówić co chcesz. Możesz nawet mu w twarz chuchnąć... ale to okrutne *Zgadywała, że Malkit nie korzystał za bardzo z szczoteczki do zębów, pasty i odświeżacza oddechu. Nie był humanoidem, bardziej przypominał zwierzę, więc prawdopodobnie jego zęby były nieco mocniejsze od takich typowo ludzkich i bardziej odporne, chociaż mogła się mylić i Malkit korzystał z "dobrodziejstw" cywilizacjo w postaci odświeżacza do ust.* {Potem go poszczypaj czy coś, ale nie tak by go uszkodzić.}*A Mistrzyni zastosuje wredniejszą technikę. Usiadła na ziemi i przystąpiła do medytacji, oczyszczając momentalnie swój umysł. Żadne zbędne myśli nie zakłócały jej koncentracji, która zaczęła powoli się przeradzać w Mocy w myślową mackę, wypuszczaną w stronę Nasha. Ale niczego nie poczuje, nie na początku.*

Nash - 2011-04-06 17:10:06

Jako, że przygotowania do "tortur" trwały Nash spokojnie oddawał się medytacji, powoli zatracając się we własnych myślach.

Malkit - 2011-04-06 17:15:02

*Nie, nie korzystał i oddech miał lekko nieświeży, zwłaszcza teraz, bo co, Hakon go będzie do mycia ganiał?
Zadowolony Malkit wyciągniętym stępem zbliżył się do Nasha i zaczął lizać go po uchu. Takim łaskotkom trudno się przeć. A to dopiero początek!*

Moc - 2011-04-06 17:23:09

*Mistrzyni nie zatracała się we własnych myślach, przeciwnie, ukierunkowała je odpowiednio i zaczęła powoli, aczkolwiek sukcesywnie, "przebijać" się przez osłony umysłowe Nasha. Nie było to przebijanie się dosłowne, żadnego nacisku umysłowego nie było, bowiem ona praktykowała trochę inne metody. Jej myśli po prostu "wtapiały" się w bariery, stając się ich częścią, po czym stopniowo "przeciekały" przez nie docierając do umysłu. Wymagało to znacznej wprawy i koncentracji, le ona miała dar do tego typu zabaw. I wkrótce przeniknęła do jądra umysłu Nasha ciekawa co tam może zastać.*

Nash - 2011-04-06 17:29:57

Nash pozostawał nieczuły na delikatne zabiegi prowadzone przez Malkita. Na tyle wgłębił się w stan medytacji, że podobne "tortury" nie wpływały na niego. Zbyt głęboko oddał się medytowaniu. Czego mógł się obawiać to oddziaływania mistrzyni. Ale nie był tego jeszcze świadom.

Malkit - 2011-04-06 17:40:42

*Zaczął wieć Malkit inne tortury – piszczał do ucha, szczypał, chuchal, napierał, przytulał się i ocierał. w  koncu nawet położył mu się na kolanach górną czescią siebie i zaczął robić u.u.u.uu.u., oczywiście denerwująco głosno*

Moc - 2011-04-06 17:46:33

*No i nie miał poczuć, ale jakieś jądro umysłowe musiał tam mieć, coś co charakteryzowało jego osobę. Ona miała już do tego wgląd, przeniknęła przez jego bariery i "przeszukiwała" jego umysł, ale póki co na pustkę natrafiła, co nie było zachęcające.*

Nash - 2011-04-06 17:54:11

Nash zbyt mocno pogrążył się w medytacji by odczuwać zapach, głos czy dotyk serwowany przez Malkita. Był jakby to powiedzieć, mało inwazyjny. A jądro umysłowe bez wątpienia Nash posiadał, jednakże mistrzyni nie mogła liczyć chociażby na to by od tak przed nią je otwierał, w ogóle przed kimkolwiek. Poza tym podczas swoich medytacji skupiał się na tym co go uspokajało. W lesie na Tython nie robił tego tak głęboko, ale kiedy był poza nim, myślał o tym co go uspokajało. Las, zwierzęta, natura, ale również to co robił dotychczas i jaki był, co pozwalało mu może i powoli, ale doskonalić siebie.

Malkit - 2011-04-06 17:56:43

*Malkit poddał się. Przy medytacji roznosi się taka osobliwa uspokajająca aura którą Malkit wyczuł i która go uspokoiła. Tak wiec łeb zwiesił i oczęta przymknął, poddając się rozleniwieniu. I wyglądało na  to ze oto – spanie będzie. Drzemka*

Moc - 2011-04-06 18:01:52

*Mistrzyni przeniknęła przez część jego wewnętrznych barier i była już w umyśle Nasha, który w tym wypadku zmaterializował się pod postacią lasu, co aż takie dziwne nie było, jeśli to mu pomagało w medytacji. Tak więc niejako zmaterializowała się w tej wizji i po prostu ruszyła przed siebie, ot tak sobie pozwiedzać. Jej myślowe macki zakotwiczyły się już głęboko w jego barierach, więc usunięcie jej z umysłu będzie trudne. No i szła, szukając czegoś szczególnego, a jak nie znajdzie to będzie parła "przed siebie" aż dotrze do kolejnych barier. Aż napotka opór*

Nash - 2011-04-06 18:09:56

Jedi zdawał sobie sprawę z telepatycznych możliwości mistrzyni Mikala, o których sam z resztą wspominał. Mówił również, że jej umiejętności są szczególne. Medytując myśląc o lasie cały czas pozostawało to zakodowane jednak w jego umyśle. O ile nie mógł wygonić jej ze swoich myśli to mógł stawiać jej przeszkody. Początkowo jednak "las" był przyjazny i taki jakiego Nash go lubił.

Malkit - 2011-04-06 18:11:19

[puszczam kolejkę]

Moc - 2011-04-06 18:21:21

*Owszem, mógł, musiał tylko zdawać sobie w pełni sprawę gdzie zmierza i w jaki sposób. Potrafiła całkiem dobrze się maskować, przenikać przez bariery, wtapiać się praktycznie w umysł swojej "ofiary". Póki co jednak szła sobie przez las w miarę otwarcie, nie maskowała się jakoś szczególnie, bardziej oczekiwała na kontakt z Nashem.*

//Na dziś koniec, nie mam za bardzo weny, sił i czasu. Jutro skończymy//

Nash - 2011-04-07 12:53:22

Nash czuł, że podczas tej medytacji nie jest tak jak zazwyczaj. Może i nie miał w niej wielkiego doświadczenia, ale wyczuł pewien rodzaj ingerencji w jego myśl. Na razie nie miał pewności skąd te jak na razie niewielkie zaburzenia, jednak nie odrzucał możliwości "wtargnięcia" mistrzyni. Jednak po chwili jego umysł znów się uspokoił i w lesie, który przemierzała zdawało się słyszeć czyjś głos.
Nie ma emocji - jest spokój.
    Nie ma ignorancji - jest wiedza.
    Nie ma namiętności - jest pogoda ducha.
    Nie ma chaosu - jest harmonia.
    Nie ma śmierci - jest Moc.

Wyrecytował ze spokojem głos, a był to bez wątpienia głos Nasha.
- Tak łatwo recytować, a tak trudno podążać. -dopowiedział, a w "lesie" jakby wezbrał wiatr.

Malkit - 2011-04-07 13:01:46

*Kiedy w „lesie” wezbrał wiatr, Malkit podniósł łeb. Chyba nie do końca takie to metafizyczne. Za murem coś lazło. To pewnie Ed, bo nic innego tak głośno nie człapie. Malkit prychnął i przeciągnął się*
Tepat

Urga - 2011-04-07 16:08:43

Dreptali. Właściwie to Ed dreptał, a Urga jechała. Gdy trafiła się dziura w murze ciekawość stworzenia sprawiła, że Urga zajrzała do ogrodów i zobaczyła tam zarówno Nasha, którego ledwie pamiętała, obcą osobę jak i Malkita. Pamiętała o ich umowie, ale statek już dostał, więc nie musiała czekać do następnego dnia by iść z nim do Go. W końcu już wiedziała gdzie ten jest.
-Malit! Urga tu!
Krzyknęła gdy już właściwie minęli dziurę. Oczywiście imię przekręciła, jak to ona. Ale trzeba było jej wybaczyć.
-Tam Malit.
Odezwała się jeszcze do Eda z jakąś taką dumą.

ED - 2011-04-07 16:14:44

*Kiedy Urga zaczęła zdradzać oznaki podekscytowania, zatrzymał się.  akurat los chciał ze przed dziurą, przez którą mógłby przeleźć jakby się uparł. Taka była wielka.
Malkit… tylko nie on…*
No niestety… *Burknął olbrzym i po chwili szacowania swoich szans, skulił możliwie jak najmocniej durastalowe cielsko i przelazł, nie uszkadzając ani Urgi, ani siebie. W końcu i tak i tak musiał isc do świątyni. Lepiej wiec Urgę przekazać tym których się nie boi, Ew. połączyć sily w prowadzeniu jej do Go*

Moc - 2011-04-07 18:36:45

{Wow, jestem pod wielkim wrażeniem, potrafisz wyrecytować Kodeks Jedi. Pytanie tylko, czy go w ogóle rozumiesz?} *Zapytała złośliwie, bo z doświadczenia wiedziała, że nie wszyscy Jedi dogłębnie rozumieją idee zawartą w Kodeksie. Recytują ją tak sobie, powierzchownie się do tego stosując. A ten wietrzyk i filozoficzne stwierdzenie Nasha to ją tylko rozbawiły. Na frazesy go naszło. W każdym razie dalej szła sobie w tym Nashowym lesie, podczas gdy jej ciało w rzeczywistości znajdowało się pare metrów od Nasha w pozycji medytacyjnej. O EDzie i Urdze to nie wiedziała, chociaż podświadomie wczuła zblizenie się dwóch nieznanych jej istot.*

Nash - 2011-04-07 18:44:21

Nash nie mógł wygonić jej ze swojego umysłu. Poza tym pierwszy raz czegoś takiego doświadczył, takiego dogłębnego wtargnięcia wgłąb umysłu. Czuł już, że "ktoś" mu depcze trawnik.
- Witaj... -powiedział krótko choć nie wiedział czy jest słyszany.

Malkit - 2011-04-07 18:49:09

*Odwrócił łepek i patrzy. Idą. Idzie Ed. I Urga. Urga na Edzie. O niiieeee…
Na ten widok i dźwięk zaraz wstał i grzbiet wyprężywszy krzyknął*
Ja tu, tu mój muć Nash! *czyli: uwaga, jestem e stadem! I tak mocno ogonem machnął ze w Nasha uderzył*

Urga - 2011-04-07 18:52:35

Malkit ze stadem, Urga z ochroniarzem, no i każde z nich miało plecy gdyby doszło do jakiegoś starcia. Urga jednak tym razem miała zamiar siedzieć sobie na Edzie by ją bronił przed innymi.
-Ja on zna. On be. Ed bghoni
Odparła patrząc na Nasha. Gdy byli bliżej poznała jego zapach i przypomniała sobie ich spotkanie.
-Urga do Go!
Oznajmiła wesoło i z dumą. Zaklekotała nawet. Jej ogon tym razem pozostawał spokojny bo utrzymywała się na Edzie z jego pomocą.

ED - 2011-04-07 18:58:44

*Ed nie usłyszał powitanie, nieważne czy było do niego, czy nie. Był; za daleko. Teraz dopiero się zbliżał, człapiąc powoli, i dla medytujących stał się wyczuwalny. Była to osobliwa, nieprzyjemna w odbiorze aura pełna nieuzasadnionej wściekłości i gniewu, wynikających ze swojej pierwotnej podstawy – ze strachu o różnorakim podłożu.
Prócz tego istota była nerwowa. Była typowym przykładem zszarpanych nerwów.
Aura wskazywała na mocne okaleczenie tego pierwiastka spirytystycznego, nazywanego przez niektórych duszą.
Jednak mimo tego wszystkiego, co było w nim wyczuwalne, nie było symptomów zwiastujących zagrożenie. Istota, czy jak tam nazwiemy Eda, czuła ze panuje nad sytuacją w wystarczającym stopniu by poradzić sobie ze sobą.
Mruknął zywo, kiedy Urga wypowiedziała się na temat „on”. Onów było tu dwóch. W oczach Urgi „on” mogło oznaczać także tą kobietę.
No ale Ed obroni ja przed wszystkimi. Zaczynało go kręcić to bronienie*
Nie bój się, niech tylko podskoczą do Urgi to będą mieli z Edem do czynienia na powaznie

Moc - 2011-04-07 19:11:28

{Na litość Mocy... }*Mruknęła w umyśle Nasha i po prostu go opuściła jego umysł, bo najdelikatniej rzecz biorąc była rozczarowana tym co tam zastała a raczej tym, czego nie zastała. Powoli też wychodziła ze stanu medytacji, przez co zorientowała się, że w pobliżu znalazł się ktoś o mocno podniszczonej psychice, co było bardzo wyczuwalne w Mocy, gdy się znajdowało tak na skraju medytacji i pole postrzegania było znacznie szersze niż normalnie. Druga istota miała aurę bardziej prymitywną, dziką, co było interesujące. Mistrzyni otworzyła oczy i ze zdziwieniem spostrzegła, że osoba z okaleczoną duszą to jest... droid! A na nim jakieś dziwne gadopodobne zwierzę. Kobieta westchnęła i wstała na równe nogi, spoglądając z lekką pogardą na Nasha. Tego tu już się chyba nie da uratować. Chyba, że jakiś czarodziej i psycholog.*

Malkit - 2011-04-07 19:17:14

[Nash musiał nagle opuścić stanowisko gry, wiec medytuje sobie dalej, głęboko i nie ma z nim kontaktu]

*Malkit zaś przestał grzbiet prężyć i usnął ze Nash bardzo mu się przyda jako pachołek za którym można się schować. Usiadł więc za nim, i tylko wyglądał na nadchodzącą dwójkę, bo co Ed powiedział, to Malkit usłyszał. A nie chciał by zarobić od niego kopa*
Ty nie myślaj ze Urga Twoja jest! *wypalił do Eda, kiedy ci byli w zasięgu*
Ja ją pierwszejszy znalazłem, ja…

Urga - 2011-04-07 19:20:36

Nie do końca zrozumiała długą wypowiedź Eda i powód do kłótni, której szukał Malkit. Urga była swoja, Urga była Go. Ale jakoś tak lekko się rozpłaszczyła na Edzie zerkając na obcą istotę. Bała się, uznając, że to może ktoś kto mieszka w tej "jaskini" i może chcieć ją przegonić.
-Urga dobgha, Urga do Go. Ed bghoni.
Tym razem odezwała się cicho. O Malkicie na moment zapomniała. Całą uwagę skupiła na obcej.

ED - 2011-04-07 19:33:45

Ty nie bądź taki mądry, Malkit *Burknął złowrogo olbrzymi droid. A przynajmniej wyglądał jak droid. Pod względem wyglądu nie można było mieć wątpliwości. Ba – nawet nie droid tylko jakiś wielki, ciężki mech to najbrudniejszej roboty. Pozory mogą mylić, ale nie Edowi tu pouczać innych.
Zatrzymał się jakieś 10 metrów od obcej istoty. Zauważył, ze to Jedi. Dziwne by było gdyby nie. Ale Jedi już go oswoili na tyle, ze z miejsca sklasyfikował ją jako „dobrą”. ]
Dłużej jednak spoglądał na Nasha, jakby jego nieruchoma postawa go intrygowała. Czyżby się aż tak poświęcał do zasłaniania Malkit?
Bo chyba nie medytuje!
Kiedy kobieta wstała, Ed warknął odruchowo, ale nie ruszył się. Chwile trwał bez ruchu, i bez słowa, aż w koncuz adudnil*
Witaj, madame. Przepraszam ze zakłócam spokój. Pragnę poinformować ze dostarczyłem Urge. *Hakon miał przygotować grunt, wiec Ed założył, ze ta kobieta wie. Może nawet wyszła by ich przejąć*

Moc - 2011-04-07 19:42:55

*Kobieta się rozejrzała podejrzliwie, bo nie bardzo wiedziała o co tutaj chodzi. Nie znała osobiście EDa, coś tam słyszała o jakimś droidzie z problemami psychicznymi, ale się tym nie interesowała. Ona się do takich spraw po prostu nie nadawała, nie każdy miał taki dar jak Hakon. Ale o Urdze to ona w ogóle pierwszy raz słyszała. Założyła, że Urga to to coś na droidzie* A witaj... czy może mi ktoś wyjaśnić, o co tutaj chodzi? Tylko w miarę konstruktywnie proszę, dziś nie mam nastroju do zgadywanek *Niestety ED dzisiaj będzie miał przyjemność spotkać Jedi która drastycznie od schematu odstaje i to spotkanie może przebiec bardzo różnie. Malkitem na razię się nie przejmowała, Urgą też nie. W razie czego zaprowadzi się siłą porządek i będzie spokój, chciała na razie wiedzieć o co chodzi.*

Malkit - 2011-04-07 19:46:18

*Malkit tez zdal się nagle zniknąć, jakby wyczuł, ze zmierza do „konfrontacji”. Tak to dla niego wyglądało, więc ułożył się grzeczniutko, łepek złożył na Nashowym udzie i patrzył, głownie na Eda, bo jego w akcji widział. I spodziewal się, ze jeśli któreś zaatakuje, to Ed*

Urga - 2011-04-07 19:48:33

Instynktownie czuła, że coś się dzieje. Nie wiedziała co, nie rozumiała. Ale już się nie odzywała. Rozpłaszczyła się całkiem, przykleiła dosłownie do Eda i nic więcej. Nie odzywała się, nie klekotała. Udawała, że jej nie ma. Chciała iść do Go, ale teraz zaczęła się bardziej bać i szykowała się do zeskoczenia z Eda i ucieczki, bądź ataku.

ED - 2011-04-07 19:57:46

*Właściwie to niespecjalnie się zdziwił, choć spodziewał siec czegoś innego. No ale po blasze tego nie widać. Nie miał twarzy. Nawet oczu nie było widać. Chyba że Urgi oczka.
Mruknął przeciągle, żadne atakowanie mu nie w głowie. Prędzej odejdzie, bo już wie, ze może. W końcu, po kilkunastu sekundach się odezwał*
Musi się dziać bardzo dużo tutaj na Tythonie, ze afera z trupem z lasu umyka…
Znaleziono miesięczne zwłoki w lesie niedaleko stąd. Rozwiązała się tajemnica nieznajomego pacjenta lezącego w śpiączce w skrzydle szpitalnym. To zwierzątko, to jego pupilek. Właściwie nie widzę logistycznego sensu w ich spotkaniu, to raczej kwestia moralna. Nie moja rzecz, realizuje polecenia Hakona

*Następnie ze zgrzytem wykonał ruch łba w górę i jednocześnie w bok i z  powrotem*
Spokojnie, Urga

Moc - 2011-04-07 20:07:32

Ach, ten sarkazm *Kobieta uśmiechnęła się nieco dziwnie, ale przynajmniej nie wrogo. Nie lubiła osób przesadnie pokornych, które płaszczą się przed nią tylko z tego powodu, że jest mistrzynią Jedi. A tu proszę, droid trochę uszczypliwie zwrócił jej uwagę na to, że nie wie co się dzieje w Świątyni. Plus dla niego* Miejscowe plotki mnie obchodzą tak samo jak zeszłoroczny śnieg na Hoth *Miała inne sprawy na głowie, m.in. tego tam medytującego osobnika. Ale z nim chyba da sobie spokój, niech Mikal się tam męczy, chociaż trochę jej było go szkoda.* I kto by pomyślał, że takie "afery" tutaj się mogą dziać? No proszę proszę... skoro misja zlecona została przez Hakona to nie śmiem wam w niej przeszkadzać *Też nie widziała sensu w zaprowadzeniu zwierzątka do leżącego w śpiączce mężczyzny, ale nie jej decyzja, przeszkadzać nie będzie. Była moze tylko nieco ciekawa rezultatu tego eksperymentu*

Malkit - 2011-04-07 20:08:48

[puszczam kolejkę]

Urga - 2011-04-07 20:14:31

-Urga boi. To inny.
Odezwała się cichutko do Eda, gdy ten spróbował ją uspokoić. Właśnie dlatego bała się tu wcześniej zakraść. Czuła nagromadzenie aur, ale nie rozumiała tego co czuje. A teraz stawało się to bardziej namacalne, spotkali obcą i Urga była zdezorientowana i przestraszona.

ED - 2011-04-07 20:17:42

*co zaś pomyślał sobie Ed, to zostanie dla Eda. Z jednym zgodzić się musiał. Iście nietuzinkowa jak na Jedi. Musiał by ją naprawdę dobrze poznać, żeby zrozumieć kwintesencje jej dżedajskosci, ale nie wyglądała na specjalnie zainteresowaną, choć wyglądała osobliwie i milo się na nią patrzyło.*
To nie był sarkazm. Ja jestem bardzo miły *sprostował beznamiętnym, droidzim głosem.*
Niemniej jeśli najdzie panią nagła ochota na poplotkowanie, to najwięcej wie Hakon
*Obły, pokryty czarną siatką łeb obniżył się odrobinę. Kolejne spojrzenie na Nasha. Mruknął w stylu „a temu co?”, jednak otwarcie nie zapytał, najwyraźniej starając się wyjść na takiego co go także zeszłoroczny śnieg na Hoth nie obchodzi.
Jednak prawda taka jest ze jak coś przez dłuższy czas wygląda dziwnie, to Eda to zaczyna intrygować.*
Spokojnie, Urga. Jak chcesz, to się cofnę…
*I cofnął się, by zobaczyła, ze w razie czego jest możliwość ucieczki. Ten kamień reaguje na stany Urgi, i może się poruszać zgodnie z jej potrzebą*

Moc - 2011-04-07 20:27:53

*Jej dżedajskość to była dosyć mocno skrywana, więc wielu wątpiło, czy w ogóle ona jest. Sama siebie uważała bardziej za Szarą niż prawdziwą Jedi. Balansowała sobie zgrabnie na granicy Jasnej i Ciemnej strony, nie popadając w skrajności. Dlatego inni mieli z nią ciężkie życie.* Sarkazm to nic złego, dowodzi inteligencji, chociaż to humor niskich lotów *Założyła ręce na piersi i tak sobie spoglądała na ten osobliwy obrazek. Wielka maszyna i rozpłaszczona na górze jakaś opancerzona jaszczurka, czy jakby tu nie sklasyfikować Urgi.* Cóż, kiedyś ze sposobności plotkowania się skorzysta... najpewniej jak się zestarzeję i nie będę miała nic ciekawszego do roboty *Plotki były dobre, gdy potrzebowało się informacji, ale plotkowanie dla samego plotkowania to nie jej styl, mało ją obchodziły takie niezbyt wiarygodne informacje z któreś tam ręki. Jak już się dowiadywać, to tylko od źródła.* Temu? *Spojrzała na Nasha. Zrozumiała przekaz, miała lepszy słuch niż ludzie a i z tonu tego mruknięcia szło wyłapać o co chodzi.* Rozminął się z powołaniem, chyba powinien śmieci sprzątać na Coruscant a nie siedzieć tutaj. I jeszcze o zgrozo mi go podrzucili... pośrednio *No to ED się dowiedział o co chodziło z Nashem. A potem spojrzenie wróciło znowu na EDa, który cofnął się nieco z Urgą. Osobliwa grupka* Strachliwe stworzonko... to aby na pewno dobry pomysł by brać ją do świątyni?

Nash - 2011-04-07 20:33:31

Nash w końcu wybudził się z medytacji. Zauważył, że zebrało się tutaj liczne towarzystwo. Jednak na początku nic nie zrobił, siedział tak oparty o drzewo jakby zamyślony.

Malkit - 2011-04-07 20:38:45

*Malkit tez był już obudzony, czujny, zasłuchany, a  kiedy Nash się obudził, Malkit naparł mu łebkiem na brzuch*
Ta pani powiedziała ze ty masz małe powołanie i musisz zamiatać na Couruscant. I ze jesteś podrzucony
*sprzedał się od razu. Widać zauważył, ze Ed nawiązał porozumienie z tą mistrzynią i potrzebował także ‘połączenia”*

Urga - 2011-04-07 20:42:11

Pokiwała łbem Edowi. Cofnięcie się było dobrym pomysłem. Dodało jej odwagi i nawet trochę się podniosła. Zobaczyła, że ten dziwny kamień faktycznie jest po jej stronie i ją obroni. Ośmieliła się więc trochę.
-Urga do Go!
Oznajmiła pewniej i podniosła się jeszcze nieco na przednich łapkach. Postawiła płyty pancerza na karku i zaczęła nimi grzechotać, w towarzystwie groźnego "hhsssssss". Urga ostrzegała żeby nie stawać jej na drodze bo użyje siebie, albo Eda.

ED - 2011-04-07 20:43:59

*Na szczęście nie znal się ani na mocy ani na jedi, i to go chroniło przed wydawaniem osądów. Czy to o Mistrzyni czy o Cashu. Choć dla niego Pewnie już do końca pierwszym skojarzeniem ze słowem „jedi” będzie Hakon.*
Na pewno lepszy niż wyciąganie nieprzytomnego pacjenta do lasu… *odparł odnośnie Urgi. Skoro Urga Go i Urga Go, to trza w końcu to sumienie mieć. Choć sumienie to nie domena droidów, a za takiego nadal cały czas uważał się Ed. Tutaj Hakon nie wiadomo na co czekał, ale i tak okaże się ze miał racje.
Zaś kiedy o Nashu wspomniała i jego powołaniu, Ed wydał się stawać mocniej na nogach, jakby miało go zaraz zdmuchnąć. Wypionowawszy „ciało” wydał z siebie warko-pomruk o niemożliwym do sklasyfikowania przekazie. Widać coś silnie abstrakcyjnego przebiegło mu przez procesor. Chyba mu trochę się szkoda chłopaka zrobiło ze taką opinię zebrał, choć pewnie jakoś tam na nią zasłużył.
A kiedy wracał myślami na właściwie tory, to Malkit się wynurzył. I oto jak się rodzą plotki, tak do gasnącego już tematu.
A kiedy Urga tam zaczęła mu na łbie tańczyć, to korzystając z ogrodowego miłego cienia, odpalił kilka najjaśniejszych diod*

Moc - 2011-04-07 20:52:26

Słuszne spostrzeżenie. Byleby tylko demolki w Świątyni nie zrobiła *Argument porządny padł to i nie ma o czym dyskutować. Nieprzytomnego do lasu się nie wyciągnie, wiadomo z jakich powodów. A zwierzątko do Świątyni przetransportować na chwilkę można. Rozwiązanie sensowne w każdym razie. Co do kolejnego pomruku EDa to się nim zainteresowała, ale nie wiedziała jak to sklasyfikować, bo to ani jakieś słowo, ani zdanie, ani wyrazisty dźwięk. Ale domyślić się idzie, że to związane z Nashem jest, więc i na chłopaka zerknęła. Ona nie była zbytnio wyrozumiała względem niego, wymagała dużo i zmuszała go do myślenia, by miał okazję się wymagać. W końcu na Moc miał rangę rycerza Jedi, a o trudne rzeczy nie pytała. Gdyby to od niej zależało, to by go wykopała z Zakonu, ale niestety, Rada chciała go trochę naprostować. Ich decyzja.* Nie wiesz o tym Malkitku, że skarżenie innym i rozpuszczanie plotek jest złe? *Mówiąc to wykonała lekki ruch palcem i lekkie pchnięcie Mocy uderzyło w tyłek chłopca. Było na tyle mocne by poczuł, ale nie na tyle, by mu coś zrobić. Taki prztyczek po prostu.*

Nash - 2011-04-07 21:00:33

Kiedy zobaczył Malkita za raz po tym jak się przebudził, uśmiechnął się. Jednak kiedy ten przekazał mu informację o tym co mówiła Jedi zanim się wybudził nieco spoważniał.
- W takim razie ta Pani powinna chyba wiedzieć, że medytującemu Jedi w głębokiej fazie nie powinno się przeszkadzać, zwłaszcza kiedy medytacja nie jest jego mocną stroną i sam Jedi nie jest doskonały. -powiedział. Kiedy wcześniej będąc padawanem zastawał swojego mentora medytującego, po prostu czekał, aż ten sam się wybudzi. Z reguły nie trwało to długo bo miał znacznie lepiej opanowaną technikę medytacji niż teraz Nash. Po chwili odwrócił się w stronę przybyszy, których wczesniej nie było.
- Witajcie wszyscy. -powiedział i uśmiechnął się do nich. Szczery uśmiech nie ominął również mistrzyni.

Malkit - 2011-04-07 21:02:04

*Malkit momentalnie wyskoczył jak sprężyna, fucząc i ustawił w pozycji konfrontacyjnej do miesjca, gdzie wcześniej była jego dupa. Zamrugał kilka razy, po czym zdezorientowany oblizał pysk i posadził dupsko na splecionych do medytacji nogach Nasha.*
Ja drzeczny jestem! *wypalił w przestrzeń, no ale kiedy usłyszał co mówi Nash – połozyl uszy. Nie musial być uczniem jedi, żeby wiedzieć, ze teraz zacznie się opierdziel…*

Urga - 2011-04-07 21:06:04

Syczała w stronę obcej, przekręcając łeb raz w jedną, raz w drugą stronę. Przez to zobaczyła w końcu zapalone diody. Zawahała się, płytki się ułożył płasko, syczenie ustało, a cała Urga przemieściła się tak, by lepiej widzieć światełka.
Radosne klekotanie oznajmiło Edowi, że jego pomysł się sprawdził. Urga się uspokoiła i na moment zapomniała o obcej i o strachu.

ED - 2011-04-07 21:07:08

*Nagle zupełnie niespodziewanie wpadł na pomysł  psychopatycznie fajnej zabawy z Urgą. Ale może innym razem. Teraz raz po raz jakaś dioda migała*
Świątynia wygląda na solidną, ale będę miał te rady na uwadze *odpowiedzialna wielka machina, puszczając w kolejną fazę drgań swoją czerwoną kreskę w „paszczy”.
Zaś co się tyczy pomruku – było w nim coś cestiańskiego. Jeśli Mistrzyni była na ord Cestus to być może skojarzy te stłumione niewerbalne ale dźwiękowe komunikaty Eda.
To było dla niego jak mowa ciała.
Tą tez mową ciała przywitał się z Nashem. W końcu powinien – Nash się przywitał. Nieosobowo, wiec i Ed nieosobowo – głośnym i w sumie miłym w odbiorze pomrukiem.
No i… zamilkł, bo w tej chwili pomyślał jak Malkit…*

Moc - 2011-04-07 21:16:04

*No i słusznie pomyśleli, bo słysząc uwagę Nasha to się spięła i powoli obróciła się w jego kierunku a w jej oczach tańczyły niebezpieczne błyski. Nie były to co prawda oznaki gniewu, ale takiego lekkiego wkurzenia się i rozczarowania. Kolejnego z resztą.* Och przepraszam, nie jesteś doskonały, jak ja nad tym ubolewam, bo akurat wszyscy jesteśmy tylko ty nie... i medytacja nie jest twoją mocną stroną *Zakpiła otwarcie z niego i ruszyła w stronę siedzącego Nasha a po jej postawie można było sądzić, że teraz mu nie przepuści. Mistrzyni chwaliła kogoś, kto miał własne zdanie, ale tylko wtedy gdy było ono rozsądne i poparte argumentami, bo to było przejawem mądrości. Ale wypowiedzi "ja uważam bo tak" tępiła dosyć mocno. Nie masz nic rozsądnego do powiedzenia? Milcz zatem.* Gdybyś ruszył tym czymś co masz na szyi to byś się domyślił, że moje celowe przeszkadzanie ci w twojej "głębokiej fazie" ma na celu sprawdzenie twojej koncentracji, a potem przeniknęłam do twojego umysłu, by zobaczyć co tam się kryje. Z rozczarowaniem stwierdzam, ze kompletnie nic! Ty wiesz w ogóle na czym polega medytacja Jedi? Bo nie wydaje mi się... Czy ty masz w ogóle pojecie na czym polega bycie Jedi? *Przemawiała oskarżycielskim tonem, dawała Nashowi szansę na obronę, ale jeśli zwinie się teraz z podkulonym ogonem albo zacznie rzucać hasłami których nie rozumie albo których nie poprze argumentami, to ona skończy z próbami nauczenia go czegokolwiek i niech sobie Rada robi co chce z nim.*

Nash - 2011-04-07 21:25:17

Nash pogłaskał Malkita po głowie i powoli wstał poprawiając szatę.
- Mistrzyni wybaczy... -powiedział przerywając na krótko. - Proszę nie mieć do mnie pretensji, że przed osobą z takim podejściem nie otwieram się całkowicie. Nie ja jestem tutaj dla Pani, a Pani dla mnie, a w zasadzie Mikal. Jeżeli nie chce Pani mi pomóc, nie musi Pani, nie prosiłem o to. -mówił. - Owszem, nie jestem takim Jedi jakim powinienem być, ale nie jestem też śmieciem, którym można pomiatać tylko dlatego, że czegoś nie rozumie, albo nie spełnia czyichś oczekiwań. Komuś oprócz mnie tutaj również brakuje cierpliwości, skoro po drugiej lekcji dochodzi Pani do takich a nie innych wniosków na mój temat. -powiedział. I w jego słowach nie było praktycznie żadnych emocji, ani złości ani tym bardziej radości. Faktem było, że starał się, ale charakterek i podejście mistrzyni skutecznie go od niej odpychały.

Malkit - 2011-04-07 21:27:04

*Malkit tez przejawił mądrość, bo zlazł z kolan Nasha, ale tez wierność, bo za daleko nie uciekł. Stal jakiś metr dalej i uszami strzygł.
Kiedy usłyszał, ze nic się nie kryje w umyśle, usiadł potulnie i oblizał pysk. Ogonem się okręcił, chyba się bał, ze następny będzie on i też się okaże, ze tam nic nie ma.
Postanowił wiec po chwili jednak go bronic, i takie słowa ku mistrzyni popłynęły*
Nash moim muciem jest, on zna na potworach! On na w głowie rozum on i ja jego lubie! Ty na niego brzydko nie mów!

Urga - 2011-04-07 21:32:43

Urga chwilowo nie interesowała się nieswoimi sprawami. Diody ją zajęły, a chyba o to chodziło. Klekotała cicho cała z czegoś zadowolona. Ale napięcie znów do niej dotarło. Ulokowała się więc wygodniej.
-Urga ce do Go.
Przypomniała Edowi. Chciała sobie stąd iść, do Go. Ale sama się bała i nie wiedziała gdzie iść. Więc musiała z nim. A tamci niech się kłócą.

ED - 2011-04-07 21:35:37

*ED zaś się nie odżywał. W tej chwili stal się całkowicie poza rozgrywającymi się zdarzeniami, ale kształt i treść owych zdarzeń nie pozwalały mu odejść. Przysłuchiwanie się czyjejś rozmowie to bardzo interesujące dane. Ed był gotowy do uspołeczniania się, i to go interesowało. Jak również – co z tego wyniknie.
I chętnie został by dłużej, no ale Urga przypomniała mu, co jest jego priorytetem. I tak nadwyrężył jej układ nerwowy,. Nie powinien dłużej*
Jest bardzo ciekawie, i chętnie bym został, ale obowiązki wzywają. Życzę… milej, konstruktywnej wymiany poglądów…
*po czym delikatnym łukiem zmienił kierunek i poszedł ku świątyni*

Moc - 2011-04-07 21:39:45

Pozwól że ci coś wyjaśnię mój drogi... *Zaczęła przesadnie miłym tonem, stając przed nim w odległości może dwóch metrów. W tej chwili wyglądała trochę upiornie, jej włosy się lekko nastroszyły, tak, że teraz przypominały nieco grzywę jakiegoś drapieżnika, a oczy zmieniły się w lodowe sople* Na prawdę nie oczekuję od ciebie, że zaczniesz się przede mną otwierać, ja stawiam ci wymagania, które musisz spełnić. BYŁEŚ rycerzem Jedi, tak więc tą wiedzę powinieneś posiadać, ale swoim zachowaniem dowodzisz, że jej nie masz i wątpię, byś ją kiedykolwiek posiadał. A "pomiatam" tobą po to byś w końcu mózgownicę ruszył i stanął na wysokości zadania. Ja nie jestem od głaskania ciebie po główce gdy tylko załapiesz jakąś podstawę, którą powinien znać każdy młodzik. I moje oczekiwania na prawdę nie są wygórowane względem kogoś, kto mienił się Jedi. *Było już troszkę lepiej, ale i tak ciągnąć dalej będzie tą rozmowę, chociażby miała wyciągać z Nasha siłą odpowiedzi jakie chciała usłyszeć.* A teraz grzecznie mi odpowiedz co według ciebie oznacza bycie Jedi i czym jest medytacja. A jak spróbujesz się wymigać od odpowiedzi, to jasno dowiedziesz mi, że jesteś intelektualnym zerem. Masz mi teraz udowodnić, że tak nie jest. *Zażądała tego wręcz od niego. Nash oczywiście mógł się wypiąć na nią, ale ona mogła mu nieźle napsuć opinię w Radzie Jedi, która ą o zdanie zapyta. Malkita i EDa zignorowała, teraz to Nash był w epicentrum wydarzeń, ale opinię chłopca słyszała i przyjęła do wiadomości. Z tym, że to bardziej moze Nasha pogrążyć niż ratować, więc nie podejmowała wątku.*

Malkit - 2011-04-07 21:44:09

*No cóż, niewidzialne potwory nie są może zbyt dżedajskie… Malkit tez nastroszył grzywę, ale zdezorientowany tym, ze mu nie odpowiedziano, sam nic nie odpowiedział. Za to patrzył za Edem. Zabrał Urle. Coś mu się ostatnio nie wiodło. Malkitowi znaczy się*

Nash - 2011-04-07 22:09:11

Takiej odpowiedzi spodziewał się po mistrzyni. Z jednej strony jej postawa może i była dobra, z drugiej mogła odpychać i jak na razie właśnie w ten sposób jednakże dziwne było to, że Nash nadal wdawać się z nią w tej jakby nie patrzeć przegrywane przez niego potyczki słowne. Cóż tym razem padło jasne zapytanie, a odwrócenie się rzeczywiście byłoby gestem raczej zbuntowanego nastolatka niż chociażby padawana. Uspokoił się nieco i myślami jakby powrócił do momentów, w których poddawał się medytacjom. Przypomniał sobie wszystko co czuł w tamtym momencie i przeniósł to na słowa.
- Medytacja pozwala mi się wyciszyć, oczyszcza umysł. Pozwala poddać się działaniu Mocy, dzięki temu bez negatywnych emocji mogę rozmyślać nad tym co miało miejsce niegdyś i wyciągać z tego wnioski, naukę. Jest dla mnie czynnikiem pozwalającym na samokształcenie się. Pozwala mi w spokoju analizować zarówno konkretne wydarzenie jak i moje poczynania. -powiedział. - Bycie Jedi to jednocześnie misja, przywilej jak i wielkie brzemię. -powiedział.

Moc - 2011-04-07 22:16:54

Medytację bym ci odhaczyła chociaż brzmi to jak definicja podręcznikowa *Przynajmniej częściowo ją zadowolił pierwszą odpowiedzią, chociaż była sztywna i pozbawiona polotu, ot taka definicja od niechcenia się. Ale już z drugą odpowiedzią było znacznie, znacznie gorzej, bo tak to dziecko z podstawówki na Coruscant może odpowiedzieć na podstawie holobajki oglądanej w holonecie.* Słabiutka definicja, ot co, zero przemyśleń, zero obserwacji, zero własnych wniosków. Takie kity to mi może wciskać dziecko bawiące się w Jedi, a nie padawan. Postaraj się *No i dalej go strofowała, niech się wysili, niech pomyśli, zastanowi się.*

Nash - 2011-04-07 22:35:08

- Wybacz mistrzyni. -powiedział. - Miałem zamiar kontynuować wypowiedź. -powiedział po czym wrócił do rozmyślań.
- Bycie Jedi to jakby nie patrzeć ciężka misja. Misja polegająca na byciu obrońcą pokoju, nie tylko w zamyśle Galaktyki czy Republiki, ale i mniejszych społeczności. Najtrudniejszą częścią jest rozstrzyganie konfliktów tak by obeszło się bez rozlewu krwi. Jedi bardzo często podczas zlecanych zadań starają się dzięki Mocy obiektywnie spojrzeć na dany konflikt i zakończyć go w pokojowy sposób. Bycie Jedi jest przywilejem nie tylko ze względu na zdolności jakimi obdarza ich Moc, a ze względu na to, że nie przed każdym Moc otwiera swe podwoje w taki sposób i nie każdy zdolny jest do tego by unieść to brzemię. -mówił. - Bardzo często myślałem nad tym kim byłbym gdybym uległ pokusie, a wynik rozmyślań był przerażający. I dla mnie to jest brzemię, z którym się zmagam. Posiadam zdolności, które mógłbym wykorzystać do własnych celów, do ułatwienia sobie życia. Jedi jednak opiera się temu i to on jest tym, który służy z ramienia Mocy, a nie odwrotnie. Dlatego bycie Jedi to bardzo skomplikowana sprawa, bo otrzymując wielki dar jesteśmy jednocześnie obciążeni jeszcze większym ciężarem, jakim jest pokusa, przed tym co łatwe, szybkie. -mówił do mistrzyni nie zwracając uwagi na towarzyszy.

ED - 2011-04-09 09:24:47

*Kilka godzin po opuszczeniu Ogrodów przez Eda i Urgę – sytuacja się odwróciła, i wracali. Nie był to jednak spokojny spacer. Ed poruszał się bardzo szybko. Urga nie poruszała się. Jeśli Nash, mistrzyni i Malkit nadal tu byli – mogli zobaczyć na własne oczy i poczuć na własnych aurach jaki Ed jest zdenerwowany. Jednak – nie za długo zagościł na otwartych błoniach…
Ed wspiął się po rampie do ciemnej ładowni dużego frachtowca. Rozbity i skołowany zsunął Urgę na łóżko Hakona, po czym sam stanąwszy obok, zamarł w bezruchu, choć w środku dygotał. Metafizycznie rzecz jasna*

Urga - 2011-04-09 09:28:44

Spała dość długo. Przynajmniej ona póki co była spokojna i nieświadoma. Ale taka sielanka nie mogła trwać wiecznie i stworzenie w końcu się obudziło. Chwilę zajęła jej orientacja w sytuacji, bowiem początkowo myślała, że śpi na łóżku Go. Nim otworzyła oczy wyczuła jednak, że nie ma go w pobliżu. Podniosła więc łeb i rozejrzała się przestraszona.
-Gooo?
Znów wołała. Cała powoli się podniosła z zamiarem jak najszybszego ulotnienia się stąd.

ED - 2011-04-09 09:32:15

*Lóżko pachniało Hakonem. Miejsce zaś… statkiem? Ładownią? Na pewno nie Edem. Ed pachniał ocieplą izolacją. I był blisko. Dioda migała w ciemności. Ale teraz zdało się to smutne miganie.
Patrzył na nią*
Go jest zmęczony. Musiał zostać *Odparł mrukliwym, stłumionym basem, który wkomponował się w ciemność. Światło dobiegało tylko z rampy i było to gasnące światło wieczoru. Jeśli Urga odejdzie, Ed jej nie zatrzyma. O ile pójdzie do lasu. Do świątyni może się nie odważy. Oby…*
Przepraszam cię Urga. Ed był bardzo fu…

Urga - 2011-04-09 09:35:15

Gdy się podniosła poczuła ból i padła znowu na łóżko. Pancerz nie wyglądał na uszkodzony, ale czuła się wewnętrznie poobijana. Wcześniej była wściekła, potem zdezorientowana i nie poczuła uszkodzeń. Zaklekotała smutno i znów spróbowała się podnieść.
-Urga ce Goo.. Inny kuku... Urga bghoni...
Paplała to co zwykle, ale teraz z uporem. Słabo pamiętała co się stało, ale wiedziała, że opiekunowi działa się krzywda i chciała być tam. Albo sprowadzić Ryo tutaj. Tęskniła i to normalne, że chciała być z nim.

ED - 2011-04-09 09:38:56

Tak, Urga broniła, walczyła, ale ich było więcej. Powiedzieli, ze teraz nie wpuszczą Urgi do Gą. Tylko potem. Teraz nie możemy tam iść
*Ed pewnie nie pójdzie tam już nigdy. Ba – nie wylezie ze statku. Miał takie marne odbicie w Mocy, jakby był co najmniej ciężko chory. A co za tym idzie jego wibracje nie były najlepsze. Ed był przybity. Pięknie, spektakularnie spierdolił. Nadawał się z tym do Rozmów w Toku. *

Urga - 2011-04-09 09:42:19

-Urga do Go. Z Ed i ne.
Stwierdziła i powoli zwlokła się z łóżka. Bolało, ale Go jej potrzebował. Tak przynajmniej sobie uroiła w tym małym rozumku. Bała się iść do świątyni, ale Go jest jej stadem, a stado sobie pomaga. A teraz była zdeterminowana. Nie czuła tego, co się dzieje z Edem. Może wtedy by z nim została, ale była skupiona na opiekunie. Ed jest duży i da sobie radę. Tak uważała.

ED - 2011-04-09 09:45:42

Mogą zrobić ci krzywdę. Ich jest więcej *ostrzegł, starając się mówić w miarę klarownie. Nie chciał podpaść jeszcze bardziej tym, ze Urga mu uciekła. Ale nie chciał tez wymuszać niczego na Urdze siłą. Oczywiście jeśli będzie miał wybierać, zrobi to drugie, ale na razie próbował dyplomacji*
Urga, nie idź. Go teraz śpi, ale jak się obudzi, to przyjdzie

Urga - 2011-04-09 09:53:07

-Inny kuku...
Mruknęła z zawodem. Jak mógł wymagać od niej żeby została i czekała, kiedy Go działa się krzywda? Urga była bardzo wiernym stworzonkiem i jeśli ktoś był w stadzie to mógł na nią liczyć. W końcu już pokazała swój upór i skłonność do przywiązania. Tyle czasu szukała Go, chociaż mogła zaszyć się w lesie i żyć sobie pośród zwierząt.

ED - 2011-04-09 09:56:51

*szukała, ale nie znalazła by go bez pomocy kogoś z zewnątrz*
Inny kuku, ale tam jest więcej innych. Nie idź, Urga. Tylko zrobią ci kuku Igo będzie smutny *odparł wielki kamień na dwóch nogach. Niezbyt entuzjastycznie, ale ta rozmowa z Urgą trochę go zajmowała i przynajmniej nie przezywał kolejne razy tego, co się tam zdarzyło.
Właściwie – wszystko by przeszło i nikt by nie wiedział. Gdyby docenili Moc Urgi…*

Urga - 2011-04-09 10:03:29

-Ale Go...
Jęknęła smutno. Nie potrafiła wyrazić swoich odczuć, ale na pewno bała się o niego.
Jej postawa w świątyni nie powinna być zaskoczeniem. W końcu straszyła Eda gdy pierwszy raz się spotkali, i mimo inteligencji jest zwierzęciem, a te bronią swoich ślepo kierowane agresją.

ED - 2011-04-09 10:08:01

*ED tez jest inteligentny i an pewno bardziej od Urgi, a  kiedy tu wylądowali, to rzucił się na Nasha bez żadnego powodu. Czasem tak się dzieje, bo – jak mawia najmądrzejszy z mistrzów, Hakon – psychika jest skomplikowana a podświadomość ma swoje prawa. Ugra broniła Go podświadomie, instynktownie, i to naturalne. Ed tak to rozumiał*
Go śpi. Nie skrzywdzą go. Jeden ma już kuku wiec się będą bali. Bo pamiętają jak Urga dobrze broniła *Nie miale zamiaru jej za to chwalić, ale chciał ją jakoś zatrzymać*
Zostań, Urga. Ed pokaże Khlaweczi

Urga - 2011-04-09 10:13:00

Urga była dumna z siebie za to, że tak ładnie broniła Go. I skoro komuś zrobiła kuku, co ledwie pamiętała, to tym bardziej czuła się podbudowana i groźna. no i tym razem nikt nie porwał Go.. chyba.
Popatrzyła na Eda i wgramoliła się z powrotem na łóżko Hakona.
-Urga jutro.
Stwierdziła opierając łeb na łapkach.
-Teraz Urga kuku.
Dodała i łypnęła jednym okiem na Eda.

ED - 2011-04-09 10:18:13

*Gdyby Ed umiał wzdychać, to by westchnął z Ulga*
Świetnie. Urga odpoczywa *Po czym sam opadl do pozycji spoczynkowej. I niestety po raz kolejny zaczął przez to przechodzić.
Podal neurotoksynę. Podał. Wiedział, jak działa. Wszystko było w porządku. I wtedy – Urga. Zaszalała.
A on popełnił błąd – użył ultradźwięków. Nie myślał w  ogóle o nich, a  o Go. A tymczasem obezwładnił kalamarianina i ułatwił Urdze zadanie*

Urga - 2011-04-09 10:26:40

-Urga kuku.
Powtórzyła dosadniej bo bolało ją. Nie jakoś bardzo, ale tak.. upierdliwie. Leżała, ale jakaś osowiała. Tęskniła i nie miała na nich ochoty.
Nie rozumiała co do końca się stało, ale nie widziała winy Eda poza tą, że ich nie obronił, a obiecał.

ED - 2011-04-09 10:28:39

*W tym sam Ed tez się trochę winny czul. No ale pojmował obronę trochę inaczej. Jego pojęciem obrony byłoby łapanie Urgi i trzymanie jej,. Ale on jej nie mógł złapać i trzymać. Musiał wiec stać się „tematem”*
Odpoczywaj. Kuku się skończy

Urga - 2011-04-09 10:33:21

Milczała przez długi czas. Leżała po prostu przymykając oczy. Powinna być śpiąca, ale nie była. Myślała. O teraz całej obcości, o wydarzeniach. O Go. Tęskniła, a znajomość aury sprawiała, że wiedziała iż jest blisko "jaskini". W tym dziwnym miejscu. Gdy trochę się uspokoiła znów się podniosła i powoli zlazła z łóżka. Milczała, tylko klekotała cichutko do samej siebie. Ruszyła na obchód, by poznać nowe otoczenie.

ED - 2011-04-09 10:37:58

*Ed stal nieruchomo, zupełnie jakby zasnął. Kolejne wersję zdarzeń i zarzutów pod własnym adresem kołatały się w nim. Widział Urgę, ale nie reagował na nią.
A pomieszczenie?
Ładownia – przestronna, bo statek był frachtowcem. Mało co tu było. Było jedzenie – w skrzyniach, szczelnie zamknięte, bo tam urządzenie chłodzące chodziło, wiec Urga nie wlezie. Były ubrania. Butelki  wodą. Amunicja w skrzynkach, wszystko w skrzynkach. I przestrzeń*

Urga - 2011-04-09 10:43:32

Obejrzała i obwąchała wszystko, co było w jej zasięgu. Niektóre rzeczy dotykała, inne trącała łbem. Była głodna, chciało się jej pić, ale nie czuła jedzenia, ani wody w butelkach. Poczuła za to dziwny zapach amunicji. Mądra Urdzia wpadła więc na genialny pomysł rozebrania skrzyni by zobaczyć co tak dziwnie pachnie. No i od myśli przeszła do czynu - drapania i prób rozebrania skrzyni pazurami.

ED - 2011-04-09 10:46:10

*Odwrócił się pokracznie, bez tej swojej „bancie lekkości”, by lepiej widzieć Urgę. Póki nie rozwali skrzyni – niech pracuje. Amunicja nie wybuchnie, bo to naboje. Do Edowych działek ściślej. Na razie obserwował. Nie chciał, by porozwalała połączone ze sobą, gotowe do załadowania serie*

Urga - 2011-04-09 10:49:53

Stworzonko było uparte. Skoro potrafiła porozbierać panele w statku, to i tutaj da sobie radę, a co. Przynajmniej miała jakieś zajęcie i zapomniała o poobijaniu.
Pracowała i pracowała z uporem maniaka. Aż zrobiła dziurkę w skrzyni. Obejrzała swe dzieło, wsunęła jęzorek, zastanowiła się i dalej rozbierać skrzynię. Ciekawiło ją to coś. A jak Urga ciekawa to wiedzieć musi. Dobrze, że nie pomyślała o tym by rozbić skrzynię ogonem. Brak zaawansowanej inteligencji czasem miał plusy dla jej otoczenia.

ED - 2011-04-09 10:53:28

*ED patrzyl, patrzył. Nic nie robil, nic nie mówił. Jednak kiedy dziurka się powiększała, postanowił zareagować bodźcem. By wyrobić odruch. Tak więc na chwile pojawiły się identyczne ultradźwięki, jak w świątyni. By dać sygnał Urdze – nie wolno dalej*

Urga - 2011-04-09 10:57:36

Trochę się jej humorek poprawił gdy miała zajęcie, ale ultradźwięki znów dały jej w kość. Wydobyła z siebie ten sam przenikliwy krzyk co wcześniej, pełen bólu i dezorientacji. Tym razem jednak, przez zaskoczenie zaczęła miotać swoim ciałem. Kilka razy uderzyła o skrzynię, bokiem, łbem, na szczęście nie ogonem.
Gdy ultradźwięki umilkły Urga znów leżała na boku, oddychając ciężko i.. popiskując. Bolało i nawet nie próbowała się podnieść.

ED - 2011-04-09 11:01:49

*Teraz dopiero mógł zobaczyć, jak to na nią działa. Wcześniej, w chaosie nie zauważył, był skupiony na Go, a  jeśli zerknął tam, to widział jedi. Nie Urgę.
A tu? Nagle zdał sobie sprawe, ze Urga cierpi. Nieświadomie wydal z siebie to pełne smutku „oumm…”.
Nie przyzna się, ze to on „zapiszczał”, ale już pewnie tego nie zrobi z tak trywialnego powodu*
Widzisz, skrzynka płacze *upomniał, jakby chciał tym samym powiedzieć: jak robisz komuś kuku to może się pojawić ten dźwięk*

Urga - 2011-04-09 11:09:05

Leżała, łapki lekko jej drżały, a ona miała dość. Poobijana, znów z bolącym łebkiem i zdezorientowana. Nie powiedziała tego, ale świat zamroczył się jej przed oczami. Ledwie widziała. Przejdzie jej, ale musiała odpocząć.
Nie słuchała Eda, skupiona na własnych piskach, klekotach i charczeniu. Może i lepiej, bo jeszcze by odeszła. Gadające kamienie, płaczące przedmioty, to byłoby dla niej zbyt wiele.

ED - 2011-04-09 11:11:36

*Świat był zły, okrutny. Ed wpadł w zaklęte kolo nieumyślnego krzywdzenia innych.
Urga leżała. Cóż miał rozbić Ed? Stal, jak wcześniej. Oby Hakon przyszedł jak najszybciej i pomógł mu wrócić na poprzedni tor. Bez niego sobie nie poradzi…*

Urga - 2011-04-09 11:13:12

Nie odzywała się do Eda. Nie pamiętała o tym, że ten tutaj jest. Po długiej chwili znalazła w sobie tyle sił by przykręcić się na brzuch. Nie wstała jednak. Zamknęła oczy i tak leżała. Może śpiąc, może próbując dojść do siebie.

Hakon - 2011-04-09 18:12:35

*Hakon zjawił się Mozę po godzinie. Wszedł, jakby był pijany. Nie przywitał się. Nie odezwał się do Eda, a Urgi nie zauważył. z  rozdartą koszulą, krwawiący z rany na karku, rozchwiany i zmęczony. Jakby stało mu się coś strasznego. Emanował także jakaś dziwną energią.
Nie mówiąc nic zwalił się na swoje łóżko i znieruchomiał, leżąc na nim, na brzuchu, twarzą do poduszki*

ED - 2011-04-09 18:32:12

*ED zauważył Hakona. Czekał na niego wiernie, ale od progu zauuwazyl, ze coś jest nie tak. Dlatego tez nie odezwał się. A także dlatego, ze sam był strapiony. Jednak w miare postępu patrzenia na Hakona, jego własne strapienie odchodziło na dalszy plan. Coś Hakonowi było. Coś się stało. Bił się? Miał wypadek?*
Hakon… *Odezwał się Ed, zatopiony w ciemności, i ruszył w kierunku łóżka, do którego podszedł tak blisko, jakby chciał na nie wejsc, a  kiedy opuścił łeb, ten dosłownie zawisł nad Hakonem*
Hakon, co ci jest?

Urga - 2011-04-09 18:41:22

Urga spała kiedy Hakon wrócił. Wyczuła krew, i to ją obudziło, ale tylko rozejrzała się i z niemiłym pomrukiem ułożyła nieco inaczej. Nadal nie miała humoru i źle się czuła. Do kompletu z resztą zmarnowanego towarzystwa. Co prawda główka już jej nie bolała, ale nadal czuła poobijanie i psychiczne wymęczenie. Krótko mówiąc - Urga była osowiała.

Hakon - 2011-04-09 18:45:14

*Wiec wszyscy byli siebie warci.
Hakon czuł, jakby momentami tracił przytomność. Kiedy Ed się pochylił, jęknął wystraszony. Zobaczył go oczami Len’py. Lecz umysł Hakona był przywykły do przezwyciężania takich stanów, i niedługo się pozbiera. Teraz jednak wyciągnął rękę ku górze i rozpłaszczył dłoń na kopule droida*
Ed… dobrze, ze jesteś… *po czym z wysiłkiem podniósł się do siadu i objąwszy ramionami zimną blachę po prostu go uściskał. I tak został. Serce biło mu szybko. Był gorący. Stało się coś złego, jednak nie mial zamiaru ich martwić*
W porządku, Ed. Nic mi nie będzie. To… musi się we mnie ułożyć. Dobry Ed. Nie odchodź. Nie odchodź teraz…

ED - 2011-04-09 18:51:00

*zaniepokojenie wezbrało w Edzie. Nigdy nie widział takiego Hakona. Hakon był zawsze podporą, filarem. To on uspokajał Eda. Jego stanowczość była fundamentem dla Eda. A tutaj? Hakon nie tylko okazywał słabość, ale potrzebował pomocy. zwykłego bycia z nim, ale Eda to przeraziło. Momentalnie stracił grunt pod nogami, pewność siebie. Ale jednocześnie nie chciał, by podzieliło się to Hakonowi. W przenośni oczywiście – zacisnął zęby, i trwał w pozycji, w jakiej był teraz, kiedy Hakon go trzymał*
Trzymaj się, Hakon

Urga - 2011-04-09 18:54:15

Nie patrzyła na nich. Może i lepiej bo jeszcze bardziej by zatęskniła za Go. Po krótkim namyśle podniosła się i powoli udała w stronę rampy by opuścić frachtowiec. Nie odezwała się, bo i po co? Nie było tu Go, Ed nie obronił, a Hakona nie znała. Nie uważała więc, że musi się opowiadać z tym, dokąd idzie.
Było jej ciężko, ciało bolało, więc nie szła cicho, tylko uderzając pazurami o podłogę.

Hakon - 2011-04-09 19:01:12

*Odprężony pozostał, oparty o metal i tak siedział kilka chwil. I wtem, w odbijającym się na siatce Eda kwadracie odbicia rampy dostrzegł ruch. Odwrócił głowę. To Urga*
Urga… *odezwał się więc sapiącym głosem. Już mu przechodziło. Ed może nieświadom, ale trochę napięcia zabrał na siebie*
Dokąd idziesz?

ED - 2011-04-09 19:07:22

*Nie czul się specjalnie obarczony, za to bardzo współczujący. A i niewiele było osób do których Ed się przytulał. W tej chwili sam tego potrzebował. Był mocno zagubiony. Dostrzegł Urgę, kiedy odezwał się Hakon. Skrajem swojego pola widzenia, które teraz było nieoptymalnie ustawione*
Nie możesz isc do świątyni *przypomniał*

Urga - 2011-04-09 19:10:09

-Urga iszie.
Poinformowała tylko, dalej kierując się do wyjścia. Była otępiała, więc poruszała się wolno i ostrożnie. Ogon opuściła i zaczęła ciągnąc go za sobą, przy czym wydawała niemiły dźwięk szurania. Widać było, że i ona jest nie w sosie. Ale w sferze domysłów i zagadek pozostało to, czy chce iść do Go, czy do lasu.

Hakon - 2011-04-09 19:13:46

Nie idź, Urga. Chodź do nas *Klepnął się w udo, by przywołać zwierzątko. Nie wiedział, co się stało w Świątyni. Jeszcze nie wiedział. No ale jak Urga im zginie, to nie będzie fajnie. Może natknąć się na szalejącego Len’pę. a  do świątyni nie powinna iśc.
Pogłaskał Hakon Eda i dał znać mu, ze może się wyprostować*

ED - 2011-04-09 19:20:26

Właśnie… w towarzystwie zawsze weselej się smucić *dodał Ed, prostując się, jednak nadal zostając bardzo blisko Hakona.*
Nie pozwól jej isc… w Świątyni wydarzyło się coś złego... *Nie ma co odwlekać, Hakon powinien wiedzieć. Może potem Hakon opowie Edowi, co smuciło jego, ale teraz powinni wziąć siew  garść*

Urga - 2011-04-09 19:23:10

Urga jak na złość nie miała zamiaru teraz ich słuchać. Nawet się nie zatrzymała. Nie byli jej stadem, tęskniła za opiekunem, była smutna a statek był obcym środowiskiem.
-Urga iszie dada
Poinformowała tylko, nie mówiąc ile to "dada" ma trwać.

Hakon - 2011-04-09 19:28:42

*Jedi wstał, opierając się o Eda, i skierował się za Urgą*
Urga… Urgunia, nie idź, zostań z nami, będzie nam smutno… Ed, możesz mi już powiedzieć, co się stało. bo coś musiało sprawić, ze zarówno ty, jak i Ona nie najlepiej się macie. No i… można by coś zjeść. Co ty na to, Urga?

ED - 2011-04-09 19:37:46

*Ed mruknął. Wreszcie! Od chwili wydarzenia nie mruczał prawie wcale. Cofnął się o krok, całkiem energicznie, z  tym sowim słoniowym wdziękiem, wykręcił do tyłu, jak areowóz, i zbliżył  się do ściany. A na ścianie… panel sterowania!
Prawe działo obniżyło się, został wysunięty pręt z końcówką wymiany danych. Ta okręciła się, i odpowiednia końcówka wetknięta została w gniazdko. Kontrolki na pulpicie ożyły, i nagle – tuż przed nosem Urgi zamknęła się rampa. Na chwile nastały ciemności, lecz zaraz lampy obudziły się do zycia, oświetlając ładownie skromnym, rozproszonym sztucznym światłem, robiąc przy tym przytulny nastrój półmroku*
Powiem ci wszystko, Hakon *odezwał się, kiedy już odłączywszy się od panela, wciągnął wtyczkę*

Urga - 2011-04-09 19:48:45

Przystanęła i obejrzała się na Hakona gdy wspomniał o jedzeniu, ale nie zatrzymało jej to na długo. Ruszyła dalej i stanęła dopiero gdy rampa się zaczęła zamykać. Może powinna przyspieszyć i wybiec na złamanie karku, ale przestraszyła się. Rozpłaszczyła się więc i czekała, aż ta znieruchomieje. Wtedy podeszła bliżej, obejrzała wszystko nie czekając na światła i zaczęła łapkami w nią drapać by wydostać się na zewnątrz.

Hakon - 2011-04-09 19:52:17

*chwile patrzyl na zwierzątko. No nic, na razie zostawi ja tam, nie wydrapie się na zewnątrz. Przywoławszy Eda gestem, sam udał się do skrzyni z  prowiantem. Chwiał się trochę, jakby był pijany, lub bardzo zmęczony. W tym świetle widać było wyraźniej zadrapania na karku i podartą koszulę. A wyglądało to jakby sam sobie zadał te rany.
Najpierw wydobył ze skrzyni hermetyczne pudełko. zamknął skrzynie, na którą usiadł, a  pudełko otworzyl i siegnął po kiełbaskę*
Słucham cię teraz

ED - 2011-04-09 20:01:47

*zatem oddzieliwszy się już od panela, znowu wykręcił do tyłu, i powoli, już niemal swobodnie począł zbliżać się do Hakona, zaczynając już w połowie drogi*
Wiec to było tak… *i zaczął opowiadać. a  opowiadał wszystko tak, jak było naprawdę, może nie słowo w słowo, ale bardzo szczególowo, nie omijając nawet własnych uczuć i obserwacji*

Urga - 2011-04-09 20:04:05

Nie słuchała ich, skupiona na drapaniu. A gdy zobaczyła, że to nie przynosi rezultatu zaczęła uderzać w przeszkodę bokiem ciała, lewą łapą i lewą stronę łba. Ruchy były miarowe i uparte. Chciała się wydostać, a nie wpadła na to by poprosić Eda albo Hakona o wypuszczenie.

Hakon - 2011-04-09 20:09:43

*rzucaj kiełbasę, wysłuchiwał cierpliwie całej historii przedstawianej przez Eda. Miarowe stukanie Urgi było do tego tłem. Nie wtrącał się, tylko słuchał. Nie patrzył na Eda, a  jeśli patrzył, to nie nachalnie. Aż do końca opowieści się nie odezwał. A kiedy nadszedł koniec, to odgryzł kawałek kiełbasy i rzucił Urdze*
Tak naprawdę Ed, nie zrobiłeś nic złego, nie powinieneś się tym zadręczać. Zrobiłeś po Prostu głupi, ale bardzo ludzki błąd… Ty się po prostu uczysz i to, co inni maja już za sobą, ty odkrywasz teraz. Przede wszystkim – nie zadręczaj się. Jeśli podejdziesz do tego trzeźwo, zrozumiesz własne postępowanie, to wyciągniesz z tego naukę, a to bardzo cenne. Mekhnesh też. Nic mu nie będzie, to jedi

ED - 2011-04-09 20:15:06

*Teraz to Ed pokornie słuchał tego, co mówi Hakon, stojąc dokładnie naprzeciwko usadzonego na skrzyni barabela raczącego się suchą kiełbasą*
Nie jesteś dla mnie zbyt łagodny, Hakon? Mistrzyni Cersi widziała ten problem zupełnie inaczej. Tak jak moją winę. Wydaje mi się, że mnie wybielasz, bo mnie znasz…

Urga - 2011-04-09 20:22:44

Przez całą opowieść walczyła z rampą, próbując ją sforsować. W końcu łapki się jej rozjechały i Irga elegancko wyrżnęła brzuchem o podłogę. Fuknęła i leżała tak, dopóki czegoś nie poczuła. Wysunęła język badając powietrze i w końcu zobaczyła co ma Hakon. Pozbierała się więc i podeszła do niego na bezpieczną odległość. Usiadła, wpatrując się w niego uporczywym wzrokiem i śledząc każdy ruch kiełbasą.

Hakon - 2011-04-09 20:27:21

Na pewno dla mistrzyni ten problem ma inną wagę. W końcu nie jest mną, jest sobą, i myśli inaczej. Czym by była rada jedi, gdyby każdy patrzył na problem z tej samej perspektywy. Ale jedno jest wspólne dla wszystkich, którzy patrzą obiektywnie: chciałeś dobrze. Nie miałeś złych intencji. Popełniłeś po drodze kilka błędów. Naraziłeś życie – to niestety jest fakt. I nie mówię tu o Go. Wiedziałeś, jak działa N-nancorityna. Ale czy wiedziałeś, jak działa Urga? Popełniłeś po prostu bardzo głupią pomyłkę. Każdemu  żyjących, chodzących po Tytonie istot przytrafiło się coś takiego. Ty jesteś bardzo mądry i wrażliwy. Wynieś z tego lekcje. Jesteś rozgrzeszony *wykonał w kierunku Eda znany z holowizji republikański pobożny gest* No i pamiętaj, ze jak jakaś substancja została 150 lat temu wyłączona z obiegu, to był ku temu jakiś powód, stosowanie czegoś takiego, nawet w najlepszej wierze i intencjach jest kontrowersyjne i wymaga najpierw dyskusji, potem zastosowania. Nie odwrotnie
*skończywszy akurat podniósł wzrok, kiedy Urga siadała. Uśmiechnął się, i kolejny odgryziony kawałek rzucił jej pod przednie łapy*
smacznego

ED - 2011-04-09 20:30:21

*stał i słuchał jak zaklęty. Hakon zmniejszył rangę jego winy. Jego słowa bardzo wpłynęły na Eda, i choć nadal czul się winny, to teraz nie czul się winny zbrodni, tylko głupoty. Wyniku niedoświadczenia. Tak było, tylko potrzeba do tego trzeźwego spojrzenia. Tylko czy Rada Jedi będzie miała tak samo trzeźwy osąd? Oni przyczepią się tej neurotoksyny, bo „złe” i koniec.
Ale Ed już się tym nie przejmie. Jeśli Mekhneshowi nic się nie stanie, to słowa Hakona wystarczą*
Mądry to ty jesteś, Hakon. Ja jestem głupi. W ogóle nie mam pojęcia po co to zrobiłem. Co mnie to w ogóle obchodziło? Mógł sobie tam gnić do kolejnej ery

Urga - 2011-04-09 20:32:51

Ich wypowiedzi były za długie i zbyt skomplikowane by Urga wiedziała o co chodzi. Wyławiała co prawda znane sobie słowa, ale nie łączyła ich w całość. Ważniejsza była kiełbasa.
Gdy dostała kawałek obwąchała go, dotknęła językiem i dopiero gdy stwierdziła że to coś jest jadalne - zjadła. Ale siedziała dalej. Znów wpatrując się w Hakona.

Hakon - 2011-04-09 20:35:23

*Barabel pokręcił głową z dezaprobatą*
Nie próbuj cofać czasu i spekulować. Nie płacz nad rozlanym rosołem. Zrobiłeś to, bo jesteś wrażliwy i masz dobry charakter. Bo jesteś Edem. Tyle.
*Wziął kęs kiełbasy. Drugi kęs odłamał Urdze, ale rzucił tym razem o pól metra bliżej*
A Rada jakąkolwiek podejmie decyzję, to tez będzie to decyzja słuszna. I ty się do niej dostosujesz.

ED - 2011-04-09 20:37:28

*Odwrócił łeb by spojrzeć jak Urga pochłania, ale było to tylko chwile. Chciał wiedzieć, co się dzieje przy jego nodze.
Zaraz znowu był skupiony na swoim „mistrzu”*
Ale nie karzą mi opuścić Tythona? *zapytał. Oczywiście jako droid nie mógł mieć zbyt dużej ekspresji  głosie. No ale słychać było obawę.
Przecież od tego mogło zależeć jego życie…*

Urga - 2011-04-09 20:41:01

W pewien sposób była cwana, bowiem zamiast podejść przykulała sobie kawałek łapą i dopiero zjadła. Nie chciała się zbliżać. Nie była na nich jako tako zła, bo nie wiedziała że to Ed zrobił krzywdę Go i jej. Po prostu jakoś nie chciała z nimi mieć teraz kontaktu. Tęskniła za opiekunem i nie miała nastroju na integrację z innymi.

Hakon - 2011-04-09 20:43:19

Jeśli tak, to będzie to decyzja niesprawiedliwa. Jednak na pewno zanim wydadzą werdykt, będziesz miał szanse powiedzieć coś od siebie, i ja też. Bo tak naprawdę, Ed, to była moja wina. Ty jesteś tu pod moją opieką. Reszcie było powiedziane, ze jesteś niezrównoważony, i ze trzeba na ciebie uważać. Na to składa się nie tylko unikanie ciosów – po prostu w całokształcie trzeba mieć przy tobie rękę na pulsie, i chyba się zgodzisz ze mną. Pamiętasz swój szał o stokrotkę. Mekhnesh zrobił jeszcze większą głupotę niż ty. Jednak największą zrobiłem ja. Ed… przed tobą jest jeszcze dużo pracy. Jesteś na jak najlepszej drodze. Ale nadal to trwająca droga.
*Urga się gniewała. Tez była żywym, myślącym stworzonkiem. Hakon chciał ją jakoś udobruchać. Odgryzłszy kolejny kawałek spuścił ręke ku dołowi i trzymał, czekając aż Urga podejdzie*

ED - 2011-04-09 20:48:50

*Mrukawa Eda przypomniała sobie swoja funkcje, i zaraz dał się słyszeć długi głośny pomruk o zmiennej tonacji*
Tak… ale ja na niektóre rzeczy nie mam wpływu. A jak już mam to… Hakon, jak robić, żeby nie popełniać błędów? *zapytał, już bardziej rozluźniony, choć takie dobitne przedstawienie mu jaki to on jest niezrównoważony raczej go nie cieszyło. No ale był. Wiedział o tym.*

Urga - 2011-04-09 20:53:37

Patrzyła, patrzyła, i...
-Daaa...
Odezwała się. Nie podniosła się, nie podeszła. Nie chciała. Chciała się najeść, może napić jak dadzą i iść sobie. Niepokoiła się o Go, chciała iść do niego, a nie siedzieć tutaj z nimi. Trochę też się dąsała na Eda, bo miał pomóc a nie pomógł.

Hakon - 2011-04-09 20:57:58

*Barabel zaśmiał się serdecznie* Jak robić? Heh – nie żyć! Nawet Mistrzowi Yodzie zdarzy się nie spuścić po sobie wody w ubikacji. Ed, to się zdarza! To jest właśnie życie! *Odpowiedział bardzo lekko, wesoło, z uśmiechem*
Daaa, jak przyjdzie. My tu razem siedzimy i jesteśmy koledzy *Oznajmił Urdze, bo po tym, co powiedział Ed, to i Hakon przytaknął na pomysł by Urgi nie wypuszczać*

ED - 2011-04-09 21:04:40

Takie to głupie ze aż mądre *Odparł teraz już zupełnie lekko, no i oczywiście z pomrukami. A Urga? Ed strasznie ubolewał, przepraszał Urgę dwa razy, ale widać niewiele to dla niej znaczyło. Nie rozumiała. Ed nie był kimś, kto najlepiej rozumie zwierzątka. Raczej się odsunie, niż zawalczy….*

Urga - 2011-04-09 21:12:19

Popatrzyła na Hakona, przekrzywiła głowę i podniosła się. Ale zamiast podejść i wziąć kiełbasę odwróciła się i poszła sobie. W stronę rampy. Nie chciała z nimi siedzieć i już. Nie dała się przekupić jedzeniem. Mogła poleżeć głodna. I tak większym kłopotem był ból.
Ed przepraszał ją w takich momentach, kiedy nie myślała o tym co się do niej mówi. Nie powiedział też za co w sposób dla niej zrozumiały, więc nie potrafiła połączyć faktów.

Hakon - 2011-04-09 21:14:45

*za to Hakon potrafił. Zamilkł, myślał, myślał… patrzył na Eda… na Urgę… na Eda…. Proponowany kawałek kiełbasy zjadł sam, przezuł, zadumał się…*
Idź ją przeproś… *podpowiedział szeptem Edowi*
Ona się gniewa. Na mnie nie, wiec na ciebie. Idź, bo zła energia się wydziela

ED - 2011-04-09 21:19:11

*Kolejna seria pomruków opuściła Eda, a  ten… bez pytania co i jak, znowu zawrócił i powoli, dostojnie, począł się zbliżać do Urgi, cały czas pomrukując przyjaźnie, i jakby ze skruchą. Nogi stawiał delikatnie, a  zatrzymał się tak blisko, ze musiał pochylić łeb do dołu by widzieć. Dosłownie nad nia był*
Urga dobra. Dobra Urga. Ed lubi

Urga - 2011-04-09 21:24:00

W tym czasie oddaliła się i położyła przy rampie, wyraźnie czekając na jej otwarcie. Chciała wyjść. Statek nie był jej środowiskiem, tylko czymś obcym. Ciało bolało od poobijania. Była głodna i chciało się jej pić. Tęskniła do Go i obrażała się na Eda. Szereg nieprzyjemnych emocji targał Urdzią. Ale nie odsunęła się gdy Ed przyszedł. Chciała tutaj leżeć i już.
-Urga tu. Urga sama.
Oznajmiła pozornie bez emocji. Nie potrafiła wykrzesać z siebie złości bez odpowiedniej dawki bodźców. Ale dało się wyczuć smutek gdzieś w jej głosie.

