Star Wars: Ewok III - Era Imperium

Gra PBF w świecie Star Wars, rozgrywająca się w czasach Młodego Imperium.


#1 2016-01-10 15:25:08

Meera Ithar

Łowca Nagród

Zarejestrowany: 2016-01-10

Meera Ithar

Imię i nazwisko postaci: Meera Ithar z klanu Ithar
Wiek: 28 lat
Frakcja: Mandalorianie - wygnana dar’manda
Obecne zajęcie: Łowczyni Nagród
Wzrost i Waga:176 cm wzrostu i 68-69 kg

Wygląd


http://i.imgur.com/7CTRq2i.png


Meera uwielbia eksperymentować ze swoim wyglądem. Spodoba jej się czerwony kolor? Na taki zafarbuje sobie włosy i ustawi fryzurę by pasowało. Fioletowy? Nie ma sprawy... nudzi jej się mycie i układanie włosów? Pozbywa się ich! Pod tym względem jest okropnie niestała i z dnia na dzień jest w stanie kompletnie zmienić wygląd. Chociaż jej styl ubioru pozostaje względnie stały.
Uwielbia obcisłe i prowokacyjne stroje, podkreślające jej atrakcyjną, wysportowana sylwetkę. Codziennie ćwiczy, biega, podnosi ciężary, powtarza sekwencje różnych styli walki, by cały czas być w formie. W czasie walki wręcz polega raczej na szybkości i zwinności niż na brutalnej sile, z tego powodu nie przepada za pancerzami, choć posiada jeden taki, ale leży sobie zakurzony gdzieś w kącie.
Jednak do jej bardziej charakterystycznych cech należą z pewnością tatuaże. Jej prawe ramię, plecy oraz lewy bok pokrywa czerwony tatuaż przedstawiający drapieżny gatunek węża otoczony płomieniami. Meera ma jeszcze jeden, ale tylko jej kochankowie wiedzą co to i gdzie się znajduje.

Charakter:


Gniewna, impulsywna, ciesząca się życiem - tak w największym skrócie można ja opisać. Oczywiście to jest wielkie uproszczenie, gdyż każdy człowiek jest skomplikowaną osobą. Jej historia nie należała do najszczęśliwszych, od najmłodszych lat towarzyszyło jej uczucie smutku, opuszczenia i później gniewu. Wszystko to złagodniało, gdy przygarnął ją Aiv, jednak wciąż w głębi duszy to się tliło. Aiva pokochała jak ojca, zaufała mu i za nic w świecie nie chciałaby go zawieźć. Ale zrobiła to i teraz z determinacją pragnie odkupienia. Nie w oczach innych Mando, ich ma w dupie czy też shebs jak to sami mówią. O odkupienie w oczach ojca jej chodzi i do tego dążyć będzie. A że nie bardzo przejmuje się życiem innych to nie będzie pod tym względem delikatna. Gniew wrócił, płomień który ją kiedyś napędzał również. Czas na zemstę do rytmu głośnej muzyki, przy litrach alkoholu i kilogramach przyprawy by mogła walczyć.

Biografia:

