Gra PBF w świecie Star Wars, rozgrywająca się w czasach Młodego Imperium.
Jedi
*Wywróciła oczami słysząc typowy dla mando tekst. Zignorowała go jednak, nie powinni zadzierać z nikim w tym momencie, może za kilka lat... popatrzyła tylko na męża. ,,Puść to mimo uszu...'' poprosiła telepatycznie i uśmiechnęła się do niego słodziutko. Popatrzyła znów na Zina.*
O tak, mieszkanie by się przydało i chcielibyśmy też sprzedać statek. *Odpowiedziała na jego pytanie. Ten człowiek był dla niej zagadką, ale może jak go lepiej pozna dokładnie, co mu w głowie siedzi. Zerknęła kątem oka na mando, aby sie upewnić, czy on przypadkiem nie będzie wszczynał bójki...*
Offline
*Aidan wydawał się już o wiele spokojniejszy niż chwilę temu. Teraz kompletnie nie zwracał uwagi na mando. Wiedział że w razie kłopotów ma ze sobą "argumenty", które dosłownie będą mogły ukrócić jakiekolwiek problemy. Spojrzał na żonę, potem na Zina*
-Racja, potrzebujemy jakiegoś schronienia i kogoś, kto kupiłby od nas statek. Na tą chwilę nie jest nam potrzebny, a planujemy tutaj chwilę zabawić... -przerwał biorąc kolejny łyk.
Offline
Wtedy padło słowo statek. Piękne to słowo, kiedy chciało się uciec z tej zapadłej dziury. Wyszczerzył swoje zęby i odstawił szklaneczkę. Spojrzał na drzwi kuchni i stwierdził, że nikt go nie usłyszy. W końcu słychać było jakieś trzaski. Pewnie znowu się do niej dobiera, ale po ryju dostanie i się skończy.
-Powiadasz statek. Jaki model?-spytał całkiem poważnie. Za kredyty mogliby sobie wynająć mieszkanie, a właśnie mieszkanie.-Wiem u kogo możecie zamieszkać.-powiedział do nich i wyszczerzył zęby. Miał na myśli Trexla, on rzadko przebywał w swoim domu. W końcu całe życie imprezował i ani myślał o końcu takiego żywota. Poprawił gogle, bo uwierać go zaczęły i w końcu przedstawił się.-Sierżant inżynier Zindarad Kobdar.-powiedział i wyciągnął swoją spracowaną dłoń w kierunku głowy rodziny, czyli Aidana. Wyglądał, że wszystko konsultował żoną i na dodatek dziwacznie przypominali Jedi. To jednak nie grało wielkiej roli, podczas wojen klonów Zin wiele razy rozmawiał z nimi i stwierdził, że to bardzo dziwni ludzie, ot co.
Offline
Były sierżancie, tak samo jak ja jestem byłym shalba kapitanem... *Przypomniał mu od razu A'den, który zbierał się już do drogi.* Ja znikam, bo buir już się wpienił lekko, a wkurzanie go to nie jest najlepsza rzecz, zwłaszcza gdy on pilotuje... chociaż, i tak bym go pokonał... *Wyszczerzył zęby w niewinnym uśmiechu, jakby mówił o zwyczajnej grze w pazaaka a nie o pojedynku na pięści i siłę. A'den rzucił jeszcze na ladę kredyty by zapłacić za te przysmaki. Spojrzał jeszcze przelotnie na siedzącą parę, po czym założył na głowę hełm i go uszczelnił. Gdyby tylko wiedział o czym myślał ten Jedi to by pewnie w mordę oberwał za takie myśli. A'den nie bez powodu otrzymał takie imię... z Mando'a oznacza to furię a on często wpadał w gniew a wtedy bywał... nieprzyjemny.* Do zobaczenia kiedyś tam i pozdrów aliit. *Klon odwrócił się i wraz z torbą szybko opuścił kantynę, śpiesząc się na swój frachtowiec, w końcu Tang na niego czekał. Wracali na Mandalore...*
Offline
Jedi
Ja jestem Virina. *Odpowiedziała spokojnie, wciąż się delikatnie uśmiechała. Stwierdziła, że decyzję co do sprzedaży statku pozostawi jemu, ale kwestię mieszkania chciała sama rozwiązać.*
Cóż, dopóki nie dostaniemy mieszkania będziemy potrzebować statku. Ale też chcielibyśmy najpierw obejrzeć lokum, o którym mówisz. *Odpowiedziała spokojnym, może nawet nieco znużonym głosem. Znów przeczesała włosy w tył bowiem te, bardzo niesforne, wciąż zachodziły jej na oczy. Może jakoś je związywać? O tym, w jakiej fryzurze jest jej najlepiej pomyśli później, teraz były ważniejsze rzeczy niż wizerunek.*
Offline
-Virinę już pan poznał, panie Kobdar... -powiedział z uśmiechem spoglądając na żonę. Obrócił wzrok z powrotem na Zindarada. Na początku pomyślał gdzieś tam w głębi, że może to być jeden z tych cwaniaczków, którzy to próbują okantować nowo przybyłych przy pierwszej okazji, tak może podpowiadała mu logika. Jednakże Moc i intuicja mówiły coś innego. Z resztą nie zamierzał dłużej zastanawiać się nad tym jakie są jego intencje. Na razie była to jedyna osoba, która mogła im pomóc, i to się liczyło najbardziej w tej chwili. W końcu postanowił zaufać w jakimś stopniu Kobdarowi.