Hakon - 2011-04-09 21:32:21

*Obserwował w milczeniu. Urga wyglądała na mocno obrażoną. No ale i tak tu zostanie, zła czy dobra. Czekał*

ED - 2011-04-09 21:35:04

*Ed wyemitował z siebie takie smutne westchnienie, bo naprawdę mu było przykro*
Ed przeprasza. Ed przyznaje się do błędu. Ed chce żeby Urga była z Edem… *całkiem nieźle mi idzie kaleczenie basicka – pomyślał. I fajnie to ostatnie zabrzmiało, ale co tam. Sami swoi. Dawaj dalej*
Urga będzie z Edem? Ed ma khlaweczi. Ed dobra partia! *I podniósł nogę by – stojąc stabilnie na drugiej, spróbować trącić delikatnie Urgę palcem*
Ed chce mieć stado z Urgą

Urga - 2011-04-09 21:41:06

Słuchała go. Nie była aż tak zła. Raczej zawiedziona. I bardzo stęskniona. Źle się czuła fizycznie i psychicznie, trudno więc było wymagać od niej brykania, skoro nawet skrzyni nie mogła popsuć.
-Urga sama. Go tam, Urga tu.
Odparła odsuwając się lekko po trąceniu. Tęskniła i było jej smutno. Bo Malkit obiecał, Ed obiecał. A ostatecznie nie była z Go. Martwiła się.

Hakon - 2011-04-09 21:42:55

[Hakon słucha. Puszczam kolejke]

ED - 2011-04-09 21:45:10

Przecież mówiłem – że się spotkasz, i spotkałaś, ale teraz Go śpi, bo jest zmęczony, bo bum bym było. Ale jak poprosisz Hakona, to może cię jutro spotka z Go, jak Go będzie zdrowy… *Kiedy Urga się odsunęła, to zabrał nogę, i stanął teraz stabilnie, rozkładając ciezar cielska na dwie nogi. Cały czas patrząc do dołu. Taki olbrzym nad kropeczką*
A Urga lubi Eda?
*co za głupie pytanie. No, ciekawe jak to jest usłyszeć „nie”*

Urga - 2011-04-09 21:46:48

-Go kuku. Urga musi.
Odparła łypiąc na niego jednym okiem.
-Taaa... ale Gooo...Urga ce Goooo
Gdyby mogła płakać, to pewnie teraz by płakała. Ale nie umiała, więc pozostało jej smutne klekotanie.

Hakon - 2011-04-09 21:47:56

[nie dam rady dłuzej, ide spac, pograjcie sami. dobranoc]

ED - 2011-04-09 21:52:22

*Ed mruknął smutno*
Ale nie można, bo było łubudubu i teraz inni pilnują. Ale jak się zamęcza, to Urga pójdzie. Urga tez jest zmęczona, powinna kiełbase jeśc żeby nabrać sil *Jak na takie „nieczule bydle” całkiem nieźle mu szło. Może naprawdę jest wrażliwy? Chciał dobrze…*

Urga - 2011-04-09 21:55:55

-Urga kuku. Urga ce tam.
Oświadczyła z uporem. Wyglądało na to, że nie da sobie wytłumaczyć. Dla niej normalne było to, że śpi z Go. Że się chronią nawzajem, jak stado. Źle się czuła będąc tutaj, kiedy on był sam i kiedy wiedziała gdzie on jest.

ED - 2011-04-09 21:57:39

No dobra, jak się nie chcesz przyjaźnić z Edem, to Ed idzie… *I… odszedł, bo cóż miał zrobić? Już na wiecej nie miał pomysłow i chyba nie wykrzesałby z siebie nawet jakby miał. Wrócil do Hakona, stanął przed nim i tyle. Stoi*

Urga - 2011-04-09 22:03:01

Nie znała takiego słowa jak "przyjaźń", więc nie odpowiedziała. Powiedziała wcześniej, że lubi. Ale powinien ją zrozumieć. Teraz jeszcze było jej przykro, bo nie rozumiał jej, a wcześniej jakoś się dogadywali przecież. Wydała z siebie przeciągły i smutny pomruk, zaklekotała i tyle. Nie wstała, nie podeszła. Smutała i tęskniła.

Hakon - 2011-04-10 16:19:21

Ed musi poćwiczyć trochę rozumienie innych. A teraz masz, daj Urdze, bo Urga głodna, i na razie ją zostawmy *Wstał, i dwie kiełbaski włożył Edowi do „pyska” by ten zaniósł Urdze, i zrzucił jej, czy tam inaczej ją poczęstował. Jak wybierze*

ED - 2011-04-10 16:22:03

*Kiełbaska znalazła się w otworze sensorycznym, stąd łatwo było ją wziąć, a także zrzucić. Mruknął i pokornie, jak banthcie ciele po raz kolejny pokonał ten krótki odcinek rampa – Hakon, który to dla niego stanowił dwa kroki*
Ed Urgle lubi, Ed się z Urgą podzieli *I łeb do dołu  -kiełbasa spadła 20cm przed pyskiem zwierzęcia*
Ale co z  tego, Urga i tak pierdoli Eda. Ed idzie się pochlastać… *W tył zwrot i do Hakona*

Urga - 2011-04-10 16:26:59

Łypnęła na Eda gdy podszedł, potem na przyniesione jedzenie.
-Urga lubi.
Odezwała się, ale potem już zamilkła. Nie zrozumiała co powiedział w drugiej części. A jakoś nie miała ochoty się dopytywać. Przysunęła się do kiełbasek i zaczęła je ze spokojem jeść. Tyle dobrze przynajmniej, że jedzenia nie odmawiała.

Hakon - 2011-04-10 16:40:14

*Obserwował zamyślony. I nie odzywał się. Sam się najadł, i kiedy Ed się zbliżył – Hakon nie miał już jedzenia. No ale co to dla Eda za różnica. Uśmiechnął się tylko i patrzył w  górę na ten wielki łeb, który tak polubił.
Dobre „serce” ma ten Edzik…*

ED - 2011-04-10 16:42:57

Pewnie, w końcu to kiełbasa, nie jakieś suche zarcie. Też bym lubił na twoim miejscu *odparł, i przychylił ten lubiany przez Hakona łeb, w którym się nie tylko „serce” mieściło, ale i „mózg” i wszystkie układy. a  także ten kryształ o który cała afera, a o którego wyjątkowości Ed nie wiedział. Jeszcze, bo Hakon mu nie powiedział*
No a z tobą co? Skąd ta rana? Przyszedłeś tu jak po torturach

Urga - 2011-04-10 16:45:05

Nie sprostowała o co jej chodziło, bo stwierdzenie Eda było nieco zbyt abstrakcyjne, jak na obecną kondycję Urgi. Zjadła sobie powoli i zamyśliła się. Popatrzyła na Eda, popatrzyła na Hakona.
Coś tam się roiło w jej łebku, ale jeszcze nie uroiło.

Hakon - 2011-04-10 16:52:58

*Wzruszył ramionami i opadła mu głowa. Widać było stare blizny pod odrastającymi włosami. Westchnął, jakby coś go bolało*
Opowiadałem ci o Len’pie. Spotkałem go i pokazał mi, co przeszedł. Kiedy się obudziłem, miałem te rany ale nie pamiętam skąd. Pewnie sam je sobie zadałem. Ed, na cos takiego nikt nigdy nie jest gotowy, nawet jeśli ma tylko patrzeć. Nie będę ci o tym opowiadał. W końcu jesteś egzekutorem, wiesz, na czym polegają tortury. Te były wzmocnione o tortury w Mocy, a  to najgorszy rodzaj przemocy

ED - 2011-04-10 16:55:54

*Wypowiedź Eda była troszeczkę złośliwa, bo wyciągał rękę już któryś raz, przepraszał już któryś raz, a tu nic i nic. Zrozumienie i współczucie swoją drogą, tolerancja swoją, no ale w końcu ma się dość i dochodzi do tego, ze pokazuje się to co ma się z  tyłu. Ed jeszcze wiele musiał się nauczyć, owszem, ale miał tez jakiś tam swój charakter.
Za to Hakona słuchał jak kapłana*
wyciągniesz go z tego?

Urga - 2011-04-10 17:05:24

Gdy tak sobie myślała, to nieco słuchała i coś tam do niej docierało. Wyłowiła znajome słowo i się zainteresowała.
-Lenapa hop!
Odezwała się i raczyła ruszyć się w ich stronę. Pamiętała małe, futrzane coś, skaczące po drzewach, wpadające w krzaki, mające kij. Nie rozumiała o czym Ci rozmawiają, ale postanowiła pochwalić się zawartą znajomością. Pierwszą od zgubienia Go.

Hakon - 2011-04-10 17:11:47

*Ze smutkiem pokręcił głową*
Z czegoś takiego już się nie wychodzi. Zostanie z nim do końca, można to jedynie zaleczyć, i to będę próbował zrobić na tyle na ile on mi pozwoli *To rzekłszy zamilkł na dobre pare chwil. Nie myślał o niczym, ale to było męczące niemyślenie*
Tak, Len’pa *uśmiechnął się do swoich stóp, kiedy Urga się uaktywniła* dzisiaj chyba pierwszy raz wyciągnął ręke po pomoc. On strasznie cierpi, Edziu

ED - 2011-04-10 17:15:28

*reakcją na te słowa było przedłużone, ciche mruknięcie i tyle. Nie odezwał się ani nie poruszył. W mętnym świetle lamp zarysowania od pazurow Urgi wyglądały jak blizny. Sam Ed rzucał mroczny cien na szara podłogę ładowni. Był takim wielkim, durastalowym posągiem zamyślenia.*

Urga - 2011-04-10 17:21:05

Odczuwała ciężką atmosferę panującą w tym miejscu. Sama nie miała humoru, ale wspomnienie ewoka wpadającego w krzak i udającego martwego, troszkę ją rozweseliło.
Powoli podeszła i otarła się bokiem o Eda, a potem łapą trąciła Hakona, chcąc skupić na sobie uwagę.
-Urga wie. Lenapa hop. Lenapa byh pokaza dzie Go. Urga lubi.

Hakon - 2011-04-10 17:27:32

*zaśmiał się serdecznie do Urgi* Tak, Len’pa chop. Do chop on się nadaje *Jednak bardzo szybko urwał temat. Nie ze nie miał ochoty. Nie był w stanie się zmobilizować do rozmowy. Miał zły stan umysłu i chyba nim zarażał. Szczególnie wrażliwy na to był Ed*

ED - 2011-04-10 17:34:12

*Stał jeszcze chwile, patrząc niewiadomo na co, w milczeniu. W końcu jednak postanowił cos najwyraźniej, bo tylko mruknął, jakby na pożegnanie, i odstawiwszy leniwie nogę, przeniósł na nią ciężar ciala i tak dalej…zaczął się oddalać w ciemny kąt ładowni. Zmęczył się dniem, chciał odpocząć*

Urga - 2011-04-10 17:37:16

Uniosła ogon, jakby zadowolona z tego, że ktoś na nią zwrócił uwagę. Ale zaraz wyczuła, że był to chyba jedynie chwilowy przebłysk. Ed odszedł nie reagując w ogóle, "Aaakoo" był jakiś dziwny.. Urdze więc nie pozostało nic innego, jak obrazić się i też sobie pójść. Z powrotem w okolice rampy. Nie rozumiała tego, że ich humory nie mają związku z nią. Uważała, że ją ignorują, że jej nie lubią. Takie proste myślenie, w którym nie było miejsca na czynniki zewnętrzne.

Hakon - 2011-04-10 17:49:29

*Nie pytał, o co Edowi chodzi. Miał prawo być zmęczony wydarzeniami*
No to ja tez ide odpocząć *Odpowiedział chodź nikt go nie pytał. Wstał, i skierował się za Edem, ale Az tak daleko nie doszedł, bo tylko do swojego łóżka, na które się położył, na boku, i już*

ED - 2011-04-10 17:50:14

*No niech nie narzeka Urga na brak uwagi – ile Ed o te uwagę zabiegał? A i Hakon niemało.
Mogłaby to raczej potraktować jak nauczkę. Tak czy siak Ed mruknął do Hakona i na tym się skończyło, bo wiecej już się nie odezwał. Przeszedł w stan czuwania*

Urga - 2011-04-10 18:01:28

Urga miała swój sposób patrzenia na świat. Wcześniej nie miała humorku, a teraz chciała uwagi. Rozminęli się, a ona się obraziła. Ot i tyle.
Położyła się przy rampie i ułożyła łeb na łapie. Zamyśliła się, klekocząc cicho i smutno coś do samej siebie. Znów tęskniła. Chciało się jej pić, a nie było... W końcu, chcąc nie chcąc zasnęła. Lekkim i czujnym snem, jak zawsze w obcym miejscu.

ED - 2011-04-11 16:45:16

*Ed nie mógł wprawdzie unieść dłoni – to znaczy mógł unieść działo, ale nie było to w jego stylu. Może by się na to zdobył wobec bardzo zaufanej osoby, ale tak – nie, nie.
Jedynie mruknął. To było jego pożegnanie. Chwile patrzył za Nashem, a  później komunikując się z komputerem statku, opuścił rampę. Oby tylko Urga z miejsca nie pogrzała do świątyni, ale nawet jeśli, to zwali się na Hakona*

Urga - 2011-04-11 16:48:35

Nie pogrzała. Nie podniosła się nawet. Leżała mniej więcej w tym miejscu w którym się kładła. Nie spała już, o czym świadczył otwarte oczy. Jednak ktoś o bystrym wzroku zobaczyłby w nich różnicę, były jakieś bez życia, bardziej matowe. Sama Urga tylko podniosła łeb gdy rampa się opuściła, czołgając odsunęła się trochę, wystraszona. I tyle. Wcześniejsze wyjście Eda obudziło ją gdy rampa się zamykała, więc miała już czas na jakieś działania. A jednak jedynym wcześniejszym było zwrócenie ostatniego posiłku.

ED - 2011-04-11 16:54:00

*nie miał zamiaru wchodzić na rampę, ani do statku. Będzie się tu po prostu kręcił, no ale statek otworzył, może Urdze się chce w krzaki, a  tutaj…*
No, w końcu zobaczę wściekłego Hakona… *stwierdził, kiedy jego wzrok prześliznąwszy się po Urdze pomknął dalej i zatrzymał się na malowniczym pawiu

Urga - 2011-04-11 17:11:11

-Edooo...
Odezwała się cicho, gdy uzmysłowiła sobie, że kamień przyszedł i coś mówi. Łypnęła na niego jednym okiem i ułożyła łepek na łapach. Chcieć to może i się jej chciało, ale jakoś nie mogła się pozbierać żeby odmaszerować i zameldować się z powrotem. Leżenie wydawało się jej całkiem dobrym pomysłem.

ED - 2011-04-11 17:14:07

Tak, Edooo *powtórzył, z jednoczesnym mruknięciem. Ustawil się przodem do Urgi, i obserwował*
Dobrze się Urga czuje? *Ja jego niefachowe oko to wyglądałą na chorą.  Zwróciła kiełbaski (może to na złość Edowi?) i teraz leżała, mimo iż mogła lecieć do Go. Ed postanowił sobie tej sylaby na razie nie używać*

Urga - 2011-04-11 18:13:27

Podciągnęła się trochę i przyczołgała nieco w jego stronę. Mogła iść do Hakona - oczywiście. Ale ten spał, a przynajmniej Urga tak sądziła, i nie znała go dobrze. Na Edzie jeździła i spała, więc Ed dobry.
-Nee... Urga kuku.
Odparła po chwili namysłu.

ED - 2011-04-11 18:21:12

*Opuścił olbrzymi łeb, by dobrze Urgę widzieć. Wydał z siebie dziwny dźwięk, jakby się popsuł. Sam zapytał, ale nie chciał usłyszeć, ze Urga kuku. Bo co ma teraz poradzić? Raczej jej po brzuszku nie pomasuje. Nie da jej wody. Nic*
Obudzić Hakona? *No – Hakona mógł obudzić*

Urga - 2011-04-11 18:26:40

Lekko przekrzywiła łeb i poruszyła leniwie ogonem.
-Nee...
Odpowiedziała, nie widząc w tym sensu i związku przyczynowo-skutkowego. Sama przecież mogła się przeczołgać do Hakona i go obudzić jakby uważała, że ten jej pomoże.

ED - 2011-04-11 19:03:58

*No jakoś o tym Ed nie pomyślał. I był w kropce. Bo cóż może poradzić typowy „Edward Armatorski” w konfrontacji z tak życiowym problemem jakim jest źle czująca się Urga. A do skrzydła szpitalnego prędko nie wróci*
to nie wiem jak Urdze pomóc…

Urga - 2011-04-11 19:08:49

Wydała z siebie coś, co mogło kojarzyć się z przeciągłym mruknięciem. Jak każda chora istota, Urga była marudna. I nie potrafiła wyrazić sama z siebie tego, co jej jest i czego chce.
-Edooo...
Poprosiła lakonicznie. Przywykła do tego, że Go zawsze jej pomagał. Ale chwilowo na szczęście o nim nie myślała.

ED - 2011-04-11 19:16:30

*A Ed był teraz mocno biedny. Bo nawet jeśli się domyślał, co trzeba zrobić, to nie mógł tego zrobić, więc także mrucząc smutni, po prostu ruszył się, by za chwile ustawić te swoje wielkie metalowe stopy tuż przy Urdze, a łeb opuścić w dół by ją widzieć*
Ale ja ci nie potrafię pomóc… *oczywiście nie mówimy tu o skróceniu cierpienia, bo to mógł*

Urga - 2011-04-11 19:18:53

Skuliła się gdy podszedł, jakby się go bała. Ale po chwili się wyprostowała i nawet trąciła go łapą.
-Edooo...
Znów to samo, kolejne trącenie i w końcu drapnięcie, by zwrócić uwagę na coś, co chciała przekazać.

ED - 2011-04-11 19:23:10

*Zwracał uwagę, i bardzo się przejmował, tylko nie mógł jej pomóc. Stał na tej rampie, nie mógł podnieść nogi, by wejść w interakcje fizyczną, bo by poleciał do tyłu.
I weź bądź mądry! No nie da się być mądrym, wiec Ed głupi był w tej sprawie*

Urga - 2011-04-11 19:26:37

A ona trącała go stale łapą pomrukując w towarzystwie cichego klekotania. Była marudna, i co tu poradzić skoro źle się czuła.
Powoli podniosła się na łapy, i oparła przednią o nogę Eda. Zaklekotała i oparła też drugą, podnosząc się przy tym.

ED - 2011-04-11 19:31:11

*Tuz nad jej głową wisiał olbrzymi, obły, lśniący w słońcu durastalowy łeb Eda z centrycznie umieszczonym pod siatką trapezem „paszczy” i dwoma olbrzymimi złowieszczymi działami po bokach. No ale Urga nie wiedziała, do czego to służy.*
Jak to mawiał mój poprzedni właściciel: wpędzasz mnie do grobu…

Urga - 2011-04-11 19:34:46

Łeb się przekrzywił i Urga zamyśliła. Myślała, myślała, aż się odezwała.
-Urga ne wie...
Oznajmiła klekocząc przy tym, i wspierając się nadal o nogę Eda.

ED - 2011-04-11 19:37:10

*No to tak sobie patrzyli „w oczy”. Ona jak piesek oparta o nogę, on z łbem spuszczonym niemal pionowo, na pochyłej powierzchni, a  to niebezpieczne, jak nie będzie uważał, może zsunąć się do tyłu. Na szczęście taka masa ma duża przyczepność*
Taa… Urga jest cwana… tylko żebym ja wiedział, czego ona chce…

Urga - 2011-04-11 19:43:50

-Taaaaam...
Odpowiedziała i ruchem łba pokazała wyjście. Nadal jednak opierała się o Eda zamiast ruszyć szanowne cztery łapy i powolutku przewędrować na zewnątrz.

ED - 2011-04-11 19:47:54

*Pomyślał sobie, ze ona go prowokuje żeby powiedział „to idź”, i wtedy Pojdzie, bo „Ed jej kazał”. Bo jak inaczej to rozumieć? Jak się jest Edem to właśnie tak*
Jak chcesz siku to tam są krzaczki *nie wskazał jednak krzaczków bo za dużo przy tym zgrzytania serwomotorami*

Urga - 2011-04-11 19:49:49

Łeb przekrzywił się w drugą stronę.
-Urga ne wieeee...
Odparła cicho, znów kręcąc łbem, jakby czegoś słuchała.

ED - 2011-04-11 19:57:08

*Dało się słyszeć takie „oghrrr…[/i] Z wnętrza Eda, kiedy ten podnosił łeb*
Ja się zaraz pochlastam… *I zadarł łeb by w niebo spojrzeć. I tak patrzył w te niebo, z nadzieją na pomoc… może piorun weń strzeli, bo raczej oświecenia nie dozna*

Urga - 2011-04-11 19:59:54

Chwilę poruszała łbem, aż opadła na cztery łapki i usiadła.
-Polastam?
Powtórzyła z jakimś tam wątłym zaciekawieniem. Była chora i marudna, ale na mózg tak całkiem to jej nie padło.

ED - 2011-04-11 20:05:37

Ta, pochlastam się *powtórzył bez obaw o to ze Urga zrozumie, i powoli, do tyłu, zszedł  rampy, by nie kusić losu – jak się rampa urwie to nigdzie nie polecą. Wiec na trawie stanął pewnie swoimi ciezkimi, wielkimi stópkami*
Bo już nie wiem co z tą Urgą mam robić *działą nieznacznie rozjechały się na boki, jakby rozkładał bezsilnie ramiona*

Urga - 2011-04-11 20:11:16

Znów się zamyśliła pozostając wyżej, tam gdzie była. Nie zeszła po rampie na trawę, jakoś daleko się jej to wydawało, a ona niezbyt miała siły. Tyle, że Ed sobie poszedł, a ona została.
-Ed tuu...
Poprosiła, bowiem poczuła się znów odrzucona. Takie już toto było marudne.
-Urga woda...

ED - 2011-04-11 20:15:53

*Miał Ed do wyboru na zlezienie z rampy: albo na zewnątrz albo to tego zarzyganego srodka, chyba nie dziwne, ze wybrał na zewnątrz*
Woda? No to będę musiał obudzić Hakona. Tak, Ed tu, Ed tu, zaraz… obudzę Hakona…
*sam jej wody nie naleje. Znowu ruszył ociężale po rampie na górę*

Urga - 2011-04-11 20:18:17

Nie jej wina, że nastał wypadeczek... Jakby rampa była otwarta, to może by się poczuła i załatwiła sprawę na zewnątrz, a tak? Nie miała wyjścia. Owszem, pewnie już dawno siedziałaby w świątyni gdyby tylko dali jej możliwość, ale coś za coś.
Gdy Ed ruszył pod górą, Urdzia odsunęła się powoli, bo wcześniej ulokowała się niemal na środku. Patrzyła na niego, znów się układając.

ED - 2011-04-11 20:21:52

*No to się Ed zapakował do ładowni, i dalej tylko jego kroki dudniły. Takie charakterystyczne człap, człap, człap. Raczej flegmatycznie, ale bez ociągania. Skierował się ku trumnie Hakona, czyli tej jego pryczy całej*
Hakon… *podniósłszy nogę zaczął całkiem umiejętnie popychać dżedaja. Delikatnie, no ale wiadomo, jak naprze, to go przewróci na drugi bok i do ściany przyprze*
Misje masz. Urga się porzygała, a  to dopiero początek…
*Zadanie godne jedi!*

Hakon - 2011-04-12 11:44:18

*Hakon spal jak zabity, no ale nie zawsze śmierć jest nieodwracalna, tak wiec po kilku strąceniach, przekręcił się z pleców na bok, i oplótł ramionami wielką Edową stope. Chłodna była, przyjemna, no ale jej nacisk niekomfortowy i po chwili Hakonowi ścierpła ręka. To i się obudził i oto*
O mocy, a  cóż to… *kiedy się tak niespodziewanie prosto ze snu wychodząc ujrzy duży palec Eda pod swoim nosem, to nie wie się, co to jest.
Stuknął wiec kłykciem w metal i podniósł głowę, a  tam*
Ed! Chcesz mi wejść do łóżka?

Urga - 2011-04-12 11:49:23

[puszczam kolejkę, Irga leży tam, gdzie została i czeka]

ED - 2011-04-12 12:06:49

*Zabrał nogę i grzecznie postawił ją obok drugiej, na podłodze*
A co, chciałbyś przeżyć ze mną ten pierwszy raz?
*Mruknął, ubogacając głos na czuły i uwodzicielski. Dodał czegoś po prostu by tak zabrzmiało, a przy tym przekręcił głowę tak, ze lewa strona i działo były wyżej niż prawa i działo prawe*
Chciałbym ci jeszcze cos powiedzieć, ale nie wiem jak zacząć…
*bo chyba tego co mówił wcześniej to Hakon nie usłyszał*

Urga - 2011-04-12 12:14:51

[Urga patrzy i czeka]

Hakon - 2011-04-12 12:23:15

*Usiadł na łozku. Nie był rozebrany, bo się nie rozbierał, w ubraniu spał, z resztą to statkowe warunki. Rozmasował sobie twarz palcami, jak mu kazano na widmie, po czym odchylił się by spojrzeć na Eda, kiedy tak jakoś dziwnie przemówił*
Jaki pierwszy raz? *zapytał bez podtekstów, całkowicie neutralnie. Hakon to jedi! On nie rozumie bo nie ma „tych” skojarzeń…
Za to to drugie już wzbudziło jego większą aktywność*
Oj, Edzik, Edzik, jak nie wiesz jak zacząć to powiedz wprost

ED - 2011-04-12 12:27:25

*Zdziwiło go trochę ze Hakon nie załapał, ale mniejsza o to, nie każdy żart musi być udany*
wprost? No dobrze. To szoruj do socjalnego po wiadro z mopem bo Urdze ulało się na pokład nieopodal rampy…
*rzucił lekko, nieznacznie odstawiając lewa nogę, jakby chciał pokazać jaki to on luzak*

Urga - 2011-04-12 12:39:15

Urga słysząc, że o niej mowa podniosła łeb. Gdyby potrafiła, to pewnie zrobiłaby niewinną minkę. Ale nie potrafiła. Więc pozostała jej poza chorego osobnika.
-Urga kuku.
Poskarżyła się znowu. Nadal nie czuła się zbyt dobrze.

Hakon - 2011-04-12 12:40:34

*Przejechał sobie teraz palcami po odrastających dopiero włosach*
O nie… *Tylko tak to podsumował, po czym, oparłszy dłonie o kolana dźwignął się do pionu, i powoli, kołysząc się, wyminął Eda i udał się na tyły ładowni, gdzie było pomieszczenie socjalne, i cały sprzęt do utrzymywania czystości, razem ze źródłem wody był. Nawet łóżko tam było i lodówka bo przechowywania tych produktów które należy schładzać*

ED - 2011-04-12 13:07:28

Nie płacz, Urga, wszystko będzie dobrze *odparł na to ED, i spoglądając za oddalającym się Hakonem, przypomniał*
Najpierw jej wody daj. Poć jej się chce… w ogóle wydaje mi się, ze ma jakieś sensacje po tej kiełbasie bez atestu *Hakonowio to tam nic nie będzie, ale Urga może się pochorować. I chyba już się pochorowała. Ed ustawił się do niej frontem, ale nic nie powiedział*

Urga - 2011-04-12 13:10:43

-Urga dobgha... Urga woda...
Odezwała się, powtarzając częściowo po Edzie. Podniosła się i powolutku przemieściła nieco w stronę droida. Jakoś jej to marnie szło, ale przynajmniej nie wymiotowała znowu. Chociaż czuła się parszywie i nawet po tak opancerzonym stworzeniu było to widać.

Hakon - 2011-04-12 13:20:21

*Po chwili wrócił Hakon. Miał ze sobą wiadro z mopem. Miał tez garnuszek wody. Wiadro stanęło przy Edzie, a Hakon z garnuszkiem podszedł w stronę Urgi, wabiąc ją trochę poza strefę zmywania*
Oj, Urga źle wygląda… *zauważył na głos, stawiając miseczkę na podłodze*
chodź, napij się. Zaraz zajmę się konserwacją powierzchni płaskich

ED - 2011-04-12 13:25:32

No widzisz, Urga, jest woda *podjął widząc, co się dzieje, bo i widział skoro to działo się przed nim.
Kiedy Hakon czule do Urgi przemawiał, Ed z tym swoim „oummm” pochylił łeb, i popatrzył z  góry na wiaderko i mopa, tuż przy nim. Oczywiście nic z tym nie zrobil. Tylko patrzył chwile, a  później rzucił okiem na malowniczego pawia*

Urga - 2011-04-12 13:31:00

Znów się powoli podniosła i podeszła do wody. Trwało to chwilę bowiem wolno człapała, uderzając pazurami o podłogę i ogon ciągnąc za sobą, ale przyszła. Powąchała wodę, dotknęła ją językiem i dopiero po tych oględzinach zaczęła pić. Mlaskała przy tym, siorbała i klekotała. Ale budowa pyska wymuszała na niej tak głośne zachowanie. Miała jednak przynajmniej na chwilę zajęcie, bowiem picie wody w jej wykonaniu bywało czasochłonne. Zwłaszcza gdy Urga chodziła przymulona.

Hakon - 2011-04-12 13:41:13

*A Hakon zabrał się za zmywanie podłogi. Nie było to specjalnie przyjemne ale nie urągało jego czci, mógl więc pozmywać*

ED - 2011-04-12 13:42:29

[Ed patrzy. puszczam kolejkę]

Urga - 2011-04-12 13:46:19

Gdy się napiła ułożyła się przy garnuszku i zamknęła oczy. Czuła się ciutkę lepiej gdy się napiła, ale brzuszek nadal ją bolał i nadal nie miała na nic siły.
-Urga kuku... Urga tam...
Odezwała się łbem wskazując wyjście ze statku.

Hakon - 2011-04-12 14:02:50

*Zmywał, zmywał, az w  końcu zmyl, i do rampy podszedłszy llu – wodę za burtę, na trawę, nawóz będzie. I tak oto pokład znowu lśni, a  Urga chora. Tak więc Hakon odstawiwszy narzędzia powoli do zwierzątka podszedłszy, przykucnął przy nim*
no dobrze, chodź, wyniesiemy cie *skoro chora, to może chce prócz rzygania cos jeszcze.
Hakon Usiłował teraz wsadzić ręce pod pachy zwierzęcia i wynieść je*

ED - 2011-04-12 14:08:39

[puszczam]

Urga - 2011-04-12 14:21:41

Czterdzieści kilo długiego i opancerzonego stworzenia nie było najwygodniejszą rzeczą do transportu. Urga na szczęście była nauczona jak się zachować w takiej sytuacji, toteż współpracowała. Co prawda trochę się bała, ale dystans do pokonania ją bardziej demotywował. Co prawda gdyby od razu tam się udała już by doszła. Ale zamiast tego krążyła po rampie i statku.

Hakon - 2011-04-12 15:36:50

*Hakon ważył coś koło 100 kilo i zamorzony nie był, w dodatku to Jedi, więc mimo iż nie była szczypiorkiem, to da radę. Tak wiec z wiszącym muz  ramion rozciągniętym jaszczurem począł schodzić z rampy powoli, a zszedłszy – położył ja na trawce*
No już, sikaj.. *pogładził ją jeszcze po grzbiecie*

Moc - 2011-04-12 15:37:29

*Ta mała sielanka zostanie już za chwilę przerwana i to za sprawą kilku członków Rady Jedi, którzy postanowili rozmówić się z Hakonem oraz ED'em. Nie było w ich zwyczaju wychodzić na spotkanie, zazwyczaj to oni kogoś wzywali do siebie, jednak biorąc pod uwagę pewne okoliczności (ED do komnaty Rady nie wejdzie, a Urga może narobić niezłego zamieszania) to postanowili, że udadzą się do frachtowca. I tak powoli się zbliżali, na czele szedł mistrz Windu wraz z mistrzem Yodą, a dalej trzech innych przedstawicieli Rady wraz z mistrzem Kenobim.*

ED - 2011-04-12 15:40:38

*Edzisko zaś wyjrzało przez wierzeje jak panienka z okienka, mrucząc cienko, i nie wiadomo co to znaczyło, bo takich dźwięków jeszcze nie wydawał. Możliwe, ze się śmiał.
I najwyraźniej miał zamiar teraz beztrosko zsunąć się z rampy kiedy…
Konsternacja i zamarcie. Wakniecie i momentalnie – do tyłu, do tyłu i łup – bo ładownia się skończyła.
Czegoś takiego on jeszcze nie widział – napierająca na nich chmara jedi. Trzeba się schować.
Oczywiście jak spojrzał na to trzeźwym okiem, to połapał się o co może chodzić, ale stało się to jak już wcześniej opisana czynność została dokonana*

Urga - 2011-04-12 15:44:57

Trawka troszkę poprawiła jej humorek. Tak troszeczkę, bo w końcu miała swobodne powietrze, i słonko, i niebo... Odeszła kawałek i załatwiła się. Bez krępacji, której nie czuła jako zwierzę. Biedna najwyraźniej nabawiła się jakiegoś rozstroju żołądka, może się podtruła... cóż. Bywa.
Gdy skończyła przyczołgała się do Hakona i położyła na trawie, pewnie z zamiarem zostania. Ale wtedy oko trafiło wzrokiem na zbliżających się obcych osobników. Podniosła łeb, postawiła płytki pancerza, ale tylko zaklekotała i znów ułożyła łeb na trawie.

Hakon - 2011-04-12 15:56:14

*Obserwował Urgę, choć w sumie nie był to najcudowniejszy widok w tej chwili. Kiełbasa nie jest tym, co kazała jej jeść natura. Miała wiec prawo do sensacji żołądkowych.
Już miał cos powiedzieć kiedy usłyszał za sobą charakterystyczne łup łup łup*
Ed, nie panikuj, to tylko… *podniósł wzrok bu  popatrzeć, kto to tylko. I zdziwil się lekko*
…rada jedi…

Moc - 2011-04-12 16:01:38

*Widok Rady mógł robić wrażenie, w końcu stali oni na czele Zakonu Jedi. Wszyscy ubrani w uroczyste szaty, które wyraźnie odróżniały ich od reszty rycerzy, którzy tutaj na Tythonie preferowali bardziej wygodne ubrania, więc to nie musiała być tunika. W każdym razie zbliżyli się do frachtowca i gdy już dotarli to uformowali się w półkole, jak to mieli w zwyczaju. Wszyscy nieco skinęli głowami.* Witaj Hakonie. Przychodzimy tutaj by porozmawiać z tobą i Edem w sprawie niedawnego wypadku, który zdarzył się w Skrzydle Szpitalnym Świątyni *Przemówił mistrz Windu a reszta członków Rady to spoglądała na Hakona, to na Urgę. Natomiast mistrz Yoda wypatrywał Eda.*

ED - 2011-04-12 16:07:19

*Oskarżony (choć na szczęście nie użyto tego słowa) siedział w głębi ładowni i przysiąc można było, ze go tu nie ma. Cisza, ani śladu droida. Tylko trawa trochę wydeptana.
A on nasłuchiwał. Ale nie wyszedł. Wyjdzie, jak go Hakon zawoła. Teraz to nawet nie wypada, by wyłaził. Czekał wiec, aż Hakon podejmie decyzje*

Urga - 2011-04-12 16:12:23

Urga się zdenerwowała. Wyczuwała swoistą powagę, Ed się najwyraźniej wystraszył, bo za to wzięła jego wycofanie i hałas. A skoro wielki chodzący kamień się bał, to co dopiero ona? Płytki na karku stanęły tak, jak tylko potrafiła i zaczęły grzechotać, a sama Urga syczeć. Bała się, była chora, a przez to nieco nerwowa. Nie miała siły by się rzucić na nich bez realnego zagrożenia, ale ostrzegała żeby nie podchodzili. Jednocześnie wycofując się za Hakona.

Hakon - 2011-04-12 16:19:36

*Hakon popatrzył chwile, kiedy nadchodzili, po czym uśmiechnął się szeroko. Rada przyszła, sama z siebie, bez proszenia, rozumiejąc problem z zabraniem Eda do sali posiedzeń.
To był naprawdę bardzo miły gest.
Skłonił się z szacunkiem, widać ze bardzo ucieszony z odwiedzin.*
Witam serdecznie drogich mistrzów, jestem niewypowiedzianie rad, ze zjawiliście się tutaj, w miejscu już całkowicie oswojonym. Ed jest, trochę się zawstydził. Mamy tu tez malutki problem natury gastrycznej, no ale na pewno z pomocą Mocy wszystko zakończy się dobrze
*Uśmiechał się do pozostałych. Dla nich zapewne jawił się jako zwykły jedi rasy Barabel. Może jakby nie widzieli, to nie odgadliby, ze jest po operacji rekonstrukcji twarzy i oczu.
Większości z mistrzów nie poznał. Długo był nie widomy, ale zapewne rozpozna ich po głosie. Mistrza Kenobiego kojarzył, ale nie był pewien… Nie zagłębiał się w Moc, płynął  prądem*
…Urga… Urga, spokojnie. Ona tak robi, bo Ed się schował, z jakiegoś powodu się lubią… Ed, chodź, bo Urga się boi, poza tym Mistrzowie chcą z tobą porozmawiać…

Moc - 2011-04-12 16:28:50

Zdajemy sobie sprawę z pewnych ograniczeń związanych z ED'em, dlatego postanowiliśmy tutaj przybyć. *Zaczął spokojnie mistrz Windu, patrząc na Hakona. Urgę obdarzył jedynie przelotnym spojrzeniem, chociaż wiedział, jaki jest jej udział w tym całym zamieszaniu. To był też jeden z powodów ich przybycia tutaj. Woleli ją trzymać póki co z dala od Świątyni, póki sami nie ustalą jakie stanowi zagrożenie.* Och... problem gastryczny? No cóż, miejmy nadzieję, że sprawa nie stanie się zbyt śliska. *Rzekł pogodnie mistrz Kenobi, który chyba kojarzył rasę Urgi z Tatooine, dlatego też najwięcej uwagi poświęcał właśnie jej.* Obecność ED'a wymagana na posiedzeniu jest, gdyż sprawa nasza dotyczy jego też. Obawiać się nas nie musi jednak *Dorzucił własną opinię mistrz Yoda, który teraz przycupnął na ziemi i czekał.*

ED - 2011-04-12 16:37:42

*Zawstydzenie Eda świadczyło dobitnie o jego „człowieczeństwie”. Słuchał, słuchał, kiedy go zawołano – ruszył się i po chwili człapania, które prezydium słyszało doskonale, pojawił się w pokaźnym wyjściu z ładowni. Cóż, rewelacji nie było. Oczom zgromadzonych ukazał się wielki, stary droid w typie bojowym o niehumanoidalnym kształcie, takie niewiadomo co, acz na pewno wyglądające groźnie. W pełnym świetle i w sytuacji jaka zaistniała, przypominał jednak bardziej zaniepokojonego cielaka niż rozjuszonego byka.
Chwile bez słowa lustrował ich spojrzeniem, choć jego spojrzenia nie było widać-  nie miał widocznych oczu. W Konicu jednak mruknął, i z wdziękiem koparki stoczył się na zieloną drań*
Witam serdecznie szanowną Radę Jedi *Odezwał się poważnie. Może i sytuacja była poważna,. Ale w mocy Ed był teraz poszarpanym kłębkiem nerwów*

Urga - 2011-04-12 16:42:08

Urga nadal straszyła, już zza Hakona. Tak o, żeby się nie zbliżali. Na swoje nieszczęście próbowała być groźna, ale choróbka wytrącała ją z pełni rezonu i sił. Potrafiłaby się pozbierać i walczyć, ale póki co nie chciała. Gdy zjawił się Ed, artystycznie rozpłaszczona przewędrowała do niego i oparła się przednimi łapkami.
-Edooo..Urga ce tu.
Poprosiła ładnie, wpatrując się przy tym w jego działo. Trochę bała się jednak sama wskoczyć.

Hakon - 2011-04-12 16:47:19

*Patrzył przez ramie na to, co robi Urga, po czym odwróciwszy się do Rady rozłożył na boki ręce i wzruszył ramionami*
Niebezpieczeństwo się oddaliło. Niestety w kierunku naszego bohatera. Edzik, spokojnie, to będzie mila rozmowa *zwrócił się najpierw do Jedi, potem do Eda, i w ostateczności – był gotów by zacząć*

Moc - 2011-04-12 16:54:13

Witaj *Odpowiedzieli wszyscy po kolei i zaczekali aż Ed stanie w optymalnym dla siebie miejscu, a gdy już tam się znalazł to posiedzenie chociaż mało oficjalne, rozpoczął mistrz Windu.* Jak sądzę wszyscy wiedzą po co się tutaj zebraliśmy. Rada chciałaby usłyszeć wersję wydarzeń tego co się stało w sekcji szpitalnej, przedstawioną przez ED'a. Mekhnesha i mistrzynię Cersi już wysłuchaliśmy, więc chcieliśmy skonfrontować ich słowa z twoimi *Mistrz Windu mówił głosem spokojnym, ale poważnym i nieco srogim, jednak Ed już kiedyś go spotkał, więc mógł się trochę domyślać, że on już ma taki sposób bycia. Natomiast reszta mistrzów wyrażała łagodne zainteresowanie i nikt nie spoglądał na droida jak na skazańca. Chcieli po prostu poznać jego wersję tego co się stało*

ED - 2011-04-12 17:02:02

*Kiedy Urga wystosowała swoje podanie o wpuszczenie na górę, Ed mruknął i poruszył ramieniem*
To wskakuj *Ów zwrot był zgoda, o czym świadczył ton wypowiedzi. Nadal jednak uwaga Eda skupiała się na mistrzach. *
Jeśli można… zanim zacznę… jak się czuje Mekhnesh? *Nie było widać, ale było czuć, ze Ed się tym przejmuje i czuje się odpowiedzialny za to, co zadziało się w sekcji szpitalnej. Chciał tez zapytać o Go, ale w obecności Urgi lepiej nie. *

Urga - 2011-04-12 17:05:45

Obejrzała się na Hakona z oczekiwaniem, ale pojęła, że ten jest zajęty i jej nie ulokuje na Edzie. Zebrała się więc na odwagę i sama wskoczyła. Ostatecznie łapka się jej ześlizgnęła, ale ogon uratował sytuację i po krótkim lokowaniu się i drapaniu Urga leżała grzecznie na edowym dziale.
-Urga dobgha...
Odezwała się do Eda z tymi swoimi przeprosinami i już była cichutko. Tylko płytki pancerza regularnie unosiła na wszelki wypadek.

Hakon - 2011-04-12 17:14:39

*Hakon odsunął się nieco w bok, by nie stać na środku i Eda nie zasłaniać, choć i tak by za wiele nie zasłonił. Z boku, po stronie Eda oczywiście. Jakby nagle znikł, to na niego mogło by to źle wpłynąć. Był takim magazynem energii witalnej.
Był tez swiadom, ze teraz zachowanie Eda to niejako wizytówka jego pracy*

Moc - 2011-04-12 17:21:12

Cóż... to zwierzątko zwisające teraz z ciebie ED trochę go pogruchotało, ale wyjdzie z tego. Pogrążył się w leczniczej medytacji, ale na chwilkę go wybudziliśmy, by go przepytać. Za kilka tygodni powinien był w pełni sprawny *Odezwał się Obi Wan, wciąż wpatrując się w Urgę z ciekawością. Tak, zdecydowanie pochodziła ona z Tatooine, tylko jak się tutaj znalazła? Czyżby ten rozbitek leżący w skrzydle ją przewiózł stamtąd?* Nie musisz się o niego martwić, Jedi ciężko zabić... *Dodał mistrz Windu, jednak dla siebie zachował stwierdzenie, ze ten wypadek trochę źle rzutował na ED'a, Hakona i Urgę. Ale ostateczna decyzja zapadnie po wysłuchaniu relacji Eda.*

ED - 2011-04-12 17:34:07

*No to to akurat wiedział, że źle, bo w końcu to wypadek, było niebezpiecznie, i tak dalej.
No ale cóż zrobić, wypadki się zdarzają. Ed był zdenerwowany. Urgowy ogon dyndał w powietrzu, a Ed zastanawiał się jak zacząć.
Warknął cicho, i jedna z nóg wykonała ruch wyglądający na odruchowy – do tyłu. zeby się cofać. Ale się nie cofnął, widać był świadom tego odruchu*
Ja wpadłem na pomysł na podanie N-nancorityny. Wcześniej Mekhnesh wspomniał, ze jeśli mężczyzna się nie obudzi, to w końcu odłączą kroplówki. Nie, żebym miał w  sobie jakiś wybitny altruizm. Chodziło mi raczej o Urgę. Tak wiec zrobiliśmy to, ale kiedy zaczęło działać, mężczyzna zaczął krzyczeć. To zdenerwowało Ugrę. Mogłem to przewidzieć, to był bardzo głupi bląd, a  drugi jeszcze głupszy. Użyłem ultradźwięków żeby ją obezwładnić, kiedy rzuciła się na Mekhnesh, w rezultacie obezwładniłem jego, a  ją rozwścieczyłem.
Jeśli gubie szczegóły, top przepraszam. To działo się szybko, a  ja jestem tylko starą kupą złomu. Potem pojawila się mistrzyni Cersi. Nie wiedziałem skad i kiedy. I zaprowadziła porządek

Hakon - 2011-04-12 17:56:41

[puszczam kolejkę]

Urga - 2011-04-12 18:00:31

[Urga leży i słucha]

Moc - 2011-04-12 18:15:54

Altruizm złą rzeczą nie jest, a przeciwnie wręcz *Mruknął mistrz Yoda z ziemi, ale wszyscy dobrze go mogli usłyszeć. Mimo wieku wciąż miał dosyć donośny głos, chociaż istnieje prawdopodobieństwo, że wspomagał się Mocą w takich wypadkach.* Podanie bez konsultacji N-nancorityny było lekkomyślne i nieodpowiedzialne... jednakże nasi Uzdrowiciele nie mogli nic zrobić by wybudzić pacjenta, a kroplówki powoli nam się kończyły. Popełniliście błąd nie zgłaszając waszego zamiaru żadnemu mistrzowi *Osąd mistrza Windu bywał jak surowy, jednak zawsze sprawiedliwy, przynajmniej w jego mniemaniu jak i Rady. Pojęcie sprawiedliwości niestety zależało też od punktu widzenia.* Jednakże nie możemy być zbytnio surowi. Ed zrobił to bo chciał pomóc. W tym przypadku Urdze. Chyba się zgodzimy, że on dosyć dobrze zna działanie tej substancji, prawda? *Wtrącił się mistrz Kenobi do rozmowy, a jemu z kolei odpowiedział inny członek rady, catharianin* Nie możemy oczekiwać od droida, z całym szacunkiem Ed, by postrzegał świat tak jak my, Jedi. Jego działania powodowane były dobrymi pobudkami, temu nikt nie zaprzecza. Miast go ganić za zamieszanie, które wynikło powinniśmy pochwalić postępy jego oraz Hakona *Członkowie Rady zaczęli ze sobą dyskutować, jak to mieli w zwyczaju. Ed i Hakon mogli się poczuć co prawda trochę zepchnięci na margines, ale wszyscy pamiętali o ich obecności.* Hmm... ultradźwięków użyłeś powiadasz? By Urgę uspokoić, tak? Mekhnesh radził z nią sobie chyba... o ile nie mylę się? *Yoda chciał bliżej poznać motywy postępowania Eda, ale musiał ostrożnie postępować i formułować swoje pytania. Mekhnesh opowiedział wszystko ze swojego punktu widzenia, nie skupiał się wtedy na Edzie i pacjencie, gdy go Urga atakowała. Więc relacja droida była cenna*

ED - 2011-04-12 18:27:58

*ED przestał się bronić. z  resztą i tak by się nie bronił za bardzo, bo rozumiał swój błąd. Stal tylko z tą nogą odstawioną, z  Urgą przyklejoną do dzialkła i słuchał, a dioda migała mu jak lampka na choince w rytm wesołej Kolendy.*
Nie pamiętam, sir. Skupiałem się głownie na pacjencie, mogłem mieć przez to zaburzony pogląd na rzeczywisty stan sytuacji. Być może. Ultradźwięki to posuniecie którego żałuje, bez względu na jego zasadność. Lub niezasadność.
*wyglądało na to, ze Ed tez się nie skupiał na trzeźwej ocenie sytuacji w tamtej chwili. Ale Ed nie miał wykształconej tej samodzielności, którą istoty organiczne nabywają podczas dorastania.
Miał zadanie, i na nim się skupiał, licząc, ze całokształt sytuacji koordynuje ktoś inny.
Czyli inaczej: zaufał Mekhneshowi*

Urga - 2011-04-12 18:32:13

Urga ulokowała się wygodniej i owinęła się ogonem tak, jak wcześniej, by w razie czego nie spaść. Wodziła wzrokiem za mówiącymi, próbując cokolwiek zrozumieć. Nie wiedziała, że sytuacja jest poważna, że rozmawiają o sytuacji z Go i o jej ataku.. czy raczej obronie, jak sama to widziała.W końcu spojrzała na Eda.
-Khlaweczi!
I się wpatrzyła w diodę, jakby na nowo ją odkrywając. Była blisko, więc widziała ją niezależnie od oświetlenia. Chyba czuła się ciutkę lepiej po napiciu się i oczyszczeniu flaczków. Przynajmniej nie wymiotowała na Eda.

Hakon - 2011-04-12 18:39:23

*Nie trzeba było być wróżką by wiedzieć, jak bardzo Hakonowi zrobiło się miło kiedy usłyszał pochwałę. Zaszczyt wielki dla niego, i choć uśmiech wypełzł mu na twarz, skinął tylko głową, po czym skromnie ją spuścił, nie podejmując tematu i nadal zostając z boku. On już wiedział, jak to z Radą jest, wiec to, ze momentami mistrzowie zdają się zajmować sobą, już go nie dziwił. Także opinię Rady uważał za mądrą i sprawiedliwą. Odpowiedział jedynie za Eda skinieniem głowy i poruszeniem ust odnośnie znajomości substancji. Ed z nerwów musiał to pominąć.*

Moc - 2011-04-12 18:54:58

Zimnej krwi zachowanie trudne niezwykle jest, zwłaszcza, gdy chaos otacza nas. Lata nauki tego zajmują, dlatego nikt nie wini cię za to, co stało się. Uczysz powoli życia się... samodzielne decyzji podejmowanie to trudna sztuka jest. *Zawyrokował mistrz Yoda. Nie musieli za dużo pytać Eda o to, co się wydarzyło. Mieli trzy opowieści, mniej lub bardziej kompletne, ale wszystkie się uzupełniały. Rada już przed przyjściem tutaj przedyskutowała tą sprawę i obecnie większość jej członków podjęła decyzję.* Postępowanie twoje i Mekhnesha było nierozważne i lekkomyślne, jednak robiliście to wszystko w dobrej wierze. Niestety nie można nigdy przewidzieć wszystkich skutków swoich działań i dlatego powstało takie zamieszanie. **Przemówił pierwszy mistrz Windu, ale spojrzał zaraz na mistrza Kenobiego, który odwzajemnił to spojrzenie i podjął przerwany wątek.* Obaj też dostaliście nauczkę oraz cenną lekcję, jednak każdy z was musi to sam przemyśleć. Na przyszłość sugeruję trochę rozwagi, bo nie zawsze takie wypadki mogą skończyć się szczęśliwie. No ale Moc wam sprzyjała i się wam udało *Obi Wan zakończył z uśmiechem, a wątek dalej podjął inny mistrz, rasy twi'lek* Nauczkę macie, więc Rada nie wyciągnie wobec was żadnej konsekwencji. Twoja altruistyczna Ed zasługuje na pochwałę, zwłaszcza, jeżeli się wie, czym się niegdyś zajmowałeś. To duży postęp, bezinteresowna pomoc innej istocie. Mamy nadzieję, że twoja współpraca z Hakonem nadal będzie się pomocnie rozwijać *Mistrz skończył i teraz znowu podjąłtemat mistrz Windu* Pozostaje jeszcze sprawa tego stworzenia... o imieniu Urga, jeśli się nie mylę. Jej opiekunowi nic nie jest, odpoczywa... jednak przez pewien czas nie będzie mógł opuścić Świątyni. Dlatego też Rda musi wiedzieć, czy stanowi ona zagrożenie dla padawanów. Hakonie?

ED - 2011-04-12 19:00:40

*Słuchał z uwaga, w ciszy, nie zwracając uwagi na Urgę. Zareagował z opóźnieniem, jakby nie wiedział ze już Mozę*
dziękuje, mistrzowie… *Po czym pochylił łeb, zupełnie jakby w ukłonie, i teraz dopiero, uznawszy, ze jego sprawa jest zamknięta, odrobinę się cofnął i ustawił tak, by widać było Urle na dziale. Kiedy się „kłaniał” zadbał by działo zostało na tym samym poziomie.
I na koniec wydobyło się z niego to jakże często słyszane w jego wydaniu mhrrmghrr, trochę trzeszczące*

Urga - 2011-04-12 19:05:33

Dużo niezrozumiałych słów i zachowań. A Urga obserwowała i po mowie ciała wywnioskowała, że ci obcy to jakby przywódcy stada. Tak to przynajmniej wyglądało w jej postrzeganiu. A skoro przyszli z "jaskini", to znaczy że może chodzić o obcą, czyli o nią. Tak sobie myślała, kombinowała, aż doszła do ciałkiem sensownych wniosków. A że wyłapała swoje imię, to łeb podniosła i się popatrzyła.
-Urga tu. Urga dobgha. Urga lubi Ed i Aaakoo...
No. To się zaprezentowała i umiejscowiła swoją pozycję w ich stadzie. Że ona dobra, grzeczna, że nie zaszkodzi, i że lubi członków ich stada. Tak całkiem przypadkiem wpasowała się w faktyczny temat.

Hakon - 2011-04-12 19:07:47

*podniósłszy głowe najpierw popatrzył po twarzach, a  potem jego lawendowe, szklane spojrzenie przeskoczyło na Urgę. Chwile na nią popatrzył. Była tutaj taka słodka, zupełnie niewinna i rozkoszna. Bezbronne stworzonko, więc Hakon z całą świadomością odparł radzie ze…*
Tak, stanowi zagrożenie dla padawanów. Dla Rycerzy nawet, bo jest to, z tego co wnioskuje po obserwacji, istota półinteligentna z silnym instynktem. Trafiła tutaj, do nas, prawdopodobnie niedługo zagarnie teren wokół statku i będzie nas tu bronić. Eda może już broni, jeśli się nie obawiasz, Mistrzu, to proszę podejść i sprawdzimy, jak zareaguje

Moc - 2011-04-12 19:15:46

Rozumiem... sprawdźmy więc... *Mistrz Windu nie obawiał się tego, co mu może zrobić Urga, ale musiał wiedzieć, czy jej zachowanie ze skrzydła szpitalnego może się powtórzyć, bo jeśli tak, to nie będą jej mogli wpuścić do Świątyni samotnie, jedynie pod opieką i to najlepiej Hakona. Bo może i z Edem miała jakąś więź, ale sam jej nie da rady powstrzymać, gdyby zaczęła atakować. Tak więc Mace, ciemnoskóry, wysoki mistrz Jedi o surowym obliczu, wystąpił z szeregu członków Rady i bez wahania powoli podszedł do Urgi, gotów na reakcję w przypadku jakiegokolwiek ataku*

ED - 2011-04-12 19:21:28

*ED grzecznie stal. Nadal przekraczanie jego odległości krytycznej nie było mu w smak, ale potrafił już nad tym panować, dlatego tez Mace mógł podejść bardzo blisko i nawet dotknąć Eda. I nic się nie stanie. No oczywiście czy Urga nic nie zrobi, to za to nie ręczył*

Urga - 2011-04-12 19:25:22

Była w miarę spokojna, gdy tamci trzymali się swojego terenu, a ona na Edzie była niezagrożona. Kiedy jednak obcy zaczął się zbliżać w Urdzie zadziałał instynkt. Była chora, a przez to słaba. W takiej sytuacji musiała się bronić. W końcu słabe jednostki przegrywają. Musiała pokazać, że jest silna, zdrowa, nie pozwolić by obcy zabił ją przez to, że się rozchorowała. Im więc bliżej był Mace, tym głośniej Urga syczała i klekotała. W końcu postawiła też płytki pancerza, ale zamiast się unieść do ataku, bardziej rozpłaszczyła się na Edzie. Pokazywała, że jeśli będzie musiała to się obroni, ale jednocześnie oddawała to, że teren należy do obcych.
Było to do odczytania jednak tylko kiedy znało się mowę ciała zwierząt i ich zwyczaje w naturze.

Hakon - 2011-04-12 19:28:21

*Hakon zaś odsunął się, i obserwował, co zrobi Urga kiedy nagle „inny” podejdzie do jej Eda. Raczej mistrza Windu nie powinna zabić, poza tym ostrzega zanim zaatakuje, jak to czyni każde zwierze.
No i tym razem już by Eda z Urgą samego nie puścił, choć i tak nadzwyczaj dobrze na nią panował jak na kogoś, kto nie dość ze nie dysponuje Mocą, to nie dysponuje nawet dłońmi.
Urga zaczęła obronę, ale raczej nie była to obrona „jej” Eda a obrona siebie samej*
Jeśli pozwolisz, mistrzu, zrobimy krok naprzód i pozwolimy Edowi by obronił Urgę przed tobą. Powinna się wtedy poczuć bezpieczna

Moc - 2011-04-12 19:39:43

Oczywiście... *Mistrz Windu odczekał chwilę po czym się wycofał. Cóż, ten mały pokaz mu wystarczał, podobnie jak i pozostałym członkom Rady. Musieli teraz podjąć jakąś konstruktywną decyzję.* Hakonie, nie możemy Urgi wpuszczać samej do Świątyni, nawet z Edem. Gdy zechce odwiedzić swego opiekuna to proszę, byś jej towarzyszył, inaczej nie wejdzie. A jeśli zaatakuje jakiegoś padawana lub innego Jedi to zareagujemy odpowiednio, miej to na uwadze. Jeśli jednak będzie grzeczna i będziesz jej towarzyszył ,to może przyjść go odwiedzić *To była ostateczna decyzja Rady, tak więc Hakon będzie robił przez jakiś czas za pełnoetatowego opiekuna.* Jeśli nie masz nic przeciwko to zakończmy to posiedzenie *Inni członkowie Rady kiwnęli głowami*

ED - 2011-04-12 19:42:37

*przysłuchiwał się temu co dżedaje kombinują, i żeby działanie było edukacyjne, warknął w stronę Windu, kiedy ujrzał ze ten się będzie cofał, żeby Urga poczuła się obroniona. Warkot nie był zbyt agresywny, zupełnie jakby Ed czuł się onieśmielony. No ale miał w  sobie moc.*

Urga - 2011-04-12 19:47:43

Gdyby wiedziała o co się rozchodzi, to pewnie byłaby grzeczna i niewinna. Ale nie wiedziała i zachowała się w zgodzie ze swoim instynktem. Załapała jednak powiązanie warknięcia Eda z wycofaniem się "innego". Płytki nieco się ułożyły, a ona podniosła łeb. Łypnęła na Eda, potem na Windu i w końcu na resztę obcych. Tak, według niej duży kamień przestraszył innego, więc Urga bezpieczna. Pewnie by się uspokoiła gdyby z ust Windu nie padła jedna, kluczowa sylaba...
-Go! Go Go! Urga ce Go!
Nagle się ożywiła i lepiej poczuła. Dla Go, choćby była zdychająca, podniosłaby się i walczyła. Teraz co prawda zamiast walki była podejrzliwość połączona z entuzjazmem, ale też Urga nie zdychała. Podniosła się i zwindowała z Eda.
-Inny szły! Inny kuku Go. Urga kuku. Urga ce Go!
No to się rozgadała. Ale zamiast siedzieć grzecznie przy Edzie, to ruszyła w stronę Windu.

Hakon - 2011-04-12 19:49:44

Z całym szacunkiem, mistrzowie… *Hakon zareagował bardzo żywo, i wyszedł oprzed półkole składające się z mistrzów Jedi*
wczoraj rozmawiałem  Len’pą… stało się cos… mogę powiedzieć, ze pewnego rodzaju przełom. Chciałbym to kontynuować, a Urga jest… jakby nie patrzeć trochę… bardzo… *niewinny przepraszający uśmiech zajaśniał na ciemnej twarzy barabela* …absorbująca… do tego jest Ed, jak widać bardzo pomocny, no ale ma ze się tak wyraże „fazy”. No i Malkit, o którym chyba nie ma co się rozgadywać… Jeśli to możliwe, to poszukajmy innej alternatywy, tym bardziej, ze ja stad odlecę. Czy nie znalazł by się jakiś jedi, który chciał by mieć zwierzątko? Chociaż tymczasowo
*Jak widać Hakonowi nie uśmiechało się posiadanie zwierzątka do tego wszystkiego, co już się działo. Hakon jak się już za coś bral, to Bral się całościowo. Nie zniósłby odwalania chały w swoim przypadku. a  jak za dużo na siebie weźmie to tak to się skończy.
I ledwo co to pomyślał – zaczęło się*
No widzicie, mistrzowie… Urga! Spokojnie, Go śpi!

Moc - 2011-04-12 19:57:07

*Mistrzowie się zastanowili i na chwilę skupili w małą grupkę, by przedyskutować tą sprawę. Dobrze, że Hakon zwrócił im na to uwagę, bo nie chcieli dawać mu na głowę zbyt wielu obowiązków, zwłaszcza teraz, gdy był w połowie drogi z Edem a i zaczynał z Len'pą. W końću podjęli początkową decyzję, ale i tak wymagało to szerszej dyskusji* Oczywiście... postaramy się znaleźć kogoś by pełnił rolę jej tymczasowego opiekuna podczas tych wycieczek do Świątyni. Naradzimy się i kogoś wyznaczymy *Musieli wiele zmiennych rozważyć, więc decyzja zapadnie trochę później.*

ED - 2011-04-12 20:00:56

*Ed widząc, co się dzieje, nie chciał jeszcze Urgą im głowy zaprzątać, więc zaraz energicznie cofnął się, jakby odchodził*
chodź, Urga, idziemy. Chodź *zawołał żywo jak zawsze w swoich dobrych momentach, lecz z tym swoim Edowym podtekstem ze „wyciągam rękę tylko raz”, po czym odwrócił się i zaczął odchodzić za statek*

Urga - 2011-04-12 20:04:38

-Urga ce Go.
Odpowiedziała jeszcze Hakonowi. Przypomniało się jej wszystko i znów się biedna zasmuciła i zdenerwowała. Poprzedni dzień był dla niej ciężki, ten też nie zapowiadał się dobrze. Niby to zwierzę, ale przywiązane do swego opiekuna. Obejrzała się jednak za Edem i zawahała. Stała klekocząc niespokojnie, ale w końcu.. stał się cud. Urga bowiem w specyficzny, oskarżycielski sposób fuknęła w stronę "innych" i obróciwszy się pomaszerowała za Edem. Widać nabranie jej w kwestii obrony miało też dodatkowe plusy. Zatrzymała się jednak przed wejściem na statek i zaczęła charkać.

Hakon - 2011-04-12 20:06:51

Nie do konca o to mi chodziło… *sprostował Hakon*
nie chcę jej tu zamykać, a jak przestane możliwe ze sama zacznie chodzic do świątyni, nie pytając się ani mnie, ani Eda. I wolał bym jej do siebie nie przyzwyczajać.
*Kiedy Ed się ruszył, a  Urga za nim, odwrócił się by na nich popatrzeć*
Eda przyjaźń się docenia, bo trzeba na nią zapracować. To coś, czego ja nigdy nie będę w sobie miał…
*Kiedy Urga zaczęła charkać, to Hakon domyślił się o co może chodzić i jakoś tak nagle stracił zainteresowanie Urgą…*

Moc - 2011-04-12 20:12:15

Musimy jednak znaleźć kogoś, kto by się nią tymczasowo zajął, byś ty Hakonie miał spokój. Wyznaczenie odpowiedniej osoby bywa trudne, nie wszyscy mają predyspozycje do kontaktów ze zwierzętami... nawet półinteligentnymi. *To się tyczyło też kwestii nauczania, nie każdy miał predyspozycje do tego, by wziąć na nauki padawana. Każdą decyzję trzeba było przemyśleć no i o zgodę zapytać danego Jedi* A wycieczki do Świątyni to dobry pretekst do dalszej znajomości. Jeżeli Urga tą osobę zaakceptuje to w przyszłości może cię odciążyć nieco

ED - 2011-04-12 20:16:05

*ED zaś zniknął za statkiem. Tam dopiero poczuł ulgę. Ale niewielką, bo to, co go gryzło i tak zostało. Czekając na Urgę poczuł chęć poznania tych jedi, bo Ed na Tytonie bardzo się otworzył i interesował się innymi istotami. A teraz, przy Hakonie to idealna okazja.
Warknął, jakby ponaglał Urgę. Trzeba przejść cały statek i wyjść z drugiej strony. Może uda mu się teraz, na spokojnie wypatrzeć mistrzynie Cersi, o ile była w radzie. Lubił ją.*

Urga - 2011-04-12 20:18:10

Zgodnie z domysłami Hakona Urga zwymiotowała. Niezbyt przyjemny widok, nieprzyjemna czynność, zwłaszcza jeśli się już pozbyło ostatniego posiłku i wymiotowało wodą. Charczała jeszcze przez chwilę i poszła powoli dalej, za Edem. Znów jednak z pewnymi trudnościami. Emocje opadły, nie musiała już być silna i odważna, więc obolałe stworzenie znów poddało się chorobie.

Hakon - 2011-04-12 20:26:31

Ale nie mogę obiecać czuwania nad nią przez cala dobę. Chciałbym jutro isc do Len’py… czy ktoś już doszedł  nim do porozumienia? Chciałbym podzielić się spostrzeżeniami. Swoja droga, mistrzowie, chciałbym to po prostu z siebie zrzucić… *pokręcił głową z miną kogoś kto zjadł coś niesmacznego. *

Moc - 2011-04-12 20:36:43

Rozumiemy to doskonale... z resztą, nocą Świątynia jest pilnowana a drzwi są zamykane, więc wtedy się nie dostanie, a i w dzień rzadko bywa całkowicie opuszczona. Inni Jedi będą mieć na nią oko w razie czego *Stwierdził mistrz Windu. Wiadomo, że nie można kogoś pilnować 24/h na dobę mając własne sprawy i obowiązki. Rada postara sie jakoś odciążyć Hakona, ale jak to wyjdzie to się dopiero okaże* Przedtem Len'pą opiekowała się mistrzyni Cersi. Jeśli chciałbyś z nią porozmawiać, to przebywa albo w swoim ogrodzie albo gdzieś na terenie Świątyni. Jednak zawsze możesz porozmawiać z kimkolwiek z Rady *Mistrzowie Jedi czekali spokojnie na to co odpowie Hakon, bo jeśli będzie chciał się z nimi teraz podzielić swoimi obserwacjami lub spostrzeżeniami to go wysłuchają*

ED - 2011-04-12 20:39:38

*Czekał na Urgę, szybko domyślił się, ze kiedy opadła jej adrenalina, znowu się stała zmęczona. Nie wiedział, ze to naturalne, no ale nie mógł nic na to poradzić, poza powtórnym zaproszeniem jej „na ramię”*
Dobra, to wskakuj. Pójdziemy tam jeszcze raz bo Ed chce popatrzeć na innych

Urga - 2011-04-12 20:43:39

Kiedy do niego w końcu dołączyła posłuchała i wgramoliła się jakoś na jego działo. Znów co prawda porysowała go pazurami, ale miała lekkie problemy z równowagą.
-Urga dobgha.
Znów przeprosiła, bo już wiedziała, że robi mu tym krzywdę. Dziwne to było zachowanie w stosunku do kamienia, ale kamień sam w sobie był dziwny. Ulokowała się, owinęła ogonem i położyła. Znów chciało się jej pić, ale czuła, że to nie jest odpowiedni moment. Zdała się na Eda. W końcu ją obronił. Był duży i po jej stronie, to wystarczało by chciała się z nim trzymać. A że jeszcze mówił tak, że sporo rzeczy jakoś rozumiała i miał khlaweczi, to już w ogóle Urga go lubiła. I trudno powiedzieć jaki miała limit lubienia obcych istot poza Edem i Hakonem.

Hakon - 2011-04-12 20:45:14

Na początku porozmawiam z mistrzynią Cersi. Chcę mieć dla niej świeże, nie przerabiane jeszcze relacje. Nie chciałbym przeoczyć ważnych szczegółów. Mam też jeszcze jedną koncepcję… *tutaj nagle znieruchomiał, spoważniał, i wszyscy jedi mogli poczuć jak wysyła macki mocy do tyłu, za siebie, by zbadać, gdzie jest Ed. W miarę daleko*
Ed jeszcze nie wie, kim jest. Przyjąłem strategię ze moc sama zaaranżuje sytuacje. Ale chciałbym odwiedzić jego planetę. Poznać Tsile. Chciałbym więcej o nich wiedzieć. Czy w archiwach świątynnych jest jakaś wzmianka o nich?

Moc - 2011-04-12 20:51:08

Dobrze... poinformujemy ją o tym *Mistrzyni Cersi powinna wiedzieć, że Hakon ją szuka, bo chce porozmawiać o Len'pie. Może chcieć się przygotować do tej rozmowy* Hmm... Tsile legendą tylko były, chociaż w zapiskach podróżników Jedi wzmianki jakieś były. Archiwa tutejsze niezbadane do końca są, czy jakieś informację będą? Nie wiem *Odpowiedział mistrz Yoda, który posiadał dosyć rozległą wiedzę. Na Coruscant posiadali wiele dzienników podróżnych, w których wspominano o żywych kryształach, ale nikt ich nie badał nigdy dogłębnie.*

ED - 2011-04-12 20:53:55

Dobra. Nic się nie stało. I tak czeka mnie gruntowny remont. Darven mi obiecał. Wszystko nowie, lśniące. Ed będzie błyszczał. Jedno wielkie khlaweczi! *mruknął zadowolony, i ruszył dookoła statku, z  zamiarem wyjścia z drugiej strony i po chwili już się pojawił w polu widzenia. Widział cała radę i tył Hakona*

Urga - 2011-04-12 20:56:00

Słuchała go, zamyśliła się i poukładała informacje.
-Ed khlaweczi? Dushe khlaweczi?
Spytała ucieszona. Wtedy to już chyba będzie go kochała całym swoim urgowym serduszkiem. Znów się zamyśłiła i odezwała kolejny raz.
-Ed bhoni Urga. Ed i Urga stado?

Hakon - 2011-04-12 21:02:28

Poszperam… *Odpowiedział Hakon.*
Jeśli znajdę nazwę planety – poszukam jej, i udam się tam. Jeśli tu nic nie znajdę, udam się na Ossuss. Nie próbuje lustrować mocą Eda za głęboko, jest nadal bardzo nieufny i podejrzliwy, na razie uczymy się zaufania, i jest coraz lepiej. No, dzięki temu mieliśmy nasz dzisiejszy uroczy problem…
*wyszczerzył zęby. Bardzo miłe posiedzenie rady. Hakon paplał i paplał, biedna rada stała i słuchała… Hakonowi to się podobało, no ale nie mógł tak szanownych mistrzów zatrzymywać*
już nie zabieramy czasu. Oczywiście jeśli mistrzowie zechcą zostać, służę skromną gosciną

Moc - 2011-04-12 21:12:38

Nazwę planety znajdziesz pewnie w archiwach, informacji o niej jednak za dużo nie będzie *Hakon najpewniej znajdzie nazwę planety a przy odrobinie szczęścia, a raczej przy pomocy Mocy to i koordynaty się znajdą. Jednak dokładniejsze informacje sam będzie musiał zdobyć swoją cierpliwością i rozwagą* Z tą nauką coraz lepiej ci idzie Hakonie... masz do tego predyspozycje *Przyznał mistrz Kenobi, który co prawda nie spotkał przedtem Eda, ale wysłuchał opowieści mistrzów Yody i Windu, oraz Cersi. I na tej podstawie miał jakiś tam pogląd na ówczesny stan psychiczny Eda.* Mamy jeszcze kilka spraw do omówienia Hakonie więc oddalimy się już. I niech Moc będzie z Tobą *Pożegnali się no i odeszli wszyscy powoli w stronę Świątyni.*

ED - 2011-04-12 21:16:01

*ED znowu mruknął rozkosznie, i już miał ruszyć dalej, kiedy Urga „zaproponowała mu chodzenie”, czyli stado. Zastanowił się, w tym momencie zawieszenia nogi nad ziemią*
A Urga chce? Bo jak Urga chce to Ed mówi tak.
*Dostrzegł, jak członkowie Rady oddalają się. Wiec ED? Poszedł za nimi. Oni szli, kilkanaście metrów dalej Ed leniwie, z  tendencją zwalniającą, ale jednak podążał za nimi*

Urga - 2011-04-12 21:17:50

-Urga ce. Taaa...
Odpowiedziała mu bez wahania. Zaklekotała wesoło i na moment znów poczuła się szczęśliwa. Teraz jeszcze obudzić Go, ściągnąć go tutaj i będzie miała większe stado, będzie jej dobrze i będzie sobie dalej żyła.

Hakon - 2011-04-12 21:20:58

Dziękuje, Mistrzowie. Niech Moc będzie z Wami *pokłonił się Radzie, i odczekał aż odejdą. Patrząc jednak za nimi dostrzegł jeden niekoniecznie mały czynnik podążający za mistrzami. Zaśmiał się, kręcąc przy tym głową. Umysł jest prawdziwą zagadką*

Moc - 2011-04-12 21:26:47

*Mistrzowie odchodzili w spokoju, dyskutując między sobą spokojnie o różnych sprawach dotyczących Zakonu. Podążającego za nimi Eda wyczuli, trudno go było zignorować w Mocy jak i zignorować odgłosy, które wydawał podczas poruszania się. W końcu członkowie Rady zatrzymali się i obejrzeli za siebie, a mistrz Kenobi wyszedł nieco na przód, by zwrócić się do Eda.* Witaj... czy chciałbyś o czymś porozmawiać z nami Edzie? *Zapytał uprzejmie Obi Wan.*

ED - 2011-04-12 21:33:42

No dobra *zgodził się Ed. Może to i głupie, mieć stado z Urgą, ale mile. Niespotykane, niezwykłe.
Szedł dalej całkowicie beztrosko i nie spodziewał się, ze ktoś się odwróci do niego. On szedł na zasadzie bo szedł i w ogóle nie brał pod uwagę ze ktoś może wejść z nim w interakcje. Hakon na pewno by to zaraz opisał fachowo, ale Ed – całkowita magia.
Tak wiec kiedy mistrz Kenobi się odezwał, to Eda zamurowało. Zastygł dosłownie jak posąg, w pól kroku, z nogą zawieszona w pól kroku. I zaskoczenie typu: O, ale czemu ty tak nagle bez powodu się do mnie odezwałeś?
Już raz miał takie wrażenie. To było jakby nagle zrzucono go z nieba.
Masywna człapa oparła się o podłoże, a  Ed wydal z siebie kolejną wersję mruknięcia, tym razem jakby się bardzo czymś dziwił.
I nagle jak Grim z jasnego nieba samo do niego przyszło to, co chciał powiedzieć*
Był pan na Ord Cestus, sir…
*To nie było pytanie. Obi Wan Kenobi był tam*

Urga - 2011-04-12 21:36:37

Była spokojna i zadowolona na tyle, na ile mogła przy tak złym samopoczuciu. A tu jeszcze Ed poszedł za innymi i inny się do niego odezwał. Podszedł! Zasyczała ostrzegawczo, ale nie nastroszyła pancerza. Musiała zebrać siły. Zresztą trochę ją pocieszało to, że jest na Edzie i że Ed obroni.

