Gra PBF w świecie Star Wars, rozgrywająca się w czasach Młodego Imperium.
Biznesmen
- Czego - głos wydobył się z kamery, która wyglądała niemal jak prawdziwe oko hutta... poza faktem, że była ze szkła. Głos także brzmiał na rodiański, był bardziej piskliwy i... no wiadomo jaki. Kamera jednak rozpoznała Kaleesha i zniknęła z powrotem w ścianie nie dając mu dojść do słowa. Masywne drzwi bezpieczeństwa syknęły, po bokach dało się usłyszeć poruszony mechanizm ukryty w ścianach. Po kilku sekundach, dwa kawały durostali rozsuwały się na boki, z charakterystycznym bzzyyy i... - Dzień dobry panie Secorsha! - powiedziały otwierające się drzwi.
Offline
*Seco zamrugał, krzywiąc pysk tak ze samoistnie obnażył się kieł. Ręce powędrowały do kieszeni. Kaleesh zacmokał i pokręcił łbem z niedowierzaniem i podziwem*
Dzięki. Mądhrre z was drzwi!
*to rzekłszy wesołym głosem, nieco ośmielony wkroczył w aratamenty swojego kumpla i szefa ślima Vottagga. Rozejrzał się, przytrzymując okulary by nie spadły mu na oczy. Vottagg nie był miniaturką, wiec na pewno szybko go dostrzeże. Przy ów rozglądaniu uśmiechał się grzecznie, ale milczał*
Offline
Biznesmen
- dzięki i miłego dnia - rozległo się za nim przyciszone nieco. Owszem, Vottagg był obecny w kwadratowej sali, był odwrócony w stronę miasta, czyli wyglądał przez szklaną ścianę. Światło o tej porze nie wpadało tutaj obficie, więc hutta można było wyraźnie zobaczyć. Obok niego stał jakiś spory wazon. Odwrócił się w stronę wejścia, co za tym idzie - Secorshy. Jego twarz nie przedstawiała żadnego konkretnego wyrazu, patrzył na 'ucznia', jakby się nad czymś zastanawiał. Nie było źle, ale nie było też dobrze. Niech pierwszy przemówi gość, był ciekawy co ma do powiedzenia.
Offline
*widząc ślimaka przystanął i chyba czekał aż ten się obróci, co z resztą nastąpiło szybko – zdecydowanie za szybko, bo Seco nie zdążył ułożyć sobie gadki. Spojrzenia się spotkały, trwało to sekundy przerażająco przeciągające siew czasie. Seco uśmiechnął się szeroko, ale trochę nerwowo i pochylił łeb z jednoczesnym podniesieniem ramion, jak zmieszany nastolatek, nastolatek po chwili opuścił ramiona i skłony się lekko z impulsem od lędźwi. Zza poły marynarki wyskoczyła butelka mocnego alkoholu, tak zwany „tuskeński bimber”. Ale to nie był bimber, to była czysta wódka.*
cześć, Vottagg… ja… pogadać przyszedłem, można?
Offline
Biznesmen
Hutt z kamienną twarzą patrzył na Secorshę, nie zwracając uwagi na jego uśmiech. Sprawa była poważna, nawet bardzo. Vottagg machnął lekko ręką i do pomieszczenia weszła Twilekanka która odebrała trunek. Wlała go do szklanek, i podała szybko. W tym czasie Vottagg przemówił. - Owszem, można. Nawet trzeba. Ale najpierw wypijemy za mojego ucznia. Byłego ucznia. - mogło to zabrzmieć groźnie dla Secorshy, który nie mógł mieć pojęcia, że chodzi o Arutopala. Wlał sobie podany trunek do ust. Nie zależało mu zbytnio na Quarrenie, ale chciał, żeby Kaleesh poczuł się trochę gorzej. Musiał wiedzieć i pamiętać, że Hutt to Hutt i ma swoje granice cierpliwości... Choć są załagodzone jeśli chodzi o Seco. - Właściwie dałeś ciała Seco... Właściwie twój droid. Ta zadyma... rozwalono trzech wpływowych ludzi, bardzo wpływowych. Do tego, uznano Arutopala za winnego... bo za słabe zabezpieczenia zrobił. Teraz jest wśród nas - tutaj wskazał na wazon - No cóż, łowcy rozgromili go przed jego statkiem... niewiele zostało. - mówił poważnie, jak nauczyciel, czy też rodzic robiący wyrzuty... nastolatkowi.
