Darr tah - 2011-04-21 21:26:44

Panel przyjął polecenie po czym zniknął a drzwi się zamknęły. Nastąpiła chwilka spokoju, po czym lekko zatrzęsło i winda ruszyła szybko w górę, by po chwili się zatrzymać. Trwało to może kilka sekund. Drzwi ponownie się otworzyły, wpuszczając ich do rozległego pokoju obserwacyjnego. Na przeciwko wejścia do windy znajdowały się przeszklone szyby nachylone pod kątem, by mieć lepszy widok na to, co jest na dole. Przy szybach stało kilka paneli, ale tylko jeden był aktywny i wyświetlał coś na holograficznym oknie. Po wyjściu z windy można się było rozejrzeć i tak, po lewej stronie, pod ścianą stały jakieś regały i szafki, a do tego stół zawalony jakimiś urządzeniami przypominającymi mikroskopy oraz maszyny do badania próbek. Na ziemi leżało kilka potłuczonych probówek i resztki starych próbek. Po prawej stronie znajdowała się o dziwo wygodna sofa, ale była mocno zakurzona. Do tego niski stoliczek, ze dwa fotele, regał na holoksiażki i jakaś maszyna do przyrządzania jedzenia i napojów. A co zaś się tyczy pomieszczenia za szklanymi szybami, to po podejściu bliżej oczom ukazuje się rozległa przestrzeń, przypominająca hangar. Wszystko tonęło w półmroku, ale wprawne oko z pewnością wyłapie zamazane kształty... roślin! Przed nimi znajdowała się jakaś plantacja albo ogród botaniczny, jednak rośliny już dawno wymknęły się spod kontroli. Cud, że jeszcze do tej pory rosły tutaj.
Po bliższym zapoznaniu się z pomieszczeniem można było też zauważyć drzwi umieszczone na prawej ścianie patrząc od wyjścia z windy. Prowadziły one do niewielkiego balkoniku z widokiem na ten niezwykły ogród. Na skraju tarasu znajdowała się też mała winda, którą można było zjechać na poziom ogrodu. O dziwo działała ona całkiem sprawnie.

Catherine - 2011-04-22 13:02:18

*Stojąc na ziemi, poczuła się jakoś tak lekko. Ale przeszło jej to po chwili. Rozejrzała się niepewnie po całym korytarzu, zastanawiając się w co ten statek pogrywa z nią, jak i z jej towarzyszem. Jak na razie było dość ciekawie, aż do pewnego momentu. Widząc cholerny panel, zaklęła pod nosem. Jak na razie wystarczy jej tych wszystkich przycisków i hologramów...* Chyba, że ja pobawię się Tobą... *Mruknęła pod noskiem, aby on tego nie usłyszał. Chociaż... Nawet jeśli usłyszy to co z tego. I faktycznie, było tu znacznie jaśniej, więc ona również zaczęła mu się przyglądać. Wyglądała na nieco zainteresowaną, ponieważ do tej pory nikogo takiego nie spotkała. Ale wszystko ma swój początek i koniec, więc odwróciła momentalnie wzrok, ot niby to przyglądając się z zaciekawieniem windzie. Gdy dotarli na miejsce, znów ciężko westchnęła. Widząc kolejne panele i hologramy, niemalże jęknęła. A ten "porządek" był zniewalający... Ale nie to przykuło jej uwagę. Wyszła z windy i podeszła do szyb, żeby przyjrzeć się temu czemuś co tam jest. Ale fakt faktem było nieco ciemno...*

Monroe - 2011-04-22 13:11:57

Gwizdnął lekko patrząc przez szybę na rośliny. - Ciekawe... - powiedział nieco bardziej do siebie, niż do towarzyszki. Rozejrzał się po pomieszczeniu, które było jak na jego oko przyjaźniejsze niż reszta statku. I do tego były fotele! Rękawem starł z jednego kurz i opadł, przymykając oczy w lekkim rozleniwieniu. Uniósł powieki po chwili i popatrzył na dziewczynę. - Chyba należy Ci się trochę wyjaśnienia... - rzekł a jego spojrzenie przeleciało przez nią i zatrzymało się na oczach. - Moja nieco przesadna reakcja na zgaszenie świateł... - tutaj uśmiechnął się zawadiacko -No cóż, na tym statku nikogo nie ma od tysiącleci, zostaliśmy uwięzieni. - powiedział nieco wyluzowanym tonem. Zaczął się przyzwyczajać. Obserwował jej reakcję. Wszystko nieco uprościł, ale wiadomość, że może spędzić całe życie w tym miejscu chyba nie była najlepsza.

Catherine - 2011-04-22 15:33:11

Bardzo ciekawe... *Uśmiechnęła się sama do siebie, a raczej do szyby. Był to nawet "słodki" widok, gdyby nie to, że za często się nie uśmiechała. To znaczy uśmiechała się wtedy, kiedy miała ochotę, albo była w dość dobrym humorze. Tak czy inaczej uśmiechała się. Ale po niespełna kilku minutach, oderwała wzrok od szyby, przenosząc go na mężczyznę. Oczywiście, po uśmiechu zostało zero śladów. Spoglądała na niego z nieodgadnionym wyrazem na twarzy.* Ohh, nie przejmuj się... Każdy może mieć nyktofobię (lęk przed ciemnością). *Powiedziała to takim tonem, jakby miała jakieś pretensje. Ale ich nie miała. Przysłuchiwała się uważnie temu, co do niej mówi... "... Zostaliśmy uwięzieni." - powtórzyła w myślach. Nie no, wspaniale! Mruknęła coś pod nosem, ale na tyle cicho by Tac nie usłyszał. Powędrowała do niego nieco tanecznym krokiem, po czym noskiem pokręciła. Spojrzała na zakurzony fotel i wzdrygnęła się. Wzruszyła ramionkami i ot tak po prostu usiadła na kolanach swojego towarzysza.*

Monroe - 2011-04-22 18:05:46

Zawadiacki uśmiech Tac'a poszerzył się nieco. Jakież to było proste, jak wszystko łatwo z tą dziewczyną szło. Cóż, bez randki, bez kwiatów... Taka przygoda na zagubionym statku. Czemu by się nie dać ponieść? Kto nie ryzykuje, tego zabawa omija. Poruszył się nieznacznie, opierając łokieć o oparcie fotela. Popatrzył na dziewczynę - Wspominałaś coś o jakiejś zabawie? - zapytał tworząc sztuczny poważny i uprzejmy ton, jakby pytał ot tak, o pogodę. Nie wiadomo ile jeszcze pożyje, więc trzeba zaszaleć jeszcze w tym życiu. Monroe był w wielu miejscach w galaktyce i wciąż nie umiał zrozumieć co go intryguje w nietypowej kobiecie. Była jakaś... inna.