Hakon - 2011-04-12 21:44:42

*Z daleka obserwował co sie dzieje. wyglądało na to, ze mistrzowie Eda zauwazyli. Owszem, Hakon wiedzial, co sie dzieje, ale nadal było to dla niego interesujace*

Moc - 2011-04-12 21:51:58

*Pozostali mistrzowie czekali zainteresowani tym, o co może chodzić droidowi. Aż tak bardzo się nie śpieszyli do Świątyni, ale jeśli się okaże, że ED ma sprawę tylko do jednego z z nich to pozostali nie będą im przeszkadzać i wrócą sami do Świątyni. Tak więc czekali, aż Ed się przełamie, nikt go nie poganiał ani nie wyrażał niecierpliwości. No i się doczekali.* Owszem, byłem tam. Wraz z kilkoma innymi mistrzami *Kenobi nie zaprzeczał i podejrzewał o co może Edowi chodzić. Wiedział skąd on pochodzi i kto go zbudował, więc to zainteresowanie nie powinno dziwić. Czekał na dalszą część zapytania*

ED - 2011-04-12 21:57:55

Spokojnie, Urga, od dzisiaj Ed decyduje, co jest straszne *Bo skoro Ed się czegoś nie boi to znaczy ze nie jest to groźne więc po cóż marnować cenna energię na banie się tego.
To było jasne, natomiast „sprawy” Eda już nie, bo w nim przede wszystkim chodziły mechanizmy psychologiczne, a przynajmniej od czasu pobytu na Tytonie. Treść była niejako na drugim miejscu, także nie można było mówić o sprawie, a  o jakimś procesie. Coś się zadziało.
Dalsza część zapytania? Nie nastąpiła. A Ed się zbliżał. A miarę zmniejszania odległości coraz wolniej, ale nadal do przodu. Wydawał niskie charchocząc, bardzo x’tingowe pomruki. Przekroczył własną odległość krytyczną i nadal się zblizał, a  jako ze był fizycznie droidem, jego zamiary były iście nieodgadnione*

Urga - 2011-04-12 22:00:51

-Ed dushy.
Stwierdziła z lekkim naburmuszeniem. Jej zdaniem mógł bać się mniejszej ilości rzeczy niż ona. Tym bardziej, że ona nie rozumiała większości padających kwestii. A to co obce zawsze jest straszne. Więc Urga się bała. Syczała, lekko podniosła płytki pancerza, nawet nimi zagrzechotała, ale nie zrobiła nic więcej. Nawet gdy Ed był już dość blisko nie zaatakowała. W pewien sposób zaufała olbrzymowi. Ale wypatrywała oznak zagrożenia.

Hakon - 2011-04-12 22:01:14

[Hakon obserwuje, nie używa Mocy, puszczam kolejkę]

Moc - 2011-04-12 22:05:04

*Mistrz Kenobi nie cofał się jednak, stał dalej na swoim miejscu i po prostu czekał. Nie bał się Eda ani tego co może zrobić, co ma być to będzie, może taka jest Wola Mocy? Obi Wand zawsze potrafił zachować zimną krew w przedziwnych sytuacjach, co często wykorzystywał z powodzeniem w różnych sytuacjach. No i z tego wziął się jego przydomek z okresu wojen klonów - Negocjator.*

ED - 2011-04-12 22:11:42

*Tym razem Urdze nie odpowiedział, jakby to, co robił zabraniało czy uniemożliwiało mu jakąkolwiek inna aktywność. No ale był bardzo duży, wiec nawet jak podejdzie bardzo blisko, to Urga była bezpieczna, bo była wysoko.
A Ed? Szedł dalej. Teraz już bardzo wolno, sprawiając wrażenie, ze w każdej chwili może się rozmyślić, i zarówno w tą dobra, jak i złą stronę. Jednak jakby chciał zaatakować poruszał by się szybciej.
W końcu została przekroczona najbardziej magiczna bariera Eda. Znalazł się na przeciwko i… Obły, durastalowy łeb pochylił się i opływowy, trochę wyślizgany łapami nielicznych przedni element jestestwa Eda otarł się delikatnie o klatkę piersiowa mistrza. Nie było to specjalnie miłe fizycznie, bo to w końcu metal, ale w Mocy było bardzo mile choć zupełnie nie do rozszyfrowania na tą chwile. Wyglądało na to, ze Ed przyszedł, przytulił się i…
Momentalnie, jakby się nagle obudził – cofnął się, warknął, i zakręciwszy na pięcie rzucił się do biegu. Urga na pewno nie spadnie, bo Ed nie miał imponującego zrywu, jednak truchtem bardzo szybko pokonał odległość od grupy do statku*

Urga - 2011-04-12 22:15:48

Gdy Ed był już tak bliziutko, Urga bardziej zaczęła straszyć, ale cofając się przy tym. Nie chciała atakować póki nie poczuje zagrożenia siebie bądź Eda. Taka już była. Pierwsza atakowała tylko kiedy polowała, albo ktoś z jej stada był zagrożony, w tym ona. Więc ostatecznie obeszło się bez ran od pazurów czy próby roztrzaskania czaszki. Chociaż Urga była wyraźnie zestresowana i bała się. No, ale jakoś dała radę. Potem mocniej wczepiła się pazurkami i przytrzymała ogonem.
-Ed ucsheka?
Spytała gdy już byli bliżej statku.

Hakon - 2011-04-12 22:19:30

NO niesamowity jesteś *szepnął obserwujący z daleka tą scenę Hakon. Cmoknął charakterystycznie, i splótłszy ręce na piersi wziął głęboki wdech i wydech. Patrzył jak Ed całkiem szybko wraca do statku, do bezpiecznego miejsca. Ale co zaszło między nim a  mistrzem Kenobim? Jakie padły słowa? Nie wiedział. No ale było to zupełnie nieprzewidywalne. Zaśmiał się w  koncu, i ruszył do statku. Nie będzie pytał*

Moc - 2011-04-12 22:22:28

*Mistrz Kenobi był trochę tym wszystkim zaskoczony, ale nie poruszył się i dał się dotknąć w ten specyficzny sposób. Nawet zaczął sięgać dłonią, by pogłaskać Eda, ale ten się niespodziewanie spłoszył i uciekł. Było to wszystko niespodziewane i intrygujące, a zwłaszcza to, co odczuwał w Mocy. Ale nie gonił go, stał tak spokojnie i obserwował jak odchodzi, po czym odwrócił się i dołączył do reszty mistrzów, jednak nie brał udziału w ich rozmowach. Rozmyślał nad tym co się wydarzyło. W końcu członkowie Rady Jedi zniknęli w Świątyni.*

ED - 2011-04-12 22:25:02

*A kiedy Ed dotarł do statku, był spokojny jakby nic się nie zdarzyło. Zwolnił już w Polowie drogi, i do statku dotarł stępa, powarkując jak gdyby nigdy nic*
Co mówisz? No przecież Ed nic nie robi *podsumował swoje zachowanie, jakby sam nie był go świadom. Jakoś tam gdzieś się ulokował i pozwolił wydarzeniom rozgrywać się dalej*

Hakon - 2011-04-13 13:15:24

*Było to już następnego dnia. Zaraz po wschodzie słońca Hakon odziany w nowe szaty (cale szczęście ze wczoraj rada nie zauważyła tych dziur) udał się do miejsca zwanego przez Eda ogródkiem mistrzyni, właśnie celem spotkania z Mistrzynią Cersi. Nie chciał, by ruszył za nim durastalowy ogon, miał nadzieje, ze Ed go nie widział. Okaże się później. Póki co, już docierał. Obejrzawszy się jeszcze, czy nikt za nim nie idzie, znikł w gąszczu roślinności*

Moc - 2011-04-13 13:28:16

*Hakon miał szczęście a może wyczucie, bowiem mistrzyni odwiedzała swój ogród głównie wieczorem i o poranku, kiedy nie było jeszcze takiego ruchu a wszyscy udawali się na posiłek lub poranne medytacje. Cersi mogła wtedy pielęgnować swoje rośliny, jak również i biedną stokrotkę ED'a, która rosła w spokoju, tak jak obiecała. Skupiona na swojej pracy nie wyczuła od razu Hakona, jednak wystarczył lekki ruch głową w jego kierunku a od razu dostrzegła go w Mocy. Uśmiechnęła się do siebie i powróciła do pracy, dając czas barabelowi na podejście do niej.*

Hakon - 2011-04-13 13:33:31

*Hakon wkroczył powoli w tę kwiecistą scenerię. Poranki były rześkie, powietrze migotało, wiń kwiatów niosła się wręcz upojnie. Hakon postawił duży krok, przechodząc nad stokrotką. Zwrócił uwagę na charakterystyczne duże ślady. Ha, był tu. Widać sprawdzał, czy na pewno mistrzyni nie kłamała ze stokrotką. Nieufne bydle, ale urocze*
To piękne móc witać tu poranek. Jak wyróżnienie od samej Mocy. Witaj, Mistrzyni *skłonił się z  szacunkiem*

Moc - 2011-04-13 13:40:23

*Mistrzyni tego śladu nie zauważyła, ale poczuła stopą, gdy przechodziła obok stokrotki. OD razu skojarzyła to z Edem i zawsze się uśmiechała. Oczywiście był tutaj mile widziany, byleby tylko nie deptał innych kwiatów. Na szczęście mimo sporych gabarytów był on ostrożny, więc Cersi z radością by go powitała w swym ogrodzie, jeśli by się zjawił akurat w godzinach jej "urzędowania" tutaj.* Witaj Hakone... owszem, przebywanie tutaj to radość dla mojego serca. Chłonę otaczającą nas energię i daję memu umysłowi chwilę wytchnienia, pracując nad utrzymaniem ogrodu w odpowiednim stanie *Odwróciła na chwilkę twarz w jego kierunku, posyłając mu serdeczny śmiech, po czym wróciła do pracy. Ubrana była w swoją specyficzną suknię, ale nie przejmowała się nią za bardzo, bowiem klęczała na ziemi, nie zwracając uwagi na to, że ją zabrudzi ziemią.*

Hakon - 2011-04-13 13:44:19

*Obserwował, starając się wywnioskować coś z ruchów, które wykonywała. Czuć było, ze nawet Mocy używa ku temu i bardzo się stara, ale niestety o ile rozumienie innych kwestii przychodziło mu z naturalną łatwością i lekkością, tak teraz nie mógl zupełnie dojsc, co czyni Cersi, i jaki jest tego cel*
W rzeczy samej *odparł łagodnie po czym podszedł, i uklęknąwszy najpierw na jedno kolano, potem na dwa, tuż obok Cersi, wyciągnął ręce na wysokość piersi, ale nic nie zrobił. Patrzyl jej na ręce. Kilka chwil, zanim się odezwał*
Chciałbym pomóc, ale nie mogę pojąć, jak…

Moc - 2011-04-13 13:55:16

*No cóż odpowiedź na wątpliwości Hakona była bardzo prosta, to ją po prostu odprężało, podobnie jak medytacja. Dawała swojemu umysłowi pracę niezbyt skomplikowaną, ale jednak wymagającą uwagi i koncentracji, a przy tym ćwiczyła umiejętność posługiwania się swoją Wizją Mocy. Musiała się często na prawdę skupić, by rozróżnić pojedyncze roślinki oraz chwasty gnieżdżące się w jej ogrodzie.* Nie możesz pojąć jak to robię czy może jak masz pomóc, Hakonie? Spokojnie, dam sobie radę, to takie moje prywatne ćwiczenia... *Wyprostowała się powoli, wciąż siedząc na kolanach na ziemi. Otarła dłonie o skraj swojej szaty po czym wygodniej się ulokowała na trawie, by wysłuchać Hakona. Bo z pewnością przyszedł do niej w sprawie Len'py. Rada już ją o tym poinformowała.*

Hakon - 2011-04-13 13:59:46

Gdybym mógł pojąć choć jedno z tych kwestii, drugie wydedukował bym sam *zaśmiał się Hakon i beztrosko przysiadł sobie na piętach, zauważywszy, ze i Cersi przyjmuje postawę do rozmowy*
Może i przy kwiatach nie zdołam ci pomóc, jest to dziedzina całkowicie mnie przerastająca, ale jest coś, w czym ty możesz pomóc mi. Chodzi o Len’pe, zapewne już wiesz.

Moc - 2011-04-13 14:03:31

To moje osobiste ćwiczenie... postrzegania, koncentracji, uwagi. Z przyjemnością to robię *Odpowiedziała spokojnie i z uśmiechem. Oferta pomocy złożona przez Hakona była miła, ale Cersi jej nie potrzebowała. Może kiedyś, gdy będzie mieć problem z rozróżnieniem gatunków kwiatów, ale nie teraz.* Ach... tak, Rada mi wspominała o tym. Czy coś się stało temu biedakowi? *Zapytała z troską i teraz całkowicie się skupiła na barabelu. Ta sprawa nie była jej obca i bardzo ubolewała nad stanem psychicznym Len'py.*

Hakon - 2011-04-13 14:06:31

*westchnął przez nosi nie odpowiedział od razu. Słuchając ciszy przyglądał się stokrotce rosnącej nieco w bok od jego położonego bezwładnie w trawie ogona*
Pokazał mi co go spotkało. Dziś planuje isc do niego znowu. Chciałbym wiedzieć, co już o nim wiesz. Od chwili, kiedy tu przybył. Podziel się ze mną swoją wiedzą, a  może będę mógł coś zrobić

Moc - 2011-04-13 14:13:08

Pokazał ci? Ale jak? *Zapytała zdumiona Cersi, bowiem jej nie udało się na tyle do niego zbliżyć, by jej pokazał co się z nim działo przez te miesiące w niewoli Imperium. Była tym faktem trochę wstrząśnięta, ale zaraz sobie przypomniała, że Hakon i Len'pa znali się jeszcze przed Rozkazem 66, więc to nie powinno dziwić, że jemu prędzej zaufał niż jej.* Hmm... niestety niewiele, próbowałam się do niego bardziej zbliżyć i ostrożnie nawiązać nić porozumienia, ale szło mi to bardzo opornie. Czasami bywa dosyć przytomny i miły, jednak nie trwa to zbyt długo. Miewa swoje... okresy. Gdy jest spokojny to wtedy chyba blokuje te złe wspomnienia, ale to jakoś wpływa też na inne jego wspomnienia. Gdy jest agresywny, to uczucia, które czuł w niewoli biorą nad nim górę. Ostatnia faza to wtedy, gdy strach przed Vaderem jest tak paraliżujący, że ukrywa się w leśnych norkach i nie chce wyjść. *Wiedza Cersi na temat Len'py była skromna, nie chciał za bardzo z nią rozmawiać a to co powiedziała Hakonowi to były tylko jej obserwacje i pewnie sam się domyślił co i jak.*

Hakon - 2011-04-13 14:17:46

Poprzez Moc. oddał mi ten kawałek siebie. Obudziłem się później na trawie i nie wiem, co się ze mną  działo miedzy tymi wydarzeniami. Mogę się z tobą podzielić, ale wołałabyś nie
*Wczoraj jeszcze miał ochotę podzielić się i pozbyć się tego brzemienia. Ale wolał nikogo tym nie zarażać.
Obserwacje Cersi były cenne. Hakon nie wiedział zupełnie, jak on się zachowuje. Skinał głową*
co wtedy czuje, jakie wysyła wibracje. Nie są to napady jak u Eda, które można rozładowac?

Moc - 2011-04-13 14:28:49

Może i masz rację *Mruknęła odnośnie propozycji podzielenia się z nią wspomnieniami Len'py. On zaufał Hakonowi i to było przeznaczone dla niego, nie dla niej. Jeśli kiedykolwiek on zaproponuje to jej to może się zgodzi, ale słowa Hakona zasiały w niej ziarno niepewności.* Co czuje? Hmm... gdy jest spokojny to mam wrażenie, jakby jego osobowość była przytłumiona, odseparowana nieco od świata, ale da się z nim nawiązać kontakt, chociaż jest to trudniejsze. Gdy ulega gniewowi to czuję jakby był wulkanem emocji, zalewającym moje zmysły. Wtedy jest na prawdę nieprzewidywalny, ale jakaś cząstka Jedi w nim jest i stara się unikać walki, o ile nikt go nie prowokuje. Wtedy najlepiej jest się wycofać. A gdy popada w rozpacz... to lepiej się nie zbliżać, bo jego aura mocno rezonuje w Mocy i jego nastrój się udziela innym, zwłaszcza mi. wtedy jest zamkniety w sobie całkowicie, głuchy na cokolwiek z zewnątrz. *Wyjaśniła to najlepiej jak potrafiła, ale to trzeba samemu przeżyć by wiedzieć jak to wygląda. Słowa nie oddają w pełni tego, co czułą Cersi w kontaktach z Len'pą.*

Hakon - 2011-04-13 14:45:33

*Słuchał, patrząc teraz na trawę przed sobą. Myślał. Relacja Cersi była bardzo cenna. Będzie wiedział, czego się spodziewać, i będzie mógł większą uwagę poświecić poszukiwaniu rozwiązania.
Choć w tym przypadku wydawało mu się, ze konieczne będą już leki psychotropowe*
czy zauważyłaś cos w rodzaju zlania się jego poczucia rzeczywistości z tym, co sobie wyobraża? Że nadal uważa, ze to co go otacza jest wizją i podstępem Vadera?
*Oficer Mavhonic cierpiał na cos takiego, jednak udało się go wyprowadzić, nie bez trudności. Ale wejście do umysłu Len’py, by pomóc mu poukładać przeszłość była jak podchodzenie z zapałką do nieszczelnej butli z gazem*

Moc - 2011-04-13 14:49:32

*Pytanie Hakona było bardzo cenne, bo Cersi niechcący zapomniała o tym wspomnieć. Zaobserwowała taką sytuację już kilka razy i niestety nie mogła mu wtedy pomóc, nie wiedziała jak.* Zdarzało mu się to, cofał się wtedy przerażony i uciekał. Tak się działo przed jego trzecią fazą... na szczęście za często się mu to nie zdarza, ale to świadectwo tego co mu robiono przy pomocy Mocy. To najokrutniejsza forma tortur *Mruknęła przygnębiona i pochyliła nieco głowę.*

Hakon - 2011-04-13 15:10:46

Niedawno miałem do czynienia z takim przypadkiem. Kilkugodzinne tortury psychiczne sitha na osobie nie mocowladnej. Jednak na szczęście w pełni odwracalne, miał szczęście, bo zajęliśmy się nim dość szybko. Czegoś takiego nie można pokonać tylko tradycyjną terapią, do tego jest potrzebna Moc. Przed tym Lebn’pa się  broni, co jest z reszta bardzo naturalną reakcją po tym jak został głęboko uwarunkowany *Hakon myślał głośno, bawiąc się przypadkowym źdźbłem trawy* Można ewentualnie spróbować hipnozy. Len’pa jest już bardzo zdesperowany. Życie w pojedynkę dla ewoka to koszmar.

Moc - 2011-04-13 15:19:55

Len'pa przebywał w więzieniu Imperium od wydania Rozkazu 66, jego rany są bardzo głębokie i trzeba czasu i cierpliwości, by do niego chociaż trochę dotrzeć *Ewok przyleciał na Tython wiele tygodni temu, wraz z mistrzem Windu, tuż po jego akcji ratunkowej na Mirial. Przez ten czas powoli oswajał się on z nową rzeczywistości i zdrowiał, ale byłto proces bardzo trudny i mozolny. Cersi zastanowiła się nad słowami Hakona i nie bardzo wiedziała co począć.* Hipnoza mogłaby pomóc, ale nie wiem, czy na długo. No i Len'pa izoluje się od reszty Jedi, bojąc się ich. Sam skazuje się na życie w pojedynkę, bowiem niemal wszyscy jego przyjaciele zostali zabici. Nie licząc ciebie... i chyba jeszcze kogoś. Czasami słyszałam, jak przez sen kogoś nawoływał... swojego mistrza... i chyba jeszcze jakąś kobietę *Mruknęła niepewnie Cersi, bo nie wiedziała, czy to co Len'pa przez sen krzyczał to są jego urojenia czy przebłyski wspomnień.*

Hakon - 2011-04-13 15:31:33

*Hakonowi nie było trzeba tego przypominać. No ale skinął głową z głębokim, mrukliwym mhmm*
Obnażona podświadomość plata figle. Zachowanie które opisujesz świadczy o tym, ze Len’pa potrzebuje towarzystwa, ale nie jest na to gotowy. Tak jak Ed - to bardziej klarowny przypadek tego samego procesu. Ed potrzebuje kontaktu, ale ma opory. U Len’py to jest jakby wkopane dużo, duże głębiej. Dołek z którego musi wyjść Ed – odegrać ten cały swój rytuał – jest o wiele płytszy, on to robi, zwalcza, i jest normalnie.
Len’pa jest w głębokim dołku. Zanim z niego wyjdzie, może być znów nie gotowy z innego powodu, a  tych powodów jest cała masa. Wiem, ze to trudne, no ale fakt ze to trudne nie upoważnia do zaprzestania prób. Dlatego zastanawiam się co konkretnie powinienem robić. Masz może jakieś pomysły?

Moc - 2011-04-13 15:46:20

Z Edem świetnie sobie dajesz radę Hakonie, widać to co raz bardziej po jego zachowaniu *Pochwaliła go mistrzyni, bo zdawała sobie sprawę z tego, że barabel miał szczególne predyspozycje do zajmowania się takimi trudnymi przypadkami pokroju ED'a i Len'py. Niestety nie miała pomysłu na to, co można było zrobić, by pomóc ewokowi, bo jasne było to, że on jej nie chciał, a przynajmniej nie od Jedi8 Wybacz Hakonie, na prawdę nie wiem... gdy się zajmowałam Len'pą to poczyniłam niewielkie kroczki by w ogóle móc się z nim dogadać. Ty w znacznie krótszym czasie uczyniłeś więcej niż ja... i chyba też lepiej go znasz, nie mylę się? A przynajmniej jego dawne "ja".

Hakon - 2011-04-13 15:53:40

*Na nowej twarzy barabela pokwil się uśmiech*
Bardzo się cieszę że jest to dostrzegalne przez innych. Wczoraj bardzo mnie zaskoczył, bo podszedł do mistrza Kenobiego i się przytulił, czym zszokował cała gawiedź. To oznacza, ze on już sam jest gotów by zmieniać pewne rzeczy w sobie. Oswaja sobie otoczenie. No ale jeszcze trochę do zrobienia jest
*Pięknie to wyglądało, ale to był nadal poziom „łatwy”: przyjazne środowisko, znajomy teren, Hakon na podorędziu, przyjazne osoby. No ale przynajmniej sam włączył tą grę. *
Tak, to prawda. Rozpoznał mnie. Zadał mi nawet pytanie sprawdzające. Potem, jak już się upewnił, bardzo jego zachowanie się zmieniło. Nawet żartował. Starałem się utrzymać w jego świadomości fakt, ze mam wobec niego dług, wiec jego poczucie ze mnie krzywdzi było mniejsze

Moc - 2011-04-13 16:48:36

Musisz być dumny z jego postępów. Ty go znałeś od początku i największą zmianę to ty dostrzegasz, jednak podczas pobytu na Tythonie Ed się też zmienił. *Rzekła wspominając swoje pierwsze spotkanie z tym osobliwym droidem - osobą. Zastanawiało ją w jaki sposób stał się on taki jaki jest, bo historię o tym, że skrywa w sobie okaleczonego Tsila już słyszała. Biedne stworzenie... Ed był przykładem potworności jakie może wyrządzić nauka nie kontrolowana przez nikogo* Ach tak... no to jest niewątpliwie postęp. Mnie z ledwością poznaje, chociaż opiekuję się nim prawie od początku jego pobytu tutaj.

Hakon - 2011-04-13 17:09:20

Tak, jeśli chodzi o Eda to jest to niebo a ziemia. Tutaj trzeba było działać zdecydowanie, bo on był niebezpieczny – obił mnie nie raz i nie dwa. Na razie nie robi tego i nie zdradza skłonności. Len’pa gdyby nie miał głęboko wpojonych wartości jedi pewnie robił by tak samo. Tylko i ile Eda traktuje się poważnie, bo jest wielki i wygląda groźnie, i jak warknie, to każdy stoi w miejscu, o tyle niestety Len’pa klasuje się gorzej. Odgania, straszy, a delikwent nic. Widać było po jego sposobie w jakim robił to, odganiając mnie przy pierwszym naszym spotkaniu. A świadomość tego ze ma się sile sprawczą w samej swojej woli daje poczucie bezpieczeństwa. Więc jakby tak zrobić ze 20-30 powtórzeń to dało by efekt. Tylko ze zaraz może przyjść jakiś padawan i popsuć.
*po co to mówił? Ano: Cersi powie komuś, ktoś komuś, ktoś komuś i może skończy się nagabywanie ewoka w dobrej wierze, choć pewnie już od dawna Rada zabroniła innym jedi niepokojenia go*
Zastanawiam się ciągle nad kolejnym spotkaniem. Co on lubi? Chciałbym coś mu zanieść. Pokazac, ze doceniam ze otworzył się przede mną. Muszę to zrobić jeszcze dziś. On zapewne zastawania się, czy w ogóle przyjdę po tym co przeżyłem. Być może on obserwował mnie jak miotałem się tam na mchu…

Moc - 2011-04-13 17:16:46

No tak, Ed swoim wyglądem budzi respekt, a Len'pa raczej litość i zaraz wszyscy chcą pomagać, chociaż on tego nie chce. Stara się innych odgonić, ale to nic nie daje... póki co nikomu nic nie zrobił, ale jeżeli straci cierpliwość... strach pomyśleć do czego może dojść *Len'pa może i niepozornie wyglądał, ale był silny Mocą i miał nawet potencjał spory, ale przez to szaleństwo to sporo utracił Jednak jeśli by uwolnił tą dziką, pierwotną furię, to wielu może stać się krzywda. A tego wszyscy chcieli uniknąć.* Padawani i inni Jedi mają zakaz zbliżania się do niego i póki co wszyscy go respektują, więc nie ma obawy *Jeżeli ktoś by zlekceważył zakaz Rady to by miał niezbyt ciekawą sytuację. Póki co tylko Nash wpakował się na Len'pę nieświadomie.* Hmm... z tego co wiem to on lubi takie małe, okrągłe ciasteczka z kawałkami czekolady i z dodatkiem miodu. Tego mu w lesie brakuje, bo inne pożywienie sam sobie zdobywa.

Hakon - 2011-04-13 17:23:55

Niestety bardzo prawdopodobne ze tą cierpliwość straci, zrobi cos i będzie proces odwrotny do przytulania mistrza Kenobiego – zrobiłem to, nie stało się nic złego, a  poczułem ulgę. Dla Len’py ta chwilowa ulga może być niebezpiecznym narkotykiem.
*Len’pa balansował bardzo blisko niebezpiecznej granicy Ciemnej Strony, bo gniewu i strachu nie było w nim mało. Taka tykająca bomba, wiec powinni podchodzić jedynie saperzy.
Jak ktoś by zlekceważył rozkaz Rady, to by rada mu kazała szorować wychodki, czy tam cos innego, a  ucierpiał by Len’pa, ale cóż zrobić. Zawsze znajdzie się jakiś Nash. Na Eda tez się wpakował, o czym jednak Hakon nie wiedział, bo Ed się nie zwierzył. No ale nikt nie rozkrzyczał ze zabito padawana.*
Dobrze, zawitam do świątyni po ciasteczka. A sam zjadłbym dobrej, bulgoczącej zupy ze śmietaną… *rozmarzył się, ujmując swoją brodę miedzy kciuk i palec wskazujący*

Moc - 2011-04-13 18:20:12

Oby do takiej utraty cierpliwość nie doszło. A Len'pa mieszka daleko od Świątyni, więc mało prawdopodobne, by ktoś tam przypadkiem zawędrował. Gorzej, jeśli celowo ktoś tam przyjdzie. *Tego nie mogli wykluczyć, że znajdzie się oto taki Nash i będzie chciał na siłę pomagać, gdy nikt tej pomocy oczekiwać nie będzie. Do Len'py trzeba odpowiednio dotrzeć, a nie siłą próbować. Cersi słysząc o bulgoczącej zupie ze śmietaną uśmiechnęła się serdecznie do Hakona.* No to idź Hakonie, może jeszcze na śniadanie zdążysz. Nie daję gwarancji, że będzie zupa, ale może kucharz przychyli się do twojej prośby i ci ją zrobi

Hakon - 2011-04-13 18:27:14

Może została z poprzedniego dnia. Dziękuje, i niech Moc będzie z tobą *Po czym wstał, znowu się skłonił, i opuścił malowniczy ogródek*

Moc - 2011-04-13 18:34:52

Niech Moc będzie z Tobą *Mistrzyni Cersi pożegnała się i powróciła do swojej pracy, jednak wciąż rozmyślała nad słowami Hakona.*

Hakon - 2011-06-16 17:48:18

*Było to już ponad dobę po wylądowaniu. Hakon pozałatwiał, to co miał i odpoczął. Przybył wiec tutaj, do ogrodów. właściwie to chodził po całej świątyni, przy niej, po prostu cieszył się z bycia tu. z  tego, ze przeżyli, z cudu życia, z wiatru, ze wszystkiego. Szedł wyciszony, radosny, uśmiechnięty. i z zamkniętymi oczami, prowadzony tylko Mocą*

ED - 2011-06-16 17:51:37

*W Mocy na Tytonie wszystko był o łagodne, harmonijne, na swoim miejscu. Lecz w pewnym momencie Hakon poczuł strach. Nie typowy strach, ale taką obawę. Niepewność. z jednej strony to. Druga aura była tak znajoma ze nie trzeba było nawet zgadywać. Drugi był Ed.
Ed był wyciszony, bardzo łagodny, bardzo przyjacielsko nastawiony, całkowicie odprężony, iw innym stanie świadomości, a  wiec w fazie głębokiego odpoczynku. Po prostu odpoczywał, nie do końca nawet swiadomy. A ta druga istota się go bała, choć jednocześnie czuła do niego sympatię. Kiedy Hakon się zbliży, usłyszy takie cichutkie, nieśmiałe ale proszące*
Miiistrzu….

Hakon - 2011-06-16 17:57:16

*Hakon przystanął. Serce zabiło mu mocniej, bo Ed już pare razy dał występ taki, ze nie łatwo zapomnieć, ale po chwili, ułamku sekundy zdał sobie sprawe, ze nie wyczuwa agresji a wręcz przeciwnie, Ed odpoczywa i czuje się bezpiecznie. Druga aura jest bardzo blisko*
Spokojnie, nie bój się *Odpowiedział, i ruszył szybciej w kierunku głosu*

ED - 2011-06-16 18:16:52

*A tam za krzakiem… no właśnie.
Padawanka, Hakonowi na pewno znana, bo była to dziewczyna trochę problematyczna. Przyjęto ją na szkolenie gdy była stosunkowo duża, miała prawie cztery lata. Z rodziny, która się nad nią znęcała. Już wtedy przerażona, z głęboko zakorzenionym bólem. Teraz mimo że miała 22 lata nadal pozostawała padawanką. Była wciąż zalękniona, nieśmiała, przez co jej postępy były zbyt wolne. Nie miała ciągot do ciemnej strony, po prostu miała taki niefart w zyciu. Drobna, lekko ryżawa ludzka dziewczyna, teraz stojącą bokiem do Hakona bowiem w przód zacumował przód Eda. Olbrzym jak to miał w  zwyczaju robić, miał pochylony łeb, siatką oparty o dziewczynę, całkowicie swobodny w stanie psychicznym jak wczesniej opisano. I „spał”*
Mistrzu… *dziewczyna miała łzy w oczach. Uniesione nad głową „droida” ręce lekko dygotały. Było w niej zarówno rozczulenie i ogromna sympatia, ale i strach wobec Eda, który – nie wiedzieć czemu – postąpił jak postąpił*

Hakon - 2011-06-16 18:20:29

*Hakon zatrzymał się nagle, i nie kontrolując siebie kompletnie zaśmiał się ciepło i serdecznie, mimo iż przerażenie dziewczyny było jak najbardziej przejmujące*
Spokojnie, nie denerwuj się *przemówił uśmiechnięty szeroko. Rozpoznał tą dziewczynę. z tego, co kojarzył, to jej mistrz zginął przy rozkazie 66*
Posłuchaj go w  Mocy, on ci nic nie zrobi. Przytulił się i śpi. Spokojnie, pogłaszcz go

ED - 2011-06-16 18:27:06

*drżącą rękę wyciągnęła nad siebie i pacnęła metal palcem, ale bardzo delikatnie*
Ale… on jest w  Mocy bardzo dziwny… i warczy… *Odpowiedziała. Tak, jej mistrz zginął z mocy rozkazu 66, jak wielu innych, w tym jej przyjaciół. Wszystkich młodych jedi z którymi się przyjaźniła i którzy rozumieli jej „inność”*
Mistrzu… ja… ja przepraszam, ja pamiętam ze mistrz Windu prosił żeby go nie zaczepiać ale ja… ja tylko… *Widać Hakon, jako mistrz nie tylko dla padawana ale jako mistrz-mistrz bardzo ją onieśmielał. W końcu odważyła się, pogłaskała Eda otwartą dłonią z góry do dołu, i rozległo się coś, co rzeczywiście mogło zabrzmieć jak warkot dla nie obeznanego z nim ucha, ale Hakon od razu pozna: on mruczy*

Hakon - 2011-06-16 18:33:11

*Hakon nie mógł wyjść z podziwu nad poczuciem humoru Mocy. Zaplótłszy ręce na piersi tylko pokręcał raz po raz głowa z niedowierzania*
Oj, mruczy rozkosznie jak koteczek, tuli się i śpi, ufa ci, to przecież takie piękne, no o co ci chodzi dziewczyno? *zapytał, bez śladu negatywnych emocji, po prostu sama radość, tylko czemu ona się boi?*
dziwny w Mocy, wiesz, miał bardzo przykre życie. I jego się zaczepić nie da, on musiał sam do ciebie przyjść, ja go znam. No, śmiało. Jak mruczy to dobrze *Zachęcił ją ruchem głowy* Nie sądziłem, ze jeszcze do kogoś podejdzie, widać jedi maja specjalne miejsce w jego sercu *Sercu oczywiście w przenośni*

ED - 2011-06-16 18:41:56

*No to pogłaskała, nawet uśmiechając się leciutko, ale nadal bała się tych dźwięków, serce jej biło, choć oczywiście wszystkie pozytywne emocje o których wspomniano, były kierowane do Eda właśnie za to jego zaufanie, bo o Edzie się trochę mówiło i ona mniej więcej wiedziała o nim to i owo. Jak każdy.*
Bo go wołałam… *wyszeptała w końcu. Jej blada, piegowata twarz stała się czerwona od rumieńca*
A wolałam bo byłam pewna że nie przyjdzie *Jako empatia Hakon szybko się domyśli o co chodzi, chciała się ośmielić, poćwiczyć sobie te umiejętności dla innych naturalne, wiec wolała Eda dla samego wołania. A on przyszedł. Pewnie powiedziała mu coś miłego to się zaraz tulić zaczął. Ona nie potrafiła mu zasugerować, żeby poszedł, zapewne nie chcąc go urazić i doszło do tego. Ed był niewątpliwie w siódmym niebie*

Hakon - 2011-06-16 18:51:26

No ale kilka wspaniałych chwil mu zafundowałaś *odpowiedział Hakon, no i w końcu podszedł, by ją uwolnić. Zaczął głaskać Eda energicznie, często, i w pewnym momencie zastąpić poduszkę. Czyli samemu się nią stać, przesunąć padawanke i tak Eda przejąć* Oj Ed, Ed, ale ty zaskakujesz. A Ty możesz siez  nim zaprzyjaźnić. Ed docenia takich ludzi, jak ty. No i chyba widać. To, ze on się tak do ciebie przytulił to dowod na twoją wyjatkowość…

ED - 2011-06-16 18:58:02

*Ed został przekazany, i nie obudził się, za to mruczał, mruczał, ,mruczał… przy każdym dotknięciu. Teraz na Hakonie „spał”. Nie był to do końca sen z wiadomych przyczyn, ale była to głęboka regeneracja, wręcz „lecznicza”.*
kilka chwil… ja tu trzy godziny stałam! *odpowiedziała padawankla, w końcu się uśmiechając, i wykonując kilka prostych ćwiczeń na rozruszanie mięśni. Ale szybko wróciła by znowu dotknąć Eda*
On się bardzo zmienił, prawda? Jak byliście tu za pierwszym razem to był nerwowy, zaatakował Nasha, a  do świątyni wprowadzał go mistrz nakrytego kocem…

Hakon - 2011-06-16 19:13:18

*A Hakon to się bez skrępowania na Edzie niemal położył. A ten niech sobie śpi. Naprawdę mocno ufał*
Tak, zmienił się, ale obawiam się, ze kiedy opuści Tython, będzie z nim gorzej. Dla niego każdy szczegół ma znaczenie…
*Zamknął oczy i wsłuchał się w Moc. w to, co „mówi” Ed w Mocy, co mówi jego aura i stan umysłu*
Trzy godziny spania z nieznanym sobie osobnikiem to całkiem nieźle… *Urwał, bo nie pamiętał jej imienia*

ED - 2011-06-16 19:24:33

Kass… *przypomniała cicho swoje imie, bo urwanie w takim miejscu właśnie wymaga lekkiego odświeżenia pamięci, w  tym przypadku Hakona.
U Eda zaś wszystko, co było złe i chore w jego psychice schowało się głębiej, a  pod samą „skórką” było zaufanie, poczucie bezpieczeństwa, przyjazne zamiary, wszystko, co dobre. Dalej odpoczywał, dalej spał. Głaskali, tykali, kładli się, a  Ed dalej – on tak bardzo chciał odpocząć, ze to nie było dla niego ważne. Owszem, miewał chwile wyburzenia, ale to były ułamki sekund. Już wiedział, ze jest Hakon, ze Hakon go ciąga. Ale to nie ważne było – teraz liczy się tylko – odpocząć*

Hakon - 2011-06-16 19:44:02

Kass *powtórzył jakby się chciał zreflektować, i dalej przeszkadzał Edowi. A przy tym cieszył się niewyobrażalnie tym, co z niego wyczytywał. Zupełnie co innego niż na Darr tahu. w tej chwili czuł ze uratowali mu życie dosłownie w ostatniej chwili*
Wiesz co, może go zostawmy, niech sobie śpi… *szepnął, po czym delikatnie, ostrożnie odkleił się do Eda, tak ze w tej chwili zostały na nim tylko dłonie Hakona*

ED - 2011-06-16 19:58:16

*pozornie nic się z Edem nie działo. Pozornie, gdyż im mniej miał kontaktu z  Hakonem, tym płyciej „spał” i w pewnym momencie w ogóle przestał spać, bo zdał sobie sprawe, ze go widzi. Kass nie widział. Stała za bardzo z boku.
Nie mruczał, wiec w sumie ciezko było tak tylko zmysłowo poznać, co się z nim dzieje*
Dobrze, chodźmy *Zgodziła się dziewczyna. Pogłaskała jeszcze Eda. Poczuł to, ale nie zareagował. Jakby bał się ze wyda się jego „kryjówka”*

Hakon - 2011-06-16 20:08:22

*Zauważył drobną zmianę w Mocy, ale nie było to ani zdenerwowanie, ani napięcie. Pogłaskał Eda i oderwawszy rece ruszył w kierunku z którego przyszedł, z zamiarem zostawienia Eda do spokojnego, niezakłóconego odpoczynku*

ED - 2011-06-17 13:59:55

*dziewczyna znowu dotknęła czarnej siatki*
to jest mile w dotyku, prawda? to znaczy ta jego część *chodziło o siatkę sensoryczną, której Kass najwyraźniej nie potrafiła nazwać. Z pochyloną nieco w  dziewczęcym zawstydzeniu głowa, ruszyła przy Hakonie, rozentuzjazmowana zdarzeniem, ale skupiona na ich kontrolowaniu. I tak szli, ona się nie odzywała, ale jaj zmagania w Mocy były całkiem absorbujące, wiec mogła USC uwadze jakaś trzaskająca gałązka czy sapniecie. Człap…. cisza, cisza – człap.
No jednak Ed teraz troche inaczej tę lewą nogę stawiał, bardziej pokracznie i poruszanie się bezszelestne nie wchodzilo w  gre. A kiedy się obejrzą okaże się ze… idzie! Ani mu w  głowie spać. Jak ktoś się obejrzy, to Ed zamruczy, i dalej będzie szedł*

Urga - 2011-06-17 17:29:24

Poznała Tython sądząc po pierwszych radosnych reakcjach z jej strony. Czy wiedziała, że gdzieś tu powinien być Go? To jeszcze pozostawało tajemnicą. Faktem jednak było to, że z tajemniczego statku zabrała pamiątkę - droida mozolnie wturlanego na pokład frachtowca. To właśnie popsuty i niezbyt ruchliwy Mały Ed "pilnował" jajek, kiedy Urga postanowiła pozwiedzać okolicę i znaleźć swoje kochanie. Co znowuż nie było przesadnie trudne.
Pierwszy raz zapuściła się aż do ogrodów, ale kiedy tylko wyczuła drżenie stawianych ciężko kroków puściła się radosnym biegiem.
-Edooo... Edooo...
Wołała kiedy już zobaczyła wielką sylwetkę.

Hakon - 2011-06-17 17:46:55

*Także dla Hakona fakt ze Eda najpierw słychac, a  potem widac nie był specjalnym zaskoczeniem. Zatrzymał się i obejrzał, owszem. I usłyszał mrukniecie*
A ty co? *zagaił do metalowego, połyskującego, wytartego z kurzu o ubranie padawanki łba* Nie śpisz? I dobrze, bo żona cie szuka *Zauważył, kiedy usłyszał Urgę*

ED - 2011-06-17 17:50:59

*dziewczyna drgnęła i wstrzymała oddech, kiedy zdała sobie sprawę, ze Ed dalej za nimi idzie. Odwróciła się niechętnie, widać onieśmielenie nie tak łatwo ją opuszczało, tym bardziej, że…*
Jaka żona?
*Na to Ed odpowiedział kolejnym mruknięciem*
Żona to za dużo powiedziane. Narzeczona. Przyjmijmy. a nie spie, bo mi poduszkę zabrałeś *dorzucił w kierunku Hakona z popisowym fuknięciem. Ale oczywiście – nie wrogim*
No to jak już zabrałeś, to bierz dalej. Dziękuje za miłą drzemkę, Kass. Do zobaczenia *po czym człapiąc ciężko odwrócił się, i już szybciej – prawie truchtem ruszył w  kierunku głosu Urgi*
Ide kochaniiieeeee!

Urga - 2011-06-17 18:26:51

Urdziątko odkąd wylądowali na Tythonie było jakieś takie milsze i przyjemniejsze. Pewnie przez to, że atmosfera się rozrzedziła, i miała słonko i trawę i mogła wygrzebać z ziemi tłuściutkiego robala, a nie prosić się o jakieś fu puszki. Dlatego też nie miała pretensji, że Ed sobie poszedł i zostawił gniazdo. Zresztą mały Edo trwał na posterunku i dopiero tragedia będzie i wygnanie jeśli jajom się coś stanie. Ale Urga musiała pohasać. A że przy okazji znalazła Eda to tym lepiej.
Nie musiał się do niej daleko fatygować, bo i ona w końcu biegła w jego stronę. Toteż spotkali się w bliżej niż pół drogi. Zaklekotała wesoło i otarła się o Eda. A potem hyc, i już siedziała na nim, zajmując swoje miejsce.
-Aaakooo.... Urga tu.
Zakomunikowała z wysokości. Problem jednak był tej natury, że Urga wyczuła na Edzie coś obcego, a przy Hakonie zobaczyła kogoś obcego. Zaburkała nisko i zaczęła w miejscu niespokojnie tuptać badając językiem powietrze. Była to jednak reakcja o niebo łagodniejsza od tej na Vi.

Hakon - 2011-06-17 18:30:51

*Hakon zatrzymał Kass, nie pozwalając jej isc za Edem, gdyby ewentualnie chciała, ale podejrzewał, ze raczej nie. Lepiej Urgi nie drażnić, przydało by się wszystkim troche psychicznego relaksu*
Tak, Urga tu, Urga się cieszy i grzeczna Urga *wyprodukował w  języku pseudourgowym, aż mu śliny zabrakło, wiec tylko się zasmiał*
Już wam nie przeszkadzamy. Bywajcie
*No i poszedł*

ED - 2011-06-17 18:38:35

*Zdecydowanie dziewczyna nie była chętna na drażnienie Urgi, lepiej – cofnęła się, robiąc przy tym wielkie oczy, najwyraźniej rozumiejąc swój błąd jakim było dotykanie Eda i zostawianie na nim swoich śladów, to też już bez słowa, bo na to się nie zdobyła, ruszyła za Hakonem. A Ed został. Stał tyłem, wiec nie widział jak odchodzą jedi, ale słyszał i mógł się domyślić jak to wyglądało*

Urga - 2011-06-17 18:42:25

O dziwo - nie była agresywna. A pochwała, że Urga jest grzeczna, wprawiła ją w lepszy humorek. Na pewno trochę minie zanim całkiem przejdą jej zazdrości i odruch bronienia, ale zrobiła postępu.
-Urga szzzuuuhe...
Oznajmiła i oparła się łapkami o głowę Eda.
-Urga ne szła. Urga dobha!

ED - 2011-06-17 18:51:41

Tak, Urga się ładnie zachowała. Urga dobra *musiał pochwalić, z  resztą było to zgodne z rzeczywistym stanem grzeczności Urgi. żadnego syczenia, skakania, demonstracji wrogości. w sumie podobnie zachowywała się tu jak sam Ed. Ed tez na Tytonie było o dwa nieba  łagodniejszy niż w innych miejscach. A do tego towarzyski. Ale oczywiście mamy nadzieje, ze Urga z czasem zrozumie, ze obcy zapach nie znaczy niż złego*

Urga - 2011-06-17 18:55:22

Była bardziej niespokojna niż wroga, choć mogłoby się to zmienić gdyby tamta podeszła. Ale nie podeszła, więc Urga zobaczyła że tutaj respektuje się to że Ed jest jej, a ona Eda. Otarła się więc łebkiem cała z siebie i z pochwał zadowolona.
-To kto?
Spytała przekrzywiając łepek i nadal opierając się łapkami o głowę Eda.

ED - 2011-06-17 19:00:47

*Bo tamta była akurat wyjątkowo nieśmiała, mało asertywna i nawet Ed wykorzystał ją podle jako gadżet do spania.*
Kto? Tamta dziewczyna? Ma na imie Kass. Lubie ją, jest miła *Odparł, bo chyba to o nią chodziło*
Ale Urge lubie bardziej *dodał zaraz, żeby było jasne*

Urga - 2011-06-17 19:03:24

Dłuższa cisza oznaczała myślenie. Urga znieruchomiała i rozważała to, co usłyszała. Imienia pewnie i tak nie zapamięta, ale to nieistotne. Jeśli będzie trzeba to się nauczy. Musiała znów przywyknąć do tego, że tutaj jest dużo osób. Ale najważniejsze, by nie wchodzili do gniazda.
-Aaaa....
Odpowiedziała w końcu, wyrażając jakże światłą, wręcz odkrywczą myśl.
-Urga tu. Mahy Ed bhoni.
Oznajmiła by się nie martwił o gniazdo.

ED - 2011-06-17 19:10:12

*Teraz Ed nie musiał się już o nic martwić, choć w innych okolicznościach na pewno przejął by się niefrasobliwością ukochanej odnośnie obstawy gniazda.
Ed jeszcze nie wiedział, ze jajka są puste, cały czas był pewien, ze urodzą się małe Urgi. Już teraz zastanawiał się, co z tym fantem pocznie. Nie był w stanie wychować istoty, która nie jest na poziomie samodzielnego rozumowania*
No dobrze. Skoro Urga tu, to pochodzimy sobie *I ruszył przez ogród*

Urga - 2011-06-17 19:12:57

Urga nie wiedziała, że Mały Ed nie jest taki jak duży. Że nie myśli i nie nadaje się do pilnowania. Uważała, że skoro są podobni, to podobnie działają. Tyle, że mały jest mniej towarzyski. I tak z zabawki awansował na strażnika.
-Tuuuu?
spytała bowiem nie potrafiła odróżnić ogrodu od dziczy. Nie dostrzegała pewnego uporządkowania, ale mogła się czegoś nauczyć.

ED - 2011-06-17 19:18:02

*Było wiele różnić, przede wszystkim mniejsze, jakieś takie śmieszne, niskie, karłowate drzewa, więcej niskich roślin, szerokie dróżki – to były różnice. Ed zdecydowanie wolał ogród. Dróżka, którą podążał mieściła go całego. Nie musiał, jak w lesie wałczyć z tym całym… no, z  tym syfem lezącym na ziemi. Konary, jakieś gałęzie*
Ogród, kochanie. Taki mały lasek.
*podróż nie była komfortowa. Ed utykał dość znacznie, wiec Urdze będzie niewygodnie*
Urga… powiedz, co to jest? *zapytał, stając na przeciwko drzewa, ktrore wyglądało najbardziej jak normalne, duże drzewo. Jakieś iglaste. Chciał zobaczyć „co Urga wie”*

Urga - 2011-06-17 19:24:13

Dla niej wszystko było takie samo. Pustynia, las, łąka.. wszędzie było słonko i jedzenie. Różnice takie jak rośliny czy ilość piasku był czynnikiem, na który nie zwracała większej uwagi. Więc dla niej to był las, tyle że inny.
-Ooohuuut?
Spytała przekrzywiając głowę w zdziwieniu. Na podróż nie narzekała, bo ulokowała się na dziale, owinęła ogonem i tragedii nie było. A jak coś ją zainteresuje to i tak zlezie na dół.
Zapytana przyjrzała się drzewu. Do palmy nie było podobne. Do krzaczka też.
-Tooo...
Odpowiedziała bo i nikt nie miał okazji jej wyjaśnić czym jest drzewo, czym jest las. W końcu nie rozmawiała z Go o tym na tej planecie. Wiedziała o palmach i krzaczkach, wiedziała czym jest wysoka trawa w oazach, jakiś kwiatek, i tyle.

ED - 2011-06-17 19:29:20

*Na pewno miała tez wyobrażenie drzewa, bo żyła tutaj całkiem sporo, ale nie miała na to słowa, wiec trzeba ubogacić wiedzę Urgi*
Drzewo *rzekł żarem, nadal nie poruszając się, by Urga mogła drzewo obejrzeć*
Drzewo jest w ogrodzie i w lesie. w statku nie ma drzew *I nagle przygiął nogi, bo stwierdzenie „w statku” przypomniało mu pokład Darr taha. Koszmar. A może to był sen? Lub gorzej – to co teraz, to sen*

Urga - 2011-06-17 19:42:41

-Szeeeefooo?
Znów przekręciła główkę. Oczywiście, że miała pojęcie i wyobrażenie, ale z nazwy i zastosowania (poza wspinaniem się i ocieraniem) nie znała.
- Ssstaatku? Co to?

ED - 2011-06-17 19:45:35

Tak, drzewo *Większość ludzi by się zasmiała z tego „szefowo” i tak powtórzyło, ale Ed nie – poprawnie powtórzył – drzewo, tak jak ksiazka pisze*
Drzewo rośnie w lesie. Lub ogrodzie. Tutaj. A w statku nie. Tam gdzie jama. Statek. Nie ma słońca na statku. Nie ma drzewa. Rozumiesz? *Zastanawiał się, czy jak przywoła sytuacje byłą, wiezienie na Darr tahu, to czy Urga będzie to jeszcze pamiętała*
Tam gdzie znalazłaś Małego Eda. Tam statek. Pamiętasz?

Urga - 2011-06-17 20:07:27

Z czasem może zacznie mówić bardziej poprawnie na tyle, na ile pozwoli jej aparat mowy. Póki co była dość.. leniwa. Zresztą skupiała się na wyjaśnieniach. Tyle problemów z jednym drzewem. Zamyśliło się Urdziątko i zaczęło kombinować.
-Taaaa...Urga wie. Mahy Ed byh w ssstatek? Urga byh tam. A tu ne statek?

ED - 2011-06-17 20:11:10

*Edowi się podobała mowa Urgi, a najbardziej podobało mu się kiedy on rozumiał, a inni nie. Zastanawiał się w przypływach szaleństwa czy nie zacząć rozmawiać z nią po cestiańsku, żeby w ogóle nikt nie rozumiał. Nauczyła by się tych kilku słow, ale nie, to by było głupie i niepotrzebnie zajmowało miejsce w głowie Urgi.*
Zgadza się *podjął żwawo Duży Ed*
Tam statek. Tu planeta. Urga lubi? *miał w zamiarze zapytać, czy Urga woli planetę od statku*

Urga - 2011-06-17 20:16:14

-Plaaaneta? Tu phaaasek... i thawa... i nebo i sonce.
Świat zdawał się być dla niej poszczególnymi elementami, które składały się na dobry bądź zły obraz. A to, że nie zauważała pewnych szczegółów było ograniczeniem jej postrzegania i zapewne zmysłu estetyki. Skoro za ładne uznawała kabelki w głowie Eda....
-Urga lubi sonce.

ED - 2011-06-17 20:20:45

*Ed tez nie zauważał wielu szczegółów ale głownie dlatego, ze miał tylko jeden fotoreceptor z sześciu. Mało kto to zauważał bo Ed świetnie sobie radził, no ale był w praktyce prawie ślepy. W każdym razie Drzewo widział. Trawe i słonce też, piasek mniej, bo tu nie było. Chyba ze piasek to ziemia.*
Właśnie. Jak jest słońce, trawa i niebo, to znaczy, ze jest planeta. Jak nie ma, i jest ciasno, to znaczy, ze statek. Są statki dobre i złe. Tamten był zły…

Urga - 2011-06-17 20:26:42

-Ahaaaa....
Odpowiedziała przestępując z łapki na łapkę. A piasek? Piasek był piaskiem, i ziemią. A wszystko co duże i twarde było kamieniem, skałą. To, gdzie dało się wejść jaskinią bądź jamą. Urga na swój sposób tłumaczyła świat z wcześniejszą pomocą Ryo.

ED - 2011-06-17 20:34:23

*słowa, jakimi to określała nie były dla Eda takie ważne. Ważnym było, żeby, kiedy już zostanie zabrana na Widmo, bo Ed w głębi duszy chciał mieć ją przy sobie, to zeby dała Edowi normalnie „żyć”. Bo miał plan, żeby zacząć życie. Niezależne. Chciał mieć dokumenty, mieć prace. Może nawet zdobyć wykształcenie. Chciał mieć tą świadomość, ze nie jest na niczyjej łasce. Wtedy i sytuacja Urgi wyglądała by zupełnie inaczej.
Przede wszystkim jednak chciał się zmienić…
Ed mruknął nisko, jakby w rozmarzeniu, i ruszył powoli, zostawiając drzewo bez pożegnania*

Urga - 2011-06-17 20:37:05

Przed Urgą była długa droga do zrozumienia, że Ed może mieć aspiracje, pragnienia inne niż stado, przetrwanie, polowanie i zabawa. Musiała nauczyć się rozumieć innych. Zrozumieć, że każdy na świat patrzy inaczej, bo póki co wszystko brała swoją miarą.
-To co?
Spytała kiedy mijali inne drzewo, mniejsze i liściaste. Musiała się nauczyć, że pod jedną nazwą może kryć się wiele przedmiotów. Czasem różnych od siebie.

ED - 2011-06-17 20:43:52

*Niestety, tu Ed się wyłoży. Nie miał zielonego pojęcia, jak nauczyć Urgę empatii. Jak wytłumaczyć, ze on myśli inaczej. Ed nie potrafił tego zrobić… Wpadł w niezłą kupę.
Zatrzymał się przy kolejnym drzewie, kiedy Urga się odezwała*
To tez jest drzewo. Bo ma nogi w piachu a głową sięga do nieba

Urga - 2011-06-17 20:46:17

Tutaj mieli ten luksus, że pod ręką było całkiem sporo bardzo empatycznych dżedajców. Może któryś okazałby się dobrym nauczycielem dla Urgi.
Póki co to całe poznawanie świata było dla niej ciekawą zabawą. Toteż zagadała Eda. I dobrze, przynajmniej brała aktywny udział.
-Ahaaa... to szeefoo?
Spytała pokazując łapką na krzak.

ED - 2011-06-18 07:42:23

*zapewne prędzej czy później Ed na to wpadnie. Może nie tyle nawet oddać Urge na szkolenie co zapytać się jak to można zrobić.
Na razie jak widać Urga sama stopniowała sobie trudność w nowej zabawie edukacyjnej o nazwie roboczej „powiedz co to jest”.
Ed zatrzymał się przy obiekcie*
To jest krzak. Jak coś jest podobne do drzewa, ale niskie i nie można się na to wspiąć, to jest krzak

Urga - 2011-06-18 08:12:03

-Hszaaak to mahe szeefoo?
Spytała przekrzywiając głowę. I po co tak komplikować rzeczywistość, skoro wszystko można było wskazać i powiedzieć "to", albo zacząć opowiadać na swój sposób, próbując wyjaśnić o co chodzi. Urga do tej pory jakoś sobie radziła, ale na szczęście była w niej ciekawość świata i pragnienie zabawy. A w dodatku uważała, że jak będzie się grzecznie zachowywać to dostanie nagrodę i Ed będzie się cieszył.

ED - 2011-06-18 10:00:45

Właśnie. Mądra Urga *pochwalił ją, zaskoczony, jak łatwo i prosto można odróżnić krzak od drzewa. On nie od razu na to wpadł – że krzak to małe drzewo. W sumie na Centusie były inne drzewa, a  on oglądał ja bardzo rzadko.
W każdym razie bardzo się cieszył, i może nie było tego widać, ale dało się to wyczuć. A zwierzęta podobno czuja takie rzeczy wiec i Urga powinna*

Urga - 2011-06-18 11:54:04

Wyczuła jego radość, a także zrozumiała pochwałę, więc i sama się cieszyła wesoło klekocząc i tuptając łapkami. Bardzo lubiła pochwały o mądrej i grzecznej Urdze. Czuła się wtedy taka ważna i wiedziała, że stado jest zadowolone bo ona jest dobra. A przecież też o to chodziło. Na Tythonie zaś taki stan był o wiele łatwiejszy do osiągnięcia niż na statku, wśród nerwowej atmosfery.
Chwilowo nic nie mówiła, przyglądając się z wysokości krzewom i drzewom, jakby dopiero je odkryła.

ED - 2011-06-18 12:05:30

*Bo i tu się nikt nie denerwował. Ed był rozluźniony, czuł się bezpiecznie, wiec nie denerwował się, bo wszystko było pewne i znajome, choć bezie musiał kilka razy przejść się ogrodami by wyrobić sobie „swoje” trasy. Bo Ed bardziej na pamięć niż świadomie łaził, tak już mu się zrobiło, i kiedy mógł chodzić na pamiec to był  jeszcze spokojniejszy.
Teraz wyszli z drzew na otwarte tereny przyświątynne. Rosła tu jedynie trawa, która zapewne w czasach świetności była strzyżona. a  teraz była tak wysoka że zakrywała Edowi palce. ale ślady na niej były bardzo sugestywne. Wiadomo, co tędy lazło*

Urga - 2011-06-18 12:10:41

Rozglądała się z wysokości nic nie mówiąc, bowiem zacieśnianie więzów u niej polegało też na zwykłym przebywaniu. Bez większego celu nawet. A że polubiła oglądanie świata z tej perspektywy to korzystała. Wyciągnęła się próbując zobaczyć czy jeszcze gdzieś jest jama oddana Malkitowi. I kiedy to robiła przypomniało się jej.
-Edoo... tam Go!
Oznajmiła patrząc na świątynię.

ED - 2011-06-18 12:28:24

*ED zatrzymał się, i okręcił łbem, by spojrzeć w kierunku świątyni*
rzeczywiście… *nie myśląc o tym zapomniał już o tym całym „Go”, ale widać Urga pamiętała. I pewnie on tam był, zgredzie się tam. Ale teraz wszystko pewnie się zmieni*
Jak obiecasz, ze będziesz grzeczna, nie zejdziesz z Eda bez pozwolenia, to pójdziemy i poszukamy go…

Urga - 2011-06-18 12:31:47

-Urga dobgha!
Zapewniła żywo. Pamiętała o Go, coraz rzadziej sobie przypominała w towarzystwie Eda, ale jednak z Ryo spędziła niemal całość swego życia. Trudno by od razu został wyparty. Tęskniła, czasem myślała o nim. To całkiem normalne i nie było zagrożeniem dla Eda.

ED - 2011-06-18 12:54:52

*ED miał bardzo realistyczne podejście, i mimo iż bardzo polubił Urgę – a na swój sposób naprawde ją kochał – to wolałby, by została z Ryo, tu, na Tytonie, czy gdzie indziej, bo tak było by dla niej po prostu lepiej.
Będzie Edowi ciężko, ale przełknie to.*
Skoro Urga dobra, to jedziemy *No i ruszył energiczniejszym, choć wciąż kulawym krokiem w  kierunku świątyni*

Hakon - 2011-07-10 16:09:55

*Wieczór. Stos pogrzebowy Ryo dogasł i tylko sę żarzył. Nikt przy nim nie stał, nikt nie czuwał, jak czasem padawani przy stosie mistrza. wszyscy przyjaciele, znajomi jedi. Ryo nie miał przyjaciół. Oddano mu honor i zostawiono.
Hakonowi chodziło to po głowie przez cały czas przygotowywania małego myśliwca do lotu. Nie zabierał wielu rzeczy. Wszystko miał w obszernym wprawdzie, ale tylko jednym plecaku podróżnika. Widmo to tylko przystanek. Hakon wybierał się w dużo dalszą podróż, której nie mógł zaplanować, mógł tylko pozwolić wydarzeniom się dziać.
Frachtowiec zostawił „państwu Edom”, by mogli w spokoju wychowywać swoje „jajka”*

ED - 2011-07-10 16:12:45

*Zgodnie z obietnica pojawił się w koncu Ed, dość późno po całym zajściu, widać miał poważną rozmowę z Urgą na tematy egzystencjalne. Ale nie miało to wpływu Ne jego stan. Pojawił się bardzo zdenerwowany. Pobudzony. Na pewno to nie przez Urgę. To był irracjonalny, telepiący nim lęk, taki którego dawno nie miał. Przybiegł do Hakona ciężkimi susami, warcząc, z działami szeroko, na granicy wściekłości i wybuchu, wyglądał jakby zaraz miał buchnąć pianą z pyska. Na dziale tkwiła biedna i niewinna Urga…*

Urga - 2011-07-10 16:21:50

Nie do końca zrozumiała co się stało z Go i nie wiedziała jak się zachować. Z jednej strony Go przecież już jej nie kochał, z drugiej była zła na "ohen" za to, że zjadł jej opiekuna. Miała moment kiedy we wściekłości próbowała walczyć z ogniem, ale wysoka temperatura i osmolony pancerz skutecznie ją zniechęciły.
Teraz zaś leżała na dziale Eda burkając sobie cichutko i trochę smutno. W dodatku czuła stan Edzika i była bardzo niespokojna wiec co chwilę się układała inaczej.

Hakon - 2011-07-10 16:33:42

*Tez poczuł stan Edzika i bardzo go to zaniepokoiło. Już z daleka odczuwał takie emocje. Zupełnie nienaturalne, wytwarzane przez chorą psychikę w reakcji na co ś, o czym jeszcze nie wiedział, ale zaraz się dowie. Kiedy odwrócił się ujrzał takiego Eda, jakiego znał kiedy się spotkali pierwszy raz. Uniósł ręce i wysłał ku niemu uspokajającą aurę mocy, jakby chciał zasklepić ranę która właśnie się otworzyło*
Ed, malutki, co się stało? *zapytał cicho, czule, kojącym głosem*

ED - 2011-07-10 16:45:57

*ED trzasnął nogą o ziemie, wysyłając za siebie dobre kilkadziesiąt kilo ziemi id rani, po prostu wyrył dziurę jak do pogrzebu kota i półskokiem zbliżył się do Hakona, ale wyhamował jak koń przed białym sznurkiem*
Hakon! *wycharczał wściekle i rozpaczliwie. Uspokajająca aura Mocy nie zadziałała na niego. to już był zbyt zaawansowany stan by pomogło zwykłe uspokojenie*
Hakon! Ty nie leć! Nie możesz lecieć!

Urga - 2011-07-10 16:50:55

Zasyczała na te nagłe wyskoki Edziątka. Sama zaś czuła się co najmniej niepewnie. Z jednej strony świrujący Ed, z drugiej uspokajacze Hakona, które i ona czuła. Gdy się zatrzymał uniosła się na łapkach klekocząc karcąco. Zestresowała się biedna i zrobiło się jej od tych nagłych jazd i nerwów niedobrze. Zaczęła więc wydawać dźwięki jak przy wymiotowaniu, ale jeszcze nie pożegnała się z posilkiem.

Hakon - 2011-07-10 17:03:56

*Rozchyliły się Hakonowi usta ze zdziwienia, zarówno na widok wściekłego i przerażonego Eda w schizofrenicznym szale, jak i brzmienie jego słow*
Ed, spokojnie, Ne denerwuj się, no już. Ja lece na Widmo, do Darvena. Nic się nie stanie, oni o tym wiedza i czekają na mnie. a Ty zostaniesz, rozmawialiśmy o tym, z Urgą, i poczekacie aż wrócę. Sam mi przecież przytaknąłeś, Ed, spokojnie, nie denerwuj się, nic się nie stało, nie zrobiłeś nic złego

ED - 2011-07-10 17:17:03

*ED w tym stanie niestety nie zarzał na nic, Także na Urgę, czego będzie zaraz żałował po powrocie do normalnego stanu. Na razie jednak spalał się od środka we własnym cierpieniu, skręcając się w szale*
Nie leć! Zginiesz jak polecisz! Nie możesz lecieć! *kolejny raz się szarpnął, i krokiem ciężkim i pełnym agresji zaczął zbliżać się do Jedi*
Nie możesz lecieć. Porwą cię! Zabiją cie! Hakon, galaktyka jest niebezpieczna, co ja zrobię jak ty zginiesz! Nie leć!

Urga - 2011-07-10 17:20:33

No i biedactwo zwymiotowało. W większości poza Edzika, ale część ostatnich posiłków wylądowała też na nim. Teraz więc nie tylko był pomazany resztkami kiszki, które gdzieś się ostały, ale też jej wtórnym półproduktem, kilkoma gryzoniami i robakami. Nawet znalazły się na nim nieprzetrawione jeszcze łuski od skrzydeł jakiegoś dużego chrabąszcza. Jednym słowem Edzik był ślicznie przyozdobiony.

Hakon - 2011-07-10 17:35:46

*Zrozumiał nagle, choć nie w pelni, ale już bardzo wiele, jednak nie podszedł do Eda ze zwykłej obawy, a nawet się cofnął kiedy ten zwrócil się ku niemu. Patrzyl jak Urgowe ekstrakty popłynęły Edowi po dziale*
Ed… nic mi się nie stanie, nikt mnie nie porwie i nie zginę. Polecę na Widmo, kawałeczek, i zaraz do ciebie zadzwonię. No już, spokojnie, uspokój się *wyciągnął ręke, by chociaż spróbować dotknąć Eda, pogłaskać go, bo takie uspokajanie często na niego lepiej działało. tylko ze to nie był nieświadomy szał, a napad*

ED - 2011-07-10 17:45:24

*Nie dał się dotknąć, a  zarzygania nawet nie zauważył. Od ręki niemal odskoczył, wyjąc, bo nie można było tego nazwać rykiem. W pewnym sensie był świadomy, ale psychoza wzięła górę*
Nie pierdol, ostatnio tez tylko lecieliśmy na widmo! Cudem uniknęliśmy śmierci, Hakon, jesteś mistrzem jedi, czy ty tego nie widzisz? Za atmosferą Tythona czeka cię śmierć! Nie pozwolę ci zginać! *Wyjąc rzucił się na Hakona, ale nie biorąc go na łeb, tylko jakby chciał go stratować, z  łbem zadartym* Nie wsiądziesz do tego statku! Nie pozwolę ci zginać Jesteś moim przyjacielem, Hakon! Nie pozwolę ci zginać! *I z całym swoim śmiercionośnym rozpędzonym ciężarem rzucił się na jedi*

Urga - 2011-07-10 17:54:17

Tych atrakcji było dla niej za wiele. Nie rozumiała co się dzieje, stanu Eda, ani tego co on mówi. Ale czuła, że jest źle i gdy znów rzucił się do przodu Urga z niego zeskoczyła i cofnęła się strosząc pancerz.
-Edooo!
Zawołała jakby licząc, że ten cudownie się uspokoi i przestanie ją straszyć.

Hakon - 2011-07-10 18:08:24

*Hakon rzucił się do ucieczki. Co tu dużo mówić, w  starciu z tak rozpędzoną masą nie miał szans, zaczął uciekać, i to nie do tyłu, a  po prostu biec, tylko się za siebie oglądając, by zwiększyć odległość, uniknąć zmiażdżenia*
Ed, to był przypadek jeden na milion, już nic mi nie grozi. Tobie też nie, nie zginę, dotrę tam cały. Jestem bezpieczny, uspokój się! Proszę, uspokój się i porozmawiamy!

ED - 2011-07-10 18:16:40

*Ed z rozpędu władował się na statek. Nie powstrzymało go to. Aż dziw – poszedł górą, zostawiając na kadłubie wgniecenie wielkości swojej stopy, i ruszył za Hakonem na oślep, w bezmyślnej furii, gnany do przodu chorym postanowieniem uratowania Hakonowi życia*
Nie wiesz tego! Może coś się stać, piraci, Imperium. NIE! Nie pozwolę ci lecieć, jesteś moim jedynym łącznikiem z normalnością, nie pozwolę ci zginąć choćby nie wiem co! Nie polecisz na Widmo, przysięgam ci, Hakon, ze na to nie pozwolę! *pokonawszy przeszkodę w postaci myśliwca znowu rzucił się w stronę barabela, na Urge w ogóle nie bacząc.*
Przecież rozmawiamy! Mówię do ciebie! TO TY MNIE NIE SŁUCHASZ!

Urga - 2011-07-10 18:25:10

Bała się coraz bardziej. Zwłaszcza kiedy Ed zaczął się zabierać za przechodzenie po zewnetrznej części innej jamy.
-Edo!
Zawołała jeszcze raz, ale widząc, że to nie przynosi efektu zatrzęsła pancerzem i pobiegła do środka by chronić gniazdo i schować się przed Edem, którego autentycznie się bała. W środku przesunęła Małego Eda bliżej gnizda, w którym się schowała.

//Puszczam kolejki//

Hakon - 2011-07-10 18:36:43

*Nadal się cofał, a widząc jak Ed wrysuje stateczek przeszła mu ochota na stawanie mu na drodze, chyba ze w grę wchodziłaby przemoc w postaci Mocy, ale wiedział, ze jeśli teraz tego użyje, to może to mieć opłakane skutki*
Rozumiem, rozumiem co chcesz powiedzieć. *nadal utrzymując odległość pokazał Edowi podniesione ręce. Wiedział, ze kolejne zapewnienie że nic mu nie grozi i nic się nie stanie moja się z celem, do Eda to nie dociera. Do niego teraz nic nie dociera, nawet strach Urgi* Już, już, słucham cię. Wiem, ze się boisz, dobrze, nie lecę, nie lecę na Widmo, chodź tutaj, uspokój się. Już dobrze, tylko się nie denerwuj…

ED - 2011-07-10 18:43:54

*Nie widział, jak Urga ucieka. jak się go boi. To by było straszne, gdyby widział. Ale teraz tak jak i obrzyganie, tak i jej strach uszedł mu miedzy chorymi emocjami. Słuchał, jakby jednak nie, ale kiedy Hakon oświadczył, ze nie poleci, Ed pochylił łeb i energicznym krokiem, z hamowanym z trudem dzięki treningowi jedi wybuchem zbliżył się. Może to fizycznie i według praw fizyki niemożliwe, ale trząsł się, cały się telepał z nerwów. I tak podsunął łepek do pogłaskania. A właściwie tylko dotknięcia, bo kiedy tylko Hakon dotknął, raz, drugi, opuszkiem palców, to Edem znowu wyrwało do przodu, na szczęście jednak nie na samego Hakona, a  w bok, ale i tak zaczepi o jedi działem. Znalazł się za barabelem i warcząc zaczął nerwowo oglądać*
Dobrze… że nie… NIE! Oni chcą nas zabić, oni nas i tak zabiją! Musimy się schronić!

Hakon - 2011-07-10 18:54:16

*Refleks jedi pozwolił mu uchylić się na tyle przed działem by nie stała mu się większa krzywda ale i tak zabolało kiedy obił się o ramie, i na chwile zdrętwiała mu cała lwa ręka. Jednak nie uległ bólowi, i trzymając już kontakt fizyczny z Edem, złapał go za uprząż i sięgnął niemal nachalnie ręką, by dotknąć siatki i zacząć głaskać*
Co się dzieje, kto nas chce zabić? *zapytał głosem czułym, troskliwym, niestety także trochę zdenerwowanym, bo jakby nie było nagle i niespodziewanie taki atak* Tak, schronimy się, ale powiedz, co nam grozi? *zaraz szybko zaczął ściągać płaszcz by zarzucić go Edowi na łeb, jak to zawsze czynił. Ale tym razem przyczyna napadu była wewątrzedowa, wiec może nie podziałać*

ED - 2011-07-10 19:02:42

Rakatanie *odwiedzał chrapliwie i pochyliwszy sie wepchał się sam pod płaszcz, wiedząc, ze to jest antidotum, że to uspokaja i pozwala lekom odejść. Ale tym razem nie pomogło do końca. Ed poczuł ze jest w dobrych, opiekuńczych rękach Hakona, ale strach przed śmiercią, zupełnie bezpodstawny i patologiczny nadal sprawiał, ze był w zupełnie innym świecie*
To przez te kryształy. Zabrałeś je. Zabili Fibala, teraz chcą zabić nas. Zabiją wszystkich, którzy widzieli te kryształy. Musimy się ukryć, nie można z nimi wygrać, Hakon proszę cię, błagam cię, zrób coś, jesteś przecież jedi! Powiedz radzie, niech wyrzucą te kryształy, zęby oni tu po nie nie przychodzili!

