Gra PBF w świecie Star Wars, rozgrywająca się w czasach Młodego Imperium.
Dzieciak
Miejsce niewizytowe, głębokie dolne poziomy, miejsce które siega ziemi to właśnie karmazynowy korytarz – miasto dla elementu, tych co nizej spaść już nie mogą. Przeważa tutaj składowisko żebraków różnej maści, lecz swieci także kilka bud, jakaś knajpa, kawałek burdeliku. W fundamentach olbrzymich monad co zaradniejsze menelstwo wydłubało sobie nory.
Nikt „normalny” tu się nie zapuszcza.
Offline
Admin - MG
*Czarna szata łopotała cicho, mknąc za swym panem. Zakapturzona, wysoka postać, szła środkiem "karmazynowego korytarza", nie zwracając uwagi na różnej maści meneli i żebraków. Sith nawet na nich nie patrzył. To robactwo, które zalęgło się na dnie i pewnie już nigdy nie opuści tego miejsca.
Czasem trzeba zajść głęboko w paszczę lwa, by odzyskać kontrolę nad sytuacją. W tym miejscu - na Coruscant - nie będzie poszukiwany, zresztą, nikt się tu nie zapędzi. Powiadają, że najciemniej pod latarnią. Dla niego będzie to czas, który pozwoli zastanowić się nad obecną sytuacją, rozważyć ją w spokoju. Nawet jeśli ktoś chciałby się przypałętać tu za nim, nakładające się na siebie aury Sidiousa i Vadera, którymi ta planeta dawno przesiąknęła, skutecznie ukryją go przed wzrokiem tych jasnych i tych ciemnych, a tego właśnie potrzebował - chwili na zastanowienie.*
Offline
Dzieciak
*Karmazynowy Korytarz tętnił zyciem i to zgoła innym niż tam, na górze, gdzie każdy każdego miał gdzieś. Tu niemal wszyscy się znali. a to ten, co się od trądu rozpada. A to ta, co kiedyś była kochanką senatora, teraz ma takiego grzyba ze nie zajrzysz. A tutaj to czasem jeszcze zjesc można. Warto okraść tego i tego, bo zaradny jest, handluje tu i tam jadowitymi wężami.
Albo…
Zgraja gówniarzy siedziała na wyrwie w murze. Kwiat Młodzieży Couruscanskiej, przyszłość karmazynowego Korytarza. Kiedy dorosnę zostanę dziwką, menelem, oszustem.
To przeważnie oni pierwsi, jako grupa najbardziej czujna i mobilna dostrzegali obcych. Byli nazywani dzikusami, nosili się na kolorowo, w łachmanach, brudni, ćpali ile wlezie i roznosili choroby weneryczne. Teraz, z wyrwy wyjrzały cztery łby: Durosjanka z blizną na twarzy, Niemal łysa brzydka bothanka, mlody dug i jeszcze jakiś wypłosz, prawdopodobnie nikto.
Na pewno nie byli jedyną czujką. Zapewne już wcześniej ktoś wyjrzał na Nemedisa.
Obcy, dobra fuha. I sam! No, nie możemy przepuścić takiej okazji!*
Offline
Admin - MG
*Nemedis ani na chwilę nie przerwał wykonywanej czynności. Szedł prosto, nie zwracając uwagi na otoczenie. Wysoki na ponad dwa metry, całkowicie "niedostępny", bowiem ciało ściśle chroniła szata, zaś na przykrytą maską twarz cień rzucał kaptur. Stawiał twarde, pewne kroki, za każdym razem w ruch wprawiając obite metalem, ciężkie buty, które z nieprzyjemnym trzaskiem obijały się o ziemię. Jego okrycie było idealnie czarne, matowe - nie można było dostrzec żadnej plamy czy przebarwienia, gołym okiem nie był widoczny żaden wzór, linia, cokolwiek. Czysta czerń.
Sith patrzył przed siebie, jak w letargu, wzrok skupiając na granicy widnokręgu. Zdrada przyjaciela poważnie nim wstrząsnęła, jakby tracił ostatnią możliwość powrotu, palił za sobą ostatni most.*
Offline
Dzieciak
*gówniarzeria patrzy inaczej. Przede wszystkim: jest sam. Po drugie, nieopancerzony, nie szedł by tak swobodnie. Nie widać karabiny jak fiut rankora. Jest szansa.