Catherine - 2011-04-22 19:24:11

*Oczywiście nie mogła przeoczyć tego uśmiechu. Również się do niego uśmiechnęła, ale jakoś tak inaczej niż zwykle to robiła. I jak na razie jest jest łatwo, ale do czasu... Ona zaczęła się po chwili wiercić. Ni stąd, ni zowąd. Właściwie robiła tak za każdym razem, jak chciała kogoś pobudzić - do myślenia na przykład. Chyba, że robiła to specjalnie, to już co innego.* - Ano wspominałam. Widzę, że pamięć masz dobrą... *Przybliżyła się do niego nieznacznie, po czym dłonie położyła mu na torsie. No trochę niewygodnie było, ale ujdzie. Ale jeśli znalazłoby się coś większego, to nie miałaby nic przeciwko temu. I fakt, Cath odstawała nieco od swojej rasy. No i nie tylko od swojej rasy, ale czy to takie ważne? Kryje w sobie wiele tajemnic, o których nie wie prawie nikt...*

Monroe - 2011-04-22 19:35:55

Monroe popatrzył na jej dłonie, chwila wahania i nieco gwałtownie zbliżył się do niej głową i pocałował ją. Najpierw lekko, a później coraz namiętniej. Jego dłoń powędrowała do jej nogi, ciągnąc ją delikatnie jakby dając do zrozumienia, żeby usiadła okrakiem dla większej wygody obydwu stron. Silne ramie obejmowało dziewczynę a wargi pilota na chwilę odstąpiły od ust Katy, aby przejść łagodnie na jej szyję. Minęło stanowczo dużo czasu, zbyt dużo dni spędził samotnie na gwiezdnym niszczycielu imperium. Mężczyzna gładził plecy kobiety równocześnie przyciskając ją lekko do siebie. Kierowało nim coś, dokładniej rasa Carherine ale nie miał o tym pojęcia, że to ona wzbudza w nim to podniecenie i to pożądanie.

Catherine - 2011-04-22 20:13:45

*Ohh, siostra byłaby z niej bardzo dumna. Pomijając fakt z tym, że nie dotarła na sesje zdjęciową. Odwzajemniała każdy pocałunek, oddychała nawet równomiernie, jakby od wieków zajmowała się tym. A prawda jest taka, że kilka lat temu zrezygnowała z takiego życia, ze względu na matkę. Non stop mówiła jej, że się uzależni. I co? Jak widać żyje. Czyżby do tego powróciła? Jeszcze do niedawna,  myślała tylko o aktorstwie. A teraz? Widać, ćwiczy kolejną scenkę do filmu. Czując na nodze dłoń mężczyzny, drgnęła nieco. I wiedziała bardzo dobrze, o co mu chodzi, więc zrobiła to, co miał na myśli. Usiadła okrakiem i rzeczywiście było nieco wygodniej. Gdy ich usta oddaliły się od siebie, Cath miała chwilę na obmyślenie czegoś. Gdy zbliżył swe wargi do jej szyi, nieco się rozluźniła. Tak więc, zamknęła oczy i po prostu się odprężyła. Przylgnęła do niego jeszcze bardziej, jakby próbowała być z nim jednością. Aczkolwiek, dawno się tak nie bawiła...*

Monroe - 2011-04-22 20:56:27

Catherine mogła wyczuć jego narastające podniecenie mimo ubrania. Dłonie mężczyzny odnalazły ramiączka sukienki, zsunęły je wprawnie, ułatwiając mężczyźnie dostęp do dekoltu. Jego usta spłynęły na jej piersi, zalewając je falą finezyjnych pocałunków. Jedną dłonią rozpiął czerwony staniczek, aby dostać się w czulsze rejony. Jego język delikatnie muskał sutek, kiedy druga dłoń opadła do jej pośladka. Przytrzymał ją delikatnie, tak, żeby zamienić się miejscami, aby móc zdjąć z niej tą sukienkę. Powoli obrócił ją i wyprostował się na chwilę, aby zdjąć z siebie górną część grafitowego munduru. Ukazała się wysportowana klatka piersiowa, na której wraz z oddechem unosiły się okrągłe imperialne nieśmiertelniki. Mężczyzna pochylił się nad nią, aby zdjąć sukienkę.

Darr tah - 2011-04-27 19:57:21

ED:

Grodzie, które szturchnął ED nie kopały, nie było żadnej tarczy czy czegoś w tym rodzaju. A co do tych drugich, to te w pewnym momencie same się otworzyły, przy akompaniamencie znajomych dźwięków: silników w ścianach oraz zgrzytu metalu. Działo się tak dlatego, że wiele z tych elementów od dawna nie było smarowanych ani też używanych. Po prostu przyrdzewiały i teraz wydawały z siebie takie przeraźliwe dźwięki. A co było dalej? Trzeba wejść dalej...

Osobliwy, bardzo szeroki korytarz tonący w półmroku, a jakże. Na przeciwko wejścia kolejne zamknięte grodzie. Po obu stronach znajdowały się osobliwe przeszklone tuby, po dwie na lewo i prawo. A w tych tubach spokojnie płynęła sobie woda, o dziwo całkiem czysta, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Była ona dodatkowo podświetlona przez małe diody umieszczone w tych zbiornikach. Od nich odchodziły rury, wyglądające na jeszcze całkiem szczelne. Biegły one później przy ścianie i znikały gdzieś z boku.
Za tymi kadziami rozchodziły się dwie platformy tworząc małe tarasy, a za nimi drzwi do poszczególnych laboratoriów. ED mógł wejść na te tarasy czy też balkony, by potem wejrzeć przez szyby. O dziwo, laboratoria te były całkiem dobrze zachowane i co dziwniejsze, znajdowały się tam jakieś rośliny, umieszczone w małych tubach. Na jakiej zasadzie one działały? Nie wiadomo.