Meera to Mandalorianka, a raczej była Mandalorianka. Nie urodziła się jednak na planecie, która kojarzona jest z tą kulturą, tylko na jakieś zapomnianym przez Moc stacji kosmicznej, orbitującej nad jakimś zadupiem. I nie, nie był to szczęśliwy czas pełen radości rodziców i wzruszeń. Matka kopnęła w kalendarz zaraz po urodzeniu, ojca nie znała, bo jak się potem dowiedziała, była wpadką, niechcianym bachorem jakiegoś bogatego paniczyka. Jej matka, głupia nastolatka (niech bogowie, o ile istnieją, świecą nad jej duszą) zdążyła jednak wpisać imię i nazwisko ojca do akt, więc wiedziała jaki kutas ją urodził. Niestety nie mogła nic z tym zrobić. Ojciec się nie zgłosił, wiec została sierotą, umieszczono ją w bidulu na tym zadupiu. Meera zmuszona została do życia w tym miejscu. Nie, żeby było tam źle. Nikt dzieci nie bił ani nie wykorzystywał, mieli gdzie spać, mieli co jeść, w czym chodzić (ubrania były nieco zużyte, ale czyste) a opiekuni byli mili i wyrozumiali. Jednak Meera miała świadomość, że gdzieś tam w galaktyce żyje jej ojciec a ona musi gnić w tym miejscu, sama, bez matki. Początkowo żywiła nadzieję, że przyleci po niej. Opowiadała opiekunom, jak sobie wyobraża tą chwilę… głupia dziewczynka. Z wiekiem nadzieja umarła, pojawił się smutek i rozpacz. Potem akceptacja obecnego stanu rzeczy. Nikt jej nie chciał, nikt jej nie adoptuje. Jej przyjaciele powoli znajdowali rodziny, ale nie ona. W końcu pojawił się gniew i bunt, gdy z dziewczynki stawała się nastolatką. Sprawiała masę kłopotów wychowawczych, uciekała z sierocińca, włóczyła się po ulicach, zadawała się z paskudnymi typkami i ulicznymi gangami. Gdy miała piętnaście lat po raz pierwszy trzymała w dłoni broń. Wyobrażała sobie, że z niej zastrzeli tego dupka, jej ojca i będzie tańczyć nad jego zwłokami. Stanie się silna i nieustraszona!
No i oczywiście wszystkie plany poszły w pizdu, gdy na planetę najechała banda piratów, grabiąc i paląc wszystko. Nawet sierociniec się nie ostał. Dzieci wyłapano i wzięto w niewolę, co starsze dziewczynki miały pecha i trafiły do łóżek piratów. Meera to nie ominęło. Jej życie było w tym momencie równie kolorowe i pachnące co gówno banthy. Miała zgnić na pirackiej fregacie jako seks-zabawka paskudnego twi’leka. Po „bitwie” a raczej masakrze mieszkańców, wszystkich wziętych do niewoli przetransportowano na planetę o nazwie Rishi. Tropikalny raj, będący schronieniem dla wielu pirackich band. Tam też ta grupa miała swoją bazę.