Hakon - 2011-07-10 19:09:45

*Objął ramionami wielki drodzi łeb przez materiał płaszcza*
Dobrze, powiem im, żeby wyrzucili kryształy, a  sami się schowamy, już, spokojnie. Nie ma ich. Wyczuje, jeśli będą, teraz ich nie ma, już dobrze *Nie było sensu obalać bezpodstawność tych majaków. Czasami psychika tworzy takie obrazy. zwłaszcza tak poszarpana psychika jak ta edowa*
Chodź, ukryjemy się. Będziemy bezpieczni, no chodź… *włożył dłoń w rączkę uprzęży, i pociągną, by pokierować Eda w ślad za sobą. I powoli ruszył w kierunku swojego frachtowca cały czas do niego delikatnie i pokrzepiająco przemawiając*

Irvis - 2011-08-21 17:34:31

*Musiało w  końcu do tego dojść, żadna medytacja nie zatrzyma czasu, a  ten właśnie nadszedł dzis – w piękny słoneczny i rześki poranek, w sam raz na zabawę z innymi adeptami czy choćby jakaś przyjacielska rywalizację, grę zespołowa czy inne zajęcie które zajęłoby Irbisa. Ale nie!
Zaczepiany przez innych młodzików tylko się zachmurzał, chował głowę w ramionach i swoich mackach i sztywno jak droid bojowy maszerował do Ogródka Mistrzyni Cersi odbyć karę.
Trzeba Macowi przyznać jedno – bardzo dobrą kare wymyślił, bowiem ziemnowodny natuolanin odczuwał prawdziwą katorgę kiedy musiał grzebać się w  ziemi*

Moc - 2011-08-21 17:43:17

A mistrzyni już siedziała na ziemi pośród kwiatów i czekała na biednego, małego skazańca. oczywiście o całej tej sytuacji poinformował ją mistrz Windu, wiedziała więc czemu tutaj jest i za jaką zbrodnię.
Gdy Irvis się zbliżał powoli to tylko w jego kierunku odwróciła głowę i uśmiechnęła się lekko, czekając aż ten podejdzie. Póki co zajęła się "grzebaniem" w ziemi przy pomocy najzwyklejszych narzędzi typu łopatka, grabki, mała motyczka. Nic nadzwyczajnego... małego nautolanina czeka dzisiaj praca zwykłego chłopca. Żadnej Mocy do pomocy, tylko siła własnych rąk.

Irvis - 2011-08-21 17:46:50

*Niby Irvis był zahartowany w trudzie, przez życie na Nar Shaddaa ale jak wiadomo do dobrego przyzwyczajamy się bardzo szybko. W końcu wszedł w okręg ogródka, ale nie uśmiechnął się. Był ponury, trochę zagubiony, niezadowolony z siebie i świata. Ot, typowy syndrom skazańca*
Dzień dobry, mistrzyni. przyszedłem odbyć karę *wyznał gorzko*

Moc - 2011-08-21 17:55:12

Wyczuła ten jego nastrój i skrzywiła nieco usta w wyrazie lekkiego niezadowolenia, no ale fakt, to była kara nałożona przez mistrza Windu. Nie powinien chyba się cieszyć z tego powodu.
- Wiem, mój drogi. Może od razu zaczniemy. Tam w rogu stoją dwa wiaderka na wodę. Przynieś mi trochę ze strumyka... znajduje się przy murze, o tam mniej więcej
Wskazała mu drogę do wody i powróciła do swojej pracy, wykopując małe dołki pod sadzonki nowych roślinek. Irvis miał za zadanie pomagać jej w tym, m.in. poprzez przynoszenie wody i podawanie różnych przedmiotów.
A sam strumyk znajdował się przy niewielkiej wyrwie w murze, w cieniu rozłożystego drzewa. Była to raczej mała sadzawka wodna zasilana przez niewielkie źródełko wybijające z wyrwy u podstaw kamiennej ściany.

Irvis - 2011-08-21 17:59:45

Dobrze, mistrzyni *odpowiedział, po czym chwycił oba wiaderka i wyszedł zza zasłony roślinek, i dalej puścił się pędem w strone rwącej strugi. A kiedy znalazł się na brzegu stanął, by nagle puścić wiaderka i po chwili już siedzieć tyłkiem miedzy nimi, w pospiechy ściągając buty, skarpety i  zataczajac nogawki by zaraz w dziecięcej, natuolanskiej radości skoczyć w zimną wodę dp polowy łydki. skakał i chlapał się, chichocząc sam do siebie głośno. Nie potrafił sobie odmówić tego wspaniałego kontaktu z wodą. w rezultacie wróciłby już piec raz z tymi wiadrami, zanim wrócił naprawdę. A wrócił ochlapany, i z wiaderek mu się co najmniej jedna czwarta po drodze wylała. No ale przyniósł*

Moc - 2011-08-21 18:04:18

A tymczasem mistrzyni przygotowała już kilka małych dołków w ziemi a obok nich leżały sadzonki kwiatów i małych drzewek. Stopniowo powiększała swój ogródek o nowe roślinki z różnych planet, które odwiedzali inni Jedi lub ona sama.
Gdy Irvis wrócił nie wyglądała na zdenerwowaną, wskazała mu tylko dłonią gdzie ma wlać wodę z wiaderek.
- Tylko ostrożnie, musisz nalać tylko troszkę wody... potem pomożesz mi włożyć sadzonki i przykryć je ziemią. O tak mniej więcej
Wzięła od chłopaka jedno wiaderko i dokładnie pokazała co on ma robić. Proste i w miarę łatwe, nawet się nie przemęczy, przynajmniej na początku.

Irvis - 2011-08-21 18:07:57

*Irvis trochę się obawiał, ze mistrzyni zaraz go zmiesza z tą ziemia do kwiatów, ale nic takiego się nie stało, wiec postanowił się nie upominać, tylko klęknąwszy za wiaderkiem nalewał wodę do dołków robiąc koszyczek  rąk, jakby rzeczywiście nie chciał przedobrzyć, ale w rzeczywistości chciał mieć większy kontakt z wodą. Zdawał się być skupiony, jednak po kilku powtórzeniach znowu zaczął się rozglądać po kwiatach. Dziwne, po co komu tyle kwiatów – zastanawiał się. I jeszcze milarukance, czyli istocie która ich nie widzi. przestawiając wiadro niemal staranował edową stokrotkę, i nalewał w ten sam sposób do kolejnego dołka*

Moc - 2011-08-21 18:20:18

Cóż, każdy potrzebuje relaksującego hobby a dla mistrzyni Cersi ogrodnictwo właśnie było jej największą pasją, co u wielu osób budziło uzasadnione zdziwienie. Ale jako miralukanka postrzegała świat w Mocy, a że miała do tego szczególny talent to widziała dużo więcej szczegółów niż przeciętny Jedi.
W każdym razie mistrzyni z zadowoleniem obserwowała poczynania Irvisa, dopóki ten niechcący o mało co nie "zabił" edowej stokrotki. Od razu otoczyła kwiatek ochronnym kokonem Mocy i zganiła chłopaka.
- Irvisie! Uważaj na inne rośliny. Nasza praca nie miała by sensu, gdyby przy sadzeniu jednych kwiatów niszczylibyśmy drugie
Praca ta wymagała jednak trochę uwagi.

Irvis - 2011-08-21 18:25:31

Słucham? *Zdziwił się chłopiec i dopiero po skupieniu Mocy na roślince poznał, ze ona tam jest. Zdziwiony odstawil wiadro*
Co? Ah, nie zauwazylem. Przepraszam, kwiatku *zwrócił się do roślinki i przemiescił się tak, by jej nie zaczepiać*
Rośnie w dziwnym miejscu *jak to Irvis – ciezko mu było wytrzymać dłużej bez konwersacji* Mistrz Onson powiedziałby że to jest kuszenie Mocy

Moc - 2011-08-21 18:35:30

- Naucz się dobrze patrzeć oczami. bo to cenny i pomocny zmysł. Jak to mawiają, diabeł tkwi w szczegółach...
Pouczyła chłopca mistrzyni, po czym wstała ze swojego miejsca, otrzepując nieco swoją spódnicę z ziemi i źdźbeł   trawy. Nie przejmowała się jednak za bardzo jej stanem, służyła jej głównie do prac w ogrodzie, co zasadniczo było widać. W wielu miejscach materiał był mocno zabrudzony przez ziemię, w kilku innych przez różne rośliny egzotycznego pochodzenia.
Cersi powoli podeszła do nautolanina i uklęknęła przed stokrotką, delikatnie gładząc brzeg jej listków.
- W dziwnym miejscu? Dlaczego? Stokrotka sama sobie wybrała to miejsce, nikt jej tutaj nie sadził. Wszystkie kwiaty które widzisz zasadziłam sama, prócz tej tutaj. Wyrosła sama... co jest na swój sposób piękne i pokazuje siłę natury a więc i samej Mocy
Głaskała kwiat jeszcze przez kilka chwil, przypominając sobie wczesne konwersacje z Edem, gdy ten dopiero aklimatyzował się na Tythonie. Miralukanka mimowolnie się uśmiechnęła.
- Czemu mistrz Onson powiedziałby, że to kuszenie Mocy?

Irvis - 2011-08-21 18:42:18

Tak mistrzyni *Irvis był na tyle już zdyscyplinowany, ze nawet kiedy chciał wyskoczyć z dyskusją, to jednak najpierw grzecznie przytakiwała  dopiero potem próbował swoich sił. Tym razem nie. Po wylaniu do dołków wody z  jednego wiadra wstał, trzymając je w rękach i spojrzał na stokrotkę. Wyglądał jakby chciał nakryć ją tym wiadrem. O Edzie nie wiedział. W sensie, nie wiedział, ze był na Tytonie i miał jakiś związek z tym kwiatkiem. Dla Irbisa miał on związek jedynie z jego karą.*
Własnie dlatego. Tu ktoś jej może nie zauważyć, kiedy tu wejdzie i zobaczy te wszystkie ładne kwiaty. A ona rośnie akurat żeby ją nadepnąć
*Lepiej, Irvis dał by sobie obciąć mackę, ze ta stokrotka była już 100 razy nadepnięta. Ale była mała i giętka wiec jej się nic nie stało*
Kuszenie Mocy, bo wyrosła w tym miejscu, wiec ciągle liczy na Moc że jej się upiecze.

Moc - 2011-08-21 18:53:20

W dyskusjach nie ma nic złego, jeśli są prowadzone na poziomie i ma się otwarty umysł na innych i ich poglądy. Bowiem coraz częściej się zdarzało, że dyskusje to tak na prawdę uparte przedstawienie swoich poglądów i zakrzyczenie nimi rozmówcy, tak by ten zmienił swoje. I tak powstają zwykłe kłótnie.
- Dlatego tak ważne jest by nauczyć się patrzeć i widzieć. Świat wciąż zalewa nas takimi pięknymi obrazami, które bezrefleksyjnie wchłaniamy. A przecież po drodze mijamy lub zadeptujemy setki takich małych stokrotek, które uparcie walczą o przeżycie... Przypomina ci to kogoś?
Zapytała mistrzyni odrywając dłoń od stokrotki i podnosząc głowę na wysokości twarzy Irvisa, tak jakby chciała spojrzeć mu w oczy.
- Według tej definicji to wszyscy jesteśmy kuszeniem Mocy

Irvis - 2011-08-21 18:57:48

Nie, my jesteśmy ostrożni. Ona nie *Mówił trochę o kwiatku jak o osobie, ale był dzieckiem. A czy kogoś mu przypominała. Chyba trochę jego samego. Tak, takiego nic nie znaczącego chłopca z Nar Shaddaa, którego znalazł mistrz Onson. Ale Irvis jeszcze nie był na tym etapie, by się do tego przyznać. Niektórzy nigdy nie dorastają do tego by przyznać ze kiedykolwiek byli nikim*
Ona zachowuje się tak, jakby teraz ktoś z nas poleciał na Couruscant i stał przed senatem…

Moc - 2011-08-21 19:03:10

- A powiedz mi, kto tutaj był pierwszy? My czy ona?
Ciężko było określić wiek tej stokrotki, ale sądząc po jej dobrym stanie jak i po tym, że powoli się rozrastała to istniało przypuszczenie, że to jednak ona tutaj była pierwsza. Ale to już wstęp do bardziej filozoficznej dysputy.
- A ja myślę, że jest odwrotnie... to my tutaj dla niej jesteśmy intruzami. Rosła sobie spokojnie a ja zaczęłam sadzić tutaj inne rośliny, ograniczając jej przestrzeń. Ona walczy o przeżycie a myją jeszcze za to potępiamy...
Cersi pouczała Irvisa spokojnie i cierpliwie. Nie chciała, by on tylko tutaj przyszedł, odpracował co musiał i poszedł. Pragnęła mu coś przy okazji pokazać, przekazać... chciała go czegoś nauczyć.

Irvis - 2011-08-21 19:09:32

*Gdyby Irvis miał większa wiedze zabłysnąłby tym, ze stokrotki to gatunek bardzo ekspansywny, występujący na roznych planetach i ze na pewno to jedi przywieźli stokrotki na Tython, wiec byli pierwsi oni. No, chyba ze jednak okazałoby się że… ze nie byli. Irvis podrapał się po głowie palcem miedzy mackami, po czym skrzyżował ręce na piersi*
No… może… Mistrzyni,. wiem, że to symbol, mistrz Onson mi mówił o mocy symboli ale tak naprawdę to tylko kwiatek

Moc - 2011-08-21 19:26:16

Jakby tak się uważniej przyjrzeć, to wiele roślin z ogródka mistrzyni to były roślinki bardzo ekspansywne, ale jednak utrzymane przez nią w ryzach. Tutaj już pomagała sobie Mocą, bo nie chciała dopuścić do sytuacji, w wyniku której zniszczeniu uległaby naturalna fauna i flora Tythona.
- Tak, to kwiatek, ale też symbol... bo widzisz, patrząc na coś dostrzegamy tylko tą widoczną część. Kształt, kolor i tak dalej. Jednak jeśli się skupimy to możemy prawdziwie zobaczyć coś... tak na prawdę wszędzie możemy znaleźć odniesienia to podstawowych prawd Mocy i życia...
Mistrzyni wyciągnęła rękę i położyła ją na ramieniu Irvisa by nakierować jego uwagę na siebie.
- Próbowałeś kiedyś dostrzegać świat przez Moc?

Irvis - 2011-08-21 19:29:43

*Konieczne to było bo młody natuolanin się rozpraszał*
Mi się te podobają *wyciągnął palec by dotknąć dzwonowatych kielichów jakiegoś dużego kwiatka. Kwiaty które lubisz powiedzą ci, kim jesteś. jednak kiedy milarukanka dotknęła go – skupił się na niej. Zaprzeczył najpierw ruchem głowy, a  potem słowami*
Nie… nie próbowałem. I wiem, ze żaden z  adeptów nie próbował…

Moc - 2011-08-21 19:40:10

Spojrzała na kwiatki, które podobały się Irvisowi. Ona sama miała inne upodobania, ale tego nie zdradzała wielu osobom. Póki co chciała pokazać chłopcu trochę inne spojrzenie na świat.
- To trudna umiejętność, ale ci pomogę... usiądźmy i pomedytujmy
I jak zapowiedziała tak też zrobiła. Usiadła spokojnie na ziemi, w pozycji najwygodniejszej z możliwych. Poprawiła też swoją spódnice, bo podczas siadania częściowo odsłoniły się jej nagie, zgrabne nogi. Wolała by Irvis się nie rozpraszał ich widokiem. Mimo, że nadal był jeszcze dzieckiem to jednak chłopcy miewali dziwne pomysły.
- Wiesz jak się to robi?

Irvis - 2011-08-21 19:46:14

*Irvis nie miał ochoty na medytacje (swoją drogą – ulubioną zabawę mistrza Windu), ale nie zaoponował, odstawił wiaderko u usiadł przed stokrotką. Mistrzyni zapewne usiadła z drugiej strony stokrotki*
wiem, jak się medytuje *odparł, ale wiedzieć a wiedzieć to róznica. Uczono go wyciszac się w medytacji, ale żeby coś większego wymedotowac, to nie*

Moc - 2011-08-21 19:55:35

- Dobrze więc... wycisz się... swój umysł. Daj odpocząć ciału.
Poleciła mu sama zaś przystąpiła do wykonywania własnych poleceń. Cersi miała niejako więcej do roboty niż Irvis, bowiem musiała nawiązać z nim mentalny kontakt by "wciągnąć" go w swój świat, by pokazać mu jak ona go postrzega.
- Oddychaj powoli... świadomie. Myśl o każdym oddechu, który dostarcza powietrza do płuc. Wsłuchaj się w bicie własnego serca... wsłuchaj się w szum krwi we własnych żyłach. Usłysz to... poczuj to
Mówiąc to mistrzyni zaczęła jednocześnie przesyłać do Irvsa lekkie impulsy Mocy nakierowujące go na odpowiednie tory.

Irvis - 2011-08-21 19:59:31

*Wziął głęboki oddech, który zaraz wypuścił ustami, i wyciszał się. Nie lubił tego ale robił to bez trudności. Impulsy zas docierały mozolnie. Radar Irbisa nie był jeszcze tak nastrojony, jak u doświadczonych jedi, czy chociażby dłużej szkolonych adeptów, trzeba było włożyć w to więcej pracy, więcej cierpliwości i wysiłku, by osiągnąć ten sam efekt*

Moc - 2011-08-21 20:10:02

Cierpliwości mistrzyni Cersi nie brakowało a i doświadczenie miała w pracy z niedoświadczonymi adeptami. Jej myślowe wskazówki przekazywane były z odpowiednim natężeniem... tak by nie rozpraszać ale wystarczająco mocno, by przykuć uwagę.
- Teraz najtrudniejsza część... wyobraź sobie to co słyszysz... to co czujesz... zsynchronizuj to... spraw by twój umysł oi słuch współpracowały w idealnej harmonii... pomogę ci
Miralukanka złapała go za rękę, by kontakt był pewniejszy i łatwiejszy.

Irvis - 2011-08-21 20:14:39

*Mogła poczuć, ze Irvis się stara, koncentruje, ale efekt jest dosc marny. Nie załapał, nie czuł tego tak lekko jak zdyscyplinowane od maleńkości dzieci jedi. On nic nie słyszał. Nauczony polegania na wzroku w ogóle nie słyszał takich drobnostek jak szum trawy czy czyjś oddech. Nie była to kwestia kiepskiego słuchu, bo słuch miał dobry. Były to typowe „klapki” istot z „zewnątrz”*

Moc - 2011-08-21 20:20:21

Mistrzyni jednak się nie zniechęcała. W pewnym momencie mógł poczuć, że o wewnętrzne bariery jego umysły ociera się inna świadomość, dużo silniejsza i potężniejsza niż jego. Świadomość, która gdyby tylko chciała starłaby Irvisa na proch...To była właśnie mistrzyni Cersi, która musiała troszkę mocniej nakierować Irvisa na właściwy trop.
- Wpuść mnie... nic ci nie zrobię
Popłynął jej aksamitny głos w jego umyśle.

Irvis - 2011-08-22 15:44:53

*To, co poczuł Irvis bardzo go wystraszyło. Głownie dlatego, ze było takie silne, ze nie kryło sie z tym, ze mogłoby Irbisa zmiażdżyć. Ale jednocześnie nie było agresywne. Nie było złe, i choć Irvis może nie czuł się całkowicie bezpiecznie, ba – bał się, to jednak wpuścił. Jak to zrobił – nie wiedział. Postanowił ją wpuścić i tak się stało.*

Moc - 2011-08-26 17:20:56

Gdy tylko bariery umysłu Irvisa opadły to świadomość mistrzyni wśliznęła się "do środka". Wbrew logice nie zrobiła żadnej krzywdy chłopcu, wręcz przeciwnie, otuliła go aurą uspokojenia i wytchnienia. Zaraz też w umyśle Irvisa pojawiła się odpowiedź na wątpliwości i niepewność co do kształtu i kierunku medytacji. Jak na filmie w kinie mógł on zobaczyć co należy zrobić by wejść w stan o którym mówiła mistrzyni Cersi.

Irvis - 2011-09-06 18:39:03

*Na pewno mistrzyni widziała wszelkie problemy chłopca – jego niechęć do nudnej, bezproduktywnej medytacji. Duża ciekawość, niezdyscyplinowanie, chaotyczność. Z tego to wszystko wynikało. Pokazanie wskazówek, których wcześniej nie tylko nie widział, ale nawet nie spodziewał się ze można cos zrobić zdecydowanie pomogły, choć Irvis, zaczynający głębsza medytacje w późnym wieku nadal kroczył opornie. Medytacja nigdy nie będzie jego mocną stroną. Ale widać było ze się stara*

Moc - 2011-09-06 19:08:03

A niestety medytacja była podstawą dla Jedi. Pozwalała się wyciszyć, uspokoić emocje, ale również była okazją do przemyślenia swojego postępowania jak i motywacji. Każdy Jedi musiał sam stwierdzić, czy swoimi uczynkami słucha woli Mocy, czy też kieruje się egoistycznymi pobudkami. To był chyba główny sens medytacji, przynajmniej tej podstawowej.
Starania Irvisa zostały zauważone, więc mistrzyni powolutku, jak za rączkę prowadziła go przez te meandry tajników Mocy, by mógł poczuć i zobaczyć to co ona. Świat "oczami" Mocy.

Irvis - 2011-09-06 19:13:09

*Trochę to trwało. W tej kwestii to Irvis był ślepy. I choć może zdawał się dzieckiem szczerym, ufnym i wesołym, to teraz dopiero, w  medytacji i swoistym opieraniu się widać było ze sieroctwo na Nar Shaddaa odbiło na nim niekorzystne piętno. Irvis posuwał się do przodu, ale bardzo mozolnie, jakby nie ufał mistrzyni, wiec sam próbował jednocześnie robić postępy i bronić się przed nieznanym. Wreszcie jednak osiągnął poziom w  którym miralukanka może mu pokazać świat w Mocy taki, jakim on jest*

Moc - 2011-09-06 19:23:40

Nie bez przyczyny Jedi słyną z cierpliwości i opanowania, więc i przez te opory jakoś przebrnęli, docierając w końcu do celu. A to co Irvis zobaczył w Mocy można chyba jedynie porównać niebem pełnym gwiazd w bezchmurną noc. Wszędzie wokół nich błyszczały maleńkie gwiazdki Mocy, aury żywych istot. A były ich tysiące... owady. Większe gwiazdeczki oznaczały roślinki, takie jakie widziała je mistrzyni Cersi. Z wyglądu przypominały trochę prawdziwe kontury kwiatków, ale były jednak inne. No i też każda taka gwiazdka miała inne zabarwienie, kształt itp.

Irvis - 2011-09-06 19:28:34

*Emocje Irbisa zdradziły niebywałe zszokowanie i fascynację. Znalazł się nagle w innym swiecie. Lepiej – całkowicie stracił kontakt z rzeczywistością, odfrunął sobie i był w  transie, nie odnajdując się, ale za to całym sobą zachwycając jak to tylko dziecko potrafi. Zaraz tez wstał – fizycznie wstał i zaczął wędrówkę miedzy żywymi gwiazdkami. Wywalił się o korzeń. Ale to nic! Znowu wstał, zbliżał twarz do kwiatków, emanował czystą, żywą Mocą. Był bardzo „w temacie”. Za to nie panował nad tym całkowicie. Po prostu poznawał i cieszył się, jak to dzieciak*

Moc - 2011-09-06 19:38:11

A to była tylko cząstka prawdziwego obrazu Mocy, bo do tego jeszcze dochodzą skomplikowane zależności strumieni jej energii, pajęczyny wzajemnych połączeń itp to biedny Irvis mógłby poczuć się zdezorientowany taką feerią barw. Ale póki co mistrzyni Cersi utrzymywała w jego umyśle tą prostą wizję Mocy. Nie poruszała się, bo musiała cały czas się koncentrować na chłopcu, który co raz radośniej rozglądał się wokoło. To był dla niego nowy świat.

Irvis - 2011-09-06 19:41:08

*Rozglądał się ale z całą pewnością nie uważał tego za działanie praktyczne. raczej jako rodzaj gry czy zabawy. Nie niszczył tych ognisk Mocy – bardzo wprawnie odróżniał żyjące kwiaty które mógłby uszkodzić. Słuchał drzewa, widział mistrzynie, ze dwa razy wpadł na nią i bez skrępowania obmacał dokładnie, po czym dalej eksplorował teren, z godzinę, Az się w końcu zmęczył. Wiec usiadł i dalej pozwalał sobą kierować*

Moc - 2011-09-06 19:51:07

Istoty żywe od roślin łatwo było odróżnić - te pierwsze się po prostu poruszały i można było wyczuć dalekie echa ich prymitywnych emocji, takie jak strach czy agresywna wola przetrwania. Ale daleko im było do złożoności istot świadomych.
W końcu też mistrzyni Cersi się zmęczyła i wszystko przerwała, ale tak delikatnie, powolutku wycofując się z umysłu Irvisa. Takie długotrwałe utrzymywanie połączenia wiele ją kosztowała, była teraz nieco senna no i po prostu wykończona, jak po całodziennym wysiłku fizycznym.

Irvis - 2011-09-06 19:56:25

*Irvis w końcu znowu zobaczył świat swoimi oczami. Okazało się ze jest już wieczór. przetarł oczy i westchnął. Zdziwiony, ale odprężony. Stwierdził, ze jest cały w elementach roślinnych które soba zebrał podczas badania otoczenia*
Fajnie było *stwierdził głośno. Jak na kare to całkiem nienajgorzej*

Moc - 2011-09-06 20:04:42

No tak... uff
Mistrzyni nawet nie wiedziała ile czasu minęło, była troszkę zdezorientowana. Ale po kilku chwilach odzyskała jako taką równowagę, by wszystko na szybko przemyśleć. Za długo biednego Irvisa tutaj przetrzymywała a i sama miała pewne obowiązki.
- Uciekaj już na kolację... jutro o tej samej porze się widzimy
W sumie miralukanka też była głodna i musiała się udać na spoczynek by odzyskać siły.

Irvis - 2011-09-06 20:08:34

*Co było niebywałe – nie było żadnego wystrzelenia dzieciaka z procy, wyskoku, głośnego wrzasku ze „już jestem wolny” i bicia rekordów prędkości w pogoni do świątyni.
Irvis, zadowolony, odprężony i uśmiechnięty wstał, stanął grzecznie i nawet się nie otrzepywał*
Dziękuję, mistrzyni. Niech Moc będzie z Tobą *pożegnał się z nia*
Pa kwiatki!
*I z kwiatkami, po czym wyszedł z zagajniczka, chwile szedł normalnie, obijając swobodnie zwisające ramiona o siebie, aż w koncu ruszył w podskokach w kierunku świątyni*

Hakon - 2011-10-03 11:18:24

*Po wylocie mistrzyni Cersi Hakon zgodnie z obietnicą zajął się ogrodem i adeptami. Ogród mało kiedy wymagał jego uwagi, nigdy nie miał pytań i nie przewracał klocków treningowych, dlatego tez Hakon spędzał z  nim niewiele czasu, jednak zawsze zastanawiając się nad pewnym zagadnieniem, zasadą w myśl której ogrody są krzywdzone. istoty ciche i wycofane rzadko kiedy zauważane przez innych z reguły nie są krzywdzone, bo nie rzucają siew  oczy. Za to często są zaniedbywane. Nie proszą o pomoc wiec jej nie dostają.
Nie sztuka pomagać tym, którzy proszą o pomoc. Sztuka być pomocą dla tych, którzy tkwią cicho sami w  sobie.
Hakon chyba trochę o tym zapominał, pracując wcześniej z trudnym, ale jakże otwartym przypadkiem – Edem.
Także teraz, w tej chwili – z adeptami. I choć widział między nimi wielkie różnice charakterów, to wszystkie łączyły się w dużej ekspresyjności. Żadne nie było wycofane i wszystkie chętnie brały udział w zajęciach które organizował. A czasem nawet starsi padawani, około 16-17 lat, co wyglądało zabawnie. no ale w końcu – i tak Hakon był najstarszy, wiec można było wypełniać tą lukę od lat 4 do ok. 40 bo tyle miał Hakon w przybliżeniu (sam nie wiedział ile lat miał naprawdę)
Teraz siedzieli w kręgu w ogrodach, przed sama świątynią. Czuli ze pod trawą jest bruk, który zarósł przez lata. Można go łatwo wydobyć, ale nie teraz. Teraz grupa licząca ponad 20 młodzików w wieku 4 – 17 oraz Hakona była zajęta innymi sprawami*
Zatem nasz bohater z Tatooine… *w powietrzu miedzy nimi lewitowały przeróżne przedmioty: jabłka, kamienie, niedojedzone elementy wczorajszej kolacji, buty, spinki do włosów i treningowe miecze świetlne* …wyleciał w kolejną podróż, ale trapiła go rozterka. Czy kobieta, którą spotkał w porcie naprawdę zasługiwała na pomoc, czy może gwizdek przywołujący mądrego ducha został użyty nadaremno? Co czeka go u celu podróży. Przecież nawet nie wie, gdzie zmierza…
- Powinien pomedytować
*Odezwał się jeden  uczestników zabawy. Ku zbiorowi przedmiotów poderwał się w górę mięsisty liść*
Tutaj, to jest Asteroida Zamyślonego Mnicha. Poczuł impuls w Mocy, bo chciał medytować na statku, ale nie mógł się skupić, przez rozterkę…
- Czy zgadzacie się? Polecielibyście na asteroidę Zamyślonego Mnicha?

*Większość dzieci przytaknęła, rządna przygód, jeden pokręcił głową*
Ja bym nie poleciał…
- Dlaczego?
*Zapytał Hakon. Nieufnym uczniem okazał się 12toletni kiffar*
… Bałbym się… nie mam już gwizdka, a mój miecz nie działa…
- Alii, po co ci miecz do medytacji?
*Odezwał się inny uczeń i co najmniej połowa grupy głośno się zaśmiała*

Moc - 2011-10-03 11:26:52

Mistrz Yoda od pewnego czasu obserwował z ukrycia poczynania Hakona. Całkiem dobrze sobie radził z młodzikami, mistrzyni Cersi dobrze więc wybrała, wskazując na niego jako na swego zastępcy. Jednakże za niedługo będzie trzeba to zmienić, co trochę martwiło maleńkiego mistrza... tak wiele różnych spraw miał na głowie, tak wiele zmartwień a niewielkie pole manewru.
W końcu jednak zielony chochlik wyszedł z cienia wielkiego krzewu i powoli, krok za krokiem zaczął zbliżać się do grupy padawanów, słysząc dokładnie opowieść barabela, jak również odpowiedzi adeptów.
- Medytować powinien, młodzieniec rację ma. W głos Mocy wsłuchać się trzeba, by wiedzieć, czy dobrze postąpiliśmy czy źle
Odezwał się, gdy był już na tyle blisko, by go usłyszeli. Ach, edukacja młodych, wielki zaszczyt, ale i wielka odpowiedzialność. No ale nie można odmówić tego, że daje to też wiele radości, umysły dzieci są proste, ich rozumowanie proste, a zatem i wspaniałe.

Hakon - 2011-10-03 11:34:59

*Hakon tez to widział, tym bardziej ze wcześniej miał do czynienia z umysłem (umysłami) bardzo zawiłymi, zaskakującymi wielokierunkowym myśleniem. Tutaj – odpoczywał i sam bawił się świetnie. Na tyle, że Yodę wyczuł dość późno. Ale nawet jak wyczuł, to nie podniósł wielkiego alarmu w związku z jego pojawieniem się. Powitał Mistrza uśmiechem i skinieniem głowy, podobnie jak i każdy z uczestników zabawy*
Zatem zaryzykujmy… bohater leci na Asteroidę Zamyślonego Mnicha
*Pudełko po landrynkach które było statkiem w powietrzu zaczęło przemieszczać się ku listkowi*
Alii… *Hakon zwrócił się do kiffara[/i] *Brak ci zaufania. Podejdź tutaj, do mnie… siadaj tu… poprowadzisz teraz przygodę. Słuchaj, co mówią koledzy i pamiętaj o pogodzie ducha. Nie ma błędnych wyborów kiedy nasz umysł jest czysty…[/i] *Poklepał chłopca po ramieniu i dyskretnie, niewiele tylko podnosząc tyłek znad trawy odsunął się w kierunku mistrza, wiedział bowiem, że ten chce mu coś powiedzieć, i to pewnie coś ważnego, inaczej nie przychodziłby w środku „zajęć”*

Moc - 2011-10-03 11:43:01

Owszem, mistrz Yoda chciał porozmawiać z Hakonem, dlatego przyszedł do niego w trakcie jego zajęć. Zbyt wiele spraw teraz go trapiło, by odkładać pewne rozmowy na później. Odczekał więc, aż ten załatwi wszystko, po czym powoli odwrócił się i ciężko ruszył przed siebie, garbiąc się przy tym a jego uszy były przyklapnięte, co jasno sugerowało, że się czymś martwi.
Gdy w końcu byli w odpowiedniej odległości to przemówił.
- Od Takena znaków życia nie mamy, mistrz Kenobi na jego sygnał ratunkowy odpowiedział, ale spóźnił się. Porwał go ktoś, pewne to jest. Ale żyje, zjednoczenia jego z Mocą nie wyczuliśmy.
Yoda obrócił głowę i spojrzał na Hakona, który najpewniej obok niego szedł. Nie zatrzymał się jednak, znowu głowę pochylił i dalej szedł przed siebie.
- W Cochrelu sytuacja trudna jest, po Generała śmierci... relacje nasze wzajemne pogorszyły się...
Yoda zmienił temat dosyć nagle, by po chwili jeszcze kolejny rozpocząć.
- Z Przymierzem dobrze idzie nam, w akcjach ich wspieramy, jednak Jedi nam brak... i tutaj prośbę mam.
Yoda zatrzymał się w końcu przed starym pomnikiem przedstawiającym Wielką Mistrzynię Jedi Satele Shan, tą która odnalazła Tython i przeprowadziła Zakon przez mroczne czasy w jego historii.
- Wizję miałem... na Dagobah udać się musisz, odnaleźć kogoś. Pomóc on nam może w problemach naszych.

Hakon - 2011-10-03 12:10:28

*Tak, Hakon szedł obok, stawiając dosłownie stopę za stopą a i to opieszale by tępa były jednakowe. Ręce w rękawy swe powtykał i słuchał. O Takenie – nie dostał żadnej informacji na komunikator. Tu, na Tythonie wiele wiadomości po prostu ginie. Zarówno przekleństwo jak i szczęście w pewnych okolicznościach. Teraz zdecydowanie przekleństwo.
Zaginięcia jedi… śmierć generała… i jeden, pozornie błahy ale ze względu na jego ekspansywność bardzo duży trzyliterowy problem: Aru*
Na Dagobah, mistrzu… Całkiem niedawno słyszałem nazwę tej planety. od Eda. Czyżby pokrywały się kolejne wydarzenia? Galaktyka jest mała…

Moc - 2011-10-03 12:16:07

Problem Aru był najmniej ważny, nie znał on żadnych ważnych informacji, no i wydawało się, że wszelki słuch po nim zaginął. Chociaż Rada podejrzewała, że to on znajdował się wtedy na Aldeeran, gdy wynikła całe to starcie w barze, jednakże nie mieli pewnych dowodów. Ale to najmniejszy problem w porównaniu do pozostałych.
- Od Eda tak? Hmm... co konkretnie o planecie tej słyszałeś? Na uboczu znajduje się ona, ważna nie jest. Zapomniana powiedziałbym, interesu by tam być nikt nie ma
Właściwie to niewielu wiedziało, że taka planeta nawet istnieje, więc słowa Hakona wzbudziły w mistrzu Yodzie podejrzliwość. Coś się działo, coś dziwnego. W Mocy wyczuwał wielkie poruszenie, jak gdyby pojedyncze kamyki zaczęły poruszać lawinę wydarzeń, która wkrótce nadejdzie.
- Wizję miałem, udać się ktoś tam musi. Zbadać to i odpowiedzi poszukać. Więcej powiedzieć nie mogę, sam rzeczy wielu nie rozumiem

Hakon - 2011-10-03 12:27:44

Konkretnie to, ze ma gości z  tej planety. *Hakon wiedział o Aru od Eda. Był proszony o dyskrecję. No ale  - Aru w sumie ważny nie był, choć Hakona bardzo martwiło to, ze tak często się przemieszcza i wszędzie gdzie się zatrzymuje robi rozróbę, zwracając na siebie bardzo dużo niepożądanej uwagi. Teraz Hakon bał się o Eda. Ten jest za dobry na kontakt z takimi typami. Aru go wykorzysta i zostawi z emocjami z którymi Ed może sobie nie poradzić.*
Mistrzu, skoro miałeś wizje, to jest to szansa na rozwianie wątpliwości i faktów o których nie wiemy… Udam się na Dagobah… jeśli ktoś zajmie się ogródkiem Mistrzyni Cersi… hmmm… chyba się nie wywiniesz, mistrz… *Hakon uśmiechnął się ciepło*

Moc - 2011-10-03 12:33:41

- Gości?
Podejrzliwość Yody wzrosła, gdy spojrzał na Hakona, mrużąc przy tym oczy, a jego do tej pory nieco oklapnięte uszy, podniosły się. Ta sprawa śmierdziała, bowiem mistrz kiedyś był na tej planecie, a właściwie kilka razy, i dobrze wie, że nie ma tam żadnej na tyle zaawansowanej cywilizacji, by móc opuścić powierzchnię. No i też nie ma tam żadnych miast, gdzie można by wylądować w celu uzupełnienia zapasów. Praktycznie tam nic nie ma, nic nie znacząca planeta... aż tu nagle Yoda ma wizję związaną z Dagobah, a teraz się dowiaduje, że Ed, ten sam który ich poinformował o kłopotach na Alderaan, ma teraz gości z tej zapomnianej przez Galaktykę planety. To było bardzo podejrzane... być może Rada będzie musiała zalecić Cersi, by się przyjrzała tej sprawie, chociaż Yoda by tego nie chciał. W końcu poleciała tam wypocząć.
- Ogródkiem zajmę się... przesiadywać tam w samotności lubię, więc opiekę nad nim roztoczę

Hakon - 2011-10-03 12:38:16

Tak, gości. Nie sądzie, żeby powiedział o tym tobie, Mistrzu. Zatem i ja nie powiem, ale jeśli Moc zechce, dowiesz się o tym sam już niebawem. Bo nie sadze bym zabawił długo na Dagobah…
*Już samo powiedzenie Edowi ze Hakon poleciał „służbowo” na Dagobah sprawi, ze ten będzie współpracował. Bo juz to co ukrywał przestanie być tajne a stanie się oczywiste*

Moc - 2011-10-03 12:49:21

- Za dużo tajemnic pomiędzy nami jest... Taken wszystkiego nie mówił i zaginął. Na Dagobah dzieje się coś, a ty mistrzu Hakonie coś wiesz o tym, ale nie mówisz... źle w Zakonie dzieje się
Yoda westchnął a jego uszy oklapły, gdy powoli podszedł do pomnika wielkiej Jedi. Spojrzał on na nią z ziemi, na jej pogodne oblicze uwiecznione w kamieniu. Jej historia działa się tak dawno temu, ale mimo to była tak podobna do ich. Zniszczony Zakon, walka z Sithami, ukrywanie się na Tythonie.
- Zbyt wiele pytań, zbyt mało odpowiedzi... problemy wszyscy mamy przyjaciółko... wszyscy mamy.
Wyszeptał bardziej do siebie i do posągu niż do Hakona. W końcu powoli odwrócił się do swego rozmówcy, akurat w momencie, w którym wyczuł lekkie muśnięcie czyjeś obecności w Mocy, co przywołało uśmiech na tej starej, pomarszczonej twarzyczce.
- Na Dagobah leć, lecz strzeż się. Pamiętaj kim jesteś i jaka rola tobie pisana jest.
Dopowiedział jeszcze zagadkowo... niestety nie mógł bardziej Hakonowi pomóc, jego wizja była bardzo niejasna, niespójna. Zmieniająca się. Ścieżki przeznaczenia jeszcze się nie ukształtowały.

Hakon - 2011-10-03 12:54:07

Nie mogę, nie otrzymawszy na to pozwolenia, to zaufanie budowałem długo… *Oczywiście gdyby Hakon czuł, ze dzieje się coś ważnego, to nie wahałby się ani chwili. Ale tak naprawde Yoda wiedział… ta zagadka była prosta. Pomedytuje po kolacji i sam odpowie sobie, co oznacza Dagobah. I goscie Eda. A i tak Hakon przypadkowo zostawi namiar do niego na wierzchu*
Udam się tam niezwłocznie, mistrzu *Hakon skłonil się lekko*

Moc - 2011-10-03 13:01:07

Oczywiście pomedytuje ale to nie przyniesie jednoznacznych odpowiedzi, jedynie dalsze podejrzenia, które zostaną wymierzone w Eda. Wokół jego osoby już od dłuższego czasu zbierają się różnego rodzaju podejrzenia, ale nikt dowodów nie ma, a i krzywdzić nikt go nie chciał bezpodstawnymi oskarżeniami.
- Statek przygotować kazałem, jeden z droidów poleci z tobą, w locie pomoże ci i towarzystwa dotrzyma. Astromech. Uparty trochę... właściwie mistrz Cylcho pozbyć chce się go, bo denerwuje go
Yoda na chwilę humor odzyskał i zaśmiał się nieco wrednie, ale tak to już miał w zwyczaju.
- Niech Moc będzie z Tobą
Pożegnał się, bo wiedział, że Hakon sobie poradzi. Yoda przekręcił głowę nieco w bok i wydawało mu się, że widział zarys jakieś postaci. Dobrze... strzec go Moc będzie.

Hakon - 2011-10-03 13:10:10

*Eda mogli podejrzewać tylko o jedno – o to, co mogli. Ale to były jego decyzje. I jego konsekwencje. Póki jednak był poza Tythonem ze swoim „przyjacielem” Aru – mógł go chronić ile chciał. Jedi mogli kontaktować się z nim i rozwiewać sprawę. Nie powinien stracić przez to zaufania, o ile nikt nie będzie wobec niego zbyt ostry. Ed ufał Jedi. Prawdziwy ewenement w obecnych czasach. 
A Hakon ufał Edowi.*
No tak… Byle z planety *Hakon zaśmiał się lekko, chociaż skoro wyruszał na misje to wolałby nie być jednak rozpraszany. Ale w końcu „miał doświadczenie z blaszakami”. W sensie ostukał się o metal.*
A Wy zostańcie z Mocą *Tymi słowami pożegnawszy się odszedł w pospiechu, by przygotować się do odlotu*

Moc - 2012-02-02 17:11:05

Na Tythonie od dłuższego czasu panowała nieco nerwowa atmosfera związana z niepewnymi wizjami Yody, zaginięciem Takena i jego ostatecznym zjednoczeniem z Mocą. Z tego powodu zarządzono częściową ewakuację, w wyniku której na planecie pozostali członkowie Rady i kilku mistrzów zajmujących się archiwami i wykopaliskami archeologicznymi. Dzięki uprzejmości Przymierza wszystkich wspierały całkiem dobrze działające droidy techniczne przystosowane do trudnych warunków planetarnych.
Rada postanowiła nie przerywać wysiłków mających na celu odbudowanie Świątyni. Pracowali wszyscy pozostali mistrzowie oraz kilku ochotników z Przymierza, którzy chcieli się na coś przydać. Ogród powoli zaczął przypominać ten ze starych holofilmów odnalezionych w archiwum. Świątynia również powoli odzyskiwała dawny wygląd, ale przy obecnych zasobach i tempie prac potrwa to jeszcze kilka lat.
Mistrz Windu nie zaprzątał sobie tym głowy. Siedział on nad niedawno odnowioną fontanną i medytował. Lubił tutaj przychodzić, to miejsce dawało mu spokój i wytchnienie w ostatnich czasach. Ubrany był w zwykły roboczy strój, szaty mistrza odwiesił już jakiś czas temu. Podobnie uczynili wszyscy zdolni do pracy. Nawet mistrz Yoda pomagał dźwigając różne rzeczy Mocą, lub służył poradą (o ile znał się na danej rzeczy).
Mace szukał odpowiedzi na dręczące pytania. Siedząc w pozycji medytacyjnej podniósł głowę a jego wzrok powędrował ku posągowi Wielkiej Mistrzyni Jedi Sateele Shan. Jej osoba dawała mu inspirację. Przeprowadziła Zakon przez jeden z najgorszych okresów w jego istnieniu. Jedi przetrwali, po to by teraz ponownie znaleźć się na granicy destrukcji. I teraz ciężar odpowiedzialności za ich przetrwanie spadł na barki Windu.

Secorsha - 2012-02-02 17:26:01

*Dzialo się coś jeszcze na tle wyżej opisanych wydarzeń. Historie poszczególnych, pojedynczych przypadków jedi, bardzo  reszta tajemniczych niestety przewijały się przez Tython. Czasem ktoś przylatywał, wracał, odlatywał na skromne misje, czy „misyjni”. Kilka dni temu wrócił mistrz Darg – jeden z ostatnich mianowanych jeszcze na Couruscant na mistrza. Już na Tytonie podjął pieszcze nad osieroconą przy rozkazie 66 przez mistrza uczennicę, po utracie swojego padawana, z  resztą w identyczny sposób.
Trzy dni temu Darg wrócił na Tython sam w opłakanym stanie, i dyżurny uzdrowiciel jedi stwierdził, ze należy szykować się na najgorsze.
Jednak życie i Mc platają figle. bo oto z naprzeciwka, od strny świątyni w kierunku fontanny gdzie spokojnie medytował sobie mistrz Windu, zmierzała chwiejnie odziana w prostą piżamę postać o czerwonej skórze i barwnych, bialo-fioletowych stożkach na głowie. Z rąk togrutanina zwieszały się rurki po kroplówce. Widać niepokorny mistrz nie tylko postawił się śmierci, ale i trosce medyka i uciekl ze szpitaliku.
Jednak wygląd jego aury w mcy nie świadczył o tym, ze zrobił to dla żartów…*

Moc - 2012-02-02 17:42:20

Każdy z przebywających tutaj Jedi miał jakąś ponurą historię związaną z Wojnami Klonów, Rozkazem 66 czy późniejszą Czystką Jedi. Każdy kogoś stracił, przyjaciela, ucznia czy też mistrza. Każdy z trudem starał się poskładać swój świat na nowo. Jedi uczeni byli dystansowania się do swoich emocji, tak by nie przejmowały one kontroli, jednak w obliczu takiej tragedii było to trudne.
Nawet ktoś taki jak Mace Windu miał z tym problemy. Cały czas zmagał się z poczuciem winy. Jego starcie z kanclerzem było punktem przełomu, który zaważył na dalszej przyszłości Galaktyki. I właśnie w swojej chwili triumfu, gdy pokonał Palpatina przegrał. Zdradzony i skazany na śmierć.
A później nie było łatwo, gniew cały czas w nim wzbierał, odkładał się w najgłębszych pokładach duszy. Czekał na erupcję.
Gdy nadszedł mistrz Darg to Mace spojrzał w jego kierunku. Był nieco niezadowolony z tej niesubordynacji. Miał leżeć w łóżku, dla jego dobra.
- Powinieneś odpoczywać mistrzu.

Secorsha - 2012-02-02 17:49:10

*Na czerwonej skórze doskonale było widać bladość. Jakby za długo Elza na słońcu i kolor wypłowiał. Będąc już blisko Windu, pozbierał i zmełł w dłoniach zwisające kable po czym bez słowa usiadł obok. i tak siedział, siedział, kiwał się, aż w końcu, po długiej chwili odpowiedział tymi słowy*
Nie mogę odpoczywać z tym, co we mnie siedzi. Nie mogę nawet zjednoczyć się z Mocą, choć mi to grozi. Nie mogę, musze to oddać *Wcześniej nikt nie rozmawiał z  mistrzem Dargiem, głownie dlatego, ze nie był ów zdolny do rozmowy. Miał bardzo poważne obrażenia organów wewnętrznych. teraz widać było lepiej. Mogła to być jednak zasługa silnych leków.*

Moc - 2012-02-02 17:54:49

Mace się nie odzywał, dalej medytował przepuszczając swój gniew i irytację przez całe ciało, rozpraszając te uczucia. Tłumienie ich nic nie daje, one pozostają ukryte, ale silniejsze z każdym napadem wściekłości. A w ten sposób mógł się uwolnić od tego w całkiem pokojowy sposób.
- O co chodzi?
Odezwał się w końcu, zamykając oczy. Windu oddychał świadomie, kontrolował każdy wdech i wydech, czuł każdą komórkę swojego ciała, słyszał rytm bicia własnego serca, szum powietrza w płucach. Powoli rozszerzał swoją percepcję na mistrza Darga. Nie był jednak rozproszony w żaden sposób.

Secorsha - 2012-02-02 18:06:03

*Togrutanin tez na tyle, na ile był w stanie zwarzywszy na jego osłabienie, kontrolował; swoje ciało. Emocje tez, to znaczy nie poddawał się im, ale pozwalał im płynąć, a te płynęły i go męczyły*
Spotkałem zabójcę Takena. Zabił moją uczennicę. To uczeń tego sitha. Spotkaliśmy go na opuszczonej stacji. Najgorsze jest to, że wcale nas nie zwabił. Sami przyszliśmy

Moc - 2012-02-02 18:17:30

- Przykro mi to słyszeć. Kolejna dobra osoba zjednoczyła się z Mocą...
Odpowiedział spokojnie Mace, chociaż chwilę przedtem przez jego ciało przetoczył się mały grom gniewu. Zawsze był impulsywny, zawsze wolał działać niż czekać. Mimo to od lat pracował nad swoją wojowniczą naturą, okiełznał ją, przekuwając w narzędzie światła.
- Co wtedy czułeś Dargo? Gdy natknąłeś się na ślad tego ucznia?
Nemedis ze swoim uczniem stanowili istotny problem dla Rady, która nie znała ich motywów, miejsca w którym przebywali ani zasięgu ich wpływów. W czasach Republiki skorzystaliby z pomocy wywiadu, sami by zajęli się śledztwem. Teraz jednak mieli niezwykle ograniczone pole manewru. Mimo to nie przestali ich szukać. Mieli szczęście, że z pogromu ocalała dwójka Cieni Jedi, agentów Rady, będących ich oczami i uszami. Oraz ręką sprawiedliwości. W końcu natrafią oni na jakiś ślad Nemedisa.

Secorsha - 2012-02-02 18:25:30

*Blady jedi zaśmiał się cicho, co brzmiało trochę jak syk węża w jego obecnej sytuacji*
Poczułem podniecenie. Pomyślałem, ze schwytamy go. W końcu to tylko uczeń, młody, niezdyscyplinowany, no i z tego co wiedziałem – od niedawna uczeń. Jeszcze do niedawna jego uczniem był były jedi, którego nawet widziałem tu, na Tytonie.
Polecieliśmy tam by go po prostu pojmać. Ja – mistrz jedi
*prychnął  pogardą dla samego siebie* A Coli tuż przed próbami. A on sam jeden.
*Upokorzenie i ból gniotły go bardziej niż zmiażdżone płuca. Spuścił głowę, ale nie zdołał pochylić się tak, by ukryć twarz w dłoniach*
...i doszło do tego ze moim jedynym trumfem był to, ze zdołałem cudem, z pomocą Mocy mu uciec

Moc - 2012-02-02 18:36:10

- Nie ma ignorancji, jest wiedza... nie doceniliśmy przeciwnika. Emocje wzięły górę nad zdrowym rozsądkiem i logiką. Błąd... nieustanna spirala błędów, napędzająca samą siebie
Mruknął Mace nie otwierając oczu. Wiedział co zgubiło Darga i jego uczennicę. Arogancja, brak przejrzystej oceny sytuacji, emocje i działanie pod ich wpływem. No i efekt porażki, przygniatający i palący. To nie był zarzut wobec togrutanina, to był zarzut wobec całego Zakonu. Arogancję mieli wpisaną w szkolenie, pewność że mistrz Jedi poradzi sobie z Sithem. I żniwa tej arogancji zbierali nadal.
- Sporą część winy tej sytuacji Rada. Dopuściliśmy do tego, przymykaliśmy oko na te drobne ustępstwa i to teraz do nas wraca, z całym impetem tysiąca lat wypaczeń.
Mace westchnął nie otwierając oczu. Jego świadomość się rozpływała po okolicy, rosła i rosła, łącząc się z wszystkimi mackami w Mocy. Czuł doświadczenie tysięcy lat, czuł nawet obecność pierwszych Mistrzów Zakonu, którzy tutaj, na tej planecie spisywali swe pierwsze przemyślenia, pierwsze zasady, tworząc fundamenty Zakonu Jedi.
- Tkwimy tutaj, miotani sprzecznymi wiatrami Mocy, szukając swojego miejsca... co teraz czujesz Dargo? Zastanów się, spojrzyj w głąb siebie, odkryj swoje motywacje

Secorsha - 2012-02-02 18:43:57

*Stęknął, czując nieodpartą potrzebę zakrycia dłońmi twarzy, ale ostatecznie odchylił się do tyłu, opierając plecami o jakiś zdobny element fontanny. Oddychał płytko i z wysiłkiem, a nad zamkniętymi oczami malowały się ukośne zmarszczki strapienia*
Poczucie winy, żal, rozpacz, gniew, ból. Ale głownie żal. Do siebie o to co się stało. To ja zachowałem się jak sith, którego ciągnie do „zaliczenia” kolejnego jedi. To nie n nas zaatakował. On zajmował się tam swoimi sprawami. To my przylecieliśmy. Zaatakowaliśmy. Nie powiedział ani słowa. Coli zabił bez wysiłku. Jest nieprawdopodobnie zdolny i najwyraźniej nauki mistrza bardzo mu służą. To jest ten rodzaj dobrania z uczniem który daje największy efekt

Moc - 2012-02-02 18:57:40

- Każdy z nas zna to uczucie, każdy z nas przeżył to w ciągu ostatnich kilku lat. Musimy się podnieść, musimy iść dalej, zostawić przeszłość za nami. Żyć teraźniejszością.
Nie przekonywał Dargo, że to nie jego wina, bo to by było kłamstwo i próba ucieczki od odpowiedzialności. Sam musi dojść do porządku ze swoimi uczuciami i myślami. To było jedno z przekleństw bycia Jedi, mimo że stanowili jedną wielką rodzinę, to jednak w głębi ducha byli osamotnieni, nie licząc Mocy, która stanowiła tą mistyczną więź z wszechświatem.
- To był zawsze nasz największy problem, zwalczanie Ciemnej Strony, nie uważasz mistrzu? Jedi powinni być mędrcami, opiekunami, strażnikami, uzdrowicielami, negocjatorami, doradcami... w ostateczności wojownikami. Stąd odwieczne pytanie... jak przeciwstawić się Ciemności? Zwalczając ogień ogniem? Nie jesteśmy na to gotowi. Może nigdy nie będziemy. Ona zawsze tam będzie, zatruwając nasze serca, bo to one stanowią naszą największą słabość
Mace się "dżedaił" jak to pogardliwie określają zwykli mieszkańcy Galaktyki. Dla nich wiele spraw było prostych, bo mieli w gruncie rzeczy jednowymiarowe spojrzenie na świat. Jedi spoglądali na wszystko z wielu perspektyw, wiele spraw musieli rozważyć, przemyśleć, podejść do tego wszystkiego z czystym, pozbawionym emocji umysłem, tak jak teraz.
- Więź między uczniem a mistrzem zawsze jest silna... spojrzyj w głąb własnego serca Dargo, odnajdź tą nić, którą związany byłeś ze swoją uczennicą. Użyj jej, sięgnij ku Mocy, ku Coli, bo ona nie umarła, nie prawdziwie. Istnieje, w Mocy, poza czasem, poza przestrzenią. Poczuj ją, odzyskaj spokój ducha, gdyż nie ma śmierci i jest tylko Moc

Secorsha - 2012-02-02 19:05:36

Zwalczanie ciemnej strony… tak, tylko kto zachował się bardziej ciemnostronnie, my, czy on? Do zwalczania ciemnej strony potrzeba podejść z jasnym umysłem, a nie brawurą. Już zapomnieliśmy, jak to jest. A ja… na dobrą sprawe nigdy nie miałem osobistego kontaktu z kimś kto jest tak blisko sitha. I chyba nikt nie miał. Nie chodzi tu o rzezimieszków – samouków z kradzionymi mieczami. *Zatarł ręce. Nie patrzył na Mace’a. Siedzieli obok, rozmawiali bez udziału fizyczności, były tylko ich umysły*
Bardzo krótko byłem mistrzem Coli. Nie zdążyłem jej nawet dobrze poznać. Jak i ona mnie. Była radosna i brawurowa. Ja tez jestem brawurowy. I się doigraliśmy, jedno nakręcane przez drugie. Ale to ja powinienem docenić przeciwnika. Powinienem kogoś wezwać…
*Chwila ciszy*
…nie nawiązałem z  nią więzi. Nie poczuję jej. Ale może niedługo ją spotkam…

Moc - 2012-02-02 19:21:24

- Owszem, z jasnym umysłem i bez emocji. Woda przeciwko ogniowi. Światło przeciwko ciemności. Wiemy o tym wszystkim ale się do tego nie stosujemy, to jest ironia naszego życia. Każdy z nas zawiódł na swój sposób Dargo, nie jesteś osamotniony.
Mace dalej siedział na swoim miejscu a na jego obliczu gościł spokój. Nie zwyczajowa kamienna maska a prawdziwy spokój i odprężenie. Pogoda ducha, mimo otaczającego ich huraganu .Tak powinni się zachowywać Jedi, samotna wyspa pośród wzburzonego oceanu.
- Ale próbowałeś wykorzystać szansę, nie mogę cię za to winić. Gdybym sam napotkał Nemedisa lub jego ucznia sam bym podjął próbę jego pochwycenia. By przerwać ten krąg śmierci. Rada musi się tym zająć, to pewne
Pozostawało pytanie jak to zrobić. Jedi było zbyt mało, byli zbyt rozproszeni. Pomagali Przymierzu, szukali ocalałych z Czystki, umykali przed obławami Imperium. Mace w skrytości rozważał reaktywację Cieni, by ci zajęli się sprawą Nemedisa i jego ucznia. Ale to musiała byc wspólna decyzja Rady, a temat ten budził kontrowersje.
- Moc zawsze wiąże mistrza i ucznia Dargo. Jedynie co cię wstrzymuje to zwątpienie i brak pewności siebie. Jeśli to odrzucisz to ja poczujesz, jej obecność. Nie myśli, nie uczucia, a obecność i jej aurę spokoju. I miej nadzieję... wydobrzejesz.

Secorsha - 2012-02-02 19:36:35

To mnie nie pociesza, a wręcz przeciwnie *świadomość ze nie on jeden popełnił ten błąd i ze jest on popełniany przez jedi powszechnie była dopiero przykra. Gdybym wtedy, zauważywszy go powiadomił radę, może mielibyśmy go tutaj.[/i] *I urwał. Na silę, bo cokolwiek by nie powiedział, wszystko sprowadzało się do jednego: jak ja źle zrobiłem. Na dobrą sprawę to jedi nie byli przygotowani do starć z takim przeciwnikiem jak sith. Upadli jedi, owszem – zdarzali się. tacy krzyczący o sobie „sith”. Ale to wszystko wygląda i zachowuje się inaczej.*
Nie wiem, czy jestem gotowy poczuć obecność Coli. Mam wyrzuty sumienia, ze zginęła przeze mnie. Gdybym ja poszedł w  pierwsze starcie to może by dalej żyła. Ja nie wiem, czy to był przypadek, czy jego umiejętne kierowanie chaosem. Nie wiem, nie mogę odnaleźć spokoju.
*Westchnął. Kilka wdechów i aura w Mocy koło niego trochę się wygładziła, ale do harmonii droga była długa i wyboista*
Może nienajgorzej teraz wyglądam. W końcu przyszedłem tutaj, rozmawiamy. Ale Mekhnesh stwierdził, ze w moim przypadku Moc może nie wystarczać, potrzebuje hospitalizacji i pomocy chirurgów i sprzętu o którym tu możemy tylko śnić bo nawet nie marzyć.

Moc - 2012-02-02 19:45:04

- Musimy zacząć od początku, od źródeł, które mamy wokół siebie... a mimo to nie umiemy ich wykorzystać.
Świadomość, że Zakon był taki słaby przytłaczała, ale też dawała nadzieję na przyszłość. Mogli się uczyć na własnych błędach, bo wiedzieli co należy poprawić. W dawnych czasach Jedi radzili sobie z Sithami, których były setki, a nawet tysiące, przytłaczając Zakon swoją liczbą. A mimo to przetrwali, bo byli nieustannie gotowi stawiać czoło Ciemnej Stronie.
- Więc może opowiesz o tym starciu? O tym jak was pokonał.
Mace nie śpieszył się jakoś z wyciąganiem informacji od Dargo o tym uczniu. Pośpiech mógłby zadziałać na ich niekorzyść, a togrutanin musiał się nieco uspokoić, wygładzić myśli, uczucia. Ustabilizować się.
- Nie mamy zbiornika z bactą, jednak Moc potrafi czynić cuda. Powinieneś pogrążyć się w transie leczniczym, a mimo to tutaj przyszedłeś. Wiem po co. Ale gdy już skończymy wrócisz do łóżka i pogrążysz się w transie
W stanie transu Jedi stymulowali swój organizm do przyśpieszonej i efektywniejszej regeneracji. Wymagało to spokoju i skupienia, odcięcia się od świata. Dzięki temu potrafili przeżyć rany, które normalną osobę by po prostu zabiły.

Secorsha - 2012-02-02 20:03:35

*Skinął głową, zgadzając się z Macem. Poczucie winy przeszkadzało mu w pogrążeniu siew  transie, by ów trans był efektywny. Jak niespokojny sen. Dlatego tu przyszedł. Nie szukał konkretnego jedi. Wziął tego, którego pierwszego spotkał. I był to Mace.*
Wracaliśmy z Duro, gdzie mieliśmy sprawdzić jednego chłopca. Czy nadaje się na szkolenie. W momencie wyskoku oboje, ja i Coli poczuliśmy skupienie ciemnej strony Mocy. Po prostu zwykłą obecność. To, ze znajdował się w naszym miejscu przeskoków wydało nam się dziwne. On się nie ukrywał, ale i nie interesował się nami. Pomedytowaliśmy, stwierdziliśmy, ze to uczeń. Nie wyglądał w Mocy na specjalnie wyszkolonego czy ambitnego. Nie czuliśmy jednak jego charakteru, może jedynie jakiś zarys przeszłości, taka osobowość istoty z dna.
Szybko stwierdziliśmy to co nas zgubiło: polecimy tam, złapiemy go i dostarczymy na Tython. To była stara stacja przeładunkowa. Pusta, nawet piratów nie było. Nic, wszystko rzucone dawno temu, opuszczone.
Wylądowaliśmy praktycznie naprzeciwko niego. W ogóle nie zwracał na nas uwagi.
Kiedy wyszliśmy, poczułem się rozczarowany. Dug, chłopak w wieku może 17 lat, mały, drobny, mnóstwo kolczyków, ubranie jakiegoś łobuza ulicznego. Miał na szyi coś, co wyglądało jak pokryta wzorami skóra z  człowieka.
Jeszcze nie wiedzieliśmy ze to uczeń Nemedisa.
Zaczęliśmy do niego mówić, nakłaniać go do udania się z  nami, ostrzegać, ze jeśli tego nie zrobi, użyjemy siły. Kilka minut – nie zwracał na niego uwagi. Wreszcie Coli dobyła miecza, chciała go nastraszyć. Uznała, ze on tak się z zachowuje ze strachu. Wiadomo, jak sithowie szkolą uczniów, a  po nim widać było, ze nie chowano go w  dyscyplinie umysłowej.
Jak dobyła miecza, to on zrobił to samo, i zanim pokonałem te kilkanaście metrów do nich, było już po niej.
Nie chce mówić o tym, co poczułem i co się ze mną zadziało w tej chwili. Ale kiedy on poczuł mój gniew, to powiedział… nie, nie powiedział, nie odezwał się ani słowem. To zostało mi przekazane, ale nie tak jak robimy to my, jedi.
Po prostu nagle wiedziałem, ze to uczeń Nemedisa, że zamordował Takena i nosi na sobie trofeum ze skóry Aru.
Zgarnął mnie wrakiem jakiegoś statku za pomocą Mocy i zgniótł to razem ze mną. Zabrał ciało Coli i odleciał. Zostawił mnie. Udało mi się przywołać miecz i wyciąć z wraku. No i uciec stamtąd. Nie wiem, dlaczego mnie nie zabił

Moc - 2012-02-02 20:17:10

Mace wysłuchał opowieści, wyobrażając sobie to wszystko, czując również emocje togrutanina. Historię starcia zamienił w układankę tysięcy kryształów, w coś w rodzaju komnaty, do której przeniósł się umysłem. Czerpał siłę z Mocy, sięgając za pośrednictwem Dargo do przeszłości. Nie widział starcia, ale subtelną plątaninę motywów i uczuć. Szukał punktu przełomu, który da mu większą jasność na tą sytuację.
- Potrzebował świadka, który by doniósł mu o tym co się wydarzyło. Demonstracja siły - potrafię zabić ucznia mistrza a jego unieszkodliwić. Nic mi nie zrobicie. Typowe...
Nemedis dobrze wyszkolił swojego ucznia. Zdecydowanie trzeba im się przeciwstawić i pokazać, że zakon potrafi się bronić.
- Ciemna Strona dała mu siłę, ale nie jest niepokonany, podobnie jak jego mistrz. W końcu dosięgnie ich sprawiedliwość, w ten czy inny sposób
Ciemna Strona nie była potężniejsza od Jasnej, to była zawsze kwestia przekłamań po obu stronach. Ciemna Strona była jak środki dopingujące dla sportowca, pozwalała osiągnąć potęgę w znacznie krótszym czasie niż Jasna Strona. Ale ostatecznie każdy miał swoje limity, których nie można przekroczyć. Poza tym mrok wyczerpuje w znacznym stopniu organizm.

Secorsha - 2012-02-02 20:24:38

*Pokręcił głową. najpierw na „nie”, potem na „tak”, i znowu na „nie”, sam się gubiąc w uczuciach, bo znowu mu to odżyło przez wspomnienia. Poczuł nagle wielki, głęboki wstyd.*
Jest zdolny. I silny Mocą. To bardzo przykre, ze kiedyś go przegapiliśmy. Tak jak i Skywalkera odkryliśmy za późno, by można było go ukształtować pewniej.

Moc - 2012-02-02 20:33:42

- Wyciągasz zbyt pochopne i zbyt pośpieszne wnioski. Sprawa Skywalkera jest skomplikowana i wielowymiarowa, jego wiek jest jednym z wielu elementów układanki. Sprawa ucznia Nemedisa jest podobna, a my nie mamy żadnych pewnych informacji, jedynie domysły i strzępki różnych rzeczy. To wprowadza chaos w naszym myśleniu. A to z pewnością było ich zamysłem
Jedi nie powinni wydawać szybkich osądów opierając się na kilku informacjach i wskazówkach, chociaż tak robiła cała Galaktyka. W ich oczach Zakon był powolnym, zbyt ostrożnym tworem niezdolnym do szybkich decyzji.  Po części mieli rację, bo Rada zawsze wystrzegała się decyzji pod wpływem impulsu i chwili. Bo to nieustannie prowadziło do nieszczęścia.
- Wiele rzeczy można było zrobić inaczej, ale każdy ma prawo do błędu, chociaż nasze pomyłki kosztują nasze otoczenie znacznie bardziej. Dlatego musimy być ostrożni

Secorsha - 2012-02-02 20:37:47

Tak… powiedziałem to. teraz powinienem wracać do szpitala. Spróbuje pomóc medycynie *Nie uśmiechnął się ani nie zaśmiał z tego swojego „żartu”. Cały czas patrząc sobie pod nogi, ni to z bólu niż ze zrezygnowania, wstał powoli*
Dziekuje za rozmowę, mistrzu. Lepiej mi

Moc - 2012-02-02 20:43:04

Ale mimo to Mace się uśmiechnął i w końcu otworzył oczy, spoglądając na wstającego togrutanina.
- Tylko nie sprzeczaj się z pielęgniarką, bo poznasz prawdziwe oblicze Ciemnej Strony. Wracaj do zdrowia mistrzu Dargo. Niech Moc będzie z Tobą
Windu znowu zamknął oczy i powrócił do medytacji. Miał wiele spraw do przemyślenia, musiał też ułożyć jakiś plan na przyszłość. Nemedis był tylko jednym z wielu problemów nękających Zakon, który by przetrwać, musiał stać się silniejszy niż kiedykolwiek przedtem.
- Sateel Shan... przydałaby mi się twoja mądrość i twoje przewodnictwo
Mruknął do posągu gdy już został sam.

Secorsha - 2012-02-02 20:45:55

*Niestety Uśmiech Mace’a tym razem został niezauważony, bo Dargo nie podniósł głowy. Podziękował tylko, i ruszył powoli, po kilku krokach obejmując się za bok i pozwalając by kabelki od kroplówki znowu zaczęły się za nim ciągnąc. Ale ostatecznie dotrze do swojego łóżka, i bez kłótni, grzecznie wprowadzi się w leczniczy trans*

Throul - 2012-03-17 20:30:31

Po zaledwie pięciu minutach ciszę i spokój ogrodu po lądowaniu frachtowca zburzył odgłos szybkich kroków. Ktoś biegł. Tym kimś był T'kul we własnej osobie. Przygotowany jak na wojnę przełykając w biegu kromkę chleba i resztkę kiełbasy. Już na pierwszy rzut oka widać było, że szuka kogoś i cholernie się przy tym spieszy. Szukał Mistrzyni mogącej mu zlecić tę misję na Księżycu Przemytników.

Moc - 2012-03-17 20:47:49

W Ogrodach panowało takie poruszenie i taki hałas, że nikt tego nie usłyszał ani nie zauważył. W specjalnie przygotowanej do lądowania strefie dumnie stał należący do Przymierza Koreliański Frachtowiec Action, z wnętrza którego co chwilę wynoszono na specjalnych repulsorowych barkach sporej wielkości skrzynie. Rozładunkiem zajmowali się przede wszystkim sami członkowie Przymierza noszący polowe mundury, lekkie, wygodne i wytrzymałe. Było ich w sumie blisko dwa tuziny, a więc więcej niż Jedi przebywających w Świątyni. Dodatkowo towarzyszył im jedna drużyna lekkiej piechoty, która również zajmowała się rozładunkiem wszystkiego.
Nad całą tą organizacją sprawował pieczę jeden z oficerów, którego dosyć łatwo było rozpoznać właśnie po mundurze, bardziej oficjalnym. Z nim rozmawiał stary mistrz Kahr i sądząc po ich zachowaniu trochę się już znali.
Kilkanaście metrów od nich krążyła rutiańska twi'lekanka - mistrzyni Fer'nir. Miała na sobie tradycyjne szaty zakonne, więc łatwo ją było dojrzeć z daleka.

Throul - 2012-03-17 21:09:57

Skończył jeść i w pośpiechu przełknął to, co miał pogryzione w ustach. Ten szybki posiłek pokrzepił go nieco, ale też zostawił go z uczuciem lekkiego niedosytu. Nawet jak na swoje ograniczenia zjadł naprawdę niewiele. Otarł usta wierzchem lewej dłoni. Wolnym, pełnym gracji i dostojeństwa krokiem podszedł do mistrzyni Fer'nir. Ceremonialnie skłonił siè jej z szacunkiem.
- Mistrzyni Fer'nir. Czy mógłbym ci zająć chwilkę?
Spytał patrząc jej prosto w oczy. Oczy, jak wiedział z doświadczenia były oknem duszy. One nie kłamały.

Moc - 2012-03-17 21:20:11

Mistrzyni rozmawiała aktualnie z jednym z młodszych oficerów Przymierza na temat modernizacji systemów zasilania Świątyni, gdy podszedł do niej T'kul. Przez jej twarz przemknął lekki grymas zdziwienia, ale zaraz uśmiechnęła się serdecznie. Była dosyć młoda jak na członkinię Rady i byłaby dosyć atrakcyjna gdyby nie paskudna blizna po mieczy świetlnym, która szpeciła jej prawy policzek. Taka już była cena wojny.
- Ach tak? Chwileczkę, muszę skończyć rozmowę z porucznikiem Adarem
Rzeczony porucznik był starszym durosem o surowej, kanciastej twarzy, przez co mógł wyglądać groźnie, chociaż generalnie był miły i spokojny. W ręce trzymał cyfronotes zawierający stare schematy Świątyni Jedi. Ubrany był podobnie jak reszta osób z Przymierza, w niebieskawy mundur polowy.
Mistrzyni Fer'nir dopiero po kilku minutach mogła poświęcić czas T'kulowi. Przywołała go więc gestem dłoni i potem przemówiła.
- Przepraszam za to opóźnienie. A więc o co chodzi?

Throul - 2012-03-17 21:39:45

Odsunął się na kilka kroków gdy powiedziała mu, że chce dokończyć rozmowę. Nie chciał jej przeszkadzać swoją osobą. To było zwykłe zachowanie w Senacie Galaktycznym. Z założonymi za plecy rękoma zajął się obserwacją statku i wyładunku towaru. Po jakimś czasie podeszła do niego.
- Może się przejdziemy?
Zaproponował nieśmiało zastanawiając się czy ona aby nie odczyta opatrznie tej propozycji. Tego by raczej nie chciał. Do wszystkich wybryków w swojej karierze Jedi nie chciał dokładać uwiedzenia członkini Rady. Yoda nie tylko by go zwymyślał ale i zapewne, ku uciesze tego zdrewniałego starca wykastrowałby go łyżeczką.
- Mam do ciebie Mistrzyni delikatną sprawę.
Nie czekając na jej decyzję wolno ruszył na krótki spacer.

Moc - 2012-03-17 21:47:48

- Oczywiście
Zgodziła się od razu na propozycję, bo w spokoju łatwiej się rozmawia. Nie szukała ukrytego podtekstu w tych słowach. Poza tym niech T'kul się aż tak nie przecenia,że udałoby mu się uwieść członkinię Rady. Jedi z reguły świetnie panują nad swoimi uczuciami i emocjami, więc to by było bardzo trudne.
Twi'lekanka ruszyła powoli w stronę małego ogródka mistrzyni Cersi, miralukanki która ostatnimi czasy nieco chorowała. Obecnie to mistrzyni Asrid doglądała jej kwiatów.
- O co chodzi?
Zapytała łagodnie, patrząc przed siebie i oczekując aż pau'anin przedstawi sprawę, z którą do niej przybył.
Zostawili za plecami cały ten zgiełk wynikły z przybycia transportu Przymierza. A to był dopiero początek.

Throul - 2012-03-17 22:06:36

T'kul nie przeceniał się. Wiedział, iż nie jest typem ciacha, na które poleci każda kobieta. Nie chciał jedynie by opatrznie go zrozumiała. Gdy tak się nie stało odetchnął z wyraźną ulgą.
-A więc, droga Mistrzyni...
Zaczął besztając się w myślach za źle zaczętą rozmowę. Choć taki początek mógł przygotować obie strony rozmowy do tego co miało nastąpić.
- Słyszałem z pewnych źródeł, że potrzeba kogoś do misji na Księżycu przemytników.
Idąc kątem oka obserwował jej reakcję na swoje słowa.
- Tak się akurat składa, że pobyt w tej pięknej Świątyni...
Machnięciem ręki wskazał budydek wraz z przyległościami.
- Choć jest dla mnie bardzo pouczający, to jednak muszę ci wyznać odrobinę mnie nuży. Nie dzieje się tu nic ciekawego.
Uśmiechnął się smutno by podkreślić swoje przygnębienie tym wypowiedzianym na głos faktem.
- I tu dochodzimy powoli do sedna sprawy. Za Twoją wiedzą i przyzwoleniem uniżenie prosiłbym abyś to mnie przydzieliła tę misję.
"Nudzę się tu jak jasna cholera i duszę wciąż musząc przebywać pośród tych starych, wiecznie niezadowolonych, zrzędliwych Jedi z Rady. Chciałbym trochę odetchnąć, rozerwać się a nie tkwić w tej przygnębiającej szarej rutynie tutejszych codziennych zadań" - pomyślał w skrytości wierząc, że Mistrzyni nie wysonduje jego myśli i nie obróci ich przeciw niemu.

