Gra PBF w świecie Star Wars, rozgrywająca się w czasach Młodego Imperium.
Nieboszczyk
*Kometa, piękny krążownik w typie niewidzialnej ręki sunęła ospale w odmęty przestrzeni. Jej hangary miały energetyczne osłony, można było lądować i wylatywać, ryzykując ostrzałem, no ale zawsze było to możliwe. Stateczek został połknięty przez ów ziejący błękitem prostokąt i mógł osiąść na płycie. Jednak kiedy pasażer będzie chciał wyjść… ujrzy przed sobą kilka osób na czele catharianskiego oficera bezpieczeństwa w białym mundurze. On i jego ludzie (czterech humanoidów) mieli broń, ale nie celowali. za nimi widać było rozległy hangar, czysty, przestronny i kilka droidów niszczycieli*
Wylądował pan bez autoryzacji. Nie ma pan przepustki, ważnych kodów, nie ma pan oznaczeń… prosze mi to wyjaśnić…
*wielki kot obnażył bliźniacze kły. Nie był zadowolony, ale jeśli ktoś ot tak wlatuje na krążownik to wie, co robi. Tym bardziej jeśli jest to krążownik kapitana Harisa…*
Offline
Zszedłwszy na pokład Kaleesh ujrzał mały komitet powitalny. Podszedł do niższego o całą głowę Cathara i wpatrzył się swoimi żółtymi ślepiami w jego kocie.
-Dostać się do was to nie lada sztuka, to prawda. Słyszałem o was co nieco...- Aarel wyjął papiery żołnierza od którego wyciągnął namiary okrętu i podał je oficerowi.-Wasi ludzie są podatni na Kaleeshańską... perswazję. Nie będę się rozwodził na temat tego, jak się tu dostałem. Ważne jest to, że podzielam wasze poglądy.
Offline
Nieboszczyk
*Cathar zmrużył oczy, biorąc bokiem spojrzenia tę charakterystyczną gadzią twarz, którą jednak znał, za sprawą swojego szefa. A to, co stało przed nim, jak i jego dokumenty nie były obiecujące. Zawsze lepiej mieć na pokładzie jednego psychola niż dwóch. Rzucił spojrzenie, krótkie, ale dogłębne na papiery mu przedstawione. Ogon za nim zafalował. Wydawał się spięty z lekka, bo wiadomo, czy swoją postawą akurat nie obraża matki przybysza, czy coś… te ich zwyczaje walą na pysk, dosłownie, a Haris dobija… i jeszcze ten jego droidek zabójca…
W koncu pokryte rudym futrem ręce zwinęły papier w rulon i podały jednemu ze sowich ludzi.
Tacy bohaterowie to nie jego ból. Niech lepiej pogada ze swoim*
Dobrze. Jestem oficerem bezpieczeństwa, nazywam się Kurt Onson. Tym statkiem dowodzi twój ziomek, kaleeshianin Haris z rodu Vittiz. Najlepiej, jak porozmawiasz z nim osobiście *oddaliwszy obsługę gestem ruszył, trzymając Ariela spojrzeniem, jakby mówił: „chodź ze mną”*
Offline
Aarel dostrzegł dziwne zachowanie rozmówcy. Zakłopotanie? Przed chwilą był pewny siebie. Wysłuchał mężczyzny i ruszył za nim. Dyskretnym ruchem poprawił rękojeść miecza świetlnego pod peleryną. Wolał na razie ukrywać ów fakt, że potrafił posługiwać się mocą. Nie, żeby był jakimś mistrzem, ale wolał ukrywać tą cechę, dopóki nie rozezna się, z kim będzie miał do czynienia. Po chwili jego myśli przeniosły się na inny temat. Shir'an był zaskoczony ów faktem, że spotka swojego pobratymca gdzieś w głębokim kosmosie, a szczególnie jako kapitana okrętu bojowego. Coraz bardziej tym zaciekawiony Kaleesh poruszał się za Catharem metr z tyłu.
Ostatnio edytowany przez Vindic (2010-06-27 21:33:01)
Offline
Nieboszczyk
*Bez wątpienia gość podjął słuszna decyzję. Po tym co odstawił Palpatine wszystkim, i separatystom i republikancom, chyba i jedni i drudzy chętnie zjedliby wyrwane serce każdego mocowładnego. Niepewne czasy czynią potwory.
