Gra PBF w świecie Star Wars, rozgrywająca się w czasach Młodego Imperium.
Biznesmen
Budynek niepozorny, zbudowany na pagórku nieopodal miasta. Kręta kamienna ścieżka prowadzi przed szare ściany i bardzo mały parking. Budowla była ładna, choć bardzo prosta - architekt postawił na minimalizm i oszczędność jednocześnie. Jedyną ozdobą była porośnięta bluszczem miedziana tablica.
"Fundacja Pomocny Ogon.
Każdego dnia na biednych planetach giną dzieci
Nie bądź ślepy!" - głosił napis. Były też jakieś informacje kontaktowe, w tym imię założyciela Vottagga. Ta ostatnia była coraz szybciej wspominaną plotką w świecie biznesu. Podobno Hutt stracił rozum po jakiś nieudanych interesach. Rzekomo doznał oświecenia i teraz pragnie nieść pomoc światu. Nie jest to proste, kiedy traci się 90% majątku, klientów i kontaktów. Mimo to wyglądało na to, że intencje byłego kryminalisty są szczere, a sam poświęcał wszystko, żeby wysyłać paczki żywnościowe na Duro, czy też Taris. Znalazło się też kilku fanatyków, którzy podobnie jak on przekonani są, że uratowanie wszechświata jest tak proste.
W środku budynek także nie olśniewał. Przede wszystkim był ciasny. Bardzo ciasny jeśli ktoś widział dawne apartamenty Hutta. Trzy pomieszczenia ustawione jedno za drugim. Pierwsze to dosyć wąska recepcja, gdzie można zasięgnąć informacji, dać datek etc. Znajduje się tam jedno biurko z panelem, oraz upchnięta w kąt donica z kwiatem. Kolejne było największe, mieściły się tutaj aż trzy stoliki, stosy popisanych kartonów. Zwykle praca tutaj wre. Ostatni pokój to biuro szefa. Wielkie cielsko Vottagga zajmowało połowę miejsca.
W fundacji pracują trzy osoby:
Twilek Jaq'un - były złodziej, który szukał odkupienia jak jego szef.
Ludzka kobieta - ruda Rachel, która była tutaj z powołania. Jej rodzina była całkiem bogata, co uważała za niesprawiedliwe.
Ludzki mężczyzna - niezbyt mądry Turran, który wykonuje głównie pracę fizyczną.
Offline
*Była pewna osoba która z dawnych Zasów miala dług u Vattagga. Zapewne wielu było takich zadłużonych, ale olało kiedy dowiadywało się, ze hutt stracił wpływy i ze ich najprawdopodobniej nie dorwie.
Seco jestem był uczciwy, uczciwość i wysoką kultuhrrę miał we krwi, dlatego tez postanowił oddać to, co kiedyś hutt w niego zainwestował. O ty, co teraz robi Vottagg dowiedział się dopiero lądując na Alderaanie. Wcześniej sam dziwił się czemu Alderaan i co to za pomocny ogon.
Teraz wysiadał ze swojego starego Saxxeta na małym parkingu.
Skąd miał powrotem tego złoma? Wrocił na zrujnowaną cate Nemoidia. jego areowóz był takim złomem ze nikt go nie raczyl ukraść czy rozgrabić. Teraz Seco wizie Komete w ładowni frachtowca. Na powierzchni planet poruszał się wiec swją prywatną limuzyną.
Teraz wyszedl i rozejrzał się. Nic nie powiedział, tylko od razu wszedł do budynku by tam zasięgnąć języka.
W środku objawił się wysoki i żylasty jegomość i mordzie troglodyty i spojrzeniu ulicznego łobuza. ubrany był w wytarte spodnie i kolorową koszulę z długimi rękawami. Koszula oczywiście była „na spodnie” – na szczescie ze wszystkich stron*
Kuhrrwa… to znaczy dzień dobhrrry kuhrrwa *Uśmiechnął się szeroko do recepcjonistki*
Zastałem pana Vottagga?
Offline
Biznesmen
W recepcji stał akurat zielono-skóry Twilek. Schludnie ubrany pracownik miał na piersi znaczek fundacji, którym była ogon ułożony w pochyloną literę s. - Witam szanownego pana - skłonił się nisko, a jego leku zafalowało. Zachował pełny profesjonalizm, mimo nietaktownego przywitania gościa. - Tak, szef jest obecny, jednak muszę zapytać pana...? O cel wizyty. Rozumie pan, taka procedura. - powiedział ciepłym, przyjemnym głosem, utrzymując na twarzy neutralny uśmiech. Nieco wyrobiony, może sztuczny? Trudno było stwierdzić. Coś jednak zdradzało, że Ja'qun nie zawsze był spokojnym recepcjonistą. Coś w jego wyglądzie, postawie. Mimo to zwykle budził zaufanie.