ED - 2011-04-27 20:08:21

*Ed podążał tam, gdzie mógł, czując się prowadzony, więc nie opierał się, i nawet pojawiło się pomrukiwanie. w  tym jakże niezwykłym pomieszczeniu zatrzymał się i znowu obudziło się całkiem naturalne i spokojne poznawanie terenu. Ciekawość, wiec zaglądanie, oglądanie i tak dalej. Najdłużej przygladał się wnętrzom laboratoriów. Te wyglądały jakby ich używano. Były tam żywe roślinki. I woda tez była w miarę „żywa”. Postanowił wysłać kolejną wiadomość do Jedi. Tym razem już nie wołającą o pomoc, a o treści: znalazłem cos niesamowitego!
Ciekawe, czy się wyśle.
Jednocześnie Ed pokazując swoją postawa, ze jest gotów do kolejnych wyzwań (bo na pewno o coś chodziło Wielkiemu Administratorowi), ruszył korytarzem tak, jak ten prowadził*

Darr tah - 2011-04-27 20:23:34

Ten korytarz nie był długi, właściwie zaraz za tarasami znajdowały się dziwaczne urządzenia, do których były podłączone rury biegnące od tub wodnych. Najprawdopodobniej były to swego rodzaju pompy, które wtłaczały wodę do kolejnych rur, które tym razem znikały w ścianie. Co dziwniejsze, pompy te były cały czas na chodzie, chociaż do tej pory nigdzie nie widać było żadnych efektów tej pracy. Wszędzie bród i syf... Jedynie co to można próbować rozwiązać tą zagadkę, podchodząc do kolejnych grodzi. A te otworzą się gdy tylko droid nadejdzie, wpuszczając go do rozległej sali, która podobnie jak i reszta statku tonęła w półmroku. Ale tylko przez kilka chwil, bo najwyraźniej pojawienie się EDa uruchomiło jakieś mechanizmy i po kilku chwilach całe pomieszczenie, a raczej sala, została rozświetlona przez intensywne promienie lamp umieszczonych wysoko nad droidem. I wtedy ED mógł z cała pewnością stwierdzić, gdzie trafił... a był to olbrzymi ogród botaniczny, pełen dziwacznych roślin, które dawno temu wyrwały się ze swoich ściśle określonych rewirów i teraz opanowały one niemal całą powierzchnię sali. Było to możliwe dzięki podłożu, które nie było metalem a najprawdziwszą ziemią. Dodatkowo wyjaśniła się tajemnica owych dziwnych rur i pomp, bo zaraz po włączeniu światłą z góry spadł intensywny deszcz... aktywował się system zraszania. Aż dziw, że takie coś nadal działa a te rośliny nadal sobie tutaj żyły. Po tylu latach...
A co do Edowej wiadomości to ponownie napotkała ona na blokadę wrednego statku... ale może kiedyś mu się uda.

ED - 2011-04-27 20:30:20

*Ed poruszał się sukcesywnie do przodu mimo rozglądania się, i dawania upustu ciekawości.
Poruszał się miarowym stępem, już nie gwałtownie, jakby załapał i godził się na eksploracje. Oczywiście zastanawiał się jaka w tym jego rola, bo raczej nie krajoznawcza. Mruknął, wszedł dalej i nagle – światła. Było to bardzo inwazyjne dla Edziowego oka, tak wiec aż warknął, ale jakoś tak piskliwie, cofnął się o krok, nieco przyginając jedną  z masywnych nóg.
Potem deszczyk i…
No po prostu zamurowało Eda. Nie było widać jak opadła mu kopara, bo to niemożliwe. Jednak takiego zaskoczenia to on dawno nie przeżył.
Nie ruszył się. Tam gdzie go wmurowało, tam stał i tylko gapił się. Nawet o niczym nie myślał.*

Monroe - 2011-04-27 20:45:57

Monroe wygodniej oparł się głową o oparcie, dając słońcu padać na jego twarz. Nie otwierał oczu i uśmiechnął się do siebie. Miał naprawdę, naprawdę zwariowany sen, a jak większość jego snów była tam piękna kobieta z którą odbył zwariowany "wieczór". Po chwili euforii poczuł lekki niepokój i otwarł powoli oczy. Smutna prawda spadła na niego jak grom z jasnego nieba. Leżał nagi w fotelu, jedynie nieśmiertelniki spoczywały na jego lekko poruszającej się klatce piersiowej. Westchnął lekko i rozejrzał się wypatrując Katy. Dziewczyna gdzieś zniknęła, ale dopiero teraz zareagował... skąd do diabła na statku słońce i deszcz?! Zerwał się z miejsca i zbliżył do szyby. Zobaczył ogród i jakąś maszynę, wyglądała niemal tak staro jak statek. Pewnie jakiś nieaktywny droid... duży droid. Ciekawie by było wyskoczyć na ten prysznic... właśnie, doskonała okazja żeby się umyć i spłukać z siebie kurz i brud tego miejsca. Nie ubierając się wybiegł przez drzwi obok wejścia do sali. Znalazł się na tarasie i po chwili za sprawą windy był na dole. Biegł sobie nago przez krople z wesołym okrzykiem "Wooohooo".

Darr tah - 2011-04-27 20:56:47

Monroe

Pomieszczenie kontrolne, w którym jeszcze przed chwilą przebywał Tac było umieszczone na tyle wysoko, by widzieć wejście do sali, chociaż nie znajdowało się ono tak blisko jakby się wydawało. Właściwie to gródź i salka znajdowały się po przeciwnych stronach, odgrodzone na prawdę gęstą roślinnością, chociaż na szczęście nie była ona tak wysoka jak w normalnych lasach. Drzewa owszem i były, ale raczej trochę niskie, kilkumetrowe co najwyżej. Wokół nich gromadziło się sporo innych krzaków, kosodrzewin, bluszczy, palm i innych tym podobnych roślin. Było tutaj multum gatunków, przystosowanych tak, by przetrwać w tych trudnych warunkach na statku... inżynieria genetyczna?
W każdym razie Monroe biegnąc mógł czuć pod stopami chłodną i mokrą ziemię, taką samą jak na powierzchni planet. Co jakiś czas jego stopy natrafiały na jakąś kępkę mchu czy innych paproci. Po prostu zwyczajna roślinność. Jednakże trochę też się poharata o wystające i zagradzające drogę gałęzie i ostre kolce.

ED:

Nie mógł on póki co zobaczyć wybiegającego z pomieszczenia kontrolnego Taca. Przed ED'em piętrzył się jedynie gęsty las roślin najróżniejszych gatunków, tak że z trudem można by było znaleźć resztki dawnej ścieżki, która tutaj się kiedyś znajdowała. Poruszanie się w tej gęstwinie będzie z pewnością trudne a miejscami wręcz niemożliwe, bo może  drzewa niskie były, ale zdecydowanie bardzo grube o solidnych korzeniach.

