Gra PBF w świecie Star Wars, rozgrywająca się w czasach Młodego Imperium.
Siedziba klanu Fibal znajduje się po środku wielkiej sawanny na jednym z kontynentów planety Mandalore. Z wyższych partii atmosfery ciężko jest dostrzec jakiekolwiek zabudowania z prostego powodu, domy i inne budynki znajdują się częściowo pod ziemią, jedynie okna i wentylacja znajdują się ponad poziomem gruntu. Ma to znaczenie strategiczno-obronne, jak z resztą większość rzeczy na tej planecie. Wynika to bezpośrednio z kultury samych Mandalorian. Domy dodatkowo połączone są siecią podziemnych tuneli, tworząc coś na kształt niewielkiej twierdzy.
Domów jest kilka, różnej wielkości i kształtu, ale wszystkie były opuszczone od kilku lat, do czasu przybycia oddziału Sigma, który postanowił zaadaptować dla siebie część budynków, ale i tak trzeba włożyć w to sporo pracy, by przywrócić temu miejscu dawną świetność. Póki co stanowi to swego rodzaju enklawę dla wszystkich zmęczonych życiem w Galaktycznej Cywilizacji.
Offline
*Tang powoli wychodząc na zewnątrz poczuł sporą radość, że znowu tutaj się znalazł. Rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu swoich synów, ale ich nie zauważył, co go trochę zbiło z tropu, ale zaraz też zawołał głośno* Chłopcy! Wychodźcie! Koniec Zabawy!*Wszystko to naturalnie wypowiedział w Manda'o, więc tylko A'den mógł go zrozumieć. No i komandosi. I rzeczywiście po chwili z wysokich traw i zza "pagórków" wyłoniły się cztery postacie w pancerzach Mandaloriańskich. gdy zdjęli hełmy od razu okazało się, ze to klony, choć zmienili się nieco. Każdy z nich miał inną fryzurę, eksperymentowali nawet z ich kolorem, choć Tang i tak wiedział kto jest kim. Od razu padli sobie w ramiona, gdyż nie widzieli się od dawna. A'den postawił na ziemi Malkita i również dołączył się do tego rodzinnego przywitania*
Offline
*Secorsha trzymał się trochę na uboczu, mimo iż uwielbiał być bożyszczem tłumu, ale od kiedy sam miał rodzinę, rozumiał trochę więcej. Skacowany nieco, z gitara na plecach obserwował czułe ojcowsko-synowsko-braterskie powitanie. Malkit znosił to gorzej, on tez chciał się witać, ściskać ich wszystkich. Znał ich mniej niż A’dena. Właściwie to malutko, bo co może wiedzieć takie małe dziecko, jednak widział i czuł, ze znalazł się wśród swoich. No, może tylko troszeczkę inny. Jak Seco*
Offline
*W końcu skończyli się obejmować, poklepywać i wzajemnie prawic sobie komplementy typu "Ooo A'den'ika do fryzjera poszedłeś? Vader fryzurkę ci robił?[/i]. Zainteresowanie przeniosło się zaraz też na ich gości. Sigmy Seco znały ale już jego syna to nie bardzo, zawsze na misji a odkąd zdezerterowali to się tutaj ukrywali. Tang więc wyszedł przed nimi i przedstawił ich po kolei* Ad'ike to jest Malkit, synek Seco oraz Fler. Malkit, to jest Brexor, Dral, Tracyn oraz Ven, moi synowie i bracia A'dena. *Z pewnością się polubią, bo Sigmy maja większą skłonność do żartów i do psot, nie tak jak zwiadowca. Rzeczy postanowili wynieść później, teraz trzeba pokazać nowy dom Secorshy* Chodźcie, pokażę wam, gdzie zamieszkacie... *Zachęcił ich gestem ręki i ruszyli cała grupą w stronę pagórków, zatrzymując się w końcu przed jednym z tych większych. Po rozsunięciu siatki maskującej ich oczom ukazały się całkiem solidne, durostalowe drzwi* Cóż, trzeba nad wszystkim jeszcze popracować, ale jak Fler przybędzie to pewnie z radością uczyni ten dom bardziej... przytulnym
