Gra PBF w świecie Star Wars, rozgrywająca się w czasach Młodego Imperium.
Postać nie żyje. Rozstrzelany przez Dżonego Dwururkę: http://www.swewok2.pun.pl/viewtopic.php?pid=8652#p8652
Imię: Aidan
Nazwisko: Kereth
Stan cywilny: Żonaty
Ranga: Rycerz Jedi
Wiek: 25
Rasa: Człowiek
Płeć: Mężczyzna
Wzrost: 180 cm
Charakter: Aidan jest człowiekiem spokojnym i opanowanym. Potrafi zachować zimną krew w ciężkich sytuacjach. Jednakże jest tylko człowiekiem i czasami potrafi wybuchnąć złością. Jest stanowczy i uparty. Jeżeli postawi sobie jakiś cel, uparcie do niego dąży. Jako mąż jest kochający i oddany. Wszystkie te cechy nie przeszkadzają mu jednak w tym by być przykładnym Jedi.
Wygląd: Jest to wysoki, szczupły aczkolwiek dobrze zbudowany mężczyzna. Jego ubrania mają z reguły ciemne kolory. Czerń, brąz i szarości to kolory, które dominują w jego garderobie. Nosi ubrania, które nie krępują jego ruchów. Z reguły skrywa swą twarz pod kapturem, ale to wynika z czasów jakie nastąpiły dla Jedi.
Umiejętności:
a) Style walki mieczem świetlnym:
Juyo- zaawansowany,
Ataru- podstawowy,
b) Pozostałe umiejętności:
-pilotaż
Ekwipunek:
-Miecz świetlny o błękitnym ostrzu,
-Dwa niewielkie blastery,
-Cyfronotes,
-Komunikator,
Historia
Rozdział pierwszy: Początek
Kolejny dzień na Coruscant zapowiadał się bardzo spokojnie. Na ławce tuż obok placu, na którym bawiły się dzieci, siedziała młoda para. Wyglądali na ludzi dostatnich, odziani byli w ładnie przyozdobione ubrania z dobrej jakości materiału. Oboje byli politykami angażującymi się w walkę o równość między rasami galaktyki. Wiele osób nadal kontynuowało haniebny proceder handlu niewolnikami, więc ludzie tacy jak tych dwoje byli potrzebni.
-Ileż to już lat minęło... -powiedział mężczyzna obejmując kobietę i wpatrując się w chłopca bawiącego się wśród innych dzieci.
-Taa, to już cztery lata kochanie. -odpowiedziała kobieta.
Tymczasem po przeciwległej stronie sektora rekreacyjnego w jednym z okien wieżowca można było zauważyć lekkie odbijanie się promieni słonecznych. Nagle padły dwa szybkie strzały, które w jednej chwili trafiły parę siedząca na ławce niedaleko placu, na którym przebywały dzieci. Mały Aidan w strachu zaczął biec w stronę swoich rodziców. Po chwili zauważył, że oboje rodziców nie żyje. Z jego oczu zaczęły płynąć strugi łez.
-Mamo! Tato! -krzyczał bez przerwy, biegnąc w stronę rodziców.
Kiedy już zbliżał się do miejsca gdzie leżały ciała jego rodziców, niemalże z szybkością błysku pojawił się człowiek ubrany w szaty jedi. Mężczyzna złapał chłopca, mocno przytulił i nie pozwolił by chłopiec dłużej patrzył na zmarłych rodziców.
-Dorwaliśmy tego drania! -powiedział jeden z żołnierzy Republiki jednocześnie spoglądając na chłopca z politowaniem w wzroku.
Jedi wymienił spojrzenia z żołnierzem, przykucnął i postawił chłopca na ziemi. Chwycił go za ramiona i spojrzał mu w oczy. Widział iż chłopiec mimo takie wieku doskonale zdawał sobie sprawę z tego co się stało. Wiedział, że jego rodzice nie żyją.
-Zabiorę Cię ze sobą. -powiedział do chłopca Jedi, miłym, spokojnych głosem.
Chłopiec spojrzał tylko na niego, otarł łzy i skinął głową.