Offline
*Secowi, który nie był już od dawna łysy, tylko łeb się poruszył, kiedy śledził wzrokiem niski pokłon. najpierw usta miał lekko rozchylone, w których to ustach zaznaczały sę kontury dolnych kłów, ale zaraz uśmiechnął się szeroko, wariacko, złożył ręce na piersi i pokłonił się od bioder całym ciałem, widać uznając ze tak trzeba. lub się zgrywał*
O tak, pokój wam, pokój wam i chuj pod paznokieć. Mój cel wizyty… to będzie tak, kuhrrwa to… *Zamrugał i sięgnął ku potylicy prawą ręką. dało się zauważyć ze dłoń jest metalowa. Prosta, tania, stara proteza*
to będzie tak… cel wizyty kuhrrwa towarzysko – biznesowo – sentymentalno – jakiś tam. nie wiem, nie znam tyle thrrudnych słow. Ale jak chcecie wiedzieć to p[przyszedłem dług oddać. Sami możecie zhrobić z tego cel do phrroceduhhhr. Tak czy siak jebać się nie będziemy
*No i uśmiechnął się jak mily klient*
Offline
Biznesmen
Twilek przeczekał całe przedstawienie Secorshy ze stoickim spokojem. On też obserwował i Secorsha mu się nie podobał. Wyglądał na kogoś, kto przynosi kłopoty. Dokładniej jest rodem ze świata z jakiego on, Ja'qun i Vottagg mieli się wyrwać. A to nie wróżyło niczego dobrego. Ten Kaleesh definitywnie nie mógł zobaczyć się z szefem! - Rozumiem szanowny Panie, jednak obawiam się, że to nie wystarczy... - powiedział przepraszającym tonem, wciąż uśmiechając się serdecznie. - Potrzebuję czegoś więcej, inaczej każdy mógłby wejść do szefa, a jego burzliwa przeszłość mogłaby sprowadzić na niego nieszczęście! A wciąż tylu potrzebujących... Może dokona pan po prostu przelewu? - zapytał spokojnie, ale ruchy głowoogonów zdradzały lekki niepokój.
Offline
*Seco nadal wietrzył przyżółcone kły. Najwyraźniej nie zrozumiał, lub do niego to nie dotarło. Słuch wybiorczy to tez cecha takich „typów”*
Ale to jest kasa dla niego, a nie dla tego waszego ogona, poza tym kuhrrwa – specjalnie leciałem na tą oshrraną bawełnianym różowym gównem planetę na ktohrrej chuj miękknie żeby sie z Vottaggiem zobaczył, bo on był i jes moim przyjacielem z dawnych czasów, ja jemu zawdzięczam wiele, bo on kuhrrwa pomógł mi jak w potrzebie byłem i tehrraz ja dług przywożę i podziękować chciałem!
Offline
Biznesmen
Twilek wyglądał nagle na poruszonego. -Aaaah, proszę mi wybaczyć! Vottagg opowiadał tę historię! Początki jego dobrodziejstwa, których efekt widzimy dzisiaj! - powiedział rozkładając ręce z błyskiem w oku. Po chwili kontynuował - Przykro mi z powodu pańskiej straty... kastracja to straszna rzecz... Niech się pan nie martwi - powiedział, otwierając drzwi i ukazując drugie pomieszczenie. Przy biurku siedziała ruda, młoda kobieta, która pieczętowała strannie jakieś paczki. Skinęła tylko głową. Po cichu rzucała klątwy na zepsutą pieczątkę. - biuro Votta jest tam, proszę wejść - nagle zniknął pan Vottagg, oraz oficjalny ton. Secorsha teraz musiał pokonać tor przeszkód w postaci śmieci i paczek.
Offline
*Zdumiony Seco rozejrzał się bez szału po efektach dobrodziejstwa i wzruszył ramionami. Nie wiedział po co Vottaggowi ta buda, ale ów facet chyba nigdy dobrej roboty nie miał, skoro uważał to za dobrodziejstwo. Już na Kalee urząd miejski bogatszy był.*
Jaka kasthrracja, kuhrwa? *Nagle głupi uśmieszek zszedł mu z twarzy* te… kuhrrrwa to wy tu jajca obcinacie?! *Cofnął się nieco, patrząc szeroko otwartymi oczami na twileka*
Nowa działalność Vottagga, ja piehrrdole…
Offline
Biznesmen
- Proszę się nie wstydzić, my wiemy... No ale jak pan woli. - powiedział i mrugnął jednym okiem porozumiewawczo. - Pan Vottagg opowiedział nam pańską tragiczną historię i jak panu pomógł w tych ciężkich chwilach. - dodał. Ruda patrzyła na nich chwilę z zaciekawieniem. Pewnie z powodu wyglądu, wymowy i zachowania, czyli ogólnie Secorshy. Zachichotała na przestrach Kaleesha, po czym wróciła do pracy. Wyglądało na to, że Twilek też nie ma nic więcej do dodania, bo wrócił do pomieszczenia recepcji, zostawiając go z pracownicą. Która rzucała na niego ciekawe spojrzenia, może nieco zalotnie mrugając.
