Gra PBF w świecie Star Wars, rozgrywająca się w czasach Młodego Imperium.
-Co to kurwa jest? Ja się pytam. Co to kurwa jest?!-Spytał. Pokiwał głową i cały czas trzymał się ciasno drzwi. Byli obezwładnieni. Bez żadnej możliwości ucieczki. Ten prymitywny statek nawet nie miał kapsuł ratunkowych. Republikańska myśl techniczna. Jak najwięcej. Jak najtaniej. Idź pan w cholerę, idź pan w cholerę. Pokręcił głową i co miał robić. Czekał. Cierpliwie czekał, aż wyląduje na jakimś nieznanym statku. Kiedy znaleźli się na pokładzie tego statku, Zin otworzył drzwi. Blaster nadal trzymał w ręce. Był odbezpieczony i gotowy do użycia.-Coście kurwa za jedni?-Spytał, wymachując dłońmi. Jego palce niebezpiecznie błądziły po spuście.
Offline
*Od razu mogły mu się rzucić w oczy dwie rzeczy. Po pierwsze hangar w którym się znaleźli był przestronny, czysty i ogólnie zadbany. To nie piraci... po drugie ochrona. Czyste pancerze, oznakowane w dziwnych barwach - dominacja niebieskiego wraz z białymi i złotymi elementami z dziwnym znakiem na prawej piersi. Zdecydowanie to nie byli piraci, a żołnierze i to dobrze wyćwiczeni* Proszę wyjść na zewnątrz z podniesionymi rękoma! *Rozległ się głos nie znoszący sprzeciwu. A zważywszy na to, że kilka karabinów wycelowanych było w Zina, to lepiej robić co się im każe.*
Offline
Zin zabezpieczył jedynie swój blaster i rzucił go na podłogę. Model jego broni był używany tylko przez komandosów republiki, więc teraz pytanie. Skąd się dostał w jego ręce? Nie wiadomo. W każdym razie Zin wyciągnął ręce ku górze po czym grzecznie wyszedł ze statku.
-No. Już.-Powiedział do jegomościa, który wykrzyknął te słowa. Nie miał zamiaru być rozstrzelanym na samym początku. Przypomniała mu się Kometa. Tam było o wiele, wiele przyjemniej. Tam go przynajmniej nie straszyli blasterem.
Offline
*A czy na prawdę powinien się dziwić latając Imperialnym statkiem? Raczej nie... jego właśnie uznali za takiego Imperialnego z powodu Kappy. Wokół zina stała sześciu żołnierzy, każdy z karabinem i po trzech na jego stronę (3 z lewej a 3 z prawej). Na przeciwko niego stał twi'lek z nieco nachmurzoną miną. Najwyraźniej mu się to nie podobało* Proszę mi powiedzieć... co Imperium robi w tych stronach? Nie jest one zbyt mile widziane... *Nikt im jeszcze nie wyjaśnił tej pomyłki a nawet zapewnienia Zina mogą nie wystarczyć. Cóż, oby był przekonywujący...*
Offline
-Wiedziałem, żeby nie lecieć tym statkiem.-Powiedział do siebie. Pokiwał głową. Mogli lecieć złomem Zina i kłopotów żadnych by nie było. Mały problem. Zin kobiecie postawić się nie potrafi, toteż wychodzi zawsze na pozycji przegranej.-Panowie. Nastąpiła mała pomyłka. Może to jest statek imperium, ale w rzeczywistości to on nim nie jest. Z tego co wiem to on został im podwędzony podczas tego nieszczęsnego rozkazu sześćdziesiąt sześć.-Powiedział. Niewygodnie mu się robiło. Ręce miał wysoko uniesione w górze. Poza tym. Zin nie wyglądał na imperialnego. Nie miał munduru, lecz zwykłe cywilne ubranie. Jedyną rzeczą nie pasującą do całokształtu była kabura przy spodniach i blaster na ziemi. Wytłumaczenie? W końcu trzeba jakoś chronić swoją dupę.
