Gra PBF w świecie Star Wars, rozgrywająca się w czasach Młodego Imperium.
Arbiter
Konstrukcja Darra była nieznana, a więc nie wiadomo czego się można było po nim spodziewać. Podniesione tarcze informowały o tym, że ktoś na pokładzie spodziewał się kłopotów, jednak nie było nigdzie śladu uzbrojenia. Jeśli takowe się gdzieś tam znajdowało to musiało być ukryte. Nie ukazało się nawet po namierzeniu Darr'a przez "Alekto". Wszystko wyglądało tak, jakby statek był niezdolny do jakiekolwiek reakcji. Silniki co prawda emitowały dziwne promieniowanie, ale były uśpione, czy może nawet wyłączone. Komunikacji brak... jedynie tarcze sygnalizowały, że to nie jest wrak.
Nawet wypuszczone myśliwce nie zmusiły "porywacza" do reakcji. Nadal nic nie robił.
Offline
Oficer Sojuszu
*Krążownik zatrzymał się. Myśliwce zawróciły niczym klucz ptaków i zgodnie wylądowały z powrotem w hangarach "Alekto". Jeszcze raz spróbowano skontaktować się z ów nieznaną jednostką, po czym od dowództwa poszedł rozkaz ostrzału. Turbolasery i działa laserowe wystrzeliły równymi salwami, przecinając przestrzeń dzielącą krążownik od "statku - porywacza". Ogień otworzony został w celu pozbawienia go osłon. Niczego innego nie można było się w tym momencie spodziewać, skoro próby nawiązania kontaktu spełzły na niczym, a okręt nie reagował. Wciąż zakładano, że jest to statek, w którym znajdują się porwani, więc nie można było pozwolić sobie na bierność. Jeśli faktycznie jest "martwy", osłony padną niebawem.*
Offline
Arbiter
Darr tah spodziewał się takiego obrotu sprawy, podczas gdy "Alekto" kończył manewry to na pokładzie statku trwały przygotowania do walki. Osłony zostały wzmocnione a broń przygotowywana do użytku. I wtedy rozpoczął się ostrzał... Pierwsze salwy były ez problemu pochłaniane przez tarcze energetyczne, jednak długo takiego ostrzału systemy transportowe energii statku nie wytrzymają i dojdzie do przeciążenia. Trzeba więc postawić sprawę jasno. Z dolnej części kadłuba wysunęły się dwa "mniejsze" działa, które od razu namierzyły krążownik Cochrelu, po czym odpowiedziały ogniem laserowym. Sam statek też w końcu "ożył", silniki zostały odpalone a Darr tah obrał kurs kolizyjny z "Alekto". Wtedy też wysunęło się trzecie działo, najbardziej wysunięte ku dziobowi okrętu. Było ono już naładowane i gotowe do odpalenia. Sekundę później wypluło ono dwie kule plazmy, które z zawrotną prędkością kierowały się k swojemu celowi. Jeśli krążownik nie miał odpowiednio przystosowanych tarcz (a pewnie ich nie miał) to kule wbiją się od razu w pancerz, przepalając go i zakłócając działanie elektroniki.
Darr tahowi nie zależało jednak na zbyt długiej walce, bo jego systemy już teraz były przeciążone i z pewnością zakończy się to dla niego "czkawką". A ponowne naładowanie działa plazmowego zajmowało trochę czasu i pochłaniało spore dawki energii.
