Gra PBF w świecie Star Wars, rozgrywająca się w czasach Młodego Imperium.
Oficer Sojuszu
*Ostatniego biegnącego - Darvena - eksplozja wyrzuciła do przodu z dużą siłą. Był najbliżej domu w tym momencie - ciepło liznęło go od tyłu, a nagrzane powietrze pchało do przodu. Bez wątpienia - ułamki sekund, a usmażyłby się. Biegł ile sił w nogach do przodu, na spotkanie klonom - a potem, pod statek. Mocnym ślizgiem niemal wjechał obok drzwi.* Do środka! *Zdążył krzyknąć i wcisnął sporo, czerwony przycisk bezpieczeństwa przy drzwiach, uruchamiając jednocześnie tryb awaryjny. Zaświeciła się w środku czerwona lampka, broń zaczeła się rozgrzewać, a klapy wychylać. Ostatnie współrzędne komety znajdowały się zapisane na sprzęcie - więc gdy malkit uruchomi statek, ten w trybie awaryjnym niemal sam poleci w to miejsce, wymagając mniejszej pomocy ze strony pilota.* Nastąpi zatrzaśnięcie grodzi... *Zakomunikował łagodny, damski głos. Gdy Fler z teściową i ewentualnymi rannymi wejdzie do środka - statek zamknie się i wykona zaplanowane czynności podczas "awaryjnego trybu bezpieczeństwa". Natomiast, Darven, nie czekając, po wcisnięciu przycisku rzucił się biegiem w stronę Tangorna walczącego wspólnie z Droideką z wrogimi jednostkami. Wiedział, że na statku sobie poradzą. Muszą.*
Offline
*Tang i Dżony stali się drużyną a ich ostrzał w rytm muzyki był jak poezja. Kilku szturmowców wystraszyło się widząc niszczyciela.
Klony zabrały Seco i tamta dwójkę. Któryś z nich prztyknął do tanga* [i]wyładował kolejny statek! Przywieźli nowe czołgi! Zniszczą nas, trzeba uciekać!
Fler dobiegła do statku, nawet nieświadoma tego, ze dobiegła. Byli teraz w statku: ona, Dral i Malkit, który widząc na monitorze, ze mama już jest, po prostu zamknął właz, i pamiętając jak to robił wujek Zin – zaczął podrywać maszynę…
Nagle przyszedł kolejny silny strzał. Nagle Tang i Dżony stali się jednym ciałem, leżącym gdzieś z innym ciałem. Kobietą. Siostrą Tanga. Martwą.
Tang zapewne zepchnie z siebie Dzonego, którego potężne, działo leżało na plecach mandalorianina.
Dżony jest wyłączony z gry na 1 kolejkę. Po powrocie działa normalnie, ma osłabiony generator i zmniejszoną szybkość reakcji.
Nashowi nic nie przeszkodziło, ale powrót™ będzie trudniejszy…
Draven, biegnący w stronę Tanga widział jak on i Dżony robią salto w powietrzu…
Statek Darvena z trójką ocalałych na pokładzie poderwał się w góre.
TYm razem "tangi:" nie trafili granatem. wyrwał on dziuyre obok o obsypał amszynę piachem, ktora zaraz zemsciła się i odplaciła się strzalem w keirunku klonów. Prosto pod nogi Tracyna. ale za chwile, elząc gdzieś w stercie bialych pancerzy stwierdzil,z e jednak żyje. Pozostali (Brex i A'den?) zdolali uskoczyc.*
Offline
*Tang siał zniszczenie, póki eksplozja nie rzuciła go na ziemie i nie ogłuszyła, ale gdy już wrócił do rzeczywistości to dostrzegł swoją siostrę, z którą przeżył tyle lat, nie miał okazji złożyć gratulacji jej córce, która wyszła za mąż. Nie mógł sobie pozwolić na odrętwienie ale zapłakał gorzko... tyle śmierci przez głupie błędy... tyle bezsensownych zniszczeń. W końcu wygrzebał się spod Dżonego i aktywował komunikator, jeśli ktoś go usłyszy* Ba'slan shev'la! Odwrót! Wszyscy do statków! *No i sięgnął po mały pistolecik przy pasie z jedną flarą błyskową, którą wycelował w niebo i odpalił. Ci co nie dosłyszeli to zrozumieją... Tang przyklęknął jeszcze przy martwej Mandaloriance i zdjął naramienniki jej pancerza, zachowując je sobie na pamiątkę jej śmierci i życia. Po czym ostrzeliwując się dalej zaczął wycofywać się w stronę swojego statku, zwołując tam resztę klonów nadal walczących*