Offline
*Twi'lek zmarszczył czoło, bo podejrzewał, że to szpieg... tylko po co szpieg miałby używać Imperialnego promu na Nar Shaddaa? Przecież to od razu ściąga uwagę... On sam tutaj trafił całkowicie przypadkiem, gdyż to ci piraci byli ich celem. Szybkie, precyzyjne i bardzo mordercze uderzenie, nic więcej. A Kappa to przypadkiem i teraz mieli dylemat* Załóżmy, że panu wierzę... kim pan jest? I czy podróżuje pan sam? *Zapytał spokojnie i kiwnął głową, dając znak trójce żołnierzy, by ci przeszukali statek. To było po prostu podejrzane*
Offline
-A tak. Przedstawić się. Nie wiem czy mogę jeszcze używać swojego tytułu wojskowego. Dla WAR-u już nie pracuje, ale dobra. Sierżant inżynier Zindarad Kobdar.-Przedstawił się. Jak ładnie się zachowuje. Uśmiechnął się lekko do twi'leka, coby dobre wrażenie na nim zrobić.-Na statku jest ze mną taka co z latarko-przecinakiem biega. Jedi, o Jedi.-Dodał po chwili. Ręce go bolały. W końcu trzymał je w górze od dobrych kilku minut. Skrzywił usta.-A wy? Kim jesteście? Najemnicy? Nie. Brak syfu w hangarze. Imperialni...też nie. Od razu by strzelali.-Zastanawiał się. Nie miał pojęcia. Kim mogliby być. Oto kolejny temat do rozmyślań na najbliższe godziny, która prawdopodobnie spędzi w areszcie.
Offline
*No teraz to twi'leka zaskoczył. Były oficer WAR'u? Bardzo interesujące... a słysząc jeszcze o Jedi to natychmiast dał znak swoim ludziom, by się wycofali. Nie wiadomo jak zareaguje Jedi, gdy do środka wpadną ludzie z karabinami. A ten oficer miał już z nimi do czynienia*No proszę... dezerter czy też wyrzucono cię, co? *Oby to był dezerter pomyślał twi'lek, bo wtedy były taki jak on. Sam też służył w armii, dla Republiki. Był patriotą, dlatego tutaj był... a to całe parszywe Imperium kalało wszystko. No ale żołnierze nadal trzymali karabiny w gotowości, ale jakoś tak trochę mniej agresywnie* Panie Kodbar... jeżeli pan kłamie, to źle się dla pana skończy. A jeżeli nie to cóż... się zobaczy. My jesteśmy patriotami, którzy nie przepadają za Imperium. Tyle pan powinien wiedzieć... ja nazywam się Sorac Fres i również jestem byłym oficerem WAR'u...
Offline
-Ja najchętniej wsadziłbym termodetonator w dupę Imperium i włączyłbym zapalnik.-Powiedział, by potwierdzić swoje słowa. Nie były to kłamstwa. Dla dowiedzenia prawdy, Zin mógł pokazać nawet swoją legitymację.-Dezerter. Nie chciałem wychowywać syna na wzorcach imperialnych.-Powiedział do niego.-Mogę już opuścić ręce?-Spytał. Miał już dość. Wszystko związane z rękoma zaczęło go boleć. W gruncie rzeczy się cieszył. W końcu znalazł na kogoś, kto był w podobnej sytuacji do niego. Szkoda tylko, że Zin nie trafił na nich, kiedy miał wylatywać na Mandalore. Wtedy może potoczyłoby się wszystko inaczej.
Offline
No dobrze... jeśli faktycznie masz na pokładzie Jedi to będzie to cenna informacja dla naszego dowódcy... tylko na drugi raz nie rozgłaszaj tego wszem i wobec, bo za głowę zwykłego padawana wyznaczono nagrodę w wysokości miliona kredytów... *Poinformował go twi'lek i dał znać żołnierzom, by ci się cofnęli. Opuścili broń, ale jej nie zabezpieczyli, więc w razie czego będą od razu gotowi, by strzelać* Cóż... postawy antyimperialne w naszych szeregach są na porządku dziennym. Proszę przywołać tą Jedi, chętnie z nią porozmawiamy. *Mężczyzna nieco się uśmiechał a jego lekku się poruszało nieznacznie. Miał jadowicie zieloną skórę, ale nie wyglądał źle. Po prostu inaczej. A i mundur miał osobliwy. Prawie cały niebieski z białymi pasami po prawej stronie, przetkane dodatkowo złotymi nićmi. Ogólnie mundur sprawiał wrażenie eleganckiego i dobrze skrojonego. Widać, że mieli pieniądze na detale* Mogę zapytać, co pan tutaj robi panie Kodbar?
