Gra PBF w świecie Star Wars, rozgrywająca się w czasach Młodego Imperium.
Jest to lekki frachtowiec przystosowany do przewożenia ludzi, a więc wyposażony we wszelkie luksusy łącznie z osobną kuchnią i łazienką. Stateczek urządzony raczej gustownie i wygodnie, tu i ówdzie widać kobiecą rękę, jednakże działalność wrednych Mandalorian też juz bywała widoczna, bo zaczęli przystosowywać pomieszczenia pod ich własny gust. Ale nadal jest wygodnie i w miarę przytulnie.
Do frachtowca wchodziło się poprzez główną rampę, która łączyła się z długim, wzmocnionym tunelem, zakończonym solidnymi grodziami. Było to zabezpieczenie na wypadek nieproszonych gości. Za tymi grodziami znajdowało się ścisłe centrum a więc... salon. Z kanapą wokół szerokiego stolika, a po kątach mniejsze fotele i stoliki do gier czy skrzynka na holoksiażki. Z tego centrum można się było dostać wszędzie, do kajut, do łazienki, do kuchni, do ładowni i do kokpitu.
Offline
- Będę pamiętała. I na pewno Cię znajdę. Powodzenia i uważaj na siebie. - uśmiechnęła się do niego szeroko i już odchodząc posłała mu "buziaka". Jakoś tak. Miała dobry humor. Śmiejąc się podeszła do ściany po swoją torbę. Nie chciała zostawiać jej bez opieki. Wyjęła butelkę z wodą i ugasiła doskwierające jej pragnienie. W końcu ruszyła do frachtowca Mandalorian i po westchnięciu i wzięciu paru głębszych oddechów zastukała otwartą dłonią w zamkniętą gródź. Czekały ją zapewne długie i nieprzyjemne negocjacje.
Offline
Na stukanie początkowo nikt nie odpowiedział, no ale w końcu gródź się rozsunęła, ukazując stojącego za nią klona... ubranego w pstrokatą koszulkę jakiegoś zespołu muzycznego oraz w wygodne spodnie. Pancerza nie miał na sobie, nie był mu potrzebny, więc ubrał się swobodnie. Tracyn (rozpoznać go można było po tatuażu na twarzy) spoglądał zaskoczony na Vi i nie bardzo wiedział co ma powiedzieć, gdy za jego plecami ktoś zawołał.
- Trac'ika? Kogo tam niesie? Pośpiesz się bo przeciąg robisz.
- Eee... Tan'buir, mamy gościa.
- Domyśliliśmy się ty di'kucie! Wpuść go bo to tak niegrzecznie
No to klon uśmiechnął się nieco po czym odsunął się od grodzi, wpuszczając Vi do środka. Mogła wtedy zauważyć jego brata siedzącego przy stole, czekającego na jedzenie. Dral ubrał się bardziej elegancko, w koszulę z kołnierzykiem, ale spodnie miał też wygodnie. Jedynie Tanga nie było nigdzie widać.
- Emm... w czym możemy pomóc?
Offline
No tak. Wzdrygnęła się na widok, klona, ale szybko doprowadziła się do porządku. Niepewnie weszła do środka, poprawiając tą uporczywie ciążącą jej na ramieniu torbę. Rozejrzała się po wnętrzu. Czułą się nieswojo widząc klony ubrane w coś innego jak zbroja... Ale cóż... Przecież i oni czasem mają wolne. Murzyna nigdzie nie było... Może to i lepiej? - Nie chciałabym panom przeszkadzać. Bo ja raczej w takiej... nietypowej sprawie. A widzę, że Panowie zajęci... -nawet nie wiedziała od czego zacząć. Czuła się głupio. A nie mając na sobie swojego płaszcza i przypiętej do pasa kabury z blasterem czuła się prawie naga. Nerwowo zaczęła skubać rąbek czarnej koszulki, którą miała na sobie. Mimo, ze bluzka była bez rękawków, Vi zrobiło się gorąco.
Offline
- Ależ skąd... i nie panowie. Jestem Tracyn
Przywitał się z uśmiechem pierwszy klon i podał jej rękę. Wyczuł jej zdenerwowanie, więc postanowił jej to trochę ułatwić, bo wiadomo, trochę onieśmielali, a zwłaszcza w pancerzach, a ze teraz ich na sobie nie mieli to powinno iść łatwiej.
