Gra PBF w świecie Star Wars, rozgrywająca się w czasach Młodego Imperium.
Artysta
*Podróż trwała, długa, męczącą, i sprawiająca wrażenie nieskończonej. Fler bała się, czy ten statek to wytrzyma, i gdyby nie wszędobylski znaczek cochrelu który przypominał o jakości – pewnie wyszłaby z nadprzestrzeni i zaniechała podróży. Lecieli bowiem ponad trzy doby, podczas to których Fler odzyskała jako taki spokój, choć nadal utrzymanie myśli z dala od tamtych wydarzeń sprawiało trudność. Poświęcała wiec więcej czasu na zabawę z synem, stając się wręcz z godziny na godzinę bardziej pierwotna, by przypomnieć sobie dziedzictwo lasu. w końcu, jakąś godzinę przed końcem podróży ucięła sobie drzemkę zwinięta w kłębek na dywaniku w ładowni.
Obudziło ją przeczucie, wiec niespiesznie przeciągnęła się i wyszła z ładowni na czterech łapach, z głową niesioną nisko, w zaspaniu. Kiedy dostrzegła kątem Drala, wstała, wygładziła resztki sukni i udała się do kokpitu*
Offline
*Przez ten czas Dral przeniósł się do jakieś kajuty i tam zajął się swoimi sprawami. Masował sobie plecy tak bardzo jak umiał i rozgrzewał powoli mięśnie, by powrócić do dawnej sprawności. Nie wiedział nic o rodzinnym świecie Fler, wiec chciał być jak najbardziej na chodzie, chociaż cieszył się z tych odwiedzin. Był bardzo ciekawy świata i lubił bywać w nowych miejscach, a Venui niewątpliwie takim nowym miejscem było. Martwił się też cały czas o swoich braci, ale wiedział też bardzo dobrze, że umieją o siebie zadbać, podobnie jak Tang. Tylko zawsze wspomnienie Vena go przygnębiało, znali się od dziecka, byli braćmi o wiele bardziej niż reszta klonów. Ćwiczyli razem, walczyli ramię w ramię, nawzajem się sobą opiekowali... jak ktoś kiedyś powiedział, każdy z nich był jak palec jednej dłoni, osobno byli użyteczni, ale razem, jako pięści nie do zatrzymania... i właśnie jeden z podstawowych elementów tej pięści odszedł. To bolało, ale nie okazywał tego, klony były szkolone, by nie okazywać emocji, bo to słabość, którą wróg może wykorzystać. Tłumili to zawsze głęboko w sobie, ale też dobrze sobie z tym radzili, co rodziło paradoksy... Gdy Fler wychodziła z ładowni na czterech łapach to Dral akurat siedział przy otwartych drzwiach i polerował szmatką swój pancerz oraz hełm. Spostrzegł Fler, uśmiechnął się do niej nawet ale nie ruszył się z miejsca*
Offline
Artysta
*poczuła się zauważona dość szybko, jednak sama dała się zauważyć dopiero kiedy stałą w pełnej dumie. Wtedy tez odwróciła głowę, jak gdyby nigdy nic, prosta jak struna, dumna, dostojna i przeraźliwie smutna. Uśmiechnęła się. Do Drala przez ten smutek, i po sekundzie wahania skierowała kroki ku niemu, tym wolniej się poruszając, im bliżej niego była* Jak się czujesz? *Zapytała szeptem, jakby nadal bała się mówić głośno. Będąc już blisko, a właściwie to przy nim pochyliła się opierając dłonie o kolana. Wszystkie ciecia szkła, jakie oszpeciły jej ciało goiły się dobrze, nie były nawet zaognione – ale teraz odpychająco widoczne*
Offline
*Obserwował ją przez chwilę, powracając do swojej pracy, czyli czyszczenia pancerza. Było to żmudne i przeraźliwie nudne, ale pozwalało mu się skupić nad czymś innym niż wspomnienia* Lepiej, jestem już sprawny i mięśnie nie bolą...*Nie wspominał jednak o stanie psychicznym, a o taki pewnie Fler chodziło, ale Dral nie był jeszcze gotowy do rozmowy na ten temat. Może nigdy nie będzie.* A ty jak się czujesz? *Zapytał sam podnosząc na chwilę na nią wzrok, ale znowu zajął się czyszczeniem i konserwacją płytek*
Offline
Artysta