Offline
Stroju Zina ni jak można było porównać do eleganckiego munduru oficera. Zwykłe bojówki, znoszona koszulka okryta kamizelką. Do tego ten zarost i ogolenie na jeżyka. Nie wyglądał na dżentelmena, chociaż pewnie mógł, gdy chciał. W każdym razie na prośbę o zawołanie jedi, Zin rzucił.-Nie ma sprawy...Virina. Virina...wychodź. Nie strzelają, nie krzyczą. Jest git.-Powiedział do niej. Ona wyszła. Jak gdyby nigdy nic. Miecz przypięła do pasa. Podobnie jak blaster, który włożyła do kabury. Stanęła obok Zina i czekała na pytania.-Ja? Głodny byłem. Zaproponowałem Virinie kolację i poleciałem tu. Jedni do nas strzelają, wy. A tam.-Machnął ręką.
Offline
*Wszyscy cierpliwie czekali aż Jedi wyjdzie ze statku, ale jej nieformalny strój trochę im się kłócił z wyobrażeniem członka zakonu. Część z nich służyło w WAR'ze w różnych sekcjach, wiec mieli jako takie wyobrażenie o Jedi* Witamy na pokładzie "Obrońcy". Trochę kiepskie miejsce wybraliście na kolację... *Twi'lek lekko zmrużył oko z rozbawieniem. Zin mu zdecydowanie nie pasował na jakiegoś dżentelmena a prędzej na rekruta wojskowego. A słysząc oskarżenie o ataku to skrzywił się* To nie my, tylko kapitan piratów... a mieliśmy z nim na pieńku, więc z niego nic nie zostało. W każdym razie, proszę za mną. Pani kapitan porozmawia potem z wami na osobności... *Kiwnął ręką każąc im iść za sobą. No i poszli, wraz z ochroną*
Offline
Kontynuacja sesji z Coruscant (TUTAJ)
Kai zbudził się dokładnie tak jak planował - jakieś 15 minut przed lądowaniem. Akurat tyle, że zdążył się wybudzić, oporządzić i
zrobić kawę. Napój był mocny, trochę za mocny, ale dało się przeżyć. Zrobił też jajecznicę, trochę przypaloną, ale cóż - nie można mieć wszystkiego. Wyszło za dużo jak na jedną osobę, ale podejrzewał, że Dass też jest głodny, a przecież nawet Jedi muszą coś jeść. Nałożył sobie do tego trochę chleba i proszę - idealne śniadanie. W tym czasie statek wylądował i odsunął się na bok, aby zrobić miejsce następnym.
Ostatnio edytowany przez Kai Fei'lis (2010-06-02 12:36:16)
Offline
Mroczny Jedi
*Obudził się kilka minut po Kaiu. Zabrał broń i wyszedł z pomieszczenia. Był jeszcze nie do końca obudzony co nie pomagało mu zbytnio w odnalezieniu kabiny, z której dochodził przyjemny zapach jajecznicy. W końcu do niej trafił. Powitał Kaia i spojrzał na jedzenie.* Dostanę trochę? *Dopiero teraz uświadomił sobie jak był głodny.*
Offline
-Cześć, Dass.- powitał go radośnie. -Jasne, siadaj. Na stole stoi kawa dla ciebie.- powiedział. Kai skończył jedzenie i poszedł do kabiny. Szybko wziął ze sobą broń i resztę ekwipunku, po czym wrócił do salonu. -Podejrzewam, że nie skontaktuje się z nami dzisiaj. Idę na miasto i tobie radzę to samo. Powydawaj kasę, pobaw się. Zrobiłeś swoją robotę, teraz czas na nagrodę.- poradził. -Gdyby jednak się z tobą skontaktował, zadzwoń do mnie.- po czym wyszedł ze statku. Odetchnął głęboko brudnym powietrzem Nar Shadaa i skierował się w stronę rynku.
Offline