Gra PBF w świecie Star Wars, rozgrywająca się w czasach Młodego Imperium.
Jak każdy statek kosmiczny Obrońca miał wydzieloną strefę dla załogi. Kilka sektorów z podziałem na mniejsze bądź większe kajuty a tam w zależności od rozmiaru pokoju - łóżka. Im większy pokój tym ich więcej. Proste. Same kajuty nie były luksusowe, łóżko, jakaś szafka na ubrania, stolik oraz mała łazienka. Skromne wyposażenie wojskowe, standard na okrętach wojennych
Offline
*Początkowo Duros miał zamiar umieścić tą dwójkę w osobnych kajutach, ale widząc pewne sceny na systemie kamer to jednak zrezygnował z tego pomysłu. Najwyraźniej byli oni parą... nie wiedział o czym rozmawiali, gdyż to wiedziała tylko służba Ochrony, a oni mieli wyraźny rozkaz, by nikomu tego nie przekazywać. Ale kwatermistrz miał dojścia i udało mu się zobaczyć tylko nagranie, bez głosu, by zaspokoić swoją ciekawość. Tak więc po dłuższej wędrówce pokładami statku dotarli do wydzielonej strefy, przemaszerowali jeszcze kawałek aż zatrzymali się przed małymi drzwiami. Otworzył je i odstąpił na bok* To wasza kajuta. Możecie odpocząć, ale nie wolno wam chodzić po pokładzie. Do zobaczenia... *Wprowadzono ich do środka, drzwi się zamknęły a po obu stronach drzwi stanęli ochroniarze. Tak więc nie mogli wyjść, nawet jeśli by chcieli. Byli trochę jak więźniowie, ale czego można się spodziewać po wojskowych dbających o bezpieczeństwo? No właśnie...
Offline
Zin kiedy został wprowadzony do kajuty, rozejrzał się po niej. Zauważył dwie prycze...standard dla wojskowych statków. Nie wiedział jednak, że na takich statkach jest wszystko monitorowane. Kobdar najpierw zajął miejsce przy stoliku. Popukał chwilę palcami w stół, a że Zin to człowiek, który długo dupy nie potrafi utrzymać na jednym miejscu to od razu postanowił wstać. Chodził po kajucie. Chodził i chodził, aż w końcu doszedł do wniosku, że powinien porozmawiać z tymi ochroniarzami. Tak...w celach towarzyskich. Zin uśmiechnął się lekko pod nosem, podszedł do drzwi i poczekał, aż się rozsunęły. Kiedy to już zrobił, stanął przy dwójce jegomościów i machnął im ręką.
-Czołem panowie. Nie nudzicie się przypadkiem?-Spytał z lekkim uśmiechem. Zin jak każdy szanujący się gracz w sabacca ma przy sobie talię kart. Schowane w kieszeni swojej kamizelki. Może się skuszą na małą partię w tę grę.
Offline
*Strażnicy cały czas tam stali, w postawie zasadniczej, gotowi użyć siły, jeśli zajdzie taka konieczność. No i gdy drzwi się odtworzyły top zareagowali od razu, zwracając się twarzami w stronę wychodzącego Zina. Obaj byli ludźmi, ale było tutaj też wiele istot obcych ras: durosi, twi'lekowie, rodianie, sullustanie, kalamarianie itd.* Jesteśmy na służbie... *Odparł sucho starszy z dwójki a młodszy tylko przekręcił oczami. Oni wiedzieli, że wszystko jest monitorowane, a po odzywce durosa, który stwierdził, że Zin ładnie tańczy, to powinien się domyślić, że są tutaj kamery. No ale jak nie wiedział to chyba będą musieli wyprowadzić go z błędu... ale niech się cieszy, w kajutach nie ma kamer, ale za to na korytarzach jak najbardziej*
Offline
-Panowie, panowie. Jedna partyjka w sabacca jeszcze nikogo nie zabiła. No. Nudzi mi się cholernie, weźcie się zlitujcie.-Powiedział do nich z uśmiechem po czym sięgnął za pazuchę i wyciągnął metalowe pudełko z kartami do gry, której był wielbicielem. Oglądał często rozgrywki w HoloNecie. W Sabaccu była potrzebna przebiegłość i spryt, a te cechy akurat Zin posiada. Kij z tym, że kłamać nie potrafi, ale kantować...owszem. Zin potrząsnął pudełkiem, coby nieco zainteresować ochroniarzy.