Offline
Oficer Sojuszu
*Niewątpliwie Cochrelowcy spotkali się z nieznaną im technologią i to przesądziło sprawę. W momencie, kiedy Darr Tah rozpoczął ostrzał, natychmiast została wysłana prośba o wsparcie do sąsiednich jednostek i powiadomienie dowództwa z Widma. Teraz jednak żaden z oficerów prowadzących "Alekto" nie miał zamiaru rezygnować, więc krążownik z pełną mocą ruszył w przód, nadal skierowany burtą do Darr Taha. Biorąc pod uwagę fakt, że ciągle utrzymany był duży dystans (taki, jak po wyskoczeniu z nadprzestrzeni), pociski plazmowe powinny chybić. Za to wrogi okręt prując prosto w stronę krążownika wysunął się idealnie pod ostrzał. Dwa ciężkie tulbolasery umieszczone na szczycie "Alekto" namierzyły cel i wypluły ciężkie pociski, podczas kiedy pozostałe działka utrzymywały stały, salwowany ogień. Zdecydowano także użyć wyrzutni rakiet protonowych, bowiem osłony Darr Taha wydawały się być ponadprzeciętnie silne. Oficerowie dowodzący krążownikiem chyba przeczuwali, do czego dąży ów niezwykły statek, bowiem wyglądało na to, że chciał uszkodzić ich tak mocno, jak się dało, zanim skoczy w nadprzestrzeń. "Alekto" ponownie wypluła myśliwce, które popłynęły zorganizowanymi rojami nisko pod okrętem wroga, mając za zadanie próbę uszkodzenia jego napędu. Zdecydowano nie oszczędzać sił, bo okazja na spotkanie porywacza mogła się już więcej nie przydarzyć.*
Offline
Arbiter
Mimo wieku osłony Darr taha były znacznie lepsze niż te stosowane na okręcie Cochrelu, jednakże nie działały one z pełną mocą i również słabły. Póki co jednak nie doszło do dalszych uszkodzeń, ale to była tylko kwestia czasu, kiedy to przeciążeniu ulegnie sieć energetyczna. Statek albo też ten kto nim kierował zdecydował jednak, by dać nauczkę atakującym i skorygował swój kurs tak, by jak najszybciej zbliżyć się do "Alekto". Dodatkowo z wnętrza kadłuba wysunęły się dodatkowe stanowiska ogniowe, dwa większe podwójne działa laserowe, które od razu przystąpiły do ostrzału, oraz cztery mniejsze, bardziej precyzyjne, które zajęły się eliminowaniem myśliwców oraz ewentualnych nadlatujących rakiet.
Darr tah czekał tylko aż znajdzie się na tyle blisko, by pociski plazmowe trafiły bezpośrednio w krążownika Providence. Działo na szczęście było obrotowe i nie trzeba było znajdować się bezpośrednio na linii strzału. Liczyło się tylko zmniejszenie odległości. Chyba, że do tego czasu osłony osłabną na tyle, że konieczna będzie ucieczka.
Offline
Oficer Sojuszu
*"Alekto" dzielnie przyjmowała razy, była w końcu do tego przystosowana, ale jej osłony słabły. To jednak nie zniechęciło wyraźnie zawziętych dowódców. Nadal pruła z całą mocą, skierowana burtą do Darr Taha. Kiedy on się zbliżał, ona się oddalała. Wszystko po to, by utrzymać określony na początku dystans. Myśliwce rozrzedziły się. Niedaleko nich płynęła salwa wystrzelona z ponad setki wyrzutni rakiet protonowych, jakie montuje się na krążownikach typu Providence. Nie był to największy okręt, ani też najwytrzymalszy, ale zdecydowanie nadrabiał siłą ognia i zwinnością. Jego wadą był brak stosownej ochrony przeciwlotniczej, ale to w przypadku walki z Darr Tahem - na całe szczęście - nie stanowiło dużego problemu. Bezzałogowe myśliwce - tri-fightery - korzystając ze swej szybkości i zwinności poczęły podejmować próby wyminięcia pocisków przeciwnika. Z racji tego, że rakiety protonowe utrzymywały kurs, Darr Tah powinien mieć trudności z wystrzelaniem ich i myśliwców jednocześnie. A jeśli ów rozrzedzona, rozciągnięta formacja dotrze do celu, z całą pewnością skorzysta z wyrzutni pocisków kierowanych, by próbować uszkodzić napęd przeciwnika. Na nikim nie ciążyła odpowiedzialność za straty, skoro myśliwce były bezzałogowe. W tym przypadku warto było ryzykować.*
Offline
Arbiter
Sytuacja nie wyglądała dobrze, ale też nie było fatalnie. Próby dopadnięcia wrogiego krążownika nic nie dawały, bo napęd nie mógł działać z pełną mocą, bo tak pewnie by go dogonił. Gdyby Darr tah był w pełni sprawny jak za dawnych czasów, to "Alekto" nie miałby szans. Ale na jego szczęście, przeciwnik był już mocno zdewastowany przez lata poszczególnych walk. To starcie przypominało pojedynek potężnego, ale kulawego weterana z młodym i szybkim wojownikiem, który zasypywał wroga gradem strzał.
