Gra PBF w świecie Star Wars, rozgrywająca się w czasach Młodego Imperium.
Medyk
To jest ładne! *podsumowała obruszona kotka. Siedziała na walizce. Miała na sobie krótką (Ale nie za krótką) czarną błyszcząca spódniczkę, taką też kurtkę do położy pleców a pod spodem bluzkę w jednolicie popielatym kolorze. Włosy na głowie, czyli ta dłuższą sierść zaczesała do tyłu w zwyczajny kucyk i tyle* chyba idzie *odezwała się cicho, spoglądając na ojca. Jako kot miała lepszy słuch i słyszała jak ktos się człapie po schodach, co od wyjścia były tylko dwa pietra*
Offline
Obywatel Sojuszu
*Tak tez było, człapał się ktoś az do chwili kiedy zadzwonil dzwonek, co oznaczało, ze dotarł już, i własnie do nich przybył*
Offline
Lekarz/Cybernetyk
*No co racja to racja. Mimo że doktor przygłuchy nie był to nic nie słyszał. Gdy dzwonek się rozległ Deoksyrybonukleink tradycyjnie zaczął szczekać jednak klepniecie profesorowej dłoni w jego czerep uciszyło droida. Po czym drzwi otwarte zostały by gości przywitać.* No, już myślałem,że was zeżarło coś. *Nie ma to jak powitanie.*
Offline
Obywatel Sojuszu
*Za drzwiami siał duros. Sam był, a wyglądał jak wcześniej. Rzęski się wydawał i zadowolony choć nieco ‘czuć było od niego”. Widac prawdę o znajomych mówił, bo to nie było barowe „czuć”. Uśmiechnął się lekko, po czym zza ramienia doktorowego Reginie skinął i rzucił okiem na toboły. Uhu – pomyślał – doktorze, ty na widmie kajut nie widział – pomyślał. No ale może wygospodaruje się dla nich coś większego o ile Darven się nie rzuci ze sprzeczne z regulaminem.*
A gdziieeeee…. *przeciągnął wesoło, wymijając doktora i wchodząc po rzeczy. Uśmiechnąwszy się do kotki poderwał dwie walizy. Moze i chuderlawo wyglądał, ale uczynił to bardzo wprawnie* …tylko gruby się bał waszego pieska i nie przyszedł
Offline
Medyk
*Jej wzrok padł na durosjanona, który to niemal od wejścia wydał jej się dziwnie znajomy, wiec nie mogła oderwać od niego wzorku. Wyglądało to jakby się gapiła, co dość niezręczne było, ale gapiła się nadal, a uśmiech odwzajemniła bardzo rezolutnie, szeroko i czarująco, z przymknięciem kocich oczu. Gość niby niepozorny a jednak – wydał jej się interesujący*
Offline
Lekarz/Cybernetyk
*A bo to interesujący. Dla niego duros jak duros. Wszyscy tacy sami. Nawet ten...jak mu tam. Bane nijak się nie wyróżniał z wyglądu gdyby nie ten stylowy kapelutek. Toteż profesor się na "pachnącego" nie oglądał. Jedynie poszedł po swoją torbę gdzie nieco swoich ubrań miał,żadnych sprzętów(wszak córa więcej swoich rzeczy bierze) i walizkę z jakiegoś wytrzymałego lśniącego materiału, metalu chyba. Tam miał swoje próbki oraz całe preparaty.* Ta, bo Deoksyrybonuklein to potwór. *Parsknął.* Ciekawe co by powiedział jak by się dowiedział,że to był ratlerek dawniej.Ha!*Uzębienie swe niekompletne wyszczerzył w szerokim uśmiechu.* No to idziem?
Offline
Obywatel Sojuszu
Pewnie by nie uwierzył, ale się nie przejmować nim. Mamy teraz na pokładzie bardzo urocze gadzie dziecko. Jego tez się boi, as pierdzi ze strachu *duros zaśmiał się i szarpnął walizki, jakby poprawiał uchwyt* Rudi jestem, z Cochrelu *przedstawił się. Reginie ale z racji zajętych rak nie uścisnął dłoni* Statek czeka, chodźcie, myślę ze to za raz zabierzemy *I poszedł z największymi walizami. Reszta to mała – pozabierają*
Offline
Medyk
Regina *błysnęła białymi kocimi zębami w uśmiechu serdecznym i śmiałym, ale nic nie powiedziała. Nie było to granie niedostępnej. Raczej – nadal utrzymujący się lekki szok i strach przed nieznanym. Tak jej toreb było więcej, no ale ojca ciuchy bliźniaty nałoży, a coś jej założy jego Stara na tą swoją wielką dupę? Lepiej wziąć niż by miało babsko szmaty do podłogi z tego zrobić. Regina wzięła polowe tego co zostało, i przechodząc Kolo ojca szepnęła cicho* on jest podobny do tego łowcy nagród!
