Gra PBF w świecie Star Wars, rozgrywająca się w czasach Młodego Imperium.
Zbierała dane od paru tygodni. W sumie przez przypadek natrafiła na ślad znikających coraz częściej statków, ale czuła, że to nie zwykłe napady korsarzy. To musiało być coś większego. I ona miała zamiar dowiedzieć się o co w tym wszystkim chodzi. Wynajęła przewoźnika i po prostu liczyła na to, że i jej przytrafi się to co zaginionym. Liczyła może trochę na uśmiech losu, ale... Czemu nie miałoby się jej udać?
Rozsiadła się wygodnie w jednym z foteli przy oknie. Stać ją było, by mieć cały statek dla siebie, w końcu trochę jej płacili za tą pracę, a że innych wydatków nie miała... Vi, ubrana jak zwykle w swoje czarne skórzane spodnie oraz czarną przyległą koszulkę oraz w czerwony płaszcz, wyciągnęła z kieszeni mały notes.
- Lećmy. Szkoda czasu do stracenia. -powiedziała do pilota widząc, że nadal stał przyglądając się jej zakłopotany. - No? O co chodzi?
- Ale... Pani... Nie powiedziała Pani dokąd lecimy...? -Mężczyzna nerwowo rozglądał się wszędzie dookoła, tylko by nie spojrzeć na kobietę.
- Przed siebie, proszę Pana, przed siebie. - wywróciła oczami i wróciła do swych notatek. Poprawiła jeszcze tylko kilka niesfornych kosmyków włosów i wszystko przestało dla niej istnieć, a zrezygnowany pilot wzruszył ramionami, ruszył na swoje miejsce i ich statek wzbił się w przestrzeń. Jej podróż się rozpoczęła.
Offline
Arbiter
Natrafienie na tajemniczy Statek Widmo, który pojawiał się i znikał było bardzo trudne, chociaż samo natknięcie się na jakieś plotki dotyczące tego tematu było stosunkowo proste. Praktycznie w każdej przyportowej kantynie zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie się zarzekał, że widział z daleka dziwny okręt - obcy, zniszczony, ledwo trzymający się kupy i zawsze umykający obserwatorom. Jednak ostatnio działo się coś dziwnego, statki znikały. Nie jakieś wielkie transportowe, tylko małe frachtowce i myśliwce. Nikt nie wie gdzie przepadały, wielu brało to za napady piratów. Jeśli jednak przestudiować mapę Galaktyki to te porwania miały pewien wzór, tak jakby statek zmierzał w jakimś określonym kierunku i co jakiś czas wyskakiwał z nadprzestrzeni. Powód takiego postępowania był nieznany, jednak z pewną dozą prawdopodobieństwa można było wytypować układy w jakich ten statek się pojawi. Trzeba było mieć jednak szczęście...
Offline
Przeglądała dokładne notatki w poszukiwaniu jakiegoś konkretnego śladu. Miała nadzieje natrafić na jakikolwiek trop. Gdzie natrafić na to "coś" co porywa statki. Słyszała różne plotki, ale ona nic nie zakładała z góry. Wolała sama dotrzeć do odpowiednich wniosków. I wtedy na to wpadła. Tak. Miała zapisane koordynaty w okolicy których urwał się kontakt z ostatnim zaginionym statkiem. Skąd ona miała takie dane? Potrafiła zadbać o to, by zawsze być dobrze poinformowaną. Poderwała się z miejsca i ruszyła do pilota. Podsunęła mu pod nos notes z podkreślonymi koordynatami.
-Zabierz nas tam. -mruknęła tylko i czekała, aż wprowadzi dane.
-Yy... Oczywiście... Robi się... -co on tam będzie gadał. Ona tu jest szefem. Posłusznie wpisał dane, a statek zmienił kierunek lotu. - Powinniśmy być na miejscu w ciągu kilku godzin.
Vi skinęła tylko głową i wróciła na miejsce. Wyjrzała przez okno i zapatrzyła się w przestrzeń. Nie mogła się doczekać. Czuła to co zawsze, kiedy wiedziała, że trafiła na coś interesującego.
