Gra PBF w świecie Star Wars, rozgrywająca się w czasach Młodego Imperium.
Artysta
Kiedy schodzi się statkiem orbity, przecina się czerownofioleroewą poświatę pierzastych, ciągnących się za sobą chmur, i w miarę schodzenia oczom ukazują się soczysto zielone bezkresne lasy, poprzecinaną tu i ówdzie liniami urwisk, łysinami polanek, czy pojedynczymi górami o płaskich szczytach na których już z orbity widać prymitywne posągi, które tam stawiano. Kiedy statek ląduje powoli, próbują lądować na nim ptaki. Z orbity widać jeden zbiornik wodny wielkości średniego jeziora, a brzegi jego zawsze upstrzone są ruchomymi kropkami istot. Drogi z atmosfery na powierzchnie jest tyle co kot napłakał. Malutko. Venui to mały księżyc. Ma 4 tysiące km średnicy. Za dnia na fioletowobiebieskim niebie szarzeje owal głównej planety, a noce za jej sprawą są niezapomniane. Dym z ognisk muska boki statku.
I jest tylko jedno, jedyne miejsce, w którym można lądować: skalna łąka
Offline
*Dral siedząc w kokpicie obserwował wszystko przez iluminator, uśmiechając się lekko, bo to co widział mu się podobało. Ładne miejsce, spokojne. Można tutaj trochę wypocząć od wszystkiego. Ale nie mógł za bardzo odpływać w świat marzeń, bo musiał pilnować wszystkich systemów, wskaźników lotu i tym podobnych* Wyrównaj trochę lot o pięć stopni... bo za bardzo nas znosi... *Może i teraz statki były bardzo nowoczesne, łatwiejsze w obsłudze i bezpieczniejsze, ale wchodzenie w atmosferę to zawsze najtrudniejsza część, bo trzeba oszukać grawitację* Systemy w normie, tarcze deflektorowe trzymają... kadłub w porządku *Jak to od razu lepiej się lata, gdy wszystko działa, a u Tanga to było na wyczucie. Jak bywało za ciepło w kokpicie to znaczy że tarcze słabną itp.*
Offline
Artysta
*Nie była idealnym pilotem, poza tym to co widziała za iluminatorem dosłownie rwało ją do lądowania. Usłuchała jednak, a na jej twarzy pojawiła się konsternacja kiedy próbowała wyrównać lot, i udało jej się w końcu. Zataczała krąg nad lesistymi połaciami. Widać było maleńkość tej kuli* Jedyne miejsce, w który można bezpiecznie lądować to „Skalna łąka”. Nic tam się nie dzieje, bo szele uważają to miejsce za przeklęte. Na szczęście nie odnoszą tego do „żelaznych ptaków”
Offline
*Dral cały czas obserwował wskaźniki i jeśli trzeba był coś skorygować, to informował o tym spokojnie Fler. Ale w końcu wszystko było dobrze, więc zamilknął, by jej nie rozpraszać swoim gadaniem. Cóż, nie wiedział jak pilotuje, więc wolał jej nie przeszkadzać...* A czemu uważają to miejsce za przeklęte? *Zainteresował się klon, bo już spotkał się z wieloma zabobonami na różnych planetach i zawsze był ciekaw ich podstaw, bo to zazwyczaj były ciekawe historie*
Offline
Artysta
Jest wiele legend i opowieści o strasznych rzeczach, które tam się zdarzały. Podobno przychodzą tam złe duchy i sączą jad w umysły dobrych istot, pod wpływem którego stają się one potem złośliwe. Jedna z legend opowiada o tym że Skalista Łąka była niegdyś żyzna i zielona. Któregoś dnia osiem sióstr przyszło tam by zbierać kwiaty do obrzędów. Dostrzegły wtedy najpiękniejszy kwiat, jaki widziały i każda zapragnęła chluby z posiadania go i zaniesienia szamanowi. Nawiązała się kłótnia, potem walka. Krew, jaką wylały splamiła ta ziemie zawiścią i nic nigdy już tam nie urosło. Pływa jest martwa. Nigdy nic tam nie urosło. O widzę ją, zobacz… *Łatwo było zobaczyć Skalną Łąkę. Była to po prostu skalna płyta, dookoła której rozciągała się prawdziwa, zielona łąka, a dalej lasy*