ED - 2011-04-27 21:04:27

*Długo stal, i zastanawiał się o co tu chodzi w ogóle, bo ile taka roślinka może żyć? No ale w końcu ruszył się, i szedł tak, żeby po prostu przejść, miedzy drzewami, tak, żeby mu było jak najwygodniej, jeśli gdzieś nie dało się przejść, to obchodził naokoło, przez krzaki, bo wystarczyło mu wyżej nogę podnieść i już. Najpierw pomrukiwał, potem zaczął powarkiwać. Za „roślinnie” to niedobrze. Odkrycie – owszem, milowe, ale  jeśli już chodzi o chodzenie po tym to niekoniecznie. Jakby dac Edowi do wyboru korytarz i to miejsce, gdzie jeszcze kąpało, to wybrał by korytarz, nawet zakurzony i ciemny.
No, chyba ze w tym ogrodzie znalazło by się towarzystwo… Póki co jednak lazł. Bo chyba musiał, skoro go tu przyprowadzono.*

Monroe - 2011-04-27 21:11:31

Po jakiejś chwili stwierdził że bieganie tutaj jest niebezpieczne dla jego delikatnych stópek. Zatrzymał się chwilę i pozwolił, żeby woda spływała po nim. Zanurzył stopy w mokrej ziemi, wyjął i pozwolił, żeby woda zmyła z nich czarną papkę. Bawił się tak chwilę, po czym popatrzył w górę, jakby z lekką radością. To było prawie jak odwiedzenie planety, prawdziwa przyroda, nie uświadczył tego od bardzo dawna. Nie tylko tutaj, na tym statku. Także w służbie u Imperium nie było czasu na spacerki po lasach i plażach, bycie pilotem to nie zabawa, to styl życia. Mężczyzna stał chwilę rozmyślając nad swoim życiem. Kochał latanie, ale z drugiej strony takie życie pozbawiało go wielu dobrych aspektów. Poruszył się po chwili, już pełen przekonania że jest na tym statku sam z Zinem i z dziewczyną, która obecnie wydawała się przyjemną iluzją. Gdzie ona mogła być? Czemu jej nie szuka? Może to syntetyk w jego krwi wykreował mu jej postać, aby załagodzić jego przerażony umysł?

Darr tah - 2011-04-27 21:17:32

"Las" był dosyć gęsty a krzaki miejscami dorównywały drzewom, więc dla Eda najlepszą możliwą drogą było parcie do przodu po linii prostej. Niegdyś tam znajdowała się szeroka i wygodna ścieżka, która teraz już zanikła, jednak nic większego oprócz krzaków na niej rosnąć nie mogło, więc przejście było w miarę łagodne. Trzeba tylko uważać na konary drzew i na "agresywne" krzaki.
Tac tymczasem mógł dosłyszeć przytłumione odgłosy kroków, a sądząc po dźwięku i jego "sile nośnej" to ten, kto je stawiał musiał być dosyć spory i ciężki. Osobnik ten zbliżał się powoli do środka tej sali, więc jeśli Monroe będzie chciał go spotkać, to musi tam się udać.

ED - 2011-04-27 21:22:15

*Edowi nic krzaki nie zrobią, nie są w stanie nawet go porysować. Oczywiście zapewne jak się wtarabani to w stawach będzie miał pełno liści.
W pewnym momencie przyśpieszył z  gniewnym rykiem, żeby jak najszybciej przebyć ten zakazany las.
Nie miał świadomości, ze ktoś tu jest. Robil się za to coraz bardziej zły na Administratora ze go wpuścił w maliny, czy tam inne zielsko, jak zwał tak zwał.
Momentami niemal widział twarz Hakona patrzącą z dezaprobatą na to niedocenianie darów od Mocy.
Ale co zrobić jak to Eda denerwuje…*

Monroe - 2011-04-27 21:42:55

Monroe zaczaił kiedy dotarł w okolice robota. Wielki był i potężny, ale w końcu to tylko maszyna, a on był szybki... - Ej ty! - zawołał za ED'em machając ręką w jego kierunku. Przypomniało mu się, że jest nagi, więc nieco zmieszany pociągnął ku sobie jakąś kępę liściz gałęzi, którą zasłaniał swoją męskość. Mimo że to była maszyna, to jakoś nie widziało mu się paradowanie jako przykładowy naturysta na obcym statku. Jedną nogę cofnął lekko do tyłu, jakby musiał uciekać. Trzeba przyznać, że wyglądał nieco komicznie i tajemniczo - goły facet na opuszczonym statku, biegający po sztucznie stworzonym lesie.

Darr tah - 2011-04-27 21:43:51

//Puszczam kolejki, póki co grace sami dopóki nie będę potrzebny//

ED - 2011-04-27 21:51:39

*Dla Eda było to mocno groteskowe. Na początku owszem, poruszał się miarowo i powoli, ale teraz całkiem szybko. I za chwile – znowu powoli. Łup, zgrzyt, łup, łup, zgrzyt.
Czyli jedna noga mu trzeszczała. Droidowi, tak, bo zaraz się wyłonił i obaj znaleźli się w swoim zasięgu. Mężczyzna ujrzał trzymetrowej wysokości olbrzymią ciężkozbrojną machinę krocząca dumnie na dwóch potężnych nogach zginanych do tyłu.
Był już mokry od zraszacza, trochę pordzewiały, podrapany. Ot – stary droid bojowy, tak to wyglądało.
Pozbawione widocznych oczu „spojrzenie kierowało się na…
Właśnie.
To były wrażenia tak ciężkiego kalibru, ze Ed nie zdołał w pierwszej chwili wygenerować jakiejkolwiek reakcji
Dzieliło och kilkanaście metrów. Z liścia kapało Edowi na łeb, ale nic. On stał i nie wiedział, co ma ze sobą zrobić*

Monroe - 2011-04-28 18:42:33

Czuł na sobie spojrzenie maszyny, ale raczej się nie zawstydził bardziej. No cóż, dla niego to była tylko maszyna, nie znał ED'a. Jednakże zdrowy rozsądek nie pozwalał mu go zlekceważyć i zachować nadmierną uprzejmość i przyjazny ton.
- Witaj przyjacielu... - jeśli robot jest równie szalony co statek to lepiej będzie uciekać. Jednak intuicja mówiła mu, że to będzie dobry droid. Dobry... Oby. To raczej nie intuicja a nadzieja, no ale cóż. Mężczyzna odrzucił nieco nerwowo mokrą kępkę włosów z twarzy i pozwolił sobie na niezbyt udany uśmiech, pokazując białe zęby.

