Missay - 2011-08-13 11:24:01

Bagnisty krajobraz rozciąga się na całej planecie obfitującej w florę i faunę. Zarośnięte bagna, plątanina korzeni gnarltree, unoszące się mgły i niebo zasnute chmurami są tutaj codziennością. Urozmaicenie niesie bogate przedstawicielstwo świata zwierząt, których niemal każdy rodzaj występuje na tej planecie.
Jest to świat dziki, pozbawiony miast, a co dopiero metropolii, któremu obce są statki kosmiczne i "wielka polityka". W oficjalnych księgach i dokumentach bibliotek nie wyszczególnia się tutaj nawet prymitywnych cywilizacji, co stanowi wielkie szczęście dla mieszkającego tutaj bagiennego ludu. Ci, podzieleni na koczownicze plemiona, żyją spokojnie pod kopułami potężnych drzew, zachowując równowagę z naturą i szanując jej prawa. Między plemionami zdarzają się wojny, jednak nie jest to proceder nagminny i wytoczony musi być z ważkiego powodu.
Nawet dwa dotychczasowe lądowania Jedi nie zburzyły pierwotnego ładu, z wyjątkiem życia jednego plemienia, które weszło w bliższy kontakt z nimi. Ci teraz kultywują wiarę w bóstwa z nieba zsyłane przez duchy by prowadziły ich i wskazywały drogę postępowania. To plemię też nosi symbol starej republiki jako znak Nowych Bóstw.
Na Dagobah ponadto występuje jedyny w swoim rodzaju gatunek bagiennego ziela, z którym nie mogą się równać popularne w galaktyce tytonie.

Aru - 2011-08-13 12:17:45

*Na orbicie planety pojawił się po raz pierwszy akurat ten pojazd. Z hiperprzestrzeni wyszedł kilkanaście tysięcy kilometrów od planety, a teraz powoli wchodził w atmosferę. Zejście było wykonane tak by nie było żadnych rozpalonych przesadnie części pancerza,a na pewno żadnego śladu "spadającej gwiazdy". Żadnych błysków niczego. Pilot poprowadził latający prostokąt o łagodnych łukach w miejscu kątów, z ciemnym kokpitem wyglądającym jak część wyjęta od batyskafu. Z głośnym jak na tą okolicę wizgiem przeleciał nisko ponad koronami drzew, kręcąc się przez jakiś czas po okolicy szukając miejsca dobrego do lądowania. A na pewno lepszego niż ostatnio gdy wylądować pilotowi tu przyszło. Pojazd został po jakimś czasie posadzony na pewnym gruncie, a z środka wyszła jakaś postać z prowizoryczną kulą pod pachą i jakimś workiem w ręce. Osobnik ten skierował się w kierunku gdzie powinno występować bagienne zielę.*

Missay - 2011-08-13 12:28:16

Wizg i przelot czegoś dużego spłoszyło ptactwo żerujące w koronach drzew i różnokolorowe osobniki poderwały się do lotu. Ich piski, skrzeki i trele nie był jednak w stanie zagłuszyć obcobrzmiącego hałasu, który niósł się w wilgotnym powietrzu. Niedawno padało, więc roślinność, sierść i pióra skrzyły się kroplami deszczu lśniącymi w wątłych promieniach światła, które przebijały się przez chmury i pomiędzy koronami wysokich drzew.
Zjawisko tak obce jak przelot statku musiało i tak zwrócić uwagę istot obecnych w okolicy. Lecz o tym przybysz nie mógł jeszcze wiedzieć.
Lądowe stworzenia uciekły spod opadającego kształtu, ptactwo po jakimś czasie ponownie osiadło w konarach, a cisza na moment zapadła w okolicy znów została zburzona nawoływaniami stworzeń, trzaskami gałęzi, szumem liści...
Ziele najbardziej upodobało sobie zacienione miejsca na granicach bagien, a także kępy na samych moczarach. Granatowo-zielone podłużne liście dorastające do 30 centymetrów długości nie nadawały się już do palenia. Za to delikatne, sinozielone były do tego celu idealne.

Aru - 2011-08-13 12:39:33

*Zabrak starał się jak mógł by lecieć jak najwolniej i dać ptactwu szansę odlotu i by nie rozpaćkały mu się na iluminatorze przednim. Możliwe, że kilka ptaków swoim lotem ukatrupił, gdy uderzyły o spód czy zbyt blisko silników podleciały kończąc jako skwarki. Po wylądowaniu, jak już wspomniano opuścił statek. O kuli zrobionej z lampy z jeansami na tyłku , z czego prawa nogawka została zawiązana na końcu w miejscu gdzie brakło nogi.  Aru nie miał czasu dokończyć swojej prowizorycznej protezy ze złomu jaki miał na statku, ale i tak już lepsza była kula niż coś czego zębatki zaraz się zapchają roślinami. Zabrak wiedział w jakich miejscach rosną rośliny, zapamiętał swoje wypady z dzikimi w tereny gdzie rośliny rosły,a i pamiętał, że granatowe i duże liście się nie nadawały. Z braku innej możliwości, szukał roślin na granicy bagna, w zaciemnionych miejscach pod koronami drzew. Nie chciał ryzykować wpadnięcie do bagna, wyleźć by wylazł gdyby tylko w bagnach nic nie mieszkało.*

Missay - 2011-08-13 12:53:58

Trafił w okolicę niezbyt obfitą w ziele. Duże skupiska były dalej na moczarach, jednak głupotą byłoby sądzenie, że bagna są niezamieszkałe. Miejscowi mieli swoje sposoby na to by pozbyć się drobnych insektów, ale i oni musieli uważać na większe stworzenia. Takie jak chociażby rodzaj pierścienicy, która wyskoczyła z wodnistej brei jakieś 30 metrów od Aru i okrągłą zębatą paszczą pochwyciła olbrzymią, nisko buczącą ważkę. Bagna tętniły życiem i stale coś się działo wokół zabraka. W półmroku ładnie wyglądały spore chrząszcze, które trzeszczały długimi nóżkami i świeciły na niebiesko wabiąc samice do siebie. Widać trafił akurat w czas godów tego gatunku. Nad wodę przyleciało stado ptaków przypominających siwe czaple, a od strony statku uleciało w niebo spłoszone stado czerwonych skrzeczących ptaków.
Świeżego ciepłokrwistego zwęszył też krokodylowaty gad, który wślizgnął się do wody by zaczaić się przy brzegu, a na pobliskim drzewie wędrówkę urządziły sobie czerwone duże mrówki. Kilka z nich spadło na zabraka wraz z liściem na którym siedziały i zaraz rozbiegły się na i pod jego ubraniem. Każda miała prawie centymetr długości i z pewnością skłonności do bolesnego kąsania jadem.

Aru - 2011-08-13 13:02:51

*Tak, Dagobah było w gruncie rzeczy pełnym życia i przez to pięknym światem. Zabrak lubił takie planety. A pobyt na Felucii dał mu czas by nauczyć się kilku sztuczek. Na mrówki, praktycznie nie zareagował, jedynie stanął w miejscu. Otulił się Mocą, przez co stał się dla zwierząt nie tyle niewidzialny co nie groźny. Ani interesujący, ani zjadliwy. Po prostu był ignorowany. Mrówki niczym nie niepokojone przespacerowały się po nim impulsami delikatnymi będąc naprowadzonymi do wyjścia. Zaraz też po kuli zabraka przespacerowały się mrówki i zniknęły na ziemi. Krokodylowaty jaszczur zaś który przed chwilą wyczuwał ciepłokrwistego nagle stracił trop ,jak by tam już nikogo nie było. Aru lekko przymykając oczy, skierował się w swoją stronę, nucąc w Mocy "pieśń". Stając się częścią natury, jak powietrze ich otaczające. To zapewni mu ochronę przed większością zwierząt, nie licząc tych wrażliwych na moc. Chciał zebrać trochę bagiennego ziela rosnącego jak najbliżej i wrócić na zamknięty statek.*

Missay - 2011-08-13 13:14:03

Życie toczyło się dalej wokół niego, jak gdyby nigdy nic. Ale za nim już nie było tak lekko. Wytropić kogoś dla członka plemienia nie było wielkim wyzwaniem. Zwłaszcza jeśli ten ktoś nie starał się iść ostrożnie. I tym sposobem istota, która spłoszyła ptaki w końcu zaczaiła się w krzakach nie tak daleko zbierającego liście.
Obserwowała go chwilę. Obcy, zbierający ziele znane miejscowym plemionom. To nie było normalne. Zwłaszcza, że obcy mógł przylecieć z nieba. Wciąż pamiętała statki, które wcześniej ich odwiedziły, a zachowanie ptaków i wizg mówiły jej, że to coś leciało.
Po długiej chwili odważyła się podejść bliżej. Stąpała cicho i ostrożnie. Niewysoka kobieta wyglądająca jak człowiek o ziemistej skórze, żółtych białkach oczu, zielonych tęczówkach i ustach, pionowych źrenicach i ciemnych włosach oraz paznokciach. We włosach miała coś co wyglądało jak pozostałość po płaskim owadzie, będące jego egzoszkieletem. Stała wyprostowana, dumna. Na biodrach miała opaskę plecioną z miejscowych włókien, a z niej zwisały pasy materiały tworząc długą do kolan "spódniczkę". Na lewej kostce miała bransoletkę z kolorowych piórek i bardzo podobną na prawym ramieniu. Ciało pokryte miała zielonymi tatuażami. W prawej ręce miała rzeźbiony kostur ozdobiony piórami, który lekko wbiła w ziemię. Naga od pasa w górę dumnie na szyi nosiła drewnianą replikę symbolu republiki.
- Nahad! Qieo manu?
Odezwała się głośno. Jeśli pamiętał język plemienia w którym przebywał, to wiedział, że słowo "nahad" jest przywitaniem.

Aru - 2011-08-13 13:29:06

*Owszem, obcy nie był zbyt dyskretny jeśli idzie o przylot. A już na ziemi, spokojnie i ostrożnie się przemieszczał pomagając sobie prowizoryczną kulą. Nie wyczuł kobiety. Zapomniał już jak dobrze tutejsi tubylcy potrafią się skrywać w Mocy. Aczkolwiek sami sobie z tego sprawy nie zdawali nawet. Tak twierdził jego Mistrz. Gdy dziewczyna się odezwała, zabrak akurat wsuwał do przewieszonej pod lewym ramieniem torby, kilka listków. Drgnął słysząc jej głos i z kolana poderwał się z ziemi unosząc się na kawałku pogiętej rurki będącej dawniej lampą. Złote oczy emitujące lekki blask jak u kota spojrzały wprost w jej pionowe źrenice. Twarz wytatuowana w zawiłe wzory jak i reszta ciała, z okiem i policzkiem prawym przeciętym trzema bliznami. Ubrany był w białą koszulkę z oderwanymi rękawami, odsłaniającymi silne pokryte tatuażami ramiona. Koszulka ta była rozcięta przez coś rozpalonego po prawej stronie na wysokości nerek. Spod niej można było zauważyć świeżą bliznę. Spodnie były jeansowe, prawa noga przy kolanie miała także wypaloną lub wyciętą dziurę poniżej kolana niczego już nie było.*
-Nahad.
*Odpowiedział niskim, głębokim głosem, lecz nie nieprzyjemnym dla ucha. 9 lat minęło odkąd tym powitaniem się posługiwał. Patrząc w przeszłość było to niczym sceny z zupełnie innego życia i świata. Wzrok złotych oczu, z białkami które przecinały nieliczne czarne "pęknięcia" przeniósł się poniżej. Ktoś kto by znał Aru mógł by pomyśleć, że ten pierwsze co robi widząc tubylcę od razu gapi się w dzikuski biust. Nic z tych rzeczy. Jego uwagę przykuło dla odmiany coś innego, drewniany amulet przedstawiający słońce Bendu.*

Missay - 2011-08-13 13:34:17

Symbol był wykonany bardzo starannie, z oddaniem detali i zachowaniem proporcji. Zawieszony na mocnym, podwójnym rzemieniu bezpiecznie spoczywał na dekolcie dzikuski, która bardzie przyglądała się przybyszowi. I ją nawiedzały teraz obrazy z przeszłości, ale jeszcze nie dała im materialnej formy uwięzionej w słowach. Spojrzała na kaleką nogę. W jej plemieniu mało kto żył po zadaniu takiej rany.
-Qieo manu?
Powtórzyła. Zwrot ten niegdyś padał dość często w stronę Aru i jego mistrza, ale nigdy nie dorozumieli się co on oznacza.
Dzikuska za to postąpiła kilka kroków do przodu. Wyraźnie nie miała wrogich zamiarów i wydawała się raczej zaciekawiona niż przestraszona obcą istotą.

Aru - 2011-08-13 13:42:27

*Cóż. Zabrak jedyne co mógł mieć znajome to cztery widoczne na czole rogi i złote oczy. Aczkolwiek i one przez te czarne pęknięcia czy żyłki w białkach były nieco inne. Skóra także, nawet pomijając tatuaże była obecnie srebrzystoszara. Włosy długie, rozpuszczone. Wyczuwał, że kobieta nie ma złych zamiarów, dlatego też spokojnie się zachowywał. Poza tym u pasa znajdowały się dwa noże o długich ostrzach. I co najważniejsze w środku ich rękojeści znajdowała się prawdziwa broń.*
Nie znam, nie pamiętam tego zwrotu.
*Odparł do kobiety w basicku, jednocześnie delikatny przekaz swoich myśli jej wysyłając. Żadnych słów czy emocji, po prostu świadomość, że nie rozumie co ona do niego mówi. Sam jednak nie zdawał się mieć też złych zamiarów.*

Missay - 2011-08-13 13:45:28

Kiedy się odezwał kobieta wydawała się być zaskoczona. Chwilę patrzyła na niego z szeroko otwartymi oczami, a potem zrobiła coś, czego raczej nie mógł się spodziewać. Padła na kolana, kostur położyła w poprzek przed sobą, oparła się na prawej ręce i pochyliła głowę.
-Zahak. My wiedzieli, że Ty wrócisz. My czekali. Ja Missay, córka szamana, poświęcona wam.
Odezwała się nie podnosząc głowy.

Aru - 2011-08-13 13:50:56

-Eeeee....
*Odpowiedział widząc i słysząc to co robi. Żeby nie powiedzieć "Ja pierdole" wydobył z siebie powyższy dźwięk.*
Wstawaj, Missay nie wygłupiaj się.
*Ruszył ku niej i dość szybko się przy niej znajdując pochylił się lekko by pomóc jej wstać. Nie spodobało mu się to co zrobiła.*
Skąd znasz wspólny? Jak tu byliśmy z Mistrzem staraliśmy się was nie uczyć tego języka.
*Mruknął wpatrując się w młodą dziewczynę. Pominął sporo ciekawiących go rzeczy. Jak to "poświęcenie" jakimś im, czy to po co im jest replika symbolu republiki. Co prawda Aru im pamiątkę po nich zostawił zgodnie z ich prośbami... najwidoczniej uczynili to symbolem swojego kultu.  Tego jeszcze nie było, czczony Aru. Jak się okaże, że jemu i mistrzowi składają ofiary z dziewic to go krew zaleje.*

Missay - 2011-08-13 13:55:04

Nie podniosła się póki co. Uważała, że nie powinna skoro bóstwo przysłane przez duchy ponownie ich odwiedziło i ukazało się właśnie jej. Uznała, że poświęcenie odniosło skutek, że została słusznie wybrana i że duchy przyjęły ten wybór.
- Mhodya, Liściasty Duch, był uczył nas języka bogów.
Odpowiedziała i dopiero wtedy podniosła głowę i powoli wstała, zabierając też swój kostur.
-My cieszymy. Zahak pokój. Muehawi zobaczyć muszą Zahak.

Aru - 2011-08-13 18:53:21

*Nie chciał dziewczyny płoszyć łapaniem jej za ramię i podnoszeniem więc dobrze, że w końcu sama to zrobiła. Na razie spokój zabraka był bliski pęknięcia niczym bańka mydlana.Zahak, język bogów... nie, to mu się nie podobało. I co to za Mhodya?*
-Nie, Zahak. Jestem Aru. Prowadź...
*Mimo wszystko jednak się nie sprzeczał. Nie sądził by dziewczę go chciało skrzywdzić jeśli by się nie zgodził, ale wolał mimo wszystko wykazać się dobrą wolą i wybadać co się dzieje. No i może będą mu skłonni dać trochę ziela? I pas wyprawionej skóry, tak to by mu się przydało też...*
Tylko powoli, nie jestem tak zwinny jak ostatnio.

Missay - 2011-08-13 19:00:13

- Ty Zahak.
Powtórzyła z uporem, patrząc na niego, lecz już nie tak odważnie jak wcześniej. Teraz okazywała mu szacunek i trwogę. Nie taki typowy strach, tylko głębokie przekonanie o tym, że on może zrobić wiele. Obróciła się do niego bokiem i wpatrzyła w gęstwinę z której wyszła. Jej postawa była dumna, niczym u jakiegoś przywódcy, ale sama powiedziała, że jest córką szamana. To musiała być dość dobra pozycja.
- Daleko, pół słońca.
Dodała, ale ruszyła. Powoli, tak jak kazał. Jeśli ten będzie sądził, że nie da rady dojść tak daleko, zawsze mogą przenocować na statku i kolejnego dnia ruszyć dalej. Jego wola.
- Dlaczego Ty wrócił? My złe ścieżki?
Spytała po drodze, nie patrząc jednak na niego. Przecierała ścieżkę i usuwała drobne niebezpieczeństwa w postaci czy to węży, czy pająków.

Aru - 2011-08-13 19:31:48

Może i jestem Zahak, jednak moim imieniem jest Aru. Tak się do mnie zwracają... bliscy.
*Z braku lepszego określenia tak to wyjaśnił. Uczucia bijące od kobiety były dla niego rzeczą.... nieswoją. Nie podobała mu się ta cała otoczka głębokiego szacunku. Przyzwyczaił się do pogardy lub ignorowania. Kiepski z nich lud skoro sobie takiego boga obrali.*
Hm. W jakim miejscu mieszkacie? Z drzewami? Czy może w pobliżu waszej wioski znajduje się bezpieczny płaski teren?
*Gdy to mówił, jednocześnie przed oczyma wyobraźni kobiety pojawił się obraz. Polanki otoczonej drzewami, z równym w miarę oraz pewnym gruntem, nie bagnem.Drzewa tworzyły okrąg w okół polanki. Zabrak szukał czegoś zbliżonego.*
Wtedy moglibyśmy skrócić tę drogę.
*Zamierzał zwyczajnie przelecieć tą drogą, jeśli skróci trasę o połowę, będzie zadowolony. Był zbytnim balastem teraz bez nogi, na planecie pełnej niebezpieczeństw. Na jej słowa kolejne odpowiedział jednak spokojnie.*
Nie wróciłem tu z waszego powodu. Przyjaciel poradził bym odpoczął. Wasze zielę daje odpoczynek.
*Szedł za nią mimo wszystko, jeśli jednak nie ma żadnego miejsca zdatnego do lądowania, to już ten pół dnia może iść. *

Missay - 2011-08-13 19:38:35

- My mówimy Zahak.
Uparła się przy swoim. Ale trudno się dziwić, skoro dla nich przybysze z nieba byli bogami. A bogom ten lud nadawał inne imiona, w swoim języku, choć starsi od niej pamiętali jeszcze prawdziwe miana przybyszów.
Kiedy pytał o miejsce, usilnie próbowała zrozumieć o co mu chodzi. Tym razem podany obraz wplótł się naturalnie i wzięła go za swoje myśli. Jednak w innych okolicznościach, bez wyjaśnienia, mogło to dla niej być traumatycznym przeżyciem.
- Tam drzewa i woda.
Odpowiedziała w końcu. A więc sobie nie polecą. Może i lepiej, kilka ptaków przeżyje to popołudnie.
Była cierpliwą przewodniczką, mieli czas. Co prawda noce były niebezpieczne, ale ona umiała się poruszać także w ich czasie. Kiedyś zapewne nie przeżyje nocnej wędrówki, ale póki co miała się dobrze.
- Ja rozumiem. Zahak po maiyu. My damy.
Obróciła się do niego i uśmiechnęła się usłużnie.

Aru - 2011-08-13 19:43:33

No to zostanę tym waszym Zahakiem, Missay.
*Nie miał sił sprzeczać się w tej kwestii. Oni przecież wydawali się lepiej wiedzieć jak Aru ma na imię. Szedł za kobietą, nawet nie krzywiąc się na wieść, że tam jest bagno. Przeżyje. Statek mu najwyżej ptaki obsrają w tamtym miejscu gdzie go zostawił. A tak, teraz podążając za zadkiem dzikuski, miał się udać do wioski. Niezbyt dobre przeczucia miał co do tego, co go tam spotka. Nie, nie sądził by go zaatakowali, ale skręcało go w środku jak pomyślał jaki tam będzie religijny szał. Byleby mu córek nie oferowali zamiast ziela, odmówić podarków niby nie wypada, ale tego by już nie zabrał....*
Dziękuję.
*Zatrzymał się gdy się ku niemu obróciła z uśmiechem, także siląc się na uśmiech. Nie miał zamiaru robić przerw w wędrówce. Może i marsz spowolni, ale jeśli sama kobieta się nie zmęczy nie ma zamiaru robić przerw. Tej nocy nie będzie jej dane umrzeć. A przynajmniej nie bez wcześniejszego ostrzeżenia, ze strony Aru który sondował uważnie, tętniącą od życia okolicę.*

Missay - 2011-08-13 20:00:17

Droga zajęła im rzeczywiście prawie 5 godzin. Przewodniczka szła bez trudu. Ta planeta była jej domem, a od wytrzymałości zależało przetrwanie. Zresztą widać było jak pod skórą pracuje zarys mięśni, jak zręcznie omija przeszkody. Starała się wybrać jak najłatwiejszą trasę ze względu na nogę Aru. A gdy trzeba było była gotowa mu pomóc. Nie pytała o wiele. O to co ten pamięta, jak długo z nimi zostanie. Nie przechodziła do najważniejszych rzeczy, zostawiając je swemu ojcu. Nie czuła się jednak onieśmielona w towarzystwie "boga". Często "przebywała z duchami", więc zdążyła przywyknąć. Zresztą dla jej ludu bóg był bardziej przewodnikiem, wodzem, niż faktycznym bóstwem, któremu składa się ofiary, które ma swoje święta, kościoły, zasady i tak dalej.
Kiedy doszli, wioska kładła się już do snu, a wojownicy sączyli sok, który miał dać im siły w nocnej warcie.
Wiadomość przyniesiona przez dziewkę rozniosła się bardzo szybka i cała wioska, włącznie z dziećmi została podniesiona na nogi. Grupa liczyła obecnie około 40 osób, ale Miss wyjaśniła, że część wojowników udała się na dalekie polowania. Rozpalono ponownie ognisko, kobiety zajęły się przygotowaniem strawy, dzieci podchodziły i dotykały go, zadzierając pyzate buzie z zaciekawieniem. Szaman, ten sam co 9 lat wcześniej, teraz już dość posunięty wiekiem przywitał przybysza niczym starego druha. Jednak reszta wioski traktowała go jak boga, z szacunkiem większym niż ten, który okazywała mu przewodniczka. Usadzono Aru na pledzie pomiędzy szamanem, po którego prawicy usiadła Missay, a przywódcą wojowników który tym samym przewodził wiosce w sferach przetrwania i walki. Ugoszczono go bogato jak na możliwości tej wioski, karmiono plackami i mięsiwem oraz owocami, pojono naparem z ziół i sokami. Dano mu nawet fajkę z bagiennym zielem. Szaman wygłosił długą mowę w języku plemiennym, były tańce i śpiewy. Nikt nie oferował mu ani dziewic, ani córek, za to szaman pokazał skrzynkę zdobioną piórami i pancerzami chrząszczy, w której nadal przechowywane były podarki od przybyszy.
Wszystko jednak kiedyś dobiega końca i wreszcie Missay wskazała mu chatę, w której będzie spał. Jak się okazało tę samą, którą ona zajmuje. Jej ojciec znów wspomniał o poświęceniu jej bogom z nieba i odmowy nie byłyby w ogóle rozpatrywane. W chacie spały też jej młodsze siostry, ale było tam dość miejsca dla wszystkich.

Aru - 2011-08-13 20:16:14

*Zabrak starał się nie sprawiać wielkich kłopotów przewodniczce. Gdy było trzeba wyjątkowo zwinnie jak na swój stan był w stanie przeskakiwać kłody. To był mimo wszystko las, więc trzymając w jednej ręce podniesioną prowizoryczną kulę, drugą dłonią mógł się złapać lub oprzeć o konar drzewa przy lądowaniu. Tak też, nie był też jakiś bardzo nieporadny.*
*Gdy dotarli do wioski, starał się wszystko przyjmować z lekkim uśmiechem. Mimo wszystko nie chciał odbierać plemieniu radości ze spotkania boga. Na ten czas postanowił dać im się tak traktować, nie chcąc ich urazić. Nie sprawiało mu to przyjemności, aczkolwiek dzieci potraktował dobrze. A to dał placka, a to posadził na kolanie pozwalając się dotykać i oglądać tatuaże, a to pogłaskał po głowie. Z szamanem powitał się, może i łamiąc ich tradycje, za pomocą uścisku przyjacielskiego. Mimo wszystko ucieszył go widok tej samej twarzy co przed latami. Zjadł tylko trochę mięsa i może z jeden placek. Napił się naparu i tyle. Nie chciał zapasów jedzenia wioski narażać na uszczerbek, dlatego nie zjadł dużo, prawie nic. Jedyne z czego skorzystał w pełni to z fajki z zielem, którą przekazał dalej by i każdy z jej dobrodziejstw mógł skorzystać. W cierpliwości posłuchał śpiewów i pooglądał tańce. Odbył także z szamanem rozmowę na temat Leśnego Ducha i tego jak wyglądał. Krótki opis wystarczał by ten się zorientował, że musiał to być Yoda. Nie było wielu z jego ludu w galaktyce. Na widok skrzynki uśmiechnął się, w dłoń biorąc stary, metalowy krążek przedstawiający herb nieistniejącej już Republiki. Odłożył go jednak wraz ze wszystkimi rzeczami do skrzynki. Jakkolwiek traktowanie go jak boga, drażniło go, to jednak gościnne potraktowanie i radość plemienia i jego humor poprawiło.*
*Nieco upalony i upojony naparami, wszedł do namiotu wskazanemu mu przez Missay. Jak do tej pory nie zwracał uwagi na słowa szamana dotyczące poświęcenia jego córki bogom z nieba. Uznawał, że jej duchowa posługa jej właśnie poświęcona tym "bogom". Do chatki samej jednak wszedł cicho, by nie zbudzić nikogo. Skierował się zaś do pierwszego lepszego wolnego miejsca by tam się położyć.*

Missay - 2011-08-13 20:26:08

Missay i jej ojciec byli spokojni w tym całym szale. Obserwowali radość plemienia z uśmiechami i zadowoleniem. To był zwiastun dobrych czasów, bogatych łowów, obfitej pory, ścieżki pokoju. Szybko można było się zorientować, że im mniej związana z duchami osoba, tym słabszy u niej był basic. Traktowali go jak święty język, przekazywany wybranym w stopniu takim, w jakim zdążyli go opanować. Dbali o niego, by słowa się nie zatarły. Dlatego Missay rozmawiała dość płynnie, choć wiele rzeczy upraszczała i czasem trzeba było jej wyjaśnić to i owo. Miała wiedzę równą wiedzy ojca, acz mówiła "czyściej" bo była dzieckiem gdy zaczęła się uczyć, a młody umysł zgrabnie wchłonął nowy język.
Do chaty udała się równo z nim. Powitanie się skończyło, bóstwo udawało się na spoczynek, a więc i ona. Nie położyła się jednak a usiadła w pobliżu. Nogi skrzyżowała, dłonie oparła o kolana i wyprostowała się. Do środka wnikała jeszcze wątła poświata gaszonego ogniska.
- Ja dobrze wybrała. Czekała na powrót wasz. Ty z niebo, z gwiazd. Me myśli i duch tam są.

Aru - 2011-08-13 20:32:55

*Zabrak był nieco zmęczony. Zmęczony jednak w pozytywny sposób.  Rany, lecznicza medytacja i jedynie prysznic, bez snu, odciskać zaczynały na nim piętno i zapewne gdy już się do spania zabierze to sen przyjdzie prędko. Tym razem sen już nie tak czujny, w końcu czuł się tutaj bezpiecznie. Missay zastała go jednak dopiero co lokującego się do snu, układającego na posłaniu. Metalowy drąg leżał obok niego, by miał go na wyciągnięcie ręki. Na jej słowa jednak zareagował podniesieniem się i siadem podobnym do jej. Pozycja medytacyjna,aczkolwiek bez jednej nogi.*
-Podejdź.
*Ruchem ręki, zachęcił ją by się zbliżyła. Tak, nie mógł jej dosięgnąć. Jak się zbliży, oprze na jej czole swoją twardą dłoń, a ona poczuje delikatne ciepło promieniujące w miejscu zetknięcia się ręki z jej ciałem. Zabrak chciał dokładniej wniknąć w aurę dziewczyny. Chciał sprawdzić czy nie była wrażliwa na moc w stopniu większym niż każdy z jej ludu. Jej słowa o tym, że jej myśli i duch są w gwiazdach mogły wskazywać na jej głębsze związki z Mocą.*

Missay - 2011-08-13 20:42:40

Kiedy kazał jej podejść podniosła się i tak zrobiła. Usiadła naprzeciw niego, znów krzyżując nogi i opierając dłonie na kolanach. Nie bała się. Raczej było w niej oczekiwanie, jakby spodziewała się, że spłynie na nią oświecenie, albo jakaś wizja zesłana jego rękami przez Duchy.
Zamknęła oczy gdy dotknął jej czoła i zaczęła spokojnie oddychać wyciszając się. Swoim przekonaniem o oświeceniu ułatwiała mu badanie jej aury i pozyskanie potrzebnych informacji. Jej słowa były odzwierciedleniem jej roli, jednak duch wyrywał się do gwiazd. Od dziecka spoglądała w nie z zainteresowaniem i jakąś tęsknotą. Przekonaniem, że jest na tym świecie coś więcej niż to, co widoczne. Dlatego po odwiedzinach jedi bez wahania poświęciła posługę właśnie im, wytyczając nową ścieżkę. Była w niej wrażliwość na moc większa niż u reszty plemienia. Gdyby urodziła się na innej planecie może już dawno byłaby szkolona. A tutaj pozostawała jej tęsknota, szybsze bicie serca i to nieuchwytne przekonanie, znów materializujące się w postaci Aru.

Aru - 2011-08-13 21:01:33

*Dowiedział się tego co chciał. Dłoń od jej czoła odsunął. Nie spłynęła na nią żadna wizja, jedynie delikatny odprysk chaosu panującego wewnątrz jej Zahaka. Wydawał się być jednak zadowolonym. Po odsunięciu ręki od jej czoła, pomiędzy palec wskazujący, a kciuk jej brodę chwycił i delikatnie zakołysał jej głową na boki a następnie puścił mówiąc.*
Jesteś bardziej podobna tym, kogo mylnie nazywasz bogami, niż sądzisz.
*Zlustrował wzrokiem jej twarz. Ruszył lekko dłonią, a przed nimi uniosła się jego kula. Pogięty kawałek metalu nieprzystosowany do takich warunków i funkcjonowania jako czyjaś laska.*
Zdarzało Ci się przenosić przedmioty myślą?
*Zapytał samemu, za pomocą Mocy prostując pogięte części laski. Jednak nie naprawił jej w żaden magiczny sposób. Nadal było widać miejsca gdzie metal się powyginał. Sama kula zaś po tym procederze lekko opadła na dół, kładąc się obok posłania.*

Missay - 2011-08-13 21:10:32

Otworzyła oczy kiedy cofnął dłoń. To uczucie ciepła było tak przyjemne, że zatęskniła za nim. Toteż bez sprzeciwu pozwoliła poruszyć swoją głową. Wpatrywała się jednak przy tym w niego, z pytaniem w oczach, które nasiliło się po jego słowach.
- Jestem córką szamana.
Przypomniała, jakby to wszystko tłumaczyło. Uważała, że przez swoją posługę osiągnęła to podobieństwo i że kiedyś, zapewne po śmierci, zjednoczy się z bogami by tłumaczyć ich wolę, lecz nie zostać jednym z nich. Lekko rozchyliła usta kiedy kula sama się podniosła i zaczęła w dodatku prostować. Patrzyła na to zafascynowana, jak na jarmarku dzieci na występ iluzjonisty. Milczała długą chwilę zastanawiając się nad pytaniem, sięgała pamięcią wgłąb siebie by przywołać wspomnienia.
- Ja była taka. Matka mówiła.
Mówiąc to pokazała wzrost, mniej więcej trzyletniej dziewczynki. Zawsze jednak zostawał "margines błędu" jej pamięci co do słów matki, i możliwość że tamta nadinterpretowała fakty by uczynić z córki duchową przewodniczkę.

Aru - 2011-08-13 21:25:48

Matka mogła wiele mówić. Ważniejsze jest to co masz w głowie, co pamiętasz.
*Nadal drążył ten temat zaciekawiony. Dziewczyna miała potencjał. Teraz jednak raczej nawet sith by go nie wykorzystał. Dziewczyna mimo swoich talentów zbytnio się oddaliła od tego co za szczenięctwa mogła umieć. Choć kto wie? Jedi na pewno by jej nie wyszkolili, nie w tym wieku.*

Missay - 2011-08-13 21:35:32

-Jaa...nie wiem....
Odpowiedziała niepewnie. Była za mała by pamiętać dokładnie, ale miała przeczucie, że coś takiego mogło być. Gdyby jej pomógł na pewno by sobie przypomniała, albo jej podświadomość coś by podsunęła. Pamięć bywała zawodna. Zwłaszcza, jeśli coś uchodziło za dziwne. i nie było używane. W dziczy nie ma miejsca i czasu na sentymentalne rozmyślania. Dzicz tłumi takie rzeczy jeśli nie mają szans rozwinąć się w masowy kult.

Aru - 2011-08-13 21:39:30

*Nie koniecznie. Dzicz zmusza do posiadania czujnego i otwartego umysłu. Wbrew pozorom niewykryty w porę mocowładny żyjący w luksusie i spokoju, prędzej straci możliwość rozwoju swego daru, niż ktoś dziki, albo żyjący w ryzyku.*
- Postaram się pomóc Ci przypomnieć. Myśl o tym wspomnieniu z całych sił i współpracuj.
*Swoją dłonią przykrył jej rękę. Kontakt fizyczny wzmagał i ułatwiał połączenie. A zabrak starał się bardzo delikatnie wpłynąć i pomóc przyszłej szamance. Jednocześnie nie chcąc i nie dając przepłynąć z siebie jego nadal negatywnym emocjom jakie jeszcze pod jego "skórą" się tłoczyły.*

Missay - 2011-08-13 21:46:48

Kiwnęła głową, a jej mina i aura jasno świadczyły o tym, że podchodzi do tej sprawy bardzo poważnie. że odbiera to jak lekcję na przyszłość, z której coś może wyłuskać. Usadowiła się wygodniej i przymknęła oczy. Wyrównała oddech i skupiła się najpierw na spowolnieniu serca, a potem na wspomnieniach. A raczej przeczuciach, które kreowały mgliste obrazy z przeszłości.
Jak się okazało, w dzieciństwie faktycznie miała "drobne przypadki" świadczące o tym, że drzemał w niej potencjał, który został niewykorzystany i porzucony. Może też dlatego tak ją ciągnęło do Nowych Bogów. Instynktownie czuła, że coś ich łączy, ale nie wiedziała co i nie śmiała się nad tym zastanawiać.

Aru - 2011-08-13 21:55:39

*Zabrak pobudził jej pamięć i wspomnienia jakich się uczepiła. Teraz jednak swój wpływ stopniowo zmniejszał. Dopóki całkiem go nie przerwał. Dłoń chwilę później z jej ręki zdjął. Dziewczyna mogła teraz samodzielnie, łatwiej przypomnieć sobie pewne rzeczy. On sam już dowiedział się o tym co chciał.*
Gdyby Twoje losy potoczyły się inaczej mogła byś potrafić to samo co ja, czy Po'Kai albo Yoda i wielu innych takich jak my.
*Powiedział z uśmiechem do dziewczyny.*
Jesteś bliżej gwiazd niż sądzisz. Bliżej Mocy. która jest wszędzie w okół nas i w nas. W naturze, zwierzętach. Ty masz potencjał by Mocą manipulować jak narzędziami. W ten sposób robiłaś te wszystkie rzeczy jako dziecko.

Missay - 2011-08-13 22:04:07

Dziwiła się temu wszystkiemu coraz bardziej. Swoim wspomnieniom i jego słowom.
- Ja nie rozumie... Wiele Heday? Ja Heday? Nie.. ja tu, nie heday.
Odpowiedziała najwyraźniej nadal przepychając swoje teorie o bogach.
- Duchy są wszędzie.
Dodała, bo części jego wypowiedzi nie zrozumiała. Ale oni wierzyli w duchy będące we wszystkim co ich otacza. Nawet nie wiedzieli jak blisko prawdy są.
-Zahak!
Zaczęła nagle i nawet odważyła się złapać go za rękę.
- Ty mi pokaż. Ty weź mnie na Twój ognisty ptak i pokaż. A ja powiem Muehawi o ścieżkach przodków.
Poprosiła z pasją w oczach, sądząc, że na tą chwilę oczekiwała. Że może uda się jej wstąpić wyżej, zobaczyć świat przodków i poprowadzi swój lud.

Aru - 2011-08-13 22:14:01

Heday, czy nie. Wszyscy jesteśmy równymi stworzeniami. Każdy ma jakieś dary i zdolności. Każdy. Czy to jeden doskonale robi narzędzia, czy to potrafi wytropić zwierzynę.
*Mruknął po pierwszych słowach dziewczyny. Na temat duchów się nie odzywając. Poniekąd byli bardzo bliscy temu czym jest Moc. Ale gdy ta zakrzyknęła "Zahak!" to Aru podskoczył lekko ze zdziwieniem się wpatrując w twarz dziewczyny o ziemistej barwie.*
Nie. O ścieżkach Twoich przodków nie jestem w stanie nic powiedzieć. Nie znam przodków. Nie znam samego siebie.
*Odparł dziewczynie ze spokojem, kręcąc głową.*
Za mną kroczy nieszczęście, śmierć. Dotyka ono wszystkich dobrych dla mnie stworzeń. Nie chcę narażać Ciebie jak i Twego ludu.
*Odpowiedział przymykając przy tym oczy i wzdychając. Z premedytacją posłał do Missay krótki aczkolwiek intensywny przekaz. Obrazy składające się na Nemedisa, okrytego w czarną szatę ogromnego osobnika dzierżącego świetlną broń i migawki ze starcia zabraka z nim, a także na dużego aczkolwiek kulturalnego i dobrego Mavhonicka, jaszczura który potem cierpiał obok jej ukochanego Zahaka. Pojawiły się tam także rozczarowane widocznie lica członków Rady Jedi, oraz twarz Sabiny pełna smutku i wykrzywiona w grymasie morda młodego duga.*
Nie chcę by inny cierpieli przeze mnie.

Missay - 2011-08-14 09:54:46

Siedziała wpatrując się w niego cały czas z tą samą pasją. A trzeba zaznaczyć, że bywała uparta. Teraz wierzyła, że Zahak może jej pokazać to, co jest poza tym światem, aby lepiej mogła poprowadzić swój lud. Bardzo poważnie podchodziła do tej roli i nie miała zamiaru ustąpić nawet wobec obrazów, które przywołał. Początkowo trochę się wystraszyła obcymi widokami, których jej umysł sam nie potrafił stworzyć, ale szybko sobie wyjaśniła, że przecież rozmawia z bogiem, więc takie rzeczy będą się zdarzały.
- Ty wie, że nie ma zły duch.Jak my dobry, to i duch dobry. Jak my zły, to duch gniewa i przynosi nieszczęście. Ja nie boje, bo ja dobra. Duchy lubią mnie. Ty mnie weź, pokaż to. Muehawi potrzebują.

