Gra PBF w świecie Star Wars, rozgrywająca się w czasach Młodego Imperium.
*Kazan oddychał powoli, jednak zdziwienie Tanga sprawiło, ze i on zaczal się zastanawiać o co tu chodzi*
Od duga… sprzedałem jedi… Hutt chciał go kupić. przysłał duga. On zapłacił mi fałszywymi pieniędzmi, a na koniec spotkania dał mi ten numer. teraz okazało się, ze nie mamy ani grosza. Mamy tylko mały statek w którym kończy się paliwo i groźbę nad sobą ze jeśli nie odlecimy wezwą imperium. A jak wezmą, to co najmniej kilka osób zostanie z miejsca rozstrzelanych, w tym ojciec mojej dziewczyny. Co ja mam myśleć? Co pierdolić? Mam ten numer od gówniarza który skazał nas na śmierć!
Offline
- Dug gówniarz? Coś mi tu świta... bo reszta za chuja
Tang podrapał się po głowie wolną ręką a potem spojrzał w kierunku lodówki wygrzebując z niej jakąś kanapkę, ale po namyśle odłożył ja na miejsce i wziął do ręki butelkę piwa. Po alkoholu lepiej mu się myśli.
- Chyba go kojarzę... ubrany jak ktoś z ulicy z prymitywnymi drucianymi kolczykami i tak dalej? Poznałem go jakiś czas temu na NS i dałem numer jakby coś chciał... tylko po kiego chuja on go dał wam?
?odkorkował butelkę i napił się porządnie z niej. Widać było od razu, że był bardzo spragniony, bo wlał w swoje gardło prawie połowę jej zawartości.
I wtedy przyszło mu do głowy, że ten dug chyba domyślił się jaki jest stosunek Tanga do klonów i że ten nie opuści biedaka w potrzebie. Skubany, młody miał łeb.
- Dobra synu, nie panikuj... coś wymyślimy. Gdzie jesteś?
We łbie Tang już układał plan ratunkowy, ale wymagało to zaangażowania wszystkich jego synów. Musiał się upewnić, że to nie jest sztuczka Imperium.
Offline
*Klin skinął głową*
Tak. Niecały metr wzrostu, niebieskie oczy, morska skóra, poszarpane małżowiny, dużo biżuterii. Miał na szyi dziwną apaszkę, jakby z ludzkiej skóry. Nic nie mówił, nie odezwał się ani słowem. Miał nienaturalnie białe zęby…
*Opisał Cichego dokładnie. W końcu to klon – nauczony by dostrzegać szczególny.*
Jesteśmy mniej więcej w połowie drogi miedzy systemami Dantooine a Dubrilion, przy asteroidzie mieszkalnej…
*Mały klon na kolanach dużego klona – swojego ojca patrzył wielkimi oczami na ruszający się hologram Tanga.*
Offline
- Tiaa... narkoman.
Tang się tam w szczegóły nie wdawał, poza tym wiele już mu z pamięci wyparowało, wyparte przez ważniejsze sprawy niż jakiś dugański nastolatek, którego przelotnie poznał na Nar Shaddaa. Bardziej się skupiał na tym, jak wyciągnąć tą rodzinkę z tarapatów, bo jednak do Dantooine był spory szmat drogi i prędko tam nie dolecą.
- Dantooine... kurwa daleko. Dobra, podeślę wam numer jednego z moich kont, będzie tam jakieś z 10 000. Poczekacie na mnie na tej asteroidzie albo zatankujecie i polecicie na inną planetę i tam się spotkamy. Wybierajcie
Tang właśnie lekką ręką rozstawał się z dziesięcioma kawałkami, jak gdyby to było nic. I robił to tylko z powodu klona, bo tym ludziom należało się to. Nie mieli szansy na normalne życie, więc teraz miał okazję nadrobić.
- Ale jak mnie orżniesz, to przysięgam, że cię znajdę... a potem dowiesz się, że te wszystkie opowieści o Mando to jednak prawda
Offline
*oczy klona zrobiły się tak wielkie jak wtedy, kiedy dowiedział się o fałszywych kredytach. !0 tysięcy od obcego faceta? Co to mogło oznaczać? Moglo to, ze ruszyło biedaka sumienie po tym jak jego ludzie oszukali niewinnego frajera jakim był Kazan. Ale nie wydawało mu się, Tangorn za dobrze udawał. I nie miałby żadnego interesu w tym by im pomagać.
Chociaż – mogł ich sprzedać imperium. Chociaż nie – nic by nie dostał, najwyżej kulkę w łeb.
Chwila wahania*
Dobrze… będę czekał tutaj…
Offline
- Dobra... która godzina? O kurwa... A'den mnie zabije... Jane z resztą też. I na chuja mi to było na stare lata?
Mamrotał do siebie niezbyt pocieszony Tang, patrząc to na zegarek to gdzieś w bok. Wyraz twarzy miał raczej mało optymistyczny, ale skoro się zdecydował podlecieć tam to podleci, pobudzi wszystkich i spokój.
Kurwa... Tracyn i Dral siedzą u tego jebanego droida... chuj w dupę z takim czymś
Dalej mamrotał próbując sobie przypomnieć o kolejnych przeszkodach na jego drodze. A zdecydowanie coś za dużo ich się nazbierało.
