Gra PBF w świecie Star Wars, rozgrywająca się w czasach Młodego Imperium.
*Maszyna wypadła na podwórze przed lokalem, ostro manerwrujac tańczył Dżony miedzy areowozami, szukając astromecha którego wczesniej zmiażdżył. Wielka wściekłość zdawała się być dodatkowym repulsoerm, jednak w koncu udpokoil się na tyle, by rozwinąć się przy areowozie Secorshy, pokazując opustoszałemu parkingowi swoje osmalone, mechaniczne cialo*
Offline
Piehrrdolona kupa złomu! Zatłukę cie, świnio! *warczał w kierunku Dżonego, cały czas biegnąc, także w stronę areowozu. Dopiero kiedy dopadł auta, zawyli bólu, bo został trafiony. Nie należał do tych co zaciskają zeby. Szkoda mu było zębów. Za zasłoną z cielska droideki, drżącą id postrzału ręką próbował przejechać karta po zamku*
Ahrru, chodź tu, ty poprowadzisz! *Obejrzał się za siebie, ale dostrzegł tylko Dżonego* Ahrru? AHRRRU, ty jebany bohaterze! Dżony, idź po tego cwela!
*wystrzelił pazurem mechanicznej ręki przez ramie droida. No, to jak Dżony tal lubi działa grzać to niech tam teraz idzie*
Offline
Mroczny Jedi
*No cóż..kto by pomyślał,że w zwykłym barze ostrzał będzie niczym na polu bitwy w czasie wojen klonów i to jeszcze celniejszy niż tam? Hm... może to kwestia tego,że organik z motywacją(kilka milionów kredytów) potrafi z siebie wycisnąć wiele w tym i sokole oko? No cóż. Zabrak nie można powiedzieć by miał czas ani chęci na przemyślenia podczas swej ścieżki zdrowia jaką wykonał w biegu tych co mu staną tnąc i starając się odbijać bolty jak tylko się dało... z każdym trafieniem jednak coraz gorzej mu to szło. Nim dopadł do wyjścia stracił władzę w prawej ręce i miecz byłby stracony gdyby nie to,że w Mocy kryształ w nim był unikalny, powiązany z zabrakiem który więź utworzył podczas tworzenia oręża. Dlatego też Secorshy ukazał się widok otwartych drzwi z zabrakiem wypadających z lokalu z jednym mieczem w zębach,a raczej rękojeścią i drugim w lewej nieznacznie tylko poranionej dłoni. Ale reszta...no cóż. Prawa ręka dziurawa,mocno podziurawiona, naprawić się ją dało owszem,ale trochę to potrwa... płaszcz zabraka był sitkiem, prawy rękaw okrwawiony skrywający poszarpaną rękę z przestrzeloną nawet dłonią, tors także w kilku miejscach został popieszczony blasterami,lżejszego kalibru,a pod lewą łopatką jeden nawet przebił się przez ciało na wylot, jak i płuco najwidoczniej. Jakim cudem zabrak jeszcze był w stanie biec mimo i poranionych nóg? Dzięki Mocy i temu,że ból jeszcze był od niego oddalony,gdy nadejdzie, rękojeść między zębami przyda się do zaciśnięcia zębów. Teraz jednak zabrak pokonał połowę drogi do aerowozu Seco i padł, najpierw na kolana, potem zaś legnął na ziemi, nadal prąc do przodu.... czołgając się powoli lecz prąc dalej i dalej. Nie podda się do końca, jedna ręka była sprawna, wystarczy uruchomić ostrze i zdoła się uchronić przed pierwszymi strzałami które ominą jego osłonę w postaci jednego z areowozów. Bez pomocy jednak... skończy albo trupem albo więźniem.."Kiepsko"-w myślach stwierdził*
Ostatnio edytowany przez Aru (2010-09-03 19:39:13)
Offline
*Nie należało zapominać o tym, że to Nar Shaddaa, dla wielu symbol bezprawia w Galaktyce. Tutaj każdy rozsądny mieszkaniec nosił broń, przynajmniej podstawową. A wszyscy ci gangsterzy i ich ochrona posiadali broń najlepszego gatunku i z nią bardzo rzadko się rozstawali, nawet biorąc udział w imprezach. Więc to przyjęcie siłą rzeczy było pełne osób posiadających broń, a wielu z nich potrafiło dobrze strzelać, więc gdy Aru aktywował swoje miecze, to stał się celem numer jeden dla kilkunastu, a może nawet i kilkudziesięciu celowników napalonych najemników, ochroniarzy i łowców nagród. Więc Aru miał pecha, bo bardzo mało Jedi jest w stanie odeprzeć taki atak, gdy jest się praktycznie otoczonym. Ale zabrak miał szczęście, bo udało mu się opuścić budynek, ale on i jego przyjaciele muszą się śpieszyć, bo w środku pozostałą zgraja uzbrojonych po zęby i napalonych na nagrodę przestępców, gotowych zabić wszystko i wszystkich na swojej drodze. Nie mieli jednak ciężkiego sprzętu na Dżonego, więc przodem puścili kilka droidów bojowych, które od razu zaczęły strzelać w stronę droideki i Seco. Blasterowe bolty muskały pancerz Dżonego i o mało co nie trafiały z kaleesha. Systemy droida z pewnością doniosą o kilku naruszeniach w powłoce pancerza.*
Offline
*Dżony nagle przyjął pozycje bojową.
