Gra PBF w świecie Star Wars, rozgrywająca się w czasach Młodego Imperium.
Dzieciak
*Nic nie zrobił. Leżał. To był jego pierwszy dzień, był jeszcze w emocjach, wiec nie nudził się. Mysli zaczęły przychodzić wręcz – napraszać się, ale nie były konstruktywne. Raczej męczące. Na razie były to mgliste strzępki wspomnień i obwinianie się. Bez przerwy wytykanie sobie błędów. Dał się złapać przez tego kretyńskiego cyborga który jedyne co potrafi to wystawiać rachunki, potem tępy dżedaj przedstawiciel jednej z najgłupszych ras na świecie wyjebał mu w łeb rurką czternastką. Teraz przychodzi do niego stary mistrz jedi co wygląda jak gąbka co utknęła w odpływie zlewu i ktoś ją przez przypadek znalazł po kilku latach, i starsza siostra kretynki ze statku co podnieca się kafelkami w kiblach.
A ta tutaj najwyraźniej sobie wszy wybiera.
Cichemu chciało się wyć.
Zacisnął zęby jeszcze mocniej. Siłą rzeczy w końcu zacznie odczuwać gniew, wszak Nemedis go do tego zachęcał.
Nemedis – przy tej całej ferajnie lśnił jak diament.
Nemezis nie popełnia takich głupich błędów, nie da się zdzielić pałą w łeb. Nie da się ogłuszyć lamerom z prywatnego statku zakutego w durastal dorobkiewicza.
Nemedis pewnie się z niego śmieje. A może za bardzo zawiódł swojego mistrza…*
Offline
Gdyby Leri mogła odczytać myśli Cichego to nawet by się zaśmiała z tego porównania oraz z pomysłu, że sobie wszy wybiera. Całkiem pomysłowe zestawienie. No ale nie odczytywała, więc sobie dalej siedziała i bawiła się włosami, a dug dalej pozostawał taki apatyczny. Ale kiedyś mu przejdzie.
- Wiesz... tłumienie emocji nie rozwiązuje problemów. Wyrzuć to z siebie, porozwalaj coś. Poprzeklinaj swój parszywy los i takie tam. Radziłabym jednak nie demolować łazienki, bo hydraulika na stanie nie mamy a ja się na tym nie znam. W sumie nawet nie lubię z prysznica korzystać, lepsza jest czysta, woda w jeziorku.
Zabraczka w końcu wstała ze swojego miejsca i poprzeciągała się, prezentując swoje smukłe, umięśnione ciało. Tu i ówdzie pojawiał się jakiś tatuaż, ale żaden nie był podobny do drugiego.
- Fajnie by było tu tak posiedzieć i naprodukować się w "rozmowie" z tobą, ale coś czuję, że im dłużej gadać będę to tylko wzrośnie twoja ochota by mnie udusić. A ja jednak swoje życie lubię... ale nie martw się, wrócę z kolacją. Ionto, tobie też przyniosę, więc z głodu nie padniesz. Pa przyjemniaczki.
Pomachała jeszcze Cichemu a potem temu milczącemu Jedi a potem sobie poszła. Strażnik westchnął z ulgą i ponownie zaniemówił.
Offline
Dzieciak
*Znieruchomiał znowu, na chwile nawet przestał się kontrolować i postawił uszu w odruchu, jaki miały te istoty którym dane było to czynić.
Musiał w jakiś sposób pokazać, ze zaczyna się coś w nim burzyć a ona to zauważyła. Tak, dzikusy to świetni obserwatorzy.
Nie, nie był ekspresyjny. On zbaczał raczej s stronę mistrza Windu – nie pokazywać po sobie. Leżało to trochę w jego naturze, ale był młody, jego myśli – jak to u nastolatka – bardzo nieposkromione.