Darr mógł liczyć tylko na jedno konkretne trafienie, by spacyfikować przeciwnika. Przekierował więc moc do działa plazmowego, które wystrzeliło gdy tylko się naładowało. Tym razem pociski były dobrze wymierzone oraz specjalnie przyśpieszone by pokonały dzielącą ich odległość z prędkością pocisku laserowego. Miało to jednak swoją cenę. Wszystkie inne działa umilkły z powodu braku energii. Darr tah odczekał tylko chwilkę, by się przekonać czy trafił czy nie, po czym skoczył w nadprzestrzeń. Dowództwo "Alekto" tego nie mogło wiedzieć, ale to starcie mocno nadszarpnęło "zdrowie" rakatańskiego statku i jeśli szybko ktoś nie naprawi wszystkich uszkodzeń, to najdalej za sześć miesięcy okręt zamieni się w latającą kupę złomu niezdolną do niczego. Darr miał jednak plan ratowania siebie. No i miał ludzi, którzy mu w tym pomogą.
Offline
Oficer Sojuszu
*Alekto była zdeterminowana, by spacyfikować przeciwnika niezależnie od tego, jak bardzo jej się podczas tego starcia miało dostać. Trzeba było wykorzystać szansę. Rakiety protonowe - tak jak i myśliwce - już miały dosięgnąć wroga, gdy ten nagle rozpłynął się, skacząc w nadprzestrzeń. Pociski rozeszły się, a statki zaczęły zawracać. Krążownik stale pruł na przód, jednak tym razem plazma go dosięgła. Można mówić o prawdziwym pechu, gdy pocisk praktycznie smagnął tył "Alekto", to jednak wystarczyło. Odkąd przeciwnik zniknął, krążownik zaczął się zatrzymywać i przechodzić w stan spoczynku. Droidy techniczne poczęły walczyć ze skutkami uderzenia, ale skoro walka została przerwana, nikt nie był pod presją. Niedługo w okolicy zaroi się od innych statków, niestety spóźnionych. "Alekto" zbierała siły. Zaczęto analizować sytuację z pola bitwy i wysyłać raporty.*
Offline
Mechanik
Ni z tego ni z owego, przez nikogo nieoczekiwany ani w ogóle nie spodziewany, z nadprzestrzeni, obok statku wynurzył się mały myśliwiec. Jednak jakby sam ten fakt był zbyt mało zaskakujący, to w dodatku gdyby ktoś zajrzał do kabiny pilota zdziwiłby się jeszcze bardziej. Byłoby tak ponieważ dostrzegłby tam nie zwyczajnego pilota w charakterystycznym stroju, ale zdecydowanie za małą do tego typu myśliwców istotę, ubraną w coś przypominającego worek po nawozie. Sam myśliwiec wyglądał jakby zaraz miał się rozsypać ze starości i uszkodzeń. Był tak stary i wielokrotnie modyfikowany że nie dało się rozpoznać jego pierwotnego typu.
Istota siedząca za sterami rozejrzała się, walnęła kilka razy w kontrolki kokpitu po czym opadła z rezygnacją w o wiele za duży fotel. Tkatak już myślał, że ma szczęście. Udało mu się uniknąć wyrzucenia w kosmos jako niezdatnego do sprzedaży lub czegokolwiek innego, przez kapitana pirackiego okrętu, który przypadkiem go zgarnął. Przekonał herszta tej niezbyt rozgarniętej bandy, dysponującego własną malutką flotą, że może przydać się jako mechanik. Na dowód tego miał odpalić jeden z ich nieużywanych już myśliwców. Szczęśliwie, trafił na coś co miało nawet hipernapęd i udało mu się wprawić to w ruch. Piraci niedowierzający że ten rzęch da radę jeszcze polecieć, z rozbawieniem obserwowali jak Jawa niezdarnie wylatuje maszyną z hangaru. Jednak Tkatak nie zamierzał przekonywać się czy dotrzymają słowa, czy wykorzystają go jako ruchomy cel. Gdy tylko oddalił się wystarczająco uruchomił hipernapęd licząc że krótki skok pozwoli mu umknąć i nie trafi przy tym przypadkiem w jakąś gwiazdę.
Jednak teraz, choć w jednym kawałku wyszedł z nadprzestrzeni, nie wiedział co dalej robić. Nie mógł wykonać następnego skoku, a urządzenia zaczynały całkiem odmawiać posłuszeństwa. Stwierdził że jedynym co może zrobić jest włączenie sygnału SOS i czekanie.
Offline
*dookoła milczący kosmos, w promieniu skanerów, o ile działały, żadnej formy do wykrycia, żadnego statku, nic.
