Gra PBF w świecie Star Wars, rozgrywająca się w czasach Młodego Imperium.
Spróbowała mu pomóc o tyle o ile potrafiła i rozumiała z jego pisków. Dała chwilę Artociforowi by się ogarnął. Podeszła do końca uliczki i ostrożnie rozglądnęła się gdzie jest. Wysiliła pamięć wzmacniając ją z pomocą Mocy w bierny sposób maskując przy tym aurę i ruszyła w kierunku portu kierowana przez Moc. Szła wolnym krokiem. Była zła, zmęczona lecz w żyłach jeszcze miała adrenalinę dzięki której trzymała się na nogach. Droid jechał posłusznie obok niej trzymając się blisko. Unikała walczących ze sobą jak tylko mogła nie chcąc ponownie oberwać rykoszetem. To że wyczuła wcześniej w Mocy aurę mistrza dodawało jej otuchy.
Offline
Niestety tutaj Devię spotka zawód, bo Moc nie pokaże jej drogi do portu. Nie była ona uniwersalną odpowiedzią na wszystko a raczej wspomagaczem. Dlatego bardzo ważne było opanowanie podstawowych umiejętności i zdobywanie wiedzy. Nie bez powodu Jedi kładli tak wielki nacisk na tą kwestię. Sama Moc bez rzetelnej wiedzy, mądrości i doświadczenia była po prostu niczym, ślepym narzędziem. Maksyma "Nie ma Ignorancji, jest Wiedza" to nie tylko puste słówka a ważny element bycia Jedi. Dlatego teraz Devia musiała zawierzyć swoim umiejętnościom i wiedzy. Nie miała podpowiedzi w postaci mapy R2 (co nieco mogła zapamiętać, jak np. ogólny kierunek), Moc na nic jej się nie zda, musiała więc sama pogłówkować. Przed nia otwierał się labirynt krętych, wąskich uliczek nastawionych na zmylenie przeciwnika. Musiała jakoś dojść do portu kosmicznego, który położony był w północno-wschodniej części miasta, podczas gdy ona znajdowała się na południe od centralnie położonej wieży MandalMotors.
Offline
Szła w przeciwną stronę do wieży niejako wracając po własnych śladach obierając kierunek północnego wschodu. Po drodze rozglądała się za punktami charakterystycznymi zapamiętanymi podczas krążenia po mieście jeszcze gdy było spokojnie. Droid jechał blisko niej. Podarła jeszcze gdzieniegdzie ubranie by wyglądać jako ofiara uciekająca przed walką, schowała miecz za bluzkę. Starała się jak mogła unikać walczących. Chciała jak najszybciej znaleźć się na okręcie, co prawda pod rozkazami tego starego tępego pierdla - sama myśl o nim była irytująca - ale przynajmniej będzie w rękach kolegi po fachu - medyka - który doprowadzi ją do ładu.
Offline
Niestety takie proste to nie było. Uliczka którą teraz szła kierowała się na południowy wschód, oddalając się od wieży MandalMotors. Po dwustu metrach Devia napotkała rozgałęzienie. Jedno wiodło na południe, drugie na wschód, trzecie na północny zachód, gdzieś w rejon wieży.
Uliczki były wąskie, ale względnie spokojne. Odgłosy walki dobiegały ja zewsząd, podobnie jak szum silników myśliwców, które walczyły ze sobą, jednak ilość przelatujących to tu to tam Fangów wskazywała na zdobytą przez Tradycjonalistów przewagę. Przynajmniej odzyskali panowanie w powietrzu.
Offline
Kierując się intuicją wybrała drogę na wschód. Skręciła w nią i ruszyła uliczką. Droid pojechał za nią. Spróbowała skontaktować się z Quinlanem poprzez komunikator "jak tam? cały jesteś?". Miała tylko nadzieję że nic mu się poważnego nie stało. Szła uliczką rozglądając się za jakimś punktem charakterystycznym.
Offline
Intuicja dobrze podpowiedziała Devii. Kierując się na wschód obejdzie teren najcięższych walk skupionych wokół zabudowań MandalMotors i wyjdzie na jednej z głównych dróg na południe od Portu Gwiezdnego. Z tego miejsca dotarcie na miejsce będzie już dużo łatwiejsze. Ale najpierw musiała się tam znaleźć, co nie będzie proste z powodu zalegającego wszędzie gruzu i kilku trupów Mando, najemników i członków Straży śmierci. Ich ciała wydzielały koszmarny odór spalonego mięsa a widok poszarpanych ciał potrafił każdemu przewrócić w żołądku (Otwarte złamania, urwane kończyny dziury w klatce piersiowej lub brzuchu itp). Wszędzie zalegała krew, ślady po trafieniach boltami na ścianach lub w brukowanej uliczce. To wszystko znacząco utrudniało poruszanie się jej uszkodzonemu astromechowi i w kilku miejscach będzie musiała mu pomagać, lub go po prostu zostawić, gdyż spowalniał jej marsz.