- A to mój brat Dral...
Wskazał na klona siedzącego przy stole a ten jej pomachał. Tracyn wyciągnął głowę szukając jeszcze kogoś. No i wtedy pojawił się rzeczony murzyn, dopiero zakładający swoją koszulkę, więc widać było jego umięśniony tors, który szpeciły blizny najróżniejszego rodzaju. Po szponach, po zębach, po trafieniu z blastera, z broni palnej, po nożach, po odłamkach itp. Dla Tanga to był w sumie powód do chluby. Spojrzał on teraz na Vi, gdy już nałożył koszulę i zmarszczył brwi.
- A to nasz kochany ojczulek Tangorn... dużo warczy ale jak się go nie sprowokuje to nie gryzie...
- Tracyn...
- No bez kostura nie podchodzić...
- Tacyn!
- Co?
- Kto to?
- Eee... to jest pani... eee...
Gestem zachęciłby się przedstawiła bo sam się rozpędził i nie dał jej za bardzo dojść do słowa.
Offline
Uśmiechnęła się niepewnie do każdego po kolei. Ale kiedy do pomieszczenia wszedł Tang, uśmiech zszedł jej z twarzy. Tak. Teraz była pewna. To był ten sam facet, który ukradł jej materiały. Zacisnęła usta i odwróciła od niego wzrok. Uspokoiła się w myślach. Przecież nie mogła zaprzepaścić swojej szansy na normalny nocleg, od razu wrzeszcząc na tego faceta. Ojczulek...? A to ciekawe. Ciekawa rodzinka... Nie ma co. - Vindea Edni. Lub po prostu Vi. - odezwała się w końcu, uśmiechając się delikatnie, unosząc jedynie prawy kącik ust. - Naprawdę nie chcę przeszkadzać i się na rzucać.
Offline
Jakby zobaczyć całą rodzinkę to dopiero będzie ciekawe. A'den - klon ARC psychopata, Brex - klon komandos z problemami z brutalnością, Tracyn - uwielbia materiały wybuchowe, a Dral to taki klon z duszą artysty, przez co czepiają się go pozostali. A Tang... poszukiwany w kilkunastu systemach za pobicia, morderstwa, kradzieże, wymuszenia, strzelaniny i tym podobne drobnostki. Typowy Mando.
- No cóż... miło nam. A skoro już tutaj jesteś to może zdradzisz cel wizyty?
Zagaił Tang w miarę miłym tonem, chociaż obserwował ją uważnie i nie uszło jego uwadze to, że odwróciła wzrok. A to było zastanawiające... Póki co Fibal pokuśtykał do kuchni, by dokończyć przygotowanie kolacji, co można było poczuć po zachęcających zapachach. Normalnie ślinka cieknie.
- Proszę usiąść... nie gryziemy przecież
Zachęcił ją Tracyn i wskazał na kanapę lub fotel. Klony faktycznie były bardziej otwarte, więc niech się z nimi oswoi a z Tangiem może być trudniej, Zależy od jego samopoczucia i jej zachowania.
Offline
- Mi również... miło. - powiedziała nie do końca przekonana, uśmiechając się w końcu do Tanga. Uśmiech wyszedł krzywy, ale w miarę szczery. Oj tak... Zapachy były przyjemne, a i wywołały burczenie w jej brzuchu. Przypomniało jej to że przecież nie jadła nic przez spokojnie półtorej doby. Zawstydzona wlepiła wzrok w podłogę i modliła się, by nikt nie usłyszał jej pustego żołądka, domagającego się czegoś więcej niż tylko wody. - Właściwie... To przyszłam tutaj do was... Żeby dowiedzieć się, czy nie macie może jakieś pustej kwatery... - nie zamierzała owijać w bawełnę. Spać na podłodze jej się nie uśmiechało, a że ich statek był spory, to zawsze może coś się znajdzie. Może chociaż kanapa? Usiadła na fotelu, by poczuć się bezpieczniej. Ci mężczyźni przytłaczali ją. Nie dość, ze to były klony, to ten murzyn przytłaczał ją swoją posturą. Znów czułą się mała i bezbronna. Pluła sobie w brodę, że nie poszła poszukać swojego blastera. Torbę ułożyła na kolanach, jak tarczę, która miałaby ją ochronić, przed tym co ją czeka. - Nie chcę się oczywiście narzucać... Chciałam się po prostu dowiedzieć, jak wygląda... sytuacja.
