Gra PBF w świecie Star Wars, rozgrywająca się w czasach Młodego Imperium.
Jak oni mogli, sir! *Dżony podjął temat bardzo chętnie, podnosząc działa do pozycji bojowej, nie tylko z trzaskiem, ale i z warkotem i Dżony znowu stal się bronią masowego rażenia wyposażoną w urażona dumę która nim sterowała. Jego bańka pola unosiła się nadal naokoło brązowrudego pancerza. Widać bardzo poważnie to rozumiał. Ale nagle… cofnął się znowu* Sir! Użycie broni w obronie własnej, sir! *znowu cię cofną ,az zatrzymała go ścianą. Wtedy tez osłony się dezaktywowały, a pomarańczowe fotoreceptory jarzyły się jakby Dżony miał jakieś przeładowanie.
Nie wszedł a nimi. Nieźle wystraszony był*
Offline
Oficer Sojuszu
Dżony, ja wiele potrafię zrozumieć, staram się. Ale nie chce pod żadnym pozorem takich wyskoków, nie dzisiaj. Źle trafiłeś.... *Dobiegł z wnętrza pomieszczenia głos Darvena. I nic więcej na ten temat nie powiedział. Dzonego też nie zatrzymywał, drzwi nadal stało sobie otwarte - zresztą, zamknięte to też nie problem dla droideki. Tymczasem Darven po raz pierwszy w końcu usiadł na przeciwko Aru, mając na czole drobinki potu. Otarł reką i wyjął z kieszeni komunikator. Nawiązał z kimś połączenie, wymienił pare słów i znów spojrzał na zabraka.* Owszem, dobre słowo. Męcząca. *Po jakieś chwili od drugiego wejścia wjechała pulchna Herietta, jedna z pań ze stołówki. Zrzuciła na Darvena spojrzenie spod podniesionych brwi.* Mam to co pan chciał... Ale nie powinien pan jeść za dużo, niezdrowe! *Mruknęła, zatrzymując się przy człowieku z drobnym wózkiem, na którym było trochę jedzenia. Nie byle jakiego, luksusy też nie, wiadomo - zresztą, do życia to Darvenowi nigdy nie było potrzebne.* Dziękuje bardzo, przyda się. *Westchnął.* Ciężki dzień, co? *Spytała jak zawsze ciekawska pani z obsługi stołówki.* A tak, ciężki... *Zwrócił zimnoniebieskie oczęta na pulchną postać.* Ale to niezdr... *Znów zacząć chciała jak widac niezrażona niczym Herietta.* Idź kobieto, idź! Ciesz się pensją! *Kobieta wzruszyła ramionami i pomrukująć coś ruszyłą do wyjścia. Darven obejrzał przeniesione jedzenie.* A więc, porozmawiajmy, Aru.
Offline
Mroczny Jedi
No, mam nadzieję, że dziś na kolację będa te burgery z banthy znowu! *Rzucił zabrak do Herietty która nim jeszcze odeszła rzuciła.* Niezdrowe to. Poza tym nie mam pojęcia gdzie Ty to jedzenie magazynujesz, nie wyglądasz na pojemnego! *Kobitka oceniła zabraka który jeśli mu coś smakowało to potrafił się napchać wręcz do granic możliwości mieszcząc to... no nie wiadomo. Może miał nie tylko dwa serca,ale i żołądki? No,ale mniejsza z tym. Pani ze stołówki sobie poszła i Aru w odpowiedzi na słowa Darvena tylko ramionami wzruszył.* No to rozmawiajmy nim wyniknie jakieś zdarzenie nieprzewidziane i nam przerwie.
Offline
*Dżony stacjonujący w otwartych drzwiach jak sierota pod kościołem, odsunął się tylko by wpuścić i wypuścić panią ze stołówki. Działa trzymał nisko, nóżki dziwnie wyprostowane. Emocjonalnie wzbudzony bardzo silnie, rozdarty miedzy chce a nie powinienem i jeszcze miedzy „rdza mnie zalewa” stal grzecznie, potulnie jak to droid i pełnym tęsknoty spojrzeniem molestował Aru, odtwarzając sobie cichutko z głośniczka*
kocham cie wieczorem i kocham cie rano
kocham roześmianą kocham zapłakaną
Kocham twoje włosy, Kocham Twoje ręce
Kocham, kocham, każdego dnia więcej…
*I – jako ze w tym miejscu był widokiem jak najbardziej zwyczajnym – po prostu był, cichutko i wiernie, lśniąc sobie na tle ciemnego korytarza plugawionego przez te dwa złomy co nie chciały sobie isc jak Dżony ich grzecznie prosił…*
Offline
Oficer Sojuszu
*Darven zatopił zębiska w pokaźnej wielkości miękkiej bułeczce otaczającej soczysty kawałek mięsa przyprawionego na ostro, umoczonego w sosie. Po chwili wział parę łyków chłodnej herbaty pływającej - jak niemal zawsze - w jednorazowym kubku.* Tak więc widzisz, chciałbym prozmawiać na temat twego zatrudnienia... *Wyrzucił miedzy kęsami.* Dżony! Nie stój tak tam, tylko chodź już tutaj. No, Darven się nie gniewa...