ED - 2011-04-28 18:50:14

*Chwile się rozwlekały kiedy tak maszyna stała, nieruchomo, jak wtedy, kiedy ja zobaczył przez szybe, jakby była nieaktywna, no ale ruszała się!
Całkiem ten droid wpasowywał się w ogólny mroczno/staroświecki styl statku, a  przy tym wyglądał trochę agresywnie, choć nie poruszył się.
Nie ruszał się, nie ruszał, chwile mijały, jakby analizował.
No i w przestrzeń poszło coś, co można było najprościej opisać jako „mhrrrhrrr…”. Brzmiało to dla optymistycznych uszu nawet przyjaźnie. Raczej nie będzie atakował*
Wielki Administrator? *zapytał grzecznie droid. Miał niski, stłumiony, ale płynny i bardzo wymowny głos*

Monroe - 2011-04-28 18:56:25

Myśli Monroe'a mknęły szybko, tak że jeśli można by je usłyszeć byłyby wielkim hałasem. Mężczyzna uśmiechnął się niczym w reklamie pasty do zębów po czym odparł naturalnie spokojnym tonem- Oczywiście. - stwierdził, że maszyna pewnie szuka swojego kapitana, kapitana statku. Jeśli uzna go za niego, to pewnie będzie mu posłuszna! Wspaniale. Doprawdy, o ile nie zażąda jakiś kodów potwierdzających etc. W przeciwnym razie powinien zyskać kontrolę nad robotem co za tym idzie silne ręce i pomoc. W końcu przemawiał w basicu... Właśnie?! W basicu? W sumie z interkomów leciała muzyka w basicu, więc czemu nie?

ED - 2011-04-28 19:07:32

*I chyba coś w tym było, bowiem trzymane do tej pory szeroko ramiona, opadły, jakby odkładał broń. Naturalnie nie mógł jej odłożyć fizycznie bo było częścią niego. a  potem stało się coś jeszcze bardziej pozytywnego, bowiem droid zamruczał łagodnie, pokornie, i ruszył swoje olbrzymie cielsko. Kierował się prosto na Monroe’a spokojnym, jednostajnym krokiem całkowicie podporządkowanego dobrego droida.
No i taka jeszcze drobnostka – ten droid nie miał rąk, ale moce Monroe mówil w przenośni…*

Monroe - 2011-04-28 19:20:21

Silne ręce owszem, były przenośnią dotyczące wielkości maszyny i jej wytrzymałości w porównaniu do człowieka. W każdym razie mężczyzna uśmiechał się przyjaźnie. Postanowił się ubrać. - Pójdź za mną. - powiedział kierując się z powrotem w stronę windy i pomieszczenia z którego wyszedł. Nie bardzo wiedział co mówić, żeby się nie zdradzić, więc zachowywał milczenie idąc spokojnie po rozmokłej ziemi. Nagi mężczyzna zerknął na maszynę, odrzucając możliwość pochodzenia spoza statku. Przecież nie ma takich wielkich a zarazem samodzielnych maszyn. Lekko rękami odtrącał napotykane gałęzie.

ED - 2011-04-28 19:25:22

*ED ruszył. To znaczy droid, to wielkie, dwunożne coś. Ruszyło z energią, rozchlapując trochę wilgotną ziemię. Poruszał się ciezko, ale z gracją, skrzypiał, i był coraz bliżej, powarkując w marszu, i niosąc się zadziwiająco lekko. az  w pewnej chwili znalazł się obok mężczyzny. Bardzo blisko.
Mruknął przyjaźnie, i nagle – pach.
A działo miał na wysokości szyi przecietnego wzrostu osoby. Robił to tak, by przywrzeć mężczyznę do drzewa bokiem mocarnego przedramienia. Dokładnie w chwili kiedy byli przy takim. Niemal przy ostatnim, już o krok do ciuszków*
Możesz mnie porazić prądem, ale i tak zdąże urwać ci łeb… *warknął. Uwierzył ze to Wielki Administrator, a  jakże. Ale chyba miał inne zamiary…*

Monroe - 2011-04-28 19:52:04

Monroe sapnął lekko, poczuł jak adrenalina mu podskakuje - dwie opcje: maszyna się nienabrała, albo nie lubiła swojego dowódcy. Nagle droid urósł jeszcze w oczach pilota i stał się superśmiercionośną maszynką do krojenia takich kotletów jakim był Tac. Uderzył plecami o drzewo lekko i wbijając się w nie lekko, próbował się jeszcze chwilę cofnąć. - E... No dobra, nie jestem administratorem! Nie zabijaj mnie... - powiedział pełnym strachu głosem podnosząc ręce do góry i przymykając oczy. Krew uderzyła mu do twarzy i był nieco czerwony.

ED - 2011-04-28 20:00:26

*doskonale to Monroe ujął. Ed był maszyną do obróbki mięsa. Działo przyciskało silnie szyję mężczyzny do drzewa. Drzewo raczej nie ustąpi. A Ed?
Ed warknął z trudnym do określenia przekazem*
Co ty powiesz mi, ja nie uwierzę w nic
Mój mały słodki Marlin…
Tyle bajek znasz, co ty w sobie masz…
Mój Marlin, mały Marlin…

*widac nie tylko statek znał piosenki. z droida zaczęła wypływać melodia, ale słowa były jego własne. Niemal spiewne, złowieszcze, przerywane charczeniem. Teraz to on nie wierzył*
Latasz sobie nago po ogrodzie botanicznym na statku – widmie, całkiem bezstresowo i zaczepiasz obce drozdy z bropnią. Oczywiście, bo możesz je wyrzucić w próżnię… ale chyba za bardzo mi zaufałeś… *Widać było, a  raczej słychać, ze maszyna jest wściekła, i naparwde duzo samokontroli wkłada w to, by nie zabić biedaka.
Wielkiego Administratora*
A teraz masz szansę pokazać, jaki jestes wspanialy. Na początek – przestan blokować mogę przekazy. Chce wysłać wiadomość do Hakona, a  wiadomością będzie zdjewcie ciebie przytwierdzonego do drzewa…

Monroe - 2011-04-28 20:07:10

Monroe popatrzył na maszynę i mimo strachu poczuł także zdumienie. - Naprawdę myślisz, że goły facet w lesie zarządza wielkim, starym, opuszczonym statkiem? Naprawdę myślisz że dałby się tak złapać...? - pomyśl, powiedział drżącym nieco głosem i paniką. Zakrztusił się, po czym łapiąc oddech kontunuował - Porwali mnie... albo to... nie wiem, ten statek. Jestem pilotem, tylko pilotem... - mężczyzna mówił z coraz większym strachem, niemal błagał nim o litość. Tac nie chciał umierać. Nie tutaj, nie teraz. Nikt nie chce umierać wcześnie. Ślina, woda, łzy - wszystko mieszało się spływając z jego twarzy, ostatecznie ginąc w ziemi i zieleni. - Musisz mi uwierzyć... - dodał cicho, bo czuł, że krtań coraz bardziej odmawia mu posłuszeństwa.

