Gra PBF w świecie Star Wars, rozgrywająca się w czasach Młodego Imperium.
*Zapewne gdyby mógł mrugać byłoby łatwiej, ale oko produkuje łzy, a krew w końcu przestaje lecieć, więc obraz będzie się klarował. Mężczyzna wyglądał trochę jak upiór, blady, odziany w czerń. Zwierze miało kolor czerwony, było wielkości kota, porośnięte czymś w rodzaju szpilek – igieł, jak na iglastych drzewach*
Kto pomaga jedi. Niech mówi *Usta mężczyzny prawie nie poruszały się kiedy mówił*
Offline
Obraz się klarował co było dobrą stroną, jednak płynące wciąż łzy nie pomagały dobrze widzieć.
- Na NS jest Morrigan. Ona utrzymuje kontakty z Jedi i Cochrelem. Tylko nieliczni piloci wiedzą jak się dostać na planetę Jedi. Musicie działaç szybko i ostrożnie żeby ich nie spłoszyć bo uciekną przy byle alarmie.
Offline
Nie wie, jak dostać się na Tython? *Zachrypiał głos. Smoczek okręcił się wokół ręki mężczyzny, którego puste oczy kierowały się na zakrwawioną twarz upadłego jedi. Zaraz odwrócił głowę w kierunku droidów. Nic nie powiedział, jedynie popatrzył. Droidy zaczęły krzątaninę, co T’kul mógł słyszeć. Zwierzę syknęło*
Nie koncentruj się na obawach Padawane *Przemówił do niego człowiek, drapiąc jego kark* Moc jest niezbadana. Niech mówi *I znowu głos się zmienił co oznaczało ze zwraca się do T’kula*
Gówno wie. Lord nie potrzebuje takiego co gówno wie
Offline
- Corchel dosyarczył na Tyton sprzęt. Jedi chcą odnowić świątynię. Nie wiem czy jeszcze jakieś transporty tam będą, ale sądzę, że tak. Dałem wam wskazówki co robić. Dalej wszystko w Waszych rękach. To od Waszych działań zależy powodzenie misji zniszczenia Jedi raz na zawsze. To dużo zwarzywszy, że ostatnio szukaliście ich po omacku. Teraz macie ich na tacy. Wszystkich. Imperator powinien docenić to co powiedziałem oraz sam fakt, że tu przybyłem by mu pokornie służyć.
Zamilkł. Nie miał nic więcej do powiedzenia. Mówił prawdę, co można byłoby wyczytać w jego umyśle, gdyby ktoś potężniejszy od T'kula próbował to zrobić. Chciał też nauczyć się w pełni korzystać z ciemnej strony mocy i służyć imperium jako młot na wrogów.
Offline
Dobrze *Przemówił człowiek w czerni i znowu spojrzał na droidy, które znowu zrozumiały go bez słowa. Odszedł, nie racząc T’kula żadnym słowem. Smoczek wspiął się na jego ramię i jeszcze syknął w kierunku pau’anina.
Zaraz podszedł droid z aplikatorem, który wbił upadłemu jedi między żebra. nie był to jakiś niesamowity ból. Za to zaraz zaczęła napływać senność*
Offline
T'kul był nieco zaskoczony takim obrotem sprawy. Mężczyzna odszedł wraz z stworkiem. Zaraz jednak podszedł do niego droid. Pau' an poczuł ukłucie pod żebrami po czym zapadł w sen.
Widział siebie lecącego bez statku pośród nieznanych gwaiazdozbiorów. Nie czuł tego co powinno się czuć podczas takich lotów bez skafandra lub innego sprzętu. Czuł błogość. Dziwną błogość.
Offline
*Kolejne przebudzenie przyszło po nieokreślonym czasie. Określenie jego upływu kiedy jest się we śnie jest praktycznie niemożliwe.
T’kul obudził się siedząc na krześle, oczywiście nadal do niego przykuty, nadal w obroży, którą jednak zasłonięto apaszką, niewiadomo dlaczego. Pauanin był ubrany w cywilne odzienie. Twarz była czysta i sucha, nad oczami założono opatrunki. W miejsce uciętej dłoni pusty rękaw wepchnięto badziewie wyglądającą gumową „protezę”. Spod koszuli ukradkiem spływało kilka kabelków, odchodzących od przypiętych do ciala czujników.