Dyrektywa jeden: posłuszeństwo jednostce dowodzącej, rozkaz: idź po tego cwela. Zainicjowano. Status: aktywny – inicjowanie*
Rozkaz rozkaz Zameldował. Odpalenie programów, wydajność systemu 92%, wyłączono uszkodzone programy. Target – sprawny.
Po sekundzie od komunikatu Seco od tylu zobaczył jak Dżony maleje, składając się do koła, i rusza z łoskotem gniotąc małe kawałki durabetonu na parkingu i toczy się. Z powrotem w zgiełk „imprezy”, ale daleko nie dotarł. W momencie kiedy minął sięm z Aru, zatrzymał się, i włączył tarcze. Raporty o uszkodzeniach zostały odsunięte na boczny pulpit, za to natychmiast rozpoczął ostrzał z ciężkich dział (acz nie artyleryjskich), kalibru, który wystarczy by postrzelona kończyna eksplodowała a trafienie w bardziej witalny punkt przyniosło natychmiastową śmierć. Sześć strzałow na sekundę, w droidy, które wysypały się przed parking. Tarcze Dzonego znajdowały się dokładnie naprzeciwko drzwi, a z drugiej strony – na przeciwko areowozu, wiec zasłaniał Secorshę i po części Aru*
Offline
*Jakiś zabłąkany bolt przeorał karoserie Saxxeta dokładnie w chwili kiedy walczący z drzwiami Seco wyrwał klamkę i drzwi się otworzyły. Obejrzał się za siebie i dostrzegł czołgającego się Aru. Dalej Dżonego i jego tarcze, wyglądające jak piłeczka z zatopioną w środku figurką.*
Ja piehrrdole *ten odkrywczy tekst padł w połowie skoku, kiedy rzucił się po Zabraka. Widząc jego obrażenia jakos przestał czuć swoje, i choć nadal utykał, pociągnął Aru jak szmatę, za fraki (modląc się by się nie porwały) i usiłował wrzucić na tylne siedzenie łbem naprzód*
Offline
Mroczny Jedi
*Zabrak niezbyt rozmowny był, wszak się własnoręcznie zatkał własnym mieczem który niczym pies kość,w zębach trzymał. No, ale płaszcz za który ciągnięty był jest raczej wytrzymały,gruba skóra niegdyś sięgająca ziemi,obecnie także jej sięgająca, ale i niemiłosiernie dziurawa. W każdym razie ubranie raczej wytrzyma,a zabrak niski, lekki... idealny obiekt do targania! Ba, nawet nogami nieco pomagał bo i odpychał się w tył. Dżonego nie widział, jedynie słyszał ostrzał wymieniany przez niego z przeciwnikami. Jeśli dane było Seco go wrzucić do aerowozu to i zabrak sobie tam tak leżał, chowając do uprzęży za plecami, ocalałej, jeden i drugi miecz by mieć wreszcie usta wolne i móc oddychać..ciężko.*
Offline
*Droidy padły szybko ,bo to było tylko mięso armatnie, by zorientować się w sytuacji i dać reszcie trochę czasu na przygotowania. I tak po minucie z bocznych drzwi wysypały się małe grupki najemników, którzy od razu skierowali się ku uciekającym, oczywiście kryjąc się za wszelkimi dostępnymi osłonami. I tak znowu rozpoczął się ostrzał ,z dwóch stron, a przeciwnicy ukrywali się za murkami, aerowozami i tym podobnymi rzeczami, jednak ich broń nie była w stanie skutecznie zagrozić Dżonemu. Do czasu... jeden z trandoshan wyciągnął ze swojego pojazdu karabin, który może solidnie dać w kość nawet takiej droidece jak Dżony. A był to LJ-50, cholernie wredna broń, która mimo małego magazynku i średniego zasięgu byłą bardzo śmiercionośna. Rozległ sie huk i pierwszy niebieskawy promień trafił w tarcze droideki, powodując spadek mocy o prawie 30%, a więc dużo. Tak wiec jeśli się nie pospieszą, to z nich zostanie tylko wspomnienie. Zwłaszcza Seco powinien się śpieszyć, gdyż kolejne bolty pomknęły w jego stronę, ale póki co chyba Moc mu sprzyjała i jakoś chybiali, zapewne przez Dżonego.*