Offline
Arbiter
No i minęło te kilka godzin, stateczek którym Vi podróżowała dotarł na miejsce i... pustka. O ile można mówić o pustce w przypadku kosmosu. Tu planety, tam asteroidy, w oddali gwiazdy. Ale celu nie było widać. Albo koordynaty były złe albo trzeba było poczekać aż cel dotrze. Możliwe również, że przybyli za późno. Zmiennych było sporo, trudno więc było wytropić coś co przez większość czasu bywało nieuchwytne. Bo może to tylko legenda.
Jeśli jednak poczekają tą godzinę to w końcu na radarach pojawi się coś. Właśnie, coś, bowiem komputer pokładowy nie umiał tego sklasyfikować. Jakiś statek, tylko tyle był on w stanie ustalić. Znajdował się on na obrzeżach systemu, ledwie 10-15 minut lotu o ile ktoś będzie na tyle szalony, by sprawdzać co to jest.
Offline
Przebudziła się właśnie wtedy, gdy statek zwalniał. Przetarła oczy i przeciągnęła się wstając z miejsca. Weszła do kokpitu i zajęła miejsce obok pilota. Mężczyzna patrzył na nią w oczekiwaniu na decyzje, co teraz.
- Tu nic nie ma. -stwierdził w końcu, nie mogąc się doczekać przerwania tej uciążliwej ciszy.
- Mam oczy i widzę. -mruknęła niezadowolona patrząc w monitor wyświetlający obraz z radarów. Nie zamierzała się tak łatwo poddawać. Czuła, że są na dobrym tropie. - Poczekamy.
Pilot nie wypowiedział na głos swoich myśli, ale w głowie wyzywał Vi od szurniętych bab, które same nie wiedzą co robią i udają, że pracują. Oparł się wygodnie w fotelu i postanowił się zdrzemnąć.
Mijały kolejne minuty, uciążliwą ciszę przerywało tylko ciche chrapanie tego gbura. Vi wpatrywała się w przestrzeń za oknem, upstrzoną gwiazdami, co jakiś czas tylko zerkając na monitor. W końcu jak światełko nadziei, zamigotał na monitorze mały kwadracik. Szturchnęła swojego pilota.
-Coś jest. Chce to sprawdzić. Leć tam. Już. -była podekscytowana. Punkt pojawił się jakby znikąd i stał w miejscu. Jakby czekał. Musiała to sprawdzić.
Offline
Arbiter
No właściwie to nie stał w miejscu a powoli leciał w jakimś bliżej nieokreślonym kierunku. Nie wiadomo też jak długo pozostanie on w tym układzie, mógł w końcu skoczyć w nadprzestrzeń w każdej chwili, o ile nie miał uszkodzonego hipernapędu. A to mogło być bardzo prawdopodobne jeśli tylko spojrzy się na stan zewnętrzny statku. Kadłub był bowiem poczerniały, tak, że nie widać było jakiego dawniej był koloru. W wielu miejscach był on również uszkodzony, tu i ówdzie poszycie było dziurawe od strzałów z turbolaserów czy też od trafień asteroid. Ogólnie ten statek sprawiał wrażenie takiego widma, zniszczonego, martwego, który nie powinien istnieć, ale jednak jakimś cudem latał w jednym kawałku. Ciekawe, czy na pokładzie ktokolwiek jeszcze był?
Offline
Dotarcie na miejsce zajęło im około 15 minut. Vi niecierpliwiła się i już nie wróciła na swoje miejsce. Siedziała jak na szpilkach, czarne jak węgielki oczy wlepiając w monitory radarów. Z napięciem i rosnącym podekscytowaniem patrzyła, jak zbliżali się do tego małego kwadracika. W końcu wypatrzyła wśród kolejnych asteroid, jakiś niezidentyfikowany, czarny kształt.
- Tam! Podleć bliżej. -krzyknęła i wyciągnęła zza ucha mały ołówek. Zaczęła szybko notować jakieś informacje w swoim notesie. Koordynaty, wygląd bryły z daleka - wszystko co przyszło jej na myśl. Nie chciała przegapić najmniejszego szczegółu. Pilot lekko przerażony skierował statek na ten dziwny kształt. Nie sądził, że legendy były prawdziwe, ale... Wszystko na to wskazywało.