Był sam w Sali która wyglądała jak gabinet niezbyt ważnego urzędnika – kiepski wystrój, przed nim stól, na stole dokumenty, projektor, lampka…*
Offline
Przebudzenie było niczym poranek na kacu. Niezbyt przyjemne. Oczy pozbawione powiek, wyschły pimimo łez i bezpowrotnie utraciły już chyba zdolność widzenia. Może to i lepiej. T'kul przestawił się więc na pozostałe zmysły. Teraz tak będzie musiał sobie radzić. Trudno. Nie widział tandetnego wystroju pokoju itd. Czuł tyljo opatrunek, strój, czujniki i protezę. Po mimo wszystko uśmiechnął się. Żył.
- Jest tu kto?
Rzucił w ciemną pustkę dookoła niego zastanawiając się gdzie jest i co go teraz czeka.
Offline
*kiedy się odezwał, zaraz rozsunęły się drzwi – co mógł usłyszeć. Nie powinien tracić zdolności widzenia, ale cóż, ciało Plata figle, wiec jeśli nic nie widział, to nie widział. Mało prawdopodobne by nad tym ktoś zapłakał.
Wracając do tematu – kiedy T’kul zawołał, ktoś wszedł. Widać czekał na jego obudzenie. Były to trzy osoby. Dwie musiały być bez wątpienia uzbrojonymi żołnierzami – mieli pewny, równy krok. Trzeci nie był jednym z nich, wiec zapewne był przełożonym*
Tak, jesteśmy *odpowiedział szorstko, ale nie był to głos inkwizytora ani kata z celi*
Ale parszywie wygląda. Daj mu wody, K77-09
*Jeden wojskowych podszedł do T’kula i za chwile ten poczuje wpychanie słomki miedzy wargi. Mógł się napić.*
Nastaw projektor. Ty, jak się nazywasz?
*Dowódca podszedł do pauanina, tymczasem klon odszedł by wykonać polecenie*
Offline
Z trudem pociągnął wodę przez słomkę. zpierzchnięte usta, palące niczymbpustynia gardło. Jednak udało się. Pau'an pił łapczywie. Nagle jego żołądek zbuntował się i zawarczał głośno dając właścicielowi znak, że jest pusty i trzeba go napełnić.
- Nazywam się T'kul. Jestem pau'anem. Mam 200 lat. Byłem Jedi. Od niedawna jestem mrocznym Jedi i chcę służyć po Ciemnej STronie Mocy.
Offline
*teraz nawet jakby wrzucić coś do tego warzącego żołądka, to po takiej ilości silnych leków i niedawno zaaplikowanej toksynie a także ogólnym osłabieniu – wszystko by wróciło tą samą drogą a reszta z drugiej strony w płynnej postaci. Teraz należałoby T’kula wzmocnić kroplówką, ale najwyraźniej imperium na to nie wpadło. Tudzież nie chcieli marnować na niego tak cennych substancji, łatwo się domyślić, dlaczego.*
T’kul, pau’anin, lat 200, były jedi, rozpoczynam protokołowanie. Zajmij się tym, klonie… *Mruknął ten, którego będziemy nazywać dowódcą. Słychać był jak sobie chodzi. Jak podchodzi klon – ten drugi. Pierwszy cały czas był blisko więźnia. Widać było, ze pierwszy klon jest lepiej traktowany przez dowódcę – tego nazwał numerem, tamtego tylko „klonie”*
To nie koncert życzeń, T’kul. Rozkujemy ci teraz rękę, masz być grzeczny. Jeśli nie, to K77 rozwali ci łeb. K77, proszę… *Klin rozkul ocalałą rękę T’kula. Akurat prawą, wiec jeśli pauanin był praworęczny to miał farta*
Przynieśliśmy twoje rzeczy, komunikator, nawigację. Chcę bys połączył się z jedi i wezwał pomoc
Offline
-Zagaić w temacie nie zaszkodzi.
