Gra PBF w świecie Star Wars, rozgrywająca się w czasach Młodego Imperium.
Zwykły obywatel
Imię i nazwisko: Cater Fitak
Rasa i płeć: Duros, mężczyzna
Profesja: Mechanik
Wiek: 26 lat
Wygląd: Niebieski kolor skóry prawie wręcz granatowy, brak nosa oraz czerwone oczy zdradzają jakiej jest rasy. Postać Katifa dla przedstawicieli innych ras wydałaby się ogromna, lecz zwykli Durosjanie powiedzieliby o nim - po prostu wysoki. Ma ‘zaledwie’ 214 centymetrów wzrostu i ponad 120 kilo wagi. Charakterystyczna, sporych rozmiarów łysa głowa, w której usta są niczym rozcięcie pozostawione przez wibroskalpel chirurgiczny oraz wielkie oczy utwierdzają w przekonaniu, że jest niegroźny. Przyglądając się uważniej możesz dostrzec przybrudzoną smarem, lekko zniszczoną skórę dłoni. Zazwyczaj nosi czerwono-jaskrawy kombinezon technika, nieco za krótki (rękawy i nogawki), ze znaczną ilością kieszeni, oraz doszyte na piersi i na rękawach od wewnątrz schowki wielkości dłoni tak, aby były niewidoczne z zewnątrz. Stopy okrywają ciężkie, metalowe buty. Wnikliwy obserwator zauważy, że są one od kombinezonu próżniowego. Korpus okrywa czerwona koszulka, widoczna gdy góra kombinezonu jest rozpięta. Całość wygląda groteskowo na tak wielkiej postaci. Talię oplata mu pas wypełniony jak na mechanika przystało - narzędziami i miernikami związanymi z naprawą wszelkiego rodzaju urządzeń. Kieszenie ma wypełnione po brzegi drobnymi zapasowymi częściami, bezpiecznikami i innymi materiałami eksploatacyjnymi. Poza warsztatem przywdziewa nadzwyczaj czysty, szary uniform pilota z własnoręcznie opracowanym na plecach logiem, a nad nim napis w Basicu: Mechanik Technik Pilot . Logo przedstawia skrzyżowane dwa klucze hydrauliczne. Zamiast narzędzi wisi mu u pasa kabura z blasterem DL-22.
Charakter :
Jest skłonny do ryzyka, przedkłada możliwość szybkiego zysku niż późniejsze konsekwencje. Zagląda do pucharu systematycznie, codziennie przechyla szklaneczkę czegoś mocniejszego. Co jakiś czas serwuje sobie „czyszczenie pamięci”, choć woli jedynie się podchmielić niż schlać. Jest zazwyczaj spokojny, pokojowo nastawiony, nie szuka guza. W krytycznych momentach puszczają mu nerwy, staje się agresywny, wyzwiska stają się wtedy normalnością. Chodzi zirytowany, gdy dolegliwości się pojawiają, obawia się pogłębienia objawów. Postrzega inne rasy przez pryzmat wycyckania z kredytów. Z rezerwą odnosi się do uczuć takich jak przyjaźń, miłość czy zaufanie. Stara się dotrzymywać słowa, jeśli się do czegoś zobowiązał – za chipy oczywiście. Każdą obietnicę jest w stanie złamać, honor schować do kieszeni, byle tylko uratować swoją skórę.
Umiejętności:
- inżynieria podzespołów i modułów droidów i ich programowanie
- inżynieria oraz konstruowanie pojazdów, urządzeń mechanicznych i elektronicznych
- obsługa i programowanie komputerów pokładowych (pod kątem diagnostyki, napraw)
- naprawa, modernizacja, rekonstrukcja plus obsługa statków kosmicznych
- pilotaż speederów i swoopów (symulatory)
- pilotaż myśliwców i statków
- obsługa broni energetycznej (podstawy, tylko na strzelnicy)
Ekwipunek:
- uniform pilota i dwa kompletne kombinezony technika
- komunikator średniego zasięgu
- elektronotatnik
- datapad
- mikroholokamera
- profesjonalny zestaw naprawczy, znaczna ilość części zamiennych
- przenośny akumulator dużej mocy
- urządzenia do diagnostyki statków cywilnych, myśliwców i okrętów
- astromech R3-A2 (Arthree Aytoo)
- opancerzony kombinezon próżniowy, dwie pary butów z elektromagnesem
- maska tlenowa z powiększonym zbiornikiem tlenu
- medpak
- kabura z blasterem DL-22
- Frachtowiec YV-330
Historia: Cater narodził się w roku 44 BBY na planecie Duro, właściwie to nad nią, bo w jednym z orbitalnych miast. Ojcem jego był Neruf Fitak - projektant w Duro Corporation. Zajmował się, wraz paroma innymi inżynierami, projektowaniem nowych myśliwców i statków, wdrażaniem pojawiających się nowinek technicznych oraz modyfikacjami do już istniejących okrętów. Matka imieniem Lommi pracowała w firmie motoryzacyjnej. Zajmowała się dostarczaniem części, podzespołów i silników do kompleksu stoczniowo-projektowego, gdzie pracował jej mąż. Po narodzinach Catera, ojciec postanowił opracowywać większą część projektów i usprawnień w domu, poświęcając się też opiece nad dzieckiem, by matka mogła dalej normalnie pracować.
