Gra PBF w świecie Star Wars, rozgrywająca się w czasach Młodego Imperium.
*Dral szedł za swoimi przewodniczkami, podziwiając całą okolicę i chociaż był dobrym obserwatorem i umiał dostrzec więcej niż przeciętny człowiek, to i tak wiele rzeczy mu umykało. Po prostu, chyba nikt nie był w stanie ogarnąć całego tego ogromu wrażeń wzrokowych. W końcu dotarł do zawalonego pnia i wyjrzał zza niego. Widok był na prawdę imponujący, ale nie przyglądał się temu za długo, bo pomógł małemu szelkowi wejść na ten pień, samemu też tam wchodząc, akurat w ostatniej chwili, by dostrzec końcówkę ogona, najpewniej Fler. No i co miał robić? Ruszył ostrożnie tą skalną ścieżką...*
Offline
Artysta
*Mały szelek spiął się trochę, kiedy został podniesiony. Parsknął przez nosek, ale wsadzony odwrócił się i patrzył na Drala, który tez pokonał przeszkodę. Maleństwo skoczyło i pobiegło. A Dal znalazł się po chwili już na skalnej ścieżynce wzdłuż przepaści krzyczącej głosami ptaków. Nad nimi rozciągał się nieprzebrany nieboskłon. Coś szumiało, układając się w słowa*
Kiedy widzisz, jak róża rozkwita
i jutrzenka rozświetla dzień nowy
kiedy czujesz smak wiatru w powiewie
pamiętaj jest to oddech nieba
kiedy księżyc wychodzi na niebo
i przygląda się w polnym strumyku
morska fala wody kołysze
pamiętaj, jest to oddech nieba
jeśli śpiewasz, śpiewa niebo
gdy się śmiejesz, śmieje się też
oto świat prawdziwy, kochający Cie
*Miedziany blask oczu Fler rozjarzył się na tle opadającej lekko w dół dróżki. Uśmiechnęła się czule, i dalej nuciła te same słowa…*
Offline
*Dral słuchał tej pieśni, lubił gdy Fler śpiewała, to było coś intrygującego i pięknego po prostu, żałując, że jego rodzina nie dostrzega tego piękna. Ale czego można chcieć od prawdziwych Mandalorian? Chyba niczego. Klon szedł dalej przed siebie, uważając by po prostu nie spaść, ale to się nie różniło zbytnio od tego, co miał na wojnie. Kolejna skalna ścieżka, która cię zdradzi przy najmniejszym potknięciu, więc lepiej się skupić.*
Offline
Artysta
*Fler wiedziała, jak to jest u Mandalorian, dlatego na Mandalore czuła się źle. Nie śpiewała, nie tańczyła, po prostu – nie cieszyła się. Żyła w ciszy, wiedząc, ze to najlepsze miejsce do życia w obecnych czasach. Tutaj to co innego. W pewnym momencie zdradliwa ścieżka wychyliła się nad przepaścią tak ze miało się wrażenie zawieszenia w powietrzu, ale zaraz za tym zakrętem powitał ich stały grunt. Soku wyraźnie straciła na pewności. Widać od tego miejsca kończyły się tereny jej stada. Fler zaś podniosła łeb i zaczęła węszyć, gruchając głośno. Potem pożegnała się z Soku, i ona oraz jej dwójka młodych ruszyli w drogę powrotna. Fler podniosłą się na nogi, do pionu, by się rozejrzeć* To już zaczynają się nasze ziemie, ten przesmyk, to granica. *Przed nimi, za porośnięta bujnym puszystym mchem łączką zaczynał sie kolejny las. Jednak zdawał się gęstszy i mroczniejszy, bardziej surowy. Wejścia do niego strzegły wysokie, sztywne trawy* teraz uważaj *ostrzegła cicho, opadając z powrotem na cztery łapy* Granice terytoriów są strzeżone, wiec prędzej czy potniej, natkniemy się na wartownika…
Offline
*Dral podążał za Fler aż w końcu się zatrzymał, niepewny tego co się teraz dzieje, ale wyglądało mu na to, że zbliżyli się do jakieś granicy. Odczekał kilka chwil, aż szele załatwią to między sobą a potem odsunął się, robiąc miejsce dla Soku i jej młodych, potem podszedł do Fler i Malkita* Rozumiem, będę uważał...*Zapewnił ją klon i spojrzał w tamtą stronę, jakby podświadomie szukał zagrożenia. Ciekawiła go też jedna rzecz...* Macie tu jakieś wojny plemienne czy coś w tym stylu? *Skoro granice były strzeżone to pewnie obawiano się jakiegoś ataku albo po prostu taka była rywalizacja między plemionami tudzież społecznościami*
Offline
Artysta