I nagle…
Tak, pojawiło się coś. zupełnie, jakby tylko oczekiwało na sygnał pomocy, jak kosmiczny ratownik – wyskoczył z nadprzestrzeni jak bagienny tygrys, niebezpiecznie blisko, przerażająco pewnie, a był…
Był to piękny, majestatyczny olbrzymi okręt w kształcie szydła, jednak nie podobny do żadnego z obecnie produkowanych, przy czym za „obecnie” przyjmujemy okres 1-2 tysięcy lat.
Ale w tym przypadku, małym, pustynnym i zapewne wystraszonym to nie ma znaczenia, co może jawa wiedzieć o historii galaktyki.
Olbrzym w swoim odrażającym majestacie płynął jak leniwy wieloryb…*
Offline
Mechanik
*Tkatak zerwał się natychmiast. Chyba jednak miał jeszcze trochę szczęścia! Czym prędzej uruchomił komunikator. Wybrał kanał alarmowy i zawołał piskliwie w basicu:* Pomocy! Mój statek poważnie uszkodzony!* Po czym, czekając na odpowiedź, spróbował odpalić jeszcze raz silniki podświetlne. Turbiny jonowe jakby się zakrztusiły ale zaskoczyły i kupa złomu zaczęła powoli lecieć ku majestatycznemu okrętowi.*
Ostatnio edytowany przez Tkatak Hallis (2011-05-18 20:10:09)
Offline
*Olbrzym pozwalał dryfowac w pobliży swojej burty. Jawa mógł widzieć dokładnie setki, a nawet tysiące blizn czasu, pordzewiały metal, odpadający kawałami. ślady strzałów i żyjące w prózni pasożyty przyssane do kadłuba.
brak odpowiedzi, jeśli nie liczyć bezpostaciowego szumu odebranej transmisji,.
Odebrali, ale nikt nie odpowiedział. Lecz po chwili, z szumu który emitował stary sprzęt wyklarowały się powoli pewne dźwięki…
Muzyczka… pioseneczka, śpiewana mdłym damskim głosem, sprawiająca, ze czuło się serce pod paznokciami nóg…*
Offline
Mechanik
*Dziwne... Pomyślał Jawa przyglądając się mijanej powoli jednostce. Stwierdził że sprawia ona wrażenie opuszczonej i zaczął znów zastanawiać się nad tym czy w końcu ma szczęście czy nie. Te ciągłe igraszki losu zaczynały już nieco męczyć więc postanowił jak najszybciej rozstrzygnąć tę kwestię i odpocząć (albo wreszcie wykitować). Okręt skojarzył mu się z wrakami które znajdowali Jawowie na pustyni, tyle że tutaj zamiast morza wydm była kosmiczna próżnia. Okręt zaciekawił go bardzo, tak jak każdego Jawę przyciąga wszelkie znalezisko na pustyni. Wówczas z szumu próżni wydobyła się jakaś muzyka. Przez myśl Tkataka przeleciała myśl że trafił na okręt widmo. Nie była to zbyt przyjemna myśl, ale po krótkim zastanowieniu (i stwierdzeniu że w alternatywie ma zamarznięcie/uduszenie/zagłodzenie/dekompresję w swoim własnym wraku) postanowił znaleźć jakiś hangar, albo cokolwiek gdzie dało by się jakoś przedostać do wnętrza okrętu.*
Offline
*skojarzenie było bardzo trafne. Ktoś pewnie kiedyś opuścił ten okręt, a on dryfuje dalej, jakby szukał swojego pana. Wzruszająca historia opowiadana dla dzieci.
Muzyczka płynęła, jakby z oddali, z jaskini, a nawet z odległych czasów.
Statek zapraszał.
Stateczek Jawy wykrzesał z siebie jeszcze kilka tchnień jakby chciał oddac swojemu nowemu właścicielowi ostatnią przysługę, bo nie zdążyli się sobą nacieszyć.
Wlot Hangaru był w najszerszej części okretu – otwarty, zabezpieczony barierą utrzymującą atmosferę wewnątrz. Taka dziupla*
Offline
Mechanik
*Jawę nieco zaskoczyło, że zastał działające pola utrzymujące atmosferę, ale szczerze mówiąc miał na to nikłą nadzieję. I to go mile zaskoczyło. Sugerowało to też że na pokładzie jest jakaś atmosfera. Nie zwlekając, wyduszając ze swojej maszynki prawdopodobnie ostatnie tchnienia, wleciał do hangaru i spróbował posadzić ją gdzie tylko się dało.*
Offline