
Gra PBF w świecie Star Wars, rozgrywająca się w czasach Młodego Imperium.
- Gdyby było źle już dawno byś to zmieniła. To jest stagnacja... nie jest źle, nie jest dobrze, jest ok i to wystarcza.
Stwierdził spokojnie Tang. Trochę się dziwnie czuł tak naskakując na biedną Vi, która zawiniła jedynie cicho wypowiedzianym zdaniem, które chyba nawet nie było skierowane do niego. Obudziły się dawno pogrzebane wspomnienia, oraz taka dziwna chęć wyciągnięcia Vi z tego bagna, w które wpadła... chociaż pewnie sama takiej pomocy nie oczekiwała i nie chciała. Ale to nieistotny szczegół był. Dla Tanga przynajmniej.
- No właśnie, nie wiesz. I nie będziesz wiedzieć na co cię stać póki nie spróbujesz i nie podejmiesz walki. Dawniej mój ojciec gdy mnie szkolił wyciskał ze mnie siódme poty i to dosłownie. Zdarzało mi się stracić przytomność z wysiłku, tylko po to, by się przekonać, gdzie leżą granice moich sił. Potem już z tym problemu nie miałem. Ty też w końcu musisz znaleźć swoje granice
Czuł się trochę jak kiedyś na Dxun, gdzie wysłuchiwał przemówień szkoleniowców przed ich pierwszym polowaniem. Teraz to jednak on przemawiał.
- Bezbarwne? Aż tak źle opisujesz swoje życie? Może trochę samotne, ale na pewno nie bezbarwne. Choćby teraz, trafiłaś na tą latającą kupę złomu, napadło na ciebie dzikie zwierze, najwyraźniej zaprzyjaźniłaś się z droidem a teraz Mandalorianin alkoholik mający problemy z własną przeszłością uczy cię podejmowania ryzyka. To jest bezbarwne?
Zaśmiał się cicho i założył ręce na piersi.

Offline
Nie odezwała się już ani słowem. Czuła jakby ktoś naciskał jej na płuca i nie pozwalał złapać oddechu. Bolało ją to, że miał rację, nawet już nie to jak prawie się na nią darł, ale na sam sens jego słów. Z całą pewnością nie chciała jego pomocy, ale kiedy uświadomiła sobie, że to wszystko miało sens, poczuła się zagubiona. Kolejna łza spłynęła po jej policzku. Poczuła się mała i krucha. Jak wtedy, gdy zamykała się w składziku na pierwszym statku, który pamięta. Chowała się tam przed wszystkimi i płakała. Przed innymi zawsze kryła swoje uczucia. Było jej łatwiej. A siedząc w tym cholernym, ciemnym składziku razem z miotłami, płakała, bo brakowało jej kogoś kto by się nią opiekował, kto by ją kochał. Brakowało jej kogoś bliskiego.
- Może muszę... Ale czy jest sens... Jest jak jest... Po co komplikować? - patrzyła na swoje kolana, siedząc na krawędzi fotela. Zaśmiała się cicho i zerknęła na Tanga, wciąż szklącymi się oczami. - w sumie... skoro tak to ujmujesz... to... nie jest takie bezbarwne. Wręcz przeciwne. Spotkałam na swojej drodze kilka ciekawych osobowości. -uśmiechnęła się delikatnie, unosząc jedynie prawy kącik ust i poprawiła włosy, które opadły jej na twarz i przykleiły się do mokrego policzka.
Offline
Tangowi przychodziło łatwo mądrzenie się, zwłaszcza po kilku głębszych, a rządzenie się jeszcze łatwiej. Taka skaza na charakterze, przez którą miał niewielu przyjaciół, ale tych których miał to szanował i czasem się ich słuchał, bo potrafili na niego wpłynąć. Jakoś tam. No ale teraz brakowało kogoś, kto by go trzasnął za to, że tak męczy biedaczkę... męczy aż do łez. Fibal zaczął klnąć w myślach, bo przeholował, widział to, ale mimo to wciąż naciskał, tak bez sensu. Delikatny też nie był.
- By żyć, by kochać i być kochanym.
Odbił się od stołu i powoli podszedł do niej. W pamięci miał pewną scenę z przeszłości na Kamino. Sigmy stłoczone w jego pokoju, bojące się burzy. Cała czwórka... nie licząc może Tracyna, którego huki zaczynały fascynować. Ale bali się, bali nieznanego. Tang wtedy bez słowa uklęknął przy nich i otoczył ich ramieniem... dwulatków w ciele czterolatków. Przytulił, dając bezpieczeństwo i ochronę. A teraz przytulił Vi... po prostu pochylił się i to zrobił, samemu już nie wiedząc co robi. Ostatnio miewał problemy, nie sypiał dobrze, pił dużo... obecnie był na nogach od prawie dwóch dni bez przerwy, bolała go noga, wziął proszki jakieś i popił je bimbrem. Zabójcza mieszanka, ale dalej stał twardo. Ale już powoli mieszała mu się jawa z rzeczywistością... a przynajmniej w tym co widział, bo jego instynkt działał sam.
- Wybacz...
Mruknął jeszcze raz. Pewnie się będzie wyrywać z o dziwo jego troskliwego uścisku, ale w tym akurat miał już wprawę. Na synach ćwiczył bardzo dużo.