Minęło sporo czasu od kiedy Aidan został przyjęty w szeregi Jedi. Przez pewien okres uczęszczał na wspólne zajęcia dla adeptów gdzie poznawał zasady ideologi Jedi i zgłębiał tajniki Mocy. W końcu otrzymał swego mistrza i mógł dalej rozwijać się w Mocy. Aidan był pilnym uczniem. Pod bacznym okiem swego mistrza wyrósł na przykładnego Jedi. Było jednak coś, a raczej ktoś kto przykuł jego uwagę. Była to Virina, padawanka z którą się zaprzyjaźnił. Między nimi można było wyczuć bardzo silną więź w Mocy. Ich mistrzowie wykonywali wiele wspólnych misji podczas których więź stawała się co raz mocniejsza. W momencie kiedy oboje osiągnęli już rangę Rycerza, posyłani byli na misje razem. Rada i pozostali Mistrzowie zauważali iż ta dwójka rozumie się doskonale, jest zgrana co bardzo cenione było w trakcie wykonywania zadań.
Aidan przemierzał korytarze akademii z wielkim pośpiechem jednocześnie przeglądając informacje w swoim cyfronotesie. Szybko wszedł w alejkę prowadzącą do łazienek. Był tak pochłonięty przeglądaniem informacji, że nie zauważył nawet jak wybrał nieodpowiednie drzwi. Z impetem wszedł do środka nie spuszczając oka z cyfronotesu. Przeczytał ostatnie interesujące go dane i wyłączył go. Właśnie miał schować urządzenie do kieszenie kiedy to wraz otworzyły się drzwi natrysków i spod nich wyszła Virina. Aidan stanął jak wryty z ręki wypuszczając cyfronotes, który z hukiem uderzył o posadzkę. W tym momencie Virina obróciła się i ujrzała Aidana. Calutka się zarumieniła i sięgnęła po ręcznik od razu się nim okrywając. Oboje uśmiechnęli się do siebie z zakłopotaniem.
-Twoja łazienka jest po drugiej stronie alejki... -powiedziała jednocześnie z uśmiechem i zakłopotaniem wskazując Aidanowi drzwi.
Aidan sięgnął szybko po cyfronotes i schował do kieszeni.
-Jaaa, yyyy... Przepraszam! -powiedział bardzo szybko w zakłopotaniu i wyszedł.
Z łazienki wracał jeszcze szybciej niż do niej trafił. Z wielkimi wypiekami na twarzy ruszył w stronę swojej komnaty. W tym pośpiechu nie zauważył swojego dawnego mistrza i z całym impetem uderzył w niego.
-Co się stało Aidan? Masz gorączkę? -zapytał mistrz próbując domyślić się skąd u Aidana takie wypieki.
-Jaaaa... E tak, tak! Gorączka, źle się dziś czuję. Przepraszam! -powiedział i udał się do pokoju.
Rozdział drugi: Zdrada
Kolejny dzień oczekiwań na szturm. Czy taki dzień może nastrajać pozytywie? Tego dnia niebo przesłaniane było przez gęste chmury, do tego padał deszcz. Wszystko było mokre, zimne, zdawało się wrogie. Nikt nie był pozytywnie nastawiony, zdenerwowanie dusiło się w obu oddziałach i przede wszystkim w generałach.
-Do jasnej cholery! Kiedy w końcu przestanie padać?! - krzyknął jeden z klonów wyraźnie poirytowany całą sytuacją.
-Idioto, zamknij się! Chcesz, aby nas tutaj znaleźli?! - pouczył go drugi.
Nagle komunikator jednego z nich cicho się odezwał.
-Jak wygląda sytuacja komandorze Dex? - spytał generał Kereth.
-Jak na tę chwilę wszystko przebiega zgodnie z planem generale.
-Zrozumiałem, bez odbioru. - powiedział Aidan i zakończył połączenie.
Wydano rozkaz do przygotowania się do ataku na bazę separatystów. W momencie, gdy oddział Aidana Kertha ustawiał się na przygotowanych pozycjach, oddział generał Viriny ustawiał się na pozycjach po przeciwnej stronie bazy. Czas szturmu zbliżał się nieubłaganie i każdy stawał się co raz bardziej podenerwowany. W końcu jednak generałowie Virina oraz Aidan dali sygnał do ataku. Pierwsze pociski szybowały w stronę bazy i nagle rozległy się głośne wybuchy, które osłabiły tarcze obronne.
-Generale nasze tarcze tracą moc! - krzyknął jeden z separatystów do swego dowódcy siedząc przy pulpicie.
