Gra PBF w świecie Star Wars, rozgrywająca się w czasach Młodego Imperium.
Przemytnik
Imię i Nazwisko: Leila Cora
Wiek: 28 wiosen i pół.
Płeć: Żeńska
Rasa: Mirialanka
Pochodzenie: Mirial
Organizacja|Ranga: Była pierwsza oficer na Gwiezdnym Niszczycielu typu Venator. Obecnie przemytnik na swoim Frachtowcu koreliańskim YT-1300
Statek:
„Napalona kotka” to zmodyfikowany lekki frachtowiec YT-1300 produkcji coreliańskiej, znany też jako pogromca kocurów.
Wygląd zewnętrzny tego frachtowca nie odbiega praktycznie od norm produkcyjnych, wszystko po to by nie rzucał się on w oczy. Zadbany, utrzymany w dobrym stanie technicznym, niczym nie wyróżniający się z tłumu podobnych mu pojazdów, a więc względnie bezpieczny, przynajmniej w teorii. Natomiast w środku od razu można było dostrzec tą kobiecą rękę, ściany czyste, zadbane a co najważniejsze, pokryte specjalnymi płytkami jak na liniowcu, bo normalne durastalowe ściany wyglądały dosyć okropnie. Ale nie był przejaw ekstrawagancji czy też bezsensownie wydanych pieniędzy. Same płytki nabyto po promocyjnej cenie a poza tym sprawiają, że statek wygląda przytulniej, a to się liczy, gdy to jest twój dom na kółkach, albo raczej latający dom. Dalej rozmieszczenie kajut i sal jest takie samo jak w normalnym YT-1300, niczego tutaj nie zmieniano, nie licząc wystroju wnętrz na bardziej kobiecy. Nic po prostu nie wskazuje na to, że jest to frachtowiec przemytniczy, a taki jest z pewnością. Dodatkowe schowki ukryte w ładowniach czy też w większych kajutach doskonale nadają się do ukrywania kontrabandy. Wszystko w dodatku zabezpieczone systemami zakłócającymi pracę typowych czujników, ale specjalistyczny sprzęt sobie z tym poradzi, ale takiego używa się tylko przy podejrzeniu o przemyt.
A jeśli chodzi o specyfikę techniczna tej maszyny to oczywiście, że przeszła dodatkowe modyfikacje umożliwiające sprawna pracę. Dwa działka pokładowe zostały zautomatyzowane, choć mogą być też sterowane ręcznie z wieżyczek strzelniczych czy kokpitu. Dalsze modyfikacje obejmowały system sensorów, który został usprawniony, bo wiadomo, jak się widzi potencjalnego wroga to trzeba uciekać jak najszybciej. Dalej już największe hity jeśli chodzi o modyfikacje YT-1300 – generator osłon, dodatkowe wieżyczka „od spodu” dla lepszej obrony, wymiana reszty uzbrojenia na nieco silniejsze no i podkręcenie silników dla szybszej ucieczki. No i oczywiście lepsze sensory, ułatwiające unikanie patrolowców i służb antyprzemytniczych, które z lubością kontrolują wszelkie podejrzane stateczki. Oczywiście te wszystkie modyfikacje nie zawsze (a raczej nigdy) prowadzono w eleganckich i w pełni wyposażonych warsztatach, więc siłą rzeczy czasami sprzęt ma tendencje do odmawiania posłuszeństwa w najmniej spodziewanym momencie, ale to tylko dodaje całej działalności pikanterii.
Stan techniczny „Kotki” jest całkiem niezły, ale nie idealny, gdyż jest to już nieco wysłużona maszyna, która ma za sobą wiele przygód, które jak na razie zakończyły się szczęśliwie, choć nie obeszło się bez generalnego remontu. Główna właścicielka frachtowca kocha go bardzo i dba o niego, podobnie jak i drugi pilot, współwłaściciel, który jednak trochę kręci nosem na kobiecy wystrój. On jak to prawdziwy facet wolałby walające się wszędzie przewody, rurki i plamy oleju a w dodatku puste puszki po piwie, co jest niemożliwe, bo by mu Leila dała po gębie. Na pokładzie najwyraźniej panowała pewna forma matriarchatu…
Niektóre Umiejętności:
- bardzo dobry pilot,
- dobry mechanik,
- Dobra charyzma, znaczy się dobry dowódca
- władanie pistoletami i lekkimi karabinkami blasterowymi
Charakter:
Mówią że jest to dziewczyna miła, spokojna ale tajemnicza. No na pewno jest tajemnicza, nic nie mówi o sobie, a jak już coś powie to niewiele. Mówią także iż to przebiegła osoba o błyskotliwym umyśle i ma w sobie to coś. Pewnie to i prawda jest, może także dzięki temu dostała się w tak młodym wieku na stanowisko pierwszego oficera, i to na dodatek okrętu gwiezdnego niszczyciela - typu Venator. Czy sobie radziła? Powiem o tym w historii Postaci. Jest charyzmatyczna, umie przekonać do swoich racji większość osób. Zawsze stawia na swoim, jest otwarta na różne propozycje od innych i dąży do własnych celów. Przebiegła i cwana bardziej niż lis. Podobnie jak jej lud, jest religijna. Jednak nie znosząca sprzeciwów ze strony innych. Nie można więcej nic powiedzieć, także nie powiem że to co tutaj jest podane to odzwierciedlają ją do końca, jej osobowość. Trzeba ją spotkać aby się przekonać.
