Gra PBF w świecie Star Wars, rozgrywająca się w czasach Młodego Imperium.
No ale ile daje? *Nalegał Seco w ostatecznej desperacji*
I co to za gość? *Ja pierdole – to słowo ułożyło się w wydech, kiedy opadał na krzesło całkowicie rozdeptany. Momentalnie się spocił. Cały kark miał mokry, pot wyciekał spod łusek…*
Offline
*Lipini wzruszyła beztrosko ramionami*
Nie zdradzam personaliów swoich klientów. Tak samo nie powiem jemu o panu. *skoro Seco zaproponował licytacje, od razu zapunktowali jej oczach*
No ale powiem Panu ze to współudziałowiec byłej unii technokratycznej. Uwielbia droidy o od dawna je kolekcjonuje. ED 12 trafił by do gabloty. Zaoferował mi za niego niecałe 13 milionów. Nie sądzę, by stać było restauratora na podbicie tej ceny
*Poza tym jakby teraz podbił, od razu zdradził by się jako człowiek podstawiony. ale nie podbije. Nie stać go. I jego „góry” też. Teraz to dopiero nie stać.
Lipini pławiła się we własnym tryumfie*
Offline
*Secorshy zakręciło się w głowie. 13 milionow, ja pierdole – myślał. Obstawiał, ze zechce góra, ale to naprawdę góra 300 tysiecy, zeby im dopiec, pokazać jaka to ona oh.
I pokazała. Kurwa!
Ale jednoczesnie ulga – Eda tu nie ma i niech podaje do sondu kogo chce. Nie ma go!*
Ja piehrrdole… *szepnął, co oznaczało, ze cena zrobila wrażenie. Ale Seco się nie podda!*
Pani Lipini… kiedy konczy się aukcja? Niech pani… to znaczy, dla mnie to zajebiscie dużo fohrrsy, no ale zależy mi. I niewykluczone, ze podbije, ale musze mieć throche czasu do namysłu. Dobrze? Obieca mi to pani? *I jak to Seco. przez stół. Ręce jej chwycił i lezac na blacie zaczął się napastliwie wgapiać w oczy zza gogli*
Obieca mi pani?
Offline
*Tym ją zaskoczył tak, ze teraz ja zamurowało, a Ludo zapowietrzył się na wdechu. Chwile cała akcja zatrzymała się, a Lipini Seco patrzyli sobie w oczy. Tej drugiej serce biło szybciej o kilka biegów z zaskoczenia, no ale tak ją ujął tym gestem, ze postanowiła ten jeden raz okazać miłosierdzie*
Dobrze… Licytacja kończy się za dwanaście dni. Ma pan tyle czasu na zorganizowanie środków, jeśli chce pan go kupić, i już nie będę pytać o motywy. Ale jeśli pierwszy klient was przelicytuje – już nic nie będę mogła dla pana zrobić. A teraz… *wyrwała swoje rękawice z dłoni Seco*
gdzie znajdę droida? chcę go zabrać już dziś
Offline
Tu… nie Ama tego dhroida *w ostatnim akcie desperacji Seco postanowił zawalczyć o względy Lipini. Bo i tak i tak wyda się ze nie ma tu Eda. A tak przynajmniej Seco będzie tym, który trzyma stronę brzyduli*
Chciałem go kupić, normalne wiec ze chciałem go zobaczyć,. Ale okazało się ze go tu nie ma, i nie wiedzą, gdzie jest
*Tylko jak teraz ja powstrzymać żeby nie poszłą od razu do Darvena. Bo Seco musial być u niego pierwszy![/i]
*rhadze popytać na dole, w maszynowni, tam go ostatnio mieli…a jak go pani znajdzie, to phrosze się ze mną skontaktować, tu jest mój numehrr… też chciałbym go zobaczyć[/i] *I uśmiechnął się serdecznie, choć nerwowo, a w wyobraźni już pędził do Darvena*
Offline
*Krzaczaste brwi zmarszczyły się gniewnie*
Nie ma go tu? *Darven – pomyślała. A to żmija.*
Dziękuje panu za informacje. Oczywiście odezwę się na pana koordynaty. Dowidzenia *wstała bezceremonialnie i wraz z asystentem – wyszli*
Offline
I ja dziękuje… *wydusił z siebie, a kiedy wyszli Seco – srru – przez stół, do kamery, to znaczy do monitora by zobaczyć w którą stronę odchodzą. W dół – do hangarów/maszynowni czy w górę – do Darvena*
Offline
Idziemy, Dżony! *krzyknąwszy otworzył drzwi i jak strzała rzucił się pędem w przeciwną stronę co oni, prosto do gabinetu Darvena, po drodze jeszcze wystukując na swoim komunikatorze wiadomość, żeby mu drzwi otworzył. będzie szybciej*
Offline
Rozkaz rozkaz! *odparł wesoło Dżony, po czym, podniósłszy papier toaletowy przeszedł do trybu kolowego z tym charakterystycznym ciężkim trzaskiem, i pokołował przez sale, otwarte drzwi dalej, za Seco, potem przed Seco i do gabinetu Darvena, do którego zapewne dotrze pierwszy*
Offline
Oficer Sojuszu
*Drzwi wejściowe do sali konferencyjnej otworzyły się wolno. Do środka wkroczył Darven, nieco przygarbiony, jakby zamyślony. Ciągnęła się za nim peleryna utrzymana w ciemnych barwach, egzotycznie zdobiona. Z przodu lśnił metal pancerza, z kolei tam, gdzie nie było widać części mechanicznych, tam znajdował się materiał szaty. Na pierwszy rzut oka widać było, że oto stoi ktoś na wzór hybrydy, nie do końca cyborg, ale przecież już nie w pełni człowiek...