Offline
- Ho ho ktoś tu marsza Imperialnego gra
Rzucił wesoło Tracyn a jego brat parsknął na stół, nie mogąc się powstrzymać, co spowodowało jedynie, że Tang się przez ramie obejrzał i spojrzeniem kazał im siedzieć cicho. Oczywiście nie posłuchali. Klon rozwalił się na kanapie i wbił zaciekawione spojrzenie w biedną Vi, gdy ta tłumaczyła się ze swojej sprawy. no cóż, bezpośredniość działała na jej korzyść, podchodów to oni nie lubili.
- Tan'buir... słyszałeś? Może zostać?
Zawołał Tracyn, bo to on w sumie był tutaj najaktywniejszy, Dral jedynie czytał jakieś swoje notatki i oglądał na drugim cyfronotesie jakieś obrazy. Był bardziej taktowny i nie chciał onieśmielać Vi, która jak widać już była lekko zestresowana.
W końcu do saloniku wrócił Tang z dwoma talerzami jedzenia. A tam same pyszności, kotlet z nerfa, bulwy ziemniaczane, surówka oraz sos - jego specjalność.
- Macie głodomory
Postawił przed nimi talerze po czym siadł na kanapie i się przyjrzał uważnie Vi. Zasadniczym argumentem na nie było to, że była obca i najpewniej to był jej pierwszy bliski kontakt z Mandalorianami i klonami. A po ostatnich przygodach był też dużo ostrożniejszy.
- {Dral, monitoring zamontowany przez A'dena działa?
- Tak, muszę go dostroić tylko. Alarmy też działają...
- Dzięki}
Rozmowa odbyła się w Mando'a, więc Vi i tak nic nie zrozumie.
- No dobra, zważywszy na to, że przez najbliższy czas wszyscy musimy współpracować by naprawić tą latającą kupę złomu, to jestem skłonny przydzielić ci kajutę. Ale pod warunkiem, że się przystosujesz do naszych zasad i będziesz siedzieć spokojnie
Offline
Jej blade policzki zaczerwieniły się, gdy usłyszała komentarz klona. A już miała nadzieje, że nikt nie usłyszy... Próbowała się uspokoić. Nie raz była w stresujących sytuacjach, ale zawsze miała dokąd uciekać. A tutaj? Byli zdani tylko na siebie. Na tym starym i pustym statku. Przeczesała opadającą jej na twarz grzywkę palcami i odetchnęła cicho, żeby się nieco... opanować. Było już lepiej. Ale nie podobało jej się ani to ich rozmawianie w Mando, ani ten przeszywający wzrok Tanga. Miała mu ochotę przywalić za jej cenne materiały, ale wiedziała, że tylko od niego zależy to, czy będzie miała gdzie spać. Uśmiechnięta spojrzała na Tanga, gdy w końcu zdecydował się dać jej szanse. - Och... Byłabym bardzo wdzięczna. I obiecuję się postarać, przestrzegać waszych zasad... W końcu to... - zawahała się przez chwilę, omiatając spojrzeniem salon.- wasz statek. Nie chciałabym wam w żaden sposób zawadzać. A że jestem mała, to za bardzo nie będę Wam w drogę wchodzić. -uśmiechnęła się tym swoim niewinnym, szerokim uśmiechem i puściła oczko do Tracyna, nie miała zamiaru dać się mu speszyć jeszcze bardziej. Jak już się jej przygląda. Już czułą się trochę swobodniej. Zaczęła bawić się zamkiem torby.
Offline
No wszczynanie awantury z Tangiem o coś, czego on nawet nie pamięta było trochę mało roztropne, zważywszy na to, że od teraz miała pomieszkiwać w ich frachtowcu. No właśnie... ich.
- Taki to nasz statek jak trzy poprze...
- Tracyn!
Tang syknął by się uciszył a Dral rzucił w swego brata ręcznikiem. Ten tylko spojrzał na nich w bardzo wymownym "no co?". Biedak zapominał o tym, że nie wszyscy mają takie podejście jak Mandalorianie i fakt spania w kradzionym frachtowcu może być niezbyt komfortowy. A że jeszcze właścicielka tejże maszyny została przez nich wyeliminowana tylko dodawał sprawie pikanterii.