Offline
*Kiwnął głową i wszystko wysłuchał w spokoju, nie komentując zbytnio. Takie wierzenia pierwotnych ludów były interesujące, Drala zawsze to interesowało, może dlatego, że jego życie obdarte było z wszelkich złudzeń i tej magicznej otoczki, jaką przykładowo szele wymyślają, by sobie wyjaśnić, czemu na tym kawałku skały nie ma roślin. To było właśnie fascynujące, przynajmniej w jego opinii... ciekawe jakie wierzenia maja odnośnie burz? Bo to zazwyczaj też jest ciekawe...* Widzę. Tam wylądujemy, tak? *Zapytał w końcu spokojnie, ale Fler nie powinna uważać jego milczenia za brak zainteresowania. U klonów po prostu skupienie uwagi na kimś się tak objawiało, że słuchali i nie zadawali zbędnych pytań. Im lepsza odpowiedź tym mniej pytań, a na te odnośnie wierzeń i kultury to przyjdzie czas potem, teraz trzeba bezpiecznie wylądować*
Offline
Artysta
*Wyjaśnień było co niemiara i często poszczególne plemiona kłóciły się o ich autentyczność. Fler nie miała Dralowi milczenia za złe. W końcu lądowanie wymagało skupienia. Poza tym dopiero teraz zaczęli rozmowę w miarę swobodnie, wcześniej tylko chodząc jak żywe trupy. Jeszcze jedno kółko i statek zaczął opadać delikatnie*
Offline
*Dral oczywiście nadal pilnował wszystkich urządzeń tak by lądowanie przebiegło bez problemu. Sam też w miarę możliwości wszystko korygował, regulując dopływy energii i paliwa. Aż w końcu statkiem lekko zatrzęsło i wylądowali. Dral oparł się o swój fotel i westchnął* No nareszcie jakiś grunt stały pod nogami... Malkit się ucieszy widząc twoją ojczyznę Fler... idziemy? Sam chętnie pozwiedzam *Rzucił entuzjastycznie i wstał od razu ze swojego miejsca, bo takie nowe, tajemnicze miejsce ciągnęło go, a statek to nudnawy jest, sam metal i kable*
Offline
Artysta
*Skinęła głową z cieplym uśmiechem* Na razie lepiej go nie budzić, to jego pierwszy taki długi sen. Pamiętaj, zeby zamknąć statek, chodź… *I wyśliznąwszy się z fotela wysala by udac się do rampy po której zejda.
Wyładowali na skale. Skalnej łace. Nie byłą to tak twarda i bezlitosna skała, jaką Dral znał z innych światów. Kiedy wyszli, owial ich delikatny, wilgotny wiatr i przyjemna woń świeżości, kwiatów, żywicy, zimnej wody.*
Offline
*No i Dral podążył za nią i wyszedł na zewnątrz, zamykając potem rampę za sobą. Miał na sobie tylko kombinezon i wojskowe buty, będące elementem beskar'gamu, który teraz leżał bezpiecznie w jego kajucie. A skałą się tam nie zainteresował, skała jak skała, różnią się tylko budową geologiczną ale tak czy siak, to to samo jest* Ładnie tu, na prawdę... i zapachy tez są zachęcające *Oddychał pełną piersią, smakując te powietrze, po czym powoli ruszył przed siebie, schodząc z tej skalnej półki, by wejść w las. Lubił drzewa i zawsze chętnie oglądał nowe, nieznane mu gatunki*
Offline
Artysta