Jednak nie miał w zwyczaju silnej ich ekspresji byle powodu. Owszem, na pewno skurzy się nie raz, coś zniszczy lub potnie się. Ale nie teraz, nie. On był cierpliwy. Wczytywał siew sentencje „ciemność cierpliwa jest” jak w mantrę.
Kiedy poszła poczuł ulgę. Chwilową, a potem znowu musiał się skarcić ze zajmuje sobie uwagę takimi przyziemnymi rzeczami. Niech łąża, niech piepszą, przecież go to nie obchodzi!
Co dalej? Nic. Leży. Teraz na plecach i patrzy w sufit.
Trzeba przetrawić te myśli.
W wyobraźni po kolei zaczął mordować wszystkich Autodestrukcji, zaczynając od Eda, a zaraz za nim – Hakon. Jego długo mordował. Potem poszli jedi, skorych już tu zobaczył. Aż się uśmiechnął do siebie w pewnym momencie. Przetoczył się na bok i przeciągnął, jakby chciał wszystkim pokazać: jest mi tu zajebiscie dobrze i do tego mam was w dupie.
Jutro was znowu wszystkich będę mordował!*
Offline
Tak więc godziny mijały, bo strażnik jego celi nie był rozmowny. On tylko obserwował, nie poruszał się. Był tutaj na wypadek, gdyby Cichy coś planował. Miał interweniować od razu i użyć wszelkich środków by go zatrzymać, nie wyrządzając mu krzywdy. Jeśli to nie będzie konieczne.
Pora kolacji zaś w końcu nadeszła i znowu pojawiła się zabraczka z tacą. Ubrana była tak samo... no może była tylko trochę bardziej brudna niż poprzednio. No i przez ramię miała przewieszoną jakiś wyrób torbopodobny, wykonany z jakichś kiepskich materiałów.
- Przyniosłam ci kolację... będziesz głodny to zjesz. A jeśli nie to cóż... mój pieszczoszek zje. Lubi takie domowe obiadki. Za bardzo go tym rozleniwiam, potem mu się polować nie chce
Tacę ponownie umieściła na podajniku. Stara taca zaś wsunęła się w ścianę, jeśli znajdowała się tam gdzie przedtem. I tak zamieniły się one miejscami, starą wzięła Leri i sprawdziła, nową otrzymał Cichy.
- Zwinęłam też dla ciebie kilka holoksiążek. Nic ciekawego, stare są i w ogóle, ale zawsze coś do roboty. Musiałam dać nogę z biblioteki, by mistrz Kahr mnie nie zauważył. Straszny z niego zrzęda. I dosyć wiekowy. Starszy nawet od Yody. To neti... nie wiem, czy o nich słyszałeś, wyglądają jak chodzące drzewa i mogą się w nie przemieniać. Żyją tysiące lat... no i nam się trafił stary dziad, który albo marudzi i obraża innych albo opowiada historie z zamierzchłej przeszłości...
Mówiła niby do Cichego, ale i tak podejrzewała, że ma ją głęboko gdzieś. Cóż, nic nie szkodziło próbować się z nim jakoś porozumieć. W każdym razie wyjęła z torby holoksiążki i umieściła na drugim podajniku, tak więc po chwili Cichy miał je już w swojej celi.
- Dziękować nie musisz. To masz na umilenie czasu. A i jeszcze jedno... Rada chce cię jutro widzieć, więc... hmm... powodzenia, co?
Offline
Dzieciak
*I Cichy bardzo wdzięczny mu był ze nie był rozmowny. Bo sam tez nie był. Jak już wcześniej wspomniano do rozmawiania nie przywykł, wiec cisza była tym, co znał. Nie zwracanie uwagi jeden na drugiego to też jego naturalne środowisko. Tak miał, chodząc po katakumbach na Zioście, wśród ludzi hutta. Miał ich gdzieś, mijał jak elementy otoczenia, a oni mijali go.
Sam mistrz tez go często ignorował.
