Gra PBF w świecie Star Wars, rozgrywająca się w czasach Młodego Imperium.
Zdębiała lekko czytając ją. Kochanie... Po krótkiej chwili konsternacji szybko odpisała "Cześć skarbie nie ma sprawy i tak mi się nudzi. Za kwadrans tam gdzie ostatnio?" Zaczynało jej lekko szumieć w głowie. Dyskretnie wzmocniła odporność organizmu na pity alkohol z pomocą mocy. Powoli dokończyła piwo przysłuchując się dyskretnie plotkom i czekając na wiadomość od mistrza bawiąc się przy tym komunikatorem i zerkając czasem na otrzymaną wiadomość jakby nie dowierzała. Kochanie... Kochanie... powtarzała w myślach.
Offline
Co do plotek to głównie dotyczyły wojny, różnych bitew, dowódców, kilka też omawiało sprawę Sojuszu. Ale przed wyjściem Devii gruchnęła jedna solidna wieść. Imperium! Tu, w Keldabe. Zjawiła się delegacja dyplomatów, która spotkała się z Mandalorem, a tymczasem ulicami przechadzała się inna grupka, jakby patrolowali własne ulice, co wielu Mando się nie podobało. Pomstowali, marudzili, ale bez zgody Mand'alora nie skopią im shebes. Atmosfera w mieście robiła się napięta przez tą wielką politykę. Nie dość, że prowadzili krwawą wojnę domową, Straż Śmierci gdzieś się zaszyła i siedziała podejrzanie cicho, to jeszcze pojawił się Sojusz i Imperium. Kto jeszcze miał się zjawić? Jedi? O nich też rozgorzała dyskusja, rozpętana przez ich przeciwników i wiele osób przytakiwało. Tutaj Zakon nie miał dobrej opinii. Ale to wynikało z tysięcy lat krwawej historii wzajemnych wojen, konfliktów, oskarżeń i uprzedzeń. Mando wysysali z mlekiem matki niechęć do Republiki i Jedi.
Offline
Imperium tutaj? Wyglądało na to że imperialni chcieli frontalnie zniweczyć rozmowy. Zatem skoro jest imperium.. to oznacza że może też być inkwizycja... kurwa mać wywołałam wilka z lasu.. pomyślała. Słysząc plotki o zakonie podsycane przez znajdującego się wroga jedi tylko pokręciła głową. Dyskretnie zerknęła na osobników ktorzy rozpętali dyskujse i podsycali nienawiść do jedi. Zaczęła się zastanawiać co też może zrobić. Dokończyła piwo i wyszła z baru kierując się do kawiarni gdzie wcześniej się spotkali.
Offline
Niezależny
Spacer okazał się być przyjemny i pozbawiony elementów niebezpiecznych. Do kawiarenki dotarł szybko i uściskał na powitanie Devię.
- Jak tam minął dzień? Miałaś jakieś przygody? - zapytał gdy rozsiedli się już przy stoliku.
Offline
Dotarła na miejsce i widząc go nie odpowiedziała na jego pytanie tylko rzuciła się mu na szyję i skradła siarczystego całusa. Dopiero po chwili odpowiedziała mu:
-nudno, no moze poza hitem w postaci tych dupków z imperium. Właśnie się dowiedziałam że się pojawili, pewnie tych skurwysynów też ze sobą przytargali. Zatem pytanie co dalej w związku z tym? - zapytała siadając do stołu, a właściwie spadając na krzesło bo zachaczyła o nogę stołu. Przeklęła pod nosem po zabrakańsku mandalorskie piwo.
-chyba troche ichniejsze piwo mi uderzyło do głowy. Swoją drogą co oni kuźwa do niego sypią że tak trzepie po głowie?
Offline
Niezależny
Spojrzał na Devię, która trochę sobie pofolgowała z nudów. Cóż nie dziwił jej się, choć było to trochę nierozsądne biorąc pod uwagę panujące nastroje w mieście i niezapowiadanych gości.
- Zależy co zamówiłaś. A co do nowych gości, to może nie ogłaszaj tego tak połowie okolicy? No chyba, że chcesz ściągnąć ciekawskich do nas. - skomentował jej słowa. I zamówił coś solidniejszego do jedzenia dla obojga, z większą ilością mięsiwa. Samemu był głodny i uzupełnienie kalorii było dobrym pomysłem, zwłaszcza że te przekąski w wieży nie nadawały się na zaspokojenie potrzeb.