Nie pamiętał za wiele z dzieciństwa. Ponoć, podczas dorastania, jako maluch wykazywał niezwykłe zainteresowanie otoczeniem, a zwłaszcza urządzeniami i mechanizmami. Matka, by rozbudzić jego ciekawość, zamiast zwykłych zabawek przynosiła mu coraz bardziej skomplikowane urządzenia i części, natomiast ojciec opowiadał ich historię plus zastosowanie - zamiast holobajek. Praktykę czyli rozmontowanie na czynniki pierwsze, wraz z późniejszym złożeniem tak, aby działało pozostawiał maluchowi we własnym zakresie.
W odpowiednim wieku Cater został wysłany do jednej z licznych szkół technicznych. Prócz normalnego wykształcenia, kładziono tam nacisk na astrofizykę, rysunek techniczny, składanie urządzeń, naprawę części i podzespołów, konstrukcję droidów i pojazdów oraz ich konserwację. Lata edukacji leciały dość szybko, a czas między kolejnym etapami zapełniany był obowiązkową praktyką pod okiem specjalistów-praktyków. Mógł wybrać, gdzie chciał ją odbyć i poszerzyć swoją wiedzę. Cater wybierał co roku inne miejsce. Były to po kolei: firma przewozowa, firma w której pracowała Lommi, kopalnia rudy, huta durastali stocznia orbitalna, orbitalne biuro projektowe, fabryka droidów. Kończąc edukację uzyskał wybitne wyniki z testów końcowych i praktycznych, a średnia z wiedzy humanistycznej nie była dobra. Nie był najlepszy, ale w czołówce – to było pewne. Rzadko kiedy ktoś osiągał taki rozstrzał między średnią, a egzaminami. Sprawiał wrażenie pojętnego ucznia, lecz stopnie tego nie odzwierciedlały. Wolał zawsze pozostawiać wrażenie średniaka, udając głupszego niż jest w rzeczywistości. To było jego pierwsze motto, a drugim – nie wychodzić przed szereg.
Trudne wybory na każdego spadają. Jedne dotyczą się życia i śmierci, inne - spraw moralnych, natomiast te, decydujące o przyszłości, przysporzyły Fitakowi najwięcej zmartwień. Pośród marzeń najbardziej wysuwające się na czoło stawki była chęć pracy przy statkach lub pilotaż wszystkiego, co się porusza. Musiał dokonać wyboru między: wojskową lub cywilną akademią dla pilotów i uniwersytetem - również na Korelii. Dlaczego tam? Bo kształcą tam najlepszych. Złożył niezbędne dokumenty do każdej z nich, lecz los sam dokonał za niego wyboru. Średnie oceny i genialnie napisane egzaminy nie wystarczyły, aby zostać przyjętym do grupy kadetów. Niestandardowe wymiary ciała w tym wypadku były jak kamień u szyi. Był też na straconej pozycji, gdyż nie miał odpowiedniej ilości wylatanych godzin za sterami. Konkurentów miał aż nadto, bo niemal każdego Durosa ciągnęło do pilotażu. Zresztą wybierano tylko najlepszych z najlepszych, ze wszystkich ras we wszechświecie. Na pociesznie pozostała Koreliański Uniwersytet Konstruktorów. Cztery dni nauki plus dwa jako praktyka, będąca w zasadzie normalną pracą w Corellian Engineering Corporation. Rodzice przez okres edukacji poza domem opłacali mu wszystko czego potrzebował i łożyli na utrzymanie syna.