Wygląd:
Mirialanka jak reszta przedstawicieli tej niewiele różniącej się od ludzi rasy, charakteryzuje się zielono-żółtym kolorem skóry. Leila jak i inny z jej rasy ma zwiększona zręczność niż zwykli ludzie. Każdy z tatuaży pokrywających jej ciało – głównie na Twarzy - symbolizuje jakiś sukces w jakieś dziedzinie życia, zwłaszcza gdy wykonała jakieś trudne zadanie. Trzeba wiedzieć także, że Ilość tatuaży świadczy w kulturze Mirialan o dojrzałości danego osobnika, Ona ma zaledwie kilka tatuaży. Nie spotka się jej raczej ani w sukience ani też w wielkiej i pięknej sukni, nie… ona inaczej się ubiera. Koszula koloru różnego, kamizelka koloru ciemnego oraz spodnie, możliwe nawet że są obcisłe. Jest to raczej szczupła osoba z biustem ani nie dużym, ani nie małym – proporcjonalny co do reszty ciała był, a jaki jędrny – i nie, nie dam pomacać. Wydatne usta pomalowane na niebieskawy kolor. Włosy koloru naturalnego czyli czerni, gdzie niegdzie mając pomalowane na czerwony kolor bądź też ciemno-niebieskiego, o średniej długości – nie krótkie ani długie.
Tatuaże:
Pierwszy tatuaż, ten na czole zrobiła zaraz po tym jak tylko dostała się do akademii Oficerskiej. Drugi tatuaż zrobiła po dostaniu się na Krążownik typu Carrack. Trzeci z powodu urodzenia zdrowej córeczki (NPC).
Minusy Postaci:
- ma fobię na punkcie pająków,
- słaba fizycznie
NPC:
Nell – córeczka która ma 4 latka, pełnokrwista Mirialanka. Jest podobna do mamki zarówno wyglądem jak i charakterem. Przeważnie chce się bawić, psoci i docina słówkami… no i ma pełno pytań jak to każde dziecko.
Historia:
Ziaren wspomnień kilka, a może nawet więcej niż kilka…
Wstęp:
Miałam ciężkie życie, które nie pozwalało się cieszyć za bardzo szczęściem ani radością. Może nawet byłam naznaczona przez swój poród? Od płodu? Nie wiem, ale miałam takie życie, jakby się na mnie mściło za to, że w ogóle żyje. Tak bądź razie odbierałam to. Jednak muszę przyznać, raz były miłe i szczęśliwe momenty które mogłyby trwać nadal bez przerwy, ale także i smutne chwile których chętnie bym zapomniała, ale tak się nie da. Przecież wspomnień nie da się od tak wymazać, zwłaszcza jeśli żyjesz nimi cały czas i nie możesz się z tym pogodzić a także ich się pozbyć bo trzymają się Ciebie tak jak kleszcz wbił się w Twoją skórę chcąc pić Twą krew by móc przeżyć. Bym wiele dała, żeby tylko te złe wspomnienia wyrzucić z siebie i nie żyć przeszłością, przeszłością która niszczy moją przyszłość. Poznałam w swoim życiu zarówno cennych dla siebie przyjaciół, jak zarówno najohydniejszych zdrajców. Na pewno przyjacielem i to najlepszym jest nie kto inny, jak to Dorren Loran. Ale to już w dalszej części mojej opowieści.
Wczesne i Późniejsze Dzieciństwo:
- tato, a czemu nie mam mamusi? Gdzie ona jest?