Wtedy nastąpił przełom w jej życiu. Meera uzmysłowiła sobie, że pozostanie ofiarą, jeśli tylko im na to pozwoli. Zebrała więc w sobie cały gniew, który się gdzieś tam tlił i przekształciła go w ogień. Zadźgała widelcem pirata w czasie snu, szatkując jego oczy. Szczęśliwie dla niej zbiegło się to w czasie z rajdem Mandaloriańskich najemników, którzy mieli kontrakt na tą piracką bandę. Wystrzelali oni wszystkich walczących a potem przeszukali budynki w poszukiwaniu niedobitków. I tak jedne z Mando zastał ją w tym pokoju, nagą, z furią w oczach i widelcem w ręku, nad zadźganym twi’lekiem, który sądząc po obrażeniach próbował się bronić, choć krótko.
Każda normalna osoba na ten widok by rzygała jak kot i uciekła gdzie wydobywają przyprawę. Ale Mando byli inni, ten był inny. Zdjął on hełm i uśmiechnął się do niej. Miał na imię Aiv i był zabrakiem, nieco po czterdziestce. Nie krzyczał „coś ty narobiła!” albo „Daj ten widelec nim kogoś jeszcze zranisz!”. Spojrzał na nią ze zrozumieniem i powiedział „Dobra robota. Chodź, nóż jest lepszy od widelca. Pokażę ci jak się nim posługiwać”. No i poszła a on zrobił to, co obiecał. Nauczył ja władać nożem, potem pistoletami, karabinami i innym sprzętem. Potraktował ją jak córkę, którą stracił w trakcie jakieś pomniejszej wojny, a ona, co dziwne, uznała go za ojca i pokochała go. Nie ojca gnidę, ale ojca którego zawsze pragnęła. Aiv troszczył się o nią, opiekował się nią i nauczył ja wszystkiego, co sam wiedział. A ona to przyjęła i odwzajemniła tą troskę i miłość.
Lata mijały a Meera podróżowała z Aivem po galaktyce, ucząc się fachu najemnika oraz kultury Mandalorian. W tym czasie tylko raz trafiła na ojczyznę Mando, Mandalore (nawiasem mówiąc sporo tych „Mando”), by pod okiem jego przyjaciół przejść rytuał dorosłości, verd’goten. Zostawili ją samą w jakieś zapomnianej przez ludzi puszczy, z karabinem i nożem w ręku i miała znaleźć drogę wyjścia z lasu. Proste, tak? Dodajmy, że to naprawdę gęsty las, nietknięty przez człowieka, pełen naturalnych pułapek i dzikich bestii, a żadnej mapy czy kompasu nie miała. Już nie jest tak przyjemnie…
Ale udało jej się, wyszła z niego po czternastu godzinach, najdłuższych w jej życiu, obolała, podrapana, zakrwawiona, ze zwichniętą kostką i spodniami zapaskudzonymi przez jej mocz. Tak, zlała się ze strachu, kto by się nie zlał, gdy nagle przed oczami pojawiły się wielkie zębiska, do pary z odorem z paskudnej gęby. Bała się jak cholera, a Aiv zawsze jej powtarzał, że tylko or'dinii (czyli głupiec) nie boi się niczego. Strach ma motywować, nie paraliżować. No to ją zmotywował i to jak. Z gęby zrobiła mu sito a gdy już w końcu zdechł to przy pomocy noża wyrwała ząb na pamiątkę.
I tak oto Meera stała się Mandalorianką.
Oczywiście w ciągu tych lat u boku Aiva nie zapomniała ona o swoim „prawdziwym” ojcu, którego wytropiła. Wiedziała gdzie mieszka, gdzie pracuje, jaką ma rodzinę i tak dalej. Ale nie atakowała, jeszcze nie. Aiv zawsze powtarzał, że zemsta najlepiej smakuje na zimno. Pracowała wiec jako najemniczka, częściej samotnie niż z przybranym ojcem, biurem. Zdobywała własną sławę, szlifowała umiejętności, zarabiała. Kierowała się zasadami Mandalorian… mniej więcej. Aiv zawsze jej powtarzał, że niebezpiecznie balansuje na granicy dar’Manda, stanu bycia nie-Mando. Bywała przesadnie brutalna, nawet gdy nie musiała. Za to wyjątkowo przyswoiła sobie zasadę Shereshoy, mówiącej o żądzy życia, czerpania z niego jak najwięcej i chwytania się go, by przetrwać jak najdłużej. Oczywiście Meera respektowała głównie tą część mówiącą o czerpaniu z życia przyjemności. No to czerpała i to pełnymi garściami. Gdy nie polowała lub nie pracowała, to imprezowała w klubach, pijąc alkohol litrami. Eksperymentowała również z narkotykami, gustowała w przelotnym seksie, choć to nadeszło względnie późno, przez ten gwałt w młodym wieku miała opory i bała się. W końcu jakoś się przełamała i zasmakowała w rozkoszy płynącej z dobrego stosunku.