Offline
Arbiter
Trzeba jednak uważać przy badaniu takich legend, bo zbyt bliskie z nimi obcowanie może być niebezpieczne. Zwłaszcza, że w ostatnim czasie zniknęło kilka statków, czego prawdopodobną przyczyną było właśnie obcowanie z tym latającym widmem. Póki co jednak wszystko było w miarę w normie. Podlatywali spokojnie, odczyty skanerów i radarów nieco wariowały, bo wskaźniki energii były bardzo dziwne. Wszystko jednak do czasu, bowiem gdy tylko przekroczyli pewną krytyczną granicę, to ich frachtowiec dostał się w zasięg działania promieni ściągających no i właściwie to wdepnęli. Nie można było już uciekać ani manewrować, Vi oraz jej pilot mogli tylko obserwować, jak tajemniczy statek rośnie im w oczach. No i co będzie potem? Rozbiją się czy trafią do wnętrza tego potwora? No i co na nich tam czeka?
Offline
Vi notowała dokładnie wszystkie odczyty. Była podekscytowana. Nigdy nie słyszała o czymś takim. Nie za bardzo przejmowała się tym co się działo dookoła, dla niej liczyło się tylko i wyłącznie to by jak najdokładniej opisać to co widziała i wszystkie dane, które zdobywała. Z tego transu wyrwał ją dopiero paniczne szarpnięcie za ramię.
-Czego? Nie widzisz, że pracuje?! -warknęła nie odrywając oczu od monitorów.
-Ale...ale... Jesteśmy zgubieni! -pilot wpadł w panikę. Już dawno przestał starać się odzyskać kontrolę nad statkiem. Teraz mógł jedynie patrzeć na to jak z sekundy na sekundę tajemniczy statek stawał się coraz większy. - Zginiemy... Zginiemy jak Ci wszyscy przed nami... -pilot uciekł w głąb statku, starając się gdzieś ukryć. Chyba nie był człowiekiem o mocnych nerwach. Vi natomiast zafascynowana wstała z miejsca, by mieć lepszy widok na ten niesamowity obiekt. Była ciekawa co ją tam czeka. Nie bała się. Wprost przeciwnie. Nie mogła się doczekać tego co tam na nią czeka.
Offline
Arbiter
Jak to mawiają, ciekawość to pierwszy stopień do piekła... no i też do zguby. Tutaj nie było wiadome co ich czeka, może szybka śmierć poprzez zderzenie z kadłubem, może niewola z rąk pasażerów tego statku. Albo po prostu powolna śmierć na jego pokładzie, gdzie nie może nie być żywności i powietrza zdatnego do oddychania. Więc mogli zginąć przez nieopanowaną ciekawość Vi... jednakże jak mówi przysłowie, bez tej właśnie ciekawości nie ma mądrości. Teraz trzeba było tylko poczekać na to co nieuniknione.
W końcu po kilku minutach nastała ciemność. Ale nie dlatego, że się z czymś zderzyli, wręcz przeciwnie. Frachtowiec został wciągnięty na pokład hangarowy, który tonął w mroku i nic nie było niestety widać. Jednak odczyty czujników były zachęcające... była atmosfera zdatna do życia. I co najciekawsze chyba, w pobliżu stał jakiś inny frachtowiec, może jeden z tych porwanych? Kto wie? Jedna z wielu zagadek czekających na rozwikłanie.
W każdym razie frachtowiec opadł ciężko na płytę hangaru, pole energetyczne rozciągające się zaraz za maszyną zmieniło nieco kolor, informując, że teraz przez nie nic nie przeniknie.
Przenosiny do tego Tematu
Offline
W kilka godzin po zakończeniu rozmowy z Edem w przestrzeni kosmosu pojawił się mały frachtowiec, który kierował się koordynatami uzyskanymi w czasie namierzania źródła połączenia. Na pokładzie znajdowała się trójka Mandalorian, Tangorn, Tracyn i Dral, z czego ci dwaj byli klonami. Pędzili tutaj na złamanie karku, wykorzystując wszelkie znane im skróty, by dotrzeć tutaj jak najszybciej. Spodziewali się jednak, że się spóźnią. Jakże wielkie było ich zdziwienie, gdy w przestrzeni przed sobą ujrzeli olbrzymi, zdewastowany statek. Byli zaskoczeni, bo spodziewali się jak już zastać tutaj jakiś nowoczesny okręt, a nie latającą kupę złomu. Mieli jednak dylemat co teraz zrobić, bo wiedzieli o porwaniach, a więc i o promieniu ściągającym. Jednak tam był Malkit, którego trzeba było ratować... Tak więc Tang wysłał do Seco krótką wiadomość, że znaleźli statek i przystępują do próby odbicia. No i ruszyli z pełną mocą silnika w kierunku statku pewni, że trafi w nich wkrótce promień ściągający.
