
Gra PBF w świecie Star Wars, rozgrywająca się w czasach Młodego Imperium.
No jakimś cudem dotarli na miejsce, choć Tang nie wiedział jak. Nie dlatego, że Seco latał jak wariat, wręcz przeciwnie, jak najgorsza baba za kółkiem. To przyprawiało Tanga o zawał zawsze, już zapomniał jaki z niego fatalny kierowca/pilot.
Weź mi nie pierdol nic o delikatnej psychice. Pedał gazu jest od wciskania go a nie dla ozdoby... kurwa takiego korka dawno nie widziałem. A teraz pakuj się łajzo...
Stuk, stuk, stuk, ktoś podlazł pod drzwi, ktoś głośno zapukał waląc pięścią o drzwi a potem wlazł do środka, tak bezceremonialnie. To był Tang, wiec bez obaw. No a potem zawołał ze swoją bezpośredniością Mando.
Zin chuju, goście przybyli. Dawaj pół litra, może Seco nauczy się prowadzić aerowóz

Offline
Dzieciak
Dziewczynka została delikatnie wepchnięta do kabiny ale w sumie sama chętnie weszła do środka. Spojrzała na nią i zastanawiała się co miała dalej robić i tak chwile mijały, Sel pokazywała jej ostrożnie i delikatnie co i jak ma robić,a że Elea była uważną uczennicą to starała się wszystko zapamiętać, nawet sama później jakby poprawiała robiła to samo co jej pokazano. I później wyszła z kabiny, cała mokra a czarne włosy z głowy lepiły się do jej ciałka. Włosy długie były, poniżej łopatek sięgały może nawet jeszcze niżej. Owinęła się ręcznikiem i po chwili cicho się spytała
- i jak wyglądam proszę Pani?
Offline
- Ślicznie. I mów mi Sel, dobrze?
Stwierdziła zgodnie z prawdą. Czysta El prezentowała się na prawdę dobrze, co kobieta zauważyła z zadowoleniem. A poza tym... dziwnie sie czuła, gdy do niej per "pani" mówili. Uśmiechnęła sie, pogładziła mała po policzku i odwróciła się. Zin mógłby z ta koszulą sie pojawić. Wciąz jeszcze błogo nieświadoma faktu, ze Tang JUŻ sie pojawił.
Offline
Zin jadł i jadł ze smakiem. Dawno nie zrobił sobie tak pysznych kanapek, które tak pieściłyby jego podniebienie. Kilka okruchów spadło mu na koszulę, strzepał je jednym ruchem dłoni i spojrzał na Selene, wychylającą się zza drzwi. Odłożył na talerz niedojedzoną kanapkę i rzucił.
-Czek...albo...już.-Wtedy Zin znowu pokazał, że jest potwornym pantoflarzem. Ruszył szybko do sypialni, otworzył szafę i wyciągnął koszulkę. Sporo za dużą na Eleę, ale będzie dobra jako sukienka. "Imperium to zło" taki napis został naniesiony na koszulkę. Zwinął ją w kłębek i zaniósł do łazienki, wręczył ją Selene i chciał wrócić do jedzenia. Chwycił za kanapkę, ugryzł kęsa i zaczął go powoli żuć. Jak to on. Jadł powoli, jednak usłyszał trzask drzwi i głos Tanga. No niech to szlag trafi. Szybcy są i wściekli pewnie też. Wyszedł szybko z kompleksu mieszkalnego i wyszczerzył zęby do przyjaciela.-Czołem. Flaszka jest w lodówce. Bimber pędzony na T-95. Pierwsza klasa.-Powiedział do niego i wyszczerzył zęby, po czym szybko wrócił do kuchni, chcąc dokończyć swój posiłek.
Offline
*Nim się w czeluście Zinowej jaskini zagłębił, młłąc przekleństwa najgorsze pod Adresem życia seksualnego tanga, zatrzymał się u wejścia. Jedną dziurę nosa kciukiem zatkał, smarknął energicznie, potem z drugiej dziury i po zakończeniu to on dżentelmen już, wiec z uśmiechem olśniewająco białych zębów wszedł do środka. Żylasty dryblas o twarzy szalonego awanturnika i ostrych rysach oraz oczach złotych, bystrych, zdobnych w pionowe źrenice. Niestety Niestety pośpiechu zapomniał ze nadal ma na sobie te niebieskie spodnie na szelkach założone na siatkowana koszulkę. Wszystko brudne od roboty wykończeniowej, łącznie z ciałem do którego za sprawą potu przykleił się kurz. Oczy świeciły, czarny jeżyk na łbie przysiwial od kurzu* No! Czym chata bogata tym goście rzygają. To znaczy: dzień dobhrry *schowawszy rece za tyłkiem ukłonił się lekko dosc… nietypowemu wnętrzu*
Offline
Dzieciak
Kiedy usłyszała słowo "ślicznie" uśmiechnęła się delikatnie i niesmiało, jakby uśmiech był karalny - pierwszy uśmiech odkąd na tą planetę przybyła a na pewno w tym domu. Chociaż niestety słowo to kojarzyło sie z jej wspomnieniami, ale teraz jednak o tym nie myślała. Było jej tutaj dobrze i to najważniejsze.