Offline
Widok trupów nie zrobił na niej wrażenia, zwłaszcza że miała za sobą o wiele gorsze doświadczenie z Mustafar gdzie sam ich smród i widok przyprawił ją o mdłości. Robiła slalom omijając przeszkody niekiedy biorąc swojego astromecha w ręce i przenosząc go lub niosąc w razie potrzeby. Westchnęła gdy zrobiła to po raz kolejny. Mam z Tobą więcej problemu jak pożytku z Ciebie pomyślała. Nie chciała się go jednak pozbywać zwłaszcza że już zainwestowała w niego trochę kredytów. Spróbowała wysłać wiadomość do Quinlana, po czym rozglądnęła się chcąc ocenić odległość od portu i obrać odpowiadający mu kierunek.
Offline
Przenoszenie astromecha ponad przeszkodami nie należało do najłatwiejszych zadań z powodu swojego kształtu i masy. Obudowa astromecha była zwarta, z minimalną ilością wystających elementów i wklęsłych miejsc. W dodatku lakier, którym pokryto metalowy kadłub nie zapewniał dobrej przyczepności. Ponadto R2 ważył 32 kilogramy, co nie stanowiło może jakiegoś strasznie dużego ciężaru, ale po dziesiątym przenoszeniu spanikowanego astromecha po bardzo zdradliwym podłożu może solidnie zmęczyć.
Co do wysyłania wiadomości to sytuacja była bez zmian, dalej HoloNet nie działał i bardzo wątpliwe było by w ciągu najbliższych kilku godzin Mando zajęliby się tym problemem, gdy ich stolica jest atakowana. Oni sami korzystali z komunikacji radiowej, więc w nosie mieli to że ktoś nie umie wysłać wiadomości. Ale z pewnością astromech poinformuje Devię o wznowieniu łączności. Nie ma potrzeby by co chwilę wydawać rozkaz R2, którego nijak wykonać nie mógł. Łączności nie ma i nie będzie.
Główna ulica, do której dotarła zdyszana już Devia (przenoszenie droida jest meczące, nawet jeśli wspomaga się przy tym Mocą). Jej wygląd mógł być przygnębiający, kratery w drogach, przełamane barykady, zniszczone domy i dziesiątki trupów, głównie po stronie napastników, jednak i zwłoki obrońców również się tutaj znalazły.
Pomiędzy ciałami krążyła grupka Mando z oznaczeniami klanu Fibal. Sprawdzali oni, czy któryś z obrońców nie ocalał (szczęściarzy odnosili do punktów sanitarnych). Sprawdzali również ciała napastników i jeśli trafiali na kogoś żywego to bez skrupułów dobijali takiego osobnika, używając mieczy lub pistoletów. Dla swych wrogów Mandalorianie bywali okrutni.
W tej chwili by dostać się do Portu Gwiezdnego Devia musiała kierować się na północ i przemaszerować dwa kilometry, uważając na wciąż toczące się wokół walki.
Offline
Skierowała się na północ omijając krążących Mando. Nie miała ochoty na kolejne niemiłe powitanie. Widok jej nie ruszył. Rozglądnęła się za jakimś zaułkiem i weszła do niego nie chcąc się rzucać w oczy krążącym Mando. Zatrzymała się na chwilę w zaułku chcąc odpocząć i głębiej odetchnąć. Usiadła i naciągnęła na usta i nos ubranie robiąc niejako z niego "bąblo-worek" i oddychała do niego szybko z czasem powoli, unikając dzięki temu hiperwentylacji. Gdy już wyrównała oddech i nabrała sił ruszyła dalej w kierunku portu -północnym - omijając toczące się walki. Nie miała ochoty ponownie dostać rykoszetem. Była już wyraźnie zmęczona, jednak pomimo tego bardzo zdeterminowana by dotrzeć na pokład "Gwiazdy Istaru", wiedząc że inaczej się nie wydostanie z tej nieprzyjaznej planety. Wytrzymaj już niedaleko... pomyślała.
Offline
W końcu po długim i wyczerpującym marszu Devia dostrzegła zarysy muru otaczającego Port Gwiezdny Keldabe. Jednak w miarę zbliżania się do niego jej oczy z pewnością zauważą kolejne ślady po walkach. Uszkodzone mury, płonące budynki, rozwaloną główną bramę. Znad terenów gdzie znajdowały się lądowiska unosił się też gęsty czarny dym, rozwiewany przez wiatr. Z resztą wiele budynków w Keldabe płonęło lub się waliło, nie był to odosobniony przypadek.
Wszystko jednak wskazywało na to, że Port ucierpiał w trakcie ataku połączonych sił huttyjskich najemników i członków Straży Śmierci. Protektorzy musieli stoczyć ciężką walkę by odzyskać nad nim kontrolę i w tej chwili zabezpieczali cały obszar, na wypadek gdyby jacyś maruderzy spróbowali szczęścia przy próbie kradzieży jakiegoś statku, by wyrwać się z okrążenia.