Offline
Arbiter
Darr tah wciaż znajdował się na tej samej pozycji, gdy przybyli Mandalorianie. Głupota? Niedbalstwo? Czy może celowe działanie? Nikt tego nie odgadnie. Jednak Tangi słusznie podejrzewali, że gdy tylko znajdą się oni wystarczająco blisko samego statku to pochwyci ich promień ściągający. Wiązka od razu ich przechwyciła i zaczęła kierować w stronę sekcji hangarowej, nie dając małemu frachtowcowi szans na ucieczkę. Ostatecznie został on umieszczony w Hangarze Technicznym B, tam gdzie wylądował statek Jedi. A Darr tah nadal czekał... łączność z holonetem była utrzymywana, jednak jego pasażerowie byli całkowicie odcięci od wszelkiej łączności.
Offline
Oficer Sojuszu
*I wtedy stało się coś na pozór niespodziewanego. W dość znacznej - zgodnie z wytycznymi - odległości, z nadprzestrzeni wypłynął dumnie krążownik typu Providence, chluba Konfederacji. Statek wysunął się bokiem do jednostki Darr Taha, prąc na przód i póki co nie zmniejszając dzielącego ich dystansu. Minęła chwila i okręt zaczął podejmować próby nawiązania kontaktu z rzekomym porywaczem, podczas kiedy systemy gromadziły i utrwalały o nim dane takie jak aktualne położenie i wielkość.*
Offline
Arbiter
Osoby na mostku krążownika Konfederacji musieli być nieco zdziwieni tym niecodziennym widokiem oraz danymi, które odbierali. Sam Darr tah był niezidentyfikowanym statkiem, którego nie szło nawet umieścić w żadnej klasie. Nie wiadomo czy to krążownik, czy niszczyciel... może nawet liniowiec? Uzbrojenia nie wykrywano, jedynie podniesione tarcze, których mocy nie szło ustalić. Podobnie wyglądała sytuacja z napędem, gdyż emitował on dziwne promieniowanie jak i skoki energii. Technicy zapewne będą mieli ciężki orzech do zgryzienia później jeśli chodzi o te dane.
Co się zaś tyczy prób komunikacji z załogą statku to niestety nie powiodły się, bo najzwyczajniej w świecie nie szło odnaleźć częstotliwości czy pasma, które by odpowiadało zarówno okrętowi Cochrelu jak i Darr tahowi.
Póki co dziwny statek nie zareagował w żaden sposób na przybycie krążownika. Dalej leniwie unosił się w przestrzeni.
Offline
Oficer Sojuszu
*Niewątpliwie na mostku statku zaszumiał pomruk niepokoju, bowiem nie tego spodziewano się ujrzeć. Oczekiwano raczej statku pirackiego lub jednostki imperium. Krążownik ciągle poruszał się skierowany burtą do niesklasyfikowanej jednostki, wolno zataczając koła. "Alekto" była nowoczesnym okrętem, przystosowanym do prowadzenia bitew w myśl teraźniejszej taktyki - przebudowana została zgodnie z myślą inżynierów konfederacji, którzy zrozumieli, na jakie błędy cierpiała konstrukcja tej serii statków podczas wojny klonów. Potężne działa zostały odbezpieczone. Wszystkie zgodnie obrały na cel wrogi statek, jakby chciały powiedzieć: "nie ma żartów", ale żadne nie odpaliły. Fakt, że Darr Tah był w posiadaniu zakładników, uniemożliwiał intensywny ostrzał w sytuacji, w której nie był konieczny. "Alekto" wypluła niewielkie myśliwce, które miały dokonać zwiadu. Statek - porywacz zdawał się być uśpiony, więc zwiadowcy ruszyli ostrożnie, by zbadać go z bliska.*
Ostatnio edytowany przez Darven (2011-05-09 20:05:25)
Offline