Moc - 2012-03-17 22:21:58

Wysłuchała cierpliwie jego słów, nie zerkając ani razu na niego. Patrzyła przed siebie, na stary kamienny mur odgradzający ogrody Świątynne od lasów Tythona. Poza tym ze słów T'kula wywnioskowała więcej niż on miał zamiar przekazać. Jednak nie zdradziła się tym ani też nie miała zamiaru go besztać.
- A więc chcesz polecieć na Nar Shaddaa, tak? Mistrz Kahr ci to powiedział, prawda? Bo coś wspominał, że rozmawiał o tym z jakimś pau'ańskim "gówniarzem"
Zaśmiała się cicho z tego stwierdzenia. Ciężko było nazwać T'kula gówniarzem, chociaż pewnie w oczach netiego tak było.
- Do wszystkich tak mówi... zgryźliwy tetryk. Ale przejdźmy do rzeczy... od jakiegoś czasu na Nar Shaddaa działa nowa organizacja przestępcza pod przewodnictwem niejakiej Morrigan. Nic o niej nie wiem, co jest niepokojące, bo do tej pory uważnie śledziłam wszelkie ruchy większych gangsterów
Twi'lekanka w końcu spojrzała na swojego rozmówcę, przypatrując mu się uważnie. Próbowała odgadnąć motywacje, jakie nim kierują, ale po chwili dała sobie spokój i znowu spojrzała przed siebie.
- Problem w tym, że Przymierze ma z nią całkiem niezłą umowę handlową. Ona sprzedaje im niezbędne rzeczy po cenach hurtowych a oni dają jej dostęp do bothańskiej światki szpiegowskiej po "promocyjnych" cenach. Widzisz więc, że to całkiem dobry układ. Twoim zadaniem będzie odwiedzenie jednego z moich kontaktów na NS i dowiedzenie się wszystkiego co zdołasz o tej Morrigan. Potem podejmę decyzję co dalej.
Asrid ponownie na niego spojrzała, tym razem w niemym pytaniu "nadal zainteresowany?" Pozornie była to nudna misja, ale wiele rzeczy mogło pójść nie tak.

Throul - 2012-03-17 22:55:33

Patrzył na nią. "Cholera, te pryki z Rady rzeczywiście umieją panować nad sobą" - przemknęło mu przez myśl. "Czy ja aby za dużo nie powiedziałem?" - zastanowił się. "Powiedziałem to co trzeba było i chyba Mistrzyni nie połapała się w ukrytych celach owego wypadu, a jeśli nawet. Będę daleko z tąd i nic mi nie będą mofli zrobić" - stwierdził.
- Tak, chcę polecieć na Nar Shaddaa.
Potwierdził swoją wypowiedź skinieniem głowy.
- Grrr...
Zawarczał wściekle. "Ten stary ramol, gdy tylko odzyska kilka punktów u kogoś zaraz musi je stracić. Ten stary, wredny zdrewniały dziad. Już ja mu dam do słuchu..." - zacisnął obie dłonie w pięści. Jednak Jej stwierdzenie, że zdrewniaLy dziadyga do wszystkich tak mówi ostudziło go nieco. Wtedy to Mistrzyni przeszła do konkretów. T'kul słuchał jej z uwagą notując sobie w pamięci koto jest informatorem i kogo ma odszukać. W myślach cieszyL się naa tę wyprawę. "Pierwsze co to do baru urżnąć się znowu nareszcie a potem na dziwki. Oj poszaleję sobie. Odbiję z nqddatkiem te nudne spędzone tu tygodnie. Z dużym naddatkiem."
- Jak Twój informator się nazywa? Muszę wiedzieć kogo szukam. Jeśli to możliwe postaram się też wkręcić w otoczenie owej Morrigan i zdobyć jak najwięcej informacji. To zajmie trochę czasu, ale tuszę, że rzetelne informacje są ważniejsze od pośpiechu?
Wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu mówiącym jasno i dobitnie: Dawać mi tu tę lalę, a już ja się wszystkiego o niej dowiem od numeru buta po rozmiar stanika.

Moc - 2012-03-17 23:11:46

Te stare pryki umieją nie tylko panować nad sobą. By zostać członkiem Rady trzeba wykazać się mądrością, spostrzegawczością i bystrym umysłem. No i oczywiście trzeba osiągnąć znaczną wprawę w tajnikach Mocy. A T'kul nie do końca był ideałem w panowaniu nad sobą. Wystarczyło więc poskładać kilka informacji w całość i wyciągnąć wnioski.
- Nie denerwuj się tak, mistrz Kahr taki już jest, niezbyt przyjemny w obyciu ale można się do tego przyzwyczaić
Napomniała go nieco surowszym tonem mistrzyni. Chociaż świetnie rozumiała pau'anina, bo przy pierwszym spotkaniu ze starym netim omal się z nim nie pokłóciła, to jednak potem zaczęła dostrzegać pewne plusy jego osobowości. Największy był taki, że nie owijał w bawełnę.
- Moim informatorem jest chadra-fan o pseudonimie Mysz, to powinno ci wystarczyć. Popytaj w kantynach, będą wiedzieć o kogo chodzi. Zalecam też ostrożność w kontaktach z Morrigan. Chodzą słuchy, że jest mocowładna i jeszcze nikt jej nie zaskoczył, choć wielu próbowało.
Twi'lekanka spojrzała na T'kula i na ułamek sekundy przez jej twarz przemknął cień zawahania. Nie była pewna, czy powierzanie tej misji właśnie jemu jest... rozsądne. Ale postanowiła dać mu szansę.
- Gdy tylko mistrz Ashen odpocznie to poleci z tobą na Nar Shaddaa
Jedi bardzo rygorystycznie strzegą tajemnicy tego miejsca. Tylko niewielka grupka rycerzy i mistrzów znała trasy nadprzestrzenne prowadzące na Tython. Reszta musiała polegać właśnie na nich. To minimalizowało ryzyko odkrycia przez Imperium. Nawet Przymierze musiało korzystać z usług pilotów Jedi

Throul - 2012-03-17 23:25:55

Skrzywił się jakby cytrynę mu zjeść kazano. "A miało być tak pięknie" - pomyślał "panienki, alkohol i ubaw do rana a tu się okazuje, że dosyaję niańkę. Kurwa mać ten zakon Jedi to jakieś staruchy żyjące w celibacie i abstynencji. Zero życia. Tylko Moc i poświęcenie. Zero rozrywki" - podsumował.
- Czy naprawdę muszę lecieć na NS z niańką?
Pytanie zapewne uzna za bzdurne ale trzeba rozwiać wątpliwości.
- Sam sobie dam radę a dwójka Jedi to nieco podejrzane, nieprawdaż?

Moc - 2012-03-17 23:32:58

- On wróci, ma ważniejsze sprawy, to twoja misja
Nie wychwytywała wszystkich myśli T'kula, jedynie jego strzępki, ale i tak ją to niepokoiło. Daleko mu było do porządnego Jedi, za bardzo zdradzał się emocjami, przez co jego myśli były bardziej ulotne. Twi'lekanka zaczęła się zastanawiać, czy czasem na Nar Shaddaa nie będzie zbyt mocno kuszony przez Ciemną Stronę? To miejsce było siedliskiem największego zepsucia.
- Idź się przygotuj i wróć tutaj za jakieś... trzy godziny? Tak, to będzie odpowiednia pora. Poinformuję Ashena by cię odstawiła na Księżyc Przemytników.
W końcu jednak postanowiła zaryzykować. Jeśli T'kul zatraci się to cóż... trzymanie go tutaj było bezproduktywne a ta misja nie była aż tak kluczowa, że jego porażka zagroziłaby Zakonowi. Co najwyżej Przymierze będzie bardzo niezadowolone

Throul - 2012-03-17 23:43:44

Już miał zamiar podskoczyć. Już w powietrzu piętą o piętę uderzyć. Ale się powstrzymał. Jednak na jego gębie wykwitł taki uśmiech zadowolenia i szczęścia, który mówił za wszystkie niewypowiedziane słowa. T'kul był szczęśliwy. Skłonił się Mistrzyni i oddalił pogwizdując wesoło. Ten dzień może zaczął się koszmarnie, ale w miarę jego trwania zaczynał przynosić profity.

Moc - 2012-03-17 23:49:22

Twi'lekanka obserwowała go jak się oddalał i już w myślach zaczynała dochodzić do wniosku, że będzie tego żałować, oj będzie. No ale musiała teraz nadzorować wyładunek a potem przekazać wieści Radzie Jedi. Oddaliła się więc do swoich obowiązków.

A gdy T'kul trzy godziny później przybędzie w to samo miejsce to będzie już na niego czekał pilot Jedi Ashen. Był on durosem, ubranym w strój pilota i raczej nie wyglądał na zadowolonego z faktu, że musi lecieć na Nar Shaddaa by zawieźć tam pau'anina.
Obecnie w okolicy panował już większy spokój, frachtowiec został rozładowany a skrzynie powoli były dostarczane w odpowiednie miejsca. Większość personelu Przymierza tutaj zostawała, jedynie obsługa koreliańskiego Actiona leciała z nimi. Więc to na pewno nie będzie jakiś nudny lot.

Throul - 2012-03-17 23:58:39

Pojawił się. Przyszedł nie tyle punktualnie, co dwadzieścia minut przed czasem ubrany zupełnie inaczej niż zazwyczaj. Teraz jego sytrój był luźniejszy i bardziej dla niego wygodny od szat Jedi. Obok niego jechał jego astrodroid Bzyk. Oboje przywitali się z kapitanem i wsiedli na pokład.

Moc - 2012-03-18 00:04:37

Ashen też się przywitał, ale był oszczędny w słowach więc nie wdawał się w dyskusję. Gdy już wszyscy weszli na pokład to zamknął grodzie i podniósł rampę, samemu udając się do kokpitu. W pomieszczeniach dla załogi siedziało zaś siedmiu techników z Przymierza, którzy pomagali przy obsłudze tak wielkiej maszyny, bowiem frachtowiec miał sto metrów długości i mógł przewozić do 75 000 ton ładunku. Wymagało to jednak większej załogi.
Jeden z nich, człowiek o prostym imieniu Ben wskazał T'kulowi jego kajutę, która generalnie była ciasna, ale przynajmniej mógł tam siedzieć sam.
Duros zaś siedzący w fotel pilota wystartował tą sporą maszyną i po kilkunastu minutach opuścili orbitę Tythona rozpoczynając raczej długą podróż na Nar Shaddaa która zajmie im przy dobrych "wiatrach" niecałe dwa dni. W końcu nie mieli najwyższej klasy hipernapędu.

Hakon - 2012-04-07 17:45:31

*Kolejny dzień. Pierwszy poranek po przylocie Hakona, Tane’a i Eda.
Kilka minut Barabel po prostu siedział na trapie i oddychał. W  końcu jednak trzeba było iśc, zameldować się. Godzina była już przyzwoita, na pewno nikomu nie zakłócą snu. Wczoraj zaraz po przylocie pójście do świątyni byłoby niegrzeczne. Teraz – wysoce wskazane.
Ogarnął nieco wygniecioną szatę, ale szaty jedi miały to do siebie ze szybko się prostowały. Przeczesał włosy, trochę twarz ochlapał i stwierdził, ze wystarczy. Wyszedł nie opowiadając się gdzie idzie*

ED - 2012-04-07 17:51:22

*Ed nie powiedział ani słowa od chwili kiedy Hakon wstał. Udawał, ze go nie ma, choć nie mógł okiełznać pomruków – z resztą zdradzających dobry nastrój. Niewiele się ruszał, obserwował. Było już wiadome, ze pójdzie za Hakonem. Był ciekawskim, rządnym bodźców stworzeniem, ale żeby zapuścić się bliżej świątyni potrzebował wsparcia. W tym wypadku wolał Hakona, bo Tane sam tam nigdy nie był
Tak wiec zaraz po tym, jak Hakon już zmierzał z obranym kierunku, dołączył się do niego i Ed, w pewnym oddaleniu i wyglądający na rozluźnionego. Rozglądał się, omijał większe kępy trawi i sukcesywnie zmniejszał odległość*

Moc - 2012-04-07 17:58:17

Godzina może i wczesna była, jednak nikt już nie spał a w samych Ogrodach sporo się działo. Przede wszystkim rzucały się w oczy efekty prac renowacyjnych. Stare placyki treningowe i medytacyjne ładnie odnowiono, to samo tyczyło się kilkunastu pomników dawnych mistrzów Jedi. Pozbyto się również niechcianej roślinności, chwastów, dziko rosnących krzewów i tych drzew, które przeszkadzały. Wyremontowano nawet główną dróżkę biegnącą do Świątyni, która również była powoli przywracana do dawnej świetności.
Ale to był tylko początek zmian, bo co bardziej znamienne, w pobliżu potężnego gmachu kręcili się nie tylko Jedi, ale też postacie w mundurach i pancerzach Przymierza. Wspólnymi siłami, przy pomocy droidów naprawiali co się dało. Technicy, inżynierowie, zwykli mechanicy i budowlańcy pracowali w pocie czoła a pomagało im kilku rycerzy ubranych po cywilnemu. Mistrzowie z kolei prowadzili grupowe zajęcia dla adeptów z dala od tego zgiełku, więc to na nich najpierw natknie się Hakon wraz z Edem. Jeżeli udadzą się w miarę prostą drogą do Świątyni to najpierw natkną się na grupkę trenującą koncentrację.
Jeden z padawanów stał na jednej ręce, opierając ją o wystający, obciosany kamień. drugą miał wyciągniętą przed siebie i utrzymywał w powietrzu pięć średniej wielkości kamieni.
Wokół skały, na której się opierał znajdował się idealnie zagrabiony, szeroki krąg piasku, a poza nim siedziało czterech padawanów ze skrzyżowanymi nogami. Za nimi zaś krążył starszy rodiańśki mistrz Jedi i co chwilę rzucał w medytującego padawana jakieś kamyczki lub atakował go lekkimi pchnięciami mocy, ewidentnie mu przeszkadzając. Co chwilę też go o coś pytał, krzyczał czasem na niego a jego koledzy w ogóle nie reagowali na to.

Hakon - 2012-04-07 18:06:24

*Tak, bardzo szybko poczuł, ze nie jest sam, ale nie odzywał się do Eda. Szedł cały czas swoim tempem, z rękami zarzuconymi do tyłu, chwytając minuty upływającego czasu, by wyciągnąć z nich jak najwięcej. Jak się tu bywa sporadycznie, to dopiero się docenia. Jak się tu siedzi długo, to Tython powszednieje. Każdy jednak przylot to odkrycie na nowo.
Wstąpił w bramy ogrodu, podszedł jeszcze chwilę i zatrzymał się, by zataczając wzrokiem koło przyjrzeć się krzątaninie postaci. Od wielu, wielu setek lat ten ogród nie gościł tylu osób co teraz – pomyślał.
Wyglądał na to, ze jedi i przymierze byli w naprawdę bliskiej komitywie, skro ci drudzy inwestowali swój czas i ludzi by odbudowywać coś tak „trywialnego” jak świątynne ogrody.
Chwilę postał, i rzeczywiście, skierował się tam, gdzie po pewnym czasie marszu była owa grupka adeptów.
Zatrzymał sie w pewnej odległości, by w razie czego łapać Eda. na razie tylko obserwował, i ćwiczenie, i wszystko, całe życie w ogrodzie*

ED - 2012-04-07 18:10:27

*Jak wiadomo – Ed może zachowywać się dziwnie i na niego nie ma reguły. Tym razem jednak pierwszą reakcją na jakiegoś człowieka w oddali było uniesienie się na wysięgnikach, rozłożenie na boki dział i gromkie „wrrrr”. Nabrał sprężystości w ruchach, poruszał się wręcz momentami przeskakując z nogi na nogę, przez co szybko dogonił Hakona, przegonił go, nie reagując i Moc wie co by się stało, ale akurat trafił na tą odrestaurowana ścieżkę i to był strzał w dziesiątkę – ścieżka mu zaraz do serca przypadła, wszystko inne na około przestało istnieć, a Ed – łeb w dół i idzie po ścieżce. Szczęśliwie Hakon tez szedł po ścieżce, ale jak się zatrzymał to musiał niestety zostać przesunięty. Bo ścieżka idzie dalej, Ed idzie dalej…*

Moc - 2012-04-07 18:19:47

Ścieżka biegłą akurat niedaleko kręgu medytacyjnego, w którym ćwiczyli padawani, więc można było podsłuchać co tam się dzieje. Mistrz Jedi, który nadzorował ćwiczenie krzyczał co chwilę na chłopaka na skale.
- To ma być lewitacja? Moja babcia zrobiłaby to lepiej, wstydź się! I ty chcesz zostać Jedi?! Nic z ciebie nie będzie, kompletne zero. Nic dziwnego, że rodzice cię oddali do Zakonu, nie chcieli widzieć na oczy takiej pokraki!
Słowa były bardzo ostre i z pewnością chłopakowi mogły sprawić ból, ten jednak uparcie trwał w swojej pozycji, chociaż ręka mu drżała, nogi uniesione ku niebu lekko się rozjeżdżały, a kamienie też nie do końca utrzymywały swoją pozycję.
I w końcu po raz kolejny został trafiony kamieniem wyrzuconym przez rodianina. Chłopak nie wytrzymał, lewitujące do tej pory kamienie upadły na piasek a zaraz za nim ćwiczący padawan.
Mistrz Jedi zaraz do niego podbiegł i pomógł mu wstać, podczas gdy jego koledzy nagrodzili jego wysiłki oklaskami.
- Gratuluję Antonie, wytrzymałeś prawie dwadzieścia minut, jestem z ciebie dumny. Twoi rodzice z pewnością też by byli, gdyby cię zobaczyli. A teraz dołącz do kolegów, odpocznij, napij się wody. Axis! Twoja kolej!
Z siedzącej grupki padawanów wystąpiła nastoletnia togrutanka, która ochoczo podeszła do skały i po chwili znalazła się w pozycji wyjściowej, a mistrz Jedi wyszedł poza krąg i używając Mocy przywrócił piaskowy krąg do poprzedniej postaci. Zauważył też Hakona i Eda, więc skinął im głową a potem wrócił do swoich zajęć, poklepując jeszcze odpoczywającego chłopaka po plecach.

Hakon - 2012-04-07 18:26:58

*Przepuścił Eda. Skoro zainteresował się czymś bezpiecznym, to bobrze.
On sam został. Szczerze mówiąc jak tylko zasłyszał krzyki rodanina i zaczął rozumieć słowa – nabrali  pierwszym zupełnie naturalnym odruchu złej opinii, ale kiedy sytuacja się rozwiązała to aż się uśmiechnął. Przyszedł w połowie ćwiczenia, ba – na koniec, wiec miał prawo podjąć błędną opinie co do sposobu prowadzenia treningu przez mistrza.
Kiedy mistrz ich zauważył, Hakon z  uśmiechem uznania skinął mu głową. Padawanowi zaś pokazał uniesiony do góry kciuk. I powoli ruszył dalej. Tej grupie nie będzie przeszkadzać, przejdzie się, zobaczy, kogo tu jeszcze spotka*

ED - 2012-04-07 19:08:02

*Wyminął zatem Hakona i dalej sobie śledził dróżkę. Jednak zatrzymał się, jak tylko usłyszał podniesiony głos, i warknąwszy cicho najpierw się wyprostował do pozycji wcześniej opisanej, a  wiec wysokiej, w gotowości. Następnie rozejrzał się, ujrzał krzyczącego mistrza. Musiał stwierdzić ze jednak nie chce tam podchodzić, zanim jeszcze nastąpiło zakończenie. Zawrócił szybciutko i już Ne patrząc na ścieżkę ruszył truchtem w drugą stronę, stawiając nogi niemal po swoich własnych śladach, przy czym nie patrzył. Już mu wystarczyło by iść na pamięć. Nie odszedł jednak daleko – 10, może 15 metrów. W mocy był jakby nie do końca trzeźwy, jakby działał samym instynktem. Przez całą Noc Moc wywarła na jego trochę inną niż standardowa psychikę swój wpływ. Ed cały czas ewoluował, wiec i jego zachowania też. Ale nie był to póki co lęk, wiec stan bardzo dobry*

Moc - 2012-04-07 19:16:15

Rodianina nie cieszyła rola takiego kata, który musiał krzyczeć na uczniów, przeszkadzać im i w ogóle starać się ich zdekoncentrować. Ale musiał to zrobić, bo dla Jedi zdolność do koncentracji nawet w ekstremalnych warunkach była kluczowa. Jeśli nie będą potrafili się skupić i zignorować bodźców zewnętrznych, to wtedy cały ich trening można sobie wyrzucić do śmietnika.
Padawani, którzy śledzili poczynania Antona a teraz Axis powiedli za wzrokiem ich mistrza i dostrzegli Hakona. Pomachali mu wesoło na powitanie a potem powrócili do swoich ćwiczeń, obserwując zachowanie togrutanki.
Hakon idąc przed siebie przez dłuższą chwilę nie napotka nikogo, w tym zakątku ogrodu panował względny spokój, jednak kilkadziesiąt metrów przed nim ćwiczyła kolejna grupa, tym razem walkę na miecze świetlne. Trening ten był o tyle niezwykły, że nie ćwiczyli w parach a trzech padawanów atakowało zawzięcie czwartą osobę, która ewidentnie dobrze sobie radziła z nimi.
Zaś Eda nikt nie niepokoił, każdy był pochłonięty swoimi sprawami, poranki w Świątyni były z reguły intensywnie wykorzystywane, bo pogoda sprzyjała. Było rześko i przyjemnie.

Hakon - 2012-04-07 19:20:24

*Eda to najpierw zaniepokoił Hakon. Raz mu ustąpił pierwszeństwa. Ale kiedy ten sobie nagle zmienił kierunek, to już się jedi odezwał*
Ciebie by się przydało do tego kola wsadzić *skinął głową na grupę ćwiczącą skupienie.
Tak czy siak to powiedziawszy ruszył w dół ścieżki, cały czas idąc tam, gdzie jeszcze nie był i zapewne prędzej czy później zobaczy tą grupę z mieczami.*

ED - 2012-04-07 19:27:49

*Zareagował. Natychmiast się zatrzymał, juz za Hakonem, daleko nie odszedł. odstawiwszy nogę w tył okręcił się przez półpiruet. Niewątpliwie gdyby miał twarz, można by było na niej teraz ujrzeć wielkie oczy i rozwarte usta. Bo dla Eda to wcale nie wyglądało na ćwiczenia tylko na jakąś karę*
Czemu? *Zapytał, i mimo wszystko zaraz się „ogarnął” i już nie latał jak mózgowa satelita po tej ścieżce. Teraz znowu za Hakonem, z nową refleksją ze jednak ma się zachowywać spokojniej bo jak nie to do koła…*

Moc - 2012-04-07 19:33:25

Ścieżka którą kroczyli była dosyć szeroka i ładnie odnowiona, złożona z kamiennych płyt, starannie obrobionych. Były one dosyć stare, miejscami przetarte i nadgryzione przez ząb czasu, ale nadal ładnie się prezentowały. Co kilkanaście metrów znajdował się pomnik jednego z mistrzów Jedi, a do cokołu przymocowana była płytka z napisem zawierającym imię danej osoby, lata w których żyła i czym się dany mistrz zasłużył dla Zakonu.
Dalej znajdował się kolejny placyk medytacyjny, tym razem ten był nieużywany przez nikogo. Samotna skała piętrzyła się ponad piaskowy krąg.
No i w końcu na horyzoncie pojawiły się te cztery ćwiczące, a raczej walczące postacie, bo na trening to to nie wyglądało. Starcie było intensywne, brutalne i raczej mało miało związku z szkoleniem. Trzy postacie atakowały zawzięcie czwartą

Hakon - 2012-04-07 19:38:21

Bo nie do końca nad sobą panujesz, Ed… *Odpowiedział. Słysząc tuż za sobą jego kroki poczuł się trochę lepiej. Wiedział bowiem, ze kiedy Ed się na nim skupia, to łatwiej go kontrolować. Swoja droga bardzo zastanawiało w tej chwili Hakona, czy Ed byłby w stanie wykonać jakiekolwiek ćwiczenie które Hakon z nim robił, ale z kompletnie obcą osobą. oczywiście jedi.*
Idziemy dalej. Szukamy jakiegoś mistrza któremu możemy powiedzieć, ze tu jesteśmy
*szli dalej, i nagle Hakon przystanął. Popatrzył zdumiony na postaci w oddali. Wyglądało to poważnie, ale bardzo wiele sparringów wygląda poważnie, to tez nie rzucił się by interweniować. Za to słuchał w Mocy*

ED - 2012-04-07 19:46:20

No tak… *Niski, bardzo głęboki głos Eda zabrzmiał z tyłu za Hakonem, prawie do jego ucha* ….bo jak mistrz nas zobaczy to się nie domyśli ze my tu jesteśmy…
*Układ wydechowy „chuchał” Hakonowi prosto w  plecy. Teraz szedł za Hakonem więc szczegóły płyt ścieżki mu umykały. Miejmy nadzieje jednak, ze zaraz nie pojawi się zbyt duży odstęp między płytami.
Kiedy zatrzymał się Hakon, zatrzymał się także Ed. Miał dużo słabszy wzrok niż Barabel, wiec musial chwile poszukać zanim odgadł, na co on patrzy. Dla niego postaci ruszały się za szybko, by w pierwszej chwili powiedzieć co w ogóle widzi, a co dopiero, ze ktoś kogoś „krzywdzi”*

Moc - 2012-04-07 19:52:18

Odstępy między płytkami były w miarę możliwości niewielkie, czasem co prawda pojawiała się większa szpara, ale to były sporadyczne przypadki.
Trójka walczących padawanów silnie emanowała w Mocy. Byli zdeterminowani i nieco zagniewani, koniecznie chcieli wygrać i robili wszystko by wygrać. Z kolei od czwartej osoby biła aura spokoju i opanowania, tak jakby w ogóle nie przejmowała się tymi atakami. Zdecydowanie był to jakiś rycerz, może nawet i mistrz. W tej aurze było też coś nieco znajomego, Hakon pewnie spotkał tą osobę wcześniej, ale to też nie powinno dziwić. W końcu tutaj mieściła się siedziba Zakonu.
Pojedynek trwał w najlepsze, padawani atakowali, a instruktor się bronił a potem szybko kontratakował, wykorzystując przy tym chwyty poniżej pasa. A to sypnął piaskiem w oczy napastników, to kopał w nogi i między nie, podcinał, popychał, przepychał, używał aktywnie Mocy. Po prostu ten Jedi nie walczył honorowo, przez co padawani się gubili.
Walczących obserwowała postać w szacie rycerza Jedi. Nie interweniował on w przebieg walki, więc można się domyślić, że tak właśnie ćwiczenie ma wyglądać. Ta osoba dostrzegła w pewnym momencie Hakona i Eda, po czym spokojnym krokiem ruszyła w ich kierunku.

Hakon - 2012-04-07 19:58:23

*Zrozumiał, wiec mógł dalej obserwować w spokoju. Aura wydawała mu się znajoma. na energia. W pewnej chwili rozpromienił się cały, jednak zgasł równie szybko. Pierwsza myślą był bowiem Taken. Ale przecież on nie żyje. Nie ma Takena. Już nigdy go nie zobaczy.
Hakon spuścił głowę, a kiedy ją podniósł dostrzegł, ze ten rycerz, bo to chyba rycerz idzie ku nim. Czekał wiec na niego*

ED - 2012-04-07 20:08:20

*Ruch był obserwowany. Ed podszedł tak blisko Hakona, a będąc na wysokim pułapie miał głowe nad głową jedi. gdyby padało to na Hakona nie spadła by ani kropla.
Ed miał większy problem ze zrozumieniem tego, co widzi, i najwyraźniej odzywała się z w nim reakcja na nękanie tego czwartego, atakowanego przez trzech, bo warknął i nagle, niespodziewanie wyrwał do przodu, skacząc susem na trzy metry i na skróty przez trawnik. To musiało wyglądać groźnie, jednak – kiedy Ed spostrzegł, ze ktoś idzie w ich kierunku – wyhamował. Nie była to wiec taka szarża jak kiedyś, dawno temu, a zachowanie po części nieświadome.
Zdezorientowany, ale i pozytywnie zaciekawiony, stal nieruchomo i patrzył na tego jedi co idzie*

Moc - 2012-04-07 20:17:55

Od walczących dzieliło ich kilkadziesiąt metrów, więc szarża Eda nie została zauważona, lub też nikt na nią nie zareagował. Oczywiście poza zbliżającym się rycerzem Jedi, który przyśpieszył kroku.
Jego sylwetka stawała się co raz wyraźniejsza. Był on dosyć młodym człowiekiem, zapewne pasowanym na rycerza w niedalekiej przeszłości. Twarz wciąż miała młodzieńcze rysy, co nadawało mu pogodnego wyglądu. Do tego ładny uśmiech, roziskrzone oczy i czupryna w nieładzie, jak gdyby potargał ją przed chwilą wiatr.
Jeszcze kilka kroków i z pewnością rozpoznają Mikala.
- Ed! Mistrzu Hakonie! Witajcie
Zawołał do nich i machnął ręką, by przyciągnąć ich uwagę, podczas gdy w tle dalej się pojedynkowali i właśnie jeden z padawanów został generalnie wyłączony ze sparingu w nieco brutalny sposób.

Hakon - 2012-04-07 20:24:20

*Jeszcze kilka chwil i rzeczywiście, rozpoznał, choć chwilę wcześniej dosłownie rzucil się w  bok by złapać Eda gołymi rękami, ale się nie udało. No ale – jak ktoś nie zauważył ze Ed leci to tym bardziej nie zauważy, ze Hakon wstaje… bo poleciał za bardzo.
Wstał jednak jakby nigdy nic i otrzepał się. Nie wiedział czy krzyknąć za Edem, czy uspokajać tego młodego rycerza, ale najwyraźniej rycerz też się nie przejął. Sytuacja się uspokoiła. Nie pamiętał imienia tego młodzieńca, ale wiedział, kim jest. I wiedział tez dlaczego walka kilkadziesiąt metrów dalej jest brutalna…*
Milo cie widzieć, witaj! *Przywitał się na razie bezosobowo, licząc ze zaraz mu sie imie przypomni, i ruszyl na spotkanie*

ED - 2012-04-07 20:33:05

*Ed rozpoznał szybko, uruchomił mu się program katalogujący, dopasował głos i już. Wiec zanim Ed w ogóle pomyślał to już wiedział. W końcu nie był tylko tajemniczym tsilem w puszce, ale też maszyną. Lub raczej – miał ta maszynę do dyspozycji i ona dla niego pracowała. Ale nie podszedł. tam gdzie się zatrzymał, tam stał. Kiedy jedi był wystarczająco blisko, zaczął pomrukiwać typowo na powitanie, ale jeszcze nie wiedział, co dalej. Miał dżedajski kryzys.
Przyjął strategię typu „jestem nie do końca kumaty”, stając się bierną stroną spotkania. Mógł za to wnikliwiej obserwować*

Moc - 2012-04-07 20:42:15

Mikal przedtem spotkał Eda i Hakona, więc ich w miarę pamiętał. No i też wiele osób wiedziało, że przylecą. Ci, co nie mieli z nimi wcześniej do czynienia zostali poinstruowani co i jak, by nie wynikły żadne przykre dla obu stron incydenty.
Młodzieniec dosyć szybko podszedł do nich, ale zachowywał bezpieczną odległość. Nie wiedział co prawda jaka jest granica, więc zawierzył Mocy i przystanął kilka kroków od Eda.
- Miło was widzieć. Podróż tutaj nie była zbyt męcząca? Bo dla mnie bywa strasznie nużąca i zawsze mam ochotę rozprostować kości. A i jakbyście nie pamiętali to nazywam się Mikal.
Hakonowi jeszcze pokłonił się odpowiednio, bo w końcu znajdowali się w sercu Zakonu, gdzie dawne obyczaje dalej obowiązywały. Uśmiechał się cały czas, emanując w dodatku pogodną i wesołą aurą, mimo że za jego plecami dalej walczono w najlepsze.

Hakon - 2012-04-07 20:48:13

*zatem doszedł do nich. Znalazł się przodem do Mikala zaś Eda miał nieco z boku. Cały czas obserwował go w  Mocy.*
Mikal, tak, chodziło mi gdzieś tutaj po głowię to imie ale nie chciało się ujawnić, wybacz. Starzeje się! *sięgnął ręką i podrapał się po skroni, uśmiechając się przy tym. Nie zmienił się za bardzo od ostatniego spotkania. jedynie włosy mu urosły, teraz nosił kucyk na 5cm długości.*
Podróż? Jak zwykle, ale Edzik nam oszczędził demolki, wiec można powiedzieć ze dobrze. A tutaj robota wrze, a Twoja mistrzyni, jak widze, długo bez akcji nie usiedzi… *skinął głową w kierunku walczących*

ED - 2012-04-07 20:57:13

*W mocy z Edem było ok. To wyczyta Hakon – bo go widzi na bieżąco. A Mikal, o ile pamiętał wcześniejszy stan, to teraz tez powinien dostrzec różnice. Z Edem było lepiej. Był „podleczony”, podbudowany, dużo spokojniejszy, nie taki drażliwy. Jego aura nie była tak nieprzenikalna, co oznaczało ze dystans 7 metrów nie obowiązuje i można podchodzić.
Mruczał bardzo cichutko, tak by nikt nie słyszał, do siebie. Patrzył na Mikala, na Hakona nie.
Już drugie spotkanie, wiec Hakon pewnie zauważy, ze towarzyskość Eda nagle zanika jak spotka jakaś osobę. Jakby go nagle nachodziła nieśmiałość*

Moc - 2012-04-07 21:08:34

- Nic nie szkodzi mistrzu, sam nie pamiętam wszystkich spotkanych Jedi czy adeptów, więc czasem robię ściągawki
Mikal nie był urażony tym, że Hakon nie zapamiętał jego imienia. W sumie zdziwiłby się, gdyby było odwrotnie, bo w sumie ze sobą za dużo nie rozmawiali, by ich spotkanie mogło jakoś odcisnąć się w pamięci. Co innego spotkanie jego mistrzyni.
- Cieszy mnie to. A tobie Ed jak minęła podróż?
Zapytał uprzejmie chcąc nawiązać jakąś konwersację. Mikal był rozluźniony i przyjacielsko nastawiony, więc z jego strony żadnych zagrożeń nie było. Jedynie na wzmiankę o jego mistrzyni odwrócił głowę, by popatrzeć na walczących. Akurat drugi padawan został wyłączony z walki a trzeci się poddał, co jednak jego przeciwniczki nie powstrzymało i zarobił całkiem solidny cios w brzuch i się poskładał na ziemi.
- Taa... Rada wymusiła na niej udzielanie lekcji adeptom, więc postanowiła zademonstrować im sposoby walki wyznawców Ciemnej Strony. Są to zajęcia dodatkowe dla chętnych, bo mistrz Yoda stwierdził, że zmuszanie biedaków do obcowania z mistrzynią to przejaw sadyzmu. Ale i tak chętni się trafili... chyba nie na długo
Westchnął cicho i spojrzał na barabela nieco zmieszany tą sytuacją. Szanował bardzo swoją mistrzynię, ale czasami stwierdzał, że przesadza. Nie idealizował jej bynajmniej

Hakon - 2012-04-07 21:14:46

*Całe szczęście ze Mikal ruszył trochę Eda intelektualnie, bo już Hakon miał go opiepszyć za robienie za statystę (Eda opiepszyć). Oczywiście nie ostro, ale wystarczająco. Ale teraz dostaje szanse – Hakon tak na niego popatrzył że powinien wiedzieć, o co chodzi.
Dalej popatrzył na walkę kończącą się już. Nie wypowie się głośno, to pewne, za to Mikalowi skinął głową. On był zdecydowanym przeciwnikiem takich metod. To znaczy Hakon*
Każdy ma ścieżkę idealną dla siebie samego

ED - 2012-04-07 21:24:18

*Dobrze ze Ed tam nie patrzył. Ale akurat w tym momencie „przekazu” na Hakona spoglądał, wiec zrobiło się długie, przeciągłe mrrrr i zaraz buuuuur. Ale ogólnie pozytywnie. Szybko przerzucił uwagę na rycerza, choć nie było widac, bo to był ruch oczka pod siatką a nie ruch całości. Mruknął nisko, trochę nierytmicznie*
Doskonale, bardzo dziękuje. Bezpieczny i humanitarny transport zapewniono. *Mówił niby swobodnie ale jakoś tak dziwnie. Bo to jeszcze nie była rozmowa, a  odpowiedź na pytanie. Pamiętając jednak mordercze spojrzenie Hakona które na Eda działa bardziej niż kto inny by z  kijem stał, poszedł za ciosem*
A tobie? *A ton był uprzejmy jak u telemarketera*

Moc - 2012-04-07 21:34:15

Walka dobiegła końca i padawani pozbierali się z ziemi i zaczęli wysłuchiwać uwag swojej mentorki, która w sumie miała im sporo do powiedzenia, ale tego już słychać nie było z tej odległości. A przynajmniej nie na tyle wyraźnie, by to zrozumieć.
- Zgadza się, a mistrzyni bywa bardzo wymagająca i surowa. Zna jednak dobrze Ciemną Stronę, więc dostała rolę ekspertki
Mikal był jej padawanem i dobrze poznał jej sposoby nauczania. I z całą świadomością mógł stwierdzić, że jej metody szkoleniowe były bardzo ciężkie. I albo ktoś podoła jej wymaganiom i stanie się silnym Jedi, albo się złamie i odejdzie. Z tego powodu przyjmowała niewielu uczniów.
Młodzieniec skupił się teraz na Edzie. Uśmiechnął się więc słysząc jego odpowiedź.
- To dobrze. Pewnie przylecieliście z rycerzem Ashenem, co? Ostatnio ma pełne ręce roboty. On i jeszcze trzech innych pilotów. Krążą tu i tam
Ashena akurat Hakon i Ed znali całkiem nieźle, w końcu razem trafili na Darr Taha.
- Mi? Hmm... nudno, ciągnęło mi się to strasznie, ale narzekać nie mogę, chociaż czasem lubię. Taka moja drobna wada

Hakon - 2012-04-07 21:40:07

*Nie wypowiedział się. Nie był za tym by udawać ze ciemnej strony nie ma i uciekać na samo wspomnienie tego niemniej wydawało mu się, ze ta trójka tam nie była wystarczająco dojrzała, przynajmniej sądząc po emocjach jakie wyczuwał kiedy walczyli, by takie tematy z taką osobą ruszać. 
On by nie zaryzykował, no ale może Yoda zna tych uczniów lepiej. Jak i mentorkę.
Hakon na dobrą sprawe nie znal zbyt dobrze jedi. On znał dobrze Eda który właśnie piękne zdania budował.*
Ooo, lubisz narzekać… musisz do nas wpaść kiedyś na Autodestrukcje i Eda posłuchać… czekaj, ja chyba mam tutaj coś…
*I zaczął się po kieszeniach grzebać*

ED - 2012-04-07 21:50:02

*Teraz już nawet łbem poruszył, by brać Mikala bardziej środkiem pola widzenia. Stal nadal na wysokich nogach – na jednej trzeciej długości szyn, czyli o 30cm wyzej niż zazwyczaj. Wyglądał wiec trochę bojowo, ale w mocy było czuć, ze zaczyna się angażować, jest spokojny, przyjaźnie nastawiony, bo już pierwsze lody zostały wyjęte z reklamówki*
Nie, nie Ashen, ten taki młody to był. Na Ashena liczyliśmy ale akurat był jeszcze w trasie *tutaj już głos był naturalny. Normalna osoba przy rozmowie, zamknąć oczy to by się nie poznało. No, może tylko barwa głosu była nietypowa.
nagle znowu się poruszył, spojrzał na Hakona, na Mikala, znowu na Hakona. Dioda na moment zamigała żwawiej*
Weź… widać od razu kto się nudzi, mało RAM-u mózgowego by sobie wymyślić twórcze zajęcie to łazi i nagrywa jak ten, nie ubliżając, od gołej dupy Aru

Moc - 2012-04-07 22:00:52

Mikal obejrzał się jeszcze do tyłu i na chwilkę się rozkojarzył. Patrzył tak przez dłuższy moment i obserwował jak padawani rozchodzą się w kierunku Świątyni. Zaraz jednak odwrócił się do nich, choć wyglądał na nieco strapionego, to angażował się w rozmowę.
- A co, Ed też lubi narzekać? No to mamy coś wspólnego, jakby co razem można kiedyś ponarzekać na coś
Uśmiechnął się lekko, ale nadal nad czymś rozmyślał, czasem jego wzrok stawał się nieobecny, by po chwili znowu odzyskać ostrość i patrzeć to na Eda to na Hakona, który grzebał po kieszeniach.
- No cóż, Ashen faktycznie zalatany bardzo. Przymierze dostarcza sprzęt ale ktoś go tutaj przywieźć musi. Ale ten młody pilot najwyraźniej dobrze się spisał
No w końcu tutaj przylecieli cali i zdrowi. Mikal jeszcze raz się obrócił, tym razem patrząc w kierunku Świątyni. Zachowywał się nieco dziwnie, ale na szczęście nie udzielało to się jego aurze, która dalej była spokojna i pogodna, więc powodów do paniki nie ma.
- A co, mistrz Hakon cię nagrywał gdy narzekałeś?
Domyślił się młody Jedi i spojrzał z udawanym wyrzutem na barabela. Ten z kolei mógł poczuć, jak obca świadomość lekko muska jego umysł, przesyłając bezpośrednio do niego słowa kobiety.
- "Nie musisz aprobować moich metod mistrzu, ale kiedyś ci padawani mi podziękują za to, że nie cackam się z nimi jak z malowanym jajkiem. Bo mroczny Jedi czy Sith z pewnością tego robić nie będzie."

Hakon - 2012-04-07 22:14:07

*Hakon spojrzał uważniej na chłopaka i nieznaczną zmianą pozycji głowy i warg dał do zrozumienia ze widzi strapienie i zapytuje czy wszystko w porządku. W końcu Hakon był empatia, mógł pomoc Mikalowi pozbyć się ciężaru przez chociażby wysłuchanie. Jeśli ten by tylko zechciał.
Na chwile zaniechał tego wyciągania i tylko się lekko do nich uśmiechał.
Przez chwilę drgnęła mu powieka. To zdradzało, ze odebrał przekaz. Nie od Mikala. Temu nic nie odpowiedział. Odpowiedział Głosowi:
”Przyszłość tych padawanów jak i przyszłość każdego z nas jest niezbadana. Oby ich ścieżki im na to pozwoliły”.
Wypowiedź była jednoznaczna z „tak, nie pochwalam”. Ale to było zdanie Hakona. Każdy inny jedi miał prawo do swojego. Tak jak padawani – jedni przyszli, inni nie*

ED - 2012-04-07 22:18:34

Ja narzekam na inne rzeczy, tak mi się wydaje. Poza tym nie narzekam *Zaprotestował przytomnie*
Ale możemy. *Jak widać nie było konsekwencji w tej wypowiedzi ale to dlatego iż była to wypowiedź żartobliwa. Ed narzekał, żalił się i rozwodził często za bardzo.*
Nie wiem co on tam ma… Na pewno nic ciekawego. *I znowu mruknął. Na chwile skupil się tylko na młodym rycerzu i widać było, ze przygląda mu się. Po prostu patrzy na jego twarz. To było czuć.*

Moc - 2012-04-07 22:28:31

Mikal od razu wyłapał to, że Hakon kontaktował się z kimś telepatycznie, więc skinął mu lekko głową na znak, że rozumie. W sumie on też się kontaktował w ten sposób przed chwilą, stąd ta strapiona mina. Prowadził przez chwilę dwie konwersacje jednocześnie.
Do Hakona zaś dotarło rozbawienie kobiety połączone a jej kolejna wiadomość była bardziej kąśliwa od poprzedniej.
- "Powiedz to Inkwizytorom Imperium. Już to widzę oczami wyobraźni "Walczmy honorowo, bo inaczej nie umiem i pewnie przegram". Ci smarkacze muszą się nauczyć tego, że ich przeciwnicy nie będą walczyć fair. A najlepiej im to przekazać demonstrując to na ich własnej skórze. To zapamiętają, w przeciwieństwie do gadek-szmatek"
Mistrzyni była realistką i preferowała bardziej praktyczne podejście do pewnych spraw co przejawiało się w jej metodach nauczania.
Mikal tymczasem swobodnie rozmawiał sobie z Edem i jego wcześniejsze strapienie generalnie zniknęło. Nie kontaktował się już telepatycznie z nikim.
- No ja też nie narzekam, po prostu zwracam uwagę na inne rzeczy niż zazwyczaj
Odpowiedział żartobliwie, Edowi, nie oskarżając go o to, że on marudzi i narzeka. Ot, zwraca po prostu na coś uwagę.
- No na pewno. Niech tam grzebie w spokoju, może coś w końcu znajdzie
Mikal wytrzymywał to gapienie się ze stoickim spokojem. Nawet zaczął szukać Edowych oczu, ale z tym miał problem.

Hakon - 2012-04-07 22:34:44

*Tym razem Hakon nie odesłał wiadomości. Był już za stary by dać się tak prowokować, z  resztą nie miał za szczególnej ochoty do dyskusji Bi nie miał w zamiarze nawracania mistrzyni na swoje poglądy – ani tez dyskutowania o własnych. Swoje miał, a ona swoje. Poza tym wyraźnie rozminęli się w temacie.
Za to powrócił do grzebania i wyjął na dłoń komunikator, zaczął tez przeglądać zawartość*
Na to ze drogo, na to ze krowa zdechła, na Hakona… *zaczął czytać tytuły filmików*
…bo guma się przykleiła do podeszwy…

ED - 2012-04-07 22:42:44

*Można było dziś znaleźć oczy Eda, bo był jasny poranek siatka była oświetlona ze wszystkich stron. Miedzy kopulą a tym co jest pod spodem były jakieś 2cm przestrzeni. na tle tego można było najpierw odnaleźć wypukłości, a potem – przyglądając się, wyodrębnić gałki. To nie były fotoreceptory, jak u droidów. To były normalne cyberoczka. Jedna para z przodu, i po parze po bokach. Szybko tez można było dostrzec, które nie działają – choć się poruszały, nie miały jasnej obwódki wokół soczewki. Były jednolite. Działające oczko miało co najmniej dwie barwy*
No oczywiście ze na Hakona *Odparł mistrzowi, który już się filmoteką pochwalił. Sam Ed nie wiedział co on tam nagrał, jakie słowa i sytuacje, ale musiały być bardzo codzienne skoro Ed nie zauważył.
Ed oczywiście nie miał bladego pojęcia ze jest ich tu więcej do rozmowy. gdyby wiedział to by było źle: bo to bardzo shizogenne. Obaj, i Hakon i Mikal rozmawiają jeszcze z kimś, czego Ed nie słyszy, wiec mogą mówić o Edzie niepochlebnie a nawet knuć!*

Moc - 2012-04-07 22:50:46

Do Hakona dotarło jeszcze tylko echo rozczarowania a potem kontakt całkiem się urwał. Za to Mikal znowu miał nieco nieobecny wzrok, gdy on komuś odpowiadał w myślach. Potem przewrócił oczami i po chwili znowu był skupiony na rozmowie.
- Ciekawe tytuły. Krowa zdechła?
Najbardziej zainteresował go właśnie ten tytuł, bo reszta była taka przyziemna. Ale krowa? To intrygujące.
- Mistrz Hakon to chyba wdzięczny temat do narzekania? Znaczy się, komentowania bieżących wydarzeń
Poprawił się od razu by być bardziej poprawny politycznie. W końcu narzekanie to takie trochę negatywne słowo. A komentowanie? Jak najbardziej pozytywne. Raczej...

Hakon - 2012-04-07 23:10:56

Niech będzie krowa, damy Mikalowi wybór, bo Eda wybór to zemsta miała być. Ja drania znam
*Wszystkie filmiki jakie Hakon posiadał były bezpieczne, nie nawoływały do nienawiści rasowej, były poprawne politycznie, nie było na nich ani przemocy ani erotyki, wiec mógł je odtwarzać.
Puścił wiec „krowe” [poniższy tekst napisany przez Eda na potrzeby tego postu]
Sytuacja: chyba jakaś stołówka, bo w oddali stoliki i jakiś chudy facet siedzi, rodianin. Na pierwszym planie Ed z jakaś ścierką przewieszoną przez działo.
Pierwsze wersy rozmowy Ed – rodianin.
Rodianin: (niewyraźne nagrane, nie można zrozumieć)
Ed: a nic. W dupie tam *kilka kroków do przodu, w stronę kamery, staje na rozstawionych nogach*
Jestem rolnikiem, po polu jeżdze ciągnikiem *śpiewa, o dziwo całkiem nienajgorzej*
Rano dam kuuuroooom i żyje w zgodzie z naturą…
Świnie mam w chlewie
oglądam ptaki na drzewie
lecz na wszystkie piekła
właśnie dziś krowa mi zdechła…
*Pauza. Rodianin w oddali głośno się smieje. Ed wydaje z siebie głębokie westchnienie*
Ehhhh, harujesz człowieku 30 lat w pocie czoła w dzień i w nocyu od poniedziałku do poniedziałku z nielicznymi przerwani na sjestę, bez prawa do urlopu kurna twoja w te i nazad, żyły sobie wypruwasz…
*Przy tym wszystkim widać wymowną „gestykulację”, głównie łbem – jego położeniem, i prawa nogą* Krowa zdycha i co? Ani odszkodowania, ani refundacji żadnej, jeszcze za wywóz zapłać sam a o depresji to nie wspomnę. Eee…
Rodianin: to się idź pochlastać, zwyczajowo
Ed: ide. życie jest zue. Nie szanuje ciężkiej pracy. A żeby nie rolnicy to byś tej zupy nie wpierdzielał bo skąd by się buraki wzięły?! W ogóle nie byłoby zycia w galaktyce gdyby buraków nie było. To ma być ustrój, cholera… Jebać system!

Koniec transmisji*

ED - 2012-04-07 23:15:35

*Cierpliwie obejrzał wszystko, a  raczej wysłuchał, bo niewiele widział z takiego małego obrazu. Ale przypomniał sobie od razu co to za sytuacja*
To nie narzekania tylko jajca są, Hakon! *zaraz zaprotestował, bo to material nie do tematu*

Moc - 2012-04-07 23:23:00

Mikal oglądał uważnie filmik a w miarę jego trwania uśmiechał się co raz bardziej, by ostatecznie wybuchnąć śmiechem.
- Racja mistrzu, wyraźnie filmiki pomyliłeś
Śmiał się dalej, bezskutecznie próbując zachować powagę. No ale mu się nie udawało. Całkiem ciekawy filmik wyszedł.

Hakon - 2012-04-07 23:26:45

właśnie nie, ten filmik jest aż nadto wymowny, bo Ed jak już nie ma na co narzekać, to sobie wymyśli temat, jak widać czasem bardzo abstrakcyjny, żeby ponarzekać. Tak, Edziu *Podniósł wzrok na Eda i pokiwał głową, jak to zawsze kiedy droczył się z nim.*

ED - 2012-04-08 17:04:13

Ta… srają muszki, idzie wiosna *Odparł na to, ustawiając się frontem do Hakona. Wystarczyło mu odstawić w tytł jedną noige, i całość się zgrabnie przesunęła*
[i]…będzie trawka lepiej rosła*

Moc - 2012-04-09 17:08:30

- Słyszę, że wierszyki to twoja kolejna mocna strona
Skomentował Mikal, przysłuchując się rozmowie przyjaciół, bo za nich ich uznał. Wzajemnie sobie dogadywali, a jak wiadomo, kto się czubi ten się lubi.

Hakon - 2012-04-10 15:08:36

*bez wątpienia, Ed był przyjacielem Hakona i osobą bardzo dla niego ważną. Jak uczeń. To, co razem przeszli sprawiło ze Hakon bardzo scementował się z  Edem, i choć wiedział, ze słabość do kogoś może zaowocować późniejszymi kłopotami, to było to uczucie tak piękne, ze nie zrezygnował by już z niego. Myśląc o tym splótł ręce na piersi i spojrzał na swoje stopy, by ukryć w ten sposób uśmiech, który pojawił się pod wpływem tej refleksji*
Nooo… weź się jeszcze rozpłacz *powiedział do czubków swoich butw*

ED - 2012-04-10 15:44:20

No niestety, mam duszę poety i w związku z tym nie czuje jak rymuje *Odpowiedział z powagą, ale pomruki jakie wydawał były wesołe, wiec nie należało się ta powagą przejmować. Potrafił dawać dwa sprzeczne komunikaty jednocześnie, trzeba było samemu wybrać ten właściwy. odnośnie rymowania, to Edzik miał na swoim kącie kilka utworów i całkiem udanych tłumaczeń innych autorów z Cestianskiego na Basick, ale oczywiście się nie pochwalił.*
Pewnie, ze się popłacze, nie płakałem jeszcze w tym tygodniu i nie chlastałem się. *Mruknął głosniej, i zbliżył się o krok do Hakona, na tyle by zdołać go trącić łbem i wyprostować bo coś się skulił. Później żwawo obszedł go od tyłu i zajął miejsce znowu miedzy nimi ale z drugiej strony*
Wiecie jak zabić Emo? Zamknąć w okrągłym pomieszczeniu, nie będzie miało kąta w którym można usiąść i płakać, więc umrze

Moc - 2012-04-10 18:31:20

- Za wadę bym tego nie uznał, raczej taka ciekawostka fajna
Stwierdził Mikal z uśmiechem. Sam za bardzo rymować nie potrafił ani śpiewać, w kwestiach związanych ze sztuką to on dosyć kiepsko był obdarzony. Za to u innych cenił dary związane właśnie ze sztuką.
- Ciekawa przenośnia muszę przyznać, popłakać się i pochlastać
Mikal zastanawiał się jak też wygląda u Eda to płakanie i chlastanie się, bo dosłownie robić tego nie mógł, to chyba oczywiste.
- Ja nigdy Emo nie spotkałem, więc nie wiem. Ale chyba masz rację
O emo miał raczej mgliste pojęcie, coś tam kiedyś ktoś mu powiedział, kim jest ta grupka ale na szczęście nie miał z nimi do czynienia. Mikal raczej nie był na bieżąco z młodzieżowymi trendami.

Hakon - 2012-04-10 18:40:28

*Znowu zaczęło się bicie i popychanie Hakona. Wyprostował się, odchrząknął wymownie, i zaraz – w ramach zemsty - przyłożył do Eda otwartą dłoń i popchnął go, choć dobrze wiedział jaka była intencja tego szturchania. Ale zaraz też podszedł by go pogłaskać, ale w innym już miejscu*
Poszedłbyś lepiej Edzik tam do tej pani *Wskazał palcem kierunek gdzie chodziła mistrzyni Mikala. Wskazał bardzo blisko głowy Eda tak by to widział*
Bo na pewno ma kontakt z Radą i byś powiedział ze przylecieliśmy
*Było to ryzykowne, zwłaszcza na Edowy kryzys wobec jedi, ale tak pięknie się rozkręcił, ze można by było zaryzykować* …a nie gadasz alby gadac

ED - 2012-04-10 18:51:38

*Bo i nie robił tego, choć często oświadczał ze idzie się pochlastać lub idzie żeby Urga go pochlastała. I zawsze takie oświadczenia wiązały się z dobrym humorem, a  nie depresją, jak to winno być. Natomiast płacz się zdarzał, oczywiście nie tak jak u organików, ze łzami i smarkaniem. Ostatnio Ed „popłakał się” przez Aru.*
Może i racja, to nie jest aż tak uciążliwe, by było wadą
*Ed był „Artystyczny” ale tak bardzo nie wierzący w siebie iż  tak niską samooceną, ze zmarnowałby swoje najlepsze osiągniecie. Raczej nie da się go sprowokować do pochwalenia się twórczością czy umiejętnościami. No, chyba ze znało się z nim już długo*
…i tak mam za dużo wad, na przykład jestem wredni i mówię czasem: Hakon, kurde, ale czemu ja, ja się wstydzę!
*Jak mistrzyni weźmie Eda w obrót to od razu poemat powstanie, tylko ze może być cały wypikany przez cenzurę*

Moc - 2012-04-10 19:01:52

Mikal stał sobie tak troszkę na uboczu w porównaniu do tej dwójki i raczej był oszczędny w gestach przez cały czas trwania rozmowy. A to trzymał ręce za plecami a to krzyżował je sobie na piersi. Czasem nieco się pobujał, ale ogólnie stał sobie spokojnie i rozmawiał. Chciał jeszcze coś dopowiedzieć odnośnie rymowania, jednak Hakon przyciągnął jego uwagę i podążył za jego wzrokiem, ciekaw o jakiej pani mówił. A gdy zorientował się, że chodzi o jego mistrzynię, która akurat rozmawiała z jakimś padawanem, to nieco zwątpił w słuszność tej intencji. Więc popatrzył ostrzegawczo na barabela a potem dodał troszkę poważniejszym tonem.
- No nie wiem mistrzu, moja dawna mistrzyni jest dosyć... wymagającym rozmówcą
Starał się nie napędzać Edowi strachu jednocześnie dając do zrozumienia Hakonowi, że jego pomysł może skończyć się fatalnie.

Hakon - 2012-04-10 19:09:10

*Popatrzył na młodego rycerza przez chwilę, i musiał zrozumieć co ten chciał mu przekazać. Ed wprawdzie był inteligentniejszy niż się na pierwszy rzut oka wydawał, ale skoro osoba która najlepiej zna „tę panią” odradza to raczej wie co mówi, więc Hakon musiał się szybko wycofać*
No dobra, skoro się wstydzisz to spróbujemy gdzie indziej

ED - 2012-04-10 19:17:12

*Top był bardzo dobry sposób by zainteresować Eda obiektem. Zaraz się poruszył, nogi „zebrał” bo wcześniej stał na nieco rozstawionych, wyciągnął się i patrzył w  tamtą stronę, raz po raz robiąc sobie zbliżenia. Mruknął zaintrygowany, na chwilę skupił się na Hakonie, i potem znowu tam. Hakonowi ufał, także Hakona dobrze znał i wybaczał błędy. Hakon był jedyną „nadistotą” jaka Edowi pozostała, wszystkie inne „ukochane” osoby w ten czy w inny sposób go skrzywdziły. Nie osłabiło to jednak zaufania do mistrza jedi.
Dłuższą chwile tak wypatrywał by w końcu odezwać się tonem kogoś kto już podjął decyzje*
Tylko po co do kogokolwiek łazić i mówić: hejooo, tutaj jestem, wiesz? Mam wrażenie ze oni się domyślają, skoro wrócił pilot…

Moc - 2012-04-10 19:24:22

Mikal nie kwestionował inteligencji Eda, raczej jego odporności na osoby, które generalnie mają go gdzieś, są dosyć kąśliwe i raczej niemiłe. Jego mistrzyni właśnie taka była, bezpośrednia, mająca skłonności do krytykowania słabości itp. Związane to było z jej dosyć burzliwą młodością, o czym wiedziało na prawdę niewielu. Więc Mikal zdecydował, by lepiej nie wywoływać zamieszania, gdy to nie było konieczne.
- Hmm... jeśli koniecznie chcesz komuś się zgłosić to powinieneś udać się do mistrza Kahra, obecnie to on zarządza Świątynią i zajmuje się sprawami przyziemnymi.
Zaproponował trochę nieśmiało, bo i stary neti miał opinię osoby w gruncie rzeczy upartej, mało uprzejmej i w ogóle odpychającej przy pierwszych spotkaniach. Ale jeśli przymknie się oko na jego zrzędliwość to można było dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy, których nie sposób znaleźć w książkach. No i porozmawiać z nim można na dowolny temat.
- Mistrza Yodę i mistrza Windu nie sposób złapać w biegu i jeśli ktoś chce z nimi rozmawiać to raczej trzeba wcześniej się umówić

Hakon - 2012-04-10 19:30:12

Tu chodzi o grzeczność *Odpowiedział Edowi, bo i owszem, wiedziano ze tu przybyli, ale to nie zwalniało Hakona z zameldowania się. To uprzejme, z resztą Hakon, będąc w radzie chciałby, by przylatujący chociaż mu się pokazali. Nie z powodów formalnych, po prostu chciałby ich zobaczyć lub wiedzieć ze widział ich ktoś inny z  rady*
Mistrz Kahar? Uhuhu… chyba ze mi Eda przypilnujesz, a ja sam swoją drogą chętnie bym się z nim zobaczył *Niewiele jedi wiedziało i dobrze, bo wielu mogłoby marudzić, ale to Hakon przywiózł tutaj ten „zbutwiały pień”. Na swój sposób lubił staruszka. Mądrym był jedi, ale z wiadomych powodów – bardzo nieaktualnym społecznie.*

ED - 2012-04-10 19:40:22

*chwile jeszcze obserwował, później słuchal ich rozmowy i obserwował, az w  końcu wydał z siebie coś co brzmiało troche jak burkniecie brzucha, zaś w mocy aura Eda zaemanowała sugestią ze ów czuje się pomijany i do tego niedoceniany, bo go chcą zostawiać, a  on tez tutaj chce jak najwięcej namieszać. Tak prospołecznego nastawienia Eda ze święcą wyczekiwać wiec mógłby Hakoś wykorzystać. Chociaz – spotkanie z panem drzewko to bezpośrednia konfrontacja ze źródłem problemu i do tego skrytymi lękami, co może zaowocować tym ze przymierze będzie kląć na Eda jak będą musieli naprawiać to co poniszczył, spierdzielajać albo wręcz przeciwnie – wałcząc nie wiadomo czym.
W każdym razie – zaczynał się czuć tym co jest niepotrzebne i zawadza*

Moc - 2012-04-10 19:47:27

Mistrz Kahr właśnie z powodu tej swojej nieaktualności społecznej został Opiekunem Archiwów Zakonu oraz Głównym Zarządcą Świątyni. Na obecnej polityce galaktycznej się nie znał, nie wiedział jaki jest układ sił itp ale za to dobrze znał aktualną siedzibę Jedi oraz spory kawałek ich historii. W końcu był świadkiem wielu ważnych wydarzeń. Dlatego też ten wiekowy neti wycofał się całkiem z życia galaktycznego. Jeśli jednak ktoś zwracał się do niego z prośba o pomoc to ja otrzymywał. O ile wytrzymywał jego złośliwe kazanie na jakiś temat i biadolenie o degeneracji dzisiejszej młodzieży.
- Mogę przypilnować jeśli chcesz, tylko przekaż mistrzowi, że się ewentualnie spóźnię. Miałem mu pomóc przy Interfejsie Neotikonów, dalej nie działa tak jak powinien.
Mikal w sumie by się od tego wymigał, nie był aż taki chętny do grzebania w starym komputerze, mimo, że to było ważne.
- Z Edem możemy odwiedzić któregoś z waszych wspólnych znajomych, co ty na to?

Hakon - 2012-04-10 19:53:43

*Zauważył ze Ed zaczął marudzić, ale zaraz Mikal zaoferował się ze się nim zajmie. Dla Hakona to było na rękę bo Mikal był idealny do leczenia dżedajskiego kryzysu, duzo był lepszy niż wysyłanie go na ryzykowne kilkuminutowe spotkania z niepewnymi mistrzami. Ale z drugiej strony Hakon nie chciał dezorganizować komuś pracy*
Jeśli mistrz Kahar pozwoli, to ja zrobię to z  nim za ciebie, jeśli będę umiał. Jeśli nie – wrócę zanim zdążysz się spóźnić. Edzik jest uroczy, ale czasem może pokazać rogi, wtedy najlepiej zadzwonić do mnie, jeśli nie będziesz czegoś pewien, ale wydaje mi się, ze on jest dziś w dobrej formie, tak, Edzik?
*Uśmiechnął się zadowolony ze udało się rozwiązać ten „problem”*

ED - 2012-04-10 20:02:36

Ale ja tu nie mam znajomych… *Burknął, pochylając łeb i popatrzył tak trochę „spode łba”, ale na żadnego  nich – w powietrze. Poczuł się nagle jednocześnie zagrożony i chętny do brnięcia w to. Zdecydowanie był w dobrej formie, wiec takie „oddanie go” w obce ręce w niekontrolowanym miejscu było możliwe*
No… mam jednego… ale on pracuje w świątyni, w skrzydle szpitalnym. Sądząc po tym co dziś widziałem, jakie tu są treningi przed konklawe, to ma pełne płetwy roboty
*Aż strach pomyśleć ile będzie jej miał po konklawe, kiedy zaczną się tłuc i rzucać w siebie ławkami lub padawanami – pomyślał*

Moc - 2012-04-10 20:12:18

- O to by było rozwiązanie. Jemu to chyba względnie wszystko jedno kto mu pomaga. No i myślę, że sobie jakoś poradzę, ale w razie czego dam znać
Mikal nie miał zbyt wielkiego doświadczenia z Edem, ale ufał Mocy, że jakoś to się wszystko uda. W końcu był Jedi i do wielkich zniszczeń nie powinno przecież dojść. W ogóle powinno pójść wszystko gładko, bo każdy rycerz lub mistrz zajęty był swoimi sprawami przed konklawe i nikt nie powinien ich zaczepiać.
- Treningi przed konklawe? Raczej zwykły dzień nie licząc tego ostrego sparingu, to raczej rzadkość. A tak to standardowe ćwiczenia koncentracji które pewnie widzieliście wcześniej, do tego inna grupka adeptów trenuje kondycyjnie w lesie biegi z przeszkodami a reszta jest na wykładach w Świątyni
Młody rycerz nie widział jak Ed postrzega kwestię szkolenia Jedi, ale o to pewnie zapyta w wolnej chwili. Droga którą podążali była trudna i surowa, pełna wyrzeczeń. Więc dla osób spoza tego świata może się wydawać dziwna i przesadzona.
- W skrzydle szpitalnym powiadasz? Chodzi ci chyba o Mekhnesha? On ma wolne, ma tylko jedną stałą pacjentkę, którą jednak odseparowano od innych dla bezpieczeństwa. Więc ogólnie powinien być wolny

Hakon - 2012-04-10 20:17:32

Dobrze, wiec zamieniamy się, ja wezmę twojego miłego dziadzia a ty moje maleństwo *Uśmiechnął się do młodego, i jeszcze Eda poklepał po boku paszczy by dodać mu otuchy. Powinien się z Mikalem dobrze dogadywać, Mikal był w  końcu niewiele starszy od Tane’a którego Ed uwielbiał*
no, to lecę, powodzenia *Pożegnał się i zaczął odchodzić, jednak póki co nadal pozostawał czujny iw  ich zasięgu, w razie jakby co, choć tutaj to panikował, przecież nic się nie stanie*

ED - 2012-04-10 20:25:59

*Kwestie szkolenia jedi pewnie nienajgorzej postrzegał, zapewne dużo rozumiał, wszak Hakon go uświadamiał, ale trzeba pamiętać ze Ed ogólnie miał wypaczone spojrzenie i inny sposób rozumowania niż organiki.*
Tak, Mekhnesh, tylko ze on jest w świątyni. W środku… taaa, idź już, idź Hakon i nie wnerwiaj nas… *Pożegnał się z barabelem, choć patrzył za nim jakby mu własne dziecko zabrali. jednak trzymał się dzielnie – cały czas w tym samym miejscu, bawet bez dreptania*

Moc - 2012-04-10 20:31:42

- Ja bym mistrza Kahra nie nazwał miłym dzadzią nawet przy jego najlepszym humorze. W każdym razie do zobaczenia mistrzu
Odpowiedział Hakonowi troszkę złośliwie, no ale barabel chyba wiedział w co się pakuje. W końcu on sam go tutaj przywiózł skazując resztę swoich braci i sióstr Jedi na obcowanie ze zgryźliwym staruszkiem o sporym bagażu doświadczeń.
No i gdy Hakon ich opuścił to Mikal rzucił okiem na gmach Świątyni. Z tego miejsca prezentował się on wspaniale i majestatycznie.
- To idziemy do środka? Nie powinno tam być dużo ludzi

ED - 2012-04-10 20:38:23

*Biedny Edzik patrzył, patrzył, im dłużej patrzył tym gorzej to wyglądało wiec należałoby go jak najszybciej zainteresować czymś innym. Pytanie Mikkala spełniało warunki nawracacza uwagi, ale dość słabego. Na szczęście dobry stan umysłu Eda przechylał szale na jego stronę*
Chyba tak… *Nie była to odpowiedź przesycona pewnością siebie i tego, co zamierzał zrobić, ale przynajmniej nie była przecząca. odejście największego „akumulatora” zaraz bardzo Eda osłabiło. Znalazł się w obcym miejscu z obcą osobą, on, który czuł się bezpiecznie tylko z  tym co znane. Ale bardzo chciał kontynuować ta przygodę, co było przede wszystkim czuć*

Moc - 2012-04-10 20:52:13

Z zainteresowaniem Eda czymś innym może być lekki problem, bo tutaj wszystko praktycznie łączyło się w jakiś sposób z Jedi, a dalej można pójść tropem do tematów niezbyt lubianych. No ale może coś się wymyśli. W każdym razie Mikal podjął się roli przewodnika i wysunął się na czoło pochodu.
- No to idziemy. Przy okazji chciałem zapytać w jakim celu tutaj przyleciałeś? Nie, żebym cię wyganiał, ale czy chciałeś po prostu towarzyszyć Hakonowi, pozwiedzać czy może popatrzeć na Konklawe? W końcu od tysiąca lat nikt nie organizował żadnego. A może o coś innego chodzi?
Mikal był po prostu ciekaw motywacji Eda, bo jednak Świątynia kurortem wypoczynkowym nie była a ostatnimi czasy było tutaj więcej ludzi z Przymierza niż Jedi.

ED - 2012-04-10 20:58:06

*Ed „instynktownie” podążył za przewodnikiem, wiec problem jak go ruszyć rozwiązał się sam. Musiała taka zależność w chodzeniu być dla niego ważna lub wygodna, bo od razu się włączył. trzymał się nieco z boku, nie bezpośrednio za Mikalem.*
Hakon powiedział, ze powinienem troche pooddychać mocą bo to na mnie dobrze działa, a Tane zaczął mnie gorliwie namawiać, wiec się zgodziłem. Bo w  sumie to lubie to miejsce, choć inne tego typu miejsca są przerażające… Mam dobre wspomnienia. *Nie szedł tak blisko by Mikal czuł sie zagrożony czy czul chociażby dyskomfort. Ed trzymał się ścieżki, wiec trochę tupał.*
…ja chyba nie umiem zwiedzać. Pozostaje wiec oddychanie Mocą

Moc - 2012-04-10 21:09:26

Miakl na chwilę się odwrócił do Eda by mu się przyjrzeć. W sumie robił to tak automatycznie, bowiem przyglądanie mu się raczej nic nie zmieniało. Prędzej w Mocy mógłby coś ujrzeć.
- Ciekawe stwierdzenie, pooddychać mocą, bo w sumie ona jest wszędzie... ale faktycznie tutejsza aura sprzyja wyciszeniu i tak nastraja bardziej pozytywnie.
Mówiąc to młodzieniec wykonał lekki obrót wokół własnej osi, wciąż idąc przed siebie. Nie musiał patrzeć na ścieżkę by móc iść prosto, pewnych umiejętności nauczył się podczas swojego szkolenia. M.in. miał bardzo dobrze rozwinięte poczucie kierunku no i mógłby iść w ogóle nie patrząc na drogę i by się nie potknął.
- Wybacz, że pytam, ale w jakim sensie takie miejsca są przerażające dla ciebie? Ja jako Jedi mam inne spojrzenie na miejsca silne Mocą,  więc jestem ciekaw jak ktoś nie mogący nią władać się czuje?
Mikal w ogóle nie czuł się zagrożony bliskością Eda. W końcu przez wiele lat był padawanem Mistrzyni, którą nie bez powodu nazywano również Ciemną Jedi. I Ed w porównaniu do niej nie był przerażający co chyba nie wystawia zbyt dobrego świadectwa jego nauczycielce i mentorce.
- Zwiedzanie w sumie jest proste, wystarczy oglądać i pytać o coś co wzbudziło zainteresowanie i tyle.

ED - 2012-04-10 21:24:42

*I rzeczywiście, Ed się nie zmienił, może poza tym ze teraz był w  ruchu. Miał teraz charakterystyczny chód – jedna noga podnosiła się dopiero wtedy kiedy poprzednia już całkiem stała na podłożu i mogła przejąć ciężar, nie tak jak człowiek – nie tak płynnie, choć oczywiście tak tez bardzo często się poruszał. teraz to było jego najwolniejsze, najbardziej stabilne tempo. Odrobinę Kolusa na boki częścią głowową. Działa pozostawały w tej samej pozycji – nisko, by nie sugerować wrogich zamiarów. Podniesienie dział zazwyczaj oznaczało bojowe zamiary, w ataku lub obronie.*
Tak, pooddychać Mocą, Hakon ma prawa autorskie do tego powodzenia ale nie ma pojęcia o biznesie dlatego można tego używać
*Kiedy Mikal robił piruet, Ed zwolnił, widać spodziewał się, ze cos się stanie, ze ten się zachwieje, rozbije o niego, spowolni marsz, cokolwiek. nic jednak z  tych rzeczy, wiec musiał nadrobić dwoma szybszymi krokami*
nie, albo ja się źle wyraziłem, albo ty mnie źle zrozumiałeś, nie chodziło o kategorie Moc. Hakon uważa – bo ja chyba nie jestem tego świadomy – że miejsca takie jak Tython, czyli Tython konkretnie ma na mnie dobry wpływ. Tu jest mnóstwo zieleniny, otwarte przestrzenie, jakieś robaki, piach, inne atrakcje, często czuje przez nie dyskomfort ale radzę sobie bez większych problemów.
*Mówił tak Mikalowi w plecy, kiedy był bliżej, jedi mógł czuć rezonowanie głosu, a  nawet „oddech” – cieple powietrze o subtelnym zapachu bzu „wydychane” przez układy Eda.*
Przerażające sa inne planety. Ostatnio byłem na Hoth i myślałem ze ducha wyzionę, choć chroniła mnie szyba od tych… apokaliptycznych pejzaży. A zwiedzanie jest proste w teorii, ale nie chciałbym się zagłębiać w ten temat
*Tutaj już bowiem wchodził temat lęków Eda, poczynając od tego, ze w ogole ciężko jest mu poruszać się po obcym terenie, zwłaszcza otwartym, po różne przeszkody w postaci choćby pajęczej nici przechodzącej przez szlak. Ed miał słaby wzrok ale z jakichś dziwnych powodów widział takie rzeczy: nitkę, sznurek, załamanie światła gdzieś, jakaś rozdeptana żaba, ślad po pojeździe jednośladowym, wszystko mogło wywołać w nim lęki. Żeby zaczął zwiedzać potrzeba by ze dwie doby samego oswajania*

Moc - 2012-04-10 21:41:50

Mikal maszerował w miarę szybko, nie był o chód spacerowy, kiedy to kilometr można przejść w godzinę albo i dłużej. Mał szybsze tempo, ale bieg to jeszcze nie był.
- Będę go musiał o to zapytać, co rozumie przez to stwierdzenie
Młodzieniec podejrzewał, że Hakon raczej wymyślił sobie to określenie na potrzeby rozmów z Edem, by go przekonywać do wizyty na Tythonie. No ale mogła się za tym kryć jakaś inna historia.
- To chyba ty się źle wyraziłeś. To miejsce jest szczególne i niewiele w Galaktyce jest mu podobnych. Ja znam w sumie tylko dwa, Świątynię Jedi z Coruscant oraz Świątynię na Illum. Mistrz Kahr wspominał coś jeszcze o Dolinie Jedi ale nie wiem czy to prawda... chodzi o to, że tutaj Moc jest szczególnie silna a my Jedi to wyczuwamy a ono wpływa na nas. Ciężko to wyjaśnić, to trzeba poczuć
To miejsce było dla Jedi praktycznie święte, z powodu historii, atmosfery oraz właśnie Mocy. I oni właśnie przez ten pryzmat spoglądają na całe te otoczenie. Lasy, przestrzenie i jeziora były urocze i malownicze, ale nie miał tak na prawdę dla nich wielkiego znaczenia. Nie tak jak cała ta aura Mocy.
- Wiesz Edziu, dużo jest takich urokliwych planet. Byłem kiedyś na Alderaanie i jest tam na prawdę pięknie. Powinieneś kiedyś tam polecieć. Naboo podobno również ma w sobie urok.
Tython pod względem krajobrazów akurat nie wyróżniał się niczym szczególnym, na tle planet uznawanych przez społeczność galaktyczną za niezwykle piękne. A takich globów było sporo.
- Hoth? Hoth... Hoth... coś mi mówi ta nazwa, ale nie mam pojęcia z czym to skojarzyć. Jeden potężny Jedi tak się nazywał i chyba planeta jakaś też. Co tam w ogóle jest?
Hoth to była zapyziała, zamarznięta dziura o której niewielu słyszało, więc pytanie Mikala dziwić nie powinno.
- Zwiedzanie proste w teorii? A próbowałeś praktyki kiedyś?