Offline
*Darven lał teraz smar na procesor droideki. Jakby nie było, bardzo nie lubił co by się na niego gniewano. Przecież on nie chce źle! On chce być wierny, oddany i tak dalej, ale… cholera nich ich psia mać – te droidy mu na nerwy działają. On ich po prostu zwyczajnie nienawidzi jak przysłowiowego psa. Zawołany grzecznie i pokornie, jak tylko taki 300to kilowy kolos może – wdreptał po kosmatym dywanie prosto w kierunku Darvena, widać w swojej naiwności licząc na cos więcej niż tylko zakazy i nagana. Na przykład – na pogłaskanie*
Offline
Mroczny Jedi
Smacznego.. *Mruknął gdy Darven zajął się konsumpcją. Oczywiście na kolejne jego słowa odpowiadając tak czy siak.* No, zatrudnieniem bym tego nie nazwał. Raczej robieniem czegoś przydatnego na czas pobytu tutaj, przynajmniej do czasu gdy Windu mnie nie zapakuje na prom do świątyni. *Wyjaśnił krótko acz treściwie. Dodawać nie musiał już,że Windu mu gdzieś umyka cały czas, a i sam zabrak jakoś niespecjalnie się wysilał by go odnaleźć. Na poważnie go poszukać miał zamiar po zrobieniu czegoś dla Dżonego,a co mu po głowie już jakiś czas chodziło*
Offline
Oficer Sojuszu
To już wiem, ale myślałem o zatrudnieniu w bardziej dosłownym tego słowa znaczeniu. Nic mi nie wiadomo o twoich planach dotyczących Jedi. Wiesz co... Pływak jesteś. Ślizgacz. Nigdzie się nie zdeklarowałeś. Z generałem rozmawiasz, mówisz swoje, z windu rozmawiasz, mówisz swoje i nigdy nie wiadmo na czym się stoi bo nigdy nie mówisz jasno. A niestety trzeba się zdecydować. Tutaj wychodzę z inicjatywą zatrudnienia w Cochrelu, a właściwie u mnie - co jest w sumie wielkim ukłonem z mej strony. *Wrócił do spożywania popijanego produktu, a do zestawu doszły zapakowane frytki po które co jakiś czas sięgał.*
Offline
*Darven go nie pogłaskał, na co Dżony wyraźnie oklapł,. I wyminąwszy go podszedł właśnie do Aru, bo od niego to zawsze czułość, zrozumienie, edukacja poprzez wielo zmysłowe poznanie i przykłady dobrze dobrane… No cóż – przytulić się tylko, ale że Dżony przytulał tylko na stojąco, bo inaczej nie umiał, stanął sobie grzecznie z tyłu, za zabrakiem*
jesteś mym mistrzem
jesteś mym panem
Tobie chce służyć po kres
Tobie chce służyć swoim programem
I być Ci wierny jak pies…
Offline
Mroczny Jedi
Może i ślizgacz, niezdecydowany ze mnie jest typ po prostu. A sam Generał wie nieco więcej od Ciebie, Darvenie. *Odrzekł uprzejmym tonem, dłonią swą sięgając do tyłu by pogłaskać nieco grającego Dżonego. Co jak co,ale od niego nieco czułości dostać może.* Muszę przyznać,że czuję się zaszczycony tą propozycją pracy. *Ruchem głowy lekko skłonił się siedzącemu na przeciwko niemu człowiekowi.* Ale zdecydowałem jednak, że wrócę do Jedi. Może i nie zgadzam się ze wszystkimi ich poglądami i działaniami... ale chyba muszę wrócić by nieco poukładać z samym sobą. Przypomnieć sobie dawne czasy, wyciszyć się..... a potem dokopać w dupska Imperium w ten czy inny sposób. *Uśmiechnął się lekko. Rozmowa ta od początku nie była sztywna i oficjalna, więc pozwalał sobie na luźniejsze zachowanie.*
Offline
Oficer Sojuszu
Jak rozumiem, nasz dobrotliwy łysy pan-kamienna-twarz podczas jednej, słownie: jednej rozmowy cie przekonał? Bo nie wierze w więcej rozmów, wbrew pozorom panie Aru, ja dużo wiem... Wiem że dobrotliwy jest na tyle zajęty, by nie mieć czasu na negocjacje. A ja zawsze słyszałem jakiś to zagorzały non-Jedi jest z ciebie, Zabraku... *Upił pare łyków herbaty.* Nie ukrywam, że jestem zawiedziony. Niemniej jednak, nie jesteś na tyle cennym nabytkiem, by z tobą negocjować, dawny pracowniku fizyczny. I pomyśleć, że przyszedłeś zatrudnić się do Cochrelu po czym od razu chwytne łapska zakonników się dobrały i zgarnęły. A z tego co mi wiadomo, wcale nie przedstawiłeś jasnego stanowiska pani niezdecydowany Generałowi - wiem to między innymi z zasłyszanych mostkowych rozmów. Jest to twój wybór, nie sądzę zresztą, żeby była później możliwość wybierania między czymkolwiek, w końcu propozycje tego typu składa się rzadko, a już na pewno nie zagorzałym Jedi. *Uśmiechnął się.* Właściwie nic poza tym i tym, że nie możesz od momentu deklaracji nic sobie od Cochrelu rościć nie mam. Ale jak znam życie, wszystko za darmo dostaniesz jak wrócisz do Jedi. Podane na złotej tacy, panie Aru. Zaiste, dobry wybór. Dobrze pomyślane.