I nagle ktoś strzelił nemedisowi pod nogi, by go zatrzymać. Momentalnie pojawiły się dwa zdezelowane areowozy pelne gówniarzy z plasterkami trzeciego gatunku. Różnorasowe towarzystwo, jednak zadnego człowieka. Ludzie mieli jeszcze szanse na górze*
I co, dziadek? *odezwał się krzepki rodianin, wyglądający na lidera grupy*
Wyskakujemy z kaski[
Offline
Admin - MG
*Sith zatrzymał się, stawiając ostatni, ciężki krok. Spojrzał na podjeżdżających, przekrzywiając lekko głowę. Przecież to jeszcze dzieci. Moc chce, żeby odeszli - pomyślałby ktoś, kto rozumuje jak Jedi.
Wyciągnął przed siebie dłoń okrytą grubą, czarną rękawicą. Spojrzał na tą gromadę bez żadnego uczucia, żadnej litości, pogardy. Zimno. Jeśli mają umrzeć, umrą. Zacisnął dłoń. Wszystkie światła pogasły - latarnie, neony, nawet światła samochodów wysiadły.* Wyskakujemy z życia. *Odrzekł, biorąc ręką szeroki zamach, by na końcu odwrócić ją gwałtownie. Ów rodianin - lider grupy - zdąży pewnie jeszcze usłyszeć złowieszcze chrupnięcie, zanim straci życie.* Jeśli ktoś wystrzeli, zabiję go zanim zdąży pomyśleć, że źle zrobił. Zejdźcie mi z drogi. *Powiedział lodowatym, syczącym głosem. Mordowanie dzieci to słaba i mało owocna rozrywka.*
Offline
Dzieciak
*Raczej nikt nie słuchał Nemedisa. Światła zgasły, to strzały się posypały, może nawet było kilka trafień ale ta broń była ledwo żywa.
Za to krzyki i jęki w ciemności obwieściły, ze było kilka trafień w swoich. Coś z gory głucho spadło, wisk dziewczyny*
Zabił go!
- Nie, to ja go Zabielem, strzelałem w dziada. Przepraszan, Colle! Cichy, żyjesz?
- Kurwaaaa! Malik! Kosto nie ma głowy!
*w tym momencie ciało rodanina pożegnało się z głową*
To jest jebany magik! Spierdalamy!
*Ii wrzask, i chaos. Bez świateł, na oślep, jedni samochodami inny na piechotę.
Ktoś odciągał plączącą dziewczynę.
I po chwili zrobiło się cicho…*
Offline
Admin - MG
Dobre i to. *Mruknął, widząc, że śmierć lidera podziałała lepiej niż słowa. Nic dziwnego. To dość oczywisty przekaz.
W ciemności strzały z tego złomu nie miały większych szans na wyrządzenie krzywdy, a jeśli już skierowały się w stronę sitha, nie było problemem je odbić czerwoną, błyskającą w ciemności klingą miecza świetlnego. Nemedis nie ruszył się. Przez chwile wsłuchiwał się w chaos. Minęła chwila i cofnął rękę, wszystkie światła zapaliły się na powrót. Spojrzał na to, co zostało z całej bandy. Spodziewał się ujrzeć zwłoki tego rodianina, smętnie wyścielające podłoże. Tutaj pewnie codziennie ginie masa istot. Leżące trupy nikogo nie dziwią.*
Offline
Dzieciak
*Tak, choć niektórzy byli już tak zdegradowani ze zjadali trupy innych. Po przywróceniu światła przed Nemedisem leżał lider grupy z łbem o jakieś półtora metra dalej. Za nim martwa trandoshianka, może trzynastoletnia. I jeszcze jedna ofiara, nieco dalej. Żywa. I przytomna, przebudzona zapaleniem świateł.
Był to młody dug. Mały nawet jak na duga, może 17 lat, może 18. Udawał martwego*
Offline
Admin - MG
*Metal zatrzeszczał ostro, kiedy sith zrobił pierwsze, wolne kroki. Wyminął oba trupy, nie poświęcając im żadnej uwagi. Podszedł do leżącego duga. Nachylił się nad nim.* Ty żyjesz. *Mruknął, przekrzywiając głowę, zupełnie tak, jakby obserwował jakiś obiekt w laboratorium.* Zabijanie dzieci zawsze mnie przygnębia. Nie lubię tego robić. *Stwierdził tak, jakby opowiadał z jakiego powodu nie lubi jeść jakieś potrawy. Bez nadzwyczajnych emocji.