Aru - 2011-08-14 22:00:42

No, to skoro przynoszę nieszczęście, może Ci się pomyliłem z dobrym duchem? Zło potrafi się maskować, nigdy nie możesz być pewna, że to Zahak nie jest źródłem wszelkich nieszczęść w plemieniu.
*Mruknął bez większego entuzjazmu, spodziewając się już usłyszeć gotową odpowiedź na jego słowa. No jak to tak. Zahak zły? Nie, coś innego to musi być. I dlatego zabrak nie przepadał za religiami, jak coś nie pasuje, to można to wytłumaczyć po swojemu.*
Może i duchy Cię lubią, ale gdy zostaniesz rozstrzelana czy posiekana na kawałki nic Ci to nie da.
*Jak tak chciała oświecenia, to je dostanie. Co jak co,ale śmierć jest największym oświeceniem. Zabrak był zmęczony, a ta rozmowa wykrzesany w nim dobry humor powoli zabijała. Chciał się teraz tylko przespać.*

Missay - 2011-08-15 06:51:57

- Muehawi Ty słońce dał. Ty dobry. Duchy mówią. Ty nie martw.
Uśmiechnęła się i przesunęła palcami po jego dłoni.
- Ja nie rozumie. Ale Ty spać. Jutro dobrze.
Dodała z ciepłem w głosie. Widać to, że ten jest bogiem, wysłannikiem duchów, w jej oczach nie przeszkadzało mu mieć ludzkich słabości.

Aru - 2011-08-15 16:23:55

Słońce wam dała natura, może Moc-duchy. Nie wiem.
*Uciął nie zagłębiając się w tą naukową tematykę. Wątpliwym sensem było opowiadać dzikiej, że słońce to tylko skupisko rozpalonych gazów. Wiedza jaką dysponowali "przybysze z gwiazd" rzeczywiście mogła być wręcz mistyczną dla prymitywnego ludu.*
Może i tak... jutro będzie dobrze. Wyruszę by odwiedzić przyjaciela.
*Mruknął kładąc się na boku, widać dotyk dłoni dziewczyny wcześniej go nie denerwował.*
Zrobię jakąś nogę....
*Mruczał jeszcze przez moment zamykając oczy i powoli zasypiając.*

Missay - 2011-08-15 16:33:19

- Ty nam słońce dał.
Powiedziała biorąc jego dłoń i przykładając do drewnianego talizmanu, który nosiła. Jakoś w ogóle nie była skrępowana nagością, ani dotykiem.
- Ty śpi. Dobre duchy zajmą Tobą.
Uśmiechnęła się i odsunęła pozwalając ułożyć mu się do snu. Ale było więcej niż pewne, że będzie się go pilnowała.

Aru - 2011-08-15 16:41:49

Ah, masz na myśli to słońce?
*Mruknął nie wyrywając ręki, w końcu nie dotknął jej piersi ,a i do tej pory jak na razie zdawał się nie zauważać tego widoku, normalnie jak nie Aru.*
To rzeczywiście symbol słońca. Słońce Bendu.
*Odparł medalion dziewczyny od jej skóry odsuwając, na dłoni swej nieco unosząc ten drewniany amulet.*
Ten znak oznacza jedność Galaktyki, wszystkich światów w Mocy. Był też symbolem Wielkiej Armii Republiki oraz niej samej pod koniec jej istnienia... od mojego ostatniego pobytu wiele się zmieniło, nie ma już Republiki o której wam nieco opowiadaliśmy.
*I tyle, krótkie wyjaśnienie, a sam zabrak położył się na swym posłaniu zamierzając usnąć. I dobrze zdając sobie sprawę ze stworzenia które się do niego przyczepiło. Sam zabrak zaś, na brzuch się przekręcił, ręce w charakterze poduszki wykorzystując. Zasnął.*

Missay - 2011-08-15 17:04:18

Kiwnęła głową przytakując. łatwo było sobie wyobrazić jak po ich odlocie plemię siedziało i oglądała przedmioty im pozostawione, jak dopatrzyło się słońca w symbolu i z radością zaczęło je powielać bo miało odzwierciedlenie współcześnie. Większość plemienia miała te symbole gdzieś wplecione w ubiór.
- Słońce Bendu.
Powtórzyła by zapamiętać i wpatrzyła się w zabraka chłonąc wiedzę. Nie wszystko zrozumiała, ale coś do niej dotarło. Wiedziała, że będą mieli jeszcze mnóstwo czasu na rozmowy.
W końcu i ona zasnęła. Snem czujnym, by gdy tylko zabrak wstanie móc mu znowu towarzyszyć i pokazać jej świat.

Aru - 2011-08-15 17:14:42

*Tak, słońce Bendu. Wykorzystywane przez Jedi do oznaczania sprzętu i przedmiotów zakonu. W okresie wojen klonów tym symbolem oznaczono Wielką Armię Republiki, wszelkie myśliwce i inne rzeczy były z tym symbolem. Palpi szybko symbol zbezcześcił czyniąc z niego własny znak. Znak Imperium. Nie minęło kilka miesięcy,a już rozpoczął tworzenie Inkwizycji by chronić się przed ocalałymi "zdrajcami". Pierwsi Inkwizytorzy już powoli zaczynali działać w galaktyce..*
*Rankiem jednak gdy Miss się obudziła zauważyła, że jednak jej czujność została poddana próbie. "Zahaka" ani jego laski już nie było. Wioski jednak nie opuścił. Siedział na jednym z powyższych drzew, krzyżując ze sobą jako tako nogi, na których to położył w poprzek niekompletną lampę jaka mu za laskę służyła. Jakoś na drzewo się wdrapał z mocy pomocą. W ręce teraz trzymał długą prostą fajkę plemienną z piórkami i pykał sobie z niej zielę, obserwując życie we wiosce.*

Missay - 2011-08-15 17:19:40

Początkowo była na siebie zła za to, że się nie zbudziła. Ale potem do niej dotarło, że to przecież wysłannik duchów i on musi zachowywać się inaczej i poddawać próbie jej zmysły. Obawiała się, że opuścił wioskę, więc z ulgą przyjęła to, że jednak został. Spożyła poranny posiłek, uprzednio pomagając kobietom w przygotowaniach. Odwiedziła szałas swego ojca, w którym spędziła sporo czasu naradzając się odnośnie zaistniałej sytuacji. I otrzymawszy błogosławieństwo wdrapała się na drzewo. Usiadła na sąsiednim konarze, wsparta plecami o pień i przymknęła oczy.
- Tu lepiej słońce. Ja czasem myśleć, że słońce jak na dłoni. To dobre uczucie. Jak życie.

Aru - 2011-08-15 17:25:03

*Tymczasowy gość wioski nigdzie się przez ten czas nie wybrał. Już wcześniej zjadł skromne śniadanie z tego co mu zaoferowano i się na drzewie zalokował popatrując na spokojne życie i rytm w wiosce. Nie patrząc na Missay wysłuchał ją, lekko się uśmiechając dodając.*
Życie oraz śmierć. Słońce potrafi dać życie, pozwala wzrastać roślinom, ale potrafi też niszczyć. Wiesz co to jest pustynia? Widziałaś coś takiego kiedyś?
*Wątpił w to. Ta planeta to były głównie lasy i bagna, poza tym raczej wątpliwe by jej lud wędrował po całej planecie.*

Missay - 2011-08-15 17:32:24

Wysłuchała go uważnie. Dosłownie spijała słowa z jego warg. Tego dnia wyglądała tak jak poprzedniego. Tyle, że teraz była wyraźnie rozluźniona.
- Ja nie widziała. Co to?
Spytała patrząc na niego z zainteresowaniem, a źrenice nieco się jej rozszerzyły. Była ciekawa świata, a jeszcze bardziej ciekawa jego słów. Kochała swoje plemię, ale w jakiś sposób dusiła się we wciąż tym samym otoczeniu. Jej duch wyrywał się do czegoś więcej i miała zamiar spełnić ten zew...

Aru - 2011-08-15 18:25:48

Ale co to jest piasek, ziemia z której wyrastają drzewa, to już wiesz?
*Na pewno musiała to wiedzieć. A sam zabrak znajdował pewną przyjemność w objaśnianiu rzeczy dla niego oczywistych.*
Na pustyni dominuje właśnie sam piach. Nie jest tak ubity jak pod drzewami, przesypuje się pomiędzy palcami. Nie ma na niej prawie żadnej roślinności, zwierzęta potrafią całe lata trwać w śnie zakopane pod ziemią, albo wychodzą tylko nocami. Słońce tam pali za dnia, nie ma tam prawie wody, czasem w ogóle. Nocami za to jest zimno. Więc jak słyszysz, słońce to życie ale i śmierć. Są światy gdzie słońce pali tak mocno, że nie ma wcale wody, ani żadnych żywych stworzeń. Nie można nawet tam oddychać, dusisz się jak byś była pod wodą albo i nawet tego nie zdążysz zrobić bo spłoniesz.
*I tak pokrótce i w dużym skrócie jej wyjaśnił co ma na myśli, podrzucając do jej umysłu podpowiedzi, widok piasku złotego między palcami się przesypującego, widok na horyzont Tatooine z dwoma słońcami oraz zabracze wyobrażenie planety nie nadającej się do życia gdzie są tylko kamienie i żar z nieba lecący. Sam po swej wypowiedzi wrócił do pykania fajeczki.*

Missay - 2011-08-15 18:33:38

Słuchała z niezmienną uwagą, przyjmując już podpowiedzi bez lęku. To, co jej opisał wydawało się tak fantastyczne, że aż nierealne.
- Tu woda, słońce mało. Ale piasek ładny. Pustynia, tak? Tam inaczej. Tam wy żyjecie? Ja by chciała to zobaczyć. Inny świat. Tam gdzie wy. I powiedzieć Muehawi. Ty wiesz.
Znów mówiła z pasją i prośbą w głosie. Była bardzo uparta, ale też cierpliwa.
- Ja tu całe życie. Duch tam. Trzeba zobaczyć. Znaleźć duch.
Mówiąc to wskazała niebo.

Aru - 2011-08-15 18:48:58

Są różne światy. Na niektórych można znaleźć i pustynie i bagna jak tutaj oraz lasy. Morza pełne wody. Niektóre światy składają się z samej wody.
*Dodał by dziewczę mogła mieć lepsze spojrzenie na obraz zróżnicowania galaktyki. Słowa jej wysłuchał, jednak nie skomentował.*
Na takich jak ja polują tam.
*Też wskazał niebo*
Jedi i inni potrafiący używać Mocy muszą się ukrywać, nie ujawniać, inaczej zostaną wytropieni i zabici.
*W umyśle kobiety mignął obraz przedstawiający szturmowców w białych pancerzach, jeden z nich nie miał hełmu więc wiedziała że to tylko ubranie nie jakieś potwory, poza tym pojawiły się inne osoby, zwykli ludzie którym się ujawniać nie należy bo powiadomią Białych. A wtedy przyjdzie Czarny, czyli Vader.*
Kiedyś wyglądał inaczej, został jednak oszukany i wykorzystany jak my wszyscy i skończył tak jak widzisz.
*Mruknął i dziewczyna mogła zobaczyć najpierw dość przystojnego bruneta z blizną na twarzy, a potem zamkniętego w czarnym pancerzu z płaszczem osobnika.*

Missay - 2011-08-15 18:58:30

Znów pozwoliła mu wypowiedzieć wszystkie myśli i przyglądała się temu, co jej podsunął. Niestety zamiast ją zniechęcić, zachęcał jeszcze bardziej.
- To Heday macie też wojny jak muehawi?
Spytała zaskoczona tym, jak świat duchów jest podobny do tego, w którym żyje. Spodziewała się raczej ładu i harmonii.
- On nieszczęśliwy. Złą ścieżkę wybrał i duchy go karzą.
No tak, nawet Vadera potrafiła wybielić. Zachowywała się tak, jakby wszystkich kochała i każdy zasługiwal na drugą szansę. Ale tacy właśnie byli muehawi. Nie spotkali wielkiego zła, więc bagatelizowali zagrożenia tego typu.

Aru - 2011-08-15 19:09:39

Mamy wojny,ale nie takie jak wy.
*Przykład szybko do jej umysłu wtargnął. Wspomnienia z Wojen Klonów. Fragmenty wspomnień. Planety płonące ogniem, ogromne okręty ponad nimi niszczące się nawzajem pełne żywych istot. To nie miało żadnego porównania do skali wojen muehawi oraz ich oręża. Oni nie potrafili zmieść całych kilometrów lasów przy pomocy jednego urządzenia/narzędzia. Szczególne wspomnienie, to już na pewno było wspomnienie, pojawiło się w głowie Missay. Jakaś bagnista planeta, Jabiim-nazwa pojawiła się sama w jej umyśle. Deszcz padający obficie z nieba, prosto na przykryte lub zamknięte w jakimś materiale rzędy zwłok, dziesiątki, setki ciał. Kilka wiosek i plemion mogło by się zmieścić wśród tej ilości trupów. A większość z nich miała podobne twarze niczym bracia.*

Missay - 2011-08-15 19:25:11

Tym razem już ją ruszyło. Na jej twarzy odmalowało się nie tylko przerażenie, ale też ogromny smutek nad losem tych biednych istot. Dla niej to było jak zagłada całego świata. Dopiero po chwili spojrzała na Zahaka.
- Ciebie duchy wysłały. Ty masz dać nam wiedzę. A my mamy modlitwami uzdrowić wasz świat. Duchy niespokojne. Złe czasy nadejdą jak my nie połączymy.
Tyle dobrze, że nie zaczęła snuć teorii o końcu świata, załamaniu wymiarów i przejściu świata duchów do ich rzeczywistości.

Aru - 2011-08-15 19:30:30

*Dostała by fioła na Korriban. Zabrak zresztą pierwszy by tam zesfiksował. Dobrze, że tam nie miał nigdy okazji być i nie zamierzał. W obecnym jego stanie ta planeta by dokonała dzieła i mrok by go własny skonsumował.*
Jesteś dobrą istotą Missay. Ale modlitwami nie pomożesz. Możesz się tylko modlić by Ci, którzy teraz sieją terror nie trafili do waszego świata. Lepiej by dla was było jak byście przed gośćmi z gwiazd nie odkrywali się ze znajomością ich języka. Tak samo lepiej dla was jest zniszczyć ten symbol.
*Odwrócił się w stronę dziewczyny siedzącej na sąsiadującej gałęzi.Ręką wskazał Bendu na jej klatce piersiowej*
-Oryginał także. Jeśli Imperium ten symbol zobaczy to was z pewnością zabiją. Wszystkich na tym świecie.

Missay - 2011-08-15 19:36:34

- To nas prowadzi i pomaga. Nie możemy zniszczyć.
Zaprotestowała żywo kręcąc głową. I tak większy wpływ na takie kwestie miała starszyzna i to z nimi powinien rozmawiać. Zwłaszcza z jej ojcem. Ona miała jeszcze za wiele młodzieńczego przekonania o nietykalności i bezpieczeństwie. Bagatelizowała niektóre sprawy.
- Ty nie martw. Muehawi dzielni. I duchy pomogą.
Uśmiechnęła się do niego i podciągnęła nogę.
- Ty chodź. Ja pokażę.
Zachęciła wskazując mu zejście z drzewa.

Aru - 2011-08-15 19:47:03

*I z pewnością przed swym odejściem z szamanem porozmawia. W podobny sposób jak Missay wytłumaczy mu wszystko pokrótce. Teraz jednak nie chciał się kłócić z pełną wiary w naturalne dobro, dziewczyną. Posłuchał jej i za nią z drzewa zeskoczył. Zsunął się z gałęzi w lewej ręce trzymając wysoko uniesioną laskę, lądując miękko na ocalałej nodze, uginając ją w kolanie i podpierając się na prawej ręce. Później już z laską czy też kulą w dłoni gotów był udać się za Missay. Fajkę pewnie poda komuś ze starszych mieszkańców wioski jak się ktoś napatoczy.*

Missay - 2011-08-18 14:14:46

Poprowadziła go najpierw w las, a potem na pobliskie bagna. Przeprowadziła przez nie bezpieczną ścieżką aż do niemalże samego ich serca, gdzie rozciągało się głębokie jezioro. Tam stanęła pokazując mu ten widok - wodę w lekkich rozbłyskach słońca, ciężką mgłę nad moczarami, potężne drzewa osadzone w bagnie, kikuty tych z nich, które nie dały rady przetrwać.
- Tu mówią duchy. My tu bezpieczni. Zahak pamięta, Mueahawi silni.
Tutaj uderzyła się w mostek zaciśniętą pięścią. Stała dumna, wpatrzona w rozciągającą się wodę pośrodku niczego. Miejsce dzikie i nietknięte przez człowieka ni inną rozumną rasę.

Aru - 2011-08-18 14:49:18

*I Zahak udał się za młodą kobietą. Zdał się całkowicie na jej wyczucie kierunku oraz znajomość terenu. Na bagna w życiu by nie wszedł sam, nie z brakującą kończyną. A nawet z pełnym kompletem kończyn na wyposażeniu nie byłoby to rozsądne. Dziewczę jednak nie zawiodło jego zaufania. Aru dotarł do celu, rozglądając się i wpatrując w bagno przed nimi.*
-Silni jesteście w to nie wątpię.
*Odparł jedynie. Następnie otworzył się na Moc by sprawdzić czy rzeczywiście tu mówią duchy.*

Missay - 2011-08-18 14:55:18

Spojrzała na niego gdy się odezwał, a potem wpatrzyła się w przestrzeń. To, że tutaj duchy mówią było przenośnią. Nie było w tym miejscu nic bardziej wyjątkowego od faktu, że było sporą dość wolną przestrzenią. Że miało duży zbiornik wodny, a promienie słońca mieszały się z oparami. Było w jakiś sposób "magiczne" i urokliwe. widać muehawi kojarzyło się z przodkami. Miejscem, w którym spotykają się dwa światy.

Aru - 2011-08-18 15:01:45

*I tak też było. Poza wyczuciem dziesiątek żyjątek większych bądź mniejszych, niczego szczególnego w Mocy nie wyczuł lub nie był w stanie. Mimo wszystko miejsce zdawało się być spokojnym i dobrym do medytacji.*
Ładnie tu.
*Dodał tylko, ignorując spojrzenie kobiety, wzrokiem lustrując zbiornik wodny oraz drzewa i opary układające się w najdziwniejsze kształty.*

Missay - 2011-08-18 15:37:57

-Zahak wie.
Skwitowała odnośnie myśli, które wciąż krążyły po jej głowie. Drgnęła jednak i w końcu po chwili podeszła. Stanęła naprzeciw niego i wpatrzyła się w niego poważnie.
- Zahak...
Odezwała się by zwrócić jego uwagę. Położyła mu też prawą dłoń na policzku.
- Ty mnie weź. Pokaż. Muehawi wtedy silni, bardzo.
Znów poprosiła. Widać była bardzo uparta.

Aru - 2011-08-18 15:56:09

-Hm?
*Na skwitowanie myśli dziewczyny odpowiedział pytającym pomrukiem i odwracając się w jej stronę. Nie przerywał jej czekając aż ta wykrztusi z siebie to co jej na sercu leży. Nie cofnął się mimo tego, że dotknęła jego wytatuowanej twarzy.Poza tym to nie była obliźniona część jego twarzy. Jej słowa sprawiły, że ten westchnął ciężko.*
Muehawi będą silniejszy mając taką mądrą szamankę tutaj, na miejscu. A nie wśród gwiazd. Umrzesz tam z rąk...
*Chciał powiedzieć "moich rąk", jednak nie to z jego ust się wyrwało*
Wrogich mi istot. Zrozum, ja przyciągam nieszczęścia. Od pewnego czasu gdzie nie postawię stopy dzieją się nieszczęścia. Jestem krzywdzony i ja i otaczające mnie stworzenia. Nie chcę Ciebie wciągać w swój świat.

Missay - 2011-08-18 16:04:08

- Ty zaufaj. Ja czuję. Muszę tam. Rozumiesz?
Spytała z pasją. Nie umiała określić tego, co już wcześniej poznał w Mocy. Tej tęsknoty i swoistego duszenia się tutaj. Kochała swoje plemię, ale ciągnęło ją dalej, by zobaczyć co jest poza planetą na której do tej pory żyła.
- Ja czuję tu.
Dodała i zabrawszy dłoń z jego policzka chwyciła go za rękę i przyłożyła ją w okolice swego serca. Zupełnie bez skrępowania nagimi piersiami i dotykiem tam.

Aru - 2011-08-18 17:58:38

Doskonale Cię rozumiem.
*Odparł, mimo że słowa jej nie oddawały tego co czuła. Nadal jednak w pamięci jego żywa była ta ciekawość w niej się znajdująca i tęsknota do wielkiej Galaktyki. Jednak on nie mógł jej pomóc. Może jak by nie było Imperium....*
Nie.
*Po jej wyznaniu i przyłożeniu jego ręki do swej klatki piersiowej dokładnie tuż przy jej własnych piersiach, nie zamierzał ustąpić ze swej decyzji. Była uparta, ale trafiła na kogoś równie upartego. Palce tylko ugiął lekko wodząc po skórze ziemistego koloru i wycofał dłoń.*
Odprowadzisz mnie do wioski? Wezmę ten kawałek skóry jaki mi wczoraj pokazano, zapas ziela i odlatuję.
*Z ojcem jej już rozmawiał na temat symbolu słońca Bendu i tego co się wyprawia w Galaktyce. Wszystko co tu mógł zrobić, już uczynił. Teraz pragnął tylko odlecieć. Zatrzymać się na orbicie Dagobah by zmajstrować sobie zastępczą "nogę" i skontaktować się z EDem by móc udać się na Hypori.*

Missay - 2011-08-18 18:36:09

Ze złością zmarszczyła brwi kiedy jej odmówił. Ale musiała się zgodzić na to, by go odprowadzić. Nie miała zamiaru zostawiać go tutaj na bagnie. Nie była ani tak złośliwa, ani nie śmiała tak postąpić z bóstwem. Trzeba w końcu dobrze żyć. Więc skinęła głową i ruszyła praktycznie od razu. Coś w niej jednak było takiego, co mówiło, że wcale nie zrezygnowała. Że nadal uważała iż go przekona.
- Za wcześnie nas opuszczasz.
Rzuciła gdzieś po drodze, teraz już z zawodem w głosie. Przyniósł radość, a teraz chciał odlecieć nie pozostawiając im żadnych nowych wskazówek, ponad wiedzę o wojnach.

Aru - 2011-08-18 19:30:40

-A w czym wam mogę pomóc? Nie chcę was objadać z zapasów z trudem zebranej żywności.
*Mruknął ruszając za dziewczyną, krok w krok za nią idąc. Wiedział, że Miss raczej nie zrezygnowała z prób przekonywania go o zabraniu jej, jednak jak na razie nie miał zamiaru dać się jej przekonać. Radość wiosce jego przybycie przyniosło i wiedzę o wojnach, Muehawi szukali wskazówek w złym miejscu. On sam ich potrzebował.*

Taken - 2011-08-20 15:06:21

No i wtedy spokój Aru został przerwany przez natarczywy sygnał dźwiękowy jego osobistego komunikatora, nadawca jednak był nieznany. Oczywiście numer kontaktowy się wyświetlał, ale nie było żadnego podpisu, sygnaturki, niczego. Tajemniczy osobnik jednak z uporem maniaka się do zabraka dobijał.

Aru - 2011-08-20 15:12:41

*I tak też pikanie, zmusiło zabraka do zatrzymania się i wyjęcia ze swej kieszeni przedmiotu przypominającego nieco przybrudzony i trochę pogięty dysk. Był to trochę już sponiewierany komunikator zabraka, poza nim komunikator statku oraz w rękawicy były zsynchronizowane z tym właśnie numerem, czy też kontem zabraka. Dlatego też ten, chwilę wpatrywał się w mały ekranik na którym to widniał numer nieznany. Zaraz też stuknął palcem w obudowę i z podstawy urządzenia wysunęła się mała klawiatura, której przyciski w wersji holograficznej się wyświetlały. Nie zagłębiając się w ich działanie, zabrak odebrał połączenie, na razie jednak pozwalając dzwoniącemu usłyszeć tylko jego głos. Bez zapisu holograficznego.*
- Czekaj Miss, ktoś do mnie dzwoni... chce rozmawiać.
*Rzucił jeszcze do dziewczyny, którą na pewno zainteresuje urządzenie i sama rozmowa. Aru zaś odebrał połączenie, obraz holo odebrać mógł, jeśli takowy się pojawił. Nim jednak on się wyświetli, co jest opóźniane o jakieś 3 sekundy, odparł*
Z kim mówię?

Taken - 2011-08-20 15:18:52

Wraz z przyjęciem rozmowy aktywował się projektor holograficzny, który póki co był mocno niewyraźny. Brak planetarnego wzmacniacza robił swoje i sygnał był nieco słaby, ale w końcu ustabilizował się na tyle, by pokazać uroczą buźkę znajomego kel dora.
- A z takim jednym przystojniakiem, którego znasz... chyba, że ci cegła spadła na głowę. Bo ja wiem... może z pewnego baru, który obecnie przypomina burdel?
Przywitał się pogodnie Taken i od razu podał w sposób żartobliwy temat ich rozmowy. Przynajmniej bardzo przybliżony.
Z wyglądu ten wieczny padawan się w ogóle nie zmienił, ta sama maska zakrywająca całą twarz a reszty ciała nie było za bardzo widać. Jedynie część torsu, bowiem jego kamera w komunikatorze nie była odpowiedni skalibrowana.

Aru - 2011-08-20 15:26:22

*Ciężko było stwierdzić czy ta kel-dorowa morda jest znajoma nawet jak by obraz był wyraźny. Kel-dorowie niestety niezbyt się od siebie różnili dla przeciętnych istot, mimo że ich maski były właśnie często najróżniejsze, a i w wypadku ich... uszu, czy co tam mają, można było doszukiwać się różnic. Z tym obrazem jednak Aru nie mógł liczyć na próby poznaniu po "mordzie" z kim gada. Za to głos, już znajomym był, a słowa następne już skłoniły Aru do.. lekkiego uśmiechu? Tak, poznał mendę. Takena.*
Burdel to by tam był....
*Zaczął ,a u Takena pojawił się obraz Holo przedstawiający wytatuowaną twarz zabraka.*
.... jak by tam na podłodze leżały dwie kobiety, a nie zwłoki szturmowców.
*Wnętrze baru wyglądało raczej jak po wybuchu jakiejś kinetycznej bomby i po przejściu pijanego drwala z siekierą energetyczną.*
Czyli wysłali jednak Ciebie byś zbadał tą sprawę?
*Odparł, już na pewno utwierdzając Takena, że właśnie ma przed swymi oczyma poważną twarz zabraka. Która chyba od czasu Nebuli nie zmieniła wyrazu. Wciąż ten ponury wyraz mordy, a może zacięty? Pewnie i to i to. Poza bliznami w postaci trzech śladów po cięciu czymś ostrym idącymi od czoła, poprzez brew i oko aż na policzek i do kości szczęki, niczym nowym twarz Aru się nie wykazywała.*

Taken - 2011-08-20 15:35:59

Słysząc odpowiedź zabraka uśmiechnął się lekko, ale tego nie było widać - przekleństwo maski (bez niej w sumie też by nikt jego uśmiechu nie rozpoznał. Kel dorianie mają odmienną budowę twarzy) a i w Mocy nic nie da się odczytać, zbyt duża odległość.
- Jak dla mnie to teraz to też burdel, ale innego rodzaju. Trochę w twoim imieniu posprzątałem
Odpowiedział już trochę poważniej, ale mimo to wciąż zachował ten lekki ton głosu.
- Tak jakby... powiedzmy, że z pewnych powodów wepchnąłem się w kolejkę
Taken gdy tylko usłyszał o tej rozróbie na Alderaan to od razu powiązał ją ze swoją wizją i niejako nie dał czasu Radzie na głębsze rozważania na temat ich ewentualnego wysłannika. Sam się na ochotnika zgłosił i nie dał się zbić z pantałyku.
- Powiedz ty mi Aru... jakim cudem dwóch amatorów dało ci w kość i jeśli mnie Moc nie myli, zapieprzyli ci nogę?
Widząc twarz Aru troszkę się skrzywił, bo po wyrazie jej twarzy to on za dobrze nie wyglądał.
- No i wyglądasz w sumie jakby cię rancorn przeżuł i wypluł

Aru - 2011-08-20 15:48:41

*Aru milczał,wpatrując się w ciszy na maskę Takena i słuchając każdego jego słowa. Gdy już zapadła definitywna cisza, uznał, że ten już nie ma nic do dodania i teraz jego kolej. Tak więc i odezwał się.*
Dzięki za komplement, ty też wyglądasz ślicznie. Jak efekt posiłku Rancorna w masce.
*Bez uśmiechu odparł, lecz na pewno z nutką rozbawienia. Potem jednak głębszy oddech musiał wziąć bo klatka piersiowa zabraka uniosła się nabierając powietrza. Wydychając je, zaczął krótką relację.*
Nieostrożność. Chciałem wyrwać Mocą z łapy jednego psychopaty nóż tuż po tym jak zarżnął jednego pijanego w sztok imperialnego i próbował drugiego. W tym czasie skoczył ku mnie ten mały dug i prawie odrąbał mi nogę swoim mieczem. Doszło kości, ale już zaleczone dobrze... szkoda tylko, że potem mi resztę nogi kawałek niżej odciął podczas mojej ucieczki przed tym pieprzonym łysolem.
*Następnie zabrak, pokrótce objaśnił co się działo na początku. Jak wyglądał i jeden mocowładny i drugi oraz to jak zabrak część gości za pośrednictwem Mocy skłaniał do wyjścia z baru oraz o tym, że gdyby nie łysy-psychol, może by się z dugiem wybrał do odludnych części miasta i tam by sprawę zakończył. Wszystko opowiedziane spokojnie, bez zbędnych emocji. Aczkolwiek gdy opowiadał o pojedynku było czuć w jego głosie zdenerwowanie. Można było przypuszczać, że gdy spotka tamtą dwójkę ponownie, nie będzie tak dla nich pobłażliwy jak na początku ostatniego spotkania. A i Missay przy okazji mogła się dowiedzieć jak jej Zahak nogę stracił.*

Taken - 2011-08-20 15:59:38

- Raczej niestrawności
Doprecyzował wesoło. Nie miał kompleksów na tle swojego wyglądu, chociaż dobrze wiedział, że dla sporej rzeszy ludzi wygląda poniekąd ochodnie. Pozbawiona owłosienia głowa była nieco chropowata i guzkowata a małżowiny uszne wyglądały jak powykręcane ślimaki.
Gdy Aru zaczął opowiadać o tym co zaszło w barze to Taken naturalnie go wysłuchał, bo poniekąd po to się z nim kontaktował. nie przerywał, nie wtrącał żadnych uwag, a gdy jego rozmówca skończył to dopiero wtedy przemówił.
- Dziwaczne zachowanie... pojedynek w miejscu publicznym ściąga niepotrzebną uwagę, a w tych czasach to niebezpieczne. Ja też w sumie sporo ryzykowałem badając miejsce bitwy Mocą  i wiele z tego co opowiedziałeś "widziałem", chociaż było to zdecydowanie zbyt chaotyczne...
Teraz znając całą historię w myślach sobie wszystko uporządkował i już niejako mógł odtworzyć przebieg batalii w myślach. Widział to niemal jak na filmie.
- I przy okazji współczuję z powodu nogi... no i będąc całkiem szczery to z jej powodu dzwonię... słyszałeś kiedyś o mocy zwanej "Szlak Krwii"?
Taken nie miał zbyt wielkiej nadziei, że zabrak będzie znać tą technikę. On sam się na nią natknął bardzo dawno temu i to na jakieś zapomnianej planecie. Znał też jej ogólne założenia, których nigdy nie sprawdził w praktyce niestety.

Aru - 2011-08-20 16:10:30

Ten, łysy był... przypadkowy. Albo Moc go tam sprowadziła. Gdyby nie on, nie sądzę by uczeń Nemedisa był tak nierozsądny by zaczynać walkę w miejscu publicznym. Zdolny dug, zwinne bydle.
*Nutka podziwu w głosie zabraka, dla umiejętności duga się nawet przeminęła. Aru nie miał zamiaru nie doceniać tego przeciwnika. Co do swojej nogi, nic się nie odezwał. Nogę jego trafił szlag, a teraz pewnie jego skóra została wyprawiona i powieszona w pokoju duga, w końcu tatuaż ładna ozdoba....*
- Szlak krwi?
*Mruknął marszcząc czoło. Zaraz jednak podjął temat.*
Żadnych konkretów. Mistrz mi opowiadał o różnych technikach. Czy to nie jest czasem sztuczka jaką stosują te wiedźmy z Dathomiry by śledzić kogoś za pomocą swojej kropli krwi na ciele bądź ubraniu...zwierzyny?
*Czyli jak widać coś się zabrakowi o uszy obiło.*

Taken - 2011-08-20 16:16:49

- Nie wątpię... potencjał ma a i mistrza nie najgorszego też.
Mruknął trochę ponuro kel dor, bo sprawa za różowo nie wyglądała, bo jeśli owy "łysol" wraz z holocronem trafi w łapę Nemedisa to sprawy mogą się pogorszyć. Kto wie jakie tajemnice w sobie skrywa to urządzenie? W odpowiednich rękach to bardzo niebezpieczne narzędzie Ciemnej Strony.
- Tak pokrótce to się zgadza... i tu się pojawia moja mała prośba... dałbyś radę wyśledzić swoją nogę bądź upapranego twoją krwią duga? Mam zamiar ich troszkę "pościgać" o ile nie jest za późno
Aru był zasadniczo podstawą planu Takena mającego na celu wyśledzenie tej dwójki i ich powstrzymanie, a przynajmniej odebranie im holocronu. Nemedis i bez niego był niebezpiecznym przeciwnikiem. Lepiej nie ryzykować.

Aru - 2011-08-20 16:26:26

Nie za dużo ode mnie wymagasz Taken?
*Mruknął słysząc jego plan.*
Do niedawna jeszcze jakąś... więź z tym co z mojej nogi pozostało czułem, nie wiem jednak czy resztki tej więzi będę w stanie wzmocnić i wiedzieć jak wyczuć choćby to co się z częścią mego ciała dzieje lub gdzie jest.
*Tak, to byłoby problematyczne. A do tej pory dug pewnie już nogę dawno przetrawił i żeżarł, a jeśli nie wyprawił skóry to tylko w niej by pozostał jakiś ślad. No i w samym dugu-jesteś tym co jesz- to jednak już resztki resztek jakiejkolwiek więzi.*

Taken - 2011-08-20 16:31:21

- Wiem, że dużo wymagam ale jesteś moim najlepszym planem póki co. Mogę co prawda spróbować się włamać do głównej kontroli lotów na Aldeeran, przekopać się na ślepo przez dzienniki tysięcy lotów by znaleźć koordynaty wejścia w nadprzestrzeń tego konkretnego statku, ale zasadniczo wątpię, by od razu wybrali docelowe miejsce swego lotu
Zakończył swój niezbyt optymistyczny wywód. Tak więc chyba najsolidniejszym planem był właśnie Aru i jego więź z własną krwią lub resztkami nogi. Niezwykle pocieszające.
- Zasadniczo dobrze wyszkolony w tej umiejętności "łowczy" znajdzie i ślad kropli krwi, ale chyba nigdy tego nie próbowałeś, podobnie jak ja. Jestem w kropce, dlatego proszę cię o pomoc

Aru - 2011-08-20 16:40:12

A wiesz chociaż jakim statkiem odlecieli? Wątpię by o tym Imperium nawet wiedziało... zresztą, ta opcja odpada. Nim coś znajdziesz to zaraz przyleci jakiś Inkwizytor ze swymi przydupasami. Chyba, że już się tam pojawiła ta nowa broń w arsenale Imperialnym
*Mruknął spoglądając gdzieś prosto, Taken nie mógł wiedzieć, że zabrak teraz spogląda na Missay*
Łowczym jestem.. niezłym. Tropicielem. Ale nie mam doświadczenia w tropienia swoich fragmentów. Nie miałem okazji zgubić nogi.

Taken - 2011-08-20 16:46:41

- Niestety nie... próbowałem ich wytropić na piechotę ale odlecieli jakimś statkiem... z tego co słyszałem to jakiś wariat ukradł kanonierkę Imperium i rozjechał właścicieli więc zgaduję, że to oni. Po nitce można trafić do kłębka, a więc i hangaru, z rejestrów wyciągnąć dane techniczne statku i tak dalej, ale to już pewnie Imperium zrobiło.
Taken przybył na miejsce ze sporym opóźnieniem, więc wszelkie oczywiste tropy podjął garnizon z Aldeeran, więc ten trop nie był bezpieczny.
- No nikt chyba tego nie próbował, ale mimo to wierzę w twe zdolności
Bo innego wyjścia nie mam - dodał w myślach Taken.

Aru - 2011-08-20 16:58:31

Jedyny wariat jaki współpracował z dugiem to jak już wiesz pan łysy-psychol. To pewnie jego zasługa. O vonskrze pewnie nie było wzmianek? Pewnie na zwierzę Imperialni uwagi nie zwrócili...
*Mruknął gładząc się po brodzie lewą dłonią. W końcu jednak kiwnął głową. A sam Taken mógł zobaczyć jak twarz zabraka trzesie się i przemieszcza,a to w jedną, a to w drugą stronę. Nie nie było to scena z "Egzorcysty", zabrak tylko siadał w miejscu gdzie się zatrzymał. Nogi skrzyżował ze sobą jako tako, w pozycji medytacyjnej.*
Próbować nie mam zamiaru, Taken.
*Ruchem dłoni komunikator wysłał przed siebie by wylądował na wydeptanej ścieżce.*
Zrobię to.
*Dokończył z pewnym głosem. Cóż, pewność siebie,a na pewno wiara w to, że się da daną rzecz zrobić były podstawami tego, że coś się uda.*
Missay, nie ruszaj tego krążka, obserwuj.
*Rzucił jeszcze do kogoś kto nie był dla Takena widoczny. A sam zabrak zamknął oczy i ręce położył na swych kolanach. Taken dzięki nieco zwiększonemu zasięgowi komunikatora mógł ujrzeć roślinność sugerującą bagna i całego zabraka siedzącego po turecku, z dłońmi opartymi o kolana, zgarbionego nieco i bez jednej nogi uciętej tuż pod kolanem. Aru zatapiał się powoli w Mocy by uchwycić się tej wątłej nitki jaka mu pozostała z więzi ze swym ciałem. Zamierzał ją delikatnie i ostrożnie podsycić by nie tyle pójść jej tropem a "przyciągnąć" ku sobie to co wciąż było częścią jego ciała, aczkolwiek oddalone od niego.*

Taken - 2011-08-20 17:10:15

- Vonskyr? Skąd się tam u licha wziął vonskyr? Coraz ciekawiej
Słyszał opowieści o psie... ale nie miał pojęcia, że chodzi o vonskyra... w sumie to tłumaczyło śladową obecność jakiegoś dziwnego stworzenia, którego nie potrafił jednoznacznie zdefiniować. Cała ta sprawa zaczynała przybierać ciekawy obrót.
Gdy Aru zadeklarował się, że wyśledzi duga i jego towarzysza to jedyną reakcją Takena było kiwnięcie głową na znak, że rozumie.
- Wybacz, nie mam dobrego miejsca do długich rozmów... i wciąż mam jakieś złe przeczucie a tobie może zająć sporo czasu to śledzenie, więc oddzwoń gdy coś będziesz wiedział
No i Taken się rozłączył, bo wciąż przebywał na Aldeeran i to w pobliżu miejsca walki. Nie czuł się tam na tyle bezpiecznie by długo rozmawiać. Ale komunikator miał włączony więc nie będzie problemu z połączeniem.