*Odwrócila głowe, postawiła uszu i zaśmiała się perliście, rozbawiona* Owszem, zdarzają się, ale nie nazwałbyś tego wojną. Sprzeczki zdarzają się dość często, czasem dochodzi do pazuroczynów, ale to wszystko mało kiedy jest groźne. Częściej zdarzają się ataki na granicach terytoriów – właśnie za sprawą wartowników. Szele są silnie terytorialne. Wartownicy to specyficzne szele. Nie każdy może nim zostać. Musza odznaczać się pewnymi cechami. *ruszyła powoli przez sztywne witki traw, które nieprzyjemnie i uporczywie wbijały się w ciało bokami*
Ja ich nie lubię ich, niech oni idą! *podsumował Malkit i oglądając się na Drala ruszył*
Offline
Sprzeczki zdarzają się każdemu *Skwitował krótko i klon uznał po prostu, że nie wiedzą, co to prawdziwa wojna. To dobrze, bardzo dobrze, bo ona nie przynosi nic dobrego, tylko śmierć i zniszczenie. Takie małe bitwy na szpony i pazury nie sprawią zbyt wielu szkód, poza ranami na ciele.*A jakie to cechy? Zapewne nieco agresywne, co? *Próbował zgadywać, ruszając powoli za Fler, ale wciąż trzymał się nieco z tyłu i blisko ściany skalnej jeśli takowa tam jeszcze jest*
Offline
Artysta
Dokładnie *odpowiedział głos Fler, kiedy ona sama znikłą gdzieś gąszczu traw* Agresywność, zaczepność, zajadłość. Wartownicy nie są lubiani. Kiedy zostawaj wartownikami niewiele traca, a społeczność zyskuje. Pracują sami, strzegą, i są potrzebni. A kiedy wracają do gniazda są spragnieni towarzystwa, wiec nie zaczepiają nikogo.
*Sciany już nie było, za to z drugiej strony była przepaść. Ciągnęła się wzdłuż toru ich wędrówki. Bardzo zdradliwa, bo nie było widac, gdzie kończy się lad. Malkit buntował się i wyzywał wszystkich od tematów*
Offline
Och, coś trochę jak u Mando... *Uśmiechnął się lekko, bo z nimi to by się pewnie dogadał, sam był wojownikiem i wiedział jak to jest. Ale na przeszkodzie stanowiła jedna zasadnicza bariera... język. Jak tu się dogadać z kimś, kto nie używa słów? Tylko przez Fler, a jej nie chciał zmuszać do kontaktów z kimś takim* No to ruszajmy, chciałbym w końcu zobaczyć twoja rodzinną wioskę *Niecierpliwił się troszkę, bo lubił w ogóle architekturę, bo po niej można wiele się dowiedzieć o ludzie, tworzącym te budowle. Zawsze na misjach starał się robić jakieś małe prywatne zdjęcia, by nikt nie wiedział, a teraz bez przeszkód będzie mógł zobaczyć ich domostwa, o ile takowe będą*
Offline
Artysta
*Zatem pewnie sie trochę rozczaruje, bo…* to nie wioska. To Gniazdo. Centrum terytoriów stada. Pali się tam Wieczny ogień, wokół usypany jest drobny piach a dalej są nory mieszkalne. Nie ma tam ani jednej budowli prócz szałasu szamana… *wyszli z trawy i ruszyli w głąb ciemnego lasu, w którym już nie było tylu kolorowych ptaków, ani grzybów. Były jakieś jagody, ale nie przyciągały uwagi. Fler wyciągnęła głowę przed siebie* Taaak, już go czuje… a skoro czuję go, to widzi nas już dawno. Wartownicy często czekają, az obcy zapuszcza się głębiej, by móc atakować. Wiec rozczarujemy go…
*zatrzymała się. Podniósłszy głowę rozejrzała się, a potem wydała z siebie serie głośnych, wysokich wrzasków, jakby zobaczyła pająka, albo mysz. To było nawoływanie*
Offline
*No faktycznie trochę się rozczarował, bo miał nadzieję na jakieś ciekawe budowle i tym podobne, ale nie dał tego po sobie poznać. Szedł cały czas za Fler, rozglądając się w poszukiwaniu tego zwiadowcy, bo był ciekaw, czy umiałby go wypatrzeć. W pełnym pancerzu Katarn pewnie tak, dzięki wszystkim urządzeniom, ale jego oczy nie dostrzegały aż takich różnic w terenie, zwłaszcza, ze szele się dobrze zlewały z otoczeniem* No to poczekajmy na gorące powitanie *Mruknął cicho i przybrał pozycję dogodną do obrony, ale to tak niezauważalnie. Instynkt po prostu działał*
Offline
Artysta
*Odpowiedział jej krzyk. Bardziej samczy i po chwili usłyszeli spadanie. Malkit schował się za Dralem. Fler się nie ruszyła.