Po chwili przyglądania odsunął się nieznacznie. Czuł, że leżący przed nim dug jest wrażliwy na moc, ale było to słabo wyczuwalne - bez wątpienia nie miał okazji rozwijać umiejętności.* Pewnie widziałeś, co zrobiłem szefowi twojej grupy. Do tego trzeba posiadać pewne... Specjalne właściwości. I wydaje mi się, że ty takie posiadasz. *Stwierdził cicho, chociaż mówił w taki sposób, że nie wiadomo było czy mówi do duga, czy do siebie.*
Offline
Dzieciak
*A Dug? Był to podrzędny nawet nie łobuz, po prostu podrzędny członek gangu, który doczepił się, w grupce tych czterech osób, będących na samym dole hierarchii, no ale to mu zapewniało bezpieczesntwa. Bez perspektyw, bez ambicji, ot taki większy pierwotniak, który skupia się tylko na tym żeby przeżyć. Tak jak teraz, nie za wiele nawet myśląc leżał i dalej udawał martwego. Nie angażował swojego umysłu, i dla kogoś mniej wyszkolonego w Mocy niż Nemedis byłby po prostu zwłokami, nikt by się nie obejrzał. Czyli to działało, po prostu Nemedis był już wyżej wyspecjalizowany.*
Offline
Admin - MG
*Najważniejszym czynnikiem była chyba wrażliwość na moc "cichego", bo ktoś, kto jest martwy, przestaje być w ten sposób widoczny. Nemedis stał w bezruchu, zaraz nad dugiem. Trwało to sporą chwilę.* Wiem, że żyjesz. *Powiedział w końcu, bardzo spokojnie.* Nie mam zamiaru cie skrzywdzić. Zrobiłem to, co było trzeba. *Podumał chwilę nad tymi leżącymi, niby - zwłokami. Nie zmusi "Cichego" do działania z jego własnej woli, nie chciał też odbierać mu życia, skoro nie było takiej potrzeby.*
Offline
Dzieciak
*Jeszcze kilka chwil i odziane w czarną kurtkę a’la błyszcząca skóra, własnoręcznie nabijaną ćwiekami ciało poruszyło się. Nagle ożył, i zaczęły rzucać się w oczy szczegóły. Bransolety ze zwykłego drutu. Rękawiczki na wszystkich kończynach. W łokciach sine ślady po igle. Na łbie, na wąsach tak samo – zwykły drut pookręcany dokładnie. Kolczyki w łukach brwiowych, które u dugów są wydane. W nosie, w uszach kilka, więcej jednak dziur po innych, lub wyszarpnie. Oczy podkrążone, wielkie źrenice, wpatrzone w Nemedisa z takim dziwnym, obcym wyrazem. Oczy ćpuna. Na szyi nabijana ćwiekami obroża i kilka blizn, tez dość nietypowych w takim miejscu, bowiem na krtani.
Dug skulił uszy momentalnie, i choć był postrzelony, to ramiona podtrzymywały jego łeb stabilnie. Widać było jak przełyka ślinę. Zdecydowanie nie chciał ginąc, ale zbytniej lojalności względem grupy też w nim nie było. Tak jak u każdego innego dzikusa z grupy. Razem jest sila, oddzielnie kandyz nich był bardzo pokorny*
Offline
Admin - MG
*Sith skrzywił się lekko, widząc duga w pełnej okazałości. Oto, co dół robi z wszystkimi istotami, bez wyjątku. Nachylił się w jego stronę. Światło bijące od latarni ukazało twarz przykrytą specyficzną maską. Nemedis spojrzał na miejsce, w którym Cichy został postrzelony. Podejrzewał, że ta broń, którą dysponowali członkowie jego grupy, nie była w stanie wyrządzić mu większej szkody. Pewnie piecze, ale niewiele poza tym.* Chcesz żyć? *Zapytał cicho. Był tak wysoki, że pochylając się nad niewielkim dugiem zasłonił mu niemal cały widok.*
Offline
Dzieciak
*Oberwał, spadł ze skarpy, uderzył łbem i na chwile stracił przytomność. Skórę miał trochę przed uchem obdartą.
W wielkich źrenicach odbijała się maska sitha, a źrenice naprawdę były wielkie, jak to u ćpuna. Ale o dziwo serce nie waliło jak oszalałe. Wyglądało to jakby nagle się obudził i stwierdził: o, rzeczywistość, ale jaka dziwna. Choć możliwe ze to się zaraz zmieni.
I tak wpatrywał się, wpatrywał i najwyraźniej nie był świadom ze to co się dzieje to dotyczy jego. A owe pytanie słyszał, często bandzie jak było przypomnienie hierarchii – chwytali za kołnierz (swoją drogą brudny niemiłosiernie) i pytali: chcesz zyć?
Tak wiec chyba jakiś mechanizm zaskoczył bo gówniarz odwrócił wzrok i beznamiętnie skinął łbem na „tak”*
Offline