Aru - 2011-08-20 17:18:21

*I tak też komunikator Aru zgasł. Na ziemi pozostał tylko metalowy krążek z ekranikiem świecącym zielonkawym blaskiem, który po kilku minutach zgasł. Sam Aru zaś, nie drgnął od czasu zakończenia rozmowy. Rozluźniony, spokojnie oddychający, zanurzył się całkowicie w Mocy, ufający Missay i jej czujności. Aru nie tracił czasu, im dłużej by zwlekał z ewentualną próbą wyczucia gdzie znajduje się to co z nogi zostało, tym mniejsze szanse na jej odnalezienie miał. W tym czasie podsycił więź ze swą częścią, teraz próbował ją na powrót "umieścić" przy sobie. Poczuć, gdzie się znajduje.*

Secorsha - 2011-08-20 17:30:33

*Aru musiał medytować bardzo, bardzo długo, dwie, może trzy godziny zanim w ogóle zdołał coś wykryć. W miare pogłębiania medytacji wrażenie było silniejsze, i w  końcu zabrak mógł już wyczuć kilka szczegółów. Przede wszystkim mrok, ciemność, nienawiść i ciemna strona. Bardzo, bardzo fizycznie. Wręcz czyjeś ciało. Ciepłe, gibkie, drobne… dug… noga Aru była w dugu. Uczeń sitha zżarł nogę Aru! I był teraz, wraz z nią, kiedy krew Aru weszła w skład budulca komórek duga, w jakimś odległym, mrocznym, przesyconym ciemną stroną miejscu…*

Aru - 2011-08-20 17:45:48

*Missay musiała więc wykazać się cierpliwością. Zabrak medytował tyle ile było to potrzebne. Poza tym, w tym stanie poczucie czasu się rozmywało. Nie był świadom tego ile czasu minęło. Minuty? Godziny? Może dni? Ciała swego nie czuł, więc mogły minąć  i lata, nie obchodziło go to teraz. W końcu wszystko stawało się wyraźniejsze. Wrażenia, aura i smak otoczenia. Mrok. Silna moc bijąca od Ciemnej Strony. Upajająca wręcz. Kusząca i jednocześnie odpychająca. To wszystko zlewało się także z czuciem bicia serca, płynięciem wraz z krwią duga po jego organiźmie. Aru nadal podtrzymywał medytację. Dziwne to było uczucie, w tej chwili niejako był komórkami duga... aż szkoda było, że nie był w stanie wywołać u niego zapaści, ani skorumpować tkanki by wywołały nowotwór. Zabrak w końcu zaczął się wycofywać.  Powoli, bez pośpiechu, by nie robić szoku dla swego umysłu. W ciągu kilku minut powinien się ocknąć. Zamrugać oczyma i pochylić się nad trawą obok ścieżki i obficie wyrzygać. Ta medytacja zmęczyła jego organizm. Nigdy czegoś takiego nie próbował więc obecnie rzygał jak kot, a ciało jego przeszywały dreszcze.*

Missay - 2011-08-20 19:22:11

Te wszystkie wydarzenia były dla Missay czymś zaskakującym. Świecący i mówiący płaski kamień z czyjąś głową ponad nim zrobił na niej takie wrażenie, że dobrą chwilę stała całkowicie zaskoczona. Chciała dotknąć tego czegoś, ale bała się, bo to w końcu boskie, więc nie wolno bez pozwolenia. Raz tylko się odezwała, że powinni iść. Sterczenie na bagnach nie było najlepszym z możliwych rozwiązań, ale cóż. Skoro Zahak był zajęty z głową latającą nad kamieniem, to jej pozostało pilnowanie wszystkiego. Jej cierpliwość zaś została wystawiona na solidną próbę, gdy jeszcze usiadł i zaczął medytować. Miss w jakiś sposób czuła jego stan, więc nie przeszkadzała. Złamała jednak zakaz i w końcu dotknęła krążek. Obejrzała go dokładnie, nawet powąchała, a potem odłożyła na miejscu. Czuwała jednak cały czas i kilka razy ta czujność mniej lub bardziej się przydała.
Kiedy "ocknął się" i zaczął wymiotować oraz się trząść podeszła do niego oglądając co się dzieje. Utknęli w takim miejscu, że ani roślin zdatnych do pomocy nie było w pobliżu, ani wody pitnej. Nie zabrała niczego, bo w końcu mieli iść tylko na moment.
- Co Tobie?
Spytała jednak nieco zdezorientowana tym wszystkim.

Aru - 2011-08-20 19:34:08

*Dotknąć wyłączony krążek już mogła, więc zakazu w gruncie rzeczy nie przerwała. A sam krążek jaki był, już było wspomniane. Trochę brudny i obdrapany,ale działający. Nic niesamowitego w nim jednak nie zobaczyła. Martwy metalowy krążek. Delikatnie się z nim obeszła i nie stuknęła w odpowiednim miejscu więc żadnych niesamowitych właściwości nie wykazał ponownie.*
*Gdy podeszła do niego, machnął ręką chcąc dać znać, że wszystko w początku. Kasłał przez chwilę, chrząknął i krzywiąc się, na czworakach ku swej lasce się zbliżył by móc wstać.*
Nic, nic... próbowałem sprawdzić gdzie znajduje się moja noga.... męczące.
*Lekko uśmiechnął się w stronę Miss.*
Podasz mi komunikator? To urządzenie za pośrednictwem, którego wcześniej rozmawiałem. Muszę podzielić się z Takenem tym co udało mi się wyczuć.
*Ruchem ręki wskazał na krążek. Wciąż trochę roztrzęsiony był po tym co zrobił. No,ale patrząc na to pozytywnie... Hej! Miałem okazję być w facecie! I to w ten trochę bardziej chyba przyjemny sposób.*

Missay - 2011-08-20 19:39:09

Uklękła przy nim na jedno kolano i wpatrzyła się w niego bez zrozumienia. W końcu jej oczy wyraźnie się rozszerzyły.
- Można tak?
Spytała zaskoczona, bo szukanie brakującej nogi bez ruszania się z miejsca było poza jej zdolnościami poznawczymi. Podobnież nie zrozumiała wyjaśnienia co do tego czym jest komunikator. Dla niej to był dziwny kamieniowaty medalion. Ale kiedy wskazał jej o co chodzi podniosła się i przyniosła mu go.
- To niedobre miejsce.
Stwierdziła ponownie, woląc iść dalej i zatrzymać się w innym.
- Ty chodź tam.
Wskazała kierunek, z którego przyszli.

Aru - 2011-08-20 19:44:49

Też jestem zdziwiony, że można.
*Odparł nie bez szczerości w głosie.*
Że znalazłem ją to na wyrost powiedziane.... wyczułem tylko echa tego gdzie się znajduje. Może to być jednak jakikolwiek świat.
*Mruknął odbierając od dziewczyny komunikator*
To zajmie chwilę. Chyba, że musimy stąd iść.Hm?
*Mruknął oczekując odpowiedzi. Dostosuje się. Jeśli ta uzna, że powinni stąd iść to odejdzie i zadzwoni do Takena gdy Miss uzna miejsce za dobre ku temu.*

Missay - 2011-08-20 19:48:32

-Ja nie rozumie.
Echa, trudne słowa i Miss się pogubiła. Znała wspólny, ale w zakresie prostej komunikacji, a nie zawiłych tłumaczeń. Musiała się dopiero nauczyć nowych słów.
- Tam.
Zadecydowała i poprowadziła. Nie wiedziała, że ten znów chce rozmawiać z latającą głową, ale wolała się już wynieść z mokradeł. Gdy dotarli na stały grunt i znalazła w miarę bezpieczne miejsce zatrzymała się.
- Zahak tu odpocząć może.
Znów w dłuższym zdaniu dało się wyczuć naleciałości mowy Jody.

Aru - 2011-08-20 19:53:12

*I Zahak opadł na jakimś omszałym kamieniu. Bez ceregieli chwytając dłoń Missay.*
Teraz zrozumiesz co miałem na myśli.
*I w jej głowie odtworzona, przypomniana została ich rozmowa. Zdanie zabraka o jego nodze i echu. Teraz nie tyle jej wytłumaczono słowami czy obrazami, a odczuciami. Umykający zapach czy ledwo wyczuwalne emocje, w tym wypadku jednak wszystko pozytywne. Były to echa danych odczuć. Trwało to tylko chwilę. Po tym, zabrak pokazał jej w umyśle komunikator i porównał go z kilkoma ich narzędziami, nie było to nic magicznego. Urządzenie, narzędzie. Nie był pewien czy jakoś na większe odległości informacje sobie informacje przekazują więc nie miał tu już porównania. Po tym, kontakt przerwał. I fizyczny i mentalny.*

Missay - 2011-08-20 20:55:20

Usiadła jak zawsze obok niego i już nie zdziwiła się kiedy złapał ją za rękę i przesłał wyjaśnienia. Nie do końca je zrozumiała, bo nie była w stanie pojąć przesyłania informacji na odległość bez posłańca, który przemierzał odległości między plemionami. A i to było zbyt rzadko występujące by odgrywało jakąś ważną rolę obecnie. Za jej życia jeszcze nie było wojen między plemionami, a więc i posłańcy nie przebiegali leśnej głuszy i mokradeł.
- Dziwne to. Ja nie rozumie. To bogów, tak?
Spytała patrząc na niego. Była jak dziecko, któremu pokazuje się świat.

Aru - 2011-08-20 21:02:12

Nie, żadnych bogów. Jak byś miała narzędzia jakie wynaleziono, oraz wiedzę do czego je użyć, mogła byś sama coś takiego zrobić. To są po prostu bardzo skomplikowane narzędzia. Nie ma w tym żadnej magii, to wykorzystanie wiedzy o prawach natury. To urządzenie, komunikator, wykorzystuje niewidzialne dla nas fale. Nie ma to wspólnego nic z duchowością. Za ich pośrednictwem można się skontaktować z innym urządzeniem i wysłać informacje, odczytywane przed to ustrojstwo. Wiem, że to brzmi niczym magia, nie jest nią jednak.
*Uśmiechnął się lekko mając nadzieję, że Missay choć odrobinę to zrozumie. Dla przykładu posłużył się małym kamykiem w swej dłoni. Podrzucił go, a ten upadł na ziemię.*
To jest wpływ tego co my nazywamy grawitacją. Albo przyciąganiem. Zawsze gdy coś upuścisz, to upadnie, prawda? I to jest jedno z praw natury.

Missay - 2011-08-20 21:19:09

Znów pierwsze wyjaśnienia niezbyt do niej dotarły. Za dużo mądrych słów i wiedzy, za szybko podane. Cóż, potrzeba było czasu by Miss ogarnęła skomplikowane narzędzia, technologię, Moc jako coś nieboskiego, cywilizację i to wszystko, co dla Aru było codziennością.
- Grawitacja?
Spytała, bo to wydawało się jej łatwiejsze. W końcu wiedzieli, że wszystko spada, oprócz ptaków, chmur i bogów. Sama teraz podniosła inny kamyk i upuściła go na ziemię. Nie znała magnetyzmu, fal i tak dalej, ale coś oczywistego mogła pojąć. A raczej zatwierdzić.

Aru - 2011-08-20 21:26:18

Tak to jest właśnie efekt grawitacji. Ptak nie spadają jednak nie dzięki magicznej mocy a ich skrzydłom. Nie wiem jak jest z tutejszymi ptakami, ale zwykle ich kości są puste by były lżejsze. Odpowiedni kształt piór, różne ich rodzaje, pozwalają im unosić się w powietrzu. Powietrze sprawia pewien opór wobec ciał, ptaki to wykorzystują by latać. To działa podobnie jak poruszanie ręką pod wodą. Gdy poruszasz ręką pod wodą rzeki, coś ją spowalnia, jest opór wobec ręki.
*Wyjaśniał jak najprościej się dało. Jednocześnie wybierając w komunikatorze ostatni numer z którym rozmawiał. Takena.*

Taken - 2011-08-20 21:30:01

Wraz z wybraniem numeru pojawił się komunikat "łączę", ale szło to trochę opornie. Mijały sekundy, przeradzając się powoli w minutę, ale ostatecznie połączenie zostało przyjęte i nawiązane. Kolejne sekundy przeznaczone na pojawienie się niebieskawej, holograficznej "mgiełki" przekształcającej się stopniowo w głowę kel dora.
- No a już myślałem, że cię coś zjadło na śniadanie...
Rzucił luźno na powitanie Aru. O obecności Missay póki co nie wiedział.

Missay - 2011-08-20 21:41:05

Patrzyła na niego jak na mistrza i nauczyciela. Bo w końcu i tym był w oczach jej ludu, nie tylko przewodnikiem. Dlatego chłonęła wiedzę, acz pojęła wszystko dopiero gdy przywołał porównanie do wody.
- Ja rozumie. Ptaki jak ryby!
Rzuciła z wyraźną radością z tego, że w końcu coś chyba pojęła. Była z siebie już bardzo dumna, bo Zahak stale wprawiał ją w zakłopotanie.

Aru - 2011-08-20 21:44:38

*I po to jej powiedzianym zostało o wodzie. Takie porównanie łatwiej jest ogarnąć. Teraz jednak znów przed jej oczami pojawił się obraz jakiejś dziwnej istoty w masce.*
Nic nie zjadło, dopilnowała tego Missay.Choć nogę niestety skonsumowano....
*Komunikatora odbiornik przesunięty został tak, że i Taken ją zobaczyć już w stanie był.*
Missay, przywitasz się z Takenem?

Missay - 2011-08-20 21:48:21

Kiedy pojawiła się głowa Missay nie bardzo wiedziała co ze sobą zrobić. Przesunęła się trochę do tyłu, ale nie uciekła, tak jak poprzednio. W końcu latające głowy raczej nie atakują. Co prawda poczuła się dumna z tego, że Zahak chwali ją głowie, ale zachęta do przywitania się niezbyt na nią podziałała.
- Muehawi nie mówią do głów. Duchy nie takie.
Odpowiedziała przekonana najwyraźniej, że Taken jej nie słyszy, nie rozumie, albo w ogóle nie wie że ona tam siedzi. A w jej głosie brzmiało niedowierzanie jasno wskazujace, że nadal nie pojęła o co chodzi z tą glową i krążkiem.

Taken - 2011-08-20 21:54:15

Gdyby twarz Takena mogła wyrazić w tej chwili emocje to z pewnością byłoby to zdziwienie wymieszane z lekką nutką podejrzliwości, gdy zobaczył Missay. Po jej wyglądzie sądził, że to raczej przedstawicielka jednej z tzw niższych cywilizacji ale o dziwo znała basic.
- Witaj Missay... mówisz, że Muehawi nie mówią do głów? Zaraz coś na to poradzimy
Obraz zatrząsł się na chwilę a sekundę później głowa i tors Takena uległy zminiejszeniu. Stało się to dlatego, że skalibrował kamerę swojego komunikatora tak, by obejmowała całą jego sylwetkę, oczywiście odpowiednio zmniejszoną. Kel dor zasadniczo się nie różnił wyglądem od ludzi nie licząc niewidocznych w tej chwili szczegółów.
- A więc Aru? Udało ci się?

Aru - 2011-08-20 21:58:02

*Tak i u Takena chwilę wcześniej obraz uległ niejakiemu oddaleniu by obejmował zarówno głowę Aru jak i Missay i jej biust. Oraz jej amulet, Taken jednak nie był w stanie w nim raczej rozpoznać symbolu Wielkiej Armii Republiki.*
I widzisz Missay, to żadna głowa. Poza tym to nie jest duch, rozmawiamy z kimś kto jest bardzo, bardzo daleko od nas. Jest on z krwi i kości, jak ja i Ty.
*Wyjaśnił krótko kobiecie i następnie już wrócił uwagę na Takena.*
Tak, udało. Po raz pierwszy miałem okazję być w facecie... ta menda zeżarła moją nogę. Byłem wewnątrz niego, płynąłem jego krwią, byłem w jego komórkach...wciąż się czuję przez to jak bym miał kaca....

Missay - 2011-08-20 22:10:24

Kiedy głowa zaczęła się zmieniać w małego człowieczka, a raczej coś podobnego do człowieka, Missay otworzyła usta ze zdziwienia.
- On ma w to dom?
Spytała ciszej, nachylając się do Aru. Nie odpowiedziała wyświetlającemu się ludzikowi bo się bała. Było to dla niej całkowitą nowością, której nie pojmowała. Bo jak ktoś, kto jest daleko, może być jednocześnie tutaj i nie być duchem?

Taken - 2011-08-20 22:15:19

I całe szczęście, że symbolu Bendu nie widział (nie utożsamiał go ze znakiem WAR) bo by się wkurzył jeszcze bardziej a i już teraz musiał się wysilać, by nad sobą zapanować.
- Ekhm... Aru, możesz mi wyjaśnić o co chodzi?
Z tego co do tej pory wywnioskował to zabrak napatoczył się na przedstawicielkę prymitywnego ludu i zaczął jej pokazywać "wielki świat" a to źle wróżyło. Nie bez przyczyny przecież istniał zakaz dotyczący kontaktów z ludami prymitywnymi.
Taken westchnął słysząc relację zabraka.
- To musiało być... hmm... interesujące.

Aru - 2011-08-20 22:21:28

Zapytaj Yodę jak wrócisz do świątyni. I zapytaj go o lud Dagobah. To on ich nauczył wspólnego.
*Mruknął do Takena wiedząc, że ten ma obiekcje, nie bez powodu. Aru w tym czasie zaśmiał się cicho i mruknął do Miss*
Nie, on nas widzi także w formie takich ludzików. To jest tylko obraz, jak odbicie w tafli wody, przesłane do tego urządzenia w mej dłoni.
*Czy Taken to dosłyszał, czy nie, nie miało znaczenia bo Aru kontynuował.*
Interesujące z pewnością, miłe niezbyt. Mogłem tylko obserwować więc żadnego nowotworu nie mogłem mu załatwić... mniejsza z tym. Znajdują się albo w jakimś miejscu przesiąkniętym lokalnie ciemną stroną,albo na planecie... dość silnie było czuć ten smród i siłę więc typuję jednak planetę.

Missay - 2011-08-20 22:31:34

Wysłuchała wyjaśnienia, wcześniej uśmiechając się na imię Yoda. Znała je i pamiętała, więc żywo pokiwała główką. Nie wyglądała na nieszczęśliwą z powodu tego, że poznała wspólny.
- To w woda?
Spytała i wyciągnęła rękę by dotknąć ludzika. A kiedy dłoń przeszła przez niego gwałtownie się odsunęła i schowała za Aru. I tyle było z jej udziału w tym niezwykłym fenomenie rozmowy na odległość. Za wczesnie było na to, by to pojęła.

Taken - 2011-08-21 09:42:15

- Yodę? Czyży na starość zgłupiał?
Mruknął niepocieszony Taken, bo takie kontakty z prymitywnymi ludami w zdecydowanej większości źle się kończyły. Obieranie przybyszów za bogów, przekształcenie kultury co często prowadziło do wojen między "postępowymi" a "konserwatywnymi" ludźmi. I wychodził bajzel.
- Powiem chyba oczywistą oczywistość... spróbuj to odkręcić bo to się może źle skończyć.
W głosie kel dora przebrzmiewało lekkie zdenerwowanie i napięcie spowodowane tym wszystkim. Miał złe wspomnienia odnośnie takich sytuacji.
Na szczęście chwilę później jego uwagę przyciągnęła kwestia zaginionej nogi Aru. Właściwie teraz już nie zaginionej a zjedzonej.
- No o nowotwór ciężko... ale biegunkę może by się dało... w każdym razie planeta o silnej energii Ciemnej Strony? To z pewnością musi być jakiś świat Sithów... a do głowy przychodzą mi tylko trzy... może cztery
Odparłz namysłem i tylko katem oka obserwował zachowanie Missay. Nie pochwalał tego, no ale co mógł zrobić? Nic, bo już za daleko to zabrnęło najwidoczniej.

Aru - 2011-08-21 09:51:24

Próbuję, ale co nie powiem i tak na swoją modłę to tłumaczą. Chociaż tyle, że każde plemię ma inne wierzenia w dużej mierze więc jeśli są wojny to z innych powodów....
*Mruknął też niezbyt pocieszony tym co się tutaj dzieje. W żadnej mierze bóstwem się nie czuł, a chodzenie w okół niego na paluszkach go drażniło. Już chyba by wolał zostać zamknięty w klatce i powieszony w niej na drzewie.*
*Obraz dotknięty przez Missay wywołał w jej palcach lekkie mrowienie, a sam hologram zadrżał i rozmazał się chwilowo.*
To dug, by takiemu sraczkę załatwić to trzeba się napracować... ja sam mogę rzucić paroma przesiąkniętymi mrokiem. Felucia choćby, ale to nie ona. Poznał bym jej aurę....

Taken - 2011-08-21 10:08:24

- No tak... ja widziałem kiedyś na własne oczy co taka ingerencja może zrobić... i wolałbym by się to nigdy nie powtórzyło
Taken zazwyczaj świetnie panował nad swoimi emocjami ale w tym przypadku z trudem mu się udawało i w jego głosie wyczuć można było skrywane poczucie winy. Miał coś wspólnego z tymi wydarzeniami i to odcisnęło na nim swoje piętno.
- No tak, twarde bydlaki... co do planet to natknąłem się kilkakrotnie na zapiski o dawnej stolicy Dawnego Imperium Sithów - Ziost. Podobno planeta ta jest niezwykle przesiąknięta Ciemną Stroną. Jest jeszcze Korriban, planeta grobowiec... no i Dormund Kaas skąd wywodzi się kolejne Imperium Sithów. No i pewnie będzie kilka pomniejszych... do wyboru, do koloru... tylko gdzie oni są?

Aru - 2011-08-21 10:15:33

*Nie powiedział nic na temat słów Takena o ingerencji. Choć ciekawość w nim wzbudzono właśnie. Czyżby Taken coś namieszął?Cóż.... chyba każdy jakieś błędy popełnił.*
Słyszałem tylko o dwóch z tych planet. Właściwie to czytałem. Ciekaw byłem skąd pochodzi gatunek sithów. Na Ziost chyba ich klasa wojowników osiadła?
*Mruknął z pytaniem w głosie. Zastanawiał się też czy jeszcze przetrwały jakieś istoty mające w sobie krew sithów. Raczej mało prawdopodobne to było.*
To i tak o cztery planety do szukania za dużo. Wiem, że tamten świat był chyba... może nie ciepły, ale na pewno tam piasek czuć było. Nie pomaga to chyba jednak zbytnio bo lokalizacji żadnej z tych planet nie znamy. Prawda?

Taken - 2011-08-21 10:25:38

Prawda, każdy popełnia błędy, większe lub mniejsze. Ważne jest jednak to by wyciągnąć z nich odpowiednią lekcję na przyszłość. Takenowi się to udało, bo wstrząs jakiego wtedy doznał był jednym z największych w jego życiu... omal nie przypłacił go przejściem na Ciemną Stronę. Epizod bardzo dawny, ale wciąż żywy w jego pamięci.
- Sithowie jako gatunek pochodzą z Korriban, ale podbili Ziost z tego co pamiętam z zapisków dawnych mistrzów...
Informacji w Archiwach Jedi było sporo na ten temat, ale to była wiedza uzupełniająca, więc mało kto się tym interesował. Taken tylko "liznął" ten temat.
- Hmm... z tego co kojarzę, to Korriban jest planetą pustynną, Ziost lodową a Dormund Kaas chyba bagienną... a koordynaty można zdobyć.
Odparł w zamyśleniu. Położenie tych planet było strzeżone przez Zakon, by żadna nieodpowiednia osoba się tam nie dostała. Ale przecież kel dor miał kontakt do Rady Jedi...
- Staruszkowie mogą wiedzieć... a jak nie oni, to zawsze pozostaje holocron, który kiedyś znalazłem na Ossus... tylko, że oni go mają. A przydałby się

Aru - 2011-08-21 10:32:27

Holokron.... ostatnio lata temu miałem takowego w rękach. Rada nie pozwalała mi żadnego pożyczyć. Trudno się dziwić skoro z mistrzem bywaliśmy w świątyni może raz na pół roku i nigdy nie było wiadomo czy wrócimy z wojaży.
*Holokrony były chronione,ale ich funkcje pozwalały na udostępnianie ich nawet mało doświadczonym padawanom. Koniec końców, to sam strażnik urządzenia decydował jaką wiedzę udostępni chętnemu wiedzy jedi. Podobnie było z holokronami sithów, one jednak deprawowały.*
Tak czy siak z Radą musisz się spotkać. Ale jeśli są na Korribanie to nie możesz lecieć sam. Ich jest dwóch, łysy potrafi namieszać, poza tym może tam być i mój były mistrz. A z nim w pojedynkę sobie nie poradzisz po zmęczeniu walką z psychopatą i dugiem-pożeraczem.

Taken - 2011-08-21 10:38:15

- Ja przez przeszło dwadzieścia lat nie odwiedzałem Świątyni. Ostatni mój holocron to ten z Ossus, a przedostatniego nie pamiętam
Holocrony były zmyślnymi urządzeniami, bardzo potężnymi, ale w innym znaczeniu tego słowa. Nie mogły same aktywnie oddziaływać na otoczenie, ale skrywały w sobie wiedzę nawet kilku pokoleń Jedi, lub Sithów. A ta wiedza mogła być niebezpieczna w nieodpowiednich rękach.
- Twój były "mistrz" to faktycznie problem... jednakże nie można zwlekać, kto wie jak długo tam będą i czy później uda ci się ich znaleźć
Taken wiedział, że na jednej z tych planet ta dwójka będzie miała niezłego "kopa" od Mocy, znał też ryzyko samotnej wyprawy... ale jeśli niczego nie zrobią to im umkną. I wszystko na marne. Liczył się teraz czas.

Aru - 2011-08-21 10:53:34

Cóż, informacje dostałeś wszystkie. Nie popełniaj jednak głupstwa w moim stylu. Lecieć tam nie jest rozsądnym pomysłem. Kopa od Ciemnej strony dostaną mocnego, a jak będzie tam Nemedis to nawet nie zorientujesz się co Cię walnęło, a on już z pewnością z chęcią wyciągnie wszelkie informacje i koordynaty jakich ja nie posiadałem.
*Nemedis nie zabił by Takena, przynajmniej nie od razu. Lokalizacja Tythona by mu wystarczyła. Wątpliwe by sam się tam udał, raczej by poinformował Imperium o lokalizacji planety. Sami by załatwili wszystko za niego. *
Pomógł bym, jak zrobię nogę nową, ale nawet pomijając zmarnowany czas to... cóż. W czasie walki mógł bym stracić panowanie nad sobą, a nie chciał bym widzieć wroga we wszystkim żywym stworzeniu w moim otoczeniu.
*Dodał przymykając oczy i zmieniając temat błyskawicznie.*
Jak Sabina daje sobie radę?

Taken - 2011-08-21 16:57:08

- Aura planety i sama siła to nie wszystko... widać to niestety po tobie. Teoretycznie to ty powinieneś w tym starciu być górą, a jednak... tym razem to może zadziałać na moją korzyść
Nie chodziło o to, że Taken lekceważył swoich przeciwników, ale rozsądnie oceniając ich umiejętności to w starciu z dobrze przeszkolonym Jedi nie mieliby szans. Nawet jeśli wspomagałaby ich aura planety.
- Nie ma ignorancji, jest wiedza. Sama siła nie daje zwycięstwa, ważne jest doświadczenie i umiejętności.
Kel dor był raczej zdecydowany się udać w pogoń, chociaż nie miał pojęcia co go tam może czekać. Obawiał się głównie aury każdej z planet. To ona będzie głównym przeciwnikiem.
- Cóż... Nemedis to większy problem ale nie ma co się nim na razie przejmować
Ten niby lekceważący stosunek do tego wszystkiego był tylko pozorny, ale trzeba było ryzykować, póki Moc im sprzyjała. Nie wykorzystanie swojej szansy bywa marnotrawstwem, które może się zemścić.
- Bez urazy Aru, ale jesteś niepewnym sojusznikiem na tak wymagającym terenie. A co do Sabiny...
Westchnął i podrapał się po dole maski.
- Jest w ciężkiej depresji ot co. Wkurzona na ciebie jest... za to, że jej nie powiedziałeś i naraziłeś jej rodzinę na niebezpieczeństwo

Aru - 2011-08-21 18:00:36

Moje poprzednie słowa były jednocześnie stwierdzeniem, że nigdzie nie lecę Taken.
*Uśmiechnął się lekko. Może i zabrak był w gorącej wodzie kąpany, ale nie aż tak by się pchać na taki Korriban. W walce mógł by stracić panowanie, jak już wspominał.*
Ale masz rację, wykorzystaj przeciw nim właśnie mrok planety na jakiej będą. Dug, jest zdolny owszem jednak jest to ćpun...były ćpun. A Ciemna Strona jest najlepszym z narkotyków.
*Ot, dug może wpaść w amok, a i łysol może skrewić przez nieostrożność. Co do Nemedisa zaś, Aru już nic nie powiedział. Tu już co robić, decyzja należała do rady i Takena. Choć wolał by tę mordę w masce jeszcze kiedyś ujrzeć. Logicznie nawet patrząc, Taken był lepszym sojusznikiem żywy niż martwy... Aru ufał mu najbardziej ze wszystkich poznanych Jedi żyjących obecnie. Co nie oznaczało, że mu ufa całkowicie. Taken zresztą zabrakowi też ufać nie powinien, ciekawe czy brał pod uwagę ewentualny sojusz zabraka z tamtą dwójką na celu zwabienia Jedi by Nemedis mógł z niego wyciągnąć wszelkie dane?*
Nie mówiłem jej,ani jej rodzinie o tym bo zamierzałem już wyjechać. Byłem tam kilka dni i raczej rozsądnym się nie wydawało informować jej "Hej, jestem upadłym Jedi!". Jak nie mają żadnych informacji tego typu, to i żadnych informacji od nich Vader by nie wyciągnął.
*Po chwili jednak dodał, już mniej stanowczym tonem*
Myślałem, że jest twardą kobietą....jednak to źle na nią wpłynęło... zrekompensuję jej to.
*Miał trochę środków odłożonych na przyszłość, a raczej 4 tysiące na statku, potłukł by się jakiś czas na arenie na Tatooine u swojego kumpla i by miał co zostawić Sabinie na pokrycie kosztów. Materialną stratę łatwiej mu będzie naprawić. Czy się z nią skonfrontuje i porozmawia.... jak starczy mu odwagi, tak.*

Taken - 2011-08-21 18:15:35

- Wiem... a ja tylko stwierdziłem, że nawet jakbyś chciał to bym cię nie brał
Odparł Taken, bo prawdę powiedziawszy w 100% Aru nie ufał i zawsze istniał cień podejrzenia, że ten może jednak go w jakiś sposób wystawić. Ale w czasie wizyty w barze nie czuł, by to było w jakikolwiek sposób ustawione. Emocje towarzyszące zmaganiom były prawdziwe i wręcz namacalne dla niego. Dlatego kel dor był raczej pewien, że zabrak nie współpracuje z Nemedisem... ale już pewien nie był tego, czy Aru przeszedł całkiem na Ciemną Stronę czy dalej się opiera.
- Rozumiem twój punkt widzenia, ale obawiam się, że Imperium tak czy siak będzie ich chciało porządnie przesłuchać, a to może źle się skończyć. Póki co mam na nich oko, jak coś się święcić będzie to ich nakłonię do wyjazdu... w ten czy inny sposób
Zbyt długo ich obserwować nie mógł, czas naglił a on nadal by na Alderaan i obserwował z odległości poczynania Hana i Roberta. Dużo przeżyli ale mimo to się trzymają dzielnie. Dadzą sobie radę.
- No co ty nie powiesz, trzech mocowłądnych niszczy dorobek jej życia... to taki lekki szok nie uważasz?

Aru - 2011-08-21 19:08:58

*Cóż, na odległość kel-dor nie był w stanie wyczuć tego kim teraz Aru jest. Nie mógł być pewnym czy rozmawia jeszcze ze starym Aru, czy może pochłoniętym przez Ciemność.  Bo nawet to, że pomagał zakonowi mogło mu służyć tylko za sposób na zemstę na tych z których to rąk sromotnej porażki doznał.*
Może tak będzie lepiej, jeśli odejdą... z drugiej strony, jeśli się wyprowadzą tak nagle będzie to podejrzanie wyglądało. Co nie zrobią, będzie źle.
*Na kolejne słowa Takena zareagował parsknięciem.*
Słuchaj.... może parę lat temu bym umiał się postawić na ich miejscu bez problemu, ale... widząc jak fabrycznie tworzone, żywe istoty o własnych rozwijających się osobowościach idą na rzeź kierowani przez Jedi i Republikę, to może nieco wypaczyć spojrzenie na pewne sprawy. Nie uważasz?
*Brew jedną ku górze uniósł spoglądając sceptycznie na Takena. Nie kłócił się, zrozumiał co ten mu wytłumaczyć próbował. Jednak wolał mu przypomnieć o tym szczególe, Taken miał to szczęście, że jego wojna ominęła z tego co zabrakowi dane było wiedzieć.*

Taken - 2011-08-21 19:20:03

Owszem, nie mógł tego wiedzieć, ani też wyczuć. Dlatego decydując się na samotną wyprawę chciał zminimalizować ewentualne straty w Jedi, których i tak było niewielu. Sam da jeszcze radę umknąć, a przynajmniej taką miał nadzieję. Większa grupka rycerzy mogłaby przyciągnąć uwagę nie tego kogo trzeba.
- Lepiej jednak by przygotowali się na taką ewentualność... a powodów do opuszczenia tego miejsca znajdzie się sporo
O motywację decyzji o przeprowadzce to Taken się nie martwił, o to najłatwiej będzie. Trudniej bedzie chyba przekonać Sabinę do podjęcia takiej decyzji. To w końcu było całe jej życie...
Słysząc kolejne słowa zabraka skrzywił się mimowolnie, ale tego nie dało się zarejestrować.
- Wymówki Aru, wymówki. Ja przez dwadzieścia lat przebywałem na Odległych Rubieżach, gdzie często jedynym prawem była siła. I nie będę ukrywać, że mój kompas moralny miewał odchyły i skrzywienia, jednak zawsze udawało mi się go naprostować. Ty też powinieneś... Wojny Klonów musiały być straszne, ale się skończyły. Pora iść naprzód a nie żyć przeszłością
Taken był starszy od Aru i sporo w swoim życiu widział, mimo, że nie brał udziału w wojnie. W końcu nie wszędzie panowała sielanka i atmosfera skłaniająca ku medytacjom.  Życie Jedi to ciężki kawałek chleba

Aru - 2011-08-21 19:27:04

Ja, odkąd zostałem padawanem, większość czasu spędzałem na Rubieżach. Może nie całe 20 lat, ale trochę ich było... Galaktyka to brutalne miejsce nawet w jurysdykcji Republiki. Nic tego nie zmieniło. O Wojnie jednak nie chcę rozmawiać.
*Temat uciął. Nie chciał rozpamiętywać. Może wojnę tą by lepiej zniósł gdyby żołnierzami Republiki byli...no właśnie, żołnierze? Nie klony fabrycznie tworzone? Nie sądził by wtedy Jedi i inni generałowie z taką lekkością szafowali życiem osób mających rodziny, krewnych. Klon był komfortowym żołnierzem dla dowódców. Surowcem do zastąpienia, jak amunicja, broń. To najbardziej Aru od tej wojny odstręczyło.*
Cóż... jeśli chcesz, możesz próbować namówić Sabinę do przeprowadzki, wątpię jednak by na to poszła i w depresji. Ten bar, dom... to jej miejsce, dzieło jej życia.
*Które ja wymazałem w ciągu kilku minut- dodał w myślach nie zwracając uwagi na to, że jego winą nie było to, że znalazł się tam dug polujący na niego. Skąd miał wiedzieć? Mimo wszystko jednak, on przyszedł po niego...*
A Ty musisz szybko działać. Lepiej by Cię nie było na miejscu jak przylecą fagasiki w czerwonych pelerynkach.

Taken - 2011-08-21 19:36:18

- Więc wiesz jak to wygląda... a twój mistrz chyba nauczył cię medytacji? A o wojnie powinieneś kiedyś z kimś porozmawiać. To pomaga
Medytacja u Jedi to nie tylko siedzenie ze skrzyżowanymi nogami i oczyszczanie umysłu. To także czas na zastanowienie, na refleksję. Taken nazywał to "prostowaniem kompasu moralnego" bo przez ten czas analizował swoje czyny i motywacje, jaki nim kierowały w danej chwili. Pozwalało to zachować czystość umysłu i spokoju ducha. Niestety ostatnimi czasy wielu Jedi zaniedbywało te czynności, poświęcając niewiele uwagi na medytacje.
- Domyśliłem się Aru... póki co z ledwością udało mi się wysłać ja do łóżka by odpoczęła. Popracuję nad nią jakiś czas, ale nie mam go zbyt wiele
Wciąż planował tą wyprawę w poszukiwaniu duga i tego drugiego. Ich musiał dopaść przede wszystkim. A Sabiną powinien zaopiekować się ktoś, kto najlepiej zna się na takich psychologicznych aspektach...
- Fagasiki wciąż mi chodzą po głowie. Bez obaw, będę na nich uważać

Aru - 2011-08-21 19:47:23

*Słowa Takena dotyczące medytacji pominął łaskawym milczeniem. Nie sądził by ten celowo obrażać próbował jego martwego Mistrza, ale wolał nie rozpoczynać kłótni o coś tak bezsensownego. Co do rozmowy o wojnie.. Aru nie miał z kim o tym porozmawiać. Z przechodniem na Tatooine, Nar Shadda, Aldeeran czy innym świecie? Z Secorshą czy jego żoną którzy mają serdecznie dość tego bajzlu? *
Wielu ich jeszcze nie ma... zagrożeniem dużym staną się, jak sądzę, w ciągu kilku lat. Gdy więcej z nich wytrenują. Wtedy już będziemy mieć na głowie, nie pojedynczego fagasika w grupie, a cały oddział. No, chyba że Imperium łaskawie za ten czas się rozsypie...
*Skrzywił się nieco i ponownie na zamaskowane lico Takena spojrzał.*
To, chyba wszystko w takim razie. Hm?
*Był widać gotowy by odpowiedzieć na ewentualne pytania, lub zakończyć rozmowę.*

Taken - 2011-08-21 19:53:43

Taken nie miał zamiaru obrażać mistrza a raczej ucznia. Sam wiedział jakie to kłopotliwe, prawidłowo medytować. Sam to lekceważył gdy był jeszcze padawanem, po prostu siadywał na ziemi, i nie myślał o niczym. taka to była jego medytacja. Chociaż po prawdzie samo nie myślenie było trudne...
- I tak już są groźni, bo w zdecydowanej większości to upadli Jedi, wiedzą jak z nami walczyć, znają nasze słabości... a za wielu ich chyba nie będzie, Imperator tak groźnej armii sobie nie wyhoduje na własnej krwi
Ot taka mała wymiana poglądów, jednak Taken już też gotował się do przerwania połączenia. Czuł też narastający niepokój, ale nie wiedział z jakiego powodu. Może to przez Aru?
- Tak. Pilnuj się tam i znajdź w końcu swoje miejsce w Galaktyce lub przynajmniej przewodnika, który ci to i owo pokaże. Niech Moc będzie z tobą Aru...
No i się Taken rozłączył po ewentualnym pozegnaniu.