- dobrze...
Kiedy poczuła dłoń na swoim policzku jakoś smutno jej sie zrobiło, ale nic już nie powiedziała tylko złapała za Pana Przytulaka i przytuliła go.
- Pan Przytulak też mówi że ślicznie wyglądam...
Offline
Kurwa, znowu to na oleju? Nie macie niczego porządnego... ja pierdole, i ucz Secus takiego pędzić bimber bo to sensu nie ma. Czołem Zinuś...
Tang w sumie też pierwszy raz w tej pakamerze to się rozgladałpo wnętrzu i tak trochę nosem kręcił. Jak tak mieszkać można na stałe to pojęcia nie miał, chociaż obecnie sam mieszkał na swoim statku ale tam było w miarę przytulnie. No ale każdy mieszkał jak mieszkał. Mando obrzucił szybkim spojrzeniem Kodbara, Sel nigdzie nie widział, co w sumie dobrze. Na widok Seco pewnie by dostała jakiegoś piździelca czy coś. Nieprzewidywalne to babsko.
- No dobra polewaj, bo trza się doładować no nie, seco? Potem pogadamy z tą twoją kobitą, chociaż ja i tak twierdzę, ze gustu nie ma jeśli chodzi o kobiece rzeczy

Offline
-Secuś. Czołem.-Powiedział do niego, nim wszedł do kuchni. Machnął mu również dłonią i zabrał się za swój posiłek. Otóż zjadł ogólnie jeszcze dwie kanapki, nim Tang zdążył wejść do mieszkania. Na pewno posiłek Zina zdenerwuje Mando, choćby dlatego, że to mało pożywny posiłek dla takiego wielkiego chłopa, jakim był Zin. Ten wskazał na drzwi do łazienki.-No mówiłem Ci, że małą myje. Cicho teraz, bo młoda się facetów boi. Skąd ona bierze te swoje koleżanki?-Miał na myśli oczywiście Sel. Ostatnie pytanie mruknął rzecz jasna pod nosem. Otarł dłonie i podszedł do lodówki. Otworzył ją i zaczął w niej szperać. Wyciągnął puszkę pełną bimbru pędzonym na oleju maszynowym. Prawdziwa orgia dla zmysłów, szczególnie gdy powoli się ślepnie po czwartej kolejce. Z szafy wyciągnął kieliszki i położył je na blacie.-Lejcie tu. Dla Sel też.-Powiedział do nich i podszedł zapukał do nich.-Kochanie. Goście przyszli.-Słowa te wypowiedział z dziwnym uśmiechem na ustach, tak jakby miał za chwile nadejść wybuch jądrowy czy coś.
Offline
*Konsternacja sięgnęła zenitu – opadły ręce, oczy w słup a górna warga z lewej strony zmarszczyła się w uniesieniu nieznacznym, ale na tyle wyraźnym ze cały kieł aż po dziąsło został zademonstrowany. Kilka sekund przeciąganego w czasie zdumienia. Lewa, organiczna łapa podnosi się, i drap drap drap w porastającą głowę szczecinę.
Wrażenie jakby nie było Kobdarowa chałupa zrobiła. Ale chyba nie takie jak trzeba.
Az dziw ze nie skomentował. Ale póki co z nową energią i dobrą wolą wszedł a to może owocować nieco większą cierpliwością niż zazwyczaj.