-Status?
-Bardzo silne wybuchy spowodowały obniżenie wytrzymałości tarcz do 43% generale.
Generał słysząc odpowiedź rozkazał przekierować całą moc do generatorów tarcz energetycznych. Wytrzymałość tarcz wzrosła jedynie do marnych 51%, a jeszcze jeden silny atak spowoduje ich całkowite zniszczenie. Oddziały separatystów obstawiały najbardziej zagrożone punkty tarczy. Tymczasem oddziały dowodzone przez Jedi kontynuowały szturm. Virina stała na jednym ze wzgórz w raz ze swoim oddziałem i przyglądała się temu, co działo się z bazą. Nagle zapiszczał jej komunikator.
-Pani generał! Separatyści połknęli haczyk. Plan, który pani zaproponowała generałowi Kerethowi okazał się trafiony w dziesiątkę. Obstawiają najbardziej czułe i uszkodzone punkty, niczego nie podejrzewają! - powiedział komandor Dex.
Uśmiechnęła się słysząc słowa komandora.
-To doskonała wiadomość, komandorze. Bez odbioru. - odpowiedziała i skontaktowała się z Aidanem.
-A nie mówiłam, że mój plan zadziała? Złapali się na to. - stwierdziła drocząc się z nim.
-Ależ ja nigdy nie wątpiłem w Twoje umiejętności Virino, a zwłaszcza te taktyczne. - odpowiedział spokojnie Kereth i podrapał się w tył głowy w lekkim zakłopotaniu.
-Cóż, teraz czas na atrakcję wieczoru. - dodał i zakończył transmisję.
Wszyscy z oddziałów Jedi skryli się za własnymi osłonami i z niecierpliwością czegoś wyczekiwali. W powietrzu czuć było niepokój, który rósł z minuty na minutę. Nagle komandor Dex otrzymał wiadomość. Jego hologram wyświetlił zakapturzoną postać, wypowiedziała ona cztery słowa, a on tylko skinął głową, zakończono transmisję.
-No dalej, co się dzieje? - zarówno Virina jak i Aidan wypowiedzieli te słowa w tym samym momencie, jakby łączyła ich więź telepatyczna, popatrzyli na swoje oddziały. Po chwili klony stojące wysoko w hierarchii zwrócili się do swoich generałów.
-W imieniu Senatu Galaktycznego jesteś aresztowana za planowanie zdrady i plan przejęcia władzy na Republikańską Galaktyką!
Ani Virina, ani Aidan nie wiedzieli, co tak naprawdę się dzieje. Jeśli to miał być żart to był naprawdę głupi, ale nic na żart nie wskazywało, bowiem komandorzy wycelowali w nich swoje blastery. W jednej chwili doskonały plan Viriny zawalił się: wybuch od środka w bazie separatystów nie miał miejsca, a teraz jeszcze zdrajcy, bo tylko tak można to było nazwać. Nagle padły w ich stronę strzały. Ich refleks jednak pozwolił im na odbicie większości promieni, niektóre jednak drasnęły ich. Za równo Virinie jak i Aidanowi nie podobało się atakowanie klonów, które, jak do tąd sądzili, były ich przyjaciółmi. Nie podobało im się również to, że same klony ich zaatakowały. Z czyjego rozkazu? Tego nie wiedzieli, ale Virina przyrzekła sobie, że się tego dowie. Wycofywała się, wiedziała, że jest już niedaleko stromego zbocza wzgórza. Zaskoczona i nieco zagubiona nie zdała sobie jednak sprawy z tego, że wszystko jest teraz mokre od deszczu i... poślizgnęła się. Wyłączyła miecz, aby sobie krzywdy nie zrobić, staczała się z kamienistego zbocza, a kamyki ponabijały jej wiele siniaków, oraz przysporzyło wielu innych zadrapań. Na reszcie przestała się staczać, wylądowała na jakiejś półce kamiennej. Popatrzyła na czubek wzniesienia, klony zaczęły rozdzielać się w grupy poszukiwawcze. Na to samo patrzyli teraz separatyści. Zakapturzona postać wydała rozkaz w samą porę, inaczej byłoby już po nich.