ED - 2012-04-10 21:50:23

Wcale nie zamierzam zaprzeczać, pewnie ja się źle wyraziłem *Nie był uparty ani zawzięty, a przynajmniej nie w bezsensowny sposób wiec przyznał się do złego się wyrażenia. Niedojadania z powodu nie rozumienia się. Mikal nie znal Eda, choć pewnie o nim słyszał, bo kiedy Ed trafił tu pierwszy raz, było ostrzeganie i Mikal wtedy był. *
Wiem, ze jest dużo urokliwych planet… *odpowiedział ale nie podjął tego,. żeby tam lecieć. Tu należało znowu wrócić do wyjątkowości Tythona – bo owa wyjątkowość – Moc – sprawiała, ze Ed był w stanie egzystować na tej planecie. Planeta sama z siebie go na tyle uspokajała ze mógł. To było właśnie oddychanie Mocą.*
Hoth nie jest urokliwa. Tam nic nie ma, tylko śnieg. Gdziekolwiek nie spojrzysz – śnieg
*Już na sama myśl Edowi zrobiło się źle. Otwarta, jednolita przestrzeń którą widział gdziekolwiek by nie spojrzał – koszmar dla schizofrenika.*
Tak, próbowałem, w bazie na Hypori, zaczynałem od takich łatwych, rozłożyłem się na parku botanicznym…

Moc - 2012-04-11 12:24:06

- Zdarza się, różnice kulturowe
Mikal nie zamierzał Eda dręczyć z powodu wzajemnego niezrozumienia, to by było by po prostu głupie i niepotrzebne. Ed i młodzieniec pochodzili z zupełnie innych środowisk, inaczej patrzyli na świat, mieli inne cele życiowe, inne problemy i inne obowiązki. Wzajemne niezrozumienie prędzej czy później się pojawi w różnej postaci.
- I jest wiele, które warto odwiedzić.
Zasugerował ostrożnie, nie potępiając przy tym niechęci Eda do innych planet. Często się zdarzało, że osoby które większość życia spędziły na przeróżnych statkach czuły potem irracjonalny strach przed otwartymi przestrzeniami czy też silną niechęć do powierzchni planet. Działało to też w drugą stronę, Mikal na przykład nie mógłby dłużej żyć na jakimś statku, bo by zwariował.
- Śnieg też może być urokliwy na swój sposób. Oczy często mogą mylić, co chyba sam wiesz
Oczywiście sam nie widział nigdy Hoth, ale niemal zawsze można znaleźć jakieś ukryte piękno w pozornie brzydkim lub nieciekawym krajobrazie. Mikal nawiązał w swojej wypowiedzi do sytuacji Eda, który na pierwszy rzut oka był tylko droidem.
- Park botaniczny to spore wyzwanie no i trzeba lubić rośliny. Lepiej zwiedzać jakieś ciekawe miejsca lub zabytki. Takie jak n Świątynia
Wskazał przy tym na gmach, do którego się zbliżali. Przy samym wejściu kręciło się sporo osób, głównie w mundurach Przymierza. Jedni kopali w ziemi, inni przygotowywali różne przewody elektryczne i rury, jeszcze inni po prostu sprzątali przy pomocy droidów. Kilku Jedi i adeptów im pomagało, a trzech mistrzów stało z boku i zawzięcie o czymś dyskutowało. Ogólnie Świątynia tętniła życiem

ED - 2012-04-11 12:55:37

Mogą mylić, ale tez oko oku nie równe, wszystko to ruchome kwestie. Trzeba umieć tego oka używać *Jeśli znalazł nawiązanie to starał się go za bardzo nie wysuwać jako myśl przewodnią. Sam potrafił doceniać piękno przyrody i urok tego, co się widzi ale uwiecznione na zdjęciach, ewentualnie przez nie za duże okno, tak by ani przez chwile nie poczuć się wystawionym na działanie tego piękna, żeby no nie mogło Eda dosięgnąć. Tutaj Mikal miał całkowitą rację: dwieście lat życia w ciemnych, ciasnych piwnicach robi swoje. Wydawać by się mogło ze taka istota pragnie tylko wyjść. Może tak, jeśli pamięta inne zyce, ale jeśli nie, to kształtuje się zupełnie inaczej, jak Ed. Można go nakłonić do wyjścia, ale wtedy czuje się gorzej i wszystko mu przeszkadza, jakby był tu Tane to by pewnie mógł przytoczyć przykład ze skarpetami –bo Ed nie chce dotykać stopami trawy.*
No dobra, możesz dać mi pierwszą lekcje: jak zwiedzać świątynię. Obiecuje się starać

Tane - 2012-04-11 12:56:21

Tane szwendał się gdzieś w okolicy z cyfronotesem w ręku ciągle coś przeglądając. Widać było, że był zachwycony wizytą na Tythonie, w końcu to kolebka, w której wszystko się zaczęło. A wywierało tym większe wrażenie jeżeli było się młodym padawanem, który słyszał wiele historii związanych z samym Zakonem jak i planetą, na której obecnie się znajdował. Teraz mógł widzieć to wszystko z bliska. Gdzieś jednak w oddali zauważył Eda i był nieco zdziwiony faktem, że oddalił się od miejsca, w którym wylądowali. Szedł jednak z takiej strony, że na początku nie zauważył towarzysza, z którym Ed się przemieszczał.
- Witaj Ed, cóż to Cie skłoniło żeby tak samemu się tutaj wybrać? - pytał z zadowolonym tonem w głosie. Był jednak na tyle daleko i pod takim kontem, że postura Eda zasłaniała nieznajomego.

Moc - 2012-04-11 13:13:03

- Możliwe, wiele rzeczy zależy od gustu
Stwierdził pojednawczo. Każdy miał swoją historię i lęki z nią związane. Nic nie brało się z powietrza, wszystko ma swoją przyczynę,dlatego też Mikal starał się nie oceniać Eda po jego niechęci do zwiedzania miejsc i planet. Co prawda do końca tego też nie rozumiał, bo słabo go znał, no ale może w przyszłości się to zmieni.
- Chcesz lekcję? No dobra, podejdźmy może tam
Wskazał na stojącą po prawej stronie rzeźbę naturalnej postaci. Przedstawiała ona ludzką kobietę w średnim wieku, ubraną w szaty mistrza Jedi. Przed sobą miała lekko uniesioną prawą rękę a na jej dłoni spoczywał średniej wielkości sześcian ozdobiony różnymi znakami - holocron. Lewą rękę nieznacznie wyciągała ku patrzącemu w niemej ofercie pomocy. Twarz tej kobiety była piękna, jednak naznaczona latami trudów. Artysta wyraźnie nie bał się zmarszczek ani drobnych niedoskonałości.
- Zwiedzając zwracaj uwagę na jakieś charakterystyczne miejsca lub rzeczy związane z historią danego miejsca. Tutaj mamy posąg Wielkiej Mistrzyni Jedi Satele Shan. To ona ponownie odkryła Tython i za jej namową wybudowano tą Świątynię. To bardzo znacząca postać w historii Zakonu. W dodatku jest potomkinią jednych z najpotężniejszych Jedi w historii - Revana i Bastili Shan
Mikal z zapałem przedstawił bardzo krótką charakterystykę tej oto mistrzyni. Jej posąg co prawda stał w innym miejscu, ale przeniesiono go tutaj, w bardziej reprezentatywne miejsce.
Chciał jeszcze coś dopowiedzieć, jednak pojawił się ktoś jeszcze, więc Mikal wysunął się zza Eda i przyjrzał się nowo przybyłemu. On sam miał na sobie szaty rycerza Jedi co jasno wskazywało na jego pozycję.
- Witaj padawanie, nie spotkałem cię tutaj jeszcze. Z kim przybyłeś?

ED - 2012-04-11 13:23:46

*Szybko zlokalizował wskazaną mu rzeźbę. To był ten niegroźny element sztuki i krajobrazu do którego Ed podejdzie, choć u schizofreników częstym był tez lęk przed jakkolwiek utrwalonymi postaciami humanoidów – właśnie rzeźbami, lalkami, plakatami. Ed na szczęście tego nie miał.*]
Wielka kolonizatorka. No zobacz, uczymy się. tego nie wiedziałem. Kiedyś jedi mogli mieć dzieci?
*By podejść do nich tak ze Ed zasłoni Mikala, to musiało być od tyłu. Wtedy nie było widać Jedi, ale jak wiemy – do Eda od tyłu nie należy podchodzić. Kiedy Tane tylko się odezwał, Ed zareagował nerwowo. Nie agresywnie, po prostu nerwowo – i strzelił ważąca bagatela pól tory durastalową nóżką, kierując pustego kopniaka w tył i nieco w bok. Pustego, bo na szczęście Tane był o te 20cm dalej niż jego zasięg. Ed natychmiast się zatrzymał i obejrzał. Nie warczał, wyglądał za to – szczególnie w  mocy – na skonsternowanego*
Tane, ty uważaj, bo krzywda się ci stanie, nie od tyłu, człowieku, proszę, co ja zrobię jak cie kiedy zabije!
*Jak widać po tej wypowiedzi: Ed wiedział o tym swoim zachowaniu, ale nie kontrolował go. Gdyby miał szersze pole widzenia, to ok., ale on nie widział tego co się dzieje nawet z boku.
Zaraz znieruchomiał ze spuszczonym łbem, zachęcając do podejścia, pogłaskania, w geście takiego „nic się nie stało, ale uważaj”. Dioda migała szybciej. Wystraszył się.*
Nic mnie nie skłoniło, sam się skłoniłem, poszedłem za Hakonem, no i nie jestem sam, to jest Mikal, idziemy zwiedzać świątynię. Mikal, to jest Tane, padawan, przyleciał z  nami

Tane - 2012-04-11 13:29:10

Tane'owi był tak przejęty tym miejscem, że totalnie zapomniał o tym iż Eda się tyłem nie zachodzi. Na szczęście obyło się bez urazu.
- Przepraszam Ed, będę pamietał... - powiedział nieco skruszonym tonem i pogładził Eda po pysku w geście przeprosin. Po czym odezwał się do Jedi.
- Witaj, jestem Tane Gridd. Przyleciałem tutaj razem z Edem i Hakonem, miło mi poznać. Czy mogę przyłączyć się do was podczas zwiedzania? - zapytał.

Moc - 2012-04-11 13:46:05

Mikal zareagował od razu, gdy Ed tak nagle kopnął. Co prawda nie odskoczył, jednak był gotów to zrobić lub też spróbować powstrzymać Eda, gdyby coś wymknęło się z pod kontroli. Na szczęście nic takiego się nie stało, więc się rozluźnił.
- Nie strasz tak Ed.
Mruknął do niego, bo faktycznie można się wystraszyć. No i przyciągnęli też uwagę pracujących kilkanaście metrów dalej ludzi z Przymierza. Mikal kiwnął im tylko, by pracowali dalej po czym zwrócił się do Tane'a i Eda.
- Nie ma problemu, nie widzę przeciwwskazań. A co do twojego pytania, to różnie z tym bywało, Zakon ogólnie nigdy tego nie pochwalał ale zdarzały się dzieci ze związków Jedi. Sama Satele Shan również miała syna, efekt młodzieńczych namiętności, nie wyszła jednak za mąż, później pozostawała wierna Kodeksowi na tyle na ile mogła
To była taka interesująca ciekawostka, przywódczyni Zakonu posiadająca potomka. Zalatywało to trochę hipokryzją, ale na jej obronę przemawia fakt, że w ciążę zaszła gdy była młoda i niezbyt chętna regułom Zakonu.

ED - 2012-04-11 13:52:09

*Mruknął skruszony, bo nie chciał nikogo straszyć, sam się nieźle wystraszył, to była reakcja na jego wystraszenie. Zrobiła się z  tego reakcja łańcuchowa.
Rozproszył się trochę, przez to chwilowo stracił zainteresowanie Satele Shan, a kiedy powrócił uwaga byłą jeszcze rozbiegana, Ed był niespokojny*
jej syn też był mocowładny?
*zapytał. Myślał teraz o Issie, kiedy ją poznał była w ciąży. Mila dziewczyna, chętnie by porozmawiał z  nią znowu.*

Tane - 2012-04-11 14:09:51

Tane przysłuchiwał się temu co mówi Mikal i było to bardzo interesujące. Wydawało się być jednym z wyjść dla dzisiejszego stanu w jakim znajdowali się Jedi. Tane nie wygłaszał na razie swoich opinii na temat kodeksu i kierunku, w którym podąża Rada. Przynajmniej na razie i aż do momentu kiedy nie zostanie o to poproszony.
- Ryzyko w takich przypadkach było bardzo duże, że miłość i emocje z nią związane mogą sprowadzić takiego Jedi na złą ścieżkę... Jeżeli jednak oparli się temu byli z reguły doskonałymi Jedi, Revan, Bastilla... - mówił.

Moc - 2012-04-11 14:23:42

- Chyba tak, ale pewności nie mam, nie został nigdy Jedi. W ogóle o jego istnieniu Zakon dowiedział się bardzo późno.
Mikal trochę poczytał o historii tego miejsca, kilku rzeczy dowiedział się też od mistrza Kahra, on to był nawet lepszy niż Archiwa Zakonu, bo znał (o ile nadal pamiętał) różne plotki i podejrzenia. W końcu byłnaocznym świadkiem wielu wydarzeń.
- Cóż, ani Bastila ani Revan doskonałymi Jedi nie byli. W końcu Revan zdradził Zakon, został Sithem, podbił sporą część Galaktyki, nim w końcu go powstrzymano. Potem co prawda odkupił swoje winy powstrzymując imperium, które stworzył i pokonując swojego dawnego ucznia. A Bastila według mistrza Kahra była arogancką młodą kobietą, która... jak to szło... "mądrzyła się niczym pijany Mando" czy coś w tym stylu. Potem też zeszła na Ciemną Stronę Mocy, ale uratował ją Revan. Co było potem to nie wiem, bo mistrz Kahr stwierdził, że to było nudne jak holo opera mydlana i sobie poszedł
Mikal wzruszył ramionami w geście bezradności. Spojrzał jeszcze na posąg Wielkiej Mistrzyni Jedi. Tython miał bogatą historię a oni tak mało o jej znali, dopiero od niedawna poznawali zapomniane wydarzenia z dawnych czasów.
- Chodźmy do Świątyni, tam będzie więcej ciekawych rzeczy
Jako że pełnił rolę przewodnika to wysunął się na przód i dumnie pomaszerował w kierunku wielkich drzwi.

ED - 2012-04-11 14:31:18

*Gdyby Ed miał mimikę, na pewno miałby teraz ciekawą minę. Okazało się ze świętoszkowaci jedi już dawno temu nie byli tacy idealni, przechodzili sobie między tymi stronami mocy, jakby to było takie nic. Zdawało się na tym przykładzie ze już więcej emocji sprawia decyzja czy wypełnić piersi sylikonem. Kahar musiał mieć racje w tej ocenie. Ed tylko mruknął, Tane pewnie wyczuje w tym dezaprobatę, Mikal za mało Eda znał. No i poczłapał za przewodnikiem, taki nieco zdemotywowany*

Moc - 2012-04-11 14:44:43

Gdyby Ed na głos wyraził swoje wątpliwości to Mikal postarałby się od razu wyjaśnić mu nieco tą historię. Mechanizmy zmiany strony były bardzo złożone, nie można było jej ot tak sobie zmienić, na to miało wpływ wiele różnych czynników. No i opowieść o Revanie i Bastili niosła ze sobą pewien przekaz i morał. Nawet najlepsi Jedi mogą wpaść w objęcia Ciemnej Strony ale nawet najwięksi zbrodniarze mogą uzyskać odkupienie. Historia Revana była na prawdę niezwykła i dawała nadzieję na to, że pomoc może nadejść z najmniej oczekiwanej strony.
- Chcielibyście zwiedzić jakieś konkretne miejsce w Świątyni?
Zapytał Eda i Tane zbliżajac się do wrót, które następnie bez problemu otworzył, wpuszczając ich do środka. Kilka osób patrzyło na nich z ciekawości, ale potem wrócili do swoich obowiązków.

ED - 2012-04-11 14:47:00

http://www.swewok2.pun.pl/viewtopic.php?id=254&p=22

Tane - 2012-04-11 14:56:47

- Za to członkowie dzisiejszego Zakonu i Rada, która składa się z "największych" mózgów i osób niekiedy bardziej aroganckich niż Bastilla jest idealna. - powiedział nieco ironicznie. - To już wolę Revana i Bastillę. - dodał wyrażając tym samym opinię na temat dawnej i obecnej sytuacji Zakonu, gdzie Revan i Bastilla uznani przez niektórych za zwykłych Jedi zrobili więcej, aniżeli Rada która zaślepiona swoją pewnością siebie i mądrością, która doprowadziła do upadku. Historia sama jasno pokazywała, kto w tej konfrontacji wygrał czy Revan, Mroczny Lord Sithów nawracający się i ratujący Galaktykę przed zagładą z arogancką Bastillą przy boku czy Rada dzisiejszych czasów.
- Z chęcią zobaczyłbym bibliotekę jeżeli mamy tutaj jakieś zbiory. To mogłoby być niesamowicie pouczające. - dodał.

ED - 2012-04-20 19:22:55

*Zbieranie jedi na konklawe i potem samo konklawe bardzo pozytywnie Eda nastrajały, oznaczało to bowiem ze dżedajce zgrupują się gdzieś w tym amfiteatrze i ich nie będzie, nie będą wiec Eda szturchać. Zaraz po pożegnaniu Hakona z wręcz nienaturalnym dla siebie entuzjazmem oddalił się od bezpiecznego frachtowca. Po kilku minutach swobodnego marszu uspokoił się. Wypatrywał Tane’go, celem złapana go i wygonienia na konklawe – tak to przeżywał, nie mógl tego przegapić.
Ed poruszał się po obrzeżach ogrodów. Już za murem, ale na tyle blisko wyrwy by w razie czego się ewakuować. Wyrwy w murze Przymierze jeszcze nie załatało, widać tez używali jej jako skrótu na łąki.
Ed z daleka, dla osób nieznajomych na pewno nie był tym, na czym przechodzi się do porządku dziennego. Prezentował się jako okazały ogromny ciężki droid bojowy lub nawet maszyna krocząca i tylko jego dziwne, nietypowe dla maszyny zachowania i ruchy mogły świadczyć, ze to jednak nie inwazja*

Renee - 2012-04-20 19:41:18

*Młoda padawanka siedziała i zastanawiała się, czy to tylko odpoczynek, czy już bezczynność. Przygotowania do konklawe trwały w najlepsze, ale ona, jako niedawno przybyła na Tython, wydawała się stać z boku i tylko biernie przyglądała się resztkom chwały zakonu, próbując póki co zrozumieć zastaną rzeczywistość.
Bezproduktywne wygrzewanie się w nikłym słońcu przerwał jej nietypowy widok nietypowego droida. Na pierwszy rzut oka widać było, że nie jest to zwykły robot bojowy. Dla Renee wyglądał niczym maszyna do zabijania. Nie była na bieżąco z najnowszymi cudami techniki, ale obecność takiej maszyny bardzo ją zaniepokoiła. Była zdania, że nawet Jedi potrzebują miejsc, gdzie mogliby myślami oddalić się od okropnej rzeczywistości. Niestety, takie widoki w tym nie pomagały.
Dziewczyna oczywiście nie powiedziała tego na głos. Robot jak robot, pewnie nawet by nie zrozumiał. Ot, po prostu gapiła się na niego, ciekawa dokąd to taka machina może podróżować.*

ED - 2012-04-20 19:49:42

*Odległość była duza i robot chyba nie zauwazyl dziewczyny, z  resztą łeb miał odwrócony w zupełnie inną stronę, jakby obserwował miejsce gdzie mur łączy się z ziemią, i poruszał siew  tym kierunku naprzód. Ten kierunek był tez – o zgrozo – kierunkiem który zbliżał go do padawanki. W miarę zmniejszania odległości dało się najpierw zauważyć, ze nie jest to nowinka – maszyna na pewno jest stara, choć wyraźnie odrestaurowana, trochę nawet na siłę. Wyglądał jak kadłub myśliwca z czarną szybą osadzony na dwóch zginanych do tyłu masywnych trójpalczastych nogach. Po bokach „myśliwca” sterczały do przodu działa o średnicy równej obwodowi pasa dorosłego mężczyzny.
I tak to to łaziło, jednak najdziwniejszym było to, ze po podejściu do Renee na odległość około 7 metrów, w Mocy pojawiły się niespodziewane zmiany. Wyglądało to tak, jakby coś było w  droidzie. Była to żywa aura inteligentnej istoty która musiała cierpieć. Nie było to oczywiste, raczej subtelne, ale sama aura żywej istoty była niezaprzeczalnym faktem.
Całość – maszyna, czy tez cyborg nagle się zatrzymała. Zaraz po tym momencie kiedy można było wyczuć aurę. Jakby i on wyczuł, lub zauważył inną osobę. Patrzył, obracając powoli górną część półkolem kolo siebie. przejechał wzrokiem przez padawankę, ale chyba nie zauważył. W sumie – ta maszyna nie miała oczu, była tylko na czarna „szyba”*

Renee - 2012-04-20 20:11:01

*Im bardziej droid się zbliżał, tym większe miała przeczucie, że nie jest to zwykły droid bojowy. Choć ogromne działa, jak i ogólny rozmiar robota dawały zupełne inne wrażenie. Moc jednak nigdy nie kłamała, a to właśnie ona podpowiadała jej, że maszyna jest na swój sposób wyjątkowa. Niestety, Renee nie była zjednoczona z mocą na tyle, by usłyszeć w jaki to sposób. Dziewczyna wstała z murka, na którym siedziała, ale nie podeszła do robota, ani też nie zagrodziła mu drogi, mimo że drgnęła w jego stronę. Nie, żeby bała się to zrobić. Po prostu czuła dyskomfort na myśl o czymś, co w kilka sekund może z niej zrobić krwawą miazgę. Nawet jeśli to coś póki co nie wykazywało agresywnych zapędów.*
Robocie, szukasz czegoś?
*spytała droida, który w jej mniemaniu rozglądał się za czymś. W taki właśnie sposób rozszyfrowała obrót górnej części jego ciała.*

ED - 2012-04-20 20:20:06

*Aura Mocy była czymś, co w Mocy się czuło przy minimalnej nawet wrażliwości, wiec zapewne poczuje, prędzej czy później, może kiedy odległość się zmniejszy.
Była reakcja na jej drgniecie. na ruch. Kiedy to się stało, środek łba nakierował się na nią, ten ruch w przeciwieństwie do tamtych płynnych był szybki i gwałtowny.  Wyglądało na to, ze zauważył ją dopiero, kiedy się ruszyła. Odległość to około siedem metrów. Stal na lekko rozstawionych nogach- jedną miał odstawiona do tyłu w niedokończonym kroku. Działa wyglądały groźnie, ale chyba nie były w pozycji ogniowej. Dało się tez zauważyć migającą powoli zieloną diodę z tylu, pod siatką. Bo była to siatka, nie szyba. Grubo pleciona z pancernego drutu. jeśli miał oczy, to zapewne pod tą siatką.
W aurze zaszły drobne zmiany: jeśli w ogóle Renee je wychwyci, było to lekkie zdenerwowanie, ale tez ciekawość. Emocje generowane nie przez maszynę, a  przez żywe stworzenie.
Kiedy ją zauważył, mogła usłyszeć, o ile miała dobry słuch, bo jednak odległość była spora – ciche mrukniecie. Było to jak komunikat: widzę cię. I w końcu się odezwał*
Ja nie jestem robotem *Głos miał oczywiście generowany przez wokoder, ale była to płynna, ekspresyjna mowa*

Renee - 2012-04-21 09:51:20

*Uśmiechnęła się, ale nie był to uśmiech wywołany rozbawieniem, ani nawet nie był to uśmiech kpiący. Był on za to niepewny, w pewnym stopniu wyrażający zmieszanie i zagubienie dziewczyny wywołane przed odpowiedz maszyny. Im dłużej się przyglądała aurze robota, tym bardziej miała wrażenie, że rozmawia z człowiekiem uwięzionym w ciele maszyny. Tyle, że to niemożliwe. Przecież nie jest możliwym, by konstrukt z metalu miał ludzką duszę. A przynajmniej tak jej się wydawało. Nigdy wcześniej z czymś takim się nie spotkała. Ba, nawet nie słyszała o podobny przypadku.*
W takim razie czym jesteś? Nigdy nie słyszałam o rasie, która miałaby skórę z metalu. *powiedziała dosyć głośno, tak by nawet istota o słabym słuchu ją usłyszała. Wyższym, bardziej lekceważącym tonem starała się ukryć swoją niepewność co do faktu, że moc zdaje się go traktować jak żywą istotę. Było to najprostsze pytanie, jakie przychodziło jej do głowy i które jak mniemała mogło sporo wyjaśnić.*

ED - 2012-04-21 15:08:07

Jestem gościem który nie miał farta w życiu, *Odpowiedział płynnie droid. A raczej cyborg, skoro już ustalono ze ma w sobie żywy pierwiastek. Zagadnienie na temat tego, czy to pierwiastek organiczny czy nie najlepiej zostawić mistrzom jedi. Dla Eda - jak się łatwo domyślić – nie był to miły temat.
Za to przykładów duszy w ciele maszyny nie trzeba było daleko szukać: wojny klonów, sławny generał Grievous, a teraz – Vader. Choć co do tego czy obaj mieli dusze trwały często spory ale niewątpliwie – byli żywą materią w ciele droida.
Kiedy Ed mówił, w trapezie otworu pod siatką, przypominającym paszczę, pojawiała się drgająca czerwona kreska która chyba miała imitować usta.*
Potraktuję to jako żart… *Odparł odnośnie drugiego członu – skóry z metalu. Zapachniało mu to troche Missay, i o ile w przypadku dzikuski z bagien która czciła przelatujące statki było to zabawne to w przypadku padawanki jedi już nie i na prawdę zakrawało na drwinę, a Ed w tej kwestii bardzo nadinterpretował. Póki co jednak wykazywał się ogromną dobrą wolą. Miał dobry dzień a ciekawość to jednak silna motywacja.*

Renee - 2012-04-21 15:38:45

*Padawanka przechyliła głowę, z uwagą obserwując działanie maszyny. Przypadki Grievousa i Vadera w tamtym momencie wydały jej się zbyt sławne, by połączyć je ze zwykłym rob... gościem, który nie miał farta w życiu. Być może gdyby połączyła tą dwójkę z osobą swojego rozmówcy, to dużo łatwiej byłoby się jej dogadać z Edem.*
Nie o to pytałam *odpowiedziała z lekką złością w głosie. Przez chwilę poczuła się tak, jakby rozmawiała z członkiem rady jedi. Same ogólnikowe stwierdzenia, żadnych konkretów, żadnych przydatnych informacji. Po dwóch zadanych pytaniach wiedziała o rozmówcy mniej, niż wtedy, nim otworzyła do niego usta. Brakowało tylko stwierdzenia "Zaufaj mocy, ona wskaże ci odpowiedzi na wszystkie pytania" i wypisz wymaluj mamy nowego mistrza jedi.
Nim więc dziwnego, że dziewczyna odebrała jego odpowiedzi jako sposób na naigrawanie się z niej, lecz póki co nie dawała po sobie poznać, że czuje złość z powodu mało konkretnych wypowiedzi robota.*

ED - 2012-04-21 16:02:16

*O tym ze nie był członkiem Rady dał do zrozumienia bardzo szybko. Kiedy wyczul złość w głosie dziewczyny warknął ostrzegawczo, jakby mówił tym samym: ja tez potrafię być niemiły. Generalnie członkowie rady uważają ze nie ma emocji jest spokój, bo jeszcze żadnemu nie zdarzyli się zawarczeć. Warkniecie było bardzo dosłowne, ot: wrrrr. Ale krótkie.
Rozmówca, droid, cyborg czy właśnie „gość” nie poruszył się od chwili zauważenia Renee do teraz, i teraz też trwał nieruchomo.
Minęło jednak kilka sekund i poruszył się. Było to odstawienie nogi w tył, coś kazało zaś zakładać – być może właśnie była to moc – ze istota mimo że ma ciało maszyny, to ma prawo do żywych, jak najbardziej naturalnych uczuć i chyba zraża się do konwersacji, w związku z  tym zaczyna się wycofywać. Jednak na razie to były sugestie. Bystra osoba zaraz się połapie, ze metalowy kolos jest nastawiony na komunikacje niemal na wszystkich kanałach a przy tym to osobnik niekonfliktowy. Ale to nie oznaczało ze pozwoli się traktować z góry*

Renee - 2012-04-21 16:23:05

*Nie zamierzała go koniecznie zatrzymywać, ani kontynuować mało produktywnej dyskusji. Warknięcie odebrała jako zakończenie rozmowy, choć coś podpowiadało jej, że maszyna ogólnie jest bardziej otwarta, niż mogłoby to wynikać z dotychczasowego przebiegu rozmowy, tyle że nie potrafiła się z nim porozumieć. Choć równie dobrze można było na to spojrzeć tak, że to ona ma w sobie więcej z nieczułego robota niż on i zabijała w zarodku wszystkie próby nawiązania kontaktu między nimi. Usiadła z powrotem na murku i założyła nogę na nogę. Tym samym dała mu więcej miejsca i zamiast wycofywać się, mógł teraz bezkonfliktowo przejść obok niej.*

ED - 2012-04-21 16:27:53

*I nic się nie działo. Niektórzy czuli spojrzenie Eda. Renee pewnie nie będzie czuła. Kilka chwil trwała cisza, a  w koncu coś się odezwało, a ściślej rozległ się dźwięk starych choć dobrze naoliwionych serwomotorów. Ruszył się, słychać było jak chodzi. Jak na jego wielkość i masę, którą można było na oko oszacować na bardzo dużą, to stąpał naprawdę delikatnie.
Rene mogła usłyszeć kilka kroków do przodu i oderwanie się od ściany, zaraz wejdzie jej  pole widzenia, oczywiście w odpowiedniej odległości – nie mniejszej niż siedem metrów. Nawet trochę więcej. Nie odzywał się, ale nie odchodził. I chyba nawet nadal był z nią w interakcji bo trzymał się tego miejsca*

Renee - 2012-04-21 16:39:19

*Dziewczyna była trochę zdziwiona tym, że cyborg nie odszedł i to zdziwienie wymalowało się na jej twarzy. Wyglądało na to, że robot była tak samo niepewny jak ona. Odkrywała w nim coraz więcej ludzkich odruchów. Zmusiła się do przełamania swojego sposobu i przynajmniej na najbliższą chwilę przestała o nim myśleć jak o robocie. Powstrzymała się przed zadaniem pytania, jakiego jest modelu.*
Skoro nie jesteś robotem, to zapewne masz jakieś imię, prawda? *spytała w zamian. Tym razem już łagodniej, bez śladu złości czy kpiny. Choć ktoś uważniejszy mógłby dostrzec, że musiała się trochę zmusić do takiego tonu.*

ED - 2012-04-21 16:48:25

*Zapewne Ed to zauważył, ale nie dał po sobie poznać. W sensie – wariacji z tonem głosu. Był bardzo czuły na tym punkcie. Już przez same dźwięki jakie wydawał – a były one nieprzerwane – można było wnioskować ze słyszy o wiele więcej tonów i niuanse są dla niego ważne.
Sprawniejszy jedi czul w  mocy coś wiecej, Renee pewnie nie: pod ta aurą którą roztaczał kolo siebie, która zdradzała go jako żywą istotę było to co zdarzyło się wcześniej. Była pamiątka po brutalnym wyrwaniu go z  życia i umieszczeniu w puszce oraz skaza na psychice po długim życiu w piwnicach pod pałacem na Ord Cestus. Ed dwieście lat żył właściwie w klatce. Nabawił się tam choroby psychicznej z której Hakon go leczył, miedzy innymi także tu, gdzie moc pozwala się wyciszyć.
W związku ze wszystkim powyższym Ed był nadwrażliwy na to, ze się z niego kpi, doszukiwał się wręcz w wypowiedziach tego, ze ktoś chce mu zrobić przykrość. Do momentu kiedy zaufa, wtedy można było z nim robić dosłownie wszystko.
Kiedy dziewczyna odezwała się znowu zatrzymał się i jej „poszukał”. Wzrok musiał mieć wiele gorszy niż słuch. Ale znalazł i znowu mruknął: „widze cię”*
Tak, mam, wymyśliłem sobie imię jakiś rok temu *I znowu to samo, czyli nie było konkretnej odpowiedzi, chociaż w sumie – pytania też nie było konkretnego. W konwersacji wiec zachowywał się tak, jak i fizycznie: chodził sobie naokoło tematu w stosownym oddaleniu, żeby go tu czasem nikt nie dotknął*

Renee - 2012-04-21 17:02:23

*Dziewczyna mimowolnie zacisnęła pięści. Tego było już za wiele. Starała się być miła, uprzejma, a on po raz kolejny zbył ją ogólnikowym stwierdzeniem, z którego nie można było nic wywnioskować. Padawanka miała swoje granice cierpliwości, które to były dużo mniejsze niż w przypadku innych, bardziej doświadczonych jedi. Dlatego też nie miała najmniejszej ochoty, by zadawać kolejny szereg pytań po to, by wyciągnąć od niego jedną, prostą informacje*
Jeśli nie chcesz ze mną rozmawiać, to wystarczy powiedzieć *negatywny, zły, gniewny ton wrócił na swoje miejsce, w naturalny sposób zastępując ten sztuczny przymilny.*

ED - 2012-04-21 18:33:03

*Takie to było dziwne, ale Ed nadal się tu kręcił. Gdyby go znała raczej by się nie dziwiła. taki był, długodystansowy, ostrożny, ale i cierpliwy w swoim dążeniu, jeśli coś uzna dążenia warte. na razie się kręcił, jak zwierze, które już jest ciekawe człowieka ale jeszcze nie gotowe by podejść. Ale jeśli brać pod uwagę jego powierzchowność to było całkiem naturalne, bo jak by zareagowała Renee gdyby Ed od razu przyszedł do niej na odległość wyciągniętej ręki i wypalił: cześć, jestem Ed, zostaniemy przyjaciółmi? Na pewno znalazły by się osoby które by były zachwycone. Inne z miejsca by go zaatakowały, być może ona też.
Ed wiedział, był ostrożny. Lepiej kilka razy zachować ostrożność i nic się nie stanie niż raz podejść za blisko i dostać po łebku.*
Przecież z  tobą rozmawiam, jestem miły i wrażliwy na twoją przestrzeń osobistą. Za to ty mówisz do mnie w sposób niebezpośredni i odnoszę wrażenie, ze chcesz mi dokuczać…
*zaraz jak na zawołanie padła bardziej rozbudowana wypowiedź, świadcząca o podejrzliwości Eda*

Renee - 2012-04-21 19:29:27

*Ponownie zlustrowała nieufnie robota, jakby w ten sposób próbowała przejrzeć intencje robota. Wcześniej myślała, że robot swoimi wymijającymi odpowiedziami próbuje zrobić jej na złość, ale teraz sama już nie wiedziała, co myśleć. Niestety, mechaniczny głos robota nie pomagał w rozszyfrowaniu jego intencji.*
Odniosłam zupełnie odwrotne wrażenie. *Wysiliła się na szczerość. Wprawdzie palce jej dłoni wróciły już do naturalnego ułożenia, ale nie można powiedzieć, by była już całkiem spokojna, podobnie jak jej głos. Jednak z drugiej strony uspokoiła się na tyle, by jeszcze raz podjąć próbę rzeczowej komunikacji.*
Nie miałam zamiaru Ci dokuczać. To nie byłoby zbyt mądre z mojej strony.* Zauważyła bardzo rozsądnie. Podpadnięcie potężnie uzbrojonemu robotowi było ostatnią rzeczą, o której marzyła i ogólnie nim konstrukt nie zaczął jej denerwować starała się być miła.*

ED - 2012-04-21 19:38:31

*Prześwietlenie Eda było jak najbardziej możliwe, ale nie można było dotykać go mocą, to wywoływało nieprzyjemne reakcje. Gdyby był Hakon to by na pewno objaśnił, jak. Póki co Renee była zdana na własną intuicję obserwując osadzony na dwóch kolumnach nóg ciężko opancerzony „myśliwiec”. Wyjątkowo z resztą nieruchawy w sytuacjach rozmowy. Za to głos wbrew pozorom mówił sporo. Ed miał zdolność modulacji i ekspresji głosu, choć teraz rzeczywiście – nie był on gamą kolorów w wymownym przekazie tego co się dzieje pod kopułą. Ale zarazem była to informacja, ze jest trochę patologicznie ostrożny, nieufny, ale mimo to nastawiony serdecznie.*
Niezbyt rozsądne? Myślisz, ze zdołałbym ci coś zrobić? *zareagował zdziwieniem, i to można było usłyszeć w głosie*
Nawet jeśli jakiś zrządzeniem lodu bym zdołał, co jest równie prawdopodobne jak to ze zaraz spadnie na nas różowy śnieg, to pokroiliby mnie za to na plasterki. Wiec wyluzuj *zakończył długim, nieco szarpanym pomrukiem, który w chwili silniejszego „wzburzenia” był głośniejszy, a  potem opadł wraz z zaangażowaniem Eda*

Renee - 2012-04-21 19:53:21

*Zdziwiła się, że robot tak wątpił w swoje umiejętności. Wcześniej z góry założyła, że z takimi działami powinien być bardziej pewny siebie. Wprawdzie zdążyła już zauważyć, że jego wzrok nie działa tak, jak powinien. Mimo to była pewna, że gdyby robot miał ofensywne zamiary wobec niej, to bez broni nie miałaby szans na przetrwanie.*
Może gdybyś próbował zrobić to w tym miejscu, to pokroiliby Cię na plasterki, ale nie wiadomo, co przyniesie przyszłość. Być może kiedyś spotkamy się w innych okolicznościach, a wtedy nie chciałabym mieć wroga w robo... istocie takiej jak Ty. *powiedziała, czując dużą potrzebę wyjaśnienia swojego toku rozumowania. Słychać było duże wahanie, gdy próbowała określić czym jest jej rozmówca, a słowo "istota" wypowiedziała z dużym znakiem zapytania. W międzyczasie oprócz drobnych ruchów rąk, które można by uznać za zwykłą gestykulację, siedziała w miarę nieruchomo.*

ED - 2012-04-21 20:06:13

*Ed gdyby słyszał jej pomyślałby identycznie: zdziwiłby się ze ona tak wątpi w swoje umiejętności. Wszak była jedi, nadistotą, która mogłaby zmiażdżyć go samą myślą. Działa nie zrobią zbyt wiele kiedy nawet nie zdążą strzelić. Poza tym tu i teraz Ed był rozbrojony, dla bezpieczeństwa i komfortu psychicznego jedi. Łaził sobie tutaj kompletnie bezbronny. oczywiście nie było tego widać ani nie można było rozpoznać bez otwierania magazynków.
Teraz głownie słuchał, wyraźnie na nią patrząc tym pozbawionym oczu spojrzeniem. Pierwsze kontakty z Edem i tym jego „patrzeniem” były trochę upiorne. Zwłaszcza z dystansu, bo kiedy podłaził „pod ręce” top nie widać było czy patrzy czy nie.
Tym razem jednak dość długo milczał, odpowiadając jedynie tym spojrzeniem i cały czas, nieustannie wydawanymi cichutkimi dźwiękami z rodzaju pomruków i krótkich powarkiwań. Cały czas, nieprzerwanie, gdyby tak się w to wsłuchać to można by było wręcz rozumieć jego myśli. Byli tacy co już to umieli.*
Jedi z założenia są strażnikami pokoju wiec wrogów winni byli mieć jak najmniej *I znowu wymijająca odpowiedź w „dżedajskim” stylu. O ile to ze był jedi można było raczej wykluczyć (to by była jednak za duża abstrakcja) to to, ze miał bliski kontakt z jakimś było bez wątpienia faktem, bo nasiąkł. I nadal nie chciał powiedzieć kim jest. I nic dziwnego, Ed był zakompleksiony, jeszcze niedawno nie potrafił sformułować zdania „ja jestem żywą istotą”, „ja jestem Edward Saarai”. Nawet teraz jakby go sprowokować to by sformułował to inaczej. Patrzenie na takiego Eda jak na ciekawostke niewątpliwie jest atrakcyjne. Ale życie będąc takim Edem to zupełnie co innego*

Renee - 2012-04-21 20:20:46

No właśnie *Pokiwała twierdząco głową słysząc słowa robota. Tym razem nie wściekła się za ogólnikowe twierdzenie z racji tego, że to, co usłyszała, bardzo jej pasowało.* Więc, logicznie rozumując, próby przypisania moim słowom złych intencji jest bezsensowne i mija się z celem, prawda? *spytała, próbując odwrócić kota ogonem, po czym uśmiechnęła się triumfalnie. Wprawdzie jej rozumowanie było w rzeczywistości lekką nadinterpretacją faktów, bo zaczepiła go z powodu zwykłej ciekawości, a nie chęci szerzenia pokoju i miłości, ale tego Ed już nie musiał wiedzieć.*

ED - 2012-04-21 20:34:54

No teoretycznie tak, ale w praktyce to chodzą tu tak słodkie indywidua noszące podobny szlafroczek ze się zastanawiasz ile tych dżedajskich odłamów jest i czy aby jedni nie działają tak by wkurzyć drugich by ich trzeci mieli przed nimi bronić
*W końcu się poruszył – nieco przygiął łeb do dołu. Mogło się wydać, ze mu ciążył. Ale tak naprawdę ten gest miał inne znaczenie. Pacyfikacyjne – ja  jestem miły i niegroźny, nie zjem cie wiec i ty mnie nie próbuj podgryzać.*
Nie wiem czy jest w  tym dla mnie jakieś miejsce. Raczej jako widz.
*Szerzenia pokoju i miłości Ed zaznał już, dlatego teraz pochylał łepek, zamiast gonić ją przez ogrody, warcząc i próbując najlepiej rozdeptać – tak jak to było kiedyś, kiedy Hakon przywiózł go pierwszy raz i wobec jedi ogłoszono, ze przybył taka  taki – nie dotykać, łukiem obchodzić. O obchodzili, jeden tylko taki się znalazł niedoinformowany i było ganianie.
Teraz po agresji Eda właściwie nie było śladu – był po niemal rocznej terapii, z  ogranicznikiem który działał jak psychotropy kiedy było trzeba.*
Jak się nazywasz? *Zapytał niespodzianie dając tym samym klarowny przykład jak powinno się pytać o imię*

Renee - 2012-04-22 11:05:51

*Choć "gestykulacja" robota zdawała się sprawiać wrażenie, że nie jest agresywny, to Renee co i rusz odbierała jego słowa zupełnie odwrotnie. Zdania na temat "szlafroczków" i "dżedajskich odłamów" wzięła za kpinę. Kpinę z zakonu, jego zasad i wszystkiego, w co wierzyła. Nie mogła uwierzyć, że jakaś maszyna, nawet takiej postury ma czelność mówić coś takiego w takim miejscu. Ponownie zacisnęła pięści, w myślach powtarzając sobie mantry zakonu na temat spokoju ducha.
Przez kilka sekund po jego pytaniu nastała cisza. Padawanka zastanawiała się, czy odpowiedzieć wprost na to pytanie, czy też skorzystać z wymijającej odpowiedzi, podobnej do tej, jaką on wcześniej ją uraczył. Nie była świadoma tego, że wtedy robot nie zrozumiał dobrze jej intencji. Uznała za oczywiste to, że skoro wspomniała o jego imieniu, to chciała je poznać. Po tych kilku sekundach usta Renee otworzyły się, i choć cierpliwość do robota była już na wykończeniu, to postanowiła dać mu jeszcze jedną szanse.*
Renee Lerimore. A czy ja mogę wreszcie poznać Twoje imię? *spytała, siląc się na spokojny ton.*

ED - 2012-04-22 11:12:35

*Strasznie nerwowa była ta padawanka, co było dla Eda łatwym do zauważenia. No ale nie było jeszcze do tej pry żadnych znak jawnego wyganiania czy chęci zaatakowania go. Trochę tam dokuczała, alt tak dokucza każdy, nawet Ed*
Edward *Odpowiedział i chwilę się zawahał. Ona powiedziała nazwisko, ale nie powiedziała tytułu. Wiec on pójdzie krok dalej, zobaczymy co cię stanie*
Edward H. Saarai, prezes Unii Technokratycznej

Renee - 2012-04-22 11:27:33

Edward H. Saarai, prezes Unii Technokratycznej?
*Powtórzyła za nim zdziwiona. Wiedziała, czym była Unia Technokratyczna, ale nie znała dokładnie jej losów po rozpadzie zakonu jedi. Na Tython trafiła dopiero niedawno i miała spore braki na temat tego, co się działo w świecie od czasów przejęcie władzy przez Palpatine'a. Choć czysto teoretycznie Edward mógł być tym, za kogo się przedstawiał, to po przebiegu dotychczasowej rozmowy Renee uznała to za zbyt mało prawdopodobne. Padawanka pokiwała przecząco głową, widząc, że nie ma szans wyciągnąć od niego żadnej prawdziwej odpowiedzi. W myślach mantry powtarzała sobie coraz szybciej.*

ED - 2012-04-22 11:33:45

*Ed zaś wyglądał – jeśli w ogóle on mógł wyglądać na jakiś stan – jakby czekał aż ona prychnie z pogardą, roześmieje się czy coś. Nie spodziewał się jakichś szerokich horyzontów po tym, co już od niej usłyszał i co zaobserwował. Bycie prezesem dużej firmy to nie jest jakis szczególny zaszczyt chć na pewno mówi dużo o „człowieku” – Unia Technokratyczna to bardzo znana firma, ale i tak po Tamborze nazwiska prezesa nikt nie znał, a  i Tambora malo kto z cywili.*
Tak, ale możesz mówić Ed *Podjął spokojnie* Większość tak na mnie mówi, wiec i ty możesz *Dodał, jednak nie dodając tego ze za dużo sie nie naużywa tego zdrobnienia bo pewnie rozmawiają pierwszy i ostatni raz*

Renee - 2012-04-22 11:47:40

*Z pewnością prychnęłaby, gdyby nie wybrała innych form ekspresji, takich jak kiwanie bez przekonania głową. W myślach podsumowała sobie wszystko. Oto robot, który za robota się nie uważa i do którego potrzeba anielskiej cierpliwości, który potrzebował kilku zachęt by zdradzić swoje imię twierdził, że jej prezesem Unii Technokratycznej. A najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że jego aura podpowiadała padawance, iż przynajmniej część z tego, co usłyszała, może być prawdą... Moc bywała czasami zbyt irracjonalna, by jej słuchać.*
No więc, Ed, prezesie Unii Technokratycznej, miło Cię poznać. *powiedziała. Jeśli robot czekał na drwiąny, to się doczekał, gdyż jej głos kpiną był przepełniony.*

ED - 2012-04-22 11:59:39

*Z jej strony tak wyglądał, a ze strony swoich pracowników i osób które go znają padały zupełnie odwrotne słowa: Facet który mimo osobistej tragedii (używanie ciała maszyny, czyli znaczna cyborgizacja miała w ustawie osobną definicję w grupie inwalidzkiej), mimo wszystko otwarty i niesamowicie cierpliwy ma w końcu farta i zostaje prezesem firmy, która zatrudnia mnóstwo ludzi, dzięki czemu ci mają na przysłowiowy chleb.
Eda trzeba było poznać bez zapierania się i zakładania ze wszystko na pewno jest źle. Bo i w końcu wszystko będzie źle, nawet dobry Ed.*
A mi niemiło, bo jesteś sarkastyczna. Ja z tobą rozmawiam grzecznie a ty mi tu tak o.
*I fuknął na koniec*

Issa Maya - 2012-04-22 19:20:08

*No i Issa pojawiła się na horyzoncie... jak zwykle ubrana w granatową szatę, w sumie i włosy takie miała... cóż, zawsze też lubiła ten kolor, podkreślał jej oczy. No ale nie ważne. W tej chwili postanowiła się przejść na spacer mały, ale nie sama... miała na sobie założone małe nosidełko a w nim zaś małe żyjątko... znaczy córeczka Issy. Jeden błąd w misji popełniła i brzucha się nabawiła. Cóż, nie raz były skierowane w jej stronę kpiny... ale nie przejmowała się tym, a przynajmniej nie pokazywała tego publicznie. Urodzenie dziecka było dla niej tragedią, sama ciąża była katastrofą... Teraz jednak, może to miało swój cel?
Było konklawe, właściwie to powinna tam być ale... właśnie, znowu wina brzdąca. Kroki stawiała powoli, nie śpieszyła się... chciała aby mała o dziwnym imieniu Leesly w końcu usnęła, a sama mogła udać się na te zebranie.
Już od pewnego czasu zauważyła dwie postacie przed sobą. Eda bez trudu poznała i się nawet pod nosem uśmiechnęła. Dziewczyny jednak nie znała. Przeszła niecałe cztery metry od nich i uśmiechając odezwała się*
- Witajcie. Witaj Edi.
*No cóż, w końcu się od nich oddaliła co by nie przeszkadzać im w rozmowie i usiadła na jedną z ławek pod drzewem.*

ED - 2012-04-22 19:28:59

*Cztery metry od Eda to już w dystansie krytycznym, wiec to, ze ją wykryje (Issę) było bardziej niż pewne. Ale akurat nadchodziła tak ze widział ją przed sobą. na początku, kiedy jeszcze była daleko, nie poznał wiec się nie przejął. Kiedy się odezwała – zesztywniał nagle. Mruknął, i zareagował podniesieniem się na szynach nóg, które odstawały od kolan do tyłu. Stał się nagle wyższy i 30cm. Wiódł wzrokiem za Lissą. Mruczał głośno, charchotliwie. Chyba nadal nie poznawał. Jeszcze chwila, jeszcze dwie…*
O rany, przecież to Issa. Raczy panienka wybaczyć na momencik…
*Druga część wypowiedzi skierowana była już do Renee.  Bez kpiny, bardzo grzecznie, tonem biznesowym.
Potem już po lekkim zachwianiu, jakby nie wiedział, z  której nogi wystartować, ruszył za Issą, która znalazła się teraz na ławce.
Issa mogła dostrzec ze podchodzi do niej. Ostatni raz widzieli się wieki temu, kiedy jeszcze to maleństwo noszone było w  brzuchu. Ed był wtedy rozgrzebaną kulką elektryzujących nerwów. teraz – nie ten Ed. Widać było, ze się cieszy. jego aura zmieniła się wręcz nie do poznania. Ani śladu jakiejkolwiek agresji. Być może był to efekt szczerego uradowania, ze widzi własnie tę osobę.
Fizycznie tez wygladał i miał się lepiej. Był żwawszy, wyszlifowany, wylakierowany. Kiedy Issa widziała go ostatnio, miał uszkodzoną nogę. teraz poruszał się równo, dynamicznie,. Podszedł blisko, ale jednak nie na tyle by poczuła się zaniepokojona. jakieś trzy metry.*
Issa… witaj… pamiętałaś mnie…

Issa Maya - 2012-04-22 19:42:11

*No cóż, jeśli chodzi o bliskość to troszkę zapomniała jaki był ED w tym temacie, więc tak blisko przechodziła a nie dalej od niego. Ponadto owszem, szła w jego stronę od Frontu, że tak powiem - widział ją, więc mógł po pewnym czasie ją rozpoznać. Kiedy wtedy się odezwała, to trzeba było wspomnieć, że posłała w kierunku Eda delikatny uśmiech, jak to miała w zwyczaju. Nie przyłączyła się do ich rozmowy z jednego powodu: nie chciała, im przeszkadzać. Ona tylko na spacerze z małą była i chciała przez chwilę usiąść na ławce, która znajdowała się w dość sporej odległości od rozmawiających.
Nie miała kompletnego pojęcia, że biznesmen tak się zachowa jak się zachował, lecz nie rozmyślała na owy temat.
Najpierw usłyszała jak się ruszył, było to charakterystyczne, następnie tylko obejrzała się troszkę i zobaczyła jak się powoli zbliżał do nich. Cóż, nie była pewna czy pamięta go -jednak widać,myliła się w tej sprawie. Tak, kiedy ostatni raz widziała ED'a to był w o wiele gorszym stanie niż w chwili obecnej.*
- Mało kiedy zapominam o osobach, które wcześniej poznałam. Chciałam się tylko przywitać, nie chciałam Wam przeszkodzić w rozmowie.
*Owszem, nie czuła tej agresji - biła od niego zupełnie inna aura, niż poprzednio. Nawet dziecko to czuło, widać po tym jak swój mały łepek przekrzywiła aby mogła lepiej widzieć Jego. Leesly po chwili pomachała obiema rączkami w stronę ED'a*
- Poznaj Leesly.

ED - 2012-04-22 19:54:51

*Stał d niej frontem. Prócz wyżej wypisanych zmian nie było innych: ani nie urósł ani nie zmalał, choć teraz trzymał się niskiego pułapu, by wydawać się optycznie mniejszym*
Oj tam oj tam… *Ta skomplikowana wypowiedź miała powiedzieć więcej niż powiedziałoby zwykłe „nie przejmuj się, nie przeszkodziłaś”. Tamta rozmowa była trochę obciążająca delikatną strukturę psychiczną Eda wiec chętnie naładuje się tutaj. oczywiście niech się Renee nie poczuje urażona, bycie trochę trudniejszym rozmówca motywuje tą drugą stronę do aktywności, jednak dość powszechnym w przyrodzie było to ze konik idzie tam gdzie go pogłaszczą i dadzą marchewkę.
Kiedy zobaczył dziecko (cały czas je widział ale dopiero kiedy Issa zwróciła uwagę to on skupił się na tym obiekcie) to wyglądał jakby co najmniej jakiegoś ducha zobaczył, czy inną zjawę. Po prostu szok. Nie negatywny, raczej bez emocji, takie wielkie: O!
A jak jeszcze zaczęło się ruszać to już w ogóle. Dziecko się rusza, no kto by pomyślał. Ed obciążył jedną noge, druga unosząc pod siebie, tak ze wszystkie palce zsunęły się ku sobie i wisiały końcówkami ku podłożu. łeb nieznacznie w bok przekręcil i patrzył w najdalej posuniętym zdumieniu*
Leesly? Tak jak lider grupy „Mezalians”, Hargo Leesly?m Ale masz racje, do dziewczynki lepiej pasuje. Bo to dziewczynka,. tak?
*Opuścił nogę i zaświergotał, dosłownie jak jakiś Praszek, był to długi, wielotonowy i żwawy dźwięk*
Cześć, Leesly, jestem Ed, jak będziesz niegrzeczna to cie mama będzie mną straszyć…

Issa Maya - 2012-04-22 20:23:57

*No cóż, chyba roboty nawet te w połowie nie mają możliwości rośnięcia w górę, o ile nie posiadają tych szyn którymi regulują wysokość. Na odpowiedź rozmówcy, tylko się uśmiechnęła i nic więcej w tej chwili nie odpowiedziała. Doskonale zrozumiała co miał na myśli, ale i tak by uważała że przeszkadza w rozmowie gdyby się do nich przyłączyła. Delikatnie poprawiła kołnierzyk ubranka małej, bo jakimś cudem odstawał i troszkę małą uwierał. Spojrzała na ED'a, który jakoś się dla niej dziwnie zachowywał... nie wiedziała o co chodzi, stąd ta niepewność na twarzy kobiety. Cóż, nie uważała aby ED miał coś małej zrobić ale też nie miała pojęcia co chodzi po głowie biznesmena. *
- A nie wiem możliwe... Nie miałam pomysłu na imię i takie jej dałam... nigdy nie sądziłam że matką zostanę... Tak dziewczynka.
*Na koniec westchnęła, a ED mógł wyczuć jeśli ma taką możliwość, że Issa nadal się z tym faktem się nie pogodziła - a przynajmniej nie do końca. Dziecko nadal obserwowało bystrymi oczkami dużą postać, słuchała również co mówił... ale oczywiście nic nie rozumiała. Nie widać było też tego, aby się dziecko bało... widać, była zbyt ciekawa aby się bać. Issa zaś cicho zaśmiała, słysząc groźbę.*
- ED... bez przesady, taki straszny nie będziesz... Powiedz mi, co u Ciebie? Dawno się nie widzieliśmy.

ED - 2012-04-22 20:37:42

*Ed był bardzo czujny, ale zmianę w zachowaniu prędzej zauważył niż poczuł, bo nie do końca jeszcze potrafił zdawać sobie sprawe z tych „odczuć”. Często były to reakcje w pewien sposób instynktowne, teraz nie. Był bardzo świadomy i skupiony na osobie Issy.*
Wiesz co, dzieci z reguły boją się tego co jest duze, niekolorowe i nie ma oczu
*On te kryteria spełniał jak i wiele innych by zdać wzorowo na potwora do straszenia dzieci. Takie coś dla małego obywatela jest bardzo straszne. Obecne tutaj dziecko było jeszcze za male, ale jak podrośnie, jak się uruchomi wyobraźnia, to wtedy Issa będzie mogła docenić ten pomysł, bo dziecko  tego co widać było aktywne.*
Pewnie jesteś szczęśliwa, co?
*Zagaił pod temat, mieszając słowa z głębokim pomrukiem. Zrobił to celowo, by wyciągnąć nieco wyzej to niepowodzenie i móc jakoś odnieść się do tego. Chociażby pocieszyć.
Nadal stał jednak w swojej odległości, by nie napierać na obie panie.*
U mnie naprawde świetnie. Podobno nie można tak mówic bo można zapeszyć. Pukanie w niemalowane drewno i inne zabobony, ale jak na upadające, gnijące standardy obecnej sytuacji politycznej, to jest swietnie, Imperium się mnie nie czepia za bardzo, wyporządzam dwa kolejne statki, fajne takie będą, wiesz, sauna, dżakuzi, automat z gorącą czekoladą, mogłabyś wpaść… mogłybyście

Issa Maya - 2012-04-22 20:52:17

*No Issa raczej szybciej wyczuje niż zauważy zmianę w zachowywaniu, więc w zasadzie jest tak na odwrót jeśli chodzi o Eda. Issa naprawdę nie zamierzała straszyć Edem dziewczynki, EDzio na to nie zasłużył aby później mała miała się go bać. Nie był w końcu taki straszny, prawda? ED miał swój rozum, umiał się zachować więc niczego mu nie brakowało.*
- Powiem Ci szczerze... mało się znam na dzieciach, zwłaszcza takich mało...
*Cóż, w sumie nie miała wcześniej do czynienia z takimi małymi dziećmi... dopiero wtedy gdy sama została matką. Przez to wszystko zaniedbała swoje treningi i to też ją bolało. Tak, jak dziecko podrośnie, to z pewnością wyobraźnia się obudzi... a widząc nie raz małą, jak się zachowuje to widać, iż urwisem będzie. Będzie jej wszedzie pełno. Słysząc pytanie, sama nie wiedziała co odpowiedzieć.*
- I tak i nie... Nadal w tym się nie umiem odnaleźć, chociaż tyle czasu już minęło. Nie powinnam być matką, a jednak gdy codziennie rano widzę tą buzię, to uważam że w pewien sposób mam jakieś szczęście w nieszczęściu.
*No cóż... z początku myślała, że zwyczajnie odda dziecko komuś, bo nie będzie mogła na nie patrzeć. Jednak mała jej nie przypominała o tym, co przeżyła przez tamten czas... dziecko w sumie nie było niczemu winne. Issa zawsze gdy wstaje, to nie ważne czy mała śpi czy nie... to musi zobaczyć jej twarzyczkę.*
- Z pewnością kiedyś wpadniemy, ale na razie mała jest za mała na jakiekolwiek podróże, a co za tym idzie... ja jestem na razie uwiązana do niej.

ED - 2012-04-22 21:02:06

*Ed miał wiele rzeczy pozwalających definiować go jako czarującą osobowość, ale zdecydowanie nie wyglądał na pluszowego misia, a  tu chodziło o fenotyp „brzydkiego, wielkiego, strasznego potwora”, taki schemat. Malo kto straszy dzieci pięknymi księżniczkami, zazwyczaj jakaś czarownicą, która przecież też może mieć uczucia. I robić piękne rzeczy na drutach.*
Powinnaś pooglądać seriale *Mruknął, nadal obserwując je z dystansu*
Potrafią nastrajać, chociaż zakłamują, z  tego co mówisz. No ale twoja sytuacja jest skrajnie ekstremalna… Ale z jednym się nie zgodzę: napęd nadświetlny wynaleziono już dawno, nie ma przeciwwskazań do podróżowania z dwunastoma dziećmi, a  co dopiero z jednym, jednak załóżmy ze wiem czemu miała służyć ta wymówka, w porządku
*Nie czul się urażony odmową, to Issa wyczuje od razu. Cały czas miał bardzo pogodny nastrój. Tego całego „brudu” w jego aurze który Issa widziała za pierwszym razem teraz w spontanicznej obserwacji  Mocy nie było widać.*
Tak czy owak – fajnie razem wyglądacie. Myślę, ze to była dobra decyzja, wiesz?
*Jakie miał podstawy do wysnuwania takich wniosków? Żadne, to miało być podtrzymanie na duchu*

Issa Maya - 2012-04-22 21:29:20

*No do pluszowego misia to jeszcze trochę jemu brakowało, jak nie więcej niż trochę. Issa uważała, że jeżeli straszyć to najwyżej osobami, które faktycznie mogą krzywdę zrobić. ED raczej taki nie był, więc nie będzie nim małej straszyć. Bo może kiedyś będzie potrzebna pomoc z Jego strony, a mała bać się będzie i problemy będzie robiła.*
- Wolę książki czytać. Obiecuję, że jeśli nadaży się sposobność, to Ciebie odwiedzimy. Wiesz czego najbardziej się boję?
*Tutaj spojrzała na małą, i się uśmiechnęła. Kiedyś by siebie o coś takiego nie posądzała, ale cóż widać macierzyństwo zmienia podejście.*
- Boję się o jej bezpieczeństwo, albo gdzieś na misję wyruszę i nie wrócę, a ona sama zostanie. Eh, jako matka za dużo myślę.
*Na koniec się zaśmiała głośno, aby później spojrzeć na niebo. Mała się przytuliła do Issy, a Issa pogłaskała małą po plecach. Cóż, pora karmienia się zbliża i to doskonale wiedziała. Issa karmiła piersią, więc jak pora się zbliży, to będzie musiała przeprosić ED'a.*
- Dziękuję. Może i masz rację. Dobra decyzja? W jakim sensie? Z zajściem w ciążę? Nie miałam wyboru, że tak powiem.

ED - 2012-04-22 21:36:01

*Kiedy padło pytanie o strach, zresztą było retoryczne, wiec nie odpowiedział, to tylko przekręcił łeb i zakomunikował w sposób nieartykułowany, ze słucha. I słuchał, ze skierowaną czarną lśniąca siatką na twarz rozmówczyni.*
To na pewno bardzo przygnębiające. Mogę sobie to wyobrazić. Czy ona jest mocowladna?
*Odpowiedź na to pytanie była odpowiedzią na to, czy po ewentualnej śmierci Issy dzieckiem się ktoś zajmie. Mocowladnym – oczywiście, ze tak, zostanie tu by zostać jedi. Niemocowladnym? Zostanie gdzieś odwiezione, niewiadomo gdzie, do obcych ludzi, bo nie jest cenne. *
Dobra decyzja ze zostawiłaś sobie dziecko. Wiem, ze jest ci ciężko, ale co byś czuła gdybyś podjęła inną?

Issa Maya - 2012-04-23 17:23:47

*Cóż,może i powinna poczekać na to, jak ED odpowie... chociaż w zasadzie jego odpowiedź by nic nie zmieniła, w sumie Issa nie oczekiwała jej, więc powiedziała czego też się obawiała. Może i nie powinna mu o tym mówić, chociaż musiała to z siebie wyrzucić. Zaś ED nie jest typem osoby, który wyjawi to o czym rozmawiali. Może miała również swój cel, w tym że mu o tym wspomniała, może w razie niebezpieczeństwa zwróci się do niego, aby zaopiekował się małą, chociaż uważała że takiej potrzeby nie będzie. Chyba, że się myliła. Uśmiech ponownie przyozdobił jej twarz i swe tęczówki utkwiła w ED'zie.*
- Nie koniecznie. Wiem jakie zagrożenia mnie i małą czekają, pogodziłam się z tym. Jest mocowładna, więc masz  rację... ktoś z zakonu najwyżej się nią zajmie.
*Nieco wyprzedziła jego odpowiedź, a przynajmniej jedną z kilku, którą by mógł udzielić jej na tą odpowiedź. Co racja to racja... jakby mała nie była mocowładną, to nie wiadomo co by się stało, ale tak... prawdopodobnie oddano by ją jakieś rodzinie.*
- Może masz rację...
*Odpowiedziała tak ponownie patrząc na łapki małej dziewczynki, która radośnie patrzyła to na swoją matkę to na ED'a. Widziała jak wpatrywał się w dziecko, ale jakoś stał na dystansie. Pokazała mu miejsce obok i odezwała się. *
- Podejdziesz? Lepiej widzieć dziecko będziesz...

ED - 2012-04-23 18:05:08

*Wysłuchał spokojnie wszystkiego, co było powiedziane. Odpowiadał i kwitował wszystko pomrukami. W rozmowie z Edem nie można było mieć wrażenia ze on nie słucha – te mruczenie właziło miedzy słowa rozmówcy, reakcje byly na każde słowo. Kiedy Ed nie mruczał, to był zły znak. Teraz zaś był bardzo rozgadany. Kiedy go zawołała, zareagował ruchem, ale nie podszedł, zamierzał najpierw wyrazić swoje obawy*
Jesteś pewna? Nie chcę jej straszyć.

Issa Maya - 2012-04-23 18:28:50

*Issa zastanawiała się dlaczego nie podchodzi ED skoro ona go zaprosiła bliżej siebie. Nie ufał jej? Nie, skoro w ogóle przyszedł, to widać było iż ufał kobiecie. No ale co miała zrobić? Przecież nie będzie się darła, aby podszedł  do niej. No ale w końcu się odezwał, a Issa jak to Issa, uśmiechnęła się do niego*
- Jestem pewna. Widzisz żeby się bała? Szczerze, to ja nie mam pojęcia czy czegokolwiek się boi.
*Tutaj miała rację. Leesly mało kiedy płakała, zawsze była ciekawa wszystkiego. Pajączka nawet się nie przestraszyła, gdy na niej sobie chodził. W tym przypadku też się nie bała, tylko obserwowała uważnie błyszczącymi oczkami ruchy ED'a, który jak na złość małej nie podchodził do niej.*

ED - 2012-04-23 18:35:23

*Ufał, z zachowania Eda jednoznacznie wynikało, ze jak na tak krótką znajomość to ufał bardzo i był bardzo chętny do kontaktu, ale nie przestawał być Edem, któremu czasem trzeba było powtórzyć, czasem zachęcić, a  czasem dość łopatologicznie – sobie go złapać i przyprowadzić.
Teraz było łatwiej. Zachęcony ruszył się. Ruszył chodem człapiącym czyli najwolniejszym, z lekkim ociąganiem, z  łbem nisko, maksymalnie pokojowo. No i w koncu podszedł. Był ogromny, wiec dziwne ze dziecko w ogoe obejmowało go swoim pojmowaniem.
Jako że Issa siedziała, Ed zatrzymał się jakiś metr od niej by nad nią nie wisieć, bo mógł jej z powodzeniem zasłonić całe słonce*
Generalnie to, wiesz, nie obraź się bo ja niczego nie sugeruje, no ale chodzi taksa opinia ze dzieci twojego gatunku to się byle czego zaraz drą… to znaczy płaczą *Zreflektował się szybko. Nie znał zwyczajów tej „małej kobiety” ale jak już było wspomniane – oglądał seriale*

Issa Maya - 2012-04-23 18:55:01

*No widziała że ufał on jej,chociaż myśl przebiegła po jej głowie taka a nie inna. Cóż, w sumie ona jemu również ufała, wszak nie był ani razu chyba do niej tak naprawdę wrogo nastawiony... po za tym, ona jest taka trochę naiwna. Niestety, często wracały jej wspomnienia z jej poprzedniej misji, ale mimo wszystko się już z tym jako tako pogodziła... przynajmniej tak uważała i nie uciekała od tego tematu. Jednak nieco dalej jąbolało to, że zaufała człowiekowi, który miał jej pomóc... jakby wywiązał się z umowy, to by było zupełnie inne zakończenie jej misji. Nie ważne,było minęło... trzeba żyć dalej, zwłaszcza że miała dla kogo żyć.
Kiedy ED się zbliżył, to pewnie był w jej zasięgu, po czym wstała zbliżając się do niego i zaś pogłaskała po jego dłoni,czy co tam miał... chciała bardziej zachęcić go do takich czynów. Zaśmiała się cicho i widać, nie była zła*
- Dzieci w tym wieku, nie umieją rozmawiać. Płaczą kiedy im coś się nie podoba, są głodne czy pieluchę trzeba wymienić. To jest sposób ich komunikacji z nami. Później same nauczą się rozmawiać w naszym języku. Tylko na to potrzeba czasu.

ED - 2012-04-23 19:08:44

*Ed nie miał dłoni, ani niczego co spełniało funkcje rąk. Miał po bokach łba działa, określane czasem jako ramiona, ale nie były to kończyny, miały bardzo ograniczoną ruchomość i obecnie do niczego nie służyły choć oczywiście można było po nich pogłaskać, co tez Issa udowodniła.*
Dobra, uznam ze to jest wyjątkowe… *Oczywiście poza przykładami z  holowizji Ede nie mógł przytoczyć żadnego przykładu, wiec zaniechał, by nie wyjsc na niepoważnego. Bo trzeba przyznać – jak się na czymś nie znamy to się nie znamy a Ed na dzieciach się nie znał.
Pomruczał dziękując za pieszczoty, ogarnął się w nowej odległości i nie było problemów. Nie było tego czegoś, co kiedyś: tego leku przed bliskością, próby bronienia się, kopania czy chęci ucieczki. Całkiem spacyfikowany, oswojony Ed.
Nieco się przekręcił, to znaczy łeb się przekręcił tak by miał lepsze wzięcie tematu polem wdzenia. Czyli – patrzył na Leesly, teraz z bliska, wiec był to zupełnie inne doznanie*
Właściwie to jedyny mój bliższy kontakt z dzieckiem to był na Hypori, przy córce mojego terapeuty. Ale to dziecko wielkiego miasta, urodzone i wychowane na Hypori, w tłumie, wiecznej wrzawie, od małego Szwedzie ciągane, po klubach, restauracjach, w kręgielni z nami bywała, nie bała się niczego i wszystkie kobiety naokoło to były ciotki. Ale to było rodniańskie dziecko

Issa Maya - 2012-04-23 19:28:38

*No to może źle zostało to określone, ale fakt faktem pogłaskała go , tym bardziej że nie widziała owego sprzeciwu. Uśmiechnęła sie tylko na słowo "wyjątkowe", ale nic nie odpowiedziała tylko patrzyła jak te małe rączki wyrywają się w stronę "olbrzyma".*
- Chyba Ciebie polubiła...
*Cóż, dziewczynka teraz pewnie nie obejmowała wzrokiem całej postury ED'a, ale widać nie przeraziło to. Może czuła się bezpiecznie, bo jest przy niej Issa? Całkiem możliwe. Widać było, że dziecko chciało dotknąć działą i Issa spojrzała na ED'a, powoli wyjmując dziecko z nosidełka. Delikatnie się zbliżyła z nim i... mała rączka dotknęła stali.Rączka błyskawicznie się cofnęła, ale mała się nie przestraszyła. Issa jednak znowu wsadziłą Leesly do nosidełka, a twarzyczka małej była skierowana w stronę wielkiej istoty.*
- Ja chyba bym nie zabierała w takie miejsca swojego dziecka. Ale każda kultura jest inna.