Offline
*Malkit zawstydził się trochę, co było nietypową dla niego reakcją. Zachowywał się jakby Sigmy, jak i te nietypowe krajobrazy w ogóle nie istniały. Uczepił się nogawki Secorshy, który nieco otępiały jeszcze niepełnie postrzegał piękno „prawdziwej planety”, nie jakiegoś tam zasranego Couruscant. Kaleesh uśmiechnął się i na powitanie podał rękę każdemu z synków , z rozpędu nawet A’denowi, ale można mu wybaczyć. Nie dlatego, ze podobni. Dlatego ze Seco skacowany. Marsz sprawiał mu ulgę. Otwarte przestrzenie przypominały Kalee. Bardzo podobnie, a jednak diametralnie inaczej. Jeszcze do tej pory nie rozdeptał ani jednej węzożaby, ani nie wdepnął w gówno. Ale przynajmniej nie było tego przeklętego chodnika. Ba! Tu byłą trawa. Seco zatrzymał się na chwile by zerwać źdźbło i podać synowi* widzisz, Malkit… możesz to zjeść, spróbuj! *Malkit włożył to do ust, patrząc Secorshy w oczy. Uśmiechnął się* [i[]czujesz? Tak smakuje phrrawdziwe życie, nie jakiś tam głupi beton, chodź…[/i] *i dogoniwszy resztę szli już z nimi ramie w ramie. Aż do momentu kiedy Tang powiedział ze trzeba popracować nad tym. Hola hola… nad czym?* Ale ja tu widze tylko góhrrkę i jakiś kawał blachy… co tutaj wie w nohrrkach mieszka?
Offline
*Roześmiał się słysząc pytanie Seco ale zaraz się skrzywił, wiadomo kac, a klony tylko popatrzyły na siebie i dodały cicho* Choroba dnia poprzedniego... *Uśmiechy na twarzy i zaraz też zabrali się wspólnie do odsłaniania w całej okazałości nieco podziemnego domu. Obeszli pagórek, zdejmując z okiennic i innych metalowych elementów siatki maskujące, tak, że Seco mógł już przez szyby okien zajrzeć do środka.* Mandaloriańskie budownictwo się nieco różni od typowo Coruscańskiego. Ale zobacz, żadnej ziemi, wszystko porządne *Wpisał kod dostępu i drzwi się z sykiem otworzyły. Przejście było szerokie i wygodne, częściowo zagłębione w ziemi. Tang wszedł pierwszy, po paru schodkach w dół. W pomieszczeniu panowała całkiem dobra widoczność, zwłaszcza w pełnym słońcu. Ściany były murowane i pokryte glazurą, tak ,ze nie odbiegały standardem od porządnych mieszkań na Coruscant. Poza tym to co w każdym domu, podłoga, solidny sufit, lampy, ale brak ozdób. Było też kilka mebli, ale to raczej skromne, szkieletowe wyposażenie* Wszędzie jest podobnie, na zakupy trzeba polecieć do Keldabe bądź na inną planetę. Ale to da się załatwić wszystko. Czujcie się jak u siebie w domu... *Tang wciąż się uśmiechał do kaleesha i jego synka, mając nadzieję, że im się tutaj spodoba. Domek był całkiem przestronny i na pewno lepszy od tego mieszkania z Coruscant*
Offline
*Malkit wszedł i zaczął się kręcić po wnętrzu. Zaraz znikł w czeluściach innego pokoju. Seco zaś, wykorzystując ze bieganina synka może zwrócić uwagę klonów, położył Tangowi organiczną łapę na Ramieniu* Dzięki, stahrry… uhrratowaliscie nam życie… *po czym jak to miał w zwyczaju – wzruszył się bardzo i zaraz Tanga uscisnął, a ze był chory an chorobę dnia poprzedniego, to nie tak mocno*
Offline