Offline
*Nie rozproszył się, bo program target przewidywał rozdzielenie ognia na kilka źródeł. Bardzo szybko także zlokalizował największe zagrożenie, a uderzenie ów karabinu sprawiło, ze wręcz przesunął się całością o 2cm, na trzech nogach. Tarcze nie wyłączyły się, generator się zagrzał, a raport o uszkodzeniach znowu podświetlił się i wrócił gag łowny pulpit.
Na szczęście „misja” realizowała się sama, bo Seco miał już „tego cwela” w rękach. Dżony skierował jedno z dział na trandoshanina. Zapadka przeskoczyła, ustawiono tryb artyleryjski – taki do wysadzania areowozów. Dżony oddał strzał w kierunku zagrożenia,. Przy odrobinie szczęścia po prostu go wysadzi razem tym za czym się krył. Drugie działo siekało tych co najsilniejsza broń mieli i próbowali strzelać w Secorshę, natomiast już kolejny program opracowywał Dżonemu trasę ucieczki*
Offline
*Nawet nie zaklął, kiedy znowu musiał zrobić zeza na karoserii samochodu. Prawie by stracił łeb! Dał nurka na siedzenie kierowcy i tak szybko jak to możliwe zapalił saxxeta. Miał nadzieje ze Dżony jeszcze wytrzyma te 2-3 razy zanim zaskoczył silnik, a jak już zaskoczył to – cholera, jak to ciężko nie mieć talentu pilotażu, w każdym razie – najszybciej jak to było możliwe w takiej chwili Seco ruszył areowozem na skraj płyty, by potem opaść niżej i zejść z linii strzałow*
Za panem, Dzony! *krzyknął jeszcze przez uchyloną szybe. Kto by w takiej chwili dbał o to, ze jest ona uchylona?! Była, to i jest*
Offline
Mroczny Jedi
Wykrakałem.... *Pomruk zachrypnięty zza Secorshy się dobył. Zabrak obrócił się na plecy pozwalając by prawa dłoń opadła z siedzenia na podłogę. Oddychało mu się ciężko.* Hehehe....khe. *Zaśmiał się nie wiedzieć z czego i kaszlnął przez co z ust krwią charknął. Co go chyba zbytnio nie wystraszyło bo kontynuował swoje pieprzenie.* Wykrakałem kurwa... mówiłem,że....że.... że pościgów nie przewidujemy na dziś. Ha! *I tak też było, gdy lecieli na imprezę zabrak zażartował,że wóz Secorshy musi latać i nie wymaga od niego nic więcej bo w planie pościgów nie mają... a tu się zapowiadało właśnie na pościg chyba, nie?* Ehh.. *Jęk następną rzeczą był jaka z siedzenia dobiegła. Zabrak sprawdzał swe obrażenia Mocą..* Zapadnięte płuco... *Mruknął, tak lewe płuco mu funkcjonować przestawało, stąd też krew, dobrze że blastery nie powodują krwotoków i więcej nie będzie tej krwi...*
Offline
*Trandoshanin i jego kompani salwowali się ucieczką, ale mieli pecha i dosiegnałich pocisk Dżonego, aerowóz za którym się skryli wyleciał w powietrze przy przepięknym akompaniamencie huku eksplozji, a do tego również blaski ognia i latające wszędzie części, istny spektakl dla oczu. I łup, Dżony ponownie oberwał, tym razem salwy z kilku karabinów jonowych nastawionych na niszczenie droidów. W końcu musieli mieć jakieś zabezpieczenia podczas walk, prawda? Wydajność tarcz zaczęła zmniejszać