Gdy miała dwadzieścia cztery lata wybuchły Wojny Klonów, w które się nie zaangażowała, za to pracowała po obu stronach. I wtedy, w drugim roku wojny przyszedł czas na jej zemstę. Jej „ojciec”, a raczej mężczyzna, który ją spłodził, wspierał Separatystów, wiec ktoś z Republiki wyznaczył nagrodę za jego głowę. Nie musiała długo na niego polować, znała jego rozkład dnia, ochronę i tym podobne. Porwała go bez większego trudu i ciężko pobiła. Biedak nie wiedział za co otrzymywał ciężkie razy, aż w końcu wszystko mu zdradziła. Nie, nie wykrzyczała mu tego w furii, tylko opowiedziała mu całe jej życie, z każdym szczegółem, bijąc do nieprzytomności. Oskarżała go o każdą złą rzecz, która jej się w życiu zdarzyła. I niestety dla niego, nie umarł. Aiv nauczył ją jak torturować, by nie zabić. Miała jednak problemy, gdy oddawała go w ręce Republikańskiemu Wymiarowi Sprawiedliwości, który miał do niego „sprawę”, bo nie potrafili go rozpoznać i dopiero skan linii papilarnych przyniósł potwierdzenie. Zainkasowała swoją nagrodę (połowę, ze względu na kiepski stan ofiary) i odleciała, może nie szczęśliwa i lekka, ale jakoś tak spełniona. Po tym zleceniu przez tydzień nie wychodziła z kantyny, chlejąc na umór i ćpając. Zdarzyło się jej też trafić na jakąś orgię, albo miała zwidy. Gdy jednak obudziła się któregoś ranka w śmietniku, roznegliżowana i okradziona, to stwierdziła, że ma dość. Zebrała się jakoś, wyciągnęła pieniądze z banku, blokując przy okazji kartę. Statek odzyskała bardzo szybko, dzięki lokalizatorowi a pechowego złodziejaszka podwiesiła pod kadłub i z taką ozdobą opuściła atmosferę Coruscant. Poleciała na Mandalore, gdzie miała zamiar odpocząć od wszystkiego w domu ojca.
W domu klanu Itera spędziła długie tygodnie. Najczęściej odpoczywała, dochodziła do równowagi psychicznej, trenowała. Była naprawdę szczęśliwa. To tam zastał ją koniec Wojen Klonów. Nic sobie z tego nie robiła, nie jej wojna. A przynajmniej wtedy. Kilka tygodni po Proklamacji Imperium na Mandalore wybuchło powstanie. Straż Śmierci po raz kolejny spróbowała przejąć władze na planecie, „Nowi Mandalorianie” odpowiedzieli, wybuchły walki. Klan Itera starał się trzymać od nich z daleka, jednak gdy nadeszło wezwanie pod broń od Mandalora, to nie mogli odmówić. Meera udała się z nimi. Wzięli udział w kilku potyczkach. Do tej pory nigdy nie brała udziału w prawdziwych bitwach, zwykle działała z buirem we dwójkę lub w małych oddziałach, a to? To była regularna wojna. I co? Spodobało jej się to. Nocne rajdy, ataki na umocnienia, walki partyzanckie. Odkryła, że to jej żywioł, że tym się powinna zajmować. Zorganizowała swój oddział, walczyła za linią wroga, zwalczając Straż Śmierci i tych pacyfistycznych pseudo Mando. I dała się za bardzo ponieść zewowi krwi. Pewnego dnia nie zaczekała na weryfikację rozkazów i informacji od szpiegów. Zaatakowała wraz ze swoim oddziałem, robiąc pogrom w obozie, który miał szkolić nowych żołnierzy, by wysłać ich na front. Meera oddała się zewowi krwi i dopiero po skończonej bitwie przeszukała ciała. Miała to być tajna placówka Straży Śmierci, a była to osada pacyfistycznych Mando, którzy szukali schronienia przed wojną a chronili ich na wpół wyszkoleni żołnierze. Informacje szpiegów okazały się błędne, była to podpucha. Dowództwo było wściekłe, gdyż Mando nie zabijali bezbronnych, to było niehonorowe. Na miejsce przybył jakiś furiat z klanu Fibal, czarnoskóry, pokryty bliznami palant bez nogi, który zwyzywał ją na oczach jej oddziału, poniżył a na końcu skopał jej shebs i zostawił w błocie. Wyzwał ja od dar’manda i niehonorowych szmat, odbierając jej dowództwo. Stwierdził, ze może odzyskać dawną pozycję służąc jako szeregowa w najgorszej jednostce. Meera* nie dała sobie w kaszę dmuchać, zbuntowała się i zapowiedziała, że znajdzie gnoja, który ją wrobił w ten atak i postawi przed nimi. Póki co jednak nakazali jej opuścić planetę, co też zrobiła. Pożegnała się z rodziną i birem, po czym odleciała, wściekłą na cały świat i tego fiuta Fibala.