Offline
*I zabrzmiało jak groźba. Seco nie kryl przerażenia, ba – nie mógł ukryć, nie mógł nad sobą zapanować. Szczeka mu opadła, ręce uniosły się, ale nie powiedział nic, tylko kręcił przecząco głową, jakby mówił: nie możesz, musisz mnie najpierw wysłuchać!
Znowu poruszył szczekami jak ryba wyrzucona na brzeg. Ale się wsrałem – pomyślał, patrząc na wazon*
Vottagg… ja… kuhrrwa, ja cie tak sthrrasznie przephrraszam… *wyglądając jak zbity pies, z oczami kota z kreskówki zaczął zbliżać się do Vottaga. Ręce rozłożył na boki* Dałem ciała, ale kuhrrwa… no przephrraszam, mam nauczkę. Głupi jestem… nie powinienem go bhrrać, to nie jest dhrroid na phrrywatki, wiem, to jebanie niebezpieczny niszczyciel… kuhrrwa, przephrraszam…
Offline
Biznesmen
Hutt mimo wszystko wyglądał na niewzruszonego. Uniósł rękę, jakby nakazując milczenie. - Co się stało to się nieodstanie. - powiedział, co zabrzmiało jeszcze groźniej. Dwie sekundy napięcia i odrazu kontynuował przemowę - Jednak... Mimo wielu wielkich problemów, które spowodowała ta... sytuacja, są także plusy. - powiedział, zapewne napawając Kaleesha nadzieją. - Widzisz ten oto tutaj mój były uczeń, po śmierci stracił wszystko na moją korzyść, ponadto udało mi sie przejąć część wpływów martwych panów. Zwróciło to na mnie oczy, nieco niepowołane, ale się opłaca. - powiedział, kołysząc nieco kielichem z wódką. - Musimy jednak przejść do większego problemu. Chciałeś rozkręcać legalny interes? No niestety, nieco skomplikowały się sprawy, kiedy Dżony sprzątnął to i owo. Kazałem usunąć zapisy kamer, ale i tak wielu usłyszało o Kaleeshu, który wpada i rozpierdala. Rozpruwacz z Kalee - mawiają. - jego wargi wykrzywiły się w lekkim uśmiechu.
Offline
*Seco rozejrzał się, po czym podsunął se pod dupę jakiś taboret i usiadł,. Może i trochę pocieszony ale nadal nie na żarty zdenerwowany. Jak cos pójdzie nie tak, to i jego tan Vottagg w wazie umieści? Wiedziałem – myślał – wiedziałem*
Stahrry… *szepnął. To go przerażało. * Kuhrrwa, to był wypadek! Dżony nie chciał, to dobhrry dhrroid… ja nie jestem żaden rhozphrrowacz, kumpel w pojedynkę gohrrsze zadymy po bahrrach robi… Ja… Stahrrry, kuhrrwa *opuścił łeb i ukrył twarz w dłoniach,. Widział przed sobą okaleczonych Kobdarów. Czy to jest pierwsze ostrzeżenie, by się wycofał i spierdalał poki jest czas? Czy nie ryzykuje zbyt wiele? Przecież nie nadaje się do tegho, brak mu ikry i talentu, a przede wszystkim odwagi. A może to właśnie nazywa się rozsądek?*
Offline
Biznesmen
- Spokojnie Seco. Nawet jak przyjdzie co do czego, to masz za kumpla obrzydliwie bogatego Hutta. I powiedzą Ci to nawet drzwi. - powiedział już bardziej wesołym głosem Vottagg. Teraz musiał przejść do sprawy która go bardzo nurtowała i ciekawiła. - Ten Zabrak to Jedi? - zapytał bez ogródek, czekając na szczerą odpowiedź. Z jego twarzy nie widać był jakiegoś super fanatyzmu przeciwko mocowłądnym, zapytał niby od tak, z ciekawości. Hutt był właściwie rozluźniony, widać uznał, że wystarczając postraszył Kaleesha i można to teraz oblać.