Pamiętam jak się spytałam ojca czemu nie mam matki, a to bardzo mi dokuczało wtedy. Wszystkie dzieci dookoła mnie, mieli swoją mamę która była dla nich oparciem w najgorszych dniach, zawsze wspierała swoją wiedzą i opieką. Mi jednak to było zabrane, nie pozwolono mi się cieszyć tym że mam oboje rodziców, a już zaraz po porodzie mnie ukarano nie wiadomo czemu. Matce udało się tylko mnie wydać na świat, spojrzeć na mnie i na moje oczy, powiedzieć „Kocham Ciebie, będę przy Tobie zawsze i wszędzie, nie ważne co by się stało”. Nie rozumiałam jej słów, ale mimo wszystko będąc w jej chłodnych rękach wiedziałam co się dzieje i płakałam. Inni dookoła nie wiedzieli czemu, nic nie pokazywało że kobieta umiera. Dziwne to było dla nich, zwłaszcza to że gdy z niej wychodziłam to nie płakałam, a czując że umiera zaczęłam płakać. Wiedziałam że tracę osobę, która była połączona ze mną więzią. Między matką a córką. Niestety, w tamtej chwili ta więź została brutalnie przerwana, tak brutalnie, że prawie ja na tym stole umarłam. Jakimś sposobem przeżyłam. Zostałam naznaczona przez los, który już teraz według wierzeń innych miałam mieć ciężki i bolesny. Nie mylili się co do tego. Dzieci inne nie wiem czemu, ale zawsze mnie odtrącali jakby się mnie bali. Nie rozumiałam czemu, przecież zła nie byłam, nie kłóciłam się a chciałam tylko przyjaźni – czy to tak wiele? Nie sądzę, ale inni byli paskudni. Na szczęście miałam ojca, miałam bo teraz już nie żyje tak samo jak moja ciotka. On zawsze mnie wspierał, a jak nie miałam z kim zostać bądź nie miałam co robić, zabierał mnie do swojego warsztatu. Dziwne to było jak pięciolatce tłumaczył co, do czego jest, jakie narzędzie do czego służy. Mimo wszystko moja podświadomość kodowała te informacje i się uczyła, a ja zachłannie obserwowałam i starałam się jemu pomóc. Właśnie dzięki temu nauczyłam się nieco mechaniki, co i jak można przerobić, co dodać do pojazdu a co ująć tak aby po prostu nic nie rzucało się w oczy. Owszem, ojciec przerabiał statki zarówno dla przemytników jak i dla innych bardziej uczciwych ludzi. Nie wiem czemu i do teraz nie rozumiem, przecież byliśmy bogaci a on przecież we warsztacie pracował, mimo że mógł spokojnie pływać w luksusach. No ale ja nie narzekałam, lubiła te zajęcie było to jej pasją. Ojciec nie raz opowiadał jak to mój dziadek podróżował statkami i handlował, a także jak służył w armii Republiki. Ja byłam i nawet do teraz jestem zachwycona. W wieku czternastu lat, ojciec nauczył mnie pilotażu o co nie dawałam mu spokoju. Chciałam się nauczyć i się nauczyłam się w końcu. W wieku osiemnastu lat już sama, bez pomocy nikogo pilotowałam, ale to był lekki statek i nawet modelu nie pamiętam. Miałam nawet swoją ciotkę, w sumie traktowałam ją jak własną matkę której mi nie dano. Zawsze z nią byłam szczera, zawsze mi pomagała a na pewno w kobiecych sprawach, w których ojciec nie mógł pomóc a w zasadzie wstydziłam się jemu mówić – na przykład takie pytanie, czemu kobieta ma okres? On nie odpowiedział, a ciotka Idrael odpowiedziała. Chodziłam z nią i z ojcem do świątyni, tak jak oni byłam i nadal jestem bardzo religijna – chyba to się już nigdy nie zmieni. Im byłam starsza, tym częściej myślałam i chciałam służyć w wojsku Republiki, interesowałam się już wtedy nawet działaniami wojennymi prowadzoną przez Republikę i ogólnie co dotyczyło się jej polityki. Jej otoczenie, znaczy się najbliższa rodzina zawsze wolała republikę i wspierała ją jak tylko umiała. W końcu udało mi się dostać tam gdzie chciałam, dostać do akademii.
Akademia i jej zakończenie:
Akademia – wymarzone moje miejsce na świecie, dopiero tutaj tak naprawdę udało mi się znaleźć swoje własne miejsce. Miejsce którego mi brakowało i miejsce które bardzo miło się wspomina, tak jak w tej chwili, ale dobra zacznijmy od nowa. Sama teraz z uśmiechem przypominam jak to dostałam pismo, że zostałam przyjęta. Może i nie byłam fizycznie najsilniejsza, ale także nie najsłabsza. W domu kiedy o tym usłyszeli inni bili brawa i wiwatowali mi. To było moje największe jak do tamtej pory osiągnięcie, więc z tej okazji trzeba było zrobić pierwszy w moim życiu tatuaż. Strasznie się tego bałam jak dobrze pamiętam, bałam się igły która owy tatuaż mi namaluje. Jednak widząc ojca przy sobie, swoją ciotkę – dodali mi otuchy i zrobiłam to. Byłam taka dumna z tego powodu, miałam ochotę prawie cały czas skakać z radości. I to tu mówi ta poważna . W końcu nadszedł termin rozstania ze wszystkimi najbliższymi, z tymi których się znało najbardziej. Wiedziałam w tamtym momencie że będę za nimi tęsknić, a zwłaszcza za ojcem, który wszystkiego mnie nauczył. Wsiadłam na statek i odleciałam, patrząc na swoją planetę ze łzami w oczach. Wiedziałam jednak, że będę ich nie raz spotykać. Niemniej jednak to było moje, pierwsze takie rozstanie z rodzinną planetą. Przysięgłam sobie, że jak skończę szkolenie to wrócę tutaj aby chronić swoją rodzinę.