Aru - 2011-08-21 19:58:26

*Zabrak sądził, że medytować potrafi. Czy tak rzeczywiście było, ciężko powiedzieć. Był skonfliktowany sam ze sobą i drogą medytacji nie umiał tego rozwiązać. Kręcił się w kółko jak pies goniący własny ogon.*
Ty też na siebie uważaj... i błagam Cię, nie ściągnij Sabinie więcej kłopotów na głowę.
*I na tym też się konwersacja skończyła. Hologram zgasł, a Aru schował do kieszeni swój komunikator. I milczał wpatrując się na drzewo przed sobą. Miss siedziała przyklejona do jego pleców. Jeśli go nie wyrwie z zamyślenia, może to trochę trwać, a mieli wracać do wioski, no i pewnie sama Miss po posłuchaniu rozmowy pytań miała trochę.*

Missay - 2011-08-21 20:31:42

Początkowo uważała, że nie powinna się przysłuchiwać. Ale w końcu ciekawość i obecność przy tym skłoniły ją do czegoś innego. Wsłuchiwała się w rozmowę, próbując jak najwięcej zrozumieć. Czasem nawet ostrożnie wyglądała zza pleców Aru by obejrzeć gadającego człowieczka. Sprawdzić czy on nadal tam jest.
W końcu, kiedy skończyli i ona się otrząsnęła odważyła się odezwać.
- Co Ty mówił?
Spytała odklejając się od jego pleców. Stwierdziła nawet, że jego bliskość ją uspokaja i sprawia, że czuje się lepiej. Dziwne to było.
- My idziemy. Trzeba.
Dodała nieco ponaglająco. Musieli wrócić do wioski, tak jest bezpiecziej.

Aru - 2011-08-21 20:43:58

*Tuląca się do jego pleców dzikuska mu nie przeszkadzała dopóki nie próbowała mu przy tym wyrwać śledziony. Tak więc mogła się czuć bezpiecznie jeśli dobre zamiary wobec niego miała.*
Co ja mówił? Dużo mówił.
*Odparł dziewczynie krótko, bez gniewu. Chciał by się domyśliła i jeśli już to sprecyzowała o co jej konkretnie chodzi. Całej rozmowy jej streszczać nie będzie, przecież słuchała przez cały czas.*
Pomogłem przyjacielowi nakierować się na właściwy kierunek. Może odnajdzie tych którzy zabrali mą nogę.
*Wyjaśnił jeszcze, wstając i czekając na ruch Miss. Jak trzeba do wioski, to trzeba.*

Missay - 2011-08-21 20:51:06

-Noga.. ale jak nie ma, to nie ma.
Odpowiedziała zdziwiona i ruszyła, ponownie, w stronę wioski.
-Ja nie rozumie po co szuka. Była, nie ma.
Wzruszyła nawet ramionami. Oni nie szukali zaginionych części ciała. To było zbyt dziwne. ale z drugiej strony nie umieli też przyszyć choćby kawałka urwanego ucha. Choć nikt nie mówił o przyszywaniu trawionej nogi.

Aru - 2011-08-21 20:57:59

Duch mój, jeszcze nie opuścił całkiem tego co z nogi zostało. Więc w ten sposób znalazłem tego, który nogę zabrał jako trofeum. On jest niebezpieczny, jest uczniem bardzo groźnego stworzenia.
*Wyjaśnił jak najprościej umiał. O tym, że więź jeszcze z nogą w Mocy miał nie będzie gadać skoro może powiedzieć, że jego duch jeszcze tam był. Na jedno wychodziło. *

Moc - 2011-08-21 21:10:46

Idąc przez tętniącą życiem dżunglę Aru był wręcz zalewany przez wszelkie informacje niesione poprzez Moc. Feeria barw życia wręcz oślepiała. Ta planeta była taka żywa, pełna energii... mimo to była też zdradziecka i niebezpieczna dla nieostrożnych istot. Siły Jasnej i Ciemnej Strony były tutaj wymieszane, nic nie dominowało, tylko szarość.
A pośród tych wszystkich prądów Mocy co jakiś czas pojawiało się coś jeszcze... delikatna, śladowa wręcz aura czyjeś obecności... jakieś istoty i to potężnej. Ale niemożliwe było oszacowanie kto to jest i gdzie się znajduje. Sprawiało to wrażenie, jakby ten ktoś był wszędzie... w ziemi, w roślinach... w wodzie. Przy każdym dotknięciu pnia drzewa czy miękkiego liścia Aru mógłby wyczuć dalekie echo tego kogoś, ale wymagałoby to skupienia. Ta aura zlewała się w aurę planety w idealnej harmonii. Tak więc może to było jednak jakieś dziwne przeczycie lub przewrażliwienie wynikłe z przemęczenia? Próba uchwycenia skazana była na porażkę, bo zaraz to przeczucie znikało, w gąszczu esencji Mocy żywych istot. Może tam jednak nikogo nie ma?

Missay - 2011-08-22 13:35:25

- Duch w noga masz Ty?
Zdziwiła się i obróciła w jego stronę. To było takie dziwne. Choć z drugiej strony miało sens, jak się zastanowić.
- Jak Ty stracił ją to Ty stracił trochę ducha? Temu szukasz Ty?
Spytała wyraźnie zainteresowana. Sami wierzyli,że duch jest w ciele, ale nigdy nie patrzyli na to w tak namacalny sposób.

Aru - 2011-08-22 13:50:58

Duch, Moc jest w każdym z nas, w naszych ciałach. Większość tego... ducha z nogi wróciła do mnie, ale drobinka przepadła.
*Wyjaśnił jak najprościej umiał. Jednak wyraźnie Missay nie rozumiała czemu on szukał nogi.*
Nie ducha szukam. Dzięki temu, że go jeszcze trochę przetrwało wytropiłem mniej więcej gdzie znajdują się Ci którzy mnie zaatakowali. Ten który odciął mi nogę jest uczniem stworzenia Wykorzystującego Ciemną Stronę Mocy. Złą stroną każdego stworzenia, agresję, gniew, nienawiść. Są niebezpieczni i zakon Jedi, używający Jasnej Strony Mocy, poprzez skupienie, koncentrację i spokój, chcą znaleźć i wyeliminować zagrożenie.
*I przerwał... Od przybycia czuł dziwną aurę tego miejsca. Szarość nie była dla niego niczym dziwnym, pamiętał to mgliście po swym pierwszym pobycie. Ale nigdy w tej okolicy nie był,a w okolicy wioski, w tym terenie było czuć coś nieuchwytnego. Coś, kimś by tego uczucia nie nazwał raczej. Podobne wrażenie  sprawiało bycie w pobliżu Sarlacca na Felucii. Ale tam to było coś co dominowało aurę żywych istot w otoczeniu, zagłuszało ją. Tutaj było to coś... ulotnego. Ale, może to wszystko to był tylko efekt ostatnich wydarzeń i zmęczenia? W końcu mogą do niego docierać jakieś echa po wyjściu z niedawnej medytacji w celu wytropienia własnej nogi... Wyraźnie w tyle został w przeciwieństwie do Missay, która chyba jeszcze nie zauważyła, że zabrak zatrzymał się przy jakimś krzaczku, palcami lewej ręki wodząc po jednym listku jak by w nim próbował odkryć zagadki wszechświata. *

Missay - 2011-08-22 14:00:02

Kiedy do niej mówił patrzyła uważnie, słuchając z jeszcze większym skupieniem. Początkowo częściowo zrozumiała o co mu chodziło, ale długi wywód o ciemnej stronie mocy, zakonie jedi i ich walce, pełny trudnych i niezrozumiałych słów był dla niej całkowicie abstrakcyjny. Robiła więc coraz większe oczy i widać było, że nie rozumie. Nie przyznała się jednak, więc tylko kiwnęła głową i ruszyła dalej, rozmyślając na tym co usłyszała.
Po chwili zorientowała się, że ten nie idzie za nią, więc znów stanęła i się obróciła.
-Idziemy. Ty nie stój sam. To niebezpieczne.
Dziwne, że jeszcze miała cierpliwość do tych jego postojów co chwilę z jakiegoś powodu. Gdyby nie był bogiem kto wie, może by go zostawiła skoro tak się ociąga.

Aru - 2011-08-22 14:06:01

*I tak też ruszył nadal  z zamyślonym nieco wyrazem twarzy.*
No dobrze, to co Ci może wyjaśnić jeśli idzie o Jasną i Ciemną Stronę Mocy? Bo wyglądałaś chwilę temu jak...
*By cię Rancorn chędożył- tego jednak nie dodał na głos*
...jak byś nie rozumiała.

Missay - 2011-08-22 14:08:06

- My nie mamy zły duch. Duchy dobre, ale gniewają. Ty mówi jakby był dobry duch i zły duch, a ja tego nie rozumie.
Odpowiedziała po chwili zastanowienia. Muehawi wierzyli, że to ludzie mogą być źli i dobrzy i że jak są źli, to duchy się gniewają i sprowadzają nieszczęścia. Trudno jej było pojąć jak duch czy bóg, istota wyższa może być zła.

Aru - 2011-08-22 14:11:11

Bo duchy złe nie są. My nie jesteśmy duchami tak jak i Ty duchem nie jesteś. Nawet Ci którzy oddani są Jasnej Stronie, mogą mieć w sobie zło i mają. Ci służący Ciemnej stronie mają w sobie i dobro i można ich odmienić. Tak jak sługa Jasnej Strony może upaść w zło, tak zły w dobro. Tylko, że łatwiej jest zrobić to pierwsze.
*Na tym właśnie chyba polegało nie rozumienie Miss bo wkółko traktowała mieszkańców z poza planety czy mocowładnych czy nie, jako inne byty. A nie różnili się niczym poza stopniem poznania technologii.*

Missay - 2011-08-22 14:17:25

-Ryba jest ryba, ptak jest ptak. Zahak jest Heday, ja jest muehawi.
Odpowiedziała nadal zdziwiona. Bo o ile rozumiała, że oni mogą wybrać i wybierają dobre życie, o tyle w gwiazdach jej zdaniem nie było wyboru.
- To co tam... -wskazała na niebo- nie takie jak tu. Tam dobrzy jak my dobrzy.

Aru - 2011-08-22 14:29:44

Niestety Miss. Wy może i jesteście dobrzy, ale wśród gwiazd na innych światach podobnych do waszego lub innych, jest wielu złych. Większość z tych stworzeń jest zagubiona i stara się przetrwać.
*Pokręcił głową wskazując na gwiazdy. I ona chciała z nim lecieć widząc w każdym dobro? Bardzo szybko by się przejechała na takim myśleniu, albo go w kłopoty poważne wpędziła oraz siebie samą. Jeśli zechce z nim lecieć to już nie wróci do domu bo w pierwszym lepszym cywilizowanym miejscu Imperialnych zaciekawi swoim zachowaniem i gadaniem o tym, że z bóstwem lata.*

Missay - 2011-08-22 14:38:26

Jak już przekona ją co do tego, że nie jest bogiem, to jej zdolności poznawcze na pewno staną się bardziej otwarte. Póki co jednak to przekonywanie szło mu topornie.
- To ich duchy gniewają i temu wy macie wojny?
Spytała zwalniając tak, by iść bliżej niego. Nadal prowadziła czujna, ale rozmowa coraz bardziej ją pochłaniała. Ciekawił ją ten temat, tak jak każdy podejmowany z Zahakiem.

Aru - 2011-08-22 14:41:04

Hmm...wybacz, ale teraz to ja nie rozumiem. Co masz na myśli?
*Kuśtykając, z pomocą dawnej lampy z domu Sabiny, u boku dziewczyny szedł uważając pod nogi oraz spoglądając co jakiś czas na nią. Teraz dla odmiany to on nie rozumiał co ona ma na myśli. *

Missay - 2011-08-22 14:45:01

- Muehawi mają duchy, inne mają duchy. Jak my dobrzy, duchy dobre. Tam, daleko na niebie Ci źli. Oni mają duchy i ich duchy gniewają. Nasze duchy dobre, Ty od nich, też dobry. Oni mają złe duchy, ich Heday źli?
Spróbowała mu jakoś wyjaśnić to, co chodzi. Choć sama teraz trochę zamotała przez niezbyt dobrą znajomość wspólnego.

Aru - 2011-08-22 14:52:52

No tak...coś w tym rodzaju. Ci co polują na osoby umiejące manipulować, używać Mocy.. są sługami pewnego człowieka który stosuje Ciemną Stronę Mocy. On boi się, że Ci którzy służą Jasnej Stronie zabiorą mu władzę. On kieruje plemieniem w którym żyją różne istoty. Takie jak ja, takie jak ten którego widziałaś gdy rozmawiałem z nim oraz o wiele więcej. Władza jego, Imperatora, rozciąga się na wiele światów.
*Nie umiał Miss wytłumaczyć prosto kim on jest. Nawet jak by znała wspólny mogła by tego zwyczajnie nie ogarnąć. Na tym jednak zabrak poprzestał, nic na temat swojego ducha nie miał zamiaru mówić. Już się zmęczony czuł gdy tylko pomyślał by z nią na ten temat gadać.*

Missay - 2011-08-22 15:00:24

-Moc to co?
Spytała, choć pamiętała ich rozmowę o jej dzieciństwie i to co jej pokazywał. Ale nadal nie do końca to ogarniała. Ledwo ogarnęła grawitację.
-Wiele światów? Co to?
Dopytała jeszcze, bo te kwestie jakoś ogarnęła na tyle by wyłowić je z całej wypowiedzi. Była ciekawa świata, ale na pewne rzeczy jeszcze nie miała otwartego umysłu.

Aru - 2011-08-22 15:03:54

Moc, jak już wspominałem, to energia życiowa. Życie płynące przez każdego z nas, przez każdą roślinę czy zwierze. Nawet przez całe światy. Świat to to gdzie teraz się znajdujemy. Nie jest on nieskończony, jest to kula zawieszona w przestrzeni bez powietrza, wody. Ale jak Ci pokazywałem za pośrednictwem wizji są i inne światy.
* W miarę tłumaczenia tego co to jest świat z ziemi poderwał trochę piasku i listków i patyczków i z pomocą Mocy uformował najpierw jedną kulę, a potem kolejne.*

Missay - 2011-08-22 15:12:30

Znów na jej twarzy odmalowało się zdziwienie, ale innego rodzaju niż poprzednio. Patrzyła zaskoczona na utworzone kule. To był dla niej szok nie do przetrawienia, że świat jest czymś takim w czymś innym i że jest tego więcej.
- Ja nie rozumie. Jak to tak?
Patrzyła teraz na niego jakby ducha zobaczyła.

Aru - 2011-08-22 15:16:38

Tak to jest.
*Odparł z uśmiechem zatrzymując się. STał oparty o laskę tak by pod pachą mieć oparcie. Drugą dłonią z ziemi drobne patyczki przywołał i połamał je, mieszając z sypkim piaskiem. Do dwóch kul-światów doszła kolejna znacznie większa.*
Ta duża kula to słońce. Słońce jest gigantycznym skupiskiem ognia.
*Jak najprościej mógł, tak wyjaśniał.*
Im bliżej jakiś świat się znajduje słońca tym jest goręcej, w końcu może nie móc tam przetrwać życie.
*Jedna planeta zbliżyła się do kuli, a następnie oddaliła.*
Im dalej tym chłodniej i też może być za zimno by życie mogło tam być.
*Na moment przerwał spoglądając na dziewczynę.*
Nadążasz?
*Widać nie skończył.*

Missay - 2011-08-22 15:18:58

Stała z taką pocieszną miną, że trudno byłoby się nie uśmiechnąć. Jego słowa brzmiały dla niej całkowicie abstrakcyjnie i pewnie uwierzyłaby dopiero jakby to zobaczyła. Ale z drugiej strony dlaczego heday miałby kłamać? Miss była w kropce.
Pokiwała głową bo jeszcze nadążała. Rozumiała teraz to co mówił, ale wydawało się jej zbyt niemożliwe by mogło być prawdziwe.

Aru - 2011-08-22 15:27:56

*Nadal z ustami rozciągniętymi w uśmiechu, unosił nad swą lewą dłonią kule. Prawą przesunął ponad nimi i te dwie całkiem duże planety podzieliły się na mniejsze. Chwilę pomanipulował i już gotowy był układ słoneczny składający się z pięciu planet.  Oczywiście trochę materiału z ziemi jeszcze pobrał więc zajęło mu trochę czasu ulepienie tego wszystkiego. Teraz już planety poruszały się po swoich orbitach, a słońce było po środku.*
To, nazywamy układem słonecznym.
*Wskazał teraz drugą planetę od słońca.*
Przyjmijmy, że to jest Twój świat. Tylko na nim występuje życie.
*Wskazał następnie glob najbliższy słońcu oraz następny po Dagobah.*
Tam jest za gorąco, tutaj już zbyt zimno. Ten gigant
*Wskazał duży glob, większy niż inne otoczony małymi kuleczkami-księżycami.*
... jest z gazu zrobiony, oparów ściśniętych ze sobą dzięki czemu...? Pamiętasz upadający kamyk.
*Uśmiechnął się lekko i kontynuował.*
Grawitacja. Te małe kulki to nie są światy, a księżyce.
*Dagobah teżt akowy miało, więc wskazał kulkę przy świecie Miss.*
Ty też masz księżyc. W zależności od pewnych rzeczy i na księżycach może być życie. Najczęściej przy gazowych światach, jeśli są blisko słońca, może na ich księżycach kwitnąć życie.

Missay - 2011-08-22 15:52:11

Minka powoli jej przeszła i na jej buzi odmalowało się skupienie. Naprawdę starała się to zrozumieć i nawet jakoś jej to wychodziło. Pamiętała o grawitacji i kamieniu więc kiwnęła głową. To wszystko było takie ciekawe, i nieświadomie zaszczepiał w niej jeszcze większą chęć zobaczenia tego tak naprawdę.
- Co to gazu?
Spytała kiedy juz przetrawiła kolejną część wykładu. Resztę w miarę zrozumiała i tym bardziej zaczęła uważac, że jej otoczenie jest wyjątkowe. Ale zaczynała rozumieć też, że jest więcej takich i chciała je poznać.

Aru - 2011-08-22 15:56:57

Powietrze jakim oddychamy to mieszanka różnych niewidocznych gazów. Opary znad bagien się unoszące to też gazy.
*Odparł krótko, pozwalając jeszcze Miss przez chwilę obserwować to co zrobił i nagle to wszystko się rozsypało. Powstała galaktyka.*
A to jest galaktyka. Każda większa drobinka jest osobną gwiazdą. Osobnym układem z własnymi światami. Każda gwiazda jaką widzisz na niebie to w rzeczywistości bardzo oddalone stąd inne słońce.
*Nie wymagał od niej wyobrażenia sobie tego. Wystarcza sama świadomość, bo wyobrazić sobie tyle światów, słońc i planet nie było czymś co zwykłe stworzenie potrafi ogarnąć umysłem. Może umarli są w stanie, ale nie oni.*

Missay - 2011-08-22 16:40:12

- Ja nie rozumie.
Skwitowała zrezygnowana. Za dużo tego było. Jakieś gazy, oddychanie, opary. Przecież nie widać tego czym oddychają. a do tego słońca jako gwiazdy. Dla niej słońce to słońce, księżyc to księżyc, a gwiazdy są gwiazdami.

Aru - 2011-08-22 16:44:21

No cóż... nic się nie stało. Sami do tego dojdziecie kiedyś.
*Mruknął z uśmiechem i ruchem rąk już pozbył się tego całego fruwającego modelu. Zmęczony był, a ta cała "zabawa" w nauczyciela nie była dla niego.*
W drogę! Trzeba się kimnąć.
*Mruknął ziewając ukradkiem.*

Missay - 2011-08-22 16:49:27

Spojrzała na niego jakoś tak dziwnie, nie rozumiejąc o co chodzi z tym dochodzeniem. Bo jak można dojść do gwiazdy, albo słońca? Nie da się. Ile by się nie szło, ono zawsze będzie tak samo daleko. To dopiero była zagadka...
-Kim-co?
Spytała ruszając znów w drogę. Sama nie była zmęczona, ale chciała już być w wiosce, która jest bezpieczniejsza od głuszy.

Aru - 2011-08-22 16:52:31

Sami odkryjecie sposoby poznawania tego co was otacza. Trwa to jednak całe pokolenia.
*Wyjaśnił, widząc wyraz jej twarzy. Najwidoczniej dosłownie zrozumiała jego "dochodzenie". Ruszył tym swoim nierównomiernym krokiem oświecając Miss w kwestii ostatniego słowa*
Kimnąć to jedna z wersji słowa spać. Taka... luźniejsza, nie do rozmów z wodzami i szamanami.
*No, teraz chyba zrozumie.*

Missay - 2011-08-22 16:56:58

-Aaa.. ja rozumie.. kimnąć...
Powtórzyła ucieszona. Nie dość, że poznała nowe słowo, to jeszcze zrozumiała wyjaśnienie. Często przy nim czuła się po prostu głupia przez to, że nie może zrozumieć wyjaśnień, o które sama prosiła. A przecież nie istniał dla niej czynnik tego, że to on zawile mówi używając trudniejszego stopnia języka.
Tym razem już regularnie się na niego oglądała, by znów nie wpadł na jakiś kolejny postój przy krzaczku, albo latającej głowie. On był śpiący, ona głodna. Oboje mieli jakiś powód by już wrócić do wioski.

Aru - 2011-08-22 17:00:45

No tak samo, zamiast "zjem" można powiedzieć "wszamię coś". Jest takich słówek od groma...znaczy się, dużo.
*Nie musiała się już tak na niego oglądać. Tempo co prawda nie było przesadnie szybkie, ale takie jak dawniej. Już nie wpadał w zamyślenia i chciał po prostu dotrzeć do wioski i odpocząć.*

Missay - 2011-08-22 17:09:49

- Kimnąć... wszamię coś...
Powtórzyła z jakimś rozbawieniem, nawet się roześmiała. Widać śmiesznie to dal niej brzmiało. Obejrzała się na niego, popatrzyła błyszczącymi oczyma i poprowadziła dalej do wioski już nie podejmując po drodze żadnych trudnych tematów.

Aru - 2011-08-22 17:15:18

*Bo i taki te słowa wydźwięk miały. Lekki, wesoły. Infantylny nieco, dziecięcy. *
Ty coś wszamiesz, ja się kimnę i wszyscy będą szczęśliwi.
*Odparł na zakończenie, posyłając ku Miss uśmiech i ruszył za nią. Jako, że bagna teren opuszczono to czuł się już pewniej i wygodniej mu się szło. Wygodniej w tym ograniczonym zakresie na jaki pozwalał brak jednej kończyny i brak wprawy w poruszaniu się bez niej. W końcu do wioski dotrzeć im dane było. Miss pewnie zajęła się posiłkiem dla siebie, a zabrak udał się do namiotu by usadowić się na tym samym miejscu co wcześniej i iść spać. Sen nadejdzie szybko gdy Aru zmęczeniu pozwoli ogarnąć swe ciało.*

Moc - 2011-08-22 18:17:59

Sen rzeczywiście nadszedł szybko i był długi i spokojny... przynajmniej przez większą jego część, bo w okolicach poranka nadeszła swego rodzaju wizja. W umyśle zabraka zaczęły pojawiać się obrazy, mgliste i niepełne. Jakieś drzewa, fragment gwieździstego nieba... a wszystko to uzupełniało wrażenie spokoju i harmonii. Czysta energia życia... aura podobna do Tythona, ale jednak to nie to samo miejsce... drzewa zdecydowanie wyglądały jak te z Dagobah... Prócz jednego, stojącego po środku polanki. W porównaniu z pozostałymi nie było ono szczególnie wysokie ani też masywne. Swym kształtem pień przypominał nieco postacie z bajek o drzewoludach. Od korzeni po środek drzewa biegła szczelina, stwarzając pozory nóg, natomiast dwie górne gałęzie wyginały się na kształt zbliżony do rąk. Jednak wbrew oczekiwaniom nie widac było nigdzie żadnej wyciętej w pniu twarzy... jedynie kolor kory może budzić lekkie zdziwienie, gdyż była ona brązowa, nie zaś czarna jak u pozostałych drzew, które w wizji stopniowo zaczęły znikać w mgle, tak, że pozostało tylko to jedno, dziwaczne. I wtedy rozległ się szept niepodobny do niczego innego, jak gdyby jakiś głos z oddali wymieszał się z szumem liści.
- Aru... Kan...
I na tym wizja się kończyła, podobnie jak i sen. Wraz z przebudzeniem szczegóły wizji zaczną ulegać zatarciu,   podobnie jak i uczucie namacalności tej wizji, tak jakby ukazywała ono konkretne miejsce w lesie. Jednakże w końcu przyjdzie czas gdy i to przeczucie zniknie i pozostanie tylko pytanie - może to zwykły sen a nie jakaś wizja?

Aru - 2011-08-22 18:42:04

*Wizja wkradła się niepostrzeżenie. W końcu był to sen, a śpiący umysł nie doszukał się niczego niesamowitego w drzewach czy gwieździstym niebie. A wrażenie spokoju i harmonii dawało mu spokój jakiego od dawna nie był w stanie zaznać. Zrelaksowany i rozluźniony... to był dobry sen dla niego. Mimo dziwnego drzewa, nie wyglądało ono zachęcająco, mimo wszystko strachu czy niepokoju nie budziło ono w nim.  Dopiero gdy usłyszał swoje imię i nazwisko, to już go poruszyło. Sen się skończył, a sam zabrak poderwał do pozycji siedzącej. Było jeszcze przed świtem, było to czuć w powietrzu i w braku odgłosów mieszkańców poza namiotem. Zabrak głęboki oddech wziął próbując uczepić się poszczególnych fragmentów snu czy też wizji. Czy kryła się tam jakaś wskazówka dotycząca lokalizacji... drzewa? Oddech miał spokojny, mimo gwałtownego przebudzenia czuł się wypoczęty. W ciszy i ostrożnie, wstał wraz ze swą podporą i wyszedł poza ciepły namiot na nieco chłodne powietrze. Tam też przed namiotem zatrzymał się, w milczeniu wpatrując się w drzewa i ich korony, oraz na niebo. W Mocy zaś otwarty był, z przyzwyczajenia niejako skanując otoczenie.*

Moc - 2011-08-22 18:48:59

W wizji nie było żadnych wskazówek odnośnie lokalizacji drzewa, jednak w jakiś sposób, najpewniej dzięki Mocy, Aru czuł, gdzie ma iść. Oglądając korony drzew instynktownie odnajdywał kierunek, którym powinien podążać, chociaż "skany" okolicy nie dostarczały praktycznie żadnych nowych informacji. W Mocy nie wyczuwało się niczego niezwykłego... mimo to gdzieś na granicy świadomości Aru znowu pojawiło się to wrażenie bliskości jakieś aury... to tak jakby cała planeta posiadała aurę częściowo naturalną a częściowo świadomego użytkownika Mocy.
W każdym razie Aru przeczuwał gdzie ma iść... głębiej w las pośród licznych konarów. Nie było tam żadnych ścieżek, wiec droga będzie długa i męcząca.

Aru - 2011-08-22 18:55:59

*Dziwne to wszystko było. W Mocy nic nie czuł właściwie innego niż zwykle.... ale podświadomość mu mówiła gdzie ma iść. Nie zastanawiał się wiele i ruszył w drogę. Czujny nadal, w końcu droga nieznana ta była, ale nie budził nikogo z wioski do asekuracji z dwóch powodów. Pierwszym było to, że broń dobrą miał, a drugim to to że Moc zwykle go prowadziła w miejsca nieprzyjemne lub przyciągała do niego nieprzyjemne zdarzenia... jeśli ma zostać rozszarpany to tylko on, a nie połowa wojowników wioski wraz z nim.*
*I tak, Aru w swoim tempie ruszył w las.  Mimo wszystko nie sprzeciwiający się "Woli Mocy" i zdający na to co ona mu podsuwała.*

Moc - 2011-08-22 19:02:40

Tym razem czarne myśli Aru nie miały racji bytu, bowiem im dalej w las tym aura stawała się spokojniejsza, czystsza, tak jakby nad całą okolicą czuwał jakiś dobry duch. Zwierzęta nie niepokoiły zabraka, jednakże uważnie mu się przyglądały. Właściwie to świadomość ciągłej obserwacji wciąż mu towarzyszyła, chociaż w pobliżu nie było nikogo, kto mógłby to robić w pełni świadomie i z premedytacją...
Tymczasem za oddalającym się zabrakiem las tak jakby gęstniał, wszelkie krzewy i korzenie zdawały się nagle wyrastać z pod ziemi lub się przemieszczać, tak by nikt go nie śledził... chociaż muehawi pewnie daliby sobie radę z obejściem tych nieprzewidzianych przeszkód.

Aru - 2011-08-22 19:09:52

*Gdyby nie to, że czuł uspokajającą aurę, to po odwróceniu się, widząc że okolica wygląda na bardziej zarośniętą, pewnie by wziął nogi/ę za pas i wrócił do wioski albo uznał że jest w jakimś transie i nawet bez nogi bez trudu omija roślinność. Nic nie wskazywało jednak na to, że coś mu grozi... z drugiej strony jednak ktoś mógł zastawiać na niego pułapkę... coś, albo ktoś. Czarne myśli mimo, że przygaszone dzięki przyjemnej aurze, nie mogły przestać wykazywać się manią prześladowczą jaka się u zabraka wytworzyła jakiś czas temu. Mimo wszystko nie zawrócił,a szedł dalej, przystając tylko na moment patrząc na jakiegoś zwierzaka za krzakami który i na niego się patrzył. *
Jestem pojebany.
*Szepnął krótko do siebie i ruszył dalej pozostawiając zwierza samego sobie. To chyba nawet był jakiś wyrośnięty gryzoń. Aru nie zawracał sobie głowy już analizą ewentualnego gatunku stworzenia, kontynuował swą wędrówkę idąc zgodnie z tym co podpowiadała mu intuicja. Skręcając tam gdzie powinien.

Moc - 2011-08-22 19:15:30

Tak więc powolny marsz trwał a minuty mijały powoli. Aru z każdym koślawym krokiem oddalał się od bezpiecznej wioski, jednakże aura spokoju nie znikała, tworząc swego rodzaju poczucie bezpieczeństwa. To tak jakby sama Moc szeptała zabrakowi do ucha, że wszystko będzie dobrze. Mało tego, sam las jakby mu pomagał, wskazując zdatne do przejścia miejsca. Mimo, że ścieżka mocno się wiła i nie biegła w linii prostej, to jednak w jakiś sposób była ona w miarę łatwa do przebycia, omijając po drodze wszelkie trudne odcinki.
W pewnym momencie na "radarze" Aru pojawiła się jakaś sporej wielkości istota a poranną cisze przerwał jej głośny ryk, podrywający do lotu okoliczne ptaki. Planeta powoli budziła się do życia...
Samo natężenie dziwnej aury rosło, a więc zabrak był już blisko.

Aru - 2011-08-22 19:24:19

* I Aru zawierzył Mocy. Uczono go przez całe życie by jej ufać i poddawać się jej. Tak też i zrobił. Szepty koiły jego obawy. Nawet ryk przeszywający nie zatrzymał go, ani nie spowolnił jego wędrówki. Czuł, że powoli zbliża się do swojego celu. Nadal sondował okolicę by wiedzieć co go czeka, nawet mimo tego, że zwierzęta go nie atakowały ani same nie wydawały się przed nim uciekać. Było bardzo... idyllicznie. Podobało mu się to.*

Moc - 2011-08-22 19:29:15

No i w końcu dotarł na miejsce, które jednak z idyllą miało niewiele wspólnego. Ot środek lasu, z boku jakieś śmierdzące bagienku, do którego wpada mały strumyk. Wsędzie latają wredne owady, ptaki siedzą sobie pośród konarów drzew, czasem zapolują na muchy, a gdzieś tam w oddali czaiły się większe zwierzęta.
I pośród tego typowego dla Dagobah obrazka znajdowało się owe tajemnicze drzewo. Rosło sobie spokojnie nad brzegiem bajora a część korzeni wpijało się łapczywie w strumyk wody. Jego wygląd nie różnił się zasadniczo od tego z wizji, teraz jedynie można było ocenić wielkość drzewa, a nie było ono szczególnie wysokie. Ledwie 8 metrów, mimo, że zdawało się bardzo stare. Starsze nawet od pozostałych, które były co najmniej trzykrotnie większe.

Aru - 2011-08-22 19:34:35

*Idylla idyllą nierówna. Dla kogoś mogło to być miejsce bardzo urokliwe i idealne by zrobić tu domek i sobie mieszkać. Dla Aru jednak idyllą była już prędzej dżungla przypominająca nieco Kaashyyk lub inne zalesione planety niż bagnisko.*
*I w końcu dotarł niejako do celu, chyba.  Rzucił okiem to na bagienko, to na strumyk wody, a w końcu na dziwne drzewo. Stare i jakoś nie pasujące tutaj. Z braku laku jednak to ku niemu się udał. W końcu to do niego został przez Moc poprowadzony, a w śnie to drzewo dominowało na samym końcu. Podszedł więc bliżej, by z bliska mu się przyjrzeć, lub lewą dłonią dotknąć kory i zbadać fakturę drewna za pośrednictwem dotyku. Oraz Mocy, koncentrując się jednak na tej roślinie.*

Moc - 2011-08-22 19:40:11

I wtedy Aru poczuł prawdziwą aurę tego drzewa i od razu pewnie się zorientował, że to ona towarzyszyła mu przez cały czas, chociaż w zdecydowanie bardziej przelotnej formie. Drzewo to w jakiś sposób łączyło się poprzez korzenie z całą okolicą i wpływało na nią poprzez dobroczynne działanie Mocy. Było ono jak latarnia pośród mroków nocy, rozświetlało ciemność, dawało ciepło i wytchnienie w podróży.
W pewnym momencie zabrak mógł poczuć coś jeszcze, głęboko skrywaną świadomość jak użytkownika Mocy, chociaż to było tylko drzewo.
Liście zaszeleściły jak poruszane wiatrem, chociaż takowego nie było. Gdzieś w oddali rozległ się szept podobny do tego z wizji, ale póki co niewyraźny.

Aru - 2011-08-22 19:48:38

*Mimo wszystko zabrak nie wydawał się być zdziwiony czując tą aurę.  Choć czy to aby na pewno drzewo było? Ciężko było mu to stwierdzić. Zdawało być się w pewnym sensie martwe, lub umierające. Uschnięte mimo wody. A jednak nadal było żywe i biła od niego energia życiowa.*
Nie jesteś zwykłym drzewem, prawda?
*Nie czuł się wcale dziwnie gadając do drzewa. Według snu, czy wizji... może zesłanej przez to czego teraz dotykał, ono już go znało. Oparł się o to drzewo wkrótce obiema rękoma. W prawej nadal trzymał prowizoryczną laskę, ale palcami opierał się o jego korę. Wodził palcami po drewnie, jak by głaszcząc je. Wysyłając w jego kierunku macki Mocy tak jak by chciał porozmawiać z innym, wyszkolonym, mocowładnym.*

Moc - 2011-08-22 19:54:34

- Co największą bronią Jedi jest?
Szum liści w końcu ułożył się w takie oto pytanie wypowiedziane w basicu, chociaż w tle słychać było kilka, jeśli nie kilkanaście innych języków, jednakże sens pytania pozostawał chyba ten sam.
Głos ten zdawał się dobiegać z otoczenia nie zaś z drzewa, które nadal trwało zawieszone w tym stanie co przedtem i nie reagowało na myślowe macki Mocy. Jednakże te działania przyniosły pewien niezamierzony efekt. Aru mógł się zorientować, że to drzewo nie umierało a jedynie pogrążone było w swego rodzaju hibernacji, mimo, że wszelkie procesy życiowe takie jak fotosynteza przebiegały sprawnie.
- Mądrością i dojrzałością wykaż się, a ujawnię się...
Kolejny szum liści znikąd i po raz kolejny instrukcja...

Aru - 2011-08-22 20:02:23

*I po słowach jakie usłyszał, bardziej układających się w jego głowie w język mu najbardziej odpowiadający, aczkolwiek i huttyjski handlowy w tym usłyszał wyraźnie, jeden z języków jakie jeszcze znał.... Po tych uznał, nieco się śmiejąc w duchu. Że Yoda nie powinien być ogrodnikiem bo rośliny przejmują jego styl wypowiadania się. W dziwny sposób ta cała sytuacja go rozbawiła. Aczkolwiek nie zaśmiał się,a jedynie uśmiechnął. Nadal o drzewo się opierał. Długo nad odpowiedzią się nie zastanawiał. Nie wnikał w to co w Kodeksie Jedi było, zdał się na własne serce. Odpowiedź szczera, w którą wierzył, padła po chwili.*
Umysł
*Dzięki niemu Jedi nie byli nieczuli na cudzą krzywdę, potrafili współczuć i nie postępować pochopnie. W umyśle tkwiła największa potęga, umożliwiająca Mocy wykorzystanie bez granic. Wiara umożliwiała dokonywania rzeczy "niemożliwych". Yoda był przykładem osoby gdzie powiedzenie "Wyższość umysłu nad materią" było trafnymi słowami. Odpowiedź zabraka była jego własną, nie myślał nad tym co by to "drzewo" uznało za słuszną odpowiedź.*

Moc - 2011-08-22 20:07:33

- Dooobrze...
Tym razem to nie szum liści przyniósł odpowiedź a jakiś głęboki pomruk w wnętrza drzewa, które nagle zaczęło się całe trząść, jakby miało się zaraz rozpaść po tylu latach. A może w swoim wnętrzu coś ono skrywało i tylko czekało na właściwą osobę?
Ziemia pod Aru nagle zaczęła się osuwać i będzie musiał prędko ratować się ucieczką, by nie wpaść do bajorka, podczas gdy drzewo zaczęło się poruszać, gubiąc liście i niszcząc ziemię wokół korzeni. A ostatnia rzeczą jaką Aru mógł poczuć będąc w kontakcie z korą była nagła eksplozja świadomości, tak jakby jego odpowiedź przerwała trans tej dziwacznej istoty lub po prostu "magicznego drzewa".

Missay - 2011-08-22 20:12:24

Skupiony na celu Aru pewnie nie wiedział, że od jakiegoś czasu ktoś za nim podąża. Ktoś o aurze już mu znanej. Missay. Widać obudziła się i zobaczywszy że go nie ma poszła po śladach. W końcu postawiła sobie za punkt honoru pilnowanie by nic mu się nie stało i miała zamiar wypełnić to nad wyraz wzorowo. A ten tak nieodpowiedzialnie, jej zdaniem, polazł sam do lasu. Skaranie z tymi heday.
Jej było łatwo się poruszać po tej planecie, w końcu robiła to od dziecka. Tak więc nadrobienie drogi względem jednonogiego Aru nie było wielkim wyczynem.
W efekcie zastała go przed drzewem i.. gadającego do niego? Co dziwniejsze drzewo odpowiedziało?
- Zahak?
Spytała podchodząc bliżej i wtedy ziemia zaczęła się osuwać. Prawie jakby na pojawienie się jej. Nie oceniała tego jednak tylko rzuciła się do przodu by złapać Aru. W końcu nie mogło być tak, żeby na jej oczach jakieś gadajace drzewo wrzuciło go do czeluści. A tak to wyglądalo z jej perspektywy.