Offline
Mroczny Jedi
Widzę,że źle się zrozumieliśmy. *Odrzekł spokojnie, przestając głaskać Dżonego bo nieco niewygodna pozycja musiała być przez zabraka wykonana.* Kwestia podawania czegoś na "złotej tacy", jak to określiłeś,akurat mnie nic nie interesuje. Na Tatooine nic na złotej tacy nie dostawałem, bynajmniej nie za darmo, tak samo jak i nie miałem luksusów gdy robiłem za "wolontariusza" pod koniec wojny. *Z boku na bok głową ruszył sprawiając,że w pomieszczeniu rozległy się krótkie szczęknięcia jego szyi.* I wiem, niestety, że jest to propozycja jednorazowa... i tak i tak jednak mam zamiar wspomagać ten sojusz jaki między Jedi,a cochrelem jest. *Nie zadeklarował się widać jako ani jedno,ani drugie. Ni Jedi, ni Cochrelowiec. Jedi w pełni nazwać się nie mógł, nie w tym momencie. Nadal nie zgadzał się z nimi w wielu kwestiach. No cóż, szykuje się dla Jedi ciężka przeprawa z nim.* Zresztą... nie mam zamiaru się tłumaczyć. Co mną kieruje to moja sprawa. *I lekki,nadal uprzejmy, uśmiech w stronę Darvena posłał.*
Offline
Oficer Sojuszu
Nie wątpię, ale właśnie teraz ów złotą tacke otrzymasz. Bo będziesz Jedi. Oto nadludzie, uprzywilejowani. Wyjątkowi. Ci, którzy wiedzą. Istoty od zawsze przypisujące sobie prawa. Instytucja stanowiąca sama o sobie, bez kontroli. Nadająca sama sobie przywileje. *Odparł, spoglądając uważnie na zabraka.* Na całe szczęście, nie jesteś pępkiem świata, powinno ci przyjść do głowy, że niektóre sprawy trzeba rozjaśniać. Na pewno Generał ci mówił, że nie można być pół Jedi i pół Cochrelowcem, niestety. I nie podoba mi się ton jakim do mnie mówisz. Zapominasz się, czyż nie? Może to i dobrze, tak należy. Chyba, że chce się być niezgodnym z założeniami Jedi. *Zacisnął palce na lasce. Naturalnie strzyknęły cicho.* Nie moja sprawa gdzie i przed kim się będziesz tłumaczył, młoda istoto. Myślę jednak, że jak dłużej pożyjesz zorientujesz się, że nie istnieje coś takiego jak "to moja sprawa" jesli oddziałuje się na inne osoby. W każdym razie, z taką postawą prędzej czy później ktoś już się na tyle wystarczająco zdenerwuje byś się musiał przed nim tłumaczyć. W końcu nie ma nietykalnych osób. Z mojej strony to wszystko, więc możesz iść do tej recepcji z Dżonym jeśli chcesz. Nie moja sprawa. *Podsumował. Coś ten milutki uśmiech na twarzy Zabraka nie pasował do takiego komentarza. Bo ten akurat nie był uprzejmy.* Tak jak wiemy, twoja wola. Twoja sprawa. Ale nie będziesz mógł być lewą nogą przed wejściem, drugą za. Ot, takie zasady panują wszędzie.
Offline