Offline
*Starszy z nich z trudem ukrył poirytowanie. Widać, że poważnie traktował swoje obowiązki i nie chciał dostać karnego przydziału za niesubordynację. Młody pewnie by się zgodził, gdyby nie kamery* Niestety odmawiamy. Oberwałoby nam się od pani kapitan, gdyby się dowiedziała o tym. *Odparł właśnie ten młodszy i nie ruszali się z miejsca. Nie ich sprawa, że Zin się nudzi... oni mieli obowiązki i tyle. Byli na służbie, nie w knajpie podczas zabawy*
Offline
No nic. Gra w sabacca odpada. Zin schował karty za pazuchę, rozejrzał się. Nikogo nie było, ale przez te kamery wszystko by szlag trafił. Zin by też po mordzie dostał od tej pani kapitan, która niby chucherkiem była, ale przywalić pewnie umiała. Kobdar zastanowił się. Nie przychodziło mu do głowy żaden wspólny temat z ochroniarzami, ale...Zin był również fanem wyścigów speederów.
-Widzieliście ostatnio wyścig? Jak Garrosh zrobił nowy rekord?-Spytał ich. Zatarł dłonie i czekał na ich odpowiedź. Szczególnie na tego młodego, bo nie liczył na to, że ten starszy jakkolwiek się odezwie.
Offline
*Zin miał nieco wykrzywione pojęcie o kobietach, ale to pewnie przez jego żonę. Omwatka nie musiała się uciekać do przemocy, by wymóc posłuszeństwo. Bo tak na prawdę to była chucherkiem i inżynier jej uderzenia pewnie by nawet nie poczuł* Hmm? Wygrał? Niestety... nie oglądałem. Takich luksusów u nas w mesie nie ma... *Skrzywił się młody a starszy pokręcił tylko głową i wyprostował się, stając znowu plecami do ściany. On był wierny regulaminowi, to młody będzie mieć kłopoty jakby co*
Offline
Odbiornik HoloNetu to luksus? Zin zrobił wielkie oczy, gdy to usłyszał. Oparł się o ścianę i podrapał się po głowie. Zin pogdybał chwilę i znowu zaczął nawijać.
-Jak to luksus? Wystosujcie prośbę do dowódcy i chuj. Powiedzcie, że to polepszy morale załogi i nie będzie miała wyjścia.-Tak to prawda. Zin miał bardzo mocno zakrzywiony obraz kobiety. W końcu żona go torturuje, ale na szczęście o tym wiedzą tylko nieliczni. Klony i Tang...miał nadzieję, że nie wygadali tego dalej. Chociaż to mandalorianie, oni trzymają sekrety lepiej niż trzymane są kredyty w banku galaktycznym.-Wygrał, wygrał. Pobił rekord o trzy sekundy, bracie...jak ja bym chciał tak prowadzić.-Powiedział do niego z lekkim uśmiechem. Zin raczej dobrze prowadził, miał nawet smykałkę do wyścigów, ale najprawdopodobniej on nigdy nie wyszlifuje tak swojego kunsztu jak Garrosh, który prowadzi odkąd skończył sześć lat. Przynajmniej...tak mówią plotki
Offline
Normalnie. Holonet nie koduje swoich transmisji, więc po odpowiedniej modyfikacji nadajników można wyśledzić położenie okrętu. Tak wpadła jedna grupa piracka dawno temu... oglądali transmisję meczu na żywo i ich zgarnęły siły Republiki *A teraz sieć holonetowa podlegała Imperium. Wojsko jednak już dawno temu opracowało system przekierowania łączności tak, by przy odpowiednich zabezpieczeniach nie dało się wyśledzić rozmowy tak łatwo.* A dowództwa nie stać na specjalne urządzenia kodujące i tak dalej. Ale mamy inne rozrywki... *Uśmiechnął się lekko. Zin pewnie nigdy nie służył na okręcie wojennym, więc nie musi wiedzieć jak wygląda taka służba, rozrywki i tym podobne sprawy. Odbiorniki holonetowe były im zbędne* Mmm... kiedyś sie tym pasjonowałem, ale nie mam smykałki do lotów. Ale gdybyś widział Widma, ci to latać potrafią. Garrosh wymięka!
Offline
-A...no tak. Wyleciało mi z głowy.-Powiedział, słysząc informację na temat systemów kodujących. Słyszał o tym przypadku, kiedy pracował na Coruscant. Zin pociągnął nosem, skrzywił usta.-Widmo? Jakie Widmo?-Spytał młodego. Od razu skojarzyło mu się to z tym okrętem Cochrelu, ale szybko powstrzymał te myśli, trzęsąc delikatnie łbem.-Zawsze pozostaje prowizorka.-Powiedział Zin. Inżynier ten bardzo dobrze znał się na prowizorce. Można rzec, że jego statek trzyma się kupy na słowo honoru. Wygląda tak, jakby miał się za chwile rozpaść, ale to się wytnie. Jeszcze ten kutas na kokpicie. Całe szczęście Zin go zamalował.-A jakie to rozrywki? Ruchanie każdej panny kiedy dobijecie do stałego lądu?-Zażartował się. W gronie męskim mógł sobie pozwolić na takie sprośne żarty.