Aru - 2011-08-22 20:14:07

*Gdy drzewo się trząść zaczęło ten opierać się na nim przestał, stając na ocalałej kończynie zachowując równowagę dopóki to się nie zaczęła ziemia pod nim osuwać. Wtedy to też Aru instynktownie wybił się na lewej nodze do tyłu, robiąc salto i rękoma odbijając się od ziemi by wylądować na stopie kawałek dalej i podeprzeć się od razu swoją laską..Niejako wpadł na Missay plecami się dodatkowo o jej dłonie opierając. Gapiąc się przy tym z szeroko rozwartymi złotymi oczyma, w półmroku blask emitującymi, na to co się przed nim działo. Cuda niewidy po prostu. Był nie mniej zdziwiony tym co widzi od samej Missay.*

Moc - 2011-08-22 20:23:07

Pomruki drzewa stawały się co raz głośniejsze, korzenie dotychczas głęboko schowane pod ziemią zaczęły przebijać się na wierzch, by ostatecznie zacząć się ze sobą łączyć i powolutku kurczyć. Szczelina w pniu drzewa zaczęła się pogłębiać aż w końcu niejako rozerwała ona strukturę drewna, przekształcając zwarty pień w dwie niby nogi. Tymczasem dwie gałęzie przypominające ręce zaczęły się również powoli kurczyć i opadać ku ziemi. Liście zwijały się w rulonik, tak jakby ktoś cofnął czas. Gałązki łączyły się ze sobą i kurczyły się, tworząc coś na kształt palców długiej dłoni. Pozostała część korony drzewa również zaczęła się kurczyć powoli i scalać ze sobą, tworząc zaczątek głowy tej dziwnej istoty.
I tak oto po kilku minutach pozornie zwykłe drzewo przekształciło się w mitologicznego wręcz drzewoluda... brakowało już tylko twarzy, która jakby na zawołanie zaczęła się wyłaniać z kory, a reszta "pnia" ulegała dalszemu przekształceniu, przybierając co raz to bardziej prawie-ludzki wygląd.
Tymczasem w Mocy co raz wyraźniej świeciła aura tej przedziwnej istoty. To coś nie miało złych zamiarów, emanowało za to wręcz spokojem i pogodą ducha.

Missay - 2011-08-22 20:28:20

Złapała go jakoś, ale i tak cofnęła się pod wpływem "zderzenia". Łapiąc objęła go na wysokości przepony i tak już została, patrząc zza niego na to co się działo. Zastanawiała się czy to już dobry moment by brać nogi za pas i co tutaj w ogóle się dzieje. Bo jeszcze jej przeszło przez myśl, że to może Zahak przekształca drzewo by przekazać wolę przodków. Zawsze znajdzie się wytłumaczenie, o ile to coś na nich nie ruszy. Bo wtedy Miss nie miała zamiaru czekać i patrzeć co będzie.
Była tak zaskoczona i wystraszona, że trzęsła się trochę, przyklejona do pleców Aru i nie była w stanie rozpoznać intencji dziwnej istoty.

Aru - 2011-08-24 17:36:50

*Zabrak zaś wpatrywał się w przekształcającego się neti, tak to musiał być neti, choć Aru do tej pory miał okazję na swoje oczy ujrzeć tylko jednego przedstawiciela tego tajemniczego gatunku, mistrzynię T'ra Saa. To i tak nie pomogło na początkowy szok zabraka, który świadkiem takiej przemiany by po raz pierwszy w swym bardzo krótkim życiu. A dla tego stworzenia nawet sto lat potencjalnego życia było mgnieniem.*
Nie bój się. On lub ono, nie zrobi nam krzywdy.
*Odparł po pewnym czasie, jak już twarz wykwitać zaczęła na powierzchni bardzo ruchliwego drzewa. Lewą dłonią sięgnął do tyłu by móc bok głowy Miss i jej włosy, pogłaskać by ją nieco uspokoić.*
Witaj.... rzadko ma się okazję być w oko w oko z żywą legendą i mitem, dla wielu ras.
*Zwrócił się w końcu do stworzenia którego sylwetka nadal się zmieniała. Wszystko kulturalnie i grzecznie w tak absurdalnej sytuacji. Nawet Miss musiała się zorientować, że jednak to nie jest sprawka Aru, a mają do czynienia z czymś o własnej woli.*

Moc - 2011-08-24 19:42:18

Rozległy się donośne pomruki netiego, który powoli przyjmował swoją ostateczną postać. Pojawiła się głowa, ukształtowała się twarz, zalśniły brązowe oczy o zielonych cętkach, które bystro zaczęły wpatrywać się w Aru i Missay. "Drzewo" wydało z siebie donośny pomruk, jakby wypróbowało swoje gardło, które nawiasem mówiąc od wieków nie było używane.
- Brrruuuurrrrmmm... dobrze jest się przebudzić po długim śnie... witajcie Aru i Missay. Obserwowałem was od jakiegoś czasu... o tak.
Neti, bo oczywiście nim było owo dziwne stworzenie, poruszył się powoli, rozciągając swoje "mięśnie" po tak długim śnie. Z ciekawością rozglądał się po otoczeniu, bo chociaż wszystko widywał w Mocy, to jednak dobrze jest czasem patrzeć oczyma.
Słysząc słowa zabraka, starożytna istota roześmiała się cicho, chociaż dla obserwatorów i tak to był donośny, tubalny dźwięk, jakby ktoś dmuchał w potężną trąbę lub róg.
- Legenda? To już doszło do tego, że moja rasa legendą się stała? Spałem zbyt długo...

Missay - 2011-08-26 10:10:25

Za nic nie chciała się odkleić od zabraka. I tak wielkim sukcesem było to, że jeszcze nie uciekła. Widać "ufała swemu bogu". Wyglądała zza niego przestraszona i nawet pogłaskanie nic nie dało. Dalej się trzęsła. Jej lud nie miał żadnych opowieści, które by do tego pasowały, więc całkiem nie wiedziała co się dzieje. A już w ogóle zrobiła wielkie oczy, gdy to coś się odezwało i znało jej imię.
- Zahak... jak to zna moje imię?
Spytała cicho, wcale nie uspokojona tym, że żywe drzewo (bo tym dla niej była ta istota) ich nie zaatakowało.

Aru - 2011-08-27 11:26:49

*Wydawał się być mniej zaskoczonym od Missay faktem, że neti zna ich imiona. Przecież wspominał, że ich od pewnego czasu obserwował. Mógł "usłyszeć" imiona, nic więcej.*
Widać usłyszał je.... i nie jest to żadne to, tylko Kto.
*Mruknął do kobiety, wzrok swój koncentrując na oczach netiego.*
T'ra Saa, znasz ją może? To jedyna z Twojego ludu z jaką miałem okazję się widzieć.
*Bo rozmową "Witaj Mistrzyni" to już nie można było tego nazwać niestety.*
Wracając jednak do kwestii imion. Masz jakieś z pewnością, prawda? Nas już znasz, my Ciebie nie bardzo...
*Była to delikatna, lub nie, sugestia że i on by się mógł przedstawić. Choć, można mu było to wybaczyć, zdawał się być dość ospały po tej przemianie.*

Moc - 2011-08-27 20:34:03

Początkowo neti oburzył się słysząc, że Missay określiła go jako "to", ale później dotarło do niego, że przecież to musiał być dla niej ogromny szok, więc jego gniewne pomruki szybko złagodniały. Oczy drzewoluda powoli przeniosły się na Aru a jego ciężkie, ospałe powieki powoli opadały i się podnosiły. Zabrak miał rację, bowiem po tak długim śnie neti jeszcze nie przebudził się w pełni.
- Tr'a Saa... Hmm... hmm... jako sadzonkę pamiętam ją... o tak... do Zakonu trafiła, tak?
Zapytał z nieco rozbudzoną ciekawością, gdyż dawno już nie miał żadnych wieści o kogoś ze swojego gatunku. Cóż, netianie nie należą do najliczniejszej rasy w Galaktyce.
- Brrruummrrr... moje imię? Dawno już go nie używałem, oj dawno. Jak to było...
Najwyraźniej neti nie pamiętał swojego imienia. Próbował sobie przypomnieć ale szło bardzo bardzo wolno.

Missay - 2011-08-30 09:40:24

- Kto?
Spytała zabraka nadal nie do końca ogarniając co się stało. Jeśli lądowania dżedajców przewróciły wierzenia jej plemienia niemalże do góry nogami, to jak miała odebrać chodzące i mówiące drzewo? To dopiero musiał być szok. Uchodziła za dzielną i samodzielną, ale nie odważyła się wyjść zza pleców Aru. Nadal przylegała do nich i patrzyła na dziwną istotę ponad jego ramieniem. Najlepszy dowód na to, że w jakiś sposób mu ufała i wierzyła, że ją obroni jeśli ta dziwna istota będzie agresywna.

Aru - 2011-08-31 10:21:33

Sama widzisz kto to jest.
*Mruknął do Miss nie dodając jednak "chodzące drzewo". Nie chciał na wstępie urazić tego stworzenia, które najwidoczniej miało jakiś cel w tym by się mu i Miss ujawniać.  Złote oczy Aru skrzyżowały się z jeszcze dziwniejszymi oczyma neti, wzroku jednak od tych ślepi nie odwracał.*
Tak, Tra'Saa jest obecnie Mistrzynią Jedi... albo była. Nie wiem czy przeżyła rozkaz 66.
*Odparł na słowa drzewoluda, na wieść o jego imieniu kręcąc tylko głową.*
Imiona nie są tak ważne... jeśli sobie nie przypomnisz to nic się nie stanie.

Moc - 2011-09-01 09:08:56

Neti jakiś swój cel miał, nie koniecznie taki, od którego zależałyby losy Galaktyki. Możliwe, że po prostu chciał się obudzić po latach, by się dowiedzieć co teraz się dzieje i pójść znowu spać... albo też sama osoba Aru go zainspirowała do przebudzenia się. Kto tam wie...
- Buurrraaarrr... jestem mistrzem Jedi rasy neti... imiona nie zdradzę jeszcze...
Nie zdradzi bo nie pamięta. Ciężko jest sobie coś przypomnieć po setkach lat snu, kiedy to świadomość ledwo co działała, będąc w dodatku połączona z całą planetą i jej ekosystemem. Ciężko jest odróżnić te dwie rzeczywistości. Ale przynajmniej dla Missay trochę sprostował to i owo. Przynajmniej trochę.
- Hmm... rozkaz 66? Co to? Jak długo spałem?
Mruknął neti i poruszył się nieznacznie, prostując i zginając nogi. Powoli wracało mu czucie w ciele. Musiał się rozruszać po prostu.

Missay - 2011-09-01 13:52:05

Niewiele rozumiała z tej rozmowy, która była dla niej całkowicie abstrakcyjna. Nawet nie do końca uznała jego wypowiedź, jako coś skierowanego do siebie. Czuła się... dziwnie. Rozmawiali o czymś, ona nie wiedziała o czym, stała i patrzyła tylko. W duchu rozważała to, ile tajemnic ma świat, i próbowała wszystko sobie poukładać. Szło jej to jednak dość topornie i wkrótce mogła zrezygnować z tych prób. Nadal jednak stała za Aru i zerkała ponad jego ramieniem. Nadal przyklejona do jego pleców i stale niespokojna.

Aru - 2011-09-01 18:34:54

Jesteś Jedi? Sądziłem, że... nieważne. Nic mi nie wiadomo o innym mistrzu Twej rasy.
*Brwi ze sobą się ściągnęły,a oczy zabraka zmrużyły. Zdecydowanie żadne imię prawdopodobne mu nie kołatało w pamięci. Możliwe, że imię tego osobnika przed nim znajdowało się i w archiwach oraz spisie Jedi, jednak pod datą sprzed wielu wieków conajmniej. A jeśli ten zniknął na tyle czasu mógł trafić do księgi zmarłych albo zaginionych.... Aru w końcu przerwać musiał próbę wyłapania ze swej pamięci jakiegoś imienia, mistrz sobie sam przypomni prędzej od Aru, który tej wiedzy może nie posiadać.*
Nie wiem jak długo spałeś. Ostatnią wojnę na pewno przegapiłeś. Oraz Czystkę Jedi. Zakon wplątał się w wojnę Republiki z Federacją Wolnych Systemów, kanclerz Palpatine okazał się być sithem w przebraniu i wykorzystał przeciwko Jedi ich własnych podwładnych. Wydał on właśnie rozkaz 66, większość Jedi tych czasów nie żyje, resztki zebrały się w ruinach świątyni na Ty....
*Miał już powiedzieć, że na Tythonie, wolał mimo wszystko tego jednak na razie nie ujawniać. Choć zapewne ten mistrz lokalizację planety znać mógł.*
Na jakiejś planecie. Reszta próbuje przetrwać przed Republiką przekształconą w Imperium.
*Dokończył, pokrótce opisując co się działo. Zapewne gdy już się neti oswoi i trochę bardziej rozbudzi to przekaże się to w skuteczniejszy sposób. Stworzenie przed zabrakiem zdawało się być ekspertem w mentalnych sztukach, z jego pomocą przekazać mu będzie można to co w umyśle Aru po wojnie zostało. Choć zabrak tego na pewno nie zaproponuje z obawy o to, że coś więcej neti zobaczy.*
On nie gryzie Miss. Jak by nam chciał zrobić krzywdę to najprawdopodobniej już byśmy ją odczuli.
*Mruknął jeszcze do Miss nadal klejącej się do jego pleców.*

Moc - 2011-09-03 15:13:17

Stary już jestem... bardzo stary. Lat nie liczyłem, lecz przyjacielem Odan-Urra byłem, jeśli to ci w czymś pomoże młody Jedi
Powiedział już wyraźniej, gdyż jego struny głosowe w końcu się przystosowały a trochę to trwało. Zbyt długo ich nie używał i stąd te wszystkie małe problemy komunikacyjne. "Mięśnie" netiego również zaczęły odzyskiwać dawną sprężystość, ale i tak nie można tego było porównać z jego latami młodzieńczymi... a co do wieku to miał gdzieś od czterech do pięciu tysięcy lat. Więc bił mistrza Yodę na głowę.
- Czystka Jedi? Wojna? Ostatnia wojna jaka pamiętam toczyła się z Nowym Imperium Sithów... a później Bractwem Ciemności... ale dzięki odwadze młodego Lorda Hotha Sithowie zostali zniszczeni... jakim sposobem teraz zniszczyli Zakon?
Cóż, przspał on ostatnie kilkaset lat i nie miał aktualnych informacji o sytuacji politycznej Galaktyki. Kanclerz Palpatine, Federacja Wolnych Systemów... to mu nic nie mówiło, z trudem przetrawiał informację o tym, że sithowie jakoś jednak przetrwali.
Zbyt długo spałem... zbyt długo...
Burknął jeszcze po czym w końcu się ruszył. O dziwo nie czynił tego w sposób ociężały, czy pokraczny. Przeszedł kilka kroków, po czym nagle zawrócił i znalazł się znowu przy małym kraterze z którego wyszedł.
Gdzieś to tu być musi

Missay - 2011-09-03 16:19:01

[Puszczam do odwołania]

Aru - 2011-09-03 16:25:39

Odan-Urr?
*Zabrak otworzył w tej samej chwili szerzej swoje oczy.*
Ten Odan? Archiwista zakonu, żyjący za czasów Nagi Sadowa, a potem i Exara Kuna? Z tego co mi wiadomo został on zabity przez tego drugiego gdy ten opiekował się tamtejszą biblioteką.
*W niczym ta informacja jednak mu nie pomogła. Jedynie dała jakiś pogląd na to jak wiekowe stworzenie przed nim stoi. Yoda przy nim był dziarskim młodzieńcem.*
Prosto zniszczyli... cierpliwe działanie i granie na dwa fronty. Kanclerz Palpatine czy też raczej Darth Sidious z jednej strony był politykiem w Senacie,a z drugiej kierował tworzeniem i poczynaniami najpierw Federacji Handlowej, a potem Wolnych Systemów. To.... długa historia i nadal wiele rzeczy jest dla mnie niejasne. Efekt końcowy jednak widać jak na dłoni. Imperium powstało, Jedi zostali oskarżeni o zdradę i są obecnie zwierzyną łowną Galaktyki. Wybraniec okazał się być tym kto równowagę Mocy zburzy do reszty, pomagając Imperatorowi. Anakin Skywalker nie żyje, teraz nazywa siebie Lordem Vaderem. Zawsze wydawał mi się być aroganckim bubkiem, ale nigdy nie sądziłem, że będzie on zdolny przylecieć do świątyni na Coruscant i wyżynać dzieci!
*Mimo tego wszystkiego co w Zakonie mu się nie podobało, było dla niego sprzecznego z tym co sobą ten twór reprezentować powinien to bolało go to co spotkało istoty winne tylko tego, że znalazły się w świątyni. W miejscu które miało im dać możliwość poznawania Galaktyki, a okazało się być tylko grobowcem.*
Kenobi źle postąpił pozostawiając go żywego.
*Dodał spoglądając na poczynania chodzącej skamieliny, czyli wiekowego mistrza. Nic na temat tego czego szukał nie odpowiedział, jedynie postąpił kilka kroków bliżej dziury jaka pozostała w ziemi po wyjściu Netiego z Miss przy sobie najpewniej. W sumie do tej pory Aru nie miał okazji oglądać mężczyzny tego gatunku.... jeśli można powiedzieć, że mężczyzn neti posiadają. Ale Tra' Saa była kobietą... jak by miał wybierać wolał by zobaczyć ją nagą, ale patrząc na to pod kontem poznawczym to i goły pan mistrz też był obiektem interesującym.*

Moc - 2011-09-03 16:31:48

Ossus
Burknął tylko i zabrał się do kopania w miejscu, gdzie jeszcze niedawno spokojnie sobie rósł. Wyraźne czegoś szukał, najwyraźniej ukrył w tym miejscu jakieś ważne dla niego przedmioty. Ale słuchał wywodów Aru bardzo uważnie.
Chaotycznie mówisz... nazwy, osoby, wydarzenia. Chaos, chaos, chaos... Nie ma chaosu, jest harmonia. Umysł wycisz bo nic nie rozumiem
Odpowiedział neti zajęty poszukiwaniami. Aru chyba zapominał, że ten spał tak długo, że wspominanie o Federacji, wybrańcu, Palpatinie, Imperium, wojnie itp mija się z celem, bo to dla jego rozmówcy była całkowita abstrakcja, wyrwana z kontekstu, niezrozumiana. Żeby wszystko wyjaśnić to zabrak by musiał kilka godzin spędzić na streszczaniu wydarzeń z ostatnich kilku wieków, a przynajmniej dziesięcioleci.
Jest! Mam!
W końcu neti przestał grzebać w ziemi i wydobył z niej jakiś zabrudzony przedmiot, coś na kształt jakieś kulki błota, ale najwyraźniej to coś było bardzo cenne dla wiekowego Jedi.

Aru - 2011-09-03 17:21:43

*Tym razem jednak za ponowną próbę poinformowania netiego o tym co się dzieje, nie porywał się. Zbył jego prośbę milczeniem, przynamniej w tej chwili nie ponawiając kolejnej próby. Odezwał się dopiero wtedy gdy neti znalazł to na czym mu tak zależało.*
Dobrze, że go żadne podziemne stworzenia nie zeżarły.
*Odparł patrząc na kulkę błota. Niczego specjalnego w niej nie widział, ale musiała oblepiać coś ważnego dla starego Jedi. Pamiątka po kimś? Chociaż w Mocy nie wiadomo jak znalezisko się prezentowało..*

Moc - 2011-09-03 17:38:35

- Chroniony był... wielki skarb, o tak. Największy i najcenniejszy jaki mam...
Wymruczał neti, obracając w dłoni ową kulkę błota. Pod wierzchnią warstwą świeżego i mokrego brudu znajdowała się kolejna, zaschnięta już glina złączona ze strzępkami starej szaty, które wspólnie tworzyły coś w rodzaju kokonu ochronnego. Dodatkowo przedmiot musiał być chroniony Mocą, gdyż aura była bardzo podobna do tej, którą roztaczał wokół siebie neti.
Wiekowy Jedi zaczął zbliżać się do nich powolnymi krokami. Generalnie rzecz biorąc był nagi, ale nie widać było oznak płciowości, w końcu był zmiennokształtnym drzewem, nie rozmnażał się tak jak inne rasy organiczne. Narządy rozrodcze były więc gdzieś ukryte i Aru ciekawości nie zaspokoi.
- Hmm... co robisz tutaj? Ukrywasz się? Pomocy szukasz? A może własnej ścieżki w życiu? Szary w Mocy jesteś... nieokreślony, zmienny, niestały... Ale echa Jedi w tobie czuję... kim jesteś Aru?
Zapytał, wpatrując się w oczy zabraka bardzo intensywnie, jakby chciał się przewiercić przez nie do jego duszy. To przeszywające spojrzenie było bardzo podobne do tego używanego przez Yodę, gdy ten nakrywał kogoś na jakimś kłamstwie i chciał przekonać tego osobnika do powiedzenia prawdy.

Aru - 2011-09-03 18:25:43

*I sposoby ochrony przedmiotu zainteresowanie zabraka wzbudziły bezsprzecznie. Czyżby to mógł być holokron? Jedynie to mu przychodziło na myśl jeśli brać pod uwagę cenną rzecz dla Jedi. Może po prostu był to przedmiot o wartości sentymentalnej? Przypomnienie dawnego przyjaciela? Różne rzeczy mogą być cenne dla innego stworzenia, pozornie nic nie warte. Sam drzewiec okazał się być jednak przykładem na to, że im ktoś starszy tym bardziej "Yodowato" się wypowiada. Byłoby to dość komiczne gdyby nie jego pytanie.. pytania.*
Przybyłem tu w prozaicznym celu, dla tutejszego ziela. Doskonale koi umysł.
*Była to roślinka służąca do relaksu, ale jak mógł się zabrak przekonać po swej pierwszej wizycie na planecie, pozwalała ona wyciszyć się podczas medytacji nawet bardzo wzburzonym umysłom, odrobina którą ze sobą miał pomogła mu przetrwać Jaabim, no do czasu aż nie dostał odłamkiem po wysadzonym w łeb,a potem obudził się w szpitalu jako jeden z trójki Jedi jacy tam przeżyli.*
Sam bym chciał to wiedzieć, Mistrzu.
*Odparł w końcu po dłuższym milczeniu na ostatnie pytanie stworzenia. Zwalczył w sobie chęć odwrócenia wzroku od spojrzenia netiego. Złote oczy o białkach poprzecinanych nielicznymi czarnymi żyłkami nie mrugnęły nawet.*

Moc - 2011-09-03 18:41:34

Aru póki co nie dowie się co skrywa tajemnicza kulka błota i szmat, może wkrótce pozna tą tajemnicę. Na razie jednak znajdowała się ona bezpiecznie w rękach netiego, który zaciskał swe palce na tym przedmiocie, jakby bał się go utracić.
- Zaciemnia, nie koi... pozwala ci uciec od problemów, ale ich nie rozwiązuje. Może pora spojrzeć prawdzie w oczy? Że jesteś słabeuszem i tchórzem?
Stary Jedi nieco naskoczył na Aru, mrużąc przy tym oczy. Chyba tylko tego brakowało zabrakowi do pełni szczęścia, zrzędliwe stare drzewo, które będzie mu wypominać błędy przeszłości...
Neti pokręcił głową i spojrzał na dłoń skrywającą jakąś tajemnicę. Wymruczał coś po swojemu, w języku swojej rasy a przypominało to dla postronnego zwyczajny odgłos lasu, szum liści, skrzypienie konarów itp.
- Szukasz swojej drogi czy przed nią uciekasz, co?
Wzrok znowu przeniósł na oczy zabraka i dalej uparcie się w nie wpatrywał. Missay póki co nieszczęśliwie ignorował. Póki co, na nią też pora przyjdzie.

Aru - 2011-09-03 18:53:25

*Missay chyba mogła się w tej chwili czuć dobrze. Kto wie co jej neti wytykać będzie? Tego zabrak nie wiedział i nie sądził by miał jej co wytykać. Proste ludy mają proste problemy i nie mają takich kłopotów w kwestii dobra czy zła. Im wyższa "cywilizacja" tym większy burdel w psychice i moralności ona robi. Efekt takiego burdelu bez nogi właśnie stał i rozmawiał z kimś kto parę minut temu był krzakiem.*
I zdrajcą, nie zapominaj o tym.
*Dodał po słowach starego jedi nie negując w cale jego poprzedniej wypowiedzi.*
Nie wiem, dobra? Wydaje mi się, że szukam swojej drogi, sposobu by poznać siebie, po to między innymi udałem się na Felucię... ale z drugiej strony uciekam też przed światem i wszystkimi. Pojawiłem się na Aldeeran na chwilę by odetchnąć, pobyć z innymi stworzeniami, a jedyne co zrobiłem to sprowadziłem tam swoich wrogów i skrzywdziłem mych dobroczyńców.
*I dlatego zwlekał z odlotem z tej planety, z wizytą u Edwarda. Choć nie zdawał sobie sprawy z tego jak ten mógł by go potrzebować w tym czasie we własnych ciężkich chwilach. Ale w sumie, dlaczego by ktoś kto do niedawna uważał się za droida mógł by chcieć się przyjaźnić z kimś takim jak zabrak?*

Moc - 2011-09-03 19:08:01

- A w sercu jesteś zdrajcą?
Zapytał neti i podszedł do Aru  cap. Nieco sękatym paluchem wolnej dłoni stuknął Aru w klatkę piersiową, bo znajdował się już praktycznie przy zabraku. A gest ten był łatwy do zinterpretowania... oskarżenie.
- Ha... wydaje mi się, wydaje mi się. Nie ma czegoś takiego jak "wydaje mi się". To nie jest odpowiedź, to ucieczka. Albo wiesz, albo nie wiesz, nie ma drogi po środku. Młodziki... pozjadali wszystkie rozumy... szukać siebie. Poznać siebie. Albo wiesz kim jesteś albo jesteś nikim.
I kolejny raz neti postukał Aru w klatkę piersiową, a jego brązowe oczy zalśniły dawnym blaskiem zdradzającym energię i siłę, której nikt by się nie spodziewał.
- Ach i co, uciekłeś z Aldeeran, tak? Problemy pozostawiając za sobą, zioła szukasz, tak? KIM JESTEŚ ARU?
Zapytał nieco ostrzej i po raz trzeci wbił palec w pierś zabraka, tym razem mocniej i boleśniej.

Aru - 2011-09-04 11:16:49

*Na pierwsze pytanie nie odpowiedział, nie odsunął się też od stworzenia dźgającego go twardym palcem. Aczkolwiek wzrok na moment na palcu zawiesił wracając oczyma w miejsce poprzednie czyli w oczy netiego. Milczał, oczy nieznacznie zmrużył i brew ściągnął. W Mocy emocji, o dziwo, żadnych jego czuć nie było. Zimna pustka, żadnego gniewu, rezygnacji, żadnych prób maskowania się w Mocy co i tak byłoby zbędne w tym wypadku. Stukany palcem wydawał się być w tej chwili albo rzeźbą z szarego nieco kamienia albo wypchanym zabrakiem. Nie drgnął nawet, jedynie zamrugał. Uporczywie milczącym posągiem. W końcu gdy już zdawać się by mogło, że nie odpowie , z ust jego wydobyło się ciche aczkolwiek przeszywające powietrze słowa.*
Egoistą.
* W myślach jego zaś pojawił się obraz Sabiny zostawionej na Aldeeran, ile mniej kłopotów by mogła mieć gdyby on grzecznie został w jej piwnicy i oddał się w ręce szturmowców bez walki?*
Hipokrytą.
*Sam wytykał zakonowi błędy i odejście instytucji od tego czym miała być, a on sam zrobił co? Sam siebie w większej mierze zniszczył niż Nemedis czy Wojna.*
Kimś kto pomagając jednej osobie, sprowadza nieszczęścia na wiele innych.
*Jenie niejako pomógł zdradzając lokalizację Stacji Nebuli, ale przy tym skrzywdził wielu nadal niewinnych mieszkańców stacji, a nawet jeśli i większość z nich niewinna nie była to nadal były to stworzenia żywe, omylne i pełne wad. Kto wie ilu ich było takich jak... on?*

Moc - 2011-09-04 19:46:53

Neti był już pewien, że zabrak nie odpowie, że jest niezdolny do zrobienia sobie szybkiego rachunku sumienia. Ale zdziwił się, gdy się okazało, że jednak to potrafi. Zmrużył więc oczy w wyrazie pełnym podejrzliwości, zasłaniając tym samym większość zielonkawych plamek otaczających brązową tęczówkę.
- I co, podoba ci się swój własny wizerunek? Takiego wypierdka Galaktycznej społeczności, którego nikt nie chce?
Zapytał już trochę spokojniejszym tonem neti, zapewne tylko zgadując, że Aru był raczej nielubiany w wielu kręgach. A może to wiedział? Wyczytał gdzieś między wierszami albo po prostu zajrzał wgłąb jego duszy?
- A może chcesz to jakoś zmienić, co? Ale bez drogi na skróty, bo coś mi się zdaje, że i w te rejony zabłądziłeś
Jedi wskazał sękatym palcem na oczy Aru, które zdradzały jego przygody z Ciemną Stroną, wiadomy znak skażenia.

Aru - 2011-09-04 21:36:07

*I znowu milczenie spotkało się z netim. Zabrak widać nie zamierzał mu odpowiedzieć, a przynajmniej na kwestie jego pytań dotyczących tego, że nikt go nie chce. Bo tego nie był pewien. ED go niby zapraszał, ale raczej wielkich rzeczy po takim zaproszeniu się on nie spodziewał. A co do reszty to neti nie musiał mu nawet do głowy zaglądać! Wystarczyło spojrzeć poniżej kolan zabraka. Jeśli by nie był wypierdkiem leżał by właśnie w szpitalu albo już wypróbowywał nową protezę.*
Nie chcę tego zmieniać.
*I ta odpowiedź mogła zaskoczyć netiego. Choć, dalsze słowa może wyjaśnią czemu...*
Jeśli znajdę kogoś kto mnie zechce to go skrzywdzę. Dopadną go moi wrogowie.
*"Albo sam go skrzywdzę bez pomocy z zewnątrz"- to już dodał w myślach. Bał się. Zwyczajnie w świecie się bał. Nie chciał sprowadzać na kolejne osoby cierpienia.*

Moc - 2011-09-05 13:32:57

- Ha! To nie szukasz własnej drogi tylko miejsca do ukrycia się, gdzie będziesz mógł sobie w spokoju popalać zioło. Mizerna z ciebie istota... I ty kiedyś nazywałeś siebie Jedi?
Neti nie krył rozczarowania. Po raz pierwszy od setek lat spotkał jakiegoś mocowładnego, który spędził na Dagobah więcej czasu i który go zbudził, a tu takie coś. Po prostu jedno wielkie rozczarowanie. A już kolejne słowa zabraka całkiem go pogrążyły w oczach mistrza Jedi.
- Jeśli inni Jedi byli tacy jak ty to nie dziwię się, że jeden Sith tak łatwo ich zniszczył. Brak woli walki, brak odpowiedzialności za swoje czyny. Brak woli życia... ty nie żyjesz, ty egzystujesz jak nędzny robak
To już chyba zasadniczo kończyło rozmowę. Tak więc neti nie znalazł nikogo wartego nauczania, komu mógłby przekazać swoją wiedzę i swój skarb. Po prostu się odwrócił i odszedł kawałek, zastanawiając się co teraz począć? Znowu zapaść w hibernacją?

Aru - 2011-09-05 15:08:41

*Nie zrozumieli się, milczenie i odpowiedź neti chyba dopasował do wszystkich swoich słów. Nie satysfakcjonowała by go jakaś wegetacja i chowanie się po planetach na których nic nie ma. Jak już coś zrobi z brakami w swych kończynach, uda się w dalszą podróż lub zbierze pieniądze dla Sabiny. Chociaż w ten sposób chciał by zapłacić za wszelkie zniszczenia jakich dokonał. Krzywd niematerialnych odpłacić nie mógł, ale chociaż sama kobieta będzie się mogła na nim wyżyć, wykrzyczeć mu w twarz wszystko co jej leży na duszy. A potem... kto wie? W ręce Imperialnych się nie odda w ramach karania siebie, Imperium nie trzeba kolejnych rozdmuchanych sukcesów, ale może od Takena wyciągnie koordynaty na Tython i... i tam już Rada zadecyduje co z nim zrobić.*
Nawet mnie nie znasz, panie. Wnioskujesz na podstawie tych kilku słów jakie zamieniliśmy i tych ochłapów jakie pewnie już podejrzałeś w moim umyśle. Do tej pory sam gnieździłeś się na planecie na uboczu, robiąc za część flory i nie interesując się zupełnie tym co dzieje się w Galaktyce. Może Ty byś się zorientował w porę, że Wybraniec który miał zaprowadzić równowagę w Mocy, w rzeczywistości został już urobiony przez kanclerza i uniemożliwił zabicie osłabionego sitha.
*Nadal mimo wszystko mówił ze spokojem. Nie dotknęło go,albo tego nie ukazywał co powiedział jakiś obcy mu zupełnie Jedi, który sam jako sadzonka miał głęboko między korzeniami to co się dzieje gdzie indziej zajmując się swoimi sprawami.*
Jeśli mnie brakuje woli życia to nie wiem czemu jeszcze żyję. Powinienem dawno oddać się w ręce Imperialnych albo własnym mieczem pozbawić się życia....
*Aru zaczynał dochodzić do wniosku, że celem jego życia jest chyba właśnie to. Rozczarowywanie innych, choćby i sadzonek, które same nie zauważały, że jak na razie wegetują i to  dosłownie.*
Może jestem szaleńcem, że nie chcę odwiedzić nawet przyjaciół zapraszających mnie do siebie by nie sprowadzić na nich moich wrogów, Imperium czy meteoru, ale jeśli mnie kiedykolwiek wezwą wzywając pomocy, udam się tam choćbym był bez nóg i bez rąk!
*Rzucił w stronę, teraz już pleców, netiego. *
Nie podoba mi się czym się stałem, staram się naprawić co zniszczyli inni i ja sam, ale zrobię to sam! Nie narażając przy tym innych na własnych wrogów i samego siebie!
*Już gdy wykrzyczał te słowa zdał sobie sprawę z jednego. Sam tego nie zrobi. Nie będzie w stanie, jedynie uczyni z siebie odludka i szaleńca, który wszędzie widzi wrogów.*

Moc - 2011-09-06 18:56:19

- Te "ochłapy" jak je nazywasz to twoja własna opinia o sobie. Subiektywna bo subiektywna, ale zdradza twój stan psychiczny oraz to kim jesteś.
Neti odwrócił się i powolnym krokiem doczłapał do Aru i zmierzył go uważnym spojrzeniem. Zabrak sam sobie był winien, sam się ocenił jako istotę bez żadnej wartości, która w dodatku nie chce nic zmienić. Całą historię trzeba znać, by zrozumieć motywy Aru, a na tym póki co mu nie zależało.
Mistrz Jedi dźgnął po raz kolejny palcem zabraka w oskarżycielskim geście.
- Sam? Sam?! Wiesz co ty sam możesz zrobić? Co najwyżej pierdnąć szaleńcze. We łbie ci się pomieszało. Byłeś Jedi? Czego uczył zawsze Zakon? W jedności siła! Chyba, że wszystko się zmieniło przez te lata. Najpierw ględzisz o tym jaki to ty pokrzywdzony przez los i jakie to nieszczęścia sprowadzasz na przyjaciół a potem, że chcesz naprawiać świat, jak sam siebie naprawić nie umiesz. Zajmij się sobą gówniarzu i przestań tu płakać. Tracę tylko czas...
Odwrócił się i zaczął odchodzić. Neti miał nadzieję ,że trafił na kogoś odpowiedniego, ale Aru to był wrak który sam siebie nie potrafił poskładać do kupy. A stary mistrz Jedi nie miał aż tyle czasu by czekać na nagła przemianę zabraka. Jego motywacje pozostawały też nieznane, ale jedno już Aru mógł na odchodnym zobaczyć. Kulista skorupka została zniszczona przez palce netiego, ukazując ukryty skarb - połyskujący zielonkawym światłem dwunastościan foremny - holocron równie stary co jego opiekun, może i starszy.

Aru - 2011-09-08 20:16:02

*Widać Jedi był znacznie lepszy w kwestii "sztuczek" mentalnych skoro jednak zabrak nie wyczuł absolutnie niczego a ten aż tyle ujrzeć zdołał. Aru sądził, że "cichaczem" netiemu udało się tylko fragmenty, ochłapy wydobyć.... albo po prostu neti jednak nie do końca się przebudził lub jest typem który lubi nad interpretować.*
Wrócę tu gdy już sobie poradzę sam ze sobą, z pomocą innych.
*Odparł tylko gdy neti po swej przemowie odwrócił się do niego swymi plecami. Cóż, poza ogólnym ocenieniem przez Aru jako... mniejsza z tym. Poza oceną taką,a nie inną neti przynajmniej skłonił Aru by ten albo pomocy poszukał albo jej zwyczajnie nie odrzucał ze strachu zarówno przed krzywdą innych jak i swoją. I tak też zabrak odwrócił się chwilę po netim i ruszył w stronę przeciwną do niego, nie zauważył holokronu, zamierza wrócić nie dla jakiejś nagrody a po to by zwyczajnie udowodnić sobie i tej chodzącej skamielinie, że nie jest nikim.*

//co by nie przedłużać teraz podsumowanie się pojawi//

Moc - 2011-09-10 15:59:44

Istniała jeszcze opcja, że Aru po prostu bardzo źle wypadł w oczach netiego, bo jednak fragmenty wyczytane z umysłu zabraka w połączeniu z jego własnymi słowami raczej nie przedstawiały go w zbyt korzystnym świetle.
Na ostatnie słowa Aru neti już nie odpowiedział tylko zniknął gdzieś w lesie, szukając jakiegoś tymczasowego schronienia, gdzie mógłby pomedytować i poszukać odpowiedzi na nurtujące go zagadnienia. Bo chaotyczne opisy Aru sprawiły tylko, że pojawiło się jeszcze więcej pytań.
Tak więc wiekowy mistrz Jedi zniknął z pola widzenia jak również i pola postrzegania w Mocy, po prostu rozpłynął się gdzieś, chociaż dalej czuć było echa jego obecności we florze planety.

Missay - 2011-09-11 18:17:45

Po tym nietypowym spotkaniu Miss miała mnóstwo pytań do Aru, który jednak najwyraźniej zaprzątnięty swoimi sprawami nie był zbyt chętny do rozmów. Prawie w milczeniu wrócili do wioski, gdzie zabrak mógł odpocząć i przemyśleć rozmowę, a Missay porozmawiać z ojcem na temat tego, czego była świadkiem.
W końcu nieuniknione było to, że Aru chciał opuścić planetę. Plemię zaoferowało mu prowiant i ziele, z czego zgodził się jedynie na ziele by nie nadwyrężać zapasów wioski.
Może przez roztargnienie, a może za sprawą duchów losu, w które nie wierzył, nieopatrznie nie domknął wejścia do statku nim postanowił poderwać pojazd. To, że Miss nie odpuści było łatwe do przewidzenia, podobnie jak to że ruszy jego śladem. I zdarzyło się tak, że wykorzystała okazję i ukryła się na statku.
Przy starcie boleśnie odczuła swój wybór, lecz nie żałowała. W końcu ruszała poznać świat bogów...


Zezwolenie na podsumowanie otrzymane od MG.

Hakon - 2011-10-03 13:17:45

*czas mija bardzo szybko. Hakon niespełna dobę temu dowiedział się o misji, teraz podchodził do lądowania na bagnistej planecie, wioząc na pokładzie siebie, swój ekwipunek pomocny w przetrwaniu w tym nieprzyjemnym miejscu, i obrażonego droida astromecha, który niewiele się „odzywał”. Hakon z jednej strony był rad, bo jednak – porównania do Eda choć niesłuszne, często się pojawiały.
Jedi miał problemy z lądowaniem. Pilotem był słabym, a tutaj brak było dogodnych miejsc. Na szczęście dostał statek który częściowo przystosowano do lądowania w gąszczu – przypominał trochę wsze, był wysoki, ale cienki…*

Moc - 2011-10-03 13:22:46

Astromech rzeczywiście był obrażony, bo mistrz Jedi opiekujący się systemami Świątyni po prostu się go pozbył, nazywając go irytującą kupą kabli (nie lubili się z wzajemnością). Tak więc R4-C5, bo takie było oznaczenie małego droida, znalazł się na tym statku i nie wiedział nic, a do Hakona nie odzywał się, bo to był też Jedi. A że nie miał on od dłuższego czasu czyszczonej pamięci, no to troszkę świrował.
No ale teraz musiał interweniować, bo widział, że barabel sobie nie radzi i jeszcze się rozbiją. A to nie było astromechowi na rękę, więc dopchał się do głównej konsoli, uruchomił zatrzaski magnetyczne na wszelki wypadek, podłączył się do komputera no i przejął część obowiązków pilota i nawigatora.
- {Pilnuj sterów przerośnięta jaszczurko bo się rozbijemy a pływać nie umiem}
Wypiszczał droid w binarnym, nie wiedząc, czy Hakon go rozumie czy nie.