Kilka godzin, a może nawet dni później już miałam przed oczyma akademię – moje wymarzone miejsce, w którym chciałam się znaleźć. Pamiętam jak się wtedy rozglądałam dookoła, nie mogąc uwierzyć gdzie się znalazłam. Wtedy z uśmiechem klepnął mnie jakiś młodzian w ramię mówiąc „obudź się śliczna”. W sumie miał tyle lat co ja, ale to młodzian i tyle, o! Weszłam do środka i prosto do akademika, a jakie było moje zdziwienie jak się dowiedziałam, że akademik był koedukacyjny. Wręcz byłam w środku siebie oburzona tym faktem, ale także nie protestowałam, bo wiedziałam że nic z tego nie wyjdzie. Miałam pokój z pewną ludzką kobietą, w sumie była miła ale nie przepadałam za nią, zawsze wydawała mi się na taką sztuczną osobę i się nie myliłam. To ona zawsze psuła moje szyki, kablowała a sama nie była lepsza. Nawet kiedyś pobiła rekrutkę, którą obroniłam i została wywalona, a ja skarcona – ale mniejsza o to.
Nie raz w akademii spotykałam tego młodego, widać że nie słuchał się wszystkiego – w sumie ja także. Więc dlatego on mnie w pewnym momencie zainteresował, od tamtej pory po prostu co chwilę mi w głowie siedział – nie dosłownie. Nie mogłam przestać o nim myśleć, z tego tez powodu postanowiłam dowiedzieć się w końcu kim jest te ziółko. Dowiedziałam się w następny dzień tuż po tym jak ze śniadania podszedł, jakby czytał w głowie i wiedział co chciałam się go zapytać – po prostu przedstawił mi się i nie wiem czemu, dobre wrażenie wywarł na mnie. Od czasu do czasu spotykaliśmy się gdzieś, czy to w zaułku czy w innych odosobnionym miejscu. Nie, to nie były żadne randki czy coś w tym stylu, po prostu zaczęliśmy prowadzić interes, może nie do końca legalny ale jednak opłacalny dla nas. Wiadomo przecież, że na teren akademika czy akademii wnoszenie jakiś używek a także alkohol to rzecz zakazana, zaś rzeczy zakazane najlepiej smakują – więc potrzebni byli przemytnicy. Właśnie przemytnikiem byłam ja i wiedziałam doskonale, że ta rzecz jest zakazana. Nie robiłam tego dla kasy, ale dla zabawy bo właśnie mnie to bardzo bawiło. Byliśmy dosyć sławni, chociaż w sumie po jakimś czasie znudziło nam się i przerwaliśmy owy interes. Od tamtej pory zajmowaliśmy się legalnymi imprezami.
Zmienię jednak temat na inny. Z początku nie za dobrze mi szło w akademii, głównie jeśli chodzi o wykorzystanie siły fizycznej. Bądź co bądź byłam kobietą i nigdy nie ćwiczyłam zbytnio mięśni, więc słaba byłam pod tym względem. Niemniej jednak, byłam jedna z tych lepszych strzelców, to znaczy w czołówce. Byłam w czołówce mojego roku w posługiwaniu się różnymi pistoletami i lekkimi karabinkami blasterowymi. To był mój atut, chociaż nadal musiałam się uczyć i trenować, oraz nadal to robię jak mam tylko czas. Byłam pilną uczennicą, wolałam w sumie siedzieć przy książkach niż chodzić na same imprezy, chociaż i na nich byłam często. Nie raz słyszałam słowa takie jak: „Jest zdolna”, „Umysł przebiegły i mądry –to bardzo dobra mieszanka”, „Błyskotliwa, lojalna i charyzmatyczna – dobra osoba na oficera” i tym podobne rzeczy. Sama nie wiem które z nich były szczere a które mówione tak aby mi się przypodobać, ale nie ważne.
Dni, miesiące jak i lata mijały nieubłagalnie, nieraz chciałabym aby zatrzymał się czas bowiem ten czas który spędziłam w akademii był nie zapomniany. Cały czas spędzałam z Dorren’em Loran, ze zwykłej znajomości urosło do przyjaźni i tak jest aż do teraz. Niestety czas rozstania nadszedł wraz ze skończeniem akademii. On wybrał służbę na rzecz zwalczania przemytników jak i piratów, Ja wybrałam wojsko, ale nie zerwaliśmy ze sobą kontaktu, zawsze porozumiewaliśmy się poprzez komunikator. Wtedy miałam 23 lata, pięć lat minęło od rozpoczęcia nauki. Jednak to opiszę w następnym rozdziale.
