Gra PBF w świecie Star Wars, rozgrywająca się w czasach Młodego Imperium.
Oficer
*Oczywiście Jena nie rozumiał ze Granharr jest zhańbiony, ani tym bardziej co to znaczy, ale zrozumiał, ze na Kalshyyyk nie. Skinął wiec kanciastym pyskiem na znak, ze rozumie. Sięgnąwszy po kufelek napil się z jednoczesnym przymrużeniem oczu. Skóra pod nimi zmarszczyła się miedzy łuskami które w okolicy oczu były bardzo drobne. Nie wiadomo kiedy w jego dłoniach znalazł się koniec własnego warkocza. Czarna kitka ze srebrnymi niteczkami* No to dokąd? *padło pytanie wypowiadane łagodnym basem, podczas gdy jedna dłoń „malowała” drugą końcem warkocza*
Offline
Łowca Nagród
Granharrowi przypomniało się o własnym alkoholu, więc ponownie wlał sobie trochę w usta, wytwarzając piekącą w nozdrza parę. Zastanowił się i wzruszył ramionami. Nie miał stałego miejsca, było mu to obojętne, rozłożył ręce nieco na bok i warknął coś pod nosem. Było to jednoznaczne: gdziekolwiek, byleby opuścić to miejsce i przenieść się gdzieś indziej. Prawie wszędzie znajdzie jakieś zajęcie, oraz przeżyje. O zgrozo, byle by nie do wody - i to wszystko jeśli chodzi o wybredność.
Offline
Oficer
*Jedna z powiek pod masywnymi łukami brwiowymi Mavhonicka uniosła się pytająco, a łeb przekrzywił się jak u zaciekawionego ptaka, jednak był to ruch tak subtelny ze niemal niezauważony*
Znów wędrujemy ciepłym krajem
malachitową łąką morza
ptaki powrotne umierają
wśród pomarańczy na rozdrożach… *sięgnąwszy po kufel podniósł go i zatrzymawszy na wysokości pyska zapatrzył się przed siebie wzrokiem odrobinę nieobecnym, ale jak najbardziej świadomym*
Na fioletowoszarych łąkach niebo rozpina płynność arkad
Pejzaż w powieki miękko wsiąka, zakrzepła sól na nagich wargach…
*Po wzięciu łyka odstawił znowu kufel* Motyw wędrowca nie jest mis szczególnie bliski… ale inspirujący… brak celu? Nie dziwne… przyszły czasy kiedy galaktyką rządzi kwintesencja zepsucia…
*zamknął oczy, a gruby warkocz zakręcił sobie wokół kłykci* Dobrze, Gran, zawiozę cie gdziekolwiek
Offline
Łowca Nagród
Poraz kolejny pokiwał głową, tyle że ze wzruszeniem i radością. Było to bardzo widoczne, że jest wdzięczny. Pierwszy raz poza domem spotkał porządną osobę. Klepnął Jenathazę w ramię, przy czym pierwszy raz od dawna klepnięcie nie zwalało klepniętego z nóg. Wlał w usta resztkę trunku i stał się milczący, niemal się nie poruszał. Trwał w zamyśleniu jeszcze przez chwilę, po czym stwierdził, że pora już pójść i zabrać swój mały dobytek. Jeszcze pozostało dowiedzieć się kiedy i gdzie odleci. położył rękę na drugiej i pokazał jak odlatuje, a później na niewielki zegar za ladą. Czytać nie umiał, ale godzina to co innego.
Offline
Oficer
*Nie waliło z nóg ale dlatego, ze Jena to 200kilowa gadzina, czy może to było lekkie klepniecie? Sam jena… nie umiał mocno klepać. Jakoś tak nie wychodziło mu ułożenie ręki. No na pewno klepał mocniej niż człowiek. W mordę walił bardzo mocno, ale miał inny defekt. Z resztą sporo ich miał*
Nie rozumiem… idziesz? Pakować się będziesz?
Offline
Łowca Nagród
Wyszczerzył zęby w uśmiechu, bo do pakowania to on dużo nie miał. Weźmie swoje rzeczy i tyle. Oczywiście Jenathaza tego wiedzieć nie mógł, więc Granharr odparł krótko: W rrrrrhheczzy srrrahmej - jednak wciąż patrzył się oczekująco w Jenathaze, bo nie wiedział gdzie znajdzie jego statek. Przekrzywił głowę w bok nieco, i nadal się gapił.
Offline
Oficer
*Na topornym szerokim pysku wymalowało się zdumienie. Oczy szerzej otworzył, a ruchliwe uszka stanęły na baczność. Mrugnął raz i po chwili rozświetlił gębę szerokim uśmiechem złożonym z nachodzących na siebie stożkowatych wielkich i mocnych gadzich zębisk. Przednie zęby nie stykały się ze sobą. Dolne były o centymetr dalej wysunięte - wada zgryzu nazywana potocznie „koparą”* Coraz bardziej mnie zaskakujesz… *zawsze w końcu łatwiej powiedzieć „no” a tu proszę. Naprawdę uzdolniony językowo wookie* Mój statek dokuje na prywatnym lądowisku. Gdybyśmy nie skręcili do tego baru tylko poszli prosto, przez kładkę i dalej to byśmy doszli. Znajdziesz?
Offline
Łowca Nagród
Bo to wookie po tylu latach nie może uczyć się języka? Idąc tym tempem za jakieś 300 lat będzie się w stanie dogadać! Wysłuchał tłumaczenia cierpliwie i odparł krótko -No. - wyszczerzył nieco głupkowato zęby, po czym odwrócił się na pięcie i ruszył do śluzy. Wyszedł i udał się do swojej kryjówki w wentylacji, gdzie trzymał swój wielki dorobek.
Offline
Oficer
*prychnął przez zęby. To było dobre. Chyba jednak miał poczucie humoru. Kiedy łuki wyszedł, Mavhonic popijając trunek swój oddał się urokom obserwacji i konwersacji tutejszego barwnego środowiska barowego*
Offline