Obolała Virina podniosła się i zaczęła uciekać szukając jakiegoś miejsca do ukrycia się. Martwiła się również o Aidana, zdawała sobie jednak sprawę, że gdyby zginął to ona z pewnością by to poczuła: byli złączeni zbyt silnymi więzami przyjaźni, aby zignorowała jego śmierć. W tym momencie Aidan nawiązał wieź telepatyczną.
-Virina! Ukryj się! Znajdę Cię! - to powiedziawszy urwał wiadomość.
Tuż po tym przekazie oboje wyczuli wielkie zakłócenie Mocy, jakby ogromna jej część nagle przestała istnieć. Odnalazła więc ciasną szczelinę i wśliznęła się do niej, czekała. Siedziała tak skulona i czekała. Wyczuwała Mocą, czy nikt się nie zbliża i nagle poczuła, ktoś był blisko. Ścisnęła nieco mocniej rękojeść miecza i czekała wpatrując się w wejście. Jeśli miała zginąć to tylko w walce. Na szczęście był to Aidan, wyczuł ją i wśliznął się do szczeliny.
-O Mocy! Nic ci nie jest?! - spytał łapiąc ją niezwykle delikatnie za ramiona i obejrzał. Jej tunika była podarta ukazując nieco bielizny. Do tego niektóre zadrapania krwawiły. Jej mokre, rude włosy przylegały do jej twarzy, szyi i ramion.
-Nic mi nie będzie, to tylko zadrapania. - odpowiedziała i wymusiła na twarzy uśmiech.
-Czułeś to? Czułeś to zakłócenie? - Spytała z nutką przerażenia w głosie.
-Tak, czułem... Ktoś musiał zdradzić Jedi, nie zdziwiłbym się, gdyby to był sam Palpatine. -odpowiedział i przytulił ją, aby nie czuła się osamotniona.
-A teraz chodź, musimy się jak najszybciej wydostać z tej przeklętej planety. – to powiedziawszy chwycił ją za rękę i razem wyszli ze szczeliny. Trudno było im znaleźć transport, ale się udało. Odlecieli w stronę zewnętrznych rubieży i tam też się ukryli mając nadzieję, że nikt ich nie znajdzie. A przynajmniej nie wrogowie.
Rozdział trzeci: Odrodzenie
Dotarli, bez problemów, ale cały czas siedzieli, jak na igłach. Dopiero gry wylądowali odetchnęli nieco. Popatrzyła na niego.
-I co teraz? - spytała cicho.
Czuła się zagubiona i on to wyczuwał. Położył swoją dłoń na jej dłoni, aby ją pocieszyć.
-Będziemy ich szukać, będziemy szukać i nie stracimy nadziei. To nie możliwe, abyśmy tylko my ocaleli. - powiedział ciepłym, kojącym głosem.
Znów na niego popatrzyła i uśmiechnęła się delikatnie. Wydawało się, że nieco się otrząsnęła.
-Jesteśmy na Tatooine. Najlepiej kupmy nowe ubrania, bo te kombinezony wygodne nie są. No i przydałoby się coś zjeść. Będziemy spać na statku czy szukamy jakiegoś lokum? - Spytała i popatrzyła przez kokpit na hangar.
Od tamtej operacji wszystko się zmieniło. W całej galaktyce, na każdej coś znaczącej planecie były patrole klonów szukające ich, Jedi. Większość z nich nie żyło, część musiała się ukrywać. Ale jak odnaleźć swoich druhów? Minęło wiele dni od czasu zdrady, ich zadrapania i siniaki nieco się zagoiły, ale tylko te cielesne, te duchowe wciąż dawały o sobie znać i z pewnością szybko nie znikną.
Siedzieli na podłodze statku, bo ona czasem foteli miewała już dość. Zastanawiali się nad następnym krokiem. Od dwóch miesięcy nie mogą znaleźć żadnego śladu Jedi. Do tego przysłuchiwali się w barach wieściom, które nie wróżyły nic dobrego. I jeszcze te ciągłe zakłócenia w Mocy, już nie takie duże, ale świadczące, że nowy Pan Galaktyki nie ma pokojowych rządów.
-To nie możliwe, abyśmy tylko my przeżyli. A mistrz Yoda, Windu, Obi-Wan? - często miewała momenty nostalgii.
Popatrzyła na niego. On stał, stał i rozmyślał. Nie widział nigdy łez w jej oczach, ani na policzkach, ale wiedział, że ostatnio często płakała.
-A jeśli...