Offline
Lekarz/Cybernetyk
Każdy duros wygląda podobnie. *Tatulek jedynie oczyma przewrócił. Tia, Regina wszędzie widziała jakieś "osobistości". A przynajmniej tak doktorek twierdził. Tak czy siak, nie ociągając się ruszył za durosem do windy by wydostać się nie tylko z samego budynku, ale wyjść już w górnym mieście. No chyba, że jednak statek "zaparkowany" był gdzieś w porcie w jednym z kilku punktów średniego miasta.* Gadzie dziecko? Kaleesh,hę? Coś ostatnio często z nimi do czynienia miałem.... pierdółkowaci, ale sympatyczni. *No i podsumował tą rasę jakże cudnie. Gdyby to tylko Generał słyszał.*
Offline
Obywatel Sojuszu
*Rudiego szybko dogonili bo ten na windę czekał. Nie usłyszał zdania o byciu podobnym do łowcy nagród. Obejrzał się przez ramie na doktora, przez co mógł się kotce wydać jeszcze bardziej podobny. Takie niby zlewające spojrzenie, odpowiednia postawa, pomarszczone usta i nawet podobny glos* Niech pan nie kracze, doktorze, niech pan nie kracze… *I uśmiechnął się, widać coś wiedział i nie krył się z tym. Solusowie mogli wiec podejrzewać ze cos odkryli – ta rasa. Acz „pierdółkowaci ale sympatyczni” na widmie raczej nie występowali. Ale to wszystko się okaże* Malkit jest przecudowny. To bardzo zadki gatunek.
*Winda przyjechała. Wyszło kilka babć które potraktowały ich nienawistnym spojrzeniem tylko dlatego, ze czekali na windę, i poszły, a Rudi załadował walizy do srodka a na koniec siebie tez*
Offline
Medyk
*Kocia twarz catharki zrobiła się nagle jakaś bardziej pociągła a oczy okrąglejsze. Skupiona na posiwiałej potylicy ojca zaczęła w myślach kompletować fakty. Wielka korporacja, statek, generał – najprawdopodobniej kaleeshianin który nie pasuje do stwierdzenia jej ojca.
Tylko ze cholera, ona za dużo o gadzich rasach nie wiedziała. Nie interesowały ją. Kaleesha właściwie pierwszy raz zobaczyła u ojca w klinice. gadzich istocie, wydał jej się sympatyczny ten cały Secorsha, ale czuła do niego respekt – był nieobliczalny. Cmoknęła na droida,a wszedłszy do windy zaczepiła mu smycz by na ulicy nie wystartował do nikogo*
Offline
Lekarz/Cybernetyk
*Deoksyrybonukleinek był wyjątkowo grzeczny. Oczywiście do czasu wyjścia z windy i wykazywania wyraźnych chęci by kogoś obwąchiwać. No niby sensory odpowiednie miał, ale woni jako takich to on niestety bidul czuć nie mógł. Psia część czuła się tym pokrzywdzona. Lecz mniejsza o problemach z osobowością droida.* Czyli cosik innego... no cóż. Jaszczury lubię. Szybko się leczą. *Odparł doktor nie widząc w Rudim niczego nadzwyczajnego w przeciwieństwie do jego córuni. No co się dziwić skoro doktora zawsze interesowało czyjeś wnętrze i to dosłownie oraz różne eksperymenty czy to cybernetyczne czy biologiczne, koncentrując się w swych preparatach na przyspieszaniu regeneracji tkanek. Gdyby tylko miał dostęp do funduszy Imperium...kończyny mechaniczne by wyszły z mody bo by można było z odciętej rency wyprodukować nową,ot co.* A ten wasz generał to kto? Jakiś były wojskowy wojen klonów? Człowiek, rodianin,co? *Coś się dowiedzieć jednak profesor w innych tematach także pragnął mimo że był definitywnie ślepy na Cadowatość Rudiego,jak i reszta społeczeństwa w sumie.*
Offline
Obywatel Sojuszu
*Wyszli głównym wyjściem i okazało się ze już czeka taksówka, do której Rudi zaczął ładować bagaże kiedy tylko dotarli, a czynił i to z lekkim uśmiechem, choć. Widać było ze wołałby tej czynności nie wykonywać*
Widzi pan… nie do końca można jednoznacznie stwierdzić… kim on jest. Jest bardzo duzo podań, a ja tam tylko lądowania przejmuje… *wyprostowawszy się gestem wskazał taksówkę, co by się załadowali, by nie przedłużać, bo trzeba lecieć, przygoda czeka. Kiedy się załadują, taksówka odjedzie, i zawiezie ich na płytę lądowiskową gdzie czekał już statek. A co to za statek – dowiemy się już w innym temacie*
Offline
Medyk
*Tak, z chwili na chwile coraz bardziej jej on przypominał Bane’a. nie lubiła go (Bane’a) bo był jak to sie mówi „zły” ale po nastaniu Imperium stał się jakby zły mniej, tak jak Jango Fett i ogólnie wszyscy, oprócz puttów których nie lubiła i tak zostało (i miała żal do ojca ze pozwolił jednemu obślimaczyć klinikę w znaczeniu dosłownym jak i w przenośni). Idąc za nimi, tudzież z nimi z ciekawością łowiła kolejne fakty z tej ciągniętej mimochodem rozmowy. Kiedy kazano, to wzięła Dezoksyrybonukleina na ręce i siadła do tyłu, choć coraz bardziej miała ochotę uciec póki jeszcze może…*
Offline
Lekarz/Cybernetyk
Pieprzysz pan. *Odparł wrzucając swe rzeczy do bagażnika, walizkę jednak metalową nadal przy sobie zachowując.* Jak byś tylko lądowania przyjmował to by Cię tu, Rudi, nie było. A i też nie jest to coś co byle posłańcowi można zlecić. *No doktorek może i ślepy na pewne kwestie,ale nie jest jakoś tak kompletnie nie spostrzegawczy. Gdyby nie był to by Vottagg już w jego klinice sobie zrobił własny prywatny jarmark. Tak czy siak, doktorski tyłek też w taksówce się znalazł gdzie siadł z tyłu obok córy i deoksyrybonukleina z przymkniętymi ślepiami i łepetyną opartą o cyc catherki.**
Offline