Offline
-tylko głupie małe piwo - odpowiedziała i po chwili się skapła słysząc jak mistrz zamawia danie dla nich obojga. Walnęła się w głowę na jego słowa o ostrożności. Głupol... skarciła się.
-no tak nic nie zjadłam dlatego mi poszło w łeb. Cała okolica trąbi o imperialnych. Od plotek aż huczy - mówiąc to rozsiadła się w fotelu i potarła dłonią czoło oparwszy ją na stole. Zamilkła na chwilę chcąc zmusić szare komórki do pracy, była głodna. Musiała się zatem dobrze schować, skoro miał pojawić się inkwizytor. Chyba że go odnajdą pierwsi i zastawią na niego pułapkę. Mogłaby być przynętą. Nachyliła się do mistrza niejako kładąc ręce na stole tak jakby zaraz miała położyć na nich głowę i powiedziała bardzo cichym septem:
-są dwie opcje albo się gdzieś schowam albo zastawimy na inkwizytora pułapkę ze mną jako przynętą
Offline
Niezależny
Pokręcił głową na pomysły Devii, na to było trochę za wcześnie i nie na miejscu.
- Nie, druga opcja odpada. Jest na nią za wcześnie jeszcze, zwłaszcza dla ciebie. Ale nie martw się, przy następnej okazji skorzystamy z tego planu. - odezwał się w odpowiedzi. Kelner w tym czasie przyniósł im talerze i Quinlan mógł się zabrać za pałaszowanie posiłku. - Wyczul się na to co słyszysz, obserwuj jedynie i zapamiętuj. Nic więcej, to lekcja cierpliwości.
Offline
Gdy dostała talerz od razu zabrała się za jedzenie.
-jak? po ostatnim pewnie mają mój rysopis i mnie szukają - mówiła cały czas szeptając -musiałabym łazić w pancerzu jak mando,a nie wydaje mi sie żeby to był dobry pomysł, może lepiej będzie jeśli wrócę na "istagar" żeby nie narazić Ciebie i całej misji, a jeśli nie na nią to na "obrońcę".
Wsunęła kolejny kęs dania do buzi.
Offline
Niezależny
- Chwilowo póki trwają rozmowy nie ma szans na twój powrót. Dupek nie chce ryzykować zagrożenia całej misji. Musisz poczekać jeszcze trochę. A potem sam cię zgarnę gdy będzie pora. - dziewczyna musiała się trochę pomęczyć, ale jak mówił - to było dobre ćwiczenie cierpliwości, której jej brakowało. W niedługim czasie skończył jeść i oparł się wygodnie w krześle. Tego mu brakowało i mógł teraz wypocząć. - Mam wolne do jutra, może zatem skorzystamy z twoich wygód?
Offline
-pewnie - odpowiedziała kończąc pałaszować posiłek. Czuła się już lepiej, otępienie które wywołał alkohol po zjedzeniu czegoś ustąpiło. Nigdy więcej na pusty żołądek pomyślała. Czekając na rachunek siedzieli jeszcze chwilę. Powoli dochodziła do siebie żeby się nie wypieprzyć znowu po czym wstała. Wzięła mistrza pod ramię i ruszyła do hotelu, gdzie razem spędzili resztę czasu.
Offline
Po wspólnym wypoczynku w hotelu Devii ponownie ich dwójka musiała się rozstać. Quinlan ponownie musiał się stawić przy Gwieździe Istaru na obowiązkową musztrę i przemarsz, zaś zabrakanka miała czas dla siebie.
Quinlan:
Przemarsz ulicami Keldabe jak zwykle stanowił pewne wyzwanie. Mando zrywali się wczesnym rankiem i każdy zajmował się swoimi sprawami. Nie każdy mieszkaniec Mandalore zajmował się wojaczką. W zasadzie tylko część z nich utrzymywała się z pracy najemnika, pozostali byli farmerami, lekarzami, pracownikami fabryk, inżynierami. Każdy bez wyjątku potrafił walczyć, miał swój pancerz (nie wszystkie były wykonane z Beskaru. Te z domieszką Mandaloriańskiego Żelaza zwykle znajdowały się w wojowniczych klanach, pozostali mieli tańsze, ale wciąż wytrzymałe mieszanki stopów) i w razie potrzeby mógł być powołany pod broń. Ich codzienność wygladała jednak tak jak na każdym innym świecie. Wstawali o świcie, jedli śniadania, udawali się do pracy na te 8-10 godzin a potem do domu, do rodziny a wieczorem do knajpy by coś wypić, pogadać, a w dni wolne od pracy ćwiczyli w Kręgach Bitewnych.