Offline
Nie Widmo, tylko Widma... Eskadra Widm, nasza elitarna jednostka. Najlepsi piloci Galaktyki i *Zamarł, bo jego starszy kolega syknął ostrzegawczo, by nie wygadał jakiś ważnych informacji. O samej formacji mógł mówić, nie było w tym nic złego. Widma już dali się we znaki Imperium a ci ich już też rozpoznawali... małe myśliwce pomalowane na czarno i sunące przez przestrzeń jak śmierć. Ich piloci byli wysłannikami śmierci, tak żartowano sobie z nich. Ale ogólnie to równe chłopaki... no i dziewczyny, z nich. Nie wywyższają się, nie puszą, tylko odstawiają takie numery w mesie, że dowódca ma z nimi urwanie głowy* Proste... każdy ma jakieś rodzime rozrywki, to się z nimi dzieli. Niektóre na prawdę szalone... często gramy w pazaaka, sabaka i tym podobne gry. Zostają jeszcze opowieści z Wojen Klonów. *Uśmiechał się, bo lubił tą część. Mieli na pokładzie kilku weteranów, więc to od nich pochodzą te historie*
Offline
-A w Holoszachy kiedyś grałeś?-Spytał go z lekkim uśmiechem. Rozrywka dla osób lubiących wyzwania umysłowe. Pazaak to gra, w którą Zin nigdy jeszcze nie grał, choć chętnie by spróbował. Sabak...to już zupełnie inna bajka. Opowieści...tak nasłuchaj się wiele plotek w swojej sekcji i to mu jak na razie wystarczy.-Pamiętaj, że opowieści te trzeba dzielić na pół. Ni cholery nie wiesz co jest prawdą.-Przestrzegł go. Podrapał się po głowie. Widma...nigdy o nich nie słyszał. Był tak zabiegany, że rejestrował tylko nazwę Widmo. Podrapał się po głowie. Może to i mu się o uszy obiło, ale nic nie chciało mu się przypomnieć. Zin pokręcił głową przecząco. Nie słyszał o nich.-Wiesz kurde...za dużo czasu na Mandalore spędziłem.-Wyjaśnił mu swoją niewiedzę.
Offline
Grałem, ale kiepsko mi w to idzie *Wzruszył tylko ramionami, gdyż był prostym żołnierzem, nie mózgowcem. Gdyby miał zmysł taktyczny to pewnie awansowałby na oficera ale ta rola mu odpowiadała. Cóż, nie każdy może być geniuszem i ktoś musi robić coś innego* Myślisz, że nie wiem? *Roześmiał się głośno. Lubił opowieści nie dlatego, że były prawdą, ale ciekawie skleconą historyjką, z morałem i wszystkim. Lepsze nawet niż holofilm, bo wszystko zależało od własnej wyobraźni. A ci miejscowi bajarze lubili dorzucać jakieś smaczki i tym podobne, więc nigdy ta sama opowieść nie była identyczna* Na Mandalore? Słyszałem, że Mandalorianie to psychopaci, których lepiej nie wkurzać... jak ty tam możesz żyć? *Najwyraźniej młody nie uznał Zina za Mando, bo zareagował w ten a nie inny sposób. A to, że Zin o Widmach nie słyszał to bardzo dobrze... bo gdyby usłyszał, to pewnie byłaby to ostatnia nazwa, którą usłyszałby w życiu. Póki co sieją strach wśród Imperialnych...*
Offline
Zin pokręcił głową. Czy Mandalorianie to psychopaci. Cholera wie. Zin się nad tym nigdy nie zastanawiał, chociaż nieraz powinien.
-Nie są źli. Pogadasz z nimi, napijesz się z nimi...chociaż czekaj...jeden do mnie z blastera celował. Jeśli tak rozumiesz słowo psychopata, to tak...to są jębnięci ludzie.-Powiedział z lekkim uśmiechem na gębie. Zin żył tam całkiem spokojnie, bo do zachowań mandalorian można się łatwo przyzwyczaić, podczas przebywania z Temeną. Ta to dopiero robi raban. O byle gówno. Źle odłożony talerz, pomoc klonom...idź pan w cholerę, idź pan w cholerę.
Offline