*Cóż, "Tangi" się pozbierali do kupy, rozdzieleni ale żywi w samą porę, gdy zarządzono taktyczny odwrót, nie ucieczkę a odwrót, to całkiem co innego. A'den dostrzegł gdzieś kaleesha i ruszył w jego kierunku by mu pomóc. Najbliżej chyba mieli do statku Seco. Po drodze mogą zabrać jeszcze grupkę innych klonów. A Tracyn i Brex połączyli siły i przedarli się jakoś do Tanga, który powoli ale nieubłaganie był spychany w stronę jego frachtowca. Na pokład wbiegł jakiś klon, by uruchomić maszynę*
*Tymczasem na pokładzie statku Darvena Dral zaczynał dochodzić do siebie, ale nie wiedział co się dzieje i kręciło mu się w głowie nieco*
Offline
Nashowi udało się bezpiecznie przedostać do ambulatorium. Jednakże droga z powrotem będzie znacznie utrudniona. Nash szybko zajął się nieprzytomnym Loresem i owinął go w koc. Marna to osłona, ale przynajmniej ochroni go przed odłamkami, czy niewielkim gruzem. Większymi rzeczami Nash zajmie się Mocą, a strzały z blasterów postara się odbijać mieczem. Będzie ciężko bo na jednym ramieniu miał przewieszonego Loresa, a w drugiej trzymał wyłączony jak na razie miecz świetlny. Nash w skupieniu, szybko opuścił budynek ambulatorium i skierował się z Loresem do pierwszej najbliższej osłony by sprawdzić jak wygląda sytuacja w terenie i by ewentualnie na odległość zająć się szturmowcami. Ułożył bezpiecznie Loresa za osłoną by samemu móc zorientować się co się wokół nich dzieje.
Offline
Artysta
*Była na statku. To najważniejsze. Pamiętała Darvena który coś do niej krzyczał. Cała we krwi i piachu, poderwała się i przeszedłszy nieprzytomnie nad ciałem Drala skierowała się do kabiny pilota* Malkit… synku… nie na Kometę… nie na Widmo, nie na statek Cochrelu, nie, oni nas znajdą, ich znajdą, nie, uciekamy, Malkit, syneczku, daj. Mamusia wpisze… *I pochyliwszy się nad odpowiednią kontrolą wpisała sobie tylko znane koordynaty, po czym drżąc podniosła Malkita i usiadłszy na jego miejsce posadziła go na kolanach i chwyciła stery*
Offline
Oficer Sojuszu
*Darven przeskoczył nad gruzem i ciałami i znalazł się zaraz obok Tangorna i Dżonego, akurat, gdy ci padli na ziemię. Złapał tego pierwszego za ramię.* Nie mamy żadnej łączności, nie można nawiązać połączenia z Generałem... *Mruknął nieprzytomnie, po części do siebie, jakby myśląc na głos, po części powtarzając oczywistość Tangornowi. Tak, musieli się wycofać.* Zrobie co w mojej mocy... *Wyszeptał. Ręce zacisnęły się na lasce. Jesli Tangorn potrzebował pomocy przy wstaniu spod tej droideki, to Darven mu pomógł. Natomiast potem, kiedy Mandalorianin zarządził odwrót, Darven zanurzony w osłonie droida odwrócił się w stronę, z której strzelano - w stronę wrogów. Lewa, zaciśnięta do bólu pięśc uderzyła w ziemie, prawa dłoń ściskająća laskę wychyliła się znad metalowego cielska dżonego i skierowała w stronę białych. Grzmotnęło i gorące, srpężone powietrze pomknęło w ich stronę.*
Offline
*Bardzo niewielu było już do ewakuacji. Teraz dopiero szturmowcy (których ciągle napływało) widzieli swoja szanse i strzelali w plecy ile wlezie. Na szczęście są pancerze.
A’den i Seco (nie do końca przytomny) dotarli Do statku, ale nie zabiorą żadnej grupki klonów. Ich nie ma. Na statku Seco gwizdał ich znajomy astromech. Statek był już rozgrzany.
Nash jak tylko ruszył poczuł, ze bolt musnął mu udo i brzuch. Jednak Moc pozwoliła mu z włączyć ból. Najbliszszym statkiem, który szykował się do odlotu był ten, na który wchodzili A’den i Seco…
Tymczasem nad nimi zawisł kolejny. To Imperium – postanowiło sobie tu wylądować. Widać dowództwo w swej naiwności chciało przyjąć od Tanga kapitulacje…
Akurat w najdogodniejszym momencie statek Fler wystrzelił w powietrze, a że był to Cochrelowy a nie byle co, to nikt nie miał szans go trafić
Fler, Dral, Malkit: http://www.swewok2.pun.pl/viewtopic.php?id=184
Leżący droid nie mial włączonych oslon, wiec Darven nie mógl się w nich schować, co nie oznaczało, ze nie próbowal ataku. Usmażył jednego. A drugi usmażył Darvena w ramie. Ale to powierzchowna rana. Darven miał an sobie szate a to optycznie zwiekszało jeog objętość.