Hakon - 2011-10-03 13:37:30

*Hakon nie rozumiał, ale skoro droid już się podpiął, to prawdopodobnie komputer statku tłumaczył i Hakonowi wyświetlał*
To się świetnie składa, bo ja nie umiem za bardzo pilotowac, ale za to świetnie pływam *Uśmiechnął się do droida i dalej robił swoje, czyli robił to tak, jak potrafił, po prostu. Był to stres, bo Hakon nie był dobrym pilotem, ale tez nie był taką ofiara, by s9ię rozbić… no, może nie rozbić na śmierć…*

Moc - 2011-10-03 13:44:31

- {Czym mnie jeszcze los ukarze? Jedi nie umiejący pilotować, litości}
Komputer znowu przetłumaczył nieco złośliwą odzywkę droida, no ale trzeba się przyzwyczaić, a Hakon umiał sobie radzić z trudnymi przypadkami. Chociaż w przypadku R4-C5 to będzie trochę trudne, bo to 100% droid z nieco wykształconym charakterkiem, powstałym na skutek zaniedbania regularnego czyszczenia pamięci. Ale przynajmniej umiał w miarę dobrze pilotować, więc skierował ich frachtowiec w stronę podanych przez mistrza Yodę koordynatów. Maszyną trochę trzęsło, jak łatwo się domyślić, a mgła za iluminatorami uniemożliwiała dojrzenie powierzchni, ale skanery na szczęście działały w miarę sprawnie, więc szybko na miejsce dolecieli i udało im się bezpiecznie wylądować, w sąsiedztwie potężnych drzew, krzaczorów i bajora.
- {A teraz podziękowania dla dzielnego droida panie "dżedaj". Uratowałem ci łuskowy tyłek}

Hakon - 2011-10-03 13:54:04

*W koncu osiedli. Tak… zdecydowanie osiedli. Statek „leżał” na podłożu. Hakon położył płasko dłonie na pulpicie, pozwalając pogasnąć kontrolkom, i nasłuchiwał. Tak, to Dagobah. Wstał i zbliżył się do droida, którego poklepał z boku po „kopułce”. Astromech wydał mu się taki… dziwnie malutki, wręcz minimalny… Zabrakło mu tego chemicznego oddechu i przytłaczającej ogromem sylwety spokojnego, cierpliwego durastalowego kolosa na którym można się oprzeć i odpłynąć. Aż się zaśmiał do siebie, kiedy szukał Eda w R4*
Dziękuje, dzielny droidzie *No i proszę, podziękował. Pogłaskał, po czym udal się na tyły statku*
Teraz pójdę pobiegać po bagnach zgodnie z życzeniem Mistrza Yody, a  Ty, mały bohaterze będziesz musiał tu zostać i cieszyć się chwilą, kiedy nie ma z tobą tych wrednych, uprzykrzonych dżedajców którzy cie tylko wkurzają
*Jedi wszedł do „ładowni”, czyli tego miejsca które nie było sterówką, i zaczął nakładać na siebie elementy ubranka chroniącego przed przeciekaniem wody. nie chciał mieć po pięciu minutach bajora w butach, bo to niewygodne i można złapać katar.*

Moc - 2011-10-03 14:02:03

No astromech jak to astromech, malutki, bryłkowaty, z kopułką zamiast normalnej głowy, zdecydowanie imponująco nie wyglądał. Nawet w porównaniu do zwykłego droida protokolarnego a co dopiero przy kimś tak wielkim jak Ed (którego nawiasem mówiąc też nie lubił. Widywał go na Tythonie, ale z daleka i R4 irytowało to jego "mizianie" się z innymi, bo że to nie droid to nie wiedział).
- {No w końcu któryś pacan docenił moje niezrównane umiejętności}
Zagwizdał, wtyczkę schował, magnetyczne zatrzaski wyłączył i sru, jazda za Hakonem, by go popilnować. Bo każdy droid wie, że Jedi to takie duże dzieci i trzeba ich pilnować, bo narobią sobie problemów.
- {Nie utoń jaszczurko bo mi się oberwie za to, że cię nie pilnowałem. Apteczkę bierz i środek na komary! I jeszcze wodę, bo ta ma dziwny skład i pewnie śmierdzi! I jedzenie!}
No i nawijał non-stop w binarnym, jeżdżąc za Hakonem i nie dając mu spokoju. A jak barabel o czymś zapomniał, to używając chwytaków mu to podawał. Ale na bagno pchać się nie będzie, utonie tam jak nic.

Hakon - 2011-10-03 14:11:31

*teraz już, bez komputera – nie rozumiał. nie mógł tez zagłębić się w myśli tego oto „cudu”, bo on nie miał mózgu. Miał procesor, a  to nie to samo.
Jednak mimo to prowadził „rozmowę”*
Dobrze, dziękuje ze się tak o mnie troszczysz *odpowiadał raz po raz w ten lub podobny sposób. I nie spieszył się, przez co astromech mógł mu przeszkadzać na tyle długo, by kiedy jedi wyjdzie, czuć satysfakcję lub nawet lekki przesyt.
Hakon miał lekki problem z uładzeniem myśli i uczuć. Dagobah miało nieprzyjemną, mroczną aurę, wywołującą takie… niespokojne drganie, napięcie. Nie chciał tu medytować. W tej chwili odwrócenie uwagi dropiem było pomocne. Później – będzie musiał znaleźć inny sposób, by ujednolicić dusze i ciało, uspokoić się i odszukać ten kanał mocy, z którym był kompatybilny.*
Bardzo dziękuje. Ja też mam dla ciebie prezent, zaczekaj *Odparł kiedy droid podał mu środek na komary. Ten oczywiście odebrał, schował w kieszeń na udzie. Ze swojej „osobistej” torby wydobył coś w kształcie sakwy, pogmerał w  niej i w końcu wyjął małą naklejkę którą pokazał astromechowi. Była na niej niebieska błyskawica. Miał ją z batona, czekolady czy innego łakocia, bo te były jego małą słabością. W niektórych były właśnie takie „gratisy”*
Chcesz? Będziesz ładnie wyglądał. W sam raz na bohatera

Moc - 2011-10-03 14:18:33

Skoro nie był odganiany no to obsiadł Hakona i cały czas się kręcił w pobliżu, popiskując jak szalony, a że go nie rozumiał (zorientował się dosyć szybko) to co jakiś czas biednego, nieświadomego barabela obrażał, ale nie tak bardzo jak poprzedniego Jedi. Ale i tak troszkę natrętny był i pewnie irytujący.
- {Prezent? Jaki prezent?}
Rozpiszczał się zadowolony i bujał się z jednej nogi na drugą, czekając aż coś dostanie, ale gdy zobaczył naklejkę to aż go zamurowało. Tego to się nie spodziewał.
- {A co ja, niedorozwinięty jestem? Sam se to naklej na czoło i wyglądaj jak bohater!}
Zapiszczał gniewnie, kółeczka aktywowane, postawa zasadnicza i sru, już odjeżdżał obrażony. O wiele bardziej zadowolony byłby choćby z kuracji olejowej niż z naklejki. No ale Hakon zapewnił sobie spokój na jakiś czas, ale chyba nie takim sposobem jakby chciał. Ale to może poczekać... co innego planeta, która jakby nawoływała barabela, chociaż ten wyczuje to dopiero gdy opuści bezpieczny pokład frachtowca.
W Mocy coś cały czas drżało, a porównać to można do jednej, małej struny, poruszanej przez nieznanego sprawcę. Wywoływało to lekki rezonans w Mocy, który szło dosyć łatwo zlokalizować.

Hakon - 2011-10-03 14:27:38

*Trochę się zdziwił Hakon. Oleju raczej ze sobą nie nosił, a  ta naklejka – bardzo ładna. on by się ucieszył. Ale widać ten robocik nie miał potrzeby nawiązywania więzi tylko tak jakoś – podkurzania. Cóż… sam sobie nakleił naklejkę. Ale nie na czoło – na cholewę buta.
Jeszcze trochę się szykował, dopinał, zapinał, kompletował ekwipunek, no i wreszcie – wyszedł. Wtedy tez mógł coś poczuć, bo to co działo się wcześniej zostało w statku, a  teraz Hakon otworzył się na zupełnie inne tory. I ruszył w nieznane*

Moc - 2011-10-03 14:32:03

Po wyjściu ze statku od razu "zaatakowała" go cała gama zapachów bagna, a większość z nich była raczej nieprzyjemna. Smród nasiąkniętego wodą błota, zapachy jakichś roślin bagiennych, do których trzeba przywyknąć, a w dodatku mgła zalegająca nad całą okolicą, więc widać było głównie zarysy drzew, roślin, a bajora to w ogóle. No i nie było tutaj cicho, wręcz przeciwnie. Co chwilę przelatywały wokół głowy barabela jakieś owady, trochę dalej latały jakieś ptaki i hałasowały, w głębi lasu zwierzęta nawoływały siebie. Planeta tętniąca życiem, to zdecydowanie widać było w Mocy. I ikt się nie przejął pojawieniem się obcego.
A tajemniczy ślad w Mocy wciąż nawoływał... trzeba było zagłębić się w las, przebyć te bagna.

Hakon - 2011-10-03 14:35:45

Oho, urokliwie *Powiedział do siebie półszeptem, i uśmiechnąwszy się z  pokazaniem zębów aktywował ochronę na twarz która była podłączona do kaptura. Nie wyglądał jak jedi, prędzej jak turysta rządny ekstremalnych przygód czy jakiś traper z narzuconym płaszczem który krył całe oprzyrządowanie które to Hakon miał ze sobą. Ruszył lekkim truchtem, który go nie męczył, starając się obchodzić grząskie miejsca po możliwie jak najsuchszym terenie – po korzeniach, po grzbietach między grzęzawiskami, jednak cały czas zachowując kierunek – nawoływanie. nie odpowiadał, na razie tylko podążał*

Moc - 2011-10-03 14:40:54

Poruszanie się po tym bagnistym terenie było dosyć trudne, ziemia była dosyć namoknięta i miękka, więc przy każdym kroku Hakon nieco się zapadał. A co do korzeni to lepiej ich unikać, pokryte były mchem, który bardzo szybko się ześlizgiwał z kory pod wpływem silnego nacisku. Można było więc wpaść do wody. Ale teren ten był zdecydowanie do przejścia, czasami trzeba było tylko trochę zwolnić i pokombinować.
Droga do źródła tego nawoływania była trochę długa, co najmniej pół godziny drogi, ale w miarę zbliżania się do źródła, tym teren stawał się stabilniejszy. No i póki co nikt nie niepokoił Hakona, zwierzęta zajmowały się swoimi sprawami, a tubylców w pobliżu nie było. Możliwe, że miało to związek z aurą Mocy, która tutaj robiła się cięższa, gęstsza... nieco mroczna.

Hakon - 2011-10-03 14:46:56

*Hakon nie był typem jedi – skaczącej kózki, który odbija się, robi salta gdzie popadnie, albo pruje jak smuga światła niemal nie dotykając nogami ziemi.
Zdecydowanie nie, Hakon był typem myśliciela który w  takim terenie był trochę nieporadny. Ale radził sobie, jeśli nie było tu żadnej siły która chciała mu zrobić na złość, to poradzi sobie.
Starał się za bardzo nie zagłębiać w tą niepokojąca aurę. nie oddawać siebie jej. udało mu się zestroić i porzucić wcześniejsze niepokoje, choć i teraz jego myśli chodziły po znanych, dobrze kojarzących się tematach do których się tęskni. był na Tytonie, był z Edem, z adeptami… ze swoim uczniem Asyrem, który popadł w marazm i… i z Nemedisem. Nemedis często towarzyszył mu teraz tutaj, podczas wędrówki po bagnach. Był nawet częściej w jego głowie niż jego ukochany „prawie uczeń” Ed. Na Dagobah Hakon wspominał Nemedis. I nie bronił się przed tym. Czuł silne wyrzuty sumienia i przyjmował to jako szansę na oczyszczenie się z poczucia winy*

Moc - 2011-10-03 14:52:16

No i w końcu Hakon mógł poczuć, że jest już blisko swojego celu... Jedno drzewo, drugie, trzecie i w końcu dotarł. Przed nim wznosił się jakiś pagórek lub wzgórze, częściowo skaliste. Właściwie już trochę wcześniej można było wyczuć zmianę podłoża, było twardsze, stabilniejsze, no i tu i ówdzie leżał jakiś kamień lub fragment większej skały.
A przed barabelem znajdowało się małe wejście do jaskini, od której wyraźnie czuć było prądy Mocy, bardzo zmienne, chaotyczne... nie można było jednoznacznie ustalić do jakiej strony Mocy należało to miejsce, ale bez wątpienia energia była tutaj bardzo silna. No i kusiła, by wejść do środka...

Hakon - 2011-10-03 14:58:49

*W pewnym momencie buty Hakona stuknęły o lite podłoże – skała lub bardzo udeptana ziemia. Zupełnie inne otoczenie, surowsze i kojarzące się z wyjątkowością. Mogło być świętym miejscem prymitywnego ludu. Tego, o którym wspominał Ed? Może… Nie szukał śladów życia. Zrzucił kaptur, jednocześnie zrywając tarcze przeciw owadom i spojrzał wgłąb jaskini bez bariery*
Wołasz mnie… *powiedział cicho, ale i tak zdało mu się, ze mówi za głośno*
Chcesz, żebym wszedł? Dobrze… *Nie miał słow dla wyjaśnienia dlaczego przemawia do tej groty. Nie czuł z  niej żadnej konkretnej formy zorganizowanego wyższego życia. Właściwie to czuł tylko Moc, jakby źródło. Prawdziwą, pierwotną Moc. Skupisko Mocy jako zjawisko przyrodnicze. Było kuszące, jednak wszedł zachowując świadomość. Nie dlatego, ze go kusiło. nie czekał aż zacznie kusić go tak, aż nie będzie mógł się oprzeć. Wszedł do jaskini, bo wiedział, ze powinien. Zapalił latarkę*

Moc - 2011-10-03 15:04:07

Wejście do jaskini było trochę wąskie, a kamień był wilgotny, trzeba było więc uważać na każdy krok... ale w środku było już lepiej, podłoże stabilne, nie takie mokre, więc można było iść tunelem w głąb jaskini, bo to oczywiście była jaskinia. Hakon musiał iść nieco pochylony, ale dał radę przejść. Latarka była bardzo przydatna, nie było tutaj żadnego źródła światła, było więc ciemno...
A co do Mocy to dosyć szybko otoczyła Hakona, dając mu poczucie bezpieczeństwa. Nie wyczuwało się zagrożenia, żadnej ciężkiej atmosfery czy coś. Jednak nie było to też miejsce Światłości, barabel miał porównanie do Tythona, więc różnicę pewnie zauważy... ale póki co mógł iść dalej aż dotrze do większej groty, gdzie będzie mógł się wyprostować.

Hakon - 2011-10-03 15:19:12

*Szedł dalej, dzielac uwagę miedzy doczesność, swoje ciało i fizyczne wnętrze groty, a kontemplacje Mocy. Nie, nie było to to, co obserwowano na Tytonie. Ale nie była to tez stricte ciemna strona. A  wszystko, co porównuje się do jasności jest trochę mroczne. Hakon nazwałby to kwintesencją Mocy. Przypomniało mu się jego dawne porównanie Mocy do dupy. to właśnie była dupa. Hakon był w dupie. W całej jej okazałości między jednym, a drugim póldupkiem*

Moc - 2011-10-03 15:26:14

Cóż, porównanie tego miejsca do dupy było chyba całkiem adekwatne. Było ciemno, nieco wilgotno i coś zdecydowanie śmierdziało. Możliwe, że to jakieś biedne zwierzę, które tutaj zabłądziło i nie mogło wyjść. Lub też szczątki ofiary innego zwierzęcia. Nie była to jednak bardzo nagląca zagadka, właściwie bez jej rozwiązania można pójść dalej, smród w końcu da się ignorować. Przynajmniej w wielu przypadkach.
Sama grota nie robiła zaś wielkiego wrażenia, nie za duża, zwyczajna, pokryta stalaktytami i stalagmitami. Po prostu zwyczajna... oczywiście jeżeli nie bierze się pod uwagę tego skupiska Mocy, które się tutaj znajdowało. Zmienne, trochę chaotyczne, energia życia wymieszana z energią śmierci. No i to wrażenie, jakby się było nawoływanym. Tak jakby ktoś chciał by Hakon tutaj przybył. Ktoś lub coś

Hakon - 2011-10-03 15:31:20

*Wchodził głębiej w czeluście dupy, a w jego głowie kłębiły się wątpliwości. Albo raczej – obawy. Bo mogła to być jakaś bestia która w ten sposób, właśnie za pomocą Mocy wabiła ofiary. Mnóstwo w galaktyce było takich zwierząt. Hakon nadal zachowywał świadomość, a jeśli zachowywał świadomość, to i strach. Zaczynał się bać. Jego przyjaciele z wspomnień opuścili go, kiedy zdyscyplinował umysł. I im spokojniej było, tym bardziej był czujny. I chciał zawrócić*

Darth Nemedis - 2011-10-03 15:49:54

Hakon został szczelnie otoczony ciemnością, ale tym razem nie tylko fizycznie. Źródło mocy, które niewątpliwie było chaotyczne, wpadło nagle na bieg destrukcyjnej, mrocznej siły. I ciężko było określić, czy nie zrobiło tego, w swej kapryśności, specjalnie dla Hakona, choć pewnie niebawem się to wyjaśni. W mocy rozlał się w jaskini cień, ale zaczął przybierać osobową, znajomą formę. Jeszcze chwila i Jedi nie powinien mieć żadnych wątpliwości - z bestią, która tu na niego czekała, nie spotykał się po raz pierwszy.
- Witaj - rozległ się zimny, syczący głos. Nie można było określić skąd pochodzi, do chwili, kiedy bezpośrednio przed barabelem zaczęło się coś kotłować. Przybrało formę wysokiej postaci. Nemedis wyglądał tak, jakby uformował się z dymu, z mgły. Był nieuchwytny, ale zmysły Hakona nie pozwalały mieć wątpliwości - cokolwiek to było, było w pewien sposób prawdziwe.
-...przyjacielu.

Hakon - 2011-10-03 15:56:13

*Póki trwało to spokojnym, naturalnym rytmem, zachowywał spokój, ale kiedy zawirowało i przejęło inicjatywę – pojawiła się pierwsza, trwającą kilka sekund panika, podczas której było i szukanie miecza i przeciwnika – źródła życia, fizycznego dowodu na czyjaś obecność. Nie było.
Hakon zrozumiał, ze to tylko Moc. Tylko? Aż Moc, to potęga Mocy. To on sam.
Ramiona opadły mu bezwładnie. Sztuczne oczy wpatrywały się w ciemność.
On nigdy nie zobaczył tej postaci oczami. Nigdy go nie widział. Ale wiedział, kto to jest.
Podszedł o krok, podnosząc głowę, by spojrzeć w twarz wysokiej zjawy*
Ja… *wyartykułował, czując ze jego własny język zaczyna odmawiać posłuszeństwa*
…Nemedis?

Darth Nemedis - 2011-10-03 16:04:57

Zjawa miała na sobie czarne szaty. Kiedy Hakon spojrzał w górę, ukazała się - biała, upiorna maska, zasłaniająca twarz. Jedna jej część przedstawiała grymas gniewu, lodowatego okrucieństwa, z kolei druga symbolizowała smutek, rozpacz.
- Tak. Zapomniałeś? - Sith odsunął się nieco, stukając ciężkimi, obitymi metalem butami. Każdemu jego ruchowi towarzyszyły bezwładne ruchy dymu, czy też mgły z której się składał - jakby się czasem rozmazywał.
- Czy choć przez chwilę miałeś wątpliwości, skazując mnie na śmierć? Żałowałeś kiedykolwiek? - zapytała zjawa, ale nie było słychać w tych słowach żalu. Bardziej - chłód, obojętność.

Hakon - 2011-10-03 16:14:27

*W Hakonie nie było obojętności. Pieści zacisnęły się, rozluźniły. Opuścił głowę. Spadł mu kaptur aż do końca. Wcześniej tylko kaptur pozwalał mu wyjść do świata. Wtedy, kiedy znał Nemedis. Nie miał twarzy. Nie miał oczy. Nikogo ani niczego nie miał. Aż do chwili kiedy… miał Nemedis*
Nie mogę odpowiedzieć na to pytanie. Żałuję a  jednocześnie… ja żałuję dlatego, ze cię znam. Że jesteś żywą istotą. Żadna istota nie powinna być nigdy tak potraktowana. Nie mogę sobie tego wybaczyć. Nigdy sobie tego nie wybaczę. Nie żałuję natomiast dlatego, bo wiem, ze prędzej czy później i tak musiałbym to zrobić. Nigdy nie zapomniałem. Nie zapomnę. Wiem, ze jeśli coś przyczyni się do mojej zguby, to właśnie to.

Darth Nemedis - 2011-10-03 16:32:14

- Byłeś jedyną osobą, której zaufałem, a mimo to... - Zjawa przerwała na chwilę, wpatrując się w Hakona wzrokiem, jaki rzadko kto chciałby na sobie poczuć, ale nie było w nim wrogości. Dopiero teraz, przez drobną chwilę można było wyczuć smutek przebrzmiewający w tych słowach, ale nie trwało to długo.
- Tamtego dnia - pamiętam go jak dziś - poniosłem wielką porażkę. Poniosłem ją dlatego, że wśród tysięcy opcji nie przewidziałem jednej, najbardziej oczywistej - zdrady z twojej strony. Nie sądziłem, że przyjdzie ci to tak łatwo, podczas kiedy ja ratowałem Jedi, twojego ucznia, kiedy ten wykrwawiał się na płycie lądowiska, na Coruscant. - Nemedis nachylił się, przybliżając tę upiorną maskę do twarzy Hakona. - Pomogłeś mi stać się tym, kim jestem teraz. Zabiłeś naszą przyjaźń. Zrobiłeś to w imię tego, co nakazał ci zakon. Czy to było dobre? W czym ty i twoi bracia mogą być lepsi ode mnie? Kto wam nadał prawo do uważania się za sędziów, prawych rycerzy galaktyki? Byłem naiwny, uważając, że ta przyjaźń cokolwiek dla ciebie znaczy. Wykorzystałeś moje zaufanie. Byłeś lojalny, ale wobec ich, nie wobec mnie. Czy im kiedykolwiek na tobie zależało? Obchodziło ich to, jak ty się poczujesz? Chcieli czegokolwiek innego, poza moją zgubą? Co takiego dali ci "przyjaciele" z zakonu? - Przerwał na chwilę, dając upust wzrastającej złości. Teraz dopiero prawdziwe silnie uderzyły w Hakona emocje - żal, rozczarowanie. Jakby zjawa nie mogła ich dłużej kontrolować. - Dokonałeś wyboru. Szkoda, że takiego.

Hakon - 2011-10-03 16:45:46

A Ty byłeś pierwszą osobą której zaufałem ja. Nauczyłeś mnie ufać.  To, co mi pokazałeś jest moją największą siłą. A moja zdrada wobec ciebie – największym przewinieniem, największym grzechem przeciw istocie i przeciw Mocy jaką tylko historia mogła wymyślić. Ja wiem! Ja wiem, Nemedisie co zrobiłem! Nigdy nie zostanie mi to wybaczone. Nie chce, by zostało to wybaczone. *Hakon nie wytrzymał. Przyklęknął, potem pozwolił sobie upaść na bok, do siadu bocznego i zaczął płakać. Nie z łzami. Jego oczy nie mogły produkować łez. Ubrane w rękawice ręce zacisnęły się z tyłu głowy gdzie na bliznach pooperacyjnych odrastały włosy. Nie ma niesłusznych wyborów – przypomniało mu się co powiedział chłopcu na Tytonie. Teraz chciał to poprawić: nie ma trafnych. Wszystko jest ruchome. tak bardzo zdeterminowane. Tak bardzo barwne. Biel nie istnieje, podobnie jak czerń. Tutaj Jedi był zdrajcą, a Sith był skrzywdzony.*
Ja nic nie chce, ja nic nie chce dla siebie, to wszystko nieważne. Żyje z tym codziennie. Widze cię przed każdym wyborem. Czasem przychodzisz natarczywie aż do bólu a ja to wszystko przeżywam po raz kolejny… odtwarzając tą najbardziej przerażającą scenę kiedy zdradzając siebie, dokonałem gwałtu na samym sobie. Ja żałuje ze jestem tak słaby, tak żałosny. Żałuję, ze jestem egoista. Ze pozwoliłem ci się zbliżyć do mnie. Że tak cię skrzywdziłem przez swoją nieudolność. To była moja wina, byłem wtedy taki… Taki… *podniósł głowę. Sztuczne oczy błyskały wielkimi źrenicami w kierunku twarzy zjawy. Ręce się trzęsły. Dygotało jego całe ciało. próbował wstać, ale nie zdołał*
Taki… ja byłem… taki samotny… tak bardzo samotny… i ty też byłeś samotny…

Darth Nemedis - 2011-10-03 16:59:34

Zjawa milczała przez dłuższą chwilę. Pochyliła się jeszcze mocniej, częściowo przyklękając przy leżącym Hakonie.
- Nie próbowałeś mnie zrozumieć. Nawet nie próbowałeś. W jednej chwili zapomniałeś o wszystkim. Odrzuciłeś jakąkolwiek więź, jaka nas łączyła, usiłowałeś wepchnąć mnie na sam koniec swojej świadomości i raz na zawsze zapomnieć. Zrobiłeś to Ty, jako Jedi, zrobiłeś to jako egoista. Zacząłeś zauważać, jaki jestem, dopiero wtedy, gdy zakon zaczął się tobą interesować, gdy zyskałeś nowych przyjaciół. Wtedy nagle zrozumiałeś. Postanowiłeś się mnie pozbyć. To było największe poniżenie, jakiego w życiu doświadczyłem. Ale być może sobie na to zasłużyłem. Być może nie należało ci ufać, być może ta przyjaźń była moją słabością, która to w końcu zwróciła się przeciwko mnie. Jedno jest pewne. Kiedy ja cię zauważyłem, nie zauważał cię żaden z twoich braci. Tak, Hakonie, byłeś samotny. Nikogo nie obchodziły twoje losy. Później zaczęli się tobą interesować tylko dlatego, że zaintrygowały ich nasze powiązania. Stałeś się dla nich obiektem, ciekawym obiektem - niczym więcej. Zaczęli się do ciebie przybliżać, wyciągać informacje, rozmawiać. Nagle cię zauważyli. Czy ktokolwiek przede mną zadał sobie trud, by cię zrozumieć? A mimo tego wszystkiego, w ostatecznym rachunku wybrałeś ich. Byłeś lojalny w stosunku do nich, nie do mnie. Przestałem być dla ciebie kimś ważnym. Dopiero wtedy stałem się sithem, którego należy dopaść i zniszczyć. Mogłeś najmocniej mnie uderzyć, bo byłeś najbliżej. Zakon szybko się o tym zorientował. Byłeś ich najmocniejszą bronią w walce ze mną. A teraz pomyśl, jak straszna musiała być sytuacja, w której prędzej mógł się z tobą zaprzyjaźnić Sith, niż inny Jedi.

Hakon - 2011-10-03 17:19:02

Nie prawda… potępiaj mnie… nienawidź mnie… ale nie jest prawdą, ze zapomniałem! Zrobiłem to świadomie. Wszystko pamiętałem. Wszystkiego byłem świadomy! Odciąłem to, jak kawałek siebie… wyrwałem kawałek siebie, z całym bólem jaki temu towarzyszył. Nie zapomniałem! NIE ZAPOMNIAŁEM, NIGDY NIE ZAPOMNE! Nigdy nie zapomnę tego, kim jesteś, kim byłeś i co ja zrobiłem! Co za okrucieństwo zrobiłem, jak bardzo cię skrzywdziłem, nie zapomniałem, nie zapomnę, umrę z tym, to mnie zabije! Chce umrzeć pamiętając to, chce cierpieć przy umieraniu! Ale nigdy nie zapomnieć! Nie da się tego zapomnieć, Nemedis, czegoś tak okrutnego nigdy się nie zapomina. Ty jesteś Sithem, ty jesteś mrocznym, ale ty nie zdajesz sobie sprawy jak wielkie to jest zło… Zanim jeszcze to zrobiłem, starałem się na wszelkie sposoby… także zapomnieć, bardzo chciałem nie pamiętać, ale tak się nie da… Wolałbym zapomnieć, ale zanim to zrobiłem. teraz, jak już to się stało, to moja pokuta… Jedi nie są dobrzy… Jedi są egoistami… jak ja… są obłudni… jak ja… i nie są zdolni do miłości… *teraz nawet jego wąskie, gadzie usta dygotały. Cały czas dygotał. Chwytał się za ręce, za ramiona, boki… żeby siebie uspokoić, ale nie dało się*
…tak jak ja… a nawet jeśli jestem, to tylko do doczesnej, marnej i egoistycznej namiastki miłości…  Jestem pusty jak to, co ze mnie zostanie kiedy się wypalę… A może to ja byłem zdradzany od początku, od narodzenia, przez wszystkie lata, przez mistrza, ucznia, przez jedi… żeby ułożyć sobie piękną bajkę o rzeczywistości… Jedno jest pewne: jeszcze tyle nie wiem, by powiedzieć, kim jestem. Jaki jestem, to inna sprawa. Jestem słaby. Ale… jestem jedi. Bardzo prosto być Jedi. Byłem nim od zawsze. To jest banalne… wystarczy tylko… być jedi… *Uwolnił ręce, by w pospiechu zdjąć rękawice i rzucić je przed siebie, a ręce zacisnąć ze sobą, tak mocno, żeby bolało. Chciał cierpieć. Chciał bólu*
Ja tak naprawdę sam nie wiem, co to znaczy być jedi, czemu i komu służę, Nie ma słusznych wyborów, nie ma niesłusznych, nieprawda, wszystko niesie konsekwencje. Ale tu nie chodzi o mnie! Ja jestem prochem, jestem… tylko takim małym, żałosnym żyjątkiem. Nie chce, zbyć nienawidził, nienawiść to cierpienie, nie chce żebyś cierpiał jakkolwiek to nie zabrzmi. To brzmi jak hipokryzja. A jeśli chcesz mnie zabić to zrób to, bo nikt inny jak tylko ty masz do tego prawo. Bo jesteś ważny. Jesteś i byłeś, to ja jestem nieważny, to ja jestem zdrajca. Ty nigdy nie zawiodłeś, nigdy nie czułem przy tobie lęku, ufałem ci i bardzo szanowałem. nadal cie szanuje, ale już nie zasługuje na żadne z twoich uczuć. Niemedisie… nie smiem cię przepraszać, bo… nie jestem godzien po tym, co zrobiłem…

Darth Nemedis - 2011-10-03 17:43:03

- Właśnie tacy są, a ty stałeś się ich częścią. Stałeś się narzędziem w rękach egoizmu, obłudy, hipokryzji, okrucieństwa i żądzy władzy, a to wszystko pod pozorem dobra. Zakon cię skrzywdził, Hakonie. Odebrał ci prawo do szczęścia. Potępił cię za to, że miałeś uczucia. Zakon uznał, że ma prawo do kierowania twoimi losami, podczas kiedy byłeś żywą, wolną istotą. Potraktował cię jak rzecz. Jak nic niewartą rzecz, a ty się na to zgodziłeś. Ważniejsi byli dla ciebie fałszywi, zakłamani przyjaciele. Dokonałeś wielkiej zbrodni. Nie możesz już się zasłaniać ideologią, nie możesz zrzucać winy na okoliczności. Zrobiłeś to z pełną świadomością, w służbie temu zakamuflowanemu złu, które uważa się za prawe, za sprawiedliwe i dobre. Nie wiesz, co to znaczy naprawdę cierpieć, wyrzuty sumienia to za mało. To nieporównywalnie mało w porównaniu z tym, co mi zrobiłeś. Dobrze, że o tym nie zapomnisz, Hakonie, bo ja ci nie wybaczę. Jedi nie są dobrzy. Nie zasługują na to, by się za takich uznawać. To oni odebrali ci szczęście, odebrali ci przyjaźń, kazali ci cierpieć. TAK! Kazali ci to zrobić, mimo że było to tak ogromnym bestialstwem! Nie przejęli się tym, jak bardzo to się na tobie odbije! Nie obchodziło ich, że byłem dla ciebie lepszym przyjacielem niż oni wszyscy razem wzięci! To ja cię zauważyłem! To ja poświęcałem ci uwagę - co zrobili oni?! CO TAKIEGO ZROBILI?! A co ty zrobiłeś, Hakonie? Miałeś tak wiele! Czy to, że porzuciłeś samotność, było złe? To, że próbowałeś znaleźć w swoim życiu jakiekolwiek dobre emocje? Tak, Hakonie, prosto być Jedi. Wszystko można wytłumaczyć. Można się zasłaniać, można udawać, można wygłaszać przemówienia na temat wielkości i dobra zakonu, a jaka jest prawda... Ty wiesz. I o tym nie zapomnisz, tak jak nie zapomnisz o mnie. Będę żywym przykładem na słabość twoją i zakonu, na cierpienie, jakiego byłeś sprawcą. Zarżnąłeś moją nadzieję. Byłeś jedyną osobą, która miała na mnie jakikolwiek wpływ, której zaufałem, choć nie powinienem był tego zrobić. Pozwoliłem, by to zaufanie żyło. Doświadczyłem go, doświadczyłem więzi, ale moje nadzieje były próżne. Szybko udowodniłeś mi, że odsłonięcie się powoduje tylko rozczarowanie, cierpienie. Byłeś tak blisko. Tak łatwo było mnie zniszczyć. Nie potrafiłem się obronić, nie potrafiłem ci stawić czoła. Nie spodziewałem się, to było moją słabością. Moją słabością było to, że pozwoliłem żyć nadziei i zaufaniu, że tak bardzo tego pragnąłem! I oto dostałem lekcję, której nigdy nie zapomnę. Zdradziłeś. Zdradziłeś mnie, zdradziłeś tę więź. Poświęciłeś je, przelałeś krew na ołtarzu tych, którym nigdy na tobie nie zależało. Którzy wymagali od ciebie życia w samotności i cierpieniu. Nie wybaczę ci, Hakonie. A ty nigdy nie zapomnisz.
I zjawa rozpłynęła się, jak dym na wietrze. Nie zostało z niej nawet echo w mocy. Zniknęła, jakby nigdy jej tu nie było. Przepadała w ciemności.

Hakon - 2011-10-03 17:49:21

Nie wybaczaj *szepnął Hakon*
A ja nie zapomnę. Ale wiedz i pamiętaj, ze nigdy nie byłeś tym, na którym mi nie zależało. Byłeś moim najlepszym przyjacielem. Tryliony istot w galaktyce nie wie nawet co to znaczy. Przepraszam. nie wybaczaj, ale ja przepraszam mimo wszystko. Powiedziałem już dość. Moje słowa SA nic nie warte. Teraz odchodzę. *Wstał, choć nadal się trząsł i dygotał.*
Nemedisie… żegnaj… *I ruszył. Szedł jak pijany. przeszedł po swoich rękawicach, chwiejnym krokiem, w stronę zjawy, aż ta się rozwieje. i szedł dalej…*

Moc - 2011-10-03 17:58:08

Hakon nie zdawał sobie z tego sprawy, ale od jakiegoś czasu był obserwowany. Gdy tutaj szedł to wydawało się, że jego przylotu nikt nie zauważył... a było wręcz przeciwnie. Wszystkie zwierzęta w okolicy przekazywały sobie ostrzeżenie o obcym, który idzie do "złego drzewa". I te komunikaty wyłapał medytujący w lesie mistrz Jedi rasy neti, który zorientował się w sytuacji i ruszył w pogoń za barabelem. Ale, że był stary i trochę już zdrętwiały to dotarł na miejsce gdzieś w połowie konwersacji między Jedi a zjawą Sitha... i nie zainterweniował, tylko słuchał w skupieniu, analizował. To już drugi Jedi, którego spotkał od czasu kiedy się wybudził. I po raz kolejny trafił mu się... no właśnie, kto? Osoba pełna wątpliwości i nie pogodzona z przeszłością. Cierpiąca.  Wyczuwał jednak w barabelu potencjał. Nie mógł lub nie chciał interweniować... z pewnymi sprawami każdy sam sobie musi poradzić.
Neti siedział sobie tuż przy wejściu do tej jaskini, w której toczyła się cała rozmowa. Hakon nie miał w ręku latarki, ona gdzieś tam się zawieruszyła, więc nie mógł rozpoznać sylwetki tego Jedi.
- No już dzieciaku, pozbieraj się i wychodzimy... wyglądasz jak kupa gówna i pewnie czujesz się tak samo

Hakon - 2011-10-03 18:06:03

*Hakon nie miał pojęcia ze może być obserwowany. Czy ktoś, kto staje w obliczu swojego największego grzechu, rozterki i bólu zastanawia się, czy go słuchają? Jeśli jego rozterki są prawdziwe i naprawdę cierpi – zdecydowanie nie. Kiedy szedł, wyglądał na wyczerpanego. Jego umysł zas przypominał trochę umysł zombie. Zamknięty, szczelny, wyłączony. Kompletny restart.
W pewnym momencie upadł, i leżał chyba sto lat, aż odezwał się głos*
Nie… Ed, nie, uciekaj, wynoś się, nie możesz tu być! *Podparł się ramionami i chlust – zwymiotował obficie, po czym chwiejnie podniósł się na nogi i jakimś cudem przekroczył nieporządek który zrobił*
Nie… choć tu, Ed… ED! Edward! Wracaj! *wyciągnął rękę, zbliżając się coraz bardziej do Netiego. Czy go widział? Nie, w ciemności na pewno nie, ale czuł żywą istotę. Widział jej zarys i do niej podążał*
Ed! Edzik! *Ed był druga tak ważną w życiu Hakona osobą. Chciał się ratować. Zostać na powierzchni. Wołał wiec Eda*
Ed… czuje się jak… kupa gówna…

Moc - 2011-10-03 18:13:16

Wiadomo, że w czasie takiej rozmowy nie sprawdza się cały czas, czy jest się obserwowanym. Z tego faktu skorzystał neti. Dla wielu jego postępowanie wydałoby się okrutne, pozwolić, by Hakon tak cierpiał w rozgrywce z samym sobą. I pewnie mieliby rację. Ale czasem tak trzeba. Czasem trzeba swoje wycierpieć.
- Żeś się urządził... no na prawdę
Westchnął głos tajemniczego osobnika. Zdecydowanie nie był to głos Eda, którego nawoływał. Neti nie wiedział o kogo chodzi, ale jednego się domyślał, ten umysł tego młodego Jedi jest w kompletnej rozsypce i sam sobie nie poradzi. Wstał więc i z trudem podszedł do niego, łapiąc Hakona, gdy ten podążał w jego kierunku.
- Spokojnie dzieciaku, mam cię. Wychodzimy stąd, no już.
Powiedział uspokajająco, po czym przełożył go sobie tak, by jedna ręka barabela oplotła się wokół jego szyi, której mógł się złapać. Ale wyjście stąd będzie dużo trudniejsze.
- A teraz małymi kroczkami idziemy do wyjścia, no już... do Edzika. Czeka on na ciebie, musisz tylko wyjść.