*sama nie wiedziała, o co chodziło, może chciała po prostu zacząć rozmowę. Trzy dni półsłówek i otępienia z którego nie umiała wyjść. Chciała to ukrywać przed Malkitem, z mizernymi skutkami.* Nieźle, dzieki *odparła. Dobrym słowem mogłoby być używane przez Dżonego „optymalnie”. Jak na ten stan rzec można ze czułą się optymalnie. Wyprostowawszy się rozejrzała po pokładzie w poszukiwaniu Malkita, ale go nie było, tak wiec usiadła lekko, przysiadając sobie łydkę*
Offline
*Dla każdego to była trudna sytuacja i ciężko wyjść z tego otępienia, chociaż Dral radził sobie z tym "optymalnie". Cały czas coś robił, czy to ćwiczył czy czyścił broń. Musiał zajmować myśli po prostu i nie było innej rady. Poza tym pogodził się już z faktem, że jego brat, Ven nie żyje. Dziwnie jakoś było ze świadomością, że ich dowódca, ich lider, który zawsze swoim analitycznym spojrzeniem na sytuację wyciągał ich z tarapatów, teraz nie żyje. Kto go zastąpi? Dral się czuł, jakby jakaś część jego ciała i duszy po prostu została odcięta*
Offline
Artysta
*Jej dłonie bezwiednie poprawiły skraj sukienki, choć teraz już nic nie mogło sprawić, by wyglądała lepiej,. Teraz – nie dbała o to,. Ale odruchy pozostawiają wspomnienie normalności. Miedziane oczy podążały za dłoni. Miedzy palcem wskazującym a kciukiem lewej ręki przeleciały jak stacje kolejowe haftowane detale jej odzienia.
Gdyby okoliczności były inne, tak by się cieszyła, ze wraca do domu. Jeszcze bardziej cieszyłaby się ze wraca z Dralem – jedynym klonem któremu można było pokazać Venui ze spokojem. Ale gdyby nie okoliczności – nie leciałaby tu. Czy potrzeba aż takiego nieszczęścia by odwiedzić dom.
Poczuła dreszcze. Jej dłoń o smukłych długich palcach uniosła się na wysokość poszarpanego wciętego dekoltu. Siedziała lekko z tyłu i z boku klona. Jej dłoń powędrowała przed siebie, ku ramieniu Drala, jednak wspomnienie tej sztywności powitania w jej pierwszym dniu na Mandalore zatrzymały rękę. Cofnęła, nie odważyła się dotknąć.
Wspomnienia niby są nieistotne, niby zapomina się, ale one wrócą w najbardziej niespodziewanym momencie. Spuściła głowę*
Pójdę do kokpitu *rzekła półgłosem, po czym wstała i poszła*
Offline
*Mały paradoks, Fler wracała do domu w niezbyt szczęśliwych okolicznościach, z kolei Dral stracił jedyne miejsce, które mógł nazwać domem. Niegdyś to było Kamino, ale gdy zamieszkał na Mandalore to zmienił mu się nieco światopogląd, mając nadzieje, że kiedyś ostatecznie odetnie się od wojny i przemocy, że znajdzie kobietę, która będzie w stanie pokochać klona, który został stworzony tylko do zabijania. Marzył o rodzinie, spokoju i o rozwijaniu swoich pasji. Raz zwierzył się z tego Tangowi, ale bał się wtedy jego reakcji. Zdziwiło go wtedy to, że Mandalorianin go mocno przytulił, twierdząc, że jego synek dorasta... fakt, to był szok, bo takie wyznanie w wykonaniu Fibala to prawdziwa rzadkość. Ale tą reakcję zapamiętał i przechowywał wspomnienie tej chwili głęboko w swojej pamięci, jako znak, że sam kształtuje swoja przyszłość. Ale teraz to nie miało takiego znaczenia... Dom został zniszczony, rodzina w rozsypce bądź nie żyje, marzenia o spokoju albo upadły albo oddaliły się poza jego zasięg... czy kiedykolwiek uwolni się ostatecznie od Imperium? Takie oto myśli kotłowały mu się w głowie, więc niestety nie zwracał za dużej uwagi na Fler, która pewnie cierpiała podobnie. Ale Dral potrzebował czasu by to wszystko przetrawić, by jego odczucia przebyły te wszelkie bariery emocjonalne stworzone przez kaminonian...* Hmm? *Mruknął wyrywając się z odrętwienia i patrząc na czysty pancerz i na szmatkę, którą trzymał w ręku. Nawet nie zauważył, że jego Beskar'gam lśnił już czystością a on sam machinalnie tylko go polerował* Zaraz do ciebie dojdę...
