Gra PBF w świecie Star Wars, rozgrywająca się w czasach Młodego Imperium.
Artysta
*Statek Fler, a wcześniej Darvena sunął przez nadprzestrzeń. Kawał drogi przebyty i kawał jeszcze za nim, ale to on właśnie kierował się w miejsce najbardziej bezpieczne z bezpiecznych, bo Kongo nie obchodzące, przez nikogo nie znane.
Fler wypłakała już obrazy bitwy, i teraz, trzęsąc się wciąż, znalezioną cudem igłą nitką, którą czasem umieszczała w koku swojej fryzury by użyć wieczorem, jak Seco wróci podarty, zacerowała większość ran swojej poszarpanej do gołego ciała a czasem i do krwi sukni.
W ładowni leżał Dral, od kilku godzin nieprzytomny. Nie miał widocznych obrażeń, a Fler bojąc się go uszkodzić, nie ruszała go, jedynie tylko obłożyła znalezionymi na statku szmatami, jakimiś płachtami, czy czymś takim, z wielkim logo Cochrelu.
Malkita ułożyła spać przy Dralu, nie mogła zostawić go samego. Teraz siedziała na ziemi niedaleko ich i trzęsła się, choć psychicznie była już w miarę pozbierana*
Offline
Dzieciak
*przez pierwsze dwie godziny ogóle nie odklejał się od matki, nie mówiąc ani jednego słowa, jedynie jego wytrzeszczone oczy, walące serce i kurczowe uściski świadczyły o dogłębnym, paraliżującym przerażeniu. Nie zapłakał ani razu. Nie wydał najmniejszego dzwięku. Później już kiedy odważył się na samodzielność, pełzał z brzuchem przy samej podłodze, a położony przy Dralu, lizał z głowę na tkaninie i też się trząsł, na przemian zamykając i otwierając oczy. Czasem się odżywał. Pytał* Mama, dzie Dżony? *Nie pytał o ojca, o babcie. Tylko o Dżonego. Bo przecież to Dżony ich obroni*
Offline
*Dral przedtem odzyskał na chwilę świadomość, ale tylko na chwilę, bo potem to już znowu zapadł w sen czy letarg. Ale powoli się z tego wybudzał, co widać było po reakcji jego ciała. Przedtem nieruchome, niemal jak martwe, a teraz się poruszał i coś tam mamrotał pod nosem, aż w końcu otworzył oczy, mrużąc je strasznie* Agh... gdzie ja jestem? *Mruknął do sufitu i zaczął się wiercić, rozglądając się po pomieszczeniu aż w końcu zobaczył Malkita i Fler, co go ucieszyło. W końcu mógł zobaczyć Imperialnych* Jak to dobrze, że nic wam nie jest... co się stało? Gdzie Tang i reszta? *Zapytał od razu i próbował się podnieść, ale przysporzyło mu to tylko bólu, wiec na razie zaniechał*
Offline
Artysta
*Pierwsze ruchy, szum tkaniny i cichy glos wyrwały Fler z marazmu przeszłości. Podniosła głowę, a jej twarz, brudna, umazana krwia i popiołem którego zapach dominował w ładowni, a także palonych włosów, bo trochę ich straciła. Podniosła się na kolana jakby bała się swojej wysokości, i podeszła tak na czworaka do Drala, opierając się lekko na palcach rak i nóg, tak jak tor obił Malkit, a co jej przychodziło bez wysiłku* nie ruszaj się *jej ręka opadła gdzieś na brzuchu klona* uciekliśmy. Nie wiem, kto przeżył *Za chwile ta samą ręka sięgnęła do grzywy syna* Na pewno gdzieś blisko, wkrótce się zobaczymy…
Offline
Dzieciak
*zamknął oczka podnosząc łepek by ręka jechała od czoła przez cała szyje aż na kark. Oblizał sprytnie pyszczek wysuniętym leciutko języczkiem* Mama, tobie spaliły się włosy *zauważył cichutko, szczerze jak to dzieciak, ufnie, ale ze strachem przez tym złem które spada niewiadomo skąd* Mama, a my tu? *skulił się w sobie, przekręcił moszcząc kółeczko a potem położył łepek na klacie Drala* A dziej jest Dżony? *zapytał znowu, tym razem Drala. Widać w stresie mu się w łebku mieszało*
Offline