-Jeśli co? - spytała i podejrzliwe popatrzyła na przyjaciela.
-Co jeśli rzeczywiście tylko my zostaliśmy?
-Oszalałeś? To, to... - zabrakło jej argumentów.
No właśnie, co jeśli tylko oni przeżyli?
-Co masz na myśli?
-My... załóżmy, że tradycja Jedi jest tylko w naszych rękach. Nie powinniśmy pozwolić na zapomnienie tego. Więc... więc może... eh... - coś wyraźnie trudno przechodziło mu przez gardło.
Wstała i podeszła do niego. Dłonie położyła na jego policzkach i wpatrywała się w jego oczy.
-O co chodzi? - spytała ciepłym, kojącym głosem.
Na jej oczy, spojrzenie nie umiał być obojętny, od razu lepiej się czuł, gdy widział jej uśmiechniętą twarz z tymi iskierkami w oczach i dołeczkami w policzkach.
-Wyjdź za mnie, zostań moją żoną... - poprosił patrząc na nią.
Wpatrywała się w niego nie wierząc w to, co właśnie usłyszała.
-Żartujesz? - spytała cichutko.
-Ale, przecież ty, my... mówisz poważnie? - spytała jeszcze ciszej wpatrując się badawczo w jego oczy.
On wytrwale zaś patrzył czekając na jej odpowiedź. Odsunęła się od niego.
-Ja... ja nie mówię ‘’nie’’, ale muszę... muszę mieć czas do namysłu...
-Nie rozumiesz? Ja zawsze cię kochałem, zawsze. I mój mistrz to widział, ale nie mówił tego nikomu.
Wpatrywała się w jego oczy i nagle przysunęła się i pocałowała go namiętnie.
-Dobrze, pobierzmy się... - wyszeptała patrząc mu w oczy, na co wziął ją w ramiona i pocałował namiętnie.
Zakładała sukienkę. Prostą, białą sukienkę sięgającą do kolan, była na ramiączka z małym dekoltem. Do tego włosy związała w kok. Od zawsze wiedziała, co do niego czuje, ale nie wiedziała, że staną kiedyś na ślubnym kobiercu. Westchnęła. To nie miała być oficjalna ceremonia, nie miało być gości cieszących się ich szczęściem, wielu pachnących kwiatów, piętrowego tortu, weseliska z tańcami i orkiestrą. Nie miało być pięknej panny młodej w sukni, której każda panna by pozazdrościła. Złotych obrączek zakładanych sobie przed mistrzem ceremonii, który ogłosi ich państwem Kereth. Nie. Miała być zwyczajna biała sukienka, obrączki splecione z drutu i zespawane przez znajomego tu poznanego, który również miał być ich świadkiem. Lecz to, z kim się pobierała i przy zachodzie słońca, i słowa przysięgi sprawiały, że jej serce jednak się radowało. Uśmiechnęła się więc. Po jej policzku spłynęła łza, lecz była to łza szczęścia. Po raz pierwszy od kilku miesięcy czuła się szczęśliwa. Zachód już się zbliżał, wylecą na pustynię, aby nikt im nie przeszkadzał i tam też spojrzą sobie w oczy. Stała tak marząc, gdy do drzwi ktoś zapukał. Wyszła więc ze swej kajuty i w raz z dwoma mężczyznami udała się na pustynię.
Stali teraz wpatrzeni sobie w oczy. Spływały po nich czerwone promienie słońca. Ich świadek stał kilka kroków od nich, trzymał obrączki. Mówili słowa przysięgi małżeńskiej, wyznawali sobie miłość, wierność, wytrwałość... mówili przysięgę zakładając sobie wzajemnie obrączki. Teraz, w momencie, gdy słońce prawie już skryło się za horyzontem, złączyli się pocałunkiem. Pocałunkiem pełnym czułości, troski i tęsknoty. Popatrzyli sobie w oczy, słońca nie było już widać, a oni wciąż stali. Uśmiechnęli się do siebie i wrócili na statek. Od tej chwili byli razem, na dobre i na złe, byli małżeństwem, które dla nich było teraz wszystkim...
Wylądowali na Nar-Shaddaa, postanowili zmienić miejsce ukrywania się, bowiem nie chcieli cały czas mieszkać na statku.
-Więc sprzedamy statek i dalej będziemy szukać. Co ty na to? - spytał ciepło się przy tym uśmiechając.