ED - 2011-04-28 20:14:57

*Uścisk zelżał, ale nie na tyle, by mężczyzna mógł uciec. Ed zabrał działo, ale za chwile poprawił, tak ze szyja chłopaka znalazła się miedzy dwoma długimi durastalowymi zimnymi lufami. Ramie droida trzymało teraz wyciągnięte do przodu. Było niewiele dłuższe od łba, wiec bardzo romantycznie sobie w oczy patrzyli. Droid miał łeb wielki jak kabina myśliwca, od góry pokryty czarną lśniąc a ochronną siatką pod którą niewyraźnie zarysowywały się fotoreceptory. Sześc. Dwa do przodu, i po dwa po bokach. Ale tylko jeden reagował na światło, reszta była przepalona lub zniszczona.
Jak się staje oko w oko ze śmiercią to zapewne widzi się jej wszystkie oczy…*
Słyszałeś o seryjnym mordercy Likko Nu z Seylotty? Głośno było o nim za szczenięctwa twojego ojca jeśli nie mylę się w obliczeniach.
Przyskrzynili go, bo źle zaparkował areowóz na Couruscant. Naprawdę myślisz, ze to takie banalne, Marlin?

*mruknął, a olbrzymi łeb nieco w bok się przekręcił, przez co także drgnęło trzymajace Monroe’a działo. Ale raczej bez uszkadzania żuchwy nie ucieknie…*

Monroe - 2011-04-28 20:20:53

Monroe wychodziły oczy z orbit, ale na słowo "ojciec" zacisnął lekko zęby. I tak nie miał pojęcia o czym maszyna mówi. - Co ty bredzisz...?! Jaki Marlin? Jestem Tac! Tac...! -zawołał pełnym rozpaczy i strachu głosem, a jego ręce trzymały lufy, jakby próbował je rozłożyć na boki. Oczywiście to była głupota, ale w obliczu śmierci człowiek jest gotów robić najgłupsze rzeczy. Narazie jednak nie łamał sobie szczęki, więc chyba nie było tak źle. Stał nagi w jakimś syntetycznym lesie a droid chciał go zabić. Dzień jak co dzień po prostu. Pilot jęknął lekko kiedy ED się poruszył.

ED - 2011-04-28 20:26:25

cicho bądź, Marlin *Widać to go bawiło. Bawiło maszynę? Było coś dziwnego w tej kupie złomu. I chyba był to gniew. Wściekłość, nienawiść. Na pewno źle skierowana, bo przecież Tac nie był Wielkim Administratorem.
Ale Ed nie wierzył.*
Mam kilka sposobów by zweryfikować poprawność twoich zeznań… *drugie ramie, do tej pory przykładnie wiszące przy samym łbie, odchyliło się jak odgięta w bok ręka człowieka. Z boku wysunęło się coś jakby rurka, po obwodzie której błyskało ze dwieście Igiel, każda połączona rureczką która to biegła w głąb „ciała” maszyny*

Monroe - 2011-04-28 20:37:26

- Nie możesz... jestem oficerem imperium! Nie możesz!! - Mornoe zaczął łapać się wszelkich możliwych desek ratunku, które przychodziły mu do głowy. - Chroni mnie prawo! Wiesz co z tobą zrobią jak mnie zabijesz?! - ryknął niemal, wciąż patrząc z przerażeniem na urządzenie które wyjął ED. Zaczął się wiercić i wyrywać, próbował wyszarpać i odepchnąć uścisk maszyny. Na nic. Serce biło mu jak szalone, spodziewał się bólu w każdej chwili. Na szkoleniach opowiadali mu o torturach, ba na ostateczność miał sposobność popełnić samobójstwo... Ale nie, jeszcze nie... przecież to nie buntownicy.

ED - 2011-04-28 20:46:27

Moooogę… imperium znajdzie sobie nowego oficera *nie przejął się tym co wykrzykuje jego ofiara albowiem dość lekko podchodził do jego słow. Po prostu nie wierzył.*
Może nawet ładniejszego. Ostrożniejszego, lepiej ubranego… i szanuj mój słuch bo kariere muzyczną chce robić *Te słowa miały uciszyć Monrore’a. bardzo delikatnie powiedziane „zamknij się”.
Z urządzenia wysunęła się jedna z igiel. Poszedł dymek i zapachniało substancją odkażającą. Spłynęła z niej kropelka. Jakby na próbę*
Nie ruszaj się. Mogę cię naprawdę mocno uszkodzić, jeśli będziesz szalał
*I… ramie zbliżyło się do ciała Monroe’a. Zaraz tez oddaliło się, a igiełka się cofnęła. Schowała się w tubie, a  tuba w ramieniu, i znikła. Już po wszystkim! Nie poczuł nawet ukłucia.
Na razie nic się nie działo. Po chwili droid znowu się odezwał*
Teraz cię puszcze. Nie próbuj uciekać, bo nie zdołasz. Za chwile zostaniesz całkowicie sparaliżowany. Jeśli będę musiał podnosić cie z ziemi, to mogę złamać ci kręgosłup. Rozumiemy się?

Monroe - 2011-04-28 20:54:56

Monroe zamarł i wytrzeszczał oczy na zbliżającą się igłę. Nie wiedział co mu zrobiła maszyna aż do momentu wyjaśnienia. Teraz przyszedł obłęd i bezgraniczna agresja. - Pierdol się... -powiedział roztrzęsionym głosem do maszyny. Poczuł że nogi zaczynają mu drętwieć. Zmartwiony popatrzył nieco w dół, przetaczając głową lekkie koło. - Przecież mam nieśmiertelniki... mam nieśmiertelniki... - mówił cicho, jakby przypominając sobie o najważniejszym dowodzie, że jest pilotem imperium. O dowodzie, który wisiał na jego szyi, ale został pominięty przez obydwu. - Zobacz, mam nieśmiertelniki pilota imperium... - mówił do maszyny jakby błagalnym tonem, czując powoli działanie syntetyku.

