Gra PBF w świecie Star Wars, rozgrywająca się w czasach Młodego Imperium.
No cieszę się, że pasuje... *Wszedł wraz z małym do środka i rzucił jeszcze okiem na ten ubogi "wystrój" kajuty. Będzie tutaj musiał coś zmienić, ale i tak będą to nadal ascetyczne warunki, które preferowali Mandalorianie. Cóż, naród pragmatyków, nie od dzisiaj to wiadomo. No nie licząc kobiet, które praktycznie nie różniły się pod tym względem od innych przedstawicielek płci żeńskiej Galaktyki i też lubiły ozdoby i tym podobne.* No dobra, to wy sobie odpocznijcie a Ja muszę poszukać A'dena a potem też się zdrzemnąć. To był nieco emocjonujący początek podróży... *Nie dodał tego, że ostatnimi czasy nie sypiał za dobrze, podobnie jak i klon. Atmosfera ciągłego zagrożenia sprzyja bezsenności. Dlatego tez miał nadzieję, że uda mu się chwilkę przespać przed wyskoczeniem z nadprzestrzeni a potem powrotem z nowym kursem*
Offline
*Seco skinął łbem jakby mówiąc, ze jest za, sam nie miał nic przeciwko drzemce, bo nadmiar emocji źle mu na delikatną psychikę działał. A A’denowi dobrze zrobi rozmowa z tatusiem* Taaa… Mlody, idziem w kime. W każdym razie ja ide. Ale ty tez, bo jak Tangi zasną to będziesz się nudził *po czym się na bok przeładował. Malkit patrzył na niego z postawionymi uszkami z ramion Tanga*
Offline
*Odstawił małego na łóżko tatusia i podrapał go jeszcze po główce pieszczotliwie* No to miłej drzemki. Obudzę was, jak dolecimy na miejsce... chyba, że wcześniej wypadnie obiad *Uśmiechnął się po czym wyszedł z ich kajuty zamykając za sobą drzwi. Wypuścił wtedy ciężko powietrze i udał się na poszukiwania A'dena. Znalazł go dosyć szybko, bo klon skończył właśnie skanowanie i nie wykrył niczego. Potem potoczyła się rozmowa, tak jak Seco przewidywał, o klonach i stosunku synów Tanga do tych z imperium. Nie było to łatwe, ale jakoś sobie z tym poradzili. Po długiej rozmowie oboje udali się do swoich kajut, gdzie z radością powitali chwilę wytchnienia we śnie.*
Offline
*Wynurzenie. Tak, Seco się obudził. Ziewnąl potężnie, zasłaniając odruchowo pysk pięścią. Ten odruch Fler w nim wyrobiła* Ooszsz… *Jęknął, podnosząc się. Pociągnąwszy nosem rzucił zaspanym wzrokiem naokoło, po kajutce. Jego organiczna ręka powędrowała do oka, by w nim podłubać chwile* no to żeśmy się kuhrrtyna dophrrawili, jak w sam kuźwa jego w rzuć cyhrrklem ładowana mać… *Ale co miał na mysli? Możliwe, ze to jeszcze sen tak uchodził. Seco usiadł, prztrzymujac lezącego na jego torsie Malkita, który zupełnie przecząc czujnym cechom rasy – spał jak zabity. Seco zarzuciwszy go na ramie wstał. Jakos nie za bardzo się czuł. Dziwnie. Wyśliznął się na korytarz. Przypominając sobie jak przez mgłę tłumaczenie Tanga, zapukał do drzwi które powinny być drzwiami kajuty A’dena*
Offline
*A'den mimo że spał porządnie po raz pierwszy od wielu dni to natychmiast się obudził. Zwalczył swój pierwszy odruch sięgnięcia po blaster, bo w końcu był na statku tylko z Tangiem, Seco i jego synkiem, więc wroga raczej na pokładzie nie było. Poderwał się szybko z łóżka i podszedł do drzwi. Wyglądał trochę niechlujnie, nieco zapuszczone włosy, pomięte ubranie. Ale dzięki temu wyglądał jak normalny człowiek a nie klon przyzwyczajony do koszarowego życia. A'den otworzył powoli drzwi i nieco zaskoczony spojrzał na kaleesha* Coś się stało? *To była jego pierwsza myśl, bo nie spodziewał się jakieś prośby ze strony Seco*
Offline
*Secorska widząc uczesanie A’dena jak i jego zaspanie uśmiechnął się szeroko, bardzo wesoło i szczerze. No i dlatego właśnie nie mam włosów – pomyślał, po czym, nadal szczerząc się do klona wziął śpiącego synka pod pachy i wyciągnął w kierunku A’dena* Nie śpij, bo ci dziecko podrzucą *wycharczał energicznie* A jak już nie spisz to… to tez ci się podrzucą, chce przez to powiedzieć: rzuć na niego okiem, dobhrra?