Służba we flocie i ciąża:
Pół roku później i to nie oczekiwanie dostałam wiadomość o tym, że przydzielają mnie na okręt typu Carrack i to na samą prośbę dowódcy owego okrętu. Nigdy nawet nie śniłam aby na tak dużym okręcie służyć, a tutaj taka niespodzianka. Wiedziałam a raczej przypuszczałam. No ale nie odmówiłam. Spakowałam swoje rzeczy, pożegnałam się z rodziną i odleciałam. Czułam niepewność, satysfakcję, obawę że nie uda mi się – przecież byłam wtedy dopiero co świeżo upieczonym oficerem. Okręt naprawdę wywarł na mnie wielkie wrażenie, kiedy leciałam i zobaczyłam na horyzoncie owy statek oczy mi się wielkie zrobiły i buzię miałam otwartą. Wylądowałam na pokładzie krążownika, wysiadłam z frachtowca który zaraz odleciał. Rozejrzałam się i zauważyłam skupisko kilku ludzi którzy przyglądali się mnie. Pewnie temu tatuażowi na czole jeszcze bardziej. No cóż, w niekrótkim czasie zrobiłam drugi tatuaż tuż pod prawym okiem, dlatego że zostałam oficerem na tym krążowniku. Wracając do tematu, tuż po wylądowaniu zaprowadzono mnie do kajuty, dano mi mundur który będę nosić plus jeszcze jeden zapasowy no i będąc sama przebrałam się. Po broń poszłam tuż po spotkaniu z kapitanem, ale po kolei. W momencie kiedy już się przebrałam zaprowadzono mnie do dowódcy, zapytałam się oczywiście czemu takiego młodzika wziął pod swoje skrzydła niż kogoś bardziej doświadczonego. Powiedział ze lubi pomagać młodym ludziom, a najlepiej uczyć się w praktyce. Dzięki temu się pozna realne warunki w jakich się pracuje, zdobędzie się odpowiednie doświadczenie. No i tak latka mijały, z początku kompletnie sobie nie radziłam przez co opieprz dostawałam, ale z czasem udawało mi się pełnić swoją rolę na okręcie, co też dowództwo było niezmiernie zadowolone widząc we mnie potencjał. Kiedy miałam 24 lata to stała się niespodzianka a zarazem problem na późniejsze życie. Dostałam przepustkę więc jak to młoda osoba po prostu poszłam się zabawić w jakimś klubie niedaleko koszar na Couruscant. Poznałam tam przystojnego i mądrego jak wówczas myślałam Mirialana. Rozmawialiśmy ze sobą z początku, popijaliśmy piwo sobie i co tam jeszcze. Aż w końcu upiłam się i flirtowaliśmy ze sobą. Urwaliśmy się z imprezy i poszliśmy do kompleksu mieszkaniowego oraz do mojego pokoju. No i wylądowałam z nim w łóżku, było to niesamowite wydarzenie. Niestety, kiedy rankiem się obudziłam nie było go już przy mnie – poszedł sobie. Od tamtej pory miałam dziwne przeczucie że coś się ze mną dzieje, ale to zgoniłam na moje przewrażliwienie i świadomość że każdy stosunek musi kończyć się ciążą – no ale później okazało się że nie pomyliłam się. Wróciłam na okręt zadowolona z odpoczynku i zaraz wzięłam za pełnienie służby nie wiedząc co się zdarzy. Miałam wielu przyjaciół zarówno na mniejszych jak i na starszych stanowiskach, byłam raczej lubiana . Właśnie tak nieświadomie minęły trzy bądź cztery kolejne tygodnie służby, aż w końcu rankiem wstałam z mdłościami i bólem głowy. Zwymiotowałam, dopiero teraz dostrzegłam w sobie zmiany. Nabrzmiałe piersi, podwyższona temperatura ciała i to wtedy naprawdę mnie zaniepokoiło. W końcu dostrzegłam domniemaną prawdę, powinnam mieć sześć dni temu okres, znaczy się go dostać – nie dostałam. Wiedziałam że muszę się upewnić tej tezy. Poszłam do przyjaciela, którym był lekarzem na pokładzie. Nie byłam jednak pewna czy zachowa tą tajemnicę sobie, chociaż nigdy nie miałam co do tego wątpliwości. Pamiętam jego słowa po przebadaniu mnie: „Jesteś w ciąży… musisz to ukryć, a do czasu gdy dostaniesz brzucha coś się wymyśli. Masz moje słowo że cię nie wydam.” Byłam zła a wręcz wściekła na siebie za to i za swoją lekkomyślność. Oczywiście powiedziałam o tym fakcie wszystkim tym których naprawdę darzyłam zaufaniem i nie rozczarowałam się. Przez pierwsze 5 miesięcy mojej ciąży udawało mi się ukryć, jakoś wielkiego brzucha nie miałam. A wizyty u lekarza potwierdziły że będę miała córeczkę i to, że jest wszystko w porządku, jak w książce. Niestety, okres ukrywania minął, a moje huśtawki humory coraz bardziej były widoczne. Na szczęście Glers wysłał mnie do domu, znaczy się zwolniłam za jego pomocą ze służby na pewien okres czasu w celach