Przyszła kolacja. Obiad nie ruszony. Nawet nie dotknięty, nie obwąchany. Z łóżka szanowny więzień się nie ruszył.
Za to o jakimś dziadzie usłyszał. No, kolejny do kolekcji, stary pniak. Co oni tu jeszcze mają?
Oczywiście – zero wdzięczności. Nawet zero zainteresowania. Za mało czasu minęło by się nudził. Nadal własny umysł najbardziej go zajmował*
Offline
Tym razem zabraczka na siłę nie zamierzała wciągać go do rozmowy. Zostawiła jeszcze jedzenie dla strażnika, spakowała to nietknięte a potem zebrała się do wyjścia. Spojrzała jeszcze raz na Cichego.
- Wiesz, wiele osób ma cię za krwiożerczego potwora, którego należało by zamknąć na zawsze... albo jeszcze lepiej zabić. Ja jednak sądzę, że jesteś tutaj ofiarą... systemu, bo wychowałeś się na ulicy. Ofiarą krwawej rywalizacji między sithami a jedi. Narzędzie jednej strony i niebezpieczna broń w oczac drugiej. Co by było, gdyby nasze życia potoczyły się inaczej? Może to ja leżałabym na twoim miejscu a ty byś przynosił mi jedzenie? Wypoczywaj. Spotkania z Radą Jedi bywają wyczerpujące... zwłaszcza gdy się coś przeskrobie. Najgorszy jest wzrok mistrza Windu i Yody, przed nimi nic się nie ukryje. Więc... powodzenia
Zabraczka położyła dłoń na polu siłowym. Nic ją nie kopnęło ani nie odrzuciło. Popatrzyła jeszcze chwilę na leżącego duga. W jej spojrzeniu malowało się szczere współczucie dla niego. A potem odeszła.
Offline
Dzieciak
*Oj jaka ty jesteś strasznie uczona – pomyślał, ale nie był to komplement, raczej zażenowanie. Czy był potworem? A co to jest potwór? Nie zabił wcale więcej osób niż przeciętny jedi. A co kogo obchodzi takie ciało po śmierci? Ono już nie żyje!
Nie, nie miał moralności. Kto miał go jej nauczyć. Ulica? Nemedis?
Wzruszył ramionami w duchu. Rada. Rada srada.
Zabiją go? Lepsza śmierć niż życie wśród Jedi. A wiezienie?
Da się wytrzymać, bywali w historii lordowie którzy czekali tysiące lat na swoją wolność.
Pełen idei i młodzieńczej paski wierzył w swoją wyjątkowość.
Nemedis już go szuka. Pewnie już wymordował tych pacanów na Autodestrukcji. I leci do niego. Może z Ankeinem. I pewnie uratowali Koka.
Trzeba czekać. Nikt nie mówił, ze będzie lekko.
Tylko żeby zechcieli dać mu w końcu święty spokój…*
Offline
Godziny mijały. Cichy tego nie wiedział, ale była już noc. O północy zmienił się strażnik. Przyszedł nowy, ubrany tak samo jak poprzednio, a stary się oddalił, zabierając ze sobą swoją porcję jedzenia. Potem już nic ciekawego się nie wydarzyło. Aż do poranka, kiedy to przyszedł droid ze śniadaniem i wiadomością, że Rada jednak Cichego dzisiaj nie przyjmie i musi zaczekać. A potem robot się oddalił, a nowy strażnik okazał się nieco bardziej rozmowny niż poprzedni.
- Cóż, najwyraźniej nie jesteś tak pilną sprawą dla Rady. Trochę sobie poczekasz
To była jedyna wypowiedź strażnika, a potem znowu zamilkł. Jedynie pole siłowe zakłócało tą ciągłą ciszę.
Offline
Dzieciak
*pierwsza reakcja młodego sitha na to? I bardzo dobrze. Niech się ta rada zajmie robotą w końcu bo jak przybędzie tu Nemedis to się skończy obradowanie. Maja przez ten czas wiele do uradzenia. Jakiego koloru papier toaletowy w kiblach wyłożyć.