Offline
No i w ten sposób zostałem szczęśliwym posiadaczem... dziecka. No dobra, popilnuję... *Zaletą klonów było to, że nie pytali dlaczego. A'den stwierdził, że jeśli Seco chce, żeby go popilnować, to musi mieć ku temu ważny powód, więc nie pytał o niego. Odebrał tylko Malkita, skinął głową, po czym zamknął drzwi i podszedł do swojej pryczy, gdzie położył się wraz z małym. Miał już jakieś doświadczenie w pilnowaniu go, więc powinien dać sobie radę*
Offline
No widzisz, i od razu jakiego dużego! *Seco pomachał jeszcze przez szparę zamykających się drzwi, po czym wykonawszy do tyłu pólpiruet na pięcie ruszył dziarsko do… do ładowni. Pogwizdując hymn republiki,( to już chyba jakaś jego nerwica) dogrzebał się do jednej ze swoich toreb, którą powierzchownie otwarł i wsadził rękę. Na trzeciej zwrotce hymnu udało się, i została wyciągnięta flaszka pysznej samogonki własnego pędu. Zadowolony Seco ruszył truchtem w kierunku kokpitu, z nadzieją ze znajdzie tam bardzo zapracowanego pilota który zasługuje na relaks*
Offline
*W istocie Tang siedział sobie w fotelu pilota i sprawdzał coś w komputerze. Przespał się trochę ale potem stwierdził, że nie da rady dłużej leżeć na łóżku, więc przyszedł do kokpitu. Mieli jeszcze przed sobą kilka godzin lotu ale Mando chciał się już naleźć u celu ich podróży. Wtedy wreszcie będzie mógł się należycie odprężyć. Nagle usłyszał czyjeś kroki na korytarzu i okręcił się w fotelu spodziewając się zobaczyć A'dena. Bo kogóż by innego? Zdziwił się tym samym widząc Seco... z jakąś butelką w ręku* Co, spać nie umiesz czy Mal'ika nie daje ci zasnąć?
Offline
*Zaletą Secorshy było to, ze był prawie zawsze uśmiechnięty, a wadą była jego zaleta, bo czasem trudno było przez to poznac o co mu chodzi, tak jak teraz. Szedł kiwając się na boki. Butelkę za szyjkę trzymał organiczną łapą. Mechaniczna przytrzymywała kuperek. Oczywiście butelki* Oj, Tangu, Tangu, biedny, trzeźwy człowieku… jakby on zasnąć nie mógł to by tu tak cicho nie było. Ale nie mahrrtw się, jest w dobhrrych rękach. Niepijących *zademonstrowawszy butelkę podniosł wymownie powieki, po czym uniósł butelkę na wysokość twazryz, i wyszczerzając żeby otarł się o nią policzkiem* Tylko my we thrrójkę… Będziemy mieć przygodę ehrrotyczną, czyli – upiehrrdolimy się. Co ty na to?