-Aidan Daytar -powiedział jednocześnie zwracając się telepatycznie do Viriny "Używajmy tego nazwiska, tak na razie będzie bezpieczniej". I ponownie zwrócił się do mężczyzny. -Może mi pan mówić Aidan. -powiedział do mężczyzny i uścisnął mu dłoń. -Pytał pan o typ statku prawda? To wahadłowiec klasy Kappa. W prawdzie po większych przeróbkach, ale w całkiem dobrym stanie. -powiedział pewnym tonem.
Ostatnio edytowany przez Aidan (2010-03-02 00:27:19)
Offline
-Mi mówcie Zin. Nienawidzę swojego imienia. Kurwa, matka mnie skrzywdziła.-pokiwał głową i skrzywił usta. Uścisnął mocno jego dłoń. W końcu był silniejszy od mężczyzny. Miał typowy wojskowy uścisk ręki, którego nauczył się w pracy w WAR-ze. Ael krzyknęła głośno. Zin puścił człowieka i otworzył drzwi. Fumbor poszedł o krok za daleko.-Ty rodiańska kurwo!-krzyknął do niego i podszedł. Zatrzasnął za sobą drzwi i można było przypuszczać, że działy się tam istne dantejskie sceny. Po jakimś czasie Fumbor opuścił kuchnię i trzymał się za prawe oko.-Mówiłem Ci. Tkniesz, a kurwa oko znajdziesz w swojej dupie.-powiedział do niego inżynier, gdy wychodził z kuchni. Ael oddychała ciężko, nigdy nie przypuszczała, że rodianin posunąłby się do takiego czynu. Rodianin spojrzał na swojego wspólnika.
-Zachowywać się jak żona Fumbora.-rzucił do niego z wyrzutem i żalem. Zin kopnął go jeszcze w zadek.
-Idźże do domu i pomyśl co robisz baranie zafajdany.-Inżynier pokiwał głową.-Z kim ja muszę pracować.-mruknął pod nosem i podrapał się po łbie. Oby tutaj Trexl przyszedł, pozna swoich nowych lokatorów. Później wrócił do interesów.-Kappa powiadasz. Imperialne ścierwo, nie wiem jakim cudem to może latać.-powiedział do Aidana i chwycił za szklankę. Dolał sobie koreliańskiej i upił łyk nie ze szklanki, a z butelki. Oj, chyba się zdenerwował.
Offline
Jedi
*Patrzyła na tą całą sytuację, oj ona by sama pokazała facetowi, który by się do niej dobierał. Zerknęła kątem oka na swojego męża i delikatnie uśmiechnęła widząc, że Zin pije z butelki, a nie ze szklanki.*
Szkoda zdrowia na nerwy. Mogę? *Spytała patrząc na mężczyznę i nieco unosząc ręce. Znała wiele sposobów na uspokojenie drugiej osoby, za to nieco mniej na uspokojenie samej siebie.*
Offline
Nagle zapiszczał komunikator Aidana. Aidan bez słowa udał się na stronę tak by móc bezpiecznie odebrać połączenie. Po chwili wrócił do lady z lekko zdenerwowaną miną.
-Kochanie zajmiesz się wszystkim? -zapytał po czym zwrócił się telepatycznie do niej "Kochanie muszę wyjść, mam ważne informacje. Potem wszystko Ci opowiem". -Wszelkie decyzję pozostawiam żonie. To zaradna kobieta i jestem pewien, że sobie poradzi. -powiedział. Podszedł do żony przytulił i ucałował namiętnie. -Muszę załatwić pewną sprawę, zobaczymy się później. -dokończył i szybko opuścił kantynę.
Offline
-Dobra.-powiedział do Aidana. Upił jeszcze kilka łyków trunku i otarł usta. Kiedy już się uspokoił w miarę, spojrzał na swój chronometr. Już ta godzina, a Trexla jak nie było tak nie ma. Przecież miał tu przyjść.-Gdzie jest ten debil?-spytał sam siebie, aż w końcu spojrzał na kobietę. Była ładna, ale nie równała się z urodą jego żony. Temena miała śliczne piegi, Zin bardzo lubił piegi. W każdym razie podał Virinie prawą, zaobrączkowaną dłoń. Goście prosili o więcej trunków, dlatego też Ael postanowiła wyjść. Wyglądała marnie po tym co się stało, ale mimo wszystko nalewała dalej piwo. Zin był wściekły na swojego wspólnika i myślał sobie jak wykluczyć tego kiepa z interesu.