Offline
No tak... Łatwo mówić, gorzej zrobić. Tang był w sumie pierwszą osobą, która tak ją "przejrzała". I tak dosadnie pokazała jej, że tak naprawdę ukryła się w swojej skorupce, jak tchórz. Miała znajomych, a nawet kilka osób widziało w niej przyjaciółkę, bo potrafiła słuchać i zawsze starała się pomóc. Ale ona nie miała nikogo bliskiego. Nikogo, kto znał ją tak naprawdę. Zawsze była uważana za osobę ceniącą sobie prywatność. I tak już zostało. Siedząc tak z Tangiem i tak naprawdę zbierając od niego "ochrzan", czuła się dziwnie. Dziwnie dobrze. Jakoś lżej. Jego słowa wywołały niestety kolejne łzy. Kochać... To było dla niej tak obce. Czuć się kochanym... Ciekawe jak to jest. Dlatego zazdrościła Fibalowi tej rodziny. Miłości.
- Ja... - szepnęła zdezorientowana, kiedy ją przytulił. Wielki czarnoskóry mężczyzna, obejmował ją. Ot tak. Chciała się wyrwać, to jasne. A po policzkach popłynęło więcej łez. W tym jego geście było więcej uczucia niż otrzymała przez całe swoje życie. Po prostu się rozkleiła i nie mogła się opanować. Było jej głupio, ale... po prostu się stało...
Offline
Tang ja przejrzał bo widział siebie sprzed lat i wiedział jakie to uczucie. Widział też swoich synów, gdy dopiero brał ich w opiekę. Widział biednego A'dena, którego adoptował dużo później. Wspomnienia mieszające się z rzeczywistością...
- Cii... już dobrze... już dobrze... przepraszam...
Mruknął cicho i dalej ją przytulał, nie pozwolił jej się wyrwać z tego uścisku. Ale pozwolił jej na coś całkiem innego - na wypłakanie się. Mogła się całkiem rozkleić. Wręcz musiała, by wyrzucić z siebie to wszystko co przez lata tłumiła, by się oczyścić. Łzy to nic złego, Tang czasem też płakał, nie wstydził się tego. To była oznaka, że w ogóle coś czuje, bo nie zawsze to było widać.
Odruchowo wolną dłonią pogładził ją po głowie w czułym geście. Było to jednak trochę różne od jego zwyczajowego, ojcowskiego gestu.

Offline
Czuła się nieswojo. Z powodu swojej nagłej bezradności. I braku jej słynnej samokontroli. Po prostu nie mogła powstrzymać tego strumienia łez. W końcu przestała się szarpać i wtuliła się w ramiona Tanga. Poczuła się... bezpieczniej i płakała dalej. Czuła od niego tą woń alkoholu, ale bardziej zwracała uwagę na ciepło bijące od niego. Uspokajało ją, jej szalejące uczucia. Po prostu to była dla niej taka ulga... Pozwoliła sobie na ten luksus i się rozpadła... Trzęsła się delikatnie.
-To ja przepraszam... Ja nie powinnam... -szepnęła i zaczęła go odpychać jedną ręką, drugą ocierając policzki z łez.
Offline
Ale wypuścił ją dopiero gdy poczuł, że jest już lepiej, do tego czasu nie pozwolił jej na ucieczkę, a że był silniejszy i po prostu większy, to problemu z tym większego nie miał. W końcu jednak powoli rozluźnił uścisk i się cofnął. Koszulkę co prawda miał mokrą od jej łez, ale kto by się tam tym przejmował, wypierze się przecież.
- Czego nie powinnaś? Płakać? Ja nie powinienem naskakiwać...
Mruknął Tang bo też był trochę zdezorientowany, bo de facto mu się kontrola nad sytuacją wymknęła z rąk, a tego zasadniczo nie lubił. Sam miał problem z ustaleniem, co się tu tak na prawdę stało, więc się wycofał, bo to było troszkę... niezręczne.
- Ekhm... pójdę przygotować ci kwaterę
I się wyśliznął z salonu wchodząc przez drzwi do kajuty, którą drogą losowania chybił-trafił dla niej wybrał. Wystarczyło trochę tam to ogarnac i spokój, dwie minuty roboty. Ale wolał jej dać czas na ogarnięcie siebie... sam się tez musiał ogarnąć.