I nagle ostrzał ucichł. Lądował statek. Nikt nie chciał trafić dowództwa…*
Tang, Dzony, Nash, MG [Darven jest nieobecny, steruje nim Tang]
Offline
*Tang wraz z resztą, która była przy życiu wycofał się na swój frachtowiec, który był już rozgrzany i gotowy do odlotu. Zawołał jeszcze Darvena, by się pośpieszył, a ten korzystając z pilota sterującego Dżonym też zlecił wycofanie się droidece na frachtowca Mando. A ten statek dowództwa zjawił się właściwie w najlepszym momencie, bo chwila wytchnienia była im bardzo potrzebna i wszyscy ranni, żywi czy ktokolwiek po prostu wycofała się do statków. Kto się uchował to zależy od MG...
A'den przechwycił momentalnie seco i poganiając go ruszył do jego frachtowca., Jakie to szczęście, że akurat przylecieli nim niedawno. Mieli czym uciekać. A ten astromech, którego naprawili się spisał, chociaż nikt go o to nie prosił, najwyraźniej był sprytny i wiedział co robić w takich przypadkach. A'den od razu zapakował się do kokpitu, przygotowując się do odlotu, pozostawiając Seco przy wejściu, by mógł jeszcze kogoś odebrać. Ale radzę się pośpieszyć.
A Tracyn i Brex zostali nagle odcięci i ich jedynym ratunkiem okazał się ten statek dowództwa, więc zaczaili się na nich. Czołgali się powoli w tamtym kierunku, a że wszędzie walał się gruz, wszystko płonęło, zasnuwając okolice czarnym, gryzącym dymem to byli raczej niewidoczni, zwłaszcza, ze uwaleni krwią, pyłem i błotem po prostu nie wyróżniali się z otoczenia. Tyle, że mieli przy sobie karabiny i granaty. W razie czego akcja będzie szybka i bezlitosna*
Offline
*Dżony pozbierał się z ziemi. Iskrami sypnął tu i ówdzie, ale nie trzeba było bransoletki, by wierny droid podązał za jednostką dowodząca, dla której służył po kres, a to właśnie było dla niego najwiekszą nagrodą. Dymiłaś i stukając troche scentrowanymi nóżkami podniósł się i natychmiast przyjął pozycje bojową w kierunku statku, bo mógłby w razie czego go wysadzić. Jelsi padnie rozkaz*
Offline
Nash szybko rozejrzał się dookoła wspomagając się mocą. W oddali dostrzegł A'dena, z którym już miał okazję się spotkać. Widząc A'dena wchodzącego na pokład z kimś jeszcze, szybko zarzucił na ramię Lorensa. W momencie kiedy miał już się wychylić, promienie karabinów blasterowych szturmowców musnęły jego brzuch i udo. Nash syknął lekko po czym już nie zwracał uwagi na ból. Najważniejszym teraz było dotrzeć cało na statek wraz z nieprzytomnym Jedi. W złości wyciągnął rękę i uderzając w niego Mocą.
-Wytrzymaj... -powiedział do Loresa, który ledwo oddychał, a może i do siebie? Nie wiadomo. Szybko ruszył w półprzysiadzie omijając kolejne przeszkody. Po chwili znalazł się niedaleko statku. Na tyle, by A'den mógł usłyszeć jego krzyk. -A'denie! A'denie! -krzyczał próbując zwrócić na siebie uwagę. Niestety A'den wszedł do środka, a na zewnątrz został ktoś inny. Miał nadzieje, że mimo wszystko zareaguje. Nadal się nie zatrzymywał próbując jak najszybciej dostać się na statek. Jego ranny lekko krwawiły, ale nie zwracał teraz na to uwagi. Po chwili był już na trapie. Spojrzał się na kaleesha stojącego obok i wszedł z Loresem na pokład.
Ostatnio edytowany przez Nash (2010-05-21 22:13:33)
Offline
*Grupa Tagna, której Dzony ubezpieczał tyłu wycofywała się skutecznie, jednak nim dotarli do statku – imperialny wylądował, wrzucając podmuchem na pokład statku tanga kilka części pancerzy i ciała szturmowców. Dżony został spoliczkowany czyjąś lecącą ręką, która zaczepiła mu się za antenę.
Seco stanął pewnie na szeroko rozstawionych nogach, choć nadal nim machało. Musiał mocno uderzyć się w głowe. Nic dziwnego, skoro jako jeden z nielicznych nie miał hełmu. Kiedy Nash wszedł, Seco uderzyl pięścią w przycisk zamykajacy*
nie widze nikogo żywego, lecimy!
