Gra PBF w świecie Star Wars, rozgrywająca się w czasach Młodego Imperium.
Arbiter
Przez przestrzeń kosmiczną sunął tajemniczy, dziwaczny statek. Nie pasował on do żadnego obecnie produkowanego przez galaktyczne stocznie okrętu, a w bazach danych holonetu nie było o nim żadnej wzmianki. Pojawiał się on co jakiś czas na obrzeżach różnych układów słonecznych a potem znikał gdzieś w nadprzestrzeni. Jak statek widmo. Niektórzy piloci spotykali go na swojej drodze, ale potem już praktycznie go nie widzieli. W kantynach krążyła więc legenda o statku duchów, który podobno miał zwiastować jakieś nieszczęście. Była to bujda, ale legenda żyła własnym życiem. I tak od wielu, wielu lat, nikt nawet nie pamiętał skąd się ona wzięła. Po prostu była, jeden z elementów folkloru społeczności pilotów.
Co się zaś tyczy samego statku, to był on sporych rozmiarów. Wyglądał groźnie i tajemniczo, jednak gdyby się mu bliżej przyjrzeć to można zauważyć, że jego kadłub jest już w sporej części uszkodzony, tu i ówdzie znajdowały się spore dziury, czy to po trafieniach z turbolaserów czy też większych skupisk asteroid lub kosmicznego złomu. Jeśli kiedyś pokryty był jakąkolwiek farbą, to teraz ona już w ogóle została zdarta lub też wypalona. Statek w jednym kawałku trzymała chyba tylko tarcza energetyczna, która pokrywała całą powierzchnię kadłuba, chroniąc go przed dalszymi uszkodzeniami. A co się tyczy wnętrza tajemniczego okrętu, to już całkiem inna historia...
Ostatnio edytowany przez Darr tah (2011-04-08 19:15:25)
Offline
Oficer Imperium
Monroe siedział w kokpicie swojego myśliwca typu TIE. Wszystkie systemy były w pełni sprawne, maszyna była niemal nowa. Głowa, którą pokrywał czarny hełm pilota, zbliżyła się nieco do wizjera, jakby próbował czegoś wypatrzyć w prost. A wszystko zaczęło się od zwykłego patrolu podczas którego wykrył nieznaną sygnaturę. Nie był pewien co, za to było znacznie oddalone. Zaryzykował coraz bardziej oddalając się od swoich, na pełnych obrotach silnika. Maszyna sunęła lekko przez przestrzeń, a Tac niecierpliwie trzymał ster pojazdu, poruszając lekko od czasu do czasu. Nie miał ochoty się zgubić, TIE to raczej niedługo dystansowa jednostka. Mimo to musi mieć pewność, jeśli coś przegapi, dowództwo go zniszczy. O ile nie zginie.
Offline
Arbiter
W końcu Monroe będzie mógł wypatrzeć w przestrzeni przed sobą jakiś ciemny kształt, wyróżniający się niewyraźnie na tle kosmosu z prostej przyczyny, przysłaniał gwiazdy. A w miarę zbliżania się do tego celu, to czarna plama rosła. Ten dziwny kształt był dosyć długi, jeden koniec był dosyć wąski i przypominał nieco ostre miecza, natomiast drugi koniec był większy, przypominał kształtem segment mostku w niszczycielach typu Venator. Natomiast radary wykrywały źródła energii emanujące z tego dziwnego kształtu, jednak były trudne do sklasyfikowania. Nie było jednak wątpliwości, że to coś emanowało energią i poruszało się powoli przed siebie, a więc był to jakiś statek, jednak w żadnych bazach danych nie było informacji na jego temat. Był jedną wielką niewiadomą. Co tu robił? Gdzie zmierzał?
Offline
Oficer Imperium
Pilot lekko zdumiony przełączył kilka przycisków, a na wyświetlaczu po jego lewej stronie pojawił się program skanera. Uruchomił procedurę skanowania, wciąż zbliżając się ku obiektowi. Włączył także komunikator, w celu prób wywołania nieznanej jednostki.
- Patrol Imperium do nieznanego okrętu. Proszę o identyfikację. - powiedział, a głos został nieco zniekształcony przez maskę zakrywającą twarz. Mężczyzna w oczekiwaniu na rezultat, rozważył próbę nawiązania łączności z dowództwem. Oczywiście, że musi poinformować o tym główną jednostkę. O ile się uda... Przeszedł go dreszcz na myśl o tym scenariuszu prosto z historii pilotów na tle horroru.