Nic mi nie jest, nie mam niczego złamanego... chyba *Był medykiem polowym, więc umiał się zorientować co jest nie tak z jego ciałem. Teraz przewidywał lekkie stłuczenia oraz naciągnięcie mięśnia grzbietowego, nic poważnego* Rozumiem... nie pamiętam nic z bitwy, wyeliminowali mnie na początku. Widziałem tylko...*Urwała nagle i przymknął oczy, przypominając sobie co widział przez lunetę swojego karabinu snajperskiego. Zmasakrowane ciało swego brata* Wiem, że Ven nie żyje... potem straciłem przytomność. Nie przydałem się za wiele... *Dodał ze złością, bo powinien walczyć, pomścić śmierć brata, pomóc reszcie. A tak jaki z niego pożytek?* Nie wiem Mal'ika... pewnie z kimś innym. Kilkoma statkami uciekali wszyscy? *Zapytał, choć domyślał się odpowiedzi. Dla bezpieczeństwa lepiej wybrać więcej środków lokomocji, by zminimalizować ryzyko śmierci wszystkich*
Offline
Artysta
*Znowu pogładziła Malkita, uśmiechając się smutno* Włosy odrosną. Bedą nowe, jeszcze ładniejsze…[/i[] *Jej miedziane oczy zatrzymały sie na twarz Drala. Ściągnęła mu Chełm, wiec mogła patrzeć* [i]Odlecieliśmy jako pierwsi,. Wysłałam wiadomość Cochrelowi i skoczyliśmy. Jestem pewna, ze pomszczą ich w imieniu nas wszystkich. Jestem też pewna, z pewna Tangorn i twoi bracia żyją. *Z wyjątkiem Vena. Nie znała go zbyt dobrze, mniej niż jego braci. Był bardziej skryty.* Będzie dobrze. Przeczekamy to i wrócimy. Chcesz wody?
Offline
Dzieciak
*Malkit sięgnął łapką po skraj szmaty* nie ce domku ja *zaprotestował i nakrył się na głowę, nadal drżąc momentami* bo tam wojna jest *Znieruchomiał w ukryciu, choć może jakby był większy to wściekałby sie i wyklinał pałając rządzą zemsty,.a tak odezwało się w nim szeliańskie pragnienie harmonii*
Offline
A ja wiem, że jak Tan'buir przeżył, to będzie sam pałał rządzą zemsty... on tego tak nie zostawi... ale lepiej o tym już nie wspominać *To było bolesne dla wszystkich, chociaż dla Drala z innego powodu, stracił brata w czasie bitwy, z której został wyłączony. Sama bitwa już go nie przerażała, widział okropieństwa wojny i żył z tym* Tak, poproszę... *Nie miał niczego w ustach od wielu godzin, więc szklaneczka wody się przyda. Coś do jedzenia też, ale o tym później wspomni* A tak właściwie to gdzie lecimy?
Offline
Artysta
*Wstała wiec, zamiatajac podłogę statku skrajem poszarpanej sukienki, a teraz – szmaty, choć to i tak określenie zbyt wytworne. Statek Cochrewlowski wiec jest automat z wodą który poprosiła o plastikowy kubeczek życiodajnej cieczy. Kiedy go niosła wylała po palcach spory łyk, jednak w końcu podała go Dralowi, podtrzymując jego grekę* W najbezpieczniejsze miejsce, jakie znam *odparła szeptem* do mojego domu. Na Venui
Offline
*A Dral leżał na podłodze dalej w pancerzu i rozmyślał co się mogło stać na Mandalore. Nie widział sensu w pytaniu Fler, dla niej to były zbyt okropne przeżycia, więc nie chciał, by to rozpamiętywała. Ale podniósł się nieznacznie, gdy podała mu kubeczek* Dziękuję*Mruknął i wziął naczynie, pijąc z niego łapczywie. Sam nawet nie wiedział jak bardzo był spragniony... aż do teraz* Hmm... Venui, tak? Tam chyba nie ma elektroniki i wielkich miast? Więc będziemy bezpieczni... potem spróbuję się skontaktować z resztą *O ile żyją i mają sprawne komunikatory*
Offline
Artysta
Tak, będziemy bezpieczni. Przed nami jeszcze długa druga. Masz czas, żeby wydobrzeć, czy zająć się sobą *Podniosła wargi w uśmiechu a pod jej policzkami na chwile pojawiły się dołeczki, choć tej uśmiech nie obejmował wielkich, miedzianych przymkniętych,. Przeraźliwie smutnych i wystraszonych oczu. Odruchowo gładziła kark Malkita*
[ide spać, dokończymy jutro, dobranoc :)]
Offline