ED - 2011-04-28 21:00:13

No, fajne *odpowiedział beztrosko Ed. Posiadanie blaszki o niczym nie przesądza. Może i przestał już w nim widzieć Wielkiego Administratora (a raczej na pewno) ale nadal pozostawała kwestia po co GOP tu sprowadzono. Stwierdził, ze nawet jeśli nie po tego krzykacza, to warto to zbadać dogłębniej.
Po kilku chwilach działo po prostu się cofnęło, i Monroe był wolny. Co z tego, kiedy i tak nie ucieknie. Mógł się trzymać drzewa, by nie upaść. Ed na razie czekał, wyglądał na spokojnego, wiec pewnie wszystko szło po jego myśli*
Będę ci mówił co robie. Kiedy będę wyrywał ci zebra tez będę mówił, co robie. Jestem egzekutorem, wiem jak potęgować strach bólem i na odwrót. Ale teraz mówię ci ze możesz być spokojny

Monroe - 2011-04-28 21:07:28

Najpierw zastrasza, a później każe być spokojnym? Dobre sobie, Monroe jednak powoli zaczynał obojętnieć. Chwycił się drzewa, aby uniknąć wywrócenia i połamania kręgosłupa przez ED'a. Nie wiele mógł zrobić w tej sytuacji, to też skupiał się na myśleniu. Wyjątkowo negatywnym myśleniu. Ten statek zaczynał go zabijać i wykańczać psychicznie. Bieganie, okaleczanie, zastraszanie. Tutaj to był standardowy dzień. Nagle uśmiechnął się, bo w końcu następny w kolejce jest odpoczynek. Jego zmienne zachowanie należy tłumaczyć narkotykiem, który wstrzyknął sobie wcześniej. W takich sytuacjach jego umysł zaczynał wariować, wkrótce też zacznie dopominać się o płyn znajdujący się w strzykawce... a ta z kolei pewnie będzie corazbardziej nieosiągalna.

ED - 2011-04-28 21:14:29

*A Ed spokojnie obserwował. Uspokajał? W tym jego uspokajaniu czaiła się dość ostro zasugerowana groźba. No ale cóż się martwic na zapas. Chwila jeszcze po czym ruszył się. Podszedł do Monroe’a od przodu, tak jakby chciał się o niego otrzeć ramieniem.
Lewym działem uderzył mu w brzuch. Wcale nie mocno, ale tak, by ten zgiął się i zawisł na dziale. Potem jedno wprawne podrzucenie i już golas leżał na… na łbie droida. Nogi z jednej strony, łeb z  drugiej, na brzuchu, komfortowo i bezpiecznie.
No i droid ruszył…
Niestety przez ”lasek” a  Monroe nie za bardzo odziany wiec będzie boleć…*

Monroe - 2011-04-28 21:18:54

Monroe milczał, czuł jak gałęzie uderzają w jego ciało, boleśnie je drapiąc. Nie wiedział, czy potrafi mówić, czy też język ma także sparaliżowany. Nie miał zamiaru się dowiedzieć, jego duma ucierpiała, jego oprawca targał go nagiego w jakieś miejsce. Ciekawe gdzie jest teraz Katy? W każdym razie co do jednego miał rację - teraz odpoczynek. Z masażem w dodatku.

ED - 2011-04-28 21:22:59

*dokładnie, full serwis, nawet nogami przebierać nie trzeba, a jak się Mongołek dowie później ile to tańców i podchodów istoty robiły by do Eda się w ogóle zbliżyć to na pewno poczuje się wyróżniony.
Do gałązek które sprawiały człowiekowi ból doliczyć należy dość niemiły fakt, a  mianowicie kołysanie. Ed miał dwie nogi i przy chodzeniu gibał się nieco na boki. Raz, ze był rozklekotany, a dwa – taką budowę miał, wiec co krok, kiedy lewa noga szła do przodu, pasażer miał wrażenie ze leci na ryjek z wysokości trzech metrów…
Ot, jak się kończy udawanie Wielkiego Administratora…*

Monroe - 2011-04-28 21:27:14

Cóż, Monroe nie wiedział, że ED nie jest maszyną ze statku, ba nadal nie wiedział że ED jest jakąś wyjątkową maszyną. Uznał go za droida, któremu brakuje czyszczenia pamięci - stąd całe to dziwactwo. Mężczyzna, gdyby nie to, że odżywił się samą chemią to pewnie obficie by zwymiotował. Niestety nawet tego nie mógł, więc tylko patrzył przed siebie i podziwiał tęczę. Musi być tęcz dużo, małych w końcu światło świeci a deszczyk pada. I można dostrzec w takich warunkach owe zjawiska optyczne.

ED - 2011-04-28 21:32:44

*droid nie droid, ma broń, może być niebezpieczny. Choć akurat był rozbrojony, ale tego nie widać przecież.
Ed nie zwracał uwagi ani na tęcze, ani na krzaki, ani na inne dary przyrody. A jego powarkiwanie świadczyło dobitnie, ze „przyroda” go wkurza. To w końcu droid. Wilgotność – korozja, zaparowywanie fotreceptora, liście włażą w stawy, patyczki, nogi się w ziemi zapadają. Prawie dwie tony w  końcu ważył. Gdyby był uzbrojony, to z Tacem na grzbiecie było by dwie.
Na razie był wręcz idyllicznie spokojny mimo zirytowania roślinnością, ale w miarę zbliżania się do wyjscia będzie coraz bardziej podkręcony. Niewiedza, czy otworzą mu drzwi. Czy o to chodzilo WA. Czy może będzie musiał zabić tego chłopaczka*

Darr tah - 2011-04-30 14:23:34

Gdy ED zbliżył się do grodzi, to te otworzyły się przed nim szeroko, wpuszczając go do Sali Pomp, przez którą już przechodził, chociaż Monroe był tutaj pierwszy raz. Za dużo jednak nie dostrzeże, bo całe pomieszczenie tonęło w mroku i jedynym źródłem jakiegoś światła były przeszklone zbiorniki na wodę znajdujące się przy głównych grodziach prowadzących do głównego tunelu technicznego. Te grodzie również otworzą się przed ED'em gdy ten do nich podejdzie. A potem kolejny znajomy widok, zamknięta droga do dalszych sekcji statku, jedynie mogli się udać w kierunku pomieszczenia przeładunkowego.