Offline
Wzrok wbiła w podłogę i ocierała łzy dłonią. Pociągała trochę nosem, siedząc skulona na fotelu i czuła jak ją pieką policzki ze wstydu. Czułą się strasznie niezręcznie. Zareagowała zupełnie jak nie ona... I chyba ją to trochę przerastało. Ta dziwna sytuacja.
- Nie... ja... Nie jestem zła na Ciebie... Powiedziałeś tylko prawdę... A ja... Ja nie powinnam była tak reagować...
No tak... Teraz było już kompletnie... niezręcznie... I on czuł się dziwnie, i ona. Kiedy wyszedł, schowała twarz w dłoniach i uroiła kilka ostatnich łez. Potem wzięła kilka głębokich oddechów i poprawiła uparte włosy. Wyciągnęła z torby swój płaszcz i założyła go na siebie, bo kiedy straciła "ocieplenie" w postaci rąk Tanga od razu zrobiło jej się zimno. Przyłożyła do policzków zimne dłonie, by pozbyć się rumieńców wstydu. Miała nadzieje, że... po prostu przemilczą ten ich wspólny moment słabości... Ale wiedziała, że i tak ciężko jej będzie spojrzeć mu znowu w oczy.
Ostatnio edytowany przez Vi (2011-05-14 23:10:51)
Offline
We frachtowcu zimno nie było, spokojnie można było chodzić w krótkiej koszulce i spodenkach, jednak to już były indywidualne odczucia każdej osoby. Tang do salonu wrócił dopiero po dziesięciu minutach i sprawiał wrażenie jakby nic wielkiego się nie stało, ot zwykła chwila słabości, której on akurat się nie wstydził. Byli w końcu ludźmi, a ludzie błądzą i robią różne dziwne rzeczy.
- No kajuta gotowa... pięciogwiazdkowy hotel to to nie jest, ale da radę. Chodź, pokażę ci co gdzie jest
Podszedł do niej i lekkim ruchem palców zachęcił do wstania z miejsca. Równocześnie wyciągnął ku niej rękę by pomóc jej wstać, ot taki mały grzecznościowy gest z jego strony. Ojciec zawsze by okazywał szacunek kobietą, nawet jeśli nie są one Mando.

Offline
Jak już było wspomniane, było jej bardziej zimno z powodu tego co teraz odczuwała niż tego jak faktycznie było. Czasem tak bywa. Wzroku nie podniosła na niego, nie odważyła się. Wciąż czuła się głupio. Ale dłoń mu podała z wdzięcznością.
- Mi wystarczy coś innego niż twarda podłoga do spania i już będę się cieszyć. -uśmiechnęła się delikatnie i sięgnęła po torbę. Zarzuciła sobie ją na ramię, sprawdzając, czy nic przez przypadek nie wypada. Nie wiedząc co zrobić z rękami, jedną złapała pasek torby, a drugą wcisnęła głęboko do kieszeni spodni. Grzecznie ruszyła za Tangiem.
Offline
Za dużo do pokazywania nie miał: mały pokój "rekreacyjny" Tracyna i Drala (lepiej nie wiedzieć co tam robią) dalej ich wspólny pokój, kajuta Tanga, potem jej kajuta. Następnie wskazał jej gdzie jest łazienka, przy czym zabronił używania prysznica, wiadomo, oszczędność wody a filtry coś nawalały lekko. Na końcu wskazał jej ładownię, oznajmiając, by to miejsce omijała, bo tam mieści się ich zbrojownia. w sumie i tak wszystko pozamykane było. Ostatecznie wrócili pod drzwi do kajuty Vi. Nie uszło uwadze Tanga jej zachowanie przy wstawaniu oraz ewentualnie przy zwiedzaniu, jeśli dalej tak będzie unikać jego spojrzenia.
- Ogólnie możesz wchodzić i wychodzić kiedy chcesz, w kuchni rządzę ja, ale przekąski i suche racje brać możesz. Nie zapraszaj nikogo na pokład bez mojej wiedzy i pozwolenia.
Otworzył drzwi kajuty. Była nawet przestronna ?(jak na pokój na frachtowcu), łóżko stało w kącie i było już nakryte, więc można się położyć i przespać, tuż obok stał mały stoliczek a dalej szafka na ubrania oraz skrzynka na jakieś drobiazgi. Luksus to nie był ale lepsze to niż nic.

