Gra PBF w świecie Star Wars, rozgrywająca się w czasach Młodego Imperium.
Jak na standardy laboratoriów, te jest ciemne, zimne, zapuszczone, brudne i śmierdzi. Przypomina salę szpitalną po skażeniu radioaktywnym. Sprzęt z jakiegoś trzeciego świata przy łóżkach „pacjentów”. Kilka nowoczesnych urządzeń przykrytych folią. Sala przedzielona na pól wzdłuż polem siłowym. Z jednej strony jest sekcja dla preparatów leżących. z drugiej są klatki.
Offline
Darven powoli odzyskiwał przytomność. najpierw zdał sobie sprawe ze ciało w ogóle go nie słucha. Nie mógł nawet otworzyć organicznego oka. W związku z tym pewnie by nic nie widział gdyby nie fakt ze miał jeszcze oko mechaniczne. Te nie otwiera się, i nie zamyka. Wiec dzięki temu ujrzał ciemne laboratorium. Leżeli przywiązani do łóżek, wszyscy nadzy, jedynie nakryci prześcieradłami w miejscach intymnych. Leżeli bezpośrednio na zimnych, brudnych stolach w pozycji półleżącej.
Darven po swojej prawej miał dwóch nieprzytomnych kapitanów, w takiej samej sytuacji co on. Wyjątkiem było to, ze oni nie mieli obroży blokującej oddziaływanie Mocą na otoczenie. Po lewej – pozostała piątka. Najbliżej leżał chudy duros. Kiedy Darven zobaczył go pierwszy raz – jego skóra była błękitna. Teraz była fioletowa, sina.
Naprzeciwko każdego z nich znajdowała się energetyczna klatka, z jedną ażurową ścianą z grubych stalowych prętów. W każdej klatce było stworzenie przypominające bezkształtnego, albinotycznego humanoida o całkowicie łysym ciele. bez brwi, rzęs, paznokci. W oczach widac było tylko małe, czarne kulki źrenic. Było tyle „mutantów” co ich. Każdy miał swojego.
Mutant Darvena kucał przy kratach. trzewoczaszkę wciskał między pręty i patrzył bardzo inteligentnie. zdecydowanie inteligentniej niż inne. Drgnął jednak i zachrumkał, kiedy na korytarzu rozbrzmiały dźwięki kroków
Offline
Oficer Sojuszu
Spróbował rozejrzeć się w naturalnej, pierwszej reakcji, ale szybko jego własne ciało odwiodło go od tego pomysłu. Nie miał nad sobą żadnej władzy. Nie mógł mówić. Był całkowicie pozbawiony kontroli nad swoją fizycznością. Pozostawało mu tylko oko, z którego jednak niewiele dało się odczytać, wszakże było mechanicznym implantem - Darven wyglądał jak bezwolna, nieżywa kupa mięsa i stali. Spojrzał na przyporządkowaną mu, tajemniczą istotę. Oczywiście ze względu na warunki, nie było z jego strony żadnej reakcji. Patrzył tylko, a do jego umysłu coraz silniej docierał dźwięk kroków.
Offline
*Weszły dwie osoby. Kobieta i mężczyzna, oboje rasy ludzkiej i śniadego koloru skóry. On zaraz zaczął kręcić się gdzieś, ona podeszła do jednej maszyn zakrytych folią. Po chwili Darven zobaczył jak wyjmuje kilka fiolek na stojaku. Konkretnie osiem. Wszystkie w barwie pomarańczowej. Tylko jedna fiolka była czarna*
A niech to szlag… *zaklęła kobieta*
Co, mocno schrzanione?
- Kurwa, mocno… Nie sadziłam, ze aż tak mocno, w końcu pobraliśmy materiał w niecałe 30 minut od zgonu…
- Mozg umiera szybko. Zaaplikuj, nic nie tracimy.
- A jeśli proces będzie miał błędy? Jeśli preparat będzie niedoskonały? Jak ktoś coś zauważy?
- Wystarczy nam by żył dobę. Nie przejmuj się. Rób swoje. Ja zabiorę stąd tego trupa
*Mężczyzna podszedł do stołu durosa i wywiózł go z sali.