Obaj ruszyli w głąb trzewi Szkarłatnej Komety – pięknego okrętu w służbie jeszcze piękniejszych ideałów*
C.D.: http://www.swewok2.pun.pl/viewtopic.php?id=224&p=7
Offline
Shir'an wszedł do hangaru w towarzystwie czterech Magna Guardów. Skierował się prosto do tego samego transportowca którym tu przyleciał. Trap był wciąż opuszczony. Wszedł po nim i kazał robotom zająć miejsca w przedziale dla pasażerów. Sam udał się do kabiny pilotów.
-Lecimy na Coruscant. Oficjalnie lecisz tam na serwis bez żadnej załogi. Wysadzisz nas gdzieś po drodze do doku.
Wrócił do przedziału pasażerskiego i usiadł w fotelu. Zerkał z zaciekawieniem to na pikę to na roboty.
Offline
Nieboszczyk
*Oczywiście nikt o nic nie pytał. Pilot nie miał zastrzeżeń, wszystko odbyło się maksymalnie profesjonalnie. Chwila, i statek już unosił się w powietrzu, a wyleciawszy przez barierę hangaru oddalił się od Szkarłatnej Komety i skoczył w nadprzestrzeń, by – zgodnie z życzeniem Aarela – lecieć na Couruscant*
Offline
Artysta
[wszystko co w poście dotyczy Harisa było skonsultowane z generałem]
*Mijał czas w tym miejscu, które dla Fler było raczej nieprzyjemne. Wprawdzie ugoszczono ją lepiej niż na … niż na statku Darvena, pewnie przez wgląd na pamięć generała – Haris, kaleeshianin który miał generała niemal za boga zrobi dla kogoś kto był mu bliski niemal wszystko. Był nawet na swój sposób miły, ale dla Fler tak skrajnie odpychający, ze chowała się na swoim statku spokojnie zacumowanym w hangarze, by na niego nie patrzeć. Tu nie przychodził. Dral dostał statek i pozwolono mu odlecieć, choć Haris kręcił nosem – Mandalorian rozgromiono, przestali wiec być niejako „liczącym się” sojusznikiem.
Ona zaś otrzymał ubranie, pomoc medyczną, zakwaterowanie w wysokim standardzie i propozycje wypróbowania wanny Haris. Suknia w stylu kaleeshianskim – czerwonozłota, powłóczysta przypominająca trochę szlafrok nie była taka zła, nawet jej się podobała. Ale na twarzy i tak zostały widoczne kreski po szkle. Blizny, dla jednych chluba, dla innych nic nie znaczące, a dla jeszcze innych – prawdziwy dramat.
Teraz przechadzała się po ładowni „Dziedzica” którym tu przyleciała. To było bezpieczne miejsce. Jej miejsce, bo teraz nie miala swojego*
Offline
Puszka. Jedyny egzemplarz pozostały po całej serii wyprodukowanej przez Zina droidów. Naprawdę nie wiadomo jak ona się tutaj znalazła, można tylko przypuszczać, że w trakcie ewakuacji została ona po prostu zabrana i dezaktywowana. Trzeba przyznać, że droidy Zina miały wiele wad. Kiepskie sensory, słabe generatory, lecz można było uznać, że miały duszę. Jakby Kobdar wkładał do nich część siebie, przez co każdy droid był wyjątkowy. Teraz została puszka. Leżała ona na małej skrzyni z plastali. Nie była w ogóle świadoma, gdyż była dezaktywowana przez cały czas.
Offline
Artysta
*Fler tez nie była świadoma obecności Puszki. Ani przy starcie, ani na Venui, ani tu, aż do teraz, kiedy przechadzając się przez ładownie po prostu minęła ten niepozorny przedmiot. Nie od razu nawet połapała się, co to jest. Może wcześniej tez tak było? Fler lubiła droidy. Puszkę tez lubiła. Znała ją z Mandalore i uważała za słodką. Bo skoro droideka zawładną jej sercem to czemu Puszka nie miałaby być słodka?
