Vottagg dał Seco dwa dni, na pozbieranie niezbędnych rzeczy i załatwienie spraw, sam też zrobił co było trzeba ładunek już czekał w jego jachcie. Lądowisko było w górnych częściach miasta, Kaleesh powinien tutaj dotrzeć, bo hutt mu opisał trasę. Sam wszedł na szeroki pas po lewej stronie swojej jednostki latającej. Popatrzył z dumą na swoją maleńką, która była długa na jakieś 60 metrów, wyglądała jak bardzo smukłe długie coś. Nie było widać mostku, który był po drugiej stronie, niczym jedno skrzydło. Jacht stał na trzech sporych łapach, a z boku, na wprost Vottagga opuszczona była rampa. Okręt połyskiwał srebrem w pełnym słońcu Coruscant. Hutt podleciał na swojej platformie nieco bliżej, a jego nieodłączni ochroniarze, milczący jak zawsze ruszyli za nim.

*Zanim jeszcze Seco zjawił się na ladowisku, zostawił A’denowi taką oto informacje*

Kochany Dikutasie A’denku

Wybacz ze tak z  nagłą zaskakuje cie tą wiadomością, ale wydaje mi się, ze mam niebywałą szanse odwrócenia tego jebanego koła fortuny by w noku przy imieniu „Seco” ujrzeć pole „wygrałeś”. Nie będę ci tłumaczył bo sam jeszcze nie wiem jak to będzie dokładnie, poza tym nie chce zapeszyć. Skontaktuje się. Zostawiam ci statek, mnie nie będzie potrzebny. Mama została zabezpieczona a ty się cwelu jebany nie musisz niczym martwić. Jak się spotkamy to tobie i twoim pierdolniętym w łepek braciszkom oraz Tangowi wynagrodzę wszelkie straty moralne, a na razie trzym się i wiedz, ze będę o tobie myślał kiedy będę sobie zwalał w ciemnym kącie.
Kopie cie w dupę z całego serca i pamiętaj żebyś już więcej nie molestował szturmowców bo oni tez mają uczucia.
Chuj ci w dupę i taczkę gruzu żeby nie było luzu oraz szczęścia na starej drodze w nowych butach.

Seco

*I teraz, po załatwieniu wszystkich spraw, swoja drogą nie było ich wiele, przybił do portu, na którym to czekał stateczek. Secorshy średnio się on podobał, bo Seco jakby nie było to cham. Ale nie wyglądał. Skórzana kurtka, koszula, krawacie, okularki, spodnie na kancik i lśniące buty. Przy boku walizka ciągnięta na kuleczkach. Olśniewający usmeich. Jak to się stało – proste, jedna wizyta w gabinecie dentystycznym i zęby białe. Nie wiedział, czy to się huttom spodoba, ale jakby miało się nie spodobac to by mu Vottagg tego wszystkiego nie kupil*

* Wargi hutta wykrzywiły się w lekkim uśmiechu, machnął mu ręką, żeby podszedł i wlazł za nim na statek. Sam porzucił platformę, i pełzł w kierunku rampy, wspiął się po niej i wszedł do dosyć przestronnego przedsionka statku, był tutaj po środku dosyć dużych rozmiarów stół a po dwóch stronach wygodne kanapy dla gości. Pomieszczenie było na bazie pół kola, naprzeciw było wejście na mostek, z lewej do kapsuł ratunkowych a z prawej do maszynowni i ładowni. - Idziemy dalej Seco na mostek najpierw, bo muszę podgonić tych Zabraków do roboty.

dobhrra kuhrrwa, na mostek. a  potem mi powiesz jak mam się wobec Twojej rodzinki zachowywać *po zaparkowaniu walizki ruszył za huttem. I tak z nim spędzał czas aż do celu podróży*