Darven odstawił krzesło stojące przed długim, prostym stołem i niespieszenie zajął miejsce. Miał dziesięć minut zapasu przed planowanym spotkaniem.*
Offline
Oficer Sojuszu
*zatem dziesięć minut minęło. Nie przyszedł przed czasem. No, może kilkanaście sekund.
Drzwi, czy tam grodzie rozsunęły się, i znalazł się za nimi ktoś, kogo jeszcze Widmo nie znało. Wkroczył do środka krokiem nieco chwiejnym, ale pewnym. wyprostowany po wojskowemu, z surowością na twarzy oi doświadczeniem w oczach. Prócz tego – zwyczajny weeqey w stroju wystarczająco oficjalnym by nikogo nie zgorszyć, ale tez na tyle swobodnym, by czuć się… właśnie – swobodnie.
Spojrzenie skośnych oczu ukrytych w pomarszczonej twarzy odnalazło Darvena. Stanął na baczność i zasalutował*
pułkownik Arsleksyr Rassa melduje się *odezwał się, bez wigoru, ale z szacunkiem*
Offline
Oficer Sojuszu
*Stół, przy którym siedział Darven, mimo prostoty, olśniewał obramowaniem rzadkiego w tych czasach drewna. Na ścianie wisiało poroże pewnego zwierzęcia, było też parę drobiazgów przywołujących na myśl Kalee, zapewne przedmiotów należących do niedawnego włodarza tych ziem, Generała Qymaena. Całe pomieszczenie, mimo wygody, skonstruowane było prosto i bez żadnych szczególnych udziwnień. Panował niemal półmrok, jedynie światło bijące od lamp wbudowanych w sufit lekko padało na stół ustawiony pośrodku sali.
Darven, widząc gościa, podniósł się ze swego miejsca, uważnie badając go wzrokiem. Skinął lekko głową.* Zezwalam na przejście w stan spoczynku. *Powiedział głosem pewnym, spokojnym. Zaraz po wypowiedzeniu słów formułki, wyciągnął do gościa - jako gospodarz - dłoń. Uścisk miał zdecydowany, ale niedługi - żadnego potrząsania dłonią czy nadmiernego jej zatrzymywania. Podobno nawet takie z pozoru drobne gesty wiele mówią o danej osobie.* Miło mi pana powitać na statku, proszę usiąść. *I to rzekłszy, skierował się w stronę swego miejsca.*
Offline
Oficer Sojuszu
*Przybysz spoczął, wymienił uścisk dłoni, po czym zasiadł, jak mu polecono. chwilę nawet poświecił na oględziny tej Sali zatrzymując wzrok właśnie na kaleeshianskich detalach. Nie dane mu było poznać generała osobiście. żałował, bo już pewnie nie pozna.
Milczał, czekając aż odezwie się gospodarz. jego nowy bezpośredni przełożony*
Offline
Oficer Sojuszu
*Darven spojrzał uważnie na Arsleksyra. Złożył dłonie - organiczną i mechaniczną - i wziął głębszy wdech, zanim przemówił.* Cieszę się, że pan przybył. Mam nadzieję, że podróż i samo lądowanie nie było ciężkie. *Rzekł, zupełnie nie zdając sobie sprawy, że w pewien sposób przywołuje spotkanie pułkownika z Secorshą - no ale, mimo wszystko, nic nie wiedział o nieszczęsnym, hangarowym "wypadku".* Nazywam się Darven Saarai i niedawno przejąłem dowodzenie nad tym okrętem po moim poprzedniku, Generale Qymaenie. Niestety, napotkały go poważne trudności zdrowotne, uniemożliwiające dalsze dowodzenie - na pewno już pan o tym wie. Chciałbym, aby został pan pierwszym oficerem tego statku, co nie ukrywam, jest kwestią ważną w świetle ostatnich wydarzeń i z całą pewnością przyda mi się pomoc. Z tego co wiem, został pan wprowadzony w tę sprawę i nie wyraził zastrzeżeń co do przeniesienia, mam rację?
Offline