Rankiem Quinlan musiał się przeciskać pomiędzy takimi zwykłymi, spieszącymi do pracy Mando. Słyszał gwar rozmów, jedni omawiali wizytę delegacji Sojuszu, inni Imperium, jeszcze inni rozmawiali o toczącej się wojnie. Byli też tacy co woleli rozmawiać o ostatnich meczach w lidze Limmie, lub o Mandaloriańśkiej odmianie tego sportu - Meshgeroya, która oczywiście była znacznie brutalniejsza.
W końcu Ramis dotarł do Portu Gwiezdnego, gdzie pozostali żołnierze Sojuszu już się zbierali. W ciagu kwadransa wszyscy ustawili się w idealnym szeregu i pomaszerowali do wieży MandalMotors na kolejną fazę obrad.
Devia:
Ranek w hotelu wyglądał tak jak zwykle. Niewielka grupka gości wyłaniała się ze swoich pokoi i bez słowa udawała się do stołówki, by zjeść śniadanie i napić się kafu. Każdy jadł w ciszy, pogrążony we własnych myślach i planach. W stołówce najbardziej rzucało się w oczy to, jak niezbyt popularnym miejscem było Mandalore. Gości jak na lekarstwo a jak już się ktoś trafił, to nie był to typ radosnego, rozentuzjazmowanego turysty z aparatem i przewodnikiem w ręku, tylko raczej typ nieco szemrany lub pośredni biznesmen z ochroną.
Wątek Quinlana przeniesiony do tego Tematu
Offline
Była to dla niej istotna lekcja cierpliwości zwłaszcza że spacery po Keldabe stały się z dnia na dzień czymś ryzykownym przez obecność imperialnych. Jedyne co mogła zrobić to zaszyć się w hotelu do końca rozmów. Problemem jednak było to że nie miała za bardzo co robić co dodatkowo potęgowało jej nudę i nadwyrężało cierpliwość. Tym samym nie wychodząc z hotelu skupiła się na ćwiczeniach samokontroli oraz utrzymaniu kondycji. Podejrzewając obecność inkwizytora nie chciała mu ułatwiać zadania, więc skupiła się również na maskowaniu swojej aury mocy i zrezygnowała z ćwiczeń jednoczących z mocą gdyż stanowiły zbyt duże ryzyko. Chodziła na basen/siłownie (cokolwiek co było w hotelu) by zabić choć odrobine czasu. Wróciła do pokoju i kazała Artociforowi podpiąć się pod sieć hotelową by zaktualizował sobie czas oraz pokazał jej najświeższe wiadomości z planety.
Offline
Hotel niestety pozbawiony był takich luksusów jak basen czy siłownia. Jeśli ktoś chciał iść popływać to miał rzekę w pobliżu, zaś ćwiczyć można było na zewnątrz: biegi, pompki, przysiady. Mando najczęściej robili to w pancerzach z dodatkowym obciążeniem w postaci plecaków, by przyzwyczajać się do ciężaru sprzętu wojskowego noszonego w trakcie działań wojennych. Profesjonalnych siłowni to oni za bardzo nie mieli, jedyna znajdowała się w centrum miasta. Zwykle każdy polegał na własnej pomysłowości.
HoloNetowa sieć na Mandalore nie była zbyt dobrze rozwinięta. Wiele przekaźników zniszczono, te co ocalały podpięto do sieci wojskowej, która miała najwyższy priorytet w przesyłaniu danych, więc ta cywilna działała bardzo wolno. Informacji też było jak na lekarstwo, wojskowe były cenzurowane. Było tylko kilka wiadomości zamieszczonych przez pacyfistyczny odłam Nowych Mandalorian, którzy na zdjęciach czy holofimach pokazywali koszmar działań wojennych. Naloty myśliwców, ataki żołnierzy Tradycjonalistów, zamachy bombowe Straży Śmierci. Typowy koszmar wojenny.
Tymczasem w miarę upływu czasu Devia zaczęła doświadczać niejasnego przeczucia, że wydarzy się coś złego.
Offline