zdrowotnych. W tym okresie nie było z tym aż tak dużego problemu, Republice bezpośrednio nikt nie zagrażał, mimo wewnętrznych problemów. Udałam się na Mirial a ciąża jak na razie przebiegała książkowo, nie było żadnych niespodzianek. Ojciec z jednej strony był szczęśliwy a z drugiej nie. Szczęśliwy z powodu że córka spędza znowu z nim czas, a zły że dziecko w sobie ma i na dodatek nie ślubne. No ale cóż…. zdarza się. Urodziłam dosłownie kilka miesięcy przed wojną klonów, a poród był długi – niemal dwu dniowy , co nie powinno dziwić przecież to było moje pierwsze dziecko. Kiedy już je urodziłam trudno opisać moje szczęście, mimo ogromnego zmęczenia cieszyłam się ogromnie z tego powodu, że urodziłam zdrowe dziecko. Dziewczynce dałam na imię Nell. Następnego dnia kiedy się obudziłam, kazałam zrobić sobie kolejny tatuaż, tym razem tuż pod lewym okiem. Długo nie cieszyłam się obecnością córki, a to z powodu rozkazu powrotu na okręt, po przeszło trzech miesięcy opieki nad maleństwem. Dziecko zostało u ojca i często później „rozmawiałam” z córką za pomocą holonetu. Kiedy już przybyłam na okręt dowiedziałam się o co chodzi, były dla mnie dwie wiadomości. Pierwsza z nich że coś się dzieje niepokojącego na granicach Republiki. Nasz krążownik został wysłany w celu patrolu granic przy zachodnich zewnętrznych rubieżach od Couruscant. Starliśmy się tam z grupą piratów, którzy byli zaskakująco dobrze zorganizowani. Nie było to moje pierwsze starcie z piratami, więc wiedziałam co robić, mimo zdenerwowania. Zostałam przydzielona do stanowiska kierowania ogniem co było dużą odpowiedzialnością dla tak młodego oficera. Przedtem tylko obserwowałam i uczyłam się, teraz miałam okazję się wykazać. Oczywiście nie wszystkie moje decyzje były w pełni satysfakcjonujące, niemniej jednak zostałam pochwalona przez kapitana. Kolejna misja była podobna. Otrzymaliśmy wiadomość, że w granicach Republiki zbiera się kolejna mała flota przemytników i piratów, z którymi siły graniczne nie dają sobie rady. Tak więc nasz okręt wraz z kilkoma innymi został skierowany do rozbicia tej grupy. I podobnie jak poprzedni przydzielono mnie do stanowiska kierowania ogniem, biorąc tym razem jednak poprawkę na działanie w grupie szturmowej. Było to dużo większe wyzwanie, ale chyba ten stres i odpowiedzialność podziałały na mnie motywująco i poradziłam sobie. Może nie śpiewająco ale i tak dowództwo było zadowolone z wyników, które osiągałam. Przez następne tygodnie niepokoje w Republice sięgnęły zenitu aż w końcu setki planet odłączyły się od rządu Galaktycznego i utworzyły własną Konfederację. Pod przywództwem hrabiego Dooku, a później rozpoczęła się wojna. Republika na szczęście znalazła oparcie w stworzonej w tajemnicy armii klonów. Nowo utworzona Wielka Armia Republiki cierpiała jednak na deficyt niesklonowanych oficerów, wiec zostałam przeniesiona na dużo nowocześniejszy i potężniejszy okręt szturmowy typu Acclamator. Zaczęła się wojna, która nie przypominała niczego, co do tej pory widziałam. Potężne floty droidów atakowały nas. Raz bywało łatwo, w innych przypadkach ledwo zwyciężaliśmy albo udało nam się zbiec. Jednak to było spowodowane tym, że było ich więcej albo mieli większą siłę ognia.
Aresztowanie za sprzeciwienie i nie wypełnienie rozkazu 66:
Wojna się chyliła się ku końcowi, a ja w ciągu tych trzech okropnych lat awansowałam wysoko w hierarchii dowodzenia, zostając pierwszym oficerem na gwiezdnym niszczycielu typu Venator, który swym ogromem przyćmiewał wszystko, co do tej pory widziałam. Było to bardzo odpowiedzialne stanowisko i bardzo wymagające, ale dawałam sobie radę. Musiałam dla dobra rodziny. Na szczęście zbliżał się koniec tej okropnej wojny. Każdy wiedział, że teraz będzie chwila odetchnienia. Ja jednak wolałam być nieco sceptyczna co do tej wizji, bo na wojnie nic nie wiadomo. Bowiem wystarczy jeden błędny ruch, który może przechylić szalę zwycięstwa na niekorzyść. Dalej były bitwy które były zwycięskie jak i również porażką, lecz mój okręt dzielnie się trzymał zarówno moi ludzie, którzy wypełniali każde moje polecenie. Ta krwawa wojna w końcu dobiegła końca, każdy się cieszył z tego powodu a ja chyba najbardziej.
