Gra PBF w świecie Star Wars, rozgrywająca się w czasach Młodego Imperium.
Po wyjściu z nadprzestrzeni i ogarnięciu przez Temenę statku podróż dobiegała końca. Zin włączył autopilota i bawił się z synem. Rozkręcali wspólnie zabawki i sprawdzali co mają w środku. Ot, taka zwykła dziecięca zabawa. Obydwoje się śmiali, Zin był zadowolony, że w końcu odnalazł nieco czasu dla swojego syna. Kiedy zorientował się, że są już na orbicie wyszedł z kajuty, w której bawił się Varienek i poszedł do kokpitu. Wyciągnął z kieszeni swojej kurtki płytkę, którą podarował mu Tang podczas jego wizyty. Włożył ją do czytnika i chwycił za mikrofon. Jeszcze nieco pogrzebał przy aparaturze i rzucił.
-Tang! Tang! Kurwa. Odezwij się. Tu Zin!-można powiedzieć, że krzyczał. Aparatura była przestarzała i ni cholery bez trzeszczenia i lekkich zakłóceń. Nie miał zamiaru namierzać sygnału. Po pierwsze. Nie chciało mu się, po drugie nie miał odpowiedniego sprzętu. Wszystko zostało na Mandalore. Zin podrapał się po głowie i powtórzył.-Tang! Przyleciałem i czekam na orbicie, aż łaskawie ruszysz dupę.
Offline
*Długo nikt się nie odzywał aż w końcu połączenie zostało zaakceptowane i urządzenie Tanga przekazało poprzednie wiadomości od Zina, co wywołało potok przekleństw* Kurwa nie drzyj japy... *Tang akurat miał kaca po popijawie z Seco, więc te krzyki nie działały na niego zbyt dobrze. Przez kilka dłuższych chwil panowała cisza, aż w końcu Mando podjął temat* Kurwa, wiesz która jest godzina do jasnej cholery? Pewnie nie masz pojęcia... ja pierdole, kaca leczę a ten mi tu jeszcze... przesyłam dane, ale radzę zrobić kilka okrążeń wokół osady. A i nie wypuszczaj nikogo, póki A'den nie pozwoli. Chyba, że chcesz by rodzinka miała traumę związana z piątką klonów uzbrojonych po zęby... ostatnio się drażliwi troche zrobili, zobaczysz z resztą sam.
Offline
-Dobra, dobra. Luzik bluzik.-Powiedział do Tanga po czym się rozłączył. Podszedł do komputera i namierzył bazę o danych namiarach. Zasiadł za sterami i wyłączył autopilota. Ostry manewr i wleciał na powierzchnię planety. Długo błądził po tej pieprzonej dżungli, nie mając pojęcia gdzie znajduje się jakikolwiek punktu zaczepienia. Po chwili się zorientował, że krąży nad jakąś osadą, która w rzeczywistości była osadą Tanga. Wykonał pięć okrążeń wokół miejscowości, aż w końcu wylądował. Między tymi drzewami statek prezentował się znacznie lepiej. Podczas lądowania Zin zrobił kilka rys na korpusie, które pewnie da się spolerować.
Offline
*Statek z Fler, Malkitem i Dralem na pokładzie wyskoczył z atmosfery i znalazł się na orbicie. To, co ukazało się ich oczom było wręcz nie do uwierzenia. Nad osadą widniały dwa krążowniki, od których ku dołowi nieustannie krążyły transportowce. Po osadzie nie zostanie kamień na kamieniu.
Nie dostrzegli Fler od razu, ale reszte można sobie dopowiedzieć. Nie minie kilka minut, a zaczną do nich strzelac
Ale była tez druga – lepsza strona medalu. Tutaj działała im komunikacja*
Offline
Artysta
*Siedziała za sterami, a krew spływająca z jej palców mazała drążki. Na jej kolanach siedział Malkit, czuła jak uściskiem miażdży jej klatkę piersiową. I może to uchroniło ją od szoku tlenowego, jej puls i oddech były bowiem zdecydowanie zbyt szybkie, ale cóż się dziwić.
W czarnych źrenicach wielkich jak czarne dziury ziała rozpacz, strach i wspomnienie tamtych chwil. Rosły tez odbicia potężnych cielsk statków.
Fler wybrała koordynaty w komunikatorze, ale nie nawiązała połączenia,. Je mogą namierzyć* tu przyjaciel *zaczęła drżącym głosem* na Mandalore zrobili rzeź. Dwa ciezkie krążowniki na orbicie. Pospieszcie się *po czym rozłączyła się. Właściwie to nie było połaczenia, bo to wiadomość. Nie mogą tego namierzyć.
Nie czekając na nic wpisała jedyne sobie znane koordynaty (MG wie gdzie) i ruszyła, by uciec krążownikom Imperium. Im szybciej, tym większą da szanse ucieczki innym.