Dobra, nie ma sprawy. I tak stało i się marnowało... *Rzekł siląc się na jakąś tam skromność i do tego tonem starał się dać mu do zrozumienia, że to żaden problem. W końcu poklepał go po plecach i się uwolnił z uścisku.* No dobra, ja idę do siebie wypocząć, bo zaraz padnę... za dużo tego. Brex i Dral zajmą się wypakowywaniem rzeczy to potem ci pomogą. Rozgość się *Jeszcze raz klepnął go w ramie po czym wyszedł wraz z reszta swoich synów, by z nimi porozmawiać. Potem Tang udał się do swojego domku rodzinnego, gdzie spędził dzieciństwo. Jak tylko tam dotarł to padł do łóżka i zasnął*
Offline
*Minęło kilka dni od przylotu Tanga i Seco na Mandalore. Powoli wszyscy się zakwaterowali w nowych domach, choć i tak wymagało to sporo wysiłku z ich strony, bo Siedziba klanu Fibal była opuszczona od ładnych kilkunastu lat. Tangorn nie był tutaj od śmierci ojca, a i tak przez Wojnę Domową wyludniła się ta mała osada. Teraz jednak Mando miał na głowie inne zmartwienie, musiał lecieć na Nar Shaddaa by skontaktować się z paroma dawnymi znajomymi oraz załatwić to i owo z czarnego rynku, nic szczególnego. Chciał polecieć sam, ale szybko się okazało, że A'den ma nieco inne zdanie na ten temat i stwierdził, że leci też, bo potrzebuje drugiego pilota oraz kogoś, kto zostanie pilnować frachtowca. Tak więc obaj mężczyźni ubrani w pełne Mandaloriańskie pancerze weszło na pokład statku a po przeprowadzeniu wszystkich sekwencji startowych, odlecieli. Na miejscu pozostawili jednak Sigmy, by doprowadzali to miejsce do używalności i by pilnowali wszystkiego. Kilkanaście minut później frachtowiec Tangorna zniknął w nadprzestrzeni...*
Offline
*Od czasu ich odlotu minęło kilka dni, tak to już jest w przypadku podróży nadprzestrzennych, najwięcej czasu pochłania sama podróż. Nie ma co się rozpisywać o całej trasie czy lądowaniu, wszystko przebiegało normalnie i bezproblemowo, frachtowiec opuścił nadprzestrzeń i wszedł w atmosferę planety kierując się w stronę siedziby klanu Fibal. Sigmy z pewnością ich wypatrzyli i czekali tylko na lądowanie. Gdy to zakończyli, to Tang wraz z A'denem opuścili rampę i zeszli po niej. Klony, którzy pilnowali terenów graniczących z tą niewielką osadą pomachali im rękoma i wrócili do patrolu. Jedynie Ven i Tracyn zajmowali się dalszym porządkowaniem poszczególnych domostw.
Dalej życie potoczyło się swoim leniwym rytmem, sprawozdanie z podróży jak i z sytuacji na Mandalore, zwykle rozmowy, potem zabawy, kolacja i tak dalej...*
Offline
*Repulsorowy skuter z dosyć dużą prędkością zaczął się zbliżać do grupy niewielkich pagórków początkowo majaczących w oddali ale z każdą chwila rosnących w oczach. Tangorn bez problemowo prowadził pojazd i to nawet całkiem powoli... jak na jego standardy. Gdy już znaleźli się dosyć blisko to zwolnił i zatoczył niewielki łuk wokół tych pagórków, kontaktując się przez wbudowany w hełm komunikator ze swoimi synami. W końcu zatrzymał się przy jednym z większych nasypów ziemi, porośniętych trawą.* Jesteśmy na miejscu. *Zarządził spokojnie po czym zszedł z maszyny. Na powitanie Tanga wyszedł inny Mando w pancerzu, ale bez hełmu. Był to klon Jango Fetta, chociaż ona go pewnie nie rozpozna. A'den, bo tak brzmiało jego imię obrzucił kobietę ciekawskim, analitycznym spojrzeniem nie wyrażającym żadnych konkretnych emocji* Mam nadzieję, że wiesz co robisz, Tan'buir. Brex i Dral właśnie przygotowują jeden z domków. Idę ich lepiej przypilnować a ty wiesz co... *Posłał mu szybkie, tajemnicze spojrzenie a Tang się skrzywił.* Wiesz co A'den'ika, czasami się zastanawiam kto tu kogo wychowuje... *Pokręcił głową i zdjął hełm* Pewnie chcesz się umyć i nieco... ogarnąć. Póki co możesz skorzystać z mojego domu... *Ręką wskazał na najbliższy pagórek*