Po chwili poruszyli sie skrawek mroku, wychodzący z lasu. Jarzyły się pomarańczowe oczy, i pojawił się.
Rzeczywiście, był inny, choć trudno to stwierdzić, jak się nie widziało wcześniej samca szeli.
Naturalnie szedł na czterech łapach. Jego głowa i ogon były na tej samej linii. Uszy przycięte na końcach zakrzywiały się doi przody. Ciało było pozbawione jakiegokolwiek owłosienia: brak grzywy na głowie i na ogonie. Za to jego klatka piersiowa, grzbiet i koniczyny oraz ogon były pięknie umięśnione. Przypominał dostojne. Władcze i śmiertelnie niebezpieczne zwierze. Luźne wargi zwisały, odsłaniając żółte zęby. Wyglądał bardzo nieprzyjemnie. Na Drala patrzył z mieszaniną wrogości i ciekawości. Fler na jego widok położyła po sobie uszy i z pochylonym łebkiem podeszła by obwąchać okolice ucha. Widać był starszy. Ale w tym przypadku nie chodziło tylko o wiek – samiec był zdecydowanie silniejszy*
Offline
*Dral go obserwował nieco podejrzliwie od chwili gdy się pojawił w zasięgu wzroku. Ale nie ruszał się, nie wykonywał pochopnych ruchów, dając Fler czas, by sama się tym zajęła, bo w końcu to jej stado. Ale pilnował Malkita, by nie zrobił niczego głupiego no i by jemu się nic nie stało. W tej chwili żałował, że nie ma przy sobie jakiegoś noża czy sztyletu, ale to działał jego instynkt. Bardzo chciał by teren stada Fler nie postrzegać w kategorii wrogiego terytorium, ale czy mu sie to uda? Nie wiedział, jeszcze nie*
Offline
Artysta
*Wartownik wręcz kipiał samczoscią. Obwąchał Fler, uszy, szyje, cale ciało, obwąchał ją także z tyłu, napinając przy tym mięśnie karku i powarkując jak stara piła maszynowa. Fler też pomrukiwała, podciągając ogon pod siebie i uciekając zadem od wartownika.
Parskał raz po raz, potrząchnął głową i w końcu zaczął świergotać, raz po raz zarzucając łbem i spoglądając na Drala. Widać stosunki miedzy nimi zostały ustalone, teraz rozmawiali. W końcu Fler mogła się odezwać* W porządku, poznał mnie… *I było widać, bo bydle powoli zaczęło okazywać oznaki radości i akceptacji. Jego chód stał się lekki, wręcz podskakujący. W pewnym momencie zaczał zbliżać się do Drala, kłusem, z postawionymi uszami, wpatrzony prosto w twarz*
Offline
*Dral powoli zaczynał poznawać podstawy społeczności szel, ale opierał się głównie na swoich obserwacjach, wiec nie miał pewności, czy są one poprawne, potem porozmawia o tym z Fler, bo póki co ten wartownik zainteresował się nim, więc stał spokojnie, tak jak poprzednio i czekał na jakieś kolejne wskazówki, czy to on ma zacząć ten przedziwny rytuał czy też ten samiec.*
Offline