Offline
*Niepijące ręce? Oczywiście A'den... (no w sumie nikogo innego na pokładzie nie było, nawet głupiego droida)* Hmm... proponujesz bardzo kuszący trójkącik. Dawaj na fotel... *Ręką wskazał miejsce drugiego pilota a sam potarł swoje dłonie energicznie, nie mogąc się doczekać. Szklaneczki czy flaszki czegoś mocniejszego nigdy nie odmawiał, chyba, że w grę wchodziła jakaś misja bądź zadanie. Ale w obecnych warunkach nie musiał się tym przejmować, więc pić można.* No to otwieraj i pijemy!
Offline
*krokiem tancerza z republikańskiego realisty show (można by wpasować Secorshe na miejsce każdego z tych pajaców), dobił do fotela drugiego pilota, ukłonił się teatralnie, z kieszeni spodni (bez płaszcza był bowiem, tylko w spodniach trochę za luźnych dla niego, bo on chudy, oraz koszulce z póółrękawkami) papierową chusteczkę wyjął, którą z namaszczeniem kawałek blatu panelu sterowania otarłszy, dystyngowanie butelkę postawił. Szacunek się szlachetnemu napitkowi należy, po czym usiadł*
Tangohrrnie Fibalu. Jako dominująca fohrrrma życia na tej jednostce ty winieneś zainicjować ów zacny phrroces
Offline
Ja jako kapitan tego okrętu z radością przyjmuję ten honor... *Uśmiechnął się szeroko, rozbawiony całą tą dziwaczną otoczką, ale cóż, przy Secorshy nie można się nudzić. Okręcił się w fotelu i gdy jego oczy znalazły się dokładnie na przeciwko butelki to sięgnął po nią ręką i chwycił ją zręcznie, jak na zawodowca przystało. Drugą ręką chwycił nakrętkę i szybkim, bezceremonialnym ruchem dłoni odkręcił flaszkę, tak, że zapach wódki zagościł od razu w kokpicie* Hmm... wyśmienicie. No to zdrowie! *Uniósł butelkę w geście toastu w kierunku kaleesha, po czym przystawił sobie gwint do ust i lekko przechylił, pozwalając by piekący trunek wypełnił mu usta. zrobił jeden, mocny łyk po czym przełknął wszystko i podał butelkę Seco, lekko się krzywiąc* [iUfff... mocne i dobre. Co to? [/i]
Offline
*Jak zawsze zadowolony kiedy Tang otwarł butelkę, zaczął wiwatować, podnosząc ręce do góry jakby w gescie zwycięstwa, ale chwile to tylko trwało. Wziąwszy butel sam pociągnął łyka, skrzywił się, ale oczy, nawet na chwile zamknięte nada mialy ten szaleńczy wyraz chorego zadowolenia* [i]To jest specjalność kaleeshiańskiej kuchni, kuhrrwa, tylko ze rhobbione na składnikach z Couruscant… dobrze, ze za republiki bo jakby na Impehrrialnych, to bym chyba wywalił… tak czy siak. Sam pędziłem{/i] *wypiął dumnie pierś. Butelkę odstawił na przygotowane dla niej miejsce i spojrzał przez iluminator na kanał nadprzestrzenny. Raczej nie był tym zachwycony*
Offline
*Tunel jak to tunel, długi, niebieskawy i w cholerę monotonny, kto nie przyzwyczajony to mógłby zwariować od samego gapienia się, ale Tanga to już nie ruszało. Bawił się tylko konsolą, niby coś tam kalibrując ale tak na prawdę grał sobie w karty czy też w jakiś symulator lotów. Hit ostatnich miesięcy "Wojny Klonów - ARC 170 Pilot". Po prostu nieziemska gierka, dla wytrawnych graczy oczywiście, a Tang lubił się tak czasami odprężyć, rozwalając nierzeczywistych przeciwników. Ale prawdziwych też lubił rozwalać...* Nooo... dobre w cholerę. No to co, jeszcze po rundeczce? Wypijemy za udaną ucieczkę i za przyszłość... *Przy alkoholu zawsze padają jakieś górnolotne toasty, ale tylko na początku. Potem to już takie trywialne w stylu "Za rolników i ich chmiel czy może za tych od robienia szklanek"*
Offline