Długie lata nauki na szczęście nie zostały zmarnowane. Pierwsze siedem lat było względnie spokojnych, a późniejsze pięć okazało się wręcz przełomowych. Pasja gromadzenia wiedzy na temat okrętów i statków, nawet tych wydawałoby się historycznych, została bardzo rozwinięta. Liczne lekcje, wypady po muzeach i praktyka nie dostarczały zazwyczaj pełnych informacji, lecz dla ambitnego studenta skorzystanie z datapadu, elektronotanika i holokamery małych rozmiarów nie było czymś nadzwyczajnym. Najbardziej cenne dane, które gromadził i katalogował niemal przez całe życie to plany konstrukcyjne, opisy techniczne, wykorzystane materiały, dodatkowe komponenty, kompatybilne zamienniki, podzespoły użyte do budowy, przeróbki, modyfikacje, montowane skrytki, schowki każdego napotkanego statku. Wnikał też w historię każdej wyczytanej, zasłyszanej czy powstającej stoczni, jej produktów, historii. To czego nie udało się dowiedzieć, można było odszukać w bibliotekach, archiwach i w muzeach, na zdjęciach, a co się z tym wiąże – bezpiecznie skopiować. Holonet – sieć komputerowo-informacyjna niestety została bardzo mocno cenzurowana dla osób cywilnych podczas Wojen Klonów, a Duros nigdy nie był na tyle głupi i odważny, by się doń włamać. Wszelkie wchodzące innowacje pochłaniał jak Gamorreanin jedzenie.
Ukończenie szkoły zaowocowało od razu propozycją zatrudnienia jako mechanik w CEC, którą przyjął od razu. Późniejszy awans na technika, z jego zaangażowaniem, umiejętnościami i poświęceniem, był tylko kwestią czasu. Jako specjalista wybrał dziedzinę uzbrojenia, co wiąże się też z opancerzeniem. Kilka miesięcy później przełożeni doceniając fachową wiedzę awansowali Durosa na brygadzistę pomniejszych projektów i robót. Zdawać by się mogło, że marzenie o pilotażu pojazdów dawno odeszło w zapomnienie, lecz w istocie zeszło tylko na drugi plan. W czasie konfliktu, przesiadywał za sterami symulatora czy przeróżnych konsolach operatorów takich, jak na mostkach większych okrętów. Były one udostępnione pilotom w czasie naprawy bądź postoju ich środków transportu, a właściwie walki. Niejednokrotnie uruchamiał naprawiane lub nadzorowane jednostki sprawdzając wszystko osobiście. Cater już jako praktykant, a później pracownik, miał sporo kontaktu z różnej maści pilotami, oddającymi swe perełki do serwisu bądź naprawy. Najwięcej dowiadywał się od normalnych użytkowników maszyn. Korzystał więc z okazji, pytał o modyfikacje, indywidualne przeróbki, schowki, a podczas prac bądź inspekcji tworzył dokumentację: konstrukcji od środka, istniejących modyfikacji i wpływu dodatków na statek, wyposażenie zewnętrzne. W zamian za sekrety nieodpłatnie naprawiał coś lub usprawniał istniejące ustrojstwa. Zasada „coś za coś” lub „nic na siłę”, sprawdzała się w większości przypadków, choć nie zawsze. Przechwałki przy „koreliańskiej” już nie jednemu rozplątały język.
Przyjacielem Cater’a był odrestaurowany droid R3-A2. Nabył go całkiem legalnie w licytacji komorniczej, niemalże za grosze na początku swojej kariery stoczniowca. Bebechy wymienił na nowiutkie i najnowocześniejsze, do jakich miał dostęp. Dyski pamięci zamienił na pojemniejsze i szybsze, zachowując przy tym wcześniejszą osobowość robota. Zaktualizował droidowi oprogramowanie naprawczo-diagnostyczne o zdobyte przez siebie informacje powiększając potężne bazy danych o statkach. Dołożył jeden dodatkowy – pozornie przymocowany do matrycy dysk, ze skompresowanym „dorobkiem życia”. Zabezpieczył go w system chroniący przed przeciążeniem obwodów u droida. We wnętrzu pozostawało sporo miejsca po wymianie starych obwodów na nowocześniejsze, więc dane „nieoficjalne” zostały tam umieszczone tak, aby skanery nie wykrywały ukrytego modułu lub jako inną, integralną część, niezbędną do funkcjonowania robota.