Fler zatrzymała się przy skrzyni. Jej długie smukłe palce objęły dysk, co zaowocowało podniesieniem i po chwili owal metalu znajdował się już przed kobieta, trzymany oburącz. Przetarła dłonią wierzchnią warstwę kurzu, dmuchając tu i ówdzie. I szukała włącznika*
Offline
Otóż długo nie trzeba było czekać, by Puszka zareagowała na bodziec dotykowy. Zin nie zrobił typowego włącznika, uznał, że tak można będzie wyłączyć Puszkę bez żadnych problemów, a tak. Trzeba było nieco pogłówkować. Coś zaterkotało. Zabrzęczało i umieszczone w dysku zaczęły błyszczeć. Było to pierwsze uruchomienie Puszki od kilku ładnych miesięcy. System sprawdzał czy wszystko jest sprawne, a po sprawdzeniu systemów rozbrzmiał kolejny dźwięk. Inny niż terkotanie i brzęczenie. Świst, tak. To bardzo przypominało świst. Środek okręgu wysunął się. Ukazał się sensor wzrokowy, który zaczął mienić się na kolor niebieski. Repulsor droida zaczął działać, Puszka wzniosła się i zarejestrowała Fler. Zaterkotała. Zabrzęczała i przeszukała swoją malutką bazę danych. Tak. Fler w niej widnieje, na liście osób zaufanych. Słodki droid wykonał beczkę i zniżył lot, latając wokół basa Fler, to prawdopodobnie oznaczało, że Puszka się cieszy.
Offline
Artysta
*Jej brwi uniosły się w niemym zdziwieniu. Była sama, mogła się dziwić jak chciała, wiec nawet rozchyliła lekko usta, miedzy którymi błysnęły jak klejnot białe żeby. Po kilku sekundach policzki uniosły się w lekkim uśmiechu*
cześć. Długo spałaś *szepnęła jak do człowieka, teraz oglądając się za fruwającym droidem*
Offline
A Puszka mogła tak latać bez przerwy, aż do wyczerpania baterii. Najprawdopodobniej cieszyła się z tego, że ktoś w końcu ją włączył. W końcu zatrzymała się i wyrównała do głowy Fler. Sensor zarejestrował głos. Przetwarzał go przez kilka chwil, aż Puszka zrozumiała o co chodzi. Ona jednak nie miała żadnego z tych wszystkich bajerów tak jak funkcja czynnej mowy czy też system jakiejkolwiek mowy. Po prostu wyrażała się przy pomocy wszelakich dźwięków. Zapiszczała trzy razy, zaterkotała dwa i zabrzęczała jeden. Po takim komunikacie jej diody rozbłysnęły i zbliżyły się do Fler. A tak bliżej nieokreślonym celu. Po prostu chciała się jej w jakiś sposób odwdzięczyć, lecz nie wiedziała jak. Mogła ją podrapać. W końcu Puszka miała na wyposażeniu mechaniczne ramie. Tak. To chyba dobry pomysł.
Offline
Artysta
*Trudno powiedzieć jak na to zareaguje Fler. Może uzna ze Puszka chce jej wydłubać oko?
Póki co jednak nikt nie aktywował podejrzanie wyglądających elementów. Uśmiechnęła się (Fler) szeroko, pokazując żeby. Cieniutka kreska przecinająca jej policzek pojaśniała. Wyciągnęła ręce, podnosząc je na wysokość piersi i robisz z nich koszyczek, by Puszka tam wyładowała*
Tak ślicznie się cieszysz… *szepnęła czule*
Offline
Puszka wykonała obrót wokół własnej osi. Zaterkotała i zarejestrowała sensorami, że wyciągnęła ręce. Jej pan. Zin. Też tak czasami robił, by ją przytulić. Sensor rozbłysnął, a ona wylądowała na jej dłoniach. Spoglądała tak na swoją nową, panią? Naparstka świadomości Puszki, mówiła jej, że Fler jest godna "zaufania" i raczej nie zrobi jej krzywdy. To prawda. Puszka ślicznie się cieszyła. Jak mały Varien, który jak zobaczył ojca rzucał się na niego. Puszka nie była do końca świadoma tego co się stało. Nie widziała nigdzie Zina. Zaczynała wydawać z siebie dziwne dźwięki, które nie były ze sobą zgrane. Gubiła się w komunikatach, które chciała przekazać, a to oznaczało, że zaczęła wypytywać się o swojego pana.
Offline