Offline
Artysta
*Rozumiała. Drala łatwej jej było rozumieć, ale mimo to szli oddzielnie w tym samym kierunku, zamiast iść razem, co by było na pewno łatwiejsze. Dobrze wiedziała, jak to działa. Ale można powiedzieć dość drastycznie, ze miała to gdzieś. Jakby nie była sobą. Niczym zombie pokonała te niewielką odległość i usiadła na fotel, by oparłszy się położyć dłonie na kolanach i patrzeć jak kontrolki migają. Nie zareagowała podnieceniem, kiedy zobaczyła ze do wyjścia już tylko pól godziny. W ogóle jej to nie ruszyło. Poczuła natomiast strach. Za pól godziny będzie mogła próbować nawiązać połączenie. Za pól godziny będą wiedzieli, kto przeżył…*
Offline
*Cóż, czasami nie wszystko działa tak jak powinno, a zwłaszcza w sytuacjach ciężkiego stresy, tak jak ta. Dral w końcu wstał i położył elementy swojego pancerza na koję i przyjrzał się wszystkiemu. Na sobie zaś miał tylko kombinezon, na który nakłada się Beskar'gam. Zapewniał podstawową ochronę, ale tez ile można w nim chodzić? Nie miał żadnych ubrań przy sobie, żadnych kredytów, nic... W końcu wyrwał się z tego odrętwienia i pomaszerował do kokpitu, otwierając drzwi i spoglądając na Fler* Ile do wyjścia? *Zapytał siadając powoli w fotelu drugiego pilota i zerknął na kontrolki, ale bez większego zainteresowania*
Offline
Artysta
*Ona tez nie miała, chociaż miała tę przewagę, ze przed ucieczką kazano jej się spakować. Wzięła miecze, kilka puszek jedzenia, które już się i kończyły (oczywiście Fler się dzieliła) i miecze świetlne. No i wszystko to, co mogło być na tym statku, ale czy ktoś go przeszukał? Wszyscy łazili jak cienie, łącznie z Malkitem.* Dwadziesia siedem minut *odparła cicho, tonem jakby się gniewała, choc nie gniewała się. Nie ma emocji jest spokój w wersji hard. Kompletne odmózdzenie. Nic się nie chce, myśleć, czuć, pocieszać siebie czy kogoś*
Offline
Mhm **Mruknął Dral i zaczął bawić się konsolą, bo nie miał nic innego do roboty, a lubił się bawić taka elektroniką, odprężało go to trochę. Może to go trochę otrzeźwi i w końcu weźmie się w garść jak prawdziwy klon? Po kilku minutach ciszy w końcu zapytał* Co masz zamiar zrobić po wyjściu z nadprzestrzeni? Zawrócić, lądować? *Spojrzał na nią spokojnie, a wyraz jego twarzy był już spokojniejszy. Te zabawy w głównych systemach statku go trochę rozruszały, bo wymagały myślenia i rozruszania trochę szarych komórek*
Offline
Artysta
*Palce Fler nie zmieniły położenia, i nadlać spoczywały na jej kolanach. Ona sama oparta w fotelu nie wykazywała aktywności fizycznej* Pierwsze, co zrobię *odezwała sie głosem wręcz poetyckim, jakby chciala recytować jakiś wiesz, bardzo trudny w odbiorze* Skontaktuje się z Secorshą. To znaczy – spróbuję. Potem będziemy lądować na Venui. I zostanę tam az wszystko ucichnie. Ty, jeśli będziesz chciał, weźmiesz ten statek i polecisz gdzie zechcesz. *Nie spojrzała na Klona. Patrzyła przed siebie, a i to nie jest pewne. Gdzieś patrzyła. Jeszcze tylko 20 minut*
Offline
*Dral przyglądał jej się uważnie, teraz dopiero dostrzegając zmianę w jej zachowani, a raczej ją rozumiejąc. Przedtem widział, ale nie rozumiał, nie przyswajał tego sobie do wiadomości. Teraz jednak widział co się dzieje, ale nie bardzo wiedział jak pomóc* Rozumiem... nie wiem tylko, czy uda się nawiązać połączenie, bo może znajdować się w nadświetlnej. Polecałbym jakąś wiadomość, krótką i treściwą... Sam taka muszę do Tanga wysłać... *A co potem zrobi? Sam nie wiedział, bo nie chciał Fler i Malkita zostawiać samych, bez transportu na odległej planecie. Lepiej zostanie tu jakiś czas by ich strzec*
Offline