No ale – minęło przynajmniej 12 godzin. Wypadało się ruszyć. I trochę się poruszał, ale jeszcze za starego strażnika. Do kibelka się przeszedł, wracając rzucił okiem na holoksiazki, ale tylko okiem, bez dotykania. I znowu na łóżko. Siedział może minutę potem znowu się położył, teraz tak ze zwisała głowa a oplecione drutami wąsy dotykały podłogi – specjalnie to robił co było widać. Taka młodzieżowa rozrywka. Rozluźniony był i widać bardzo dobrze znosił samotność. Wręcz – lubił ją. Minie mnóstwo czasu, w jego przypadku mogą być to nawet lata, zanim odczuje jakaś potrzebę społeczną. To był typowy introwertyk*
Offline
Strażnikowi to było na rękę. Ta cisza i spokój. Obawiał się, że będzie gorzej. Wrzaski, wyzwiska, odgrażanie się itp. A tu proszę, niespodzianka. Całkowita cisza, brak jakichś reakcji. Takiego więźnia można było pilnować. Co prawda godziny ciągnęły się niemiłosiernie, ale zawsze można było czymś zająć umysł, pilnując się by nie tracić koncentracji.
I tak im czas leciał, aż do południa, kiedy to nastąpiła kolejna zmiana. Tym razem na straży stanęła jakaś kobieta, ale ubrana podobnie jak poprzednicy. I też milczała.
Godzinę później dostarczono obiad i odebrano śniadanie. Ponownie robił to robot, zabraczka zaś się nie pokazywała. Cichy więc miał swój upragniony spokój. Nie było chętnych by zobaczyć sitha w pierdlu
Offline
Dzieciak
*Raz przyszłą refleksja, czemu ci dżedaje tak grzeczne stoją, zamiast g tu na dżedajstwo na siłę nawraca. Widać rada zabroniła, bali się, albo po prostu domyślali się ze Cichy nie podejmie tematu.
Zabraczka próbowała. Nawet Yoda próbował.
Ale n nie miał ochoty, nie był rozmowny i nic się nie zmieniło.
Łóżko był atrakcyjne. Łóżko i własny umysł. Podobno inteligentni się nie nudzą. Ci do tego jeszcze socjopatyczni jeszcze bardziej się nie nudzą. Trochę jak dziecko autyzmem – wystarczy własny swat.
Kiedy robot przyszedł wymienić posiłki, Cichy go obserwował. Aż mu trochę przeszkadzało, ze tak dobrze go traktują. A co się z tym żarciem dzieje? Zabraczka karmi swojego zwierzaka? Co ona tam stado guzek hoduje? Może tak, potem się je ubija na obiad.
Kiedy Nemedis się śmiał ze na Tythonie hoduje się buraki.
Z samej ciekawości zerknął, czy na talerzu z obiadem ich nie ma. Nie było.
Musiał przyznać – trochę głód już się odżywał. Już zaczynało ssać w żołądku. Zagłodzony był, bo na Autodestrukcji żarcie w płynie do krwioobiegu.
Ale nie – ćwiczymy silna wole , zaczekamy do kolacji.
I na łóżko, łeb bokiem, by strażnik nie miał złudzeń ze może na niego patrzy. Czy strażniczka, jeden pies, a raczej jeden dżedaj*
Offline
Do kolacji nic się nie zmieniło. Strażniczka stała na swoim miejscu i spod opadniętego kaptura obserwowała celę. Dla niej było to cholernie nudne zajęcie i najchętniej by sobie poszła, ale Rada kazała stać, to stała, chociaż jej się to nie podobało. Ale ciekawa była jak długo dug wytrzyma bez jedzenia. Zaczęto już nawet obstawiać. Co prawda hazard nie przystoi Jedi, to jednak strażnicy urządzili sobie takie małe zgadywanko. Kiedy pęknie.