- Dobra, będę tam za jakieś 20 godzin... i w sumie, jak masz na imię?
Offline
…Kazaan… *wydusił klon, który wałczył w sobie z zaskoczeniem, zdezorientowaniem i nadzieją. Nie przedstawił się numerem. On od zawsze wiedział, ze ma imię. Zawsze kiedy się tylko dało przypominał to, ale tylko w warunkach poza służbą. Na służbie był kimś zupełnie innym.*
Offline
- Kazaan... dobra... Tang Fibal, pewnie widziałeś moją paskudna gębie na liście zdrajców Imperium z dopiskiem były szkoleniowiec klonów który zwiał z kilkoma komandosami.
Przedstawił się luźno i nawet sobie pozwolił na cień uśmiechu. Ta deklaracja mogła co nieco wyjaśnić motywy, którymi się kierował Mando, o ile Kazaan będzie się nad tym zastanawiał.
- Dobra, prześlij jeszcze koordynaty tej asteroidy i tam przylecę
Offline
*Klon zamrugał, podniósł rękę, przeczesał włosy, i w końcu lekko się uśmiechnął, z cichym sapnięciem ulgi. Zrozumiał. A przynajmniej mu się rozjaśniło. Zaczął oddychać głębiej. Oliwia jeszcze nie rozumiała. Siedziała obok, napięta, gryząc kciuk.*
Dziękuję… *wysapał cicho. Dziewczyna zamrugała, jakby nagle się budząc. Ale jej nie obejmowała kamera. Klon wysłał koordynaty*
Offline
- Dobra, do zobaczenia
No i Tang się rozłączył. Tymczasem na Dxun z ciężkim sercem ruszył do sypialni poinformować Jane, że po raz kolejny znika na kilka dni bo musi uratować biednego klona. Cały czas też zastanawiał się, po cholerę się pchał w związek z kobietą mając pięćdziesiąt lat na karku i względnie ciekawą przeszłość. Mógł zostać dziadkiem i cieszyć się spokojem i wolnością... a tak nagle się okazało, że nie ważne jak dobrym był i jest wojownikiem, to zawsze baba ma ostatnie zdanie, nie ważne czy to aruetii czy mando. Zawsze... Ale w sumie, przynajmniej w domu dzięki temu mógł odpocząć od wszystkich problemów. No i przynajmniej od czasu do czasu nie musiał gotować, sprzątać, wywalać za drzwi gości. No i mógł liczyć na seks.
Offline
*Tymczasem drugiej strony łącza młody jeszcze klon (choć zarazem już bardzo dorosły), jego równie nieletnia partnerka oraz niespełna roczne dziecko zostali atmosferze niedopowiedzeń. Milczeli, milczeli…*
O co tu chodzi? Dug podal ci numer tego faceta. On chce nas ratować… nie rozumiem. Gdzie jest haczyk? Co to za facet, ten Fibal?
*Niestety, jej tatuś nie wtajemniczal w sprawy Waru jak ten jeszcze istniał*
Słyszałaś o tej babcie która wykupowala droidy i dawała im „godny dom”? Może ten gość robi to samo z klonami. W każdym razie – nie mamy wyjścia. Musimy zaufać…
- Przeslał pieniądze?
- Nie wiem, ale nie chce wracać na tą asteroidę.
- Ja też nie. Poczekamy tu, w statku
*Dwadziescia godzin w myśliwcu. Czas – start*
Offline
Wiadomość z podanym numerem konta w końcu dotarła z opóźnieniem, bo jednak Tang miał sporo takich porozsiewanych po różnych bankach małych kont, gdzie trzymał kilka-kilkanaście tysięcy kredytów. Niby to było nieopłacalne, ale gdy jedno a nawet kilka kont ktoś wytropił i zamknął, to cała kasa nie przepadała.
Offline
*Dane doszły. para przyjrzała się im uważnie. Przyszły. ale jeśli są fałszywe jak tamte? Toydarianin ich zniszczy. I tak jest wkurzony. Nie wypłacą ich sobie, bo nie ma tu bankomatu, mogą tylko zrobić przelew.*
Siedzimy Zadecydował Kazaan. Ile się da…*
Offline
No to musieli przeczekać te dwadzieścia godzin w ciasnocie i ogólnej niewygodzie. Ale po upływie tego czasu w sporej odległości od asteroidy wyskoczył z nadprzestrzeni jakiś frachtowiec. Zwykły, trochę poobijany, nie wyróżniający się po prostu niczym. Statek jakich tysiące w znanej galaktyce. Od razu zaczął on zmierzać w stronę asteroidy. Ot pewnie kolejny klient.
Ale wtedy też obudził się do życia komunikator Kazaana. Dobijał się do niego ktoś z numeru, na który klon wcześniej dzwonił. A więc światełko nadziei.
Offline
*przesiedzieli 20 godzin w skrajnych warunkach i jeszcze w strachu czy toydarianin nie wezwie imperium, ale nie wezwał. Statek który wyskoczył na pewno nie był imperialny.*
To na pewno oni! *Oliwia nagle się obudziła*
Pilotuj, ja odbiorę *Dziewczyna przejęła stery, a klon odebral*
Offline