Mutanty powiodły za nim wzrokiem. Kilka się oblizywało. Nie wyglądały agresywnie. Wręcz przeciwnie – były bardzo potulne*
Offline
Oficer Sojuszu
Patrzył na przybyłych jednym okiem, z oczywistych względów - bez ruchu. Starał się usłyszeć i zapamiętać prowadzoną przez nich rozmowę. Nie potrafił wytłumaczyć, co tak naprawdę się teraz z nimi wszystkimi działo. Poczuł, jak od środka pali go bezsilność. Stali się obiektem intrygi, teraz zostali obiektem badań. Nie mógł jednak nic zrobić, patrzył więc tylko, jak ktoś całkowicie wypruty z emocji.
Ostatnio edytowany przez Darven (2012-01-23 15:52:07)
Offline
*Zatem widział, jak kobieta z „flaszkami” zaczyna od prawej strony. Wyszukiwała odpowiednią fiolke oznaczoną numerem. 1, 2… Darven był 3. Potem puste miejsce po durosie – czarna fiolka – 4. I dalej do 8. Każda fiolka została umieszczona przy klatce, w specjalnym dozowniku. Kiedy kobieta uruchamiała maszynę, w klatce gasło światło, pole siłowe zakrywało kraty i klatka napełniała się dymem. Mutanty nie panikowały.
Na monitorze pokazywały się stopnie postępu. Kobieta kontynuowała prace coś sobie nucąc, jakby była ogrodnikiem, czy wykonywała jakis inny beztroski zawód. Kiedy doszła do końca u Darvena było już 2%. U jedynki – 8%*
Offline
Oficer Sojuszu
Nie bardzo mógł zareagować. Spróbował się szarpnąć, ale po jednej czy dwóch próbach stwierdził, że to bezcelowe. Przymknął więc oko (mechaniczne też miało powiekę), próbując się rozluźnić. Czekał na wyrok śmierci całkowicie z nią pogodzony. Po wywożonym z laboratorium kapitanie, mógł się domyślić, że te eksperymenty docelowo kończą się śmiercią obiektów, na których są prowadzone. Paskudny koniec, tym bardziej więc nie powinno się zatruwać go paniką. W tej sytuacji wolno mu było jedynie czekać, toteż czekał cierpliwie.
Ostatnio edytowany przez Darven (2012-01-23 16:03:38)
Offline
*Darven oczywiście miał prawo do własnych wniosków, nikt by się mu nie dziwił gdyby teraz słyszał, co ten myśli, jednak kapitan nie zmarł w wyniku eksperymentu. Z rozmowy „naukowców” wynikało ze nie byli oni zadowoleni ze śmierci „obiektu nr 4”, bo pozyskany od niego materiał (najprawdopodobniej z mózgu) był niepełnowartościowy i „proces” może przebiegać nieprawidłowo. i rzeczywiście – kiedy Darven po kilkudziesięciu minutach miał dopiero 13% - obok było już 55. Ale co się stanie kiedy dojdzie do stu? Nie wiadomo*
Offline
Oficer Sojuszu
Aby się przekonać, Darven musiał zaczekać, aż proces zostanie zakończony. A że nie widział na tę chwilę alternatyw, nie próbował nic zrobić.
Offline
*”Naukowcy” podczas trwania odliczania zajmowali się dyskusją na tematy żenująco przyziemne jak na sytuację w której więzili siedem osób, a ósma zmarła, do tego wyczyniają jakieś niestworzone eksperymenty. Rozmawiali o pierogach – czyja babcia jakie robi. Mężczyzna wspominał swoją matkę i dwie siostry, kobieta opowiadała o zakupach.
Tymczasem odliczanie w czwórce doszło do stu, co zostało zaalarmowane dzwiękiem*
-Widzisz? Mówiłam ci, ze to bez sensu, skończone dużo przed czasem.