Offline
Zanotowała w głowie, gdzie wchodzić nie wolno, bez prysznica jakoś przeżyje. Zawsze ma swoje sposoby na odświeżenie. Cały czas podczas tego małego "obchodu" nerwowo poprawiała pasek swojej torby i unikała wzroku Tanga. Po prostu... Nie była przyzwyczajona do sytuacji, kiedy traciła panowanie na sobą.
- Trochę suchych racji, na razie mam w swojej torbie, więc póki co, nie mam zamiaru Was podjadać. - uśmiechnęła się do niego, ale nadal nie patrzyła mu w oczy. - A i nikogo zapraszać nie mam zamiaru. Nie masz się o co martwić.
Kiedy otworzył drzwi kajuty, jej wzrok od razu przykuło łóżko. Oj tak... Nic więcej nie było jej potrzebne.
- Idealnie... Naprawdę dziękuję za to, że mogę tu zostać. -powiedziała wchodząc do pokoju.
Offline
- Haili cetare... rozgość się
Wskazał ręką na pokój i się lekko uśmiechnął. Dobrze, że się jej podoba, bo w sumie i tak tego pokoju nie używali. Dral z Tracynem woleli w jednej, większej kajucie spać razem (przyzwyczajenia z wojska) a Tang zarekwirował pokój kapitana tego frachtowca. Chociaż do teraz nie wiedzieli do kogo tak na prawdę on należał. I chyba nie chcieli wiedzieć.
W ostatnim geście jeszcze raz (ale tym razem bardziej delikatnie) postukał palcem jej podbródek by poniosła na niego wzrok.
- Jeśli nie chcesz o tym rozmawiać to w porządku, nikt się nie dowie. Ale do cholery kobieto, nie ma się czego wstydzić. Prędzej ja powinienem... staruszek a mu odbija.
Zaśmiał się ale był to trochę wymuszony śmiech, ale dla nie zaznajomionej osoby to różnicy nie było słychać. Ot wrażenie, że jednak traktuje to lekko.
- Suum ca'nara tay'haai'ika... radosnego odpoczynku i spokoju reportereczko
Mówiąc to uśmiechnął się już w ten swój naturalny, arogancki sposób, jakby to on wiedział wszystko najlepiej. Będzie musiała się do tego irytującego uśmiechu przyzwyczaić, a Tang miał zamiar trochę ją po prowokować czymś takim. Jak za starych czasów... troszkę młodszy się poczuje.

Offline
Torbę zrzuciła z ramienia, bo już nie miała ochoty jej taszczyć. Ręce wcisnęła do kieszeni i oparła się o framugę drzwi. W końcu kiedy ją zmusił, spojrzała mu w oczy niepewnymi węgielkami własnych. Jej policzki znów oblały się rumieńcem wstydu. Nie mogła tego powstrzymać.
-Po prostu... Jest mi głupio, że tak zareagowałam. Tyle... Oj... I nie wyglądasz na tak starego. - zaśmiała się trochę sztucznie, ale starała się cały czas uśmiechać.
- Dziękuję bardzo i wzajemnie ważniaku. - mruknęła, widząc ten jego uśmieszek. No tak. Już ją poirytował. Następny.
Offline
- Jestem starszy niż myślisz
I mam tego cholernie dość - dodał w myślach. Za dużo przeżył i nocami to się potem na nim mściło. Za dużo rzeczy zrobił i nie mógł zapomnieć. Ale to były takie typowe problemy weterana wielu wojen i konfliktów, przeważnie lokalnych ale zawsze wojen.
- Za tego ważniaka to się jeszcze policzymy
Cóż, miał zamiar lekko ją wkurzyć czy poirytować, ot tak by zapomniała o tym co dla niej było upokorzeniem. Tang nacisnął przycisk i drzwi się zasunęły, a on sam powlókł się do swojej kajuty, gdzie zwalił się na łóżko bez życia. Oby dzisiaj miał spokojną noc... no i zasnął. Nie spał dwa dni w końcu.

Offline