Pamiętam jak tego dnia był z nami rycerz Jedi, pełniący funkcję Generała. Zawsze ten zakon sprawiał że czułam się lepiej i tak chyba do teraz mi pozostało, zawsze budzili we mnie szacunek i zaufanie. W momencie gdy padł rozkaz zabicia Jedi towarzyszyłam mu wraz z małą eskortą klonów. Kiedy otrzymali ten rozkaz, w końcu dotarło do mnie czym tak na prawdę stała się Republika. Nie raz przecież słyszałam plotki, że coś podobnego może się stać, ale nie wierzyłam w to. Nie wiedziałam co robić, czułam że to zdrada wobec Jedi, że ktoś po prostu chce ich wymordować. Nie wierzyłam temu co mówią. W sumie rozkaz to rozkaz i powinnam go wykonać, lecz tego nie zrobiłam. Mało tego, pomogłam mu pokonać te klony a potem doradziłam mu by uciekał, byle z dala od Coruscant i Republiki. Owszem zaraz potem zgłosiłam ucieczkę Jedi i że zabił wszystkie klony.
Następnego ranka „wyważyli” moje drzwi od kajuty, zostałam skrępowana i zaprowadzona do aresztu – wydało się. W końcu dowódca przyszedł i patrzył na mnie z niesmakiem, no i podziwiał moje ciało które wróciło do formy po porodzie.
- „Jesteś oskarżona o współudział w ucieczce Rycerza Jedi, o niesubordynację, oraz o zdradę Republiki, a raczej Imperium Galaktycznego. Zostaniesz przewieziona na Coruscant, gdzie odbędzie się proces wszystkich zdrajców. I nie martw się, zajmiemy się również twoim ojcem i córką.”
- „jaką córką? Po za tym nie widzisz admirale co się dzieje? Wierzysz że Zakon chciał zniszczyć i przejąć władzę w Republice? Przejrzyj na oczy, oni nigdy by tego nie chcieli.”
- „Twoim zadaniem jest wykonywanie rozkazów, a nie rozważanie czy to prawda czy nie. Nie ważne w co wierzysz, musisz bezwzględnie wykonywać polecenia zwłaszcza że to rozkaz od samego Kanclerza, który cudem przeżył zamach Jedi. Po za tym myślisz że nie wiemy o Twojej córce? Zbadaliśmy dokładnie sprawę Twojej choroby tuz po tym jak wróciłaś na okręt. A teraz wybacz, mam ważniejsze sprawy do wykonania.”
No i siedziałam w areszcie nie mogąc nic zrobić, ani ochronić córki przed nią. Mogłam wykonać rozkaz, ale dusza mówiła mi żebym nie robiła tego i nie zrobiłam. Teraz tego żałowałam.
Ucieczka z planety:
Wiedziałam kiedy przybędziemy na planetę, wiedziałam że zostanę stracona a proces to tylko pic na wodę. Kilka kolejnych dni spędziłam w celi, tracąc już wszelką nadzieję. Myślałam, że już nigdy więcej nie zobaczę mojego ojca i mojej kochanej córeczki, z którą nie miałam zbyt dużo kontaktu. Nie mogłam być przy niej, gdy stawiała pierwsze kroki, gdy zaczęła mówić. To bolało, ale spełniałam swój obowiązek. I jak się okazało na próżno. Gdy nadszedł dzień procesu to wyprowadzili mnie z więzienia na platformę lądowniczą. Pilnowała mnie tylko mała grupka klonów, bo nie byłam szczególnie groźnym przestępcą, więc środki bezpieczeństwa były minimalne. Nie spodziewano się, że ktoś będzie chciał mnie odbić. Sama się tego nie spodziewałam. I jakże wielkie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam znajomą twarz a potem? Potem usłyszałam tylko padnij i bez zastanowienia wykonałam polecenie… Rozległy się strzały, jakieś krzyki i dźwięki konających. Potem ktoś mnie podniósł z ziemi, nie widziałam kto to był. Wrzucili mnie do aerowozu i odlecieliśmy.
Taksówką dotarliśmy do kantyny, w całym mieście ogłoszono alarm gotowości z powodu mojej ucieczki. Jak na razie nikt się nie pojawił, a my po prostu szukaliśmy drogi ucieczki którą załatwił Dorren. Znaleźliśmy owego przemytnika który dał nam odzienie w które się przebraliśmy i natychmiast pobiegliśmy do tajnego lądowiska. W końcu uciekliśmy z planety, z małymi problemami ale udało nam się. Dostaliśmy się na orbitę Coruscant i włączyliśmy hipernapęd, gdy tylko opuściliśmy studnię grawitacyjną planety. Wspólnie udaliśmy się na Mirial.