- No dobrze... pewnie jesteś głodna
Mruknął czarnoskóry Mando i wstał ze swojego miejsca, kuśtykając w stronę kuchni. A tymczasem bracia zajęli się swoją konsumpcją, a szło im to dosyć szybko, bo mieli wilcze apetyty a lubili dobrze zjeść.
Na szczęście Tang wrócił po jakieś minucie z kolejnymi dwoma talerzami. Ten dla siebie postawił na stole obok Drala a ten przeznaczony dla Vi postawił bardziej z boku, by miała większą swobodę.
- Smacznego.
Powiedział tonem sugerującym, że stwierdzenie "dziękuję, nie jestem głodna" nie wchodziło w ogóle w grę, bo to by obraziło ich gościnność.
- Torbę możesz do kajuty odstawić, nie będzie przeszkadzać
Offline
Uśmiechnęła się patrząc na tą... jakże rodzinną atmosferę. W sumie zdziwiła się trochę, bo widać było, że murzyn ma do tych klonów sentyment i traktuje ich jak prawdziwych synów. Interesujące... Powstrzymała się jednak przed wyciągnięciem notesu z kieszeni. To nie byłoby na miejscu... Co do statku... Wolała po prostu nie dociekać jego pochodzenia. Cieszyła się, że miała gdzie spać, a to, że nie wiedziała jak ten statek znalazł się w posiadaniu tej rodzinki, pozwalało jej spokojnie spać. - Głodna...? Ja... Nie chciałabym robić kłopotu... - ale jak widać Tang już nie słyszał jej w ogóle, bo zniknął w kuchni. Jedzenie naprawdę pachniało przepysznie, a jej żołądek już buntował się na tyle, że musiała położyć dłoń na brzuchu, by go trochę "uciszyć". Ton głosu Tanga, wskazywał na to, ze nie należy mu się sprzeciwiać, więc tylko uśmiechnęła się z wdzięcznością. -Dziękuję bardzo... A co do torby... Wole ją mieć przy sobie. Jest w niej w sumie wszystko co mam. -uśmiechnęła się smutno, bardziej do siebie ni do nich i postawiła torbę na podłodze tuż przy fotelu. Taka była prawda. W tym kawałku materiału, było wszystko, co składało się na jej dobytek. Uroki życia w podróży... Z apetytem zabrała się za jedzenie. Teraz dopiero poczuła, jak bardzo była głodna. - Pyszne...
Offline
Notowanie byłoby bardzo nie na miejscu. I tak, miał Tang do tych klonów sentyment, wychowywał ich przecież na Kamino, potem zaadoptował a na końcu upozorował ich śmierć by wyciągnąć ich z wojska. Kochał ich jak własnych synów. Oni byli jego synami, u Mandalorian więzy krwi nic nie znaczą a adopcje to rzecz powszechna. Zdarzało się, że w rodzinach występowała całkiem niezła mozaika rasowa.
Tang usiadł i też zabrał się do jedzenia, podczas gdy bracia już kończyli wcinać swoją porcję i chyba dalej głodni byli, ale już o tym nie wspomnieli. Czekali tylko na deser, ale najpierw Vi i Tang zjeść musieli.
- Cały dobytek w torbie? To podobnie jak u nas...
Mruknął Tang i katem oka spojrzał na Vi, podczas gdy Tracyn rozwalił się na swoim siedzeniu, błogo uśmiechnięty.
- Mówicie co chcecie ale ja lubię takie życie nomada. To co niezbędne masz w torbie, resztę można sobie kupić, nie ogranicza cię dom, ziemia... latasz gdzie chcesz. Żyć nie umierać.
- Na Mandalore też było fajnie, nie zaprzeczaj.
- No były momenty ciekawe... O Draluś, pamiętasz jak Tan'buir pierwszy raz pobił Zina? Spieprzał aż miło a jego żonka aż musiała stanąć w jego obronie
Tang z ledwością stłumił chęć parskniecia śmiechem, by nie zapaskudzić stołu. A bracia się śmiali... ale zaraz wpadli na genialny pomysł zawstydzenia biednego tatusia przy nieznajomej.