Uśmiechnął się pogodnie w stronę, z której dochodził głos dowódcy próbując zrobić niewinną minę.
- Będę. Bez tego nie ziści się mój plan zemsty na tych ścierwach Jedi, co z miłą chęcià bym obejrzał.
Powiedział tonem niewinnen niefzielnej pogawędki. Rozkuto mu rękę. Akurat prawą. Z resztą było to obojętne bo T'kul równie sprawnie posługiwał się i lewą. Musiał skoro chciał być bajlepszym szermierzem. Wolno, by nie wzbudzić nieporządanych w tej sytuacji konsekwencji rozwalenia łba uniósł dłoń do twarzy. Jakby niepewnie dotknął opatrunków nad oczyma i oczu. Nie czuł ich. Zjechał niżej ku szyi i zawiązanej na obroży apaszce. Dotykiem stwierdziwszy, że jest krzywo założona podciągnął ją do góry ukazując obrożę by następnie założyć prosto. O wygląd trzeba było dbać mając takie audytorium. Dłonią spróbował namacać swoje rzeczy. Gdy mu się to nie udało pokiwał przecząco głową.
- Gdzie jest komunikator?
Spytał rzeczowym tonem.
- Bez waszej pomocy nie dam rady go uruchomić. Z resztą nie sądzę, że po wypędzeniu ktokolwiek z Jedi ruszyłby mi na pomoc.
Stwierdził krótko.
Offline
*Trójka mężczyzn stężała kiedy T’kul zaczął manipulować oswobodzoną ręką. Niby obezwładniony maksymalnie i tylko cud melby go teraz wyswobodzić bo bawet ciemna strona by nie dała rady (już autor nie wspomina co stoi za tymi drzwiami żeby nie robić niepotrzebnego tłoku) ale jednak wiadomo – jedi. czy tam produkt podżedajski*
Too musisz być tak przekonujący by uwierzyli.
*Zaraz ktoś wepchnął komunikator w ręce T’kula, widac dowódca dał komuś znak ręką, czy inaczej, ale bezgłośnie*
Przetrzymujemy ciebie oraz szesnastu innych jedi na statku w niezamieszkalym systemie Lustu, niedaleko Hok. Udało ci się wydostać, zabić strażników, rozpaczliwie wzywasz pomocy, widziałeś cierpienie, tortury i śmierć padawanów. Wymyśl jakaś bajkę, jedi są w tym dobrzy. I radzę ci bez zadnych zakodowanych wiadomości. W końcu chcesz zostać inkwizytorem, czy jak to określiłeś „podjąć służbę u Lorda Sidiousa”. Poza tym mój przyjaciel K77 zauważy, kiedy kłamiesz a kiedy łżesz
Offline
- Wasza maszynka oszaleje jak zacznę łgać tym ścierwom.
Stwierdził. Zamyślił się. Po chwili w jego głowie pojawił się mglisty zarys bajeczki jaką sprzeda Jedi. Ten zarys z każdą chwilą stawał się coraz bardziej wyraźny. Był plan.
- Z jakiego materiału są tutaj drzwi i ściany? Macie tu komputer? Przydały by się dodatkowe efekty... specjalne.
Uśmiechnął się mściwie.
- Te ścierwa muszą uwierzyć że to co tu się dzieje to prawda. Cholera!
Pacnął się dłonią po kolanie.
- Tylko głupiec nie uwierzy jeśli w tle będą odgłosy kobiet, dzieci i tak dalej. Rozumiecie o co mi chodzi?
Offline
Obejdzie się, kamera obejmie tylko twoją piękną buzię. Na statku ściany są durastalowe. Zaczynaj, nie pierdol bo nie mam czasu.
*Dowódca niekoniecznie chcial aranżować cały teatr, z resztą już było jasne dla nich ze T’kul tak naprawde wie bardzo niewiele na temat obecnej sytuacji, nie tylko zakonu ale i politycznej, wspominając chociażby o cochrelu który nie tak dawno zostal rozgromiony przez Imperium*
Powiedz, ze nawróciłeś się po tym co z tobą robili, nie wiem, byle szybko i bez sztuczek!
Offline