-Tak, to dobry pomysł. Chodźmy, im szybciej sprzedamy tym szybciej się urządzimy. – odpowiedziała i razem, trzymając się za ręce, wyszli ze statku.
Adnotacja dla MG i graczy: Jeżeli czytałeś historię w profilu Viriny, to możesz pominąć rozdziały drugi i trzeci gdyż w nich historie naszych postaci są wspólne.
Ostatnio edytowany przez Aidan (2010-03-13 20:40:44)
Offline
Ogólnie karta w porządku, ale jeśli chodzi o style walki mieczem świetlnym to mam pewne zastrzeżenia. Każdy wymieniony przez ciebie styl ma całkiem inne założenia i filozofię walki, Soresu - obrona, Ataru - szybkość i skoczność, Juyo - brutalna siła. Więc prosiłbym o jasne uwzględnienie który z tych stylów jest przodujący (zgaduję jednak, że jest to właśnie Juyo a Ataru uzupełnienie, zgadza się?).
Offline
Admin - MG
A jak dla mnie to ostra przesada. Kolejny heros nam rosnie, który w wieku 25 lat zaliczył zaawansowanie dwa style, do tego jeden podstawowy, jest rycerzem jedi, dobrym pilotem.... I tak dalej... Jak ja mam uczulenie na takie rzeczy. W zasadzie to głównie chodzi mi o te trzy style.
No, jakby nie patrzeć, ja widze kontrast w przepuszczanych KP. Raz są akzeptowane karty osób, które muszą naprawdę starac się, zeby cos osiągnąć, a raz karty osób, które na starcie mają dobrze.
Do tego moda z pisaniem dlugich kart - obecnie jak ktos nie napisze dlugiej, to ludzie mówią, ze jest słaba.
Troszke mnie to dziwi.
No więc... Oficjalnie moge sie doczepić tylko do tych stylów, cos trzeba z nimi zrobić.
Offline
Przodującym stylem u Aidana jest właśnie Juyo. Nie na darmo ustawiłem style w takiej kolejności. Style których nauczył się Aidan współdziałają na zasadzie uzupełniania, wypełniania braków jednego stylu przez drugi. Według mnie nie ma żadnych przeszkód by Jedi nauczył się zarówno stylu finezyjnego jak i agresywnego. Chodziło mi tutaj głównie o właśnie uzupełnianie się luk.
Ale zmieniam w takim razie i czekam.
Ostatnio edytowany przez Aidan (2010-02-28 13:20:03)
Offline
Admin - MG
Aidan napisał:
Przodującym stylem u Aidana jest właśnie Juyo. Nie na darmo ustawiłem style w takiej kolejności. Style których nauczył się Aidan współdziałają na zasadzie uzupełniania, wypełniania braków jednego stylu przez drugi. Według mnie nie ma żadnych przeszkód by Jedi nauczył się zarówno stylu finezyjnego jak i agresywnego. Chodziło mi tutaj głównie o właśnie uzupełnianie się luk.
Ale zmieniam w takim razie i czekam.
No, ja nie mam nic przeciwko. Trzeba tylko zauważyć, że on ma 25 lat. Samo Juyo jest wymagające, sczególnie jesli ktos chce opanowac je w stopniu zaawansowanym. Do tego jest to styl kojarzony głównie z ciemną stroną - jedi musi być niewiarygodnie dobrym, aby się nauczyc jakiejkolwiek formy Juyo, a żeby jeszcze zgodzili się na to mistrzowie/ktoś tam jeszcze. NO i jeszcze te dwa style. Uzupełniające się. Ja sądze, ze jakby kazdy tak mógł, to by tak miał. No ale niestety.
Offline
Admin - MG
Aidan napisał:
Dobrze, teraz mam podobnie jak u Viriny. Jeden styl zaawansowany, drugi na poziomie podstawowym. Jeszcze?
No dobrze. Ja już się tak nie będe szczegółów doczepiał. Poczekamy na opinie Seco.
Offline
skoroście juz tam te style ustalili, to ok. Tylko jakos mnie to zastanawia - jak sędziuje pojedynki to raczej sie jeszcze z żadnym stylem nie spotkałem. Byle wyszło...
No ale przedmówcy maja racje, niech w stylach jest porządek.
Witam w grze
Offline