Gra PBF w świecie Star Wars, rozgrywająca się w czasach Młodego Imperium.
Nieboszczyk
Imię: Eilan
Pochodzenie: Atzerri
Płeć: Kobieta
Wzrost: 168 cm
Waga: 50 kg
Wiek: 24
Stan cywilny: Panna
Rasa: Człowiek
Profesja: Tancerka
Charakter:
Jest spokojna, opanowana i miła dla wszystkich. Nie mniej jest bardzo ostrożna i nieufna, co jest skutkiem jej przeszłości.
Wygląd:
Eilan jest średniego wzrostu, do tego bardzo szczupła, przez co zdawać się może, że z łatwością można ją złamać. Nie jest to jednak takie proste. Piersi ma idealne: nie za duże, nie za małe, wręcz doskonałe. Twarz ma delikatną, nie wyglądającą na jej wiek. Delikatnie rysujące się kości policzkowe, nosek mały, ciemnoniebieskie oczy skryte pod gęstym wachlarzem rzęs, wszystko to komponowało się w dziewczęcą twarz. Jej włosy były czarne, sięgające do dolnych partii pośladków. Włosy zwykle ma związane w kuc, aby nie zachodziły jej na twarz. Ubrana za zwyczaj w luźne, z czarnego aksamitu, spodnie opierające się jedynie na biodrach. Do tego bluzeczkę zakrywającą piersi, z klamrowym dekoltem. Bluzeczka ta również jest czarna, a jej rękawy zrobione są z siateczki. Cała bluzeczka haftowana i wyszywana cekinami. Bluzeczkę jednak skrywała pod czerwoną, zasuwaną bluzą, aby zbytnio nie przykuwała wzroku. Na stopach nosi pantofelki z paseczków na pięciocentymetrowym obcasie.
Historia:
Wyszli, nie wiem, o czym mówili, ale matka znów jest zapłakana. Ojciec, to wszystko jego wina, gdyby nas nie zostawił to wszystkie sprawy nie byłyby na jej głowie. A tak? A tak to ma nie tylko mnie, ale także moich trzech braci i młodszą siostrzyczkę, która ma zaledwie roczek. Te trzy miesiące ciągnęły się w nieskończoność, każdy dzień zdawał się dwa razy dłuższy niż był w rzeczywistości. Czemu nas zostawił? To proste... wszystko przez tych, którzy odwiedzali nas co tydzień. Za tydzień znów wszystko się powtórzy: oni przyjdą, będą grozić mojej matce, mówić o długach i o tym, jak przez ten tydzień długi wzrosły, do tego ją pobiją, lekko, ale dla przypomnienia, kto tu rządzi, następnie sobie pójdą, a matka nie będzie spała przez trzy dni płacząc i zaganiając moich braci do pracy. Czemu nie mnie? Jestem jeszcze za mała... jestem jeszcze za mała, aby pomóc matce.
A jednak, zbyt mała nie byłam... oni znów przyszli, tym razem matka patrzyła na nich z jakąś niezrozumiałą dla mnie siłą, wtedy jeszcze nie wiedziałam, dlaczego. Teraz jednak wiem... W raz z jej słowami w moje oczy wcisnęły się łzy, wiele łez. Matka, za umorzenie tych wszystkich długów, sprzedała nie tylko moich dwóch braci, lecz również mnie. A oni się na to zgodzili. Zgodzili! Wyjąc, drapiąc, gryząc i krzycząc próbowałam się im wyrwać, nic to jednak nie dało - ogłuszyli mnie i tyle z tego pamiętam. A ostatnie, co widziałam to twarz mojej matki... Żadnej łzy, żadnego żalu, troski. Patrzyła na mnie kamienną twarzą, aż moje ciało nie przeszył ból, a na moje oczy przesłoniła się czarna kurtyna.
Stałam w rzędzie z innymi dziewczętami: jedne starsze, drugie młodsze, ale każdą z nas łączyło jedno: proste, szare ubranie, krótkie włosy i to uczucie pustki w sercu. Przed nami stał wysoki mężczyzna, zdawać się mogło, że miał około 30 lat, ale ile miał nie umiałam powiedzieć. Był ubrany elegancko, w żywe kolory. A za nim była jakaś świta: dwóch mężczyzn i jedna kobieta. Kobieta ta miała na nadgarstkach kajdanki, które jednak nie łączyły się, zdawały się bransoletkami, lecz z pewnością miały nadajnik.
-Ona...