Styczność z działaniami na granicy legalności pojawiła się gdzieżby indziej, jak nie na samej Korelii. Pierwsze propozycje podkręcenia dodatkowo tego, czy owego na „lewo” pozwoliło szybko się wzbogacić. Prócz pensji doktoranta, kasował też klientów za modyfikacje ich maszyn. Konstrukcje CEC aż się prosiły o zamontowanie dodatkowego wyposażenia, którego oczywiście nie miał na własność. Bolały go marże narzucane przez producentów i liczne ręce pośredników, co pomniejszało mocno strumień gotówki skapującego do jego prywatnej kiesy. Najtrudniejsze w tym wszystkim było zachowanie anonimowości. Gdyby pracodawcy dowiedzieli jakim fachem się para – szybko wylali na łeb, na szyję dorobkiewicza, pomniejszającego zyski korporacji. Innym, równie często wykorzystywany sposób na zarobienie kredytów było odszukiwanie części przeznaczonych na śmietnik, a które dało się naprawić. Skupował je jako części uszkodzone, dając więcej niż normalna cena złomu. Naprawiał je w wolnych chwilach osobiście lub wykorzystywał do tego droida po czym dalej puszczał w obieg przytulając co nieco. Przełomowym odkryciem dla jego finansów mógł okazał się obrót rzeczami wystawianymi na licytacje komornicze czy po zarekwirowaniu przez władze sektora. Statki, ich ładunek lub wyposażenie schodziły od ręki, a wynajdywanie szybko zbywalnego towaru wymagało czasu. W polowaniu na „igły” pomagał mu Arthree Aytoo, a Cater finalizował transakcje kupna i późniejszej odsprzedaży, choć zdarzało się to niezwykle rzadko.
Pewnego dnia, podczas pracy, uświadomił sobie, że narzędzia coraz częściej wypadają mu z rąk. Stan ten wywołany mógł być przemęczeniem. Nie uszło jego oczom, że zwracał coraz częściej na to uwagę. Wypadające przedmioty to normalność, ale notorycznie powtarzające się incydenty zaniepokoiły Durosa. Odpoczynek nic nie dał, a „dziurawe ręce” coraz bardziej go irytowały. Lekarze zatrudnieni przez korporację i droidy medyczne wynajdowały przeróżne przyczyny i choroby, choć żadna z nich nie była trafna. Leki nie pomagały, ani nie szkodziły – no może tylko wątrobie. Przedziwny proceder nie nabierał na sile, ani też nie słabł. Próbował wszystkiego, co mogło pomóc. Nic z tego. Będzie musiał nauczyć się z tym żyć, ignorować spadające hydroklucze na ciało, zobojętnieć na swój stan zdrowia.
Zebrane kredyty postanowił wydać - z ciężkim bólem serca – na produkowany w tutejszej stoczni Frachtowiec YV-330. Złożył zamówienie i czekał, aż produkcja dobiegnie końca. Pracownicza zniżka nie była wielka – zaledwie do kilka procent, a jej ceną było dodatkowe oczekiwanie na produkt. Nie wiedział który ze statków będzie jego, bo nie mógł. Takie były przepisy. Jednostki produkowano długimi seriami, każda w identycznym standardzie. Nie mógł liczyć na pierwsze wypusty, nawet ich nie chciał. Wykrywano w nich drobne usterki, czasem defekty w montażu. Na projekt indywidualny nie było go stać, ale na tym właśnie polegała magia Corellian Engineering Corporation. Klient sam mógł być konstruktorem, mechanikiem, a nawet inżynierem, przerabiając swój statek wedle własnych upodobań. Ograniczeniem była jedynie zasobność portfela. Catera był chudy jak kończyny Verpina. Seria YV nie była tak podatna na przeróbki jak rodzina YT. Miał nawet wizję jak udoskonalić swoje cacko. Każdy dzień przybliżał go do realizacji niecnego planu. Kilka miesięcy później, w pracy , otrzymał prezent jubileuszowy w postaci pełnej dokumentacji, aktu własności i niezbędnych kodów zabezpieczających jego prezentu, opłaconego z własnej kiesy. Zebrał wszystkie swoje rzeczy i przetransportował do nowego „domu”. Bardzo mocno zastanawiał się nad wzięciem urlopu, nawet bezpłatnego.
Ostatnio edytowany przez Cater (2016-03-16 16:16:58)
Offline