Offline
Arbiter
Skaner odbierał różne sygnały, ale różniły się one nieco od typowych. Z jednej strony wszystko wskazywało na to, że jest to statek, ale z drugiej odczyty nie pasowały do niczego znanego, wiec komputery nie potrafiły tego poprawnie zdiagnozować. Natomiast próba łączności całkowicie zawiodła, nie było odzewu, nie było nawet informacji o nawiązaniu jakiegokolwiek kontaktu z niezidentyfikowaną jednostką, podczas gdy ona w iluminatorze coraz bardziej rosła. Powoli też okazywało się, ze ten statek może być większy od okrętu Imperium, na szczęście jednak nie było żadnych wrogich działań. Właściwie to nie było żadnej reakcji, potężna konstrukcja sunęła dalej przez kosmos mając aktywne silniki, a więc logicznie rzecz biorąc ktoś tam musiał być.
Offline
Oficer Imperium
Jako, że był dosyć blisko, nie mógł dłużej utrzymywać kursu kolizyjnego. Włączył natomiast kanał imperium i z godnie z procedurą spróbował nadać komunikat i skontaktować się z dowództwem.
- Tutaj Ewok... - na chwilę przerwał dając sobie czas na irytację przezwiskiem... Każdy pilot miał ksywkę, w większości sami sobie je wybierali. Nie w tym wypadku. Dowódca stwierdził, że Monroe jest nic nie znaczącym trybikiem, niczym jakiś EWOK, a później kazał mu czyścić kible. A wszystko z powodu byle błahostki. Ale przyjęło się, cóż, trzeba z tym żyć. - Odkryłem dużą jednostkę. Nie odpowiadają, proszę o instrukcje. - dokończył komunikat wsłuchując się i czekając na jakiś odzew.
Offline
Arbiter
Gdy Monroe spróbował nawiązać łączność z dowództwem, to okazało się, ze nie może. Nikt nie odpowiadał, słychać było tylko szumy. Pobieżna diagnostyka da od razu odpowiedź - był zagłuszany przez kogoś z tego okrętu. Ale to nie koniec niemiłych niespodzianek, bo nagle jego myśliwcem zatrzęsło, po czym zmienił on kurs, który nie odpowiadał jego wcześniejszemu lotowi. Dostał się w wiązkę promieni ściągających, które kierowały go w stronę kadłuba, co mogło być trochę przerażające, bo nigdzie nie widać było hangarów. Monroe mógł co prawda próbować uciekać, ale nie miał najmniejszych szans, wiązka była zbyt silna. Mógł tylko obserwować poczerniały kadłub wraz z jego uszkodzeniami. Ciekawie to nie wyglądało.
Offline
Oficer Imperium
Pilot szarpnął kilka razy sterem. Na jego twarzy pojawiły się kropelki potu i pary. Ogarnął go strach przed rozbiciem, śmiercią, porwaniem. Dyszał głęboko w maskę, mimo ogrzewania oblał go zimny pot, wraz jak zbliżał się do kadłuba. Próbował kilka razy jeszcze włączyć komunikator, ale na próżno. Mógł tylko czekać. Katapultowanie na tym odludziu nic mu nie da, dodatkowo ściągany statek może go zabić przy próbie. Monroe uderzył pięścią w ster i opadł w fotel oczekując najgorszego. Serce biło mu jak oszalałe.
Offline
Arbiter
Kadłub był coraz bliżej, aż w końcu znalazł się on na odległości bliskiej krytycznej, jednak myśliwiec nie rozbił się o metal. Leciał dalej i dalej, aż w promieniu widzenia iluminatora pojawił się spory, prostokątny otwór, który jak łatwo się domyślić był wlotem do hangaru. Jednakże różnił się on od typowego tym, że nigdzie nie było pola siłowego, które by zatrzymywało powietrze a powstrzymywało próżnię. Był on otwarty, co nie przynosiło otuchy. Nawet jak wyląduje to i tak nie będzie ucieczki...
Monroe mógł poczuć dosyć mocny wstrząs, kiedy jego maszyna opadła twardo na płytę hangaru. W pomieszczeniu panował praktycznie mrok, nic nie było widać, a w dodatku chwilę później rozległ się głośny zgrzyt i odgłos działania silników, a po kilku chwilach coś głośno uderzyło o metal i wszystko ucichło. Hangar się zamknął... i o dziwo na zewnątrz zaczynało pojawiać się powietrze. Jego skład był nieco odmienny od tego, który znajdował się w zapasach myśliwca, ale nadawało się ono do oddychania.