Offline
*palce które skrywały twarz kaleesha rozsunęły się i błysnęło oko w stronę rozmówcy*
Taa, jedi, ale nie na sprzedaż. Poza tym uszkodzony jest. I ukhrradłem samochód. Nowego saxxeta kahrrete, jest przezajebisty. Nie dohrrobilem jeszcze kahrrty, i dziś jestem piechota, ale bahrrdzo chciałbym go zatrzymać… może jego właściciel nie żyje już… autko jest takie samotne, nieszczęśliwe… *Wyprostował się i patrzył na hutta z taką żałością, współczuciem dla samotnego samochodziku. Oblizał wargi. Nadal nie był pewny* Vottagg… mnie tez tak sphrroszkujesz i umieścisz w wazie?
Offline
Biznesmen
Hutt pasrknął nieco, po czym machnął na ścianę. Służaca podeszła i postawiła wazon koło dziesięciu innych - takich samych. - Oczywiście, przecież to moje hobby. - pokazał ręką na wazony z powagą na twarzy. Po chwili wybuchł swoim żabim śmiechem. - To tylko wazony, przecież to by było nienormalne. Arutopala zjadł Wacuś przed chwilą! Nie masz się co martwić. - zadudnił Hutt wesoło i klepnął Secorshę w ramię, pełznąc do sprzetu otwierającego zbiornik z wodą. Właczył sekwencje otwierania - krawędź basenu była oddalona od Secorshy o jakieś dwa metry. w zielonkawej wodzie pływał duży, manaański rekin. Od ostatniego razu znacznie urósł.
Offline
*krzywiąc się odwrócił łeb i popatrzył na rybę*
Aha, fajnie… *o kurwa mac – myślał, tylko tyle – o kurwa, kurwa, kurwa mać.
Już chyba bardziej oklapnąć się nie da. Patrzył jak nie Seco – jakby mu jajca zbili. Nie wiedział, co ma robić*
Offline
Biznesmen
- Seco, co ty taki nie swój? Może chcesz popływać? - Vottagg zaśmiał się, po czym machnął rękami i klepnął się w wielki brzuch. Seco chyba się go faktycznie bał, trzeba go pożegnać, bo jeszcze na zawał zejdzie. - Musze coś zaraz załatwić, więc musimy się pożegnać. Uważaj następnym razem przy wyrpowadzaniu Droideki - zadudnił. Jak Seco będzie wychodzić, to drzwi go pozdrowią i tyle. :)
Offline
*Seco czul, ze nie powiedział wszystkiego, dowiedział się jeszcze mniej. Vottagg chyba się nie gniewał, no ale – groźba wisiała w powietrzu. Jeszcze bardziej nieswój skinął łbem. Chyba jednak zaprosi Vottagga do siebie na poważną rozmowę, ale potem. Skinął mu i polazł w cholerę*
Offline
Biznesmen
Aru został przyprowadzony prosto przez wejście dla interesantów. Czyli drzwi, które ich radośnie przywitały "cześć i siemka, Capricornie i jakiś długowłosy!". Znaleźli się odrazu w pokoju "gościnnym", czyli przestronnym pomieszczeniu, kwadratowym, stylizowanym na połączenie Nabooańskiego stylu z nowoczesnym Coruscantańskim. Można było zobaczyć posągi wykonane z białego gipsu, oraz marmurowe podłogi, ale nowoczesną ladę na boku, krzesła... a co do podłogi, spory kwadrat był zdobiony scenami, na których walczyły ze sobą dwie gwiazdy. Nie była to chropowata powierzchnia, ponieważ została pokryta lakierem, który wyrównał ją do zwykłej posadzki. Jednak Aru mógł wyczuć, coś co kryło się tam w głębi, jakby dochodzące z daleka potężne echo, dzikiego, pierwotnego gniewu i żądza krwi.
W pomieszczeniu była obecna jedna Twilekanka, która siedziała do tej pory na krześle przy ladzie. Była to ładna, około 20 letnia przedstawicielka swojej rasy, mająca czerwony odceń skóry, oraz wspaniałe ciało, które okrywała krótka spódniczka, oraz koszulka bez rękawków. Uśmiechnęła się z zainteresowaniem spoglądając na Zabraków. Capricorn wrzucił Jedi na krzesło i kazał czekać. Opuścił salę, zostawiając ich sam na sam.
Offline