- Trac'ika a pamiętasz jak przyjechała siostra buira?
Tang jęknął cicho, przełknął to co miał w ustach i posłał swoim synom piorunujące spojrzenie jasno mówiące "ani słowa!". Nie posłuchali...
- No jak wpadła mu do domu to uciekł oknem, co nie buir? Fajnie wtedy leciałeś... a potem wszystkie butelki wyrzuciła przez okno. Oj przez z Seco cierpieliście katusze, tyle dobrego alkoholu poszło!
- Jeszcze słowo Dral'ika a nie dostaniecie ciasta...
Warknął, ale to nie podziałało. Tang zaczynał się bać, że tak może zacząć wyglądać jego codzienność.
Offline
Jadła dosyć szybko, bo nie dość, że było smaczne, to żołądek nie chciała zamilknąć, prosząc o wypełnienie go. Spojrzała na Tracyna. Bardzo żywiołowy klon. Ciekawy. Na razie go lubiła, przynajmniej dopóki nie zalezie jej za skórę. - Do wszystkiego można się przyzwyczaić. Bo w sumie dobrze wiedzieć, że ma się dokąd wrócić. - drugie zdanie dodała trochę ciszej, prawie nie słyszalnym szeptem. Zaśmiała się słysząc, że nie tylko jej pan geniusz zalazł za skórę. Czyli miała jednak nosa... Niezłe z niego ziółko. A kiedy "braciszkowie" postanowili ponabijać się trochę z taty, nie mogła powstrzymać śmiechu. Rozluźniła się znacznie. Zwłaszcza, że była już najedzona, a i towarzystwo koniec, końców nie było najgorsze. - Dziękuję pięknie. Dawno nie jadłam czegoś tak pysznego. -błysnęła białymi zębami w uśmiechu. Rozwiązała trochę swoje oficerskie buty, by było trochę wygodniej. W końcu... ileż godzin można ściskać tak nogi? Rozsiadła się wygodnie na fotelu, nadal się uśmiechając. Poprawiła warkocz czarnych włosów i zaczęła się bawić końcówkami. Z przyjemnością słuchała tych rodzinnych pogaduszek.
Offline
No Tracyn był takim ziółkiem, lubił sobie pożartować, podokuczać innym i tak dalej. Z reguły to on rozładowywał napiętą atmosferę, bo pewnie by taka była gdyby nie jego zabawne anegdotki. Jedynie jakoś Tang nie podłapał jego żartu, bo przypatrywał mu się z żądzą mordu w oczach. Ale to był element takiej ich gry. Stosunki w ich rodzinie bywały dosyć dziwne.
- Dom jest tam gdzie twoja zbroja... tam gdzie rodzina. Miejsce nie jest potrzebne
Mruknął w zamyśleniu Fibal, wpatrując się w jakiś punkt na ścianie. Czasami mu się zdarzało odpłynąć gdzieś myślami by się choć na chwilę oderwać od rzeczywistości. Każdy tak chyba miał.
Bracia spojrzeli po sobie po czym cicho wstali od stołu z zamiarem szybkiego ulotnienia się. I o ile Dral udał się szybko do kuchni po zdobycz wojenną w postaci czekoladowego ciasta, to Tracyn nachylił się do Vi z lekkim uśmiechem.
- Powodzenia w oswajaniu się z tatusiem... jakby co idziemy pograć na konsoli. Aha, to on gotował
I po chwili ich już nie było a Tang wrócił do rzeczywistości, mrucząc coś pod nosem, że chyba za dużo wypił. Albo za mało. Spojrzał w bok a tam tych jego ukochanych wrzodów na shebs nie było. Pewnie znowu podwędzili ciasto i poszli grać. No to została mu do towarzystwa Vi...
- Tak, to klony. I moi synowie
Odezwał się od razu i zaczął kończyć swój posiłek. Fibal widział jak Vi spogląda na Tracyna i Drala, dostrzegał w jej oczach ten dziwny błysk kiedy zorientowała się, że to są jednak zwykli ludzie, chociaż wyhodowano ich w jednym celu - by prowadzić wojnę dla Republiki.
- I kochane wrzody na tyłku, przez które kiedyś nie będę mógł usiąść. Kawy? Bo ciasto pewnie zwędzili... w łakomstwie ich nikt nie pobije
Offline