Dalsza część w tym Temacie
Ostatnio edytowany przez Darr tah (2011-04-08 21:59:26)
Offline
- Nie dość, że się spóźnię, to moją fryzurę szlag trafił! *Wrzasnęła niemalże na cały głos. Tak, to była cała Cath. Zawsze głośno myślała. Była to jedna z jej największych wad? A może i zalet.* - A najgorsze jest to, że lecę jakimś czymś, co nawet statku nie przypomina! Chyba był to frachtowiec. *Tym razem warknęła. I również były to jej wypowiedziane na głos myśli. No cóż, nie był to wymarzony transport dla niej, ale niestety musiała się czymś dostać na ten statek. Przecież ona ma zagrać w filmie! I to nie byle jakim. A najgorsze jest to, że przed filmem są robione zdjęcia. Jak taka kobietka może się marnował. Toż to istna femme fatale. No dobrze, aż tak zła i niedobra nie jest. Chyba...* - Długo jeszcze będziemy lecieć? *Mruknęła niechętnie. Poprawiła swój szanowny tyłeczek, jak i falbany swojej sukieneczki - nowej, fioletowej sukieneczki. Tak, tak... Musiała się zrobić na bóstwo. Po niecałej minucie pilot jej odpowiedział, że jeszcze trochę musi zaczekać. Chyba był zakłopotany, bo nigdy nie woził takiej klientki.*
Ostatnio edytowany przez Catherine (2011-04-17 17:00:55)
Offline
Arbiter
Pilot akurat miał dzisiaj pecha, podobnie jak i jego klientka, gdyż nagle w ich stateczku rozległ się dźwięk alarmu zbliżeniowego informującego o wychodzącym z nadprzestrzeni okręcie. I rzeczywiście, kilka sekund później, tuż przed nimi, na kursie kolizyjnym, pojawił się olbrzymi statek, którego skanery i radary nie potrafiły przyporządkować do żadnej znanej w Galaktyce jednostki. Był to owy niesławny widmowy statek, o którym piloci rozpowiadali w kantynach i podrzędnych portach gwiezdnych. Statek, który wygląda jak latająca kupa złomu i który pojawia się nagle znikąd by porwać mniejsze jednostki na swój pokład, a potem zniknąć.
Offline
- Cholera! *Krzyknęła i skrzywiła się jednocześnie. Fryzurę ma jaką ma, sukienka jest jeszcze w dobrym stanie, ale uszy... Zasłoniła je dłońmi, żeby nie stracić słuchu. Przecież musiała zagrać w tym filmie. Nikt i nic jej nie zatrzyma, choćby musiała się bronić. Chociaż ostatni raz używała broni kilka miesięcy temu. Dlaczego? Ano dlatego, że wszyscy od niej uciekali. Krążyły plotki, że to ona spaliła swój teatr. Ale przecież to tylko plotki...* - I Ty marny chłoptasiu nazywasz się pilotem! *Znów warknęła w stronę tego, który steruje tym gównem. Wychyliła się nieco, coby zobaczyć na co się napatoczyli. No tak, mogła się tego spodziewać. Zawsze wpadnie w jakieś tarapaty. Przyglądała się ów statkowi, z niejakim zainteresowaniem.*
Offline
Arbiter
Statek był długi, chociaż nie było tego widać, gdyż spoglądali na niego od strony dziobowej, jednak od razu z blisiej odległości w oczy rzucał się jego stan. Kadłub w kilku miejscach miał dziury, farba całkiem już z niego zeszła a wiele płyt było poczerniałych od uderzeń turbolaserów. Ten statek najwyraźniej wiele przeszedł. Ale to nie koniec niespodzianki, gdyż statek którym leciała Catherine nagle się zatrząsł i zszedł z kursu kolizyjnego... bez wpływu pilota. Oberwali z wiązki ściągającej, która teraz kierowała ich w stronę hangarów, ale o tym, to oni nie mogli wiedzieć. Jedynie w oczach zamajaczyła im śmierć z powodu zderzenia z kadłubem okrętu. Paskudny motyw.
Offline
*Była tak zafascynowana tym widokiem, że zapomniała o strachu. To źle, czy dobrze? Przekonamy się. Na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że jest to zwykły, najzwyklejszy statek, ale to tylko pozory. Oczy swoje szerzej otworzyła, ale przypomniała sobie w końcu, że ma makijaż. Szlag by trafił! I poczuła coś czego nie powinna. Kiwała się to w jedną stronę, to w drugą. I tak non stop.* - Zrób coś z tym, Ty idioto jeden! *Wrzasnęła znów do pilota. A on jak zwykle tylko ramionami wzruszył, mówiąc, że nic na to nie poradzi. Próbowała wyswobodzić się z pasów, do których została wcześniej przypięta, ale to cholerstwo chyba szwankuje. Zobaczyła coś na kształt białego światełka. Chyba, że to jej podświadomość płatała jej figle. A potem była ciemność.*
Offline
Arbiter
Widok na statek był teraz bardzo dobry, gdyż lecieli niezwykle blisko kadłuba, niecałe sto metrów od niego, wiec wszystkie ślady uszkodzeń były bardzo dobrze widoczne. I tak aż do samego hangaru, który wyglądał jednak inaczej niż ten, w którym wylądował Tac. Był to hangar techniczny, nie przystosowany do lądowania zwykłych frachtowców, ale miał jedną niezaprzeczalną zaletę, posiadał pole energetyczne chroniące przed pustką kosmosu. Tylko podobnie jak i reszta statku, pogrążony był w niemal całkowitym mroku i nie wiadomo, co czeka na pasażerów stateczku we wnętrzu tego dziwnego okrętu.
Offline