*Uśmiechnęła się szeroko słysząc słowa Drala. Kiedy ten zszedł, ona została przy statku, by go zamknąć. Nie było to łatwe, bo nie znała tej maszyny, atak wiec – jak to się czasie zdarza, Dral oddalił się sam, wchodząc miedzy drzewa o gładkiej korze. Niektóre były bardziej, inne mniej wonne. Zwierzęta siedzialy na gałęziach i patrzyły. Jakieś małe gryzonie podchodziły pod same buty klona, stawały na łapkach, by mu się przyjrzec i obwąchać, bez żadnego strachu. Nad głową, w koronach drzew rozbrzmiewały krzyki i świergotliwe śpiewy. Zycie lasu. Łagodny wietrzyk odprężał. Soczysta trawa, która zostawiała na butach zieloną „krew” chrupała pod nogami. Nieopodal jakis ptaszek wyskubywał jagody. Las wołał coraz głębiej*
Offline
*No to wszystko kusiło by wchodzić głębiej, ale jednak instynkt klona był silniejszy, więc tylko oglądał drzewa w bliskim sąsiedztwie tego lądowiska. Po prostu ostrożność, nieznane środowisko, nie miał broni i pancerza, więc lepiej nie ryzykować i zaczekać na Fler, która będzie robiła za przewodniczkę. Tylko ona wie co mieszka w tych lasach i czego należy unikać. Odwrócił się w końcu i obserwował ją przez chwilę a potem wrócił do przyglądania się przyrodzie, wsłuchując się we wszystkie odgłosy. Lubił to robić jeszcze na Mandalore, ale tamtejsze lasy były trochę mroczniejsze i duszne, pełne dzikich bestii*
Offline
Artysta
*Skoro Dral nie chciał przyjść do serca lasu to… ono zbliżyło się do niego. Po pierwszym rozejrzeniu się – nic. Wszystko jak było. Drugie – nic, trzecie, czwarte i nagle – jest. Stało na przeciwko klona, jakieś piec metrów od niego, miedzy dwoma ciemnozielonymi krzakami. To była Fler… Nie. Nie Fler. Istota na czterech łapach, przypominająca krzyżówkę wilka i jaszczurki. Zielona, pomarańczowooka, z czarną grzywą, opadającą na boki szyi. nagie ciało pięknie umięśnione. Nie było widac czy to samiec, czy samica, ale jakoś tak kojarzyło się z samicą. Istota przyglądała się Dralowi. Jej podziurawione kościanymi kolczykami uszy sterczały ciekawsko do góry. Pojawiła się niewiadomo skąd. Oblizała pysk, podnosząc głowę, by błysnąć jaśniejszymi łuskami na szyi. Oczy wielkie, okrągłe zdawały się być nieruchome. Zaswiergotała melodyjnie, ale nieznośnie głośno i przekręciła łeb pytająco*
Offline
*Dral w pewnym momencie dostrzegł tą nową istotę i z całych sił starał się nie sięgnąć instynktownie po broń, której i tak nie miał, ale taki nagły ruch byłby po prostu niemile widziany. Więc stał spokojnie, rozluźniając mięśnie, gdy już poznał ,ze to jest szela* Fler? *Zawołał cicho, bo nie był pewny jak tu się zachować. Szela wyglądała jak płochliwe zwierzątko, ale dobrze wiedział (właśnie dzięki Fler) że to istota rozumna, więc zrobił jeden krok w jej stronę i uniósł rękę w geście powitania* Witaj! *No i czekał na jakąś odpowiedź...*
Offline
Artysta
*Ona by się nie zorientowała. Nikt tu nie nosi takiej broni wiec gest reki w kierunku kabury nic dla niej nie znaczył. Nikt tu nie zobaczy w Dralu maszyny do zabijania, bo nie wie, e takie są. Nie ma pojęcia, co dzieje się w galaktyce.
Zagadnięta tym jednym słowem przekręciła wdzięcznie łepek na drugą stronę, żywo i z wyraźnym zainteresowaniem. Przednie kończyny samicy ugięły siew nadgarstkach, kiedy caly grzbiet nachylił się do przodu za szyją wyciągnięta w kierunku ręki. Nozdrza były identyczne, jak nozdrza Fler, le te drugie chyba nigdy nie znalazły się tak blisko reki Drala jak w tej chwili. A co się działo? Obwąchiwanie oczywiście. A jako z Dral ostatni raz był ręce zapachowym umysłem ze statku Darvena, to samica była wręcz zafascynowana. W założeniu, ze Dral w ogóle myje ręce naturalnie*
Offline