Offline
*Darven również wszedł na pokład, zaraz za Dżonym i gdy już wszyscy żywi weszli na pokład frachtowca, to Tang zamknął właz i nie czekając na nic poderwał go do lotu, mając nadzieję ,ze te durne czołgi nie mają broni przeciwlotniczej. Z reguły się ich nie montowało na takim sprzęcie, ale prewencyjnie ustawił moc osłon na maksimum. Przez iluminator w kokpicie zobaczył statek Seco, mając nadzieję, że im się uda. Był jeszcze problem tego złomu Zina, ale jego nie było, jego rodzina zginęła... Normalnie by się tym nie przejął, niech sobie stoi, ale kto wie jakie dane tam mogły być? Lepiej nie ryzykować. Tang aktywował moduł uzbrojenia i odpalił ze wszystkich działek w silniki i generatory frachtowca, który pozbawiony osłony bardzo szybko się rozleciał. Osadą wstrząsnęła eksplozja i frachtowiec Mando wzbił się w powietrze. Pozostała jeszcze jedna rzecz do zrobienia... Tang wyjął zza pasa mały pilot, który aktywował procedurę samozniszczenia w ich małym centrum dowodzenia, żadne dane nie wpadną w ręce Imperium... nacisnął przycisk.
Gdy tylko na pokładzie statku Secorshy znaleźli się wszyscy żywi, to A'den sięgnął po stery i poderwał jak najszybciej frachtowiec do lotu, wiec mogło wszystkimi zakołysać. A'den widział co robi Tang, więc odleciał jak najszybciej. Na orbicie sytuacja będzie dużo gorsza, bo tam na pewno czeka na nich kilka okrętów wojennych Imperium* Trzymać się! *Krzyknął do wewnętrznego komunikatora klon, gdy statek wystrzelił na orbitę planety ustawiając na maksimum osłony.
Tymczasem Brex i Tracyn byli coraz bliżej statku, który wylądował. Widzieli jak frachtowiec Tanga wysadza w powietrze pojazd Zina, było to strategiczne posunięcie. Tymczasem dwaj komandosi zaczekali, aż klapa promu opadnie i gdy tak się stało to natychmiast poderwali się do biegu, musieli zaryzykować, bo w przeciwnym razie utkną tutaj na dobre i trafia do więzienia. W tym momencie eksplodował jeden z domów, w którym umieszczono komputery i sprzęt nadawczy, wywołując dalszy chaos, co mogło dać im osłonę. Jeśli uda im się dopiec do tego promu to z zaskoczenia wpadną do środa strzelając ze swoich karabinów do wszystkiego co żywe. Zaskoczenie powinno dać im przewagę i jeśli wszystko pójdzie dobrze i wszystkich zabiją, to zamkną klapę, usiądą za sterami i korzystając z tego, że statek dalej jest uruchomiony to poderwą go do lotu i z aktywnymi osłonami odlecą z pola bitwy. Ale jak wiadomo w planie zawsze coś może nie wypalić... oby tym razem wszystko zagrało odpowiednio, bo w końcu Imperium wygrało bitwę i nie spodziewają się dwóch maruderów z tyłu, atakujących statek dowództwa. Bardziej palącym problemem są trzy statki opuszczające orbitę i chcące uciec*
Offline
*Dwa statki umknęły, za statkiem A’dena posypaly się jeszcze strzały, ale żaden nie był trafiony, poza tym wszystkie z ręcznych klarabinow. Tang strzelił i statek Zina eksplodował. Ostatnim zapamiętanym przez Tanga obrazem był tran, jak siła eksplozji wyrzuca w powietrze ciała dwóch klonów. Tracona, i Brexa. Potem już „Szesnastka” znikła w chmurach.
Dowództwo imperialnego statku schowało się szybciej niż wylazło. Trap się już podnosił. Tracyn i Brex podnieśli głowi i dostrzegli przed sobą podnoszący się właz. Jeśli skoczą teraz- uda im się zamknąć na pokładzie razem Imperialnymi. Eksplozja troche ich „podrzuciła”.
Offline
*No Tang im krecia robotę zrobił tymi eksplozjami, ale klony nie poddawały się łatwo, nigdy. Dlatego byli najlepsi, bo choćby tylko jeden z nich przeżył, to i tak będą dążyć do wykonania zadania, a teraz tym zadaniem było dostanie się na pokład statku. Poderwali się z ziemi i rozpędzili się do granic możliwości ich organizmów, nie zważając już na nic. Ignorując ból, zmęczenie i osłabienie tak jak ich szkolono, korzystając z ostatków adrenaliny w żyłach, która ich napędzała - biegli. A potem skoczyli do środka*
Offline