Tymczasem zbliżał się już wieczór i pora kolacji. Ponownie posiłek przyniósł robot i odebrał ten wcześniejszy nietknięty. I ponownie zapanowała grobowa cisza. Nikt nie chciał nawiązać rozmowy z Cichym.
Offline
Dzieciak
*Zatem strażniczka może czuć się wyróżniona ze na jej dyżurze w końcu post został przerwany. Będzie mogła o tym opowiedzieć.
Jednak nie od razu. Nie rzucił się na jedzenie. Odczekał jeszcze z godzinkę, zachowując się tak jak dotychczas – totalna zlewka. Kiedy przyszedł odpowiedni moment, zwlókł się, ale nie ociężale. Cały czas sprawiał wrażenie przynajmniej głęboko zrelaksowanego.
Jedzenie najpierw obejrzał, po czym zabrał na łóżko. Nie potrzebował wiele miejsca. Na razie ograniczał się do łóżka i swojego świata.
Jadl chyba ze dwie godziny. Po skończonym posiłku pusta taca została odstawiona. Co to miało znaczyć? Pewnie nic, po prostu odstawił. Głupi jedi z Autodestrukcji zaraz poddałby to analizie. Widać lubił anal. Pewnie go Ed posuwał.
Takie głupowate myśli bardzo chętnie dotrzymywały mu towarzystwa i czul się dobrze. Czasem tylko wizja grzybobrania, czyli spotkania z Rada trochę psuła mu nastrój. Ale nie miał na to wpływu, wiec po co się martwic?
Nemedis na pewno jest już blisko. Może oczekiwałby od niego bardziej sit hańskiego zachowania?
Nemedis na pewno nie byłby taki pokorny w więzieniu. Dyskutowałby z tymi dżedajami.
Ale on? Nie, nie chciał w ogóle mieć z nimi nic wspólnego. Jak najdalej. Rzec można – dobrze ze bariera energetyczna była.
Teraz znowu leżał na łóżku. Na wznak tym razem.*
Offline
Strażniczka obserwując ten "taniec" z jedzeniem mimowolnie się uśmiechnęła. Bo właśnie wygrała wolną zmianę, którą mogła poświęcić na coś ciekawszego niż oglądanie duga, który kompletnie wszystko olewał. W sumie wszystko było ciekawsze.
Nie próbowała też poddawać analizie jego zachowania, nie miała kompetencji do tego. No i w sumie niewiele ją to obchodziło. Czekała na koniec swojej zmiany. Wcześniej przyszła godzina ciszy nocnej, a więc zgaszono światło. I tyle. Strażniczka czekała do północy, potem nastąpiła zmiana. Cichego pilnował ten sam strażnik co pierwszego dnia. I znowu cisza aż do poranka. Wtedy też nastąpił kolejny element rytuału, światło włączono, dano więźniowi czas na ogarnięcie się, potem przybył droid z jedzeniem, zabrał starą tacę i odszedł. I znowu cisza.
Offline
Dzieciak
*Co tu dużo mówić, niewiele się zmieniało. Nie ogarniał się. Na samym leżeniu niewiele się pocił, choć pewnie wkrótce zacznie szukać po szafkach jakiegoś ubrania. Poczuje dyskomfort. Ale tylko fizycznie, psychicznie naprawdę więcej nie potrzebował. Nawet holoksiażki leżały nieruszone. Podejrzewał, ze to akurat może być pułapka, może zawierać dżedajskie treści. Oczywiście nie mogłaby to być pułapka mu zagrażająca, ale chwyt sekt – zostawimy panu materiały, zapozna się pan siedząc na sedesie.
Śniadanie? Popatrzył chwile, owszem. Ale nie. Na razie wytrzymamy. W sumie to nie wiedział, czemu był dla siebie taki surowy. Ale był.*
Offline