Hakon - 2011-10-03 18:19:44

*Hakon, gdyby wiedział, ze był tu inny jedi, który mógł mu pomóc a nie pomógł to… podziękował by mu. To, co zrobił Hakon nie zasługiwało na znieczulenie.
Kiedy tylko Hakon miał się czego złapać, a  w tym przypadku byłą to sękata ręka netiego to… złapał ją, chwycił mocno, zaczął głaskać, od góry do dołu, jakby gładził jakieś olbrzymie zwierze… przyłożył do ręki bok twarzy, drugą ręką gładził cały czas. Nie chciał iść, tylko powtarzał tę czynność, jeszcze chwile*
Dobrze, ze jesteś… dobrze… dziękuje… dziękuje ci… *charakter uścisku zmienił się. Uleciała ta pełna wdzięczności delikatność. Hakon złapał się teraz ręki. Już nie głaskał Eda. Teraz trzymał się ręki netowego.
Jedi zaraz poczuje silny napływ obcej świadomości, wynurzenie i otwarcie umysłu. Pozbierał się. Zaczął kaszleć, pochylając głowę. Teraz pozwolił się wziąć netiemu, zarzucić sobie własna rękę na zdrewniałą szyję. Kaszlał i ciągnął się razem  drzewcem*
Idziemy… *powtórzył. A raczej - powiedział*

Moc - 2011-10-03 18:26:36

"Skóra" netiego nie była w dotyku najprzyjemniejszą rzeczą na świecie, przypominała właściwie korę drzewa, mniej sękatą i chropowatą, ale jednak szorstką i twardą. Szyja podobnie. Jednak dla wykończonego umysłu Hakona pewnie to różnicy nie robiło. Wątpliwe by w ogóle wyczuwał jakąkolwiek różnicę w dotyku.
- Tak, tak, oczywiście
Przytaknął mu, ciągnąc Hakona powoli w stronę tunelu, gdzie z pewnością pojawi się problem. Ciężko tam było przejść jednej osobie, dwójka obok siebie nie da rady, więc barabel musi szybko stanąć na nogi. A przynajmniej musi trochę "wytrzeźwić" umysł. Ale chyba zaczął to robić, wyczuć można było powolny powrót jego świadomości, jak również reakcję obronną organizmu, czyli wspomniany kaszel.
- No weź się w garść. Tylko mi nie zarzygaj ubrania, drugiego nie mam
Przestrzegł Hakona neti i pomógł mu wpakować się do tunelu.

Hakon - 2011-10-03 18:30:37

*Hakon z chwili na chwilę lepiej przebierał nogami które trzęsły się pod nim, ale szedł, rozdygotany jakby był chory*
już nie mam… nie mam… uh… amunicji *wydukał z wysiłkiem, trzymając się za gardło. Wystarczy teraz powiedzieć Hakonowi żeby wyłaził, i wylezie z jaskini*

Moc - 2011-10-03 18:36:48

- Hę? Kiedyś to się mówiło, że się strzela ślepakami, no ale... eee... dobra, nie ważne
Neti nie zrozumiał tego co tam Hakon pod nosem mówi i jemu skojarzyły się jakieś stare młodzieżowe odzywki, ale to chyba nie o to chodziło. No ale spał dosyć długo (sam nie wiedział ile a Aru nie był w tej kwestii zbyt pomocny) i pewne odzywki mogły się zmienić. Ale co ma amunicja do obecnego stanu barabela? No nic, potem się zapyta.
- Dobra wyłaź stąd, no już... teren nadaje się w miarę do wspinaczki
Neti musiał ułożyć Hakona na ziemi, by ten mógł dalej iść/czołgać się/iść na czworakach. W sumie ten ostatni sposób lokomocji wydawał się jednak najlepszy i sam chyba skorzysta z tego.

Hakon - 2011-10-03 18:39:57

*Hakon nie był na tyle wysoki by nie móc przejść normalnie. W tamtą stronę tylko lekko się pochylił. teraz wyrżnął czołem w skałę, wiec szybko zrozumiał ze trzeba się pochylić. I zaraz był po drugiej stronie. Już na litym gruncie złapał się za głowę i zaczął liczyć oddechy, głębokie, pełne. Żeby jak najszybciej dojść do siebie*

Moc - 2011-10-03 18:47:23

Gdy Hakon wyszedł na powierzchnię to powitała go ta sama co przedtem mgła. Tutaj ona trwa niemal cały czas... niebo zaś było pochmurne, przysłaniało słońce, ale tylko tyle. Żadnego złowrogiego, zimnego deszczu ani słońca dodającego otuchy. Tylko smród pobliskich bagien i drące się zwierzęta...
A kilka chwil później dołączył do tego wszystkiego sapiący neti. Najpierw brązowa, łysa, sękata głowa, potem dłonie, pieciopalczaste, nieco sękate i oczywiście brązowe, a na koniec cała reszta, ubrana w kawał materiału przerobiony na szatę, ale to tylko przeróbka, normalnym ubraniem tego nie sposób nazwać.
- Ufff... trzeba będzie zasłonić to wejście... przeklęta jaskinia... ach plecy mnie bolą...
Zaczął narzekać, próbując wyciągnąć swój kostur z tunelu, ale w końcu mu się udało i jakoś dzięki jego pomocy wstał. Hakona oczywiście widział, ale dawał mu czas na dojście do siebie.

Hakon - 2011-10-03 18:53:07

*Z każdym oddechem do Hakona więcej docierało. W końcu odwrócił się do netiego. Był barabelem, typowego wzrostu i budowy z  pooperacyjnymi bliznami na twarzy. oczy miał dziwne, szklane, puste, bez emocji. Sztuczne. Patrzył teraz na netiego. już będąc sobą, czuł, ze ten oto przed nim to jedi.*
Był tu Ed… jakim cudem…? *Zapytał spokojnie. To, ze Nemedis był zjawą – wiedział. Moc skumulowana w jaskini odblokowała nie zaleczone rany Hakona. Ale to, ze potem głaskał właśnie tego wiekowego sękatego jedi, to już nie mógł ustalić. Dla niego to był Ed. tak mu się uroiło.*

Moc - 2011-10-03 18:59:54

Neti z kolei wyglądał trochę jak taki drzewiec z bajek, po prostu drzewo o ludzkiej sylwetce, chociaż topornie stworzonej. Twarz troszkę przypominała ropuchę, wyraźnie zaznaczone łuki brwiowe chroniące trochę większe niż normalnie oczy, usta szersze, o słabo wykształconej linii warg, no i oczywiście brak nosa. Z kolei "skóra twarzy" była pomarszczona i sękata, zdradzająca bardzo podeszły wiek. T'ra Saa przynajmniej wyglądała bardziej ludzko i jedynie ona była bardziej znanym przedstawicielem ich gatunku.
- To byłem ja... i o ile sobie przypominam to Ed się nie nazywam. Ale dla spokoju byłem Edem... a teraz wstawaj dzieciaku, trzeba stąd odejść. To miejsce jest przeklęte
Neti obrócił się jeszcze, spoglądając na wejście do jaskini. Powinien je zasypać, zamknąć na zawsze... jednakże było dobrym miejscem, by sprawdzić swoją siłę, determinację, wewnętrzną harmonię. Było testem, więc póki co stało otwarte.

Hakon - 2011-10-03 19:05:20

*Hakon już stał, ale zapewne chodziło tu o gotowość do odejścia. I był gotowy. Jedna ręka nadal mu drżała wiec wcisnął ją do kieszeni*
Przeklęte miejsce? *Zdziwił się. Przeklętych miejsc nie było, a  przynajmniej tak jego nowozakonnie uczyli. Ale ten drzewiec wyglądał na bardzo wiekowego. Hakon nie wiedział zbyt wiele o konkretnych rasach, przeważnie w razie kontaktu uzupełniał wiedze. A owej mistrzyni nie znał. Jak zjawa powtarzała – Hakon był wśród jedi bardzo samotny*
Dobrze… idziemy…
*Odpowiedział „dzieciak”. Dziwnie się poczuł, bo dopiero co zaczął być mistrzem! Lepiej się nie przyznawać póki co. To przykre zostać wyśmianym z powodu bycia mistrzem jedi…*

Moc - 2011-10-03 19:12:26

- No opanowane przez Ciemną Stronę, skażone przez zło... jak zwał tak zwał, przeklęte ładniej brzmi. Ale i tak chodzi o jedno i to samo
Wiekowy mistrz spojrzał jeszcze na szczyt pagórka, gdzie stało potężne niegdyś drzewo, a dziś uschnięte, martwe, podobnie jak cała ziemia wokół. Szczegół trudny do zauważenia przez tą mgłę. No i w Mocy nie wyczuwało się tego mroku. Pułapka doskonała.
- Dobra... mieszkam gdzieś... eee...
Stary Neti przymrużył oczy, wystawił sękaty palec i próbował się zorientować z której strony przyszedł. Przedtem w pośpiechu parł przed siebie i nie zapamiętał drogi. A tutaj niemal wszystko wyglądało tak samo... a w Mocy punktu odniesienia nie miał.
- Dobra, tędy... no już, przebieraj nogami, trochę ruchu dobrze ci zrobi, może wyleci ci z głowy ta konwersacja z twoim przemiłym "przyjacielem"
Sapnął neti i już ruszył przed siebie, nie przejmując się zbytnio tym, że właśnie wkroczył do rozległego ale płytkiego bajora, w którym więcej jest błota niż wody.

Hakon - 2011-10-03 19:18:43

*Hakon ruszył za nim, ale nie wskoczył tak ochoczo do bajora. już otrzeźwiony wybrał drogę po suchszym, choć okrężną. I zdał sobie sprawe, ze ten jedi widział, lub słyszał… był świadkiem rozmowy  Nemedisem. „przemiłym przyjacielem”. Raczej nie chodziło o Eda. On nie przyszedł. przyszedł Nemedis. Kiedy wspomniał tamte chwile – nic się nie stało. nie sparaliżowało go poczucie winy, choc czul się źle. Tragicznie. Bo oto był z  istotą, która poznała jego tajemnice… *

Moc - 2011-10-03 19:25:55

O tak, neti znał tajemnicę Hakona, ale nie napawał się tym, nie delektował. Nie czuł, że ma władzę nad nim... bardziej zastanawiał się jak temu dzieciakowi pomóc (cóż, neti był bardzo stary i dla niego każdy kto miał przeżył mniej niż kilka wieków był dzieciakiem). Jednakże głównym problemem było to, że stary Jedi był trochę... oschły, niezbyt delikatny. Zdecydowanie nie nadawał się do psychologicznych rozmów.
- Co tak milczysz, hm? Nie przepraszasz za to co widziałem i słyszałem, nie zaprzeczasz, nie wyjaśniasz... milczysz. Mam sam sobie na pytania poodpowiadać?
Zapytał niezbyt taktownie i delikatnie. No cóż, cierpliwość Hakona po raz kolejny zostanie poddana próbie. Ciężkiej próbie.
W każdym razie nadal szedł on przed siebie, pomagając sobie kosturem. Brnął w to bajoro, w ogóle się nie przejmując tym. Właściwie to odczuwał pewien rodzaj przyjemności, mocząc stopy w błocie, jakże bogatym w związki mineralne. Ach chiałoby się tam zapuścić korzenie.

Hakon - 2011-10-03 19:31:52

*Hakon zatrzymał się ja jednym z  przejść miedzy bagnami i spojrzał na idącego netiego spojrzeniem co najmniej zdumionym. Nie zgadłby, ze właśnie o tym rozmawiają. Poza tym – jak już nenii zauważył – do psychologicznych rozmów potrzeba przynajmniej szczególnej, bezpiecznej atmosfery, a nie przedzierania się przez bagna z istotą dopiero co spotkaną*
Jeśli mistrz sobie życzy… *odpowiedział grzecznie. Hakon był empatia. Ale nie oznaczało to ze zaraz zacznie zwierzać się obcym. On tez miał psychikę która działała tak, jak każda. uśmiechnął się lekko, ale nie był to uśmiech szczery.
Ruszył dalej. Z tego co zrozumiał, szli do domu, czy tam „bazy” tego dziwnego jedi. na razie o nic nie pytał. Był zmęczony, jeszcze trochę zagubiony*

Moc - 2011-10-03 19:41:26

- Dobra, zrozumiałem aluzję... nie moja sprawa
Burknął Jedi i póki co porzucił dalsze dopytywanie, ale prędzej czy później ten temat powróci ale to da Hakonowi czas na przygotowanie się do tej rozmowy. Póki co miał też inne pytania.
- Dobra, coś łatwiejszego... po co tutaj przybyłeś? O ile pamiętam ta planeta zawsze znajdowała się na zadupiu Galaktyki. Zmieniło się coś? Chyba trochę długo spałem
Mruknął w roztargnieniu i obejrzał się w końcu za Hakonem. Obrzucił go uważnym spojrzeniem i może barabel zauważy te oczy. Wielkie, brązowe, pokryte zielonkawymi cętkami. Do tego bardzo stare.
- No i chyba źle zaczęliśmy... nazywam się... yyy... cholerna pamięć. Kahr Sha'rok. Chyba. PAmięć trochę jeszcze mi szwankuje. A ty jak się nazywasz?

Hakon - 2011-10-03 19:48:43

*Hakon nie musiał się przygotowywać. On był empatią, w rozmowie o uczuciach, także swoich zawsze da sobie radę. To przed netim stało wyzwanie. Rozmawiać tak, by nie sprawić ze rozmówca się zamknie. Hakon potrafił wiele wybaczyć na tym polu. Ale nie wszystko.*
Nie… nadal jest na zadupiu, i w innych odległych miejscach, w  tym przypadku pojawiła się w umyśle jednego z mistrzów jedi. Ów wysłał mnie bym sprawdził, co ona tam robiła… *jednym skokiem – acz bardzo naturalnym – pokonał grząskie błoto i znalazł się teraz na tym samym skrawku stałego terenu, co nenii*
Musiał tu mistrz być bardzo długo całkiem sam skoro nawet własne imie zatarło się w umyśle… *nie była to drwina. raczej głośne myślenie*
Jestem Hakon.

Moc - 2011-10-03 19:56:21

No będzie musiał się wznieść na wyżyny swoich umiejętności prowadzenia rozmowy. No i oczywiście musi być taktowy, a z tym miewał problemy. Trochę na starość zdziwaczał, co się czasem zdarza.
- Ach no w końcu ktoś wyłapał moje wezwanie. Lepiej późno niż wcale. No i ciebie przysłano by sprawdzić co tak natrętnie się do nich dobijało?
Neti wydawał się tym faktem zadowolony. Na tyle by przystanąć, uśmiechnąć się i w ogóle zatopić na chwilę stopy w twardym podłożu. Taka krótka przekąska przed dalszym marszem. Bycie zmiennokształtną, myślącą rośliną miało swoje plusy.
- Zapuściłem korzenie w innej części lasu. Z hibernacji wyrwał mnie jakiś inny "Jedi" jakiś czas temu. O, może ty mi odpowiesz jak długo spałem? Przybyłem tu w kilka lat po ostatniej wojnie z Sithami... ile lat od tego czasu upłynęło?

Hakon - 2011-10-03 20:05:33

*Teraz Hakon zaśmiał się krótko, ale już szczerze*
Mistrz Yoda nie uskarżał się na natręctwo tej wizji, zatem nie było to widać az takie natrętne, ale zostało odebrane. Z braku jednostek do działania w terenie wysłano mnie… szczerze mówiąc to na misjach rzadko kiedy bywałem… Ostatnia wojna z sithami? heh, ostatnia przed mistrza zaśnieciłem jest ostatnią o której mistrz mówi. Dla mnie ostatnia wojna z sithami trwa teraz. Wiem, ze bardzo długo żyjecie… *długo trwało zanim Hakon połapał się w rasie i odnalazł zakopana gdzieś w zakamarkach jego umysłu wiedze o netach, choć nie był pewien czy wymówiłby poprawnie nazwę rasy*
Ale ostatnia, powiedzmy – historyczna wojna to wojna światła i ciemności… ponad 900 lat temu. Wygraliśmy. A przynajmniej do niedawno tak sądziliśmy…

Moc - 2011-10-03 20:14:32

- Mistrz Yoda, tak? Nie znam chyba żadnego Jedi z waszego okresu więc mi to imię niewiele mówi
Neti wzruszył nieco ramionami i przymknął oczy, pobierając związki mineralne i wodę prosto z ziemi. Ale robił to i tak z przyzwyczajenia, bowiem w tej postaci musiał jeść normalny pokarm, komórki jego organizmu tak się przekształciły, że fotosynteza nie zaspokajała w pełni jego zapotrzebowania na energię. Musiał więc jeść. 
- Bez plątania proszę, dobrze? Muszę to ogarnąć... a więc ponad dziewięćset lat. A niech to, moja drzemka trochę się przeciągnęła... no to mówisz, że teraz trwa nowa wojna. Ale jak? Sithowie zginęli na Ruusan, wszyscy. Razem z młodym Lordem Hothem.  Cholera, wiele mnie ominęło
Kahr westchnął otwierając w końcu oczy. Ta przekąska była zdecydowanie zbyt uboga. Już zapomniał jak może wyczerpywać poruszanie się, mówienie itp. Wyciagnął więc nogi z ziemi, a one powoli wracały do kształtu normalnej stopy. Ale jeśli Hakon na nie spojrzy to zobaczy kurczące się korzenie.
- Dobra, dosyć podjadania. W drogę
I znowu wlazł w bajoro, które sięgało mu do kolan.

Hakon - 2011-10-03 20:20:54

W pewnym sensie tak, bo po wojnie był spokój… Pozorny, ale jedi przez ten czas zatracili się w poczuciu bezpieczeństwa. Dopiero niedawno okazało się, ze sithowie są, żyją *Jeden dowód na to znajdował się w umyśle Hakona. To, co stary jedi widział.*
Są różne podania i domniemania. Ideologia sithów przetrwała. Zostały po nich holocorny, ale nie tylko. Musiał przeżyć co najmniej jeden. I przekazywał wiedze, z  mistrza na ucznia, wybitnie genialnym jednostkom… To, co się wydarzyło to fenomen na skalę galaktyczną. jedna osoba stała się dyktatorem. Jeden sith. Sidious.
*Hakon nie poganiał, cierpliwie czekał końca ich wędrówki. Sam był ciekaw tego jedi, ale na razie to on odpowiadał*

Moc - 2011-10-03 20:30:17

- Te łajzy są jak robaki, wytępić się ich nie da i zawsze wracają.
Westchnął dosyć dosadnie, co raczej nie przystawało do wizerunku wiekowego mistrza Jedi. No ale neti nie bał się dosadnego słownictwa, a zagadkowych rozmów i symboli używał tylko wtedy, gdy chciał zmusić do myślenia jakiegoś wyjątkowo opornego rozmówcę.
- No tak, a mówiłem by wszystko to puścić z dymem, wszystkie holocrony zniszczyć, ich stare Świątynie i akademie zburzyć. Ale nie, staremu Sha'rokowi we łbie się pomieszało, bo jak to tak. Bezcenne dziedzictwo. No to mają tumany. Ech... zawsze wiedziałem, że Rada na tak drastyczne kroki się nie zdobędzie
Wymamrotał nieco gniewnym tonem, bo zastana rzeczywistość nie nastrajała zbyt optymistycznie. Gdy udawał się na drzemkę, chcąc usunąć się w cień zostawiał Galaktykę leczącą się po niesamowicie długiej i wyniszczającej wojnie. Ale ta Galaktyka była pełna nadziei na nową, lepszą przyszłość. A teraz się budzi i co? Zakon został zniszczony a po Galaktyce panoszy się Sith i to w dodatku jeden.
- Jak mówiłem, robaki... i jak władze przejął?
Co prawda przedtem Aru coś wspominał, ale on rzucał cały czas hasłami, których neti nie znał więc się gubił w tym wszystkim.

Hakon - 2011-10-03 20:42:00

Ciemność jest nieodłącznym towarzyszem światłości, nawet w parny dzień na pustyni towarzyszy nam, uwiązana do podeszwy buta, bo największe światło rzuca najmroczniejszy cień. Niestety nie pamiętam, czyje to słowa. Ale są mądre. Oddają kształt rzeczy. *teraz maszerowali obok siebie, a  przynajmniej Hakon się starał. Przeszły mu drgawki i bił w 98% na ziemi*
O… słyszę, ze na Rade to niezależnie od lat się najeżdża… *zauważył cichutko, w ramach żartu, a  nie w ramach tego czy wówczas słusznie postąpiono czy nie. To już się stało, trudno. Nie ma co nikogo zza grobu sądzić.*
Cóż… tutaj tak naprawdę wiemy bardzo niewiele… wiemy, ze był uczniem niejakiego Plageusa… miał też wielu swoich uczniów. Jeden z mistrzów na Tythonie rzucił ciekawą teorią, podobno kiedyś miał na to dowody z kamer senatu… ze owy mistrz odkrył metodę… jakby to nazwać… podtrzymywania życia, zatrzymywania śmierci… jeśli to prawda, to na pewno było potworne. Ale to by wiele wyjaśniało – nasz sith i jego mistrz musieli żyć bardzo, bardzo długo… Mieli przez ten czas całą mase pachołków, mniejszych i większych sithów… lub całych ciemnostronnych szczepów… a republika była skorumpowana. Wystarczyło im tak naprawdę odnaleźć strategiczne punktu nacisku. Nie zależało im ani na pieniądzach, ani na bliskich. Mieli wiec nieograniczone pole manewru. Pewne jest jedno: było to starannie planowane latami. Nie wiem, kto i w jaki sposób w przyszłości spisze te historie. Na razie na cześc Imperatora pisze się hymny pochwalne które później dzieci śpiewają w szkolach…

Moc - 2011-10-03 20:55:36

- Światłość nie może istnieć bez ciemności i odwrotnie, bo jedno drugie określa. To prawda. Ciemność zawsze będzie istnieć... ale czemu zawsze pod postacią Sithów? Nie mogliby siąść i w końcu raz na zawsze zniknąć z tej Galaktyki? Byłby spokój
Neti nawet nie marzył o tym, by pokonać Ciemność, to było niemożliwe. Ale zniszczenie Sithów to już całkiem inna sprawa, to była tylko ideologia, ale za to potężna i niebezpieczna. Dlatego też Jedi od zawsze starali się ich powstrzymać. Pozostałe ideologie Mocy nie były tak groźne dla Galaktycznego pokoju.
- Ehh... marudzenie starego Jedi. Za dużo już śmierci widziałem by mieć dla Sithów jakąkolwiek litość. To zaraza, którą trzeba wyplenić.
Postawa nie do końca przystająca do Jedi, w końcu byli oni strażnikami życia... ale jeżeli w grę wchodzili Sithowie to zawsze wszystko się komplikowało wprost proporcjonalnie do wielkości zagrożenia z ich strony.
- Na Radę się najeżdża bo stoi ona na czele Zakonu i musi podejmować bardzo trudne decyzje mając na uwadze dobro Zakonu i całej Galaktyki a nie nasze widzimisię. I stąd krytykowanie... wiem, bo sam kiedyś na takim stołku zasiadałem. Za duża odpowiedzialność i za sztywne grono. Ha! I to niby ja jestem zdrewniały
Szedł dalej przed siebie, bardziej energicznie niż przedtem, bo jednak dzięki temu małemu postojowi trochę energii odzyskał. No i lubił te bagna, czyste, nieskalane przemysłem i technologią.
- No dobra... pomijając już drogę do celu. Sith rządzi Galaktyką, przetrzebił Jedi, oni się pewnie gdzieś kryją, zbierają siły, leczą rany i myślą co dalej. No bo i cóż innego im pozostaje? Historia zawsze zatacza koło.

Hakon - 2011-10-03 20:59:13

*Hakon znowu cicho się zaśmiał, ale nic nie powiedział. Sithowie byli zbyt silni by ich zniszczyć. A jedi – zbyt słabi. Ale nigdy nie słucha się milo takich wniosków.*
Tak. właśnie tak jest…

Moc - 2011-10-03 21:11:03

Właściwie to panowała równowaga między tymi grupami, najpierw Sithowie rośli w siłę na tyle, by rzucić wyzwanie Zakonowi, który zawsze, ale to zawsze nie był na to przygotowany. Dostawał łupnia, Sithowie się panoszyli, dopóki Jedi nie pozbierali się. No i wtedy następował rewanż i Sithowie musieli się ukrywać by przetrwać. A potem historia zataczała koło. Ani jedni ani drudzy na błędach się nie uczyli.
- Typowe... dobra, dochodzimy powoli. A jak się czujesz... eee... Hakonie, dobrze pamiętam? Przynajmniej kupy gówna już nie przypominasz
Zapytał nieco żartobliwie neti, gdy spoglądał kątem oka na barabela... a czy dochodzili na miejsce? To już chyba tylko Kahrr wiedział, bowiem wygląd bagna w ogóle się nie zmienił. Drzewa, krzaczory, owady, ptaki, mgła, smród. Tak mniej więcej całe Dagobah wyglądało.

Hakon - 2011-10-03 21:15:18

Tak, Hakon. I już zdecydowanie lepiej… *ale nie nawiązał do jaskini nijak. Szedł spokojnie, całkiem prosto, trocie słuchając, trochę rozmyślając*
Był tutaj Aru, prawda? *postanowił nieco oddalić temat sithów. W końcu Nemedis był sithem i od tego tematu do zapytania o niego tylko jeden krok*

Moc - 2011-10-03 21:29:24

- A tak, ta łajza mnie przebudziła. Właściwie to przez jego obecność się obudziłem. Ale bliższa konfrontacja z nim wypadła zdecydowanie na jego niekorzyść.
Neti aż się skrzywił na wspomnienie tego zabraka. Jego to zdecydowanie nie nazwałby Jedi a raczej niedookreślone mocowładne niewiadomo co.
- Mam nadzieję, że nie wszyscy Jedi są podobni do niego, bo jeśli tak to cóż... chyba Zakon sobie zasłużył na taki los, edukując takich półgłówków, dla których bycie Jedi to chyba tylko recytowanie kodeksu i wymachiwanie mieczem. No dobra, nadinterpretuję... no dobra, bardzo nadinterpretuję, bo tego zabraka Jedi bym w życiu nie nazwał

Hakon - 2011-10-03 21:32:46

Bo w chwili obecnej on nie jest jedi… on teraz jest lekkim kłopotem dla mojego… ucznia… ten z kolei ma do niego jakiś trudny dla mnie do zrozumienia pociąg… i nie do końca jest ze mną szczery… Możesz mi mistrzu opowiedzieć coś więcej o waszym spotkaniu? *O tym ze Aru spotkał tego oto drewnianego dziada to Ed nie wiedział i Hakonowi przez to nie powie* Z tego co wiem, żyje to jakiś lud… to prawda?

Moc - 2011-10-03 21:54:33

- Ten zabrak to kłopoty ot co. Użala się nad sobą i tak dalej. Cały czas biadolił o tym, że na wszystkich sprowadza nieszczęścia... nie dziwota, że nie jest Jedi. Jakby był to bym miał niepochlebną opinię o obecnej Radzie
Aru nie zrobił zbyt dobrego wrażenia na netim, więc ten go trochę krytykować będzie. No i jeszcze te "drobne" szczegóły, w postaci brakującej nogi, skażenia ciemną stroną itp.
- Hmm... nie pamiętam tego zbyt dokładnie, w postaci drzewa postrzegam świat inaczej, jestem jego częścią. Moje korzenie zagłębiają się w ziemię, staję się częścią planety i jej ekosfery. Myśli inaczej płyną... ale chyba sam go nawoływałem. Potrzebowałem bodźca do obudzenia się, zbyt długo spałem. A potem rozmowa, niezbyt pochlebna jak wspomniałem
Stary Jedi zatrzymał się nad brzegiem bajora. Oparł się on ciężko o swój kostur i spojrzał przed siebie, w mgłę, która spowiła całą okolicę. Gdzieś tam w oddali majaczał kopulasty kształt lepianki, którą sobie wybudował.
- Tak, prymitywny, humanoidalny... z tego co kojarzę to ostatnie wizyty Jedi poważnie naruszyły ich pierwotną kulturę. Między innymi Aru uważany jest za boga... Zakon chyba zszedł na psy

Hakon - 2011-10-03 21:58:11

*No tak – pomyślał Hakon – Ed coś wspominał w tej sferze, ale ostrożnie, widać sam się troche obawiał.
Hakon zaś powiódł wzrokiem tam, gdzie spoglądał Neti. I dostrzegł łupiankę*
Ostatnimi czasy opinia publiczna niepochlebnie się o nas wyrażała… Głownie przez wojnę… Jedi staneli na czele armi sklonowanych ludzi… bardzo kontrowersyjny temat…

Moc - 2011-10-06 15:07:52

- Wojna zawsze była kontrowersyjnym tematem. Gdy się zaczyna to zawsze chcą, by Jedi stanęli na czele armii po stronie Republiki, a gdy coś nie idzie to na Jedi zwalają winę. To się nigdy nie zmieni... ale mówisz sklonowani ludzie? Do czego to dochodzi. Niegdyś służba w armii Republiki była wielkim zaszczytem i honorem, a teraz klony...
Neti prychnął i pokręcił głową. Popatrzył jeszcze na skrytą za mgłą chałupkę, po czym cofnął się od bajorka. Każdy krok stawiał rozważnie, tutejsze gleby były bardzo zdradliwe i czasami przez nieostrożność można się było wpakować w wielkie kłopoty.
- No dobrze młody Jedi, chodźmy do mojej chałupy, mam jeszcze kilka pytań... ty pewnie też
No i ruszył powoli okrężną drogą wokół bagniska, wybierając trasę o względne stabilnym gruncie.

Hakon - 2011-10-06 15:57:19

Tak, jak widać zaskakuje tylko forma, treść jest zawsze ta sama. A w tej wojnie honor nie stanowił nawet procenta. Klonów nie traktowano jak ludzi,. Niestety, wielu jedi także nie można było pochwalić… *szedł za netim, ufając mu, ze ten drogę zna. Ale był cięższy, wiec jeśli on się nie zapadał to tym bardziej Hakon*
Chętnie, trochę jestem skołowany. Musze chociaż na 5 minut pomedytować… Wtedy na pewno będę wartościowszym partnerem do rozmowy

Moc - 2011-10-06 16:08:27

- A na jakiej wojnie jest honor? Liczy się tylko zwycięstwo, honor można schować do kieszeni
Westchnął Kahr, bo nie miał złudzeń odnośnie wyglądu każdej wojny. Przed jej wybuchem tyle się mówi o chwale, honorze, bohaterstwie... a potem zostaje tylko jedno wielkie gówno, w którym wszyscy są uwaleni po uszy. Honor traci na znaczeniu, chwały w zabijaniu nikt nie widzi, rodzą się tragedie żołnierzy i zwykłych cywili. Wojna to koszmar... ale i tak zawsze się dzieję. Neti świata nie zmieni.
Dlatego zaszył się tutaj, na tym bagnie. Zmęczyła go Galaktyczna polityka, za stary już na to był. Zbyt wiele widział, zbyt wiele przeżył, zbyt wielu przyjaciół pochował. W końcu każdy meczy się tą długowiecznością, męczy oglądanie, jak wszystko obraca się w pył. No i na końcu czeka samotność.
- Dobra, ty sobie pomedytuj, ja muszę się posilić. Zapomniałem jak to jest poruszać się w bardziej humanoidalnej formie
Kahr prowadził Hakona pewnie w stronę domku, co prawda okrężną drogą. Ale w końcu mógł on wypatrzeć zarys lepianki skrytej pośród drzew. Domek rósł w oczach w miarę pokonywania kolejnych gęstych zarośli i brnięcia przez bardziej podmokłe tereny.

Hakon - 2011-10-06 16:14:37

Dziękuje *podziękował „młody”, bo jak już poznał orientacyjnie wiek drzewca to przestało mu przeszkadzać to określenie. Rzeczywiście – czul się gówniarzem. kiedy mógł wejść do domku – zrobił to, nie rozejrzał się tylko od razu w  kąciku usiadł. Najpierw zwyczajnie, oparty o sciany wziął kilka oddechów, wyciszył się. I rozpoczął medytacje, której tak bal się przy lądowaniu. Ale obecność drugiego jedi troche zmieniała postać rzeczy. Hakon musiał oczyścić swój umysł. Wydawało mu się, ze zaraz zwariuje. Nieporządek myśli – przerażające, jak można z tym żyć? Jak żyją z tym miliony istot w całej galaktyce? Nic dziwnego, ze są depresje, samobójstwa. O umysł trzeba dbać. Wiec teraz Hakon dbał o umysł*

Moc - 2011-10-06 16:21:08

Kontynuacja w tym Temacie

Darth Nemedis - 2012-02-24 13:43:05

Pochmurne niebo rozświetliły ostre rozbłyski. Z nadprzestrzeni wyskoczyła grupa statków średniej wielkości - głównie kanonierek i myśliwców. Wszystkie, zwarte w formacji, zaczęły schodzić niżej, tnąc powietrze. Na ich czele dumnie sunął mały frachtowiec o nietypowym kształcie.
To tutaj, na Dagobah, ślad po Aru się urywał. Nemedis udał się jego tropem. Cichego zostawił z kostką. Może to i dobrze, bo to urządzenie mu nie odpowiadało, tak jak nie odpowiadały mu poglądy "wygłaszane" przez nie w taki sposób, jakby to była niepodważalna prawda.
Zdyscyplinowana formacja zeszła niżej, uruchamiając systemy wykrywania życia. Oczywistym było, że poszukiwali plemienia, które niegdyś ze swoim starym mistrzem odwiedzał zabrak, a pośród którego miał się niedawno ukrywać. Łoskot silników nasilił się, kiedy statki rozrzedziły formację, mknąc niemal nad koronami drzew.

Missay - 2012-02-24 16:35:13

Odnalezienie tego konkretnego plemienia nie było znowuż taką łatwą sprawą. Wszak to nie jedyne plemię na tej planecie, a w dodatku wędrujące. Nawet jeśli poszukiwacze znali dokładną lokalizację Aru, to od tego czasu Muehawi się przenieśli. Choć oczywiście nie o jakąś zatrważającą odległość.
Czy plemienna społeczność dostrzegła zmiany na niebie? Nie. Jednakże szaman od pewnego czasu przeczuwał, że wyruszenie jego córki do świata bogów będzie miało głęboko idące konsekwencje. Regularnie więc pytał duchy o jej losy i to czy powróci w łasce przyprowadzając im bogów, czy też przyniesie im nowe nauki. albo czy w ogóle wróci.
Jedyna odpowiedź jaką dostał była przesiąknięta jego własnym niepokojem o los swej latorośli, która udała się na misję. Duchy nie były w stanie udzielić mu jakiejkolwiek wskazówki i Muehawi nie pozostawało nic poza czekaniem.

Darth Nemedis - 2012-02-24 17:55:37

Naturalnie, poszukiwania wymagały czasu, jednak na Dagobah nie żyły duże społeczności, a więc przy odrobinie zaangażowania odnalezienie terenu, na którym żyli konkretni ludzie, będzie możliwe. Statki rozciągnęły się w długi, ostry klucz, a czujne oczy wypatrywały jakichkolwiek wskazówek. To były jednostki patrolowe, ale i zwiadowcze - przystosowane do wykonywania takich zadań, choć pozbawione realnej siły ognia. Skanery wciąż działały, przeszukując najbliższe tereny, ale mnogość zwierzyny mogła fałszować wyniki. Nemedis kierował się tropem, który odkrył w mocy, a więc nie znał ostatniego, dokładnego położenia Aru. Wiedział jednak, że zabrak znajdował się niegdyś w tej okolicy. Jeżeli nadal tu jest, na pewno ukrywa się pośród tych lasów, chroniony przez jedną z tutejszych społeczności. Postanowił wykorzystać ich jako tarczę? Nie byłby to pierwszy raz, kiedy na swoje otoczenie sprowadził cierpienie. Sith nie wyczuł wprawdzie jego obecności, ale na Dagobah nie jest trudno ukryć się w mocy.

Missay - 2012-02-24 19:48:56

Gdy statki były już dość blisko, plemię usłyszało dźwięk silników - coś, co już znali. Więc nic dziwnego że część wpatrywała się w korony drzew czekając aż latające ptaki migną w niewielkich prześwitach, wojownicy szykowali się na powitanie bogów przekonani że to Missay wróciła. A szaman zasiadł na swoim miejscu w centrum wioski.
Muehawi preferowali lokalizacje w pobliżu wody. Tutaj nie było miejsc naprawdę bezpiecznych, ale plemię to całkiem sprawnie radziło sobie z polowaniami na bagnach i poruszaniem się na nich. Choć te wcale nie były przyjazne. Wielkie węże wodne i czerwy były tylko niektórymi i nieprzychylnych i groźnych istot je zamieszkujących.
A poza rozległymi bagnami w rozsądnym pobliżu nie było zbyt dobrych miejsc do lądowania.

Darth Nemedis - 2012-02-24 20:06:49

Statki przelatywały naprawdę nisko, niemal dotykały szczytów drzew. Łoskot przy takiej szybkości był wręcz ogłuszający. Biorąc pod uwagę ukształtowanie terenu i raporty, cała formacja skierowała się w stronę obszaru, na której powierzchni prawdopodobnie znajdowali się ludzie, należący do tego plemienia. Statki nie mogły lądować na grząskim terenie, wszystkie więc musiały znaleźć kawałek wolnej, pozbawionej drzew i bagna przestrzeni. Kiedy takowy został odnaleziony, wprowadzono jego dokładną lokalizację do systemów. "Metalowe ptaki" zrobiły nawrót, zmniejszając prędkość. Nie potrzebowały wiele miejsca. Lądowanie zapewne nie przebiegło doskonale - teren był dość wymagający - ale to były jednostki zwinne, przystosowane. Mogły osiadać na ziemi pionowo, co pozwalało wykorzystać każdy skrawek dostępnej przestrzeni.
Kiedy formacja opadła w dół, wzbijając całe masy powietrza, szum silników począł łagodnieć, aż w końcu zamilkł całkowicie. Jeżeli muehawi dotrą do tego miejsca, ujrzą całą grupę stalowych, imponujących ptaków - bez wątpienia drapieżnych. Wszystkie znieruchomiały na powierzchni ziemi, ale wciąż wyglądały groźnie. Symbole, które pokrywały ich poszycie, nie były im znane. Nie przypominały tych, które pokrywały statek Aru i jego mistrza. Najbardziej wyróżniał się frachtowiec wysunięty do przodu. Zdawał się być największy z wszystkich statków, które wylądowały - niechybnie stanowił przywódcę stada. Jego powłokę pokrywały słowa w nieznanym im języku.

Missay - 2012-02-24 20:41:49

Znano już ten dźwięk, ten hałas. Ptactwo zrywało się z drzew, ssaki nadrzewne uciekały w inne rejony a Muehawi obserwowali i nasłuchiwali. Wojownicy szybko się pozbierali i wyruszyli w kierunku, do którego udały się wielkie ptaki.
Muehawi nie zdawali sobie sprawy z tego, że w świecie bogów jest wojna i to całkiem konkretna. Nie wiedzieli, że bogowie bywają źli nie tylko dlatego że duchy się pogniewały za złe uczynki. Nie wiedzieli też jakie są oznaczenia i co za sobą niosą. Mieli tylko słońce republiki, które stało się dla nich symbolem świata bogów i które chętnie nosili. A im ktoś wyżej w hierarchii tym lepiej wykonany amulet miał. Nie kryli się z nimi bo i po co? Czuli się bezpieczni w swoim świecie, duchy już od dawna się na nich nie gniewały, więc z otwartością podeszli do przybyszów i temu też wyszli im na spotkanie.
Wytropienie statków musiało im zająć trochę czasu i obserwacji spłoszonych zwierząt, a także wykorzystania lokalizacji dźwięku przed lądowaniem. Nie mieli przecież żadnych tropów na poszyciu i mogli tylko pokierować się jeszcze logiką szukania polany. A to wychodziło im całkiem dobrze.
W końcu więc, po wcale nie krótkim czasie, stanęli w obliczu wielkich ptaków. 7 wojowników w odświętnych kolorowych opaskach. Uzbrojeni w strzałki i dzidy ozdobione zawieszonymi piórkami. Nie mieli oczywiście wrogich zamiarów, po prostu przejście przez las samo w sobie nie należało do bezpiecznych.
Stali i nic nie robili poza oglądaniem poteżnych ptaków. Stada takich tu jeszcze nie widzieli.