ED - 2012-04-23 19:39:36

*Cały czas zachowywał się bardzo spokojnie. Obecność takich a nie innych osób stanowiła często o czyimś zachowaniu. Czy dziecko było grzeczne bo był to wpływ matki, to powinien sądzić ktoś kto się zna na dzieciach (i na matkach) ale na pewno Issa miała wpływ na zachowanie Eda. W tej odległość byli w swoich aurach, dotykały się one we wszelkich możliwych miejscach. Ed nie był tego świadom, nie umiał tego wykorzystać, ale reagował. Kiedy aura drugiej osoby była stabilna, spokojna, pełna ciepła i przyjaznego nastawienia, to oczywistym był ze druga aura będzie to chłonąć. Tą drugą aurą był Ed, który był jak gąbka i bardzo mocno w niego to wsiąkało.
Można wiec było spokojnie pozwolić dziecku nie tylko go dotknąć, a  także przytulić, podłubać tu czy tam, czy posadzić mu na łbie – na pewno się nie ruszy*
Wiesz, to pewnie światełka, dioda albo oscylator. *Nadal siebie nie doceniał w  kwestii tego ze małe dziecko może poczuć do niego „sympatię”. Ale to dziecko w końcu było mocowładne – jednak Ed nie ogarniał tematu.*
Córkę kolegi tez one interesowały, próbowała je wydłubać

Issa Maya - 2012-04-23 20:42:13

*No cóż, Issa czuła aurę ED'a więc była spokojna o bezpieczeństwo, jednak nie zamierzała sadzać małej na ED'zie. Czemu? Po prostu obawiała się, że mała się przestraszy że będzie za wysoko. Mała patrzyła szeroko otwartymi oczami na działo, aż nagle ziewnęło. Jednak chwilę później zaczęło się robić marudne... czyli albo spać chciała albo też jeść. *
- Całkiem możliwe, że tak jest. Bardzo lubi błyszczące i świecące przedmioty, rzeczy.
*Może nie tyle czuło sympatię, co na pewno była ciekawa i nic sobie mała nie robiła z tego że był kilkakrotnie wyższy i potężniejszy od niej. Niemniej jednak, mała zaczęła w ciągu tej chwili być coraz bardziej marudna, a Issa tylko westchnela*
- ED... to chyba koniec naszego spotkania. Mała chce chyba jeść, więc muszę iść. Było miło mi Ciebie ponownie spotkać. Do zobaczenia, niech moc będzie z Tobą.
*Uśmiechnęła się do niego wesoło i pozdrowiła go. Niemniej jednak, zanim odeszła pogłaskała go jeszcze raz, i posłała mu buziaka. No i po chwili już zniknęła z pola widzenia, poruszając się w stronę swojej kwatery.*
[zt]

Renee - 2012-04-24 15:32:10

*Skinęła głową w stronę matki z dzieckiem. Z początku, o ile było to możliwe, przysłuchiwała się w milczeniu ich rozmowie, lecz po chwili straciła zainteresowanie. Odpłynęła myślami ku konklawe, a miła atmosfera między matą a robotem uspokoiła ją i sprawiła, że nabrała dystansu do tego, co się wydarzyło między nią a maszyną. W pierwszych chwilach fakt, że ktoś potrafił dogadać się z robotem był dla niej dość zaskakujący. A może jednak źle oceniała Eda? Może jednak jest "w porządku"?*
Edwardzie.*powiedziała wstając i zdecydowanym krokiem podeszła do maszyny. Chciała zwrócić na siebie jego uwagę, by następne słowa były już dobrze usłyszane i nie poleciały w próżnię.* Wybacz mi, jeśli w jakiś sposób Cię uraziłam. *powiedziała spokojnie*

ED - 2012-04-24 15:46:24

Na błyskotki można wyrwać 90% damskiej populacji wiec może w przyszłości miej baczenie by uczyć jej czegoś innego
*Podsumował, choć oczywiście wiedział, a jak nie wiedział to domyślał się na jakiej zasadzie działa podrywanie pań w takim wieku. *
Rozumiem, nie ma sprawy. Smacznego, Leesly *Takiego karmienia u ssaków nigdy nie widział, nie pomyślał wiec że Issa wyciągnie pierś i tak będzie karmić. Według jego wyobrażenia matka teraz uda się do kwatery i nakarmi dziecko czymś tam w rodzaju słoiczków z kolorowymi przecierami. Niestety w tym temacie Ed był dzieckiem które zapytane skąd bierze się mleko odpowiada ze z lodówki.
Z wieloma kłębiącymi się pod czerepem refleksjami wdzięcznie przyjął pożegnanie, jeszcze popatrzył za odchodzącymi, po czym sam bez żadnego wołania odwrócił się do Renee by sprawdzić, czy ona jeszcze jest.  Zapewne gdyby ta nie podeszła to wypatrywałby jej przez chwilę, jak za pierwszym razem. Ale ona już zmieniła położenie, poza tym stała wiec była lepiej widoczna. Wyglądał na zdumionego tym, co padawanka powiedziała. Zdumienie objawiało się lekkim podniesieniem dzial w  stosunku do konca pyska, ale widać było ze to nie jest agresja. Jednak kiedy Renee zaczęła przekraczać odległość około siedmiu metrów, czyli tą jaka Ed sobie obral przy pierwszym kontakcie z nią, to warknął lekko, bez jakichś negatywnych emocji, po prostu: tyle, bliżej nie. To jednak była osoba obca, jeszcze nie obdarzona zaufaniem*
Nie ma sprawy, widzisz, jestem do tego przyzwyczajony… To znaczy nie ze się czuje jakoś wyjątkowo skrzywdzony, to się po prostu zdarza

Renee - 2012-04-24 16:04:46

*Zatrzymała się słysząc warknięcie. Nie miała zamiaru podchodzić zbyt blisko, choć na pewno z odległości siedmiu metrów nie rozmawiało jej się naturalnie. Inne istoty zazwyczaj pozwalają podczas konwersacji podchodzić do siebie znacznie bliżej. Z powodu dystansu rozmawiając z Edwardem czuła się, jakby przemawiała do rady jedi, albo zwierzchnika, do których to też nie było w zwyczaju podchodzić zbyt blisko i z pouchwalać się. W podświadomy sposób ułożyła ręce wzdłuż ciała i wyprostowała plecy, jakby właśnie rozmawiała z kimś wyższym stopniem. Kto wie, może to skojarzenie było przyczyną jej wcześniejszego zachowania?*
Mimo to czuje się winna. Jako osoba reprezentująca zakon powinnam zachować się inaczej. Jeśli pozwolisz, to czy możemy zapomnieć o całej sprawie?

ED - 2012-04-24 16:14:55

*Ed , jak już było powiedziane tudzież wspomniane wcześniej: odczuwał dotyk aury. Siedem metrów to odległość w której granice aur dwóch osób zaczynały się dotykać. On to czuł, choć nie do końca zdawał sobie sprawe co i jak odczuwa, ale prawdopodobnie było to dla niego w pewien sposób nieprzyjemne i zanim zaakceptuje to trochę mija. U jednych bardzo szybko, u innych dłużej, ale jak było widać do Eda podejść się da, a  nawet go dotknąć. Trzeba go tylko oswoić.
Teraz zaś kiedy zauwazyl ze jego przestrzeń jest respektowana zamruczał calkiem przyjaźnie. Stał z lekko przekrzywioną w jej stronę głową i obserwował. Dioda pod siatką migała spokojnie*
Nie ma sprawy *Odpowiedział bez śladu żadnej łaski czy przemycanej urazy. Widać było, ze on takie sytuacje przerabiał. Łatwo się domyślić, ze był i wyzywany od blaszaków, i na własnym statku nie raz był potraktowany jak droid stróżujący przez własnych klientów, przerabiał różne niewybredne zarty jak i niezbyt śmieszne pomylki i jawną złośliwość. Renee zaś była w porządku – może troche dziwne ze nie „zauważyła” Eda – bo ten już nabrał przekonania ze do jedi może sobie podchodzić swobodnie bo oni wiedzą kim jest Ed i nie trzeba tej gry wstępnej przechodzić, no ale zdarza się i był gotów zapomnieć. To nie było mściwe stworzenie*
H’mna baraste Re-len. jesteśmy tylko ludźmi

Renee - 2012-04-24 16:27:37

*Padawanka uniosła lekko brew do góry. Nie była lingwistką. Znała jedynie wspólny oraz kilka charakterystycznych powiedzonek w innych, szeroko używanych w galaktyce języków. Nie skojarzyła jednak ani jednego z tych kilku słów. Nie brzmiało to też na piski i pomruki wydawane od czasu do czasu przez maszyny. W skrócie było to coś, czego Renne nie wiedziała.*
Wybacz, ale nie zrozumiałam. Co to znaczy H'mn baraste Re-la? *spytała, nieudolnie próbując powtórzyć za Edem usłyszaną formułkę.*

ED - 2012-04-24 16:30:59

To znaczy „jesteśmy tylko ludźmi”
*Wyjaśnił cierpliwie, łagodnym tonem, nie poruszając się. Tak jak wcześniej zastygł w bezruchu tak stał. patrzył, i mówił. Nie był tak ruchliwy jak przy Issie, chociaż i tak przy Issie był mało ruchliwy.*
To po Cestiańsku, często używane tam wiec zacytowałem, ale nie miałem zamiaru wzbudzać tym jakichś większych refleksji

Renee - 2012-04-24 16:44:27

*Przez chwilę milczała, zastanawiając się nad nazwą własną wypowiedzianą przez robota. Nie kojarzyła za bardzo nazwy planety, stąd też wywnioskowała, że jest to mało znacząca planeta. Gdyby znajdował się tam jakiś ważniejszy port lub szlak handlowy, to na pewno by skojarzyła planetę, a przynajmniej jej nazwę.
Ciekawe miejsca odwiedzasz *powiedziała bez ironii. Takie niewielkie planety, nieznane przeciętnemu mieszkańcowi galaktyki wbrew pozorom wcale nie muszą być takie nudne i mogą skrywać wiele tajemnic. Wiedziała już coś na ten temat.* W jakim układzie znajduje się ta planeta? *spytała, nawet w miarę zainteresowana. Był to temat do rozmowy jak każdy inny.*

ED - 2012-04-24 16:54:14

W układzie o tej samej nazwie: Ord Cestus, na zewnętrznych rubieżach. Zadupie. Pochodzę stamtąd. Miesci się tam zakład Cestus Cybernetics, mimo to i tak mało kto słyszał ze jest taka planeta.
*Nazwa „cybernetics” aż nadto sugestywnie pchała się do świadomości, kiedy łączyło się ją z wyglądem Eda. To oni musieli go „wyprodukować” skoro stamtąd pochodził. Na pewno nie był to dla niego miły temat, w końcu ustalono już miedzy nim a Renee, że jest żywą istotą. Może nie do końca organiczną ale na pewno nie jest robotem.
Wygląd ani postawa Eda się nie zmieniły, ale coś kazało zakładać, ze on się spodziewa ze zaraz Renee wyskoczy ze zdaniem które może uderzyć go w twarz*

Renee - 2012-04-24 17:12:24

*Nawet nazwa układu niewiele jej mówiła, co tylko potwierdzało słowa Edwarda, że musiało to być zadupie. Mimo to wiadomości, które usłyszała spowodowały, że zaciekawiona pochyliła się do przodu. W jej głowie pojawiło się wiele różnych pytań dotyczących historii powstania rozmówcy, jednak o dziwo nie wyszły one na zewnątrz. Padawance zdarzało się przeplatać gorsze momenty z lepszymi, a czasami potrafiła wykazać odrobinę empatii. Domyśliła się, że na większość z wymyślonych przez nią pytań Ed nie chciałby odpowiedzieć, więc zatrzymała je dla siebie.*
Masz szczęście, że przynajmniej pamiętasz miejsce, z którego pochodzisz. *Odpowiedz, która z jej punkt widzenia i wiedzy nie stawiała Eda w trudnym położeniu.*

ED - 2012-04-24 17:20:43

*Nie odpowiedział od razu. Wyglądało na to, ze jego historia sięga dalej niż samo powstanie tego, co stało tu przed nią, o czym świadczyła odpowiedź której w koncu udzielił*
Tak na dobrą sprawę, to nie. Pamiętam Cestus, owszem, ale nie pamiętam tego co było przed Cestusem. Nie wiem, ile tak naprawde mam lat, kim tak naprawde jestem i o co tutaj chodzi w ogóle *Poruszył się w koncu a ruch który wykonał kojarzył się samoistnie i spontanicznie ze wzruszeniem ramion, choć działa nie zmieniły położenia*
Ty pewnie tez nie pamiętasz, wychowałaś się na Couruscant, w świątyni jedi, tak?
*Wyraźnie wolał rozmawiać o kimś niż o sobie i tutaj można było zauważyć dążenie do tego. Niby temat ten sam, ale przeskok na inną osobę*

Renee - 2012-04-25 09:38:10

*Zamrugała kilkakrotnie oczami, przez chwilę nie wiedząc co o tym myśleć. Z jednej strony była zła na siebie, że niechcący poruszyła osobisty temat, a z drugiej cieszyła się z tego powodu, gdyż mogła dzięki temu lepiej poznać Eda i nabrać do niego trochę szacunku.*
Przykro mi *Odpowiedziała niewesołym tonem. Być może przeciętny jedi postawiony w takiej sytuacji znalazłby jakąś ckliwą formułkę o mocy, fatum i przeznaczeniu, która to mogłaby pocieszyć Eda, ale Renee nic poza wyrazami współczucia nie przychodziło do głowy.*
Pamiętam tylko pojedyncze chwile, urywki z tego co było przed Coruscant. Nic więcej. *powiedziała oczy kierując na bok, wyglądało to tak, jakby próbowała przywołać wspomnienia z pamięci.* Byłam mała, gdy zabrano mnie do świątyni, więc w sumie powinnam się cieszyć, że cokolwiek zapamiętałam.

ED - 2012-04-25 11:14:01

Mam wrażenie że przykro to by było gdybym pamiętał więc w sumie jest dobrze *Tym razem odpowiedział już bez zastanawiania się, ale i bez większego zaangażowania, czyli tak zdradzając między słowami ze to nie jest jego ulubiony temat. Ale nie obrażał się, nie obruszał, nie jego wina, ani nie jej, nie każdy przeżywa cale życie we własnym ciele. A może to już nie jego życie, tylko jakiegoś innego Eda?
Nie pora teraz o tym myśleć. Trzeba szybko zapomnieć bo rozmowa się popsuje.*
Jak pracowałem jeszcze w redakcji na Hypori to kolega robił wywiad z takim ciekawym gościem, facet zajmował się pomocą w przywoływaniu wspomnień ze wczesnego dzieciństwa a nawet życia płodowego. W sumie nikomu to do niczego nie potrzebne ale szoł był nieprawdopodobny. Taka ciekawostka. A wychowanie w świątyni pewnie nie jest takie złe, co?

Renee - 2012-04-25 18:03:53

Brzmi to jak jakieś zmyślne hochsztaplerstwo. W każdym razie nie pisałabym się raczej na takie show. Dobrze jest powspominać, ale cofanie się do życia płodowego to lekka przesada. *Lekko uśmiechnięta wyraziła swoje zdanie na temat sztukmistrza z Hipori.*
Bardzo dobrze wspominam czas spędzony w świątyni. Warunki w niej są... a raczej były znakomite. Dzieciaki miały tam zapewnione wszystko, co potrzebne - pożywienie, towarzystwo, dach nad głową. Jedyną wadą była nadmierna dyscyplina, której trzeba było przestrzegać od najmłodszych lat, ale szło się do tego przyzwyczaić. *odpowiedziała bez emocji i wzruszyła trochę teatralnie ramionami. Świątynia na Coruscant była już przeszłością, w której nie chciała za bardzo grzebać. Tamte czasy już nie wrócą, cokolwiek by nie zrobili.*

ED - 2012-04-25 18:08:16

*Mruknął sobie coś w sposób nieartykułowany raz troche głośniej, potem cały czas jednostajnie, i spoglądał w jej stronę. Kolejnymi pomrukami kwitował to co słyszał, ale najwyraźniej przyszedł mu mały kryzys odnośnie werbalizacji myśli, bo tym razem nic nie powiedział*

Renee - 2012-04-25 18:19:19

*Gdyby nie wydawane przez niego dźwięki, to pomyślałaby, że nie usłyszał jej lub co gorsza nabawił się jakieś usterki. Słyszała jednak reakcję w postaci pomrukiwań, które świadczyły o tym, że było inaczej. Więc może to ona go tak zanudziła, że się wyłączył? Nie miała doświadczenia w rozmowie z cyborgami, więc było to możliwe.*
Co sprowadza Cię na Tython? *spytała, by podtrzymać umierającą rozmowę. Jednocześnie poruszyła się niespokojnie i przystąpiła z nogi na nogę.*

ED - 2012-04-25 18:27:13

*Pomrukiwał wiec się nie wyłączył. No i dioda migała – cały czas tak samo, ale oczywistym było ze jak się nie zna to można tak pomyśleć. Ludzie i inne istoty pokazują znudzenie mową ciała, Ed takowej nie posiadał. Ale nie był znudzony, przezywał inne swoje stany, cały czas tez trwało delikatne „obwąchiwanie” Renee.
Kiedy się poruszyła, on tez się poruszył. Nawet rozejrzał, jakby stwierdził, ze jej ruszanie się to informacja ze ktoś się zbliża. Ale nie, nikogo nie było, wiec się zaraz znowu obsadził, ale tym razem łeb miał odrobinę bokiem do niej. Miało to swoje bardzo lakoniczne uzasadnienie, ale biedna padawanka tego nie wiedziała i pewnie znowu pomyśli ze Ed znudzony bo patrzy w bok*
Przyleciałem tu z mistrzem Hakonem, on jest na konklawe, a  ja „oddycham Mocą” bo to na mnie dobrze działa. To jego opinia i chyba tak jest… nie jestem pewien *Na pewno tak było, bo tu Ed zachowywał się dobrze, w miarę „luźno” i łaził sobie po otwartym terenie (choć jak już Renee zaobserwowała wcześniej wybierał miejsca pod osłoną – mur, jakieś pomniki) co w innym miejscu było w jego wypadku niewykonalne*
Dla zdrowia – można powiedzieć. Uzdrowisko Tython

Renee - 2012-04-25 18:45:25

*Padawanka na chwilę obróciła głowę, podążając wzrokiem w stronę, w którą jak jej się wydawało patrzył Ed. Myślała, że robot zauważył coś, kolejną osobę albo robota, jednak się rozczarowała: nie był tam niczego godnego uwagi. W pierwszej chwili pomyślała, że cyborg zupełnie już stracił nią zainteresowanie, jednak ten odezwał się. Tak ją to zaskoczyło, że aż podskoczyła w miejscu i natychmiast skierowała wzrok z powrotem na robota. Wysłuchała go do końca i zaśmiała się krótko po jego ostatniej uwadze.*
Skoro mistrz tak powiedział, to na pewno tak właśnie jest. *Zgodziła się i pokiwała głową. Nie znała mistrza Hakona, lecz wiedziała, że takiego tytułu nie otrzymuje byle kto. Każdy mistrz z samej definicji musi być mądry, doświadczony, a jak zdarzy się mu powiedzieć coś konkretnego, zamiast owijać w bawełnę, to zazwyczaj odzwierciadlało to rzeczywistość.*
Zresztą sam możesz to ocenić. Jeśli czujesz się dobrze, to znaczy, że uzdrowisko spełnia swoją funkcję.

ED - 2012-04-25 18:54:04

*Kiedy podskoczyła, to znowu zareagował, unosząc gwałtownie łeb. Także działa się uniosły. Nie było to przedrzeźnianie, raczej odruchy.*
Tak, Hakon się zna, ja się czuje nienajgorzej, choć wydaje mi się ze coś nie tak z tym Tythonem jest nie tak. Bo byłem już tu kilka razy… *Niemocowladny cywil, w dodatku cyborg i prezes dużej firmy bywał sobie na Tytonie – widać coś znaczył dla sprawy jedi. To „coś” musiało być znaczące.*
Ty pewnie niedawno się „odnalazłaś”? Tak jak Tane, chłopak, którego odłowiliśmy w  dyfującym statku… też jest tu pierwszy raz. Teraz jest na konklawe

Renee - 2012-04-25 19:19:57

Musisz często podróżować. Nie masz miejsca, które mógłbyś nazwać domem?*spytała obserwując robota. Nauczona błędem nie chciała przez przypadek zrobić kolejnego gwałtownego ruchu, dlatego też w pełni skoncentrowała się na rozmowie z robotem, który ciekawił ją coraz bardziej z racji jego silnych związków z jedi.*
Zgadza się. W sumie odnalazłam się w bardzo podobny sposób jak chłopak, o którym wspomniałeś. Miałam dużo szczęścia. Tython to bezpieczna przystań, a teraz jeszcze to konklawe...
*Przerwała nagle swoją myśl, uświadamiając sobie coś ważnego.*
No właśnie, konklawe! Chyba powinnam być tam obecna. *Powiedziała lekko podniesionym głosem, ale nie była zła an nic z tych rzeczy. Nie miała mistrza, nie było więc nikogo, kto mógłby wyegzekwować karę za jej nieobecność, więc opuszczenie części konklawe nie było niczym strasznym. Jednak chciała tam być, nawet w roli biernej obserwatorki. Kierunek, w jaki będzie podążał zakon wpłynie także na jej życie, dlatego też chciała być na bieżąco.*

ED - 2012-04-25 19:26:07

Nie, nie podróżuje, ja to bardzo źle znoszę *szybko wyprowadził ją z błędu. Jak widać był otwartym „stworzeniem”.*
Właśnie mam, mam takie miejsce, mam dom, i jestem domatorem. Mieszkam na swoim statku, jest od do mnie dostosowany, rzec można – bez barier.
*Dla wielu osób – w tym być może dla Renee – mieszkanie na statku może wydawać się czymś okropnym – to taka latająca klatka z której nie można wyjść, ale Ed całe życie speszył w zamknięciach. Nie budził się w nim sprzeciw, nie pragnął wolności i otwartych przestrzeni – nie potrafił tego doceniać, czul się najbezpieczniej w zamkniętych pomieszczeniach bez okien.*
Tak, konklawe. W amfiteatrze. Chcesz tam iść? Nie zatrzymuje, to ważne wydarzenie

Renee - 2012-04-25 19:38:14

*Nie rozumiała ja można odwiedzać Hipori, Tython i zapewne wiele innych planet jednocześnie nie podróżując. Chciała o to spytać, ale, bez obrazy dla Edwarda, konklawe wydało jej się ważniejsze.*
Tak, bardzo ważne. Zdecydowanie już czas na mnie. *powiedziała, w sumie trochę bezsensu, bo każdy to wiedział, ale nawet jedi zdarzało się zrobić coś bez sensu.* Do zobaczenia Ed. *pożegnała się, pomachała mu nawet i odeszła żwawym krokiem w stronę amfiteatru.*
[zt]

Hakon - 2012-05-25 16:17:47

*Były godziny południowe następnego dnia po wizycie Eda. Wczoraj wieczorem Hakon odwiedził Asyra. Mistrz zobaczył ucznia, i nic się nie stalo. Nie wydarzył się cud wspaniałego uzdrowienia.
Smutek, jaki czul Hakon przebywając przy jego łozku był czymś, czego nie chciałby przezywać, a  jednocześnie nie żałował, ze przeżył. Był przygnębiony, zupełnie inaczej patrzący na świat. przez chwilę poczuł się oszukany i zdradzony, zadał sobie kilka razy zakazane pytanie: dlaczego on? Dlaczego ja?
Ale później, podczas medytacji zdolał to opanować.
Ustalił z Mekhneshem godziny w przeciągu których ma wychodne, ale potem musi bezwzglednie wracać, i dostosowywał się.
Tego południa wyszedł do ogrodów, ale tylko zaraz co za wyjściem ze świątyni by nie zapuszczać się daleko. czul bowiem, ze jeśli ma coś się stać i kogoś spotkać, to nie musi to być wymyślne miejsce*

Moc - 2012-05-25 16:33:23

Mekhnesh pozwolił Hakonowi rozprostować nogi i pospacerować, bo w końcu miał poparzone ręce a nie całe ciało. No ale oczywiście zakazał mu wszelkich zabaw z opatrunkami, bo inaczej dostanie areszt i z sali nie wyjdzie.
Na zewnątrz zaś tego dnia było nieco chłodno i wiał lekki wiatr, czasem tylko podmuch był silniejszy i bardziej porywisty. Słońce zaś raz chowało się za chmurami a to znowu wychodziło.
Hakon póki co sam spacerował sobie spokojnie, bo reszta zajmowała się swoimi sprawami. Ludzie Przymierza dalej remontowali różne elementy wyposażenia Świątyni a Jedi szkolili młodzików i padawanów.
I wtedy na horyzoncie pojawił się mistrz Kenobi, ubrany w swoją tradycyjną tunikę a na nią miał narzucony brązowy płaszcz. Ewidentnie też zmierzał w kierunku barabela, którego najwyraźniej Moc nie zwiodła.
Po kilku minutach do niego dołączył i uśmiechnął się na powitanie.
- Witaj mistrzu Hakonie, zdrowie mam nadzieję dopisuje?

Hakon - 2012-05-25 16:38:44

*Nie był pewny, kto przyjdzie, ale Moc podsuwa rozwiązania. Dostrzegł mistrza z daleka, a już po chwili wiedział, ze ten zmierza do niegl tak wiec nie uciekał nigdzie, zwolnił i szedł powoli jak scieżka prowadzi. Dłonie w opatrunkach powpychał w rękawy – prawą do lewego a lewa do prawego rękawa by go nie korciło dłubanie w opatrunkach.
W końcu się spotkali i Hakon odpowiedział uśmiechem.
Wprawdzie poparzone miał tylko ręce, ale był gadem i oddziaływanie nawet chwilowe tak wysokiej temperatury mialo wpływ na całe ciało, dlatego tez skóra Hakona zaczęła matowieć i pękać w niektórych miejscach, co oznaczało, ze niedługo zejdzie wylinka*
Dzień dobry, mistrzu Kenobi. Wspaniały dzien na spacer *Odparl na przywitanie i znowu poczul, ze brakuje przy nim Asyra*

Moc - 2012-05-25 16:43:40

- Owszem... chociaż mam wrażenie, że nadchodzi burza... problem w tym, że nie wiem jaka
Kenobi na chwilę się zamyśliła potem spojrzał nieobecnym spojrzeniem na wschód. Coś go wyraźnie martwiło i nie trzeba było badać w Mocy jego aury by tego nie wyczytać z jego twarzy. Ale zważywszy na niedawne wydarzenia to nie było to nic dziwnego.
W końcu się otrząsnął i znowu uśmiechnięty popatrzył na Hakona.
- Mekhnesh wspominał mi, że wczoraj odwiedziłeś Asyra, wiec pomyślałem, że przyda ci się towarzystwo. Nadal bez zmian, prawda?
Zapytał z troską, bo oczywiście martwił się o Hakona. Ostatnio trochę dużo przeszedł.

Hakon - 2012-05-25 17:02:50

*Hakon westchnął przez nos, spoglądając odruchowo zmrużonymi oczami w kierunku horyzontu. Od kiedy miał sztuczne oczy i już nauczył się nimi patrzeć, nie musiał ich mrużyć, światło przestało go razić. Ale mrużył i tak. To, jak i wiele rzeczy organizm robił sam.*
Miejmy nadzieje, ze zwykła…
*Burza – pomyślał. Ile znaczeń i zmian ona daje.*
…tylko zwykła burza po której pojawi się zwykła tęcza. *Pochylił głowę. „Fryzura” czyli zebranie włosów do tyłu dawno mu się zniszczyła, z  resztą czekał go pewnie kolejny zabieg, bo włosy się popaliły. Teraz Hakon, kiedy pochylił głowę i to wszystko spadło mu na twarz, wyglądał trochę jak fan tej popularnej kapeli metalowej. Mimo podobieństwa słownego do jego „profesji”, jedi nie znal nazwy.*
Tak… to prawda że nadzieja umiera ostatnia, ale nie do końca: najgrubszym kijem nie da się jej zatłuc.
*Podniosł twarz i uśmiechnął się mimo tego, co mówił. Nie chciał już nadziei, przy tym przypadku bardzo go okłamywała*
Myślę, szczególnie teraz, jak tu przylecieliśmy, o nowym uczniu. Może nawet Uczniach, jeśli konklawe zatwierdzi. Myślę i czuje się jak zdrajca.

Moc - 2012-05-25 17:31:24

- Miejmy nadzieję, że Moc nas wysłucha i będzie ona zwykła
Przytaknął Kenobi, chociaż nie do końca wierzył z swoje słowa. Był to bowiem dzień, w którym kilkoro Jedi miało wyruszyć na poszukiwanie źródła tej przeklętej plagi, która dotknęła kilkoro Jedi. Co prawda przygotowali się najlepiej jak mogli, ale na konfrontacje z Ciemną stroną nigdy nie można się przygotować w pełni.
- Zgadzam się... nadzieja umiera ostatnia. Ja wciąż mam nadzieję.
Nie dokończył, ale chyba nie musiał. Wszyscy w Zakonie wiedzieli, kim stał się jego uczeń i co zrobił. Wielu go za to nienawidziło, chociaż Jedi nie powinni poddawać się emocjom. A mimo to Obi Wan uwierzył w słowa umierającej Padme "Wciąż jest w nim dobro". Niestety, mistrz Jedi nie widział go... ale miała nadzieję, że to prawda.
- Trzeba iść naprzód Hakonie, spojrzeć w przeszłość i zaakceptować teraźniejszość. A kto wie, moze Moc okaże się łąskawa?

Hakon - 2012-05-25 17:38:33

*Skarżąc się na swój los Hakon zupełnie zapomniał o tym, co stało się z  uczniem mistrza Kenobiego, i aż na chwile odebrało mu dech, bo odpowiedzi właśnie mu to uwiadomiła. Był bowiem jednym z tych, którzy dokładnie wiedzieli…*
Może Moc okaże się łaskawa, ale jeśli zastanie mnie przy swojej łaskawości na błędnym wyborze? Nie chciał bym. Jednocześnie nie chcę tylko czekać. Powiedz, mistrzu Kenobi. I nie uznaj proszę tego pytania za nazbyt śmiałe. Czy zastanawiałeś się nad przyjęciem nowego ucznia?

Moc - 2012-05-25 17:49:23

Kenobi nie lubił zbytnio wspominać o Anakinie, bo po części winił się za to, że ten przeszedł na Ciemną Stronę i pogrążył Galaktykę w mroku. Wiedział też, gdzie leżały jego błędy... w zbyt silnej więzi ze swoim uczniem. Była ona tak silna, że nie dostrzegał jak Anakin stopniowo stacza się ku Ciemnej Stronie. Były to drobne wybryki, niesubordynacje, a Oni Wan przymykał na to oko. Teraz wiele rzeczy zrobiłby inaczej.
- To wszystko zależy od punktu widzenia Hakonie. Ale lepiej żałować podjętej decyzji, niż żałować, że się jej w ogóle nie podjęło.
Stwierdził pogodnie i odgonił od siebie myśli o Skywalkerze. A potem przyszło pytanie o kolejnego ucznia. O tak, zastanawiał się wiele razy nad tym. I miał nawet kandydata o którym mówić jednak nie mógł.
- Tak, wiele razy. I kiedy przyjdzie odpowiednia chwila przyjmę go i wyszkolę
Tak jak powinienem wyszkolić jego ojca - dodał w myślach.

Hakon - 2012-05-25 17:58:43

*Oczywiście, ze w Hakonie zaraz narodziło się zapytanie, co to za uczeń. Pomyślał raczej o kimś z najbliższej okolicy, o jakiejś „sierocie” z  Tythona. Jednak wiedział, ze nie powinien pytać.
Skinął głową znowu, a  kiedy ją podnosil, zarzucił energicznie by pozbyć się tych „nowoczesnych” włosów, które różniły się od jego zwykłych, ciężkich pejsów. Teraz miał włosy jak człowiek*
Chciałbym wybrać sobie ucznia. Chciałbym, by to był najodpowiedniejszy uczeń wobec tego co mogę mu dać. Myślałem o Tanie. To zdolny chłopak, na pewno chętnie słuchałby tego, co mu oferuje, jednak mam wrażenie ze pragnie podążać inna ścieżką. Dlatego powinien wziąć go inny mistrz

Moc - 2012-05-25 18:05:14

Nawet gdyby Hakon zapytał to by Obi Wan nie odpowiedział, bo nie mógł. Tajemnicę Skywalkera znała tylko garstka osób. On, mistrz Yoda, mistrz Windu i Bail Organa. Pozostałym albo odpowiednio zmodyfikowano Mocą pamięć, by nie pamiętali Padme albo w ogóle taili to. Nie było to co prawda najczystsze zagranie, ale musieli utrzymać tajemnicę jak najdłużej.
- Zdaj się na Moc Hakonie. Jeżeli gdzieś tam jest ktoś ci przeznaczony to prędzej czy później go spotkasz. Nie możesz jednak w nieskończoność czekać. Musisz podjąć decyzję już teraz
Obi Wan życzył Hakonowi tego, by ten znalazł nowego ucznia, który będzie go godny. Wiedział też, że to takie proste nie jest. Przez pewien czas uważał nawet Anakina za narzuconego mu ucznia, bo w końcu obiecał Qui Gonowi, że go wyszkoli. Ale z czasem się zgrali. Ale to był długi proces.
- Ścieżki twoje i twojego ucznia powinny się pokrywać, bo inaczej ta edukacja nie byłaby lepsza niż nasz obecny system

Hakon - 2012-05-25 18:10:40

Wiem. I tak długo, zdecydowanie za długo nad tym myślałem, za długo czekałem i wierzyłem Nadziei
*Popatrzył na Kenobiego, jakby szukając potwierdzenia jego słow w jego własnej historii*
Czy do tego wymagana jest jakaś formalna opinia rady do tego, ze Asyr jest… niezdolny do pobierania nauki?

Moc - 2012-05-25 18:22:04

- Wierzyć można zawsze. Kto wie, może kiedyś wyjdzie z tego stanu? Za tydzień... miesiąc... rok. Jednak mamy własne życia, plany, musimy iść naprzód.
Obi Wan miał nieco podobny epizod podczas Wojen Klonów, kiedy to pojmała go Asajj Ventress i więziła go przez kilka miesięcy. Ale to wtedy Anakin uparcie wierzył, że Kenobi nie zginął a żyje. Mimo to przez ten czas opiekę nad nim sprawował Ki Adi Mundi.
- Tak... ale Rada już dawno podjęła tą decyzję w oparciu o opinię Mekhnesha. Póki Asyr w pełni nie wróci do sił to jesteś Hakonie wolny. Szkolić go nie możesz, a jeśli przejawiasz chęć wzięcia na szkolenie kolejnego padawana, to nic nie stoi na przeszkodzie być to zrobił

Hakon - 2012-05-25 18:42:30

Dziękuje. Chyba właśnie uświadomiłem sobie, ze czekałem na te słowa
*A wiec rada już dawno podjęła taką decyzję, uwalniając Hakona jako mentora dla kogoś innego. Kogos, kto może stracil mistrza, lub nigdy go nie miał*
Zatem pozostaje mi teraz isc za twoją rada mistrzu Kenobi. Poszukać ucznia, którego już Moc dla mnie wybrała

Moc - 2012-05-25 18:54:35

Kenobi uśmiechnął się słysząc słowa Hakona. Skłonił nawet lekko głowę w geście podziękowania.
- Cieszę się, że mogłem pomóc
I to była szczera prawda. Teraz Jedi było zbyt mało b mogli sobie pozwolić na wewnętrzne podziały czy niesnaski. Musieli sobie pomagać nawzajem, podtrzymywać jeden drugiego i po prostu wspierać. Byli w końcu jedną rodziną Jedi.
- Znajdzie się. Szukanie raczej nic nie da. Żyj swoim życiem, pomagaj innym, doskonal siebie a uczeń sam cię odszuka z pomocą Mocy. Idź dalej swoją ścieżką.
Obi Wan szedł swoją i dwa lata temu z zaskoczeniem odkrył, że spotkał na niej kogoś, kogo nie widział i nie czuł od blisko 13 lat. Swojego dawnego mistrza...

Hakon - 2012-05-25 18:57:17

*Skinał głową, jakby wszystko nagle stało się banalnie proste*
Tak zrobię. Dziękuje *Uśmiechnął się z  pokazaniem zębów. Skóra na twarzy zaczęła przy tym uśmiechu pękać, co było już aż nadto niepodważalnym dowodem, ze niedługo będzie złazić płatami*

Moc - 2012-05-25 19:01:07

- Nie ma za co, na prawdę. Będę się musiał za chwilę zbierać, bo mistrz Kahr zwołał sesję Rady. Trzeba podjąć decyzję co do obecnego zagrożenia
Mistrz Kenobi mógł być wobec Hakona szczery w tej sprawie, bo w końcu razem walczyli i to barabel odniósł najpoważniejsze obrażenia. Należały mu się też jakieś odpowiedzi i z pewnością je otrzyma, o ile zapyta. Bo nie zawsze chcemy być przecież uświadamiani.
- A nie potrzebujesz niczego Hakonie? Książki do czytania... lepszego jedzenia... wytchnienia od Mekhnesha  jego padawanki?

Hakon - 2012-05-25 19:16:47

*Zapewne zapyta, kiedy przyjdzie czas. O takie drobiazgi jak kto i w jakim stanie jest pytał Mekhnesha. A jeśli rada coś ustali, to zapewne będzie poinformowany bo bez wątpienia pierwszym postanowieniem Rady będzie: zabrać cywili. To znaczy jedynego obecnego na Tythonie cywila – Eda. Może jeszcze jakichś uczniów. Hakon podejrzewał ze jako mistrz będzie musiał zostać*
Nie, wszystko co mi potrzebne mam, mam tez dyspensę na wyjścia wiec Mekhnesh i Mekhnesówna mi nie przeszkadzają…

Moc - 2012-05-25 19:22:04

Rada już ustalenia poczyniła, od dwóch dni trwały przygotowania do podjęcia się tego zadania. Opóźnianie tego niestety w grę nie wchodziło i trzeba było działać. Stąd dzisiejsze obrady na które musiał udać się Kenobi.
- No to dobrze, bo czasem bywają dosyć... no męczący. Ja będę się już zbierał
Obi Wan zerknął w stronę Świątyni, czy czasem nikt go nie woła. W oddali mignęła mu tylko postać Hadda, a więc Kahr zadbał o wszystko. Pozostało mu tylko udać się na miejsce. Ale przed tem chciał jeszcze Hakona o coś zapytać.
- Hakonie... jaki jet twój stosunek do Żywej Mocy?

Hakon - 2012-05-25 19:27:58

*Zanim zareagował na to, ze mistrz Kenobi odchodzi, przyszło drugie pytanie, tym razem wymagające kilku chwil zastanowienia. Wiec się zastanowił*
Co taki śmiertelnik jak ja może sądzić… biorę, co daje Moc, choć wydaje mi się, ze kilka razy w  moim życiu… na przykład wtedy, kiedy ścigaliśmy Nemedisa… to doświadczyłem działania Żywej Mocy. Ale nie zgłębiam tej filozofii
*Powiedział o Nemedisie spokojnie, choć był to krytyczny punkt tej historii – moment zdrady.*
Korzystam z zupełnie innych technik

Moc - 2012-05-25 19:42:34

Kenobi wysłuchał i kiwnął głową ze zrozumieniem. Dawniej miał podobne podejście do tej filozofii mimo nauk mistrza Jinna. Po jego śmierci porzucił tą drogę, wybierając własną. Czas jednak zasadniczo zweryfikował jego poglądy i to w bardzo niecodzienny sposób.
- To zasadniczo nie technika a filozofia życia... mój dawny mistrz Qui-Gon mnie jej uczył, ale niezbyt skory byłem do przyjęcia tego... jednak coś się zmieniło i myślę, że to właściwa droga
Słowa Obi Wana były dobierane bardzo ostrożnie, bo kwestia Żywej Mocy była dopiero od niedawna szerzej propagowana przez Radę.
- A właściwie sprawił to Yoda... a raczej jego mistrz
Dodał z lekkim uśmiechem. Specjalnie urwał w takim momencie niepewności, bo jak to? Wielki Mistrz Jedi mający nad sobą jakiegoś mistrza? To dziwna wiadomość. No i niespotykana.

Hakon - 2012-05-25 19:47:35

Mistrz mistrza Yody? *Hakon zamrugał. Co pomyślał? Raczej o jakimś dziele napisanym przez dawnego mistrza mistrza Ydy na ten lub podobny temat, które to dzielo natchnęło Kenobiego. Ewentualnie jakaś wizja, w której to ta osoba coś podpowiedziała Kenobiemu. Coś – calkiem sporo, skoro mialo to wpływ na zmianę jego poglądów. Hakon rad był wysłuchać dalej*

Moc - 2012-05-25 19:56:29

Obi Wan uśmiechnął się szerzej. Hakon zareagował podobnie jak on sam, gdy mu Yoda obwieścił że oto on, największy żyjący Jedi i legenda Zakonu przyjął się na nauki do jakiegoś tajemniczego mistrza.
- O tak... sam byłem zdziwiony tym faktem. Ale jeszcze bardziej zadziwił mnie ten mistrz. Nazywa się bowiem Qui-Gon Jinn.
O tak, to dopiero była nowina. Dawno nieżyjący Jedi stał się mistrzem przywódcy całego Zakonu, chociaż za życia toczył on batalie z Najwyższą Radą i często się z nią nie zgadzał.
- Stał się on jednością z Mocą, ale zachował swoją świadomość. Znacznie lepiej niż my zrozumiał Moc i osiągnął to, czego tak bardzo podążają Sithowie... nieśmiertelność. Cóż, z pewnego punktu widzenia. Teraz przekazuje swe nauki każdemu, kto potrafi słuchać Mocy.

Hakon - 2012-05-25 20:03:01

*Pierwsza reakcja byłą typowa: niby uśmiech, ale taki niepewny, coś jak Edowe „zgrywasz się ze mnie”, ale zaraz uświadomił sobie, ze po cóż mistrz Kenobi miałby się z niego zgrywać. W każdym razie miny robił przednie, słuchając tego i do końca sam nie wiedział co o tym myśleć.
To nie zdarzało się codziennie, jedi nie potrafili nawet się odnieść. W tym Hakon.
Kiedy Kenobi skończył, Hakon nie wiedział od czego ma zacząć odpowiadać. Wzruszył wiec ramionami, westchnął głośno, przez nos i dalej był maksymalnie zdumiony. Trwało to z minutę*
A wiec ścieżka żywej Mocy? *Po minucie wypowiedział te oto słowa*

Moc - 2012-05-25 20:14:56

Kenobi podejrzewał, że Hakon nie uwierzy tak na słowo, bo mimo że Moc była wszechpotężna, to jednak ciężko pojąć jak ktoś od dawna nieżyjący może nie tylko kontaktować się z kimś żywym, ale także i go nauczać. Kenobi początkowo tez był sceptyczny i musiało minąć wiele czasu, nim w końcu udało mu się usłyszeć w Mocy Qui-Gona.
- Tak... Żywa Moc. To nie jest wymógł odgórny, tylko jedna ze ścieżek. Ale zważywszy na okoliczności myślę, że właściwa. Mistrz Yoda również tak uważa i cierpliwie zgłębia jej tajniki pod czujną opieką Qui-Gona, podobnie jak ja.
Obi Wan nie chciał narzucać Hakonowi swoich przekonań, ale jednak chciał mu pokazać ścieżkę, którą on sam zaczął kroczyć.

Hakon - 2012-05-25 20:20:21

*Malo była dżedajska postawa Hakona, bo mimo uprzejmości – a i owszem – nadal jednak taki nie do konca, bo jednak ta żywa moc… niedzisiejszy kierunek, Hakon nie zgłębiał go, nigdy tak naprawdę nie poznał, chyba jak i 99% wszystkich jedi – jest takie cos, ale ja uważam, że…
I tak patrzył na Kebnobiego, nie widząc, co powiedzieć. Ba, nie wiedząc co myśleć, a ile jeszcze do mówienia…*
No nie wiem, mistrzu, nie wiem… ja to chyba jakichś korepetycji z tematu potrzebuje bo w ogóle mi to tak nie wchodzi… nie zrozum mnie źle, ze niby nie wierze, czy cos, bo wierzę, jak najbardziej, tylko tak… no pojąć nie mogę

Moc - 2012-05-25 20:34:12

- Och ja również potrzebowałem i mistrz Yoda mnie tego nauczył.
Przyznał się bez bicia Kenobi. Nie był fenomenem znającym od razu wszystkie techniki, musiał się tego nauczyć. I mimo, że szkolił go Qui-Gon to nie był w stanie go usłyszeć, dopóki Yoda mu nie przekazał jak ma to robić. No i od tego czasu Obi Wan cierpliwie się szkolił na Tatooine, gdzie miał oko na młodego Skywalkera.
- Każdy z nas Jedi powinien dążyć do doskonałości, każdy wybiera własną ścieżkę. Ja tylko podpowiadam jedną z nich, tą którą sam kroczę. Przemyśl to co powiedziałem Hakonie... bo chyba sam tego nie dostrzegasz, ale powoli małymi kroczkami ku Żywej Mocy się zbliżasz. Potrzebujesz jednak przewodnika
Obi Wan nie uważał tego za wstyd, że mistrz Jedi potrzebuje mentora lub przewodnika. Nawet Yoda po raz pierwszy chyba od setek lat postawił samego siebie w pozycji padawana. A to jasno oznaczało, że nigdy nie jest za późno na naukę i pokorę

Hakon - 2012-05-25 20:39:58

Nawet nie znalem mistrza Jinna... *Odparł, jakby to miało dla niego znaczenie. Bo być może mistrz wcale nie zobaczy w Hakonie potencjalu, który podobno jzu się rodził, i nie zechce by dołączył do tej grupki.
Jednak oświadczenie mistrza Kenobiego sprawiło, ze po raz kolejny się zaintrygował*
Tak? *uśmiechnął się. Czy mu to schlebiało? Czy czul się jakoś lepiej  tym? Nie, ale inni obserwują go wnikliwiej niż on sam siebie, i czasem wiedzą więcej o nim niż on sam. tak to jest.
Zaczął się zastanawiać, gdzie mógł „zboczyć na ścieżkę Żywej Mocy”. I tak zdało mu się, ze przy Edzie, gdzie była właściwie tylko kwestia opanowania tu i teraz i osiągnięcia harmonii, bez żadnego planowania bo to było – o przewrotności – zupełnie niepotrzebne.
Ale może Kenobi myśli co innego? I może odpowie?*

Moc - 2012-05-25 20:50:53

- A czy to ma znaczenie? Jak zwykł mi często mawiać, nie koncentruj się na obawach, skup się na tym co jest tu i teraz
Kenobi wyczuwał zmieszanie barabela i jego niepewność co do jego potencjału. A tu nie chodziło o to, a o samą drogę życia i harmonię nie tylko z Mocą ale i całym wszechświatem. Ciężko to było tak z miejsca wytłumaczyć, bez odpowiedniego wprowadzenia i skupienia.
- Tak. Jedi kierujący się w życiu filozofią Żywej Mocy cechuje pogoda ducha, całkowite wyzbycie się egoizmu, ignorancji... no i poszanowanie życia wszystkich istot, nie tylko tych myślących. Moc nas otacza w każdym miejscu i czasie, jest wszędzie. My Jedi wędrujemy brzegiem rzeki, podczas gdy powinniśmy w niej pływać stając się jednością z nią
Wyjaśnił spokojnie o co mu chodziło. Niby banał, niby coś prostego ale jednak jeśli spojrzy się na postawę wielu Jedi to jednak mało kto taką ścieżką podążał. Bo mimo prostych założeń, była piekielnie trudna i wyboista.

Hakon - 2012-05-25 20:54:45

*Uśmiechnął się jak czynił to zawsze, kiedy słyszał coś pięknego w swojej prostocie, pokręcił głową – niby przecząco, ale nic to nie znaczyło. tak wielu kręci głową. Takie „nie dowierzam”*
No to chyba powinienem się z Wami umówić na sesję…
*Ostatecznie jak już zobaczy jak to wygląda, to się okaże, czy potrafi, czy chce, czy jest w stanie na obecnym etapie to zrozumieć, i czy to jest zgodne z jego „wewnętrznym Hakonem”*

Moc - 2012-05-25 21:00:02

- Z mistrzem Yodą... gdy wróci.
Odpowiedział Kenobi a potem znowu spojrzał na wschód. Było to dosyć wymowne... gdy wróci. A wiec go nie było w Świątyni a spojrzenia Obi Wana w tym kierunku mogły dawać przypuszczenia co do jego ewentualnego miejsca pobytu.
- I ostatnia rada na dziś... niech wszyscy pozostaną w Świątyni aż do odwołania. Miej na to oko Hakonie. Rada jeszcze to ogłosi... ale zbliża się burza. I myślę, że nie chodzi tu już tylko o pogodę
Zakończył nieco tajemniczo i się w to nie zagłębiał. Wyczuwał niepokojące sygnały w prądach Mocy i Hakon tez je będzie mógł wyłapać, jeśli się skoncentruje i oczyści umysł ze zbędnych myśli.

Hakon - 2012-05-25 21:05:30

*Zlało mu się to z burzą, która nadchodziła. Chmury pociemniały nad horyzontem. Tam był mistrz Yoda. Hakon jeszcze tego nie czul, ale nastrój udzielił się mu aż za bardzo*
Wszyscy… Szepnął i spojrzał w kierunku gdzie stal jego statek*
Mam ściągnąć Eda? I tych małych towarzyszy Hadda?
*Strasznie parszywie się nagle poczuł. Gdy usłyszał „wszyscy do świątyni”, to dla niego oznaczało to jedi, a  przecież to mieszkańcy statków są najbardziej narażeni…
Szybko zrozumiał, ze nie powinien nawet zadać tego pytania tylko natychmiast wysłać mu wiadomość, by wziął tych „cywilów” (a jednak jest ich więcej, wcześniej nie pomyślał) i zabrał do świątyni.*

Moc - 2012-05-25 21:14:55

Kenobi przez dłuższą chwilę patrzył na wschód, gdzie zbierały się co raz ciemniejsze chmury. Miną pewnie jeszcze godziny, nim dotrze ona w te rejony. Ale gdy to się stanie to może być nieprzyjemnie.
- Wszystkich. Świątynia ma grube mury i spokojną aurę, bez problemu wszystkich pomieści i nawet nic nie poczują. A to nie jest zwykła burza.
Obi Wan westchnął cicho. Miał szczerą nadzieję, że jednak będzie to tylko zwykła zmiana pogody, ale ostatnio Rada wyłapywała co raz więcej oznak, że jednak coś jest nie w porządku. Dzisiaj musieli podjąć działanie, bo inaczej może być za późno.
- Mistrza Yody nie ma na terenie Świątyni. Podobnie jak mistrza Windu. Prawdopodobnie ja i mistrzyni Fer'nir również się oddalimy. I jeśli plany się nie zmieniły to Hadd również. Reszta pozostaje i powinni być bezpieczni. Przymierze zabezpieczy wszystkie statki i wysunięte placówki a potem również schronią się w środku.
Wyznanie Obi Wana zdecydowanie nie należało do pocieszających i budujących. Coś się szykowało, coś dużego, bo inaczej jak można wytłumaczyć, że trójka najpotężniejszych Jedi opuszcza Świątynię na kilka godzin przed burzą, zabierając ze sobą w dodatków kolejną dwójkę Jedi?
I jak na złość wiatr się wzmógł, szarpiąc niemiłosiernie płaszczem Kenobiego i rozwiewając jego krótkie włosy.

Hakon - 2012-05-25 21:21:27

Ed poczuje… *Szepnął przez zęby. Poczuje, ale przetrzyma, bez problemu. Bezpieczny, w świątyni, gdzie wszyscy się zgromadzą. Ale już sam fakt wydania takiego rozporządzenia wzbudzi powszechny niepokój. To będzie… coś niesamowitego, choć zarazem bardzo niebezpiecznego.*
rozumiem… *szepnął znowu. Poczuł mrowienie w poparzonych palcach*
mogę iść z wami. Powinienem… *Nie był pewny, czy zda się na cos jego pomoc, czy może bardziej będzie potrzebny do utrzymywania porządku w  świątyni. Ale musiał zaproponować. W końcu był mistrzem, od mistrzów czegoś się wymaga.
Hakon wiedział, o co chodzi. O tą „zarazę”*

Moc - 2012-05-25 21:31:48

Kenobi w końcu spojrzał na Hakona a wyraz jego twarzy wyrażał głęboki niepokój i troskę o wszystkich mieszkańców Świątyni, nie tylko o Jedi i padawanów. Cywili w końcu było znacznie więcej.
- Ale w środku to przetrzyma. Świątynię nie budowano jako zwykły budynek. To sanktuarium i twierdza.
Słowa Obi Wana z każdą chwilą brzmiały bardziej poważnie, bo i jego niepokój rósł w miarę jak przez Moc przetaczały się powoli kolejne fale zwiastujące na prawdę potworną burzę.
- Nie... Mekhnesh stwierdził, że powinieneś wypoczywać. Porażenia błyskawicami sieją spustoszenie, mimo braku wyraźniejszych ran. Mace kurował się miesiącami po pojedynku z Imperatorem. Daj sobie czas... poza tym, lepiej byś pozostał tutaj. Twoje zdolności lepiej się tu przydadzą
Hakon jako psycholog mógł łatwiej zapanować nad ewentualnym wybuchem paniki, czy to cywili czy też Eda. nikt nie wiedział jak się skończy dzisiejszy dzień.
No i Hakon też słusznie domyślał się, że chodzi o zarazę i ostateczne rozprawienie się z nią. Sama burza też z nią się łączyła.

Hakon - 2012-05-25 21:37:19

Nie ma wyjścia, musi przetrzymać
*poczuł chłód. Zupełnie nagle. Może zaczęło „go brać”. Wyswobodził opatulone opatrunkami dłonie by postawić kołnierz.*
Nie powinniśmy już tracić tu czasu, mistrzu Kenobi. To niedługo się skończy, usiądziemy sobie spokojnie na słoneczku i porozmawiamy…
*Słuchając swoich słow to jedyną pochodną uśmiechu jakie mogły wywołać to zaśmianie się samemu sobie w twarz. Nie, już się zrobiło bardzo mroczno, trzeba działać, trzeba ściągnąć Eda zanim zawiesi się w połowie drogi*

Moc - 2012-05-25 21:41:33

- Owszem... i sądzę już, że zaczęli beze mnie. Trudno, i tak wiem co mam robić.
Obi Wan spojrzał teraz w stronę Świątyni a konkretnie na jej najwyższy poziom, gdzie obecnie mieściła się komnata Najwyższej Rady.
- Najprawdopodobniej nic się nie wydarzy i burza minie dla was spokojnie, ale lepiej ostrzec od razu. Powodzenia i niech Moc będzie z Wami... no i z nami
Dodał już z uśmiechem a potem zaczął oddalać się szybkim krokiem w stronę głównego gmachu. Jego pożegnanie można odczytać dosyć jasno "wy będziecie w Świątyni a my w oku cyklonu". Ale to nie był żaden wyrzut w stronę Hakona. Ktoś musiał zostać i przypilnować wszystkich, to była większa odpowiedzialność.
I po kilku minutach Obi Wan zniknął.

ED - 2012-06-05 19:37:08

*Renee chciała stąd iść, Ed chciał stąd iść, więc sobie poszli i nie przeszkadzali dłużej pacjentom oraz tym, którzy się nimi zajmowali. Minęli zniszczone wejście i ruszyli korytarzem w stronę ogrodów. Ed po prawej, a ona po lewej stronie. Padawanka dzięki ożywczej działalności światła czuła się bardzo pewnie w towarzystwie cyborga. W sumie z chęcią pomogła by innym jedi, bo panował lekki chaos, szczególnie w okolicy skrzydła szpitalnego.*

*Najlepszą pomocą jaką mogli w tej chwili innym wyświadczyć było nie kręcenie się pod nogami, tudzież pilnowanie Eda który mimo obrażeń zrobił się nagle bardzo ekspansywny i wszystko go interesowało. jednak pilnował się Renee jak przewodnika. Ona jeszcze nie wiedziała jak chodzi się z  Edem toteż pewnie będzie co raz przystawać, wołać go czy popędzać. Na początku znosiło go w lewo, bo tam był ciężejszy, ale po pewnym czasie odnalazł nowy punkt ciężkości i urwane działo nie było już problemem. Trochę bardziej przeszkadzało wgniecenie na siatce, ale radził sobie. Ustawiał się o pól kroku za Renee lekko z boku i tak za nia szedł, bo mógł wtedy isc za przewodnikiem i jednocześnie się rozglądać, to było dla niego bardzo wygodne.
Wyszli do ogrodów by zobaczyć jakie zniszczenia wyrządziła burza. Na pewno było tam mnóstwo poprzewracanych i porozbijanych przez pioruny elementów wystroju, może jakieś zwalone drzewo, podmyte chodniczki. A przed chwilą remontowano. Jak na złość.
Ed poruszał się żwawo po chodniku, przechodząc nad ewentualnymi wyrwami. Był mało rozmowny, za to bardzo „żywy” i wszystkiego ciekawy. Po tej ścianie światła którą jedi zafundowali (swoją droga Ed nie do konca zastanawiał się czemu to służyło) czuł się wyśmienicie, zadnego śrubowania w głowie, wszystko naokoło stalo się nagle takie proste, wszyscy tak wyjątkowo nic do Eda nie mający, nikt na niego krzywo nie patrzył, nikt go nie wysiewał. To dopiero uroki życia, są powody do mruczenia*

Renee - 2012-06-07 09:05:02

*Po burzy w ogrodach panował orzeźwiający, miły chłód, który bardzo pasował Renee. W ogóle jakoś dobrze się czuła. Pewnie dzięki światłu i choć nie wiedziała do końca do czego ono służyło i jakie było jego pochodzenie, to miała nadzieje że wkrótce zostanie to wyjaśnione przez radę. Albo i nie. Była w zbyt dobrym humorze, by się tym zamartwiać.
Prowadziła Eda i choć miała trudności z dostosowaniem prędkości swojego chodu do kroków Eda, to z czasem szło jej to coraz lepiej, dzięki czemu pod tym względem spacer nie był udręką. Podczas spaceru raczej niewiele się odzywała, raczej tylko myślała. Miała nieodparte wrażenie, że to wszystko było jakieś dziwne. Ich relacje na przemian są dobre i złe, przez co martwiła się o to, że znów za pięć minut może się między nimi pogorszyć. A nie chciała tego.*
Chcesz sprawdzić jak się ma Twój statek *spytała się lekko odwracając głowę w jego stronę.*

ED - 2012-06-07 09:15:34

*zagadnięty cyborg zatrzymał się, jak węszący pies, wydając przy tym tylko ciche mruknięcie. Przez moment trwał w  bezruchu, po czym zareagował spojrzeniem na jej twarz. teraz miał zupełnie inne ruchy – szybsze, ale nie nerwowe*
Mój statek? Czy ja wiem, nawet o nim nie pomyślałem. To podle z mojej strony, statki trzeba szanować. Możemy, jeśli nie robi ci to różnicy
*Niespecjalnie ciągnęło go do statku kiedy mógł w końcu bez stresu pochodzić tutaj, obejrzeć, czyli to wszystko o czym, można powiedzieć ze nawet „marzył”, choć generalnie starał się nie mieć marzeń, bo potem niemożność ich spełnienia jest bolesna. Chociaż teraz wszystko to co jest niemile w ogóle nie wchodziło na tory myślowe*

Renee - 2012-06-07 09:28:25

*Gdy on się zatrzymał ona również to zrobiła i odwróciła się na wprost do niego.*
Mi to wszystko jedno czy pójdziemy tam, czy zostaniemy. Możemy zajrzeć tam później. Statkowi na pewno nic się nie stanie, jeśli poczekamy z tym chwilę. *odpowiedziała wzruszając ramionami. Była to tylko luźna propozycja i dziewczyna nie czuła żadnej potrzeby, aby koniecznie opuszczać ogrody. Dla niej równie dobrze mogli zostać, jak i iść gdziekolwiek indziej i to niekoniecznie do statku, w którym mieszkał Ed. Nie wiedziała, że widok ogrodów jest dla niego tak ważny i póki co nie domyśliła się jeszcze tego. Ona miała ten ogród na co dzień i mogła bez przeszkód oglądać i badać go sobie do woli, przez co nie pomyślała, że dla kogoś może to być marzenie.*

ED - 2012-06-07 09:35:28

*No i tak stanęli naprzeciwko siebie i nic się nie działo. teraz patrzenie na Eda nie robiło takiego wrażenia estetycznego jak wcześniej, bo wyglądał po prostu źle – niesymetrycznie. Ale nie przejmował się tym, wiec dla niego zmiany nie było.  Przynajmniej póki „to” działało.
Mruknął nisko, rozejrzał się znowu i na powrót skupił się na Renee*
Jeśli tam jest cały i zdrowy to jest, a  jeśli szlag go trafił to my mu nie pomożemy…
*O tak „czysty umyśl” jedi by się nie podejrzewało. Ale obecnie wszyscy byli jedi i to dobrymi, po tym co się stało. Zaś odnośnie zwiedzania to Ed Renee powiedział całkiem niedawno, w Sali, schowany pod kocykiem, ze chciałby pozwiedzać a „nie umie”.
Chwila ciszy, jakby się zastanawiał. teraz cisza tez nie przeszkadzała. No i w końcu*
Wiesz co, mu się wydaje ze dostaliśmy jakieś narkotyki… a przynajmniej ja

Renee - 2012-06-07 09:51:01

*Kiwnęła głową. W pełni zgadzała się z tym, co powiedział na temat statku, więc nie rozwijała już tego tematu.*
Ja też to czuje, ale to na pewno nie narkotyki. Sądzę, że to tamto światło tak na nas zadziałało. *stwierdziła niemal natychmiast w odpowiedzi wyrozumiałym tonem, takim ciepłym, a nie nasączonym strachem, w jakim to kiedyś miała zwyczaju się odzywać gdy była zbyt blisko Eda.* Nie pytaj jak, ani dlaczego, gdyż sama nie znam odpowiedzi na to pytanie. Trzeba będzie poczekać aż ktoś odpowiedzialny za to zechce wszystko wyjaśnić. *dodała po kilku sekundach przerwy. Żałowała, ale potrafiła wiele wyjaśnić Edwardowi z obecnej sytuacji panującej w świątyni. O świetle, oprócz tego, że jego źródłem była jasna strona mocy nie wiedziała nic. Choć czytała wiele książek, to akurat o takim zjawisku nie słyszała nigdy.*

ED - 2012-06-07 09:58:10

*Światło – pomyślał, przypominając sobie tamto zdarzenie, i choć bolało na początku, to pierwsza myśl jaka teraz go nawiedziła było: ale ja głupi, czego ja uciekałem.
Patrzył na nią. Widział wszystkie zmiany. Słyszał głos a przede wszystkim czul aurę. Nie chciał żeby t się kończyło*
Ciekawe jak długo to będzie działać. Czuję sie naprawdę świetnie i to jest strasznie dziwne, wiesz… *Łatwo się domyślić ze na Eda podziałało to bardzo kojąco i teraz jego świat był zupełnie inny. Nie wyglądał na zagubionego w nowej sytuacji*
… w każdym razie póki to trwa to trzeba to wykorzystać. Będę zwiedzał, zawsze chciałem to zwiedzić ale się nie dało. Idziesz ze mną?

Renee - 2012-06-07 10:10:33

Miejmy nadzieje, że jak najdłużej. *odparła i uśmiechnęła się. Była to zagadka, nad którą pewnie wielu jedi się teraz głowiło, ale tylko nieliczni znali poprawną odpowiedz. Ona do tej grupy się nie zaliczała i nie miała pojęcia, kiedy wszystko wróci do nomy.*
Chętnie. Obiecałam Ci wycieczkę i zamierzam dotrzymać słowa. *odpowiedziała i wykonała gest dłonią, jakby chciała powiedzieć, by szedł za nią, po czym zaczęła iść dalej nie za szybkim tempem, by Ed mógł spokojnie iść za nią jednocześnie badając swoimi zmysłami wszystko wokół.*

ED - 2012-06-07 10:27:08

Tez bym chciał *Zamigały światełka w „paszczy” kiedy odpowiadał. Czul się wprawdzie trochę „na haju” bo taki stan nie był dla niego naturalny, ale kto nie chce być na haju jak najdłużej?
Kiedy go „zaprosiła”, wydał z siebie energiczne warkniecie, jakby mówił: uwaga, będę badał otoczenie, i ruszyl za nią. Żeby Ed mógł isc normalnym tempem spacerowym, to ona musiałaby biec. Na szczęście Ed był już przyzwyczajony do ludzkiego tępa, bo za ludźmyi chodzil na codzien, mal swój dostosowany do tego chód, wiec człapal, rozglądając się. Był bardzo przyjemny w byciu, bardzo czujny i czuły na drugą osobę, mimo olbrzymich rozmiarów i grubego pancerza.*

Renee - 2012-06-07 10:40:00

Szkoda, że burza tyle zniszczyła. Wcześniej wyglądało to o wiele lepiej. *stwierdziła prowadząc Eda. Szli prosto, cały czas tą samą ścieżką. Nie miała jeszcze wymyślonego żadnego planu co mu pokazać, więc nie odezwała się dalej, myśląc usilnie nad nim. W ogrodach niestety znaczna część elementów dekoracyjnych była po uszkadzana przez burzę, nie było więc o czym opowiadać, a nad drzewami i kwiatami nie trzeba było chyba się rozwodzić.*

ED - 2012-06-07 10:47:13

*Ed to zauważał. Ostatnio kiedy był w  ogrodach z Hakonem, był w nienajgorszym humorze, wiec tez oglądał. teraz zauważał zmiany. Bywały momenty kiedy szedł za Renee, a łeb był całkiem w bok. Patrzył na jakieś zwalone drzewo czy urwany element pomnika – rękę czy głowę.*
To była porządna burza… wygląda na to, ze chyba nie było takiej burzy od czasu założenia tego ogrodu…
*Szedł, szedł, wydawało by się, ze już nic go nie zatrzyma a tu nagle – stop. Mruknął jakoś tak dziwnie i stoi. Renee pewnie ujdzie kilkanaście kroków zanim się zorientuje, ze Ed do niej nie dobiega, tylko stoi bo coś tam*

Renee - 2012-06-07 11:00:05

Na pewno. Ale prędzej czy później odrestaurujemy wszystko co zniszczyła i będzie tu ja dawniej. *odpowiedziała pewnie, tak jakby to nie ulegało wątpliwości. dobrze rozpoznawała część ogrodów w której się znaleźli i planowała poprowadzić Eda przez nią, ale właśnie wtedy nastąpił nieoczekiwany postój. Renee mimo wszystko od czasu do czasu oglądała się w stronę Eda właśnie po to by się upewnić, czy nie zauważył czegoś, co go zainteresuje. Więc pokonała około dziesięciu kroków nim zorientowała się, że Edward zatrzymał się. Musiała  więc się wrócić. Zatrzymała się około jednego metra przez cyborgiem.*
Zauważyłeś coś ciekawego? *spytała się i zerknęła w stronę, w którą on patrzył, szukając rzeczy, która go tak zaintrygowała.*

ED - 2012-06-07 11:05:36

*Stal na dość wysokim pułapie, po prostu jak szedł tak się zatrzymał. Widac nie planował dłuższego postoju bo by opadł. Zatem stał, jakby nie wiedział, co ma robić. Był cały czas spokojny, pomrukiwał całkiem wesoło, ale nie rozglądał się na boki. Patrzył na Renee jak filozof na drugie śniadanie i stał. Do tego jakby bardziej na palcach, czyli „chce iść, ale…”. I wyraźnie zastanawiał się jak ubrać w słowa wypowiedź*
jakby to powiedzieć… i tak, i nie…

Renee - 2012-06-07 11:14:06

*Nie wyglądała a zniecierpliwioną. Po doznaniu ze światłem miała w sobie dużo cierpliwości i Ed mógł się wachać naprawdę długo, a ona nie powiedziałaby złego słowa Miał trudności z powiedzeniem tego, co chciał powiedzieć, więc dała mu trochę czasu na to, by mógł sobie w głowie przełożyć myśli na słowa. Nie odezwała się, tylko podeszła i pogłaskała go. Skoro był na wysokim pułapie to głowy raczej nie dosięgnęła, więc głaskała część, która znalazła się akurat na wysokości jej twarzy.*

ED - 2012-06-07 11:18:18

*Myśl na słowa była przetworzona już dawno, ale musiały to być odpowiednie słowa. tak czy siak już sam fakt niespodziewanego zatrzymywania się bez powodu sugerował, ze to coś nie do koncha normalnego. Jak to mawiał Qui Gon – nic się nie dzieje przypadkiem, Edy się nie zatrzymują.
Do pogłaskania leb przychylił, kiedy tylko zorientował się ze ona podnosi rękę. pomruczał, wszystko było w porządku. Cisza, cisza, no i w końcu*
Ja nie mogę iść tą drogą. Nie mogę przejść tego kawałka…
*Niby normalny glos, no ale „nie mogę i koniec”, choć nic a nic, ani w  mocy, ani fizycznie na tej ścieżce – chodniczku – nie było. Nawet kamyk czy gałązka nie leżał*

Renee - 2012-06-07 14:46:30

Dlaczego nie? *spytała i zerknęła jeszcze raz na drogę, sprawdzając jeszcze raz, tak dla pewności, czy nie znajduje się tam coś, co mogłoby być jakąkolwiek przeszkodą dla ich małej wycieczki. No i nic. Niczego takiego nie dostrzegła, choć domyślała się, że Edward ma poważny powód do unikania części ogrodów, do których zmierzali. Spojrzała znów na Eda.*
To tylko zwykła ścieżka. Nic się nie stanie, jeśli tędy przejdziemy. *dodała przenosząc swoją rękę na pochylony łeb rozmówcy, gdzie przerywanymi ruchami głaskała go.*

ED - 2012-06-07 15:41:48

*Korzystał z głaskania jak gdyby chciał przez to przedłużyć sobie czas na odpowiedź. łeb trzymał grzecznie, przy Renee i zdawało się ze patrzy na nia, ale on patrzył na chodnik. Zupełnie jakby tam było coś co widzi tylko on*
Nie wiem, jak to powiedzieć, żeby nie wyjśc na wariata… no nie mogę tędy przejść, ale mogę przejść naokoło
*Oświadczył i już był gotów, wiec jeśli Renee go nie zatrzyma, to zlezie ze ścieżki, przejdzie półtora kroku trawnikiem, i wróci na trasę*

Renee - 2012-06-07 15:55:24

No dobrze, jak wolisz. *powiedziała. Zupełnie nie rozumiała jego zachowania, ale nie zatrzymywała go. Nawet ten kawałek przeszła za nim, naokoło, tak by dodać mu otuchy. Nie pytała się dalej o co mogło chodzić. Uznała, że gdyby Ed chciał, to by sam jej to wyjaśnił.
Po pokonaniu "przeszkody" ruszyli dalej, ale nie doszli zbyt daleko, ty razem przez Renee. Kilka metrów dalej zatrzymała się przy czymś, co było kiedyś ławką. Teraz już nie spełniała swojej funkcji, gdyż coś rozwaliło jej siedzisko. Zapewne efekt burzy.* No nie, moja ławka.

ED - 2012-06-07 16:05:21

*Zapewne jak kiedyś napatoczy się odpowiedni temat to Edzik to wyjaśni. Nikt nie lubi chwalić się swoimi słabościami. Ale bardzo był jej wdzięczny, ze nie pytała, pozwoliła mu dokonać tego rytuału, nie pokazała ani zdziwienia ani zirytowania, i dalej podeszła do tego jakby nic się nie stało. Bo i dalej Ed poruszał się normalnie, mruczał, przechodził nad gałęziami. Wszystko ok. Aż tu nagle kolejny przystanek. Tym razem Ed został na dróżce i śledził spojrzeniem dziewczynę która odkryła coś przykrego. Szybko zrozumiał, i podarzył za nią by przyjrzeć się ławce*
Osz w twarz, taka ładna była łąweczka…
*odezwał się głosem sugerującym ze łączy się w smutku*
Ale w sumie to tylko jedna deska pękła, spróbuj ją wyciągnąć, potem tamtą i będzie lepiej wyglądało… *Oczywiście bez wkrętów i wiertarki jej się nie naprawi, ale przynajmniej… a może nie?
Podszedł jeszcze bliżej, zatrzumujac się tuż przed uszkodzonym przedmiotem. odciążył jedną noge i głownym palcem zaczał „smyrać” po tej ławce, coś tam próbować. Wiadomo ze nic nie wydłubie, on tez to wiedział, no ale dalej swoje. jakoś tam wpłynąć na tą ławkę, pokazać ze współczuje jej w niedoli*

Renee - 2012-06-07 16:26:34

Lubiłam sobie tu przychodzić, gdy miałam trochę wolnego czasu. Ławeczka jest ustawiona w taki sposób, że siedząc na niej ma się fajny widok na resztę ogrodu. Niezależnie od pory dnia drzewa dają cień. Miło było sobie tu usiąść i na przykład poczytać. *Wyjaśniła mu. W pierwszej chwili nie miała zamiaru naprawiać jej, choć gdy Ed rzucił swoim pomysłem to nachyliła się nad ławeczką, by sprawdzić co do się zrobić. Jedną, pękniętą deskę zdołała wydostać prawie w całości, po czym odłożyła jej części na bok. Niestety tylko prawie, bo pozostałe kawałki nieszczęsnej deseczki przymocowane były do reszty konstrukcji za pomocą śrubek. Padawanka mogłaby spróbować coś ręcznie z nimi zrobić, bo śruby po burzy też w najlepszy stanie nie były, ale prawdopodobnie zajęło by jej to dużo czasu, a sukces i tak pewny nie był. Przydałby się jakiś sprzęt, jakiś star-warsowy odpowiednik wiertarki, śrubokrętu albo czegoś takiego, ale Renee z całą pewnością nie nosiła takich rzeczy przy sobie.*
Gdy się leczyłam przychodziłam tu niemal codziennie, stąd też zaczęłam nazywać ją moją ławkę. No cóż, chyba z tym nic więcej nie zrobimy. *stwierdziła. I tak by nie usiadła, bo ławka była zbyt mokra.*

ED - 2012-06-07 16:33:40

*Ed oczywiście bardzo „pomagał”, najpierw trzymając nogę na boku siedziska, potem trochę na oparciu, potem naciskał jakby chciał postawić ławkę dęba. Miał w wyposażeniu małą pilę tarczowa, do zastosowań raczej „medycznych” ale drewno tez by poszło. Niestety ów rzecz została razem  prawym działem pod drzwiami do skrzydła szpitalnego.*
Ktoś ją naprawi. A nawet jeśli, to z  boku można jeszcze siedzieć. albo możesz sobie coś położyć, żeby nie wpaść do dziury…. Albo…
*Chwila milczenia*
A niech tam, kupie ci nową, jeszcze ładniejszą
*Oświadczył z przekonaniem, po czym nacisnął mocniej, a  ławka rzeczywiście – stanęła dęba i uderzyła Eda w nogę, ochlapując go kropelkami wody. W  innym przypadku byłaby już panika – bo woda. Tym razem nie. Szpara w chodniku była straszna ale woda na razie nie. I trawa nie*

Renee - 2012-06-07 16:53:19

*Padawanka wzięła sobie za cel opanowanie sytuacji, która trochę wymknęła się z pod kontroli. W tym celu użyła na ławce mocy, by ta opadając nie została jeszcze bardziej zniszczona i by już w nikogo nie uderzyła. Nie wprawiła jej w lewitację, lecz tylko trochę skorygowała kierunek oraz zmniejszyła prędkość jej upadku. Dla kogoś niezaznajomionego z zdolnościami jedi mógł to wyglądać dziwnie - wyciągnęła na kilka sekund dłonie przed siebie, po czym je opuściła. Efekt jej manipulacji mocą był na tyle mało spektakularny, że mógł nawet zostać niezauważony.*
W porządku?*spytała dla pewności, choć sama już domyślała się odpowiedzi. Ed stracił działo i zachowywał się jak gdyby nigdy nic, więc takie uderzenie powinno dla jego zdrowia nie mieć żadnego negatywnego wpływu. Wolała się jednak upewnić, by nie doszło do sytuacji, w której przez to uderzenie coś się zaczyna z nim dziać a ona o tym nie wie.*
I dziękuje za chęci Ed, ale to nie jest raczej konieczne. Wystarczy tylko nowa deska, odpowiednie narzędzia i ławka znów będzie się nadawała do użytku. *Uznała za stosowne nie wykorzystywać swojej znajomości z kimś, kto jako prezes Uni jest pewnie bardzo bogaty, nawet jeśli chodziło o zwykłą ławkę.*

ED - 2012-06-07 17:02:16

*Ed bardzo nie lubił kiedy używało się mocy przy nim. Na nim to już w ogóle. Tutaj niby na ławce, ale Ed był blisko, wiec moglo go zaczepić. Bardzo szybko odpuścił kiedy poczuł, ze tutaj niepomyślne prądy. Nie zachował się agresywnie, po prostu odpuścił, zostawił i odszedł o dwa kroki. Było to już po uderzeniu, które nawet z cłą silą za pomocą takiej ławeczki nie wyrządziło by mu krzywdy. Miał pancerz gruby na centymetr. Chociaż z drugiej strony na Hypori ganiano go z patykiem do kwiatów, wiec krzywda krzywdzie nie równa.*
W porządku, a  czemu pytasz?
*Zainteresował się, nie łapiąc tematu. Może t przez ten chodnik – pomyślał. Zaraz pochylił łeb i wydał długa kakofonię pomruków. *
Wiesz, ja się czasem potrafię dziwnie zachowywać, ale to nie znaczy ze coś do ciebie mam, czy coś źle robisz…
*Odnośnie ławki już nic nie powiedział. I tak zrobi swoje. Renee sama zadecyduje na jakiej ławce będzie siedzieć*

Renee - 2012-06-07 17:15:46

Chciałam się tylko upewnić, czy wszystko z Twoją nogą w porządku. *wyjaśniła zgodnie z prawdą. W sumie ucieszyła się, że Ed zapytał. Wolała to szybko wyjaśnić, by jej rozmówca nie wyciągnął błędnych wniosków lub co gorsza nie uznał jej zapytania za niegrzeczne.*
Wcześniej tego nie rozumiałam, ale teraz już rozumiem. Rozumiem i akceptuje. Przy mnie możesz być sobą nie obawiając się przy tym żadnych przykrości. *stwierdziła i pokonując te kilka kroków między nimi. Zatrzymała się obok jego sprawnego działa.* Już dobrze. Zostawmy ławkę, mamy jeszcze dużo do zobaczenia. Chcesz zwiedzić wnętrze świątyni?