Oby generał tu przybył… I dał szanse ucieczki reszcie. Jeśli w ogóle przezyli.
Fler pogładziła Malkita po głowie* Będzie dobrze, kochanie. Nie denerwuj się,z araz będzie fajnie, skoczymy w nadświetlną…
Offline
*Z Mandalore wyleciały jeszcze trzy statki. Wyłoniły się kiedy Fler już skoczyła – udało się jej, a wiadomość zostanie odebrana na Widmie II przez generała. Okręty imperium odnotowały ruch – to niedobitki uciekają. Nie podoba im się to…*
Offline
*Pierwszy frachtowiec opuszczający atmosferę należał do Tanga, któremu widok dwóch okrętów Imperium się nie spodobał, bo to zapowiadało tylko problemy i to duże. Natychmiast odbił w prawo, chcąc wydostać się poza zasięg dział, a będzie to raczej trudne, ale nie niewykonalne. Sprawdził jeszcze integralność osłon i dał "gazu", zwiększając moc silników do maksimum.
Kolejny statek opuszczający Mandalore należał do Seco, ale pilotował go A'den, który leciał tuż za Tangiem, ale widząc zarówno okręty wojenne ja i manewr Mandalorianina to odbił w lewo, rozdzielając się, by odciągnąć częściowo uwagę imperialnych i rozproszyć ich siły pościgowe. Ale ich sytuacja nie wyglądała za różowo, więc podobnie jak wcześniej Tang, klon zwiększył moc silników oraz osłon, by przetrwać ewentualny ostrzał.
A ostatni na orbitę wlatywali Tracyn z Brexem, ale oni mieli o tyle łatwiej, że lecieli zarekwirowanym promem imperium, wiec nie wzbudzą póki co podejrzeń, o ile zachowają pozory. Tracyn zaczął przeszukiwać komputer w celu znalezienia kodu identyfikacyjnego, który powinien pozwolić im zbliżyć się maksymalnie do okrętów Imperium a gdy znajdą się poza studnią grawitacyjną Mandalore to skoczyć w nadprzestrzeń. Tak więc każdy miał inny plan...*
Offline
*Krazowniko rozpoczęły ostrzał, rzecz jasna skrzętnie omijając statek Tracyna I Brexa. To już trzeci uciekinier, co się Imperialnym nie podobało. Jednakoż chyba dobijanie ostatków nie było ich priorytetem. Priorytetem była masakra Mandalore. Piloci wszystkich jednostek mogli zobaczyć odlatujące statki innych miejsc. Wiec nie tylko ziemie klany Fibal oberwały. Cóż – te czołgi wyglądały an nowatorskie, ,może chcieli je tylko przetestować?
Kto ich powstrzyma? Tang? Darven? Nic z tych rzeczy. Imperium zrobi to, co zechce. A oni niech zjeżdżają póki się da*
Offline
*Tang siedząc za sterami frachtowca wylewał z siebie siódme poty, starając się unikać ostrzału i wydostać z zasięgu artylerii, co nie powinno być trudne, jeśli krążowniki utrzymają stałe położenie na orbicie. A potem to już standard, wykonanie powolnego łuku i skok w nadprzestrzeń... tylko gdzie? Na Dxun mając na pokładzie Darvena? A może poszukać Generała? Tylko gdzie on do cholery jest, gdy jest najbardziej potrzebny?
A'den również starał się ze wszystkich sił, by unikać trafień i latał po prostu jak szalony, więc reszta pasażerów może to odczuje, może nie, ale akrobacje jakie wyczyniał były na prawdę godne pochwały. Szczęściem wydostawał się powoli z zasięgu dział i jemu też przypadł w udziale dylemat, gdzie uciekać mając na pokładzie dwójkę kaleeshów, dwójkę Jedi? Dxun odpadało od razu... a czasu do namysłu nie mieli zbyt dużo.
No i podobny dylemat mieli Tracyn z Brexem, zbliżając się coraz bardziej do okrętów Imperium, a decydować musieli szybko, bo jak tylko znajdą się na ich wysokości to stanie się dziwne, czemu nie lądują na pokładzie któregoś z krążowników. Nie mogli lecieć na Dxun, bo to prom Imperium i pewnie ma nadajniki, nie wiedzieli gdzie jest Generał... więc zostawało im jedno znane miejsce, gdzie mogli się ukryć. Nar Shaddaa... podobno był tam zin, wiec pomoże im gdzieś uciec. Tak wiec wpisali koordynaty do komputera i gdy wyszli poza zasięg studni grawitacyjnej to skoczyli w nadprzestrzeń, zapewne zaskakując imperialnych oficerów.*
Offline
*Kierunek lotu i miejsce docelowe każdy powinien wybrać sam i niech wybierze w miarę szybko, bo imperialni na pewno nie będą czekac. Nie po tym, jak jeden ich strzał liznąl burtę Tangowego statku.