Ale nim zdążył powiedzieć Tangowi, ze się rozmyślił i żeby spierdalać, to Zin na niego wokalnie naskoczył, czyli przywitał, na co kaleesh zademonstrował pelne uzębienie w szerokim uśmiechu, odmachnął mu także w geście powitania bardzo przyjacielskiego*
cze… się zajefantakuhrrwastycznie odpiehrrdoliłeś tu, naphrrawde, ten… wysthrruj jest niewymownie piękny, myśle że… *chrząkniecie* Nie nie, nie myśle, coś mi się pojebało, nie Tang? *I dziki wybuch smeichu łączony z boksem w ramie mandalorianina*
Ale na sehrrio, ten wysthrruj świadczy o twojej wyobhrraźni i bogatym wnętrzu… *przysunął sobie coś co najbardziej taboret przypominało o usiadł blisko Tanga, jakby się bal ze zaraz cos się w z sufitu urwie i ich zaatakuje. Kiedy Zin coś o małej baniu się i koleżankach zaczął majaczyć, Seco zrobił minę jakby widział rozjechaną żabę. Wyraz ten jeszcze się pogłębił kiedy spojrzenie skoczyło na kieliszek*
Te, Zinuś, ale jak ja mam phrrowadzić biznes to ja kuhrrwa muszę żyć….
Offline
Uśmiechnęła się do małej i po chwili już założyła jej "sukieneczkę". Zdecydowanie, napis pasował El jak świni czepek, ale siwa skomentowała to tylko uśmieszkiem.
- Pamiętaj kochanie. nikt ci tu krzywdy nie zrobi. Ani ja, ani Zin, ani nikt inny, kto tu się pojawi. A pan przytulak ma świętą rację.
Dodała poważnym tonem i podniosła się z klęczek. Mała była na prawdę urocza i chętnie poświęciłaby jej cały swój czas, gdyby nie Zin. Spojrzała na El i westchnęła.
- Idziesz ze mną zobaczyć CO przyszło do naszego Zina?
No tia. Już ją traktowała jak członka rodziny. Zapewne u dziecka będzie to wyglądało inaczej, ale... co tam. Ruszyła do drzi, szykując się na słowny armagedon. "Goście" w słowniku Zin-Sel znaczyły "kochanie, są problemy, ratuj". przynajmniej dla siwej.
Offline
Najpierw jego wzrok padł na kanapki Zina, co wiadomo, wywołało lekkie skrzywienie na jego twarzy, bo takie coś to aż wstyd jeść. Kanapki na śniadanie obiad i kolację. I weź tu cżłowieku żyj... a ze Tang był juz nieco głodny, Seco pewnie tez, to się sam psotanowił obsłużyć, podchodząc do lodówki.
- Co tam masz ciekawego? Bo jak cię widzę z tymi kanapkami to się nóż w kieszeni otwiera...
Mruknął i zaczął przeglądać zawartość lodówki, wybierając jakieś tam produkty, co by się trochę pobawić. No i "zachwyt" Seco też słyszał, przez co zaśmiał się pod nosem, bo ten to potrafił w fajny sposób kogoś podsumować.
- No Tracyn lepiej by nie umiał. Wyślę go tutaj na praktykę cholera... może czegoś się nauczy. Te, gdzie macie przyprawy?
Tang się dobrał do kuchni więc spieprzać mu z drogi najlepiej. Ale przynajmniej Zin dowie się co to znaczy niebo w gębie a nie kanapka z nerfiną...

Offline
Mała pewnie na napis nie będzie patrzyła. Zin prowadził taką cichą propagandę, a ona pewnie do tego zbyt wielkiej uwagi nie przywiąże. Oczywiście polał, bo jakoś nikt się do tego nie zabrał. Zin. "Wielki gospodarz" musiał się za to zabrać. Niestety. Polał oczywiście do kieliszków. Pełna kultura, którą Zin ostatnio reprezentował. Za dużo kontaktów z Zandim i wyższymi sferami sprawiła, że łeb Zina poszedł w piździelec.
-Nie chwal mnie Secuś, tylko Selene. To jej mieszkanie.-Powiedział do niego z niejakim uśmiechem i spojrzał na Tanga, który zaczął buszować w lodówce. Zaraz to jemu się nóż w kieszeni otworzy. Skrzywił usta i rzucił.-Odpierdol się od moich kanapek. Dobre są, smaczne i w lodówce nie buszuj, bo Ci pani domu jaja ukręci.-Powiedział i spojrzał nań.-Cześć kochanie. Seco ma dla Ciebie sprawę. Aha.-Wskazał na niego palcem i spojrzał.-Spokojnie. Żywy stąd wyjdziesz.-Po tych słowach chwycił za kieliszek i wypił jego zawartość od razu, nawet bez popity.