się drastycznie i powoli dochodziło do alarmujących przeciążeń systemów. Ostatnia chwila, by dać nogę, inaczej procesory droideki po prostu się stopią i stanie się tylko bezużyteczną kupą żelastwa. Dżony jeszcze wytrzyma na tyle, by zmienić się wmkólę i uciec, ale dalsza walka skaże go na zagładę. A co do Seco i jego manewrów, to cóż, miał pecha i jego pojazd nie zdążył ulecieć za daleko gdy oberwał i wysiadły mu główne systemy repulsorowe. No i zaczęli spadać, na szczęście nie aż tak szybko...*
Offline
*Na szczęście w chwile przed tym ostatnim (choć to złe określenie – bo potem tez były) strzałem dostał rozkaz do odwrotu, tak więc, jadąc już na systemie awaryjnym przeszedł tryb kołowy i ruszył pełnym gazem, jako ze tryb kołowy nie „zjadał” tyle energii co tarcze, nie musiało to być wcale wolno. Po prostu spieprzał przez parking w tak niewielkiej odległości od areowozow, ze każdy strzał może wywołać kolejną eksplozje samochodów, samochodów czego Dżony raczej wyjdzie cało. Wytoczy się, najwyżej go trochę zmiecie. Jednocześnie jego sensory namierzające śledziły koślawy lot saxxeta.
Dżony zmierzał do znalezienia się pod osłoną by tam, jeśli nie dane mu będzie jednak ewakuować się dalej, dać odsapnąć przeciążonym podzespołom. Oczywiście chłodzenie szumiało już od dawna, ale kto by tam to w takim huku słyszał*
Offline
co? *rzucił w panice kiedy maszyna zatrzęsło*
Nie! Nie, nie, nie, ja mu uhrratowalem życie! *mówił oczywiście o wozie. W takich sytuacjach nieważne ze gada się głupoty. Szlag![/i] *Czując ze maszyna mu opada miał dwa wyjścia – próbować dolecieć do konca płyty i dalej spadac w przepaść – w końcu kontrolował tor lotu, ale był zbyt kiepski w tym, by nawet domniemać ze przeżyje, wiec odpada. Druga opcja – skręcił miedzy dalsze rzędy samochodów, już nie VIIP-owskich, by – kiedy spadnie, łomotnąć podwoziem miedzy inne autka i szybko się przesiąść do cudzego…*
Offline
Mroczny Jedi
*Zabrak też gadał głupoty, co z tego? Teraz tylko lewą łapą złapał się oparcia tylnego siedzenia bardziej odczuwając niż zauważając,że spadają. Choć po chwili w szybie ujrzał, że coś nie tak i raczej spada im się w dół.* Ja chcę do tej dupeczki! *Zawołał od tak by nieco napięcie spadło, tak jak spadał ich wóz. Ale to,że zabrak nie mógł się zbytnio ruszać nie znaczyło, że jego umysł jakoś na tym stracił. Ból ignorował w większości, inne zmysły działały na pełnych obrotach. Jeśli ich pojazd zbytnio się rozpędzi przed lądowaniem tam gdzie Seco będzie się starał trafić, zabrak postara się z całych swych sił spowolnić,a raczej zamortyzować uderzenie aerozowu o twardą powierzchnię. Gdy tylko zorientował się,że spadają zamknął swe oczy. Jedi są po to by chronić innych, i tak też chciał uchronić Secorshę skupił się na pozytywnych emocjach i wspomnieniach,na tym co dobre, by z tego czerpać swą siłę. W umyśle jego pojawił się obraz, wyobrażenie wozu Secorshy i jego cel, cel nad którym Mocą Aru pragnął zamortyzować upadek tak by uderzenie nie poczyniło zniszczeń w samym pojeździe, ale tuż przed uderzeniem, nie w czasie lotu, bo dodatkowe spowolnienienie upadku sprawiło by,że byliby idealnym celem.*
Offline