https://38a883b07bf13ebbbd8bbe5b47ea7af3504505ee.googledrive.com/host/0B9K3RZolTFEZb2t4M0NMVjZtZlU/yg_4210_light_freighter_by_adamkop-small.jpg



Nazwa: Oya
Model: Transportowiec YG-4210 / YG-5000
Klasa: Frachtowiec
Producent: Corellian Engineering Corporation

Informacje techniczne:
Prędkość: 6
W Atmosferze: 900 km/h
Zwrotność: 22
Hipernapęd: 1,5
Długość: 26 m
Wytrzymałość: 210
Osłony: 60
Ładowność: 4 t
Załoga: 2
Pasażerowie: 4
Uzbrojenie:
•    2 działka laserowe (sprzężone)
•    2 podwójne działka laserowe (sprzężone, wieżyczka)
•    1 wyrzutnia rakiet (3 pociski)

Wyposażenie:
•    Droid astromechaniczny serii R3, jako drugi pilot
•    Mini zbrojownia zawierająca podstawowe wyposażenie łowczyni
•    Podstawowy Mandaloriański Pancerz

Historia:

Frachtowiec, który obecnie nosi dumną nazwę „Oya” (a właściwie to powinno być „Oya!” ale jakoś w toku eksploatacji ten wykrzyknik wcięło) opuszczał koreliańską stocznię jako model YG-4210 i przez wiele lat służył różnym właścicielom, którzy nieustannie modyfikowali tą jednostkę, tak by spełniała obecne standardy. Wiele elementów żywcem przeniesiono z nowszych modeli, jak choćby YG-5000, tworząc z wysłużonego już YG-4210 składaka, tudzież hybrydę.
Jednak prawdziwe nowe życie tego frachtowca rozpoczęło się, gdy niemal sto lat temu wpadł on w ręce członka klanu Ithar o imieniu Kando. Szukał on dobrego i taniego transportu w czasie swojej najemniczej kariery i tak trafił na tego składaka, który swoje najlepsze czasy miał już za sobą. Kupiony za bezcen trafił do klanowego warsztatu na Mandalore, gdzie przy pomocy kilku znajomych z MandalMotors rozpoczęto długi i żmudny proces przywracania starego YG do życia. Wspólnie rozpoczęli zakrojone na szeroką skalę modyfikacje, przy okazji solidnie wzmacniając się ne’tra gal (mandaloriańskie piwo). Przede wszystkim przebudowano systemy sterowania tak, by frachtowiec mógł być pilotowany przez dwie osoby lub przez pilota i astromecha. Dzięki temu kajuta przeznaczona dla dodatkowych dwóch osób z obsługi stała się zbędna. Zaoszczędzono wiec trochę miejsca. Bardzo pomogła im w tym segmentowa budowa wnętrza kadłuba. Kolejno pod „młotek” poszły pomieszczenia przeznaczone dla pasażerów. Kando nie zamierzał bawić się w przewóz osób, więc zmniejszył wielkość kajut, tworząc jedną większą, wypełnioną piętrowymi łóżkami. Zagospodarowaną przestrzeń przeznaczono na przebudowę ładowni. Sporo miejsca zajęły przeróbki silników, zarówno podświetlnych jak i hipernapędu. Dodatkowe chłodzenie, lepsze generatory, to wszystko pochłaniało sporo miejsca z oryginalnej ładowni. Ale dzięki temu frachtowiec (przechrzczony na Oya) stał się szybszy, zwrotniejszy, lepiej przystosowany do działań najemniczych. Oryginalne uzbrojenie zostało wywalone i zainstalowano nowe, produkcji MandalMotors (co jak co, ale na broni to się Mando znają). Działka jonowe zniknęły, zastąpione przez kolejne blastery. Pancerz i osłony zostały wymienione na nowsze, tak by pasowały do obecnych standardów (jednostka miała wtedy prawie 200 lat). W miejscu dawnych kajut pasażerów zbudowano mini zbrojownię przeznaczoną teoretycznie dla sześciu osób, jednak w praktyce wisiał tam zwykle pancerz Kando i jego syna Bralora.
Przeróbki Oya trwały prawie pieć lat, ale gdy już frachtowiec był gotowy to mało która jednostka mogła się z nim mierzyć. Członkowie klanu Ithar często wykorzystywali go w czasie różnych działań czy to jako Łowcy Nagród czy najemnicy. Szybko się jednak okazało, że wszystkie przeróbki miały swoja cenę. Maszyna lubiła się psuć w najmniej spodziewanym momencie, dlatego każdy kolejny właściciel musiał znać się na mechanice, by ten latający składak się nie rozleciał.
I tak po Kando frachtowiec odziedziczył jego syn Bralor. Wprowadził on kilka kolejnych modyfikacji, ulepszając m.in. czujniki dalekiego zasięgu oraz instalując systemy zakłócające (kolejne miejsce ładowni się posypało), zaś po Bralorze Oya odziedziczył jego syn Aiv. On również to i owo ulepszył, biorąc części z nowszych produktów CEC i instalując je u siebie. Przede wszystkim wymienił zużyty już generator na nowszy, który spełniałby współczesne standardy. I tak po 300 latach poczciwy YG-4210 w ogóle nie przypominał już siebie samego, nie licząc oczywiście kadłuba.
Gdy kariera Aiva jako najemnika i Łowcy Nagród zbliżała się ku końcowi nastąpiło kolejne przekazanie pałeczki. Tym razem frachtowiec odziedziczyła Meere, jego adoptowana córka. Nauczył on ją wszystkiego co sam wiedział o pilotażu tej jednostki i naprawach(jako, że jest to unikat to normalny mechanik miałby spory problem w zorientowaniu się co i jak, gdyż „kumple” z MandalMotors jakoś niespecjalnie trzymali się ogólnie przyjętych norm w konstrukcji frachtowców). Warto zauważyć, że YG został poddany tak wielu modyfikacjom, że kolejne ulepszenia mogą pociągnąć za sobą konieczność wymiany prawie połowy statku, tak więc… nie ma jak zaszaleć.