ED - 2011-04-30 14:48:31

*Droid mruknął, i człapał dalej, powoli, dostojnie, jakby to, ze otwierają się przed nim grodzie było dla niego codziennością. Zastanawiał się jednak w  głębi tego opancerzonego łba – o co chodzi, i jakie znaczenie ma zalęgający na nim „towar”, że Wielkiemu Administratorowi tak na nim zależy? Bo najwyraźniej dbał by Monroe miał komfortową podróż…*

Darr tah - 2011-04-30 15:02:42

Chyba nie do końca zależało mu na Tac'u skoro napuścił na niego Eda, pozwolił go sparaliżować a potem wieźć nagiego z powrotem do grupki Jedi. Raczej Wielki Administrator nie był zadowolony z jego harców z zeltronką i wolałby, by ten się wziął w końcu do pracy a nie szwendał się bez celu. Jego towarzyszką też się w końcu zajmie. Najlepiej było wrzucić wszystkich do jednego worka i mieć z nimi spokój.

ED - 2011-04-30 15:08:11

*No to trochę innymi torami myśleli. Chyba dlatego, ze Ed jeszcze nie wierzyli  celowość działań tego dziwnego „osobnika” kierującego statkiem. Gdyby znał kilka innych szczegółow…
No i jakos nie za bardzo  tej chwili zdawał sobie sprawę jakim wstydem dla człowieka jest nagość. Wiecej sobie uświadomi kiedy zrzuci biedaka całkiem gołego pośród innych istot. Może tam Zina Kobdara nie będzie, ale będzie na pewno Ashen. I Malkit. Jeśli nie będzie Hakona, to Ashen go przemagluje…
Ed mruknął wręcz radośnie…
No i tez nie można przeoczyć faktu, ze WA użył Eda do konkretnej czynności, która zostala wykonana. A wiec da się z WA współpracować. Teraz dopiero ED zaczął się głębiej zastanawiac o co mu tak naprawde, ale naprawde naprawde chodzi.
No i oczywiście powoli człapał do grodzi przy których wczesniej „poodkurzał”*

Monroe - 2011-04-30 15:37:23

Jeśli to cokolwiek zmienia, to Monroe także nie dbał o tą kupę złomu i jak dla niego może się rozpaść na kawałki. Nie wiedział po co go tu ściągnięto, jeśli zaś statek miał jakieś oczekiwania, to przedstawiał je raczej w niezbyt przyjazny sposób - przez grozę i przemoc. To nie jest dobra droga do zdobycia przyjaciół i pomocników, prędzej wrogów i niewolników, a to może się skończyć źle dla obydwu stron. Tac nie był super żołnierzem szkolonym do naprawiania olbrzymich statków przez które został porwany. Nie, to był zwykły pilot Imperium, niezbyt znany chociaż z dużym potencjałem. Mężczyzna znalazł się w trudnej sytuacji, raczej trudno sobie wyobrazić żeby ktoś taki od razu rzucił się do spawania i naprawiania przerwanych obwodów energii, bo to by było poprostu nieludzkie. A Monroe człowiekiem był. Można to było zobaczyć gołym okiem. Pilot był zrezygnowany, pewnie wstyd nie będzie dla niego największym problemem, kiedy spotka się z grupką Jedi. Najprawdopodobniej widoczna będzie wielka niechęć obydwu stron, która może się skończyć dla niego paskudnie.

Darr tah - 2011-04-30 15:43:37

Cóż, statek miał czterdzieści tysięcy lat... troszkę mógł zdziwaczeć i inaczej podchodzić do pewnych kwestii. Ale fakt faktem, Zina zmotywował jakoś do pomocy i nawet tego Jedi Hakona. Tego drugiego też jakoś... jedynie Tac gdzieś tam się przemykał. A złośliwości to głównie ze względu na Cath robił, bo nie przypadła mu najwyraźniej do gustu. Tylko jak taki statek może mieć jakikolwiek gust? Ciężko stwierdzić, bo było jeszcze sporo tajemnic do odkrycia. A skoro Ed już dotarł do ostatniej grodzi, to ta się przed nim otworzyła, wpuszczając go do sali przeładunkowej.

ED - 2011-04-30 15:45:34

*inna kupa złomu, zdecydowanie mniejsza i bardziej nastawiona na współpracę w rozkosznej nieswiaodmosci dreptała prosto, po własnych śladach, przez korytarz techniczny, na granicy truchtu, jak koń wracający do stajni – jakby hamował sam siebie*
Rozchmurz się, moi koledzy są fajni *nagła zmiana nastawienia o 180 stopni, bo Ed wiedział ze wraca „do rodziny”.*
Nie pozwolą mi ciebie zabić…

Monroe - 2011-04-30 15:51:42

Cóż, należy sobie zadać pytanie: Co zrobił statek, żeby zmotywować jego? Mężczyzna westchnął lekko. Jego ręka lekko się poruszyła ale dosyć słabo.
- Jestem gołym imperialistą, dupku. Napewno mnie pokochają. - burknął z niezadowoleniem pilot, próbując poprawić swoją pozycję, ale chód ED'a go bardzo zniechęcał, bo miał wrażenie, że zwali się na głowę i złamie kark. Na plecach czuł piekące ślady po gałęziach, które teraz bardziej odczuwał. Potrafił sobie wyobrazić te siatki zadrapań i stróżki krwi, które go zdobiły.

Darr tah - 2011-04-30 15:54:05

No i tak oto ED i Monroe znaleźli się w sali przeładunkowej, gdzie już zapewne czekał zdziwiony komitet powitalny.

Przenosiny do tego Tematu

ED - 2011-04-30 15:55:54

*Lewa ręka mogła poczuć pod sobą chłodny, choć trochę już nagrzany ciałem, gładki metal – durastalowe pręciki plecione w malowana na czarno siatkę. Całkiem sympatyczna rzecz. Ciało się d o tego samoistnie przyczepiało, zupełnie inaczej jak przy litym metalu.*
Nie przejmuj się, na tym statku nie znajdziesz nikogo gorszego ode mnie
*Z tymi słowami zatrzymał się przed grodzią doSali przeładunkowej*

pozycjonowanie wałbrzych pozycjonowanie żuromin hydraulik warszawa Biurko z drewna Fenster aus Polen Serwis komputerowy ursus wynajem fotobudki kraków