Offline
- tang, z łaski swojej, odpizgaj od mojej lodówki. Seco zaraz przedstawi mi sprawę. Chyba że...
Zmrużyła oczy, prowadząc za sobą małą. Zamierzała przedstawić jej ów plac za warsztatem a tu... Cóż. Westchnęła, potrząsnęła głową.
- Tang, jak wmusisz mi w Zina COŚ innego niż jego zasrane kanapki, którymi raczy się już chyba tydzień, pokazując w jakim poważaniu ma moją kuchnię, masz ode mnie litr bimbru. Zaraz wrócę. El, idziemy!
Rzuciła jeszcze cieplej do dziecka i przedefilowawszy przez kuchnię zniknęła w warsztacie. W zasadzie siwy łeb nie przejmował się specjalnie tym, co ci tu wyprawiają, a na Seco nawet pozornie uwagi nie zwróciła. Pozornie. Cóz. Po chwili ją wsiąkło gdzieś w całym tym rozgardiaszu. Miała pokazać małej zieleniec. I zamierzała obiecać, że niedługo do niej wróci, tylko gościom ukręci głowy> jeszcze trochę z Sel Elea poprzebywa i nabierze jej charakterku. biedny Zin.
Offline
*Seco głodny nie był. Jego sylwetka świadczyła o tym ze się może bez jedzenia obyć dłuższy czas a ostatnimi właśnie czasy to on bardziej emocjami żył. Poza tym dziwnie nieswojo się czul, a pewne gadzie hormony i enzymy hamują apetyt. Całe to pomieszczenie, dom i istoty aż cuchnęły nienormalnością. Kaleesh jakby na chwile oddał się dziedzictwu przodków bo opuścił łeb i położywszy uszy po sobie zmarszczył wargi obnażając kły – ostre i długie. Ale trwało to chwile i jeśli ktoś zauważy to Seco się tego wyprze. Siedząc na taborecie zmrużył oczy i kiwając się pomrukiwał. Uśmiechnął się do Zina, bo w końcu ich zaprosił. Słyszał Seco wyraźnie, jak przez komunikator mówił „wbijajcie”, bo sam Seco nie sprecyzował się co do „przysługi”. Swoją drogą nieświadomy był i ufny w to, ze to dom normalny, ludzie normalni i tak dalej*
Aha… eee… to ty nie… a nic, nic, kuhrrwa, nic nie mowie. Tang pij szybciej i spiehrrdalamy *skoro tak kobieta o mieszkanie dba to raczej do przysługi się nie nadaje. No ale nie skomentował. Dzielnie siedział choć czuł w sobie narastające dziwne emocje.
On tam jakoś wejścia nikogo nie zauważył, zle skoro Zin już kogoś widział, to i Seco spojrzał tam gdzie patrzył Zin. Ale przepraszam - zobaczyl w koncu. (prosze przestrzegać kolejki, takie numery dezorientują). Uśmiechnął się, wstał, skinął głową na powitanie, jednak na razie najważniejsze było to, co zobaczy/usłyszy/wykryje innymi zmysłami. Póki co bez wątpienia wykazywał całkiem przyjazne zamiary*
Proszę przestrzegać kolejki!
Offline
Ty kurwa nic smacznego chyba nie jadłeś. I ja się Sel nie boję, ja to nie ty...
I dalej buszował. Ba, nawet zaczął coś tam im robić, gotować czy smażyć, w każdym razie kuchnię to on zarekwirował, ale co jakiś czas spoglądał na Seco i na Zina lekko się uśmiechając w ten perfidny złośliwy sposób w stylu "a nie mówiłem?". No a potem Zin jako gospodarz nalał (bo gospodarz zawsze rozlewa fierfek nie goście) to Tang oczywiście się napoił, al kręcił nosem na kielona.
- Weź coś porządnego do picia, co nie Seco?
Wtedy wlazła Sel, spojrzał na nią, kiwnął głową i wrócił do gotowania a zapach całkiem przyjemny zaczął się roznosić. Ale na litrze bimbru mu nie zależało, prędzej sam to zje i Seco nakarmi bo licho wygląda. Tylko pewnie pił, pracował, pił, pracował. Tang wiedział po sobie, że to gówno daje jedynie paść można w końcu.
- Powoli kurwa, pij to swoje... na oleju to, dziwny smak... i jeśli Sel dorzuca olej do swoich potraw to ja się kurwa nie dziwie ,czemu jeść nie chcesz. ale ja ci dam moje żarcie to jeść będziesz albo wpierdol.

Offline