Zalety:
•    Szybki i zwrotny
•    Dobra wytrzymałość
•    Dobrze uzbrojony
•    Dopasowany do pilota

Wady:
•    Unikatowa konstrukcja sprawia kłopoty przy naprawach
•    Składak, a wiec sporo części i elementów pochodzi z różnych modeli i trzeba się natrudzić przy szukaniu części zamiennych
•    Awaryjność
•    Bardzo mało miejsca, przestrzeń wykorzystana w 100%, utrudniając kolejne przeróbki

Ostatnio edytowany przez Meera Ithar (2016-01-12 20:18:07)

Offline

 

#2 2016-01-11 23:10:40

Moc

Admin - MG

7624051
Zarejestrowany: 2010-02-21

Re: Meera Ithar

Karta mi się podoba, w dodatku w końcu ktoś pokusił się o porządny opis statku. Nie mam zastrzeżeń, akcept i witam w grze :)

Offline

 

#3 2016-01-12 17:02:44

 Rafael Rexwent

Padawan

54812270
Zarejestrowany: 2015-12-28

Re: Meera Ithar

Meera Ithar napisał:

Uzbrojenie:
•    2 działka blasterowe (sprzężone)
•    2 lekkie działka blasterowe (sprzężone, wieżyczka)
•    1 wyrzutnia rakiet (1 pocisk) o mocy 270

No nie wiem, czy działka blasterowe są dobrym uzbrojeniem. Mają krótszy zasięg i słabsze wiązki od dział laserowych. A już lekkie działka to w ogóle. Gdyby twój statek był desantowcem, to jestem za takim doborze uzbrojenia, ale twój statek jest jednostką łowcy nagród! A lekkimi działkami blasterowymi to sobie możesz co najwyżej zarysować pancerz nawet myśliwcom. Radzę ci- napisz, że w tym YG-4210/5000 dosyć niedawno (około 25-20 BBY) został wymieniony reaktor mocy i daj sobie chociaż podwójne działko laserowe w wieżyczce, bo twój statek będzie bez tego ssał i to mocno. I jeden pocisk? Dwa chociaż sobie daj, bo jednym to za wiele nie zwojujesz.

Meera Ithar napisał:

Kadłub i osłony zostały wymienione na nowsze, tak by pasowały do obecnych standardów (jednostka miała wtedy prawie 200 lat)

Kadłuba nie da się wymienić na nowszy :D Jeśli już, to zapewne chodziło ci o zdjęcie pancerza i zastąpienia go nowszym i wytrzymalszym. Ale to wymiana poszycia, a nie kadłuba :D Jeśli mogłabyś, to zmień to.


Meera Ithar napisał:

Wady:
•    Składak, a wiec sporo części i elementów pochodzi z różnych modeli i trzeba się natrudzić przy szukaniu części zamiennych

Latanie takim składakiem jest bardzo ryzykowane, ponieważ modeli z których został zbudowany/złożony już nie produkują od kilkuset lat, więc...szukaj po galaktyce części. Ale to dodatkowy smaczek do postaci, że będzie musiała szukać :D

Offline

 

#4 2016-01-12 20:25:04

Meera Ithar

Łowca Nagród

Zarejestrowany: 2016-01-10

Re: Meera Ithar

Meera Ithar napisał:

Wady:
•    Składak, a wiec sporo części i elementów pochodzi z różnych modeli i trzeba się natrudzić przy szukaniu części zamiennych

Latanie takim składakiem jest bardzo ryzykowane, ponieważ modeli z których został zbudowany/złożony już nie produkują od kilkuset lat, więc...szukaj po galaktyce części. Ale to dodatkowy smaczek do postaci, że będzie musiała szukać :D

Wiesz, ma zachomikowane całe pokłady części zamiennych xDDDDD

Offline

 
PBF Guild

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
EZ Lodgings przegrywanie kaset vhs warszawa Montaż szamb betonowych na terenie miasta https://www.worldhotels-in.com/ Hotele Buren wellness Ciechocinek