Offline
Jedi
O żeż... *Urwała. Patrzyła na leżącego mężczyznę. ,,No to mogą być problemy.'' pomyślała i przez chwilę pożałowała, że Aidan sobie poszedł. Ale cóż, ufał jej.*
To ten facet? *Spytała i popatrzyła na Zina. Wzięła również znów swój kieliszek i dopiła wino, bowiem mało go już zostało. Znów patrzyła na tego dziwacznie ubranego mężczyznę. Miała sprzeczne uczucia, jak na pierwsze wrażenie, ale cóż, miała z wieloma istotami już do czynienia. Trzeba było przyjmować pomocną dłoń, bo nie każdy jest miły.*
Offline
Kiedy drzwi automatyczne się otworzyły, Zin ucieszył się, gdy kantynę odwiedził mężczyzna z afro. Popatrzył na jego popisy i uśmiechnął się. Goście popatrzyli na niego z lekkim rozbawieniem, gdyż kojarzyli tego gościa z widzenia. Często go widywali, gdy siedział pod jakimś blokiem i trawkę palił. Niecodzienny widok, na który każdy patrzył z zaciekawieniem. Zin wyszedł za ladę, gdyż wiedział doskonale, że zaraz w coś wyżnie i nie będzie zbyt ciekawie.
-Te. Nie pędź tak. To niezdrowe w twoim stanie.-powiedział, a gdy wyrżnął w glebę, zaśmiał się głośno i szybko podszedł do niego, by go pozbierać z ziemi. Twi'lekanka nawet się uśmiechnęła. Bardzo lubiła pana Trexla, gdyż był taki czarujący i ekscentryczny.-No mówiłem kurwa, żebyś nie biegał baranie jeden.-powiedział i podniósł jego cielsko z ziemi. Zatargał go do lady i usadził na krześle.-Poznajcie się. Trexl, Virina. Virina, Trexl.-powiedział do nich i zaraz przygotował trunek, który najlepiej działał na czarnego brata Zina. Przygotował szybko BB i podał mu w podaniu specjalnym czyli z czterema kostkami lodu, które mógł ze spokojem przyłożyć do czoła.
Offline
Jedi
*Skinęła głową na powitanie.*
Zin, mógłbyś mi dolać? *Spytała spokojnie patrząc znów na właściciela.*
Może wrócimy do interesów? *Zaproponowała i znów popatrzyła na przybyłego Trexla. Zmarszczyła brwi nieco zaciekawiona tym, co on też tam tworzy.*
No ładnie, nie mów, że palisz to świństwo... *Stwierdziła rozpoznając zapach trawki..*
Offline
-No on sobie popala trawkę. Czasami.-Powiedział i klepnął go w ramię po czym przyłożył zapalniczkę do jego gęby. Kiedy odpalił mu skręta, włożył zapalniczkę do kieszeni. Sięgnął po butelkę z winem i dolał Virinie.-No za ile chcecie tą Kappa sprzedać?-spytał. Wyglądał na bardzo zainteresowanego kupnem tego statku. W końcu wyrwie się stąd i wyśle żonę na Mandalore, w miejsce, w którym będzie bezpieczna. Zin podrapał się po łbie i upił łyk koreliańskiej ze szklanki, nadal trzymając prawą dłoń na ladzie. Spojrzał na Trexla i stwierdził, że on nigdy się nie zmieni.-Kurwa. Na mnie nie chuchaj. Jeszcze pomyśli, że też dziś paliłem.-rzucił do Trexla i odsunął się kawałek w stronę Twi'lekanki, która zbliżyła się nieco do szefa.
-Co podać panie Hando.-spytała uwodzicielskim szeptem. Znała dobrze zagrywki, by posiąść mężczyznę. On jej się bardzo podobał i doszła do wniosku, że musi go mieć.
Offline
Jedi
Hm... uważam, że 20000 kredytów to rozsądna cena za równo dla nas jak i dla Ciebie. *Odpowiedziała spokojnie patrząc na mężczyznę i upiła łyczek wina. Popatrzyła na zaloty kelnerki i zachichotała w duchu. Ach te dziewczęta, zawsze im mało: przed chwilą była gotowa amanta walić patelnią po głowie, a teraz sama zaleca się do innego. Ale fakt, podobna zabawa w kotka i myszkę jest bardzo atrakcyjna. Ona sama tego nie przeżyła. Pogrążyła się przez chwilę we wspomnieniach, jak to pierwszy raz zobaczyła Aidana...*
Offline