Offline
Dzieciak
*na nieszczęście kręcił tam się ktoś jeszcze. Malkit już od pól godziny próbował ustrzelić A’dena z blastera na wode, który napełnił sokiem, żeby była lepsza siła rażenia, jak to inny z klonów mu podpowiedział,. Kryjący się za jednym z pagórków, lezący na trawie gówniarz owadzim wyglądzie czołgał się jak prawdziwy żołnierz, wietrząc ząbki w uśmiechu, ze zaraz sięgnie swojej ofiary. Znieruchomiał i wycelował dokładnie i nagle spoważniał, i podniósłszy gadzią główkę nastawił błoniaste uszka, kiedy zobaczył nową osobę. No nie wypada przy gościach zabijać…*
Offline
*Wychyliła się niepewnie zza pleców mando z którym przyjechała... obrzuciła drugiego mężczyznę niepewnym spojrzeniem, szybko spuszczając wzrok. Nie rozumiała ich języka czy też narzecza czymkolwiek był ten zlepek dziwnych słów. Wiedziała że nie mają powodu jej ufać, wiec nie czuła żalu. Zeszła z maszyny dość zręcznie i uśmiechnęła się niepewnie do Tanga.* Jeżeli nie był by to wielki problem to z chęcią skorzystała bym z propozycji.* Spojrzała w dół na swoje ubranie i posmutniała nieco, po chwili jednak rozchmurzyła się nie chcąc sprawiać wrażenia niewdzięcznej, rozejrzała się jeszcze tylko dookoła... jak gdyby szukała domu... postanowiła jednak nie pytać, stała więc i czekała aż mężczyzna sam pokarze jej drogę do domostwa.*
Offline
*A'den jeszcze raz spojrzał na kobietę i skinął jej głową* Su'cuy. *Powitał ją w języku Mando'a po czym spojrzał jeszcze na Tanga i nachylił się by mu coś powiedzieć* Malkit tutaj poluje buir, wiec uważaj... *Uśmiechnął się rozbawiony po czym oddalił się szybkim krokiem, znikając gdzieś za pagórkiem. Tangorn rozejrzał się szybko po okolicy, wyszukując poruszającej się trawy i chyba udało mu się coś dostrzec.* No problem to nie będzie. Chodź za mną... *Pozostawił tak skutera na miejscu i obszedł nieco pagórek podchodząc do niewielkiego zagłębienia w ziemi. Odsunął nagle jakąś sieć maskującą i ich oczom ukazały się metalowe drzwi. Wpisał szybko kod dostępu i rozsunęły się one z sykiem* Zapraszam do środka. Może i jest skromnie, ale na pewno wygodniej niż w lesie... *Wszedł pierwszy i wytarł od razu buty na wielkiej wycieraczce w niewielkim holu. Po lewej znajdował się mały salon, po prawej kuchnia a w głąb wzgórza prowadził korytarz z drzwiami po bokach. Było przestronnie, ale skromnie. Od razu było widać, że mieszka tutaj tylko Tang, gdyż brakowało tzw. kobiecej ręki*
Offline
Dzieciak
*Nie słyszał, co A’den mówi, bo jakby słyszał to by go z miejsca klejąca się cieczą rozstrzelał. Póki co jednak profesjonalistą był. Bron swoją w zęby wsadziwszy powoli na czworakach z kryjówki wyskoczył jak młody wilk i zaraz na czterech łapach, zgiętych, lisim krokiem, bezszelestnie ruszył za Tangiem, bo wiadomo, zechce mu ona jeszcze krzywdę zrobić? Niii, Malkit, dzielny wojownik, odwujczyć (czyt. Stracić wujka) się nie da. Tak wiec drep drep, cichutko wśliznął się do środka, nim drzwi szui zamknęły, a jako ze dwójka stała do niego tyłem, zaraz schował się za belkę, przyjmując postawę pionową, a blaster na wodę był już gotów do użycia. Wstrzymał oddech nawet młody komandos*
Offline