Strata i Zakup (nie)nowego statku:
Kiedy wylądowaliśmy na Mirial nie wiedziałam jak miałam zareagować, to wszystko przeszło wszelkie moje oczekiwania. Patrzyłam na zniszczony dom cała się trzęsąc ze złości, bezradności i rozpaczy. Widziałam dwa ciała, jedno mojego ojca drugie mojej ciotki. Podeszłam i zaczęłam normalnie ryczeć, zaczęłam szukać Nell dookoła, ale nie znalazłam nawet jej ciała. Były dwie opcje, albo ją schwytali albo uciekła. Na szczęście uciekła, gdyż kilkadziesiąt minut później sąsiadka przyprowadziła córeczkę, a ja czując ogromną ulgę przytulałam ją do siebie – nie sposób opisać moje szczęście słowami, trzeba było mnie po prostu z nią wtedy zobaczyć. Chwilę później z ust sąsiadki dowiedziałam się, że ojciec wraz z ciotką nie chcieli zostawić domu, ojciec zaatakował żołnierzy i został zabity, zaś ciotka widząc strzały i chroniąc swym ciałem ojca jej zginęła. Wtedy też dostałam testament ojca, sąsiadka powiedziała że znalazła to przy jego ciele. Tutaj napisane było, ze wszystko co należy do rodziny Cora, należy tylko i wyłącznie do niej, wraz z kosztownościami ukrytymi na koncie bankowym. Zamieszkaliśmy tymczasowo u sąsiadki, nikt z okolicy nas nie zdradził. Od tamtej pory postanowiłam zemścić się za to co się stało.
Kolejnym naszym etapem było kupno statku, słyszeliśmy że jakiś kaleka chce odsprzedać półroczny lekki frachtowiec YT-1300, który później okazało się, że służył do przemytu i jest zmodyfikowany ale nie do końca tak jak sami tego nowi właściciele chcieli, czyli ja i Loren. Złożyliśmy się razem na owy statek i zakupiliśmy, a na dodatek wyremontowaliśmy wspólnie z innymi mechanikami oraz ulepszyliśmy. Niestety po próbach, nie zawsze wszystko działało, ale wystarczy jeden mocny kop i było wszystko dobrze (pełny opis został zawarty w punkcie opisu statku). Po miesiącu pobytu i po usprawnieniu statku, odlecieliśmy ze wszystkimi kosztownościami.
Obecnie szukamy pracy która przyniesie zyski i zarówno zaszkodzi Imperium. No cóż, parę przelotów takich było i nie żałowaliśmy. Nie raz było gorąco od niebezpieczeństwa, a raz prawie wcale się nie spociliśmy, zaś córeczka podróżuje razem z nami.
The End
//Wiem że nie mam osiągniętego stażu (na koncie Revan) to obiecuję grać i na tej i na tej postaci równomiernie. Miałam po prostu wenę na taką jeszcze postać jak tutaj przedstawiłam (i przepraszam za tyle tekstu, ale przejęła mnie ta ciemna strona, znaczy się rozpisywania się). Nie wiem jak inaczej mam prosić abyście dopuścili i tą postać do gry oprócz tego, że obiecuję po prostu grać równomiernie tą postacią jak i postacią Revan. Namęczyłam się troszkę z tą postacią i tak mi szkoda było aby została tylko stworzona w Wordzie. Mam nadzieję że się zgodzicie na to, a ja gwarantuję że nie pożałujecie owej decyzji.
Druga sprawa, wiem że są w historii pewne nie dociągnięcia, chociaż one nimi nie są bo zamierzam wszystkie tajemnice odkryć w czasie gry.
Pozdrawiam serdecznie.
Offline
Jak się dowiedziałem od Tanga, ze taka karta się szykuje, to byłem bardzo przygnębiony. Jak się dowiedziałem, ze jest, to byłem zły.
Jak zacząłem czytać, to już wiedziałem ze… czeka mnie jakiś czas przyjemnego oderwania i zanurzenia w świat, który współtworzymy. Historia – bo o niej mówię – jest przefantastyczna, zero –pbf-owego „patosu”, w ciekawym stylu, bez błędów które by przeszkadzały w odbiorze, realistyczna przy tym – naprawdę ciekawa, mimo iż bez żadnych tam zaskakujących wydarzeń. Prawdziwe życie postaci.
Historia jest - no cóż – za długa, ale jej atuty to rekompensują.
Ogólnie karta naprawdę świetna. Naturalnie dopuszczam do gry z pozdrowieniem, podziękowaniem i nadzieją na sesje kiedyś tam
Ode mnie bonus dla postaci: + talent – pilotaż – postać jest pilotem na miarę Skywalkera. Tą prace trzeba nagrodzić.
życzę miłej gry. na obu kontach
Offline
No a mnie to jakoś nikt nie ostrzegał, ale przeczytałem całą historię i również pod wrażeniem jestem. Co prawda karta jest długa, ale nie przeszkadza to w odbiorze, bo przyjemnie się czyta, wiec to plus taki. No i jestem ciekaw jak ta postać będzie prezentować się w grze. Mam nadzieję ,ze wniesie trochę świeżego powiewu do gry, bo do tej pory brakowało nam przemytnika, głównie to mocowładni albo łowcy nagród. Popieram w pełni decyzję Seco i dopuszczam do gry. A pograć kiedyś pogramy na pewno, ale ja to jako MG najpewniej tylko. Mój Akcept no i witamy w grze, no chyba, że Nemedis bedzie miał coś do dodania
Offline