-Nie jecz, chodźmy zobaczyć
*Przyszli oboje. Ona coś wstukała. On zatrzymał się przy prętach i patrzył. Czarna mgła (u innych pomarańczowa) została odessana. Zobaczyli w klatce istotę o niebieskiej skórze, czerwonych oczach, kuląca siew kącie, obejmującą ramionami kolana. To był duros. Kapitan, którego przed chwilą wywiezionego martwego. Nie był identyczny – przede wszystkim wyglądał zdrowiej niż zniszczony chorobą pierwowzór. Miał trochę inny kształt oczu – jak u istoty obciążonej zespołem genetycznym. Wykręcone dłonie jak przy porażeniu mózgowym.
Kapitan, ale nie kapitan*
I co?
- Nie jestem zadowolona… *Mężczyzna pochylił się i dotknął czołem do krat*
Ja tez nie, wygląda jak jakiś mongoł…
Offline
Oficer Sojuszu
Efekty pracy z durosem nieco rozjaśniły mu, na czym tak naprawdę polegają eksperymenty. Na początku miał pewne podejrzenia, ale teraz zobaczył to na własne oczy. Zaczął łączyć to z "obcymi", których przyszło mu osobiście poznać. Nie był jeszcze pewny wniosków, ale coś zaczynało go niepokojąco uwierać. Miał jeszcze za mało informacji, by wiedzieć, co tak naprawdę chcą tu osiągnąć. Zależy im na wykonaniu klonów? Ale jeżeli Nimret faktycznie jest w to tak mocno zamieszany, to ze swojej pozycji mógłby zniszczyć flotę już co najmniej paręnaście razy... Musi chodzić o coś bardziej skomplikowanego.
Offline
*To co robili nie było wcale takie drogie ani skomplikowane. Nie byli to też obcy ze statku Darvena. Ci byli wysoko inteligentnymi formami bytu. Te mutanty były jakimiś nieszczęśliwymi istotami z wyizolowanym i wyjałowionym DNA.
Mijal czas, po kolei kończyły się procesy, oczyszczano klatki. Darven ujrzał niemal identyczne kopie każdego z nich. Także jego samego. Uzyskany „Darven” był wersją sprzed wypadku: czysty człowiek, bez żadnych dodatków cybernetycznych.
„Naukowcy” po kolei podchodzili do klatek i oglądali. Wydawali się zadowoleni. Tylko Darven był problematyczny. Zatrzymali się przy nim*
A co zrobimy z tym? Te cybernetyczne elementy?
- Mozna by dać atrapy tych plytek. Rękę można przeszczepić. A oko…
- Obejrzałam je dokladnie, preparat nie przeżyje przeszczepu tak skomplikowanego elementu w tych warunkach, a nie możemy wstawić atrapy. To element twarzy, tak charakterystyczny, ze jego pracownicy doskonale go znają. Ma drobne rysy, unikalny wzór. Nie skopiujemy tego. Musimy to wszczepić dla preparatu
Offline
Oficer Sojuszu
Spojrzał na kopię samego siebie. Faktycznie była dobrze odwzorowana, przynajmniej jeżeli chodzi o sytuację sprzed wypadku. Nie był jednak w stanie zrozumieć bełkotu "naukowców", a i przestał przywiązywać do niego uwagę. Był na ich łasce. Zrobią to, co uznają za słuszne. Wciąż więc czekał.
Offline
*Chodziło im o wierne odwzorowanie Darvena. Kopia była bardzo dobra, ale obecnie Darven wyglądał już inaczej. tak by wyglądał jako stu procentowy człowiek. idealnie wierna kopia genetyczna. Ale genotyp nie zawierał cyborgizacji.*
Weźmiemy go na Hoth by tam dokonać przeszczepu, potem będziemy realizować procedurę. Pozostałe preparaty prócz czwórki przekaż do etapu drugiego. Kapitana Lastana będziemy musieli pozbyć się oficjalnie. Zrób sekcję, dowiedz się na co chorował i przekaż raport do speców od łgarstw
Offline
Oficer Sojuszu
Oczywiście Darven niespecjalnie mógł teraz zareagować na słowa lekarzy, starał się jednak je zapamiętywać. Mogą okazać się przydatne w przyszłości. Spojrzał jeszcze raz czy dwa na swoją kopię i na tym zakończył się jego wkład w toczące się wydarzenia.
Offline