Offline
*Seco zrobił wielkie oczy*
Mi kuhrrwa? *zapytał z niedowierzaniem, i tak stał, skołowany i nawet nie przeklinał, do chwili kiedy twilek poszedł. Został sam z dziewczyną. Ona do niego się uśmiechnęła, wiec on do niej tez, ale nadal jakiś taki spłoszony się wydawał.
A może jak byłem pijany – pomyślał. Po chwili… zaczał rozpinać pasek. Dziewczyna patrzyła, to i on spojrzał. Uśmiechnął się niewinnie. Rozpiął rozporek, wygiął się tak, by spoglądać tam, gdzie już obie ręce nurkowały – odchylając gacie. Seco przekręcił glowę, zrobil powazną minę, jak to większość robi przy „majsterkowaniu”, no i w kkoncu się odezwał*
Co on kuhrrwa piehrrdoli, są dwa… to co, mogę wejść?
*zapytał z uśmiechem patrząc na dziewczyna i powoli zapinając to co wczesniej rozpiął*
Offline
Biznesmen
Dziewczyna obserwowała co Secorsha robi, czerwieniąc się lekko. Ponownie zachichotała, może trochę nerwowo. Odrzuciła kosmyk ognistych włosów z twarzy. - Oczywiście -powiedziała nie odrywając spojrzenia od jego krocza. Zaczerwieniła się lekko i wróciła do pracy, przybijając nieco nerwowo kolejne pieczątki. Na twarzy miała uśmiech. Teraz Kaleeshowi pozostało już otworzyć duże drzwi. I obudzić Vottagga. To nie takie proste, kiedy Hutt drzemie, potrzeba nie lada cudu żeby przerwać owy stan.
Offline
Dzieki *Seco wyszczerzył się nieco. Zupełnie nie kapował czemu nagle tak się zburaczyła, no ale – baby tam. Dziwne są. Seco podciągnął gacie, tak by wystawały zza spodni, ale to sensu nie miało bo i tak koszula poszła na wierzch. No i dziarskim krokiem przeszedł przez wskazane drzwi i nagle*
O ja kuhrrwa piehrrdole w poniedziałek wieczohrrem wszystkie jebane mendy z kolczykiem nosie o oponą w dupie, co to ma kuhrrwa twoja po kontach jebana mac być?!
*Wstał z podlogi, bowiem w wejściu potknął się o cos. Obejrzał się a tam – koniec ogona hutta*
Pomocny ogon, kuhrrwa. Chyba żeby zęby wybić!
Offline
Biznesmen
Wielkie cielsko Hutta drgnęło, Vottagg zachrapał głośniej, a po wielkich wargach ściekła mu ślina. Nagle wielki ogon przetoczył się po sali, po czym nagle z impetem ruszył w stronę Secorshy zbierając ze sobą jakieś papiery i robiąc ogólny chaos. Widać Vottagg miał jakiś system obronny na moment snu. Pomocny ogon był ciężki, twardy i oślizły. W tym samym momencie oczy Hutta otworzyły się, pokazując pomarańczowe, niemal świecące oczy. Jego mózg jednak wciąż był nie przytomny i zaczął machać łapami jak opętany. - Kiipiuna! Kiipiuna! - ryknął swoim pełnym niepokoju i szału głosem.
Offline
*Seco obrócił się i dostrzegł, ze coś leci mu prosto na twarz. Nie zdążył tego zidentyfikować. Nie zdążył nawet zakląć, czyli był naprawdę zaskoczony. Rzucił się na podłogę, by uniknąć uderzenia, i jeśli to mu się udało, to zaczął krzyczeć (zaś jesli nie, to pewnie gdzieś zaraz uderzy z impetem). Co krzyczał? łatwo się domyśleć…*
Offline
Biznesmen
Ogon przywalił w Seco w momencie gdy ten padał na ziemię, posyłając go w drugą stronę. Vottagg chyba zaczął odzyskiwać świadomość, bo zaczął się szybko rozglądać i mrugać. Jego źrenice zwężyły się, a broń opadła i nie ponowiła ataku na biednego Kaleesha. Hutt popatrzył na niego. - Co?! Kto?! - jego głos był inny niż zwykle, to nie był gniew, to była troska! - Nic Ci się nie stało przyjacielu? Wszystko w porządku? - zapytał ponownie tym dziwnym, niepasującym do niego tonem. Widać jeszcze nie rozpoznał Secorshy.
Offline