To jedno słowo wyrwało mnie z zamyślenia. Zamrugałam i spostrzegłam, że wszyscy patrzą się na mnie, a mężczyzna właśnie na mnie wskazuje. Mężczyźni, których dobrze znałam już od połowy roku wzięli mnie, aby wyszykować dla mojego nowego pana. Co ze mną będzie dalej? To się okaże. Znów na kobietę popatrzyłam, aby lepiej jej się przyjrzeć. Była w dość dziwnym stroju: mianowicie na biodrach miała szeroką, przewiewną spódnicę, a piersi skrywała pod zwykłym stanikiem z łańcuszkami i medalikami. Była niezwykle szczupła, wydawało mi się, że najdelikatniejszy wiatr może ją złamać... Weszłam jednak do drugiej komnaty i kobieta ta znikła mi z oczu, a szkoda...
W tej szkole, na Alderaan, było koszmarnie. Z rana uczyłyśmy się, jak hipnotyzować samym wzrokiem, po roku doszło również hipnotyzowanie niewinnością – delikatnymi ruchami dłoni, mruganiem, uśmiechem i rumienieniem się. Około południa jadłyśmy pierwszy posiłek. Oczywiście byłyśmy pogrupowane: nie do pomyślenia było dla tych wszystkich panienek z dobrych domów (nazywałyśmy je Paszczurami), aby siedzieć z niewolnicami, a byłyśmy we trzy – ja, Aleen oraz Lamia. Po posiłku miałyśmy zajęcia z tego, jak powinnyśmy się zajmować mężczyznami. Po obiedzie chwila odpoczynku, następnie uczono nas grania na egzotycznych instrumentach, do czego się nie przykładałam, oraz śpiewania. To już lubiłam. Zwłaszcza, gdy często do szału doprowadzałam te Jaszczury, gdy o wiele lepiej od nich śpiewałam. Wieczory zaś były najcięższe. Do późna miałyśmy próby tańca. Tańczyłyśmy i tańczyłyśmy... Na początku było najgorzej, później kondycja się wyrabiała. Byłyśmy takie zmęczone, że nie miałyśmy siły na prysznic. Szłyśmy więc spać tak, jak stałyśmy i dopiero rano, zmęczone, wlekłyśmy się pod prysznic, aby znów rozpocząć morderczy dzień.
Jedna z Paszczurów nie okazała się typowym Paszczurem, była to Qelana. Trzymałyśmy się razem, nawet zaczęłyśmy jadać posiłki przy jednym stole. Nareszcie, ostatni dzień. Byłyśmy na tym samym poziomie zaawansowania w tańcu - zdałyśmy egzaminy i następnego dnia miałyśmy wyjechać stąd. Różnymi promami: ja na Tatooine, ona zaś na Naboo. To była jedyna noc, aby nasz plan wcielić w życie. Gdy tylko zrobiło się ciemno, a na korytarzach cicho wyszłyśmy i spotkałyśmy się w sali tanecznej. A że jej okna znajdowały się bardzo blisko ogrodzenia łatwo mogły się stąd wydostać niezauważone. Tylko trzy metry... Qelana wreszcie przyszła. Uśmiechnęłyśmy się, otworzyłyśmy okno. Kilka kotar razem związałyśmy i spuściłyśmy je przez okno. Zeszłyśmy po niej i wtedy szybko, lecz niezwykle cicho podeszłyśmy do ogrodzenia. Na szczęście... ona, jako Paszczura wiedziała, że ogrodzenie to niestety jest zabezpieczone polem siłowym. Udałyśmy się więc do bramy, która była blisko nas. Szłyśmy więc przy ogrodzeniu, aby przypadkiem nikt nas nie spostrzegł. Ona miała odwrócić uwagę strażnika, gdy już będą w pokoju ja ogłuszę go, zwiążemy i uciekniemy. Miasto było nie daleko, tam ukradniemy statek. Qelana uczyła się latać i dość dobrze jej to podobno wychodziło. Później wylądujemy na jakiejś planecie, gdzie statek sprzedamy i zabierzemy się z kimś na Coruscant, gdzie razem zamieszkamy i znajdziemy razem pracę. Tak, jakże piękne są marzenia...
Udało się! Byłyśmy już na Coruscan, nic nie zawiodło... strażnik dał się uwieść, nawet nie wiedział, kto go uderzył w potylicę. Następnie ukradłyśmy statek, Qelana naprawdę dobrze lata, sprzedałyśmy go za wysoką sumę i następnie pewna kobieta o imieniu Croris przewiozła nas na Coruscant. Tam znalazłyśmy małą kawalerkę w dolnych partiach miasta. Od tej pory moje życie miało być piękne...
Offline