[kieruje postaciami racji nieobecności graczy] Przy A’denie siedział Nash, pomagający w pilotażu. Przypomniał sobie wtedy holocron. I nagle zdał sobie sprawe, ze zna koordynaty. Jak to było – nieważne, ale wpisał je klonowi w sekundę przed tym, jak tem z musu musiał wejść w nadświetlną by uniknąć śmierci
Tracyn i Brex skoczyli – są w drodze do celu*
Offline
*Tang nie miał już czasu na myślenie nad wyborem planety, po prostu wybrał pierwszą lepszą pozycję z komputera nawigacyjnego, nawet nie wiedząc gdzie poleci a gdy tenże komputer obliczył trasę to skoczyli w nadświetlną, pędząc ku nieznanemu.
Brex i Tracyn w drodze, potem pewnie zechcą przesłuchać imperialnego oficera albo po prostu go zabić, by nie robić sobie kłopotów.
A A'den widząc, że Nash wpisuje jakieś koordynaty to zaryzykował i sprawdził, czy komputer obliczył drogę, a gdy okazało się, że jest czysto to aktywował hipernapęd i skoczyli, ale lot zapowiada się na długi... Tak więc Mandalorianie z klanu Fibal rozdzielili się i uciekli*
Offline
Rebeliant
Wcześniej…
*Nowe Widmo lśniło w każdym detalu, jego doskonałość przysparzała dumy. Potrafilo to poprawić humor każdemu dowódcy, a generał nie był wyjątkiem. Zerkając na swoje upiorne odbicie w wypolerowanych elementach korytarza rekompensował sobie tymi chwilami wszystkie straty związane z utratą poprzedniego okrętu, którego resztki spoczęły w ładowni. Były to tylko konsole i terminale z całą cenna zawartością oraz kilka nieuszkodzonych części zamiennych w razie „ciężkiej choroby” jego nowego pupila.
Qymaen przystanąwszy ujął w durastalową garść skraj peleryny i przetarł ozdobny abażur umieszczony na wejściu doi Sali konferencyjnej.
Pomyślał sobie, ze jest stanie się coś złego, to teraz, kiedy on ma najlepszy humor i najmniejsza ochotę by to zmieniać.
Tal wiec kiedy odezwał się komunikator – nawet nie zaklął…*
Obecnie…
*Z nadprzestrzeni wyskoczył okręt. Niewielki, ale groźny, wszak to krążownik. Stateczek znikł natychmiast.
Na jego mostku unosił się zapach strachu, atmosfera napięcia podsuszała gardła załogi. Jedynym który był bardziej zły niż zdenerwowany, był właśnie generał. To on teraz stanął jak wyżywający do pojedynku krayt przed iluminatorem swojego okrętu, by pełnym siarczystej nienawiści spojrzeniem palić jednostki imperialne. A w głowie cały czas dudniła mu wiadomość wypowiadana głosem Fler: tu przyjaciel na Mandalore zrobili rzeź. Dwa ciężkie krążowniki na orbicie.
Wiem, przyjacielu – pomyślał.
Ale ich skanery nie wykryły żadnego ruchu w tym obszarze.
Ale teraz już nie potrzebował żadnego skanera by wiedzieć, co nastąpi. Tu nie pozostanie żadnego związku chemicznego, nie mówiąc już o jakichś zgliszczach.
Generał aż dymił.
Za chwile z nadprzestrzeni wyszło pieć jednostek bez bander, w tym dwa zdobyczne Acclamatory: Strażniczka i Dominator. Z nimi ramie w ramie będzie walczył Władca Losu, Ostatnia Dziewica oraz jeden olbrzym w typie niszczyciela, acz całkowicie cochrelowski, o wdzięcznym imieniu „skoczek”.
Oraz naturalnie Statek Widmo II, który odczekał, aż olbrzymy wyminą go, prując na wrogów*
Brzydko niepokoić sojuszników generała Qymaena…. Bardzo…
*Durastalowy pazur stuknąlw komunikator na linii otwartej. Neich wszyscy słyszą.*
Oficerów tych statków chce mieć u siebie na mostku, przytomnych. Do biegu, gotowi: start!
*I rozpoczął się ostrzał*
Offline
Jako że jesteśmy odrobinę do tylu w tym temacie w stosunku do reszty wydarzeń napisze od razu podsumowanie, bo rozgrywanie bitwy kosmicznej we dwóch to średnia frajda. Cochrel podniósł stary: uszkodzenia Dominatora i Skoczka, ten pierwszy będzie wymagał większego zaangażowania w naprawę. Dzięki zmysłowi strategicznemu Generała mało kto umknął z życiem. Mało kto, bo kilka myśliwców przedarło się przez ich zaporę…
Oficerowie najprawdopodobniej zostali na swoich statkach które dryfowały bezwładnie do czasu przybycia recyklerów Cochrelu, które posprzątały wszystko co do ostatniej szpilki. Co się bedzie dalej działo: zobaczymy niebawem.
Offline