ED - 2012-06-07 17:23:55

*Stanął na jednej nodze, a drugą, ta „manipulującą” wyciągnął przed siebie, jednocześnie pochylając łeb, by popatrzeć. Na metalu widać było setki mokrych plamek. Ale prócz tego  - ani jednej nowej ryski. Oględziny trwały chwilę. Dalej stanął sobie już pewnie i bacznie słuchał, migając zieloną diodą jakby mrugał do Renee. Kiedy podeszłą, okręcił się nieznacznie by stać do niej „pół przodem pół bokiem”*
Dziękuję. to bardzo ważne dla mnie. Na chodniku chodziło o odstęp miedzy płytkami… za duzy odstęp to jest coś co… źle na mnie działa. Wiem, głupota, ale większość moich problemów to głupoty. Tak, chodźmy do świątyni, mam jedyną szansę by ją sobie zwiedzić bez poczucia że zawali się sufit… I jeszcze byłoby to do przejścia gdyby nie fakt, ze naprawdę się zawalił…

Renee - 2012-06-07 17:41:24

Każdy ma jakieś przyzwyczajenia, które mogą wydawać się dziwne. *powiedziała próbując choć odrobinę pocieszyć Edwarda.* W świątyni płytki są normalne, więc nie będzie z tym problemu. A co do sufitu, to wystarczy, że skupisz się tylko na tym co fajne i przyjemne, a szybko zapomnisz, że na górze taki jest. *powiedziała wesoło usilnie próbując go zmotywować. Miała świadomość, że jego problemy są bardzo głęboko zakorzenione i nie da się ich pokonać tak w jeden dzień, ale była przekonana, że jeśli tylko nie będzie myślał ciągle o tym, co mu przeszkadza, to na pewno nie będzie żałował czasu spędzonego na zwiedzaniu.
Drogę z ławeczki do świątyni pokonywała dosyć często, więc znała ją na pamięć. Więc śmiało ruszyła, prowadząc Eda odpowiednią ścieżką w stronę budynku, w którym żyli Jedi.*

ED - 2012-06-07 17:47:47

*To chyba nie jest przyzwyczajenie – odpowiedział w myślach, ale był w tej chwili tak wdzięczny za akceptacje ze nie mógł powiedzieć tego głośniej. A w świątyni sa fugi. Ale Ed wiedział gdzie, będzie mógł ich unikać.
Teraz wyglądał jakby się uśmiechał, oczywiście w granicach wyobraźni danej osoby. Ale bardzo podobny wyraz. Takie „jony” produkował.*
Dzisiaj nie będzie problemu z sufitem…Generalnie z sufitami problemu nie mam ale jak zbliża się coś ze spektrum ataku to wszystko nagle staje się zagrożeniem…
*I tak sobie „marudząc” ruszyl za nią żwawo. W ogole nie patrzył na scieżkę. Wtedy tez nie patrzył, a  taką pierdolę jak te płytki zauważył. Aż strach pomyśleć co by było gdyby miał lepszy wzrok*

Renee - 2012-06-07 17:59:06

*Pokiwała głową. Była przekonana, że jej odczucia względem spadających sufitów po tym, co się stało będą dokładnie takie same. Nawet, jeśli nabawiła się jakieś głębszej fobii przed sufitami, to została z niej uleczona przez światło podobnie jak w przypadku strachu przed Edem.*
Żadnych zagrożeń bym się nie spodziewała. Świątynia przekroczyła już swój dzienny limit na kataklizmy. *odparła żartobliwie idąc sobie dalej. Zostawiła trochę miejsca Edowi, więc ten miał wybór. Mógł iść albo za nią, albo obok niej.*

ED - 2012-06-07 18:05:28

*Szedł za nią. Nie dlatego, ze nie traktował jej po partnersku czy miał jakieś obiekcje, nie ufał, czy coś. Nic z tych rzeczy, a  powód był praktyczny  - podążanie za przewodnikiem. Ed jak ml za kimś tak bliziutko isc, to czul się najlepiej, tak było mu wygodnie. Na początku na pewno takiemu komuś musiało to przeszkadzać, kiedy takie „maleństwo” za tobą lezie, ale Renee miała już trochę praktyki. A Ed był bardzo zadowolony z takiego ustawienia.
Po chwili dobijali już do świątyni*
Oby…
*gdyby nie jeszcze utrzymujący się efekt ściany światła pewnie zaraz by przyszło skojarzenie – zawsze kiedy się pojawiam zdarza się jakaś tragedia. Na szczęście nie tym razem i Ed nie zepsuł sobie humoru*
Jeszcze przed konklawe próbowałem zwiedzać, szło całkiem nieźle, chodzil ze mną taki Mikal, były padawan tej opętanej mistrzyni, ale…
*I zanim jeszcze powiedział co „ale” zamilkł i na chwile się zatrzymał. Zdał sobie sprawe, ze właśnie się sprzedał z informacją*

Renee - 2012-06-07 18:15:58

Opętanej mistrzyni? *co było łatwe do przewidzenia zainteresowała się niezrozumiałym dla niej fragmentem zdania. Póki co nie połączyła tego z z dzisiejszym zamieszaniem. Opętana mistrzyni to równie dobrze mógł być pseudonim lub złośliwa ksywka. Być może ta mistrzyni wierzyła w duchy i stąd właśnie takie przezwisko? Renee nie miała powodu, by sądzić inaczej.* I co się stało? *dopytywała się dalej o tą historię wyraźnie chcąc ją usłyszeć do końca. Gdyby wiedziała co się wtedy wydarzyło, to wiedziałaby również, co Ed już widziała, a czego nie i to był główny powód jej dociekliwości.*

ED - 2012-06-07 18:24:15

*Obserwował wnikliwie, czy będzie naciskać i wyciągać temat o opętanej mistrzyni, czy nie. Wygląda na to ze nie, wiec odpowiedział tymi słowy*
Ta kobieta to podobno najgorszy „mukutuć” w całym zakonie
*Zapewne dziewczyna zaraz zapyta co to mukutuć, wiec temat chyba zabezpieczony.*
Po prostu postrach. No ale wtedy to pokazał mi ze dwa posągi, później spotkał innego jedi no i mnie generalnie miał już w dupie. Ja tam chwile czekałem a potem zaczęło mi się nakręcać i miałem to wrażenie ze sufit się ma zawalić, to mnie wyprowadzili i tyle

Renee - 2012-06-08 18:16:12

To miło, że nie dane mi było jej poznać. Ten padawan musiał mieć dużego pecha, że trafił akurat na nią. *odparła jak gdyby nigdy nic. Gdyby tylko wiedziała, że ociera się o tajemnice zakonu, to może zareagowała by jakoś inaczej. Nie spodziewała się jednak po Edzie, że ten mógłby coś kręcić na temat jakieś tam mistrzyni, której prawdopodobnie w ogóle nie będzie dane jej poznać, więc odpowiedziała w taki samym, luźnym i swobodnym tonie, jakiego używała do tej pory.*
Myślałam, że sufity nie są Ci straszne. *dodała. Z tego co pamiętała tak właśnie powiedział jeszcze kilkanaście sekund temu, a jego opowieść o nieudanej wycieczce sugerowała coś zupełnie przeciwnego.*

ED - 2012-06-08 20:00:13

*Nic nie kręcił, miał po prostu przykazane nie mówić. Teraz było już po wszystkim, ale jedi na pewno powiedzą jej to lepiej niż nie mogący mieć za dużego o tym pojęcia Ed. Wsypał się niechcący ale Renee nie podjęła tematu wiec cóż. A co o mistrzyni powiedział to powszechna plotka bo do niego nawet nie podeszła. Z resztą większość jedi uważała Eda za coś do czego nie warto podchodzić.*
No nie były. Nigdy nie miałem problemu  sufitami, a wtedy nagle miałem. Jak ja mam atak to mogę nagle się zupełnie niespodziewanych rzeczy bać, których wcześniej nawet nie zauważałem. A i potem się ich nie boje. tak to działa, nie wiadomo czym zaskoczy. Kiedyś na Hypori miałem wrażenie ze zaraz ktoś się porzyga na ulicy i strasznie mnie to przerażało. Niby co mnie obchodzi czyjeś rzyganie, z resztą – ile razy się zdarza ze ktoś stoi na ulicy i wymiotuje? A ja się tego bałem

Moc - 2012-06-08 21:10:09

Tymczasem do ich uszu czy też receptorów dźwiękowych dobiegły ciche odgłosy silników, niesione przez lekki wietrzyk. Dźwięk z każdą chwilą narastał, zaś ewentualne poszukiwania jego źródła nie będą zbyt trudne, bo oto na horyzoncie pojawiła się ciemna plama, która rosła w bardzo szybkim tempie.
I tak po niecałej minucie można było już spokojnie się domyślić, że oto w ich kierunku nadlatuje przemalowana na niebiesko kanonierka LAAT'i.
Maszyna ta początkowo leciała dosyć wysoko nad lasem, jednak gdy znalazła się już blisko Ogrodów, to obniżyła pułap, redukując przy okazji prędkość.
Kilka chwil później przemknęła niedaleko Eda i Renee, hałasując i wywołując silniejsze podmuchy wiatru, mimo że leciała ona kilka metrów nad ziemią.
Pilot wykonał zgrabny łuk i wylądował przed Świątynią Jedi, a konkretnie przed skrzydłem szpitalnym. Z tej pozycji zarówno Ed jak i Renee nie mogli dostrzec co się tam dzieje, ale kogoś pewnie wynosili z wnętrza maszyny. Cała operacja trwała może pół minuty a potem silniki kanonierki zaryczały głośniej i maszyna ponownie poderwała się do lotu, kierując się w stronę z której przyleciała. Ponownie przemknęła niedaleko spacerujących, jednak tym razem boczne drzwi były otwarte, tak że można było zobaczyć osoby stojące w ładowni. Były tam trzy osoby w pancerzach klonów, przemalowanych w barwy Przymierza oraz zabraczka opatulona w brązowy płaszcz Jedi. Maszyna przemknęła bardzo szybko, więc nie sposób było dokładniej się przypatrzeć twarzom.
Przy drzwiach Świątyni zaś nikogo nie było widać, najwyraźniej bardzo śpieszono się z tym transportem.

Renee - 2012-06-09 12:33:44

*Zakres jego ataków fobicznych trochę ją szokował. Co prawda był dwustuletnią duszą zamkniętą w ciele droida i mógł sobie pozwolić na takie problemy. Obawiała się tylko, jak ona sobie poradzi, jak nad nim zapanuje jeśli nagle Ed poczuje dyskomfort z jakiegoś błahego powodu.*
Świątynia to obecnie najbezpieczniejsze miejsce na całym Tythonie. Takie rzeczy jak czyjeś rzyganie czy zapadające się sufity nam raczej nie grożą... *przerwała dość niespodziewanie. Jak nie trudno się domyśleć przelot kanonierki zwrócił na siebie uwagę padawanki, która w pewnym momencie nawet zatrzymała się, by lepiej się przyjrzeć. Widok statku był na tyle dla Renee zaskakujący, ponieważ myślała, że nikt nie miał prawa być poza świątynią w trakcie burzy. A tu proszę, ktoś najwyraźniej się nie posłuchał i w efekcie wylądował w skrzydle szpitalnym.*
Sprawdzimy co się stało czy idziemy zwiedzać? *spytała się swojego towarzysza. To był jego czas, jego wycieczka i mógł to wykorzystać w taki sposób, w jaki tylko chciał. Nie naciskała go.*

ED - 2012-06-09 12:39:49

*Dobrze ze nie rozwijała tematu. Chociaż Ed i tak by pewnie nie powiedział, prędzej Hakon opowiedziałby o terrorze na Autodestrukcji odnośnie krzywo zapiętych guzików – jak ktoś takowo zapiął to Ed wpadał w szał.
Ale na guziki został już odczulony.
Kiedy przeleciała kanonierka to i on się zatrzymał, wybił na wyższy pułap i patrzył. Jego obserwowanie niewiele się zmieniło po ścianie swiatła, nadal był taki ekspresyjny i wydawał te same dzwięki.
Nie był pewny, ale zdało mu się ze zna tą dziewczynę*
I tak nas by wygonili, wiec chodźmy zwiedzać

Renee - 2012-06-09 12:50:29

*Pokiwała tylko głową i ruszyła dalej. Może tak było i nawet lepiej. Gdyby tam poszli, to może by kogoś spotkała i w efekcie zostawiłaby Ed poczułby się opuszczony, tak jak podczas swojej ostatniej próby zwiedzania. A to byłoby niefajne dla nich obojga.
Po chwili przeszli przez drzwi świątyni i w logicznej konsekwencji znaleźli się w jej wnętrzu. Konkretnie w głównej sali. Renee zerknęła w prawą stronę, gdzie stały dwa posągi i najwyraźniej dostrzegła w nich coś fajnego, gdyż zaczęła się kierować właśnie w ich stronę.* Chodź, pokażę Ci coś ciekawego.

ED - 2012-06-09 12:51:43

http://www.swewok2.pun.pl/viewtopic.php?id=254&p=41

Len'pa - 2012-06-29 16:06:00

Od pamiętnej burzy i ściany światła minęło już kilka dni i wszystko wracało do normy. Ślady zniszczeń zostały już praktycznie usunięte, a ludzie z Przymierza powrócili do swoich dawnych obowiązków. Wielu Jedi uczyniło podobnie, jednak wszyscy czekali na ostatnie zebranie Konklawe, na którym miały zapaść ostateczne decyzje. Atmosfera wyczekiwania udzielała się wszystkim.
Tymczasem Len'pa doszedł już do siebie po ostatnich wydarzeniach. Co prawda nie brał w nich udziału, ale ściana światłą dosięgła i jego, wpędzając go w stan lekkiej śpiączki, podobnie jak w przypadku Cersi i Mrocznej Mistrzyni. Teraz jednak się wybudził i stwierdził, że tak dobrze nie czuł się od wielu lat. Przede wszystkim wszystkie jego koszmarne wspomnienia jakby zostały czymś przysłonięte, i nawet gdy przypominało mu się coś z tych mrocznych dni to nie wpadał on w panikę i nie szukał schronienia. Ostatecznie zaakceptował to wszystko i wyzdrowiał. Co prawda mistrz Yoda przykazał mu oszczędzać się jeszcze przez kilka dni, ale energia tak go rozpierała, że krążył po Świątyni szukając zajęcia, aż w końcu wpadł na pomysł by odwiedzić Hakona. No i go szukał. Ktoś powiedział młodemu ewokowi, że można go znaleźć na terenie Ogrodów, więc tam się udał.

Hakon - 2012-06-29 16:14:15

*Hakon czuł się podobnie – jak wypuszczony z  klatki – czyli ze szpitala – miał w sobie nadmiar energii. Jednakoż niemłody już jedi troche inaczej do tego podchodził i poczekał, Az mu przejdzie. trochę przeszło. Zdążył odwiedzić swoją kwaterkę w świątyni, bo statek zabrano. Stwoierdzil ze jest beznadziejnie pusta więc wybrał się do ogrodu w poszukiwaniu roślinki. Chciał bowiem mieć jakieś życie w pokoiku. Widział ostatnio jak panowie z przymierza starzyli że jakaś roślina się rozrosła i trzeba będzie ją wyciąć. Hakon mógłby wiec ją uratować.
Jak to z  Hakonami bywa, donice miał taką sprzed trzystu lat, starą, porysowaną, obdartą i piękną jak zachód księżyca na Dagobah w czasie mgły. Czyli – ma swój urok.
Nie miał już tych obrzydliwych rękawic, a  jedynie trochę bandażu na wierzchu dłoni i przykazanie by nie zapaskudzić ran, no ale przecie ziemia to sam czysty dar od mocy, sama natura. Tak wiec Hakon sobie tu klękną i małą metalową łopatką zaczął rośline już trochę podeptaną przez robotników z czułością wykopywać, nucąc coś pod nosem w stylu „pamiętajcie o ogrodach, przecież stamtąd przyszliście…”*

Len'pa - 2012-06-29 16:27:16

Len'pa trochę krążył po ogrodach ale w końcu barabela dostrzegł. Przedtem musiał co prawda parę razy kogoś się zapytać, czy nie widział ktoś Hakona, ale to szczegół. Ważne, że ostatecznie się udało i do niego zaczął zbliżać się ewok ubrany tunikę Jedi uszytą z naturalnych, przewiewnych materiałów, więc nie było mu w niej zbyt ciepło. A to było ważne, bo w końcu miał też swoje własne futro.
- Cześć Hakonie! Jak miło cię widzieć!
Powitał się już z daleka Len'pa drepcząc szybko w kierunku barabela. Nogi miał nieco krótkie, więc przebycie kilkunastu metrów zajmowało mu więcej czasu niż dorosłemu człowiekowi. Ale przy okazji mógł on się przyjrzeć poczynaniom przyjaciela i zastanowić się, co też on tam ciekawego robi?

Hakon - 2012-06-29 16:37:40

*Kiedy Barabel klęczał na ziemi pod krzakiem, znalezienie go było trudniejsze niż kiedy chodził wyprostowany, bo jednak nie należał do filigranowych i szybko się go zauważało. A teraz zakamuflowany w  krzakach, prawie jak komandos, z łopatką i skupieniem na twarzy równym medytacji. Takiego go tez Len’pa zastał – klęczącego na jednym kolanie, z  powagą na twarzy, z  łopatką w dłoni, kopiącego naokoło kwiatka. Wykopywał dokładnie każdy korzeń i nucił sobie. Tylko końcówka ogona zawiniętego półkolem wokół całości Hakona podrygiwał spokojnie.
Wyprostował się jednak, krąg po kręgu i rozejrzał za źródłem głosu, a  dostrzegłszy Len’pę uśmiechnął się do niego i pomachał łopatką, rozrzucając przy tym naokoło grudki ziemi. jedna z nich wpadła mu do oka, więc zaraz otarł twarz o rękaw na przedramieniu*
Len’pa, milo cie widzieć
*A tak się zastanawiałem jak ściana światła na ciebie zadziała – dodał w  myślach. Ale patrząc po ewoku – to bardzo dobrze, bo nawet na odzienie się zdobył*

Len'pa - 2012-06-29 16:49:23

W Mocy też można było wyczuć, że jest dużo lepiej niż przedtem. Gdzieś zniknęło to zdenerwowanie, niepewność oraz strach, pojawiła się zaś pogoda ducha i spokój. Len'pa był w naprawdę dobrej formie i oby to mu się utrzymało na dłużej.
- Co tam kopiesz?
Zapytał, podchodząc bliżej. Dostrzegł jakiś kwiatek a saperka w ręku przyjaciela sugerowała, że albo on sadził roślinkę albo ją wykopywał. Tego jeszcze nie rozstrzygnął. Chociaż skłaniał się ku drugiej wersji, bo nie wyglądała ona za dobrze.
- No i jak się czujesz? Słyszałem, że spędziłeś kilka dni pod opieką Mekhnesha.

Hakon - 2012-06-29 16:56:14

*Zauważył to. W końcu to, co zrobiono Len’pie było czystym działaniem Ciemnej Strony wiec na nim najlepiej było widać efekty ściany światła. I aż miło było patrzeć. Dowód na wielkość Mocy. Hakon wyszczerzył zęby. Sam tez był w bardzo dobrej formie, z resztą jak każdy teraz. Jeśli się teraz nie zapuszczą, to mają szansę ruszyć na całość z uzdrawianiem zakonu.*
A, widzisz, odleciało moje mieszkanie wiec przeprowadziłem się do świątyni a tam w  moim pokoiku jest tylko łozko. Pomyślałem, ze będę miał sobie kwiatka, a  ten rośnie na trasie remontowej, wiec postanowiłem, ze to właśnie on zamieszka ze mną
*głupie gadanie ale fakt faktem – Hakon wykopuje roślinkę.*
No, byłem, ale to już z dawna zdarzenie, jak się zaczęły te wszystkie zawirowania, to akurat trafiłem do szpitala, więc akurat to w czym nie chciałem uczestniczyć tam spędziłem. No a ty widze, a  raczej czuje, ze masz się duzo lepiej niż ostatnio. Dbaj o siebie, żebyś tego nie zaprzepaści *Nakierował łopatkę w jego stronę*

Len'pa - 2012-06-29 17:10:40

- Ooo... ale taka roślinka nieco samotna będzie. Wiesz co, jutro w bibliotece odbędą się cotygodniowe zajęcia z rysunków, możesz przyjść, pomóc i może dostaniesz jakiś ładny obrazek w prezencie. Ja mam już trzy
Odpowiedział wesoło a gdy już był blisko Hakona to przycupnął na ziemi i przyjrzał się kwiatkowi. Nie było to krytyczne spojrzenie, tylko pełne ciekawości. Len'pa zastanawiał się nad tym, jaki to gatunek, jak pachnie, jak go trzeba pielęgnować, czy wymaga dużo wody czy mniej, czy lubi słońce czy bardziej zaciemnione miejsca? Tego ogrodniczego zacięcia nauczył się od Cersi, gdy ta odwiedzała go w lesie kilka miesięcy temu. Teraz wydawało mu się, że od tych wydarzeń minęły wieki.
Z rozmyślań wyrwał go głos barabela. Młody ewok uśmiechnął się radośnie a jego oczy zdradzały, ze to była prawdziwa i szczera wesołość, nie zaś dobra mina do złej gry.
- No ja miałem trochę podobnie, schodziłem z drogi większym ode mnie... jednak ich działania i mnie dosięgły, za co im wdzięczny jestem. Mistrz Yoda mnie odwiedził wczoraj wieczorem i powiedział, że jestem na dobrej drodze do pełnego uzdrowienia. Ciekawiło mnie, czemu tego wcześniej nie zrobili, przynajmniej w moim przypadku. Odpowiedział jedynie, że wtedy brakowało mi fundamentów... chyba wiem, o co mu chodziło...
Zerknął uważnie na barabela, by z jego twarzy coś odczytać. W końcu on tu był psychologiem i powinien chyba najlepiej wiedzieć, o co chodziło staremu mistrzowi.

Hakon - 2012-06-29 17:18:22

No ja będę przecież z nią *odpowiedział Hakon z  przekonaniem że to wystarczy. Szczerze mówiąc nie znał się na roślinach. Ale chciał się poznać i to był pierwszy krok.*
Zajęcia z rysunków? A przyjdę, może uda mi się coś narysować. Narysuje kukutucia czy co tam kiedyś jeden dzieciak na Widmie opowiadał… fundamentów, tak? *przerwał na chwilę pracę i otrzepał rękawy z grudek ziemi*
Fundamenty czy nie, ściany światła to bardzo skomplikowana rzecz. Tobie akurat się wyjątkowo przysłużyła, bo ci przeszkadzała ciemna strona…
*I nie nawiązał do fundamentów, taki to Hakon.*

Len'pa - 2012-06-29 17:31:07

- Ahaa... to kiedy nauka mówienia, pisania i czytania? Chętnie popatrzę
Odpowiedział nieco złośliwie, ale w gruncie tak po przyjacielsku Len'pa. Zasadniczo jego odpowiedź była bez sensu, ale miał taki dobry humor, że się tym nie przejmował. Wręcz cieszył się życiem, po raz pierwszy od prawie trzech lat, a to było już na prawdę coś.
- Nie martw się, wszyscy nowi uczą się malować domki i zwierzątka, więc może coś ci się uda nabazgrać. Mnie udał się już narysować statek
Wypiął dumnie pierś, chociaż to też był taki żart. Zajęcia z rysunku lubił, chociaż nie miał do tego talentu. Jego obrazki były nieco krzywe i trochę pokraczne, ale z dumą wieszał je w małym kąciku dla adeptów, którzy chwalili się swoimi dziełami. Ot takie wytchnienie od godzin ćwiczeń i nauki.
- No nie no... ja tu przyszedłem popytać się o fundamenty a ty mi od razu ze ścianą wyskakujesz... jeszcze tylko dach, okna i drzwi i domek będę mieć. No nic, sam podumam
Całkiem nieźle udał "strzelenie focha", jak to mówiły dzieciaki ze Świątyni. Co prawda nie do końca wiedział co to tak na prawdę oznacza...

Hakon - 2012-06-29 17:39:18

Na to już za późno *Odpowiedział przez lekki śmiech odnośnie swojej dalszej edukacji.*
Ja nie będę rysował statku bo nigdy nie miałem głowy do inżynierii ani do pilotażu. Nie mam kompetencji
*I Hakon chętnie żartował, ciesząc się, ze Len’pa jest w  tak dobrym stanie. Może i nie był to jego sukces, ale istota wcześniej cierpiąca teraz stała przed nim radosna że żyje. Takie chwile były warte by przeżyć je wiele razy.*
O, domek, domek narysuje, jaki ty jesteś inspirujący, Len’pa. I przed domkiem będzie roślinka rosła. Chyba odkryłem nowe powołanie
*Kątem oka jednak obserwował, bo nie do końca wiedział o co teraz z tym fochem chodzi. Hakon z  fochami za pan brat był, bo raz ze wśród cywili bywał, a  dwa ze przy Edzie a ten jak się fochnął to naprawde można było praktykę zdobyć*

Len'pa - 2012-06-29 17:54:17

- To trzeba było spać na wykładach, co?
Przytyk ten wypowiedział niby złośliwie, ale jednak uśmiechał się szeroko, odsłaniając swoje zęby, nieco pożółkłe z powodu wielu miesięcy niewoli i tortur. Przedtem wyglądały gorzej, ale teraz powolutku wracały do dawnego stanu. Będzie musiał Len'pa odwiedzić dentystę.
- No widzisz... inspiracją jestem. A tak z innej beczki... słyszałem jakieś plotki, że za niedługo ma się jakieś przyjęcie odbyć czy coś w tym stylu. Wiesz coś o tym?
Len'pa zasadniczo szukał Hakona tylko po to, by sobie z nim porozmawiać na jakieś luźne tematy, takie jak przyjęcie czy wykopywanie roślinki. No właśnie, roślinka.
- Oj odrywam cię od pracy... pomóc?

Hakon - 2012-06-29 18:00:17

*Odłożył łopatkę i podniósł obie ręce na wysokość ramion*
Ja nic nie wiem, nie mieszać mnie z tym
*Ale widać było już po samym tym geście, ze wie. I po głosie – wie, i prawda. Ale on plotek nie potwierdza, jest praworządny.  Pierwsza osoba która imprezę poprze będzie Hakon. Ale sza.*
Oj nie, Len’pa, nie, nie żebym nie doceniał twoich nadprzyrodzonych talentów, ale tak sobie postanowiłem, ze sam wykopie i przesadzę ta roślinkę. I nie przeszkadzasz mi, w tym przypadku to jest dobre rozpraszanie. Terapeutyczne.
*Patrzac jednak jak Hakon wykopywał, to mogło to jeszcze potrwać. Zazwyczaj ogrodnik kopnie ze 4 razy naokoło i już wyciąga rośline. A Hakon jak archeolog – każdą odnogę wykopywał, wyłuskiwał z  ziemi by najcieńszych korzeni nie uszkodzić. „Po dżedajsku”. Bo po prostu się nie znał a chciał dobrze.
Ale to oznaczało, ze Len’pa ma sporo czasu na gadanie na luźne tematy z Hakonem męczącym się z ogrodnictwem.
A jak już Cersi dojdzie do siebie i Len’pa jej to opowie…*

Len'pa - 2012-06-29 18:16:56

... To trafi mu się darmowy wykład dotyczący ogrodnictwa. Ale to kiedyś tam. Tymczasem Len'pa odczytał te niewerbalne znaki i od razu zaciekawiło go to, co też ten Hakon wie. No i zaczął od razu kombinować, jakby to tu w niego wyciągnąć po dobroci.
- Szkoda, że nie wiesz... w samej Świątyni pewnie to nie będzie, bo mistrz Kahr dostałby zawału. O mistrzu Windu nie wspominając... więc pewnie na dworze. Jak myślisz?
No to z drugiej strony, on będzie poddawał pomysły a Hakon nie zdradzając się zbytnio może tylko nakierować ewoka na właściwy trop. O ile barabel będzie taki miły, bo mógł się zamknąć i kopać dalej.
- No dobra, jak chcesz... ale masz już dla roślinki jakieś upatrzone miejsce?
Zapytał odnośnie wykopywanego w pocie czoła kwiatka.

Hakon - 2012-06-29 18:22:44

*Przerwał na chwilę robotę, i mimo sztucznych oczu bez wyrazu popatrzył na ewoka dość wymownie, jakby mówił: ty tu nie drąż bo i tak nie powiem. nie powie. Chociażby po to by miał niespodziankę. Żeby Hakon mógł zaobserwować jak teraz reaguje na zdarzenia nieprzewidziane. Chociaż wiedział już ze będzie coś takiego wiec nie do końca nieprzewidziane.*
[i]To trzeba to zrobić albo u jednego albo u drugiego w komnacie prywatnej, niech się przyzwyczajają do szoków. Ano mam, mam, postawie ją u siebie tam gdzie się łóżko kończy i będę obserwował, jak się czuje. Jak będzie chciała to ją nawet na balkonik wyniosę, bo mam. A tam mam donice na nią, taką wielką ze ty byś się zmiescił…[/

Len'pa - 2012-06-29 18:36:47

Len'pa aż trzasnął małą piąstką o swoje kolano, tak dając upust swojej "złości" i "frustracji". No niczego się nie dowie... ach ten cholerny Hakon. A on tu z ciekawości umierał i co? Toż to tortura, nie pod "dżedajsku"!.
- No ale tak się nie da... padawani są podnieceni, bo coś ma być. Jakaś zabraczka coś podobno chce zorganizować. Jakaś Leni... Lesi... jakoś tak, nie pamiętam
Ewok nie miał z nią do tej pory do czynie nią więc nie znał jej. A przed wojną to Jedi było tysiące, nie szło znać wszystkich z twarzy czy z imienia, a pomniejsze "skandale" wybuchały co jakiś czas, a to jakiś rycerz miał zatarg z Radą, a kolejny miał inne pomysły szkoleniowe. Zakon nie był zbiorowiskiem jednakowo myślących istot, więc ekscentrycy się zdarzali. O Leri w każdym razie nie słyszał.
- To ta donica taka wielka jest czy ja taki mały?

Hakon - 2012-06-29 18:42:36

*W sumie nie było co się nakręcać, bo może i należała się impreza, ale weźmie się zaweźmie taki jeden z drugim a ze w radzie i co? I rozczarowanie może być. Nie ma emocji jest spokój. *
A kto ta plotkę w ogóle wypuścił? *zapytał. Rozmawiał o tym on, właśnie Leri, trochę Hadd. Leri by raczej nie chodziła i nie plotkowała bo jej zależy by wyszło. Hakon nie powiedział. Hadd? On w szpitalu i w sumie nic nie wiedział. Hakon powiedział wprawdzie Edowi, ale to można było wykluczyć z miejsca bo choć Ed lubi plotkować, to potrzebuje dobrego gruntu, z  resztą wyjeżdżał. Jedno było wyjście – przedłużacz stał pod drzwiami. Uczennica Mekhnesha.*
Donica większa od ciebie *Odparł. Donica nie była większa od Len’py, chociaż jakby nalać wody w nią i w Len’pę (gdyby był pojemnikiem) to w donicy więcej by było*

Len'pa - 2012-06-29 18:57:53

Len'pa wbrew pozorom nie był taki rozgorączkowany i podekscytowany tą całą imprezą. Był po prostu ciekawy i próbował się czegoś dowiedzieć. Tym udawanym nieco przejęciem próbował nieco Hakona zmiękczyć, ale się nie dało. No cóż, trzeba będzie posłuchać plotek wśród młodzików.
- Aaa... nie wiem
Odpowiedział nie zupełnie zgodnie z prawdą. Coś tam słyszał i wielu rzeczy się domyślał. Ale Hakonowi nie zakabluje bo obiecał, że nikomu nie powie. No i tak chyba temat imprezowy się urwał. Bo raczej za wiele nie było już do dodania. Ale barabel słusznie się domyślał tego, kto rozpuścił tą plotkę.
- No to musi być wielka... no i ta roślinka będzie sobie mieć jak w raju

Hakon - 2012-06-29 19:02:10

Cieszę się, ze tak myślisz. Nanosiłem wczoraj trochę tego żyznego błotka znad rzeki, teraz przeschło, jest w doniczce. Powinno jej smakować.
*Lojalny Len’pa był, jak się okazało, swojego informatora nie sprzedał. W sumie Hakon nie próbował go kupić, mógłby wyjść z ceną twoja informacja za moją i sprawdzić, czy puści farbę, ale nie, bo jeszcze by za duzo powiedział, a  wiadomo na jakim drzewie i gdzie wisi padawan…* W sumie jeden sukces doniczkowy to już mam. Znalazłem w lesie roślinkę, wykopywałem ją pól dnia ale o tym się nie mówi… dawno już i zawiozłem Edowi. Żyje do dzisiaj. To znaczy roślinka.

Len'pa - 2012-06-29 19:15:54

- Tylko czy jej spasuje taka ziemia? Różne są gleby...
Mruknął Len'pa, bo Cersi kiedyś coś mu opowiadała o tym, ale mało już z tego pamiętał. w ogóle w tamtym czasie to nie był za dobrym słuchaczem i wiele szczegółów mu umykało. Ale teraz starał się wszystko sobie przypomnieć, by potem Hakonowi przekazać.
- Hmm... a wiesz może co to za roślinka? Moglibyśmy poczytać o niej w bibliotece i już byś miał jej instrukcję obsługi
Poradził cicho. Bo w końcu w bibliotece wiele informacji można znaleźć, nie tylko o historii, czy o Mocy, ale też i o takich przyziemnych drobnostkach jak hodowanie kwiatka.
- No to widzisz... teraz czas na fazę drugą. Jeszcze trochę a zostaniesz mistrzem ogrodnictwa

Hakon - 2012-06-29 19:20:30

Tam na brzegu rosły podobne. Ta jest jakby trochę bardziej szlachetna, pewnie dlatego ze bliżej świątyni a tamte takie niecywilizowane. Nie mam pojęcia co to za roślina, ale chyba jakaś zwykła
*Padła wielka mądrość jeszcze większego mistrza: zwykła roślina.*
Ano, zostanę. Nauczę ją hymnu republikańskiego i w ogóle…

Len'pa - 2012-06-29 19:34:43

- A no to w porządku
Czyli ziemia była dobra. No to jeden problem z głowy, pozostawała kwestia podlewania i słońca. Ale tego mozna się było domyślić, eksperymentując nieco. Co prawda biedna roślinka nieco wycierpi nim w końcu uda się wszystkiego domyślić... chociaż zawsze można po prostu poczytać.
- Niecywilizowane? Aaa... pławiła się w blasku Zakonu, dlatego cywilizowana, tak?
Len'pa nieco ironizował, ale to było takie przyjacielskie przekomarzanie się, bez śladu takiej prawdziwej złośliwości.
- O to ja się nauczę wygrywać go na bębenku... czy jakimś innym instrumencie. Stworzymy orkiestrę

Hakon - 2012-06-29 19:40:17

No wiesz, tu ogrody, wychodzą padawani na lekcje to ona słucha i uczy się. Będzie mogła jedi zostać ale to jak jeszcze trochę urośnie bo na razie jest cherlawa i podeptana taka. Nikt jej wcześniej nie odkrył
*Zabrał się znowu za kopanie i okazało się, ze to tylko jeden korzeń był taki rozprzestrzeniony. Inne były mniejsze. Ale i tak starannie je wykopywał żeby chociaż nic nie uciąć.* No, myślę ze to by była dobra orkiestra. Na pewno Lilka grup byście z listy przebojów wygryźli. nie wiem, jak teraz jesteś na bieżąco, ten twój poprzedni stan mocno cię ograniczał… ale słyszałeś może o takiej grupie „mocowładni”? Ci to mają dopiero muzykę…

Len'pa - 2012-06-29 19:57:14

Len'pa tak popatrzył na roślinkę, potem pomyślał, po kojarzył... kwiatek Jedi? Śmiechu warte... ale zaraz sobie coś przypomniał.
- Ale to nie jest żadna sadzonka mistrza Kahra, co?
Taka perspektywa troszkę go porażała. Wykopują właśnie sadzonkę netiego, który za kilka wieków mógłby zostać Jedi. Nie, to zdecydowanie tylko wyobraźnia młodego ewoka, to wszystko.
- Hmm... ja tam mało muzykalny jestem. Trochę w bęben walić umiem, na Endorze mnie nauczyli. Ale hymnu chyba nie odegram
Len'pa wzruszył ramionami, chociaż nie przyznał się, że jednak polubił tą prostą w sumie czynność. Nie miał jednak pod ręką porządnego bębna, więc sobie nie poćwiczy.
- Eee... nie kojarzę taj grupy? Co oni grają? I w ogóle, co to za nazwa?
"Mocowładni" - co za głupia i trochę prostacka nazwa. Właściwe określenie osób uczonych to "wrażliwy na Moc", mocowłądni to takie bardziej... prostsze.

Hakon - 2012-06-29 20:04:29

Myśle ze mistrz Kahr by nie zostawił sadzonki tam gdzie panowie z przymierza będą po niej łazić *Oczywiście nie podejrzewał staruszka o zostawianie „dzieci” bez opieką (swoją drogą jakim cudem, sam z  siebie tak?) ale nawet, NAWET jeśli JAKIMŚ CUDEM lub kaprysem Mocy to był mały nenii to przecież Hakon mu uratuje życie a przynajmniej zdrowie, o!*
Jak umiesz walić w bęben ale hymnu nie odegrasz to do mocowładnych jak znalazł jesteś. Oni tam… to jest ten rodzaj muzyki gdzie się trzącha kudłami, wydziera się tak jak bantha gdy jej kołtuny wyczesują i śpiewają o zabijaniu matki, ojca, psa i chomika.
*I się okazało ze nazwa warta zespołu. Hakon w sumie niedawno o niej usłyszał, bo w Golo niechcący natrafił jak podawano jakaś ciekawostkę o wokaliście. No i od Eda. Hakonw  ogóle świat poznawał „od Eda”. Właśnie, Ed*
A z Edem się dogadałeś? *Zapytał, wspominając ostatnią sytuację kiedy Len’pa z nim o tym rozmawiał. Juz wtedy Hakon miał lekkie obiekcje co do intencji ewoka w tym temacie*

Len'pa - 2012-07-02 18:13:05

- Ja tam nie wiem... o netich nie można praktycznie znaleźć jakichkolwiek sensownych informacji. Próbowałem i nic
Mruknął trochę rozżalony, o był ciekaw tej niezwykłej rasy, a tu taki klops. Może sam Kahr poutajniał kilka rzeczy? Albo zwyczajnie te części archiwów dotyczących legendarnych ras po prostu nie przetrwały próby czasu. Obecna biblioteka zawierała niecałe 30% dawnych zbiorów, a to bardzo mało.
- E to już ich nie lubię. Wolę spokojną muzykę, taki trochę folklor
Len'pa słyszał kilka tego typu piosenek i od razu uznał je za gwałt na sztuce, bo to ani nie ma porządnego tekstu, anie chwytliwej melodii. Nic tylko darcie mordy. Zero emocji.
A gdy doszło do sprawy z Edem to ewok zmarkotniał.
- Nie. Jakoś okazji nie było... Burza... Ściana Światła. Dużo się działo.

Hakon - 2012-07-02 18:23:56

Być może coś zostało na Couruscant *Podjął cicho, oglądając układ korzeniowy uzyskanej roślinki. Był idealny z punktu widzenia ogrodnika, ale Hakon nie był pewny czy wszystko zrobił dobrze*
Ale nawet jeśli to na pewno nie są to specjalistyczne badania i fachowe publikacje, to zbyt unikatowa rasa
*Zanim jednak odpowiedział znowu, popatrzył na Ewoka, jednak nie nawiązał bezpośrednio do jego markotności. Za to przyciągnął sobie donicę*
Nie polubiłeś go?

Len'pa - 2012-07-02 18:35:52

- Może i zostało... ale co masz na myśli mówiąc, że to nie są fachowe publikacje?
Zapytał Len'pa, który postanowił się przyczepić do tej właśnie kwestii, bo wydźwięk jego słów sugerował, że w zbiorach Zakonu mogły się znajdować jakieś pomniejsze "dzieła" nie mające nic wspólnego z rzeczywistością. A to generalnie nie było prawdą... no może nie wliczajmy w to jakichś pamiętników. Ale Archiwa Świątyni Jedi były największym zbiorem wiedzy w Galaktyce. Nawet Biblioteka Senatu była "mniejsza".
- Ajj... sam nie wiem. Nie mam nic przeciwko niemu, jest nawet sympatyczny i miły. Może go lubię... nie wiem, nie zastanawiałem się nad tym jakoś głębiej. Wciąż miałem swoje problemy. Teraz w większości zniknęły.

Hakon - 2012-07-02 18:42:46

Fahowe to zatwierdzone przez jakiś instytut antropologiczny, oficjalnie wydane i tak dalej i tak dalej. Niehafowe to podania ludowe, czyjeś dokumentacje z podróży, wnioski i notatki tych którzy przebywali z netimi… O takie łatwiej. Często nawet nie zindeksowane. Możesz zacząć od planety. O ile wiesz, z jakiej planety pochodzą, bo ja nie wiem…
*Przyznał się do niewiedzy bo co ma udawać mądrzejszego niż jest. Roślinkę umieścił w  doniczce, na warstwie błotka (wysuszonego) znad rzeki, i zaczął przysypywać ziemią, jednak nie wygladał przy tym na kogoś kto do konca wie co robi*
Szkoda by było by twoja zwłoka jakoś istotnie zaważyła. Chociaż jego i tak już nie ma na Tythonie wiec cokolwiek nie zrobisz to i tak będzie reakcja „bo mu Hakon kazał”… I w sumie nie ma się co dziwić

Len'pa - 2012-07-02 18:59:35

- No przecież Jedi też mają antropologów... no, mieli. Podróżowali po Galaktyce z ramienia Zakonu, poznawali i badali obce kultury a potem spisywali obserwacje i przesyłali je do Archiwów, gdzie zadaniem Opiekuna Wiedzy była weryfikacja informacji i wpisanie ich w Archiwa... było o tym na wykładach w Świątyni. No i... no dobra, podsłuchiwałem wykłady mistrz Kahra o budowie i zasadach działania Archiwów. I tak nie miałem wtedy co ze sobą począć
Wzruszył nieco ramionami. Trochę to dziwnie brzmiało, rycerz Jedi podsłuchuje lekcje przeznaczone dla młodych adeptów, którzy dopiero byli wdrażani w cały ten Zakonny świat. A przecież Len'pa powinien to pamiętać z własnego szkolenia. No ale nie pamiętam... Hakon jak widać też.
- Ehh... ale z nas nogi. Się tu mądrzymy a tymczasem okazuje się, że mamy braki w wiedzy. Nic tylko wykopać nas do nauki
Len'pa z lekkim zażenowaniem podrapał się po głowie. Zdawał sobie sprawę, że parę rzeczy musiałby sobie odświeżyć, poćwiczyć, pouczyć się. I trochę mu z tego powodu było wstyd.
- Tiaa... pomyślę co z tym fantem zrobić. Może coś do niego napiszę. Pewnie i tak w najbliższym czasie się nie spotkamy

Hakon - 2012-07-02 19:06:16

Po prostu nie mieliśmy w życiu okazji by użyć tej wiedzy i mózg się oczyścił, tak to działa. Gdyby kiedyś to było użyte pewne by nie wygasło. Każdy cos zapomina. I Az się c che powiedzieć: gdybyśmy wiedzieli… No ale myśle ze przynajmniej mistrz Kahr pamięta z jakiej pochodzi planety
*Chociaż czy warto było pytać staruszka o to, skoro prawdopodobnie był jedynym żyjącym nenii w galaktyce? Wspominanie kultury która na wieki odeszła w niebyt musi być trochę bolesne…*
Wiesz co, Len‘pa. może ja i nie wiem nic o netich ale o tsilach powoli nabieram wiedzy i wydaje mi się, ze jeśli nie masz zamiaru tego zrobić dobrze, jak trzeba i nie na odwal, to nie rób, bo Ed i tak już zaczyna mieć coś na jedi. Swoją drogą jedi tez zaczynają cos na niego mieć z tego co czuję, wiec lepiej nie zaogniać. Z resztą ja osobiście Eda skrzywdzić nie pozwolę. Mu już wystarczy

Len'pa - 2012-07-02 19:27:39

- Racja... jednak tak trochę głupio. Nie wiedzieć o pewnych sprawach związanych z działaniami Zakonu. Latamy tu, latamy tam, wykonując swoje obowiązki, chociaż nie pamiętamy jakichś spraw z tym związanych. Ehh... co za podoo.
Mruknął a potem całkiem już siadł na ziemi i marszcząc futro na twarzy zaczął rozmyślać o tym, co to się porobiło przez te kilka lat, że pogubił drogę, którą szedł i pozapominał o sprawach w gruncie rzeczy podstawowych?
- A mistrza Kahra można podpytać o to i owo. Pamięć ma dobrą, chociaż nieco wybiórczą
Mały ewok zaczął się bawić jakimiś odstającymi źdźbłami trawy, ale co jakiś czas zerkał na to co robi Hakon. Cóż, nieźle mu z roślinką szło.
- Ed to raczej nie jest typowy tsil, co? Ale masz rację... sam pewności nie mam, robić czegoś na odwal się nie chcę, więc... zwlekam. I generalnie błądzę w kółko.
Skubał dalej trawkę, wyrywając ją z ziemi a potem bawił się nią w swoim małych łapkach.
- Co masz na myśli, bo chyba nie w temacie jestem? Kłócą się o coś czy jak?

Hakon - 2012-07-02 19:44:44

Ale za to umiemy przeklinać po huttańsku *Podchwycił natychmiast  szerokim uśmiechem, kiedy Len’pa użył tego słowa. Nie miał zamiaru mu dokuczać, to był taki żart.  To, ze czegoś nie wiedzieli to był owszem, powód do lekkiego zaczerwienienia się, ale nie do jakiejś tragedii, w  końcu netii to rasa legendarna, podstawowe informacje mieli. Bardziej szczegółowych nie, ale tak samo nie wiedzieli więcej o wielu współczesnych rasach, z tym ze tu zdobyć wiedze to żaden problem. No ale nie wiedzieli.
Albo chociażby tsile. Żyją współcześnie, co o nich wiemy? Że lubią taniec, obcisłe pończochy i oglądać „życiowy problem”?*
typowy… on ma typowe zachowania, zbadaliśmy jego fale „mózgowe”, zrobiono mu badania na behawior, testy chyba na wszystko co się dało no i nawet go obejrzano. To jest oszlifowany tsil. Oszlifowanie sprawiło ze utracił bardzo wiele tych możliwości i umiejętności jakie dała mu natura. Najłatwiej powiedzieć – zrobili z niego kalekę. Odnajduje się w naszej rzeczywistości, ale jako tsil byłby trwale upośledzony i niezdolny do funkcjonowania. Wiec nietypowy. Prawdopodobnie jest też bardzo młody…
*Powoli wsypywał garściami ziemie do doniczki, a  jak wsypał trochę, to ugniatał, i znowu wsypywał, zastanawiając się w duchy po co on top robi, przecież melby przynieść ziemie do swojego pokoju to by było lzej a tak teraz nieść to wszystko w donicy?
Chociaż w sumie… Trzeba by nad tym pomedytować*
Nie daj Mocy Len’pa, żeby się pokłócili, bo ja to nie wiem, rozerwany bym został żeby i jednych i drugich uspokajać. Ed ma inne oczekiwania, a  jest po terapii, to lezie i ma nadzieje, ze nawiążę jakieś głębsze relacje z Jedi. Jedz  kolei nie są przyzwyczajeni do tego by z kimkolwiek poza sobą takie relacje tworzyć. Ed odepchnięty kilka razy, a były te razy takie dość bolesne dla niego, zaczyna furczeć, przyłazi, marudzi, prowokuje dyskusje tak żeby ukąsić – przy mnie. Po prostu daje sygnały ze coś jest nie tak. Z kolei jak to się ma od strony jedi to nie wiem, bo oni mi tak z  duszą na dłoni jak Ed nie przychodzą, ale słyszę takie bardzo nieprzyjemne określenia typu „twój Ed” wypowiadane tonem nie świadczącym bynajmniej ze tego „mojego Eda” lubią. Cechują go w tym zwrocie negatywnie… i to mnie naprawdę boli

Len'pa - 2012-07-02 20:16:31

- Nooo... tą umiejętność opanowała gdzieś połowa Galaktyki
No ale się roześmiał i trochę humor mu się poprawił. Nie chodziło mu bynajmniej o sprawę nieznajomości rasy neti czy innych. Ale o co innego. Hakon nieśmiało zasugerował, że wszelkie publikacje czy też naukowe opracowania wielu Jedi są raczej mało warte, no bo to Jedi, nie poważni naukowcy. A tymczasem Len'pa podsłuchał to i owo i wiedział, a raczej przypomniał sobie, że tak nie jest. Niby szczegół, drobna pomyłka i w sumie nieistotna, nie mająca wpływu na nic. Ale wywołało to w jego umyśle małą falę... o czym jeszcze zapomniałem? Czego nie jestem świadom? Czy zasługuję na status rycerza, mimo że pozapominałem wiele rzeczy? Tu był pies pogrzebany.
- Wiesz Hakonie... ja nie wiem nic o tsilach. Dla mnie to tak samo legendarna... rasa co neti. I chyba tylko mistrz Kahr czy mistrz Yoda wiedzą coś więcej. No i ty. No i skoro ty Eda przebadałeś i wiesz co i jak, to wierzę ci na słowo
Po prawdzie Len'pa też szukał informacji o tsilach w bibliotece, ale efekt był taki sam jak w przypadku netich. Kompletne zero. A zapytanie mistrza Kahra o jakieś informacje z reguły skutkuje krótką odpowiedzią, by żaden Jedi nie leciał na ich ojczystą planetę, bo pożałuje tego. A Yoda? Z ni,m ciężko się było spotkać.
A potem Len'pa posłuchał wypowiedzi Hakona o Edzie i zrozumiał o co mu chodzi. To w pewnym stopniu dotyczyło też jego.
- Hakon... a nie przyszło ci do głowy, że za bardzo chcecie? Ty i Ed? No wiesz, by jego wszyscy lubili i akceptowali? No i stąd te zrażenie się? Nie wszyscy Jedi mają czas czy ochotę na zawieranie nowych znajomości. Ja siedziałem całymi dniami i obserwowałem. Nawał obowiązków, duża odpowiedzialność, użeranie się z dorastającymi padawanami. Po prostu ciężka codzienność. Bo nie jest lekko. Zgrzyta, czasem coś się zawali, coś nie wypali. A potem przylatujesz ty z Edem, jak z wakacji i hmm... nie obraź się, ale trochę go wychwalasz przed innymi, jakie to zrobiliście postępy itp. I mówisz o nim jak o uczniu. Słyszałem cię parę razy. I... ehh... podoo. A wielu Jedi wraca wspomnieniami do czasów sprzed wojny.  Do swoich przyjaciół, uczniów, mistrzów. Ja sam zaczynam myśleć o... o... o... o mistrzu. I przyjaciołach. Ja się z tym jeszcze nie uporałem. Pewnie wielu innych też nie. W jeden dzień stracić prawie całą rodzinę. To ból na lata.
Trochę się Len'pa zaciął przy tej odpowiedzi i chciał coś innego powiedzieć, ale się rozmyślił.
- Ja tu nie mam przyjaciół. Prócz ciebie. Tylko paru kolegów. No i potem przychodzi Ed, taki fajny i w ogóle, właśnie z sercem na dłoni, chcący się zaprzyjaźnić. I cholera... nie wiem jak inni, ale ja panikuję nieco. Bo taki fajny i sympatyczny Eda ja co? W głowie mam swoich starych przyjaciół nagle i nie umiem się przełamać.  Jestem trochę za ostrożny. Wiem, że to źle, nie w stylu Jedi. Ale tak jest... Poza tym, by się z kimś zaprzyjaźnić to trzeba dużo czasu. Wspólnych przeżyć, chwil. Tak jak ty i Ed. Macie wspólne wspomnienia. Ja tylko kilka rozmów i to o byle czym. On potem odlatuje a ja zostaję tu albo nie wiem co... wiesz co, nie to głupie jest
Machnął ręką a potem nagle wstał z ziemi, patrząc teraz w inną stronę. Len'pa coś trochę kręcił i nie mówił mu całej prawdy. Coś tam jeszcze głęboko w nim tkwiło ale jeszcze o tym rozmawiać nie umiał.

Hakon - 2012-07-02 20:39:31

*Poszczególni robiący notatki jedi robili je ze swojego punktu widzenia. Nie byli naukowcami i wielu rzeczy nie mogli zrobić, ale o ile obserwacje były dobrze opisane to było to cenne źródło wiedzy, choć niefachowe, opisane przez subiektywną osobę. Tak jakby Hakon opisywał tsile. Takie źródła miał na myśli. Jeśli ktoś przebywał z netim 30 lat i zawarł gdzieś w swoich wspomnieniach wzmianki, to na pewno były to wiarygodne informacje choć tez niefachowe.
W żadnym wypadku Hakon nie zarzucał dawnym kronikarzom kłamstwa.*
Przyszło, Len’pa, przyszło, bo wszystko działa w obie strony, także staranie się. No ale widzisz, pewne niedociągnięcia wpływające nieprawidłowo na to, czego już go nauczyliśmy są. Może to dlatego ze on ma właściwe zerowe doświadczenie z przezywaniem niepowodzeń, na pewno zareagowałbym inaczej ja czy ty, a  on zareaguje inaczej. Sa przypadki w  których nie miał racji, i które go tylko nauczą, że jest po prostu jednym z  towarzystwa na takich samych zasadach jak reszta i to jak jest postrzegany zależy od niego, ale były przypadki gdzie ktoś pokazał się nazbyt „po dżedajsku” i można było to odebrać jako coś że tak powiem gniewogennego. Ja go cały czas ucze dystansu, Mac tam gdzieś tez to wprowadza, ale to w ogóle nie jest problemem w świecie poza Tythonem. Dopiero tu, bo jedi Ed zapamiętał jako istoty wręcz idealne, dlatego tak bardzo się do nich pcha. A ja wiadomo ze nie chce mu na złość  staram się mu pomóc, bo to dobre stworzenie i lepiej nich jedi lubi niż miałby nie lubić. A to, jak każda istota traktuje daną istotę czy grupę jest wypadkową dobrych i złych doświadczeń. Tak to mniej więcej działa. I owszem, traktuje go jak ucznia. To jest mój uczeń. Tylko niedżedajski. No i go chwalę. I będę dalej chwalił, choć dobrze, ze Mosz mi, jak to widzisz. Bardzo wiele rzeczy można zmienić, jak się o nich wie.
*Zamilkł kiedy Len’pa skończył i chwilę go obserwował, nawet już nie grzebiąc w kwiatku, ale ręce miał w  donicy*
Len’pa… nasz świat się kurczy. Każdy kogoś stracił. Nawet w ostatnim czasie. Może tego nie zauważasz, bo nie do konca z nami byłeś… Kiedyś na samym Tytonie było więcej życia. Widywało się osoby, których już nie ma. Były, nie ma. Gdzie są? Gdzieś miedzy nami, ale… jakby umarli. Poza Tythonem jest tak samo. Wiele istot dziwnie się rozpływa, rozmywa się, zatraca i ich nie ma. mzoe ich nie kochaliśmy czy nie znaliśmy, ale to jest fakt. Odchodza. kto wie, kto odejdzie następny. Może ja, może mistrz kKahr, może Ed. Chyba nie czas na wybieranie sobie i zastanawianie się. Bo ani się obejrzysz a możesz zostać tu sam. A to dopiero będzie tragedia. jest nas tu mało. Będzie jeszcze mniej… Wiec śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchdzą

Len'pa - 2012-07-02 21:03:12

Len'pa wysłuchał racji Hakona i dostrzegał jeden z problemów. Idealizowanie obrazu Jedi, pewnie na przykładzie Hakona. A tymczasem w Zakonie było wielu indywidualistów nie dających się wpasować z ogólny wizerunek. Choćby mistrz Kahr... mistrz Windu. Ciemna Jedi. A przedtem była też Mroczna Kobieta, Quinlan Vos i wielu, wielu innych. I właśnie po spotkaniu z takimi Jedi wiele osób zraża się do Zakonu... bo są idealizowani.
- Pamiętasz to stare powiedzonko ze Świątyni? Jedi nie są święci, to tylko poszukiwacze? My to wiemy, mamy wady z którymi walczymy. Mamy swoje charaktery, często różne. I chyba o to się biedny Ed rozbija. Bo czasem jak charaktery się różnią za bardzo, to nie da się zaprzyjaźnić czy bardziej polubić.
Len'pa mruknął cicho, ale Hakon i tak to wszystko wiedział. Ed zaś chyba nie miał wielkiego doświadczenia z okazywaniem braku zainteresowania nim, co w normalnych warunkach dziwne nie było. Gdy do jakieś rozmawiającej grupki dołącza ktoś nowy to albo wpada w dyskusję albo pozostaje z boku. Czasem ktoś odpada, bo nie ma nic do powiedzenia i musi czekać na swoją kolej. Brak okazywania uwagi czy zainteresowania to rzecz normalna i już w dzieciństwie każdy uczy się jak z tym sobie radzić. No a Ed miał nieszczęście właśnie teraz się o tym przekonywać.
- Tiaa... problem w tym, gdy zaczyna się kochać i kogoś się traci. Nie zrozumiesz
Mruknął już do siebie nie do Hakona. Ten przedstawił bardzo rozsądny argument, zgodny z filozofią Jedi. Ale wiedzieć jedno, a działać i czuć drugie.

Hakon - 2012-07-02 21:18:58

*Gdyby Hakon słyszał teraz myśli Len’py to by mu przyklasnął. Na to próbował uczulić jedi podczas konklawe. Kwestia przez zakonników niedoceniana, za to bardzo ważna i rzutująca na ich obraz w galaktyce. Hakon to widział na własne oczy. Na Edzie i na innych też.*
Nie wymaga się od nikogo bycia świętym ale pewien altruizm nikomu nie zaszkodzi. Zwłaszcza ze naprawdę dostaliśmy więcej niż inni
*Chwilowa pauza, wymagana bo Hakon chciał zmienić wątek*
Powtórzę to jeszcze raz, choć już mnie na to uczuliłeś: Ed bardzo szybko się uczy. Nauczy się i tego. Trochę tylko szkoda, ze wpływowa osoba która może publicznie powiedzieć „uważam ze jedi są fantastyczni” tego nie powie. A raczej mniej prawdopodobne ze to powiem, bo w końcu jestem jeszcze ja *Tu się uśmiechnął, czyli to był żart*
Zrozumiem, Len’pa. Są różne rodzaje miłości, jedne bolą mniej, wiec można je w sbie zatrzymać bez bólu, nawet po stracie. Są tez te mocniejsze, które bolą dłużej. Nie zapytam wprost, o czym mówisz, ale powiedz mi: będąc teraz świadomy tego, co się z tobą dzieje  -nie chciał byś przeżyć tamtych chwil jeszcze raz?
*Podejrzewał, ze Len’pa kiedyś się zakochał. Naturalnym było ze się tym przed nikim nie chwalił*
…Zapewne i ty słyszałeś moją historie. Z Nemedisem. Kim był. Ja naprawdę kochałem go jako przyjaciela. I bardzo, ale bardzo długo cierpiałem. I gdyby nie to zdarzenie, nie byłbym tym, kim jestem. Nie potrafiłbym następnym razem pokochać łagodniej… Musisz się tego nauczyć, tak jak Ed uczy się tego, ze ktoś go odrzuca. Każdy się czegoś uczy, jak powiedziałeś: jedi nie są święci, top tylko poszukiwacze. Opowiesz mi o swoim poszukiwaniu?

Len'pa - 2012-07-03 18:36:00

- No dostaliśmy. Ale od nas czegoś więcej się wymaga przecież. O tym mało kto pamięta
Westchnął Len'pa, bo jeszcze pamiętał pewne sytuacje z Coruscant, kiedy to przemierzał ulice dolnych poziomów ze swoim mistrzem. Obraz nędzy, rozpaczy, zewsząd tylko głosy "pomóż!" albo "daj kredyta na coś do jedzenia" a oni nic, tylko za swoimi sprawami. To go wtedy mocno irytowało i wkurzało. Ale z czasem pewne zrozumienie też przyszło, że Jedi nie są od pomagania wszystkim potrzebującym. Niestety. Nie ten kaliber, Jedi było za mało po prostu by mogli pomóc wszystkim. Ale nikt z tego sobie sprawy nie zdaje, w końcu Jedi tacy wszechmocni i w ogóle. No i następuje konflikt wyobrażeń z rzeczywistością.
- No fajnie by było, gdyby tak powiedział. Ale chyba lepiej by wiedział, za co są tacy fantastyczni.
Len'pa trochę kiedyś o tym myślał, zwłaszcza w okresie Wojen Klonów, gdzie natykał się na wiele opinii dotyczących Zakonu, wiele z resztą było całkowicie sprzecznych. No i jak się tu w tym gąszczu odnaleźć? Czy Zakon dobrze robił? To podkopywało wiarę we wszystko. Ewok zaś do teraz był nieświadomy tego, że to wszystko było wynikiem intryg Palpatine'a.
Zamyślił się z kolei nad następną wypowiedzią Hakona i cicho westchnął. Czy by to wszystko powtórzył? I przeżył jeszcze raz. Serce mówi tak, rozum nie. I cholera, pierwsze kilka dni normalnego myślenia i już powracają stare dylematy. Czy to też nie mogło wyparować?
- Nie wiem Hakonie. Rozumiem o co ci chodzi ale mam mętlik w głowie. Czuję się jakbym obudził się z koszmaru trwającego ze trzy lata. I powracają teraz stare dylematy z którymi muszę sobie poradzić. Teraz w sumie rozumiem mistrza Yodę, który mówił mi, że przede mną ostatnia prosta do zdrowia. Fierfek, teraz muszę tylko zmierzyć się z samym sobą. Czyż to nie fajne?
Pominął pytanie barabela odnośnie jego historii. Ale opowieść o Hakonie i Nemedisie znał. Nawet odruchowo sięgnął ku swojej głowie, na której miał skalp. Ślad po mieczu świetlnym. Oj tego przeklętego sitha znał i nie rozumiał, jak Hakon mógł się z nim zaprzyjaźnić?

Hakon - 2012-07-03 18:49:17

*Myślenie Len’py niestety nie było tym które pochwalał Hakon. Przeprowadzenie staruszki przez jezdnie nie jest obowiązkiem jedi, ale jedi może to zrobic. O ile danie kredyta żebrakowi to sprawa dyskusyjna, bo może to przepić, to już zgłoszenie tego odpowiednim służbom jest ok. To nie są wielkie rzeczy. Poświecenie swoich pięciu minut na przypilnowanie komuś dziecka na ulicy – choć to nie dziecko jedi. Rozgonienie burdy chuliganów – choć to nie zbuntowani padawani, a  mistrz tego nie nakazał. Nie przesadzajmy, jedi nie siedzą na trzech etatach od rana do nocy. A Eda winić nie można o to, ze ciągnie do jedi, ze chce kontaktu, bo to on był spoiwem między światami. Kiedy zabraknie Eda, może się okazać, ze na nic cała praca jedi, bo nie będą mieli nikogo ani niczego dla kogo należałoby istnieć.
Czas zainwestować swój czas inaczej, czasy się zmieniają niestety na coraz gorsze.
Teraz już odnośnie Eda nic nie odpowiedział, odnosił bowiem wrażenie, ze teraz to Len’pa robi z jedi wielce zapracowane niewiadomo co. Hakon tez był jedi i ze wszystkim jakoś dawał radę. Może i był niedouczonym jedi, ale wolał być niedouczonym i być, niż nie mieć na nic i dla nikogo czasu. Bo ileż to można wymedytować podczas takiej rozmowy z Len’pą…*
Fajne… jak już będziesz po drugiej stronie tej batalii ze samym sobą to powiesz, ze top było fascynujące. Ale najpierw trochę poboli. Tym bardziej ze jesteś młody.

Len'pa - 2012-07-03 19:27:57

Len'pę to zawsze raziło, bo uważał to za działania bezduszne. My wielcy Jedi jesteśmy lepsi i się nie zatrzymujemy przy malutkich szaraczkach. Wtedy jednak jego mistrz zawsze i niezmiennie odpowiadał - to nie jest rola Jedi. Owszem, pomagają najbardziej potrzebującym, ot kogoś napadną, ktoś wpadł w większe kłopoty i prosi o pomoc. Wtedy wkraczają i pomagają.  To były jednak sprawy drobne, choć brutalnie to brzmi. Od pomocy tym osobom są odpowiednie służby, fundacje i organizacje, nie Jedi, choć oni pomagają gdy mogą sobie na to pozwolić. Zaś odpowiedzialnością i misją Zakonu było dbanie o to, by te grupy zwykłych ludzi mogły nieść pomoc potrzebującym. Wymagało to jednak poświęcenia się działalności o znacznie większym zasięgu. Negocjacje między planetarne, między korporacyjne, zapobieganie wojnom, rozwiązywanie konfliktów. 
Zadaniem Zakon był od dbania o to, by Republika mogła sprawnie funkcjonować, by przestrzegano prawa i by ogólnie panował pokój. Mistrz Len'py popierał opinię mistrza Windu, który bez skrępowania twierdził, że na prawdę trwały pokój może zapewnić jedynie galaktyczna cywilizacja pokroju Republiki, a Jedi zaś nie są wbrew obiegowej opinii strażnikami pokoju a sprawiedliwości. Niby sprzeczne z duchem Jedi, ale jednak obecnie istniało Imperium i był pokój. Ale czy sprawiedliwość? Już nie.
Sama istota problemu Len'py i chyba też Hakona wynikała z jego podejścia do pewnych spraw a przede wszystkim z patrzenia z różnych perspektyw. Oni patrzył w skali mikro, widzieli ludzkie krzywdy i dramaty i tak chcieli pomagać. Bo to w końcu ludzkie odruchy. Zakon zaś uczył patrzenia w skali makro, bo tak mogli oni w pełni wykorzystać potencjał niewielkiej grupki Jedi. Zimna kalkulacja... jeśli wszyscy Jedi zaczęliby dużo więcej uwagi poświęcać lokalnym problemom i drobnym tragediom, to by generalnie Republika tak długo nie przetrwała, bo by szybko konflikty interesów rozerwały ją na strzępy. Wybuchły by wojny, szalała by przestępczość na skalę galaktyczną, no i wiele osób wrażliwych na moc skuszonych przez ciemną stronę starałoby się co niecoś uszczknąć sobie z tego tortu, bo nie miałby kto ich powstrzymać. Bo Jedi zajęci by byli prowadzeniem przytułków dla biednych czy coś.
Oczywiście to było demonizowanie i  naciąganie, ale oddawało mniej więcej naturę problemów Len'py. Skoro Jedi mają pomagać, to czemu nie wyjdą na ulicę, tylko lecą do jakieś stolicy galaktyki czy czegoś tam, i rozmawiają z politykami, podczas gdy na ulicach zdarzają się tragedie? A tam tylko rozmawiają i doradzają, nic więcej, a tak mogliby pomóc. Problem leżał w skali. Na ulicy widać od razu skutki działań, a skutki udanych negocjacji zapobiegających wybuchowi jakiegoś konfliktu już nie bardzo, bo nic się nie zmienia. Ale jest pokój, i mogą żyć miliony. Zimna kalkulacja. I z tego powodu często Jedi chodząc pośród ulic takich miejsc jak Nar Shaddaa nie reagują na to co widzą. Bo mają inne zadanie. Wielu to boli, ale wielu rozumie o jaką stawkę się gra. Kalkulacja. Pomóc kilku osobom i poświęcić im cenny czas, czy w całości skupić się na zadaniu, od powodzenia którego może zależeć los setek, tysięcy, a nawet i milionów osób?
To był problem Len'py i go raziła ta zimna kalkulacja Rady. Najbardziej jednak wkurzało go to, że mieli rację i tkwił w sprzeczności między swoimi odczuciami a tym, co mu dyktował rozum. Tu tkwiło rozdarcie, wybrać skalę makro tak jak zalecał to Zakon, czy mikro, jak robił Hakon, pomagając pojedynczym jednostkom takim jak Ed. Odwieczny problem wielu Jedi.
- Tiaa o ile po drodze nie odstrzelą mi tyłka czy coś. Ale jak przebrnę to ci powiem.

Hakon - 2012-07-03 19:48:32

*Na to wszystko Hakon powiedziałby jedno: racja jest jak dupa, każdy ma własną. Ale ostatnio każdy dostał po dupie, słusznie czy niesłusznie, wiec może by czas przyjrzeć się tej część ciała i zastanowić, czy może coś w tej racji zmienić, bo teraz trochę inaczej prowadzi się pertraktacje pokojowe. Człowieczeństwo i odrobina czasu wobec ważnego sojusznika na pewno nie zaszkodzi interesom. No ale to zdanie Hakona.
Miał nadzieje (Hakon) ze nie dojdzie do tego, ze jedi zatracą się w swojej racji na tyle ze nie umrą z głosu bo przygotowanie sobie posiłku tez nie jest kwestią jedi bo przecież są od tego kucharki.
Zaś co do skali globalnej, to na pewno tak, zakon miał swoją funkcje. Ale poszczególni jedi nie byli tylko trybikami. Tak naprawdę to i zakon zrobił wiele, wiele dobrego, i sam zapracował na to, ze teraz było tylko stu jedi na Tythonie.
Zimna kalkulacja nie byłą problemem. Kiedyś jedi było tysiące. Dobrzy jedi potrafili tak negocjować że rządy same organizowały pomoc tym najbiedniejszym. jedi byli wykształceni, pełni pomysłów i często przywożący cywilizacje na planety, które same nie wpadłyby na te czy inne rozwiązanie.
Jednak obecnie mieliśmy sytuacje: stu jedi, jedno przymierze, jedna firma przychylna tylko dlatego, „że Hakon”, nie żeby tu Hakona wywyższać strasznie. Z przymierzem się dogadali, dało się, kalkulacja czy nie – kawał dobrej dyplomacji bo choć przymierze samo biedne jak mysz kościelna, to pomaga. Z drugiej strony firma która mogłaby i przymierze i zakon ubrać w złoto i tylko jeden Ed który z racj dwustu lat regularnego niszczenia psychik czasem był przywożony na Tython w celach terapeutycznych.
Owszem, nikt go nie zaprosił, ale przyjść, powiedzieć dzień dobry i zapytać o zdrowie można. Pójdzie się spać godzinę później, ale jaki efekt dyplomatyczny.
To Hakona bolało bardzo, i nie tylko dlatego ze „twój Ed”. Tylko ze jedi nie stać. Nie chce się? Boją się? Chcą pokazać co to nie oni? Hakon był jedi. Było mu wstyd przed Edem. Ty, bardziej ze Ed niemal sam właził w ręce, nawet się schylać nie trzeba.
Za to jeden błąd, ze Hakon krzyknął ”nie” podczas walki kiedy zaatakowano Eda, to już za chwile wie cały zakon i serdecznie potępia. I o co w tej kalkulacji chodzi?
Bo raczej nie o wspólne dobro.
Natomiast Hakon jako Hakon pomagal jednostkom bo był psychologiem. Mekhnesh pomagał jednostkom, bo był lekarzem. Znakomita większość zakonu nie pomagałą nikomu, bo imperium, zas padawani pomagali przymierzu nosić deski, wiec tak jakby pomagali ogółowi bo z tego będzie rusztowanie żeby na świątyni poprawić tynk*
A gdzie ty się wybierasz z ta walką ze ci mają tyłek odstrzelić? Jedyna broń zagrażająca twojemu tyłkowi to twoja broń.

Len'pa - 2012-07-11 20:34:35

Zakonowi raczej nie groziło zatracenie, bo w końcu byli Jedi i mieli jasno wytyczoną ścieżkę, którą się podążało. Gdy ktoś zbaczał to trafiał przed oblicze rady lub w ogóle był ten ktoś wygnany. Poza tym w Radzie zawsze zasiadał ktoś pokroju Hakona, dbając o to, by zanadto nie zbaczano z raz obranego kursu. Wszystko jakoś się równoważyło, przez te tysiąclecia istnienia Zakonu.
A co do sprawy Eda, to Jedi raczej nie zdawali sobie sprawy z tego jak to Hakon widzi, bo on o tym głośno nie mówił, zachowywał swoje obserwacje dla siebie. Najwyższa Rada była zajęta innymi sprawami, bezpośrednio nie interesowali się sprawami Eda, który prawdę powiedziawszy oficjalnym sojusznikiem Zakonu ani Przymierza nie był. Sympatyzował, owszem, ale nie wspierał on ich jakoś bezpośrednio. Hakona wyznaczono, by on jakoś to zmienił, ale póki co żadnego dokumentu nie podpisano. Rada więc zajmowała się innymi strategicznymi sojuszami, jak choćby ten z Organami z Aldeeran. Bail Organa był jednym z najbardziej wpływowych polityków w Galaktyce, dzięki pomocy którego po cichu pozyskiwano kolejnych mniejszych lub większych sojuszników. Ed zaś miał potencjał by przejść do tej pierwszej ligi, ale póki co inicjatywy nie było po obu stronach. Rada wyraźnie nie doceniała Eda, a Hakon milczał i nie pouczał władz Zakonu co należy zrobić by ten stan zmienić. Wina leżała po środku.
- To metafora taka... no nic, ja już chyba będę szedł, muszę jeszcze porozmawiać z Mekhneshem, a później mam zajęcia z Vesirem, ćwiczenie szermierki. Dawno nie walczyłem, wyszedłem z wprawy. Dzięki za rozmowę Hakonie, na pewno potem cię odwiedzę a teraz bywaj. ?Niech Moc będzie z tobą... i twoją roślinką
Mały ewok uśmiechnął się do barabela a potem pokłonił się nieco i odszedł pogrążając się we własnych myślach i rozważaniach.

https://www.berlin-hotel.pl/lubben/de/-dzqcl/el/ ehotelsreviews.com/-bedroom-semi-detached-house bestrolety.pl https://www.sleepzon.com/apartment-14032492-no ehotelsreviews.com/summertime-suites-pl hydraulik warszawa Biurko z drewna Fenster aus Polen Serwis komputerowy ursus