Darth Nemedis - 2012-02-24 20:58:37

Dzioby ptaków rozwarły się, wypuszczając na zewnątrz grupę stworzeń w pancerzach. Byli to przede wszystkim przedstawiciele silnych ras humanoidalnych, wśród nich także paru zabraków. Każdy z nich w rękach trzymał broń - głównie odmiany krótkich karabinków szturmowych, ogłuszacze i paralizatory. Żaden z nich jednak nie zareagował na obecność muehawi. Nie nawiązywali kontaktu. Nie byli nastawieni ani wrogo, ani przyjaźnie. Po prostu byli. Urządzenia, które ściskali w rękach, nakazywały sądzić, że oni także byli wojownikami. Wojownikami ze świata bogów - z takich mogły składać się ich armie. Prezentowali się dość imponująco i mimo tego, że muehawi nie wiedzieli wiele o nowoczesnej technice, mogli łatwo wywnioskować, że są to osoby, które życie spędzają na walce - wskazywała na to ich postura, ruchy, sposób, w jaki byli ubrani. Po co jednak tu przylecieli? Odpowiedź nadeszła dość prędko. Rampa frachtowca - tego największego - opadła na ziemię, ukazując wysoką istotę, skrytą za czarnymi, matowymi szatami. Sith postawił pierwszy krok, zadźwięczały ciężkie, obite metalem buty. Jego "świta" trzymała się z tyłu. On był tutaj dominującą postacią. Podszedł do tubylców wolno. Z bliska mieli szanse ujrzeć, co skrywa się pod jego kapturem - a była to trupio-blada, upiorna maska. Zdecydowanie górował wzrostem nad każdym z nich.

Missay - 2012-02-24 21:08:52

Muehawi głupi nie byli i poznali, że mają do czynienia z wojownikami. Nie wiedzieli jednak że istnieją armie, że jest wojna. Coś tam Aru im mówił że nie powinni nosić symbolu słońca Republiki, ale dla nich to był przedmiot kultu. I nie spodziewali się by przyniósł jakieś zagrożenie ich plemieniu.
Wojownicy nie przestraszyli się skali wielkich ptaków, ani uzbrojenia i opancerzenia świty tego, który przybył. W końcu to przedstawiciele świata bogów. Dla nich było to czynnikiem tłumaczącym wszystko.
Stali więc i patrzyli, nie wiedząc czy to już bogowie, czy tylko duchy obleczone w fizyczną formę. Odpowiedź przyszła jednak wraz z Sithem. Oczywiście nie wiedzieli kim on jest. Widzieli jedynie że się wyróżnia, dostrzegali i czuli to, że reszta jest mu podległa. A więc to jest bóg. W ich sercach zapanowało wzniosłe uniesienie chwilą i jak jeden mąż ułożyli dzidy na ziemi, klękając przy tym. Oni nie wiedzieli, że klękanie jest przesadą, nie mieli wiedzy Miss. Prawe dłonie wysunęli do przodu i pochylili głowy.
- Nahad heday!
Odezwał się ten, który przewodził tej grupce. On też pierwszy się podniósł.
- My witać bogi w ten świat.
Odezwał się w basicku, uznawanym tu za język bogów. Był jednym z synów szamana, więc jego znajomość tego języka była na poziomie porównywalnym z tym, który pierwotnie prezentowała Miss.
Wygląd Sitha ich nie przerażał, podobnie jak jego maska. Uznano to po prostu za rytualny wizerunek. Choć zdrowy rozsądek powinien bardziej skojarzyć to z barwami wojennymi. Tyle, że w świadomości muehawi nie istniała możliwość napaści ze strony świata bogów.

Darth Nemedis - 2012-02-24 21:41:31

Sith milczał, zastygając w bezruchu. Minęła dłuższa chwila, kiedy wyciągnął dłoń, okrytą grubą, czarną rękawicą. Dotknął głowy tego, który im przewodził - syna szamana. I był to dotyk boski, jak mógł poczuć muehawi. W jednej chwili przepełniła go niesamowita siła. Całe otoczenie przestało się liczyć, czuł tylko tę oszałamiającą moc. W jego umyśle zawitał głos Nemedisa.
- Oto przybyłem - odezwał się tajemniczy, przejmujący szept. To była moc. Muehawi nie mógł wiedzieć, w jakim języku przemawia ta istota. To nie było jego narzecze, a mimo to, w pewien niesamowity, dziwny sposób, rozumiał znaczenie słów.
- Jestem tym, który oparł się śmierci. Jestem tchnieniem pomsty i ostrzem boskiego gniewu. Oddech potęgi wypełnia moje trzewia. Jestem Lordem Sithów i przybyłem do waszego świata.
Wrażenie było niesamowite. Wojownik przez chwilę poczuł w sobie czystą energię, zdolną w jednej chwili doprowadzić do ekstazy - potęgę, którą czuć w sobie mogą tylko nieliczni. "Wybrańcy" mocy, obdarzeni darem. Przez ten krótki moment popłynął w nim boski duch.
Dłoń oderwała się od jego czoła. Sith patrzył na niego z góry, zza białej, specyficznej maski.
- Aru - rzekł w basicu. Tym razem można było zrozumieć go tylko w oparciu o znajomość języka. - Zahak. Muszę go odnaleźć.

Missay - 2012-02-24 21:57:14

Starszy, choć nie najstarszy brat Missay był człowiekiem postury stosownej dla pozycji pierwszego wojownika. I tak jak ciało siostry, tak i jego było pokryte tatuażami, choć o innych kształtach.
Odznaczał się, podobnie jak pozostali, szacunkiem wobec boga i zdrowym lękiem przed jego potęgą, nie przed zagrożeniem.
A to czego doznał dodało powagi jego postawie i jeszcze większej radości w sercu. Byli ludem prostym, podatnym na wpływy. Tym bardziej, że wcześniejsi bogowie nie wyrządzali im krzywdy. Więc nie wzbraniał się przed słowami, które otrzymał, przed boskim dotykiem który go opływał. Zawsze zazdrościł siostrze i starszemu bratu ich więzi z duchami, a teraz poczuł to, co myślał, że oni czują. Poczuł się wybranym i bez jakiejkolwiek negacji przyjął przekaz boga.
Pozostali wojownicy wstali w tym czasie za przykładem swego przywódcy i przypatrywali się tej niemej dla nich scenie. Dostrzegali jedynie dumną postawę Maniq`a.
Doznawszy tej ekstazy zaufał Sithowi. Temu też chętnie odpowiedział na jego pytanie.
- Zahak w gwiazdy. Z Missay, moja siostra.
Gdy to mówił wykonał gest wskazujący niebo.

Darth Nemedis - 2012-02-25 11:39:53

- W gwiazdy... - powtórzył cicho. A więc zabrak już stąd uciekł. I to nie sam. Kiedy to się stało? Czy tutejsi mieszkańcy traktowali go jak jednego z bogów? Nemedis wiedział, że Aru podróżował tu w przeszłości ze swoim pierwszym mistrzem. Może traktował tubylców jako tarczę ochronną. Nigdy im zapewne nie powiedział, jak wiele wydarzeń może sprowadzić swoją obecnością, jak wiele szkody wyrządził.
- Zaprowadź mnie do starszego wioski - rzekł po chwili. - Chcę z nim porozmawiać.
Wysoka sylwetka pochyliła się nieco, uważnie spoglądając na wojownika. Rozmowa z tutejszym szamanem powinna dopełnić wizję wydarzeń, niegdyś rozgrywających się w tym miejscu. Być może pozwoli na określenie relacji, jakie Aru nawiązał z tubylcami. Informacje, które posiadają, mogą być ważne dla sprawy. Niemniej, pomogli mu, pomogli temu zdradliwemu, tchórzliwemu robakowi. I oto co dostali w zamian - zostali wystawieni na zagrożenie, przed którym zabrak nie był w stanie ich obronić. Wątpliwe, czy chociaż próbowałby im pomóc. Nigdy zapewne nie pomyślał, jak wielkie szkody wyrządza ze swoim mistrzem tej społeczności. Teraz zaś... Jeżeli karząca ręka Lorda nie może go dosięgnąć, być może sięgnie jego "przyjaciół". Kolejny już raz zabrak, uciekający przed konsekwencjami przeszłości, wystawił swoich najbliższych na śmiertelne niebezpieczeństwo.

Missay - 2012-02-25 13:21:55

Nie byli świadomi tego w jak niebezpieczną sytuację zostali wplątani przez swoją otwartość na istoty zstępujące z niebios na wielkich ptakach. Byli ludem prostym, którego cywilizacja dopiero raczkowała i była bardzo prymitywna, o ile wręcz nie nieobecna.
Wojownik skłonił się w odpowiedzi na prośbę nowego boga i odezwał się do swoich w rodzimym języku.
Ruszyli, prowadząc Nemedisa przez leśną gęstwinę, a w ich sercach panowała radość powodowana zstąpieniem nowego boga i zaszczytem przyprowadzenia go przed oblicze szamana.

Wioska Muehawi była bardzo prosta. Kilka mniejszych i większych prowizorycznych chat, palenisko w centralnym punkcie, oraz kilka mniejszych kręgów służących do przygotowywania posiłków. Społeczność ta liczyła w tej chwili około 40 osób, tyle przynajmniej było w wiosce. Kilku mężczyzn bowiem było na polowaniu, jak zawsze. Nie trudno było poznać który to szaman - Qyemphay zasiadł na wyróżnionym miejscu przy głównym palenisku. Odziany został w barwne szaty, a jego twarz zdobiły ciemnozielone tatuaże. Słońce Republiki spoczywało zawieszone na mocnym rzemieniu. Był człowiekiem w sile wieku według społeczności cywilizowanych, a według miejscowej już wkraczał w wiek starczy. W takim świecie niewielu w zdrowiu dożywało 50 lat.
Za jego plecami stało dwóch wojowników, jak i on odświętnie przystrojonych. Reszta powychodziła przed chaty, kobiety oderwały się od szykowania posiłków, a dzieci zaciekawione przerwały zabawy i naukę. Te starsze. Młodsze bowiem dalej harcowały pod opieką mamek.

Darth Nemedis - 2012-02-25 13:47:10

Nemedis ruszył sam. Jego świta została przy statkach. Jako, że nie wiedzieli, ile potrwa wizyta, rozłożyli się na polanie, czyszcząc broń i pancerze.
Tymczasem Sith podążał za przewodnikami, milcząc. Stalowe buty łamały pod sobą gałęzie i zgniatały liście. Pewne, silne kroki prowadziły wprost do serca wioski.
Między tubylców wkroczyła niezwykle wysoka, odziana w czarne szaty postać. Nemedis skierował się w stronę szamana, zajmującego centralne miejsce. Przystanął, patrząc na niego uważnie. Nie uszedł jego uwadze symbol republiki.
- Czy to ty jesteś starszym tego plemienia? - rozległ się syczący, lodowaty głos. Sith niemalże szeptał, a mimo to jego słowa były doskonale słyszalne. Kryła się w tych dźwiękach tajemnica. Kusząca, ale i niebezpieczna.

Missay - 2012-02-25 13:55:55

Szaman był znacznie ostrożniejszy wobec przybysza. W oszczędnym geście powitał nieznajomego, przypatrując mu się z uwagą. Może to jego wiek i doświadczenie życiowe kazały być czujnym, a może wizje i przeczucia. Tajemnicą pozostawało to na ile wizje są efektem podsuwanym przez moc, a na ile narkotycznym efektem wewnętrznego stanu tego, który odprawia rytuał i zadaje pytania. Tego nawet muehawi nie wiedzieli, zrzucając wszystko na duchy i bogów.
Mimo to szaman wskazał przybyszowi miejsce po drugiej stronie paleniska, dzięki czemu mogliby patrzeć na siebie poprzez nierozpalone popioły.

Darth Nemedis - 2012-02-25 14:07:56

Bez słowa zajął wskazane miejsce. Spojrzał na szamana. Jego wzrok był przeszywający, lodowaty. Patrząc w maskę, odnosiło się wrażenie, że za oczodołami kryje się jedynie bezkresna pustka.
- Wiesz, kim jestem? - zapytał wolno, wciąż patrząc na rozmówcę. Powietrze świszczało cicho, kiedy oddychał.

Missay - 2012-02-25 14:19:29

Wojownicy zajęli swoje miejsca po bokach i usiedli by przysłuchiwać się rozmowie i przyglądać wydarzeniom. Dołączył tez do nich najstarszy z synów szamana, który zasiadł po lewicy swego ojca.  Miejsce Miss pozostało wolne.
- Ty z gwiazdy. Jak Heday, nasze bogi.
Odparł mu mędrzec, a podejrzliwość w jego głosie była wyczuwalna. Heday nie zapowiadali przybycia kolejnego, ten nie zjawił się z jego córką i szaman wyczuwał, że ten jest inny. Jednak serca wojowników pozostały ufne.

Darth Nemedis - 2012-02-25 14:29:01

- Tym właśnie jestem - odparł. - Oto ja - Lord Sithów - przybyłem do tego świata. Szukam Aru. Zahaka. Był tutaj niegdyś. Widzę także słoneczne symbole, nie są to jednak moje znaki. Zahaka nie ma już w tym miejscu. Co on tutaj robił? Zabrał ze sobą twoją córkę, prawda?
Szaman mógł czuć na sobie aurę Sitha. Płonęła żywym ogniem, rozlewając się na całą okolicę. Nie parzyła go, była jednak wyraźnie odczuwalna, swoim oddechem omiatając otoczenie. Nawet niemocowładni mogli czuć na sobie jej efekt. To właśnie w Nemedisie było źródło tej niesamowitej, przejmującej siły, to w nim kondensowała się teraz moc. Boski duch. Był niebezpieczny, przygniatający, jednak jego tajemnica przyciągała, intrygowała. Było coś kuszącego w tym cieniu, w tej potędze.

Missay - 2012-02-25 14:34:47

Najstarszy z synów szamana, ten który miał odziedziczyć pozycję ojca, pozostawał jeszcze dość neutralny. Kolejny - wojownik, uległ czarowi nowego boga. Sam szaman pozostawał nieufny wobec tego, co odczuwał. Jedno z młodszych dzieci rozpłakało się na uboczu.
- Lord Sithów.
Powtórzył powoli "starzec".
- Zahak odszedł dużo dni. Był tu nie dużo zanim wrócił w gwiazdy. Missay ma misja. Ona dla bogi. Ona poznać świat bogi i wrócić tu.
Nieufność nie powodowała niechęci do rozmowy i udzielania pewnych informacji. Nie dziwiło go to skąd wie o jego córce. W końcu to bóg, jak duchy wiele wie i widzi między światami.

Darth Nemedis - 2012-02-25 14:47:52

- Zahak mnie zdradził - rzekł silnym, donośniejszym niż dotychczas głosem.
- Sprowadził na siebie gniew w świecie bogów. Jestem tchnieniem pomsty i głosem palącego gniewu, przybyłem tu po niego. Zahak nie jest waszym przyjacielem. Oszukał was. Jest zdrajcą i tchórzem.
Zamilkł, przechylając się nieco do przodu. Spojrzał uważnie w oczy szamana.
- Ja jestem bogiem, którego słowo niesie siłę. To ja oparłem się śmierci. To we mnie płonie oddech potęgi.

Missay - 2012-02-26 09:33:37

"Tło", a więc część z wojowników najwyraźniej przejęło się słowami które padły. Bo jak to tak, żeby ich bóg zdradził innego boga? Przecież za coś takiego duchy się pogniewają i sprowadzą klęskę, albo głód, albo wojnę. Szum szybkich wymian w rodzimym języku uciszyła podniesiona ręka szamana, który zachował nadzwyczajny spokój.
- Nie wina nasza. Zahak nie tu.
Musiał poradzić się duchów w sprawie tego, czy Aru im zawinił, ale teraz nie dał się ponieść emocjom.

Darth Nemedis - 2012-02-26 10:39:25

- To prawda, ale nie powinniście nosić jego symboli, ani pojmować go jako wspaniałego boga. Zahak sprowadza za sobą tylko klęski. Ciągnie się za nim zagłada, bo wciąż ucieka od konsekwencji przeszłości. Wykorzystał was jako tarczę, nadwyrężając waszego zaufania. Jego zachowanie rozgniewało bogów. Został zrzucony z gwiazd i pozbawiony przywilejów. Nie jest już ani duchem, ani istotą boską. Jest jedynie chodzącą kwintesencją zdrady, nielojalności i braku troski o tych, którzy w swym błędzie mu pomagali. On opuszcza bliskich, wysysając z nich wszystko, co tylko może mu się przydać, a później pozostawia ich samych sobie. Jest zaślepiony, nie potrafi zrozumieć, jak wiele szkód wyrządza. Popadł w niełaskę. Jego wyznawanie nie przynosi ochrony, bowiem Zahak nie dba o tych, którzy go szanują. Nie interesuje się ich losem. Sprowadza jedynie nieszczęście.

Tubylcy byliby zapewne jeszcze bardziej zaniepokojeni, gdyby usłyszeli, że Aru - w istocie - rozgniewał wszystkich bogów, mimo wojny, panującej w ich świecie. Był wyklęty. Gdzie by się nie udał, tam czekały na niego konsekwencje dotychczasowych wyborów. Sith spojrzał na młodszego z synów szamana, wojownika.
- Ciebie wybieram, byś uzyskał wstęp do świata prawdziwego boga. Dostąpisz mojego błogosławieństwa i mojej mocy, ujrzysz rzeczy, których nigdy dotąd nie widziałeś. Zahak był bogiem fałszywym. We mnie kryje się siła i to właśnie ty otrzymujesz dar jej zrozumienia. Na ciebie spłynie boska moc.

Missay - 2012-02-26 11:22:56

Wszyscy słuchali, chociaż tylko nieliczni byli w stanie cokolwiek zrozumieć. Nawet dla szamana poziom języka był zbyt wysoki, słowa za trudne, zdania zbyt długie. Nie miał obycia Miss i ta rozmowa wymagała od niego ogromnego skupienia.
Milczał i wpatrywał się tylko w białą maskę.
Za to jego syn aż się poderwał, gdy Nemedis objawił swą wolę. Szaman mimo to podniósł rękę i nakazał mu usiąść.
- Ty nie zna bogi.
Zaczął starzec.
- Ty nie zna duchy. Twoje słowo inne niż nasze duchy mówić. Duchy mi mówić moja córka dobrze. Duchów słuchać trzeba, one starsze od bogi.
Jedyne co udało się uczynić to zasiać w szamanie wątpliwość co do istnienia boskich istot w takim wymiarze w jakim je rozumieli. Nie uważali ich za władne robić rzeczy o które Nemedis oskarżył Aru.

Darth Nemedis - 2012-02-26 11:49:21

- Ja jestem bogiem - wysyczał, znów kierując wzrok na szamana.
Podniósł dłoń, okrytą czarną, grubą rękawicą. W powietrzu coś zawirowało, huknęło. Nagle zaczął się zbierać silny wiatr, zdolny porywać w górę drobne przedmioty i targać ubrania. W akompaniamencie wielkiego szumu, powietrze zwartymi masami poczęło krążyć wokół Sitha, zabierając za sobą gałęzie, kamienie, liście, popiół i wszelki pył. Dało się słyszeć syczące szepty w nieznanym im języku, zupełnie tak, jakby to wiatr przemawiał cicho, burząc się wokół Nemedisa.
- Czy ty, szamanie, podważasz boską wolę? - przemówił Sith, a głos miał donośny, silny. W niesamowity sposób jego słowa przebijały się przez szum i świst, docierając do umysłu rozmówcy. Moc wzburzyła się, zawirowała. Rozpaliła się wokół Nemedisa i jeżeli starszy był mocowładny, mógł instynktownie poczuć tę jawną demonstrację siły.
- Obrażasz mnie? Przybyłem do ciebie, lecz ty nie okazujesz mi szacunku. Zbłądziłeś i odrzucasz moje słowa. Ja przybyłem tu z nieba, zza gwiazd. Przemawia przeze mnie boska moc.
I nagle wszystko ustało. Nemedis opuścił dłoń. Wiatr ucichł, wszelki pył, liście i gałęzie opadły na ziemię. Znów było tak, jak wcześniej. Sith stał, wpatrując się w szamana zza białej, upiornej maski.
- Znieważasz mnie. Czy właśnie tego chciałeś? Przybyłem tu, a ty zadajesz mi ciosy swoimi słowami. Czy i ciebie omotał fałszywy bóg? Oto moc! Przypatrz się uważnie, oto mój boski duch, zdolny władać wiatrami! Twój syn poczuł już na sobie oddech wielkości. Wybrałem go, kiedy postawiłem pierwszy krok na tej ziemi.

Missay - 2012-02-26 12:07:22

"Starzec" nie dał się zastraszyć, ani też nie uległ manifestacji Mocy, której dokonał Sith. Za to reszta społeczności struchlała ze strachu. Część dzieci się rozpłakała, inne patrzyły zafascynowane, lecz odciągane przez kobiety, które zajmowały się tą gromadką.
Młody wojownik także się przestraszył, lecz późniejsze słowa zasiały dumę w jego sercu. Starszy z synów szamana również uległ. Tylko on sam nie.
- Ty gość tu. Muehawi dobre. Duchy i bogi dobre. Ty zły na Zahak nie my. Bogi moc nie bać ja, bogi dobre. Jak Ty zły Ty nie bóg.
Odpowiedział statecznie. Takie było ich myślenie, a on, jako pierwszy przewodnik nowej religii sam nie wiedział czy to jest zgodne ze stanem faktycznym. Ale musiał być wierny ideałom.

Darth Nemedis - 2012-02-26 12:19:42

- Ale duchy mogą być rozgniewane - przemówił pewnym głosem, spoglądając na szamana.
- Jeżeli zaś bóg nie może być zły, nie jest nim Zahak. Bo to Zahak sprowadził na siebie gniew. To on zdradził. Tymczasem ty traktujesz mnie bez szacunku. Kwestionujesz moją moc. Podważasz moje słowa. Jak możesz tak jawnie występować przeciw boskiej woli? Ufasz w słowa Zahaka? Jak wielki błąd popełniasz...
Skierował spojrzenie na młodszego z synów.
- A ty, czy nie zazdrościłeś swojej siostrze? - rozległ się głos w jego głowie. Znów mógł zrozumieć pełne znaczenie słów, które bez wątpienia skierowane były tylko do niego. Nikt z obecnych nie mógł ich usłyszeć.
- Zahak zabrał ją do swojego świata, ale to nie on dzierży prawdziwą siłę. Dlaczego ktoś miałby ci bronić dostąpienia tego zaszczytu, nawiązania więzi z bogiem? Dlaczego twój ojciec z taką zaciętością odrzuca mnie i moją moc? W czym jesteś gorszy od nich, że bronią ci poznania potęgi? To ty zostałeś wybrany! To ty zostałeś obdarzony darem! Nie ktoś z nich! Może przemawia przez nich zazdrość? W końcu zostałeś dostrzeżony, doceniony! Nie musisz być cieniem swojego rodzeństwa, sam możesz przykryć wszystkich swoją wielkością!

Missay - 2012-02-27 15:24:05

- Ufam w duchy.
Odpowiedział szaman. Zahak nie miał tutaj nic do rzeczy. W jego rozumieniu kłamstwo Aru nie miało nic do postępowania otwartych i gościnnych muehawi. Jednak nawet ten pokojowy lud nie lubił gdy wpadało się do ich wioski i demonstrowało cuda. Byli przedstawicielami kultury rozmowy, którzy po inne środki sięgali tylko gdy musieli.
Za to Maniq był materiałem idealnym do urobienia. Zazdrosny, zadufany i próżny. Natchnięty przez boga usiadł wyprostowany, z dumnym obliczem.
Odezwał się więc do ojca w swoim języku i sprowokował tym samym krótki dialog, zakończony ostrym zwrotem ze strony szamana.
- Nasze prawa pokój.
Odezwał się starzec w basicku, zwracając się do Nemedisa.

Darth Nemedis - 2012-02-29 18:16:22

Miał bardzo dużo z tym wspólnego, bo niemal od początku to jego dotyczyła rozmowa. Szaman negował praktycznie każde zdanie Sitha. Miał oczywiście do tego prawo, tak jak i miał prawo być podejrzliwym, ale w pewien sposób to on skierował rozmowę na taki tor. Nemedis odpowiadał na jego słowa, demonstrował moc właśnie w reakcji na jego wypowiedzi. Szaman mógł wprawdzie na bieżąco modyfikować swoje poglądy, miał też pełne prawo nie uznawać rozmówcy za boga, ale nie dało się Sithowi odmówić realnej siły, z całą pewnością nie sztucznej, czy zmyślonej.
Cierpliwość Lorda dobiegała końca. Od początku tej wizyty starszy wioski nie okazał mu jakiegokolwiek szacunku. Nemedis dotąd nie ujawnił żadnych zamiarów względem plemienia, jednak rozmowa prowadzona z tutejszym wodzem jedynie go rozgniewała. Dolała oliwy do ognia. Jego syn zdawał się jednak mieć, zdaniem Sitha, więcej rozumu... Mógł stać się dobrym sługą dla wzrastającej w tajemnicy siły.
- To świetnie - odparł na pozór spokojnie, uśmiechając się w niebezpieczny sposób.
- Ale moje prawo to moja wola. I twój syn został wybrany, by za mną podążać. Nie możesz się sprzeciwić jego zapałowi, a już na pewno nie możesz sprzeciwić się mnie.
W jego słowach wyraźnie pobrzmiewał autorytet. Wyglądało na to, że nie miał zamiaru pozwalać na rozmyślania - teraz już jasno dawał do zrozumienia, że to on zdecyduje o tym, co się stanie. Był dotąd zbyt wyrozumiały. Szaman od samego początku pozwalał sobie na zbyt wiele w jego towarzystwie - jego, Lorda Sithów! Jakże nikły był w obliczu potęgi mocy...
- Nie będę z tobą więcej rozmawiał. Obraziłeś mnie. Nie okazałeś mi szacunku. Nie potraktowałeś mnie tak, jak na to zasługiwałem. Ponadto, podważałeś moją potęgę i pozycję. Nie jesteś moim przyjacielem.
Sith spojrzał na młodszego wojownika.
- Nic cię nie wiąże. Porzuć łańcuchy i pójdź za mną, a będziesz wyzwolony.

Missay - 2012-03-04 17:50:55

Twarz "starca" zasępiła się. Oczywiście, tylko krowa nie zmienia zdania, ale tutaj czuł, że w przybyszu jest coś złego. Może przez to, że przyszedł i zaczął negować ich wierzenia. Nawet jeśli słusznie, to zdaniem szamana powinien - jako gość - uszanować miejscowe wierzenia, wyrazić swoje myśli, lecz nie wymuszać posłuchu. Nie udowadniać na siłę.
- Ma córka z bogi. Mój syn z wojowniki.
Teraz i on zaczął tracić cierpliwość. Kobiety szykujące strawę nie odważyły się podejść by komukolwiek usłużyć, opiekunki odciągnęły maluchy dalej. Przyszły szaman minę miał taką jakby zaraz miał być rozrywany, a Maniq puszył się nie kryjąc zadowolenia. Kiwnął też głową z dumą, gdy Sith objawił swą wolę. Szaman jednak tego nie tolerował.
- Ty przychodzi do my i wprowadza swoje prawa? Tu Muehawi, Ty gość. W nasza kultura słowo tu ważne. Ty nie prawo tu.
I dodał w stosunku do syna kilka ostrych słów w swoim języku.

Darth Nemedis - 2012-03-04 18:23:32

Jego przeczucia były trafne - Nemedis stanowił niebezpieczeństwo. Tak naprawdę nic nie było w stanie go w tym miejscu powstrzymać. Plemię było wyraźnie odsłonięte na ciosy ze strony kogoś, kto dysponuje "boskimi mocami". Aru nie uczynił im bezpośredniej krzywdy, a więc z całą pewnością jego posunięcia utwierdzały ich w przekonaniu, że ze świata nad ich głowami nie może im grozić niebezpieczeństwo. Jedynie szaman zachowywał sceptyczne podejście od samego początku. W Sithu coraz mocniej wzbierał gniew - odczytywał każde posunięcie starszego jako jawne wyzwanie rzucane jego sile. Chwilę trwało milczenie - jak cisza przed burzą.
- Powiedziałem ci już, starcze - rzekł chłodnym, syczącym głosem. Odsunął się nieco, spoglądając na młodszego syna. Dawał do zrozumienia, że zamierza odejść. Zależało mu, by ewentualna decyzja o podążaniu za nim wypłynęła z inicjatywy Maniqa - a przynajmniej by tak się wydawało. Podejmując decyzję samodzielnie i w pewien sposób wypowiadając posłuszeństwo ojcu, pokona pierwsze bariery na drodze do całkowitej indoktrynacji. Zmuszony nie stanowiłyby wartości dla sprawy.
- Odpowiadam tym samym, co otrzymuję od ciebie. Być może... duchy nadały ci jakieś przywileje. Moje prawa jednak płyną od moich słów, a ja jestem wyjątkowo rozgoryczony rozmową. Nie potraktowałeś mnie jak gościa, więc ja nie czuję się zobowiązany, by potraktować cię jak gospodarza.
Uważne spojrzenie przeniknęło młodego wojownika. Teraz Sith miał zwrócić się do niego.
- Jaką więc decyzję podejmiesz? Czy nie czas na wyzwolenie?
Czekał cierpliwie. Maniq wydawał się być absolutnie najlepszym materiałem na narzędzie dla sprawy Sithów. Być może będzie musiał zostać złamany... To jednak pozwoli przekuć go na nowo. Nemedis z premedytacją poddawał go próbie - stawiał pod presją. Jeżeli Maniq nie zdecyduje się na to, by przeciwstawić się ojcu, jeżeli zabraknie mu odwagi - spotka go zapewne śmierć.

Missay - 2012-03-04 18:57:22

Jego twarz zamarła, a potem się uspokoiła. Jakby starzec nagle odzyskał równowagę ducha.
- Ty mówi nie nasza kultura. My Tobie ogień, posiłek...
Tu ruchem głowy wskazał na niepewne kobiety w pobliżu.
- Ty nam siła i złe słowo.
Podsumował to przedstawiając swój punkt widzenia. Dla tej społeczności zachowanie Sitha musiało być szokiem. Ich bogowie są dobrzy i łagodni oraz łaskawi. A gdy używają boskich mocy to tylko by pomóc, nie dla samego pokazania.
Maniq już od dawna był zdecydowany. Ojciec nie mógł go zastraszyć. Starczyło by Lord Sithów połechtał jego pychę, co już się stało.
- Nanqya.
Odezwał się w swoim języku, lecz ton zdradzał posłuszeństwo nowemu bogu.

Darth Nemedis - 2012-03-04 19:10:46

- Ogień, posiłek? Moje słowa były odpowiedzią na twoje. Nie potraktowałeś mnie jak gościa, nie potraktowałeś mnie jak boga. Twoje plemię mnie tak potraktowało. Ty zdołałeś jedynie wzbudzić mój gniew. Jawnie mnie obraziłeś, podważyłeś moją siłę. Szydzisz z boga? Nieszczęśliwe musi być twoje plemię, skoro ma takiego szamana... Zamiast sprowadzić łaskę i pokój, ty odrzucasz moje słowo i podważasz je w każdym wymiarze. Brak ci pokory w obliczu mojej mocy.
Nemedis uśmiechnął się paskudnie, patrząc na szamana zza upiornej maski.
I cóż, starcze - pomyślał. - Sam jesteś sobie winien. Jeszcze pożałujesz tego, w jaki sposób potraktowałeś boga. Być może na krótko przed śmiercią zrozumiesz, że Sitha nie należało irytować. Oto, co ci z tego wszystkiego przyszło - klęska.

Odwrócił się i począł iść w stronę miejsca, gdzie wylądowały statki. Ufał, że wojownik ruszy za nim. Najemnicy szybko przygotują maszyny do startu.

Już niebawem...

Missay - 2012-03-04 19:35:47

Starzec nic nie odpowiedział, bowiem gość najwyraźniej nie był tym za kogo się podawał. Nie był ich bogiem, wszak nie znał ich praw i nie był otwarty na dialog. Ich bogowie nie narzucają swojej woli. Temu więc szaman zasępił się w rozważaniach kim jest ta istota. I co tak naprawdę dzieje się w świecie bogów.
Pozostał dumny, gdy patrzył za odchodzącym. Nie zatrzymywał, bowiem gościa wolą jest to czy pozostanie.
Spojrzał na swego syna, który wstał, rozumiał, że ten opuści wioskę. Że ten niby-bóg, sprawił iż ich odwieczne zwyczaje upadły wraz z buntem przyszłego wodza. Nie pożegnał syna, choć nie wyklął go. Miał zamiar prosić duchy o opiekę nad nim i powrót gdy ten zrozumie, że ich życie jest tutaj, że bez duchowego przygotowania nie może wstąpić w świat bogów.
Wraz z Maniqiem poszło trzech. Ci skłonili się szamanowi z szacunkiem, a odchodząc obejrzeli się na wioskę. W ich sercach nie było takiego uporu jak w sercu syna szaman.

Gdy odeszli, nakazał części wojowników ruszyć w las wraz z opiekunkami i dziećmi. Jakiś cichu głos w sumieniu mówił mu bowiem, że rozgniewał potęgę inną niż bogowie. Lepiej więc by przyszłość plemienia udała się do sąsiadów. Oczywiście trzeba było zebrać pożywienie na droge, ale ruszyli. Chciał też odesłać swego syna, lecz ten odmówił i wraz z ojcem pogrążył się w pytaniu duchów o przyszłość.

Darth Nemedis - 2012-03-04 20:00:59

Nemedis wskazał wojownikom obszerną ładownię frachtowca. Była praktycznie pusta, pomijając dwie, czy trzy skrzynie - najpewniej z prowiantem i najbardziej potrzebnymi narzędziami. Mieli tutaj dużo przestrzeni, by się rozłożyć. To miejsce miało się stać ich "domem" na najbliższe godziny podróży. Zanim Sith odszedł, znów dotknął głowy Maniqa - z całą pewnością chciał mu przekazać swoje słowa. Już teraz bardzo wyraźnie podkreślał jego pozycję. Z pozostałymi wojownikami nie rozmawiał bezpośrednio. Syn szamana miał przekazywać jego wolę.
- Tutaj spędzicie najbliższy czas - odezwał się szept w jego głowie. Znów napełniło go uczucie wspaniałości i niewyobrażalnej wielkości, jakby na chwilę zapaliła się w nim boska cząstka. To moc popłynęła w jego żyłach. Mimo, że nie znał tego języka, był w stanie rozumieć znaczenie słów. Nie musiał nawet przy tym się wysilać - wszystko rozgrywało się w jego jaźni, wsiąkało do wnętrza umysłu, nie napotykając przeszkód.
- Nie obawiaj się, bowiem jesteś pod moją opieką. Nic ci tutaj nie zagrozi, jeżeli będziesz dobrze wypełniał moją wolę. W skrzyniach znajdziecie wodę i jedzenie, możecie nasycić głód i ugasić pragnienie, czyńcie to jednak z rozwagą. Podróż do świata bogów potrwa wiele godzin.
Urwał na chwilę, spoglądając na Maniqa nieodgadnionym, przenikliwym spojrzeniem.
- Możesz być z siebie dumny, wkraczasz na nową ścieżkę. Już niedługo zaczniesz poznawać świat bogów. Dobrze wybrałeś. Uczynię cię silniejszym i pozwolę zaznać boskiej potęgi. Takiego wyróżnienia nie otrzymał nikt inny.
Odsunął dłoń i skinąwszy lekko głową, udał się na zewnątrz. Ładowania frachtowca zamknęła się, ucinając dostęp do światła. W środku zapaliła się lampa wbudowana w sufit, otulając nikłym blaskiem sylwetki wojowników.

Chwilę później wszystkie statki wzbiły się w powietrze w towarzystwie ogłuszającego szumu. Zawisły nad wioską, groźnie spoglądając w dół.
- Zacznij zlewać rezerwy paliwa - rzekł Sith, zajmujący miejsce dowódcy. Najemnik, siedzący obok, spojrzał na niego zaskoczony, nie odważył się jednak nic powiedzieć. Moment później w dół spadać począł deszcz straszliwie łatwopalnego płynu, mieszanki, której nie dało się ugasić wodą. Nemedis skierował wzrok na sylwetki ludzi, majaczące w oddali. Miał doskonały widok zza dużej, panoramicznej szyby. Zastygł w bezruchu, jak posąg.
- Spalcie to - rzekł wolno, głosem przerażająco spokojnym, wręcz wyprutym z emocji. - Spalcie wszystko.
Rozkaz został wykonany bez szemrania. Wystarczył jeden pocisk zapalający, wystrzelony z jakiejś kanonierki, by wzbić w powietrze olbrzymi, drapieżny płomień.

Missay - 2012-03-05 16:58:17

Dla wojowników wszystko było zadziwiające i obce. Wielkie ptaki, które aż się chciało dotknąć. Ich brzuchy, do których można było wejść i wyjść (o czym przekonali się widząc wychodzących po lądowaniu). Nawet skrzynie. Same nowości. Maniq jednak skupił się na Lordzie Sithów i wspaniałym wrażeniu od niego otrzymanym. Miał pewne ciche wątpliwości czy dobrze zrobił, ale duma i poczucie zawiści względem siostry sprawiały, że nie żałował i z ochotą poddał się Nemedisowi.
Cała czwórka skłoniła się odchodzącemu, a potem syn szamana wyjaśnił reszcie co ten powiedział.
Gdy chwilową ciemność rozświetliła lampa, wojownicy byli zdumieni tym, że pojawiło się tu nowe słońce.
Również zaskoczeni byli gdy poczuli że statek się unosi. Nastąpiła ogólna ekscytacja i żywe rozmowy o tym co ich czeka.

W wiosce zaś życie na moment zamarło, gdy zaczął padać dziwny, dziwnie pachnący deszcz. Lecz ta chwila spokoju przerodziła się błyskawicznie w panikę, gdy płonący piorun uczynił deszcz ognistym. Wioska nie miała szans, podobnie jak zdecydowana większość jej mieszkańców.

Darth Nemedis - 2012-03-05 17:35:16

Sith patrzył, jak płomienie pożerają wioskę. Na jego twarzy zadrgał grymas, przypominający uśmiech.
- Niech teraz Aru ratuje swoich podopiecznych - rzekł spokojnie, obserwując widowisko.
- Ogień oczyści ich dusze. Muszę zadowolić się taką ofiarą...

Statki poderwały się w górę i wystrzeliły przed siebie, prosto "w gwiazdy", ku niebu. Parę minut później skoczyły w nadprzestrzeń, zostawiając po sobie ogień, śmierć i cierpienie.

https://hostomice.ebetonovejimky.cz ocieplenie celulozą łódź pozycjonowanie gdynia świadectwo energetyczne kraków cennik Regał z drewna naprawa komputerów ursus zabezpieczenie ogrodzenia przed dzikami