Offline
Tak trochę się wkurzyła na huttów i imperialnych widząc zaistniałą sytuacje i wiedząc co ona oznacza. Rzuciła wiązanką przekleństw po zabrakańsku na imperialnych. Był jednak tego plus. Złość włożyła jej do żył kolejną dawkę adrenaliny której potrzebowała by dostać się na pokład okrętu. Koło niej stał droid. Rozglądnęła się po porcie chcąc się zorientować jak daleko ma do okrętu i gdzie się plączą Mando nie chcąc wchodzić im w drogę. Skręciła w jedną z bocznych uliczek po czym ruszyła w kierunku "Gwiazdy Istaru". Wyglądało na to że to właśnie tutaj zaczęły się walki, które następnie przeniosły się do wieży. Zastanawiające było jednak co innego, mianowicie działania huttów. Co prawda NS była nie jako pod wpływem imperialnych jednak zachowywala pewną autonomie, czyzby huttowie dogadali sie z imperialnymi? czy moze imperialni calkowicie przejeli kontrole nad NS? z czego wynikal sojusz huttów z straza smierci? za dużo pytań... zganiła sie w duchu i skupiła ponownie na dostaniu sie na okret. Szła omijając przeszkody, w razie potrzeby niosac droida i unikając Mando.
Za chwilę chyba dojdziemy do Ostragaru -.- Jeśli nie umiesz tego poprawnie przepisać to chociaż zrób kopiuj - wklej.
Offline
Niestety dostanie się do Portu nie było takie proste, bowiem stanowił on zamkniętą całość, odseparowaną od głównych ulic szerokim i wysokim murem. Do wewnętrznych hangarów i lądowisk wiodły tylko trzy potężne bramy, wychodzące odpowiednio na południe, wschód i zachód. Przy każdej z nich kręcił się patrol Protektorów złożonych z pięciu osób. Każdy z nich nosił na pancerzu ślady po niedawnych walkach, każdy odniósł jakieś rany i z tego powodu zostali nieco z tyłu, podczas gdy reszta Mando toczyła walki blisko centrum (Natężenie wybuchów i wystrzałów tak jakby nieco zelżało. I krzyków mniej). Prześliźniecie się pomiędzy nimi było niemożliwe.
Ponad głową Devi w powietrzu utrzymywały się już tylko maszyny Tradycjonalistów. Ich Fangi śmigały w górnych warstwach atmosfery, zataczając szerokie kręgi wokół Keldabe, więc wyższe poziomy pozostawały w większości niestrzeżone.
Offline
Chciała dostać się na okręt. Miała nadzieję że jej wygląd wskazuje jednoznacznie na to iż jest zagubioną pasażerką która znalazła się nieszczęśliwym przypadkiem w złym miejscu i złym czasie. Na ewentualne pytania miała odpowiedź "chciałam dostać się na pokład statku którym tutaj przyleciałam Gwiazdy Istaru" wskazując okręt. Podeszła do najbliższej niej bramy. Obok niej jechał jej droid.
Offline
Cóż, podejście Devii do sprawy było trochę naiwne. Stolica Mando została zaatakowana, a tuż przed inwazją w kilku kluczowych miejscach miasta wybuchły bomby, co wskazywało na to, że ich ochrona została zinfiltrowana. To automatycznie sprawiało, że wszyscy Mando byli wyczuleni i przewrażliwieni. Prosty kit nie wystarczy by się koło nich prześliznąć, o czym zabrakanka się przekonała, gdy tylko znalazła się w polu widzenia strażników Portu. Zdołała podejść tylko na pięć metrów, gdy pięć karabinów blasterowych uniosło się, biorąc ją na cel.
- Stój! To zamknięty obszar, odejdź albo będziemy strzelać!
Zawołał jeden z protektorów i na znak, że nie żartują strzelił w kawałek ziemi, leżący pół metra od nóg Devii. Odpryski kamyków trafiły ją w łydki, nie wyrządzając żadnej szkody, ale był to wymowny znak by nie próbowała nawet podchodzić.
Offline
Omal jej szlag nie trafił. Tak się odwdzięczacie za pomoc? Nie dała jednak niczego po sobie poznać utrzymując spokojny wyraz twarzy.
-To gdzie mam iść? - zapytała ostrożnie robiąc krok w tył - chce się jedynie dostać na statek na którym przyleciałam wraz z ambasadorami "Gwiazdę Istaru" - mówiąc to dała polecenie R2 by potwierdził jej słowa. Dodatkowo powołała się na mistrza, dając Mando możliwość sprawdzenia jej słów. Zaczynała mieć ich serdecznie dość. Tym samym to był ostatni raz kiedy robiła coś dla nich i im pomagała. Zaczęła się zastanawiać gdzie w takim razie ma się udać skoro do portu też nie mogła się dostać. Była wyczerpana i mocno poraniona, powoli też zaczynała na nowo czuć zmęczenie. Nie wiedziała czy da radę dotrzeć gdziekolwiek gdzie jej każą iść. Wątpiła w to. Ledwo stała na nogach trzymana przez resztki adrenaliny i złość.
Offline